Jan Brzechwa
Bajki Samograjki
CZERWONY KAPTUREK
Snuj się, snuj, bajeczko!
A było tak: niedaleczko,
Właśnie tutaj, nad rzeczką,
Mieszkała wdowa z córeczką.
Córeczka, chociaż mała,
Swej matce pomagała:
Zamiatała podłogę,
Pełła grządki ubogie,
Chrust zbierała też czasem,
Bo mieszkały pod lasem,
Niosła proso dla kurek...
A zwała się, po prostu, Czerwony Kapturek.
Widziano ją bowiem nierzadko,
Jak krząta się przed chatką,
W ogródku i na podwórku -
W czerwonym kapturku.
Tak się zwała, jak się zwała,
Często w niebo spoglądała,
W modre niebo, kędy ptaki
Szybowały pośród chmurek.
Teraz wiecie, kto to taki,
Czerwony Kapturek.
Czerwony Kapturek:
"Nie Mruczek, nie Burek,
Nie jeż, nie ptak -
Czerwony Kapturek
To ja zwę się tak.
Mam warkoczyk,
Modre oczy,
Buzię mam jak mak.
Nie Mruczek, nie Burek
Nie jeż, nie ptak -
Czerwony Kapturek
To ja zwę się tak.
W tej chatce, przy mamie
Mój cały świat,
Nie psocę, nie kłamię,
A mam siedem lat.
Nie znam troski,
Śpiewam piosnki,
Kocham każdy kwiat.
Pobiegnę na wzgórek,
A las mi gra,
Czerwony Kapturek
To ja, właśnie ja!"
W lesie, stąd chyba z milę,
A może nawet nie tyle,
Mieszkała babcia Czerwonego Kapturka.
Zbierała lecznicze zioła
Rosnące dookoła,
Miała oswojonego dzięcioła,
I jeża, i wiewiórkę,
A bardzo się kochały z Czerwonym Kapturkiem.
Pewnego ranka matka rzekła do Czerwonego Kapturka:
"Był gajowy u mnie z wieczora,
Przyniósł wieści, że babcia jest chora.
Trzeba szybko jej zanieść lekarstwa.
Ja nie mogę zostawić gospodarstwa,
Muszę kota napioć,
Muszę kozę wydoić,
I przegotować mleko,
I nakwasić ogórków...
To przecież niedaleko,
Skocz do babci, Czerwony Kapturku.
W tym koszyczku jest masło i serek,
I leków różnych szereg:
Tabletki aspiryny
I suszone maliny,
Proszki od bólu głowy
I olej rycynowy,
Kwas borny do płukania
I maść do nacierania.
Nie trać, córeczko, czasu,
Leć do babci, do lasu.
Idź prosto, jak ta ścieżka,
Nie zbaczaj tylko z drogi,
Bo tam w borze wilk mieszka,
Wilk okrutny i srogi!
Słuchaj mojej przestrogi."
Biegnie Czerwony Kapturek,
Jak przykazała matka,
Nie zbiera ptasich piórek,
Nie zrywa nawet kwiatka.
Tu strumień, tam pagórek,
A w środku ścieżka gładka.
Biegnie Czerwony Kapturek,
Tak jak prowadzi dróżka.
Na drzewie jemiołuszka
Śpiewa głosikiem cienkim
Swoje leśne piosenki.
Gil, siedząc na jednej z osik,
Też pragnął zaśpiewać cosik
I dźwięczny wytężył głosik.
Gil:
"Piu-piu! Fiu-fiu!
Tu gil!
Tu-tu, tu-tu,
Tryl-tryl!
Czerwony Kaptur-tur-tur,
Uważaj, tu bór, tu bór,
Tu bór, tu las, tu lis.
Lis by cię chętnie zgryzł,
I lis, i każdy zwierz.
Śpiesz się, dziewczynko, śpiesz!
Piu-piu! Fiu-fiu!
Tryl-tryl!
Tu-tu, tu-tu,
Tu gil!"
Wtem, kiedy śpiew gila zmilkł,
Zatrzeszczał w pobliżu krzak,
Wilczych jagód zatrzeszczał krzak,
I zza krzaka wychylił się wilk,
I odezwał się basem tak:
"Witam cię, mój prześliczny Czerwony Kapturku,
Nie bój się moich ząbków i moich pazurków.
Oczernili mnie ludzie przed tobą,
A ja jestem niewinną osobą,
Ja wywodzę się z takich wilków,
Co nie krzywdzą nawet motylków.
Ja mięsa po prostu nie trawię,
Poprzestaję na jagodach i trawie.
A co ludzie mówią - to plotki.
Chcesz, dziewczynko, to się z tobą pobawię?
Może w kotki, a może w łaskotki
Czy w kosi-kosi-łapci?
Czerwony Kapturek:
"Panie wilku, ja idę do babci,
Babcia chora i czeka od rana..."
Wilk:
"A gdzie mieszka babunia kochana?"
Czerwony Kapturek:
"Za polaną, przy siódmym pagórku..."
Wilk:
"No to śpiesz się, Czerwony Kapturku."
Czerwony Kapturek:
"Babcia czeka od godzin już kilku.
Muszę lecieć, pa-pa, panie wilku!"
Biegnie Czerwony Kapturek,
Biegnie prosto przed siebie,
Nie ogląda jaszczurek
Ani chmurek na niebie,
Nóżkami szybko drepce
Do babci, co w izdebce
Na przyjście wnuczki czeka.
Wilk spoglądał z daleka,
Postał jeszcze z minutę
I popędził na przełaj, skrótem.
Popędził przez ostępy,
Złowrogi i podstępny,
Mknął szybko borem-lasem,
Tak podśpiewując basem:
Wilk:
"W las dam nurka
I Kapturka
Sprytnie zmylę.
W mą pułapkę
Złapię babkę
Już za chwilę.
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy
I jem wszystko, że aż furczy,
Taki ze mnie wilk!
Moim wrogom
Dzisiaj srogą
Dam nauczkę,
Bo mam chrapkę
I na babkę,
I na wnuczkę.
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy
I jem wszystko, że aż furczy,
Taki ze mnie wilk!
Zaszumiały drzewa żałośnie,
Zatrzęsły się dębowe żołedzie,
Zaterkotał derkacz na sośnie:
"Co to będzie, ojej, co to będzie?
Co to będzie, Czerwony Kapturku?!"
A wilk stanął przy siódmym pagórku,
Podwinął pod siebie ogon,
Rozejrzał się, czy nie ma nikogo,
I do babci w okienko zapukał,
Po czym schował się szybko za murek.
Babcia:
"Kto to puka? I czego tu szuka?"
Wilk:
"To ja, babciu, Czerwony Kapturek.
Borem-lasem przybiegłam tu sama,
Z lekarstwami przysyła mnie mama."
Babcia:
"Jakiś dziwny masz głos..."
Wilk:
"Bo mam chrypkę..."
Babcia:
"Jakiś dziwny masz głos..."
"Nie zdążyłam cię dojrzeć przez szybkę,
Chodź do okna..."
Wilk:
"Niestety nie mogę,
Bo po drodze zraniłam się w nogę,
Ledwo stoję... Ach, wpuść, babciu miła!"
No, i babcia drzwi otworzyła.
Możecie sobie, moi drodzy, wyobrazić, co się wtedy stało!
By opisać to - słów jest za mało,
Przerażenie zaciska wprost gardło.
Powiem krótko: wilczysko się wdarło
I ryknęło:
"Mam chrapkę
Na babkę!
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy
I jem wszystko, że aż furczy!"
To rzekłszy wilk połknął staruszkę,
Tak jak wróbel połyka muszkę.
Ale kiszki wciąż grały mu marsza,
Bowiem babcia, osoba starsza,
Była koścista i chuda,
Więc mu obiad nie bardzo się udał.
Wilk:
"Brzuch mam pusty po takiej potrawie.
Przyjdzie wnuczka, to sobie poprawię.
Ale zanim ten ptaszek tu sfrunie,
Przeobrazić się muszę w babunię.
Włożę czepek staruszki na głowę,
Gdzie piżama? Jest! Proszę... Gotowe!
Teraz - hops! - pod pierzynę do łóżka...
O, lusterko! No tak... jeszcze chwilka!
Wykapana babunia-staruszka,
Niepodobna zupełnie do wilka.
Schowam łapę, bo widać pazurek.
Idzie!... Idzie Czerwony Kapturek!"
Czerwony Kapturek:
"Pobiegnę na wzgórek,
A las mi gra,
Czerwony Kapturek
To ja, właśnie ja...
O, już chatka babuni!
Co też dzieje się u niej?
Ucieszy się, gdy zobaczy Czerwonego Kapturka!
