ŚCISŁA TAJEMNICA
EROTOMANIA U KOBIET:
ZROZUMIENIE I LECZENIE
Donald Weiss, Ph.D.
_____________________________________________
WPROWADZENIE
Spotkacie się w tej książce z najodważniejszymi kobietami w Ameryce - kobietami, które są na różnych etapach zdrowienia z erotomanii. Uzależnienie od seksu pchnęło je na szlak nie kończących się aktów seksualnych, romansów i zauroczeń, niszcząc je same i ich bliskich.
Pod pozorami normalności, erotomanki prowadzą drugie, potajemne życie, w którym używają seksu i miłosnych związków do znieczulania dawnych cierpień (jak wykorzystanie czy opuszczenie w dzieciństwie) oraz radzenia sobie z bieżącymi stresami i lękiem. Niezależnie od form, jakie przybiera ich nałóg, jak i jego zastosowania, wchodzą one na opadającą spiralę, gdzie zaspokojenie i miłosny haj staje się ważniejsze niż coraz więcej innych rzeczy, na których im zależało.
Uzależnienia od lat są częścią współczesnej kultury. W połowie lat trzydziestych, po raz pierwszy jako cywilizacja spojrzeliśmy na alkoholizm jako na uzależnienie. Jednak przez wiele lat był on uważany za typowo męską przypadłość - do czasu, kiedy Bety Ford przełamała mit jednej z płci w dziedzinie, przyznając się publicznie do swojej choroby. W latach osiemdziesiątych zaczęliśmy identyfikować jako uzależnienie erotomanię i leczyć ją. Również w tym przypadku do niedawna utrzymywał się mit, że erotomania dotyczy tylko mężczyzn. Kobiety, które przemówią na stronach tej książki, burzą ten stereotyp. Erotomania to problem „uniwersalny” - nie omija żadnej kultury, żadnego środowiska ani żadnej z płci.
W naszych badaniach wzięły udział dwadzieścia cztery kobiety. Ich doświadczenia pomagają nam lepiej rozumieć, czym jest uzależnienie od seksu. Nie są one przedstawicielkami półświatka, czy narkomankami sprzedającymi się za działkę. Spotkacie wśród nich lekarki, prawniczki, projektanki zieleni, agentki handlowe, żony, matki czy gorliwie praktykujące, religijne osoby. Erotomanką może stać się każda kobieta. Prowadzi ona wtedy życie podwójne, pełne tajemnic i skrywanego wstydu. Tylko ona wie, jak bardzo cierpi z tego powodu.
Badane erotomanki zdecydowały się przemówić w nadziei, że pomoże to innym przełamać wstyd i uwolnić tajemnice. Poniższa statystyka przybliży wam, kim są na codzień. Pięćdziesiąt sześć procent z nich to osoby zamężne, dwadzieścia dwa procent - rozwiedzione i dwadzieścia dwa procent - samotne. Pięćdziesiąt osiem procent z nich pracuje na pełnym etacie, dwadzieścia dziewięć prowadzi dom wychowując dzieci, szesnaście procent posiada własną firmę. Pięćdziesiąt osiem procent z nich jest matkami, wśród których przeciętna liczba posiadanych dzieci wynosi dwoje. Średnia liczba lat spędzonych przez nie w czynnej erotomanii wynosi dwadzieścia jeden. Większość z nich była wykorzystana w dzieciństwie. Ich wypowiedzi płyną prosto z serca. Wierzymy, że i tobie dodadzą one odwagi i pomogą ci zacząć zdrowieć ze wszystkich tajemnic, jakie posiadasz.
Tytu³ Orygina³u:
SHE HAS A SAECRET - Understanding and Treating Female Sexual Addiction
By D. Wiess, Ph.D. & Contributing Female Sex Addicts
Discovery Press, Forth Worth 2000, Texas, USA
_________________________________________________________
Spis Treści:
ROZDZIAŁ I UKRYTE FANTAZJE str 3
ROZDZIAŁ II UKRYTA MASTRUBACJA str 6
ROZDZIAŁ III SKRYCIE OGLĄDANE OBRAZY str 12
ROZDZIAŁ IV UKRYTE SEKSUALNE WYKORZYSTANIE str 15
ROZDZIAŁ V UKRYTE CYKLE str 19
ROZDZIAŁ VI UKRYTA EROTOMANKA str 24
ROZDZIAŁ VII UKRYWANE KONSEKWENCJE str 26
ROZDZIAŁ VIII UKRYTA ANOREKSJA str 34
ROZDZIAŁ IX ZŁAMANIE TAJEMNICYPięć zasad zdrowienia str 38
ROZDZIAŁ X UZDRAWIANIE CIAŁA str 42
ROZDZIAŁ XI UZDRAWIANIE DUSZY str 44
ROZDZIAŁ X UZDRAWIANIE DUCHA str 47
ROZDZIAŁ XIII ODŻAŁOWYWANIE str 49
ROZDZIAŁ XIV PORADY str 53
ROZDZIAŁ XV PROGRAM DWUNASTU KROKÓW str 54
ROZDZIAŁ I
UKRYTE FANTAZJE
Życie wielu kobiet, które muszą nosić seksualne i miłosne sekrety, gmatwa się i rozpada wskutek erotomanii. W najbliższych rozdziałach spotkasz się w wieloma z nich i poznasz ich, odkrywane z głębi duszy, seksualne tajemnice oraz to, jaki wpływ mają na większość aspektów ich życia. Choć uzależnienie jest u tych kobiet podobne, cytowane historie różnią się od siebie. Są pogrupowane tematycznie, więc każdy rozdział otworzy przed tobą inne drzwi, za którymi czai się ukryte, nałogowe życie. Zostały one przedstawione w tej książce, abyś mogła lepiej zrozumieć czym jest uzależnienie od seksu i tzw. miłości wśród kobiet i skąd się bierze ich tak paląca potrzeba zdrowienia. Wyznania zebrane w tym rozdziale dotyczyć będą erotycznych fantazji.
Abby: Miałam skłonność do fantazjowania podczas masturbacji. Wiem, że gdy mężczyźni to robią, wizualizują sobie zwykle jakąś konkretną kobietę, jej specyficzne cechy ciała, itd. Moje fantazje nigdy jednak nie dotyczyły konkretnej osoby. Dopadała mnie intensywna tęsknota za samym seksem i za fizycznymi częściami ciała, które ma w tym celu mężczyzna. Mógł więc to być każdy. Nie obchodziło mnie, jaka twarz jest przyczepiona na drugim końcu ciała. Najczęściej wyobrażałam sobie, że dany akt seksualny mam z mężem. Oczywiście, ponieważ nigdy nie miałam męża, znaczy to, że pragnę wyjść za mąż w przyszłości.
Constance: Odkrywam, że mam tym większą skłonność do seksualnego fantazjowania, im większy trapi mnie emocjonalny ból lub im bardziej chcę uniknąć trudnej sytuacji.
Debra: Fantazjowanie to największa część mojego nałogu i w tej sferze mam najwięcej kłopotów z osiągnięciem trzeźwości. Zaczęłam fantazjować od momentu, gdy odkryłam masturbację.
Evelyn: Używałam do onanizmu uporczywych, degradujących fantazji, w których nieświadomie starałam się oddać nadużycia, jakich doświadczałam w dzieciństwie. I dopiero od kilku ostatnich miesięcy - a leczę się już prawie sześć lat - zaczęło do mnie docierać, jak bardzo rani i szkodzi mi masturbacja.
Julie: Fantazjowanie to dla mnie wielki problem. Zawsze wyobrażałam sobie w łóżku innych partnerów niż ten, z którym aktualnie się „kochałam”. Kiedy zaczęłam czuć fizyczny pociąg do chłopców, zaczęłam myśleć o nich przy masturbacji. W ten sposób swój pierwszy stosunek odbyłam z fantazjami. Od tamtego czasu bardzo trudno jest mi podniecić się seksualnie bez fantazji. Mój seksualny świat obracał się stale wokół faceta, którego w tym dniu widziałam na filmie lub nawet w prawdziwym życiu.
Dziś mogę zrozumieć, jak może być piękne i dodawać ducha zdrowe, nieobsesyjne fantazjowanie o chłopaku, z którym buduje się związek. Wiem jednak, że fantazjowanie o innych partnerach, zwłaszcza gdy żyje się w monogamicznej, trwałej relacji, jest bardzo niszczące tak dla własnego ja, jak i dla związku. Czuję, że to jest największy budulec dla zdrady.
W procesie zdrowienia staram się przeprogramować swoje procesy myślenia - kierować je coraz bardziej na rzeczywistość. Dopuszczam jedynie czasem fantazje na temat mojego męża. Trenuję mój mózg tak, by widzieć, że podniecanie się innymi jest dla mnie destrukcyjne, a moim mężem - ekscytujące. (Dziś on naprawdę taki dla mnie jest.)
Laura: Fantazjowanie pochłaniało mnie tylko częściowo. Dotyczyło ono jednego, czy niewielu facetów, obiecujących mi gwiazdkę z nieba i wszystko, w co chciałam wierzyć i od nich słyszeć.
Tina: Fantazje grały główną rolę w moim uzależnieniu. W wieku jedenastu lat dostałam miesiączkę, a moja matka nigdy nie uprzedzała mnie o zmianach jakie we mnie nastąpią. Może i próbowała, ale tak czy inaczej nie wiedziałam, sobie poradzić z moim pierwszym okresem. Ponieważ miałam już stały kontakt z pornografią i tzw. powieściami dla dorosłych, mogłam wnieść te obrazy i słowa jako paliwo do moich seksualnych fantazji. Z miesiączką „poradziłam sobie” za pomocą masturbacji. Od tej pory przez parę lat mentalnie uprawiałam seks, gdzie nie było ograniczeń, zanim złamałam granicę fizyczną i uruchomiłam się z partnerami. Pierwszy raz miałam stosunek w wieku czternastu lat, z równotatkiem. To doświadczenie nawet częściowo nie zbliżyło się do obrazów, które miałam w głowie.
Wraz z narastaniem erotomanii zaczęłam wcielać moje fantazje w fizyczne przeżycia. Jedyne momenty seksualnej satysfakcji miewałam z ludźmi, którzy podobnie jak ja byli uzależnieni od seksu, lub gdy wchodziłam w zakazane kontakty. Myślę, że moje podniecenie czerpałam w nich ze scenariusza oszukaństwa, na jakim bazują - z fantazji kolejnej mydlanej opery. Pierwszą zaczęłam realizować w wieku dziewiętnastu lat. Był to dwuletni związek z człowiekiem innej rasy. Po to wybrałam takiego, aby rodzice zabraniali mi spotkań. Okłamywałam ich za każdym razem, wychodząc na randkę z tym człowiekiem. Nie wiedzieli ani gdzie idę, ani z kim. Nauczyłam się trzymać tę relację jak najdalej od domu i rodziny. Po dwóch latach wpadałam na potwornym kłamstwie. Zamiast nowej wojny rodzice powiedzieli, że jeśli ten chłopak tak wiele dla mnie znaczy, to mi pozwalają. Zerwałam z nim w ciągu trzech tygodni. Ten wzorzec - potrzeba zakazania i tajności - umacniał się we mnie przez następne lata. Wniosłam go w dorosłe życie. Stale tkwiłam w jakimś „trwałym” związku i dopiero wtedy smakowało mi chodzenie na boki. Wchodząc w pierwsze małżeństwo nie wierzyłam, że wniosę w nie ten schemat. Jednak wniosłam, i zniszczył je, i następne.
Rhonda: Fantazje to coś, z czym zawsze się borykałam. Gdy patrzę wstecz, nie jestem pewna, czy w ogóle żyłam kiedyś w innym stanie umysłu. Byłam pewna, że gdzieś jest TA „miłość”, ale jedynym środkiem, by się do niej zbliżyć, było moje ciało i seks. Oferowałam je więc, by przeżyć kolejny zwód. Stało się to dla mnie dużym problemem jeszcze w szkole średniej. Myślałam, że seks daje mi pewnego rodzaju władzę nad mężczyznami. Nigdy się nie odsłaniałam, by nie dać się zranić. Jednak każdy z moich kochanków faktycznie mnie ranił. Było ich bez liku. Zaprzeczanie, że po każdym czuję się zraniona, nie likwidowało bólu. Małżeństwo też mnie rozczarowało; nie byłam centrum uwagi męża - nawet w łóżku, gdzie, jak myślałam, muszę być. Pożądałam takiego podniecenia, jakie dawała mi zakazana „miłość”. Między romansami pożerałam książki i filmy na ten temat. We wszystkim, co robiłam, bawiłam się tym tematem. Nawet idąc na zakupy łapałam się na tym, że wodzę wzrokiem za facetami i fantazjuję o tym, że mnie pragną. W fantazjach nie było żadnych tabu.
Myślę, że chodziło tu generalnie o pożądanie uwagi. Zawsze w swoich fantazjach stawiałam się w centrum zainteresowania każdego mężczyzny. Stawianie się w nich pozycji osoby nagabywanej i ulegającej zwalniało mnie z odpowiedzialności za to, co robię. Dziś widzę to całkiem inaczej. Biorę swoją odpowiedzialność i nie siedzę na różowej chmurce. Trudno mi nawet uwierzyć, że kiedyś siedziałam. Że na przykład miałam listowno-telefonicznego kochanka, o spotkanie z którym przez trzy lata dosłownie się zabijałam. Siedział po uszy w takich wzorcach jak obsesyjne uczuciowe przywiązanie i samookaleczenia. Fotografowałam się dla niego z wbijanymi w różne miejsca ciała igłami - o ile byłam w stanie się przemóc, by się wkłuć - i wysyłałam mu te zdjęcia. Odkryłam, że widok wbitych w siebie igieł daje mi przedziwny rodzaj „kopa”. Wiedziałam, że zaszło to już zbyt daleko, byśmy mogli się spotkać, a jednak ciągnęłam tę relację. Teraz napawa mnie to lękiem, ale wtedy byłam w takich fantazjach, że erotyzował mi się własny ból. Potworność!
Francine: Fantazjowanie idzie ręka w rękę z moim uruchamianiem się i wygląda jak szklana góra, na którą nie można się wspiąć. Na tym etapie zdrowienia jeszcze nie potrafię się z tym rozstać do końca. Przeżywam lęk, przerażenie, osamotnienie i uczucie rozpadania się. Czuję, że będzie to strasznie trudne, podjąć ostateczną decyzję.
Margaret: W większości moich fantazji byłam raniona i/lub gwałcona. Dziś wiem, że jest to głęboko zakorzenione w moim seksualnym wykorzystaniu w dzieciństwie. Te dwie rzeczy - erotomania i wykorzystanie - są u mnie bardzo związane.
Kittie: Pierwsze doświadczenia z seksualnymi fantazjami przypominam sobie w wieku dwunastu lat - w związku z tym, jak zaczęłam się onanizować. Zazwyczaj dotyczyły one nieznanych postaci męskich. W czasie jednej masturbacji obracałam się cyklicznie w dwóch, trzech fantazjach. W najsilniejszych z nich bywałam w obozie Indian, gdzie plemię inicjowało mnie do kontaktów seksualnych. Miałam kilka fantazji tego typu; „tworzywo” do nich znalazłam oglądając National Geographic. Zasadniczo byłam w tych wyobrażeniach bierna i przyzwalająca wobec zazwyczaj całej grupy mężczyzn.
Gdy trochę podrosłam, do przyzwalających fantazji dołączył temat gwałtu na mnie (bez tortur) i tenże motyw nadal do mnie czasem powraca. W moim uzależnieniu od fantazji najsilniejszy jest temat grupowego seksu, w którym mężczyźni dominują nade mną. Fantazjowanie to u mnie bez wątpienia podstawowy składnik erotomanii, który przeniknął wszystkie sfery mojego życia. W każdym związku, w jaki wchodziłam, wcielałam owe fantazje o przyzwalaniu - niektórzy z moich partnerów godzili się, by dominować, inni nie. Dopiero w moim ostatnim związku, a właściwie romansie, pojawiło się sado-maso. Nigdy nie uważałam, że moje fantazje są „złe” i mi szkodzą. I nigdy nie próbowałam ich kontrolować.
Dopiero gdy trafiłam na leczenie, mogłam zdać sobie sprawę z zargożeń, na jakie mnie wystawiają fantazje. Odkryłam, że byłam wykorzystywana przez ojca, fizycznie i seksualnie - seksualnie zarówno kontaktowo, jak i bezkontaktowo. Nie wiedziałam, że w życiu ciągle na nowo ożywiałam tę traumę - że próbując ją w ten sposób „uwolnić” jedynie raniłam się ciągle na nowo. Przyjęłam pogląd, że każdy seks między dwojgiem ludzi gdy mają nań zgodę, jest w porządku, dopóki nie rani to innych, Dziś już tak nie myślę. Na szczęście. RANIŁAM SIĘ ZAWSZE, GDY WCHODZIŁAM W TAKIE SCENARIUSZE, NIEZALEŻNIE, CZY ODBYWAŁY SIĘ ONE W MOJEJ WYOBRAŹNI, CZY TEŻ REALIZOWAŁAM JE FIZYCZNIE. (W końcowym okresie mojej erotomanii, odbywałam je zresztą dużo częściej fizycznie, niż w samym świecie fantazji.)
Nadal borykam się z tym problemem, choć ograniczyłam go już tylko do myśli. Nigdy wcześniej nie rozumiałam, dlaczego tyle kobiet nie może się oderwać od czytania tzw. harlekinów - od snucia romantycznych wizji miłości i seksu, jak np. kochanie się na plaży z wyśnionym, idealnym facetem. Nadal nie wiem, co jest w ogóle zdrowe, a co nie. Wiem tylko, że dla mnie, jeśli nie przeżywam bieżącej rzeczywistości - jeśli nie jestem TU I TERAZ lecz w moich wyobrażeniach, to sobie tym bardzo szkodzę. Fantazjowanie ma tę właściwość, że zabiera mnie bardzo, bardzo daleko ode mnie samej. Mogę się kompletnie oddzielić od siebie i od odłączyć od rzeczywistości. Dla mnie to bardzo mocny narkotyk. Mocny haj i mocne uzależnienie. Tak więc główna moja reguła brzmi: „BĄDŹ CAŁKOWICIE OBECNA. Nie jestem doskonała, ale wierzę w skuteczność nie biczowania się za to. Wystarczy tego, co już w życiu odebrałam.
Debra: Fantazjowałam, by uniknąć odczuwania bólu. Pamiętam, że fantazje władały mną najsilniej w okresie dojrzewania i wchodzenia w dorosłość - od kiedy zaczęłam podwójne życie. Jedno - ambitnej uczennicy, potem studentki, asystentki itd. Drugie - życie pożądń, fantazji seksualnych i ogrii. W szkole średniej nie spotykałam się z nikim i nie miałam chłopaka. Stałam na uboczu życia koleżeńskiego, odsunięta, wstydząca się siebie i niepewna swego. Było więc we mnie mnóstwo słumionych uczuć.
Świat fantazji to niesłychanie potężny i rzeczywisty składnik życia kobiet uzależnionych od seksu. Chociaż wielu z nich udawało się równolegle funkcjonować jako matka, żona, pracownica itd., wciągał je świat fantazji, w którym miały one bez porównania większą kontrolę niż nad rzeczywistością swojego życia.
U każdej z erotomanek świat fantazji jest nieco inny pod względem treści. Jak widać z powyższych wypowiedzi, są takie, co wolą uciekać w „nirwanę” zaopiekowania i kochania przez magiczny ideał mężczyzny, który wie, co mówić oraz kiedy i gdzie dotknąć. Na takim świecie fantazji można „polegać”, gdyż jest magiczny, posłuszny i nie niesie rozczarowań - inaczej niż zwykła rzeczywistość.
U innych kobiet ich fantazje stanowią ukatywnienie - i ciągłe powtarzanie - dawnej traumy, takiej jak wykorzystanie w dzieciństwie lub gwałt. Poprzez budowane wyobrażenia erotomanki próbują uzyskać panowanie i kontrolę nad dawnym strachem i bólem. Obrazy te mogą być tak proste, jak uprawianie tego samego rodzaju seksu z kimś tej samej płci, co dawny seksualny napastnik. Czasem ukatywnia się obraz, w którym obecny seksualny partner robi im to samo, co kiedyś robił ich oprawca. W ten sposób - w świecie fantazji - erotomanka może nie czuć się znów ofiarą.
Mimo że treść fantazji różni się różnych osób, możemy mieć pewność, że większość kobiet-erotomanek używa któregoś w wyżej przedstawionych kierunków fantazjowania. U każdej z nich stanowi ono dużą część jej wszystkich uzależnionych seksualnie zachowań. Jeśli, kochając się z partnerem, kobieta fantazjuje, jej dusza, duch i uczucia nie uczestniczą w ich miłosnym zespoleniu - są odłączone i przebywają gdzieś indziej.
Zebrane ankiety mówią nam wiele o roli fantazjowania w erotomanii. Pierwsze pytanie o seksualne fantazje ukazuje typy obrazów, jakich używają kobiety w tym nałogu. Z odpowiedzi wynika, że u 57% uzależnionych kobiet tworzy fantazje, które je degradują. U trzydziestu procent fantazje są neutralne (ani degradujące, ani kojące), a tylko 13% odpowiedzi wskazywało na obrazy, które działały kojąco.
Te same ankiety pytały, o kim fantazjują erotomanki w czynnej chorobie. Okazało się, że 59% z nich tworzy sobie obrazy osób znanych z rzeczywistości; 22% fantazjuje o nieznajomych, a 19% buduje swoje wyobrażenia na podstawie oglądanej wcześniej pornografii.
Dalsze pytania dotyczyły tego, kto w tych fantazjach ma inicjatywę - kto seksualnie nagabuje, a kto jest nagabywany. Czterdzieści sześć procent badanych kobiet widziało siebie jako stronę, przyzwalającą, a 18% jako stronę aktywnie dążącą. Trzydzieści sześć procent było w swych fantazjach jednocześnie i czynną, i bierną stroną.
Ciekawe jest, że w 60% uzależnionych kobiet widziały się w swoich fantazjach seksualnych jako uległe, a 13% jako dominujące. Dwadzieścia siedem procent erotomanek była w fantazjach zarówno uległa jak i dominująca.
Ostatnie pytanie o fantazje było o czas, jaki w nich spędzały przy uprawianiu uzależnieniowego seksu z partnerami. Trzydzieści osiem procent erotomanek spędzało 80% seksualnych chwil z kimś na równoległym fantazjowaniu. Pięć procent z nich przebywało w czasie seksualnego aktu w fantazjach przez połowę i więcej jego trwania. Jednakże u 38% erotomanek fantazjowanie w trakcie seksu z kimś zajmowało mniej niż połowę tego czasu, a u 19% nie pojawiało się w tych chwilach nigdy.
Nieraz bywa i tak, że kobieta-erotomanka wybiera na partnera erotomana, który w czasie wspólnego aktu seksualnego także ucieka w fantazje. Znaczy to wtedy, że emocjonalnie i duchowo żadne z nich nie obcuje wtedy z drugim; mają seks, ale nie ze sobą. Jeśli każde z nich przebywa w czasie seksu w oderwaniu od samego siebie i w świecie fantazji, nie mają więzi z drugą stroną i najprawdopodobniej poczuje potem niespełnienie.
Fantazje mogą wkroczyć z całym impetem w każdym momencie seksualnego aktu odbywanego przez erotomankę. Są one potężną siłą wabiącą jej chorobę i napędzają ją. Są one jej głównym sekretem.
________________
ROZDZIAŁ II
UKRYTA MASTRUBACJA
Potajemny onanizm, zwany naukowo masturbacją, jest prawdopodobnie jedną z najbardziej zaciemnionych sfer życia kobiet-erotomanek. U niektórych z nich całe ich uzależnienie sprowadza się do seksualnych praktyk z samą sobą. U innych onanizm wypełnia luki pomiędzy aktywnością seksualną z partnerami. U jeszcze innych nakłada się na nią. W każdym wypadku masturbacja jest zachowaniem, do którego kobiety prawie nigdy się nie przyznają. W tym szczerym do bólu rozdziale znajdziesz dotyczące onanizmu doświadczenia leczących się erotomanek. Dowiesz się, kiedy rozpoczynały ten wzorzec i jak przebiegał. Dowiesz się, że u jednych masturbacja zaczynała się jeszcze w dzieciństwie, u innych poźniej, i że często była skutkiem seksualnego wykorzystania. Bez względu na różnice zdasz sobie sprawę, że seks z samą sobą stanowił pilnie strzeżony sekret, rujnując poczucie godności tych kobiet i ich równowagę zmysłów.
Abby: Zaczęłam się onanizować w wieku czternastu lat, gdy przypadkowo odkryłam jak funkcjonują seksualnie moje narządy. Początkowo robiłam to około raz w miesiącu. Stopniowo jednak częstotliwość rosła i w wieku siedemnastu lat osiągałam częstotliwość do dziesięciu razy dziennie. Później, w wieku dorosłym, przez ponad dwadzieścia onanizowałam się średnio od trzech do pięciu razy na dobę. Masturbacja do dla mnie największy problem. Obliczyłam, że dokonałam na sobie około 50 000 tych aktów. Łącznie z przygotowaniami zajęło mi to śmiało dwadzieścia pięć tysięcy godzin - trzy lata życia. Jednocześnie moje seksualne incydenty z mężczyznami zamknęły się w liczbie około pięćdziesięciu - tysiąc razy rzadziej niż mój samogwałt. Nadal mam jeszcze problem z masturbacją; zdarzają mi się wpadki i nie umiem do końca zaprzestać. W moich grupach, gdzie zdrowieję wiele osób mówi mi, że dlatego nie jestem jeszcze trzeźwa.
Barbara: Zaczęłam onanizować się bardzo wcześnie, może nawet wcześniej, niż zaczęłam chodzić. Robiłam to nieprzerwanie, to był mój rytuał. W dzieciństwie onanizowałam się przed pojściem spać. Doszłam do punktu, że bez orgazmu wieczorem nie mogłam zasnąć. Kiedy weszłam w okres dojrzewania, moja masturbacja objęła także poranki, gdyż bez orgazmu nie mogłam się dobudzić i wstać z łóżka. W dzieciństwie rodzina bardzo mnie zawstydzała z powodu „TEGO”. „TO” uważane było za rzecz złą i wstrętną. Byłam upokarzana i wystawiana na pośmiewisko - szpiegowano mnie i przyłapywano, po czym wszyscy udawali, że nie widzą i nie wiedzą o co chodzi. Wszystko to było bardzo chore i fałszywe i sprawiało jedynie, że robiłam „TO” jeszcze częściej. Czułam się, jakbym cały czas nosiła straszną tajemnicę, jakieś piętno, które zawsze gdzieś wystawało. „TO” dało początek mojemu podwójnemu życiu.
Margaret: Rozpoczęłam masturbację w wieku trzynastu lat. Po moich pierwszych kontaktach z oglądaniem pornografii zaczęłam sprawdzać na sobie te praktyki i odkryłam nowy sposób „robienia sobie dobrze” - sposób załatwiania moich problemów i potrzeb. Stał się on istotną częścią mojej erotomanii, która składała się głównie z pornografii, fantazjowania i masturbacji. Nie jestem jeszcze całkiem trzeźwa; odstawiłam pornografię, ograniczyłam fantazje, lecz wracam jeszcze czasami do samotnych praktyk seksualnych. Z masturbacją jest mi jednak o wiele trudniej, choć teraz jej częstoliwość jest dużo mniejsza. Dla mnie wydawała się ona jedynym wyjściem - zupełnie prywatną i ukrytą sprawą. Nigdy nie piłam, nie paliłam, nie brałam narkotyków ani też z nikim innym nie miałam stosunku seksualnego. Sama sobie wystarczałam. Z powodu mojej wiary wiedziałam, że pewnych rzeczy nie wolno mi robić. Na zewnątrz byłam klasycznym przypadkiem pędu i dążenia do nadmiernych osiągnięć. Masturbacja była tym wszystkim świetnie zamaskowana. Wpoiłam sobie, że jest ona wolną od poczucia winy formą seksu, który wcale nie jest wolny od winy. Do dziś jeszcze pokutuje we mnie to przekonanie. Nienawidzę siebie i tego, ilekroć to zrobię, lecz w miarę jak wstyd i poczucie winy zmniejszają się we mnie, zdrowieję z uzależnionych zachowań i traumy seksualnego wykorzystania. Masturbacja i wykorzystanie zlewają się u mnie ze sobą, jednak radzę sobie z nimi coraz łatwiej.
Constance: Zaczęłam to robić w jedenastym roku życia. Uwielbiałam te doznania. Fantazjowałam przy tym, że jestem mężczyzną - że jestem zbudowana jak chłopiec. Onanizowałam się i średnio raz w tygodniu miałam seks z kimś aż do czasu, kiedy, już po trzydziestce, zaczęłam trzeźwieć z alkoholu i narkotyków. Onanizowałam się w moim drugim małżeństwie, tkwiąc w anoreksji seksualnej wobec męża.
Masturbacja była dla mnie ucieczką przed prawdziwymi uczuciami i znieczuleniem na nie. Dlatego stała się uzależnieniem. Zdrowiejąc przekonałam się, że każdy powrót do onanizmu powoduje powrót wszystkich palących pożądań i że w ten sposób nigdy mnie one nie opuszczą. Dlatego podjęłam pełną abstynencję.
Debra: Zaczęłam się onanizować najprawdopodobniej w ósmym roku życia. Gdy byłam młodsza fantazjowałam na bazie obrazów z mojego wykorzystania i to one towarzyszyły mi przy masturbacji. Potem przeszłam do czytania erotycznych powieści, skupiając się na najbardziej podniecających scenach, opisujących seks bez osłonek. U mnie olbrzymią częścią masturbacji były fantazje. Między ósmym a osiemnastym rokiem życia onanizowałam się niemal co noc. W tym okresie czułam, że prowadzę podwójne życie; ukrywałam się, nienawidząc tych praktyk ze sobą i towarzyszących fantazji. Czułam się brudna i zła. Kiedy się nawróciłam, przestałam, bo dla chrześcijan to ciężki grzech. Później, przez siedemnaście lat małżeństwa, wracałam do masturbacji zawsze, gdy nie było przy mnie męża. Jako onanizująca się żona pastora wpoiłam sobie szczególnie mocno poczucie grzeszności i występności, które do dziś jeszcze nie całkiem ustąpiło. Po tym, jak mąż odszedł, robiłam to stale, aby zagłuszyć brak codziennego seksu z nim i poczucie porzucenia. W tym okresie używałam już głównie wibratora. W następnym związku, który trwał trzy i pół roku, onanizowałam się, uważając, że partner nie jest dość wrażliwy na moje potrzeby. Umieściłam masturbację na mojej liście abstynencji zaledwie ponad miesiąc temu, więc dopiero zaczynam zdrowienie.
Evelyn: Zazwyczaj nie byłam zdolna onanizować się czy osiągnąć zaspokojenia bez używania fantazji. Fantazjowałam zwykle albo o człowieku, którym byłam aktualnie zauroczona, albo snułam sobie deprawujące obrazy o młodziutkiej dziewczynce uwiedzionej przez dużo starszego mężczyzną lub kobietę i inicjowanej przez nich seksualnie. Dziś, z perspektywy abstynencji od erotomanii widzę, że wykorzystywałam sama siebie.
Francine: Masturbacja zaczęła się u mnie na studiach, gdy miałam dwadzieścia lat. Uważałam, że jest ona w porządku, gdyż dawała poczucie ulgi i stan euforii, nie wciągając w ten scenariusz kogoś drugiego. Najbardziej fascynowałam się myślami o seksie oralnym. (Nie, nie przypominam sobie abym była seksualnie czy fizycznie wykorzystana w dzieciństwie.) Do dziś nie wiem dlaczego ten temat tak mnie intrygował. Nie wiedziałam, że wchodząc w masturbację, zaczynam uzależnieniowy cykl. Jak mówię, odbierałam te zachowania jako bezpieczne i w porządku, gdyż nie wciągały nikogo innego. Takie małe przyjemności ze sobą, tylko dla mnie.
Dzisiaj włączam to zachowanie do mojego procesu zdrowienia, to znaczy wyłączam je z użytku. Wiem, że masturbacja pochłaniała mnie całą - że gdy nie mam stałego partnera i robię to sama, wychodzi ona na pierwszy plan, przed wszystko, co zamierzam. Może to, co mówię, pomoże innym kobietom zrozumieć, że nie są z tym problemem same.
Gail: Onanizowałam się często i stale, niezależnie od tego czy byłam w jakimś seksualnym związku, czy nie. Zwykle kilka razy na tydzień, czasem jednak i kilka razy dziennie.
Heidi: Masturbacja stała się moją regularną praktyką gdzieś w wieku piętnastu lat. Onanizowałam się i sama, i z chłopcami nawzajem. To była moja strategia, by uniknąć stosunku. Nałóg ten wniosłam w dorosłość i moje małżeństwo. Już w wielu piętnastu lat wspomagałam się pornografią, głównie w postaci pism i filmów, od pełnoletności wpuszczano mnie na seksualny show na żywo. Czułam się dobrze z tym, że nie muszę uprawiać pełnego seksu i nie dopuszczam nikogo blisko do siebie. Onanizm to główny składnik mojego uzależnienia - pomagał mi odciąć się od siebie, innych i prawdziwego życia. Odstawiłam masturbację kilka lat temu, razem z całą erotomanią. Było mi bardzo trudno przyznać się do tego i stanąć w prawdzie. Nadal nachodzą mnie seksualne obsesje, ale wiem, że gdy utrzymuję kontakt z ludźmi za pomocą telefonu i mityngów AE i gdy codziennie modlę się o trzeźwość do Siły Wyższej, pożądania, by się uruchomić słabną. A przede wszystkim muszę być bezwzględnie uczciwa wobec mojej sponsorki oraz terapeutów. ŻADNYCH TAJEMNIC!
Ivette: Zaczęłam onanizować się w dzieciństwie, wskutek wykorzystywania mnie przez ojca. Uczył mnie tego, używając masturbowania mnie dla własnych seksualnych gratyfikacji. Potem zaczęłam robić to sama, by opuścił mnie ból i przyszło rozluźnienie. Z początkiem dojrzewania masturbacja była już moją codzienną rutyną, powalającą mi zapomnieć o bólu i upokorzeniu wykorzystania. Zaczęłam robić to częściej niż raz dziennie. Uciekając przed uczuciami płynącymi z kazirodztwa, straciłam seksualną kontrolę nad sobą. Patrząc wstecz na moje dorosłe życie, widzę, że seks cały czas służył mi do znieczulania bólu.
Julie: Masturbacji (za pomocą palców, strumienia wody oraz wibratora) nauczyła mnie dziewczyna starsza o kilka lat. Najpierw zaczęła dotykać mnie seksualnie, gdy miałam pięć lat i nocowałam u niej. W czasach szkolnych onanizowałam się po dwa lub trzy razy na tydzień. Zawsze robiłam to potajemnie. Od kiedy zaczęłam umawiać się z chłopakami, używałam do masturbacji wyobrażeń z innymi niż ten, z którym aktualnie chodziłam. Nie onanizuję się już od dawna. W ciągu sześciu lat zdrowienia zdarzyło mi się to mniej niż dziesięć razy.
Monica: Zaczęłam stosować masturbację w wieku jedenastu lat. Po okresie wykorzystywania mnie, które zaczęło się, gdy miałam pięć lat i trwało niemal co weekend, kiedy moi oprawcy uznali, że jestem już za duża, by im pasować do ich seksualnych praktyk, zwróciłam się do onanizmu. Chodziłam za nimi jeszcze parę lat, wypełniając wtenczas pustkę po nich onanizmem i fantazjami, w których byli. Po paru latach, gdzieś w czternastym roku życia, moja masturbacja zaczęła się cofać. Czułam, że jest ona złem i byłam udręczona ukrywaniem tego oraz ciągłym poczuciem winy i wstydu. Razem z masturbacją zniknęły wszystkie moje pragnienia seksualne - wyparłam swoją kobiecość i ugrzęzłam w anoreksji. Dziś jest dla mnie problemem, jak wyjść z niej, nie wchodząc z powrotem w erotomanię.
Kittie: Zaczęłam masturbację w dwunastym roku życia - nie wiem skąd mi się wziął ten pomysł. Nie czułam się winna, jednak nie wiedziałam też, co naprawdę wyrządza mi aplikowanie sobie orgazmów. Myślałam, że ranię nimi swoje ciało. Wytargowałam się z sobą, że zaliczę choć pięćset orgazmów, zanim skończę z tym zupełnie. Oczywiście przekroczyłam ten limit i już nie próbowałam targów. Szłam dalej. Czytałam mnóstwo pornograficznych magazynów z ojca kolekcji. Nie byłam za taką obsceną; mówiłam sobie, że tylko lubię patrzeć na nagie ciała. Fantazjowałam też, że jestem zniewalana i przystaję na to. Onanizowałam się cztery, pięć razy na tydzień. Kiedy czułam lęk, osamotnienie czy nudę, robiłam to i rano, i wieczorem. Równolegle, od trzynastego roku życia chodziłam z chłopakiem. Nie miałam jednak seksu aż do wieku szesnastu lat.
Tak więc, od dwunastego roku życia, niezależnie od tego, czy byłam z kimś związana, czy też nie, masturbowałam się stale. Wszyscy moi chłopcy wiedzieli o tym przyzwyczajeniu (i zachęcali mnie do tego). Dziś mogę powiedzieć, że masturbacja to główne skrzypce mojego uzależnienia. Mówię to, ponieważ czynność ta zabierała mnie w inny wymiar. Czułam się jak zanarkotyzowana. Nie mogłam osiągnąć orgazmu bez oglądania pornografii (która stawała się coraz bardziej perwersyjna) lub snucia fantazji o seksualnym zniewalaniu mnie. Obiektywizowałam sobie innych, ale też interesowało mnie bardziej dewiacyjne porno. Nieraz nie miałam ochoty na samą masturbację, ale na okresowy odlot, który powodowała. Używałam jej także bezpośrednio po seksie z kimś, kto nie zatroszczył się o mnie, aby doznać ukojenia.
Przeżyłam bardzo trudny okres podejmując abstynencję, w tym od masturbacji. Muszę jednak przyznać, że pełna wstrzemięźliwość - dla mnie były to trzy miesiące, po których wróciłam do seksu z partnerem - była najlepszą rzeczą, jaką mogłam sobie podarować. Dopiero w tym czasie mogłam zobaczyć, co wyrządza mi masturbacja, skąd się u mnie bierze i kiedy jestem najbardziej podatna na uruchomienie. Abstynencja pomogła mi przyjrzeć się uczuciom, jakie stały za hajem erotomanii. Dowiedziałam się, że poprzez seks „radzę sobie” ze stresem, poczuciem zagrożenia, konfliktami, osamotnieniem i innymi „złymi” uczuciami. Uruchamiałam się, zanim do mnie dotarły. Onanizm był dla mnie taktyką pokonywania trudności; działał jak narkotyk. Owe dziewięćdziesiąt dni to był bardzo bolesny okres, ale i bardzo konieczny dla mojego zdrowienia. Zdziałał cuda. Chcę powiedzieć, że jeśli ktoś nie chce wymazać masturbacji ze swojego życia na zawsze, to przynajmniej powinien się przyjrzeć, jakie uczucia chowa za nią. Muszę przyznać, że niedawno miałam kilka wpadek z onanizmem, ale godzę się na takie wyjście i nie chcę ich powtarzać. Chociaż nie jest mi z tym dobrze, pocieszam się, że zachowałam abstynencję od innych wzorców erotomanii. Masturbacja wydaje mi się ostatnim i najtrudniejszym do odstawienia.
Monica: Po dziesięciu latach małżeństwa dopadła mnie z powrotem masturbacja. Właściwie nie wiem dlaczego, poza tym, że ogólnie nie czułam się szczęśliwa. Gdy chciałam ją rzucić, przychodziły myśli, by wejść w jakiś romans. Z początku onanizowałam się raz, dwa razy w miesiącu i raz na parę miesięcy fundowałam sobie tzw. jednorazówkę. Po dwudziestu latach takiego cyklu musiałam onanizować się już codziennie. Powiedziałam o tym mężowi i od tej pory patrzał jak to robię. Potem robił to przede mną, równolegle. Onanizm z czasem stępiał i coraz wyraźniej obierałam kurs na romanse. Doprowadziło to w końcu do rozwodu. Znów najlepszym przyjacielem stał się onanizm. Był moją ucieczką. Przez moment za każdym razem czułam się „zaopiekowana” bezpieczna i znów żywa. W fantazjach byłam z kimkolwiek chciałam i robiłam z nim cokolwiek chciałam. Zatracałam się w tym zachowaniu. Izolowałam się. Odsyłałam dzieciaki do babci. Wychodziłam z pracy wcześniej, spóźniałam się, zwalniałam się. Nie kładłam się spać i nie mogłam się skupić. Po trzech miesiącach ostrze onanizmu znów stępiało; potrzebowałam mocniejszego „kopa”, więcej urozmaiceń. Miałam torbę z przyborami, którą chowałam przed dziećmi. Wiedziałam, że to, co robię, jest złe - że wykorzystuję sama siebie i nie mam nad tym kontroli. Przerzuciłam się na randki w nadziei, że będę miała mniej czasu na masturbację. Wkrótce onanizowałam się i przed, i po randce. Zamieniałam jeden rodzaj ucieczki na inny, ciągle idąc na dno.
Trafiwszy na program zdrowienia, określiłam sobie abstynencję jako zero seksu poza moim małżeństwem. Masturbacja nie była na tej liście. Jak to, miałabym oddać wszystko!? Dopiero gdy doprowadziła mnie do jednorazówki, poddałam się naprawdę. Zobaczyłam że albo zdrowieję, albo nie - nie ma kompromisów z chorobą i półśrodków.
Yvonne: Zaczęłam się onanizować bardzo wcześnie, w wielu trzech, czterech lat. Nie pamiętam jak ani dlaczego to się zaczęło, a jedynie, że było to strasznie przyjemne. Odtąd - w przeciwieństwie do poprzedniego okresu, gdy broniłam się przed pójściem spać czy leżakowaniem - wyczekiwałam tej pory. W dzieciństwie robiłam to chyba co noc, fantazjując przy tym, i dowlokło się to za mną do małżeństwa. Szczyt przypadał na moje lata trzydzieste, gdy onanizowałam się nieraz i pięć razy na dobę. Później, jeszcze zanim trafiłam na program zdrowienia i odstawiłam masturbację zupełnie, około czterdziestki, częstotliwość opadła do kilku razy na tydzień.
Jak widać z powyższych historii, masturbacja jest niemal regułą u kobiet uzależnionych od seksu. Częste też jest bardzo wczesne uaktywnienie się tego wzorca. Seks z samą sobą jest zwykle jednym z pierwszych stale utrzymujących się zachowań, po jakie niemal w każdej chwili może sięgać młodziutka czy już nastoletnia erotomanka. Pytaliśmy w naszych ankietach o częstotliwość masturbacji. Niżej drukujemy odpowiedzi.
Jak często używałam masturbacji w moim uzależnieniu?
46.0% bardzo często (trzy i więcej razy na tydzień)
12.5% często (1 lub dwa razy na tydzień)
12.5% raz na dwa tygodnie
12.0% raz w miesiącu
4.0% raz na kwartał lub mniej
4.0% tylko w czasie seksualnych ciągów
9.0% nie dotyczy
Nie pytaliśmy o masturbację częstszą niż raz dziennie, jednak cytowane wypowiedzi mówią, że dotyczy ona wielu erotomanek. Następne prosiliśmy, aby badane osoby określiły swoją podstawową technikę onanizmu. Oto odpowiedzi:
28.0% palcami
30.0% za pomocą obiektów
20.0% za pomocą protezy członka
15.0% za pomocą strumienia wody
7.0% inaczej
Czuję, że to zestawienie może okazać się bardzo ważne dla erotomanek, które sięgną po tę książkę. Może dodać im otuchy uświadomienie sobie, że nie one jedne robią to w taki a taki sposób.
Prowadząc od wielu lat terapię dla erotomanek odkryłam, że większość z nich trapi wielkie poczucie winy i wstydu spowodowane onanizmem. Zarówno uzależnione od seksu kobiety, jak i część terapeutów wierzy stereotypowi, że masturbacja dotyczy tylko mężczyzn. Tym sposobem wzorzec masturbacji jest często pomijany u erotomanek, gdyż i samym klientkom trudno zacząć mówić, i nie są o to pytane.
Drążąc dalej temat autoseksu odkryliśmy, że u połowy respondentek bardzo silną rolę przy onanizmie grały fantazje, utrzymując się przez osiemdziesiąt i więcej procent czasu poświęcanego masturbacji. Trzydzieści sześć procent określało swoje fantazjowanie jako silne (50 - 80% czasu). Tylko 14% określało poziom towarzyszących fantazji jako średni (20 - 50% czasu). Nie spotkaliśmy wśród naszych respondentek takiej, która przy onanizowaniu się wcale nie fantazjowała.
W leczeniu erotomanii masturbacja jest kwestią krytyczną i ważne jest, by zająć się nią jak najwcześniej. W gabinecie terapeutycznym ważna jest pełna otwartość i uczciwość. Erotomanki muszą być gotowe nie tylko prawdziwie określić częstotliwość swojego onanizmu i liczbę lat, kiedy go stosowały, ale i spojrzeć, jak wielką rolę odgrywał ten wzorzec w ich uzależnieniu.
Wiele kobiet uzależnionych od seksu mówi w czasie terapii o swoim uruchamianiu się na różne sposoby z mężczyznami. W świetle tych rewelacji może powstać złudzenie, że onanizm nie jest, lub jest znikomym, problemem. Jednak po dokładniejszych pytaniach okazuje się, że akt seksualny z mężczyzną dostarcza surowca fantazjom napędzającym masturbację.
Masturbacja jest w leczeniu erotomanii kwestią podstawową. Zwykle okazuje się najbardziej uporczywym, najdłużej utrzymującym się wzorcem. Pierwszą z przyczyn tej uporczywości jest fakt, że często u osób uzależnionych onanizm uaktywnia się niezwykle wcześnie, stając się najłatwiej dostępnym środkiem regulowania nastroju.
Drugą przyczyną niezwykłej uporczywości onanizmu jest to, że wiąże on osobę uzależnioną z aktem, który nie ma nic wspólnego ze zdrową ekspresją miłości, wzajemności i bliskości. Duża częstotliwość, pomnożona przez chemiczne „doładowanie” mózgu jakie każdorazowo powoduje ten akt, wzmacnia to uwiązanie. Bliżej rozwiniemy ten temat w następnym rozdziale.
