Holy Grenade


Holy Grenade

-Idę już! IDĘ!
Krzyknął ze złością dość niski mężczyzna kierując się w kierunku drzwi. Posiadał on nieco więcej niż lekką nadwagę, toteż ciężko było zobaczyć wnętrze pomieszenia, gdy udostępnił pukającemu wejście.
-Czego?!
Warknął na młodego, szczupłego chłopaka stojącego przed progiem, i trzymającego w dłoniach białe zawiniątko.
-Zamówił pan wczoraj specjalność zakładu....więc ja to dzisiaj przyniosłem. Miałem przyjść tuż po wschodzie słońca...
Zaczął się tłumaczyć. Sięgające karku włosy połyskiwały cytrynowymi pasami w świetle słonecznym i sprawiały, że ich posiadacz wyglądał uroczo, a przy tym słodko jak niewiasta.
-Dawaj! Ile jest?!
-Dwadzieścia, tak, jak pan sobie tego życzył...
-Co za to chcesz?!
-2 srebrne monety panie...
-Masz! Zjeżdzaj już!
Wepchnął mu w dłoń pieniądze i zabrawszy zawiniątko zatrzasnął drzwi. Chłopak włożył monety do kieszeni spodni i stanął na poboczu drogi. Przez moment przyglądał się ludziom idącym ulicą, ale szybko zaniechał tego zajęcia.
-Ale sympatyczny gośc, nie ma co....no doprawdy, mógłby wygrać konkurs grzeczności...ech.....ale mamy czasy...jak ktoś robi za posłańca w karczmie to od razu nie ma szans na jakikolwiek szacunek!
Szedł ze spuszczoną głową i mamrotał pod nosem co chwilę rozglądając się dookoła. Nie lubił tego miasta. Tylko magowie, armia i szlachta mogła tu dostatnio żyć. A on? Dla wszystkich jest tylko jednym z kelnerów w saloonie i posłańcem. A niby kto przygotowuje 'specjalność zakładu'?! On! I nikt nie raczył mu za to choćby raz podziękować! Ale przecież nie może marudzić, i tak ma całkiem niezłe życie...Za swoją pracę dostaje wyżywienia, skromne ale zawsze, dach nad głową, a że na podłodze śpi to już szczegół. Przecież sen na deskach w karczmarskiej kuchni jest lepszy niż sen pod schodami, na dworze, zwłaszcza gdy pada. No i jeszcze za to wszystko zajmuje się jedynie robieniem 'specjalności zakładu'. A jego znajome,a w szczególności znajomi, muszą za takie wygody słono płacić...praca po nocach wyczerpuje, a ich klienci zawsze są bardzo wymagający. Oj tak, praca w kuchni nie da się z 'tym' porównać. Uśmiechnął się z ulgą, na myśl, że podczas, gdy inni siedzą w głównej sali i zabawiają bywalców saloonu, on może nawet się nie wychylać z kuchni. Tylko te dostawy na wynos bywają niebezpieczne, bo w mieście ostatnio coraz więcej się pojawia różnych ciemnych typów tylko marzących o skombinowaniu sobie jakiegoś nowego służącego. I takie typki na ogół nie przebierają i biorą jak leci każdego kto się napatoczy. Miał dużo szczęścia, że jak dotąd nikt go sobie nie przywłaszczył....bo właściwie każdy wyższy statusem mógł na jedno skinienie dłoni takich, jak on, pracowników karczmy, zabierać i już nigdy nie oddawać, nie tylko do saloonu, ale nawet do życia. Nawet się nie zorientował, gdy stał już przed drzwiczkami karczmy. O tej porze nie ma w niej klientów, więc bez obaw mógł skorzystać z głównego wejścia. Zawiasy lekko skrzypnęły, kiedy pchnął ścianki drzwiczek. Rozejrzał się po sali i ze zdziwieniem spostrzegł, że w jednym z najciemniejszych kątów siedzi jakiś barczysty mężczyzna. Na ile pozwalało na to nieoświetlone pomieszczenie chłopak ocenił strój przybysza na ciemnozielony, w dość zgniłym odcieniu tego koloru. Poza płaszczem okrywającym całą sylwetkę widać było jedynie brązowy kapelusz, i wystającą spod niego kitkę czarnych, długich do ramion, włosów. Gość nieznacznie podniósł głowę, gdy chłopak wszedł do środka. Blondyn mógłby w tej chwili przysiąc, że się wrednie uśmiechnął. Ale nie przysiągł, gdyż do sali wszedł barman. Właściciel karczmy, człowiek wysoki, szczupły o szpakowatej brodzie i szarych ze starości włosach spojrzał ze zdenerwowaniem na przybyłego i gestem dłoni nakazał mu przyjść do pomieszczenia obok. Chłopak przełknął ślinę, ale wykonał polecenie. Bał się, że dostanie niezłe kazanie za tak długą nieobecność, ale szef dał mu tylko kolejne zawiniątko, podyktował adres i wysłał znowu na 'wycieczkę' po mieście. Jasnowłosy burknął coś i niechętnie wyszedł z lokalu. Barczysty mężczyzna cicho skierował się ku wyjściu.

***********


Niewielki cień przemknął między sąsiadującymi blisko ścianami domów. Skierował się za pobliskie beczki, skąd mógł bez przeszkód i obaw o zauważenie, przyglądać się ulicy. Wiśniowe oczy z uwagą śledziły młodego chłopaka idącego drogą. Na opalonej twarzy nie było widać najmniejszych emocji, gdy obserwowała blondyna. Niespodziewanie za kryjącą się postacią pojawił się lekki szmer. Czerwonooki w ułamku sekundy wyjął miecz z pochwy i odwrócił się. Ostrze znajdowało się kilka milimetrów przed sprawcą hałasu.
-Spokojnie Kazuya, to tylko ja.
Nieco przestraszony szept wydobył się z ust mężczyzny w ciemnym płaszczu i kapeluszu. Chłopak wrócił do poprzedniej pozycji a barczysty człowiek przykucnął obok niego.
-Byłem tam. Mały poszedł teraz z przesyłką...
-Właśnie widziałem go. Dowiedziałeś się czegoś?
-Tak. Dziś wieczorem prawdopodobnie będzie w sali...
-On?
-...za karę. Spóźnił się przed chwilą. Słyszałem, jak mu o tym ten barman mówił. Gość nie chciał, żebym go usłyszał, ale mam niezły słuch.
-No proszę, ciekawe, jak to będzie wyglądać...
-Ja mam się tym zająć czy wysłać kogoś innego? A może nasz mag weźmie sprawy w swoje ręce?
-Nie, nie może przecież pokazywać się w miejscach publicznych. Ma dużą moc, zaraz by ją wykryto. Ja pójdę.
-CO?!
-Na króla ciszej! Zwariowałeś, żeby tak się wydzierać?!
-Wybacz. Kazuya! Ty chyba żartujesz!
-Nie, czemu miałbym?
-Wariat! Poradzisz sobie?
Mężczyzna krytycznym wzrokiem zlustrował sylwetkę chłopaka. Był wyjątkowo szczupły, nawet jak na przymierającego głodem, którym przecież nie był. Wiśniowe oczy odpowiedziały mu złowrogim blaskiem i wielkolud zaprzestał oględzin. Rozmowa wróciła na tor dzisiejszego wieczoru. Musieli obmyśleć cały plan ze wszystkimi szczegółami. Ejzatnaf nie wybaczyłby im, gdyby się coś nie udało. Wręcz przeciwnie. Całą grupa mogłaby napisać zbiorowy testament. Zbiorowy, bo na pisanie każdemu z osobna nie starczyłoby czasu. Zajęci tymi przewidywaniami przestali zwracać uwagę na jasnowłosego chłopaka, który wracał już do karczmy.

********


Tym razem postanowił skorzystać z wejścia dla służby, z tyłu. Nie miał najmniejszej ochoty ryzykować spotkania z tamtym typem. Na pierwszy rzut oka wydał mu się podejrzany. I wredny. Ble! Wstrętny! Ale nie ma rady, wieczorem nie będzie mógł wybrzydzać. Szef nałożył na niego karę. Bardzo niemiłą karę, od której nie było odwołania, a która, z całą pewnością, stanie się jego koszmarem na co najmniej rok. Z grymasem na twarzy poszedł do pokoju dzielonego przezeń z jeszcze kilkoma osobami. Służba to służba. Jeden pokój dla pięciu osób to w sumie niewiele, jeśli wziąć pod uwagę, że zdarzało mu się mieszkać z dwudziestoma człekami w równie małych klitkach. Ta myśl jednak poprawiła mu humor. Niby nieznacznie, ale jednak.
-Hej Navy! Co dzisiaj tak długo? Miałeś kilka zamówień?
-Dwa, ale powoli chodziłem! Gorąco dziś jak w piekle!
-Racja!
Odkrzyknął mu jakiś chłopak z drugiego końca pokoju. Byli we dwójkę w pomieszczeniu, gdyż reszta korzystała z kilku wolnych godzin do zachodu słońca i wyszła na miasto, a raczej jego namiastkę. Miastem nie można było nazwać z czystym sumieniem kilkunastu budynków, a że był wśród nich i bank i więzienie i hotel i saloon to już nieistotne.
-Myślisz, że będziesz miał dziś dużo...hmmm.....zleceń?
Zagadnął blondyn. Drugi chłopak przekręcił się na łóżku i zrobił zniesmaczoną minę. Niebieskie, długie do pasa włosy rozlały się na pościel i opadły mu na oczy. Chwilę pomyślał, po czym rzekł wesoło, choć z nieukrywaną ironią.
-Na pewno mniej niż ty!
Zaśmiał się głośno, zaś adresat wypowiedzi, zdziwiony nią, otworzył usta, jakby miał coś powiedzieć, lecz tego nie zrobił.
-No co? Zapomniałeś gdzie jesteś? Tutaj wieści rozchodzą się bardzo szybko!
Dodał mocno akcentując słowo 'bardzo'. Wpatrzył się na blondyna czarnymi oczami, w których tańczyły radosne iskierki i rzucił coś do niego.
-Łap! To moja harmonijka. Zagraj coś, to nam obu poprawisz humor.
-No dobra, ale co?
-Co tylko chcesz!
Blondyn przyłożył instrument do ust i po chwili pokój napełnił się żwawą melodią. Niebieskowłosy uderzał raźno palcami w kant łóżka wystukając rytm. Odrobinę się naburmuszył, gdy jego kolega po kilku minutach przestał grać, ale nadal się uśmiechał.
-Wiesz, że powinieneś kiedyś zagrać na scenie?
-Żartujesz?
-Już widzę te ogromne afisze na ścianach! Yuuki Navy, artysta gry na harmonijce ustnej!
Obaj się roześmiali.Po czym lnianowłosy chłopak zapytał lekko drżącym głosem.
-Ale...jak to jest? To znaczy, no wiesz, jak dziś wieczorem....
-Co masz robić, jeśli się komuś spodobasz?
-Nooo....tak, co?
-Wszystko, co ci powie, inaczej szef może być zły na ciebie. Nie przejmuj sie tym Yuu! Staniesz sobie pod ścianą koło mnie, najwyżej cię który zawoła żebyś mu na kolanie posiedział!
-Jesteś pewien?
-Albo zaprosi cię do jakiegoś pokoju, żeby się rozerwać....AAŁŁAAAAA!!!! Za co?!
Niebieskowłosy chłopak trzymał się za obolałą głowę. Nie ma to jak super-twarda poduszka wycelowana dokładnie w sam jej czubek! Popatrzył z żalem na wściekłego towarzysza i od razu domyślił się 'dlaczego'...
-Jeśli jeszcze raz powiesz coś takiego rzucę drugą!
-Oj, przepraszam Yuu, żartowałem. Nie bierz tego na serio.
-Mam nadzieję....
Burknął chłopak i znowu zaczął grać na harmonijce. Tym razem melodia była odrobinę spokojniejsza i bardziej melancholijna. Słuchacz szybko zrozumiał, że trafił w bardzo czuły punkt i do końca dnia Yuu będzie miał humor skopany do granic możliwości, albo i dalej, jesli to tylko możliwe. Zagłębił się w muzyce starając się obmyśleć plan ułatwienia wieczoru przyjacielowi.

*******


-I wtedy go złapiecie.
-A gdzie go ukryjemy?
-Za miastem jest stara, opuszczona, rozwalająca się chałupa, wystarczy nim dotrzemy do lasu.
-Lasu?! Kazuya zgłupiałeś?!Przecież jesteśmy na skraju pustyni!
-Właśnie, na skraju. Kilka dni i dojedziemy do lasu, ale nim wyruszymy w tej ruinie poczekamy na maga.
-Dobra Kaze, ale pamiętaj, że to twój pomysł!
-Jasne, jasne. A teraz zacznijcie gromadzić materriały, prowiant i konie, zaczynamy akcję za dwie godziny!
-W porządku, idziemy chłopaki!
Młody chłopak o wiśniowych oczach został sam w niedużym, oświetlonym świecą pokoju, gdy pięciu barczystych mężczyzn zniknęło za drzwiami. Oparł głowę na łokciach i zastanawiał się, czy dopracował plan do wszystkich szczegółów. Zdawał sobie sprawę, że jeśli on zawali sprawę w karczmie przygotowania wezmą w łeb i on będzie mógł wziąść łopatę i kopać sobie grób, by następnie samemu dobrowolnie do niego wejść i już tak zostać. Wszystko jest lepsze niż śmierć od któregoś z tych zaklęć tego wrednego maga, który jest, jak na złość jego przełożonym. Co za pech...Czarne włosy sięgające łopatek, związane obecnie w luźna kitkę opadły mu na ramiona. Nie zwróciwszy na to uwagi zgasił świeczkę i usiadł na podłodze krzyżując nogi. Położył dłonie na kolanach i zamknął oczy. Przez kilkanaście minut trwał tak bez ruchu, nim zdecydował się unieść powieki. Wyciągnął przed siebie jedną rękę i skupił na niej wzrok.Rozejrzał się nerwowo wokoło i, zauważywszy miskę napełnioną wodą, przesunął ją bliżej siebie. Powrócił oczyma na dłoń. Przez chwilę sie koncentrował, gdy pojawił sie nad nią mały płomyczek. Najpierw uśmiechnął się wesoło, jak małe dziecko na widok nowej zabawki, ale szybko zmienił minę na przerażenie....gdyż cała ręka stanęła w ogniu! Błyskawicznie włożył dłoń do wody i westchnął z ulgą, gdy poczuł ochłodzenie. Popatrzył na rękę. Była dość mocno poparzona. Jak po każdej próbie. Zdecydował się darować sobie resztę ćwiczeń, kiedy drzwi pomieszczenia uchyliły się i wszedł do niego barczysty mężczyzna w ciemnozielonym płaszczu.
-Kaze! A ty znowu swoje! Następnym razem spalisz cały budynek! Zobacz, jak ta ręka już wygląda! Chyba z tysiąc razy ją przypalałeś w tym miesiącu!
-Dokładnie 846. Muszę ćwiczyć, jeśli chcę się tego nauczyć i koniec.
-Kazuya Saymatar jest wspaniałym szermierzem i nie ma sobie równych w tej dziedzinie! Po co ci to papranie się z magią?! To, że masz jakąś tam moc w żywiole ognia i wiatru nie znaczy, że kiedykolwiek ją opanujesz!
-A tobie co do tego Ergo?
-Mi? A w sumie to nic.
-.....powalająca dedukcja.............
Ergo uśmiechnął się beztrosko, a Kaze mruknął cos niewyraźnie, prawdopodonie jakieś przekleństwo charakteryzujące inteligencję wojownika. Chłopak zrezygnowany usiadł na krześle i wzrokiem zapalił świeczkę. Właściwie to tylko tyle umiał. "No nic-pomyślał-trzeba się zbierać powoli, zachód już, muszę się pośpieszyć, żeby mi ktoś tego małego z przed oczu nie świsnął! O tak, czas ucieka!"
-Dobra mądralo, idziemy. Ja do karczmy, ty z chłopakami z tyłu. Będę w drugim oknie od prawej na piętrze. Czekajcie tam na mnie.
-Będziesz skakał z okna?
-No, nie pierwszy raz przecież, a co?
-A skąd pewność, że ten mały też da radę skoczyć? Wpradzie wyglądał raczej na wysportowanego, ale to trochę niebezpieczne, nie sądzisz?
-W takim razie......yyyhhhh.......wyjdziemy drzwiami wejściowymi. Powiem, że zabieram małego do mnie. Barman dostanie kilka złotych monet i nie będzie protestował.
-A skąd je skombinujesz?
-A jak myślisz? W kaczrmie przesiaduje mnóstwo bogaczów, ukradnę kóremuś i po kłopocie.
-Dobra, to idziemy!
Kaze zgasił świeczkę i wyszli najpierw z pokoju, a potem z budynku. Mężczyzna wyjaśnił towarzyszowi, że pozostali czekają już na swoich miejscach, więc musi się pośpieszyć. Chłopak skinął głową. Rozstali się przed wejściem do karczmy. Wiśniowooki zakrył chustą dolną część twarzy i nasunął na oczy kapelusz. Szczelniej owinąłwszy się płaszczem wszedł do środka.

