WIELKI TYDZIEŃ
Jerzy Andrzejewski
Żonie
I
Lilienowie przed wojną byli bardzo zamożni, mieli rozwinięte poczucie bezpieczeństwa i nie dopuszczali do siebie myśli o ewentualnym zagrożeniu. Usunięto ich ze Smugu, udali się do podmiejskiego Zalesinka ( 15 min. od Smuga). Tak mocno wrośli w kulturę i obyczaje polskie, że nie orientowali się zupełnie, że mogą swym wyglądem budzić podejrzenia. Babcia - otyła, ogromna Żydówka, sparaliżowana.Dziadek - kiedyś bankier, teraz zajmował się wygrzewaniem na słońcu.Profesor Juliusz Lilien - boleśnie przeżywał wojnę, poddawany był próbom jego humanitaryzm i liberalizm; niezachwianie wierzył w postęp człowieka i życia; obdarzony wspaniałą intuicją i wyobraźnią historyczną; nie wyobrażał sobie, by była jakaś siła, która zepchnęłaby go w dół i pozbawiła tego, co raz zdobył; pozostał takim samym człowiekiem, jakim był przed wojną; uważano go za wybitnego masona; nie opuścił Polski po klęsce wrześniowej i nie skorzystał z wyjazdu do Włoch dlatego, że mocno była w nim osadzona pewność, że w każdych warunkach pozostanie profesorem Lilienem.Pani Lilien - drobna, szczupła i cicha, swymi rysami mogła uchodzić za Aryjkę.Irena - lubiła życie towarzyskie i atmosferę zabawy; bywała często w Warszawie, by spotykać się z Maleckim; chętnie bywała w modnych kawiarniach i barach; bardzo ładna : wysoka, ciemna i smagła, grube włosy i wschodnie oczy były uderzająco semickie; uroda i pozycja socjalna zabezpieczały ja w jej poczuciu przed wszelkim niebezpieczeństwem.Fela Ptaszycka - przyjaciółka Ireny i wielbicielka intelektualnych cech profesora; malarka.Zalesinek w porównaniu ze Smugiem był ubogi i smutny, Lilienowie ratowali jego banalność rzeczami wywiezionymi ze Smuga. Malecki czasem przyjeżdżał.Podczas sierpniowej niedzieli nie przyjechali goście ( z wyjątkiem Maleckiego i Feli), zdziwiło to gospodarzy, gdyż dom była zawsze pełny. Irena i Malecki chcieli zostać sami, jednak nie dany im był wspólny spacer, Malecki wrócił wcześniej niż planował.Lilienów spotkały duże przykrości, ktoś złożył donos i gestapo zabrało profesora oraz panią Lilien i Irenę do warszawskiego getta. Za wysoki okup wypuszczono ich. Trzeba było się wynosić z Zalesinka, z dziadkami był problem, po naradach umieszczono ich w klinice, niedługo potem umarli. Profesor pojechał do Krakowa, pani Lilien do rodziny, Irena do Feli. Postanowili wyrobić sobie aryjskie papiery i zmienić nazwisko na Grabowscy. Osiedlili się pod Warszawą. Malecki będąc ostatni raz u Lilienów największe zmiany zauważył w profesorze, był przygaszony, postrzały, niedbale ubrany. Pani Lilienowa też wyglądała źle, jedynie Irena trzymała się dobrze i usiłowała wszystko obrócić w żart, co było jeszcze przykrzejsze. Sprawiali (…) beznadziejnie smutne i żałosne wrażenie rozbitków, którzy nie mają się gdzie schronić. Malecki otrzymał od Ireny dwa listy, nie odpisał, nowe przeżycia tak bardzo go oddaliły od dziewczyny, ze nie wiedział, co napisać, w porównaniu do niej, był szczęśliwy. Wiele spraw wielkich i drobnych rozdziela ludzi, lecz żadna tak dotkliwie jak nierówność losu. Kiedy postanowił ożenić się z Anną, Irena zsunęła się na dalszy plan, jego późniejsze próby odszukania jej kończyły się na drobnych chęciach, gdy w 1943 nieoczekiwanie się spotkali. II Był to ponury Wielki Tydzień dla Warszawy. Dzień przed spotkaniem Ireny i Maleckiego Żydzi w getcie zaczęli stawiać opór. Zaczęła się walka z Niemcami, którzy zamierzali teraz ostatecznie zlikwidować getto i wymordować wszystkich Żydów. Chaotyczna walka zaczęła przeradzać się w regularną i planowaną. Jak większość zdarzeń w Warszawie, tak i to, oglądane z zewnątrz miało coś z widowiska. Mało kto żałował Żydów. lud cieszył się, że Niemcy mają nowy kłopot. W odczuciu przeciętnego człowieka z ulicy sam fakt walczenia z garstką samotnych Żydów ośmieszał zwycięskich okupantów. Obraz żołnierzy niemieckich