Diderot Denis Mistyfikacja


DIDEROT DENIS

MISTYFIKACJA

Przełożył i wstępem opatrzył JAN KOTT

Diderot z wszystkich pisarzy francuskiego Oświe­cenia pozostał najbardziej niepokojącym i zaskakują­cym. Był ideologiem, brał udział we wszystkich wiel­kich sporach swojej epoki, był wielkim organizatorem przewrotu umysłowego, ale twórczość jego nie da się zamknąć w wieku osiemnastym, nie jest tylko histo­rią myśli, ani nawet tylko historią literatury. Diderot przez cały wiek dziewiętnasty nie przestał być filozofem, myślicielem i pisarzem żywym i nadal nie daje się ani ostatecznie zaklasyfikować, ani bez reszty wyczerpać. Dialog z Diderotem, prowadzony niegdyś przez Goethego i Marksa, podejmowany zostaje wciąż na nowo i inaczej. Diderot nie przestał być czytelny, jest nadal inspiratorem. Nowe doświadczenia i przemiany uwspółcześniały go i nadal uwspółcześniają.

Widziano w nim prekursora materialistycznej dialektyki, który jeden z pierwszych wprowadził pojęcie zmienności i wzajemnego związku w pojmowanie natury i społeczeństwa, obyczaju i moralności. Widziano w nim. prekursora romantycznej estetyki i Balzaka, realistycznej powieści i klasowej teorii gustów. Kuzynek, mistrza. Rameau tworzy mit o mieszczańskim królestwie rozumu i sprawiedliwości, pokazuje nowy rodzaj ucisku, przemocy i nieprzystosowania, nowy rodzaj alienacji i frustracji, jakbyśmy powiedzieli we współczesnym nam języku. Ludowy Kubuś jest cyniczny i bardzo moralny, wierzy w fatalizm, broni sprawiedliwości i robi ze swoim panem wszystko, co zechce. Razem z nim prowadzimy dalej dialog o wolności i konieczności. Paradoks o aktorze jest ciągle przywoływany w sporze pomiędzy aktorstwem zimnym i gorącym, imitującym i przeżywającym, wcielającym się bez reszty w kreowaną postać albo tylko powtarzającym samego siebie.

Ale istniała i nadal istnieje jeszcze inna współczesność Diderota, współczesność i nowość tym razem w znaczeniu najzupełniej dosłownym. Stendhal wierzył, że znajdzie swojego czytelnika około roku 1890. Najzuchwalsze i najświetniejsze z utworów Diderota krążyły wśród jego przyjaciół w kopiach, ale na prawdziwe odkrycie i ogłoszenie drukiem czekały nieraz bardzo długo. Zakonnica i Kubuś fatalista wyszły w roku 1796. Kuzynek mistrza Rameau ukazał się po raz pierwszy w roku 1805 po niemiecku w przekładzie Goethego. Z tego przekładu przełożono go na francuski i wydano w 1821. Oryginał odnaleziony został i wydany dopiero w 1891. Paradoks o aktorze wydany został w 1830. Salony, które Grimm ogłaszał w swojej Korespondencji literackiej, wydano w 1857. Ostatnim, wreszcie z poważniejszych znalezisk i już zupełnie współczesną nowością literacką jest Mistyfikacja. Odnaleziono ją w archiwum córki pisarza, które nabyła Biblioteka Narodowa w Paryżu i ogłoszono po raz pierwszy w roku 1954, w sto osiemdziesiąt sześć lat po jej napisaniu. Diderot jest jeszcze ciągle wielką niespodzianką.

Historyjka opowiedziana w Mistyfikacji zdarzyła się naprawdę i jej liczne echa znajdujemy w korespondencji Diderota. Rzeczywiste są również wszystkie występujące w niej osoby. Książę Galicyn, ambasador rosyjski w Paryżu, miał przyjaciółkę, pannę Dornet, nazywaną Piękną Dama, której lekkomyślnie ofiarował swoje portrety. Potem książę ożenił się z niemiecką hrabianką i zaczął błagać Diderota, aby mu pomógł odzyskać niebezpieczne prezenty. Diderot postanowił nastraszyć niezbyt mądrą dziewczynę. Posłał do niej jednego ze swoich przyjaciół, aby przedstawił się pannie Dornet jako lekarz turecki i wmówił jej, że portrety te wywierają zabójczy wpływ ma jej zdrowie.

Tak zaczyna się Historia portretów i nie zamierzony, nie mieszczący się w żadnej z osiemnastowiecznych konwencji wspaniały teatr. Teatralność Mistyfikacji jest jej największą niespodzianką. Jest to teatr zadziwiająco współczesny, prekursorski przede wszystkim w samym gatunku. Intryga jest tylko pretekstem dla błyskotliwego dialogu, który ma jednocześnie wszystkie uroki bezpośredniości i rozmowy podsłuchanej. Rysunek postaci jest finezyjny, ale jak gdyby rzucony od niechcenia. I nagle .błahy żarcik towarzyski staje się ekspozycją olśniewającej psychologicznej teorii. Ten typ intelektualnej komedii paradoksów wprowadził do teatru dopiero Shaw.

Mistyfikacja, tak, ale mistyfikacja jest tutaj co najmniej podwójna i jej ofiarą ma paść nie tylko panna Dornet. Portrety utraconego kochanka wydzielają tajemnicze i niewidoczne pyłki, które powodują lęki, migreny i rozdrażnienie. Bransoleta z puklem włosów zmarłego męża, znaleziona przypadkiem wśród drobiazgów kobiecych, wywołuje wapory i migreny, bezsenność i wycieńczenie. Widok z okna na aleję, gdzie młoda dziewczyna przechadzała się niegdyś z ukochanym, powoduje stany głębokiej melancholii.

Diderot musiał być sam zaskoczony śmiałością swojej teorii, skoro wolał nie wypowiadać jej wprost, ale nadać jej pozory szarlatanerii i włożyć w usta mniemanego tureckiego lekarza. Freud, oczywiście, nie mógł znać Mistyfikacji, ale jest rzeczą uderzającą, że swoją Psychopatologię życia codziennego rozpoczyna od analizy tych samych zjawisk i od ukazania w nich tego samego mechanizmu. Młoda wdowa, kiedy przypadkiem odnajduje bransoletę z puklem włosów męża, wydaje bezwiednie westchnienia. Dziewczyna zapomniała już o ukochanym, nie zdaje sobie sprawy, że przypomina jej o nim codziennie widok z okna. Diderot nie używa słowa „nerwica", ale nie tylko dokładnie i precyzyjnie opisuje jej fizjologiczne objawy, szuka ich wspólnego źródła, stara się odnaleźć ich przyczyny. Jest jak gdyby na progu odkrycia teorii stłumienia, regresji i czynności pomyłkowych. Życie psychiczne jest dla niego całością, której tylko część jest uświadomiona; przeżycia zapadają się w głąb, otorbiają się jak obce ciało i dopiero wtedy jątrzą i trują.

To jest pierwsze niespodziewane denko Mistyfikacji, zaskakujące, ale jeszcze nie ostatnie. Okrutny żarcik z panny Dornet nie został doprowadzony do końca, w ostatniej chwili mniemany lekarz turecki popełnił samobójstwo. Samobójstwo to w tekście dialogu nie jest niczym przygotowane, łamie wszelkie konwencje i reguły opowieści, jest absolutnym i pełnym zaskoczeniem. Jest z innej poetyki. Diderot opisał historię portretów, tak jak się wydarzyła. Desbrosses naprawdę strzelił sobie w łeb. Zakończenie jest nieoczekiwane i drażniące, ale właśnie przez swoją niespoistość, antyracjonalizm i przypadkowość wydaje nam się niesłychanie współczesne. Ma w sobie jadowitość i dwuznaczność zakończeń Durrenmatta.

W Salonie z roku 1769 opisał Diderot samobójstwo pana Desbrosses. Tę stroniczkę za przykładem francuskiego wydawcy dołączamy do Mistyfikacji. Daje ona drugi plan, wprowadza zupełnie inną perspektywę, zupełnie inny układ odniesienia. Sceną, na której rozgrywała się Mistyfikacja, był cichy domek Falconeta na przedmieściach Paryża. I oto nagle, na mgnienie oka, widzimy wielki świat finansów, giełdowych spekulacji, nagłych fortun i jeszcze gwałtowniejszych ruin i bankructw. Nagle jesteśmy w świecie balzakowskim.

To drugie denko Mistyfikacji; jest jeszcze trzecie! Postać pani Therbouche jest w Historii portretów zaledwie zarysowana. Była nadworną malarką Fryderyka II, przyjechała do Paryża, aby zrobić karierę. Przyjechała bez pieniędzy. Zaopiekował się nią Diderot. Prusaczka odpłaciła mu się czarną niewdzięcznością. Historię pobytu pani Therbouche opisał Diderot w Salonach. Jest to trzecia perspektywa Mistyfikacji; jest w niej Paryż i Wersal, dwór, środowisko malarzy, intrygi i Akademia. Wszystkie realia są pyszne, ale najzabawniejsze jest to, co pisze Diderot o samym sobie. Znowu ten sam ton absolutnej bezpośredniości, szczypta ekshibicjonizmu i odrobina kokieterii. Nie miejmy o to do niego pretensji. Diderot lubił przedstawiać siebie jako najbardziej naiwnego i najczulszego z filozofów. Zapewnia nas o czystości i niewinności swoich intencji, ale jednocześnie nie chce, abyśmy mu za bardzo uwierzyli. Pani Therbouche maluje jego portret, a sześćdziesięcioletni nieomal Diderot staje przed nią nagi jak model z akademii.

W tym samym roku, kiedy Diderot pozował pani Therbouche i od pięknej panny Dornet próbował odzyskać portrety księcia Galicyna, powstał jeden z najświetniejszych esejów filozoficznych i naukowych i najgenialniejszy może z wszystkich utworów autora Kubusia fatalisty. 7 września 1769 (pisał Diderot do swojej przyjaciółki Zofii Volland:

„Skończyłem właśnie dialog z d'Alembertem; rozmawiamy w nim wcale wesoło i nawet dosyć jasno, mimo że temat jest oschły i ciemny. Po tym dialogu napisałem drugi o wiele dłuższy, który służyć ma wyjaśnieniu pierwszego; nosi on tytuł Sen d'Alemberta. Rozmówcami są d'Alembert, który śni, panna de L'Espinasse, przyjaciółka d'Alemberta, i doktor Bordeu. [...] Jest to coś w najwyższym stopniu dziwacznego, ale jednocześnie zawiera w sobie wiele dobrej filozofii; miałem rzeczywiście świetny pomysł, aby myśli moje włożyć w usta człowieka, który majaczy; trzeba czasami mądrości nadawać pozory szaleństwa, aby otworzyć przed nią wolną drogę. Wolę, alby powiedziano: «ależ to wcale nie jest tak obłąkane, jak można by sądzić», niż żebym miał sam ogłaszać: «słuchajcie mnie, mam do powiedzenia wiele rzeczy głębokich i mądrych."

