Jak Roman Kluska budował ITI Kto się wstydzi Romana Dmowskiego Józef Mackiewicz


Jak Roman Kluska budował ITI

Dlaczego Roman Kluska u szczytu kariery biznesowej sprzedał kontrolny pakiet akcji swojej firmy Optimus SA BRE Bankowi, i to aż o 30 procent taniej od ceny rynkowej? Akcje ostatecznie przejął ITI. W otoczeniu Kluski byli szpicle i agenci specsłużb. Jego doradca, Janusz Luks, były szef zarządu wywiadu UOP, okazał się znajomym Petera V., który chciał założyć Klusce konto w Coutts Banku. Czy mieli oni wpływ na represje wobec szefa Optimusa, co doprowadziło do jego wycofania się z biznesu?

W 2000 r. BRE zapłacił Romanowi Klusce żywą gotówką 170,2 mln zł, podzielił Optimusa na dwie spółki i cenniejszą z nich - Onet.pl odstąpił ITI. W zamian za 50 mln zł i obligacje holdingu medialnego. To było dla ITI wyjątkowo korzystne.

- Sprzedaż Optimusa przez Kluskę to operacja, którą finansiście trudno zrozumieć. W pakietowych transakcjach uzyskuje się zazwyczaj ceny znacznie wyższe niż giełdowe. Tu było odwrotnie, nie było premii, lecz dyskonto w stosunku do cen rynkowych. Analitycy giełdowi zachodzili w głowę, dlaczego twórca i szef Optimusa, menadżer o świetnej znajomości rynku, sprzedaje papiery swojej spółki po 142 zł, podczas gdy jeszcze niedawno ich notowania zbliżały się do 300 zł, po czym rzuca biznes i zaczyna hodować owce? Zmęczenie biznesem czy może inne powody? - zastanawia się nasz informator, ekspert giełdowy. - Nigdy nie zostało wyjaśnione, czy to, co spotkało Kluskę, było dziełem przypadku, a jeśli nie, to kto za tym stał - dodaje.

W otoczeniu Romana Kluski byli szpicle i agenci specsłużb. Po głośnym ostatnio aresztowaniu szwajcarskiego bankiera Petera V. okazało się, że bliskie relacje z bankowcem utrzymywał były szef zarządu wywiadu UOP, Janusz Luks, doradca Kluski. Luks przyznał, że spotykał się z V. - Przedstawił mi ofertę Coutts Banku dla mojego pryncypała Romana Kluski, prezesa Optimusa - powiedział „Rzeczpospolitej”.

W bliskim otoczeniu Kluski było też dwoje współpracowników biznesmena, którym ufał. Potem okazało się, że są na liście tajnych współpracowników służb w IPN. Czy mieli wpływ na decyzje właściciela Optimusa?

- Niestety, zdarza się, że do właściciela spółki giełdowej przychodzą ludzie z giełdy rynku kapitałowego, a de facto ze służb specjalnych, i mówią: chcemy twoją firmę. Dają do zrozumienia, że albo odda się ją dobrowolnie i zarobi, co prawda mniej, niż mogłoby się normalnie dostać, albo oni zrobią mu piekło z życia. Tak było z właścicielem spółki giełdowej z branży informatycznej, który dziś zajmuje się inwestycjami kapitałowymi. Nawet do Edwarda Mazura, gdy Bakoma weszła na giełdę i jej akcje szły w górę, podobno przyszło w 1996 r. dwóch „smutnych panów” i powiedzieli: za dobrze wam idzie [akcje Bakomy kosztowały wówczas 62 zł - LM], cena papierów musi spaść o 10 zł, bo inni też chcą zarobić. Może ktoś zniechęcił Kluskę do biznesu, a BRE Bank przypadkowo trafił na zdeterminowanego do sprzedaży spółki właściciela Optimusa - zastanawia się ekspert bankowy, znający realia rynku giełdowego.

A być może Kluska okazał się geniuszem, który przewidział koniec hossy internetowej i spadek cen akcji swojej spółki?

Roman Kluska już po sprzedaży Optimusa powiedział w wywiadzie: „Jakiś czas potem [po transakcji] byłem na bankiecie w Urzędzie Ochrony Państwa. Podchodzi do mnie z lampką szampana jeden z wyższych oficerów UOP i mówi: »Panie prezesie, myśmy obserwowali metodami operacyjnymi, jak pan i pana firma mieliście być zniszczeni«. Wnioskuję, że wtedy już musiała się rozwijać jakaś organizacja o charakterze przestępczym, mająca wpływ na niektórych urzędników państwowych. Tylko nie rozumiem, dlaczego UOP nic wtedy nie zrobił, nie przerwał tego bezprawia?”. Czy wpływ na to mógł mieć fakt, że członkiem Rady Nadzorczej BRE Banku był były szef UOP, gen. Gromosław Czempiński? Zapłacili gotówką, oddali za obligacje

Do sprzedaży Optimusa doszło w kwietniu 2000 r., tuż przed szczytem hossy internetowej. BRE Bank i współpracujący z nim Zbigniew Jakubas odkupili od Kluski wiodący pakiet akcji Optimusa, firmy produkującej komputery i będącej właścicielem portalu internetowego Onet. Interes dla banku wydawał się doskonały: za akcje, których giełdowy kurs wynosił ponad 250 zł, nabywcy zapłacili po 142 zł. W sumie BRE Bank wydał prawie 170,2 mln zł, a Jakubas ponad 91 mln zł. Tymczasem w ciągu kilkunastu dni cena akcji Optimusa spadła do poziomu tej z umowy z bankiem i spadała dalej. Koniec hossy internetowej i tendencje recesyjne w gospodarce spowodowały, że BRE Bank na kupnie Optimusa nie zarobił, jak się spodziewał. Okazało się nawet, że mogą być kłopoty ze sprzedażą spółki.

Jednak Wojciech Kostrzewa, wówczas prezes BRE Banku, zapytany przez „Rzeczpospolitą”, twierdził, że bank zrobił dobry interes: - Jeżeli zarobiłem w ciągu roku 50 procent, to niewątpliwie był to dobry interes - powiedział.

Prezesem Optimusa z rekomendacji BRE Banku został Jacek Krawczyk, były wiceminister przemysłu w rządzie Jana K. Bieleckiego oraz były zastępca Wojciecha Kostrzewy w zarządzie Polskiego Banku Rozwoju SA. - Dokonał on operacji nietypowej na polskim rynku - podzielił Optimusa na dwie spółki giełdowe (zwykle się łączy, by wzmocnić wartość spółek), na spółkę komputerową i na Onet.pl., który był największym aktywem Optimusa. Taka była umowa, jaką BRE podpisał z koncernem ITI, który odkupił od banku akcje Optimusa, przy czym zainteresowany był tylko przejęciem Onet.pl - mówi „GP” ekspert giełdowy.

ITI miał zapłacić BRE 220 zł za każdą akcję Optimusa. Ale bank dostał w gotówce zaledwie 50 mln zł, resztę w obligacjach zamiennych na akcje medialnej spółki. Ich zamiana na papiery ITI miała nastąpić po cenie emisyjnej, jaką uzyskają akcje koncernu w ofercie publicznej. Jednak długo przygotowywana (przez JP Morgan pod kierownictwem Pawła Gricuka, dziś członka Rady Nadzorczej TVN SA) oferta akcji ITI zakończyła się fiaskiem. Wbrew prawu została odwołana już po rozpoczęciu zapisów na te akcje. Komisja Papierów Wartościowych i Giełd pod wodzą Jacka Sochy nie wyciągnęła w stosunku do ITI żadnych konsekwencji. W tej sytuacji BRE Bank zawarł ze spółką umowę, w której strony zrezygnowały z zamiany wszystkich posiadanych przez bank obligacji ITI, o wartości ok. 340 mln zł, na akcje tego koncernu. BRE był głównym kredytodawcą dla ITI w czasie, gdy koncern medialny nie był jeszcze tak mocny finansowo jak obecnie.