Trzecią przyczyną, dlaczego masturbacja bywa tak trudna do opanowania, jest fakt, że przez wielu uważana jest jako rzecz mniej istotna od innych w zdrowieniu. Racjonalizacja ta przypomina sytuację, gdy narkoman widzi problem w „grzaniu” ciężkich narkotyków i cierpieniu jakie powoduje tym u innych i siebie, lecz ignoruje palenie „trawy”. Stanie się to bardziej jasne, gdy przeczytasz w następny podrozdział p.t.: „Biochemiczne aspekty” erotomanii.
Różne wspólnoty AE rozsiane po całej Ameryce różnie podchodzą do problemu masturbacji. Jedne uważają, że trzeźwość jest możliwa jedynie bez masturbacji (i w ramach monogamicznego, trwałego związku), inne zezwalają uczestnikom na indywidualne decydowanie, czy wzorzec ten powinni objąć abstynencją, czy nie. Moje zdanie na ten temat jest takie, że jeśli używałaś samogwałtu w erotomanii, w zdrowieniu musisz z niej zrezygnować. Wiem, że może to być trudne wyrzeczenie i wiem jak wymyślne mogą być argumenty, że „robiłam to w sposób nieuzależniony.” Klientki z naszego ośrodka, które zrezygnowały z masturbacji, podkreślają, jak wielkie znaczenie miał ten krok dla odzyskiwania przez nie integralności i równowagi zmysłów we wszystkich dziedzinach życia. Wybieraj więc swoją drogę odważnie i mądrze i nie ulegaj wpływom osób, które nadal pobłażają swej chorobie.
Biochemiczne aspekty
Podobnie jak inne uzależnienia, erotomania ma wiele twarzy. Nie powoduje jej pojedynczy czynnik, a jej korzenie wrastają we wszystkie możliwe dziedziny. Podobnie jak kiedyś alkoholizm, dziś erotomania uważana jest za problem natury moralnej - za zboczenie, zwyrodnienie czy „grzech”. Niektóre z uzależnionych osób myślą: „Och, gdybym tylko nauczyła się kontroli...” Zbyt często uzależnienie od seksu wtłaczane jest w ramy rzekomo słabego charakteru czy ducha. Prawdziwy korzeń erotomanii nie tkwi w żadnym z tych czynników. Odkrycie go wymaga dogłębnych studiów nad wszelkimi możliwymi przyczynami. Nasze poszukiwania zaczniemy od tego, co nazywam „brakującym ogniwem” - od biologicznych aspektów erotomanii.
Dla erotomanek, które w różnych źródłach szukały odpowiedzi na pytanie, jak doszło do tego, że się uzależniły, biologiczny aspekt jest często brakującym ogniwem w rozumieniu ich nałogu. Znam wiele kobiet, które próbowały ratunku na drodze praktyk religijnych, poprzez modlitwę, spowiedź i pokutę, jednak nie doświadczyły trwałej poprawy. Znam też osoby, które wychowywały się w z pozoru zdrowych domach, gdzie nie doświadczały traumy nadużyć, a mimo to uzależniły się od seksu i tzw. miłości. Wszystkie one mogą znaleźć zarówno nadzieję, jak i wyjaśnienie w biologicznym aspekcie erotomanii - w brakującym ogniwie, którego szukały.
Jest kilka biologicznych i neurologicznych aspektów erotomanii. Jednak zanim zmierzymy się z nimi, musimy omówić w skrócie funkcjonowanie mózgu.
Mózg, tak jak inne organy człowieka, ma swoje potrzeby, w tym także chemiczne. Endorfiny i enkefaliny to jedne z kilkuset substancji warunkujących nastrój, jakich używa mózg do zdrowego funkcjonowania. Każdy z nas potrzebuje tych substancji. Jako jedno z zadań w swoim rozwoju, system nerwowy musi znaleźć sobie sposoby zaopatrywania się w nie. Jest wiele dróg, na przykład wysiłek fizyczny. Wiemy, że długie biegi czy intensywny aerobik sprawiają wydzielanie się z mózgu tych pożądanych substancji. Istnieje już wiele badań dokumentujących naukowo pochodzenie tzw. haju długodystansowca. Uczucie tego haju to efekt neurologicznego „nabuzowania” - przypływu endorfin i enkefalin, które nazywam „ulubionymi słodyczami mózgu.” W czasie intensywnego, długiego biegu dochodzimy do punktu, gdy nasze ciało poddane jest na tyle bolesnemu obciążeniu, że w reakcji na nie rusza produkcja wewnętrznych narkotyków z grupy opiatów. To one powodują ów błogi haj. W konsekwencji, chcemy ciągle powtarzać to doświadczenie.
Mózg może zaspokoić tę swoją potrzebę także przez twórczość, ekspresję, czułość, bliskość, a zwłaszcza seksualne zespolenie z drugim człowiekiem. Nie rozróżnia on między dobrem a złem - skupia się tylko na zaspokojeniu swoich neurochemicznych potrzeb.
Wyobraźmy sobie schematycznie sześć czy siedem cienkich rurek, którymi mózg może „zasysać” pożądane substancje. Średnica każdej z nich określa jej drożność - to, ile endorfin i enkefalin dociera przez nią do naszego systemu nerwowego. Im jest większa, tym efektywniejsza. „Rurki” rozszerzają się pod wpływem pewnych aktywności. Jeśli np. uprawiałaś kiedyś lekkoatletykę, odpowiadająca jej rurka będzie szersza od innych. Jeśli nie miałaś nigdy zamiłowań artystycznych, ta rurka pozostanie wąska. Jeśli nigdy nie doświadczałaś bliskości i czułości, i ta rurka będzie niewydolna. Jednak zawsze, gdy wchodzimy w pieszczoty i zachowania seksualne, zalewamy nasz mózg mnóstwem substancji zmieniających nastrój. Endorfiny i enkefaliny mają na nas potężne działanie.
Z biegiem czasu erotomanka może zauważyć, że używa seksu coraz częściej i częściej, niż twórczości, bliskości czy sportu. Uruchamia się czy to poprzez seks z samą sobą, czy z kimś innym, czy w obu formach równolegle. W efekcie jedna z odżywczych neurochemicznych „rurek” rozrasta się, a inne marnieją. Mózgu nie obchodzi to, czy ścieżka, przez którą się odżywia, jest moralna, czy niemoralna, a tylko to, żeby miał dojście do swoich „ulubionych słodyczy”. Jeśli aktywność seksualna nadal pozostaje u uzależnionych kobiet główną drogą zapoatrywania się w substancje warunkujące poprawę nastroju, marne są widoki na ich wyzdrowienie. Ich problem nie jest związany wyłącznie z traumą, seksualnym wykorzystaniem, czy brakami w duchowości. Jest również biologiczny. Jeśli przeoczymy ten fakt, nie dostrzeżemy też w procesie leczenia potrzeby neurochemicznego prze-warunkowania.
Wyobraźmy sobie teraz na naszym schemacie, że przestawiamy zaopatrywanie naszego mózgu na nowy szlak. Dopóki nie zostanie on przetarty, W porównaniu z nim poprzednia, wyjeżdżona seksualnie tak wiele razy droga, wygląda jak towarowa autostrada. W momencie podjęcia abstynencji potrzebnej w leczeniu, zamykamy autostradę, stawiając znak „zakaz wjazdu”. Zanim nie zostaną wystarczająco przetarte nowe szlaki zaopatrzenia, Mózg będzie odczuwał to jako wyraźne „przykręcenie kurka” i będzie się głowił, jak znów uruchomić dawny, szeroki przejazd.
W uzależnieniającym procesie seksualne uruchamianie się stało się dla erotomanek głównym czynnikiem warunkującym spełnianie chemicznych potrzeb mózgu. Wiele leczących się kobiet tym właśnie tłumaczy sobie doświadczany tak silnie przymus powtarzania dawnych zachowań. Częścią ich zdrowienia staje się nauka nowych sposobów rownoważenia nastroju, poprzez którą udrożniają w sobie inne neurochemiczne szlaki dla endorfin i enkefalin. W dalszej części książki omówimy trening nowego stylu życia jako sposób na neurochemiczne prze-warunkowanie mózgu.
Neurologiczne warunkowanie
Większość z nas zna historię psów Pawłowa. Jest to klasyczna lekcja psychologii na temat warunkowania. Psom Pawłowa podawano jedzenie zawsze po gongu. Po pewnym czasie połączyły one w swoim mózgu dźwięk gongu z jedzeniem, tak iż słysząc go tylko zaczynały się ślinić. Jest to biologiczna reakcja. Ten sam mechanizm dotyczy istot ludzkich. Wszyscy wybiegaliśmy z klasy po dzwonku na przerwę. Znam u siebie tę warunkową reakcję na dzwonek, po którym mogłam wstać z miejsca, wyjść i iść się pobawić.
U osób uzależnionych od seksu uwarunkowane reakcje działają tak samo. Neurochemiczne uwarunkowanie jest jednak w tym wypadku niesłychanie silne. Kobiety, które wchodzą w jakieś zachowania seksualne z partnerami, wytwarzają sobie pewien zbiór wyobrażeń i myśli, które będą im odtąd zawsze towarzyszyły. Nazywam je zmienionym stanem świadomości, określanym zwykle jako wzorzec fantazjowania. Warunkowanie wiąże się z tym odmiennym stanem świadomości, który dla erotomanek jest mentalnym miejscem ucieczki od rzeczywistości. W miejscu tym czują się one kochane, ważne, bezpieczne i pełne mocy sprawczej. Oczywiście osoby z ich fantazji podobne są do robotów, które spełniają wszystkie ich oczekiwania.
Neurologiczne warunkowanie jakie występuje w tych odmiennych stanach świadomości, jest właściwie warunkowaniem erotycznym, gdyż seksualno-uczuciowe potrzeby tych osób są zaspokajane, ale tylko przez kontakt z wyobrażeniami, z tzw. obiektami. To, z czym warunkowanie seksualne nas tutaj wiąże, jest odmiennym stanem świadomości, a nie zdrowym, realnym i wzajemnym, przeżywaniem seksualności.
Gdy osoba uzależniona wchodzi w odmienne stany świadomości - gdy zaczyna fantazjować - jej mózg zaczyna oczekiwać i domaga się od niej seksualnego uruchomienia, konkretnych fizycznych zachowań. U większości erotomanek świat fantazji seksualnych uaktywnia się w bardzo wczesnym wieku. Jakimikolwiek myślami wywołują one w sobie odmienny stan świadomości, ich ciało doznaje fizjologicznych reakcji seksualnych. Warunkują się neurologicznie i biologicznie poprzez związanie się z wykreowanymi w fanyazjach obietkami. Stąd pochodzą ich specyficzne preferencje - ich seksualna podatność na pewne cechy w ludziach, jak odpowiedni kolor oczu włosów lub czyjaś sylwetka. Będą więc ślepo dążyć do zrealizowania swoich fantazji. Jest to klasyczny proces warunkowania.
Zanim erotomanka trafi na program zdrowienia, niezliczone razy wchodzi w odmienny stan świadomości, fantazjując przy seksie z partnerami i/lub samą sobą, bowiem uwarunkowała siebie na regulację samopoczucia za drodze seksu. Jej motywy są całkiem inne niż te, z jakich wynika zdrowe współżycie w trwałym związku. Wiele moich klientek mówiło, że tysiące razy doświadczały seksu poprzez odmienny stan świadomości, przeżywając przeróżne akty w fantazjach, nim pierwszy raz weszło w fizyczny seks z drugim człowiekiem. Z tego powodu uzależnione osoby złości seksualna odmowa lub opór partnera, bowiem ich erotyczne warunkowanie wynika z, i dąży do, zmienionego stanu świadomości. „Chcę mieć, co chcę, i wtedy, gdy chcę.” Widzimy więc, jak ważną częścią erotomanii jest proces warunkowania.
Kiedy uzależniona kobieta uruchamia się w fantazjach, wchodzi w odmienny stan świadomości - zaczyna „ślinić się” mentalnie na seks, jak psy Pawłowa na jedzenie. Jeśli więc świat jej pożądań tworzą muskularni partnerzy, będzie ją pociągał każdy taki napotkany mężczyzna. Wynika to z jej neurologicznego, biologicznego i seksualnego warunkowania. Z tego powodu każda zdrowiejąca kobieta musi najpierw określić swoje „typy zagrożenia” - grupę ludzi o specyficznych cechach, którzy przez nie będą wywoływać w niej silną neurologiczną, biologiczną i seksualną reakcję - aby móc ich bezwzględnie unikać. Kiedy bowiem trafia na kogoś z tej grupy, jej reakcja jest poza świadomością i często w ułamku sekundy, po którym ma poważny dylemat. Dylemat ten nie na nic wspólnego z jej mężem, a tylko z warunkowaniem, jakiemu poddawała się przez lata.
Neurologiczne warunkowanie, jeśli nie zostanie objęte terapią, może stać się powodem wielu wpadek - i upadków - leczących się erotomanek. Chociaż upadki i nawroty mogą być też wynikiem emocjonalnych lub duchowych aspektów erotomanii, które omówimy później, warunkowanie zawsze ma w nich swój udział. Mogłaś na przykład nie mieć bliskości i ciepła w swojej pierwotnej rodzinie czy czuć się emocjonalnie porzucona w dzieciństwie. Możesz odkryć, że twoje uruchamianie się seksualne było próbą zaspokojenia tych dawnych potrzeb. Jakkolwiek to zawsze prawda, poprzez uruchamianie się seksualne rozpoczęłaś i pogłębiałaś proces neurologicznego warunkowania twoich reakcji. Jeśli więc nawet uleczysz dawne zranienia, neurologiczny aspekt twojego uzależnienia będzie nadal obecny i groźny dla trzeźwości. Musisz więc nim się zająć.
W tym rozdziale jedynie zapoczątkowuję rozumienie tego zagadnienia. Po bardziej wnikliwą wiedzę odsyłam do innej fachowej literatury, np. Pathways to Pleasure Milkman & Sunderworth. Mówi się, że największym seksualnym organem człowieka jest mózg. Moje doświadczenia w leczeniu setek erotomanek potwierdzają to. Nie możemy ignorować neurochemicznej rzeczywistości - musi ona byś rozpracowana i leczona według tego, czym jest. Słyszałyście może slogan: „Jeśli zostałaś alkoholiczką, będziesz nią do końca życia.” Wynika to bardziej z neurochemii, niż z czegokolwiek innego. Ta sama prawda dotyczy erotomanii. Twoja neurologiczna ścieżka seksualna - dawna autostrada - może się na powrót zwęzić po dłuższym czasie, ale zawsze już może się błyskawicznie odbudować. Choć nie mamy dość naukowych dowodów na to, obserwujemy, że osoby po dłuższym okresie abstynencji i zdrowienia borykają się z chorobą dużo mniej. Miały czas, by otworzyć i poszerzyć w sobie nowe szlaki neurologiczne, nauczyć się obecności w realnym świecie i zdrowego przeżywania seksu, oraz inaczej wytrenować swój mózg. Muszą one nauczyć się mieć w nim przyjaciela, a nie - jak dawniej - wroga.
Anonimowi Alkoholicy używają zwrotu: „śmierdzące myślenie”. Rozumiem je jako chemiczne potrzeby poddanego zdrowieniu mózgu ,który krzyczy: „Co ty wyrabiasz! Robiliśmy to od trzydziestu pięciu lat i było cacy! Po co to eliminować?” Z neurologicznej perspektywy, mózg erotomanki rozwinął sobie specyficzny, seksualny sposób otrzymywania „ulubionych słodyczy” i chce się nimi dalej odurzać. Nie dzieli metod na właściwe i niewłaściwe - ten tę metodę jego właścicielka umacniała od lat. Ale teraz wie ona, że zaspokajanie tą drogą chemicznych potrzeb mózgu nie sprawdziło się. Stało się niebezpiecznym problemem, który musi rozwiązać poprzez zmianę swoich zachowań i proces zdrowienia.
______________
ROZDZIAŁ III
SKRYCIE OGLĄDANE OBRAZY
Kilka tajemnic z życia erotomanek odsłoniliśmy w poprzednich rozdziałach. W tym rozdziale zajmiemy się kolejną z nich: używaniem pornografii. Także w tej dziedzinie każda z kobiet uzależnionych od seksu jest nieco inna. Wybraliśmy doświadczenie dziewięciu z nich, z których dowiesz się, jaki wpływ wywarły materiały pornograficzne na ich życie i na życie ich bliskich.
Julie: Pornografia pałętała się u nas w domu od kiedy tylko pamiętam. Miał ją ojczym, różne magazyny. Nie było to dla mnie nic szczególnego, kobiety. Prawdziwy problem zaczął się dla mnie w ogólniaku, kiedy pod wanną znalazłam skład pornograficznych książek. Nie obrazki, lecz historie. Czasem miały one jakąś wkładkę zdjęciową. Siedząc tam, lub leżąc w wannie zaczytywałam się. Weszłam przez to w zdeprawowany świat fantazji, wgrałam je sobie do pamięci jak na twardy dysk. Do dziś obrazy te odżywają we mnie szczególnie łatwo. Nie czytam więc teraz nawet niewinnych erotyków. Podniecają mnie (i budzą wstręt do siebie samej) błyskawicznie. Uruchamia mnie cokolwiek, co budzi we mnie skojarzenia erotyczne. Dosłowność jednak - zdjęcia gołych facetów -nie. Nie interesowały mnie porno pisma typu „Playgirl”. Uruchamiają mnie słowne treści i skojarzenia. Jak mówię czuję wtedy podniecenie i obrzydzenie do siebie (które też jest jakoś podniecające). W starszym wieku, około 23 lat, weszłam jednak w pornografię dla kobiet „Playgirl”, „Penthouse”, etc. Nie czuję się lesbijką; nie o to chodzi. Czuję, że pornografia jest silnym filarem mojej erotomanii. To naprawdę mój życiowy problem - wzorzec, z którego najtrudniej było mi wyjść.
Heidi: Pornografia do wielki kawał mojego nałogu. Wprowadziłam ją do swoich potajemnych, samotnych rytuałów. Pierwszy raz byłam wystawiona na kontakt z nią jeszcze jako dziewczynka, kiedy obudziłam się i poszłam do rodziców, a oni oglądali to na filmie. Stałam długo i słyszałam jak w pewnej chwili matka powiedziała: „Wyłącz to. Co by było, gdyby zobaczyły to nasze dzieci?” Matka chyba nie przepadała za porno. Miałam może jedenaście lat. Rok później odkryliśmy z bratem czyjś skład kaset. Schowaliśmy je w krzakach i po kolei oglądaliśmy wszystkie, często zapraszając swoich przyjaciół. Pamiętam lęk, że mogą nas na tym przyłapać i to też było ekscytujące. Mój chłopak prenumerował „Playboya”, „Hustlera” i inne magazyny tego typu i wspólnie je oglądaliśmy; bardzo zwiększało to moją pobudliwość seksualną. Seks z nim podobał mi się, bo mogłam nań mocniej reagować dzięki wchłoniętej pornografii. Nie muszę mówić że uzbierałam niezłą kolekcję kaset wideo, książek, magazynów, przyborów itd. Używałam tych zbiorów w czasach czynnej erotomanii dla unikania prawdziwej bliskości i zdrowego związku partnerskiego. W końcu cena, jaką płaciłam za to wszystko, tak podskoczyła, że nałóg przestał mi się opłacać. Cena utraconych związków, wypływu gotówki, wstydu i braku szacunku do samej siebie, sprawiła, że stałam się gotowa to oddać. Spustoszenia plus znalezienie ludzi - mojej grupy - którzy obdarzyli mnie zaufaniem i pomogli poczuć się odpowiedzialną za własne życie (dzięki nim zdałam sobie sprawę, że nie jestem sama), okazało się ratunkiem. Musiałam wybrać siebie zamiast choroby i wytrwać w tym postanowieniu - wziąć odpowiedzialność za mój powrót do zdrowia.
Ivette: Pornografia bardzo wpływała na moje fantazje i rytuały związane z masturbacją i na to, w jaki sposób uprawiałam seks z facetami. Oglądanie porno zaczęłam w dzieciństwie - używał jej ojciec by wprawić się w seksualne podniecenie. Ostatecznie zaczęłam używać jej w tym samym celu: do podniecania się, onanizmu i budowania fantazji.
Monica: Z chwilą, gdy znalazłam pierwszy raz zeszyt „Playboy'a”, pornografia stała się częścią mojego życia. Zainspirowała mnie do pisania erotycznych opowiadań. Nie takich jednak, jak drukuje „Playboy”. Moja wyobraźnia szła w stronę dwóch mężczyzn, którzy latami wykorzystywali mnie seksualnie w dzieciństwie. Przedstawiałam siebie jako piękną istotę, traktowaną przez nich w seksie z szacunkiem i nie wykorzystywaną. Żyłam tym bardzo długo.
W wieku 39 lat kupiłam komputer i z miejsca weszłam w internetowe pogaduszki (poprzez tzw. chat rooms). Niemal natychmiast zaczęłam udostępniać innym swoje nagie zdjęcia - obraz mieści tysiące słów - oraz spisane wcześniej historie z moich seksualnych fantazji. Zdjęcia pornograficzne, które mi nadsyłano używałem przy onanizowaniu się, a moje, wysyłane innym, używałam do kuszenia ich i deprawowania. Chociaż najpierw używałam zdjęć nagich mężczyzn, zaczęłam podniecać się także kobietami, Moje uzależnienie narastało i nie obchodziło mnie, kto i co jest na tych obrazkach, byle eksponowały seks. Jak mówiłam, udostępniałam innym swoje nagie zdjęcia, które służyły mi, poprzez internet, do wabienia i spotykania się poźniej z mężczyznami, kobietami i/lub parami. Oczywiście w celach seksualnych. Zagubiłam się kompletnie w świecie fantazji, a pornograficzne zdjęcia kształtowały krajobraz mojego życia. Próbowałam przestać. Wyrzuciłam cały zbiór swoich zdjęć porno po tym, jak mąż znalazł kilka z nich. Potem zaczęłam produkować je na nowo. Teraz zapisywałam je na twardym dysku i chroniłam hasłem. To była moja biblioteka. Odsyłałam dzieci do ich pokojów, by mieć w spokoju czas ją przeglądać. Nie przyjmowałam zaproszeń do znajomych; wysyłałam do nich rodzinę, sama zostając, by moc pławić się w pornografii i moich praktykach. W ciągu tych dwóch lat (39-41) zupełnie straciłam kontakt - i z ludźmi, i z rzeczywistością. Nie doświadczałam żadnej bliskości. Co dziwne, udało mi się nie stracić pracy, którą się chlubiłam. Resztką sił trzymałam siebie i to wszystko razem, aby się całkiem nie rozleciało. Wydawało mi się, że to nawet nieźle funkcjonuje. Nie widziałam mojego upadku zanim nie zawisła na włosku moja praca - jedyne co wtedy mi jeszcze zostało. Moje przebudzenie się było brutalne, wymuszone zagrożeniem życia. Dopiero wtedy byłam skłonna przyjrzeć się sobie w prawdzie. Wsiąkłam jednak z powrotem, uwierzywszy, że mam nad tą dziedziną kontrolę i że nikogo nie ranię. Raniłam siebie, co mogłam dostrzec dopiero dzięki zdrowieniu (zrobiłam drugi podejście, skuteczne.) Dopóki używałam porno, by rozkręcać fantazje, onanizować się i zdobywać seksualnych partnerów, nie byłam w stanie dostrzec, co się ze mną naprawdę dzieje. Pornografia była częścią mojej choroby. Musiała odejść w całości.
Tina: Pornografia, jak i tzw. literatura dla dorosłych zawierająca opisy scen seksualnych, kierowała moim życiem i napędzała uzależnienie. W wieku lat siedmiu, po awanturze z matką,. Schowałam się w garażu, udając, że uciekłam z domu. Siedząc tam, strasznie się nudziłam, więc zaczęłam grzebać po kątach. Znalazłam pudło z pornografią i ten fakt wykoleił całe moje życie. Wsiąkłam też w powieści porno. W wieku lat dziesięciu przeczytałam książkę - zbiór wywiadów z kobietami na temat tego, jak używają swojej seksualności w łóżku - z partnerami i partnerkami. Strasznie mnie to intrygowało. Czytałam te teksty po wiele razy. Literatura ta plus obrazy z magazynów porno dały mi materiał do seksualnego fantazjowania - i przymus budowania tych obrazów w głowie - na wiele lat przed tym, zanim miałam jakikolwiek fizyczny seks z drugą osobą. Jako dorosła, najwięcej używałam pornografii o kobietach; nie „kręciło” mnie oglądanie obnażonych facetów. Te kilka wieczorów w klubach gdzie rozbierali się mężczyźni, wynudziło mnie śmiertelnie. Przeglądałam magazyny lub włączałam kasety tylko wtedy, gdy byłam sama. Nigdy się nie onanizowałam - pornografia pchała mnie do seksu z partnerami. Dziś bardzo się jej boję i unikam jak ognia. To dla mnie potworny wyzwalacz. Ten lęk pomaga mi nie uruchamiać się i zdrowieć z erotomanii.
Rhonda: To ten wzorzec erotomaii pokazał mi niezbicie, że mam ten problem. Zaczęłam, rozglądając się po seks-shopie za seksualnymi „zabawkami” dla siebie i męża. Zanim się zorientowałam, miałam już gotowe plany spotkania się z facetem, którego wcześniej nie widziałam na oczy i pokazywania sobie z nim obrazków tego, co nas w seksie najbardziej pobudza. Przechodziłam, i to błyskawicznie, od zdjęć skąpo ubranych kobiet (co nie wystarczało, bym mogła zacząć pożądać) do coraz mocniejszych obrazów - do najprawdziwszego hard-core porno.
Pod działaniem pornografii moje granice znikały. Gdybym spotkała się tym facetem z seks-shopu i weszła ów stan transu, na pewno wypróbowałabym z nim to wszystko. A potem czułabym się okropnie. Znam to. Po pewnym czasie stan pornograficznego transu stał się dla mnie tym, czym tlen. Nie mogłam przejść w domu obok komputera, by nie włączyć go i nie ściągnąć sobie jeszcze więcej obrazów różnych seksualnych akcji. Wiedziałam, że oglądanie porno zakłóca wszystkie dziedziny mojego życia. Potrafiłam wyjść na ulicę, mając normalną górę, a dół od piżamy - byłam tak „odjechana”, że nie wiedziałam, co robię! Zapominałam o najnormalniejszych, codziennych czynnościach. Do ostatniej chwili odwlekałam budzenie dzieci i wyprawienie ich do szkoły, a potem dziwacznie usprawiedliwiałam te zaniedbania. Stale się gdzieś spóźniałam.
Kittie: Pornografia stała się kamieniem węgielnym mojej erotomanii. Była w moim życiu zawsze, do kiedy mogę sięgnąć pamięcią. Jeszcze przed piątym rokiem życia byłam wystawiona na ciągły kontakt z magazynami „Playboy” i „Joy of Sex”. Zawsze wolałam patrzeć na kobiety, choć nigdy nie myślałam, że jestem lesbijką. Jeszcze w dzieciństwie mój nałóg nasilił się do tego stopnia, że kradłam pornografię ojcu, sąsiadom, kioskarzom, etc. Szczyciłam się faktem, że używam porno do masturbacji. Uważałam, że jest to pewny sposób na przyciąganie chłopców (i rzeczywiście był). Treść musiała być coraz mocniejsza, to znaczy, po osiemnastym roku życia zwykłe porno już mnie nie ruszało. Szłam w typowy hard-core, a potem w dewiacje, choć jeszcze nie kryminalne. Doszłam do etapu, na którym nie wystarczał mi nawet „najcięższy” materiał. W tym czasie coraz częściej zastępowałam go realizowaniem w rzeczywistości. Zbiegało się to u mnie z momentami stresu i rozczarowania życiem.
Obecnie już od ponad roku nie sięgam po pornografię. Jednak jest to dla mnie stała batalia. Wiem, dla własnego wyzdrowienia, że jakiekolwiek erotyzujące materiały wizualne mogą mnie z powrotem rozłożyć na łopatki. To tak samo, jak z trzeźwiejącym alkoholikiem - ani łyka, nawet piwa. Zabija mnie pierwszy obrazek - jeśli go obejrzę, tracę kontrolę i wiem, co dalej będę musiała robić. Nie wiem tylko kiedy przestanę i czy w ogóle przestanę. Przez pornografię (z powodu ilości czasu spędzanych na oglądaniu oraz dekoncentracji umysłu) zmarnowałam karierę zawodową i wiele moich możliwości. Myślę że temat pornografii nie jest poruszany przez używające ją kobiety, nawet wśród nich samych, ze względu na ich wstyd i lęk przed napiętnowaniem. Podejrzewam, że problem ten jest u nich dużo częstszy i szerszy, niż myślimy. Ciekawi mnie, jak wielki jest naprawdę. Samej trudno mi mówić o tym i często brak mi omawiania tych tematów w moim leczącym się gronie kobiet. A wiem, że mogę zdrowieć tylko poprzez odsłanianie prawdy.
Margaret: Zaczęłam romans z pornografią w wielu trzynastu lat. Borykałam się z tym problemem przez całą szkołę średnią. Oglądanie materiałów porno stanowiło sporą część mojej erotomanii i to głównie wstyd z tego powodu sprowadził mnie na terapię. Jestem solidnie trzeźwa od ponad czterech lat, w ciągu których parę razy zdarzyło mi się widzieć - nieplanowo, bo bardzo uważam - sceny seksualne w filmach fabularnych. Ponieważ podjęłam pełną abstynencję od seksu i czekam z rozpoczęciem stosunków aż uda mi się zbudować małżeństwo, nie myślę już tak, jak w czasach czynnego uzależnienia, że porno nie rani innych, a mnie pozwala się zaspokoić. Dzisiaj żałuję, że zabierałam tych wszystkich facetów (ich nagie, „przyjazne” wizerunki) ze sobą do łóżka i modlę się o to, bym mogła się z nimi rozstać mentalnie. Szkoda mi jest, że okradłam się w ten sposób z niewinności i radości tego, co będę po raz pierwszy przeżywać z moim przyszłym mężem. Fizycznie zachowałam dziewictwo, ale moje oczy - wyobraźnia i dusza - straciły je bardzo dawno temu.
Yvonne: Zawsze strasznie ciekawił mnie seks, zwłaszcza os kiedy zaczęłam w dzieciństwie oglądać „Playboy'a”. Nie przypominam sobie jednak, abym wtedy miała na tym punkcie obsesję. Lubiłam też erotyczne powieści, które zaczęłam czytać w wieku dwunastu lat. Odkryłam, że z przybywaniem lat i doświadczeń seksualnych potrzeba mi coraz więcej i więcej bodźców wzrokowych, abym mogła osiągnąć pożądany poziom stymulacji. W końcu nie mogłam już bez nich ani wejść w seks, ani się zaspokoić. Współżyłam bardziej z obrazami, a dla partnerów nie byłam obecna.
Dla wielu erotomanek pornografia była głównym wzorcem nałogowej aktywności, choć może nie chodzi o większość z nich. Kiedyś na jednym z mityngów AE pewna kobieta mówiła: „Pornografia? Nie była mi potrzebna. Mogłam iść, i z każdego baru, sklepu lub przyjęcia „wyjąć” niemal każdego faceta, jakiego chciałam. Chciałam konkretnej akcji i oni mi ją dawali. Konkret, a nie obrazy.” Inne uczestniczki, słuchając tego, kiwały głowami ze zrozumieniem.
Wśród kobiet biorących udział w naszych badaniach używanie pornografii było zróżnicowane. Dwadzieścia dziewięć procent wcale jej nie używało. Cztery procent sięgało po nią rzadko. Czterdzieści sześć procent używało jej czasami lub okresami. Dwadzieścia jeden procent korzystało z niej regularnie lub ciągami.
Typy pornografii używanej przez kobiety także okazują się inne niż nasze stereotypowe myślenie, że - jeśli już - to są to materiały typu Playgirl - nagie męskie ciała. Tymczasem 37,5 % badanych kobiet wybierała w swoim uzależnieniu pornografię heteroseksualną, 46% bazowała na pornograficznych obrazach kobiet, a tylko 16,5% korzystała z typowo męskich materiałów typu Playgirl.
Kobiety mogą być uzależnione wyłącznie od używania pornografii, jak i od każdego innego rodzaju zachowań seksualnych. Mówią o tym ich wyznania. Kobieta uwięziona w fantazjach, pornografii i masturbacji może przeżywać równie głębokie poczucie winy i wstydu, jak inna, której nałóg sprowadza się do seksu z partnerami czy obsesyjnych związków. Doświadcza ona takich samych negatywnych skutków w sferze szacunku do samej siebie, życia duchowego oraz więzi rodzinnych i międzyludzkich. Tak samo też będzie przebiegał jej proces zdrowienia, zależny od odsłonięcia przez nią swoich tajemnic, czy to dotyczących fantazji, onanizmu i pornografii, czy też innych nałogowych zachowań, które poznamy w następnych rozdziałach.
ROZDZIAŁ IV
UKRYTE SEKSUALNE WYKORZYSTANIE
Tajemnice dotyczące seksualnego wykorzystania w dzieciństwie są najboleśniejsze i nieraz najgłębiej ukryte. Wiele osób, które uzależniły się od seksu i miłości, jest ofiarami seksualnego wykorzystania w dzieciństwie. U części z nich erotomania zaczęła się bezpośrednio od tego faktu. U innych, ból spowodowany tymi nadużyciami i noszony w ukryciu stał motorem wpędzającym w uzależnienie. Masz przed sobą świadectwa kobiet, które mówią, jak seksualne wykorzystanie dotknęło całe ich późniejsze życie.
Abby: Często bawiliśmy się z okolicznymi dziećmi tak, by zdejmować ubrania i oglądać siebie. Nie wiedziałam, że jest to coś, czego nie powinnam robić. Zostałam seksualnie wykorzystana, gdy miałam dziewięć lat, przez czternastolatka z sąsiedztwa. Nie wiedziałam, czym jest to, co mi robi. Dziś śmiało uznaję ten incydent za gwałt. Mówiłam nie, ale on mnie molestował i doprowadził do pełnego stosunku. Na moje „nie” powiedział: „już prawie skończyłem, już mam.” Jestem pewna, że miało to ogromny wpływ na moje życie - że stało się przyczyną mojej erotomanii i innych autodestrukcyjnych zachowań - choć nie rozumiem dokładnie, w jaki sposób. Niedługo potem miałam też inny seksualny incydent ze starszym chłopakiem z sąsiedztwa. Wykorzystywał mnie także ojciec, obmacując moje zaczynające rosnąć piersi. Raczył mnie opowiastkami o ptaszkach i cipkach, o akcjach między nimi, i wpatrywał się we mnie tam, gdzie nie powinien. Mówił przy tym, że gdybym potrzebowała, zawsze mogę skorzystać z jego kondomów, które ma w kieszeni.
Debra: Byłam seksualnie wykorzystywana przez ojca. Zaczął, gdy miałam około roku. Aplikował mi masturbację, oralnie i palcami. Rosłam przez to w poczuciu, że jestem brudna i zła, w nienawiści do siebie samej. Wykorzystywał mnie do wieku jedenastu lat, potem przestał na trzy lata i wznowił to między moim czternastym a osiemnastym rokiem życia. Bardzo wcześnie nauczyłam się onanizować samodzielnie i fantazjować; miałam wszelkie wzory z wykorzystania. Mogę powiedzieć, że ojciec zainicjował mnie i moje uzależnienie. Masturbacja i fantazjowanie służyły mi do znieczulania bólu. Pamiętam, że czułam się potępiona za prowadzenie podwójnego życia i to rozdarcie najbardziej nasiliło się w okresie dojrzewania. Miałam jedno życie -jawne - grzecznej, wzorowej uczennicy i drugie - ukryte - życie w masturbacji i seksualnym fantazjowaniu o orgiach, jak w nich uczestniczę, itd. W końcu podstawówki i początkach liceum nie chodziłam na randki ani nie miałam chłopaka. Nie czułam się warta. Byłam pełna wstydu, wylękniona, nieśmiała, niepewna siebie. Nosiłam mnóstwo stłumionych uczuć, co objawiało się depresją i gwałtownymi zmianami nastroju.
Wyszłam za mąż w wieku siedemnastu lat. Przed ślubem opowiedziałam mężowi, że byłam wykorzystywana. Mąż też jest erotomanem, więc, żerując na sobie seksualnie, karmiliśmy swoje uzależnienie. Prawie nie zdarzały się nam noce bez uprawiania seksu. W tym okresie mąż zaliczał równolegle jeden romans po drugim, porzucając mnie ostatecznie z trójką dzieci, by uciec z którąś nową kochanką. Miałam wtedy czterdziestkę. Do tego czasu nic nie robiłam ze swoim wykorzystaniem. Od tego momentu ciągle jestem w terapii.
Choć wiem, że wykorzystanie przyczyniło się do mojej erotomanii, nie obwiniam za nią innych, lecz biorę na siebie odpowiedzialność za to, by wydobyć się z nałogu. Nikt nie może zrobić tego za mnie. Dziś biorę odpowiedzialność za to, by nie robić rzeczy, których nauczono mnie w dzieciństwie i które wniosłam w dorosłość. Nie wracam do uzależnionych związków i choć nadal czuję mnóstwo bólu z powodu wykorzystania, sama siebie nie ranię i ciągle pracuję nad tymi problemami.
Heidi. To (wykorzystanie seksualne) zaczęło się, gdy miałam cztery latka. Wykorzystywał mnie jeden z członków rodziny oraz szesnastoletni wtedy syn sąsiadów z naprzeciwka. Zabierał mnie do lasu, gdzie zdejmował ze mnie całe ubranie, nakłaniając mnie, bym dotykała jego penis i brała go do ust. To samo robił mi wspomniany członek rodziny, plus jeszcze od tyłu. W leczeniu erotomanii przepracowałam znaczenie tych faktów i ich wpływ na moje późniejsze życie. Wyrzuciłam na terapiach moją wściekłość na oprawców i skonfrontowałam się z członkiem rodziny, nadal nie jestem na siłach skonfrontować się z sąsiadem. Zostałam wydziedziczona przez matkę i ojca. Dziś umiem im przebaczyć i kochać ich z daleka. Modlę się za nich regularnie. Scaliłam się wewnętrznie, integrując moje wykorzystanie jako coś, co pozwoliło mi stać się tym, kim jestem teraz. Plus jako źródło doświadczeń, które pozwalają mi dziś pomagać innym ofiarom.
Ivette: Seksualne wykorzystywanie mnie zaczęło się, gdy miałam trzy lub cztery latka, o ile nie wcześniej. Dotknęło ono wszystkie sfery mojego życia, wpływając na seksualność, uzależnienie, niemożność zrozumienia własnych potrzeb. Spowodowało, że cały czas koszmarnie się czułam. Przejawiało się to w postrzeganiu mojego ciała jako instrumentu do uszczęśliwiania innych. Moje granice nie istniały. Nadużycia, jakich doznałam w dzieciństwie, miały horrendalny wymiar i wielu oprawców, w tym także matkę. Dziś pracuję nad tym, by przestać nienawidzić własne ciało i móc je chronić.
Kittie: Mój tata wykorzystywał mnie seksualnie i bił aż do szesnastego roku życia. Nie pamiętam, kiedy to się zaczęło - tak wcześnie. W rezultacie pozwalałam mężczyznom wykorzystywać się seksualnie bez ograniczeń. Przeżywałam wtedy (i ożywiałam) wciąż na nowo mój dramat z dzieciństwa. Do dziś dnia nie jestem w stanie przebywać koło taty bez poczucia zagrożenia i sparaliżowania. Szczególnie pod jednym dachem. Tata do dziś zaprzecza, że w jakikolwiek sposób (seksualnie i fizycznie) mnie skrzywdził. Twierdzi, że ma „zablokowaną pamięć.” Staram się wypracować jakiś pomysł na przebaczenie mu, na odróżnienie taty od jego zachowań, którymi tak strasznie mnie wykoślawił, ale jedyne, co naprawdę mogę zrobić, to poprzez terapię uwolnić się do końca od tych przeżyć, by czuć się z jakimś sensie wolna od niego i jego czynów.
Julie: Moje pierwsze doświadczenie seksualnego wykorzystania zaczęło się w wieku, gdy miałam około pięciu lat. Rodzice mieli zaprzyjaźnioną rodzinę z dziećmi. Jedna z dziewczynek była pięć lat starsza ode mnie. Dzisiaj wiem, że na pewno była przedtem wykorzystana seksualnie przez kogoś dorosłego. Kiedy tam nocowałam, dotykała moich narządów i sprawiała, żebym ja dotykała ją. Nauczyła mnie też masturbacji (palcami, prysznicem i wibratorem). Czułam, że coś jest mocno nie w porządku, choćby dlatego, że nie wyobrażałam sobie, bym mogła komukolwiek o tym powiedzieć. Czułam, że powinnam milczeć. Rozglądałam się za nią i naśladowałam. Następny seks z kimś miałam w wieku dwudziestu lat - romans i stosunki płciowe z moim biologicznym ojcem (nie znałam go do w siedemnastego roku życia). Był żonaty i miał z żoną jedno dziecko. W tym czasie erotomania rozkręciła się na serio. Pożądałam kochanka (ojca), a on odwzajemniał ten pociąg. Choć był żonaty, miał przede mną romanse z innymi kobietami. Nasz romans trwał trzy miesiące i to ja go przerwałam; był to jedyny raz, kiedy to ja zdecydowałam zakończyć związek. Umieszczam go w kategorii nadużyć seksualnych, gdyż myślałam i działałam wtedy w bardzo dziecinny sposób, a on wiedział, że jestem jego córką i do niego należało postawienie granic. Chciałabym, żeby umiał był je postawić.
Moje następne - i końcowe - doświadczenie z zakresu erotomanii wiąże się z moim mężem. Nigdy nie przypuszczałam, że wykorzystanie seksualne mnie spotkać ze strony kogoś, z kim mam ślub, ale dziś czuję, że może. Wiele razy łkałam w poduszkę z rozpaczy w czasie seksu, byle tylko mąż czuł się zaspokojony. Mówiłam mu: „nie”, albo: „nie w ten sposób”, a on i tak mi to robił. Kiedy później próbowałam mu powiedzieć, że nie chciałam i nie chcę, wbijał mnie we wstyd i poczucie winy, bo wychodziło, że prosiłam się o to, co mi robił. Zawsze bardzo się pilnowałam, by nie narażać się na gwałt (w postaci obcego, który wynurza się z mroku w pustym parku), ale tak trudno było mi pogodzić się z prawdą, że gwałcił mnie ktoś, komu ufałam.
Monica: Już na pierwszej sesji terapeutycznej, na jaką poszłam, wywaliły mi na wierzch wszystkie uczucia związane z wykorzystaniem seksualnym, jakiego doznawałam między piątym a dwunastym rokiem życia. Siedziałam, a moje serce rozlało się po całej podłodze. Dosłownie rozpadłam się na kawałki. Kiedy zaczęłam szlochać, nie było końca. Czułam niesamowitą ulgę. Terapeuta był pierwszym człowiekiem, który się dowiedział. Byłam jednocześnie przerażona, szczęśliwa, obolała i pełna smutku. Szczęśliwa, że już nie jest to tajemnicą. Jeden z moich oprawców już nie żył, a drugi właśnie umierał. Byłam dorosłą osobą, która od wielu lat nosiła zamrożony ból, lęk i oburzenie. Nie mogłam zmienić przeszłości w najmniejszym detalu. Musiałam więc powierzyć ją całą Sile Wyższej, aby nie zjadła do końca mnie i moich fundamentów. Dzieląc się tymi odkryciami z moją grupą i partnerem - zaczęłam budować zdrowy (nareszcie!) związek - przekopywałam się przez mój lęk, oburzenie i ból. Musiałam odłożyć kij, którym się katowałam, i przejść dalej do wybaczenia sobie i pokochania siebie. Musiałam zaakceptować fakt, że jako erotomanka, jestem sama nie tyle zła, ile chora - podobnie jak moi seksualni oprawcy. Skoro ja zasługuję na wybaczenie, dlaczegoż nie oni? Wybaczyłam sobie, uwolniłam się od bólu, więc odeszła też wszelka uraza i żal. Nikt nie ustanowił mnie sędzią - to rola nie dla mnie. Przekazałam ją Sile Wyższej - mojemu Bogu - i dziś jestem wolna.
Nancy: Wychowywałam się wśród sztywnych zasad, w rodzinie represyjnej religijnie i tłumiącej uczucia, gdzie stale towarzyszyły mi podejrzenia, że byłam adoptowana. Co pewien czas wywlekano obiekcje co do mojego „pochodzenia” i prawa dziedziczenia oraz padały negatywne komentarze na mój temat.
Zanim zdążyłam się zdecydować, jaką osobą chcę być w życiu, zostałam zbiorowo zgwałcona na tyłach szkoły przez gang dziewięciu czternastolatków ze starszej klasy. Nigdy nie powiedziałam rodzicom. Ten fakt zapoczątkował mój bunt - jego pierwszą fazę, co objawiało się niewybrednością seksualną i ciężkim, reaktywnym zażywaniem narkotyków. Fazę tę zakończyło wejście w pierwsze małżeństwo, gdy miałam 19 lat. Do tego czasu, gdy tylko nadarzała się okazja by mieć seks, nie miało znaczenia, czy go dopiero co miałam czy nie - taki był efekt zgwałcenia mnie i upokorzenia przez grupę mężczyzn. A gdy weszłam w destrukcyjny i degradujący mnie związek z jednym z dawnych gwałcicieli, poczucie, że już na niczym mi nie zależy, jeszcze się spotęgowało. Związek ten skończył się tylko dlatego, że gościa zamknęli.
Faza druga buntu wystąpiła, gdy pierwsze małżeństwo rozpadło się. Po rozwodzie, już w jego trakcie znów wciągnęła mnie niewybredność seksualna. Wzmacniana była używaniem alkoholu. Drugą fazę przerwało drugie małżeństwo. Przez osiemnaście lat jego trwania nie powracałam do wzorca niewybredności, lokując całe moje uzależnienie w obrębie jednego związku. Był to bardzo destrukcyjny, chory układ, który rozpadł się, pozornie przypadkowo, gdy po separacji zaczęłam umawiać się na randki. Szybko pchnęło mnie to w przypadkowe, anonimowe kontakty seksualne bez żadnych zabezpieczeń.