*******


-JA SIĘ BOJĘĘ!!!
-Nie ma czego Yuu, naprawdę. Będę tam z tobą. A teraz zamiast chować się pod łóżkiem chodź. Wszyscy prócz nas są już na dole!!
-A ja nie chcę!!
-A mnie to guzik obchodzi! Chodźże wreszcie!! I tak na za wiele ci pozwalam!
-NIE!!
-TAK!!!
-NIEE!!!
-YUUKI! WYŁAŹ STAMTĄD!!
-NIEE CHCĘĘ!!!
-TO ZECHCIEJ!!
Niebieskowłowsy chłopak w obcisłym stroju siłą wyciągnął Yuu spod mebla. Lnianowłosy z rezygnacją spojrzał na przyjaciela otrzepując się z kurzu. Niechętnie wyszedł z pokoju i razem ruszyli korytarzem w stronę schodów do sali.
-Yuu, i tak pozwoliłem ci zostać w tych ciuchach, to dużo. Normalnie powinieneś mieć na sobie to, co ja.
-Dlaczego? Przecież to żadna różnica.
-Akurat. Popatrz na siebie. Luźna jasna koszula i spodnie może i są pociągające, ale nie seksowne. A o to chodzi!
-Boję się! Ja nie chcę! A jak który będzie się pchał z łapami?! Jeszcze mu dam niechcący w mordę! I co wtedy?!
-Szef cię wywali na zbity pysk. Chodź.-stali w przejściu między salą a kuchnią-Widzisz? Tu zostaniemy. Pod tą ścianą.
-Okej.....ale nigdzie nie pójdziesz? Nie zostawisz mnie samego?
-HEJ! MŁODY! CHONO TU!
Wyraźnie pijany, brodaty mężczyzna krzyknął do długowłosego. Ten szepnął kilka słów otuchy do Yuu i szybko poszedł w stronę klienta. Blondyn został sam. Zupełnie sam. I nie wiedział, co powinien zrobić. Wtem drzwiczki zapiszczały. Ktoś wszedł do karczmy. Nikt nie zawracał sobie nieznajomym głowy, zajęty swoimi sprawami. Nikt, prócz Yuu. Wędrowiec wydał mu się w miarę normalny. Oczywiście w porównaniu do tej pijącej, wrzeszczącej, brudnej zgrai przesiadującej w saloonie. Chłopak przyjrzał się gościowi. Od razu zauważył płaszcz podobny do tego, jaki miał barczysty mężczyzna, którego widział tu rano. Ale ten nie miał kapelusza. Za to miał chustę, którą owinął dolną połowę twarzy. Yuuki zdążył się zorientować, iż nieznajomy ma czarne włosy z fioletowym połyskiem i rozgląda się nerwowo po sali, niby kogoś szukając. Chłopak drgnął, gdy wzrok wędrowca się na nim zatrzymał. Gość skinieniem ręki przywołał jasnowłosego, który z możliwie największym ociąganiem powoli podszedł do niego. Nieznajomy nakazał mu usiąść obok, co niewiadomo dlaczego, wywołało u Yuu przypływ krwi pod skórę twarzy.
-Te, mały, coś się zaczerwienił? Nowy jesteś?
-T...tak....
-Ile masz?
-Proszę?
-Lat. Ile masz lat?
-Siedemnaście, a o co chodzi?
-Dobrze....Imię?
-Yuuki, ale wszyscy mówią mi Yuu.
-Dobra, to wystarczy. Chodźmy na górę, do któregoś pokoju.
-Eee...co...?.....
-Pstro. Chodź.
-Ale....musimy?
-Hmm.....
Klient przez chwilę się zastanawiał. Przecząco skinął głową i, nakazując chłopakowi nie ruszać się z miejsca, ruszył w stronę barmana. Blondyn ze strachem w oczach obserwował rozmowę. Właściciel wyglądał na niezadowolonego i co chwila patrzył w jego stronę, ale gdy nieznajomy wcisnął mu do ręki kilka złotych monet natychmiast wyszczerzył zęby potakując skwapliwie. Gość w płaszczu wrócił do stolika w rogu, przy którym zostawił Yuu i ruchem głowy kazał mu wstać. Chwyciwszy chłopaka mocno za przegub pociągnął go w stronę wyjścia, nie zwracając uwagi na pomrukiwania potrącanych osób. Jasnowłosy zdążył tylko rzucić błagalne spojrzenie w stronę niebieskowłosego przyjaciela, lecz ten pochłonięty klientem nawet go nie dostrzegł. Yuu poczuł, że lada moment się rozpłacze, choćby bez powodu.
-Wredny gość, ten barman.
-Co?
-Wredny gość, musiałem dać mu wszystko, co miałem!
-Nie rozumiem....
-Ech mały....kupiłem cię sobie, a tamten gość wyciągnął ze mnie za to mnóstwo forsy! Mam tylko nadzieję, że się nie pomyliłem...
Yuu zamarł. Jakiś nieznany mu facet 'kupił go sobie' i teraz marudzi, że wydał wszystkie pieniądze! Jasnowłosemu zakręciło się w głowie, takie coś zupełnie go przerosło. Był przyzwyczajony do siedzenia w kuchni, a tu niespodziewanie ten ktoś go zabiera nie wiadomo gdzie i po co! Dobra, domyślał się po co. Takich, jak on kupuje się zazwyczaj tylko w jednym konkretnym celu. Chłopakowi pociemniało w oczach, usłyszał tylko czyjeś podenerwowane lub zadowolone głosy i stracił poczucie rzeczywistości.

**********


Ziewnął przeciągle i spojrzał na leżącą na łóżku postać. Młody chłopak oddychał równo i spokojnie. Jasnożółte włosy leżały rozrzucone na poduszce, niby aureola. Podszedł bliżej i naciągnął na uśpione ciało koc. Uśmiechnął się do siebie patrząc na dziewczęce rysy tworzące zgrabną kompozycję. Przykucnął obok łóżka i przyglądał się wytrwale twarzy. Po kilku minutach chłopak otworzył oczy, co kilka sekund mrużąc je pod wpływem światła.
-Dzień dobry Śpiący Książę.
-Dzień dobry....kee.....m.....gdzie ja jestem i....kim ty jesteś?
-Nie pamiętasz? Wczoraj, w karczmie, jak tylko wyszliśmy zemdlałeś, nie wiem czemu. Przenieśliśmy cię tutaj. I tylko spałeś cała noc.
Dodał z wyrzutem. Tymczasem jasnowłosy powoli, powoli zaczynał składać wszystko w całość. Najbardziej zdziwił go młodzieniec, który usiadł na łóżku. Wczoraj widział jakiegoś gościa w płaszczu, o ciemnych włosach i wiśniowych oczach, wyglądało to razem raczej średnio. A teraz patrzył na niego badawczo czarnowłosy, kilka lat starszy, osobnik, o karminowych oczach i śniadej cerze. Yuu studiując tę sylwetkę nie omieszkał zauważyć, że nieznajomy jest całkiem przystojny, wysoki i wychudzony jak pies. Wprawdzie to ostatnie było dość ciężko zauważyć po luźnej, zapinanej, czarnej koszuli, ale już wąskie, fioletowo-czarne spodnie zdradzały figurę modelki, tudzież modela.
-Wpatrzyłeś się we mnie jak w obrazek.
-Oh! Przepraszam! Nie chciałem!
-Nie, wcale. Jakbyś nie chciał to byś nie tak nie gapił. To logiczne.
-Oj...
-No co? Przypomniałeś już sobie?
-Tak. Ale...gdzie ja jestem?
-W ruderze za miastem, a co Słodki Książę?
-Przestań mnie tak nazywać!
-Ooo, sprzeciwiasz się właścicielowi. W tej chwili mógłbym bez mrugnięcia wymierzyć ci dziesięć batów albo coś. Właściwie wszystko mogę i to w każdej chwili.
Czarnowłosy młodzieniec uśmiechnął się złośliwie i znacząco spojrzał na Yuu. Ten pytającym wzrokiem wyraził swe niezrozumienie jego słów, toteż wkrótce załapał, co miały one oznaczać, gdyż troskliwy nieznajomy przesunął mu delikatnie opuszkiem wskazującego, prawego palca po sutach i szyi. Yuuki przełknął ślinę. Każdy jego, teraz ciężki, oddech był doskonale słyszalny w panującej ciszy. Na szczęście, dla jasnowłosego i nieszczęście, dla czarnowłosego, drzwi pokoju otworzył się z głośnym skrzypieniem i do środka wszedł barczysty mężczyzna z kitką ciemnych włosów. Yuu natychmiast rozpoznał w nim klienta, którego widział poprzedniego ranka.
-O, Kaze, nie tracisz czasu! Już coś kombinujesz?
-Ależ skąd, ja tylko rozmawiam sobie z moim Słodkim Księciem.
-Słodkim Księciem?
-Tak....pasuje do niego, nieprawdaż?
Kaze przymknął powieki wskazując głową na zdezorientowanego chłopaka. Po kilku sekundach przestał się uśmiechać a jego głos nabrał groźnego tonu.
-Dobra, teraz na serio, właśnie się obudził, i nie chciałem go przestraszyć. Mamy tu siedzieć tydzień, możecie z chłopakami zrobić z nim co chcecie.
-Co chcemy? Czyli?
-Nie wiem. Gwałcić, głodzić, bić, obsypywać kwiatkami, co wam przyjdzie do głowy, byle żył.
-Brzmi zachęcająco...ale myśleliśmy już nad tym i...
-Podjęliście sami decyzję?
-...tak, to też nasza sprawa, nie? Zatem postanowiliśmy, że skoro dziś twoje urodziny to...tego małego możesz traktować jako prezent od nas i...
-Prezent? Przecież sam się produkowałem, żeby go stamtąd wykombinować!
-...pozwól mi skończyć. I stwierdziliśmy, że i tak to ty jesteś do niego najbardziej zbliżony wiekowo, więc najlepiej się zrozumiecie. I będzie pod twoją opieką.
-CO?!
-No, będziesz z nim przez całą podróż, postoje i tak dalej, no skoro go kupiłeś...
-Ale mag mi kazał! Normalnie nawet bym na niego nie spojrzał! Popatrz tylko, jak on wygląda!
Ergo obrzucił krótkim spojrzeniem siedzącą sylwetkę przestraszonego blondyna.
-Jest całkiem całkiem. Założę się, że nie nudziłbyś się z nim w łóżku.
-Skoro jesteś taki pewny to sam sobie z nim śpij.
-Nie, nie mój typ, ale ty lubisz takie blond-ciasteczka.
-Zjeżdżaj. Ładny mi prezent, bachor do opieki.
-Ok, w rzeczywistości mag skontaktował się z nami, gdy ty pilnowałeś go w nocy i kazał tak sprawę rozłożyć.
-Wiedziałem! Tylko on mógł zrobić mi coś tak wrednego!
-Miłej zabawy Kazuya!
Ergo mrugnął i wyszedł szybko. Prawdopodobnie wolał nie zbliżać się do rozwścieczonego młodzieńca. Zaś Yuu tylko trząsł się ze strachu i pogubienia w sytuacji. Został wykupiony, siedzi nie wiadomo gdzie z niewiadomo kim i jeszcze ten ktoś rozmawia z jakimś gorylem o jego przydatności w łóżku! Nic tylko się powiesić. I całkiem możliwe, że blondyn by wkrótce ten zamiar wprowadził w życie, gdyby czarnowłosy nagle nie odwrócił się ku niemu z nieodgadnionym wzrokiem.
-Jeśli spróbujesz nawiać zabiję cię. A teraz wstawaj i siadaj na tamtym krześle.
Cedził wyrazy bardzo powoli, jednocześnie zachowując całkowity spokój i opanowanie. Yuuki posłusznie wykonał rozkaz. Wtedy Kazuya podszedł do niego i wyciągnąwszy z pobliskiej szafki sznur mocno związał chłopaka. Ten, mimo wiercenia się i kręcenia, ile wlezie, nie mógł tym działaniom zapobiec i szybko się poddał. Zadowolony z osiągniętego szybko efektu Kazuya uśmiechnął się łobuzersko i spojrzał na zrezygnowanego blondyna.
-He he he!
-Małpa!
-Oooo...czyżbym słyszałem jakieś głosy sprzeciwu?
Kaze udawał, że nadstawia ucho. Yuuki niezadowolony mruknął.
-Jednak się pomyliłem. Na twoje szczęście Książę.
-NIE NAZYWAJ MNIE TAK!
-Jednak się NIE pomyliłem....hmm.....trzeba by jakąś karę ci wymyśleć. Dziś mam dobry dzień na wyzłośliwianie się. Na całą noc zostajesz tu sam. No, nie liczę szczurów.
-SAM?!
-Wolisz chłostę?
-Nie...panie.
-O, już lepiej. Tylko tak dalej, a może odrobinę zmniejszę wyrok.
Kazuya uśmiechnął się niczym kat do ofiary tuż przed opuszczeniem toporu. Yuu dzielnie zniósł ten wyraz twarzy i odwdzięczył się spojrzeniem a'la ranna sarna, wierząc, że oprawca się zlituje.
-Mmmmmm????
-Nie patrz tak na mnie!
-Dlaaaaaczeeeeegooo????
-Wolisz nie wiedzieć Słodki Książę....A teraz już mi spać! Będę miły i też tu przenocuję ale ty zostajesz na krześle!
-Ale ja na tym nie usnę!
-Przecież cię nie przywiążę do łóżka! Chyba, że chcesz....co ty na to Słódki Książę?
-ODWAL SIĘ!
-Żartowałem, jeszcze mi nie odbiło, żeby lecieć na pierwszego lepszego chłopaka.
-Pierwszego lepszego?! Co ty sobie o mnie myślisz ty....ty....ty gburny staruchu!
-Ta zniewaga krwi wymaga! Zostajesz sam! Ja idę do Ergo! Szczurzych snów Słódki Książę!
Diabelsko uśmiechnięty Kazuya wyszedł z pokoju gasząc lampę. Yuu rozejrzał się. 'Widzę ciemność...powinienem się cieszyć. W tych ciemnościach nie powinno być nic widać. W sumie.....nic to ciemność....łaaa.....'. Nie podobała mu się ta sytuacja. Ani trochę. Jest sam w pokoju z obcymi ludźmi, w nieznanym sobie miejscu. Zaskarbił sobie szczerą nienawiść chyba szefa całej bandy, a jeden osiłek uważa go za dobrą partię....do tego wokół jest pełno szczurów...szczurów? Zaraz.....to dziwne chrobotanie.....coś go zaczęło łaskotać o nogę...to...to nie mogą być....SZCZURY!!!

