1865
1
Warbrooke, Maine
Jamie Montgomery szedł przez długi dom nie rozglądając się na boki, bo dorastał w tych murach i znal każdy kąt na pamięć. Nikt obcy, spoglądając na to przytulne, wygodnie urządzone wnętrze, nie domyśliłby się zamożności mieszkającej w nim rodziny. Jedynie student sztuk pięknych mógłby pojąć znaczenie podpisów na obrazach zdobiących biało tynkowane ściany, lub rozpoznać postaci z brązu. Tylko znawca potrafiłby właściwie ocenić jakość kobierców upstrzonych plamami i zniszczonych przez lata w służbie zwierząt i małych dzieci.
Meble zostały dobrane nie ze względu na wartość, lecz według kryterium przydatności dla rodziny, kłóra mieszkała tutaj od dwustu lat. Jednak antyk-wariusz rozpoznałby, że sckrelarzyk stojący pod ścianą pochodził z czasów królowej Anny, złocone krzesła pamiętały wczesny okres Imperium Rosyjs-
kiego, a w komodzie w kącie stała chińska porcelana ' i wiekowa, że przekraczało to możliwości pojmo-
wania młodego amerykańskiego umysłu.
Były w tym domu obrazy, tkaniny i meble ze wszystkich stron świata, gromadzone podczas licznych podróży przez całe pokolenia rodu Mont-gomcrych. Znajdowały się tu przedmioty z każdego zakątka ziemi, począwszy od egzotycznych pamiątek z najmniejszych wysepek zagubionych na oceanach, aż po obrazy włoskich mistrzów.
Jamie, energicznie stawiając długie kroki, mijał kolejne pokoje ogromnego domu. Kilkakrotnie poklepał niewielki flanelowy woreczek, który niósł delikatnie wetknięty pod pachę, a za każdym razem, kiedy go dotykał, na jego twarzy pojawiał się uśmiech.
W końcu stanął przed którymiś drzwiami, leciutko w nie zastukał i, nie czekając na odpowiedź, wszedł do zaciemnionej sypialni. Chociaż cały dom nosił znamiona niezaprzeczalnego bogactwa, dopiero tutaj widać było ogrom fortuny Mont-gomerych.
Nawet w mroku lśniły kosztowne materie udra-powane na wielkim, rzeźbionym weneckim łożu, wspartym na czterech kolumnach, bogato zdobionych pozłacanymi figurami aniołów. Z góry spływały setki metrów bladoniebieskiego jedwabiu, nieco jaśniejszego niż utkany w Italii i przywieziony do Ameryki - na statku Montgomerych — adamaszek, którym obito ściany pokoju.
Jamie spojrzał na łóżko i na widok gęstwy cicmnoblond włosów wystających spod jedwabnej kołdry, ponownie się uśmiechnął. Podszedł do okien i odciągnął ciężkie, aksamitne zasłony, wpuszczając do pokoju promienie słońca. Odwrócił się i spostrzegł, że głowa wtuliła się głębiej w pościel.
Z uśmiechem na ustach stanął obok łoża i popatrzył na zajmującą je osobę — dojrzał tylko jeden złoty lok na poduszce — reszta postaci, zniknęła pod przykryciem.
Wyjął spod ramienia woreczek, rozwiązał tasiemki i wydobył ze środka malutkiego białego pieska, pokrytego długą, jedwabistą sierścią. Maltańczyk był prezentem przywiezionym dla ubóstwianej siostrzyczki aż z Chin.
Jamie powoli uniósł kołdrę, wsunął pod nią psiaka, a potem, szeroko uśmiechnięty, przystawił tobie krzesło i obserwował, jak zwierzak zaczyna się wiercić i lizać swoją towarzyszkę.
Carrie budziła się powoli i z ogromną niechęcią. Nienawidziła chwili, kiedy trzeba było opuścić ciepły kokon pościeli, i zawsze odwlekała len moment możliwie jak najdłużej. Poruszyła się nieznacznie i, nadal z zamkniętymi oczyma, zsunęła kołdrę na ramiona. Dotyk psiego języczka wywołał na jej twarzy uśmiech; jeden, po chwili drugi. Dopiero kiedy zwierzak szczeknął cienko, otworzyła oczy,
spojrzała prosto w psią mordkę i usiadła prze-
straszona, z ręką przyciśniętą do piersi. Oparła się 0 wezgłowie — koniec anielskiego skrzydła uwierał ją w plecy — i wpatrywała się w psiaka mrugając oczami ze zdumienia.
Słysząc śmiech Jamiego odwróciła się w jego
stronę, ale minęła jeszcze chwila, zanim na dobre
oprzytomniała. Kiedy w końcu pojęła, że to jej ukochany brat wrócił nareszcie z dalekiej podróży, pisnęła z radości i rzuciła się ku niemu ciągnąc za
sobą jedwabne okrycie i kaszmirowe pledy, Jamie chwycił ją w spalone słońcem ramiona . ukręcił wokół siebie. Za nimi, na łóżku, psiak zaczął ujadać zapamiętale.
7
— Spodziewaliśmy się ciebie dopiero w przyszłymi
tygodniu — powiedziała Carrie uśmiechnięta, całując
brata w policzki, nos i wszędzie, gdzie tylko mogli
dosięgnąć.
Jamie próbował udawać, że entuzjastyczne powi-tanie nic zrobiło na nim większego wrażenia. Trzy-J mał siostrę w wyciągniętych ramionach, tak że] stopami nie sięgała podłogi.
A ty, gdybyś tylko wiedziała, kiedy maml przypłynąć, bez wątpienia czekałabyś na nabrzeżu,) aby mnie gorąco powitać? Nawet, gdyby to miało) być o czwartej rano?
Oczywiście — odparła uśmiechając się do brataj po czym, z zatroskaną twarzą położyła dłonie naj jego policzkach. - Zeszczuplałeś.
- A ty nie urosłaś ani o centymetr — mierząc ją wzrokiem od stóp do głów próbował wejść w rolę srogiego starszego brata. Nie było to łatwe przy ślicznej, filigranowej Carrie. Miała zaledwie sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, chociaż każdy, z jej braci mierzył ponad metr dziewięćdziesiąt. — Oczekiwałem, że będziesz mi sięgała chociaż do piersi. Jakim cudem rodzice wydali na świat takiego kurczaka?
— Szczęśliwy przypadek — odparła z uśmiechem
i przeniosła spojrzenie na psiaka, który stał na
łóżku, wywiesiwszy różowy języczek. — To prezent
dla mnie?
— Na jakiej podstawie sądzisz, że przywiozłem ci
prezent? — zapytał Jamie tonem wymówki. — Nie (
wydaje mi się. żebyś zasłużyła. Dziesiąta godzina,
a ty jeszcze w łóżku.
Carrie zamachała rękami i brat opuścił ją na podłogę. Teraz, kiedy już wiedziała, że wrócił do
8
domu ma się dobrze, całą uwagę skupiła na
ślicznym zwierzątku. Gdy tylko znowu poczuła
ziemię pod stopami, wróciła do łóżka i wślizgnęła
się| do pościeli. Maltańczyk natychmiast zaczął się
upominać o pieszczoty.
Jamie tymczasem rozglądał się po pokoju, szuka-jąc zmian, jakie w nim zaszły od chwili, gdy ostatnio był w domu.
Skąd to masz? — Trzymał w ręku wschodnią figurkę wyobrażającą kobiecą postać, misternie rzeźbioną w kości słoniowej.
Od Ranleigha - Carrie mówiła o jednym ze swch braci.
A to? — Jamie skinął głową w stronę olejnego obrazu oprawionego w złote ramy. Od Lachlana. Zerkając sponad psa Carrie uśmiechnęła się do brata jakby zupełnie nie wiedziała, dlaczego spo-chmurniał. Miała siedmiu starszych braci; wszyscy oni podróżowali po świecie i zawsze, gdy wracali do domu, przywozili jej prezenty. Każdy chciał, żeby jego upominek był najwspanialszy. Zupełnie jakby konkurowali ze sobą, który z nich przywiezie malutkiej siostrzyczce najpiękniejszy podarunek.
A to? - zapytał Jamie ściągając usta. W ręku trzymałsznur pereł znaleziony na toaletce.
Carrie uśmiechnęła się tajemniczo, uniosła psiaka, przytuliła go do siebie i schowała twarz w miękkiej
śreści.
On jest najwspanialszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałam.
Czy kiedy Ranleigh przywiózł ci tę figurkę, powiedziałaś mu to samo? — W głosie Jamicgo dźwięczała zazdrość.
<<
W rzeczy samej, powiedziała Ranleighowi, że jego podarunek jesf najpiękniejszy na świecie, ale nic miała zamiaru leraz się do tego przyznawać,
— Jak on się nazywa? - spylała mając na myśli
psiaka. Usilnie próbowała zmienić temat.
— Sama go nazwij.
Maltańczyk kichną).
— Och, Jamie - Carrie głaskała zwierzątko — to
naprawdę najmilszy prezent, jaki kiedykolwiek
dostałam. Jest żywy
Jamie usiadł na krześle przy łóżku, z mina,, z której Carrie wywnioskowała, że trochę go rozczuliły zapewnienia, iż jego podarunek naprawdę jest najwspanialszy.
Uśmiechnięty obserwował niebieskie, jaśniejące szczęściem oczy siostry bawiącej się z małym pieskiem i promień słońca pieszczący burzę jej blond włosów. Przedstawiała sobą chyba najładniejszy widok, jaki oglądał od dłuższego czasu.
Była tak drobna jak jej bracia potężni, tak pogodna jak oni wybuchowi, i lak skłonna do śmiechu jak oni do gniewu. Oraz tak przyzwyczajona do luksusu jak oni do pracy. Była rozpieszczonym, adorowanym, ukochanym dzieckiem wielkiej rodziny i każdy z jej braci zabiłby tego, kio by choć pomyślał o skrzywdzeniu Carrie.
Jamie, zadowolony z powrotu do domu, szczęśliwy, że wreszcie zszedł ze statku, odchylił sie na oparcie krzesła.
Co porabiasz ostatnio ze swoją kliką brzydul?
Nie nazywaj ich tak! — oburzyła sie Carrie, jednak bez prawdziwej urazy w głosie. — One nie są brzydkie.
10
Kiedy Jamiee chrząknął znacząco, Carrie się uśmiechnęła.
W każdym razie, niespecjalnie brzydkie, a poza tym, czy tylko to się liczy?
- Dziewiętnaście lat, a proszę, jaki filozof — Ja-mie pokazał zęby w szerokim uśmiechu.
Niedługo skończę dwadzieścia.
Proszę, proszę, jaki poważny wiek. Crrie nie miała nic przeciwko temu przekoma-rzaniu, bo jej zdaniem właściwie wszystko, co mówili lub robili bracia, było słuszne.
Bez względu na nasz wygląd wielkodusznie 'siebie także zaliczała do „brzydul" — jesteśmy zaangażowane w bardzo poważną działalność.
Tak, oczywiście — przytaknął Jamie tonem
r
protekcjonalnym, lecz jednocześnie pełnym uwiel-
bienia. Tak samo ważną, jak ratowanie żab przed chłopcami albo pilnowanie biednego pana Coffina, żeby zapewnił swoim gęsiom odpowiednio duży wybieg.
To już przeszłość. Teraz... — przerwała, bo psiak kichnął dwa razy z rzędu. — Ojej, chyba się przeziębił.
Raczej ma uczulenie na te wszystkie jedwabie. Ten pokój wygląda jak komnata haremu.
- Co to jest harem? - Coś, o czym nie mam zamiaru ci opowiadać. Carrie lekko wydęła dolną wargę. - Gdybyś naprawdę chciał zrobić mi przyjemność, to opowiedziałbyś dokładnie o wszystkim, co się zdarzyło w czasie podroży.
Jamie zbladł na samą myśl o skutkach, które spowodowałaby taka rewelacja i dopiero po dłuższej uwili odzyskał normalne kolory.
11
Takiego prezentu nie możesz oczekiwać od żadnego z nas — oznajmi! z uśmiechem. - Opowiedz mi, czym się zajmujesz razem z tymi twoimi brzydulami.
Kojarzymy małżeństwa — obwieściła dumnie Carrie i z największą przyjemnością patrzyła, jak jej bral ze zdumienia szeroko olwiera usta.
- Czyżby kłoś chciał się żenić z którąś z łych twoich brzydkich przyjaciółek? Obrzuciła go zirytowanym spojrzeniem.
Doskonale wiesz, że wcale nie są brzydkie. A przy tym są bardzo miłe. Tylko lobie się wydaje, że wszystkie kobiety powinny być absolutnie doskonale.
Jak moja kochana mała siostrzyczka — przytaknął zgodnie, a w jego glosie zabrzmiało przekonanie równie szczere jak wyzierające mu z oczu uwielbienie.
Carrie zarumieniła się z radości.
— Przewrócisz mi w głowie.
Słysząc taki nonsens, Jamie aż krzyknął z radości
i zaczął się głośno śmiać.
Psiak zaszczekał na niego, po czym kichnął.
— Tobie przewrócić w głowie! — zawołał Jamie.
— Jakbyś jeszcze nie wiedziała, że jesicś najładniej- |
szym stworzeniem w pięciu stanach.
Carrie rzuciła mu wystudiowane spojrzenie istoty głęboko skrzywdzonej.
Ranleigh mówił, że w sześciu. Jamie roześmiał się ponownie.
Więc ja mówię, że w siedmiu.
— Tak juz lepiej — zgodziła się Carrie ze śmie
chem. — Nie znoszę tracić terytoriów. Ten siódmy
stan to pewnie Rhode Island?
[2
Texas — zdecydował Jamie i oboje uśmiechnęli
się do siebie.
Carrie pochyliła się z pieskiem w objęciach,
a Jamie spoglądając na nią pomyślał, że tych dwoje
luk jak przewidywał kupując szczeniaka, który
skulony mieścił się w jego jednej dłoni — pasowali
do siebie jak ulał.
Jamie, my naprawdę kojarzymy małżeństwa
powiedziała Carrie z przejęciem i z poważnym
wyrazem twarzy. — Bardzo dużo kobiet straciło
mężów podczas wojny, a na zachodzie jest wielu
mężczyzn, którzy potrzebują żon. My pomagamy
im się odnaleźć. To bardzo interesująca praca.
Jamie siedział, patrzył na nią mrugając powiekami i usiłował pojąć sens tego, co usłyszał. Czasami miał wrażenie, że z całej ich rodziny najbardziej stanowczą osobą była ta słodka, adorowana przez wszystkich Carrie. Jeśli coś postanowiła, dążyła prosto do celu i nic na świecie nie mogło jej powstrzymać. Dzięki Bogu, jak dotąd, wszystkie jej km zynania wypływały ze szlachetnych pobudek. Jak znajdujecie tych ludzi? Kobiet mamy całkiem niemało, sporo stąd, z Warbrooke, chociaż rozgłosiłyśmy o naszych usługach w całym stanie Maine. A mężczyzn szu-kamy przez ogłoszenia w gazetach.
Pocztowa panna młoda — zaczął Jamie cicho, podnosząc głos z każdym słowem. -~ Dostarczacie żon na zamówienie, zupełnie jak w Chinach. Wści-biacie nos w prywatne sprawy innych ludzi.
Nie wydaje mi się, żeby to było wścibianie nosa. Raczej świadczenie usług.
- Jesteście zwykłe rajfurki, ot co. Tata wie o tym Wszystkim?
13
Oczywiście.
I nie ma nic przeciwko temu? — Zanim Carrie zdążyła odpowiedzieć. Jamie ciągną! dalej: — Oczy-wiście, że nie. Od chwili, kiedy przyszłaś na świat, zawsze pozwalał ci robić, co tylko chciałaś.
Carrie głaszcząc pieska uśmiechnęła się do brała słodko i zatrzepotała rzęsami.
Nie masz. chyba zamiaru gderać, prawda? Ranlcigh nic gderał.
On cię rozpieszcza — powiedział Jamie surowym tonem i mimo uśmiechu Carrie usiłował przywołać na twarz srogi wyraz. — No dobrze
— westchnął wiedząc, że nie przejdzie przez le
próbę. - Opowiedz mi coś więcej o tym waszym
niewścibskim swataniu.
Delikatna twarz Carrie rozjaśniła się entuzjazmem.
Och, Jamie, to naprawdę wspaniałe. Cudownie się bawimy... to znaczy... ogromną przyjemność sprawia nam świadczenie tak pożądanych usług. Zamieszczamy w gazetach zachodnich stanów ogłoszenia i jeśli mężczyzna przyśle do nas swoją fotografię - widzisz, nie odpowiadamy nikomu, kto nic przyśle zdjęcia, bo ono bardzo wiele mówi o człowieku a więc, jeśli przyśle do nas fotografię i list wyjaśniający, czego oczekuje od przyszłej żony, to my próbujemy znaleźć dla niego właściwą kandydatkę.
A czego wymagacie od kobiet?
Muszą zgłosić się do nas na rozmowę. Sporządzamy listę ich umiejętności i znajdujemy odpowiedniego mężczyznę. — Uśmiechnęła się marzycielsko.
— Dajemy ludziom szczęście.
— A jak te kobiety docierają do mężczyzn?
14
Zazwyczaj dyliżansem - odparła spuszczając
wzrok na psiaka. Ponieważ Jamie nie odezwał się
słowem spojrzała na niego unosząc wyzywająco
No więc dobrze: tak, koszt przekazów jest
pokrywany z pieniędzy Montgoinerych. Ale lo
szlachetny cel. Ci ludzie są samotni i lak bardzo
potrzebują siebie nawzajem. Jamie, powinieneś
przeczytać niektóre listy od tych mężczyzn. Miesz-
kają sami na takim końcu świata, że diabeł im
mówi dobranoc, i naprawdę bardzo potrzebują
towarzystwa.
Nie mówiąc o sile roboczej na farmie ani
o partnerce do łóżka — Jamie próbował wtrącić
akcenti realizmu w jej marzenia o wiecznej miłości.
- Cóż kobietom także tego trzeba — mruknęła
Carrie.
A co ty o tym wiesz? Znowu się z nią droczył i tyra razem nie zdołała powstrzymać irytacji. Zazwyczaj lubiła, kiedy bracia traktowali ją jak dziecko, ale niekiedy trochę ją to bolalo.
Więcej niż się tobie i innym wydaje — odcięła się. Na wypadek, gdybyś nie zauważył, informuję cię, że nie jestem już małą dziewczynką. Jestem kobietą
Siedząc tak wśród rozrzuconej w nieładzie jed-wabnej pościeli, z burzą włosów opadającą na
amiona i tuląc do siebie zwierzątko małe jak
zabawka. nie wyglądała na więcej niż dziesięć lat.
Tak - zgodził się miękko Jamie. — Dojrzałą,
leciwą damą.
Carie westchnęła. Bardzo kochała swoich braci
jednocześnie doskonale ich znała- Wiedziała, że
żaden z nich, tak samo jak jej ojciec, nie życzy
l.;
sobie, żeby dorosła. Chcieli, by na zawsze pozostała ich ukochaną małą dziewczynką, która poza nimi nic widzi świata.
Ale ty nie próbujesz znaleźć sobie męża prawda? — spytał Jamie Z niepokojem w głosie
Nie, oczywiście, że nie. — Wiedziała, że lepiej nie wspominać żadnemu z mężczyzn tej rodziny o tym, iż pewnego dnia zamierza wyjść za mąż. Traktowali ją ciągle prawic jak niemowlę. - Wszyscy mężczyźni, jakich pragnę, są przy mnie.
Jamie zmrużył oczy.
— Co to znaczy „wszyscy mężczyźni, jakich
pragnę?" Od kiedy to mężczyźni stali się częścią
twojego życia?
„Od chwili moich narodzin - chciała powiedzieć Carrie. — Byłam na świecie dopiero kwadrans; leżąc w kołysce rozejrzałam się dokoła i zobaczyłam siedmiu najprzystojniejszych chłopców świata spoglądających na matkę i siostrę. Pierwsze kroki stawiałam podtrzymywana męską dłonią, mężczyźni uczyli mnie, jak jeździć konno, żeglować, wiązać kokardki, przeklinać, wspinać się na drzewa i flirtować, żeby dopiąć swego".
— Pojedź ze mną do miasta — poprosiła. — Zbie
ramy się w domu starego Johnsona. Będziesz mógł
zobaczyć, jak pracujemy. - Obdarzyła go swoim
najpiękniejszym błagalnym spojrzeniem spod dłu
gich rzęs. Miała nadzieję, że wypadło przekonująco.
Jamie pobladł słysząc to zaproszenie.
— Miałbym z własnej woli wstąpić pomiędzy tę
gromadę starych panien?
Carrie zagryzła wargi powstrzymując uśmiech. Wiedziała, że to, co rzeczywiście niepokoiło Jamie-go, to reakcja tych „starych panien" na obecność
16
jednego z jej braci pozostających w kawalerskim
stanie. Pomyślała, że powinna porozmawiać z dzie-
wczynami o ich zachowaniu, ale z drugiej strony, widok jej przystojnych braci czujących się nieswojo był tak zabawny, że nie mogła się powstrzymać od prezentowania ich swoim przyjaciółkom.
Ranleigh ze mną poszedł — powiedziała spusz-
czując wzrok i wysuwając nieco dolną wargę. — Ale
Ranleigh niczego się nie boi. Może ty się boisz, bo
jesteś moim drugim najprzystojniejszym bratem
i może dlatego, że Ranleigh jest bardziej pewny
siebie niż ty. Może Ranleigh...
Wygrałaś! — Jamie uniósł ręce w geście poddania. - Pójdę, ale tylko wtedy, jeśli dasz mi słowo, że nie będziesz próbowała mnie wyswatać z żadną | z tych twoich niechcianych przyjaciółek.
Nawet nie śmiałabym o tym marzyć — powie-działa, niby zatrwożona takim pomysłem. — A poza tym, która by ciebie chciała po tym, jak zobaczyły Ranleigha?
Jamie skrzywił się złośliwie.
Chciałabyby mnie mniej więcej połowa Chin powiedział szczypiąc ją pod brodą, po czym wniósł wzrok na psiaka, który znowu kichnął. luk go nazwiesz?
K ichuś — odparła Carrie uśmiechnięta i, zgod-nie z przewidywaniami, usłyszała jęk Jamiego kwi-tując wybór tak infantylnego imienia. - Daj mu imię z odrobiną dostojeństwa.
- Opowiedz mi o Chinkach, a nazwę go Książe - zaproponowała gorliwie.
i unie wyjął z kieszeni zegarek, spojrzał nań i oznajmił:
Daję ci godzinę na ubranie, a za każde za-
17
oszczędzone dziesięć minut opowiem ci jedną historię o Chinach.
O krajobrazach? — grymasiła Carrie. -- O goś-cińcach i sztormach na morzu?
O dziewczętach, które tańczą dla cesarza — zniżył głos — i tańczyły także dla mnie. Po-tajemnie.
Carrie, wzniecając burzę jedwabnych poduszek,] w mgnieniu oka wyskoczyła z łóżka.
Trzydzieści minut. Jeśli zdążę się ubrać w trzy- j dzieści minut, to ile historii mi opowiesz?
Trzy.
Lepiej, żeby to były ciekawe historie, warte tego całego pośpiechu — ostrzegła - bo jeśli będą nudne, to w czasie twojego pobytu w domu będę co wieczór zapraszała na kolację Euphonię.
Okrutna! Jesteś okrutna. - Ponownie spojrzał . na zegarek. — Uwaga... czas... start!
Carrie, z Kichusiem w objęciach, rzuciła się do garderoby.
* * *
Trzydzieści minut — Jamie był na wpół rozzłoszczony, na wpół zirytowany. — Powiedziałaś, że będziesz gotowa za trzydzieści minut. Nie za godzinę i trzydzieści minut, tylko dokładnie za trzydzieści minut.
Carrie ziewnęła, bynajmniej nic speszona jego tonem. Jamie czasem warczał, ale nigdy nic gryzł.
— Byłam rozespana. Teraz opowiedz coś innego.
Winien mi jesteś jeszcze dwie historyjki.
Jamie puśeił stępa konia zaprzężonego do lekkiego powozu i popatrzył na siostrę. Zdawał sobie
IS
sprawę, że po tych wszystkich narzekaniach pod adresem pozostałych braci rozpieszczających małą siostrzyczkę, powinien teraz stanowczo odmó-wić opowiadania obiecanych historii, ale zajrzaw-szy w wielkie błękitne oczy przepełnione miłością i uwielbieniem jedynie zaklął pod nosem. Nikt w tej
rodzinie nie potrafił jej niczego odmówić. Opowiem ci tylko jedną — zdecydował. I wiedz, że na nią nie zasłużyłaś.
Uśmiechając się ścisnęła go za ramię.
- Wiesz Jamie, myślę, że z wiekiem będziesz coraz atrakcyjniejszy, a za rok czy dwa możesz być nawet przystojniejszy niż Ranleigh.
Jamie próbował powstrzymać uśmiech, ale pod-
dał się i wyszczerzył zęby. - Diablica!- wycedził i mrugnął do siostry, - Podoba ci się ten psiak? Przycisnęła Kichusia do siebie.
- Nigdy nic dostałam wspanialszego prezentu - wyznała, tym razem zupełnie szczerze. — Teraz opowiedz mi coś więcej o chińskich tancerkach.
* * *
Kiedy Carrie z pieskiem przytulonym do ramienia
i z bratem pod rękę weszła do salonu w domu
starego Johnsona, sześć młodych dziewcząt —jej
przyjaciółki — zamarło. Równocześnie wszys-
tkie podniosły wzrok. Najpierw zgodnie wstrzymały
oddechy, oczy im się rozszerzyły, potem dziewczęta
równo wydały głębokie westchnienie. Choć Carrie
dokuczała Jamiemu, że nie dorównywał urodą
Ranleighowi, to jednak był wystarczająco przystoj-
ny, by całkowicic oszołomić młode damy.
Carrie z dumnym uśmiechem powiodła wzrok-kiem po swoich przyjaciółkach zastygłych na kszlałt słupów soli. Pochyliła się lekko i zdmu-chnęła zapałkę, nim płomień sparzył ręce Eu-phonii.
— Znacie wszystkie mojego brała Jamiego, prawi
da? — odezwała się, jakby nic dostrzegła ogłupienia
przyjaciółek. Zerknęła na brata i zauważyła, że
próbował wyglądać na zażenowanego, choć w rze
czywistości pochlebiała mu reakcja młodych dam.
Ujęła go władczo pod ramię i pociągnęła do przodu. Ich ruch przywrócił dziewczęta do życiaj Zaczęły pokasływać usiłując pokryć skrępowanie. |
Jak minęła podróż, kapitanie Montgomery? — Helen próbowała mówić normalnie, ale jej głos przeszedł w dziwaczny pisk.
Doskonale - mruknął Jamie niewyraźnie, żałując gorzko, że się zgodził towarzyszyć siostrze.
Carrie pociągnęła go w stronę jednej ze ścian, gdzie wisiało dwadzieścia pięć fotografii. Uporządkowano je według wieku widniejących na nich mężczyzn, począwszy od chłopca, który nie wyglądał na więcej niż czternaście lat, aż po starego pryka z siwą, opadającą do połowy klatki piersiowej brodą.
— To oni - wyjaśniła niepotrzebnie.
Jamie, nerwowo poprawiając palcem kołnierzyk, patrzy! na tablicę, ale niewiele widział. Wszystkie kobiety znajdowały się teraz za jego plecami. Czul na sobie ich wzrok, a nawet chyba kolektywny gorący oddech na szyi.
— Przyszły dzisiaj jakieś listy? - spytała Carrie
odwracając się akurat na czas, by zobaczyć dziwne
zjawisko — Helen ukradkiem wsunęła coś pod
20
książkę leżącą na stole. Carrie udała, że nic nie widziała.
- Kilka-odpowiedziała któraś z dziewcząt.
ale nic obiecującego. Mamy ponad dwa razy
więcej mężczyzn niż kobiet. Pan nie zamierza
powiesiś na tablicy swojego zdjęcia, kapitanie?
Robiła co mogła, by zabrzmiało to nonszalancko.
ale w jej głosie dała się słyszeć nuta nostalgii
zmieszanej z desperacją.
Jamie obdarzył dziewczynę słabym uśmiechem i zwrócił się do siostry siostry:
Carrie kochanie — zaczął — chyba już pójdę.
Muszę - nie miał pojęcia, co takiego mógłby
zrobić, poza tym, że na pewno musiał natychmiast
wyjść, bo w obecności tych młodych kobiet czuł się
ja jakiś okaz zoologiczny. Szybko pocałował
damę w policzek, obdarzył ją spojrzeniem, które
mówiło "Ja ci jeszcze pokażę'.", i wyszedł.
Przez chwilę w salonie panowała cisza, następnie
dziewczęta wydały drugie wspólne westchnienie,
a później wróciły do stosu listów i fotografii. Carrie
stała przez moment bez ruchu, potem postawiła
Kichusia na podłodze, odwróciła go w stronę Helen
i lekko popchęła.
Łap go - krzyknęła do przyjaciółki. — Łap,
bo ucieknie.
Helen,która tkwiła przy stole, zupełnie jakby go
pilnowała, porzuciła swoje miejsce i ruszyła za
psem. Kichuś postanowił nie dać się schwytać
i w ciągu kilku sekund wszystkie dziewczęta za-
aborbowane były łapaniem zwierzątka. Wszystkie,
oprócz Carrie. Bowiem Carrie, korzystając z za-
mieszania, podeszła do stołu Helen, uniosła książkę
i wzięła w rękę to, co było pod nią_ ukryte.
21
Trzymała w dłoni znajomo wyglądającą kopertę. W takich właśnie przychodziły zdjęcia i listy od mężczyzn, którzy szukali żon.
Podczas gdy pozostałe dziewczęta wciąż zajęte były pogonią za psiakiem, Carrie rozchyliła kopertę i wyjęła ze środka fotografię. Zdjęcie przedstawiało młodego mężczyznę stojącego z dwójką źle ubranych dzieci i to właśnie tę parę Carrie obejrzała najpierw. Wysoki chłopiec wyglądał na mniej więcej dziesięć lat, dziewczynka mogła mieć cztery albo pięć. Oboje odziani byli w rzeczy czyste, ale źle dopasowane, jakby ubrania pochodziły z darów jakiegoś koła dobroczynności.
Jednak dużo ważniejszy niż ubrania był wyraz smutku w oczach dzieci, świadczący, że w ich życiu niewiele było radości.
Carrie spojrzała wyżej, ponad twarze dzieci, i gwałtownie nabrała powietrza. Oto ujrzała mężczyznę, który wydał jej się najprzystojniejszy na świecie. Och, może nie był tak wspaniały jak jej bracia, wyglądał zupełnie inaczej niż oni, ale miał melancholijne spojrzenie, czego nie można było powiedzieć o żadnym z Montgomerych.
Helen wyrwała fotografię z rąk Carrie.
— Nieładnie wtykać nos w nie swoje sprawy.
To moje.
Carrie czuła się jak przekłuty balonik, z którego uszło cale powietrze. Nic nie odpowiedziała, osunęła się tylko na najbliższe krzesło. W chwili kiedy usiadła, Kichuś podbiegi do niej i wskoczył jej na kolana. Dziewczyna odruchowo przytuliła małe, ciepłe zwierzątko.
Kto to jest? - spytała.
Jeśli chcesz wiedzieć, to jest człowiek, którego
22
zamierzam poślubić - oznajmiła dumnie Helen, - Taką podjęłam decyzję i nikt tego nie zmieni. Kto tojest? -- powtórzyła Carrie. E uphonia wyjęła fotografię z rąk Helen i spoj-rzała na odwrotną stronę zdjęcia.
- Tu jest jest napisane, że się nazywa Joshua Greene, a dzieci to Tom i Dallas. Co za dziwaczne imię dla dziewczynki, a może ona ma na imię Tom? Spójrz, źle napisał Tim. Dziewczęta kolejno oglądały fotografię. Mała gruipka na zdjęciu stanowiła, mimo brzydkich ubrań dzieci sympatyczną rodzinę. Ojciec bez wątpienia
był przystojny, ale widywały już wcześniej znacznie bardziej interesujących mężczyzn. Żadna z nich nie rozumiała, dlaczego Helen próbowała ukryć foto-grafię ani dlaczego Carrie wyglądała, jakby zoba-czyłą ducha.
- O wiele bardziej podobał mi się ten z zeszłego
tygodnia - odezwała się jedna z dziewcząt. — Jak
on się nazywał? Logan jakiś tam, albo jakiś tam
Logan, prawda? No i nie miał dwójki dzieci.
Gdybym miała wyjść za mąż za zupełnie obcego
człowieka, wybrałabym bezdzietnego. Wolałabym
mieć z nim własne dzieci.
Inne pokiwały głową z aprohatą.
Nic mnie nie obchodzi, co o tym myślicie. Helen odebrała fotografię. — Zamierzam go poślubić i tyle. Podoba mi się.
Euphonia, która w tym czasie czytała list Joshuy Greene'a, wybuchnęła śmiechem.
Nie będzie cię chciał. Napisał, że szuka kogoś, kto umie pracować. Potrzebuje kobiely z dużym doświadczeniem w prowadzeniu farmy. Zony, która w razie potrzeby będzie potrafiła poradzić sobie na
23
farmie sama. Pisze, że nie chce kobiety starszej niż on sam, a on ma tylko dwadzieścia osiem lat. I nie chce wdowy. Zgadza się na więcej dzieci. Najważniejsze jest dla niego, żeby przyszła żona wiedziała wszystko o pracy na farmie. — Euphonia, zadowolona z siebie, spojrzała na Helen. — Ty nic masz o tym zielonego pojęcia. Pewnie uważasz, że krowę doi się ciągnąc za ogon.
Helen zabrała jej list. Nie obchodzi mnie, co on chce. Wiem natomiast, co dostanie.
Kiedy Helen odebrała list, zdjęcie wysunęło się jej z rąk i spadło na podłogę. Carrie podniosła fotografię. Spojrzała na nią raz jeszcze i doszła do wniosku, że to oczy mężczyzny tak ją przyciągają. Oczy przepełnione bólem, tęsknotą i samotnością. Oczy człowieka, który wołał o pomoc.
„Moją pomoc — pomyślała Carrie. — On potrzebuje mojej pomocy".
Wsiała, wetknęła Kichusia pod ramię, wygładziła niebieską jedwabną spódnicę i podała Helen fotografię.
— Nie możesz go poślubić — powiedziała cicho.
— Nie możesz go poślubić, bo to ja za niego wyjdę.
Na kilka sekund zapadła głucha cisza, potem
nagle dziewczęta wybuchnęły śmiechem.
Tak? A co ty wiesz o prowadzeniu farmy? Carrie była zupełnie poważna.
— Nie wiem nic o prowadzeniu farmy, ale wiem
sporo o tym człowieku. On mnie potrzebuje. Teraz
— oznajmiła królewskim tonem — jeśli pozwolicie,
muszę poczynić pewne przygotowania.
24
2
Carrie nigdy dotąd niczego nie robiła w tajemnicy, nigdy niczego nie ukrywała przed rodzicami ani braćmi. A teraz musiała działać w całkowitym sekrecie.
Przyjaciółki nakłoniła do milczenia bez najmniej-szych trudności. Od czasu gdy, jeszcze jako dzieci, zawiązały swój Klub Siedmiu, Carrie zawsze była wodzem, a inne dziewczęta naśladowały ją we wszystkim. Prawda, bywały zatrwożone, a nawet przerażone, kiedy coraz śmielsze krucjaty Carrie groziły poważnymi kłopotami, ale zawsze podporządkowywały się jej woli. Ranleigh mawiał, że Carrie uznawała je za przyjaciółki głównie dlatego,
że robiła z nimi, co jej się żywnie podobało.
A teraz opanowało ją pragnienie silniejsze niż jakiekołwiek inne do tej pory.
Od tego dnia. kiedy Jamie wrócił do domu i kiedy po raz pierwszy ujrzała fotografię Joshuy Greene'a, żyła tylko jedną myślą. Bez najmniejszych nudności „pokonała" Helen i „odbiła" jej wybranca Czuła się trochę nieswojo odbierając go przyja-
ciółce ale Helen musiała zrozumieć, że Josh — jak używała go Carrie — należał właśnie do Carrie, Josh był jej i tylko jej.
Tamtego dnia opuściła dom starego Johnsona z psiakiem w jednej, a fotografią i listem w drugiej ręce i poszła do starej, dawno już nie używanej przystani wioślarskiej Montgomerych. Chciała być sama. Chciała usiąść, przyjrzeć się temu mężczyźnie
oraz jego dzieciom i pomyśleć.
25
Czuła, że opuścił ją zdrowy rozsądek. Ciągle sohie powtarzała, że jej zachowanie jest wręcz śmieszne, że ten człowiek nie różni się niczym od setek innych, którzy przysyłali do nich swoje fotografie. Oglądała je wszystkie, ale żadne inne zdjęcie tak jej nic poruszyło. Żadne. Nigdy nie przyszło jej do głowy, żeby zostawić dom i rodzinę, jechać na Zachód i poślubić jakiegoś człowieka, którego zobaczyła na fotografii. Tylko że ten mężczyzna był inny. Jego rodzina była inna. Oni jej potrzebowali.
Cały dzień spędziła w hangarze. Siedziała na zakurzonym pledzie w łódce, chodziła w kółko albo po prostu stała i patrzyła na zdjęcie. Przypięła je do ściany i przyglądała mu się próbując dociec, co takiego było w tym człowieku i w jego dzieciach, co ją tak bardzo przyciągało. Próbowała myśleć trzeźwo i rozsądnie, próbowała rozważać wszystko obiektywnie, ale mimo że próbowała z całych sił, nie doszła do żadnych logicznych wniosków.
Przekonywała siebie, że powinna zapomnieć o tym mężczyźnie, że być może wyraz jego oczu jest tylko refleksem światła na fotografii. Albo może jest jakaś inna, zupełnie prozaiczna przyczyna smutku, który - jak się jej zdawało — dostrzegała na tych trzech twarzach. Może tamtego ranka zdechł ulubiony pies dzieci i dlatego wszyscy wyglądali na smutnych i osamotnionych.
Około czwartej, kiedy Kichuś zaczął się już niepokoić, a Carrie poczuła głód, pojawił się w hangarze stary pracownik pobliskiego sklepiku.
— O, panienka Carrie. Proszę o wybaczenie panienki.
26
Carrie przywitała go kiwnięciem głowy i zaraz gestem ręki przyzwała do siebie.
- Popatrz na to zdjęcie. — Wskazała przypiętą
do ściany fotografię. — Co widzisz?
Mężczyzna przyjrzał się zdjęciu mrużąc oczy. Carrie zdjęła fotografię ze ściany, by mógł się z nią zbliżyć do okna i obejrzeć dokładniej. Widziała, że potraktował jej pytanie bardzo poważnie. Wreszcie podniósł wzrok:
- Miła rodzina całkiem mila.
- Co jeszcze? — ponaglała Carrie,
Mężczyzna był 'zakłopotany.
Nie wiem, nie wiem... Nie wyglądają na boga-tych, pewno wiedzie im się nic najlepiej, Carrie ściągnęła brwi.
Nie wydają ci się... jakby smutni? Stary był zdumiony-
Smutni? Przecież oni się wszyscy uśmiechają. Teraz z kolei Carrie się zdziwiła. Odebrała Haremu fotografię i przyjrzała się jej ponownie, Zadawałoby się, że nie może dostrzec już nic nowego, ale teraz, kiedy spojrzała z nowym na-nastawieniemt stwierdziła, że cała trójka uwidocznioną na zdjęciu rzeczywiście się uśmiecha. Jeśli byli uśmiechnięci, to jak mogli się jej wydać mutni? Chłopiec obejmował dziewczynkę, a ojciec opierał dłonie na ramionach dzieci. Czy mogli być samotni będąc razem? Carrie podniosła wzrok na starego. — Nie są smutni ani samotni?
Dla mnie wyglądają na całkiem szczęśliwych, ale co ja tam mogę wiedzieć, -- Uśmiechnął się do niej. — Jeśli panienka Carrie chce, żeby byli smutni, to zdaje mi się, że mogą być smutni.
27
Carrie odpowiedziała mu uśmiechem, a on uchylił czapki i wyszedł.
„Nie są smutni i nie są samotni" — pomyślała Carrie.
Wszyscy oglądający fotografię widzieli szczęśliwą, uśmiechniętą rodzinę, podczas gdy ona dostrzegała zupełnie co innego i w żaden sposób nie mogła zrozumieć, dlaczego wydawali jej się smutni ani co takiego ją w tych trojgu intrygowało. Czy może raczej: nieodparcie przyciągało.
Spędziła w hangarze jeszcze kilka chwil, potem wzięła Kichusia na ręce i wróciła do domu. Tego wieczoru zorganizowano na cześć powrotu Jamiego uroczystą kolację, na którą zostali zaproszeni wszyscy krewni z rodów Monigomcrych i Taggerlów. Dom wypełniał taki tłum gości, że nikt nie zauważył, iż Carrie zachowywała się dziwnie spokojnie.
Przez następne trzy dni była wyjątkowo cicha. Oddawała się codziennym zajęciom, chodziła do domu starego Johnsona i oglądała nowe fotografie, rozmawiała z kobietami, które szukały mężów,; i próbowała udawać, że jej myśli są zajęte czymś innym niż rodzina ze zdjęcia.
Jednak ciągle spoglądała na fotografię i tak często czytała list, że papier był już zmięty i podarły. Znała na pamięć każde zdanie i mogła, rozpoznać pismo Josha między setkami innych.
Pod koniec trzeciego dnia wiedziała, że nie ma wyjścia. Zgodnie z tym. co planowała od początku, musiała poślubić pana Joshuę Greene'a. I choć Josh najwidoczniej uważał, że potrzebna mu kobieta, która potrafi doić krowy i wykonywać wszystkie inne prace na farmie, Carrie była przekonana, że w rzeczywistości potrzebował właśnie jej.
Przyjaciółki, powiadomione o jej planach, były szczerze wzburzone. Zaniepokoiła się nawet Helen, ciągle jeszcze obrażona za bezwzględne odebranie jej Josha.
— Chyba postradałaś zmysły — denerwowała się Euphonia. — Możesz mieć każdego mężczyznę, jakiego zechcesz. 7. twoją urodą i pieniędzmi..,
W tym momencie pozostałe dziewczęta wstrzymały oddech. Nie wolno było wspominać > pieniądzach Carrie.
- Ktoś przecież wreszcie musi to powiedzieć
prychnęła Euphonia. — A poza tym, ten mężczyzna chce mieć żonę, która zna się na prowadzeniu fanny. Carrie, ty nie potrafisz nawet szyć, a co dopiero siać kukurydzę. — Zmrużyła oczy. — Ty pewnie nawet nie wiesz, że ptasie mleczko to bajka, mam rację?
Carrie rzeczywiście tego nie wiedziała, ale nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia.
Ponieważ pan Greene — powiedziała — na podstawie mojego listu mógłby uznać, że nie jestem odpowiednią dla niego kandydatką na żonę, zdecydowałam się wyjść za niego za mąż przed wyjazdem do tego miasteczka w Colorado... do Eternity.
Dziewczęta zerwały się z miejsc i wszystkie naraz usiłowały odwieść Carrie od jej zamiarów, ale miało to taki sam skutek, jak rzucanie grochem o ścianę. Przypomniały jej że będzie musiała okłamać pana Greene'a, a przecież jedną z głównych zasad ich działania było to, że nie oszukiwały mężczyzn, którzy zwracali się do nich z prośbą o pomoc w znalezieniu żony. Nie mogłyby zapewnić człowie-ka szukajacego osoby łagodnej i spokojnej, że jedzie do niego wymarzona kobieta, a wysiać mu
29
megierę. Pan Greene prosił o żonę, która potrafi pracować na farmie, i powinien dostać to. Czego chciał.
— Nie będzie mną rozczarowany — powiedziała
Carrie z pewnym siebie uśmieszkiem.
Słysząc to, dziewczęta zrezygnowane usiadły z powrotem na swoich miejscach i tylko patrzyły na| Carrie. Była tak śliczna, że wszędzie, gdzie się pojawiła, mężczyźni przechodzili samych siebie, by tylko zyskać jej uwagę. Miała tak uroczy sposób bycia, że każda kobieta, która się z nią zetknęła, zaprzedałaby duszę diabłu, byle tylko mogła! uszczknąć dla siebie nieco jej wdzięku. Mężczyźni uwielbiali Carrie. Mężczyźni kochali Carrie. Być może wzrastając w otoczeniu siedmiu braci i ojca nauczyła się właściwie postępować z brzydszą połową ludzkości. Tak czy inaczej, Carrie mogła mieć każdego mężczyznę, jakiego by zechciała. Musiała tytko wybrać.
Jeszcze przez dwa dni przyjaciółki usiłowały przemówić Carrie do rozsądku, ale w Końcu musiały i zrezygnować. Były znużone ciągłym wysuwaniem nieodpartych argumentów, a Carrie nie ustąpiła ani o krok. Powiedziała za to, że gdyby naprawdę były jej serdecznymi przyjaciółkami, raczej pomogłyby] jej się wydać za pana Greene'a w taki sposób, byj nic mógł unieważnić małżeństwa, kiedy już się zorientuje, iż ona nie ma pojęcia o pracy na farmie.
- W pierwszej chwili, gdy się dowie, że nieco
upiększyłam prawdę o moich umiejętnościach, może
być nieco... hmm, cóż... wyprowadzony z równo-
wagi. Być może nawet zechce odesłać mnie doj
domu — z mężczyznami nigdy nic nie wiadomo.
Kiedy uważają, że zostali oszukani, nie zachowują
30
się rozsądnie. Chcę go zmusić, by dał mi szansę na udowodnienie-, że jestem dla niego idealną żoną.
Dzewczęta mogłyby długo opowiadać o tym, co
ich zdaniem zrobi pan Greene, kiedy się dowie, że
Carrie kłamała, oszukiwała, knuła i intrygowała,
żeby uwikłać go w małżeństwo, którego nie chciał.
Jednak Carrie była tak zdeterminowana, że w końcu
zaczęły jej pomagać w przygotowaniach do oma-
mienia Joshuy Greene'a. W końcu przecież cała ta
historia była tak cudownie romantyczna...
Przede wszystkim próbowały się dowiedzieć jak
najwięcej o pracy na farmie. Wszystkie mieszkały
na wybrzeżu i dorastały w komfortowych warun-
ach, otoczone liczną służbą. Wiedziały tylko, że
jedzenie pojawiało się z kuchni, ale nic miały
najmniejszcgo pojęcia, skąd się tam brało. Sarah
przypomniała sobie, że widziała, jak jakiś człowiek
zostawiał je przed wejściem dla służby.
Dziewczęta zajęły się nauką o gospodarstwie
z sumiennością, z jaką odrabiałyby szkolne zadania.
W ciągu kilku dni zorientowały się przede wszyst-
kim że całe to zagadnienie jest nieprawdopodobnie
modne. Wreszcie poprosiły jedną z kobiet, która
zgłosiła się do nich w poszukiwaniu męża, aby
napisała na próbę odpowiedni list. Carrie go prze-
pisała i na koszt ojca wysłała przez posłańca
w daleką drogę z Maine do małego miasteczka
Eternity w Colorado.
W liście tym szczegółowo wyjaśniła nic nic po-
dojrzewającemu panu Greene'owi, w jaki sposób
powinien zaślubić swoją wybraną per procura,
zanim jego idealna żona uda się w podróż do
Eternity. Jeśli pan Greene się zgadza, musi tylko
2
31
podpisać załączone dokumenty, dzięki którym mał-
żeństwo zostanie zawarte już w Warbrooke. Kiedy wyrazi zgodę, Carrie przyjedzie już jako jego prawowita małżonka.
- Tylko że twój ojciec nic podpisze tych doku-j
mentów za żadne skarby świata — oznajmiła Eu-,
phonia.
Carrie wiedziała, że to prawda. Ojciec z pewnoś-cią nie pozwoliłby swojej ukochanej córeczce po-ślubie człowieka, którego nic znała człowieka, który jemu nie został przedstawiony. Śmiałby się / jej | twierdzenia, iż zakochała się w fotografii mężczyzny | z dwójką dzieci.
— Jakoś sobie poradzę — oznajmiła z większą
pewnością siebie niż czuła w rzeczywistości.
Długo musiała czekać na odpowiedź Josha, boi nawet specjalnemu posłańcowi droga do Colorado i z powrotem zajęła kilka miesięcy. Przed wysłaniem listu zrobiła jego kopię i, w miarę jak mijały dni spoglądała nań coraz bardziej krytycznie. Może nie powinna była pisać tego, może to zdanie należała opuścić, albo dodać jeszcze tamto czy owo?
Podczas tych długich dni narastały w niej wątp-liwości co do formy i treści listu, ale nigdy, ani przez chwilę nie zwątpiła, że to co robi. jest słuszne. Bezustannie myślała o swojej przyszłej rodzinie każdej nocy przesyłała im całusy na dobranoc Kupiła statek dla chłopca i różne materiały na sukienki dla dziewczynki, która miała być przecież jej córką. Kupiła książki, gwizdki i całe pudła landrynek, a prócz tego chyba z dziesięć koszul dla Josha.
Pewnego ranka, po pól roku oczekiwania, sześć przyjaciółek Carrie powitało ją w domu starego Johnsona na stojąco i z wyrazem ogromnego na-
pięcia na twarzach. Nic musiała pytać o przyczynę. W milczeniu wyciągnęła rękę po list.
Drżącymi dłońmi otworzyła kopertę, szybko przebiegła oczyma treść i zerknęła na dokumenty. Opadła na najbliższe krzesło, jakby uszło z niej życie.
— Podpisał — szepnęła na wpół ze zdumieniem, na wpół z niedowierzaniem.
W pierwszej chwili dziewczęta nie wiedziały, czy peszyć się, czy płakać.
Carrie uśmiechnęła się szczęśliwa. - Pogratulujcie mi, najdroższe. Jestem już prawie mężatka.
Wszystkie uściskały ją serdecznie, lecz nie omiesz-
kały dać jej do zrozumienia, że musi być chyba
szalona i nie mogły się powstrzymać od powtarzania
po raz setny, że pan Greene z pewnością wpadnie
we- wściekłość, kiedy się dowie, jak nikczemnie
został oszukany.
Carrie, nieprzytomna ze szczęścia, ignorowała
złowrogie przepowiednie. Teraz musiała zdobyć
podpis ojca. Wobec prawa była jeszcze za młoda,
żeby decydować o zmianie swego stanu cywilnego.
Potem trzeba było znaleźć duchownego, który
poprowadzi uroczystość zaślubin per procura.
Pierwszy problem pokonała tak samo, jak Joshuę
Greene'a — przy pomocy fortelu.
Zajrzała „przy okazji" do biura Floty Warbroo-
ka stanowiącej własność jej rodziny i mimochodem
zaproponowała, że zaniesie ojcu do podpisu plik
urzędowych papierów. Wsunęła dokumenty doty-
czące małżeństwa pomiędzy inne, a ojciec podpisał
3}
■ . Ii.rli'f
je wszystkie, jak zwykle bez czytania. Pieniądze pomogły jej znaleźć duchownego, który
miał bez pytania wyświadczyć odpowiednią przy-sługę,
I tak, pewnego letniego poranka, rok po tym. jak skończyła się wojna między stanami północy i południa, Carrie Montgomery, z pomocą Euphonii' występującej w zastępstwie Josha, w obliczu prawa, została panią Greene.
Po uroczystości ślubnej Carrie objęła kolejno każdą z przyjaciółek i oznajmiła że chociaż w swoim nowym domu na pewno znajdzie prawdziwe szczęście, to jedna: będzie bardzo za nimi tęskniła. | Dziewczęta wybuchnęry niepohamowanym płaczem,1 zalewając łzami nową sukienkę Carrie.
A jeśli będzie cię bił?
A jeśli on pije?
A jeśli jest szulerem i obrabował bank albo był w więzieniu1? A jeśli to morderca?
Nic martwiłyście się o ty te innych kobiet które wysyłałyśmy na zachód, więc dlaczego taki bardzo martwicie się o mnie? — spytała Carrie, zirytowana, że dziewczęta nie podzielają jej radości,
Przyjaciółki jedynie głośniej rozszlochały się w chusteczki.
To, co Carrie osiągnęła do tej pory, było zupełnie] łatwe w porównaniu z tym, co musiała zrobić teraz Musiała powiadomić o wszystkim rodziców.
Wreszcie zdobyła się na odwagę.
Matka tylko spojrzała na męża z rozgoryczeniem i powiedziała;
— Tyle razy ci powtarzałam, że zanadto ją roz-
pieszczacie. 1 oto są tego skutki.
Ojciec kompletnie oniemiał. Carrie miała wra-żenie, że jest bliski płaczu. Bezgranicznie uwielbiał swoje najmłodsze dziecko i nigdy nie przeszło
34
:
mu przez myśl, że może ono dorosnąć, a co dopiero wyjść za mąż i zamieszkać setki mil od rodzinnego domu.
Matka wysunęła sugestię, że małżeństwo można uznać za zawarte nieprawnie i spróbować je unieważnić.
Wtedy będę musiała uciec — powiedziała Carrie z całkowitą prostotą i głębokim przekonaniem. Matka, wpatrując się w zaciętą twarz córki, pokiwała wolno głową. Upór Montgomerych miał /la sławę. Wiedziała, że jeśli córka postanowiła się Wydać za człowieka, którego nie widziała na oczy, to zostanie jego żoną.
Chciałbym, żeby 'Ring był teraz z nami - wes-tchnął ojciec, mając na myśli najstarszego syna.
w domu, poczekałaby z zawiadomieniem swoich
pobłażliwych rodziców o własnych wyczynach do
jego wyjazdu. Najstarszy brat nie miał miękkiego
serca ani wyrozumiałości dla wyczynów siostry.
Tak naprawdę Carrie nic powiedziałaby rodzicom
o niczym, gdyby którykolwiek z braci był w domu.
Chyba nie mamy wielkiego wyboru - powie-
dział smutno ojciec. - Kiedy chcesz wyjechać?
zapytał, a łzy dławiły go w gardle.
Jak tylko się spakuję — zadecydowała Carrie. Matka zerknęła na swoje najmłodsze dziecko. A co zamierzasz ze sobą zabrać do tej dziczy? Wszystko — Carrie była zdziwiona pytaniem. Zamierzam zabrać wszystko co mam. Słysząc to, rodzice spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać, choć Carrie czuła, że ich śmiech jest obroną przed czarną rozpaczą. Jednocześnie nie widniała w tym wszystkim nic aż tak śmiesznego.
35
— Zechcecie mi wybaczyć — powiedziała wstając i prostując się dumnie. Muszę zacząć się pakować przed wyjazdem do męża — sztywnym krokiem
opuściła pokój.
3
Pani Carrie Greene poruszyła wachlarzem Z piór o rączce z kości słoniowej, pogłaskała siedzącego obok niej małego pieska i raz jeszcze spróbowała uciszyć niespokojne bicie serca. Już za kilka chwil, wraz z pozostałymi pasażerami dyliżansu, przybędzie do Elernity.
Zastanawiała się, czy mąż wyjdzie jej na spotkanie; byli przecież spóźnieni o całe cztery dni.
Za każdym razem, gdy powtarzała w myślach słowo „mąż", uśmiechała się do siebie. Wyobrażała sobie, jaki zadowolony będąc Josh, kiedy się przekona, że jego małżonka nic jest kobietą o plecach zgarbionych od pracy w polu, ale młodą damą o pewnym... cóż, uroku osobistym.
Na myśl o pierwszej wspólnej nocy Carrie szybciej poruszyła wachlarzem. Mimo iż jej bracia sądzili, że udało im się utrzymać umysł siostrzyczki w stanie nie skażonym świadomością realiów obyczajowych, Carrie, słuchając uważnie opowieści z życia w kawalerskim stanie, zdobyła niebagatelną wiedzę o stosunkach damsko-męskich. Zdawała sobie sprawę, że poznała ten temat lepiej niż większość młodych kobiet. I była absolutnie pewna, że nie boi się tego.
36
co się zdarza pomiędzy kobietą i mężczyzną. Wno-sząc z żartów i komentarzy braci, io co mężczyzna i kobieta mogą robić razem, było najbardziej eks-cytującym, najprzyjemniejszym i najcudowniejszym doznaniem na świecie. Wszystko razem wziąwszy, Carrie z niecierpliwością oczekiwała tego nowego doświadczenia.
Nareszcie dyliżans wtoczył się do Eternity. Zanim się zatrzymał przed budynkiem stacji, Carrie od dawna już widziała Josha.
Przyszedł? - zapylała kobieta siedząca naprzeciwko.
Carrie uśmiechnęła się blado i skinęła głową. Podróżowały razem przez ostatnie dwieście pięćdziesiąt kilometrów i dziewczyna zdążyła opowie-dzieć współ pasażerce o tym, że jedzie na spotkanie dopiero co poślubionego męża. Nie zdradziła jednak wszystkich szczegółów; wolała opuścić takie drobiazgi jak ten, że jej list do Joshuy zawierał kilka nieścisłości. Rozwodziła się nato-
miast nad romantyczną stroną Świeżo zrodzonej
miłości. Opowiadała o tym, jakie to uczucie być
zamówioną narzeczoną, o małżeństwie per procu-
ra, i o tym, jak się zakochali dzięki listom i że
teraz ma spotkać swego męża po raz pierwszy
w życiu.
