Heroiczna Wspólnota Narodu Jan Stachniuk doc


Książnica Zadrugi


Jan Stachniuk


Heroiczna Wspólnota Narodu
(Kapitalizm epoki imperjalizmu a Polska)



Nestorowi polskiej myśli politycznej
Stanisławowi Bukowickiemu
tę pracę poświęca
Autor

Przedmowa

Zbliżając się do lapidarnego konkretyzowania przesłanek warunkujących układanie się kierunkowych rozwoju Państwa Polskiego stwierdzić należy, że cechuje je duża ostrożność i wręcz niechęć do tworzenia czy też realizowania jakichkolwiek oryginalnych swoistych koncepcyj w zakresie urządzeń ustrojowych czy socjalnych. Potęga militarna i dynamika oddziaływań zewnętrznych, są środkami mającymi chronić życie polskie wykuwające się na ziemiach Rzeczypospolitej. Stworzenie tych środków stało się celem do którego zmiennemi w przestrzeni i czasie różnemi drogami prowadzą odpowiedzialni za teraźniejszą rzeczywistość sternicy.
A ostrożność ta, nakazująca chwytać urządzenia wypróbowane na podłożach podobnych naszemu, nie pozwalająca na żadne w skali większej decyzje, które próby życia nie przeszły, jest uzasadnioną do czasu. Do tegoż czasu, kiedy równowaga wewnętrzna i dostatecznie silna pozycja zewnętrzna nie zaczną ruchu ku pochyłej, pod naciskiem otaczających nas zbiorników energji ludzkiej, moc swą czerpiącej w właściwym układzie sił i mitów wewnętrznych, energię tę wyzwalających. Każdy bowiem mit społeczny wartość swą ma nietylko w mniejszych czy większych możliwościach jego zrealizowań, lecz i w etapach do których wpatrzony w jego ostateczne cele naród doprowadził - i w drogach, które mu nakreślił.
Wielka cywilizacja kapitalizmu, wyrosła nad basenem atlantyckim weszła w fazę głębokich przeobrażeń. Ze swych metropolji atlantyckich ogarnął kapitalizm cały glob ziemski, tworząc faktorje w Szanghaju, Sidney, Kairze, Buenos-Aires. Przeobrażenia strukturalne kapitalizmu weszły w decydujące stadjum z momentem gdy przeciw jego metropoljom, kilku krajom zachodniej Europy i Ameryki Północnej powstały narody przezeń wyzyskiwane. Teorja imperializmu rozwinięta przez Lenina daje ogólny podgląd na ten podstawowy fakt nowoczesnych dziejów. Walka dwóch światów, uwidacznia w imperializmie jako narzędziu kilku przodowniczych narodów z grupą narodów przedkapitalistycznych, postuluje od nas wyraźnego ustosunkowania się do zachodzących w świecie przeobrażeń, i wyciągnięcia wniosków tyczących się naszego zachowania w tym wirze dziejowym.
Wielką i niezaprzeczalną zdobyczą pokolenia niepodległościowego jest Państwo Polskie w jego dzisiejszej postaci.
Ale jakże dużych ofiar i męki ducha wymaga dzisiaj nakreślanie i stwarzanie heroicznej przyszłości. Ta praca już - to nie wśród burzy wszechświatowej porywy bohaterstwa - to ciągły zryw do walki o cele dalekie i tak mało oglądowe dla wegetującego w dosycie, czy też niedosycie społeczeństwa. Zadanie to nieodwołalnie staje przed młodzieżą, dziś już w wiek męski wchodzącą. I rzecz dziwna, że jakkolwiek tkwiła i tkwi nadal ona pojęciowo i organizacyjnie w poglądach przeszłości - to jednak głębokie dyspozycje uczuciowe, co każą rozumną i wielką koncepcję przyszłości tworzyć - wspólny jej mianownik stanowią.
Jest objawem tem większego zdrowia narodu, im więcej jednostek w nim czuje głęboką odpowiedzialność wobec siebie i innych za jego losy. Tem większego znaczenia nabiera niezaprzeczalny fakt, że ci właśnie ludzie nowego pokolenia Niepodległej Polski, wspólny znajdują język. Książka ta jest szczerem i może nawet brutalnem w pesymiźmie ujęciem rzeczywistości i stworzeniem zasad marszu w przyszłość, kiełkujących w świadomości szerszej. Stachniuk syntetycznie ujął, to co czuje całe jego pokolenie, wchodzące w odpowiedzialne działanie wieku męskiego. W zdobywaniu tych zasad szliśmy poprzez fikcję lat akademickich, poprzez miraże samodzielnych zrywów, gorliwie tłumionych - by dojść po bolesnych mękach decyzji do stwierdzeń jedynie prawdziwych, jedynie z glebą rzeczywistości polskiej powiązanych, w niej płynących - do tych stwierdzeń, które rysowały się w poetyckich snach o potędze mistrzowi Żeromskiemu.
Pierwszem zadaniem tej książki - oby rzucenie między młodzież pomostu tak wysoko, by unosząc się ponad dzielące ją sztandary i emblematy zewnętrznej przynależności - skupiła siły w zbiorowy zryw do marszu poprzez sferę burz nabrzmiałej błyskawicami ku Świetlanej Przyszłości.
dr. Feliks Widy.

CZĘŚĆ I Na zakręcie historji
Rozdział I Rzut Ogólny
1. Przeobrażenia gospodarstwa światowego

Przyszłość gospodarcza, kulturalna i polityczna naszej cywilizacji rysuje się w coraz czarniejszych kolorach. Coraz liczniejsze grono badaczy współczesności wypowiada sądy o potężnych likwidacjach w każdej dziedzinie życia, które są nieuniknione. Jednolite jest natomiast zdanie, iż przyczyny, składające się na wywołanie tak olbrzymich przeobrażeń, wprawdzie dadzą się sprowadzić ogólnie do kilku, jednak ich działanie w różnych rzeczywistościach różnych narodów sprowadza odmienne wyniki, a co zatem idzie - i innemi środkami ich działanie łagodzone być musi. Dla Polski jest to problem szczególnie ważki. Czy kryzys, w którego kleszczach dławi się nasz naród, swemi źródłami tkwi poza granicami Polski, czy też znajdują się one w kraju, i czy na ich oddziaływanie posiadamy takie lub inne środki reagowania?
Pewne sfery z lubością głoszą w swej bezradności zdanie gorliwie popierane przez mniej lub bardziej mylące się autorytety, iż jedynem naszem zachowaniem się wobec przebiegu kryzysowego jest oczekiwanie na samorzutną poprawę, jako, że przesilenie, tkwiąc swemi korzeniami w świecie poza nami, spycha nas do roli biernych pionków, wyczekujących, aż możni tego świata - państwa o zasięgu światowym - mocą swych potężnych środków kryzys powszechny zgniotą w jego ognisku, poczem poprawa i nas ogarnie, doprowadzając wszystkich do tak upragnionego dobrobytu.
Na szczęście coraz więcej jest głosów, głoszących prawdy odmienne. Analiza kryzysu w stanie takim, jakim on przedstawia się oczom naszym, pozwala już z grubsza wydzielić pewne jego rysy charakterystyczne i rzucić na drogę, którą kroczymy, nieco światła. Przedewszystkiem możemy już rzucić do lamusa lub traktować jako rzecz zanikającą pojęcie, które tyle lat przetrwało, a z którego rozwojem tyle łączono nadziei - a mianowicie pojęcie gospodarstwa światowego. Przeżywamy szybką likwidację treści, kryjącej się pod tem słowem; gospodarstwo światowe, "Weltwirtschaft", więź, spajająca w jedyną całość jednorodne, wszędzie jednakowo rugujące beznarodowe indywidua, właściwie przestało istnieć. Doskonali w toku logicznego rozumowania myśl klasyków o gospodarstwie, w sposób nieskazitelny rozwiązująca teoretycznie każde zagadnienie, zostali wreszcie podana w wątpliwość. Wątpliwość ta doprowadzili do wykrycia błędu,. przedewszystkiem w samem założeniu, w podstawowem pojęciu. Jeżeli z jednej strony podziwiać można doskonałość systemu ekonomiki klasycznej, to z drugiej strony zastanawiający jest objaw nagminnego błędu myślowego, pozwalającego na operowane fikcją człowieka ekonomicznego lub hedonistycznego. A przecież w oparcia o tę fikcję zbudowano system, postulujący i sankcjonujący międzynarodowy podział pracy, dzięki któremu wyrosły olbrzymie potęgi industrjalne niektórych państw; stwarzające uprzywilejowaną pozycję, która dała im środki do wyzysku reszty świata. Przed stu laty głoszone przez Liszta prawdy, iż narody, jeśli chcą osiągnąć wyższy szczebel harmonijnego rozwoju, muszą dążyć do równomiernego rozwinięcia swego gospodarstwa, a przemysłu i handlu w szczególności, zostały zrealizowane tylko przez Niemcy, a dopiero dziś widzimy powszechne kroczenie tą drogą wszystkich prawie narodów. Jest to zjawisko centralne nieomal kryzysu światowego. Nazwane zostało. decentralizacją przemysłu. Zdaje się, że nazwa ta niezupełnie odpowiada treści, Decentralizacja przemysłu nie jest tylko zagadnieniem gospodarczem w rozumieniu ekonomji klasycznej. O powstaniu jego w pewnym tylko, nieprzeważającym stopniu zadecydowały względy gospodarcze. Pęd do stworzenia własnego, rodzimym potrzebom odpowiadającego przemysłu, wyszedł raczej z motywów pozagospodarczych Środkiem, skutecznie przyczyniającym się do tworzenia przemysłu w poszczególnych państwach, okazał się protekcjonizm. Mury celne, dzielące świat, niweczące gospodarstwo światowe rozbijając je na wiele członów gospodarczych w ramach państw, według powszechnego mniemania zostały stworzone w wyniku Wielkiej Wojny. Niewątpliwie wojna znakomicie przyspieszyła katastrofę większego przemysłu.
Przewrót, przez nią wywołany, ugodził przedewszystkiem w żywotne interesy wielkich państw industrjalnych. Ostatni etap kapitalizmu, epoka imperjalizmu, załamuje się. Nadmiernie rozbudowany przemysł, którego produkty zasilały kraje nieuprzemysłowione, stanął przed koniecznością albo całkowitej likwidacji, albo w najlepszym wypadku olbrzymiej rekonstrukcji, z czem związana byłaby całkowita przebudowa stosunków gospodarczych w danem państwie. Całkowita likwidacja jest nie do pomyślenia. pójście na przebudowę całego gospodarstwa narodowego jest sprzeczne z całym trybem życia, nawyków, tradycji, instynktów tych narodów. Przyszłość pokaże, jakimi torami potoczą się wypadki. W każdym razie ten dramat dziejowy narodów, dotychczas przodujących, jest zjawiskiem niesłychanie interesującem. Kryzys, wynikający z decentralizacji przemysłu światowego, czynnie nas nie dotyka. Daje nam niejako wolną rękę, izoluje nas od trudności, stąd wynikających. Jest to stwierdzenie niesłychanej doniosłości. Gdy świat jest wstrząsany w swych posadach dramatem olbrzymów industrjalnych, my mamy możność skupić naszą uwagę na zagadnieniach nas obchodzących, a jeśli nam starczy odwagi myśli i męskości czynu, palące problemy naszego bytu- narodowego uzyskają możność realizacji, wobec zmniejszenia się przeszkód i więzów, dotychczas nam przeszkadzających, a wynikających ze związania się z systemem gospodarstwa światowego.
Na miarę równie olbrzymią, jak przewrót w industrjaliźmie światowym, zachodzi przeobrażenie w systemie handlu międzynarodowego. Jeden byt ściśle związany z drugim, Olbrzymia sieć handlu światowego rwie się w naszych oczach. Obroty towarów ni rynku światowym w roku 1933 skurczyły się do jednej trzeciej w stosunku do obrotów z przed kilku laty. Być może, że tempo zaniku obrotów będzie zahamowane na pewien czas, i że nie wykluczone są pewne nawroty ku poprawie. Jednak ogólna tendencja, wzięta za kilka lat, jest aż nadto wyraźna i kierunek jej niezmienny. Handel międzynarodowy na poprzednich swych zasadach już się nie odrodzi. Oznacza to dalszy upadek krajów, które były warsztatami przetwórczemi świata. Korzyści, jakie płynęły dla nich z systemu handlowego i finansowego, stworzonego dla ich użytku, kończą się. Rozpaczliwe próby ratowania ginącej pozycji nie zdadzą się już na nic. Dla krajów, dotychczas wyzyskiwanych, zjawia się-nagle konjunktura, z której mogą, o ile tylko potrafią, .korzystać. Runął mechanizm, wprawiający gospodarstwo światowe w nieustanny ruch. Tem samem upadły więzy i tryby, wciągające narody, zapóźnione w rozwoju, wbrew ich interesom życiowym w mechanizm międzynarodowy, zresztą żywione ich kosztem. Upadły częściowo sugestje, przez narody przodujące stworzone, dzięki którym, były trzymane w ryzach. Lecz upadek pewnych systemów myślowych nie oznacza, iż inne zapanowały. Na miejscu myślowego obrazu świata, stworzonego przez klasyków, zieje pustka, której oczywiście nie zapełni marxizm, będący tylko uzupełnieniem klasycyzmu, wychodzącem z wspólnych założeń.
Istotą przeobrażeń jest tworzenie się zamkniętych gospodarstw narodowych, tą drogą dążących do wyrównania poziomów, dziś tak różnych. Siłą motoryczną tych tendencyj są głębokie przeobrażenia duchowe ludzkości, których wypadkowa wyraża się w spotęgowaniu ruchów narodowych, stających się osią wszystkich zagadnień społecznych naszego wieku.
Zagadnienie teoretycznej konstrukcji nowego oblicza świata jest postulatem palącym. Z natury ruchów narodowych, wykwitających z danego konkretnego podłoża, wynika, iż teorja nie może. nosić charakteru uniwersalnego. Każdy naród będzie tu zdany na swoje siły: Niezbędny się staje wysiłek myślowy, któryby z przesłanek, stwarzanych przez upadek gospodarstwa światowego i z wydzielania się samoistnego gospodarstwa narodowego wyciągnął wnioski dla tworzenia poglądu na istotę gospodarstwa t jego roli w życiu narodu, który jest w marszu ku nowej koncepcji bytu społecznego, koncepcji, najbardziej rewolucyjne z wszystkich, jakie stworzyła ludzkość. To, co dotychczas zostało stworzone w tej mierze, jest całkowicie niewystarczające. Sytuacja Polski w pewnych punktach zaczyna się wyjaśniać. Nareszcie zdaje się - znika obłędna w swej naiwności wiara, iż Polska znajdzie zbawienie i rozwiązanie swych problemów życiowych, gdy będzie grzeczna wobec dysponentów międzynarodowego kapitału, a ci wzamian za jej grzeczność i usłużność użyczą jej kapitałów na rozbudowę. Tak mogą myśleć i tak myślą ludzie, całkowicie zasugestjonowani przez doktryny ekonomiczne XIX stulecia. Dziś jednak trwamy w pewnym kursie gospodarczym, który, chociaż zabójczy jest dla narodu i państwa, to jednak jest usprawiedliwiony właśnie tezą, że musimy wytrzymać biedę i nędzę nas gniotącą, ale kanonom wiary kapitalistycznej wierności dochować, gdyż potem, rozczuleni naszą powściągliwością w cnocie, kapitaliści Zachodu obficie obdarzą nas dolarami i funtami. Potem nastąpi raj, a jędza niedostatku zostanie ostatecznie przepędzona. Niektórzy zaczynają się chwiać w swej wierze, czy aby Polskę za tę wierność spotka nagroda; podobno kapitaliści Zachodu są obłożnie chorzy, a nadzieja ich wyzdrowienia coraz mniejsza. Wstrzemięźliwość nasza staje się w ten sposób bezprzedmiotowa. Horyzont wyjaśnia się zatem. Ratunku od upadającego kapitalizmu nie możemy się spodziewać: Trzeba liczyć tylko na siebie i na własne siły, - lecz do tego jakoś, niestety, gotowności nie wiele widać. Ale to musi nastąpić. Próba męstwa staje przed pierwszem młodem pokoleniem Polski Niepodległej.

2. Położenie Polski na tle przesilenia

Przesilenie gospodarstwa światowego dotyka Polskę w stosunkowo niewielkim stopniu, nie sprowadza. pozornie tak katastrofalnych skutków, jakie są udziałem państw, przedtem nadających ton gospodarce światowej. Niewątpliwie zawdzięczyć należy to bardzo słabemu rozwojowi kapitalizmu w Polsce. Ilość bezrobotnych w przemyśle i handlu, nie przekracza, jak dotychczas, 700 tysięcy osób. Jest to stosunkowo nie wiele. Jednak wyciągnięcie stąd pochopnego wniosku, iż w Polsce jest dobrze, byłoby całkiem nie na miejscu. Natężenie przesilenia jest u nas równie silne i nędza niemniej wielka, jak w krajach, najostrzej dotkniętych kryzysem. Jednak przyczyny tego ostatniego zjawiska są specyficznie polskie a związek z kryzysem ogólnym - dość luźny. Inaczej mówiąc - oprócz kryzysu światowego mamy również kryzys polski, przyczem pewnem jest, iż ten ostatni w swej grozie jest straszniejszy, niż pierwszy. Rozpatrzmy jednak stosunek nasz do kryzysu światowego.
Większość społeczeństwa żyje pod sugestją, iż zło powstało z kryzysu całego gospodarstwa światowego. Nie mając wpływu na jego zwalczenie, uznało ono za właściwe biernie czekać, aż w mechanizmie gospodarstwa nastąpi poprawa, która następnie ogarnie i Polskę. Jest to polityka przetrwania. Ważniejsze jest jednak, że nawet poprawa w gospodarstwie Europy nam nie może przynieść wielkiej ulgi. Likwidacja kryzysu gospodarczego w świecie i powrót do wymarzonych czasów przedkryzysowych bynajmniej nas nie zadowoli. Trzeba przypomnieć sobie, iż byliśmy -i jesteśmy narodem najbiedniejszym w Europie. Okres naszej pomyślności w latach 1926-1929 tylko dziś wydaje się nam być otoczony nimbem dobrobytu. W rzeczywistości nasza niższość gospodarcza w stosunku do innych narodów była wtenczas równie wielka, jak dziś, i faktu tego nie zmieni nic. Tylko mierząc bytowanie narodu przeżyciami chwili, możemy wierzyć, że przed kryzysem było bardzo dobrze, a w czasie kryzysu stało się nagle nieznośnie. Kilka lat względnej pomyślności przedkryzysowej okupiliśmy ceną drogą, i to tak drogą, że gdyby nagle kryzys światowy przeminął jak przykry sen i cały świat skąpałby się w blaskach "prosperity", to my trwalibyśmy w nędzy tej samej, w jakiej dziś nasze bytowanie pędzimy.
Za złudny dobrobyt kilku lat zapłaciliśmy tak drogo, że poraz drugi tego eksperymentu już nie możemy powtórzyć. Bowiem najzwyczajniej wyprzedaliśmy nasz majątek w obce ręce, obcemu kapitałowi. Dzisiaj mamy w przemyśle naftowym 78\%, w górniczym 81\%, a w hutniczym 91 proc. obcego kapitału. Znaczy to, iż prawie cały nasz ciężki przemysł należy do kapitału zagranicznego. Wyprzedając nasz przemysł, widzieliśmy napływające do kraju kapitały, które stwarzały pozory bogactwa trwałego. Dziś już nie mamy wiele do sprzedania, wszystko, co mogło interesować obcy kapitał, jest w jego ręku, a więc nadzieje na pomyślność wydają się mocno nierealne.
Tak więc trwanie lub ustanie kryzysu światowego na losy gospodarstwa nie wywrze zdecydowanego wpływu. Jesteśmy w tym wypadku zdani na własny los, na własne siły. Dla dusz prawdziwie męskich uwolnienie się z więzów, stanięcie rontem do ciężkich zagadnień, wielkich niezbezpieczeństw, spojrzenie w oczy nieznanemu, wzięcie na swe barki całego ogromu odpowiedzialności, jest czemś, co pobudza odwagę, zaborczość, chęć do walki i entuzjazm inicjatywy. Powoli odsłania się z mgieł pole naszej przyszłej działalności. Polska nie może i nie potrzebuje na nikogo liczyć. Stajemy przed twardą koniecznością rozbudowy naszego organizmu gospodarczego. I nietylko gospodarstwa. Każda gałęż życia polskiego woła o rozbudowę Gdzietylko spojrzeć, i wszędzie biją w oczy zaniedbania i braki, na które się składało kilka pokoleń. Nasze nieszczęsne dzieje są głośnym krzykiem o tem, jak nietylko jednostka, ale cały naród, objęty karygodną lekkomyślnością i zbrodniczem lenistwem, może stoczyć się na dno upadku, spóźnić się w rozwoju o całe stulecia. Nie łudźmy się. Braki, które dziś rażą nas, byłyby jeszcze bardziej bijące w oczy, gdybyśmy zrzucili zasłonę blichtru, w jaką usiłujemy ubrać naszą rzeczywistość. W dziedzinie gospodarczej zaniedbania sięgają głęboko w pierwszą Rzeczpospolitą szlachecką. W okresie niewoli pogłębiły się one tylko, i to w czasie, gdy reszta wolnych, narodów szaleńczo szarżowała naprzód. Niewątpliwie ta szarża była przeprowadzona trochę na ślepo i dziś za nią dość słono się płaci. W tem tkwi dla nas pomyślny warunek, by - nadrabiając stracone stulecia - uniknąć błędów przez te narody popełnionych. To samo widzimy w dziedzinie kultury, organizacji, wychowania. Wszędzie braki, starannie tuszowane, lękliwie, po strusiemu przed własnem sumieniem. Zmartwychwstanie Rzeczypospolitej postawiło naród wobec tych luk olbrzymich w czasie, gdy nad umysłami panował kapitalistyczny pogląd na problemy gospodarcze.- W ramach tego ustroju gospodarczego usiłowaliśmy wydźwignąć się . z nizin, w których tkwiliśmy pod względem gospodarczym. Z natury rzeczy, jak to jest właściwe dla ustroju indywidualistycznego, środkami polityki gospodarczej usiłowano wpłynąć na powstanie inicjatywy prywatnej w kierunku rozwoju przemysłu krajowego. Pierwszej próby dokonano własnemi siłami w latach 1919-23 przy pomocy inflacji. Znane są losy tego usiłowania. Drugą próbę uskuteczniono już za pomocą obcych kapitałów w latach 1927-29, z skutkiem nielepszym, w czem zresztą przeszkodził szybki rozwój kryzysu światowego. Temi metodami już nic nie wskóramy. Połowiczność przedsięwzięć, a innemi, jak połowiczne, przedsięwzięcia być nie mogły, przyniosła. więcej szkody niż pożytku. Nieudane próby industrjalizacji nie mogą dowieść, iż uprzemysłowienie Polski nie jest koniecznością. Jesteśmy chyba najbardziej przeludnionym krajem w Europie. Nasz przyrost naturalny, sięgający do pół miljona głów rocznie, może być wchłonięty tylko przez rodzimy przemysł. Ruch kapitałów, a przedewszystkiem pracy, na rynku światowym ustał. Niema widoków na jego odbudowę. Przybywająca ludność Polski musi w niej pozostać, musi w niej znaleźć pracę, warunki rozwoju, musi się stać podstawą potęgi kraju, nie zaś, jak dziś, zadatkiem jego słabości. Liczba faktycznie bezrobotnych, chociaż pozornie pracujących, idzie w miljony. Bez przesady można powiedzieć, że około czwarta część ludności Polski znajduje się poza nawiasem mechanizmu gospodarczego. Najlepsza konjunktura światowa w naszych obecnych warunkach nie da im zatrudnienia. Nie pomogą sofistyczne rozważania i dowodzenia, że jest ich mniej. Bezrobocie wsi naszej jest straszne i strukturalne. Dopiero dokonanie olbrzymich inwestycyj, zmieniających całkowicie obraz Polski, dać może tym ludziom pracę i chleb. Na to, by środki na te inwestycje mogły być pochodzenia zagranicznego, wcale się nie zanosi. I chociaż to brzmi paradoksalnie, my sami, własnemi wytężonemi siłami i ofiarną, bohaterską pracą, musimy stworzyć środki rozbudowy kraju. Dla umysłów lękliwych, żyjących odblaskami cudzych autorytatywnych poglądów, wydać się to może nieziszczalną fantazją. Wiele jednak rzeczy dziwnych się dzieje. Musi się ziścić - również, być może, wydający się szaleńczy, plan przebudowy Polski z kraju zacofania i nędzy na kraj samowystarczalnie rozwiniętego przemysłu, intensywnego rolnictwa, kraj heroicznej, tworzącej nową kulturę pracy.

3. Przeobrażenia duchowe

Kończy się epoka dziejów nowożytnych, zapoczątkowana renesansem i wielkiemi odkryciami geograficznemi w Nowym Świecie. Już jest możliwe ustalenie momentu rozpoczęcia się nowego okresu historycznego. Był nim niewątpliwie dzień rozpoczęcia wojny światowej. Sama wojna światowa należy całkowicie do nowego okresu rozwojowego świata. U podstaw tej zanikającej epoki leżała reakcja indywiduum przeciw uniwersalizmowi średniowiecza. Wcześnie zapoczątkowany prąd, który następnie stał się koncepcją społeczną, zwycięstwo swe całkowite formalnie odniósł w Rewolucji Francuskiej, zaś refleks jego na życie gospodarcze stał się tonem, panującym w liberaliźmie ekonomicznym. Są to rzeczy znane, powielokroć omawiane. Dziś przeżywamy gwałtownie wzbierającą reakcję przciwko indywidualizmowi jako zasadzie koncepcji społecznej. Co zjawia się na jego miejsce? Najlapidarniej da się to określić słowem: tłum. Tak, wyłaniającą się koncepcję społeczeństwa w założeniu swem ma tłum z jego psychologją, sposobem, reagowania, metodą działania i t. d. Tłum oczywiście zorganizowany w pojęciu socjologicznem. Przez pewien czas zanosiło się na to, iż Tym tłumem, czy - jak kto woli - grupą, będzie wyłącznie klasa proletariacka. Twór ten jednak okazał się wysoce efemeryczny, i dziś możemy już przyjąć jako zasadę, że podstawą ruchów społecznych naszej doby stał się naród. Cóż się stanie jednak z jednostką w tem nowem ukształtowaniu społeczeństwa? Tu dochodzimy do sedna rzeczy. Świadomość jednostki musi ulec i - jak to widzimy - ulega daleko idącej przemianie w tym sensie, iż jednostka przestaje odczuwać jako mikrokosmos, przeciwstawiany reszcie bytu, lecz narzędziem jej odczuwania staje się grupa, lub inaczej -jednostka kształtuje swój stosunek do bytu po przez pryzmat życia grupy. Jest to przemiana olbrzymia. Znika przeciwstawność interesów jednostek. Sfera uczuć, wyrastająca na tem podłożu, jest tem, co możemy określić heroizmem. Stwarza się system wartościowania, w którym interes jednostki, a nawet to, co było uważane w epoce indywidualizmu za wartość najwyższą - życie zepchnięte zostało z piedestału na plan drugi. Stopień spontanicznego przyjęcia takiego systemu wartościowania świadczy o natężeniu heroizmu, upowszechnienie tego systemu w całem społeczeństwie, daje obraz heroicznego typu zbiorowości. Tak rozumiany heroizm staje się koncepcją społeczną. Różni się- on ogromnie od zasad, na których spoczywała cywilizacja europejska ostatnich stuleci, cywilizacja indywidualistyczna, a więc - hedonistyczna.
Jeśli zaczniemy szukać źródeł tych przemian duchowych, to pierwsza, narzucająca się uwadze przemiana będzie wynikała z prawa reakcji psychicznej na przesadną jednostronność pojmowania życia. Poczucie zupełnego wyodrębnienia się swej osobowości z świata otaczającego nie jest właściwe naturze ludzkiej. Ludzkość pojmować można raczej jako strumień energji biologicznej, płynącej w czasie, przyczem jednostki są punktami tego płynącego w przyszłość potoku. Jednorodność tego strumienia jest dostatecznie wielka, by zbyt wyraźne wyodrębnienie indywiduum nie było czemś sztucznem, sprzecznem z naturalnym biegiem rzeczy. A przecież cała cywilizacja epoki dogasającej spoczywała na fikcji wydzielonego, samoistnego, izolowanego indywiduum. System polityczny, a w wyższym stopniu gospodarczy, wychodził z generalnej przesłanki, będącej aksjomatem, jaką było izolowane, autonomiczne indywiduum. Wydaje się, iż dziś jeszcze nie doceniamy tego faktu. Każda grupa społeczna, klasa, naród, ludzkość, w pojęciu tem rozumiana była jako mechaniczna suma jednorodnych jednostek, jako zbiorowisko samorzutnie poruszających się atomów abstrakcyjność, oderwanie od historji, apodyktyczność tych doktryn, były już niejednokrotnie podkreślane. Wtłaczanie jednostki, społeczeństw, w ramy szablonów, zbudowanych na fikcji, musiało doprowadzić do reakcji. Wydawało się przez pewien czas, że koncepcja marxowska wyraża tę reakcję. W sferach intelektualistów powstał i rozwijał się t. zw. socjalizm estetyczny, który zresztą musiał dokonać żywota, wraz z całym marxizmem, gdy się okazało, że ten ostatni był jednak w gruncie rzeczy zbyt podobny w swych założeniach z klasycyzmem, by nie powstało podejrzenie że jest on jego duchowem dzieckiem. Widzimy wyraźny upadek fikcji, a dążność natury ludzkiej do odzyskania straconej równowagi wyraża się w tem, co określono wzrostem psychologji tłumu. Ruch ten jest żywiołowy. Przyspieszają go przemiany we wszystkich dziedzinach życia. Upadek kapitalizmu, rozkład gospodarstwa światowego, likwidacja politycznego systemu demo-liberalnego, - są wycinkami, wielkiego obrazu współczesności.
Niewątpliwie społeczeństwa europejskie średniowiecza-. były zbudowane na zasadzie bardziej harmonijnej, w wyższym stopniu dające możność zachowania równowagi natury ludzkiej w jakimś punkcie prostej, oznaczonej indywidualizmem z jednej i uniwersalizmem z drugiej strony. W wieku XIX wskazówka na manometrze była zbyt silnie przechylona w kierunku indywidualizmu. Obecnie widzimy jej szybki ruch w stronę przeciwną, zmierzający do uzyskania równowagi, przyczem ewentualność zbyt wielkich wahnięć w stronę przeciwną nie jest wykluczona.
Życie religijne średniowiecza było tym biegunem, noszącym charakter uniwersalistyczny, dzięki któremu społeczeństwa uzyskiwały wyższą równowagę duchową. Rozkład mitów religijnych stworzył pustkę, dzięki czemu Europa poprzez współdziałanie czynników pobocznych, a niemniej istotnych, do których w pierwszym rzędzie należał kapitalizm, a kapitalizm industrjalny w szczególności, skierowała się ku indywidualizmowi, od którego dziś się odwraca. Co jednak widzimy dziś na biegunie uniwersalistycznym? Otóż niema tam żadnej skończonej, abstrakcyjnej doktryny, któraby duchowym potrzebom ludzkości odpowiadała. Zaryzykować można nawet twierdzenie, że taka doktryna istnieć nie może. Naturze ludzkiej jest obcy tak czysty uniwersalizm, jak i indywidualizm. Najbardziej uniwersalistyczne założenia chrześcijanizmu średniowiecza dały wojny krzyżowe, a z braku tych, wojny religijne. Można to nazwać zasadą uniwersalizmu cząsteczkowego. Jednostka uzyskuje równowagę duchową, zespalającą się z jakimś systemem moralnym, lecz z warunkiem, że system ten jest w żywym antagonizmie do innego systemu. Potwierdzenie tego prawa widzimy dziś własnemi oczyma. Z ogólnoludzkich założeń, bo najbardziej kosmopolitycznych wychodzący socjalizm i komunizm traci swą silę atrakcyjną, natomiast rozwijają się na tle falującej epoki uniwersalizmy cząsteczkowe - żywe nacjonalizmy. Ludzkość, odwracając się od indywidualizmu, nie zdąża ku jego zaprzeczeniu, lecz udaje się do bram nacjonalizmów. Dla ludzi o usztywnionym umyśle fakty te nie mają właściwej wymowy. '
Gdy się czyta prace prawowiernych marxistów oraz ich drobnomieszczańskich satelitów, to podziw bierze, do jakich sztuk muszą się ubiegać biedacy, by wytłumaczyć fakty współczesnego życia. Prostym w zasadzie założeniom marxizmu muszą nadawać gwałtem zbyteczną elastyczność, by w formuły materjalizmu dziejowego wtłoczyć żywą treść dzisiejszego życia - czyli wykonywać zadanie, które bez sofistyki zrobić się nie da. Tłumaczenie zwycięstw nacjonalizmu we Włoszech, Niemczech, Chinach, Austrji, intrygami imperjalizmu, kapitalizmu i t. d. świadczy o zerwaniu związku uczuciowego z wielkim fragmentem rzeczywistości, i to fragmentem, decydującym o całości. Nacjonalizm, nowoczesne, konsekwentnie rozwinięte pojęcie narodu, skupia w sobie dążności duchowe epoki, usiłującej przywrócić zachwianą przez indywidualizm równowagę. W nacjonaliźmie wyraża się zwrot ku koncepcji społeczeństwa, wznoszącego się na zasadach heroizmu. Wznoszenie się fali nacjonalizmu w świecie naszej kultury jest zjawiskiem trwałem, zdeterminowanem przez siły dziejowe. Fakt ten rośnie nazewnątrz naszej woli i świadomości.
Tym prądom, zaznaczającym się w całym świecie, towarzyszy na naszym rodzimym gruncie czynnik, posiadający specyficznie polski charakter. Nowsze badania wykryły pewne trwałe dyspozycje psychiczne, różne u różnych narodów. Stwierdzono z niezbitą pewnością, iż nawet w badaniach przyrodniczych uczeni poszczególnych narodów, wbrew swej woli, wykazują swą odrębność narodowych charakterów. Inaczej np. będzie badał i opisywał jakieś zagadnienie geologiczne Anglik, Francuz, Niemiec lub Polak. Korzenie tego zjawiska z pewnością Leżą pod wiązaniami kultury, ekonomji itd. i niewątpliwie sięgają w podłoże biologiczno-psychiczne. Uogólniając stwierdzamy, iż trwałe odrębności narodowe, zaznaczające się w wielu dziedzinach, w nowoczesnych przeobrażeniach duchowych mają również swoje miejsce. Jako naród, należący do rasy słowiańskiej, posiadamy właściwości tej rasy w najczystszej postaci. Wiadomem jest, iż Czesi wchłonęli zbyt wiele żywiołów germańskich, by ich słowiańskość była zbyt wysokiej próby, to samo da się powiedzieć o Rosjanach, będących mieszańcami fińsko-ruskimi, co odbiło się wyraźnie w nie stałej równowadze psychicznej narodu rosyjskiego. Również Ukraińcy mają niemałą domieszkę krwi turkmeńskiej, dzięki pochłonięciu plemion Chazarów i Połowców, zamieszkujących w czasach średniowiecza ziemie dzisiejszej południowej Ukrainy. Wiadomem jest, iż właściwością Słowian, co nas dotyczy w szczególności, jest nawskroś uczuciowy stosunek do zjawisk bytu, w stopniu znacznie wyższym, niż u narodów innych. Ta bogata, barwna uczuciowość potęguje objawy fermentowania duchowego mas polskich. Jest to czynnik, który należy poważnie oceniać w jego roli dla wyłaniania się koncepcji heroicznej narodu. Ogromne zadania, jakie stawia historja przed Polską, postulują wydobycie z narodu polskiego olbrzymiej energji, szalonego zaparcia się i zdolności do potężnego trudu. Świadoma, skupiona w sobie stalowa wola, może się oprzeć pewnie w swych rachubach na heroiźmie ogarniającym cały naród, przekształcającym go w kruszący wszystkie przeszkody ładunek niewyczerpanej energji. Procesy, zachodzące poza naszą wolą, muszą być zespolone z świadomem dążeniem, a syntezą tego musi być stworzenie potężnej Polski Heroicznej Pracy.

4. Ustrój rozbudowy

Wyłanianie się z chaosu współczesności nowych form bytu społecznego stawia kwestje, związane z ustrojem gospodarczym, na porządku dziennym. Tematem tej pracy są zagadnienia gospodarcze. Wydzielenie ich jest sztuczne. Polityka, kultura, gospodarka są całością nierozerwalną. Traktując tylko o gospodarstwie, należy pamiętać o poczynionem wyżej zastrzeżeniu. Ponieważ ogólne założenia są natury antyindywidualistycznej, wobec tego jako właściwsze się wyda oparcie zasady ustroju gospodarczego na kolektywiźmie. Będzie więc to ustrój zdecydowanie różny od kapitalistycznego. Zazwyczaj mocą sugestji utożsamia się ten ustrój z gospodarstwem, zbudowanem na marxizmie, a więc na podłożu grupy proletarjackiej. Nic bardziej złudnego! Przyjmując, iż naród jest grupą o pozagospodarczym charakterze, łatwo da się wyciągnąć wniosek, że podział narodu na klasy ekonomiczne nie jest jakąś właściwością niezmienną. Mogą przy tem upierać się warstwy posiadające lub ajenci międzynarodówek, gdyż są zainteresowani, by inni w to wierzyli, inaczej bowiem znika racja ich własnego istnienia. Naród, bez zniszczenia jakiejkolwiek swej istotnej właściwości, może pozbyć się nawarstwienia klasowego i przyjąć ustrój wręcz przeciwny ustrojowi indywidualistycznemu, t.j. stworzyć, uspołecznione gospodarstwo planowe. Tworzenie takiego gospodarstwa nie jest jakimś monopolem międzynarodówek proletarjackich. We współczesnym kapitaliźmie upadają właśnie te kanony, które za największą świętość uważają II i III Międzynarodówkę. Nacjonalizm, rozwinięty do ostatecznych konsekwencyj, kwestję przebudowy gospodarczej rozwiązuje nierównie skuteczniej i lepiej, niż jakakolwiek międzynarodówka. Wkroczyliśmy w okres, w którym poddać rewizji musimy najbardziej zasadnicze pojęcia, dotychczas znajdujące się w obiegu. Musimy znacznie rozszerzyć pojęcie gospodarstwa. wogóle. Gospodarstwem staje się dla nas ogół środków i czynności, zdążających do osiągnięcia pewnych celów. Te cele, to grupa samoistnie istniejących potrzeb z grubsza dających się podzielić na potrzeby: 1. witalne, 2. kulturalno-moralne, 3. organizacyjne i polityczne. Całe gospodarstwo, rozumiane jako system środków, jest rozczłonkowane według tych celów. Rozróżnienie to jest nader istotne. Jednostka izolowana odczuwa najsilniej, a nawet jedynie tylko potrzeby witalne. Utrzymanie swego istnienia biologicznego, a więc zaspokojenie potrzeb wyżywienia, ubrania, ochrony od wpływów temperatury, wyczerpuje jej cele. Do osiągnięcia tych celów jednostka uruchamia rozporządzalne środki gospodarcze. Jeżeli z zasad, jakiemi kieruje się taka jednostka, stworzymy koncepcję ogólno-społeczną, to mamy obraz ubiegłej kapitalistycznej epoki. Lecz jeśli wyobrazimy sobie jednostkę, która niekoniecznie odczuwa tylko jak rozbitek Robinzon na samotnej wyspie, to mamy już otwartą drogę do zrozumienia innego typu społecznego. Jeśli jednostka silniej akcentuje cele moralne, lub polityczne, to tem samem w zespole środków, służących do osiągania tych celów, następują odpowiednie zmiany w dyspozycjach ich użycia. Cała organizacja społeczna, jej układ i tryb, jest funkcją natężenia poszczególnych grup i potrzeb. W ekonomice klasycznej gospodarstwo obejmowało prawie wyłącznie zespół środków, służących do zaspokojenia potrzeb witalnych. Stwierdziliśmy poprzednio zmianę, odbywającą się w umysłowości współczesnej, polegającej na odwrocie od indywidualizmu w dziedzinie duchowej. Tej zmianie muszą towarzyszyć głębokie przeobrażenia w strukturze gospodarczej, co przyczyniło się szczególnie do pogłębienia kryzysu światowego. Ważką konsekweneją tego stwierdzenia jest wniosek, iż nie istnieje jedna zasada gospodarstwa społecznego, lecz może być ich kilka. Nie może być tylko jeden typ gospodarstwa, realizującego jeden cel, lecz, z powodu wielości celów, wiele typów gospodarstw społecznych.
Jakież są zasadnicze rysy przyszłego polskiego gospodarstwa? Będzie ono najzupełniej różne; od typu gospodarstw, właściwych zachodniej Europie. Dla stępiałych w naśladownictwach górnych, światłych warstw narodu naszego, będzie to kłopot nielada. Bo też warunki nasze są najzupełniej odmienne. Musimy się zdobyć na trud myślenia samodzielnego i na odwagę wyciągnięcia śmiałych wniosków, które następnie będą realizowane. Trzy są fakty zasadnicze naszej rzeczywistości. Z jednaj strony straszliwe przeludnienie, wielki przyrost naturalny, i groza dalszego wzrostu ludności, której będzie brakło pracy i chleba, z drugiej - ogromne zacofanie gospodarcze, brak warsztatów pracy, maszyn, dróg, narzędzi, braki wynikające z zaniedbań całych stuleci. Nakoniec wreszcie fakt, że nie chcąc być dalej narodem nędzarzy i parjasów, lecz narodem silnym i tworzącym swoją własną, odrębną wysoką kulturę - możemy liczyć tylko na siebie, na silę naszych mięśni i mózgów. Wielkość tego przedsięwzięcia zatrważa. I niechybnie nie zdołalibyśmy natchnąć serc naszych tak wielką odwagą, gdybyśmy patrzeli na świat oczyma upadającego kapitalizmu...
Zadania tego dokonać będziemy tylko mogli przez wykorzystanie sil społeczeństwa, opartego na zasadach heroizmu. Los sam spycha narody ku tej koncepcji, której założenia - gdy staną się normą życia codziennego - pozwolą wydobyć z narodu olbrzymie energje. Obserwujmy przemiany w umysłach, starajmy się reakcje świadomie przyspieszyć, by dojrzały warunki do powstania Wielkiego Czynu, stworzenia potężnej Polski, o wielkich, różnorodnych środkach produkcyjnych, dzięki którym potrafimy usunąć nędzę naszych mas, a na tej podstawie wznieść imponujący gmach oryginalnej, bo ze spontanicznej, entuzjastycznej pracy narodu wykwitającej kultury.
Jesteśmy krajem wybitnie samowystarczalnym. Mamy doskonałe warunki dla tworzenia niezależnej bazy przemysłowej, któraby pokrywała zapotrzebowanie szeroko rozbudowanego rynku wewnętrznego. Metodą rozbudowy kraju będzie i musi być ustrój gospodarki planowej scentralizowanej. Tylko w takiej gospodarce jest możliwe przetopienie entuzjazmu i ofiarności narodu na wysoką akumulację w formie wzmożonego wytwarzania środków produkcji. Jest to punkt centralny rozbudowy kraju. We własnym zakresie musimy wytworzyć aparat produkcyjny, odpowiednio go rozplanować, rozmieścić w kraju, zabezpieczyć dlań dopływ surowców, pracy, rynków zbytu i t. d. Problem rozpada się na szereg etapów niezmiernie doniosłych. Pokrótce streszcza się on do przebudowy politycznej, ustrojowej, uspołecznienia wszystkich środków produkcji, psychologji społeczeństwa, jego potrzeb, zmontowania organizacji całego gospodarstwa, planowanie, oznaczanie celów, koordynowanie poszczególnych gałęzi i elementów gospodarstwa. Wielkość tego zadania przerasta wszystko, na co zdobył się dotychczas nasz naród w ciągu swych tysiącletnich dziejów. Tylko w pewnym niewielkim stopniu możemy korzystać z doświadczeń rosyjskich. Będziemy musieli zwalczyć własną słabość i Ięk przed nieznanem! Będziemy musieli iść zuchwale w przyszłość, stwarzając nowe drogi, po których dopiero pójdą inne narody!