za karuzelą. Malecki schowany w sklepie wołał na kobietę, która stała samotnie na ulicy. Żołnierz doskoczył do niej i pchnął karabinem. Malecki pobiegł za nią, nim otworzono im bramę poznał w niej Irenę. Za bramą było stare, brudne i odrapane podwórze. Irena była ciągle piękna, lecz bardzo zmieniona. Pytał o nią, dlaczego się nie odezwała będąc w Warszawie, ona zdawała się obca. Obdarty chłopczyk - Rysiek wołał do mamy, że ustawiono armatę w bramie. Działko waliło bez przerwy, międzyczasie słychać było gramofon. Kobieta z sutereny bolała dlaczego człowiek tak musi cierpieć, Irena, choć pobladła oburzyła się, ze „tamci” muszą cierpieć bardziej. Malecki ja uspokajał, ale ona nie słuchała, robiła mu wyrzuty. Przyglądali im się, ale ona się nie przejmowała. Jan był zawstydzony i upokorzony jej losem, a także swoja bezradnością i swym uprzywilejowaniem. Pytał o Lilienów, ale umarli. Cierpienie musiało w nią zapaść dość głęboko, aby nie domagała się współczucia ani serdeczności. Malecki poczuł bolesną i poniżającą świadomość mglistej współodpowiedzialności za zbrodnie i okrucieństwo, jakim poddawano od kilku lat Żydów. Było w nim więcej niepokoju i przerażenia niż miłości do tych bezbronnych, zewsząd osaczonych. Działko ustało, chcieli wyjść, ale Irena pobladła. Kobieta z sutereny zaprosiła ich do siebie. Jana uderzyła nędza i odór, nie mógł się też powstrzymać przed skomentowaniem zadziwiającej szybkości obierania kartofli przez syna kobiety - Kazia. Dowiedział się, ze wrócił z Oświęcimia, jego szklane spojrzenie zrobiło na nim przytłaczające wrażenie. Panował tam ogromny chłód. Wychodząc, Irena podziękowała z pogardą, Malecki oburzył się. Irena tłumaczyła się, ze ta kobieta nie jest jeszcze najnieszczęśliwsza. Nie potrzebuje umierać ze strachu, że każdej chwili mogą zastrzelić jej synów tylko dlatego, że są tacy, a nie inni. Ona ich ma, rozumiesz? Wolno jej żyć. A my? Malecki był zdziwiony, wcześniej nie mówiła „my”, wytłumaczyła, że to „wy, Polacy, Niemcy…” ją nauczyli, łączyła ich, ogarniała wspólną nazwą Aryjczyków. Zakładała, ze wszyscy na świecie nienawidzą Żydów. Nawet, kiedy pomagają Żydom, to inaczej niż innym ludziom, to pomoc wymuszona. Mówiła, ze panna Lilien ze Smugu nie istnieje, kazano jej o niej zapomnieć, więc zapomniała. Wyszli z sutereny. Zobaczyli po drodze zabitego Żyda przewieszonego przez framugę, na ulicy ludzie zrobili z tego widowisko, padały komentarze : Fajnie wisi, nie? Inaczej zachowywał się chłopak pod murem, Włodek Karski. Jego ojciec znajdował się niewoli niemieckiej, do tej pory Malecki znał go jako niesfornego wyrostka. Teraz, kiedy stał pobladły i zgniewany wyglądał nadspodziewanie dorośle. Jan zaprosił Irenę do siebie, nie miała się gdzie podziać. Jednak robił to bardziej z poczucia obowiązku. Im silniej tłumaczył, że powinna się zgodzić, tym bardziej odczuwał nierówność ich losów. Zgodziła się. Czuł, ze musi się pilnować, by nie podkreślać różnicy ich losów. Jednak zastanawiał się teraz, czy może narażać Annę na to niebezpieczeństwo. Irena z każdym kolejnym słowem pokazywała ile w niej goryczy. Mówiła, że Żydzi nie sprawiają szczęścia, chyba , ze mają pieniądze. Anna nie mogła wysiedzieć i wyszła po Jana na tramwaj. Nie spodziewał się tego, zauważył ją dopiero, kiedy pomachała. Miała na sobie suknie w groszki, której Malecki nie cierpiał, dlatego nie umiał wydobyć z siebie czułości, a ambicja była zadraśnięta. Dom Maleckich usytuowany był przy ogródkach, brzózkach, sadach.Malecka nie była efektowna, ładne były tylko w jej twarzy oczy brązowe i ciepłe. Irena zauważyła, że Anna jest w ciąży, ta mówiła, że teraz trzeba mieć ufność, Lilienówna odpowiedziała, że ona nie ma żadnej ufności, chciałaby tylko żyć. Malecki wtrącił, że aby żyć, trzeba mieć ufność. Przed domem dwóch chłopców i Tereska Karska bawili się w getto. Majorowa Karska ( matka Władka i Tereski) i