Parafia Ducha Świętego i NMP Matki Kościoła w Kędzierzynie-Koźlu po raz kolejny gościła u siebie uczestników spotkania dotyczącego wychowywania młodego pokolenia. Wykład i warsztaty prowadził br. Tadeusz Ruciński FSC z Częstochowy. Brat zawsze przywozi periodyk poświęcony tematyce danego spotkania. Przez długi czas były to "Sygnały Troski", a teraz zostały przekształcone w czasopismo "Tak Rodzinie" , tytuł tego numeru "Jak zrozumieć młodych". Ten katolicki magazyn wart jest uwagi.
W sesji formacyjnej wzięli udział nauczyciele, katecheci i rodzice z Reńskiej Wsi, Strzelec Opolskich, Kamieńca, Piotrówki, Ujazdu, Raciborza, Twardawy, Zdzieszowic, Roszkowa, Racławic Śląskich, Walec, Głogówka, Żużeli i Kędzierzyna -Koźla (ponad czterdzieści osób).
Spotkanie zaczęło się Eucharystią, której przewodniczył ks. Tadeusz Komorek, lekcję przeczytała p. Ewa Talik - katechetka z PSP nr 6 w Kędzierzynie-Koźlu, dr Georg Glomb z ZSO w Strzelcach Opolskich prowadził modlitwę wiernych, a śpiewała i grała nasza organistka p. Marta Otrząsek.
Po wstępnej rejestracji, prowadzonej przez p. Basię Mańkowską, która dba również o zawiadomienia internetowe i listowe, drukuje w wypisuje świadectwa uczestnictwa, był czas na kawę, ciasto, owoce i radosne powitania, zwłaszcza jeśli dawno się widzieliśmy. Następnie przeszliśmy do sali wykładowej i rozpoczął się wykład.
Temat spotkania domagał się opisu pojęcia "wiara", która odnosi się nie tylko do Boga. Trzeba bardzo zwracać uwagę na to komu się wierzy i w co się wierzy, zwłaszcza teraz, gdy wiary domagają się zwodnicze iluzje obiecujące szczęście i powodzenie a hiperrzeczywistość niepodzielnie włada Internetem. Wierzyć trzeba w to, co jest rzeczywiste i oczywiste. Brat Tadeusz wprowadził tu ciekawe rozróżnienie: to, co ma swój cień jest rzeczywiste a to, co nie ma cienia rzeczywistym nie jest. Ponadto, by powstał cień musi być źródło światła.
Niejedna ankieta przeprowadzona wśród młodzieży informuje nas, że prawdy podstawowe są dla nich nudnym słowotokiem zupełnie bez znaczenia i nie wartym zastanowienia. Bardzo duży procent nie stawia sobie podstawowych pytań młodości: skąd jestem, kim jestem, dokąd zmierzam?
Przywołany bp Dajczak z diecezji kołobrzeskiej zastanawia się, co się stało w młodym człowieku, że traci wiarę? Przeprowadzone badania licealistów w jego diecezji wskazują, że tylko mały margines badanych chce być człowiekiem wierzącym a reszta nie. Chodzą co prawda na religię ale już do kościoła nie. Czy odchodzą aby wrócić?
Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest, zdaniem biskupa, ogromna prędkość wszystkich aspektów życia. Co 10 lat podwaja się rozwój technologiczny, który bardzo oddziałuje na młodego człowieka. Przykładem może być, przewidziane w latach 60-tych, pojawienie się mediów elektronicznych a wraz z nimi pojawił się nowy człowiek. Tak się stało, a my nieświadomi zachodzących zmian, chcemy starymi metodami przekazywać im najważniejsze prawdy i stajemy przed murem niezrozumienia. Pewne, sprawdzone kiedyś pytania, centralne dla nas typu skąd jestem, dokąd zmierzam, nie są centralne dla nich i zupełnie nie funkcjonują. Postawione młodym ludziom (mamy tu też na myśli rodziców dzieci pierwszokomunijnych) budzą zdziwienie, zaskoczenie i zupełne niezrozumienie. Odpowiedzi są zdawkowe lub w ogóle ich nie ma, za to mogli by mówić z zacięciem i godzinami o rzeczach nieistotnych, szczególnie o serialach przepisach kulinarnych i nowościach prasy brukowej. Pytani o Ewangelię milczą, albo mówią, że jest im nie potrzebna i do niczego przydatna.