I jeszcze w cztery dni później, znowu w liście do Zofii Volland: „Nie sposób być jednocześnie tak głębokim i tak szalonym." Tym wielkim, szaleństwem była teoria jedności materii martwej i ożywionej. Tym wielkim szaleństwem filozoficznym i naukowym była jedna z najśmielszych przygód myśli, która z pierwszych zdobyczy nauk przyrodniczych, z dopiero rodzącej się biologii, z chemii będącej zaledwie w powijakach buduje materialistyczną syntezę jedności świata i próbuje odpowiedzi na pytania, jak powstało życie, jak zmieniają się gatunki, jak powstała istota myśląca i czująca. Największą trudnością, przed którą stawali osiemnastowieczni uczeni, była niemożność doświadczalna rozłożenia materii na cząstki dostatecznie elementarne i proste, alby można było stwierdzić ich jednorodność, nieprzebyta przepaść między martwym. i żywym, już nawet nie tylko w doświadczeniu, ale nawet w każdej próbie racjonalnej teorii. Posługiwano się jeszcze scholastycznym rozróżnieniem dwóch substancji albo nie mniej metafizycznym pojęciem „przyczyn celowych" i „sił sprawczych". Jeszcze w r. 1804 Jędrzej Śniadecki, znakomity lekarz i chemik, empiryk i racjonalista, pisał w swojej Teorii jestestw organicznych:

„Nie może to żadnym sposobem być w mocy umysłu ludzkiego wyobrazić sobie należycie i pojąć, jakim sposobem pierwiastkowo siła ta twórcza niekształtną i bezwładną materią w postać organiczną przelała; a zatem będzie to nad granice pojęcia naszego poznać, co jest siła organiczna i jakim sposobem organizuje materią. Inaczej byłoby to chcieć pojąć stworzenie. Będzie to zatem jedna z owych najpierwszych przyczyn, o których w naukach tylko domysły budować można. Więc, lubo siła organiczna dotychczas w organizowanych jestestwach trwa nieodmienna, jej natura i sposób działania muszą zostać dla nas tajemnicą na zawsze. Więc wszystkie mogące nastąpić w tym zamiarze badania, wszystkie w tym rodzaju domysły za próżne i nieużyteczne poczytać należy."

Diderot nie rezygnuje. Uparcie i zapamiętale szuka mostów, .które by wielość zjawisk i form potrafiły sprowadzić do jednej zasady i tego samego procesu. Operuje pojęciem molekuły i atomu; molekuła jest dla niego najmniejszą cząsteczką materii, atom najmniejszym trwałym połączeniem cząsteczek. Atom i. molekuła nie są już dla Diderota pojęciami tylko filozoficznymi, nie są abstrakcjami. Filozoficznej molekule przywraca Diderot materialność, możemy powiedzieć, że przywraca jej fizyczność, obdarza ją ruchem i czuciem, czynnym lub utajonym. To uniwersalne czucie porównuje Diderot z energią potencjalną i kinetyczną: czucie utajone jest cechą materii nieożywionej, czucie czynne ma materia żywa.

„Jest tylko jedna substancja we Wszechświecie, człowieku, zwierzęciu. Pozytywka jest z drzewa. Człowiek jest z ciała. Kanarek jest z ciała, muzykant jest także z ciała, choć inaczej zorganizowanego, ale ciała te mają to samo pochodzenie, te same zadania, ten sam koniec."

I dalej, w tej samej Rozmowie d'Alemberta z Diderotem, która poprzedza Sen d'Alemberta:

„Gdyby czujący i ożywiony klawikord obdarzyć jeszcze zdolnością odżywiania się i rozmnażania, żyłby i płodziłby sam albo ze swoją samicą małe klawikordziki żywe i hałaśliwe."

Wynalazek mikroskopu przyczynił się do szybkiego i bardzo burzliwego postępu wszystkich nauk przyrodniczych i przede wszystkim biologii. Ale postęp ten nie szedł wcale drogą prostą. Obserwacje dokonywane z pomocą mikroskopu nie były ścisłe i przez blisko pół wieku zdawały się potwierdzać ,,doświadczalnie" teorie sprzeczne ze sobą i fałszywe. Jedną z nich była teoria samorództwa, drugą — teoria preformacji.

W r. 1745 angielski przyrodnik Needham ogłosił dzieło New microscopical discoveries, w którym opisywał, jak w procesie gnicia i fermentacji rodzą się z zakwaszonej mąki albo z rozmoczonej tkanki zwierzęcej istoty żywe o kształcie podobnym do małych węgorzy. Podobne doświadczenia przeprowadzał również wielki Buffon i on również jakoby zaobserwował .przez mikroskop zjawisko samorództwa. Prawdopodobnie korki zamykające butle były nieszczelne albo niesterylne. Diderot w teorii samorództwa dostrzegł nie tylko bojowy argument za ateizmem przeciwko deistom. Wielki mechanizm mógł obyć się już bez zegarmistrza, który go nakręca. Niewątpliwą genialnością Diderota było dostrzeżenie w tych fałszywych obserwacjach punktu wyjścia dla teorii ewolucji i przemiany gatunków. Osiemnastowieczni przyrodnicy, pod wpływem tradycji antycznej, operowali pojęciem łańcucha bytów, w którym nie może zabraknąć żadnego ogniwa. Dla Diderota ten łańcuch bytów rozciąga się nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Minerały, kryształy, rośliny, płód, zwierzę i człowiek są ogniwami tego samego procesu rozwoju i przemiany. „Niepokoi cię — pisał w Rozmowie z d'Alembertem — co było naprzód kurczę czy jajo, ponieważ założyłeś, że zwierzęta były zawsze takie, jakimi są obecnie. Co za szaleństwo! Tak samo nie wiemy, czym były, jak nie wiemy, czym się staną. Niedostrzegalny robaczek, który porusza się w błocie, jest może na drodze do tego, żeby stać się wielkim zwierzęciem. Ogromne zwierzę, które przeraża nas swoją wielkością, zmierza może w dalszym rozwoju do stanu, małego robaczka, jest może tylko chwilowym i szczególnym przejawem życia na naszej planecie." I potem, już w Śnie d'Alemberta:

„Czym był słoń u swoich początków? Może ogromnym zwierzęciem, jakim go oglądamy, może atomem; oba przypuszczenia są równie możliwe; wystarczy założyć ruch i rozmaite własności materii... Słoń, ta ogromna i zorganizowana budowa, nagłym produktem fermentacji? A czemuż nie? Bliżej od tego ogromnego czworonoga do pierwszej macicy, która go wydała, niż od maleńkiego robaczka do molekuły mąki [...] Cudem jest życie, cudem jest czucie i ten cud jest wszędzie... Odkąd widziałem, jak bezwładna materia przechodzi w stan ożywiany, nic mnie nie powinno zadziwić..."

Pierwsze badania przeprowadzone przez mikroskop „potwierdzały" nie tylko teorię samorództwa, „potwierdzały" również teorię preformacji. Leuwenhoek odkrył we krwi czerwone ciałka i plemniki w spermie, ale jednocześnie zobaczył w tych plemnikach maleńkiego i skurczonego człowieczka. Późniejsi badacze, jak współczesny Diderotowi Spallanzani, zobaczyli jeszcze więcej, bo drugiego, jeszcze mniejszego człowieczka, znajdującego się w główce plemnika. Większość przyrodników przyjmowała w tym czasie, że wszystkie osobniki, aż do końca świata, włożone są jedne w drugie w jaju lub plemniku, jak drewniane kolorowe jajka, którymi bawią się dzieci.

„W nasieniu wielkich zwierząt — pisał w r. 1714 Leibniz — są małe zwierzątka, które przez zapłodnienie przyjmują nowy kształt, pozwalający im odżywiać się i powiększać, aby mogły przejść na wielką arenę i począć nowe zwierzę... A to, co powiedziałem o wielkich zwierzętach, dotyczy również narodzin i śmierci przebywających w spermie jeszcze mniejszych zwierzątek, wobec których pierwsze uchodzić mogą za giganty, gdyż w naturze wszystko rozciąga się aż do nieskończoności. A więc nie tylko dusze, ale nawet zwierzęta nie poczynają się i nie giną, rozwijają się tylko, przybierają nową i zrzucają starą powłokę, zmieniają kształty..."

A Jędrzej Śniadecki w cytowanej już Teorii jestestw organicznych, co prawda już z pewnym powątpiewaniem i w przypisku, pisał jeszcze:

„Fizjologowie takowe umieszczenie wszystkich indywiduów danego gatunku w pierwszych rodzicach tym sposobem pojmowali, iż przypuszczali w jaju już uformowane nowe jestestwo, ale uśpione, tak że do obudzenia go z tego snu nasienia męskiego było potrzeba. I ponieważ to jestestwo zamykało już w miniaturze wszystkie części, z których miało się składać, więc, jeżeli to była samica, zamykała i jaja, z których następnie miały powstawać jej dzieci; te jaja zamykały znowu tym samym porządkiem inne jestestwa i w nich jaja, i tak następnie przez nieskończony szereg."

Teraz dopiero zdać sobie możemy sprawę z naukowego nowatorstwa Diderota i z jego niesłychanej intuicji. „Spójrz na to jajo — pisał w Rozmowie z d'Alembertem — za pomocą niego obalić można wszystkie szkoły teologii i wszystkie świątynie na ziemi." Diderot należał do pierwszych przyrodników osiemnastowiecznych, którzy przyjmowali w całości teorię epigenezy. Z fałszywej teorii samorództwa Diderot potrafił wysnuć pierwsze pomysły zapowiadające ewolucjonizm Darwinowski i założenia Lamarkowskiego transformizmu. Fałszywa teoria preformacji doprowadziła go znowu do pierwszych założeń dziewiętnastowiecznej genetyki i mutacji gatunkowej. Oczywiście, wszystko to były tylko pomysły, ale pomysły, które są teorią wyprzedzającą doświadczenia i prowokującą do nowych doświadczeń. Terminologia naukowa Diderota jest jeszcze często fantastyczna i dowolna: punkcik i molekuła, wiązka pierwiastkowa, pierworodna siateczka, ale wystarczy uwspółcześnić tę terminologię, abyśmy zobaczyli w pełni jego naukowe prekursorstwo:

„Wiązka włókienek rozstrzyga o pierwiastkowej i fundamentalnej różnicy między wszystkimi gatunkami zwierząt. Odmiany tej wiązki w obrębie tego samego gatunku tworzą potworne odmiany tego samego gatunku." Niewątpliwie Diderot nie dostrzegał sprzeczności między pierwszymi pojęciami ewolucjonizmu i pierwszymi pojęciami genetyki, które formułował w swoim dialogu, ale sprzeczność ta istnieje do dziś w nauce, a w każdym razie istnieją dwie różne szkoły interpretacji, dwa różne style myślenia. Współczesnością Diderota jest również i to podwójne prekursorstwo.

