Do Naszych Czcigodnych Braci Kardynałów, Arcybiskupów i Biskupów Francji, do duchowieństwa i narodu francuskiego!
Czcigodni Bracia, Umiłowani Synowie, pozdrowienie i błogosławieństwo apostolskie!
Poważne wydarzenia, które dotknęły Wasz szlachetny kraj, raz jeszcze prowadzą Nas do zwrócenia się do Kościoła francuskiego, aby go podtrzymać w nieszczęściach i ukoić w bólu. Serce Ojca musi bardziej niż zwykle pochylić się nad dziećmi pozostającymi w smutku.
Dlatego, kiedy widzimy wasze cierpienia, w głębi Naszej ojcowskiej duszy muszą wytrysnąć w nadmiarze fale czułości i kierować się do Was bardziej pocieszające i łagodne.
Te cierpienia, Czcigodni Bracia i Umiłowani Synowie, odbijają się obecnie bolesnym echem w całym Kościele katolickim, a My odczuwamy je jeszcze mocniej i współczujemy z czułością, która rosnąc w miarę Waszych smutnych doświadczeń, wydaje się pogłębiać z każdym dniem.
Na te ogromne smutki, Mistrz wlał - to prawda - najcenniejsze pocieszenie w Nasze serce. Wzięło się ono z waszego nieugiętego przywiązania do Kościoła, z Waszej wiecznotrwałej wierności wobec Stolicy Apostolskiej oraz z mocnej i głębokiej więzi panującej wśród Was. Tej wierności i więzi byliśmy z góry pewni, bo zbyt dobrze znaliśmy szlachetność i wspaniałomyślność francuskich serc, by obawiać się, że niezgoda mogłaby się wkraść w wasze szeregi na polu walki. Odczuwamy nie mniejszą radość z Waszej wyjątkowej postawy i wychwalając ją w Was przed całym Kościołem, błogosławimy Wam z głębi serca, od Ojca miłosierdzia, źródła wszelkiego dobra.
Odwołanie się do nieskończenie dobrego Boga jest tym bardziej konieczne, że walka jest daleka od uspokojenia, zaostrza się i ciągle rozszerza. Zamierza się nie tylko wykorzenić wiarę katolicką z tysięcy serc, ale wręcz zniszczyć wszelkie wierzenia, które wznosząc człowieka ponad horyzonty tego świata, przenoszą w sposób nadprzyrodzony jego zmęczone spojrzenie na niebo.
Nie możemy mieć złudzeń: wypowiedziano wojnę wszystkiemu co nadprzyrodzone, ponieważ za tym kryje się Bóg i to właśnie Boga chce się usunąć z serca i umysłu człowieka.
Walka ta będzie zaciekła i prowadzona bez wytchnienia ze strony jej sprawców. W miarę jak się będzie toczyć, czekają was cierpienia jeszcze cięższe niż te, których doznaliście. Jest to możliwe, a nawet prawdopodobne. Mądrość nakazuje każdemu z was przygotować się do niej. Dokonacie tego zwyczajnie, dzielnie i z ufnością, pewni, że jaka by nie była jej moc to, ostatecznie zwycięstwo znajdzie się w waszych rękach.
Gwarancją zwycięstwa będzie zjednoczenie, najpierw między wami, a następnie ze Stolicą Apostolską. To podwójne zjednoczenie uczyni was niezwyciężonymi, a wszelkie wysiłki przeciw niemu zostaną pokonane.
Nasi wrogowie mają poczucie swej siły. Od samego początku obrali sobie swój cel: na pierwszym miejscu postanowili was oddzielić od Nas i od Stolicy św. Piotra, a następnie zasiać w was podziały. Od tej pory ich taktyka pozostała niezmienna. Wracają do niej bez przerwy i za pomocą wszelkich środków. Jedni używają wieloznacznych i pełnych zręczności słów, a inni uciekają się do przemocy i cynizmu.
Podstępne obietnice, niegodne nagrody ofiarowane w zamian za schizmę, groźby i przemoc - wszystko to zostało rzucone na szalę i użyte w boju. Jednak wasza przenikliwa wierność udaremniła te usiłowania. Ośmieliwszy się zatem uznać, że najlepszym środkiem odłączenia was od Nas jest pozbawienie was zaufania do Stolicy Apostolskiej, nie zawahali się z wyżyny trybun i w prasie zdyskredytować nasze działania, ignorując, a czasem nawet oczerniając nasze intencje.
