Mandel Ernest Socjalizm w przededniu XXI wieku


Ernest Mandel

SOCJALIZM W PRZEDEDNIU XXI WIEKU

WSTĘP

Zgodnie z tradycyjnym określeniem Marksa i Engelsa

socjalizm oznacza społeczeństwo zjednoczonych wytwórców -

pierwszą, niższą fazę społeczeństwa komunistycznego -

charakteryzującą się własnością środków produkcji, bezpośrednio

społecznym charakterem pracy oraz planową produkcją mającą na

celu zaspokojenie potrzeb (wytwarzanie zwykłych wartości

użytkowych nie zaś towarów). Chodzi więc o społeczeństwo bez

klas i państwa, to znaczy bez swoistych aparatów czy organów

wyodrębnionych z ogółu obywateli w celu zarządzania, kierowania

i podejmowania decyzji.

Takim może być jedynie w pełni decydujące o sobie samym

społeczeństwo, które kształtuje się na bazie samorządu wytwórców

i obywateli (tak więc i konsumentów), jest wyzwolone z tyranii

"praw rynku" (prawa wartości) i despotycznej władzy państwa.

W sposób wolny i świadomy, w oparciu o wybór uporządkowanych

i uzasadnionych wniosków podejmuje ono decyzje o priorytetach

w wykorzystaniu właściwych środków materialnych i będącym w jego

dyspozycji czasie dla pracy społecznej. Dlatego też takie

społeczeństwo wymaga pluralizmu (inaczej mówiąc sytuacji, w

której nie istnieje tylko jedna partia, jeden aparat "zdalnego

sterowania"), pluralizmu w głębszym tego słowa znaczeniu, to

znaczy w sensie istnienia narodowych (i międzynarodowych)

alternatywnych celów. To bynajmniej nie wyklucza wielorakich

mechanizmów decentralizacji (regionalnej, lokalnej, na poziomie

dzielnicy czy też gospodarczej, społecznej, itp.), w ramach

których organy oddolnej demokracji wypowiadają się w kwestii

podejmowanych wyborów.

Uwzględniając nierównomierny rozwój wzajemnych powiązań

sił społeczno-politycznych na płaszczyźnie międzynarodowej,

budowa społeczeństwa socjalistycznego może rozpocząć się w skali

narodowej. Jednak w pełni może ono zostać zrealizowane tylko w

skali globalnej lub inaczej mówiąc, gdy obejmie główne kraje

świata.

Tak zdefiniowany socjalizm nie oznacza ani raju na ziemi,

ani urzeczywistnienia odwiecznych marzeń, pełnej harmonii między

jednostką a społeczeństwem czy też społeczeństwem a przyrodą.

Nie jest też "końcem historii", końcem sprzeczności

określających byt człowieka. Cel do którego zmierzają zwolennicy

socjalizmu jest nieporównywalnie bardziej skromny. Rozwiązać

sześć czy siedem sprzeczności, które na przestrzeni minionych

wieków były i są obecnie źródłem najbardziej masowych ludzkich

cierpień: zniewolenie i wyzysk człowieka przez człowieka; wojna

i na masową skalę przemoc między ludźmi; wykorzenienie raz na

zawsze głodu, nierówności i niezaspokojenia palących potrzeb

różnych warstw społecznych; zinstytucjonalizowanie i

systematyczne dyskryminowanie kobiet, ras czy grup etnicznych;

poniżenie narodowych i lokalnych mniejszości, itp.; kryzysy

ekonomiczne; kryzysy ekologiczne. Wraz z usunięciem

powyższych sprzeczności nie znika wcale dramat człowieka.

W sposób uargumentowany możemy twierdzić, że ów dramat dopiero

wówczas by się rozpoczął. Dramat, który ludzkość dotąd

przeżywała i przeżywa nadal nie jest ludzki lecz wieczny.

Jakkolwiek by jednak było, dotychczasowy dorobek godny jest

rozpatrzenia w całej swej doniosłości. Lecz jest on zaledwie

jedną z alternatyw, z którą ludzkość się styka.

My, socjaliści jesteśmy przekonani o tym, że rozwiązanie

owych sześciu czy siedmiu wspomnianych sprzeczności, byłoby

gigantycznym skokiem na drodze postępu i uwolnienia tak rodzaju

ludzkiego, jak i składających się nań jednostek, postępu, który

w swej doniosłości mógłby się równać likwidacji kanibalizmu czy

niewolnictwa. Przekonani jesteśmy, że takowy postęp jest

możliwy tylko w drodze obumarcia własności prywatnej, towaru i

pieniądza, co jest podstawą obumarcia klas oraz państwa.

Podobnie jesteśmy przekonani, że bez tego, to znaczy bez

ustanowienia Ogólnoświatowej Federacji Socjalistycznej, obecny

stan rzeczy długo się nie utrzyma. Niebezpieczeństwo

zagłady cywilizacji ludzkiej, zagłady rodzaju ludzkiego, będzie

rezultatem coraz bardziej niepohamowanego wyścigu, coraz bardziej

przerażających katastrof, które stają się coraz bardziej

widoczne.

SOCJALIZM JEST KONIECZNY

W tym sensie, w jakim dopiero co został zdefiniowany,

socjalizm jest czymś najzupełniej koniecznym - w przeciwnym

wypadku ludzkość stoczy się na skraj katastrofy. Sceptycyzm co

do konieczności socjalizmu kryje w sobie owo lekceważenie

tendencji do samozagłady ludzkości, które narasta w przezywającym

obecnie kryzys społeczeństwie burżuazyjnym Ta dezynwoltura

graniczy z zupełnym brakiem odpowiedzialności.

Przytoczmy sfery, w których owe tendencje do samozagłady są

najbardziej widoczne: wyścig zbrojeń (broń atomowa, biologiczna,

chemiczna) oraz niebezpieczeństwa zagrażające równowadze

ekologicznej. Zbyteczne jest w tym miejscu wymienianie

niezliczonych źródeł naukowych dowodzących możliwości zagłady

życia na Ziemi, możliwości w które brzemienne są dostrzegalne

w skali świata tendencje. W związku z tym dylemat nie

przedstawia się już w postaci alternatywy: socjalizm czy

barbarzyństwo, obecny dylemat brzmi: socjalizm czy też zagłada.

Chyba nie mniej niebezpiecznie przedstawiają się zagrożenia

nędzą i głodem najbiedniejszych regionów "trzeciego świata", jak

również ryzyko przeobrażenia znacznej części ludności metropolii

imperialistycznych w warstwy o charakterze lumpenproletariackim

lub quasi-lumpenproletariackim. Jeśli przyjąć realną hipotezę

o czterdziestu milionach bezrobotnych w krajach

imperialistycznych w latach 1985-1987, oznacza to , że razem z

rodzinami, z częściowo bezrobotnymi, z kobietami "usuniętymi z

rynku pracy" oraz młodzieżą, która nigdy na ten rynek nie weszła

(1), otrzymujemy jakieś 100 milionów ludzi - mężczyzn i kobiet -

doznających nędzy materialnej, intelektualnej i moralnej w tak

zwanych "bogatych" krajach. A jest to zaledwie pierwsze stadium

kryzysu, który nie osiągnął jeszcze swego apogeum. Burżuazyjny

projekt ustanowienia "podwójnego społeczeństwa" może tę liczbę

zwiększyć dwu-, a nawet trzykrotnie.

Należy porzucić iluzję, jakoby wszystkie te tendencje

miały charakter zarodkowy, że ich fatalne następstwa można

jeszcze zatrzymać na znośnym poziomie - poziomie, który

zapewniłby ciągłość cywilizacji materialnej oraz kultury

ludzkiej, a przy tym nie przeobraziłby gruntownie struktury

społecznej. W rzeczywistości jest wręcz odwrotnie.

Niszczące następstwa opisanych tendencji w coraz większym stopniu

kumulują się. Przykładowo, dziś rozmyślamy o kosztach, jakie

przyjdzie nam zapłacić za naruszenie równowagi ekologicznej

podczas nowego kryzysu; jutro będą one jednak znacznie wyższe.