A to co? Na dachu wiewiórka...
Rzuca we mnie orzechy...
Może właśnie z uciechy?
Nie. Złości się jak jędza.
Po prostu mnie odpędza.
Wiewiórko, cóż to znaczy?
Witałaś mnie dawniej inaczej.
Powiem babci, dostaniesz burę..."
Wilk:
"Kto tam?"
Czerwony Kapturek:
"Ja, Czerwony Kapturek.
Borem-lasem przybiegłam tu sama,
Z lekarstwami przysyła mnie mama."
Wilk:
"Wejdź, kochanie..."
Czerwony Kapturek:
"Już idę, już lecę...
Babciu, może zapalić świecę?"
Wilk:
"Nie, ja wolę, kiedy jest ciemno.
Chodź, Kapturku, przywitaj się ze mną."
Czerwony Kapturek:
"Babciu, taki dziwny masz głos.
Dlaczego mówisz przez nos?"
Wilk:
"Jesteś głupia... Ugryzła mnie osa...
A zresztą... nie wtrącaj się do mego nosa."
Czerwony Kapturek:
"Babciu, dlaczego jesteś taka zła?"
Wilk:
"Boś za długo do mnie szła,
Zresztą... nie pytaj już więcej..."
Czerwony Kapturek:
"Babciu, a gdzie twoje ręce?"
Wilk:
"Pod pierzyną, bo mi marzną na zimnie,
Przestań pytać i usiądź tu przy mnie."
Czerwony Kapturek:
"Babciu... ja trochę się boję,
Bo te zęby są jakieś nie twoje..."
Wilk:
"Dobre są każde zęby,
Które prowadzą do gęby,
A że jeść tymi zębami wygodnie,
Zaraz ci udowodanię!"
To rzekłszy wilk połknął dziewuszkę,
Tak jak wróbel połyka muszkę.
Oblizał się, jęzorem mlasnął,
Wlazł pod pierzynę i zasnął,
Nie troszcząc się więcej o nic.
Ale to, moi drodzy, nie koniec.
O, nie! Bo właśnie z dąbrowy
Szedł w tamte strony gajowy.
Posłuchał, co gil wyśpiewał,
Posłuchał, co szumią drzewa,
Potem jeszcze przybiegła wiewiórka...
I tak się dowiedział o losie Czerwonego Kapturka.
Gajowy:
"Przez lasy, przez dąbrowy
Wędruje gajowy,
Na trąbce w lesie
Gra i gra,
A echo niesie
Tra-ra-ra!
Ma broń nabitą w dłoni,
Ta broń go obroni,
Niestraszny mu jest niedźwiedź zły,
Niestraszne mu są wilcze kły!
Przez lasy, przez dąbrowy
Wędruje gajowy,
Na trąbce w lesie
Gra i gra,
A echo niesie
Tra-ra-ra!"
Galowy idzie, wydłuża krok,
Bo już dokoła zapada mrok,
I głos puchacza leci przez knieję.
W oddali chatka babci widnieje.
Idzie gajowy, patrzy przez szybkę...
O, tu potrzebne działanie szybkie!
Wchodzi do środka, zapałką świeci!
I cóż zobaczył? Zgadnijcie, dzieci!
Wilk pod pierzyną spokojnie chrapie,
Trzyma czerwoną czapkę w łapie,
A brzuch ma taki pękaty,
Że zajmuje nieomal pół chaty.
Galowy mu do gardła przystawił dwururkę.
Gajowy:
"Hej, wilku bury!
Łapy do góry!
Coś zrobił z babcią i Czerwonym Kapturkiem?
Oddawaj je, bo ci szyję
Kulami przeszyję!"
Wilk:
"Ojej! Po co tyle hałasu?
Zapomniałem wrócić do lasu,
Zaspałem, bo myślałem, że to niedziela.
Błagam, niech pan nie strzela,
Litości, panie gajowy!"
Gajowy:
"O lirości nie ma mowy!
Będziesz miał, wilku, nauczkę!
Oddawaj tu babcię i wnuczkę!
Liczę do trzech, a potem..."
Wilk:
"Już je oddaję z powrotem,
Tylko niech pan tę lufę odsunie...
Muszę się wytężyć maluczko...
Eech... Eech... Uuch... Masz pan babunię...
Uuch... Eech... Uuch... Razem z wnuczką!"
I wyobraźcie sobie,
Że z paszczy wyskoczyły mu obie,
Nienaruszone, a przy tym
W stanie całkiem przyzwoitym.
Babcia nawet uzdrowiona.
Czerwonego Kapturka chwyciła w ramiona
I tak się całowały, ściskały, cieszyły,
Że odzyskały zaraz i humor, i siły.
Potem się gajowemu rzuciły na szyję.
Babcia i Czerwony Kapturek:
"Niech nam pan gajowy żyje
Sto lat albo i więcej!"
Babcia:
"Cóż my możemy dać panu w podzięce?
Chyba ten kapturek z czerwonej włóczki
Na pamiątkę od mojej wnuczki."
Czerwony Kapturek:
"Świetnie! Niech go pan przymierzy!
Nawet całkiem dobrze leży,
Trochę jest może zbyt kusy..."
Babcia:
"Dodaj więc do kapturka jeszcze dwa całusy."
Gajowy był w siódmym niebie.
Okręcił babcię dookoła siebie,
Uściskał się z Czerwonym Kapturkiem,
A wilka związał bardzo mocnym sznurkiem
I zawiózł od razu prosto do Warszawy.
Oto jest koniec bajki. I koniec zabawy.
A wiecie, co z wilkiem się dzieje?
Wilk pożegnać musiał knieję
I zamieszkał w warszawskim zoo,
Gdzie mu niezbyt wesoło,
Toteż jest na wszystkich zły
I przez kraty szczerzy kły.
Nie podchodźcie do klatki za blisko,
Bo to bardzo niedobre wilczysko.
A teraz już, dzieci, koniec.
Nie pytajcie mnie więcej o nic,
Bo gdybym coś więcej wiedział,
Tobym wam sam opowiedział.
KOT W BUTACH
Janek:
Biedny jestem sierota,
Ojca zmarłego syn,
Tyś, bracie, dostał młyn,
A ja dostałem kota,
Dostałem kota w spadku
I zginę w niedostatku.
Brat:
Idź, Janku, ruszaj w drogę,
Zabieraj swego kota,
Ja pomóc ci nie mogę,
Mnie czeka tu robota,
W ruch muszę puścić żarna,
A z ciebie korzyść marna.
Mnie nawet nie wypada
Mieć w domu darmozjada.
Bratowa:
Idź sobie, jesteś nędzarz.
Janek:
Skoro mnie stąd wypędzasz,
Odchodzę z moim kotem.
Bratowa:
Nie przychodź tu z powtorem,
Bo mieć takiego szwagra
To gorzej niż podagra.
A weź tę bułkę czerstwą,
Byś o nas źle nie gadał.
Janek:
Dziękuję wam, braterstwo,
Chodź, kocie, trudna rada.
Ruszajmy ścieżką polną,
Tu zostać nam nie wolno.
Nie mam srebra ani złota,
Lecz nie pragnę w życiu zmian,
Bo kto ma własnego kota,
Ten jest całą gębą pan.
Wszystko w lot
Miau-miau
Chwyta kot
Miau-miau
Co za kot
Miau-miau
Kot na chwał
Miau-miau
Gdy się z kotem zaprzyjaźnię,
Już nie będę czuł się sam.
Z przyjacielem żyć jest raźniej,
Raźniej czas popłynie nam.
Wszystko w lot
Miau-miau
Chwyta kot
Miau-miau
Co za kot
Miau-miau
Kot na chwał
Miau-miau
Zejdzmy nad rzeczułkę
Wymoczę w wodzie bułkę
I zjemy ją na spółkę.
Kot:
Miau-miau! Za bułkę dzięki,
Wystarczy kęs maleńki.
Janek:
Ojej! Po ludzku gada!
To chyba maskarada!
Kot:
Nie jestem zwykłym kotem,
Wnet się przekonasz o tym.
Są koty martuzjańskie,
Kubańskie i birmańskie,
Syjamskie i tobolskie,
Są chińskie i są polske,
A ja - to rzadka rasa,
Rasa, co dotąd hasa
Na Wyspach Bergamutach
I zawsze chadza w butach.
Gdy w buty się wystroję,
Nie zaznasz niedostatku.
Janek:
Włóż, kocie, buty moje,
Dostałem je po dziadku,
Są jeszcze prawie nowe,
A mnie, choć będę boso,
Nogi i tak poniosą.
Kapelusz włóż na głowę,
O, tak, wytwornym ruchem,
I kwiatek noś nad uchem.