- Prezes BRE Banku, Wojciech Kostrzewa, z jednej strony był szefem banku, który był głównym kredytodawcą ITI, z drugiej, zasiadał w radzie dyrektorów ITI. Teraz jest prezesem ITI - mówi „GP” były pracownik BRE Banku.

Prokuratura w Luksemburgu (ITI jest notowana na giełdzie luksemburskiej) prowadzi śledztwo z zawiadomienia Stanisława Balceraca, byłego udziałowca ITI, który, jak twierdzi, musiał pod presją ludzi związanych z ITI pozbyć się swoich akcji. W zawiadomieniu do prokuratury luksemburskiej z 14 lipca 2006 r. oprócz podejrzeń o fałszerstwo, nadużycia i oszustwa finansowe koncernu medialnego jest też wątek transakcji pomiędzy BRE Bankiem, Wojciechem Kostrzewą i ITI. - Prokuratora z Luksemburga bardzo interesuje wpływ Kostrzewy jako prezesa na decyzje banku, dotyczące inwestycji i przyznawania kredytów ITI lub TVN, oraz okoliczności jego odejścia z BRE Banku - mówi „GP” Stanisław Balcerac. Zmuszony do wycofania się z biznesu

Po sprzedaży Optimusa Kluska powiedział: „Dziś mogę powiedzieć, że dlatego [z powodu nękania przez różne instytucje państwowe] na początku 2000 r. postanowiłem sprzedać udziały w Optimusie, który przez wiele lat prowadziłem, i wycofać się z biznesu. Pewnego dnia dostaliśmy protokół pokontrolny z Urzędu Kontroli Skarbowej. Naliczono nam znaczną kwotę podatku VAT. Chodziło o naszą umowę na eksport komputerów do krajów za wschodnią granicą. Ten podatek niszczył firmę i podrywał zaufanie akcjonariuszy. Naliczono go nam na podstawie protokołu z zeznań jakiegoś świadka. To praktycznie zlikwidowałoby Optimusa jako firmę giełdową w ciągu jednego dnia. Co z tego, że wygralibyśmy w NSA po paru latach, jeśli wcześniej firma by zbankrutowała?”.

Klusce dawano do zrozumienia, że powinien płacić łapówki. Ale nie reagował na te propozycje.

Zawiadomienie do UKS na Kluskę złożył, jak podawał „Parkiet”, jeden z banków. Ni stąd, ni zowąd okazało się, że Kluska ma problem z podatkami; chodziło o reeksport komputerów do Czech. Ale i po sprzedaży Optimusa problemy Kluski z fiskusem oraz innymi instytucjami państwowymi nie tylko nie skończyły się, ale jeszcze wzmogły. Tak jakby ktoś się na nim mścił.

W lipcu 2002 r. został zatrzymany przez policję. Otoczono dom biznesmena, zakuto go w kajdanki, przeprowadzono rewizję, potem eskortowano w konwoju do aresztu w Krakowie. Już następnego dnia okazało się, że wojsko potrzebuje samochodów Kluski. Dziwny zbieg okoliczności. Wojskowa Komenda Uzupełnień w Nowym Sączu zażądała od byłego właściciela Optimusa oddania do dyspozycji sił zbrojnych dwóch samochodów terenowych Toyota Land Cruiser, należących do jego firmy. Powołała się na konieczność „świadczeń rzeczowych” dla wojska. Pismo w tej sprawie podpisał kierownik Referatu Zarządzania Kryzysowego Ochrony Ludności i Spraw Obronnych.

Roman Kluska powiedział wówczas: „czuję się, jakbym miał do czynienia z zorganizowaną strukturą, która może dopaść i zniszczyć każdego. Policja, wojsko, Ministerstwo Finansów użyły wobec mnie niewspółmiernie dużych środków. Przecież mam opinie prawników, ekspertyzy renomowanych firm doradczych. Wszyscy zgodnie twierdzą, że prowadziłem interesy zgodnie z prawem”.

Kto ma taką siłę sprawczą, by wpływać na instytucje państwa? Urząd Skarbowy w Nowym Sączu twierdził, że jako prezes Optimusa Kluska oszukał skarb państwa i nie zapłacił 30 mln należnego podatku VAT za lata 1998-2000. Jednak pod koniec stycznia 2003 r. umorzył ten podatek nienależącemu już do niego Optimusowi. Optimus nie musiał płacić, jednak zarzuty o oszukiwanie urzędu skarbowego wobec Kluski pozostały. Został potem z nich oczyszczony, ale do wielkiego biznesu już nie wrócił.

Leszek Misiak

 

(Gazeta Polska)

 

Kto się wstydzi Romana Dmowskiego

Krzysztof Masłoń

Doktryny przywódcy endecji były wytworem okresu, w którym działał. To, co było wówczas tylko reakcyjnością czy wstecznictwem, na skutek tego, że zostało zdeformowane i doprowadzone do skrajnej postaci przez nazizm, nabrało zupełnie innych wymiarów i ma dzisiaj inne konotacje.

„Nie naród tworzy państwo, lecz państwo tworzy naród” - stwierdził przed laty Roman Dmowski. Marne państwo, jak dzisiejsza Polska, tworzy marny naród - jak nasz. Pełen urazów, żyjący w stałym poczuciu winy za grzechy własne i cudze, pozbawiony ideowego kośćca. Odarty z dumy, czyli z tego, co najważniejsze dla każdej nacji mającej ambicję wieść żywot w niezależnym, niezawisłym, niepodległym kraju.

Tej dumy, bywało, że nadmiernej, nie brakowało nigdy w II Rzeczypospolitej, państwie powstałym ze snów i modlitw kilku pokoleń „urodzonych w niewoli, okutych w powiciu”. Ten cud niepodległości, w powszechnej opinii, zawdzięczaliśmy Józefowi Piłsudskiemu i corocznie, 11 listopada, przypominamy sobie o tym, odkurzając na tę okoliczność pieśni legionowe.

Rzadko kiedy natomiast przywołuje się z tej okazji drugiego człowieka o zasługach dla niepodległości Polski nie mniejszych - Romana Dmowskiego właśnie. To polityka Piłsudskiego umożliwiła objęcie przez Polaków władzy w kraju i nie dopuściła bolszewików do stworzenia tu kolejnego Priwyslanskiego Kraju, tyle że pod czerwoną flagą. Ale to Dmowski - przy współudziale Paderewskiego i niedocenianego Sienkiewicza - zapewnił nam pomoc pieniężną i wojskową Zachodu, sympatię Ameryki i jeśli nie całej ententy, to przynajmniej Francji. I to on wywalczył dla II Rzeczypospolitej granice zachodnie. Okazać się miały one nietrwałe, wytrzymały zaledwie 20 lat, a gdy Dmowski umierał w styczniu 1939 roku, niepodległość była już przegrana.

Był wytrawnym politykiem, ale nade wszystko autorytetem moralnym dla naszych dziadów. To on wychowywał społeczeństwo, on kształtował poglądy, jego „Myśli nowoczesnego Polaka” stały na honorowym miejscu w bibliotece każdego polskiego inteligenta tamtej doby. A właściwie inaczej, każdego światłego obywatela czującego się Polakiem. To przecież on sprawił, że chłop stał się Polakiem. Także w zaborze rosyjskim, gdzie proces wynaradawiania się włościan przybierał galopujące tempo.

Nie ma takich ofiar...

Liberalizm XIX wieku był mu obcy - pisali Marcin Król i Wojciech Karpiński w książce »Od Mochnackiego do Piłsudskiego« - totalitarne ruchy XX wieku uważał za ostatni objaw rozkładu zeszłowiecznych pojęć. Zdaniem Dmowskiego zbankrutowały prawa jednostki i oparta na nich polityka. W wielkim kryzysie widział koronny dowód tezy o upadku Zachodu: sprzeczności kapitalizmu nie da się przezwyciężyć, demokracja parlamentarna skazana została na zagładę. W tej sytuacji materialna niższość Polaków wobec Zachodu może się okazać przewagą. Rządy oligarchii narodowej wyprowadzą nas z chaosu”.