otyła kobieta - Piotrowska rozmawiały, ta druga patrzyła nieprzyjaźnie na Irenę. Włodek Karski przyszedł zapytać o Julka, młodszego brata Jana, ten nie wiedział, że już wrócił i taką informację ,że jego brat wyjechał w jakiejś tajemniczej - jak zawsze- sprawie na prowincję. Anna nie powiedziała Maleckiemu, że Julek przyjechał po południu. Jan miał wątpliwości, czy dobrze zrobił sprowadzając Irenę., Anna je rozwiała. Szukał u żony usprawiedliwienia. Potem skrytykował jej sukienkę.Niepoprawnie łudziła się, że jej kobieca miara ważności uczuć i spraw powinna być także miarą mężczyzny, którego kochała. Tymczasem wbrew pragnieniom miłość dwojga ludzi bywa często wzajemnym rozmijaniem się. Zjawił się Julek, wychodził właśnie z łazienki. Zaprosili go do kolacji, kiedy zbierał ubrania, wypadł mu rewolwer. Anna przekazała mu wiadomość, ze był po niego Kurski. Jan zapytał czy jego brat zdaje sobie sprawę jaką krzywdę wyrządza tym młodym chłopcom wciągając ich w „te sprawy”. Ale Julek mówił, że walczy się o cos większego i szkoda, ze Jana nikt nie uświadomił, kiedy miał 16 lat !Kiedy Julek wyszedł, małżeństwo rozmawiało, kiedy Anna powiedziała:- A czy mówienie zmienia cokolwiek? - spojrzała na niego. - Zresztą to nie tylko ja cienie nie znam. Ty mnie też nie znasz.Nagle usłyszeli odgłos wystrzałów. Anna chciała coś powiedzieć Maleckiemu, ale ucichła, obiecała, ze wyjawi mu to przed snem. Irena uważała, że Jan ma wszystko, czego tylko można pragnąć, przyjął to za zarzut. Później Lilienówna źle oceniła niby „sielankę” za oknem, widok był sprzeczny z przeżyciami mieszkańców, których rodziny w różny sposób doświadczyły zła wojny, ale nie chciał burzyć jej obrazu, przytaknął jej. Podczas kolacji rozwinęła się rozmowa o „dobrych” i „złych” ludziach, Irena zapytała:Ale czy sądzisz, że ci naprawdę dobrzy usprawiedliwiają tamtych drugich?Julek przypomniał sobie jak Jan należał do korporacji, jak imponowały mu laski, które zbierał w przedpokoju, do momentu, kiedy nie dowiedział się, ze korporanci chodzili bić nimi Żydów i rozbijać szyby w sklepikach. Malecki tłumaczył się, ze nie chodził z nimi, że nie solidaryzował się z podobnymi metodami. Julek zapytał co to znaczy „ nie solidaryzować się”, pytał czy ci przyzwoici Polacy rzeczywiście są wrogami antysemityzmu, wcale nie ! Według nich walka jest, ale metody powinny być inne ! Tu chodzi o stosunek do sprawy, krytykował bierność. Rzecz w tym, żeby walka w ogóle nie istniała, inaczej zawsze kończy się zagładą - wskazał na getto. Wszystko słowa, a tu nie słów potrzeba…Okazało się, ze Irena mieszkała w Warszawie u Makowskich, Makowski był asystentem profesora Liliena. Nie wychodziła z ich domu, więc wydawało się jej, ze jest bezpieczna, ale ktoś musiał o niej donieść, bo pomimo papierów aryjskich zabrało ją gestapo. Wykupiła się ostatnią pięciorublówką. Jan stwierdził, że musi zawiadomić Makowskich, by się nie martwili. Irena wyjawiła, że nie wie jak ma żyć, teraz, kiedy spotyka jakiegoś człowieka, patrząc na jego twarz, zastanawia się czy mógłby ja zdradzić, czy nie. To jest straszne. Malecki mówił, że wszystko się zmieni, ale Lilienówna zaprzeczyła, jedyne co się zmieni w nich, to tyle, że nie będą mieli prawa jej zabić, ale dalej będą patrzyli z pogardą, po wojnie będą jeszcze bardziej znienawidzeni, o odzyskają swoje prawa. Przyjmuje się ich z musu, przechowuje z obowiązku. Ale Żydzi nie zapominają krzywdy, w przeciwieństwie do Aryjczyków, oni wszystko potrafią zapomnieć : i kiedy nimi poniewierają i kiedy oni poniewierają innymi. Irena mówi, że odebrano jej godność, opowiada jak zabito jej ojca ( 1942 ). Kiedy zaczęto mordować Żydów w okolicy ich zamieszkania i właściciel majątku dostał o nich anonimowy telefon, musieli uciekać. Profesor był chory na grypę, schronienie pozostawało jedynie w lesie. Nikomu już nie ufał, poszli więc sami. Nie mogli dojść do leśniczówki, błądzili