Iluzja, jakoby taki stan rzeczy mógł się utrzymać przez

dłuższy czas bez żadnych katastroficznych następstw, zbudowana

jest w oparciu o hipotezę o ponoć nieograniczonych możliwościach

przystosowawczych systemu kapitalistycznego, o rzekomo

nadzwyczajnej elastyczności gospodarki rynkowej, jakoby

"wszechmocnych mechanizmach regulacji", które były sankcjonowane

przez cały wiek XX. Owo złudzenie zbudowane jest na fakcie, że

kryzysy, wojny, wszelkiego rodzaju klęski żywiołowe nie zdjęły

z porządku dziennego rutyny w rodzaju "business as usual", lecz

jedynie okresowo ją tłumiły. Trzeba być ślepym lub, inaczej

mówiąc, absolutnie nie rozumieć historii bieżącego stulecia, by

nie zauważyć, że zasięg i waga periodycznych zakłóceń równowagi

wzrastają z dziesięciolecia na dziesięciolecie. Pierwsza

wojna światowa pochłonęła dziesięć milionów istnień ludzkich.

Cena drugiej - to już osiemdziesiąt milionów. Jakiej hekatomby

wymagałaby trzecia? W okresie między pierwszą a drugą wojną

światową miało miejsce około dwudziestu "wojen lokalnych". Od

zakończenia drugiej wojny po dzień dzisiejszy byliśmy świadkami

około pięćdziesięciu takich wojen; ich liczba wzrasta z roku na

rok, z półrocza na półrocze.

Około trzydziestu milionów ludzi w Azji i Afryce zmarło z

głodu między dwoma wojnami światowymi. W okresie od 1940 roku

do chwili obecnej liczba ta zwiększyła się dziesięciokrotnie.

Jak pokazała tragedia Etiopii, klęski głodowe dopiero się

rozpoczęły.

W okresie między dwiema wojnami stopniowo rozprzestrzeniły się

tortury, zadomawiając się w około dwudziestu państwach; obecnie

w sześćdziesięciu-siedemdziesięciu państwach tortury są

zjawiskiem powszechnym, w skrajnych przypadkach

zinstytucjonalizowanym. Jedynym "jasnym punktem" jest fakt, że

od 1945 roku nie powtórzyły się Oświęcim i Hiroszima Ale kto

zagwarantuje, że nie stanie się tak za lat dwadzieścia?

W pierwszej połowie obecnego stulecia powiększanie się obszaru

pustyń i zanieczyszczenie rzek oraz atmosfery były zjawiskami

marginalnymi, dotyczącymi bardzo niewielkich obszarów planety.

Dziś stwierdzamy raptem, że jesteśmy świadkami katastrofy nie

tylko na obszarach Sahelu i Amazonii, ale i niespodziewanej

zagłady połowy lasów w Niemczech.

Tak jak nieodpowiedzialne jest niedocenianie

niebezpieczeństw, których z dnia na dzień jest coraz więcej, tak

też nieodpowiedzialne jest twierdzenie, że jest już za późno,

że katastrofa już nastąpiła lub - co w zasadzie jest tym samym -

że rozpoczynająca się katastrofa to proces nieodwracalny. Ta

z gruntu pesymistyczna teza jest jedynie racjonalizacją strachu

i rozczarowania, demoralizującego bredzenia i poczucia

beznadziejności. Nie posiada żadnego uzasadnienia naukowego, jest

świadomym wyrzeczeniem się rozsądku.

Takie reakcje pozbawione są sensu, także gdy patrzy się

na nie z perspektywy życia i uczuć Kiedy pali się dom i drogim

nam osobom zagraża śmierć, żaden człowiek godny tego miana nie

powie: "nie podejmę żadnych wysiłków, aby ich ratować". Gdy

płonie dom, to ci, którzy zadowalają się sofizmatem - czy warto

tłumić pożar, skoro już jutro może wybuchnąć nowy - sami

pozbawiają się szans na przeżycie. Jednak instynkt

samozachowawczy, przywiązanie do życia przysługują wszystkim

żywym istotom. Cechują także rodzaj ludzki. Dlatego tez

starania, by powstrzymać nadciągającą katastrofę, są możliwe

dopóki jest jeszcze czas i, koniec końców, wezmą górę. Oto

dlaczego walka o socjalizm trwa nieustannie. Oto są jego szanse,

by w rezultacie zatriumfować na przekór fatalistycznym i

defetystycznym poglądom co do przyszłości świata.

Za tezą, że bezpowrotnie staczamy się w przepaść, kryje

się błędna diagnoza co do przyczyn grożącej nam apokalipsy.

Tendencje do samozagłady naszego gatunku wypływają nie z

"odziedziczonego kapitału" i nie z jakiejś "wrodzonej ułomności"

(takie twierdzenie dziwnie przypomina mit grzechu pierworodnego,

z tym że wyrażony w kategoriach biologicznych), ani też z

"agresywności samca", czy fatalnych następstw, jakie niosą ze

sobą nauka i technika (co nasuwa skojarzenie z biblijną

przypowieścią o zakazanych owocach z drzewa wiadomości). Grożące

nam katastrofy wynikają nie z nadmiaru rozumu, ale z jego

niedostatku, nie z nadmiaru wiedzy, ale jej braku, nie z

nadmiaru instynktu, ale z niedostatku świadomości.

Jeśli współczesna technika wyzwoliła zjawiska o

katastrofalnych następstwach, to dlatego, że niektóre z

konsekwencji zastosowania zdobyczy nauki zostały w znikomym

stopniu zbadane (2). Zwiększenie zakresu poznania, zapewnienie

dalszego postępu przyrodoznawstwa, oznacza między innymi

zwiększenie, a nie zmniejszenie możliwości uniknięcia globalnej

katastrofy.

Nie w tym jednak tkwi sedno problemu. Postęp

przyrodoznawstwa, wyższy stopień władania przyrodą (3)

towarzyszył - a właściwie przeczył - prawie całkowitemu brakowi

opanowania przez człowieka swej "drugiej natury", inaczej mówiąc

środowiska społecznego, określenia własnego bytu społecznego.

Jednym z głównych osiągnięć marksizmu, które powszechnie

zaczynają uznawać uczeni - niemarksiści, jest teza o

determinującej roli społeczeństwa w stosunku do nauki

i techniki. Historia nauki i techniki podlega oczywiście swoistej

logice. Logika ta posiada własne wymogi, właściwe każdej

dyscyplinie z osobna, które nierzadko są bezpośrednio powiązane

z wymogami "dyscyplin pokrewnych". Jednakże jej główne zwroty

odzwierciedlają ogólną logikę rozwoju społecznego, rodzą się z

nowych pytań, nowych struktur, które - swoją drogą - odpowiadają

specyficznym potrzebom i interesom społecznym.

W tym sensie wyścig w kierunku ewentualnych rozstrzygnięć

w wojnie jądrowej nie jest wcale automatycznym produktem fizyki

kwantowej. Zanieczyszczenie oceanów nie jest nieuniknioną

konsekwencją postępu w dziedzinie chemii syntetycznej.

Powiększanie się obszarów pustynnych nie jest nieuniknionym

następstwem wysiłków mających na celu zwiększenie wydajności

rolnictwa. Wymienione zagrożenia oraz klęski wynikają z rozwoju

tych rodzajów nauki i techniki, które podlegają tyranii

kapitału, innymi słowy, pogoni za zyskiem, który przeliczany jest

i zamieniany w pieniądz w każdej firmie z osobna; tym samym

okazują się być we władzy bezlitosnych wymogów konkurencji i

akumulacji kapitału, niezależnie od długofalowych konsekwencji

i następstw, które wpłyną na siłę roboczą, całe społeczeństwo,

czy też równowagę ekologiczną (4).