Był wizjonerem politycznym, choć w swych przewidywaniach mylił się wielokrotnie. Ale trzymał się swoich zasad, będąc np. niebywale konsekwentnym w antyniemieckości. Uważał bowiem, że „... jeżeli Polska ma wytrzymać nacisk fali niemieckiej, nie ma ofiar, których by naród nie powinien uczynić dla najszerszego rozwinięcia pracy kulturalnej, dla postępu, który by prowadził ją do dorównania przeciwnikowi. Inaczej skazana jest na rolę niemieckiego Hinterlandu”.

Jego wpływ na dusze polskie był przemożny, na bieżącą politykę - mocno ograniczony. Sam się zresztą do władzy nie garnął, zapewne dlatego, że - jak Piłsudski - był maksymalistą. Tylko przez kilka miesięcy w 1923 roku był ministrem spraw zagranicznych w rządzie Witosa. Zresztą pakt Narodowej Demokracji z ludowcami zawarty został w tym samym, 1923 roku, pod nieobecność Dmowskiego w kraju. On był przeciwny tej, jak i każdej innej, koalicji. A na to, że endecja będzie samodzielnie sprawowała rządy w Polsce, się nie zanosiło. Charakterystyczne, że nawet po śmierci Piłsudskiego Dmowski nie stwierdził, że to jego czas nadchodzi. Przeciwnie, pozostawał jeszcze bardziej na uboczu, pilnując i broniąc czystości doktryny.

Ta czystość była też innego rodzaju. Po obaleniu rządu Grabskiego piłsudczycy odgrażali się, że skierują do sądu sprawy o zaistniałe w międzyczasie afery finansowe. Miało ich być, rzekomo, 50. Nie odbyła się ani jedna rozprawa, co nie znaczy jednak, że nie zdarzały się nieprawidłowości w rządzeniu państwem i to mające korupcyjne podteksty. Tyle że za sprawą endeckiego koalicjanta - ludowców.

Trochę to wszystko przypomina niedawny, jakże trudny, sojusz Prawa i Sprawiedliwości z Samoobroną. A Dmowski cząstkowej władzy nie chciał brać, dość się napatrzył na demoralizację - i przed wojną wśród krakowskich „stańczyków” i po wojnie, przed, a zwłaszcza po zamachu majowym w obozie sanacyjnym.

W dzisiejszych czasach, gdy sparszywienie polityków doszło do granic niedawno jeszcze niewyobrażalnych, mówienie o moralności przywódców państw i narodów wydaje się żartem. Ale to w etyce tkwiła wielkość Dmowskiego. W ostatnim roku wojny kierowany przez niego Komitet Narodowy uznany był przez aliantów jako de facto rząd polski. Był wówczas Roman Dmowski panem sytuacji: miał poparcie francuskie, za sobą armię generała Hallera, w kraju czekającą na niego Wielkopolskę - mógł walczyć z Piłsudskim, trzymając w tej walce w ręku ogromne atuty. Nie zrobił tak, w imię tego, czego obecni politycy nie byliby w stanie pojąć - dobra ojczyzny.

W 1981 r. Jan Nowak-Jeziorański napisał w „Tygodniu Polskim”: „Łączył ich (Piłsudskiego i Dmowskiego - przyp. K.M.) wspólny cel i ta wspólnota sprawiła, że mimo wszystkich różnic i antagonizmów dziejowa okazja, jaka stanęła przed Polską, została w pełni wykorzystana, dzieło wyzwolenia stało się zdobyczą całego narodu, a oni obaj częścią naszego dziedzictwa”.

Lampki na Bródnie

Chciałoby się, żeby tak było, nie wydaje się jednak, by w dzisiejszej Polsce istniało jakiekolwiek wspólne dziedzictwo. Czytam np. taką oto deklarację Bożeny Umińskiej-Keff, przedstawioną na łamach „Tygodnika Powszechnego” (26 kwietnia): „... nie cierpię Polski za samozadowolenie, pod którym fermentują kompleksy, za cierpiętnictwo, za mitologizowaną historię i za bajzel w tożsamości. I za pomnik Dmowskiego w Warszawie. Uważam, że to tak, jakby Niemcy postawili pomnik Goebbelsowi”.

W tej polemice z Polską i Polakami pani Umińska-Keff (to ta sama, która doszukała się w „Przedwiośniu” Stefana Żeromskiego antysemityzmu i zażyczyła sobie wyrugowania powieści z kanonu szkolnych lektur) zapomniała o jednej jeszcze zbrodni popełnionej w stolicy kraju, którego tak nie cierpi.

Otóż, nie tylko stoi u nas w Warszawie pomnik Romana Dmowskiego, ale mamy i rondo jego imienia, a na Cmentarzu Bródnowskim jest jego grób, przy którym zawsze palą się lampki. Pomnik przywódcy Narodowej Demokracji bywał profanowany, malowany farbami, o znieważaniu mogiły nie słyszałem, być może wszystko przed nami.

Roman Dmowski bowiem, istotnie, był antysemitą. I jeśli dziś mówimy, że wychował społeczeństwo polskie, to również wszczepiając mu antysemityzm. A to w dzisiejszej dobie poprawności politycznej - grzech najcięższy z możliwych.

Ale jak to było naprawdę? „Żydzi - pisał Stanisław Cat-Mackiewicz w »Historii Polski od 11 XI 1918 do 17 IX 1939« - byli dla Dmowskiego teoretycznie równie godni zwalczania jak zaborcy, praktycznie zwalczał ich jednak więcej. Uważał bowiem, że Żydzi szczelniej okupują nasze życie gospodarcze niż zaborcy nasze życie polityczne. Obawiał się też nade wszystko przenikania elementu żydowskiego do naszej kultury i literatury. Dążył do emancypacji narodu polskiego spod gospodarczej przewagi Żydów, do stworzenia polskiego mieszczaństwa, do oswobodzenia chłopa od handlu żydowskiego”.

Według spisu powszechnego z 1931 r. wyznanie mojżeszowe deklarowało 3,1 mln obywateli, a tylko 370 tys. spośród nich jako język ojczysty podawało polski. Co z tego wynikało?

„Los tego getta jest z punktu widzenia polskiej racji stanu doskonale obojętny. Póki ono nie wymrze, nie wyemigruje lub nie zasymiluje się, powinno się je wyizolować. Przede wszystkim w drodze pozbawienia praw politycznych. Broń Boże nie w drodze ustaw wyjątkowych. Po prostu wzorem najdemokratyczniejszej republiki Stanów Zjednoczonych, która wprowadziła w całym szeregu stanów egzamin dla wyborców z języka angielskiego i konstytucji. U nas i to zupełnie wystarczy, by pozbawiać fołksfront przeszło miliona wyborców, którzy o losach Polski nie powinni mieć nic do gadania”.

Nie, to nie wyjątek z pism Romana Dmowskiego, lecz artykuł redakcyjny „Polityki” (dawniej „Buntu Młodych”) z lutego 1937 roku. Pismo to redagował Jerzy Giedroyc, którego o zoologiczny antysemityzm trudno raczej posądzać, choć niewykluczone, że pani Umińska-Keff sądzi inaczej.

Mniej więcej w tym samym czasie, na początku 1937 roku, inna znana osobistość tamtej epoki, Bogusław Miedziński, w trakcie debaty sejmowej poświęconej polityce migracyjnej powiedział: „Osobiście bardzo lubię Duńczyków, ale gdybym miał ich w Polsce 3 miliony, to bym Boga prosił, aby ich najprędzej stąd zabrał”.