Margaret: Byłam fizycznie i seksualnie wykorzystywana w przedszkolu, jeszcze jako trzylatka. Później byłam wykorzystywana seksualnie przez kogoś, kogo uważałam za przyjaciela, co z czasem przerodziło się w pełen przemocy, destrukcyjny związek. Po raz pierwszy skontaktowałam się ze swoim wykorzystaniem na terapii. Po trzech miesiącach jej trwania zostałam wykorzystana seksualnie przez terapeutę - przyjaciela, który poznał moją przeszłość i sam był ofiarą. Wszystkie te nadużycia silnie wpłynęły na moją erotomanię. Zniewolenie oglądaniem pornografii, różne kontakty seksualne i związki oraz masturbacja, z którą się zmagałam, miały źródło w wykorzystaniu. Szczególnie gustowałam w scenach seksualnych, gdzie kobiety były poniżane, wykorzystywane lub maltretowane. W moich fantazjach byłam raniona, używana, gwałcona. Także moje „techniki” onanizowania się zawierały element karania się i zadawania sobie bólu. Sama dla siebie byłam najgorszym oprawcą. Dzisiaj zachęcam kobiety, u których wykorzystanie seksualne w dzieciństwie jest częścią składową erotomanii, by nie usprawiedliwiały nim swoich późniejszych zachowań. Nie powinny one zaniedbywać swojej przeszłości, uważając ją za coś, co nie ma wpływu na ich życie i uzależnienie, gdyż MA!
Wendy: Nadużycia seksualne na mnie zaczęły się, gdy miałam dziewięć lub dziesięć lat. Starszy brat zaczął mnie obmacywać i seksualizować wzrokiem. Potem zaczął się o mnie ocierać genitaliami i zdejmować ze mnie ubranie. Z początku bardzo się bałam, ale z czasem zaczęło mnie to podniecać i pociągać. W efekcie doprowadziło mnie to do stadium, gdzie i ja dążyłam do tych seksualnych zachowań jako rodzaju przyjemności. Byłam wściekła na mamę, że nigdy nic nie widzi ani nie wie. Nie mówiłam jej ze względu na lęk przed zemstą brata i przed tym, że cała wina spadnie na mnie. Jednak ponieważ nie wiedziała, nie może odpowiadać za to, że nie interweniowała.
W wieku siedemnastu lat zostałam zgwałcona przez starszego faceta. Znów uznałam, że to moja wina. Dziś, w miarę jak dowiaduję się coraz więcej o erotomanii, widzę, że wszystkie te nadużycia mają wielki związek z moim uruchamianiem się. Nadal podświadomie szukam facetów, którym mogłabym dogodzić swoim kosztem, jak kiedyś bratu. Nadal moje tajemnice ukryte są przed światem, jak kiedyś przed matką. Owszem, czuję, że sytuacje wykorzystania okaleczyły mnie seksualnie, emocjonalnie i duchowo, ale decyzja o ich przezwyciężaniu jest dopiero przede mną. Od mojego wyboru zależy, czy zmienię wpływ, jaki mają na mnie dzisiaj.
Jak widać, seksualne wykorzystanie w dzieciństwie może być kluczowym czynnikiem inicjującym erotomanię, jak i wpływającym na jej późniejsze utrzymywanie się i pogłębianie. Erotomanki, prócz zachowań należących do ich uzależnienia, często muszą dźwigać tajemnicę wykorzystania, której bolesny mrok kładzie się cieniem na ich życiu i uzależnieniu.
Wiele ofiar wykorzystania radzi sobie potem z bólem uporczywym seksualnych nadużyć za pomocą kompulsywnych zachowań seksualnych i związków. Nie jest to jednak sposób ani na uleczenie pierwotnych zranień - wykorzystania w dzieciństwie lub doznanego gwałtu - ani na usunięcie bólu. Taka strategia odsuwa na chwilę dawny ból, dokładając nowy, który się nań nakłada.
Prócz tego ofiary seksualnych nadużyć mogą czuć się bezwartościowe, jakby były uszkodzonym materiałem. Stąd pochodzi częsta u ich postawa: „nic już nie ma znaczenia - mogę zeszmacić się do końca.” Tak więc, gardząc sobą i porzucając swoje potrzeby, toną w autodestrukcji, jaką niosą im fizyczne zachowania właściwe dla ich nałogu. Dodatkowym sposobem, w jaki seksualne wykorzystanie karmi i wzmaga erotomanię jest to, co klinicyści nazywają „związkami opartymi na traumie.” Poprzez emocjonalne przykucie do traumy, erotomanki zmuszone są tkwić w związku lub związkach, które ciągle na nowo ją odtwarzają. Fachowo nazywa się to „przymusem powtarzania.” Sprawia on, że - powielając te same zachowania (i uczucia) jakich doświadczały pierwotnie jako czyjeś ofiary - wiążą się one jeszcze mocniej ze swoją traumą.
Dla przykładu, Laurie od dwunastego roku życia była zmuszana przez starszych chłopców z okolicy do oralnego seksu. Gwałtu tego doznawała wiele razy- i przed, i w czasie dojrzewania. Jako dorosła kobieta, w swoim scenariuszu odtwarzania traumy, rozwinęła wzorzec niewybredności seksualnej, uruchamiając się najczęściej poprzez aplikowanie oralnego seksu nieznajomym mężczyznom. Wykorzystanie seksualne może mieć dramatyczny wpływ na wchodzenie w określone zachowania seksualne, jak i na określony dobór partnerów czy związków.
W naszej pracy zadawaliśmy erotomankom kilka pytań na temat seksualnego wykorzystania. Poniżej podajemy wyniki naszych badać w tym zakresie.
Mój pierwszy partnerski stosunek seksulany był:
48% wymuszony siłą fizyczną
20% wymuszony presją emocjonalną
4% wymanipulowany groźbą porzucenia
28% wyborem z własnej woli
Mój pierwszy kontakt seksualny był:
44% molestowaniem seksualnym*
12% gwałtem waginalnym*
22% gwałtem oralnym*
20% innym rodzajem wykorzystania
2% doświadczeniem pozytywnym
* Łącznie dla ponad trzech czwatrych badanych kobiet pierwszy akt seksualny był wykorzystaniem lub gwałtem.
Moje pierwsze doświadczenia seksualne były z:
4% mężczyzną młodszym ode mnie
30% mężczyzną w tym samym wieku
8% mężczyzną 3 - 5 lat starszym*
19% mężczyzną 6-10 lat starszym*
12% mężczyzną 11 i więcej lat starszym*
15% dorosłym płci męskiej*
0% kobietą młodszą ode mnie
0% kobietą w tym samym wieku
8% kobietą 3 - 5 lat starszą*
0% kobietą 6 - 10 lat starszą
0% kobietą 11 i więcej lat starszą
4% dorosłym płci żeńskiej*
* Łącznie 66% pierwszych doświadczeń seksualnych u badanych kobiet miało miejsce z ludźmi w nieodpowiednim wieku (54% z mężczyznami i 12% z kobietami).
Wiem, że byłam seksualnie wykorzystana:
31% przed 6 rokiem życia*
14% między 6 a 11 rokiem życia*
14% między 12 a 16 rokiem życia*
11% między 16 a 18 rokiem życia
16% w wieku dorosłym
14% wykorzystanie mnie nie dotyczy
* Łącznie 58% badanych kobiet było ofiarami seksualnych czynów kryminalnych.
Moi seksualni oprawcy zaliczali się:
13% wyłącznie do osób z rodziny
20% wyłącznie do osób spoza rodziny
67% zarówno do osób z rodziny, jak i spoza rodziny
Byłam zgwałcona:
65% tak
35% nie
Zauważmy, że na każde trzy kobiety, dwie zostają w życiu zgwałcone.
Ile razy byłam zgwałcona:
47% raz
18% dwukrotnie
12% trzykrotnie
23% cztery i więcej razy
Byłam zgwałcona przez:
41% jednego człowieka
29% dwóch ludzi
12% trzech ludzi
18% gang w liczbie dwóch i więcej osób.
Myślę, że moje pierwsze kontakty seksualne miały bezpośredni wpływ na moje wejście w nałogowe zachowania:
96% tak
..4% nie
Zauważmy: procenty pokazują, że badane, które nie uważały swoich pierwszych kontaktów za gwałt czy wykorzystanie, niemal zgodnie twierdziły, że miały one bezpośredni wpływ na ich poźniejsze wejście w erotomanię.
W zachowaniach z zakresu mojej erotomanii odtwarzałam i powtarzałam traumę wykorzystania.
52% tak
18% nie
30% nie dotyczy
Patrząc na te procentowe zestawienia widzimy jasno, że seksualne wykorzystanie jest szeroko spotykane w życiorysach kobiet-erotomanek i wpływało na powstanie i/lub narastanie ich uzależnienia. Gwałt również jest seksualną traumą. Sześćdziesiąt pięć procent uzależnionych seksualnie kobiet jest ofiarami również gwałtów. Łącznie te tragiczne fakty powodują u ofiar nie ustępujące seksualne, emocjonalne i duchowe cierpienie. Podobnie jak wykorzystane dziecko, również zgwałcona kobieta bierze na siebie winę za to przestępstwo: „Gdybym nie sięgnęła wtedy po alkohol...” lub „gdybym nie ubrała się, czy nie zachowywała się w taki-a-taki sposób... nigdy by to się nie stało. Tymczasem jest to usprawiedliwianie czynu kryminalnego. Ukrywanie go jest jeszcze silniejsze, gdy gwałt był efektem niewierności wobec męża czy partnera. Ofiara nie może tego nikomu bezpiecznie powiedzieć - i tajemnica wspiera tajemnicę. Bardzo ważne jest, by już we wczesnej fazie zdrowienia z erotomanii zacząć leczyć także traumę nadużyć seksualnych. Im wcześniej uzależnione kobiety zaczynają się tym z kimś dzielić - a w grupach wsparcia są rozumiane i akceptowane także przez te osoby, które same takiej traumy nie przeszły - tym wcześniej może się zacząć ich głębokie zdrowienie.
ROZDZIAŁ V
UKRYTE CYKLE
Idąc dalej w badaniach kobiet uzależnionych od seksu, pytaliśmy je, jak wyglądał ich powtarzany cykl, który wciągnął je w nałóg. Poniżej dzielą się one swymi uczuciami, myślami i zachowaniami, które niezmiennie prowadziły je do uruchomienia się.
Constance: Oto uczucia, jakie przeżywałam w moim cyklu:
Brak uczuć - emocjonalna pustka i odrętwienie.
Ekscytacja - pożądanie jakiegoś rodzaju podniecenia.
Znieczulenie - tu wchodzę w stan transu.
Intryga - wyruszam na „łowy”.
Ożywienie - wysyłam sygnały, że jestem do wzięcia (spojrzenia, gesty, chód).
Koncentracja - wybieram kogoś, kto wyraźnie odwzajemia seksualne sygnały.
Podniecenie - zbliżam się do tego człowieka.
Komfort - zostaję z nim sam na sam.
Namiętność - uruchamiam się w akcie seksualnym.
Smutek - po akcie wycofuję się emocjonalnie.
Znieczulenie - wywabiam to wspomnienie z pamięci.
Brak uczuć - emocjonalna pustka i odrętwienie.
Deborah: Najpierw wynajdowałam jakieś seksualny opis w książce lub scenę w telewizji. Potem zaczynałam czyś jak ogarnia mnie podobny haj, podobne podniecenie. Dalej powtarzałam ciągle i przetwarzałam tę scenę przy masturbacji.
Wendy: Najpierw organizowałam sobie jakiś wolny czas i wymyślałam pretekst, pod jakim mogłabym wyjść. Potem przeglądałam w notesie listę moich potencjalnych partnerów. Zaczynałam dzwonić do nich po kolei, aż znalazłam jakiegoś, który był dostępny - też miał akurat czas. Umówiwszy się, kłamałam mężowi i rodzinie i szłam na spotkanie. Odbywałam stosunek, a czasem też chwilę pogadałam z partnerem. Potem wracałam do domu, jakby nigdy nic.
Francine: Zaczynało się od myśli, bardzo seksualnych, intensywnych myśli. Potem włączała się masturbacja, po której szłam polować na mężczyzn w barach lub szukałam ich poprzez internet. Gdy kogoż znalazłam, najpierw spotykałam się trochę, by napięcie i pożądanie rosło. Po około tygodniu wchodziłam w seks, który był wtedy orgazmiczny i kończył znajomość. Najbardziej pasowało mi, że obywało się to bez tworzenia jakiegokolwiek związku. Cykl kontynuował się poprzez masturbację z użyciem wibratora jeszcze w tym samym dniu, co odbyty stosunek. Czułam się z tym dobrze aż do czasu, gdy sprawy zaczęły mi się kompletnie wymykać spod kontroli, zwłaszcza gdy sięgałam po alkohol. Wtedy odchorowywałam kaca i zaczynałam planować następny epizod. Seks sprawiał, że czułam się dobrze. Alkohol jeszcze to wzmacniał. Gdy tylko zjawiały się jakieś trudne uczucia czy stres, sięgałam po tę mieszankę.
Heidi: Najpierw musiałam poczuć się samotna, smutna lub zraniona; wtedy nachodziła mnie jakaś intruzywna myśli seksualna lub coś przypominało mi penisa. Wtedy uruchamiałam się mentalnie: „masowałam” w myślach to wyobrażenie. Wszystko wokół mnie nabierało seksualnych konotacji. Fantazjowałam, podniecając się myślami o tym, co chciałabym robić. Następnie, jeśli było to możliwe, sięgałam po pornografię i uruchamiałam się fizycznie - masturbowałam się, gdziekolwiek byłam. Zwykle starałam się stworzyć klimat - świece, muzyka, zgaszone światło. Rozbierałam się i tańczyłam. Potem wchodziłam z sobą w seks. Doznawałam okresowej ulgi, aż do czasu, gdy znów poczułam się samotna, smutna lub zraniona.
Julie: Zaczynało się zwykle od filmu, w którym ktoś romantycznie zakochiwał się w kimś idealnym. Wtedy wpadałam na pomysł, że i mnie musi coś takiego spotkać. i że mogę to sprawić. Gdy tak bujałam w obłokach, kandydat sam wpadał mi w oko. Lub ja zaczynałam kręcić się wokół kogoś, kto miał cechy, które mnie pociągały, i zaczynałam z nim flirtować. Ten człowiek albo w to wchodził, albo nie. Fantazjowałam na jego temat do następnego spotkania. Jeśli był podatny na manipulacje, stosowałam je. Myślę, że oni najczęściej też czuli do mnie pociąg. Następnie kombinowałam tak, by znaleźć się z nim w odpowiednim czasie i miejscu. Nie z każdym, którego uwodziłam, dochodziło do aktu seksualnego, ale zawsze zaliczałam emocjonalny romans. Zdawało mi się, że jedyne, czego mi trzeba, to czuć się wartą czyjejś uwagi i adoracji. Potem zaczynałam znów czuć się źle ze sobą i mijał pociąg do tego faceta, a raczej od razu przenosiłam go na kogoś nowego, nigdy nie zamykając do końca poprzedniej sprawy.
Laura: Najpierw zapalałam świece, brałam gorącą i pachnącą kąpiel, goliłam nogi. Potem wsiadałam w auto i zwykle pół godziny kręcenia się po mieście wystarczało, bym spotkała swoją ofiarę. Zapraszałam go do siebie, włączałam muzykę i, tańcząc dla niego, uwodziłam go. Czułam się dumna ze swoich łowów i łupów. W zalotach i w łóżku starałam się o wrażenie, że jestem najlepsza ze wszystkich, jakie mieli - jedynie po to, by odkryć, że znów daję swoje serce, duszę i ciało komuś, komu na mnie nie zależy lub kto nie ceni tego, jak dobra jestem w seksie. W sumie było to jak zjedzenie jeszcze jednej pizzy. Pizza (seks) mogła mieć więcej ciasta, czy więcej przypraw na wierzchu, ale była tylko pizzą (seksem), który chwilowo znosił głód pizzy (pożądanie seksu). Idiotyczna. lecz prawdziwa analogia.
Monica: Najpierw łapałam kontakt przez internet. Potem organizowałam sobie czas na spotkanie. Czasem najpierw szliśmy do centrum handlowego czy na obiad. Innym razem jechaliśmy wprost do motelu. W połowie przypadków umawialiśmy się na ponowny kontakt, reszta to były jednorazówki.
Nancy: Najpierw rozmyślałam o wyskoku. Potem próbowałam przestać o tym myśleć, ale przymus wracał. Potem szłam w jakieś miejsce, gdzie można było się napić i spotkać mężczyzn, np. do pubu czy dyskoteki. Siadałam przy barku i, sącząc drinka, wchodziłam w towarzystwo. Robiłam się przyjacielska, zamawiałam następnego drinka - nieśmiałość trzeba przecież zlikwidować... „Wyjmowałam” faceta i robiłam to gdzie się dało. Potem nagle dopadała mnie panika i zagubienie. Zrywałam się do domu, pełna wyrzutów sumienia i, wypierając uczucia, wchodziłam w sztywne, udającą normalność, ramy rodziny, pracy i Kościoła.
Ivette: Cykle nawrotów mojego uzależnienia od seksu kradły mi resztki nadziei. Byłam gwałcona, poniżana, raniona i czułam się na ostatnim dnie.
Margaret: Najpierw odczuwałam wstyd i podnieceni - albo od wewnątrz, mentalne, albo wzbudzane zewnętrznymi bodźcami jak masmedia, książki, pornogafia, etc. Potem dowalałam sobie bolesnymi wydarzeniami z przeszłości - wstydem związanym z moim wykorzystaniem w dzieciństwie, czy masturbacją, czy używaniem pornografii. Potem onanizowałam się, nieraz dwa lub trzy razy pod rząd, z powodu podniecenia, z powodu bólu, z chęci ukarania się i tak w ogóle. Następnie zwijałam się w kłębek i płakałam z rozpaczy, potępiałam się lub użalałam się nad sobą. I zaczynałam od początku.
Yvonne: Najpierw odzywało się we mnie pożądanie i chęć na seks. Wtedy, jeśli byłam sama, szłam zwykle do sypialni, kładłam się na łóżku i, nieraz w pełnym ubraniu, onanizowałam się. Prawie zawsze fantazjowałam. Potem wychodziłam i gdy widziałam faceta „w moim typie,” który się mną interesował, odwzajemniałam jego zainteresowanie, poprzez uśmiechy, głębokie spojrzenia, itd. To zwykle wystarczało. Jeśli oboje porozumieliśmy się czego chcemy, robiliśmy to gdzie popadło. Wiele, wiele razy taki seks odbywał się na zewnątrz lub w półpublicznych miejscach. Prawie nigdy nie osiągałam orgazmu, więc onanizowałam się potem, odtwarzając i upiększając w myślach przeżyty incydent. Odbycie stosunku zawsze prowadziło mnie do masturbacji i nasilało ją.
Jak pokazują powyższe doświadczenia, erotomanki podlegają w swoim uzależnieniu potajemnym cyklom. Cykle i angażowane w nich zachowania mogą być różne, ale zawsze dają się zidentyfikować. Jedne zaczynają się od wyboru ubrania na dany dzień czy sytuację, inne od romantycznego fantazjowania, inne od fizycznego podniecenia. Zwykle poprzedza je jakiś rodzaj dyskomfortu. Ważne jest dla leczących się kobiet dokładnie poznanie swojego cyklu, aby wcześnie mogły wyłowić sygnały ostrzegawcze, które zapowiadają nawrót. Przyjrzymy się teraz bliżej tłu i przebiegowi cyklów uzależnienia od seksu i miłości.
Cykl uzależnienia
Przedstawiony na schemacie cykl uzależnienia od seksu i miłości obejmuje cztery rodzaje nośników bólu: 1. Emocjonalny dyskomfort; 2. Nierozwiązany konflikt; 3. Stres; 4. Tęsknota za połączeniem. Każda z was może sama odkryć, które z tych nośników bólu są dla niej najbardziej niebezpieczne. Może to być kilka jednocześnie. Te właśnie nośniki bólu, i pewnie i jeszcze inne, mogą cię pchnąć do następnych, czynnych faz nawrotu erotomanii.
1. NOŚNIKI BÓLU
Praca z osobami zdrowiejącymi z erotomanii nauczyła mnie, że mają one potrzebę uciekania od przykrych uczuć i bólu, jakiego doświadczały w przeszłości. Wiele z nich rozwinęło mechanizm znieczulania bólu przechowywanego wskutek traumy z dzieciństwa i okresu dojrzewania. Mechanizm ten prowadzi je przez większość ich dorosłego życia. Gdy zaczynają się trudności, erotomanki leczą swój ból uruchamiając się - aplikując sobie emocjonalną aspirynę - co pozwala im nie konfrontować się z traumą przeszłości.
Jest wiele nośników bólu, które mogą pchnąć erotomankę do zaczęcia seksualnego cyklu uzależnienia. Cztery z nich omówimy poniżej. Początek cyklu często zaczynał się u niej od jakiegoś zawstydzającego przeżycia. Jeśli, zdrowiejąc, zrozumie swój cykl i nauczy się wychwytywać sygnały ostrzegawcze, będzie mogła zapobiec konieczności uruchomienia się, zanim cykl dojdzie do następnej fazy, w której o wiele trudniej jest go przerwać.
A. Dyskomfort emocjonalny
Jest jednym z podstawowych nośników bólu, który przenosi osobę uzależnioną na pierwszy poziom cyklu, powodując, że odłącza się ona od swoich uczuć. Dyskomfort emocjonalny zasadniczo wiąże się z rodziną pierwotną. Erotomanka pochodząca z dysfunkcyjnego domu nie mogła się nigdy nauczyć rozpoznawania swoich uczuć i przeżywania ich. W konsekwencji posiada bardzo ubogie zdolności emocjonalne, dlatego jeśli pojawia się czy ma się zjawić jakieś bolesne uczucie, wchodzi w seks lub zauroczenie, by poczuć się lepiej. Wie, że jeśli się uruchomi, przykre uczucia na jakiś czas odejdą. Charakterystyczne jest, że to działa tylko na jakiś czas! Emocjonalny dyskomfort jest dla wielu erotomanek nośnikiem bólu, który pcha je ku następnym cyklom uzależnienia.
B. Nierozwiązany konflikt
Większość osób uzależnionych od seksu i miłości jest ofiarami fizycznych, emocjonalnych i seksualnych nadużyć z dzieciństwa i ma w związku z nimi wiele nie przepracowanych spraw. U jednych nierozwiązany konflikt może dotyczyć tożsamości seksualnej, u innych wstydu czy celów w życiu. Każdy rodzaj nierozwiązanego konfliktu, czy to wewnętrznego czy zewnętrznego, grozi erotomance wstrząsem. Wstrząs taki jest integralną częścią danego nośnika bólu. W uzależniony cykl może wtrącić ją np. poczucie niskiej wartości czy niezasługiwania, by potem nieść ją przez jego następne fazy.
Przykładem działania mechanizmu spustowego poprzez nierozwiązany konflikt może być kłótnia czy nieporozumienie z mężem, z szefem w pracy lub z kimś w urzędzie. W rezultacie erotomanka, która w dzieciństwie doświadczała od rodziny przemocy i bicia, uruchomi się aby ominąć, zminimalizować lub „uleczyć” powracające uczucia, z którymi nigdy się nie uporała. Poprzez ból, nierozwiązany konflikt daje jej znać o sobie w życiu osobistym czy zawodowym, łatwo stając się wyzwalaczem dla cyklu uzależnienia.
C. Stres
Jest czymś, czego nie sposób uniknąć. Wszyscy w wielu momentach życia go przeżywamy. Uruchamiając się erotomanka koi lub omija stres, który dzięki temu zdaje się na chwilę ustąpić. Jednakże samo uruchomienie się przynosi w konsekwencji stres, który potem dodaje się do poprzedniego i wzmacniany w ten sposób nośnik bólu prowadzi do powtarzania cyklu. Wiele kobiet uzależnionych od seksu i miłości podlega tej dynamice wytwarzania lub potęgowania stresu, by go następnie móc koić w transie erotomanii.
Stres może lokować się w wielu dziedzinach życia osoby uzależnionej. Może pochodzić z jej funkcjonowania w rodzinie lub Kościele. Może wynikać z sytuacji finansowej, gdyż wiele czynnych erotomanek ma kłopoty z budżetem. Może wiązać się z układami w małżeństwie lub kontaktami z rodziną pierwotną. Może też dotyczyć kwestii duchowych. Niekiedy nawet gromadzi się wskutek codziennej jazdy w ruchu ulicznym. Stres - nacisk z zewnątrz - może przerodzić się w nośnik bólu i cofnąć erotomankę z powrotem w cykl uzależnienia.
D. Potrzeba połączenia
Jest cechą każdej istoty ludzkiej. Wiemy, że każdy człowiek rodzi się z potrzebą fizycznego kontaktu - otrzymywania czułości poprzez bycie dotykanym i dotykanie. Dla wielu erotomanek zespolenie się miłosne i kontakt seksualny jest sposobem doznawania ukojenia wewnętrznego. Zmieniony stan świadomości wskutek uruchomienia się jednak jest tylko bardzo sugestywnym złudzeniem troski i zaopiekowaną. Potrzeba połączenia może być bardzo myląca i frustrujące dla kobiet, które leczą się z erotomanii, gdyż w przeszłości łączyła je ona z uzależnieniem. Pragnienie kontaktu może je z łatwością znów wtrącić w nałogowy cykl, jeśli nie znajdą zdrowych sposobów zaspokajania tej potrzeby. Jeśli nie wiedzą jak inaczej wyjść jej naprzeciw, czując ją będą one odczuwać zarazem ból. Potrzeba zespolenia się stanowi nacisk na uruchomienie się, by usunąć cierpienie płynące z niezdolności do zdrowego, kojącego kontaktu.
2. DYSOCJACJA
To popularny termin kliniczny używany w terapii traumy. Dysocjacja - odłączanie się od siebie - jest sposobem unikania bólu lub uczuć związanych z dawnym urazem. Przebywając poza sobą, nie odczuwamy tego, co pojawia się w nas. Wiele uzależnionych osób dysocjuje podczas prowadzenia samochodu. Łapią się one wtedy na tym, że „odpływają” we wszelkiego rodzaju myśli i obrazy i czasem może to być groźne, bo nie mogą się skupić na rzeczywistości. Znam pewną uzależnioną kobietę z bardzo wysokim wykształceniem, która z powodu częstego dysocjowania pracowała na posadzie znacznie poniżej swoich możliwości i w końcu całkiem porzuciła pracę, by móc zająć się sobą i swoim problemem. Odłączanie się od siebie to częsty sposób, w jaki ofiary wykorzystania seksualnego w dzieciństwie starają się przetrwać wiecznie noszony ból spowodowany tą traumą. Nauczyły się tego - zmuszone były dysocjować - w trakcie doznawania nadużyć, gdy cierpienie, zamęt i przerażenie były zbyt silne, aby mogły je przeżyć. Odłączanie się od siebie jest narzędziem przetrwania dla osób wychowujących się w dysfunkcyjnym domu i staje się później sposobem przeniesienia się ponad niesprzyjającymi okolicznościami i trudnymi emocjami.
Dysocjacja, czyli odłączanie się od siebie jest samym początkiem cyklu uzależnienia, a mimo to jest odrębnym jego stadium koniecznym erotomankom do uruchomienia się. Dysocjację możemy porównać do samolotu rozpędzającego się na pasie startowym - jest pewien odcinek czasu, gdy pozostaje on jeszcze na ziemi, moment gdy odrywa się, i jest następny odcinek czasu gdy jest już w powietrzu, odłączony od ziemi.
Zrozumienie i wychwycenie momentu dysocjacji jest ważne, gdyż właśnie w tym czasie możemy zastosować techniki behawioralne, by ugruntować osobę uzależnioną. Ugruntowanie może być dla niej czymś tak prostym, jak zadzwonienie do kogoś z terapii czy pójście na mityng swojej grupy wsparcia. W stanie dysocjowania erotomania znajduje się już w uzależnionym cyklu, jednak na tyle jeszcze płytko, że ma dość zdrowych zmysłów, by sprowadzić swój samolot na ziemię zanim osiągnie on następny pułap uruchomienia. Często ten moment oprzytomnienia jest rozstrzygający dla zachowania przez nią trzeźwości. Dlatego musi ona konfrontować się z kimś znającym problem, gdy stwierdza, że nie jest w pełnym kontakcie z sobą samą.
Dysocjacja jest fazą następującą zaraz po odezwaniu się dawnego lub teraźniejszego bólu. Osoba uzależniona musi coś z tymi stanem pilnie zrobić, więc odłącza się od siebie. Wtedy jednak wchodzi w początek nałogowego cyklu.
3. ZMIENIONY STAN ŚWIADOMOŚCI (FANTAZJOWANIE)
Jest kolejnym terminem używanym przez klinicystów, którzy pracują z ofiarami traumy i osobami uzależnionymi. Wejście w odmienny stan świadomości nazywane jest przez społeczność zdrowiejących osób „przebywaniem w bańce.” Bańka jest miejscem, gdzie erotomanka może poczuć się bezpiecznie - emocjonalnym schronieniem, które musiała sobie wytworzyć nieraz jeszcze w dzieciństwie lub okresie dojrzewania. Niektóre osoby uzależnione mają nawet nazwy dla tych swoich miejsc, na dla większości z nich jednak zmieniony stan świadomości to po prostu miejsce fantazjowania - obszar, gdzie budują one wyobrażenia miłości, zalotów i zachowań seksualnych.
Zmieniony stan świadomości jest niezwykle sugestywny i zarazem kojący. Jest emocjonalną oazą, którą erotomanki odwiedzają tysiące razy - miejscem w wyobraźni, z którego spoglądają na ludzi na ulicy, w metrze czy na deptaku, jak na katalog. Tak jak komputer skanuje obrazy i zbiera je w pliku, erotomanka gromadzi w pamięci bibliotekę seksualną, która dostarcza jej materiału wizualnego do fantazjowania - przebywania w odmiennym stanie świadomości. Może używać w nim pornografii, seksualizować sobie ludzi i fantazjować o miłości, nawet jeśli przy tym nie miewa rzeczywistych romansów. Wiele kobiet znanych mi z terapii identyfikuje stan fantazjowania jako czas poprzedzający wyruszenie na seksualne łowy. W tym stanie erotomanki podejmują również decyzje co do ubioru i odbywają przygotowawcze rytuały jak kąpiele czy używanie kosmetyków. Dla innych jest to moment, w którym wchodzą do baru, klubu czy dyskoteki - miejsc odwiedzanych w celu „wyjęcia” ofiary.
Zmieniony stan świadomości jest rzeczywistością wirtualną, w której osoba uzależniona przebywa gdy zamknie oczy. Odlatuje w urojony, sugestywny świat jak samolot w przestworza, ponieważ pojawił się jakiś nośnik bólu, który zbyt trudno było znieść. Maszyna odpala, nabiera wysokości i stabilizuje lot. Zaczyna się krążenie i wypatrywanie łupu. Erotomanka jest w transie - w innej rzeczywistości różniącej się tym od normalnego świata, że ma w niej pełną kontrolę. Może w niej kontrolować każde wyobrażenie i każde zachowanie wymyślonych osób - słowa, gesty, reakcje - bez względu na to, jak bardzo są kojące czy degradujące. Ma niewyczerpane możliwości. Jest wszechmocna, wszechwiedząca, idealnie kochana, zaspokajana, zaopiekowana i ważna. To bardzo istotny element nałogowego cyklu. Kiedy osoba uzależniona wejdzie ten rodzaj nirwany, w której jest odłączona i nieobecna dla siebie, to jeśli nie uda się szybko na spotkanie swojej grupy lub nie zadzwoni do kogoś przytomnego, kto pomoże jej stłuc „bańkę”, w jakiej się znalazła i wrócić do rzeczywistości, najprawdopodobniej przejdzie do następnej fazy: dążenia do zachowania.
4. DĄŻENIE DO AKTU
Z chwilą wejścia w odmienny stan świadomości, erotomanka znalazła się w bańce izolującej ją od rzeczywistości, a teraz zaczyna zmierzać ku swojemu przeznaczeniu. Może to robić w prosty lub wyrafinowany sposób, niemniej ma na celowniku konkretne zachowanie. Zdobycie go może być bardzo skomplikowane, ma ona bowiem w repertuarze uzależnienia wiele typów praktyk. Może dążyć do zachowania sama, z kimś lub działać w wyobraźni. Jest teraz na polowaniu: wabi, czaruje, prowokuje. Przypomina pocisk, który sam naprowadza się na cel, i zmierza ku swojemu przeznaczeniu. Od rzeczywistości przeszła do fantazji, a teraz od fantazji przeszła do działania, by je zrealizować. Próbuje nasycić coś, co jest nie do nasycenia, o czym przekonywała się już wiele razy.
Erotomanki mają specyficzne miejsca, które odwiedzają w tej fazie, ludzi, których spotykają, do których dzwonią czy piszą - tak samo jednak dążą do powtarzalnego zachowania. Niektóre mogą je sobie jasno określać, inne dalej nie wiedzieć, co się z nimi dzieje. Jedna z nich tak to ujęła: „Jasne, że byłam w drodze do znanego mi miejsca i kompletnie nad tym nie panowałam. Nie czułam, żebym szła po ziemi; leciałam.” Na tym etapie kobiety uzależnione od seksu i miłości doświadczają fizjologicznych symptomów zmienionego stanu świadomości i ścigają swój upatrzony cel.
Dążenie do zachowania jest fazą, w której niezwykle trudno jest przerwać nałogowy cykl, jeśli nie stanie na drodze ktoś, kto stłucze „bańkę”, przebije „balon” i przywróci erotomance kontakt z rzeczywistością.
5. AKT
Zachowania kobiet uzależnionych od seksu i miłości mogą obejmować seks z samą sobą, ekshibicjonizm, pornografię, seks z innymi czy zachowania kryminalne. Choć zachowania nieraz bardzo się różnią, istota doświadczenia pozostaje ta sama. Od chwili, gdy erotomanka, uruchomiwszy się mentalnie, zaczyna ścigać cel, kończy się to uruchomieniem fizycznym. Wchodzi ona w tak kontakt czy akt seksualny, jaki podyktował jej zmieniony stan świadomości i nieraz ponawia go wiele razy. Przechodząc nałogowy cykl, za każdym razem wzmacnia ona neurologicznie i psychologicznie skrypt, że dane zachowanie ukoi jej wewnętrzne jestestwo. Wzmacnianie tych ponawianych zachowań jest jej sposobem radzenia sobie z bólem i stresami.
Zachowanie kończy czynny cykl. Jest ono złamaniem abstynencji - „uruchomieniem się” jak mówią anonimowi erotomani. Ulga seksualna w połączeniu ze zmienionym stanem świadomości wzmacnia uzależnienie. Osoby, które chodzą na mityngi i dalej uruchamiają się w ten czy inny sposób, nie zdrowieją, a ich życie nie może się zmienić na lepsze. Zasadniczo są dalej czynnymi erotomankami. Najlepszym sposobem na zaczęcie zdrowienia jest przestać wzmacniać swój cykl uzależnienia - nie zaczynać go i nie powtarzać więcej. Pozostaje jeszcze jedna faza, bierna: czas.
6. CZAS
Dane mi było leczyć wiele osób uzależnionych od seksu i miłości z różnych środowisk rasowych, kulturowych i socjoekonomicznych. Każda z nich miała indywidualny wzorzec zachowań. Ale wszystkie miały jeden wspólny i ostateczny: czas. Rozpoznanie tego wzorca okazywało się kluczem do wyzdrowienia.
Niektóre erotomanki mają seksualne ciągi, u innych uruchomienia są oddzielone przerwami. Ale niemal zawsze występuje u nich pewien czas po seksualnej akcji potrzebny, by znów odezwał się ból prowadzący do kolejnej akcji. Jeden nośnik bólu od drugiego mogą oddzielać godziny, dni, tygodnie czy miesiące. Jeśli w tym czasie uzależniona kobieta pojawi się w swojej grupie wsparcia, lub porozmawia z kimś z programu zdrowienia lub terapii, ma szansę podbudować się na tyle, że gdy odezwie się nowy nośnik bólu, będzie mogła go przeżyć, zamiast dawać sobie prawo do uruchomienia się.
Czas w tym przypadku to zwodnicza sprawa. Jednak to między zachowaniami jest najlepsza sposobność zapobiec kolejnemu powtórzeniu cyklu. Ból dotyka życia każdego człowieka i nie da się go kontrolować. Udaje się jednak kontrolować to, jak wykorzystujemy swój czas. Kiedy pojawia się emocjonalny dyskomfort, nierozwiązany konflikt, stres czy potrzeba połączenia się, możesz teraz mieć siłę powiedzieć „nie” erotomanii i zamiast tego zrobić z nimi coś zdrowego.
Jako erotomanka musisz być w kontakcie ze swoim bólem i w kontakcie rzeczywistością. Musisz znaleźć pozytywne zachowania, które będą wzmacniały w tobie poczucie, że jesteś wartościowa i zasługujesz , by zdrowieć i żyć godnie. Są one konieczne. I ty, i twoja rodzina warci jesteście ocalenia i pełni życia fizycznego, emocjonalnego i duchowego. Czas może stać się najlepszym przyjacielem. Im dłuższy czas masz za sobą od ostatniego uruchomienia się na jakimkolwiek poziomie, tym bardziej podnosi się jakość twego życia. Jednak bez wsparcia grupy i terapii czas jaki upłynął od ostatniego nałogowego epizodu, łatwo może stać się czasem poprzedzającym kolejny. Zachęcam cię do pamiętania swoich nośników bólu oraz etapów cyklu - odłączania się od siebie, odmiennego stanu świadomości, dążenia do zachowania oraz samego zachowania, abyś mogła z powodzeniem przebyć długą podróż jaką jest zdrowienie z erotomanii.
___________________ROZDZIAŁ VI
UKRYTA EROTOMANKA
W dziedzinie leczenia uzależnień pomocnym narzędziem jest presonifikacja nałogu. Sposób ten narodził się w ruchu Anonimowych Alkoholików, sięgającego swoją historią do 1935 roku, kiedy jeden uczestnik mówił drugiemu: „Czuję, że dziś mój alkoholik strasznie chce chlać.” Presonifikacja własnego nałogu pomaga ludziom zdrowiejącym z różnych uzależnień zyskać wgląd w nie i uczciwe spojrzenie na swój aktualny stan. W anonimowych grupach dla osób uzależnionych od seksu i miłości równie popularne są słowa: „mój erotoman chce,” „mój erotoman szuka okazji,” itp. Niżej przytaczamy wypowiedzi dziesięciu kobiet na różnych etapach zdrowienia, mówiące o tym, jak ich spersonifikowana erotomanka przemawia i reaguje w ich wnętrzu.
Francine: Moja erotomanka jest bardzo sprytna. Wie, czego chce, i że tym czymś jest tylko seks. Żadnych związków czy czegoś podobnego. Sięga po to czego chce poprzez internet albo krąży po barach. Z łatwością przyciąga mężczyzn. Umie wysłać to specjalne spojrzenie tak, iż facet lgnie do niej bez konieczności jakiegokolwiek flirtowania czy długich wstępów z jej strony i zdolność ta jest tajemnicą dla niej samej. Moja erotomanka może złowić ofiarę wszędzie - w supermarkecie, parku, pracy. Spotyka go, idzie z nim na obiad, i w ciągu najdalej tygodnia sytuacja dojrzewa do seksu. Tylko u siebie w domu. Jej skrypt podpowiada mi: „To są najwspanialsze doznania, jedyny sens życia. Nie martw się, od seksu nie można się uzależnić, to nie alkohol. Nie przejmuj się uczuciami innych - idź i bierz, co chcesz!” Na codzień ubiera mnie konserwatywnie i to jest intrygujące, bo przecież jestem poważną, wysoko wykwalifikowaną, pracującą osobą. Mężczyźni muszą to wiedzieć.
Julie: Odkrywam, że moja erotomanka to urodzona kłamczucha. Zdolna do każdego łgarstwa i do wszystkiego, byle nikt jej nie przyłapał, choć robi wiele głupstw, aby ją przyłapano. Może manipulować uczuciami innych, aby przestali się orientować o co chodzi, a wtedy rusza do ataku by zabić. Czuje, że jest bardzo smutną osobą, która stale pragnie uwagi. Osamotniona i w depresji, poluje na ludzi, by ich omotać i wciągnąć w swoją sieć. Chciałaby być naprawdę lubiana, ale uważa, że nikt nie może jej lubić taką, jaka jest. Myślę, że bardzo boi się samotności. Wykorzystuje u innych instynkt dawania troski - opowiada im bajki o swoim niedoinwestowaniu, by od nich wyciągnąć adorację i seks. Wybiera mężczyzn, którzy są „łatwi” lub „pewni” w łóżku, aby nigdy nie poczuć się odtrącaną. Uwielbia czytać książki erotyczne. Każe mi myśleć, że te zachowania są czymś normalnym i tylko zwiększają mój pociąg seksualny do męża. Moja erotomanka odwodzi mnie od innych kobiet, koncentrując na mężczyznach. Wie, że gdybym zaprzyjaźniła się z jakąś inną kobietą, mogłabym zapomnieć o niej i jej środkach przymusu - że mogłabym odzyskać szacunek do siebie, a ją zostawić na lodzie.
Debra: Moja erotomania stale musi być czymś zajęta i nie potrafi być sama. Wymyśla strategie i organizuje okoliczności, by spotkać się z facetem. Jest zasadniczo zrozpaczona. Wmawia mi, że moje życie jest nudne, i zasługuję w nim na jakąś przyjemność i podniecenie.
Ivette: Moja erotomania jest bez serca. Dla swojej rozkoszy bez skrupułów używa innych, bawi się ich kosztem. Jest skrajnie dominująca, mimo że zraniona. Nie planuje niczego poza następnym stosunkiem. Uważa , że jest brudna, zła i niewarta niczego lepszego.
Wendy: Moja erotomanka wkrada się niepostrzeżenie. Jej słowa są słodkie, ruchy seksowne. Bywa natarczywa i nawet, gdy facet początkowo mówi „nie,” ściga go, aż go zaliczy. Usprawiedliwia się tym, że mąż nie dość się nią interesuje i jest niezbyt aktywny seksualnie. Gra na sympatii i uczuciach. Sprawia, że mężczyźni stają się napaleni. Planuje czas i organizuje miejsce, by znaleźć się z nimi sam na sam. Wtedy jej cel staje się wiadomy. Po odbytym seksie zaczyna fantazjować, że „jemu” właściwie na niej zależy i że ją kocha. W ten sposób zazwyczaj lądowałam z poczuciem winy i wstydu. Czułam się kolejny raz zraniona z powodu myśli o szczęśliwym związku, który nigdy nie następował.
Abby: Mimo moich przekonań religijnych moja erotomania zawsze umiała mnie wymanewrować. Kiedy robiłam się napalona, liczył się tylko seks. Jeśli nawinął mi się jakiś facet, wykorzystywałam go dla swojej ekstra przyjemności. Moja erotomania umiała mnie przekonać, że nawet seks z kimś nieletnim jest w porządku. Sprawiała, iż uspokajałam gdy mówił, że nie doniesie na mnie na policję. Przez jej podszepty wierzyłem, że nie złapię żadnej choroby wenerycznej, że prezerwatywa jest szczelna i nie pęknie, lub że nie wpadnę, gdy jej nie było. Przechodziła samą siebie, by przekonać mnie, że orgazm jest panaceum na wszystko.
W życiu byłam bardzo odpowiedzialną osobą, przeważnie, ale moja erotomania umiała mnie wrobić w najbardziej absurdalne i groźne zachowania, przeciwne etyce religijnej - w nieodpowiedzialność, która normalnie nie mieści się w głowie. Potem, usatysfakcjonowana orgazmem, zostawiała mnie z bardziej logicznym myśleniem. Uczucia jakie mnie wtedy nawiedzały, to rozpacz, lęk, żal i niedowierzanie, że mogłam coś takiego robić; to wstyd i wyrzuty sumienia, że zraniłam osobę w to zaangażowaną.
Kiedy moja erotomanka znikała ze zdobytym orgazmem, nie chciałam już nigdy więcej nawet dotknąć faceta. Wołami nie zaciągniętoby mnie z nikim do łóżka! Nieraz miałam jasność, ze wykorzystałam kogoś. Byłam jak modliszka, która używa samca i zjada go. Wysysałam z faceta życie i porzucałam go. Nie było w tym żadnej bliskości. Liczył się tylko seks - czysto fizyczna przyjemność. Ani ja w tym nie byłam ważna, ani on nie był ważny, ani nikt inny nie był ważny łącznie z Bogiem. Ważne były tylko pożądania.
Constance: Moja erotomanka jest przebiegła i przekonująca. Jest zdolna do wszystkiego, co tylko podbudowało by jej ego. Szuka swojej wartości na zewnątrz, w zdobywaniu innych. Potrzebuje mężczyzn, którzy by ciągnęli do niej, by potwierdzać swoja atrakcyjność i moc. Unika bólu i silnych uczuć. Jeśli się pojawiają, znieczula je. Gdy zdecyduje, że chce mieć faceta, zrobi wszystko, by go uwieść. Obsesyjnie o nim myśli i zaczyna snuć plany. Wchodzi do winiarni i namierza wszystkich, którzy wysyłają seksualne sygnały. Czeka. Potem reaguje odpowiedzią na właściwy, od upatrzonego faceta. Kiedy się do niego zbliży, doprowadza do seksualnego kontaktu. W ten sposób za każdym razem traciłam kolejną cząstkę siebie, gdyż nie zostawało mi potem nic prócz pustki, oszołomienia, bólu i przerażenia, jak ja się tam w ogóle znalazłam! Moja erotomanka sądzi, że jest władcza i silna, skoro może przyciągać mężczyzn. W istocie nie ma wyboru - jest bezsilna wobec seksu i wobec panicznego głodu miłości, który przekłada na seks.
Tina: Opisałabym moją erotomankę jako buntownika. Uwielbia flirtować, świntuszyć, pożądać i być pożądaną. Uwielbia panować i mieć kontrolę. Nie chce zastanawiać się wiele nad swoją wartością, bo czuje się nikim i pełna jest wściekłości. W swoim egoizmie traci całe godziny na przygotowania do akcji - na kąpiele i sączenie zimnego piwa. Pielęgnacja skóry i cierpliwe nakładania makijażu to obowiązek. Pół godziny na suszenie prostych włosów tak, by się odpowiednio falowały (efekt nigdy nie był elegancki, ale zawsze seksowny i wyrafinowany). Potem defilowała przez salę pełną mężczyzn i chłonęła ich uwagę, podziw, pożądanie. Ten, z którym zamierzała potajemny romans, musiał odchodzić od zmysłów. Kiedy kandydat się wyślizgiwał, jej uczucia jeszcze się nasilały. W końcu przeprowadzała swoje zamiary i sprawa kończyła się w łóżku. Potem przez kilka dni karmiła mnie myślą, że jestem naprawdę piękna i ponętna, skoro chłopak zdecydował się na niewierność swojej stałej dziewczynie czy żonie. Moja erotomanka potrafiła perfekcyjnie oddzielić moje zachowania od mojego małżeństwa, a później od następnych „stałych” związków. Miała dużą wprawę. A co smutniejsze zawsze w jakiś skuteczny sposób odtrącała tych, którzy mnie naprawdę kochali. Tkwiła w szczelnym zaprzeczaniu, by nigdy nie zdawać sobie sprawy, że zwyczajnie w środku umiera.