Mówiono, że Kościół pragnie wywołać wojnę religijną we Francji i wzywa ze wszystkich sił do gwałtownych prześladowań. To bardzo dziwne oskarżenie. Kościół, założony przez Tego, który przyszedł na ten świat, aby przywrócić pokój oraz pogodzić człowieka z Bogiem, ten posłaniec pokoju na tej ziemi, dążyłby do wojny religijnej tylko odrzucając swą wzniosłą misję i zarazem okłamując wszystkich. Przeciwnie, tej misji cierpliwej łagodności i miłości pozostaje i pozostanie zawsze wierny. Zresztą, dziś wszyscy wiedzą i nie mylą się w tym, że jeżeli pokój sumienia zostanie zerwany we Francji, to nie za sprawą Kościoła, lecz z winy jego wrogów. Bezstronne umysły, nawet jeśli nie podzielają naszej wiary, przyznają, że jeżeli walczymy na gruncie religijnym w waszej ukochanej Ojczyźnie, to w żadnym razie nie Kościół pierwszy podjął się tej walki, ale walczy dlatego, że to właśnie jemu wypowiedziano wojnę. Tej wojny doświadcza od dwudziestu pięciu lat i taka jest prawda. Dowodzą tego tysiące razy przedstawiane i powtarzane deklaracje, pojawiające się w prasie, na Kongresach, zebraniach masońskich i w izbach samego parlamentu, podobnie jak ataki prowadzone stopniowo i metodycznie przeciw Kościołowi. Te fakty są niezaprzeczalne i niepodważalne. Kościół nie pragnie więc żadnej wojny, a tym bardziej wojny religijnej. Twierdzić, że jest inaczej, to znaczy spotwarzać go i znieważać.
Kościół nie pragnie również krwawych prześladowań. Prześladowania nie są mu obce, gdyż sam cierpiał z tego powodu w różnych epokach. Wiele wieków jakie przeżył we krwi daje mu więc prawo do wypowiedzenia ze świętą dumą, że nie obawia się wojny i za każdym razem, kiedy to będzie konieczne, potrafi stawić jej czoło. Prześladowanie samo w sobie jest złem, bo jest niesprawiedliwością oraz dlatego, że nie pozwala człowiekowi swobodnie czcić Boga. Kościół nie może zatem pragnąć prześladowań, nawet za cenę dobra, które Opatrzność zawsze może wyprowadzić ze zła w swej nieskończonej mądrości. Ponadto prześladowanie nie tylko jest złem, ale jest także cierpieniem i jest to kolejny powód, dla którego z litości dla swych dzieci, Kościół, ta najlepsza z matek, nigdy nie będzie go pragnął.
Kościołowi zarzuca się pragnienie prześladowań, twierdząc, że się ich nie chce, a jednocześnie prześladuje się Kościół. Czyż nie wydalono jeszcze tak niedawno biskupów z ich biskupstw, i to nawet tych najczcigodniejszych wiekiem i cnotami? Czyż nie przepędzono seminarzystów z wyższych i niższych seminariów? Czyż wreszcie nie zaczęto wyrzucać proboszczów z ich kościołów? Cały katolicki świat spoglądał na to ze smutkiem i nie zawahał się stwierdzić z jaką przemocą mamy tu do czynienia.
Co się tyczy dóbr kościelnych, o porzucanie których Nas się oskarża, to należy zauważyć, że te dobra, przynajmniej częściowo, były spuścizną biednych, a spuścizną jeszcze bardziej świętą, bo należały do zmarłych. Kościół nie miał więc prawa, aby je porzucić, albo wydać. Mógł tylko dać je sobie wyrwać z użyciem przemocy. Nikt nie uwierzy, że je opuścił rozmyślnie lub z przyczyn najbardziej naglących, pozostawiając to, co zostało mu w taki sposób powierzone i było tak konieczne do sprawowania kultu, do utrzymywania budowli sakralnych, do kształcenia i utrzymania duchowieństwa. Jest to perfidne wezwanie do wyboru między ruiną materialną, a wyrażeniem zgody na zamach na swą naturę, która pochodzi od Boga. Kościół odmówił więc, za cenę ubóstwa, wyzbycia się i zniszczenia czegokolwiek w swej istocie, co pochodzi z Bożego ustanowienia. Zabrano mu więc dobra, a Kościół sam ich nie porzucił. Przeto mówić o wakujących dobrach (w owym czasie, gdy Kościół nie założył na swym łonie nowego organizmu), poddawać go warunkom będącym w wyraźnej opozycji do Boskiej natury tego Kościoła, stawiać go zatem w sytuacji wymuszonego obowiązku odrzucenia tych dóbr (i przyznawanie ich następnie osobom trzecim, jakby były pozbawione właściciela), a wreszcie twierdzić, że działając w ten sposób nie okrada się Kościoła, lecz dysponuje się dobrami przez niego porzuconymi, to rozumować w sposób sofistyczny, dorzucając ośmieszające zarzuty do najokrutniejszej grabieży. Rabunek to niezaprzeczalny, który nadaremnie chciano złagodzić, twierdząc, że nie istniał nikt, komu te dobra mogły być przyznane, jakoby państwo było panem tych dóbr i miałoby je nadawać osobom cywilnym, wedle wymagań dobra publicznego (gdy chodzi zarówno o instytucje katolickie, jak i wszelkie inne). Państwu w każdym przypadku byłoby łatwiej nie wymagać tworzenia stowarzyszeń kultu (associations cultuelles), wedle warunków wprost sprzecznych z boskim ustrojem Kościoła, któremu jakoby miały służyć.