Tragiczne współżycie dwóch ras

Podobnych cytatów można przywołać tu setki. Antysemityzm w II Rzeczypospolitej istniał, bo istnieć musiał. I nie ma on nic wspólnego, albo bardzo niewiele, z antysemityzmem czasu Holokaustu i lat powojennych. Tymczasem bez ładu i składu łączy się dziś nazistowskie Endlösung ze sporami o charakterze religijnym, obyczajowym czy językowym. Nie rozróżnia się organizowanych przez państwo pogromów od zamieszek o charakterze kryminalnym. A konflikty polsko-żydowskie były wyrazem starcia dwóch całkowicie obcych sobie i nieznających się mimo sąsiedztwa grup narodowo-religijnych.

W 1926 roku Roman Dmowski powołał do życia Obóz Wielkiej Polski, organizację rozwiązaną siedem lat później. Niezależnie od tego, na ile spełniła ona w praktyce założone cele, była próbą uformowania narodu na nowych, niepartyjnych podstawach. Przy czym Dmowski przestrzegał przed importem do Polski faszyzmu i w roku 1934 to on w gruncie rzeczy doprowadził do rozłamu ruchu narodowego, nie wyrażając zgody na program faszystowski.

Ale pani Umińska-Keff wie lepiej: „Przecież stworzony przez Dmowskiego endecki program w swych założeniach wyprzedzał nawet rasistowskie ustawy norymberskie. Nie był oczywiście realizowany, ale istniał. Postulowano m.in. zakaz małżeństw polsko-żydowskich i pozbawienie Żydów praw wyborczych. Dmowski dobrze przygotował grunt pod najgorsze polskie postawy wobec późniejszej Zagłady”.

Papier wszystko zniesie, samorzutna lustratorka Dmowskiego na wszelki wypadek podpiera się jednak autorytetem swej żydowskiej matki, która „pamięta, jak przed wojną pojawiali się we Lwowie endeccy żyletkarze i cięli Żydów żyletkami, aż krew się lała. Dla niej i dla mnie Dmowski to postać obrzydła - jego nazwisko nierozerwalnie wiąże się z ideologią nacjonalizmu i antysemityzmu”.

Lała się nie tylko krew żydowska. Cytowany już tutaj Stanisław Cat-Mackiewicz wspominał, że jeden, jedyny raz widział „wspólny front młodzieży wszechpolskiej, ukraińskiej i białoruskiej. Było to podczas zajść antyżydowskich na Uniwersytecie Wileńskim”. Jego brat Józef w reportażu z Brześcia Litewskiego z maja 1937 r. opisał pogrom, jaki tam miał miejsce („nastąpiło kompletne zniszczenie żydowskiego mienia ruchomego w całym mieście”), ale szczegółowo przedstawił też jego przyczynę - zabójstwo policjanta Kędziory sztyletem rzeźnickim, do czego doszło, gdy wywiadowca się zainteresował, skąd pochodziło mięso przywiezione do żydowskiej jatki.

Józef Mackiewicz prawdę o wypadkach bielskich nazwał po imieniu jako „tragiczne współżycie dwóch ras, wymagające natychmiastowego rozwiązania problemu żydowskiego w Polsce”.

Bracia Mackiewiczowie bynajmniej nie sympatyzowali z endecją, a jednak w 1938 r. poparli bojkot sklepów żydowskich. Józef pisał wtedy: „Słuszne lub niesłuszne są metody akcji antyżydowskiej, ale odcinek jej jeden, bojkotowy, a popierający firmy chrześcijańskie, wydaje się nam celowy i zrozumiały. O wiele zaś sympatyczniejszy od metod pałkarskich i druzgotania szyb”. Stanisław natomiast, w swoim felietonowym stylu, doradzał: „My Polacy powinniśmy się starać, aby przerzucić Żydów do innych społeczeństw, a zwłaszcza do tych, które twierdzą, że Żydów lubią, jak do bolszewików, względnie do obu Ameryk”.

Głuche tony uczuciowe

Doktryny Romana Dmowskiego były wytworem okresu, w którym żył on i działał. Na doktrynie tej z całą pewnością zaciążyła żydocentryczna wizja świata, której ulegał. Ale to, co było wówczas tylko reakcyjnością czy wstecznictwem, na skutek tego, że zostało zdeformowane i doprowadzone do skrajnej postaci przez nazizm, nabrało zupełnie innych wymiarów i ma dzisiaj inne konotacje.

I dlatego słusznie pisał Juliusz Mieroszewski: „Ani Piłsudskiego, ani Dmowskiego nie można przykroić do epoki atomowej. Jest rzeczą krzywdzącą dla pamięci tych dwóch wybitnych Polaków - aktualizowanie ich teorii, doktryn i wskazań, które powstały w zupełnie odmiennych warunkach i w innym, definitywnie zamkniętym okresie historycznym”.

Publicysta paryskiej „Kultury” przypuszczał np., że gdyby Dmowski przeżył wojnę, „zdałby sobie sprawę z tego, że problem ukraiński jest zupełnie czymś innym dziś niż 50 lat temu i wymaga w tym względzie reorientacji polskiej polityki”.

Mniejszości narodowe Dmowski chciał zasymilować, poza Żydami. Endecy nagminnie popełniali ten błąd, że stawiali znak równości między Żydami i innymi mniejszościami. Przy tym za swoim przywódcą widzieli w Rosji sojusznika antyniemieckiego i antyukraińskiego. Nawiasem mówiąc, wiele z przypisywanych Dmowskiemu poglądów z rzeczywistością miało tylko trochę wspólnego. Z jego opublikowanej korespondencji wynika, że ten rzekomy rusofil w listach nazywał Moskali „kacapami” i „bydłem”.

Miał za sobą Dmowski naród, szczególnie na początku niepodległości. I na jego akcjach, i całej endecji zaciążyło wówczas fatalnie zabójstwo Gabriela Narutowicza. Później nie potrafił dojść do ładu z Kościołem, nie tylko z hierarchami. To były głębsze sprawy, których dotknął - jak się zdaje - Jan Emil Skiwski, tak charakteryzując Dmowskiego: „Oto pisarz pełnej miary, a przy tym skrupulant i logik. Horyzonty swoje, raczej dalekie niż rozległe, stara się do nas przybliżyć, niby przez lornetkę zeissowską - prostotą, logiką i jasnością wykładu. Ale ten świetny pisarz i wyborny logik ma głuche tony w skali uczuciowej. Jest - wyjątkowo jak na Polaka - mało obdarzony wyobraźnią religijną. Religia to dla niego organizatorka życia na ziemi. Jej zaświaty go nie obchodzą. Godzi się na nią, ale tylko dlatego, że widzi w nich pewną - rzec by można - policję transcendentalną, wygodną dla polityka”.

Skądinąd miał coś w sobie z policjanta. Stanisław Grabski w rozmowie z Mieczysławem Pruszyńskim opublikowanej w 1935 roku w „Buncie Młodych” opowiadał jak to w 1908 r., mówiąc o przyszłej, niepodległej Polsce, Dmowski rezerwował dla siebie w niej stanowisko... naczelnika policji państwowej, „bo ten ma faktyczną władzę w państwie i utrzymuje w nim porządek. A utrzymanie dobrego porządku w Polsce będzie najważniejszą rzeczą”.

Jeżeli Piłsudski był dziedzicem Polski szlacheckiej, to Dmowski chciał zmiany Polski szlachecko-państwowej w etniczno-plemienną. Wraz z nim na polityczną arenę wkroczyło mieszczaństwo czy wręcz drobnomieszczaństwo. Taki był rodowód Dmowskiego, czy jednak jego ideologia była oryginalnym produktem warszawskiego Kamionka? Nie do końca, nie zapominajmy jednak, że polski nacjonalizm musiał dać odpór nacjonalizmowi rosyjskiemu i niemieckiemu. Jeśli więc endecję nazywano czasem polską Hakatą, to były po temu racjonalne przyczyny. I, być może, nacjonalizm polski nie był słabszy od niemieckiego, a od rosyjskiego - po rewolucji bolszewickiej - stał się mocniejszy z całą pewnością. Tylko nasze państwo okazało się słabsze od niemieckiego, tym bardziej od połączonych sił dwóch państw: III Rzeszy i Sowietów.

