J. Paszek, „Krzyształowo spokojne zmysły” („Maria” i „Marta” Elizy Orzeszkowej) [w:] Studia o twórczości Elizy Orzeszkowej
Wszyscy znają Martę, nie zdając sobie sprawy z tego, że dzieło to można interpretować tylko w ścisłym powiązaniu z drugą częścią dylogii, czyli z Marią. Orzeszkowa nadając swoim powieściom tytuły Maria i Marta nawiązywała w oczywisty sposób do ewangelii według św. Łukasza, w której znajduje się opowieść o dwóch siostrach. Opowieść ewangelisty nie zawiera żadnych szczegółów dotyczących charakterystyki Marii i Marty. Są one przeciwstawione pod jednym względem: stosunku do pracy. Marta usługuje, Maria słucha słów Jezusa. Orzeszkowa na tym przeciwstawieniu nadbudowała swoje obie powieści. Paradoksem jej pierwszej powieści tendencyjnej jest to, że Marta - homo laboriosus - nie może utrzymać się przy życiu, będąc uosobieniem pracowitości. Maria - symbol życia kontemplacyjnego - u Orzeszkowej nawiązuje nie tylko do zacytowanej paraboli o Marcie i Marii, ale i do postaci Maryi, matki Chrystusa: w drugiej swojej opowieści Orzeszkowa pozostawia Marię dziewicą, która opiekuje się dziećmi wdowca.
Pisząc Martę Orzeszkowa nie przeczuwała jeszcze, iż kiedykolwiek powstanie dylogia. Stąd też wprowadziła na karty powieści Martę Rudzińską, żonę warszawskiego literata, która miała służyć jako antyteza w historii Marty. Rudzińska trzykrotnie pomagała Marcie: przyjmując ją na nauczycielkę języka francuskiego dla własnej córki, prosząc męża o rekomendację umiejętności rysunkowych Marty w redakcji pisma, udając się z Martą do swej przyjaciółki, właścicielki bogatego salonu, w którym sprzedawano materiały ubraniowe.
W portrecie Marii Rudzińskiego podkreśliła więc Orzeszkowa tylko jedną cechę Marii z Ewangelii: poświęcenie się sprawom wyższym, kontemplację życia. W Marii Iwickiej - bohaterce następnej powieści - uważny czytelnik zauważy nakładanie się cech Marii i Marty z opowieści ewangelicznej.
Pisząc Marię, Orzeszkowa wiedziała, że będzie to kontynuacja poprzedniego utworu. „Ileż to razy rozmawialiśmy o różnych Martach i Mariach tego świata, uganiających się za chlebem powszednim albo za cnotą nieskazitelną, najczęściej daremnie!”, „niech idealna moja Maria idzie w świat za prozaiczną siostrą swą Martą”.
Podsumowując gry Orzeszkowej z architekstem ewangelicznym, widzimy, że oto idealnie piękna Marta Świcka daremnie szuka jakiejkolwiek pracy, do której jest - zgodnie z architekstem - stworzona. Maria Iwicka (zauważmy rym nazwiska Iwicka i Świcka) też idealnie piękna, powołana - zgodnie z architekstem - do kontemplacji życia, w rzeczywistości zajmuje się trudnymi obowiązkami gospodyni domu i opiekunki trojga dzieci wdowca.
Marta (1873)
Powieść wyrosła z pozytywistycznych tendencji literackich. Jej bohaterką jest Marta Świcka, wdowa po urzędniku. Nagle pozbawiona środków do życia, staje przed koniecznością znalezienia pracy, ale nie jest do niej dostatecznie przygotowana. Jako osoba wychowana w sposób tradycyjny (trochę francuskiego, trochę gry na pianinie), niewiele umie, a ponadto stare konwenanse obyczajowe nie zezwalają kobietom z lepszej - urzędniczej sfery pewnych zawodów (np. na handel). Pozostaje jedynie ciężka praca niewykwalifikowanej szwaczki, a gdy i tę traci, skazana jest wraz z dzieckiem na nędzę, żebractwo, a nawet na kradzież; w końcu ginie pod kołami tramwaju konnego, pozostawiając dziecko na łasce losu. Ten społeczno-obyczajowy utwór odegrał ważną rolę w dyskusjach nad emancypacją kobiet; był tłumaczony na kilkanaście języków.
Od romansu do powieści społecznej [w:] M. Żmigrodzka, Orzeszkowa. Młodość pozytywizmu
Marta powstała w 1872 roku i była rezultatem świadomego dążenia do rezygnacji z rozbudowanej intrygi romansowej. Dowodem tego jest ironiczny zwrot „do publiczności”. Autorka daje do zrozumienia, że romansowe perypetie są ustępstwem wobec gustów odbiorców.
Orzeszkowa z ascetyczną surowością rozsnuwa dzieje Marty „jednolitą i jednobarwną nicią”. Brak intrygi oznaczał zamiar przedstawienia losów Marty jako fatalistycznie niemal ukształtowanej konsekwencji jej sytuacji społecznej. Znalazłszy się po śmierci męża bez środków do życia, nie umiejąc nic porządnie robić, natrafiając na mur społecznych „uprzedzeń”, nie dopuszczających kobiety do pracy w wielu zawodach, Marta skazana jest na zagładę i autorka nie kryje od początku wyroku ciążącego nad losami bohaterki. Mimo uczuciowego zaangażowania się po stronie ginącej ofiary „złych ustaw społecznych” Orzeszkowa z okrutną dokładnością notuje kolejne stadia obserwowanego zjawiska, które ma potwierdzić jej pesymistyczną tezę o fatalnych skutkach ograniczenia prawa kobiet do pracy. Uczucie zazdrości, jakie ogarnia Martę - odtrąconą przez swą „nieumiejętność” od wszelkiej pracy umysłowej - na widok studentów, świadczy, że myśl o studiach uniwersyteckich kobiety już wówczas nie wydawała się pisarce herezją.
