Zbliżał się sierpień, a wraz z nim koniec delegacji w Hiroszimie i upragniony powrót do domu, do żony i półrocznego już synka Katsutoshiego. 6 sierpnia 1945 r. Yamaguchi Tsutomu i jego dwóch podopiecznych wstali jak zwykle o 7 rano, zjedli śniadanie i udali się do pracy. Następnego dnia wyjeżdżali już do domu w Nagasaki. Tego ciepłego letniego poranka niebo było nieskazitelnie czyste. Tsutomu przypomniał sobie tuż przed wejściem do autobusu jadącego do stoczni, że zapomniał ważnych dokumentów, które musiał w imieniu swoim i kolegów oddać do działu personalnego na koniec delegacji. Wrócił do akademika, w którym mieszkali, pospiesznie zabrał papiery i udał się w stronę fabryki. Znajdował się w dzielnicy Eba, 3 km od przyszłego epicentrum. Nagle usłyszał odgłos lecącego samolotu. „Spojrzałem w górę i zobaczyłem wysoko na niebie coś na kształt dwóch białych spadochronów powolnie lecących w dół. Całe niebo rozbłysło białym oślepiającym światłem. Usłyszałem przerażający odgłos wybuchu gdzieś w powietrzu, które zaczęło przybierać kształt nieskończenie wielkiej, pęczniejącej białej kuli. W pewnym momencie jakaś siła zdmuchnęła mnie z miejsca, w którym stałem. Zdmuchiwała też wszystko, co napotkała na swojej drodze - budynki, drzewa, samochody, tramwaje. W myślach jak w filmie przewijały się obrazy mojej żony i synka. Straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, zauważyłem, że znajduję się na polu ziemniaków jakieś 20 m dalej. Nic nie słyszałem. Widziałem nad sobą ogromną pęczniejącą chmurę w kształcie grzyba, która robiła się coraz większa i sięgała coraz wyżej. Mieniła się kolorami tęczy jak w kalejdoskopie. Myślałem, że ta chmura to jakiś trujący gaz. Nie przyszło mi do głowy, że to mogła być bomba atomowa. Nagle na niebie zrobiło się ciemno. Bolało mnie całe ciało. Ale mimo to udało mi się przewrócić na bok. Moje lewe ucho przeszywał ból nie do opisania. Nic nie słyszałem! W oddali widać było wielkie jęzory ognia wybijające się w górę z dachów domów. Dotknąłem swojego ciała, nie miałem włosów na głowie, nie czułem mięśni szyi ani twarzy, miałem straszne poparzenia na całym ciele. Z lewego ramienia ulatywał dym. Przez tę ciemność nie byłem w stanie określić, która może być godzina. Południe? Wieczór? Przecież miałem zegarek, ale teraz zauważyłem, że był zmiażdżony. Z trudem wstałem i pobiegłem ile sił przed siebie. Nagle zaczął padać czarny [radioaktywny] deszcz. Ludzie, których mijałem, miotali się jak w obłędzie, palili się żywcem, ich rozżarzona skóra odrywała się płatami od mięśni. Inni leżeli na ziemi i płakali, wołając: »wody! wody!«. Przysiadłem się na ławce do dwóch krwawiących studentów. Zapytali: »co ci się stało z twarzą?« - po czym jeden wyjął z torby jakąś maź - później dowiedziałem się, że był to olej palmowy - i posmarował mnie. Czułem przeszywający ból w lewej części ciała. Od głowy aż po stopy. Chwilę po wybuchu, gdy leżałem zdmuchnięty, czerwone promienie musiały dosięgnąć mojego ciała. Niebo nad Hiroszimą było czarne. Pomyślałem, że lepiej chyba będzie, jeśli pójdę do firmy i sprawdzę, jak ma się dwóch moich podopiecznych. Nigdzie nie było widać ani policji, ani wojska. Nie było też już tego lazurowego nieba... Gdzie poleciały cykady, które jeszcze chwilę temu tak pięknie śpiewały?... Widziałem tylko płomienie - czerwone jak kwiaty lotosu. Wszystko się paliło. Do mych uszu z zewsząd dobiegał odgłos strzelających w powietrze języków ognia. To było piekło. Nie potrafiłem wtedy znaleźć innych słów, by to opisać”. Tak w książce „Przywrócone życie - prawdziwe świadectwo dwukrotnej ofiary bomby atomowej” (Tokyo, Kodansha 2007) Yamaguchi Tsutomu relacjonuje chwilę po wybuchu bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę 6 sierpnia 1945 r. o godz. 8.16 rano.