Katastrofa wojenna wpędziła nas w półwiecze półpaństwowości, w którym to czasie przeszliśmy straszliwy okres rządów stalinowskich zbrodniarzy. Symbolizował ten okres Bolesław Bierut, odpowiedzialny za degenerację narodu polskiego i mękę jego najlepszych synów, tych, którzy przeżyli podwójną okupację i zamordowani zostali dopiero w rzekomo wyzwolonej Polsce. Imieniem Bieruta nazywano szkoły, zakłady pracy, uniwersytet we Wrocławiu. Przeprowadzona „debierutyzacja” nie objęła przecież Cmentarza Wojskowego na Powązkach, gdzie stoi monumentalny grobowiec tego człowieka, dla którego miejsce jest tylko w jednym panteonie - narodowego zaprzaństwa. Ale to nie Bierut, lecz Dmowski jest solą w oku tej formacji, którą reprezentuje pani Bożena Umińska-Keff.

Rzeczpospolita

Józef Mackiewicz - pisarz nieobecny

0x01 graphic

Jeden z największych polskich pisarzy XX wieku pozostaje w naszej Ojczyźnie prawie w ogóle nieznany. Jego dzieł nie ma w księgarniach, czytelniach i bibliotekach szkolnych. Wyłączność na druk jego książek ma Nina Karsov-Szechter, wdowa po Szymonie Szechterze, stryju Adama Michnika, która od lat robi wszystko, by spuścizna po Mackiewiczu została skazana na zapomnienie.

Urodził się 1 kwietnia 1902 roku w Petersburgu. Po 5 latach wraz z rodzicami przeniósł się do Wilna, gdzie w 1910 roku rozpoczął naukę w gimnazjum klasycznym Winogradowa. Gdy 5 września 1915 roku Niemcy zajęli Wilno, gimnazjum, w którym uczył się Mackiewicz, ewakuowano do Moskwy. Przyszły wielki pisarz przeszedł wówczas do szkoły prowadzonej przez profesora Stanisława Kościałkowskiego. Cztery lata później, 1 stycznia 1919 roku, mając niespełna 17 lat, wyruszył jako ochotnik na wojnę z bolszewikami. Z początku służył w 10. pułku ułanów Litewsko-Białoruskiej Dywizji, później na własną prośbę został przeniesiony do 13. pułku majora Dąbrowskiego. 15 lipca 1920 roku pułk, w którym znajdował się Mackiewicz, osłaniał odwrót wojsk polskich z Wilna. W 1921 roku rozpoczął on studia przyrodnicze na Uniwersytecie Warszawskim, które później kontynuował w Wilnie.

W latach 1923-1939 Mackiewicz pracował w wileńskim dzienniku "Słowo", który był redagowany przez jego brata, Stanisława Cata-Mackiewicza. W 1936 roku opublikował tom nowel "16-tego między trzecią a siódmą". Na wieść o wkroczeniu Armii Czerwonej 17 września 1939 roku Mackiewicz uciekł do Kowna. Po zajęciu Wilna przez Litwinów zaczął wydawać "Gazetę Codzienną", jeden z dwóch polskich dzienników. Rok 1940 przyniósł pisarzowi same nieszczęścia. Najpierw w maju rząd Republiki Litewskiej pozbawił go prawa wydawania czegokolwiek, zaś 15 czerwca rozpoczęła się powtórna okupacja sowiecka. Mackiewicz żył wówczas w nędzy, pracując jako drwal i woźnica. W lipcu 1940 roku niemieckie władze okupacyjne zaproponowały mu redagowanie pisma w języku polskim. Stanowczo odmówił. Zamieścił jednak w wydawanym przez nie po polsku "Gońcu Codziennym" cztery teksty, co stało się pretekstem do oskarżeń go o kolaborację z hitlerowcami. Sąd Specjalny AK wydał na niego wyrok śmierci, który wiosną 1943 roku został odwołany.


"Widziałem na własne oczy"

Na zaproszenie niemieckie, lecz za zgodą władz podziemnych w maju 1943 roku Mackiewicz pojechał do Katynia, gdzie był świadkiem ekshumacji zwłok polskich oficerów, zamordowanych strzałem w tył głowy przez Sowietów. Po powrocie stamtąd złożył sprawozdanie polskim władzom konspiracyjnym i za ich wiedzą i zgodą udzielił wywiadu "Gońcowi Codziennemu". Przywołajmy tutaj fragment jego wstrząsającej relacji: "Straszne. Jeden, dwa, trzy trupy ludzkie robią już ciężkie i przygniatające wrażenie. Proszę sobie wyobrazić ich tysiące, tysiące, i wszystkie w mundurach oficerów polskich... Kwiat inteligencji, rycerstwo Narodu! Tworzą warstwy w głąb, warstwy ciał ludzkich jedne na drugich. (...) Obnażyliśmy głowy i stali nieruchomo, jakieś ptaszki ćwierkały na sośnie. Deszcz akurat przestał padać, błogosławiony wiatr odegnał na przeciwną stronę grobu odurzający swąd. I nawet na chwilę wyjrzało słońce. Był to moment, którego nie zapomnę nigdy, bo promienie tego słońca padły i zabłysły nagle na złotym zębie czyichś tam, w głębi, na wpół otwartych ust. Odchyliłem głowę, by zmienić kąt odbicia i nie patrzeć na te słoneczne igraszki. W takich chwilach samo życie wydaje się cynizmem. Wiosna nad dołem splątanych nawzajem rąk, nóg, wykrzywionych twarzy, zlepionych włosów, oficerskich butów, strupieszałych mundurów, pasów. Pomyśleć sobie, że każda z tych pozycji leżących, skrzywienie kolana, odrzut głowy był ostatnim odruchem najwyższej męki, rozpaczy, strachu, bólu... czy ja wiem zresztą, jakich najgorszych odczuwań ludzkich".

Jesienią 1943 roku pisarz był przypadkowym świadkiem masakry Żydów w Ponarach. Rok później, w maju 1944 roku, wraz z Barbarą Toporską, nieodłączną towarzyszką jego życia, z która żył w konkubinacie wobec braku rozwodu ze swą drugą żoną Antoniną, przedostał się do Warszawy. W stolicy państwo Mackiewiczowie wydali trzy numery pisma "Alarm", w którym informowali o tym, że klęska Niemiec na froncie wschodnim przed kapitulacją na Zachodzie przyniesie krajom Europy Wschodniej, w tym Polsce, okupację sowiecką. Historia pokazała, jak wiele mieli wówczas racji. Jesienią tego roku Mackiewicz znalazł się w Krakowie, gdzie opublikował broszurę zatytułowaną "Optymizm nie zastąpi nam Polski". Gdy w styczniu 1945 roku Armia Czerwona zaczęła zbliżać się w stronę Krakowa, Mackiewiczowie opuścili kraj i dotarli do Rzymu. Na zlecenie Biura Studiów II Korpusu gen. Andersa pisarz opracował tzw. białą księgę o zbrodni katyńskiej. W listopadzie 1945 roku Sąd Koleżeński Związku Dziennikarzy Polskich - Syndykat "Włochy" uniewinnił Mackiewicza "od zarzutu, że w okresie od 1940 do 1944 pracował w prasie okupacyjnej niemieckiej, wydawanej w języku polskim". Niestety, nie zakończyło to fali oszczerstw i pomówień o kolaboracjonizm Mackiewicza (tzw. sprawa Mackiewicza), które nękały pisarza ze strony różnych osób i środowisk praktycznie do końca życia.


