"Boże, jaki ty jesteś mądry. Ty po prostu zawsze wszystko wiesz na każdy temat”. "O rany, serio potrafisz zrobić jajecznicę? Nawet z kurkami i pomidorami? Uwielbiam.”. "Myślisz, że skoro to światło nie świeci, to znaczy, że żarówka poszła? Serio? Boszsz, nigdy bym na to nie wpadła...” "Naprawdę uważasz, że Tusk już dawno miał to zaplanowane? No ja się na polityce kompletnie nie znam, ale chętnie posłucham, co ty na ten temat masz do powiedzenia. Może wreszcie coś mi się rozjaśni”.
Brzmi słabo? Brzmi ironicznie? Obraża was? Naprawdę? Kochane, być może. Ale czy to ma znaczenie, jak brzmi i czy obraża, skoro działa? I to doskonale? Mam za sobą wiele lat prób i obserwacji. Prowadzonych wspólnie z koleżankami, żeby zasięg był większy. I wiecie co? Im gorsza, bardziej banalna fraza, tym lepiej działa. Jedziesz np. do warsztatu samochodowego, gdzie pan za wszelką cenę stara ci się udowodnić, że nic nie wiesz na temat auta, że się nie znasz, że jesteś babą po prostu (co, jak wiadomo, jest jedną z najgorszych obelg). Ty się nie wkurzasz, nie udajesz feministki, nie walczysz o równouprawnienie, tylko kiwasz głową i mówisz: "O rety, pan naprawdę wie, co to chłodnica? Pan naprawdę potrafi to zreperować? Boże, jaki pan mądry, jaki zdolny... Pana żona to ma dopiero z pana pożytek”. Pan natychmiast zmienia strategię. Przestaje udowadniać, że jesteś samochodową idiotką, a zaczyna puszyć piórka. Nie dość, że chłodnicę naprawi, to jeszcze przegląd za darmo zrobi. Laj laj laj ma swoją bardzo konkretną wartość.
Siedzisz w pracy przy biurku. Kumpel wrócił właśnie z nurkowania w Egipcie. Ty zagajasz: "Nie boisz się, tak samemu pod wodą? Tylko ty i ta mroczna otchłań... Nie wiadomo, co tam w głębinach się kryje...” On mruczy coś tam pod nosem, że niby w Egipcie woda ciepła i przezroczysta, że kolorowe rybki i meduzy, ale już zaczyna opowiadać o sprzęcie, o specjalnym zegarku, który działa nawet na 50 metrach, o kolejnym zaliczonym egzaminie. Ty cierpliwie kiwasz głową, w chabrowych oczach pełno masz zachwytu. "Kurcze, a to bardzo niebezpieczne? Chyba strasznie trzeba być odważnym”, zagajasz, a on już zaprasza cię na kolację, bo już dawno nie spotkał tak wspaniałej, zainteresowanej światem (czyli nim) dziewczyny.
Znam parę (niejedną, ale ta jest szczególna). Przykro stwierdzić, ale dziewczę niezbyt rozgarnięte. Ale jakie to ma znaczenie, skoro doskonale w laj laj laj wyszkolone. Wróżę długi i szczęśliwy związek, bo za każdym razem, kiedy ich widzę razem, ona wisi mu na szyi i szepcze (ale tak, żeby wszyscy słyszeli): "Mój misio jest najmądrzejszy. I najpiękniejszy. I najsilniejszy. I najlepiej jeździ na snowboardzie. I najszybciej samochodem. I podatki tak rozlicza, że tylko kartki fruwają. I pomalował sam mieszkanie. Sam, kompletnie sam, nikt mu nie pomagał! I szafkę z Ikei bez pomocy i prawie nie patrząc na rysunek skręcił. A wczoraj usmażył stek! I podlał kwiaty na balkonie. Och misiu, sama sobie zazdroszczę, że ciebie mam!” Mój mąż twierdzi, że laj laj laj go śmieszy. Może i tak, ale sam, pod wpływem umiejętnie skonstruowanej frazki zaczyna wydawać z siebie dziwne pomruki i jakoś tak bardziej ochoczo łóżko wieczorem ścieli. Nie wierzycie, że działa? Same sprawdźcie! Na początek polecam: "Jakiś ty mądry” albo "Boże, jaki jesteś silny. I te ramiona... To wielkie, to są bicepsy, tak?”.