ŚW JAN JAŁMUŻNIK


LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. JANA JAŁMUŻNIKA

23 stycznia

To, co Złota legenda ma do powiedzenia o św. Janie Jałmużniku, jest właściwie zbiorem luźnych anegdot stosunkowo dość słabo przesyconych elementem cudowności, z dodatkiem [na początku] jednej krótkiej nowelki o celniku Piotrze i dość mechanicznie włączonego tutaj opowiadania o mnichu Witalisie. Wszystko razem nie zasługuje w niczym na nazwę żywota; uderza brak wszelkiego powiązania z tłem historycznym i lokalnym; właściwie opowiadane tu wypadki mogłyby dziać się wszędzie i zawsze - tak samo jak wszędzie i zawsze aktualne jest miłosierdzie chrześcijańskie.

Postać idealnego pasterza-jałmużnika, odmalowana w tym szeregu opowiastek, skreślona jest bardzo naiwnymi rysami; jego miłosierdzie przejawia się niemal wyłącznie w rozdawaniu pieniędzy, tak jakby z bliźnim niczym innym poza pieniędzmi nie można i nie trzeba było się dzielić. Jest to piętno epoki: taki właśnie rodzaj miłosierdzia przemawiał najdobitniej do naiwnej i nieraz bardzo przyziemnej mentalności ludzi średniowiecza. Ale postawa wewnętrzna, z jakiej wypływać powinny chrześcijańskie uczynki miłosierdzia, jest w tej legendzie uchwyco­na z taką trafnością, że trudno o piękniejszą w całym bogatym wieńcu legend opowiedzianych przez Jakuba de Voragine.

Jest w niej jeszcze coś, co czyni ją szczególnie uroczą, coś bardzo rzadkiego w całej Złotej legendzie, która z reguły jest patetyczna i kochająca się w mocnych efektach: jakiś promień pogodnego, czasem mimowolnego humoru, przebłyskujący poczynając od anegdoty o mimowolnej jałmużnie skąpego celnika, który ze złości rzucił chlebem za żebrakiem, poprzez nie­prawdopodobne przygody mnicha Witalisa, aż po zawody w dawaniu i sprzedawaniu kosztownej kapy, o których czytamy na końcu. Jest to jakby niezamierzona ilustracja do słów św. Pawła [2 Kor 9, 7], że pogodnego dawcę Pan Bóg miłuje*.

Jakub de Voragine zaczerpnął tę legendę z Vitae patrum [PL LXXIII 337-84], gdzie jest ona repliką żywota greckiego pióra Leontiosa, biskupa miasta Neapolu na Cyprze [BHG nr 886], przełożonego na łacinę w IX w. przez niestrudzonego tłumacza tekstów greckich Anasta­zego Bibliotekarza [BHL nr 4388-89].

Jan Jałmużnik, patriarcha aleksandryjski, trwając pewnej nocy na modlitwie zobaczył koło siebie piękną dziewczynę w wieńcu oliwnym na głowie. Zdumiał się niezmiernie na jej widok i zapytał, kim jest. Ona zaś odrzekła: Jestem miłosierdzie [1], to ja sprowadziłam z nieba Syna Bożego; weź mnie za małżonkę, a dobrze ci będzie. Zro­zumiawszy tedy, że oliwa oznacza miłosierdzie, stał się od tego dnia tak miłosiernym, że zwano go »eleymon« [2], co oznacza »jałmużnik«. Nazywał on ubogich swoimi panami, dlatego też szpitalnicy [3] także ich tak nazy­wają. Pewnego razu zwołał wszystkich swoich służących i rzekł im: Przejdź­cie przez całe miasto i spiszcie mi wszystkich moich panów co do jednego. Gdy zaś nie zrozumieli go, powiedział: Nazywam moimi panami i pomocnikami tych, których wy zowiecie biedakami i żebrakami. Oni bowiem rzeczywiście mogą nam pomóc i dać nam królestwo niebieskie.

