Zaprosiła mnie do swego maleńkiego, zagraconego studia w XVI dzielnicy Paryża jesienią 2006 r. W wąskim przedpokoju z jednej strony piętrzyły się pudła pełne scenicznych toalet pamiętających czasy, gdy śpiewała w nowojorskiej Carnegie Hall czy paryskich salach koncertowych, z drugiej - bił po oczach wykonany czerwonym sprayem napis: 'Ratunku, szajka Szpilmana i Polańskiego chce mnie zamordować'. W pokoju na podłodze - stosy papierzysk, teczek, maszynopisów, wycinków ('Zawarłam z kurzem układ: ja go nie ruszam, on mi nie szkodzi').
Czekając na Woltera
Czy wiedziała, że » Hotel Polski «to prowokacja? Sama nie zgłosiła się na wyjazd. Ci, których przekonała, że sprawa jest czysta, zginęli w Auschwitz'. Dla historyka Dariusza Libionki wcale nie jest jasne, czy akcja 'Hotel Polski' była niemiecką prowokacją. W końcu wszyscy kolaboranci i - jak ich nazywa - 'nieprzejrzyści' uwierzyli, że się w ten sposób uratują i wysłali rodziny w transport do obozu internowania w Vittel, skąd mieli ruszyć na drugą półkulę. Fakt, że Gran sama nie zabrała się z 'Hotelem', to dla Libionki dowód jej niewinności. Zresztą w podstawowej pracy na ten temat autorstwa Agnieszki Haski nazwisko Gran nie pada. Po raz ostatni widziałam Wierę Gran w paryskim Domu Opieki św. Kazimierza (tym samym, w którym przed śmiercią przebywał Cyprian Kamil Norwid) przed niespełna rokiem. Tekst: Joanna Szczęsna
|
Miała wszystko: głos, wdzięk, ekspresję. Gdyby tylko Izrael nie doprowadził jej do wariacji
fot. Archiwum Wiery Gran w posiadaniu Anatola Borejdo
Wiera Gran
Fot. Prywatne archiwum Wiery Gran w posiadaniu Arona Halberstama
Paryż, 1955 r.
Zaprosiła mnie do swego maleńkiego, zagraconego studia w XVI dzielnicy Paryża jesienią 2006 r. W wąskim przedpokoju z jednej strony piętrzyły się pudła pełne scenicznych toalet pamiętających czasy, gdy śpiewała w nowojorskiej Carnegie Hall czy paryskich salach koncertowych, z drugiej - bił po oczach wykonany czerwonym sprayem napis: 'Ratunku, szajka Szpilmana i Polańskiego chce mnie zamordować'. W pokoju na podłodze - stosy papierzysk, teczek, maszynopisów, wycinków ('Zawarłam z kurzem układ: ja go nie ruszam, on mi nie szkodzi').
Nad stołem - fotografia grobu zmarłego w niemowlęctwie (jesień 1944 r.) synka. Na łóżku pod poduszką - nóż, młotek i śrubokręt ('Jestem gotowa drogo sprzedać swoje życie'). Zgasiła światło, kazała wyciągnąć wtyczkę telefonu. Kiedy opowiadała o getcie i czasach tużpowojennych, była dokładna i precyzyjna, a na każde jej słowo znalazłam potwierdzenie w dokumentach w Żydowskim Instytucie Historycznym.
Kiedy przedstawiała swoją walkę z izraelskim wymiarem sprawiedliwości, kipiała z wściekłości. Kiedy opowiadała o teraźniejszości, czuć było szaleństwo, choć nawet wtedy przezierały spoza niego inteligencja, ironia, dowcip. - Musi pani mieć świadomość, że jesteśmy filmowane, że mówimy na podsłuchu. Pyta pani, gdzie podsłuch? Wszędzie. A kamery? W abażurach. Jestem chorobliwie wstydliwa, to coś paraliżującego, coś, co zawsze przeszkadzało mi w życiu, zainstalowali więc kamery, by mnie upokorzyć. Robią wszystko, by mnie pognębić. Włamują się przez okno, aplikują zastrzyki, narkotyzują. Grzebią w papierach, a to papiery o wielkiej wartości moralnej i historycznej. Rozerwali mi nerwy i mózg. Myślę, że gestapo byłoby dla mnie litościwsze. Pani milczy, nie wierzy mi.- Ci, którzy panią oskarżali, od dawna nie żyją. - Pastwi się nade mną drugie już pokolenie, chcą, żebym odszczekała swoją książkę.