po nocy, Lilien ledwo szedł. Nagle usłyszeli wielki tłum, Irena zamarła, nie mogli uciekać, ojciec nie miał siły, ukryli się za krzakami przy ulicy. Okazało się, ze to Żydzi, prowadzono ich na rozstrzelanie. Mężczyźni, kobiety, dzieci niosące inne dzieci, pokaleczeni. Irena dosłownie słyszała przy uszach skrzypienie butów Niemca. Nagle poczuła jak ojciec podnosi się z ziemi, chciała krzyknąć, ale nie mogła. Widziała, że powinna coś zrobić, ale leżała bez ruchu. Ojciec wyszedł na ulicę, Niemiec myślał, że odłączył się od tłumu, uderzył kilka razy pejczem i pchnął, ten upadł. przyszła mu z pomocą jakaś stara Żydówka, ale także dostała. Profesor się wyprostował w końcu…zniknął Irenie z oczu. Julek bez ogródek mówił jak wyglądały te rzeczy, jak wyglądała selekcja na młodych, których zabierano do robót i starych, których wykańczano na miejscu. Irena dodała, że kazali najpierw sobie kopać doły.Julek pozdrowił ją od starego znajomego.Wystrzały przybliżały się, widać było cień biegnącego chodnikiem człowieka, runęły za nim wystrzały. W razie rewizji wszyscy skończyliby pod ścianą. Julek zachował zimną krew, kazał Annie schować pakunek z jego walizki i rozlokował lokatorów. Wiedział, ze od spokoju i pewności siebie może teraz zależeć bardzo wiele. Martwił się o brata i jego zonę, ale szczególny lęk zdjął go o los Anny, taki, którego wcześniej nie czuł. Kiedy żołnierze prawdopodobnie rozprawili się z ofiarą i odeszli, Julek zapalił światło i wrócił do lokatorów. Jan i Anna zdawali się na spokojnych, natomiast do strachu Ireny od razu poznali by ją jako Żydówkę. W dali rozległa się ogromna łuna ognia. Kiedy kładli się spać Anna, choć ciężko było jej o tym mówić, powiedziała o co chodziło wcześniej, o getto i jej wstyd jaki odczuwa, kiedy myśli „ o tamtych ludziach i co ich czeka”. Dla niej, jako dla katoliczki, tragedia Żydów jest najboleśniejszą próbą dla chrześcijańskich sumień. Powinni oni zrobić wszystko by ulżyć im w cierpieniach, towarzyszyć w samotności tym, którzy umierają bez nadziei. Zaczęli rozmowę o dziecku, Anna:- Na przyszłe lato! - powtórzyła. - Jak się to mówi, to brzmi prosto, zwyczajnie, prawda?Anna musi wierzyć, że świat się zmieni na lepsze, że jej dziecko będzie wyrastało w lepszych czasach. III Nazajutrz pożar rozszerzył się. Była Wielka Środa. Jan nie zdążył pojechał do Makowskich.
Irena zachowywała się spokojnie, za to Annę zachowanie spokoju tego dnia kosztowała bardzo dużo, denerwowała się, ze nie będzie go cały dzień w domu. Kiedy wszyscy spali, Julek zabierał się do wyjścia, Anna obudziła się i powiedziała, ze zrobi śniadanie, po namowach, Julek się zgodził. Ciągle przypatrywał się Annie, powiedział, że kiedyś ożeni się, ale tylko z taką kobietą jak Anna. Anna zostały z Ireną same, przyszła Pani Karska, opowiadała o powstaniu, ostatnich zabójstwach politycznych, o nocnej strzelaninie. Wiele ze zdarzeń podkoloryzowała. Mówiła o swojej trudnej sytuacji i o tym, ze musi wyjechać do miasta po 500 par butów, które zamierza sprzedać. Jednak największym jej zmartwieniem był Włodek. Coraz bardziej wymykał się spod jej matczynej opieki, miała najgorsze przypuszczenia, bała się, że wciągnął się w jakieś za poważne jak na jego 16 lat historie.
. Wiedziała, ze Włodek rozmawia z Julkiem chciała się więc czegoś dowiedzieć od Maleckiej, bo Włodek niechętnie o tym z nią rozmawiał. Choć dla Julka miał podziw i najgorętsze przywiązanie. Ale Karska nie powiedziała o tym ani słowa. Maleccy nie mieli zamiaru urządzać w tym roku świąt, Anna postanowiła jednak upiec mężowi Mazurka, jednak brak funduszy nie pozwolił na stworzenie arcydzieła, wykorzystały prosty przedwojenny przepis. Anna spotkała w sklepie Piotrowską, ta opowiedziała jak Niemcy znaleźli w jednej willi Żyda i za to rozstrzelali pięciu „naszych”, nazywa Polaków przechowujących Żydów świniami. Nie po to człowiek tę niewolę znosi, żeby