Towarzyszka drogi — mieszkanka Kalifornii, lalka i matka czwórki dzieci — pochyliła się
serdecznie poklepała Carrie po dłoni.
Zakocha się na amen, jak tylko panią zobaczy. Prawdziwy szczęściarz z niego. Carrie spuściła oczy i spłonęła rumieńcem, Kiedy dyliżans wreszcie stanął, nagle zdała sobie
sprawę, że jest naprawdę wystraszona. W myślach
37
dźwięczało jej każde słowo przestrogi wypowiedziane przez rodziców i przyjaciółki.
„Co ja najlepszego zrobiłam?" - pomyślała przerażona.
Z dyliżansu wysiadło dwóch mężczyzn. Carrie wcisnęła się w kąt, odchyliła skórzaną zasłonę i przyglądała się człowiekowi stojącemu na podjeździe, patrzącemu na dyliżans nieprzeniknionym wzrokiem.
To był Josh, to był jej mąż. Poznałaby go wszędzie. Ukryta za zasłoną lustrowała go bacznie. Był niższy niż jej bracia, mógł mieć sto osiemdziesiąt pięć, może sio dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, ale tak samo potężnie zbudowany; miał szerokie ramiona, wąskie biodra i był naprawdę przystojny. Ciemnymi oczyma o wnikliwym spojrzeniu obserwował dyliżans. Ubrany byl w czarny, Świetnie skrojony garnitur. Carrie jednym rzutem doświadczonego oka ocenia, że to ubranie, teraz już znoszone i gdzieniegdzie wytarte, kiedyś dużo kosztowało. Stał niedbale wsparty o ścianę, jakby cały świat niewiele go obchodził.
Carrie wytarła spocone dłonie o spódnicę. Słyszała, jak woźnica zdejmuje bagaże z dachu dyliżansu, ale ciągle siedziała bez ruchu z Kichusiem na kolanach i patrzyła na Josha. Chciała mu się przyjrzeć, chciała się upewnić, że widząc go na żywo będzie miała lo samo uczucie, które ogarniało ją, kiedy patrzyła na fotografię. Jakim był człowiekiem?
Josh nic ruszył się 7 miejsca nawet wówczas, gdy się wydawało, że wszyscy już wysiedli. Stał nieruchomo, patrzy! i czekał.
„On wie, że tu jestem. — pomyślała Carrie. — Wie, że tu jestem, i czeka na mnie".
38
Na tę myśl odetchnęła z ulgą i uśmiechała się mimo woli, a kobieta siedząca naprzeciwko odpowiedziała jej uśmiechem. Carrie założyła na nadgarstek pętelkę smyczy. wstała i podeszła do wyjścia. Josh zobaczył w drzwiach rąbek spódnicy. Ode-rwał się od ściany i ruszył w stronę dyliżansu. W momencie gdy ujrzał Carrie, stanął jak wryty.
Dziewczyna napotkała jego spojrzenie i natych-
miast zyskała pewność, że się nic omyliła. Pan
Joshua Greene należał do niej i pozostanie jej do
końca życia.
Uśmiecnęła się do niego. Był to uśmiech nieco
drżący, bo serce dławiło ją w gardle i z trudem
potrwfiła skupić myśli.
Josh podszedł bliżej. Jego przyslojna twarz miała
tak nieprzenikniony wyraz, że trudno się było
domyślić, iż jest zdenerwowany, ale niewiele brako-
wało. by zrzuci! na ziemię woźnicę, gdy tak spieszył
do Carrie. Objął ją silnymi dłońmi w talii i czekał
gotów pomóc jej zejść. W chwili kiedy Josh dotknął Carrie, oboje nagle zastygli w bezruchu. Trzymał ją wpół i gapił się na nią, powietrze między nimi aż drżało od tłumionego napięcia, a Carrie była pewna, że łomoczące serce rozsadzi jej stanik. Stali tak przez minutę lub dwie. skamieniali i wpatrzeni w siebie. Josh obejmował kibić dziew-czyny. Carrie zawieszona w powietrzu ledwie mus-kała palcami stopień dyliżansu. Postronnemu obserwatorowi mogliby się wydać rzeźbą, gdyby nie każda żyłka tych dwóch postaci pulsowała w szaleńczym rytmie. - Ej, wy tam! Papużki nierozłączki! Usuńcie no
39
się z drogi! - Woźnica próbował odepchnął Josha ale ten stal niepo ruszony, jakby zapuścił stuletnie korzenie.
Carrie pierwsza wróciła na ziemię. Uśmiechnęła się do męża.
Kiedy Josh odpowiedział jej uśmiechem, Carrie zapomniała o bożym świecie. Miał najpiękniejsi uśmiech, jaki kiedykolwiek widziała; kształtne wargi odsłaniały idealnie równe, lśniące, białe zęby.
Powoli, ignorując woźnicę, który patrzył na nicn z wyraźną dezaprobatą, Josh opuścił Carrie na ziemię. Dziewczyna poczuła, jak jego dłonie prze-suwają się z talii aż pod ramiona i była pewna, że za chwilę zemdleje.
Kiedy wreszcie stanęła na nogach, Josh odsunął się i uchylił kapelusza.
— Do usług — odezwał się cicho.
Gdyby Carrie nie pokochała go już wcześniej, z całą pewnością zakochałaby się w nim teraz Dziwne, ale w marzeniach nigdy nie wyobrażała sobie, jak będzie brzmiał jego głos. A był to głos głęboki i... po prostu piękny, nieomal jak głos operowego śpiewaka.
Wiedziała, że powinna się przedstawić, ale słowa uwięzły jej w gardle. Co powinna powiedzieć'.' Jak się masz, jestem twoją żoną"? Albo: „Czy rzeczywiś-cie, naprawdę, z całą pewnością, chcesz żyć z ko-bietą, która potrafi pracować na farmie?'" A może miała wykrzyknąć to, czego w tym momencie pragnęła najbardziej: „Pocałuj mnie, pocałuj!"?
Po odrzuceniu wszystkich tych możliwości nie nie powiedziała i wysiadła z dyliżansu. Z zasapanym Kichusiem depczącym jej po pielach schroniła się w cieniu ganku. Zdjęła wachlarz z nadgarstki
40
poruszając nim patrzyła, jak Josh odwrócił się znów do dyliżansu.
Akurat wysiadała z niego kobieta podróżująca naprzeciwko Carrie. Pan Greene uprzejmie wyciągnął ręce, żeby pomóc jej zejść. Pasażerka miała co najmniej dwadzieścia kilo nadwagi j była ładnych parę lat starsza od niego. Carrie usłyszała jego głos:
Czy panna Montgomery?... To znaczy pani Greene?
Niech pan nie patrzy na mnie z takim przera-żeniem, młody człowieku — uśmiechnęła się kobieta. - Nie ja jestem pańską panną młodą, Josh zdjął kapelusz („Jakie ma piękne włosy" - pomyślała Carrie) i skłonił się przed podróżną. - Byłbym zaszczycony, pani. Czułbym się naj-szczęślwszym z ludzi. Kobieta, która z pewnością mogłaby być matką Josha, zachichotała rozbawiona taką galanterią, ale tak wyraźnie się zarumieniła.
Carrie — uśmiechnięta, z Kichusiem z stóp —sie-
działa na przykurzonej ławeczce. Jeżeli miała jeszcze
jakiekolwiek wątpliwości, czy dobrze zrobiła, roz-
wiały się one, kiedy ujrzała ten przejaw rycerskiej
kurtuazji. Teraz od niej zależało, kiedy zdradzi
mężowi, że należą do siebie, a chciała mu to
powiedzieć na osobności.
Patrzyła, jak zajrzał do wnętrza pustego dyliżan-
su, podszedł do woźnicy, zapytał o coś i w od-
powiedzi usłyszał, że nie było więcej pasażerów.
Obserwowała, jak wydobył z kieszeni jej list i jak
go przeczytał. Widziała jego pełne wyrazu dłonie
i przypomniała sobie uczucie, jakiego doznała, kiedy
ją dotykał.
41
Woźnica zawołał, że czas jechać dalej, a wówczas pasażerowie, którzy nie kończyli podróży w Eter-nity, zaczęli jeden po drugim wsiadać do pojazdu. Na koniec woźnica sam usadowił się na koźlej krzyknął na konie i dyliżans potoczył się w dalsza drogę. Urzędnik pracujący na stacji wrócił do budynku, i lak Josh został na zewnątrz tylkd w towarzystwie Carrie.
Odwrócił się do niej z pytaniem w oczach. Carrie doskonale wiedziała, że nie zapomniał o niej nawet na sekundę, tak samo żywo świadomy jej obecności jak i ona jego.
— Czy mogę pani w czymś pomóc'? — zapytał
życzliwie, a samo jego spojrzenie sprawiło, że serce
Carrie zabiło mocniej.
Nie była w stanie nic powiedzieć, ale udało się jej pokręcić głową.
Josh stal w słonecznym blasku odwrócony pleca-mi do Carrie i patrzył na znikający dyliżans. Kiedy pojazd znalazł się poza zasięgiem jego wzroku! powoli odwrócił się do niej, podszedł bliżej i stanu w cieniu ganku.
Pani na kogoś czeka? — zapytał.
Na męża - odparła i uśmiechnęła się lekko na widok jego zakłopotania. — A pan? Czy pan też na kogoś czeka?
Czekam na... — przerwał, odchrząknął. — Cze-kam na żonę.
Aaaa. Jak ma na imię?
Przyglądał się Carrie tak intensywnie, że przez dłuższą chwilę zdawał się niezdolny do myślenia.
— Kto taki?
— Pańska żona. Jak ma na imię pańska żona?
Sięgnął do kieszeni i wydobył z niej list. Z wyraź-
ną niechęcią oderwał spojrzenie od Carrie i zerknął na papier.
- Carrie. Panna Carrie Montgomery.
- Zdaje się, że niewiele pan o niej wic — stwier-
dziła Carrie z odcieniem drwiny w głosie.
- O nie — zaprzeczył Josh z taką powagą, że Carrie
prawie się roześmiała. Potrafi zaorać dziesięć akrów
w ciągu jednego dnia. Potrafi karmić świnie, zarzynać
i gotować, potrafi leczyć muły, drób i dzieci. Potrafi
strzyc owce, tkać sukno i szyć ubrania. I potrafi,
w razie potrzeby, sama zbudować dom. - O mój Boże — westchnęła Carrie. — Zdaje się,
że to szalenie zaradna kobieta. A czy jest ładna? - Raczej nie. — Mówiąc to zmierzył Carrie spojrzeniem od stóp do głów, a z jego ciemnych oczu wyzierało takie pożądanie, że dziewczyna poczuła cienką strużkę potu spływającą po plecach. - To znaczy, że pan jej nigdy nic widział? - Jeszcze nie — wyjaśnił i zbliżył się do niej na krok. I właśnie w tym momencie Kichusiowi zachciało się zapolować na zająca kicającego opodal po górskiej murawie. Wyrwał się Carrie razem ze smyczą i pognał co sił przed siebie. Dziewczyna stanęła na równe nogi i ruszyła w pogoń za ukochanym psiakiem. Był jedynym naprawdę ży-żywym wspomnieniem jej rodzinnego domu. Josh wyprzedził ją w kilku susach. Gonił za psem przez łąkę jakby walczył o własne życic. Przez kilka następnych minut oboje ścigali pę-dzącegpo psiaka. Carrie biegła dość szybko dzięki krynolinie, która pozwalała jej swobodnie poruszać nogami, ale to Josh - wystrojony w czarny garnitur pochwycił zwierzaka, nim ten zdążył się zapędzić
43
do zajęczej nory. A Kichuś w podzięce wbił mu w dłoń drobne, ostre jak szpileczki ząbki.
— Fe! Niedobry piesek! — skarciła Carrie ulubień-
ca, jednocześnie tuląc go w ramionach. Potem
zwróciła się do Josha: Bardzo panu dziękuję.
Gdyby go pan nie złapał, mogłoby mu się stać coś
złego.
Josh stal ze skaleczoną ręką zgiętą w łokci Uśmiechnął się do dziewczyny.
W okolicy jest pełno grzechotników. Powinna pani mocniej trzymać linkę.
Skinęła głową, postawiła psiaka na ziemi, prz-łożyła dłoń przez pętelkę smyczy i wyjęła chusteczkę do nosa.
— Proszę mi pokazać rękę.
Josh żachnął się, ale w końcu wyciągnął do niej rękę, a ona ujęła ją w obie dłonie.
Nie była przygotowana na szok, jakiego doznała kiedy ich ręce się zetknęły.
Stali nieruchomi w cieniu starego drzewa baweł-nianego, skąpani w wonnym powietrzu wysokich gór; wokół panowała cisza i spokój.
Dla nich jednak, choć stanowili cząstkę tej całości reszta świata mogłaby nie istnieć.
Carrie, na próżno usiłując powstrzymać drżenie rąk, otarła chusteczką krew z dłoni Josha.
Mam nadzieję... że skaleczenie nie jesl bardzo głębokie.
Ma za małe zęby, żeby mógł naprawdę ugryźć — Josh wpatrywał się we włosy Carrie.
Podniosła na niego oczy, uśmiechnęła się i przez chwilę była pewna, że zaraz ją pocałuje. Całą siłą woli próbowała wysłać mu myśli, które kazałyby mu wziąć ją w ramiona i całować do utraty tchu.
44
Nagle Josh się cofnął.
Muszę już iść. Muszę się dowiedzieć, co się
stało z moją...z moją...
- Żona dokończyła Carrie.
Przytaknął bez słów, po czym powtórzył jeszcze
- Muszę już iść. — Odwrócił się i ruszył w stronę
budynku stacyjki.
Nie odszedł daleko, gdy Carrie powiedziała cicho:
- To ja jestem Carrie Montgomery. Josh zastygł w miejscu.
- To ja jestem Carrie Montgomery — powtórzyła głośniej. Ułożyła wargi w uśmiech, przygotowana na jego radosne zaskoczenie. Kiedy Josh się odwrócił i spojrzał na nią, miał
twarz nieprzeniknioną jak kamienna maska.
- Co pani chce przez to powiedzieć? — zapytał
cicho. - To ja jestem Carrie Montgomery — zniżyła głos i spuściła powieki. — Jestem kobietą, na którą czekasz. Jestem... jestem twoją żoną — szepnęła. Bardziej poczuła niż usłyszała, że zrobił w jej stronę kilka kroków, a kiedy był tak blisko, że prawie czuła jego oddech na twarzy, podniosła wzrok. Wcale się nie uśmiechał. Gdyby był jednym z jej braci powiedziałaby, że jest po prostu wściekły. - Przecież ty nigdy w życiu nie ciągnęłaś pługa! - wykrzyknął.
- To prawda — przyznała Carrie z bladym uśmiechem.
Josh drżącymi rękoma wyciągnął z kieszeni jej list.
- Carrie Montgomery opisała mi wszystko, co potrafi zrobić. Napisała, że zaczęła pracować na farmie jako mała dziewczynka!
45
— Rzeczywiście trochę upiększyłam prawdę - od-
rzekła Carrie skromnie.
— Oszukałaś mnie. — Josh zbliżył się do niej
o krok. - Do diabła, oszukałaś mnie!
- Zdaje się, że to przekleństwo. Wolałabym żebyś nie...
Josh zrobił jeszcze jeden krok, a ponieważ był już bardzo blisko Carrie, musiała się cofnąć.
— Napisałem, że chcę za żonę kobietę, która
potrafi pracować na farmie, a nie jakąś... anemiczni
panienkę z towarzystwa z kudłatym szczurem uda
jącym psa.
Kichuś, jakby wiedział, że to o nim mowa, zaczął ujadać na Josha.
— Posłuchaj... — zaczęła Carrie, ale Josh nie
pozwolił jej mówić.
— Co to ma znaczyć? To ma być jakiś żart
Dramatycznym gestem, jakby był w agonii, złapał
się rękoma za głowę i odsunął od Carrie o krok.
Na litość boską, co ja mam teraz zrobić? Coś mu się nie podobało, kiedy dostałem te wszystkie papiery, ale myślałem, że moja żona będzie po prostu brzydka jak noc. Byłem na to przygotowana
Zmierzył Carrie pogardliwym spojrzeniem. —A ty! Nie spodziewałem się czegoś takiego!
Carrie, uciszając Kichusia, spojrzała po sobie i zastanowiła się przelotnie, czy może nagle zamie-niła się w żabę. Nigdy dotąd nikt nie miał pretensji do jej wyglądu.
— Coś jest nie lak, jak powinno?
Wszystko jest nie tak — odparł. — Czy ty
kiedykolwiek odrąbałaś kurczakowi głowę, żeby go potem oskubać? Potrafisz gotować A kto szyje twoje sukienki? Paryska krawcowa?
46
Krawcowa, która szyła sukienki Carrie, rzeczy-wiście była Francuzką, ale to akurat w tej chwili nie było przecież ważne.
- Nie wydaje mi się, żeby któraś z tych spraw miała teraz jakiekolwiek znaczenie. Jeśli mi tylko pozwolisz, wszystko ci wyjaśnię. Josh podszedł do drzewa, oparł się o nie plecami i skrzyżował ręce na piersi.
- Słucham.
Carie wzięła głęboki, uspokajający oddech
i przedstawiła całą historię. Zaczęła od tego jak
ona i jej przyjaciółki zorganizowały koresponden-
cyjne biuro matrymonialne. Miała nadzieję w ten
sposób unaocznić Joshowi, że znała się na praw-dziwej pracy. Josh nie odzywał się słowem, a z jego twarzy nie dało się odgadnąć ani jednej myśli.
Mówiła więc dalej o tym, jak zobaczyła jego fotografię i od razu zrozumiała, że kocha go nad
życie. Czułam, że mnie potrzebujecie, ty i twoje dzieci. Widziałam to w waszych oczach. Josh nawet nie drgnął.
Zdradziła mu swoje rozterki i zapewniła, że dokładnie rozważyła całą sprawę. Chciała by wiedział, iż nie ma do czynienia z niefrasobliwą trzpiotką, która najpierw coś robi, a potem dopie-ro mysli. Wspomniała o wszystkich skomplikowa-nych. Przygotowaniach, jakie poczyniła, by go poślubić, a kiedy doszła do opowiadania o roz-staniu z rodziną i przyjaciółmi, miała łzy w oczach. - To - wszystko? — spytał Josh przez zaciśnięte
zęby. Właściwie tak — odparła Carrie. — Teraz sam
47
widzisz, że nie podjęłam lej decyzji pochopnie. Czułam, że mnie potrzebujesz. Czułam, że...
— Ty czułaś - powiedział ruszając spod drzewa
w jej stronę. - Ty podjęłaś decyzję. Ty i lylko ty
rozstrzygasz o losie otaczających cię ludzi. Nie
bierzesz pod uwagę uczuć innych. Kazałaś rodzinie
i przyjaciółkom przejść przez prawdziwe piekło,
tylko z powodu jakiejś romantycznej mrzonki, że
człowiek, którego nigdy nie spotkałaś... — przeszył
ją wzrokiem - - potrzebuje ciebie — wycedził drwiąco
Podszedł blisko i zawisł nad nią jak drapieżny ptak, aż musiała się odchylić.
— A jeśli chcesz wiedzieć, ty rozpuszczona
zepsuta, bogata smarkulo, to potrzeba mi żony,
która potrafi pracować na farmie. Gdybym po-
trzebował takiej bezwartościowej pannicy z pustą
głową jak ty, mógłbym ją sobie wziąć skądkolwiek
i w każdej chwili. Mógłbym mieć pól tuzina
takich jak ty, choćby tutaj, w liternity. Nie-
potrzebna mi panienka z temperamentem. Po-
trzebna mi kobieta, która potrafi pracować! - Po
tym oświadczeniu odwrócił się raptownie i ruszył
z powrotem w stronę stacji.
Carrie stała w miejscu, mrugając z niedowiej rzaniem. Jeszcze nigdy w życiu nikt nie odezwał się do niej w taki sposób, i nie miała zamiaru pozwolić, by się to kiedykolwiek powtórzyło.
Zdecydowanym gestem obciągnęła stanik i po-dążyła za Joshem. Ponieważ szedł bardzo szybko. trudno jej było go dogonić, w końcu jednak zastąpiła mu drogę.
— Nie wiem. na jakiej podstawie zdecydowałeś
że wiesz o mnie wszystko, ale to tylko twoje
przypuszczenia. Ja naprawdę...
48
Po wyglądzie — powiedział. — Oceniłem cię po
wyglądzie. Czy nie tak samo ty oceniłaś mnie?
rzuciłaś okiem na moją fotografię i postanowiłaś
zmienić bieg mojego życia. Nie zastanowiłaś się
nad tym, że ja mogę tego nie chcieć.
- Nie chciałam zmieniać twojego życia. Chcia-łam...
- Tak? - zapytał z płonącymi oczyma. — Co
chciałaś zrobić, jeśli nie zmieniać mojego życia?
I życia moich dzieci? — Parsknął śmiechem. — Po-
wiedziałem im, że dziś wieczorem przyprowadzę do
domu kogoś, kto potrafi przygotować kolację,
i przysiągłem, że już nigdy nie będą musiały jeść
tego co ja im ugotuję. Brutalnie chwycił jej dłonie i wbił w nie ostre spojrzenie, jakby były jego
największym wrogiem. Dłonie Carrie były białe, miękkie, o czystych i schludnie opiłowanych paz-
nokciach. - Podejrzewam, że ugotowałem w życiu więcej posiłków niż ty. - Ze wstrętem strząsnął jej ręce i znów ruszył przed siebie.
Carrie z determinacją ponownie zastąpiła mu drogę.
- Ale ci się spodobałam. Wiem, że tak. Nie
powiedziałam ci od razu. kim jestem, bo chciałam
wiedzieć, czy ci się spodobam.
Wściekłość na twarzy Josha ustąpiła miejsca
bezgranicznemu zdumieniu.
- Myślałaś, że kiedy się spotkamy, będę tak
olśniony twoją urodą, iż nie zauważę, że potrafisz
jedynie siedzieć w bogatym salonie i grać menuety
na szpinecie? Zdawało ci się, że będę tak zaślepiony
twoją urodą i tak ogłupiały własnym szalonym
prgnieniem, by cię zaciągnąć do łóżka, że nie
usłyszę, jak moje dzieci płaczą z głodu?
■V)
— Nie - powiedziała cicho Carrie choć był bliżej prawdy niż chciałaby się przyznać przed samą sobą. — Nie myśfałam tak. Myśłałam...
Ty w ogóle nie myślałaś. — Na twarzy Josha znów pojawił się gniew. — Najwyraźniej wcale nic przyszło ci do głowy, że mógłbym sobie znaleźć źone tutaj. Według ciebie żadna kobieta nie chciałaby wyjść za mnie? Czy jestem tak odpychający, że wszystkie ode mnie uciekają?
Nie, nie, myślę, że jesteś bardzo przys...
Tak, wiem. — Nie pozwolił jej dokończyć zdania. — Wiele kobiet tak myśli. Mógłbym mieć każdą z nich, jeślibym tylko zechciał. Ale nic mam czasu ani ochoty na umizgi, a każda kobieta oczekuje komplementów i całego lego zawracania głowy, bez względu na to, czy jest piękna, czy brzydka. Napisałem do tego idiotycznego biura, bo potrzebna mi para rąk do pomocy. Muszę wyżywić dzieci i samego siebie. Niepotrzebna mi panienka z głową pełną romansów. — Zmierzył ją szyderczym spojrzeniem. — A teraz, panno Montgomery - za-kończył uchylając kapelusza - życzę miłego dnia. Mam nadzieję, że w przyszłości zastanowi się pani, zanim zacznie działać.
Odszedł zostawiając ją stojącą z małym pieskieri u stóp.
Carrie nie miała pojęcia, co robić. Nie brała pod uwagę takiego obrotu sprawy. Usiłowała się uspo-koić i chłodno przemyśleć sytuację. Nie wiedziała kredy przyjeżdża następny dyliżans. Przerażała ją myśl o powrocie do Warbrooke, ale cóż mogli zrobić innego? Przyglądała się Joshowi zdążającemu ku budynkowi stacji.
— Greene — powiedziała cicho do jego pleców,
50
potem odezwała się głośniej. - Tak się składa, że mam na nazwisko Greene. Nazywam się Carrie
Greene! — ostatnie słowa właściwie wykrzyczała.
Josh slanął w miejscu, odwrócił się i spojrzał na nią.
Carrie skrzyżowała ramiona na piersi i zmierzyła go wyzywającym spojrzeniem.
Odwrócił się gniewnie i ruszył z powrotem w jej stronę. Na jego twarzy malowała się taka wściek-łość. taka złość widoczna była w każdym geście, że
Carrie aż się cofnęła.
- Jeżeli mnie dotkniesz... - Pół godziny temu nieomal błagałaś mnie, żebym cię dotknął. Nie miałabyś nic przeciwko temu, żebym cię zaczął rozbierać.
- To kłamstwo! — krzyknęła Carrie, ale poczuła, że pieką ją policzki.
- O, w kłamstwach to ty masz całkiem niemałą wprawę. - Chwycił ją za ramię i pociągnął ze sobą w stronę stacji.
Puść mnie natychmiast. Żądam... Zatrzymał się i przysunął twarz do jej twarzy lak blosko, że niemal stykali się nosami.
- Właśnie mi przypomniałaś, że zrobiłaś mnie
w konia bardzo dokładnie. Tak dokładnie, że
zostałem twoim mężem. Pojedziesz ze mną do
domu. Zostaniesz przez tydzień. A potem, jak
przyjedzie dyliżans będę mógł cię odesłać do
twojego tatusia i mamusi, od których nie powinnaś
była się w ogóle ruszać!
- Nic możesz...
- Mogę, mogę — powiedział ciągnąc ją za sobą. I tak właśnie zrobię. — Zatrzymał się przed budynkiem. - Gdzie masz swoje manatki?
77
51
Carrie wyzwoliła ramię z jego uścisku i rozejrzała się dookoła. W czasie kiedy siali pod drzewem, przyjechał wóz z jej bagażami. Na koźle nie było nikogo, więc woźnica musiał być na stacji.
— Tam — powiedziała, wskazując głową na
pojazd. — Potrafię sama zadbać o siebie. Po
trafię... przerwała na widok miny Joshuy, bo
sprawiał wrażenie, jakby właśnie zobaczył ducha.
Był przerażony, wstrząśnięty aż znieruchomiał
z niedowierzania. Idąc za jego spojrzeniem nie
dostrzegła nic niezwykłego, jedynie własny wóz
z bagażami.
Josh natomiast widział górę kufrów przywiązanych grubą liną do ogromnego wozu zaprzężonego w czwórkę koni. Wątpił, czy wszystkie przedmioty będące w posiadaniu mieszkańców Eternity wystarczyłyby do napełnienia tylu kufrów.
— Jezu, zmiłuj się nade mną — wyszepta! i znów|
spojrzał na Carrie. — Na litość boską, coś ty|
narobiła?
Nim jeszcze Carrie usiadła na koźle starego wozu Josha, zaczęła żałować, że kiedykolwiek zobaczyła fotografię tego mężczyzny. Był tak wściekły, że przez całą drogę nie odezwał się do niej słowem ani nawet nie spojrzał w jej stronę. Wrzeszczał ciągle na konie i strzelał z bala, jakby biedne zwierzęta były powodem jego pro-
52
blemów. I tak jechali prosto w zachodzące słońce, a za nimi toczył się wóz z bagażami Carrie. - Naprawdę nie miałam zamiaru... - zaczęła Carrie, ale Josh wpadł jej w słowo. - Zamknij buzię i nie odzywaj się do mnie. Muszę się zastanowić. - Pozwól mi udowodnić, że jestem coś warta - poprosiła jednym tchem. Josh zmierzył ją z ukosa spojrzeniem tak pełnym pogardy, że Carrie zacisnęła usta i postanowiła więcej się do niego nie odzywać.
Długo jechali zakurzoną, pooraną koleinami drogę. nim skręcili w jej zachwaszczone odgałęzicnie, nieledwie dróżkę prowadzącą miedzy wysokimi drzewami. Kilka minut później pnie się przerzedziły i Carrie ujrzała dom. Nigdy w życiu nic widziała czegoś tak nie-szczęsnego i zaniedbanego jak ta ruina. Widywała nędzę w Warbrooke, niektórzy kuzyni z rodu Taggertów byli biedni, ale ich domy nie wyglądały tak żałośnie, tak smutno, tak rozpaczliwie jak ten. Ziemia, na której stał dom wraz z ukrytą za nim małą szopą, była zupełnie pozbawiona trawy czy jakochkolwiek innych roślin. Posępny budynek za-maist szyb miał w oknach lekturę, przez szpary wydostawało się z wnętrza blade światełko. Wy-szczerbiony komin wyglądał na martwy i zimny. Sam dom zbudowany był w kształcie zwykłego sześcianu i miał dwa okna — po jednym z każdej
strony drzwi. Przy tylnej ścianie wyrastał drugi
idealny sześcian, drugie idealnie nudne pudełko.
Carrie zastanawiała się, czy to tam się mieści
sypialnia. Odwróciła się i w świetle księżyca spojrzała na
Josha. Jej twarz wyrażała niedowierzanie. W żaden sposób nie mogła sobie wyobrazić lego człowieka mieszkającego w takim miejscu.
Josh miał zaciśnięte szczęki i wzrok utkwiony w dal, choć z całą pewnością czuł na sobie jej spojrzenie.
— Teraz już wiesz, dlaczego szukałem kogoś, kto umie pracować. Czy ty, panno księżniczko, mogłabyś żyć tutaj?
Carrie wydało się dziwne, że widział przerażającą brzydotę tego miejsca, a mimo to nie próbował nic zmienić. Jedna z rodzin Taggertów mieszkała w dość obskurnym domu, ale oni zdawali się zwyczajnie lubić bałagan. U rodziców Carrie czuli się nieswojo i zawsze niecierpliwie oczekiwali godziny odjazdu.
Josh, wściekły, jakby wygląd tego domu i wszystko dokoła niego było winą Carrie, zatrzymał wóz przed drzwiami i zsiadł z kozła.
Dziewczyna stwierdziła, że budynek z bliska wygląda jeszcze gorzej niż z daleka. Dostrzegła brakujące gonty i oczyma wyobraźni zobaczyła przeciekający dach. Frontowe drzwi trzymały się na jednym zawiasie nadając całej konstrukcji niepewny i rozchwiany wygląd. Ponieważ nie było ganku, przed samym wejściem widniała błotnista i zapewne wieczna kałuża.
Josh z zagniewanym wyrazem twarzy, który najwyraźniej był jego stałą cechą, obszedł wóz i zdjął Carrie z kozła. Tym razem nie przesuwał dłoni po jej plecach. Właściwie prawie jej nie zauważył; zestawił ją na ziemię i poszedł do wozu z bagażami.
Carrie rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na dom, podążyła za mężem i poprosiła woźnicę, by podał jej dwie torby podróżne leżące z przodu. Jedna
54
W nich zawierała przybory loaletowe, drugą wypeł-niały podarunki dla Tema i Dallas.
- Dzieci są w domu? — zapylała Josha. - A tak, są. W domu ciemnym i zimnym i na pewno głodne. — Lodowaty ton jego głosu dawał wyraźnie do zrozumienia, że wszystkiemu jest winna Carrie.
Dziewczyna bez słowa komentarza ruszyła w stro-
ne murowanego pudełka. Niełatwo było nieść dwie
torby i jednocześnie prowadzić Kichusia, ale Josh
nie uczynił najmniejszego wysiłku, żeby jej pomóc.
Zajął się instruowaniem woźnicy, gdzie ma zostawić
bagaże Carrie, a jednocześnie każdemu w zasięgu
głosu dawał do zrozumienia, co myśli o tych
kufrach.
Carrie musiała wytężyć wszystkie siły, by mimo urwanego zawiasa jakimś cudem uchylić drzwi, a kiedy wreszcie się jej to udało, omal nie uderzyła głową w kant deski. Stoczyła prawdziwą walkę, nim zdołała otworzyć je na tyle, by móc wślizgnąć
się do środka. Wiedziała już, że dom jest brzydki z zewnątrz, ale zupełnie nie była przygotowana na to, co zastała w środku. "Boże, jak ponuro!" — pomyślała. Był to zimny, odpychający, szarobury pokój, który każdemu, kto się w nim znalazł, gwarant-ował fatalny nastrój. Ściany z gołych desek pociemniały od sadzy. Na środku stał brudny okrąg-ły stół, a przy nim cztery krzesła — każde od innego kompletu, w tym jedno kulawe, przechylo-
ne na bok.
55
W kącie stała komoda, która najwyraźniej pełniła rolę kuchennego blatu, bo piętrzył się na niej stos
brudnych, poszczerbionych naczyń pokrytych za-schniętymi resztkami jedzenia i grubą warstwą kurzu.
Carrie znieruchomiała w miejscu. Odwrócona plecami do zwichrowanych drzwi, rozglądając się po tym strasznym wnętrzu, w pierwszej chwili ni dostrzegła dzieci. Siały w cieniu przejścia prowa-dzącego zapewne do sypialni. Patrzyły na nil spokojnie i czekały, co się dalej stanie.
Dzieci były śliczne. W rzeczywistości wyglądali nawet ładniej niż na fotografii. Chłopiec miał zadatki na mężczyznę nawet przystojniejszego of ojca. a jeśli chodzi o dziewczynkę, nie było naj-mniejszych wątpliwości, że w swoim czasie rozkwit-nie olśniewającą urodą.
Mimo to, zarówno chłopiec jak i dziewczynki wyglądali równic nieszczęśliwie jak ich otoczenia Ubrani byli w rzeczy wyblakłe od częstego prania a przy tym zmięte i poplamione. Dawno już nikt nie szczotkował im włosów. Choć dzieci były umyta przedstawiały się wyjątkowo niechlujnie.
Carrie stała, przyglądając im się, i nabierali pewności, że miała rację: ta rodzina jej potrza bowała.
— Dzień dobry! — odezwała się najweselej jak potrafiła. - Jestem waszą nową mamą.
Dzieci spojrzały na siebie, potem zwróciły na gościa rozszerzone zdumieniem oczy.
Carrie podeszła do stołu i. nie zwracając uwagi na to, że był strasznie zatłuszczony, postawiła na nim bagaże. Kichuś, węszący przy jej stopach pociągnął za smycz, a kiedy ją odpięła, natychmiast podbiegł do dzieci patrzących na psiaka w bez-granicznym osłupieniu.
Carrie otworzyła pierwszą torbę i wyjęła z niej lalkę z porcelanową główką. Było to prawdziwe cudo stworzone we Francji, ubrane w ręcznie szyte jedwabie,
- To dla ciebie — zwróciła się do dziewczynki, a potem przez długą chwilę, która zdawała się trwać wiecznie, czekała, aż dziecko przyjdzie po prezent. Dallas najwyraźniej bała się dotknąć tak cudowną lalkę. Carrie wydobyła z torby statek. - A to dla ciebie- — Wyciągnęła zabawkę w kie-runku chłopca. Poznała po wyrazie jego oczu, że bardzo chciał przyjąć podarunek, nawet zrobił krok naprzód, ale zaraz się cofnął i potrząsnął głową.
- Przywiozłam go specjalnie dla ciebie - zapew-niła dziecko przymilnym tonem. — Moi bracia żeglują po całym świecie na statkach bardzo podob-nych do tego. Chciałabym, żebyś się nim bawił. Chłopiecc toczył walkę z wewnętrznym demonem; walkę pomiędzy tą częścią własnej duszy, która tak bardzo chciała mieć tę zabawkę, i drugą, która z jakis powodów odmawiała jej przyjęcia. W końcu zacisnął usta, w czym bardzo przypo-mniał ojca i odezwał się wyzywającym tonem: - Gidzie jest tatuś?
- Wydaje mi się, że pomaga woźnicy przy roz-ładowaniu moich bagaży.
Chłopiec krótko skinął głową i wybiegł na ze-
wnątrz. Po drodze musiał oczywiście otworzyć drzwi
z urwanym zawiasem, przy czym omal się nie zabił.
- Cóż — Carrie wybrała względnie całe krzesło
i usiadła na nim. — Zdaje się, że jest na mnie zły.
Wiesz może, dlaczego?
- Tatuś powiedział, że będziesz brzydka i że
57
mamy o tym nie mówić. Powiedział, że jesi dużo brzydkich rzeczy i nic na lo nie można poradzić. — Dziewczynka przechyliła główkę na bok i uważnie przyjrzała się Carrie. — Ale ty wcale nie jesteś brzydka.
Carrie uśmiechnęła się do dziecka. Mimo że mała nie mogła mieć więcej niż pięć lat, nad-spodziewanie wyraźnie artykułowała słowa.
Wydaje mi się, że to trochę nie w porządku gniewać się na kogoś tylko dlatego, że nie jest brzydki.
Nasza mama jest piękna.
Ach, rozumiem - powiedziała Carrie i rzeczy-wiście rozumiała. Gdyby jej piękna matka umarła i ojciec poślubiłby inną piękność, Carrie także nie byłaby z tego powodu specjalnie szczęśliwa. Gdybl jej ojciec miał się ponownie ożenić, wolałaby raczej żeby wybrał jakąś brzydką, naprawdę brzydki kobietę. — A tobie nie przeszkadza, że nic jestem brzydka? Mogę być brzydka, jeśli zechcesz. - Zaczę-ła stroić miny: jednym palcem zadarła do góry czubek nosa, dwoma obciągnęła dolne powieki.
Dziewczynka zachichotała.
— Myślisz, że Temmie bardziej by mnie lubił
gdybym tak wyglądała?
Dziewczynka zachichotała znowu i kiwnęła głó-wką.
— Chodź, wyszczotkujemy ci włosy i powiesz mi
jak nazwiesz swoją nową lalkę.
Dziecko siało niezdecydowane, jakby próbując osądzić, czy tatuś chciałby, żeby przystała na u propozycję. Carrie wydobyła z torby inkrustowaną srebrem szczotkę do włosów. Dziewczynka na widok tak pięknego przedmiotu wydala ciche wes-
58
nienie podziwu, zbliżyła się do Carrie, stanęła między jej kolanami i pozwoliła sobie delikatnie
szczotkować włosy.
Naprawdę masz na imię Dallas? — Carrie gładziła śliczne, miękkie włosy dziecka. — To dość niezwykłe imię. prawda?
- Mama powiedziała, że to tam mnie zrobili.
- Jak w fabryce? - spytała Carrie, zanim zdążyła
pomysleć. Chrząknęła, zadowolona, że dziewczynka
nie może widzieć jej czerwonej twarzy. — No tak,
rozumiem. A jak się do ciebie mówi? Dallie?
Przez chwilę dziecko zdawało się rozważać taką
możliwość.
- Możesz mnie nazywać Dallie, jeśli chcesz.
Carrie uśmiechnęła się zajej plecami.
- Będę zaszczycona, jeśli pozwolisz mi nazywać
się imieniem, jakim nie zwraca się do ciebie
nikt inny.
- Ajak on się nazywa? — Dallas wskazała
Kichusia.
Carrie powiedziała jej i wyjaśniła:
- To dlatego, że w dniu, kiedy mój brat mi go
podarował, piesek ciągle kichał. Wyobraź sobie, że
od tamtego czasu nie kichnął chyba ani razu. Dallas się nic roześmiała, jedynie z powagą
kiwnęła głową, a Carrie poczuła skurcz w sercu. To nie w porządku, żeby tak mało dziecko było
takie poważne. - No, teraz jesteś już uczesana i wyglądasz prześlicznie - powiedziała Carrie. — Chcesz zoba-czyć? Wyjęła osadzone w srebrze lusterko i podała je dziecku. Dallas z namaszczeniem studiowała swoje odbicie. - Jesteś bardzo ładna — zapewniła ją Carrie.
Dallas pokiwała głową.
— Ale nie jestem taka piękna jak moja mama
- oddała Carrie lusterko.
„Cóż za przedziwne słowa w ustach małej dziew-czynki" - pomyślała Carrie rozglądając się po zimnym, ponurym małym pokoju.
Zajmiemy sic kolacją? Co jest do jedzenia?
Tatuś powiedział, że ty zrobisz, kolacje. Powie-dział, że potrafisz ugotować wszystko na świecie i że nie pozwolisz, żebyśmy byli głodni.
Więc muszę się tym zająć — uśmiechnęła się Carrie.
Wstała, podeszła do kredensu i otworzyła drzwi-czki. Serce jej się ścisnęło. W środku było pół bochenka czerstwego chleba, trzy puszki fasoli i nic więcej. Ten nieprawdopodobny widok wzbudził w niej gwałtowną falę gniewu na Josha. Nawet gdyby była najlepszą kucharką na świecie, nie mogłaby przygotować posiłku z tych resztek.
Przeszukała kredens dokładniej i znalazła jeszcze słoik truskawkowych konfitur. Uśmiechnęła się zadowolona.
Dziś na kolację będzie chleb z konfiturą. Ma w torbie wielką paczkę chińskiej herbaty, więc będziemy mogły urządzić bardzo eleganckie przvjęcie
Nie możemy tego zjeść — powiedziała Dallas wskazując słoik z konfiturami. — Tatuś powiedział że trzeba je oszczędzać na specjalną okazję. To od cioci Alice. W prezencie.
- Każdy dzień jest specjalną okazją - uśmiech-nęła się Carrie. — Każdego dnia można znaleźć coś co trzeba uczcie, a zwłaszcza dzisiaj. Przyjechałam do was, ty dostałaś nową lalkę, a Tammie ma nową zabawkę i...
60
Nie będzie mu się podobało, że nazywasz go Tammie. On jest Tem i już.
- Ach, rozumiem. Jest już za duży na to, żeby
na niego wołać Temmie, prawda?
Dallas przytaknęła poważnie.
- Spróbuję zapamiętać — uśmiechnęła się Carrie że jest za dorosły, by się nazywać Temmie.
a teraz chodźmy nakryć stół do kolacji.
Dziewczynka najwyraźniej nie miała pojęcia, co
Carrie rozumie przez „nakrycie stołu", więc Carrie postawiła torby na podłogę i z jednej z nich wydobyła piękny, kaszmirowy szal. Czerwienie i różowości pięknej tkaniny zdawały się iskrzyć
w ciemnym pokoju oświetlonym tylko jedną świe-cą ustawioną na gzymsie paleniska. Dallas stała z szeroko rozwartymi oczyma i patrzyła, jak gość rozdłada na stole gazety ze stosu przy kominku, a potem rozpościera na nich szal. Następnie Carrie poszła szukać czystych talerzy, ale ich nie znalazła. Przelotnie zerknęła na stertę brudnych naczyń w miednicy. Widziała w domu, że brudne naczynia
znikały z jadalni i po jakimś czasie wracały czyste,
i nie bardzo wiedziała, co się z nimi w tym czasie
działo.
Ponieważ nie znalazła czystych naczyń, zajrzała do torby i wyjęła z niej cztery płócienne chusteczki
do nosa.
- Urządzimy piknik — zdecydowała i rozłożyła
je na szalu, a potem wyciągnęła jeszcze cztery
srebrne kubeczki. Zawsze zabierała je ze sobą
w podróż, bo matka twierdziła, że nie należy
używać wspólnych kubków, z których korzystali
inni podróżni.
Dallas patrzyła zafascynowana, a kiedy Carrie
wydobyła srebrne kubeczki, dziecko zaczęło za-glądać do torby, jakby była ona przedmiotem z bajki i mogła zawierać wszystko, co tylko można sobie wymarzyć.
Carrie wyjęła jeszcze kryształową miseczkę na spinki do włosów, przetarła ją czystą chusteczką i napełniła konfiturami. Dallas, jak daleko sięgała pamięcią, pamiętała tylko słoik stawiany zwyczajnie na stole, więc pomysł, by umieścić jedzenie w pięk-nym naczyniu, był dla niej zupełną nowością. Carrie pokroiła chleb, ułożyła kromki na chusteczce po środku stołu, cofnęła się o krok i przyjrzała swemu dziełu.
— Całkiem ładnie, prawda?
Dallas zdołała tylko kiwnąć głową. Płomień świecy zapalał blaski w srebrnych kubeczkach i kryształowej czarce, a żywe barwy szala emano-wały ciepłem. Było to najpiękniejsze przybranie stołu, jakie kiedykolwiek widziała. Poza tą panią, która powiedziała, że teraz jest jej mamą, i lalką, którą dziewczynka przyciskała do siebie, i tym małym pieskiem — ten nakryty stół był najpięk-niejszym zjawiskiem w życiu Dallas.
Dziewczynka spojrzała na Carrie i obie uśmiech-nęły się do siebie.
Właśnie w tej chwili wrócił do domu Josh w to-warzystwie syna i Carrie natychmiast stwierdził, że wyładowanie z powozu dwudziestu kufrów peł-nych damskich fatałaszków bynajmniej nie po-prawiło mu humoru.
— Ustawiłem twoje kufry w stajni — wycedził
przez zaciśnięte zęby. — Oczywiście, żeby je tam
zmieścić, musiałem wynieść na 'zewnątrz paszę dla
koni i narzędzia, więc jeśli w nocy będzie padać
52
wszystko zamoknie, ale twoje bagaże są bezpieczne, jest im sucho i ciepło. — Zerkną! na stół, w który jego syn już od dłuższej chwili wpatrywał się z szeroko otwartymi ze zdumienia ustami. — A co to ma być?
- Kolacja — oznajmiła dumnie Carrie oczeku-
jąc, że wreszcie usłyszy, iż źle ją osądził. Przyrzekł
przecież dzieciom, że ich nowa matka da im tego
wieczoru kolację i właśnie to zrobiła. — Dzieci są
głodne.
Z' pochmurną twarzą Josh uniósł kryształową czarkę wypełnioną konfiturami, rzucił okiem na cienkie kromki chleba ułożone na chusteczce z mo-gramem.
- Chleb z konfiturami — powiedział z pogardą. - To chyba nie jest najlepszy posiłek dla dzieci. Carrie przyjrzała mu się i pomyślała, że nie stać jej nawet na przyznanie się do pomyłki.
- Nic innego nie było. Nikt, nawet największy tyran pracy, którego się spodziewałeś, nie przygo-towałby posiłku z takich resztek jedzenia, jakie są w tej kuchni.
- Są puszki — Josh nie miał zamiaru ustąpić ani
na krok. - Mogłaś przecież podgrzać jedzenie
z puszki. I dlaczego ogień w kominku wygasł?
Dlaczego go nie podsyciłaś? Zimno tu!
Dzieci skonsternowane, spoglądały to na ojca,
to na Carrie. Ciągle im powtarzał, jacy mają być
mili dla tej pani, która tu przyjdzie, żeby się nimi
zająć, a tymczasem sam nie był dla niej miły. Carrie patrzyła na męża w milczeniu. W końcu Josh potrząsnął głową z niedowierzaniem.
- Chyba rozumiem. Ty nie potrafisz otworzyć puszki mam rację? I pewnie nigdy w życiu nie
wykonałaś tak ciężkiej pracy, jaką jest dorzucenie drew do ognia.
Miał całkowitą rację, ale Carrie nie zamierzała mu tego powiedzieć. Po prostu stała i patrzyła.
Dallas, spoglądając na nich oboje, miała ochotę się rozpłakać.
— Tatusiu, ja naprawdę lubię chleb z konfi-
turami. Zobacz, jaką mam ładną lalkę. Jeśli chcesz
to możesz ją nazwać, ale jakby ci się podobało
imię Elsbeth, to mnie by się też podobało...
Carrie obserwowała niewiarygodną przemianę Josha. Dotąd widziała u niego objawy tylko dwóch rodzajów uczuć: pożądania — kiedy jeszcze nie zdawał sobie sprawy, kim ona dla niego jest i gniewu — kiedy się tego dowiedział. A teraz widziała miłość na tej przystojnej ciemnej twarzy — twarzy tak dobrze jej znajomej. Patrzyła, jak ojciec uśmiecha się do córki, siada i prosi, by pokazała mu lalkę. Słuchała, jak Dallas szczegóło-wo opowiada o zabawce, co było zdumiewające, bo nie spostrzegła, by dziecko uważniej obejrzało podarunek. Pokazywała ojcu śliczną jedwabną bieliznę lalki i nogi z materii imitującej ludzką skórę.
Wydaje mi się, że Elsbeth to dla niej doskonałe imię — powiedział cicho Josh, głaszcząc Dallas po głowie. Dostrzegł przy tym, że włosy dziewczynki są gładkie i świeżo wyszczotkowane. Przez jeden krótki moment popatrzył na Carrie z wdzięcznością.
Przywiozłam też prezent dla Tema — powie-działa Carrie biorąc w ręce statek zostawiony ł gzymsie kominka.
Tern rzucił na zabawkę tęskne spojrzenie, ale
odwrócił się do ojca, czekając na zgodę. Carrie
64
widziała wyraźnie, że Josh nie chciał, by dzieci brały od niej cokolwiek, ale widziała także, że ich szczęście jest dla niego najważniejsze. Z uśmiechem skinął przyzwalająco głową.
Chłopiec ociągając się zrobił krok naprzód, wziął
statek, cofnął się i stanął przy ojcu. Trzymał
zabawkę za plecami, jakby nie miał ochoty na nią
patrzeć, ale Carrie widziała, że gładził ją palcami.
- Tatusiu — odezwała się Dallas —jestem głodna.
Josh spojrzał na stół, westchnął i kazał dzieciom
zająć swoje miejsca.
- Jeśli macie dzbanek, mogę zaparzyć herbaty
- zaproponowała Carrie cicho, gotowa na wszelkie
wyrzeczenia. To właśnie ten człowiek, który patrzył
na swoje dzieci z taką miłością, był tym, którego
znała z fotografii, którego pokochała i którego
poslubiła dopuszczając się tylu oszustw.
Niestety, kiedy Josh przeniósł wzrok na nią, cała
miłość zniknęła z jego twarzy.
- Potrafisz zaparzyć herbatę? — Niemal parsknął
śmiechem. - Czyli mam rozumieć, że jest to zajęcie
odpowiednie dla panien z towarzystwa, tak? — Gnie-
wnie stawiając kroki podszedł do kominka, umieścił
w ogniu żelazny czajnik, po czym zaczął przekładać
stertę brudnych naczyń. Wreszcie znalazł wyszczer-
biony imbryk i postawił go na stole.
Siedzieli w milczeniu i czekali, aż zagotuje się
woda. Wszyscy smutni i przygnębieni, z oczyma
utkwionymi w chusteczkach rozłożonych na stole
zamiast talerzy. "To śmieszne — myślała Carrie patrząc na nich troje. -To absurdalne! Są żywi, zdrowi, a jednak ponurzy. Bieda i nędzny dom nie muszą koniecznie być powodem aż takiego smutku!"
Wiecie, mam siedmiu starszych braci — zaczęła w ciszy pogodnym głosem. — Wszyscy są piękni jak królewicze z bajki i wszyscy pływają na wielkich siatkach. Kilka miesięcy temu, niedługo przedtem, zanim wasz tatuś i ja zostaliśmy małżeństwem — zignorowała spłoszone spojrzenie Josha - mój brat Jamie przywiózł mi Kichusia. Chcielibyście usłyszeć, co brat mi opowiadał o miejscach, które odwiedził? Był aż w Chinach!
Tak, och tak, opowiedz! — Z głosu i twarzy dziewczynki można było wyczytać, że pragnie się wyrwać z matni wiecznego smutku.
Carrie spojrzała na Tema, który - choć próbował zachowywać się, jak gdyby nie przywiązywał naj-mniejszej wagi do poczynań Carrie — miał w oczach nieposkromioną ciekawość. Chłopiec kiwnął głową.
Przeniosła wzrok na Josha i czekała, zmuszając go, by także stał się częścią rodziny.
- Jeśli dzieci tego chcą... — zgodził się ponuro.
Carrie Zaczęła entuzjastyczną opowieść o wszys-tkim, czego się dowiedziała od Jamiego o Chinach a szczególnie o pałacu, w którym przez jakiś czas mieszkał. Z upodobaniem opisywała szczegółowe bogate wnętrza, jedwabne kotary i ornamenty Może trochę ubarwiła tę egzotyczną historię, ale z drugiej strony, skąd można było mieć pewność że Jamie opowiedział jej wszystko? Pochylona nad blatem stołu, głosem zarezerwowanym dla historii o duchach, z przejęciem opowiadała dzieciom o chińskim zwyczaju krępowania kobiecych stóp.
Kiedy zagotowała się woda, dziewczyna wstała przyniosła czajnik, napełniła imbryk i nasypała wybornej herbaty. Potem zaczęła nakładać kon-fitury na cienkie kromki chleba i podawała je
66
wszystkim po kolei. Od chwili gdy zaczęła opowiadać o stopach nieszczęsnych Chinek, Josh słuchał równie zaabsorbowany jak dzieci i zapomniał jej powiedzieć, że może obsłużyć się sam.
Carrie opowiadała różne historie przez całą kola-cję. Jedną z nich była chińska bajka o prawdziwym uczuciu, które się tak nagle skończyło, bo oblubienica zmieniła się w ducha.
Zjedli chleb z konfiturami; Carrie podeszła do torby, by wyjąć z niej pudełko czekoladek, Wy-dzieliła każdemu po dwie czekoladki i skończyła swoją opowieść o duchach. Kiedy już zniknęło całe jedzenie i nie zostało ani kropli herbaty, przy stole na chwilę zapadła cisza.
- Ojej — westchnęła Dallas z szeroko rozwartymi oczyma.
- Czy jest w tym wszystkim chociaż trochę prawdy? - Tem usiłował się zachowywać po doros-łemu sceptycznie.
- Wszystko to prawda. Moi bracia zwiedzili cały świat i zawsze opowiadają mi różne ciekawe historie. Powinniście usłyszeć o Indiach. Albo o pus-tynnych krajach i Egipcie. Albo o tym, jak dwaj
moi bracia walczyli z piratami.
- Z piratami! — wykrzyknął Tem i zaraz umilkł.
A jeden był w armii Stanów Zjednoczonych
i walczył z Indianami, ale potem mi powiedział, że
lubił ich bardziej niż większość swoich kolegów.
Wzięłam ze sobą trochę egzotycznych drobiazgów,
wszystkie od moich braci. Przywieźli je z podróży,
jedne kupili, inne ukradli...
- Twoi bracia kradną? — spytała Dallas bez
tchu -Wujek Hiriam mówi, że kradzież to grzech.
I tak, i nie — wyjaśniła Carrie. — Jeden
67
z moich braci wykradł śliczna młodą dziewczynę handlarzom niewolników, ale to już zupełnie inna historia. Opowiem ją wam jutro. A teraz chyba czas iść do łóżek. Zapadła cisza, aż w końcu odezwał się Josh;
— Tak, oczywiście. Czas do łóżek. Już późno.
Zmykajcie, — Uśmiechnął się do córeczki i syna.
Dzieci objęły ojca, ucałowały w policzek i życzyły mu dobrej nocy. Potem odwróciły się do Carrie i najwyraźniej nie wiedziały, jak się zachować,
— Biegnijcie do łóżek — powiedziała Carrie
z uśmiechem uwalniając dzieci od dylematu.
Patrzyła, jak popędziły ku drabinie opartej o ścianę w cieniu kominka i umknęły na górę. Po chwiii usłyszała, że szykują się do snu na maleńkim poddaszu.
Nadal z uśmiechem na ustach odwróciła sie do Josha, ale on już się nie uśmiechał. Cała radość, całe szczęście zniknęło z jego przystojnej, teraz znowu ponurej twarzy.
Posprzątam ze stołu — powiedziała Carrie, także już bez uśmiechu.
Myślałem, że zamierzasz to zostawić pokojówce.
Carrie zgrzytnęła zębami i znieruchomiała z dłońmi opartymi o blat stołu.
— Co cię we mnie tak złości? Czy to, że dobrze
mi idzie, podczas gdy ty przewidywałeś całkowitą
porażkę? — Usiadła, splotła ręce na kolanach
i przyjrzała mu się uważnie. — Zrozumiałam, że to
co zrobiłam, nie było w porządku w stosunku do
ciebie i swoich dzieci., ale sądzę, że powinieneś dać
mi szansę. Myślę, że źle mnie oceniłeś.
Przez krótki moment zobaczyła w jego oczach
68
błysk pożądania i poczuta, jak jeżą się jej włosy na karku, aie już po chwili wszystko minęło i znów patrzył na nią zimnym wzrokiem.
Powiem ci coś. panno Montgomery — powstrzymał jej protest gestem reki — dobrze, a więc: pani Greene, Moje dzieci są dla mnie najważniejsze na świecie. Są dla mnie wszystkim i ze wszystkich sił będę się starał zapewnić im jak najlepsze życie. Jak najlepsze, to znaczy stabilne. Chcę, żeby miały oboje rodziców, by miały to, czego ja nie miałem. Chcę też, żeby mogły mieszkać na wsi, dorastać na świeżym powietrzu. Chcę, żeby miały co jeść, by jadły dobre domowe posiłki. Aby to osiągnąć, jestem zdecydowany zrobić wszystko, co będzie konieczne. Jeśli będę musiał poślubić kobietę przypominającą roboczego wola, zrobię to. Rozumiesz?