Zdecydowany antykomunista

Od 1946 roku Mackiewicz zaczął regularnie drukować w emigracyjnych pismach, takich jak m.in. "Lwów i Wilno" czy "Wiadomości", a od 1951 roku w "Kulturze". Współpracował również z emigracyjną prasą rosyjską, litewską, ukraińską i białoruską. W kwietniu 1947 roku Mackiewiczowie przenieśli się do Londynu. W roku 1951 wydał on tam pierwszą książkę na temat potwornej zbrodni katyńskiej. Ukazała się ona w języku angielskim pod tytułem "The Katyń Wood Murders" i była tłumaczona na wiele języków. 15 stycznia 1952 roku eksterytorialne Centrum Pen Clubu dla Pisarzy na Wygnaniu przyznało pisarzowi swoje członkostwo. Jednocześnie został on powołany przez specjalną komisję Kongresu Amerykańskiego do zbadania zbrodni katyńskiej jako świadek i ekspert zarazem. W roku 1955 państwo Mackiewiczowie przenieśli się na stałe do Monachium, gdzie żyli bardzo biednie, utrzymując się ze skromnych honorariów. Pisarz opublikował wówczas "Drogę donikąd", mówiącą o okupacji sowieckiej 1939-1941, oraz powieść "Karierowicz".

Ciekawy jest fakt, że Józef Mackiewicz w roku 1956 zerwał wszelkie kontakty ze swoim bratem Stanisławem, gdy ten związał się z PRL. Rok później wydał on powieść "Kontra" o Kozakach, obywatelach ZSRS i emigrantach politycznych, którzy w wojnie sowiecko-niemieckiej walczyli przeciw bolszewikom, a następnie na podstawie układu jałtańskiego zostali im wydani przez aliantów. W lipcu 1959 roku na znak protestu Mackiewicz wystąpił z Pen Clubu w czasie trwania XXX Międzynarodowego Kongresu tej organizacji we Frankfurcie nad Menem. Krytykował fakt sprzeniewierzania się przez nią swemu statutowi i niebrania w obronę pisarzy gnębionych w państwach komunistycznych. W 1962 roku opublikował "Sprawę pułkownika Miasojedowa" oraz "Zwycięstwo prowokacji", będące rozprawą o przyczynach rozprzestrzeniania się komunizmu w świecie. Dwa lata później ukazał się jego zbiór nowel zatytułowany "Pod każdym niebem", który pojawił się ponownie w wydaniu uzupełnionym o kilka utworów przedwojennych w roku 1989 pod tytułem "Ściągaczki z szuflady Pana Boga". W 1965 roku pisarz wydał powieść "Lewa wolna" o wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku, a w 1969 roku "Nie trzeba głośno mówić", w epicki sposób ukazującą panoramę II wojny światowej. W 1972 roku pojawiła się z kolei jego książka "W cieniu krzyża", a w 1975 roku "Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy". Rok przed śmiercią Mackiewicza ukazał się wybór artykułów jego oraz Barbary Toporskiej zatytułowany "Droga Pani..." oraz wybór jego opowiadań i reportaży "Fakty, przyroda i ludzie".

Józef Mackiewicz zmarł 31 stycznia 1985 roku w Monachium. Niecałe 5 miesięcy później, 20 czerwca, umarła Barbara Toporska. Prochy obojga złożono w Londynie na cmentarzu przy kościele św. Andrzeja Boboli.

W przesłaniu skierowanym 26 września br. do uczestników konferencji naukowej poświęconej Józefowi Mackiewiczowi, która została zorganizowana przez Muzeum Polskie w Rapperswilu, prezydent RP Lech Kaczyński docenił wyjątkowość dzieł Józefa Mackiewicza. Podkreślił, że "Dla pokolenia ´Solidarności´, do którego należę, powieści i eseje Józefa Mackiewicza - zakazane przez cenzurę, przemycane do kraju i tu powielane przez podziemne oficyny - miały znaczenie wyjątkowe. (...) Jego książki uczyły raczej gorzkiej mądrości: pozwalały zrozumieć istotę czerwonego zniewolenia, sposoby, jakimi system sowiecki zakłamywał rzeczywistość i łamał wolę poszczególnych ludzi i całych grup społecznych. Józef Mackiewicz był człowiekiem bezkompromisowym. Nieprzejednany wróg bolszewizmu, w rubryce ´narodowość´ deklarujący prowokacyjnie: ´antykomunista´, nie godził się na żadne ustępstwa względem Związku Sowieckiego. Zarazem nie respektował jakiegokolwiek rodzaju politycznej poprawności. Swoje poglądy, niewygodne nie tylko dla zachodnich wyznawców komunizmu, lecz także dla wielu własnych rodaków przedstawiał w paryskiej ´Kulturze´, na łamach emigracyjnej prasy, w publikacjach i licznych książkach. Ujawniając fakty, o których - w opinii większości - ´nie trzeba głośno mówić´, Mackiewicz zyskiwał wielu przeciwników, pozostając w swej postawie osamotnionym. Ceną niezależności była bowiem egzystencja z dala od głównego nurtu emigracyjnego życia, a także bieda".

Warto podkreślić, że w 2002 roku, w 100. rocznicę urodzin Józefa Mackiewicza, przyznana została po raz pierwszy nagroda literacka jego imienia. Ustanowiono ją z inicjatywy Zbigniewa Zarywskiego i według pomysłu Stanisława Michalkiewicza z 1998 roku. Składa się na nią 7 tysięcy dolarów i złoty medal z wizerunkiem Józefa Mackiewicza z cytatem "Jedynie prawda jest ciekawa". Przyznawana jest ona corocznie 11 listopada.


Zakaz drukowania w Polsce

17 lipca 2006 roku warszawski sąd rejonowy po toczącym się już aż 13 lat procesie o ustalenie praw autorskich po Józefie Mackiewiczu uznał, że należą się one wyłącznie Ninie Karsov-Szechter. Praw do spuścizny po nim została pozbawiona natomiast prawdziwa córka Mackiewicza, Halina. Bez zgody Niny Karsov-Szechter nawet fragmenty jego dzieł nie mogą być drukowane. Jest ona właścicielką londyńskiego wydawnictwa "Kontra", w którym za życia Mackiewicza ukazało się kilka jego książek. Bardzo mało wiadomo, w jaki sposób Szechterowie, będący komunistycznymi dysydentami, znaleźli się blisko Józefa Mackiewicza i Barbary Toporskiej. Po ich śmierci Nina Karsov-Szechter "udowodniła" przed niemieckim sądem, że jest córką Barbary Toporskiej. Prawdą jest, że Toporska w niektórych listach do niej pisała "moja córeczko", ale był to tylko zwrot grzecznościowy.

Przypomnijmy, że Nina Karsov-Szechter od lat skutecznie powstrzymuje próby drukowania dzieł Mackiewicza w kraju i za granicą, doprowadzając do tego, że jest on praktycznie pisarzem nieobecnym w kanonie literatury XX wieku. Uniemożliwia ona także prowadzenie prac naukowych nad dziełem Józefa Mackiewicza poprzez blokowanie dostępu do Archiwum Emigracji Uniwersytetu Toruńskiego, posiadającego w swych zbiorach obszerną korespondencję pisarza. Skandalem jest fakt, że jedna z ważniejszych książek Mackiewicza "Katyńska zbrodnia bez sądu i kary" została wyrokiem sądu skazana na zamknięcie w magazynach i zakaz rozpowszechniania.

Profesor Jacek Trznadel, komentując wyrok sądu z 17 lipca br. w postscriptum do tekstu "Prawa autorskie do Józefa Mackiewicza. Życie i rzeczywistość sądowa", stwierdza: "Jeśli Józef Mackiewicz życzył sobie wydań swoich książek i zezwalał na to w drugim obiegu w Polsce komunistycznej, tym bardziej stosuje się to do Polski bez cenzury i komunizmu. Twierdzenie Karsov, że Mackiewicz nie chciałby, aby jego książki były sprzedawane w Polsce, o czym mówi treść jej ulotek, przyklejanych w książkach Mackiewicza - jest więc sprzeczne z testamentem pisarza. Każdy egzemplarz książek Mackiewicza, wydawanych przez Ninę Karsov, został opatrzony ulotką (naklejana lub drukowana na pierwszej stronie), komentującą domniemaną postawę i intencje zmarłego pisarza. Jest to niewątpliwie komentarz, którego właśnie pisarz zabraniał w swoim testamencie. Nina Karsov, każdym takim egzemplarzem dzieł Mackiewicza z ulotką, łamie testamentową wolę Józefa Mackiewicza i narusza jego dobra osobiste. Wszystko to oznacza daleko idące wykroczenie z punktu widzenia obowiązującego międzynarodowego, ale także polskiego Prawa Autorskiego z roku 1994".

