XIII
KILKA LAT PÓŹNIEJ
'-Czyżbyś się znowu potknęła, Bello? - spytał.
-Nie Emmett. Tym razem dałam wilkołakowi w twarz.'
Siedzieli razem na słonecznej plaży w Brazylii. Słońce grzało mocno, ale nie czuli tego, patrzyli jedynie, jak słońce chowa się za horyzontem. Było to jedyne miejsce, gdzie wszyscy mogli być sobą. Jedyne miejsce, gdzie nikt nie mógł zauważyć, że w blasku słońca lśnią jak diamenty.
Wyspa Esme była ich drugim najwspanialszym domem, zaraz po Forks. W Forks nie musieli się za często chować, ponieważ było jednym z niewielu miejsc na ziemi, gdzie pogoda dopisywała tylko przez kilka dni w roku. Ale teraz samo wspomnienie o tym miejscu wywoływało w nich nieznośny ból. Pamięć o tym, jak bardzo Bella kochała to miejsce było ich przekleństwem. Teraz żadne z nich nie mogło tam wrócić.
Edward siedział na piasku, a ciepła woda obmywała mu stopy. Siedział tak już chyba czwarty dzień. Nie ruszał się, nie polował ani nie spędzał czasu na przyjemnościach, jak jego rodzina, która wróciła do w miarę normalnego życia. On tego nie potrafił. Usiadł w tym miejscu zaraz po przybyciu i nie wstał ani razu. Mógł się czuć swobodnie w tym jedynym miejscu na ziemi, ale nie potrafił. Gdy tylko wchodził do wnętrza od razu widział jak dziewczyna pojawia się tam w krótkiej sukience, a później szła wolno plażą w samym ręczniku. Jak przechadza się po domu, wyspie. Ich pierwszą wspólną noc. Moment, w którym zorientowali się, że jest w ciąży i okropny strach.
Nawet siedząc tutaj wspólnie z innymi nie potrafił zapanować nad wspomnieniami i nikt nie potrafił go zrozumieć. Nie wiedzieli jak była wtedy szczęśliwa i wściekła zarazem. Jak próbowała go skusić, aby ponownie się z nią kochał, pomimo tego, że zrobił jej krzywdę. Nie mógł sobie pozwolić na takie myśli. Pomimo tego, że minęło zaledwie dwadzieścia trzy lata od zaginięcia Belli i Rose, on nadal nie mógł się z tym pogodzić. Emmett jakoś sobie radził, jakby żył z dnia na dzień, ale obaj wiedzieli, że na dłuższą metę nie dają sobie rady, jeżeli nie są wśród rodziny. Tak przynajmniej są w jakiś sposób zajęci i nie myślą o kobietach tak często jak w samotności.
Lecz teraz i tutaj nie mógł się powstrzymać. Właśnie dzisiaj był trzynasty sierpnia. Nie mógł się powstrzymać od wspomnień. W głowie miał tylko widok jego ukochanej, kiedy szła w jego stronę z ojcem pod rękę między krzesłami pełnymi gości. W białej sukni ślubnej zaprojektowanej specjalnie dla niej przez jednego ze sławnych projektantów i Alice była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział. I od tego momentu była jego już na zawsze. A raczej do momentu, kiedy zniknęła.
Spuścił głowę między kolana i przyłożył dłonie do oczu. Poczuł na ramieniu ciężką dłoń brata i uścisnął ją. Obaj czuli to samo. Podniósł z powrotem głowę i w oddali zobaczyli jakąś motorówkę, która płynęła w kierunku wyspy. Patrzyła na nią i ze zdziwieniem dostrzegł cztery pięć znajomych twarzy. Tanya wyglądała jak zwykle oszałamiająco ze swoimi blond włosami i migoczącą w słońcu skórą. Patrzyła prosto na niego, co go zawsze peszyło. Wiedział, że kobieta czuje do niego coś więcej, ale nie potrafił odwzajemnić jej uczuć ani kiedyś, ani tym bardziej po poznaniu Belli. I pomimo, że nie było już jej z nimi, to jednak nie potrafił zapomnieć.
Nie wstał nawet wtedy, gdy motorówka dobiła do mostu, a rodzina poszła przywitać się z gośćmi.
- Cieszę się, że skorzystaliście z naszego zaproszenia - usłyszał głos Carlisle'a.