Rozdział II Pod obuchem kryzysu
1. Upadek kapitalizmu

Optymizm urzędowych publicystów, rozwodzących się o dobrej formie naszego gospodarstwa, nie promieniuje zbyt daleko. Jeśli wywołuje uśmiech otuchy i radości z powodu tego, że "u nas jednak lepiej", to najwyżej chyba u autorów tych madrygałów oraz rzeszy tych, co muszą cmokać z nachwytu, gdyż należy to do ich obowiązków. Szerokie masy całem swem istnieniem odczuwają potworną klęskę, ogrom nędzy ich gniotącej. Już tylko słabo rozlegają się glosy tych, którzy mają nadzieję, iż przeżywany kryzys nie doprowadzi do gruntownego przeistoczenia zasad współczesnego życia społecznego. Przeważa zdecydowanie zdanie, iż kryzys jest niewątpliwie katastrofą nietylko ustroju kapitalistycznego, ale i całej struktury społecznej i kulturalnej, która go wyznacza. Wystarczy tylko spojrzeć na niektóre dane, odnoszące się do cyfr indeksowych produkcji. Przyjmując produkcję przemysłową roku 1928 jako 100, otrzymamy dla roku 1932 przeciętne miesięczne *1):

Produkcja światowa 66
Rosja Sow. 218 *2)
Francja 76
Kanada 75
Niemcy 61
St. Zjedn. A. P. 58
Polska 54 *3)

Wyraźnie widać straszliwy spadek naszej produkcji przemysłowej, znacznie większy, niż w jakimkolwiek innem państwie. Kryzys godzi w nasze państwo skuteczniej, niż w jakiekolwiek inne. Groźniejszem jest jednak, iż kierunek rozwojowy rozkładu kapitalizmu ma tendencje, dla naszego istnienia, o ile nie zdobędziemy się na najbardziej zdecydowaną przebudowę naszego życia narodowego, a tem samem i gospodarstwa, wysoce niepokojące. Trzeba stwierdzić odrazu, że upadek naszego gospodarstwa jest w mniejszym stopniu wynikiem perturbacyj w gospodarstwie światowem, lecz raczej skutkiem działania sił wewnętrznych. kryzys w Polsce stoi w luźnym związku z kryzysem światowym, jest od niego w znacznym stopniu niezależny, a straszliwe jego natężenie właśnie temu zawdzięczamy, iż przyczyny, nań się składające, znajdują się w kraju i nie są przez nas dostrzegane. Bowiem, gdy my przez teleskopy ekonomiczno-naukowe szukamy ich na firmamencie międzynarodowym, one tu, obok nas niespostrzegane i nie hamowane - prowadzą swą niszczącą działalność.
Niewątpliwie obraz gospodarstwa światowego, jaki rozwija się przed naszemi oczami, jest nader interesujący dzięki swej dramatyczności: Odbywają się olbrzymie przemiany w strukturze gospodarczej. Zaznacza się to w zmiennem partycypowaniu poszczególnych państw w globalnej produkcji światowej. Przemiany w tej dziedzinie są nader głębokie. Przyjmując produkcję światową jako 100, stwierdzimy poważne przesunięcia. Gdy w roku 1928 Stany Zjedn. miały udział w wytwórczości przemysłowej świata 41,1 to w roku 1932 już tylko 34,8. Dla innych państw te stosunki wynoszą: Niemcy 10,6 i 7,5, Francja 6,4 i 6,9; Japonja 2,2 i 2,7; Polska 0,7 i 0,5; Z. S. S, R. 4,2 i 11,3 *4). Stan gospodarczy świata, jaki wyłoni się z dzisiejszego chaosu, będzie zupełnie odmienny od tego, który oglądaliśmy przedtem. Stwierdzamy kolosalne zwichnięcie równowagi gospodarstwa światowego, jaką posiadało ono w wieku XIX i początkach XX. Podstawą rozwoju XIX wieku był kapitalizm, posługujący się wytwórczością maszynową i międzynarodowym podziałem pracy, prowadzącym do indywidualizacji gospodarczej poszczególnych krajów, dzięki czemu mógł się rozwinąć system olbrzymiego handlu międzynarodowego. Wyrażało się to w wolnym obrocie towarów, kapitałów i pracy pomiędzy poszczególnemi narodami.
Świat żył pod sugestją angielskiej myśli liberalnej (wyjąwszy Niemcy), co powodowało tendencje do specjalizowania się poszczególnych krajów w kierunku t.zw. "monokultur". W niektórych krajach, jak np. Egipcie, wywóz opierał się na jednym artykule, jakim była bawełna, obejmująca 82\% eksportu, lub Brazylia z kawą, wynoszącą 46%, Sjam z ryżem, obejmującym 77% eksportu. Obrót towarów, pracy i kapitałów dziś został zahamowany. Trzeba stwierdzić, iż grunt do tego był przygotowywany już oddawna, bo jeszcze w XIX wieku. Funkcją licznych przyczyn, działających w kierunku rozczłonkowania gospodarstwa światowego, stały się dążnością autarkiczne wszystkich prawie narodów. Będący tego wyrazem, protekcjonizm wystąpił nie nagle, lecz natężenie jego rosło dość szybko.
Istotny dla nas jednak jest dopiero sposób przejawiania się kryzysu w Polsce. Nie ulega kwestji, że okropne nasilanie kryzysu w sposób szczególny daje się u nas odczuć. Z pewnością rzec można, iż dłuższe trwanie kryzysu w tej formie, w jakiej on u nas się zaznacza, może doprowadzić do katastrofalnych dla narodu wyników. Zastanawiająca jest wprost lekkomyślność tych, którzy przypuszczają, iż stabilizacja stagnacji na obecnym po ziarnie może się stać czemś naturalnem, do czego możemy się przyzwyczaić a nawet się już szybko zaprawiamy. Jest to sport osobliwy. Stabilizacja na obecnym poziomie jest prawdopodobna i to na czas długi, zakładając, iż w tej stabilizacji, równoznacznej z bezruchem, z własnej woli trwać będziemy. Jednego zdaje się nie wzięto pod uwagę. Stabilizacja kryzysu na dłużej jest nie do zniesienia, gdyż doprowadzić musi do naderwania sił żywotnych narodu. Trzeba pamiętać, iż czasy prosperowania lat 1926-1929 były dla szerokich rzesz zawsze jednak żywotem mocno głodowym. Poziom spadł u nas w dobie kryzysu w stopniu silniejszym, niż gdzieindziej, i dlatego w obecnym stanie długo wytrzymać nie możemy. Musi on być uważany za przymusowe prowizorjum, lecz nie zbyt długotrwałe. "Taki stan rzeczy zbyt długo trwać nie może, jeżeli rasa nasza nie ma zwyrodnieć jak zwyrodniali Chińczycy, Hindusi i inne azjatyckie narody, - jeżeli chcemy rzeczywiście podnieść kulturę społeczeństwa i odegrać rolę wśród innych narodów" *5). Jak beznadziejne jest nasze położenie, wykazuje suche zestawienie cyfr: produkcja przemysłowa w stosunku do 1928 r. wyniosła u nas w 1933 roku 56, gdy w Anglji 91, w Niemczech: (co do których u nas panuje pogląd, iż są w gorszem od nas położeniu) 63, Francji 70 *6). Jednocześnie wskaźniki zatrudnienia w roku 1932 wynoszą dla końcowych miesięcy: w Anglji 95, Kanadzie 74 Niemczech 59, Polsce 57, Stanach Zjedn. 62, Włoszech 7 *7).
Wniosków optymistycznych stąd wyciągnąć nie podobno: Przez kryzys jesteśmy ugodzeni najsrożej, i to jednocześnie gdy jesteśmy najuboższym narodem Europy.
Według obliczeń Woytinski`ego dochód społeczny, obliczony , w markach niem. w latach maksymalnego dobrobytu 1927-1929 wynosił dla poszczególnych państw na jednego mieszkańca:

Stany Zjedn. A. P. 3 313 mk.
Anglja 1 580 -||-
Niemcy 1077 -||-
Jugosławja 343 -||-
Rumunja 403 -||-
Łotwa 409 -||-
Rosja 325 -||-
Polska 317 -||-

Zestawmy to z faktem większego niż w jakiemkolwiek państwie spadku globalnego dochodu społecznego, a rzeczywistość - i ewolucja naszego gospodarstwa zarysuje się nader wyraziście.:
W czasie, gdy dopiero wkraczaliśmy w podwoje przesilenia, . rzucone mądre hasło "przetrwania", które, jako duszne dla okresu przesilenia konjurkturalnego, najzupełniej jest bezprzedmiotowe w okresie załamywania się ustroju gospodarczego. Bezkrytycznie kopjujemy poczynania w walce z kryzysem społeczeństw i rządów europejskich. Nic bardziej złudnego! Ostrze kryzysu jest: skierowane przedewszystkiem przeciw potęgom industrjalnym. Gdy my naśladujemy ich zachowanie się, to analogja do prostodusznych żab, które na widok podkuwania koni, nagle zapragnęły być również podkutemi, narzuca się odrazu wyobraźni. Głębokie, socjalne znaczenie ma fakt, iż tragikomizm tej sytuacji nie, jest oczywisty dla opinji społecznej. Działają tu potężne sugestje, każące widzieć rzeczywistość najzupełniej urojoną. Słusznie mówi jeden z publicystów: "Cel to jest kurczenie się życia gospodarczego, jest w całej pełni zrealizowany" *8).
B. minister Klarner określa dochód społeczny Polski na 45\% w stosunku do roku 1928. Nawet według danych Min. Skarbu dochód społeczny spadł z 18 miljardów na 11 miljardów w roku 1933. Nie należy się łudzić pozorami względnie dobrego stanu naszego gospodarstwa, stałością waluty i wypłacalnością. Kraj ugina się pod potwornym uciskiem tej rzekomo dobrej formy. Ważniejsze jest, iż nie widzimy właściwie celów, któreby usprawiedliwiały sprawy, ponoszone dla utrzymania stałości waluty. Żadne sztuczki, w rodzaju pożyczek państwowych, istotniejszej zmiany w naszem położeniu nie sprawią. Nie mamy wzamian za ponoszone ofiarnie cierpienia miljonów żadnych prawie widoków poprawy. Jest bardzo wątpliwe, czy organizm Polski zniesie środki przeciwkryzysowe. Już dziś widocznem się staje, iż skrajna obrona stałości waluty prowadzi pośrednio właśnie do jej zagrożenia. Droga biernego przystosowywania do kryzysu nie może nas doprowadzić do niczego dobrego. ale równie błędne byłoby twierdzenie, iż przejście do postawy aktywnej możliwe jest w ramach istniejącego ustroju politycznego i gospodarczego. Problem ten sięga aż do fundamentów, na których spoczywa życie społeczne, i tylko od nich przebudowa może być uskuteczniona. Tylko rewolucyjna metoda przebudowy, sięgająca podstaw budowy społeczeństwa i narodu, może być skutecznie stosowana. Niema miejsca na jakieś półśrodki- "Łączenie jakichś nadziei z międzynarodowemi konferencjami gospodarczemi opóźnia tylko opracowanie własnego, samodzielnego planu" *9). Zaznacza się w międzyczasie ogromne kurczenie się konsumcji. W 1933 r. na głowę wypada u nas 270-290 zł dochodu. Jest to stopa niżej minimum życiowego. Jeśli się weźmie pod uwagę nierówność w podziale dochodu, która u nas jest szczególnie rażąca, to okaże się, iż najszersze masy narodu, zepchnięte na najniższy poziom, pędzą tryb życia, który ich sił żywotnych bynajmniej nie pokrzepią.
W ciągu dziesięciu lat od r. 1921 do 1931, przyrost naturalny wyniósł 18,2\% ludności, dając około 5 miljonów nowych obywateli państwu polskiemu. W roku 1925 jeden z ekonomistów polskich proponował 2-3 miljony naszych obywateli wywieźć do Rosji; na biegun, północny, dokądkolwiek, gdyż nie mamy możności ich wyżywić ani dać im pracy. Liczba ta do roku bieżącego oczywiście potrafiła znakomicie zmultyplikować się. Stosując się do przytoczonej rady, musielibyśmy chyba oba bieguny naszego starego globu, ku jego z pewnością zdumieniu, zaludnić rojnym tłumem Polaków, którzy, tam znajdą się chyba nie poto, by podziwiać groźne piękno zórz polarnych w bezkresne noce! Bezrobocie nasze nosi symptomatyczny charakter. W przemyśle i robotach publicznych mieliśmy w czasie najwyższej konjunktury, w listopadzie 1928 r., zatrudnionych 86o tys. robotników *10), w listopadzie 1933 r. już tylko 450 tysięcy. Spadek zatrudnienia jest poważny, lecz najważniejsza rzecz w tych cyfrach nie znajduje wyrazu. W ciągu tego pięciolecia ludność wzrosła o prawie 2,5 miljona, i w statystykach bezrobocia całkowicie nie mogła być uwzględniona. Idyliczne cyfry urzędowe zniekształcają całkowicie obraz rzeczywistości polskiej. Cyfry wyżej przytoczonego ekonomisty możnaby uzupełnić -zdaniem, iż czwarta część naszej ludności, jest już dziś poza nawiasem mechanizmu gospodarczego. Co czwarty Polak jest wyłączony z organizmu społecznego jako czynne ogniwo. Że jest to grupa, tkwiąca głęboko w innych dziedzinach życia, że nie uświadamia sobie ona swej zbyteczności, że jest związana rozlicznemi przyzwyczajeniami, temu tylko zawdzięczać należy ten imponujący spokój lub bydlęcą rezygnację. Buszująca u nas grupa krzykliwych "seksual-demokratów", miałaby przed laty 30 wspaniałe zadanie uświadomienia naszych ojców, by poniechali zbytków miłosnych, i w ten sposób uchronić błogi spokój rodzimego kołtuństwa przed perturbacjami i niepokojami, na jakie narazi je to mnogie, dziś jeszcze spokojne, łatwo w ryzach policyjnych trzymane młode pokolenie Polski niepodległej. Dziś wywiera nacisk, wyrażający się w tem, iż pomimo ogromnego spadku obrotów gospodarczych mamy w handlu o 150 000 więcej handlujących, niż w czasie "prosperity" przedwojennej. A i ta ludność przeważnie nie jest polska. Dla młodego polskiego pokolenia niema miejsca m Polsce. Dzięki sklerozie kartelowej indywidualna działalność wygląda na donkiszoterję. Ustrój naszego gospodarstwa nie dopuszcza nawet myśli o samodzielnej inicjatywie i zdecydowanej próbie wyjścia z impasu. Droga wyjścia tkwiąca tylko w gruntownem zburzeniu pozorami błyszczącej rudery naszej nędzy, brutalna w metodzie, zdolna je : przebudować wszystkie; dziedziny polskiego życia. Przyczem - jeśli już o to chodzi, by rzecz obrazowo przedstawić, nie należy sądzić, by w przeprowadzaniu programu miałyby być stosowane łagodniejsze środki; niż to miało miejsce w budowaniu współczesnej Rosji. Stwierdzenie tej prawdy uwolni młodą myśl polską od falangi postękujących miernot, strojnych w retoryczny radykalizm. Męskie patrzenie prawdzie w. oczy, świadomość, iż Nowa Potężna Polska tylko w mękach może być zrodzona; gdyż zbyt wiele spodlonej małości, tchórzostwa grubemi pokładami przygniata to, co w polskości najszerzej pojętej, jest wielkie i piękne - postuluje od współczesnych znamion wielkości moralnej. O to jednak najtrudniej. Więc też nadające ton miernoty sformułowały swój program w dwóch płaszczyznach: niech przyjdzie kapitał międzynarodowy i zrobi, by było Polakom dobrze pod względem materjalnym (co też się stało, gdyż jesteśmy kolonją kapitałów obcych), lub - gdy to zawiodło; ograniczmy nasz przyrost naturalny, dokonajmy częściowego samobójstwa narodu, w cela dostosowania się do istniejącej ilości talerzy smakowitej zupy. Przecież to jest takie łatwe! Znacznie łatwiejsze, niż głowić się nad sposobem zwiększenia ilości zupy!

2. Kryzys Polski jako wynik naszego rozwoju dziejowego.

Beznadziejność w położeniu naszego gospodarstwa narodowego, wyżej scharakteryzowana, nabiera kolorytu groźnego, gdy rzuci się myśl w przyszłość, gdy usiłuje się z rzeczywistości dnia dzisiejszego odczytać choć w pewnym tylko stopniu zagadkowe jutro. Trzeba pamiętać ciągle, iż czynniki, które doprowadziły swem działaniem nasz stan gospodarczy i społeczny do sytuacji obecnej, nie przerwały swego działania, lecz w dalszym ciągu niezmiennie pracują w tym samym kierunku, stawiając nas z dnia na dzień wobec faktów dokonanych. Podzielmy siły; działające we współczesnej nam rzeczywistości gospodarczo-politycznej, na grupy działające w gospodarstwie światowem, a więc poza nami, w nikłym stopniu od nas zależne, i siły, które kształtują naszą polską rzeczywistość, na którą wpływ posiadamy. Załóżmy metodę abstrakcji, iż siły, wyrastające z naszego podłoża przestały działać, przez co rzeczywistość nasza ,pod działaniem tych sił już nie zmienia się - zachowując obecne liczby i stosunki. Umożliwi to nam swobodne rozpatrywanie przemian, jakie wywołać muszą w naszem gospodarstwie czynniki zewnętrzne, t. j. gospodarstwa światowego. W gospodarstwie światowem ewolucja może wyrazić się w trzech możliwych warjantach: 1) powrót do pomyślności przedkryzysowej, 2) stabilizacja obecnej stagnacji i 3) dalsze pogarszanie się gospodarczego stanu ku granicom powszechnej katastrofy.
Pierwsza ewentualność, najmniej prawdopodobna, zakładająca zdecydowany powrót do prosperity roku 1928 w całem gospodarstwie światowem, nie sprawi bynajmniej nam ulgi, jakiej zbiedzone masy się spodziewają. Do pracy powróci 300-400 tysięcy ludzi. A co się zrobi z miljonami, które w międzyczasie dorosły, żądając pracy i chleba? Tylko leżące na dnie nędzy obecnej lata 1927-1929 wydawać się mogą promiennemi aureolami dobrobytu i dosytu. Już wtenczas wieś nasza była straszliwie przeludniona, a stan ten do dziś spotęgował się niesłychanie. Wyjściem z sytuacji byłaby tylko jedynie rozbudowa aparatury wytwórczej kraju. Środki ku temu mogą pochodzić kapitalizacji wewnętrznej lub pożyczek zagranicznych. W latach przedkryzysowych, latach dobrobytu i optymizmu, nasza zdolność kapitalizacyjna w dziale oszczędności z trudem przekroczyła 1 miljard zł oszczędności, dopiero w roku 1930. gdy Niemcy osiągnęli w tym czasie 22 miljardy, Włochy 12, Francja 13;. Anglja 18, Stany Zjedn. 42, ",maleńka" Belgja 2, Austrja nawet 1,2! W latach od 1927 r. do grudnia 1932 nasze oszczędności wzrosły o 830 miljonów zł, gdy w tym samym czasie w Belgji o 1,4 miljarda, Anglji 3, Francji 11, Niemczech 10,5, Starach Zjedn. 17,3, Szwajcarji 2, Włoszech 4 miljardy zł *11).
Jak śmiesznie brzmią triumfy o wzroście naszej zdolności kapitalizacyjnej! Wzrost kapitału krajowego w innych dziedzinach również nie był taki, by można było coś roić w różowych kolorkach. Struktura naszego gospodarstwa w dziedzinie; kapitalizacji, i nietylko w niej, jest najzupełniej różna od struktury gospodarstw innych narodów. Stosowanie środków polityki gospodarczej, praktykowane gdzieindziej, wydać musi u nas niespodziewane, a konfuzję sprawiające owoce. Dla naszego gospodarstwa kryzys światowy przyszedł w sam czas. Chwalebna skądinąd dążność do rozwoju naszego gospodarstwa, z powodu nikłych środków powstających w procesie kapitalizacji wewnętrznej, jak to zilustrowano wyżej, drogi realizacji upatrzyła w zaciąganiu pożyczek zagranicznych. Przypomnijmy czasy tej pożyczkomanji, której niechlubne skutki dziś odczuwamy. Pożyczał każdy, kto tylko mógł, gdzie tylko mógł, na warunkach, jakie tylko stawiano. Wywołajmy przed oczy nasze nastroje społeczeństwa, które wyznawało religję pożyczek zagranicznych. Przypomnieć warto jakieś wielkie wydawnictwo, zatytułowane biblijnie: "Pukajcie, a będzie wam otworzone", z obrazami mężów kierujących jakiegoś z banczków zagranicznych, ich kucharek, woźnych, z mistycznym tonem całości pisma" które propagowało i dawało rady, jak te pożyczki wyżebrywać należy. W pogoni za pożyczkami wyprzedaliśmy i zastawiliśmy wszystko prawie, co mogło ten ubóstwiany kapitał zagraniczny interesować. Przykładowo przytoczyć trzeba fakt, iż kapitał zagraniczny opanował przemysł ciężki w 90\%. Pozorna pomyślność naszych lat przedkryzysowych była wynikiem wysprzedawania majątku narodowego w obce ręce, podczas gdy dziś już nie wiele mamy do sprzedania, Przy obecnej zaś strukturze społecznej niema mowy o kapitalizacji wewnętrznej. A pamiętajmy, iż proporcje naszego gospodarstwa w ciągu pięciu lat pogorszyły się w stopniu wybitnym. Z tej strony poprawy nie możemy się spodziewać, chociaż była to alternatywa optymalna.
Mało pociągająca jest druga ewentualność, zakładająca stabiIizację istniejącej stagnacji. Jest ona wysoce prawdopodobna. Dziś gonimy już resztkami. W roku 1928 do eksportu naszego cukru, żelaza, węgla i nafty dopłaciliśmy 600 miljonów zł. W następnych latach dopłaciliśmy 800 miljonów, dziś wobec skurczenia się naszego wywozu o 2/3, dopłacamy według obliczeń b. ministra G. Czechowicza 400miljonów zł *12).
Zdajemy sobie sprawę, że w obecnym stanie, nawet gdyby on się nie zmieniał, długo wytrwać nie możemy. "Nie może stać się naczelnym postulatem polityki gospodarczej stabilizacja dzisiejszej biedy" *13).
Najprawdopodobniejszy jednak jest warjant trzeci, według którego perturbacje w gospodarstwie światowem będą nadal następowały, pogłębiając kryzys światowy. W naszych oczach odbywa się akt dramatu dziejowego, w którym rozkładają się dotychczasowe formy bytowania ludzkiego w polityce, kulturze i gospodarstwie. Każda z tych dziedzin - to olbrzymia sfera faktów, czynów, zawodów i cierpień. Formy przyszłego oblicza świata zaczynają się tylko z grubsza wyjawiać. Narazie widzimy tylko początek katastrofy. Upada indywidualizm w polityce, moralności i gospodarstwie, powoli wyłania się jego następca, uniwersalizm cząsteczkowy - nacjonalizm, stawający dźwignią pomocną w formowaniu nowego świata. Fala nacjonalizmów, wzbierająca gwałtownie, jest oznacznikiem nowej epoki, w którą wkracza ludzkość. Nacjonalizm jest tą siłą motoryczną, która bezwładne części mechanizmu upadającego w naszych oczach świata, włączy w nową całość i puści w gwałtowny ruch na nowych torach. Nacjonalizm jest tym ognistym rumakiem, który wyciągnie z zastarzałego błota wóz naszego życia narodowego. Jest to jedyna okazja dziejowa, nie powtarzająca się. Nie wolno nam zwlekać, gdyż może być zapóźno! Decentralizacja przemysłu, upadek międzynarodowego systemu podziału pracy, zanik handlu, ruchu kapitału i pracy, oto są warunki przemian. Nie doszły one jeszcze do punktu, w którym możnaby powiedzieć, iż stanie się zwrotnym w nową fazę. W tej sytuacji położenie nasze staje się straszne. Pod jednym wszakże warunkiem: gdy będziemy tkwić w obrębie upadającego świata. W głębi duszy wyczuwamy, stanowczy imperatyw, każący nam bezlitośnie zerwać związki z współczesnością jęków i narzekań, bo świadomą swego zamierania, i zuchwale spożytkować te nowe władze ducha, jakie w cieniu wnętrz naszych dojrzewają. Oczyma duszy widzimy bezkresne przestrzenie rozwoju, jakie los otwiera przed nami, przestrzenie wszakże umiejscowione w bezwymiarowej przyszłości, którą zmierzyć i obliczyć możemy tylko, miarą siły moralnej, w których jedynym środkiem technicznym działania jest duch męstwa. Bezmierne szczęście zapoczątkowania tych zadań olbrzymich, należy już do młodego pokolenia, mającego kroczyć w porywający blask, odeń się rozpoczynającej Trzeciej Rzeczypospolitej.
Dotychczasowe rozważania przy założeniu, iż czynniki wewnątrz kraju zostały w danym momencie unieruchomione, jako noszące charakter statyczny, nie oddawały obrazu rzeczywistości.
Gdy puścimy w ruch cały mechanizm życia, zobaczymy, iż w tych warunkach stan gospodarstwa naszego ulegać będzie dalszym zmianom, pogarszając się ciągle. I tu dopiero zderzamy się ze sferą faktów, które można zamknąć w pojęciu kryzysu a raczej załamania prężności dziejowej Polski. Tak, wkraczamy w najgroźniejszą fazę kryzysu Polski, fazę organicznie związaną z ubiegłymi etapami kryzysowemi, źródle swe mającemi jeszcze w wieku XVII. Od wieku XVII życie Narodu Polskiego trwa w nieustannym kryzysie. Fazy tego załamania prężności dziejowej narodu, to: epoka saska, rozbiory, nieudane powstania, absencja w wyścigu kapitalistycznym, nędza powodująca migrację zamorską trzeciej części masy narodowej, straszliwy ogrom niestosunków aktualnej rzeczywistości, gwałtownie pogłębiających się. To przewlekłe załamanie prężności dziejowej trzyma w swych kleszczach wszystkie; dziedziny życia narodowego. Duch narodu, poprzez działalność kulturalną stwarzający postawy wobec świata Polaków, polityka, gospodarstwo - wszystko pod znakiem niekończącej się depresji. Powszechność przestrzenna załamania prężności dziejowej narodu (wszystkie przejawy aktualnej polskiej rzeczywistości, aż do najdalszych atomów, są dotknięte chorobą dziejową) i ogromna jej przestrzenność czasowa, trwająca około 10 pokoleń, powoduje, iż jest ono jak powietrze nas otaczające, prawie niedostrzegalne. Ogarniano tylko niektóre fragmenty, bez próby szerokiego uogólnienia. W strukturze naszego gospodarstwa niema mowy o jakiejś równowadze. Czynnik demograficzny odgrywa u nas olbrzymią rolę. Dowiedziono już poprzednio, iż stan istniejący jest nie do zniesienia, cóż kiedy wzrost ludności o pół miljona głów rocznie stan ten pogarsza. Konieczne antidotum na przyrost naturalny - spotęgowana kapitalizacja, nie istnieje. Warunki jej są: oszczędność, rentowność, kapitalizacja przymusowa, pożyczki zagraniczne. O oszczędności i pożyczkach zagranicznych była już mowa. O rentowności, jako źródle kapitalizacji, możnaby chyba słyszeć jak o dobrym dowcipie, a kapitalizacja przymusowa prawie, że nie istnieje z tych samych powodów. Są to rzeczy powszechnie znane. Nasze budżety publiczne są wybitnie konsumcyjnej natury. Uogólniając, stwierdzić należy, że nasze gospodarstwo w obecnej strukturze nie jest zdolne do kapitalizacji o większej praktycznej doniosłości. Tkwi ta niezdolnść głęboko w naszem życiu. Jest ona funkcją załamania dziejowego narodu. Tu sztuczki organizacyjne nie pomogą, Przeciwnie, nasze społeczeństwo ma zdolność przejadania substancji majątkowej, przez co dysproporcja między ludnością zdolną do pracy, a środkami produkcji, stojącemi do dyspozycji, pogłębia się zastraszająco. Dzielnie pogłębia tę dysproporcję stan organizacji gospodarczej. Skleroza kartelowa usztywniła, pozbawiła żywotności najważniejsze gałęzie życia gospodarczego kraju, przez co całe gospodarstwo ukształtowało się w dziwaczny sposób. Kraj napół dopiero kapitalistyczny jakim jest Polska, przybrał organizację krajów najwyżej ukształconych. przez kapitalizm, albo nawet ich prześcignął. Czasem uzasadniona dla Niemiec wzgl. Stanów Zjedn. organ. kartelowa, wobec nasycenia wszystkich dziedzin inwestycjami, w Polsce wyraziła się w formach śmiesznie potwornych. Tej plagi zwalczyć się nie da. Niszczące działanie jej na całość gospodarstwa jest zapewnione. Drenowanie życia gospodarczego z kapitałów dzięki monopolom, prowadzi do błędnych inwestycyj, nie związanych z istotnym planem rozbudowy gospodarstwa narodowego wobec braku hierarchji celów i umiejętnego operowania środkami służącemi do -ich osiągnięcia. Stąd zrozumiałem jest, . iż rozwiązanie problemów gospodarczych Polski leży na linji rozwoju produkcji, czyli poczynienia odpowiednio wielkich inwestycyj. Zestawiwszy te czynniki widzimy, iż ich działanie zdąża wyraźnie ku pogłębianiu istniejącego przesilenia, ku dalszej ruinie naszego życia gospodarczego, ku coraz większej nędzy najszerszych mas.
W roku 1941 będziemy mieli według zdania wielu ekonomistów - 37 milj. ludności. Pewnem jest, iż nowych warsztatów pracy dzięki brakowi źródeł kapitalizacji nie wytworzymy. Wątpliwem jest, czy potrafimy wykorzystać w danych warunkach nawet to, co mamy. Zmiany w nasileniu kryzysu światowego zdecydowanej poprawy dla nas nie mogą przynieść. Ponure barwy przyszłości każą nam zwrócić oczy tam, gdzie tkwi nasze piekło nędzy, ale i zadatki zbawienia, ku naszej rzeczywistości. W niej musimy szukać sił dla tejże rzeczywistości przemiany.

3. Groza przyszłości

Nieustannie pracujące czynniki nad pogłębianiem niestosunków w naszem gospodarstwie doprowadzić mogą do tragicznych dla naszego bytu państwowego i narodowego skutków. Jeśli założymy, iż gospodarowanie jest operowaniem posiadanemi środkami w celu osiągnięcia pewnych z góry danych celów, to okaże się, że ilość tych środków jest tak nikła, ich dystrybucja tak dalece wadliwa, że cele dla narodu bardzo żywotne często nie mogą być osiągnięte. Najszersze masy naszej ludności żyją dziś w głębokiej nędzy, i głodzie. Podrywa to ich stan fizyczny i moralny. Widoki na przyszłość są najbardziej niepokojące. Spokój, i cierpliwość, z jaką znoszą masy dolegliwości kryzysu, mogą łatwo przeistoczyć się w trwałą apatję, która wprawdzie miłem okiem może być widziana przez władze bezpieczeństwa, ale która dla istnienia narodu niebezpieczniejszą może być niż największe zaburzenia, niż nawet wojna domowa. Chyba nie potrzebujemy szukać daleko odstraszających przykładów. Z niemałym np, zadowoleniem konstatowali zaborcy w XVIII w., wkraczając na nasze ziemie, filozoficzną pogodę ducha najszerszych mas narodu polskiego, z niezmąconym spokojem przyglądającego się upadkowi własnej państwowości. Spóźnione porywy garstki bohaterów, odbywały się na tle mas nieporuszonych ani o trochę. Za mało krwi wypłynęło z żył ofiarnej garstki, by palącą hańbę rozbiorów spłókać. Z historji mamy przykłady licznych i dzielnych w pewnych okresach narodów, które następnie wpadły w apatję i bezwład, stając się łupem nielicznych czasem najeźdźców, stojących pod każdym innym względem niżej. Niezaspokojenie potrzeb witalnych szerokich rzesz może łatwo doprowadzić do stanu wyżej scharakteryzowanego, gdy wyładowanie się naturalnego instynktu samoobrony będzie zahamowane.
Z tem w parze kroczy zanik potrzeb moralnych i rozkład dążności politycznych, właściwych każdej jednostce. Państwo, wznoszące się na jednostkach, dotkniętych atrofją instynktów politycznych, nie jest budową zbyt mocną. W warunkach naszych prowadzić to może wprost do zguby. Nasza wschodnia i zachodnia ściana oddziela nas od zbiorników kipiącej energji politycznej, szybko wzbierającej na sile. O ile szybkość przyrostu naszych sił nie będzie równie wielka, a nawet większa, gdyż mamy olbrzymie zaległości do odrobienia, to stosunek będzie zmieniał się coraz bardziej na naszą niekorzyść, a uwieńczyć go może likwidacja naszej niepodległości. Z całą powagą oceniając położenie, widać, że od lat ten stosunek dla nas stale się pogarsza, i o ile nie zajdzie raptowna zmiana, sięgająca do fundamentów naszego, wewnętrznego układu, można wróżyć rzeczy najgorsze. Na wschodzie kosztem ogromnych ofiar i cierpień wyrasta olbrzymia potęga polityczno-gospodarcza, która jak chmura gradowa zacznie wkrótce rzucać cień złowieszczy na nasze bytowanie, na zachodzie Niemcy, obezwładnione przez skutki wojny i kryzys, szybko odbudowują swe siły. Ponieważ aparat techniczno-wytwórczy Niemiec jest samą doskonałością, słusznem jest przeto, iż droga ich odbudowy musi być upatrywana raczej w polityce, a więc w reorganizacji, niż na drodze przebudowy gospodarczej, jaką kroczy Rosja Sowietów.
Z dotychczasowych rozważań wynika, iż dla Polski, staczającej się mocą sił wewnętrznych ku groźnym niebezpieczeństwom, wyjściem może być tylko zdecydowany ruch celem opanowania chaosu i wkroczenie na drogę rozbudowy swego gospodarstwa, które stanie się bazą dla rozwoju sił kulturalnych i politycznych narodu. Dążność ta musi być realizowana w oderwaniu od gospodarstwa światowego, a więc środkami, jakie stoją do dyspozycji wewnątrz kraju. Będzie to więc polityka samowystarczalności. Nie wolno żywić nadziei w. obcą pomoc. Gmach nowej Polski musi być wzniesiony własnemi rękoma! Realizacja tego celu odbyć się tylko może kosztem olbrzymiego trudu i heroicznych ofiar. Warunkiem tego znów będzie odpowiedni poziom moralny narodu, uzdolniający do wytężonego życia, wyzwalającego wielkie namiętności zbiorowe. Punkt zaczepienia tkwi właśnie w tych potężnych namiętnościach rozhukanych instynktów zbiorowości. Ku nim mocą wewnętrznej logiki dąży rozwój stosunków naszej cywilizacji. Członami je j- to żywotne nacjonalizmy, płomieniem entuzjazmu spajające jednostki w monolityczne bloki wybuchowej energji ludzkiej. Uważnie przypatrując się naszej rzeczywistości, widzimy coś wręcz odmiennego. Jak dotychczas, nasz rozwój jest zaprzeczeniem zaznaczonej wyżej ewolucji. Nie można się oprzeć wrażeniu, iż działa w naszej historji jakaś ukryta ciemna siła, uparcie odchylająca rozwój czynników życia duchowego narodu z torów, któremi posuwanie ich mogłoby pokryć się z zaznaczonemi ogólnemi przemianami w świecie. W odniesieniu do tej tajemniczej siły, da się tylko powiedzieć, iż jest chyba kierowana przez genjalne inteligencje, które środkami ogromnie prostemi potrafiły wyniszczyć energie narodu.
W każdym wypadku wykrycie sił, sprawiających te skutki, oraz ich dokładne poznanie jest warunkiem stworzenia planu strategicznego zwycięskiej wojny o przyszłość narodu.

