Kolejna willa w Śródmieściu będzie zburzona?
Joanna Podolska
2008-08-06, ostatnia aktualizacja 2008-08-07 13:01
Jest ukryta wśród drzew i niełatwo ją dostrzec wśród liści. Ale kiedy się ją znajdzie, naprawdę trudno nie zauważyć jej uroku. Powstała w latach 30. ubiegłego stulecia i prawdopodobnie niedługo zostanie zburzona. Właściciel uważa, że technicznie ten budynek już nie istnieje. Wojewódzki konserwator zabytków zastanawia się nad awaryjnym wpisem do rejestru zabytków
Willa powstała w latach 30. ubiegłego stulecia. Jeszcze mieszka w niej ostatnia lokatorka, ale musi się wkrótce wynieść. Później dom prawdopodobnie zniknie z krajobrazu Łodzi w tym roku. Chyba że stanie się cud...
- Nie wydaje mi się, by ta willa zasługiwała na wyburzenie, dlatego biorę pod uwagę wszczęcie procedury wpisania jej do rejestru zabytków. Ale chcę skonsultować tę decyzję i zwróciłem się o opinię do Regionalnego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków - powiedział "Gazecie" Wojciech Szygendowski.
W ewidencji zabytków budynek figuruje jako willa Markusa Silbersteina, ale ten zmarł w 1899 roku, dużo wcześniej zanim powstał budynek. Bez wątpienia teren należał jednak do przemysłowca. Silberstein był właścicielem kilkunastu nieruchomości w Łodzi, w tym posesji przy ówczesnej ul. Pustej 16-36 (dziś Wigury). Nie wiadomo dokładnie, kto tam pierwotnie mieszkał i kto ją projektował. Ostatnim właścicielem była Danuta Potter, Polka mieszkająca w Londynie. Ta sama osoba kilka lat temu odzyskała przed sądem prawo do części magistratu przy ul. Piotrkowskiej 104.
W 2005 roku nieruchomość przy ul. Wigury kupił łódzki biznesmen Marek Mirek, ten sam, który buduje apartamentowiec przy ul. Milionowej, w sąsiedztwie skansenu. - Początkowo też zachwyciłem się tą willą. Chciałem zrobić w niej swoje biuro, ale z czasem oprócz emocji w człowieku dochodzi do głosu rozsądek. Tego budynku nie uda się uratować - mówi. Na dowód tego wyciąga decyzję z września ubiegłego roku, kiedy nadzór budowlany nakazał mu wyłączenie budynku z użytkowania.
Z tego samego pisma wynika jednak, że to właściciel przedłożył w Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego orzeczenie o stanie technicznym budynku, z którego wynika, że "ze względu na znaczne przekroczenie nośności w belkach stropowych oraz zbutwienie belek w miejscach oparcia na ścianach dalsze użytkowanie grozi katastrofą budowlaną".
- Ta ekspertyza wzbudza pewne wątpliwości i chcemy sprawdzić zasadność tak drastycznych stwierdzeń - tłumaczy Szygendowski.
Willa jest bardzo zaniedbana, ale ma ciekawą formę. Wokół niej jest wspaniała roślinność, która dodaje temu miejscu uroku. W środku miasta jest urokliwy zaułek. Marek Mirek planuje wybudować na tym terenie osiedle mieszkaniowe. Pokazuje wizualizację sprzed trzech lat, gdzie willa jeszcze jest częścią projektu. - Wystąpiłem do sądu o rozdzielenie działki, by willa stanowiła odrębną całość - tłumaczy. Skarży się, że sądownie musiał walczyć z miastem o zgodę na służebność przejazdu od ul. Wigury. - Gdybym wcześniej planował wyburzenia, to po co miałbym zabiegać o podział działek - tłumaczy. Dopiero gdy zaczął wyprowadzać z budynków (willi i oficyny) lokatorów - a było ich 20 - willa zaczęła się zawalać.
-Technicznie budynek jest nie do ocalenia - ściany konstrukcyjne są popękane, stalowe belki stropowe skorodowane, cegła jest zamoczona i zaprawę można palcami wydłubywać. Fundamenty są do wymiany, bo nie mają nośności - wylicza. Podkreśla, że sam jest konstruktorem i wie, co to znaczy. - Jeśli miastu albo konserwatorowi zabytków zależy na tej willi, mogę ją sprzedać. Ja nie widzę szansy, by można ją było ocalić.