Dążenie do maksymalnego uproszczenia zarysu fabuły nie oznacza bynajmniej rezygnacji ze zwartej konstrukcji. Ścisła koncentracja na losach Marty, a także wyizolowanie bohaterki ze społeczeństwa, przedstawienie jej jako kobiety przerażająco samotnej, nie mogącej liczyć na pomoc rodziny, przyjaciół, instytucji dobroczynnych, wszystko to nie przeszkadzało pisarce rozszerzać niekiedy perspektywy obserwacji powieściowej i ukazywać Martę jako jedną z ogromnej rzeszy kobiet rozpaczliwie i daremnie walczących o zdobycie środków egzystencji. Dzieje powolnej deklasacji Marty stają się dla narratorki okazją do zstępowania w coraz niższe kręgi piekła wielkomiejskiej nędzy. Uboga kandydatka na nauczycielkę staje się na ostatnich kartach powieści żebraczką i złodziejką. Szwalnia pani Szwejc to jedyny w utworze realistyczny obraz kapitalistycznego warsztatu, prowadzącego brutalną i wprost tak nazywaną przez pisarkę eksploatację niefachowej siły roboczej. Martę wytrąciły z tego środowiska resztki godności osobistej.
Pisarka wyposaża Martę w cechy budzące jej największy szacunek: siłę charakteru, wytrwałość, opanowanie, godność osobistą. Nieudolność bohaterki to rezultat niedouczenia, a nie tak potępianego przez Orzeszkową niedołęstwa kobiecego. Poddając Martę drobiazgowej obserwacji psychologicznej i socjologicznej, autorka notuje nie tylko etapy jej zsuwania się na dno społeczne, ale i załamania psychiczne, z góry przygotowuje czytelnika na nieuchronną konieczność wystąpienia symptomów strachu, zatraty ambicji, gotowości na żebraninę i kradzież. Zarówno rosnąca przenikliwość społecznej obserwacji, jak i pozytywistyczna teza, iż niezależność materialna jest nieodzownym warunkiem niezależności moralnej, a dobrobyt stanowi niezbędną społecznie podstawę „cnoty”, wymagały ukazania powolnej deprawacji Marty. Zwraca przy tym uwagę stosunkowa nikłość akcentów moralistycznych w powieści. Logika „niesprawiedliwości społecznej” wymagała bowiem, by pozytywne cechy charakteru bohaterki przyspieszały jej zagładę. Fakt, że w toku doświadczeń Marty zabrakło tak częstego ogniwa upodlenia samotnej kobiety, jakim była prostytucja, nie jest rezultatem pruderii autorki. Postawa Marty została skontrastowana z dziejami jej dawnej przyjaciółki. Była to próba pokreślenia patetycznej wymowy rozpaczliwej walki bohaterki o ocalenie resztek niezależności osobistej. Jedynie scena poprzedzająca katastrofę, w której w duszy Marty patrzącej na pełny pugilares bogacza wybucha „wulkan gniewu, zawiści i - pożądliwości” opatrzona została pełnym grozy moralistycznym komentarzem.
Marta jest jedynym utworem, w którym potrzeba zejścia na dno społeczne doprowadziła pisarkę do spojrzenia na „kwestię pracy i kapitału” od strony doświadczeń wyzyskiwanych. Pozwoliła na to tendencja powieści, wskazująca na możliwość wyrównania krzywdy w sposób dość łatwy i godziwy przez reformę wychowania dziewcząt i obalenie przesądów zamykających kobietom drogę do wielu ze wszech miar odpowiednich dla nich zawodów. To spojrzenie na całą „budowlę społeczną” z perspektywy skrzywdzonych i wydziedziczonych sprawiło, że wielkie miasto - tym razem Warszawa - wystąpiło w nowym świetle. Nie jest to już ani zimowa rezydencja ziemiaństwa, ani budujące siedlisko skromnych, lecz użytecznych „małych ludzi”. Jest to ogromne zbiorowisko ludzkie, w którym toczy się zacięta walka o byt i ścierają się sprzeczne interesy, konglomerat indywiduów obcych sobie, często wrogich, zawsze obojętnych, wśród których rozpaczliwie samotny jest słaby człowiek. Koleje losów Marty określa społeczne fatum. Fatalna siła miażdżąca człowieka jest zewnętrznym układem praw, przesądów i nawyków społecznych. Ucieczka tragicznej złodziejki przez ciemne ulice miasta i jej śmierć pod kołami konnego tramwaju zostały ukazane jako symboliczna wizja, przeciwstawiająca drobną postać samotnego człowieka groźnym „dwóm czarnym masom” - tłumowi i „maszynie”. Marta woli śmierć, niż hańbę. Ale jej rzucenie się pod omnibus jest symbolicznym gestem ucieczki przed nieludzkim światem, w którym nie było dla niej miejsca. W ten sposób miasto zostało po raz pierwszy, choć nie wprost ukazane jako bezlitosny potwór niszczący jednostkę, a tramwaj konny, zaawansowany do roli symbolu cywilizacji technicznej i nazywany „omnibusem kolei żelaznej”, nie reprezentuje, jak dotąd lokomotywa, słonecznej wizji postępu, lecz ślepą, bezduszną, wrogą człowiekowi siłę.