O ŚW. MICHALE I O KMIECIU MACIEJU (gimnazjum)
Dorota Juchniewicz, Tuchomie
średnia ocena: 4.176 ilość głosów: 17
Dawno temu, w XIV wieku, pośród zielonych lasów i czystych wód jezior pomorskich, we wsi Tuchomie władzę stanowił Chocimierz - rycerz dobry i sprawiedliwy. Dbał o swoich poddanych, w boju był dzielny, Bogu wierny zawsze a w sądach sprawiedliwy, czym zdobył sobie miłość i szacunek tuchomskich kmieci.
Ludność mimo, iż pracowała tu ciężko żyła szczęśliwie widząc, że praca efekty przynosi, plony coraz lepsze i wieś się rozwija a ludzie tu dobrzy, bogobojni i życzliwi sobie.
Tymczasem w niedalekim Bytowe osiedlili się Krzyżacy i zaraz nowe porządki wprowadzać zaczęli. Chcieli i Tuchomie zagarnąć ale dzielny rycerz nie pozwolił im na to, choć próbowali i prośbą i groźbą.
Widząc, że nie przekonają Chocimierza do tego, by pośmiertnie oddał im swoje ziemie, które w testamencie dwóm najwierniejszym gierkom zapisał - Krzyżacy wymyślili podstęp. Zaprosili Chocimierza wraz z dwoma jego giermkami na swój zamek w Bytowie i tam otruli dodając im trucizny do wina - otruli. Po śmierci jedynego obrońcy Tuchomia nikczemni rycerze napadli na pogrążonych w żałobie mieszkańców wsi i zagarnęli posiadłości ziemskie Chocimierza.
Skończyły się dobre czasy szczęśliwego życia tutejszej ludności. Rządy Krzyżaków na ziemi tuchomskiej były niesprawiedliwe. Wcale nie dbali o tutejszych kmieci a większość ich zbiorów zabierali do własnego spichlerza. Doszło do tego, że rolnicy żyli w nędzy, a zakon bogacił się na ich pracy. Nie podobało się to Tuchomianom, niegdyś dobrze traktowanym przez swego pana Chocimierza. Krzyżacy jednak i na to sposób znaleźli - karali okrutnie za każde przewinienie i nieposłuszeństwo.
Minęło kilka lat. Chłopi chcąc wyżywić swoje rodziny pracowali ciężej niż dawniej. Niestety, w najmniej oczekiwanej chwili zjawiali się Krzyżacy, po to, by zabrać im plony, na które ci uczciwie sobie zapracowali. Coraz mniej już było śmiałków, którzy mieli odwagę sprzeciwić się niegodziwym panom, tym co bezprawnie ziemie tuchomskie zagarnęli. Mieli tylko nadzieję, że kiedyś skończy się marny ich los i prosili Boga, by pozwolił im dożyć chwili, kiedy to Tuchomiem sprawiedliwy pan zarządzać będzie.
Pewnego jesiennego dnia Krzyżacy z hukiem wpadli do domu kmiecia Macieja.
- Oddaj nam zaraz swoje zboże, bo spichlerz nasz zamkowy niepełen jest jeszcze! - zwrócił się jeden z nich do gospodarza.
- Panie! Zlituj się! Toć całe plony oddałem na wasze spichlerze. Tylko jeden worek pozostał mi na wyżywienie rodziny. Na cały rok wystarczyć nam musi a spichlerze wasze są przecież pełne! Pożywienia wam dostatek na kilka lat następnych!
- Zamilcz kmieciu! Jeśli zaraz zboża nie oddasz, inaczej z tobą rozmawiać będziemy!
- Nie dam! Z czego żyć mamy? Mam małe dzieci! Pomrą z głodu, jeśli oddam wam zboża ostatek! - bronił się rozpaczliwie Maciej.
Słysząc to Krzyżak popadł we wściekłość. Pierwszy lepszy biedak ośmiela mu się sprzeciwiać?! Cóż z tego, że oddając ostatni worek zboża naraziłby swoją rodzinę na śmierć głodową? Ważne, by tylko on i bracia jego mieli czym żołądek swój napełnić. - Myśląc tak, niegodziwiec zobaczył w kącie dziewczynę cerującą stare połatane ubranie. Była to jedyna córka Macieja - Hanka.
Porwał ją i odjechał, z orszakiem braci zakonnych, krzycząc na odchodnym do przerażonego kmiecia: „Nigdy więcej jej nie zobaczysz nędzny robaku!”.
Maciej był zrozpaczony. Stracił jedyną, ukochaną córkę! Dzielny kmieć nie załamał się jednak. Padł na kolana i prosił o pomoc Boga.
Tymczasem Krzyżacy wrócili wraz z Hanką na bytowski zamek i zamknąwszy dziewczynę w baszcie opowiedzieli pozostałym braciom o tym, co zaszło w domu kmiecia. Podczas wieczerzy wspólnie zastanawiali się nad karą dla maciejowej córki. Miała to być kara straszna, tak by zadała ojcu Hanki jak największy ból. Najlepiej gdyby z tego cierpienia postradał zmysły. Wtedy już żaden kmieć nie ośmieliłby się sprzeciwić Krzyżakom i każdy odda im nawet ostatni worek zboża. To miała być straszliwa zemsta Krzyżaków na biednym kmieciu za to tylko, że odważnie bronił praw swojej rodziny. Postępowanie zakonników wołało o pomstę do nieba! A oni spokojnie poszli spać.