A co z miłością? —spytała cicho Carrie. -Czy ona nic ma dla ciebie żadnego znaczenia?
Kocham swoje dzieci z całego serca i to mi wystarczy — odparł nie patrząc jej w oczy. - Potrzebne mi jest natomiast jedzenie, czysty dom i schludne ubrania.
Rozumiem. I zdecydowałeś, że nie mogę im zapewnić żadnej z tych rzeczy. Znasz mnie od kilku godzin i wiesz już dokładnie, jaka jestem.
Uśmiechnął się do niej protekcjonalnie. - Popatrz tylko na siebie. Ile kosztowała twoja sukienka? Czy twój naszyjnik z pereł jest prawdziwy? Nie musisz odpowiadać. Przecież rozładowywałem twoje kufry. Wydaje ci się, że jestem na tyle głupi, by sądzić, że ktoś taki jak ty mógłby być szczęśliwy żyjąc w tej... — zatoczył łuk ręką — w tej ruderze? — Nachylił się do niej nad blatem stołu.
69
z moich braci wykradł śliczną młodą dziewczynę handlarzom niewolników, ale to juz zupełnie inna historia. Opowiem ją wam jutro. A teraz chyba czas iść do łóżek.
Zapadła cisza, aż w końcu odezwał się Josh;
— Tak, oczywiście. Czas do łóżek. Już późno.
Zmykajcie. — Uśmiechnął się do córeczki i syna.
Dzieci objęły ojca. ucałowały w policzek i życzyły mu dobrej nocy. Potem odwróciły się do Carrie i najwyraźniej nie wiedziały, jak się zachować.
— Biegnijcie do łóżek — powiedziała Carrie
z uśmiechem, uwalniając dzieci od dylematu.
Patrzyła, jak popędziły ku drabinie opartej o ścianę w cieniu kominka i umknęły na górę. Po chwili usłyszała, że szykują się do snu na maleńkim poddaszu.
Nadal z uśmiechem na ustach odwróciła się do Josha, ale on już sic nie uśmiechał. Cała radość, całe szczęście zniknęło z jego przystojnej, teraz Znowu ponurej twarzy.
Posprzątam ze stołu — powiedziała Carrie, także już bez uśmiechu.
Myślałem, że zamierzasz to zostawić pokojówce.
Carrie zgrzytnęła zębami i 'znieruchomiała z dłońmi opartymi o blat stołu.
— Co cię we mnie tak złości? Czy to, że dobrze
mi idzie, podczas gdy ty przewidywałeś całkowitą
porażkę? — Usiadła* splotła ręce na kolanach
i przyjrzała mu się uważnie. — Zrozumiałam, że to
co zrobiłam, nic było w porządku w stosunku do
ciebie i twoich dzieci, ale sądzę, że powinieneś dać
mi szansę. Myślę, że źle mnie oceniłeś.
Przez krótki moment zobaczyła w jego oczach
68
błysk pożądania i poczuta, jak jeżą się jej włosy na karku, aie już po chwili wszystko minęło i znów patrzył na nią zimnym wzrokiem.
Powiem ci coś. panno Montgomery — powstrzymał jej protest gestem ręki — dobrze, a więc: pani Greene, Moje dzieci są dla mnie najważniejsze na świecie. Są dla mnie wszystkim i ze wszystkich sił będę się starał zapewnić im jak najlepsze życie. Jak najlepsze, to znaczy stabilne. Chcę, żeby miały oboje rodziców, by miały to, czego ja nie miałem. Chcę też, żeby mogły mieszkać na wsi. dorastać na świeżym powietrzu. Chcę, żeby miały co jeść. by jadły dobre domowe posiłki. Aby to osiągnąć, jestem zdecydowany zrobić wszystko, co będzie konieczne. Jeśli będę musiał poślubić kobietę przypominającą roboczego woła, zrobię to. Rozumiesz?
A co z miłością? — spytała cicho Carrie. — Czy ona nic ma dla ciebie żadnego znaczenia?
Kocham swoje dzieci z całego serca i to mi wystarczy — odparł nie patrząc jej w oczy. — Potrzebne mi jest natomiast jedzenie, czysty dom i schludne ubrania.
Rozumiem. I zdecydowałeś, że nie mogę im zapewnić żadnej z tych rzeczy. Znasz mnie od kilku godzin i wiesz już dokładnie, jaka jestem.
Uśmiechnął się do niej protekcjonalnie,
Popatrz tylko na siebie. Ile kosztowała twoja sukienka? Czy twój naszyjnik z. pereł jest prawdziwy? Nie musisz odpowiadać. Przecież rozładowywałem twoje kufry. Wydaje ci się, że jestem na lyle głupi, by sądzić, że ktoś laki jak ty mógłby być szczęśliwy żyjąc w lej... — zatoczył łuk ręką — w tej ruderze? — Nachyli! się do niej nad blatem stołu.
69
Wiesz, co myślę, panno Montgomery? Tak, tak, jesteś i będziesz panną Montgomery, bo nie zamierzam naprawdę zrobić z ciebie pani Greene, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Carrie nic zdołała powstrzymać szybkiego Spojrzenia w stronę sypialni, której jeszcze nic widziała.
No właśnie — ciągnął Josh. - Widzę wyraźnie, że traktujesz przyjazd tutaj jak wielką przygodę. Wychowywałaś się rozpieszczana przez tych swoich baśniowych braci i wydaje ci się, że możesz robić, co zechcesz. Akurat zachciało ci się udzielić odro-biny swojego wdzięku pewnemu biednemu człowie-kowi i jego dzieciom. Tylko co z nami będzie, jak ci się znudzimy? Zamierzasz wkroczyć w nasze życic, rozśmieszać nas swoimi historyjkami, sprawić że dzieci cię... — westchnął — ....pokochają i przez to, być może, ja także cię polubię, a potem będziesz miała nas dosyć i wrócisz do swojego tatusia i fascynujących braci? Tak właśnie będzie?
Nie — Carrie chciała się bronić, ale Josh pozwolił jej mówić.
Ile masz lat, panno Montgomery? Osi naście? Dziewiętnaście? Dałbym ci najwyżej dwa-dzieścia.
Carrie nawet nic usiłowała odpowiadać, bo naj wyraźniej przesądził już z góry o wszystkim i nie było sensu próbować mu cokolwiek wyperswa-dować.
- Jeszcze nic nie widziałaś, niczego nie przżyłaś Romantycznie zakochałaś się w fotografii i pomyś-lałaś, że warto spróbować małżeństwa. Jakie to ekscytujące, podróżować tak daleko na zachód z setkami sukien w kufrach i...
Przerwał nagle. Wstał.
70
— Po kiego diabla ja ci lo wszystko tłumaczę? Nigdy tego nie zrozumiesz. — Westchną!ł z rezygnacją. — Dobrze, panno Montgomery, powiem ci, co zrobimy. Możesz tu zostać przez tydzień, do przyjazdu dyliżansu. Wtedy odeślę cię z powrotem do latusia tak samo nie tkniętą, jak tu przyjechałaś. Wykazałaś tyle pomysłowości przy aranżowaniu tego małżeństwa, że z pewnością równie dobrze poradzisz sobie z jego anulowaniem.
Carrie także wstała.
- To wszystko? Skończyłeś już obrażać mnie i moich bliskich? Może powinnam była wspomnieć ci o moim rodzinnym mieście, żebyś o nim także mógł powiedzieć coś złego. To prawda, że pochodzę z bogatej rodziny, ale — o ile mi wiadomo - nic trzeba być biednym, żeby moc kochać i być kochanym. I bez względu na to, czy mi wierzysz czy nie, to właśnie miłość mnie tu przywiodła. Ja... — przeł-knęła dławiące ją w gardle łzy. Kiedy myślała o swoich nadziejach i porównywała je z rzeczywis-tością z prawdziwym obrazem człowieka, którego
- jak sądziła — pokochała, mogła tylko płakać. Z caiłą godnością, na jaką było ją stać, podniosła
torbę, wetknęła pod ramię psa i skierowała się do
sypialni.
- Zostarię tutaj przez tydzień, panie Greene, nie względu na pana, ale dlatego, że pańskie dzieci potrzebują trochę radości w życiu i jeśli mogę im podarować chociaż tydzień szczęścia, lepsze to niż nic. Po tygodniu wrócę do taty, tak jak pan sobie życzy. — Zatrzymała się na progu, z ręką na klamce - A jeśli chodzi o pański celibat podczas tygodnia, to tylko pańska strata —dokończyła i zatrzasnęła za sobą drzwi.
71
Zaledwie trzy minuty udało się jej powstrzymać wściekłość i gniew, aż w końcu padła na łóżko zarzucone pościelą nic pierwszej świeżości i rozszlochała się rozpaczliwie. Kichuś, równic smutny jak jego pani, lizał ją po twarzy.
Następnego ranka Carrie wstała z łóżka przed świtem, a w każdym razie, tak jej się wydawało Zazwyczaj budziła się wcześnie, ale potrafiła prze-wrócić się na drugi bok i natychmiast zasnąć ponownie, jednak tym razem przez kilka chwil nie mogła zrozumieć, gdzie się -znajduje. Oczy miała zapuchnięte od płaczu i bolała ją głowa.
Niechętnie wysunęła się z ciepłej pościeli, otwo-rzyła drzwi sypialni, weszła do salonu —jeśli można go było tak nazwać — i uśmiechnęła się widząc, że nikogo w nim nie ma.
„To świetnie — pomyślała zadowolona. - Wsta-łam pierwsza".
Jednak w następnej chwili dostrzegła na stole jakąś kartkę. Nie, niemożliwe, żeby już wyszli Przecież był dopiero blady świt.
Zignorowała list i wróciła do sypialni usiłując nie zwracać uwagi na posępny wygląd tego pokoiku Pod jedną ze ścian stało biurko z drzewa, która świetnie nadawałoby się na podpałkę, a na nim leżał ręczny zegarek, najwyraźniej własność Josha Mrużąc oczy w ostrym świetle poranka spojrzała
72
na tarczę, ósma. Boże! Nigdy W życiu nie wtsała tak wcześnie. Nawet kiedy się uczyła, guwerner przychodził dopiero o jedenastej.
Ziewając wróciła do większego pokoju i podniosła ze stołu kartkę papieru. Od razu rozpoznała pismo Josha; miała wrażenie, że znalazła się z powrotem W Maine i znów ma w ręku jego list. w którym prosił o żonę, a potem jak w tym drugim liście zgadzał się na małżeństwo per procura.
Usiadła z Kichusiem na kolanach i zabrała się do faktury.
Panno Montgomery,
Niewiele spałem dzisiejszej nocy; rozmyślałem
o naszej rozmowie, jeśli można ją tak nazwać, Bez
względu na skutki, jakie wyniknęły z twojego przy-
jazdu. wierzę, że miałaś dobre zamiary. Rozumiem,
że twoje intencje były uczciwe i chyba jest trochę
prawdy w stwierdzeniu, że moje dzieci potrzebują
czegoś więcej niż tylko czystych ubrań i gorących
posiłków. Jednakże, niezależnie od twoich intencji,
tego potrzebują takie,
Dwukrotnie prosiłaś mnie o szansę udowodnienia
swojej wartości, o to, bym pozwolił ci pokazać, że nie
jesteś taka, na jaką wyglądasz. Zdecydowałem się
dać szansę. Dowiodłaś, że potrafisz się zająć
moimi dziećmi — w czasie śniadania nie mogły
oderwać oczu od drzwi sypialni. Muszę uczciwie
przyznać, że wydajesi się naprawdę je lubić, ale
pozostaje jeszcze pytanie, czy sprostasz roli żony
farmera. Zostawiam ci listę prac, z którymi
powinnaś sobie poradzić w ciągu tygodnia, który spędzisz z nami.
Jeśli dasz sobie z tym radę, będę skłonny poroz-
mawiać z tobą o twojej ewentualnej przyszłości w roli matki moich dzieci,
Z poważaniem Joshua T. Greet
Carrie skończyła czytać, sięgnęła do spisu prac do wykonania i ze zdumienia szeroko otworzyła usTa. LisTa miała prawie pół metra długości. Dziesięć kobiet przez miesiąc niE dałoby rady temu wszystkiemu, co Josh kazał jej samej wykonać w ciągu tygodnia.
Siedząc lak z listem w jednej ręce, a spisem zadań; w drugiej, zmrużyła oczy.
— A więc pozwolisz mi być matką dla twoich,
dzieci, tak? — powiedziała głośno. — Nie twoją
żona, tylko czyjąś matką. — Cisnęła papiery na
stół. — Zupełnie jak w legendzie o Titeliturym,
— Podrapała Kichusia za uszami. — Bajkowy król
kazał swojej wybrance prząść złoto ze słomy
a król Joshua zostawia mi listę prac dła Her-
kulesa. Jeśli wybranka wykona swoje zadanie
zostanie żoną króla, a ja, jeśli podołam, będę
niańczyć królewskie dzieci.
Rozejrzała się po pokoju. Choć wczoraj mogłaby przysiąc, że to niemożliwe, w świetle dziennym wyglądał jeszcze bardziej nago i beznadziejnie niż poprzedniego wieczoru,
— Ciekawa jestem, co jedli na śniadanie? Fasolę?
— Carrie lekko wzruszyła ramionami, wstała i po-
stawiła Kichusia na podłodze. — Pójdziemy po-
szukać Titeliturego? Kogoś, kto nam pomoże wypeł-
nić żądania, jakie król postawił przed nami.
74
I
* * *
Godzinę później pilni Carrie Greene z domu Montgomery, ubrana w najpiękniejsza amazonkę, jaką widział ktokolwiek na zachód od Missisipi, wjechała do miasteczka Eternity na starej szkapie z siodłowato wygiętym grzbietem, należącej do Joshuy Greene'a. Wprawiła miasto w prawdziwe osłupienie. Każdy, kto ją napotkał, nie potrafił oderwać oczu od tego rozkosznego zjawiska. Car-rie miała na sobie ciemnoczerwony żakiet lamo-wany czarnym aksamitem, a na głowie malutki toczek z woalką - istne arcydzieło - zsunięty na jedno oko.
- Dzień dobry! — witała każdego na swojej drodze. — Dzień dobry!
Ludzie kiwali głowami i gapili się na to wdzięczne cudo olśniewające szykiem i elegancją.
Carrie zatrzymała konia —jeśli to biedne zwierzę można było tak nazwać -- przed największym sklepem. Właściciel przestał zamiatać ganek i gapił się na nią zdumiony.
- Dzien dobry - odezwała się Carrie witając go skinieniem głowy i weszła do chłodnego, mrocznego
wnętrza.
Sklepikarz odzyskał zdolność ruchu, oparł miotłę o ścianę, wygładził przód fartucha i wszedł za nią
do środka.
Carrie usadowiła się już na krześle w pobliżu
ciemnego kominka i zajęta była zdejmowaniem rękawiczek.
75
- Czym mogę służyć, panno... - Pani greene - podpowiedziała Carrie pouf-nym tonem. — Żona Joshua Greene'a.
- Nie wiedziałem, że Josh się ożenił, Hiram nic
o tym nic wspominał.
Po raz drugi Carrie usłyszała o Hiramic. Nie miała pojęcia, kto to laki. ale nie zamierzała się do lego sklepikarzowi przyznawać.
- To wszystko siało się tak nagle... szepnęła
cicho, chcąc wywołać wrażenie, że ona i Josh byli
w sobie lak bardzo zakochani, iż nie mogli długo
czekać ze ślubem.
Rozumiem — powiedział sklepikarz. — A więc, czym mogę pani służyć?
W tym czasie jedna czwarta mieszkańców miasta zdecydowała, że koniecznie musi coś kupić. Przybyli wślizgiwali się przez drzwi najciszej jak mogli. Opierali się o ścianę naprzeciw Carrie i stali patrząc na nią z tak żywą ciekawością, jakby obserwowali cyrkowe akrobacje.
- Chciałabym zrobić zakupy.
Carrie doskonale zdawała sobie sprawę, że Josh uważał ją za pozbawioną jakichkolwiek talentów, bo nie potrafiła zmywać naczyń i otwierać puszek. A ona dysponowała jedną wspaniałą umiejętnością: potrafiła robić zakupy. Takie stwierdzenie może się komuś wydać śmieszne, ale umiejętność właściwego użytkowania pieniędzy jest niedocenianym talentem. Zdarzają się ludzie bogaci, którzy trwonią pieniądze lokując je w niewłaściwych przedsięwzięciach czy pożyczając niekompetentnym osobom. Człowiek takiego pokroju, jeśli postaiiowi kupić obraz, z pewnością nabędzie
falsyfikat.
Carrie potrafiła inwestować. Wiedziała, jak na każdym cencie zarobić dwa. W jej rodzinnym miasteczku krążyła opinia, że lepiej jest zatrudnić
76
się u któregokolwiek z Montgomerych, byle nie u Carrie, bo ona zmusi c/łowicka do podwójnej pracy za polowe zapłaty. Carrie potrafiła patrzeć na ludzi swoimi wielkimi niebieskimi oczyma w taki sposób, że oddaliby serce i duszę, byle zapewnić jej to, czego od nich żądała.
— Zastanawiałam się, czy ktoś w tym miłym
miasteczku zechciałby mi pomóc — zaczęła niewin
nie. - Mój may. poprosił mnie, żebym zajęła się
trochę gospodarstwem, a ja zupełnie nie wiem, jak
mam się do tego zabrać.
Uniosła listę prac zostawioną przez Josha. Sklepikarz spojrzał na papier, gwizdnął przeciągle, podał spis człowiekowi stojącemu obok, a ten przekazał go dalej.
— Moje biedactwo — powiedziała jakaś kobieta,
spojrzawszy na papier. — Co on sobie wyobraża,
ten Josh?
Carrie westchnęła.
Jestem świeżo upieczoną żoną i zupełnie nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić. Nie umiem nawet otworzyć puszki.
Chętnie bym jej pokazał, jak się otwiera puszki — mruknął jeden z mężczyzn, ale zaraz zamilkł, bo żona szturchnęła go łokciem w żebra.
Sama nie potrafię zrobić tego wszystkiego, czego życzy sobie mój mąż, ale pomyślałam, że może znajdę kogoś, kto zechciałby mi pomóc.
Wszyscy obecni czuli do niej ogromną sympatię, ale nikt nie wyrywa! się na ochotnika, by naprawiać dach chałupy Josha. Współczucie to jedno, a ciężka praca — zupełnie co innego.
Carrie wydobyła spod żakietu pękatą sakiewkę zawieszoną na szyi.
— Kiedy wyjeżdżałam z domu. tatuś dal mi trochę pieniędzy, więc pomyślałam, że mogłabym wynająć kogoś do pomocy- — Rozwiązała tasiemki i wysypała kilka monet na białą delikatną rączkę. - Czy 10 nie będzie przeszkodą, że mam tylko złote monety?
Po pierwszej chwili zaskoczenia rozpętało się istne piekło. Ludzie popychali się, szturchali i przekrzykiwali, oferując Carrie swoje usługi w każdym możliwym zakresie- Chcieli być jej niewolnikami, choć może raczej określenie „świetnie opłacanymi najemnik a mi" byłoby bardziej adekwatne.
Carrie wstała i przystąpiła do pracy. Przemieniła się w prawdziwego kaprala. Słodkiego, lecz twardego jak stal. Najpierw najęła pięć kobiet do uprzątnięcia tego chlewu, który Josh nazywał domem, potem dobiła targu ?■ dwiema innymi, które miały zabrać wyszczerbione i popękane brudne naczynia, a w zamian dać trzy krzewy róż rosnące przed ich domami. Zaplata obejmowała lak/e posadzenie tych krzewów.
Kupiła przetwory domowe od prawie każdej kobiety w- mieście (do tego czasu wszystkie panie znalazły się już w sklepie) i świeże warzywa z ogródków. Najęła panią Emmerling, żeby gotowała obiady i codziennie przynosiła je do domu Josha; zapłaciła jej za cały miesiąc z góry.
Skończywszy rozmowy z kobietami, zwróciła się do mężczyzn. Umówiła się t ludźmi co do naprawy stajni i dachu domu, ą następnie ze stolarzem, który miał zreperować frontowe drzwi. Kiedy zapytała, czy ktoś ma ganek, który byłby skłonny rozebrać i postawić przed domem Josha, rozpętała się prawdziwa wojna, Carrie doszła do porozumie-
78
nia z człowiekiem, który oferował jej werandę z białymi kolumienkami. Zorganizowała też odmalowanie domu.
— Kiedy ma być zrobione? — spytał jeden z męż
czyzn.
Carrie uśmiechnęła się słodko.
— Za każdą pracę skończoną przed zachodem
słońca zapłacę dziesięć procent więcej.
Około dwudziestu osób usiłowało jednocześnie wydostać się przez wąskie drzwi.
— A teraz — powiedziała Carrie zwracając się
ponownie do sklepikarza — chciałabym zrobić
zakupy.
Kupiła po jednej puszce wszystkich przetworów, jakie były w sklepie. A więc bekon, szynkę i mąkę, a także wszystko, co według pani sklepikarzowej mogło jej się przydać jako młodej żonie. Uśmiechając się, jakby wiedziała, co robi, nabyła otwieracz do konserw — przedziwne urządzenie, które jej zdaniem było zupełnie pozbawione sensu. Kupiła także piec kuchenny, o którym sklepikarz powiedział, że każdy potrafi na nim gotować.
Nabyła koronkowe firanki i zapłaciła za tafle szkła, a następnie wynajęła mężczyzn, którzy mieli je wstawić w okna.
Przez cały czas pojawiali się w sklepie ciągle nowi ludzie, oferując jej różne przedmioty do sprzedaży. Eternity było ubogim miasteczkiem i mieszkańcy wykorzystywali każdą możliwość zarobienia pieniędzy. Carrie kupiła dywaniki z kolorowych skrawków, jeszcze kilka różanych krzewów, solidny dębowy kredens kuchenny i cztery krzesła do kompletu (w zamian odstąpiła stare krzesła Josha), a poza lym kołdry, koce, poduszki oraz prze-
79
scieradła. Kupiła od jakiegoś wdowca zastawę stołową i sztućce (niestety nie srebrne, tylko platerowane) i wynajęła kobietę, która miała raz w tygodniu gruntownie sprzątać dom.
Kiedy zobaczyła przejeżdżający obok wóz załadowany rzeczami należącymi do rodziny opuszczającej Eternity, kupiła kilka mebli, w tym także wielką, blaszaną wannę.
O godzinie drugiej, kiedy opuszczała niemal całkowicie wyludnione miasteczko — znakomita większość mieszkańców pracowała już bowiem przy domu Josha — nadbiegli dwaj silni, potężnie zbudowani młodzieńcy, pytając co mogliby zrobić. Carrie wynajęła ich. by pojechali w góry, wykopali cztery młode drzewka, przetransportowali je na podwórko Josha i tam zasadzili.
O trzeciej dotarła do domu. Przyjazd cyrku spowodowałby mniejszy chaos niż ten, który powstał na podwórku, gdzie kobiety usiłowały sadzić różane krzewy akurat pod nogami mężczyzn malujących ściany, czy zabierały dekarzom naprawiającym dach drabiny, które potem znów kradli malarze. W powietrzu krzyżowały się pełne podniecenia krzyki i nawoływania, każdy usiłował wykonać swoje zadanie przed zachodem słońca.
Carrie siedziała na uboczu, jadła chleb z masłem, rzucała okruchy Kichusiowi i płaciła tym, którzy ukończyli pracę. Nie musiała niczego sprawdzać, bo ludzie z radością informowali ją o wykonaniu bodaj połowy zobowiązania.
Było lato, więc słońce na szczęście długo toczyło się po niebie i do czasu, gdy czerwonawa poświata pojawiła się na horyzoncie, dom zmienił się nie do poznania. Z naprawionego komina unosił się dym.
80
w powietrzu rozchodziła się woń pieczonej wołowiny i chyba gotowanej marchewki. Zrobiło się już prawie ciemno, i — dzięki Bogu
- nie było jeszcze śladu Josha ani dzieci, kiedy
wreszcie ostatnia zmęczona kobieta opuściła dom,
ściskając pieniądze w spracowanej dłoni. Carrie
porzuciła swoje miejsce pod drzewem i ruszyła do
domu, wiedząc że teraz bardzo jej będzie potrzebna
długa, gorąca kąpiel. Bez wątpienia zasłużyła na
chwilę odpoczynku po lak ciężkim dniu pracy.
Przewidując własne potrzeby, zorganizowała wszys
tko tak, że w sypialni czekała na nią wanna
napełniona gorącą wodą. Musiała się więc rozebrać
- zadanie niełatwe, biorąc pod uwagę te wszystkie
guziki przy żakiecie — i wejść do wody.
Rozpromieniona, uśmiechnięta i zadowolona z siebie, przewidując bliskie przeprosiny Josha, weszła do domu.
6
Kiedy Josh z dziećmi — wszyscy na tym samym koniu — wspięli się ścieżką na szczyt wzgórza, na którym stal ich dom, nic mogli uwierzyć własnym oczom. W pierwszej chwili Josh pomyślał, że pewnie zmylił drogę, więc ściągnął cugle, cofnął konia i zaczął zjeżdżać ze wzgórza. Ale przecież rosła tu ta kępa osik na skraju lasu, był stary słupek z ogrodzenia... zatem musieli być we właściwym miejscu. Obrócił konia raz jeszcze, ruszył
SI
w stronę domu i zatrzymał się dopiero na podwórzu.
Malutki domek rozświetlony blaskiem księżyca w niczym nie przypominał ruiny, która stała w tym miejscu jeszcze rano. Ten dom miał ganek. Ten; dom inial pobielone ściany, a nie obskurne szare deski. Przed tym domem rosły różane krzewy, a w oknach błyszczały tafle czystego szkła.
To chyba dobra wróżka — powiedziała Dallas przecierając oczy; wydawało jej się, że zasnęła w drodze i wszystko, co widzi, jest snem.
Coś w tym rodzaju — mruknął Josh przez zaciśnięte zęby. — Dobra wróżka z furą pieniędzy. I to na dodatek pieniędzy swojego tatusia.
Podjechali do ganku, Josh pomógł dzieciom zsiąść z konia i otworzył frontowe drzwi — drzwi, które teraz otwierały się zupełnie łatwo na dwóch świeżo naoliwionych zawiasach.
We wnętrzu, rozświetlonym przez kilka świec i lamp, pod jedną ścianą ustawiono nowy piec kuchenny błyszczący niebieską emalią. Ściany lśniły czystością, już nie nagie, ale pokryte ładną, drukowaną w róże tapetą. Na podłodze leżały dywaniki, przybyło kilka mebli, stół nakryty był obrusem i ślicznymi porcelanowymi talerzami.
- Zupełnie jak z bajki - westchnęła Dallas.
Twarz Josha wykrzywił ból. Dziecko było za małe, by pamiętać inne czasy, kiedy nie mieszkali, jeszcze w tej ruderze. Wspomnienia dziewczynki obracały się wokół skromnego pożywienia, nagich, brzydkich podłóg i nieszczęśliwego ojca. Nie pa-miętała czasów, kiedy to on, jej ojciec, a nie ktoś obcy, dawał jej wszystko, czego potrzebowała.
Josh spojrzał na syna i spostrzegł, że na nim
82
także nowy wygląd domu zrobił ogromne wrażenie. Poczuł złość, że on sam nie może zapewnić swoim dzieciom podstawowych wygód, jak dobre jedzenie i ładny dom. Zamiast niego jakaś pustogłowa romantyezka ze Wschodniego Wybrzeża wtargnęła w ich życic i zdecydowała, że zaszczyci swoją litością ubogą rodzinę z gór. Odgrywanie dobrej wróżki, jak ją nazwała Dallas, najwyraźniej sprawiało Carrie niemałą satysfakcje. Kiedy już wyjedzie, będzie mogła sobie powiedzieć, że zrobiła dużo dobrego, że przez cały okrągły tydzień uszczęśliwiała małą biedną rodzinę. Będzie mogła wyjechać z czystym sumieniem i wolna od winy, wiedząc że tak wiele zrobiła dla swoich biedaków. Ale to właśnie Josh będzie tulił w ramionach swoje dzieci, kiedy trzeba będzie osuszyć ich łzy.
Zerknął w stronę sypialni, zacisnął usta, podszedł do drzwi i nacisnął klamkę. Natychmiast prawie zapomniał o gniewie, bo Litościwa Panienka siedziała w wannie, po szyję zanurzona w mydlanej pianie. Ciężkie loki spięła luźno na czubku głowy. Twarz miała zaróżowioną z gorąca, a jej piersi lekko załamywały powierzchnię wody. Josh sta! gapiąc się na nią, kompletnie osłupiały.
— Dobry wieczór — uśmiechnęła się Carrie odgarniając z oczu wilgotne włosy. Mogła czytać w oczach Josha jak w otwartej księdze. Bardzo się jej podobało, że znów widziała na jego twarzy wyraz pożądania, który wyparł wieczny gniewny grymas. — Jak spędziliście dzień? — spytała lekkim tonem, jakby siedzieli w salonie przy herbatce. Równocześnie jednak obrzuciła szybkim spojrzeniem zniszczone robocze ubranie Josha i stwierdziła, że wygląda w nim znacznie gorzej niż w czarnym
83
garniturze. Niektórym mężczyznom dobrze jest w płóciennych spodniach i bawełnianej koszuli, ale do Josha nie pasowało to ubranie, zupełnie jak gdyby próbował wejść w cudza skórę.
Josh usiłował odzyskać opanowanie i stojąc tak w drzwiach sypialni nagle uprzytomnił sobie, że jego życie od pewnego czasu bardzo się zmieniło-Kobiety nie zapraszały go już do wspólnej kąpieli, gdzie swawolili ile dusza zapragnie. Teraz był rozsądnym, poważnym, odpowiedzialnym człowiekiem - ojcem. Musiał myśleć o poważnych spra-wach- A do poważnych spraw z pewnością nie dawało się zaliczyć tego na co teraz miał największą ochotę: zamknąć za sobą drzwi sypialni i znaleźć się w wannie razem z tą śliczną, ponętną, rozkoszną dziewczyną.
Wyprostował się sztywno.
— Chciałbym z tobą pomówić — oznajmił naj
bardziej surowym tonem, na jaki mógł się zdobyć-
Jak na złość właśnie wtedy wilgotny lok spadł
Carrie na czoło. Próbował go odsunąć namydlona
dłonią..
„Zaraz zamydli sobie oko — pomyślał Josh, - Muszę jej pomóc".
Nagle Dallas wepchnęła się przed ojca i stanęła jak wryta. Przyglądała się cudownej przemianie sypialni. W tym pokoju także wytapetowano ściany, a nowe mosiężne łóżko miało miękkie puchowe materace.
Jak tu pięknie — westchnęła dziewczynka.
Miło mi, że ci się podoba — uśmiechnęła się Carrie — ale twój tatuś jest, zdaje się, innego zdania. I
Dallas spojrzała na ojca z niedowierzaniem.
— Ale przecież to wszystko jest piękne — głos
84
dziewczynki się załamał, jakby się miała za chwilę rozpłakać. — Będziemy mogli to zatrzymać? Josh wziął córeczkę na ręce i przytulił do siebie.
— Oczywiście, że tak. W żaden sposób nie da
łoby się zwrócić tapety. — Ponad ramieniem Dallas
rzucił Carrie groźne spojrzenie, ale ona tylko
się uśmiechnęła.
Przeniosła wzrok z Dallas, usadowionej w ramionach ojca, na Tema wyglądającego zza jego pleców.
- Dzieci, zdaje się, że wasz tatuś chciałby ze mną zamienić kilka słów na osobności.
Josh rzeczywiście zamierzał powiedzieć Carrie kilka słów, a właściwie nawet nieco więcej, ale nie miał zamiaru zostać sam na sam z tą istotą siedzącą w wannie. Choć niewiele o niej wiedział, był pewien, że potrafiłaby na przykład wstać i poprosić go o ręcznik. A gdyby ona wstała, on byłby zgubiony.
— Mogę zaczekać — powiedział możliwie jak
najbardziej burkliwie i postawił Dallas na ziemi.
Dziewczynka podeszła do wanny i zdziwiona nabrała pełną garść piany.
To są pieniące sole kąpielowe — wyjaśniła Carrie — kupione w...
Pozwól mi zgadnąć - przerwał jej Josh ironicznym tonem. — Zapewne we Francji. Jeden z twoich ukochanych braci przywiózł ci je z Paryża.
To prawda. A razem z solami przywiózł jeszcze sześć nowych sukienek — dokończyła Carrie słodko. Nie zamierzała usprawiedliwiać swoich braci przed tym człowiekiem.
Jak to miło z twojej strony, że urodziłaś się bogata. My, biedni wyrobnicy, musimy ciężko pracować na chleb i — rozejrzał się po pokoju - dywaniki, tapety oraz nowe sukienki.
&?
Carrie uśmiechnęła się do niego.
I dlatego obowiązkiem bogatych jest dzielić się swoją fortuną, czyż nie tak?
Być może, ale nie każdy chce, by się nad nim litowano.
Carrie postanowiła, że nie pozwoli się rozzłościć. Miała zamiar mu przypomnieć, że byli małżeństwem i w związku z tym wszystko, co należało do niej, było także jego. Chciała mu powiedzieć, że wydala pieniądze na potrzeby swojej własnej rodziny. A jeśli chodzi o jego dumę, która najwyraźniej nieco ucierpiała, to Carrie przecież świadomie zrezygnowała z możliwości kupna zupełnie miłego domu w mieście, który akurat był na sprzedaż, tylko uporządkowała trochę to jego brudne, szare pudełko.
Stłumiła w sobie narastające poczucie niesprawiedliwości i zaproponowała Dallas wspólną kąpiel. Dziewczynka spojrzała błagalnie na ojca, potem pospiesznie się rozebrała, a Josh pomógł jej wejść do wanny. Kiedy dziecko znalazło się w wodzie, Carrie z przyjemnością spostrzegła, że Josh skonsternowany znów marszczy gniewnie Czoło. Wreszcie odwrócił się i wyszedł z sypialni.
Josh, zamknąwszy za sobą drzwi, poczuł, że znów może oddychać. Jednak nie trwało to długo, bo jedno spojrzenie na odmieniony pokój zaparło mu dech w piersiach. Na każdym kroku wyczuwało się obecność Carrie. Gdziekolwiek spojrzał, widział ślad jej działalności. Zerknął na Tema, zobaczył, jak chłopiec zagląda do wielkiego garnka parującego na piecyku, i odgadł, że jego syn ma takie samo uczucie.
Tern obejrzał się na ojca i drgnął w poczuciu
86
winy, jak gdyby wiedział, że nic powinien się cieszyć tym, co dla nich zrobiła Carrie.
Josh podszedł do kominka. Z lego, że palenisko nie zaczadzało już pokoju chmurami duszącego dymu, wywnioskował, iż Carrie kazała wyczyścić komin. Wbrew sobie usiadł na jednym z bujanych foteli ustawionych przed kominkiem i oparł się na pięknych poduszkach przywiązanych do oparcia. Napawa! się pięknym wnętrzem i odgłosami dochodzącymi z domu. Tem, ostrożnie i niepewnie, przycupnął w fotelu naprzeciwko.
Josh przymknął oczy i przez chwilę wydawało mu się, że jego życie wygląda lak, jak je sobie wyobrażał. Słyszał żonę i córkę pluskające się w wannie; ich beztroski śmiech wypełniał dom i jego samego miłym ciepłem. Czuł zapach gulaszu gotującego się na wolnym ogniu i słyszał trzaskanie ognia. Kiedy otworzył oczy i spojrzał na syna siedzącego wygodnie w drugim fotelu, wiedział, że prawic spełniły się jego marzenia. Tak właśnie wyobrażał sobie życie, kiedy wysyłał list z prośbą o żonę umiejącą gotować, sprzątać i pracować na farmie. Chciał zapewnić dzieciom szczęście i skłonny był poświęcić w tym celu swoje własne. Wiedział jednak, że wszystko to było /łudzeniem, że nie było prawdziwe i że nie będzie długo trwało.
Patrząc na Tema zorientował się, że dziecko prawie zasypia w fotelu. To on. Josh, będzie tulił dzieci i osuszał ich łzy, kiedy Carrie znudzi się rolą żony farmera i kiedy ich opuści. To on, Josh, będzie musiał spróbować wytłumaczyć dzieciom sprawy dorosłych, opowiedzieć im o ich egoizmie i samolubstwie; był pewien, że tym razem da sobie
87
z tym radę równie dobrze, jak wówczas, kiedy opuściła ich matka Tema i Dallas.
Otworzyły się drzwi sypialni i do dużego pokoju weszła Dallas ubrana w białą bawełnianą koszulkę nocną, klóra bez najmniejszych wątpliwości jeszcze; dziś rano leżała na półce w sklepie. Josh poczuł nową falę gniewu. Już od bardzo dawna nie mógł sobie pozwolić na to, by kupić dzieciom cokolwiek.
Jednak zapomniał o gniewie, gdy zobaczył Carrie. Wilgotne, splątane włosy spływały jej gęstą fala na plecy. Spod czerwonego, kaszmirowego szlafroczka wyglądała koszulka z różowego jedwabiu. Josh, patrząc na nią, musiał przełknąć ślinę; zacisnął dłonie na poręczach fotela, aż pobielały mu kostki. Oddałby duszę diabłu, by móc teraz zsunąć jej z ramion szlafroczek i całować tę białą, pachnąca świeżością szyję.
Teraz — powiedziała Carrie trzymając w ręku dwa szylkretowe grzebienie — panowie mogą nam rozczesać włosy. - Przeniosła spojrzenie z Josha na jego syna i z powrotem i uśmiechnęła się, widząc wyraz ich twarzy.
Ja nie mogę — zaprotestował Tem. — To babskie zajęcie.
Josh natychmiast uciszył syna.
— Nie rozumiem, dlaczego nic miałbyś rozcz
siostrze włosów.
Dallas uśmiechnięta stanęła między kolanami brata, a Tem, mimo protestu, zaczął delikatnie; rozdzielać wilgotne pasma.
Carrie siała w drzwiach i ufnie uśmiechnięta do Josha trzymała grzebień w wyciągniętej ręce.
— Nic sądzę — zaczął Josh, ale przerwał, bo Tern
natychmiast przestał czesać siostrę i spojrzał na
88
ojca pytającym wzrokiem. Wyraz jego twarzy mówił wyraźnie, że jeśli ojciec nie będzie czesał babskich włosów. Tern również nie będzie tego robił. Josh, z jękiem podobnym do skargi zwierzęcia schwytanego w pułapkę, wyciągnął rękę po grzebień.
Szeroko uśmiechnięta Carrie podeszła do męża, podała mu grzebień i usiadła na podłodze, między jego nogami. Od pierwszej chwili, kiedy dotknął jej włosów — uważając, by broń Boże nic dotknąć skóry — Carrie uświadomiła sobie dwie rzeczy: po pierwsze, poczuła, że powietrze między nimi aż drżało naładowane pożądaniem, a po drugie, zorientowała się, że Josh nic pierwszy raz rozczesywał wilgotne kobiece włosy. Robił to z ogromną wprawą, tak zręcznie i delikatnie przesuwał grzebieniem po mokrych kosmykach, że Carrie podejrzewała, iż w przeszłości miał dość często do czynienia z podobną sytuacją.
Odwróciła leciutko głowę w kierunku Tema i zobaczyła, że chłopiec uczy się naśladując ruchy ojca.
W tej samej chwili Josh dotknął jej czoła. Carrie zapomniała o bożym świecie. Z zamkniętymi oczyma odchyliła głowę do tylu i całym ciałem chłonęła ciepło męża.
Odgarnął jej z twarzy mokry kosmyk i dotknął przy tym policzka dziewczyny. Znieruchomieli oboje. Carrie lekko poruszyła głową, lak że w kąciku ust poczuła palce Josha. Siedzieli bez ruchu, tylko Carrie drżała z emocji na całym ciele. Obróciła głowę jeszcze troszeczkę i kiedy opuszka palca znalazła się na jej wargach, pocałowała ją leciutko.
Josh przesunął dłoń dalej i dwoma palcami
89
począł obwodzić zarys jej warg, Dziewczyna rozchyliła usla.
— Josh — szepnęła najcichszym westechnieniem.
Bardzo delikatnie przygryzła opuszki jego palców.
Josh zakrył jej usta ręką, a ona szczypała zębami
i całowała wnętrze jego dłoni, wolno przesuwając
usta do nadgarstka.
Pochylił się ku dziewczynie, wargami musnął czubek jej ucha. Carrie czuła na skórze ciepły oddech Josha; to było naprawdę cudowne uczucie.
— O rety! — wykrzyknęła Dallas, szeroko otwar
tym i oczyma wpatrzona w dorosłych.
Nagle znaleźli się na ziemi. Josh, jak rażony piorunem, chciał odskoczyć od Carrie, ale ona mu na to nie pozwoliła. Nie musiała używać siły, Wystarczyło, że odchyliła głowę na kolana męża, a Josh pospiesznie zajął się na powrót rozczesywaniem jej włosów.
Spojrzała na dzieci przypatrujące się im oczyma okrągłymi z wielkiego zdumienia j spróbowała wrócić do roli kochanej mamusi,
— Czasami mąż i żona — zaczęła tłumaczyć.
— Bądź cicho — przerwał jej Josh nieprzyjemnym
tonem. -- Jest coś na kolację? Włosy masz już
rozczesane. - Zerknął na Tema. — Skończyłeś
czesać Dallas?
Tem, ciągle mrugając z niedowierzaniem, przyglądał się im obojgu. Wiedział, że właśnie był świadkiem jakiegoś ważnego wydarzenia ze świata dorosłych, ale nic miał pojęcie, co miało ono oznaczać.
— Skończyłeś już rozczesywać włosy swojej sios
trze? — zapytał Josh podniesionym głosem i wreszcie
wyrwał Tema z zamyślenia.
90
Aaa, taak — odpowiedział Tern przenosząc wzrok z Carrie na ojca i z powrotem.
Dobrze, więc możemy siadać do kolacji. - Z wprawą raz jeszcze przeczesał wilgotne włosy Carrie i oddal jej grzebień. — Możemy już jeść?
Oczywiście — przyświadczyła Carrie ze słodkim uśmiechem.
Przystąpiła do podawania kolacji swojej rodzinie, jakby przez całe życie nie robiła nie innego. Podobnie jak poprzedniego wieczoru sama podtrzymywała konwersację przy stole, lecz dzisiaj było to znacznie łatwiejsze, bo dzieci zadawały jej mnóstwo pytań i nie kryły zainteresowania opowieściami o podróżach braci; okazywały wręcz entuzjazm. Po kolacji Carrie życzyła dzieciom dobrej nocy.
Dallas ucałowała ojca, a polem bez wahania zarzuciła Carrie ramiona na szyję i ucałowała ją także. Tern stal z rękoma w kieszeniach brudnych spodni i wyglądał, jakby przeżywał straszną rozterkę.
— No już — burknął Josh i wskazał głową
na Carrie, dając synowi pozwolenie, by ją po
całował.
Tem, zawstydzony, nachylił się nad dziewczyną i szybko cmoknął ją w policzek. Trochę się zarumienił, ale jednocześnie nieświadomie uśmiechnął się do siebie, jakby był z siebie dumny, i czym prędzej umkną! po drabinie do łóżka.
Kiedy dzieci opuściły pokój, Josh w milczeniu wstał od stołu, podszedł do kominka i stanął zapatrzony w płomienie. Carrie w ciszy sprzątnęła ze stołu, składając brudne naczynia do miednicy. Nie miała pojęcia, jak się je myje, i nie miała
9!
też najmniejszej ochoty się tego uczyć. Lubiła piękno, a brudne naczynia nie miały z pięknem nic wspólnego. Odwróciła się do Josha.
Chcesz wyjść na zewnątrz? — spytała.
Po co? - zapytał Josh podejrzliwie. Ręce założył na piersiach, jak gdyby próbował się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć gniewem.
Żebyś mógł na mnie krzyczeć, oczywiście. Przecież wjdzę, że to twoje najgorętsze pragnienie od chwili powrotu do domu. I wcale ci nie przeszło w czasie kolacji, prawda? A może jednak zmieniłeś zdanie? Albo chcesz na mnie wrzeszczeć tutaj, w domu, żeby nasze dzieci mogły cię słyszeć?
Moje dzieci.
— A więc jednak chcesz, żeby cię słyszały?
Josh chwycił dziewczynę za ramię i wyprowadził
w chłodną, rozgwieżdżoną noc.
Carrie ruszyła w zacisze drzew, ale Josh nie poszedł za nią, więc odwróciła się z powrotem do niego i westchnęła-
— No, dobrze, jestem gotowa.
Zrobiłaś ze mnie pośmiewisko przed całym miastem — zaczął Josh.
Wydaje mi się, że mieszkańcy Eterrnity mają cię raczej za najszczęśliwszego człowieka na ziemi, ale oczywiście oni nie posiadają tak głębokiej znajomości mojego charakteru jak ty.
Nie chodzi o twój charakter. Chodzi o to, że równie dobrze mogłabyś opowiedzieć każdemu z osobna o tym, jak nie potrafię zadbać o swoją rodzinę.
Nigdy jeszcze nic widziałam, żeby ktoś kochał
92
swoje dzieci tak mocno jak ty. Brakuje ci tylko pieniędzy. Ja osobiście wolę miłość niż pieniądze.
Josh nie wiedział, czy ma na nią krzyczeć, czy może powinien od razu skręcić jej kark. Bez względu na to, co do niej mówił, sprawiała wrażenie, że w ogóle go nie słucha i zupełnie nie rozumie. Zaczął jeszcze raz, spokojniejszym łonem.
— Mężczyzna lubi mieć świadomość, że potrafi
utrzymać swoją rodzinę, że jego żona... to znaczy
jego...
- Tak, słucham. A kimże to jestem dla ciebie,
jeżeli nic żoną?
Nic odpowiedział, stał w milczeniu. Carrie westchnęła.
— Dobrze, królu Joshua, wypełniłam zadanie
numer jeden. Choć niezupełnie zgodnie z regułami,
które ustaliłeś. Jakie jest zadanie numer dwa? Mam
nadzieje, że wchodzą w grę tylko trzy życzenia?
Usłyszawszy taką głupotę, Josh naprawdę nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
— W bajkach zawsze trzeba spełnić trzy życzenia
— wyjaśniła Carrie. - Dziś rano zostawiłeś mi listę
prac, których nie byłby w stanic wykonać żaden
śmiertelnik, ale ja sobie z nimi poradziłam — przy
pomocy karla Titerlitury, oczywiście. Titerliturym
było całe miasteczko Eternity. A teraz, panie, jakie
jest twoje drugie życzenie.
Josh wreszcie zrozumiał.
Jest tak, jak myślałem - zrobił niezadowoloną minę. — Tobie się wydaje, że całe życie to same przyjemności, a to co się tutaj dzieje, będzie milą historyjką do opowiadania twoim bogatym przyjaciołom, kiedy już. wrócisz do domu.
A tobie się wydaje, że całe życic jest ponure.
Co mani zrobić, żeby cię przekonać, że jestem inna, tuż sądzisz? — przerwała na chwile, - Nie, nie, posłuchaj. Wiesz, czego nigdy nie mogłam zrozumieć w bajce o Theliturym? Nie mogłam pojąć, dlaczego młynarzówna chciała poślubił króla. Przecież król powiedział, że jeśli nic będzie potrafiła prząść złota ze słomy, zetnie jej głowę. Nic potrafiłam zrozumieć, jak mogłaby być szczęśliwa, skoro musiała wyjść za mąż za takiego tyrana.
Właśnie usiłuję ci wytłumaczyć, że szczęście to bajka — powiedział Josh ponurym tonem.
Nie wierzę! — krzyknęła Carrie. - I zamierzam znaleźć szczęście. Błagani o wybaczenie, panie Greene, za len straszliwy podstęp, dzięki któremu wyszłam za pana za mąż. Ponieważ, jak się wydaje, najważniejszą wartością w pańskim życiu są pieniądze, być może to, co wydałam na pana dom, częściowo zrekompensuje mój postępek. Teraz, jeśli pan pozwoli, muszę się spakować.
Ruszyła do domu, ale Josh chwycił ją za ramię.
Jest środek nocy, nie możesz nigdzie iść.
Owszem, mogę. Jeśli zechce mi pan pożyczyć swoją chabet ę, pojadę do miasta. Z pewnością po tym. ile pieniędzy tam dzisiaj wydałam, ktoś zaoferuje mi nocleg. 1 pomyśl tylko, panie, o satysfakcji, jaką będziesz miał mówiąc dzieciom, że odeszłam. Będziesz mógł im dać tak upragnioną lekcję na temat kobiecej perfidii.
Carrie — zaczął Josh wyciągając do niej rękę.
Och, więc nawet zna pan moje imię! Nie miałam pojęcia, że spotkał mnie taki zaszczyt. Sądziłam, że nazwisko Montgomery, co wszystko, co panu o mnie wiadomo, i że nic więcej nie chciał
94
pan wiedzieć. Wystarczyło samo nazwisko. No i oczywiście mój wygląd.
Kiedy Carrie wmaszerowała na ganek i zamaszyście otworzyła drzwi, powitały ją dwie białe twarzyczki o wystraszonych oczach. Było jasne, ze dzieci słyszały wszystko, co zostało powiedziane na zewnątrz.
— Chyba nie wyjedziesz, prawda? — spytała
Dallas z pobladłą twarzyczką i głosem przepeł
nionym łzami.
Carrie zerknęła na Josha i ujrzała na jego twarzy wymuszony uśmiech, który miał oznaczać "przecież wam mówiłem". Poczuła, że przyniosłoby jej ogromną ulgę, gdyby mogła mu zetrzeć Z twarzy ten uśmiech, najlepiej kijem do golfa. I w tej właśnie chwili zdecydowała się powiedzieć dzieciom prawdę. Często myślała, że dorośli przerażają dzieci mówiąc im, że są rzeczy, których nic potrafią zrozumieć, bo są na to za małe, choć to przecież niewiedzy budzi strach, a nie świadomość.
— Chodźcie i usiądźcie tutaj, chcę wam wszystko
powiedzieć.
Dokładnie tak jak przewidywała, Josh zaczął protestować, ale napadła na niego z furią:
— Czy ci się to podoba, czy nie, prawnie jestem
członkiem tej rodziny!
Dzieci siadły przy stole, poważne i spokojne, a Carrie opowiedziała im wszystko o tym, dlaczego i jak znalazła się w ich domu.
Zakochałaś się w nas z fotografii? — spytała Dallas.
Tak — odpowiedziała Carrie. - Tak właśnie było. Ale teraz muszę wyjechać, bo wasz tata się
95
boi, że jeśli zostanę tu dłużej, a potem naprawdę wyjadę, to bardzo was zranię, a on tego nie chce.
Naprawdę nas opuścisz'? — zapytał Tem poważnym tonem, ale gdzieś w głębi pobrzmiewały nutki dziecinnego strachu.
Jeżeli wasz tatuś i ja się nie pokochamy, to chyba będę musiała. Przyznaję, że użyłam dość brzydkiego podstępu, żeby zostać jego żoną, i teraz się na mnie za to bardzo gniewa.
Z oczu Dallas popłynęły łzy.
— Tatusiu, nie gniewaj się!
Carrie wzięła dziecko na kolana i przytuliła do siebie czule.
— Nie możesz winić swojego tatusia. On praw
dopodobnie ma rację. Mogłoby mi stę znudzić
życie w takim małym miasteczku. Widzisz, jestem
przyzwyczajona do dużego towarzystwa, do tańców
i zabaw. — Kłamała, ale wiedziała, że robi to
w szlachetnym celu. Nie mogła przecież opuścić
dzieci i zostawić je w przekonaniu, że jej wyjazd
nastąpił z winy ich ojca. Lepiej, żeby dzieci poczuły
niechęć do niej niż do własnego rodzica.
Kiedy Dallas przytuliła się do Carrie, Josh odwrócił wzrok. Ta pięcioletnia dziewczynka była wciąż jeszcze bardzo małym dzieckiem, mimo że czasem zachowywała się bardzo dorośle.
— Możesz z nami zostać jeszcze tydzień, a my
nie będziemy płakali, kiedy wyjedziesz — powiedział
Tem, po raz pierwszy nie pytając wzrokiem ojca
o pozwolenie.
Wszystkie spojrzenia zwróciły się na chłopca.
Nie wydaje mi się... — zaczął Josh.
Niech zostanie! — krzyknął Tem i widać było, że niewiele brakuje, aby się rozpłakał.
96
W końcu odezwała się Carrie:
— Temmie - powiedziała łagodnym głosem.
— To naprawdę miłe, że tak mnie polubiłeś.
Zapewne masz nadzieję, iż może zostanę. Ale
niestety, nie. Mogłabym zostać tylko wtedy, gdy
bym się zakochała w twoim tacie, a mogę ci
przyrzec, że tak się nic stanie. Dość głupio sądzi
łam, że patrząc na fotografię waszego taty wiem,
jaki on jest, ale się pomyliłam. Wasz tata jest
wszystkowiedzącym, zadufanym w sobie mądralą,
bez odrobiny poczucia humoru i nie sądzę, żebym
kiedykolwiek mogła się zakochać w kimś takim
jak on.
Josh patrzył przerażony na Carrie wygłaszającą przemówienie na jego temat, podczas kiedy jego własne dzieci przyglądały mu się, jak gdyby rozważały jej opinię.
Kiedyś tata był inny — odezwał się poważnym głosem Tem. - Ale od kiedy mama...
Dosyć — przerwał mu Josh ostrym tonem.
Zostań! — błagała Dallas. — Proszę cię, zostań. Jak tylko przyjechałaś, zrobiło się tak miło!
Carrie, tuląc dziewczynkę, musiała szybko zamrugać powiekami, żeby powstrzymać łzy. Może to te dzieci pokochała patrząc na fotografię? Były dokładnie takie, jak je sobie wyobrażała. Zdawała sobie sprawę, że skoro pokochała je tak mocno w ciągu zaledwie dwóch dni, nie zniesie rozstania, jeżeli tu zostanie przez cały długi tydzień.
- Lepiej będzie, jeśli wyjadę od razu — powiedziała cicho.
— Głosujmy - zaproponował Tern, tym razem
jednak spojrzał na ojca, czekając na jego przy
zwolenie.
■I — MitmoltO Sfctirtj
97
Josh zastanawiał się przez chwilę, ale w końcu kiwnięciem głowy wyraził zgodę.
Carrie była pewna, że głosowanie zakończy się remisem — dwie osoby za jej pozostaniem i dwie za wyjazdem, ale kiedy Tern zapytał, kto głosuje za tym, by Carrie została tak długo, jak będzie mogła, i obie dziecięce rączki wystrzeliły w górę. Josh także wolno podniósł rękę.
Carrie spojrzała na niego pytająco.
— Chcę, żeby moje dzieci były szczęśliwe — wyjaś
nił miękko — nawet jeśli ma to trwać tylko kilka dni.
Carrie westchnęła, bo czuła, że popełnia wielki błąd. Kochała te dzieci i w ciągu kilku następnych dni pokocha je jeszcze bardziej. Nic miała pojęcia, jak zdoła je kiedykolwiek opuścić.
— Czasami dyliżans się spóźnia — powiedział
Tem z nadzieją w głosie.
Carrie uśmiechnęła się, sięgnęła przez stół i wzięła jego rączki w swoje dłonie.
„Tak — pomyślała — kto przewidzi, co się może wydarzyć w ciągu całego tygodnia?"
— Dobrze — powiedziała w końcu. — Zostanę tak
długo, jak będę mogła.
7
— Jak ludzie się zakochują? — spytała Dallas brata.
Był wczesny ranek. Od przyjazdu Carrie Josh codziennie próbował się ułożyć na wąskim łóżeczku Dallas, ale skarżył się, że córka strasznie się wierci.
98
Tego dnia wstał wcześnie i poszedł rąbać drzewo, żeby Carrie mogła na nowym piecyku przyrządzić śniadanie. Dallas słyszała ojca mruczącego, że sama myśl o gotującej Carrie zakrawa na niezły dowcip, ale nie słyszała, żeby się śmiał.
Nie wiem — odparł Tem, ale poświęcił tej myśli nieco uwagi. — Chyba mężczyzna przynosi kobiecie kwiaty, potem trzymają się za ręce, a potem się żenią. Więcej nie wiem.
Może byśmy kogoś spytali? Na przykład ciocię Alice?
Nic wydaje mi się, żeby wujek Hiram był w niej zakochany — sprzeciwił się Tern, a Dallas pokiwała zgodnie głową. Zupełnie nie można było sobie wyobrazić wujka Hirama zakochanego.
Tem cicho wstał z łóżka. Założy! przybrudzone codzienne ubranie, potem pomógł Dallas ubrać się w prostą, zniszczoną sukienkę brązowego koloru i oboje zeszli po drabinie na dół.
Stojąc na uboczu obserwowali, jak ich ojciec i Carrie przygotowują śniadanie. Tem wiedział, że Dallas była za mała, żeby rozumieć, co się dzieje, a przy tym zbyt zajęta dotykaniem róż na tapecie, by przywiązywać wagę do czegoś innego, ale on zwracał uwagę na wszystko, co działo się między ojcem a Carrie.