Powinniśmy zdawać sobie sprawę, że ludzie młodzi reprezentują zupełnie już inną mentalność, w której my starsi z trudem się poruszamy. Wypada nam zrozumieć, co się stało, bo coś się stało. Starać się dociec dlaczego, a nie obrażać się na wszystko i wszystkich i usiłować mówić do nich w znanym nam stylu, kiedy obserwujemy u nich upartość w niewidzeniu, niechęć do słuchania, zagadywanie i zakrzykiwanie, by nie zastanawiać się nad problemem.
Powinniśmy też więcej uwagi poświęcić przekazowi kierowanemu do młodych. Ma on ogromną siłę rażenia, jest metodyczny i mocno się w nich wdrukowuje. Przekaz ten ma jednolitą wizję świata i człowieka, ale realizuje się na wiele kolorowych i absorbujących sposobów. Wizję tę można ująć w następujące, będące "credem" popkultury, punkty:
Człowiek jest z natury dobry, ale zachowania ma różne.
Nie ma prawdy absolutnej, Są poglądy, narracje a prawda tylko taka, która aktualnie pasuje człowiekowi i to on decyduje o prawdzie.
Postępowanie człowieka jest OK. jeśli nikogo nie krzywdzi.
Religie wszystkie są takie same.
Seks ma być wszędzie obecny: poza małżeństwem, przed małżeństwem , w czasie trwania małżeństwa nie koniecznie ze współmałżonkiem.
Wróżby, horoskopy są człowiekowi niezbędne.
Rzeczywiście, można odnaleźć powyższe elementy w reklamach, serialach. Czasami ich nagromadzenie jest bardzo intensywne a czasem występują jako pojedyncze. Długotrwałe oddziaływanie mediów przeorientowało mentalność młodych, zwłaszcza, gdy słuchają tego od wczesnego dzieciństwa, ponieważ bajki również zawierają wspomniane elementy popkultury a jeśli nie to i tam je się wprowadza zmieniając treść starych bajek (o czym szerzej było w warsztatach poświęconych bajkom). Ponadto programy dla dzieci nieustannie promują konsumpcję jako styl życia.
Człowiek w ciągu swego życia nie ma poznawać siebie, ale kreować. Służy do tego wirtualny świat komputerowy, a zwłaszcza tworzenie awatarów (wcieleń) i dowolne posługiwanie się nimi oczywiście wszystko odpłatnie. Miało to służyć realizacji marzeń niemożliwych do spełnienia w życiu realnym. Jednak skutek tej "kreacji" jest żałosny. Posiadanie wielu awatarów przez długi okres czasu owocuje w człowieku utratą siebie realnego. Taki człowiek nie wie już kim jest, którą ze stworzonych przez siebie postaci. Psychiatria opisuje taki stan jako "osobowość mnoga" (co w języku potocznym znaczy opętanie). Zamiast tożsamości jedynej i niepowtarzalnej są wcielenia - awatary.
Promowanie wieloreligijności, a co za tym idzie wieloetyczności godzi w eschatologiczny wymiar nagrody i kary. Chrześcijanin podążający z tym nurtem traci rozeznanie, plącze się w gmatwaninie rad i wskazówek nie koniecznie od Jezusa pochodzących. Traci z oczu fakt, że na sądzie Bożym będzie musiał zdać sprawę z każdego swego słowa i czynu, a wieloetyczność temu nie pomaga, w przeciwieństwie do przykazań.