za Żydów marnie ginąć!Wracała Anna z ciężkim sercem. Przed domem bawiła się trójka dzieci : Wacek Piotrowski, Stefcio Osipowicz i Tereska Karska. Irena, choć było jej dobrze, wszędzie czuła się więźniem, wszędzie musiała się ukrywać, pokusa zaprowadziła ją na balkon. Zauważył ją Piotrowski i uśmiechnął się łobuzersko.Irena wróciła pokoju, razem z Anną oglądała ciuszki dla dziecka i fotografie Jej rodziny, okazało się, ze jej ojca rozstrzelali Niemcy, dwóch braci zginęło, jeden w Dachau, drugi w Modlinie. Matka i najstarszy brat może żyją. Zaczęły rozmowę o sensie, Irena pytała jak ma wierzyć w sens, jaki jest sens w cierpieniu? Ono wcale ni uszlachetnia. Ludzie są teraz o wiele gorsi niż dawniej i ona sam jest gorsza. Anna przez chwilę pomyślała w rozmowie o Julku. Anna nie umiała odpowiedzieć na jej pytania, ale wierzyła w sen i w to, ze nic nie dzieje się bez przyczyny. Malecka mówiła, ze chciałaby być lepszą, pomyślała jednocześnie, ze chciałaby być dumna z człowieka, którego pokochała, ale tego już nie powiedziała. Po południu wpadł Julek, Anna się ucieszyła, ale on tylko na chwilę, wyznał bratowej, ze idzie na zbrojną pomoc dla Żydów i nie wie czy wróci. Jednak pomoc ta ograniczać się będzie raczej tylko do sfery moralnej, bo powstanie żydowskie jest z góry skazane za zagładę. Jednak bez względu na wszystko pomoc Żydom musi zostać dostarczona. Julek tłumaczył, Annie:Nie myśl, ze my to robimy, aby okupić różne winy i zbrodnie naszych rodaków! Żadnego poświęcenia się, to nie dla nas! To jest o wiele prostsze. Tam giną ludzie, którzy walczą o to samo, co i my walczymy. O wolność ! O przyszłość! Więc ktoś z nas musy być przy nich, to jasne, nie? Zwykła solidarność, nic więcej.Ujął rękę Anny, mówił, że nie znał swoje matki, ale musiała być taka jak ona. Łzy spłynęły jej po policzkach. Malecki spotkał panią Karską w tramwaju, opowiadała jak to przepadł handel tymi butami. Po drodze do domu spotkali biegnącego Julka, pożegnał się z bratem o niczym nie mówiąc. Karska przypatrywała mu się niepokojem i uwagą, on wiedział więcej o jej synu niż ona. Przy domu Tereska powiedziała, ze nie kocha brata, bo sobie poszedł. Z wieszaka zniknął jego płaszcz, a ten nosił tylko w niepogodę. Dostrzegła na stoliku kartkę : Mamusiu nie mogłem inaczej. Tylko tyle. Stała się w niej pustka, w tym momencie przybiegła Tereska i zapytała czy ja mam kocha tak samo jak Włodka.Kiedy Jan wrócił do domu, zastał Annę z zaczerwienionymi oczami, ale upierała się, ze nic się nie stało. Malecki poprosił, że może mu nie wyjawiać o co chodzi, ale niech nie kłamie, że nic jej nie jest. Malecki wyszedł na podwórze, usłyszał jak Piotrowski wypytuje się o Irenę swej żony, całkiem niestosownie. Pojawił się gospodarz domu, pan Zamojski. Był to wdowiec, stary i przygarbiony, nie miał ni wspólnego ze znaną rodziną. Jego córka z mężem mieszkają w Kanadzie. Jedyny w całym domu mógł sobie pozwolić na służbę, miał służącego Władka. Miał bogatą bibliotekę ze wszystkimi polskimi słownikami. Zachwycał się bzami, czego Jan nie czuł, usprawiedliwił się pracą i wrócił do mieszkania. Zirytował się komentarzami Piotrowskiego,Mówił przez dłuższą jeszcze chwilę, im dobitniejszych i oczywistszych szukał argumentów, tym jaśniej zdawał sobie sprawę, iż w całej tej historii chodzi mu przede wszystkim o własny spokój i własne bezpieczeństwo. Milczenie Anny przygnębiło go do reszty.Jan obudził się w środku nocy, razem z nim przebudziła się Anna, zaczęła płakać, mąż objął ją, ale ona była daleka myślami od niego.IV Następnego dnia walka w getcie trwała, Hitlerowcy zaangażowali Ukraińców, lubili się wyręczać w hańbiących robotach. W innych częściach getta, nie objętych jeszcze walką panowało normalne życie. Niemcy przeprowadzili specjalną bocznice kolejową w dzielnicy żydowskiej, podjeżdżały pociągli towarowe załadowane bezbronnymi ludźmi, wyjeżdżały do