KAUKASKA MISTYFIKACJA
UFO, nr
20 (4/1994)
IRENEUSZ HURIJ
KAUKASKA MISTYFIKACJA
We wrocławskiej gazecie Wieczór Wrocławia ukazał
się 21 marca artykuł Michała Zabłockiego "Ta rzecz na Kaukazie, czyli wkład
polskiej kinematografii w historię odkryć dowodów na istnienie
niezidentyfikowanych obiektów latających". Autor artykułu nawiązuje do
książki Michaela Hesemanna UFO: Dowody wydanej w roku 1993 przez
warszawskie wydawnictwo Agencja Elipsa. Na stronach 91-93 Hesemann mówi o
pozaziemskim obiekcie znalezionym i sfotografowanym na terenie Gruzji (były
ZSRR).
Według autora artykułu "rzecz", o której
mowa w książce UFO: Dowody, jest dekoracją do nie dokończonego filmu
Na srebrnym globie w reżyserii Andrzeja Żuławskiego.
Po przeprowadzeniu rozmów z Michałem Zabłockim
(drugi kierownik produkcji wymienionego filmu) oraz scenografem - autorem
dekoracji, Jerzym Śnieżawskim, należy jednoznacznie stwierdzić, że w książce
Hesemanna w rozdziale "1983 r.: Ta rzecz na Kaukazie" mowa jest o
mistyfikacji.
Pragnąłbym w tym miejscu zaakcentować kilka
stwierdzeń, które występują w tym rozdziale i obrazują rozmiary oszustwa
osoby będącej autorem tej mistyfikacji. Oto one:
- konstrukcja do połowy szklana,
- fotel pilota mierzącego 3-4 metry wzrostu,
- przypuszczalne katapultowanie się pilota,
- napęd odrzutowy i antygrawitacyjny,
- źródło napędu to niebezpieczne
"promienie neutrino", napromieniowany którymi autor zamieszczonych zdjęć
i jego żona zmarli na raka,
- członkowie ekipy ratowniczej także zostali
napromieniowani i byli leczeni w rosyjskich szpitalach,
- pojazd po znalezieniu został zawieziony
przez wojsko do tajnych zakładów wojskowych.
Z kolei według autora dekoracji, scenografia miała
służyć do zdjęć plenerowych i nie zawierała wyposażenia, które mogłoby
usprawiedliwiać ww. stwierdzenia. W jakim celu dopuszczono się tej
dezinformacji?
Cytowany przez Hesemanna członek komisji do badań
anomalii i zjawisk atmosferycznych Akademii Nauk, dr W. Uwarow, zastanawia się
nad podobieństwem obiektu do amerykańskiego pojazdu księżycowego. Wyjaśnienie
tego podobieństwa jest prozaiczne - scenograf Jerzy Śnieżawski projektując
scenografię do ww. filmu korzystał między innymi z wielu filmów
dokumentalnych poświęconych amerykańskiemu programowi kosmicznemu.
Na zakończenie pragnę podziękować i imieniu własnym
oraz Wrocławskiego Klubu Popularyzacji i Badań UFO Michałowi Zabłockiemu i
Jerzemu Śnieżawskiemu za rozmowy i udzielenie dokładnych wyjaśnień, dzięki
którym ów przejaw "ufomaniactwa" czy wręcz celowej mistyfikacji został
zdemaskowany, a także udostępnienie zdjęć pokazujących kolejne etapy montażu
makiety.
Poniżej zamieszczam wspomniany artykuł z Wieczoru
Wrocławia oraz list Jerzego Snieżawskiego.