Sen d'Alemberta jest nie tylko jednym z najwspanialszych esejów przyrodniczych, w którym obserwować możemy jak gdyby na gorąco rodzenie się myśli i naukowych hipotez z kruchych i bardzo jeszcze zawodnych obserwacji i doświadczeń — jest również chyba pierwszą wielką „science fiction" w literaturze europejskiej. Huxley znał niewątpliwie dialogi filozoficzne Diderota; probówki w Nowym, wspaniałym świecie, w których odbywa się sztuczny wylęg istot ludzkich A i B, są przecież powtórzeniem snu d'Alemberta o wielkim nagrzanym pokoju, gdzie w papierowych rożkach hoduje się embriony ludzkie rozmaitych rodzajów: królów i ministrów, dworzan, mędrców i ladacznice. Podobną współczesność mają również rozważania Diderota o rozumnych istotach na Marsie i Saturnie albo o ludzkich polipach rozpadających się na całe królestwa ludzików.

Jest wreszcie w Śnie d'Alemberta pewien styl myślenia, którego nowatorstwo ocenić możemy dopiero teraz, w ostatnim dziesiątku lat. Kartezjusz zwierzęta pojmował jako automaty. Wynikało to z jego mechanistycznej koncepcji przyrody. Materialiści osiemnastowieczni często porównywali zwierzę i człowieka do machiny. Ale pierwszy Diderot próbował wyjaśniać zachowanie się człowieka i zwierzęcia jako machiny myślącej i czującej albo raczej jako mechanizmu obdarzanego pamięcią, świadomością własnej jedności i wyobraźnią. Pamięć była dla niego zapisem kolejnych wrażeń dostarczanych do ośrodka kierującego przez zmysły. Zapis ten pojmował Diderot przy całej naiwności swoich porównań bardzo nowocześnie jako rodzaj płyty albo taśmy z nagranymi wrażeniami. Wyobraźnia była dla niego zniekształconym powtórzeniem albo złym odbiorem komunikatu pamięci. Człowiek zachowuje się wtedy jak popsute „zwierzątko" cybernetyczne albo jak uszkodzony mózg elektronowy.

„Filozof jest maszyną ludzką jak każdy człowiek, ale jest to maszyna, która dzięki swej mechanicznej konstytucji zastanawia się nad swymi ruchami... Jest to zegar, który czasami sam się nakręca."

Była to chyba pierwsza definicja samosterującej maszyny.

Diderot ma nowoczesny styl naukowego, myślenia. Jest nim uparte poszukiwanie najdalszego uogólnienia, pojmowanie filozofii jako ogólnej metodologii i logiki języka, porzucenie jałowego opisu i systematyki, świadomość wspólnej problematyki biologii i fizyki, biologii i chemii, biologii i mechaniki, a nawet matematyki i wszystkich nauk przyrodniczych. Elementy rachunku prawdopodobieństwa znane były już od stu lat, ale pierwszy Diderot w teorii przypadkowych rzutów próbował znaleźć uzasadnienie dowolnego układu elementów albo mówiąc bardziej nowocześnie, dowolnego komunikatu. Już w Myślach filozoficznych z r. 1746 znajdujemy ten zadziwiający tekst:

„Otwieram notatki sławnego profesora i czytam w nich: «Przyznaję wam, ateusze, że ruch jest istotny dla materii; jakiż z tego wysnuwacie wniosek? Że świat jest wynikiem przypadkowego rzutu atomów? Wolałbym już, abyście mi oznajmili, że Iliada Homera albo Henriada Woltera wynikły z przypadkowego rzutu czcionkami.” Nie wystąpiłbym z takim rozumowaniem wobec ateusza; dałoby mu ono zbyt piękne pole do popisu. »Zgodnie z prawami analizy przypadku, rzekłby do mnie, nie powinienem się dziwić, że jakiś wypadek zachodzi, skoro jest możliwy, a trudności z tym związane kompensowane są liczbą rzutów. [...] Jakąkolwiek byłaby skończona suma liter, za pomocą której proponowano by mi stworzyć przypadkowo Iliadę, istnieje skończona suma rzutów sprawiająca, iż propozycja owa jest dla mnie korzystna; przewaga moja byłaby nawet nieskończona, gdyby przyznana liczba rzutów była nieskończona. Zechcesz pan zgodzić się ze mną, ciągnąłby mój rozmówca, że materia istnieje odwiecznie i że ruch jest jej cechą istotną. [...] Otóż z tego, co sobie wzajemnie przyznajemy, nie wynika nic innego jak tylko to, że możliwość przypadkowego powstania świata jest bardzo mała, lecz za to liczba rzutów jest nieskończona, to znaczy, że trudność urzeczywistnienia się tego przypadku jest więcej niż dostatecznie kompensowana mnogością rzutów."

Wszystkie dzieła filozoficzne Diderota kipią od pomysłów, dają nam rzadką radość obcowania z inteligencją w stanie czystym, z narodzinami myśli. Ale Sen d'Alemberta jest jeszcze wspaniałą literaturą.

Ten dialog na najwyższe i najtrudniejsze tematy ma podobnie jak Mistyfikacja wdzięk podsłuchanej rozmowy, żywej i naturalnej. Ma swoją teatralność i dramatyczność, i to nawet nie tylko intelektualną. Rozmówcy są żywymi ludźmi: d'Alembert pogrążony w swoich medytacjach zapomina o całym świecie, Bordeu zaciekły w swoim empiryzmie jest w każdym calu lekarzem, panna de Lespinasse rozumuje jak filozof, ale nie przestaje być namiętną kobietą. Stroniczka, na której Bordeu wyjaśnia pannie de Lespinasise podobieństwo męskich i kobiecych narządów płciowych, ma wszystkie uroki i cały wdzięk osiemnastowiecznego libertynizmu. Ale nawet ten libertynizm nie jest bezinteresowny. Jest reformizmem, zmaga się z zakłamaniem i obyczajowym tabu. Diderot był podobny do Kubusia fatalisty, przyjmował absolutny determinizm i jednocześnie walczył nieubłaganie o nowy porządek świata. To najpiękniejsza ze wszystkich sprzeczności Diderota.

„Nie sposób być jednocześnie tak głębokim i tak szalonym." Nic dziwnego, że te szalone i prekursorskie rozważania włożył w usta majaczącego we śnie d'Alemberta. I tak żaden z tych dialogów nie mógł ukazać się współcześnie. Nawet sam d'Alembert uznał je za zbyt zuchwałe, a przestraszona panna de Lespinasse spaliła dostarczoną jej kopię. Na szczęście, był to tylko jeden z odpisów. Sen d'Alemberta ogłoszony drukiem został dopiero w r. 1830 z kopii odnalezionej w Ermitażu.

Diderot zdawał sobie sprawę, że wszystko, co pisze, jest dynamitem. „Każcie mi milczeć o religii i rządzie, a nie będę miał już nic do powiedzenia."

Jan Kott

MISTYFIKACJA

czyli

HISTORIA PORTRETÓW

(chciałbym bardzo przypomnieć sobie tę historię tak, jak się naprawdę odbyła, bo was ubawi. W każdym razie zacznijmy, jeżeli się nią znudzę, mogę w każdej chwili przerwać.

Książę Galicyn udaje się do wód w Akwizgranie, spotyka tam młodą i piękną hrabiankę de Schmettau. W ciągu ośmiu dni zakochuje się w niej, oświadcza, zostaje przyjęty, jest szczeiśli1-wym małżonkiem.

W Paryżu miał przyjaciółkę, niejaką pannę Dornet*, dziewczynę dużą, niebrzydką, ale bardzo chorowitą; nie brakło jej nawet pewnego dowcipu, ale była ignorantką jak tancerka w operze i nie było takiej banialuki, w którą by nie uwierzyła.

Książę po swoim ślubie pożałował dwóch albo trzech portretów, które zostawił był tej dziewczynie, i prosił mnie, abym je od niej odebrał, jeśli tylko potrafię. Rzecz nie była łatwa. Z wielu sposobów, które mi przychodziły do głowy, jeden wydał mi się najdogodniejszy; postanowiłem wykorzystać, że trzęsie się nad swoim zdrowiem, wmówić w nią, że te portrety kryją w sobie zgubne wpływy, i tym ją przerazić. Powiecie, że to zbyt śmieszne. Zgoda! Ale z drugiej strony tak przyjemnie jest dobrze się poczuć, portrety niewiernego nie są znowu tak cenne, łatwo jest oddziałać na imaginację kobiety niespokojnej, a w ogóle kobiety są tak łatwowierne i tak małoduszne na punkcie swojego zdrowia, tak bardzo zabobonne w chorobie!

Najważniejsze było znaleźć człowieka zręcznego i zdolnego odegrać rolę, jaką mu miałem wyznaczyć. Był pod ręką. Nie powiem nic o jego talentach w tego rodzaju sprawkach, sami je osądzicie.

Znacie już teraz temat naszej sceny, są to Portrety odebrane. Miejsce to apartament pani Therbouiche* w małym domku Falconeta*. Wystąpią w niej następujące osoby: pani Therbouche, panna Dornet, nazywana Piękną Damą, i pewien łotrzyk Bonyalet-Desbrosses *, ów mniemany lekarz turecki.

Było to we wrześniu, pod wieczór. Pani Therbouche odłożyła paletę i rozmawiała z panem Desbrosses o sprawach, które, jak sądzę, bardzo ich obojga interesowały.

Nadchodzi panna Dornet. Nie wita się z nikim, rzuca się na kanapę. Zrobiła tylko parę kroków i jest ledwo żywa ze zmęczenia. Już nic z niej nie będzie, już opuściły ją wszystkie siły. I oto zaczyna się nieśmiertelna historia o zdrowiu, które utraciła, i o cierpieniach, jakie znosi. Desbrosses, oparty plecami o kominek, wpatruje się w nią uparcie, nie mówiąc ani słowa.

Panna Dornet do Desbrosses'a

Widząc mnie, drogi panie, trudno uwierzyć w to, co mówię.

Desbrosses

Tym trudniej, proszę pani, że nie usłyszałem ani słowa.

Panna Dornet

Pan nie słuchał? Ależ, doktorze, to bardzo niegrzecznie nie słuchać.

Desbrosses

Takie są moje zwyczaje. Nigdy nie słucham, patrzę.

Panna Dornet

I czemuż pan nie słucha?

Desbrosses

Z rozmowy dowiem się tylko, co każdy myśli o sobie, twarz powie mi natomiast, jak się rzecz ma w istocie.

Panna Dornet

I czego się pan dowiedział z mojej twarzy?

Desbrosses

Że jesteś pani rzeczywiście chora. I jeszcze coś więcej, że lekarze nie poznali się na pani chorobie.

Panna Dornet

A więc jestem chora? Bogu niech będzie chwała! Ale co pan myślisz o moim stanie?

Desbrosses

Jeszcze nic. Człowiek, który się szanuje, nie będzie wydawał sądu na podstawie pierwszego spojrzenia i paru powierzchownych obserwacji.

Panna Dornet

Jesteśmy tutaj sami; nie mam sekretów przed panią Therbouche, może pan pytać, badać i oglądać.

Desbrosses

Nigdy nie pytam, już to pani powiedziałem. Skoro odpowiedzi nic nie znaczą, pytania są bezpożyteczne. Ale skoro pani pozwalasz, popatrzmy.