***


Kaze wyszedłszy z pokoju udał się do pomieszczenia, w którym przebywał obecnie Ergo. Otworzył drzwi na oscież. Nie zaskoczył go widok, który spotkał. Ergo, wraz z czterema kolegami przyprowadzili sobie kilka osób mających umilić im wieczór, albo i noc. A że osobnicy ci mieli umilić ten wieczór grając rolę poduszek, to już inna sprawa. Kazuya wszedł do środka i rozsiadłszy się na krześle obok stołu skinął ręką na Ergo.
-O co chodzi Kaze?
-Młody się przyzwyczaił i zaczyna dokazywać. Kłócił się ze mną.
-Heh, takie czasy.
-Nie, ten mały wyraźnie się nie boi, no chyba, ze mu grożę.
Kaze uśmiechnął się podstępnie.
-A czym to mu grozisz? Hm?
-Spełniam groźby, więc...nie dziw się, że teraz siedzi tam sam, przywiązany do krzesła i przygląda się szczurom. O ile jeszcze ma czym. Te zwierzątka bywają niebzpieczne...
-Kazuya! Czyś ty zwariował?! Przecież on ma przeżyć!
-No to co? Znajdziemy kogoś innego.
-Ale mag powiedział, że to musi być...
-AAAAAAAAAAAAAA!!!!!
Głośny krzyk dobiegający z innego pomieszczenia namoment zwrócił uwagę wszystkich. Na moment, bo zaraz wrócili do swych zajęć. Wszyscy prócz Kaze, któyry poszedł do pokoju, w którym zostawił blondyna. 'No pięknie. Ciekawe co mu jest....jeśli tylko ugryzł go szczur to go zabiję. Nie lubię, kiedy ktoś sie tak wydziera! Ar....zaraz się dowiem, czy trzeba szukać kogoś zamiast niego, czy tylko dostanie parę szpiców...'. Chłopak popchnął drzwi i wszedłdo środka. Wymacał lampę na pobliskim stoliku i zapalił ją. Spojrzał na Yuu. Siedział, jak wcześniej, choć teraz był przerażony. Poza tym nic nowego. Przerzucił wzrok niżej. No taaaaaak....jakiś sympatyczny szczurek właśnie kogoś ugryzł. Zdarza się, trudno, nie ma powodu drzeć się z tego w niebogłosy. Kaze machnął ręką i w przypływie łąskawości gotów był już gasić lampę i sobie iść, kiedy jego wzrok padł na drugą stronę pokoju. Jakiś OLBRZYMI szczur siedział sobie wygodnie na łóżku. I zdawałs ię nie przejmować, iż prawowity właściciel posłania właśnie mierzy go wzrokiem. Kaze złowieszczo zabłysły oczy.
-Co jak co, ale tego nie wybaczę....@$%$%^&# STĄD #$%*#$# GRYZONIU!!!
Szczur ostentacyjnie podniósł pysk, przyjrzał się rozwścieczonemu chłopakowi i...nic sobie z niego nie robiąc leżał dalej.
-O nie, nie wybaczę...Zabiję, uduszę, poćwiartuję, ugotuję, usmażę, ale nie wybaczę!! A masz ty #%#$@^(% !!!
Kaze uformował w dłoni kulkę ognia i rzucił nią w zwierzaka. Po kilku minutach dym zniknął a ciemnowłosy przyjrzał się dokłądnie resztkom spalonego posłania. Przerzucił płonący wzrok na Yuu, któremu na twarzy zagościł głupawy uśmiech. Skinął głową w dół, na małego szczura, który nadal ssał z niego hektolitry czerwonego płynu. Dobra, Yuuki brał mili za hekto, ale szczegół. Kazuya z kamienną twarzą podszedł i przykucnął obok stóp jasnowłosego. Spojrzał na szczura, który pod wpływem tego wzroku zamarł w bezruchu. Chwyciwszy zwierzę za sierść na grzbiecie wyrzucił je z całej siły przez okno. Podniósł wzrok na blodnyna.
-Chyba musimy porozmawiać....Słodki Książę....
Błysk w oczach Kaze sprawił, że wydały się czerwieńsze niż zwykle a Yuu głośno przełknął ślinę.


Yuuki przełknął ślinę. Wzrok, który Kaze na niego skierował był najgorszym z możliwych, wydawał się móc topić skały. Yuu był święcie przekonany, że w razie czego istotnie by te skały stopił. A tymczasem topił pewnego blonyna, z którego pot spływał, jak po naprawdę wyczerpującej ucieczce przed stadem bawołów.
-Dlaczego krzyczałeś Słodki Książę?
Ten głos....Yuu aż zadrżał....taki jakiś niski, delikatny. Niemalże aksamitny. Wydawał się zupełnie nie pasować do złowieszczych oczu. Jasnowłosy z przerażeniem spojrzał na twarz właściciela. Swoją drogą nadal nie mógł się przyzwyczaić do posiadania 'pana'.
-Ja....ja....bo panie...ten...szczur....on mnie ugryzł...i ja....
-Czyżbyś nagle stracił pewność siebie?
-Bo...panie...ja...
-Panie? A przed chwilą byłem gburnym staruchem....
Kaze wyjątkowo niespodobało się nazwanie go staruchem. Przecież był jeszcze młody. A ten tu dzieciak sobie pozwala. O nie....jeszcze teraz ten szczur na łóżku...to wszystko razem spowodowało, że Kazuya był BARDZO zły....nawet wściekły...Yuu kolejny raz wstrzymał oddech, gdy czarnowłosy wstawał. Zdziwił się, że starszy chłopak go rozwiązuje. Spodziewał się raczej kary....zaraz....a może kara wymagała rozwiązania? Yuuki wzdrygnął się na rozkaz wstawania.
-Podejdź do tamtej szafy.
Kaze wskazał masywny, drewniany mebel.
-Wyjmij kilka koców. Doooobrzeee....
Kaze z uśmiechem i niemal nieukrywaną przyjemnością przyglądał się chłopakowi. Jasnowłosy był wprawdzie cały czas przestraszony i niepewny czekającej go kary, acz poruszał się iście zniewalająco. Kazuya przypomniał sobie niedawne słowa Ergo o przydatności młodego. Młodzieniec uśmiechnął się szerzej na sekundę, by zaraz potem przybrać groźną minę.
-Chodź, ty pierwszy.
Popchnął chłopaka przez drzwi i kierował dalej, do pomieszczenia, w którym jest reszta grupy. Otworzył wejście i stanął obok Yuu. Wszystkie spojrzenia skierowały się, ku przerażeniu blondyna, na nich.
-Kaze, czemu tu go przyprowadziłeś?
-Bo rozwaliłem łóżko.
-?! Roz....waliłeś...? To co wy tam robiliście?! Albo czego zrobić już nie daliście rady....
Głos Ergo był zdecydowanie jednoznaczny. I Yuuki to odczuł. Spojrzał błagalnie na czarnowłosego. Ten tylko uśmiechnął się złośliwie.
-Szczur mnie wkurzył. I pobawiłem się ogniem. Resztę sobie dopowiedz.
-Ooo...widzę, że młody jednak ci się podoba.
-Ty to powiedziałeś.
-Dobra, siadaj. Chyba nie będziemy ci przeszkadzać zabawą, nie?
-Ależ skąd, byleby nikt się do młodego nie kleił.
-A do ciebie można?
Ergo, podobnie jak jego kompani, oderwani wciąż od rozrywki, rozmarzonym wzrokiem spojrzeli na Kaze. Ten z uwodzicielskim uśmiechem zmierzył wzrokiem bandę.
-Spróbujcie szczęścia.
-Ymmm......warto by było....
-Dobra, zjazd mi z tamtego rogu!
Kaze powiedział to głośno, wyraźnie i stanowczo. Nikt nawet nie mruknął i wszyscy zostawili róg pokoju pod oknem do dyspozycji najmłodszego członka grupy. Kaze podszedł na miejsce omijając ostrożnie porozrzucane tu i ówdzie ubrania oraz ludzi. Wszyscy wrócili do poprzedniego zajęcia nie zwracając już uwagi na nowych lokatorów. Czarnowłosy wziął koce z rąk Yuu i ułożywszy je na podłodze w przytulne gniazdko nakazał blondynowi siadać. Ten w sekundzie wykonał polecenie, zaś Kaze przykucnął obok niego. Gwar jaki panował w pomieszczeniu uniemożliwiał rozmowę, ale czego innego się można było spodziewać. Yuu starał się nie patrzeć na kilkanaście osób przed nim. Jakaś połowa byłą niemalże bez ubrań. Jasnowłosy podciągnął kolana pod brodę i kątem oka spojrzał na Kaze. Ten akurat, odwrócony twarzą do ściany, przyglądał się czemuś na dłoni. Gdy przyłożył na moment rękę do lewego ucha Yuu zauważył, ze był to kolczyk. Albo jego kawałek, taki był dziwaczn. Nieistotne zresztą, co to było. Blondyn sprawdził w którą stronę patrzy czarnowłosy. Nie zdziwił się, gdy zobaczył twarz zwróconą w stronę kilku par. Za to zdziwił się, gdy udało mu się dostrzec wyraz tejże twarzy. Kaze wyglądał na skupionego. Patrzył i nie widział. Widocznie myślał o czymś i przez to nie zwracał najmniejszej uwagi na rozrywki najemników. W pewnym momencie któryś z nich postanowił pójść dalej i pomieszczenie wypełnił przeraźliwy krzyk. Potem jeszcze jeden. Yuu był wystraszony jak nigdy dotąd. Złapał się rękawa koszuli Kaze. Złapał, a przy okazji spowodował przewrócenie się tegoż. Wiadomo, rozkojarzony Kazuya błądził duszą gdzie indziej i dopiero upadek, z jakichś trzydziestu centymetrów, przywrócił go światu.
-Co ty wyprawiasz do...
Nie skończył mówić, ponieważ zobaczył kurczowo trzymające go dłonie i mocno zaciśnięte powieki. Rzucił okiem na pokój. W mig pojął, o co chodzi młodemu. Ale nie można powiedzieć, by to miało coś zmienić. Wręcz przeciwnie.
-Zachowujesz się, jak dziecko Słodki Książę. Boisz się bez powodu. Wstydź się.
Mówił delikatnie, prawie jak do pięciolatka. Ale Yuu miał nadzieję, że rozbawienie w tym głosie jest wytworem jego wyobraźni.
-Ale ja...
-Ale nic. Otwórz oczy.
-Nie....panie...nie....
-Słuchaj Książę, otwierasz czy mam ci pomóc?
Yuu niechętnie podniósł powieki. Próbował nie zwracać uwagi na ludzi przebywających w pokoj. Utkwił wzrok w twarzy czarnowłosego. Liczył, że ten go stąd zabierze. nie ważne gdzie, byle stąd iść. Prosił o to bez słów, nie mając przy tym szans na spełnienie tego życzenia.
-No, ślicznie. Wystarczy cię poprosić a potrafisz być grzeczny.
Kaze uśmiechnął się złośliwie. Yuu się to nie spodobało. Poczuł, że coś się szykuje.
-Dlaczego tak się wystraszyłeś? Bo któryś z nich wrzasnął?
-T...tak...
-Jesteś żałosny. Mieszkałeś w saloonie, na co dzień miałeś takie widoczki, pewnie sam nieraz w nich uczestniczyłeś a teraz się boisz?
-To nie tak....
-A jak? Hm?
-Ja....ja nigdy....
-Co 'ty nigdy'? Nie widziałeś tego?
-Tak.....i nigdy sam....panie.....
-Keee??? Prawiczek? O rany....na króla, niech mnie powieszą, jeśli nie jesteś pierwszym prawiczkiem jakiego trzymam w ramionach!
Kaze się roześmiał. A Yuu przeanalizował te słowa 'Hmmm....w ramionach...Chwila...CO?! A to niby jakim cudem?! Jak...a, no tak...' Blondyn miał takie szczęście, że szybko kojarzył dlaczego coś się stało. Tarez także. Otóż, gdy Kaze porównał go do dziecka Yuu instynktownie dał się wciągnąć w jego ramiona. Było to o tyle prostrze, że Kaze, jak się przewrócił z jego wydatną pomocą, tak pozycji nie zmienił i siedział niemal tuż obok niego. 'Świetnie. Lepiej być nie mogło. Ja się znam za chwilę palnę kolejne głupstwo i się wkopię do reszty....' Yuu był bardziej niż rozbity. Porządkując myśli stwierdził, że najchętniej dałby temu trzymającemu go kolesiowi w mordę, ale jak tak na niego aptrzył to się bał i jednocześnie szkoda mu trochę było odkształcać taką twarz. Niby tylko trochę, ale zawsze.
-Bardzo śmieszne panie....
-O, zaczynasz rozmawiać, tym lepiej...
-mhhmmmrhrhmrrhmrmmm...
-Wobec tego....biorąc pod uwagę fakt, że nie przyzwyczajony jestem do obściskiwania dziewic a pewnie będę musiał cię jeszcze trochę poprzytulać...to chyba nie mam innego wyjścia, jak tylko...
Yuu ze strachem malującym mu się w oczach spojrzał na Kaze. Ten tylko wrednie się uśmiechnął i....pchnął chłopaka w tłum ciał i ubrań, na ogół leżących luzem. Yuuki już myślał, że nie wytrzyma i albo straci przytomność od razu albo po zobaczeniu twarzy jakiegoś napalonego najemnika, ale nagle coś złapało go za kołnierz koszuli. Zdezorientowany spojrzał w górę. Trzymał go jakiś człowiek w długim, czarnym płaszczu naciągniętym do samego czubka nosa. Unosili się. Yuu zauważył, że nagle wzrok wszystkich skierował się na jego wybawiciela. Także Kaze, lekko poirytowany, patrzył na nową postać, która podleciała do kąta z kocami, postawiła Yuu na podłodze i postanowiła się odezwać.
-Kazuya, jesteś bardzo nieodpowiedzialny.
-Ehe.
-Zachowuj się z szacunkiem. Wiesz, co gotów jestem zrobić.
-Ehe.
-Kazałem ci go pilnować a ty? Wrzucasz chłopaka między podnieconych mięśniaków! Myślisz, że co? Dałby sobie radę?!
-Kto go tam wie.
-Chyba ci do reszty mózg wyparował. Co, kolejny?
-Może...
-Radzę ci od razu zrezygnować. Teraz masz dużo roboty z nim.
Wskazał na Yuu.
-Jakiej niby?
-Jutro wyruszamy, więc lepiej dopilnuj, żeby się wyspał.
-Nie ma sprawy, wyśpi się jak nigdy w życiu.
-I pamiętaj, to, że go kupiłeś nie oznacza, że możesz go wykorzystać. On jest mój.
-Tere fere. Myślisz, że oddam ci taką sztukę magu?
-Ja to wiem. A teraz posprzątajcie tu i wypocznijcie.
-Jeszcze jedno magu. Miałeś tu przybyć za kilka dni....
-Ale domyśliłem się, że on może cię zainteresować do tego czasu i wolałem nie ryzykować.
-O to się nie martw, nie lubię takich jak ten młody.
-Od kiedy zmieniasz gust?
-Od zawsze, zjeżdzaj już!
-Do jutra, a chłopak nocuje ze mną.
-Nie ma! Jeszcze co?! Może połowa z nas ma mu towarzyszyć?!
-Skoro chcessz, to też możesz....
-Stary @$#%***^ zboczeniec. Nic z tego. Młody śpi ze mną i koniec, prawda młody?
Kaze grożnie spojrzał na Yuu. Ten zaś wydawał się nie przejawiać szczególnej chęci do zgodzenia się a tamten mag wydawał mu się być znacznie sympatyczniejszy. Wszak go uratował, ne? Ale kiedy patrzył na Kaze...on wydawał się być całkiem miły, przynajmniej momentami. Yuuki z wahaniem skinął głową i zorbił krok w stronę Kazuyi. Ten z uśmiechem spojrzał na niezadowolonnego maga i ciągtnąc blodyna jedną ręką a drugą szybko zwijając koce wyszedł z pokoju. Tymczasem mag również udał się do innego pomieszczenia pozostawiając rzeszę niemal nagich ludzi w niewielkim osłupieniu..