Piotr Czartoryski-Sziler

JÓZEF MACKIEWICZ - WIELKI PISARZ

Romuald Bury w artykule „Należy się nam cała prawda”, który ukazał się; „Polskie Jutro” czytam:

„Do tego nieprzyjaznego chóru włączył się pod koniec sam premier, krytykując zajadle niektóre propozycje i nazywając Witolda Gombrowicza „największym polskim pisarzem XX wieku”. Czyżby ? To pan premier zapomniał choćby o polskich noblistach Henryku Sienkiewiczu czy Władysławie Reymoncie, a już całkiem o Józefie Mackiewiczu, który stał na całkiem innych pozycjach niż Gombrowicz a jeśli chodzi o urodę jego literatury, to Gombrowicz się do niego nawet nie umywa... Ale cóż, znowu należy wspomnieć, że mamy do czynienia z pokoleniem PRL-owskim, które zostało ukształtowane w kulcie tandety i antyindywidualizmu”.

Za to Paweł Lesiak napisał artykuł pt. „ZNP za cenzurą lektur szkolnych”, który ukazał się w „Rewirach Gajowego Maruchy”. Chodzi tu o mądrą lub w całkowitej mądrości, bo można to odróżnić, więc chodzi o Tomaszewską Jadwigę. W dniu 27 stycznia 2008 roku wpisałem się na Forum, dając tytuł „Antysemityzm jest we wszystkich lekturach”:

No i doczekaliśmy się burdelu całkowitego. Oto mordeczki krzywe jak najbardziej, podobne do księżyca - chodzi o pewien kształt chcą, zaglądać nawet do jelit literackich przez odbyt literacki i powyrzucać ze stałych obowiązkowych lektur szkolnych wszystkie polskie książki, mówiące o antysemityzmie w najdrobniejszych szczegółach ! No nareszcie doczekałem się oryginału w umysłach, prędzej idiotów i wariatów, którzy widzą wszystko do góry nogami. To wszystko posłuchałem w „Superstacji”, w Dniu Dziadka (22 stycznia 2008). Jakaś tam „tomaszewska” z miasta Łodzi, pewnie żydówka jak talala i tratatata - specjalnie jej nazwisko piszę przez małe „t”, bo niewarta jest litery przez duże „T”, więc od tej pory (nie dopieszczona) niewiasto pisz swoje nazwisko przez malutkie i miniaturowe „t”: tomaszewska. Weź tomaszewska podnieść swe uda wysoko, przestraszę cię moją „Laleczką” - nie „Lalką” Bolesława Prusa a swoim organem muzycznym, czyli organem intymnym...

Chciałbym podać fragment Pawła Lesiaka, który także niezły jest i w ironii i w dygresjach - przy tym robi to ze smakiem:

„Proponuję, żeby zacząć nauczać w szkołach, że Jezusa ukrzyżowali Fenicjanie, no bo przecież nie Żydzi; Trocki, Marks, Lenin byli Polakami, podobnie jak wszyscy nazistowscy zbrodniarze; żaden Żyd nigdy nie służył w werhmachcie ani tym bardziej w UB; w Palestynie Żydzi nie prześladują ludności palestyńskiej, w akcjach przeprowadzanych przez armię izraelską nie giną kobiety i dzieci, a wręcz przeciwnie wszystkie te akcje oraz wybudowanie muru mają charakter pomocy humanitarnej; Prus, Reymont, Krasiński, Wyszyński to podli antysemici, pełni ślepej nienawiści do biednych Żydów; a i najważniejsze to Polacy rozpętali II wojnę światową, budowali obozy koncentracyjne. Tak z grubsza może wyglądać nowa wersja historii Polski i świata w wykonaniu łowców antysemityzmu. ZNP moim zdaniem jest organizacją, która już dawno powinna zostać poddana procesowi lustracji i dekomunizacji, a wtedy uniknęlibyśmy kolejnych kretyńskich wypowiedzi i pomysłów jej działaczy. Proponuję zorganizować konkurs na największy kretynizm jaki są w stanie wymyślić łowcy polskiego antysemityzmu. Pierwszą kandydaturę już mamy: pani Jadwiga Tomaszewska wiceprezes zarządu łódzkiego ZNP za pomysł cenzurowania lektur szkolnych za zawarte w nich antysemickie teksty”. - Paweł Lesiak: www.pawellesiak.blog.onet.pl

 

* * *

Gdzieś mi ten początkujący artykuł się zapodział, ale nic nie szkodzi i tak początek niezły; w ogóle co jest złego to my wiemy. A żeby to wszystko podnieść z tych wrogich głów, to trzeba rozkleić kartki. O Józefie Mackiewiczu - jedynie - piszą porządni ludzie. Ale jak to czasem bywa w rodzinie, jeden brat jest po stronie koloru białego, drugi po stronie koloru czerwonego, (Stanisław Mackiewicz). Oczywiście że kolory nie są winne a ludzie. A z nimi różnie bywa. Przez ostatni rok koresponduję z Mirosławą Marią Kruszewską, która wiele mi naopowiadała bo znała Wielkiego Pisarza, jeszcze z czasów monachijskich kiedy to osobiście bywała w jego domu. Monachium znam, bo bywałem kilkakrotnie u Antoniego Ryszarda Hajczuka. W stanie wojny z narodem przez "bohaterów" jaruzelów i kiszczaków, utworzył on Niezależny Związek Pisarzy Polskich "Feniks". To tam właśnie debiutowałem autorskimi zeszytami literackimi, redaktorem był Antoni R. Hajczuk. Najpierw powstała książeczka pt. "Słowo", potem "Oaza Polska" - rok 1987. Dzięki Antoniemu zorganizowano mi spotkanie autorskie w niemieckim Caritasie. Kto był, ten chyba nie żałował tego wieczoru. Po po pierwsze, nie jąkam się, a wiersze czytam przeponą, głośno i donośnie - chodzi o fonetykę, melodykę i meritum także. - I tak blisko, w tym samym mieście, żył sobie w biednym stanie Wielki Pisarz Józef Mackiewicz. No gdybym wiedział, wiem jakbym się zachował. Na pewno bym zapukał do Jego drzwi. Może i bywał On w polskim kościele, szło się jakby pod górę, może i w tym samym miejscu na ławeczce przesiadywał co ja, myśląc o Polsce - bo o Ojczyźnie zawsze myśleć trzeba.

 

Z Mirą czasem były zaostrzenia w wymianie uczuć i zaangażowania. Przy tych osobistych pobudkach zawsze wkręci się jakiś robal i podszeptuje to i tamto, ale, przecież nie chodzi o to żeby jednym głosem rozmawiać. A cóż ja, żyjący na prowincji tenor z górną barwą, wracający dość magnetycznie do wojennych pieśni, choćby sklejona przeze mnie o taka sobie wiązanka mająca tytuł, "Kwaśniewskiego Blues". To śpiewam w trakcie monologów w moim autorskim kabarecie "Ksywa Szczerbaty". Po prostu (jaja sobie robię), ze wszystkiego co jest mi wrogie. A żeby podążać za mną i mnie zrozumieć, to trzeba mnie po prostu znać. Dlatego ludzie na forach nie umieją docenić tych polskich Dusz, iż wiercą się jak na ławkach w szkolnych aspiracyj. Są niespokojni.