TA RZECZ NA KAUKAZIE
czyli wkład polskiej kinematografii w historię
odkryć dowodów na istnienie niezidentyfikowanych obiektów latających
W księgarniach pojawiła się książka Michaela
Hesemanna wydana przez warszawską Agencję Elipsa (tłumaczenie z niemieckiego)
pt. "UFO: Dowody - dokumentacja". Książka
formatu A-4, drukowana na porządnym papierze, zawiera na 127 stronach szereg
reprodukcji tajnych dokumentów rządów USA, Niemiec, Wielkiej Brytanii oraz
nie publikowanych dotąd wspomnień pilotów wojskowych, a także zdjęć latających
talerzy itp., które mają dowieść istnienia pojazdów UFO.
Na stronach 91-93, w rozdziale "Ta rzecz na
Kaukazie" czytamy: "6 marca 1983 roku nadzór przestrzeni powietrznej na
Kaukazie odkrywa nisko lecący obiekt nieznanego pochodzenia. Zostaje odpalona
rakieta stacjonująca na ziemi, trafia w obiekt, uszkadza go, ale nie niszczy
[...]. W maju 1983 małżeństwo zbierające grzyby spaceruje po górach Stołowaja,
nad kaukaskim miastem Ordzhonikidze (region Kabardino-Bałkarskaja) odkrywa
obiekt o wysokości i szerokości ok. 8 m. Konstrukcja do połowy szklana,
druga połowa z metalu, stojąca na czterech teleskopowych nogach. Wysunięte
dwie rampy. W dolnej części znajdują się wieńce ciężkich dysz [...].
Cytowany na s. 92 Walerij Uwarow z komisji do
badań anomalii atmosferycznych i fenomenów Akademii Nauk stwierdza: Jest to
rzeczywisty pozaziemski obiekt latający. Jego podobieństwo z pojazdem księżycowym
Amerykanów mogę sobie tylko tak tłumaczyć, że w USA znaleziono i odtworzono
podobny obiekt - lub wiedzę o tym otrzymano w jakiś inny sposób. Całość
wywodów uzupełniają w książce zdjęcia pojazdu na tle gór i schemat jego
wnętrza.
Autor podaje inne możliwe interpretacje
znaleziska, z którymi się jednak szybko rozprawia:
Sowiecki kosmiczny pojazd eksperymentalny? - Nie stałby 2 miesiące w górach, dostępny dla każdego. Dekoracja filmowa?
- Kto kręciłby film w niedostępnej okolicy, na płaskowyżu górskim, na który
nie ma drogi dojazdowej? Otóż właśnie TO MY, MY WROCŁAWIANIE, kręciliśmy
(a właściwie mieliśmy kręcić) tam film!
Gdy kupiłem książkę w warszawskiej księgarni
przy ul. Hożej 29 na początku marca tego roku, wspomnienia produkcji filmu
fabularnego "Na srebrnym globie" (firmowanego przez zespół filmowy
"Pryzmat") stanęły mi przed oczyma. Dekorację księżycowego ładownika,
wybudowaną we wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych wg projektu
scenografa Jerzego Śnieżawskiego, zawieźliśmy w częściach do Gruzji. Tam właśnie
postawiliśmy ją na płaskim wzgórzu, kilkaset metrów nad przebiegającą niżej
"wojenną drogą", kamienną półką nad urwiskami, gdzie ciężarówki
i autobusy pokonują brawurowo trasę między miastami Tbilisi-Ordżonikidze-Nalczik.
W takiej to dzikiej okolicy przygotowywane były sekwencje pierwszych
scenariuszowe ujęć filmu w reżyserii Andrzeja Żuławskiego w latach
1976/1977 (a nie w 1983!) za zgodą tamtejszych władz administracyjnych i
lokalnej jednostki wojskowej. Wybór miejsca podyktowany był niskimi (ówczesnymi)
cenami usług studia filmowego z Tbilisi, które organizowało pobyt polskiej
ekipy w Gruzji oraz przede wszystkim walorami pleneru, o wiele bardziej "groźnego"
niż rodzime Tatry (gdzie zresztą nie dostaliśmy zgody na zdjęcia).