ZNAK KANJI
Yamaguchi Tsutomu urodził się w 1916 r. w Nagasaki jako drugie dziecko Riichiego i Sugi Yamaguchi. Ojciec wywodził się ze starego i zamożnego rodu. Dziadek chłopca był armatorem trzech statków, które transportowały specjały rodzimej kuchni miasta Nagasaki na pozostałe wyspy japońskie. Yamaguchi Riichi prowadził dobrze prosperujące przedsiębiorstwo energetyczne, co zapewniało rodzinie życie w luksusie. Pragnął, by jego syn został silnym i odpornym na przeciwieństwa losu człowiekiem, więc po naradzie u specjalisty od nadawania imion (znaki kanji, z których składa się język japoński, mają jeszcze znaczenie symboliczne, co jest istotnym kryterium przy wyborze imienia dla dziecka) postanowił nazwać go Tsutomu. Było to imię rzadkie - nawet nauczyciele w szkole mieli problemy z odczytaniem tego znaku. Ten, kto je nosił, miał cieszyć się dobrym zdrowiem, być ambitny i rzetelnie wykonywać swą pracę. Po latach Yamaguchi Tsutomu przyzna, że jego życie pokazało, ile prawdy kryło się w symbolice nadanego mu imienia.
Już w przedszkolu Tsutomu interesował się statkami i szkicował je. Nauczyciele zachwycali się rozległą wiedzą chłopca na temat żeglugi. Jako ośmiolatek stracił matkę, która popełniła samobójstwo z powodu depresji, wywołanej konfliktami z teściową i śmiercią pierwszego dziecka. Uczucie osamotnienia i zagubienia po jej śmierci odreagowywał agresją, wdając się w kłótnie i bójki z dziećmi z klasy. Ze stresu i smutku zaczęły siwieć mu włosy.
Kiedy był w gimnazjum, wprowadzono zmiany w programie i połączono zajęcia z etyki z zajęciami z patriotyzmu. Były to już późne lata 20. XX w. i w Japonii stopniowo władzę przejmowali wojskowi, a po dwóch wygranych wojnach - z Chinami i Rosją - ambicje imperialistyczne i nacjonalistyczne rządu japońskiego wrzały. Wojskowi zaczęli prowadzić zajęcia z samoobrony i patriotyzmu. Dzieci uczono musztry, marszu, zwrotów, trzymania broni i strzelania z niej. A także haseł takich jak miłość do ojczyzny, lojalność, banzai („sto lat cesarzowi!”). W drugiej klasie podczas szkolnego konkursu przemówień Tsutomu podzielił się ze słuchaczami gorącą potrzebą wspierania pokoju na świecie i poszanowania wszystkich ludzi bez względu na kolor skóry, oczu czy język. Wojskowi zarzucili mu brak pokory, patriotyzmu i uznali za amerykańskiego szpiega.
Kryzys gospodarczy z lat 30. XX w., zapoczątkowany „czarnym czwartkiem” na giełdzie nowojorskiej, odbił się wielkim echem także na Wyspach Japońskich. Najdotkliwiej wpływ ten odczuły małe przedsiębiorstwa, w tym - ojca Tsutomu, która zbankrutowała. Żeby kontynuować edukację, chłopiec musiał teraz sam na nią zarobić, zaczął więc rozwozić gazety. Kiedy w 1933 r. Japonia zdecydowała się na wystąpienie z Ligi Narodów, Tsutomu skończył właśnie szkołę. Rząd japoński stopniowo przechodził w ręce generałów. Także w Nagasaki pojawiło się więcej kwater wojskowych i policji.
