byś był


Mężczyzna powoli obracał w palcach kieliszek z winem. Po chwili wypił jego zawartość jednym haustem, nalał sobie nową porcją i upił dwa czy trzy łyki. Powrócił do swoich rozważań. Od kilku miesięcy próbował czegoś dokonać i jedyne, czego dane mu było zaznać, to gorzki smak porażki. Nie, nie zwyczajnej porażki-klęski! Wypróbował już wszystkie znane mu metody. Próbował poprosić wprost, próbował sztuczek i podstępów. Wszystko na nic. Filia ani razu nie zgodziła mu się oddać. Jak na dłoni widział każdą nieudaną próbę zdobycia jej przychylności.

Przez wiele dni przynosił jej kwiaty, zdobywał najlepszą herbatę z najdalszych zakątków świata, raz nawet podprowadził Zellas antałek najlepszego wina z jej głębokich niczym otchłań piekielna piwnic. Widział, że Filia docenia jego starania, że nie wita go już maczugą i standardowym egzorcyzmem przeciwko demonom. Czuł, że rodzi się w niej wdzięczność i że zrobiłaby wiele, by móc mu się odwdzięczyć. O to mu chodziło.

Był wieczór. Siedziała sama na tyłach swojego sklepu, który był jednocześnie jej domem. Popijała herbatę i chyba planowała coś miłego lub planowała przyjemne chwile, bo na jej twarzy gościł rozmarzony uśmiech. Nie zdziwiła się, gdy stanął przed nią z butelką szampana w dłoni. Miała już przygotowaną dodatkową filiżankę, w imbryku była najbardziej ceniona przez niego esencja. Przez chwilę prowadzili niobowiązującą rozmowę, mówili o wszystkim i o niczym.

W pewnym momencie Xellos ujął dłoń smoczycy, podniósł powieki i spojrzał jej prosto w oczy. Gdy mówił, w ego głosie nie było ani krzty kpiny.

-Filio, najlepiej będzie chyba, jeśli powiem to wprost -po chwili milczenia kontynuował.- Podobasz mi się, jak żadna wcześniej. I pragnę cię, jak nikogo innego na świecie. Moje ciało chce poczuć twoją bliskość. Wiem, że nasze rasy są sobie wrogie i bla bla bla, ale przecież nie musi to być barierą między nami. Czy zgodzisz się, byśmy się połączyli?

Już po chwili mógł przypomnieć sobie, jak twarda jest Mace-sama. Nie czekał na kolejne uderzenie. Teleportował się na Wolf Pack Island.

To było jego pierwsze niepowodzenie w tej batalii. Oczywiście, Zellas dodatkowo ukarała go za kradzież wina. Leczył się przez kilka dni.

Gdy smoczyca nie zechciała mu się oddać, postanowił sięgnąć po jeden z licznych podstępów. Trochę trwało zanim przestała reagować na jego widok rzutem maczugi. Gdy jednak do tego doszło, postanowił wykorzystać swoją ulubioną metodę na "po fakcie". Niestety, ona również nie przyniosła oczekiwanych rezultatów.

Tego dnia mijało pięć lat od pokonania Dark Stara i cała ferajna zebrała się, by uczcić tę rocznicę. Nie zabrakło również Podstępnego Kapłana. Przez cały wieczór podsuwał Filii kolejne puchary, wznosząc toasty w stylu: "Za zdrowie Valgaava", "Za przyjaciół", czy "Za stojących między światłem i ciemnością". Tak umiejętnie dobierał słowa toastów, że smoczyca nie mogła ich nie spełnić.

Ponieważ rocznica ta była wielkim wydarzeniem, Lina-po długich rozmowach i tłumaczeniach (również za pomocą LaTilt)-zgodziła się wydać ostatnie zaskórniaki na wino trochę lepszej klasy. Było ono również mocniejsze niż to, do którego przywykła Filia. Jak więc można się domyślać, dość szybko zaczęło się jej kręcić w głowie, a tuż przed północą zasnęła na siedząco.