To nie zwyrodnienie naszego poznania prowadzi do kryzysów

ekonomicznych, ekologicznych i politycznych. Na krawędź wojen

i kryzysów spychają nas decyzje inwestycyjne kierujące się krótko-

i średnioterminowymi partykularnymi interesami, nie

uwzględniającymi odległych w czasie następstw. Tu, a nie gdzie

indziej, szukać należy źródeł owej coraz bardziej grożącej

wybuchem mieszaniny partykularnej racjonalności

i irracjonalności systemu, która charakteryzuje całokształt

tendencji rozwojowych społeczeństwa burżuazyjnego.

W ten oto sposób doszliśmy do istoty problemu. Socjalizm

jest konieczny, ponieważ logika społeczeństwa burżuazyjnego,

logika prywatnej własności i gospodarki rynkowej, logika żądzy

wzbogacenia się, a przede wszystkim obłędnego mechanizmu

powszechnej konkurencji przez nią wyzwalanej we wszystkich

dziedzinach działania jednostkowego

i społecznego, wytwarza piekielną dynamikę wiodącą do katastrofy.

Nakłady kapitałowe dokonywane są gdzie popadnie i jak popadnie,

nawet kosztem bilionowego zadłużenia

i setek milionów bezrobotnych (w metropoliach i "trzecim świecie"

razem wziętych). Produkuje się cokolwiek, nie bacząc na

koszty zniszczenia zasobów surowcowych. Produkuje się broń

atomową, która może zniszczyć wszystko co żywe dziesięć,

dwadzieścia, sto razy (jakimże potwornym absurdem jest w tym

kontekście pojęcie "overkill").

Taką dynamikę współczesnego świata coraz trudniej jest

kontrolować, niezależnie od tego, czy odnosi się to do świata

czysto kapitalistycznego, czy świata rozbitego na "dwa obozy"

(który jest przecież jednolitą geograficzne i biologicznie

całością). Można ją jeszcze zablokować, zatrzymać, zawrócić

dzięki zwycięstwu międzynarodowego socjalizmu. Dla rodzaju

ludzkiego stało się to sprawą życia lub śmierci. Zachodzi

konieczność tego, by ludzkość zawładnęła własnym sposobem

organizowania swego materialnego bytowania, swego ekonomicznego,

społecznego i politycznego życia. Ten problem jest równoznaczny

z problemem opanowania sił przyrody. W tym stopniu, w jakim

pierwszy nie zostanie podniesiony, drugi stanie się źródłem

zagłady. W tym stopniu, w jakim pierwszy zyska aprobatę, problem

panowania nad przyrodą można będzie oddać pod kontrolę i w

służbę życia oraz szczęścia większości mieszkańców - mężczyzn

i kobiet - tej planety.

Żadna czysto mechaniczna siła, żadne "koło zębate

przeznaczenia" nie może przeszkodzić w tym, aby siedemset

pięćdziesiąt milionów zjednoczonych w skali świata wytwórców

podjęło z dnia na dzień decyzje zaprzestania raz na zawsze

produkcji broni jądrowej, chemicznej, biologicznej i in. Nie

mogą przeszkodzić, by w jednym dniu zniszczyć wszystkie

istniejące zapasy tych rodzajów broni i wprowadzić mechanizmy

kontroli i ograniczeń w celu zagwarantowania przestrzegania tych

decyzji. W tym celu wystarczy, aby sami wytwórcy stali się

gospodarzami zakładów i wspólnie nimi zarządzali. Nie ma takiej

"obiektywnej prawidłowości", takiej "żelaznej konieczności",

która mogłaby przeszkodzić owym siedmiuset pięćdziesięciu

milionom najemnych robotników - przeobrażonym w zjednoczonych

wytwórców - w rozdzieleniu uzyskanego w ten sposób czasu pracy

na wszystkich w celu produkowania dóbr materialnych i usług dla

zaspokojenia rozumnych potrzeb. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby

w takich warunkach wprowadzić dwudziestopięcio-,

dwudziestogodzinny tydzień pracy dla wszystkich w miejsce

podzielonej na dwie części ludzkości: tych, co pracują jako

wyrobnicy po czterdzieści osiem - pięćdziesiąt sześć godzin

tygodniowo i tych, którzy nie dają żadnej społecznie użytecznej

pracy lub robią to tylko częściowo, otrzymując za to nie więcej

niż żebraczą jałmużnę.

Mężczyźni i kobiety powinni pokazać, że są zdolni do

podejmowana decyzji. Żaden "automatyzm" niezależny od ich woli

nie może przeszkodzić im w wybraniu drogi rozsądku i ludzkiej

solidarności. Interes ogromnej większości wymaga opowiedzenia

się za socjalizmem i zrobi ona to tym chętniej po to, by nie

stoczyć się w przepaść nadciągających katastrof.

SOCJALIZM JEST MOŻLIWY

Społeczeństwo oparte na samorządzie zjednoczonych wytwórców,

będących panami swych losów, jest możliwe przede wszystkim

dlatego, iż osiągnięty został taki poziom rozwoju sił

wytwórczych, który stwarza materialne przesłanki zaniku

niedostatku i obumarcia w skali globalnej gospodarki rynkowej.

To naturalnie wymaga radykalnej zmiany rozdziału środków, który

nie pozwoli na ich samowolne wykorzystanie lub roztrwonienie

(produkcja broni, produktów szkodliwych dla zdrowia itp.). Wymaga

to również ponownego podziału nakładów kapitałowych, który

dawałby pierwszeństwo zaspokajaniu palących potrzeb - nie na

bazie samowoli czy technokratycznego dyktatu, ale z

uwzględnieniem priorytetów, które demokratycznie byłyby określane

przez samych wytwórców - konsumentów.

My zaś ze swej strony jesteśmy przekonani, że istniejące

obecnie środki dają możliwość rozsądnego rozwiązywania problemów

w krótkim czasie i nie ma podstaw by sądzić, że ubóstwo jest w

skali globu czymś nieuniknionym, zwłaszcza gdy idzie o dobra i

usługi pierwszej potrzeby (żywność, odzież, mieszkanie z minimum

komfortu, kulturę i wypoczynek, transport publiczny). Obumarcie

produkcji opartej o mechanizmy rynkowe nie jest jakąś utopią.

Oprócz tego możliwe jest zagwarantowanie wszystkim mieszkańcom

planety produktów żywnościowych bez jednoczesnego naruszania

równowagi ekologicznej, w dodatku przy wzroście demograficznym,

który daje się kontrolować w skali globalnej i który w istocie

można kontrolować już dziś. Co zaś do obaw, że wyczerpaniu

ulegną zasoby energetyczne czy surowcowe, to dziś są one

pozbawione podstaw. Wystarczająco świadczą o tym dostępne dane

(5). Ponowny podział w skali świata środków produkcji netto

w celu wykorzenienia głodu i nędzy nie oznacza w żadnym wypadku

konieczności obniżenia poziomu życia ludzi pracy na półkuli

północnej. Owej repartycji można dokonać przy wykorzystaniu

środków, które są obecnie trwonione lub - innymi słowy - nie

przyczyniają się do utrzymania tego poziomu. Wystarczą dwa

przykłady, aby uświadomić sobie, jakim poziomem rezerw na te

cele dysponuje ludzkość.

Ogólna suma wydatków na zbrojenia w skali świata sięga

siedmiuset miliardów dolarów. Ogólna masa nie wykorzystanych

mocy produkcyjnych w rolnictwie i przemyśle krajów

imperialistycznych i zależnych półprzemysłowych wynosi za

ostatnie dziewięć lat 20%. Inaczej mówiąc, jest dwukrotnie

większa od poprzednio przytoczonej sumy. W ZSRR i Europie

Wschodniej suma ta jest wprawdzie minimalna, ale procent

niewykorzystanych roboczogodzin - mimo, iż ośmiogodzinny dzień

pracy wydaje się "naturalnym" - jest podobny (Andropow

przytoczył dane wskazujące, że ilość niewykorzystanych godzin

pracy może sięgać nawet 33% ogółu godzin pracy w przemyśle).