WET ZA WET
W marcu 1934 r. osiemnastoletni Tsutomu został młodszym rysownikiem w dziale projektowania statków w Zakładach Produkcyjnych Statków Mitsubishi. Nie była to praca wymarzona, a na awans musiałby normalnie czekać 10 lat. I choć zdawał sobie sprawę, że może postąpić podobnie jak jego dziadek - nie czekać, tylko uciec do Ameryki, nauczyć się angielskiego, nawiązać kontakty, ciężko pracować, a zarobione pieniądze zainwestować w Japonii - Tsutomu został w kraju. Intensywnie zaczął się uczyć angielskiego, co utrzymywał w tajemnicy ze względu na antyzachodnie nastroje wokół, i zdobył licencję nauczyciela języka angielskiego.
W Nagasaki często zatrzymywali się marynarze i handlarze z Ameryki. Chłopak miał okazję usłyszeć od nich opowieści o ich bogatym, wielkim i pięknym kraju, o jego potencjale, nie tylko militarnym. Słuchał tych opowieści z obawą, że gdy tylko dojdzie do wojny Japonii z Ameryką, będzie to oznaczało pewną zgubę dla ojczyzny. W 1937 r. Yamaguchiego Tsutomu spotkała niespodzianka - zaledwie trzy lata od wstąpienia do firmy został awansowany na stanowisko inżyniera w dziale projektowania statków handlowych. Nie był to awans w uznaniu za osiągnięcia w pracy i zasługi dla firmy, tylko wiązał się z brakiem rąk do pracy - młodzi technicy i inżynierowie zostali wcieleni do wojska. Wkrótce Yamaguchi Tsutomu usłyszał, że koncern Mitsubishi w sąsiedniej stoczni produkuje okręty dla marynarki wojennej Japonii. Jego niepokój o przyszłość kraju wzmogły informacje o ataku wojsk lotniczych na Pearl Harbor 8 grudnia [czasu japońskiego] 1941 r.
W 1943 r. po namowach ojca zmartwionego stanem kawalerskim syna, ożenił się z Hisako, piastunką dzieci i siostrzenicą znajomego nauczyciela tanki (tradycyjna japońska krótka forma poetycka, którą uprawia Tsutomu). Miał wówczas 27 lat, a wybranka 23. Rok po ślubie urodził im się pierwszy syn, lecz dziecko zmarło po ciężkim przeziębieniu.
11 sierpnia 1944 r. Nagasaki zostało zbombardowane po raz pierwszy. Ale Yamaguchi tak zaangażował się w pracę, że nie miał nawet czasu martwić się kolejnymi nalotami bombowymi na miasto. Wskutek licznych powołań do wojska, a także zwiększonego zapotrzebowania na produkcję, w innych fabrykach koncernu Mitsubishi również brakowało rąk do pracy, tak więc Yamaguchi Tsutomu jakiś czas po narodzinach drugiego syna - Katsutoshiego, w maju 1945 r. został wysłany na 3 miesiące w delegację do stoczni koncernu w Hiroszimie. Pojechali z nim dwaj podwładni - Sato Kuniyoshi i Iwanaga Akira - byli w trakcie szkolenia i całkowicie polegali na Yamaguchim.
W Hiroszimie Tsutomu zaskoczyło to, że miasto ominęły naloty i zniszczenia. Mimo obecności licznych kwater wojskowych i posterunków żołnierzy ludzie żyli tu spokojnie, wolni od obaw przed bombardowaniami. Z czasem ten spokój zaczął wydawać mu się podejrzany. Aż do wspomnianego 6 sierpnia.