Xellos zaproponował, że zaopiekuje się śpiącą. Nikt nie zwrócił uwagi na jego słowa: Lina z Gôrrym kłócili się zażarcie o kawałek pieczeni, Zelgadis spokojnie popijał kawę, a Amelia wpatrywała się w niego z uwielbieniem. Nie przejął się brakiem ich reakcji. Wziął smoczycę na ręce i zaniósł do jej pokoju. Rozebrał ją do naga i położył w łóżku. Później pozbył się swoich szat i zajął miejsce obok Filii. Umieścił jej głowę na swojej piersi i otoczył jej ciało ramionami. Czuwał tak do rana, nie posuwając się ani o krok.

Gdy pierwsze promienie wschodzącego słońca, obudziły smoczycę igrając na jej twarzy, nie było jej wesoło. W głowie pulsował jej tępy ból, nie pamiętała, jak skończyła się zabawa poprzedniego wieczora, a-co gorsza-leżała w jednym łóżku z Xellosem i to naga! Właśnie otworzył oczy, a na jego twarzy malował się uśmiech zadowolenia.

-Czy my...my...?-zapytała go drżącym z obawy głosem.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej, choć graniczyło to z cudem.

-Oczywiście! Byłaś po prostu cudowna.

-To niemożliwe! Wykorzystałeś mnie!-patrzyła na niego z przerażeniem.

-Nie śmiałbym. Sama tego chciałaś. Pamiętam wyraźnie, jak mówiłaś: 'Xell-chan, to mój pierwszy raz i dlatego chcę, by był wyjątkowy...i z kimś wyjątkowym...' To twoje własne słowa.

Ukryła twarz w dłoniach, by nie dojrzał łez lśniących w kącikach jej oczu i rumieńca, który oblał jej policzki.

-To niemożliwe...pierwszy raz...-po chwili przyszła jej do głowy jakaś myśl.-Poczekaj chwilę...Pamiętam, że przez cały wieczór spełniałam twoje toasty, a później...chyba urwał mi się film;)...Ale przecież...Do niczego nie doszło, prawda?-w głębi jej błękitnych oczu kryła się iskra nadziei. Nie mógł się jej oprzeć.

-Nie. Nie mógłbym ci tego zrobić...A może jednak przekonasz się, jaki jestem wyjątkowy?

Nie czekał, aż sięgnie po maczugę. Jego czaszka z trudem wytrzymałaby kolejne z nią spotkanie. Wycofał się na upatrzoną pozycję.

Próbował wmówić jej, że między nimi doszło już do zbliżenia. wtedy prawdopodobnie nie miałaby większych oporów, by oddać mu się jeszcze raz. To znaczy-jeszcze raz według niej. A tu kolejna porażka. Niepowodzenia nie zniechęcały go jednak, lecz pobudzały do kolejnych działań dla osiągnięcia upragnionego celu. Próbował wielu podstępów-nie zmuszał Filii do niczego, pragnął, by sama mu się oddała. Czasami był o krok od sukcesu, ale...No właśnie, zawsze coś powstrzymywało go przed zrobieniem tego ostatecznego kroku.

-Pomocy! Mój brat umiera!-darł się wyrostek, który właśnie wpadł do jej sklepu. Przeprosiła klienta, który wybierał wazę na prezent z okazji jakiejś rocznicy i podeszła do przybysza.

-Mój brat umiera! Tylko pani może mu pomóc-wyrzucił z siebie, próbując uspokoić oddech po biegu.-Powiedział, że jego życie zależy od smoczej kapłanki, która odeszła ze świątyni. Idealnie pasuje pani do opisu, który później mi podał.

Rozejrzała się po sklepie. Jiras polerował właśnie nową kolekcję maczug. Dała mu znak, że wychodzi i on ma mieć wszystko pod kontrolą.

