Na drodze do barbarzystwa (1)


Na drodze do barbarzyństwa

Aleksandra Rybińska

W Europie szansę ma islam. Europejczycy są zagubieni, a przywódcy islamscy dobrze to rozumieją - mówi Aleksandrze Rybińskiej francuski filozof religii Rémi Brague

Coraz powszechniej mówi się o sekularyzacji Europy. I rzeczywiście kościoły świecą pustkami. Chrześcijaństwo w Europie upada?

Rémi Brague: Europa jest całkowicie zsekularyzowana, bo zadania, które niegdyś należały do Kościoła, takie jak edukacja czy opieka społeczna, są domeną państwa. Trzeba jednak odróżnić chrześcijaństwo od Boga. W tradycji żydowskiej, gdy dziecko pytało, gdzie jest Bóg, matka odpowiadała: Bóg jest wszędzie tam, gdzie go wpuszczamy. Bóg się nie narzuca, wchodzi, gdy zapraszamy Go do domu. Warto więc mówić o ludziach, którzy nie chcą otworzyć Mu drzwi. A tych w Europie faktycznie jest coraz więcej.

Na margines zeszła zarówno wiara, jak i chrześcijańskie tradycje. Jak wytłumaczyć to, że Europa neguje także swoje chrześcijańskie korzenie?

Wytłumaczenie leży w nienawiści Europejczyków do nich samych. Tożsamość chrześcijańska Europy jest faktem. Gdyby istniała Unia hinduska, to jedną z podstaw jej istnienia byłby hinduizm. Kraje muzułmańskie tworzą jedność opartą na islamie. Dla muzułmanów to naturalne i akceptowane także u nas. Ale ponieważ my nienawidzimy samych siebie, musimy więc nienawidzić tego, co nas ukształtowało, czyli chrześcijaństwa. Ma to związek z tym, czemu początek dał wiek XVIII - z wiarą w postęp. W to, że będzie coraz lepiej, że ludzkość, cywilizacja idą do przodu. A tu raptem historia pokazała, że jest inaczej. Nie można przecież powiedzieć, że XX wiek był bardziej cywilizowany niż XIX. Przeciwnie. Dwie wielkie wojny, Holokaust, Katyń. Co robić w tej sytuacji? Trzeba znaleźć winnego, by móc go oskarżyć. Instytucję, która istniała w przeszłości i istnieje dziś. Chrześcijaństwo spełnia te warunki. Oczywiście w postaci Kościoła katolickiego, bo Kościołowi protestanckiemu nie można zarzucić krucjat i inkwizycji. Kościół katolicki stał się inkarnacją zła i ciemnoty, a wraz z nim chrześcijanie.

Krajem, który uważa się za zacofany, jest właśnie Polska, bo nie zezwala na aborcję, adopcję dzieci przez homoseksualistów, a religia wciąż odgrywa dużą rolę w życiu społecznym.

Trzeba zadać sobie pytanie, czy ludzkość podąża w jednym kierunku i czy w związku z tym istnieją "postępowi" i "zacofani". Ci, którzy dokonują takiego podziału, wierzą w opatrzność. "Będzie lepiej", "może być tylko lepiej" - powtarzają. To, co nie jest zgodne z tą filozofią, uważają za krok do tyłu. "Zacofane" to ulubione słowo postępowców. Ale zacofane wobec czego? Panuje taki terror intelektualny, że dziś nikt już nie ma odwagi przywołać prostej prawdy, iż dla dziecka nie jest przyjemnie dorastać z dwoma tatusiami lub mamusiami. Ten terror idzie w parze z roszczeniami tych, którzy wcale nie potrzebują większych praw.

Mówi pan o mniejszościach seksualnych? Nie uważa pan, że są one na gorszej pozycji wobec większości?

W naszych społeczeństwach ustalił się system, zgodnie z którym to silniejszy ma prawa. Ciekawym przykładem jest aborcja. Dorosły jest w pozycji dominacji wobec płodu, który nie może się bronić. Kiedy mówimy więc o prawie do aborcji, mówimy o prawie silniejszego. Jeśli chodzi o mniejszości seksualne, to prawo do adopcji dzieci także wchodzi w tę kategorię. Dwaj dorośli są w pozycji siły wobec dziecka, które chcą adoptować. Mówić, że pary homoseksualne mają prawo do adopcji dzieci, oznacza, iż społeczeństwo ma obowiązek dostarczyć im dziecko. Ale prawa rodzą obowiązki. A co z lekarzami, którzy mają obowiązek przeprowadzenia aborcji? Przecież lekarze mają ratować życie, a tu ponieważ komuś przyznano prawo do aborcji, muszą zabić człowieka. To rodzi problem sumienia. Wiele praw, które dziś są przyznawane, służą silniejszym, a nie słabszym.

A co wobec tego z prawami kobiet? Feministki powiedziałyby, że ciało należy do kobiety.