Wyglądasz znakomicie!
Kot:
Twym wiernym będę sługą
Przekonasz się nidługo
O mym niezwykłym sprycie,
Zręczności i odwadze.
Ruszamy! Ja prowadzę.
Nie jestem Miś Puchatek,
Nie jestem Byk Fernando,
Ja jestem sobie kot,
Kot w butach na dodatek.
Jak mruczę - to mruczando,
Mruczano - murmurando,
Bo jestem właśnie kot,
Kot w Butach na dodatek.
Za uchem noszę kwiatek
I mruczę murmurando,
Ja jestem sobie kot,
Kot w Butach na dodatek.
Patrz, widzisz? Kuropatwy.
Ze cztery złapać muszę,
Mam na nie sposób łatwy:
Nakrywam kapeluszem,
Hop! I złapałem w locie.
Janek:
Cudownie! Brawo, kocie!
Lecz co to? Kurzu tuman,
Kolasa jedzie ku nam.
Kot:
To król ze swym orszakiem,
Idź, ukryj się za krzakiem,
Niech cię nie widzi świta.
Mnie pewna myśl już świta.
Siedź cicho, słuchaj bacznie,
Wnet się przygoda zacznie...
Chór:
Jedzie król,
Jedzie król,
Władca lasów, łąk i pól.
Jedzie król
Koni czwórką,
Jedzie król
Ze swą córką,
A za nimi dwór
Wiezie złota wór.
Ochmistrz:
Król jest dzisiaj nie w humorze,
Każdy batem dostać może,
Król jest dzisiaj zły i srogi,
Uciekajcie, ludzie, z drogi!
Chór:
Jedzie król,
Jedzie król,
Władca lasów, łąk i pól.
Jedzie król
Koni czwórką,
Jedzie król
Ze swą córką,
A za nimi dwór
Wiezie złota wór.
Stangret:
Uwaga! Z drogi, śledzie,
Bo król z królewną jedzie!
Któż to na drodze staje?
Kot w Butach, słowo daję!
Ochmistrz:
To dziwne niesłychanie,
Spójrz, najjaśniejszy panie,
Kot w Butach! Spójrz, królewno
Ubawisz się na pewno.
Król:
Kot w Butach! A to dziwy!
Królewna:
Czy aby jest prawdziwy?
Chcę widzieć go ogromnie!
Król:
Niech kot się zbliży do mnie,
To sprawa osobliwa.
Ochmistrz:
Chodź, kocie, król cię wzywa!
Kot:
Ja jestem Kot-Kotando,
Mruczando-Murmurando,
Sługa możnego pana
Barona Barabana,
Na łowach pan mój hula,
Przysyła dar dla króla.
Król:
Wytworne masz maniery,
Co? Kuropatwy cztery?
Niech kucharz na śniadanie
Udusi je w śmietanie,
Bo mam apetyt na nie,
A panu swemu, kocie,
Podziękuj po powrocie.
Bądż zdrów!
Chór kobiet:
Bądź zdrów! Żegnamy!
Ochmistrz:
Czy już gotowe damy?
Panowie też? Ruszamy.
Chór:
Jedzie król,
Jedzie król,
Władca lasów, łąk i pól...
Kot:
Już możesz wyjść zza krzaka.
Janek:
I na co heca taka?
Do czego mi przemiana
W barona Barabana?
Kot:
Mój panie, mam to w planie,
Miej do mnie zaufanie,
Ja jestem Kot-Kotando,
Mruczando-Murmurando,
Więc słuchaj mnie i nie łaj,
Musimy biec na przełaj
Łąkami ze dwie mile,
By orszak został w tyle,
A w czasie odpowiednim
Znów się zjwimy przed nim.
Biegnijmy żwawo, skrótem!
Janek:
Zadałem się z filutem
I co się teraz stanie?
Kot:
Leć, panie Barabanie,
Ja nogi za pas biorę,
By wyjść na drogę w porę,
A muszę wpierw na łace
Złapać dwa zające.
Piosenka zajączöw:
My jesteśmy zajączki dwa,
Nie boimy się nawet lwa,
Niestraszny nam myśliwski pies,
Bo zając odważny, odważny jest!
Nikt nie złapie zajączków dwóch,
Bo my mamy wyborny słuch,
Niestraszny nam myśliwski pies,
Bo zając odważny, odważny jest!
Nic nie grozi zajączkom dwóm,
Choć się zjawi myśliwych tłum,
Niestraszny nam myśliwski pies,
Bo zając odważny, odważny jest!
Kot:
Zające psów się boją,
Lecz się nie boją kotów,
Wpadną w zasadzkę moją,
Proszę, kapelusz gotów,
Mimo ich czujnych uczu
Już mam je w kapeluszu.
Janek:
Zuch z ciebie, mości kocie!
Kot:
Czy jeszcze dziwi to cię?
Ja jestem Kot-Kotando,
Mruczando-Murmurando!
Idź, schowaj się krzakiem,
Nadciąga król z orszakiem.
Chór:
Jedzie król,
Jedzie król,
Władca lasów, łąk i pól.
Jedzie król
Koni czwórką,
Jedzie król
Ze swą córką,
A za nimi dwór
Wiezie złota wór.
Stangret:
Uwaga! Z drogi, śledzie,
Bo król z królewną jedzie!
Uciekaj! Przecież wołam!
Chcesz dostać się pod koła?
Kot:
Jam sługa megopana
Barona Barabana.
Król:
Kot w Butach, daję słowo!
Królewna:
Więc zjawił się na nowo?
Król:
Wyrasta tak jak z ziemi.
Czy pan twój dary śle mi?
Kot:
Mój pan ze swoich włości
Dla Króla Jegomości
Śle dwa zające w darze
I pokłon złożyć każe.
Król:
Dzięki ci, mości kocie,
Masz tu dukata w złocie.
Kot:
Nie trzeba mi zapłaty.
Mój pan jest dość bogaty,
Nie dbamy o dukaty.
Król:
To pięknie! Na mym dworze
Mnie każdy tak, jak może,
Ze złota chciałby obrać
Licząc na moją dobroć.
Królewna:
Papo! Chcę poznać pana
Barona Barabana.
Czy słyszysz? Bo inaczej
Natychmiast się rozpłaczę!
Król:
Córeczko ukochana,
Nie teraz, jutro z rana,
Dziś przyjąć go nie mogę,
Ruszamy w dalszą drogę.
Chór:
Jedzie król,
Jedzie król,
Władca lasów, łąk i pól...
Kot:
Już możesz wyjść zza krzaka.
Teraz z szybkością ptaka
Musimy drogą prostą
Na przełaj gnać do mostu,
By znależć się nad rzeką.
To tutaj, niedaleko,
Byleby zdążyć w porę.
Janek:
Wszak robię kroki spore,
Nie widzisz? Biegnę, pędzę!
Kot:
Za wolno! Jeszcze prędzej!
Janek:
Z tym "prędzej" sprawa gorsza.
Kot:
Trzba wyprzedzić orszak,
Zanim na moście stanie.
Leć, panie Barabanie!
Patrz! Spoza tego wzgórza
Rzeka się już wynorza
Teraz nie traćmy czasu,
Dobiega turkot z lasu.
Rozbieraj się do naga!
Janek:
A po co?
Kot:
Rób, co każę,
Tego mój plan wymaga.
Nie czas na komerażę!
Zaufaj! Mam powody,
Byś tonął! Skacz do wody!
Już widać kurzu kłęby,
Król będzie jechał tędy,
Zbliżają się do mostu,
No, prędzej! Toń po prostu!
Chór:
Jedzie król,
Jedzie król,
Władca lasów, łąk i pól...
Kot:
Hola! Zatrzymać konie,
Na pomoc! Pan mój tonie!
Kto żyw, niech go ratuje!
Napadli na nas zbóje,
Okradli, ograbili,
Ratujcie, ludzie mili!
Król:
Słyszycie to wołanie?
Niechżeż kolasa stanie,
Pośpieszcie się, dworzanie!
Ochmistrz:
Kot, najjaśnieszy panie,
Kot w Butach! Tak, poznaję!
Królewna:
O, papo! Wielkie nieba!
Popędź tę całą zgraję,
Z pomocą śpieszyć trzba!
Skacz, paziu, jesteś młody,
Ocenię twe zasługi.
Dworzanin:
No, śmiało! Skacz do wody!
Ty pierwszy, a ja drugi!
Kot:
Zniknął w przybrzeżnym wirze,
Tędy, panowie, bliżej!
Dworzanin:
Mam! Trzymam go!
Kot:
Nareszcie!
Tu go na brzeg zabierzcie!