Łodzianie, szukajmy perełek łódzkiej architektury, namawiajmy do ich ratowania właścicieli i inwestorów. Tylko w ten sposób jest szansa, że przetrwają. Czekamy na Państwa zdjęcia i komentarze: listy@lodz.agora.pl
W sobotę o godz. 10 zapraszamy na spacer po Księżym Młynie. Początek przy pałacu Scheiblera, pl. Zwycięstwa 1
Spór o willę Bluma: zburzyć czy ratować
17.10.2008
Wybuchł spór o uratowanie kolejnego zabytku w Łodzi. Chodzi o willę Bluma i Monitza przy ul. Wigury 30/32, którą właściciel chce zburzyć, a konserwator zachować. W rezydencji została tylko jedna rodzina, która niemal każdej nocy nękana jest przez wandali i szabrowników, wynoszących z budynku co popadnie. Willa jest w opłakanym stanie, ma wybite szyby i wyrwane okna.
- Ta willa jest w ewidencji zabytków, chcemy ją uratować przez wpisanie do rejestru - zaznacza Piotr Ługorowicz z wojewódzkiego biura konserwatora zabytków. - Tymczasem właściciel obiektu wystąpił do władz miasta o zgodę na rozbiórkę. Byłaby to wielka strata, gdyż willa z ogrodem tworzą bardzo cenny zespół.
Konserwatorzy są zaniepokojeni, gdyż niezabezpieczona rezydencja jest dewastowana.
- Dziś całą noc nie spałem. Znów na parterze grasowali i hałasowali bezdomni, którzy regularnie przychodzą tu i dewastują budynek.
- Z wyposażenia nic już nie zostało i willi grozi zagłada. A było tu tak ładnie: piękny dom, zadbany ogród, stylowe ogrodzenie - wzdycha Marek Kalesiński, emeryt, który mieszka tu od 1945 roku.
- Dostaliśmy mieszkanie na Olechowie i wkrótce się wyprowadzimy - dodaje jego przyjaciółka Lucyna Kosińska. - Niedawno w naszym mieszkaniu zaczął odpadać sufit i zostały już tylko belki.
Czy właściciel rezydencji i konserwator zabytków nie powinni dojść do kompromisu, aby uratować ten cenny obiekt?
- Kupując willę, chciałem w niej założyć siedzibę swojej firmy, ale nic z tych planów nie wyszło - twierdzi Marek Mirek, szef firmy budowlanej Delta. - Przed rokiem komisja nadzoru budowlanego kazała się wyprowadzić lokatorom, gdyż budynek groził katastrofą budowlaną. Jest już za późno, aby go ratować. Stoi na słowo honoru. Stąd mój wniosek o rozbiórkę.
Czy powtórzy się sytuacja z fabryką Biedermanna przy ul. Smugowej, którą do połowy zburzono, zanim udało się zablokować rozbiórkę, aby wpisać obiekt do rejestru zabytków?
- Po zasięgnięciu opinii konserwatorów miejskiego i wojewódzkiego, wstrzymaliśmy postępowanie w sprawie zgody na rozbiórkę willi, którą chcielibyśmy zachować - podkreśla Marzena Korosteńska z biura prasowego prezydenta Łodzi.
Na odsiecz fabrykom i willom, które nie są jeszcze zabytkami
16.11.2008
Zabytkowe wille i kompleksy fabryczne z okresu "Ziemi obiecanej" stanowią o klimacie i tożsamości Łodzi. Dlatego szokiem było, że niektóre z nich - na czele z browarem Anstadta przy ul. Sędziowskiej oraz fabrykami Eisertów przy ul. Żeromskiego i Biedermannów przy ul. Smugowej - zniknęły z krajobrazu miasta. Aby zapobiec dalszym wyburzeniom, konserwatorzy chcą dopisać do rejestru zabytków kolejne budynki, m.in. fabryki Ludwika Geyera, Zygmunta Jarocińskiego, Borysa i Nauma Eitingonów oraz willę Bluma i Monitza. Zaczął się wyścig z czasem...