A przecież gdybym ja nie była odpowiedzialna za każde słowo, które tam napisałam, miałabym na karku setkę procesów. Mnie się traktuje jak wariatkę, może nawet nią jestem, ale nie na sto procent. Może gdzieś przesadzam, może wyolbrzymiam, pewnie mam obsesję. Ale ja miałam prawo zwariować. Poważna stacja France Culture puściła ostatnio wywiady z ludźmi z b. NRD, których Stasi tak długo dręczyło, aż popadli w obłęd. I poczułam wielką ulgę. Bo zrozumiałam, że nie ja jedna przeszłam przez piekło i psychiczne tortury. Proszę zapamiętać: radio France Culture, 10 listopada, tuż przed północą.
W getcie o miłości
Mówiło się: 'Idziemy na Wierę Gran' (miała przydomek 'Magnes'). Specjalnie dla niej Władysław Szpilman skomponował muzykę do piosenki 'Jej pierwszy bal' (słowa: Władysław Szlengel). To był popisowy numer Wiery. Kolejno - w rytm fokstrota, rumby, tanga, tyrolskiego walczyka i mazurka - śpiewała o tancerzach ze starego balowego karneciku, a publiczność zalewała się łzami. Szczególnie gdy dochodziło do mazurka, bo pobrzmiewały w nim echa Szopena, którego muzyka była w getcie zakazana. 'Była moją ukochaną pieśniarką, a przy tym śliczną kobietą. » List, pierwszy miłosny list «- jej zmysłowy głos brzmi do dziś w moich uszach' - wspominał po latach Antoni Marianowicz w książce 'życie surowo wzbronione'.
'Ma swój żelazny repertuar - pisała Mina Tomkiewicz w powieści » Bomby i myszy «. - To piosenki o miłości, o szumiących w rytm walca drzewach. Kiedy ludzie przychodzą do kawiarni, chcą mieć właśnie takie piosenki. Chcą przymknąć oczy i myśleć, że są znów w » Adrii «czy w » Paradizie «'. Kawiarnia Sztuka przy Leszno 2, gdzie Gran występowała od marca 1941 do lipca 1942 r., była najpopularniejszym lokalem w warszawskim getcie. Szło się tam słuchać nie tylko muzyki, ale też kabaretowych skeczy, zabawnych kupletów, politycznych żartów (z urzędników Judenratu i żydowskiej policji, z plagi wszy i szalejącego tyfusu, z wywózek i zatłoczonych wagonów na Umschlagplatzu, nawet z gestapo).
Z lokalu wychodziło się wprost na wachę - jedną z bram wjazdowych do getta - i uzbrojonych Niemców. Tuż obok, przy Leszno 13, mieściła się siedziba złowrogiego Urzędu ds. Walki z Lichwą i Spekulacją, będącego de facto ekspozyturą gestapo w getcie. Jego prezes Abraham Gancwajch lubił bawić się w protektora muz, urządzać przyjęcia, na które zapraszał przymierających głodem pisarzy i artystów. Czy chodził do Sztuki? Jeśli nie on sam osobiście, to na pewno jego ludzie, których zwano 'gestapowcami z trzynastki'. Bywali tam gettowi krezusi, żydowscy policjanci, szmuglerzy. Ale też przeciętni inteligenci, którzy przy cienkiej herbatce (na prawdziwą kawę i ciastka o przedwojennym smaku nie było ich stać) chcieli poczuć się znów ludźmi, zaznać jakiejś namiastki dawnego życia. Pytam Marka Edelmana, czy bywał w Sztuce.
- To był mój punkt kontaktowy, spotykałem się tam z kolegami z partii Polskich Socjalistów - Mietkiem Dąbem i Marianem Merenholcem - która oddelegowała ich do policji. Nie interesowałem się programem artystycznym, ale pamiętam, że Gran miała piękny niski alt. Spośród występującej w Sztuce plejady gwiazd (Marysia Ajzensztadt zwana 'słowikiem getta', laureat konkursu chopinowskiego Leon Boruński, autor przedwojennych przebojów Andrzej Włast) wielką akcję likwidacji getta z lata 1942 r. przeżyli jedynie Szpilman i Gran (ich rodzinom nie udało się uniknąć Umschlagplatzu). Okupacyjną epopeję Szpilmana uwiecznił w 'Pianiście' Roman Polański. Dzieje życia, cierpienia i szaleństwa Wiery Gran są wciąż do napisania.