A tymczasem ojciec i Carrie prychali na siebie i warczeli, jak pies z kotem.
Josh oznajmił, że Carrie zupełnie nie umie gotować i choć — licho wie po co — kupiła nowy piecyk za pieniądze swojego bogatego tatusia, zupełnie nie wie, do czego on służy. Wtedy Carrie odpowiedziała, że gdyby Josh miał choć trochę przyzwoitości, nauczyłby ją gotować.
99
Tem niemal jęknął z rozpaczy. Jeśliby ktoś spytał go o zdanie, powiedziałby, że ojciec jest najgorszym kucharzem na całej kuli ziemskiej. Kiedyś tata wstawił jajka na miękko i wyszedł nakarmić konie. Po powrocie odkrył, że potłukł jajka wrzucając je do garnka i w ten sposób mieli na śniadanie wstrętną białą mazie.
Gdyby nie kobiety z miasta i ciocia Alice — litujące się nad dziećmi, które chudły z dnia na dzień
- mogłyby umrzeć z głodu na długo przed przyjaz
dem Carrie.
A teraz Carrie prosiła tatę, żeby nauczył ją gotować! Tern oczekiwał, iż ojciec powie prawdę
— że wie o gotowaniu nie więcej niż ona, ale
Josh nic powiedział prawdy. Powiedział natomiast,
że on jej nie pyta, jak pracować na (armie,
więc ona również nie powinna pytać jego, jak
ma wykonywać swoją pracę. Mówił też, że zgodnie
z listem, który od niej otrzymał, io ona wic
podobno wszystko o gotowaniu. Wspomniał ró
wnież, że zamierzał przyprowadzić do domu kozła,
a Carrie miałaby go zarżnąć i przyrządzić. Tern
wiedział, że tatuś nie ma pojęcia, co trzeba zrobić
z kozłem, żeby w efekcie nadawał się do jedzenia.
Ale to, co mówił, brzmiało tak, jakby ojciec
wiedział wszystko o kozłach i o wszystkim innym
na farmie.
Carrie się zezłościła i powiedziała Joshowi, że jest idiotą i że ma go dosyć. Na to Josh dodał, że myślał także o kupieniu kilku królików, by jego żona mogła je dla niego udusić.
W końcu zrobili na śniadanie owsiankę i jajka na bekonie. Owsianka była nie dogotowana, pływały w niej zupełnie suche płatki; bekon pół surowy, pół
100
zwęglony, a jajka tak spieczone, że Tern mógłby używać żółtek zamiast krążków do hokeja.
Dzieci siedziały przy stole dziobiąc jedzenie bez przekonania, a Josh wykładał Carrie swoje poglądy na temat prawdziwego śniadania i porównywa! własne oczekiwania z tym, co stało na stole. Na koniec stwierdził, że takie śniadanie po prostu nic nadaje się do jedzenia.
Wówczas Tem porozumiewawczo trącił Dallas pod stołem i oboje zaczęli pałaszować, jakby umierali z głodu, a jedzenie było wyjątkowo smaczne W pewnym momencie Dallas zaczęła się skarżyć, że owsianka jej nie smakuje, ale Tem wsypał do talerza trzy łyżki cukru i w ten sposób uciszył narzekania.
Po śniadaniu — najdłuższym posiłku w życiu Tema — Josh wsadził kapelusz na głowę i kazał dzieciom przygotować się do wyjścia w pole. Dallas wydłużyła się twarzyczka. Dziewczynka powiedziała, że wolałaby zostać z Carrie, bo Carrie niedługo wyjedzie, a dopóki jest, Dallas chciałaby być z nią. Tem spostrzegł, że sprawiło to ojcu przykrość, więc głośno obwieścił, że chce iść z nim i że nie może się już doczekać, kiedy zacznie szukać szkodników w kukurydzy i okopywać rzepę.
Josh spojrzał gniewnie i zdecydował, że Tem również ma zostać z Carrie. Chłopiec zaprotestował, ale Josh powiedział, że nie chce i nie potrzebuje pomocy syna, a polem wyszedł z domu trzaskając za sobą drzwiami.
Co za wspaniały, pogodny towarzysz na życiowej drodze — powiedziała Carrie. — Jaka to przyjemność z nim przebywać.
Kiedy mama... — zaczęła Dallas.
101
Tem kopnął ją w kostkę i dziewczynka zamknęła buzię. Ojciec wiele razy powtarzał im, że nie wolno nikomu opowiadać o przeszłości, ale dziecku tak małemu jak Dallas trudno było o tym ciągle pamiętać. Tent wiedział, że ich ojciec nie zawsze był taki jak teraz, że kiedyś czuł się naprawdę szczęśliwy. Chłopiec pamiętał, jak biegł w otwarte ramiona tatusia i jak się z nim śmiał, jak ojciec zabierał dzieci po zakupy, do cyrku i do teatru. Pamiętał też, że ojciec w szczególny sposób zwracał się do matki. Właściwie to pamiętał, że ojciec zwracał się w taki sposób do wszystkich kobiet. Mama mawiała, że Josh jest prawdziwym lwem salonowym i że potrafi oczarować każdą kobietę. Jednak Carrie najwyraźniej nic uważała jego ojca za czarującego.
Josh traktował Carrie zupełnie inaczej niż tamte wszystkie kobiety. Zwracał się do niej z tłumioną nienawiścią. Chociaż, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, Tern wcale nie był pewien, czyjego ojciec rzeczywiście nienawidzi Carrie. Po pierwsze, jak można było w ogóle nienawidzieć Carrie? Tem był pewien, że — obok jego matki — Carrie była najpiękniejszą kobietą na świecie. A po drugie, była przecież wesoła i zajmująca; dzięki niej wszyscy się uśmiechali. Nie można było nienawidzić Carrie.
A poza tym i to, jak zachowywał się ojciec, kiedy znalazł się zbyt blisko Carrie. Trzykrotnie tego ranka Tern był absolutnie pewien, że widział, jak twarz ojca czerwienieje, kiedy Carrie pochyla się nad nim albo zbliża się do niego, I za każdym razem, kiedy Josh się czerwienił, mówił Carrie coś nieprzyjemnego. Nawet źle się wyrażał o jej kudłatym piesku.
Było też coś dziwnego w tym, jak ojciec patrzył
103
na Carrie. Zawsze, kiedy odwracała się tyłem do niego, Josh śledził ją wzrokiem. A gdy tego ranka wszedł do sypialni by wyjąć czystą koszulę z komody kupionej przez Carrie, zajrzał do jednej z szuflad i po proslu stał nad nią, zapatrzony w jej wnętrze. Potem wyciągnął rękę i leciutko czegoś dotknął. Miał bardzo dziwny wyraz twarzy, zupełnie jak wtedy, kiedy zranił się w nogę i twierdził, że wcale go to nie boli, chociaż bardzo bolało. Kiedy ojciec wyszedł z sypialni, Tem wślizgnął się do pokoju i zajrzał do szuflady. Była tam tylko nocna koszula Carrie, ta, którą miała na sobie poprzedniego wieczoru, wtedy gdy Josh rozczesywał jej włosy, a ona całowała wnętrze jego dłoni.
Wszystko to było dla Tema zupełnie niezrozumiałe, Zdawałoby się, że ojciec nienawidzi Carrie, ale z całą pewnością wcale tak nie było. Najwyraźniej lubił na nią patrzeć i wieczorami słuchać jej opowiadań o podróżach braci. Lubił też przecież być blisko niej. Tem zupełnie nie mógł zrozumieć, dlaczego ojciec mówi Carrie takie nieprzyjemne rzeczy.
Jeśli chodzi o Carrie, to Tern jej także nie rozumiał. W słowach nie pozostawała Joshowi dłużna, ale z drugiej strony... Tern widział, jak podniosła koszulę jego ojca i jak ją do siebie przytuliła. Miał wrażenie, że zobaczył w oczach Carrie łzy, choć nie był tego taki całkiem pewien.
— Co będziemy dziś robić? — zapytała Carrie. — Macie ochotę wybrać się na ryby?
Tem powiódł wzrokiem po kuchni. Na kredensie piętrzyła się wielka sterta brudnych naczyń, podłoga była zabłocona, w kącie leżała kupka ubrań do prania. Poza tym należało nakarmić zwierzęta.
103
Nic miał absolutnej pewności, ale odnosił wrażenie, że Carrie powinna się tym wszystkim zająć. Ciocia Alice była przecież żoną i nie robiła nic innego, tylko ciągle sprzątała. Zawsze dużo mówiła o tym, że kobieta powinna być dumna z wyglądu swojego domu. Odchrząknął niepewnie.
Mogę ci pokazać, jak się myje naczynia — zaproponował.
Jestem pewna, że dałabym sobie z tym radę, gdybym rzeczywiście musiała — uśmiechnęła się Carrie - ale naprawdę nie mam najmniejszej ochoty na zmywanie naczyń. Nie rób takiej przestraszonej miny, Tem. Wszystko będzie dobrze. Najęłam w miasteczku kobietę, która ma tutaj posprzątać.
Tem spróbował jeszcze raz:
A czy to nie ty powinnaś pozmywać naczynia?
Jestem pewna, że twój tata też tak uważa. Ale jestem też całkowicie pewna, że mogłabym cały tydzień nie robić nic innego tylko czyścić i szorować, a on i tak byłby ze mnie niezadowolony. Jeżeli ktoś chce mieć do kogoś pretensje, zawsze znajdzie powód. A poza tym, jeśli mam być: z tobą i Dallas kilka dni, to wolę raczej iść na ryby, niż zmywać naczynia. — Przyjrzała się chłopcu, który rozważał jej słowa. — Tem ty sam zdecyduj. Jeśli wolisz zostać tutaj i sprzątać, zostaniemy. Jeśli wolisz łowić ryby, pójdziemy na ryby.
Tem — jęknęła Dallas błagalnie. Bardzo chciała, by pozwolił im spędzić dzień na wesołej zabawie.
Tem wiedział, że powinien wybrać sprzątanie, bo tata z pewnością by sobie tego życzył i najwyraźniej uważał utrzymywanie porządku za najważniejszy
104
z obowiązków żony. Zastanawiał się jednak, czy Carrie przypadkiem nie ma racji. Czy ojciec będzie się czuł szczęśliwy, jeśli zastanie dom wysprzątany do czysta? Wczoraj wieczorem wrócili do domu przepełnionego światłem, do domu o ścianach pokrytych różanymi tapetami — a mimo to ojciec utyskiwał niezadowolony. Tem pomyślał, że pewnie i dzisiaj czysta podłoga iiie przywoła na jego twarz uśmiechu.
- Idziemy na ryby — oznajmił stanowczo.
Dallas zaczęła podskakiwać z radości, a Kichuś skakał razem z nią.
W miarę jak mijał dzień. Tem próbował zapomnieć o problemach między jego ojcem a Carrie, ale wraz z upływem godzin myślał o nich coraz więcej. Może Carrie nie umiała gotować, ale z pewnością świetnie radziła sobie w innych sytuacjach.
Zabrała dzieci do stajni — do rudery, którą lata nazywał stajnią, co zawsze bardzo śmieszyło wujka Hirama — pokazała im swoje kufry.
Kiedy zaczęła je otwierać, dzieci miały wrażenie, że oglądają skarby Alladyna. Ponad godzinę szukali wędek — prawdziwego cudeńka ręcznej roboty - przywiezionych prosto z Anglii, jak wyjaśniła Carrie. Bez pytania wiedzieli, że były one prezentem od któregoś z braci.
W końcu pozamykali kufry i ruszyli nad potok. Carrie tak świetnie łapała ryby, że Tern nie wierzył własnym oczom. Zdawała się intuicyjnie odgadywać, gdzie się zaczaił pstrąg, i zupełnie się nie bała zakładać rosówki na haczyk. A przy tym, przez cały czas opowiadała zapierające dech w piersiach historie o połowach na morzu, o homarach i innych dziwnych stworach.
105
Z mamą jedliśmy homary — powiedziała Dallas i aż wrzasnęła, kiedy Tem walnął ją w ramię.
Ni wolno wam mówić o mamie? — zapytała Carrie.
Dallas, zmrożona ostrzegawczym spojrzeniem Tema, tylko potrząsnęła głową.
Kiedy myślicie o mamie, jest wam smutno?
Nie smutno — zaczęła Dallas, ale umilkła zgaszona spojrzeniem brata.
Bardzo smutno - poprawił chłopiec swoją gadatliwą siostrę. — Może dlatego tata mówi ci takie niemiłe rzeczy.
Carrie pokiwała głową. Może rzeczywiście Josh uważał, że nikt nie zastąpi dzieciom ich prawdziwej maiki.
Już późno — powiedziała — powinniśmy wrócić na obiad.
Tata nie wziął ze sobą żadnego jedzenia - przypomniała sobie Dallas. — Będzie bardzo głodny.
Zobaczymy, co nam przygotowała pani Em-merling, to będziecie mogli zanieść tacie kanapki.
Dom zastali tak samo brudny, jak zostawili. Kobieta, którą Carrie wynajęła do pomocy, jeszcze nie przyszła, a Tem zastanawiał się, czy w ogóle się zjawi. Jeżeli tata wróci do brudnego domu, to będzie zły. W dodatku będzie też głodny, a nie zastanie w domu kolacji.
— Tem — odezwała się Carrie z uśmiechem — nie
bądź taki smutny. To nie koniec świata. Mogę
sama przygotować coś do jedzenia dla twojego
taty. Zrobię mu kanapki z jajecznicą. - Podeszła
do piecyka.
106
Tem zatkał siostrze usta dłonią i zdusił jej głośny jęk.
— Tatuś na pewno się ucieszy — powiedział, a kiedy Carrie spojrzała na dzieci, oboje uśmiechali się do niej anielsko.
Podczas gdy Carrie smażyła jajka, Tern włożył do torby kilka puszek i słoik z marynatą. Potem we trójkę wraz z Kichusiem wyruszyli w pole, gdzie Josh spędzał całe dnie. Po drodze Dallas szczebiotała bez ustanku, zadając Carrie tysiące pytań na temat morza, Chin i jej braci, wiec Tem miał czas, żeby pomyśleć. A dokładnie rzecz biorąc - pomarzyć.
Wyobraził sobie, jak Carrie podaje łacie kanapkę. Tata powinien powiedzieć, że kanapka jest bardzo smaczna. Potem doda, że będzie kochał Carrie do końca życia, i poprosi ją, żeby zoslała z nim na zawsze. Carrie powinna powiedzieć „lak" i wtedy staną się rodziną. Dzięki Carrie tata będzie się śmiał jak dawniej i wszyscy będą szczęśliwi. Jedynym problem, jaki widział Tem, to co zrobić z brudnymi naczyniami, których Carrie nie chciała zmywać. No i jeszcze była sprawa jej gotowania, które pozostawiało wiele do życzenia. Tem nie miał pojęcia, co z tym wszystkim zrobić. Szczerze mówiąc, myśl o gotowaniu przez Carrie sprawiała, że sny o przyszłości były trochę mniej różowe.
Marzenia całkowicie straciły różowy kolor, kiedy Carrie zobaczyła poletko, na którym Josh pracował od świtu do nocy.
Tem widział pola wujka Hirama i wiedział, że wyglądały jak żywcem wyjęte z podręcznika, ale choć na polu Josha pełno było szkodników i chwastów, choć jedne kolby kukurydzy wyrastały
107
wysoko, a inne tuż nad ziemią, Tern zawsze był dumny ze swojego ojca.
Carrie obrzuciła pole jednym szybkim spojrzeniem i zaczęła się histerycznie śmiać. Tern był już przyzwyczajony, że Carrie umiała się cieszyć ze wszystkiego, ale tata najwyraźniej jeszcze tego nie rozumiał. Tem zauważył, że kiedy Carrie się roześmiała, ojciec bardzo się złościł, a potem zrobił się jeszcze bardziej zly, kiedy Carrie mu powiedziała, że jest równic kiepskim farmerem jak ona gospodynią.
Porównując stan, w jakim Carrie zostawiła dom, i widok ojcowskiego pola kukurydzy. Tern musiał przyznać, że Carrie ma rację.
Jednak ojciec najwyraźniej nie widział w tym wszystkim żadnej racji ani niczego śmiesznego. Właściwie, im bardziej Carrie się śmiała, tym bardziej ojcu pogarszał się humor. Roześmiał się dopiero wtedy, gdy wbił zęby w kanapkę i natrafił na spory kawałek skorupki z jajka. Najwyraźniej uznał to za bardzo zabawne.
Wówczas Carrie odwróciła się i ruszyła z powrotem do domu, a Kichuś z. furią obszczekiwał Josha, jakby rozumiał, że ten człowiek właśnie rozgniewał jego panią.
A Carrie była teraz tak samo zła, jak przedtem ojciec.
Tern i Dallas przez, chwilę stali w miejscu, nie wiedząc, czy mają zostać z ojcem, czy raczej iść za Carrie.
— Najwyraźniej lubicie ją bardziej niż mnie, więc idźcie z nią — Josh nakazał dzieciom i wrócił na pole.
Dallas zalała się łzami; Tem wziął ją za rękę i ruszyli w stronę domu.
los
Kiedy dotarli na miejsce, Carrie wpadła do sypialni i zatrzasnęła za sobą drzwi, a dzieci nie miały wątpliwości, że dochodził zza nich jej płacz.
Dzięki Bogu. pani Emmerling już przyszła. Krzątała się po domu, sprzątała i gotowała.
Dallas poszła się bawić przed dom zabierając ze sobą nową lalkę i Kichusia, a Tern usiadł w bujanym fotelu przed kominkiem. Pani Emmerling robiła coś koło kuchni, zamiatała i ścierała kurz, a Tern siedział w fotelu i myślał. Po dłuższej chwili pani Emmerling usiadła naprzeciw niego i zaczęła cerować koszulę.
— Wyglądasz, jakby coś cię gnębiło — odezwała
się cicho. — Może mogłabym ci w czymś pomóc?
Tern, chociaż nie znał tej kobiety ale polubi! ją. Była miła, gruba, miała czerwoną twarz i zniszczone dłonie. Jednak potrząsnął głową.
Jesteś pewien? Mam ośmioro dzieci i trochę się znam na ich kłopotach.
Jak to jest... że ludzie się kochają? — nie wytrzymał Tem.
Pani Emmerling przez chwilę cerowała w skupieniu.
— Dlaczego o to pytasz?
Tem zamrugał gwałtownie. Nie chciał płakać. Nie będzie płakał.
Carrie nie chce z nami zostać, jeśli tata jej nie pokocha, a tata nie chce jej pokochać, bo ona nie umie gotować. Mogłaby ją pani nauczyć gotować?
Gotowanie nie ma nic wspólnego z miłością - uśmiechnęła się pani Emmerling. — Jeśli żona umie dobrze gotować, to mąż jest bardzo zadowolony, ale nie sądzę, żeby któryś mężczyzna zwracał na to uwagę, zanim poprosi kobietę o rękę. A jeśli
109
rzeczywiście akurat to jest dla mego najważniejsze, to nie jest człowiekiem, za którego jakakolwiek kobieta chciałaby wyjść za mąż. Każda kobieta szuka towarzysza życia, dla którego ważna będzie ona sama, a nie jej ciasto z jabłkami.
Tein nic nie zrozumiał i twarz jego wyrażała całkowite zagubienie.
— Jeśli twój tata nie zakochał się w takiej ślicznej
dziewuszce jak Carrie, to musi chodzić o coś innego.
Może mi powiesz, co się dzieje'!
Tern opowiedział wszystko najlepiej jak potrafi!, choć przecież sam, tak naprawdę, niewiele rozumiał. Powiedział, że jego ojciec chciał się ożenić z kobietą, która potrafiłaby dać sobie radę na farmie, a tu przyjechała Carrie i tata był bardzo rozgniewany.
Wasz tatuś chciał kogoś, kto by mu pomógł zająć się wami — powiedziała łagodnie pani Em-merling.
Tak — zgodził się Tcm ochoczo — a Carrie naprawdę się nami zajmuje. Opowiada nam różne historie i rozśmiesza nas i świetnie łowi ryby. Ale... — Tern utkwił wzrok w czubkach swoich butów.
Ale co?
Ale śmiała się z taty pola.
Pani Emmcrling ściągnęła usta. Każdy mieszkaniec Eternity w skrytości ducha śmiał się z upraw Josha. Nikt w okolicy nie widział nigdy kogoś, kto by pracował tak ciężko, i przy tym osiągał tak nikle rezultaty jak Joshua Greene, klóry ze wszystkich sił starał się stworzyć swoim dzieciom prawdziwy dom.
Pani Emmerling rozejrzała się po wnętrzu, które jeszcze wczoraj było żałosną ruderą, a dzisiaj jaśniało czystością i emanowało ciepłem. Bez wątpienia
110
duma Josha srogo ucierpiała z powodu Carrie. Dziewczyna ledwie przyjechała i w ciągu jednego dnia dokonała tego, o co Josh — ciągle bez skutku
- walczył od miesięcy.
Pani Emmcrling osobiście nie widziała szansy, by Josh i Carrie mogli być razem. Doświadczenie podpowiadało jej, że mężczyźni nie lubią kobiet, które prześcigają ich we wszystkim. Popatrzyła na Tema smutnym wzrokiem. Wszyscy mieszkańcy Eternity współczuli tym biednym półsierotom. Każda niezamężna kobieta od czasu do czasu próbowała zastawiać sidła na przystojnego Josha, ale żadnej się nic udało. Wszystko wskazywało na to, że rozwinęła się w nim jakaś awersja do kobiet
— w każdym razie do kobiet, które chciały się za
niego wydać.
I oto Josh został ożeniony z żywą, wesołą panną Carrie, która głośno się śmiała z jego upraw kukurydzy.
— Widzisz, Tern — zaczęła pani Emmerling — kie
dy dwoje ludzi zoslaje małżeństwem, każde z nich
powinno uważać, że to drugie jest najwspanialszą
osobą na świecie. W rzeczywistości mogą być
zupełnie zwykłymi ludźmi, ale musi im się wydawać,
że to drugie może... może przenosić góry, zatrzymać
słońce i robić inne takie rzeczy.
Tern patrzył na nią jak na osobę niespełna rozumu; nic docierało do niego ani jedno słowo.
Twój tata chce, by Carrie sądziła, że jest naprawdę wspaniały, że jest najlepszym, najodważniejszym i najprzystojniejszym mężczyzną na świecie. Chce, żeby Carrie...
Ale przecież on taki jest.
To prawda — uśmiechnęła się pani Emmerling.
III
- Ale Carrie tego nie widzi. Widzi natomiast, że... że twój ojciec nie jest tak dobrym farmerem, jak powiedzmy twój wujek Hiram.
Nikt nic potrafi uprawiać kukurydzy tak dobrze jak on — mruknął Tem. Tylko że, jeśli wujek Hiram miałby być przykładem tego. jaki powinien być mężczyzna, to już lepiej, że tata jest złym farmerem.
No właśnie. Obawiam się, że Carrie wic, iż twój tata nie jest dobrym farmerem, a twój tata wie o tym. że ona to wie.
Myśli pani, że Carrie zakocha się w wujku Hi ramie?
Pani Emroerling wydala z siebie dziwny dźwięk-
— Nie, nic sądzę.
Tern nadal nie nic rozumiał.
Ale Carrie nie lubiła taty już wcześniej, zanim zobaczyła jego pole. Myślę, że Carrie najpierw tatę lubiła, ale tata nie lubił jej. Powiedział, że nie będzie potrafiła nas wyżywić ani uprać naszych ubrań.
No właśnie, dokładnie o to chodzi. Twój tata nic uważa Carrie za najwspanialszą osobę na świecie, tak samo jak ona jego. Jesli to się nie zmieni, nigdy się nie pokochają.
Tem milczał przez chwilę.
— A co z brudnymi naczyniami?
Pani Emmerling roześmiała się głośno.
Jeśli twój tata pokocha Carrie, to pewnie sam zacznie zmywać naczynia. i będzie mu naprawdę smakowało wszystko, co ona ugotuje.
Nawet jajecznica? — spytał Tem z niedowierzaniem.
Przede wszystkim jajecznica. — Pani Emmer-
112
ling przyglądała się chłopcu przez dłuższą chwile, polem wsiała, żeby dokończyć porządki. Jeśli o nią chodziło, była zadowolona, że Carrie nie poirafi sprzątać, bo zarówno on, jak i jej rodzina bardzo potrzebowali pieniędzy, jakie dawała im Carrie.
Po jakimś czasie Tein podniósł się z fotela i wyszedł przed dom. Dallas siedziała w cieniu na skraju lasu i szczebiotała do lalki.
Kichuś zobaczywszy chłopca zostawił Dallas i podbiegł do niego. Tern usiadł na stopniu i zaczął głaskać psiaka, rozmyślając o wszystkim, co usłyszał od pani Emmerling.
Był pewien, że tata nie będzie dbał o róże, które zasadziła Carrie, więc jeśli jej zabraknie, krzewy z pewnością uschną. A on i Dallas będą musieli znowu całe dnie spędzać na polu. Dallas rzadko coś robiła, ale Josh kazał jej być bez przerwy w zasięgu jego wzroku; dziewczynka nudziła się straszliwie i bywała przez to przeraźliwie marudna.
Jeżeli Carrie wyjedzie wszystko będzie znowu tak jak do tej pory. Temowi robiło się niedobrze na samą myśl o tym.
~ Co mam robić? — szepnął do Kihusia cicho. — Co zrobić, żeby Carrie i tata myśleli, że są najwspanialsi na świecie?
* #
Tem próbował. Nigdy w życiu nic starał się tak usilnie jak tego wieczoru, gdy chciał udowodnić Carrie i swojemu ojcu, że są naprawdę wspaniali. A mimo to poszedł do łóżka świadom całkowitej porażki.
Podczas kolacji wychwalał każdą pozytywna
m
cechę Carrie czy Josha, jaka tylko przyszła mu na myśl. Opowiadał ojcu o tym, jaka śliczna jest Carrie. Mówił też o jej kufrach pełnych wspaniałych przedmiotów i o tym, że jeśli Carrie zostanie, będzie można przynieść je do domu, by Josh mógł wszystko obejrzeć. Na to ojciec powiedział do Carrie kilka niemiłych słów na temat rozpusz-czających ją braci, a ona z kolei odparła, że jej bracia są o wiele milsi niż on.
Potem chłopiec opowiadał Carrie o tym. jak ojciec sic nimi zajmował. Bardzo chciał wspomnieć jej o przeszłości, ale wszelkie rozmowy na ten temat były zakazane.
„Ta część mojego życia minęła bezpowrotnie — powiedział kiedyś ojciec — i nie ma potrzeby do tego kiedykolwiek wracać''.
Dallas najwyraźniej wyczuwała napięcie i rozumiała intencje Tema.
— Tata potrafi mówić różne ładne słowa — oznaj
miła. — I wszystkie panie go za to zawsze bardzo
lubią.
Josh uciszył córkę jednym spojrzeniem.
Carrie natomiast okazała żywe zainteresowanie tą kwestią i nawet zadała dziewczynce kilka pytań, niestety Josh nie pozwolił dziecku odpowiedzieć.
Tem westchnął i spróbował jeszcze raz. Usiłował wymyślić, co jego ojciec i Carrie mogliby razem robić. Zaproponował, by poszli na ryby, ale Josh tylko wydął wargi i stwierdził, że musi zarabiać na życie. Tem — znów bezskutecznie — próbował namówić Carrie, żeby pomogła ojcu oczyścić pole ze szkodników.
— Sam widzisz — skomentował Josh — że ją
interesuje tylko to, co mogą jej dać pieniądze tatusia.
114
Dallas, słysząc ton, jakim ojciec wyppowiedział te słowa, zalała się łzami.
Josh wziął dziecko w ramiona i powiedział z pretensją, że jego córka płacze przez Carrie
— Mała płacze, bo jesieś grubiański i w dodatku
wychodzi z ciebie kabotyn — odparła hardo Carrie.
Tem nie zrozumiał ostatniego słowa, ale ojciec najwyraźniej znał je doskonale, bo rozzłościł się bardzo i już otworzył usta, żeby odpowiedzieć Carrie, gdy ona nagle zerwała się z miejsca i pobiegła do sypialni.
— A ze stołu sprzątnij sobie sam, jeśli to dla
ciebie takie ważne! — krzyknęła i zatrzasnęła za
sobą drzwi.
Tem i Dallas ucałowali ojca i życzyli mu dobrej nocy, choć ledwie ich zauważał; stał zamyślony przed kominkiem i patrzył w ogień.
Kiedy Josh wszedł na górę i próbował ułożyć się w wąskim łóżku razem z Dallas, Tem jeszcze nie spał. Miał wiele rzeczy do przemyślenia.
Tato?
Powinieneś już dawno spać.
Czy ty myślisz, że Carrie jest najwspanialsza. na świecie?
Myślę, że Carrie przez całe życic była rozpieszczana. Nigdy nie musiała pracować. Nigdy nikt jej niczego nie odmówił, — Josh klęknął przy łóżku syna. — Wiem, że ją lubicie. Wiem, że jest pogodna i Bóg mi świadkiem, że zasługujecie na trochę radości w życiu po tym wszystkim, co przeszliście w ciągu kilku ostatnich lat. Ale musicie mi zaufać. Carrie nigdy nie będzie dla was dobrą matką.
Tem podparł się na łokciach.
A czy byłaby dla ciebie dobru żoną? Czy gdyby nas nie było, wtedy byś sic z nią ożenił?
Możliwe, że byłbym wystarczająco szalony — uśmiechnął sie Josh. — Ale dzięki wam jestem mądrzejszy. O wiele za mądry, żeby się wiązać z takim rajskim ptakiem jak Carrie. Śpij już. Nie minie miesiąc od jej wyjazdu, a zapomnicie o wszystkim. ~ Pocałował syna w czoło i zaczął się rozbierać.
Ale Tem nie zasnął. Leżał w łóżku i wpatrywał się w skośny sufit. Teraz już wiedział. To jego wina, że ojciec i Carrie nie byli w sobie zakochani. Jego i Dallas.
8
Następnego dnia nikt nie zorientował się z nieobecności Tema, aż do wieczora, kiedy Josh Wrócił z pola. Ponieważ Josh boleśnie odczuwał brak dzieci i w dalszym ciągu cierpiał na wspomnienie śmiechu, jakim Carrie powitała jego uprawy, wrócił do domu dopiero przed dziewiątą.
Scena, jaką zobaczył po otwarciu drzwi, powinna była wprawić go w dobry nastrój, ale zamiast tego poczuł tylko jeszcze większą irytację. Dallas stała na taborecie, a Carrie przypinała jej fartuszek do nowej sukienki. Sukienki, jakiej Josh nigdy nie mógłby kupić swojej ukochanej córeczce. Mały domek robił pogodne wrażenie, w powietrzu snuły się apetyczne wonie, a Carrie, jego żona, która nie była jego żoną.
116
wyglądała prześlicznie. Jedyne, czego Josh teraz pragnął, lo obwieścić głośno, że wrócił już do domu, a potem otworzyć szeroko ramiona na powitanie żony i dzieci.
Na razie wszedł cicho i powiesił kapelusz na kołku przy drzwiach.
— Tatusiu! — krzyknęła Dallas i przy pomocy
Carrie zeskoczyła ze stołka.
Ciepła, czysta córeczka wpadła w ramiona Josha i wtuliła twarz w jego szyję.
„Dzięki temu praca na polu jest znośna — pomyślał. — Dzięki temu całe moje poświęcenie jest cokolwiek warte".
— Mamy na obiad pieczeń i pani Emmerling
upiekła ciasteczka i chyba mojej lalce rosną włosy.
Josh gładził córkę po głowie i myślał, że dobrze jest widzieć ją znowu taką czyściutką i pachnącą. Przez wiele miesięcy, od kiedy zaczął pracować na polu, nic miał czasu zadbać o dzieci. Zbyt ciężko pracował, usiłując zarobić na samo jedzenie i ubranie,
- Rosną jej włosy? Naprawdę? zapytał z uśmiechem. Nie stać go było nawet na lalkę dla córeczki.
Carrie stała przed nim uśmiechnięta. Josh niespodziewanie uświadomił sobie, że nigdy w życiu nic widział bardziej uroczego stworzenia płci żeńskiej. Talia szczupła jak u osy, blond loki... i całe to ciało, które nie należało do niego.
— Dobry wieczór - przywitał się sztywno. - Ro
zumiem, że kobieta, którą najęłaś, przygotowała
nam obiad?
Carrie odwróciła nagle posmutniałą twarz.
— Tak. — Spojrzała na Josha. — Gdzie jest Tem?
117
— Został z tobą — odpowiedział spokojnie, jakby
była za głupia, by pojąć, że Tem spędził z nią razem
cały boży dzień.
Carrie stała przez chwilę pobladła, mrugając szybko oczyma. Potem poszła do sypialni i wróciła z kartką od Tema, Chłopiec napisał, że zamierza cały dzień spędzić z ojcem.
Josh bez słowa sięgnął do kieszeni na piersi i wyciągnął drugą karteczkę od Tema. Było na niej napisane, że chłopiec chce spędzić ten dzień w domu, w towarzystwie Carrie.
— Może chciał sam pójść na ryby — powiedziała
Carrie, ale nie wierzyła w to co mówi. Była abso
lutnie pewna, że bez względu na to, gdzie był
Tern i co robił, miało to coś wspólnego z nią
i z Joshcm.
Josh przebiegł pokój i chwycił ją za ramiona-
Gdzie on jest?! Gdzie jest mój syn?.' — krzyczał jej prosto w twarz.
Nie wiem — odparła Carrie. — Myślałam, że był cały dzień z tobą.
Josh potrząsnął nią gwałtownie.
Gdzie on jest?! — zawołał, jakby głośny krzyk mógł jej przypomnieć coś, o czym nie wiedziała.
Nie rób Carrie krzywdy — rozpłakała się Dallas przywierając do nóg ojca. — Tem zaraz wróci. Sam tak powiedział.
Carrie i Josh odwrócili się do dziewczynki. Josh przyklęknął na jedno kolano.
- Gdzie jest Tem? — zapytał łagodnym głosem. Dallas schroniła się między spódnice Carrie.
— Kazał mi przysiąc, że nie powiem. Powiedział,
że jeżeli powiem, to stanie mi się coś złego.
lis
Coś złego to ci się sta... — zaczął Josh, ale Carrie podniosła dziewczynkę i posadziła ją na siole.
O której godzinie miał wrócić?
Dallas wyglądała, jakby się miała rozpłakać. - Powiedział, że wróci do domu przed tatą. Carrie popatrzyła nad głową dziecka na Josha, potem znów przeniosła spojrzenie na Dallas.
— Bardzo się spóźnia, prawda?
Josh wszedł pomiędzy nie.
— Dallas, musisz mi powiedzieć, dokąd poszedł.
Musisz... — znów przerwał, bo dziewczynka zalała
się łzami.
Carrie odepchnęła Josha i pochyliła się nad dzieckiem.
Nie możesz powiedzieć, prawda? Nie tylko dlatego, że Tem ci nie pozwolił. Nie możesz powiedzieć, bo to nie będzie honorowo, prawda? Wiesz, co to jest honor?
Nie — Dallas pociągnęła nosem.
Honorowo jest wtedy, kiedy ktoś powierzy ci sekret, a ty prędzej umrzesz, niż go komuś zdradzisz,
Na miłość Boską! - wykrzyknął Josh. - Słyszałem grzmot! Nadchodzi burza!
Carrie zbliżyła iwarz do buzi dziewczynki.
— Czasem jednak nie wiadomo, co ważniejsze;
ocalić własny honor, czy może czyjeś życie? Tak jak
teraz. Jeśli nam powiesz, dokąd poszedł Tem, nie
będziesz honorowa, ale jeśli nie powiesz, może go
spotkać coś złego.
Dallas pokiwała główką i nerwowo zerknęła na ojca.
- No to spróbujmy — ciągnęła Carrie — może nam się uda dowiedzieć czegoś o Temie i jednocześ-
119
nie ocalić twój honor. Może opowiedz mi historię, tak jak ja wam opowiadam zawsze przy kolacji.
— Na litość... — zaczął Josh, ale przerwał mu
jaskrawy błysk i zaraz potem huk pioruna.
Dallas pisnęła ze strachu, a Kichuś schował się pod stołem.
— Dawno, dawno temu żył sobie bardzo nie
szczęśliwy książę - zaczęła Carrie. - Możliwe, że
między królem i królową nie wszystko układało się
tak jak należy i książę chciał coś na to poradzić.
Jak myślisz, co mógłby zrobić książę?
Poszukać grzechotnika - odparła Dallas krótko. Carrie stanęła sztywno wyprostowana.
A po co był mu potrzebny grzcehotnik? - spytała niemal szeptem,
Włożyłby go do twojego... do łóżka królowej i wtedy ona by się przestraszyła, a król by ją uratował i ona by wiedziała, że on jest wspaniały. I wtedy by się zakochali i żyli razem długo i szczęśliwie.
Carrie wolno odwróciła się do Josha, zastanawiając się mimochodem, czy sama jesi tak samo blada jak on. Czuła strach.
Josh uklęknął przed córką.
A gdzie książę szukałby węży?
Na górze Starbuck — odpowiedziała dziewczynka. — Tem... to znaczy książę, kiedyś je tam widział. Całe gniazdo węży.
Za oknem błysnęło i zagrzmiało, a Dallas natychmiast skoczyła w ramiona ojca.
— Ubierz ją w coś ciepłego — rozkazał Josh niosąc
dziewczynkę do sypialni. — I osłoń ją przed deszczem.
Carrie chwyciła go za ramię.
120
— Co chcesz zrobić?
Nie można było mieć żadnych wątpliwości, że w lej chwili Carrie nie interesowała Josha w najmniejszym stopniu.
— Zamierzam zawieźć Dallas do Hirama. Tam
wezmę konia i pojadę szukać syna. — Ruszył do
drzwi.
Carrie zastąpiła mu drogę.
— Chcę jechać z tobą.
W blasku następnej błyskawicy, która rozświetliła wnętrze domu, Carrie ujrzała na twarzy Josha wyraz niewysłowionej pogardy. Chwyciła go za ramiona, wbiła palce w mięśnie.
To z mojej winy znalazł się sam w górach. Gdybym tu nie przyjechała...
Za późno, żeby teraz o tym myśleć. — Minął ją, wszedł do sypialni i postawił Dallas na łóżku.
Carrie znów była przy nim.
— Może jestem do niczego jako kucharka, ale
potrafię dawać sobie radę w życiu. Możesz sądzić,
że wiesz o mnie wszystko, ale tak naprawdę
nic nic wiesz. Pochodzę z rodziny żeglarzy. Po
trafię przeżyć w każdych warunkach i umiem
jeździć na wszyslkim, co tylko ma cztery nogi.
Podała mu wełnianą koszulę, w którą zawinął Dallas.
Wziął dziewczynkę na ręce i ruszył do wyjścia, ale Carrie stanęła między nim a drzwiami.
— Bez względu na to, czy mi pozwolisz, czy nie,
jadę szukać Tema. Z tobą, czy sama... pojadę.
Josh zmierzył ją szybkim spojrzeniem. Nie miał czasu na kłótnie ani na pocieszanie przestraszonej kobiety. Teraz obchodził go tylko zaginiony syn.
— Jedź, jeżeli chcesz, wszystko mi jedno. Ale jeśli
121
nic zdołasz dotrzymać mi kroku, nie spodziewaj się, że będę cię odprowadzał.
— Nie będziesz musiał. Dostanę prawdziwego
konia? Coś lepszego niż te twoje kucyki?
Kiwnął głową i już był za drzwiami.
Carrie chwyciła bochenek chleba oraz kawał bekonu i wrzuciła do nieprzemakalnej torby, po czym zaczęła gromadzić wyposażenie na wyprawę ratowniczą. Całe życie spędziła nad brzegiem morza i wiedziała o ratownictwie niemało. Poszła do szopy, przetrząsnęła kufry i znalazła w nich duży, ostry nóż. Ze ściany wzięła długą, grubą linę. Wracając do domu musiała walczyć z nasilającym się wiatrem. Wrzuciła do torby zapałki i wepchnęła ciężki, woskowany brezent. Podarła na bandaże swoją własną halkę.
Kiedy już skompletowała ekwipunek, zdjęła spódnicę, halki i krynolinę, założyła ciężkie spodnie z drelichu należące do Josha i ściągnęła je w talii szerokim skórzanym pasem.
Właśnie kiedy skończyła się przebierać, wrócił Josh. Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, ale nie powiedział ani słowa; zajrzał do torby, wydawał się usatysfakcjonowany tym. co tam znalazł, i wziął od Carrie linę.
Mój brat wezwie pomoc. Za parę godzin w górach będzie się roiło od poszukiwaczy. Powinnaś zostać...
Przestań wreszcie gadać i jedz — podała mu grubą pajdę chleba z masłem. — Chodź, tracimy tylko czas.
Josh wziął chleb, skinął głową i od tej chwili przestał traktować Carrie jak kobietę, której życie wyznacza w takich sytuacjach bierną rolę.
122
Przed domem stały dwa najpiękniejsze konie, jakie Carrie kiedykolwiek widziała: ogromny czarny ogier z białą gwiazdą na pysku i kasztanowata klacz o dumnej postawie, z pewnością bardzo rącza.
— Wsiadaj na nią! — rozkazał Josh, przekrzykując coraz silniejszy wiatr. — Trzymaj się tuż za mną. Jeśli nie dasz rady, wracaj do domu i czekaj na mnie. Zrozumiałaś?
Carrie tylko kiwnęła głową, wskoczyła na siodło i poprowadziła klaczkę za wielkim ogierem.
„Świetnie się trzyma w siodle" — pomyślała, patrząc, jak Josh pędzi na złamanie karku wąską, pooraną koleinami dróżką.
Dotarli do podnóża stoku i tam Josh bez wahania zaczął się wspinać prosto pod górę. Carrie odetchnęła głęboko dla nabrania odwagi i podążyła za nim. Musiał mieć oczy jak kot, bo ona nie widziała nic. Dzięki Bogu za to, że ogier miał białą plamę na tylnym kopycie, ho od czasu do czasu było lo jedyne, co dostrzegała w atramentowej czerni nocy.
Dwukrotnie klacz próbowała odmówić posłuszeństwa i zawrócić na dół, ale Carrie zdołała zapano-wać nad zwierzęciem. Wspinały się coraz wyżej po gładkich skałach, na których ślizgały się końskie kopyta, potem przez dębowy zagajnik, gdzie gałęzie chłostały Carrie po twarzy i targały na niej ubranie.
Dziewczyna zdała sobie sprawę, że Josh prowadzi pod górę nie ścieżką, lecz najkrótszą, najbardziej bezpośrednią drogą na szczyt. Zdawał się zupełnie nie pamiętać o tym, że nie jedzie sam, myślał tylko o znalezieniu syna i nic innego, ani nikt inny nie by! W stanic zaprzątnąć jego uwagi.
W którymś momencie klacz niespodziewanie
natrafiła na dużą gładką powierzchnię i niebezpiecznie się poślizgnęła. Zadrżała przerażona i Carrie musiała natężyć wszystkie mięśnie, by powstrzymać konia od panicznej ucieczki w dół zbocza. Ściągnęła wodze z całej siły i okładała klacz balem po zadzie, bo wiedziała, że jeśli teraz straci nad zwierzęciem kontrolę, już jej nie odzyska. Żeby przemóc własny strach i dodać sobie odwagi, zaczęła przeklinać tak soczyście, jak tylko żeglarz potrafi. Ciskała zajadle słowa pochodzące z co najmniej sześciu języków, z każdego zakątka świata, który odwiedzili jej bracia. Myśleli, że jeśli przeklinają w obcych językach, siostra ich nic rozumie, ale Carrie zapamiętywała obce słowa i teraz zasypywała oporne zwierzę stekiem wyrafinowanych wyzwisk.
Ktcdy już myślała, że serce wyskoczy jej z piersi, klacz zaprzestała walki i znów podążyła w górę. W świetle błyskawicy Carrie rozejrzała się za Joshem i dostrzegła go stojącego na krawędzi zbocza. Mimo wszystkich przestróg, że nie będzie na nią czekał, właśnie to zrobił. Nie była pewna, ale zdawało się jej, że widziała, jak z aprobatą pokiwał głową, zanim znowu ruszył.
Dotarli do szczytu i wtedy właśnie z zimną furią zaatakował ich deszcz tak lodowaty, jaki tylko może być deszcz na tych wysokościach. Carrie, w ciągu kilku zaledwie minut, była przemoczonn do nitki-
Josh czekał na nią na szczycie góry, a może raczej rozglądał się dookoła, jakby próbował zdecydować, którędy jechać dalej.
— Gdzie te grzechotniki?! — krzyknęła Carrie. — Widziałeś je z Temem?!!! — O to powinna była zapytać wcześniej.
Odwrócił się w jej stronę tylko po to, by szybko
124
skinąć głową, ściągnął wodze i ruszył na zachodni stok. Carrie jechała tuż za nim, klacz r.ic sprawiała jej już żadnych kłopotów. Po kilku chwilach Josh zatrzymał konia i zsiadł na ziemię przyglądając się ogromnemu pagórkowi usypanemu z głazów. Od środka do podnóża wzgórka ciągnęła się głęboka szczelina. Josh skierował się w tę stronę i Carrie natychmiast się domyśliła, że to tam z Ternem widzieli węże.
Deszcz, chłostał ich po twarzach.
Josh podszedł do Carrie.
— Jeśli coś mi się stanie — krzyknął uspokajając
spłoszoną klacz — znajdź Tema!!!
Dziewczyna dała mu znać, że zrozumiała, otarła wodę ściekającą z twarzy i uważnie obserwowała, jak Josh podchodzi do szczeliny w skale. Dotarł do krawędzi, zapalił zapałkę i, kapeluszem osłaniając płomień od deszczu i wiatru, wsunął się do środka.
Syk rozdrażnionych węży zagłuszył nawet szum ulewy. W nikłym Świetle zapałki Carrie dojrzała wijące się ciała gadów i wstrzymała oddech, bo Josh postąpił krok naprzód. Kiedy się cofnął na bezpieczną odległość, odetchnęła z ulgą.
— Nie ma go! — krzyknął. Josh. — Przeszukam
okolicę! Zostań tutaj!
Carrie nie zamierzała tkwić w miejscu. Nie miała najmniejszej ochoty być bezużyteczna, czekać bezpiecznie na wysokim grzbiecie konia.
Piękny ogier Josha stał spokojnie puszczony wolno, mimo błyskawic i bliskości węży, ale Carrie wiedziała, że klacz nic będzie taka posłuszna. Cofnęła się na tyle, że przesiała słyszeć węże, i mocno przywiązała konia do grubego pnia sosny.
125
Walcząc z wiatrem i osłaniając dłonią oczy przed deszczem wróciła do Josha. Złapał ją za ramiona.
Powiedziałem ci...
Nie!!! — krzyknęła mu w twarz to, co uznała za najwłaściwszą odpowiedź w tej sytuacji,
Nic tracił cennego czasu na kłótnię.
— Tam! — krzyknął. — Poszukaj między drze
wami.
Carrie weszła między drzewa i zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Z każdym krokiem zyskiwała coraz większą pewność, że jej poszukiwania są daremne. Tern mógłby leżeć nie dalej niż trzy metry od niej, a przy tym deszczu i wietrze nie miała szans go zobaczyć ani usłyszeć. Jak mieli we dwoje przeszukać cale góry? Poza tym, nawet kiedy zjawi się pomoc z miasteczka, ludzie nie będą przecież mogli zajrzeć za każdą skalę i pod każde drzewo! W dodatku minie wiele godzin, zanim tutaj dotrą, bo na pewno nie będą się wspinać tą samą drogą, co oni. Nikt o zdrowych zmysłach nie próbowałby tego wyczynu.
Wrzasnęła przerażona, gdy Josh położył jej dłoń na ramieniu. Odwróciła się i w świetle błyskawicy zauważyła, że myśli o tym samym co ona, że zdaje sobie sprawę z bezsensu takich poszukiwań i że mogą znaleźć Tema jedynie przez przypadek.
— Wejdę na górę! — krzyknął wskazując szczyt
spiętrzonych głazów, w którym ziała jaskinia węży.
Carrie kiwnęła główą i wróciła do swojego zajęcia, ale nie szukała długo, gdy usłyszała ostry gwizd i zrozumiała, że ma iść do Josha. Gorączkowo ślizgała się na kolanach i zdzierała skórę z dłoni, aż wreszcie dotarła na szczyt.
126
Josh stał przy skalnym występie i kiedy do niego podeszła, wyciągnął rękę w jej stronę. Trzymał w niej kawałek niebieskiej tkaniny. Był to strzęp koszuli Tema.
Odwróci! się i zaczął wspinać wyżej, Carrie deptała mu po piętach.
Na samej górze była już tylko skalista krawędź zawieszona nad głęboką przepaścią. Kilkaset metrów w dół nic było nic prócz ciemności.
— Rzeka! — krzyknął Josh wskazując pustkę w dole.
Po raz drugi Carrie poczuła zimne dotknięcie strachu. Skrawek materiału dowodził, że Tern szedł tędy, a jeśli spadł, stoczył się właśnie w tę przepaść.
Josh zostawił Carrie zapatrzoną w czarną nicość. Odwróciła się i nagłe krzyknęła przerażona.
Josh natychmiast znalazł się przy niej.
- Co się stało?!
Carrie wycelowała palcem w ciemność.
W świetle następnej błyskawicy Josh ujrzał to samo, co ona przed chwilą. Przez moment Carrie odniosła wrażenie, iż ta postać to wytwór jej wyobraźni. Bose dziecko, ubrane w łachmany, miało nie więcej niż sześć, siedem lat i bardziej niż człowieka przypominało jakieś niezwykłe zwierzątko. Mimo ulewnego, zacinającego deszczu, włosy dziewczynki sterczały na głowie w dziko splątanej masie.
Josh minął Carrie i ruszył w kierunku dziecka, ale kiedy następna błyskawica rozświetliła noc, dziewczynki już tam nie było.
— Gdzie on jest?! — krzyknął Josh w ciemność
i w deszcz siekący po twarzy. — Pokaż mi, gdzie
on jest!
127
Carrie podeszła do Josha, przytuliła się do jego pleców i położyła mu ręce na ramionach.
W świetle następnej błyskawicy znowu ujrzeli to dziwne .stworzenie. Josh rzucił się na nią, lecz była nieuchwytna.
— Ona wie, gdzie jest Tem — krzyknął. — Jestem
pewien, że wie!
W zygzaku kolejnego błysku dziecko pokazało się znowu; tym razem stało na samym brzegu krawędzi, lak blisko, że Carrie przestraszona wstrzymała oddech. Światło obrysowało na tle mroku dłoń dziewczynki wskazującą prosto w dół.
— Tam jest! — krzyknął Josh i zanim dziewczynkę
na powrót skryła ciemność, dostrzegł- jak skinęła
głową-
- Schodzę - powiedział odwracając się do Car
rie. — Pójdę po linę. Stój tutaj i czekaj na mnie. Nie
ruszaj się z miejsca.
Na wpół zbiegł, na wpół się ześlizgnął po skalistym zboczu do konia i ekwipunku, który zostawił przy siodle.
Carrie stała bez ruchu; bała się, że jeśli choćby drgnie, nie będzie potrafiła odnaleźć miejsca, które wskazała dziewczynka. Za każdym razem, gdy błyskawica rozjaśniała noc, czekała, że zobaczy raz jeszcze dzikie dziecko, ale ono już się więcej nie pokazało. Mimo to była pewna, że mała jest gdzieś w pobliżu i obserwuje wszystko uważnie.
Wrócił Josh ze zwojem liny przerzuconym przez ramię. Kiedy zaczął mocować ją do drzewa, Carrie krzyknęła głośno:
- Nie!
- Schodzę tam! - odkrzyknął Josh. Kilka chwil zajęło jej wytłumaczenie, że nie
128
protestuje przeciwko jego decyzji, tylko że złym węzłem miał zamiar przymocować linę do drzewa. Wzięła od niego gruby sznur i z dużą wprawą szybko przywiązała do pnia, potem zrobiła pętle i jeszcze jeden węzeł. Nie próbowała nawet wyjaśniać, tylko dała Joshowi znak, że pomoże mu ciągnąć linę, kiedy będzie wracał na górę, to znaczy, kiedy będzie niósł Tema.
Josh zrozumiał wreszcie poczynania Carrie i spojrzał na nią jak nigdy dotąd: z podziwem i wdzięcznością.
Trzymając mocno linę podszedł na skraj urwiska i zaczął się opuszczać. Robił to pewnie, z wprawą, chyba nie po raz pierwszy w życiu.
Carrie stała na szczycie wytężając wzrok i czekając na znak.
Po kilku chwilach Josh wrócił na górę. Wspiął się po linie bez trudu, zręcznie przekładając dłonie jedna nad drugą, jak najzwinniejszy marynarz, aż Carrie się zastanowiła, czy przypadkiem nie pływał kiedyś po morzu.
Na jego twarzy malowała się radość tak promienna, że Carrie od razu wiedziała, iż z Ternem wszystko w porządku. Łzy ciurkiem popłynęły jej z oczu i zmieszały się z deszczem na policzkach.
- Jest żywy, ale nieprzytomny. Muszę go wyciągnąć! — krzyczał jej Josh prosto w twarz. - Muszę z czegoś zrobić nosidło.
Carrie odgadła natychmiast. że chce jej porady, że prosi ją o pomoc. Gorączkowo przypominała sobie, co wzięli ze sobą. Boże, nie mogli przecież schodzić teraz z góry, żeby szukać czegoś, co by się nadawało do przetransportowania nieprzytomnego chłopca) Brezentowe torby były za słabe, żeby
' M..»ń.ilira||y
129
utrzymać bezwładne ciało, a przy tym mieli za mało liny.
Nagle Josh wyciągnął rękę i położył dłoń w talii Carrie, przebierając palcami w okolicy żołądka, jakby próbował coś wyczuć.
Dopiero po chwili na Carrie spłynęło olśnienie i w tej samej sekundzie uśmiech rozjaśnił jej twarz. Tak, oczywiście, gorset. Natychmiast, przy wydatnej pomocy Josha, zaczęła rozpinać koszulę. Wyciągnęła ją ze spodni, u Josh wprawnie pomógł jej rozwiązać sznurówki. Rozłożył gorset w obu rękach i niezadowolony zmarszczył czoło, niepewny, czy jest wystarczająco duży, by otoczyć jego dziecko.
Carrie rozpięła klamrę, wcisnęła Josbowi w ręce pasek, następnie ściągnęła spodnie i także mu je podała, pokazując na migi, że może chłopca przywiązać do siebie nogawkami.
Josh skinął głową i z większą częścią garderoby Carrie owiązaną wokół bioder chwycił linę i podszedł do brzegu skały.
- Jak będę go miał. zagwiżdżę. Wtedy zaczniesz ciągnąć. Rozumiesz?
Tak! - odkrzyknęła Carrie.
Na samej krawędzi zatrzymał się jeszcze. Carrie wiedziała, o czym myśli, wiedziała, co czuje, bo sama czuła to samo.
Pochyliła się i pocałowała go, jakby od wieków byli przyjaciółmi i kochankami.
Powodzenia — szepnęła z ustami na jego wargach.
Połam nogi powiedział i zniknął za stromą krawędzią.
Carrie nie zdawała sobie sprawy z upływu czasu, ale była pewna, że chwile, które Josh spędził na
130
dole, były najdłuższe w jej życiu. Leżąc na mokrej skale nad brzegiem przepaści, wytężała słuch i wzrok, niepomna faktu, że miała na sobie jedynie koszulkę, panlalony i buty. Cienka bawełna nie dawała żadnej ochrony przed zimnem ani przed deszczem, ale dziewczyna nie czuła gniewnych uderzeń burzy. Zbyt była pochłonięta tym, co się działo za krawędzią przepaści, by móc się martwić o siebie.
Po nieskończenie długim czasie usłyszała gwizd. Biegnąc do drzewa zmówiła cichą modlitwę dziękczynną. Chwyciła za linę.
Carrie była młoda, silna i zdeterminowana. Kiedy indziej może nie miałaby siły ciągnąć liny, ale teraz wiedziała, że Tern i Josh byli na drugim końcu lego grubego sznura i ta świadomość dodawała jej sił.
W pewnej chwili odniosła wrażenie, że ktoś jej pomaga, ale kiedy się obejrzała, nie zobaczyła nikogo. Jednakże w następnym błysku światła dojrzała jakiegoś starego mężczyznę w połatanych skórzanych łachmanach i brudnego mimo ulewnego deszczu. Stal za nią i ciągnął linę. Zdusiła w gardle okrzyk przestrachu i podziękowała mu kiwnięciem głowy.
Wreszcie zobaczyła głowę Josha nad brzegiem urwiska. Wstrzymała oddech. I zaraz, gdy Josh przechylił się nad krawędzią, dojrzała Tema przytroczonego do jego piersi za pomocą gorsetu, nogawek od spodni i rękawów koszuli Josha.
Rzuciła linę, podbiegła do nich i oszalała z radości przytuliła się do Tema.
Ó ile mogła się zorientować, nie dawał żadnych znaków życia.
131
Spojrzała za siebie w ciemność. Znów nic dostrzegła nikogo, ale wiedziała na pewno, ż siary i mała dziewczynka patrzą na nich z ukrycia.