Idąc za chłopakiem, dowiedziała się, że nie dalej jak tydzień temu jego brat zapadł na dziwną chorobę. Prześladowała go wysoka gorączka, stracił apetyt, nie był w stanie ruszyć się z łóżka. Wczoraj przyszedł do niego znajomy uzdrowiciel i podał dość niekonwencjonalny sposób na uleczenie. Jaki? Tego nie udało jej się dowiedzieć.

-Sądzę, że lepiej będzie, jeśli sam pani powie-odpowiadał na jej pytania dotyczące tego tematu.

Okna w pokoju chorego były szczelnie zasłonięte. Widocznie światło go drażniło. Chłopak, który ją przyprowadził, wyszedł i zamknął bezszelestnie drzwi. Zbliżyła się do łóżka. Młodzieniec musiał być niegdyś piękny, gdyż nawet teraz-gdy choroba uczyniła z niego zaledwie cień człowieka-szlachetne rysy jego twarzy budziły zachwyt. Widocznie czekał na nią, bo gdy tylko pochyliła się nad nim, natychmiast otworzył oczy.

-Pani, czy przychodzisz przynieść wybawienie?-wyszeptał z trudem.

-Ale co się stało? Co...co to za choroba?

-To nie choroba, to klątwa. Pochłania moje życie bez litości. Tylko ty, pani, możesz mnie ocalić.

-W jaki sposób? Zrobię wszystko, co w mojej mocy.

Nim odpowiedział na to pytanie, poprosił o wodę. Podsunęła mu szklankę do ust i poczekała aż ugasi pragnienie. Później opadł bezsilnie na poduszkę. Widać było, że prośba, którą ma przedstawić, jest dla niego krępująca.

-A więc?-zachęciła go Filia.-Co mogę dla ciebie zrobić?

Po chwili wahania zaczął szeptem, nie patrząc kobiecie w oczy.

-Pani, moją duszę opanował demon. Tonę w mroku. Jedynym ratunkiem dla mnie jest...jest zbliżenie z kimś czystym; kimś, kto jest dokładnym przeciwieństwem mego prześladowcy-zamilkł na chwilę. Zbierał siły.-Pani, wiem, że nie mam prawa prosić cię o takie poświęcenie, ale jeśli nikt mi nie pomoże, nie przeżyję więcej niż jeden, może dwa dni.

-Ale dlaczego ja? Ja wcale nie jestem czysta, zdradziłam moją rasę, porzuciłam służbę memu bogu. Chciałabym ci pomóc, ale nie leży to w mojej mocy.

-Tylko ty, pani i nikt inny. Jedynie ty. Tak powiedział ojciec Marsellus, to znaczy uzdrowiciel.

Co miała mu odpowiedzieć? Gdy składała przysięgę kapłanki, nie myślała o zbliżeniu z mężczyzną; gdy po pokonaniu Dark Stara poszła swoją drogą, zaczęły pojawiać się myśli o znalezieniu partnera i o "tym pierwszym razie". A teraz ten leżący przed nią młodzieniec prosił o to, jako o jedyny ratunek życia. Czy tak miało wyglądać jej pierwsze zbliżenie? Żadnego romantyzmu, żadnego uczucia łączącego ją z mężczyzną, jedynie poświęcenie? A jednak, choć nie była już kapłanką, ślubowała zawsze ratować wszelkie życie.

Dostrzegł jej wahanie i wyszeptał:

-Pani, zrozumiem, jeśli odmówisz. Wstyd mi, że proszę o coś takiego. Pragnąłbym jednak móc jeszcze zakosztować życia, poznać kogoś, kto obdarzy mnie uczuciem i będzie ze mną przez resztę dni-znów poprosił o wodę. Mówienie kosztowało go wiele wysiłku.-Domyślam się, pani, że nigdy jeszcze nie połączyłaś się z żadnym mężczyzną. Dlatego nie nalegam. Jeśli nie chcesz ofiarować tak wiele obcemu, możesz stąd wyjść-nie będę cię zatrzymywał.