Rozdział III Romantyka wielkości
1. Idea narodu na tle polityki i gospodarstwa

Jeśli poniechamy rozumienia gospodarstwa na modłę szkoły klasycznej jako zespołu środków, służących do zaspokojenia potrzeb witalnych (t. j. jedzenia, okrycia, mieszkania), to gospodarstwo przedstawi się nam jako ogół środków i czynności, mających za zadanie osiąganie pewnych celów, danych z góry. W życiu społecznem, gdzie jednostka przestaje odczuwać jako, zagubiony w świecie i osamotniony Robinson, cele te rozczłonkowują się na cele witalne, kulturalno-moralne, organizacyjno-polityczne. Jest to szeroki, uniwersalistyczny pogląd na istotę gospodarstwa, zakotwiczony w światopoglądzie superindywidualnym, dający wspaniałą perspektywę patrzenia na zachodzące w świecie przemiany. Z pewnemi odchyleniami da się on stosować również w odniesieniu do gospodarstwa narodowego. Przejdźmy jednak do stosunków polskich. Stwierdzić należy, iż panujący u nas jak i wszędzie zresztą - światopogląd indywidualistyczny nie pozwala na jasne postawienie kwestji, jak należy rozczłonkować ogól środków i czynności, wchodzących w zakres takiej całości, jaką jest gospodarstwo narodowe lub społeczne, by pomiędzy celami, wyżej podanemi, istniała harmonja. Syntezy nie sworzono. Lecz przyszedł rozkład idej, na których wspiera się nasz świat. Doszły do głosu irracjonalne skłonności natury ludzkiej, skłonność do ponadindywidualnego ujmowania życia, co wyraziło się w tem, iż cele polityczne, wybitnie pozaindywidualne, których istnienie wiele lat przeoczano, nabrały rumieńców życia, zaczęły ściągać ku sobie środki, które służyły do realizacji tych celów. Odżycie celów politycznych, zbiegło się z rozkładem gospodarstwa, co znakomicie pogłębiło kryzys, jeśli się zważy, iż gospodarstwo mocą swej struktury było jednostronnie zorjentowane na potrzeby witalne. Nie można się zgodzić ze zdaniem niektórych teoretyków drobnomieszczaństwa, iż powrót do równowagi będzie się odbywał po przez likwidację nadmiernie rozwiniętych organów państwowych.. R. Dmowski, dając wyraz swym poglądom na tę kwestję, ocenia przerost państwa w życiu współczesnem jako zjawisko całkiem mechaniczne, mechanicznie też dające się zlikwidować. Niewątpliwie dojście do głosu celów i dążności politycznych na tle panującej hedonistycznej koncepcji życia wyraziło się w formach dziwacznych, tem niemniej jest to kierunek przemian trwały, bo w duszy zbiorowej zakotwiczony. Przejawem zdrowym stanie się dopiero wtenczas, gdy życie społeczne przebudowane zostanie na zasadach uniwersalistycznych, całkowicie reprezentujących cele i dążności polityczne natury ludzkiej. To nowe uszeregowanie idej życiowych wyraziło się u nas - jak i prawie wszędzie w idei wielkości narodu. Jest to jednak coś odmiennego od starego nacjonalizmu. Nasza rzeczywistość gospodarcza, uniwersalistycznie pojmowana, posiada tak olbrzymie braki, iż pierwszym i jedynym postulatem, o rosnącem szybko natężeniu, staje się pragnienie wyjścia z impasu, gwałtownego rozbudowania systemu środków, któremi będą realizowane cele usyntetyzowane romantyką wielkości. Ten postulat .radykalnej przemiany naszej rzeczywistości nie byłby tak zdecydowany, gdyby zilustrowanym przemianom nie towarzyszyły okoliczności, umożliwiające jego realizację. W gruzy padają systemy filozoficzne, społeczne, socjalne, które takiemu uszeregowaniu celów życiowych się przeciwstawiały. Siły, któreby mogły przeciwstawić się dążeniom naszego narodu do rozbudowy jego bazy gospodarczej, kolosy industrjalne, leżą obezwładnione kryzysem gospodarczym.
Życie gospodarcze nie da się wyobrazić w oderwaniu, od innych dziedzin bytowania społecznego. Jeśli jednak było inaczej, to był to wpływ szkoły klasycznej ekonomji, na której wyrósł kapitalizm, i jego następca, socjalizm.
Jak już poprzednio wzmiankowano, cała koncepcja liberalnego ustroju gospodarczego opierała się na fikcji, jaką byt człowiek, izolowany z jego potrzebami, odruchami i dążeniami. Taki człowiek, rozpatrywany w samotni, czy na puszczy, miał grupę potrzeb wybitnie materjalnego charakteru, sprowadzający się do konieczności utrzymania się biologicznego. W zakresie tych potrzeb znajdowały się również i potrzeby seksualne. Jeśli założyło się, iż człowiek tylko te potrzeby odczuwa, i jeśli na tem podłożu budowano konstrukcję, według której miało być wzniesione społeczeństwo, to nietrudno wyobrazić sobie, jaki ono mogło nosić charakter. Jakiś mędrzec miał rzec, iż głód i miłość rządzą światem. Dla ustroju, opartego na powyższych założeniach, ta maksyma jest zupełnie na miejscu. Stąd nie jest dziwnem, iż większości ekonomistów szkoły klasycznej i u wszystkich marxistów zjawiska gospodarcze uważane były za przyczynę, wyznaczającą wszystkie przejawy życia społecznego ze stanowiska monizmu materjalistycznego. Przy takiem ujęciu niema miejsca na transcedentalizm, niema możności wyładowania się dla instynktów ponad-indywidualistycznych. Stwierdzić należy, iż dla człowieka, żyjącego w społeczeństwie, zaspokojenie potrzeb witalnych bynajmniej nie jest wyczerpaniem wszystkich jego potrzeb. Wprost przeciwnie. Z chwilą zadowolenia swych potrzeb fizycznych w mniejszym czy w większym stopniu, występuje grupa potrzeb kulturalnych, a jeszcze silniej grupa potrzeb politycznych. Pod potrzebami politycznemi rozumieć można trwałą skłonność natury ludzkiej włączenia swej istności w jakąś grupę społeczną, poddanie się namiętnościom tę grupę ożywiającym, i, co charakterystyczne, podporządkowanie swego działania impulsom panującym w danej grupie, nienawidzenie jej w-rogów oraz gotowość do walki. I tu dotykamy tragicznego problemu pacyfizmu i humanitaryzmu. Czyż nie tchnie melodramatem niedawna wojna światowa? Czyż nie wtrącał w zadumę i zwątpienie każdego myślącego człowieka widok omal nie humorystyczny wyklinania powszechnego na wieki wojny? Przecie tu przed wojną światową druga międzynarodówka buńczucznie obwieszczała światu, iż do wojny nie dopuści, ślubowali na to socjaliści niemieccy i francuscy, by następnie walczyć ze sobą z podziwu godną zaciekłością na polach bitwy. W jednej z głośnych powieści niemieckich widzimy, jak przywódca socjalistycznych związków robotniczych, inteligentny robotnik, przekonany, iż wojna jest intrygą obmierzłych burżujów i imperjalistów, z chwilą wybuchu wojny zmienia swe zdanie, najzupełniej szczerze tłumacząc swój zapał wojenny tem, iż bić Francuzów trzeba i należy, gdyż oni... zabili Jauresa, a jego śmierć, jako krzywdę socjalizmu, na Francuzach godzi się pomścić.
Indywidualizm racjonalistyczny, mając oparcie dla swych spekulacyj w subjektywnie stwierdzanem uczuciu przyjemności lub przykrości, zostawia poza nawiasem ogromną dziedzinę życia duchowego człowieka. Człowiek jest w równym stopniu hedonistą, jak i świętym, bohaterem, zdobywcą. Ostatnie kategorje są wybitnie irracjonalne, stąd do spekulacyj racjonalistycznych się nie nadają. W ciągu dziejów widzimy, jak poszczególne ustroje opierały się i wykwitały z tej lub innej kategorji duchowej człowieka. Ustrój stosunków społecznych przyjąwszy jedną z tych przesłanek, rozwijał ją, uwypuklał, spychając inne wgłąb, skąd tylko czasami w sporadycznych wypadkach wydobywały się na wierzch. Otóż indywidualizm o charakterze hedonistycznym, datujący się od renesansu, wysuwając się na czoło, spychał inne kategorje duchowe wgłąb. Kazał nam o nich zapomnieć, przestać wierzyć w ich istnienie. Przecież wieki XIX i XX były tak dufne w- trwałość tych przesłanek, że wszystkie inne określały jako przeżytki minionego barbarzyństwa. I nawet ciągle wybuchające wojny, to w tym, to w innym punkcie globu, tłumaczono ciemnemi intrygami, niecnemi szacherkami burżuazji, imperjalizmu i t. d. Wojna światowa, tak straszliwie krwawa, kazała się zastanowić, czy było możliwe, aby tak małe i niskie przyczyny, za jakie uchodzić muszą szacherki kapitału, imperjalistów, fabrykantów broni, - mogą wywołać tak olbrzymie skutki. Czy może wogóle mała przyczyna sprawić przerastający ją nieskończenie co do wielkości skutek?
Wyciągnięcie w podświadomości pogrążonego ducha pełnego człowieka - oto jest zadanie. Na tym pełnym człowieku, który znacznie mniej będzie hedonistą, a o wiele więcej ascetą i bohaterem, musimy oprzeć budowę nowego społeczeństwa. Jak dotychczas ramy, które tego człowieka mogą objąć, nie dały się rozszerzyć poza granice zakreślone przez naród. Grupy społeczne o ramach szerszych niż naród doprowadzały z zasady do żenującej w skutkach konfuzji. Wszystkie koncepcje uniwersalistyczne mają to do siebie, iż pragnąc pogodzić ludzi w łonie wszechobejmującej zbiorowości, którą był kolejno kościół, ludzkość, demokracja, zazwyczaj kończyły się obfitym upustem krwi, bezmiarem cierpień i nieszczęść. Jakby naprzekór hasłom o braterstwie, miłości bliźniego, ci bliźni, nie przestając szczerze powtarzać swego creda, chwytali się za czuby, urządzając z zasady takie bicie, że świat trząsł się w posadach. Powtarzając pryncypja, nie zmienimy faktów. I właśnie dziś najwyraźniej widzimy wyzwalanie się z pod zakłamania kultury hednistycznej tego prawdziwego człowieka, którego istnieniu tak uporczywie przeczono. Dziś czujemy kategorjami narodu jako jedności moralnej i politycznej, a więc zaspokojenie naszych potrzeb indywidualnych nie jest wszystkiem. Istotnem jest, czy cele polityczne narodu, jego wielkość i potęga, są w warunkach danych realizowane. Ponieważ rzeczywistość współczesna tym warunkom nie odpowiada, wypływa niezłomny imperatyw jej bezwzględnego przekształcenia. Wyjść musimy z impasu nędzy jednostek, słabości narodu. Postulat ten nie może być wypływem nastrojów, właściwych aktualjom. Korzeniem tkwi on w dziejach ostatnich stuleci polskiego narodu.
"W Polsce tempo życia osłabło lub zamarło od XVII wieku, a więc pozostawiło żywy, niezrealizowany program, który przy stosowaniu nowoczesnych metod może wydać znacznie obfitsze i większe owoce, niż ongiś" *14).
Duch ludzki, pragnąc zaznaczyć swoje istnienie, nie inaczej wyrazić się może, jak tylko w materji, rzeźbiąc i zmieniając jej kształty. Od tego uciec nie możemy, w przeciwnym razie życie ducha staje się czczą kontemplacją. Myśl jest niczem innem, jak tylko w materji nakreślonym planem, po linjach którego ma przejść ostrze czynu, krające materję i rzeczywistość na człony, z których ma powstać nowa całość. W tem tkwi nieodłączna właściwość umysłu. Gwałtowne wahnięcie wskazówki. manometru dziejowego, od indywidualizmu ku monolitycznej grupie społecznej o transcedentalnym charakterze - jaką może być tylko naród bezklasowy, wyraz swój znaleźć musi w- równie potężnym ruchu ku przekształceniu środowiska materjalnego. Fala przemian duchowych uderza już o brzeg polskiej rzeczywistości, już widać oznaki przeistaczania się duszy polskiej, zamkniętej w ciałach żyjącego pokolenia. Mechanizm duchowy wkrótce zechce uruchomić swe najbliższe narzędzia - mięśnie i mózg Polaków. Przekształcona zostanie nasza rzeczywistość materialna. Nasze zacofanie, nasza bieda, olbrzymie braki naszego aparatu: gospodarczego, pierwociny przemysłu, rolnictwa, transportu, urządzeń kulturalnych i publicznych, jednem słowem to wszystko, co nie zostało w należnych terminach przez ubiegłe pokolenia wykonane, - musi być w rwącem tempie nadrobione. Czysta klisza wrażliwości młodego pokolenia łatwiej przyjmuje prądy, fluktuujące w nowszej rzeczywistości. Wyraźniej widzi ono olbrzymie braki, będące wynikiem, jakże gęsto niesławnej przeszłości! Jest bardziej szczere w odczuciach, odważniejsze w krytyce. Odrzuca łatwiznę uniwersalistycznego traktowania rzeczywistości. Zdaje sobie już sprawę, iż skłonność licznych ugrupowań mieszczaństwa polskiego do traktowania o sprawach narodu pod kątem widzenia systemów ogólno-światowych, lub kosmopolitycznych jest objawem podświadomego oddziaływania kompleksu niższości wobec innych, bardziej rozwiniętych narodów. Jakże łatwo naszą biedę rozpatrywać jako wynik tego lub innego kapitalizmu, imperjalizmu, a rozwiązanie szukać w maksymie wspólnoty ogólnoludzkiej lub powszechnego braterstwa! Jakże często apeluje się u nas do kultury, cywilizacji, poczucia ludzkości, narzeka się na barbarzyństwo Niemców, Rosjan, odmawia się im "prawdziwej" kultury! Wszystko jest starannie po strusiemu czy kobiecemu uzasadniane, by tylko nie spojrzeć prawdzie surowej w oczy, nie ujrzeć bezmiaru upadku i zacofania, by, broń Boże nie wyciągnąć jedynie właściwego wniosku, który narzuca się przemożnie, krzyczy z każdego zaułka naszego życia, bije w oczy swą oczywistością, zaciska trwożnie serca, wniosku - jako taran bijącego w nasze sumienia i uczucia, a brzmiącego, iż sprawa naszego bytu, to nie ta lub inna koncepcja międzynarodowa, lecz zdecydowany, morderczy wysiłek narodu ku rozbudowie swego życia, wizja olbrzymiego trudu, podjętego przez kilkudzicsięciomiljonowy naród, tworzącego według zuchwałego planu, przez siebie wyłonionego. Nasza duma narodowa, nasze wyobrażenie o życiu burzy się, stykając się z kantami niechlubnej rzeczywistości bytu polskiego. Żal ściska serce, gdy się widzi to notoryczne zjawisko, iż pokolenia przeszłe z jakąś dziwną swobodą wyrzekały się postępowania, jakie nakazuje instynkt tworzenia. Kilkadziesiąt pokoleń Polaków, którzy przeszli przez ramy naszej historji, jakże nikły ślad pozostawiło po sobie! Nieprzekonywujące są wyliczania obrońców przeszłości. To, co zostało nami w spadku, właśnie razi swą nieproporcjonalnością. Wydaje się czasem, jakby naród od wieku XVII pogrążył się w wygodną drzemkę. Jeśli tak było, to po tej drzemce musi się obudzić świeży i wypoczęty. Od siebie możemy dziś wymagać świadczeń równie wielkich, jak długą była drzemka.. Sprawę musimy postawić twardo i brutalnie. Niema miejsca na jakiś kompromis. A widać w tym kierunku zbyt liczne usiłowania. Ciągle się słyszy wrzaskliwe głosy tych, co bronią indywidualnej koncepcji narodu, przynajmniej w sekatorze gospodarczym. Ustrój kolektywny produkcji narodowej wywołuje zbyt wiele sprzeciwów. Za dużo analogji zawiera indywidualizm rodzimy, z niecną, powielokroć przeklętą, sześć pokoleń trwającą drzemką narodu. Trzeba tu być twardym i bezlitosnym w ocenianiu własnych impulsów. Jak usilnie chciałoby się tu przemycić zbrodnicze lenistwo i tchórzostwo wraz z falangą najniższych instynktów, pod flagą "cywilizacji rzymskiej", "ideałów narodowych", "ducha postępu", "ideałów braterstwa" i t. d. Spodlone mary, dziś skazane na śmierć, i w naszych oczach zdychające, próbują przekraść się i jak zabójcze bakcyle rozkładać psyche heroiczną, jutro mającą objąć naród w niepodzielne władanie. Współczesność musimy pojmować, jako odcinek harmonijnie rozwijającej się historji, której karty na takie czy inne kolory mają być barwione. Mogą to być bezbarwne kolory nicości, miałkości, nikczemności danego okresu dziejowego, mogą być kolorem krwi znaczone; jeśli pokolenia, miecza dobywszy, w połysku jego i czynach wojennych sens życia widziały lub zmuszone były widzieć. Nasze przeznaczenie jest inne. Kilka ostatnich stuleci naszego życia historycznego - co upokarzająca nicość. Pustka, która dławi serce, zabija ochotę do życia. W tej pustce rozsiane są tu i tam epizody cierpiętnictwa lub fragmenty bohaterstwa, świetlanej aureoli zwycięstwa pozbawionego. Bohaterstwo męczenników! Romantyka braci klasztornej, w samotnej celi wijącej się w bólu bezsiły przed nieporuszoną potęgą absolutu!
Straszliwe marnotrawstwo polskiej energji biologicznej ubiegłych stuleci w nas znaleźć musi swój kres. Wolno było się łudzić pokoleniu bojowników o wolność narodu, iż rachunek historji wyrównany został z chwilą restauracji Drugiej Rzeczypospolitej.
Masyw młodzieży polskiej czuje na swych ramionach ogromny ciężar przeszłości. Reprezentuje pod jego wpływem inny kompleks duchowy. Ogólniej można rzec, iż w naszej rzeczywistości istnieją trzy kompleksy psychiczne: bojowników o niepodległość, bezdziejowych, apatycznych tras kołtuńskich, jako wynik załamania prężności dziejowej narodu, i świat młodzieży, buntujący się przeciw odziedziczonej nędzy. Nieszczęsny bied wypadków sprawia, iż kompleks niepodległościowców wbrew swym chęciom, stał się ośrodkiem woli, dążącej do zachowania status quo. Rozstrzygnął c tem kompleks apatycznego kołtuństwa, przyjmując postawę i hasła obozu niepodległościowego, jako niemącące jego bezwładu. Przyszłość rysuje obraz nieuniknionej walki z kompleksem młodzieżowym, dążącym do gruntownej przebudowy polskiej rzeczywistości. Jest to ciężka konieczność dziejowa.
Trudno młodzieży wydobyć ze siebie entuzjazm głębszy dla spraw, które gdzieś w duszy uważa się już za przebrzmiałe. W umysłach młodej Polski dojrzewa świadomość, iż należy siebie uznać albo za niepotrzebnych intruzów, wstydzić się, że ze swem istnieniem sprawia się kłopot czynnikom w Polsce decydującym, albo uznać, że niema zgody między niem, a powagi pełnemi, kurczowo się trzymającem wpływów pokoleniem starszem. Podział na dwa pokolenia jest u nas wyraźniejszy i ostrzejszy, niż gdzieindziej. Może się to stać źródłem nieszczęścia, ale i źródłem wielkości narodu. W zdaniu tak mocno oklepanem, jak twierdzenie, iż oba pokolenia z trudem się rozumieją, tkwi głębsza prawda, niż się powszechnie przypuszcza. Można twierdzić, iż zrozumienie obu pokoleń jest niepotrzebne. Reprezentujemy inny świat. Nasze wyobrażenie o świecie powstaje z modelu aktualnej rzeczywistości, co już wykluczone jest dla ludzi dojrzałych. Inne są nasze metody, różne uszeregowanie celów. Jest w tem pewien determinizm. To też z niepokojem należy patrzeć na zbyt silne dążności unifikacyjne młodych i starych. młodzież polska w większości stanowi już potencjalny jednolity blok.
Potrąciłem o ten problem, luźniej nieco związany z całością rozważań, z tego względu, iż w chaosie, jaki się wytwarza a jaki jeszcze ogromnie się pogłębi, widać już niektóre przebłyski jutra: Chciałoby się dalej oszczędzić męczącego dreptania w miejscu lub powracania do koncepcyj martwych, lecz tem pociągających, że nie wymagających trudu ani męki ducha, nieuniknionej przy wykonywaniu marsza w trwożną ciemnię nieznanej przyszłości.
Dziś mamy z jednej strony wszystko to, co się składa na rzeczywistość polską, będącą produktem historji, z drugiej zaś strony młodzież z grozą patrzącą na swe dziedzictwo. Bladą jest pociecha, iż przed uzyskaniem niepodległości stan byk jeszcze gorszy: tem się oszczytować nie możemy. Nieznośność dłuższego trwania oglądanej rzeczywistości jest oczywista. Świadomość konieczności zmiany za wszelką cenę bije taranem w umył i serca. Mózg gorączkowo pracuje nad dręczącemi pytaniami: "W jaki sposób? Jakiemi środkami? Jaką metodę stosować? Jakie fragmenty współczesności w dążeniu ku przyszłości mają być ocalone, a które na bezlitosne zniszczenie skazane?"
W tej męczącej atmosferze moralnej, gdy czarna otchłań nocy bezsennych ściąga nas w odmęty zwątpienia, jasność dnia znów napełnia otuchą w duszność dróg myśli, gdy przychodzimy do przekonania ż kształtowanie się idei polskiego jutra najlepsze warunki znajduje w izolacji od starszego pokolenia. Liczne znaki wskazują, iż proces krystalizacji przebiegać odtąd będzie już bardzo szybko. A jest to proces oszałamiający ogromem doniosłości dziejowej! Po piętnastu latach istnienia Drugiej Rzeczypospolitej uświadamiamy sobie, iż było to tylko prwizorjum, a raczej dalszy ciąg upadającej Pierwszej Rzeczypospolitej szlacheckiej i okresu niewoli. Zdajemy sobie nareszcie sprawę z tego, iż małpowanie zachodu plus niepodległość polityczna, to nie jest ów zaczarowany świat przecudnych snów rozegzaltowanej wyobraźni chłopięcej pierwszych lat niepodległości. Jakże mało się zmienia świat marzeń i pragnień od umorusanego chłopięctwa do czasu dojrzewającej męskości!
Perspektywa historyczna, zorjentowana w kierunku wielkości narodu, narzuca przemożnie sieć, mającą objąć w sobie współczesność we wszelkich jej przejawach i podporządkować przyszłości. W blaskach romantyki wielkości narodu znikną wszystkie odruchy i idee, które elementy zasadnicze narodu, przemijające indywidua - mogłyby orjentować inaczej, niż ta wielkość postuluje. Śmieszne uroszczenie indywidualizmu w te lub innej postaci musi być bezwzględnie odrzucone. Jednostki sama w sobie nie może być celem.

2. Otwarte drogi

Wzmiankowałem już o tem, iż chaos myślowy i pojęciowy jakiego jesteśmy świadkami, z pewnością długo będzie jeszcze się pogłębiał i rozszerzał. Dla wielu Polaków zjawisko to wydaje się szczególnie groźnem i rokującem ponurą przyszłość Fakt ten można jednak oceniać zupełnie inaczej. Można ryzykować twierdzenie, iż nasze życie społeczne do ostatnich czasów w najszerszym zakresie było wołającem o pomstę bezkrytycznem uleganiem sugestjom, produkowanym przez kraje zachodnie. Groźne to było, gdy się zważy, iż naród, stwarzając warstwy inteligenckie, mające być jego organami świadomości, tracił je. Inteligent i półinteligent w Polsce - to z zasady typ oderwany od gruntu naszej rzeczywistości. Niewiele dawała ta klasa masie narodowej, z której wyszła. Zasugestjonowana blaskiem kultur zachodnich narodów, inteligencja nasza z zasady bredziła o jakiejś kulturze i cywilizacji europejskiej, gdy ta była aż nadto wyraźnie rozczłonkowana na poszczególne człony narodowe. Pokrewieństwo metod rozwojowych kultur brano za identyczność treści, i z uczuciem zadowolenia stwierdzano, iż jesteśmy narodem "zachodnim", "europejskim", powtarzano w nieskończoność kalambury, które mogą doprowadzić człowieka o żywszem poczuciu rzeczywistości do białej pasji. Całe szczęście, że przyszedł kryzys. Sagestje upadają, chociaż pokost hurra,=2niędzynaro3owy u nas jest grubszy, niż gdzie indziej. Prysnęły systematy, które zaślepiały nasz naród, a raczej jego warstwy inteligenckie. Spadające bielmo z oczów każe nareszcie zobaczyć naszą rodzimą, jakże niezachęcającą rzeczywistość. Trzeba wreszcie wobec niej jakoś się ustosunkować. Zaczyna rodzić się przekonanie, iż wobec odmienności naszych warunków, inne muszą być nasze drogi, inne metody, a co ważniejsze - inne cele. Nie wystarczy wszechobejmujący kalambur o "wszechstronnie rozwijanej indywidualności". Współczesność jako produkt historji nie może być rozpatrywana tylko jako aktualny stan fizyczny izolowanych jednostek, zmieniający się pod wpływem anonimowego "postępu kulturalnego", "rozwoju gospodarczego" i innych bezosobowych fantomów. Rzeczywistość może być ukształtowana tylko wolą jednostek, i to tem bardziej skutecznie, im te wole indywidualnie bardziej są zestrzelone we wspólnym ognisku świadomości grupowej. Tak więc chaos ideowy, jaki przeżywamy, jest fermentem, poprzedzającym zdrowe objawy wykrystalizowania się ośrodka woli i świadomości historycznej narodu. Zdobycie takiej perspektywy przez wszystkie żyjące jednostki grupy narodowej, to proces, ku któremu zdąża rozwój wypadków. Groźne są jednak na tej drodze odchylenia, powstające pod wpływem tchórzostwa, a skłaniające ku łatwiźnie.
Uwolnienie się z pęt duchowych, zmuszających nas do pozostawania na dnie odziedziczonej nędzy, towarzyszy fakt pęknięcia więzów, krępujących naszą swobodę ruchu nazewnątrz Rozkładające się gospodarstwo światowe zwolniło od nacisku poszczególne elementy, mieszczące się w ramach gospodarstwa narodowego. Czynniki życia gospodarczego w ramach państw uzyskały samodzielność, dzięki czemu zaistniała możliwość. znacznie większej dowolności w ich kształtowaniu, kojarzeniu. A trzeba z naciskiem stwierdzić, iż ta elastyczność życia gospodarczego wobec zorganizowanej woli narodu zawsze wywoływała zaciekłe sprzeciwy czynników i sfer wpływowych, działających w mechaniźmie gospodarstwa światowego. Te sfery, nawiasem dodając, umiejętnie, czasem zresztą podświadomie umiały wpływać na tok życia gospodarczego we wszystkich krajach, a jednym ze środków były wyżej już rozpatrywane sugestje umysłowe. Siedzibą i ośrodkiem tych sfer były wielkie państwa industrjalne. Dziś nie ulega już wątpliwości, iż czar ich sugestji, wpływów, załamał się, dzięki czemu przed nami otwarły się nowe perspektywy, których wykorzystanie wymagać będzie jednak już w stadjum wstępnem pracy najtrudniejszej: samodzielnego myślenia i odwagi decyzji. Staje się jasnem, iż "trzeba we własnem gospodarstwie narodowem rozwinąć organy jego samodzielnego życia, w niem szukać zabezpieczenie od niepewnych losów świata"*15).
Takie stwierdzenie stanu faktycznego, podobne do rzeźwiącego powiewu powietrza w zatęchłej atmosferze podziemi, pogłębia niezłomność postanowienia wyjścia z opresji, w jakiej tkwimy, zważywszy, iż "proces decentralizacji przemysłowej świata, pociągający za sobą poważny upadek handlu międzynarodowego musi prowadzić do stopniowej emancypacji narodów słabszych gospodarczo, z pod przewagi mocarstw, które dotychczas ześrodkowują u siebie przemysł i handel" *16).
Wyłaniają się więc fizyczne niejako możliwości, w których zorganizowana wola narodu, zbrojna w entuzjazm płomienny, może i musi z bryły tych możliwości wykuć potęgę gospodarczą i polityczną, co razem stanie się podstawą świetlanych dziejów przyszłości. Konjunktury dziejowe raz się tylko zjawiają. Nie wykorzystane, obracają się przeciw tym, którym miały służyć. i stają zadatkiem zguby lub klęsk straszliwych.
Historja postawiła przed nami twardy problem zachowania naszego bytu w warunkach niesłychanie ciężkich. Spójrzmy na mapę. Z jednej i drugiej naszej ściany dotykamy dwóch potęg światowych nam wrogich. Jedna z nich znajduje się w okresie swego bohaterskiego rozwoju i pędu w kierunku stania się potęgą industrjalną, gdy drugą, przesycona inwestycjami, odbudowuje się moralnie, również szybko, by jutro światu i naszemu bytowi zagrozić. Ich produkcja stali wynosi 23 miljony ton, gdy nasza zaledwie pół miljona. Zmniejszyć tę rażącą dysproporcję, oto zadanie naszego jutra. Stać się to może tylko na drodze przebudowy typu kultury polskiej. Polskość i heroizm winny się stać synonimami. Zresztą wyboru nie mamy. Ani rezolucją, ani uchwałą potęgi gospodarczej nie stworzymy. Żaden najbardziej międzynarodowy ustrój społeczny Polski, "najszlachetniejszy", "najkulturalniejszy" system myślowy nie wzniesie kominów fabrycznych ani ról nie zaorze na terytorjum, zamkniętem w ramach granic polskich. Dźwignią ostateczną będzie zawsze tylko wytężenie mózgów, wysiłek mięśni Polaków, a to bez rozpalenia w sercach naszych ognia braterstwa, bez skamieniałej w niezłomnem postanowieniu ofiarności, uskutecznić się nie da. "Podobnie jak przed dawną historyczną Polską i dziś w syntezie naszego życia wszystko jest postawione na jedną kartę, na jedno wielkie zwycięstwo, lub jedno wielkie ryzyko. Nie mamy przed sobą ścieżek i dróg pośrednich, połowicznych, kompromisowych"*17).
Czy możemy to uważać za przekleństwo losu, czy też zadatek błogosławieństwa? Wyraźnie widzimy, iż tylko drogą omawianą idąc, możemy zachować byt i stworzyć niespożyte nowe wartości moralne. Dla dusz trwożliwych, dla natur ludzkich, owianych tylko lękiem przed walką, dla których tycie zamyka się w ramach przestrzeni między śpiżarnią a alkową, płomień entuzjazmu, wynikający z uświadomienia tego naszego położenia, z pewnością wyda się czemś dalekiem, niezrozumiałem.
Przyszłość świata, acz nieznana, z pewnością da się odczytać z niektórych tendencyj. Decentralizacja ośrodków przemysłu, powstanie industrjalizmu w krajach, gdzie przedtem go nie było, lub był w nasileniu zbyt słabem, będzie tą zasadą, na której (przy istnieniu innych) hartować się będzie równowaga przyszłego po-przełomowego świata. I pewnem jest, iż dążność do stworzenia tej zasady spełnienie swe może znaleźć tylko w usamodzielnieniu się gospodarstw narodowych, między któremi nie będzie już tych różnic olbrzymich, sprawiających, że nie- . które narody, zapóźnione w rozwoju, stawały się wasalami narodów bardziej zaawansowanych. Powikłania stąd wynikłe zniknąć mogą dopiero z chwilą wyrównania się poziomów, stworzenia równego starto. Polska, należąca do krajów, zaliczonych do grupy Europy H., dążąc do rozbudowy swej potęgi gospodarczej i kulturalnej, spełni tem samem postulat przywrócenia zachwianej równowagi świata. Jest to już nietylko konieczność dziejowa, wypływająca z woli zachowania swego bytu, ale i obowiązek wobec Europy i ludzkości. Polska rozbudowuje się, kładzie cegiełkę pod gmach nowego świata, która wznosić się będzie nie, jak teraz, na nierówności i wyzysku, lecz na harmonji równych sobie, niezależnych pod każdym względem żywotności pełnych narodów. Nasza rola w tym doniosłym procesu jest nad wyrazi ważka. Dolegliwości naszego położenia, wewnętrznego i zewnętrznego są ostrzejsze, niż u innych narodów, sytuacją do nas podobnych. Stąd warunki rozstrzygnięć rychlej u nas dojrzewają, niż gdzieindziej. Wcześniej, niż inne narody uświadomimy sobie grozę sytuacji, drogi wyjścia i cele, do których zdążać powinniśmy. Zadaniem naszem się staje śmiałe kroczenie w mroczną przyszłość, wytyczanie nowych dróg rozwojowych, po których, wślad za nami, pójdą narody, dziś jeszcze błądzące w chaosie.
Stworzenie wspólnej linji startu z narodami przodującemi jest pierwszym etapem, do którego osiągnięcia będziemy zdążali. Drogi do tego celu prowadzące są dziś całkowicie mgłą pokryte. Oświetlenie tych dróg, oznaczenie celów, wyszukanie narzędzi, mających przyczynić się do realizacji, należy w wybitnym stopniu do śmiałej myśli, ożywionej wolą zwycięstwa.

CZĘŚĆ II Narodowa baza produkcyjna
Rozdział IV Drogi wyjścia
1. Zadrugizm

Gdy zatem obraz, jaki przedstawia nasza rzeczywistość społeczno-gospodarcza, napawa nas najgłębszą troską o dalsze losy narodu i państwa, zrodzić się musi pytanie, jaka jest droga prowadząca do wyjścia z ponurego zaułka, w jakim się znaleźliśmy.
Z góry dane cele polityczne, kulturalne i witalne mogą być osiągnięte ogólnym systemem środków, które są niczem innem jak tylko gospodarstwem. Gospodarstwo narodowe jest więc zespołem środków, służącym do realizacji celów, wynikających z romantyki wielkości narodu. Ten sposób stawienia kwestji odcina się zdecydowanie od klasycznego pojmowania istoty gospodarstwa, znaczonego przewagą indywidualizmu i materjalizmu. Nasz system środków przedstawia w tej chwili ruinę. Rozbudowa gospodarstwa staje się celem pośrednim naszej działalności. Rozwiązanie problemu bytu narodowego nastąpi poprzez: 1) stworzenie wysiłkiem narodu nowoczesnej bazy produkcyjnej, któraby porafiła zaspokoić wszystkie potrzeby materjalne narodu, stając się przez to 2) stopniem do osiągnięcia celów-potrzeb kulturalno-narodwych i politycznych. Urzeczywistnienie nastąpić może drogą: a) wzbudzenia nowych sił i aktywności w jednostkach, tworzących naród polski; b) stworzenia typu ustroju społecznego, w którym te aktywności zostaną uharmonizowane w zgodnym, potężniejącym rytmie. Rozkładający się kompleks kulturalno-gospodarczy kapitalizmu rzuca nam imperatyw szerokiego rozwarcia ramion anteny duszy polskiej i pełnego uchwycenia fali duchowych przemian współczesności płomiennego, bezkompromisowego, z gleby własnej wyrastającego nacjonalizmu. Co do form ustrojowych to nawet wybitni teoretycy obozów wrogich przyznają, iż "w pewnych wypadkach wolność gospodarcza najlepiej może służyć potędze narodu, w innych znów bardziej skutecznym będzie inny system ekonomiczny" *18). A przecież jasnem jest, iż drobnomieszczaństwo, lubujące się w "wolnej gospodarce", żadnych problemów naszego bytu tak, jak i dotychczas nie rozwiąże. W krótkich tych zdaniach zawiera się bezmiar problemów, których omówieniu poświęcone będą dalsze stronnice niniejszej pracy. Ponieważ utarł się termin o kryzysie kapitalizmu, narzuca się umysłowi problem, jaki ustrój miałby zastąpić go na drogach, prowadzących do odbudowy narodu. Niewątpliwie kapitalizm jest bankrutem. Nie oznacza to jednak, iż ustrojem mającym jego miejsce w Polsce zająć, byłby wyrażający najgłośniej swe pretensje o spadek, komunizm. W potocznem mniemaniu wydaje się być rzeczą nieuniknioną, iż po upadku kapitalizmu jego miejsce zajmie socjalizm lub komunizm. Metodą gospodarowania tych systemów będzie kolektywizm ogólniej rozumiany. W dziedzinie organizacji społecznej charakteryzuje się on równością gospodarczą indywiduów wobec uspołecznienia środków produkcji, dzięki czemu znikły warunki, stwarzające zróżniczkowanie klasowe. W produkcji zasadą takiego ustroju jest wysoka technika maszynowa, inaczej to, co zwiemy industrjalizmem. Tak rozumują w większości wypadków socjaliści, należący do II Międzynarodówki i częściowo III.
Stając na stanowisku prawa socjologicznego o współzależności wszelkich zjawisk społecznych, wysunąć można twierdzenie, iż tym wielkim przekształceniom w organizacji ustroju społecznego towarzyszyć muszą równie doniosłe przekształcenia w umysłowości społeczeństwa ukolektywnionego. W olbrzymiej większości wypadków zagadnienie to nie jest należycie doceniane, a częściej wprost lekceważone. Większość socjalistów uważa, iż uspołecznienie środków produkcji i równy podział produktów między klasę robotniczą z wykluczeniem klas pasożytniczych naogół wyczerpuje zasadnicze postulaty przebudowy społecznej. Jest to błąd o ważkich konsekwencjach. Wykluczona jest możliwość pogodzenia interesów społecznych, w imię których dokonano wywłaszczenia klasy posiadaczy warsztatów produkcyjnych, z dążeniem do zysku ze strony robotników. Możliwość pogodzenia celów społecznych, polegających na uspołecznieniu materjalnych środków produkcji z indywidualnie traktowaną pracą przez robotnika, który dąży do korzystnego spieniężenia tej pracy jako towaru, istnieć nie może. Wynika stąd postulat, iż dla osiągnięcia celów społecznych muszą być uspołecznione wszelkie środki wytwórczości, a do nich przecież należy również praca ludzka, praca robotnika. Wyjściem z położenia stać się może tylko stworzenie nowego typu kulturalnego człowieka, który podejmowałby wysiłek w produkcji w pierwszym rzędzie dlatego, iż osiągnięcie danego celu gospodarczego leży w zamiarach i pragnieniach społeczeństwa, nie zaś dlatego, by za trud poniesiony otrzymał równoważnik w dobrach do spożycia. Ostatnie podejście jest wybitnie egoistyczne i całkowicie właściwe dla warunków produkcji kapitalistycznej. Należy na to zagadnienie, które jest punktem centralnym przebudowy ustroju produkcyjnego i całokształtu stosunków społecznych zwrócić uwagę. Typ jednostki o przewadze altruistycznych skłonności oto podstawa - na której trwale może być wznoszona nowa budowa społeczna. W umysłach wielu teoretyków socjalistycznych pokutowało i pokutuje przeświadczenie, iż typ kulturalny robotnika, jaki obecnie istnieje, z bagażem jego pojęć i skłonności, jest najzupełniej wystarczający, by na nim bazować społeczność socjalistyczną. W ich przekonaniu indywidualizm robotnika i towarowy stosunek do działalności wytwórczej jest zjawiskiem zupełnie naturalnem, które, jeśli ma jakieś niekorzystne następstwa dla uspołecznionego gospodarstwa, to w gruncie rzeczy niewielkie i dające się przeboleć. Zakładają przy tem, iż ten egoistyczny stosunek do pracy z pewnością ulegnie ewolucji, w kierunku złagodzenia. Łączyło się to z naiwnem przeświadczeniem o tem, iż przyczyną zła, którego ofiarą padała klasa robotnicza, poza anarchją, wynikłą z wolnej konkurencji, była przedewszystkiem zgarniana przez kapitalistów nadwartość, z prawa pracy należąca właściwie do robotnika. Była to szeroko propagowana ewangelja konsumcji, hasło: "Cały dochód dla robotnika", nie zaś dla pasorzyta-kapitalisty. Oczywiście masy robotnicze, tam, gdzie ster rządów dostawał się w ręce socjalistów, oczekiwały raptownego podwyższana swych dochodów, gdy zaś to nie następowało, wyrażały swe zdziwienie lub oburzenie; przechodząc do ugrupowań skrajniejszych:
Jasnem jest, iż rewolucja społeczna, przeprowadzona: w imię. odebrania nadwartości od kapitalistów i podzielenie jej pomiędzy robotników, jest grubem oszustwem, popełnianem na robotnikach. Nadwartość; czy zysk kapitalisty; globalnie biorąc, nie jest tak wielką sumą, by jej podział między robotników miałby polepszyć wyraźniej jej los, z drugiej strony, ta nadwartość tylko w niewielkiej części była konsumowana przez klasę kapitalistów; w przeważnej zaś mierze, szła na dalszą kapitalizację, wytwarzanie dóbr wytwórczych, maszyn, fabryk, okrętów, zwiększając ogólny majątek społeczny. Tam zaś, gdzie rządy robotnicze pragnęły naprawdę polepszyć los robotnika, zostawało tylko jedno wyjście: dalszej rozbudowy produkcji, co uskuteczniane być może tylko przez wzmożoną kapitalizację, t. j. przez wyrzeczenie się przez robotnika części jego zarobku na rzecz budowy nowych warsztatów. Ofiara, poniesiona przez robotnika dobrowolnie celem spotęgowania wytwórczości w całem społeczeństwie; zakłada istnienie nie egoistycznego stosunku do pracy, a co zatem idzie, mniejszy lub silniejszy altruizm. Rosja Sowiecka jest tu przykładem. Opanowawszy władzę, bolszewicy głosili konieczność zmniejszenia godzin pracy, zwiększenia zarobków itd., dochodząc wkońcu do zaprowadzenia 12-godzinnego dnia pracy, przyczem stopa życiowa robotnika po dziś dzień, pomimo niewątpliwych sukcesów -w rozbudowie; nie- została podniesiona na poziom, któryby wielkość ofiar i trudów w jednostkach pieniężnych lub dobrach usprawiedliwiał. Da się ta zrozumieć tylko w wypadku, gdy się założy istnienie bezinteresownego zapału, szczerego entuzjazmu pracy dla społeczeństwą, bez wyrachowania czy oceniania, jakie korzyści materjalne dać może podejmowana praca. Ogół pracujących w tych warunkach stwarza wielką nadwartość, której nie otrzymuje, gdyż ta ostatnia zgarniana jest przez państwo, które swobodnie dysponuje nią, mając na oku cele społeczne. Jest to postawa psychiczna mas, będąca zaprzeczeniem egoizmu, który wielu uważa za skłonność, nie dającą się zwalczyć, jako że jest naturalną i nieodłączną właściwością natury ludzkiej.
Rozpatrywana nadwartość, powstająca w procesie produkcji kapitalistycznej, budząca w sercu mas tak wielkie apetyty, nie była czemś, o co walka byłaby uzasadniona. Tem tłumaczyć należy, iż socjal-demokracja Niemiec i Angiji, w osobach swych przywódców, otrzymawszy ster rządów, zatraciła ducha bojowości, ideowości, gdyż mając przed oczyma istotę rzeczy, już nie mogła, się łudzić co do przedmiotu, t, j. nadwartości, o który z takiem zaparciem walczyły masy przez lat kilkadziesiąt. Cel materjalny walki wydał się tak: nikłym, że wczorajsi trybunowie ludu tracili rezon. Jednocześnie bowiem okazało się, że przed socjalizmem Niemiec i Anglji niema jakichś palących zagadnień do rozwiązania. Wyklinany kapitalizm, korzystając z rabowanej nadwartości, rozwinął wszechstronnie gospodarstwo kraju: została tylko walka o rynki, którą skuteczniej prowadzić mogły rządy, szczerze przyznające się do imperjalizmu. To wewnętrzne załamanie się tłumaczy łatwo klęski socjalistów w krajach Europy. Socjaldemokracja Niemiec nie miała właściwie przed sobą już mówiąc językiem wojskowych przedmiotów natarcia. Gnuśność ducha, jaka stąd wynikła, była zadatkiem zguby wobec napadu młodego, agresywnego hitleryzmu.
Jest to słuszne w odniesieniu do socjalizmu, który jako typ . kulturalny niczem się nie różnił od drobnomieszczaństwa i klas, zbliżonych do burżuazji. Walka klasowa przekształciła się w zorganizowaną walkę o zysk w dochodzie społecznym. Wspólność celu upodobniła konkurentów do siebie. Inaczej przedstawia się komunizm. Zdaje on sobie całkowicie sprawę, iż mniej chodzi tu o ten lub inny podział dochodu.. Jest to przedewszystkiem walka nowy typ kultury, o nowy stosunek do życia, oparty o odmienną koncepcję artystyczną. Komunizm jest duchowo zbliżony do nielicznej grupy przedsiębiorców kapitalistycznych, jaka przez pewien-czas nadawała ton kapitalizmowi; do t. zw. "kapitanów przemysłu". Przedziwna jest zgodność między psychologją, ` dziecka, "kapitana przemysłu" i członka społeczeństwa komunistycznego. Podobnie, jak mały chłopczyk, podziwia przedsiębiorca kapitalistyczny wraz z przodownikiem komunistycznym wszystko, co jest wielkie, co wielkością działa na zmysły. Chłopczyk z podziwem spoglądać będzie na wielkiego drewnianego, konia, przedsiębiorca podziwiać będzie wielkość sumy, czy przedsiębiorstwa, komunista wpadnie w nastrój liryczny, opisując ogrom Magnitogorska, Kuźniecka, gigantyczność Dnieprostroju Podziwia szybkość jakiegoś zdarzenia dziecko i przedsiębiorca, z entuzjazmem. rozprawiający o szybkości obrotów giełdowych, czy sprzedaży, rekordu w stumetrówce, i komunista, z ogniem w oczach opisujący "bolszewickie tempo" budowy Turksibu, piatiletki. Cała trójka wpada w równe podniecenie pod wpływem nowości. Sugestjonuje się sensacją. Stąd gorączkowe zainteresowanie się nowemi wynalazkami, odkryciami, nowemi metodami produkcji, "najnowocześniejszem" autem czy piecem elektrycznym. Jednako panuje we wszystkich uczucie potęgi - rozkosz, napełniająca duszę przedsiębiorcy, gdy wydaje rozkazy tysiącom robotników, lub duszę dziecka, gdy każe psu aportować itd. Są to elementarne skłonności ludzkie, które ramy danego ustroju mogą rozwinąć lub zgłuszyć. Ogólniej określić to można jako romantykę inżynierską. Ustrój, w którym te skłonności nie miałyby możności wyładowania się, byłby w swej roli szkodliwy i rozkładany w swych podstawach przez kompleks zepchniętych w podświadomość impulsów. Dlatego też nie da się uzasadnić ustroju, opartego o pierwiastki uniwersalizmu chrześcijańskiego; t j. neoscholastyki, która staje się modna w pewnych ugrupowaniach. Grupy społeczne, które dziś wysuwają ideały gospodarki rzemieślniczej z czasów feodalizmu, t. j. cechów, mają zgłuszone w sobie wyłuszczone wyżej cztery właściwości impulsu, - nazwijmy go technicznym. Już Bergson zauważył, że człowiek rodzi się jako geometra-inżynier: Umysł ludzki jest wybitnie skłonny do inżynierki, gdyż jest odlany z modelu działania wśród brył materjalnych. Ideały gospodarki feodalnej, wykwitającej z neoscholastyki i Jej duchowego twórcy, św. Tomasza z Akwinu, uzyskują popularność w sferach, które przeważnie żyją na marginesie produkcji, a produkcji nowoczesnej, maszynowej w pierwszym rzędzie. To tłumaczy dlaczego u nas ten ruch jest tak względnie żywy:
Ustrój o typie kulturalnym, wyżej scharakteryzowanym, o typie psychologji heroicznej, ofiarnej, o uspołecznionych środkach produkcji, do której - ze spontanicznej gotowości wynikając należy i praca, dopuszcza możliwość planowego rozwoju gospodarczego i kulturalnego w tempie dowolnie regulowanem, a więc, w zależności od potrzeby, mogącem przybrać ogromne nasilenie i szybkość: Granicą natężenia, intensywności i szybkości postępu, jest ofiarność i heroiczny entuzjazm członków społeczeństwa. Jest to więc całokształt stosunków najzupełniej różny od tego, co zwiemy ustrojem kapitalistycznym, w którym panuje egoizm jednostek jako naczelna zasada, gdzie cele gospodarcze muszą być indywidualne, zaś miarą wysiłku przyjemność subjektywna indywiduum, jakiej spodziewa się otrzymać z otrzymanego wzamian produktu. Niema tu mowy o jakimś świadomym postępie społeczeństwa. Może on być tylko przypadkową wypadkową dążeń indywidualnych, egoistycznie kalkulujących jednostek.
Kraje, w których kapitalizm stworzył wielką i wszechstronną aparaturę wytwórczą, typ ustroju kolektywnego wyżej podanego byłby czemś niezbyt na miejscu. Nie miałby on zbyt wielkich zadań do wykonania, nie byłoby pola dla potężnego rozmachu i rozbudowy, okupionej trudem i ofiarnością szerokich rzesz. Przewrót w Niemczech lub w Anglji raczej sprowadziłby się do równiejszego podziału dochodu społecznego, reorganizacji rynków, takiej lub innej kartelizacji, przy założeniu, iż istniejące instalacje wytwórcze są czemś, co nie wymaga istotniejszych przeróbek. Wynika stąd, iż kolektywizm oparty na psychologji heroicznej społeczeństwa; byłby czemś właściwszem dla krajów zacofanych w rozwoju gospodarczym, lecz posiadających wolę i warunki wielkiego postępu. Znajduje tu swe odbicie najcharakterystyczniejszy oznacznik bieżącej doby dziejowej - pękanie wiązadeł sieci imperjalistycznej; w której więzione były liczne narody przez przodownicze imperja kapitalistyczne. W chwili obecnej 6 wielkich krajów imperjalistycznych wraz z paru małemi, których terytorjum własne obejmuje 12,3\% powierzchni świata panuje nad 66,7%. Oznacza to, iż dwie trzecie powierzchni ziemskiej spełniały swe przeznaczenie; oddając własne soki żywotne na rzecz tych metropolij, zaś zaludnienie tych kolonij, stanowiąc 56,1% całej ludzkości; wytężało swoją muskulaturę dla podniesienia. stopy życiowej w krajach imperjalistycznych. Dążności wyzwoleniowe tych krajów stały się siłą decydującą w wywoływaniu przeobrażeń. Dynamika ich jest tak potężna, iż światoburczy. Z. S. R. R. przyjął je jako swą najważniejszą dźwignię, mającą obalić kapitalizm w jego posadach. Z. chwilą pękania wiązadeł imperjalizmu, w krajach wyzwolonych z pod jego ucisku, uzyskują swobodę dążności ku podźwignięciu się wzwyż. Reformy ustrojowe, w których mają się ziszczać te dążności . do wydźwignięcia się, t. j. do rozwinięcia i zindustrjalizowania oraz ukompletowania swego gospodarstwa, nie mogą być kapitalistyczne, gdyż kapitalizm był właśnie zaporą, którą się zwalczyło. Kapitalizm jest rozwijającą się historycznie kategorją, nie dającą się oderwać od podłoża całokształtu życia społecznego pewnej grupy narodów, i jako taki nie da się odłączyć od imperjalizmu. Z drugiej strony faszyzm - jako korekta kapitalizmu - jest wytworem krajów staro-kapitalistycznych posiadających na dzień dzisiejszy odrębną kierunkowość rozwoju. Linję rozwojową potęg industrjalnych stanowią dążności stabilizacyjne.
Istniejące złudzenie, iż kapitalizm, amputowany z imperjalizmu, może się stać instrumentem gospodarstwa a) stabilizującego, a gdzieindziej znów b) dynamicznego jest najzupełniej błędne. Stąd też droga wyjścia dla młodych krajów leży w przyjęciu kolektywnego ustroju produkcji - bez konieczności przyjęcia ideałów kulturalnych ż politycznych właściwych kosmopolitycznej klasie proletarjackiej. Jak już się wyżej wzmiankowało, najistotniejszym problemem jest stworzenie odpowiedniego podłoża psychicznego, bez którego ustrój kolektywny jest raczej bluffem. Entuzjastyczny nastrój społeczny wyrość może tylko na podłożu jakiejś zwartej, naturalnej grupy historycznej; W obecnej chwili trzeba stwierdzić, iż istnieją dwa ugrupowania" sformowane w rozwoju historycznym, które mogłyby pretendować do tego, iż staną się hipotetyczną podstawą, na której wyrośnie wspólnota duchowa i entuzjazm społeczny, warunkujący ustrój kolektywny: klasa proletarjacka i naród. Nie wdając się w szczegółowe rozważania należy stwierdzić, iż naród jako zwarta jedność moralna i duchowa, posiadająca wspólnotę celów historycznych i świadomą dążność do ich realizacji, jak również będąc wspólnotą wypływającą z permanentnej walki, posiada jedynie dane ku temu, by warunki; niezbędne dla zaistnienia entuzjazmu kolektywnego, całkowicie wypełnić. Jest zatem tą grupą, na której może wyrość kolektywny ustrój produkcyjny. Kosmopolityczna, międzynarodowa klasa proletarjacka nie posiada warunków, by zapewnić prawidłowy rozwój produkcji w ustroju kolektywnym. Narzucająca się umysłowi wątpliwość z powodu powiązania się prawie wszędzie na zachodzie Europy elementów burżuazyjnych i drobnomieszczańskich z nacjonalizmem w postaci tego lub innego faszyzmu, bynajmniej nie obala naszych tez. Ustrój kolektywny jest tylko formą produkcji społecznej; jest metodą wytwórczości, opartej na zasadach nieindywidualistycznych. Treść kolektywizmu może być różna. Nie koniecznie musi być proletarjacka. Można nawet wyobrazić sobie społeczeństwo teokratyczne, którego produkcja będzie w pełni kolektywna i posługiwać się będzie techniką maszynową. Naród musi oczywiście zrzucić-nawarstwienie klasowe, likwidując swe klasy pasożytnicze, przybierając postać jednolitej grupy, składającej się z jednorodnych indywiduów.
Zdolność narodu do stworzenia podstaw psychicznych produkcji kolektywnej, przy bliższe badaniu całego zagadnienia, w całej rozciągłości znajduje swe uzasadnienie. Narody, znaj-dujące się w stanie permanentnej walki, w stopniu szczególnie silnym mają rozwinięte poczucie tej wspólnoty. Co prawda dotychczas instynkty gromadne miały możność wyładować się tylko w nielicznych względnie wypadkach. Nie było to dziwne, jeśli się zważy, iż w świadomości każdej jednostki ścierały się nieustannie dwie tendencje: poczucie wspólnoty narodowej i poczucie odrębności indywidualnej, hodowanej troskliwie przez system życia gospodarczego, opartego o światopogląd wybitnie indywidualistyczny, stawiający cele skończone, całkowicie jednostkę i jej dążenia autonomizujące. Nie łatwo było z tej sprzeczności tendencyj wybrnąć, nie zatraciwszy wielu pierwiastków solidarności grupowej.
Kolektywizm usuwa z życia grupy narodowej bolesną drzazgę - indywidualizm gospodarczy, przez co poczucie wspólnoty spotężnieje niesłychanie. Płomienny patrjotyzm, wybuchający w ważnych dla narodu chwilach, straci charakter sporadyczny, przekształcając się w trwały entuzjazm kolektywny, ogarniający bez reszty świadomość i uczucie jednostek, w skład narodu wchodzących. Życie jednostki w każdym, najbardziej codziennym wysiłku zespoli się z celami i zamierzeniami narodu.
Wszystko wskazuje na to, iż siła instynktów narodowych, dziś tak poważna, w warunkach niesłychanego zespolenia grupy dzięki usunięciu podziału klasowego i wciągnięcia wszystkich - jednostek, dziś w letargicznym śnie bezwładnym pogrążonych, do pracy w imię ideałów narodu, nada entuzjazmowi kolektywnemu ogromną intensywność. Lata wojny światowej w pewnym stopniu mogą odtworzyć to powszechne zespolenie sił i napięcie władz duchowych walczącej zbiorowości. W ustroju kolektywnym stan ten może doznać tylko dalszego pogłębienia i szerszego twórczego rozmachu. Życie gospodarcze ulegnie zasadniczym przeobrażeniom. Czynniki gospodarstwa; dziś rozwijające się mocą wewnętrznych, samoistnych sił, będą ujęte w ramy t. zw. równowagi dynamicznej. Potrzeby, praca, organizacja technika stracą zdolność izolowanych ruchów i będą wtłoczone w system, zorjentowany na osiągnięcie naczelnego celu społecznego w- danym momencie, jakim jest stworzenie wysokiej stopy nadwartości społecznej, akumulacji, dzięki której wyłoni się potężny gmach narodowej bazy wytwórczej, będącej kluczową pozycją ku ziszczeniu najśmielszych ambicyj.
Tworzenie bazy wytwórczej, której konieczność jest oczywista, odbywać się więc może tylko w ramach ustroju wyżej scharakteryzowanego. Pewnem jest, iż na terytorjum, wyznaczonem przez słupy graniczne biało-amarantowe, każdy plan, każde zamierzenie wniesione być może tylko siłami, na temże terytorjum; istniejącemi. Nie należy żywic złudzeń, iż stać się to może w jakikolwiek inny sposób, co tak pragnęłyby liczne u nas koterje, ciągle spekulujące na "zagraniczną pomoc". Zło nas trapiące, a polegające na tem, iż 6-8 miljonów Polaków jest pozbawionych możności włożenia swych sił w pracę produkcyjną i stworzenie sobie warunków bytu, nie da się usunąć przez magję organizacyjną. Brak maszyn, brak warsztatów i brak środków produkcji uniemożliwia nam jakąkolwiek nadzieję na to, iż poprawa przyjdzie samorzutnie, odpręży zaciśnięte rygle naszego bytowania. Bez rozbudowy tej olbrzymiej masy instalacji o jakimkolwiek postępie niema mowy. Wszystkie poczynania nasze, bez rozwiązania tego problemu tchnąć będą niepoważną teatralnością, akcentującą tragizm sytuacji.
Zarysowana powyżej koncepcja dla swej treści nie ma pokrycia w kursujących pojęciach. Stworzony przez piszącego te słowa termin "kolektywizm narodowy" okazał się w użyciu nader nieszczęśliwym. Pojęcie kolektywizmu, nawet narodowego, jak kometa wlecze za sobą cały łańcuch skojarzeń myślowych, wykrzywiających w większości wypadku tę prostą treść, jaką zamierzono mu nadać. Jest więc przeto rzeczą wskazaną, a nawet konieczną, dążyć do stworzenia neologizmu, któryby był pozbawiony cech zaciemniających, właściwych dla terminu "kolektywizm narodowy". Termin zadrugizm, nawiązujący do prastarych tradycji słowiańskich, a przedewszystkiem staropolskich wymaganiom typu odpowiada. Wprawdzie pojęcie powyższe nie jest całkiem dziewicza gdyż posiada pewną określoną treść, jednak dzięki temu, iż zadrugizm (zadruga) jako typ organizacji gospodarczej Słowian pierwotnych, należy całkowicie do historji wskrzeszenie tego swojskiego wyrazu znaleźć może swoje rozgrzeszenie. Traktując termin zadruga (organizacja zadrużna, zadrugizm) jako pojęcie na dziś "tabula rasa", odrzucamy umownie historyczną jego treść.
W pójściu na tę drogę nie mamy precedensu. Z pewnością liczne grono autorytetów, z zapałem dowodzić będzie nielogiczności w budowie nowej konstrukcji myślowej zadrugizmu. Nie trzeba jednak żywić jakichś złudzeń, iż kiedykolwiek nowy, zdecydowany, śmiały w swej oryginalności ruch, mógł nie wywołać uporczywych przeczeń, wstrętów, drwin, wpajanie poglądu, iż grunt jest mylny i t. d. Każdy nowy pogląd, nim się utrwalił i rozpoczął się urzeczywistniać, zawsze był czemś rażącem, kaleczącem zmysły tych, którzy swoje wyobrażenie o świecie kształtowali na tem, co już było; każda pozatem nowość bije w dotychczasowe przyzwyczajenia, nałogi, tradycyjny sposób myślenia i oceny. Odwieczne jest zjawisko, iż każda nowa myśl, nim uzyska prawa obywatelstwa, musi stoczyć zaciekłą walkę o prawo bytu. A cóż mówić o zadrugizmie, który godzi wprost w żywotne interesy licznych mniej lub bardziej pasożytniczych grup, grozi zniszczeniem synekur, dających niezgorsze zyski, zaś u licznej falangi mężów obudzi grozę, tem, iż w zatęchłą atmosferę naszego życia chce wprowadzić nowe, świeże powietrze, do którego trzeba będzie się przyzwyczaić, a to wymaga zwalczenia lenistwa, bezwładu, jaki stał się udziałem naszego życia w szerokiej mierze już od całych stuleci.

