Test: Honda Jazz 1,2
Przyznaję otwarcie, że nie przepadam za małymi autami, zresztą tak jak za vanami i wszelkiego pokroju "sprytnymi" samochodami mającymi łączyć wiele, czasem sprzecznych, cech w jednym nadwoziu. Zazwyczaj wszelkiego rodzaju próby zabiegów tego pokroju kończą się powstaniem małego, nijakiego pod względem stylistycznym kredensu na kołach z dużą liczbą nikomu niepotrzebnych schowków i przyjemnością prowadzenia równą zeru. Oczywiście nie potępiam ludzi, którzy w tego typu pojazdach odnajdują ziszczenie swoich marzeń; w końcu nie każdemu zależy na przeżywaniu jakichś spektakularnych uniesień za kierownicą, niektórzy po prostu wolą postawić na komfort bezstresowego podróżowania i niewybijania się z tłumu.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo Honda Jazz już od jakiegoś czasu spędza mi sen z powiek. Po tygodniu jazdy samochodem z najsłabszym w ofercie silnikiem 1,2 dochodzę do wniosku, że to auto całkiem mi się podoba.
Po pierwsze wygląd najnowszej generacji zyskał nieco bardziej opływowe i przyjemniejsze dla oka linie. Samochód nadal wygląda, jakby był nieco napompowany, ale udało się w nim zachować charakterystyczny dla Hondy sportowy styl, który nadaje jej mocno opadająca przednia maska z ostro narysowanymi reflektorami oraz uwydatnione nadkola z tyłu.
Wnętrzu również niczego nie brakuje. Jest nieźle wykonane, a stylistyka nie wieje nudą (szczególnie ciekawie wygląda regulacja klimatyzacji, umieszczona zaraz przy prawej ręce kierowcy). Tym jednak, co robi największe wrażenie, jest ilość przestrzeni i jej aranżacja. Nie ma tu wielu schowków, ale te które są, naprawdę się przydają. Bagażnik ma imponujące 375 l pojemności, a na tylnej kanapie całkiem wygodnie podróżują dwie dorosłe osoby lub troje dzieci. Dodatkowo jeśli chcemy przewieźć coś wysokiego, możemy podnieść siedziska tylnej kanapy, uzyskując sporą ilość łatwo dostępnej przestrzeni.
Co ciekawe, za kierownicą nowego Jazza nie czujemy się jak w vanie. Na twardawym fotelu siedzi się dosyć nisko, a mała kierownica, wzorowana na tej z Civica, dobrze leży w dłoniach. Pochwalić wypada też bardzo przyjemnie pracujący lewarek skrzyni biegów, ma on krótki skok i przyjemny opór.
O dziwo narzekać nie mogę również na silnik. Podstawowy motor 1,2 ma 90 KM, symboliczne 114 Nm momentu obrotowego i typowo japoński, wysokoobrotowy charakter. Ciśnięty po obrotach wkręca się na nie całkiem sprawnie, choć głośno i pozwala osiągnąć pierwsze 100 km/h w rozsądne 12,5 s.
Choć silnik ewidentnie lubi wysokie obroty, niekoniecznie trzeba zawsze go kręcić pod czerwone pole. Do sprawnej, nieco spokojniejszej jazdy
wystarczy trzymać się mniej więcej w połowie obrotomierza, by uzyskać przyzwoity kompromis między osiągami i elastycznością a spalaniem, które wcale nie jest wysokie; w trasie
bez trudu można zejść do 5,5 l na 100 km, a w mieście
trudno przekroczyć 8 l.
Zawieszenie Jazza nie jest może tak twarde jak na Hondę przystało, ale pozwala na całkiem szybką i bezpieczną jazdę w zakrętach. Auto nieznacznie tylko wychyla się na boki, nie tracąc przy tym stabilności. Jakość
tłumienia małych i średnich nierówności jest dosyć przyzwoita. Jedynie na większych wybojach pasażerami może trochę rzucać.
Ceny Jazza z silnikiem 1,2 rozpoczynają się od 48,9 tys. zł. Prezentowana wersja Trend, z manualną klimatyzacją i całkiem przyzwoitym audio, kosztuje o 4 tys. zł więcej.
Moim zdaniem Jazz jest samochodem godnym uwagi. Dzięki dobrym właściwościom jezdnym, praktycznemu i pojemnemu wnętrzu oraz umiarkowanym kosztom
eksploatacji może spokojnie pełniać funkcję zarówno auta miejskiego, jak i małego samochodu rodzinnego. Żeby jeszcze cena była przystępniejsza...