JAK TO BYWA
JAK TO BYWA W MEJ CHACIE, KIEDY JESTEM PO WYPŁACIE,
GDY DO DOMU POWRACAĆ MAM CHĘĆ.
WTEM SPOTYKAM PRZYJACIELA, KTÓRY WCIĄŻ MNIE
ROZWESELA, CHOĆ WYPIJEM JEDNEGO TO NIE GRZECH.
I NIE DŁUGO JUŻ RAZEM ZNAJDUJEMY SIĘ W BARZE,
A ORKIESTRA SKOCZNEGO NAM RŻNIE.
GRAJĄ POLKI I OBERKI TAŃCZĄ SZKLANKI I BUTELKI,
NAWET ORMO DO TAŃCA SIĘ RWIE.
NA ZEGARZE JUŻ PÓŹNO W BARZE ROBI SIĘ LUŹNO,
W MEJ KIESZENI TEŻ PUSTO JUŻ JEST.
KELNER Z GNIEWU SIĘ POCI, KTO RACHUNEK ZAPŁACI,
I ZA KOŁNIERZ WNET BIERZE JUŻ MNIE.
A WTEM ZJAWIA SIĘ WŁADZA I DOPAKI MNIE WSADZA,
A W MEJ GŁOWIE POZOSTAŁ TYLKO SZUM.
ZDAJE MI SIĘ, ŻE TO W BARZE GRA MI KTOŚ NA
GITARZE KELNER KRZYCZY DWIE CZYSTE I RUM.
A NA ZAJUTRZ RANIUCHNO WRACAM Z PAKI CICHUCHNO,
WYMYŚLIŁEM DLA ŻONY BAJEK MOC.
ŻE ZBÓJCY MNIE NAPADLI I OSZCZĘDNIE OKRADLI,
CÓŻ JA BIEDNY PRZEŻYŁEM W TĘ NOC.