2. Rozbudowa

Nieomal beznadziejne poleżenie naszego gospodarstwa, woła o konieczność gwałtownej jego rozbudowy przez stworzenie nowoczesnei bazy wytwórczej, w której byłoby miejsce na pracę dla wszystkich Polaków i produkty której pokrywałyby wszystkie potrzeby.
W ramach czasu pomiędzy ruiną aktualnej naszej rzeczywistości a Polską w pełni wykonanych olbrzymich inwestycyj, które jej oblicze zupełnie przemienią, mieści się treść bezmierne go trudu, ogrom nie dających się obliczyć, poświęceń i ofiar narodu. Lecz jest to konieczność dziejowa. Jeśli mamy trwać, musimy na, ten bohaterski wyczyn się zdobyć. Musimy zdobyć się na stworzenie przecudnej epopei, krwawym trudem opromienionej, epopei znojnego wysiłku, pisanej wierszem ze stali i betonu, autorem której będzie bezimienny w swej masie kilkudziesięciomiljonowej - Naród Polski. Obudzić musimy do życia wytężonego potęgę duchową narodu, niewyzyskaną od trzech stuleci; od trzech stuleci gdzieś w głębi przechowaną. Ogromne masy energji biologicznej w międzyczasie zostały zbrodniczo zmarnowane. Nieda się jej już ani w jednym atomie odzyskać. Lecz w stosunku do nas żyjących płynie stąd imperatyw, by wyładowanie się z sił w budownictwie Nowej Polski z naszej strony było tem zupełniejsze, tem bardziej głębokie, bez jakiejkolwiek reszty. Dla tłumu miernot, żyjącego na marginesie historji, w bezdziejowym, pasożytniczo stworzonym świecie subjektywizmu, będzie to coś przerażającego, wywołującego wrzask trwogi i protestu, jak u stada małp, skazanych na sterylizację. Wynajdzie się setki teoryjek, dowodzących tylko jedno, że rozbudowa kraju na tej drodze, to nonsens, niemoralność, - ba, zbrodnia nawet. Czyż jednak trwanie w tej naszej rodzimej rzeczywistości, w takiej, jaką ona jest, bez woli i nadziei jej zmiany nie jest czemś, co odbiera ochotę do dalszego życia? Czyż własne życie, własne indywidualne istnienie, nie wydaje się upokarzającą omyłką losu, gdy wyobrazimy sobie, że życie polskie w obecnych swych kształtach trwać będzie dalej?
Lecz wróćmy ad rem. Demograficzne oblicze polskiego kryzysu jest najbardziej niepokojące. Z naciskiem podkreślić trzeba, że źródeł jego szukać należy w historji naszych ostatnich stuleci i że nie należy upraszczać sobie sądu, kładąc zło na barki kapitalizmu, niewoli i t. d. W chwili obecnej na 23 miljony Polaków, zamieszkujących nasze Państwo, 9,5 miljonów Polaków znajduje się poza granicami kraju, z nich 7.5 miljonów wyemigrowało w świat w poszukiwaniu chleba i pracy, nie mogąc znaleźć ich w kraju. Blisko 8 miljonów! Czy może być fakt bardziej upokarzający, bardziej godzący w dumę narodową? Przecież te miljony naszych rodaków, to najwartościowszy element, najtęższy duchowo i fizycznie, gdyż, jak słusznie ongiś Bismarck, zauważył: "Lumpen bleiben zu Hause". I te rojne miljony budowały obcym, wznosiły ich wielkość, były nawozem narodów przodowniczych. I to właśnie wtenczas, gdy H. Ford w swej pracy "Moje życie i dzieło" mówił. że "z cudzoziemców Polacy są najzdolniejsi". A więc trzecią część narodu, najtęższą, wyrzuciliśmy w świat jak niepotrzebne śmiecie. Można zrobić płaczliwą twarz, uronić łezkę rozczulenia nad` "biednym" polskim losem i wytłumaczyć, iż nie mogliśmy nic zrobić, gdyż wrogowie ciemięzcy "nie pozwolili". Co za szczęście, że istniały rozbiory i niewola! Wszak całą nikczemność charakterów, mazgajstwo i niedołęstwo warstw przodowniczych narodu możemy wygodnie zwalić na barki Moskali, Niemców, Austrjaków. Ale to przeszłość. Czy dziś jest inaczej? Czy dziś nie mamy nowej armji 6-8 miljonów Polaków, którzy już są balastem, i którzy niechybnie znów zostaliby wyrzuceni na śmietnisko świata, gdyby tylko zaistniała możliwość? Może komuś wydadzą się te cyfry przesadą. Przypomnę pracę prof. Krzyżanowskiego: "Pauperyzację Polski współczesnej", wydanej w roku 1925, porównajmy cyfry przyrostu naturalnego- i wzrostu stanu zatrudnienia, a zobaczymy, że przesady niema. Możemy dojść do tego i na innej drodze.
Mówią, że historja się powtarza. Ale, prawdzie spojrzawszy w oczy, powiedzmy sobie bez ogródek, po męsku, że powtarza się nasze niedołęstwo, nasze żywiołowe lenistwo, że powtarza się, gdyż wcale się nie zmieniło. Jako współuczestnicy biegu na stadjonie światowego kapitalizmu, okazaliśmy się biegaczami nad wyraz miernymi. Naszej złej formy w barwach kapitalizmu nie potrafi uzasadnić niewola polityczna. Ona nie wyczerpuje przyczyn naszej ówczesnej słabości, gdyż piętnastoletnia niepodległość rażąco wykazała kolosalne braki naszej psyche, która uniemożliwia nam zostanie narodem "kapitanów przemysłu". Pozostaje nam sięgnąć do duszy zbiorowej, na niej się oprzeć, na entuzjaźmie zwartej masy narodu budować przyszłość. I tu szanse nasze napawają nas optymizmem, do duszy, pogrążonej w mrokach zwątpienia, rzucają snop olśniewającego światła nadziei i otuchy. Przyjąwszy zadrużny ustrój gospodarstwa rzucamy w zręby naszego bytu, ramy, w których jak pod rusztowaniem, wyrośnie potężna baza wytwórcza, zbudowana na zasadach nowoczesnej techniki, zapewniająca planowy rozwój i zaspokojenie wszystkich potrzeb społecznych. Dla licznych miljonów młodzieży naszej, która czuje się niepotrzebną w Polsce, jakgdyby była zawadą i ciężarem, otworzą się olbrzymie perspektywy pracy twórczej. Stworzenie bazy jest tym czynem, który. wyrówna nasz poziom wobec innych narodów, usunie to bolesne uczucie upokorzenia i niższości, które odczuwa każdy Polak, nie mający bielma na oczach. Brak stów, by wypowiedzieć to uczucie wzburzenia, jakie budzi się w człowieku, gdy słyszy błazeńską paplaninę "inteligentów" o konieczności "sprawiedliwości społecznej demokracji, o faszyźmie, o dorobku kulturalnym, reformach społecznych i t. d." paplaninę tem charakterystyczną. iż nie dostrzega się naszego straszliwego zacofania, naszej bezbrzeżnej nędzy. Nie dostrzega się olbrzymiej różnicy poziomów właśnie najszerszych warstw narodu. Czy nie jest zjawiskiem bolesnem i komicznem, gdy widzimy nędzarza i oberwańca, stosującego maniery i gesty salonowca? Czy ten oberwaniec nie jest przedmiotem dowcipów ludzi wytwornie ubranych? A przecie nasze warunki nasuwają tę analogję. I te ciągłe paplania o kulturze, Europie i t. d., świadczące, że nasze klasy średnie, żywione ochłapami dorobku narodów zachodnich, zerwały związek z podłożem, z którego wyrosły, są walną przeszkodą w tem, by nareszcie można było sobie uświadomić konieczność tego jedynego wyjścia, jakie nam zostało, t. j. zorganizowanego wysiłku narodu, stworzenia bazy produkcyjnej. Drogą industrjalizacji kraju, uprzemysłowienia rolnictwa, rozbudowy transportu. i t. d. stworzymy warunki do wyrównania poziomów materjalnych, kulturalnych i moralnych. Na tych podstawach automatycznie nieomal wyrasta cel najwyższy, potęga i wielkość narodu, cel, nie dający się uzasadnić w kategorjach logicznych, gdyż, będąc swoistą romantyką wielkości, należy do grupy najgłębszych instynktów ludzkich. Stworzenie bazy produkcyjnej o nowoczesnych instalacjach technicznych jest tem zasadniczem dążeniem, a osiągnięcie jego oznacza rozwiązanie podstawowego problematu.
Kapitalizm, upadający w naszych oczach, posiadał tę właściwość charakterystyczną, iż z łatwością rozbudowując swą zdolność produkcyjną, nie umiał dla swych wielkich sił wytwórczych znaleźć miejsca zbytu. Trudności zbytu i walka o rynki są słabym punktem kapitalizmu. Zdaniem wielu właśnie dlatego kapitalizm jest skazany na zagładę. Ponieważ tworzenie narodowej bazy wytwórczej będzie uskuteczniane w ustroju zadrużnym, trudności, wynikające ze zbytu produkcji, odpadają, jako że zbyt uskuteczniany jest na mocy planu, wspartego na zasadzie podziału produktów. Niebezpieczeństw, wynikających z żywiołów rynkowych, ustrój zadrużny będzie mniej się lękał. Przeszłość nie przekazała nam rozbudowanych podstaw życia gospodarczego, t. j. tego, co zwiemy bazą wytwórczą. Czy wobec tego, nie należy przypuścić, iż może my nie posiadamy warunków, by taką bazę, stworzyć, i że zjawisko przeludnienia jest czemś naturalnem; czemś, z czem walka jest beznadziejna? Z pewnością liczna kategorja ludzi chwyci się tego argumentu z zaciekłością, która będzie miarą strachu, w jaki wpadną. O pojemności ludnościowej danego obszaru decydują: 1 czynniki fizjograficzne; 2 czynniki antropologiczne (rasa, historja, zwyczje itd.).
Czynnik antropologiczny jest bardzo rozciągliwy i ma większy ciężar gatunkowy. Np. Jawa w roku 1800 liczyła 4 miljony mieszkańców, w r. 1928 już 38 miljonów, co daje 290 mieszkańców na kilometr kwadratowy, gdy jednocześnie blisko położona, o tym samym klimacie, florze i faunie Sumatra ma tylko 14 mieszkańców na km. kw. Znakomity uczony angielski Griffith Taylor, usiłując stworzyć kryterjum pojemności ludnościowej dla każdego terytorjum, ułożył t. zw. ekonograf.
Jest to figura geometryczna, płaska, w formie czworoboku, której boki stanowią:
1 temperatura średnio-roczna (optimum 13 C.),
2. opady (optimum 750 m. rocznie),
3. wzniesienie n. p. morza (op. 250 mtr.),
4. zapasy węgla w stosunku do powierzchni.
Idealny ekonograf otrzymuje 1000. Stosując ekonograf do poszczególnych krajów otrzymany-w liczbach: dla Anglji 770, Europy Zachodniej 620, Polski 565-600, Rosji środkowej 245, Norwegji, 60. Na średnie, maksymalne zaludnienie Polski wypada 150-200 na km2. Daje to dla całego kraju pojemność w granicach 55-75 miljonów głów. Widzimy stąd, iż o względnem przeludnieniu Polski decydują nie czynniki fizjograficzne, lecz czynniki ludzkiej woli: Przebudowa ustroju społecznego, przebudowa psychiki narodowej - oto droga, po której zdążając, przez wzniesienie potężnej, polskiej bazy wytwórczej, usunie się zjawisko przeludnienia, którego istnienie wprost woła o pomstę dla tych, którzy swem niewiarygodnem niedbalstwem i lenistwem do tego doprowadzić mogli. A trzeba stwierdzić, że duch ten panuje w warstwach przodowniczych naszego narodu dziś jeszcze w dalszym ciągu. Tworząc bazę produkcyjną o należycie wielkich rozmiarach, możemy bez obawy podwoić swą ludność. Rozmiary bazy wytwórczej, tak jak rysuje się ona w wyobraźni; gdy uwzględni się nasze w tym kierunku potrzeby i pragnienia, oszałamiają swym ogromem. U wielu jednostek o przytłumionej próżności życiowej i zgaszonej wyobraźni, w jakie obfituje nasze życie, myśli, odnoszące się do tego problemu wywołają niewiarę, u tępszych t, zn. "praktycznych ludzi" uśmiech wyższości. - Zdaje się, iż w opinji światlejszych jednostek ,autorytet tych "trzeźwych" ludzi biegiem wypadków został poważnie nadwyrężony. Zautomatyzowane myślenie, stworzone na nielicznej grupie zjawisk empirycznych, jednokierunkowo przebiegających, nie może być tytułem do chluby, a cóż dopiero tytułem do wyższości. Jeżeli o tem się wzmiankowało, to tylko ze względu na to, iż dostojna tępota ma u nas wpływ większy, niż gdzieindziej, i stąd niebezpieczeństwo perturbacji pojęciowych wzrasta.
Do stworzenia bazy produkcyjnej, oprócz wyłuszczonych momentów, a więc stworzenia możności zaspokojenia potrzeb witalnych, łączy się wyobrażenie nietylko o produkcji, ale i ta - klej organizacji społecznej, w której nie będzie miała miejsca nędza, wynikająca z wadliwego podziału produkcji narodowej: Jest to doniosły niezmiernie fragment gospodarki, z którą kapitalizm nie dał sobie rady. Stworzenie systemu podziału dóbr, w którym nie będą miały miejsca jakieś anomalje, leży całkowicie w ramach zadrugizmu, będącego systemem gospodarki planowej, a więc obejmującego również i konsumcję. Stworzenia technicznej bazy wytwórczej jest etapem koniecznym, po osiągnięciu którego otworzą się przed nami jeszcze szersze perspektywy rozwoju, ale wtenczas już jako równowartościowych partnerów innych potężnych narodów świata, które w międzyczasie zdobędą równowagę, warunkującą dalszy harmonijny rozwój.
Ewolucje duchowe ludzkości od indywidualizmu ku cząsteczkowemu uniwersalizmowi tj. nacjonalizmowi, polegające na wyzwalaniu, skłonności moralno-kulturalnych i politycznych, które muszą się stać przesłankami, służącemi za oparcie dla nowej konstrukcji społecznej, powoduje, że hedonizm materjalistyczny. zostanie zepchnięty ze swego monopolistycznego stanowiska. Ponieważ zadrugizm jest właśnie uchwyceniem w polską antenę tych prądów duchowych, rodzących się w świecie (oczyviście z powiązaniem ich z podłożem rodzimem polskiem), stwarza on etap, z którym jednocześnie te cele moralne, kulturalne i polityczne zostaną osiągnięte. Podłożem całości jest swoista koncepcja artystyczna życia, sprowadzająca się do romantyki wielkości, romantyki aktywnej, rycerskiej. Stworzyć musimy wyższy typ moralny i fizyczny Polaka. Wyzbędziemy się naszych wielkich wad narodowych, przez wykrzywienie rozwoju historycznego utrwalonych.
Operacja ta będzie z pewnością bolesna. Liczyć się z tem wypada, że wiele jednostek lub nawet ugrupowań, wchodzących w skład naszego okaże się do tego stopnia zgangrenowanych i zmarniałych w poprzedzających okresach bezruchu całego narodu, iż metody perswazji stosować wobec nich nie będzie można. Stosowniejszy będzie argument bezwzględnej siły. Przed metodami surowemi, okrutnemi nawet w stosowaniu, o ile to miałoby doprowadzić do celu, cofać ani wahać się nie wolno.
Należy się stanowczo przeciwstawić metodom półcelów, półśrodków, żywiołowej skłonności do kompromisu. uświęconej od wielu pokoleń w Polsce. Przełom w tej dziedzinie musi być uskuteczniony z brutalną bezwzględnością, gdyż to warunkuje wyzwolenie się z pod mamuceń, właściwej płomiennej, bezkresnej w rozmachu natury polskiej. Potęga polityczna stanie się funkcją zaznaczonych przeobrażeń naszej rzeczywistości. Osiągnięcie jakiegokolwiek celu imputuje odpowiednie środki, służące do tego. Aktualna nasza rzeczywistość jest rażącem zaprzeczeniem,- jeśli ją rozpatrywać jako środek, tej potęgi osiągnięcia. Omawianie charakteru celów politycznych, stających przed nami, poza dominującem nad wszystkiem pojęciem potęgi politycznej, leżałoby już poza tematem niniejszej pracy. Współcześnie problem narodowej bazy produkcyjnej ogniskuje w sobie wszystkie cele, rzutuje wyraźnie w przyszłość tory, po których polityka nasza będzie musiała się posuwać.

3. Charakter bazy wytwórczej

Nie jesteśmy w tem położeniu, w jakiem znajdują się inne narody, przodujące w rozwoju. Prezydent F. Roosevelt w mowie swojej w San Francisco streścił zadania polityki ekonomicznej St. Zjedn. w zdaniu: "nasze zadanie polega na administrowaniu zasobami i instalacjami, które już mamy w ręku". A więc zagadnienie sprowadzać się ma do tego, by administrować tem, co już jest gotowe. U nas jest inaczej. My musimy tworzyć i wznosić dopiero. Korzystając jednak z cudzych doświadczeń, będziemy starali się uniknąć tych błędów, które doprowadziły potęgi gospodarcze i industrjalne świata do obecnego kryzysu. W jakiem więc ogólnym kierunku pójdzie rozbudowa narodowej bazy produkcyjnej? Będzie to kierunek wyraźnie industrjalny. Pierwszą przyczyną, skłaniającą nas do tego, jest niewątpliwie tendencja kryzysu światowego. Da się ją scharakteryzować w często powtarzanem zdaniu jako decentralizacja przemysłu światowego.
"Ogólne tendencję rozwoju gospodarczego sprzyjają raczej rozprzestrzenianiu się produkcji po całym świecie, a nie skupianiu jej tylko w pewnych punktach"*19).
Biorąc to pod uwagę, nie możemy postąpić inaczej, jak tym ogólnym tendencjom przyklasnąć i działanie ich możliwie przyspieszyć, jeśli się zważy, że jednocześnie "różne siły pracują nad tem, by zniszczyć przewagę wielkich państw przemysłowych, poderwać ich monopole, a wielki przemysł rozprzestrzenić po całym świecie. W tym kierunku działa polityka ekonomiczna wszystkich nieomal narodów, w tym duchu działa też rozwój techniki. Jest niewątpliwym faktem, że wielki przemysł nie będzie tylko skupiony w niektórych krajach"*20).
Nasz udział w akcie dzielenia wielkiego przemysłu światowego winien być wyznaczany przez nasze potrzeby, które są wielkie i postulują daleko idące uprzemysłowienie kraju. Rozstrzygający jest czynnik demograficzny. Olbrzymia fala strukturalnego bezrobocia w Polsce stawia nas przed dylematem, że albo ta fala nas zaleje, albo będziemy zmuszeni olbrzymi odsetek Polaków wyrzucać na poniewierkę po całym globie, - co jednak jest niemożliwością (chociaż wielu w Polsce nad tem ubolewa). Pozostaje tylko zatrudnienie ich w kraju. Koncepcji mniejszego postępu gospodarczego; reprezentowaną przez prof. Rybarskiego i stojącą za jego plecami klasę drobnomieszczaństwa, a polegającą na obniżeniu poziomu technicznego, należy bezwzględnie odrzucić, jako nic nie rozwiązującą, a odraczającą rozstrzygnięcie, i tem samem czyniąc trudniejszy do rozwiązania gały problem w przyszłości. Powrót całego narodu do kołowrotka, i warsztatu szewskiego, nic nie rozwiązuje, a zamyka drogi rozwojowe narodu. Usunięcie grozy przeludnienia przez likwidację postępu technicznego świadczy o niemałej krótkowzroczności i zasadniczym wstręcie do przebudowy społecznej, choćby ta miała wszystkie problemy rozwiązać. Mamy już w tym kierunku precedens w dziejach. W pierwszych wiekach po Chrystusie Cliiny przebywały analogiczne objawy kryzysu. Poradzono sobie bardzo prosto. Zniszczono wszystkie narzędzia i maszyny, które mogły zmniejszyć zapotrzebowanie na pracę ludzką, kilka tysięcy konstruktorów i wynalazców skrócono o głowę, resztę zaś, jak głoszą stare kroniki, 50 000 wynalazców, wypędzono za mur chiński, skąd nie wolno im było wracać pod grozą śmierci. Wszystko działo się wśród oklasków ludu, który był z pewnością podobny do naszego drobnomieszczaństwa. Dało to w wyniku dzisiejsze Chiny. Czy jest To obraz naprawdę tak pociągający? Oczywiście, przyglądając się bliżej, spostrzeżemy, iż nici tej całej akcji spoczywają w rękach kleru, który reprezentuje uniwersalistyczne poglądy na istotę gospodarstwa, sformułowane przez. św. Tomasza z Akwinu przed 700 laty. Doktryna ta, odnowiona przez neo-scholastyków Percha, Vogelsanga biskupa Kettelera, stanowczo przeciwstawia się technice i industrjalizmowi; "katolicyzm jest śmiertelnym wrogiem nowoczesnego kapitalizmu i industrjalizmu"*21), cytuje F. Zweig w pracy "Cztery systemy ekonomji". Oczywiście wrogość wobec kapitalizmu wynika z powodu jego industrjalnego charakteru, dzięki czemu u kleru łask nie znajdzie żaden ustrój społeczny, który będzie stosował wysoką technikę. Skąd ta wrogość? Rzecz bardzo prosta. Industrjalizm, kapitalizm, czy zadorgizm, wprawia życie społeczne w gorączkowe tempo, powoduje wzmożoną aktywność jednostek, hoduje własne, żywotne, zaborcze charaktery. - a to wszystko jest przeciwstawieniem ideału kontemplacji, bierności, bezwładu, dewoterji jaki jest gwiazdą przewodnią kleru wszystkich czasów w odniesieniu do jednostek i społeczeństw. Tu kłócą się dwa przeciwstawne światopoglądy. Światopogląd zamurowanego w celi mnicha, pogrążonego w kontemplacji, i światopogląd zaborczego wobec życia, pełnego aktywności, technika lub rycerza. Romantyka kontemplatywna i romantyka wojująca. "Rozwój. przemysłu stwarza dostatecznie pojemny, praktycznie nieograniczony zbiornik dla przyrostu naturalnego i absorbcji ekspansji pracy*22).
Baza industrjalna produkcji rozwiązywałaby ten podstawowy problem bytu narodowego, jakim jest przeludnienie. Oczywiście będzie to baza gospodarcza, oparta o rynek wewnętrzny w przeważnym stopniu, a w mniejszej mierze związana z rynkiem światowym. Stoi to w związku z wielkiem podniesieniem stopy życiowej w Polsce. Stopień tej zmiany nie da się obliczyć dziś, chociaż wydaje się, że powszechny pesymizm w odniesieniu do tej sprawy jest mocno przesadzony. Możliwość podniesienia stopy życiowej w Polsce niewątpliwie istnieje w poważniejszej mierze, lecz dopiero po stworzeniu bazy produkcyjnej, co prawdopodobnie będzie okresem dość długotrwałym. Industrjalizacja kraju przyczyni się olbrzymio do usunięcia jednostronności kulturalnej kraju i typu kulturalnego Polaka, co dziś w sposób przykry daje się wyczuć. Stwarza się automatycznie niejako w nowych warunkach typ Polaka o znacznie bardziej kompletnej i bardziej zrównoważonej psychice. Bierność, właściwa narodom rolniczym, i anarchistyczny indywidualizm, pozbawiony pierwiastków mocy, zostaną zastąpione przez wzmożoną aktywność, zwiększoną ruchliwość umysłu, co pozwoli oprzeć dalszy rozwój twórczości kulturalnej polskiej na nowych, doskonalszych podstawach. Jeśli się zważy, że typ ten będzie dzięki zadrugizmowi nietknięty zgubnym wpływem płytkiego hedonizmu, to tworzywo, stąd wynikłe, będzie niezastąpionym materjałem, dla dalszego owocnego rozwoju.
Naczelną zasadą postępu technicznego jest wzrost gałęzi wytwarzających środki produkcji, i to środki mające zastosowanie w przemysłach przetwórczych i w gałęziach gospodarstw produkujących środki żywnościowe, przyczem równolegle następuje spadek zatrudnienia w tych ostatnich. Powstaje jakby zjawisko przenoszenia się części robotników z działów produkujących surowce i żywność do fabryk narzędzi, w których wykonuje się część pracy, którą przedtem wykonywano wprost w polu, w folwarku, w gospodarstwie rolnem lub szybie węglowym. Jest to interesujący proces oddzielania się czynnika ludzkiej pracy od swych pierwotnych punktów lokalizacji, przenoszenia się do ośrodków fabrycznych, gdzie transformuje swą pracę w narzędziach, krystalizując ją niejako. Czynnik ten stanie się podstawowym w dziele przebudowy naszego gospodarstwa. Przed zadrugizmem staje doniosłe zadanie ściągnięcia pracy ze wsi do warsztatów fabrycznych, przy jednoczesnem zwracaniu uwagi, by tym przekształceniom towarzyszyła zwiększona w stopniu więcej niż proporcjonalnym wydajność.
Zkolei nasuwa się uwadze problem, w jaki sposób ma być uskuteczniona rozbudowa narodowej bazy produkcyjnej, jeśli chodzi o stosunek do gospodarstwa światowego. Tu dwuznaczności być nie może: samowystarczalność dać może nam jedynie warunki powodzenia. Dopóki tkwimy w systemie gospodarstwa światowego, jesteśmy związani tysiącznemi więzami, wpleceni w tryb tego gospodarstwa, i próby wykonania jakichś samodzielnych ruchów w jednej dziedzinie mogą być uskuteczniane tylko przez zmianę i dostosowanie wszystkich innych czynników. Jeśli pragniemy przystąpić do rozbudowy naszego polskiego gospodarstwa, to wyrwać się musimy z łożysk, w które jesteśmy wtłoczeni przez mechanizm światowego gospodarstwa, i wszystkie elementy gospodarstwa skierować na ten jeden najwyższy cel, jakim jest wzniesienie narodowej bazy produkcyjnej. Nasz związek z gospodarstwem światowem jest jednak słabszy, niż u innych narodów, i operacja usamodzielnienia zostanie zniesiona z mniejszym bólem, niżby to mogło się wydawać. Nasz związek z handlem światowym, wyrażony w stosunkach obrotu zewnętrznego do wewnętrznego, wyraża się według Woytyński`ego cyfrą 14, gdy u Niemców 20, Włochów 21, Bułgarji 23 itd. Z drugiej strony zauważyć trzeba, iż "jest cały szereg ogniw gospodarczych, które można spiąć w obrębie polskiego łańcucha... angielscy i niemieccy kierownicy polityki gospodarczej muszą szukać rozwiązań w skali międzynarodowej"*23), co dla nas bynajmniej konieczne nie jest. Mając wielki cel na oku, możemy i musi my z współpracy narodowej na czas dłuższy zrezygnować. Jeśli się uwzględni, iż "Polska posiada wyjątkowo bogate wyposażenia w źródła energji i liczne a podstawowe surowce"*24), to łatwo wyciągnąć wniosek, iż pominięcie kursu na samowystarczalność nie byłoby u nas możliwe, a upieranie się przy tezach przeciwnych świadczyłoby o ślepocie lub wprost złej woli.
Zdać sobie należy sprawę z tego, iż są dość liczne żywioły, których byt jest związany z istnieniem wielkiego handlu światowego i spleceniem się poszczególnych gospodarstw narodowych w jedną wielką pozornie całość. Zainteresowane w tem są upadające potęgi przemysłowe świata, które nie mogą patrzeć obojętnem okiem na zanik swych podstaw wielkości i siły.
Z drugiej strony zważywszy, iż okres łatwej możliwości rozbudowy przemysłowej minął, lub przynajmniej został znakomicie utrudniony i zahamowany, nie możemy się cofnąć przed najbardziej radykalnemi przemianami w naszej polityce zewnętrznej, o ile to ułatwi nam wykonanie naczelnego zadania, mającego otworzyć nową epokę naszych dziejów. Musimy dążyć do osiągnięcia takiej organizacji naszego życia gospodarczego, wznoszącego się na bazie produkcyjnej, by spełniało warunki samowystarczalności, dającej nam największą niezależność od zmiennych fluktuacyj w siłach gospodarczych i politycznych świata. Narodowa baza produkcyjna winna zagwarantować nam samowystarczalność:
1. w wyżywieniu całego narodu;
2. w produkcji środków wytwórczości;
3. w przemyśle przetwórczym;
4. zależności czynnej w obrocie towarowym;
5. w dalszym rozwoju samowystarczalności surowcowej.
Osiągnięcie samowystarczalności aprowizacyjnej, tak istotnej i podstawowej, nie nastręcza żadnych trudności. Nasz import artykułów żywnościowych W ciągu dziesięciolecia nosi charakter wybitnie luksusowy. Wyjątek stanowią produkty żywnościowe stref podzwrotnikowych i ciepłych. Tu jesteśmy skazani na zależność, którą usunąć możemy tylko drogą zdobycia własnych kolonij. Skutecznie ten problem zostanie rozwiązany dopiero po stworzeniu bazy produkcyjnej, która stanie się podstawą naszej potęgi politycznej, dzięki której problem kolonij wystąpi w całkiem odmiennym charakterze i oświetleniu. Ustanie podówczas pobłażliwe traktowanie naszych żądań w tym kierunku. Kolonje musimy otrzymać, gdyż z tem związane jest zagadnienie usamodzielnienia się pod względem surowców tropikalnych, z których najważniejszym jest bawełna, której rocznie przywozimy 65-70 tys. t. i drugie tyle wełny australijskiej. Stworzone muszą być podstawy wytwarzania środków produkcji, tj. maszyn, instalacji, w kraju, co wprawdzie będzie też połączone z ogromnemi przeszkodami, jednak dającemi się obalić. Na tej drodze osiągamy najwyższe wyzyskanie rezerwoaru pracy narodowej dzięki doprowadzeniu procesów wytwórczych od rodzimych surowców poprzez półfabrykaty do najbardziej wykończonych produktów ostatecznych. Szczytowym punktem tej tendencji jest wytwarzanie skomplikowanych maszyn i instalacyj, turbin, motorów spalinowych, elektrycznych i t. d. Pozatem jest to jedyna droga, pozwalająca nam z naszemi skromnemi zasobami chwili obecnej, dokonać olbrzymiego dzieła, opierając się na niskich kosztach społecznej pracy ludzkiej, a wynikającej z niskiej stopy życiowej Polaków i entuzjastycznej, wytężonej pracy, właściwej dla ustroju zadrużnego, opartego o żywiołowy nastrój zapału narodowego.
Nasza zależność bierna w produktach egzotycznych nie jest ostatecznie przesądzona. Nie wyszło jeszcze z okresu projektowań zamierzane przystosowanie pewnych gatunków bawełny do naszych warunków klimatycznych. Według zdania niektórych znawców są poważne możliwości w tym kierunku. Krzew bawełniany, uprawiany na pewną skalę w Mandżurji i Korei, ma wiele danych, by się zaklimatyzować u nas w nasłonecznionych częściach kraju, na Wołyniu i Podolu. Znacznie bardziej znana jest sprawa hodowli wełnistych owiec. Ostatnio mieliśmy wzmianki w prasie fachowej o roślinie "rami", posiadającej właściwości, które dokonać mogą rewolucji w zagadnieniach przemysłu tekstylnego. Problemy te domagają się opracowania. Zasadnicze znaczenie będzie dla nas posiadał fakt konieczności importu rud żelaznych i miedzi. Zasoby nasze w tej dziedzinie są niewystarczające. Coprawda w tem położeniu znajduje się większość państw europejskich, wznoszących swój przemysł metalurgiczny na rudach importowanych. W ogólności nasza dążność ku samowystarczalności winna się wyrazić w stworzeniu bazy produkcyjnej, noszącej charakter harmonijny, i proporcjonalnie rozwijającej industrjalną i rolniczą stronę życia narodu.