Sposób porozumiewania się młodych jest też dla nas nie do końca zrozumiały. Zresztą, zawsze tak było, że młode pokolenie miało swój kod w porozumiewaniu się. Zmiany obecne niepokoją widoczną prymitywizacją języka, a co za tym idzie prymitywne wyrażanie np. uczuć, które z natury swej są finezyjne i domagają się wielu słów. Stwierdzono, że młodzi korzystają przeciętnie z 800 słów. Nieprzypadkowo wprowadzono emotikony (obrazki wyrażające właśnie uczucia: uśmiechnięta lub smutna buzia) mające usprawnić komunikację. Do sprawnego porozumiewania się potrzeba 5000 słów natomiast elokwencja musi dysponować 50.000 słów. Jaka to przepaść.
Wulgaryzacja języka obrazu, filmu, sztuk teatralnych jest metodyczna i programowa, o czym już pisaliśmy, ma na celu pozbawić nowe pokolenie kultury wyższej i uczynić je zewnątrzsterowalne. Interesujący jest tutaj popularny zwrot "serfować po Internecie" , czyli ślizgać się po stronach internetowych szukając wiedzy (abstrahując od jej jakości tam umieszczanej), wrażeń i przyjemności tak, jak po falach morskich. Tymczasem zdobywanie wiedzy, która jest rozległa, wymaga wchodzenia w jej głąb, pochylenia się, zatrzymania, by choć trochę zrozumieć jej istotę. Wymaga też wysiłku, bo jest trudna i umieszczona na wysokościach ludzkich możliwości. Trzeba się wspinać i zdobywać jak górskie szczyty. Wszystko to popkultura odrzuca i proponuje "serfowanie" - łatwe i przyjemne i nie wiele warte, ale kto się nad tym zastanawia?
Jesteśmy wspólnotą, jednak podzieloną na "my" i "oni". Wszyscy jesteśmy w to uwikłani, ale potrzebujemy się nawzajem. Młodzi potrzebują mężów stanu, mędrców, prawdziwych ojców i matek. Wbrew deklaracjom o samowystarczalności, szukają kogoś na kim mogliby się oprzeć, kogoś, kto uczyłby ich sztuki życia, zwłaszcza, gdy głęboko wpadli w sidła na nich zastawione. Wtedy szukają prawdziwych dorosłych. Starsi potrzebują młodych, bo bez nich nie zrozumieją świata w którym żyją. Tu jest szansa. Tak jak pomost łączący dwa brzegi.
Jeśli dorośli żyją prawdą czyli widoczna jest u nich zgodność teorii z praktyką to znaczy żyją tak jak mówią, są prawdziwi, wyrażają zrozumienie sytuacji, w której znaleźli się młodzi, starają się słuchać, co się do nich mówi, nie negują, nie krytykują, to wtedy mają szansę bycia nauczycielem sztuki życia.
Trzeba również pamiętać, że dojrzewanie to nie tylko negacja zastanego świata, ale jest to również wyrastanie z dziecka, przerastanie w sobie egoisty i tchórza. To już w bajkach mamy schemat: jest zadanie do spełnienia, wyrusza chłopak wraca mężczyzna, wyrusza przeciętny mieszkaniec wraca bohater, wyrusza ktoś odtrącony wraca powszechnie szanowany książę. Być może młodzi ludzie odchodzą od wiary, kwestionują ją, by na nowo ją odkryć i przeżywać. Być może, że o chodząc nabierają tożsamość i wracają do rodziców już inni.
Powyższy schemat jest naturalnym procesem przemiany i stawania się dorosłym. Trzeba zdawać sobie sprawę, że współcześnie, wszelkimi możliwymi sposobami, odciąga się młodych od wyrabiania w sobie cech dorosłości.