Desbrosses podchodzi, przechyla jej głową w tył, patrzy w oczy, które są trochę martwe, ale bardzo piękne; odsuwa chusteczkę, kładzie rękę na piersiach, chce dotknąć brzucha.

Panna Dornet

Ależ mój panie...

Desbrosses, nic nie odpowiadając, dalej ją ogląda; potem odchodzi, opiera się o fotel i pozostaje tak przez dłuższą chwilę w pozie człowieka głęboko zamyślonego.

Pani Therbouche

W każdym razie, doktorze, jeśli pan nic nie znajdziesz, nie będzie to winą panny Dornet; poddała się bardzo skwapliwie pańskim badaniom.

Panna Dornet

Jeżeli ktoś pragnie się wyleczyć...

D e s b r o s s e s mrucząc po cichu

Postać, rysy, oczy... tak, to są oczy kobiety utalentowanej.

Pani Therbouche wybuchając śmiechem

Ach! Ach! Kobieta z talentem! Świetnie pan zgadł.

Desbrosses

Niech jeszcze popatrzę. Decydują różnice bardzo drobne. Otwórz pani oczy, proszę na mnie spojrzeć. Proszę wstać, przejść parę kroków. Niech pani wyciągnie ręce. Proszę pochylić głowę na prawe ramię... Jesteś pani kobietą utalentowaną, powtarzam, kobietą utalentowaną!

Pani Therbouche

Pan się myli, doktorze, powtarzam, pan się myli, doktorze.

Tymczasem Panna Dornet, pochlebiona, że ją nazwano kobietą z talentem, robiła wszystko, co mogła, żeby Doktor się nie wycofał; nie tańczyła, ale zaczęła przybierać pozy tancerki. Desbrosses powtarzał: „To przecież jasne jak dzień", a ona dorzucała: „Skoro już pan doktor odgadł, po cóż z tego robić tajemnice?"

Desbrosses

Ależ, drogie panie, możecie mi zaufać.

Panna Dornet

Nie zważaj pan, doktorze, na to, co mówi pani Therbouche, i licz na moją szczerość.

Desbrosses

podchodzi do Panny Dornet, bierze ją za policzki, ściska za piersi, szczypie w uda i powtarza

Jakie to było jędrne! Jakie to było okrągłe!

Panna Dornet

Niestety, panie doktorze: było.

Desbrosses z westchnieniem

Swobodne życie, rozkoszne życie, okropne życie.

Panna Dornet

Okropne życie... ma pan rację, doktorze.

Desbrosses

A potem samotne życie, smutne życie, nudne życie, życie jeszcze okropniejsze.

Panna Dornet

Ale gdzie pan to zobaczyłeś?

Desbrosses

To jest wypisane tu, tu, i jeszcze tutaj... Smutek przechodzi, ale jego ślady zostają, (do Pani Therbouche) Spójrz, pani, która jesteś malarką i w konsekwencji fizjonomistką... Pannie Dornet tak zależało, żeby słowa Doktora okazały się prawdą, że w miarę jak mówił i jak Pani Therbouche na nią patrzała, twarz jej przybierała coraz smutniejszy wyraz.

Desbrosses

I w ślad za smutkiem osłabienie całej machiny.

Panna Dornet

Ach tak, osłabienie.

Desbrosses

Wapory.

Panna Dornet

Okrutne wapory.

Desbrosses

Niepokój, zawroty głowy, męki duszy.

Pani Therbouche

Rzadko.

Panna Dornet

Pani wybaczy, cierpiałam, i to wiele.

Desbrosses

Humory i wybuchy złości.

Panna Dornet

Przynajmniej powinnam je mieć.

Desbrosses

Napady złości i wybuchy gniewu.

Panna Dornet

Gdybyś pan wiedział, doktorze, co to znaczy opuścić swój dom, tułać się po świecie, przejść przez to wszystko. Gdybym jeszcze kochała, ale nigdy nie kochałam. Nikt tego nie rozumie.

Desbrosses

Bezsenność.

Panna Dornet

Och, nie; piłam, jadłam, spałam.

Desbrosses

Ze zmęczenia. Kiedy duchy żywiące nabrały swoich przyzwyczajeń, a te diabelskie fibry zastały się, nie prostuje się to wszystko na żądanie. „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci." To powiedział Horacjusz, jeden z naszych największych lekarzy.

Panna Dornet

Pan jesteś lekarzem?

Desbrosses

Tak, pani.

P a n i Therbouche

Słyszałam o pana różnych umiejętnościach, ale o tej nigdy.

Desbrosses

Studiowałem w Tybindze, zdawało mi się, że pani o tym mówiłem.

Pani Therbouche

Nie przypominam sobie.

Panna Dornet

Trudnisz się pan praktyką?

D e s b r o s s e s

Kiedy przyjaciel potrzebuje mojej pomocy, kiedy mogę udzielić zbawiennej porady nawet człowiekowi obojętnemu, myślę, że uchybiłbym obowiązkowi ludzkości, gdybym się od tego uchylił.

Panna Dornet

Pan jesteś cudzoziemcem?

De s b r o s s e s

To prawda.

Panna Dornet

Można zapytać, skąd pan pochodzisz?

Desbrosses

Jestem Turkiem.

Panna Dornet

Jesteś pan obrzezany?

Desbrosses

Jak najbardziej obrzezany.

Panna Dornet po cichu do Pani Therbouche

To musi być osobliwe: obrzezany mężczyzna.

Pani Therbouche

po cichu

Niech mu pani tylko tego nie mówi.

Panna Dornet

Turek! Pan mi nawet na to wygląda, musi być panu do twarzy w turbanie. Mówią, że profesja lekarza bardzo jest w Turcji szanowana.

Desbrosses

I nader trudna.

Panna Dornet

A dlaczego miałaby być trudniejsza tam niż gdzie indziej?

Desbrosses

Ponieważ chorej nie wolno o nic pytać. Mąż stoi obok z ręką na bułacie, obserwuje bacznie lekarza, obserwuje żonę, jeśli lekarzowi wymknie się choćby jedno słowo, głowa jego spada z ramion.

Panna Dornet

Fe, obrzydliwi są ci pańscy Turcy! Na miejscu lekarzy pozwoliłabym im wszystkim wyzdychać.

Desbrosses

Chorobę rozpoznaje się z gestów, z barwy twarzy, ze spojrzenia, z bicia pulsu, z wilgotności ciała, z uryny, z linii ręki, kiedy można ją dotknąć, ze snów, kiedy można się o nich dowiedzieć.

Panna Dornet

Moje są okropne.

Desbrosses

Miałem o tymi właśnie mówić. Nasza turecka medycyna ma dwa wielkie i zasadnicze oddzielenia, których wasza nie zna: onejromancję i chiromancję; onejromancja jest sztuką poznawania choroby ze snów, chiromancja pozwala przewidzieć jej koniec z linii rąk.

Panna Dornet

Pan wróży?

Desbrosses

Oczywiście.

Panna Dornet

Dotychczas sądziłam, że wróżenie jest wielkim oszustwem.

Desbrosses

Tak bywa najczęściej; ale z istnienia oszustów nie wynika przecież, że nie ma poczciwych ludzi, podobnie jak pojawienie się szarlatanów nie zaprzecza przecież istnieniu prawdziwych lekarzy.

Pani Therbouche

To wielka prawda.

Panna Dornet

Obejrzyj pan szybko moją rękę; umieram. z ciekawości, żeby dowiedzieć się, co pan z niej wyczytasz. (Przysuwają świece i Desbrosses ogląda jej rękę przez lupę.) Pan coś zobaczył?

Desbrosses

Bardzo wiele.

Panna Dornet

Coś dobrego? Coś złego?

Desbrosses

Jedno i drugie.

Panna Dornet

Powiesz mi pan?

Desbrosses

Nie, droga pani; są rzeczy, o których się nie mówi głośno.

Panna Dornet

Może je pan w takim razie napiszesz.

Desbrosses

A to chętnie.

Przynoszą stół, atrament, pióra i papier; Desbrosses opisuje jej przeszłe życie, jej stan obecny, jej obyczaje, jej temperament, własności jej umysłu, charakteru i serca, intrygi i namiętności, zbliżając się na tyle do prawdy, aby jednocześnie nie powiedzieć ani za mało, ani za wiele. Pieczętuje potem swoje pismo i jej podaje. Panna Dornet chce zerwać pieczęć i przeczytać, kiedy Desbrosses powstrzymuje ją i mówi.

Nie, droga pani, nie w tej chwili; zrobisz to, kiedy znajdziesz się sama. Wymaga to z twojej strony wielkiej uwagi i baczności.

Panna Dornet

Za pozwoleniem, panie doktorze, muszę w tej chwili zobaczyć; nie umiem czekać, za bardzo mnie to rozdrażnia. A poza tym muszę przecież wiedzieć, na ile można zaufać sztuce, która dotychczas budziła we mnie największe wątpliwości.

D e s b r o s s e s

A więc dobrze; skoro chodzi o honor Sztuki, nie mogę niczego odmówić honorowi Sztuki.

Panna Dornet

otwiera papier, czyta, czytając uśmiecha się i powtarza

Daję słowo, to święta prawda... A to jeszcze bardziej... To coś cudownego... Jak to możliwe, żeby całe życie było wypisanie na dłoni? Panie doktorze, kobieta powinna drżeć, kiedy decyduje się pokazać panu swoją rękę.

Desbrosses

Teraz widzisz pani, dlaczego prawdziwi chiromanci kryją się ze swoją sztuką... Potem szczegółowo i długo przepisywał jej kurację, która odrestaurować może machinę zużytą co prawda przez rozkosze i cierpienia, ale której pozostały jeszcze pewne zasoby: kuracja ta to zdrowe pokarmy, rozrywki i ruch, a zwłaszcza odsunięcie wszystkiego, co mogłoby nasuwać niemiłe wspomnienia, jak meble, listy, klejnoty i portrety.

Panna Dornet

cały czas słuchając, nie przestaje odczytywać tej tak zręcznie napisanej kartki. Wykrzykuje. Może się zamieszać w głowie! Nie wystarcza to raz przeczytać, żeby wszystko zrozumieć. Im bardziej nad tym myślę, tym więcej widzę podobieństw. Dawno pan zna, doktorze, panią Therbouche?

Desbrosses

Będzie blisko trzy lata. Miałem honor zostać jej przedstawiony na dworze w Wirtembergii. Przyjeżdżam tutaj, dowiaduję się, że jest, spieszę natychmiast złożyć jej moje hołdy. Jestem jeszcze w stroju podróżnym, nie miałem czasu się przebrać, ale mam nadzieję, że uzna to pani tylko za dowód mojej gorliwości. Rzeczywiście, był w kapeluszu z opuszczonym rondem, w małej peruce okrągłej i nie upudrowanej, w niebieskiej opończy szamerowanej złotem i w krótkich butach.

Panna Dornet

Czy znasz pan pana Diderota?

Desbrosses

Nie, pani. Wiele o nim słyszałem w cudzoziemskich krajach i spodziewam się go zobaczyć, nim stąd wyjadę.

Panna Dornet

do Pani Therbouche

Bardzo jestem ciekawa, co by na to powiedział nasz przysięgły niedowiarek?