***

'Ciekawe, gdzie mnie wlecze....hmm....przecież tamten pokój nie nadaje się już do użytku...po tej jego ognistej kulce....właśnie....nie wiedziałem, znaczy wiedziałem, ale nie od razu, że panuje nad ogniem...to ponoć trochę trudne, zwłaszcza, że można się poparzyć..w sumie to ma nieźle spieczone ręce...pewnie jeszcze się uczy, no tak, mogłem się domyśleć wcześniej, że należy do którejś z wyższych sfer.....choćby po władaniu ogniem, gdy rozwalił pół pokoju....ciekawe, czy potrafi kontrolować coś jeszcze....hmm...mogę sprawdzić, ale lepiej później,żeby się nie zorientował, że ja...'
-HEJ! Mówię do ciebie już pięć razy a ty nic! Obudź się!!!
-C...co...? A...taa....tak....przepraszam.....
Yuu uśmiechnął się rozbrajająco, a Kaze ciężko westchnął. Znajdowali się w jakimś pokoju, niepodobnym do poprzedniego. Bo w tym wszystkie meble były całe. Ale poza tym, to właściwie były podobne, no, tyle, że tutaj nie było okien. Yuu szybko stwierdził, że to pewnie, aby nie nawiał. Kiedy blondyn rozglądał się po wnętrzu Kaze rzucił jeden koc na podłogę, resztę kładąc na łóżku.
-Słodki Książe... Śpisz w tamtym kącie!
Wskazał na porzucony w rogu koc.
-A...aha...
-Co? Nie podoba się?
-Ależ skąd!
-Ja myślę...a teraz już, rozbieraj się i śpij.
-Ja....ja wolę tak...w ubraniu....
Kaze podejrzliwie spojrzał na Yuu, który tylko zrobił zakłopotaną minkę, czym wywołał u ciemnowłosego ukryty dłonią śmiech.
-Czyżby....Słodki Książę.....wstydził się...? CHACHACHACHACHAAA!!!
-Nie ma się z czego śmiać....
-Co tam mamroczesz? Chachachachaaa.......
-Nic.
Burknął obrażony chłopak i odwrócił się tyłem do Kaze. Ten wreszcie opanował śmiech i zauważył nadąsaną istotkę. Podszedł do Yuu od tyłu i położył głowę na jego ramieniu rękoma obejmując go w pasie.
-No już, nie złość się...żartowałem tylko...Słodziutki....nooo....
-Hmpf!
-Oj, Książę.....maleństwo....wiedz, że ja nie zawsze będe taki miły i mogę stracić cierpliwość, a wtedy...
-?
-...Ergo i jego kumple chętnie się tobą 'zaopiekują'....
-Nie zapominaj, że tobą równie chętnie Kazuya. Puść dzieciaka.
-Mag?!
Kaze gwałtownie obrócił się w stronę drzwi, przy których stał zakapturzony człowiek. Nie puścił jednak blondyna a jedynie nieco uniósł głowę. Yuu przełknął ślinę."Ooo...choć raz korzysta z drzwi....ciekawe z jakiej okazji...." ta myśl wywołała u Kaze uśmieszek.
-Czemu zawdzięczam twoje wtrącenie się?
-Kazałem ci go puścić.
-No to co?
-To, że mogę cię postraszyć tak samo jak ty jego. Tylko, że ja to chętnie spełnię, nawet osobiście.
-Gdybym cię nie znał uznałbym to za blef....taki potężny mag a taki zboczeniec...patrzcie no....na króla! Magu! Dałbyś mi wreszcie spokój! Cał czas przeszkadzasz mi i młodemu!
Mag uniósł brew.
-Młody idzie ze mną. Natychmiast.
-Nie! Jest mój!
-I co z tego? Idzie ze mną, już.
Yuuki bezwolnie uniósł się z objęć Kaze i znajdował się w powietrzu. Podpłynął tak do maga, który właśnie wyciągał ręce aby złapać chłopaka. Ale ten najwyraźniej nie był pewien, czy chce opuszczać ciemnowłosego, gdyż wił się jak świeżo złowiona rybka. Mimo to mag bardzo szybko dostał blondyna w swoje łapska i zadowolony rzucił przez ramię oschłe 'dobranoc' do Kazuyi i już miał zamiar wyjść, kiedy...
-CHWILUNIA!!! Magusiek! Wracaj ty no tu zaraz i odawaj mi młodego!
-Tere fere, trza se było go lepiej pilnować.
-DAWAJ GO TY SZUJO JEDNA!!!
-Rozumiem, że i ty masz ochotę przyjść do mnie?
-ZATRALALAJ STĄD TY ZBOCZONY KAPTURZAKU!!
-Nie to nie, nie musisz się wydzierać.
Drzwi cicho skrzypnęły i mag oraz Yuu zniknęli z pola widzenia Kaze. Zdenerwowany i całkiem czerwony (ze złości i ze wstydu) chłopak usiadł na łóżku i popatrzył na drzwi.
Mrugnął.
Znowu mrugnął.
Jeszcze raz mrugnął.
-P******** zboczeniec!!! Hmpf....a młody mnie nie obchodzi.....nic a nic....
Rozebrał się.
-Ani trochę mnie nie obchodzi co ten mag z nim zrobi.
Położył się...
-Ani ociupinkę.
...i nakrył kołderko-prześcieradłem.
-Do ch******!!! CH******* OBCHODZI MNIE CO TEN ******** ZROBI Z _MOJĄ_ ZABAWKĄ!!!
Usiadł na łóżku.
-Ale teraz chcę spać! Rano się dowiem. Ale jeśli coś mu zrobi....to gościa zabiję....
Położył się z powrotem i naciągnął kołdrę pod brodę.
-Chrrrrrrr.........

***

Yuu zadrżał, gdy mag nakazał mu się rozebrać i położyć na łóżku. Nawet jeśli nie przepadał za Kazuyą, to zdecydowanie wolał go od tego zboczonego maga. Zdecydowanie. "Kurczę....jeśli cos zrobię....to się zaraz domyśli, że ja.....ale jeśli nic nie zrobię i zgodzę się to będzie jeszcze gorzej...I co teraz?! Argh....Muszę szybko coś wymyśleć.....nikt tak długo nie rozwiązuje butów, nawet z tysiącem zapinek i rzemyczków....hmm....a może by tak....co mam do stracenia? Er.....wszystko...huh, raz kozie śmierć....najwyżej dam się zdemaskować...."
-Ale....czy mógłby się pan....na moment odwrócić?
Zapytał Yuu z nadzieją w głosie.
-Heh? Dobrze.....ale żadnych sztuczek!
-Tak, tak, oczywiście!
Zakomenderował poszłusznie chłopak. Gdy tylko mag się odwrócił blondyn szybko zdjął koszulę i buty, po czym wpakował się do łóżka i nakrył tak, aby zasłaniać spodnie. "Dobra....mam jedną, jedyną szansę.....musze tylko uważać, by się nie domyślił, co potrafię...."
-Już....
Mag odwrócił się z oślinioną gębą....wyglądał wyjątkowo obleśnie. Yuu w duchu się skrzywił, ale na twarz przywołał najbardziej czarujący i zachęcający uśmiech jaki znał. Dla tego zboczeńca właśnie stanowił personifikację najśmielszych marzeń erotycznych...Śliczny, młody chłopak leżący na łóżku...z rozrzuconymi wokół złotymi włosami.....nagi....chwila....mag, który właśnie zabierał się za zsuwanie niżej kołderki mocno się zdziwił...młody nie był nagi...er...
-A to po co?
-Aby miał pan więcej zabawy...
Skłamał śmiało Yuu i naprężył wszystkie mięśnie.
-Hmm...może masz rację...
Mag właściwie ściągał jużspodnie chłopaka, gdy ten podniósł dłoń i lekko nacisnął na potylicę swego obecnego koszmaru. Mężczyzna natychmiast stracił przytomność, co bardzo ucieszyło jasnowłosego.
-Dobrze...jak na razie wygląda na to, że mi się uda...
Yuu wpatrzył się w ścianę i po chwili na łóżku leżało kilku pustych butelek po napojach z procentem powyżej 18%...
-To powinno go przekonać, że winą upicia się jest nie pamiętanie nocy...mam tylko nadzieję, że uda mi się teraz tąd zwiać....ale najpierw muszę zostawić mu wiadomość...
Yuuki spojrzał na głowę maga i wysłał do niej informację, że on sam nakazał chłopcu się wynieść do Kazuyi. Teraz wszystko było gotowe.
-W porządku, mogę iść.
Blondyn cichutko wyślizgnął się z pokoju po drodze zbierając ubranie. Na korytarzu szybko założył koszulę i skierował się w stronę pomieszczenia, z którego niedawno zabrał go mag. Powoli uchylił drzwi i wsunął się do środka. Kazuya spał. Tak przynajmniej myślał Yuu. Ale szybko zmienił zdanie, gdyż gdy tylko próbował ułożyć się na kocu w kącie usłyszał znajomy głos.
-Słodki Książę...czyżbyś nie spełnił oczekiwań maga?
-Kazał mi przyjść do ciebie, panie.
-Mhmmm.....to miłe choć dziwne z jego strony....w każdym bądź razie chodź tu.
Yuu wzdrygnął się na myśl o ponownym stosowaniu sztuczki z ucieczką. Gorzej, że nie byłoby gdzie, ale podszedł poszłusznie do leżącego na plecach Kaze. Ciemnowłosy chłopak wpatrywał się w niego wiśniowymi oczami dobrą chwilę, nim stwierdził, że pora się odezwać.
-Właź pod kołdrę.
-Słucham?
-Właź pókim dobry!
-Ale....chyba nie chesz panie...
-Nie chcę żebyś nawiał, a zostawianie cię nie związanego w kącie byłoby z tym równoznaczne. Właźże!
-Dobrze panie...
Yuuki położył się obok Kazuyi. Wolałby na boku, ale było to niemożliwe, ze względu na fakt, iż Kaze założył ręce pod głowę, a łóżku duże nie było. Chłopak patrzył nadal niepewny niczego w twarz właściciela, ale nie miał pojęcia czego oczekiwać. W końcu Kazuya zdenerwowany tym wzrokiem błędnej owcy mrugnął nerwowo kilka razy.
-Nie gap się na mnie.
-Przepraszam...
-Wiesz co? Mam ochotę coś zrobić, ale po raz pierwszy w życiu się wacham...dziwne...nigdy nad niczem się nie zastanawiałem, ąel w tym jednym wypadku boję się, że coś zniszczę, ale nie wiem co to może być...
-Nie rozumiem...
-Jak myślsz, mogę jakoś sprawdzić co by się stało, gdybym się zdecydował nie ryzykując porażki?
-Chyba tylko robiąc to coś....ale nie wiem, nie znam pana sytuacji...
-Robiąc to mówisz? Hmmm....w sumie to nawet dobry pomysł...
Kaze spojrzał na leżącego obk chłopaka i uśmiechnął się wesoło. Nie wiedzieć czemu Yuu nie był przekonany do szczerości uśmiechu...