Walka o willę Bluma
Wygląda na to, że ocalałym obiektom w byłym Eskimo nic już nie grozi. W przeciwieństwie do pofabrykanckiej willi Bluma i Monitza z lat 20. XX wieku przy ul. Wigury 30/32, którą inwestor chce rozebrać. O pozwolenie w tej sprawie zwrócił się do władz miasta, ale te - po konsultacjach z konserwatorami - postanowiły zachować rezydencję i nie wydawać zgody na rozbiórkę.
Inwestor Marek Mirek, szef firmy budowlanej Delta, poinformował nas, że przed rokiem inspektorzy z nadzoru budowlanego nakazali wyprowadzić wszystkich lokatorów z budynku, który groził katastrofą budowlaną.
- Jest już za późno, aby ratować willę. Jest pozbawiona fundamentów i stoi na słowo honoru. Stąd mój wniosek o rozbiórkę - tłumaczy Marek Mirek.
Jednak konserwatorzy są innego zdania. Twierdzą, że obiekt nie jest w aż tak kiepskim stanie i można go uratować. Narzekają, że z willi usunięto bardzo cenne drzwi dwuskrzydłowe, wiodące do salonu na parterze. Marek Mirek uspokaja, że drzwi zostały zabezpieczone i są przechowywane w magazynie przy ul. Piotrkowskiej. Czy wrócą na swoje miejsce? Na razie konserwatorzy robią wszystko, aby wpisać rezydencję do rejestru zabytków.
Wiesław Pierzchała - POLSKA Dziennik Łódzki
Miał być zabytek, zostały zgliszcza
kwinto
2009-01-12, ostatnia aktualizacja 2009-01-12 20:52
Skandal! W dwie godziny koparka zniszczyła willę przy ul. Wigury. Z budynku, który miał zostać wpisany do ewidencji zabytków, pozostały tylko gruzy.
- Przyjechali po południu - opowiada mieszkaniec bloku przy ul. Wigury. - Usłyszałem, jak z ciężarówki zjechała koparka. Przez okno widziałem, jak w niespełna dwie godziny zburzono cały budynek. Nie mogłem w to uwierzyć.
W to, co zobaczył - gruzowisko, a na szczycie stojąca koparka - nie mógł uwierzyć także Wojciech Szygendowski, wojewódzki konserwator zabytków. - To niesłychane barbarzyństwo - kręcił z niedowierzaniem głową. - Sprawdziłem, że właściciel nie miał zgody na rozbiórkę i wiedział, iż jesteśmy w trakcie wpisywania willi do ewidencji zabytków. Z wyjątkową premedytacją popełniono tu dwa przestępstwa: właściciel złamał prawo budowlane i ustawę o ochronie zabytków. We wtorek złożę doniesienie do prokuratury. To niebezpieczny precedens.
Budynek powstał w latach 30. ubiegłego stulecia. W dokumentach figuruje jako willa Markusa Silbersteina, ale ten zmarł w 1899 r., znacznie wcześniej niż powstał budynek. Bez wątpienia teren należał jednak do przemysłowca. Silberstein był właścicielem kilkunastu nieruchomości w Łodzi, w tym posesji przy ówczesnej ul. Pustej 16-36 (dziś ul. Wigury 30/32). Nie wiadomo dokładnie, kto tam pierwotnie mieszkał i kto ją projektował. Ostatnim właścicielem była Danuta Potter, Polka mieszkająca w Londynie. Ta sama osoba kilka lat temu odzyskała przed sądem prawo do części magistratu przy ul. Piotrkowskiej 104.
W 2005 r. nieruchomość przy ul. Wigury kupił łódzki biznesmen Marek Mirek. - Początkowo też zachwyciłem się tą willą. Chciałem zrobić w niej swoje biuro, ale z czasem oprócz emocji w człowieku dochodzi do głosu rozsądek. Tego budynku nie uda się uratować - mówił "Gazecie" Mirek pięć miesięcy temu. I jako dowód pokazywał ekspertyzy budowlane nakazujące wyłączenie budynku z użytkowania.
Wczoraj Mirek nie chciał z nami rozmawiać. Za ewentualną samowolę grozi mu zaledwie 500 zł mandatu. W miejscu nieistniejącej już willi stanie osiedle mieszkaniowe.