Pragnąc zachęcić ludzi do miłosiernych uczynków zwykł był opowiadać następującą historię: Pewnego dnia biedacy wygrzewali się na słońcu i opowiadali sobie nawzajem o różnych ludziach udzielających jałmużny, przy czym chwalili dobrych, a ganili złych. Był zaś pewien celnik [4] imie­niem Piotr, bardzo możny i bogaty, lecz niemiłosierny dla biednych, wypędzał bowiem z gniewem każdego, który przyszedł do jego domu. Tak więc wśród rozmawiających biedaków nie znalazł się żaden, który by kiedyś otrzymał od Piotra jałmużnę. Ale jeden z nich powiedział: A co mi dacie, jeśli ja dziś jeszcze otrzymam jałmużnę od niego? Ułożywszy się z towarzyszami pośpieszył do domu celnika, by poprosić o jałmużnę. W tej właśnie chwili Piotr wracał do domu, a niewolnik jego niósł za nim pszenne chleby. Ujrzawszy przed swymi drzwiami żebraka, a nie znajdu­jąc pod ręką kamienia, celnik porwał jeden pszenny chleb i z wściekłością rzucił za nim. Biedak natychmiast pochwycił chleb i wróciwszy do towarzy­szy pokazał im, że otrzymał z jego ręki jałmużnę.

Po dwóch dniach celnik zasłabł śmiertelnie i we śnie ujrzał siebie sa­mego stojącego przed sądem. Dwóch Murzynów [5] kładło na jedną szalę wagi wszystkie jego grzechy, z drugiej zaś strony stały jakieś postacie biało ubrane i bardzo smutne, ponieważ nie znajdowały nic, co mogłyby na swojej szali położyć. Wtedy jeden z nich rzekł: Nic rzeczywiście nie mamy, prócz jednego chleba pszennego, który dał Chrystusowi przed dwoma dniami, choć też nie z własnej woli. Gdy jednak położyli ów chleb na szali, okazało się, że zrównoważył on wszystkie grzechy [6]. Rzekli wtedy do Piotra: Staraj się zwiększyć ciężar owego chleba, gdyż inaczej ci czarni zabiorą cię. Ocknąwszy się Piotr poczuł się zdrowy i rzekł sobie: Ach, jeśli jeden pszenny chleb w złości rzucony tak wiele mi po­mógł, to o ileż więcej uzyskam, gdy rozdam ubogim wszystko, co mam?

W kilka dni później szedł drogą ubrany w swoje najlepsze szaty, a jakiś rozbitek zbliżył się i poprosił go o cośkolwiek do ubrania. Piotr zdjął wów­czas swój kosztowny płaszcz i dał mu go. On zaś wziąwszy go sprzedał natychmiast. Wracając celnik ujrzał swój płaszcz wiszący u kupca i zasmucił się tym tak bardzo, że nawet jeść nie mógł, a ciągle tylko powtarzał sobie: Nie jestem godzien, aby biedak miał po mnie pamiątkę. Gdy jednak zasnął, ujrzał we śnie jakiegoś człowieka, który promieniał jaśniej tai słońce, na głowie miał krzyż, a ubrany był w ów płaszcz, który Piotr dał biedakowi. Ten człowiek spytał go: Dlaczego płaczesz, Piotrze? Gdy zaś Piotr opowiedział mu o przyczynie swego smutku, rzekł: Czy poznajesz ten płaszcz? Tak, panie - odrzekł Piotr. A Pan rzekł mu: Ubrałem się w płaszcz, który mi dałeś, i dziękuję ci za twą dobrą wolę, ponieważ cierpiałem chłód, a ty mnie okryłeś. Zbudziwszy się Piotr błogosławił nędzarzy i mówił: Pan nasz żyje, a ja nie spocznę, dopóki nie stanę się jednym z nich. Rozdał więc ubogim wszystko, co posiadał, a następnie wezwał swego sekretarza [7] i rzekł mu: Chcę powierzyć ci tajemnicę, jeśli jednak zdradzisz mnie lub nie wypełnisz mego polecenia, wówczas sprzedam cię barbarzyńcom [8]. Dając mu zaś 10 funtów złota dodał: Idź do świętego miasta i kup sobie, co zechcesz w nagrodę, mnie zaś sprzedaj jakiemuś chrześcijaninowi, a to, co za mnie otrzymasz, rozdaj ubogim. Gdy zaś tamten wzbraniał się, rzekł mu raz jeszcze: Jeśli mnie nie usłuchasz, sprzedam cię barbarzyńcom. Poprowadził go więc ów sekretarz odzianego w nędzne szaty i sprzedał jako swego niewolnika pewnemu bankierowi za trzydzieści srebrników, które następnie rozdał ubogim. Piotr natomiast spełniał wszelkie najniższe posługi, tak że wszyscy nim pogardzali, a inni niewolnicy często posztur­chiwali go i nazywali szaleńcem. Lecz równie często ukazywał mu się Pan i pocieszał go, pokazując mu szaty i inne rzeczy, które ofiarował był ubogim.