Rozdział V Polska baza produkcyjna
1. Rekonstrukcja zrębów naszego gospodarstwa

Budowa planowego gospodarstwa polskiego na zasadach zadrugizmu stawia na porządku dziennym problemy, tyczące się szczegółów jego budowy. Powstaje odrazo dylemat, czy podłożem myśli o przebudowie jest zasada ewolucji, czy też postępu. Gwoli uniknięcia przydługich rozważań wypada odrazo stwierdzić, iż do przyjęcia może być tylko zasada postępu. Co to jest ewolucja, a co to jest postęp? Ewolucja jest przeciwstawieniem postępu. Zagadnienie powyższe już było przenikliwie naświetlane przez G. Sorela, który stwierdził, iż zbyt częste używanie wyrazu "postęp" świadczy o jego wadliwem rozumieniu. Ewolucją nazywamy rozwój form bytu, polegających na przystosowaniu się poszczególnych elementów do warunków istniejących. Z drugiej strony postęp jest rozwojem w kierunku zgóry oznaczonym, ku celowi, tkwiącemu w przyszłości. Tak więc patrząc w przyszłość, i określając tej przyszłości zarodki w teraźniejszości, mamy postęp-twórczość, gdy znów zwracając oczy w przeszłość, dostrzegamy tylko dostosowanie się - czyli ewolucję. Oczywiście różnica jest nietylko w poglądach. Marsz w przyszłość, postęp, stwarza warunki same tegoż rozwoju, przy ewolucji istnieje przewaga biernego przyjmowania dyktatu rzeczywistości. Dążność do przebudowy, naszego organizmu narodowego i gospodarczego w myśl zadrugizmu, nosi wyraźny charakter przewagi momentów postępu rewolucyjnego, nad tendencją ewolucjonistyczną. I tu jest zasadnicza różnica między nacjonalizmem kończącego się pokolenia a koncepcją zadrużną, wykwitającą z młodych umysłów i serc. Tej różnicy żadne usiłowania ku jej likwidacji nie usuną.
Odcina się tu zadrugizm zdecydowanie od marxizmu, stając na stanowisku postępu moralnego, jako trzonu historji, gdy dla Marxa byt on tylko pochodną metod produkcji i techniki. Zdecydowanie występuje w tem zestawieniu głębia woluntaryzmu rewolucyjnego zadrugizmu, odrzucającego ideę konieczności, tj. automatycznego postępu w jego dwojakiej postaci: tendencji równościowej, nieustannego, powolnego rozwoju, sformułowanego przez Tocqueville w pracy "Demokracja amerykańska", dla. użytku świata dufnej w swe siły myśli burżuazyjnej, i z drugiej strony, w koncepcji rozwoju dialektycznego Marxa, gdzie idea konieczności ucieleśnia się w automatycznym rozwoju podłoża ekonomicznego i przedewszystkiem podstawowego jego elementu - techniki.
Jeśli więc zasadę zadrugizmu jest postęp tak rozumiany, to w odniesieniu do naszej rzeczywistości, którą pragniemy przekształcić, musimy oznaczyć poziom, gdyż stanie się on celem, do którego zdążać będziemy, do którego osiągnięcia wszystkie elementy naszego życia muszą być zorjentowane.
Pod pojęciem poziomu gospodarczego rozumieć należy pewną stopę życiową najszerszych warstw, określającą stopę całego społeczeństwa, i metody produkcyjne, właściwe dla danego społeczeństwa. Określenie poziomu -jest zagadnieniem bardzo ważnem. W ustroju kapitalistycznym istniała całkowita dowolność, stwarzająca rozwój ewolucyjny. O danym poziomie gospodarczym rozstrzygał samorzutny rozwój potrzeb.
Rozwój potrzeb, ich różniczkowanie się według ,S. N. Patten`a wyznaczał cały rozwój gospodarczy. Niewątpliwie w tym kierunku idąc zbliżamy się do nieoznaczoności jednak dla uzyskania podstawy do rozumowania wyszukanie tego poziomu jest konieczne. Odrzucamy poziom życia gospodarczego, właściwego naszej polskiej rzeczywistości, i musimy przyjąć jako upragniony poziom taki, który naszym aspiracjom odpowiada. Musimy ten poziom, do którego dążymy, wyrazić w cyfrach, ująć w ścisłe ramy. Uniknie się w ten sposób zaciemniania sprawy przez retorów, w 'jakich obfituje nasi życie. Nie wyrzekamy się osiągnięcia poziomu najwyższego, rozwinięcia sił produkcyjnych w ogromnej skali, rozbudowy podstaw kultury i zapewnienia najwyższej potęgi politycznej. Z charakteru jednak niniejszej pracy wynika, iż w odniesieniu da problemów ekonomicznych uwaga została skupiona na pierwszym decydującym etapie, na stworzeniu takiej bazy produkcyjnej, która pozwoli nam stanąć na tej samej platformie, jak inne szczęśliwsze w swym rozwoju historycznym narody, poczem weźmiemy udział w starcie narodów, jak równy, z misją zwycięstwa i pierwszeństwa, partner.
Do rozważań o poziomie gospodarczym wejść mogą następujące elementy: 1. poziom gospodarczy narodów zachodnich; 2. poziom naszej rzeczywistości; 3. poziom teoretyczny, jaki zaistniałby, gdyby siłom działającym nie przeciwstawiała się skleroza ustrojowa społeczeństwa; 4. poziom, wynikający z niewyzyskanych możliwości, jakie istnieją w naszej rzeczywistości. Możliwości te są znów natury: a) geofizycznej i b) społecznej.
Gdyby całokształt życia społecznego dało się ująć w formy równania matematycznego, to wszystkie wielkości w dążności - do stworzenia równowagi musiałyby ulegać ruchom przystosowawczym tak długo, aż cały kompleks tych elementów przybrałby wielkość, oznaczoną znakiem równości. Tyczy to właśnie zagadnienia hipotetycznego poziomu naszego gospodarstwa. W granicach naszych możliwości geofizycznych, stanowiących wielkość stałą i narodowo-biologicznych dziś płynnych, mieści się poziom gospodarczy, całkowicie odmienny od tego, co gdziekolwiek moglibyśmy zobaczyć. Poziom naszego życia, wypośrodkowany z elementów, wyżej wyliczonych, stworzy kompleks najzupełniej oryginalny i - co ważniejsze - swojski. W dążności do uzyskania idealnej równowagi wszystkie czynniki polskiego życia, od najcodzienniejszych do najważniejszych, ulegną przemianie w poszukiwaniu stanu równowagi. Jest to głęboko leżąca w nurcie przemian tendencja, wyznaczająca charakter epoki. Narody muszą uzyskać swe właściwe oblicze, rozwinąć swe właściwości w tym kierunku, by życie ich jak najbardziej dało się zilustrować równaniem matematycznem, sprawdzającem wszystkie wielkości. Dziś jeszcze jest inaczej. Kilka narodów przodowniczych, zasugestjonowało i ujarzmiło resztę świata, narzucając swój styl, całkowicie nie odpowiadający wielkościom wyznaczających istotę, życia ujarzmianych narodów. W naszych oczach odbywa się przełom. Dla uskutecznienia obliczeń i wypośrodkowania hipotetycznego poziomu zachodzi konieczność umownego ustabilizowania - wielkości biologicznych naszego narodu. Przy założeniu, iż: a) istniejące stosunki i kierunki gospodarcze i polityczne w Europie ulegną stabilizacji na lat kilkadziesiąt; b) nie zjawi się jakiś nagły wstrząs z zewnątrz, tendencje te -w naszej rodzimej rzeczywistości doprowadzić musiałyby do wyłonienia się przesłanek materjalnych, na których oprze się przebudowa narodu polskiego w myśl założeń zadrużnych. Stać się to może za 15-20lat. Liczyć się jednak wypada z tem, iż tendencje te mogą być przyspieszone przez wypadki, sprzeczne z poczynionemi założeniami. Po upływie tego czasokresu ludność nasza dosięgnie liczby 40 miljonów głów. Wielkość ta jest jednym z punktów ogniskowych, obrazujących przyszłą upragnioną rzeczywistość polską. W oparciu o nią można szkicować w grubszym zarysie kontury bazy produkcyjnej i w ogólnych cyfrach ujętą wydajność, którą musi osiągnąć.
Musimy rozwinąć nasze siły produkcyjne w najkrótszym czasie do stanu, który jest możliwy przy naszych zasobach. Jak się najogólniej przedstawiać będzie nasza wytwórczość cyfrowo?
Rozważania o wysokości produkcji noszą oczywiście najbardziej hipotetyczny charakter - i nie mogą pretendować do traktowania ich jako normy. Pragniemy tylko uczynić rzut myśli, podobny raczej do tęsknego marzenia o naszej przyszłości, i oczyma duszy ujrzeć ją w kształtach potężnych, rysowanych przez spragnioną wyobraźnię.
A więc najpierw źródła energji i podstawowych surowców. W momencie tworzenia bazy produkcyjnej wydobycie węgla winno sięgnąć 80-100 miljonów ton. Mieści się w tem zużycie węgla na potrzeby konsumcji,. wytwórczości i pewnych kwot eksportowych. Zasoby nasze w węglu, praktycznie biorąc, są niewyczerpalne. Granice, wydobycia są zakreślane przez nasze potrzeby. Jeśli chodzi o paliwo płynne, to tak długo; jak syntetyczne materiały pędne nie zapanują na rynku, nasze możliwości w wydobyciu ropy naftowej są wystarczające. Wprawdzie produkcja ropy naftowej z powodu wyczerpania się dawnych złóż t zmniejszenia wierceń nowych szybów spada z roku na rok, to jednak przez wiercenie nowych szybów, odkrycie nowych terenów naftowych, wyższy stopień wyzyskania istniejących złóż, i eksploatację licznych i płytkich złóż w Małopolsce zachodniej, możemy wydobycie ropy naftowej znacznie podnieść. Według obliczeń specjalistów, na jedną tonnę ropy, wydobytej w Zagłębiu Borysławskiem, dwie tonny pozostaje w złożach, które mogłyby być wydobyte przy dodatkowych środkach, jakiemi dysponuje technika. Ogromne natężenie mechanizacji transportu i rolnictwa wymagać będzie 1-1.5 miljona ton ropy rocznie, w liczbie i tej kryć się musi pewna kwota eksportowa. Górnictwo, wyzyskując maksymalnie nasze złoża rud żelaznych, będzie jednak skazane na import. Jest to ciemny punkt przy wznoszeniu bazy produkcyjnej. Epoka lekkich metali, aluminjum i magnezu, jest jeszcze odleła. W dziedzinie metali potrzeby nasze są ogromne. W pięcioleciu 1925-29 przeciętne zużycie stali wraz z surowcem na głowę wynosiło:

Francja 189 kg
Niemcy 213 -||-
Anglja 265 -||-
Belgja 314 -||-
Stany Zjednoczone 475 -||-

Nawet najoszczędniejsze użycie żelaza nie pozwoli nam na niższą produkcję niż 150-200 kg. Zważywszy, iż tworzenie bazy produkcyjnej, a następnie jej udoskonalenie, wymagać będzie olbrzymich mas metalu, będziemy musieli podnieść produkcję żelaza, stali do 4-6 miljonów tonn minimum.
Gwałtowna rozbudowa przemysłu chemicznego nakaże nam podnieść wydobycie soli z 500 tys. tonu do 1,5-2 miljonów tonu, t. j. w stosunku czterokrotnym. Stojące z tem w związku wydobycie soli potasowych ze względu na przebudowę rolnictwa i jego nieuniknioną intensyfikację, wymagać będzie conajmniej dziesięciokrotnego podniesienia wysokości produkcji, t. j. przeszło 3 milj. tonn brutto. Wydobycie rud cynkowych i ołowianych ze względów konieczności eksportowych przekroczyć musi wydobycie lat przedwojennych, wynoszących około 500 tys. tonn, i zbliżyć się do 1 milj. tonn.
Stoimy przed koniecznością ogromnej rozbudowy naszego systemu transportowego. Nawet mając na uwadze, iż koleje żelazne tracą swą niedawną zdecydowaną przewagę w transporcie, musimy wybudować 8-10 tys. kilometrów nowych kolei. Musimy stworzyć od podstaw przemysł samochodowy, i na nowe drogi puścić miljony polskich maszyn. Obecny stan naszych dróg bitych, t.. j. 47 tys. klm urąga normalnej sieci komunikacyjnej i musi być podniesiony do 100-120 tys. klm.; konieczne są obok tego autostrady 6-8 tys. klm. Proporcje, tu zarysowane są właściwe dla wszystkich dziedzin naszego życia, dziś duszącego się w kleszczach nędzy i sklerozy kołtuńskiej.
Jeśli chodzi o rolnictwo, to wydajność może i musi być zwiększona o 50\% dla całego państwa, i to kosztami względnie nie wielkimi, gdyż prawo nieproporcjonalnych dochodów zostało znacznie ostatnio w rolnictwie zachwiane.
Konieczny dla rozbudowy bazy wytwórczej import będzie . w znacznym stopniu pokrywany przez eksport płodów rolniczych. Fluktuacje w handlu światowym prawdopodobnie nie zmienią charakteru wymiany towarowej, aczkolwiek dla krajów surowcowych sytuacja być może jeszcze się pogorszy. Ale to właśnie żąda od nas pośpiechu.
Nasze potrzeby i cele nie wyczerpują się w zadaniach nakreślonych wyżej, a więc noszących charakter materjalny - bowiem wychodząc z założenia jedności życia społecznego, akcentować musimy przedewszystkiem rdzeń życia grupowego, typ kulturalny jednostki. Odchodzi w przeszłość epoka, której znamieniem była wielość celów życiowych, właściwych dla indywidualizmu. Ta wielość celów i dążeń nie wyrażała się tylko w różnych dążnościach poszczególnych jednostek, dzięki czemu społeczeństwo było zawsze czemś podobnem do atomów jakiegoś ciała gazowego, ale także przyjmowała postać ścierania się różnych dążności w duszy jednej indywidualności. Z literackiego punktu widzenia bogactwo przeżyć wewnętrznych, mające w tym wypadku miejsce, jest czemś nawet sympatycznie widzianem, natomiast dla postawy życiowej właściwej zadrugizmowi - całkiem nie do przyjęcia. Życie nie może zostać subjektywnym snem; grzebaniem się we własnem wnętrzu, z mniejszem lub większem zaaferowaniem. Kontemplacja i stan trawienia, to są synonimy. Stąd płynie nieodparty postulat stworzenia typu kulturalnego jednostki na modłę zwartego monolitycznego ładunku energji, działającej na jeden punkt. Zubożenie właściwości psychicznych, wykwitających ze stanu trawienia, kontemplacji, a więc konsumcji, na rzecz psychoaktywnej, wojującej, nie należy uważać za stratę. Całość stosunków bazy produkcyjnej woła o taki typ człowieka. Rozbudowa systemu wychowawczego, ogarnięcie nim całego społeczeństwa, urabianie młodych umysłów i charakterów podrastających pokoleń, kształcenie światopoglądu w myśl założeń przednio nakreślonych, ciągłe oddziaływanie na stan uczuciowy impulsów i wyobrażeń, tak by nawyki i przeżytki pojęciowe ubiegłych czasów nie mogły się utrwalić, ani na chwilę w umysłach - to są podstawowe zadania kulturalne.
Rekonstrukcja naszego gospodarstwa obejmie również stosunek poszczególnych gałęzi wytwórczości do siebie. Na porządku dziennym jest problem usunięcia przeciwstawności interesów miasta i wsi w takiej formie, w jakiej ją dziś widzimy. Obecny chaos w tej dziedzinie jest czemś właściwem dla ustroju późnego kapitalizmu. Zabawnem jest, gdy wielu teoretyków burżuazyjnych przypuszcza, iż uda się wyzwolić pozytywne właściwości kapitalizmu przez likwidację, jego form dzisiejszych monopolizmu, wyrażającego się w powszechnej kartelizacji, trustyfikacji, co miałoby stworzyć warunki wolnej konkurencji, umożliwiającej zachowanie zrębów indywidualistycznego gospodarstwa. Zdaje się, że jednak Schmalenbach ma najzupełniej rację, twierdząc, iż wyjście z obecnej "gospodarki związanej" na przebrzmiałą wolno-konkurencyjną jest niemożliwością. Ogromne inwestycje poczynione w przemysłach w przeciwstawieniu do gospodarstwa rolnego, spowodowały tak wielki wzrost kosztów stałych, że, nie chcąc się narazić na katastrofę, jedynem wyjściem jest stworzenie monopolu w tej lub innej formie.
Działają tu siły ekonomiki, w znacznym stopniu niezależne od woli ludzkiej, jak to dowodzi Liefmann w pracy p. t. "Kartelle, Konzerne und Trusts". Inwestycje w przemyśle St. Zj. A. P. wynosiły 1899 r. 10 miljard. dol., a już w 1922 r. 53 mitird. dol: Przyjmując stosunek ilości robotników do kapitału inwestowanego jako 100:100, dla 1922 r. mamy już stosunek 22:100. Kierunek ewolucji dość niedwuznaczny, charakteryzujący oprócz tego brak równowagi między rolnictwem i przemysłem. Wzrost kosztów stałych jest tą siłą fatalną, która według Schmalenbacha stwarza pewną linję rozwojową, którą kroczyć kapitalizm musi. Ale dokąd? Jeśli odrzucimy ideał reakcyjnego drobnomieszczaństwa - powrót do kołowrotka - to nieuniknionym trybem rzeczy dojdziemy do monopolu powszechnego, a więc obejmującego całe życie gospodarcze narodu, wraz z rolnictwem, albo zostaniemy w postawie wyczekującej, jaką zachowujemy obecnie, w której z jednej strony skartelizowany przemysł usiłuje zgwałcić cenami monopolicznemi rolnictwo, to zaś, nadłamane, zkolei podrywa przemył. Splendid izolation przemysłu okazał się zawodny dla jego zdrowia. Wyjściem jest stanowisko zadrugizmu, uspołeczniającego cały społeczny aparat produkcyjny i, wprowadzającego czynnik planowości; dzięki czemu w ramach gospodarstwa narodowego zaistnieją warunki harmonijnego rozwoju. A w tym kierunku stoją przed nami ogromne zadania. Stosunek . produkcji rolnej do produkcji przemysłowej wyraża się u nas lak 1:1, podczas gdy w krajach industrjalnych wynosi 1:7 lub 1 :8, Nawet Rosja Sowiecka ma według planu drugiej piatiletki w roku 1937 mieć stosunek produkcji rolniczej do przemysłowej 1 : 8 (rolnictwo 25 miljardów rubli i przemysł 193 miljardy). U nas cyfry te dla roku 1928/29 w dochodzie społecznym netto wyrażają się: rolnictwo 9.059,3 miljonów zł, przęmysł 6.930;3 miljonów zł, handel 2.978,3 miljonów zł*25).
Dziś ten stosunek, wyrażający przewagę rolnictwa, jest u nas jeszcze bardziej rażący, jeśli się zważy, iż spadek produkcji przemysłowej osiągnął w- przybliżeniu 50-60\%, gdy rolnictwo natomiast ilościowo swą produkcję zmniejszyło bardzo nieznacznie. Stoją przed nami kolosalne zadania zmiany struktury gospodarstwa, prowadzącej do wzrostu dochodu społecznego. Nasz dochód społeczny, wynoszący dziś 250-300 zł na głowę, najniższy w Europie, urąga wielkim minimom życiowym. Zauważyć trzeba, iż ta nasza niższość nie jest czemś ani przypadkowem, ani dającem się wytłomaczyć jakiemś mocnem słówkiem o rabunkowości kapitalizmu, imperjalizmu, zaborców, niewoli i t, d. Tu cała nasza historja od XVII wieku, nasze bezprzykładne załamanie się w tym wieku wychodzi na jaw. Niema mowy o jakiemś wiązaniu naszej nędzy z systemem ogólnym, uniwersalistycznym. Ku końcowi wieku XVIII, w latach 1774-1782, dochód społeczny netto wynosił u nas na jednego mieszkańca 116,8 zł podczas gdy w Anglji wynosił on w tych samych latach 868 zł. Daje to stosunek mniejwięcej 1 : 7. W roku 1928 mieliśmy dochodu 614 zł na głowę, Anglja 3.328 zł. *26). Jeśli się zważy, iż od roku 1928 nastąpiło nieproporcjonalnie wielkie pogorszenie się stanu naszego życia gospodarczego, cofnięcie się według był. ministra Klarnera o 55% i gdy się pamięta o tem, iż konjunktura lat 1927-29 była u nas wyjątkowa dzięki wyprzedawaniu majątku narodowego w obce ręce, to przy uwzględnieniu kryzysu w Anglji (spadek zatrudnienia w stosunku do roku 1928 o 5% produkcji o 8%, dla końcowych miesięcy 1933 wyniki są równe już 1928 r.) okaże się, iż stosunek dochodu w Polsce i Anglji na głowę jest dziś w najlepszym wypadku ten sam, a naogół o wiele gorszy, niż, był przed 150 laty! Patrząc na te fakty w perspektywie dziejowej, i dostrzegając ich niezbitą zastraszającą prawidłowość, stwierdzić musimy zatrważającą prawdę, - nasza rzeczywistość jest produktem epoki jeszcze przedkapitalistycznej, przedrozbiorowej, bo kołtuńskiej, jak i niesamowite proporcje, które dziedziczymy. Jest w tem coś co przeraża, napełnia serce obłąkaną rozpaczą. Umysł gorączkowo szuka dróg wyjścia. I jakąż nienawiścią należy darzyć tę spodloną tępotę, tak licznie u nas reprezentowaną, nawołującą do umiarkowania, szanowania tradycji, unikania ryzykownych eksperymentów, zachowania błogiego spokoju, choćby nawet na dnie bagna, w objęciach śmierdzącej nędzy.
Unikać ryzykownych eksperymentów - a więc pozostawać przez dalsze stulecia w charakterze parjasów Europy - chyba, że nas raz jeszcze podzielą litościwie troskliwi sąsiedzi. Czynienia tylko tego, co gdzieindziej wypraktykowane zostało! a więc jeszcze kubeł naśladownictwa do błota, w którem toniemy, w błogiem a tajemnem przeświadczeniu, że stosunek poprzedni ani o jotę się nie zmieni. Brak słów, by wypowiedzieć te uczucia nienawiści i oburzenia, jakie budzi widok olimpijskiego spokoju naszych warstw inteligenckich, organu światowości narodu, wygodnie, po drobnomieszczańsku rozpartych w obolałem, wycieńczonem ciele narodu. Gdy rzeczywistość nasza rozdziera uszy krzykiem alarmu, gdy w oczy uderza ogrom zadań i piętrzących się niebezpieczeństw, wołających o natychmiastowy gromadny czyn heroiczny - widzi się zachowanie bełkocących papug lub bezmyślnych kokot przed majestatem śmierci. A przecież stan ten trwa stulecia! Nieliczna grupa bohaterów każdego pokolenia krwawi swe serce, obija się o zimne mury, prawie zawsze osamotniona, bez echa. Lecz to musi się skończyć! Przebudowa wszystkich dziedzin życia narodowego obejmie również rozmieszczenie sił produkcyjnych po terytorjum całego państwa. Aparat produkcyjny, jaki posiadamy, rósł i rozwijał się w warunkach, dalekich od naszych potrzeb. Pomijając moment niewoli politycznej, powodującej wytworzenie trzech różniących się orjentacją i strukturą członów naszego organizmu gospodarczego, trzeba podkreślić rolę kształtującą kapitalizmu jako ustroju, wyciskającego swe specyficzne piętno na uformowaniu się i rozmieszczaniu na terytorjum naszem sił produkcyjnych. Ogólna teorja A. Webera "standortu" przemysłowego nie wytrzymuje krytyki. Usiłowała ona wytłumaczyć i uzasadnić, dzisiejsze rozmieszczenie przemysłu w świecie kapitalistycznym.. Była to próba dowodzenia buntującym się narodom rolniczym, kolorowym i kolonjom, iż obecne umieszczenie przemysłu w metropoljach świata, "międzynarodowy podział prasy", jest czemś, wynikającem z naturalnego układu rzeczy, wyższem od walki ludzkiej, i, że pogodzenie się z istniejącym stanem rzeczy jest jedynie rozsądne.
Jak jednak mają być rozmieszczone siły produkcyjne na terytorjum naszem: Sposób ich rozmieszczenia jest uwarunkowany przez system planowości, jaki ze sobą wnosi zadrugizm, i przez odziedziczone stosunki w aparacie produkcyjnym, t. j. stan istniejący gospodarstw 'i jego poziom, konieczność wznoszenia nowej struktury wyłącznie własnemi siłami oraz poziom kultury technicznej i zdolność produkcyjną naszego narodu. Z drugiej strony obliczony musi być stopień naszej zależności od gospodarstwa światowego (surowce] i uwzględniony moment strategiczny. Zasadniczą siłą wytwórczą będzie zawsze praca ludzka. I stąd płynie postulat stworzenia takich warunków, by wydajność pracy szerokich mas, na których spocznie środek ciężkości prowadzenia rozbudowy bazy produkcyjnej, była najwyższa. Konieczność liczenia tylko na własne siły, każe nam operować posiadanemi możliwościami w sposób dający największe efekty przy najmniejszych wkładach, w najkrótszych terminach czasu. Zasadą być musi pogodzenie dwóch postulatów; rozprzestrzenienie przemysłu po całym kraju, z drugiej strony umiejscowienie sił w punktach optymalnej wydajności ekonomicznej. Nie wydaje się właściwe utrzymanie dzisiejszego podziału w tak ostrej formie, jaka istnieje między wsią i miastem. Nawet stając na stanowisku, iż typ mentalności wieśniaka stanowi swoistą wartość, będącą odczynnikiem na ujemne właściwości industrjailzmu, sądzić wypada, iż struktura naszej wsi jest przeżytkiem. Jeśli widzimy dziś powrót do pierwotnych stosunków produkcyjnych, z pominięciem form wyższych gospodarowania, ta należy to uważać nie jako odwrót od metod wyższych wytwarzania, lecz jako zwyczajny objaw biedy, wynikłej z kryzysu, dającej w wyniku obniżenie poziomu, a więc tę lub inną barbaryzację, nad którą roztkliwiać się i uważać ją za objaw trwałej zdrowej tendencji byłoby śmiesznością.
Wiąże się z tem zagadnienie wyjścia z żebraczej stopy życiowej dla najszerszych mas. Według obliczeń dla 1928/29 roku produkcja netto na jednego robotnika wynosiła:

w rolnictwie 1025 zł
w rybactwie morskiem 1054 zł
w rzemiosłach 2093 zł
w górnictwie 3633 zł
w przemyśle 4687 zł
w przemyśle rolnym 7145 zł*27)

Rzuca się w oczy ogromna rozpiętość w wydajności produkcyjnej poszczególnych gałęzi gospodarstwa. Nasuwa się nieodparty wniosek, iż drogą, którą kroczyć musimy, będzie droga industrjalizacji, powodująca, iż każdy robotnik, zatrudniony w przemyśle; będzie .dawał produkcję prawie pięciokrotnie wyższą, niż rolnik. Jest bo droga do najszybszego rozwiązania dobro bytu narodowego. Jeśli się uwzględni przytem, iż ten stosunek wydajności ma tendencję zwiększania się, to wybór dróg, nie powinien nasuwać cienia wątpliwości, chyba, że przyjęlibyśmy bezprzykładną tępotę lub złą wolę.
Zasadniczą linją rozmieszczenia wytwórczych sił po terytorjum państwa winna być w pierwszym rzędzie troska o podniesienie poziomu uprzemysłowienia zacofanych. rolniczych okręgów Polski. Nie może wobec tego być kontynuowany kurs, na rozwój wielkich ośrodków przemysłowych miejskich, które mogą być już dziś uważane za przeżytek ubiegłej doby. Wielkie miasto jest raczej bankrutem. W związku z tem stoi zagadnienie transportu. Zagadnienie to zostanie omówione na innem miejscu niniejszej pracy.
Postulat racjonalnego wykorzystania naszych zasobów, przy- kojarzeniu z zasadą maksymalnego efektu wkładów kapitałowych; narzuca konieczność kompleksywnego eksploatowania. Znaczy to już, iż działy przemysłu jak: węgiel, metalurgja, chemja i energja hydrodynamiczna wskazują na naturalny kompleks terytorjalny i gospodarczy, rozciągający się, na południu Polski wzdłuż Karpat, od Katowic po Kołomyję. Oszczędne operowanie zasobami kapitałowemi może nakazać czasem, tworzenie zgrupowań sił w pobliżu starych ośrodków gospodarczych, jednak, kąt widzenia musi być rozszerzony,. z jednego przedsiębiorstwa na cały kompleks wzajemnie uzupełniających się przedsiębiorstw, i przy takiej kombinacji jego racjonalność winna być decydującą.
Postulat rozmieszczenia przemysłu po terytorjum całego państwa, z drugiej strony optymalna efektywność ekonomiczna (orjentacje na bazy surowcowe i energetyczne), rozwiązany być może- tylko na drodze daleko idącej specjalizacji poszczególnych okręgów terytorjalnych. Mogą przytem powstać bazy o znaczeniu lokalnem w ośrodkach, gdzie istnieje znaczniejsze spożycie tego produktu, w szczególności, gdy posiada on niedogodności w transportowaniu. W parze z tem idzie konieczność gruntownej rekonstrukcji starych ośrodków przemysłowych, powstałych przypadkowo w warunkach kapitalizmu.
Rozwój każdego rejonu winien odbywać się według pewnego nakreślonego zgóry stopniowania. Warto tu podkreślić moment akumulacji, jako warunkujący wszelką rozbudowę... Wydaje się, iż winien przeważać typ akumulacji rejonowej, to znaczy, że program rozbudowy w danych rejonach winien stać w związku z temi zdolnościami akumulacji, które one w tym lub innym stopniu posiadają. Oczywiście pewna elastyczność w operowaniu dobrami zakumulowanemi (w dalszym procesie dobrami produkcyjnemi) jest dopuszczalna i konieczna, jednak nie może odbywać się rozbudowa jakichś rejonów wyłącznie kosztem innych. Są to zasady rentowności społecznej; - operowanie któremi będzie nastręczać znacznie większe trudności, niż procesami akumulacyjnemi w ustroju kapitalistycznym gdzie te ostatnie przebiegały żywiołowo i samorzutnie. Nawiasem dodać trzeba, że było tak prawie wszędzie, tylko nie u nas. W warunkach rozdrobnionego gospodarstwa wiejskiego dziś o specjalizacji nie można mówić. Gruntowna przebudowa jest konieczna. Dopiero wtenczas rolnictwo przebuduje się w kierunku kultur i specjalizacji właściwej dla profilu ekonomicznego, warunków gleby i klimatu danego rejonu, Uogólniając stwierdzić można, iż stoimy przed ogromem zadań, którym równych w naszych dziejach nie mieliśmy. Opracowanie rekonstrukcji winno się stać udziałem wielkiego sztabu różnorodnych specjalistów. Jeśli potrącono wyżej o te niezmiernie skomplikowane problemy, to tylko by je postawić jako kierunkowe dyskusji, warunkujące poważne podejście do zagadnień wydźwignięcia się z upadku i marszu ku wielkiej przyszłości Narodu.

2. Baza grynderskra

Wzniesienie produkcyjnej bazy narodowej, mającej zmienić oblicze polskiej rzeczywistości, uskutecznione być może drogą rozbudowania gałęzi przemysłu, wytwarzających masowo aparaturę i maszyny dla tej bazy. Narodowa baza produkcyjna ma nosić charakter najbardziej nowoczesnej pod względem technicznym, a więc w silnym stopniu zmechanizowanej. W warunkach planowanego kierownictwa ustroju, opartego na zadrugiźmie, mechanizacja traci swoje ujemne właściwości, widoczne w ustroju prywatnej własności, natomiast wyzwoli szereg pozytywnych momentów, dziś słabo dostrzeganych. Narodowa baza produkcyjna nie jest właśnie niczem innem, jak tylko doskonałą aparaturą i instalacją w gospodarstwie narodu, do jego potrzeb dostosowaną, plus ustrój społeczny, umożliwiający pełne wykorzystanie tych istniejących urządzeń. Stworzyć te instalacje można tylko własnemi siłami, przez rozbudowę w pierwszym rzędzie odpowiedniego ku temu przemysłu wyrabiającego instalacje i maszyny. Budownictwo maszynowe, jako podstawowe, umożliwi nam -w następnych etapach całkowitą rekonstrukcję gospodarstwa, na drodze wzmiankowanej wyżej modernizacji i wielkiej rozbudowy wszystkich gałęzi wytwórczych narodowego gospodarstwa. Zastanowić się zatem należy, jakie są drogi, prowadzące według naznaczonych etapów ku temu celowi. Potrzeby w instalacjach są u nas olbrzymie. I tylko równie olbrzymim wysiłkiem dadzą się one zrealizować. Oczywiście szereg inwestycyj, składających się na powstanie produkcyjnej bazy narodowej, zostanie poczynionych i in. metodami. I tak np. meljoracje, kanały, da się wykonać na drodze racjonalnego wykorzystania pracy ludzkiej, co jednak nie pomniejsza znaczenia w odniesieniu do całości zagadnienia budownictwa maszynowego. Będziemy potrzebowali ogromnej ilości maszyn i instalacji dla rozbudowy przemysłu górniczego, metalowego, elektrotechnicznego, spożywczego, chemicznego, rolnictwa, włókiennictwa, transportu itd. Budownictwo maszynowe, obejmijmy je ogólnem mianem "bazy grynderskiej", - jest naczelnem zadaniem, którego rozwiązanie, wyznacza wszystkie inne Stosunki, jakie dziś mamy, nie usposabiają do optymizmu. Przemysł hutniczy w roku swej najwyższej konjunktury - 1928 liczył 6o tys. robotników o produkcji wartości 756 milj. zł, przemysł zaś maszynowy tylko 34 tys. robotników o produkcji; wartości 323 milj. zł. Przemysł metalowy wraz z maszynowym zatrudniał około 100 tys. robotników o wartości produkcji 800 milj. ,zł. W przemyśle maszynowym Niemiec, według Amon'a, już przed wojną pracowało około 1 milj. ludzi. Trzeba stwierdzić zatem, iż baza grynderska u nas ani ilościowo ani jakościowo nie może zaspokoić stawianych wymagań.
Dotychczasowe próby industrjalizacji kraju, już dwa razy przedsięwzięte, pierwszy raz w okresie inflacji, drugi zaś raz w latach 1927-29, były połowiczne i nie dały wielkich-rezultatów. Wystarczy nadmienić, iż wwóz środków produkcji wynosił u nas w r. 1927 - 16\%, 19288 - 18%, 1929 r. 17 procent całego przywozu*28), - jednocześnie w r. 1927 artykuły spożywcze i napoje wynosiły 21,3%, w r. 1928 17,7% importu*29). Widać stąd, iż wola ukształtowania naszego gospodarstwa nie posiadała odpowiedniego ramienia, któreby zamierzenia potrafiło realizować. Jednocześnie nasze gospodarstwo nie było w stanie samorzutnie industrjalizować się. Konieczność przebudowy planowej całokształtu stosunków pod pewnym kątem kierunkowym jest aż nadto wyraźna. Bazę, wytwarzającą maszyny i instalację, musimy stworzyć we własnym zakresie. Kierunek jej rozbudowy wyznaczają same warunki. Braki rud żelaznych i miedziowych powodują, iż rozwój oprzeć się musi na rudach importowanych. Stoi z tem w związku konieczność eksportu, którym będziemy pokrywać wwóz. Ogrodzenie się murem samowystarczalności, zerwanie związku ze światem w działach wymiany, dających się obejść lub przeboleć, - nie dotyczy oczywiście tych podstawowych, a brakujących nam surowców. W naszym przywozie wiele pozycyj będziemy musieli znieść, choćby to wiele "kulturalnych" potrzeb pasożytniczych klas miało przekreślić. Cała polityka musi by nastawiona, jak karabin maszynowy przy zamkniętych ryglach, na jeden punkt. Życie społeczeństwa, jednostki, musi się do niej dostosować, choćby to nawet zmusiło do zmiany nałogów. Ubiór, jedzenie i tryb życia Polaków stanie się naprawdę narodowy, bo wyznaczony przez warunki naszego bytu i naszych zasobów, nie zaś blichtru zagranicznego. Nie należy mieć obawy, iż tego rodzaju amputacja przekreślić może nasze możliwości handlu z zagranicą, który jednak jest konieczny, a nawet będzie silnie rozbudowany w pewnych działach. Zniknie chyba taka anomalja, jak to, iż w r. 1932 udział napojów i konsumcji luksusowej obejmował w imporcie 14.3%, zaś przywóz niezbędnych rud tylko 1.4%, t. j.*30) dziesięciokrotnie mniej. To zestawienie dość dyskredytuje współczesność, gdzie mogą istnieć takie stosunki. Szampan jest nam potrzebniejszy, niż środki produkcji. Możliwości handlu pozostaną nawet po największym przewrocie, jak to już dowiódł przykład Rosji sowieckiej, i jak przewiduje nawet prof. Rybarski: "Gospodarstwa narodowe oparte, na odmiennych zasadach organizacyjnych, mogą nawet ze sobą współdziałać, mogą, pomimo pewnych trudności, utrzymywać stosunki wymienne - handel międzynarodowy niezna przesądów"*31). Umożliwi to nam przywóz surowców, szczególnie rud żelaznych i eksport towarów, któremi będziemy wyrównywali salda. Zresztą nadprodukcja surowcowa stała się oznacznikiem współczesnej epoki. W położeniu takim, jak Polska, znajdują się i inne narody, a to nam ułatwi porozumienie i handel z niemi.
Podstawą wytwórczości maszyn i instalacji jest czarna i kolorowa metalurgja. Zróbmy rzut oka na jej warunki i nasze zamiary w tym kierunku. W okresie rozbudowy bazy produkcyjnej nasze zapotrzebowanie rud żelaznych będzie ogromne. Przeliczając na stan wyniesie to 3-4 razy więcej niż w roku 1913, którego poziom po wojnie nie został osiągnięty, t. j. około 4-6 miljonów ton. Ponieważ nasze zasoby rudy żelaznej wynoszą według dotychczasowych obliczeń 160 miljonów ton, konieczność importu jest nieunikniona, jak już się o tem poprzednio wzmiankowało. Wprawdzie ostatnio wykryto poważniejsze złoża pirytów w Górach Świętokrzyskich, jednak wątpliwe jest, by wytyczne przytoczone uległy zmianie. Wynika stąd, iż import rud żelaznych wynosić będzie (w zależności od wydobycia w kraju), 10-16 miljonów ton. Cyfra ogromna. Jak dotychczas stosunek , wymienny rudy do węgla kształtuje się według stosunku 1:2. Jednym tylko węglem wyrównać tej pozycji w bilansie handlowym nie potrafimy. Wytwórczość węgla, jak o tem wyżej była. mowa, wzrość musi do 80-100 milj. t. rocznie. Na tym odcinku mamy wielką swobodę, gdyż zasoby nasze, w pokładach do 1000 mtr., wynoszą 64 miljardy ton, co oznacza, iż starczy nam na wiele stuleci. W odniesieniu do cynku sytuacja kształtuje się raczej optymistycznie. Istnieje poważny deficyt na odcinku miedzi. Ślady rud miedziowych i manganowych istnieją na Wołyniu w okolicach Równego. Nasze ziemie geologiczne są zbadane słabo. Są nadzieje, iż w głębiach Polski istnieją możliwości wielkich odkryć. Dziś nasz ciężki przemysł jest zgrupowany na Śląsku, częściowo pod Częstochową. Wytwarza on wszystkie możliwe sorty żelaza, co dla rozbudowy- będzie wielkiem ułatwieniem. Niewątpliwie jego zdolność produkcji, dziś niewyzyskana w znaczniejszej części, w trakcie rozbudowy bazy narodowej będzie zbyt szczupła. W roku 1928 hutnictwo zatrudniało 53 tys. robotników, w razie kilkakrotnego zwiększenia produkcji liczbą ich będzie musiała podnieść się do 250 tys. Znaczenie hutnictwa sprowadzi się do tego, w jakim stopniu wytworzy ono materjały dla przemysłu instalacyjnego i maszynowego. Chodzi w szczególności o typy maszyn ciężkich, warunkujących rozbudowę przemysłu przetwórczego. Poprzednio określiliśmy stan przemysłu maszynowego jako najzupełniej niewystarczający. Przemysł maszynowy musi właściwie być dopiero stworzony, wyjąwszy dział materjałów kolejowych, który jest dość dobrze rozwinięty, chociaż od lat wielu niewyzyskany w swych zdolnościach wytwórczych. Fabryki lokomotyw w Poznaniu, Chrzanowie i Warszawie, wagonów, w Sanoku, Ostrowie pozn., Warszawie i Ostrowcu w burzliwem tempie budownictwa będą musiały okazać maximum sprawności, jeśli się zważy nasze zaniedbanie w rozwoju transportu, które nie uderza naszej wyobraźni tylko dlatego, iż życie nasze jest zbyt podobne do trupiarni.
Opracowanie zakresu i wielkości planu przemysłu maszynowego jest zadaniem dla całego sztabu specjalistów. Na tem miejscu zróbmy ogólny rzut na poszczególne gałęzie tego przemysłu, których wielki rozwój jest nieodzowną koniecznością.
W oparciu o bazę metalurgiczną, która będzie skupiać się na Śląsku, a również winna przesunąć się w znaczniejszej części ku górom Świętokrzyskim, rozwinąć się musi potężnie dział wytwórczy ciężkich maszyn, o większej pojemności metalowej.
Należy stworzyć kompleks zakładów, wytwarzających: a) kotły, turbiny, części materjału kolejowego, statków rzecznych i materjały dla przyszłych stoczni w Gdyni. Paląca konieczność wykorzystania naszych zasobów wodnych, wynoszących w najlepszej kategorji przeszło 2 milj. HP, dająca możność zainstalowania stacji o mocy łącznej 1.5 milj. kw., nakazuje stworzenia działu, wytwarzającego hydroturbiny. b) Problem mechanizacji kraju i industrjalizacji nie da się pomyśleć bez wytwórczości motorów i działu wielkich maszyn rolniczych, w szczególności traktorów, które być może w mniejszym zakresie, niż gdzieindziej, będą stosowane w rolnictwie. W związku z tem stoi zagadnienie motoryzacji transportu; w szczególności wytwarzanie samochodów. Nasza bezprzykładna bieda i beznadziejny upadek jest tu dla wielu widoczny, chociaż w innych dziedzinach, -przy głębszem wejrzeniu, jest jeszcze jaskrawszy. Mamy (rok 1933) 23 tysiące wozów, nasz sąsiad zachodni 680 tys., to znaczy 30 razy więcej. O znaczeniu tych cyfr dla tempa życia gospodarczego, dla polityki, wiedzą już nawet laicy. Celem naszym, po wzniesieniu bazy, musi być doprowadzenie motoryzacji kraju w ciągu kilku lat do tego, by auto stało się przedmiotem codziennego użytku w każdej rodzinie. c) Zakłady ciężkich maszyn elektrycznych. Wytwórczość aparatury dla stacji elektrycznej musi być najbardziej zestandaryzowana, by przy elektryfikacji kraju, gdzie nasze potrzeby są olbrzymie, nie stwarzać sobie trudności konstrukcyjnych. Chodzi tu o turbogeneratory, dynamomaszyny, motory elektryczne większych rozmiarów i t. d. d) Ogromnej wagi jest zagadnienie wytwórczości aparatury dla przemysłu metalurgicznego. Nie możemy pozwolić sobie na import nawet w tej dziedzinie. W dziale budownictwa maszynowego lekkiego zadania są niemniej wielkie. f) Powstać musi grupa zakładów aparatury chemicznej, w szczególności instalacji dla gazownictwa, przemysłu przetwórczego, żywnościowego, tekstylnego, młynarskiego. Istniejące warsztaty są zbyt nikłe w morzu potrzeb. g) Ujecie gospodarstwa społecznego w ramy planowości usunie niszczące żywioły rynku kapitalistycznego, a za tem stworzą się olbrzymie potrzeby rolnictwa, które pójdzie w kierunku intensyfikacji.
Dla ich zaspokojenia musi być rozbudowany, a raczej na nowo stworzony przemysł maszyn rolniczych, dostosowanych nie jak dziś - do pracy w karłowatych często gospodarstwach, lecz w wielkich, zespolonych kompleksach wspólnot wiejskich. f) Rozwój przemysłu przetwórczego nie da się wyobrazić bez stworzenia bazy, zaopatrującej go w obrabiarki wszelkiego typu i instrumenty skomplikowane. Kombinat zakładów, specjalizujących się w tym kierunku, musi być w gwałtownym tempie rozbudowany, tembardziej, iż jego produkty będą łapczywie chłonięte przez organizm gospodarczy w ogromnych ilościach. Zadania nasze w kierunku tworzenia bazy grynderskiej są olbrzymie. Rozbudowa w tej dziedzinie stwarza warunki do tak upragnionej rekonstrukcji naszego gospodarstwa, jego rozbudowy, co stanie się podstawą do wyjścia z bagna, w którem bez możności nabrania tchu siedzimy przez trzy stulecia. Dopiero wtenczas zniknie palące uczucie upokorzenia, jakie jest udziałem naszego pokolenia, które ten podarunek od ojców swoich w spadku, niewiadomo za co, za jakie winy, otrzymało. Tych kilka pokoleń przebrzmiałych, pogrążonych w otchłani niebytu, przed bolesnym zarzutem, jaki im stawiamy, bronić się nie może - są one skazane na wieczne milczenie; tem niemniej męką nabrzmiała skarga, jaka nam z piersi się wyrywa, jest i zostanie nieodpartą, bo słuszną.