— Dokąd iść?! Pomóżcie nam, proszę! — krzy
knęła.
Musieli zaczekać, aż następna błyskawica rozświetli niebo. Wówczas ponownie ujrzeli dziewczynkę. Wskazywała na wschód. Nie wahali się ani chwili. Zsunęli się po skalistym zboczu. Josh tulił syna w ramionach, jak najcenniejszy i najdelikatniejszy skarb.
Kiedy dotarli do koni, podał Tema Carrie. Ugięła się pod ciężarem dziecka prawie tak dużego jak ona. Josh wsiadł na ogiera, sięgnął po syna i z łatwością ułożył go w siodle przed sobą. Carrie pobiegła do klaczy, jednym pociągnięciem rozwiązała wodze i wskoczyła na siodło.
Zanim dotarli do jaskini, mała dziewczynka ukazała im się jeszcze dwukrotnie. Josh zsunął się na ziemię z Ternem w ramionach, a Carrie spętała oba konie.
Grota miała piaszczyste dno, a pod jedną ze ścian ułożono suche drzewo na opał. Z dała od wejścia leżała sterta pledów, był tam także wiekowy dzbanek do kawy i kilka kubków. Choć znajdowali się w pieczarze, mieli wrażenie, że ktoś ich podejmuje w miłym gościnnym domku.
— Zdejmij z niego te mokre rzeczy i zawiń go
w pled — polecił Josh. — Ja rozpalę ogień.
Carrie nie traciła czasu. Zanim skończył mówić, wyłuskała Tema z mokrego ubrania, ale nim go owinęła w suche pledy, sprawdziła, czy nic jest zraniony. Całe ciało miał pokryte siniakami i roz-
132
ciętą skórę na skroni, ale wszystkie kości były cale i wyglądał tylko na przemarzniętego.
Zawinęła chłopca w dwa pledy, okryła mu lakże głowę, przytuliła go do siebie i zaczęła rozcierać zimne ciało.
Josh wziął od niej syna, przeniósł go w pobliże ognia, gdzie nastawiony już był dzbanek wypełniony deszczówką z garścią chińskiej herbaty z zapasów Carrie.
— Przebierz się! — rozkazał jej Josh.
Dopiero wówczas Carrie zdała sobie sprawę, że
sama była prawic tak zimna jak Tern. Poszła w kąt jaskini, zdjęła z siebie przemoczone ubranie, zawinęła się w pled i wróciła do Josha i Tema. Josh tulił syna, jakby chciał tchnąć w niego życie, Carrie dostrzegła, że powieki Tema drgnęły.
— Tem — odezwał się Josh. — Tern, powiedz coś.
Chłopiec leniwie otworzył oczy i uśmiechnął się
do ojca.
— Spadłem. Zobaczyłem dziką dziewczynkę
i spadłem.
Josh popatrzył na Carrie. Biedne dziecko musiało czuć się winne, że przestraszyło Tema.
— Już dobrze. — Pogładził wilgotne włosy syna.
— Już jesteś bezpieczny, a twoja dzika dziewczynka
pomogła nam ciebie odnaleźć.
Nie znalazłem grzechotnika.
Bardzo się z tego cieszę.
Tern odwrócił głowę, spojrzał na Carrie, polem znów przeniósł wzrok na ojca.
Wziąłeś ze sobą Carrie.
Sama przyszła. Nic chciała zostać w domu.
— Josh uśmiechnął się do syna. — Nawet sobie nie
wyobrażasz, jakie ona zna węzły! Wspaniałe.
133
Tem zamknął oczy.
- Czy myślisz, że Carrie jesl najwspanialszą osobą na świecie? Naj-naj-najwspanialszą? - Teraz tak. Tem uśmiechnął się i w następnej chwili już spał. Carrie podeszła bliżej i dotknęła jego czoła.
— Ciągle jest bardzo zimny. — Spojrzała na
Josha. Po jego skroni płynął wąski strumyczek
krwi; wyciągnęła rękę, żeby go obetrzeć, ale cofnęła
dłoń. — Lepiej przebierz się w coś suchego — powie
działa. — Jest jeszcze dużo pledów. — Ponieważ
Josh się zawahał, dodała: - ■ Zaopiekuję się nim.
Możesz mi zaufać.
Nic była pewna, czy Josh zdecyduje się powierzyć jej swoje cenne brzemię, ale usiadła przy ognili, a on w końcu złożył Tema w jej ramionach. Wówczas pomyślała, że oto właśnie otrzymała najcenniejszy podarunek, jaki kiedykolwiek ktokolwiek jej ofiarował. I z całą pewnością nikt jeszcze nigdy dotąd nie obdarzył jej większym zaufaniem.
Josh stanął za jej plecami, rozebrał się i owinął pledem. Potem rozsiodłał konie i, klnąc zirytowany, że pled ciągle zsuwa mu się z ramion, zawiązał go na piersiach.
Carrie uśmiechnęła się na widok jego muskularnych ramion. Bez względu na to, jak kiepskie miał zbiory kukurydzy, z pewnością praca na farmie świetnie wpłynęła na jego sylwetkę.
Josh rzucił siodła przy ogniu i wrócił po torby z jedzeniem. Wyjął kawał bekonu.
— Zapomniałam o patelni — przyznała Carrie
z poczuciem winy. - Nie byłam wystarczająco
przewidująca.
IM
Josh wyjął z torby przytroczonej do siodła nóż i pokroił bekon w grube plastry.
— Upiekę go na patyku -- powiedział, a potem
spojrzał na nią drwiąco. - Albo może ty go
usmażysz w ogniu przekleństw?
Carrie poczuła, że się czerwieni. Spuściła oczy.
— Nie wiedziałam, że słyszysz.
Prawdopodobnie było cię słychać w Eternity. Roześmiała się.
Ta klacz chciała zawrócić.
- Jest trochę leniwa i łatwo się płoszy — uważnie
przyglądał się opiekanemu plastrowi bekonu.
— Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że sobie z nią
poradzisz.
I dlatego mi ją dałeś? Chciałeś, żeby poniosła mnie prościutko do domu?
Rzeczywiście, taka myśl przemknęła mi przez głowę.
Carrie nie powiedziała nic więcej. Nic musiała. Nie chciał jej zabrać ze sobą. Myślał, że będzie zawadą, więc dal jej konia, z którym sobie nie poradzi. Ale ona nie tylko pokonała klacz, ale jeszcze była mu pomocna, kiedy odnaleźli Tema.
Bez ciebie nie zdołałbym go wyciągnąć — powiedział cicho Josh. - Nic wiem, co bym bez ciebie zrobił.
- Dałbyś sobie radę — zapewniła go z przekona
niem, ale była zadowolona z pochwały. Przez jakiś
czas przyglądała mu się, jak opieka bekon. — Bar
dzo zręcznie poradziłeś sobie z moją bielizną — ode
zwała się w końcu '/. pozornym zgorszeniem. Masz
dużą wprawę w rozwiązywaniu sznurówek gorsetu.
Josh nie patrzył na nią. Pochłonięty był pieczeniem bekonu.
— Lepiej się znam na gorsetach niż na kukurydzy.
135
Carrie się uśmiechnęła; niewiele brakowało, a zacząłby żartować z samego siebie.
- Gdzie się lak dużo o tym dowiedziałeś? Mam na myśli gorsety.
— Zupełnie gdzie indziej niż o kukurydzy.
Carrie ściągnęła brwi. Znowu nic jej nie powie
dział.
Josh położył na pajdzie chleba trzy grube plastry pieczonego bekonu i napełnił kubek gorącą herbatą.
— Obudź go - polecił. — Musi coś przełknąć.
Carrie posadziła Tema, choć nie było to łatwe,
bo ramiona jej zdrętwiały od trzymania chłopca. Tem był śpiący, zmęczony i nie miał ochoty się budzić, ale ani Carrie, ani Josh nic zamierzali pozwolić, by spal.
Chłopiec zjadł wielką kanapkę, wypił trzy kubki gorącej herbaty, przytuli! się do Carrie i natychmiast zasnął na powrót. Dziewczyna siedziała przy nim i uśmiechnięta gładziła go po włosach.
— Dopiero kiedy człowiek znajdzie się o krok od
utraty dziecka, pojmuje, jak mało znaczące jest
wszystko inne — powiedziała cicho.
Spojrzała na męża i dostrzegła, że przygląda się jej przez płomienie. Ogień rzucał ciepłe błyski na jego nagi tors. Josh piekł następne plastry bekonu. Deszcz zamykał wejście do jaskini, na skraju blasku kładły się mroczne cienie. Czuli się sobie bliscy.
Jak myślisz, kim jest ta dziwna dziewczynka? — spytała. — Wiesz, był tam jeszcze jakiś stary człowiek. Pomógł mi ciągnąć linę.
To musiał być Starbuck. Dawno już nikt go nie widział. To pustelnik.
A dziewczynka?
136
— Nic wiem. Nigdy o niej nic słyszałem, ale
w końcu nie jestem w Eternity zbyt długo.
Patrzyła, jak układa bekon na chlebie.
— Może twój brat coś o nich wie?
- Może — wyraźnie dał do zrozumienia, że to już. koniec rozmowy. Podał jej kanapkę i kubek bardzo mocnej herbaty.
Gdzie mieszkałeś, zanim się sprowadziłeś do Eternity? — Była pewna, że dojrzała na jego twarzy skurcz bólu. Co on takiego zrobił, że wspomnienia były dla niego tak bolesne? Co takiego uczynił, że musiał skrywać własną przeszłość? Carrie doskonale zdawała sobie sprawę, że dzieci zostały poinstruowane, by nigdy nic nie mówić o tym, skąd przyjechali ani skąd pochodzą. Biedna Dallas już tak się zagubiła w tym, co wolno, a co nie, iż czasami wydawało się jej, że nie powinna wspominać przy Carrie o jej własnych braciach.
Bywałem tu i tam — odpowiedział Josh i Carrie wiedziała, że nie usłyszy nic więcej.
Nastrój prysnął. Josh przypomniał jej, że była obca, Carrie nie wyobrażała sobie życia bez Tema i Dallas, ale za to Josh najwyraźniej nic pragnął jej towarzystwa. Dla niego była osobą obcą, która za kilka dni wyjedzie na zawsze i której nie miał zamiaru zdradzać żadnych tajemnic.
W ciszy jadła kanapkę i patrzyła w ogień nie próbując już nawiązać rozmowy. Karała samą siebie, bo czego się spodziewała? Że kiedy mu pomoże w potrzebie, on przyzna, że ją źle ocenił? Powie jej, iż rzeczywiście nic jest bezwartościowym kociakiem z pustą głową? Gdyby nie zjawiła się w Eternity, przede wszystkim, gdyby nie oszukała
137
Josha, Tem nie poszedłby szukać grzechotników i Josh nie musiałby opuszczać się w przepaść i ...
— Nie opowiesz dzisiaj żadnej historii o swoich
braciach? — spytał Josh.
Wiedziała, że próbował przerwać uciążliwe milczenie, ale nic miała ochoty ułatwiać mu zadania.
— A może tym razem ty opowiedziałbyś mi
o swoim bracie? — zaproponowała bardziej uszczyp
liwie, niż zamierzała.
Josh przez chwile milcząco wpatrywał się w ogień.
Jest doskonałym farmerem — odezwał się w końcu. — Ma wspaniałą kukurydze i najlepsze buraki. Wszystko w prostych, równych rządkach. Nie wydaje mi się. żeby jakiekolwiek robactwo śmiało zaatakować jego pola.
Dlaczego on ma twoje konie? — Nikt nie musiał jej mówić, że czarny ogier należał do Josha. Człowiek i koń nie pracują razem tak dobrze, dopóki nie spędzą ze sobą wiele czasu i nie nauczą się wzajemnie sobie ufać.
Sprzedałem mu — powiedział cicho. — A właściwie dałem jako cześć zapłaty za farmę.
Carrie usiłowała ukryć oburzenie. Nie podobało jej się, że jeden brat zabiera konie drugiemu, obojętne, z jakiego powodu. Miała ochotę zadać Joshowi jeszcze wiele pytań, ale nie zrobiła tego, bo wiedziała, że i tak zbył by ją.
Po dłuższej chwili ciszy Josh wstał i przeszedł na jej stronę ogniska.
— Niedługo będzie świtać. Powinniśmy się trochę
przespać.
- Mogłabym spać przez cały tydzień na okrągło — ziewnęła Carrie. Zauważyła, że Josh dziwnie na nią patrzy, i zdała
138
sobie sprawę, że pled zsunął jej się z ramion. Zaczęła naciągać go z powrotem, ale zaraz dała sobie spokój, bo właściwie niewiele ją to obchodziło. To Josh ja odrzucił i ciągle odrzucał, nie na odwrót.
Ułożyła się na piasku obok Tema, objęła chłopca i zamknęła oczy. Uchyliła jeszcze powieki, kiedy Josh położył się z drugiej strony syna. Spojrzała w ciemne oczy męża i zapomniała o złości. Wyciągnęła rękę i leciutko dotknęła zakrwawionego miejsca na jego skroni.
- Przestań — szepnął Josh jakby z boleścią.
Carrie zamarła z ręką zastygłą nad jego policzkiem.
Josh patrzył na nią jeszcze przez chwilę, tak bliski, a jednocześnie tak daleki, potem odwrócił się, a Carrie poczuła, że nieproszone gorzkie łzy napływają jej do oczu.
— Spij dobrze — powiedziała tak spokojnie, jak tylko potrafiła w tej chwili.
Josh nie odpowiedział.
9
Carrie obudziła się z uśmiechem na ustach. Było jej ciepło i sucho, wiedziała, że Tem jest tuż obok, a na policzku czuła ciepły dotyk dłoni Josha. Z zamkniętymi oczyma obróciła się w jego stronę.
— Carrie — szepnął Josh.
Wolno otworzyła oczy. Josh, kompletnie ubrany, klęczał przy niej. W jaskini było chłodno, a na
139
zewnątrz, choć przestał padać deszcz, w dalszym ciągu panowała ciemność.
Carrie obdarzyła Josha miłym uśmiechem, a on odsunął się od niej raptownie.
Nie bój się, nie gryzę — powiedziała rozespana. Wysunęła spod koca nagie ramię. — Coś się stało?
Muszę wyjść na spotkanie poszukiwaczy i powiedzieć im, że Tem jest już bezpieczny.
Carrie szeroko otworzyła oczy.
Zupełnie o nich zapomniałam! Myślisz, że szukali całą noc?
O ile znam swojego brata, nie pofatygował się do miasta, póki nie przesiało padać. Nie naraziłby się na zmokniecie jedynie z powodu zaginięcia dziecka.
Carrie wypatrywała się w niego z niedowierzaniem, ale twarz Josha wskazywała, że nie odpowiedziałby na pytania, które kłębiły jej się w głowie. Już się nauczyła, że nie odpowiadał na pytania o brata.
— Zostań tu z Temem, a ja wrócę tu po was,
jak tylko spotkam poszukiwaczy — zawahał się.
- Dobrze?
Roześmiała się.
Słucham rozkazów, jeśli są lego warte.
Ciekaw jestem, co robią twoi bracia — uśmiechnął się Josh — kiedy marynarze na stalku odmawiają wykonania rozkazów, bo uważają, że nic są tego warte.
Chyba nie sądzisz, że wiem — obdarzyła go spojrzeniem udającym niewinność — co się dzieje na statku, na którym $ą sami mężczyźni? Takie informacje mogłyby mną wstrząsnąć do głębi.
Josh odsłonił w ciepłym uśmiechu równe białe
140
zęby, a Carrie pomyślała, że mogłaby teraz zemdleć z zachwytu. Była pewna, że nie ma na świecie równie przystojnego mężczyzny jak pan Joshua Greene. Uniosła się na łokciach.
— Josh — zaczęła — nie sądzisz...
Położył jej palce na ustach i zaraz cofnął dłoń, jakby się sparzył.
— Zostań tutaj i dbaj o Tema.
Carrie kiwnęła głową na znak zgody i Josh wyszedł.
Kiedy wstała, by się ubrać, zobaczyła, że Josh przed wyjściem rozgarnął żar, dołożył drew do ognia i nastawił dzbanek pełen wody. Z uśmiechem na ustach nalała sobie kubek gorącej herbaty. Możliwe, że Josh nie był najlepszym farmerem, ale potrafił opiekować się ludźmi, wspinać po linie w środku burzy i świetnie jeździł konno. Wiedziała też, że potrafi kochać.
— Przydałoby mi się trochę jego miłości — po
wiedziała na głos, podeszła do wylotu jaskini i stała
patrząc na wstający dzień.
* * *
Zanim Josh, Carrie i dzieci oraz, Kichuś znaleźli się znowu razem w ślicznym małym domku, było już prawie południe. Pani Emmerling już poszła, dom był czysty, na siole czekały kanapki z szynką, na wolnym ogniu gotowała się zupa fasolowa, a w piecu stały dwie bryifanki ciasta z jabłkami.
— Jestem głodny -- obwieścił Tern.
Przez całą drogę powrotną z góry Josh trzymał syna blisko przed sobą, jakby nie mógł uwierzyć, że chłopiec ma się dobrze i jest już bezpieczny, ale icraz spojrzał na Tema srogo.
141
— Mamy ze sobą do pomówienia na osobności
— oznajmił.
Ten podniósł na niego niedowierzające spojrzenie.
Carrie i Dallas wyszły, żeby Tem i jego ojciec mogli „podyskutować" w cztery oczy na temat ostatniego wyczynu chłopca.
Usiadły pod drzewem z lalką, Kichusiem, stertą chleba z masłem i dwoma kubkami świeżego mleka. Carrie bezustannie oglądała się na dom.
Czy twój tata... — spytała wreszcie — no wiesz, czy on Tema...
Czy przetrzepie Temowi skórę? — upewniła się Dallas bez większego zainteresowania.
Skąd ty znasz takie wyrażenie?
Wujek Hiram często powtarza, że tata powinien nam od czasu do czasu przetrzepać skórę i że to by nam dobrze zrobiło.
Doprawdy? - w głosie Carrie zabrzmiało powątpiewanie. - A co wasz tata na to odpowiada?
Tatuś nie bardzo rozmawia z wujkiem Hira-mem. Tylko siedzi i słucha — Dallas zniżyła głos.
- Myślę, że tatuś nienawidzi wujka Hirama.
Carrie już otworzyła usta, żeby powiedzieć Dallas,
iż Josh z pewnością nie może nienawidzić własnego brała, ale w porę się powstrzymała od wygłoszenia takiego komunału. Z tego, co słyszała o bracie Josha, sama zaczynała czuć do niego antypatię. - No więc, czy tata przetrzcpie Temowi skórę? Dallas obdarzyła Carrie szelmowskim uśmiechem, jakiego nie powstydziłby się niejeden dorosły.
— Eeee tam. Tatuś nas nigdy nic bije. Będzie
tylko dużo mówił.
142
Carrie roześmiała się wesoło. Jej własny ojciec raczej by umarł niż uderzył któreś ze swoich dzieci. Choć, oczywiście, większość mieszkańców miasteczka zgodziłaby się z Hiramem i uważała, że zarówno jej samej, jak i jej braciom przydałoby się czasem porządne lanie.
Kiedy w końcu Josh z Temem wyszli z domu, chłopiec wyglądał zupełnie normalnie, natomiast Josh był jakby nieco przygnębiony. Carrie wiedziała, że to dlatego, iż Josh zdawał sobie sprawę, iż jego syn byl o krok od śmierci, podczas gdy Tern zaczynał traktować wydarzenia ostatniej nocy jak wielką przygodę.
Carrie wziętą Josha pod ramię, przytrzymała mocniej, bo spróbował się uwolnić, i powiedziała:
— Zróbmy sobie dzisiaj wakacje. Zapomnijmy
o szkodnikach w kukurydzy i o wszystkim innym,
co koniecznie trzeba zrobić.
Josh obrzucił ją ironicznym spojrzeniem. -- Dla ciebie najwyraźniej każdy dzień jest świętem.
— Dziękuję — uśmiechnęła się Carrie. - To
najwspanialszy komplement, jaki kiedykolwiek sły
szałam.
Wyraz gniewnej złości zniknął z twarzy Josha i na jego miejsce pojawił się uśmiech.
— No dobrze, postawiłaś na swoim. Nie będzie
my dzisiaj mordować robaków. Nie będziemy wal
czyć z chwastami. — Spojrzał na nią zaczepnie.
— A ty nie będziesz, musiała zmywać naczyń,
sprzątać i gotować. Ten jeden dzień możesz robić,
co ci się żywnie podoba. Możesz leniuchować, ile
tylko zechcesz.
Carrie poczuła się dotknięta.
143
Nie jestem leniwa — oznajmiła obrażonym łonem i jednocześnie zdała sobie sprawę, że Josh się z nią droczy. Podniosła rękę, chcąc go pogładzić po torsie, ale on zwinnie odskoczył do tyłu. Rzuciła się za nim. ale był szybszy. W następnej chwili ganiali się jak dzieci.
Tem stal opodal szeroko uśmiechnięty, Dallas roześmiana klaskała w dłonie z radości, a Kichuś ujadał zapamiętale.
Carrie w żaden sposób nie mogła złapać Josha, ale w pewnym momencie, kiedy zamachnęła się na niego, on odskoczył zwinnie, chwycił ją od tylu i przycisnął jej ręce do boków.
- Nie jestem leniwa — powtórzyła usiłując wy
swobodzić się z uścisku.
— Jesteś najbardziej leniwą osobą, jaką kiedykolwiek widziałem — powiedział Josh, a polem, nic myśląc, co robi, ugryzł ją w ucho i zanim zdał sobie sprawę, zaczął całować ją w szyję.
Carrie przestała się szamotać i oparła o niego z zamkniętymi oczyma.
Właśnie wtedy Kichuś, który nie rozumiał, co się dzieje z jego ukochaną panią, z całych sił ugryzł Josha w nogę.
W jednej chwili Carrie byla całowana, w drugiej Josh wrzasnął jej prosto w samo ucho. Jęknęła z bólu. Josh puścił ją i ruszył za Kichusiem, z palcami zakrzywionymi w szpony.
- Uciekaj, Kichusiu, uciekaj! — krzyczała Dallas.
Josh pochwycił psiaka i obwieścił, że skręci mu
jego podły, lichy kark. Wtedy dzieci napadły na ojca, próbując zwalić go z nóg. Josh porzucił psa, objął oboje ramionami i zakręcił dokoła. Kichuś. klóry uznał, że Josh robi dzieciom krzywdę, znowu
144
zaczął na niego warczeć. Wobec tego Josh, z dziećmi w objęciach, pogonił za psem.
Tym razem Carrie runęła na Josha i wszyscy czworo zwalili się na ziemię. Josh jęczał, że nie może ich udźwignąć i że go na pewno uduszą. Dallas zaczęła chichotać, jej śmiech udzielił się Temowi i Carrie. Josh loczyl się po trawie trzymając w objęciach całą trójkę i cały czas chroniąc ich przed twardą ziemią.
Dotoczyli się tak do skraju lasu, a wtedy Josh opadł na wznak, rozrzucił ramiona i oznajmił, że został zamęczony na śmierć.
Carrie, leżąc razem z dziećmi pół na Joshu, pół na ziemi, zorientowała się od razu, że to element zabawy świetnie znany całej trójce.
Co cię może ożywić? — zapytały chórem dzieci, zachwycone i szczęśliwe, że znowu widzą, jak ich ojciec się śmieje.
Pocałunki — odpowiedział szybko Josh i dzieci z prawdziwym entuzjazmem zaczęły pokrywać świeżo ogolone policzki ojca wilgotnymi pocałunkami.
Carrie, ty też — zarządziła Dallas. Josh otworzył oczy.
Nie sądzę...
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo Carrie wepchnęła się na niego i przycisnęła usta do jego warg. Odruchowo odsunęła dzieci i ułożyła się na nim wygodniej.
Nie miała w całowaniu żadnego doświadczenia — w przeciwieństwie do Josha. Przytrzymał dłońmi jej głowę, przekrzywił nieco, a potem, po kilku cmoknięciach, rozchylił jej usta.
Carrie entuzjazmem nadrabiała brak umiejętności. Próbowała objąć Josha, ale nie mogła go
145
podnieść. Nie odrywając ust, przekręcili się tak, że dziewczyna znalazła się pod spodem.
Josh objął ją, a ona przycisnęła go do siebie lak mocno, jak tylko mogła. Kiedy zetknęły się ich języki, jęknęła i próbowała przyciągnąć go jeszcze bliżej.
Nagle Josh ją odsunął. Carrie wydała cichy okrzyk protestu, a potem otworzyła oczy i spojrzała na niego.
Josh patrzył na dzieci.
Rodzeństwo leżało płasko na brzuchach po obu stronach Carrie, z głowami podpartymi na łokciach i z niekłamanym zainteresowaniem obserwowało starszych.
Carrie poczuła, że się czerwieni.
— Zdaje mi się, że najbardziej lubisz pocałunki
Carrie, tatusiu -- stwierdziła Dallas poważnym
tonem, jakby właśnie dokonała naukowego od
krycia.
Josh nie stracił kontenansu.
— Miała trochę dżemu w ustach — usprawiedliwił
się szybko.
Na języku?! — dociekał Tem nie kryjąc obrzydzenia.
Carrie i Josh, ciągle spleceni ramionami, wybuchnęli śmiechem.
Nic rozumiem, jak to się dzieje, że ludzie miewają po dwoje dzieci — powiedział Josh podnosząc się i pomagając wstać Carrie. — Przecież wystarczy jedno, a już nie ma mowy o chwili samotności.
Mąż i żona spędzają razem noce — Carrie zamrugała zalotnie rzęsami — w tym samym pokoju i za zamkniętymi drzwiami.
146
— Masz rację — uśmiechnął się Josh. ~ Jak
zwykle masz rację. A teraz, o ile się nie mylę, ktoś
tu mówił, że Carrie potrafi łowić ryby? Ktoś
twierdził, że to możliwe, by dziewczyna potrafiła
łowić ryby. Ha!
W następnej chwili wyzwanie zostało rzucone i podjęte. Panowie przeciwko paniom. Carrie poszła po swoje fantastyczne, angielskie wędki, ale Josh nie chciał z nich skorzystać; powiedział, że ma swoje. Tem tylko stęknął, gdy zobaczył, że ojciec wygrzebał skądś dwie wędki starsze chyba niż świat.
— Z czymś takim nigdy ich nie pokonamy — jęk
nął Tem.
-- Będziemy oszukiwać — szepnął Josh.
Temowi od razu poprawił się humor.
We czwórkę zapakowali jedzenie do koszyka, poszli nad strumień i zarzucili przynętę. Carrie i Dallas prawie natychmiast złapały rybę. Po godzinie miały już cztery sztuki, podczas gdy panowie ciągle jeszcze nic nie złapali. Za to w ciągu następnej godziny panie nie złapały ani jednej ryby.
Dallas pierwsza zorientowała się w poczynaniach ojca. Za każdym razem, kiedy ryba skubała przynętę na haczyku Carrie lub Dallas, Josh odwracał ich uwagę wskazując na coś w lesie, a Tem rzucał w rybę kamykiem.
Wykazując niezwykłą jak na swój wiek przebiegłość, Dallas się nic poskarżyła ani nic rozpłakała, lecz kiedy następnym razem Carrie miała branie, dziewczynka narobiła krzyku, że użądliła ją osa. Podczas gdy ojciec zajmował się córką, a Tern narzekał, że siostra przeszkadza im w męskim zajęciu, Carrie wyciągała rybę. Dallas przeżyła jeszcze jeden atak osy, a potem ukąszenie pszczoły
147
i ptasznika, zanim ojciec zorientował się w jej poczynaniach. Kiedy sobie uświadomił, że został pobity własną bronią przez pięcioletnie dziecko, złapał córkę na ręce, obrócił wokoło i roześmiał się głośno. Carrie i Tem przyglądali im się nieco skonsternowani.
— Zwariowali — zawyrokował w końcu Tem,
wracając do swojej wędki.
W rezultacie miały o dwie ryby więcej i ogłosiły siebie zwycięską drużyną.
Josh z Ternem prześcigali się w usprawiedliwieniach; mówili o swoich wędkach, o przynęcie, o tym, jak bardzo zmęczony był Tern po doświadczeniach minionej nocy, jak znużony był Josh, który przecież pracował od rana do nocy i o tym, że był lo nieodpowiedni czas na łapanie ryb. I tak dalej.
Dallas, naśladując Carrie, oparła dłonie na biodrach i spokojnie słuchała wyjaśnień.
W końcu ojciec z synem przycichli.
— Dallie, kochanie — odezwała się Carrie — czy
nic uważasz, że mężczyźni zupełnie nie umieją
przegrywać?
Dziewczynka poważnie skinęła głową, wzięła Carrie za rękę i poprowadziła w stronę koszyka z jedzeniem. Pokonani ruszyli za nimi, przez cały czas tłumacząc niewyraźnie, że doskonale potrafią przegrywać, że oni tylko... co cóż, wiadomo.
Carrie pozwoliła przegranym obsługiwać zwyciężczynie i wraz z Dallas spędzała urocze chwile prosząc Josha i Tema o podawanie różnych przedmiotów leżących poza ich zasięgiem. Oczywiście, niekiedy ona lub Dallas musiały się troszkę odchylić, bo żądany przedmiot nadal znajdował się
148
poza zasięgiem dłoni, ale za to ich podziękowania były słodkie jak miód.
Po jedzeniu Carrie przyniosła nowo wydaną książkę, którą kupiła tuż przed wyjazdem z Maine. Była to powieść Lewisa Carrolla zatytułowana "Alicja w Krainie Czarów". Zapytała dzieci, czy chciałyby, żeby im poczytała, a one, wraz z Joshem leniwie rozciągniętym na pledzie, chętnie na to przystały.
Jednak nie przeczytała więcej niż dwie strony, a dzieci zaczęły się niespokojnie wiercić. Zapytała, czy może wolałyby zająć się czymś innym, ale oboje zapewnili ją, że bardzo chcą słuchać tej historii, więc Carrie wróciła do lektury. Tym razem Dallas i Tern zaczęli wymieniać porozumiewawcze spojrzenia i przewracać oczyma.
Carrie odłożyła książkę.
— Co się z wami dzieje? — spytała. — Chcę
usłyszeć prawdę. Żadnych kłamstw.
Zorientowała się, że Tem nic jej nie powie, więc przeniosła wzrok na Dallas.
— Tatuś czyta o wiele lepiej — powiedziała dziew
czynka z prostotą.
Carrie zdziwiła się, a nawet poczuła się trochę dotknięta, bo ezęsto czytała książki kalekim dzieciom i równic często słyszała, że jest doskonałym lektorem.
Wdzięcznym gestem podała książkę Joshowi.
— Proszę — powiedziała uszczypliwym tonem.
Mam nadzieję, że potrafisz czytać przynajmniej
tak samo dobrze jak łowić ryby.
Josh spróbował się do niej uśmiechnąć. Wziął książkę.
Od pierwszej chwili Carrie zrozumiała, że jest
149
od niej bez porównania lepszy. Josh naprawdę potrafił czytać. Właściwie nie czytał, ale opowiadał historię. Naprawdę słychać było Alicję. Widziało się, czuło, niemal można było dotknąć futerka Białego Królika.
Carrie nie wiedziała, jak to się dzieje. Niektórzy ludzie czytając na głos podkreślają przesadnie każdą scenę i naśladują głosy bohaterów z takim entuzjazmem, że po jakimś czasie słuchacz jest zmęczony. Josh interpretował opowiadanie bardzo subtelnie; modulował głos w taki sposób, że ożywiał postacie, ale ich nie przejaskrawiał.
Nie zacinał się, nic jąkał, nie robił przerw, a przecież czytał zupełnie nową książkę. Nie mógł jej znać.
Carrie leżała na wznak z zamkniętymi oczyma. Całkowicie pogrążona w opowieści wyobrażała sobie Alicję i inne postacie, które dziewczynka spotkała w przedziwnej krainie.
Kiedy Josh skończył czytać, chciała go błagać o więcej. Otworzyła oczy i zdumiała się. że nie jest już w labiryncie Królowej Kier. Zdziwiła się także, że zapadł już prawie wieczór. Josh czytał cale popołudnie, a w jego głosie nie było nawet śladu chrypy.
Cudowne — westchnęła wracając do rzeczywistości. Przetoczyła się na brzuch i błyszczącymi oczyma spojrzała na Josha. — Nigdy w życiu nie słyszałam, żeby ktoś tak czytał. Josh, ty jesteś naprawdę...
Wspaniały? — zapytał Tem tak żarliwie, jakby odpowiedź była dla niego sprawą życia i śmierci. — Czy tata jest najwspanialszym mężczyzną na świecie?
150
— Prawie — roześmiała się Carrie. O to samo
Tem pytał minionej nocy ojca. — Z pewnością jest
najwspanialszym na świecie lektorem.
- Kiedyś tatuś... —zaczęła dziewczynka.
— Dallas! — wrzasnął Josh.
Czar prysł. Josh raz jeszcze uprzytomniał Carrie, ze była dla nich obca.
Wstała i zaczęła zbierać do koszyka resztki jedzenia.
Josh zdawał się rozumieć, co się z nią dzieje. Położył ręce na jej dłoniach.
Carrie - zaczął — są powody...
Nie musisz mi nic wyjaśniać - ucięła wściekła. — Nie należę do twojej rodziny, nie jestem częścią twojego życia, prawda? Za kilka dni wracam do rodziców. — Łzy dławiły ją w gardle. Za niecałe trzy dni miała zostawić swoją nową rodzinę i wrócić do Maine.
Josh chciał powiedzieć coś jeszcze, ale odwróciła się od niego.
W drodze powrotnej dzieci rozprawiały o zawodach w łowieniu ryb. ale nastrój już nie był ten sam. Dorośli szli w milczeniu.
W domu Carrie nakryła stół, podała zupę fasolową ugotowaną przez panią Emmcrlmg i świeży chleb.
Możemy jutro też pójść na ryby? — zapytał Tem.
Jutro jest niedziela -- powiedział Josh grobowym głosem.
Na dźwięk tych kilku, zdawałoby się, niewinnych słów. Tem wbił wzrok w talerz, a Dallas zalała się łzami.
Carrie poczuła się trochę jak Alicja w Krainie Czarów.
151
Co jest takiego strasznego w niedzieli? Przecież to niemożliwe, żebyście aż tak nienawidzili chodzić do kościoła?
Nie chodzimy do kościoła — oznajmił Josh ponuro. Wziął Dallas na kolana i osuszył jej łzy.
Tym razem Carrie nie wytrzymała. Walnęła pięścią w stół.
— Mam tego dość! Nie zniosę już żadnych nie
domówień! Żądam, żeby ktoś mi powiedział, co jest
z niedzielą!
- W każdą niedzielę — odezwał się Tem bliski
płaczu - wujek Hiram przychodzi do nas na obiad
i wszystkim psuje humor.
W dalszym ciągu nie widzę powodu do tragedii. I nie sądzę, żeby mógł popsuć nam humor, jeśli mu na to nie pozwolimy.
Nic rozumiesz — zaczął cicho Josh. — Są pewne sprawy - z trudem dobierał słowa — o których nic nie wiesz. Nasze... szczęście jako rodziny zależy od dobrej woli Hirama.
Aha — skomentowała zwięźle Carrie. — Nie zamierzasz powiedzieć mi nic więcej? — Czekała przez chwilę, ale Josh się nie odzywał. — Dobrze, nie będę o nic pytała. Chciałabym jeszcze tylko wiedzieć, czy twój brat lubi dobrze zjeść?
Dallas zachichotała.
— Czy to ma oznaczać, że on lubi dobrze zjeść?!
Tem wstał od stołu, nadął policzki, zgiął ramiona
przed sobą, jakby nimi obejmował wydatny brzuch, i zaczął się przechadzać po pokoju charakterystycznym krokiem człowieka otyłego,
- Co to ma być, braciszku? — odezwał się
grubym głosem. — Sam to ugotowałeś? Może to
robaki z twojego pola? Ha! Ha! Ha! Co z tobą?
152
Niczego nie potrafisz zrobić porządnie? Popatrz, na mnie! Naucz się, jaki powinien być mężczyzna. Ja wiem, co jest dobre, a co nie. To ja decyduję, co jest dobre.
Dallas śmiała się do rozpuku, Josh siedział z uśmiechem na ustach, a Carrie przyglądała się Temowi zdumiona, bo była pewna, że jego parodia mężczyzny, którego nigdy nie spotkała, była doskonała. Równie dobrze chłopiec mógłby urosnąć o pól metra i przybrać na wadze kilkadziesiąt kilogramów.
Odwróciła się do Josha.
— Świetnie mu to wychodzi.
Josh zestawił Dallas na podłogę i uniósł brew. jakby mówił: „Jeśli ci się wydawało, że widzisz, coś specjalnego, to spójrz tylko na to!" — Zrób kaczkę - powiedział do córki.
Carrie, najpierw ze zdumieniem, a potem z niepo-wstrzymywaną wesołością patrzyła, jak Dallas naśladuje kaczkę. Dziewczynka odchylała głowę do tyłu. jakby muskała piórka, wykrzywiała stopy na zewnątrz i nawet otrząsała kuperek, jak kaczka wychodząca z wody.
Tem nic zamierzał dać się prześcignąć siostrze i stał się krową. Wtedy Dallas przemieniła się w kurczaka. Tem nie mógł jej darować, że przyciąga większą uwagę, więc zaczął biegać dookoła niej i już po chwili oboje byli psiakami, które spotykają się po raz pierwszy.
Nagle Tern raptownie się zatrzymał, wyprostował ramiona i zmierzył Dallas srogim spojrzeniem.
— Nie będę się śmiał- panno Pełna Kabza — po
wiedział głębokim głosem. — Jesteśmy poważną
rodziną.
153
Carrie natychmiast rozpoznała, że Tem naśladuje ojca - nawet poruszał się jak Josh — przechadzał się dumnym krokiem i z zaciętą miną.
Dallas stanęła przed bratem, spojrzała na niego z dołu i zamrugała rzęsami. W jednej chwili przeistoczyła się z małej dziewczynki w pociągającą, flirtującą młodą kobietę.
— Naczynia — zaczęła falsetem — przyznaję, że
są brudne. Zostawimy je tak jak są i poprosimy
Dobrą Wróżkę, żeby się nimi zajęła.
Carrie obawiała się, że Dallas naśladuje ją samą, a nabrała pewności, kiedy usłyszała, że Josh roześmiał się głośno. Rzuciła mu przez ramię oslrzcgaw-czc spojrzenie i znów skupiła uwagę na dzieciach.
Była zdumiona, wręcz osłupiała, kiedy tak patrzyła na wesołą parodię jej samej i Josha. Kłócili się o najmniejsze drobiazgi.
Josh i Carrie śmiali się nieco nerwowo. Ale dopiero kiedy dzieci przeszły do lego, jak Carrie i Josh reagują, kiedy jedno z nich przypadkiem dotknie drugiego, dorośli zaczęli chrząkać z zakłopotaniem.
Dotknęłaś mojej ręki! — krzyknął Tem. — Nie mogę tego znieść. Muszę cię uścisnąć, muszę cię pocałować. — Przyłożył grzbiet dłoni do czoła i przyciągając Dallas do siebie odgrywał człowieka w agonii. — Ach nie, nie wolno mi tego zrobić. Nie mogę cię tknąć!
- Och, proszę, obejmij mnie, mój wspaniały, przystojny mężczyzno, proszę! — błagała Dallas patrząc na Tema wzrokiem pełnym uwielbienia.
Carrie odwróciła się do Josha.
Te twoje dzieciaki są nie do wytrzymania.
Myślałem, że są nasze.
154
— Nie, teraz akurat nie.
Josh wykrzywił twarz w złośliwym grymasie i klasnął w ręce.
— Do łóżek, szkraby. Za minutę macie spać.
Dzieci najpierw złożyły ukłon i zaczekały na
długi, głośny, w pełni zasłużony aplauz, a potem uciekły po drabinie na górę.
Co za wspaniałe dzieciaki — powiedziała Carrie, kiedy już została z Joshem sama.
Josh podwinął rękawy i podszedł do miednicy pełnej brudnych talerzy.
— Chodź, nauczę cię zmywać naczynia.
Carrie wprawdzie nie wzruszyła ramionami, ale
niewiele brakowało.
Przykro mi, ale dzisiaj nie mogę się tym zająć. Mam kilka spraw do załatwienia.
Nie możesz teraz nigdzie iść - zaczął Josh, ale zamilkł, bo wiedział z doświadczenia, że nie ma najmniejszego sensu mówić Carrie, co jej wolno, a czego nie. - Co chcesz zrobić?
Muszę pojechać do Eternity i zorganizować tak niebiańsko smaczny obiad, jakiego twój bral jeszcze nie jadł — powiedziała. - 1 nic waż się powiedzieć mi słowa o tym, co mogę, a czego nic. Ty nie możesz rozkazywać komuś, kto nie należy do twojej rodziny, przed kim masz tajemnice.
Z tymi słowami narzuciła krótką, wełnianą pelerynkę i wyszła z domu.
Josh jakiś czas wpatrywał się w drzwi, aż wreszcie na jego twarzy pojawił się uśmiech.
„Ona zawsze wie, co robić" - pomyślał, biorąc się do zmywania.
— I Bóg mi świadkiem, że ja wiedziałbym, co
robić z nią, gdybym tylko mógł — powiedział na
155
głos. Uśmiechnięty przypomniał sobie niedawne przedstawienie Tema i Dallas. Nie widział ich tak szczęśliwych, lak ożywionych od czasu, kiedy ich matka... Nie, nie.
Nalał wody do miski. Nie będzie myślał o ich matce.
10
Następnego dnia. zanim brat Josha z żoną zjawił się na obiad, Carrie była tak zdenerwowana, że aż cała się trzęsła. W nocy spała tylko cztery godziny, bo resztę czasu spędziła w Eternity organizując wystawny obiad. Josh co prawda czekał na nią. ale tylko po to, by powiedzieć, że jego zdaniem za-przerżenie do gotowania gospodyń z całego miasteczka było pójściem po linii najmniejszego oporu. Najwyraźniej uważał, że prawdziwa żona spędza całe dnie na krzątaninie wokół kuchni.
Nie zwracając na niego uwagi Carrie poszła spać i spała twardo do rana, aż pierwsza z najętych kobiet zjawiła się ze swoim wypiekiem. Chcąc obudzić Carrie Josh otworzył drzwi sypialni i po' zwolił dzieciom wskoczyć do wielkiego łóżka-
Tem i Dallas narobili takiego harmidru, że Carrie chcąc nie chcąc musiała wstać. Ubrała się, a potem, z pomocą dzieci, zaczęła przetrząsać swoje kufry. Do południa udało jej się nakryć stół irlandzkim obrusem ze szlachetnej cienkiej bawełny i udekorować serwetkami od kompletu. Na tym ustawiła
156
Francuskie porcelanowe talerze i jako najważniejsza część zastawy, ułożyła srebra stołowe w stylu regencji. Półmiski, na których rozłożono apetyczne potrawy przygotowane przez niemal każdą kobietę w Eternity, także były srebrne lub z francuskiej porcelany.
- O jejku! O rety! — zachwycała się Dallas, która w życiu nie widziała nic równie pięknego.
Punktualnie o godzinie pierwszej Hiram wraz ze swoją żoną Alice zajechał na podwórze kosztownym powozem. Był gruby i miał wystający brzuchal, zupełnie jakby połknął piłkę. Carrie spojrzała na Tema porozumiewawczo i uśmiechnęła się do niego konspiracyjnie, bo Hiram wyglądał dokładnie tak, jak go chłopiec przedstawił.
Podczas kiedy Josh i dzieci stali z ponurymi minami w drzwiach, Carrie, rzuciwszy im zdegustowane spojrzenie, wyszła na spotkanie przybyłych. Idąc przez podwórze, przyjrzała się uważnie Alice. Była to szczupła, drobna kobieta, prawdopodobnie młodsza, niż można było ocenić z wyglądu. Sprawiała wrażenie najbardziej zmęczonej osoby na świecie, tak zmęczonej, że Carrie odczuła potrzebę, by ją natychmiast zabrać do domu i wygodnie posadzić.
Zbliżyła się do gości z uśmiechem i z ręką wyciągniętą na powitanie.
Choć Josh wielokrotnie ostrzegał Carrie, że jego brat jest straszną osobą, dziewczyna nie bała się nikogo, bo nigdy w swoim krótkim życiu nic była traktowana inaczej niż z respektem i miłością. Jej rodzina była najbogatsza w mieście, większość mieszkańców okolicy pracowała dla Montgome-rych. W dodatku Carrie była śliczna oraz wielko-
157
duszna i znajdowała w tym radość. Dopóki nie spotkała Josha. nie zdarzyło się, żeby ktoś — mężczyzna, kobieta czy dziecko — od razu jej nic polubił.
— Dzień dobry — przywitała pogodnie Hirama,
po czym zwróciła się do jego żony: — Pomogę pani
wysiąść.
Alice spojrzała na Carrie szeroko otwartymi oczyma, zaskoczona i lekko przestraszona tym, że ktoś ją dostrzegł, ale jednocześnie zmęczenie na jej twarzy zastąpił wyraz przyjemnego zdumienia.
Hiram, rozparty na poduszkach, w nieprzyjemny sposób szacował Carrie wzrokiem. Gdyby dziewczyna była teraz u siebie w domu i któryś z zaproszonych marynarzy ośmieliłby się zmierzyć ją takim spojrzeniem, każdy z braci lub ktokolwiek ze służby porządnie by takiemu gościowi przyłożył,
Hiram wysiadł nie zwracając uwagi na wyciągniętą rękę Carrie.
— A więc to jest ta twoja żoneczka z ogłoszenia
— powiedział z obleśnym uśmiechem do Josha
stojącego za jego plecami- — Słyszałem, że w kuchni
radzi sobie równie dobrze jak ty na polu. To
właśnie cały ty, żeby się żenić z taką bezużyteczną
osobą.
Wygłosiwszy tę uwagę minął ich oboje, całkowicie zignorował dzieci i wszedł do wnętrza domu.
Jak on... — sapnęła Carrie i ruszyła za nim. Nikt nie miał prawa tak się o niej wyrażać!
Nie! — Josh chwycił ją za ramię. - Proszę cię, nic mu nie mów — mówił błagalnym głosem.
— Dokładnie za dwie godziny i dwadzieścia minut
już go tu nie będzie, tyle przecież możesz z nim
wytrzymać.
I5S
- Nie sądzę.
- Ktoś, kto ma tyle pieniędzy co ty nie ze
wszystkimi musi się liczyć — dodał z naciskiem.
- Nigdy byś nic uwierzyła, ile muszą znosić biedni.
No tak, teraz już obrażali ją obaj. Obrzuciła męża spojrzeniem pełnym pogardy i weszła do nomu.
- Twoja bogata żoneczka wniosła ci to wszystko w posagu, braciszku? -- Hiram spoglądał znad swojego tłustego brzuchata na stół. nad którym Carrie tak się napracowała. — Upewnij się, że nie Zabierze tego ze sobą, kiedy cię zostawi — dokończył i zaczął się grubiańsko śmiać z własnego dowcipu.
Carrie już otwierała usta, ale Josh uciszył ją błagalnym spojrzeniem.
- Jeśli nas wyrzuci z farmy, to czy kupiłabyś
nam drugą? — wyszeptał cicho i z taką drwiną
W głosie, że Carrie zacisnęła zęby. W tym momencie
nie mogłaby się zdecydować, do którego z nich
czuje większą niechęć.
Postanowiła znosić towarzystwo lego odpychającego typa przez całe dwie godziny i dwadzieścia minut. W końcu przecież i tak jutro musi wyjechać. Może już nigdy więcej nie zobaczy tej rodziny; nie dali jej prawa ingerować w ich życie. Jeżeli mieli ochotę bez protestu znosić obelgi tego człowieka, nie powinno jej to obchodzić.
A Hiram ubliżał im bez ustanku. Rozwodził się nad lukami w edukacji dzieci — kazał Dallas recytować „Rymy o Sędziwym Marynarzu", a kiedy pięcioletnia dziewczynka przyznała, że nigdy nie słyszała o takim utworze, zmiażdżył brata pogardliwym spojrzeniem. Josh jedynie spuścił niżej głowę.
Następnie Hiram przyjrzał się niewielkim dło-
159
niom Tema i obwieścił, że nie nadają się do prawdziwej roboty, a potem opowiadał. że będąc w wieku chłopca, praktycznie sam zajmował się wszystkimi pracami na farmie. Dalej złajał Tema za to, że chłopiec zgubił się w nocy, przez co przysporzył wszystkim wielu kłopotów i ośmieszył nazwisko Greene przed całym miastem.
Ukończywszy znęcanie się nad dziećmi przeszedł do Josha. Wyśmiewał jego uprawy i zapewniał wszystkich, że zawsze wiedział, iż Josh nigdy nic będzie prawdziwym farmerem.
W chwili gdy Hiram zaczął mówić o przeszłości Josha, Carrie nadstawiła uszu. Z tego, co wyłowiła z niejasnej tyrady szwagra, wynikało, że Josh popełnił w przeszłości jakiś straszny czyn i w jego wyniku stracił wszystkie pieniądze. Hiram mówił też o jakiejś ucieczce, a Josh siedział bez słowa ze wzrokiem wbitym w talerz.
Carrie zastanawiała się, co takiego złego mógł kiedyś zrobić Josh. Zgodnie z tym co mówił Hiram, w przeszłości Joshowi powodziło się nieźle. Hiram wspomniał, że jego brat przyzwyczaił się do sreber stołowych i pięknych nakryć.
„Kto mu to odebrał? - pytała siebie Carrie. — Sąd? Czy Josh zdobył bogactwo w sposób niezgodny z prawem i został za to ukarany?"
W końcu Hiramowi zabrakło pomysłów na krytykowanie Josha i zmienił temat. Zajął się swoją żoną. Ze swadą opowiadał przy stole o wszystkim, co Alicja zrobiła źle w ciągu minionego tygodnia. Mówił o plamach na odzieży, których nic zdołała usunąć, o nieudanym daniu i zapomnianej pajęczynie na suficie.
Carrie zerknęła na zegarek. Minęła dopiero go-
160
dzina. A swoją drogą to zdumiewające, jak jeden człowiek może przez tyle czasu ciurkiem wygłaszać kazanie.
Hiram, mimo że mówi! bez przerwy, nie przegapił ani jednego dania i nie odmówił sobie ani kęska. Kiedy zakończył wreszcie temat własnej żony. przeniósł wzrok na Carrie.
Dziewczyna miała przed oczyma wszystkich siedzących przy stole, z poważnymi minami wpatrzonych we własne talerze i bez słowa na swoją obronę wysłuchujących obelg tego gbura.
Kiedy Hiram zwróci! się w jej stronę, nie spuściła oczu.
„To pieniądze — pomyślała. — One dają mu władzę. Jest właścicielem swojej farmy oraz farmy Josha i może go razem z dziećmi wyrzucić stąd, jeśli zechce. Może ich pozbawić dachu nad głową i odebrać jedzenie od ust. Dlatego uważa, że ma prawo obrzucać ich błotem".
Carrie znała siłę bogactwa. Wiele razy odczuła władzę fortuny swojej rodziny, ale na szczęście zawsze był koło niej ktoś, kto potrafił jej wytłumaczyć, że pieniądze nie dają człowiekowi specjalnych przywilejów. Nie są przepustką do szczęścia w życiu. Trzeba umieć płacić światu czymś cenniejszym niż złoto.
Hiram długo mierzył ją ciężkim spojrzeniem, potem lubieżnie uśmiechnięty przeniósł wzrok na Josha.
— Tak się zastanawiam, dlaczego ją wziąłeś. Teraz już rozumiem — powiedział najbardziej obleśnym tonem, jaki Carrie kiedykolwiek słyszała.
Spojrzał znów na nią, jakby się chciał upewnić, że dziewczyna zareaguje tak jak powinna.
* — Młiwło EMMQ
161
Carrie odpowiedziała gładkim uśmiechem, więc Hiram skrzywił usta w grymasie, który miał oznaczać, że jest usatysfakcjonowany.
Tego już było dla Carrie zbyt wiele. Zniosła wszystkie jego obraźliwe słowa, ale nie mogła znieść tego uśmiechu oznaczającego, że oto pojawiła się jeszcze jedna osoba, którą można zastraszać i poniżać.
— Jeszcze trochę kukurydzy, drogi szwagrze?
— spytała z niewinną miną.
— Ja nie odmawiam — odpowiedział wciąż z tym
samym obelżywym wyrazem na tłustej twarzy.
— Oczywiście, jeśli to nie jest kukurydza z pola
mojego braciszka. W tamtej, jak na mój gust, za
dużo robaków.
Carrie uniosła srebrną misę pełną gotowanej kukurydzy w gęstym sosie i podsunęła ją Hiramowi. Gość zmierzył dziewczynę przeciągłym spojrzeniem.
— Może i nie jest z ciebie dobra gospodyni, ale
idę o zakład, że warto znaleźć się z tobą w łóżku.
Carrie spojrzała mu prosto w oczy, uśmiechnęła się słodko i wylała mu na kolana całą zawartość wielkiej misy. W ciszy pełnej przerażenia, która potem nastąpiła, zdążyła jeszcze umieścić szpinak na głowie Hirama, surówkę z kapusty na jego twarzy i uderzyć go w pierś grubym plastrem tłustej szynki. Właśnie sięgała po nóż do mięsa, gdy Josh złapał ją za nadgarstek.
On nie ma prawa... — zaczęła. Josh mocniej zacisnął palce na jej ręku.
Nic nie rozumiesz.
— I oczywiście nikt nie zamierza mi czegokolwiek
wyjaśnić - powiedziała. Rzuciła jeszcze spojrzenie
na dzieci i wybiegła z domu.
162
To wszystko oczywiście nie powinno jej obchodzić. Była co prawda żoną Josha i kochała jego dzieci z całego serca, ale lo najwyraźniej nie miało żadnego znaczenia.
Biegła do drogi, a potem dalej, jakby miała Zamiar dobiec aż do Maine. Biegła, dopóki płuca chwytały powietrze i dopóki nogi nie odmówiły jej posłuszeństwa. Wtedy dopiero skręciła nad rzekę, wślizgnęła się pomiędzy drzewa, usiadła na brzegu rwącej wody i zaniosła się rozpaczliwym szlochem.
Długo płakała siedząc z kolanami podciągniętymi pod brodę, z twarzą ukrytą w fałdach spódnicy.
Tak bardzo się starała i poniosła całkowitą klęskę.
— Masz — rozległ się obok jakiś głos i męska
dłoń podetknęła jej chusteczkę.
Carrie dojrzała przez łzy siadającego obok niej Josha.
— Idź stąd! Nienawidzę cię! Nienawidzę was
wszystkich. Chciałabym wyjechać dzisiaj. Cieszę
się, ze już nigdy cię nic zobaczę.
Josh, jakby nie słyszał tego wybuchu, podał jej butelkę whisky.
— Z doskonałego słodu. Najlepsza szkocka whis
ky. Moja ostatnia butelka.
Carrie pociągnęła spory łyk ciemnego płynu, potem drugi i trzeci, aż Josh wyjął jej butelkę z rąk.
— Jeśli chodzi o mojego brata... -- zaczął.
Carrie czekała cierpliwie. Dzięki whisky poczuła
się znacznie lepiej. Było jej dobrze, ciepło, czuła się rozleniwiona. Oparła się na łokciach i przyglądała wodzie. Wreszcie, kiedy Josh nadal nic nic mówił, zaśmiała się krótko.
— Wiedziałam, że nic mi nie powiesz. Wiedzia-
163
łam, że nie zdradzisz tajemnicy. - Popatrzyła na niego. — Ty i twój brat nie jesteście do siebie zbyt podobni.
Nie jesteśmy rodzonymi braćmi. Moja matka wyszła za jego ojca. kiedy miałem dziesięć lal, a Hiram był juz wtedy dorosły.
Jest podobny do ojca?
- Nie — Josh pociągnął łyk whisky. - Myślę, że
mój ojczym był trochę przerażony Hiramem.
— Mogę to sobie wyobrazić — zachichotała Car
rie. — Zawsze był laki? — Machnęła ręką mniej
więcej w kierunku domu.
Josh pociągnął jeszcze łyk i podał butelkę dziewczynie.
Ludzie tacy jak Hiram rodzą się już ukształtowani, nikt ich tak nie wychowuje. Jemu zawsze się wydawało, że wie wszystko najlepiej i powinien instruować całą resztę świata.
Dlaczego mieszkasz tutaj i uprawiasz ziemię, która nic należy do ciebie?
Josh nie odpowiedział. Carrie pociągnęła łyk alkoholu.
— Błagam o wybaczenie. Nie powinnam była
zadawać tego pytania. Od czasu do czasu za
pominam, że nie jestem godna, by stanowić część
rodziny Greene. Jestem tylko pustogłową, bogatą
panienką, która nie ma prawa tu być. — Wstała.
- Proszę mi wybaczyć, zdaje się, że powinnam już wrócić do domu.
Carrie — Josh złapał ją za spódnicę. — Powiedziałbym ci, ale...
Ale co! — krzyknęła odwracając się do niego.
- Boję się, że mnie znienawidzisz.