Kittie: Mnóstwo zaprzeczania, mnóstwo samousprawiedliwień. Byłam królową racjonalizacji. Myślę też, że moja wewnętrzna erotomanka doskonale nauczyła się prowadzić podwójne życie, dzieląc mnie na dwie, trzy i więcej, by nigdy nie musieć konfrontować się z konsekwencjami. Jest stale ze mną i stale próbuje swoich sztuczek. Zaczyna zawsze bardzo subtelnie. Ale czasem z furią. Podpowiada mi, że: „Trochę poflirtować nigdy nie zaszkodzi; w razie czego zawsze możesz się zatrzymać. Przecież jesteś trzeźwa od narkotyków i alkoholu, więc o co jeszcze chodzi?” Albo kusi: „To będzie tylko ten jeden raz. Niepowtarzalny! To ostatni taki wyskok, a potem już spokój. On cię nie zrani.” Nauczyła mnie myśleć, że w porządku jest wszystko między dwojgiem dorosłych osób, na co mają one zgodę i co nie rani innych naokoło. Dzisiaj widzę, że moja wewnętrzna erotomanka dostarczała mi niezbędnych usprawiedliwień we wszystkim co miało mi dać przyjemność i rozkosz.
Yvonne: Moja erotomanka jest nieuchwytna i nieuczciwa. Snuje intrygi i plany. Stale rozgląda się za mężczyznami i organizuje intymne kąty, gdzie mogłaby mieć seks. Jej wygląd i „mowa ciała” stale mówi: no bierz mnie, na co czekasz!
Myślę, że te cytaty wzbudziły w tobie masę różnych uczuć i myśli. Każda kobieta uzależniona od seksu i miłości jest nieco inna. Każda jednak tak samo nosi tajemnice związane z nałogiem i tak samo próbuje swoimi zachowaniami „uleczyć” swe indywidualne zranienia i deficyty. I każda tak samo potrzebuje wywikłać się z nałogu - uniezależnić się od swojej wewnetrznej erotomanki i znaleźć własną drogę zdrowienia.
Dobra nowina mówi ci w tym miejscu, że każda uzależniona osoba może wznieść się ponad swoje tajemnice i porzucić chore zachowania i związki. Dzięki temu zasięg władzy wewnętrznej erotomanki i jej wpływ na twoje życie będzie coraz wyraźniej zanikał. Możesz się od niej - od takiej siebie - całkiem uwolnić.
__________________
ROZDZIAŁ VII
UKRYWANE KONSEKWENCJE
Każde uzależnienie przynosi negatywne skutki. Dla żarłoka może to być nadwaga. Dla człowieka kompulsywnie wydającego pieniądze mogą to być długi; w przypadku uzależnienia od alkoholu czy narkotyków mogą to być problemy w rodzinie lub pracy. Nie inaczej jest w przypadku erotomanii, która niesie ze sobą cały splot konsekwencji.
W wyniku stylu życia i zachowań, jakie dyktuje nałóg seksu i miłości, dotkniętych zostaje kilka ważnych sfer ludzkiego życia. Skutkami erotomanii są: rozbite lub cierpiące małżeństwa i stałe partnerstwa, problemy zdrowotne, niechciane ciąże i aborcje, inne uzależnienia, utrata szacunku dla siebie, depresje, oraz nadużycia i zaniedbania wychowawcze wobec dzieci. Konsekwencje w każdej z tych sfer życia ilustrujemy niżej wypowiedziami kobiet, które miały nieszczęście ich doświadczyć.
Małżeństwo
Constance: Moje uzależnienie od seksu i miłości bardzo dotknęła moje małżeństwo. Nigdy nie byłam prawdziwie oddana mężowi, nie byłam z nim blisko. W latach czynnej erotomanii przez wiele lat wiodłam podwójne życie. Udawałam osobę odpowiedzialną i wierną. Kształtowaliśmy nasze życie w sensie dobrej pozycji i pracy, wybudowaliśmy dom gotów pomieścić w nim rodzinę. Wtedy wpakowałam się w potajemny romans. Nie chciałam być uczciwa i przyznać, że nie zależy mi na tym człowieku i właściwie wcale mnie nie pociąga. Byłam egoistyczna; chciałam mieć swoje ciastko dla siebie i jeść je. Miałam schemat bycia w trójkątach, gdzie dwóch facetów walczy o mnie. To karmiło moje próżne ego, dając złudne poczucie wartości. Ten mój romans bardzo poranił nas troje. Tak moje małżeństwo, jak i relacja z kochankiem były oparte na nieuczciwości i egoizmie. W końcu porzuciłam obydwu, by z miejsca związać się z trzecim. Wkrótce potem moja erotomania dotknęła i to małżeństwo tak mocno, że się rozwiedliśmy. Wtedy weszłam w romans z moim eks mężem, zdradzając go ze swoim pierwszym chłopakiem. Obłęd!
Debra: Zniszczyłam moje pierwsze małżeństwo. Moje skupienie się na sobie i egoizm powodowały ciągłe konflikty między mną a mężem. Obwiniałam go o moją wewnętrzną pustkę. Miałam piękny dom, stylowo umeblowany. Jeździłam sportowym wozem i nigdy nie musiałam oszczędzać. Żadna z tych rzeczy nie zapełniła jednak czarnej dziury w moim sercu. Przez pierwsze dwa lata byłam mężowi fizycznie wierna, ale w głowie nie. Kompletnie straciłam kontrolę nad swoimi myślami i nie byłam dla niego obecna emocjonalnie. Nie mogąc się w dzień doczekać, kiedy wieczorem znów pójdziemy do łóżka, uruchamiałam fantazje. W trzecim roku małżeństwa złamałam także granicę wierności fizycznej.
Wendy: Zawsze prześladowało mnie poczucie bezwartościowości i zasadnicza nieuczciwość wobec siebie, Boga i innych ludzi. Ostatnie wpadki z niewiernością tak bardzo mnie wystraszyły, że w końcu powzięłam zdrowienie na serio. Przeraziły mnie te wyłomy w uświęconej wyjątkowości mojego związku, jakie spowodowała swoją niewiernością.
Bardzo kocham mojego męża i chcę z nim zostać, ale nie wiem czy nasz związek się ostoi. Wydaje mi się to niemożliwe. Poraniłam go niemiłosiernie moim uzależnieniem, gdyż wie, że miałam innych i obecnie próbuję tego nie robić. Mamy czworo dzieci, które do tej pory nie wiedzą nic o moim problemie. Trzy lata temu miałam romans z pastorem, co zniszczyło jego duszpasterski zawód, a i mój mąż został zwolniony ze duchownej funkcji w tym samym zborze. Nigdy nie będę w stanie im za to zadośćuczynić. Żyję z tym poczuciem winy wobec nich i świadomością szkód, jakie wyrządziłam moim romansem całej kongregacji. Na dziś odsunęłam się od męża. Nie ufam mu wystarczająco, by mówić cokolwiek o moim uzależnieniu, gdyż mógłby to rozgłosić.
Straciliśmy codzienną bliskość między sobą, a także duchową jedność, jaką mieliśmy kiedyś. Straszymy się groźbami. Nie wiem czym mogłoby być to, co przywróci dawną harmonię. Mąż znosił wiele okropności i nadal mnie kochał. a teraz ta miłość może ostatecznie zniknąć z jego oczu, gdy odkryje, czym jestem naprawdę. Jeśli odejdzie, stracę resztki nadziei, moją opokę i ochronny parasol. Kocham go, ale nie wiem czy uda mi się ostatecznie wyzwolić z obsesji seksu. Inni mężczyźni prawie nic dla mnie nie znaczą. Jednego nawet lubię, ale nie umywa się to do niczego, co było między mną a moim mężem. Być może dla wielu ludzi moja postawa jest niezrozumiała, ale ja mówię jak najbardziej poważnie.
Kittie: Moje małżeństwa (zwłaszcza drugie) zaczynały się od seksu i na nim głównie były oparte. Najpierw szłam z chłopakiem do łóżka, a potem dopiero zastanawiałam się nad związkiem. W obu moich małżeństwach była niewierność, zamienianie się partnerami i inne erotomańskie hece. Manipulowałam nimi za pomocą seksu. Unikałam - unikaliśmy - konfrontacji z problemami za pomocą seksu. Oficjalnie mój pierwszy związek rozpadł się z powodu alkoholizmu męża.
Drugi związek trwa nadal, od dziesięciu lat, choć teraz jesteśmy w trakcie rozwodu. W żadnej z relacji, jakie miałam, nie umiałam być wierna - nawet w małżeństwach. Umiałam usprawiedliwiać moje kłamstwa i zdrady. Myślę że to moje „pokrętne myślenie” odebrało mi szansę na zbudowanie zdrowo funkcjonującego, trwałego związku. Wybierałam emocjonalnie nieosiągalnych partnerów. Sama też nie byłam emocjonalnie osiągalna, a zarazem, stale głodna miłości i niezaspokojona. Gdy postanowiłam się zmienić i wstąpiłam do SLAA (Sex & Love Addicts Anonymous), oraz przeszłam przez terapię w ośrodku leczenia uzależnień seksualnych, moje małżeństwo było w opałach. Ja w efekcie stałam się dużo mocniejsza dzięki programowi, mityngom i rozwojowi duchowemu, lecz mąż coraz ewidentniej słabł widząc, że nie może mnie kontrolować ani mną manipulować jak dawniej. mówi, że seks jest dla niego ostatnią więzią, jaka go przy mnie trzyma i boi się, że SLAA zabierze nam to. W miarę jak jestem coraz bardziej obecna (mentalnie i duchowo) i coraz rzadziej w coś uciekam - w moje seksualno-uczuciowe narkotyki - wpada w coraz większą panikę. Ostatnio miał dwa romanse (drugi trwa nadal). Jest też uzależniony od seksu poprzez internet, ale ponieważ nie zdecydował się ostatecznie pójść ścieżką zdrowienia z uzależnień, niestety odchodzimy od siebie.
Powyższe historie nie zostawiają złudzeń, że uzależnienie od seksu któregokolwiek ze współmałżonków nie wpływa destrukcyjnie na ich związek. Styl życia i zachowania dyktowane erotomanią sieją niszczący lęk i nieufność, powodując coraz nowe wyłomy, a w końcu upadek małżeństwa. Brak bliskości, nieuczciwość i niewierność pochodzi z uzależnienia i dotyka zazwyczaj obie strony związku. W naszym opracowaniu ukazujemy dane statystyczne na temat statusu małżeńskiego ogółu badanych erotomanek, ich wielokrotnych małżeństw i liczby zrealizowanych romansów.
Zamężna 56%
Rozwiedziona 22%
Panna 22%
Liczba zawartych w życiu małżeństw:
Jedno 39%
Dwa 39%
Trzy 0%
Cztery i więcej 22%
Liczba romansów w pierwszym małżeństwie:
0 21%
1 - 2 26%
3 21%
4 - 10 16%
11 - 20 0%
21 - 30 11%
31 i więcej 5%
Uwaga: przeciętna okres trwania w małżeństwie wynosi tu 10 lat.
Liczba romansów w drugim małżeństwie:
0 45%
1 - 2 11%
3 11%
4 - 10 33%
Uwaga: w drugim małżeństwie romanse występowały rzadziej.
Pytaliśmy badane kobiety, czy straciły kiedyś małżeństwo wskutek swojej erotomanii. Oto wyniki:
Tak 45%
Nie 55%
Związki i kontakty poza stałym partnerstwem
Erotomanki często są aktywne seksualnie poza swoim stałym partnerstwem. Wzorzec ten może ujawniać się jeszcze zanim związek zostanie potwierdzony w urzędzie czy Kościele, w fazie tzw. chodzenia ze sobą czy narzeczeństwa. Zasięgnęliśmy w naszych badaniach informacji na temat monogamiczności badanych kobiet w okresie ich umawiania się na randki ze stałym chłopakiem.
W okresie umawiania się na randki ze stałym chłopakiem byłam:
Całkowicie monogamiczna 4%
Monogamiczna w niektórych przypadkach, w innych nie 48%
Poligamiczna 48%
Jak wiemy chodzenie na randki nieraz przeradza się w stały związek i małżeństwo. Jednak ślub nic nie zmienia jeśli chodzi o uzależnienie danej osoby - może co najwyżej być zewnętrznym hamulcem, który nie zawsze działa. Pytaliśmy więc także o status osobisty kochanków badanych erotomanek. Czy są oni w związku małżeńskim czy poza? Czy chodzi o tzw. jednorazówkę, czy o dłużej trwający romans? Jak długo trwają te miłosne relacje czy kontakty seksualne? Odpowiedzi oczywiście były zróżnicowane. Są też uzależnione kobiety, które nigdy nie dopuściły się zdrady małżeńskiej, uruchamiając się w obrębie związku i/lub z sobą samą.
Erotomanki, które uruchamiają się poza małżeństwem różnią się pod względem tego, czego szukają w swoich „bocznych” kontaktach. Niektóre chcą seksualnego aktu z kimś, kogo nie znają i kto ich poza tym nie obchodzi. Inne szukają tylko wśród mężczyzn mających „moc” (sławę, pieniądze lub władzę) lub wśród przyjaciół męża. Jeszcze inne chcą mieć „stałego” kochanka na boku, który zapewni im dodatkowe dawki seksu. Są to zwykle mężczyźni gotowi prawie na każdy telefon. Jeśli pozwolą okoliczności, niektóre z erotomanek zmieniają po kolei typy swoich ofiar lub łączą ze sobą po kilka typów i wzorców zachowań równocześnie. Inne, nie mając żadnych granic, robią wszystko na raz. Z poniższych wypowiedzi poznamy różne profile ofiar.
Debra: Pierwsze takie doświadczenie przeżyłam z kimś z pracy. Fantazjowałam o nim najpierw i flirtowałam z nim przez blisko dwa lata. Drugi raz zdradziłam wkrótce potem, na wypadzie za miasto w moje ulubione miejsce. Miałam seks z tym mężczyzną za każdym razem, gdy odwiedzałam ten rejon. Trzeci raz był to najbardziej ryzykowny romans. Ofiarą był najbliższy przyjaciel męża mieszkający po drugiej stronie ulicy. Po półrocznym okresie flirtowania z nim trafiła się okazja, gdy jednocześnie wyjechała i jego żona, i mój mąż. Nasz romans trwał cztery miesiące. Spotykaliśmy się przed pierwszym brzaskiem u niego w garażu, gdy nasi współmałżonkowie jeszcze spali. Musiało być całkiem oczywiste, co nas łączy, gdyż spotykaliśmy się także i mieli ukradkiem seks na zabawach i towarzyskich przyjęciach. Równolegle zaczęła drugi, ciągnący się pół roku, romans z kimś zatrudnionym w tej samej hali sportowej, co ja. Zanim zdążył się skończyć spotkałam już kolejnego faceta, w którego zaangażowałam się na prawie dwa lata. Wobec każdego z nich udawałam, że jest moim jedynym i wyjątkowym kochankiem, więc żaden nie wiedział o innych. Oboje z mężem tkwiliśmy w kompletnym zaprzeczaniu, by nie widzieć prawdy. On musiał wtedy widzieć, co się działo. Po następnych trzech latach i serii takich zdrad poddałam się i, zawierzając Bogu, wyznałam mężowi prawdę o mojej przeszłości. Potwierdził swe dawne przypuszczenia oraz to, że nie chciał konfrontować się z tą rzeczywistością. Powiedział mi, że jeśli jestem gotowa nie wracać do dawnych zachowań, on jest gotów zacząć wszystko od nowa i pracować ze mną nad odbudową naszego związku. Szok! Co z tego, skoro ja nie byłam gotowa. Zupełnie bowiem nie wyobrażałam sobie jak mogłabym dalej żyć nie dostając moich dodatkowych „nielegalnych” dawek zauroczenia i seksu. Wydawało mi się, ze bez nich w ogóle nie będę w stanie funkcjonować. Załamana i kompletnie zrozpaczona, pozwoliłam mu odejść.
Kittie: Miewałam seks z ludźmi, których znałam, jak i z nieznajomymi. Dla mnie to nie miało znaczenia. Każdy typ zdobyczy dawał mi haj. Współżyłam z przyjaciółmi męża, z ich dziewczynami, z moją współlokatorką, z kolegami z pracy, prostytutkami, tancerkami, podrywaczami i innymi typami ludzi. Myślę, że w życiu byłam z około 20 - 30 kobietami i 60 - 70 mężczyznami. Ostatnie kontakty w czynnej erotomanii miałam z moim kochankiem, ponad rok i więcej temu.
Constance: Ludzie, z którymi chodziłam do łóżka, pociągali mnie seksualnie. Niektórych znałam z pracy, inni byli mi zupełnie obcy. Zwykle zawieszałam wzrok na kimś, kto był w jakiś sposób niezwykły, nieszablonowy - kto był innej rasy, należał do innego środowiska - i to było bardziej ekscytujące. Snułam miłosną intrygę i czułam się kimś specjalnym, kiedy byłam w stanie przyciągać ich wszystkich do siebie. Czułam też dziwną moc, gdy mogłam ich zdobywać. Dziś czuję smutek i zażenowanie, że traktowałam tych ludzi jak łup. Żal mi tej erotomanki, która wierzyła, że musi zdobywać mężczyzn, by mieć jakąś własną wartość.
Wendy: Ludzie, których wciągałam w swój nałóg... Cóż, poza mężem, czterech było z mojej pracy - oficerowie policji i politycy. Jeden był moim bardzo dawnym chłopakiem, a jeden, ostatni, znajomym, który czuł się tak samo samotny jak ja. Kochanków z pracy lubiłam za to, że mieli władzę. Korzystałam z tego. Byli ze mną bardzo poufali i to mi dodawało poczucia ważności. Dziś, gdy na to patrzę, czuję się jak zabawka na półce - mogli po mnie sięgnąć, gdy chcieli seksu i odłożyć z powrotem do następnego razu. Epizod z dawnym chłopakiem był jednorazowy; od razu czułam, że to jest pomyłka. Ostatni znajomy bał się relacji uczuciowej, więc nasz romans zmierzał donikąd. Czułam, że go wykorzystuję.
Julie: Uruchamiałam się z kimkolwiek bądź. Prawie każdy mężczyzna był dla mnie wystarczająco pociągający, bym mogła to sobie wytłumaczyć. Z jednym chodziłam do łóżka wiele razy. Właściwie to go nie cierpiałam, ale nie sprawiało mi to różnicy. Był chyba zdrowy, zrównoważony. Mam nadzieję, że nie poharatałam go zbyt głęboko. Żałuję tego. Żałuję też, że miałam seks z facetem, który wydawał mi się cudowny. Czuję, że w większości traktowałam tych mężczyzn jak „obiekty”, że ich używałam, jak wibratora. Nie podoba mi się to teraz. Zawsze myślałam o sobie jako o kimś dobrym i przyjaznym, choć tak naprawdę nie wiem, co to przyjaźń. Zdawało mi się, że pożądam od nich seksu, ale widzę, że właściwie chodziło mi o przyjaźń. Po prostu nie wiedziałam, jak sprawić, żeby mnie lubili czy żebym była dla nich kimś wyjątkowym i ważnym, inaczej niż uwodząc ich i rozkochując w sobie.
W dalszych badaniach na temat stosunków pozamałżeńskich lub poza innym stałym związkiem pytaliśmy o ich charakter - o proporcje między romansami a tzw. jednorazówkami. Badane kobiety miały:
41% tylko dłuższe romanse
35% przeważnie romanse i sporadycznie jednorazówki
18% przeważnie jednorazówki i sporadycznie romanse
6% wyłącznie jednorazówki
Pytaliśmy także o to, gdzie przeważnie poznawały swoich seksualnych partnerów:
26% w klubach, barach, dyskotekach
10% w pracy
19% na przyjęciach w towarzystwie
19% wśród przyjaciół
26% przy okazji różnych wyjść i wyjazdów
Jak widzimy zarówno rodzaj kontaktów pozamałżeńskich lub poza stałym związkiem, jak i sposób ich znajdowania są różne u różnych uzależnionych kobiet. Niektóre omotują swoją ofiarę prze jakiś czas i rozkochują ją w sobie, inne spotykają kogoś np. w klubie i idą z nim prosto do łóżka. Z odpowiedzi na nasze pytania wynika, że równo połowa erotomanek ma jakiś spełniający pewne parametry typ mężczyzny w roli ich ofiary, a połowa nie.
Różni się u nich także długość relacji pozamałżeńskich czy poza innym stałym związkiem. Badane kobiety miały:
17% tylko jednorazówki
28% od dwóch do sześciu tygodni
44% od sześciu tygodni do pół roku
11% od pół roku do wielu lat
Problemy zdrowotne
Margaret: Przeżyłam utratę niewinności i zdolności postrzegania seksu w taki sposób w jaki został zamierzony przez naturę czy Boga. Od strony medycznej, ponosiłam uszczerbki na zdrowiu z powodu moich zachowań seksualnych i ból zadawany sobie w trakcie masturbacji. Ponosiłam też straty finansowe z powodu kolekcjonowania pornografii - wydawałam miesięcznie około 300 $ na te materiały. Kupując je, nigdy nie używałam czeków ani kart, gdyż bałam się identyfikacji. Inną konsekwencją były duże straty czasu. Kiedy pomyślę o tych długich, mrocznych i samotnych godzinach, gdy borykałam się z chorobą, a także o tych wydarzeniach które przegapiłam lub na które się spóźniałam z powodu mojego uzależnienia od masturbacji i pornografii, to wychodzi mi parę straconych lat!
W naszych czasach nałogowy seks i romanse bez wątpienia niesie problemy zdrowotne i niszczące konsekwencje. Liczba chorób przenoszonych drogą płciową rośnie z dziesięciolecia na dziesięciolecie, a erotomanki narażają się na długofalowe i krótkofalowe problemy zdrowotne.
Pierwsze nasze pytanie w tej sferze dotyczyło używania prezerwatyw. Odpowiedzi nie pozostawiały wątpliwości, że erotomanki ponoszą poważne ryzyko zdrowotne zarówno jeśli chodzi o choroby z HIV na czele, jak i niechciane ciąże i aborcje.
0% zawsze używało prezerwatyw
27% na ogół używało prezerwatyw
9% czasami używało prezerwatyw
37% rzadko używało prezerwatyw
27% nigdy nie używało prezerwatyw
Dalej pytaliśmy badane kobiety o to, ile razy zarażały się chorobami przenoszonymi drogą płciową. Rezultaty są proporcjonalne do tego, czego można się było spodziewać po odpowiedziach na poprzednie pytanie:
52% nie zraziło się nigdy
29% zaraziło się raz
14% zaraziło się dwukrotnie
5% zaraziło się trzy i więcej razy
Uwaga: prawie połowa erotomanek chorowała na choroby weneryczne.
Uszczerbki ponoszone na zdrowiu wskutek erotomanii różnią się zależnie od indywidualnego przypadku. Prócz najoczywistszego, HIV, z doświadczeń badanych kobiet wyłaniają się poniższe typy zdrowotnych konsekwencji:
wszy łonowe
stany zapalne miednicy
szyszkowina (kłykcina)
infekcje waginalne
bakteryjne choroby pochwy
kurzajki weneryczne
drożdżyce
infekcje pęcherza
chlamydia
syfilis i rzeżączka
Prawdopodobieństwo nabycia choroby przenoszonej drogą płciową u większości erotomanek jest naprawdę duże. Dla osób patrzących z boku jest to oczywiste, gdy znają ryzyko jakie podejmują kobiety uzależnione od seksu i miłości. Jednakże one same - tak jak każdy kto tkwi w nałogu - rzadko zważają na konsekwencje i lekceważą ryzyko, jakiemu poddaje je ich choroba. Obrazują to odpowiedzi na pytania o częstotliwość przeprowadzanych testów na obecność chorób wenerycznych:
co kwartał 4%
co pół roku 13%
raz na rok 9%
rzadziej niż raz w roku 48%
nigdy 13%
nie dotyczy 13%
Choroby przenoszone drogą kontaktów seksualnych to być może najdotkliwsza z fizycznych konsekwencji erotomanii. Nie są one jednak jedynym ryzykiem zdrowotnym, jakiemu podlegają osoby uzależnione od seksu i miłości. Poniżej zebraliśmy niektóre z nich:
depresja
chroniczne napięcie karku
migreny i bóle głowy
infekcje drożdżowe
dwubiegunowość osobowości
uzależnienia chemiczne i inne
lęki i fobie
wrzody żołądka
uczucie zmęczenia
opryszczka
bezsenność
problemy natury psychiatrycznej
Jak mówi powyższa lista, nałóg seksu i miłości najczęściej wiąże się z różnymi medycznymi problemami i konsekwencjami zdrowotnymi, z których jeszcze jedną omawiamy poniżej.
Niechciane ciąże i aborcje
Kittie: Moje straty to: moje dzieci (ciąże/aborcje), dwa małżeństwa, kilka dobrych miejsc pracy, moje poczucie własnej wartości, moja godność osobista, bardzo dobrze zapowiadający się związek z odpowiedzialnym chłopakiem, nieukończone studia, utrata szacunku przyjaciół lub odsunięcie ich od siebie, oraz zmarnowanie szansy bycia matką (co jest dla mnie najboleśniejsze).
Yvonne: Częste lęki o to, czy nie jestem w ciąży, lęk przed ujawnieniem się (nie tyle przyłapaniem na samym akcie, ile to, że gdy powiem innym prawdę, zaprzeczą tak samo jak zaprzeczył mój partner). To aborcja. Nigdy nie byłam w stanie opowiedzieć uczciwie całej mojej prawdziwej historii, komukolwiek. Wstyd. Byłam też przez lata nękana nieproszonymi zalotami i najściami.
Znam mnóstwo historii kobiet uzależnionych od seksu i miłości, które dane mi było leczyć w ciągu wielu ostatnich lat, ale rzadko które momenty ich życiorysów powodowały tak obfite strumienie łez i żal, jak wspomnienia utraconych ciąż i aborcji wskutek nałogu. Cierpienie z powodu utraconych dzieci - czasami nawet się rodziły i były oddawane do adopcji czy sierocińców - dzieci, które nigdy nie ujrzały światła dziennego wskutek zabiegów usuwania ciąży, jest naprawdę rozdzierający. Znam szczegółowe relacje z aborcji; wiem, jak były bolesne i jak ból ten nigdy potem nie opuszczał tych kobiet. Dla niektórych erotomanek stawał się on z miejsca punktem zwrotnym - czynnikiem decydującym o pojęciu leczenia. Inne musiały długo nosić swoje cierpienie z powodu nieraz bardzo licznych aborcji, zanim choroba doprowadziła je do rozstrzygającego wyboru.
Ciąże i aborcje to temat zwykle bardzo głęboko skrywany przez erotomanki. Ból, żal i poczucie winy z tego powodu dodawały się do innych trudnych uczuć i stresów jakie kobiety te starały „ukoić” w swoim uzależnieniu, nakręcając jeszcze bardziej jego opadającą spiralę.
Statystyki drukowane poniżej wiążą się z: (1) niechcianymi ciążami wskutek kontaktów pozamałżeńskich czy poza stałym związkiem; (2) aborcjami; (3) utrzymującą się emocjonalną udręką pochodzącą z destrukcyjnego stylu życia i zachowań dyktowanych przez erotomanię.
Ciąże pochodzenia pozamałżeńskiego:
29% tak
71% nie
Moje ciąże obcego pochodzenia w czasie trwania małżeństwa zostały:
50% usunięte
33% zakończone porodem
17% poronione
Ile razy zachodziłam w ciążę poza małżeństwem i/lub stałym związkiem?
9% raz
9% dwa razy
4% trzy razy
4% cztery razy
13% pięć i więcej razy
61% nie dotyczy
Ile razy w życiu usuwałam ciążę?
17% raz
17% dwa razy
13% trzy razy
..4% cztery razy
8% pięć i więcej razy
41% nie dotyczy
Czy nadal odczuwam emocjonalny ból z powodu dokonanych aborcji?
85% tak
15% nie
Inne uzależnienia
W dziedzinie leczenia uzależnień często spotykamy u jednej osoby kilka z nich. Nazywamy to wtedy multi uzależnieniem. Niektórym erotomankom potrzebny jest alkohol lub narkotyki, by uruchamiać się seksualnie. U innych ich pozostałe uzależnienia działają całkiem niezależnie. Pytania zadawane przez nas badanym kobietom na temat innych uzależnień, dotyczyły ich występowania zarówno w czasach czynnej erotomani, jak i po jej odstawieniu.
Kompulsje pokarmowe:
52% tak
48% nie
Charakter występujących kompulsji pokarmowych:
66% obżarstwo
17% bulimia
17% anoreksja
Problemy z nadużywaniem alkoholu w czasach czynnej erotomanii:
50% tak
50% nie
Problemy z nadużywaniem alkoholu w czasach zdrowienia z erotomanii:
17% tak
83% nie
Zauważmy, że zdrowienie z erotomanii znacznie wpływa na ustąpienie problemu z alkoholem.
Problemy z używaniem narkotyków i nielegalnych leków w czasach czynnej erotomanii:
27% tak
73% nie
Problemy z używaniem narkotyków i nielegalnych leków w czasach zdrowienia z erotomanii:
4% tak
96% nie
Powyższe odpowiedzi wskazują, że problem alkoholu i narkotyków nieraz zanika wskutek rozpoczęcia leczenia erotomanii. Jeśli więc ktoś zmaga się z innymi nałogami, musimy określić, czy są one związane z uzależnieniem od seksu i miłości. Często bowiem, gdy leczymy uzależnienie podstawowe, nałogi wtórne lub wspierające ulegają remisji. Sprawdzianem, czy są one wtórne lub wspierające wobec erotomanii (np. „piję, by móc kogoś poznać i wejść w romans i/lub seks”) jest to, czy ulegają remisji przy jej leczeniu. Jeśli nie, to znaczy, że musimy leczyć je równolegle na niezależnym, odpowiednim dla nich programie.
Utrata szacunku dla siebie i depresje
U osób uzależnionych, czegokolwiek ich uzależnienie by dotyczyło, obserwujemy poważny uszczerbek w ich poczuciu wartości i szacunku do siebie. U części z nich uczucia te ukształtowały się jeszcze wcześniej niż nałóg. Poniżej cytujemy wypowiedź osoby, która czerpała swoje poczucie wartości z zachowań należących do jej erotomanii.
Veronica: W moim uzależnieniu od seksu i miłości najważniejsza była atrakcyjność seksualna. Na niej wybudowałam całe swoje poczucie wartości. Jeśli wzbudzałam czyjeś pożądanie - jeśli pod facetem nogi się uginały na sam mój widok - byłam „super”. Jeśli się mną nie zainteresował lub mnie rzucił - czułam się kompletnie do kitu i wpadałam w depresję.
Uzależnienie od seksu i miłości kradnie kobietom również ich szacunek dla siebie. Oto co poniżej mówi jedna z badanych erotomanek na temat swojego dna w nałogu i jego wpływu na jej poczucie godności.
Laura: Czułam się skrajnie wyczerpana wskutek ciągłych prób przerobienia seksu na miłość, a właściwie na to, czym uważałam, że powinna ona być. Fizyczny ból i nabrzmienie tych partii mojego ciała wskutek nadmiaru seksu, czy to z samą sobą, czy na inne sposoby, nie ustępował już ani na chwilę. Lecz ty, co ostatecznie przeważyło moją decyzję na stronę zdrowienia, był wstręt i pogarda do siebie, jak też i przerażający brak poczucia szacunku dla własnej osoby. Czułam się strasznie nieszczęśliwa, niegodna pokochania i odrażająca. Żałosna dla mojej rodziny, przyjaciół i siebie. Coraz częściej wpadałam w depresje.
Poniżej podajemy wyniki ankiet na temat szacunku dla samej siebie oraz depresji u badanych kobiet.
W czasach czynnej erotomanii moje poczucie wartości było:
bardzo niskie 63%
niskie 29%
umiarkowane 4%
wysokie 4%
W okresie wychodzenia z erotomanii mój szacunek do samej siebie był:
bardzo niski 9%
niski 48%
umiarkowany 30%
wysoki 13%
Czy w czasach czynnej erotomanii i/lub wychodzenia z niej zmagałam się z depresją?
Tak 83%
Nie 17%
Powyższe odpowiedzi na temat poczucia wartości i szacunku dla siebie dają nadzieję na ich poprawę w wyniku procesu zdrowienia. Oczywiste jest, jak myślę, że kobiety, którym udało się porzucić nałogowe i zachowania seksualne i miłosne obsesje, obserwują u siebie wzrost poczucia szacunku dla siebie.
Moje doświadczenia kliniczne wskazują, że seksem i stanami miłosnej fascynacji erotomanki próbują instynktownie uleczyć również swoją depresję. Dobrym sposobem na określenie, czy u danej osoby depresja stanowi pochodną jej uzależnienia, czy też odrębne zaburzenie, jest to, czy zaczyna ona ustępować wskutek zachowywania przez półtora miesiąca trzeźwości seksualnej i uczuciowej, wykluczającej także masturbację. Po takim bowiem okresie stany raptownych zmian nastroju zaczynają oddzielać się od uczuć związanych z objawami odstawienia erotomanii. Jeśli więc stany depresyjne utrzymują się dłużej, osoba uzależniona od seksu i miłości może musieć zasięgnąć porady lekarza.
Nadużycia i zaniedbania wychowawcze wobec dzieci
Dziedziną, w której większość kobiet odczuwa dumę, jest macierzyństwo. Tymczasem każde uzależnienie niszczy najważniejsze więzi międzyludzkie, do których zalicza się więź rodziców z dziećmi. Erotomania jest tu szczególnie groźna. Zaburza ona więź rodziców z dziećmi wieloma drogami. Jedna z nich polega na tym, że okrada osobę uzależnioną z emocjonalnej i duchowej dojrzałości, jaką mogłaby osiągnąć. Inna droga polega na tym, że wskutek spychania dzieci na dalszy plan erotomania potęguje, poczucie winy, wstydu i zdrady, zarówno w dzieciach, jak i w rodzicu. Lista jest długa.
Poniższe historie kobiet ukazują niektóre konsekwencje uzależnienia do seksu i miłości dla ich macierzyństwa. Oto czego doświadczyły wskutek stylu życia i zachowań dyktowanych przez ich nałóg.
Wendy: Czuję, że nie byłam dla moich dzieci wystarczająco obecna - emocjonalnie, duchowo i fizycznie. Powinnam była, a nie udało mi się, mimo iż starałam się dawać im pierwszeństwo przed mężem i pracą zawodową - bo przecież przed erotomanią nie byłam w stanie. Siedziałam w internecie na stronach porno lub w „agencjach towarzyskich”, kiedy dzieci potrzebowały mojej pomocy choćby przy odrabianiu lekcji. Kłamałam im, gdzie znowu wychodzę. Spóźniałam się z odebraniem ich z przedszkola z powodu moich potajemnych spotkań. Odmawiałam zabrania na zakupy, ponieważ przy okazji szłam do tego czy innego kochanka. Wstydzę się i nienawidzę tego. Przyjdzie czas, że opowiem im całą prawdę o moim uzależnieniu. Muszę zniszczyć swój wizerunek doskonałej i nieosiągalnej matki w ich oczach. Czekam z tym aż przejdą okres dojrzewania i ujawnię im siebie prawdziwą zanim skończą najdalej 21 lat. Chcę, by mogły zrozumieć swoje dysfunkcyjne dziedzictwo.
Constance: Uważam, że poprzez erotomanię pozbawiłam się szansy macierzyństwa. Z nikim nie byłam zdolna zbudować dojrzałej i trwałej więzi. Wskutek mojej niewybredności seksualnej miałam wiele aborcji - zabijałam własne dzieci.
Julie: Odbieram to tak, jakbym usiłowała być dobrą matką siedząc we wnętrzu szklanej góry. Z mojej izolacji widziałam, co się z nimi dzieje, lecz nie mogłam naprawdę do nich dotrzeć. Mam naprawdę olbrzymi problem z miłością i okazywaniem uczuć, także nawet wobec własnych dzieci. Dzisiaj stale się napominam, że przecież nie chcę, by rosły one w dysfunkcyjnym otoczeniu. Chcę by miały matkę, która je wspiera, okazuje czułość i aktywnie uczestniczy w ich życiu. One świetnie się nauczyły bawić ze sobą gdy mama „jest zajęta”, ale teraz włączam się - uczę je i pokazuję, że jestem również dla nich. Bawię się z nimi, słucham ich, rozmawiam, usypiam wieczorem. Nie jestem już zasklepiona w sobie i pochłonięta uzależnieniem. I zaczyna się wszystko cudownie zmieniać.
Yvonne: Uważam, że zawsze byłam niezłą matką, ale mimo to czuję, że moja erotomania dotknęła też dzieci. Myślę, że zauważały co się ze mną działo - że nie mogłam do końca ukryć mojego rozglądania się za mężczyznami i uwodzenia ich. Musiały zauważać moje znikanie z domu pod różnymi pretekstami. To wszystko ujemnie odbijało się na czasie, jaki z nimi spędzałam i na jego jakości.
Kobiety, które leczą się z erotomanii, zgodnie zauważają, że ich funkcjonowanie w roli matek ogromnie się poprawia. Mówią zdania w rodzaju: „Teraz jestem bez porównania bardziej obecna dla moich dzieci” czy „Umiem dziś cieszyć się domowymi, zwykłymi sprawami; to nie do wiary, gdzie byłam dawniej!” Proces zdrowienia pomaga im naprawić tę sferę.
______________________
ROZDZIAŁ VIII
UKRYTA ANOREKSJA
Rozdział dotyczący unikania seksu i miłości może dziwić w książce poświęconej erotomanii i jej leczeniu. Jednakże anoreksja stanowi „odwrotną stronę tego samego medalu.” W toku naszych badań zebraliśmy także wywiady na temat seksualnej anoreksji wśród erotomanów, erotomanek i ich współmałżonków. Ze zdziwieniem odkryliśmy, że występuje ona częściej w kobiecym modelu uzależnienia niż w jego męskim odpowiedniku. Jest to odpowiednio trzydzieści dziewięć procent i dwadzieścia dziewięć procent przypadków erotomanii, gdzie stwierdzaliśmy też anoreksję.
Na czym polega anoreksja seksualna w erotomanii? Jest ona po prostu kompulsywnym powstrzymywaniem się od kontaktu z głównym partnerem lub współmałżonkiem - jest unikaniem go duchowo, emocjonalnie i fizycznie. Owo aktywnie „unieruchomienie się” często zachodzi przy równoległym uruchamianiu się osoby uzależnionej z sobą samo i/lub z innymi ludźmi.
Typowym przykładem zachowań anorektycznych w erotomanii jest osoba, która odmawia współżycia z mężem, ale praktykuje masturbację, miewa romanse i/lub jednorazowe czy anonimowe kontakty. Na zewnątrz głównego związku uruchamia się seksualnie i emocjonalnie, wewnątrz - unieruchamia się. Poniżej kilka erotomanek dzieli się z nami swoim doświadczeniem z zakresu anoreksji.
Tina: Seksualna anoreksja zjawiała się u mnie zawsze, gdy wchodziłam w trwały związek. Wyglądało to, jakbym nie była zdolna do bliskości uczuciowej i seksualnej z jedną i tą samą stałą osobą. Taki stan równał się dla mnie, gdzieś podświadomie, kazirodztwu. W efekcie mój wzorzec rozbudował się w stronę nielegalnych kontaktów i romansów, które nie groziły mi przekształceniem się w coś trwałego. W ten sposób anoreksja pchała mnie w erotomanię, a erotomania - w anoreksję.
Przez całe życie uciekałam przed mężczyznami, którzy mnie szczerze adorowali, chcieli lub byli gotowi kochać. Zawsze myślałam, że to poczucie wchodzenia z nimi w kazirodztwo pochodzi stąd, że nie byli dla mnie seksualnie satysfakcjonujący lub że się odkochałam. I mój mąż, i ja, ostatnio zaczęliśmy terapię z powodu tego problemu. Zanosi się, że pierwszy raz w życiu nie będę uciekała od mężczyzny, który mnie kocha.
Constance: Unikałam jakiejkolwiek prawdziwej bliskości z ludźmi. Bałam się dać im poznać siebie, więc używałam seksu do tworzenia namiastek więzi, gdzie nie było głębszej intymności czy otwierania się przed sobą. W ten sposób moja erotomania maskowała anoreksję. Wchodziłam w relacje z dwoma typami mężczyzn - albo z tymi, którzy mnie jakoś intrygowali, albo z tymi, którzy jak i ja byli erotomanami. Te relacje napędzały moją odrazę do mężczyzn, którzy byli bezpieczni i stabilni, lecz powodowali we mnie seksualnego alarmu. Wybierając między tymi „fascynującymi” i tymi „nudnymi” wybierałam zarazem między erotomanią a anoreksją. Albo czerpałam haj z miłosnych intryg i niewybrednych kontaktów, albo wycofywałam się seksualnie w „bezpiecznym” związku. W obu tych wypadkach byłam niedostępna uczuciowo. Uważam, że to właśnie moja uczuciowa anoreksja jest podłożem obydwu tych form nałogu: uruchamiania się i unieruchomienia. Do niedawna nie uświadamiałam sobie tego.
Abby: Nie przypominam sobie, abym w życiu doznawała takiej bliskości z kimś ważnym dla mnie, która nie odepchnęłaby mnie zaraz od niego. W większości wypadków dopuszczałam do siebie chłopców i „chodziłam” z nimi z powodu mojej samotności. Ale właściwie na żadnym mi nie zależało w głębszym sensie i żadnego nie starałam się bliżej poznać. Wyjątkiem wśród nich był może mój poprzedni narzeczony, który okazywał mi wiele troski. Przypuszczam, że moja obojętność na niego pochodziła z anoreksji, w każdym razie nigdy nie byłam zdolna do zbudowania głębszej i trwalszej więzi z mężczyzną. Myślę, że albo było to spowodowane moim uzależnieniem od seksu i miłości, albo było jego przyczyną.
Constance: Anoreksja jest dla mnie chorobą trójczłonową - ma wymiar emocjonalny, towarzyski i seksualny. Uczuciowo i towarzysko byłam anorektyczką przez całe życie. Mój lęk przed ludźmi i sytuacjami towarzyskimi był konstans. Emocjonalnie wycofana sięgałam po narkotyki i alkohol, aby się dostroić do sytuacji, aby w nie moc wejść. Uruchamiałam się przy tym seksualnie - poprzez niewybredność - by w rezultacie wpadać w tzw. „bezpieczne” związki, gdzie erotomania zanikała, a do głosu dochodziła anoreksja.
Patrząc wstecz widzę, iż weszłam w małżeństwo w nadziei, że pozwoli mi ono opanować moją erotomanię. Jedynym rezultatem było zaaresztowanie pożądań i seksualna anoreksja. Czułam się jak wariatka, jeśli nie gorzej, aż w końcu terapeuta skłonił mnie do przeczytania kilku książek na temat uzależnienia os seksu i miłości. Zaczęłam chodzić do SLAA (AE) i poznawać historie osobiste innych erotomanów. Przestałam myśleć, że jestem jedyna z takim problemem i sama. Przedtem czułam się wyizolowana, pełna wstydu i nieraz przerażona myślami i fantazjami, jakie lęgły mi się w głowie.
W czasach mojej choroby czułam się też winna że nie „kocham” mojego męża fizycznie. Mając świadomość, że moja relacja z nim nie jest uczciwa, odeszłam od niego. Po rozstaniu, przez rok trzymałam się z dala od jakichkolwiek kontaktów z ludźmi. Dziś mogę jasno rozumieć moje chore postępowanie. Wiem, że ani wejście w związek, ani zamienienie go na następny, nie działa jeśli chodzi o opanowanie mojego uzależnienia, a tylko je podtrzymuje. Obecnie pracuję nad budowaniem bliskich, uczciwych więzi z ludźmi - więzi bez seksu. Pozwalam innym poznawać mnie w całości i tak samo pozwalam sobie poznawać ich do końca, bez żadnych erotycznych podchodów. Próbuję też uświadamiać sobie wszystkie moje uczucia, komunikować je innym i wyrażać je, co pomaga mi przepracowywać mój rdzenny problem: emocjonalną anoreksję. Posiadam dziś więź z moją Siłą Wyższą, która daje mi odwagę i siłę, potrzebne mi do przebicia się przez moje nałogowe blokady. Największym sprzymierzeńcem w zdrowieniu i zachowywaniu tzw. kursu na trzeźwość jest moja Siła Wyższa. Dzięki niej scalam się i jestem szczęśliwa.
Kittie: Seksualna anoreksja pojawiała się u mnie zawsze, gdy emocjonalnie znalazłam się zbyt blisko danego człowieka. Większość moich tzw. stałych związków nacechowana była brakiem intymności seksualnej (chyba przyciągałam taki typ ludzi). Dziś wiem, że kiedy poczułam się za blisko - niebezpiecznie blisko - kompletnie zamykałam się seksualnie. Ten schemat mam jeszcze nie rozmontowany.
Julie: Moja terapeutka powtarza mi, że jestem anorektyczką, więc czytam wiele na ten temat. Widzę, że rzeczywiście spełniam te kryteria. Ta świadomość jest dla mnie trudna, gdyż czuję, że sama nie umiem otrząsnąć się z tego problemu. Nie wiem, dlaczego jest on tak trudny, ale nie życzyłabym go nawet wrogowi. Nie jest to może najgorszy z problemów, bowiem czynna erotomania degradowała mnie dużo bardziej jawnie, ale naprawdę trudno mi pozbyć się go. Jestem szczęśliwa, że w SLAA mam grupę osób dążących do podobnego celu, które mi pomagają. Wiem, że czeka mnie koszmarnie dużo pracy, ale pozwalam się sparaliżować. Czuję się tak, jakbym nie czuła nic do mojego męża poza urazą, że jest taki kochany. Do niedawna obwiniałam go, lub innych, o moje problemy. Całe życie unikałam uzależniania się od czegokolwiek - nie eksperymentowałam z narkotykami, prawie nie używałam alkoholu, nie sięgałam po kofeinę, nie paliłam. Co za ironia: trzymałam się z dala od wszystkich rzeczy, z którymi ludzie miewają problemy, by okazało się, że sama mam chyba jeszcze trudniejszy!
Rhonda: Nadal borykam się z anoreksją. Nie to, żebym nie kochała męża, ale wciąż mam trudności z przyjęciem tego, czego on pragnie i uważa za podniecające. Jakikolwiek rodzaj seksu z nim wywołuje we mnie retrospekcje uczuć i myśli, których nie chcę. Nie zawsze tak było. Kiedy zaczęłam używać pornografii - od razu uzależniłam się od niej - miałam wilczy apetyt na seks z mężem. Nie wiem czy ten nienasycony głód seksu wywołałam w sobie pornografią, czy też to on, wcześniej ukryty, kazał mi po nią sięgnąć. Wiem tylko, że jedno z drugim świetnie współpracowało. Po krótkim czasie mąż przestał dorastać do moich fantazji o partnerze w łóżku, które czerpałam z internetu. Zaczęłam szukać usprawiedliwień i wykręcać się od współżycia, spędzając coraz więcej czasu przy komputerze. Kładłam się dużo później niż on lub wstawałam wcześniej, by nie narażać się na jego zaloty. Kiedy czekał na mnie i starał się inicjować seks, udawałam, że zasypiam. Zawsze miałam jakiś sposób. Ostatecznie, chwytał mnie skurcz żołądka na samą myśl o tym, że miałabym z nim współżyć. Wydawał mi się strasznie nudny.