3. Rekonstrukcja rolnictwa

Jednem z najbardziej chorych miejsc naszego organizmu narodowego jest rolnictwo wraz z jego specyficzną strukturą demograficzną. Jak cala nasza rzeczywistość, przybrało ono obecną formę w wyniku historycznych procesów rozkładowych narodu ostatnich stuleci. Od katastrofalnych wprost dla życia narodu skutków- częściowo uchronili nas emigracja zamorska, która wprawdzie wydała na wynarodowienie, i poniewierkę bezpłodną 6-7 miljonów najtęższych rodaków, jednak umożliwiła nam odroczenie miażdżącego wyroku dziejów na kilkadziesiąt lat, tj. do naszych. czasów. Dziś stoimy przed wyznaczonym terminem. Klapa emigracji jest na głucho zaśrubowana, nad czem tak wielu ubolewa. W międzyczasie nie zrobiono nic, by grożącą lawinę zneutralizować. Oczywiście łatwo to wytłumaczyć i uspokoić sumienie niewolą polityczną, ale dla wnikliwszego spojrzenia przecież widać, iż niewola polityczna a omawiany problem są tylko fragmentami tej samej większej całości: atrofja prężności narodowej od XVII w., której nasilenie dziś nie jesz więcej niepokojące, niż było to w momencie rozbiorów pierwszej Rzeczypospolitej. Istnieje kategorja ludzi, w Polsce ton opinji nadająca, która lubuje się w upojnych słowach wypowiadanych z okazji widzenia naszej rzeczywistości w takich kolorach tęczowych, jakich ta rzeczywistość całkiem jest pozbawiona. Siedzą tacy mężowie syci i z zamkniętemi oczyma rają o Polsce, której niema, która zaistnieć może tylko jako owoc wytężonego męstwa i bezmiernego trudu. Oni zaś tej drogi jak ognia się wystrzegają, wolą posługiwać się "kulturą", ;,postępem", "współpracą" innych i bezosobistemi fantomami, w użyciu przy kawie bardzo wygodnemi. Przebudowa rolnictwa, jego gruntowne przeistoczenie, jest koniecznością, którą nikt już prawie nie kwestjonuje. Oczywiście zagadnienia rolne nie mogą być traktowane w oderwaniu od całokształtu przebudowy narodowej. Jeśli chodzi o etapy, to, stając na stanowisku zadrugizmu, rozróżnić należy dwa następujące: w pierwszym etapie cały wysiłek skierowuje się na przebudowę ustroju, z orjentacją na tworzenie produkcyjnej bazy narodowej. W tym etapie zagadnienia agrarne są ośrodkiem zainteresowań o tyle, o ile są styczne z tworzeniem bazy wytwórczej, której charakter - stosownie do założenia - jest industrjalny. W tym też okresie wieś ulega przeistoczeniom, mającym charakter przygotowawczy do właściwej rekonstrukcji rolnictwa. Rolnictwo musi zabezpieczyć stworzenie narodowej bazy wytwórczej. Oto jego najwyższe zadanie u- tym pierwszym etapie. Zasadniczą siłą produkcyjną jest praca ludzka. Wytworzenie tej pracy ludzkiej, jej zachowanie, odnawianie, uzależnione jest (pomijając szereg innych momentów) od środków żywności. Postulat ten spełniony być może tylko przy ujęciu wsi w ramy organizacji, która nie pozwoli na anarchiczne odruchy, mające zakłócić mechanizm; dostarczający sił armji pracy, staczającej bój o narodową bazę produkcyjną: Gwoli uniknięcia, momentów perturbacyjnych nowa struktura organizacyjna wsi, będzie nastawiona na osiągnięcie tego naczelnego celu: Stawiając kwestję w ten sposób; świadomie podkreślamy jej podobieństwo do metody wojny. Rozstrzygające uderzenie winno być uskutecznione maksymalnem zgrupowaniem sił, przyczem odcinki mniej ważne, na chwilę mogą być zostawione swemu losowi. Ten cel zasadniczy jest aż nadto wyraźny: jest nim baza produkcyjna, lub przynajmniej jej zręby, tj. baza grynderska, która umożliwi powstanie pierwszej. Trzeba bowiem sobie zdać sprawę, iż rozwiązanie naszych żywot- mych problemów leży w industrjalizmie. Największa intensyfikacja rolnictwa nie wchłonie tej liczby ludności, która dziś zapełnia nasze wsie. A co będzie za lat parę? kilkanaście? Musimy wygrać wojnę o bazę produkcyjną narodu. Bataljony pracy, szturmujące bastjony przyszłości Polski zaopatrywane będą przez rolnika polskiego. Wojna ma swoje konieczności, od których się uchylać nikomu nie wolno. Niema wtenczas miejsca na kalkulucję kupiecką, (czem innem jest gospodarność w użyciu środków działania) i to obala wątpliwości ludzi, którzy chcieliby jaknajwięcej przeszkód wyszukać dla myśli, która błogi spokój, broń Boże, mogłaby kiedyś zmącić.
Etapem drugim, istotnym dla przebudowy w myśl zasad zadrugizmu, jest uprzemysłowienie wsi, likwidacja indywidualnych gospodarstw, stworzenie zespołowo pracujących, opartych o wysoką technikę kolektywów wiejskich. Nie trzeba sądzić, by ewolucja zaszła tak dalece, by praca na roli i stan wieśniaczy upodobniły się do warstw robotników przemysłowych. Raczej wiele właściwości pracy na roli, z których wykwitała kultura wsi, będzie zachowanych, jednak rozpiętość dzisiejsza musi być bardzo znacznie ` pomniejszona. Chłop musi mieć pewien zakres samodzielności. Chodzi o to, by niektóre procesy wytwórczości rolniczej, jednokierunkowe, proste, powtarzające się, które są komplikowane w warunkach rozdrobnienia wsi, zcałkować, zespolić, i w ten sposób stworzyć podłoże pod przyspieszenie tempa rozwojowego produkcji rolniczej jako całości. Wiara i nadzieja niektórych ludzi w to, iż wieś jest wiecznem królestwem anarchicznego indywidualizmu, jest mocno naiwną. Pogłębianie się doświadczeń rosyjskich daje coraz więcej dowodów przeciwnych. Przyszłość to potwierdzi jeszcze bardziej. Tak więc zasadniczemi linjami, według których przebiegać będzie proces rekonstrukcji rolnictwa, da się streścić do postulatów: a)-kolektywizacji, b) specjalizacji według stref klimatycznych i kultur, c) intensyfikacji, d) mechanizacji, e) elektryfikacji (olbrzymie jej znaczenie w hodowli dopiero teraz uświadamiają sobie teoretycy). Razem winno to dać ogromny wzrost produkcji rolnej, minimalnie dla bliższego okresu 50\% produkcji lat 1922-1932.
Niewątpliwie najgłębszą przemianą, jaką zadrugizm wprowadzi w rolnictwo, będzie przemiana struktury ekonomicznej, którą nazwijmy kolektywizacją. Wiek indywidualnego sobiepańskiego gospodarza się skończył. Jego dalsze tolerowanie jest albo luksusem, bezmiernem marnowaniem zasobów i możliwości, albo panicznym lękiem przed świadomem kształtowaniem rzeczywistości, który to wysiłek wymaga pewnego charakteru od wykonawców. Uspołecznienie wszelkich sił wytwórczych, mających miejsce w narodzie, organizacja ich pod kątem widzenia największej wydajności, w myśl naukowych zasad, stwarza możliwość rozwiązania drugiego postulatu, t. j. specjalizacji rolnictwa według wymogów całości gospodarstwa. Stan rolnictwa, współczesny nam, jest produktem przypadkowości historycznej. Całość kultury rolnej na terytorjum naszego państwa została ukształtowana pod wpływem jednego czynnika: dążność chłopa, żyjącego na podobieństwo Robinzona, do zdobycia dla siebie środków wyżywienia Wszystkie inne momenty, jakie narzucała gleba, klimat, historja, postęp metod wytwórczości, podział pracy, technika, rozwój przemysłu, polityka, były czemś dalekiem, jak gwizd lokomotywy, dochodzącej z odległości kilkunastu kilometrów do spokojnie orzącego, niewzruszonego, pozahistorycznego chłopka. Działanie jednego, atawistycznego czynnika wykrzywia całość gospodarstwa, oddala je od ideału, będącego syntezą wszystkich czynników, stanowiących o stawaniu się danego narodu, społeczeństwa. W ramach ekonomiki liberalnej zagadnienie to jest nierozwiązalne. Jej punkty wyjściowe zazwyczaj ograniczały się tylko do klimatu i warunków przyrodniczych, tudzież rynku zbytu. Tak ujmował ją m. in. von Thunen i w swej pracy "Isolierte Staat". Również usiłowania licznych ekonomistów drobnoburżuazyjnych doprowadziły do tej konfuzji, iż wnioski były potwierdzeniem rzeczywistości już istniejącej. Musiały do tego doprowadzić przyjęte przesłanki takie, jak: charakter uprawy, kultura, gęstość ludności, wielkie gospodarstwa itd. w danym okręgu. Było to zazwyczaj czyste teoretyzowanie, wyprane z momentów normatywnych. Istnieją liczne podziały Polski na okręgi gospodarcze, (np. J. Piekałkiewicza i S. Rutkowskiego "Okręgi gospodarcze Polski"*32), jednak dla przebudowy i rekonstrukcji rolnictwa w skali tak gigantycznej, jaka leży w zasadach zadrugizmu, nie mają większego znaczenia. Ta dziedzina leży odłogiem. Budowa rolnictwa, widziana przez pryzmat postulatów narodu, nie może pokrywać się z konstrukcją gospodarki, tworzonej według poglądu samodzielnego indywidualnego wytwórcy, mniejszego lub większego. Gospodarz indywidualny jest zmuszony do wszechstronności w uprawianiu kultur. Nietylko, że obawiać się może perturbacji w wymianie (załóżmy, iż posiadany grunt jest jednolitego charakteru i usposabia do uprawy np. tylko lnu jako najkorzystniejszego), która może go narazić na straty, ale i własna egzystencja zmusza do zabezpieczenia się przed nieprzewidzianemi wybrykami pogody, przez uprawianie kilku zbóż, o różnej wrażliwości. Profil ekonomiczny rejonu nie zostaje więc wyzyskany. Uspołecznienie rolnictwa otwiera całkiem inne perspektywy. Cały kompleks sił i warunków, czynnych w rolnictwie, staje do dyspozycji organów narodu, które oprą budowę rolnictwa na, podłożu naukowem, w najkorzystniejszem skojarzeniu sił wytwórczych Polski, dziś chaotyczne działających, rządzonych ślepym przypadkiem Powstanie optymalny podział rejonowy specjalizacji, pogłębienie specjalizacji w ramach poszczególnych rejonów, ich wzajemna kompleksyjna łączność itd. Musi być uwzględniony oprócz podziału na kultury zbóż według warunków glebowych i klimatycznych, także związek i zależność od przemysłu, który w nowym ustroju będzie się rozwijał w ścisłej łączności z innemi gałęziami gospodarstwa narodowego, pozatem typ mechanizacji, energetyki (centrale elektryczne i zaopatrywania rolnictwa w prąd), i typ posiewów. Specjalizacja kultur spowoduje konieczność rozbudowy składów zbożowych w rejonach uprawy innych kultur, co postawi ogromne wymogi organizacji i transportowi. Na potrzeby rolnictwa trzeba będzie postawić kilkaset tysięcy aut ciężarowych do dyspozycji, a i to będzie tylko minimum. Zdruzgotanie ram indywidualnego gospodarowania i zniszczenie narowów i nałogów kapitalistycznych w umysłach pracowniczych stworzy olbrzymie możliwości rozwoju w tak zabagnionej gałęzi gospodarstwa narodowego, jakiem jest rolnictwo. Zróbmy krótki przegląd naszych potrzeb i możliwości w produkcji rolniczej, gdy ta zostanie już oparta na nowych zrębach. Zbiory ważniejszych ziemiopłodów w latach 1928-32 wynosiły u nas przeciętnie:

pszenica 18.5 milj: q.

żyto 63.8 -||-

jęczmień 15.8 -||-

owies 25 -||-

ziemniaki 302.6 -||-

burakiewkowe 39.5 -||-

*33) Jednocześnie konsumcja wynosiła w kraju w latach 1928-32 na głowę:

pszenica 56.5 q.

żyto 162.8 -||-

jęczmień 35.6 -||-

owies 65.2 -||-

Naogół konsumcja w kraju nie jest równomierna co do poszczególnych terytorjów. Jeżeli w województwie poznańskiem przeciętna konsumcja żyta i pszenicy łącznie na głowę wynosiła. 322.2 q., na Pomorzu 295.9 q., to już na Wołyniu 145.2 q, a w Tarnopolszczyźnie zaledwie 85.6 q. Jest to budzący grozę poziom głodowy. Gdy się zważy jednocześnie iż konsumcja naszej ludności jest szczególnie uboga w pokarmy treściwe, szczególniej mięso, tłuszcze, cukier, to w całej szerokości widoczna jest konieczność podniesienia wytwórczości rolnej dla zwiększenia spożycia szerokich mas. Wydajność z ha w kwintalach w pięcioleciu 1928-32 u nas wynosiła:

pszenica 11.7 q.

żyto 11.2 -||-

Jęczmień 12.3 -||-

owies 11.6 -||-


Wydajność innych krajów była przeważnie większa; wyjąwszy kraje o extensywnej gospodarce rolnej. Zbiory pszenicy z ha wynosiły: w Niemczech 20.6 q., Czechach 16.8 q.; żyta: w Niemczech 16.4 q., Czechach 16.2 q.*34).
Przy przejściu na intensywną gospodarkę istnieją wszelkie możliwe dane, by produkcję podnieść w dziedzinie ważniejszych zbóż o 40-50\%. Jeśli się zważy konieczność zwiększenia konsumcji, eksportu (chociaż konjunktura dla płodów rolnych na dłuższy czas załamana); zwiększenia się przyrostu ludności; braku możliwości stworzenia nowych ziem ornych (wyjąwszy poleskie 1700-2000 tys. ha), to pójście na tę drogę wydaje się z chwilą przebudowy ustroju być nieuniknione. Równej doniosłości jest zagadnienie produkcji hodowlanej. Przeciętnie stosunek produkcji rolnej do zwierzęcej wynosi u nas 56:44, gdy jednocześnie w Niemczech ten stosunek wynosi 20:80*35). Cyfry te wyraźnie wskazują kierunek ewolucji naszej produkcji hodowlanej. Oprócz tego musimy większą uwagę zwrócić na kultury techniczne, jak: len, konopie itd. Wiąże się z tem orjentacja na rozwój gałęzi przemysłu rolnego. O len może być oparty i należycie rozbudowany przemysł tekstylny, w zależności od konjunktury na rynkach światowych wyznaczający nasze potrzeby i zakres importu bawełny, zajmującej ważką pozycję w naszym bilansie handlowym. Powierzchnia upraw lnu i konopi z tych względów musi być zwiększona w odpowiednim stopniu. Ogólny charakter rozważań niniejszej pracy nie pozwala na roztrząsanie szczegółowych problemów, które z natury rzeczy zbyt silnie zazębiają się o istniejącą rzeczywistość, podczas gdy usiłowaniem jej jest stworzyć zarys obrazu przyszłości, a na innem miejscu dopiero rozpatrzeć drogi realizacji.
Potężna rozbudowa naszego rolnictwa przez podniesienie produkcji ważniejszych zbóż o 50\% jest zupełnie możliwa. Stać się może to tylko w ustroju wykwitającego z zadrugizmu. Podnieść możemy i musimy naszą produkcję pszenicy do 25 milj. q., żyta. do 100 milj. q. Planowy system gospodarki spowoduje, iż chleb dostanie się wszystkim tym, którzy chcą pracować i być czynnymi przy wznoszeniu produkcyjnej bazy narodowej, mającej usunąć z naszego życia nędzę i stworzyć warunki niezmierzonego postępu i potęgi narodu. Nie dostaną go więc ci, którzy są pasożytami na ciele narodu. Będzie to srogie narzędzie sprawiedliwości dziejowej wobec narośli polipowych, wysysających krew narodu. Drogi, któremi zdążać ma nasze rolnictwo ku jaśniejszej przyszłości, są proste i wynikają wprost z założeń ustroju zadrużnego. Omawiając specjalizację gałęzi i rejonów, wzmiankowaliśmy, iż ta metoda ma usunąć wszystkie nawarstwione w rozwoju historycznym w rolnictwie błędy. Każdy rejon, stosownie do swej specjalności, musi być zasilany nasionami odpowiedniego sortymentu. Hodowla nasion stworzyła już gatunki zbóż, odpowiednich dla gleb mokrych lub skłonnych do zasuch itd. Operowanie tą metodą może być skuteczne tylko w ustroju uspołecznionego rolnictwa. Związek z przemysłem daje możność korzystania nietylko z nawozów sztucznych, ale i produktów pochodnych w stanie nieobrobionym. Istnieje możliwość radykalnego ulepszenia gleby torfowej, co będzie wykorzystane po osuszeniu Polesia, które da nam do 2 milj. ha łąk, pastwisk i pól. Dzięki syderyzacji możemy zmniejszyć nieużytki pól piaszczystych. Zostaną wykonane olbrzymie meljoracje, których potrzeby mierzy się na wiele miljonów ha. W odniesieniu do hodowli, dzięki stworzeniu licznych ferm, podniesie się produkcja mięsna. Fermy, poza zadaniami produkcji mięsnej, spełniać będą misję wzorów dla hodowców we własnym zakresie, jakimi niewątpliwie czas dłuższy będą jeszcze chłopi, chociaż część prac rolnych wykonywać będą w wspólnotach. Polesie stanie się bazą nabiałową. Możliwości w tym kierunku są poważne, skoro się zważy, że meljoracja tego kraju będzie należała do jednych z czołowych punktów tworzenia podstaw bazy narodowej. W odniesieniu do zagadnienia mechanizacji rolnictwa nie widać, jak narazie potrzeby ani możliwości tak dalekiego jej przeprowadzania, jak to jest narazie w Rosji. Większe natomiast znaczenie ma elektryfikacja rolnictwa, w szczególności dla hodowli. Gospodarstwo mleczne przyszłych wielkich ferm będzie całkowicie zelektryfikowane.
Garść myśli o rekonstrukcji rolnictwa nie może oczywiście dać pełnego obrazu przyszłej struktury, raczej tylko nakreślić ogólne tendencje, tak, jak one w myśli się rysują. Nie będzie to więc rolnictwo konających z głodu na minjaturowych działkach "gospodarzy", coś aż nazbyt podobnych do znoszących równą biedę i poniewierkę wieśniaków chińskich. Rolnictwo przyjmie postać wielkich zespołowych fabryk zboża, mięsa, mleka, część ludności wiejskiej zbędnej odpłynie do licznych, drobnych, lecz ogarniętych siecią organizacji i planowości ośrodków przemysłowych, jako że rozmieszczenie przemysłu po całem terytorium leży w założeniach zadrugizmu.

4. Zręby bazy produkcyjnej

Przesłanką wyjściową narodowej bazy -produkcyjnej jest rozbudowa nie budownictwa maszynowego, tj. bazy grynderskiej. Jest to problem najtrudniejszy, największego trudu i poświęcenia od miljonowych mas pracujących narodu wymagający. Stosunki posiadane przez nas dziś są. najzupełniej niewystarczające- Tem niemniej zagadnienie to jest rozwiązalne, możliwe do spełnienia, ale tylko w warunkach ustroju zadrugizmu. Baza grynderska, wolą narodu stworzona przybierając tempo, odpowiadające napięciu woli narodu do przebudowy i gigantycznego rozwinięcia aparatury produkcyjnej, stworzy całkowicie nowe stosunki wytwórczości w Polsce. Maszyny i instalacje, masowo produkowane, pozwolą na wzniesienie pożądanej ilości zakładów i warsztatów w każdej gałęzi gospodarstwa narodowego według zgóry ułożonego planu. Tyczy to w stopniu szczególnie silnym zagadnienia elektryfikacji Polski. Przystępując do tworzenia bazy produkcyjnej, czynimy w pewnym stopniu krok rewolucyjny w odniesieniu do t. zw. praw rozwojowych. W naszych warunkach przeskakujemy kilka stopni, które inne narody musiały kolejno osiągać. Dla zrutynizowanych umysłów będzie to wielką obrazą, tem niemniej jednak tylko powyższą drogą kroczyć będzie nasz rozwój, Zręby bazy produkcyjnej tworzyć będziemy odrazu na zasadach najnowszej techniki. Zasadą pryncypjalną jest w tym wypadku elektryfikacja. Elektryfikacja procesów wytwórczych jest potężnym czynnikiem spotęgowania wydajności pracy, szczytowym wyrazem nowoczesnej techniki. Udatne przeprowadzenie elektryfikacji w Polsce nakazuje bezwzględną typizację i standaryzację stacyj elektrycznych i ich aparatury. Dla bazy grynderskiej wytwarzającej instalacje elektryczne, muszą być postawione wzory aparatury, minimalnej ilości typów, mające być wytwarzane seryjnie w wielkich ilościach, jako że potrzeby nasze w tym kierunku są olbrzymie. Standaryzacja nietylko umożliwi potanienie i przyspieszenie realizacji elektryfikacji, ale również pozwoli wysubtelnić plan, ułatwiając jednocześnie czynność planowania. Czynność ułożenia planu elektryfikacji kraju jest jedną z najbardziej odpowiedzialnych i doniosłych dla losów całości. Plan elektryfikacji Polski jest tą nicią Arjadny, według którego orjentować się będzie później rozwój wszystkich innych gałęzi wytwórczości, całe gospodarstwo. Stanie się on szkieletem systemu wytwórczego kraju. Tworzenie ośrodków energji elektrycznej w poszczególnych wycinkach terytorjalnych wyznacza rozwój tych, rejonów wiele lat naprzód. Problem rozmieszczenia sił produkcyjnych kraju ogniskuje się właśnie w zagadnieniu rozmieszczenia rejonowych stacyj elektrycznych. Elektryfikacja jest tym czynnikiem, którego określenie już oznacza wszystkie inne. Można popełnić błąd w planowaniu jakiegoś zakładu, a wtenczas skutki tego błędu odbijają się tylko na funkcjonowaniu danego zakładu, lecz błąd, popełniony- w planie stacji elektrycznej jakiegoś rejonu, odbije się na całym kompleksie zakładów danego rejonu, zasilanych i żywionych energją elektryczną stacji.
Elektryfikacja zatem decyduje o mechanizacji procesów wytwórczych, a co zatem idzie, i ich racjonalizacji, przyczyniając się zdecydowanie do intensyfikacji pracy i ogromnego wzrostu jej wydajności. Elektryfikacja jest tym czynnikiem, który- pozwoli nam dokonać olbrzymiego zadania zbliżenia wsi i miasta oraz wyciągnięcia pierwszej z jej odwiecznego odosobnienia, podniesienia jej na wyższy poziom życia, u nas tak bezprzykładnie niskiego. Tylko z jej pomocą uda się rozwinąć zapadłe części naszego kraju, żyjące oderwaniem od świata życia, w kompletnej izolacji; o tempie wybitnie wegetacyjnem. By sprostać tym olbrzymim potrzebom, musimy osiągnąć- w rozbudowie potężny rozmach.
Zakładając umownie niezmienność warunków, winniśmy rozbudować moc stacyj elektrycznych do 5-7 miljonów kilowat, t. j. podnieść .4-5 krotnie. W ramach obecnego ustroju cyfry te i zamierzenia czyniłyby wrażenie marzycielstwa, pozbawionego podstaw.
Przyjmując 6 milj. kw, jako normę dla Polski, osiągamy poziom krajów europejskich. W r. 1930 produkcja energji elektrycznej wynosiła u nas 2 733 tys. kw. h., t. j. 85 kw. h. na głowę. W tym czasie produkcja St. Zj. A. P. wynosiła 125 miljardów kw. h., Niemiec 30 miljardów kw. h. i t. d. Nawet Rosja w r, 1932 już miała 22 miljardy, t. j. 103 kw. h. na głowę.
Z chwilą osiągnięcia tej normy elektryfikacji w Polsce, t. j. 6 milj. kw., co przy pracy 3.000 godzin rocznie da 18 miljardów kw. h., odrobimy zaległości naszego gospodarstwa, tak straszliwie nas obciążające. Realizacja tych zamierzeń jest najzupełniej możliwa. Słynny plan elektryfikacji Rosji sowieckiej, stworzony przez Lenina, był również wykpiwany przez wszystkie dostojne "autorytety" ostrzące swój dowcip na leninowskiej "elektrofikcji". W planowym systemie gospordarki sowieckiej plan Lenina został już przekroczony w roku 1931. Gdy w roku 1913 ogólna moc stacyj elektrycznych Rosji wynosiła 328 tys. kw., to w roku 1930 12.900 tys. kw., t. zn., że wzrosła czterdziestokrotnie. A trzeba pamiętać, iż w r. 1937 moc stacyj sowieckich wynosić będzie 24 miljony kw. o wydajności 100 miljardów kw. h., dzięki czemu Rosja będzie zajmowała drugie miejsce w świecie, tuż za St. Zj. A. P. (dziś 125 miljardów kw. h.). Oprócz wytwarzania energji elektrycznej stacje nasze winny być dostosowane do produkcji energji cieplnej, mogącej mieć niezliczone zastosowania, co dopiero zaczyna się przyjmować na zachodzie. Olbrzymia ilość energji, wytwarzanej po zrealizowaniu planu, będzie zużywana w przeważnej części przez przemysł, transport (elektryfikacja kilku tysięcy kolei), rolnictwo, hodowlę, spożycie na potrzeby domowe.
Obawy pewnej kategorji ludzi, wszędzie węszącej jakiegoś smoka mitologicznego, zwanego "nadprodukcją", są tak śmieszne i grzeszą taką grubą ignorancją elementarnych zasad gospodarstwa planowego, że zwalczanie tych wątpliwości wydaje się być bezcelowe.
Jądrem kompleksów produkcyjnych, rejonów przemysłowych, winny się. stać okręgowe stacje. Tworzenie stacyj, rejonowych winno być związane z planowym rozwojem danego okręgu terytorjalnego na dalszą przyszłość. Rozmieszczenie ośrodków elektroenergji winno być zbieżne z zadaniem coraz głębszego przenikania elektryfikacji w życie, gwoli jego uproduktywnienia. W każdej dziedzinie pracy automatyzacja, mechanizacja, kryje wielkie możliwości uproduktywnienia pracy. Wkroczenie, elektryczności w rolnictwo ogromnie ułatwi wiele procesów wytwórczych. W hodowli (wymieńmy tylko dojenie krów) możliwości stosowania elektryczności są bardzo wielkie. Elektryfikacja kolei sprawi przyspieszenie transportu, potanienie, zwiększenie zdolności przepustowych kolei, co razem wpłynie na zbliżenie całych połaci kraju do centrów życia. Kresy Wschodnie, Wileńszczyzna, żyją dziś życiem izolowanem, bez możności rozwoju swego przemysłu z powodu niedogodności w transporcie węgla. Elektryfikacja kolei Śląsk Wilno otworzy nowe widoki dla rozwoju tego zaniedbanego kraju, jak i wielu innych. Konsumcja elektryczności na potrzeby bytowe, wraz z cieplną energją, dziś prawie nie stosowaną, ogromnie udogodni i uprości codzienne życie. Obawy niektórych ludzi przed widmem mechanizacji są przesadzone. Ujemne skutki rzekomego maszynizmu są, jak to słusznie zaznaczył prof. Schulzegewernitz, wynikiem nie maszynizmu lecz mamonizmu. Mamonizm, brutalna pogoń za zyskiem, jest zjawiskiem, właściwem dla kapitalizmu, i w ustroju zadrugizmu mieć miejsca me będzie.
Koroną elektryfikacji winno być stworzenie jedynej wysokowoltowej sieci elektrycznej. Cały kraj winien być ujęty w system tej sieci. Trudno na tem miejscu skreślić wysokość napięcia, wydaje się jednak, iż stworzenie jednolitej sieci, obejmującej rejony industrjalne kraju (województwa południowe, zachodnie, i część centralnych), dopuszcza już w tym etapie doprowadzenie napięcia od I20-I80 kilowolt. Tworzenie tej sieci jest podyktowane względami racjonalności i dążności do najwyższego wyzyskania zasobów energji i mocy stacji. Stwarza to praktyczną możność zasilania energją zakładów na odległość 300-400 klm., a nawet 500 klm. Posiada to kolosalne znaczenie dla rozwoju gospodarczego kraju. Ponieważ bazy energetyczne znajdują się u nas przeważnie na południu i zachodzie, umiejscowione tam wielkie stacje elektryczne będą mogły ogarnąć cały nieomal kraj. Spełnia się w ten sposób warunek; poprzednio roztrząsany, o równomiernem rozprzestrzenieniu przemysłu, uwzględniając inne momenty po całej Polsce. Jak będą rozmieszczone wielkie stacje elektryczne i cieplne? Możność szerokiego manewru w dziedzinie zaopatrywania w energję dzięki sieci wysokowoltowej upraszcza również zagadnienie rozmieszczenia stacyj elektrycznych. Względy ekonomiczne, nakazują nam wyzyskanie sił wodnych. Według danych Min. Robót Publicznych, nasze zasoby wodne wynoszą.3.700 tys. HP, w tem najlepszej kategorji 2.200 tys. HP. Wyzyskanie tej ostatniej dać może 1.500 kw. W ten sposób 20-25\% ogólnej mocy naszych stacyj byłaby oparta na "białym węglu". Dla stacyj rejonowych na Pomorzu, Kujawach i w Poznańskiem istnieją możliwości oparcia się o złoża węgla brunatnego. Tyczy to również Lubelszczyzny. Północne i pólnocnowschodnie części Polski mogą żywić swe stacje torfem, którego zasoby są wcale znaczne, wynosząc dla Polski 3 miljardy tonn. Ogólnie biorąc, ośrodki energetyczne bazują, jeśli chodzi o zasoby wodne, na rzekach i potokach Karpat, dających razem 1900 tys. HP, Wisły (od Dąblina do Pilicy), systemie jezior pomorskich od Torunia z Wisłą wdół i okręgu stanisławowskim.
Na węglu opierają się wszelkie stacje elektryczne Śląska, i oprócz tego stacje elektryczne zagłębia naftowego, żywione gazem ziemnym. Wszystko razem winno być ujęte w wysokowoltową sieć jak już o tem była, mowa. Wytworzenie tak ogromnej ilości. energji elektrycznej byłoby bezcelowe; gdyby baza grynderska " nie stworzyła wielkiej aparatury dla wszystkich gałęzi przemysłu. Rozwinięcie poszczególnych gałęzi przemysłu według zasad zadrugizmu, ma potężnie podnieść produkcję narodową, a tem samem dochód przypadający na każdą jednostkę. W olbrzymio rozbudowanym przemyśle, znajdą zatrudnienie wszyscy ci, którzy dziś składają się na wielomiljonową strukturalną armję bezrobotnych. Dalsze usprawnianie aparatu produkcyjnego, dzięki racjonalizacji i mechanizacji, doprowadzi do zmniejszenia ilości godzin pracy. Coprawda jest to perspektywa dość odległa. W każdym razie dla bezrobocia w warunkach gospodarstwa planowego zadrugizmu niema miejsca. Rozwój przemysłu jest zagadnieniem centralnem przebudowy społecznej i wyjścia Polski z impasu. Przemysł metalowy, zatrudniający w roku 1928 około 6o tysięcy ludzi, należy rozbudować, kilkakrotnie zwiększyć, rozszerzając jednocześnie różnorodność produkcji. Moc maszyn elektrycznych prądu stałego i zmiennego, w roku 1930 wyprodukowanych, wynosiła 40 tys. KW. Oczywiście dla. zamierzonego tempa elektryfikacji jest to cyfra, wymagająca conajmniej dziesięciokrotnego podwyższenia.
W ogólności stwierdzić można, iż wiele przemysłów jest u nas w takim stanie, iż ich budownictwo może być w pewnym stopniu zapoczątkowane środkami już istniejącemi. Umożliwi to nam większą swobodę ruchów w dążności ku samowystarczalności. Naszem dążeniem musi być to, by każda maszyna, od surowca aż do jej zainstalowania w fabryce, była wykonywana w kraju, gdyż ' import zawsze będzie połączony z wielkiemi stratami. Bajka o korzyściach międzynarodowego podziału pracy jest tu szczególnie widoczna. Koszt społeczny wyprodukowania maszyny w Polsce i koszt maszyny, kupionej zagranicą ceną eksportu naszych towarów, przemawia wyraźnie za pierwsza alternatywą. Jeżeli zaś ceny naszych wytworów przemysłowych są drogie, zawdzięczać należy to okoliczności, iż maszyny, ich amortyzacja i wiele innych kosztów są obliczane skalą cen krajów wysoko uprzemysłowionych, o wysokim standardzie życiowym. Pozatem dochodzi nikła produkcja, obciążana, zbyt wieikiemi kosztami stałemi, których specyficzną wysokość uzasadniono wyżej. Nie powinno nas przerażać to, iż rozbudowa niektórych działów przemysłu na wewnętrzne potrzeby, wobec ograniczenia ostatnich, nie wyzyska wydajności tych przemysłów i stanie się źródłem strat dla społeczeństwa. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, iż wiele innych narodów znajdzie się w położeniu analogicznem do naszego. Obecny okres perturbacji w gospodarstwie światowem, jest jakby wyznaczony po to, by kraje wyzyskiwane przez metropolje kapitalistyczne odrobiły swoje zaległości i uzyskały niezależność gospodarczą. Ten okres wiecznie trwać nie może. Niektóre kraje rozbudują swój przemysł, inne, które miały go zbyt rozwinięte, w części go zredukują, i zostanie uzyskana nowa równowaga w gospodarstwie światowem. Gorzej jednak jest z temi narodami, które tej konjunktury nie wyzyskają, gdy ze swobody manewru, jaką historja pcha w ich ręce, nie skorzystają, gdy małodusznością, głupotą, lekkomyślnością, brakiem przezorności i odwagi powodowani, nie zdobędą się na wysiłek, czasem bardzo wielki, ku przetworzeniu swego życia na modłę wyższą, doskonalszą, chociaż w nałogi przyzwyczajenia, żywiołowe lenistwo i bezwład godzącą. Narody, które na ten krok męski się nie zdobędą, które swój obskurantyzm, nieróbstwo i mierność ubiorą w szatki jakiejś teoryjki, pozwalającej uzasadnić swe haniebne zachowanie się, te narody przypieczętują swój los, swoją przyszłość, jako narodów parjasów, narodów drugiej klasy. Mamy straszliwe doświadczenie niewoli. Mamy lat 150 niezmazanej hańby, w historji ludzkości nie notowanej. Z niepokojem stwierdzam, iż sytuacja nasza w gospodarstwie jest podobna da położenia przed rozbiorami i że jedyna droga wyjścia, jaka nam pozostała, droga do olśniewającego blasku wielkości i potęgi, leży tylko w stworzeniu narodowej bazy produkcyjnej, której spełnienie jest całkowicie możliwe, gdy naród zdobędzie się na heroiczną postawę wobec życia, gdy- zręby swej duszy przetworzy, odrzucając niechlubną łatwiznę, jaką usiłują karmić nas istniejące niektóre ugrupowania pasożytnicze narodu.
Wracając do zagadnienia-rozwoju naszej bazy produkcyjnej, wypada stwierdzić, że oprócz zadania podniesienia dochodu społecznego w ostrem tempie, musi ona spełnić i rolę rezerwoaru dla nadmiaru naszej ludności. W roku 1928, roku największej naszej "prosperity" przemysł górniczo-hutniczy i fabryczny zatrudniał ranem 955 tys. robotników, dając dochód netto 10,442 miljonów zł. Ogólnie biorąc baza produkcyjna zatrudnić winna około 4-6 milj. robotników i dać dochód conajmniej tyleż razy większy, jeśli się zważy na głęboko przeprowadzany proces racjonalizacji, podnoszący znakomicie wydajność pracy. Charakter produkcji naszej zbliży się wówczas do krajów zachodniej Europy, to znaczy, że produkcja przemysłowa będzie wielokrotnie wyższa, niż całość produkcji rolniczej, a uwzględniając planowy system podziału produkcji, pozwalający na uniknięcie perturbacyj w systemie wymiennym, właściwości nieodmiennej kapitalizmu, ogromnie podniesie standard of lif polskiego robotnika, fizycznego i umysłowego. Idące w parze zaspokojenie potrzeb kulturalnych i duchowych da podłoże pod ożywioną działalność i rozwój kultury. Zlikwidowaną być musi przysłowiowa już nędza najszerszych mas ludności wsi i miast.
W parze z tak potężną rozbudową przemysłu iść musi rozwój transportu. Baza produkcyjna narodu musi posiadać dobrze rozwinięty system komunikacji.
Ogólnie biorąc, wzmożone tempo życia gospodarczego Polski wymagać będzie budowy 8-1O tysięcy klm, kole. Martwota aktualna nie winna przysłaniać obrazu przyszłości.
Dróg bitych zbudować musimy w najkrótszym czasie 120.000 klm., zważywszy wzrost znaczenia ich dzięki planowanemu rozwojowi automobilizmu.
W jakąkolwiek zresztą dziedzinę naszego życia spojrzymy, wszędzie widzimy olbrzymie zagadnienia do rozwiązania. Żadną deklamacją, uchwałą, zagadnień tych się nie rozwiąże. Punktem wyjścia musi być skupiona, żelaza wola heroiczna narodu. Tylko na gruncie tej heroicznej woli się opierając, dostosowując do jej charakteru i kierunku organizację grupy jednostek, tą wolą ożywionych (tj. narodu), stwarzamy ogólne warunki do rozwiązania zadań. Zadrugizm jest konstrukcją, opartą właśnie i wykwitającą z tych założeń i przesłanek. Nie dopuszczalna jest czcza abstrakcja o jednostce izolowanej, jako podstawie konstrukcji społecznej. Ubiera się ona w formy "człowieka pracy", "potrzeb ludzkich" i t. d. Podstawą zadrugizmu jest i musi być tylko Polak, związany z rzeczywistością polską tysiącznemi węzłami, odczuwający ból z powodu poniżenia i nędzy, w jakiej tonie nasze życie i pełnią duszy odczuwający władcze ambicje dziejowe narodu. Fragmentaryczny oraz Polskiej Bazy Produkcyjnej jest próbą odrzucenia i zwalczenia tych koncepcyj, które, głosząc analogiczne hasła o konieczności przebudowy społecznej, wysuwały cele najdziwaczniejsze, z koniecznemi zadaniami, stojącemi przed Narodem Polskim, nic wspólnego nie mającemi. Ocenialiśmy niebezpieczeństwo tych nieskrystalizolwanych dążeń, których zwodniczość polega na zaciemnianiu linji czynów, po jakiej ma, posuwać się przebudowa naszej rzeczywistości. Podanie tych kilku konkretnych przykładów, nie mogących w żadnym wypadku pretendować do stania się zasadami przyszłego planu rozbudowy, wskazują, w jakim kierunku kroczyć będziemy i jaki charakter będą nosić nasze cele. Sądzić należy, iż zniknie możność tumanienia ludzi jakimś wszechobejmującym kalamburem "sprawiedliwości społecznej", "kultury pracy", "wyzwolonej pracy", ideałów ogólnoludzkich i t. d., mających to jedno, iż służą jako środki, usypiające wolę i zdolność działania.