Takiej odpowiedzi Carrie się nie spodziewała.
164
Josh wypuścił z ręki jej spódnicę i zapatrzył się na rzekę.
- Były w moim życiu chwile, kiedy nie zachowywałem się tak jak należy i robiłem rzeczy, których teraz się wstydzę. Moje dzieci to dla mnie jedyny jaśniejszy promyk, cała moja nadzieja.
Carrie przypomniała sobie insynuacje Hirama. Czy Josh rzeczywiście był kryminalistą? Może został wypuszczony z więzienia pod warunkiem, że odda się pod opiekę brata, będzie uprawiał jego pole i wychowywał dzieci?
Usiadła z powrotem obok niego, tym razem znacznie bliżej, wypiła jeszcze trochę whisky i spojrzała mu w twarz.
Pozwól mi zostać - poprosiła cicho.
Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo bym tego chciał, Ale to niemożliwe. To nie jest życie dla ciebie. To w ogóle nic jesl życie. A nie możemy przecież korzystać z twoich pieniędzy bez końca.
Carrie skinęła głową - nie dlatego, że zrozumiała, ale na znak, że przyjęła do wiadomości.
— Josh — szepnęła patrząc na niego oczyma
pełnymi łez. — To już ostatni dzień.
Patrzył na nią i usiłował siebie przekonać, że życie bez Carrie będzie łatwiejsze, bo przecież jej obecność oznaczała tylko ciągłą irytację; nie było z niej żadnego pożytku. Wiedział, że dzieci będą za nią jakiś czas tęskniły, ale szybko zapomną i rodzina znowu będzie żyła normalnie. Normalnie, czyli dzieci będą jadły to, co on sam ugotuje, będą razem z nim pracowały na polu i razem z nim klepały biedę, która im wyrządzała znacznie większą krzywdę niż. jemu.
165
— Och, Carrie — westchnął i przytulił dziewczynę do siebie.
Wystarczyło, że ich usta się zetknęły, a ciała natychmiast zapłonęły gwałtowną żądzą Pragnęli siebie od chwili, kiedy się zobaczyli po raz pierwszy. Od tego pierwszego dotknięcia, gdy Josh objął Carrie pomagając jej wysiąść z dyliżansu, pożądanie narastało w nich z każdym dniem.
Codziennie patrzyli na siebie i na widok choćby skrawka gołej skóry oblewali się zimnym potem. A przy tym udawali obojętność, choć drżeli z emocji, ilekroć któreś z nich zjawiło się w pokoju.
Dzieci dobrze wiedziały, co się z nimi dzieje, obserwowały, jak jedno za drugim wodziło oczyma, przeczuwały, że oboje myślą o sobie bezustannie.
Teraz byli sami nad brzegiem rzeki pośród drzew i nic nie stało na przeszkodzie, by mogli zrobić to. o czym marzyli od pierwszego spotkania — wreszcie zaspokoić swoją zmysłową żądzę.
Josh miał więcej doświadczenia niż Carrie w rozbieraniu osoby przeciwnej płci, ale był niecierpliwy jak nigdy.
Próbował rozpiąć guziczki z tyłu sukni, ale okazało się, że łatwiej je po prostu urwać. Pociągnął za rękaw zbyt mocno, szwy puściły, lecz Josh nie mógł myśleć o szkodach w ubraniu Carrie, gdy dotknął nagiego ramienia dziewczyny i przywarł do niego ustami. Obnażył jej oba ramiona i usłyszał rozkoszny jęk. Przesiała go obchodzić sukienka. Przestało go obchodzić wszystko poza własną namiętnością.
Garderoba Carrie fruwała w powietrzu- Rozdarta jedwabna sukienka, białe halki szyte z wielu metrów
I 6<i
cieniutkiego płótna i wreszcie krynolina, która na moment uwikłała Josha.
Carrie widywała swoich braci niekompletnie ubranych i miała niejakie pojęcie o tym, jak rozebrać Josha. Okazało się, że całkiem dobrze radzi sobie ze zdejmowaniem męskich butów, a nawet skarpetek.
W chwili gdy zostali nago, skończyły się pieszczoty, została tylko żądza i namiętność. Namiętność szalona, namiętność, która czekała na spełnienie o całe wieki za długo.
Z wargami na ustach Carrie, z rękoma na jej biodrach, Josh wszedł w nią bez żadnych przygotowań. Carrie krzyknęła trochę ze strachu, a trochę z bólu, ale zaraz ucichła. Zbyt długo pragnęła Josha; teraz nie mogła pozwolić, by cokolwiek stanęło jej na przeszkodzie.
Wraz z nim poruszała się w szaleńczym rytmie, zachłanna i spragniona. Krzyczała w ekstazie, kiedy oboje zaznali rozkoszy spełnienia.
Długą chwilę leżeli spleceni ze sobą, zroszeni potem, stopieni w jedno ciało. Josh ukrył rozpaloną twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Ja nie... — zaczął Josh, ale Carrie położyła mu palce na ustach.
- Tylko nie mów, że tego nie chciałeś — szepnęła.
- Tylko mnie nie przepraszaj.
Josh uśmiechnął się i pocałował opuszkę jej palca. - Chciałem ci powiedzieć, że nigdy w życiu nie doświadczyłem czegoś podobnego. Miłość to sztuka, a to była...
- Konieczność?
— Więcej niż konieczność. — Trzymając Carrie w ramionach przetoczył się na plecy i gładził ją po włosach.
167
Josh — szepnęła, ale uciszył ją pocałunkiem.
Musimy wracać — powiedział. — Dzieci został)' same, a poza tym jutro będziemy musieli wcześnie wstać, żeby zdążyć na dy... — przerwał, jakby to słowo sprawiało mu zbyt wielki ból.
Carrie podniosła się z ziemi. Usiłowała się ubrać, z trudem naciągając na siebie strzępy garderoby.
— Pomogę ci - Josh odsunął dłonie dziewczyny
i z wprawą pokojówki zaczął ją ubierać, znajdując
przyjemność w każdym dotknięciu jej ciała.
Wracali do domu w milczeniu, trzymając się za ręce. Carrie musiała powstrzymać odruch, żeby wyswobodzić dłoń; jak on mógł mówić o wyjeździe w tej samej chwili, kiedy jeszcze drżeli od miłosnej rozkoszy?
* * *
W domu dzieci przywitały śmiechem podarte ubrania i czerwone twarze dorosłych. Dzieci były w doskonałych humorach po tym, jak Carrie potraktowała ich wuja. Piszcząc z radości opowiadały, jak Hiram w gniewie opuścił ich dom i mówił różne okropne rzeczy o Carrie i o swoim głupim bracie, który ożenił się z kimś takim jak ona.
Dallas objęła Carrie w talii, przytuliła się do niej i powiedziała, że ją kocha.
A Carrie, z rozpaczliwą świadomością, że jutro musi wyjechać, uciekła do sypialni. Zmieniając sukienkę marzyła, by mogła wyjechać już dzisiaj, chciała już mieć to za sobą.
Przebrała się, wróciła do pokoju i zastała Josha wraz z Ternem zmywających naczynia.
168
— Możemy ci pokazać, jak to się robi — za
proponował Tem z powagą w głosie.
Dallas, stojąca tuż przy Carrie, wyprostowała szczupłe ramionka.
— Ja też nie chcę się tego uczyć. Nie chcę być
żona farmera. Ja będę wielką aktorką.
Carrie roześmiała się i wzięła dziewczynkę na ręce.
Gdybyś została aktorką, żyłabyś w towarzystwie nieokrzesanych ludzi — powiedziała. — I musiałabyś ciągle podróżować i nie przyjmowano by cię w najlepszych domach. Nie, myślę, że lepiej jest wyjść za mąż za jakiegoś miłego człowieka i mieć z nim dzieci.
Ale ja bym chciała — Dallas zrobiła niezadowoloną minę — żeby panowie przynosili mi róże.
Jeśli wyjdziesz za mąż za odpowiedniego człowieka, będzie ci przynosił róże.
Pod warunkiem, że będzie mógł sobie na to pozwolić — wtrącił Josh wściekłym tonem, rzucił zmywak i wyszedł z domu.
— No i co ja takiego znowu powiedziałam?
jęknęła Carrie. Wydawało jej się, że chwile
zbliżenia powinny ich połączyć, a tymczasem najwyraźniej jedynie rozzłościły Josha.
Josh zniknął na całe popołudnie.
„Przynajmniej uznał, że mogę się zaopiekować dziećmi — pomyślała. - Nie boi się, że razem podpalimy dom".
Późnym popołudniem usiedli we trójkę na ganku i Carrie opowiadała o Maine i o swoich braciach. Miała zamiar powiedzieć dzieciom też o tym, że wyjeżdża następnego ranka, ale nie chciało jej to przejść przez gardło.
169
Josh wrócił godzinę po zachodzie słońca, przytuli! dzieci i kazał im iść się myć i szykować do spania.
Carrie wstała z fotela i rozejrzała się smutno dokoła. W powietrzu unosił się zapach róż. Jeszcze kilka dni temu jedynym i wszechobecnym zapachem była woń końskiego łajna. Próbowała nie myśleć o jutrzejszym dniu. Weszła do domu, a kiedy dzieci całowały ją na dobranoc, ze wszystkich sił powstrzymywała cisnące się do oczu łzy.
Dallas stojąc na szczycie drabiny odwróciła, się jeszcze.
Tatusiu, przyjdziesz niedługo?
Dzisiaj nie będę spał z tobą — powiedział Josh. — Dzisiaj będę spał w dużym łóżku.
Razem z Carrie?
Razem z Carrie — przytaknął Josh, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
Dzieci zniknęły na poddaszu.
— Nie jestem pewna... — nie bardzo wiedziała, co
miałaby powiedzieć. Że nie była pewna, czy powinni
razem spędzić noc? Czy obawiała się, że po tej
wspólnej nocy jeszcze mocniej pokocha Josha i jego
dzieci? Czy to było możliwe? Czy obawiała się, że
będzie jeszcze bardziej rozpaczała, kiedy nadejdzie
czas, by ich opuścić? Niemożliwe. Jeżeli spędzi noc
z Joshem, czy rano mąż poprosi ją, by z nim została?
Spojrzała mu w oczy — ciemne, błyszczące pożądaniem — i zapomniała o całym świecie. Wyciągnęła ramiona.
— Josh — szepnęła.
Chwycił ją na ręce i zaniósł do sypialni.
170
11
Następnego ranka Carrie otworzyła oczy, kiedy słońce stało już wysoko na niebie. Natychmiast poderwała się przestraszona. Powinna być od dawna na nogach, ubrać się... Zaraz jednak z uśmiechem opadła na poduszki i wróciła myślami do ostatniej nocy. Jeszcze czuła na całym ciele ręce Josha. Miał delikatne, czułe dłonie. Chciał gładzić ją i tulić. Całował ją i uczył pocałunków.
Nie spali aż do świtu. Nad brzegiem rzeki kochali się gorączkowo i w pośpiechu, a tej nocy z wolna, krok za krokiem poznawali się wzajemnie, oglądali i pieścili. Carrie była zafascynowana ciałem Josha, jego siłą. grą twardych mięśni pod ciemną skórą. Pytała o różne blizny i szramy, a on o niektórych jej mówił, a o innych nie. Po jakimś czasie zrozumiała, że opowiadał o swoim dzieciństwie. Nie dowiedziała się niczego o jego życiu po szesnastych urodzinach. Późniejsze lata utrzymywał w sekrecie.
Josh patrzył na nią, dotykał jej ciała i kochał ją namiętnie. Nie zadawał żadnych pytań. Carrie odpędzała od siebie myśl, że nie pyta jej o nic, bo sądzi, że wie o niej wszystko. Tej jednej nocy chciała być szczęśliwa, chciała cieszyć się chwilą, nie obchodziło ją, co przyniesie przyszłość.
W którymś momencie pośród nocy szepnęła Joshowi, że go kocha, ale on ciągle milczał, tylko przytulił dziewczynę mocniej do siebie, jakby się bał ją utracić.
Teraz leżała wygodnie, gdy nagle otworzyły się
171
drzwi sypialni i w progu stanął Josh z nieprzeniknioną, zaciętą twarzą.
Co się stało? — zaniepokoiła się Carrie. — Co z dziećmi?
Dzieci zawiozłem do brata. Twoje kufry są już załadowane. Wynająłem woźnicę, który odwiezie je do Maine. Ubieraj się, musimy już iść — i zatrzasnął za sobą drzwi.
Czy to był ten sam człowiek, z którym spędziła noc? Czy to jemu wyznała miłość?
Podniosła się z łóżka — ze swojego małżeńskiego łoża — i zaczęła się ubierać, z trudem zapinając guziki drżącymi dłońmi. Ostatnia noc nic nie zmieniła. Nie pozwolił jej nawet pożegnać się z dziećmi. Chociaż, właściwie, co miałaby im powiedzieć na pożegnanie? Że chciała odjechać? Nie mogła im też powiedzieć, że to Josh zmusza ją do wyjazdu, bo nie chciała, by dzieci miały żal do ojca. W końcu może to lepiej, że wyjeżdżała w ten sposób. Gdyby miała się z nimi żegnać, skończyłoby się pewnie na płaczu, a przecież nie mogła nikomu wytłumaczyć czegoś, czego sama nie rozumiała.
Ubrała się, spakowała do torby przybory toaletowe i wyszła przed dom, gdzie na koźle czekał na nią Josh. Z tyłu siedział obcy mężczyzna, który powitał Carrie uchyleniem kapelusza. Do wozu przywiązany był koń Josha, ale nie ten piękny ogier, który już wrócił do Hirama, lecz stara robocza chabeta. Josh obszedł wóz dokoła i pomógł Carrie wspiąć się na siedzenie, ale przez cały czas nie odezwał się słowem.
Carrie zaczęła mówić od razu, gdy tylko ruszyli w drogę.
172
Co mogę zrobić lub powiedzieć, żebyś zmienił zdanie i pozwolił mi zostać?
Nic — odparł bezbarwnym tonem. — Zupełnie nic. Zasługujesz na znacznie więcej, niż mogę ci dać. Zasługujesz...
Jak możesz mi mówić, na co zasługuję, a na co nie — przerwała mu gniewnie. — Ja sama wiem, czego chcę.
Josh zamilkł. Twarz miał nieustępliwą.
Carrie trzymała się poręczy przy siedzeniu i myślała, że jeśli on może nic nie mówić, to ona także. Ale nie mogła powstrzymać myśli; myśli o ostatniej nocy i o dniach, które spędziła z Joshem i z jego dziećmi.
— Powiedz Dallas, że napiszę do mej — zaczęła
cicho. — Powiedz jej, że przyślę więcej książek,
a dla Tema dołączę książki o morzu. On chce
zobaczyć morze. Powiedział, że chce być maryna
rzem, a Dallas na pewno będzie chciała być aktorką.
Wszystkie małe dziewczynki chcą być aktorkami,
więc nie sądzę, żebyś się musiał o nią martwić. To
dobre dziecko. Kochane dziecko. I Tern także. Nie
będzie już sprawiał kłopotów po moim wyjeździe.
Powiedz mu, że jeśli jeszcze kiedyś zobaczy tę dziką
dziewczynkę, niech jej ode mnie podziękuje i powie
jej... — wstrzymała potok słów, bo łzy dławiły ją
w gardle.
Dojechali do stacji i Josh pomógł jej zsiąść. Wpatrywała się w jego twarz, ale nie mogła na niej odnaleźć śladów smutku czy żalu. Równie dobrze mógłby właśnie dostarczać kupcowi zarobaczoną kukurydzę, jak żegnać się na zawsze z własną żoną.
— Nic cię nie obchodzę, prawda? — syknęła
Carrie. — Dostałeś to, czego chciałeś i mogę sobie
173
jechać. Od pierwszej chwili, kiedy mnie zobaczyłeś, wiedziałeś, czego chcesz, a kiedy to dostałeś, odsyłasz mnie tam, skąd przyjechałam.
— Masz rację — powiedział z lubieżnym uśmie
chem. — Od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałem,
miałem zamiar dobrać się do twojego ponętnego
ciałka. Trochę potrwało, zanim tego dokonałem,
ale udało się i teraz ty wreszcie wyjeżdżasz, a ja
mogę wrócić do normalnego szczęśliwego życia,
jakie wiodłem, zanim się tu zjawiłaś.
Gdyby tylko słyszała słowa, nie uwierzyłaby im, ale jego twarz upewniła ją, że nie kłamał. Nikt na świecie nie mógłby tak wyglądać i kłamać.
Uderzyła go w twarz. Uderzyła go mocno, a on nie próbował jej przeszkodzić. Właściwie miała wrażenie, że pozwoliłby jej bić się bez końca.
Odwróciła się, póki pozostało jej jeszcze trochę godności.
— Wracaj na to swoje żałosne poletko. Nie
potrzebuję cię tutaj. Nie chcę, żebyś ze mną czekał.
Nie chcę cię więcej widzieć.
Nie słyszała, kiedy odchodził, ale czuła to przez skórę. Czuła się tak, jakby ktoś zabierał ze sobą część jej duszy. Musiała przytrzymać się koła wozu, żeby nie pobiec za nim i nie błagać, by zabrał ją ze sobą. Z łatwością mogła sobie wyobrazić, jak chwyta strzemię jego siodła i błaga go, by pozwolił jej zostać.
„Duma — pomyślała. — Muszę być dumna. Wszyscy z rodu Montgomerych zawsze byli dumni".
Ale nie czuła dumy. Czuła się zagubiona, osamotniona i bezradna.
Słysząc kroki konia Josha, wbrew sobie samej odwróciła głowę i spojrzała na niego, siedzącego
174
prosto w siodle. Przez jeden ułamek sekundy wydawało się jej, że widzi na jego twarzy ból. Ból i rozpacz, tak głębokie, jak jej własne. Zrobiła krok w jego stronę.
Ale wtedy twarz Josha przybrała znowu ten zacięty wyraz obojętności; dotknął ronda kapelusza.
— Życzę miłej podróży, panno Montgomery
powiedział. — Niezmiernie jestem rad z pani
wizyty. — Mrugnął do niej porozumiewawczo.
Carrie odwróciła się od niego i wyprostowała ramiona, a kiedy odjeżdżał, nie patrzyła za nim.
* * w
— Nie przyjedzie? — powtórzyła Carrie. — Dyli
żans dzisiaj nie przyjdzie?
— Złamane kolo — powiedział urzędnik stacji.
Właśnie przyszedł posłaniec z tą wiadomością.
Poza tym woźnica jest kompletnie pijany. Oczywiście to mu nie przeszkadza powozić, ale nie może jechać dyliżansem na trzech kolach.
Nie, oczywiście, że nie. A kiedy przyjedzie następny dyliżans?
Mniej więcej za tydzień — powiedział mężczyzna obojętnym tonem.
Carrie odwróciła się do okna. Za tydzień? Mniej więcej?
Usiadła na zakurzonej ławeczce i zastanowiła się, co robić. Mogłaby zamieszkać w tym przerażającym budynku zwanym hotelem.
I co dalej?
Nic nie powiedziała Joshowi, ale miała bardzo mało pieniędzy. Przyjechała do Eternity z całkiem pokaźną sumą, ale zostało jej niewiele. Nie żałowała
175
ani centa, cieszyła się, że dzieci mają miły, czysty dom, tyle że teraz nie stać ją było na zamieszkanie w hotelu, mimo że był tani.
Wyciągnęła wszystkie banknoty i monety, jakie jej pozostały, i przeliczyła dokładnie. Dziesięć dolarów i dwadzieścia centów. Tyle zostało po kupieniu powrotnego biletu na dyliżans.
„Pieniądze — pomyślała. — O nich właśnie wiecznie mówił Josh, jakby były najważniejsze na świecie".
Ona ciągle mu powtarzała, że są w życiu sprawy ważniejsze niż pieniądze, a on jej nigdy nie wierzył.
Odchyliła się na oparcie ławki i zamknęła oczy. Jakim cudem ma przeżyć w tym mieście cały tydzień bez grosza przy duszy? Skąd weźmie na jedzenie, gdzie będzie mieszkała? Mogłaby poprosić ojca o pieniądze, ale to nie było takie proste. Przede wszystkim tu, na dalekim zachodzie, nie korzystano jeszcze z telegrafu, a list będzie szedł długie tygodnie, jeśli nie miesiące. Może mogłaby iść do banku i zaciągnąć pożyczkę? Co zaproponować jako zastaw? Dwadzieścia kufrów pełnych damskich fata-łaszków?
Zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Josh na pewno miałby powód do satysfakcji. Kiedy następnym razem zjawi się w mieście, usłyszy, jak panna Carrie Montgomery nie mając pieniędzy użyła nazwiska ojca i wyczarowała fortunę z powietrza. Na pewno by się złośliwie skrzywił i powiedział, że miał rację, uważając ją za całkowicie bezużyteczną. Bez pieniędzy tatusia była nikim.
Poradzę sobie sama — powiedziała głośno.
Coś pani mówiła, pani Greene? — spytał urzędnik.
176
Nie, nie — uśmiechnęła się Carrie i wstała. — Nie orientuje się pan, gdzie mogłabym tu znaleźć |akąś pracę?
Pracę? — Mężczyzna potraktował jej pytanie Jak dobry żart. — W naszym mieście? Pieniądze, które pani wydała u nas w zeszłym tygodniu, to największy obrót, jaki tu kiedykolwiek widzieliśmy. Nie ma tu żadnej pracy. Dlatego codziennie ktoś stąd wyjeżdża.
„Zachęcające wiadomości!" — pomyślała Carrie.
Z uśmiechem podziękowała urzędnikowi i opuściła budynek stacji. Na zewnątrz spojrzała w słońce i naciągnęła na dłonie rękawiczki z koźlej skórki. Skąd mogłaby wziąć pieniądze? Jak mogłaby zarobić na życie, zanim raczy się pojawić dyliżans? Spoglądając na stertę kufrów na wozie i woźnicę drzemiącego w ich cieniu, zdała sobie sprawę, że nie jest gotowa na powrót do domu i przyznanie się rodzinie, że poniosła klęskę, że zrobiła z siebie ofiarę przez pewnego mężczyznę, który dał jej kosza. Nie chciała wracać do domu i zapłakiwać się na śmierć. Już sobie wyobrażała, co usłyszy od braci: że jest rozpieszczona — oczywiście przez wszystkich pozostałych, tylko nie przez tego, który będzie jej to wymawiał. Już widziała łzy matki i smutek na twarzy ojca. Potem, oczywiście, będzie musiała przed najstarszym z braci rozliczyć się z wydanych pieniędzy. On nie będzie jej piętnował, tak jak pozostali. Nie, dla niego będzie po prostu rozczarowaniem i to będzie dużo gorsze niż wszys-tkie inne przykre przejścia.
Mocniej naciągnęła rękawiczki.
Nie, nie miała zamiaru wracać do domu jak pies z podkulonym ogonem.
177
12
Półtora miesiąca później
Przed wejściem do nowo otwartego sklepu z damską garderobą, nieco przewrotnie nazwanego „Paryżem na Pustkowiu", stało sześć eleganckich powozów, których łączna wartość przekraczała całkowite dochody Eternity. Nikt z mieszkańców miasteczka nie uskarżał się, że powozy blokują ulicę, bo klienci odwiedzający sklep z sukniami często wstępowali do magazynu handlowego, a niekiedy nawet robili drobne sprawunki w sklepie z towarami żelaznymi. Trzeba było także nakarmić i napoić konie, czym z ochotą trudnili się stajenni. Pobliski bar przyjmował mężów kobiet, które robiły zakupy W sklepie z damską garderobą. Sześć przedsiębiorczych mieszkanek Eternity otworzyło wspólnie dwie restauracje, które w porze obiadu działały pełną parą, a trzy inne panie założyły sklep Z kapeluszami, który nazywały „Po Drugiej Stronie" - usytuowany naprzeciw sklepu z sukniami. Właściciel hotelu, by sprostać zapotrzebowaniu, zaczął dobudowywać jeszcze jedno skrzydło. Aby uchronić stopy pasażerów eleganckich powozów przed zetknięciem z błotem, położono chodniki.
We wnętrzu „Paryża na Pustkowiu" pani Greene bez najmniejszej tremy zajmowała się obsługą sześciu nowych klientek jednocześnie. Wszystkie te panie były bardzo zamożne i przyzwyczajone do skupiania na sobie uwagi całego otoczenia.
178
Kiedy tylko zjawiły się w sklepie, natychmiast każda z nich dala do zrozumienia, że nie zgodzi się dzielić uwagi Carrie z którąkolwiek z pozo-stałych.
Carrie na szczęście wiedziała, czego trzeba kobiecie, która czuje się zaniedbywana. Dwie z nich poczęstowała herbatą i ciasteczkami, dwie inne usadziła wygodnie w towarzystwie największych plotkarek, jakimi dysponowało Eternity, a jednej podsunęła książki do przejrzenia. Carrie świetnie wyczuwała, komu czego trzeba. — Ten kolor jest dla pani zupełnie nieodpowiedni zwróciła się do klientki, która układała przed lustrem przód spódnicy drogiej, jedwabnej sukni. A w dodatku linia dekoltu postarza panią o dziesięć lat. Nie, nic, ta suknia zupełnie nie jest dla pani.
- Ale ona mi się podoba — powiedziała kobieta
płaczliwym głosem, po czym wyprostowała się
buntowniczo. — Podoba mi się ta suknia. Mojemu
mężowi także, więc zamierzam ją kupić.
Wszystkie panie obecne w sklepie podniosły wzrok, czekając co się teraz stanie. Carrie musiała się wycofać, bo przecież klient ma zawsze rację.
Carrie uśmiechnęła się słodko.
- U mnie jej pani nie kupi, bo nie pozwolę, by
ludzie dowiedzieli się od pani, że zgodziłam się, aby
jedna z moich klientek pokazała się światu wy
glądając jak staruszka. Moje klientki opuszczają
ten dom w pełnej krasie. Proszę, by zechciała pani
teraz zdjąć tę sukienkę i oddać mi ją.
Klientka, która do tej pory sterroryzowała właścicieli sklepów w czterech stanach, nie miała zamiaru poddać się tak łatwo.
179
— Pieniądze — uśmiechnęła się do Carrie z wyż
szością — to dziewięćdziesiąt procent władzy. Zadar
ła nos do góry i ruszyła w stronę drzwi. — Oczywiś
cie zapłacę pani, pani Greene.
Położyła rękę na klamce i w tej samej chwili poczuła, że plecy sukienki gdzieś nagle zniknęły. Obróciła się zaskoczona i oczami rozszerzonymi ze zdumienia ujrzała uśmiechniętą Carrie z wielkimi nożycami w ręku.
— Tak mi przykro — powiedziała Carrie. — Ale
sukienka jest najwyraźniej dziurawa. — Trzymała
w dłoni kawał kosztownego jedwabiu wycięty z ple
ców sukni.
Klientka rozdarta między gniewem i łzami stała w drzwiach nie wiedząc, co robić.
— Może zechciałaby pani obejrzeć śliczną suknię
w kolorze brzoskwiniowym? Będzie doskonale pa
sował do pani jasnej cery, a do tego kilka czaplich
piór we włosach... Tłumy mężczyzn będą przed
panią padać na kolana. — Ponieważ kobieta nie
ruszyła się z miejsca, Carrie wzięła ją zdecydowanie
pod ramię i poprowadziła do pomieszczenia, które
wraz z pomocnicami, na swój prywatny użytek,
nazywała Salą Odzysku.
Spojrzała na trzymany w ręku fragment sukienki i westchnęła zrezygnowana.
— Zajmij się tym — poleciła jednej z pomocnic.
Jeszcze jedna sukienka do naprawy, a przecież
wszystkie koszty takich zdarzeń musiała ponosić
sama.
„Co za głupie babsko — pomyślała. — Żadnego smaku, żadnego gustu".
Carrie uważała, że do jej obowiązków należy obrona kobiet przed ich własną bezmyślnością,
180
a jednocześnie dbałość o reputację sklepu. Wstydziłaby się pokazać ludziom na oczy, gdyby jej klientka nie wyglądała najlepiej jak tylko to możliwe".
Zerknęła na pięć dam siedzących w pierwszej sali i cierpliwie oczekujących na swoją kolej, by usłyszeć, w co się mają ubrać, i westchnęła raz jeszcze. Czasami odpowiedzialność za to wszystko wydawała jej się zbyt wielka.
— Idę na pocztę — oznajmiła swoim pomocnicom. — Zajmijcie się klientkami, a jeśli pani Miller będzie miała jakieś obiekcje co do białej sukienki, powiedzcie jej, żeby zaczekała na mnie. — Na jej twarzy pojawił się uśmiech. — Nie sądzę, żeby się sprzeciwiała po tym, co zobaczyła. Będę z powrotem... — zapatrzyła się w słoneczny blask jesieni. — Będę z powrotem, jak wrócę.
T T l'
Joshua Greene wraz z dziećmi, wszyscy troje na lej samej starej kobyle, jechał do miasta. Opuścili farmę po raz pierwszy od kilku tygodni, i prawie równie długo nie przebywali w towarzystwie innych ludzi. Hiram zaprzestał odwiedzania Josha, od k iedy szwagierka obrzuciła go jedzeniem. Trzy razy ktoś z mieszkańców miasteczka zaglądał na farmę, ale za każdym razem Josh szybko pozbywał się gościa, bo nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Dzień po wyjeździe Carrie zostawił pani Emmerling wiadomość, że jej pomoc nie będzie już potrzebna. Dobra kobieta nagotowała mnóstwo jedzenia dla Josha i dzieci i oddała pieniądze, które Carrie zapłaciła jej za resztę miesiąca.
181
Kiedy skończyła się żywność naszykowana przez panią Emmerling, Josh znów zaczął gotować. Za pierwszym razem przypalił cały posiłek. Przygotował się na wymówki dzieci, ale one zjadły w milczeniu. Zjadały wszystko, co im podsuwał, i nic nie mówiły.
Nic nie powiedziały także sześć tygodni temu, kiedy oznajmił im, że Carrie wyjechała. Długo wracał ze stacji dyliżansów do domu i miał dużo czasu, żeby wymyślić mnóstwo powodów odjazdu Carrie, które mógłby przedstawić dzieciom. Przygotował się na wielką scenę rozpaczy. Oczekiwał histerii i łez, ale nie był przygotowany na cichą rezygnację.
Oznajmił Temowi i Dallas, że Carrie wyjechała, i czekał na nieuniknioną burzę, ale dzieci tylko pokiwały głowami, jakby się tego spodziewały. Zachowywały się jak dwoje starych, doświadczonych ludzi, którzy wiedzą, że w życiu nie spotka ich już nic dobrego. Chciał im wytłumaczyć, że odesłał Carrie dla ich dobra, bo wiedział, że znudzi jej się odgrywanie roli gospodyni i opuści ich tak czy inaczej, razem z tym swoim absurdalnym karłowatym psem. Chciał im powiedzieć, że to całe szczęście, że mieszkała z nimi tylko tydzień, a nie na przykład miesiąc. I jeszcze o tym, że Carrie to księżniczka z bajki, która przyszła do nich tylko na krótki czas i właściwie nie była prawdziwa. Chciał upewnić dzieci, że zapomną o niej, zanim się spostrzegą.
Jednak ani on, ani dzieci nie mogli o niej zapomnieć. Co nie oznacza, że o niej mówili. Nawet Dallas nie zapytała, dlaczego Carrie odeszła. Josh
182
starał się wmówić samemu sobie, że niedługo wszystko wróci do normy i będzie tak, jakby Carrie nigdy nie było w ich życiu. Kiedy już będą sami, rodzina wejdzie w koleiny dawnego ustabilizowa-nego życia, jakie wiedli, nim panna Carrie Montgomery zobaczyła ich fotografię.
Jednak bez względu na to, jak często powtarzał lobie, źe niedługo zapomną o Carrie i wszystko pędzie jak dawniej, wiedział, że okłamuje samego siebie. Nic już nie będzie jak dawniej. Zupełnie nic. Ani on, ani dzieci, ani praca na farmie.
Nie chodziło tylko o to, że tęsknili za Carrie. Nawet nie o to, że sam widok domu z różami na tapetach i przed gankiem stałe ją przypominał. Chodziło o to, że zmieniła ich życie. Dała im szczęście. Nauczyła ich śmiać się, uśmiechać i śpiewać, opowiadać historie i znowu radośnie się śmiać.
Z początku Josh próbował zastępować Carrie, zmuszał się do udawania, że mu jej wcale nie brakuje, próbował prowadzić lekką, zabawną rozmowę przy stole. Dzieci także czyniły mężne wysiłki, żeby zachowywać się pogodnie, ale wszystkie starania spełzały na niczym. Pewnego wieczoru Josh poprosił Tema i Dallas, żeby pokazali mu, jak naśladują zwierzęta, ale potem bardziej krytykował niż cieszył się ich przedstawieniem, aż wreszcie dzieci siadły posmutniałe ze spuszczonymi oczyma i tak skończyła się próba wesołej zabawy.
Któregoś razu Josh z Temem znów poszli na pole i próbowali sprawić, by kukurydza zechciała urosnąć. Josh zniecierpliwiony odrzucił motykę.
Te cholerne rośliny najwyraźniej wiedzą, że Ich nienawidzę.
183
I Tem jedynie poważnie skinął głową.
Josh zabierał dzieci na ryby, ale te krótkie
| wycieczki nie przynosiły im radości. Nikt nie żar-
| tował, nikt nie rzucał wyzwań, nikt nie wymyślał
| żadnych gier czy zabaw.
| Wieczorem, w przeddzień przyjazdu rodziny
| Greene'ow do miasta, wszystko stanęło na głowie.
| Siedzieli przy stole jedząc obiad złożony ze sma-
| żonej szynki i fasoli z puszki, kiedy na zewnątrz
| usłyszeli szczekanie psa. Powinni się byli domyś-
| lić, że to nie Kichuś, bo ten pies szczekał głębo-
| kim, grubym głosem dużego zwierzęcia, ale ten ,
| fakt najwyraźniej nie dotarł do żadnego z nich
| trojga. Bez jednego słowa, bez chwili wahania,
| wszyscy trojc równocześnie zerwali się od stołu
f i rzucili do drzwi. Nie zmieścili się w nich
| wszyscy, więc zaczęli się przepychać; Dallas ude-
| rzyła brata w ramię, a Josh byłby w pośpiechu '
| odtrącił własnego syna, ale w ostatniej chwili
| odzyskał resztki zdrowego rozsądku i zdał sobie
| sprawę, co robi. Chwycił więc dzieci na ręce |
| i wypadł na dwór,
| Pies na widok trójki podekscytowanych ludzkich
| postaci pędzących w jego stronę czmychnął natych-
j miast. Był to duży, wychudzony wiejski pies i nie
| miał nic wspólnego z Kichusiem.
| Josh postawił dzieci na ziemi, usiadł na schodku
| i zapatrzył się na podwórze skąpane w świetle
1 księżyca. Jak zwykle wszyscy troje dotrzymywali
niepisanej umowy i żadne z nich nie wspomniało
słowem o Carrie, tylko Dallas zaczęła cicho
szlochać.
Ojciec bez słowa wziął ją na kolana i pogładził
po włosach. Po chwili Tem też zaczął popłakiwać,
184
a Josh wiedział, że jego syn wolałby umrzeć, niż ukazać komuś swoje łzy i stąd nietrudno było mu się domyślić ogromu jego bólu. Objął chłopca czule.
Dlaczego wyjechała? — szepnął Tem.
Bo byłem głupi, szalony i nie miałem za grosz rozumu — powiedział cicho Josh.
Dallas pokiwała główką, a Joshowi nabiegły łzy do oczu. Często go zaskakiwało, jak bardzo kochały go te dzieci. Odprawił z domu kobietę, z którą tak bardzo się zżyły, a one nic kwestionowały jego decyzji. Kochały go tak mocno, że wierzyły, iż to co robi, jest właściwe, i potrafiły pogodzić się z jego decyzją, bez względu na to, jak bardzo była dla nich krzywdząca. Kochały go i darzyły całkowitym zaufaniem.
Josh pociągnął nosem i przetarł oczy wierzchem dłoni. Carrie powiedziała, że go kocha. Czy kocha go na tyle mocno, by do niego wrócić? Uścisnął Tema.
- Myślicie, że mogłaby mi przebaczyć?
Minęła chwila, nim dzieci zrozumiały sens tych
słów, a wtedy spojrzały po sobie uśmiechnięte. Zeskoczyły z ganku i rozpoczęły szaleńczy taniec na środku podwórza. Josh nie widział ich tak rozradowanych od sześciu tygodni.
- Mam przez to rozumieć, że uważacie, iż mi
przebaczy"? — spytał z krzywym uśmiechem.
— Ona cię kocha — oznajmiła Dallas.
Josh musiał się roześmiać, bo córka wygłosiła to zdanie takim tonem, jakby sama nie mogła pojąć, dlaczego.
- Może napisałbym do niej list i wyjaśnił...
Dzieci zatrzymały się i popatrzyły na ojca. W na-
185
stępnej chwili zaciągnęły go do domu, gdzie Dallas natychmiast przyniosła pióro, atrament i papier, a Tem, z rękoma założonymi na plecach, w każdym ruchu tak podobny do ojca, zaczął dyktować, co trzeba uwzględnić w tym najważniejszym liście.
— Przede wszystkim musisz jej napisać, że ją
kochasz, dalej, że uważasz ją za najwspanialszą
osobę na świecie. Napisz, że lubisz... że lubisz jej
imię. Że podobają ci się jej sukienki i włosy.
Napisz, że łowi ryby lepiej niż ty i że pewnie lepiej
poradziłaby sobie z pracą na polu.
Josh uniósł brew.
— Coś jeszcze?
Dzieci najwyraźniej nie usłyszały ironii w tym pytaniu, a jeśli nawet, zignorowały ją całkowicie. Napisz jej, tatusiu, co my teraz musimy jeść
- powiedziała Dallas, jakby sam ten fakt wystar
czył, by Carrie zlitowała się nad nimi i wróciła.
Tern, ciągle jak miniaturowa wersja ojca, z rękoma założonymi do tylu, zmarszczył brwi, wbił wzrok w podłogę i zaczął się przechadzać w tę i z powrotem.
— Napisz jej, że przy niej się śmialiśmy. Napisz, że
jeśli wróci, będzie mogła spać rano do której zechce.
Carrie lubi długo spać. Napisz jej, że nie będę już
robił nic głupiego i nie będę uciekał. — Podniósł
wzrok na ojca. Twarz miał po dorosłemu poważną.
— Napisz, że ją przepraszasz za wszystkie niemiłe
słowa, i napisz, że jeśli wróci, będziesz ją traktował
jak królową i nie będziesz się z nią kłócił i pozwolisz
jej spać samej w dużym łóżku.
Na twarzy Josha zagościł uśmiech.
Ona eee... chyba będzie wolała spać ze mną.
Ty się strasznie rozpychasz, tatusiu - prych-
186
nęła Dallas. — I jesteś bardzo duży, a w dodatku czasami chrapiesz.
- Nie pisz jej o tym, że chrapiesz — zarządził Tem.
Oboje zamilkli i patrzyli na ojca, jakby na coś czekali. Dopiero po dłuższej chwili Josh zrozumiał, o co im chodzi, podniósł pióro i zaczął pisać.
- Jeszcze coś mam jej napisać?
Tak. Napisz, tatusiu, że nie musi widywać wujka Hirama — powiedziała Dallas. - Ja też go nie lubię.
Tem wziął głęboki oddech.
— Napisz Carrie o naszej mamie. I o tobie.
Josh odłożył pióro, chwilę przyglądał się dzieciom, a potem otworzył ramiona, uścisnął oboje i gorąco ucałował.
- Napiszę wszystko, o czym mówiliście, i jeszcze
więcej. Napiszę, jak bardzo za nią tęskniliśmy i...
i jak ją kochamy, i jak bardzo chcemy, żeby do nas
wróciła. I napiszę jej wszystko o sobie.
Tern podniósł na ojca pytające spojrzenie.
- Wszystko — przyrzekł Josh. — Możliwe, że
potem nic będzie mnie chciała, Może będzie wolała
zostać u rodziców w Maine.
Dallas wyglądała, jakby się miała rozpłakać.
- Napisz jej, że będzie mogła cię całować, gdzie
zechce.
— Chętnie — roześmiał się Josh. — A teraz do
łóżek. I nic patrzcie lak na mnie. Przysięgam, że
napiszę ten list,
Dasz nam potem przeczytać? — zapytał Tem.
Nie. To mój list, prywatna korespondencja.
— Nie zapomnisz, jej napisać, że... — zaczęła
Dallas.
187
— No, dosyć już, dosyć. Oba szkraby na górę
i do łóżek, żebym się mógł w spokoju zastanowić.
I przestańcie mi się tak przyglądać. Naprawdę
potrafię sam napisać list.
Dzieci bez słowa zaczęły się wspinać po drabinie, ale Josh miał wrażenie, że usłyszał jeszcze szept Tema:
— Bez nas nie nigdy nic zrobił porządnie!
Oparł się pokusie polemiki z synem, przy czym
tak naprawdę powstrzymała go od tego myśl, że właściwie Tern miał absolutna rację. Uśmiechnięty odwrócił się do papieru.
*
Rano Tem zasiał ojca śpiącego, z głową opartą na blacie stołu i stercie zapisanych kartek. Kiedy próbował wysunąć list spod ojcowskiego łokcia. Josh się przebudził.
— Która godzina? — zapytał pocierając dłonią
świeży zarost na policzku.
— Już późno. Pojedziemy dzisiaj wysłać list, tato?
Josh uśmiechnął się widząc błagalny wzrok syna.
— Wyślemy go dzisiaj. Wszyscy troje pojedziemy
do miasta. Kukurydzy nic już nie zaszkodzi. No
już, idź się ubrać i pomóż Dallas. Ja się przez ten
czas ogolę.
I tak następnego dnia po napisaniu listu, pojechali ca!ą trójką do Eternity.
Wjechali do miasta, które ledwo rozpoznali. Kiedy Josh był tutaj ostatnim razem — jeszcze z Carrie — miasteczko składało się z opustoszałych, brudnych ulic, a jeśli ktokolwiek się na nich poją-wiał, to tylko ludzie opuszczający to miejsce. Teraz
188
wdać było kosztowne powozy i mężczyzn w garniturach, jakich Josh nie widywał, odkąd przyjechał na Zachód.
- Czy to jest raj? — zapytała Dallas siedząca na
siodie przed ojcem.
Josh zastanowił się, czy przypadkiem nie pomylił drogi i nie trafił do innego miasta, na przykład do Denver, ale nie - rozpoznawał zbyt wiele znajomych szczegółów.
Dojechali do magazynu handlowego, gdzie jednocześnie mieściła się poczta. Tem zsiadł sam, a Josh zsadzil Dallas. Wszyscy troje z osłupieniem przyglądali się dziwnie zmienionemu miastu.
— Co tu się dzieje? — spytał Josh właściciela
sklepu wchodząc do środka. — Kiedy ostatnio tu
byłem, to miasto wyglądało jak martwe.
Zanim ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć
a ludzie mieliby wiele do powiedzenia mężowi miejscowej bohaterki, który najwidoczniej przyjechał ją odwiedzie — Dallas krzyknęła piskliwie.
Josh odwrócił się i zobaczył stojącą w drzwiach Carrie. Nie do wiary, ale była jeszcze piękniejsza niż w jego wspomnieniach. Chciał podbiec do niej i porwać ją w ramiona. Niestety, po pierwszej chwili, kiedy zdawało mu się, że zobaczył w jej oczach miłość, spojrzała na niego jak na podłychwast.
I zaraz otworzyła ramiona na powitanie dzieci, które podbiegły do niej, jakby ostatni raz widziały ją zaledwie wczoraj. Najwyraźniej nic czuły żadnego lęku, nic miały wątpliwości, czy Carrie je nadal kocha. Josh patrzył z niedowierzaniem, jak jego syn bez najmniejszego skrępowania całuje Carrie w gładki różowy policzek i przytula się do niej
189
z ufnością, Dallas po prostu wspięła się na Carrie, oplotła jej talię nóżkami i najwyraźniej zamierzała już tak pozostać.
Zarówno dzieci, jak i Carrie natychmiast zaczęli paplać jedno przez drugie, do tego wszystkiego Kichuś ujadał zapamiętale i krążył wokół nich w szaleńczym pędzie jak uprzykrzona mucha. Josh poczuł się zraniony, słysząc, że dzieci opowiadają Carrie o sprawach, o których jemu nawet nie wspominały. Tem powiedział, że szukał dzikiej dziewczynki - Josh nie miał o tym pojęcia.
A tatuś strasznie za tobą tęsknił — obwieściła Dallas. — I napisał do ciebie list.
Doprawdy? — Carrie zerknęła na Josha ponad głową Tema. — Jeszcze nie przyszedł.
Właśnie dzisiaj mieliśmy go wysłać — wyjaśnił Tem.
Carrie uśmiechnęła się do niego. Nie przypuszczała, żeby ktokolwiek mógł tęsknie bardziej, niż ona tęskniła za tymi dziećmi. Codziennie zastanawiała się, co teraz robią, i za każdym razem, kiedy je wspominała, myślała o tym, z jaką rozkoszą udusiłaby Joshuę Greene'a. Albo zadźgała nożem. Albo utopiła. Albo spędziła z nim cały miesiąc w łóżku.
Kiedy znów podniosła spojrzenie na Josha, usta miała zaciśnięte w wąska, kreskę.
Josh podszedł do niej.
Chciałbym z tobą porozmawiać — powiedział cicho.
Doprawdy? Tak samo jak w dniu, kiedy odwiozłeś mnie na stację?
Carrie, proszę cię.
Ale Carrie nie zamierzała się poddać. Ciągle
190
z Dallas na rękach minęła go i podeszła do sprzedawcy.
— Jest coś dla mnie?
Sprzedawca, który od dłuższej chwili przenosił wzrok z Josha na Carrie i z powrotem, podał jeden list Carrie i jeden Joshowi. Dziewczyna wzięła swój i ruszyła do drzwi.
Josh odebrał jej Dallas i postawił córkę na podłodze.
— Znikajcie — rozkazał dzieciom, które natych
miast wybiegły ze sklepu.
Carrie miała zamiar pójść w ich ślady, ale Josh zastąpił jej drogę.
Powiedziałem, że chcę z tobą porozmawiać.
Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy, prawda? Ja chciałam żyć z tobą i twoimi dziećmi. Bóg jeden wie, co mnie podkusiło, żeby wybrać takiego muła jak ty, który nie posłuchał ani jednego mojego słowa, no i mam za swoje. A teraz, czy zechciałbyś ustąpić mi z drogi?
Nie. Carrie, muszę ci coś powiedzieć, a ty musisz mnie wysłuchać.
Ponieważ ciągle blokował jej drogę, Carrie postanowiła udawać, że go nie zauważa. Otworzyła list i zaczęła czytać.
— Ciekawe, co też takiego mógłbyś mi powiedzieć
- rzuciła. « Raz już mnie odprawiłeś i ja nie...
- przerwała, bo nagle zdała sobie sprawę, co właśnie przeczytała. Przerażona spojrzała na męża i pociemniało jej w oczach.
Na szczęście Josh zdążył ją podtrzymać, zanim zemdlona osunęła się bezwładnie.
191
13
Carrie otworzyła oczy i stwierdziła, że leży na miękkiej sofie w ślicznym saloniku, w którym nigdy przedtem nie była. Zaczęła się podnosić.
— Cśśś... Nie wstawaj. Masz, wypij to - powie
dział Josh siedzący obok na krześle. Podłożył jej
dłoń pod głowę i przysunął do ust szklaneczkę
brandy.
Dziewczyna wzięła szklaneczkę i ulegając namowom Josha wypiła zawartość.
— Co się stało? - szepnęła. — Gdzie ja jestem?
- Rozejrzała się dokoła i zmarszczyła brwi. — Co
ty tu robisz?
Cieszę się - uśmiechnął się Josh - że już ci lepiej.
Było mi zupełnie dobrzć, zanim ciebie spotkałam — odparła Carrie, jednak bez zbytniego przekonania. Marzyła, żeby ją objął i mocno przytulił. Otworzyła sklep z sukniami i odniosła ogromny sukces, ale nienawidziła tego zajęcia z całej duszy. Tak naprawdę chciała tylko być w domu z Joshem i jego dziećmi.
Josh zajrzał w jej błyszczące oczy.
Wiesz, nie byłabyś dobrą aktorką — powiedział cichym, łagodnym głosem. — W twojej twarzy można czytać jak w otwartej księdze. - Pochylił się nad nią i pocałował w usta.
Nic zbliżaj się do mnie!
Chcę się zbliżyć do ciebie znacznie bardziej, Carrie. Najdroższa, chcę ci powiedzieć, jak cię bardzo kocham, że kocham cię z całego serca
192
i ponieważ dotąd nic dostąpiłem tego zaszczytu, chcę cię prosić o rękę.
Carrie miała zamiar go ukarać. Zamierzała udawać obojętność, chciała, żeby czuł się tak paskudnie, jak ona wtedy... Zamiast tego ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się bezradnie.
Josh spojrzał na nią skonsternowany i podał jej chusteczkę.
Myślałem, że spodoba ci się ten pomysł. — Ujął w ręce jej zmoczone łzami dłonie. -- Carrie, chyba nic masz nikogo innego, prawda? Kiedy cię tu zobaczyłem, pomyślałem... nie. miałem nadzieję, że zostałaś... że zostałaś, bo...
Zostałam — Carrie pociągnęła nosem — ponieważ nie miałam pieniędzy na powrót do domu.
Josh zaczął się śmiać i Carrie po chwili przyłączyła się do niego. Śmiejąc się ujął jej twarz w dłonie i zaczął pokrywać pocałunkami.
— Powiedz mi, że nie masz nikogo innego. Po
wiedz mi to. Och, Boże. Carrie, jak ja za tobą
tęskniłem! Zabrałaś ze sobą moją duszę. Jak lo
możliwe, żeby pokochać kogoś tak mocno w ciągu
zaledwie kilku dni? — pochylił się nad nią, prawie
wziął na ręce i całował każdy kawałek odkrytej skóry.
— Ja się zakochałam w twoim zdjęciu.
Za nimi otworzyły się drzwi saloniku.
No i jak ona się... Och, przepraszam. - Właściciel sklepu zamknął za sobą drzwi.
Lepiej wracajmy do domu — uśmiechnął się Josh. — Dokończymy to wieczorem.
Carrie usiadła oszołomiona szczęściem; poczuła zawrót głowy, przyłożyła dłoń do czoła. Josh natychmiast pchnął ją z powrotem na poduszki i przytknął jej szklankę do ust.
I — Mi>cnvi> L|Imlty
193
— Ty się źle czujesz!
Carrie nie zdołała powstrzymać uśmiechu, bo zabrzmiało to co najmniej tak, jakby miała za chwilę umrzeć.
— Jestem... - zaniemówiła nagle i utkwiła szero
ko otwarte oczy w liście leżącym na stoliku. Przy
pomniała sobie, co ją tak bardzo zdenerwowało, że
aż straciła przytomność.
Josh ze zmarszczonymi brwiami wziął list do ręki, Kiedy już razem ze sklepikarzem zaniósł Carrie do saloniku, a żona gospodarza aplikowała zemdlonej sole trzeźwiące, przeczytał ten list, i, jak słowo honoru, nie mógł w nim znaleźć nic, co by mogło tak wyprowadzić Carrie z równowagi, żeby aż zemdlała. Po prostu jeden z jej najdroższych, najdoskonalszych, bogatych braciszków bez jednej skazy zamierzał ją odwiedzić.
Carrie skończyła brandy, popiła wodą i opadła z powrotem na wznak.
— Kiedy ma przyjechać? — spytała cicho.
Josh przebiegł list wzrokiem.
— Dwunastego października. - Spojrzał na Car
rie. - Czyli jutro.
Carrie wyglądała, jakby miała za chwilę zemdleć powtórnie, więc Josh pośpiesznie dolał jej brandy.
Spójrz na to z jaśniejszej strony - powiedział z uśmiechem. — Jeszcze się nie zdarzyło, żeby dyliżans przyjechał na czas, od kiedy zaczął kursować do Eternity. Nie ma powodu przypuszczać, że twój brat dotrze tutaj w ciągu najbliższego tygodna.
Jeśli 'Ring napisał - powiedziała Carrie ponurym głosem — że przyjedzie tutaj dwunastego października, to przyjedzie. Nawet jeśli będzie
194
musiał sam przyciągnąć dyliżans, zjawi się tego dnia, na który się zapowiedział.
Czy zechciałabyś mnie poinformować, dlaczego niewinna wizyta jednego z twoich doskonałych braci zmienia kolor twojej twarzy w barwę pudru ryżowego?
A co ty wiesz o pudrze ryżowym? I, tak przy okazji, skąd tak dobrze znasz gorsety i inne części damskiej garderoby? A w ogóle, to nienawidzę cię za to, że zostawiłeś mnie samą na sześć tygodni i dwa dni i tak długo się decydowałeś, czy mnie kochasz czy nie. Gdybym wsiadła do dyliżansu do Maine, do tej pory dawno mogliby mnie zabić Indianie, Mogłabym...
Uciszył ją pocałunkiem.
Nie będziesz się teraz ze mną kłóciła. Dlaczego boisz się przyjazdu brata?
Nie sądzę, żebym miała ochotę ci cokolwiek wyjaśniać. Ty nie powiedziałeś mi nie o sobie. — Skrzyżowała ręce na piersiach i zacisnęła usta w wąską kreskę.
Ale ty przecież nie jesteś tajemnicza.
Czy to oznacza — zerknęła na niego — że nie jestem interesująca?
— Carrie, jesteś rozbrajająca.
Chwyciła go za ramię.
— Dobrze, powiem ci. Widzisz, to nie przyjeżdża
jeden z moich braci". To przyjeżdża 'Ring. Mój
najstarszy brat. Najdoskonalszy.
Josh nadal nic nie rozumiał.
— O ile wiem, każdego ze swoich braci uważasz
za chodzący ideał.
Carrie westchnęla głęboko. Jak opisać 'Ringa komuś, kto go nigdy nie spotkał?
195
Ring jcst naprawdę doskonały- Inni moi bracia... mają swoje wady. — Josh uniósł brwi z udawanym niedowierzaniem, a Carrie zrobiła do niego mine. Pocałował ją trzy razy, usiadł z powrotem na krześle i czekał na dalszy ciąg opowieści.
'Ring nigdy nie kłamie, nie oszukuje i, o ile mi wiadomo, nie ma żadnych ludzkich słabości. Wszystko potrafi zrobić lepiej niż ktokolwiek inny. Jedyne, co można o nim powiedzieć złego, to że jest najbrzydszym z moich braci. — Na twarzy Carrie pojawił się uśmiech. - 'Ring po prostu nie jest człowiekiem.
Josh przewrócił oczami.
A dlaczego tak cię przeraża przyjazd tego anioła w ludzkiej postaci?
Właściwie nie wiem. — Carrie ukryła twarz w dłoniach. — Nie będzie mu się podobało to, co zrobiłam. Na pewno jest wściekły o te papiery, którc podsunęłam ojcu do podpisu. — Wytarła nos w chusteczkę Josha i opowiedziała mu całą historię o tym, jak przemyciła pozwolenie na małżeństwo per procura w pliku dokumentów ojcowskiej firmy.
Josh osłupiał ze zdumienia.
— A kiedy twoi rodzice już się dowiedzieli, co
zrobiłaś, nie podarli dokumentów i nie zamknęli cię
w twoim pokoju na klucz?
Carrie wydmuchała nos.
— Nie, oczywiście, że nie. Moi rodzice, tak jak
bracia, zawsze pozwalają mi na wszystko. Tylko
'Ring... — znowu zaczęła płakać.
Przez chwilę Josh systematyzował nowe wiadomości na temat jej rodziny. Rozpieszczone dziecko, zawsze dostawało wszystko, czego zapragnęło. Jeśli zachciało jej się podróżować samej aż do dzikich
196
ziem Colorado, bo nielegalnie otrzymała podpis na dokumentach, które pozwoliły jej wydać się za mężczyznę, którego nie widziała nigdy w życiu, także się jej nie sprzeciwiali. Robiła co chciała.
„No i proszę — myślał Josh. — W ten sposób Carrie, śliczna jak świeży pączek róży, jedzie na zachód do mężczyzny i dwójki dzieci, dla których staje się cenniejsza niż słońce i powietrze". - Dlaczego mi się tak przyglądasz? - Myślę, że twój brat ma dużo racji. Rzeczywiście powinno się ciebie trzymać krócej.
— Nawet tak nie mów! Zupełnie jakbym słyszała
'Ringa! Zawsze mówił tacic, żeby mnie posiał do
zakonu, a przecież nawet nie jesteśmy katolikami!
Josh musiał odkaszlnąć, żeby ukryć śmiech, ale Carrie nie była na tyle nierozgarnięta, żeby się w tym nie zorientować. Zaczęła podnosić się z sofy, przysięgając że już nigdy w życiu się do niego nic odezwie.
Josh siłą posadził ją sobie na kolanach i zaczął całować. Z początku się opierała, ale w końcu przytuliła się do niego.