Spojrzał w ich stronę zdziwiony. Czyżby Carlisle i Esme naprawdę zaprosili Denalczyków na wakacje na wyspę? Nie mógł w to uwierzyć. Doskonale wiedzieli, że w tym momencie chciał być sam tylko z najbliższymi i córką.
To nie nasza wina, usłyszał myśli matki. Po prostu wspomniały o wspólnych wakacjach, kiedy rozmawialiśmy o wyjeździe.
Przeprasza synu. Obiecuję, że nie zabawią tu długo, pomyślał Carlisle.
Starał się nie słuchać ich myśli, ale był tak zdekoncentrowany, że nie potrafił powstrzymać napływu tych wszystkich myśli.
Nie wygląda za dobrze, głos Carmen przebił się przez wszystkie inne, a w jej wspomnieniach pojawił się obraz Belli, jego Belli, w sukni ślubnej, kiedy kobiety poznały się na ich ślubie. Emmett nie wygląda dużo lepiej.
Obaj są nadal załamani, zauważyła Kate. Może to był błąd, że tu przyjechaliśmy. Tanya chyba jednak nie miała racji. On nadal bardzo kocha Bellę i ją opłakuje.
Myślałam, że już mu przeszło, myśli Tanyi były czyste i w całości skoncentrowane na nim. Przecież minęło już tyle czasu…
Edward jeszcze przez chwilę spoglądał na nich, ale już po minucie wrócił na swoje poprzednie miejsce. Był już na tyle opanowany, że całkowicie przestał ich wszystkich słyszeć. Częścią świadomości zarejestrował jak wszyscy wchodzą do środka. Po kilku sekundach ociągania Nessie poszła za nimi, pomimo tego, jak bardzo chciała zostać i pocieszyć ojca w tym szczególnym dniu. Widział w jej wspomnieniach, jak przez ostatnie dwadzieścia trzy lata każdego roku tego samego dnia izolował się od reszty jeszcze bardziej i nie pozwalał sobie pomóc. Czuł jej bezradność i frustrację z powodu jego załamania i mimo tego, iż nie chciał, żeby tak się czuła, to nie potrafił tego powstrzymać.
Ciemność zapanowała już po kilku minutach, ale nie zwracał na to uwagi. Kiedy w pewnym momencie zegar w domu wybił dwanaście razy zorientował się, że jest północ i zaczął się kolejny rok jego małżeństwa z Bellą. Usłyszał czyjeś kroki i po ich rytmie zorientował się, że to Tanya. Westchnął cicho, ale nie tak, żeby wampirzyca tego nie usłyszała.
- Jak się czujesz? - zapytała siadając obok niego.
- Całkiem dobrze - odparł.
Milczeli przez kilkanaście następnych minut, nie potrafiąc utrzymać tematu. Kobieta z pozoru była spokojna, ale z jej myśli wyczytał, że jest strasznie zdenerwowana, chociaż ukrywał wszystko to, co chciała mu powiedzieć.
- Jak myślisz, czy uda ci się jeszcze kiedyś ułożyć sobie życie? - zaczęła.
- Nigdy - rzekł. Teraz już wiedział, co chciała przed nim ukryć.
- Od śmierci Belli minęło już tyle lat i opłakiwanie jej jako wdowiec…
- Bella żyje i nadal jest moją żoną - przerwał jej ostro - Nie mam zamiaru z niej rezygnować.
- Skąd możesz wiedzieć, że ona żyje?
- Czuje to. Wiem, że gdyby zginęła to bym o tym wiedział - mówił z wielkim przekonaniem - Poza tym Emmett czuje tak samo. A skoro żyje Rosalie to Bella także.
- Wasze przeczucia to nie jest żaden powód - powiedziała - Powinieneś… Obaj powinniście zacząć żyć od nowa.
Edward zauważył jak cała rodzina wyszła na zewnątrz, aby ich obserwować i interweniować w razie potrzeby.
- Że niby z kim mam zacząć życie? - zapytał - Z tobą?
- Tanya nie rób tego - podeszła do nich Kate - Wiesz, że tak nie można.
- Nie można niszczyć sobie życia dla jednej osoby, Kate - wypaliła Tanya.
- Ale to właśnie robisz - krzyknęła Carmen - Niszczysz siebie i nasze rodziny.
- Bella jest już tylko wspomnieniem. Nie rozumiem, dlaczego on się tak upiera. Przecież ja też mogłabym dać ci szczęście. Może nawet większe niż ona - szepnęła kobieta do Edwarda.