Tymczasem cesarz i wszyscy przyjaciele martwili się zniknięciem tak znakomitego męża. Pewnego razu przybyli sąsiedzi Piotra z Konstantynopola, aby odwiedzić święte miejsca, a pan jego zaprosił ich na ucztę. Ujrzawszy zaś Piotra szeptali do siebie. Jakże podobny jest sługa do naszego celnika, pana Piotra. Przyglądali mu się więc ciekawie, a jeden z nich rzekł: Tak jest doprawdy pan, Piotr, wstanę zatrzymam go. Wtedy Piotr odwiódł się i cichaczem umknął. Był zaś w tym domu odźwierny głuchy i niemy, któremu na migi pokazywano, aby otworzył bramę. Otóż Piotr nie znakami, lecz słowami rozkazał mu, aby mu otworzył. A ten natychmiast usłyszał jego słowa i mowę też odzyskał, ponieważ odpowiedział mu i bramę otworzył. Następnie wrócił do domu i ku zdu­mieniu wszystkich powiedział: Niewolnik, który usługiwał w kuchni, wy­szedł i uciekł, ale to na pewno był sługa Boży. Gdy bowiem rzekł: Ja ci mówię: Otwórz - ujrzałem wydobywający się z ust jego płomień, który dotknął ust i uszu moich i natychmiast odzyskałem mowę i słuch. Wtedy zerwali się i wybiegli za nim, ale nie mogli go już znaleźć. Wszyscy zaś domownicy żałowali bardzo, że z lekceważeniem odnosili się do takiego męża.

Pewien mnich imieniem Witalis [9] chciał wypróbować św. Jana, a mianowicie przekonać się, czy on łatwo daje wiarę złym słowom i ulega zgorszeniu. Udał się tedy do miasta i spisał wszystkie nierządnice publiczne. Następnie chodził do każdej z nich kolejno i mówił: Daj mi tę jedną noc i nie grzesz dzisiaj - a potem spędzał tę noc w jej domu klęcząc w kącie i modląc się za nią. Rano zaś odchodził nakazując każdej, aby nikomu o tym nie opowiadała Jedna jednak wyjawiła jego tajemnicę, a wtedy modlitwy starca sprawiły, że diabeł ją opętał. Wszyscy zaś mówili jej: Masz teraz to, na coś sobie u Boga zasłużyła, bo kłamałaś. Ten nędznik na pewno przyszedł do ciebie, aby grzeszyć, a nie po co innego. Witalis zaś wieczorem mówił tak, aby go słyszano: Muszę iść, bo pewna pani ocze­kuje mnie. Tym zaś, którzy go ganili, odpowiadał: Czyż nie posiadam ciała takiego jak wszyscy ludzie? Czyż Bóg gniewa się tylko na mnichów? Oni są przecież ludźmi takimi, jak inni. Niektórzy tedy radzili mu: Weź sobie jedną kobietę, ojcze, i zmień twój strój, żebyś nie gorszył innych ludzi. On jednak udając zagniewanego odpowiadał: Nie będę was słuchał, idźcie ode mnie. Kto chce być zgorszonym, niechże się gorszy, niech bije głową o ścianę. Czyż Bóg uczynił was sędziami nade mną? Idźcie i troszczcie się o siebie samych, wy nie będziecie za mnie zdawać rachunku. Krzyczał zaś tak głośno, że wieści o tym doszły do św. Jana, lecz Bóg sprawił, że nie dał on wiary temu wszystkiemu.

Tymczasem Witalis błagał Boga, by po jego śmierci wyjawił wszystkim pobudki jego postępowania, aby nie trwali w grzechu ci, którzy zgorszyli się z jego powodu. Niejedną zaś z owych kobiet, które odwiedzał, skłonił do nawrócenia się i wiele z nich umieścił w klasztorze. Pewnego ranka, wychodząc od takiej kobiety, spotkał jakiegoś człowieka, który tam właśnie wchodził w grzesznych zamiarach, a on wymierzając mu policzek zawołał: Jak długo, jeszcze, nędzniku, będziesz uprawiał twoje nieczyste sprawki! Witalis zaś powiedział: Wierz mi, iż otrzymasz i ty ode mnie taki policzek, że cała Aleksandria zbiegnie się. I rzeczywiście w jakiś - czas potem - dia­beł przybrawszy na się postać Murzyna uderzył go w - twarz mówiąc: To jest policzek, który posyła ci ojciec Witalis - i opętał go tak, że na krzyk jego wszyscy się zbiegli. Wtedy okazał skruchę, a dzięki modlitwom Wi­talisa uzyskał uwolnienie od diabła. Mąż Boży zaś czując zbliżającą się śmierć napisał jeszcze te słowa: Nie osądzajcie nikogo przed - czasem. Gdy zaś owe kobiety wyznały, jak z nimi postępował, wszyscy -wielce chwalili Boga, najwięcej zaś św. Jan, który mówił: Jakżebym pragnął otrzymać ten policzek, który on otrzymał.