Jednym z nich jest natarczywość hiperkonsumpcji. Tworzenie potrzeb poprzez podprogowo działające reklamy a później zaspakajanie ich na wiele sposobów. Młody człowiek nie powinien odkryć jak wielka jest radość dawania, bo ma tylko brać, nie można dopuścić, by zechciał sam być darem dla drugiego człowieka (współmałżonek, dzieci), stąd też nigdzie nie padają nawet najmniejsze sugestie.
Innym obszarem kształtowania nowe człowieka jest modyfikacja jego intymności. Już w łonie matki i długie lata po urodzeniu istota ludzka potrzebuje kontaktu fizycznego, najpierw z matką a później z innymi. Do tego stopnia, że dziecko pozbawione doznań czyjejś bliskości bardzo źle się rozwija psychicznie a w życiu dorosłym często w ogóle nie potrafi tworzyć więzi. Znając tę cechę ludzkiej psychiki usilnie się pracuje nad tym, by młodzi ludzie nigdy nie wyszli z zaspakajania tej dziecięcej potrzeby. Mają dbać tylko o siebie, "ja" na pierwszym miejscu wobec "ty", mają czerpać przyjemność z kontaktów, też erotycznych, a nie być dla kogoś darem. Praktykujący ten styl życia nigdy nie tworzą trwałych związków, bywają wręcz opętani chęcią zaspakajania własnej pożądliwości i egoistycznych potrzeb, nigdy nie dojrzewają do pragnienia tworzenia domu dla owoców miłości - dzieci.
Jeszcze inną metodą "wychowywania" nowego człowieka jest wpajanie mu libertynizmu. Nie należy mylić go z liberalizmem, który dotyczy wolności w sferze gospodarki i ekonomii. Libertynizm natomiast odnosi się do wolności w sferze moralnej i oznacza odrzucenie wszelkich zasad i ograniczeń nawet tych, które dotyczą współżycia społecznego. Efekty widzimy: chaos i degrengolada w jednostkach samorządowych, instytucjach rządowych, polskich sądach, co przekłada się na sposób funkcjonowania firm, szkół, szpitali i pojedynczych ludzi. To nie bierze się samo z siebie, to jest owoc życia ludzi bez zasad.
Przeciwwagą libertynizmu jest wdrażanie do panowania nad sobą, trzymania się norm etycznych, kierowanie się sumieniem. Jeśli oznaczymy jakąś cnotę moralną musimy stworzyć warunki do jej ćwiczenia czyli praktykowania. Jest to istotne, by młody człowiek doświadczył jak trudno jest ją zdobyć a jednocześnie hartował swoją wolę i wytrwałość. W ten sposób osiągnąć można wolność wewnętrzną dla wierności temu, co się wybrało. Wtedy tworzą się więzi z ludźmi, z Bogiem, osiąga się dojrzałość czyli spełnienie tego, co Bóg w nas umieścił.
Jeszcze raz uświadomić sobie trzeba, że w centrum życia ma być miłość Boga sercem, umysłem, wolą a bliźniego jak siebie samego. To przejęliśmy od przeszłych pokoleń, ale musi być żywa wiara i żywa więź z Jezusem. Trwanie w wierze ojców nie uchroni od kryzysów we współczesnym świecie. Tylko właśnie żywa więź Jezusem daje heroizm, gdy przyjdzie prześladowanie, a tego się nie dziedziczy. Niezbędne jest też dysponowanie dojrzałym obrazem Boga, ponieważ jeśli naród ma niewłaściwy obraz Boga, będzie miał niewłaściwe pojęcie prawa, etyki, sensu życia.
Powyższy zarys sytuacji, w której dorastają młodzi, czym są karmieni, jak formowani odpowiada na pytania "dlaczego nie możemy ich zrozumieć, dlaczego oni nas nie słuchają i nie przyjmują tego, co dla nas ważne". Jak widać nie oni ponoszą całą winę. To kreatorzy neopogaństwa wszelkimi dostępnymi środkami (a mają ich sporo) tworzą nowego człowieka i są to nasze dzieci i wnuki.