- Nie waż się tak mówić o mojej mamie - niespodziewanie Nessie znalazła się obok nich i chwyciła ją za bluzkę.
W jednej chwili Jacob znalazł się przy niej i próbował odciągnąć.
- Wszyscy ją kochamy, Rose tak samo. Nie da się ich zastąpić podrzędnym materiałem - krzyczała dziewczyna. Poczuła jak jej gniew mija i paradoksalnie wzmocnił się dwukrotnie. Wyrwała się z objęć ukochanego - Jasper odczep się ode mnie i mojej głowy - powiedziała i skierował się do wnętrza.
- Wynoś się, Tanya - usłyszeli Edwarda - Chyba usłyszałaś już wszystko, co mieliśmy ci do powiedzenia.
- Jesteście wszyscy głupi pielęgnując w sobie tę złudną nadzieję, że ona do was wróci - powiedziała i rzuciła się w wodę.
Carmen, Eleazar, Kate i Garret stali jak sparaliżowani i nie mogli w to wszystko uwierzyć. Ich siostra zachowała się jak skrajna idiotka. Zniszczyła ich rodzinę, do końca. Wiedzieli, że nie są w stanie odbudować tego co się między nimi naprawiło ponad wiek temu. Kate spojrzała po twarzach Cullenów i poczuła wielką ochotę na płacz.
- Przepraszam, nie wiem, co ją dzisiaj napadło - szepnęła do nich.
- Wszyscy doskonale wiemy, Kate - powiedziała wściekła Alice - Ale my wiemy, że one żyją.
- Skąd? - zdziwiła się Carmen.
- Belli co jakiś czas udaje się uciec na tyle daleko, że Alice jest w stanie ją zobaczyć - wyjaśnił Jasper -Ostatni raz zdarzyło się to ponad rok temu, ale bywały już przerwy nawet kilku letnie, kiedy straciliśmy nadzieje i mieliśmy zaprzestać poszukiwań.
- A co z Rosalie? Czy ona też się z wami kontaktuje? - chciał wiedzieć Eleazar.
- Nie bezpośrednio, ale Bella pokazuje ją w swoich myślach i mówi tak długo, jak tylko udaje jej się utrzymać kontakt z nami.
- Ale jak to możliwe?
- Pierwszy raz się to stało pięć tygodni po ich zniknięciu - mówił Emmett - Bella się na coś zdenerwowała i zaczęła uciekać, ale w pewnym momencie zdała sobie sprawę, że nie może zostawić Rose i się zatrzymała. Była jednak na tyle daleko od ich wilka, że zdołała przekazać wizję Alice. Mniej więcej co kilka tygodni lub miesięcy, ale było i tak, że nie odzywała się przez trzy i pół roku. No i teraz trwa to już piętnaście miesięcy.
Carmen przyłożyła dłonie do ust i załkała tak, jakby płakała. Esme stanęła obok swego męża i ukryła twarz na jego ramieniu, a Alice objęła jednocześnie Jaspera i Emmetta. Nessie stała obok Jake'a, ale trzymała dłoń w dłoni Edwarda. Wszyscy myśleli o Belli, o tym jaka byłą piękna i wesoła, urocza, niezwykła w każdym względzie, czasami nawet doskonalsza niż Rose, poza tym, że nadal od czasu do czasu była niezdarą, ale bardzo rzadko.
We wspomnieniach wszystkich Cullenów pojawiła się ta pierwsza Rosalie, która z całego serca nienawidziła Belli, tylko dlatego, że była atrakcyjniejsza dla Edwarda i sama z siebie chciała oddać swoje człowieczeństwo i stać się zimnym jak głaz wampirem z wyboru. I ta późniejsza, która nie widziała świata poza ciężarną Bellą i broniła jej całą sobą. Jak stały się najlepszymi przyjaciółkami i siostrami. Jak dzieliły wspólny czas dla Nessie i na wspólne zakupy, polowania i kobiece zabawy. Razem z Alice i Nessie były najpiękniejszymi kobietami jakie istniały na ziemi.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaa - krzyknęła niespodziewanie Alice.