DRUGA BOMBA
Dzień po wybuchu w Hiroszimie odjeżdżał pociąg do Nagasaki. Widok rzeki, po której pływały „tratwy z ludzkich ciał”, jak to określił w swojej książce, będzie prześladował go jeszcze wiele lat. Gdy cały zabandażowany przyjechał do domu, rodzina go nie rozpoznała
Nie mógł odpocząć, ponieważ ludzie z okolicy odwiedzali go, by wysłuchać relacji z wybuchu „nowej bomby” w Hiroszimie. „Obudziłem się następnego dnia i mimo przeszywającego całe ciało bólu i gorączki, postanowiłem pójść do firmy, żeby zdać sprawozdanie z delegacji i przywitać się z kolegami z działu po 3 miesiącach niewidzenia się. Świeciło słońce i była piękna pogoda. Żona protestowała ze względu na mój zły stan zdrowia, ale w końcu uległa. W firmie mnie nie poznali, gdyż całą twarz miałem zabandażowaną. Gdy rozmawiałem z moim przełożonym Nomurą, nie dowierzał, że widziałem atomowego grzyba. »To nie przystoi inżynierowi opowiadać takie rzeczy« - powątpiewał. I w chwili gdy wypowiedział te słowa, zobaczyłem za oknem wielki rozbłysk i wskoczyłem pod biurko. Widziałem stamtąd buty mojego szefa. Zagrzmiało, budynek zadrżał. Wszystkie narzędzia, rysunki i wykresy fruwały w bezładzie po pokoju. Słyszałem jak Nomura jęczy: »Pomocy!«
Wybiegłem z budynku i oto ujrzałem, że Nagasaki - jak długie i szerokie płonie. Spojrzałem po sobie i nie było śladu po bandażu na twarzy i ramieniu. Miałem otwarte rany, które teraz pokrywał ciemny pył. Moje ciało było czerwone jak mięso tuńczyka. Zobaczyłem tę samą chmurę o kształcie wielkiego grzyba i miałem wrażenie, jakby uśmiechała się do mnie przewrotnie, chcąc powiedzieć: »O, znowu się spotykamy?«. O godzinie 11.02 miasto było doszczętnie zniszczone. Ogromna kula na niebie miała kolor tęczy, stopniowo przechodziła z fioletu w czerwień i zmieniała kształt, aż w końcu napęczniała i utworzył się z niej biały grzyb. Pobiegłem do domu. Żona i dziecko byli na szczęście cali. Najpierw Hiroszima, 3 dni później Nagasaki. Pomyślałem z trwogą: czy to mnie goni, czy co? Miasta dzieli odległość 300 km. Przecież nie minęły jeszcze nawet trzy dni od tragedii w Hiroszimie”. Zaniepokoiło go najbardziej to, że nigdzie nie było widać ani wojska, ani straży, ani policji. Ludzi pozostawiono na pastwę losu.
Gdy 15 sierpnia w orędziu radiowym do narodu cesarz ogłosił kapitulację Japonii, wszyscy płakali, że ojczyzna poniosła sromotną klęskę. Yamaguchi Tsutomu wspomina: „Cieszyłem się, że nie jesteśmy już zagrożeni, że możemy żyć od tej pory w spokoju. Nie trwało to jednak długo, gdyż skutki napromieniowania stopniowo zaczęły wyniszczać moje ciało (...) Wojska okupacyjne armii amerykańskiej wkroczyły do Nagasaki. Trzeba było żyć dalej. Tyle już w życiu przeszedłem...! Muszę być silny i wytrwały! Muszę żyć! Moje imię mnie do tego zobowiązuje! Nazywam się Tsutomu!”.
I CO DALEJ?
Yamaguchi na skutek cięć etatów został zwolniony z pracy. Ponieważ doskonale znał angielski, dostał pracę jako tłumacz amerykańskich inżynierów. Był świadom, że wojska amerykańskie zrzuciły bomby, pozbawiając tym samym życia 140 tys. osób w Hiroszimie, a w Nagasaki 70 tys. Tym, którzy przeżyli, bomba atomowa odebrała dusze. Ale Yamaguchi nie żywił urazy do Amerykanów. „My, Japończycy, też ich zabijaliśmy. To była przecież wojna” - tłumaczył sobie. Z drugiej strony dobrze pamięta, jak pewnego dnia podczas obchodów rocznicy zrzucenia bomby atomowej podeszła do niego wychowawczyni grupy amerykańskich uczniów i spytała, czy jest ofiarą bomby atomowej. Gdy odpowiedział, że i w Hiroszimie, i w Nagasaki, ona ze łzami w oczach go przeprosiła.