Kazuya doczłapał do pomieszczenia przyjmowanego za kuchenne. Zastał tam, jak się spodziewał, resztę bandy, czyli Ergo, jego czterech równie inteligentnych kolesi, maga oraz Yuu. Zaraz...Yuu właśnie krzątał się wokół różnych warzywek i tym podobnych a cała reszta wpatrywała się w niego maślanymi oczami. Kaze zaklął w myślach. To, że zaspał kilka minut, nie znaczy, że zaraz JEGO niewolnik ma robić śniadanie CAŁEJ grupie.
-O! Panie, wybacz, że cię nie obudziłem, ale...
-Tak, tak, podejrzewam, że po TAKIEJ nocy Kazuya był i tak zmęczony więc sen dobrze mu zrobił.
Przerwał jasnowłosemu chłopcu mag. Kaze skrzywił się.
-Nocy? O czym myślisz?
-No....nie udawaj. Odesłałem do ciebie młodego, żebyś nie mówił, że ci podkradam taki idaeł. Miał się tobą zająć, tak jak mną....
-Ideał?
Kaze uniósł brwi w zaskoczeniu.
-Hehehe...szkoda, że i ciebie z nami nie było...ten młody radzi sobie w łóżku lepiej niż wszyscy, których dotąd spotkałem razem wzięci!
Mag roześmiał się, a Yuuki spuścił głowę. Kaze zdziwiony dostrzegł lekki uśmieszek kpiny na twarzy blondyna, lecz uznał to za krótkie przywidzenie. Miałby się niby cieszyć z nocy z tym zboczonym magiem? Musiałby oszaleć! Kaze odsunął sobie krzesło na bok i usiadł pod ścianą.
-Dzisiaj ruszamy w stronę lasu?
Spojrzał na maga.Jak bardzo by gościa nienawidził, musiał liczyć się z jego mocą, poważnie przewyższającą zdolności ciemnowłosego.
-Taaaaak....powinniśmy przejść spory kawałek, za trzy-cztery dni dojdziemy do wyznaczonego miejsca.
Kaze nie zwrócił uwagi na Yuu, który pytał czy ten coś zje.
-W porządku, powinnyśmy ruszyć natychmiast, nim ktoś mógłby nas zauważyć.
-Bo teraz wszyscy jeszcze siedzą w barach.
Ergo dorzucił swoje trzy grosze. Razem z siedzącym najbliżej kumplem bezczelnie gapili się na jasnowłosego chłopaka i co kilka chwil szeptali coś, niewątplliwie na jego temat. On sam zaś z niewzruszoną maską zadowolonego z życia podawał wszystkim posiłek. Dopiero po obfitym śniadaniu banda raczyła się wynieść z rudery i zająć się skombinowaniem kilku koni. Mag, Kaze i Yuu zostali sami. Mag pierwszy się odezwał.
-Dobra, a teraz słuchaj Kazuya. Zapłacę ci ile zechcesz i obiecam zostawić cię w spokoju jak tylko oddasz mi młodego.
-Spadaj.
Prychnął chłopak.
-Słucham?
-Spadaj. Jest mój i koniec.
Kaze nawet nie mrugnął. Siedział, jak w
cześniej, bez ruchu patrząc przez okno na pustynny krajobraz. Yuuki zdezorientowany i pełny najgorszych przeczuć wyczekiwał efektu całej rozmowy. Mag tymczasem tracił cierpliwość.
-Dlaczego mi go nie dasz po dobroci?
-Bo nie mam ochoty.
-Wiesz, że mogę wziąść go siłą, kiedy zechcę, na nic tu twoje protesty.
-Jasne, chciałbyć.
-Przy okazji nie omieszkam zjechać ciebie, kochanie.
Mag spojrzał bardzo niedwuznacznie na oblanego purpurą Kaze. Umiechnął się pod nosem. Przerzucił wzrok na Yuu. Ten był przestraszony. Mocno.
-Te, Kazuya, zająłbyś się nim, przeciez to się zaraz rozpłacze.
Powiedział to tak sarkastycznie jak tylko potrafił.
-Niech ryczy, trudno. A ty się stąd wynieś, psujesz mi nastrój.
-Uważaj Kaze, mogę kiedyś nie wytrzymać i naprawdę, choćby magią, zaciągnę cię do łóżka.
-Pomarzyć sobie możesz.
Mimo zdecydowanego brzmienia tych słów Kazuya był zarumieniony. Mag lekko wyszedł z pomieszczenia nie zamykając za sobą drzwi. W progu jeszcze spojrzał na ciemnowłosego uśmiechając się bezczelnie. Kaze odetchnął z ulgą, kiedy wreszcie mag opuścił budynek, podobnie Yuu nieco się uspokoił.
-Hju, myślałem, że sobie już nie pójdzie. Ale z niego kretyn, kedyś go zabiję, słowo!
Yuu przypatrwywał się przez chwilę właścicielowi. "Cóż....przynajmniej wiem, że mnie tak łatwo nikomu nie da. Sam też nie jest mną zainteresowany, więc mam szanse na przeżycie. Jest dobrze."
-Może...zjesz coś panie?
Yuu wskazał na rozłożone na stole potrawy. Kaze tylko zaprzeczył ruchem głowy. Nie miał jakoś ochoty jeść.
-Tak właściwie to nie wiedziałem, że potrafisz gotować.
Powiedział jakby od niechcenia Kazuya.
-Eh, trochę. W końcu pracowałem przy tym.
-Tak? A ja myślałem, że zawsze byłeś 'chłopcem do towarzystwa'.
Yuu posmutniał.
-Nie, przeciez mówiłem już, że to było raz...za karę...nigdy wcześniej...
-Jak nigdy? Przecież cię spotkałem nie na myciu podłogi, co?
-Ale...to było ten jeden jedyny raz...
Jasnowłosy spuścił głowę zaczerwieniony. Kaze westchnął i podszedł do chłopaka.
-No już, tylko się znowu nie rozklejaj, to było tylko dziwne, że ktoś o takim wyglądzie siedział zawsze w kuchni.
Kaze uśmiechnął się przepraszająco. Yuuki podniósł głowę i cmoknął czarnowłosego w policzek. Kazuya był mile zaskoczony.
-Za co to?
-Za to, że mnie mu nie oddałeś, panie.
Yuu szybko znalazł się za drzwiami, kierując się w stronę innego pokoju. Kaze chwilkę za nim patrzył. Nagle rzucił się w pogoń za chłopakiem.
-Heeeej!
"No przecież on może bez problemu zwiać! Argh!!! Jasne kopytooooooooo!!!!!"

***

Kaze był zły. Ergo i banda zdobyli tylko sześć koni. A ich było ośmioro. Trzy osoby na jednym odpada. Po dwie na dwóch. Z góry ustalono, że dwóch i tak klejących się do siebie najemników chce jechać razem. A pozostała dwójka? Ergo wrzasnął, by Kaze jechał ze swoim niewolnikiem, ma go przeca pilnować, nie? Reszta bandy go skwapliwie poparła, mimo, że sami chętnie by jechali z którymś z najmłodszych członków grupy. Mag usmiechnął się złośliwie proponując Kazuyi, że on lub Yuu mogą jechać z nim. I Kaze się wściekł. On ma jechać z tym zboczonym idiotą?! Nigdy!! Puścić z nim młodego?! Jeszcze gorzej! Dzieciak sam się nie obroni, nawet jesli w nocy już usatysfakcjonował drania. Kaze zresztą zbytnio nie przeszkadzała opcja jazdy z jasnowłosym.Przynajmniej czegoś się o nim dowie. Na przykład czy nie ma zapędów morderczych względem właścicieli. To by było odrobinę....nieprzyjemne.Mimo wszystko jechali sobie tak po pustyni już cały dzień, bez żadnych postojów ze względu na ograniczony czas. Yuu siedział cicho i spokojnie nie odzywając się nawet słowem, chwilami zdawało się, że śpi. Kazuya, siedzący za chłopakiem i trzymający lejce wpatrywał sie przez więskzość drogi w młodego opartego na jego torsie. Wprawdzie twarzy całej nie widział, tylko dolną część, ale i tak miał wrażenie, że chłopak ma zamknięte oczy. No i dziwnie się czuł przy tym blondynie. Sam nie wiedział co myśleć. Czasem to takie spokojne i wystraszone chodzi a czasem wydaje się być pewnym siebie i swoich możliwości! Kaze nic już z tego nie rozumiał...
-Hej! Musimy rozbić obóz przed zmrokiem!
Ergo wrzasnął do kompanów. Ci w mgnieniu oka rozłożyli namioty i rozpalili ognisko. Kaze przyjrzał się wszystkiemu. Cicho zaklął. Cztery. CZTERY NAMIOTY!! I pewnie będzie tak samo, jak wcześniej!! Ergo i banda zajmą dwa, zostaje dwa...mag sam! A on?! AAARRR!! Chłopak liczył, że sobie poćwiczy w nocy, a tak przecież nie ośmieszy się przed dzieciakiem, że tak mało potrafi!
-Hej, Kazuya, może tobie i młodemu przyda się towarzystwo?
Dlaczego ten mag nigdy nie da sobie spokoju? Kaze zaklął głośno i wymownie.
-#$%#$%$*!!!
-No dobra, dobra, tylko pytałem!
Kaze westchnął gdy wreszcie schował się w namiocie wraz z Yuu. Spojrzał na chłopca. Rozścielał im posłania. Od śniadania nie odezwał się nawet jednym słowem. Kaze przyglądał mu się uważnie.
-Hej, nie musisz, sam sobie pościelę.
-Ale ja chcę.
-Chyba ja tu rządzę, nie?
-Wybacz, panie, ja tylko...
"Niieee! On się zaraz rozbeczy!" Kaze wykrzywił się na taką myśl.
-Ja przy tobie nerwicy dostanę!
-Oj, ja naprawdę niechcący...
-DOBRA NO!!! Nie rób tej miny bo mnie rozkłada!! O właśnei tej!! Kładź się i śpij, wstajemy jutro o świcie.
-Yhym.
Yuuki kiwnął głową i położył się. Odwrócił sie tyłem do Kaze. "Y...to chyba nie najlepszy pomysł...a jak nagle mu się zachce czego? Ajajaj...ja to zawsze sobie kłopotów narobię....raz się za wolno przeszedłem do klienta ze 'specjalnością zakładu' i co? Teraz siedzę na pustyni...brrr...zimno mi..." Blondyn trząsł się pod kocem. Noce na pustyni są naprawdę chłodne. Kazuya nie zwrócił na to uwagi. Skoro tylko zgaszono ognisko i wszyscy posnęli chłopak zaczął ćwiczyć. Skupił się i uformował nad dłonią kulkę ognia. Była przyjemnie ciepła. Jeszcze trzy....o właśnie. Cieplutko. Kaze zaczął żonglować fireballami. Nawet mu nieźle szło. Jeszcze niczego nie spalił. Spróbował przenieść kulki pod sam wierzch namiotu. Chciał zapanować nad ich koordynacją ruchową do perfekcji. Oj...jedna uniosła się ciut za wysoko! AAAA!!
-Ups.
Kaze jęknął tylko widząc dymiący materiał. Rozejrzał się nerwowo szukając wody. Już już miał użyć swojej racji pitnej, której szukał pod stertą bagaży, kiedy w namiocie zrobiło się dziwnie ciemno. Dziwne....ogień przecież go rozjaśniał! Odwrócił się w stronę kul. Nie ma. Zniknęły. Zrobił głupią minę.
-Jak....
Przyjrzał się dokładnie. No nie ma. Normalnie zniknęły! Myślał, że opanował je, że bez niego sobie nie zgasną, a tu klops! Chłopak zdezorientowany stwierdził, że powinien się położyć. W ciągu kilku sekund leżał pod kocem. I trząsł się z zimna. Zastanawiał się dlaczego Yuuki nie zważa na mróz. Zerknął na chłopaka. Ten też cały drżał. Jak on tego nie zauważył? Kaze sam się sobie dziwił. Tymczasem Yuu robił co mógł by nie zgrzytać zębami, to by zdradziło, że jeszcze nie śpi. Gdyż jasnowłosy w ukryciu przyglądał się ćwiczeniom właściciela. I to on sam zgasił płonące kule, gdy znalazły się niebezpiecznie wysoko. Nawet na materii nie było znaku. A przecież pojawiła sie tam po 'lekkim' przypaleniu...cóż...Yuu to perfekcjonista...Jasnowłosy właśnie zastaniwiał się co myśli o całym zdarzeniu, na pewno zaskoczony nim, Kaze, gdy poczuł obejmujące go ramiona i ciepły koc.
-Mam nadzieję, że go nie obudzę...
Szept Kazuyi dotarł do uszu chłopca, który postanowił dalej udawać śpiącego, aż naprawdę uśnie. Ciężko było, ale przynajmniej nie marzł więcej. Kazuya okazał się być bardzo ciepły.

***


Podróż przez pustynię nigdy nie byłą przyjemną rzeczą, ale przedzieranie się przez gęstą dzunglę rónież nie było łatwe. Kazuya musiał iść przodem i rozcinać pnącza ogromnym sajmatarem. Za nim szedł Yuuki, a z tyłu Mag. Reszta drużyna szła okrężną drogą, gdzie mieli wstąpić w parę miejsc i ubić interesy. Jeśli wszystko pójdzie według planu za kilka dni znów się spotkają w umówionym miejscu, przy wielkim wodospadzie. A tymczasem ta trójka musiałą radzić sobie sama. Co w praktyce oznaczało, ze Kaze martwił się nad możliwością przejścia przez gęste zarośla i zdobywał pożywienie, Yuuki je przyrządzał a Mag bez przerwy próbował poderwać któegoś z nich. Jak dotąd czarnowłosy chłopak zwalczał to wydzieraniem się na niego i przeklinaniem, lecz jak długo można bawić się w podchody mając taką moc, jak Mag? A konretnie, będąc nim.
-Hm, Yuuki, słonko, co powiesz abyśmy dziś wieczorem trochę się zabawili? Dojdziemy do jeziora, więc będzie można się wykąpać i...
-Zamknij się zboczony durniu!! On jest mój i trzymaj sie od niego z daleka!!
Wykrzyczał Kazuya odwracając się do Maga z żądzą mordu w oczach.
-Ojej, co się tak stresujesz, ja tylko pytałem. No chyba, że sam chcesz się z nim kąpać...
Mag uśmiechnął się obleśnie i spojrzał na jasnowłosego chłopaka. Yuuki zdawał się nie słyszeć całej rozmowy pochłonięty wpatrywaniem się w jakiś punkt w krzakach. Zaintrygowani tym Mag i Kaze również spojrzęli w tamtą stronę. Coś się poruszyło. Właściciel sajmatara przełknął ślinę i przyjął bojową gardę. Po chwili ciszy ich oczom ukazał się ogromny tygrys. Wszyscy zamarli bojąc się choćby drgnąć, a zwierzę bardzo powoli zaczęło sie zbliżać. Mag zaczął szeptać inkantację zaklęcia obronnego, gdy nagle tygrys sie zatrzymał. Wyglądał jakby uparcie wpatrywał się w Kazuyę, i to z wzajemnością. Czarnowłosy nie był pewien co się właściwie dzieje, ale z jakichś powodów wzrok tego zwierza go przyciągał, także Yuu patrzył uparcie na tygrysa. Mag zaś zdezorientowanym wzrokiem przyglądał się tej nietypowej scenie. Po kilku minutach bezruchu i ciszy przerywanej jedynie głosami ptaków zwierzę skoczyło na Kazuyę i przygniotło go do ziemi. Chłopak z zacięciem spojrzał mu w oczy. Ręce miał przycisnięte ciężkimi łapami, więc nie było mowy o jakiejkolwiek szansie uwolnienia się. Tygrys zamruczał przeciągle a Kaze otworzył szeroko oczy. Yuu odetchnął w duchu, gdy zwierzę nacięło pazurem policzek czarnowłosgo i zlizało wypływającą krew. Niczego nie rozumiejący Mag już miał zamiar zaatakować, gdy tygrys w dwóch susach zniknął w zaroślach. Zszokowany Kazuya usiadł powoli i wpatrzył się w miejsce, w któro odeszło zwierzę. Yuu momentalnie przyklęknął obok czarnowłosego i delikatnie dotknął opuszkami palców rany. Kaze najpierw syknął cicho, ale po chwili odkrył, że ból zniknął. Spojrzał niepewnie w złoto-brązowe oczy blondyna. Nie był pewien czy ten dziwny błysk, jaki weń dostrzegł miał być oznaką strachu, zmartwienia czy też pewnej satysfakcji. W każdym bądż razie przysłonięte lekko firanką gęstych i długich rzęs oczy był naprawdę piękne. Może jednak...
-Hej, skarbeńki, co tak się w siebie wpatrujecie?
Mag był wyraźnie poirytowany. Yuuki szybko spuścił wzrok i zabrał rękę od twarzy czarnowłosego. Ten tylko spojrzał wrogo na zakapturzonego towarzysza wyprawy.
-A co cię to, do jasnej cholery obchodzi, co?!
-A to, że jak tak dalej pójdzie zaczniecie się seksić na moich oczach BEZE mnie!
-O niczym innym nie marzę, wiesz?!-krzyknął wstając Kazuya- Musiałbym być idiotą, żeby przy tobie robić coś takiego, ty chory perwersie!!
-AAARGGHH!! Tyyyy....!!!-warknął Mag i już miał rzucić jakieś zaklęcie, gdy nagle dłonie odmówiły mu posłuszeństwa.-Co się, kurna, dzieje?!
-Widocznie ktoś mnie lubi.-rzucił zadowolony Kazuya na powrót chwytając sajmatar i ponownie rozcinając zarośla. Yuuki nie odzywał się, idąc posłusznie za swoim właścicielem.