Suma tych dwóch wielkości daje obraz tego, co już dziś można

osiągnąć w sferze zaspokojenia podstawowych potrzeb całej

ludzkości, nawet jeśli przejawi się tu niezbędną ostrożność w

odniesieniu do eksploatacji nieodtwarzalnych przy obecnym

poziomie wiedzy zasobów surowcowych.

Obumarcie gospodarki rynkowej nie może oczywiście dokonać

się z dnia na dzień bądź w oparciu o decyzje jakiejkolwiek

władzy, niechby nawet władzy większości wybranej w wolnych,

demokratycznych i pluralistycznych wyborach. Zjednoczeni

wytwórcy, gospodarze swoich środków produkcji będą ostatecznie

zainteresowani, by do maksimum oszczędzić swój wysiłek

produkcyjny. Skojarzenie tego interesu z zainteresowaniem

wzrostem zapotrzebowania na zaspokajanie potrzeb, które nie są

podstawowymi, stwarza określone napięcia społeczno-ekonomiczne,

których optymalne rozwiązanie (optymalne, a nie jedynie możliwe)

wymaga dalszego funkcjonowania sektora towarowo-pieniężnego -

szczególnie w sferze "luksusu" - na równi z sektorem

nierynkowym, opartym na zasadzie podziału według potrzeb.

Współistnienie tych dwóch sektorów jest faktem, który nie

pozwala zrobić bezpośredniego "skoku" z tak zorganizowanej

gospodarki - zarówno kapitalistycznych, jak i tzw.

socjalistycznych krajów - do rzeczywiście socjalistycznej

ekonomiki. Między nimi znajduje się okres przejściowy, który już

rozpoczął się w tzw. krajach socjalistycznych, ale jest daleki

od zakończenia.

Historyczna logika okresu przejściowego zawiera się tym, by

zagwarantować stopniowe obumieranie zarówno gospodarki rynkowej,

jak również jakiegokolwiek innego sposobu określania i podziału

społecznego produktu dodatkowego, który przeczyłby swobodnie i

demokratycznie zatwierdzonej woli większości wytwórców. Rzecz

w tym, by zapewnić zanikanie nierówności społecznych i wszelkich

materialnych warunków dzielących społeczeństwo na rządzących i

rządzonych (owe warunki materialne zakładają, że przedłużanie

dnia pracy uniemożliwia dostęp do informacji i wiedzy, z którego

może skorzystać tylko jedna część społeczeństwa, w tym czasie

gdy inni uwikłani są w proces wytwarzania). W taki oto sposób

obumieranie gospodarki rynkowej wiąże się ściśle z obumieraniem

klas społecznych i państwa jako takiego.

Zasadnicza perspektywa trzeciej rewolucji - rewolucji

technologicznej, a obecnie jesteśmy świadkami etapu jej

upowszechniania i uspołeczniania - wzmacnia materialne

możliwości wskazanych przemian. W miarę coraz większego postępu

w kierunku robotyzacji i pełnej automatyzacji, skrócenie dnia

pracy nawet o połowę w żadnym wypadku nie musi pociągać za sobą

ograniczenia produkcji materialnej. Mikroelektronika już

dziś daje możliwość najbardziej demokratycznego dostępu do

informacji wszystkim obywatelom. Jest to zupełnie możliwe i

stosunkowo proste do urzeczywistnienia. Problem jednak ze swej

natury nie jest techniczny, lecz polityczny i społeczny. Jak

mianowicie zagwarantować, aby te ogromne możliwości współczesnej

techniki nie przywiodły do katastrof, nowych - korzystnych dla

mniejszości - nadużyć, przywilejów, monopoli. Jest tylko jedna

odpowiedź: te możliwości powinni wziąć w swe ręce sami wytwórcy

- konsumenci, kolektywnie zorganizowani dla demokratycznego

podejmowania decyzji i ich kontroli.

W istocie rzeczy mówimy więc o specyficznym połączeniu

w gospodarce sektora nierynkowego z rynkowym, które zmierzałoby

do stopniowego ograniczania tego drugiego, do jego obumierania.

Rzecz bowiem nie w jakimś doktrynerskim, z góry założonym

rozstrzygnięciu (dlatego, że dla Marksa i Engelsa pełne

urzeczywistnienie socjalizmu oznaczało zniesienie gospodarki

rynkowej). Idzie o nieuchronny wniosek, wynikający z

marksistowskiej analizy, tzn. analizy naukowej, nie tylko

następstw ekonomicznych, ale przede wszystkim społecznych i

psychologicznych, wynikających z przezwyciężenia gospodarki

rynkowej.

W świetle doświadczenia historycznego, w tym doświadczenia tzw.

krajów socjalistycznych, bezspornym jest fakt, że

przezwyciężenie ekonomiki rynkowej, jeśli nie liczyć przypadków

granicznych, niezawodnie oznacza przezwyciężenie konkurencji w

celu zabezpieczenia dostępu do środków konsumpcji i wymiany (w

skrajnych przypadkach do środków produkcji), przezwyciężenie

tendencji do prywatnego przywłaszczania i prywatnego wzbogacenia

- a zatem przezwyciężenie motywacji dla zachowań społeczno-

ekonomicznych, które są ich podstawą. Powyższych motywacji

bynajmniej nie należy pojmować jako "przyrodzonych człowiekowi";

nie towarzyszyły działaniom ludzi przez setki tysięcy lat.

Jeszcze do niedawna nie występowały one w większości wiejskich

i plemiennych wspólnot, w których żyła większość ludzkości. Gdy

jednak zasięg gospodarki rynkowej zaczął się rozszerzać (lub,

co w zasadzie jest tym samym, gdy jej zanik sprowadza się do

jednego tylko fragmentu społeczno-ekonomicznej aktywności), jej

upowszechnienie prześciga jakąkolwiek "socjalistyczną

propagandę", wszelkie rodzaje "edukacji" czy też "totalitarnej"

indoktrynacji. Jak głosiła ludowa mądrość w ZSRR, i to w

najbardziej przecież krwawym okresie stalinowskiego terroru:

błat - usłownyj jazyk, argo - silnieje Stalina*.

Socjalizm jest nowym systemem, który samoreprodukuje się

automatycznie bez zewnętrznego nacisku - w tym także i państwa -

wówczas, gdy motywacja do współpracy i solidarności wszystkich

robotników - proletariuszy (dominująca, choć na niskim poziomie,

w społeczeństwie pierwotnym, a obecnie stopniowo

rozprzestrzeniająca się na całe społeczeństwo) zastąpi, ogólnie

mówiąc, bezduszną motywację do samobogacenia. Taka przemiana nie

jest utopią z uwagi na to, że oba wskazane komponenty (tzn.

indywidualistyczny i socjalistyczny, przyp. tłum.) posiadają

antropologiczne pierwiastki. Likwidacja niedostatków i walki o

byt (struggle for life) zrodzonej przez tę motywację stwarza

materialne podstawy do tej przemiany. Jednakże zmiana

społecznego klimatu i rewolucja psychologiczna, nieodzowne dla

takiej zmiany, wymagają więcej niż tylko zwykłego przyspieszenia

rozwoju sił wytwórczych i zwykłej "eksplozji" materialnego

bogactwa i dobrobytu. Potrzebują rewolucji stosunków produkcji

i stosunków wymiany, aby współpraca i solidarność ogółu

wytwórców i konsumentów przekształciła się w siłę napędową całej

bieżącej aktywności ekonomicznej. To zaś w powszednim życiu

wszystkich mężczyzn i kobiet powinno znaleźć odzwierciedlenie

w likwidacji wszelkich materialnych i społecznych przywilejów.

Nie jest to jednak możliwe do urzeczywistnienia bez stopniowego

obumierania gospodarki rynkowej i zbudowanej na niej konkurencji.