Majdanku.Ogromna czarna chmura wisiała nad Warszawą, w mieście panował przedświąteczny nastrój.. Był Wielki Czwartek.W pracy u Maleckiego rozwinęła się rozmowa na temat Żydów między sekretarką - panną Stefą, maszynistką - panną Martą i biurowym - Bartkowiakiem i młodym człowiekiem, którego panna Stefa nazywała Zygmuntem czy Zalewskim, studiował prawo, zajmował się handlem. Kiedy Malecki wszedł , ten żwawo gestykulował, mówiąc, ze co do kwestii żydowskiej to możemy podziękować Hitlerowi, że wykonuje za nas robotę, którą musielibyśmy zająć się po wojnie. Krzyczał, że Polska musi być bez Żydów! Mówił z pewnością siebie. Jedna Marta była odwrócona bokiem. Malecki zaś nie miał ochoty mieszając się do dyskusji, zapytany o zdanie odpowiedział zbywająco i neutralnie. Marta nie wytrzymała, krzyknęła, ze są bandytami, hańbią naród, że nie są Polakami! Malecki wyszedł za nią, chciał się usprawiedliwić, ale nie musiał. Marta zrezygnowała z pracy, choć była jej bardzo potrzebna. Malecki próbował ją później usprawiedliwiać i bronić przed inżynierem, ale nic. Kiedy byli już przy temacie Żydów, zapytał inżynier Wolański czy Jan znał Lilienów., mówił że spotkał Irenę ostatnio i pytał, czy Malecki nie wie może co się z nią dzieje, ale zaprzeczył. Postanowił pojechać na Mokotów do Makowskich, ale dowiedział się, ze zostali zabrani przez gestapo. Wracając natknął się na takie zdarzenie : chłopcy gonili innego chłopca wołając na niego Żyd! Żyd! Obrzucali go kamieniami, kiedy został otoczony rzucił się przez nich na wprost. Akurat przejeżdżał tramwaj i musiał się zatrzymać. To go zgubiło/ Niemiecki żołnierz dostrzegł go, mały chłopiec wtulił tylko główkę w spiczaste ramionka, nie próbował uciekać. Jude? zapytał Niemiec spokojnie, bez gniewu , po czym wystrzelił dwukrotnie w chłopca. Tymczasem dom, w którym mieszkali Maleccy był ogarnięty ruchem świątecznym. Piotrowski spoglądał na balkon, na którym widział wcześniej Irenę. Spotkał Władka od gospodarza i pytał jak tam święta, ale wyznał, ze nie obchodzą, bo lokatorzy zalegają z czynszem. Piotrowski krzyknął, żeby wylać takich, ale Władek odpowiedział, że tak by nie mogli, że trzeba się wżyć w położenie innych. Irena bardzo źle spała tej nocy. Dochodziły ją czasem wystrzały. Była sparaliżowana i ogłuszona martwotą, w której znikały i strach, i nadzieja, i cierpienie. Kiedy Anna wyszła na zakupy wstała i odsunęła roletę, Piotrowski znowu spoglądał w to okno, ale Anna stanęła tak, aby jej nie było widać. Kiedy Malecka wróciła Lilienówna postanowiła z nią porozmawiać o Piotrowskim. Chciała wyjechać na Bielany, ale Anna ją uspokajała, choć sama była lekko zaniepokojona. Irena nie wiedziała już czy bardziej boi się śmierci, czy ciągłej niepewności. Anna myśląc o Juku nic nie odpowiedziała. Malecka udała się do Karskiej, by przykroiła jej kaftanik dla dziecka, sąsiadka wyglądała gorzej niż zawsze, ale przyjęła Annę i uściskała serdecznie. Przeczytała jej list od Włodka, chciała się dowiedzieć czegoś od Anny, błagała ją, Malecka zdecydowała się opowiedzieć co wie. Karska po tym powiedziała:-Trudno - powtórzyła głucho. - W Polsce matki muszą wiedzieć, że wychowując synów na uczciwych ludzi przygotowują ich najczęściej do śmierci.Piotrowska zauważyła coś przez okno podczas gotowania i kazała iść mężowi to sprawdzić, ten się oburzył jak zawsze, ale poszedł. Po drodze znowu spojrzał na balkon Maleckich. Dowiedział się, że zabrano jakiś Żydów. Piotrowska prosiła męża, żeby przypilnował piekących się bułek i reszty a ona idzie do Zamojskiego i zaraz wróci. Na pytanie męża: po co?, odpowiedziała, ze nie będzie czekała aż ich wykończą przez jedną Żydowicę. Zamojski właśnie czytał Pana Tadeusza . Wyjawiła, ze Maleccy przetrzymują Żydowicę, że to niespołecznie. Kiedy Zamojski użył względem Ireny słowa człowiek, oburzyła się, poprawiając go na Żydowicę. Nie mogą żyć jak na wulkanie. Kiedy