CZĘŚĆ III Bezdroża
Rozdział VI Czy istnieją drogi wyjścia w ramach istniejącego ustroju?
1. Oko w oko

Nie łudźmy się zatem, iż stan, w jakim tkwi nasz; życie zbiorowe - a sektor gospodarczy w szczególności - da się utrzymać długo. Siły, wyznaczające tę naszą rzeczywistość, powoli, niepostrzeżenie, rozkładają życie zbiorowe narodu, jak choroba, wyniszczająca odporność już nadszarpniętego organizmu. Groźne jest, iż procesy te przebiegają powoli. Nie uderzają wyobraźni swą niezwykłością. Jesteśmy przyzwyczajeni uważać się niejako za chorych. Stan naszego zdrowia zbiorowego nie wykazuje raptowniejszych zmian, gdy porównujemy dwa okresy, odległe od siebie. Odzyskanie niepodległości zatarło przeszłość, uczyniło ją wprost nie dającą się odcyfrować i uczynić przydatną do właściwych porównań. Pocieszać się możemy tem, że i w przeszłości było z nami źle. Przecież w chwili obecnej proporcje w gospodarstwie na tle rzeczywistości innych narodów są uderzająco podobne, do czasów przedrozbiorowych. Uogólniając, stwierdzić mażemy, iż najbardziej fenomenalny fakt naszego życia - rozkład żywych sił narodu, nader widoczny w gospodarstwie, przez opinję nie jest dostrzegany. Dzieje się coś wręcz przeciwnego: z jakichś magicznych wyobrażeń, wyciągane są obłędne w swej bezbrzeżnej naiwności wnioski optymistyczne. Przerażająca dysproporcja między demografją a aparaturą gospodarczą narodu nikogo nie martwi. Z jakąś zbrodniczą lekkomyślnością potrąca się o to zagadnienie, jak gdyby było to coś przejściowego, wynikłego z "kryzysu kapitalizmu", nie widzi, iż tu ukazuje się pierwszy symptom straszliwych klęsk, zdążających ku nam, jaka wynik długiego szeregu zaniedbań poczynionych w dalekiej przeszłości. Trwanie więc w obecnej sytuacji oznacza pewną - acz na okresy dość długie - rozkładaną zgubę. Taki jest nieodparty wniosek gdy się spojrzy na naszą rzeczywistość bez szkiełek powszechnie panującego starczego, błazeńskiego optymizmu. A więc zachodzi konieczność poczynienia nawrotu od krawędzi przepaści, ku której dziś beztrosko się staczamy.
W poprzednich rozdziałach odmalowaliśmy obraz dróg i wytyczyliśmy kierunek, w jakim mamy przerzucić ster naszego życia zbiorowego. Oglądowość i prostota tych dróg wzbudzi w niejednym zastrzeżenia. Wyhodowano nas w mglistych, niejasnych adwokackich formułkach. Stąd też cel wielki, a jednocześnie uderzający prostotą wydać się może niewłaściwym. Gdzież tu "sprawiedliwość społeczna", "wyzwolenie pracy", "ideały człowieczeństwa"? Bez tych napuszonych nicością hasełek, przedstawiciel warstw inteligenckich czuć się może mocno nieswojo.
Od kilku pokoleń mądrość życia publicznego w Polsce po lega na prawieniu sobie dytyrambów uprzejmościowych, gdy jednocześnie w błocie upadku grzęźnie się coraz bardziej. Nie dające się opisać bolesne zdumienie ogarnia umysł, gdy się widzi idjotyczne wprost ignorowanie najbliższej nam rzeczywistości. Jeżeli weźmiecie do rąk dzienniki, ukazujące się w Polsce czasopisma, publikacje, to czy zauważycie w nich choć iskierkę zastanowienia się nad tem, iż rzeczywistość polska jest życiem narodu w przekroju najbardziej zbiedzonego w Europie? Fronton życia naszego jest pod względem konsumcji europejski, ale czy zastanawia się kto u nas nad tem, ile kosztuje utrzymanie pozorów "europejskości" pad względem szyku i wytworności?
Mamy kina, teatry, kabarety, wytworne stroje, eleganckie mundury... Tylko nieliczna grupka czołowa narodu wytresowała się w umiejętności konsumowania wytworów cywilizacji europejskiej, jeszcze mniej liczna, liczbowo rozbrajająco mała, zdobyła się na poziom europejski w twórczości. Ten kopciuszek Europy na czele narodu, wybitnie pasożytniczy, by się utrzymać, musiał stworzyć mnogie pompy, by z organizmu narodowego, na podobieństwo tworu rakowego, wysysać soki żywotne. A przecież świadomość warstw inteligenckich jest refleksem życia tylko tego tworu rakowego. Jednostki, które wychodzą z dołów są natychmiast asymilowane, dzięki czemu życie u nas ma ostry, podział na dwie sfery. Właściwe życie masy narodu, pogrążonej w straszliwej nędzy istnienia, niema odbicia w świadomości grupowej. Jęk miljonów załamuje się gdzieś, nie wychodzi na powierzchnię życia narodowego, wraca do mas niknie stwarzając jakieś zaklęte milczące koło. Ogrom energji biologicznej narodu bez dramatycznych przejawów zewnętrznych, wyniszcza się w truciznach bezwładu, wydzielających się jako produkt poprzednie go bezruchu duchowego i fizycznego. I tylko tu i tam, w masie powstających i niknących pokoleń, istnieć muszą młode, nieszczęsne dusze, spalające się w potwornej męce uświadomienia sobie, iż życie własne i miljonów towarzyszy, kroczących przez żywe ramy narodu, jest skazane na niepotrzebne nikomu wegetowanie, na upokarzające marnotrawienie potężnych możliwości, przeczucie których wtrąca serca w gorączkowy rytm. Nie będziemy rozpatrywali upojeń pewnych naszych sfer, upatrujących w grze dyplomatycznej na sprzeczności naszych naturalnych wrogów zewnętrznych podstawy potęgi Polski. Nietrwałe są podstawy potęgi, bazującej na kalkulacji sił, znajdujących się poza nami. Powtarza się stara historja. Dzięki sprzeczności interesów naszych sąsiadów, Pierwsza Rzeczpospolita przetrwała od połowy XVII do końca XVIII wieku, chociaż przez ten okres była bezsilną ruiną. Tylko w oparciu o elementy własnej mocy, od niczego nie zależnej, uzyskamy w świecie to stanowisko, które w nieprzezwyciężonych, lecz męsko tajonych tęsknotach młodych serc ku potędze narodu, znajduje swój wyraz.
Z tych motywów wychodząc, wypada się zastanowić, w jakim stopniu istnieje prawdopodobieństwo, iż w ramach istniejącego ustroju, formalnie kapitalistycznego, potrafilibyśmy przezwyciężyć dotychczasowy kierunek rozwojowy narodu, który jak z poprzednich rozważań wynika - prowadzi nas ku powolnej, lecz tem pewniejszej zgubie. Czy zatem w ramach kapitalizmu potrafimy rozwiązać zagadnienia bytu narodowego? Rozkład kapitalizmu, roztaczający się przed nami, nasuwa jedną właściwą odpowiedź, przez większość opinji naszej już przyjętą: nie! Na tem możnaby zamknąć tę część wątku myślowego. Wydaje się jednak, iż szersze rozpatrzenie problemu, już w pewnym, stopniu przesądzonego zgóry, rzuci nieco światka na tok dalszych rozważań. Rodzi się bowiem nieodparte przekonanie, że pogląd na istotę naszego kryzysu, rysujący się poprzez okulary pół- i ćwierćmarxizmu, wiele istotnych stron zjawiska zostawia w ciemni. Wypadałoby więc najpierw zastanowić się, czem właściwie jest kapitalizm jako kategorja kulturalno-gospodarcza epoki.
Oprócz omówionych, powszechnych oznaczników formalnej natury, jak indywidualna farma dyspozycji (prywatna własność) i zabezpieczenie jej normami warunkującemi jej pełne urzeczywistnienie (np, prawo, uczciwość burżuazyjna, szacunek dla cudzej własności), ważniejsza jest dziedzina psychiczna kapitalizmu. Podkreślić tu wypada ciekawy objaw Towarowego stosunku do przejawów życia produkcyjnego. Na tej przesłance wyrósł potworny w swej jednostronności materializm naszej epoki, klasyczny wyraz znajdujący w marxiźmie i pochodnych socjalizmu. Towarowy stosunek do działalności produkcyjnej polega na tem, iż ożywione i nieożywione siły są rozważane jedynie jako elementy kalkulacyjne w dążeniu do zdobycia pieniądza, będącego abstrakcyjnym znakiem władztwa nad rzeczami materjalnemi.
Wynaturzenie towarowego stosunku znalazło swój wyraz w dążenia do traktowania rzeczy, nietylko materjalnych, jako podległych władzy pieniądza. Wszelkie wartości ludzkie próbowano sprowadzić do wspólnego mianownika, zawierającego wielkości materjalne. Było to straszliwa zubożenie treści i sensu życia. Kultura wartościowana być może według zawieranych wielkości, które nie dają się zamienić, lub traktować towarowo. Towarowy stosunek do działalności gospodarczej umożliwiał kolaborację wszystkich czynników produkcyjnych. Dzięki niemu, elementy produkcji poddane władztwu woli różnych indywiduów, mogły ze sobą doskonałe współpracować. Miljony jednostek, gospodarujących poprzez łożyska towarowego stosunku, zgrywały swoje poczynania w jeden wielki organizm gospodarczy społeczeństwa. Członami jego były przedsiębiorstwa. Siłą motoryczną, ten wielki mechanizm gospodarstwa kapitalistycznego w ruch wprawiającą, był motyw egoizmu. Przyjąć go należy z omówieniami. Oprócz egoizmu, bazującego na przesłankach hedonizmu, istniała grupa motywów postępowania ahedonistycznej natury. Rzec można nawet, iż wpływ ich był przeważający. Max Weber w gruntownych analizach dowiódł, iż duch kapitalizmu zrodził się z ducha ascetyzmu purytańskiego, właściwego gminom protestanckim. Protestantyzm wyznaczył dla jednostki drogę, prowadzącą do zbawienia poprzez wytężoną pracę w życiu doczesnem. Grzechem największym było w myśl tych zasad marnowanie czasu. Surowe zasady ascezy klasztornej zostały przeniesione do życia społecznego i na nich wznosił młody kapitalizm swój gmach. Zrozumiałem się staje, dlaczego najproduktywniejsze żywoty kapitanów przemysłu były jednocześnie najbardziej ascetyczne. Tę psychologję wytwarzały stulecia. Nie dała się ona przeflancować u narodów, którzy ewolucji poprzedzającej nie przeszli. Zrozumieć łatwo zatem, dlaczego kraje katolickie Europy i Nowego Świata w rozwoju gospodarczym epoki kapitalistycznej zostały mocno w tyle, ograniczając się do naśladownictw. Dziś obraz ten jest zaciemniony. Kapitalizm wkroczył w okres końcowego swego rozkładu wydzielając formacje, które staną się odskocznią do dalszych przeobrażeń. Tak więc na okres gwałtownego rozwoju gospodarki kapitalistycznej zapatrywać się należy jako na fazę nieodwracalnego przebiegu zjawiska historycznego, zdeterminowanego przez całokształt stosunków danej epoki. Nie może zatem być mowy o tem, by dane zjawisko dało się odtworzyć w oderwaniu od podłoża, stwarzanego przez historję. Na jakimś odcinku terytorjalnym Europy nie mogą zaistnieć warunki, w których dałoby się wywołać te okoliczności, z których wykwitałby bujny, rozwijający się młody kapitalizm. O tem należy zapomnieć. Kapitalizm, jako instrument rozbudowy, nie istnieje.
W wieku XIX wierzono w trwałość instytucji, jakie wyłonił bujnie rozwijający się kapitalizm i jego pochodne. Przejściowość tych form dziś jest najzupełniej oczywista. W ustroju gospodarczym przeobrażenia zarysowały się w trzech kierunkach: terytorjalnym, strukturalnym i w stosunku do innych ustrojów. W sferze aktywności terytorjalnej kapitalizm już dość dawno przyhamował swój rozmach, nie ogarniając ze swych metropolij nowych krajów w tym stopniu, co przedtem. Wynikło to z powodu zmniejszenia względnej i absolutnej nadwartości, jak i wzrostu konsumcji. Poza tem doszło zmniejszenie produkcyjności pracy, jako wynik ograniczenia wyzysku narodów rolniczych, rabunkowej gospodarki w górnictwie itd. Oprócz tego wystąpiły dążności do stabilizacji i pohamowania rozwoju industrjalizmu starych krajów kapitalistycznych. Z tych przeobrażeń wynikło obecne defenzywne stanowisko kapitalizmu. Z agresywnego stał się atakowanym. W sumie złożyło się to na zahamowanie rozpędu metropolji kapitalistycznych i załamanie się ostatniej fazy kapitalizmu monopolicznego t. j. imperjalizmu. O ważniejszych przejawach przeobrażeń kapitalizmu natury strukturalnej powiedzieć można tylko, iż pad względem zewnętrznym upodobnił się do feodalnego systemu hierarchicznego, w którym rolę najwyższego suzerena grał t. zw. kapitał finansowy oraz ostatnio szybko przybierający na znaczeniu interwencjonizm państwowy. Zjawisko to było znów uwarunkowane przez koncentrację kapitału i centralizację z drugiej strony. W strukturze wewnętrznej zmiany poszły w kierunku psychicznych zmian systemu gospodarczego i zmian w technice. Co do sfery psychicznej, to są one powszechnie znane: zanik ducha "kapitanów przemysłu", przedsiębiorczości indywidualnej, odwagi, zmniejszenie dążności do zysku, nasiąkanie duchem rentjerstwa itd. Obok tego ważny jest czynnik unaukowienia samej przedsiębiorczości. Instynkt czucia interesu stracił na znaczeniu. Elementy interesów handlowych straciły na płynności. W sumie dało to wszystko to, co zwiemy dążnością gospodarstwa przekształcenia się na system gospodarstwa związanego. Utarł się termin "późnego" kapitalizmu. Wyrazem jego jest przepojenie życia gospodarczego interwencjonizmem, zacieranie się różnicy między sektorem gospodarki publicznej a prywatnej, ujęcie życia gospodarczego w ramy licznych wiążących ustaw, urzędniczy stosunek do pracy ze strony robotników, ogarnianie szerokich rzesz przez ideologję stopy życiowej. Pod względem techniki, kapitalizm dożył śmierci czynnika, którego istnienie łączono nierozerwalnie z .jego bytem: mechanizm wolnego rynku, powstały dzięki zerwaniu związku między producentem i konsumentem, a regulowany prawem podaży i popytu, zanikł. Gospodarstwo stało się monopoliczne. W parze z tem szło zmniejszenie znaczenia konjunktury, która przestała spełniać rolę regulatora dłuższych fal rozwojowych. Dążności stabilizacyjne wystąpiły znacząco. Usztywnienie szeregu dziedzin nie pozwalało na skuteczną politykę dostosowania do zmian samorzutnie zachodzących w podłożu społecznem. A właśnie w świecie zaznaczyły się ogromnie spotęgowane ruchy ku silnym przekształceniom, wszystkich nieomal dziedzin, wychodzących z pozagospodarczych zresztą źródeł. Zesztywniały kapitalizm - nawet w słabym stopniu - uelastycznienia swych członów nie wykazał.

2. Kapitalizm w naszej rzeczywistości

Gdy poddajemy rozważaniom zagadnienie przebudowy naszej rzeczywistości w kierunku dostosowania jej do postawionych wymogów, to z konieczności musimy uważniej zbadać, jaką ta rzeczywistość ma postać i do jakiego systemu sądów o rzeczywistości społecznej da się włączyć. W dziedzinie ekonomiki społecznej, bazującej na dorobku myśli poznawczej kapitalizmu, istnieje umowne wydzielanie systemów gospodarki przedkapitalistycznej i pokapitalistycznej, Podział ten jest raczej metodyczny, posiada pewne znaczenie dzięki temu, iż wychodząc z założenia, że istność kapitalizmu dostatecznie jest poznana, umożliwia podkreślenie i wydzielenie tych zjawisk, które nie dadzą się włączyć do kompleksu rzeczywistości kapitalistycznej, stanowią zatem fragmenty innej całości. Utarł się u nas pogląd, iż jesteśmy krajem kapitalistycznym. Na tej platformie stoi cała nasza myśl radykalno-społeczna, i zastanawiająco nieliczna grupa obrońców kapitalistycznego status quo. Nie wdając się w szczegółowe rozpatrywanie tego zagadnienia na tem miejscu (uczynię to w końcowych rozdziałach pracy), stwierdzić muszę, iż zachodzi tu zbiorowy błąd myślowy, powstały pod wpływem sugestji. Nasza rzeczywistość nie jest produktem kapitalizmu i nie jest kapitalistyczna. Dajemy się zwieźć pokostowi kapitalizmu, cieńką, warstewką pokrywającą aktualne nasze życie. Poza nalotem kapitalizmu posiadamy tylko nieliczne jego oazy na Śląsku i w Łodzi, w mniejszym stopniu w ośrodkach wielkomiejskich. Nasza rola w światowem gospodarstwie kapitalistycznem była zasadniczo bierna: byliśmy objektem wyzysku na modłę kolonjalną. Jako podmiot w ramach kapitalizmu nie mieliśmy i nie mamy znaczenia. Zrodzić .się musi naturalne pytanie, czem wobec tego jest nasza rzeczywistość, wyrazem jakiej myśli jest nasze życie kulturalne i gospodarcze? W ogólności prawie całe nasze życie tkwi jeszcze w epoce przedkapitalistycznej, ściślej zaś, nasza rzeczywistość została ukształtowana pod przemożnym naciskiem czynników; właściwych tylko naszej historji. Siły, które ukształtowały wszystko to, co starawi naszą współczesność kulturalną i gospodarczą, są specyficznie pilskie i u innych narodów ich działania dostrzec nie można. Próby podchodzenia do naszej rzeczywistości z szablonem ogólnym skazane są na niepowodzenie. Jest to ogromna dziedzina, domagająca się corychlejszego opracowania, by wreszcie można było odczuć sprzęt myślowy, dziś w użyciu się znajdujący, którego uparte stosowanie do naszej rzeczywistości rodzi mgłę chaosu, w którym błądzą oszołomione nietylko jednostki, ale całe pokolenia Polaków. Weźmy dla przykładu psychologję gospodarczą naszego społeczeństwa w chwili obecnej. Czy są w niej ośrodki, o których możnaby powiedzieć, iż są kapitalistyczne. Racjonalnej myśli gospodarczej, tak charakterystycznej dla kapitalizmu, niema u nas wcale. W odniesieniu do gospodarstwa są postawy naszego społeczeństwa wybitnie feodalne, właściwe dla w. XVII. Mając ciągle na uwadze problem gospodarczy, stwierdzić trzeba, iż w tej dziedzinie postawy psychiczne społeczeństwa naszego duchem kapitalizmu nie zostały muśnięte. Średniowiecze stworzyło i realizowało koncepcję gospodarczą, znajdującą swój wyraz w pismach św. Tomasza z Akwinu. Typ tej gospodarki, znajdującej się w całkowitej harmonji z koncepcją kulturalną średniowiecza, dziwnym trafem głęboko przypadł naszemu sercu. Z perspektywy oglądane gospodarstwo to charakteryzuje się: a) niezmiennością metod produkcji, gdyż sposób wykonania czynności produkcyjnych jest niejako sam w sobie celem; b) ograniczeniem produkcji tylko wyłącznie do niezmiennych ilościowo i jakościowo potrzeb. W tego rodzaju gospodarstwie nie może zaistnieć żaden postęp, gdyż żywiołowe przywiązanie do raz stworzonych form jest samo w sobie celem. Całość koncepcji kulturalnej bowiem spoczywa na pojmowaniu postępu jako uharmonizowania skłonności i dążności duchowych poprzez ograniczenie wysiłku nazewnątrz. Wola ku potędze, ideał władztwa nad naturą, stanowiący najjaskrawszy wyznacznik europejskości jest powyższej koncepcji obcy, daleki.
Zagadnienia te znalazły w literaturze wyczerpujące omówienie, to też, nie zatrzymując się nad niemi dłużej, przejdę do drugiego fenomenu, - bezprzykładnego utrwalenia się w psychologji narodu tego feodalnego stosunku do zagadnień gospodarczych. Tym, którzy upierać się będą przy zdaniu, iż gospodarstwo nasze jest kapitalistyczne, wystarczy przypomnieć, iż typ dynamicznego "przedsiębiorcy", tak zasadniczo charakterystyczny dla typu kultury angielskiej, niemieckiej, francuskiej i amerykańskiej; u nas wcale się nie wytworzył. Popłakiwania niektórych o preponderacji obcego kapitału w naszem życiu gospodarczem wyrażają tę prawdę. Zasadą jest, iż w najbardziej - wydawałoby się - korzystnych warunkach typ przedsiębiorcy-Polaka nie wyłonił się. Ajentami kapitalizmu u nas były z zasady elementy obce. Myśmy dawali personel wykonawczy. I dziś można sobie wyobrazić typ Polaka sklepikarza, aptekarza, nauczyciela, urzędnika (najczęściej), "dziedzica", gdy zaś usiłujemy wyobrazić sobie rodaka jako rzutkiego przedsiębiorcę, to odrazu nasuwa się obawa, czy nie jest przypadkowo oszustem lub aferzystą. Kapitalizm był u nas rośliną obcą, przez obcego ogrodnika na nasz grunt przesadzoną. Nie była dla niej gleba sprzyjająca i dlatego też nie rozwinęła się. Nasz rozwój od XVII w. odbywał się już samodzielnemi drogami. Prąd rodzącego się i porywającego na swej drodze kapitalizmu już nas nie ogarnął. Zresztą punkty, w których on mógłby z nami wejść w styczność, byty już izolowane przez obce ciała. Żydostwo szczelnie wypełniło nasze miasta. Myśmy pędzili beztroski, spokojny żywot poza orbitą tych w świecie zachodzących przeobrażeń. I tak, jak rozbitkowie, rzuceni na odosobnioną wyspę, kultywują formy myślenia i bytowania, jakie istniały w momencie zrywania związku z cywilizowanym społeczeństwem, tak i polska myśl kulturalna i gospodarcza odeszła w odosobnienie wsi, żyjąc aż po dziś dzień tem, czem żyła przed wiekami. Oczywiście nie mówię o izolacji zupełnej. Jednak rozmach cywilizacji kapitalistycznej przeszedł mimo, bez głębszego śladu. I filozofja katolicka w specyficznej, wykładni, i niewola polityczna, i zażydzenie miast stało ze sobą w funkcjonalnym związku. Trwaliśmy w odosobnieniu - trwamy w niem po dziś dzień. Myś1 gospodarczą epoki od myśli kulturalnej oddzielić możemy tylko sztucznie. W rzeczywistości tego podziału trudno się doszukać. Otóż niewątpliwie zaznaczony wyżej fakt zerwania naszego związku z rozwojem myśli kulturalnej narodów zachodnich, objętej ogólnem mianem kapitalizmu, wyraził się w stworzenia swoistej koncepcji, będącej refleksem odrębności naszej rzeczywistości. Fakt naszego wyodrębnienia starano się przeoczyć i stwarzano paralele rozwojowe tam, gdzie ich nie było. Jakże rozbrajające są wywody niektórych historyków, upatrujących np. w fakcie tolerancji religijnej XVI w. jakąś podniosłą myśl, wyprzedzającą epokę, gdy w rzeczywistości byle ona wyrazem braku charakteru i chaosu pojęciowego rozgadanej szlachty! Po dzień dzisiejszy .odrębność tego odosobnienia naszego rozwoju nie znalazła swego teoretycznego naświetlenia. Niewątpliwem jest jednak, iż odrębność ta, ogniskując się w duszy narodowej, zrodzić musiała specyficzny typ psychiczny, oparty o mniej lub bardziej uświadomioną swoistą filozofję życiową. Cały ten kompleks, noszący wyraźne znamiona odrębności od wszystkich gdzieindziej panujących systemów kulturalnych, umownie określę terminem "kołtunerji", jako z ducha tego wyrazu najbardziej mu odpowiednim. Sądzę, że użycie syntetyzującego pojęcia dla fragmentów tej wyczuwanej całości jest na miejscu i ułatwi snucie wątka dalszych rozważań. Niewątpliwie odczucie, iż kołtunerja jest wielką całością, jest wrażeniem subjektywnem, to jednak głęboko jestem przekonany o trafności tego spostrzeżenia.
Bez wprowadzenia tego pojęcia, chaos naszej aktualnej rzeczywistości jest nie do odcyfrowania, gdy przeciwnie jego użycie znakomicie ułatwia zrozumienie wielu przejawów naszego życia społecznego.
Tak więc już w wieku XVII oddzieliliśmy się od nurtu rozwojowego narodów zachodniej Europy. Tylko górne warstwy narodu utrzymywały kontakt z zachodem, przez co stwarzano iluzję, iż nic się nie zmieniło. Tą iluzją żyjemy do dzisiaj, z tą tylko różnicą, iż dziś w tej sugestji żyją warstwy inteligenckie, na pół oddarte od podłoża. Nasze odosobnienie wynikło nie z powodu obrania innych dróg, lecz raczej w wyniku zatrzymania się w miejscu. Pod względem politycznym musiało to rychło doprowadzić do zwichnięcia równowagi, której ofiarą była nasza niepodległość państwowa. Przypuszczać należy, iż gdyby Europa nie znała kapitalizmu, to jej stan kulturalny i gospodarczy byłby bardzo zbliżony do dzisiejszej polskiej rzeczywistości. Stało się jednak inaczej. Dalsze losy Europy i nasze znaczone są stemplem dysproporcjonalności.
Patrzącemu na nasz stan obecny rzuca się w oczy jego obcość w stosunku do tła epoki. Wszystko jest inne, żadnej zasadniczej równoległości, ani analogji. Zapatrywanie, iż naszą rzeczywistość należy przetwarzać metodami gdzieindziej wypróbowanemi, zakrawa na tak bezbrzeżną ograniczoność umysłu, że nawet oburzać się już nie można, a tylko boleśnie się zdumieć. Dyskusja z tymi bredzącymi autorytetami byłaby podobna do rzucania grochu o ścianę. Argumenty logiki są tu najzupełniej zawodne. Rozstrzygnie jedynie argument siły. Jej też szukać trzeba w leniwie ruszającej się masie narodowej.
Uogólniając wywody tyczące się budownictwa bazy produkcyjnej, stwierdzić musimy, iż kapitalizm jako instrument przebudowy nie istnieje. Analiza bowiem doprowadza do wniosków iż:
1. kapitalizm fazy współczesnej t. j. epoki imperjalizmu jest narzędziem kilku metropolji, używających swych wpływów w kierunku zachowania status quo; posiada trwałe skłonności stabilizacyjne, statyzujące;
2. znajdując się w fazie rozkładu, ale jest zdolny stać się narzędziem konstruktywnem, w kształtowaniu form gospodarstwa dynamicznej natury;
3. ponieważ kapitalizm jest kategorją historyczną, nieodwracalną powrót do jego form młodych, dynamicznych jest niemożliwy. Czasy bujnego kapitalizmu XIX wieku już nie wrócą.

Rozdział VII Sugestje faszystowskie
1. Kierunkowa przeobrażeń społeczeństw kapitalistycznych

Powszechne przed kilkunastu laty przeświadczenie, iż nieuniknioną koleją losów rozwój zdążać będzie od kapitalizmu ku socjalizmowi, zostało poważnie zachwiane. Między te dwa wielkie konkurujące systemy wszedł nowy. Mam na myśli formację społeczną faszyzmu, pod której flagą kroczą w mniej lub bardziej zorganizowanej grupie, klasy drobnomieszczańskie. Faszyzm nie jest prądem jednolitym - wydzielenie go w kategorję odrębną, możliwe jest tylko na tle różnicy w stosunku do innych systemów. Wyodrębnić faszyzm możemy tylko drogą upatrywania różnic w jego stosunku do socjalizmu i kapitalizmu. Są one dość wyraźne. Obu tym systemom faszyzm się przeciwstawia. Dziś widzimy jego wyraźny wzrost i bez obawy błędu możemy powiedzieć, iż przyszłość Europy zachodniej na długie lata będzie kształtowała się pod jego znakiem. Faszyzm jest zorganizowanym wyrazem stosunku do życia tych warstw społecznych, które nie były czołowemi w ustroju kapitalistycznym, lecz jednocześnie nie stanowiły pochodnej ustroju kapitalistycznego produkcji - proletarjatu przemysłowego. Były one tem, co się zwie warstwami średnimi. Naogół są to elementy najmniej tknięte duchem kapitalizmu i w swej postaci dziedziczą najwięcej cech, właściwych dla społeczeństw, wznoszących się na zasadach produkcji przedkapitalistycznej. Nowem jest to, iż warstwy te, żyjąc w pewnym stopniu na marginesie nowoczesnej produkcji, w mniejszym stopniu uległy zachwianiu równowagi duchowej, jaką sprowadziła epoka indywidualizmu. Indywidualizm hedonistyczny i materjalizm ogarnął ich w mniejszym stopniu, niż ugrupowania, będące typowemi produktami rozwijającej się epoki kapitalistycznej. To też przeobrażenia duchowe, właściwe chwili obecnej, rychlej je ogarnęły, dając im ster kierownictwa w ruchach społecznych. Nawrót do uniwersalizmu cząsteczkowego w postaci nacjonalizmu, odbywa się poprzez te warstwy drobno- mieszczańskie, dzięki czemu będąc zbrojni tą zbroją duchową, najbardziej epoce odpowiadającą, zaczęli święcić triumfy tam właśnie, gdzie przejścia do socjalizmu wydawały się najbardziej pewne. Warstwy drobnomieszczańskie jednak, pod pewnym względem zbliżające się do wzoru równowagi duchowej naszych czasów, są jednocześnie obce epoce dzisiejszej pod innym względem. Duch nowoczesnej produkcji jest im obcy. Stąd ich wrogi stosunek do techniki, której dynamiczność budzi w nich niepokój i obawę. Ideały gospodarcze drobnomieszczaństwa wszystkich krajów sprowadzają się do jednego pragnienia: stabilizacji życia gospodarczego na jednym niezmiennym poziomie. Marsz w nieznaną przyszłość, gwałtowne tempo przeobrażeń budzi najżywszą niechęć. Pragnienie to pokrywa się z postulatem, płynącym z współczesnej rzeczywistości społeczeństwa starokapitalistycznego. Kryzys kapitalizmu godzi właśnie w te społeczeństwa. Stąd rekonwalescencja słusznie upatrywana być może. w przejściowem zahamowaniu rozwoju niektórych czynników gospodarstwa. Podkreślam jednak, iż tyczy to społeczeństw przeinwestowanych krajów, będących warsztatami przetwórczemi świata. Z tych względów koncepcja drobnomieszczańska może być traktowana jako pewna faza późnego kapitalizmu krajów starego kapitalizmu, ugodzonych ciężko decentralizacją światowych ośrodków dyspozycyj życia gospodarczego. Dla krajów, którym, przewrót w świecie stwarza widnokręgi rozwojowe, a więc krajów niekapitalistycznych lub tylko pozornie kapitalistycznych, faszyzm nic dać nie może. Jest dla nich narzędziem zupełnie bezużytecznym. Propagowanie jego oznacza patologję naśladownictwa.
Nowość zjawiska faszyzmu polega przedewszystkiem na mniej lub bardziej udanej syntezie pierwiastków idealistycznych i materjalistycznych. Kapitalizm i socjalizm były kategorjami o wybitnej przewadze światopoglądu materjalistycznego. Nacjonalizm, bazujący na zasadach idealistycznego pojmowania zjawisk był obcy tym kategorjom. I niewątpliwie warstwy drobnomieszczańskie, gdyby nie stały się chorążemi nacjonalizmu t. j., gdyby starały się tylko zająć postawę taką, do jakiej są zdeterminowane przez swój charakter, jako pochodne podłoża materjalistycznego - byłyby starte w walce dotychczasowych konkurujących systemów. i nie doszłyby do głosu. Rdzeń duchowy narodu jako zwartej grupy moralnej, ukształtowanej przez historję, przez nie oddziaływać zaczął na bieg przeobrażeń. Niespodziewanie wyszła na jaw jego olbrzymia dynamika, chociaż przedtem istnieniu jego wprost przeczono. Z drugiej. strony traktując szerzej, faszyzm uchwycił strunę wydającą ton synchronizujący z. kierunkową duchowych przeobrażeń ludzkości. Odbywający się w ideałach kulturalnych w olbrzymiej skali nawrót od indywidualizmu ku uniwersalizmu obejmuje, jak szeroki prąd całą ludzkość, wszystkie uwarstwienia klasowe. Dla klasy proletarjackiej kierunkowa była oczywista i ją usiłowano narzucić warstwom nieproletarjackim. Z powodów, już wyżej wyłuszczonych, potrzebie tej w stosunku do uwarstwień drobnomieszczańskich faszyzm bardziej czynił zadość. Kapitalizm zostawił głęboki ślad w psychice narodów zachodniej Europy. Pod jego wpływem nastąpiło wyraźne wydzielenie życia gospodarczego z innych sfer życia społecznego. Odżycie w duszy zbiorowej, głębokich potrzeb politycznych wyrażające się w ewoluowaniu ku uniwersalizmowi i stojące z tem w ścisłym związku odrodzenie nowych postaw kulturalnych, nie tknęło gospodarstwa, które pod przemożnym naciskiem bogatej tradycji kapitalistycznej pozostało domeną indywidualizmu, mocno zresztą zreglamentowanego.
W ruchach faszystowskich rozróżniać należy zatem ich dwoistość, polegającą na syntezie elementów właściwych ugrupowaniom społecznym, rozwijającym się na marginesie rzeczywistości kapitalistycznej i element narodowy, pozagospodarczy, idealistycznej natury, czyniący z tych ugrupowań zwartą polityczną siłę. Ugrupowania te, już dość dawno czyniły próby wykrystalizowania teoretycznego swej istności. I niewątpliwie doktryna solidaryzmu społecznego doniedawna tak modna, w silniejszym stopniu odpowiadała charakterowi klas drobnomieszczańskich. W licznych swych warjantach doktryna solidaryzmu uchwyciła trafnie uniwersalistyczny charakter drobnomieszczaństwa. Podstawą tej doktryny była jednostka ludzka, najmniej porwana nurtem rozwojowym naszej cywilizacji. Z równem, powodzeniem mogła ona odnaleźć siebie w świecie starożytnym; średniowieczu, czy też w zakamarkach współczesności. To też jej charakter niezmienny najtrafniej ujmuje system, mający poza sobą tysiącletnią tradycję - kościół katolicki. Podstawą dla rozpatrywania zasad ustroju, odpowiadającego tym kategorjom społecznym mogą być encykliki papieskie, w szczególności zaś ostatnia p. t. "Quadragaesimo areno". Są one wiernym naogół wyrazem zasad uniwersalistycznych, stworzonych przez Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu. Celem istnienia jednostki w doczesności jest przygotowanie do uzyskania zbawienna w życiu przyszłem. Drogą, prowadzącą ku temu, jest "życie godziwe". Odmiennie, niż w protestantyźmie wyraża się ono w skupionem wewnętrznem życiu, zdążającem do uharmonizowania sprzecznych tendencyj duszy ludzkiej. Stan duszy ludzkiej w którymby wewnętrzna równowaga była najdoskonalsza, da się osiągnąć najpewniej wtenczas, gdy wszelkie żywe odruchy natury ludzkiej są zagłuszone.
To też w dążeniu do osiągnięcia tego ideału duchowego, praktyczny katolicyzm ze zgrozą wyrzeka się wszelkich namiętności. Dynamika życia indywidualnego czy zbiorowego z natury rzeczy jest złem, którego źródłem "są nieuporządkowane namiętności, owo smutne następstwo grzechu pierworodnego"*36). W zasadach ustroju społecznego uniwersalizmu katolickiego, a w równej mierze drobnomieszczańskiego, brak najzupełniej momentu rozwojowego. Gospodarstwo w koncepcji uniwersalistycznej jest całkowicie oddzielone od zagadnienia postępu. Istnieje tam ciągłe urzeczywistnianie się tej samej niezmiennej zasady. Jest nią jednostka, wchłonięta przez grupę naturalną (rodzina, cech, gmina, parafja), używająca niezmiennie tych samych metod produkcji, w dążeniu do zaspokojenia niezmiennych skromnych potrzeb dziennych. Dla uniwersalizmu, leżącego u podstaw wszystkich koncepcyj drobnomieszczańskich, zasada gospodarcza wszędzie jest ta sama. Na przestrzeni wieków, w każdym odcinku globu ziemskiego, zasada ta jest niezmienna. Da się ona pomyśleć w takim razie, gdy jest wyprana ze związków z rozwijającą się całością życia współczesnego. Ogromna dynamika czynnika techniki jako problemu przestanie istnieć, gdy ją się odczuci - głosząc hasło wyzwolenia człowieka z pod jarzma techniki przez powrót do kołowrotka i rękodzielnictwa. Zmiany w czynniku potrzeb przestają oddziaływać na system gospodarczy drobnomieszczaństwa przez przyjęcie skali potrzeb raz na zawsze niezmiennej. Streszcza się to w idei słusznej płacy, "któraby wystarczała na zaspokojenie wszystkich zwyczajnych potrzeb domowych"*37).
Rozwój czynnika kapitałowego odpada, gdyż jednostki gospodarujące nie będą czyniły koniecznych w tym. celu oszczędności. Oszczędzanie imputuje skłonności ku woli władztwa nad rzeczami lub osobami ze strony oszczędzającego. Skłonność ku temu jest sprzeczna z duchem systemu, gdyż świadczy, iż "człowiek, kierowany niskiemi żądzami, czuje gwatłowny pociąg do przekładania dóbr znikomych tego świata ponad trwałe niebieskie"*38). Czynnik organizacji, którego niedorozwój załamał kapitalizm, traci swoją ostrość w kapitaliźmie, gdyż problem ten upraszcza się niezmiernie. Jednostki same jako niezależne, samoistne gospodarcze organizmy troszczą się o swoje potrzeby i ich zaspokojenie. Społeczność rzemieślników o nieskomplikowanym profilu ustrojowym nie może mieć dużo kłopotów organizacyjnych. Najwyższa organizacja - państwo. - ma zadanie tylko troszczenia się o bezpieczeństwo obywateli, niezmącony spokój i ład. W takiem społeczeństwie o skromnych potrzebach, braku jakichkolwiek żywszych odruchów lub namiętności, niema i nie może być walk klasowych i społecznych. Ponieważ zaś wszyscy ludzie są sobie równi, nie może być więc waśni narodowych. Nienawiść jest grzechem. Objawy jej winno państwo tłumić. Niezmącona martwa toń życia społecznego jest wartością najwyższą. Państwo jest organizacją ludzi, szukających spokoju, przeto nie może stać się instrumentem woli zbiorowej, dążącej do innych celów. Prawo własności jest świętością, gdyż wynika z natury przyrodzonej człowieka itd.
W świetle tych uwag widać wyraźnie, iż. system ten da się zmieścić w ramach ustroju kapitalistycznego, a raczej, iż byłby dość wiernem odbiciem społeczeństwa kapitalistycznego, w któremby nagle z jakichś powodów wszyscy ludzie wyzbyli się wszelkich pragnień i żądz, upodobniając się- do niezmąconych murzynów z centralnej Afryki, symbolizujących niezwalczone lenistwo i pogodną tępotę. Wśród nich też misyjne spółki akcyjne cieszą się coraz większem powodzeniem. Ugrupowania o tym profilu ideowo-społecznym dziwnym przypadkiem historji skojarzyły się w wybuchową dynamikę nacjonalizmu, tworząc dziwmy zaiste w swych anomaljach konglomerat. Taki przebieg zjawisk społecznych znajdziemy na zachodzie Europy, Również w Polsce spostrzegamy analogiczne objawy. Ponieważ jak zwykle dotychczas, każde zjawisko naszego życia zbiorowego starannie się ubiera w importowane szatki, zastanowić się musimy czy te zapożyczone sugestje faszystowskie przedstawiają jakąś wartość dla naszego życia narodowego, czy potrafią rozwiązać palące problemy, przed któremi stoimy. Liczyć się z tem wypada, iż siła sugestyj faszystowskich będzie tak silna, skłonność do ich bezkrytycznego naśladownictwa tak zakorzeniona, iż przez pewien czas u rias zapanują, staną się tonem życia społecznego. W tym kierunku wyraźnie idziemy. Sprzeciwiać się temu nie należy. Raczej jest pożądanem, by się tak stało jaknajprędzej. Będzie to etap decydujący w kierunku zerwania zasłony blichtru i samookłamywania się, poza którą nie widzi się prawdziwej, rzeczywistej rzeczywistości polskiej, będącej jedną wielką, ropiejącą raną. Koncepcja faszystowska jest produktem, powstałym z poszukiwania form ustrojowych społeczeństw wielkokapitalistycznych, odczuwających dysproporcjonalność w rozwoju czynników życia gospodarczego. Życie tych krajów charakteryzuje się niedorozwojem form organizacyjnych, hipertrofją techniki produkcyjnej. Technika przeciwstawia się ekonomice kapitalistycznej. Wyobrazić to możemy w kształcie nożyc, których jedno ramię stanowi system ekonomiczny, będący domeną klasy kapitalistycznej, drugie zaś ramię stanowi technika produkcyjna, z którą jest związana klasa proletarjacka. Nożyce muszą być zamknięte. Zadania tego podjęły się klasy drobnomieszczańskie, w porę, a przypadkiem uchwyciwszy rumaka nacjonalizmu, który stanowi też zasadniczą siłę motoryczną. Zarysowane wyżej nożyce w naszej polskiej rzeczywistości nie istnieją. Zjawisko faszyzmu jest u nas czemś chybionem, jak dźwignia, zawieszona w powietrzu, bez punktu oparcia. Wzniesienie narodowej bazy produkcyjnej, ogniskującej najżywotniejsze problemy naszego bytu zbiorowego, postuluje całkiem odmienny kąt nastawienia wszystkich elementów, wchodzących w skład naszej rzeczywistości. Różne są cele zasadnicze. Ogólne zamierzenia faszyzmu, o ile nawet z pewnemi modyfikacjami dałby się on zastosować w polskiem życiu, są całkiem odbiegające od linji, na której dałoby się rozwiązać podstawowy problemat naszego życia - stworzenie aparatury wytwórczej, by energje całego narodu o nią się opierając, osiągnęły najwyższy efekt wydajności, wysuwając nas ku grupie czołowych narodów świata. Indywidualna forma dyspozycji dobrami materjalnemi, leżąca u podstaw faszyzmu, odrzuca już sarną myśl o tem, by samorzutna akumulacja kapitałów istniała w stopniu, wystarczającym do rozbudowy instalacyj wytwórczych narodu. Wręcz przeciwnie - faszyzm z odrazą myśli o postępie technicznym, o rozbudowie produkcji na zasadach nowoczesnej techniki.
Może się jednak wydać dziwne skojarzenie nacjonalizmu, będącego romantyką wojującą, rycerską, z uniwersalizmem, stanowiącym podłoże koncepcji faszystowskiej. Wszak uniwersalizm jest wyrazem romantyki kwietystycznej, kontemplatywnej, romantyki zakonniczej. Rzecz staje się jasną, gdy uprzytomnimy sobie to wszystko, o czem już wyżej wzmiankowałem. Przywrócenie zdrowia krajom kapitalistycznym nastąpić może drogą głęboko sięgających przeobrażeń wewnętrznych, w wyniku których odzyska się sprawność całego organizmu społecznego. Stać się to może po przez stabilizację czynników gospodarczych na pewnym poziomie. Drobnomieszczaństwo podjęło się dokonać tego zabiegu. W ostatecznym wyroku drobnomieszczaństwo pracuje dla nacjonalizmu.
U nas drobnomieszczaństwo nic nie uzdrowi, gdyż choroba naszego organizmu narodowego jest najzupełniej odmienna, niż w krajach staro-kapitalistycznych. Lekarstwo całkowicie nie pasuje do charakteru naszych niedomagań.