Już dobrze, moja najsłodsza. A teraz powiedz mi, dlaczego boisz się przyjazdu brata. — Przestał gładzić jej włosy i dłuższą chwilę bezskutecznie czekał na odpowiedź. — Boisz się o mnie, prawda? Nie chcesz, żeby twój brat się dowiedział, że wyszłaś za biednego farmera, który nie może ci kupić nawet...
Przestań! — krzyknęła mu prosto w twarz i zerwała się z jego kolan. — Mam powyżej uszu rozmów o pieniądzach. To nic ma nic wspólnego z pieniędzmi, mam ich dużo!
Pieniędzy tatusia — powiedział Josh ponuro.
Jeśli chcesz wiedzieć, to mam i swoje własne!
197
— Na widok jego zdumienia przestała krzyczeć.
— Czy zauważyłeś może przypadkiem jakieś zmiany
w tym miasteczku od czasu, kiedy tu ostatnio
byłeś"? Nie musisz mi mówić, że nie byłeś tu od
półtora miesiąca, bo doskonale wiem. Każdy
w mieście opowiadał mi o tym, jak ty i te biedne
kochane dzieci, na które nawiasem mówiąc zupeł
nie nic zasługujesz, zostaliście pustelnikami. Zga
dza się?
— Na które pytanie mam odpowiedzieć? To
o mieście czy o dzieciach?
Zgrzytnęła zębami. Żartował sobie z niej! Odwróciła się do niego plecami i spojrzała przez ramię uśmiechając się prowokująco.
Powiedziałeś, że nie ma ze mnie żadnego pożytku, pamiętasz? Powiedziałeś tak, bo nie umiem gotować i nie mam ochoty uczyć się zmywać naczyń, a wiesz, co potrafię robić naprawdę dobrze?
Wiem — powiedział takim tonem, że Carrie spłonęła rumieńcem i na chwalę straciła wątek.
Potrafię... Ach, tak, potrafię zdobyć pieniądze.
Wyjmujesz je ze skarbonki, czy odprawiasz, czary przy pomocy żabich języków?
Nie, nie, znacznie prościej. Zarabiam je swoją pracą. I jeśli jeszcze kiedykolwiek będziesz się ze mnie śmiał, panie Joshua Greene, przysięgam na moje nazwisko rodowe, że nigdy więcej nie pójdę z tobą do łóżka.
Josh zachował powagę. Mając przed sobą perspektywę takiej kary, absolutnie nie odczuwał najmniejszej ochoty do śmiechu.
Carrie usiadła i zaczęła opowiadać o powstaniu sklepu. O tym, jak zamieszkała w brzydkim hoteliku Eternity i dwa dni po tym, jak Josh zostawił ją na
198
stacji dyliżansów, spędziła pisząc cale dziesiątki listów. Pisała do żon wszystkich ważniejszych osobistości w Denver. Mieszkańcy Eternity dostarczali jej nazwiska i adresy tych mieszkańców miasta, o których wiadomo było, że mają pieniądze.
— A o czym do nich pisałaś? — zapytał Josh
wyraźnie zaciekawiony.
Opisywała tym kobietom historyjkę o tym, jak to jej bracia wrócili niedawno z Paryża i przywieźli jej tuk ogromne ilości sukien, że przez całe życie nie zdążyłaby ich nawet przymierzyć. W dodatku bracia byli na tyle nieuważni, że kupowali suknie w najróżniejszych rozmiarach, a przy tym we wszystkich kolorach i fasonach, jakie tylko były w Paryżu.
— Najskuteczniejsze wołanie o pomoc, jakie kie
dykolwiek słyszałem — powiedział Josh ze śmiertelną
powagą.
Carrie dokończyła szybko opowiadanie, wspominając o najęciu szwaczek, o wizycie pierwszych klientek i o tym, jak nie pozwalała tym pozbawionym rozumu kobietom ubierać się w to, co do nich zupełnie nic pasowało.
Tylko sobie wyobraź: jedną waży ze sto kilo i próbuje się ubierać w białe szyfonowe żaboty, u druga, chuda, niemal pozbawione biustu chuchro uparła się na czerń. Kazałam też wypychać staniki sukien, wiesz; dobry Bóg i tak dalej.
Nie, naprawdę nie wiem, o czym mówisz.
Dobry Bóg już zrobił, co mógł, teraz trzeba zawołać krawca — zacytowała Carrie.
Josh pociągnął porządny łyk brandy, ale udało mu się nie roześmiać.
Jak nazwałaś swój sklep?
„Paryż na Pustkowiu".
199
Josh, z ustami pełnymi alkoholu, prychnął prosto w twarz Carrie. Dziewczyna otarła oczy chusteczką i zmarszczyła
brwi.
Czy ty się ze mnie śmiejesz?
Nie, nie, kochanie. Oczywiście, że nie. „Paryż na Pustkowiu" to wspaniała nazwa sklepu. I doskonale pasuje do Kichusia.
Długą chwile przyglądała mu się uważnie, ale nie potrafiła zdecydować, czy mówił poważnie. Zakończyła historię opowiadaniem o tym, jak działalność jej sklepu wpłynęła na rozwój całego miasta. Spojrzała na Josha triumfalnie. Spodziewała się pochwały, a on tymczasem siedział z ponurą miną.
— Co ci się stało? Przecież udowodniłam, że nie
jestem hezużyleczna.
- To prawda. I w dodatku potrafisz zarabiać pieniądze — powiedział żałosnym tonem. — Co powie twój bral, kiedy się dowie, że wyszłaś za człowieka, który nie potrafi zarobić złamanego centa? Który nie może utrzymać własnej żony?
Mój brat nie spodziewał się, że wyjdę za mąż dla pieniędzy. Jego żona nie pochodzi z zamożnej rodziny, więc dlaczego mój mąż miałby być bogaczem? — Carrie miała czasem wrażenie, że niekiedy rozmowa z Joshem przypominała rzucanie grochem o ścianę.
Nie rozumiesz mnie, Carrie. Ale twój brat będzie wiedział, o co chodzi. Czy nie dlatego boisz się jego przyjazdu?
Nie. 'Ring będzie miał dużo do powiedzenia... o tym, że to niehonorowo oszukiwać ojca, żeby podpisał dokumenty. Poza tym, możliwe, że nasze małżeństwo nic jest całkiem legalne, bo tatuś nie
200
wiedział, co podpisuje, a ja nie jestem pełnoletnia. 'Ringowi nie będzie się podobało, że mieszkaliśmy razem tylko kilka dni, a potem pojechałam do miasta i zostałam tu sama, bez niczyjej opieki, podczas kiedy mój maż mieszkał na farmie. 'Ring jest staromodny. Uważa, że mąż i żona powinni zawsze mieszkać razem.
Josh się uśmiechnął. Nie potrafił jej wytłumaczyć, jak ważna była dla mężczyzny możliwość utrzymania żony, ale jednocześnie był to dobry sprawdzian Carrie. A za trzy lata, kiedy już będzie mógł opuścić farmę, zacznie znowu zarabiać na życie. Posadził sobie dziewczynę na kolanach.
- Jeżeli twojego brata ma martwić fakt, że nasz związek być może nie jest całkowicie legalny, wystarczy, żebyśmy wzięli prawdziwy ślub. Przepraszam, że za pierwszym razem przegapiłem noc poślubną, i obiecuję, że to się nie powtórzy. — Ujął jej twarz w dłonie i pocałował. — Zaczynam wierzyć, że naprawdę mnie kochasz. Jeżeli potrafisz mnie kochać takiego, jaki jestem teraz, może będziesz mnie kochała także później.
Nie rozumiem. — Zerknęła na niego pytająco i odwróciła się z niechęcią. — Ach tak, znowu tajemnice. Kiedy pokochasz mnie na tyle, żeby mi wszystko o sobie opowiedzieć?
Szczerze mówiąc — Josh sięgnął po list, nad którym spędził całą noc — już to zrobiłem. — Gdy go wyciągał z kieszeni, wypadł mu list, który odebrał z poczty, a teraz Carrie go podniosła. — Pisałem go przez całą noc i przyjechałem tutaj, żeby wysłać do Maine.
Carrie wyciągnęła dłoń po list, ale Josh cofnął rękę.
201
Mogę ci powiedzieć wszystko, co tam napisałem.
Nie, wolę przeczytać. Czy uczyniłeś w tym liście deklaracje dozgonnej miłości?
Tak. — Joshowi zwilgotniały oczy. — A to co takiego? — Wskazał na list, który Carrie podniosła z podłogi.
- To do ciebie. Nie ma nadawcy.
Josh rozmyślnie umieścił list do Carrie na stole, poza zasięgiem jej reki.
Lepiej najpierw przeczytam swoją pocztę. Może to któraś z moich wielbicielek? — Uśmiechając się powąchał kopertę. Miał zamiar pożar-tować sobie z Carrie, lecz nagle zrobił się trupio blady.
Josh, co ci się siało?
Josh stał się prawie zielony. Carrie zeszła mu z kolan i nalała brandy do szklaneczki. W tym tempie oboje będą niedługo zupełnie pijani.
Jednym hauslcm przełknął alkohol, wyciągnął rękę ze szklaneczką po dolewkę, i dopiero wtedy, drżącymi rękoma, otworzył list.
Wystarczyło, że rzucił na niego okiem. Carrie nigdy nie widziała mdlejącego mężczyzny, ale miała wrażenie, że właśnie nadchodzi ten pierwszy raz. Objęła Josha w pasie, położyła sobie jego rękę na ramionach i poprowadziła go do sofy.
- Josh! — krzyknęła potrząsając nim ze wszyst
kich sił. Na stole znalazła flakonik soli trzeźwiących,
więc podsunęła mu je pod nos.
Odchylił głowę w stronę oparcia. - Josh, co się stało?
Nie odpowiedział. Po prostu patrzył na oparcie miękkiego mebla i wyglądał przy tym tak. jakby się
202
właśnie dowiedział, że wydano na niego wyrok śmierci. Carrie podniosła z podłogi list i przeczytała:
„Drogi Joshuo,
trzeba, żebyś podpisał jeszcze jeden dokument i potem już będziesz wolny. Przywiozę ci go trzynastego października.
Jak się czują nasze najdroższe dzieci?
Twoja kochająca Nora,
PS.
Jak ci się podoba życie farmera? A może zmieniłeś zamiary?
Carrie przeczytała list trzy razy. Kiedy skończyła czytać po raz trzeci, drżała na całym ciele.
— Kto to — krzyknęła — kto to jest Nora?
Josh powoli odwrócił się do niej, potem usiadł.
— Wszystko wskazuje na to, że to ciągle jeszcze
moja żona — powiedział cicho.
Carrie wpatrywała się w niego, nieruchoma jak skała. Rodzina i bliscy często powtarzali, że życic nie jest łatwe, ale nigdy im nic wierzyła. Zawsze, kiedy ktoś mówił, że życie jest ciężkie, odpowiadała, iż każdy jest kowalem swego losu. Mawiała, że ludzie są szczęśliwi lub smutni z własnego wyboru, i zawsze miała na podorędziu przykłady biednych ludzi, na których spadało jedno nieszczęście za drugim, a którzy mimo to potrafili czuć się szczęśliwi, a także przykłady osób bogatych, opływających we wszystko, co zapewnia szczęśliwy żywot, a mimo to nieszczęśliwych.
Pewnego razu, gdy jako szesnastoletnia dziew-
203
czyna głosiła tę mądrość, matka poweidziała jej, że
szczęśliwi ludzie to tacy, którzy nigdy w życiu
prawdziwie nie kochali. Powiedziała, że miłość
składa się w dwóch trzecich radości, a w jednej trzeciej z niewyobrażalnego cierpienia. Że ból miłości jcst bardziej dotkliwy niż ból śmierci.
Wówczas Carrie sadziła, że matka wygłasza slogany, dopiero teraz naprawdę pojęła wagę jej słów.
— Dobrze się składa powiedziała prostując
ramiona - że jutro przyjeżdża mój brat. Będę
mogła z nim wrócić do Warbrooke.
Josh poderwał się z sofy chwycił ją za ramiona.
Byłem pewien, że rozwód jest już przeprowadzony. Myślałem, że wszystko skończyło się rok temu. Bóg mi śwadkiem, że drogo zapłaciłem za swoją wolność.
A ja sobie wyobrażałem, że jesteś wdowcem.
- Carrie zmierzyła go lodowatym spjrzeniem,
- Oczywiście nigdy nie byłam dla ciebie wystar-
czająco ważna, żebys zechciał wyprowadzić mnie
z błędu. Zechciałbyś zejść mi z drogi. Muszę wrócić
do sklepu. Zmierzyła go spojrzeniem od stóp do
głów. - Nie wszyscy z nas są życiowoymi ban-
krutami.
Josh uwolnił jej ramię; nie potrafił wymyślić żadnej rozsądnej odpowiedzi. Odsunął się i pozwolił jej wyjść.
204
II
Carrie stała przed lustrem i szczypała palcami policzki marząc, by mogła przenieść na nie trochę czerwieni z czubka nosa. Przypudrowała nos raz jeszcze. "Ringowi nie będzie się podobało, że używa pudru ani że ma czerwone oczy. Ale najbardziej nie spodoba mu się to, co miała mu do powiedzenia, Będzie wściekły
Znowu łzy napłynęły jej do oczu. Ile też mieści w sobie człowiek? Płakała przez cała noc i cały dzisiejszy ranek.
Wczoraj, po powrocie do sklepu, miała zamiar pogrążyć się w pracy. Jej bracia zawsze tak robili, kiedy coś ich rozwścieczyło. Niestety, w wypadku Carrie ta metoda nte przynosiła pożądanych rezultatów. Możliwe, że kierowanie stocznia, było bardziej absorbujące niż sprzedawanie sukien. Tak czy inaczej. Carrie nie mogła myśleć o niczym innym niż o tym, że jej mąż ma jeszcze drugą żonę. Do niedawna nie wiedziała nawet, że ta kobieta żyje, a dziś miała świadomość, że nie tylko jest żywa
i ma się dobrze, ale w dodatku zgodnie z literą prawa ciągle jest żoną Josha.
Josh najwyraźniej nie kochał Carrie wystarczająco mocno, by opowiedzieć jej o takich szczegółach swojego życia
Wczoraj, dwie godziny po tym, jak zostawiła
Josha zjawiła się w sklepie Dallas razem z Temem.
Carrie próbowała otrzeć oczy, by dzieci się nie ,
zorientowały, że płakała — na próżno. Zauważyły |
od razu. |
205 |
Tem zapytał, czy przeczytała list jego ojca. Mając
ciągle w głowie list od Nory, Carrie odrzekła, że
owszem, przeczytała go i właśnie z powodu tego
listu będzie musiała opuścić Colorado już na zawsze.
Wychodzcę ze sklepu dzieci wyglądały jak para starych, zmęczonych ludzi, którzy widzieli w życiu
zbyt wiele.
Carrie poszła do maleńkiego domku, który wy-
najmowała na tyłach sklepu, i szlochała tak długo,
aż płacz utulił ją do niespokojnego snu. A jeśli
chodzi o kobiety, które zostały w jej sklepie to nic
ją one nie obchodziły. I to zarówno klientki, jak
i te, które dla niej pracowały.
Teraz musiała wyjść na stację na powitanie brata,
chociaż Ring był ostatnią osobą,chciałaby
dzisiaj spotkać. Może nawet nie powie: „A nie
mówiłem?'', ale będzie to widać w jego oczach,
Zawsze uważał, że była niepoważna i że cała rodzina
Zbytnio folgowała jej zachciankom, no i teraz
wszystko wskazywało na to, że najwyraxniej miał
rację.
Założyła czepek, ale wstążki związała byle jak,
zamiast w wesołą kokardkę, jak to robiła zazwyczaj.
Było jej zupełnie obojętne jak wygląda.
Idąc na stację nie odpowiadała na przyjazne
pozdrowienia przechodniów. Chciała tylko mieć to
już za sobą. Spotkać się z bratem i poprosić go,
żeby się zajął jej powrotem do Maine.
"Gdzie znowu będę rozpieszczanym dzieckiem
- pomyślała. - Małą maskotką.
Gdzie nie będę imała własnej rodziny, ani mężczyz-
ny, który mnie po prostu kocha"
Choć właściwie przecież nie miała tego nawet
wtedy, kiedy się jej zdawało, że ma
206
Znalazłą się na stacji pół godziny przed przyjaz-
dem diliżansu.
Urzędnik uśmiechnął się do niej.
- Ten dyliżans nie przyjechał na czas od wielu
lat i dzisiaj też się spóźni. Wiem, że mieli jakieś
kłopoty z Indianami. Prawdopodobnie przyjedzie
dopier za kilka dni.
- Mój brat przypilnuje - nawet nie spojrzajła na
swego rozmówcę - żeby zjawił się tu punktualnie
- powiedziała matowym głosem i siadła na łąweczce.
Urzędnik wybuchnął smiechem i opuścił budynek,
zapewne po to, by opowiedzieć innym mieszkańcom
miasta tę nieprawdopodobną historię.
- Mój Boże - szepnęła Carrie. - Gdyby ta
Nora nie była jegożoną. - Zapatrzyłą się w ścianę.
Josh usiadł obok i chciał wziąć Carrie za rękę,
ale dziewczyna wrwała mu dłoń. Chwycił ją za
ramiona i odwrócił twarzą do siebie.
- Carrie nauczyłem się czegoś od ciebie. Nie
wolno się poddawać. Nigdy.
- Czasem tzeba - próbowałą się uwolnić z jego rąk,
ale nie mogła.
- Nie powiedziałem ci o Norze, bo byłem pewien,
że już na zawsze zniknęła z mojego życia.
Tylko dlatego. Czytałas list. Sadziłęm, że rozwód
został już przeprowadzony, byłem przkonany, że
podpisałem wszystkie niezbędne dokumenty. Myś-
lałem, że dałem jej wystarczająco wiele, by nawet
ona czuła się usatysfakcjonowana.
- Co jej dałeś? Cała swoją miłość?
- Nora nie chciała miłości. Chciała pieniędzy.
Oddałem jej wszystko co do centa. Sprzedałem
nawet ubrania, byle tylko uwolnić od niej siebie
i dzieci, ale ona ciągle chciała więcej.
- Chciał ciebie.
- Ty - uśmiechnął się Josh - jesteś jedyną
kobietą, która chce po prostu mnie. Chcesz
mnie mimo mojego paskudnego charak-
teru nieudolnej pracy na polu. Chcesz
mnie i moich dzieci, i wszystkiego, co
się z nimi wiąże, a nie tego, co ci mogę
dać - poza sercem pełnym miłości.
- Przestań - powiedziała carrie cicho, bo
czuła, że zaraz znowu się rozpłacze.
- Carrie, wybacz mi proszę. Przebacz mi, że
źle cię oceniłem i że miałem cię za głupiut-
kie stworzenie. - Uśmiehcnął się widząc
niemy protest w jej oczach.
- Nie możesz mnie za to winić. Jesteś o wie-
le za ładna, żeby jakikolwiek mężczyzna
podejrzewał istnienie mózgu w tej ślicznej
główce. A przy tym ja wiedziałem z doś-
wiadczenia,że łądne dziewczęta myślą
wyłącznie o sobie.
- Czy twoja żona jest ładna?
- Moja była żona. Nie, Nora właściwie
nie jest łądna. - Rozwiązał wstążki
zaciśnięte pod szyją Carrie i ułożył je
we wdzięczną kokardkę.
- Nie kocham Nory. Nie jestem pewien,
czy kiedykolwiek ją kochałem.
- Ale jest matką twoich dzieci.
- Nie czułem do niej nienawiści.
Słysząc to Carrie zaczęła się podnosić, ale
Jpsh posadził ją z powrotem.
- To nie ma teraz żadnego znaczenia. Ko-
cham ciebie, chcę, żebyś za mnie wyszła i
została z nami. Przecież tego własnie prg-
nęłaś od pierwszej chwili, kiedy nas
zobaczyłaś, prawda? - Carrie znowu
zaszkliły się oczy.
- Ja...myślę, że cię nie kocham. Oszukałeś
mnie.
- Nie oszukałem. Byłem pewien,że roz-
wód jest
już prawomocny. Ten wczorajszy list był dla mnie takim samym zaskoczeniem jak dla ciebie, — Nie doczekawszy się odpowiedzi przyciągnął dziewczynę do siebie, ale ona dopiero po dłuższej chwili również przytuliła się do niego.
- Moj brat,.. — zaczęło Carrie, Pogładziła ją po włosach.
- Ja się nim zajmę, dobrze?
— Ty go nie znasz. Będzie naprawdę wściekły,
kiedy się dowie, że wyszłam za mąż za żonatego
mężczyznę.
- Nie mówiąc już o tym, ze nosisz w sobie jego dzicko - powiedział Josh miękko.
Carrie wstrzymała oddech. Właściwie nie musiała pytać, skad wie, bo od kiedy zemdlała trzy razy w ciągu ostatniego tygodnia, całe miasto domyślało się jej odmiennego stanu.
Chcesz żebym z tobą została bo urodzę twoje dziecko?
- Tak, tak. Oczywiście. Dziecko, to jedyny powód. Jeszcze się nie zorientowałaś, że kolekcjonuję dzieci? Świetnie sobie z nimi radzę. W moim towarzystwie idą przez świat uśmiechniete od ucha do ucha. Przy tym, rzecz jasna, niemożliwe, żebym chciał być z tobą po prostu dlatego, że na samą myśl o zyciu bez ciebie czuję się nieaszczęśliwy. Carrie - szepnął - nie opuszczaj mnie, proszę
Carrie przytuliła się do Josha, a on pocałował ją, delikatnie, czule.
— Kiedy twój brat już przyjedzie, dzisiaj czy
jutro, wszystko jedno, kiedy ten dyliżans tu dotrze
położył juz palec na ustach, bo chciała mu przerwać - zdaj się na mnie. Zrobię wszystko, żeby miał nas za najszczęśliwszą parę świata.
209
Nawet się nie domyśli, że kiedykolwiek coś się między nami nie układało. Kto wie, może dyliżans się spóźni, nawet i o trzy dni. Przez ten czas Nora zdąży przyjechać i odjechać, a my weźmiemy ślub i wszystko będzie wspaniałe — z wyjątkiem mojej kukurydzy.
— Twoja zarobaczona kukurydza absolutnie nie
będzie 'Ringa obchodziła, jeśli ja będę szczęśliwa...
— spojrzała na zegarek. — Dyliżans powinien tu być
za dziesięć minut. I będzie tu za dziesięć minut,
a razem z nim — mój brat.
— No dobrze — Josh uśmiechnął się protek
cjonalnie — kiedy już przyjedzie, ja się nim zajmę.
Jeśli będzie chciał, żebyśmy się ponownie pobrali,
zatrzymamy go, aż Nora odda mi ten dokument.
Wystarczą na to dwadzieścia cztery godziny.
— Wziął ją pod brodę i uniósł do góry. — Spróbujesz
mi wybaczyć Norę? Nie chciałem ci mówić o swojej
małżeńskiej porażce. Nie powinnaś mnie chyba za
to winić. Mam wrażenie, że już z powodu kukury
dzy wyszedłem na wystarczająco pechowego nie
udacznika.
Nie jesteś nieudacznikiem.
Nie masz pojęcia, ile dla mnie znaczy, że tak myślisz. — Pocałował ją. — Pierwszy raz od czasu, kiedy zostałem zaprzężony do pracy na tej cholernej farmie, patrząc w twoje oczy nie czuję się przegrany.
Wiedziałam, że mnie potrzebujesz.
A ja byłem za głupi, żeby to zrozumieć — nachylił się, by ją pocałować, ale Carrie podniosła czujnie głowę, nasłuchując uważnie.
Jedzie dyliżans. — Uwolniła się z objęć Josha, wstała i wyszła przed budynek stacji.
Josh został na ławce. Uśmiechnął się rozczulony.
210
Miała tyle zaufania, tyle wiary w ludzi. Była przekonana, że dyliżans pojawi się dokładnie o czwartej.
Kiedy całkiem już wyraźnie słychać było nadjeżdżający powóz, Josh wyszedł na zewnątrz. Carrie stała na końcu podjazdu, skąd miałaby najlepszy widok, gdyby dyliżans rzeczywiście przyjechał.
Josh popatrzył w kierunku, z którego dochodził turkot, i stwierdził, że nadjeżdżający pojazd rzeczywiście wyglądał na dyliżans. Zerknął na zegarek Carrie.
Nie uda im się. Za dwie czwarta, a są jeszcze daleko.
'Ringowi się uda — oznajmiła Carrie ze spokojem.
Większość mieszkańców Eternity wyległa ze sklepów i domów ciekawa interesującego fenomenu, jakim byłby dyliżans przybywający w oznaczonym czasie. Josh z coraz większą fascynacją spoglądał ponad głową Carrie na woźnicę szaleńczo trzaskającego z bicza. Mężczyzna stał na skrzyni i poganiał konie tak, że można było niemal słyszeć ciężki oddech zwierząt pędzących galopem. Zazwyczaj woźnica — niemal zawsze pijany — prowadził konie do miasta wolniutko, prawie spacerowym krokiem, nie przywiązując najmniejszej wagi do rozkładu jazdy.
Może im się udać — powiedział Josh wstrzymując oddech.
Ależ oczywiście — odparła Carrie. — Czwarta to czwarta.
Josh patrzył rozszerzonymi ze zdumienia oczyma, jak dyliżans wynurzył się z chmury kurzu. Jeśli się nie mylił, to z boków i dachu powozu sterczały strzały. Rozejrzał się po rosnącym tłumie i zobaczył, że ludzie pokazuję sobie dyliżans palcami.
21J
Co do minuty, dokładnie o godzinie czwartej, wielki dyliżans z piskiem i zgrzytem zahamował przed podjazdem. Z dachu powozu wystawały strzały, a ściany nosiły ślady po kulach. Z tyłu przywiązany był do pojazdu piękny koń pod siodło.
— Co się stało? Co się stało? — wołali do woźnicy
wszyscy zgromadzeni.
Josh odniósł wrażenie, że nigdy w życiu nie widział bardziej wyczerpanego człowieka niż woźnica. Wyjątkowo był całkowicie trzeźwy, miał ciemne sińce pod oczyma, przynajmniej tygodniowy zarost i dziwnie opuszczony lewy kącik ust.
— Och, a co to się nie zdarzyło! — Woźnica
niepewnie zsunął się z kozła. — Zaatakowali nas
złodzieje. Potem banda Indian goniła pijanych
kowbojów i cała ta zgraja wpadła na nas. Potem
znaleźliśmy się w stadzie przerażonych bawołów.
Wszystko przeżyliśmy, wszystko!
Woźnica zaczął znajdować przyjemność w skupionej uwadze słuchaczy, więc spodobało mu się opowiadanie przygód.
— Na szczęście jechał z nami jeden zwariowany
facet. Jakiś Montgomery.
Carrie posłała Joshowi spojrzenie oznaczające „A nie mówiłam?"
— Ten człowiek powiedział — ciągnął woźnica
że musi trzymać się planu. Mówi mi, że napisał komuś, kiedy będzie w Eternity, i że chce tam być na czas. Przysięgam wam, to prawdziwy wariat. Jechaliśmy ze sto kilometrów na godzinę i wtedy
możecie mi wierzyć, albo nie — ten człowiek dał nura przez okno, wskoczył na swojego konia i sam, samiuteńki odgonił od nas stado bawołów. Nie chciał, żebym zwolnił, kiedy wsiadał z powrotem.
212
A potem, jak napadli na nas ci kowboje, poprze-strzelal im kapelusze. Indianom się spodobało takie przedstawienie i aż przestali do nas strzelać. Mówię wam, ten człowiek to wariat!
Przez ten czas zdążył rozłożyć schodki i otworzyć drzwi dyliżansu. Minęła długa chwila, zanim ze środka zaczęli wysiadać podróżni. Przedstawiali sobą opłakany widok: brudni, wystraszeni, kobiety ze śladami łez na policzkach. Wyglądali jakby ktoś ciągnął ich na końskim dyszlu całą drogę z Maine do Colorado.
Dwie kobiety w zgniecionych, poszarpanych sukniach, roztrzęsione rzuciły się z powozu prosto w objęcia tłumu. Inna, z treską zsuniętą na ucho, wyglądała, jakby jej wyrósł przedziwny guz na głowie.
Następnie wyszło z dyliżansu trzech mężczyzn, wcale nie mniej przestraszonych niż kobiety. Jeden z nich miał krwawy ślad na rękawie, drugi trzy dziury w kapeluszu. Trzeci usiłował zapalić cygaro, ale ręce tak mu drżały, że nie mógł przytknąć zapałki. Kiedy jeden z mieszkańców miasteczka podszedł do niego i zaproponował pomoc, mężczyzna rzekł:
Potrzebny mi jeden głębszy,
Który to twój brat, Carrie? — spytał Josh, zdziwiony, że dziewczyna nie poszła witać żadnego z wysiadających mężczyzn. Nie odpowiedziała mu, tylko uparcie wpatrywała się w drzwi dyliżansu.
Wreszcie ukazał się w nich ostatni pasażer. Miał chyba ze dwa metry wzrostu, był proporcjonalnie zbudowany, fantastycznie przystojny i ubrany w nieskazitelnie czarny garnitur, który Josh wprawnym okiem wycenił na całkiem niebagatelną sumkę. Nie wydawał się przestraszony ani zdenerwowany, jak
213
inni pasażerowie, lecz zupełnie spokojny i wręcz wypoczęty, jakby właśnie wrócił z niedzielnej przechadzki, a nie zakończył najeżoną niebezpieczeństwami podróż dyliżansem.
Wszedł na podjazd i uśmiechnął się do zgromadzonych w pobliżu ludzi. Jedna z pasażerek spojrzała na niego i wybuchnęła płaczem, kryjąc twarz na ramieniu jakiejś starszej kobiety.
Przybyły sięgnął do kieszeni na piersi, wydobył z niej cienkie cygaro i pewną ręką potarł zapałkę. Zaciągnął się głęboko i, jakby nieświadom prawie setki zafascynowanych spojrzeń, strzepnął z ramienia wyimaginowany pyłek.
— Chcesz jeszcze zgadywać, który to 'Ring?
— spytała Carrie markotnie.
Josh uspokajającym gestem wziął ją za rękę.
'Ring odwrócił się w stronę siostry, jakby nie miał nigdy najmniejszych wątpliwości, że będzie właśnie tam, gdzie stała.
— Witaj, maleńka — powiedział cicho, a Carrie
podbiegła do niego.
Chwycił siostrę w mocne ramiona i uściskał szaleńczo na oczach wszystkich mieszkańców miasteczka. Ci wówczas uznali, że jeśli ten człowiek, ten na poły potwór, na poły bohater, jest znajomym Carrie, skłonni są go zaakceptować. W końcu przecież Carrie zapewniła im pracę.
— Niech no ci się przyjrzę — powiedział 'Ring
stawiając ją na ziemi. Był od niej prawie dwukrotnie
większy. Ogromną dłonią pogładził ją po policzku.
Josh nigdy przedtem nie zaznał uczucia zazdrości. Zawsze wierzył, że każdy powinien żyć swoim własnym życiem i nigdy nie próbował nikomu
— dziecku, kobiecie ani mężczyźnie — dyktować, co
214
ma robić. A teraz zdał sobie sprawę, że nigdy przedtem nie był zakochany. Właśnie teraz nie mógł patrzeć, jak ten facet dotyka Carrie i nie miał najmniejszego znaczenia fakt, że to był jej brat.
Podszedł bliżej do Carrie i wziął ją zaborczo pod ramię, jakby tym gestem ogłaszał swoją własność.
Carrie zerknęła na męża. 'Ring był od niego nieco wyższy, ale z pewnością nie bardziej przystojny. Właściwie to Josh był tysiąc razy przystojniejszy od 'Ringa.
'Ring przyjrzał się obojgu, zwrócił uwagę na to, jak Josh, z zaciśniętymi ustami, trzyma Carrie pod ramię — jakby był gotów wyzwać 'Ringa do walki, gdyby okazał się na tyle nieostrożny, by dotknąć choć jednego włosa na głowie dziewczyny. Dostrzegł, jak Carrie patrzy na Josha, jakby był najdzielniejszym, najwspanialszym człowiekiem na ziemi i już wiedział wszystko, co chciał wiedzieć. Przyjechał tu aż z Maine, żeby się przekonać, czy jego siostra kocha z wzajemnością człowieka, którego wybrała. Znał już odpowiedź. Na dobrą sprawę mógłby z powrotem wsiąść do dyliżansu i wracać do własnej żony i dzieci.
Uśmiechnął się do siostry i Carrie odpowiedziała mu niepewnym uśmiechem. Ten uśmiech zasygnalizował 'Ringowi, że coś jest nie w porządku — Carrie nigdy nie potrafiła udawać.
Niegdyś 'Ring wszelkimi sposobami starał się nauczyć ją gry w pokera, ale kiedy tylko dostawała dobrą kartę, była tak uszczęśliwiona, że nie potrafiła tego ukryć.
'Ring odgadł, że kłopoty nie mogą być poważne, bo w końcu najbardziej liczyło się to, czy się kochali. Stali blisko jedno obok drugiego, jakby się
215
obawiali, że 'Ring jest wysłannikiem jakichś złych mocy, które będą próbowały ich rozdzielić.
— Pan pozwoli, że się przedstawię — powiedział
Josh wyciągając rękę. — Nazywam się Joshua Greene.
'Ring uścisnął dłoń swojego szwagra i nagle uświadomił sobie, że gdzieś już go widział.
Czy my się już gdzieś nie spotkaliśmy?
Z pewnością nie — odparł Josh gładko.
„On byłby dobrym pokerzystą — pomyślał 'Ring. — Nikt by nie odgadł, jakie ma karty. Nawet zmrużeniem powieki nie zdradzi emocji. Mówi ludziom tylko to, co chce im przekazać".
Może się pomyliłem — zgodził się 'Ring. Miał nadzieję, że zrobił to równie gładko, choć wątpił, czy mu się udało. Zwrócił się do Carrie: — Chciałbym wziąć kąpiel.
Tak, tak, oczywiście. Zarezerwowałam ci pokój w hotelu, tylko niestety nie jest taki, do jakich jesteś przyzwyczajony.
'Ring chętnie ucałowałby siostrę i śmiał się z jej tremy, ale Josh pilnował Carrie jak drapieżny ptak. 'Ring zaczął się zastanawiać, czy on sam też jest taki zaborczy w stosunku do własnej żony.
— Na pewno jakoś sobie poradzę — oznajmił
pogodnie. — Może zjemy dziś razem kolację, a jutro
zapoznacie mnie z dziećmi?
Carrie czuła, że zaczyna jej się robić słabo. Nie mogła dłużej znosić niepewności.
— 'Ring, dlaczego tu przyjechałeś? Nie chcę
wracać do domu.
Choć 'Ring był przekonany, że to niemożliwe, Josh przysunął się do Carrie jeszcze trochę bliżej.
— Myślałaś, że przyjechałem tu po to, żeby cię
zabrać do domu?
216
Sam rozumiesz, te dokumenty... no wiesz...
Te, które ojciec podpisał nie wiedząc co robi? Carrie patrzyła na czubki własnych butów. 'Ring patrzył na Josha. Gdzie on już widział tego
człowieka?
Masz mnie za strasznego nikczemnika! Owszem, to prawda, że przyjechałem, bo twoje małżeństwo jest nieważne w obliczu prawa, ale również dlatego, że mama chce wiedzieć, czy jesteś szczęśliwa, Dała mi dla ciebie swoją suknię ślubną i chce, żebyś w niej została mężatką. Prosiła też o fotografię swojej córki i zięcia. Pozwoliłem sobie zorganizować ceremonię zaślubin na jutrzejsze popołudnie. Zamówiłem różowe róże. Mam nadzieję, że to właściwy wybór i że nie napotkamy żadnych przeszkód, bo naprawdę muszę wracać do domu jak najszybciej.
Tak — powiedziała niepewnie Carrie. — Chyba nie będzie żadnych przeszkód.
To dobrze. — 'Ring wziął swój bagaż, który woźnica zrzucił z dachu dyliżansu. — Możemy iść? — Przepuścił przed sobą Carrie, żeby poprowadziła go do hotelu.
Ja mu powiem — szepnął Josh. — Mężczyzna ma...
Nic nie mów — przerwała Carrie cicho. — On ma w rękach mój los. O ile znam 'Ringa, przyjechał tu z pełnomocnictwami ojca i jest moim prawnym opiekunem. Mam nadzieję, że twoja... —przełknęła ślinę — twoja żona przyjedzie jutro wcześnie, żebyśmy się mogli pobrać, tak jak 'Ring zaplanował.
217
15
Zabierze mnie do domu — obwieściła ponuro Carrie. Razem z Joshem siedziała w hotelowym pokoju 'Ringa czekając, aż brat wyjdzie z kąpieli.
Mogłabyś już przestać to powtarzać? Zaczynasz mnie nudzić. Jak ty to sobie wyobrażasz? Porwie cię omotaną pledem? Bo tak musiałby zrobić, gdyby chciał mi cię odebrać, a i wtedy pojechałbym za tobą.
Carrie siedziała na sofie i wpatrywała się w wytarty, przykurzony dywan.
— Musimy go przekonać — powiedziała — że
wszystko jest w najlepszym porządku. Nie może się
zorientować, że cokolwiek między nami jest nie tak
jak trzeba.
— Między nami wszystko jest tak jak trzeba.
Carrie spojrzała na niego.
Poza tym drobiazgiem, że ty jesteś żonaty, a ja noszę dziecko poczęte w grzechu. Nie znasz 'Ringa. To chodząca moralność. Będzie zgorszony, jeśli dowie się prawdy.
Mam wrażenie — uśmiechnął się Josh — że źle oceniasz swojego brata. Myśłę, że jest znacznie bardziej iudzki, niż ci się wydaje.
Też coś! Jeżeli 'Ring w ogóle miewa jakieś ludzkie odczucia, to skrzętnie ukrywa je przed światem.
Josh się roześmiał.
— Mężczyźni nie potrafią zbyt dobrze skrywać
swoich uczuć. On kocha cię do szaleństwa. Mogę
nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest najłagod-
218
niejszym z twoich braci, jeśli chodzi o ciebie. On da ci wszystko, czego zechcesz, on zrobi dla ciebie wszystko, o co go poprosisz. Jeśli zechcesz poślubić kominiarza, będzie szczęśliwy mogąc ci w tym pomóc.
Co ty tam wiesz! — burknęła Carrie. — 'Ring jest...
Tak? Kim jestem, droga siostrzyczko? — podchwyci! 'Ring wchodząc do pokoju. Był wykąpany i miał na sobie idealnie odprasowany garnitur. Carrie i Josh wyglądali przy nim, jakby od tygodnia się nie przebierali.
Jesteś moim najdroższym bratem — dokończyła Carrie i stanąwszy na czubkach palców ucałowała go w gładko ogolony policzek.
Piękne jabłko, ale zgniłe w jądrze. O, jakże piękny fałsz przybiera postać!
Co ty mówisz?
Gdybyś tylko zadała sobie trud skończenia szkoły, wiedziałabyś bez pytania, że to Szekspir. Idziemy na kolację?
Carrie i Josh poszli przodem. Poprzedniego dnia wieczorem dziewczyna wysłała jedną ze swoich pomocnic do hotelu, z zadaniem zorganizowania najlepszego posiłku, jaki mógł zaoferować Eternity Hotel i teraz szła na kolację pełna obaw, jak to wszystko wypadnie:
Stolik dla trzech osób przygotowano w przeszklonej wnęce i Carrie, gdyby tylko nie była tak zdenerwowana, na pewno roześmiałaby się na ten niecodzienny widok. Kelnerzy, zamiast zwykłych ubrań, które — sądząc po wyglądzie — wyciągnęli rano spod łóżek, dziś wystrojeni byli w garnitury,
219
w większości najwyraźniej pożyczone. Każdy z nich miał serwetkę przerzuconą przez ramię, zupełnie w stylu francuskim, tyle że żadna z nich nie była zbyt czysta ani wyprasowana.
Skoro tylko usiedli, jeden z kelnerów podszedł do 'Ringa i nalał mu łyk wina. W pewnej chwili zorientował się, że w szkle coś pływa, więc chlusnął płynem na podłogę i nalał ponownie. Carrie widziała unoszące się na powierzchni napoju drobiny korka oraz cieniutki płatek sreberka na dnie. Wstrzymała oddech widząc, jak brat umoczył w winie usta.
Była pewna, że zrobi to, co zrobiłby w domu: oznajmi, iż to wino nie nadaje się do picia.
Ku jej zdumieniu 'Ring uśmiechnął się do kelnera i powiedział:
Dobre wino to dobra, niewinna istota, kiedy odpowiednio użyta.
Kelner, który pomagał w stajniach, jeśli nie było gości w hotelu, nie miał najmniejszego pojęcia, o czym mówił 'Ring, ale oddalił się z uśmiechem. Po chwili na stole zaczęły się pojawiać pierwsze dania.
Carrie bez apetytu dziobała jedzenie widelcem.
— Czym się pan właściwie zajmuje, panie Greene? — spytał 'Ring.
Carrie zaniepokojona spojrzała na Josha. Powiedziała mu co prawda, że 'Ringa nie obchodzi, czy jej mąż jest bogaty, ale z drugiej strony, mężczyźni przywiązują niekiedy osobliwą wagę do spraw finansowych. Miała nadzieję, że Josh okaże tyle zdrowego rozsądku, by powiedzieć, iż jego farma jest nieco... bardziej imponująca niż była w rzeczywistości.
220
— Tłucze robaki — oznajmił spokojnie Josh.
— Mam ich całe pole.
Carrie prawie jęknęła.
Rozumiem — powiedział 'Ring. — Coś poza tym?
Mam parę chrząszczy i całkiem niezłe uprawy chwastów, ale moja specjalność to hodowla robaków. Są dorodne i tłuste. Zjadają każde ziarenko kukurydzy, jakie urośnie na mojej ziemi.
O ty chwaście,
Tak wdzięcznie piękny, tak słodko pachnący,
Że aż odurzasz; bodajbyś był nigdy
Na świat nie przyszedł!
— 'Ring — Carrie zignorowała potok wierszowanej
deklamacji brata. — To nieprawda, że Josh hoduje
szkodniki i chwasty. No, w każdym razie, niezupełnie
prawda. Josh wiele rzeczy robi bardzo dobrze.
Mężczyźni jednocześnie obrócili się ku niej, obaj z takim samym wyrazem żywego zainteresowania na twarzy.
— Wyjaśnij mi, najdroższa, co potrafię robić
— poprosił Josh.
Carrie obrzuciła go gniewnym spojrzeniem. Najwyraźniej świetnie się bawił. Ciekawe, że jak gościli jego brata, było to poważne przedsięwzięcie, natomiast teraz, kiedy jej własny, nieco kłopotliwy brat przyjechał w odwiedziny, Josh traktował to jak doskonałą zabawę.
Josh kocha swoje dzieci — zwróciła się do brata. — Kocha mnie i ja kocham jego.
Ona nie ma żadnego powodu, żeby mnie kochać — uśmiechnął się Josh do 'Ringa. — Po prostu kocha i już.
221
'Ring odpowiedział mu uśmiechem.
Nie inna racja jak racja kobieca: Tak sądzę o nim, bo tak o nim sądzę.
— Dokładnie tak. — Josh wydawał się całkowicie
oczarowany 'Ringiem. — Jeszcze kropelkę trunku,
szwagrze?
'Ring uniósł kieliszek.
O, ty niewidzialna potęgo wina! Jeżeli jeszcze nie wynaleziono godnej ciebie nazwy, bądź nazwana szatanem.
— 'Ring, co ci się stało? — zdenerwowała się
Carrie. — Nie potrafisz już nic powiedzieć normal
nie, bez tej idiotycznej poezji?
'Ring rzucił jej żałosne spojrzenie.
Sztylety z ust jej wychodzą, każde jej słowo przebija. Gdyby jej oddech tak był jadowity jak jej wyrazy, ani podobna byłoby żyć w jej sąsiedztwie, zaraziłaby powietrze do północnego bieguna.
Dosyć! — krzyknęła Carrie i walnęła pięścią w stół. — Co się z wami dzieje?
Sam nie wiem... — 'Ring potrząsnął głową, jakby się budził z zamroczenia. — Od chwili kiedy wysiadłem z dyliżansu, myśli mam pełne różnych cytatów z Szekspira. Pod prysznicem próbowałem wcielić się w Hamleta.
Możesz to robić w domu — powiedziała rozgniewana. — A teraz chciałabym spędzić trochę czasu z moim bratem i z mężem, a nie z dwoma lichymi aktorzynami.
'Ring otworzył usta i najwyraźniej miał zamiar zacytować coś jeszcze, ale się rozmyślił.
— Zaczęłaś mi opowiadać — odezwał się z poważ-
222
nym wyrazem twarzy — o swoim mężu. Skończyliśmy, zdaje się, na robakach.
— I chwastach — dorzucił Josh.
Carrie siedziała przy stole i przyglądała się obu mężczyznom. Nie miała pojęcia, co tu się dzieje, ałe miała wielką ochotę wstać i zostawić ich samych. Obaj siedzieli rozparci na krzesłach, szeroko uśmiechnięci i najwyraźniej zadowoleni z siebie, tak jak to potrafią tylko mężczyźni — jakby byli lepsi po prostu dlatego, że urodzili się mężczyznami.
Przepraszam cię, kochanie. — 'Ring sięgnął nad blatem stolika i uścisnął jej dłoń. — Chyba już odzyskałem kontrolę nad cytowaniem poezji. Opowiedz mi teraz wszystko o sobie.
Mówiłam ci o Joshu. I o jego farmie. — Choć tyle razy zapewniała Josha, że 'Ring nie będzie w najmniejszym stopniu zainteresowany jego farmą, w rzeczywistości obawiała się trochę, że brat może uznać to miejsce za nieco mało efektowne.
Mówiłam o Joshu. — Twarz jej się rozjaśniła.
Josh potrafi czytać na głos tak pięknie jak Maddie śpiewać.
Naprawdę? — 'Ring spojrzał na Josha z podziwem. — To wspaniale!
Kto to jest Maddie? — zapytał Josh.
To żona 'Ringa. Światu znana lepiej jako La Reina.
Teraz z kolei Josh popatrzył na 'Ringa z podziwem, bo La Reina była jedną z największych solistek operowych świata.
— Gratuluję ci wyboru i zazdroszczę zaszczytu
poślubienia takiej kobiety. Wiele razy miałem moż
liwość słuchania jej śpiewu. W Paryżu, w Wiedniu,
223
w Rzymie... Jeśli tylko mogłem, zawsze byłem na jej występach.
Nie wiedziałam, że znasz te miasta — zdziwiła się Carrie, ale Josh jakby jej nie słyszał.
Dziękuję — powiedział 'Ring. — Jest piękną kobietą i... — przerwał, oczy mu się szeroko otworzyły. — Ty pięknie czytasz na głos. Ty jes...
Josh nagle wyciągnął rękę i potrącił kieliszek 'Ringa. Czerwone wino rozlało się na obrus.
Carrie, zaprzątnięta osuszaniem stołu, nie zauważyła, jak jej mąż rzucił 'Ringowi błagalne spojrzenie.
Choć nie wiedziała co, to jednak czuła, że coś się stało. Odniosła wrażenie, że obu panów połączył jakiś tajemny, dla niej niedostępny sekret. W ciągu kilku zaledwie sekund stali się najlepszymi przyjaciółmi. Przez resztę tej długiej kolacji zajmowali się głównie sobą, jedynie od czasu do czasu zauważając obecność Carrie. Rozmawiali o miastach, które odwiedzili, o sztukach teatralnych i śpiewie 'Ringa żony. Wspominali wspólnych znajomych, dobre hotele, jedzenie i wino.
Carrie siedziała cicho, ignorowana i wściekła. Traktowali ją, jakby była za młoda i zbyt niedoświadczona, by zasługiwać na ich zainteresowanie.
W końcu panowie zdecydowali, że czas na odpoczynek.
— Zobaczymy się jutro — pożegnał ich 'Ring.
— Przyjadę na farmę o dwunastej, dobrze? Ślub jest
wyznaczony na piątą, więc będę miał czas jeszcze
zapoznać się z dziećmi. Powiedz mi — zwrócił się do
Josha — czy są podobne do ciebie?
Carrie wyczuła, że pytanie brata miało głębszy sens.
224
— Są bardzo podobne do mnie, z jednym wyjąt
kiem: mają talent.
'Ring zdawał się rozbawiony tą odpowiedzią.
Carrie, do chwili kiedy razem z Joshem życzyła 'Ringowi dobrej nocy, nie powiedziała ani jednego słowa.
Josh, zadumany, wziął ją pod ramię, najwyraźniej nie zauważywszy jej złości. Nie zwrócił uwagi także na to, że się do niego nie odzywała.
— Wziąłem powóz od Hirama — powiedział.
— Jest przy stajniach. Przypuszczam, że wrócisz ze
mną do domu.
W pierwszym odruchu Carrie chciała mu powiedzieć, że zostaje w mieście, ale musiała zobaczyć się z dziećmi. Chciała im powiedzieć, że w końcu jednak zostaje w Eternity. Mogła się już nigdy w życiu nie odezwać do ich ojca, ale jutro wyjdzie za niego za mąż. Oczywiście, jeśli jego żona da mu rozwód.
Josh przyprowadził powóz, pomógł jej wsiąść i mówił przez całą drogę do domu. Rozwodził się, jakim to wspaniałym człowiekiem jest jej brat, jaki jest kulturalny, mądry i wykształcony.
— To pewnie dlatego — wtrąciła ironicznie Carrie
— że zna wszystkich ludzi, których i ty znasz,
i bywał tam gdzie ty. W miejscach, których ja nie
widziałam na oczy.
Josh najwyraźniej nie odczuł drwiny i dalej opowiadał o tym, jakim to 'Ring jest dobrym przyjacielem. Naprawdę ludzki człowiek. Można z nim kraść konie, polować, recytować Szekspira i uwodzić kobiety, a najlepiej wszystko razem.
Tego już było dla Carrie za wiele. Zrobiło się jej niedobrze.
X — Miasteczko Eternity
225
— To przez dziecko? — spytał Josh zaniepokojony
i zaczął ściągać wodze.
— Nie, przez ciebie.
Uśmiechnął się i popędził konia.
Zanim wrócili do domu, zajrzeli jeszcze do Hira-ma. Zatrzymali się przed wielkim, solidnym, wyjątkowo czystym i idealnie nudnym domem, wokół którego próżno by szukać najmniejszego kwiatka. Carrie została na koźle, a Josh poszedł po dzieci. Po chwili zjawił się niosąc śpiącą Dallas, za nim wlókł się rozespany Tem. Carrie wzięła dziewczynkę na ręce, Tem usiadł obok i przytulił się do niej.
— Zostajesz? — zapytał ziewając.
— Zostaję.
Tem skinął głową, jakby wiedział, że to ostatnia decyzja, ale niekoniecznie ostateczna.
W domu Josh zabrał dzieci na poddasze, ułożył do snu i wrócił na dół. Ziewając szeroko ruszył do sypialni.
Co robisz? — spytała Carrie stając mu na drodze.
Idę spać.
Nie będziesz spał w tym pokoju — oznajmiła stanowczo.
Carrie, kochanie — westchnął Josh — to śmieszne. Jestem zmęczony, nie chcę spać na górze z Dallas, ona ma strasznie małe łóżko. Miej nade mną litość.
Nie spędzisz tej nocy ze mną. Nie jesteśmy małżeństwem. Mało tego, ty jesteś żonaty z inną kobietą. Gdybyśmy spali razem, to byłoby cudzołóstwo.
Byłem przecież żonaty także wtedy, kiedy spędziliśmy ze sobą całą noc.
226
— Ale ja o tym nie wiedziałam.
Podszedł do niej bliżej, jego oczy straciły zaspany wyraz.
Carrie, kochanie — mówił niskim, jedwabistym głosem o uwodzicielskich tonach. — Potrzebne mi tylko jakieś miejsce do spania. Przecież mi tego nie odmówisz, prawda?
Czym jesteś zmęczony? Pasaniem robaków czy rozmową z moim bratem i ignorowaniem mnie przez cały wieczór?
Carrie, moja najsłodsza — poprosił jeszcze i wyciągnął rękę w stronę jej twarzy.
Nie waż się mnie dotykać! — krzyknęła i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Josh wdrapał się na poddasze i usiłował jakoś się ułożyć na wąskim łóżku razem z Dallas.
— A mówiłam ci, że będzie chciała spać sama
w dużym łóżku — wymamrotała sennie dziew
czynka.
* * *
Następnego ranka Carrie spała głęboko, gdy Josh wpuścił do sypialni dzieci. Jednak one, zamiast wskoczyć do łóżka z wielką wrzawą, jak to miały w zwyczaju, ułożyły się cicho koło niej. Nawet Kichuś był wyjątkowo spokojny i po chwili wszyscy czworo spali w najlepsze.
Josh stał w drzwiach z kubkiem kawy w ręku i rozmiłowanym wzrokiem patrzył na swoją rodzinę. Uczucie to nie dotyczyło kudłatego psiaka, ale nawet jego zaczynał powoli lubić.
Poprzedniego wieczoru, w przeciwieństwie do tego, co sądziła Carrie, doskonale zdawał sobie
227
sprawę z jej złości. Zapewne nie powinien był sobie pobłażać, ale jej zazdrość była mu tak potrzebna.
Zdarzało się nieraz, że kobiety bywały o niego zazdrosne, ale tamte wszystkie damy zupełnie go nie obchodziły. One go nie kochały. Nie kochały mężczyzny, którym był naprawdę, ale kogoś, za kogo go uważały. Niejedna próbowała go usidlić, dotrzeć do niego poprzez jego dzieci, ale one były zbyt bystre, żeby nie przejrzeć podstępu. Dlatego właśnie nie znosiły wszystkich kobiet.
Patrzył na Carrie i dzieci przytulone do niej tak mocno, że trudno było powiedzieć, gdzie się zaczyna jedno, a kończy drugie. Wiedział, że bardzo ich wszystkich kocha. A Carrie miała rację; zarówno on jak i jego dzieci bardzo jej potrzebowali.
Uśmiechnął się do śpiącej grupki. Teraz już wszystko będzie dobrze. Był tego pewien. Musiał jeszcze tylko ugodzić się z Norą i odzyskać wolność. Pomyślał o Norze w złą godzinę.
Nagle Kichuś wyskoczył spod kołdry i zaczął szaleńczo ujadać, a na zewnątrz dał się słyszeć turkot kół nadjeżdżającego powozu.
Josh skrzywił się i odwrócił do frontowych drzwi. To chyba jeszcze nie Nora?
Ujadanie Kichusia obudziło Carrie. Powoli wracała ze snu do rzeczywistości. W pierwszej chwili nie mogła sobie przypomnieć, gdzie się właściwie znajduje.
Tem podniósł głowę.
- Kto to?
Słychać było, jak powóz zatrzymał się przed domem, woźnica krzyknął na konie.
— Mam nadzieję, że to nie jest wujek Hiram
228
— ziewnęła Dallas. — Powiemy mu, że Carrie jest w domu, to się przestraszy i ucieknie.
Carrie się roześmiała i zaczęła łaskotać dziewczynkę.
Tern wyszedł przed dom, ale w jednej sekundzie był z powrotem.
— To mama — wyszeptał z pobladłą twarzą.
Carrie usiadła na łóżku sztywno wyprostowana.
Myślała o tej kobiecie jako o żonie Josha, ale zupełnie nie pamiętała, że jest także matką jego dzieci. Czy będą się tak cieszyły z jej widoku, że zapomną o niej, o Carrie? Skarciła siebie za samą myśl o takiej przerażającej możliwości. Ta kobieta była matką tych dzieci i one ją, oczywiście, kochały.
— No, idźcie, idźcie do mamy — ponagliła je
Carrie.
Mimo to Dallas nadal siedziała jej na kolanach, a Tern stał w drzwiach do sypialni.
Frontowe drzwi odskoczyły gwałtownie i Carrie, choć jeszcze nie widziała wchodzącej kobiety, odczuła jej obecność, jej osobowość, która zdawała się rozsadzać mały domek.
— Gdzie one są? — zawołała przybyła. — Gdzie
są moje kochane maleństwa?
Zanim Carrie zdążyła się odezwać, zanim zdążyła powiedzieć Temowi, żeby zamknął drzwi, by ta kobieta nie mogła jej zobaczyć w koszuli nocnej i z potarganymi włosami, Nora wtargnęła do sypialni.
Była wielka. Była wysoka i mocno zbudowana i miała przesadnie umalowaną twarz; śnieżnobiałą cerę, ciemne oczy, mocno czerwone usta oraz czarne włosy. Była ubrana w bardzo drogą suknię z czerwono-czarnego brokatu i ściśnięta gorsetem. Carrie
229
doświadczonym okiem oceniła obwód jej talii na nie więcej niż pięćdziesiąt centymetrów. Powyżej widniały ogromne piersi, za które niejedna kobieta zaprzedałaby własną duszę. Josh powiedział, że jego żona nie jest tak naprawdę ładna. Ta kobieta rzeczywiście nie była ładna. Była piękna. Wspaniała. Na widok takiej kobiety mężczyźni tracą głowę. Taka kobieta jest muzą poetów. O takiej kobiecie powstają pieśni.