Sztafeta oszczerców
Sąd Związku Zawodowego Artystów Scen Polskich uznał jej zachowanie podczas okupacji za 'bez zarzutu'. Komisja Weryfikacyjna Muzyków orzekła, że 'w niczym nie uchybiła honorowi Polki'. Prokuratura Specjalna śledztwo przeciw niej umorzyła 'z braku cech przestępstwa'. Wszędzie tam Gran zgłosiła się sama, kiedy tylko dotarło do niej, jakoby po opuszczeniu getta utrzymywała kontakty z 'żydowskimi gestapowcami'. I poprosiła o - jak powiedzielibyśmy dziś - autolustrację (zgłoszenie do MBP okupiła paroma tygodniami aresztu).
Mimo korzystnych orzeczeń plotki nie ustawały, aż w 1947 r. sprawą zajął się Sąd Obywatelski przy Centralnym Komitecie Żydów Polskich, który - po dwu latach i przesłuchaniu kilkudziesięciu świadków - ją uniewinnił. Jednak Gran nie została w Polsce; w 1950 r. wyemigrowała w świat, by ostatecznie osiąść we Francji. - To zaczęło się zaraz po wyzwoleniu - opowiadała mi Stefania Grodzieńska, która Wierę znała sprzed wojny, ze szkoły baletowej Ireny Prusickiej. - Razem z moim mężem Jerzym Jurandotem dementowałam plotki na jej temat, gdzie mogłam.
Kiedy dosięgły także mnie, mąż się wściekł. Wyśledził, że ich źródłem był urzędnik Judenratu, szef Centralnej Komisji Imprezowej w getcie Jonas Turkow, przed wojną znany aktor i reżyser, który szybko opuścił Polskę, oraz Władysław Szpilman. Poszedł do niego do radia. Scena była filmowa. Szpilman: 'Kogo ja widzę, witam, witam'. Mąż: 'Chwileczkę, czy to pan rozpowiada, że miałem kontakty z Niemcami?'. Szpilman: 'Skądże'. Mąż: 'Więc dostanie pan w mordę tylko raz, za moją żonę'. Co powiedział, to zrobił. I plotki o mnie skończyły się jak nożem uciął. Ale wiem, że w Izraelu wymieniano dwa nazwiska 'gestapówek' - Wiery i Franciszki Mann, naszej koleżanki ze szkoły, która faktycznie, wcale się z tym nie kryjąc, prowadzała się z ludźmi z 'trzynastki' i Niemcami w getcie i po aryjskiej stronie. Grodzieńska uważa, że gdyby nie zajadłość Turkowa, Gran zrobiłaby światową karierę: - Miała wszystko: głos, wdzięk, urodę, ekspresję. Gdyby tylko Izrael nie doprowadził jej do wariacji... Mówiłam: 'Pluń na to, co cię obchodzi gadanie w Izraelu'. Ale ona nie nadawała się do racjonalnej rozmowy.
Na inne tematy tak, tyle że na inne tematy nie potrafiła rozmawiać. Pomówienia o kolaborację ścigały Wierę Gran po całym świecie, dopadały na koncertach w obu Amerykach i w Europie. Ale jej prawdziwa gehenna zaczęła się w Izraelu, dokąd w 1971 r. pojechała na występy. Odwołano je, gdy Światowy Związek Bojowników Żydów, Więźniów Obozów i Ofiar Nazizmu zapowiedział manifestacje byłych więźniów w pasiakach pod salami koncertowymi. Turkow zapewnił władze Związku, że ma świadków oraz nowe i niepodważalne dowody (jednak nowe dowody nigdy się nie pojawiły, nie objawili się też żadni świadkowie). W ślad za bojkotem poszła prasowa nagonka. Przeciwstawiła się jej jedynie gazeta 'Haarec' piórem Rana Kislewa, który tak podsumował swój oparty na rozmowach i z obrońcami, i z oskarżycielami Gran artykuł: 'Skazano ją na śmierć cywilną w sądzie linczu, w którym nie obowiązują zasady sprawiedliwości'. Wynajęła adwokatów, by wytoczyć proces oszczercom. Próbowali do niego nie dopuścić, wysuwając już to argumenty, że sprawa szkodzi reputacji Izraela w świecie, już to że Gran się wychrzciła, nie ma więc prawa do składania pozwów przed izraelskim sądem (proces ślimaczył się przez całe lata 70., umorzono go w roku 1982).