Susan: Myślałam, ponieważ mój mąż był kompletnie anorektyczny, że to od niego przejęłam takie zachowania. Tymczasem ja również, niezależnie od niego, działałam tak samo. Właściwie całkiem zaniechałam seksu.
Gail: Oszukiwałam męża wiele razy, by nie doszło do zbliżenia. Poza początkami naszego związku, nigdy później nie chciałam z nim seksu. Używałam tysiąca usprawiedliwień, by go unikać i nie musieć.
Również osoby żyjące w pojedynkę mogą być anorektykami. Wtedy przejawiają zwykle wzorzec nie wchodzenia w żadne związki czy kontakty nieprzerwanie przez długie lata, albo wzorzec wielu krótkich relacji, które nigdy nie zdają się dobrze funkcjonować.
Może się okazać, że potrzebujesz się przyjrzeć, czy spełniasz kryteria anoreksji lub czy spełnia je twój partner bądź ktoś z bliskiej rodziny. Pomoże ci w tym kilka charakterystycznych cech tego problemu, które drukujemy niżej. Istnieje dziewięć cech wskazujących na istnienie anorektycznego wzorca uzależnienia od seksu i miłości. Gdyby pasowały one do twoich zachowań, zachęcam cię do sięgnięcia po kasetę wideo pt. Anoreksja Seksualna lub inne szersze materiały na ten temat.
Cecha pierwsza
Polega ona na rozwijaniu zachowań pozwalających na ciągłe bycie czymś zajętym, tak, by nie zostawało czasu na kontakty z mężem czy inną ważną bliską osobą. Pochłonięcie życiem innych, sprawami dzieci, udzielaniem się w towarzystwie, twórczością, działalnością przykościelną i charytatywną, oglądaniem telewizji, czytaniem książek - to wszystko może służyć unikaniu intymnych chwil ze stałym partnerem lub współmałżonkiem. Kiedy prosi on np. o wyjście gdzieś razem, może się okazać, że osoba anorektyczna zaraz chce zabrać też dzieci, przyjaciółkę czy kogoś z rodziny. Stale pochłonięci czymś anorektycy uważają, że wakacje są tylko dla całej rodziny, ale nie tylko dla dwojga. Przebywanie sam na sam z kimś bliskim jest przez nich konsekwentnie omijane. Jeśli odnajdujesz się w tym schemacie, zapisz sobie jeden punkt.
Cecha druga
Jeśli w stałym związku wypływają kwestie dotyczące anoreksji, osoba anorektyczna obwinia o zachowania unikające kontaktów swojego partnera czy współmałżonka. Erotomanka, która jest anorektyczką, nigdy „nie ma” problemu. Wszystko, co robi, ma w jej oczach słuszne uzasadnienie. Nawet jej ewentualne uruchamianie się poza związkiem i/lub wycofanie wewnątrz niego, to wina drugiej strony. Tworzy prostą dynamikę: „Gdyby tylko on...” Osoby anorektyczne rzadko przyznają się do swoich uchybień - nawet, gdy są ich świadome.
Jeśli widzisz siebie w tym schemacie, zapisz sobie jeden punkt.
Cecha trzecia
Polega na ograniczeniu lub całkowitym braku sygnalizowania partnerowi miłości. Prawie nigdy nie padają słowa „kocham cię” lub „pragnę cię.” To trudna do uczciwego uchwycenia cecha anoreksji, gdyż zasłania ją zwykle postawa: „popatrz ile dla niego robię - zmywam, sprzątam, no i dzieci...” Owszem, to się liczy, ale co jest robione bezpośrednio w kierunku partnera, jakie do niego kierujesz słowa i gesty, które sprawiają, że może on czuć się przez ciebie naprawdę kochany?
Jeśli odnajdujesz się w tym schemacie, zapisz sobie jeden punkt.
Cecha czwarta
W tym schemacie osoba anorektyczna powstrzymywaniu się od nagradzania współmałżonka lub partnera. Tymczasem każdy człowiek zasługuje na regularne bycie docenianym i nagradzanym.
Jeśli ten schemat pasuje do ciebie, zapisz sobie jeden punkt.
Cecha piąta
Ograniczanie i odmawianie seksualnej bliskości ze stałym partnerem lub współmałżonkiem jest kolejną cechą anorektycznego unieruchamiania się. Może manifestować się w sposób oczywisty, jak brak seksu czy zbyt skąpe współżycie, ale też może kryć się w emocjonalnej nieosiągalności dla niego w trakcie seksualnych zbliżeń, aby zniechęcić do nich w przyszłości. Emocjonalna niedostępność w łóżku wprawia go w poczucie, że seks z nim niekoniecznie jest przyjemnym i chcianym przeżyciem. Anoreksja seksualna dotyczy wtedy nie braku fizycznych zachowań, ale na odłączaniu od nich swojego serca - na nieokazywaniu uczuć partnerowi.
Jeśli odnajdujesz się w tym wzorcu, zapisz sobie jeden punkt.
Cecha szósta
Również kontrolowanie współmałżonka lub partnera w sprawach finansowych jest dowodem anoreksji. Osoba anorektyczna może wydawać, ile chce, ale on - niech się lepiej zastanowi, zanim coś wyda. Jeśli wyda, jest zwykle zawstydzany uwagami o swojej „bezmyślności,” „egoizmie” lub o tym, że lepiej mógł był zużyć wydane pieniądze.
Jeden punkt dla ciebie, jeśli odnajdujesz się w takim postępowaniu.
Cecha siódma
Osoba anorektyczna jest niezdolna lub niechętna do omawiania uczuć ze swoim partnerem lub wpółmażonkiem. Cecha ta dotyczy wielu kobiet uzależnionych od seksu i miłości, także tych, które zasadniczo nie są anorektyczkami. Niemal wszyscy uzależnieni są uczuciowo niedojrzali. Jeśli erotomanka nie czuje, co czuje - uruchamia się i czuję się (na chwilę) lepiej. Jeśli anorektyczna zaczyna czuć, co czuje, unieruchamia się i czuję się (na chwilę) lepiej. Taki schemat nie wyposaża osób uzależnionych w zdolność przeżywania i wyrażania uczuć, więc nie dziwi ich niezdolność lub niechęć do wspólnego omawiania z partnerem lub współmażonkiem.
Jeśli odnajdujesz się w tym schemacie, zapisz sobie jeden punkt.
Cecha ósma
Polega na ciągłym lub bezpodstawnym krytykowaniu współmażonka lub partnera. Obecne jest przekonanie, że niczego nie może on zrobić dobrze, zwłaszcza jeśli robi to po swojemu, a nie w sposób odpowiadający osobie anorektycznej. Może on też znajdować się pod obstrzałem za to, kim jest, a nie za to co robi lub czego nie robi. Krytycyzm anorektyczny nasila się szczególnie podczas wspólnych wakacji czy prowadzenia samochodu w dłuższej trasie, by kontakt nie zmierzał czasem w stronę zbliżeń czy dzielenia się uczuciami. Podłożem jest intencja trzymania partnera na dystans, i powstrzymania go od prób kontaktu lub zbliżeń, jeśli bowiem będzie czuł się zraniony lub wściekły, ostatnią rzeczą, do jakiej będzie skory są zaloty i seks.
Jeśli ten schemacie dotyczy ciebie, zapisz sobie jeden punkt.
Cecha dziewiąta
Polega na kontrolowaniu partnera lub współmażonka milczeniem lub złością, zwłaszcza, jeśli za bardzo się zbliża. Osoba anorektyczna, by poradzić sobie z własną niedoskonałością i błędami, złością sprawia, że partner zaczyna chodzić na paluszkach, aby to on płacił za powiedzenie czegoś, czego ona nie powiedziała. Drugim biegunem takiej kontroli jest milczenie. Anoretyczka nie mówi o „tym” i aby za wszelką cenę uniknąć „tego,” wcale się nie odzywa. Zarówno złość jaki i milczenie są jej narzędziami kontroli.
Jeśli odnajdujesz się w tym schemacie, zapisz sobie jeden punkt.
Teraz policz punkty, które uzyskałaś. Niektóre z was zapewne mają też chęć przymierzyć powyższe cechy także do swoich mężów czy partnerów, ale najlepiej, by oni sami się tym zajęli. Jeśli twój wynik wynosi pięć lub więcej, spełniasz kryteria seksualnej anoreksji. Jeśli podobny wynik osiągnęła druga strona, oznacza to, że obok leczenia erotomanii oboje musicie zająć się usuwaniem anoreksji.
Jeśli chodzi o zdrowienie dwojga i anoreksję, ważne jest by zapokajać swoje potrzeby - mieć bliskość i czułość - w ramach stałego związku, a nie poza nim. To zupełnie odwrotny kierunek niż w uzależnieniu: we wzorcach fantazjowania, masturbacji, pornografii i tzw. chodzenia na boki. Pozwala on erotomankom wydostać się z cyklów: „ciąg - pokuta,” „rozpusta - pobożność,” „wstyd - bezwstyd - wstyd.” Pozwala nie wpaść w postawę: „skoro nie wchodzę w seks z innymi ani z sobą, nie mam też seksu z mężem,” co prędzej czy później musiałoby doprowadzić do uruchomienia się znowu.
Anoreksja seksualna to trudny problem. Dane mi było leczyć wiele osób uzależnionych od seksu i miłości, jak i od ich unikania. Większość z nich odnotowała wyraźną przemianę wewnętrzną i poprawę pożycia. Każdy z tych nurtów zdrowienia umożliwił im rozwinięcie pełni życia i bliskości w sferach duchowej, uczuciowej i seksualnej. Dzięki terapii i mityngom miłość zaczynała napływać drogami, które przedtem wydawały się niemożliwe.
Doszedłszy do tego miejsca, dostałaś niezbędne minimum wiedzy koniecznej do rozpoznania, czy masz problem z erotomanią i/lub anoreksją. Teraz, gdy masz już świadomość i stwierdzasz u siebie ten problem, pora zastosować tę wiedzę w praktyce. Zajmuje się tym część druga naszej książki - Rozwiązanie - gdzie przedstawimy zasady, narzędzia i sposoby uwalniania się z tego uzależnienia. Omówimy także bardzo przydatny w zdrowieniu program Dwunastu Kroków oraz to, gdzie i jak możesz otrzymać profesjonalną pomoc, abyś i ty miała szansę dokonać wewnętrznej przemiany i żyć w seksualno-uczuciowej trzeźwości.
___________________
ROZDZIAŁ IX
ZŁAMANIE TAJEMNICY
Pięć zasad zdrowienia
Pięć zasad zdrowienia, jakie opisuję niżej, jest pomocą w leczeniu zarówno dla kobiet jak i mężczyzn uzależnionych od seksu. Postępujemy podobnie, jak w przypadku złamanej kończyny; kość, aby mogła się zrosnąć, musi być na pewien czas unieruchomiona i wsparta dodatkową konstrukcją. Dla erotomanki taką wspierającą konstrukcją jest abstynencja i plan zdrowienia zorganizowany wokół pewnych zasad. Jeśli będziesz trzymać się ich już od początkowych faz odstawienia nałogu, twoje leczenie potoczy się znacznie gładziej. Z mojego doświadczenia wiem, że osobom, które od początku trzymają się sformułowanych przeze mnie pięciu zasad behawioralnych, łatwiej jest przełamać swoją tajemnicę.
Abby: Najbardziej pomocną rzeczą, jaką robiłam, by sobie pomóc w wychodzeniu z erotomanii, było czytanie książek mówiących o tym problemie oraz udział w internetowych mityngach AE.
Plan na wczesną fazę zdrowienia
Istnieją pewne zasady wspierające zdrowienie z erotomanii w jego początkach. Nie chodzi tutaj tylko o samo zrozumienie faktów, ani o samo mówienie o uzależnieniu seksualnym i należących do niego zachowaniach. Proces ten sięga dużo głębiej. Pięć zasad stosunkowo łatwo daje się wpleść w codzienne zajęcia. Można z nich korzystać w formie listy umieszczonej na domowej ścianie lub lustrze tak, by stale mieć ją przed oczami. Możesz napisać je sama i konfrontować się codziennie z tym, jak je wykonujesz. To idealny sprawdzian behawioralny dla erotomanek. Upewni cię, że istotnie wychodzisz naprzeciw zdrowieniu swoimi zachowaniami, a nie teoretycznym rozumieniem problemu.
Dla osób uzależnionych samo zrozumienie erotomanii jest tylko częścią odpowiedzi. Trwały one przecież w bólu całymi latami, powtarzając pewne chore zachowania seksualne setki razy. Dlatego muszą teraz trzymać się pięciu zasad, które - określając plan działania - pozwalają im zaaresztować uzależnienie, z którym tak długo się zmagały.
Zasada pierwsza: Modlitwa poranna
Debra: Dzięki codziennej modlitwie zaczęłam nawiązywać świadomą więź z Siłą Wyższą. Dziś, dzięki temu kontaktowi mam nowy rodzaj wolności, mam poczucie siebie i mam szacunek dla siebie.
Modlitwa jest czymś, co wielu erotomankom przychodzi z trudem, zwłaszcza jeśli unikały one Boga z powodu wstydu i poczucia winy za swoje zachowania, albo z powodu nadużyć, jakie zostały im wyrządzone jeszcze wcześniej, w dzieciństwie. Jednak właśnie modlitwa jest tym prostym zachowaniem, które wykonywane regularnie, zmienia naszą wewnętrzną dyspozycję i postawę.
Wiemy z badań na temat innych przymusowo-obsesyjnych zachowań, że uzależnienie jest zasadniczo sprawą rozpasanej samowoli. Oznacza to u erotomanek postawę: „Chcę tego, co ja chcę i muszę to mieć teraz.” W zdrowieniu musza one ją zmienić i uczą się szukać tego, co zamierza wobec nich Siła Wyższa. Dlatego zamiast zabiegać o spełnienie swojej woli stosuj zasadę pierwszą.
Modlitwa, na tym etapie nie znaczy, że musisz zaraz wierzyć w Boga. Znaczy tylko, że musisz się modlić, tak jakbyś wierzyła. Modlitwa jest mówieniem, wypowiadaniem próśb. Kiedy weterani ruchu AA nie mówią na mityngach: „Skoro wierzysz w Boga, to się módl.” Mówią: „Klękaj i módl się bez względu na to czy w cokolwiek wierzysz.” Oczywiście pozycja klęcząca jest tylko opcją.
Jeśli nie wierzysz w Boga, mów Mu o tym. Nie musisz modlić się szczególnie długo. Możesz mówić choćby: „Boże, nie wierzę w Ciebie, ale mam się modlić. Chcę wyzdrowieć z erotomanii. Dlatego proszę Cię, pomóż mi zachować trzeźwość przez ten dzisiejszy dzień.” Możesz następnie przedstawić mu dowolne inne sprawy, które chcesz. Bóg jest w stanie wytrzymać twoją złość, poczucie zranienia, lęk i każde inne uczucie lub myśli, które oddzielają cię od Niego. Niech modlitwa będzie dla ciebie narzędziem zmiany behawioralnej. Traktuj ją jako pozytywny krok na swojej drodze.
U wielu uzależnionych kobiet erotomania wkracza z chwilą obudzenia się rano lub wkrótce potem, w czasie toalety, jazdy do pracy, odprowadzania dzieci do przedszkola, itd. Modlitwa ma działanie zapobiegawcze. Jest sposobem na przyznanie się do twojej prawdziwej sytuacji: „Jestem uzależniona od seksu i rozpaczliwie potrzebuję trzeźwości. Bez niej wkraczam z powrotem na drogę autodestrukcji i zwykle też destrukcji fundowanej innym - czy to poprzez moją złość, czy depresję, czy też nałogowe zachowania.” Jako osoba uzależniona jesteś w ciągłym „odlocie” zwłaszcza w pierwszych miesiącach fizycznego odstawienia erotomanii. Pamiętaj, że pierwsze trzydzieści do dziewięćdziesięciu dni to najtrudniejszy okres. Zapewnij więc sobie kontakt z Bogiem.
Modlitwa, choć może, nie musi natychmiast podnieść twojego samopoczucia, ale jeśli zaczniesz ją stosować w swoim życiu, przyniesie ci korzyści. Jest ona jednym z narzędzi, które możesz używać jako zdrowiejąca osoba.
Zasada druga: czytanie literatury na temat leczenia erotomanii
Czytanie materiałów mówiących o zdrowieniu z erotomanii jest szczególnie ważne. Jest już dziś wiele książek na ten temat. Czytaj każdego dnia trochę. Najlepiej rano, bowiem ludzie uzależnieni każdorazowo potrzebują refleksji nad tym, co może przynieść im dany dzień. Nieraz to, o czym przeczytasz rano przypomni ci się w trudnej chwili dnia i ta czy inna myśl na temat zdrowienia może przenieść cię przez nią lub dodać otuchy i sił. Ważne jest, by angażować umysł w ten sposób. Choć sam umysł cię nie wyratuje, ale może ci pomóc zachować abstynencję i nie przekroczyć granic, jakie uznałaś dla siebie za konieczne i zdrowe. Listę literatury dotyczącej zdrowienia z erotomanii zawiera appendix na końcu książki.
Masz pewnie teraz uczucie, że cała twoja poranna rutyna będzie musiała się zmienić. Rób to. Wystarczy choćby piętnaście minut. Ten kwadrans może wnieść diametralną zmianę do każdego kolejnego dnia. Pamiętaj, że bez względu na to, w co wierzyłaś na swój temat, jesteś warta tego, by odzyskać zdrowe zmysły. Pozwolą ci one odbudować siebie, rodzinę i przyjaźnie. Będziesz musiała wiele się nauczyć nie tylko o sobie, ale i o zdrowieniu w ogóle. Robiąc to, możesz z powodzeniem wrosnąć w styl życia oparty na nadziei.
Ivette: Chodzenie na mityngi pozwala mi pamiętać, że nie jestem sama ze swoim problemem.
Zasada trzecia: uczęszczaj na mityngi AE
Anonimowi Alkoholicy powiadają: „Są tylko trzy wypadki, kiedy musisz iść na mityng: (1) kiedy nie chce ci się iść; (2) kiedy chce ci się iść; (3) i o siódmej wieczorem.” Nie jest ważne, co czujesz na temat chodzenia do AE; ważne jest, co robisz w tej sprawie.
Grupy oparte na Dwunastu Krokach wyznają zasadę: „dziewięćdziesiąt mityngów w dziewięćdziesiąt dni. To idealne reguła. Pracuję z erotomankami w całym kraju na zasadzie terapii telefonicznej i wiem, że w większości aglomeracji miejskich spotkania AE odbywają się w każdy dzień tygodnia.
Mityngi dają osobom uzależnionym wsparcie, a jednocześnie działają tak, że - dzieląc się tym, co już wiesz i co zrobiłaś ze sobą w kierunku zdrowienia - przekazujesz wsparcie innym. Obecność innych uzależnionych od seksu osób, które wychodzą z tego nałogu, doda ci sił. Po pierwsze, w AE znajdziesz rosnącą nadzieję, widząc na żywych przykładach innych erotomanów, jaki postęp i trzeźwość da się osiągnąć. Po drugie, zaczniesz wierzyć, że skoro inni mogli tak wiele dokonać, i ty dokonasz równie wiele. Po trzecie, możesz tam nauczyć się od innych wielu rzeczy, jakich nauczyli się oni tak przez swoje negatywne, jak i pozytywne doświadczenia. Zachęcam cię do chodzenia na tak wiele mityngów, jak to możliwe.
Zasada czwarta: dzwoń do zaufanych ludzi
Zadzwonienie do kogoś może być tym czynnikiem, który uchroni cię przed uruchomieniem się danego dnia. Pierwszy Krok z dwunastu zaczyna się od słowa „my”. Liczba mnoga oznacza, że aby znaleźć pomoc, potrzebujesz kogoś drugiego, kto jest „na programie”. W przeszłości kładłaś główny nacisk na słowo: „ja”. Ja sama. I byłaś bezsilna wobec swojego nałogu, co oznacza, że nie mogłaś poradzić sobie z erotomanią w pojednykę. Musisz wciągnąć innych w swoje zdrowienie, w walkę o zachowanie abstynencji. Ich obecność rozprasza energię pożądań, która zwraca się przeciw tobie. Z erotomanią nie można poradzić sobie samemu. Nie doświadczyłam tego, ani też nie spotkałam nikogo, komu by się udało samemu nie tylko zachować fizyczną abstynencję seksualną, ale i osiągnąć trzeźwość.
Kiedy więc nie jesteś sama, postępujesz odpowiedzialnie. Trzeźwość jest bez porównania większym i radośniejszym celem, niż tylko abstynencja.
Jest parę sposobów praktykowania zasady czwartej. Jednym z nich jest czekanie z dzwonieniem po pomoc, aż znajdziesz się w kryzysie czy tzw. dołku. Jednak to podejście się nie sprawdza, bo jeśli nie masz z kimś wcześniej ustanowionej więzi telefonicznej - jeśli nie dzwoniłaś wcześniej gdy byłaś pozbierana - w sytuacji alarmowej tym bardziej nie chwycisz za słuchawkę. Taka strategia umacnia tylko barierę oddzielającą cię od ludzkiego wsparcia. Na początek samo zadzwonienie do kogoś i powiedzenie, że dzwoni erotomanka, jest wystarczająco trudnym zadaniem, nie mówiąc już o proszeniu o wysłuchanie i pomoc. Do tego musisz mieć więź zbudowaną z kimś we wcześniejszych rozmowach. Buduj ją więc na początek w chwilach, gdy masz względny spokój z chorobą.
Najlepszym użytkiem z zasady czwartej jest dzwonienie co rano do drugiej zdrowiejącej erotomanki, oczywiście jeśli taką znasz. Jeśli nie - sięgaj po wsparcie telefoniczne od osoby naprawdę silnej duchowo i zrównoważonej seksualnie. Lub od dobrej przyjaciółki, której możesz powierzyć swoje sekrety. Jeśli osoba taka nie neguje sensu twojego zdrowienia, możesz powiedzieć jej, że jesteś erotomanką i ogromnie potrzebni ci jej wsparcie. Bo choć w tej chwili nie masz pokus, mogą cię dopaść w ciągu dnia, a wtedy będziesz potrzebowała rozmowy. Upewnij się, że będziesz mogła zadzwonić wtedy ponownie. Dzwoniąc do takiej osoby co rano, weryfikujesz z nią swój stan wewnętrzny. Z czasem przerodzi się to w dłuższe przyjacielskie rozmowy, a te - w zdrową więź, jakich będzie ci trzeba wiele w zdrowieniu. Wszyscy potrzebujemy kontaktów, a jedną z dróg ich przywracania jest telefon. Konieczne ci jest poczucie więzi i porcja akceptacji na rozpoczęcie dnia. Jeśli jesteś w stanie rano wybrać numer do kogoś, kto też jest „na programie”, najpewniej też znajdziesz siłę potrzebną do wytrwania w trzeźwości w ciągu dnia.
Podobnie jak modlitwa, czytanie i mityngi, telefon jest narzędziem, dzięki któremu możesz się umocnić - narzędziem potrzebnym zwłaszcza w pierwszym okresie, w owych dziewięćdziesięciu dniach, kiedy twoja potrzeba pomocy jest największa. Pamiętaj, że ludzie, do których dzwonisz po wsparcie korzystają na tym nie mniej niż ty sama, a może i więcej. Dla nich jest to równie potrzebne dobrodziejstwo. Staraj się dzwonić co dzień do innej osoby z AE. Im więcej masz numerów, z których możesz skorzystać, tym większa szansa, że w kryzysie nie zostaniesz sama. Zasada czwarta, podobnie jak omówione poprzednio, może znaleźć się na twojej liście wiszącej na ścianie lub lustrze. Nie musisz zgadzać się z filozofią tej koncepcji dzwonienia, ani czuć do niej sympatii, by zdecydować się na jej stosowanie. Praktyka ta jest obliczona na pomoc w wytrwaniu w trzeźwości każdego danego dnia.
Jeśli mieszkasz poza miejską aglomeracją i nie możesz dotrzeć na mityngi AE, będzie ci trudniej w chwilach kryzysu i pokus. Wtedy alternatywą mogą być częste spotkania z osobą, którą znasz z innych grup pracujących na dwunastu krokach. Zapewnią ci one wsparcie, więź i pomoc, której potrzebujesz. Podstawową zasadą pozostaje jednak zawsze chodzenie na jak najwięcej mityngów - na ile tylko się da.
Chcę w tym miejscu wyjaśnić, dlaczego kładę tak silny nacisk na uczestnictwo w grupach. Po prostu wierzę w myślenie makymalistyczne. Polega ono na pytaniu siebie: ”Ile najwięcej dam radę zrobić? Co jeszcze mogę wykreślić z mych zajęć, by zyskać więcej czasu na zdrowienie i terapię?” Jest to istotne szczególnie w pierwszych trzech miesiącach odstawienia. Myślenie minimalistyczne pyta: „Ile najmniej muszę zrobić? Może wystarczy jeden mityng w tygodniu, aby uciszyć męża lub własne sumienie?” Na dłuższą metę jednak taka postawa mści się. Jeśli decydujesz się na zdrowienie, musisz przyłożyć się do tego ze wszystkich sił. Jedynie to działa. Przyjrzyj się uczciwie swemu rozkładowi i usuń wszystkie zajęcia, które kolidują z mityngami. Trzy miesiące codziennego chodzenia szybko miną, ale to nie znaczy że potem możesz zrezygnować. Jeśli poszukujesz listy spotkań AE, adresy wspólnot są na końcu książki; stamtąd dostaniesz szczegółowe informacje. Potrzebujesz spotykać się z innymi zdrowiejącymi erotomankami jak najczęściej. Działają też mityngi internetowe, jeśli w twoim rejonie nie ma stacjonarnych grup,
Zasadę uczęszczania na mityngi wprowadzili pionierzy AA, dr Bob oraz Bill W., tworząc ruch Anonimowych Alkoholików. Informacje na temat rozwoju tych grup wsparcia możesz znaleźć na kasecie wideo p.t. Nazywam się Bill. W. (w roli głównego bohatera James Garner). Budujące jest prześledzić, jak w ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat kształtowały się te zasady i jak skutecznie sprawdziły na całym świecie w leczeniu uzależnionych ludzi. Możemy pomóc sobie wzajemnie jeśli będziemy się spotykać. Jeśli izolujesz się, nikt nie może ci pomóc, ani ty nikomu. W zdrowieniu raz ty potrzebujesz pomocy innych erotomanów i ją dostajesz, raz potrzebują jej oni, a ty im ją dajesz, co jest wspaniałym uczuciem. W tym jest trzeźwość. Jeśli przekazujesz ten dar dalej, wzmacnia to twoje uzdrowienie. Na wielu grupach AE przeważają mężczyźni. Ale są też grupy z przewagą kobiet i od nich możesz wziąć numery telefonów. Jak wspomniałam, są też mityngi AE w internecie i strony www.
Zasada piąta: modlitwa wieczorna
Wszystko to sprawia wrażenie, że czeka cię mnóstwo wysiłku. Rzeczywiście. Możesz cofnąć się do zasady pierwszej i przypomnieć sobie, że modlitwa nie jest to czymś z czym musisz się zgadzać, lubić to lub w to wierzyć, lecz tym, co masz robić na płaszczyźnie swoich zachowań. Na koniec każdego dnia dziękujesz więc Bogu za to, że zachował cię w trzeźwości. Trzeźwości nie uzyskujesz bowiem sama; uzyskujesz ją dzięki pomocy Siły Wyższej i innych ludzi. Jeśli wydarzyły się w ciągu danego dnia jakieś sprawy, o których chcesz powiedzieć Bogu, możesz je teraz poruszyć. Jeśli np. nie czujesz więzi z Nim, możesz go prosić by ją pogłębiał i by „przysłał” ci ludzi, którzy pomogą ci w jej budowie. To bardzo ważne, abyś nie tylko zaczynała swój dzień w duchowym miejscu, ale i abyś nadała mu takie samo zakończenie.
Program zdrowienia, który się sprawdza, jest z natury duchowy. Konieczna jest więc odbudowa własnej duchowości utraconej w uzależnieniu, gdyż przyszłaś na świat jako istota duchowa, która ma ducha mieszkającego w ciele. O ile wielu uzależnionych zwraca uwagę na swoje ciało i na duszę (uczucia, pragnienia i emocje), o tyle niewielu z nich troszczy się właściwie o swojego ducha. Niech więc modlitwa wieczorna będzie czasem dziękczynienia za trzeźwo przeżyty dzisiejszy dzień. Nawet, jeśli był on abstynenskim koszmarem, jest za co dziękować, ponieważ nawet w najlepszych dniach czynnej erotomanii byłaś w środku samotna, napełniona wstydem, poczuciem winy i lękiem. Myślę więc, że jeśli doznajesz jakiejkolwiek ulgi od tych uczuć, właściwe jest dziękowanie Bogu za to w wieczornej modlitwie.
Jak znaleźć właściwą grupę dwunastu kroków
Inaczej niż w przypadku innych uzależnień, z których każde skupia pomoc w obrębie jednej i jednorodnej wspólnoty, grupy Anonimowych Erotomanów prezentują pewną odmienność. Dla osób uzależnionych od seksu mamy więc do wyboru kilka wspólnot, które różnią się od siebie i w rozmaitych częściach kraju występują w rozmaitym zagęszczeniu. Trzy największe wspólnoty: Sex Addicts Anonymous, Sexaholics Anonymous i Sex and Love Addicts Anonymous, skupiają zdecydowaną większość wszystkich dwunastokrokowych grup pracujących nad erotomanią.
Szukając dla siebie właściwej grupy możesz wypróbować każdą z tych trzech wspólnot. Generalnie, SA najbardziej przypomina program AA. Tutaj wpadka - wejście w seks pozamałżeński lub masturbację - jednoznacznie uznawana jest za wpadkę. SAA posiadają większą tolerancję dla seksualnych zachowań. Wspólnota SLAA obok wychodzenia z kompulsywnego seksu pracuje także nad uniezależnieniem się od „miłości” - od destrukcyjnych związków, obsesyjnych zauroczeń i potrzeby wypełniania siebie drugim człowiekiem. W SLAA jest zdecydowanie najwięcej kobiet i tam najłatwiej o dobrą sponsorkę. Ponieważ wspólnoty te różnią się, w praktyce oznacza to, że wybrana grupa może pracować lub nie pracować nad seksualną kompulsywnością jako składową erotomanii. Dobór odpowiedniej grupy jest ważny, gdyż jeśli ktoś jest uzależniony zdecydowanie od seksu, powinien być w grupie skupiającej się głównie nad seksualną kompulsywnością. Dlatego nieraz trzeba się dobrze rozejrzeć po różnych grupach, by znaleźć miejsce najwłaściwsze dla siebie.
Tak czy inaczej zachęcam cię do znalezienia mityngów AE w twoim regionie. Jeśli jesteś zdana na tylko jedną wspólnotę, twoje pole wyboru nie będzie tak wielkie. Mimo to uczęszczaj. Może będziesz musiała popracować wokół wzorców, których nie obejmuje dana grupa, zawsze jednak wiele skorzystasz w pozostałych aspektach uzależnienia. Decyduje płaszczyzna identyfikacji. Świadomość, że inni uczestnicy wiedzą o czym mówisz, gdyż przeżywali taki sam wstyd, poczucie winy, ból i lęki, oraz że doceniają twoją odwagę, bo wiedzą ile kosztuje mówienie otwarcie o tych sprawach, to rzecz niezastąpiona. Erotomania powoduje bez porównania głębszy wstyd i poczucie winy niż jakiekolwiek z innych uzależnień. Przełamanie tajemnicy daje więc odpowiednio większe poczucie ulgi i wyzwolenia. Pamiętaj, że jakakolwiek grupa jest dużo lepsza niż żadna.
Erotomani potrzebują bezpiecznego miejsca, gdzie mogą być do końca szczerzy. Przecież w chorobie stali się mistrzami ukrywania, kłamstwa i manipulacji. Uczciwość musi więc stać się ich jedyną naturą, jeśli mają zakończyć podwójne życie. W grupie AE możesz zacząć dzielić się sprawami, o których nie mówiłaś nigdy i otrzymać za swoją szczerość pozytywny oddźwięk, zwłaszcza od osób, które wiedzą jak wiele cię ona kosztuje.
Dodawanie otuchy to kolejna rzecz, której potrzebujesz od grupy. Otucha przychodzi w różnych formach. Może pochodzić od samej obecności osoby, która wiele osiągnęła we własnym zdrowieniu lub może to byś ktoś, kto ci powie: „Uau, to jest coś, co i ja chciałabym mieć. Taki rodzaj dodawania sobie wiary i sił jest czymś bardzo częstym w dwunastokrokowych grupach wsparcia.
Wielka zachęta powstaje, gdy dopracujesz się w zdrowieniu do punktu, który inspiruje innych. Ponieważ do wykonania jest ogrom pracy, zapał, wysiłek i sukcesy jednej osoby zawsze ogromnie uskrzydlają innych.
Dla leczących się erotomanek ważne są też zwroty. Jeśli tkwisz w zaprzeczaniu, nie jesteś zdolna poczuć bólu, jaki mogłaś swoimi chorymi zachowaniami sprawić innym, jak również samej sobie. Nieraz otrzymany od kogoś zwrot potrafi przebić się przez twoje zaprzeczanie i skontaktować cię z wewnętrznym cierpieniem, przed którym zawsze uciekałaś.
Zwroty mogą także pomóc ci zmienić spaczoną percepcję - to, co w AA nazywa się „pokrętnym myśleniem” - i uzyskać trzeźwy ogląd rzeczywistości. Mogą też podważyć pewne twoje postawy i pomóc ci wytyczyć zdrowe granice. Dawkę zwrotów od grupy możesz otrzymać także w części nazywanej „byciem na bieżąco”. Po mityngu prowadzący nieraz pyta: „Czy ktoś chciałby się skonfrontować z tym gdzie aktualnie jest?” Wtedy możesz podzielić się tym, w jakim punkcie zdrowienia się znajdujesz i posłuchać zwrotów od dwóch wybranych osób. Oczywiście, tylko jeśli ich sama chcesz. Inni, którzy przebrnęli już podobne trudności, mogą pomóc ci znaleźć prawdę, której ci trzeba. Zwroty to naprawdę niemała pomoc.
Jeśli znajdziesz się na mityngu AE, skorzystaj z listy telefonów do uczestników gotowych dawać wsparcie - o ile grupa prowadzi taką listę. Jeśli nie, możesz podejść do paru osób, które wzbudzą twoje zaufanie i poprosić je o kontakt telefoniczny. Posiadanie numerów do pewnej liczby uczestników grupy może okazać się rozstrzygające dla twego zdrowienia. Praktykuj codzienne dzwonienie do kobiet z AE - będzie to dla ciebie „sieć wsparcia” tak potrzebna we wczesnych fazach zdrowienia. Telefon może w ostateczności zapobiec zbliżającej się wpadce.
Kolejnym dobrodziejstwem, jakie możesz znaleźć w grupie jest duchowość. Kiedy przyjrzysz się Dwunastu Krokom - omawiam je w końcowym rozdziale - zauważysz, że często pada tam słowo „Bóg”. Niektórym erotomankom trudno jest zbliżyć się do Boga wskutek poczucia winy i wstydu z powodu dawnych zachowań lub wydarzeń. Inne być może miały kiedyś więź z Nim, lecz wskutek uzależnienia uległa ona zerwaniu i teraz czują się daleko. W grupie AE na pewno spotkasz osoby z podobną nieufnością, które - żyjąc obecnie w zgodzie z tym co uznały za zdrowe i prawe - po kawałku zaczynają sklejać swoją relację z Bogiem i które dzięki temu zaczynają doświadczać pogody ducha.
Spotkasz też ludzi, którzy umieją słuchać swojej intuicji. Kiedy widzą, że są zagrożeni, nie uruchamiają się, lecz zaczynają się modlić doznając ulgi i ukojenia. Przekraczają w ten sposób niebezpieczną sytuację i nie tracą trzeźwości. Duchowość jest czymś, czego nie można się nauczyć lecz trzeba wyczuć, uchwycić. Chodząc na spotkania AE zaczniesz nasiąkać atmosferą duchowości i włączać ją w swoje codzienne życie w odpowiedni sposób. Bóg zaczyna być realny, gdy widzimy po drugiej stronie stołu kogoś, kto doznał wybawienia. Przekonujesz się wtedy, że i dla ciebie jest to możliwe. Jeśli dał ci program zdrowienia, da ci zapewne i dobre rezultaty. Odkryjesz, że Bóg nie jest Kimś lub Czymś nieosiągalnym i odległym, a bardzo bliskim i realnym poprzez działanie. W grupie otrzymasz od Niego coś, czego być może nigdy nie znałaś - miłość bezwarunkową.
Bezwarunkowa miłość jest czymś, co bardzo rzadko spotykamy w życiu, ale gdy ją spotkamy przemienia nas. W grupach dwunastokrokowych miłość bezwarunkowa jest niemal ich nieodłączną częścią. Patrzysz na uczestników, którzy są w tak samo fatalnej sytuacji jak niedawno ty, a widzisz, że są oni kochani przez pozostałych. Dobrze wiedzą, że gdy zrobisz pierwszy krok i otworzysz się, nie będziesz już miała tajemnic. I właśnie w swoim upadku dostajesz od nich najwięcej miłości. Ci którzy są długo na programie, mówią nieraz: „To brzmi, jakbyś była jedną z nas!” Akceptacja i bezwarunkowa miłość jaką dostajesz na mityngach jest czymś, o czym mogłaś nie widzieć, że jej ci potrzeba. Odczuwasz ją, jakby z pleców ubył ci nieopisany ciężar. Większość erotomanek nigdy nie czuła się kochana za to, kim są i że po prostu są. Grupa jest miejscem, gdzie zostajesz do końca przyjęta taką, jaka jesteś, gdyż ci ludzie znają cię na wskroś od początku i akceptują bez zastrzeżeń.
W grupach wsparcia dla erotomanów ogromnie ważne są granice. Niektóre erotomanki o zbyt słabych granicach mogą być podatne na uruchamianie się z mężczyznami ze wspólnoty. Jeśli taka obsesja na czyimś punkcie zaczyna się w tobie odzywać, musisz z miejsca uczciwe o tym mówić na grupie. Jeśli obsesja odzywa się znowu i znowu, być może musisz też włączyć się do równoległej grupy jak CODA (Anonimowi Współuzależnieni) lub kobiecej grupy AE i tam pracować nad sobą z innymi erotomankami, aż będziesz mogła bezpiecznie wrócić na mityngi mieszane.
Stosowanie powyższych pięciu zasad i udział w spotkaniach AE pozwoli ci poznać uzależnione osoby, które doznają uwolnienia od swoich tajemnic. Wierzę, że jesteś w stanie podarować sobie ten nowy stan ducha i zainspirować inne erotomanki, które tak samo zmierzają w stronę złamania noszonej tajemnicy.
ROZDZIAŁ X
UZDRAWIANIE CIAŁA
Dla większości kobiet uzależnienionych od seksu bardzo ważnym aspektem leczenia jest też uzdrawianie ciała. Poprzez powtarzanie nałogowych zachowań erotomanki doprowadzają się do biologicznego i neurologicznego uwarunkowania w ciele i mózgu. Omawiając w tym rozdziale mózg nie będę mówić o życiu myślowym kobiet uzależnionych od seksu, ale o skupisku szarych komórek między uszami - o owym organie, który ma swoje potrzeby biologiczne, rozwojowe i warunkujące.
Tak samo jak możemy warunkować muskulaturę swojego ciała, warunkujemy też mózg. U erotomanek ewolucja mózgu odbywa się poprzez generowanie i uwalnianie seksualno-miłosnych doznań i wchodzenie poprzez nie w zmieniony stan świadomości. Staje się to głównym sposobem w jaki mózg może zaspokajać swoje chemiczne potrzeby. W przypadku erotomanii warto szczególnie dokładnie przyjrzeć się temu aspektowi. Ponieważ bywa on często przeoczany, umieszczam go w książce na początku części poświęconej leczeniu. Jestem przekonana, że ciało stanowi integralną część procesu zdrowienia. W swojej praktyce leczyłam zbyt dużo erotomanek, które zaliczały wpadki i rezygnowały, gdyż nie brały poważnie aspektu fizycznego - tego, co zachodziło w ich chemii i ciał przez całe lata zanim zdecydowały się szukać pomocy. Spójrzmy na to z niejako oderwanej perspektywy - musimy zrozumieć, co dzieje się w mózgu czynnej erotomanki.
Przyjrzyjmy się procesowi warunkowania. W trakcie uzależnienia warunkujesz swoje ciało do pewnych bodźców, jak np. podniecanie się pornografią czy fantazjowaniem. Wchodzisz w odmienny stan świadomości. Wchodzisz w fantazję, a następnie zaczynasz ją sobie „przyrządzać”. Nazwijmy ten element warunkowania odcinek „A”.
Odcinek „A” prowadzi cię do cyklu uzależnienia - wyzwala pewne dążenie i pewne strategie zachowań, które określamy jako odcinek „B”. „B” doprowadza cię następnie do odcinka „C” - fazy wytworzenia w mózgu dawki endorfin i enkefalin. Mózg nie rozróżnia między „A” i „C”. Zauważa tylko, że zaczęłaś coś w myślach „przyrządzać” i wie jakie zachowania są potrzebne, aby nastąpiło „C”. Umie cię do nich popchnąć. Ten prosty proces neurochemicznego warunkowania zachodził w tobie zapewne wiele razy.
Możesz nie być świadoma ani swojego uwarunkowania, ani tego, że karmi się ono samym sobą i z każdym powtórzeniem staje się silniejsze. Każdy kto żyje w małżeństwie wie, jak potężnie jest uwarunkowanie. Jeśli za każdym razem gdy pozmywasz, jesteś nagrodzona, nie trzeba cię będzie nigdy prosić, byś to robiła. Zmywanie będzie twoją uwarunkowaną reakcją. Jesteśmy istotami podlegającymi warunkowaniu i może to być naszym atutem lub piętą achillesową. W przypadku uzależnienia działa na naszą szkodę. W zdrowieniu - staje się dobrodziejstwem. Jak więc możesz przeprogramować swoje ja tak, by wspierało cię ono w wychodzeniu z erotomanii? Proces ten toczy się analogicznie jak od „A” przez „B” do „C”.
Aby zacząć przeprogramowanie, noś stale gumową pętelkę na nadgarstku. Gdy opadną cię seksualnie niewłaściwe myśli - co w przypadku osoby zaczynającej zdrowieć zdarza się nader często - naciągnij gumkę i strzel nią w wewnętrzną stronę przegubu. Sprawi ci to za każdym razem ból, lecz pośle do twojego mózgu nowy warunkujący kod - nowe „B”. Potrzeba około miesiąca, by przeprogramowanie dało efekt. Neurologicznie twoje ciało zacznie kojarzyć niewłaściwe myśli seksualne z bólem. Po każdym strzeleniu z gumki wiele praktykujących to osób wypowiada do siebie jakąś pozytywną myśli czy afirmację. Większość moich klientek po miesiącu stwierdza, że zniknęło 80 procent ich fantazji i myśli o uruchomieniu się. I większość jest tym zachwycona!
Życie w świecie fantazji jest dla erotomanek jak dodatkowy etat. Eliminując je, odzyskują średnio 15 - 20 godzin tygodniowo! Dwie do trzech godzin dziennie możliwości bycia osiągalną dla siebie i innych, co mogą wykorzystać w pracy czy w rodzinie. Świadomość, że masz swoje myśli bardziej pod kontrolą i nie tracisz czasu na błąkanie się w fantazjach podbuduje cię i da ci radość. Przeprogramowanie dawnego uwarunkowania jest bardzo istotne.
Następnym aspektem uzdrawiania ciała jest odpowiedzialność. Z biologicznej perspektywy bycie odpowiedzialną jeśli chodzi o własny czas, myśli i zachowania, ma w zdrowieniu zasadnicze znaczenie. Musisz znaleźć kogoś, przy kim będziesz uczciwie się rozliczać ze swojego czasu, myśli i zachowań. To bardzo ważny czynnik w procesie behawioralnego przeprogramowania. Ból przyznawania się przed kimś do wpadek znacznie przewyższa przyjemność jaką mogą ci one dać. Dla tego celu oczywiście nie będzie odpowiedni twój mąż. Musisz rozliczać się przed osobą tej samej płci. Przyznawanie się nie będzie przeżyciem, które chciałabyś powtarzać. W ostatecznym efekcie bycie odpowiedzialną - opowiadanie się komuś - wznieci w tobie proces nowego warunkowania się w seksualnej trzeźwości.
Większość erotomanek usprawiedliwia swoje zachowania racjonalizacjami: „Życie nie jest nic warte”, „Nie zasługuję na nic lepszego / nie ma nic lepszego” czy „Jestem tak bardzo zestresowana”. Racjonalizacje z łatwością mogą wciągnąć zdrowiejącą osobę z powrotem w dawne zachowania, dodając jej tym nowego cierpienia i nowych tajemnic.
Aby przeprogramować swoje uwarunkowanie w sferze samousprawiedliwiania, możesz opisać, w formie terapeutycznego listu do wpadki, swoje uczucia po takim uruchomieniu się. Wybierz najgorszy możliwy scenariusz i opisz go. Włącz do listu takie uczucia jak wstyd, osamotnienie, poczucie winy, rozpacz, brak nadziei, pogarda dla siebie, lęk i ból. Następnie wyobraź sobie kuszącą sytuację i wypowiedz jedną z myśli, jakie wciągają cię z powrotem w te zachowania, np.: „To tylko jeszcze ten ostatni raz, potem koniec.” Po tych słowach dwukrotnie przeczytaj głośno swój list. Czyń tak dwa razy dziennie przez mniej więcej tydzień. Efekt będzie dokładnie odwrotny to tego, który powodowało w tobie uzależnienie. Erotomania warunkowała twoje myślenie na: „Tylko ten ostatni raz” by doprowadzić cię do uruchomienia (uzyskania przez mózg ulubionych „słodyczy”). Teraz, dzięki ćwiczeniu z listem, warunkowanie zaczyna działać dla twojego dobra: racjonalizacje, jakimi usprawiedliwiałaś swoje zachowania, łączy z bólem, który wywoływały. Zaczynasz kojarzyć swój proces fałszywego myślenia z dyskomfortem, nie z nagrodą. Wszyscy jesteśmy tak stworzeni, że staramy się unikać cierpień, więc utrwalając sobie, co nam naprawdę dawała erotomania, oddalamy się od niej.