Podczas gdy Carrie gapiła się na nią w osłupieniu, Tem podszedł do łóżka. Objęła go ramieniem. Dallas ciągle siedziała jej na kolanach. Tym razem nawet Kichuś zachowywał się cicho.
— Mój Boże, cóż za idylliczna scena! Josh, czy
wszystkie twoje nowe... panie sypiają z tobą i z na
szymi dziećmi?
Carrie chciała się bronić, ale co miała powiedzieć? Że przecież jest żoną męża tej kobiety? Dzieci przyglądały się matce w milczeniu.
— Chodźcie, moje kochane maleństwa, pocałujcie
mamusię.
Dzieci bez słowa, posłusznie, podeszły do matki. Nora schyliła się i pozwoliła im po kolei pocałować swój gładki policzek. Nie przytuliła ich, nawet ich nie dotknęła.
— Kto to jest, ta wasza mała przyjaciółeczka? — zapytała Tema.
Jest naszą nową... To znaczy ona i tatuś się pobrali.
Doprawdy? Interesujące. — Spojrzała na stojącego za nią Josha. — Skarbie, wszystko wskazuje na to, że masz dwie żony! Nie znam dobrze prawa, ale odnoszę wrażenie, że to nie jest legalne.
Może pozwolimy Carrie się ubrać — powiedział
230
Josh i wyprowadził swoją piękną, olśniewającą, boską żonę z sypialni.
Carrie założyła amazonkę i weszła do dużego pokoju. Josh i jego żona siedzieii przy stole blisko siebie, z pochylonymi głowami.
Nora rozparła się na krześle i oszacowała Carrie jednym spojrzeniem.
Czy to nie najwdzięczniejsze stworzenie na świecie? Josh, ona jest naprawdę słodka. Gdzie ją znalazłeś?
W stogu siana — wycedziła Carrie przez zęby i ruszyła do drzwi.
Josh chwycił ją, przycisnął jej ramiona do boków, przyprowadził do stołu i posadził na krześle.
Tem — powiedział — nalej Carrie kawy. — Postawił przed nią filiżankę. — Carrie, moja najdroższa. Pozwól, że ci przedstawię Norę.
Twoją żonę — dokończyła Carrie bezbarwnym głosem i spróbowała wstać, ale Josh trzymał ją za ramiona.
Och, Joshua — odezwała się Nora. — Zdaje się, że to stworzonko się na ciebie gniewa. Och, chyba wspominałeś jej o mnie, prawda?
Wątpię, czy zdołałbym cię opisać. — Głos Josha ociekał jadem.
Nora przyjęła to jako komplement.
Oczywiście, że nie potrafiłbyś mnie opisać, skarbie. — Uśmiechnęła się dwuznacznie. — Wielu mężczyzn tego próbowało. — Przeniosła spojrzenie z powrotem na Carrie. — Trochę mała jak na aktorkę.
Carrie nie występuje na scenie — burknął Josh. — Jest żoną i matką.
Ooo... to interesujące — stwierdziła Nora
231
miłość dzieci i to, że urodzisz nasze dziecko, które będzie dorastało bez ojca, nic dla ciebie nie znaczy
— wyjedź. Nie będę cię zatrzymywał.
Carrie zaczęła wsiadać na konia. Wsadziła stopę w strzemię, lecz nagle odwróciła się do Josha, rzuciła się na niego i zaczęła okładać pięściami.
— Nienawidzę cię! Nienawidzę! Rozumiesz? Ko
cham cię i nienawidzę!
Kiedy pierwsza fala gniewu minęła, Josh objął Carrie i przytulił mocno do siebie. Dziewczyna rozpłakała się głośno.
— Ona jest taka piękna — szlochała rozpaczliwie.
— Nigdy nie widziałam piękniejszej kobiety.
Ona jest jak kobra. Piękna i śmiertelnie jadowita.
Nie myślałeś tak, kiedy się z nią żeniłeś.
Miałem wtedy dziewiętnaście lat, jakim cudem miałem mieć rozum?
Ja mam dwadzieścia — jęknęła Carrie. — Czy to oznacza, że jestem głupia?
Oczywiście, że nie. Ty miałaś wystarczająco dużo rozumu, żeby pokochać właśnie mnie.
Carrie roześmiała się przez łzy.
Tak już lepiej — powiedział Josh. — Teraz chodź tutaj, usiądź i posłuchaj. Sądzę, że powinniśmy wreszcie porozmawiać.
Porozmawiać? Ty będziesz rozmawiał ze mną? Z kobietą, z której zrobiłeś swoją kochankę? Chyba nie zamierzasz mi opowiedzieć o sobie tego wszystkiego, o czym już wie chyba cały świat? Twoja mmm... twoja żona, dzieci, twój brat, a nawet mój brat... wszyscy oni wiedzą. Nie patrz tak na mnie. Nie jestem taka głupia, za jaką mnie najwyraźniej uważasz. 'Ring nie zachowywałby się w stosunku
234
do ciebie tak serdecznie wczoraj wieczorem, gdyby czegoś o tobie nie wiedział.
Josh ułożył ją przy sobie na stercie siana i objął ramieniem.
Nie wiem, od czego zacząć.
Mnie nie pytaj. Nic o tobie nie wiem, więc nie dam ci odpowiedzi. A poza tym, czy jesteś zupełnie pewien, że masz czas, by teraz ze mną rozmawiać? Przecież twoja duża, tajemnicza, czarująca żona chce, żebyś szukał pewnego dokumentu, prawda? Nie potrzebowałeś specjalnej zachęty. Może obwiążemy cię w pasie liną, na której wyciągnęliśmy Tema, byś mógł spuścił się po owe papiery. O jedno tylko proszę: niech mi będzie wolno zrobić na niej węzły.
Josh zakrył dłonią usta skrywając uśmieszek.
Nora jest zajęta Erikiem. Zdaje się, że go nie zauważyłaś. Blondyn, dwa metry wzrostu. Wspaniały. Dziesięć lat młodszy od niej.
Ona jest starsza od ciebie, prawda? — Była to najszczęśliwsza myśl, jaka powstała w głowie Carrie, od czasu gdy Nora zjawiła się w sypialni.
Dużo starsza — przyznał Josh. — Chcesz teraz, żebym ci opowiedział o sobie, czy wolisz jeszcze trochę pokrytykować Norę?
Carrie musiała się przez chwilę zastanowić.
Mów — zdecydowała w końcu.
Moi rodzice byli parą drugorzędnych aktorów, choć sądzę, że ojciec mógłby być zupełnie dobry, gdyby nie to, iż od momentu osiągnięcia pełnoletności wypijał codziennie przynajmniej pięć litrów najpodlejszego wina. Przez pierwszych osiem lat życia wychowywałem się w garderobach i obskurnych hotelach. Potem mój ojciec umarł i...
235
W jaki sposób?
Zatoczył się z chodnika na jezdnię i został przejechany przez beczkowóz z piwem. Wiem, że gdyby mógł wybierać, chciałby odejść właśnie w ten sposób.
Carrie nie wyczuła w głosie Josha żadnej cieplejszej nuty.
Moja matka najlepsze lata miała już za sobą, a przy tym także nie stroniła od alkoholu. Próbowała jeszcze jakiś czas pracować w teatrze, ale w końcu nie mogła dostać nawet najmniejszej roli. Wtedy odpowiedziała na ogłoszenie matrymonialne, pojechała do Eternity w Colorado i wyszła za mąż za samotnego wdowca, pana Elliota Greene, który miał mały domek i dorosłego syna.
Hirama?
Hirama jedynaka. — Josh zacisnął wargi. — Hiram zawsze był nadętym, pompatycznym głupcem. Pomiatał mną jak chciał, ale ojciec poza nim nie widział świata.
Josh przerwał na chwilę, uśmiechnął się lekko.
Pokochałem ojczyma. Był miłym, cichym człowiekiem i opiekował się mną serdecznie także wówczas, gdy w dwa lata po ich ślubie umarła moja matka. Niestety, kiedy miałem szesnaście lat, on także zmarł i ten jego zadufany synalek odziedziczył wszystko. Zaraz po pogrzebie Hiram oznajmił mi, że jeśli nie będę mu ślepo posłuszny, wyrzuci mnie na bruk. Oszczędziłem mu tego wysiłku i kilka godzin później sam opuściłem dom.
I co potem robiłeś?
Jedno, co naprawdę umiałem robić: występowałem na scenie.
Zamilkł, jakby się spodziewał, że Carrie powinna
236
znać resztę jego życiorysu. Wtedy przypomniało się jej coś, o czym raz wspomniała Nora.
Wielki Templeton — szepnęła. Zobaczyła, że Josh lekko się uśmiecha. — Joshua Templeton — powiedziała głośniej. — Słyszałam o tobie.
Naprawdę? — Josh uniósł jedną brew w udanym zdziwieniu. Znów miał na ustach ten filisterski uśmieszek, który mówił: „Musiałaś o mnie słyszeć, zna mnie cały świat!"
Aktor? — Carrie spojrzała na niego spod oka.
Odtwórca ról szekspirowskich. Najznakomitszy aktor świata. Najlepszy...
Carrie nie mogła słuchać tych przechwałek. Wstała, lecz Josh przyciągnął ją z powrotem do siebie.
— Myślałem, że będziesz ze mnie dumna.
Odetchnęła głęboko.
Przez cały czas byłam przekonana, że zrobiłeś coś strasznego. Sądziłam, że byłeś w więzieniu za kradzież. Nie chciałam wierzyć, że mógłbyś być mordercą. A ty jesteś zwykłym aktorem. — Ostatnie słowo zmęłła w ustach, jakby wypluwała truciznę.
Nie jestem zwykłym aktorem — Josh wydawał się urażony i rozczarowany. — Jestem Joshua Templeton. Ten Joshua Templeton.
A ja jestem Carrie Montgomery. Ta Carrie Montgomery.
Josh się roześmiał.
— Czy zechciałbyś mi wyjaśnić, dlaczego uznałeś
za stosowne ukrywać ten fakt przede mną? Dlaczego
podałeś mi fałszywe nazwisko i nie wspomniałeś
słowem o swojej przeszłości?
— Sądziłem, że nie będzie ci to obojętne.
Carrie musiała się chwilę zastanowić, nim zro
zumiała, o co mu chodzi.
237
— Jesteś próżnym, chełpliwym pyszałkiem. Uwa
żałeś, że gdybym wiedziała, iż jesteś sławny, to
właśnie wyłącznie z tego powodu chciałabym być
z tobą? Znowu mnie obrażasz.
Ponownie zaczęła się podnosić, ale Josh uwięził ją w objęciach i zaczął całować.
Ale przecież wcale cię nie znałem. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty. Większość kobiet kochała we mnie wspaniałe pozory.
Obracałeś się w towarzystwie wyjątkowo żałosnych kobiet.
To prawda. — Roześmiał się pogodnie. — Naprawdę żałosnych. Ale cóż, byłem zupełnie szczęśliwy w tym żałosnym towarzystwie. One dostawały sławnego mężczyznę, ja dostawałem...
— Tylko mi nie mów, co od nich dostawałeś.
Roześmiał się znowu i odsunął od niej.
— Chciałbym ci coś pokazać. — Przeturlał się po
sianie, poszperał pod kilkoma butwiejącymi uprzę
żami i wyciągnął mały czarny kuferek ozdobiony
inicjałami J.T. Otworzył go, wyjął ze środka plik
papierów i podał je Carrie. Były to fotografie
sławnego na cały świat Joshuy Templetona w stroju
Hamleta, Otella i innych postaci ze sztuk szeks
pirowskich. Na jednej ubrany był w elegancki frak,
na innych trzymał w dłoni miecz i patrzył w obiek
tyw z hulaszczym błyskiem w oku.
Carrie dokładnie obejrzała zdjęcia i w końcu mu je oddala.
— No i co? — spytał niecierpliwie. Od dawna
marzył o tej chwili. Chciał jej opowiedzieć o sobie,
chciał jej udowodnić, że nie był nieudacznikiem
w tej jednej, wybranej dziedzinie. Chciał, żeby
wiedziała, że choć nie potrafił pracować na farmie,
238
to istniało takie zajęcie, w którym był naprawdę dobry.
— Nie podoba mi się ten człowiek — rzekła
Carrie cicho.
Joshowi na chwilę odebrało głos. Na całym świecie kobiety kochały Joshuę Templetona. Miał na to dowody. Od przedstawienia do przedstawienia, w całej Ameryce i większej części Europy udowadniał samemu sobie, że nie zdoła mu się oprzeć żadna kobieta bez względu na wygląd, wiek i kolor skóry oraz stan cywilny.
Nie chcę cię urazić — powiedziała Carrie życzliwie — ale ten człowiek nie jest prawdziwy. Wiesz, teraz sobie przypominam, że Euphonia miała w domu kilka jego, to znaczy, twoich zdjęć. Wszystkie dziewczęta mdlały z zachwytu, a ja zupełnie nie rozumiałam dlaczego.
Spodobał ci się smutno uśmiechnięty ojciec sfotografowany z dwójką swoich dzieci? — powiedział Josh zdumiony.
On ma duszę — uśmiechnęła się Carrie. — Ten człowiek — stuknęła palcem w starannie upozowaną postać na zdjęciu — jest jak martwy. Ma zupełnie puste oczy.
Josh przytulił dziewczynę do siebie i roześmiał się uszczęśliwiony.
— Bałem się, że jeśli się o mnie wszystkiego
dowiesz, przestaniesz mnie kochać. W dniu, w któ
rym przyjechałaś, kiedy cię zobaczyłem po raz
pierwszy, mogłem myśleć tylko o twoim ślicznym
ciałku, ale powiedziałem sobie, że nie wolno mi cię
dotknąć. Byłem pewien, że zechcesz wrócić do
domu natychmiast, jak tylko zobaczysz tę norę,
w której mieszkałem. — Uśmiechnął się. — Moje
239
doświadczenie w miłości uwzględniało tylko szampana i upominki w pudełeczkach wykładanych czarnym aksamitem.
Tak? A jak długo trwała taka „miłość"?
Dopóki nie zdjąłem z niej ubrania. — Chwycił ją w ramiona, żeby nie uciekła.
Carrie usiłowała leżeć sztywno, nieruchoma, ale pocałunki w szyję wywierały na nią magiczną moc.
Josh, chyba nie kochałeś jej tak naprawdę? Opowiedz mi o niej.
O kim? — Josh całował jej ramiona.
O niej! — Carrie odepchnęła go od siebie.
— O tej wielkiej, co została w domu. O kobiecie,
z którą stanąłeś przed ołtarzem i której przysięgałeś
miłość i szacunek do końca swego życia. O niej.
— Aaaa. O Norze. Sama widzisz, dlaczego się
w niej zadurzyłem. — Jeszcze nie skończył mówić,
a już pożałował. Przytrzymał Carrie z całej siły.
— Musiałem się z nią ożenić. Była w ciąży.
W ciąży? Ona? Taka wszystkowiedząca? Powinna była omijać z daleka zagony z kapustą i schodzić z drogi bocianom.
Dobrze już, dobrze. Widzisz, kiedy ją poznałem, miałem osiemnaście lat. Odnosiłem niewielkie sukcesy na scenie, podczas gdy ona była już uznaną aktorką.
— Bez wątpienia rzuciła cię na kolana?
Josh nie mógł powstrzymać uśmiechu.
To było szaleństwo. Wzięliśmy ślub, potem urodził się Tern i...
Tern! — krzyknęła Carrie. — Jak on się właściwie nazywa?
Joshua Templeton Drugi.
A myśmy myślały, że źle napisałeś jego imię
240
na odwrocie' fotografii. No dobrze, mów dalej. Skończyłeś na tym, jak wpadłeś między te jej wielkie obwisłe piersi.
— Po narodzinach Tema ja pojechałem w trasę,
a Nora została z dzieckiem w domu. — Przerwał na
chwilę i podjął opowiadanie już poważnym tonem.
— Carrie, zdradzałem żonę, tak samo zresztą jak
i ona mnie. Mam na sumieniu wiele uczynków,
z których trudno być dumnym, ale zawsze kochałem
swoje dzieci. Nie kochałem żadnej z tych kobiet,
które... brałem do łóżka, nie kochałem nawet Nory,
ale Tema pokochałem od pierwszej chwili, kiedy go
zobaczyłem. Jeśli nie było mnie w domu, pisałem
do niego co tydzień, nawet kiedy był niemowlęciem.
Potem, gdy nauczył się chodzić, codziennie słałem
do niego listy. Kupowałem mu zabawki, ciągle
o nim myślałem...
Przerwał zakłopotany tym zwierzeniem z prawdziwego uczucia. Co innego było opowiadać o miłości przed zachwyconą publiką, a co innego w rzeczywistości. Zniżył głos.
Nigdy nikomu nie mówiłem o Ternie. Oczywiście wszyscy wiedzieli, że mam syna, ale nikt nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo go kochałem.
A co z Dallas?
Wiedziałem, że Nora mnie zdradza — westchnął Josh — ale niewiele mnie to obchodziło. Jest takim typem kobiety, że wystarczy, by mężczyzna położył ręce na tych jej... — chrząknął. — Nie chciałem z nią mieszkać. Wysyłałem jej pieniądze i wierzyłem, że opiekuje się Ternem. Zakładałem, że kocha go tak samo jak ja. Któregoś razu grałem w Dallas Hamleta i tam zastałem ją w łóżku z innym mężczyzną. Zrozumiałem, że takie życie
241
nie jest dobre dla Tema, i zażądałem rozwodu.
— Zamilkł.
— Przypuszczam, że wybiła ci ten pomysł z głowy
— powiedziała Carrie ironicznym tonem.
— W istocie. Dziewięć miesięcy później przyszła
na świat nasza córeczka i została ochrzczona tym
absurdalnym imieniem, żebym pamiętał o okolicz
nościach jej poczęcia. Byłem z Norą jeszcze przez
dwa lata, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że
muszę się od niej uwolnić. — Uśmiechnął się.
— Najdziwniejsze, że kiedy straciłem zainteresowanie
Norą, zauważyłem, iż w rzeczywistości wcale nie
była dobrą aktorką.
Nigdy nie słyszałam ostrzejszej krytyki.
Do pewnego czasu wierzyłem jej, kiedy mnie zapewniała, że opiekuje się dziećmi i jest dla nich dobrą matką. — Josh prychnął pogardliwie. — Wyobrażałem sobie, że uzyskanie rozwodu będzie zupełnie proste. Powodem miała być moja niewierność, gdyż mojej reputacji ten zarzut i tak już nie mógł zaszkodzić. Oddałem Norze wszystkie pieniądze, jakie zaoszczędziłem w czasie lat występowania na scenie — a było tego niemało, bo znając biedę, w jakiej żyli rodzice, zawsze starałem się coś odłożyć
— i chciałem tylko opieki nad dziećmi. Nora bardzo
chętnie zgadzała się na oddanie Tema i Dallas
w zamian za pieniądze. Nawet już nająłem dosko
nałą francuską guwernantkę, która miała się zaj
mować dziećmi pod moją nieobecność.
— No i co się stało? Dlaczego żyjesz tutaj, na
farmie brata, i mordujesz kukurydzę?
Josh roześmiał się ironicznie.
— Zgubiła mnie własna pycha. Próżność, która
odgrywała w moim życiu większą rolę niż jakiekol-
242
wiek inne uczucie. Próżność, która nieomal kosztowała mnie utratę dzieci. Carrie ujęła w dłonie jego ręce.
Opowiedz mi o wszystkim.
Sędzia dał mi to, o co prosiłem. — Josh uśmiechnął się ponuro. — Żałuj, że nie widziałaś mnie na sali sądowej, kiedy prosiłem sąd o przyznanie mi opieki na dziećmi. Było to chyba najlepsze przedstawienie w całej mojej karierze. Zaplanowałem wszystko bardzo szczegółowo. W końcu, byłem przecież Wielkim Templetonem i miałem przemawiać we własnej sprawie. Musiałem zwyciężyć. Wystąpiłem w czarnej pelerynie lamowanej czerwonym atłasem, w ręku trzymałem laskę ze srebrną główką.
Zapatrzył się w krokwie pod dachem.
— Jak cię widzą, tak cię piszą. Zamierzałem
zaszczycić sąd i wszystkich obecnych niepowtarzal
ną, wielką sceną w wykonaniu słynnego wykonawcy
ról szekspirowskich. Byłem wyjątkowo głupi. Zda
wało mi się, że robię im łaskę.
Przerwał, a po chwili podjął łagodniejszym tonem:
Zamierzałem odegrać przedstawienie, bo nie potrafiłem pokazać, co naprawdę czuję. Jak śmiertelnie byłem przerażony na samą myśl, że mógłbym stracić dzieci.
A o co poprosiłeś sędziego? — ponagliła go Carrie.
Mówiłem ponad godzinę. Powinnaś była widzieć moją publiczność. Tak, tak właśnie nazywałem obecnych w tej sali. Miałem ich w garści. Kazałem im się śmiać i płakać. Przerażałem ich i schlebiałem im do woli. Należeli do mnie bez reszty. Opowiedziałem im, jak bardzo kocham
243
swoje dzieci, jak to jestem gotów zrobić dla nich wszystko. Przekonywałem, że potrafię się wyrzec wszelakich ziemskich dóbr, byle tylko być z synem i córką. Wspominałem, że dla nich byłbym zdolny nawet rzucić scenę. Oczywiście równocześnie uprzytomniłem im, jak wielką świat poniósłby stratę, gdybym faktycznie porzucił swój zawód. Dalej mówiłem, że mógłbym nawet pracować na farmie, jak zwykły rolnik, byle tylko być z dziećmi. Zdaje się, że to właśnie w tym punkcie wielkiej sceny zrzuciłem z ramion pelerynę, by moja publiczność łatwiej mogła sobie wyobrazić mnie jako farmera.
Kiedy skończyłem, dostałem owację na stojąco i byłem pewien zwycięstwa. Sędzia oznajmił, że nigdy jeszcze nie słyszał tak wymownej prośby i miał do mnie tylko jedno pytanie: czy znam kogoś, kto jest farmerem. Odparłem, z lekkim ukłonem, iż mój brat się trudni tą zacną profesją. Sędzia powiedział, że tak wspaniałe przemówienie musi być nagrodzone i w związku z tym wyda dokładnie taki wyrok, o jaki prosiłem. Wszystkie moje ziemskie dobra — z wyjątkiem jednego garnituru — zostaną wystawione na aukcję, a uzyskane z niej pieniądze będą zapisane na dobro moich dzieci. Musiałem zrezygnować z występów na scenie na całe cztery lata, a w tym czasie pracować i mieszkać z dziećmi na farmie Hirama. Jeśli przejdę przez tę próbę, dzieci będą moje. Sędzia, po ogłoszeniu wyroku, uśmiechnął się do mnie krzywo i powiedział, że jego zdaniem będzie mi brakowało mojej wspaniałej, czarnej peleryny, którą się tak świetnie posługiwałem. Znacznie później mój adwokat poinformował mnie, że żona sędziego przed
244
dwoma laty uciekła z jakimś aktorem, a w dodatku wszyscy jego krewni byli farmerami. Udało mi się zranić tego człowieka w każdy możliwy sposób. Josh westchnął ciężko.
Stało się tak, jak chciał sąd. Wróciłem do Eternity, przybrałem nazwisko ojczyma w nadziei, że nikt mnie nie rozpozna, i próbowałem zostać farmerem.
Czyli — podsumowała Carrie — przez cztery lata musisz mieszkać na farmie Hirama i żyć jak zwyczajny człowiek. Bez aplauzu, bez światła reflektorów. I bez czarujących młodych dam błagających o twój autograf. Jedynie w towarzystwie łudzi, którzy cię naprawdę kochają i akceptują cię takiego, jakim jesteś, razem z twoimi wadami i przywarami.
Z całym mnóstwem wad — uśmiechnął się Josh.
Nie takim znowu mnóstwem. Ale przynajmniej nie są one ukryte pod charakteryzacją.
Josh przesunął nosem po jej szyi.
— Życzyłbym sobie teraz nie mieć na sobie ani
charakteryzacji, ani ubrania, ani w ogóle nic.
Carrie objęła go za szyję i pocałowała z całym tłumionym przez kilka tygodni pożądaniem.
— Tato! Tatusiuuu! — wrzasnęła Dallas wpadając
jak bomba do stajni. — Przyjechał jakiś pan i chce
się z tobą widzieć!
Josh, trochę oszołomiony, odsunął się od Carrie.
Kto to taki?
Nie wiem — szepnęła Dallas scenicznie — ale to chyba jakiś święty.
Carrie i Josh spojrzeli na siebie.
— 'Ring — powiedzieli jednocześnie.
245
16
Carrie i Josh, idąc w stronę domu, jeszcze oskubywali się wzajemnie ze źdźbeł słomy.
— Zabierze mnie do domu — mamrotała Carrie.
— Natychmiast, jak tylko zobaczy tę tłustą babę,
z którą się ożeniłeś, każe mi wyjechać.
Josh mocniej ścisnął ją za ramię.
Życzyłbym sobie bardzo, żebyś trochę mniej przejmowała się swoim bratem, a trochę więcej mną. I pozwól, że się o wszystko zatroszczę. Na pewno sobie poradzę.
Będziesz nurkował za dekolt Nory w poszukiwaniu pewnego dokumentu? — dociekała Carrie złośliwie.
Człowiek robi to co musi — odparł Josh i natychmiast zmuszony był mocniej przytrzymać Carrie. — Witaj, bracie! — zawołał do 'Ringa, który przyklęknąwszy na jedno kolano rozmawiał z dziećmi.
Mam trzech takich chłopaków jak ty — mówił 'Ring do Tema. — Musisz nas kiedyś odwiedzić, będziecie mogli razem popływać statkiem.
A ja ich nauczę jeździć konno — oznajmił Tern, drapiąc Kichusia za uszami, ale ponieważ trzej nowi kuzyni byli od niego znacznie młodsi, nie zaprzątał sobie nimi głowy zbyt długo.
'Ring wstał i podał Carrie duże pudło, w którym przywiózł suknię ślubną ich matki.
W tej samej chwili z domu wyszła Nora; za nią podążał wielki blondyn, zupełnie jak Kichuś za Carrie.
246
— Ooo, nie — jęknął Josh i pośpieszył naprzód, ale Carrie pociągnęła go z powrotem.
Jeśli myślisz, że mój brat jest na tyle głupi, by się zadurzyć w czymś takim jak ta wypacykowana, wielka, tłusta... — przerwała nagle, bo 'Ring właśnie z galanterią ucałował upierścienioną dłoń Nory, patrząc na kobietę, jakby była najwspanialszym zjawiskiem w jego życiu.
Mówiłaś, zdaje się... — zaczął Josh.
Carrie zadarła nos do góry, wyprzedziła go bez słowa, podeszła do brata i stanęła między nim a Norą.
— Jak to miło, że nas pani odwiedziła, pani...
— przerwała, nie wiedząc, jak się zwrócić do tej
wstrętnej kobiety.
West — powiedziała Nora patrząc nad głową Carrie na 'Kinga. — Nora West to mój pseudonim artystyczny.
Widjziałem panią w roli Julii — oznajmił 'Ring.
— Była pani naprawdę boska.
— Chyba jakiś poganiacz osłów musiał grać
Romea — mruknęła Carrie, po czym podniosła
wzrok na 'Kinga i zatrzepotała rzęsami. — Musiałeś
być jeszcze dzieckiem, kiedy ona była na tyle młoda,
żeby zagrać Julię.
Josh złapał ją za ramię i pociągną} do domu.
— Wybaczcie nam — powiedział. — Carrie musi
przygotować coś do jedzenia.
Wciągnął ją do środka.
Czy ty nie możesz się pohamować chociaż na kilka godzin? Przynajmniej do chwili, kiedy dostanę od niej ten nieszczęsny papier?
Spodziewasz się, że będę miła dla kobiety, która jest żoną mojego męża?
247
— Tylko jeszcze przez kilka godzin.
Carrie roześmiała się nieprzyjemnie.
— Może ty, jako zawodowy oszust, potrafiłbyś
to zrobić. Ja nie.
Josh potarł twarz rozdrażniony, lecz w końcu się roześmiał.
— Nie rozumiem, jak mogłem być tak próżny,
by wierzyć, że moja sława zmieni twoje uczucia.
Niestety! Wielki Templeton został zepchnięty do
roii „zawodowego oszusta". — Przytulił ją do siebie.
— Jak sądzisz, czy mógłbym ci kiedykolwiek czymś
zaimponować? Kiedy wyrok się skończy i wrócę na
scenę, czy przyjdziesz zobaczyć mój występ? Czy
będziesz mdlała na moich przedstawieniach? — Za
czął całować jej szyję.
Carrie przymknęła oczy w upojeniu.
— Myślę, że mógłbyś zacytować coś z tej poezji,
która opętała 'Ringa, prywatnie, tylko dla mnie.
Pogłaskał ją po policzku.
Patrz, jak na dłoni smutne wsparła liczko! O! gdybym mógł być tylko rękawiczką, Co tę dłoń kryje!
Uśmiechnęła się do niego.
Nie jestem pewna, czy będę sobie życzyła, żebyś to mówił innym kobietom. Nawet tak starym i grubym jak ona.
To nie będzie naprawdę, Carrie — powiedział cicho. — Będę je oszukiwał, ale nigdy nie oszukam ciebie. — Pocałował jej uśmiechnięte usta.
Cóż za słodka scena — odezwała się Nora od drzwi. — Joshua, skarbie, a więc nie wygląda to tak, jak z tymi dziesiątkami innych kobiet zarówno na scenie, jak i poza nią.
248
Josh wypuścił Carrie z objęć.
Daj mi ten papier, Noro.
Mówiłam ci już, gdzie go szukać — uśmiechnęła się wylewnie.
Josh zdołał powstrzymać się od spojrzenia na jej niewyobrażalnie wielki biust, bo wiedział, że Carrie obserwuje go bacznie.
Czego ty właściwie ode mnie chcesz?
Jak to? Chcę po prostu ciebie. Stęskniłam się za tobą.
Josh złapał Carrie za rękę.
Jasne, chcesz mnie i jeszcze pół tuzina innych mężczyzn. Doskonale wiesz, że nie mam pieniędzy, więc czego się jeszcze spodziewasz?
Chcę uszczknąć nieco fortuny Floty Warbrooke.
Josh już otworzył usta, by powiedzieć, że nie ma pojęcia, o co jej chodzi, gdy nagle części .układanki wskoczyły na swoje miejsca. Carrie najwyraźniej dysponowała nieograniczonym źródłem gotówki, a przyjechała z Warbrooke w stanie Maine. Zdawał sobie sprawę, że ma dużo pieniędzy, ale nie przypuszczał, że jest aż tak bogata. Motto Floty Warbrooke, „Z nami dotrzesz, dokąd chcesz", znane było od Chin po Amerykę i od Indii aż po Australię.
— Josh, skarbie — Nora uśmiechnęła się szeroko.
— Naprawdę uważam, że stroniłeś od sceny już
zbyt długo. Na twojej twarzy widać wszystko, jak
na twarzy dziecka. Nie wiedziałeś, że ona jest
właścicielką części Floty Warbrooke. — Posłała mu
zwycięski uśmiech i usiadła przy stole.
Josh odwrócił się do Carrie. Miał zamiar powiedzieć jej, co myśli o trzymaniu w tajemnicy takich
249
informacji, ale tylko się do niej uśmiechnął. Przecież Carrie właściwie nic przed nim nie ukrywała. Po prostu nie przyszło jej do głowy, że bogactwo ma jakiekolwiek znaczenie.
Pocałował ją impulsywnie. Nie namiętnie, ale w podziękowaniu za to, że zjawiła się w jego życiu. Przy jej boku, przy boku żony tak mocno stojącej na ziemi, która nie uważała za stosowne podpierać się fortuną swojej rodziny, pycha nigdy nie zdominuje jego życia. Carrie nigdy mu nie pozwoli zapomnieć, co jest w życiu naprawdę istotne.
Carrie nie miała pojęcia, o czym myśli Josh, widziała tylko, że patrzył na nią z ogromną miłością. Przysunęła się do niego bliżej.
Skąd się dowiedziałaś o Flocie Warbrooke? — zapytał Josh Norę, grając na zwłokę. Nie miał pojęcia co robić. Pod żadnym pozorem nie mógł dopuścić, by rodzina Carrie płaciła za jego wolność.
Od twojego braciszka Hirama. Josh, naprawdę nie powinieneś go tak źle traktować. Przecież podarował ci tę śliczną farmę. — Nora rozejrzała się wokół z pogardliwym uśmieszkiem. — Nigdy bym nie uwierzyła, że możesz mieszkać w takich warunkach. Tern mówił, że nawet gotujesz.
Josh trzymał Carrie za rękę, przyglądał się swojej byłej żonie i nie mógł się nadziwić, jak to się stało, że kiedykolwiek mu się podobała. Może był pijany.
Jednym słowem Hiram powiedział ci, że się ożeniłem z fortuną?
Tak. Wygląda na to, że twoja... — zmierzyła Carrie wzrokiem od stóp do głów — kochanka naraziła się Hiramowi czymś tak bardzo, że aż przeprowadził prywatne śledztwo. — Przeniosła spojrzenie na Josha. — Czy wiesz, że jej wspaniały
250
brat spędzi! cały ranek na kupowaniu sporych kawałków Eternity?
Josh spojrzał zdumiony na Carrie, ale ona tylko wzruszyła ramionami.
— On tak zawsze.
Josh zamilkł, zaskoczony w równym stopniu świadomością bogactwa krewnych Carrie, jak i dziwnymi nawykami jej brata. Cóż, każdy ma jakieś hobby.
— Chcę pięćdziesiąt kawałków — oznajmiła Nora. — Kiedy dasz mi do ręki pięćdziesiąt tysięcy dolarów, papier będzie twój. — Uśmiechnęła się do obojga i wyszła.
Co za wstręty babsztyl — westchnęła Carrie. — Wyjątkowo odpychająca. Rozczarowałeś mnie żeniąc się z kimś takim.
To dziwne — powiedział Josh ironicznym tonem. — Zazwyczaj druga żona lubi swoją poprzedniczkę. Dokąd idziesz?
Powiedzieć 'Ringowi, że potrzebuję pięćdziesiąt tysięcy dolarów — odparła Carrie.
Josh pochwycił ją za ramię.
Ot, tak sobie? Pójdziesz do brata i poprosisz, żeby ci dał taką niewiarygodną sumę? I co mu powiesz? Że na co ci to potrzebne? Powiesz, że chcesz wykupić dokument potrzebny do uzyskania mojego rozwodu? Pół wczorajszego dnia i cały dzisiejszy ranek opowiadałaś mi o wysokiej moralności 'Ringa. Będzie wściekły, jeśli się dowie, że nie jesteśmy małżeństwem.
Nic mu nie powiem.
Zwyczajnie poprossz go o pięćdziesiąt tysięcy, a on ci je da bez żadnych pytań?
Oczywiście, że tak. W rodzinie trzeba sobie
251
pomagać. Pieniądze się nie liczą, nie mają znaczenia. Fakt, że masz inną żonę, jest znacznie ważniejszy niż pieniądze.
Josh musiał usiąść. Siadł przy stole i schował twarz w dłoniach. Nigdy nie spotkał kogoś o takiej filozofii życiowej jak Carrie. Brała go złość na jej naiwne przekonanie, że pieniądze nic nie znaczą. Chciał jej powiedzieć, że dla pieniędzy ludzie kłamią, oszukują, kradną i zabijają. Chciałby móc jej wytłumaczyć, że tego wszystkiego nie zrozumie, bo jeszcze nigdy nie musiała zarabiać na życie, nigdy nie była obciążona odpowiedzialnością za swoje utrzymanie, a co dopiero utrzymanie rodziny. Ale przecież żyła sama przez sześć tygodni i w tym czasie nie tylko zarobiła na własne potrzeby, ale w dodatku zmieniła gospodarkę całego miasteczka.
Carrie — powiedział cicho. — Nigdy nie spotkałem takich ludzi jak twoja rodzina. Co jest ważne dla Montgomerych, jeśli nie pieniądze.
Pieniądze też są dla nas ważne. Tylko że miłość jest ważniejsza. Miłość i pieniądze, w tej kolejności. Dla miłości rezygnujemy z pieniędzy, ale nie odwrotnie. A poza tym, moja rodzina zazwyczaj nie ma problemów z gotówką. Najwyraźniej jednym z naszych głównych talentów jest robienie pieniędzy i dobrych partii.
Josh się roześmiał, wstał i pocałował Carrie.
— Cóż, ja mam zupełnie inne talenty. A jednym
z nich jest to, że potrafię dbać o własną rodzinę.
Może nie zawsze robię to tak, jak powinienem, ale
staram się. Nie poprosisz brata o pomoc. Nie chcę,
żebyś się od niego uzależniała. To mój problem i ja
go rozwiążę. Zrozumiano?
252
— Ale łatwiej iść do 'Ringa i poprosić o czek.
Potem...
Uciszył ją pocałunkiem.
Chcesz powiedzieć bratu prawdę o nas? Powiesz mu, że nosisz moje dziecko, choć nie jesteśmy małżeństwem?
Nie. — Carrie westchnęła. — Och, Josh, nie rozumiem tego. Nikt z mojej rodziny nie ma takich kłopotów w miłości. 'Ring mówił, że kiedy lierwszy raz spotkał swoją żonę, zakochali się od pierwszego wejrzenia i od razu wszystko dobrze się ułożyło.
— Popatrzyła na niego wzrokiem skrzywdzonego
dziecka. — A kiedy ty mnie pierwszy raz zobaczyłeś,
nawet nie wiedziałeś, że mnie kochasz.
To prawda — roześmiał się Josh. — Nie wiedziałem. Jak się na to zapatrujesz, żebym spędził resztę życia na rekompensowaniu ci tamtego fałszywego kroku? — Objął ją i pocałował. — Wiem, że mnie kochasz, ale czy na tyle mocno, by mi zaufać i pozwolić samemu wybrnąć z tego zaułka?
Tak, oczywiście, że tak.
Więc od teraz nie zadawaj już pytań.
— Ale...
Pocałował ją znowu.
Potrafię dbać o swoją rodzinę, zrozumiano? Już nie nazywasz się Montgomery, teraz jesteś panią Templeton.
Podoba mi się bardziej niż Greene — uśmiechnęła się Carrie. — Carrie Templeton. — Spojrzała na Josha wiedząc, że niełatwo jej będzie zrezygnować z pomocy 'Ringa. Całe życie zwracała się do braci lub ojca, jeśli czegoś potrzebowała. — Dobrze
— powiedziała w końcu. — Zrobię tak, jak sobie
życzysz.
253
17
Najtrudniejszą rzeczą, jaką Carrie musiała zrobić, było okłamanie brata. Zgodnie z życzeniem 'Ringa ślub miał się zacząć o piątej, a kiedy 'Ring coś planował, spodziewał się, że jego plany zostaną zrealizowane. Żona 'Ringa była jedyną osobą, która potrafiła śmiać się z jego doskonałości i lekceważyć jego ustalenia. Jeśli natomiast chodziło o Carrie, to gdyby 'Ring wyznaczył jej spotkanie o szóstej rano, stawiłaby się punktualnie na czas.
A teraz musiała go okłamać. Musiała mu powiedzieć, że chce wziąć ślub o dziesiątej następnego ranka. Najgorsze było to, że nie wiedziała, co się stanie między dniem dzisiejszym a jutrzejszym rankiem. Nie miała pojęcia, co Josh zamierzał zrobić z Norą i z dokumentem. Wyobrażała sobie wszystkie możliwe przeszkody w otrzymaniu tego papieru od Nory i była pewna, że 'Ring się dowie, iż Josh jest mężem innej kobiety. Czy zachowa się wtedy na tyle pospolicie, by zastrzelić Josha? Jej bracia często mitygowali ludzi, którzy zachowywali się zbyt śmiało przy ich ukochanej siostrzyczce, co więc zrobi 'Ring, kiedy się dowie, że Carrie będzie miała dziecko z mężczyzną, który nie może być jej mężem? Tak bardzo by chciała, żeby 'Ring sam miał jakieś małżeńskie problemy.
Drżąc na całym ciele poszła powiedzieć 'Ringowi, że trzeba przełożyć ślub.
Ku jej całkowitemu zaskoczeniu 'Ring uśmiechnął się szeroko i zaproponował, że wróci do miasta w towarzystwie Nory i Erika. Był nieprzyzwoicie
254
zapatrzony w Norę i nawet poprosił ją, żeby w czasie jazdy przedstawiła kilka scen z „Romea i Julii".
Nora się krygowała i — zdaniem Carrie — robiła z siebie idiotkę przed trzema mężczyznami. Jednocześnie miała wrażenie, że wszyscy trzej panowie patrzą na aktorkę z podziwem. Kopnęła Josha w kostkę, a gdy jęknął z bólu, uśmiechnęła się do niego niewinnie.
Kiedy powóz oraz 'Ring na koniu wierzchem zniknęli za zakrętem, Josh odwrócił się do Carrie.
Czy mogłabyś upichcić coś do jedzenia? — Mam coś do zrobienia razem z dzieciakami.
Upichcić...? Do jedzenia? Czyżbyś mnie odsyłał do kuchni? Co macie zamiar zrobić? Ja też chcę brać w tym udział.
Josh pocałował ją nieuważnie w policzek, już nieobecny duchem.
To zadanie tylko dla aktorów. Dla zawodowych oszustów, jak to ktoś kiedyś powiedział. Twoje kłamstwa, kochanie, nie zwiodą nawet dziecka.
Właśnie okłamałam swojego brata! — znowu ją obrażał.
Tak, to prawda, a on nie uwierzył w ani jedno twoje słowo.
Ależ uwierzył. Gdyby mi nie uwierzył, sam by stąd nie wyjechał. On by...
Myślę, że go nie doceniasz. Nie wydaje mi się takim srogim moralistą, za jakiego go bierzesz. Sądzę raczej, że nawet go to wszystko bawi. Odgaduję też, że dziś wieczorem podejdzie Norę na tyle, że wyciągnie z niej większość informacji. Nora jest bardzo podatna na takie podchody.
Ty już coś o tym wiesz.
255
Josh udał, że nie słyszy. Istnieją pewne niedogodności, gdy żyje się z kimś, kto wie o tobie tak wiele; o twoim prawdziwym ja, nie o tym, za kogo chciałbyś uchodzić.
Zrób nam coś do jedzenia, muszę porozmawiać z dziećmi.
Czy Carrie będzie gotowała jajka? — zapytała Dallas takim tonem, jakby się miała rozpłakać.
Josh wypchnął dzieci na dwór.
* * *
— Po prostu uważaj na to co robię, i nie odzywaj
się ani słowem — powiedział Josh.
Carrie, Josh i dzieci stali przed hotelowym pokojem Nory. Dochodziła szósta. Godzinę temu mieli wziąć ślub.
— Dddobrze, prze pana — wydukała Carrie,
udając idiotkę. — Spróbuję. — Bolało ją, że Josh
wtajemniczył w swoje plany dzieci, a jej nic nie
powiedział.
Mrugnął do Carrie i zapukał do drzwi.
Nora miała na sobie suknię z czerwonego jedwabiu, wyciętą — czy to naprawdę możliwe? — jeszcze głębiej niż wczorajsza kreacja.
Podczas gdy Carrie stała osłupiała, gapiąc się na ten dekolt, Josh wepchnął ją do pokoju, wciągnął za sobą dzieci i zamknął drzwi.
Noro, wygrałaś — oznajmił.
Masz dla mnie pięćdziesiąt tysięcy?
Nie, nie mam. Nie mogę ci dać takiej sumy. Zamierzam każdego centa zatrzymać dla siebie.
Nora początkowo była zaskoczona, ale szybko się opanowała.
256
— Ależ skarbie, nie ma pieniędzy, nie ma doku
mentu. Jeśli nie dostanę pieniędzy, nigdy nie otrzy
masz rozwodu i nie będziesz mógł się ożenić ze
swoją małą dziedziczką — dawała do zrozumienia,
że Josh zamierza poślubić Carrie tylko dla jej
fortuny.
Josh objął Carrie.
Widzisz, Noro, minął rok, od kiedy mieszkam na farmie brata i mogę ci powiedzieć, że przeszedłem przez prawdziwe piekło. Musiałem wstawać przed świtem, cały dzień plewiłem chwasty, wypalałem pola i robiłem inne podobne rzeczy. Nienawidziłem tego wszystkiego z całego serca.
To oczywiste, skarbie. Wiedziałam, że tak będzie. Pamiętasz, jak się śmiałam, kiedy usłyszałam wyrok?
Noro, miałaś rację. Nie potrafię tak żyć. Dlatego też zdecydowałem się rzucić farmę.
Nora uniosła brew.
Ale sędzia orzekł, że nie będziesz mógł zatrzymać dzieci, jeśli nie będziesz pracował na farmie Hirama przez cztery lata.
Tak, to osobna sprawa — powiedział Josh. — Chodźcie tu, bachory.
Carrie patrzyła z niedowierzaniem, jak chwycił dzieci za ręce i pociągnął naprzód. Jej niedowierzanie sięgnęło zenitu, gdy się im przyjrzała. Jeszcze kilka minut temu, kiedy stały przed hotelowym pokojem, były czyste i świetnie się prezentowały, podczas gdy teraz miały potargane włosy, na sukience Dallas widniały wyraźne plamy i oboje płakali rzewnymi łzami.
— Nie wiedziałem, co mówię, kiedy przekonywa
łem sędziego, że chcę być z nimi. Wydawało mi się, że
257
wychowywanie dzieci jest znacznie łatwiejsze, ale to wstrętne smarkacze. Zajmują mi cały czas, ciągle jęczą i wiecznie się skarżą. Brudne małe potwory. Tak więc, Noro, kochanie, należą do ciebie.
Josh popchnął dzieci w kierunku Nory.
Carrie była, dzięki Bogu, zbyt zaszokowana, żeby wydusić z siebie choć słowo.
Tatusiu, nieee! — zawodziła Dallas. — Tatusiu! My chcemy być z tobą! My już będziemy grzeczni! Naprawdę!
Josh, chyba nie zamierzasz... — zaczęła Nora.
Ależ zamierzam, zamierzam, jak najbardziej. Sędzia powiedział, że jeśli nie dotrzymam warunków wyroku, dzieci wracają do ciebie, a ja na scenę, gdzie jest moje miejsce.
Aaaa... a co będzie z nią? — spytała Nora patrząc na Carrie. — Co z tą największą miłością twojego życia?
Zanim Josh zdążył otworzyć usta, Carrie zabrała głos. Też chciała mieć swój udział w tej scenie.
Będziemy żyli w grzechu — oznajmiła w olśnieniu. — Zdecydowaliśmy, że to znacznie bardziej ekscytujące niż stara, nudna instytucja małżeństwa. — Objęła Josha rozmiłowanym spojrzeniem. — Jak tylko uwolnimy się od dzieci, pojedzieray... Dokąd to najpierw, kochanie?
Do Wenecji — Josh popatrzył na nią z podziwem i uwielbieniem.
Ach, tak, do Wenecji. Dzięki moim milionom z Floty Warbrooke pojedziemy do Wenecji. Kochanie, a może najpierw do Paryża? Naprawdę potrzebuję kilku nowych sukienek.
Dokąd tylko zechcesz, najdroższa. — Josh pocałował ją w rękę i odwrócił się znów do Nory.
258
Sama widzisz, kochanie, że nie ma najmniejszego znaczenia, czy jesteśmy małżeństwem, czy nie. Mam Carrie, mogę korzystać z jej fortuny i muszę tylko wyzwolić się od ciężaru opieki nad tymi bachorami. Au revoir. — Mówiąc to, wetknął rękę Carrie pod swoje ramię i ruszył do drzwi.
Tatusiu, nie zostawiaj nas! — płakała za nimi Dallas. — Tatusiu, proszę, nie zostawiaj! Zrobimy wszystko, co każesz, tylko nas nie zostawiaj! Naprawdę zrobimy wszystko!
Josh musiał mocniej przytrzymać ramię Carrie, żeby nie zawróciła do dziecka. Kiedy znaleźli się za drzwiami, spojrzała na niego.
Czy Dallas dobrze się czuje? — szepnęła.
Nie — odparł Josh. — Cierpi na groźną przypadłość zwaną nadgorliwością i mam zamiar z nią o tym poważnie porozmawiać. Żadne z moich dzieci nie powinno się tak zachowywać. — Uśmiechnął się do Carrie. — Byłaś wspaniała. Może ty także zostaniesz zawodowym oszustem?
Josh — powiedziała Carrie wolno. — Czy dzieci naprawdę grały? I ty także? Nie zostawisz ich z nią?
Przyjrzał się jej uważnie.
A jak myślisz?
Myślę,, że prędzej dałbyś się zabić, nim oddał byś je komuś.
Uśmiechnął się i pocałował ją w rękę.
— Chodźmy coś zjeść. — Jego oczy błysnęły
troszeczkę złośliwie, bo to przecież Carrie podała
niejadalny obiad.
Wbrew zapewnieniom Josha, Carrie była ciągle zdenerwowana. Bez przekonania przesuwała jedzenie na talerzu, a później, kiedy Josh zabrał ją do sklepu z sukniami, nie mogła się na niczym skupić.
259
Jej pracownice miały do niej setki pytań, ale Carrie nie potrafiła udzielić im odpowiedzi. Odwróciła się do Josha i zapytała:
A co będzie, jeśli zechce je zatrzymać?
Nie znasz Nory.
Nie tak dobrze jak ty — burknęła. — Kiedyś jednak sądziłeś, że jest dobrą matką.
Byłem młodszy i głupszy — odparł próbując ją rozchmurzyć albo przynajmniej rozzłościć. Wszystko było lepsze od tego ciągłego strachu. Ale nawet kiedy powiedział, że nie pozwoli jej wybrać imienia dla ich dziecka, bo ma dziwne skłonności do takich nazw jak Kichuś czy Paryż na Pustkowiu, nie doczekał się żywszej reakcji.
Wrócili na farmę o zmroku. Josh powiedział Carrie, że chce spać razem z nią. Chciał ją utulić, chciał tej nocy być z kobietą, którą kochał.
— Oddajesz swoje dzieci i spodziewasz się, że
będę z tobą spała?
Pocałował ją w rękę.
— Nareszcie moje uczynki spotkały się z twoją
aprobatą — odezwał się żartobliwym tonem.
Carrie zmierzyła go twardym spojrzeniem.
— Nie dotkniesz mnie, dopóki dzieci tu nie wrócą
— oznajmiła stanowczo i zatrzasnęła mu drzwi
przed nosem. Usłyszała jeszcze coś w rodzaju
rozbawionego kwiknięcia, ale było w tym dźwięku
coś jeszcze, przez co o mało nie otworzyła drzwi.
Po raz pierwszy w życiu Carrie nie zmrużyła oka przez całą noc. Kiedy świt rozjaśnił horyzont, zwlokła się z łóżka i, z Kichusiem w objęciach weszła do dużego pokoju. Josh, ubrany w to samo co wczoraj, siedział przy stole.
— Nie spałeś? — zapytała siadając naprzeciwko.
260
Podniósł na nią spojrzenie pozbawione wszelkiej obłudy.
— Nie mogłem się uwolnić od myśli, że Nora jest
doskonałą oszustką. Nie mogłem zapomnieć o tym,
jaka jest mściwa. Może chcieć zatrzymać dzieci,
tylko po to, by zrobić mi na złość. Może... — prze
rwał załamany, utkwił wzrok w pustej filiżance po
kawie.
Kiedy Carrie sięgnęła po jego dłoń, podniósł się z krzesła, ukląkł przy niej i oparł głowę na jej kolanach. Pogładziła go po włosach.
— Carrie, ja się boję — powiedział cicho. — Boję
się, że je stracę. Kiedy obmyślałem ten plan,
wydawał mi się zupełnie bezpieczny, ale teraz już
niczego nie jestem pewien. Jeżeli Nora powie sę
dziemu, że oddałem jej dzieci, i powtórzy moje
słowa, chyba każdy sąd odbierze mi Tema i Dallas.
Co ja bez nich zrobię? Poza tobą i dziećmi nic się
dla mnie w życiu nie liczy.
Pocałowała go w czoło i chciała pocieszyć, ale sama była równie niespokojna jak on.
— Opowiedz mi, co zaplanowałeś.
Josh odwrócił twarz, bo nie chciał, by widziała, że ociera łzy.
Mają przyjść do kościoła o dziesiątej. Muszą tak uprzykrzyć jej życie, by z radością oddała mi papier i jak najprędzej chciała się od nich uwolnić.
Czyli musimy mieć nadzieję, że twoje dzieci są przynajmniej tak dobrymi aktorami jak ty. W końcu, ich ojcem jest Wielki Templeton.
Josh usiłował się uśmiechnąć.
— Chodź, zobaczymy, czy coś się da zjeść, a po
tem pójdziemy do kościoła. Musimy zaufać Te-
mowi i Dallas.
261
Carrie kiwnęła głową i miała nadzieję, że Josh nie widział, jak drżały jej ręce.
* * *
W kościele było chłodno, ale Carrie przenikał wewnętrzny mróz. Miała wilgotne, zimne dłonie i czuła na karku lodowate kropelki potu. Dziesiąta minęła pięć minut temu, a dzieci ani śladu. 'Ring siedzący w pierwszej ławie opustoszałego kościoła spojrzał na swój kieszonkowy zegarek po raz trzeci, a pastor zdążył już przypomnieć obecnym, że za godzinę ma następny ślub.
Jednak Carrie i Josh uparcie twierdzili, że nie chcą brać ślubu pod nieobecność dzieci. Josh trzymał dziewczynę za rękę, a jego dłoń była tak samo zimna jak jej. Nawet Kichuś, schowany pod staromodną suknią Carrie, siedział cicho.
Josh raz tylko spojrzał na Carrie i widząc strach wyraźnie malujący się na jej twarzy ukrytej pod welonem, nie miał odwagi już więcej spojrzeć jej w oczy. Zbyt wiele myśli kłębiło mu się w głowie. Jeżeli Nora przejrzała podstęp i będzie chciała odebrać mu dzieci? Czy zwróci je w zamian za pieniądze z Warbrooke?
A co z Dallas? Dziewczynka miała zaledwie pięć lat, a przecież Josh zachęcał ją, by okłamywała własną matkę. Czy dziecko mogło to zrobić? Czy powinno było to robić?
Josh bił się z myślami. Czyżby przez tę swoją przebiegłość miał utracić syna i córkę? Pamiętał, że sędzia, biorąc pod uwagę jego reputację, niechętnie przyznawał mu prawo do opieki nad dziećmi, więc jeśli Nora pójdzie do niego i zezna, co Josh jej
262
powiedział zeszłego wieczoru, jeżeli powie, że nazwał dzieci smarkaczami i bachorami i że mówił, że ich nie chce, żaden sąd na świecie nie przyzna mu opieki nad własnymi dziećmi.
Mocniej ścisnął dłoń Carrie.
'Ring wstał i podszedł do nich.
Już dwadzieścia minut po czasie — zwrócił się do siostry. — Czy chciałabyś może mi coś powiedzieć?
Nie — rzekła szybko Carrie drżącym głosem. — To znaczy...
Jestem pewien, że Nora zaraz przyprowadzi dzieci — wtrącił się Josh. — Są bardzo zaprzyjaźnieni i... — przerwał, bo przy wejściu do kościoła powstało jakieś poruszenie.
W drzwiach ukazała się Nora. Po raz pierwszy od czasu, kiedy Josh ją poznał, wyglądała okropnie. Jej suknia była poplamiona, włosy w strąkach zwisały na ramiona, z niewyspania miała ciemne sińce pod oczyma i, co najgorsze, wyglądała na swoje lata.
Trzymała za nadgarstki Tema i Dallas. Ciągnąc dzieci za sobą przemaszerowała przez kościół, można powiedzieć, że rzuciła rodzeństwo w pierwszą ławkę i wyciągnęła do Josha dokument oraz pióro. Była wściekła.
Josh musiał polizać stalówkę, żeby zwilżyć atrament, potem wziął papier do ręki i podpisał. Następnie schował go do kieszeni na piersi i przyjrzał się swojej byłej żonie.
Nora otworzyła usta, ale nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Odwróciła się na pięcie i odeszła gniewnym krokiem.
Carrie i Josh powoli odwrócili się do pastora.
263
Możemy zaczynać — oznajmił Josh.
Drodzy ukochani. Zebraliśmy się tu dzisiaj... Carrie spojrzała na Josha, on na nią i oboje
wybuchnęli radosnym śmiechem. Równocześnie odwrócili się do wymazanych, umęczonych dzieci, które siedziały w pierwszej ławce, machając nogami. Miały miny wyrażające ogromne zadowolenie z siebie. Carrie i Josh pochylili się ku nim i otworzyli ramiona.
Pastor i 'Ring patrzyli, jak cała czwórka ściskała się, całowała i zaśmiewała do łez z jakiegoś tajemniczego żartu.
Pierwszy opanował się Josh. Wziął za rękę Tema, Carrie za drugą, a ona chwyciła za rączkę dziewczynkę.
Możemy zaczynać — powiedział. — Może ksiądz udzielić ślubu nam wszystkim.
Hurraa! — krzyknęła Dallas.
Dzieci wraz z dorosłymi wymówiły sakramentalne „tak", a na zakończenie ceremonii każdy od każdego otrzymał serdeczny pocałunek.