Gdy wojska okupanta opuściły Japonię, Tsutomu podjął pracę jako nauczyciel języka angielskiego w gimnazjum, a po siedmiu latach wrócił do koncernu Mitsubishi, który już wychodził z powojennego kryzysu i przywracał etaty wcześniej zwolnionym pracownikom. Poświęcił się pracy bezgranicznie. Jego zaangażowanie, bezkompromisowość i odwaga, a w głównej mierze doświadczenie dwóch bomb atomowych spowodowały, że zdobył wielki autorytet wśród kolegów i został szefem związków zawodowych stoczni.
Skutki bomby atomowej wkrótce zaczęły dawać o sobie znać. Miał zaniżony poziom leukocytów, zaniżoną odporność. Latem wypadały mu włosy, ciągle powtarzały się zawroty głowy. Nawet lekkie przeziębienie szybko przechodziło w zapalenie płuc.
Artykuł norweskiego dziennikarza, który nagłośnił historię Tsutomu w swoim kraju, zapoczątkował serię wywiadów, jakich udzielał dziennikarzom z Nowej Zelandii, Ameryki, Wielkiej Brytanii. Były one nie dość głośnym głosem sprzeciwu wobec wykorzystywania bomby atomowej. W tym czasie Amerykanie na atolu Bikini przeprowadzali próby jądrowe.
W 1971 r. Yamaguchi Tsutomu przeszedł na emeryturę, ale dorabiał w małej firmie, projektując części statków. Wtedy też coraz dotkliwiej zaczęła dawać o sobie znać katarakta oraz lewe ucho, na które już nic nie słyszał. Przeszedł operację wycięcia woreczka żółciowego. Nawet najmniejszy ból do dziś powoduje, że przypomina sobie widok tamtych dwóch potężnych chmur w kształcie grzyba i krzyki palących się żywcem ludzi. Dodatkowo wspomnienia tragicznych dni powróciły w 2005 r., gdy na skutek napromieniowania umarł mu na raka w wieku 60 lat ukochany syn. Wtedy też do Tsutomu Yamaguchiego zgłosił się producent filmu dokumentalnego o podwójnych ofiarach bomby atomowej w Hiroszimie i Nagasaki. Yamaguchi był jedyną osobą spośród siedmiu zaproszonych, która odważyła się pokonać bolesne wspomnienia tragedii. Rok później 90-letni Tsutomu pojechał do USA, by przy okazji premiery filmu wygłosić przemówienie w siedzibie ONZ oraz na Uniwersytecie Columbia. Wówczas po raz pierwszy w życiu otrzymał paszport. W urzędzie miejskim urzędniczka w okienku zapytała go: „Po co panu paszport?”. „Ponieważ wybieram się do nieba” - odpowiedział. W przemówieniu odwołał się do starego japońskiego przysłowia: co nam się zdarzyło już dwa razy, zdarzy się i trzeci! Ale to nie może się już nigdy zdarzyć! „Mam już 90 lat, nie wiem, ile jeszcze pożyję, ale wiem, że do końca swych dni będę nawoływał do tego, by wszystkie narody tego świata połączyły swe siły w kampanii przeciw jakimkolwiek użyciom bomby atomowej w przyszłości! Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!”.
Yamaguchi Tsutomu ma teraz 93 lata. Mieszka w Nagasaki. W zeszłym roku zmarła na raka nerki i wątroby jego żona. W marcu 2009 r. wyznał na łamach prasy japońskiej, że on również jest chory na raka i zamierza ubiegać się o oficjalne nadanie mu przez rząd statusu podwójnej ofiary bomby atomowej.