Jak wspominałam w rozdziale o biologicznych przesłankach uzależnienia, wiele osób, które zaczynają zdrowieć z erotomanii, może przeżywać depresję. Ich mózg z jakichś powodów nie produkuje wystarczającej ilości endorfin i enkefalin, które sprawiają, że człowiek może czuć się normalnie. Dlatego osoby uzależnione nauczyły się równoważyć te chemiczne niedobory poprzez swoje chore zachowania, pozwalające na chwilę poczuć się normalnie. Często są to jedyne chwile normalnego samopoczucia. Z chwilą, gdy biologicznie predystynowana do depresji erotomanka zaczynaj odstawienie, może wpaść w ciężką depresję, charakteryzująca się bezsennością lub spaniem cały czas, anoreksją pokarmową lub chronicznym objadaniem się, utratą energii do życia, poczuciem własnej bezwartościowości lub beznadziejności czy nawet myślami samobójczymi.
Nie jest to normą, ale zdarza się wielu erotomankom w początkach seksualnej abstynencji i zdrowienia. Ich stan mówi mi wtedy, że ta sama biologiczna depresja występowała u nich jeszcze przed włączeniem się seksualnego uzależnienia i że jest jednym z głównych powodów, dla których w nie weszły. Z powodu wybranych przez nie metod równoważenia niedoborów neurochemicznych w mózgu muszą one jednak poddać się leczeniu tak samo, jak pozostałe erotomanki. Muszą tak samo stosować pięć zasad zdrowienia i być odpowiedzialne - opowiadać się przed kimś. Zażywanie leków antydepresyjnych, choć może okazać się konieczne, nie uleczy braków utrwalonych skarłowaceniem rozwojowym, do jakiego prowadzi erotomania.
Odpowiedź na biologiczną depresję musi być również biologiczna. Dzisiejsze środki biologiczne daleko przewyższają wszystko, co do tej pory znaliśmy z historii medycyny. Jest bogaty wybór antydepresantów, jakie mogą przepisywać psychiatrzy. Biologiczna depresja nie ustąpi od samych tylko duchowych i psychologicznych metod terapii. Jeśli kto został postrzelony, lekarz musi go operować i usunąć pocisk. Erotomanka, która prócz swojego uzależnienia cierpi na biologiczną depresję, musi nie tylko stosować opisane wyżej kroki i zasady, ale też środki biologiczne w postaci leków antydepresyjnych i musi być pod opieką lekarza.
_______________
ROZDZIAŁ XI
UZDRAWIANIE DUSZY
Jest kilka sfer, w których należy leczyć duszę (myśli, woli i uczuć) osoby uzależnionej od seksu. Tym procesem zajmiemy się w bieżącym rozdziale. Pierwszą sferą uzdrawiania duszy jest zależność psychologiczna - obszar, na którym erotomanki nabierają przekonania, że mogą radzić sobie ze swymi potrzebami i problemami przez zdobywanie seksu i miłości. W ten sposób uzależniają się psychologicznie od erotomanii.
Zależność psychologiczna
Narzędziem sprawdzającym się w usuwaniu zależności psychologicznej jest napisanie listu rozliczeniowego do erotomanii. List taki powinien składać się zarówno „dziękuję” jak i „żegnaj. W części „dziękuję” będziesz musiała przyjrzeć się wszystkiemu co dawało ci twoje uzależnienie. Być może pozwalało ci ono nie brać odpowiedzialności za twoje życie, relacje, intymny związek lub małżeństwo. Może usprawiedliwiało zrywanie bliskich związków i tłumaczyło to. Może dawało ci władzę i energię. Może pozwalało ci czuć się kochaną, wartościową, mająca kontrolę i odnoszącą sukcesy...
Będziesz musiała też sięgnąć do wczesnych lat - do młodości, okresu dojrzewania a nieraz i dzieciństwa - i podziękować swojej erotomanii za to, co ci dała, przed czym cię uchroniła. Musisz podsumować swoje korzyści od początku aż do chwili obecnej. Zyskasz dobry wgląd w podłoże psychologiczne twojego uzależnienia.
Następny krok to pożegnalna część listu (nie myl „żegnaj” z „do widzenia”). Konfrontujesz się tu z konsekwencjami psychologicznej zależności od erotomanii. To właśnie jest twój podstawowy związek - często jedyny, jaki miałaś w życiu. Nałóg stał się dla ciebie rzeczywistą osobą - twoim najwierniejszym kochankiem, do którego stale wracałaś w swoich fantazjach i zachowaniach. Wczepiłaś się w niego i zrosłaś się z nim (niektóre erotomanki upostaciowują sobie swój nałóg w formie osobowej), a teraz musisz się z nim definitywnie rozstać, by przeżyć. Dlatego ważne jest teraz, abyś stanęła twarzą w twarz z rzeczywistością - z prawdą o cenie jaką płaciłaś z twój psychologiczny związek z nałogiem. Mówiąc mu „żegnaj”, mówisz: „nigdy więcej żadnych kontaktów ani układów z tobą”. Z tak napisanego listu pożegnalnego mogą wyłonić ci się także inne kwestie, które będziesz musiała „wziąć na warsztat”.
Jeśli główną osią w twoim uzależnieniu była chęć ucieczki lub rozweselania się, będziesz musiała przyjrzeć się tym motywom i opracować plan wychodzenia naprzeciw swoim potrzebom w uprawniony i właściwy sposób. Wszyscy potrzebujemy radości i relaksu, wszyscy potrzebujemy czuć się kochani w zdrowy sposób. Wszyscy też mamy potrzebę bezpieczeństwa i więzi. Erotomania niejednokrotnie zastępowała te niespełnione potrzeby. W zdrowieniu stajesz się odpowiedzialna za rozpoznanie swoich potrzeb i rozwinięcie zdrowego systemu ich zaspokajania. Tak więc pierwszym aspektem uzdrawiania duszy niech będzie zerwanie z psychologiczną zależnością od nałogu. List pożegnalny daje temu początek.
Rodzina pierwotna
Dla wielu erotomanek rodzina pierwotna stanowi bardzo trudny problem. Większość z nich wychowała się w domach, gdzie panowały silne dysfunkcje. Mogły one przybierać rozmaite formy. Rodzina pierwotna mogła cię zaniedbywać - odmawiać ci doceniania, uznania, wsparcia czy inwestowania w ciebie. Mogły w niej działać uzależnienia, jak obżarstwo, nikotynizm, pracoholizm, erotomania, sprawiając, że środowisko było emocjonalnie odległe, nieosiągalne i spustoszone. Mogła to być przemoc, wykorzystywanie lub ukrywanie problemów i trudnych tematów.
W naszym opracowaniu pytaliśmy erotomanki, jak w ich domach podchodzono do seksu.
W mojej rodzinie pierwotnej mówiło się o seksie w sposób pozytywny:
96% TAK
..4% NIE
W mojej rodzinie pierwotnej w ogóle nie mówiło się o seksie:
83% TAK
17% NIE
Dzieci rosnące w dysfunkcyjnych domach nie mogą rozwinąć zdolności konstruktywnego radzenia sobie ze stresami życia. Praktycznie zostaje im tylko wybór, ku jakiemu uzależnieniu się zwrócić z potrzebą uśmierzenia bólu, wypełnienia pustki emocjonalnej i chłodu, oraz nadrobienia braków interpersonalnych.
Również system rodzinny zdominowany przez złość i naruszanie granic sprzyja tworzeniu osobowości uzależnionej. Sprzyja temu także opuszczenie w rodzinie pierwotnej, co dzieje się też wskutek rozwodów gdy jedno z rodziców odchodzi. Dziecko jest wtedy o wiele bardziej podatne na psychologiczne cierpienie, które staje się nośnikiem bólu aktywnym w powstawaniu uzależnień.
Przyglądając się swoje rodzinie pierwotnej z czasów dzieciństwa, możesz odnaleźć właściwe przyczyny problemów, z którymi borykałaś się w późniejszych okresach. Jak twoi rodzice radzili sobie ze złością? Czy okazywali miłość? W tym rozdziale oświetlamy pewne obszary zdrowia duszy, które muszą zostać włączone w proces leczenia. Wgląd w twoje dzieciństwo może doprowadzić cię do odkrycia, że potrzebujesz też indywidualnej terapii. Jeśli nosisz w sobie pokłady stłumionej złości związanej z twoją rodziną pierwotną, to po odstawieniu erotomanii da ci ona znać o sobie albo w formie depresji, albo otwartej wrogości wobec taty lub mamy; powinna ona zostać objęta terapią. Problemy relacji z rodzicami są poruszone szczegółowiej na wideoterapeutycznej kasecie: Rodzina pierwotna (Family of Origin), wymienionej w załączniku na końcu książki. Złość odkłada się w ciele i jest przyczyną noszonego cierpienia. Aby uwolnić się z erotomanii w obszarze duszy, musisz uzdrowić swój umysł, wolę oraz uczucia, które cię obciążają bólem z powodu zaniechań, nadużyć i dysfunkcji, jaki panowały w twojej dawnej rodzinie.
Z drugiej strony, zdarzają się osoby uzależnione od seksu, które mogły wychowywać się w korzystnych warunkach. Są one „biologicznymi” erotomankami, które nie muszą radzić sobie w leczeniu z traumą wyniesioną z rodziny pierwotnej. Ale i tak będzie je czekało mnóstwo problemów do przepracowania. Będzie o nich mowa na dalszych stronach.
Uczucia
Uczucia są główną częścią procesu zdrowienia z erotomanii. W czasie gdy rosłaś i miałaś się rozwijać, mogłaś nie mieć okazji nauczyć się, jak rozpoznawać swoje uczucia i komunikować je. Dlatego są one jednym z najbardziej zdradzieckich czynników, jakie zagrażają twojej abstynencji, zwłaszcza tej wczesnej. Większość erotomanek czuje się do pewnego stopnia niekochana, odrzucona czy bezwartościowa; jeśli przy tym nie potrafią wyrażać uczuć, stawia je to w leczeniu w bardzo trudej sytuacji. Do tej pory z reguły „leczyły” one nie rozpoznane uczucia aktywnością seksualną, która dlatego była destrukcyjna. Problemem nie jest kwestia inteligencji, lecz brak określonych zdolności z zakresu obcowania z uczuciami.
W czasach czynnej erotomanii osoba uzależniona doświadczała pewnej prawidłowości: kiedy, nie mogła rozpoznać jakiegoś pojawiającego się uczucia, wystarczyło „uruchomić się”, a uczucie to znikało. Znalazła bardzo proste wyjście więc stosowała je. Ale w zdrowieniu zostaje ona pozbawiona tego „wyjścia bezpieczeństwa” - nie może się znieczulić bez powracania do nałogu. Ma teraz problem posiadania uczuć bez wiedzy czym one są i jak się z nimi obchodzić.
Podane niżej ćwiczenie pisemne może ci pomóc w rozwoju emocjonalnym. Nazywam je oswajaniem uczuć.
1. Czuję ____________ (uczucie), kiedy __________________________________________________.
2. Pamiętam, że pierwszy raz czułam ____________, kiedy _____________________________________.
Ćwiczenie to może okazać się z początku trudne. To tak jak z uczeniem się nowego programu komputerowego. Choć zrazu frustruje, z czasem oswajasz się z nim - wiesz jak weń wejść i zaczynasz coraz swobodniej operować. W końcu nie wyobrażasz sobie, jak mogłaś przedtem obejść się bez niego.
Najpierw identyfikujesz przychodzące uczucie. Bez rozpoznania go i nazwania, nie możesz przejść do punktu drugiego, który jest komunikowaniem. W załączniku na końcu książki znajdziesz listę uczuć. Posiłkuj się nią z nazywaniu tego co w danym momencie czujesz. Na przykład:
1. Czuję spokój, kiedy siedzę nad brzegiem jeziora.
2. Pamiętam, że pierwszy raz czułam spokój, kiedy leżałam z siostrą na łące, na wsi, i patrzyłyśmy w chmury, badając, co nam przypominają swoim kształtem.
To tylko przykład obrazujący, o co chodzi. Ćwiczenie to przypomina porządkowanie papierów - emocje erotomanek są jak potworny bałagan na biurku. Bierzemy do ręki papier po papierze, przyglądamy się mu i wkładamy do oznaczonych alfabetycznie i tematycznie skoroszytów. Używając porównania z komputerem, to tak, jakby mieć bazę danych bez nazw plików - nie można do nich dotrzeć, odnaleźć ani nic z nimi zrobić. Denerwujemy się w tym pomieszaniu i bezradności. Jedynym znanym wcześniej wyjściem było wyłączyć komputer - przez uruchomienie się „wyłączyć” uczucia, skoro nie dają się one poznać i przeżyć. Dlatego nauka rozpoznawania uczuć jest tak ważna w zdrowieniu. Rób to ćwiczenie codziennie przez przynajmniej kilka miesięcy (możesz dłużej), aby opanować język emocjonalny i zdolności emocjonalne. Niech twoja sprawność się zwiększa. Zapisuj uczucia, a staniesz się zdolna coraz lepiej je czuć. Już po miesiącu abstynencji odkryjesz, że masz więcej uczuć - taki jest jej efekt. Ważne więc, abyś szybko zdawała sobie sprawę z tego, co czujesz, by uniknąć wpadek.
Drugim punktem tego ćwiczenia jest komunikacja. Możesz uczyć się jej z terapeutką lub kimś z twojej grupy wsparcia. Będziesz musiała wypowiadać na głos zdania, które zapisałaś. Odradzam robienie tego przez telefon. Możesz też praktykować ten sposób ze swoim mężem lub stałym partnerem. W takim przypadku ważne jest, abyś w żaden sposób nie wciągała do tego ćwiczenia spraw ze swojego związku. Oto przykład, czego NIE NALEŻY robić:
„Czuję się zirytowana, gdy wszędzie zostawiasz swoje skarpetki.”
Możesz używać innych przykładów - irytujące jest, gdy na autostradzie inni na ciebie trąbią, lub gdy widzisz twojego psa w świeżo zmienionej pościeli. Nie wymierzaj jednak swoich frustracji w partnera i nie używaj zaimka „ty”, bo to prowadzi do napadania na siebie. Mów: „czuję, kiedy JA ____________________________________”.
Jeśli to ćwiczenie przeprowadzane jest prawidłowo, stworzy ci ono bezpieczną przestrzeń do mówienia o swoich uczuciach. Kiedy jedna osoba dzieli się swoimi uczuciami, druga może tylko słuchać, nie komentować czy oceniać. Nie powinna także dorzucać swoich komentarza na trzeci dzień. Jeśli te reguły są przestrzegane, w każdym z dwojga gromadzi się zaufanie, że może ono bezpiecznie komunikować swoje uczucia. Dzięki temu ćwiczeniu twoje zamrożenie emocjonalne przejdzie w stan roztopów - jest ono czymś w rodzaju emocjonalnej mikrofalówki. Bez pracy nad oswajaniem uczuć, erotomanki dużo częściej mają wpadki. Dużo dłuższego czasu potrzebują też do zbudowania bliskości w swoim stałym związku.
Bliskość
We wczesnych fazach zdrowienia erotomanki najczęściej nie są zdolne do przeżywania bliskości, gdyż z jednej strony ich uczucia są jeszcze zamrożone, a z drugiej - nie mają jeszcze potrzebnych do tego zdolności. Intymna bliskość jest wypadkową doświadczania uczuć oraz umiejętności dzielenia się nimi. Tymczasem znieczulanie i unikanie ich poprzez lata zachowań właściwych uzależnieniu od seksu i miłości sprawiło, że erotomanki nie rozwinęły w sobie tej sfery życia, której zaznaje wiele innych osób. Decydując się na leczenie z nałogu, muszą one postawić sobie za cel nadrobienie tych braków w przyszłości.
Intymna bliskość to zasadniczo zdolność dzielenia się uczuciami z serca do serca, na głębszym poziomie, z drugą ludzką istotą. Daje osobie w niej uczestniczącej poczucie akceptacji, wzajemności i bycia kochaną. Zawiera w sobie pierwiastek zdecydowanie duchowy - czujesz się wtedy złączona z drugim człowiekiem, otoczona ciepłem i dopuszczona do jego sanktuaruim duszy. Jako erotomanka nauczyłaś się zapewne czegoś przeciwnego - twój nałóg bazował na przekonaniu : „gdybyś mnie poznał naprawdę, nie mógłbyś mnie kochać / nie chciałbyś mnie znać”. W konsekwencji wiele erotomanek nie wie nawet, albo nie wierzy, że bliskość istnieje i jest dla nich możliwa. Muszą one wyrosnąć z tego przekonania.
Możesz praktykować bliskość i robić w niej postępy. Zabiera to zwykle wiele miesięcy, ale gdy ćwiczysz ją regularnie i jesteś uczciwa, nie możesz nie zacząć jej doświadczać. Zacznie się ona dołączać do twoich trzeźwych przeżyć, a im więcej ich masz, tym łatwiej nabierzesz uwierzysz, że bliskość istnieje nie tylko teoretycznie. Jest to integralna cześć procesu zdrowienia.
Trauma
Dla większości osób uzależnionych od seksu trauma jest czymś dobrze znanym. Może ona być emocjonalna, duchowa, fizyczna lub też mieć postać wykorzystania seksualnego czy porzucenia w dzieciństwie. Trauma ma różne formy, różne proporcje między nimi i różne rozmiary. Jej skutki, jeśli nie jest leczona, wloką się przez całe życie ofiary. Dlatego jest to bardzo ważny element uzdrawiania duszy. Nie jesteśmy w stanie podać tu wielu detali na temat traumy, bo materiał przerósłby rozmiary tej książki. Braki te pokrywa nieco wymieniona w końcowym załączniku kaseta wideoterapeutyczna: Wykorzystanie seksualne.
Ofiary, które przeżyły traumę, opuszczenie i zaniedbania, muszą w zdrowieniu z uzależnień przepracować te dawne przeżycia. Choć jest to bolesny proces, posiada wielka ozdrowieńczą moc. Zwykle po półtora miesiącu abstynencji od erotomanii moje klientki stają się gotowe do pracy nad swoja traumą. Do tego muszą najpierw nawiązać kontakt z odczuwaniem emocji.
Istnieją pewne techniki pomocne w odniesieniu do traumy. Najpierw musisz zidentyfikować, co było dla ciebie urazem. Kiedy zagłębiasz się w uczucia, możesz przypomnieć sobie, co cię najbardziej zraniło. Jeśli twoje emocje uległy zamrożeniu, możesz nie móc określić, czym była twoja trauma, ale w miarę jak w trakcie zdrowienia ulegają one odmrażaniu, staje się ona coraz bardziej oczywista. Kiedy gruntownie przerobisz kroki Czwarty i Piąty, zdobędziesz więcej informacji mogących cię przekonać, że w twoim życiu zostałaś skrzywdzona i w jaki sposób.
Poznawszy na czym polegały te dawne urazy, zrób listę incydentów, z którymi, jak czujesz, będziesz musiała się zmierzyć. Będziesz pewnie potrzebować kompetentnej psychoterapeutki. Może ci w tym pomóc rozdział o znajdowaniu i doborze odpowiedniej fachowej pomocy. Istnieją też pewne ćwiczenia kognitywne (poznawcze), jak i metody pracowania na piśmie.
Osobiście jestem przekonana, że jeśli zmierzysz się ze swoją traumą we wczesnym okresie zdrowienia, będzie ono bardziej udane. Praca nad wczesnymi nadużyciami jest czymś podstawowym w leczeniu erotomanii. Bez niej twoja dusza będzie wciąż pogrążona w bólu, a utrzymujący się ból będzie popychał cię z powrotem do uruchomienia się, by go znieczulić. Jesteś warta, by ozdrowieć i mieć możliwie jak najpełniesze życie. Ale do tego musisz otworzyć wszystkie swoje noszone i nieraz zapomniane tajemnice. Niektóre z nich na pewno dotyczą traumy. Tajemnice utrzymują cię w chorobie i uzależnieniu. Ważne jest abyś zdobyła się na pełną uczciwość. Wiele erotomanek, które były w dzieciństwie seksualnie wykorzystywane przez dorosłe kobiety i mężczyzn, nie uznaje tych faktów za nadużycie. Te z moich klientek, które nie potrafią uznać ich za nadużycie, narażone są na dużo większe ryzyko wpadek i fiaska w zdrowieniu. Jednak z chwilą zidentyfikowania swojej traumy, zapragniesz też zacząć pracę nad nią.
ROZDZIAŁ X
UZDRAWIANIE DUCHA
Constance: Kiedy fizycznie przekraczam granice mojej seksualnej abstynencji lub choćby fantazjuję, tracę kontakt z moją Siłą Wyższą. W takim stanie nie mogę żyć w rzeczywistości. Rzeczywistość okazuje się wcale nie straszna, jeśli tylko jestem w tym samym miejscu i momencie, w którym jest Bóg. Erotomania to potężna bariera, która oddzielała mnie od Niego.
Debra: Poprzez erotomanię uczyniłam sobie Boga z seksu. Nie miałam duchowego życia i kierowało mną uzależnienie.
Nasze badania dobitnie pokazują, jak doszczętnie uzależnione kobiety pozbawiają się życia duchowego przez nałóg seksu i miłości. Dziewięćdziesiąt dwa procent badanych określała stopień, w jakim ich duchowość ucierpiała wskutek erotomanii, jako olbrzymi. Pozostałe osiem procent określało ten stopień jako znaczny. Straty duchowe dotyczyły wszystkich badanych erotomanek - żadna z nich nie mówiła, że to pytanie jej nie dotyczy lub że nie poniosła duchowych strat. W wyniku erotomanii ta dziedzina życia cierpi szczególnie wyraźnie.
O tym, jak silnie erotomanki odczuwają straty w tej sferze świadczy również fakt, jak bardzo poprawia się ona w czasie abstynencji i zdrowienia. Pięćdziesiąt cztery procent badanych mówiło, że ich życie duchowe poprawiło się w stopniu olbrzymim, a trzydzieści trzy procent - że w stopniu znacznym. Żadna z respondentek nie stwierdzała u siebie pogorszenia, choć trzynaście procent nie umiało też stwierdzić poprawy na swoim bieżącym etapie zdrowienia. Dowodzi to rzeczy oczywistej: zdrowienie z uzależnienia od seksu korzystnie wpływa na duchową sferę erotomanek. Większość z nich, która przed zaczęciem abstynencji i leczenia czuła się odłączona od życia duchowego, mogła stwierdzić, że zaczynało ono powracać.
Jest jeszcze jeden wniosek. Niezależnie od twojej obecnej kondycji duchowej, wraz z tzw. uruchomieniem się spada ona do dawnego stanu lub jeszcze niżej.
Spośród badanych przez nas osób 60 % wychowywało się w wierze protestanckiej, a 20 % w katolickiej. Z braku miejsca nie mogę poświęcić tu każdemu wyznaniu tyle samo czasu, jednak niezależnie od tego, jakie jest twoje wyznanie, zdrowienie z erotomanii przyniesie ci podobną poprawę w sferze ducha. W Biblii mamy wiele przykładów kobiet uzależnionych od seksu, chociaż nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek słyszała kazanie na ten temat lub spotkała książkę traktującą o tym uzależnieniu u kobiet z religijnego punktu widzenia. Czy wiesz, że najbliższym sercu Jezusa człowiekiem płci żeńskiej, była erotomanka, którą uzdrowił z przymusu i obsesji? Czy wiesz, że była pierwszą osobą na ziemi, do której przyszedł i objawił się jej po swojej śmierci i zmartwychwstaniu?
Maria Magdalena żyła rzeczywiście. Była prostytutką doprowadzoną do pomieszania zmysłów przez nałóg. Rozdawała swoją seksualność za pieniądze. Miała w życiu niezliczonych kochanków i wchodziła w akty seksualne niezliczoną ilość razy. Ale Jezus nie tylko przebaczył jej (jej nałóg miał podłoże duchowe - tęsknotę za wypełnieniem swojej pustki wewnętrznej miłością, jaką tylko może dać tylko Bóg), ale i uczynił ją swoim najbliższym przyjacielem. Ten obraz wiernie ilustruje moją wiarę, że Bóg (jakkolwiek Go rozumiesz i wyznajesz) kocha erotomanki i jest ich przyjacielem.
Pamiętaj, że twój Bóg (jakkolwiek Go rozumiesz i wyznajesz) kocha cię także, gdy w głowie szaleją ci seksualne fantazje. Wierzę też, że historia Marii Magdaleny wskazuje i na to, jak ważne jest kontynuowanie duchowego rozwoju. Maria M. nie wzięła podarowanej wolności i nie poszła sobie w swoją stronę. Zamiast tego została przy Nim blisko i stała się Jego regularnie praktykującą wyznawczynią. Słuchała Jego nauk. Była świadkiem cudów, które czynił. Jestem pewna, że wspomagała Go w Jego kapłaństwie służąc mu także w sposób praktyczny. Zaprzyjaźniła się z grupą najbliższych uczniów Jezusa.
Myślę, że jest to wspaniały obraz tego, jak ważny jest duchowy rozwój i codzienna duchowa praktyka, a także przebywanie na codzień w otoczeniu uduchowionych ludzi.
Przyjrzeliśmy się w naszych badaniach udziałowi erotomanek w spotkaniach o charakterze religijnym i duchowym. Oto jak kształtował się procentowo ich udział w grupach religijnych lub duchowych w czasach ich czynnej erotomanii:
24% raz na tydzień lub częściej
12% raz na miesiąc
8% raz lub kilka razy w roku
56% wcale
Odpowiedzi tej samej grupy kobiet, które miały już za sobą pewne etapy zdrowienia z seksualnego nałogu, układały się teraz inaczej:
46% raz na tydzień lub częściej
13% raz na miesiąc
8% raz lub kilka razy w roku
25% wcale
8% nie dotyczy
W zdrowieniu, jak widzimy, włączanie się erotomanek w kręgi ludzi prowadzących życie duchowe jest znacznie częstsze. Myślę, że podobnie do naszego przykładu - Marii Magdaleny opisanej w Biblii - także wyniki naszych badań potwierdzają, że dla zdrowienia korzystne jest przebywanie z uduchowionymi ludźmi i stała praktyka duchowa.
Czy Kościół może w twoim zdrowieniu odegrać pozytywną rolę? Odpowiedź ma dwa bieguny. Jeden wyznaczają twoje osobiste doświadczenia religijne i odczucia - to, czy dla ciebie atmosfera w danym zgromadzeniu jest życzliwa i sprzyjająca. Drugi biegun, to Kościół sam w sobie / wspólnota religijna sama w sobie - czy właśnie takiego wsparcia i wiary poszukujesz?
Niektóre Kościoły, niezależnie od wyznania jakie reprezentują, są niestety dysfunkcyjne. Jak je poznać? Oto kilka przekonań jakie mogą świadczyć o ich dysfunkcyjności:
Nikt tutaj nie ma problemu z seksualnymi zachowaniami;
Nie rozmawiamy ze sobą o sprawach seksu;
Takie zachowania to nic innego jak grzech, więc pokutuj;
Szczerość i ludzka słabość nie są akceptowane.
Podkreślam, że tylko część Kościołów jest taka. Jest jednak wiele innych, które:
Wierni mogą mieć problemy z seksualnymi zachowaniami;
Możemy mówić o nich i leczyć je;
Zachowania seksualne mogą być uzależniające;
Szczerość i ludzka słabość nie są akceptowane i cenione.
Znalezienie zdrowego psychologicznie kościoła czy wspólnoty duchowej skonsoliduje twoje leczenie. Nasze badania pokazały, że 42% erotomkanek twierdzi, iż właśnie grupa duchowa lub Kościół, do którego uczęszczają, jest głównym filarem ich przemiany.
Znalezienie odpowiedniego kościoła czy wspólnoty duchowej odbywa się metodą prób i błędów i pewnie zajmie ci to trochę czasu. Jak powiadają ludzie powracający z uzależnień: „bierz to, co ci pomaga, a resztę zostaw”. Niżej podajemy jeszcze kilka cech zdrowego psychologicznie kościoła czy wspólnoty duchowej:
dysponuje terapeutami znającymi problem uzależnień;
ma u siebie anonimowe wspólnoty od uzależnień lub kieruje do nich
skłania się ku zdrowieniu opartemu na 12 Krokach
Pomoc, jaką możesz znaleźć w Kościele lub wspólnocie duchowej bywa mniej konkretna w praktyce niż ta, jaką dostajesz na mityngach Anonimowych Erotomanów, zwłaszcza kobiecych. Wtedy bowiem pochodzi ona od trzeźwej seksualnie i dojrzałej duchowo drugiej kobiety lub sponsorki, która daje ci wsparcie, własne doświadczenia i troskę w sposób przewidywalny i stały.
Prowadzone przez Kościół, chrześcijańskie grupy wsparcia dla uzależnionych od seksu, takie jak np. Grupy Wyzwolenia, składają się głównie lub wyłącznie z mężczyzn. Nieraz jednak część z nich sprzeciwia się obecności kobiet, a pozostali są skrępowani. W moich wcześniejszych badaniach odkryłam, że 84% pastorów chętnie widziałoby u siebie pracującą na Dwunastu Krokach grupę erotomanów, pod warunkiem, że prowadziłby ją ktoś z parafian. Jeśli twój proboszcz zgodziłby się na taką grupę wsparcia, lub choćby na kobiecą Grupę Wyzwolenia czy jakąś inną typu „Tylko dla kobiet”, zaangażowanie się w nią byłoby dla ciebie idealne. Możesz powiadomić o jej powstaniu duchownych i terapeutów rodzinnych z innych parafii. Możesz też umieścić informację o twojej grupie w lokalnej gazetce lub na zbiorczych listach grup samopomocowych czy na tzw. zlotach radości. Pamiętaj, by dla bezpieczeństwa miejsce i terminy spotkania były dostępne tylko przez telefon i tylko dla indywidualnych osób dzwoniących po pomoc do parafii.
_________________
ROZDZIAŁ XIII
ODŻAŁOWYWANIE
Margaret: Kiedy stanęłam oko w oko z ogromem problemu, z którym walczyłam, pierwszą moją reakcją było poczucie „ulgi.” Nareszcie zrozumiałam, co mi naprawdę jest. Kiedy zidentyfikowałam swoje wykorzystanie, zidentyfikowałam też mój nałóg. Przez długi, długi czas żyłam zaprzeczając obu tym problemom, więc nagromadziło się we mnie mnóstwo smutku pomieszanego ze złością i wstydem. Dopiero po sześciu latach nieprzerwanej pracy nad sobą i różnych terapii doszłam do etapu, na którym mogłam zaakceptować i bezwarunkowo przyznać się - przed sobą i innymi - iż rzeczywiście jestem erotomanką. Kiedy weszłam w proces odstawienia, przyszedł okres żalu, żalu po stracie.
Żal jest czymś naturalnym. To dany nam przez Boga proces, w którym możemy przepracować nasze cierpienie, by móc pójść dalej. Ból np. z powodu śmierci ukochanej osoby bywa przytłaczający. Proces odżałowywania pozwala nam przeżyć ów ból partiami lub etapami. Zanim omówimy te etapy, zajmiemy się najpierw żalem, jaki przeżywają erotomanki - bowiem zdrowiejąc, przechodzą one proces przeżywania cierpienia po stracie swojego nałogu. Nałóg był przecież ich najbardziej ukochanym i najwierniejszym stałym partnerem.
Związek z erotomanią ma wiele twarzy. Jest psychologiczny - fizyczny, mentalny, intelektualny i duchowy. Związek ten określał twoje życie często przez wiele lat. Był stale pod ręką. Mogłaś uciekać w jego ramiona, a on cię koił. Był twoją najkrótszą drogą do fałszywej bliskości. Często był już twoim pierwszym seksualnym doświadczeniem.
Tak więc zdrowienie z erotomanii to strata związku, którego nie masz już siły dłużej ciągnąć. To coś jak śmierć najdroższej przyjaciółki. To może naprawdę boleć, zwłaszcza, że teraz nie masz w czym uśmierzyć tego cierpienia. Uczciwie mówiąc, wobec erotomanii wszystkie twoje relacje z ludźmi były relacjami wtórnymi. Na pierwszym miejscu, czy też w centrum, stało twoje potajemne życie. Jeśli policzysz godziny, jakiemu poświęciłaś, odkryjesz, że erotomania zabrała ci ich tysiące. Nie jest lekko powiedzieć: „żegnaj na zawsze” komuś, z kim spędziłaś tak wiele intensywnego czasu. Ludzie nieuzależnieni czy współuzależnieni nie są w stanie tego pojąć. Nie wiedzą jak boli to rozstanie, podobnie jak nie wiedzą, co to znaczy stracić rodziców wszyscy, którzy ich jeszcze nie stracili.
Przechodząc proces żalu po erotomanii, nie spotkasz raczej osób, które to zrozumieją, dopóki nie trafisz do opartej na Dwunastu Krokach wspólnoty Anonimowych Erotomanów. Dopiero tam znajdziesz ludzi, którzy przeszli przez taki sam ból i żal, więc wiedzą jak to jest utracić tak fundamentalny związek. Twoje nowe życie bez uzależnienia może przejmować cię lękiem. Fazy odżałowywania są po to, by ci pomóc w doświadczaniu bólu po stracie i do pójścia za każdym razem troszkę dalej. Przeszedłszy ten proces w całości, będziesz mogła cieszyć się przez resztę życia twoimi pierwszoplanowymi relacjami, jak np. więź z mężem i dziećmi.
Utrata wizerunku samej siebie
Wizerunek własny jest czymś, co przedstawiamy o sobie światu. W przypadku erotomanek dziewięćdziesiąt procent ich życia określa uzależnienie od seksu i miłości. Erotomanki najczęściej przedstawiają obraz kogoś bardzo kompetentnego, silnego, inteligentnego i odnoszącego sukcesy - kogoś, kto prowadzi wspaniałe, odważne życie. Zwykle jest to rekompensata za ich uzależnienie. Mogłaś czuć się z tego powodu nadczłowiekiem, więc przedstawiałaś taki obraz siebie koleżankom, współpracownikom, rodzinie i przyjaciołom. W ten sposób radzi sobie wiele kobiet uzależnionych od seksu, skrywając pod tym wizerunkiem swój nałóg.
Rozpad wypracowanego i tak pieczołowicie doskonalonego obrazu siebie odczujesz zapewne jako naprawdę wielką stratę - jako utratę siebie samej równie bolesną, jak utrata twego uzależnienia. Odczujesz też brak tego wszystkiego, czym zdawało ci się, że jesteś dla zewnętrznego świata. W zdrowieniu będziesz więc musiała przedefiniować całą siebie.
Utrata ludzi
Mogłaś mieć wiele związków czy kontaktów poza twoim stałym partnerstwem. Strata ich będzie zapewne bardzo bolesna. Idealizowałaś przecież swoje relacje z tymi ludźmi, wierząc, że są one wyjątkowo romantyczne, wzniosłe czy duchowe. Tymczasem okazuje się, że opierały się tylko na seksie. Na wczesnym etapie zdrowienia musisz przejść trudne zadanie przyjęcia i zaakceptowania tej prawdy. Twoje iluzje rozpadają się. Bolesnym ubytkiem może być oddanie władzy, jaką mogłaś sprawować nad innymi poprzez uwodzenie i seks. Boleć też może utrata miejsc w których obracałaś się jako czynna erotomanka. Mogłaś przecież czerpać z tych miejsc wsparcie i ugruntowanie towarzyskie i społeczne, a teraz musisz się go pozbawić.
Na wczesnych etapach zdrowienia będziesz musiała ponieść koszty emocjonalnego rozstawania się z nałogiem - w swoim przetrwaniu byłaś bowiem zależna od jego struktur. Celowo używam zwrotu „przetrwać,” a nie „przeżyć”, gdyż erotomanki zaczynają po raz pierwszy żyć dopiero z chwilą odstawienia. Wcześniej jedynie walczyły o przetrwanie, wieloma drogami nie doświadczając i unikając tego, co oferuje im życie.
Fazy Odżałowywania
Fazy odżałowywania zostały dobrze opisane przez Elizabeth Kubler-Ross, która większość życia poświęciła pracy z ludźmi umierającymi, głównie na raka. Stosują się one jednak z powodzeniem do innych dziedzin życia, jak śmierć ukochanej osoby, rozwód czy doznanie kalectwa. Utrata tak pierwszoplanowego związku, jakim jest tkwienie w erotomanii, również podlega tym samy regułom przechodzenia przez żal. Ważne jest ich omówienie, abyś wiedziała, czego możesz spodziewać się po swoim zdrowieniu.
Faza pierwsza - SZOK
Constance: Wszedłszy w odstawienie, doznałam szoku, jak bardzo potężny jest mój nałóg, zwłaszcza pod względem mentalnej obsesji. Chociaż odstawiłam wszystkie fizyczne zachowania i trwałam w abstynencji, moja mentalna obsesja nie ustępowała, a wręcz stawała się jeszcze silniejsza. To trwało przez pewien czas.
Szok to uczucie, którego doświadczasz w konfrontacji ze szczególnie raniącą rzeczywistością, jak choćby odkrycie, że jesteś erotomanką. Gdy pierwszy raz skonfrontowałaś się z tym faktem, mogło przez moment przemknąć ci przez głowę: „Ależ się narobiło!” I to jest wstrząs. Wstrząs jest uczuciem, którego nie da się opowiedzieć; można tylko je poznać w chwili przeżywania. Byłam świadkiem szoku u wielu kobiet, które w moim gabinecie po raz pierwszy zaczęły odkrywać prawdę, że są erotomankami.
Faza druga - ZAPRZECZANIE
Constance: Zaprzeczałam swojej erotomanii przez całe życie. Mówiłam sobie: „Inni robią to na okrągło” lub „Ja jestem wyjątkowa.” Zaprzeczanie nie prysło z chwilą odkrycia mojego uzależnienia.
Zaprzeczać czemuś, znaczy przyznawać, że na jakimś głębokim poziomie „wiemy”, że to jednak prawda. Nie możesz zaprzeczać czemuś, jeśli w środku nie czujesz, że to prawda - że znalazłabyś jakieś potwierdzenie. Negowanie jest mechanizmem obronym, który pozwala ci nie widzieć prawdy i nie kontaktować się z rzeczywistymi uczuciami. Znamy przypadki, gdy mimo śmierci bliskiej osoby ktoś twierdzi, że ona dalej żyje. Takie negowanie prawdy nie trwa jednak długo. Niestety, w przypadku uzależnienia zaprzeczanie może ciągnąć się latami. W niektórych przypadkach kończy się to śmiercią wskutek nałogu.
Zaprzeczanie erotomanii bywa tak silne, że rzeczywiście może zabić. Osoby uzależnione, które wyżywają się seksualnie w środowiskach szczególnie narażonych na AIDS, twierdzą, że to nic groźnego i że one się nie zarażą. Jest to mechanizm obronny, chroniący nie osobę, lecz nałóg i pozwalający mu trwać dalej.
Erotomani, zanim nie pogodzą się z prawdą o sobie, używają wszystkich możliwych sposobów zaprzeczania swojemu uzależnieniu. Niektóre negujące stwierdzenia są tak proste jak: „Wszyscy to robią,” „Nie straciłam pracy ani rodziny,” „Nikogo tym nie ranię,” „Wciąż jestem dobrą matką.” Zaprzeczanie to rodzaj stwierdzenia: „Nie jestem tym, kim wiem, że jestem.” Jest zaraźliwe i łatwo przenosi się na system rodzinny, gdzie wszyscy są wtedy zgodni, że jesteś wspaniałą osobą, nikt więc nie potrafi skonfrontować się z prawdą i cały system wzmacnia twoje zakłamanie.
Zaprzeczanie może ulec rozbiciu przez dwa czynniki: ból i poczucie zagrożenia. Pierwszy działa wtedy, gdy twoje cierpienie wskutek podwójnego, tajemnego życia narasta do nieznośnego poziomu. Wtedy tama pęka i zalewa cię prawda o twoim seksualnym uzależnieniu. Drugi czynnik dochodzi do głosu w chwilach zagrożenia rozwodem, utratą dzieci lub przyłapaniem i kompromitacją wskutek twoich erotomańskich zachowań. Wtedy też prawda wydobywa się na wierzch.
Zaprzeczanie jest fazą, przez którą musi przejść każda uzależniona osoba. Program Dwunastu Kroków zaadoptowany dla erotmanii skutecznie pomaga wyjść zdrowiejącej osobie z zakłamania. Obecność w twojej grupie AE innych uzależnionych osób, które kochają cię wystarczająco, by ci nie pozwolić dłużej się oszukiwać, jest niezastąpiona. Jeśli w przebłyskach racjonalnego myślenia odkrywasz swoje zaprzeczanie, dziel się tym zaraz ze swoją grupą, sponsorką i indywidualnymi uczestnikami AE, by mogli oni odświeżyć ci pamięć, gdy zacznie cię ono znowu ogarniać. Zaprzeczanie jest bardzo zwodnicze i gdy tylko pozwolisz mu wślizgnąć się znowu, popchnie cię ono z powrotem na drogę destrukcji i uzależnienia.
Wskutek nawrotów zaprzeczania wiele erotomanek doznaje nowych, poważnych konsekwencji swojej choroby. Zachęcam cię, abyś, gdy tylko zaczynasz negować jakąkolwiek z form swojej choroby, z miejsca dzieliła się tymi myślami z ludźmi, którzy poważnie traktują twoje zdrowienie. Wierz swoim zachowaniom, zamiast myślom i słowom.
Faza trzecia - ZŁOŚĆ
Constance: W moim zdrowieniu przeszłam przez morze złości. Ostatnia rzecz, jakiej bym pragnęła, to okazać się erotomanką. Przed laty okazałam się alkoholiczką i, oddając alkohol, przysięgłam sobie, że nigdy nie zgodzę się oddać seksu (stwierdzenie typowe la alkohliczek-erotomanek).
Złość to pomyślny etap odżałowywania. Oznacza on, że wreszcie kontaktujesz się z tą bolesną prawdą. Najprawdopodobniej nie lubisz bólu. Ból przynosi dyskomfort i prowadzi do wściekłości. Zwykłaś reagować złością gdy życie stawiało ci ograniczenia. Wściekłość brała cię także, gdy nie mogłaś korzystać z takich erotomańskich zachowań, do jakich się przyzwyczaiłaś, albo kontaktować się z tym kimś lub tymi, z którymi zawsze się kontaktowałaś. Możesz czuć złość, że choroba taka jak erotomania zagościła w twoim życiu. Możesz być wściekła na Boga, że akurat ciebie wybrał do zaprzestania i zdrowienia z tego nałogu. Wszystkie te rzeczy składają się na złość jako fazę procesu odżałowywania. Złość na to, że inni dalej mogą robić wszystko to, co tobie zostało właśnie zabrane, jest czymś całkiem uzasadnionym i świadczy i postępie. To wcale nie jest symptom regresu. Koniec końców złość mija lub przynajmniej staje się mniej uporczywa w miarę przechodzenia przez różne fazy odżałowywania. Jeśli czujesz potrzebę zmierzenia się z nią, możesz do swojego uzależnienia napisać list o tym, co ci wyrządziło przez wszystkie te lata. Pomoże ci to przepracować uczucia. Możesz więc zrobić listę przykładów na to, jak erotomania zamykała ci drogę do bliskości, uczciwości, produktywności, cieszenia się życiem, itd. Złość zjawi się także, jeśli odkryjesz krzywdę swojego wykorzystania, które stało się potężnym czynnikiem generującym twoje uzależnienie od seksu. Wściekłość za każdym razem dowodzi, że kontaktujesz się z uczuciami.
Jeśli odkryjesz, że potrzebna ci dalsza pomoc w przechodzeniu przez złość, skonsultuj się z terapeutą, by poznać pewne techniki, które będziesz mogła stosować, by móc dojść do następnej fazy przeżywania żalu. Ważne jest, byś nauczyła się radzić sobie z tym uczuciem. Inaczej trudno ci będzie zachować trzeźwość.
Faza czwarta - TARGOWANIE SIĘ
Constance: Budowałam sobie w głowie różne sposoby i fortele, by wejść w kolejny związek. Może zacznę znajomość, o której nikt z kręgów mojego zdrowienia nie będzie wiedział? A może zmienię pracę, by siedzieć obok szefa, z którym miałam kiedyś romans? Byłam jak lwica w klatce szukająca drogi ucieczki.
Targowanie się to faza odżałowywania oparta na logice: „Jeśli ___________ to ___________.” Na przykład: „Gdyby to a to wydarzyło się w przeszłości, nie stałabym się erotomanką.” lub: „Jeśli wytrzymam 30 dni bez seksu czy kontaktu z `eksem', to nie jestem uzależniona.” Targowanie się może być uporczywe. Jest ono próbą odsunięcia od siebie bólu i przemanipulowania go w inne kategorie, aby w dalszym ciągu nie zderzyć się z jego pełną siłą rażenia i prawdą. To nie jest nic niewłaściwego wykłócać się z uzależnieniem, pod warunkiem, iż wiesz, że to robisz i po co to robisz.
Jeśli stale chodzisz na mityngi dla erotomanów i stosujesz pięć zasad zdrowienia, zapewne dasz sobie radę. Pozwalaj osobom, którym zależy na twoim dobru, znać stwierdzenia, jakimi wykłócasz się z nałogiem i proś ich, by konfrontowali cię z nimi. W ten sposób będziesz mogła przejść od targowania się do akceptacji. Bycie tym, kim jesteś, to jedno z najbardziej leczących doświadczeń. Ograniczenia dane ci zostały przez Boga po to, abyś nie mogła zniszczyć swojego życia. Poznanie ich jest częścią odżałowywania. To normalny proces.
Faza piąta - SMUTEK
Constance: Gdy zaczęłam odczuwać smutek, kompletnie zaskoczyło mnie to, jak wiele go było we mnie. Smutek z powodu tego, jak traktowałam innych. Smutek z powodu tego, jak traktowałam siebie. Smutek z powodu utraty moich mechanizmów radzenia sobie w życiu. Smutek z powodu osamotnienia.
