«Biada temu, kto porzuci swój brud dla cudzych czystości, brud jest zawsze swój, czystość zawsze cudza.»
Opowiadanie Na kuchennych schodach zostało napisane w 1929 r., ale Gombrowicz nie włączył go do zbioru Pamiętnik z okresu dojrzewania (wyd. Rój, Warszawa 1933 r.). Witold zdecydował wstrzymać się z publikacją tego opowiadania poruszającego dość drażliwy temat ze względu na ojca, który sfinansował wydanie jego pierwszej książki.
Obraz voyeuryzmu i seksualnych zapędów, jakie pewien urzędnik odczuwa w stosunku do służącej, mogłyby zranić rodzinne poczucie dobrego smaku i zostać źle zinterpretowane przez Jana Onufrego Gombrowicza.
Po śmierci ojca Witold opublikował opowiadanie Na kuchennych schodach w 1937 r. w jesiennym numerze prestiżowego pisma Skamander.
Opowiadanie to zostało włączone, wraz z czterema innymi tekstami, do rozszerzonego tomu opowiadań, zatytułowanego Bakakaj, który został opublikowany w 1957 roku przez krakowskie Wydawnictwo Literackie.
Erotyczna fascynacja służącą, pociąg seksualny odczuwany przez człowieka wykształconego i znajdującego się wysoko w hierarchii społecznej w stosunku do osoby prostej, prymitywnej, „z nizin społecznych”, tyrania konwenansów, które jak pancerz więzią ulegającą im osobę - oto tematy gombrowiczowskie par excellence, które z niezwykłą siłą i sugestywnością pojawiają się w tym młodzieńczym utworze.
Bruno Schulz, pisarz i grafik, przyjaciel Gombrowicza, w swoich dziełach literackich i plastycznych również nawiązywał do tematu masochistycznego uwielbienia dla służącej. W 1936 r., w miesięczniku Studio, Gombrowicz opublikował list otwarty do Schulza, w którym wzywał go do zabrania głosu w związku z ich reputacją pozerów i chorych zboczeńców, i do polemiki z opinią „pani doktorowej z Wilczej”.
Aniela Brzozowska była wierną sługą Gombrowiczów. Witold zachował przyjazne i czułe wspomnienie o tej służącej, która towarzyszyła mu w jego młodzieńczych kłótniach i przekomarzaniu się. Ponoć to jej właśnie Gombrowicz zawdzięcza pomysł na to, jak zakończyć Ferdydurke: „Koniec i bomba/ A kto czytał, ten trąba!”.
Fragment:
Sługa wniosła w nasz dom wraz z kufrem swoje sprawy, a więc robactwo, ból zębów, zawianie, obieranie palca, wielkie płacze, wielkie śmiechy, wielkie pranie - zaczęło się to rozłazić po domu, a żona coraz bardziej zaciskała usta, pozostawiając tylko maleńką szpareczkę. Naturalnie zaczęło się zaraz nauczanie sługi - na stronie obserwowałem spod oka, jak proces ten przybiera coraz okrutniejsze formy, przeobrażając się powoli w jakieś karczowanie. Sługa wiła się jak przypiekana rozpalonym żelazem, nie mogła zrobić kroku wedle swej natury, a żona nie ustępowała - coraz więcej było w głębi dusicielstwa, coraz więcej nienawiści, tym bardziej że i ja na boku także byłem z lekka nienawistny, choć nie umiałbym powiedzieć, po co i dlaczego. I patrzyłem z przymrużonym leciutko podziwem, jak wstają przed żoną prymitywne moce, inne zaiste niż mydło „Majola”, jak toczy się bój okrutny i przedhistoryczny.