Tak zatem wygląda kwestia stowarzyszeń kultu. Ustawa je zorganizowała w taki sposób, że ich natura sprzeciwia się bezpośrednio prawu, które wynika z ich istoty, gdyż mają należeć do istoty Kościoła. Dotyczą mianowicie hierarchii kościelnej, nienaruszalnej podstawy Kościoła pochodzącej od samego boskiego Mistrza. Ponadto ustawa nadaje tym stowarzyszeniom zakres działania, który powinien leżeć w wyłącznej kompetencji władz duchownych. Dotyczy to bądź sprawowania kultu, bądź posiadania i administracji dóbr kościelnych. Wreszcie stowarzyszenia te są nie tylko pozbawione jurysdykcji kościelnej, lecz zostały poddane jurysdykcji władz świeckich. Oto dlaczego w Naszych poprzednich encyklikach byliśmy zmuszeni potępić owe stowarzyszenia kultu, pomimo materialnych ofiar, jakie to potępienie na nie sprowadziło.
Oskarżono Nas jeszcze o stronniczość i niekonsekwencję. Powiedziano, że odmówiliśmy we Francji uznania tego, co zostało uznane w Niemczech. Jednak temu zarzutowi brakuje zarówno podstaw jak i sprawiedliwości, gdyż ustawa niemiecka została potępiona w wielu punktach i była tylko tolerowana z powodu chęci uniknięcia jeszcze większego zła. Jednak te sytuacje są zupełnie różne i ustawa obowiązująca w Niemczech wyraźnie uznaje hierarchię katolicką, czego francuska ustawa nie gwarantuje.
Jeśli chodzi o roczną deklarację wymaganą do sprawowania kultu, to nie dawała ona pełnego zabezpieczenia prawnego, jakiego mieliśmy prawo sobie życzyć. Niemniej, pomimo, że w zasadzie zgromadzenia wiernych w kościołach nie zawierają żadnych istotnych elementów właściwych zebraniom publicznym i w rzeczywistości okropne jest narzucanie im takiego charakteru, to dla uniknięcia większego zła Kościół mógłby jakoś tolerować taką deklarację. Lecz postanawiając, że „proboszcz” lub wikariusz zajmuje tylko „swój kościół” (bez tytułu prawnego), nie mając prawa wykonywania „czynności administracyjnych”, narzucono duchownym, w kwestii ich posługi, sytuację tak upokarzającą i niejasną, że w tych warunkach nie mogła być zaakceptowana.
Pozostaje do rozważenia ustawa przyjęta niedawno przez obie izby Parlamentu.
Z punktu widzenia dóbr kościelnych, ustawa ta jest rabunkiem, jest ustawą zezwalającą na konfiskatę, która staje się kradzieżą dóbr Kościoła. Chociaż jego Boski Założyciel narodził się ubogi w żłobie i umarł w opuszczeniu na krzyżu, mimo, że Kościół sam poznał biedę od swej kolebki, to jednak dobra, które posiadał nie należały do niego samego i nikt nie miał prawa go ich pozbawić. Ta zgoła niepodważalna własność, została jeszcze oficjalnie usankcjonowana przez państwo, dlatego państwo nie mogło jej naruszyć. Z punktu widzenia sprawowania kultu, ustawa ta spowodowała anarchię. Ustanowiła przede wszystkim niepewność i dowolność. Nastała niepewność, czy budowle kościelne będą oddane do dyspozycji duchowieństwa i wiernych, czy też im odebrane, gdyż zawsze mogą wywołać niechęć władz. Zapanowała niepewność, czy będą je mogli zachować i na jaki okres. Od woli urzędnika administracyjnego uzależniono nader niepewne warunki korzystania z kościołów. W ten sposób warunki sprawowania kultu były tak różne, jak wiele jest w kraju gmin. W każdej parafii ksiądz pozostaje w cieniu lokalnych władz i położone zostały podwaliny pod nieustanny konflikt w całym państwie. Ponadto wprowadzono obowiązek regulowania licznych zobowiązań, również tych najcięższych i zaprowadzono równocześnie surowe ograniczenia dotyczące środków potrzebnych do ich zaspokojenia. Należy dodać, że ta nowa ustawa wywołała już niezliczone, surowe opinie ze strony ludzi wywodzących się ze wszystkich środowisk politycznych i różnych nurtów religijnych. Sama ta krytyka wystarczyłaby, aby ją osądzić.