Znów wahanie. Co robić? Odmówić i wziąć na siebie odpowiedzialność za śmierć tego młodego człowieka... Pozostawało jej liczyć na to, że jeśli znajdzie kiedyś partnera, to on zrozumie jej czyn i wybaczy oddanie dziewictwa innemu.

Drżącymi dłońmi sięgnęła do wiązania sukni. Oczy młodzieńca ożywiła iskra nadziei i wdzięczności. Palce smoczycy zaplątały się we wstążkę.

-Pozwolisz, pani?

Pomogła mu usiąść i zajęła miejsce tuż jego boku, na skraju łóżka. Podniósł dłonie do wiązania na karku. Widziała, jak wiele wysiłku wkłada w każdy ruch, jak wiele trudu go to kosztuje. Gdy jednak poczuła zimne palce na swoim policzku, wzdrygnęła się.

-Pani, czy naprawdę zgadzasz się to zrobić? Nie lituj się nade mną, jeśli miałabyś się do czegoś zmuszać.

-Powiedziałam już, że zrobię, co w mojej mocy. Skłamałabym mówiąc, że chcę tego zbliżenia. Nie zniosłabym jednak myśli, że miałam możliwość ocalenia ludzkiego istnienia i z niej nie skorzystałam.

-Nigdy nie zdołam odpłacić się za twą dobroć.

Xellos, bo to on ukrywał się pod postacią chorego młodzieńca, zamyślił się. Ta, która ani razu nie zgodziła mu się oddać, która tak zawzięcie broniła swojej czystości, była gotowa poświęcić ją dla obcego mężczyzny, by nie dopuścić do jego śmierci. Ten akt miłosierdzia wprawił mazoku w zdumienie. Szybko jednak otrząsnął się z tych rozważań. Filia była na wyciągnięcie ręki:jeszcze tylko kilka chwil i posiądzie jej ciało.

Uporał się wreszcie z wiązaniem. Zsunął szatę z jej ramion i obnażył kształtne, białe piersi. Zamknęła oczy, jej wargi poruszały się bezgłośnie.

-Pani?...

Nie odpowiedziała. Rozsupłał kolejne wiązanie i zsunął suknię do bioder. Wargi kobiety przyspieszyły. Po krótkim wahaniu zrezygnował z postaci i głosu młodzieńca.

-Nie-okrył z powrotem jej ramiona.-Nie mogę ci tego zrobić, nie mogę cię tak wykorzystać, Filia-san.

Nim teleportował się na Wolf Pack Island, kątem oka dostrzegł jej zdumienie i ulgę.

Co go powstrzymało? Tak niewiele brakowało, by zaspokoił swe pragnienia. Wystarczyło grać jeszcze przez kilka chwil chorego młodzieńca. Dopiero po fakcie dowiedziałaby się, kto był jej partnerem w czasie pierwszego zbliżenia. Dlaczego nagle zrezygnował?!

Kieliszek z winem wypadł mu z dłoni i roztrzaskał się na podłodze. Cholera! Za długo się z nią cackał. Dość tych podchodów. Pójdzie tam i weźmie siłą to, czego nie chciała dać mu po dobroci. W końcu nie ona pierwsza i nie ostatnia.

Była sama w pokoju. Ubrana w luźną piżamę szykowała się do snu, gdy nagle pojawił się tuż przed nią. Chwycił ją mocno za ramiona i pchnął na łóżko. Przycisnął ją do materaca, by nie mogła mu się wyrwać. Widział, jak jej pierś wznosi się i opada w nierównym tempie, miała przyspieszony oddech.

-Co chcesz zrobić, Xell?

-Jeszcze się nie domyślasz?...Mam zamiar wziąć to, co do mnie należy, a czego ty nie chciałaś mi dać.