wróciła do mieszkania załamała się widokiem przypieczonych potraw. Kiedy na niego krzyknęła, rozwalony na łóżku Piotrowski zerwał się i chwyciwszy jej ręce przyparł do ściany. Bolało ją to. Pytał czy będzie się wtrącała jeszcze w nie swoje sprawy. Była bezbronna. Szepnęła, że nie i upadła. Ten trzasnął drzwiami i wyszedł. Piotrowska zaczęła wyzywać na Irenę. Malecki wrócił do domu znacznie później niż przewidywał, opowiedział o Makowskich. Jan pytał Ireny czy wśród jej rzeczy nie było jakiś kompromitujących drobiazgów, ale go uspokoiła. Anna stwierdziła, że Lilienówna musi mieć nowe dokumenty. Myślała, ze może maszynistka Maleckiego coś pomoże, ale ona odeszła, Julek też odpadał, pomyśleli o Feli. Ale Irena mówiła, że odkąd Ptaszycka zakochała się na zabój w Zalewskim stała się antysemitką. Ale Irena mówiła, że nie widziała jej pół roku, więc może jej przeszło, Jan stwierdził, ze pójdzie zaryzykować. Do drzwi zadzwonił Władek, mówiąc, że radca prosi Jana. Zamojski spłoszył się trochę oficjalnością Maleckiego, chciał rozpocząć wywód od uroków Pana Tadeusza i przejść do sprawy zasadniczej. Malecki domyślił się o co chodzi i szarpnęła go złość do Ireny, był pewien, że znowu musiała wyjść na balkon. Zamojski mówił bardzo delikatnie, że przypuszcza, iż kobieta, która u nich gości jest Żydówką, ale nie ujął tego dosłownie. Widać w nim było teraz twarz semicką, zdradziły go jego oczy. Zamojski mówił, ze boleje nad tą sprawą, ale on ma cały dom pod opieką, w przypadku rewizji…Poniosły go troszkę nerwy, mówił, że jemu się już gestapo po nocach śnią, że już nei może…Jan: Rozumiem dobrze to wszystko, niech mi pan wierzy, panie radco. Ale tu chodzi o życie człowieka. Zamojski milczał. Zapadł w sobie, skurczył . Przytaknął, ze trzeba ratować ludzkie życie. Jan żegnając się chciał okazać wdzięczność i uznanie : Nie każdy na pana miejscu postąpiłby jak pan! ,ten odpowiedział : Z jednym zastrzeżeniem, panie inżynierze! Każdy „poczciwy Polak”, jak mówił poeta, postąpiłby na moim miejscu nie inaczej.Malecki nie miał sił już dziś schodzić do Piotrowskiej, postanowił odłożyć to do jutra.V Podkreślanie, że pomimo okrucieństwa, zagłady, która dzieje się na ludzkich oczach, pomimo tej symbolicznej czarnej chmury nad Warszawą, człowiek potrafi żyć normalnie, przechodzić obojętnie, zajmować się Świętami.Był Wielki Piątek, piąty dzień oporu powstańców. Pojedynczym Żydom udawało się uciekać poza getto. Żyjących dobijano. Przed kościołami gromadziły się tłumy ludzi śpieszących się na groby. Była najpiękniejsza w świecie wiosna. Malecki udał się do Feli Ptaszyckiej, nie bez wzruszenia nacisnął dzwonek do drzwi, chciał się dowiedzieć, czy to wszystko co mówiła Irena jest prawdą. Fela zmieszała się początkowo, ale zaraz okazała swą hałaśliwą serdeczność, równie bujną jak jej obfite ciało. Kobieta bardzo się zmieniła, przedwcześnie się postarzała. Mówiła Janowi, że bardzo jest rada z jego przyjścia, gdyż dzisiaj jest dla niej bardzo ważny dzień. Potem mówiła, że ma w stosunku do Ireny wyrzuty sumienia, opuściła go na chwilę, mówiąc, ze zaraz wróci. Jan po kwadransie się niepokoił, ale w domu panowała cisza, dom robił wrażenie opustoszałego. Patrzał przez okno, kiedy usłyszał odgłos strzałów dobiegający z piętra. Znowu zaległa cisza, przeszedł go gwałtowany strach. Ze schodów schodziło dwóch młodych mężczyzn, w jednym poznał Zalewskiego odwiedzającego biur, w którym pracował. Pomyślał, że obaj zamordowali Ptaszycką. Mieli rewolwery, zapytał co zrobili z Ireną, Zalewski szepnął coś do towarzysza, brunet przygryzł wargę, stuknął wystrzał. Malecki upadł, słychać było tylko świergot ptaków na dworze. Zalewski stał blady, z pochyloną głowę, kolega skarcił go za subtelności. Zalewski wrócił się jeszcze po papiery Jana. Brunet mówił, że przecież Zalewski nie kochał się w Feli, ten odpowiedział, ze byłą mu potrzebna tylko w interesach. Drugi