ANIELSKI FLET - cudowne przemiana
Magda z Kubą wpadli do domu jak naddźwiękowe anioły z supernowiną:
- Gramy Świętą Rodzinę! - krzyknęli.
Mama, która właśnie przewijała Jasia, powiedziała:
- Grajcie, ale nie ryczcie. W naszej rodzinie nikt nie jest święty prócz... chwalipięty.
Magda zaczęła tłumaczyć:
- To jest pomysł siostry Marioli. Przyjeźdźa tu z telewizją, do tej groty pod kościół, i tam mamy odegrać pokłon pasterzy złożony Dzieciątku. Bez żadnych kostiumów. Tak, jakby się to działo tu i teraz.
Kuba dodał:
- Magda będzie Maryją, ja Józefem, Jaś Dzieciątkiem, a resztę grają dzieciaki z blokowiska.
Mama zaczęła kręcić głową, ale Jaś zamachał rączkami, jakby już chciał zacząć karierę aktorską, a tamci oboje wyrecytowali:
- Ksiądz Jacek was błaga, żebyście się zgodzili! Mama westchnęła i zaczęła ubierać Jasia w ciepły kombinezon. Magda ćwiczyła czułą minę przed lustrem, a Kuba stanął gotowy z laską skautowską. Zostawili Tatę z Gosią i poszli pod kościół. Była tam już ekipa telewizyjna, siostra Mariola, dzieciaki i trochę gapiów. Kamienna grota była ośnieżona i pusta, bo rzeźbiarz się spóźnił z figurą Matki Boskiej. Pani reżyser zaczęła ustawiać dzieci.
- Musisz to maleństwo tulić jak najczulej - mówiła do Magdy, a do Kuby: - A ty, Józefie, stój tak, jakbyś zasłaniał ich przed wiatrem i Herodem...
Filmowcy ustawili reflektory, kamery i mikrofony, dzieciaki-pasterze ćwiczyły kolędę DO szopy; hej, pasterze. Niby już wszyscy byli gotowi, a jednak coś nie wychodziło. Zepsuł się jeden reflektor, zaczął wiać zimny wiatr. Magda skurczyła się z zimna, Kubie strasznie poczerwieniał nos, Jaś zaczął płakać, a dzieciaki niemiłosiernie fałszowały. Siostra Mariola błagała:
- Spróbujmy jeszcze raz. Zapomnijcie, gdzie jesteście. Poczujcie się tak, jakby to maleństwo naprawdę było Jezuskiem.
Ktoś z gapiów głupio się zaśmiał, a zdenerwowana pani reżyser powiedziała: - Kręcimy już ostatni raz.
A wtedy podszedł do Magdy-Maryi, przysiadając przy niej, jakiś człowiek w kożuchu. Przyłożył do ust flet i zaczął grać melodię Gdy śliczna Panna. Grał tak pięknie, że Magdzie nagle rozjaśniła się twarz, Kuba wyprostował się dziarsko, a Jaś otworzył buźkę i oczka... I nie zmrużył ich, choć nagle zaświecił wprost na niego zepsuty reflektor. Wszystko ucichło, nawet wiatr. Wszyscy słuchali jak oniemiali... Cichutko szumiały kamery, a flet grał tak, że niektórzy zaczęli patrzeć w niebo i wypatrywać między chmurami gwiazdy betlejemskiej.
- To niebiańska muzyka - szepnęła pani reżyser - takiego artysty jeszcze nie słyszałam. Mama nie poznawała Magdy i Jasia. "To chyba to światło tak ich odmieniło, a może flet?" - pomyślała.
Jaś wyciągnął rączki do flecisty, a Magda tuliła go, tak czule jak... Matka Boska. Ktoś nawet przyklęknął na śniegu... Gdy flecista skończył grać, wstał i gdzieś odszedł. Wszyscy wyglądali jak po jakimś pięknym śnie, uśmiechali się do siebie i do płatków śniegu tańczących w świetle reflektorów i księżyca.
- Kończymy! - zawołała pani reżyser. - Czegoś tak pięknego dawno nie kręciłam. Skąd ksiądz wziął takiego flecistę-artystę? A ksiądz zdziwiony: - Myślałem, że to ktoś od was. Ja go nie znam.
- Może to był Anioł - zażartowała siostra Mariola - bo coś anielskiego w nas obudził tym graniem. - Kiedy czwórka Janielskich wróciła do domu, Tato nie mógł ich poznać, tacy byli cisi i jaśni. A Jaś uśmiechał się przez sen.
- Tato - powiedziała Magda - byłam tam śliczną - Panną.
Kuba spojrzał na nią po swojemu i zachichotał: - Tylko nikt tego nie zauważył prócz tego osła, który się gapił na ciebie jak wół na malowane wrota. Mama położyła palec na ustach i szepnęła:
- Ciiiicho, niech jeszcze dzieje się w nas ta zimowa opowieść bożonarodzeniowa.
Anioł Stróż Grudzień 2001