Kilkoma gwałtownymi ruchami zdarł z niej koszulę. W milczeniu przyjęła pocałunek, jaki złożył na jej ustach i kolejny na szyi. Przez chwilę wodził palcami wokół jej piersi. Później jego dłonie spoczęły na jej biodrach. Gdy dotknął spodni, wyszeptała:

-Błagam cię, Xell, nie rób tego. Daruj mi...

-Zamknij się!-uderzył ją w twarz. W tym samym momencie jego uwagę przyciągnęły oczy smoczycy. Jak było to do przewidzenia, dostrzegł w nich przerażenie i wstyd. Ale dostrzegł jeszcze coś. Coś, co powstrzymało jego dłonie przed kolejnym krzywdzącym ciosem. Na dnie oczu Filii spostrzegł zawiedzione zaufanie. Nie było go tam wcześniej. Jak to możliwe? Pomimo wszystkich sztuczek, oszustw, kłamstw i podstępów, ona wciąż mu ufała. Dopiero, dopiero teraz...

-Niech to diabli!-wstał i odwrócił się do niej plecami. Wolałby, żeby stwierdzenie, że wszyscy mazoku nie mają uczuć, było prawdą. Dlaczego nie potrafił odgrodzić się od jej spojrzenie, nie potrafił zignorować jej uczuć i próśb? Dlaczego nie mógł być jak inni mazoku?

Na ramieniu poczuł dłoń smoczycy. Odepchnął ją.

-Zostaw mnie!

Milczała. Nagle popłynęła od niej fala jakiegoś uczucia. To nie był lęk, żal, nienawiść. To uczucie było tak nieskażone żadnym złem, że aż sprawiało mu fizyczny ból. Upadł na kolana. Uklękła za nim i przywarła do jego pleców. Co nią kierowało?!

-Nie, Filia-san-jego głos był śmiertelnie poważny.-Zostaw mnie. Nie chcę cię skrzywdzić, ale jeśli mnie zmusisz, zrobię to, czego żąda moje ciało, a czego oboje tak naprawdę nie chcemy.

Po tych wziął ją na ręce i położył w łóżku. Otulił ją kocem. Chwilę później została sama.

Filia siedziała w zajeździe, popijając swoją ulubioną mieszankę herbacianą i rozmyślając. Gdy zeszłej nocy Xellos pojawił się w jej pokoju, była przerażona. Wydawał się być taki okrutny, a przecież...przecież wcześniej...

Gdy poprosił ją o zbliżenie, odmówiła. Obawiała się jego reakcji, więc sięgnęła po maczugę. Gdy zniknął, jeszcze przez chwilę trzymała ją w pogotowiu. Na jej szczęście już nie wrócił.

Później, podczas imprezy, jaką urządzili w piątą rocznicę zwycięstwa nad Dark Starem, spoił ją winem. Nie mogła odmówić spełnienia toastów, które wznosił. Obudziła się naga, leżąc w jego ramionach. Dzięki niebiosom, wszystko się wyjaśniło. Tamta sytuacja dała jej do myślenia. Wiedziała, że zasnęła koło północy. Spędził z nią sam na sam kilka godzin, możliwe, że przez cały ten czas trzymał jej nagie ciało w ramionach; pomimo to nie zrobił nic, czego musiałaby się później wstydzić.

Tamtego ranka odszedł niezaspokojony. Wówczas okazało się, jak wiele Namagomi zna podstępów i sztuczek. Żadna z nich nie przyniosła jednak oczekiwanych rezultatów. Zawsze-w jakimś nagłym przebłysku intuicji-udawało jej się przejrzeć jego plany. Czasami zdarzało się, że sam rezygnował. Jak wtedy, gdy udawał umierającego młodzieńca. Do tej pory nie mogła pojąć, dlaczego nie skorzystał wtedy z okazji. Była zdecydowana oddać mu się. A on powiedział, że nie może jej tak wykorzystać. I nazwał ją "Filia-san". Nie "Fi-chan"-jak zazwyczaj, ale z szacunkiem.