Pani Therbouche

Powiedziałby, że z naszego doktora frant kuty na cztery nogi i że zabawił się naszym kosztem.

Desbrosses

Wcale bym się nie obraził, ponieważ pan Diderot, który mnie nie zna, nie może o mnie inaczej sądzić, ale pokazałbym mu taką sztukę, która by zachwiała jego niedowiarstwem. Nawróciliśmy wielu równie jak on oświeconych, a jeszcze bardziej od niego nieufnych. Gdybyż tylko zgodził się zaszczycić mnie swoją wizytą, ale musiałoby to nastąpić na kwadrans przed moim wyjazdem.

Panna Do r net

A to czemu?

Desbrosses

Bo nigdy nie zostaję w miejscu, gdzie zostałem rozpoznany.

Pani Therbouche

Musisz pan nam. tę sztukę pokazać, doktorze; pannie Dornet i mnie.

Desbrosses

Nie, moje panie; wrażenie byłoby zbyt silne. Zaczęłybyście krzyczeć z przerażenia, ludzie by się zbiegli, nie trzeba więcej, żebym był zgubiony.

Przez ten czas Panna Dornet pochłonięta była dalej kartką od Doktora i powtarzała:

„A więc ani mebli, ani klejnotów, ani listów, ani portretów!"

Panna Dornet

Ależ, panie doktorze, co za niebezpieczeństwo może się kryć w tych rzeczach, skoro nie przywiązuje się już do nich żadnego znaczenia?

Desbrosses

To nieprawda, że się nie przywiązuje do nich załączenia. Widzi się je, myśli o nich; trawienie zostaje zakłócone, sen odchodzi, zaczynają się marzenia, przychodzą palpitacje serca, imaginacja się rozgrzewa, krew burzy, kompleksja, się psuje, wpada się w stan okropny, me wiedząc nawet dlaczego. Zaświadczyć może o tym pewna księżna niemiecka, dama, której nazwisko znane jest w całej Europie; sam nie wiem, jak to odgadłem, bo w swoim kraju uchodziła za wzór cnoty.

Pani T h e r b o u c h e

Księża nazywali to opętaniem przez diabła.

Desbrosses pokiwał głową i nakazał jej milczenie kładąc palec na usta; Panna Dornet tymczasem powiedziała do Doktora.

Panna Dornet

A więc zdarza się, że kobiety...

Desbrosses

I to nawet bardzo często.

P a n n a D o r n e t

I to skutkiem klejnotu, listu albo portretu?

Desbrosses

Byłem w Gotha. Zobaczyłem tam przypadkiem młodą dziewczynę piękną jak anioł, oczy, usta, owal twarzy, wszystko miała podobne do pani. Biedne dziecko gasło w oczach. Rodzice, którzy kochali ją do szaleństwa, byli zrozpaczeni. Powiedziałem im: „Zabierzcie ją stąd, a ona wyzdrowieje." Posłuchali mnie i wyzdrowiała.

P a n i T h e r b o u c h e

Mieszkała widocznie w domu. kochanka, którego straciła?

Desbrosses

Nawet jeszcze mniej. Okno jej wychodziło na ogród, gdzie parę razy się przechadzali... Albo jeszcze inna, tym razem rodaczka pani Therbouche.

Pani Therbouche

Żona szambelana księżnej de ***.

Desbrosses

Ona albo inna. Dość powiedzieć, że utraciwszy męża przed pięciu albo sześciu laty, za którym zresztą wcale nie szalała...

Pani Therbouche

To ona; jestem tego pewna.

Desbrosses

Sza! Zachowała, nie przywiązując do tego żadnej wagi, bransoletę z puklem jego włosów. Ta bransoleta, rzucona niedbale między inne ozdoby kobiece, od czasu do czasu wpadała jej w rękę i za każdym razem przypominała o mężu. Zaczęło się od westchnień, które bezwolnie wydawała, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Potem przyszły zawroty głowy i melancholia; bezsenność nastąpiła po melancholii; później, jak zwykle bywa, apatia po bezsenności. Wyschła jak szczapa. Przez pewien czas korespondowaliśmy ze sobą. Od roku lub dwóch nie mam o niej żadnych wiadomości; musiała umrzeć. Takich rzeczy nie wolno zaniedbywać.

Pani T h er'b ou c h e

Trudno wprost uwierzyć.

Panna Dornet

Jak w tyle rzeczy, które są jeszcze bardziej niezrozumiałe.

Desbrosses

Można by powiedzieć, że z przedmiotów, które należały, które dotykały ukochanej istoty, wydobywają się niedostrzegalne wydzieliny. Nie jest to myśl nowa. Mówi o niej Epikur w swojej starej nauce. Grecy i Rzymianie więcej o tym wiedzieli od nas. Podobnie ma się z przywidzeniami. Ma to związek z widzeniem, a czy wiedzą panie, w jaki sposób powstaje obraz w oku? Z podobizn drobniutkich i lekkich, które odrywają się od ciał i biegną ku naszym oczom. Kto może wiedzieć, jakie są dobroczynne albo szkodliwe wpływy tych podobizn? Nikt. Ale doświadczenie wielokrotnie pokazało, że nie są one niewinne. Kto ma głowę tak mocną, że mógłby wytrzymać długo w pokoju obitym na czarno? A przecież to tylko białe, czarne, czerwone, zielone albo szare barwy zwykłej tkaniny. Jeżeli gwiazdy z nieskończonych odległości wywierają na nas wpływy, którym nie możemy się oprzeć, jakżeż zaprzeczyć oddziaływaniu istot, które nas otaczają, napastują, popychają i dotykają. O Naturo, Naturo, któż przeniknął twoje tajemnice! Wiemy o nich nieco więcej od gminu, ale i tak jesteśmy wielkimi nieukami.

Pani Therbouche

A pociąg i wstręt?

Desbrosses

Długo można o nich mówić.

P a n i T h e r b o u c h e

Bo czy jest możliwe, żeby po naszych gustach nie pozostały w nas jakieś tajemnicze skłonności?

D e s b r o s s e s

Możesz pani być zupełnie pewna. Ulegamy im, sami o tym nie wiedząc; rozrastają się w nas bez naszej woli, aż w końcu pociągają nas z taką siłą, że nie potrafimy im się oprzeć. Teologia chciała się do tego wmieszać; ale z natury rzeczy organizacja ciała należy do medycyny. Ogarnia nas smutek, sami nie wiemy z jakiego powodu; oto pierwszy symptom. Przychodzi zniechęcenie, próbujemy czymś się zająć, szukamy rozrywki, nie możemy; ciągle nam czegoś brakuje.

P a n n a Dornet

Oto właśnie co się ze mną dnieje.

Desbrosses

Niech tylko pierścień, portret, list, czuły bilecik, który niegdyś otrzymaliśmy, wpadnie nam w oczy, a już złośliwa podobizna przyczepia się do naszej siatkówki.

Panna Dornet

Co to jest siatkówka?

Desbrosses Jest to pajęczynka utkana z najcieńszych, najczulszych, najbardziej delikatnych włókienek nerwowych naszego ciała, którą wysłane jest dno oka. Kiedy obraz uczepił się tej ruchomej pajęczynki, kiedy drobniutkie wstrząsy przekazane zostały substancji miękkiej i subtelnej, którą nazywamy mózgiem; kiedy dusza przejęła falowanie tej substancji; kiedy mózg i dusza, zmęczone nieustannym drżeniem, zaczynają słabnąć ze znużenia, apatia przechodzi w smutek, melancholię, skłonność do płaczu, niestrawność, bezsenność, migreny, rozdrażnienie i wapory.

Panna Dornet

To ja, to ja; mogłabym pomyśleć, że rozmawiał pan z moją garderobianą.

Desbrosses

A od waporów się chudnie; nie ma już cycuszków, znikły uda, nie ma pośladków. Skóra i co jeszcze? Skóra i kości...

W tym momencie Panna Dornet odsunęła obiema rękami cześć ubrania, która zasłaniała piersi, i odkryła szeroką, nierówną płaszczyznę przeciętą głębokimi bruzdami. Wzbudziłaby litość wszystkich poza złośliwymi żartownisiami. Potem powiedziała: „Panie doktorze, to jeszcze nic; niech pan da swoją rękę." Wzięła rękę Doktora i poprzez przecięcia w fałdach spódnic położyła na swoich biodrach.

Panna Dornet

A co pan na to powiesz?

Desbrosses

Ze nie jest jeszcze pani w tym stanie, w jakim może się pani znaleźć.

Panna Dornet

Co jeszcze może mi się stać gorszego?

Desbrosses

Zniknie i ta odrobinka tłuszczu; skóra poczernieje i przyschnie do kości; szpik kostny się zapali, oczy zapłoną jak dwie świeczki i straci pani rozum. Przyjdą majaczenia i obłęd.

Panna Dornet

Niech pan przestanie, doktorze, słysząc to, dostaję gęsiej skórki.

Desbrosses

Najstraszliwszy jest ostatni okres; namiętności wloką za sobą, jak kometa, groźny ogon. I dlatego najsamprzód zwracam uwagę na życie, obyczaje, gusta, namiętności chorego, wymagam poświęcenia wszystkich tych rupieci, które już są obojętne dla szczęścia, a mogą przynieść tak zgubne następstwa. Jeśli mi się odmawia, odchodzę i zostawiam szaloną jej nieszczęsnemu losowi. Namiętności, namiętności są jak wulkany, uważa się je za wygasłe, ponieważ nie wyrzucają już lawy. Ja, moje panie, ja, który do was mówię, widziałem, znałem człowieka, który przebył dziesięć lat, rozumiecie mnie, dziesięć lat nie pomyślawszy ani razu o niewiernej, którą sam; porzucił i nigdy nie szukał, nie widział jej, nie mówił o niej, nie żałował. Po dziesięciu latach przypadek zrządził, że ją spotkał; oczy mu zaszły mgłą, w głowie mu się zakręciło, zaczął drżeć na całym ciele, kolana się pod nim ugięły, poczuł słabość, i to słabość śmiertelną. Jakże potem można powiedzieć, że się wie cokolwiek o swoim sercu... Pani się śmieje, droga pani Therbouche, pani w to nie wierzy?

Pani T h e r b o u c h e

Wprost przeciwnie, doktorze; mam przed sobą przykład zupełnie podobny.

Desbrosses

Naparstek pełen czarnego prochu. To nic. To tylko iskra ognia, to nawet mniej. A przecież...

Panna Dornet

A czymże jest najgwałtowniejsza z namiętności w pierwszej chwili? Uśmiechem, słowem, spojrzeniem, gestem, ruchem głowy, mrugnięciem oka, maleńkim nic.

Pani Therbouche

I to małe nic obaliło niejedno z cesarstw.

Desbrosses

Bardzo dobrze, drogie panie, bardzo dobrze. Kobiety, ach kobiety! Mówiłem sto razy, że gdyby chciały się w to wmieszać, musielibyśmy zamknąć nasz sklepik. Mają w sobie naturalną bystrość, której nie dorównamy przy pomocy naszych wszystkich, książek... Podczas kiedy my kręcimy się dookoła, one trafiają w samo sedno.