Królewna:
Czy żyje?
Dworzanin:
Tak, królewno!
Żyje i to na pewno,
Ale jest całkiem nagi.
Król:
To sprawa mniejszej wagi,
Dajcie mu nowe szaty,
Ubierzcie w strój bogaty
I niech tu przyjdzie żwawo.
Chcę poznać go! Mam prawo.
Królewna:
Osoba mi nieznana,
A jednak niespodzianie
Jestem zakochana
W panu Barabanie.
Skąd we mnie ta przemmiana?
I co się teraz stanie?
Jestem zakochana
W panu Barabanie.
W serduszku mym do rana
Odczuwam kołatanie,
Jestem zakochana
W panu Barabanie.
Ochmistrz:
Kot, najjaśniejszy panie,
Czeka na posłuchanie.
Król:
Kot w Butach? Witam, kocie,
No co, już po kłopocie?
Kot:
Ja jestem Kot-Kotando,
Mruczando-Murmurando,
A pan mój tu, na moście,
Czeka.
Król:
Dworzanie, proście!
Mnie cieszą tacy goście.
Dama I:
Spójrzcie, jak godnie kroczy.
Dama II:
Jakie ma piękne oczy.
Dworzanin:
Jest rzadkiej wprost urody.
Dama II:
Postawny,
Dama I:
Zgrabny
Ochmistrz:
Młody.
Dama II:
Teraz przed królem staje.
Dama I:
Król rękę mu podaje.
Ochmistrz:
Królewna z nim się wita,
Coś mówi, o coś pyta.
Królewna:
Mój panie Barabanie,
Uczynię ci wyznanie:
Od dawna śniłeś mi się
Podobny w każdym rysie,
A teraz chcę niezłomnie,
Byś zawsze był koło mnie.
Janek:
Królewno, twoje słowa
Są jak anielska mowa,
Gdzież druga jest księżniczka
Tak nadobnego liczka?
Zaledwie cię ujrzałem,
Od razu pokochałem,
Lecz mnie wysłuchaj, bowiem
Całą ci prawdę powiem:
Prostaczek jam ubogi,
Twoje królewskie progi
Nie dla mnie, osądź sama,
A kot po prostu kłamał.
Królewna:
Chociażbyś był sierotą,
Co żyje w poniewierce,
Ja wcale nie dbam o to,
Ja dbam o czułe serce.
Papo! Nie kiwaj głową,
Powiedz królewskie słowo.
Król:
Córeczko, twoja chętka
Bywała mi rozkazem,
Lecz nie bądź taka prędka,
Przynajmniej nie tym razem.
Królewna:
Masz, papo, serce miękkie,
Więc każ, by pan Baraban
Poprosił mnie o rękę,
Bo zrobię taki raban
I tak się rozgrymaszę,
Jak kiedy jeść mam kaszę!
Herold:
Ludu! Ogłaszam wolę
Jego Królewskiej Mości!
Król przy biesiadnym stole
Czeka na zacnych gości!
Król cały lud zaprasza,
Bowiem królewna nasza
Dziś poślubiła pana
Barona Barabana!
W pałacu państwo młodzi
Sprawiają huczne gody.
Kto chęć ma, niech przychodzi
Spijać królewskie miody!
Król taką wieść ogłasza
I cały lud zaprasza!
Janek:
Heroldzie! Proszę ciszej!
Kot w Butach dla wywczasu
Poluje dziś na myszy.
Nie róbmy więc hałasu,
Bo myszy się wystraszą!
Czy mnie pan herold słyszy?
Kończymy bajkę naszą.
KOPCIUSZEK
Bardzo dawno, może przed wiekiem,
Przed dwoma wiekami czy trzema,
W pewnym królestwie dalekim,
Ktorego dzisiaj już nie ma
I na mapie go znaleźć nie można,
Mieszkała wdowa zamożna.
A taka była bogata,
Że sypiała na pięciu piernatach,
Otulała się w kołdry puchowe
I trzy jaśki wkładała pod głowę.
Miała trzy krowy, trzy kozy,
Trzy konie i trzy powozy,
A do tego dwie córki-brzydule,
Które kochała czule,
I pasierbicę-sierotę,
Której w domu najgorszą dawała robotę,
Taką, co to brudzi i smoli.
Dwie córki-brzydule do woli
Wylegują się w łóżku,
A Macocha sierotkę pogania:
Macocha:
Kopciuszku,
Bierz się do pracy ostro,
Śniadanie podaj siostrom
I rób tak, jak ci mówię:
Zmyj naczynia, wyczyść obuwie,
Napal w piecach i wymieć sadze,
A śpiesz się, ja ci radzę!
Nanoś mi drew ze dworu,
Garnki w kuchni wyszoruj
I posprzątaj, bo za ciebie nie sprzątnę,
A córeczki moje są wątłe,
Szkoda ich każdego paluszka.
Ruszaj się! To robota w sam raz dla kopciuszka!
Stąd poszło, że sierotkę przezwano Kopciuszkiem.
A ona ocierała tylko łzy fartuszkiem.
Szorowała, harowała,
I przy pracy cichutko tak sobie śpiewała:
Kopciuszek:
Hejże, płynie woda,
Woda płynie, hejże,
A ja jestem młoda,
To się w wodzie przejrzę!
Niech mi powie woda,
Czyja to uroda,
Czy odbija woda mnie,
Czy to jestem ja, czy nie?
Wezmę wody strużkę
Zmyję kurz i sadze,
Nie chcę być Kopciuszkiem,
Wody się poradzę.
Niech mi powie woda,
Czyja to uroda,
Czy odbija woda mnie,
Czy to jestem ja, czy nie?
A macocha z corkami siedziały w salonie,
Kremem nacierały dłonie,
Szlifowały paznokietki różowe
I taką prowadziły rozmowę:
Macocha:
Czemu moja córeczka jest w pąsach?
Czemu moja haneczka się dąsa?
Haneczka:
Bo lusterko się ze mnie natrząsa,
Nie pomogą koronki i tiule,
Gdy wydałaś, matko, na świat brzydulę
Piegowatą i zezowatą,
I nic nie poradzisz na to!
Macocha:
A ty czemuś, córeńko, taka krzywa?
Na czym ci, Kasieńko, zbywa?
Kasieńka:
Mam ja, matko, zgryzotę nieustanną,
Żem brzydka i zostanę starą panną.
Ja bym chętnie wszystkie lustra potłukła,
Bo wyglądam w nich po prostu jak kukła:
Nos perkaty, pod nosem puszek...
Nie chcę brzydsza być niż Kopciuszek!
Macocha:
To nieprawda, buziaczek masz słodki...
Dla mnie obie jesteście ślicznotki,
Porównać was można z kwiatuszkiem,
A nie z takim kocmołuchem - Kopciuszkiem!
Ja po prostu głowę tracę,
Wymyślam dla Kopciuszka coraz nowe prace,
Teraz jeszcze schowam mydło,
Niech wygląda jak straszydło!
W popiół nasypię grochu,
Niech go wybiera po trochu.
Gdy usmoli się ohydnie,
Wtedy już na pewno zbrzydnie!
Haneczka:
Gdybym wyładniała,
Wszystko bym oddała:
Sukienkę z koronek
I złoty pierścionek.
Haneczka i Kasieńka:
Oj, mamo, oj, mamo!
Macocha:
Ciągle w kółko to samo!
Haneczka i Kasieńka:
Lepiej już Kopciuszkiem zostać,
Byle mieć
Gładką płeć
I powabną postać.
Kasieńka:
Nie chcę być księżniczką,
Chcę mieć ładne liczko
I stopy, i ręce,
I nie chcę nic więcej.
Haneczka i Kasieńka:
Oj, mamo, oj, mamo!
Macocha:
Ciągle w kółko to samo!
Haneczka i Kasieńka:
Lepiej już Kopciuszkiem zostać,
Byle mieć
Gładką płeć
I powabną postać.
Macocha:
Czy słyszycie, Kasieńko, Haneczko,
Trąby grają gdzieś niedaleczko!
Może z lasu wracają myśliwi?
Hey, Kopciuszku! No, ruszaj się! Żywiej!
Otwórz okna! Nie tak! Jeszcze szerzej!
Może jadą na turniej rycerze?
Patrzcie! Widać już... Godła królewskie...
Na różowym tle lilie niebieskie.
Tak! To herold! No, dość smutnych minek!
Dość narzekań! Lecimy na rynek!
Przypudrujcie noski, córuchny,
A ty wracaj, Kopciuszku, do kuchni!
Haneczka:
Mamo, mamo, gdzie rękawiczki?
Kasieńka:
Mamo, wolnie, bo pogubię trzewiczki!