***

-Uf, nareszcie.... Jezioro.-Kazuya spojrzał przed siebie. Nieopodal, za krzakami, znajdowało się duże i zapewne też głębokie jezioro. O dziwo, wyglądało na czyste. Zwłaszcza, że zachodzące słońce tworzyło na nim delikatne refleksy.-No, to trzeba przygotować posłania.
-Jak to: posłaniA? Jestem przekonany, że jedno posłaniE nam w zupełności wystarczy.-Mag mrugnął do czarnowłosego-Tym bardziej, że noce są tu dość zimne...
-Nikt cię o zdanie nie pytał-burknął Kaze zmierzając w stroną wielkkiego drzewa. Zwinnie się na wspiął i rozejrzał. Szerokie gałęzie doskonale nadawały się na miejsce noclegu. Może i było ryzyko spadnięcia przy zbytnim wierceniu się, ale na dole pierwszy z brzegu mięsożerny mógłby znaleźć łatwy posiłek, toteż tu było o wiele bezpieczniej. Kazuya zeskoczył z drzewa lądując elegancko-Idę poszukać czegoś do zjedzenia. Yuuki, idziesz ze mną.
-Chwila, moment! Ja sie nie zgadzam. Śliczny zostaje ze mną i idziemy do wody.-zawyrokował Mag.
-Sam sobie idź do wody.-warknął czerwonooki i skinął głową na lnianowłosego.
-Już jestem.-powiedział cicho Yuuki i ruszył w ślad za starszym chłopakiem.
Po kilkunastu minutach marszu znaleźli jagody i fioletowe, okrągłe owoce. Według prostej zasady "skoro tamta małpa to je, to nie może być trujące" postanowili zerwać kilka. Kazuya wszedł na drzewo i zrzucał po jednym.
-Hej, Yuu, coś dzisiaj taki milczący, co?
Jasnowłosy tylko wzruszył ramionami, łapiąc kolejny owoc.
-Będziemy nocować na drzewie, wezmę cię na moją gałąź, żebyś nie padł podczas snu.
-Dobrze, panie...-wymamrotał w odpowiedzi Yuu.
-Co za entuzjazm....A może wolisz spać z Magiem? Bo wiesz, mi tam samemu będzie wygodniej...-Kazuya uśmiechnął się złośliwie.
-NIE!! To znaczy, proszę, panie, nie pozwól na to.-Yuuki spuścił głowę.
-O rany, tylko żartowałem...-westchnął Kazuya zeskakując na ziemię.-No już, nie bocz się, bo się wkurzę.-uśmiechnął się czarnowłosy.

***

Yuu odetchnął zanurzając się po szyję w wodzie. Księżyc odbijał się na środku jeziora, tworząc nieco mistyczną, romantyczną atmosferę. Chłopak marzył teraz tylko o chwili spokoju. Oparł plecy o skały wystające przy brzegu i przymknął oczy. Już miał pozwolić sobie na rozluźnienie, gdy usłyszał głośny plusk, a kropelki wody poleciały na jego twarz. Zaraz po tym trzy metry od niego, nad taflę wody wychylił się Kazuya. Mokre włosy przykleiły mu się do policzków i ramion. Wypluł wodę z ust i rozejrzał się.
-O, więc tu jesteś.-spojrzał na jasnowłosego.-A ten rąbnięty Mag wydzierał się, że zwiałeś.... Co za idiota...
-Kto jest idiotą?!-niespodziewanie podpłynął do nich Mag. Wyraźnie było widać, że pierwszej młodości to on już nie jest, choć wyglądał całkiem nieźle. Ale, niestety, do przystojnych nie należał.
-TY!!-wrzasnął Kaze-Mówiłem ci przeciez, że młody obiecał być w pobliżu, a ty robisz aferę!!
-No bo ty jesteś zawsze nieodpowiedzialny!! A zresztą, teraz mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż kłótnie.-Mag oblizał wargi i patrzył to na Yuu to na Kaze.
Wszyscy trzej zdawali sobie sprawę, że są nadzy i dziękowali bogom, że w wodzie nie było nic widać. Niemniej Kazuya wyraźnie się spiął i przybliżył do jasnowłosego chłopaka, także opierając się o skały. Przy czym stwierdził zaskoczony, że Yuuki ma tak obojętny wyraz twarzy jak to tylko możliwe i sobie kompletnie Maga olewa.
-Hm, no dobrze.... co powiecie na igraszki w wodzie?
-Spływaj na drugą stronę jeziora ty zboczeńcu, bo nie ręczę za siebie!
-Ale się boję....ciekawe, co mi zrobisz?-prychnął Mag podpływając niebezpiecznie blisko blondyna.
-Odwal się od niego!
Mężczyzna tylko się uśmiechnął obleśnie do czerwonookiego i dotknął policzka Yuu. Właśnie zamierzał go pocałować, gdy chłopak...zanurzył się w wodzie. Przez moment panowała cisza. Kaze ledwo powstrzymywał śmiech patrząc na minę skonsternowanego Maga, który wyraźnie byl zaskoczony.
-Co do...-mruknął wpatrując się w skałę przed sobą.
W tej chwili Yuuki wynurzył się za Kazuyą.
-Tam jesteś, ty mały...-warknął Mag.-...więc chcesz bawić się w podchody, tak?
Czarnowłosy spojrzał na rozbawioną twarz Yuu, wyczekując odpowiedzi. Mokre włosy okalające twarz młodszego chłopaka i spływająca z, wystających ponad taflę jeziora, ramion woda, w świetle księżyca wyglądały i zadziornie i tajemniczo. A na pewno zmysłowo.
-Proszę, o wybaczenie, ale to on-Yuu wskazał na Kaze-jest moim panem i tylko jemu mogę być posłuszny.-buńczucznie pokazał mężczyźnie język.
Mag patrzył na tryumf na twarzy Kazuyi przez chwilę, po czym uśmiechnął się obleśnie.
-No cóż, Kazuya jest równie śliczny i pociągający co ty, kochanie....I wierzę, że chętnie się trochę zabawi, co ty na to, Kaze?
-W tej chwili na drugą stronę jeziora!! Jak jesteś taki napalony to idź tam sobie ryby gwałcić!!
-Wiesz, znudziły mi sie te gierki... Zaraz was obu przeniose na ląd i unieruchumię, to się wreszcie zabawimy na poważnie...-Kaze przełknął ślinę, a Yuuki na moment uśmiechnął się pod nosem-Eh? Co jest? Czemu nie mogę użyć na was żadnego czaru? Jakby jakaś blokada...Cholera...co jest....?!
Nagle Mag znalazł się przy przeciwległym brzegu jeziora, skąd, jak po uważnym wpatrywaniu się stwierdził Kazuya, bezskutecznie próbował odpłynąć.
-Nie wiem, co się stało....ale podoba mi się to.-powiedział czerwonooki i uśmiechnął się do jasnowłosego.
-To znaczy?-Yuuki uważnie wpatrzył się w twarz starszego chłopaka.
-Hm, spokój, normalna kąpiel, zboczony Mag daleko, przyjemne towarzystwo...-puścił oczko do zarumienionego Yuu.-Czy trzeba czegoś więcej?
Kaze usadowił się wygodnie przy skałach i zmrużył oczy. Drugi chłopak przez chwilę mu się przyglądał, po czym zajął miejsce tuż obok niego.
-Panie...?-zapytał niepewnie.
-Hm?
-Nie boisz się, że mógłbym teraz uciec...?
Kazuya spojrzał na niego.
-A chciałbyś uciekać?
-......
-Zresztą... co byś robił sam w nieznanej sobie okolicy, daleko od...domu...-zawahał się przez moment rubinowooki i zamyślił się. Daleko...od domu...
Yuuki powoli przybliżył się do twarzy nieobecnego duchem Kaze i delikatnie go pocałował.
-Dziękuję...-szepnął cicho zarumieniony i odwrócił się, by nie spotkać spojrzenia zaskoczonego czarnowłosego.
-Yuu...-wykrztusił starszy chłopak. Ramiona i plecy blondyna, do łopatek wystające ponad powierzchnię wody, połyskiwały w świetle księżyca. Jasne włosy opadały lekko na kark, unosząc się przy powiewach wiatru. Kazuya mógłby się założyć, że na policzkach chłopaka jest ciemny rumieniec. Bez wątpienia Yuuki był piękny. Być może piękniejszy niż ktokolwiek, kogo spotkał do tej pory, pomyślał czarnowłosy. Taki kruchy i delikatny, a jednocześnie pełen energii i dziwnej siły. Fascynujący. Po krótkim namyśle objął chłopaka od tyłu, przylegając do niego całym ciałem. Yuu gwałtownie odwrócił główę w jego stronę. Patrzyli sobie w oczy. Jasnowłosy zarumienił się jeszcze mocniej, obaj byli nadzy i raczej trudno im byłoby tego nie zauważyć w tej sytuacji. Kazuya oparł głowę na ramieniu chłopaka i przymknął oczy.
-Kim ty jesteś, że... że ja... Chciałbym... zawsze mieć cię przy sobie...
-Przecież... jestem twoim sługą...i ja muszę zawsze...być przy tobie...panie...
-Mam wrażenie... że to tylko pozory...
-...?
-Kogoś takiego jak ty... nie można kupić... Raczej to ty mógłbyś zdobyć, co zechcesz...
-Panie...? O czym ty mówisz...?
-Nie wiem...nie mam pojęcia... ale czuję, że jesteś kimś...niezwykłym...nie możesz być zwyczajnym sługą...-uśmiechnął się pod nosem.-Ale pewnie nie prędko się dowiem prawdy, co?-spojrzał w oczy Yuu, który uśmiechnął się ciepło.
-Obawiam się...że szybciej niż byś chciał...panie...
-Nie mów do mnie 'panie', gdy jesteśmy sami.
-...dobrze...
-Chyba....powinienem cię przeprosić...za moje zachowanie na początku...
Jasnowłosy tylko pokręcił głową.
-Nie... to ja powinienem podziękować... znów mogę być naprawdę sobą...-szepnął i spuścił wzrok.
-Nie wiem, o czym mówisz... ale to pewnie coś dobrego, prawda?
-Dla mnie na pewno...-kiwnął głową Yuu-I prawdopodobnie także dla ciebie...-tajemniczo spojrzał na Kazuyę.
-Zaufam ci...choć cię nie rozumiem...-powiedział ten cicho i delikatnie pocałował jasnowłosego.
-Pa...Kazuya?
-Mhm...?-zapytany mruknął z okolic szyi jasnowłosego.
-Mag zaraz odzyska całą moc i zapewne tu przypłynie. Lepiej wyjdźmy z jeziora.-chłopak nieznacznie się odsunął.
-Czemu tak myślisz?
-Po prostu to wiem. Wyjdźmy.
-Cóż, może masz rację... chodźmy.
Kazuya pierwszy stanął na brzegu i podał płaszcz Yuu, który natychmiast się nim szczelnie owinął. Szybko zabrał swoje ubranie i zniknął w gąszczu roslin, by się ubrać. Gdy wrócił, czarnowłosy już na drzewie przygotowywał ich bagaże do przywiązania wśród gałęzi.
-Dasz radę sam tu wejść?-spojrzał na Yuukiego.
-Oczywiście.
W kilku zwinnych susach siedział obok Kazuyi.
-Nieźle.
Jasnowłosy uśmiechnął się tylko i kiwnął głową na ziemię. Właśnie przyczłapał Mag, ubrany już, choć ociekający wodą. Dopiero jego widok przypomniał Kaze, że powinien mieć mokre włosy, a tymczasem były one jedynie lekko wilgotne. Podobnie zresztą włosy Yuu. Czewonooki nie zastanawiał się jednak nad tym dłużej i spojrzał na Maga.
-Gdzie oni znowu poleźli... pewnie smarkacz mu zwiał i teraz go szuka... cholera... ładny był ten młody...-mruczał pod nosem mężczyzna, rozglądając się wokoło.-Jak tylko znajdę Saymatara to już ja sobie to w jeziorze odbiję... na pewno jakaś jego sztuczka... długo, oj długo, nie będzie mógł wstać z łóżka...-zaśmiał się chrypliwie.
Yuu spojrzał na Kaze z błyskiem w oku, na co ten uśmiechnął się podstępnie i odchrząknął głośno.
-Ekhem, wielki stary Magu! Od kiedy to nazywasz mnie po nazwisku, co?
-Kazuya? Co... Aaa, no tak...-Mag zauważył czarnowłosego i Yuu na drzewie.
-Nocujemy tutaj, i tobie radzę to samo. Bagaż już jest na górze. No, chyba, że chcesz stać się kolacją dla jakiegoś przechodzącego tygrysa albo pantery, to nie będe cię powstrzymywał...-zachichotał chłopak.
-Głupi żart...-Mag z ociaganiem wdrapał sie na szeroką gałąż po drugiej stronie pnia.-Podejrzewam, że macie zamiar spać na jednej gałęzi?
-Taa, bo co?
-Liczyłem na towarzystwo któregoś z was...
-Licz na siebie, lepiej na tym wyjdziesz. My zostajemy tutaj.-prychnął Kaze i wygodnie oparł się o drzewo. Przyciągnął do siebie Yuu, który oparł się na jego klatce piersiowej. Jasnowłosy zamknął oczy i jego oddech natychmiast stał się spokojny i cichy, ledwie zauważalny. Niemniej starszy chłopak czuł wyraźnie bicie jego serca. Oraz własnego, w dziwny sposób bardzo przyśpieszone. Objął delikatnie Yuukiego i przyjrzał się jego uśpionej twarzy. Bardzo szybko usnął, pomyślał, nawet Mag już chrapie... W tej samej chwili poczuł ciepło na dłoniach. Palce blondyna powoli je gładziły, jakby w subtelnej pieszczocie. Kazuya zerknął na twarz Yuu. Uśmiechał się, a lekko przymknięte bursztynowe oczy spojrzały na niego, by po chwili pogrążyć się we śnie.
-Dobranoc, Słodki Książę.-czarnowłosy szepnął niemal bezgłośnie.
Po raz pierwszy był pewien, że te słowa mają jakieś nie do końca jasne znaczenie w odniesieniu do śpiącego w jego ramionach chłopaka.