Mając świadomość tego, co się dzieje mamy pomóc młodym ukłonić się przez Bogiem, podprowadzić ich do Niego, budzić wiarę organizując małe grupy w przygotowaniu do sakramentów, a nade wszystko modlić się za nich.
Pracowaliśmy wokół następujących pytań. 1.Jakie mogą być sposoby poznania i słuchania młodszego pokolenia?
nietypowe propozycja wspólnych działań nauczycieli i uczniów, odkrywanie ich zainteresowań np.: kilkoro uczniów interesuje się wędkowaniem. Urządzić zawody wędkarskie,
zmiana miejsca i charakteru kontaktów np.: nie jestem nauczycielem, wy nie jesteście uczniami. Działamy na innych płaszczyznach niż zwykle w szkole,
próbować wykazać choć małe zainteresowanie tym, co mają na ekranie komputera np.: co podoba ci się w tej grafice, a może zrobić prezentacje o naszej rodzinie tej dalszej i bliższej.
Uświadomić młodemu człowiekowi, że w Internecie tez obowiązuje etyka. Zapytać jakie strony nam by polecili,
gdy poczują się zauważeni, a to czym żyją nie będzie tylko krytykowane otworzą się, bo tak naprawdę potrzebują naszej pomocy, wtedy jest też możliwość nawiązania rwących się relacji
najwięcej o dziecku dowiadujemy się gdy pozwolimy mu na zajęciach improwizować jakąś scenkę najlepiej z jego życia. To kopalnia wiedzy o jego problemach odczuciach pragnieniach.
2. Co może być miejscem prawdziwego spotkania rodziców, wychowawców, duszpasterzy z młodzieżą?
dom, gdy będziemy sobie poświęcać czas, siedzieć patrzeć na siebie uważnie słuchać (na ogół matka z córką),
wędrówka, ojciec z synem. W tym układzie zachodzi dialog gdy jest się obok a nie na wprost,
rozmowa ma wyjść od dziecka
wspólny wyjazd daje wiele możliwości przebywania razem i rozmawiania,
wieczorne ogniska wpisują się w archetyp z przed wieków, wprawiają człowieka w stan trudny do opisania jakieś elementy bezpieczeństwa, zadumy, skłonności do refleksji. Pobyt przy ognisku skłania do rozmów, zwierzeń, scenek "co byś zrobił gdyby
".
przestrzeń wspólnej modlitwy, wspólna praca, muzykowanie, czytania książek, Biblii (mniejsze dzieci wdraża się do czytania na głos), rozmowa o wspólnie obejrzanym filmie, która wychowuje do wyrobienia i wyrażania własnego zdania, oceniania i rozróżniania.
3. Co robić, a czego się wystrzegać, by dzieci wróciły do Kościoła.
Nie należy
krzyczeć, histeryzować, obrażać dziecko, czy odrzucić je,
nie zmuszać, ale też pokazywać swoim zachowaniem, że to jest bardzo ważne w życiu
nie tracić nadziei, że fundament wiaty i praktyk religijnych położony we wczesnym dzieciństwie odezwie się kiedyś i dziecko samo zechce wrócić do Boga i Kościoła.
modlić się wytrwale i z ufnością o wiarę dla wątpiącego syna lub córki,
wypowiedzieć, jako rodzice, swój smutek i przykrość z powodu takiej decyzji dziecka,
starać się dociec w czym jest problem, bo na ogół nie jest winna doktryna Kościoła, tylko ludzkie względy. Dobrze jest to dziecku uświadomić a przy okazji mówić jaki jest Bóg.
dać odczuć, że my rodzice czekamy, by dziecko wróciło do Kościoła,
oddać dziecko Bogu ze wszystkimi konsekwencjami jakie z tego wynikną. Często w ten sposób Bóg sprawdza naszą wiarę i nasze Jemu zaufanie.
|