Nie zamierzamy tu opisywać etapów, przez które przechodzić

będzie proces obumierania gospodarki rynkowej, ani też nie

twierdzimy, że nastąpi to jutro, jako rezultat powszechnego

obalenia kapitalizmu oraz osiągniętego punktu rozwoju w tzw.

krajach socjalistycznych. Nie postawimy tez pytania, czy istnieją

jakieś "uniwersalne" etapy tego okresu, czy tez może lepiej by

było - sądząc po obecnym stanie naszej wiedzy - zadowolić się

pragmatyczną analizą głównych problemów demokratycznego i

opartego na samorządzie planowania (rozstrzygnięć należałoby

szukać w sposobach, w jakich te problemy powstały oraz w jakim

stopniu rodzą je realne procesy rewolucji socjalistycznej i

plamiące je wypaczenie biurokratyczne). Zamierzamy postawić pewne

pytania w formie możliwie najszerszej, na płaszczyźnie historii,

biorąc pod uwagę jej decydujące - jak nam się zdaje - znaczenie

dla samego problemu socjalizmu.

JAKIE SIŁY SPOŁECZNO-POLITYCZNE SĄ ZAINTERESOWANE

WPROWADZENIEM SOCJALIZMU

Naukowy socjalizm bazuje na tezie, że nadejście

społeczeństwa bezklasowego nie może być wynikiem zwykłego

Aufklaerung - edukacji i propagandy, kierujących się "rozumem",

"nauką", " pragnieniem emancypacji" czy szlachetnymi pobudkami

(dajmy na to - etycznymi) urzeczywistnienia dobrobytu dla

możliwie dużej liczby ludzkich istot. Bez wątpienia

wszystkie te motywy ujawniały się u działaczy socjalistycznych,

od Marksa i Engelsa poczynając. Są one nawet niezbędne dla

wytężonej i długotrwałej działalności socjalistycznej. Jak się

wydaje, społeczeństwa socjalistycznego nie można urzeczywistnić

bez socjalistycznej teorii (Engels posługiwał się nawet terminem:

nauka socjalistyczna) oraz bez głębokiej woli walki o

wyzwolenie. Jednak nawet jeśli te motywy i pobudki są

konieczne, to zarazem są przecież daleko niewystarczające dla

zagwarantowania zwycięstwa socjalizmu. Zwycięstwo to wymaga

istnienia siły społecznej, której interes materialny odpowiada

projektowi likwidacji podziału społeczeństwa na klasy. Wymaga

realnej aktywności społecznej tej klasy, jako pochodnej jej

materialnych interesów. To zaś może wynikać tylko z realnego

ruchu rzeczywiście istniejącej klasy (6), która w realny sposób

przezwyciężyła przeciwności na drodze realizacji społeczeństwa

bezklasowego, wyłaniane przez systemy burżuazyjne oraz

istniejące przeżytki systemów przedburżuazyjnych. Wśród tych

sprzeczności główną, lecz nie jedyną, jest własność prywatna.

Owa materialistyczna konkretyzacja starego socjalistycznego

planu - w istocie tak starego, jak sam podział społeczeństwa na

klasy, którego ludzkość mimo relatywnych sukcesów i porażek

nigdy nie zaakceptowała jako czegoś niezmiennego - wydaje się

być głównym wkładem Marksa w dzieło socjalizmu, w dzieło

wyzwolenia bezpośrednich wytwórców, ogólniej zaś - rodzaju

ludzkiego. Owa konkretyzacja pozwoliła na stopniowe zespolenie

efektywnie i świadomie wykorzystywanej organizacji klasy

robotniczej (starszej niż marksizm) z planem socjalistycznym;

zespolenie, które osiągnęło swą kulminację w pierwszych

trzydziestu latach naszego stulecia. Od tego czasu przezywa ono

swój letalny kryzys. Niekiedy kryzys występujący pod postacią

historycznej klęski (Hitler, Stalin) przybiera formy grożące

wybuchem lub katastrofą.

Dlatego też rodzi się pytanie: czy mamy do czynienia z

koniunkturalnym kryzysem, historycznie przemijającym, czy też

strukturalnym i historycznie nieodwracalnym. W

polityczno-strategicznym sensie można to wyrazić przy pomocy

następującego pytania: gdzie znajduje się punkt kulminacyjny

rewolucji proletariackiej (w tym znaczeniu, jaki przydawali jej

w oparciu o historyczną analizę walk klasowych w drugiej połowie

XIX wieku Marks i Engels) - za czy też przed nami?

Powyższy problem można podzielić na następujące pytania:

1. Czy rzeczywiście wewnątrz kapitalistycznego społeczeństwa,

które przekroczyło próg uprzemysłowienia, proletariat dysponuje

ekonomicznymi, społecznymi, psychologicznymi i moralnymi

środkami koniecznymi dla zwycięskiej walki z burżuazją,

gwarantującymi mu zarazem taką pozycję, która przy minimum nawet

szans umożliwi rozpoczęcie budowy społeczeństwa socjalistycznego?

2. Czy środki te będą istnieć i wówczas, gdy kapitalizm straci

swój rozpęd w skali światowej, gdy zacznie się rozpad systemu?

Czy też te środki rozpadną się jako tożsamy wynik stopniowego

rozpadu samej "cywilizacji" kapitalistycznej?

3. Czy może zabrnęliśmy w wyjątkowy w historii ślepy zaułek,

polegający na tym, że proletariat, ekonomicznie się wyzwalając,

jest ciągle w stanie prowadzić świat do socjalizmu - jednak

przeszkody społeczne, psychologiczne i moralne, tj. subiektywne,

nadal są nie do przezwyciężenia?

Pośród przeszkód, które ujawnią się w planie politycznym,

mamy do czynienia przede wszystkim z rozbiciem proletariatu

(niemożnością przezwyciężenia odrębności grupowych interesów:

zawodowych, zakładowych, regionalnych, narodowych, etnicznych,

silnie pobudzanych przez rozczłonkowany "rynek pracy" w

kapitalizmie - co z kolei prowadzi do ogromnych różnic w

wysokości dniówki). Również ma miejsce względne usamodzielnienie

się "czynnika kierowniczego", które swoja drogą odzwierciedla

niedomagania w politycznej aktywności różnych odłamów

proletariatu, różnice w poziomie ich świadomości i

zorganizowania. Pojawienie się aparatu funkcjonariuszy wewnątrz

organizacji robotniczych, jego względna samodzielność w

odniesieniu do mas (jego biurokratyzowanie się), posiadanie

materialnych przywilejów, wszystko to razem wzięte prowadzi do

sytuacji, w której obrona tych przywilejów oraz monopolu władzy

politycznej i organizacyjnej zastępuje miejsce rzeczywistego

interesu klasy jako całości.

Na pierwsze pytanie najłatwiej jest dać odpowiedź w

świetle danych empirycznych. Historia wzrostu i

rozprzestrzeniania się kapitalizmu w skali międzynarodowej,

poczynając od rewolucji przemysłowej bądź momentu, gdy Marks i

Engels napisali "Manifest Komunistyczny", jest w konsekwencji

również historią wzrostu i ekspansji klasy robotniczej,

samoorganizowania się robotników i ich walki klasowej. Fakt ten,

spośród wszystkich przewidywań Marksa, znalazł swe rzeczywiste,

historyczne potwierdzenie. W latach czterdziestych zeszłego

wieku było w świecie raptem 100 lub 200 tysięcy robotników

należących do związków zawodowych. Obecnie jest ich ponad 200

milionów. Nie ma takiego miejsca, czy będzie to wyspa na

Pacyfiku, czy zgubiona wioska w Amazonii lub tropikalnym lesie

Afryki, w którym kapitał nie wzniósłby portu, wytwórni części

zamiennych, filii firmy handlowej, banku, w którym najemni

robotnicy związani pracą nie zjednoczą się prędzej czy później

i w końcu nie zakwestionują prawa burżuazji do podziału czystego

produktu na płacę i zysk. Jakkolwiek złowrogo by krakano,

to liczba najemnej siły roboczej w miastach (do której należy

też włączyć najemną siłę roboczą w tzw. krajach socjalistycznych)

nie przestała rosnąć w skali całego świata. Obecnie, w

szczytowym okresie kryzysu, osiągnęła ona rząd 750 milionów,

wielokroć przewyższając liczbę z lat 1914, 1940 czy 1968 (jeśli

dołączyć do tego najemnych robotników w rolnictwie, to ogół

robotników najemnych przekroczy liczbę jednego miliarda ludzi).