Tymczasem w tuchomskiej chacie po długiej modlitwie usnął Maciej… i przyśnił mu się sen niezwykły:
„Krzyżacy siedzieli przy wieczerzy obficie jedząc, pijąc i wymyślając okrutne rodzaje kar dla córki Macieja. Wreszcie wymyślili: wrzucą Hankę do studni, dziewczyna utopi się, a gdy Maciej zobaczy nieżywe ciało swej córki, pewnie zmysły postrada. Tak też postanowili zrobić. Kiedy już prowadzili niewinną dziewczynę na miejsce kaźni, stało się coś nieoczekiwanego. Niebo nagle pociemniało, a zaraz potem oczom Krzyżaków ukazała się jaśniejąca postać z mieczem i rzekła do nich: „Jam jest Michał Archanioł, posłaniec Boży i stróż ludu Jego. Dziewczynie niewinnej, którą na rzeź prowadzicie, nic złego stać się nie może…!”
Wtem Maciej obudził się. W sercu miał nadzieję, że jego sen spełni się i Hanka zostanie ocalona. Padł na kolana i prosił o to Boga, któremu bezgranicznie zaufał.
W kilka godzin później bytowscy Krzyżacy zasiedli do wspólnego posiłku. Miny mieli nietęgie a oczy powiększone i pełne strachu.
- Bracie Grottgerze, dlaczego spojrzenie twoje dziwne dzisiaj takie i niewesołe?
- Miałem przedziwny sen. Śniła mi się rozmowa, którą przy wieczerzy prowadzili wczoraj bracia nasi. Obmyślaliśmy wtedy karę dla córki tego tuchomskiego kmiecia. Wymyśliliśmy, że wrzucimy ją do zamkowej studni i tak też zrobiliśmy, ale ona nie topiła się. Jeden z nas sięgnął wtedy po kamień, aby dobić dziewczynę i wtedy stało się coś dziwnego, i strasznego zarazem… Nagle zrobiło się ciemno a na niebie pojawiła się dziwna postać z mieczem. Zjawa stanęła przed nami i rzekła głosem spokojnym ale tak stanowczym i nie znoszącym sprzeciwu, że wszyscy bracia słuchali jej z przerażeniem. A oto co usłyszeli: „Jam jest Archanioł Michał, posłaniec Boży i stróż ludu Jego. Nie pozwolę, by ludziom działa się krzywda! A wy wyrządzacie ją czynami waszymi, które są okrutne. Jesteście zakonnikami i powinniście Bogu i ludziom służyć! Jeżeli nie zmienicie swojego postępowania, kary piekielne straszliwe dla was będą. Amen.” Te słowa padły z ust Archanioła zanim zniknął. Wtedy się obudziłem.
- Grottgerze! To nieprawdopodobne! Mnie śniło się dokładnie to samo! Czy wiesz, co to oznacza?
- Jeżeli sen nasz śnił się również pozostałym braciom to jest proroctwem. A wczoraj położyłem się z zamiarem utopienia tej dziewczyny. Wszystko się zgadza. Musimy się zmienić, w przeciwnym razie Bóg skarze nas na wieczne potępienie!
Kiedy Grottger i Marcus opowiedzieli pozostałym braciom o swoim śnie, okazało się, że miał go tej nocy każdy z bytowskich zakonników. Żaden z nich nie posiadał wątpliwości co do tego jak należy postąpić. Bytowscy Krzyżacy postanowili zmienić się całkowicie. Nie tylko nie zabili córki Macieja, ale całą i zdrową odwieźli ją ojcu. Część zboża ze spichlerza oddali kmieciom, aby mieli co jeść w zimie. Nie uciskali już ich i nie karali jak dawniej. Ich postępowanie wobec ludzi zmieniło się całkowicie.
Niedługo po tym wydarzeniu w Tuchomiu powstała katolicka parafia. Nowo zbudowany kościół - pod wezwaniem Św. Michała Archanioła był dowodem wdzięczności Bogu za to, że zesłał swojego posłańca, w obronie przed krzywdą prostego ludu: Ludu Bożego.
Św. Michał Archanioł po dziś dzień jest patronem tuchomskiego kościoła.
ANEKS
Obecny kościół parafialny pod wezwaniem św. Michała Archanioła został zbudowany w latach 1905 - 1906. Architektura kościoła nawiązuje do stylu neoromańskiego z neogotycką wieżą. Centrum ołtarza stanowi obraz nieznanego artysty przedstawiający walkę św. Michała z szatanem. Na miejscu obecnego kościoła znajdowały się wcześniejsze świątynie, które z reguły ulegały spaleniu jak ten w 1899, czy 1695. Powstanie pierwszego kościoła w Tuchomiu przypisuje się na rok 1383, kiedy właścicielami Tuchomia byli Święcowie, do których należał wspomniany w legendzie Chocimierz.