Macocha:
Ciszej! Posłuchajmy, co herold obwieszcza.
Herold:
Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan...
Król Jegomość kieruje orędzie:
"Niech lub pozdrowiony będzie,
I niech każdy nadstawi ucha,
I niech każdy uważnie słucha.
Król Jegomość, wielce wzruszony,
Ogłasza na wszystkie strony,
Że, jak każe pradawny zwyczaj,
Szuka nadobnej żony dla syna-Królewicza,
Gdyż Królewicz jest tak rycerski,
Że porzucić chce stan kawalerski,
Obwieszczam więc wszystkim i wszędzie,
Że dnia pierwszego czerwca
W pałacu bal się odbędzie,
I Król z całego serca
Na królewskie komnaty swoje
Zaprasza wszystkie dziewoje.
A którą Królewicz wybierze,
Którą pokocha szczerze,
Której da pierścień i słowo,
Ta będzie przyszłą Królową."
Mieszczanin:
Niech żyje Król miłościwy,
Dobrotliwy i sprawiedliwy!
Mieszczanka:
Niech żyje Królewicz młody!
Lodziarz:
Lody sprzedaję, lody!
Sklepikarz:
Hej, do mnie, białogłowy!
Mam w sklepie towar nowy,
Wstążek wybór bogaty,
Atłasy i brokaty,
Wszystko paryskiej mody!
Lodziarz:
Lody sprzedaję, lody!
Mieszczanin:
Spieszcie się, piękne panny,
Agnieszki i Marianny,
Telimeny, Iwonki,
Klementyny, Agaty,
Bierzcie jedwab, koronki,
Sprawiajcie nowe szaty.
Ślicznotka czy brzydula
Pójdzie na bal do Króla!
Kasieńka:
Mamo, chcę być na balu!
Haneczka:
Chcę pójść w złocistym szalu!
Kasieńka:
Kup dla nas jedwab cienki!
Haneczka:
Spraw nam nowe sukienki!
Macocha:
Ech, wy, córeczki głupie!
Wszystko w mieście wykupię,
By wam dodać urody.
Lodziarz:
Lody sprzedaję, lody!
Macocha:
Kopciuszku, do roboty!
Haneczka:
Zawiń mi papiloty!
Macocha:
Kopciuszku, patrz, brudasie,
Jest plama na atłasie!
Kasieńka:
Przynieś moje pończoszki!
Haneczka:
Daj mi chusteczkę w groszki!
Kopciuszek:
Już niosę, daję, lecę...
Macocha:
Kopciuszku, zapal świecę!
Oj, ciężki los mój wdowi,
Cóż to za niedołęga!
Idź, powiedz stangretowi,
Niech już konie zaprzęga.
Pojedziemy karetą.
No. spiesz się, bo jak nie, to...
A szyby przetrzyj szmatką!
Kopciuszek:
Już lecę, pani matko!
Haneczka:
Mamo, jestem gotowa!
Macocha:
Jak cię ujrzy Królowa,
Chyba jej serce zmięknie,
Bo wyglądasz tak pięknie!
Kasieńka:
A ja? Co powiesz, mamo?
Macocha:
Ty wyglądasz tak samo.
Napatrzeć się nie mogę!
Królewicz się zakocha...
No, ale czas już w drogę!
Kopciuszek:
Pojechała Macocha,
Siostry się wystroiły...
A ja już nie mam siły,
Muszę wciąż jak kocmołuch
Wybierać groch z popiołu.
Smutny jest los Kopciuszka,
Czyż ja nie mam serduszka?
Słyszę jego pukanie...
Sąsiadka:
To ja pukam, kochanie,
Jestem waszą sąsiadką,
Lecz bywam tu bardzo rzadko,
Więc nie widziałaś mnie jeszcze.
Słuchaj, dziecko, pokrótce się streszczę:
Jestem stara, lecz byłam młoda,
I młodości mi twojej szkoda.
Nie masz matki, masz złą Macochę,
O tym wszystkim słyszałam trochę.
Chcę spełnić marzenia twoje,
Pożyczę ci moje stroje,
Złoty pierścień i złoty szal,
Pantofelki ze złotego atłasu...
Pojedziesz do Króla na bal.
Spiesz się, dziecko, i nie trać czasu.
Masz tu jeszcze mydełko pachnące,
Kto się umyje nim - jaśniejszy jest niż słońce.
Spiesz się, dziecko, będziesz czysta i gładka,
Nie zostanie śladu z Kopciuszka.
Kopciuszek:
Chyba śnię... Pani nie jest sąsiadka,
Pani pewno jest dobra wróżka?
Sąsiadka:
Wróżka musi być młoda, jeśli w ogóle wróżka bywa.
A ja jestem stara i siwa.
Zmyj szybko popiół i sadze
I rób wszystko tak, jak ci radzę.
Zasznuruję ci teraz staniczek...
Nie zapomnij też wziąć rękawiczek.
Kopciuszek:
Ach, jak pięknie, jak pięknie, mój Boże!
Sąsiadka:
Jeszcze pierścień na palec ci włożę,
Włosy upnę... poprawię sukienkę...
Kopciuszek:
To sen chyba...
Sąsiadka:
A szal weź na rękę.
Chodź... Pojedziesz moją karocą,
Lecz pamiętaj: wróć przed północą,
Ten warunek musisz spełnić dokładnie,
Bo inaczej wszystko przepadnie,
Wszystko pryśnie, a zostanie niewiele:
Brudne łachy i groch w popiele,
Więc powtarzam...
Kopciuszek:
Ach, nie ma po co!
Wiem, że wrócić mam przed północą.
Dzięki... dzięki... Jestem taka szczęśliwa...
Sąsiadka:
A pamiętaj, że wróżek nie bywa.
Idź już, dziecko, karoca czeka.
Ja popatrzę tylko z daleka.
Ochmistrz:
Jego Królewska Mość
Nadchodzi wraz z Królewiczem,
Każdy przybyły gość
Ma przejść przed ich obliczem.
Każda z młodych dziewoi
Ma skłonić się, jak przystoi.
Do której Któlewicz wyciągnie dłoń,
Niech ta dziewoja się zbliży doń
I niechaj w krótkim słowie
O sobie mu opowie.
Proszę więc wszystkie damy
Iść za mną... Zaczynamy...
Haneczka:
Spójrz mamo... Wchodzi po schodach
Jakaś Księżniczka młoda...
Głos męski:
Kto to? Co za uroda!
Jakie ma ręce, szyję...
Głos kobiecy:
Blask jaki od niej bije!
Głos męski:
Księżniczka czy królewna?
Głos kobiecy:
Królewna! Jestem pewna!
Kasieńka:
Mamo...
Macocha:
No co, Kasieńko?
Kasieńka:
Jak ona stąpa miękko.
Jak lekko... Daję słowo...
Głos męski:
Ciszej,
Bo nic nie słyszę!
Głos kobiecy:
Królewicz skinąl głową...
Głos męski:
Królewicz się uśmiechnął...
Głos kobiecy:
Królewicz patrzy wkoło...
Głos męski:
Królewicz zmarszczył czoło...
Głos kobiecy:
Ciszej,
Bo nic nie słyszę!
Głos męski:
Ochmistrz damy przedstawia,
Imię każdej wymawia...
Ochmistrz:
Panna Adela ze Srebrnego Strumyka,
Szlachcianka Fryderyka,
Panna Anna, córka Złotnika,
Panna Jola spod Mądralina,
Córka wdowy, panna Katarzyna,
Hrabianka Klementyna,
Panna Alina, córka Dworzanina,
Kasztelanka Helena,
Księżniczka Telimena,
Dwie panny Doroty:
Jedna - córka Starosty, druga - Dowódcy Floty.
A to... panna nieznana w mieście,
Która w skromności niewieściej
Nie zdradza i nie wymienia
Imienia ni pochodzenia.
Głos I:
Jaka piękna!
Głos II:
Przyjrzyjcie się jej włosom i oczom!
Głos III:
Panowie, tak nie można!
Głos IV:
Niech panie się nie tłoczą!
Przed tronem zrobił się zator,
Więc głos teraz ponownie zabierze Narrator.
Powiem wam, moi drodzy, do uszka,
Że w pannie bezimiennej poznałem Kopciuszka.
A królewicz się nagle zapłonił,
Z tronu powstał i dwornie się skłonił,
I wyciągnął do niej ręce swe obie
Prosząc, by mu coś więcej powiedziała o sobie.
Dziewczyna dumnie wzniosła czoło blade
I zamiast mówić, taką zaśpiewała balladę:
Ballada Kopciuszka:
Jechał Królewicz królewską drogą,
Spotkał na drodze pannę ubogą,
Był miesiąc maj,
Szumiał gaj...