Masa ta nadal będzie się powiększać zarówno w liczbach

bezwzględnych, jak i w odsetku ogółu ludności czynnej zawodowo.

Są kraje, takie jak USA, Szwecja czy Wielka Brytania, w których

udział najemnej siły roboczej w ogólnej liczbie ludności

przewyższa 90%. Tak kolosalna masa ludzi, bardziej niż

kiedykolwiek w przeszłości, jest obiektywnie w stanie wziąć w swe

ręce środki produkcji i cyrkulacji, które codziennie wprawia w

ruch, po to, by nimi zarządzać według kryteriów i priorytetów,

które świadomie i swobodnie zostaną obrane. Wspominając o

"kryteriach i priorytetach, które świadomie zostaną obrane",

chcemy podkreślić szczególny wymiar rewolucji socjalistycznej i

budownictwa socjalistycznego - wymiar, który odróżnia ją od

wszystkich poprzednich rewolucji społecznych

w historii. Idzie o kluczową rolę czynnika subiektywnego,

czynnika "świadomości", a w rezultacie czynnika politycznego w

powstawaniu i zwycięstwie socjalizmu. Dlatego też pierwsze

pytanie po części odsyła nas do trzeciego.

Dokładniej należałoby powiedzieć: oto powód, dla którego należy

rozróżniać obiektywne, społeczno-ekonomiczne przesłanki

socjalizmu od jego przesłanek subiektywnych, społeczno-

politycznych. To każe nam przeformułować nieco pierwsze pytanie.

Możliwość urzeczywistnienia socjalizmu nie jest czymś

automatycznym jako nieunikniony rezultat zrazu rozkwitu, a potem

kryzysu kapitalizmu oraz zrodzonej przezeń walki klasowej.

Istnieje tylko jeden z dwu możliwych rezultatów, wyników, z

których ten drugi, jak określił to Engels, porównywalny jest ze

znanym losem społeczeństw niewolniczych, oznacza jednoczesny

rozpad obu podstawowych klas. W rezultacie więc prawidłowe

sformułowanie pierwszego pytania brzmi: czy rozwój,

a następnie kryzys kapitalizmu generuje w dalszym ciągu istnienie

rewolucyjnego potencjału, pozwalającego na stawianie na porządku

dnia (gdy przeszkody subiektywne zostają natychmiastowo

przezwyciężane) zagadnienia budowy społeczeństwa bezklasowego.

Na to pytanie historia odpowiedziała twierdząco. Wystarczy

przypomnieć tylko niektóre z ostatnich znaczących manifestacji

"realnego ruchu klasy", które zmierzały we wskazanym kierunku:

maj 1968 roku we Francji, "gorąca jesień" 1969 roku we Włoszech,

rewolucja portugalska lat 1974/1975, "Solidarność" w Polsce w

1980 i 1981 roku. Przykłady te wystarczą, aby uwypuklić trwałość

historycznego potencjału, na przekór oczywistemu zresztą

kryzysowi zorganizowanego ruch robotniczego, ciągnącemu się już

od półwiecza. (Kryzys ten jest namacalny, choć nie przeszkodził

w zwycięstwie, jakim była rewolucja jugosłowiańska, wzmocniona

ruchem samorządowym robotników. Ale i te zwycięstwa pozostały

cząstkowymi, ograniczonymi i sprzecznymi właśnie w ramach tego

ogólnego kryzysu).

Odpowiedź na drugie pytanie jest bardziej sprzeczna. Gdy

jednak spoglądamy na rzeczy, to odpowiedź ta, zbudowana nie na

jakiejś dogmatycznej "wierze", ale na solidnym poznaniu faktów

w ich totalności, pozostaje po dawnemu jasna. W znacznej mierze

zależy to od określenia samego pojęcia „proletariat” oraz od

tego, co rozumie się przez "rewolucyjny potencjał", inaczej

mówiąc od zdolności do przezwyciężenia społeczeństwa

burżuazyjnego przez proletariat, przezwyciężenia zawartego w tym

określeniu.

"Rewolucyjny potencjał" współczesnego proletariatu

kształtuje się zwłaszcza w oparciu o obiektywne warunki

koncentracji, socjalizacji i współpracy w procesie produkcji,

z którego te cechy wyrastają, a również na przetransponowaniu

tych zdolności do zorganizowania się i współpracy mas na sferę

samowyzwolenia w drodze aktywnej, świadomej i dobrowolnej

solidarności - to znaczy w ramach organizacji i walki, którą

proletariat rozwija w celu obrony swoich interesów. W rezultacie

pojawia się obiektywna możliwość paraliżowania, a następnie

wciągania do ruchu pod własnym kierownictwem całokształtu

ekonomicznych i społecznych mechanizmów współczesnego świata.

Analiza powyższych uwarunkowań dość szybko wykazuje, że jej

specyficznych cech nie należy utożsamiać z cechami robotnika

fizycznego w przemyśle ciężkim (nie obala to jednak faktu, że

koncentracja w oczywisty sposób stwarza najbardziej dogodne

warunki dla rozwoju wspomnianych powyżej cech). Współcześnie, w

odróżnieniu od powyższego, cechą tą jest wolność bycia siłą

najemną, konkretniej zaś - zgodnie z klasycznym określeniem

marksistowskim - jest nią ekonomiczna konieczność sprzedaży siły

roboczej, której podlega jednostka (wszystkie jednostki tworzące

klasę robotniczą).

Wielkość dniówki - czy to wysoka czy też niska - nie ma

znaczenia, dopóki reprodukcji ulega konieczność ekonomiczna (tj.

póki dniówka nie osiągnie poziomu, na którym oszczędność pewnej

znacznej jej części nie jest możliwa i nie pozwala na pozyskanie

środków produkcji bądź zysków z określonego kapitału). Również

charakter pracy - czy chodzi o fizyczną czy umysłową, bądź w

odniesieniu do kapitału o "produkcyjną"- również nie posiada

takiego konkretnego znaczenia do czasu, gdy historyczna

tendencja zmierza w kierunku koncentracji (przykładowo: masowa

syndykalizacja pracowników wielkich domów towarowych, urzędników

towarzystw ubezpieczeniowych). Co zaś się tyczy zdolności

paraliżowania społeczeństwa, to ma się ona tak samo u

pracowników elektrowni, telekomunikacji czy banku, jak i stalowni

bądź zakładów samochodowych.

Jakąkolwiek by więc rolę odgrywała w skali świata przemysłowa

klasa robotnicza związana z pracą fizyczną (relatywnie rosnącą

czy też malejącą, trudno to w tej chwili ocenić), to znaczenie

całego proletariatu, zgodnie z przyjętym przez nas określeniem,

niewątpliwie wzrasta, na przekór długiej depresji, będącej

funkcją dokonujących się zmian. Dzięki mikroelektronice i

informatyce jesteśmy świadkami nie początków społeczeństwa

postindustrialnego, lecz raczej postępującego uprzemysłowienia

usług i mechanizacji pracy fizycznej. Pogląd, jakoby pociągało

to za sobą głęboką decentralizację pracy (tj. decentralizację

pracy i kapitału, w skutek pojawienia się na nowo w skali

masowej małych rodzinnych przedsiębiorstw) jest sprzeczny z

wszelkimi długofalowymi statystykami. Uwzględniając nawet

nowatorskie i eksperymentalne znaczenie małych firm i

rozdrobnionych przedsiębiorstw w "sektorach wysokiej techniki",

jest to jedna klasyczne przejściowe zjawisko. Bowiem gdy tylko

sukces przedsięwzięcia jest zagwarantowany, koncentracja sama

się niejako narzuca. Sektor "komputerów domowych" (home

computer) wykazał to niestety zarówno w USA, jak i w Wielkiej

Brytanii czy Japonii.