Pewnego razu przyszedł do św. Jana ubogi wędrowiec i poprosił o jał­mużnę. Św. Jan zawołał swego skarbnika i kazał dać mu 6 srebrników. Biedak wziął pieniądze i odszedł, a następnie zmieniwszy ubranie po­wrócił i znów poprosił o jałmużnę. Św. Jan zawołał skarbnika i kazał dać mu 10 srebrników. Skarbnik dał mu je, ale gdy wędrowiec odszedł, rzekł do św. Jana: Przez te twoje modlitwy [10], ojcze, człowiek ten dwa razy dziś otrzymał datek, ponieważ zmienił Ubranie. Św. Jan jednak udał, że nie słyszy. Gdy zaś ów pielgrzym po raz trzeci zmieniwszy strój przy­szedł i prosił o jałmużnę, skarbnik dotknął św. Jana dając mu znak, że to właśnie ten człowiek. Ale św. Jan rzekł mu: Idź i daj mu 12 srebrników. Może to Pan mój, Jezus Chrystus, chce mnie wypróbować, czy potrafię dawać nie mniej, niż ten może wziąć?

Innym razem pewien patrycjusz chciał umieścić pieniądze kościelne w jakimś przedsiębiorstwie [11], patriarcha zaś żadną miarą nie zgadzał się na to, pragnął bowiem rozdać je między ubogich. Obaj spierali się długo i rozeszli się wreszcie w gniewie, gdy jednak nadeszła godzina 11, patriarcha posłał po patrycjusza archiprezbitera, aby mu powiedział te słowa: Panie, słońce już zachodzi [12]. Usłyszawszy to patrycjusz za­lał się Izami i natychmiast przybiegł do św. Jana, by błagać go o przeba­czenie.

Pewnego dnia siostrzeniec św. Jana doznał wielkiej zniewagi od jakie­goś kramarza. Żałośnie tedy skarżył się patriarsze i w żaden sposób nie mógł się uspokoić. Wówczas św. Jan rzekł: Jakże to jest możliwe, żeby ktoś odważył się przeciw tobie coś powiedzieć, żeby w ogóle usta otworzył przeciw tobie? Wierzaj mi, synu, zrobię z nim coś takiego, co zadziwi całą Aleksandrię. Usłyszawszy to młodzieniec pocieszył się, ponieważ sądził, że św. Jan każe srogo wychłostać winnego. Św. Jan zaś widząc go już pocieszonego ucałował jego stopy i rzekł: Jeśli rzeczywiście jesteś siostrzeńcem mojej pokornej osoby, to naucz się przyjmować chłostę i złorzeczenia od wszystkich. Prawdziwe bowiem pokrewieństwo wynika nie z ciała i krwi, lecz z cnót serca. Od razu też kazał posłać po owego człowieka i uwolnił go od wszelkich danin oraz opłat, a wszyscy, co to słyszeli, dziwili się i zrozumieli, że to miał na myśli mówiąc: Zrobię z nim coś takiego, że cała Aleksandria dziwić się będzie.

Patriarcha, słysząc, że istnieje zwyczaj, iż wnet po koronacji cesarza budowniczowie grobowców przychodzą do niego z czterema lub pięcio­ma próbkami marmurów różnego koloru i pytają: Z jakiego marmuru czy kruszcu każe sobie Wasza Cesarska Mość zbudować grobowiec? - na wzór tego kazał i dla siebie przygotować grób, lecz pozostawił go niewykończonym aż do swej śmierci. Natomiast polecił kilku sługom, aby w cza­sie wielkich uroczystości, gdy znajdował się w orszaku swego kleru, pod­chodzili do niego i mówili mu: Panie, grób twój jest nie gotowy, każ, by go dokończono, bo nie wiesz, o jakiej godzinie przyjdzie złodziej.