Pani Therbouche

Dosyć komplementów; same wiemy, co jesteśmy warte. Ale jaki wniosek z tych wszystkich pięknych historii, które pan nam naopowiadał?

Desbrosses

Jaki wniosek? Żeby niczego nie zaniedbać, niczemu nie ufać, drogie panie, trzeba zabezpieczyć się wszystkimi możliwymi sposobami.

Pani Therbouche

Pomału, doktorze. Liczba mnoga jest zbyteczna. Ja się tutaj nie liczę.

Desbrosses

Zgoda, łaskawa pani, ale nie znasz przyszłości, jaka cię czeka...

Tutaj Doktor przypomniał sobie, że zjadł lichy obiad i że jest głodny. Poczęstowano go chlebem i winem, brzoskwiniami i winogronami. Jadł z apetytem i wygłaszał myśli tak głębokie, że na próżno starałbym się je oddać. Dowodził naszym damom, że w naturalnym porządku, gdzie wszystko się ze sobą wiąże, nie ma rzeczy małych i najdrobniejsze są u początku rzeczy największych; tutaj odwoływał się do ich własnej historii. Ze zręcznością trudną do uwierzenia wplótł w to wszystko listy, pierścionki i portrety; Panna D o r net słuchała go z zapartym tchem. Mówił: „Jeżeli teraźniejszość jest ciążą, z której urodzić ma się przyszłość, trzeba na ciążę tę patrzeć jak na każdą inną ciążę i zrozumieć, jak niewiele potrzeba do zapłodnienia..." A na to Panna Dornet dodała: „Co za szkoda, że nie możemy zajrzeć do tej macicy." Doktor nic nie odpowiedział, ale utkwił w niej wzrok z wielkim zainteresowaniem, a nawet czułością, a Pani Therbouche szepnęła jej do ucha: „To chytra sztuka, nie mogę go przeniknąć. Przepowiedział mi w Stuttgarcie rzeczy niesłychane, które sprawdziły się co do joty."

Panna Dornet

Mówisz pani prawdę?

Pani Therbouche

Daję słowo. Miałam nawet pewne skrupuły, lękałam się, czy nie ma w tym jakiegoś diabelstwa, ale wydawał mi się zawsze godnym człowiekiem.

Desbrosses

O czym panie szepczą? Tylko od was zależy, żebym skorzystał z tego, co mówicie.

Panna Dornet

Pani Therbouche twierdzi, że wiesz pan o wiele więcej, niż chcesz powiedzieć.

Desbrosses

Jesteś pani osobą wielce niedyskretną.

Panna Dornet

Niech pan się niczego nie lęka, doktorze; nie jestem już dzieckiem i wiem, co można powiedzieć, a o czym lepiej zamilczeć. Niech pani zaręczy za mnie i poprosi...

Pani Therbouche

Doktorze, pan zna kobiety; jesteśmy bardzo ciekawe; panna Dornet chciałaby, żeby pan jej jednak powiedział.

Desbrosses

Co pani. chce, żebym jej powiedział? Nic nie wiem.

Pani Therbouche

Nigdy nie miałeś pan powodu żałować, doktorze, tego, coś mi powiedział. Znam pannę Dornet i mogę zapewnić, że zasługuje na pańskie zaufanie.

Desbrosses

Raz jeszcze powtarzam, droga pani, że nic nie wiem.

Pani Therbouche

Doktorku, drogi doktorku, nie wolno zasmucać tak pięknej damy, proszę jej powiedzieć...

Desbrosses chętnie by został czarodziejem, by zrobić przyjemność Pięknej Damie, ale była pierwsza w nocy i bardzo mu się chciało spać. Nadąsał się, wstał i znikł. Panna Dornet na próżno krzyczała ze schodów: „Panie doktorze, panie doktorze." Trzaśniecie bramy powiadomiło ją, że Doktor już jest na ulicy. Wróciła szczerze zmartwiona, że nie ofiarowała mu swojej karocy, przynajmniej wiedziałaby, gdzie mieszka... I oto nasze dwie panie zostały same.

Panna Dornet

Ach, droga pani Therbouche, mam nadzieję, że nie odmówisz mi tej przysługi.

Pani Therbouche

Jeżeli jest tylko w mojej mocy.

Panna Dornet

To człowiek zupełnie niezwykły.

Pani Therbouche

Za to mogę zaręczyć. Wiesz pani dobrze, co mi się przydarzyło w Paryżu. A więc, on mnie to wywróżył, i panią, i księcia Galicyna, i Stackes'a*, i panią de Rieben, i pana Diderot, i tego małego Chaberta; wszyscy jak żywi, brakło tylko imion. Naprzód traktowałam to jak wielkie brednie, myślę, że i pani nie mogłaby sądzić inaczej.

Panna Dornet

A może.

Pani Therbouche

Widocznie jesteś pani ode mnie bardziej przenikliwa.

Panna Dornet

Na Boga! Jeśli mówi mi ktoś rzeczy, o których tylko ja jedna wiem, muszę uznać, że je odgadł.

Pani Therbouche

Na ten argument nie ma odpowiedzi. Ale już późno, o jakiej przysłudze pani mówiłaś?

Panna Dornet

Pani go zobaczy?

Pani Therbouche

Mam, nadzieję.

Panna Dornet

Trzeba go było zaprosić na wieczór do mnie. Bylibyśmy tylko we trójkę i wyciągnęłybyśmy go na słówka.

Pani Therbouche

Ja, droga pani, nie chcę niczego wiedzieć.

Panna Dornet

A czemuż to?

Pani Therbouche

Będzie i tak, co ma być, i .po co się niepokoić z góry?

Panna Dornet

Ja mam zupełnie inne usposobienie. Mniej się przejmuję, jeśli wiem z góry, i może dlatego jestem taka ciekawska. Tak czy inaczej, niech przyjdzie; jeśli nie dla pani, to dla mnie.

Pani Therbouche

Jest tylko jedna maleńka trudność: on często dziwaczy i uparcie milczy.

Panna Dornet

Nie wygląda na to.

Pani Therbouche

Mówię pani, że całymi miesiącami potrafi nie wyjść z domu, całe tygodnie nie otworzyć ust; ze służbą porozumiewa się znakami. Niech pani nie myśli, że on jest zawsze taki, jakim go pani dziś zobaczyłaś. Odnalazł przyjaciółkę, którą stracił z oczu przed dwoma laty i teraz po raz pierwszy na nowo zobaczył; znalazł się w towarzystwie kobiety pięknej i młodej; musiałaś go pani szczególnie zainteresować, skoro tak długo tu zabawił.

Panna Dornet

On lubi kobiety.

Pani Therbouche

Piękne kobiety, do szaleństwa.

Panna Dornet

Pani mi go przyprowadzi?

Pani Therbouche

Zrobię, co będę mogła, więcej nie przyrzekam.

Panna Dornet

Miła, zrób to dla mnie; będę pani wdzięczna przez całe życie.

Pani Therbouche

A jeśli przyjdzie i usłyszysz rzeczy, którymi będziesz się potem zadręczać?

Panna D o r n e t

Mam mocną głowę i nie tak łatwo się poddaję.

Pani Therbouche

Ja na pani miejscu radziłabym się go tylko o zdrowie. Do czego mi się przydały jego przepowiednie? Do niczego. Na początku się z nich śmiałam; po raz drugi śmiać się nie będę.

Panna Dornet

Na wszelki wypadek wolę wiedzieć i naprawdę się pogniewam, jeżeli z naszego spotkania nic nie będzie.

Pani Therbouche

Nie chcę, żeby pani się gniewała, ale nie chcę potem słuchać pani wyrzutów.

Panna D o r n e t

Nigdy ich ode mnie nie usłyszysz.

Pani Therbouche

Nie zapomni pani, że stało się to wbrew mojej woli i że sama tego chciałaś?

Panna Dornet

Tak, tak, ja tego chciałam, ja tego chcę. A więc umówiłyśmy się, prawda?

Pani Therbouche

Niech tak będzie.

Panna Dornet

całując ją

Jest pani naprawdę urocza, moja droga.

Pozwoliłem, żeby minęło parę dni miedzy moją pierwszą wizytą i tą sceną. Panną Dornet znalazłem zatroskaną; spytałem ją o powody.

Panna Dornet

Nic mi nie jest.

Diderot

Nie mówisz pani prawdy. Co się stało?

Panna Dornet

Ja...

Diderot

Co?

Panna Dornet

Skoro już muszę wszystko wyznać, powiem panu, że spotkałam wcielonego diabła, który mi zawrócił w głowie.

Diderot

Zakochałaś się pani? Co w tym złego? Jeśli się pani spodoba, zatrzymasz go. Jeśli się nie spodoba, oddalisz.

Panna Dornet

Gdyby szło tylko o to!

Diderot

Ach, rozumiem; chcesz pani wyjść za niego za mąż.

Panna Dornet.

Za mąż! Nie zostałabym jego żoną za złoto całego świata, bałabym się, żeby pewnej pięknej nocy diabeł nie wypił mi krwi.

Diderot

Diabły już nie wypijają krwi. Możesz być pani zupełnie spokojna.

Panna Dornet

Czy widział pan pewnego tureckiego lekarza?

Diderot

Nie.

Panna Dornet

Bo on się do pana wybiera.

Diderot

Bardzo się cieszę. Ale co on ma wspólnego, ten turecki lekarz, z pani kłopotem?

Panna Dornet

Będziesz się pan śmiał ze mnie, jestem tego pewna; trudno. Spotkałam go w małym domku.

Diderot

U pani Therbouche?

Panna Dornet

Tak. To jej znajomy.

Diderot

A więc dobrze, ten znajomy pani Therbouche...

Panna Dornet

Zajrzał mi w oczy, obejrzał moją rękę; pomacał mnie, pomacał mnie znowu, rozmawiał ze mną, napisał mi i powiedział wszystko, co myślałam, wszystko, co robiłam, wszystko, co mi się zdarzyło od chwili, kiedy jestem na świecie.

Diderot

Bardzo wierzę. Ja bym także to potrafił.

Panna Dornet

Pan mnie zna, drogi przyjacielu, ale on mnie nie zna.

Diderot

Ale zna kogoś, kto panią zna, a to na jedno wychodzi..

Panna Dornet

Mówiłam, że mi się pan roześmieje w nos.

Diderot

Czy po to, aby się pani spodobać, mam uwierzyć w czary, duchy, astrologów? Ten mniemany lekarz turecki jest głupcem albo wielkim szelmą.

Panna Dornet

Że nie jest głupcem, mogę przysiąc; a na oszusta ani nie wygląda, ani nie mówi jak oszust.

Diderot

Musi dobrze znać swoje rzemiosło. I cóż on pani powiedział albo pokazał tak niezrozumiałego i przerażającego?

Panna Dornet

Głębie mojego serca; moje najskrytsze postępki, moje najtajniejsze myśli; to, o czym nikt nie wie poza moim nocnym czepeczkiem.

Diderot

Rozmawiał widocznie z pani czepeczkiem, który okazał się niedyskretny.

