Do lepszego świata…
Jak uczynić świat lepszym? To pytanie zadaje sobie mnóstwo ludzi, politycy (podobno), filozofowie (bo czym innym mieli by się zajmować), a nawet (o dziwo!) zwykli i normalni ludzie, jak na przykład harcerze… No dobrze, może to nie najlepszy przykład normalnego człowieka, ale już niech będzie.
Dalej jest jednak dużo trudniej. O ile filozofowie zajmują się teorią, o ile politycy mają pewne środki i możliwości, o tyle zwykli ludzie, niech już będą ci harcerze, mają znacznie większe wyzwanie przed sobą. Nie mają milionów euro funduszu, nie mają wsparcia wielkich instytucji, mają jednak to co najważniejsze- chęci.
Chęć to tak naprawdę wszystko, czego potrzeba, by móc uczynić świat lepszym. Być może nie będzie to rewolucja na miarę koła czy chociażby krojonego chleba, ale nie to jest przecież najważniejsze. Skoro nie możemy zmienić całego świata, naprawmy chociaż tą małą część, którą sami stanowimy. Nie mówię tylko o takich rzeczach jak sprzątanie po swoim psie czy segregacja śmieci, chociaż są to również sprawy ważne i godne najwyższej uwagi. Chodzi mi o tą część naszego życia, którą stanowi harcerstwo.
Będąc drużynowymi dostajemy pod swoją opiekę grupę młodych, pełnych energii ludzi. To właśnie oni, ta dzika, rozwrzeszczana banda jest narzędziem, dzięki któremu zwykły, normalny człowiek- drużynowy, może zmienić świat, może uczynić go lepszym.
Jakiś czas temu miałem okazję wysłuchać przemyśleń wielu doświadczonych, czasem nawet bardzo, drużynowych. Wszyscy oni byli zgodni co do tego, iż drużynowy stanowi dla młodego harcerza autorytet czasem porównywalny nawet do rodziców.
Tutaj pojawia się odpowiedź na pytanie, jak naprawiać świat? Czy potrzeba nam czegoś więcej niż chęci i harcerzy do zmiany świata na lepsze? Według mnie nie. Będąc drużynowymi kształtujemy młodych ludzi na swój obraz i podobieństwo (to chyba nie moje słowa, ale brzmią dobrze :p). Niekiedy mamy do czynienia z dziećmi z rodzin patologicznych, z bardzo trudnych środowisk, dziećmi, które bez naszej pomocy najprawdopodobniej w przyszłości sami będą tworzyć złe rodziny i złe środowisko. Dzięki pracy w drużynie możemy to zmienić, możemy dać takiemu dziecku szansę na zmiany. Nie jest to jednak łatwe. Wymaga to wiele uwagi i energii, czasem wielu lat trudnej, wyglądającej na bezowocną, pracy. Mam dość bujną wyobraźnię, lecz nie potrafię wymyślić niczego, co może dać tak wiele satysfakcji, jak właśnie zmiana takiego dziecka, wyprowadzenie go na ludzi. Osobiście uważam, że wystarczy jedno takie dziecko, które zda maturę, znajdzie normalna pracę i założy rodzinę, byśmy mogli pewnie powiedzieć, iż osiągnęliśmy sukces i zmieniliśmy świat. Z resztą jest tak nie tylko z „trudnymi” dziećmi. Jeśli dzięki naszej pracy, jako drużynowych, nasi podopieczni staną się mądrymi, szczęśliwymi i wartościowymi ludźmi, osiągamy ogromny sukces, o jakim politycy i filozofowie mogą tylko marzyć.
Jak więc zmienić świat? Pracować, pracować i jeszcze raz pracować Nasza działalność w drużynie, o ile będzie dobra, wystarczy, by uczynić świat lepszym.
Łatwo powiedzieć, jednak wprowadzenie tych słów w życie jest dużo trudniejsze. Cóż, nikt nie mówił przecież, że będzie łatwo. Kończąc te moje wypociny dodam jednak od siebie i Marka Aureliusza kilka być może pocieszających słów:
„Nasze życie jest tym, czym czynią je nasze myśli”
Dotyczy to również pracy. Dlatego życzę wam wszystkim optymizmu, który pomoże wam na kamienistej, wyboistej, najeżonej trudnościami i niebezpieczeństwami, niekończącej się instruktorskiej drodze do lepszego świata.
Krzysztof Madej