Ufała mu. Pomimo wszystkich podstępów, sztuczek, kłamstw, ufała mu. Było przecież tyle sytuacji, kiedy mógł zaspokoić swe pragnienie, a ona nawet nie mogłaby go o to podejrzewać. On jednak ani razu nie zagrał nie fair.

Wczoraj pojawił się nagle w jej pokoju i rzucił się na nią jak dzikie zwierzę. Mace-sama stała w kącie, tak że nawet nie mogła się bronić. Gdy zaczęła błagać o litość, poczuła uderzenie w twarz. Patrzyła z przerażeniem, jak po raz drugi unosi dłoń. Nagle stało się coś dziwnego:Xellos zaklął i odszedł od niej, jakby próbując się uspokoić. Przezwyciężyła lęk i położyła mu dłoń na ramieniu. Odepchnął ją. Wtedy coś powiedziało jej, że jest już bezpieczna. Nie wiedziała, co powstrzymało mazoku, ale nagle zdała sobie sprawę, jak wiele razy opanowywał swoje żądze, by jej nie skrzywdzić. W jej wnętrzu zaczęło rodzić się uczucie, którego nie potrafiła na razie nazwać. Zachwiał się i upadł na kolana. Pragnęła ofiarować mu trochę swojej energii, więc uklękła za nim i przywarła do niego. Odmówił, bojąc się, że jego ciało może przejąć kontrolę nad wolą.

Nagle z zamyślenia wyrwał ją znajomy głos. Purpurowowłosy mężczyzna przy barze kłócił się z gospodarzem, który nie chciał mu podać kolejnego drinka.

-Dlaczego?! Przecież nie jestem pijany! A może jestem?!

-Nie, ale...Po tylu drinkach każdy by był...

-Każdy normalny człowiek, chciałeś powiedzieć. Ale ja NIE jestem normalny. A poza tym-mam zamiar się upić! O ile tylko mi się to uda. To byłoby coś: Xellos-Pierwszy Pijany Mazoku! Więc bądź łaskaw podać tego drinka!... Boisz się, że wyjdę bez zapłacenia? No to masz!-rzucił na ladę wypchaną sakiewkę.

-Xellos?

Odwrócił gwałtownie głowę. Gdy zobaczył, kto za nim stoi, chciał wstać i odejść. Powstrzymała go. Zamówiła dwie filiżanki herbaty i kieliszek czerwonego wina.

-Czego ode mnie chcesz?-zapytał, gdy usiedli.-Chcesz się zemścić za wczoraj? Proszę bardzo:ukarz mnie według mojej winy.

Potrząsnęła głową. Nie o to jej chodziło.

-Więc o co? Chcesz, bym znów stracił nad sobą panowanie i upokorzył cię tu, przy tych wszystkich ludziach?

Znów zaprzeczyła.

-A więc czego chcesz?!-gdyby był człowiekiem, w jego oczach z pewnością zaczęłyby zbierać się łzy.

-Porozmawiać.

Nie mógł pojąć jej zachowania. Próbował ukryć to za znaną wszystkim maską pozornej nonszalancji.

-No ładnie...Za chwilę pewnie usłyszę:'Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz, może zostać wykorzystanie przeciwko tobie.'...Albo ja opowiem ci o wszystkim, co zrobiłem, ty to nagrasz, a później trafię za kraty pod zarzutem...no właśnie:jakim? Oszustwa, napastowania, czy może próby gwałtu?...

Czekała cierpliwie, aż skończy.

-Chcę po prostu porozmawiać. Muszę coś zrozumieć.

-I nie boisz się, że namagomi będzie tylko udawał grzecznego, by rzucić się na ciebie przy najbliższej okazji?^^

Dwa proste słowa. Tak zwyczajne, że aż nierealne. Mimo to pełne mocy i prawdziwości.

-Ufam ci.