Pewien bogaty człowiek zobaczył, że św. Jan ma na swym łożu liche przykrycie, ponieważ wszystkie inne rozdał ubogim. Kupił zatem nader kosztowną kapę i ofiarował ją św. Janowi. On jednak przykryty nią przez całą noc spać nie mógł, bo myślał, że trzystu jego panów mogłoby dostać przykrycie za taką cenę. Przez całą noc tedy zalewał się łzami i mówił do siebie: Iluż to ludzi poszło dziś spać bez kolacji, ilu szczękało zębami z zimna, a ty zjadłszy wyborne ryby, spoczywając w komnacie razem z twymi wszystkimi grzechami przykrywasz się jeszcze kapą za 36 srebr­ników. Pokorny Jan drugi raz już jej nie użyje! Gdy nastał ranek, kazał ją zatem co prędzej sprzedać, a pieniądze rozdać ubogim. Gdy to usły­szał ów bogacz, kupił po raz drugi tę samą kapę i ofiarował ją św. Janowi z prośbą, aby na przyszłość jej nie sprzedawał, lecz zachował ją dla sie­bie. Ale Jan otrzymawszy ją, kazał ją znowu sprzedać, a pieniądze rozdać swoim panom. Na wieść o rym ów bogacz znowu poszedł, wykupił ją i przyniósł św. Janowi mówiąc z radością: Zobaczymy, kto się zmęczy, czy ty sprzedając, czy ja wykupując. Tak to św. Jan z miłością jak gdyby zbierał plony z bogacza mówiąc, że kto w ten sposób łupi bogatych, aby dawać ubogim, nie grzeszy. Dwie bowiem rzeczy zyskuje przy tym: po pierwsze to, że przyczynia się do zbawienia ich dusz, a po drugie to, że otrzyma za takie postępowanie niemałą nagrodę.

Pragnąc nakłonić ludzi do miłosierdzia, św. Jan miał zwyczaj opowia­dać o św. Serapionie, który oddał swój płaszcz biednemu, a później spotkawszy innego biedaka cierpiącego chłód, oddał mu swoją tunikę, a sam siedział nagi trzymając w ręce Ewangelię. Ktoś przechodząc zapytał go:

Ojcze, kto cię obrabował? On zaś pokazując Ewangelię odparł: Ona mnie obrabowała. Innym razem ujrzawszy biednego sprzedał ową Ewangelię i oddał mu otrzymaną zapłatę. Gdy go zaś pytano, gdzie ma Ewangelię, odpowiedział : Ewangelia nakazuje: Idź, sprzedaj wszystko, co posiadasz, i roz­daj ubogim [13]. Ja ją tylko miałem, więc ją sprzedałem, jak to nakazywała.

Pewnego razu św. Jan polecił dać żebrakowi proszącemu o jałmużnę pięć groszy, ten zaś niezadowolony, że dostał zbyt mało, począł mu w oczy złorzeczyć. Usłyszawszy to słudzy chcieli wyrzucić go i wychłostać, ale św. Jan wstrzymał ich mówiąc: Pozwólcie mu, bracia, złorzeczyć mi. Przecież ja przez 60 lat już grzechami mymi znieważam Chrystusa, dla­czego więc nie miałbym znieść jednej zniewagi od tego człowieka? Na­stępnie rozkazał przynieść sakiewkę i położyć przed biedakiem, aby wziął sobie z niej, ile zechce.

Św. Jan zauważył, że ludzie mają zwyczaj po odczytaniu Ewangelii wychodzić z kościoła i przed drzwiami zabawiać się rozmową. Razu pewnego więc wyszedł wraz z nimi po Ewangelii i usiadł wśród nich. Gdy zaś bardzo się temu dziwili, rzekł im: Moje dzieci, gdzie owce, tam i pasterz. Jeśli wejdziecie do kościoła, ja wejdę z wami, jeśli jednak zostaniecie tu­taj, i ja zostanę również. Skoro zaś uczynił tak raz i drugi, lud nauczył się zostawać w kościele.