Panna Dornet

Dosyć żartów; powiedział, że jestem chora, i to bardzo chora.

Diderot

Nie jesteś pani zdrowa.

Panna Dornet

Zalecił mi kurację.

Diderot

Bardzo słusznie.

Panna Dornet

Żądał wyrzeczeń.

Diderot

Są wyrzeczenia, na które można się zgodzić.

Panna Dornet

Przywiązuje ogromną wagę do bagatelek.

Diderot

Trzeba wiedzieć, co to są te bagatelki?

Panna Dornet

Listy, klejnoty, portrety.

Diderot

I co on uważa?

Panna Dornet

Że wydzielają one coś takiego groźnego, już wiem: podobizny... tak, tak, podobizny, to jest właśnie to słowo... przyczepiają się one... do wiatrówki... tam, w oku...

Diderot

Pani chciała powiedzieć: do siatkówki.

Panna Dornet

Tak, tak, do siatkówki. Czy ma to jakąś podstawę?

Diderot

Myślę, że nic lepszego nie możesz pani zrobić, jak pozbyć się wszystkich przedmiotów, które wywołują przykre wspomnienia. To zawsze najpewniejsze.

Panna Dornet

Ale sprawiłoby mi to wielką przykrość.

Diderot

W takim razie zachowaj je pani.

Panna Dornet

Ale mój turecki lekarz nie chce się na to zgodzić.

Diderot

Niech pani go nie słucha.

Panna Dornet

A jeśli spadną mi ma głowę wszystkie nieszczęścia, które on przepowiedział?

Diderot

Jeśli pani zapewnia, że ten człowiek nie jest ani idiotą, ani szelmą, muszę przyjąć, że to wariat.

Panna Dornet

Mędrzec albo wariat, może w tej niepewności lepiej zgodzić się na jego obłęd?

Diderot

W takim razie niech pani się ich pozbędzie.

Panna Dornet

Kiedy tak przyjemnie, zwłaszcza na starość, rozpamiętywać swoje konkiety, patrząc na drobiazgi, które się otrzymało!


Diderot

Niech je pani zachowa.

Panna Dornet

Ale on opowiada o wypadkach, które ścinają krew w żyłach.

Diderot

Niech pani się ich pozbędzie.

Panna Dornet

W tych pańskch: ,,Niech je pani zachowa", „Niech się pani ich pozbędzie", jest ironia i obojętność oburzająca.

Diderot

Jeśli pani woli, niech pani zrobi jedno i drugie.

Panna Dornet

Ale jak to zrobić, drogi przyjacielu?

Diderot

Niech pani mnie je powierzy.

Panna Dornet

Zobaczę jeszcze. Tymczasem, jeśli mój turecki lekarz przyjdzie do mnie na obiad albo jeśli zaprosi nas do siebie na wieczór, przyjdzie pan, dobrze?

Diderot

Bardzo chętnie.

Panna Dornet

Czy pan wie, że on zapowiedział, że pana wyleczy.

Diderot

Ja nie jestem chory.

Panna Dornet

Jesteś pan najbardziej upartym niedowiarkiem, jakiego kiedykolwiek widziałam.

Diderot

Wychodzi mi to na zdrowie.

Panna Dornet

Jeśli dotrzyma nam słowa...

Diderot

Nie dotrzyma, ja pani to mówię.

Panna Dornet

A to dlaczego?

Diderot

Bo tacy ludzie wiedzą dobrze, z kim mają do czynienia.

Panna Dornet

Czy to ma znaczyć, że obie z panią Therbouche jesteśmy wielkimi głuptaskami?

Diderot

Nie. Ale... Widzę oto pana Naigeon*. Już wchodzi i myślę, że jeśli pani odrobinę zależy na jego szacunku, będzie rozsądniej, jeżeli mu się nie będziesz zwierzać z tej dziecinady.

Panna Dornet

Nie mam najmniejszego zamiaru. Pan jesteś tolerancyjny, ale on nie jest.

Diderot

Bądźmy cicho.

Wszedł Naigeon i pożegnałem się dopiero wtedy, kiedy rozmowa przybrała nowy obrót i mogłem liczyć, że już nie będzie mowy o tureckim lekarzu. I rzeczywiście Panna Dornet nawet o nim nie napomknęła.

Oto gdzie trzymamy. Wszyscy zostali umówieni na kolację, ale nie u Pięknej Damy, tylko u lekarza. Zobaczymy, co się stanie.

Nic się nie stało. Miałem popiersie księcia, mieliśmy dostać drugie, które byłoby popiersiem księżniczki. Odpowiednio przygotowane manekiny nałożylibyśmy na oba popiersia; ubralibyśmy je według naszej fantazji i postawilibyśmy w głębi małego pokoju wysłanego czernią. Twarze obu biustów, powleczone fosforem, ochraniane byłyby od zetknięcia z powietrzem, a w pokoju zostałaby rozpylona para kamfory. Piękna Dama miała wejść, trzymając w ręku zapaloną świeczkę; od niej zajęłaby się para kamfory i zapaliła fosfor; płonący fosfor oświetliłby twarze księcia i księżniczki. Panna Dornet zobaczyłaby księcia i w tym momencie oba duchy by zniknęły dzięki zapadni, która by się otworzyła i zamknęła za nimi. Ale Desbrosses na parę dni przed tym kuglarstwem strzelił sobie w łeb dwukrotnie z pistoletu i dalszy ciąg dobrze czy źle pomyślany nigdy nie nastąpił.


PANI THERBOUCHE W PARYŻU

(Fragment z Salonu, roku 1767)

Pani Therbouche do obrazu, za który została przyjęta do Akademii, dołączyła głowę poety namalowaną z werwą i soczystą w kolorze. Inne jej portrety są zimne, jedyną ich zaletą jest podobieństwo, poza moim, który jest bardzo podobny. Jestem na nim nagi do pasa, robota, blask i sposób malowania ciała przewyższa Roslina* i każdego innego z portrecistów Akademii. Powiesiłem go naprzeciwko portretu Van Loo*, któremu spłatał wielkiego figla. Był tak uderzająco podobny, iż moja córka mówiła, że ucałowałaby go sto razy w czasie mojej nieobecności, gdyby go się nie bała uszkodzić. Pierś malowana jest znakomicie, przejścia świateł i cieni, zagłębienia i wypukłości są prawdziwe.

Kiedy głowa była skończona, przyszedł czas na szyję, zakrywała ją górna część mojego ubrania, co przeszkadzało artystce. Aby jej ułatwić pracę, wszedłem za kotarę, rozebrałem się i stanąłem przed nią jak model akademii. „Nie miałam odwagi panu tego zaproponować — powiedziała mi — ale dobrze pan zrobił i bardzo panu dziękuję." Byłem nagi, ale to nagi zupełnie. Malowała mnie i rozmawialiśmy z prostotą i niewinnością godną pierwszych wieków.

Ponieważ od czasu grzechu Adama nie wszystkie członki naszego ciała są nam tak posłuszne jak ręka i są również i takie, które chcą, kiedy syn Adama nie chce, i które nie chcą, kiedy syn Adama bardzo by chciał, na wypadek, gdyby mi się coś takiego miało zdarzyć, przypomniałem sobie słowa Diogenesa do młodziutkiego zapaśnika: „Synu mój, niczego się nie lękaj, ja jestem dużo poczciwszy od niego!"

Gdyby kobieta ta przeszła się trochę po Salonie, zobaczyłaby, z jakim lekceważeniem spotykają się obrazy nieporównanie lepsze od jej własnych,

Et pueri nasum rhinocerontis habent (Martialis, Epig., I, IV, 6) *.

i odjechałaby nieco zdumiona surowością naszych sądów, mniej uparta, mniej pyszna i bardziej doświadczona.

Wbiła sobie do głowy, aby uzyskać zamówienie na obraz od króla. Mówiłem do niej: „Jakżeż można żądać, aby zamówienie takie dane zostało cudzoziemce wbrew opinii artystów tego kraju, który pod tym względem podobny jest do każdego innego, i to od ministrów odmawiających zaliczek na dzieła, jakie sami zamówili, artystom największej miary? Albo pani odmówią, albo nie zostaniesz pani zapłacona."

I rzeczywiście, nie do mnie ani do moich przyjaciół, którzy by się niebacznie zdradzili ze swoich wpływów w wysokim miejscu, należy staranie się o taką niesprawiedliwość. To rzecz zwyczajna dla Wielkich na dworze, to ich codzienne zajęcie. Aby się tak stało, pruską damę, która wylądowała w Paryżu, musiały poprzedzić i wesprzeć niesłychane pochwały cudzoziemskich ambasadorów, którzy znają tylko swój własny kraj. Nasi dworacy powtórzyli je za nimi natychmiast jak echo. Zawieziono ją do Wersalu, fetowano ją tam i otaczano, inaczej by jej nigdy nie przyszło do głowy, żeby ubiegać się o przyjęcie do Akademii, która by zresztą może i odmówiła, bo Paryż niechętnie przyłącza się do zachwytów Fontainebleau. Ale wtedy skrupiłoby się wszystko na biednej Akademii i stałaby się znowu przedmiotem szyderstwa dworaków. Maczał w tym palce Liotard* i inni — rola niezbyt zaszczytna. Zaraz by zaczęto szczekać, zaraz by powiedziano: „Oni tego nie chcą, i co z tego; król musi mieć jeden albo kilka obrazów kobiety tak sławnej!" Wtedy Cochin* wiedząc, że interesuje się tym jego przyjaciel Diderot, poparł prośbę Prusaczki i ten (maleńki ciężar przeważył szalę. Artyści zaczęli krzyczeć, odpowiedziano im: ,,Do stu diabłów, czego chcecie? Protekcja!" Tak przywykli do tego słowa, że umilkli, i skończyło się wszystko na śmiechu.

Gdyby pani Therbouche miała lepszych doradców, ruszyłaby w dalszą drogę i wróciłaby okryta laurami włoskiej Akademii, łatwiejszymi do uszczknięcia i lepiej pachnącymi w Niemczech od naszych. Ale chciała mieć rozgłos we Francji; przyrzekła sobie, że będzie miała rozgłos we Francji. Krewni i przyjaciele, wielcy i mali mówili jej, kiedy wyjeżdżała: „Ale we Francji dopiero zdobędziesz pani rozgłos!" Przyjeżdża, zwraca się do ludzi najbardziej zblazowanych na punkcie malarstwa, którzy jeszcze dobrze, jeśli raczą się spojrzeć i potaknąć głową. Upiera się, zamazuje dwadzieścia płócien, jedno po drugim; pokazuje, czeka, nic sobie nie da wytłumaczyć. Tymczasem pobyt jest kosztowny i długi, wstyd prosić bliskich o nowe środki, i oto znalazła się w strasznej sytuacji, skąd wydobywa się, jak może, z pomocą biednego filozofa, dobroczynnego i ludzkiego ambasadora i szlachetnej władczyni.