Miała we włosach kwiatek niebieski,
"Czy mnie poznajesz? Jam syn królewski."
Był miesiąc maj,
Szumiał gaj...
"A jam sierota z biednego domu,
Taka się przecież nie zda nikomu."
Był miesiąc maj,
Szumiał gaj...
Rzecze Królewicz: "Piękne masz liczko,
Ale nie przyszłaś na świat księżniczką."
Był miesiąc maj,
Szumiał gaj...
"Więc cię za żonę pojąć nie mogę" -
I każde w inną ruszyło drogę.
Był miesiąc maj,
Szumiał gaj...
Królewicz:
To nieprawda! Ballada kłamie!
Pozwól, że podam ci ramię.
Choćbyś była sierotą biedną,
Z tobą tańczyć chcę, z tobą jedną!
Głos męski:
Królewicz tańczy... To wprost nie do wiary...
Nie ma chyba wdzięczniejszej pary!
Głos kobiecy:
Wszyscy tańczyć przestali,
Oni dwoje zostali na sali.
Królewicz:
Jesteś piękna, i lekka, i zwiewna
Jak z bajki wyśniona Królewna...
Kopciuszek:
Królewiczu, to tylko złudzenie...
Królewicz:
Nie złudzenie, lecz olśnienie!
Już uczuć mych nie odmienię,
Za twe serce dziewczęce
Wszystko dam i poświęcę,
Ciebie mieć pragnę za żonę,
Na twe skronie włożę koronę.
Kopciuszek:
Królewiczu, to szczęście i zaszczyt,
Każda panna się na to połaszczy.
Ale ja muszę wracać do miasta,
Bo już północ bije... Dwunasta!
Nie mam chwili do stracenia.
Królewiczu, do widzenia,
Wypuść mą dłoń ze swej dłoni...
Królewicz:
Nie uciekaj! Zaczekaj! Dworzanie!
Zatrzymajcie ją! A kto ją dogoni,
Złoty pierścień ode mnie dostanie!
Głos I:
Prędzej... Prędzej...!
Głos II:
Rozsuńcie się, panie!
Głos III:
Lećmy tędy...
Głos IV:
Już zbiega po chodach...
Głos V:
Znikła...
Głos VI:
Nie ma jej...
Głos VII:
A to szkoda...
Ochmistrz:
Pantofelek zgubiła na schodach!
Głos I:
Pantofelek...
Głos II:
Zgubiła...
Głos III:
Zgubiła...
Ochmistrz:
To sprawa nader zawiła,
Bo Królewicz w rozpaczy się miota.
Głos I:
Pantofelek...
Głos II:
Pantofelek ze złota...
Głos:
Posłuchajmy, co herold obwieszcza!
Herold:
Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan
Król Jegomość kieruje orędzie:
"Straż Królewska poszukiwać ma wszędzie,
A gdy znajdzie się właściciekla
Złotego pantofelka,
W otoczeniu dam i rycerzy
Do pałacu ją sprowadzić należy."
Gdy ta wieść się rozeszła po mieście,
Panien chyba ze dwieście
Czekało, proszę mi wierzyć,
By złoty pantofelek przymierzyć.
A królewscy strażnicy
Chodzili od ulicy do ulicy,
Chodzili od domu do domu
I nic nie wówiąc nikomy
Szukali, gdzie ta nóżka niewielka,
Która do złotego pasuje pantofelka.
Przyszli wreszcie do mieszkania Macochy.
A córeczki w jedwabne pończochy
Stopy swoje przystroiły
I w złory pantofelek pchają z całej siły.
Lecz na nic to się nie zdało,
Bo wybranka Królewicza miała stopkę bardzo małą.
Strażnicy ruszają dalej,
Przy kuchni się zatrzymali,
A Macocha się złości,
Aż jej oczy migocą,
Nie chce przepuścić gości.
Macocha:
Wchodzić tam nie ma po co.
Jest tam domowa służka,
Nosi miano Kopciuszka.
Strażnik:
Czy to służka, czy szlachcianka bez skazy,
My spełniamy królewskie rozkazy.
Musimy wejść i do służki,
Pantofelek przymierzyć do nóżki.
Pokaż, miła panienko,
Czy masz stopkę maleńką.
Kopciuszek:
Jam, panowie, sierota,
Gdzie do mnie pantofelek ze złota?
Strażnik:
Nie możemy ci, panienko, wierzyć,
Musimy pantofelek przymierzyć...
A to ci niespodzianka!
Więc to ty jesteś królewska wybranka!
Pantofelek leży, jak ulał!
Pójdziesz z nami, panienko, do Króla!
Haneczka:
Mamo, ja się czyba zabiję!
Kasieńka:
Mamo, ja tego nie przeżylę!
Macocha:
Świat się kończy, daję słowo,
Nasz Kopciuszek zostanie Królową!
Ochmistrz:
Jego Królewska Mość
Wszem i wobec obwieszcza,
Tym z bliska i tym z daleka...
Królewicz:
Niech Pan Ochmistrz się streszcza,
Bo ślubny orszak już czeka.
Ochmistrz:
Dobrze, powiem więc krótko:
Nadszedł kres wszystkim smutkom,
Jesteśmy uszczęśliwieni,
Że nasz Królewicz się żeni!
Król nasz wyprawia wesele huczne,
A was wszystkich zaprasza na ucztę!
Głos I:
Młoda para niech żyje!
Głos II:
Niech żyje!
Haneczka:
Mamo, ja się chyba zabiję...
Macocha:
Świat się kończy, daję słowo...
Nasz Kopciuszek zostanie Królową!
Kopciuszek:
Pobłogosław mnie, pani matko,
Bo za chwilę już będę mężatką.
Nie gniewajcie się na mnie, siostrzyczki,
Podaruję wam złote trzewiczki
I z obu was uczynię
Królewskie ochmistrzynie.
Królewicz:
Spiesz się, spiesz, mój kwiatuszku,
Nie ma czasu, niestety,
Trzeba zamknąć drzwi od karety
I w ten sposób zakonczyć bajkę o Jan Brzechwa
Bajki Samograjki
JAŚ I MAŁGOSIA
Narrator:
Posłuchajcie, oto bajka,
Stara bajka-samograjka,
Ale dla was, daję słowo,
Wymyśliłem ją na nowo.
Jeśli nie znacie jej, to poznacie.
A było tak:
W małej chacie,
Od ludzkich osiedli z dala
Mieszkała rodzina drwala
Z czterech osób złożona.
Był więc drwal, jego żona
I - jak to się w bajkach kleci -
Było także dwoje dzieci,
W waszym wieku, mniej więcej.
Ja piosenkę im poświęcę,
Przysłuchajcie się piosence:
Jaś:
My mieszkamy w chatce drwala.
Razem:
Trala-lala, trala-la.
Małgosia:
Naszą chatkę las okala.
Trala-lala, trala-la.
Jaś:
A nazywamy się,
Jaś i Małgosia.
Małgosia:
Bardzo kochamy się,
Jaś i Małgosia.
Razem:
Razem trzymamy się,
Mamy słuchamy się,
Tralala-la!
Matka:
Dzieci kochane, śpiewacie cudnie,
Ale już minęło południe,
Ojciec czeka na obiad w lesie,
Dziś Małgosia kobiałkę zaniesie.
Małgosia:
Pójdziemy z Jasiem we dwoje,
Bo ja troszeczkę się boję.
Jaś:
Dlaczego puszczać ją samą?
Pójdę z Małgosią, mamo.
Matka:
A kto mi w domu pomoże?
A kto uprzątnie w oborze?
A kto zamiecie w komorze?
No, dobrze już. Tym razem
Pozwalam iść wam razem.
To zresztą niedaleko.
W kobiałce jest chleb, jest mleko,
A tu gorące pierogi.
Nie zbaczajcie więc z drogi,
Lećcie szybko jak dwa szczygły,
By pierogi nie wystygły.
Jaś:
Już biegniemy, mamo droga,
Pamiętamy o pierogach!
Każdy ptak nam w lesie śpiewa.
Trala-lala, trala-la.
Małgosia:
Znamy w lesie wszystkie drzewa.
Razem:
Trala-lala, trala-la.
Jaś:
A nazywamy się
Jaś i Małgosia.
Małgosia:
Razem trzymamy się,
Jaś i Małgosia.
Razem:
Borem skradamy się.
Wilkom nie damy się,
Tralala-la!
Jaś:
Spójrz, Małgosiu, jakieś zwierzę!
Małgosia:
Ojej, Jasiu, strach mnie bierze,
Wszak to wilk. Jest pewno zły,
Bo okropnie szczerzy kły.