nazwał ją idiotką, myślała, ze pozwolą jej odejść. Ale nie bała się rewolweru, za to Jan był wyraźnie zatkany. Wydedukowali, ze spełnili dobry uczynek, jeśli on był liberałem. Wracając beztrosko, jakaś starsza kobieta uśmiechnęła się na ich widok. Annie dzień przeszedł bardzo spokojnie. Uradziły z Ireną, ze najlepiej będzie jak po otrzymaniu nowych dokumentów wyjedzie na wieś albo doGrotnicy do zakonu cystersów, wyobrażały sobie, ze musi to być idealnie bezpieczne schronienie. Anna zaczęła się niepokoić, ze Jan nie wraca, nie chciała zaniedbać tradycji, więc udała się na groby sama. Niedaleko poza domem spotkała Piotrowskich z Wackiem i małym Osipowiczem. Mijając Malecką Piotrowski obejrzał ja wzrokiem warszawskiego łobuza. Anna poszła krótszą drogą omijając wieś, droga biegła później wśród lip, pastwisk, zagonów żyta, złotych pól kaczeńców, tarnin, niebo było błękitne.Za to nad Warszawą wciąż panowała czarna chmura. Było tam spokojnie i zacisznie, Anna nie umiała nigdy żyć pospiesznie, nic jej bardziej nie męczyło niż dorywczość chaotyczna zmienność. Potrzeba jej było nazywać i wartościować. Cmentarzyk wyglądał jak opuszczony, gdyż Niemcy pozbawili go ogrodzenia. Wysoko ponad nim stał wielki krzyż, była to zbiorowa mogiła poległych we wrześniu 1939 r. Anna zaczęła się modlić, orientując się, ze modli się za Julka. Płód który nosiła poruszył się gwałtownie, serce zaczęło kołatać. Zastanawiało ją jak się to działo, że wśród wszystkich tych cierpień, okrucieństw, ona nosiła na przekór temu w sobie nowe istnienie, nadzieje radości. Poczuła się jedyną, która na to nie zasługiwała. Piotrowscy wrócili do domu, Józek poszedł po wiśniówkę, Piotrowska się oburzyła. Kpił z niej pytając, czy przecież nie ma fajnego męża. Wyszedł, kobieta zastanawiała się nad soją niedolą. Stary udał się do Maleckich, otworzyła Irena, myśląc, że to Jan -zdziwiła się. Zapytał o Jana, ale usłyszawszy, że go nie ma, wemknął się do mieszkania, zamknął drzwi od środka. Irena nie wiedziała co się działo, dopiero gdy Piotrowski stał się zbyt nachalny zrozumiała o co mu chodzi. Uciekła pod ścianę, ale teraz sama zamknęła się pułapce. Kazał m wyjść, mówiła, ze zawoła gospodarza, ale Piotrowski wiedział, że tego nie zrobi. Pewny siebie oświadczał, ze jak chce, to niech krzyczy. Odpychała go, jemu krew uderzyła do głowy. Dopadł ją jednym skokiem, ta broniła się zaciekle. Kiedy rzuciła ją na sofę i zaczął się do niej bestialsko dobierać, mając już spodnie w kolanach, Irena oswobodziła się ostatkiem sił. Podbiegła do wpółotwartych drzwi balkonu i zaczęła oddychać. Piotrowski wstał, nie próbował do niej podejść, wyszedł z brzydkim uśmieszkiem. W drzwiach jego mieszkania stała Piotrowska z rękami złożonymi na piersiach. Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk na dworze. Dopiero odgłos zatrzaśniętych drzwi spowodował, że Irena się rozluźniła. Na dole mały Piotrowski leżał na wznak, rozkrzyżowawszy ramiona i zamknąwszy oczy. Stefek Osipowicz pochylał się nad nim zatroskany. Pytał dlaczego Piotrowski leży, odpowiedział, że jest Jezusem, a on jego aniołem. Z okienka klatki wyglądała Tereska, chłopcy zawołali ją. Jednak dziewczynka ześlizgnęła się z blachy. Podbiegł do niej Piotrowski, ale żona do odtrąciła. Piotrowska dostrzegła wspartą a balkonie Irenę, zaczęła krzyczeć : Żydowica! obwiniała ja o wszystkie nieszczęścia, pobiegła do mieszkania Maleckich i wywlokła Lilienównę na dwór. Wyganiała ją bezlitośnie .pytała jak tak można. Irena oburzyła się, krzyknęła, że Piotrowska jej nie dotykała, poczuła jak zalewa ja nienawiść. Odpowiedziała : Dobrze, pójdę! Była pewna swej decyzji. Zaczęła iść wolno ku wyjściu, dopiero gdy skręciła w boczną uliczkę, tak, ze już nie mogli jej zobaczyć, zaczęła biec. Znalazła się przy tramwajach, był prawie pusty. Z daleka słychać było kanonadę, krwawa łuna płonęła nad gettem wśród czarnych dymów.