Na listy i oświadczenia słane przez ludzi, którzy nie tylko znali stosunki panujące w getcie, ale też często pamiętali Gran z osobistych kontaktów i uważali, że zachowywała się nieskazitelnie, nie reagowali. W obronę piosenkarki ze szczególną mocą zaangażował się historyk Michał Borwicz. 'Znam wszystkie liczące się publikacje dotyczące getta Warszawy - pisał. - Poza gołosłownymi » palnięciami «nigdzie nie spotkałem żadnej próby umotywowania oskarżeń'. Protestował - jako członek Związku Bojowników - przeciw wykorzystywaniu tej organizacji w kampanii nienawiści i 'purimowej przebierance w pasiaki': 'Jest w tym dużo ze stalinizmu i z Kafki, dużo nieodpowiedzialności ludzi, którzy ściągają Związek do lilipucich wyładowań jednostkowych zawiści i uporu, dublowanych brakiem najprymitywniejszych nawet pojęć o wymogach legalności'. I jeszcze: 'Po udokumentowanych orzeczeniach [polskich] sądów wznawianie gołosłownych oskarżeń przez kapturowych oskarżycieli jest moralnie niedopuszczalne i zasługuje na potępienie'. Rzucił na szalę swoje przyjacielskie stosunki z Turkowem, którego wprost spytał, na czym opiera swoje oskarżenia.
Ten 'nie potrafił przytoczyć nic poza powoływaniem się na pogłoski'. Do sumień prześladowców Wiery apelował nadaremnie. Historię rozpaczliwych zmagań w obronie swego dobrego imienia opisała Wiera Gran w rozdzierającej serce książce 'Sztafeta oszczerców. Autobiografia śpiewaczki'. Jerzy Giedroyc nie zdecydował się na publikację tych wspomnień. 'Są słabe literacko, zbyt szczegółowe, pisane ze zrozumiałą namiętnością, ale cały szereg sądów i ocen może być traktowane jako oszczerstwo i spowodować sprawy sądowe' - uzasadniał swą odmowę. Wydała je własnym sumptem w roku 1980. Niewielu żyje dziś świadków z warszawskiego getta. Profesor neurochirurgii Jerzy Szapiro, który mieszkał w tej samej kamienicy, gdzie mieściła się Sztuka, a pracował w szpitalu po drugiej stronie ulicy, opowiadał mi: - Mógłbym powiedzieć, że nie pamiętam, aby coś złego mówiono o zachowaniu Gran. Ale powiem więcej: pamiętam, że niczego takiego nie mówiono. A proszę wziąć pod uwagę, że chodziło nie tylko o piętno zdrady.
To była sprawa naszego lęku i poczucia bezpieczeństwa. Dobre świadectwo wystawił też Wierze Gran w swych wspomnieniach Antoni Marianowicz: 'Nigdy nie słyszałem, by ktoś zarzucał jej złą konduitę albo wykorzystywanie znajomości do niecnych celów. Przeciwnie, znana była z uczynności i filantropii'. Czemu zatem Jonas Turkow tak się zawziął na Wierę Gran? Niemal wszyscy moi rozmówcy powtarzali: szło o osobiste animozje i zawodową zazdrość. Żona Turkowa Diana Blumenfeld też była śpiewaczką, głos jednak miała gorszy, śpiewała tylko w jidysz, nigdy nie miała takiego powodzenia jak Wiera. Ren Kislew dodał jeszcze, że jego zdaniem Turkow musiał głęboko wierzyć w swoje oskarżenia. Ale skąd w tym wszystkim wziął się Szpilman? Grodzieńska uważa, że z powodu głupoty: - Sprawa wyszła od Turkowa, Szpilman był tylko kolporterem. Jeden z paryskich znajomych Wiery Gran opowiadał mi, że musiała się ze Szpilmanem po prostu nie lubić, on zresztą ani słowem nie wspomniał o niej w 'Pianiście'. - Na pewno skrzywdził ją swymi posądzeniami, a jej z tego cierpienia coś takiego się zrobiło, że zobaczyła w nim oprawcę i oskarżyła go w swej książce - choć nie pod nazwiskiem - iż w czasie wielkiej akcji likwidacji getta zapisał się do policji. Przystępując do kręcenia filmu o Szpilmanie, Polański na nowo rozdrapał jej rany.
Źródło: Wysokie Obcasy