Zamurowało go. Przez dłuższą chwilę milczeli. W tym czasie kelnerka przyniosła zamówione napitki i zabrała starą, wystygłą już herbatę. Filia przysunęła sobie jedną z filiżanek, zostawiając drugą z nich i wino Xellosowi. Spojrzał na kieliszek, po czym odsunął go i podniósł do ust herbatę. Wciąż otaczała ich pełna napięcia cisza.

-Dobrze. O czym chcesz rozmawiać?

-Mam do ciebie jedno pytanie-skinął głową.-Proszę tylko, żebyś był ze mną szczery-chwila wahania i kolejne potwierdzenie.-Dlaczego tego nie zrobiłeś?-udawał, że jej nie rozumie.-Wiesz, o co mi chodzi. Tyle razy miałeś okazję posiąść moje ciało, a jednak nigdy nie doszło do zbliżenia...Nie zrozum mnie źle, jestem ci wdzięczna, ale chciałabym wiedzieć, co cię powstrzymywało. Co powstrzymało cię wczoraj...

-Sore wa...-zaczął swoją standardową odpowiedź. Nagle przerwał. Prosiła go o szczerość, a on był jej coś winien za wczorajszą napaść.-Tak do końca, to sam nie wiem. Ale...Wszyscy sądzą, że mazoku nie mają uczuć. Ze mną jest inaczej. Przynajmniej tak mi się wydaje. Bo widzisz, ja...-urwał. Spojrzał jej w oczy. Był poważna i chciała, by mówił dalej. Zwilżył gardło herbatą i podjął.-Zawsze, kiedy myślę o tobie, robi mi się ciepło. O, tutaj-położył dłoń tam, gdzie powinno być serce.-To ciepło jest przyjemne, choć jednocześnie sprawia ból. Coś mówi mi, że gdybym cię zranił, ciepło by odeszło-zostałby sam ból. Ból, którym nie mógłbym się pożywić, bo należałby do mnie-dodał, widząc pytanie w jej oczach.-Wczoraj ta mroczna część mnie, która pragnie tylko zaspokojenia swych zachcianek, zwyciężyła. Nie potrafiłem się oprzeć żądaniu mojego ciała. A ty...ty byłaś taka niewinna, taka bezbronna...-zamilkł na dłuższą chwilę.-Dzięki niech będą LoN, że coś mnie powstrzymało. Czuję, że gdybym cię wykorzystał, to zaraz potem zrobiłbym coś, by zakończyć swój żywot. Nie mógłbym znieść myśli, że...że zrobiłem ci tak wielką krzywdę-jego ramiona drżały lekko.

Nie patrzyła na niego. Zdawało się, że w ogóle nie docierały do niej jego słowa. Utkwiła wzrok w filiżance. Gdy ta krępująca cisza zaczęła się przedłużać, Xellos nabrał powietrza, dotknął delikatnie dłoni kapłanki i wyszeptał:

-Przepraszam, Filia-san. Przepraszam za to, co zrobiłem i co chciałem zrobić. Gdybym mógł cofnąć czas i naprawić wszystkie błędy...Nie mam nic na swoją obronę; nic, co choć trochę usprawiedliwiałoby moje czyny. Jedyne, co mam, to nadzieja, że potrafisz mi wybaczyć. Wiem, że na to nie zasługuję, ale...Wybacz mi, proszę ...wybacz...

Podniosła spojrzenie i wpatrzyła się w niego tymi swoimi łagodnymi, błękitnoniewinnymi oczami. Cofnął dłoń, ale powstrzymała go. Ujęła jego palce i spojrzała mu prosto w oczy.

-Jeden ze Starszych powiedział mi kiedyś, że ludzie stają się godni zaufania przez to, że ktoś im ufa. A jeśli ktoś zawiedzie nasze zaufanie, jedyną zdrową reakcją jest zaufać mu na nowo. Boję się, Xellos. Boję się tego, co może przynieść jutro. Ale chcę ci zaufać...Zacznijmy od nowa, dobrze? Zapomnijmy o tym, co było. O wszystkich nieporozumieniach, błędach, krzywdach. Zacznijmy od samego początku. Co ty na to?