 

Pisarze, poeci, krytycy, czytelnicy - ilu czyta i przerabia intelektualnie Zapomnianego Pisarza o Wysokim Locie Artystycznym ? Chodzi o język i narrację. - Co dziś znaczą te słowa; bo komercja uderzyła do głowy, bo byle jaki paszkwilant wydaje książki, a "dzielna" Gazeta Wybiórcza rozsyła recenzje "czarnych wdów"... Jeszcze do tego ta Nina Karsov-Szechter, co ona ma do spadku całej spuścizny pozostawionej przez Pisarza ? Przecież Józef Mackiewicz przekazał swój dokument - Testament swojemu potomkowi, a jest nią córka Halina Mackiewicz. Hej, wy tam rycerze z diabelnego okna, proszę nie wykradać biologicznego prawa córki do praw spadkobierczych, czyli i autorskich jej ojca ! - Co ma wspólnego ta Szechterowa z rodziny odłamkowej znanego Adasia Michnika z domu Szechter ? Stefan Kisielewski napisał o nim, że "Józef Mackiewicz - świetny pisarz, straszny antykomunista z absolutną manią". To mam coś wspólnego z nim - chociaż w tej materii. Jan Lucjan Wyciślak pisze tak: "Obecnie by pamięć o Józefie Mackiewiczu zanikła pilnują na mocy ukradzionych praw autorskich Nina Karsov Szechter, bliska Adama Michnika". Tomasz Łysakowski w swoim artykule - komentarzy "Nekrocenzura" pisze tak: "Przechlapane jest być w Polsce pisarzem. Zwłaszcza nieżyjącym. Jak nie zaweźmie się na ciebie minister edukacji, to zrobi to rodzina Adama Michnika". Łysakowski dziwi się i ja go popieram, bo kim była i jest dla Pisarza ta kombinatorka, "która nie tylko nie była z nim spokrewniona, ale także robi wszystko, by ów dorobek został wymazany z podręczników i zamazany". Grzegorz Eberhardt - publicysta "Tygodnik Solidarność" w swoim artykule "Wszyscy wrogowie Józefa Mackiewicza" pisze tak: "Pisarz miał potężnych wrogów, którzy nie ułatwili mu życia. W PRL praktycznie nie istniał. Nawet powstanie podziemia wydawniczego nie pomogło. Gdy na zebraniu Nowej w 1981 roku któryś z uczestników spotkania zgłosił chęć druku książki Józefa Mackiewicza, obecny tam Adam Michnik pomysł uciął kategorycznym: "Po moim trupie, Mackiewicz nigdy". Podobno Józef Cyrankiewicz, ta kanalia i zbrodniarz z obozu koncentracyjnego mawiał o Wielkim Pisarzu, że jest "renegatem". No tak, sobie to zawiesił listek niewinności i grał błazna z łysą pałą... I tacy przeszli do komunistycznej historii, bo oni są i byli ważniejsi od prawdziwych autorytetów, jakim był nim niepodzielnie właśnie Józef Mackiewicz.

 

A oto co pisze Jacek Trznadel w swoim opracowaniu pt. "Jeszcze o prawach autorskich po Józefie Mackiewiczu":

"W toku polemik i spraw procesowych o prawa autorskie po Józefie Mackiewiczu - wszyscy poniekąd zapomnieli, że "istniał" jeszcze jeden testament J. Mackiewicza w marcu 1985 roku. Jego zawartość nigdy nie została unieważniona przez żaden dokument, a zwłaszcza przez Barbarę Toporską, która go ogłosiła w swoim "Oświadczeniu z marca 1985 roku". Cytuję: "Zgodnie z wolą zmarłego Józefa Mackiewicza upoważnia się wszelkie nielegalne wydawnictwa w PRL, do przedrukowania jego książek, pod zasadniczym warunkiem niedokonywania żadnych skrótów, adiustacji, ani też opatrywania ich wstępami, komentarzami i itp. Z prośbą o przedrukowanie we wszystkich pismach". (Barbara Toporska, "Kultura", Paryż, marzec 1985).

 

Primo: Jeśli Józef Mackiewicz życzył sobie wydań swoich książek i zezwalał na to w drugim obiegu w Polsce komunistycznej, tym bardziej stosuje się to do Polski bez cenzury i komunizmu. Twierdzenie Karsov, że Mackiewicz nie chciałby, aby jego książki były sprzedane w Polsce, o czym mówi treść jej ulotek, przyklejanych w książkach Mackiewicza - jest więc sprzeczne z testamentem pisarza.

Secundo: Każdy egzemplarz książek Mackiewicza, wydawanych przez Ninę Karasov, został opatrzony ulotką (naklejana lub drukowana na pierwszej stronie), komentującą domniemaną postawę i intencje zmarłego pisarza. Jest to niewątpliwie "komentarz", którego właśnie pisarz zabraniał w swoim testamencie. Nina Karasov, każdym takim egzemplarzem dzieł Mackiewicza z ulotką, łamie testamentową wolę Józefa Mackiewicza i narusza jego dobra osobiste. Wszystko to oznacza daleko idące wykroczenie z punktu widzenia obowiązującego międzynarodowego, ale także polskiego Prawa Autorskiego z roku 1994".

 

- Pytam się gwiazd nad ziemią polską, czy wszystkie dzieła narodowe nie są własnością narodu i chronienia ich przed każdym złodziejem, który chciałby zniszczyć Wielkiego Pisarza, by następne generacje nie dostąpiły otwierania jego książek tu, w Polsce, bez tych Michników - Szechterów i Karasovów - Szechterów ? Dlaczego akurat to żydowskie nazwisko (Szechter - Schechter) nie daje spokoju człowiekowi, który tyle złego doświadczył w życiu, a teraz po śmierci jakaś sztuczna i dzika opiekuńczość z ich strony się odbywa ! Jeśli nie ma ministerstwa edukacji to na pewno jest prezydent w tym kraju, który z nakazu najwyższego urzędu w Polsce powinien zmienić ten bandycki proceder. Czy my w ogóle żyjemy w XXI wieku, czy gdzieś na pograniczu Stepów Mongolskich z okresu średniowiecza ?

 

- Co ja mam wspólnego z Wielkim Pisarzem ? Może tyle, że chcę chociaż kilka milimetrów go bronić na tej całej długości przestrzeni. Bo naród ma jak najbardziej prawo bronić swojego Pisarza. Tak. Bo ten Pisarz, Józef Mackiewicz żył dla nas i nam się poświęcił każdego dnia i nocy swego życia. Więc dajmy mu wreszcie spokój po śmierci...!!!

 

Piszmy petycje do Prezydenta Rzeczypospolitej.

A złodziei Jego Dzieł zamknąć tam gdzie powinni być, w więzieniu !

...Polska jest mu tego winna.

Zygmunt Jan Prusiński



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jak Roman Kluska budował ITI
Coaching mentoring i zarzadzanie Jak rozwiazywac problemy i budowac zespol
Kto się w opiekę
A KTO SIĘ URODZIŁ
kto sie boi krolowej polski
kto sie boi krolowej polski, ► Ojczyzna, Dokumenty
Podstawy zarządzania - ćwiczenia - opracowane tematy, 2. Grupy w organizacjii, Jak wiadomo, uczestni
Zaćmienie, Jak nie lubisz sagi Zmierzch to sie uśmiejesz
Księżyc w nowiu, Jak nie lubisz sagi Zmierzch to sie uśmiejesz
TEN KTO SIĘ ŚMIEJE
Kto się urodził w styczniu, TEKSTY POLSKICH PIOSENEK, Teksty piosenek
Wampir, Jak nie lubisz sagi Zmierzch to sie uśmiejesz
kto się co dzień dla nas trudzi TNHY4Y3KNFFXA52G5DRVSNUGXLZKC2T7XVOSCLQ
KTO SIĘ URODZIŁ
Kto się kogo bał

więcej podobnych podstron