Czyli że sama siebie wyposażyła w to ciało? To niezgodne z prawdą. Myśmy się w tym ciele w pewnym momencie obudzili. Takie hasła są wyrazem indywidualizmu prowadzącego ad absurdum. Mam samochód, radio i mam ciało. Jestem właścicielem tego ciała. A to problematyczne. Bo gdzie znajduje się właściciel tego ciała? Jestem w stanie zlokalizować swój samochód i powiedzieć, gdzie ja się znajduję w odniesieniu do tego samochodu. Ale gdzie znajduję się w odniesieniu do mojego ciała? Krótko mówiąc, utrzymujemy wobec naszego ciała relację tożsamości, a nie własności. Nie stworzyliśmy się sami. Stworzyli nasze ciało rodzice oraz Bóg. A człowiek ma relację bezpośrednią z Bogiem za pośrednictwem duszy.

W Polsce niedawno byliśmy świadkami konfliktu o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Po jednej stronie stali obrońcy krzyża, a po drugiej ci, którzy go profanowali. Uważa pan to za symptomatyczne?

Obawiam się, że mieliśmy do czynienia z głupotą po obu stronach. Krzyż bierze swój sens z Chrystusa, który na nim zginął. Ta jedna śmierć wystarczy. A im bardziej jedni chcą zginąć dla krzyża i go bronić, tym bardziej ci drudzy chcą go zniszczyć. W tym przypadku krzyż obudził różne środowiska, które chciały zbić na nim polityczny kapitał. W konsekwencji ten symbol wiary został pogwałcony w każdy możliwy sposób.

Niektórych krzyż jednak razi. I wydaje się, że razi coraz bardziej. Dlaczego?

Krzyż to symbol niesłychanie paradoksalny. Zapominamy o tym, co krzyż ma w sobie skandalicznego -adorujemy skazanego na śmierć, torturowanego człowieka. A weźmy symbol republiki rzymskiej. Liktorskie fasces w starożytnym państwie rzymskim stanowiły wiązkę rózg. Był to symbol siły, władzy. Większość symboli to symbole władzy. Tak było z symbolem Związku Radzieckiego i wieloma innymi. Krzyż to zupełnie coś innego. To symbol bezsilności. Dla wielu to trudne do zaakceptowania, bo jest zaprzeczeniem głęboko zakorzenionej w człowieku potrzeby władzy i zniszczenia przeciwnika. Ludzie, którym krzyż przeszkadza, chcą wierzyć, że ten, który na nim zginął, na to zasługiwał. A chrześcijanie przecież uważają, że ten ktoś był niewinny. Co więcej, jest jedynym prawdziwie niewinnym w historii ludzkości. To pokazuje, że krzyż nie jest byle jakim symbolem, który można nosić jako ozdobę. To symbol pełen znaczenia. Może nadszedł czas zdać sobie z tego sprawę.

Szczególny problem z krzyżem zdają się mieć ateiści. Kiedy w Polsce spierano się o krzyż, ateiści protestowali najgłośniej...

To pokazuje, że radykalny ateizm jest czymś w rodzaju religii. Jeśli więc wszyscy domagają się sekularyzacji w odniesieniu do religii tradycyjnych, to warto się także zastanowić nad sekularyzacją ateizmu. Myślę, że nadszedł czas, by poważnie się nad tym zastanowić.

Może powinno się więc usunąć krzyż do kaplic i kościołów?

Problem w tym, że coraz więcej ludzi chce wypędzić Boga z miejsc, w których dotąd pozwalało mu się istnieć. Byłem wykładowcą filozofii greckiej. Dla mnie więc dobrym punktem odniesienia jest starożytność. W starożytnej Grecji ludzie, których nazywamy ateistami, uznawali pewną boskość wszechświata. Nawet Epikur, który uważał, że bogowie nie zajmują się ludzkością, uznawał ich istnienie. W jego mniemaniu bogowie żyli pomiędzy światami i nie wtrącali się do ludzkich spraw. Mimo to szanował kult bogów, bo uważał, że ma on wartość społeczną. Modernizm poszedł o krok dalej niż starożytność. Ustalił, że ponad człowiekiem nie może być nic innego niż człowiek. Nawet wszechświat nie ma w sobie nic boskiego. Jest tylko materia. Idea religii nie jest już w Europie akceptowana. Inaczej jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie pozostaje ona żywa.

Czy to oznacza, że Europa wraca do epoki pogańskiej?

Byłoby dobrze, gdyby tak było. Ale obawiam się, że jest o wiele gorzej. Prawdziwe pogaństwo było mieszanką zarówno zdrowych, jak i perwersyjnych elementów. U nas jednak droga prowadzi tylko do diabelskiej farsy pogaństwa. Możemy więc już tylko wrócić do barbarzyństwa. W Europie natomiast ma szansę islam, bo telewizja i media pozbawiły ludzi mózgów. Europejczycy są zagubieni, a przywódcy islamscy dobrze to zrozumieją. Libijski przywódca Muammar Kaddafi niedawno powiedział: "Prawdziwymi żydami i chrześcijanami jesteśmy my". To znaczące. Nie mamy dziś nic, co moglibyśmy temu przeciwstawić.

Rémi Brague jest francuskim filozofem wykładającym na Sorbonie i Uniwersytecie Ludwiga Maximiliana w Monachium. Zajmuje się historią filozofii arabskiej i orientalnej oraz filozofią religii



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
30 Na drodze do jedności Hiszpańskiej
Josee Arguelles życie w Czasie Zamknięcia Cyklu, Przewodnik Przetrwania na Drodze do 201

więcej podobnych podstron