Policja bada wyburzenie willi
sasza
2009-01-14, ostatnia aktualizacja 2009-01-14 18:58
Funkcjonariusze z komisariatu na Śródmieściu sprawdzają, czy deweloper, który zburzył zabytkową willę przy ul. Wigury w Łodzi, nie popełnił przestępstwa
Właściciel willi przy ul. Wigury wzniesionej na początku wieku przez małżeństwo Monitzów nie miał na rozbiórkę pozwolenia. Budynek zniszczył na cztery dni przed zapowiadanym przez konserwatorów wpisaniem go do rejestru zabytków.
W środę zbieraliśmy informacje w celu udokumentowania legalności bądź nielegalności wyburzenia willi - mówi Piotr Sumiński, szef śródmiejskiego komisariatu. - Przeprowadziliśmy oględziny miejsca, zabezpieczyliśmy materiał dowodowy, przesłuchaliśmy inspektora Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego oraz właściciela nieruchomości. Rozmawialiśmy też z wojewódzkim konserwatorem zabytków, który powiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Przesłałem już zebrane materiały do prokuratury. Dalsze nasze czynności będą zależały od jej ustaleń.
Prokuratura ma 30 dni na wszczęcie postępowania przygotowawczego.
Barbarzyństwo na zabytku
Aleksandra Hac, Joanna Podolska
2009-01-13, ostatnia aktualizacja 2009-01-14 10:17
Unikalny w skali Łodzi budynek z przywillowym ogrodem nie istnieje. Koparki rozprawiły się z nim w pół godziny. Właściciel willi nie miał pozwolenia na rozbiórkę.
16 stycznia inwestor miał dostać decyzję o wpisaniu budynku do rejestru zabytków. Cztery dni przed tym terminem - w poniedziałek po zmroku - na plac przy ul. Wigury w Łodzi wjechały koparki. Po kilkudziesięciu minutach z budynku została sterta gruzu (o wieczornym wyburzaniu willi Silbersteina napisaliśmy we wczorajszej "Gazecie").
Wczoraj rano robotnicy zaczęli wywozić gruz. Kilkanaście minut przed godz. 10 na teren rozbiórki przyjechały policja i straż miejska. - Robotnicy bawią się z policją w kotka i myszkę. Gdy przyjeżdżał radiowóz, przerywali pracę, kiedy odjeżdżał - uruchamiali koparki i dalej wywozili gruz z posesji - mówi Pewna Osoba, która razem z Grupą Innych od rana starała się zablokować prace przy ul. Wigury.
Właścicielem budynku jest łódzki deweloper Marek Mirek. - Nie rozebrałem go z powodu mojego widzimisię, ale z powodu zagrożenia. Wolę stać tutaj z wami, niż siedzieć tam, w prokuraturze. A jakbym nie wyburzył go, to komuś na głowę zleciałby strop i ja bym za to odpowiadał - mówił wczoraj. Mirek powołuje się na prawo budowlane. - Jeśli jest zagrożenie dla życia, to można rozebrać budynek przed wydaniem zgody - argumentuje i pokazuje odpowiednie paragrafy.
Dyrektorka Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego (PINB) potwierdza: właściciel zgłosił rozbiórkę na podstawie art. 31 Prawa budowlanego (mówi właśnie o możliwości wyburzenia obiektu zagrażającego życiu ludzi). - Prowadzimy kontrolę, w której ustalimy, czy było to uzasadnione - mówi Urszula Krysztoforska, szefowa PINB.
Mirek, który jest właścicielem willi od pięciu lat, w maju zeszłego roku złożył w magistracie wniosek o pozwolenie na rozbiórkę. - Rozpatrywanie go zawiesiliśmy w październiku. Po tym jak wojewódzki konserwator zabytków poinformował nas, że wpisuje willę do rejestru. Właściciel złożył zażalenie do wojewody na naszą decyzję, ale została ona utrzymana w mocy - opowiada Wiesław Makal, dyrektor wydziału administracji architektoniczno-budowlanej w magistracie.
Według konserwatorów willa to unikalny w centrum Łodzi przykład ogrodowej zabudowy jednorodzinnej. Należało go zachować i ratować. Pracownicy wojewódzkiego urzędu ochrony zabytków (WUOZ) w listopadzie poinformowali Mirka o zakończeniu swojego postępowania. - Dokumentację musieliśmy jednak uzupełnić, bo właściciel willi dokonał w tym czasie podziału nieruchomości. Dane geodezyjne stały się nieaktualne. Właściciel nie odbierał od nas poczty, ale zawiadomiliśmy go, że sprawa zostanie rozstrzygnięta do 16 stycznia - mówi Piotr Ugorowicz z WOUZ.