Smutek przychodzi dopiero po pewnym czasie zachowywania abstynencji i trzeźwienia, a nie zaraz po pierwszych mityngach. Kiedy wraca ci zdolność przeżywania uczuć, smutek jest jednym z nich. Może on dotyczyć rzeczy, jakie potraciłaś z powodu erotomanii, jak i spustoszeń psychicznych i zagrożeń na jakie się wystawiałaś. Kiedy kobiety uzależnione od seksu doznają smutku, niektóre z nich czują, że wpadły w depresję. Rzeczywiście, proces zdrowienia może wpływać w ten sposób. Jedzenie, sen, poziom energii zostają zakłócone. Jeśli depresja ciągnie się przez długi czas, powinnaś kontaktować się z terapeutą, ale na tym etapie jest ona czymś naturalnym. Będziesz przechodzić przez okresy płaczu nie związanego z żadnym konkretnym zdarzeniem. Będziesz czuć się szczególnie bezbronna i podatna na zranienie. Możesz też odkryć, że chcesz odizolować się od ludzi lub zwyczajnie umrzeć. To istotnie smutne, że rozwinęłaś takie zachowania i że musiałaś w nie wchodzić. Nadziei tymczasem jeszcze nie widać, gdyż oczekuje cię ona na dalszym etapie. Pozwalaj więc sobie na przeżywanie smutku i wiedz, że w porządku jest go odczuwać. Wiedz też, że zapowiada on zbliżanie się końca okresu odżałowywania. Nie da się przejść tego procesu nie doświadczając przepastnych głębin tego uczucia.
Faza szósta - AKCEPTACJA
Constance: W końcu pogodziłam się z faktem, że mam tę chorobę i nie mogę dłużej korzystać z jej „usług,” co było moim rytuałem. Zaakceptowałam to, że muszę pożegnać się z dawnym myśleniem o sobie i innych. Pogodziłam się, że nie będę ich wykorzystywać dla moich egoistycznych gratyfikacji. Pogodziłam się, że muszę wziąć odpowiedzialność za własny wzrost duchowy i że bez uciekania w uzależnienie jest on bardzo bolesny.
Akceptacja to znacznie więcej niż intelektualna lub filozoficzna zgoda, że coś jest prawdą. Akceptacja to zintegrowanie tej prawdy - to zżycie się i zrośnięcie się z nią. Możesz kognitywnie przyjąć do wiadomości, że ktoś umarł, ale dopiero zintegrowanie jej zachowywanie się zgodnie z tą prawdą świadczy, że się z nią pogodziłaś. W przypadku zdrowienia zaczynasz najpierw zachowywać się „tak, jakby” - zaczynasz postępować tak, jakbyś pogodziła się z faktem, że twoje uzależnienie od seksu to prawda. Zaczynasz chodzić na mityngi, dzwonić do ludzi zdrowiejących na programie, budować swoją motywację do odstawienia i leczenia oraz znajdować praktyczne sposoby radzenia sobie z pokusami i pożądaniem, aby nie uruchamiać się znowu. Zaczynasz uświadamiać sobie, że Bóg stworzył cię taką, jaką jesteś - z konkretnymi ograniczeniami w sferze seksu i miłosnych związków - i stajesz się gotowa je przestrzegać i odpowiadać za swoje zdrowienie. Potwierdzenie, że osiągnęłaś stan akceptacji, jest w części behawioralne. Musisz zacząć zachowywać się tak, jakbyś uznała bez zastrzeżeń, że jesteś erotomanką i chcesz zdrowieć. To właśnie w systemie nowych zachowań, zgodnych z tym, kim jesteś, odkryjesz największą wolność - w przeciwieństwie do dawnych prób negowania prawdy i tworzenia iluzji, by ją zatuszować. Na etapie akceptacji osiągasz stan pogodzenia się ze swoim uzależnieniem i wszystkimi bolesnymi wydarzeniami, do jakich cię ono doprowadziło.
Wzięcie w objęcia i przytulenie swojego żalu
Żal jest stanem, przez który przechodzisz na różnych poziomach odczuwania i na w różnych etapach swojego życia. Dlatego ważne jest abyś umiała pomóc sobie w nim. Nie chodzi o opór wobec niego, o przeciwstawianie się mu, co ma miejsce wtedy, gdy odpychasz go od siebie, buntujesz się i starasz się wykręcić od tego procesu - gdy nie chcesz doświadczać bólu. Wtedy nie modlisz się do Boga , by pomógł ci przeżyć wszystkie przykre uczucia towarzyszące żalowi. W konsekwencji jest tak, że im silniej się opierasz, tym dłużej trwa twoje cierpienie i jest cięższe. Żal nie posiada żadnego regulaminu. Nie da się powiedzieć, że potrzeba roku czy dwóch na jedną osobę. Jednak musi trochę trwać, a czas ten zależy przede wszystkim od twojego podejścia. Możesz wziąć w objęcia swój żal, a wtedy przeniesie cię on kawał drogi przez proces zdrowienia i da ulgę. Jeśli odpychasz go i opierasz się mu, zatrzymuje cię w miejscu. Ruszyć naprzód możesz dopiero, gdy przytulisz do serca swój żal.
Wzięcie żalu w ramiona świadczy, że doszłaś do etapu, na którym widzisz, że zdrowienie jest procesem i że przechodzisz każdy z tych etapów nie uciekając przed nim, lecz przytulając go do serca. Jeśli doczytałaś aż do tego miejsca, to prawdopodobnie otrząsnęłaś się już z szoku i teraz zmagasz się z zaprzeczaniem. A może zaszłaś jeszcze dalej. Przyjmij już teraz moje gratulacje i medal za odwagę, chociaż masz jeszcze do przejścia wiele etapów. Oczekuje cię nowe życie, w którym ciężar wstydu i tajemnic zastąpiony zostanie zdolnością do przeżywania bliskości, zachęcaj się wiec stale do postępu. Jeśli zdobędziesz się na to, by czule objąć swój proces, potoczy się on dużo płynniej.
Żal a twój mąż lub stały partner
Nie tylko erotomanki przechodzą przez żal związany z ich uzależnieniem. Jest ono bolesną rzeczywistością nie tylko dla ciebie, lecz także dla twojego partnera i całej rodziny. Proces przeżywania żalu będzie u niego jednak trochę inny. Odkrycie, że jesteś erotomanką i wyjście z zaprzeczania przyniosło ci pewną ulgę (najprawdopodobniej) i wprowadziło cię w stan zwany syndromem różowej chmurki. Stan ten utrzymuje się przez pewien czas, zwykle jest to około półtora miesiąca, gdy z nowo odkrytą tożsamością czujesz się lekko i pogodnie. W tym okresie możesz nie rozumieć uczuć twojego męża czy stałego partnera.
Tymczasem przeżywa on dość bolesną rzeczywistość związaną z twoim odkryciem uzależnienia i być może wynikającymi z niego zdradami czy ryzykiem zdrowotnym. Przechodzi on więc przez wiele cierpienia, jak choćby żal po utracie bezpiecznych złudzeń na twój temat, i jego stan bardzo kontrastuje z twoim syndromem różowej chmurki. Doświadcza on żalu, a może nawet zaczyna integrować te bolesne odkrycia. Zwykle nie będzie zbyt długo zaprzeczał, że jesteś erotomanką, choć czasami może. Najczęściej jednak wiedział już to i owo wcześniej lub przeczuwał, że coś jest niedobrze, więc zaczyna składać w całość momenty, fakty, okoliczności i ludzi.
Początkowo będzie spędzał większość odżałowywania w stanie złości i gniewu, co utrzymuje się zwykle od półtora miesiąca do pół roku. Będzie wściekły na wszystko, co stracił, zarówno gdy chodzi o rozpad wizerunku związku i ciebie, jak i zaufania, a także z powodu jego uczuć wiążących się z tym, jak żyłaś. Zachęcam cię, abyś pomogła mu trafić na terapię, choć oczywiście nie zaprowadzisz go siłą. Ważne jest, być wiedziała, że jego żal jest uzasadniony i że nie jest on kierowany przeciw tobie jako tobie, lecz przeciw uzależnieniu. Musisz depersonalizować jego uczucia, abyś nie zaczęła atakować samej siebie ani robić rzeczy hamujących jego proces odżałowywania. Prawdopodobnie twój partner, aby mógł przejść swój proces odżałowywania do końca, będzie potrzebował własnej terapii, czy to erotomanii, czy współuzależnia, czy innych własnych zachowań. Mając na to czas i wsparcie w postaci twojej pracy nad sobą i przemiany, będzie mógł przejść wszystkie potrzebne mu doświadczenia. Na drugim biegunie tego procesu oczekuje was nadzieja na wspólne przeżywanie intymności i bliskości w waszym związku.
Jednakże twój mąż lub stały partner może odkryć, że „zdrowienie boli,” zasklepiając się w izolacji i przekonaniu, że musi sobie ze wszystkim poradzić sam. Może odtrącać pomoc. Uczucie niedopasowania i inności może odciąć go od szukania profesjonalnej terapii oraz grup wsparcia dla siebie. Może też zasłaniać się myśleniem, że to przecież ty masz problem, nie on (zwłaszcza jeśli sam też jest erotomanem), i nie widzieć swoich trudności.
Może mu być trudno zidentyfikować się w Co-SA czy S-Anon, gdyż we wspólnotach dla współmałżonków erotomanów zdecydowaną większość stanowią kobiety. Niektóre z tych grup wsparcia trzymają się fałszywego przekonania, że erotomanami są tylko mężczyźni i to oni dla kobiet stanowią problem i przeprowadzają rodzaj wstępnego wywiadu z kandydatem. Dopiero, gdy grupa uzna, że jest to miejsce dla niego, dopuszcza go do udziału. Bardzo korzystne dla tych osób będzie dowiedzieć się, że erotomania dotyczy tak samo kobiet. Twój partner może wyzdrowieć, jednak pod warunkiem, że sam włączy się we własne leczenie. Ty możesz tylko dodawać mu otuchy, skupiając się jedynie na twoim zdrowieniu.
ROZDZIAŁ XIV
PORADY
Leczące się z seksualnego uzależnienia kobiety dzieliły się ze mną pewnymi sugestiami, jakich stosowanie pomogło im wyjść z nałogu. Sugestie te mogą dopomóc także tobie, więc chcę ci podarować te myśli na dobry początek twojego zdrowienia.
Debra: Bądź świadoma swoich uczuć i przeżywaj je, czuj. Żyj w chwili bieżącej. Bądź otwarta i uczciwa we wszystkich swoich relacjach z ludźmi. Uczęszczaj przynajmniej na trzy mityngi AE w tygodniu. Przerabiaj Dwanaście Kroków. Mów sobie, albo pisz, pozytywne afirmacje. Znajdź sobie sponsorkę w AE i pracuj z nią. Odwiedzaj inne bliskie ci programy oparte na Dwunastu Krokach. Ucz się troszczyć o siebie i dbać o swoje zdrowe potrzeby. Poznawaj, kim jesteś i co lubisz. Ucz się mówić „nie” i stać po swojej stronie. Czytaj literaturę AE i inną literaturę dotyczącą rozwiązywania tego problemu. Kontynuuj terapię przynajmniej dwa razy w miesiącu. Buduj więź z sobą samą i ze swoją Siłą Wyższą. Odważaj się być przy innych podatna na zranienie.
Zacznij kupować ubrania podkreślające twoją kobiecość, a nie seksualność. Noś je. Wyrzuć męskie lub zgrzebne ciuchy. Nie kupuj niczego by uwieść mężczyznę.
Oto moje granice jakich przestrzegam, by się nie uruchomić i zachować seksualną trzeźwość: Żadnego wychodzenia do klubów, nocnych lokali i dyskotek. Żadnych lektur stymulujących mnie uczuciowo czy seksualnie, słuchania ckliwych przebojów, hard rocka czy popu; żadnego oglądania telewizji, reklam i filmów, nie mówiąc o porno. Żadnego krążenia po internecie, zwłaszcza po stronach seksualnych i tzw. rubrykach towarzyskich. Żadnego rozglądania się za facetami ani głębokiego patrzenia znajomym w oczy. Wyrzucenie spisu adresów i numerów dawnych obiektów. Obowiązkowe odwracanie się od obsesyjnych myśli i fantazji, gdy tylko się na nich złapię. Pełna abstynencja również od masturbacji. Śledzenie moich wzorców i tzw. wyzwalaczy. Stała łączność z ludźmi z mojej grupy AE i, co najważniejsze, z Siłą Wyższą.
Julie: Idąc za radami kilkorga terapeutów, pisałam listy do wszystkich ludzi, których zraniłam i którzy zranili mnie (bez wysyłania oczywiście). To mi ogromnie pomogło pozbyć się złości, żalu i złudzeń. Pisałam - i nadal piszę - dzienniczek uczuć. Chodzę na mityngi. Mam jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Pamiętam, by wytrwać w trzeźwości tylko jeden, dzisiejszy dzień.
Nancy: Nie przechodzę w pobliżu pewnych miejsc (a już na pewno nie sama) - barów czy dyskotek - i nigdy nie odwiedzam ich. Staram się być uczciwa w kwestii mojego bólu. Uczę się ufać paru osobom z programu i nawiązuję wcześniej nie znaną mi więź i bliskość z Bogiem.
Constance: Unikam bycia sam na sam z mężczyzną. Dzwonię do zdrowiejących osób by połapać się, w jakim jestem miejscu ze sobą - jak wyglądam pod względem stanu emocji, ciała i ducha i aby przeżyć i poukładać swoje uczucia (zamiast je tłumić i plątać). Uświadamiam sobie uczucia, robię im miejsce i nazywam je (smutna, sfrustrowana, w lęku, w nadziei) Korzystam z reguły trzech sekund (Gdy np. fantazjuję lub seksualizuję sobie kogoś, w trzy sekundy skupiam się na czymś innym; na sobie. Pytam siebie, czego mi akurat naprawdę potrzeba, czego się boję lub czego mi brak). A co zrobić z facetami, z którymi w erotomanii miałaś kontakty (anonimowy seks, krótki romans lub obsesję)? Najlepiej poruszyć to na mityngu AE i posłuchać wypowiedzi.
Francine: Rusz się i zrób pierwszy krok do terapeutki.
Wendy: Priorytetem i pierwszą moją potrzebą w zdrowieniu jest odpowiedzialność za siebie. Za znalezienie kompetentnych osób, które są zdolne zrozumieć moje uzależnienie i są gotowe pytać mnie i konfrontować z moim postępowaniem, jak choćby: „Z iloma facetami dziś rozmawiałaś? Przez telefon? W cztery oczy? Prze e-mail? Przez rubryki towarzyskie? Jakie plany snujesz w głowie? Czy zachowujesz fizyczną abstynencję seksualną? Czy uważasz się dziś za trzeźwą od pożądań?
Abby: Jedną rzeczy, które robiłam, było umieszczanie karteczek na wewnętrznej stronie moich drzwi wejściowych i winnych miejscach domu, tak abym mogła je stale widzieć. Jedne mówiły: „Nie otwieraj drzwi!”. Inne: „Nie dzwoń pod karą śmierci! Natychmiast odłóż słuchawkę!” To mi przypominało, żeby nie zamieniać ani słowa z facetem, który jest po drugiej stronie. Wiem, że gdybym otworzyła drzwi lub wdała się w rozmowę z nim, umówiłabym się lub wpuściłabym go do siebie i skończyłoby się seksem - a więc rozpaczą, wstydem i poczuciem winy. Na oknach wieszałam napisy: „Nie, nie możesz wejść! Odejdź!” Wisiały twarzą na zewnątrz, by mogli je sobie czytać. Największe trudności miałam z pamiętaniem, by stosować napis: „Odejdź!”. Czułam się o wiele pewniej nie odzywając się i nie otwierając drzwi.
ROZDZIAŁ XV
PROGRAM DWUNASTU KROKÓW
Przybliżmy teraz sobie program zdrowienia znany jako Dwanaście Kroków. Kroki te zostały napisane przed laty przez Anonimowych Alkoholików, którzy, po pewnym czasie zachowywania trzeźwości, postanowili przelać na papier zasady i kroki jakie czynili, by uwolnić się z nałogu i dążyć do coraz bardziej zdrowego i prawego życia. Dziś kroki te stosowane są na całym świecie przez miliony ludzi jako droga leczenia różnych ciężkich uzależnień, jak np. narkomania, obżarstwo, hazard, współuzależnienie czy erotomania.
Dwanaście Kroków zaadaptowane dla erotomanii
Krok Pierwszy: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec seksu i miłości - że nasze życie umknęło nam spod kontroli.
Krok Drugi: Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowe zmysły.
Krok trzeci: Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Boga pojmujemy.
Krok Czwarty: Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny.
Krok Piąty: Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
Krok Szósty: Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.
Krok Siódmy: W pokorze prosiliśmy Boga, aby usunął nasze braki.
Krok Ósmy: Zrobiliśmy listę osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.
Krok Dziewiąty: Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.
Krok Dziesiąty: Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów.
Krok Jedenasty: Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej, świadomej więzi z Bogiem - jakkolwiek Boga pojmujemy - prosząc jedynie o poznawanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej pełnienia.
Krok Dwunasty: Przebudzeni duchowo dzięki tym Krokom, staraliśmy się nieść posłanie innym erotomanom i stosować te zasady we wszystkich dziedzinach swojego życia.
Uwaga: Adaptacja Dwunastu Kroków jest drukowana za zgodą Ogólnoświatowych Służb AA. Pozwolenie to nie oznacza, że AA zapoznało się, lub nie, z zawartością tej publikacji i aprobuje ją, lub nie. Nie pociąga też ono za sobą pozwolenia adaptowanie Dwunastu Kroków AA przez inne instytucje lub grupy na potrzeby leczenia innych uzależnień.
W naszych badaniach dotyczących kobiet uzależnionych od seksu pytaliśmy o uczestnictwo w grupach Dwunastu Kroków zdrowiejących z uzależnienia od seksu i/lub miłości. Oto jak odpowiadały:
Czy w ogóle uczęszczam?
67% TAK
33% NIE
Jak często?
50% Regularnie i stale
25% Nieregularnie
20% Wcale
Poniżej Constance dzieli się z nami krótko swoimi doświadczeniami z kroków od 1 do 4:
Każda kobieta uzależniona od seksu i miłości zyskuje niepomiernie uczęszczając na grupy AE. W świetle moich doświadczeń jako terapeuty widzę, jak ważne jest nawiązanie dialogu z programem Dwunastu Kroków oraz ich własna interpretacja.
Rozwinięcie Dwunastu Kroków zaadaptowanych dla erotomanii
W tym rozdziale podaję moją interpretację Dwunastu Kroków, tak jak są one stosowane w leczeniu erotomanii, abyście mogły lepiej przełożyć je na swoje osobiste zdrowienie. Komentarz mój nie może być uważany za reprezentatywny dla jakiejkolwiek ze wspólnot AE. Jest to wyłącznie moje rozwinięcie Kroków, pochodzące z wielu lat klinicznej praktyki w leczeniu tego uzależnienia.
Krok Pierwszy: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec uzależnienia od seksu i miłości - że nasze życie umknęło nam spod kontroli.
My. Jakże się cieszę, że pierwsze słowo programu jest w liczbie mnogiej. Erotomania to przecież problem międzynarodowy. Liczba mnoga - my - oznacza, że wszyscy mamy podobne doświadczenia i jesteśmy do siebie podobni. Choć oddaleni od siebie tysiące mil, dorastaliśmy w podobnych rodzinach. Mieliśmy podobnych partnerów, związki, doświadczenia seksualne; doznaliśmy w dzieciństwie podobnych nadużyć i zaniedbań. I podobnie się z tym wszystkim czuliśmy. Liczba mnoga daje nam pewne ukojenie - zaczynamy widzieć, że nie jesteśmy z tym problemem sami i nie musimy zmagać się z nim sami. Możemy zdrowieć jeśli będziemy trzymać się razem. My - to słowo dodające odwagi i kluczowe. Gdybyśmy nie mieli siebie nawzajem, nie moglibyśmy odzyskać zdrowych zmysłów.
Przyznaliśmy. To trudne słowo. I trudne zadanie. Większość z nas miała w dzieciństwie sytuacje, kiedy była zmuszana do przyznania się do czegoś. Pamiętamy zapewne owo uczucie wzdragania się przed tym. Jak mimo to przełamywaliśmy się i wyznawaliśmy swój uczynek lub coś, co mam się przytrafiło. I pamiętamy też uczucie ulgi, które następowało potem, kiedy już zrzuciliśmy z siebie nieznośne brzemię i mogliśmy iść dalej bez obciążenia. Dla kobiety-erotomanki przyznawanie się do swoich zachowań, dyktowanych przez chorobę, jest szczególnie trudne. Jednak bez tego nikt nie może zacząć zdrowieć. Przyznanie się jest najważniejszym aspektem programu i bez niego niemożliwy jest nasz postęp i zdrowe życie.
Że jesteśmy bezsilni. Tutaj znowu się cieszę ze zwrotu w liczbie mnogiej. Oznacza on, że nie jesteś jedyna, która jest bezsilna wobec erotomanii. Mówiąc o swej mocy, nieodmiennie mówimy o kontroli. Władza czy siła daje nam możliwość stawiania się ponad kimś. Lubimy to. Bezsilność oznacza jednak coś zgoła odwrotnego. To słowo stawia nas w pozycji podległości; przedrostek „bez-” oznacza pozbawienie - tak samo jak np. w słowie bezrobotny, czy bezdomny. To bardzo trudna konstatacja dla każdej osoby uzależnionej. Przyznając się do bezsilności odbieramy sobie moc sprawczą, zdolność kontroli nałogowych zachowań i wpływania na nie. Dlatego potrzebujemy i siebie nawzajem, i programu zdrowienia. Nieraz także i terapii. Jesteśmy bezsilni i tracimy złudzenia. Próbowaliśmy w samotności i nie udawało się nam nie uruchamiać znowu.
Wobec erotomanii. W radzeniu sobie z dawnym bólem i bieżącym stresem, erotomanka jest zależna od swoich zachowań. Jeśli ma seks lub romantyczny związek, ma poczucie, że wszystko jest OK, ale, jak wiecie, nigdy nie było nam dość seksu i miłosnych uczuć i nigdy nie było OK. Pod spodem zawsze panował chaos i przerażenie. Erotomanka bowiem, to osoba o chronicznie cierpiącej duszy. Gdyby nie to, nie tkwiłaby w tym uzależnieniu. Jak już mówiliśmy, większość erotomanów była wykorzystywana seksualnie lub emocjonalnie. Wielu z nich ma też inne uzależnienia, jak alkohol, narkotyki czy rujnujące zakupy. Kobieta uzależniona od seksu jest bardzo skomplikowaną osobowością - istotą ludzką pogrążoną w bólu.
Że nasze życie. Zwrot: „nasze życie” może oznaczać różne rzeczy. Może oznaczać życie fizyczne, życie emocjonalne, życie intelektualne lub życie duchowe. Jeśli patrzymy na te części, nie są one równoznaczne z totalnym, pełnym życiem. Życie jest naszym rdzeniem istnienia. To ta wewnętrzna część nas, która sprawia, że postrzegamy siebie jako kogoś odrębnego od innych. Ta właśnie część nas została głęboko dotknięta przez erotomanię. Widzimy to, gdy przyjrzymy się bliżej naszej chorobie. Gdy tylko nasze potrzeby nie były zaspokojone, w tej właśnie części swojej osobowości czuliśmy się odłączeni od swojego „ja”, stopieni z obiektami pożądań, osamotnieni, zdezorientowani i pogrążeni w izolacji. To wobec tej części siebie - własnego życia - musimy przyznać coś bardzo ważnego: że wymknęło się nam spod kontroli.
Umknęło nam. Te dwa słowa oznaczają dla mnie, że był to proces, który trwał jakiś czas. Że pochłaniał naszą energię i angażował nasze wybory. W efekcie tego procesu nasze życie, w pełnym i zdrowym znaczeniu, umknęło nam, znalazło się poza nami, a my żyliśmy tym, co dyktowała nam erotomania. Nie wydarzył się tak ot, nagle; trwał, zanim się ostatecznie dokonał. Nie zostaliśmy spustoszeni z dnia na dzień, ale w ciągu długiego czasu. Oznacza to, że powrót do zdrowych zmysłów będzie tak samo czasochłonny.
Spod kontroli. Kiedy myślimy o kontroli, myślimy o uporządkowaniu rzeczy, o harmonii. Wchodząc do sklepu od razu widzimy, czy jest on prowadzony w ładzie czy pogrążony w bałaganie. Brak kontroli to chaos i niezorganizowanie. Widząc coś takiego, szef sklepu krzyknie: „co za burdel!” I nieraz właśnie w ten sposób czuliśmy się ze sobą i własnym życiem, a nasze uczucia są przecież niepodważalne. Na wielu płaszczyznach, o których mówiliśmy wcześniej, nasze życie, stało się nieprzewidywalne, bez więzi i poza kontrolą. Bez względu na to, jak bardzo staraliśmy się utrzymać pozory, chaos pod nimi utrzymywał się i narastał. Nasze życie wiało pustką i bankructwem pod wieloma względami. Teraz, przyznając się w Kroku Pierwszym do swojej bezsilności wobec uzależnienia i utraty kontroli nad swoim życiem, zyskujemy mocną nadzieję na powrót do zdrowia.
Zachęcam cię do potraktowania Kroku Pierwszego bardzo poważnie, gdyż jest on fundamentem całego programu i procesu zdrowienia. Na nim będziesz mogła wznieść wygodny „dom” dla swojej trzeźwej przyszłości.
Krok Drugi: Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowe zmysły.
Uwierzyliśmy. I tu zauważamy, że ten krok napisany jest w czasie przeszłym. Pierwotnie, kroki zostały spisane, by oddać przebieg trzeźwienia, jaki przechodzili pierwsi członkowie AA i w wyniku którego uwierzyli. To całkiem prosty proces. W ciągu swojego życia zaczynasz wierzyć w wiele rzeczy. Na przykład, uwierzyłaś kiedyś, że jest święty Mikołaj. Później przekonałaś się, że go nie ma. Kiedy podrosłaś, mogłaś uwierzyć, że ta czy inna osoba cię lubi, a potem zdać sobie sprawę, że to nieprawda. Zaczynamy wierzyć w pewne dogmaty religijne czy polityczne, a potem je porzucamy. W naszym życiu zarysowuje się pewna stałość tego procesu, który zawsze prowadzi nas do punktu przekonania się lub uwierzenia.
W grupach pracujących na Dwunastu Krokach proces dochodzenia do wiary powstaje często wskutek bycia wystawionym na doświadczenia innych zdrowiejących osób. Niekoniecznie musisz zauważać dzień i godzinę, kiedy uwierzyłaś, ale zauważasz, kiedy zaczynasz się inaczej czuć i mieć nadzieję. W zdrowieniu jest to ogromnie ważne, gdyż świadomość dochodzenia do wiary lub posiadania wiary może cię ocalić. Kobiety uzależnione od seksu i miłości czują się beznadziejne lub bezwartościowe, przeżywają uporczywy wstyd i poczucie winy wskutek dawnych traumatycznych zdarzeń czy bieżących okoliczności i dlatego sięgają do destrukcyjnych zachowań, izolują się, uruchamiają się seksualnie i wyobrażają sobie samobójstwo. Gdy jednak dochodzisz do wiary, otrzymujesz nadzieję.
(Jakaś) Siła. „Jakaś” to częste słowo. Używasz go codziennie. Jakiś kot, jakiś pies, jakaś książka - w każdym kontekście słowo to wskazuje na jedność. Gdybyś chciała wskazać na więcej niż jedno, użyłabyś słowa: „jakieś” lub „jacyś”. Ale Siła ta nie jest opisana w liczbie mnogiej. Jest jedna i jest większa od nas samych. To ważne. Poprzez słówko „jakaś” zaczynasz zdawać sobie sprawę, że chodzi o jedną całość, jedną moc, jedną energię, jednego ducha. Kiedy zaczynasz wierzyć, wierzysz w jedno.
Większa od nas samych. Wkraczasz tu w pierwszy z obszarów, jaki wymaga od ciebie ufności. Wiesz już, że jest jedna i jest większa od nas samych. Nie musisz mocować się sama i to jest najlepsza nowina w zdrowieniu. Zaczynając ufać tej Sile, zaczynasz wychodzić z chorych wzorców, chorych wyborów i chorych związków, które były lwią częścią twojej przeszłości.
W oryginalnym podejściu AA Siła większa od nas samych była czymś większym także od pierwszej grupy trzeźwiejących alkoholików. Jest więc ona większa od całej grupy, a to już duża moc. Zdrowiejący erotomani często utożsamiają tę Siłę ze swoją grupą, ale w rzeczywistości jest Ona dużo potężniejsza. Jednakże nawet jeśli znalazłaś już swoją Siłę Wyższą, możesz nadal mieć trudności z dopuszczeniem jej działania do siebie i swojego życia. Tymczasem ma Ona większą niż ty sprawność w rozwiązywaniu twoich problemów. Co za ulga!
Może. „Może” to jedno z najbardziej miłujących słów programu Dwunastu Kroków. Mówi ono, że owa Siła posiada zdolność, środki, energię i intencję wspomagania cię w procesie odzyskiwania zdrowia. Teraz powrót do zdrowych zmysłów zaczyna być możliwy. Zaczyna być możliwe przytomne funkcjonowanie i oparte na dzieleniu się miłością relacje z ludźmi. Możesz zacząć kochać i czuć się kochana w zdrowy sposób. Możesz zacząć dawać i przyjmować prawdziwą troskę. Teraz możesz to osiągnąć dzięki owej Sile. Zdziała ona dla ciebie to, czego nie potrafisz zdziałać sama - jeśli uwierzysz na to pozwolisz. Jest to wspólne doświadczenie wielu zdrowiejących z erotomanii. Musisz jedynie prosić o to.
Przywrócić nam zdrowe zmysły. Zdrowe zmysły decydują, że dobrze funkcjonujemy. Myśląc o przywróceniu, widzimy na przykład nasz gruntownie naprawiany zdezelowany samochód, czy remont kapitalny walącego się domu. Po takim zabiegu rzecz wygląda jak nowa i jest sprawna, dobrze funkcjonuje. To samo dotyczy zdrowienia z erotomanii. Jakże długo kobiety uzależnione od seksu i miłości były okradane przez nałóg z ich duchowości, intymności, ufności a nawet z własnej rzeczywistości. Na świecie, który powinien być dla nich bezpieczny, wciąż i wciąż były atakowane i niszczone przez swoje tajemnice.
Pomieszanie zmysłów jest naturalną koleją rzeczy, jeśli żyjesz z chorobą tak szaloną jak erotomania. Może być ci trudno odnieść do siebie koncepcję pomieszania zmysłów, jednak prowadzenie podwójnego życia - życia w dwóch rzeczywistościach, z których ukryta jest chora, a jawna fałszywa - mogło powodować, że nieraz czułaś się jak obłąkana. Wciąż od nowa próbowałaś czegoś, co powinno się udać lecz niezmiennie się nie udawało. Wciąż od nowa próbowałaś zlikwidować problemy, jakich przysparzała ci ta choroba. Bez skutku. Już same w sobie te zachowania są chore, a fakt, że wracałaś do nich bez końca, nigdy nie widząc ich beznadziejności, kwalifikował cię jako osobę, której trzeba przywrócić zdrowe zmysły. Odzyskały je te erotomanki, które weszły na program AE. Są one żywym dowodem, że możliwe jest dokonywanie zdrowych wyborów. Mamy nadzieję, że czytając uwierzysz, że i ty to osiągniesz. Możesz nadal czuć się szalona, ale jeśli doszłaś aż do tego miejsca, jest duża szansa, że dojdziesz też do równowagi zmysłów.
Krok trzeci: Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Boga pojmujemy.
Postanowiliśmy. Inaczej: pojęliśmy decyzję. Przypomina nam się tu słowo „przyznaliśmy”. Znów potrzebny nam jest tu proces dokonywania wyborów. Jednak istnieje to pewien ostateczny czas, po którym decyzja ta jest już podjęta. Gdy na zajęciach technicznych dziecko robi artystyczną popielniczkę, przygotowuje posiłek lub szyje sukienkę, przychodzi czas, gdy dzieło już jest gotowe. Po procesie działania jest ukończone i stoi przed nami wykonane. To, o czym mówimy w Kroku Trzecim, jest wydarzeniem jednorazowym. Wiele osób chce rozciągnąć ten krok w czasie, ale w toku pracy nad programem przekonacie się, dlaczego to postanowienie robimy tylko raz.
Decyzja. Zanim ją podejmiemy, robimy bilans za i przeciw, zysków i strat. Możesz więc zapisać, co czyniłaś ze swoim życiem w czynnej erotomanii oraz to, co chciałabyś z nim czynić w przyszłości. Taka lista ułatwi ci decyzję, o którą prosi cię Krok Trzeci. Chodzi o postanowienie. Możesz porównać to z okresem zalotów, narzeczeństwa i małżeństwa. Krok Drugi był dla ciebie okresem zaręczyn z Siłą Wyższą. Oswajałaś się wtedy z myślą o obecności i działaniu Boga w swoim życiu. Krok Trzeci to zawarcie małżeństwa - swoista ceremonia, poprzez którą zobowiązujesz się dzielić swoje życie z Bogiem. To jednorazowy akt, który organizuje ci scenę pod twój dalszy rozwój w tej stałej i trwałej relacji. Krok Trzeci zachęca cię do powierzenia się Bogu. Decyzja jest jednorazowa, ale zapoczątkowuje i zapewnia ci proces przyszłego wzrostu.
Powierzyć. Można to wyrazić na wiele sposobów. Ktoś kiedyś powiedział o nawróceniu. To tak jakbyś, płynąc, wykonała nawrót. Dopłynęłaś do miejsca, gdzie nie możesz już płynąć dalej, w stronę samozniszczenia, więc zawracasz. Od teraz płyniesz w przeciwną stronę. Definicja nawrócenia jest bardzo prosta, lecz zarazem jest to akt o olbrzymim znaczeniu. Zwracając się w stronę Boga, dokonujesz diametralnej zmiany w kierunku swojej wędrówki.
Przy autostradach na całym świecie spotykamy oznakowanie zmiany kierunków. Możesz skręcić w prawo, w lewo, lub możesz zawrócić, gdy zorientujesz się, że jedziesz w złą stronę. Taki znak ma kształt litery U. W zdrowieniu, Krok Trzeci to zastosowanie się do tego znaku. Od tej pory poruszasz się w życiu w przeciwną stronę. Oznacza to, że odwracasz się od spłyconych i chorych pojęć na temat tego, jak powinno wyglądać ludzkie życie. Odwracasz swoją hierarchię wartości. Zostawiasz za sobą destrukcję, dawne doświadczenia i iluzje, za którymi goniłaś. Zyskujesz zupełnie nową perspektywę. Zaczynasz zmieniać się w kogoś zupełnie innego i to zdumiewające, jak daleko może cię zaprowadzić ten zwrot, jeśli tylko nie ustajesz w wysiłkach zdrowienia.
Naszą wolę. Tu znowu mamy liczbę mnogą, gdyż jako wspólnota trzymamy się i pracujemy razem. Właśnie w grupie bezpiecznych osób, które powierzają swoją wolę i swoje życie Bogu, możesz zacząć patrzeć na tę decyzję jak na szansę dla siebie. Ale czymże jest twoja wola? Najprostsza definicja woli to zdolność dokonywania w życiu wyborów takich jak ja chcę. W grupie zaczynamy przekazywać te wybory Bogu; niech będą takie, jak On chce. Niektórym przychodzi to łatwo, dla innych jest bardzo trudne. Oznacza, że musisz zdać się na Jego plan, zaufać, starać się pojąć Jego punkt widzenia i wnosić tę perspektywę w swoje życie. Dlatego Krok Trzeci jest tak potężny w działaniu.
Jak mówiłem wcześniej, w wielu grupach przewija się zwrot: „pokrętne myślenie”. Pokrętne myślenie to sposób w jaki kombinuje osoba uzależniona, która nie zdrowieje. Jest to pułapka. Wybory podejmowane w ten sposób nie prowadzą do pozytywnych rezultatów. Wpisana jest w nie autodestrukcja. Krok trzeci eliminuje pokrętne myślenie i samowolne kombinacje. Jest początkiem nowego sposobu życia. Powierzenie swojej woli Bogu jest dla erotomanów zaworem bezpieczeństwa. Przy decydowaniu o wejściu w związek są teraz zdolni zwrócić się do Niego, Kiedy to robią Bóg wytycza im kierunek działania. Zaczynasz otrzymywać i odczytywać Jego odpowiedzi. Możesz teraz dokonywać całkiem innych wyborów jeśli chodzi o twoje seksulano-uczuciowe zachowania i życie. Taką wolność można uzyskać tylko pozwalając odpaść samowoli i pokrętnym kombinacjom.
Nasze życie. Nasze obecne życie jest wynikiem naszych poprzednich wyborów. U każdego człowieka toczy się ono na wielu płaszczyznach i jest ich sumą. Kiedy oddajesz je wszystkie Bogu - duchową, emocjonalną, fizyczną, seksualną, społeczną i ekonomiczną - oddajesz mu siebie. Zaczynasz Mu ufać. Zaczynasz wierzyć, że zaopiekuje się Tobą. Możesz powiedzieć: „To przerażające! Jakże mogę Mu bezpiecznie zaufać?” W takim wypadku przypomnij sobie, czemu ufałaś w przeszłości. Ufałaś własnym sposobom myślenia, radzenia sobie i wyborom. Może czasem szłaś za radami paru osób, które niekoniecznie działały w twoim interesie. Efekt znasz.
Powierzenie swojej woli i życia Bogu jest konieczne. Tylko dzięki temu aktowi zaufania możesz się przekonać, że Bóg cię kocha. W łączności z Nim zaczynasz nabierać zaufania do siebie. Możesz też odzyskać w końcu zaufanie do ludzi. Krok trzeci to esencja przerabiania programu. To nie jest jakiś luksus; to konieczność, byś mogła prowadzić zdrowe i szczęśliwe życie. Praca nad Krokami nie jest łatwa i często nie masz pojęcia dlaczego musisz je robić. Zwykle rozumiesz je dopiero po ich postawieniu. Wtedy zaczynasz zdawać sobie sprawę z piękna tego duchowego procesu. Idąc tą drogą z innymi erotomanami, którzy tak samo pracują na Krokach, otwierasz się na swój dalszy wzrost i radość.
Opiece Boga. Co przychodzi ci na myśl, gdy słyszysz słowo: „opieka”? Kryterium opieki jest obecność kogoś, kto cię kocha - kto okazuje ci zainteresowanie, troskę i jest gotów angażować się w twoje życie. Kto ma do ciebie cierpliwość i cię nie potępia. Kto jest osiągalny, gotów pracować z tobą nad zdrowieniem i odpowiada na twoje potrzeby. Tego rodzaju wyobrażenia kochającego przyjaciela mówią, czym jest opieka. Jest ona odczuwana jako przepływ dobrej energii od jednej osoby do drugiej, możliwy zwykle dzięki takim zachowaniom i postawom, jak słuchanie, obecność czy inne znaki zainteresowania.
Jak to się ma do Boga? Czym jest Jego opieka? To po prostu gotowość Boga do angażowania się w twoje życie w akceptujący, troskliwy i wspierający sposób. Boga bardzo obchodzi los kobiet uzależnionych od seksu. Swoje zainteresowanie ludźmi wyraża opieką. Nieraz dużo wyraźniej widać to w czyimś życiu niż we własnym. Dla wielu erotomanek manifestacją Bożej opieki rozpostartej nad nimi jest grupa AE. Patrząc na inne kobiety z grupy, możesz i ty podejść do tego Kroku w sposób, który diametralnie zmieni twe życie. W czymś tak prostym jak ich wsparcie możesz zacząć postrzegać obejmujące cię przedłużenie Bożej opieki.
Pomówmy teraz o Bogu. Autorzy Dwunastu Kroków wprowadzili tylko jedną poprawkę do pierwotnej wersji tego programu. W Kroku Drugim zamienili słowo „Bóg” na zwrot „Siła większa od nas samych”. Była to jedyna poprawka, a mieli do niej powód. Przekonali się, że słowo „Bóg” jest zbyt przygniatające dla wielu zaczynających trzeźwieć, którzy stają pierwszy raz przed Krokiem Drugim. Może doznali oni zbyt wielu zranień lub mieli wpojony przerażający obraz Boga. Tak więc, aby dać nowicjuszom czas na „zaloty” i „zaręczyny” wprowadzono zwrot „Siła większa od nas samych”. Mogli oni doświadczać Boga najpierw poprzez troskę, uwagę i miłość grupy. W ten sposób dochodzili do wiary w miłującego, dobrego Boga, który i może im pomóc, i pomoże.
Lecz kim jest Bóg? Chcę podzielić się z wami moim myśleniem. Bóg jest, po prostu, miłością. Jest jednocześnie autorytetem i ma kontrolę, zwłaszcza nad życiem tych, którzy mu je powierzają i zamieniają własny autorytet na Jego mądrość. Według więc tego, co już dowiedziałaś się o Krokach, Bóg ma moc przywrócić ci zdrowe zmysły. Jest potężniejszy niż ty sama i niż cała grupa. Aktywnie wkracza w twoje życie, jeśli Go o to prosisz, i lepiej sobie radzi z czymś takim jak erotomania. Ten Bóg może i pomoże ci w pracy nad Dwunastoma Krokami.
U wielu erotomanek takie pojmowanie Siły Wyższej przeradza się w ufność i sprawia, że mogą one cieszyć się byciem w społeczności, która podziela taką samą wiarę. Jeśli tylko są gotowe umacniać więź z Bogiem, jakkolwiek Boga pojmują, dotyka je to uniwersalne błogosławieństwo programu. Osoby, które przekazały swoją wolę i życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmują - które przekazały Mu swoje wybory w życiu - mają też lepsze pojęcie o tym Jak On działa, myśli i co zamierza. Dobrą pomocą może być w tym grupa, zwłaszcza dla osób we wczesnej fazie zdrowienia. Bardzo ważne jest pamiętać, gdy chodzi o rozumienie Boga, że choć nikt sam nie może w całości pojąć ogromu Boga, grupa może być pomocą w twojej podróży.
Jakkolwiek Boga pojmujemy. Jedynym sposobem interpretacji jest porównanie twojego rozumienia Boga z tym, jak funkcjonujesz w związkach z ludźmi. Mówimy przecież o jeszcze jednym związku. Kiedy spotykasz kogoś pierwszy raz, twoja wiedza o nim jest bardzo skąpa. Trzeba czasu, rozmów, spotkań i trwałego zaangażowania, abyś naprawdę zaczęła go rozumieć. To samo dotyczy twojej relacji z Bogiem. Dojście do rozumienia Boga jest procesem dostępnym każdej zdrowiejącej osobie, która gotowa jest powierzyć Mu swoją wolę i życie. Dzięki temu możemy doświadczać nowego życia, nowej wolności i znaleźć szczęście. Urok znajdowania Boga w Dwunastu Krokach polega na tym, że w miarę jak wzrastasz na tym programie, twoje rozumienie Boga i więź z Nim również wzrasta.
Krok Czwarty: Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny.
Zrobiliśmy gruntowny. Poszukiwanie bywa nieraz przyjemne. Jednak dla kobiet uzależnionych od seksu szukanie w swoim życiorysie może okazać się krańcowo bolesne. Szukamy zwykle z intencją znalezienia czegoś. Na przykład gdy zgubiliśmy klucze, gruntownie przetrząsamy wszystko, by je odnaleźć. Podobnie, gdy zaczynamy swój obrachunek moralny, szukamy, zliczamy i spisujemy fakty z intencją odkrycia czegoś o doniosłym znaczeniu.
W tym sensie „gruntowny” oznacza, że będziesz musiała włożyć w niego swoją energię. Mamy tu początek tych Kroków, które program nazywa „krokami działania”. Zaczynasz działać w swoim imieniu. Zauważ też, że i ten Krok napisany jest w czasie przeszłym. Zaczynając swoją inwenturę, wiesz, że przed tobą wiele osób przeżyło ten wysiłek z korzyścią dla siebie. Nie jesteś więc sama.
Odważny. Odważny to tyle co nieustraszony. Do obrachunku moralnego musisz podejść bez lęku. Kiedy zaczynasz docierać do swego bólu, postawa nieustraszoności pozwala ci zachować obiektywnie spojrzenie na inwenturę. Będziesz bowiem przyglądać się temu, co tobie wyrządzono, jak i temu, co ty wyrządziłaś sobie i innym.
Wiele doświadczeń, jakie weźmiesz „pod lupę”, będzie krańcowo bolesne. Dla niektórych było to wykorzystanie seksualne przeżyte w dzieciństwie, dla innych - wymuszony seks oralny albo gwałt. Dla wielu kobiet było to coś, czego nie pamiętały wcale albo prawie wcale - wspomnienia i uczucia, w które trudno im zrazu było uwierzyć. Nieustraszoność pozwoli ci uczciwie spojrzeć na twój wkład i udział w chorych związkach w wieku dorosłym, jak i na wzorce wdrukowane w dzieciństwie, które potem powtarzałaś bez końca. Musisz spojrzeć na te sprawy z prawdziwą mężnością. Stać cię na to, gdyż w Kroku Trzecim powierzyłaś swoją wolę i swoje życie opiece miłującego Boga.
Moralny. Moralność ujmowana jest w kategoriach dobra i zła, słuszności i błędu. Rzecz, która jest niemoralna, narusza twoje sumienie. Robiąc Krok Czwarty, będziesz szukać w swojej przeszłości wydarzeń i uczynków, które pogwałciły twoje sumienie. Wielu z nas z dzieciństwa pamięta, jak potajemnie wyjadało słodycze. Wiedzieliśmy, że nie powinniśmy samowolnie sięgać po nie. W samym zjedzeniu ciastka mogło nie być nic złego, ale ponieważ nam zabroniono, uczynek taki stawał się złem. Mimo to czekaliśmy, aż rodzice nie będą widzieć, i braliśmy. I pewnie nam bardzo smakowało, lecz później czuliśmy się okropnie. Czuliśmy się okropnie, gdyż zrobiliśmy coś „złego” i wiedzieliśmy to.
W Kroku Czwartym bierzesz „pod mikroskop” nie tylko to, co sama sobie wyrządziłaś swoimi zachowaniami, lecz także to, jak zostałaś pogwałcona przez innych. Czy mówiłaś sobie kiedyś: „Gdyby inni znali mnie naprawdę - gdyby wiedzieli, jak się puszczam, onanizuję i jakie mam w głowie fantazje - nie mogliby mnie lubić. Gdyby wiedzieli, że byłam seksualnie wykorzystana lub zgwałcona, przestaliby się ze mną zadawać.” Wstyd i poczucie winy, jakie nosisz z powodu tego, co wyrządzili ci inni, może być paraliżujący. Krok Czwarty jest po to, abyś mogła, patrząc jak twój kod moralny został naruszony nie tylko przez ciebie, ale i przez innych, uwolnić się z całego wstydu i poczucia winy.