Jurek Śnieżawski był bardzo dumny z tej
dekoracji; wybudowana ze składanych elementów, musiała wyglądać bardziej niż
wiarygodnie, skoro takie autorytety jak Walerij Uwarow (?) uznali ją po latach
za UFO wzorowane na amerykańskich pojazdach księżycowych. Lądownik ten
pozostawiony przez nas wiosną 1977 roku czekał swojej kolejki zdjęć, ale nie
miał szczęścia - niestety, jak cały film. Ci, którzy się interesują
polskim kinem pamiętają, że produkcja "Na srebrnym globie" została
przerwana w czerwcu 1977, w momencie zresztą najmniej logicznym z punktu
widzenia państwowego producenta: brakowało ok. 20% filmu, w tym scen końcowych
i początkowych, m.in. dramatycznego lądowania bohaterów na obcej planecie - właśnie z udziałem dekoracji w Gruzji.
Do przyjazdu ekipy zdjęciowej jednak nie doszło.
Jako drugiemu kierownikowi produkcji przyszło mi odpowiadać za "likwidację"
tego "obiektu" zdjęciowego, w tym wypadku likwidację dosłowną. Ładownik
jednak nie został pokrojony na żyletki; liczyliśmy na rychłe wznowienie zdjęć
i rewizję decyzji władz ministerialnych. W głowach nam się nie mieściło,
że tyle trudu i wysiłku włożonego w ten superfilm, po skomplikowanych zdjęciach
zimowych na Bałtyku z udziałem specjalnie zbudowanych żaglowców, po gehennie
zdjęć z tłumami statystów na plażach Karwi i w podziemiach kopalni
Wieliczka, po plenerach na mongolskiej pustyni Gobi itd. - wszystko to miałoby przepaść
bezpowrotnie? Lądownik został spakowany, przeniesiony na "wojenną drogę",
skąd zabrały go dwa TIR-y z firmy HARTWIG, które przybyły na oznaczony dzień
(manewrując precyzyjnie nad przepaściami, tak że mrówki przebiegały nam po
plecach) i przewiozły wszystkie elementy do wrocławskiej WFF - a nie do ośrodka
podmoskiewskiego kontrwywiadu wojskowego! W WFF dekoracja i pojazdy czekały
lepszych czasów, aż przeniesiono je na tereny magazynowe, gdzie dokonały żywota,
rozlatując się ze starości. Andrzej Żuławski po 10 latach zmontował film
na zasadzie ułożenia scen, uzupełniając brakujące fragmenty swoim
komentarzem. Po naszych dekoracjach pozostały tylko zdjęcia fotograficzne. Tak
więc - w zaskakujący sposób - niedoszła realizacja filmu spowodowała
intelektualny ferment w głowach poszukiwaczy przygód z UFO, a nie wykorzystany
rekwizyt filmowy zyskał walor mitotwórczy.
Michał Zabłockl
* * *
Do rąk moich dotarła książka pt. "Dowody
UFO" Hesemanna, w której ku mojemu zaskoczeniu rozpoznałem zaprojektowany
przeze mnie lądownik kosmiczny do filmu pt. "Na srebrnym globie" w reż.
A. Żuławskiego. Obiekt był budowany w pracowni WFF-2 we Wrocławiu w 1977 r.
Następnie w elementach montażowych przewieziony w Góry Kaukazu i tam
zmontowany.
Obiekt został zlokalizowany w wysokich górach,
ponieważ wymagała tego fabuła filmu.
Na zdjęciach reprodukowanych w książce
rozpoznałem Gruzina-Czeczeńca, który pilnował wybudowanej dekoracji, żeby
ktoś jej nie zniszczył do momentu rozpoczęcia zdjęć. Niestety los nie był
łaskawy dla reżysera i ekipy, ponieważ ówczesny min. kultury przerwał ku
zaskoczeniu wszystkich realizację w/w filmu w czerwcu 1977 r. i dekoracja została
rozebrana i przewieziona do Polski, a następnie po paru latach złomowana i
zniszczona.