- Rozmawiamy o budynku, który od dwóch lat nie istnieje. To był trup, a ja nie wierzę w ratowanie trupa. Nie przyjmuje do wiadomości, że wojewódzki konserwator zabytków uważał za zasadne wszcząć postępowanie w sprawie wpisu do rejestru zabytków. On się na tym nie zna, nie jest konstruktorem. Ja opieram się na opinii ekspertów - mówi Mirek.
Willa od zeszłego roku znajduje się w wojewódzkiej ewidencji zabytków. Ustawa o ochronie zabytków przewiduje dla niej taką samą ochronę jak dla nieruchomości w rejestrze zabytków. Wojewódzki konserwator zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu złamania prawa.
Jeśli okaże się, że inwestor popełnił przestępstwo, grozi mu od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.
To nasze zabytki - komentarz Joanny Podolskiej
W sierpniu - gdy rozmawiałam z właścicielem o budynku, pan Mirek powiedział mi: - Jeśli miastu albo konserwatorowi zabytków zależy na tej willi, mogę ją sprzedać.
Pięć miesięcy później zabezpieczywszy się uprzednio (rzekomy zły stan budynku, zagrażający życiu ludzi), wprowadził na teren maszyny i dziś nie ma już po willi śladu.
Mirek zapewnia, że konstrukcyjnie budynek "to był trup" i że "mówimy o czymś, co już od dwóch lat nie istnieje". A ja parę miesięcy temu byłam w willi i zapewniam, że istniała. Mało tego: to był naprawdę uroczy budynek. Zaniedbany, wymagający generalnego remontu, ale możliwy do uratowania. Tyle tylko, że kosztowałoby to inwestora znacznie więcej niż zburzenie zabytku. I nie można by na pustym placu postawić apartamentowców.
Teraz pewnie inwestor zapłaci karę i - po uzyskaniu zgody (a dlaczego miałby jej nie dostać?) - wybuduje sobie w miejscu willi osiedle mieszkaniowe.
Co to znaczy dla łódzkich zabytków? Nic dobrego. Bo za Mirkiem mogą pójść następni. Już drżę na samą myśl, jak zaczną podpalać i wyburzać kolejne łódzkie wille i fabryczki. A ich właściciele za każdym razem będą argumentować tak samo - kiepską konstrukcją.
- Jak pan chce bronić zabytków, to niech pan sobie jakiś kupi. Parę milionów i będzie pan miał - kpił wczoraj Mirek z jednej z osób broniących zabytku. Więc może i ja nie powinnam się w ogóle wypowiadać się na ten temat, skoro nie jestem właścicielką żadnego? Tylko, że ja - wbrew ostrzeżeniom pana Mirka - uważam się za współwłaścicielkę wszystkich ważnych i pięknych obiektów w Łodzi. Mało tego: uważam, że mam do tego prawo. I proszę władze miasta i wszystkich, którzy mogą zareagować na barbarzyństwo, jakie dzieje się na naszych oczach, by teraz zareagowali.
Willa przy ul. Wigury 30
Nieruchomość do 1914 r. należała do rodziny Silbersteinów. Wtedy to kupili ją wspólnicy Bartold Blum i Kazimierz Monitz. Po śmierci Bluma w 1920 r. Monitz został jej samodzielnym właścicielem.
W latach 1919-22 na działce stanął parterowy dom z użytkowym poddaszem. W latach 1928-34 został rozbudowany wg projektu Adolfa Goldberga.
W karcie ewidencyjnej konserwatorzy odnotowali, że budynek nie był zabezpieczony przed dewastacją i dostępem osób postronnych. Ze względu na zabytkową i estetyczną wartość willi należało przeprowadzić w willi remont kapitalny i przywrócić ogrodowe otoczenie.
na podstawie opracowania Hanny Jung-Migdalskiej
Gdy wyburzają zabytek
Jeśli widzisz, że ktoś rozbiera budynek, a na terenie nieruchomości nie ma żółtej tablicy informacyjnej - reaguj! Możesz poinformować Urząd Ochrony Zabytków w godz. 8-16 pod nr tel. 42 638 07 21 oraz Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego pod numerem interwencyjnym 9287.