Nie jest słuszne sądzić, że jesteś bezwartościowa z powodu swojej przeszłości. Zdrowiejąc, zaczynasz poznawać siebie i pozwalasz innym, by ciebie poznawali. Krok Czwarty to szansa na uczciwość wobec siebie - gruntowne poznanie wszystkich przeszłych zdarzeń i własnych motywów działania, oraz wzięcie w rachubę wpływu, jaki odcisnęło to na twoim życiu i w jakim położeniu zostawiło cię na dziś. To, krótko mówiąc, inwentura. Spisujesz w niej wszystkie zdarzenia, nawet jeśli nie brałaś w nich bezpośrednio udziału, a tylko byłaś niewinnym świadkiem, jak w przypadku rozwodu rodziców lub śmierci ukochanej babci czy innej ważnej osoby z rodziny. Niektóre wydarzenia mogą nie mieć nic wspólnego z twoją moralnością, ale dotknęły cię emocjonalnie lub duchowo.
Obrachunek. W Kroku Czwartym umieszczasz swoje doświadczenia, gdyż tylko je masz pod ręką. Bierzesz w rachubę swoją pamięć, bo jest po to, by przechowywać twoje przeżycia. Wiele osób postrzega inwenturę jako seksualno-miłosny życiorys. Jest to proces, w wyniku którego odkrywasz prawdę o tym, co zrobiłaś ze swoim życiem, co wyrządziłaś innym i co zrobiono tobie. Jedne rzeczy okażą się w nim negatywne, inne pozytywne. Kiedy właściciel sklepu robi bilans, spisuje nie tylko to, co stracił i czego chce się pozbyć, ale i to, co mu zostało i chce zatrzymać. I nie opatruje tego spisu komentarzem emocjonalnym - zestawia same fakty.
Krok Czwarty to zadanie pisemne. Potrzebny ci długopis, zeszyt i ciche miejsce, gdzie nikt ci nie będzie przeszkadzał. Niektóre osoby piszą „tak jak leci”. Inne dzielą inwenturę na okresy: do szóstego roku życia, do dwunastego, itd. Jeszcze inne piszą Krok Czwarty umieszczając najpierw wszystkie traumatyczne wydarzenia jakie pamiętają - te doznane od innych i te wyrządzone przez siebie samą - by potem, obok, nanieść uczucia jakie za każdym razem towarzyszyły tym wydarzeniom. Nie ma lepszej czy gorszej metody; dobra jest ta, jakiej użyjesz. Ważne jest tylko, aby to rzeczywiście zrobić. Staniesz w ten sposób oko w oko z prawdą o swoim życiu. To może oznaczać wstrząs, więc nie bój się rozmawiać ze swoją sponsorką lub terapeutką o wszystkich uczuciach jakie się pojawią w trakcie pisania. Wylewając swoją historię na papier, wylewasz całe swoje cierpienie, poczucie winy i wstyd. Oczyszczasz się. Spisanie inwentury to bardzo pozytywne i przekształcające doświadczenie o żywotnym znaczeniu dla odzyskania zdrowia.
Kolejny raz zauważamy, że Krok Czwarty jest w liczbie mnogiej. Masz więc pewność, że przed tobą zrobili go inni, więc i ty przeżyjesz ból odkrywania i zapisywania prawdy o sobie. Obecność ludzi w twojej grupie, którzy zostali uwolnieni od wstydu - odzyskali poczucie wartości i godności - może być bardzo budujący; przekonujesz się, że może to stać się i twoim udziałem. Tylko ty znasz swoje cierpienia, siłę lęków i najgłębsze sekrety. Tylko ty masz kwalifikacje do spisania swojego obrachunku moralnego. Przyszedł czas, abyś zdecydowała, dla siebie, kim jesteś i kim chcesz się stać. Przeniesienie swojej koncentracji z wytykania i naprawiania błędów innych ludzi na samą siebie - skupienie się na własnym obrachunku moralnym - przywraca wolność. Możesz nie rozumieć znaczenia tego Kroku zanim go zrobisz w całości, ale trud ten wart jest łez i bólu przełamywania swoich tajemnic, by móc iść dalej drogą ku pełnemu wyzdrowieniu.
Krok Piąty: Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
Wyznaliśmy. Ponownie stajemy przed koniecznością przyznania się. Wyznanie to swego rodzaju spowiedź, powiadomienie o ukrywanej prawdzie. Możesz pamiętać z dzieciństwa lub okresu dojrzewania ból, ulgę i radość z odbytej dobrej spowiedzi. Czy może pamiętasz, jak zrobiłaś coś lub wpakowałaś się w sytuację, o której wiedziałaś, że nie zaaprobują jej twoi rodzice. I czułaś, że musisz im o tym powiedzieć, bo i tak się wyda. Czy przypominasz sobie swój wstyd, poczucie winy i lęk przed tym, co powiedzą? W jakiś jednak sposób zdobywałaś się na odwagę i przyznawałaś się do prawdy o sobie i swoich czynach - bez względu na konsekwencje. A potem, po zrzuceniu tajemnicy, ostatecznie czułaś się lepiej i lżej.
Tak właśnie jest z Krokiem Piątym. Wyznajesz wszystko, co zapisałaś w Kroku Czwartym. Uwalniasz wszystkie tajemnice i możesz cieszyć się czystą radością z tego, że jesteś znana i zaakceptowana w pełnej prawdzie.
Bogu. Bóg może okazać się kimś, komu najłatwiej jest to wszystko powiedzieć, ale może też być to najtrudniejsze właśnie przed Nim. Zależy to od rodzaju twojej relacji z Nim. Jeśli uważasz, że to on spuścił na ciebie nieszczęścia lub że cię za nie potępia, wyznanie przed Nim istoty swoich błędów będzie szczególnie trudne. Na szczęście Bóg jest taki, że wszystko przebacza jeszcze zanim o tym pomyślisz i chce przywrócić ci każdą utraconą część ciebie. Jedna z doświadczonych osób na programie powiedziała kiedyś: „Dobrze jest powiedzieć Bogu. Bóg i tak zna prawdę i czeka tylko, abyśmy i my się do niej przyznali.”
Sobie. Jeśli byłaś naprawdę nieustraszona pisząc swój Krok Czwarty, wyznanie dawnych tajemnic sobie i przyznanie się do istoty popełnionych błędów nastąpiło już wtedy. Przyznając się do bezsilności, wyrażałaś potrzebę odzyskania zdrowych zmysłów. Teraz twoje głębokie rozczarowanie dawnymi wyborami oraz poczucie klęski, do jakiej się doprowadziłaś, jest zapewne najbardziej upokarzającym doświadczeniem, jakie musisz przejść w związku z tym, kim jesteś.
Jednak to właśnie w tym punkcie następuje przełomowy zwrot w uzdrawianiu twojego prawdziwego ja. Odpada przytłaczające poczucie winy i wstyd, który dawniej był zrośnięty z tobą tak mocno. Stajesz się zdolna zacząć życie wolne od wstydu i godne, a z tym łatwiej ci podejść do najbardziej zasadniczej części Kroku Piątego: odsłonięcia się w pełni przed drugim człowiekiem.
I drugiemu człowiekowi. „Co takiego? Ja miałabym wywalić komuś to wszystko prosto w oczy?” Właśnie tak! Opowiadanie swojej historii innym to klucz do działania naszego programu. Pisząc Krok Czwarty, zebrałaś całą swoją historię kumulowania się wstydu, zranień, osamotnienia, wykorzystania i chorych seksualno-miłosnych wyborów i przelałaś ją świadomie na papier. Mogło to nawet uświadomić ci pewne zapomniane fakty i tłumione przez lata uczucia. Teraz masz te wszystkie wspomnienia zebrane w jednym miejscu. Jeśli cały ten ból nadal miałby pozostać w tobie, jeśli nie miałabyś podzielić się nim z drugim człowiekiem, mogłabyś wpaść z powrotem w poczucie, że z taką przeszłością jesteś nie do zaakceptowania i niewarta niczyjej miłości. Wtedy odkryte informacje o sobie i przebiegu życia przyczyniłby się do negatywnego potępiania siebie zamiast do uzdrowienia. Dlatego musimy wyznać to drugiemu człowiekowi. Musimy się przekonać, że odsłoniwszy miejsca w duszy i doświadczenia, które nie przysparzają nam chwały, jesteśmy nadal kochani i akceptowani.
Krok Piąty jest przeżyciem duchowym, emocjonalnym, a i często fizycznym - oczyszczeniem lub prześwietleniem swojego bagażu. Kiedy dzielisz się z drugą zaufaną osobą tym, kim byłaś w życiu i czego doświadczyłaś, uzyskujesz pewność, że żadne twoje uczynki i nieszczęścia nie przekreślają twojej godności bycia kochaną. Teraz masz już kogoś, kto znając całą prawdę o tobie, nadal cię akceptuje i kocha. To ważne!
Potrzebne jest w tym miejscu słowo przestrogi. Osoba, którą wybierasz sobie, by odebrała od ciebie twój Krok Piąty, musi być trzeźwa seksualnie i wolna od potępiania. Musi być najbardziej miłującą i akceptującą, zazwyczaj kobietą, jaką możesz znaleźć. Może to być twoja terapeutka, sponsorka lub zaufany spowiednik czy kierownik duchowy. Wybierz kogoś, kto rozumie, że rozkopujesz całą swoją przeszłość po to, aby być obecną w teraźniejszości i mieć szansę na coraz lepsze jutro. Nie może to być osoba, która w jakikolwiek sposób by cię zawstydzała. Może to być ktoś z twojej grupy wsparcia lub nawet cała grupa. To musi byś twój wybór; podejmujesz go w interesie swojego dobra.
Istotę naszych błędów. Specyfika tej części Kroku Piątego leży w tym, że pomaga on dwu typom osób - tym, które mówią: „Nie mogę się całkiem otworzyć, więc nigdy nie będę się czuła kochana”, jak i tym, którym się zdaje, że mogą przyjąć każde wyznanie, unikając przy tym patrzenia na własne wybory w życiu. Osoba pierwszego typu musi zdobyć się na pełną otwartość. Musi precyzyjnie wyszczególnić przed kimś wszystkie swoje seksulano-miłosne epizody, gdyż to do nich jest uwiązana. Musi dokładnie omówić ich istotę z drugim człowiekiem, aby uwolnić się od wstydu, jaki się z nimi wiąże. Osoba drugiego typu musi uświadomić sobie własne braki i chore wzorce. Musi „posprzątać ulicę po swojej stronie” - nie po czyjejś - aby również zostać uwolnioną od własnego wstydu.
To znana prawda, że nikt nie może uwolnić nikogo od jego wstydu i problemów. Każdy musi sam pracować na programie nad własnym zdrowieniem, aby móc prowadzić szczęśliwe i spełnione życie, do jakiego wszyscy jesteśmy zdolni i powołani. Osobom, które popełniały nadużycia seksualne na dzieciach, przypominamy o potrzebie zachowania ich anonimowości - w większości stanów prawo nakłada na terapeutów obowiązek zgłaszania do prokuratury wszystkich tych przestępstw, gdzie znane jest miejsce i personalia ofiary. Pamiętajcie o tym przystępując do Kroku Piątego.
Krok Szósty: Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.
Staliśmy się całkowicie gotowi. Kroki od Pierwszego do Piątego, to proces odkrywania. Przechodząc je, poznajemy naszą bezsilność, znajdujemy Boga tak jak się On nam objawia, powierzamy się Mu, zgłębiamy gruntownie siebie spisując swój obrachunek moralny i, wyznając go, pozwalamy innym poznać nas w całej prawdzie. Pierwsze pięć kroków to rdzeń programu. Stawiając je, uczymy się „ufać Bogu” i „sprzątać swój dom”.
Teraz, gdy już „uprzątnęłaś swój dom”, musisz nauczyć się, jak utrzymywać porządek w twojej nowej posiadłości. Proces porządkowania własnego domu z bałaganu - niezależnie od tego czy naśmieciłaś sama, czy odziedziczyłaś ten śmietnik w spadku - to całkiem inna rzecz niż upewnić się, że twoja posiadłość ponownie nie ulegnie zaśmieceniu. Tego dotyczy Krok Szósty i następne: utrzymywania porządku i zapobiegania bałaganowi.
Zaczynasz od stawania się gotową. Znaczy to, że jesteś w stu procentach przygotowana przyjrzeć się szczątkom, jakie zostały w tobie po traumie i erotomanii, i oszacowanie, które z nich możesz i chcesz wyrzucić. Możesz bowiem być do niektórych wad mocno przywiązana. I chociaż nie przynoszą ci one pożytku, a przeciwnie, wahasz się lub wzbraniasz, by je porzucić. Myślisz, że jeszcze kiedyś któraś z tych dawnych ucieczek może ci się przydać. Zapominasz o tym, że zawsze, gdy sięgasz po jakieś z dawnych zachowań, zwiększa ono tylko twój ból. „Staliśmy się całkowicie gotowi” oznacza, że jesteś już naprawdę zmęczona tym bólem. Wreszcie zdajesz sobie sprawę, że przemiana nie jest tak trudna i przerażająca, jak pozostawanie w tym samym.
Aby Bóg. Posiadanie Boga ma ogromne znaczenie dla leczących się erotomanek. Krok Szósty przypomina nam, że związek i kontakt z Bogiem jest błogosławieństwem dla wszystkich osób, nie tylko tych, które leczą się z uzależnienia od seksu i miłości. Zdrowiejąc, zaczynamy wierzyć, że Bóg chce dla nas najwyższego dobra i chce aby nasze życie było wyrazem uzdrowienia - naszego nowego sposobu odczuwania siebie i myślenia o sobie. Jest On gotów współpracować z tobą, o ile tylko kontynuujesz wysiłki, by się uwolnić z nałogu.
Uwolnił nas od wszystkich. Brzmi to może nierealistycznie, życzeniowo czy nawet boleśnie, przynajmniej z ludzkiej perspektywy. Usunięcie oznacza przecież stratę. A uzależnione od seksu kobiety erotomanki doświadczały ich w życiu szczególnie wiele. Utracić, czy też usunąć, wszystkie swoje wady... Ale w jaki sposób?
Nie do ciebie jednak należy decydowanie o sposobie usunięcia wad; do ciebie należy tylko, abyś stała się gotowa na rozstanie z nimi wszystkimi. Pamiętaj, że już wcześniej poznałaś, jak ograniczone są twoje własne siły. W Kroku Szóstym znów w Bogu szukasz mocy potrzebnej ci do przemiany. Moc ta nie była dla ciebie dostępna, kiedy trwałaś w nałogu.
Wad charakteru. Kiedy rozważasz zwrot: „wady charakteru” przychodzą ci może na myśl różne twoje zachowania. Śmiało, bierz ołówek i zapisuj je wszystkie, tak jak ci przychodzą do głowy. Prześledzenie obrachunku moralnego powinno dać ci niezłe pojęcie o cechach twojego charakteru, które możesz chcieć zmienić. Nie da się bowiem zmienić czegoś, czego nie widzisz. Możesz na przykład zauważyć, że sposób, w jaki wyrażasz swą złość, wskazuje na wadę charakteru. Być może zauważasz sposób, w jaki usiłujesz kontrolować męża czy manipulować dziećmi, lub to, jak zawsze starasz się postawić na swoim, albo jak izolujesz się przed bliskimi czy uciekasz przed odpowiedzialnością za siebie i swoje życie, i widzisz w tym wady, które chcesz zmienić. Przy sporządzaniu ich listy bardzo ważna jest uczciwość, gdyż te, które pominiesz, zatrzymają cię we wzroście i „zaklinują” w dawnych wzorcach. Wtedy w dalszym ciągu będziesz przyciągać do siebie zaburzonych ludzi, zwłaszcza gdy chodzi o budowanie bliskich związków.
W miarę, jak osoby uzależnione od seksu i miłości stają się coraz zdrowsze i uczciwe wobec siebie, zaczynają grawitować ku bardziej zrównoważonym i uczciwym ludziom oraz umieją lepiej ocenić, jak bardzo ktoś jest zaburzony i chory. Jest to powszechne doświadczenie tych, których wychodzą z erotomanii. Zrozumienie tej prawidłowości może cię zachęcić, abyś naprawdę przyjrzała się swoim wadom charakteru i stała się gotowa w stu procentach, aby Bóg je usunął.
Krok Siódmy: W pokorze prosiliśmy Boga, aby usunął nasze braki.
W pokorze. Wiele osób walczy ze słowem „pokora”, gdyż doznawało nie kończących się upokorzeń w czasach swej czynnej erotomanii. Jednakże pokora to zupełnie co innego niż upokorzenie, choć możesz je rzeczywiście poczuć, patrząc na spustoszenia, jakie swoją chorobą i wadami charakteru spowodowałaś w swoim życiu i tych, którzy cię otaczali. Pokora oznacza w tym wypadku rozpoznanie i uznanie własnego człowieczeństwa. Widzisz w Kroku Siódmym postawę w jakiej powinnaś podchodzić do Boga. Pokora oznacza tu świadomość, że sama nie masz władzy ani mocy zmienić się na lepsze, ale że ma ją Bóg. Stajesz w Jego obecności z pokornym sercem, ale i z nadzieją, bowiem jeśli Go prosisz, otrzymasz. Dopóki nie uprzedzasz Jego działania własnymi wyobrażeniami o tym, jak i kiedy powinien On usunąć twoje wady, będą one zanikać.
Prosiliśmy Boga. Pokora wymaga od nas, abyśmy Boga o wszystko prosili, a nie domagali się. Jeśli doszłaś już do tego etapu, prawdopodobnie wierzysz też, że Bóg chce dla ciebie tylko tego, co najlepsze. Chce On uwolnić cię od wad, chce byś czuła się ze sobą dobrze, godnie i abyś przyciągała do siebie zdrowych ludzi. W pewnym sensie masz więc prosić Go tylko o spełnienie się Jego woli w twym życiu.
Aby usunął nasze braki. W kroku szóstym stajesz się całkowicie gotowa. Teraz tylko naciskasz przycisk „start” lub „enter” - prosisz Boga, by zdjął z ciebie wady i uzupełnił braki. Byłoby pięknie, gdyby stało się to wszystko od razu, ale ponownie będzie to długi proces. Bóg będzie z tobą przez całe twoje życie i do końca będzie uzupełniał twoje braki - o ile będziesz kontynuować pracę nad ich rozpoznawaniem gdy dają znać sobie i o ile będziesz gotowa prosić o pomoc.
Niektórym erotomankom krok ten przychodzi łatwo. Dla innych jednak może być bardzo trudny, zwłaszcza, jeśli nadal trzymają się swoich mechanizmów obronnych - jeśli nadal racjonalizują, usprawiedliwiają lub bagatelizują swoje braki. Wtedy Krok Siódmy staje się bolesnym doświadczeniem. Ktoś kiedyś mówił na mityngu: „Każda rzecz, która w końcu ode mnie odchodziła, zostawiała po sobie ślady pazurów na mojej duszy. Tak samo było z wadami charakteru.”
Możesz zaufać Bogu, że jeśli Go będziesz prosiła, usunie On twoje braki, nawet jeśli się będziesz opierać. Kiedy jednak się ich czepiasz, toczysz z góry przegraną wojnę. Szczególnie w tym okresie będzie ci potrzebna grupa wsparcia - mityngi AE lub terapia. Inni uczestnicy zauważą twoje uniki i mogą dać ci bezcenne zwroty dotyczące każdej wady, jaką będziesz chciała zatrzymać. Jeśli nie masz pewności, czy dobrze idziesz, pytaj ich. Otrzymasz od nich też wsparcie w każdej próbie zastępowania starych zachowań, które cię ranią i czynią nieszczęśliwą, zachowaniami nowymi, zdrowymi. Pozwalaj im udzielać wsparcia i przyjmuj je.
Krok Ósmy: Zrobiliśmy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.
Zrobiliśmy listę. Prawdopodobnie nie jest dla ciebie problemem zrobienie listy zakupów przed wyjściem do sklepu spożywczego. Wiesz, że jest to najbardziej niezawodny sposób. Nie notujesz sobie w pamięci, bo nieraz przekonałaś się, że musisz potem drugi raz wychodzić. W AA powstało powiedzenie, że od samego początku musisz być nieustraszona i bezwzględnie uczciwa. Dotyczy to także Kroku Ósmego. Tak więc znów musisz wziąć do ręki ołówek i kartkę i, przeglądając swój obrachunek moralny, sporządzić listę osób, które w życiu skrzywdziłaś. Na liście tej, prócz innych ludzi, powinnaś umieścić też siebie, gdyż wszystko, co zaleca program, zaczynamy od siebie. Przy każdym imieniu zaznaczasz też, jakiego rodzaju krzywdę wyrządziłaś.
Wszystkich osób. Tutaj znów pojawia się, słowo „wszystkich”, które niekiedy napawa nas lękiem. „Wszystkich” - to znaczy każdej jednej osoby, bez wyjątku. Raz jeszcze stajesz więc przed wyzwaniem bezwzględnej uczciwości. I tylko w takim samym stopniu, w jakim się na nią zdobędziesz, możesz liczyć potem na nowe, zdrowe więzi z ważnymi ludźmi w twoim życiu.
Które skrzywdziliśmy. Trzeba mieć naprawdę niezłomną uczciwość, by spojrzeć na swoje życie: ile było w nim osób, które skrzywdziłaś. Zwykle dużo łatwiejsze - i tutaj kuszące - jest przyglądanie się krzywdom, jakich sama doznałaś. Ale to już przerobiłaś w Kroku Czwartym i Piątym - nie wracasz teraz do ran zadanych ci przez ludzi, którym ufałaś i byłaś zdana na nich. Nie wracasz do swojej dawnej traumy, opuszczenia, wykorzystania seksualnego, emocjonalnego, ani innych cierpień. Jeśli widzisz tylko własne krzywdy, twoje uzdrowienie będzie najwyżej połowiczne.
Tak jak bolesne jest dla trzeźwiejącej alkoholiczki spojrzenie na to, ile zniszczeń spowodowała swoim piciem w najbliższych jej i dalszych osobach, tak samo, o ile nie bardziej, bolesne jest dla zdrowiejącej erotomanki spojrzenie na krzywdy, jakie wyrządziła innym poprzez swoje zachowania i ich konsekwencje. Dla wielu uzależnionych od seksu i miłości dużo wygodniejsze jest czuć się ofiarą, niż oprawcą. Siłą rzeczy osoby te są przecież ofiarami własnych zachowań i wyborów - ofiarami dawnych jak i poźniejszych związków i kontaktów. Ale skupianie się teraz na swoich krzywdach i wiktymizacji, przesłoniłoby nam zobaczenie, jak bardzo w swojej erotomanii skrzywdziliśmy innych ludzi. Same zachowania seksualno-uczuciowe to tylko początek listy. Wyrządzane krzywdy miały też delikatniejszą naturę, co nie znaczy, że były dla innych mniej niszczące. Musisz szukać nie tylko w pamięci, lecz i we współczującym sercu, aby twoje uzdrowienie stało się pełne.
Staliśmy się gotowi. Czas przeszły jeszcze raz przypomina nam tutaj, że ciężka praca i stres, jakich wymagało stawianie poprzednich kroków, daje się przeżyć. Inne erotomanki przeszły te kroki na swoje drodze i w ich rezultacie znalazły pokój dycha i szczęście w życiu. Ukazany tu jest również proces. Zdrowienie nie dokonuje się przez jedną noc. Od każdego stawanie się gotowym do zadośćuczynienia wymaga czasu, zwłaszcza jeśli dana osoba trzyma się swego statusu ofiary.
Zadośćuczynić. Co znaczy słowo „zadośćuczynić?” Dla erotomanki, jak i każdego, kto zdrowieje z nałogu, zadośćuczynić to znaczy zobaczyć i uznać zło, jakie wyrządziła ona innym, i chcieć zmienić się tak, by już nikogo więcej nie krzywdzić. Oznacza to zaprzestanie obwiniania innych o swoje raniące zachowania i nie szukanie usprawiedliwień. Odrzucasz racjonalizacje i przestajesz się bronić. Przestajesz uchylać się od odpowiedzialności za skutki swoich czynów i swój wpływ na innych. Nadal wprowadzasz zmiany na lepsze w swoich więziach, tak z samą sobą, jak i z innymi. Bierzesz pełną odpowiedzialność za to co zrobiłaś i komu - na razie przynajmniej na papierze.
Im wszystkim. Tu znów pojawia się słowo: „wszystkim”. Masz wrażenie, że przewija się ono przez cały program Dwunastu Kroków. Nie można zdrowieć częściowo. Na tym etapie twoja lista powinna zawierać wszystkie osoby, które doznały krzywdy od ciebie, tak przez twoje zachowania, jak i ich brak. Musisz być gotowa podchodzić do każdej z tych osób w inny, indywidualny sposób, także do siebie. Po tej operacji żaden kamyk nie powinien zostać nie ruszony z miejsca i nie odwrócony; inaczej nadal będziesz dźwigać poczucie winy, które „zaklinuje” ciebie w dawnych, chorych wzorcach myślenia i odnoszenia się do ludzi. Zaopatrzona w imiona, adresy i telefony, przy których widnieją rodzaje krzywd, jesteś gotowa ruszyć dalej.
Krok Dziewiąty: Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.
Zadośćuczyniliśmy osobiście. W Kroku Ósmym robisz listę. W Dziewiątym - faktycznie idziesz do osób z tej listy i osobiście przepraszasz je za swoje nieodpowiednie zachowania i postawę, czym je kiedyś skrzywdziłaś. Zauważmy raz jeszcze czas przeszły. Dwanaście Kroków zostało napisane pod sam koniec lat trzydziestych, kiedy wytrzeźwieli pierwsi członkowie AA. Przerabianie Kroków, a zwłaszcza Kroku Dziewiątego, pozwalało im zachować uzyskaną trzeźwość; nie musieli bowiem dłużej dźwigać bólu, wstydu i poczucia winy, ani z powodu przeszłości, ani teraźniejszości.
Musieli być wobec siebie uczciwi. Tak też i ty. Idziesz do każdej osoby ze swojej listy i osobiście ją przepraszasz. Mówiąc jej o tym, jak twoje zachowania i postawa dotknęły jej życie i wasze kontakty, odkrywasz trudną do opisania wolność. Straszny ciężar emocjonalny zostaje zrzucony i często relacja ulega poprawie lub naprawie. To dar Kroku Dziewiątego. Nie masz jednak gwarancji, gdyż pewne relacje i tak pozostaną zrujnowane. Przynajmniej jednak będziesz miała uporządkowaną swoją stronę ulicy.
Z chwilą, kiedy podejmiesz wysiłek, by do końca i bez oczekiwań wyświetlić prawdę, zaczniesz czuć się scalona wewnętrznie i szczęśliwa. To kolejny kamień milowy na twoje drodze. Nie zadośćuczyniasz jednak w nadziei, że w efekcie rodzina czy inne skrzywdzone osoby zmienią siebie, swoją postawę lub zachowania. Zadośćuczyniając im nie oczekujesz, że zareagują w taki czy inny sposób - na przykład przebaczą ci lub podziękują za szczerość. Może istotnie tak się zdarzyć, ale uzyskanie czegoś od nich nie może być twoją motywacją. Jedyną motywacją jest tu potrzeba zrzucenia tego, co tak długo dźwigałaś. Nadmuchane jak balon oczekiwania mogą przysporzyć ci wiele bólu, gdyż inni nie są na tym samym etapie zdrowienia, co ty - jeżeli w ogóle są. Wielu ludzi wcale nie podejmuje terapii i nie chce się zmienić. Jednakże twoje osobiste starania i obecna postawa może ich w przyszłości to tego zachęcić.
Nie możesz zakładać, że gdy zadośćuczyniasz, druga osoba odpowie ci tym samym - że cię przeprosi i przyzna się, nawet jeśli ona ciebie o wiele bardziej poraniła. Twoje zadanie to zmyć własny talerz. Nie jesteś odpowiedzialna za nic, czego ktoś nie chce się podjąć, ani też niczyje wady ani opory przed zdrowieniem nie powinny hamować twojego postępu i dobrego samopoczucia.
Wszystkim, wobec których było to możliwe. Na pewno nie wszystko da się wykonać. Część osób z twojej listy może już nie żyć, z innymi mogłaś całkiem stracić kontakt. Nie załamuj rąk. W takich wypadkach ważna jest twoja uzyskana wcześniej gotowość. Resztę powierz Bogu. W to miejsce możesz starać się dobrze czynić ludziom skrzywdzonym nie przez ciebie, lecz przez innych - mówić im, na swoim przykładzie, prawdę o mechanizmach i skutkach uzależnienia, wykorzystania i zaniedbań.
Z wyjątkiem przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych. Zaczynając rozważać tę część Kroku Dziewiątego, możesz wpaść w zamęt. Jak tu ocenić, które z osób z twojej listy byłyby narażone na szkodę twoim zadośćuczynianiem? Czy na pewno nie zachwieje ono równowagą niewinnych ludzi? Takie wątpliwości najlepiej rozwiążesz z pomocą grupy, sponsorki lub terapeutki. Zamęt i niepewność nie jest dobrym doradcą. Jednakże usprawiedliwianie się tym, by wcale nie podjąć zadośćuczyniania - by ominąć ryzyko bólu i wstydu przyznawania się do swoich dawnych nadużyć - jest jeszcze gorszym wyjściem.
Musisz mądrze rozważyć, czy twe wyznania nie wyrządzą szkody i tak już poszkodowanym przez ciebie ludziom. Jeśli jest to poważne niebezpieczeństwo, nie powinnaś poruszać przed nimi tych kwestii. Możesz zapytać siebie: „Czym mogłaby być taka szkoda?”. Jednak pamiętaj, że pytanie nie oznacza, że masz odpowiedź. Jest to ważne zwłaszcza, gdy na twojej liście są osoby wykorzystane przez ciebie w dzieciństwie, a więc nadal szczególnie podatne na zranienie przez nawet samo spotkanie z tobą. Z drugiej strony możesz bardzo łatwo zaprzepaścić szansę naprawienia czy zbudowania zdrowej relacji. Albo też uczepić się takiego zadośćuczyniania, które będzie przygotowywać scenę twoim dawnym zachowaniom. Prześledź listę uważnie ze sponsorką, grupą lub terapeutką, abyś wiedziała, co jest możliwe i bezpieczne NIM ZACZNIESZ KROK DZIEWIĄTY!
Krok Dziesiąty: Nadal prowadziliśmy obrachunek osobisty, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów.
Nadal. W Kroku Dziesiątym powracamy znów do tego, jak radzić sobie z utrzymaniem czystości i prowadzeniem świeżo uporządkowanego „domu”. Nie chcesz pozwolić, by kurz i brud gromadziły się w nim znowu, a śmiecie wysypywały się z przepełnionego kubła. To proces, który przypomina Kroki Czwarty i Piąty, choć teraz jest wykonywany na bieżąco. Jego cechą jest kontynuacja i ciągłość. Dzisiaj, gdy zachowałaś się niewłaściwie bądź pogwałciłaś czyjeś granice, także i własne, nie musisz już czekać pięć czy dziesięć lat, by zadośćuczynić. Robisz to „z marszu”, od razu.
Prowadziliśmy obrachunek osobisty. Poprzez prowadzenie codziennego obrachunku moralnego kobiety leczące się z nałogowego seksu i nałogowej miłości mogą wejrzeć w swoje interakcje jakie nawiązują z wszystkimi osobami spotykanymi w swoim życiu. Przyglądają się swoim postawom wobec innych, uczciwie je nazywając i korygując. Samoobserwacja nie jest tu posunięta do poziomu, na którym traciłabyś radość i spontaniczność swoich kontaktów. Jest to tylko uczciwa ocena sposobu, w jaki odnosisz się do swoich rówieśników, osób z rodziny i innych ludzi - obrachunek. Słowo „osobisty” jest tu przypomnieniem, że masz się zajmować jedynie własnym postępowaniem, nie cudzym.
Z miejsca przyznając się do popełnianych błędów. Będziesz popełniać błędy. Nie unikniesz tego. Większość erotomanek była wprowadzana w błąd, to fakt, ale były też, i nadal będą, chwile, gdy sama zrobisz zły ruch. Dla ciebie jako zdrowiejącej osoby ważne jest, byś pozostawała wolna - byś nie wchodziła w obszar poczucia winy i wstydu, co może pchnąć cię w stronę uruchomienia, Dlatego w Kroku Dziesiątym, w jego toku, gdy tylko znajdziesz się w błędzie, zaraz to przyznajesz. Zwrot: „z miejsca” ma dużą wymowę, gdyż chroni cię przed zgromadzeniem i niesieniem bagażu, kiedy to miesiącami rozmyślasz, czy postąpiłaś źle, czy nie. „Z miejsca”, znaczy, że nie zwlekasz ani chwili. Jeśli zrobiłaś właśnie coś niewłaściwego, mówisz: „Przepraszam. Właśnie zachowałam się nie tak, jak powinnam. Wycofuję się.” To całkiem proste, prawda? Krok Dziesiąty pozwala ci być wolną od bagażu poczucia winy i wstydu. Utrzymuje cię w pokorze, od której zależy, że pozostajesz przy zdrowych zmysłach.
Krok Jedenasty: Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej, świadomej więzi z Bogiem - jakkolwiek Boga pojmujemy - prosząc jedynie o poznawanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej pełnienia.
Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację. Krok ten nie tylko mówi ci, co robić, ale i jak robić. Poprzez Krok Jedenasty dążysz. Szukasz Boga. Starasz się udoskonalać swoją więź z Nim. I masz to robić poprzez modlitwę i medytację. Modlitwa jest to słowna, a czasami myślna czy uczuciowa komunikacja z Bogiem. Stawanie się coraz bardziej świadomą Jego obecności i działania w swoim życiu jest dla kobiet-erotomanek szczególnie pozytywnym doświadczeniem. Dążenie wymaga od ciebie czynnego udziału. Krok Jedenasty pozwala ci zrozumieć, że ty to jesteś odpowiedzialna za twój kontakt z Bogiem. Mogłaś w życiu czuć się przez Niego opuszczona, gdyż nigdy nie wkładałaś prawdziwego wysiłku w poszukiwanie Go. Na mityngach możesz nieraz usłyszeć: „Jeśli nie możesz znaleźć Boga, zgadnij, kto się odsunął.” Jedynie ty mogłaś odsunąć się od Niego; On nigdy nie odsuwa się od ciebie. Poszukiwanie Go, poprzez modlitwę i medytację, to jedyne co możesz robić, żeby Go znaleźć.
Medytacja bywa pogłębieniem modlitwy. Modlitwa to przedstawianie Bogu swoich oczekiwań. Proszenie Go, błaganie i mówienie do Niego. Medytacja - to wsłuchiwanie się, w ciszy i milczeniu, aby usłyszeć głos Najwyższego. Poprzez medytację wielu ludzi doświadcza ukojenia i pokoju. Możemy wyciszać w niej nasze obsesyjne myślenie, które zagłusza w nas to, co Bóg ma nam do powiedzenia - to przede wszystkim, że jesteśmy bezcenni, warci miłości i kochani. I że zasługujemy na to, by żyć w wolności i przy zdrowych zmysłach.
Medytuj nad istotą Boga, bądź nad swoim osobistym związkiem z Nim, bądź nad wybranym fragmentem z literatury na temat zdrowienia. Pozwalaj, by treści te naprawdę przeniknęły, „wsiąkły” w twoją duszę. Utrzymuj pokój i wyciszenie, a Bóg przemówi do ciebie.
Do coraz doskonalszej, świadomej więzi z Bogiem. Większość kobiet uzależnionych od seksu i miłości, podobnie jak wielu innych ludzi, posiada nieświadomy kontakt z Bogiem. Bez tego nie moglibyśmy żyć. Najczęściej jednak ludzie polegają na swojej własnej woli, możliwościach i myśleniu, a zwracają się do Boga tylko wtedy, gdy coś poważnie spartaczą w swym życiu. Krok Jedenasty przypomina nam o konieczności utrzymywania świadomej więzi z Bogiem. Tylko wtedy jesteśmy zdolni doświadczać Go - uczestniczyć w Jego mocy i miłości w zupełnie nowy sposób. W efekcie zaczynamy doświadczać życie w zupełnie nowy sposób. Uzyskujemy wyższe poczucie celu i niezależną od zdarzeń radość. Rezultatem tej nowej świadomości Boga w bieżącym, z chwili na chwilę, dzianiu się jest nasza lepszy i lepszy związek z Nim. Tak jak w każdym związku, starania w kierunku ulepszenia go wymagają nakładu czasu, energii i pewnej komunikacji. Z czasem, próbując, znajdziesz takie sposobu komunikacji z Bogiem, które dla ciebie najlepiej działają. Nie istnieje jeden, jedynie prawidłowy i uniwersalny sposób.
Jakkolwiek Boga pojmujemy. Niemożliwe jest dla człowieka całkowicie pojąć Boga. W rzeczywistości moje rozumienie Boga może być dla ciebie nieprzydatne, jak i odwrotnie. Piękno programu Dwunastu Kroków polega na tym, że możemy ujrzeć żywe świadectwo Boga w innych ludziach. Pamiętaj jednak, że cud zdrowienia nie jest czymś, co dokonujesz sama z siebie. Dochodzisz do świadomej więzi z Bogiem w miarę, jak pogłębiasz kontakty z ludźmi z twojej grupy wsparcia i z twojego Kościoła czy społeczności szukającej Go. W miarę jak słuchasz doświadczeń innych osób, twoje pojmowanie Boga będzie rosło.
Prosząc jedynie o poznawanie Jego woli wobec nas. Na tym etapie zaczynasz jasno widzieć dobrodziejstwa, jakie płyną z wyzbycia się własnej samo-woli. Krok Jedenasty delikatnie ci przypomina, że jeśli modlisz się o spełnienie woli Boga w twoim życiu, prosisz, bez względu na swoją sytuację, o absolutnie najlepsze rozwiązanie. Jakże często bowiem szarpiemy się z jakąś sytuacją, by zmienić ją tak, jak chcemy, by ostatecznie przekonać się, że najlepsze było trzecie, siódme, czy dziesiąte wyjście. Zaufanie Bogu i szukanie Jego woli jest, w naszym najlepiej pojętym interesie, najlepszym i pozytywnym rozwiązaniem. Teraz ufasz mu na tyle, że śmiało możesz mówić: „Niech się dzieje Twoja wola, a nie moja, Panie”.
Oraz o siłę do jej pełnienia. Nie tylko dla samej informacji modlisz się o poznanie woli Boga, ale przede wszystkim po to, by mieć siłę do jej udźwignięcia i spełniania. Posiadanie wiedzy bez gotowości i siły do wcielania Bożych zamierzeń w swoje życie, niczego by nie zmieniło. Po modlitwie o poznanie woli Boga możesz wsłuchać się w to, co On ma ci do objawienia na ten temat. Potrzebujesz tego. Kiedy to robisz, czasem otwiera się w tobie „kanał duchowy”, czasem Bóg stawia ci przed oczyma jakąś wadę charakteru, która ci wchodzi w drogę, a czasem kwestionuje On coś w twoich zachowaniach poprzez intuitywne myśli i uczucia, jakie ci wtedy przychodzą. Siłę do wprowadzania zmian i planów, jakich chce Bóg, otrzymujesz najczęściej na spotkaniach grup wsparcia, od innych uczestników. Siła może przyjść także od osób, które, cierpiąc, nadal tkwią w dawnych zachowaniach. Widząc, jakie konsekwencje ponoszą one wskutek samowoli i oporu przed zmianą, możesz poczuć się zmotywowana do zmieniania siebie. Prosząc Boga, w modlitwie, każdego dnia o właściwe ukierunkowanie i wsłuchując się, w medytacji, w Jego kierownictwo, możesz działać z pewnością, że jeśli nawet zboczysz z kursu, zorientujesz się i trafisz znów na właściwy szlak. I - jak stale pamiętasz - nie idziesz sama.
Krok Dwunasty: Przebudzeni duchowo dzięki tym Krokom, staraliśmy się nieść posłanie innym erotomanom i stosować te zasady we wszystkich dziedzinach swojego życia.
Przebudzeni duchowo dzięki tym Krokom. Nie ulega wątpliwości, że uzależniona od seksu kobieta, która trafia na program Dwunastu Kroków - która w procesie kapitulacji przyznaje się do swej bezsilności, do swego człowieczeństwa, do wrażliwości i do potrzeby więzi z Bogiem; kobieta, która aktywnie tę więź buduje i „sprząta swój dom”, robiąc obrachunek moralny i wyznaje go, która zadośćuczynia skrzywdzonym przez siebie ludziom i, zachowując trwałą abstynencję od chorych zachowań, nadal obserwuje swoją postawę - że taka kobieta jest przebudzona duchowo. Owo przebudzenie duchowe jest celem stawiania wszystkich Kroków programu. Doznając przebudzenia, każda erotomanka odkrywa, że jest kimś bezcennym. Odkrywa, że jest osobą wartościową - że Bóg ją kocha i że mogą ją kochać także inni, jeśli tylko będzie o sobie dalej tak myślała i otwierała serce na Boże łaski, wpuszczając w nie miłość.
Przebudzenie duchowe i otwarcie się na świadomy kontakt z Bogiem prowadzi kobietę uzależnioną od seksu do całkowitej przemiany sposobów odnoszenia się do siebie, innych ludzi i świata. Może ona teraz postrzegać siebie jako bezcenne dziecko miłującego Boga i traktować siebie i innych odpowiednio do tej świadomości.
Staraliśmy się nieść posłanie innym erotomanom. W początkach ruchu AA nie było tak, że pijący jeszcze alkoholik szukał porady i wsparcia u kogoś, kto już wytrzeźwiał. To zaczynający zdrowieć alkoholik szukał nadal pijącego. Bill W., współzałożyciel AA, czuł dobrze, że nie wytrwa w trzeźwości, jeśli nie będzie dzielić się z innymi tym, co odkrył na temat swej relacji z Bogiem - tym, jak ważna jest dla niego w zdrowieniu z alkoholizmu. Ta sama prawidłowość dotyczy erotomanów. W miarę postępów w leczeniu i coraz mniejszego pochłonięcia własnym bólem, zaczynasz dostrzegać, że są wokół ciebie inni, którzy cierpią tak samo jak ty cierpiałaś. Zaczynasz szukać i znajdować okazje do dzielenia się swoim doświadczeniem, siłą i nadzieją z innymi osobami, które wciąż cierpią z powodu podobnych zachowań, podobnego wstydu i podobnego braku szacunku dla siebie. Zaczynasz nieść posłanie tym, którzy tkwią we współuzależnieniu lub kompulsywnej „niezależności”, nie uznając żadnych granic ani wartości. Trafiasz do nich, gdyż sama przez to przeszłaś i zmieniłaś się. Dzielisz się z nimi nie tyle po to, by sprawić ich wyzdrowienie, ale by samej utrzymać świadomość cudu zdrowienia i wdzięczność za swoje ocalenie. Bez tych ciągłych przypomnień możesz łatwo zapomnieć, skąd przyszła do ciebie siła i przytomność zmysłów - możesz popaść w błogie samozadowolenie i utracić to, co posiadasz.
Jeden z najprawdziwszych sloganów programu mówi, że nie zachowasz trzeźwości jeśli nie będziesz jej dawać innym. „Darmo dostajesz, darmo przekazuj” - powiadamy na mityngach. Drzwi do zdrowienia otworzyły się przed tobą tylko dlatego, że ci, którzy przed tobą przeszli tę drogę i dzielili się z tobą swoim doświadczeniem. W otwieraniu tych drzwi przed innymi i naprowadzaniu ich na nie, gdy nie mogą znaleźć drogi, kryje się zarówno twoja radość, jak i odpowiedzialność. Jednak tylko oni sami mogą te drzwi przekroczyć, wejść na program. To jedyny sposób, by uwolnić się spod władzy swoich tajemnic.
Stosować te zasady we wszystkich dziedzinach swojego życia. Mamy tu najbardziej praktyczną część programu Dwunastu Kroków. Mamy przyjąć wszystko, co się z niego dowiedzieliśmy i stosować każdego dnia swojego życia. Mamy ćwiczyć przyznawanie się do bezsilności i wszystkich problemów, które nas gnębią. Mamy przyjmować do wiadomości, że jedynie Bóg zdolny jest dobrze pokierować naszym życiem i mamy nie wchodzić z powrotem w dawne, uzależnione zachowania, fizyczne i mentalne. Mamy uczyć się nowego sposobu myślenia i zdrowych wzorców zachowań. Mamy praktykować modlitwę i medytację. Tak jak sportowiec, który musi codziennie ćwiczyć aby zachować dobrą formę, mamy stale uczyć się nowego sposobu życia, który poznajemy dzięki programowi. W ten sposób utrzymamy dobrą formę emocjonalną i duchową. Wiele lat zajęło nam obracanie się we wzorcach nałogowego seksu i nałogowej miłości, aby ostatecznie skończyć we wstydzie, pogardzie dla siebie i braku podstawowych granic. Tak więc wiele lat zajmie nam stawanie się kimś całkiem nowym i wolnym od uzależnienia, jakim chcemy być. Choć to trudne i żmudne, jest jednak możliwe!
Składam gratulacje wszystkim z was, które odważacie się podjąć wspólną podróż przez Dwanaście Kroków. Jeśli będziesz postępować zgodnie z sugestiami Kroków, okażą się one sprawdzoną i niezawodną ścieżką do przełamania wszystkich twoich tajemnic i wstydu związanego z uzależnieniem. Będziesz mogła stać się prawdziwą, pełną człowieczeństwa kobietą, do czego jesteś powołana. Erotomania usiłowała stanąć na drodze procesowi prowadzącemu cię do twojego prawdziwego przeznaczenia jako kobiety. Życie, które teraz staje przed tobą otworem, będzie głębsze i bogatsze dzięki każdemu wysiłkowi, jaki co dzień wkładasz w trwanie w czystości i oczyszczanie się z bagażu dawnych tajemnic.
_________________
Np.: Patrick Carnes The Betrayal Bond - Breaking Free of Expliotive Relationships, 1997, Health Communications Inc, Deerfield Beach, Florida.
Pe³na nazwa: The Augustine Fellowship - Sex & Love Addicts Anonymous; w Polsce: Wspólnota Augustyñska - Anonimowi Erotomani (AE). (przyp. tłum.) Adres korespondencyjny: Wspólnota Augustyńska, ul. Wołoska 28/86 m 155, o2-507 Warszawa. E-mail: waae@wp.pl
N.p.: Patrick Carnes, Ph.D.: Sexual Anorexia - Overcoming Sexual Self-hatred, Hazelden 1997
Pierwsza grupa na świecie, The Augustine Fellowship - Sex & Love Addicts Anonymous, powstała w Bostonie w 1976 roku i swoją historię opisała w swojej podstawowej książce p.t. Sex & Love Addicts Anonymous. W Polsce książka ta - jak i cała wspólnota - znana jest od 1993 roku jako Anonimowi Erotomani (SLAA). Wspólnoty Sexaholics Anonymous (SA) oraz Sex Addicts Anonymous (SAA) powstawały na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych; nie precyzują one własnej historii ani dat w swojej literaturze. Prócz nich istnieją powstałe jeszcze później Sex Compulsives Anonymous (SCA - głównie dla osób homoseksualnych) i Sexual Recovery Anonymous (SRA).
1