Dołączam zdjęcia z okresu budowy i całość
"lądownika Jerzego". Niewątpliwą satysfakcję dla mnie stanowi opis
akademika nauk W. Uwarowa, ale muszę stwierdzić, że są to wyssane z palca
bzdury. Nie jest to obiekt UFO, ale dekoracja filmowa.
Z poważaniem
Jerzy Śnieżawski
(nieczytelny podpis)
* * *
OD REDAKCJI UFO
O rzekomej katastrofie tego "pozaziemskiego
pojazdu" wiadomo mi było już od dawna. Bodaj pierwszym angielskojęzycznym
pismem, które opublikowało tę "rewelację" włącznie ze zdjęciami
(innymi oczywiście niż te, które zamieściliśmy w tym artykule) był
brytyjski miesięcznik UFO wydawany przez organizację Quest
International (vol. 9, nr 6, 1990). W ślad za nim poszły inne pisma. Sprawa ta
trafiła nawet na łamy kilku książek. Winowajcą tej ewidentnej wpadki jest,
jak przypuszczam, nie Michael Hesemann, lecz rosyjski ufolog dr Walerij Uwarow.
Zdumiewa mnie, że dał się on na to nabrać.
Ani przez chwilę nie zamierzałem publikować na
łamach naszego pisma tej informacji, ponieważ od początku uważałem tę
sprawę za kompletną bzdurę i to właśnie dzięki towarzyszącym jej zdjęciom,
z których wyraźnie było widać, że jest to absolutnie ziemska konstrukcja
nie mająca nic wspólnego ze zjawiskiem NOLi. Jak wiadomo, NOLe nie posiadają
odrzutowego, rakietowego ani innego tego typu prymitywnego napędu (jeśli jakiś
NOL posiada coś takiego, to jest niemal pewne, że nie jest to pozaziemska
konstrukcja), natomiast obiekt widoczny na zdjęciach posiada charakterystyczne
dla silników rakietowych dysze. W tej sytuacji wniosek mógł być tylko jeden:
Cała ta sprawa to bzdura.
Przypuszczam, że sprawcą tej mistyfikacji nie
jest sam dr Uwarow, lecz jeszcze ktoś inny, ktoś, kto przekazał mu te zdjęcia.
Niewykluczone że była to któraś z miejscowych osób pomagających naszej
ekipie z WFF - któryś ze wspomnianych przez Michała Zabłockiego Gruzinów,
który postanowił zakpić sobie ze wszystkich, puszczając w obieg zdjęcia z
wyssanymi z palca informacjami. Skąd to przypuszczenie? Otóż na jednym ze zdjęć
stojący na rampie obok makiety pojazdu mężczyzna ma zamalowaną twarz, aby
nie można było poznać kto to. Może to właśnie sam sprawca tego
infantylnego żartu.
Obawiam się, że podobnych kuriozalnych spraw
zza wschodniej granicy możemy spodziewać się więcej, jako że z chwilą
rozpadu ZSRR i otwarcia jego granic wielu ufologów z WNP zaczęło szukać za
wszelką cenę rozgłosu na Zachodzie, gdzie bardzo często ludzie są naiwni i
nieświadomi pokrętności psychiki mieszkańców dawnego Bloku Wschodniego.
Ostatnio podobnie niepokojące wieści napłynęły do nas na temat dokonań
bardzo często i chętnie cytowanego na Zachodzie pewnego rosyjskiego ufologa...
ale o tym przy innej okazji.
Ryszard Z. Fiejtek
UFO
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Kelis Mr UFO Man26 26 Luty 2000 Zbrodnia i mistyfikacjaUFO Unclassified Documents (EN) Moon Dust ReportingUFO przyleciało z ZiemiUFOUFO Unclassfied Documents (EN) AFL 200 5hostfont template ufohostfont template ufoufo w biblipowody ukrywania prawdy o ufowięcej podobnych podstron