- 1 -
Ojciec Stasia był bogatym człowiekiem, tak że Stasiowi nie brakowało nigdy zabawek. Kiedy nadszedł czas, by Stasio poszedł do szkoły, ojciec wysłał go, razem z bratem, do szkoły do Wiednia. Stasio nie pysznił się jednak z tego, że jego ojciec jest bogaty. Nie szukał samej tylko zabawy, ale brał się pilnie do nauki, dla innych był koleżeński. Gdy miał 17 lat, a więc był starszy od was - ale to nie znaczy, że był już "stary" postanowił, że będzie służył Panu Bogu jako kapłan. W tym celu udał się pieszo z Wiednia do Rzymu i zgłosił się do nowicjatu księży jezuitów. W nowicjacie - to znaczy w okresie próby, czy nadaje się, by zostać księdzem - wzbudził u swoich rówieśników, ale także księży wychowawców, powszechny podziw. Ale nie tym, że Stasio pochodził z bogatej rodziny, że w domu miał służących! Wzbudził podziw tym, że się nie wstydził sprzątania, zmywania, usługiwania innym...
Ks. Tomalik K., Eucharystia - źródłem pokory, BK 6 /1986/, s. 339-340
- 2 -
W piękny, sierpniowy poranek wielu mieszkańców Rzymu udało się w stronę klasztoru Ojców Jezuitów. Niektórzy z nich nieśli wiązanki kwiatów. Wszyscy pragnęli uczestniczyć w niezwykłej uroczystości. Kaplica zakonna wypełniła się po brzegi ludźmi. Na środku kaplicy była wystawiona trumna, a w niej spoczywało ciało zmarłego młodego zakonnika. Przy trumnie klęczeli starzy i młodzi mieszkańcy Rzymu, ojcowie i bracia zakonni. Wszyscy się modlili. Wśród obecnych był kardynał. Stał nieruchomo i w głębokim zamyśleniu spoglądał na zmarłego. W pewnym momencie ów kardynał zwrócił się w stronę stojącego obok zakonnika i przyciszonym głosem zapytał: "Czego dokonał ten przybysz z Polski, że tak tłumnie zgromadzili się tutejsi mieszkańcy, aby oddać mu cześć?" - "On dokonał rzeczy nadzwyczajnej - odpowiedział zakonnik. Został świętym. Ci wszyscy, zwartym kręgiem otaczający trumnę, już za życia nazywali go >Świętym Polakiem<".
Ks. Adamkowicz Cz., Święty jest Pan, BK 1 /1986/, s. 7
- 3 -
Miejscowość wypoczynkowa w górach. Kilku studentów skrzyknęło swych znajomych. Spędzimy ciepłą, sierpniową noc w górach, na pustej hali, przy ognisku. Nocą dotarli na polankę przez gęsty las i wertepy. Zebrało się ciekawe towarzystwo: profesor uniwersytetu, kilku lekarzy, astronom, studenci i kilku licealistów. Był też i kapłan. Niezapomniane wrażenie płonących szczap, śpiewów. Dyskutowano o książkach, o biologii, chemii. Przez lunetę można było popatrzeć na gwiazdami usłane niebo. Około pierwszej w nocy ktoś poprosił księdza o spowiedź. Kapłan usiadł na pniu pod świerkiem i spowiadał około dwóch godzin. Daleko na niebie rozpaliły się pierwsze brzaski dnia. A w wielu duszach zapłonęło światło nowego życia. Raniutko, wysoko na szczycie, ksiądz odprawił Mszę św. Prosty kamień służył za ołtarz. Dookoła uczestnicy, zielone świerki i panorama wysokich gór. Tutaj na ołtarzu dokonywał się cud największej ofiary i przemiany. "Ciało Chrystusa" szeptał kapłan podając Komunię św. Schodzili z góry w milczeniu. To, co przeżyli tej nocy, przerastało zwykłe słowa i zwroty. Tylko jeden z lekarzy powiedział: Miałem tę datę zapisać: To najcudowniejsza noc w mym życiu. Teraz wiem. To było bez daty. Myśmy się na chwilę zanurzyli w wieczności i pięknie samego Boga.
A inny obrazek, ale już z Warszawy. Słabo oświetlona ulica na Pradze. Dwóch młodych ludzi prowadzi a właściwie ciągnie dwie swoje koleżanki. Wracają z jakiejś prywatki. Dziewczyny zupełnie pijane. Co chwila osuwają się na ziemię w błoto. Wstrząsane szlochem i... torsjami... Ubrania pobrudzone, zmoczone w kałuży.
Na twarzy nic nie zostało z dawnej piękności. Może wam pomóc - pyta spotkany ksiądz - Jakąś taksówkę? ... Patrzyły na kapłana oczy bardzo smutne, pełne rozpaczy, ale i zadumy. To miał być taki szczęśliwy wieczór. Czy był nim naprawdę?
Grzech szczęścia nie daje.
Ks. H. Kiemona Cnota czystości naszego patrona s. 131-132. Materiały Homiletyczne Wrzesień/Pażdziernik nr 152.
- 4 -
Pod koniec 7 klasy Danka zaczęła chorować. Na koniec roku uroczyste rozdanie świadectw, zabawa, a ona 16.VI.1964 r. znalazła się na sali oddziału wewnętrznego.
Sporo młodzieży w dusznych salach szpitala, zamkniętych przez chorobę.
Obok niej na sali leżała młoda pielęgniarka Lonia, z którą zawiera przyjaźń, która leży od roku i tak przeleży jeszcze 10 miesięcy do śmierci.
Przychodzą trudne chwile na Dankę. Traci nadzieję na wyzdrowienie. Wiedziała, że jest nieuleczalnie chora. Cierpi ponad ludzkie siły, ale cierpi po cichu. Pod koniec swego życia nie ma już siły się skarżyć, a może zdawała swój ostatni egzamin silnej woli, tego nikt nie wie, tylko ona i Bóg.
23.VI.1965 r., w nocy ze środy na czwartek mówi do swej mamy - Mamo, moja najlepsza mamo, zrobiłaś, dla mnie wszystko. Pamiętaj, nie płacz. To nie ważne, jak długo się żyje, ale jak się życie przeżyło, a chyba dobrze przeżyłam życie.
Rano 24.VI.1965 r, poprosiła księdza i po przyjęciu ostatnich sakramentów umarła. /Przewodnik Katolicki 3 1969/.
Ks. Poleński M. SJ, Bóg jako najwyższa wartość człowieka, BK 1(109) /1982/, s. 24