Pewien młodzieniec uprowadził zakonnicę, a duchowni oskarżali go przed św. Janem twierdząc, że powinien zostać wyklęty, tym bardziej że doprowadził do zguby dwie dusze: swoją i owej kobiety. Św. Jan jednak uciszył ich mówiąc: Nie, moje dzieci, nie jest tak, jak mówicie. Mówię wam, że to wy popełniacie w tej chwili dwa grzechy. Po pierwsze postępujecie wbrew przykazaniu Pana, który mówi: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. Po drugie nie wiecie na pewno, czy oni jeszcze grzeszą, czy też już może żałują za swój grzech. Trwając często na modlitwie św. Jan popadał nieraz w zachwycenie, a wtedy słyszano go tak mówiącego do Bo­ga: Zobaczymy teraz, dobry Jezu, kto zwycięży: Czy Ty udzielając darów, czy ja rozrzucając je? Ogarnięty zaś gorączką poczuł zbliżającą się śmierć i powiedział: Dziękuję Ci, Boże, że w dobroci swojej wysłuchałeś próśb mnie nędznego, aby tylko jeden srebrnik pozostał mi, gdy będę umierał. Niechże i on zostanie oddany biednym. Gdy zaś składano ciało jego w grobowcu, gdzie pochowane były zwłoki dwóch biskupów, w cudowny sposób ciała te ustąpiły św. Janowi i pozostawiły mu wolne miejsce w środku.

Na kilka dni przed śmiercią św. Jana przyszła do niego pewna kobieta, która popełniła tak ciężki grzech, że nie miała odwagi nikomu go wyznać [14]. Ponieważ zaś umiała pisać, św. Jan doradził jej, aby napisała ten grzech i zapieczętowawszy papier przyniosła mu, on zaś będzie się za nią modlił. Kobieta owa zgodziła się, napisała swój grzech na papierze, starannie zapieczętowała i oddała św. Janowi. Po kilku dniach jednak św. Jan zachorował i zasnął w Panu; ona zaś dowiedziawszy się o jego śmierci uważała się za napiętnowaną i wystawioną na hańbę, gdyż była przekonana, że jej pismo dostało się do innych rąk. Pobiegła więc do grobu św. Jana i zalewając się łzami wołała: Biada mi, oto gdy sądziłam, że skryłam moją hańbę, przed całym światem zostałam zhańbiona. A gdy tak gorzko płakała i prosiła św. Jana, aby wskazał jej, gdzie pozostawił jej pismo, oto on wyszedł z grobu w uroczystym stroju, w otoczeniu dwóch biskupów, którzy wraz z nim byli pochowani, i rzekł do niej: Dlaczego niepokoisz mnie i tych świętych, którzy tu "są ze mną? Dlaczego nie pozwalasz nam spocząć? Spójrz, szaty nasze zwilgotniały od twoich łez! Następnie podał jej pismo zapieczętowane tak, jak mu je dała, i rzekł: Oglądnij tę pieczęć, otwórz pismo i przeczytaj. Ona zaś otworzywszy ujrzała, że grzech jej zo­stał wymazany, a na tym miejscu napisane były następujące słowa: Za przyczyną sługi mego Jana zmazany został twój grzech. Wówczas kobieta gorąco podziękowała Bogu, a św. Jan wraz z tamtymi dwoma biskupami powrócił do swego grobowca.

Św. Jan żył około roku Pańskiego 605, za czasów cesarza Fokasa [15].



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Konspekt prezentacji Św. Jan Maria Vianney, prezentacje, WSZYSTKIE PREZENTACJE, OAZA, Prezentacje cd
ŻYWY PŁOMIEŃ MIŁOŚCI, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
STOPNIE DOSKONAŁOŚCI, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
CZTERY WSKAZÓWKI DLA PEWNEGO ZAKONNIKA, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
GÓRA KARMEL czyli GÓRA DOSKONAŁOŚCI, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
PRZESTROGI, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
DROGA NA GÓRĘ KARMEL – KSIĘGA PIERWSZA, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
LISTY, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
OCENA DUCHA I MODLITWY PEWNEJ KARMELITANKI BOSEJ, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
DROGA NA GÓRĘ KARMEL – KSIĘGA TRZECIA, HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
[noc ciemna KSIĘGA DRUGA], HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
[noc ciemna KSIĘGA PIERWSZA], HTML, A) ŚW.JAN OD KRZYŻA
ŚW JAN GRANDE
Św Jan od Krzyża Noc Ciemna
Św Jan od Krzyża Pieśń Duchowa
św Jan Apostoł i Ewangelista
Św Jan od Krzyża Noc Ciemna
Stopnie doskonałości św Jan od Krzyża
Sw Jan od Krzyza Piesn duchowa docx

więcej podobnych podstron