Kryzys kapitalistyczny jest na razie jeszcze daleki od

tego, aby spowodować rozpad proletariatu (co najwyżej wzmaga

ryzyko jego podziału na tych, co posiadają pracę i bezrobotnych;

choć jest to podział tak stary jak sam kapitalizm, to ruch

robotniczy może i powinien odpowiedzieć na to walką o nowe

radykalne skrócenie tygodnia pracy).

Proletariat nadal pozostaje "podmiotem antykapitalistycznym",

"podmiotem socjalistycznym" w nowoczesnym tego słowa znaczeniu.

Historia wewnątrz "nowych" warstw proletariatu reprodukuje,

czasem ze zdumiewającą szybkością, te same przytoczone przez

Marksa w pierwszym tomie "Kapitału" cechy, które stawiają go na

"wezwanie socjalizmu".

Obecna problematyka zatem ogranicza się nie przypadkiem

do trzeciego pytania. Mianowicie kwestia ukształtowania się

subiektywnych warunków wzrostu siły socjalizmu, zarówno do jak

i po obaleniu kapitalizmu, jest bodaj najtrudniejszym

zagadnieniem.

Takie twierdzenie nie zawiera samo w sobie niczego

osobliwego. Proletariacka rewolucja społeczna jest pierwszą w

historii rewolucją, która winna przekazać losy społeczeństwa w

ręce klasy, która do dnia swego politycznego zwycięstwa (a być

może nawet długo po tym dniu) w dalszym ciągu pozostaje klasą

ekonomicznie i kulturowo zależną i wyzyskiwaną. I jeśli wszelkie

wcześniejsze rewolucje społecznie umożliwiały przejęcie władzy

przez klasę posiadającą już ekonomiczną i ideologiczną hegemonię,

to kompletną utopią byłoby przypuszczać, że proletariat mógłby

uzyskać przewagę ekonomiczną w ramach społeczeństwa

kapitalistycznego. Jeszcze większą utopią byłoby przypuszczenie,

iż może on urzeczywistnić ideologiczną hegemonię, zostając po

dawnemu wyzyskiwanym i w sensie ekonomicznym zależnym.

Tym samym konsekwencje zależności ekonomicznej i

ideologicznej ograniczają zwykle zdolności samoorganizowania

się, współpracy i solidarności klasowej, które zresztą wynikają

z tychże warunków życia w ramach społeczeństwa kapitalistycznego.

Zderzenie się tych dwóch tendencji rodzi z jednej strony

powszednią rutynę robotniczego życia z tendencją do

przystosowania się do "realizmu" dna codziennego, tendencją do

reformizmu, a z drugiej - periodyczne zrywy do wielkich klasowych

wystąpień (strajki masowe i powszechne, kryzysy polityczne,

kryzysy przedrewolucyjne, sytuacje rewolucyjne), kiedy to

obalenie kapitalizmu na krótki czas jest możliwe. W

oparciu o tę dialektykę, która w swej własnej głębi uwarunkowana

jest dialektyką "obiektywnego i subiektywnego czynnika

historii", wspierają się wielkie cykle walki klasowej w końcu

XIX stulecia (powiedzmy - od jego lat czterdziestych), cykle,

które mimo wszystko stanowią treść głównej tendencji

historycznej. Pierwsze wzniesienie fali rewolucyjnej

doprowadziło do rewolucji 1848 roku i jej późniejszego krachu,

po którym nastąpiło na dłużej uspokojenie, przerwane początkowym

zwycięstwem Komuny Paryskiej. Drugie wielkie wzniesienie osiąga

kulminację w zwycięstwie rewolucji rosyjskiej 1917 roku, po

którym miało miejsce załamanie rewolucji w Europie Centralnej

w latach 1919-1923, co „na wielu płaszczyznach” określiło los

tej pierwszej. Drugie wzniesienie fali rewolucyjnej prowadzi do

uspokojenia, a wkrótce do nowych, cięższych porażek (Japonia,

Niemcy, Hiszpania), które wiodą wprost do wojny światowej i

rozprzestrzenienia się faszyzmu na cały prawie kontynent

europejski, od Gibraltaru do rogatek Leningradu, Moskwy i

Stalingradu. Następnie, na skutek działań ruchu oporu i nowego

wzrostu walki rewolucyjnej, wznosi się nowa fala, osiągająca

najwyższy punkt w zwycięstwie rewolucji jugosłowiańskiej i

chińskiej, choć jednocześnie poniesione zostały dotkliwe klęski

w Europie Zachodniej, USA i Japonii (stabilizacja kapitalizmu,

maccartyzm, "zimna wojna").

A i tym razem uspokojenie nie miało charakteru powszechnego

z uwagi na to, że rewolucja wspierana antyimperialistycznym

ruchem narodowowyzwoleńczym, rozprzestrzeniła się na Indochiny,

Kubę i Nikaraguę. To uspokojenie jest czymś realnym na półkuli

północnej podczas dziesięcioleci i kończy się na 1968 roku; lecz

bez zwycięstw rewolucyjnych, co wskazuje na presję stosunku sił

w skali światowej, jak i na przygnębiająco długą pasywność

amerykańskiego i radzieckiego proletariatu. Jednakże owa

dialektyka powszedniej rutyny i periodycznych zrywów każe nam,

z kolei, wrócić do dialektyki "masy - kierownictwo", a ściślej -

do dialektyki "realnego ruchu klasy i jego politycznego

wyrazu". I ten fakt, że przyznajemy, iż proletariat jest w

stanie okresowo przezwyciężyć subiektywne przeszkody na drodze

do socjalizmu, nie umniejsza znaczenia drugiego twierdzenia -

że kryzys praktyki zorganizowanego ruchu robotniczego (zarówno

jego socjaldemokratycznej, jak i stalinowskiej części) jest

jednym z rzucających się w oczy faktów historii minionych

pięćdziesięciu lat. Swoim brzemieniem silnie oddziałuje na

możliwość zagwarantowania ogólnoświatowego zwycięstwa socjalizmu

w końcu XX wieku.

Ma to tym większe znaczenie, gdyż kryzys ten coraz

bardziej trwale splata się z kryzysem praktyki, znanej pod nazwą

"budownictwa socjalistycznego" w krajach, które zlikwidowały

kapitalizm, a ściślej z kryzysem modelu ekonomicznego,

politycznego, kulturowego i społecznego zarządzania, który

objawił się we wspomnianych krajach. Kryzys ów przeplata się z

kryzysem kapitalizmu i praktyki zorganizowanego ruchu

robotniczego w krajach kapitalistycznych w tym sensie, w jakim

rodzi zwątpienie, sceptycyzm i demoralizację w szeregach klas

zniewolonych i wyzyskiwanych - nie tylko w odniesieniu do

"socjalistycznych modeli" przeznaczonych do naśladowania, ale

i w tym sensie, w którym wzbudza wątpliwości co historycznej

możliwości samowyzwolenia się przez najemną siłę roboczą. Te nowe

przeszkody mogą być przezwyciężone tylko przez samo życie, dzięki

nowym historycznym doświadczeniom (choć wkład teoretyczny

pozostanie decydujący w ich przygotowaniu). Na szczęście nowe

"modele" rodzą się nieuchronnie na gruncie "ruchu realnego", jak

miało to miejsce w maju 1968 roku czy w przypadku "Solidarności".

Zaś owe "nowe modele" wskazują zawsze na jedną i tę samą

historyczną tendencję do samoorganizacji i samorządności.

Ruch realny nadal będzie gromadzić siły i doświadczenia w

powszednim życiu (strajki o charakterze ekonomicznym,

działalność wyborcza, walka o demokratyczne reformy itp.),

jednak jak dawniej, co jakiś czas będzie stwarzać grożące

wybuchem kryzysy społeczeństwa burżuazyjnego i szansę dla

działań radykalnych, dla których socjaliści powinni przygotować

siebie i masy, przejawiając w takich wypadkach męstwo i

decydującą rolę inicjatywy rewolucyjnej, którą nieustannie

postulowali Marks i Engels.