Czcigodni Bracia, Umiłowani Synowie, łatwo stwierdzić (co właśnie przypomnieliśmy), że ustawa ta pogłębia zasady rozdziału Państwa i Kościoła i dlatego od tej pory możemy ją tylko potępić.
Nieprecyzyjny i niejasny tekst niektórych artykułów tej ustawy, stawia w nowym świetle cel obrany przez naszych wrogów. Chcą oni zniszczyć Kościół i zdechrystianizować Francję, tak jak to już wam mówiliśmy, ale w ten sposób, żeby uśpić czujność narodu, a nawet działając niepostrzeżenie. Jeżeli ich przedsięwzięcie byłoby naprawdę tak popularne, jak uważają, nie zastanawialiby się nad jego kontynuacją (z otwartą przyłbicą) i ponosząc otwarcie całą odpowiedzialność. Jednak są dalecy od przyjęcia tej odpowiedzialności, odsuwają ją od siebie i dla realizacji swych celów, zrzucają ją na Kościół, który jest ich ofiarą. Ze wszystkich dowodów najbardziej widoczny jest ten, że ich szkodliwa działalność nie odpowiada życzeniom narodu.
Po tym jak postawili nas w okrutnej konieczności odrzucenia ustawy, którą stworzyli i widząc zło, które ściągnęli na Ojczyznę, czując rosnące, powszechne potępienie, które niczym powolna fala kieruje się w ich stronę, bezskutecznie próbują wprowadzić opinię publiczną w błąd i przerzucić na Nas odpowiedzialność za całe zaistniałe zło. Te usiłowania się nie powiodą.
Jeśli o Nas chodzi, to wypełniliśmy Nasze zadanie, tak jakby to zrobił każdy Namiestnik Chrystusowy. Najwyższe stanowisko, jakie spodobało się Niebu - pomimo Naszej niegodności - Nam powierzyć, jak również sama wiara w Chrystusa, wiara, którą wraz z Nami wyznajecie, podyktowała Nam zasady Naszego postępowania. Nie mogliśmy inaczej zareagować, bez narażania Naszego sumienia, bez uchybienia przysiędze, jaką złożyliśmy, wstępując na Tron Piotrowy i bez pogwałcenia praw katolickiej hierarchii, podstawy danej Kościołowi przez Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Bez obaw czekamy na werdykt historii, która stwierdzi, patrząc niewzruszenie na najwyższe prawa Boże, których należy bronić, że nie zamierzaliśmy upokorzyć władzy cywilnej, zwalczać żadnej formy rządu, lecz zachować nienaruszalne dzieło Naszego Pana i Mistrza Jezusa Chrystusa. Historia uzna, że broniliśmy Was z całych sił Naszej ogromnej miłości, Ukochani Synowie, że to, czego się domagaliśmy i domagamy dla Kościoła (którego Kościół francuski jest najstarszą córą i nierozdzielną częścią), to szacunek dla hierarchii i nietykalność jego dóbr i wolności. Gdyby uczyniono prawo z Naszej prośby, to pokój religijny nie byłby zakłócony we Francji. W dniu, kiedy prośba ta będzie w końcu wysłuchana, wówczas ten tak bardzo upragniony pokój na nowo się narodzi.
Historia stwierdzi też, że przekonani o waszej wielkodusznej szlachetności, nie zawahaliśmy się wam powiedzieć, że wybiła godzina poświęceń, by przypomnieć światu w imię Pana wszelkich rzeczy, że człowiek musi żywić na ziemi pragnienia wyższe niż przemijające chwile tego życia i że wyższa radość, nienaruszalna radość duszy ludzkiej na tej ziemi jest nadprzyrodzonym obowiązkiem wypełnianym za wszelką cenę. W ten sposób Bóg jest czczony, wielbiony i umiłowany pomimo wszystkich trudności.
Ufamy, że Niepokalana Dziewica, Córka Najwyższego Ojca i Matka Odwiecznego Słowa, Oblubienica Ducha Świętego, wyjedna dla was od Przenajświętszej i Umiłowanej Trójcy lepsze dni, tak jak po burzy następuje słońce. Mając nadzieję, że tak się stanie, z głębi duszy udzielamy zarówno Wam, Czcigodni Bracia, jak i Waszemu duchowieństwu i całemu narodowi francuskiemu Naszego apostolskiego błogosławieństwa.
Dan w Rzymie, u Świętego Piotra, w uroczystość Objawienia Pańskiego, dnia 6 stycznia 1907 roku, w czwartym roku Naszego pontyfikatu.
Pius X
Z języka francuskiego przełożyła Paulina Kupiec.
Przedruk tekstu jest możliwy jedynie za podaniem klikalnego źródła.