Nie odpowiedział. Podniósł tylko jej dłoń do swoich ust i złożył na niej nieśmiały pocałunek.

Zaczęli od nowa. Poznawali się od początku, jakby dopiero co się spotkali. Uczyli się swoich nawyków, dziwactw, przyzwyczajeń. Nieraz zdarzały się między nimi konflikty, rodziły się sprzeczki. Ale zawsze próbowali rozwiązywać je rozmową. Spędzali ze sobą wiele czasu. Pomimo to z utęsknieniem wyczekiwali ostatniego dnia tygodnia. Xellos dostawał wtedy wolne od Zellas i zabierał Filię na Wolf Pack Island. Siadali na ganku, a w chłodne dni-w salonie i dzielili się przeżyciami minionych dni. Cieszyli się wspólnie z sukcesów i dodawali sobie otuchy po porażkach.

Był właśnie jeden z takich wspólnych wieczorów. Za oknami prószył śnieg, więc usiedli przy przed kominkiem. W pewnym momencie zapadła cisza. Chwilowo zabrakło im tematu do rozmowy, ale nie było to problemem. Przekonali się, że dobrze im się razem milczy.

-Filia-chan, mam do ciebie prośbę-zaczął niepewnie Xellos. Widoczne było, że się denerwuje, bo zaczął wyłamywać palce.-Nie wiem, czy się na to zgodzisz, ale pragnę, żebyśmy...żebyśmy...

Zamknęła oczy i zadrżała. A więc znowu zrodziło się w nim pragnienie jej ciała. Widocznie układało się między nimi zbyt dobrze, by miało to trwać wiecznie. Najgorsze, że byli w jego domu. Nie będzie miała możliwości ucieczki.

Dopiero po chwili dotarło do niej, że ametystooki pyta o coś zupełnie innego.

-Czy moglibyśmy zostać przyjaciółmi?

Uśmiechnęła się ciepło i wyciągnęła ku niemu dłonie. Ujął je delikatnie i czekał na jej odpowiedź.

-Nie-na jego twarzy malował się zawód.-Nie, bo już nimi jesteśmy. Od chwili, kiedy zdecydowaliśmy się zacząć od nowa.

Odwzajemnił jej uśmiech:

-Dobrze, że jesteś, tomo.

-Dobrze, że jesteś.

Po chwili uścisnęli się gorąco i zaczęli się śmiać. Był to szczery i nieskrępowany śmiech, jaki może płynąć tylko z radości przebywania z kimś bliskim.

KONIEC

tomo=przyjaciel

I jak wam się podobało? Mam nadzieję, że dostanę jakąś recenzję: daggol@op.pl

Tak właściwie to chciałabym zadedykować to opowiadania mojej paczce, a zwłaszcza Słoneczku, która dzielnie dopingowała mnie do pisania-trzymajcie się, dziewczyny!

I druga dedykacja:dla Ani R. z Ustki, którą poznałam na tegorocznych rekolekcjach, a która była (i jest) moim TOMO.

5



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wystarczy byś był, religijne
Finale NotePad 2007 [wystarczy byś był
Chcę Tylko byś był
Wystarczy byś był
Wystarczy byś był
Kim byś był
Był potworem
Największy diament we wszechświecie był kiedyś gwiazdą
Fajny chłop z niego był, Teksty piosenek, TEKSTY
Telefon wynalazek który był kiedyś i jest teraz
8 ( 05 2014 Mesjanizm obok prometeizmu był jedną z głównych filozofii w Polsce
Lot do Smoleńska 10 kwietnia był nielegalny
Kim był bohater XIX wieku(1), zamiawiane przez chomików
Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku, Prywatne, PornoDymek
To był wyrok śmierci dla Tu 154

więcej podobnych podstron