Edward od razu zagłębił się w jej wizji i aż wstrzymał oddech. ale to nie Bella czy Rose były powodem jej niepokoju. Oboje byli świadkami jak Charlotte i Peter byli atakowani przez kilkoro wampirów Volturi. Widziała jak Peter pod wpływem jakiegoś dziwnego zamroczenia rzuca się na jakąś kobietę. Jego zęby wbijają się w jej ciało i tryska z nich krew.
W biały dzień.
W obecności zwykłych ludzi.
Obraz się zmienił i zobaczyli pogrążoną w rozpaczy Tanyę, która wyszła z morza i ociekając słoną wodą podeszła do najbliższego mężczyzny, jaki znajdował się na plaży.
- Tanya - szepnęła Alice - Kate płyn za nią, zanim zrobi coś głupiego.
I teraz jej wizja się zmieniła. Widziała jak Kate odciąga zdruzgotaną siostrę od mężczyzny zanim kobieta zrobiła coś głupiego.
***VOLTERRA***
Bella siedziała na samym szczycie najwyższej wierzy zamku Volterry i patrzyła w zachodzące już słońce. Dzisiejszego dnia mijała sto druga rocznica ślubu jej i Edwarda. O tej porze trzynastego sierpnia składała przysięgę małżeńską przed swoim ukochanym w powszechnym przekonaniu, że jest w ciąży. Ale nie była i robiła to z miłości oraz układowi jaki zawarli kilka miesięcy wcześniej. Teraz śmiała się z tego, że tak wzbraniała się przed ślubem. Od tamtego dnia był to czwarty najwspanialszy dzień w jej całym życiu. Zachodzące słońce przypominało jej również o tych kilku tygodniach jakie spędziła na Wyspie Esme ze swoim małżonkiem podczas miesiąca miodowego. I jak okazało się, że jest w ciąży.
- O czym tak marzysz, siostrzyczko? - zapytała Rose.
- O tymi tamtym - odpowiedziała Bella.
Rose zapatrzyła się wraz z nią na ciemniejące niebo i warknęła cicho.
- Coś tu strasznie śmierdzi - powiedziała.
- Minęło już tyle czasu, a ty nadal nie możesz się przyzwyczaić? - zaśmiała się Bella.
- Do jednego zapachu można się przyzwyczaić. Jacob wcale mi nie przeszkadzał. Nienawidzę tej dziewczyny - sapnęła - Jest zdrajcą własnej krwi.
Zza ich pleców wyłoniła się siwa wilczyca. Warknęła kilka razy w ich stronę i pociągnęła lekko Bellę za rękaw. Dziewczyna szarpnęła się i popatrzyła na nią wściekle.
- To, że cię toleruję nie znaczy, że cię nagle polubiłam - rzekła wściekła Bella, kiedy wilczyca powoli zmieniała się w człowieka.
- I nawzajem - powiedziała Leah - Aro chce was widzieć - dodała i zeskoczyła za dół.
Wzdychając ciężko Bella podążyła za nią i pociągnęła siostrę za sobą. Chcąc czy nie musiały się słuchać Volturi, bo w końcu byli ich oprawcami od ponad dwóch dekad. Weszła do zaciemnionego zamku i podążyła znanym już sobie korytarzem do największej sali w całym budynku.
To właśnie tutaj znajdowało się centrum dowodzenia, jak miała zwyczaj mówić Rose. Znajdowali się tu trzej przywódcy, którzy uważali się za coś w rodzaju rodziny królewskiej wampirów, przynajmniej tutaj w Europie.
Tak jak zawsze siedzieli na swoich zwyczajnych tronach i przyglądali się kłaniającym się im poddanym. One dwie nie miały takiego zwyczaju. Nie były dobrowolnymi poddanymi, a więźniami, dlatego okazywali taki brak szacunku dla panujących, na jaki mogły sobie bezkarnie pozwolić.
Jednak dzisiejszego dnia działo się coś więcej niż zazwyczaj. W pomieszczeniu panowała napięta atmosfera, wszyscy szeptali podekscytowani. Obie siostry wiedziały, o co chodzi. Ktoś musiał coś przeskrobać, jakoś się ujawnić, bo tylko takie przewinienie wzbudziłoby takie napięcie wśród najwierniejszych sługusów Ara.
- Isabello, Rosalie - powiedział mężczyzna na ich widok z uśmiechem.
Bella doskonale wiedziała, co się teraz stanie.
- Jak dobrze, że się pojawiłyście. Właśnie doszły nas wieści o złamaniu prawa nieujawniania się.
