Dyngus mały i większy
H. Łochocka
Mama i babcia pięknie uczesały się na święta, tatuś włożył jasne ubranie i krawat w prążki, podłoga lśni niczym lustro, lustro odbija stół wielkanocny z obrusem jak śnieżny obłok, więc jak tu nawet myśleć o prawdziwym dyngusie? Na kogo, na co chlapnąć, kiedy zaraz krzyk będzie, że to się splami, tamto zamoczy… Eeech! Marcin za zaoszczędzone pieniądze kupił żabę, którą napełnia się wodą, przyciska i pssik! Leci z pyszczka cieniutka struga, na kogo popadnie. Dostało się tacie, kiedy rano wychodził w piżamie z łazienki, i babci gdy ciasto krajała.
Monika oczywiście aż rwie się do oblewania i prosi:
- Marcinek - Ciechocinek, pożycz mi żabę, to cię obleje, dobrze?
- Jeszcze czego, mnie? - oburza się Marcin - A żaby ci teraz nie dam, bo czatuje na mamę.
Wreszcie Marcinkowi udaje się ochlapać rękaw mamie (z lekka) i głowę Monice (mocno), aż mokre kosmyki zwisają dookoła głowy. Monika piszczy, wszyscy złoszczą się na głupie pomysły Marcina, a mama przynosi suszarkę do włosów i podsusza Monikę, dziwiąc się, że gdzie blisko pachnie woda kolońska.
I pod ciepłym, przyjemnym wiaterkiem Monika mówi nagle: Mamo, to pachnie Apsik pod krzesłem, bo Marcin nie chciał mi dać żaby i ja z twojego rozpylacza popryskałam na Apsika, żeby i on miał dyngus, i, mamo, nie gniewaj się, mamo…
Mama nie gniewa się, ale milczy, i dopiero teraz Monice zaczyna być przykro, więc mówi cicho, kiedy szum suszarki milknie: To już lepiej gniewaj się na mnie, tylko niedługo.
Lecz oto słychać dzwonek, przyszedł wujek Stach z Olafem i Koksem. Koks jest większy od Apsika i jeszcze bardziej kudłaty, po prostu nie widać, gdzie głowa, a gdzie ogon.
Wuj Stach tak powiada: Tam gdzie szczeka, to głowa. Olaf z Marcinem gadają głośno, Apsik i Koks przeszczekują się z zapałem, więc mama wysłała chłopców z psami na dół, żeby choć przez chwilę, mówi, było cicho.
Po kwadransie chłopcy wracają i niosą psy przed sobą, trzymając je pod pachy, bo mówią, że wyrwały się i pognały do tej glinianki przy budowie.
Mama aż ręce załamuje, co będzie z wyfroterowaną podłogą? Marcin z Olafem przenoszą zatem Apsika i Koksa nad wannę, a Monika oblewa z gumowego węża osiem zabłoconych łap. Śmigus - dyngus, woła zachwycona. Wtem Koks gryzie ją z figlów w łokieć, prysznic upada, psy wyrywają się i tarzają po wannie, a leżący wąż siecze je wodą z tej i z tamtej strony.
Krzyk, zamieszanie i nim wodę zakręcono, psiska są mokre od stóp do głów. Olaf chce biec po ścierkę, Marcin po stary ręcznik, Monika po suszarkę, ale zanim zrobili trzy kroki, Koks i Apsik wyskakują z wanny, pchają drzwi i wymknąwszy się goniącym je dzieciom biegną na środek dywanu, gdzie otrząsają kudły dokładnie i żwawo, sprawiając wszystkim obecnym taki dyngus, że proszę państwa, niech się schowa Marcin z żabą i Monika z rozpylaczem.