Uciekajmy.
Jaś:
Wilk jest prędszy,
On po śladach nas wywęszy.
Wilk:
Wilk jest panem w lesie,
A gdy jeść my chce się,
Idzie sobie w lasu głąb,
Żeby znaleźć coś na ząb.
Trzeba szybko jeść -
I cześć!
Oto widzę jadło,
Co mi z nieba spadło.
Idzie jakiś smaczny kęs,
Idzie para świeżych mięs,
Trzeba szybko jeść -
I cześć!
Ruszam prosto na nie,
Będę miał śniadanie,
Chyba to są owce dwie,
Do nich język aż się rwie,
Trzeba szybko jeść -
I cześć!
Nie, to dzieci! Mam więc pecha!
Cóż mi z dzieci za pociecha?
Małgosia:
Patrz, on prosto ku nam zmierza...
Tak się boję tego zwierza,
Uciekajmy!
Wilk:
Ja nie radzę,
Bo choć tu sprawuję władzę,
Choć mi w brzuchu burczy z głodu,
Ale wilki z mego rodu
Tym się szczycą od stuleci,
Że nie krzywdzą małych dzieci.
Jaś i Małgosia:
Dziękujemy ci, wilku, za to.
Wilk:
Jadła wyrzekam się z własną stratą.
Teraz zmiatajcie stąd. Do widzenia!
Już nie drażnijcie mi podniebienia.
Idźcie prosto przez polanę,
A ja o suchym pysku zostanę.
Małgosia:
Lećmy, Jasiu, tędy przez knieję!
Jaś:
Wilk na szczęście pierogów nie je,
A tato lubi je i czeka,
Słyszę już jego głos z daleka.
Drwal:
Zetnę sosnę, sosnę zetnę,
Będą z sosny deski świetne,
Piło, rżnij, siekiero, wal,
Róbcie to, co każe drwal.
Lubię chodzić na wyręby,
Ścinać graby, ścinać dęby,
Piło, rżnij, siekiero, wal,
Róbcie to, co każe drwal!
Gdy spiłuję dąb wiekowy,
Dąb się nada do budowy,
Piło, rżnij, siekiero, wal,
Róbcie to, co każe drwal.
Gdy zawiozę grab do szkoły,
Będą z niego piękne stoły,
Piło, rżnij, siekiero, wal,
Róbcie to, co każe drwal!
Jaś:
Przynieśliśmy, tato, kobiałkę,
Lecz pierogi wystygły już całkiem.
Małgosia:
Pierogi są smaczne, z grzybami,
A te grzyby zbieraliśmy sami.
Drwal:
Co? Pierogi? A to ci dopiero!
Zamachnąłem się właśnie siekierą,
Zostawcie kobiałkę, zjem potem,
Zmykajcie, dzieci, z powrotem,
Bo tu wkoło drzazgi lecą,
A ja popracuję nieco,
Nie mam czasu do stracenia.
Jaś:
Żegnaj, tato!
Małgosia:
Do widzenia!
Drwal:
Wracajcie tą dróżką na wprost.
Małgosia:
Słyszysz, Jasiu? Śpiewa drozd.
Jaś:
Małgosiu, nie drozd, lecz pliszka.
Małgosia:
Popatrz, jaka dziwna szyszka.
Jaś:
Na szyszkę trochę za gładka,
Spójrz, to przecież czekoladka!
Małgosia:
Tu jest irys, tu cukierek!
Jaś:
Ktoś je poukładał w szereg,
Jak w sklepie - taki równiutki.
Małgosia:
Tu znowu leżą ciągutki...
Jaś:
Wyborne...
Małgosia:
I słodkie szalenie.
Jaś:
Trzeba napełnić kieszenie.
Małgosia:
Najeść się też nie zawadzi.
A dokąd ta droga prowadzi?
Bo tam dalej na odmianę,
Widzę krówki rozsypane.
Jaś:
A tu znów inne słodycze!
Jak dużo! Wprost ich nie zliczę!
Marmoladki, czekoladki
Rosną wprost jak leśne kwiatki.
Małgosia:
To ci dopiero przygoda!
Nie zjemy wszystkich, a szkoda!
Jaś:
Stój! Popatrz! Domek z piernika!
Czy to sen? Nie! Domek nie znika.
Gdzie popatrzeć - wszędzie piernik,
Zbudował go chyba cukiernik.
Małgosia:
Zaraz kawałek ułamię...
Pyszny! Trzeba zanieść mamie.
Jaś:
Spójrz, Małgosiu, na tę ścianę...
To pierniki lukrowane,
Małgosia:
A z tej strony nadziewane.
Skosztuj, czy czujesz smak róży?
Jaś:
Ułamiemy kawał duży!
Kiedy mama go dostanie,
Będzie miała używanie.
Narrator:
Dość długo dzieci drwala zbierały łakocie
Ani myśląc o powrocie,
A domkiem z pierników tak były zajęte,
Że dały się wziąć na przynętę.
To właśnie czarownica zła i gniewna srodze
Rozsypała słodycze na drodze.
I w ten sposób zwabiła Jasia i Małgosię.
Czarownicę poznacie po głosie!
Czarownica:
Hola! Cóż to za przybłędy
Mają śmiałość chodzić tędy?
Kto mi domek z pierników objada?
O, to zuchwalstwo nie lada!
Małgosia:
Jasiu, słyszysz? Ładne rzeczy!
Ktoś nam okropnie złorzeczy.
Czarownica:
Jestem groźna czarownica,
Cha-cha!
Zna mnie cała okolica,
Cha-cha!
Kiedy dnieje, kogut pieje,
Ja się śmieję
Ucha-cha!
Mam ja wilka na posługi,
Cha-cha!
Czy to słoty, czy szarugi,
Cha-cha!
Wicher wieje, z nieba leje,
Ja się śmieję
Ucha-cha!
Piernikami dzieci nęcę,
Cha-cha!
Kto tu wszedł, nie wyjdzie więcej.
Cha-cha!
Piec się grzeje, żarem zieje.
Ja się śmieję
Ucha-cha!
Małgosia:
Słyszysz, co ona śpiewa?
Jasiu, Jasiu, będzie krewa!
Czarownica:
Dawno miałam na was chrapkę,
Wpadliście w moją pułapkę!
Droga do mnie wydawała się słodka,
A czy wiece, co teraz was spotka?
Jaś:
Myśleliśmy, że pierniki są dla nas...
Czarownica:
Dobry z ciebie ananas!
Małgosia:
Niepotrzebnie pani się złości,
Myśmy przyszli do pani w gości,
A przecież ludzie w Polsce słyną z gościnności.
Jaś:
Niech nas pani wypuści!
Czarownica:
Wypuścić was? A juści!
Zaraz w szpony was pochwycę
I - poznacie czarownicę!
Małgosia:
Pani tylko tak straszy...
Jaś:
Nauczyciel w szkole naszej
Od dawna uczy nas przecie,
Że czarownic nie ma na świecie.
Czarownica:
Co? Tego uczą was w szkole?
Ja drwić z siebie nie pozwolę!
To zuchwalstwo, daję słowo!
Kim więc jestem? Owcą? Krową?
Czy może po prostu sową?
W mojej szkole jest inaczej,
Kto nie wierzy, ten zobaczy.
Będę trzymać was pod kluczem
I upasę, i utuczę,
Bo nie lubię chuderlaków -
Mięso chude jest bez smaku,
A w dodatku łykowate.
Potem wrzucę na łopatę
I pod blachą wczesnym rankiem
Upiekę was z majerankiem.
Jaś:
Proszę pani, ja nie wierzę!
Nawet wilk, żarłoczne zwierzę,
Choć był głodny, nas oszczędził.
Czarownica:
Wilk ma w lesie dość żołędzi.
To punkt pierwszy. A punkt drugi -
Wilk jest u mnie na posługi.
Kiedy sidła me zastawię,
On już wie, co piszczy w trawie.
Może nawet szpetnie szczeknie,
Lecz mojego łupu nie tknie.
A teraz już skończmy gadanie,
Jako rzekłam, tak się stanie.
Małgosia:
My jesteśmy dziećmi drwala,
Tato jeść nas nie pozwala!
Jaś:
On siekierę ma ze stali
I siekierą mocno wali.
Małgosia:
Ma on także ostrą piłę.
Jeśli pani życie miłe...
Czarownica:
Dość już! Więcej ani słowa!
Klatka dla was jest gotowa.
Wilku, hej! Mój wilku bury,
Do mnie! Wysuń swe pazury,
Pokaż kły zuchwałej parce
I niech skończą się te harce.
Wilk:
Nim zawołasz po raz drugi,
Jestem już na twe usługi.