***

W dżungli spędzili jeszcze dwa dni, nim spotkali przy wodospadzie Ergo i resztę bandy. Kilkanaście godzin temu ruszyli już całą grupą w stronę pobliskiego miasta, gdzie mieli się zatrzymać na jakiś czas, w znanym tylko Magowi celu. Zmierzchało, gdy stanęli u bram sporej osady. Wiedzieli, że panują tu nietypowe obyczaje, ale Mag nie chciał zdradzić nic więcej, a jedynie uśmiechał się obleśnie do Yuuki'ego. Wrota otworzył im jakiś żołnierz.
-Dobry wieczór, chcecie się zatrzymać w Uolms?
-Tak, na dwa dni.-odparł pewnie Mag.
-Są wśród was jacyś niewolnicy?
Kaze zdziwił się słysząc takie pytanie, niemniej odpowiedział spokojnym głosem.
-On jest moim.-wskazał na Yuu.-O co chodzi?
-Musisz mu zatem włożyć ten naszyjnik na czas przebywania w Uolms.-wyciągnął z kieszeni jasnofioletowy, połyskujący kamień na rzemyku.
-Eh? Dlaczego?
-Takie mamy prawo. Od czasu Wielkiego Buntu wszyscy niewolnicy noszą takie naszyjniki.
-A co to w ogóle robi?-zainteresował się Ergo, patrząc na błyskotkę.
-Sprawie, że bez pozwolenia swojego właściciela niewolnik nawet nie zechce usiąść. Spełnia tylko i wyłącznie każdy rozkaz pana.
-To dość... dziwne...-mruknął najemnik.-I oni się na to godzą?
-Niewolnicy? A kim oni są? Zwykłe zabawki, nawet nie myślą co robią, wykonują rozkazy i na tym polega sens ich życia. Dzięki temu miasto dobrze się rozwija i nie mamy obaw przed kolejną rewolucją. Naszyjnik może włożyć i zdjąc tylko właściciel.-z dumą wyjaśnił żołnierz.-Załóż mu to, inaczej nie wejdziecie.-podał Kazuyi rzemyk.
Czarnowłosy przez moment się wahał. Zerknął na spokojną twarz Yuu, głośno wetschnął i już miał założyć mu wisior, gdy jeszcze jedna kwestia go zastanowiła.
-Czyli, że póki będzie miał to na sobie nie będzie mógł nawet myśleć?
-Ani myśleć, ani czuć. To naprawdę świetna sprawa.-zadowolony żołnierz kiwnął na naszyjnik.
-Oooh, Saymatar, pośpiesz że się!!-warknął zdenerowwany Mag.
Kazuya spojrzał w zadowolone i pewne siebie oczy lnianowłosego i włożył mu nietypową obrożę. W okamgnieniu chłopak wyprostował się.
-Wchodźcie.-powiedział z uśmiechem żołnierz-Musisz mu kazać iść za tobą, bo tu zostanie.-zwrócił się jeszcze do Kaze.
-Ach, racja-mruknął zaskoczony zachowaniem blondyna czerwonooki-Chodź za mną...
Weszli do środka. W nikłym świetle zachodzącego słońca miasto wyglądało zupełnie zwyczajnie. Tylko chodzący sztucznie niewolnicy sprawiali wrażenie rygoru... Szybko znaleźli karczmę i Mag zamówił pokoje. W tej chwili było cztery wolne, więc wziął wszystkie. Gruba karczmarka spojrzała przeciągle na jasnowłosego, który stojąc tak bez ruchu przypominał niezwykle piękną rzeźbę, chłopaka.
-Jest twój?-zwróciła się do Kazuyi.
-Taa, bo co?
-Jeśli każesz mu przespać się z trzema klientami to obniżę wam o połowe cenę wynajmu.
-Że niby co?!
-U nas to normalne, po co płacić, skoro można wysłać zabawkę, żeby zarobiła na ciebie?-spokojnie powiedziała gruba.
Zabawka, pomyślał Kaze, ten żołnierz też tak nazwał niewolników... To miasto jest dziwne...w pewien sposób przerażające...
-Nic z tego.-mruknął w odpowiedzi.
-A, chcesz sam się pobawić? No cóż, pamiętaj, ze oferta jest aktualna...
-Odwal się wstrętna ropucho!!-wrzasnął i wciągnął za sobą po schodach Yuu.
-No dobrze, to teraz jak dzielimy pokoje?-spytał Mag, wymownie patrząc na czarnowłosego, gdy wszyscy stali już na górze.
-Tak jak zawsze, nie mam ochoty oglądać twojej mordy.-odpowiedział mu chłopak, a Ergo i pozostali najemnicy zaśmiali się.
-No to dobra, nie marnujmy nocy, w końcu mamy jutro sporo do załatwienia.-stwierdził jeden z nich wchodząc do pierwszego z wolnych pokoi.
W efekcie faktycznie było tak, jak chciał czerwonoki. Piątka najemników zajęła dwa, Mag osobny pokój, a Kaze z Yuu ostatni. Czarnowłosy zamknął drzwi na klucz, gdy już obaj byli w środku. Więc przez najbliższe dwa dni jasnowłosy chłopak był do jego dyspozycji... mógł z nim robić co zechciał, absolutnie wszystko! Ale z drugiej strony... przez te dwa dni Yuuki będzie kompletnie wytarty z jakikolwiek uczuć... Dwa dni... Dwa długie dni i (skoro już zamierzają podróżować dniem) trzy noce... DWA dni i TRZY noce! Kaze przełknął ślinę. Przez tak długi czas Yuuki nie będzie samodzielnie myślał ani czuł... Wprawdzie zastanawiał się nad potajemnym ściąganiu mu tego wisiora na noc przynajmniej, ale jedna, przypadkowo zasłyszana, rozmowa na ten temat zamieniła jego plan w stertę gruzu: ktoś w pokoju po drugiej stronie korytarza miał podobny pomysł lecz wizyta karczmarki bardzo jasno wybiła mu go z głowy. Naszyjnik może zdjąć jedynie właściciel ale i on tylko w specjalnych, wysadzanych ponoć kontrkamieniami, rękawicach. A te dostaje sie jedynie opuszczając miasto. Cudownie... W każdym razie oto czekały go dwa dni i trzy noce z takim, praktycznie martwym, Yuu... Przez ten czas ani razu nie zobaczy uśmiechu chłopaka, nie usłyszy jego narzekań na 'te wstrrrręęętne robale!', nie będzie niesmiałego wtulania się i cichego mruczenia wieczorem, szybkich i lekkich jak dotknięcie motyla pocałunków między jednym zajęciem a drugim, nie będzie ciemnego rumieńca po nich, złoto-brązowych oczu, miękkich włosów, gładkiej skóry... Kazuya sam sie zdziwił jak wielu rzeczy brakuje mu już teraz a przeciez przybyli do Uolms zaledwie kilka godzin temu... Zerknął na okno. Pełnia. Dlatego było tak jasno. Chwila... Na kilka sekund wstrzymał oddech. Na łóżku siedział jasnowłosy chłopak i spokojnie ściagał buty. Kaze zrobił głęboki wdech. Przecież nic (a już na pewno nic takiego) nie kazał mu robić odkąd weszli do pokoju, więc jak...?!
-Yuu...co się, do cholery, stało?!
-Spokojnie, co się zaraz tak denerwujesz... No przecież widzisz, nic się nie stało.
-Jak NIC?! Przecież ten kamień...! -wskazał na rzemyk na szyji chłopaka.
-A, o tym mówisz? -lnianowłosy zdjął wisior i połozył na stołku obok łóżka. -Zaklęcie psychiczne, działałoby i na każdym innym szkiełku. Bardzo proste, ale skuteczne. A zdjęcie go to jakbym powiedział np. hokus-pokus albo abra-kadabra, zabawa. -zaśmiał się cicho.
-Ale jak... ty....to... przecież... jasne kopyto.....! -zdenerwowany Kazuya oparł się o ścianę. -Wyjaśnj mi to. Po mojemu.
-Na razie nie mogę. Po prostu ciesz się,, że nie jestem jak sparaliżowany. -uśmiechnął się Yuuki wstając. -No, chyba, że zamierzałeś tą niby-władzę wykorzystać w....hmmm...'pewnych' celach, to faktycznie masz problem.
-Na króla, jestes niemożliwy...- zasmiał się czarnowłosy, w duchu godząc się czekać ile trzeba, by to wszystko zrozumieć, skoro i tak nie ma innego wyboru. -W zasadzie nic takiego nie planowałem, ale jeśli już podrzuciłeś mi taką kuszącą myśl...- powoli podszedł do chłopaka, który lekko oparł dłonie na jego ramionach -...możnaby... wykorzystać fakt, że jesteśmy tu sami i...
Kazuya objął w pasie i głęboko pocałował chłopaka, wywołując tym samym ciche jęki i zarzucenie mu na szyję rąk jasnowłosego, a później odwzajemnienie pieszczoty. Po jakimś czasie mocno zarumieniony Yuu odsunął się trohę.
-My... ten... ja... nie jestem pewien, czy powinieneś...
-Czemu czy JA powinienem?
-Bo... wyjasnię ci rano, dobranoc.
W mgnieniu oka Yuuki leżał zakryty kołdrą po sam czubek głowy.
-Skoro tak wolisz...
Kazuya zdjął dopasowana tunikę, położył się i mocno przytulił do siebie wciąż czerwonego chłopca.
-Do rana...-mruknął mu do ucha.

***

Słońce wpadające przez okno oświetliło cały pokój. Ostre promienie szybko znalazły jego powieki i zaczęły je drażnić... juz miał zamiar przeklnąć i wygramolić się z łóżka, gdy poczuł na ustach delikatny pocałunek, tak krótki, że nawet nie zdążył go oddać. Pierwszym, co zobaczył były jasne kosmyki, aktualnie łaskoczące go w twarz, zarumienione lekko policzki, nieziemsko piękne oczy w czarnej otoczce i kusząco rozchylone wargi...
-Dzień dobry...- które na dodatek bardzo kusząco mówiły...
-Mmm...bardzo dobry....-odpowiedział zadowolony Kazuya -dzięki tobie, Śpiący Książę.
-Przecież to ty dłużej spałeś i to ja cię budziłem.- naburmuszył się Yuu, nie odsuwając się jednak ani o milimetr.
-Ale pierwszy usnąłeś...-cmoknął w nos lnianowłosego.- Przy okazji... czemuż to jesteś dla mnie taki szczodry?
-Szczodry?-Yuuki uniósł jedną brew.
-Aha....bez przerwy mnie przytulasz albo całujesz.
-Jak ci się nie podoba, to już nie będę.- pariodiując złość chłopak zamierzał sie odwrócić, ale powstrzymało go silne ramię czerwonookiego.
-Właśnie, że się bardzo podoba. Ale przecież nie dośc, że cię porwaliśmy i wiedziemy król jeden wie dokąd, to jeszcze jesteś moim niewolnikiem, przynajmniej póki cię komuś nie sprzedam.
-Cóż, wiem więcej, niż sugerujesz, Kaze.-uśmiechnął się tajemniczo- i zamierzam z tej wiedzy korzystać. Tym bardziej, że cię strasznie lubię.
-O, a co dla ciebie znaczy 'strasznie lubię'?
-Bardzo bardzo dużo.
-Wobec tego i ja cie 'strasznie lubię'. -roześmiał się czarnowłosy, ponownie całując chłopaka w czubek nosa.
-Więc korzystaj, że z tobą podróżuję. -Yuu zachęcająco przysunął twarz a Kaze pocałował go długo i namiętnie.
-Miałeś mi coś dzis rano wyjaśnić. Czekam.
-Wiesz, ze Mag podobno miał mnie dostarczyć dla jakiegoś starego mnicha, że to niby pomocnika czy coś mu trzeba a ja mu się...jakimś cudem...spodobałem...
-To wiedziałem od początku, ale kto tobie o tym powiedział?
-W tej chwili to nieistotne. Grunt, że Mag właśnie dostał ciekawszą ofertę...
-To znaczy?
-Kazałem... król kazał mu mnie przyprowadzić.
- Ż E C O ? ! -Kaze o mały włos nie spadł z łóżka.
-Król. Przyprowadzić. Mnie. Kazał. Uspokój się, bo całą karczmę tu ściągniesz...
-Ale... JAK?! PO CO TY NAJPOTĘŻNIEJSZEMU CZŁOWIEKOWI NA KONTYNENCIE?!
-Mnie pytasz?-Yuu zrobił niewinną minę.
-A skąd to w ogóle wiesz, co?
-Mag mi powiedział. -skłamał chłopak.
-Kłamiesz.
-Trudno.
-Taa?
-Taa. Ciesz się lepiej, że np. nie zechciałem cię w nocy zabić, zamiast zadawać mi głupie pytania. I tak nie odpowiem. Nie teraz przynajmniej.
-Nie mógłbyś chcieć mnie zabić.
-A to z jakiej okazji 'nie mógłbym chcieć'?
-Bo mnie lubisz.- pewnie stwierdził czarnowłosy.
-To nie rzutuje na całość.
-Zdrajca... -mruknął Kazuya.
-Lepiej uważaj, co mówisz. Przed nami długa droga...- Yuu tajemniczo zmrużył oczy- zresztą... powiedziałem przecież, że NIE chciałem cię zabijać.
Jasnowłosy wstał z łóżka i włożył na szyję wisior.
-Jak udało ci się zdjąć to zaklęcie?-zaciekawił się Kazuya- Nie czuję w tobie żadnego żywiołu.
-Pamiętasz, jak mówiłem, że znów jestem naprawde sobą?-czarnowłosy skinął głową.- No właśnie.
-Najbardziej lubię w tobie konkretność, wiesz?- parsknął Kaze.
-Póki nie dotrzemy do króla nie trenuj swoich żywiołów.
-Hę?
-Nie. Trenuj. Nie trenuj.
-Czemu? I skąd...
-Naprawde myślisz, ze warto pytać?-Yuu spojrzał z powątpiewaniem na podchodzącego doń rubinookiego.
-Skoro nie warto to już nie będę...-głęboko pocałował jasnowłosego chłopca wyrywając mu kilka przeciągłych jeków.

***

Prawie cały czas pobytu w Uolms Yuu spędził w pokoju karczmy, by nie męczyć się udawaniem skuteczności fioletowego kamienia. Kazuya, gdy tylko nie był potrzebny do jakichś interesów (a często to się zdarzało, bo mało kto dorównywał mu w 'delikatnej' perswazji i zmysle praktycznym), towarzyszył chłopakowi nie przepuszczając żadnej okazjii na przelotny chociaż całus. Zgodnie z planem, z miasta wyjechali o świcie trzeciego dnia od przybycia tam. Kazuya po raz pierwszy nie marudził, że przez zmianę celu najbliższy tydzień spędza na grzbietach koni, przemierzając rozległe róniny... ize nie pojedzie sam, a z Yuu, co stało sie na długi czas ulubionym tematem Ergo i jego bandy na aluzje teksty typu "Chciałbym być koniem, na którym jedziecie... te nogi, te uda, te pośladki, te...*tu następował zazwyczaj łupniak od czarnowłosego mocno wkurzonego chłopaka* aj, bolało... ale ten koń to musi być naprawdę szczęśliwy... tylko łeb obróci, a tu te twarze, te dłonie, te szyje, te klatki... *tu następował zazwyczaj łupniak od jasnowłosego mocno wkurzonego chłopaka* aj, auć....ale wiecie, ten koń to chyba się cieszy, że wy tak prawie na oklep jedziecie, tylko na tym kocu, ach, te biodra, te... *tu następował zazwyczaj łupniak od czarnowłosego mocno wkurzonego chłopaka i jasnowłosego mocno wkurzonego chłopaka* no dobra, już nic nie mówię...*tu zazwyczaj Ergo zdawał sobie sprawę, że lepiej siedzieć cicho*" . I siedział cicho przez kilka godzin, a potem od nowa... I w ten sposób cała grupa znalazła się zaledwie o dzień drogi od stolicy i zamku króla...