Biedny filozof, który jest wrażliwy na nędzę, ponieważ sam jej doświadczył; biedny filozof, który powinien zająć się własnymi sprawami, a traci czas dla pierwszego lepszego, który się nawinie; biedny filozof zamęczał się przez dziewięć miesięcy, aby wyżebrać zamówienia dla Prusaczki. Biedny filozof, którego zainteresowanie zostało opacznie pojęte, spotkał się z kalumniami i mówiono o nim, że śpi z kobietą, która nawet nie jest ładna. Biedny filozof stanął przed okrutną alternatywą: albo pozostawić nieszczęsną jej własnemu losowi, albo pozwolić, żeby dano wiarę pogłoskom uwłaczającym dla niego i zgubnym dla tej, której pomagał. Biedny filozof zaufał niewinności swoich postępków i zlekceważył ostrzeżenia, które każdego innego powstrzymałyby od spełnienia dobrego uczynku. Biedny filozof obłożył podatkiem wielkich i małych, obojętnych i przyjaciół i zdobył dla rozrzutnej artystki sumę pięciu albo sześciuset dukatów, z których po sześciu miesiącach nie pozostał nawet jeden szeląg. Biedny filozof dwadzieścia razy uratował Prusaczkę od więzienia za długi. Biedny filozof powstrzymał wściekłość wierzycieli, którzy uczepili się kół dyliżansu, kiedy odjeżdżała Prusaczka; biedny filozof zaręczył za jej uczciwość. Czegóż biedny filozof nie zrobił dla niej! I jaka była nagroda, którą uzyskał? — Zadowolenie ze zrobienia dobrego uczynku... — Bez wątpienia, ale poza tym, tylko dowody najczarniejszej niewdzięczności. Niegodna Prusaczka twierdzi obecnie, że przeze mnie nie zrobiła kariery w Paryżu i że zmusiłem ją do wyjazdu w momencie, kiedy była bliska największych zaszczytów. Niegodna Prusaczka nazywa naszych La Grenee, Vienów i Vernetów* podłymi knociarzami. Niegodna Prusaczka zapomniała o swoich wierzycielach, którzy mnie bez przerwy nachodzą. Niegodna Prusaczka obiecała namalować obrazy, za które wzięła pieniądze i których nigdy nie zrobi. Niegodna Prusaczka obrzuca obelgami swoich dobroczyńców. Niegodna Prusaczka... jest szalona i niegodziwa. Niegodna Prusaczka dała biednemu filozofowi dobrą lekcję, z której nie skorzysta, ponieważ zostanie dobry i głupi, tak jak go Pan Bóg stworzył.

SAMOBÓJSTWO PANA DESBROSSES (Fragment z Salonu roku 1769)

Jeżeli powiedzą wam, że zabijają się tylko szaleńcy, nie wierzcie temu. Protestuję w imieniu tego biednego Desbrosses'a, który panował nad sobą, tak jak żaden człowiek nigdy nad sobą nie panował; Katon nie miałby od niego więcej zimnej krwi. Zostawił wiele listów i każdy z nich miał ton, jaki powinien mieć, zależnie od charakteru adresata. Jak mędrzec, który wyrusza w daleką podróż, nie zapomniał o niczym; porządek, w jakim zostawił swoje sprawy, jest arcydziełem.

Przyszedł do mnie w sobotę, usiadł i powiedział: „Wywróżyłeś mi pan, że mój niepoczyta1ny braciszek doprowadzi mnie do ruiny i że nie wyjdę już z tego. Pańska przepowiednia się sprawdziła: oto stoję między utratą honoru i śmiercią, i nie możesz pan wątpić, że już dokonałem wyboru!"

Mówił to z takim spokojem i flegmą, jakby rzecz dotyczyła kogoś zupełnie obcego; twarz jego nie zdradzała najmniejszego poruszenia. I właściwie czemuż ten, kto patrzy na życie z wielkiej odległości i przekonał się, że jest ono bardzo nędznym podarkiem, że śmierć jest niczym i że przejścia można dokonać bez bólu, miałby doświadczać jakiegoś niepokoju?

Odpowiedziałem mu, że gdyby był dotknięty jakąś straszną chorobą, na którą nie ma lekarstwa, z miejsca mówilibyśmy o czymś innym, ale że nigdy nie uwierzę, aby tak rozumny i dzielny człowiek miał pożegnać się z życiem z powodu pieniężnych tarapatów i utraty zaufania. ,,Ile masz pan lat? — zapytałem. — Trzydzieści jeden. — Jak to! Pan, który jesteś tak młody, masz żelazne siły, zimną głowę i dobrze poznałeś świat, nie doceniasz walorów, jakie masz w ręku?" Mówiłem o jego życiu jak o procentowym papierze. Przedstawiałem mu, że Samuel Bernard w wieku osiemdziesięciu lat gotów był pozbyć się całej swojej fortuny i wyjść w jednej koszuli na ulicę, i to w trzaskający mróz, pod warunkiem, że odzyska młodość, tak był pewien, że w krótkim czasie dojdzie do dwukrotnie większych pieniędzy.

„Trzeba, drogi panie — dodałem — wydrzeć pańskim wierzycielom niewielką sumkę, skoczyć w dyliżans i poszukać gdzie indziej fortuny. Znajdziesz ją pan, w ciągu dziesięciu lat popłacisz dawne zobowiązania, staniesz się człowiekiem bogatym i będziesz dziękował przypadkowi, który cię zaprowadził był do mnie, abym ci wybił z głowy ten nieszczęsny zamysł." Dałem mu przykład jednego z moich znajomych, który trzykrotnie został zrujnowany; uśmiechnął się i zaczęliśmy mówić o rzeczach obojętnych, on, tak jak i ja, z całą swobodą, zimną krwią i rozsądkiem. Podano do stołu; zapraszam go, odmówił; pożegnaliśmy się i po chwili dowiaduję się, że strzelił sobie w łeb z pistoletu. Dziś od rana cały czas o nim myślałem, aż w końcu uspokoiłem się trochę, kiedy zapewniono mnie, że padł trupem na miejscu. Znaleziono go z głową opartą o stół przed portretem króla pruskiego.

PRZYPISY

MISTYFIKACJA, CZYLI HISTORIA PORTRETÓW

• Książę Dymitr Galicyn (1738—1803), ambasador rosyjski w Paryżu, należał do bliskich przyjaciół Diderota. Za pośrednictwem Galicyna Katarzyna II, chcąc pomóc filozofowi, nabyła od niego bibliotekę z warunkiem, że (pozostawia mu ją aż do śmierci. Z Amelią de Schmettau 'książę .poznał się i ożenił latem r. 1768.

• Panna D o me't albo d'0rnet jest itakże osobą rzeczywistą. Pisze o niej Diderot parokrotnie w li­stach do swojej przyjaciółki, Zofii Volland. Piękna Dama przebywała z nią razem na zamku w Chalong u Galicyna.

• Pand. Therbouche, pruska malarka, pnzy jechała .z Berlina do Paryża wczesną wiosną 1767 r. Diderot pozował jej do portretu i rozebrał się do naga, jak to opisuje w Salonie roku 1767. Miał wtedy pięć­dziesiąt cztery lata. Pani Therbouche jesienią r. 1788 mieszkała w „małym domku Faleoineta". Potem prze­niosła się do zajazdu, aż w końcu udało się Dide­rotowi wysłać ją szczęśliwie do Brukseli.

* Domek Falconeta znajdował się przy ulicy d'Anjou, wówczas jeszcze na przedmieściu Paryża. Kiedy Falconet wyjechał w r. 1766 do Petersburga, aby na zamówienie Katarzyny wykonać pomnik Piotra Wielkiego na koniu, pozostawił swój domek pod opieką Diderota.

*Bonvalet-Desbrosses jest także postacią autentyczną, ale samobójstwo jego jest późniejsze o rok od rzeczywistej historii portretów Galicyna. Desbrosses był agentem giełdowym, zastrzelił się jesienią r. 1769.

* Stackes najprawdopodobniej oznacza Stackelberga, rosyjskiego ambasadora w Hiszpanii, który (przejeżdżał w tym czasie przez Paryż. Później Stackelberg był ambasadorem rosyjskimi w Warszawie.

* Jacques-Andre Naigeon (1738—1840), literat, racjonalista, przyjaciel Diderota. Po śmierci filozofa, za czasów Rewolucji, wydał pierwsze zbiorowe wydamie jego dzieł. Diderot w listach .nieraz wyśmiewał się z jego „zasadniczości" i nazywał go „małym, zakochanym dewotem''.

* Alexaindre Roslin (1718—1793), malarz francuski pochodzenia szwedzkiego. Diderot w jednym z Salonów wydrwił jego portret króla, który pokazywał całą śmieszność dworskiego stroju, peruk i hartów.

* Louis-Michel V a n L o o albo Vanloo (1707—1771) był również bliskim przyjacielem Diderota i wbrew jego zdaniu zostawił najlepszy portret pisarza. Ten bardzo wybitny portrecista był uczniem swojego ojca, sławnego malarza Jana Baptysty Van Loo.

*Et pueri nasum rhinocerontis habent. Co tu wrzasków szyderczych: starcy i młokosy, Ba, niemowlęta mają rynocerów nosy! ,'Martialis, Epigrammata — I, IV, 6; przeł. Jan Czubek.

182


* Jean-Etienne Liotard (1702-^1790), doskonały por­trecista szwajcarski i jeden z pierwszych malarzy europejskich uprawiających tematykę orientalną.

* Charles-Nicolas C o chin (171&—1790), analkomity rytownik i ilustrator.

* Jean-Louls-Francois La G renę e (1724—1806) albo Lagrenee od 1755 r. ibył członkiem Akademii. Katarzyna II mianowała go pierwszym malarzem dworu i dyrektorem Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. Diderot krytykował go za nadmiar alegorii i sztuczność kompozycji. Jean-Jaeques (1739—1821), jego brat, był znakomitym malarzem na szkle i porcelanie. Joseph^Marie V i e n (1716— 1809), malarz bardzo wybitny, cenił wysoko stu­dium natury i antyku. Dawid był jego uczniem. CIaude-Joseph V e met (1714—1789), wspaniały malarz okrętów i morza. Niezwykle wysoko cenili @o impresjoniści.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Diderot Denis Mistyfikacja
Diderot Denis Zakonnica
Diderot Denis ROZMOWA OJCA Z DZIEĆMI
Diderot Denis Dwaj przyjaciele z Bourbonne
Diderot Denis Kubus Fatalista i jego pan
Diderot Denis Zakonnica
Diderot Denis Niedyskretne klejnoty
Diderot Denis PANI DE LA CARLIERE
diderot denis kubus fatalista i jego pan
Diderot Denis DWAJ BRACIA
Diderot Denis PRZYCZYNEK DO PODRÓŻY BOUGAINVILLE A
Diderot Denis Zakonnica
Diderot Denis Kubuś fatalista i jego pan
Diderot Denis SEN D ALEMBERTA
Diderot Denis KUZYNEK MISTRZA RAMEAU
Denis Diderot Kubuś fatalista i jego pan
Denis Diderot Kubuś fatalista i jego pan
Denis Diderot Kubus Fatalista i jego pan
Denis Diderot Jacques le fataliste et son maitre

więcej podobnych podstron