Jaś:
Ojej, wilk! Był grzeczny, gładki,
Teraz wpycha nas do klatki.
Małgosia:
Wilku, nie drap tak, powoli...
Jaś:
Delikatniej, bo ją boli!
Czy to jest obyczaj wilczy?
Wilk:
Niech kawaler lepiej milczy,
Przykro słuchać tych złorzeczeń.
Ma być pieczeń - będzie pieczeń!
Czarownica:
Ja zabieram klucz od klatki,
A wam daję czekoladki,
Marmoladki i karmelki,
Strucle, ciastka, piernik wielki,
Wór irysów i ciągutek -
Jedzcie! By przyspieszyć skutek,
Sprawiam ucztę. Na tej uczcie
Należycie się utuczcie,
Bo gdy wam przybędzie ciała,
To ja będę ucztowała.
Małgosia:
Pani jest bez serca.
Jaś:
Pani jest ludożerca!
Wilk:
Przykro słuchać tych złorzeczeń.
Ma być pieczeń - będzie pieczeń!
Czarownica:
Ich mowa już mi obrzydła,
Chodźmy, wilku, zastawić sidła,
Pójdziemy przez bór, przez knieję,
Zobaczymy, co tam się dzieje.
Wy zaś, dziatki, jedzcie dużo
I niech wam łakocie służą.
Smażę, warzę smołę w kotle
Cha-cha!
A jak jeżdżę, to na miotle,
Cha-cha!
Trzeszcą knieje, źle się dzieje,
Ja się śmieję
Ucha-cha!
Jaś:
Poszła sobie lasem-borem,
Pewno wróci przed wieczorem,
Słodyczami nas upasie,
No i zje po pewnym czasie.
Małgosia:
Niby ładna, niby młoda,
A taka niedobra. Szkoda!
Jaś:
Trzeba pójść po rozum do głowy,
Posłuchaj, mam plan gotowy:
Zawsze noszę drut przy sobie,
Z drutu różne rzeczy robię,
A tym razem w sposób chytry
Mój drut przerobię na wytrych.
Pomóż mi, bo drut jest grudy,
Przystąpię zaraz do próby.
Krata jest trochę za ścisła...
Małgosia:
Czyżby więc nadzieja prysła?
Jaś:
Rozsuniemy trochę kratę,
Ty ciśnij na tę, ja na tę,
Mocniej, mocniej! Jeszcze ździebko!
Małgosia:
Ty, Jasiu, rękę masz krzepką,
A ja...
Jaś:
Pchaj łokciem, kolanem!
Już teraz się tam dostanę,
Jestem w zamku. Drutem kręcę...
Mam trochę za krótkie ręce...
Małgosia:
Musisz się przecisnąć więcej!
Jaś:
Opór w zamku nieco słabnie...
Małgosia:
Ach, jak ty to robisz zgrabnie,
Majster z ciebie i mądrala,
Znać, że jesteś synem drwala!
Jaś:
Zamek zgrzytnął! Do roboty,
Jeszcze tylko dwa obroty,
Lecz ręka mi już omdlała...
Małgosia:
Będę ją podtrzymywała,
Jasiu, jeszcze chwilka mała!
Jaś:
Wytrych znowu się obraca,
Drut ostatni zatrzask maca,
Wnet skończona będzie praca.
Małgosia:
Z czoła pot ci spływa strugą,
Trzeba wytrwać!
Jaś:
Już niedługo.
Co to? Czy się zamek zatkał?
Nie! To już! Otwarta klatka!
Małgosia:
Znów jesteśmy wolni! Brawo!
Uciekajmy teraz żwawo.
Jaś:
Uciekajmy! Mrok zapada.
Małgosia:
Ciszej! Ktoś ku nam się skrada.
To na pewno czarownica...
Skryjmy się, bo sierp księżyca
Na nas rzuca swoje światło.
Jaś:
Teraz uciec już niełatwo.
Czarownica:
Co to? Klatka jest otwarta?
Gdzie więźniowe? Cóż, do czarta?!
Pewno w kąt się gdzieś zaszyli...
Odezwijcie się w tej chwili!
Prędzej! Nie ma żartów ze mną,
Wnet was znajdę, choć jest ciemno,
Zrewiduję całą klatkę!
Jaś:
Patrz, Małgosiu... Mamy gratkę!
Podkradnijmy się czym prędzej
I zamknijmy w klatce jędzę.
Małgosia:
Ciszej... Skryjmy się za drzewa.
Ty idź z prawa, a ja z lewa,
Cichuteńko, bez szelestu,
Gdzie się podział drut mój?
Małgosia:
Jest tu!
Jaś:
No, to bierzmy się do dzieła,
By nam jędza nie umknęła.
Jeden ruch drucianym prętem...
Hops! I drzwiczki już zamknięte.
Czarownica:
W klatce nie ma ich. A co to?
O, smarkaczu! O, niecnoto!
Mnie uwięzić tak szkaradnie?
Ciężka na was kara spadnie!
Wilku, hej! Mój wilku bury,
Do mnie! Wysuń swe pazury,
Ostre kły i zęby ukaż,
Wilczą paszczą dzieci ukarz!
Wilk:
Jestem, pani czarownico,
Ale tym się właśnie szczycą
Wszystkie wilki z mego rodu,
Że choć kiszki burczą z głodu,
Żaden z nich nie skrzywdzi dzieci -
I tak jest już od stuleci.
Żegnaj! Niech się co chce dzieje,
A ja precz odchodzę, w knieję.
Czarownica:
No to koniec już zabawy!
Chodźcie do mnie bez obawy,
Powiem wam, jak stoją sprawy.
Bardzo lubię zażartować -
I was chciałam wypróbować.
Bajka nasza się nie liczy:
Tu jest fabryka słodyczy,
Za drzewami, z tamtej strony,
Widać szklane pawilony.
A te wszystkie czekoladki,
Marmoladki, raczki, krówki
Spadły dzisiaj z ciężarówki.
Ja pracuję w magazynie,
Odpowiadam, gdy coś zgnie.
Towar ten to rzecz nietania,
A wy właśnie bez pytania
Pozrywaliście pierniki.
Chciałam was ukarać, smyki,
Bo cudzego się nie zjada!
Małgosia:
Więc to była maskarada?
Jaś:
Więc te dziwy się nie dzieją?
Małgosia:
Czarownice nie istnieją?
Czarownica:
O tym wiecie już ze szkoły.
To był tylko żart wesoły.
Na nim bajka jest oparta,
Chyba znacie się na żartach?
Jaś:
No, a chatka piernikowa?
Czarownica:
To produkcja eksportowa
Dla nabywaców z zagranicy,
Zwie się Chatką Czarownicy.
Pakujemy chatki w klatki,
Ładujemy je na statki
I tak właśnie w świat przez Gdynię
Towar nasz na zachód płynie.
Małgosia:
No a wilk, co tu, wśród sosen,
Mówił do nas ludzkim głosem?
Czarownica:
To nie wilk, to pies po prostu,
Lecz większego nieco wzrostu,
Wilczur - mądry, tresowany,
Czy nie znacie tej odmiany?
Jaś:
Lecz on gadał najwyraźniej.
Czarownica:
Chyba w waszej wyobraźni.
Pies nie gada, tylko szczeka,
A on szcekał już z daleka.
Jaś:
Wilk się nam przywidział? Szkoda!
Małgosia:
Piękna była to przygoda...
Jaś:
No to bardzo przepraszamy
Małgosia:
I wracamy już do mamy!
Jaś:
Tato nas na pewno zgani.
Tak nam przykro, proszę pani!
Czarownica:
Powiem wam na pożegnanie,
Żeście dzielni niesłychanie.
Za to każde z was dostanie
Po pudełku czekoladek,
A dla mamy, na wypadek,
Gdyby bardzo się gniewała,
Będzie ciastek torba cała.
Może Jaś by sam je dobrał...
Małgosia:
Pani dla nas taka dobra!
Czarownica:
Moja dobroć was zachwyca?
Przecież jestem czarownica.
Ale o tym - sza - nikomu!
Teraz lećcie już do domu.
Jaś:
Do widzenie!
Czarownica:
Bądzcie zdrowi.
Tędy, prostu ku domowi!
Jaś i Małgosia:
Tak się kończy nasza bajka.
Trala-lala!
Trala-la!
Stara bajka-samograjka.
Trala-lala!
Trala-la!
Bajka nazywa się
"Jaś i Małgosia."
Tu już urywa się
"Jaś i Małgosia."
Co z bajką łaczy się,
To dobrze kończy się.
Trala-lala,
Trala-lala,
Trala-lala,
Trala-la!
Kopciuszku.