Wszystko to w skali światowej jest możliwe bardziej niż

kiedykolwiek - co więcej, konieczne przynajmniej w stadium

początkowym. Ten, kto liczy, że "cykl rewolucji" już się

zakończył, otrzyma od historii należne sprostowanie. Wiek XX

zakończy się i rozpocznie XXI, który spotęguje to, co przyniosło

nasze stulecie wraz z początkiem 1905 roku: wiek

rewolucji i kontrrewolucji.

Pod tym względem proletariat może oprzeć się na dwóch

silnych sojusznikach: bezgranicznie eksploatowanym chłopstwie

"trzeciego świata" (sojusz robotniczo-chłopski był siłą napędową

zwycięstw w Jugosławii, Chinach, Indochinach, na Kubie i w

Nikaragui), wspieranym często potężnym, antyimperialistycznym

ruchem narodowowzwoleńczym; na nowych ruchach społecznych,

powstających w rezultacie buntu przeciw grożącym nam katastrofom

(jądrowej, ekologicznej) czy dotkliwemu upośledzeniu (walka o

wyzwolenie kobiet), obejmujących coraz szersze kręgi

proletariatu w nowoczesnym tego słowa znaczeniu. Ruchy te kryją

w sobie wyjątkowo silne i postępowe jądro skierowane przeciw

kapitalizmowi, a wynikające z samej analizy warunków, które

przydają realności dylematowi: socjalizm bądź zagłada. Jednak

ów potencjał, to jądro, będzie się wyswobodzać tylko w tym

stopniu, w jakim ruch robotniczy będzie umiał wszystkie te ruchy

zjednoczyć dla realizacji wyraźnych celów antykapitalistycznych,

nie próbując przy tym ich „kastrować", pozbawiać samodzielności,

przeobrażać w siły dopełniające w polityce presję na

"przysposobienie" kapitalizmu.

Socjalizm nie zatryumfuje ani dzięki wojnie światowej

(przecież to potworny absurd), ani jako skutek jakiejś

namacalnej przewagi "obozu socjalistycznego" nad "obozem

kapitalistycznym" (co jest trudne do wyobrażenia w najbliższym

czasie). Zatryumfuje w ten sam sposób, który przewidzieli

Marks i Engels - przerośnięciem "realnego ruchu" wyzwolenia

robotników najemnych w kierunku opanowania władzy politycznej,

co zbiegnie się z chwilą, gdy środki produkcji i wymiany wezmą

w swe ręce zjednoczeni wytwórcy, rządzący się w warunkach

pluralizmu politycznego i demokratycznej, planowej

samorządności. Takie przerastanie będzie wynikiem szeregu

nakładających się ekonomicznych, społecznych i politycznych

kryzysów wewnątrz społeczeństwa burżuazyjnego. Ujawni się dzięki

rozmachowi wyzwolenia bezpośrednich producentów w tzw. krajach

socjalistycznych w kierunku rzeczywistego samorządu robotniczego

(planowania i podziału produktu społecznego pod kontrolą i

kierownictwem robotników) i pluralizmu politycznego - innymi

słowy - demokratycznej władzy ogółu bezpośrednich producentów,

bez czego samorząd robotniczy pozostaje w niemałym stopniu

pozbawiony swej treści. W ten oto sposób socjalizm ma

pełne szanse urzeczywistnienia się. Dorobek jest ogromny.

Trudności nie należy nie doceniać. Jednak bardziej niż

kiedykolwiek w przeszłości, warto tak jak dawniej poświęcić

życie dla jedynego godnego człowieka dążenia - wyzwolenia

wszystkich zniewolonych i wyzyskiwanych oraz zbudowania

społeczeństwa bez klas i przemocy państwa.

Z JĘZYKA ROSYJSKIEGO PRZEŁOŻYŁ

Rafał K. Krajewski

przypisy

(1) Francis Blanchard, dyrektor generalny ILO (MOP) opisał

zwięźle istniejącą sytuację następującymi słowami: "Dziesiątki

milionów młodych ludzi, którzy otrzymali wykształcenie, nagle

zaczynają sobie uświadamiać, że posiadają złe przygotowanie,

nieodpowiednie wykształcenie zawodowe, które nie daje im

możliwości wkroczenia do świata pracy." ("International Herald

Tribune" z 6.02.1985).

(2) Obecnie wiadomo, że gdy w 1945 roku zrzucono pierwszą bombę

atomową , uczeni nie mieli pojęcia o odległych następstwach

promieniowania. Administracja Reagana swoimi projektami gra w

"wojny gwiezdne", w czasie gdy naukowcy wiele jeszcze nie wiedzą

o możliwych skutkach wybuchów jądrowych w przestrzeni kosmicznej.

(3) Należy poczynić rozróżnienie między władaniem przyrodą, a jej

niszczycielską eksploatacją (tym, co Marks i Engels po niemiecku

nazywali Raubbau). Ta ostatnia jest charakterystyczna dla

kapitalizmu i nie są jej znane (lub świadomie odrzucane)

długofalowe konsekwencje gruntownych zmian otaczjącego

środowiska.

(4) Wiele uwagi, jaką poświęcono silnikowi spalinowemu pod koniec

XIX wieku, zapewniło tylko jeden z możliwych wariantów rozwoju

wielkiego przemysłu samochodowego. Było to do pewnego stopnia

związane ze znaczeniem, jakie posiadały grupy Dietreding i

Rockefeller (inaczej mówiąc - przemysł naftowy) w ramach

brytyjskiego i amerykańskiego kapitału finansowego, jak również

z ich wpływem, jaki posiadały przez to na główne państwa

imperialistyczne.

(5) W istocie, w ciągu minionego dwudziestopięciolecia stopa

wzrostu produkcji rolnej była większa niż stopa przyrostu

naturalnego. Odkryte w tym czasie rezerwy źródeł energii (w tym

nafty) rosły szybciej niż zapotrzebowanie na energię. Stosunek

w obu wypadkach wynosił prawie 1: 2.

* Powiedzenie to jest trudne do oddania w języku polskim.

Rosyjskie słowo "błat" - oznacza "klikę", nieformalny układ,

protekcję" (odpowiednikiem rosyjskiego "po błatu" jest polskie:

"po znajomości" , "po protekcji"), zaś "argo" - oznacza "żargon".

Cytowane więc przez Mandla powiedzenie może oznaczać, że

"protekcja i żargon są silniejsze od Stalina" (przyp. tłum.).

(6) Koncepcję "realnego ruchu wyzwolenia rzeczywistego

proletariatu" odnajdujemy w pracach Marksa i Engelsa. Koncepcja

"realnego socjalizmu" jest w nich zupełnie nieobecna. Ta druga

koncepcja, w istocie redukcjonistyczna ("socjalizm" = zniesienie

własności prywatnej, i to w dodatku wątpliwe!) i dogmatyczno-

idealistyczna stwierdza, że "wyzwolenie (nieobecność wyzysku)

jest urzeczywistniane "przez zadekretowanie" niezależnie od

tego, jak sami wytwórcy widzą własny byt i niezależnie od ich

rzeczywistej reakcji (Węgry, Czechosłowacja, Chiny, Polska). A

zatem jest ona apologią, która poprzez same fakty przeczy

realnemu ruchowi wyzwolenia rzeczywistej klasy. Takie

przeciwstawienie nie jest rzeczą przypadku. Dla Marksa i Engelsa

socjalizm jest niewyobrażalny bez samowyzwolenia klasy

robotniczej. Nie może ona "osiągnąć wyzwolenia" ot tak, nie

zauważając i nie czując tego sama, podobnie jak to przydarzyło

się panu Jourdain z komedii Moliera.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Socjalizm w przededniu XXI wieku Ernest Mandel

więcej podobnych podstron