Cytat
Krzysia podczas czytania siedziała z zamkniętymi oczyma, odwrócona od światła, było zaś to prawdziwe szczęście, że obecni nie mogli widzieć jej twarzy, gdyż zaraz poznaliby, że się dzieje z nią coś nadzwyczajnego. To, co zaszło w kościele, a następnie list pana Wołodyjowskiego to były dla niej jakoby dwa uderzenia obucha. Sen cudny pierzchnął i od tej chwili stanęła dziewczyna twarzą w twarz rzeczywistości ciężkiej jak nieszczęście. Na poczekaniu nie mogła zebrać myśli i tylko niewyraźne, mgliste uczucia wichrzyły w jej sercu. Wołodyjowski razem ze swoim listem, razem z zapowiedzią przyjazdu i z błamem gronostajów wydał jej się tak płaskim, że prawie wstrętnym. Natomiast nigdy Ketling nie był jej droższym. Drogą jej była sama myśl o nim, drogie jego słowa, kochana jego twarz, drogim jego smutek. I oto trzeba będzie odejść od kochania, od uwielbienia, od tego, do którego rwie się serce, wyciągają ramiona; zostawić umiłowanego człowieka w desperacji, w wiecznym smutku, w zmartwieniu, a oddać duszę i ciało innemu, któren dla tego samego, że jest innym, staje się niemal nienawistnym.
“Nie zmogÄ™ siÄ™, nie zmogÄ™ siÄ™!" - woÅ‚aÅ‚a w duszy Krzysia.
I czuła to, co czuje branka, której wiążą ręce, a jednak sama się ona związała, bo przecie mogła powiedzieć swego czasu Wołodyjowskiemu, że mu będzie siostrą, niczym więcej.
Tu przyszedł jej na pamięć ów pocałunek przyjęty i oddany, więc ogarnął ją wstyd i pogarda dla samej siebie. Zali kochała już wówczas Wołodyjowskiego? - Nie! W sercu jej nie było miłości, tylko prócz współczucia ciekawość i bałamuctwo, pozorami siostrzeńskiego afektu pokryte. Teraz dopiero poznała, że między pocałowaniem z wielkiej miłości a pocałowaniem z popędu krwi jest taka różnica, jak między aniołem i diabłem. Obok pogardy wezbrał gniew w Krzysi, atoli poczęła się w niej dusza burzyć i przeciw Wołodyjowskiemu. On także był winien, czemuż cała pokuta i zgryzota, i zawód ma spadać na nią? Czemu by i on nie miał zakosztować tego gorzkiego chleba? Zali ona nie ma prawa powiedzieć mu, gdy powróci:
- Zmyliłam się... litość nad waćpanem wzięłam za afekt; zmyliłeś się i ty; teraz poniechaj mnie, jako ja ciebie poniechałam !...
Nagle strach ją porwał za włosy przed zemstą groźnego męża, strach nie o siebie, ale o głowę ukochaną, na którą ta zemsta spadłaby niechybnie. W wyobraźni ujrzała Ketlinga stawającego do walki z tym złowrogim szermierzem nad szermierze i następnie padającego, jak pada kwiat podcięty kosą; ujrzała jego krew, jego wybladłą twarz, jego zamknięte na wieki oczy i cierpienia jej przeszły miarę wszelką.
Wstała czym prędzej i wyszła do swojej izby, by zejść ludziom z oczu, by nie słuchać rozmowy o Wołodyjowskim i o jego bliskim powrocie. W sercu jej wzbierała coraz większa przeciw małemu rycerzowi zawziętość. Ale zgryzota i żal poszły w trop za nią; nie opuściły ją w czasie pacierzy; siadły na jej łóżku, gdy położyła się w nie zmożona słabością, i poczęły przemawiać do niej:
- Gdzie on? - pytał żal. - Patrz, nie wrócił dotąd do gospody; chodzi po nocy i ręce łamie. Chciałabyś mu nieba przychylić, oddałabyś za niego krew serdeczną, a napoiłaś go trucizną, nóż wepchnęłaś mu w serce...
- Gdyby nie twoja płochość, gdyby nie chęć wabienia każdego, którego spotkasz! - mówiła zgryzota - inaczej by wszystko być mogło, a teraz jeno desperacja ci zostaje. Twoja wina! twoja wielka wina! Nie ma już rady, nie ma już dla cię ratunku, jeno wstyd a ból, a płakanie...
- Jak to on w kościele klęczał przed tobą - mówił znów żal. - Dziw, że ci serce nie pękło, kiedy ci w oczy patrzył i zmiłowania prosił. Słuszna było nad obcym się zlitować, a cóż dopiero nad nim, nad kochanym, nad najmilszym!
Boże mu błogosław, Boże go pociesz!
- Gdyby nie twoja płochość, mógł w radości odejść ten najmilszy- powtarzała zgryzota - i tyś mu mogła w ramiona pójść jako wybrana, jako żona...
- I wiecznie z nim być! - dodawał żal
A zgryzota:
- Twoja wina!
A żal:
- Krzysiu, płacz !
Więc znów zgryzota:
- Tym winy nie zmażesz!
Więc znów żal:
- Uczyń, co chcesz, a pociesz go.
- Wołodyjowski go zabije! - odpowiedziała natychmiast zgryzota.
Zimny pot oblał Krzysię i siadła na łóżku. Mocne światło księżyca wpadało do izby, która w tych białych blaskach wydawała się jakoś dziwnie i straszno.
“Co to jest? - myÅ›laÅ‚a Krzysia - oto tam Basia Å›pi, widzÄ™ jÄ…, bo miesiÄ…c jej w twarz Å›wieci, a ani wiem, kiedy przyszÅ‚a, kiedy siÄ™ rozebraÅ‚a i poÅ‚ożyÅ‚a. Nie spaÅ‚am przecież ani chwili, ale widać, że moja biedna gÅ‚owa już na nic..."
Tak rozmyślając położyła się znowu, lecz wnet żal i zgryzota zasiadły także na krawędzi jej łóżka, zupełnie jakby jakieś dwie boginki, które wedle woli zanurzały się w blasku księżycowym lub też wypływały z tej srebrnej topieli na powrót.
- Nie będę dziś wcale spała ! - rzekła sobie Krzysia.
I poczęła rozmyślać o Ketlingu, a przy tym cierpieć coraz bardziej.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
(21 Potencjał zakłócający i anomalie)980928 21173 21 (10)2 21 SPAWANIE MIEDZI I STOPÓW MIEDZI (v4 )USTAWA z dnia 21 marca 1985 r o drogach publicznychcommercial howto 21Nyx Password Storage 1 21 readme21 (206)więcej podobnych podstron