Ergo z resztą najemników zwijali namioty i pakowali cały ekwipunek. Kaze czyścił sajmatar, a Yuu siedział na pobliskim drzewie. Mag podszedł powoli do czarnowłosego.
-Za wiele sobie pozwala.-kiwnął głową na blondyna-Jak tak dalej pójdzie, to ci ucieknie. A wiesz, że jestesmy już prawie na miejscu.
-Nie ucieknie.
-Tak sądzisz?-Mag przysiadł obok chłopaka.
-Ciekawe, co od niego chce król.
Mężczyzna wzruszył ramionami i zaczął ssać źdźbło trawy.
-Słyszałeś kiedyś o zaginionym synu króla?-chłopak przytaknął.-Myślą chyba, że to ten młody.
-Yuu?
-Yhm. Podobno król nakazał obecnemu posiadaczowi żywiołu ducha, aby go odnalazł.
-Obecnemu? Czyli temu, który to wszystko zaczął czy...?
Do siedzących podszedł Ergo.
-O czym tak szepczecie?
-Nic ważnego.-uciął Mag.
-Myślę, że oni też powinni wiedzieć, w czym biorą udział-powiedział z naciskiem Kazuya i przywołał resztę grupy.-Wyjaśnij im wszystko. Wszystko.
Mag wetschnął głęboko i spojrzał uważnie na czerwonookiego chłopaka.
-A dasz buzi?
Kaze w ułamku sekundy podstawił mu pod szyję sajmatar.
-Dobra, już mówię. Istnieje pięć podstawowych żywiołów: ogień, ziemia, wiatr, woda i światło. Każdy, kto urodzi się z mocą w jednym z nich, po odpowiednim przeszkoleniu może zostać magiem. Dostępne tu są pewne stopnie, świadczące o zaawansowaniu mocy. Od siódmego wzwyż można służyć na królewskim dworze. Ja sam mam poziom czwarty w żywiole wody. Żaden mag nie potrafi opanować więcej niz jeden żywioł na stopniu wyższym niż trzeci, gdyż zachwiałoby to jego strukturę cząsteczkową. Krótko mówiąc-to zbyt niebezpieczne, by było możliwe. Niemniej w rodzinie królewskiej zdarza się kontrola nad dwoma żywiołami nawet na piątym stopniu. Król jest zawsze najpotężniejszą osobą na naszym kontynencie, ponieważ cała dynastia zawsze osiąga najwyższy, dziesiąty, poziom mocy. Na pozostałych czterech kontynentach władcy także posiadają taką moc, wszyscy równą. Ale istnieje jeszcze żywioł ducha. Pozostałe pięć zazębia się ze sobą i wyrównuje. Jednak ten jeden żywioł jest silniejszy od nich wszystkich, jest niepokorny i niemal niemożliwy do opanowania. Posiada go tylko jedna osoba na całej przestrzenii wieków. Osoba ta umierając tworzy z własnej mocy następcę, który przejmuje jej siłę a czasem też ją zwiększa. Posiadacz żywiołu ducha nie może podzielić siły z nikim innym, dzięki czemu nie grozi nam opanowanie przez jakąś rasę. Chociaż on sam mógłby w kilka minut zawładnąć całym kontynentem. Ponieważ właśnie na naszym kontynencie od kilku stuleci on rezyduje. Wcześniej zawsze królowie zawierali z nim przymierze, lecz obecnie... siedemnaście lat temu król się z nim pokłócił, nikt nie wie o co właściwie. Wtedy Gul, jak nazywa się posiadacza żywiołu ducha, sprawił, że syn króla zaginął. Próbowano go szukać, lecz był ukryty magią Gula... Król pragnął zemsty. Wprawdzie dziesiąty poziom nic nie znaczy dla żywiołu ducha, jednak królowi udało się nałożyć na niego klątwę. Póki nie odnajdzie dziedzica tronu, nie będzie mógł korzystać ze swojej mocy.
Wszyscy przez chwilę milczeli. W tym czasie podszedł do nich Yuuki. Usiadł obok Kazuyi i przyjrzał się zamyślonym twarzom.
-O co chodzi?-zapytał spokojnie.
Mag obrzucił go dziwnym spojrzeniem i kiwął do Kaze.
-Chłopak nie musi znać tej historii. Nie będę już nic teraz wyjaśniał.
-Ale ja tu ciągle paru rzeczy nie rozumiem...-zaczął Ergo
-Pytaj, Mag powie co trzeba. Yuu nie ma powodu nie słuchać tego.-zawyrokował czarnowłosy.
-Jaką właściwie moc ma ten Gul?
-Potrafi wszystko.-ogólnikowo wyraził się Mag.-Latać, mówić w każdym języku, korzystać z mocy pozostałych żywiołów, wkładać do umysłów fałszywe wspomnienia, wszystko. Poza ingerencją w sferę myśli i mniemania.
-Czyli?
-Nie może zmusić cię do czucia tego czy tamtego. Może jedynie włożyć ci wspomnienie odczuwania czegoś. Któro i tak będzie musiał kiedyś zabrać. Jest ono czystą cząstką mocy.
-To ten obecny Gal...
-Gul-poprawił najemnika Kaze.
-Gul, to ile on ma lat?
-Ile zechce-Mag prychnął.-Przybierając postać kolejnego Gula może dowolnie wymyśleć sobie wygląd i wiek. Zresztą on nigdy się tak naprawdę nie starzeje. Chyba, że chce. Ale o tym decyduje już sam każdy nowy Gul, w końcu wspólną mają tylko moc i pamięć. Chociaż ten obecny chyba nie ma wspomnień poprzedników, skoro nie odnalazł księcia.
Zadumali się.
-Nigdy bym nie przypuszczał, że istnieje sobie ktoś tak potężny...-mruknął Ergo.
-Nie, istnieje to złe słowo. On Jest. Nawet jeśli postanowi się nie odradzać, przez stulecia żyjąc tylko jako moc ze świadomością ostatniego Gula, i staje się nowym człowiekiem z nowym bytem i jestestwem dopiero gdy tego zechce, on wciąż jest. I może ingerować w sprawy zwykłej ludzkości. Na szczęście każdy jest sobą samym a nie tylko powielaniem charakteru poprzedników, bo byłoby kiepsko.
-Czemu?-Kaze oderwał się od broni i spojrzał na Maga.
-Bywali Gule przyjaźni i bywali okrutni. Jak każdy człowiek. A teraz musimy się zbierać i ruszać. Do stolicy dotrzemy pod wieczór, a jutro w południe mamy stawić się w sali audiencyjnej króla.
Wśród najemników rozległ się pomruki podekscytowania. W końcu Ergo chrząknął.
-Ale co mamy wspólnego z tym wszystkim?
Przez twarz Maga przebiegł grymas i niechętnie się odezwał.
-Chyba król podejrzewa, że Yuuki jest jego synem.
Martwej ciszy nie przerywał nawet świst wiatru czy rżenie koni. Yuu wyglądał na nie tyle zaskoczonego, co znudzonego taką odpowiedzią. Kazuya patrzył tępo na odbijającą się w ostrzu sajmatara twarz jasnowłosego. Trudno mu było uwierzyć, że ten chłopak... owszem, miał wiele niepokojących tajemnic. Ale nigdy nie mówił, że nie miał rodziny czy coś. Kaze mgliście bo mgliście, ale jednak pamiętał swoich rodziców. Mieli sklepik z jakimiś tkaninami czy coś... w każdym razie Yuuki nie przejawiał jakoś mocy, o których mówił Mag, a powinny one być naprawdę duże.Coś tu się nie zgadzało...
-Dobra wiara, na konie i w drogę!-Ergo wstał i podszedł do zwierząt.-Domysłami nic nie zdziałamy a jutro i tak się wszystkiego dowiemy.
Pozostała czwórka najemników z wesołymi okrzykami wykonała rozkaz dowódcy. Mag też już siedział na koniu. Wczoraj udało im się w jakiejś wiosce podkraść kilka. Każdy jechał sam a i tak jeszcze dwa niosły bagaż. Jasnowłosy chłopak mocował przy siodle manierkę z wodą, gdy podszedł do niego Kazuya.
-Yuu... Wiesz, co tu się dzieje?
Chłopak udawał, że nie zwraca na niego uwagi.
-Yuuki.
-Wiem-powiedział z poważną miną-i lepiej, żebym na razie zachował to dla siebie. Inaczej już nigdy mi się nie uda.
-Yuuki!- nie ustępował Kaze - Powiedz przynajmniej, czy to prawda z tym księciem!
Chłopak delikatnie pocałował czarnowłosego.
-Jutro król odzyska syna, a książę odzyska ojca. Czy to nie jest powód do radości? A ty się tak denerwujesz...-pocałował go ponownie, nie dając mu dojść do słowa.-Skoro już musisz się martwić, to raczej pomyśl, co może chcieć zrobić Gul po siedemnastu latach klątwy.
Kazuya dostrzegł w oczach Yuu dziwny błysk, nim ten wskoczył lekko na konia i uśmiechnął się.
-Ruszajmy, panie.-powiedział jasnowłosy z ledwo wyczuwalną kpiną.

***

W świetle księżyca rozłożyli posłania przed bramami miasta. Po zachodzie słońca były one zamykane dla bezpieczeństwa i nawet poselstwa z innych kontynentów musiały swoje odczekać. Mag zarządził, ze nie ma co rozpalać ogniska, skoro jest ciepło i w miarę widocznie. Yuu ułożył się na swoim płaszczu i przykrył kocem. Niedługo potem obok niego zajął miejsce Kazuya. Przez dłuższą chwilę leżeli, bez słowa patrząc sobie w twarze. Pierwszy odezwał się jasnowłosy chłopak.
-Pewnie jutro zobaczymy się po raz ostatni.-mruknął.
-Ostatni...?-w rubinowych oczach pojawiły się iskierki.
Yuuki skinął głową.
Mag, nie starając się o udawanie cichego stąpania, podszedł do Kaze.
-Śpicie?-zapytał, choć wiedział, ze nie.
-Tak.-burknął czarnowłosy.-Czego chcesz?
-No cóż, to pewnie nasza ostatnia wspólna noc, możnaby ją trochę uprzyjemnić...-usiadł za Yuu.
-Żeby cię cholera...ty znowu swoje...-Kazuya podparł sie na łokciu.-Weź spadaj i daj ludziom spać.
Mężczyzna bez słowa pogładził policzek lnianowłosego.
-On jest MÓJ.
-Doprawdy?
-Tak. To mój niewolnik i ty się od niego odwal.
Mag skrzywił się i zabrał dłoń. Uważnie spojrzał na Kaze. Na ułamek sekundy jakiś błysk pojawił się w jego oku, nim rzucił się na chłopaka. Przygniótł go do ziemi, przytrzymując ręce szeroko rozpostarte po bokach.
-Mówiłem ci, że kiedyś nie wytrzymam.-wysyczał mu do ucha.
-Złaź ze mnie! W tej chwili!
-Żartujesz chyba? Zbyt długo na to czekałem, Kazuya Saymatar.-liznął go po szyi.
-Valorze.
Mag drgnął na ten dźwięk. Niepewnie spojrzał na Yuu. W jego pustych, zimnych oczach nie odbijało się nawet światło...
-Valorze!
Głos wwiercił się do jego umysłu powodując ogromny ból. Mężczyzna w mgnieniu oka wstał i odbiegł na kilkadziesiąt metrów. Kazuya zaskoczony wpatrywał się w jasnowłosego chłopaka.
-Co...Yuu?-podejrzliwie mu się przyjrzał- Co ty mu zrobiłeś?-spytał już opanowany.
Yuuki uśmiechnął się ciepło i pocałował czerwonookiego.
-Czy ty zawsze musisz się martwić o takie szczegóły?
Kaze nachmurzył się.
-Nie odpowiedziałeś.
-Bo nic nie zrobiłem.
-Zrobiłeś.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak!
-Nie.-cmoknął czarnowłosego w nos.-Nic nie zrobiłem.
-Kłamiesz.
Yuu westchnął głęboko.
-Chciałeś, żeby cię zjechał?
-Nie! Ale wciąż mi nie powie...-przerwał mu pocałunek od Yuu.
-Robisz to specjalnie, żebym cię całował, prawda?
Kazuya zwątpił. Ten chłopak nigdy mu nic nie powie, jeśli nie będzie miał na to ochoty i należało się z tym pogodzić albo wpaść w nerwicę.
-Dobranoc, Yuu.-mruknął nakrywając się kocem.
-Nazwałem go imieniem z Glidii.
-Jakiej Glidii?
-Każdy mag podczas nauki w Glidii dostaje nowe imię, któro zna tylko najwyższy Mag-Kapłan. I używa tylko wtedy, gdy chce zrobić coś bardzo, bardzo nieprzyjemnego.
-Skąd wiedziałeś, że on się tak nazywa?
Yuuki uśmiechnął się.
-Jutro dowiesz się wszystkiego. A przynajmniej tego, co najważniejsze. Dobranoc.
Kaze przez chwilę coś mamrotał pod nosem, po czym przytulił mocno jasnowłosego chłopca i głęboko pocałował. Wcale się nie zdziwił, gdy Yuu nie tylko oddał mu pieszczotę ale i nie miał zamiaru na niej kończyć.
-Rozwydzrzyłeś się strasznie, wiesz?
-Ostatni raz mogę cię pocałować i chcę to wykorzystać.
-Taaak?
-Taaak.
-Wobec tego pozwól, że i ja trochę pokorzystam...
-Uhmmmhmm... Tylko nie przesadź...
-?
-Nie jesteśmy tu saaaammiiiii....mmmm...

***

Stolica była zdecydowanie większa niż przypuszczali. To znaczy-Mag bywał tu już kilkakrotnie, toteż się nie zdziwił, lecz najemnicy gapili się na każdy szczegół ogromnego miasta. Posłaniec królewski zajął im miejsca w tawernie i przekazał gdzie i kiedy dokładnie mają się stawić. Zostało jeszcze trzy godziny. Kazuya usiadł na murku obok posągu na rynku. Wkrótce przysiadł się do niego Yuuki. Przyglądali się budynkom, ludziom, wszystkiemu.
-Ładnie tu... bardzo ładnie...-westchnął czarnowłosy.
-Tak... bardzo stare są już te wszystkie domy.
-Myślisz?
Yuu kiwnął głową. Stolica istotnie była bardzo starym miastem, do tego bez przerwy ją rozbudowywano i upiększano.
-Jak sądzisz, jak to wszystko będzie wyglądać?- zainteresował się Kaze.
-Skąd mogę wiedzieć? Ale czuję, że będzie ciekawie...
Yuu przymrużonymi oczami wpatrzył się w oddalony pałac.Zdecydowanie trudno było o bardziej imponującą budowlę. Uśmiechnął się pod nosem i kątem oka przyjrzał się towarzyszowi.
-Chciałbyś poznać zamek?
-Nie wiem... wygląda na taki, w którym łatwo się zgubić i trafić do nieodpowiedniej komnaty w nieodpowiednim czasie...
-Hmmm...-Yuuki zamknął oczy.-Oryginalnie to ująłeś... zapowiada się bardzo interesująco...

***

Szli długim, bogato zdobionym korytarzem, w otoczeniu kilkunastu strażników. Na ścianach wisiały ciężkie, bordowe zasłony, od czasu do czasu urozmaicone gobelinami. Najemnicy rozglądali się z niemym podziwem. Po kilku minutach marszu stanęli przed drzwiami sali audiencyjnej. Wielkimi, bogato zdobionymi płaskorzeźbami drzwiami sali audiencyjnej, które mogłyby służyć za ilustrację do wyrazu 'wrota'. Strażnicy mocno je pchnęli. Cała grupa weszła do środka. Do największej sali jaką kiedykolwiek widzieli. Pełnej kryształów, pereł, srebra i drogich kamieni. Zdawała się sama w sobie rzucać więcej blasku niż wpadało przez ogromne okna. Po lewej i prawej stronie stało wielu żołnierzy w błyszczących zbrojach, kobiety w szerokich sukniach oraz mężczyźni ze zwojami pergaminów, sakwami monet i mnóstwem interesów do króla. Kazuya natychmiast stwierdził, że to urzędnicy. Nikt inny by się tak nie płaszczył. A na samym końcu sali, na umiesznym na podium, wielkim, złotym tronie wykładanym złotym pluszem, siedział człowiek z krótką, czarną brodą o kilku ledwie szarych włosach, w długim, bogato zdobionym czerwonym płaszczu, z berłem w ręku i w koronie na głowie. Nie było żadnych wątpliwości kim on jest. Wpatrywał się w grupę ludzi, którzy właśnie weszli do sali. Najwyraźniej wahał się, czy przybrać minę zdziwioną czy rozzłoszczoną. W końcu powiedział mocnym, niesionym po sali echem, głosem.
-KIM SĄ CI LUDZIE I KTO POZWOLIŁ IM TU WEJŚĆ?!
Osiem osób zamarło. Nie takiego powitania się spodziewali.

***



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Hymn Grenady, 03. Hymny państwowe - teksty
grenade
JW Who Sent Holy Spirit
Holy Land Revealed (description)
O Holy Night piano
Marsz grenadierów
Holy Lands Character Sheet
O holy night (solo fortepian)
20 The Holy Spirit Eternal, Omniscient, Omnipresent
SAINT VINCENT I GRENADYNY WYSPY

więcej podobnych podstron