- Kto był na tyle głupi, ze spróbował wam się przeciwstawić - zaszydziła Rose.
- Niejaki Peter i jego przyjaciółka Charlotte - powiedział, a one zatrzymały się przerażone - Są nomadami.
- NIE!!! - krzyknęła Bella - Musieli zostać do tego zmuszeni.
- Peter i Charlotte nie są tego typu wampirami. Znają zasady i nigdy nie popełniliby takiego błędu - przyłączyła się Rose.
- Ach, przecież doskonale ich znacie - uśmiechnął się złośliwie Kajusz.
Bella wiedziała, że to jego sprawka. Poznała go już na tyle w ciągu tego czasu, jaki tu spędziła, że znała jego najmniejsze odruchy i doskonale wiedziała, kiedy coś kombinował.
- Ale skoro nic nie zrobili, to dlaczego uciekli do Egiptu? - chciał wiedzieć Marek.
- Nie… nie wiem, ale to z pewnością nie jest ich wina - powiedziała stanowczo Rose.
Stały nie wiedząc, co mają począć. Znały oboje nomadów, Rose nawet lepiej niż ona, ale nawet po tych kilku spotkaniach Bella wiedziała, że nie są w stanie zrobić nic, co mogłoby ich narazić na gniew Włochów.
- Tak czy inaczej zrobili to i uciekli do Amuna i Kebi.
Bella patrzyła na niego zdezorientowana. Była w szoku, ale doskonale wiedziała, co się teraz stanie. W ciągu tych lat, jakie tutaj spędziła brała udział w wielu tego typu akcjach. Jej tarcza była wykorzystywana i nikt się jej nawet nie zapytał czy tego chce, czy nie. Po prostu założono, że będzie brała udział w akcjach, a świadomość tego, że Rosalie zostaje pod obserwacją, kiedy wyjeżdżają i w każdej chwili mogą jej coś zrobić, nie pozostawiała jej wyborów. Musiała się do nich przyłączyć. Nigdy nie zapomni tego pierwszego wyjazdu.
Wyruszyła razem z Volturi, w ich barwach i z ich herbem, ale bez serca. Za każdym razem było to samo, stała i przyglądała się jak walczą. Ale nie uczestniczyła. To cud, że w ciągu tych dwudziestu trzech lat nie spotkała nikogo ze swoich znajomych.
Ale teraz miała to zrobić.
I była na to przygotowana.
Zauważyła siedzącą obok Leah, która chichotała zawzięcie na myśl, że miałaby znów kogoś nieźle poszarpać z wampirami. Wściekłość Belli tylko wzrosła i ruszyła w stronę wilczycy. Czuła jak jej moc wzrasta i mimo, że nadal ukrywała swoje moce od tamtego feralnego dnia, kiedy Rosalie się obudziła z tego dziwnego snu.
- BELLA!!!!! - krzyknęła Rose, ale było już za późno.
Bella podeszła właśnie do Leah i zacisnęła dłoń na jej gardle. Dziewczyna zaczęła się dusić i kasłać, a wampiry, które przyszły jej z pomocą wyleciały w powietrze i znalazły się w drugim końcu pomieszczenia. Aro, Marek i Kajusz patrzyli na to zafascynowani, ale już po chwili Felix znalazł się przy Rosalie i chwycił ją za gardło w taki sposób jak Bella Leah. Stanął w taki miejscu, aby dziewczyna zobaczyła siostrę i puściła swoją ofiarę. W tej sytuacji Bella postąpiła zgodnie z rozkazem. Odrzuciła Leah w przeciwnym kierunku, aby nie narażać się na pokusę. Natychmiast znalazła się przy Rose i uwolniła ją z uścisku wampira.
- Przepraszam - szepnęła do niej.
- Nie masz, za co. Doskonale wiem, że gdyby nie ja to już dawno temu uciekłabyś do domu - powiedziała Rose.
W całym pomieszczeniu panowała przeraźliwa cisza tak, że każde ich słowa były doskonale słyszane. I wszyscy zdawali sobie sprawę, że taka jest prawda, pomimo sprzeciwów Belli, która właśnie zorientowała się, że zrobiła więcej niż powinna.
Obie z Rosalie miały już przechlapane.
- Cóż. Myślę, że niedługo udamy się w odwiedziny do starego przyjaciela Amuna - powiedziała dobrotliwie Aro.