2. Czy ustrój faszystowski może doprowadzić do rozbudowy ekonomicznej kraju?

Koncepcja faszystowska obejmuje z natury rzeczy szeroki front masywu ludzkiego, gdyż jest na swój sposób ideologiczną nadbudową nad pewną kategorją zjawisk ekonomiczno-społecznych. Na każdym kroku spotykamy się w życiu z typem człowieka znaczonego atrofją żywotności, miernością przeżyć wewnętrznych, o podejściu do świata wybitnie kwietystycznem. Słabemu napięciu życia emocjonalnego odpowiada przewaga postaw racjonalistycznych; ubranych w formułę "chłopskiego rozsądku". Jest to typ miernoty, potomek niewolników, wypranych z wszelkich postaw buntowniczych, dziś na różnych szczeblach życia społecznego się znajdujący.
Jest to typ psychiczny, stary jak rodzaj, ludzki, który w perjodycznie powtarzających się okresach eliminacji grup przodowniczych narodów, był spychany na sam dół. W świecie naszej cywilizacji od średniowiecza typ ten wykładnik swej filozofji życiowej wyłonił w koncepcji uniwersalizmu katolickiego. Z pewnością ugrupowania społeczne o tym profilu duchowym są produktem nie tylko` niższości biologicznej, ale w wyższym jeszcze stopniu wynikiem zerwania związku z gurtem czynnego życia, dzięki czemu uległy zmarnieniu duchowemu. Pojęcie upadku i wielkości może być stosowane do dziedzin, gdzie istnieje wpływ osobowości, a więc zatem w sztuce, filozofji i religji. O sztuce i filozofji drobnomieszczaństwa niema co mówić, odpowiada ona bowiem potrzebom bezwładnych miernot. Kapitalizm w swych dekadenckich tendencjach ostatniej doby szedł ku drobnomieszczaństwu. Właściwy charakter koncepcji społecznej uniwersalizmu chrześcijańskiego występuje dopiero w zestawieniu z zanikiem mistycznego charakteru religji. Wielkość religji polega na.. pogłębieniu mistycznem jednostki, które umożliwia jej potężne działanie nazewnątrz. Na tej dźwigni wspierała się wielkość kościoła we wczesnem średniowieczu.
Dziś jeszcze, stajemy w zdumieniu przed ogromem dokonanych czynów. Falanga genjuszów średniowiecza jest niezbitym dowodem o decydującej roli ducha w prawach wyłaniania się Wielkości. Brak genjalnych jednostek w tej dziedzinie nosi dziś charakter trwały. Tem samem społeczna strona religji zostali sprowadzona do neofetyszyzmu, do pomocniczych funkcyj administracyjnych. Odpada więc zasłona wielkości i w typie jednostki tej społeczności widzimy, to co stanowi jej istotną cechę: rozpaczliwą mierność. Siły dziejowe ślepym trafem zepchnęły ideę narodową ku drobnomieszczaństwu. Skojarzenie to jest najzupełniej nieudane, pozwala bowiem pasożytować miernotom na idei większej, niż ich zdolność jej odczucia: Już zupełnie karykaturalną postać przybrał ten ruch w Polsce. I u nas też żywioły te oblazły nowo budzący się młody nacjonalizm i jego wybuchową dynamikę wtłoczyły w pęta uniwersalizmu katolickiego. Na szczęście udało się skastrować tylko kilka roczników młodzieży.
Między celami i metodami faszyzmu i zadrugizmu istnieje zasadnicza sprzeczność, powodująca, iż faszyzm w polskiej rzeczywistości w razie jego zwycięstwa (mocno przejściowego), nie zechce skierować sił narodowych ku wzniesieniu bazy produkcyjnej. Przeciwstawność zasadniczych ideałów wynika z całości taj pracy, - nie zachodzi więc konieczność ponownego' ich omawiania. Istotne różnice organizacji i podstaw formalnych społeczeństwa, motywów duchowych produkcji, metod wytwórczości - są również oczywiste. Wyłania się jednak problem następujący: ruch faszystowski w Polsce, wszedłszy w zetknięcie z całą płaszczyzną życia narodowego, musi stanąć przed tym samym dylematem, przed którym już dziś stoimy: co robić wobec załamywania się fundamentów bytu narodowego, lub - jak powetować stracone stulecia, wyciągnąć nasze życie narodowe ze straszliwego bagna upadku.
Odpowiedzi mogą być dwie:
1) dążyć do konsekwentnego zrealizowania w życiu narodowem zasad tomizmu, wyrażających się w dystrybucjoniźmie własności, antymaszyniźmie, wolności gospodarczej itd., z wiarą, iż w ostatecznym wyniku wszystkie zagadnienia zostaną w przyszłości rozwiązane lub też: 2) opierając się o siły, jakie daje oparcie .o ideę narodową, dążyć w ramach ustroju faszystowskiego do rozwiązania kluczowego zagadnienia, t. j. wzniesienia bazy produkcyjnej, zresztą o nieco mniej ostrym profilu industrjalnym. Rozpatrzmy najpierw drugą alternatywę. Realizacja jej w warunkach rzeczywistości polskiej wymagać będzie: a) skierowania znacznej części sił wytwórczych, dziś pracujących na zaspokojenie potrzeb bieżących, ku wytwarzaniu dóbr produkcyjnych, co będzie wymagać wielkiego ograniczenia aktualnej konsumcji, tak niesłychanie niskiej w najszerszych masach; b) spotęgowania wydajności pracy w każdej dziedzinie. Postulaty te spełnione mogą być tylko na drodze rewolucyjnych przeobrażeń w organiźmie narodowym, sięgając jego fundamentów. Przeobrażenia te ogarnąć muszą przedewszystkiem mechanizm duchowy jednostki, w skład narodu wchodzącej. Zastanowić się należy, czy w warunkach ustroju Faszystowskiego istnieją takie siły, któreby pozwoliły na urzeczywistnienie tych zamierzeń. Musi to być potężna siła, która potrafi zbiorowisko drobnomieszczańskie ożywione drobnemi namiętnościami w dążeniu do małych celów, przetworzyć na organizm gospodarczy o wysokiej stopie nadwartości społecznej, krystalizującej się w instalacjach bazy narodowej. Jest to gigantyczne zadanie, wiążące się z koniecznością przemiany w każdym czynniku życia narodowego, od gospodarstwa pozornie najdalej położonym, w dopasowaniu go do wszystkich innych, by całość upodobniła się do precyzyjnego mechanizmu, działanie którego jest uwarunkowane sprawnem działaniem najmniejszej cząsteczki, najdrobniejszego kółka czy śrubki. Problem ten samorzutnością procesów gospodarczych rozwiązany być nie może. Właściwie dzisiejszy przekrój naszego życia społecznego i gospodarczego nosi charakter drobnomieszczański. Inne ono nigdy nie było. Za lat parę uświadomienie tego faktu będzie wielkiem odkryciem. Na dziś wystarczy stwierdzenie, iż nasze drobnomieszczaństwo, jako panująca kategorja społeczna, jest zupełnie bezradne wobec problemów naszego bytu narodowego. Faszyzm niemiecki usiłuje problemy rozwojowe gospodarstwa poddać woli zbiorowej przez upaństwowienie akumulacji kapitałów. Zagadnienia "Verstaatlichung der Kapitalbildung", rozwijane w literaturze ekonomicznej Niemiec *39), znajdą niewątpliwie bezkrytycznych naśladowców u nas, lecz trzeba pamiętać, iż o ile ten sposób ujęcia jest właściwy dla Niemiec, to najzupełniej nie odpowiada naszym warunkom. Punktem wyjścia w zagadnieniach rozwojowych gospodarstwa jest dla faszyzmu trafność czynionych inwestycyj i ich zgodność z ogólnemi celami narodowemi. Milczącą przesłanką jest stwierdzenie, iż kapitały w organizmie gospodarczym narodu samorzutnie tworzą się i będą się tworzyć, a właściwe zagadnienie sprowadza się do celowości zużycia tych kapitałów. Interwencjonizm więc, właściwy dla faszystowskiego ustroju, spełnia zadanie korektywy kapitalizmu. I to jest najistotniejsza cecha faszyzmu. Co rozwiązuje ta zasada w naszem życiu? Nic. Problem nasz streszcza się w zdaniu: jakiemi siłami i przy jakim typie ustroju społecznego da się u nas wytworzyć nadwartość społeczną, środki wytwórcze, t. j, kapitał społeczny? Zagadnienie użycia: tych kapitałów stoi na dalszym planie, i nosi charakter pochodny.
Tak więc faszyzm polski, dążąc do wzniesienia bazy produkcyjnej, musiałby przetworzyć najpierw duszę drobnomieszczanina, w sensie zintensyfikowania jego prężności życiowej, a na tej podstawie wzniósłby dopiero formy organizacyjne, które umożliwiłyby w społeczeństwie wyładowanie się tych nadmiernych sił. O tem niema mowy. Mierność postaw emocjonalnych świata drobnomieszczańskiego sugestjonuje dziś tylko dzięki skojarzaniu się z siłami nacjonalizmu.
W ramach faszyzmu, jako konstrukcji społecznej niema więc siły, która z powodzeniom by mogła przekształcić czynniki życia gospodarczego w omówionym wyżej, a ze względu na oczywistość celu pożądanym kierunku. Opory drobnomieszczańskiej rzeczywistości byłyby nie do pokonania. Gdyby zaś to dało się osięgnąć, to charakter rzeczywistości narodowej uległby tak olbrzymiej a zasadniczej przemianie, iż nie moglibyśmy więcej mówić o faszyźmie. Byłaby ta rzeczywistość zgoła odmienna, którą należałoby określić nowem, syntetyzującem jej treść pojęciem.
Postawiona wyżej alternatywa o konsekwencjach pełnego urzeczywistnienia w polskiem życiu zasad faszyzmu jest ciekawa przez żywy przykład bezkrytycznego zasugestjonowania się mas drobnomieszczańskich. Jest bowiem rzeczą oczywistą, iż faszyzm, jako koncepcja przebudowy społecznej, ma do spełnienia w krajach starokapitalistycznych doniosłą misję przejściowego ustabilizowania i doprowadzenia do pewnej harmonji zbyt rozstrojonych gwałtownem tempem rozwojowem czynników gospodarstwa kapitalistycznego. Dowódca armji, prowadząc natarcie, musi baczyć, by elementy jego sił, biorąc udział w rozwijającej się akcji, nie uległy zbyt wielkiemu rozprężeniu, by związki pomiędzy poszczególnemi członami nie rozluźniły się zbytnio. W pewnym momencie dowódca ten musi rozważyć, czy korzyści nieustannego parcia naprzód i spychania przeciwnika nie są okupywane przez wymykanie się kierownictwa akcji z jego rąk, dzięki czemu poszczególne elementy przestają być narzędziem jego woli. Zbliżyć się musi moment, gdy zajdzie konieczność wstrzymania akcji, by uporządkować związki, ze świadomością, iż czas tan może być również wyzyskany przez nieprzyjaciela. Otóż wstrzymanie akcji nie oznacza wcale, iż koncepcja leniwego ciury lub marudera, propagującego metodę walki przez stanie w miejscu w pobliżu kuchni, zwyciężyła. Tak się też miało z dojściem do głosu we współczesności klas drobnomieszczańskich. Ulękły się społeczeństwa starokapitalistyczne rozprężenia i z tem związanego ewentualnego zwycięstwa koncepcji proletarjackiej i postanowiły odpocząć, ograniczając aktywność. Myśl ta, zrozumiała więc na Zachodzie, zasugestjonowała nasze warstwy drobnomieszczańskie. Lecz jaką aktywność w naszem życiu chce rodzime kołtuństwo przyhamować, gdy jest ono nieprzerywaną martwotą od całych stuleci? Zgiełkliwe oazy kapitalizmu, Łódź i Śląsk, już i tak ledwie wegetują. I tu dochodzimy da stwierdzenia komicznej dysproporcjonalności, polegającej na gotowości naszego kołtuństwa do rozwiązania takiego zadania, które w Polsce wcale nie istnieje. Nasuwa się porównanie czynionych przygotowań do zbrojenia się w wielko kalibrowy sztucer dla polowania na pluskwy.
Filozofia katolicka, leżąca u podstaw rodzimego faszyzmu swe naczelne zadanie upatruje w zwalczeniu "gwałtownych popędów i zgiełkliwych namiętności" właściwych naszej cywilizacji. Ciekaw jestem jakież "gwałtowne popędy i zgiełkliwe namiętności" będzie zwalczało nasze drobnomieszczaństwo w niezmąconym rytmem leniwie płynących bagnistych rzek naszych wegetującym chłopku, w poczciwym członku bractwa kurkowego, sklepikarzu i aptekarzu, w miernocie - urzędniku! A przecież te wyliczone persony właśnie nadają ton naszemu życiu.
Rozwijajmy jednak tą myśl dalej. Niech faszyzm dąży do przemienienia naszej rzeczywistości według upragnionego wyobrażenia. Potkniemy się o fakt zdumiewający. Nasza rzeczywistość, jest prawie wiernym obrazem tego, co pragnie stworzyć drobnomieszczaństwo. Tak, jeśli wyłączyć z faszyzmu moment nacjonalizmu, to obraz, jaki rysuje faszyzm, pokryje się z aktualnem naszem życiem. Zajdą tylko drobne korekty. W ustroju prawnym zajdą nieliczne zmiany. Wymiecie się tylko nalot etatyzmu; co nastąpi w wyniku jednej ustawy, przeprowadzi się drobne parcelacje nieżywotnych kartelików i truścików przemysłowych, i tem samem lwia część zagadnienia zostanie rozwiązana. Pod względem psychologji zbiorowej, żadnych poprawek nie będzie trzeba czynić. Społeczeństwo polskie psychicznie dziś stanowi jednolity blok kołtuńsko-mieszczański. Prymitywizm instalacji produkcyjnych, pierwociny techniki w gospodarstwie narodowem, wyjąwszy kilka ornamentacji frontowych - jest powszechny i przygniatający. Zatem spełniony jest ostatni warunek pełni ustroju faszystowskiego. Już wkrótce okrzyk tryumfu wydobędzie się z piersi drobnomieszczaństwa, które ujrzy się nagle na czele faszystowskich narodów Europy.
Lecz bagno rzeczywistości polskiej budzi w nas obrzydzenie i nienawiść. Chcemy się wznieść na wyższy poziom - dlatego też drobnomieszczaństwo choćby nawet swą starą kołtuńską postać ubrało w nowiutkie szatki faszystowskie, importowane z Rzymu, Watykanu czy Berlina, wywołuje u nas te same uczucia i tą samą gotowość do bezlitosnego zniszczenia go.
Jak już o tem była mowa, faszyzm jest nieudaną syntezą kategorji wyrastających z podłoża ekonomicznego (drobnomieszczaństwo) i pierwiastków idealistycznej natury (nacjonalizm). Tak jest na zachodzie. U nas zamiast głębi namiętności nacjonalistycznych istnieją emocje właściwe kategorji kołtuńskiej, dziś powszechnej i wszechwładnej. Stąd też imitacja faszyzmu wyraża się u nas w dwojakiej postaci, klerykalno-narodowej, i radykalno-państwowej. Nakazem chwili jest przygotowywanie podstaw do bezwzględnej walki z temi złośliwemi naroślami; celem - pełna ich likwidacja.

Rozdział VIII Importowane luksusy
1. Przez okulary marxizmu

Oprócz rosnących sugestyj faszystowskich skutecznie zaciemniających obraz rzeczywistości polskiej, i postulatów z niej wynikających, istnieje jeszcze inna sugestja, napełniająca mgłą sklepienia czaszek - sugestja marxowska. Jak słusznie zauważył Labriola, podstawowa praca Marxa "Kapitał" była "ostatniem wielkiem dziełem ekonomji kapitalistycznej". Marxizm jest przedewszystkiem teorją kapitalizmu w stanie wolnej konkurencji, tak jak leninizm teorję kapitalizmu epoki imperjalizmu i monopolizmu. Teorja rzeczywistości kapitalistycznej i jej tendencje, ujęte w ramy jednolitego systemu, swą monumentalną budową wywołują u wielu ekonomistów szczery podziw. I niewątpliwie temu zawdzięczać należy olbrzymi wpływ, jaki on wywarł na kształtowanie się ruchów społecznych. Dla nas istotne jest wyśledzenie wpływu, jaki wywarła marxowska teorja kapitalizmu na poglądy niektórych warstw w Polsce. Otóż trzeba stwierdzić, iż wpływ ten był ogromny. Znaczne odłamy naszego społeczeństwa poddały się sugestji marxizmu. Popełniono przytem ten ciągle powtarzający się błąd, iż krytykę kapitalizmu, Marxa utożsamiano z krytyką naszej rzeczywistości społecznej w mniemaniu, iż ta jest również kapitalistyczna. Konsekwencji tego błędu nie potrzeba zbyt szeroko omawiać. Cały radykalizm społeczny w Polsce kształtował się pod wpływem, marxizmu - będąc tem samem zawieszony w powietrzu. Ruch społeczny, rozwijając się w oparciu o koncepcję marxizmu; był dziwolągiem, pozbawionym siły, i zdolności zdziałania czegokolwiek poza demagogją, Szedł on po linji najzupełniej obcej dla rozwoju narodowego, z drugiej zaś strony dzięki swej: obcości w stosunku do podłoża był pozbawiony pierwiastków konstruktywizmu, jaki w stopniu cechował go w krajach prawdziwie kapitalistycznych. Pamiętać trzeba, iż "teorje Marxa mają swe źródła w pracach wielkich ekonomistów XIX w., przedewszystkiem zaś w pracach Ricarda. Marx jest jego bezpośrednim spadkobiercą" *40).
Zbyt często zapomina się u nas, iż społeczeństwo socjalistyczne w myśl teorji marxowskich ma być prostą konsekwencją rozwoju kapitalistycznego. Marxiści są pełni podziwu dla kapitalizmu za "odegraną przezeń rewolucyjną rolę, i za to, że tak dobrze usłał gniazdo, które zajmie komunizm, nie potrzebując nic prawie zmieniać" *41).
Również według J. Sorela kapitalizm zdziała to, iż "socjalizm nie będzie musiał ani wynajdywać nowych maszyn naukowych, ani pouczać ludzi, jak ich należy używać" itd. Teorje marxowskie są odbiciem industrjalnej rzeczywistości krajów starokapitalistycznych, w szczególności, wślad za Ricardem - odbiciem rzeczywistości angielskiej. Niemało komizmu tkwić musi w zachowaniu się ludzi, którzy, przyjąwszy całą aparaturę pojęciową, odbijającą od rzeczywistości angielskiej, z powagą zaczynają ją stosować w Polsce. W kraju, gdzie typ produkcji przedkapitalistycznej miał olbrzymią przewagę nad wytwórczością kapitalistyczną, gdzie grupa robotnicza, zatrudniona w oazach kapitalizmu, w Łodzi i na Śląsku, z trudem przekroczyła pół miljona (dziś 420 tysięcy), wobec dziesiątków miljonów ludności o typowo drobno-burżuazyjnym, patryarchalnym trybie życia i pojęć, obejmujących ponad' 90\% ludności kraju - ruch, oparty o teorje marxowskie musiał być czemś z góry chybionem. Wszystkie teorje Marxa, konfrontowane z rzeczywistością polską, były nieżyciowe, Cel zasadniczy, stworzony. przez niego - uspołecznienie środków produkcji, mógł chyba dotyczyć tylko paru ośrodków przemysłowych, wyrosłych, na naszych ziemiach, z drugiej zaś strony metoda osiągnięcia tego celu, zawarta w teorji walki klas - wobec nikłości proletarjatu w morzu elementów przedkapitalistycznych - była, zbyt utopijna. Teorja koncentracji całkowicie nie pasowała i nie pasuje do tendencji w naszej rzeczywistości. Żadnej analogji w naszem życiu nie dostrzegamy z prawem, zawartem w tej teorji. To samo tyczy teorji socjalizacji, tj. wytwarzania się samorzutnego warunków immanentnego uspołecznienia produkcji. Mówić o teorji akumulacji na naszych ziemiach, ta znaczy być ślepym i nie widzieć elementarnych faktów życia polskiego. Teorja pauperyzacji i katastrofy nic nie wyjaśnia, gdyż fakt straszliwej pauperyzacji Polski i groza katastrofy, na której się stacza, ma zupełnie inni źródła i inny charakter. Przyczyny tych zjawisk w Polsce tkwią głęboko w epoce jeszcze przedkapitalistycznej. Starając się pojąć coś z naszego życia w świetle tych wywodów, z zasady dochodzimy do całkowitej nieoznaczoności. Suchy abstrakcjonizm formuł, jakiemi u nas zazwyczaj operują marxiści, tak rażąco nie pasuje do naszej rzeczywistości, iż byłoby szaleństwem upatrywać w nich kategorje przyszłości.
Błądząc w tej mgle werbaljów i gdzieś sfabrykowanych pojęć, nie dostrzegano jedynie możliwego postawienia problemu. Teoretycznie przeprowadzona analiza nauczyłaby bowiem: 1) zerwanie związku z światowem gospodarstwem kapitalistycznem, w którem byliśmy objektem biernym, objektem wyzysku na rzecz metropolij kapitalistycznych; 2) po oderwaniu macek wysysającego nas kapitalizmu, stanięcia frontem wobec właściwej rzeczywistości polskiej, i z teorji tejże wychodząc, wyciągnięcia właściwych wniosków - odpowiadających stanowi istniejącemu i dążeniom dziejowym narodu. Zadanie pierwsze teoretyczne fundamenty znaleźć mogłoby w tezach Leninizmu, a jeszcze bardziej w poglądach Stalina. Wobec drugiego zadania, żaden z systemów teoretycznych bazujący się na marxiźmie, nie przedstawia wartości jako instrument poznawczy. Rzeczywistość polska i marxizm znaczone są znakiem niestosunku. W przeciwieństwie do tego sprawę postawiono tak, jakbyśmy byli metropolją kapitalistyczną, nie zaś podkolonją. Prawo nierównomiernego rozwoju poszczególnych krajów jakby nie istniało. Coprawda stwierdzić wypada, iż dokładniejsze sformułowanie tych prawd stało się udziałem czasów najnowszych dzięki pracom Lenina i Stalina. Lecz i przedtem już Róża Luksemburg w podstawowej pracy "Die Akumulation Kapitals" wyraźnie zarysowała teorję o prawie akumulacji, która w krajach imperjalistycznych odbywa się nie dzięki proletarjatowi lub kapitalistom" lecz na koszt "trzecich osób", t. j. drogą eksploatacji krajów nierozwiniętych, kolonjalnych i półkolonjalnych. Pomimo pogłębienia poglądów na te właściwości kapitalizmu nie wyłonił się systemat myślowy, mający specjalne położenie krajów eksploatowanych wyjaśniać i mający służyć za podstawę do ustalenia wniosków o formach ustrojowych, dla nich właściwych. Przyjęła się proletarjacka koncepcja przebudowy społecznej, chociaż - mówić możemy nie o proletaryzacji Polski, lecz o pauperyzacji. Jest to różnica zasadnicza. Pauperyzacja była funkcją dokapitalistycznego ustroju naszego społeczeństwa, (dysproporcja demografji i akumulacji kapitałów) i pośredniego oddziaływania na nas systemu imperjalizmu, nie zaś kapitalistyczne. go systemu produkcji. Marxizm w tych warunkach rozlewając się szeroką falą w naszem życiu, odgrywał rolę toksyn zatruwających nieliczne zdrowe ośrodki dyspozycji narodowych. Potworna jest symbioza kołtunerji i marxizmu. Pod wpływem marxizmu, dziwacznie załamującego się w kołtuńskiej świadomości, powstała lewa odmiana kołtunerji - cały radykalizm, polski. Nie należy się trudzić jego retorycznym radykalizmem, i przeciwstawianiem się prawej kołtunerji - podłoże jednego i drugiego jest wspólne. Uważniejsze wejrzenie w ich postawy duchowe, wykrywa uderzającą wspólnotę. Inaczej być nie mogło. Kategorja kulturalna kołtuństwa, wywodząc się z wspólnego pnia żywiołowego indywidualizmu wegetacyjnego urabiania od góry wiekami przez dewoterję bezruchu katolickiego, nie muśnięta gorączką epoki kapitalistycznej, oderwana od nurtu przemian w gospodarstwie przez podgryzającą pracę polipa żydowskiego w okresie atrofji szerokich instynktów politycznych epoki saskiej, a następnie niewoli, stworzyła jednolite środowisko i typ jednostki. Typ jednostki, przeżartej kołtuństwem - oto podstawa, na której wzniosła się budowa dziwaczna radykalizmu polskiego. Podłoże filozoficzne kołtunerji klerykalnej i radykalnej jest chociaż to brzmi dziwnem - wspólne. Tak też należy ją traktować. Jest ona blokiem jednolitym. Droga wyjścia z ponurego zaułka naszego życia idzie po przez zwalczenie kołtunerji w jej prawej klerykalnej postaci jak i radykalnej; antyklerykalnej i antykapitalistycznej, na pauperyzmie żerującej kołtunerji lewej.
Ruch socjalistyczny u poszczególnych narodów Europy nosił specyficzny charakter, odbijający właściwości duchowe danych narodów. Socjalizm w Niemczech miał trwałą dyspozycję do wyrażania się w formach doktrynerstwa i politykierstwa. Socjal-demokratyczna partja Niemiec była "Musterpartei" wszystkich Socjal-demokratycznych partyj. Na niej bazowała się II międzynarodówka. Silącą się na wierność w naśladowaniu była u nas P. P. S., spełniając rolę pomocniczą imperjalizmu państw wielkokapitalistycznych. Nie uznając nierównomierności rozwojowej poszczególnych krajów, dzieląc świat prostacko na kapitał i proletarjat, II międzynarodówka i jej ekspozytury skutecznie przysłaniały u nas jasne widzenie rzeczy - eksploatowanie nas jako narodu (a więc nietylko klasy proletarjackiej) przez metropolje kapitalizmu.
We Francji ruch robotniczy w okresach swego nasilenia wyłaniał koncepcje, odpowiadające charakterowi narodowemu Francuzów. Szczytowym wyrazem tej tendencji był syndykalizm rewolucyjny, stworzony na podłożu teoryj sorelowskich. Wraz ze stabilizacją życia francuskiego ostatnich lat na poziomie wyraźnie drobnomieszczańskim, ostrze rewolucyjne syndykalizmu zostało przezornie stępione. Oczywiście syndykalizm został przeszczepiony na nasz grunt. Temperament kołtunerji w tym wypadku wyraził się nader wyraziście. Według Sorela syndykalizm rewolucyjny w swej postaci teoretycznej spoczywał na nowej filozofji moralności. Nowa moralność, nowy typ kulturalny, wyłonić się miał z ogni epopei walczącego brutalnie z burżuazją proletarjatu. Wysokiego lotu nie udało się długo utrzymać. Pomijając, iż sama koncepcja syndykalizmu rewolucyjnego była z gruntu chybiona w Polsce, jako w kraju typowo drobnomieszczańskim i obraz tytanicznych zapasów, klasa kapitalistyczna - proletarjat zsyndykalizowany, na tle polskiej rzeczywistości mógł upodobnić się do walki krasnoludków, najważniejsze jest, że z tej importowanej koncepcji wyrzucano duszę syndykalizmu - postulat brutalnej, nie przebierającej w środkach walki. Syndykalizm polski to ruch spokojnych, nieszkodliwych dla porządku publicznego, kołtuńskich drobnomieszczan. O jakąś burzliwą namiętność uczuć, o co tak modlił się Sorel, syndykalizm nasz nie może być podejrzany. Tam niepodzielnie panuje awersja "do barbarzyńskich metod" i z prawa, i z lewa, tam panuje duch taniego humanitaryzmu proletarjackiego. Zostało tylko mętne, niejasne, w braciach z prawej kołtunerji grozę budzące nic nie znaczące słowo "syndykalizm". Organizuje się "masy pracujące". Naiwność doprawdy rozbrajająca! Syndykalizm jest ruchem proletarjatu przemysłowego. Gdy ogarnia inne katagorje, stać się musi syndykalizmem katolickim z pod znaków zakrystji i Św. Wincentego a Paulo. Proletarjat przemysłowy z rodzinami stanowi około 5\% ludności, - wraz z tym, który kiedyś pracował, a dziś kona z głodu mniej, niż 10%. Czwarta lub trzecia część narodu jest dziś zbędna. Gdyby ten stan pauprów, bezrobotnych, którzy nigdy przy maszynach nie stali, zaliczyć do zawodów, to syndykalizm nasz może byłby czemś mniej rażącem, Jak na razie sprawa jest śmieszna w swej beznadziejności!
Ruch robotniczy w Anglji charakteryzuje się negacją polityki i przewagą organicznej pracy w ramach, stwarzanych dla bytu klasy robotniczej przez ustrój kapitalistyczny. Zrzeszenie robotnicze, to zrzeszenie kupców w celu korzystnego spieniężenia pracy spółdzielczość to walka o zysk w procesie wymiany na rynku towarowym: takie stawianie problemu jest uwarunkowane przez jasne patrzenie na rzeczywistość i jej surowa, iluzji pozbawiona ocena. Ruch ten w Polsce nie przyjął się, Stosowanie jego oznaczałoby konieczność ujrzenia właściwego oblicza naszej: rzeczywistości. A co z konieczności wysunęłoby postulat rewizji wszystkich sądów opartych na pojęciach importowanych. W podświadomości lewej kołtunerji była zbyt silna niechęć do związanego z tem samodzielnego wysiłku myślowego. Brnięto więc w łatwiźnie spreparowanego nie dla nas marxizmu.
Ogólniej biorąc obóz lewej kołtunerji, oddarty od podłoża, strojąc się w szmatki radykalnych doktryn, będących refleksem rzeczywistości społeczeństw wielkokapitalistycznych, jest dziś walną przeszkodą w uświadomieniu sobie położenia, w jakiem się znajdujemy. Trzeba pamiętać, iż kołtunerja jest szerszą kategorją niż drobnomieszczaństwo z którem żyje w najudatniejszej symbiozie: To też widzimy te potworności, iż kołtuńskie wyznanie wiary obejmuje nietylko zdekadentyzowane sfery mieszczańskie, ale i znaczne odłamy robotnicze, chłopskie, i osobliwe a niezwalczone znamię dziejowego rozwoju narodu - ogromny masyw pauprów. Donkiszoterja polskiego radykalizmu daje w wyniku to, że myśl o przebudowie społecznej, idąc łożyskami marxizmu, nie chce widzieć celów narodowych, jednocześnie jednak nie może zrealizować swych zamierzeń, będąc zawieszoną w próżni. Próba syntezy, czyniona ostatniemi czasy, przybrała postać kapitalizmu państwowego z całym bagażem kołtuńskim, o którym może każdy kołtun z dumą rzec, iż zawiera wszystko: Kosmopolityzm? - owszem! Naród? - naturalnie!.. Proletarjat? - oczywiście!.. Walka klas?... Nie - u nas zgodność interesów... wszystko dla państwa! Nacjonalizm? - precz z szowinizmem! i t. d. Jak w kramiku żydowskim jest wszystko dobre, niema tylko rzeczy wybujałych, gdyż kołtun, będąc rozpaczliwą miernotą tylko mierność w swoim kramiku ideowym znieść może. Radykalizm naszej lewej kołtunerji jest kłębowiskiem apetytów bezwładnych miernot, skierowanem w błędnym kierunku, bez żadnej siły konstruktywnej, na której coś możnaby było wznieść. Kładąc fundamenty pod polski zadrugizm, wyrzec się trzeba myśli, by z tego materjału możnaby było jakiś pożytek. Kołtunerja lewa skutecznie rozładowywała masy z uczuć narodowych. Charaktery mocniejsze, u których postawy nacjonalistyczne były słabe, wędrowały ku komunizmowi, który w polskiej rzeczywistości jest poważną siłą, będąc poza nacjonalizmem młodych serc jedyną kategorią akołtuńską.

2. Komunizm

Chociaż skrzyżowanie marxizmu z kołtunerją, wydało tak mierny owoc, jakim jest rodzimy radykalizm, nie należy tej kategorji. mieszać z ugrupowaniami, stojącemi pod komendą komunizmu. Mówię oczywiście o komunistach, rekrutujących się z jednostek narodowości polskiej, Jak dotychczas kompartja polska była jednym z dwóch biegunów, wokół którego skupiały się jednostki ze składu naszego społeczeństwa, wyzwolone z pod namuleń obezwładniających sugestyj kołtuństwa, które potrafiły wydobyć się z zaduchu atmosfery miernot, w dążeniu do wyczuwanej w głębi duszy a upragnionej Wielkości! Drugi biegun eliminacyjny, żywiołowy nacjonalizm, dotychczas nie działa należycie. Ponieśliśmy w ten sposób olbrzymie straty, zmarnowaliśmy ogromne energje moralne. Wyłania się problem, czy formacja akołtuńska, jaką jest komunizm, wyrastający z naszej gleby może przyczynić się do rozwiązania stojących przed narodem zadań? Odpowiedź nie powinna nastręczać trudności; Awangarda komunizmu u nas - polska kompartja - jest narzędziem polityki ościennego mocarstwa, zaś jej charakter anacjonalistyczny każe odrzucić wszelką myśl współpracy. Zwycięstwo komunizmu w Polsce stoi w wewnętrznej sprzeczności z dążeniami narodu. Zasadniczy motyw naszego dziekania, romantyka wielkości narodu, wyklucza, by postulaty, z niej płynące, mogły w jakimś punkcie pokrywać się z dążeniami komunizmu. Stwierdzenie całkowitej przeciwstawności ideowej mogłoby służyć za sygnał do zamknięcia rozważań nad tym problemem. Wszystkie inne momenty, z zestawienia z komunizmem wynikające, noszą już podrzędny charakter. Ciekawe natomiast będzie wśród nich postrzeżenie, iż na pewnym odcinku istnieje równoległość ruchu. Jak już podkreślałem, wyjście z orbity kapitalizmu znaczyłoby dla nas nie rozwiązanie problemów bytu narodowego, lecz tylko warunek, do dylematu: jakiemi siłami i w jaki sposób przekształcić rzeczywistość narodową. Otóż punkt pierwszy, t. j. zwalczenie kapitalizmu i zerwanie jego pęt, leży na linji dążeń komunizmu, który z zapalczywością podjął się zadania wyzwolenia narodów uciskanych przez kapitalizm imperjalistyczny. Dążność ta w gruncie rzeczy nosi pomocniczy charakter i ma za zadania stworzyć platformę, z której poszczególne narody dziś przez imperjalizm kapitalistyczny krępowane, rozpoczną start ku swym przeznaczeniom dziejowym. Linja naszych dążeń historycznych jest wyraźna. Typ kulturalny, jaki pragniemy powołać do życia, jest najzupełniej odmienny od tego, co nam zachwala komunizm lub jego zmarniała siostrzyczka - lewa kołtunerja. Ideały polityczne zawarte w tęsknych marzeniach romantyki wielkości Narodu, leżą w zupełnie innej płaszczyźnie. Ogół środków, służący do osiągnięcia tych ideałów - gospodarstwo narodowe, z chwilą kładzenia pierwszej cegiełki w jego fundamenty, już musi być wznoszone z orjentacją ku służeniu tym właśnie ideałom. Gospodarstwo w ustroju komunistycznym ma określony cel, który ani wprost,. ani pośrednio dla ideałów narodowych nie ma znaczenia. Cel ten, to dobrobyt klasy proletarjackiej, dzięki czemu wyłonią się warunki rozwoju kulturalnego, odpowiadającego zasadniczem dążeniom ku sytości. W gruncie rzeczy te najdalsze ideały koncepcji proletarjackiej są jednak zbliżone mocno do ideałów Ricarda, a tem samem romantyce nacjonalizmu zadrużnego najzupełniej obcych.
Rozpatrując komunizm, łatwo popełnia się błąd, usiłując go pojąć tylko w świetle zasad marxizmu. Leninizm stanowi bardziej istotną podstawę współczesnego komunizmu, niż marxizm. Marx stworzył teorję rzeczywistości kapitalistycznej w warunkach wolnej konkurencji, Lenin zaś rozwinął tę teorję i przystosował do zmienionych warunków kapitalizmu monopolistycznego i imperjalistycznego. Monopolistyczne tendencje kapitalizmu na pewnym stopniu rozwoju spotkały się z zjawiskiem anonimowego, finansowego kapitału, co razem złożyło się na powstanie nowej fazy rozwojowej, - imperjalizmu. Imperjalizm jest systemem światowego panowania kapitalizmu. Narzędziem jego władania stał się wywóz kapitałów. Wywóz kapitałów różni. się decydująco od wywozu towarów. Wywóz towarów zawiera już w sobie nadwartość, która zostaje w kraju, te towary wytwarzającym. W kraju, importującym ta nadwartość tylko realizuje się w formach pieniądza. Przy wywozie kapitału natomiast, państwo-dłużnik nadwartość, wytworzoną przez jego robotników w instalacjach, powstałych z pożyczonych kapitałów, przekazuje swoim wierzycielom.
Wyłania się całkowicie nowa sytuacja, stanowiąca istotę imperjalizmu. Na wzmożony wywóz kapitału składają się: 1) nierównomierność rozwojowa poszczególnych gałęzi gospodarstwa; 2) względne zniżanie stopy życiowej mas poprzez wyzysk cenami monopolicznemi, dumping, powodujący kurczenie się rynku wewnętrznego i niemożność inwestowania w kraju uzyskanych kapitałów; 3) wzrastająca dysproporcjonalność rozwojowa krajów, wyzysk ich, zniżanie ceny na pracę i surowce, w krajach niedorozwiniętych, zachęcająca do wyzysku tych walorów przez lokowanie w nich względnie zbywających kapitałów.
Kapitał finansowy stale się siłą, opasującą świat w swych sieciach. Kraje, eksportujące kapitał, sięgnęły po władztwo nad wszystkiemi nieomal narodami świata. "Kapitał przerodził się w ogólno-światowy system kolonjalnego jarzma i finansowego uduszenia przez garstkę przodowniczych krajów olbrzymiej większości ludności ziemi"*42). Jednocześnie wyłoniły się sprzeczności imperjalizmu, dające się sprowadzić do przeciwstawienia między: 1) proletarjatem i burżuazją; 2) krajami imperjalistycznemi i kolonjami lub półkolonjami; 3) między samami potęgami imperjalistycznemi. Stwierdzenie tych przesłanek pozwala Stalinowi wyciągnąć wniosek, iż "trzeba rozpatrywać proletarjacką rewolucję przedewszystkiem jako rezultat rozwoju sprzeczności w światowym systemie imperjalimu"*43). Zasadniczą siłą, mającą przekształcić oblicze świata, jest więc według teoretyków komunistycznych w pierwszym rzędzie działanie prawa nierównomiernego rozwoju krajów w sferze kapitalizmu, a raczej dążność ku odwróceniu tej tendencji. Zastanowiwszy się nad tą tezą, dostrzec łatwo, iż leży ona w podstawach nietylko komunizmu współczesnego, ale i w założeniach faszyzmu. Kłopotliwsze natomiast są dalsze wnioski. Zniszczenie więzów imperjalizmu otwiera pole do naprawy historycznych skutków działania leninowskiego prawa nierównomiernego rozwoju. Czy proletarjat, dokonując pierwszego zadania, tj. zniszczenia pęt imperjalizmu i wyzwolenia narodów uciskanych, jest w stanie dokonać drugiego zadania - podniesienia ich na wyższy poziom poprzez nadrobienie okresu upadku i wyzysku? Ruch wyzwoleńczy narodów kolonjalnych, godząc w system imperjalizmu, uderza i w proletarjat metropolij. W poprzedniej mej pracy problem ten analizowałem szerzej, w konsekwencji wyciągając wniosek o niezdolności międzynarodowego proletarjatu do zapewnienia prawidłowej produkcji w nowych, po przewrocie rewolucyjnym zaistniałych warunkach. Narody, zrzuciwszy jarzmo imperjalizmu, nie przestaną odczuwać jako zwarte grupy. Inna rzecz, że nie można dopuścić, by po tem zatriumfowała odwieczna, kryjąca się dziś w cieniu mierność drobnomieszczańska. Płomień namiętnego, fanatycznego nacjonalizmu, rosnąc w boju o skruszenie pęt imperjalizmu międzynarodówki kapitalistycznej, nie zechce wejść w sieć międzynarodówki proletarjackiej, w której balast historyczny odegrałby tę samą rolę. Logiczną konsekwencją założeń leninizmu i Stalinizmu jest przyjęcie nacjonalizmu jako zasadny przebudowy społecznej. Inna już kwestja, że awangardą narodu, w tych warunkach będzie klasa proletarjacka, czująca narodowo. Naród jako kategorja duchowa, i jedność moralna, dziedzinę swego życia materjalnego przekształci według koncepcji proletarjackiej. Tory rozwojowe naszego narodu rysują się właśnie w ten sposób.

CZĘŚĆ IV Ustrój zadrużny produkcji narodowej
Rozdział IX Problem formalny
1. Formy gospodarstwa

Pojęcia, jakiemi się operuje, są jakby monetą obiegową, zamkniętą w słowie. Te pojęcia jak paciorki nadziane na nać świadomości indywidualnej wyznaczają światopogląd większości, są elementami myślenia. I tylko nieliczni myśliciele mają ten boski przywilej widzenia rzeczywistości bez osłon, bezpośredniego jej. oceniania, urabiania z jej modelu pojęć - monet. Kategorje kapitalizmu, drobnomieszczaństwa wzgl. uniwersalizmu proletarjackiego są term monetami myślowemi, które u nas kursują w obiegu. Niewyraźnie wyczuwana ich nietrafność, nieprzydatność w naszych warunkach, powoduje, iż ich apostołowie mniej mają tupetu, niż by go winni posiadać. Nasza rzeczywistość nie posiada pełni przesłanek właściwych dla zestawienia z tą lub inną koncepcją. Jest inna, w innych pojęciach winna być zamknięta. Ustrój społeczny winien wziąć w podstawy teoretyczne tą odrębność naszej rzeczywistości i do postulatów, z niej płynących, dostosować swoje formy. Każdy ustrój może być oceniany trojako, pod względem technicznym, formalnym i psychicznym. Moment techniczny ujmuje materjalne środki produkcji i metody wytwórczości. Jest to dziedzina zetknięcia człowieka z żywiołami natury. Gdy się zważy, iż człowiek nie da się wyodrębnić ze społeczeństwa, gdy sobie jego istnienie tylko na tle zbiorowego życia wyobrazić możemy, to moment skoordynowania poczynań wszystkich jednostek między sobą wyznacza zagadnienie formalne ustroju. Postawa każdej jednostki wobec świata, jej treść psychiczna, która może być różna, wyznacza trzeci moment ustroju. W konkretnym wypadku na czoło wysuwa się moment kapitałowy. Tam, gdzie społeczeństwo styka się z materją, którą pragnie dostosować i urobić do swych potrzeb, widzimy u nas kolosalne braki. Oceniając miarą współczesnej techniki uzbrojenie naszego narodu - jako całości - w środki, służące do pokonywania oporów materji, środki produkcji, widzimy nasze wielkie ubóstwo. Wprowadzając do tego stanu rzeczy moment wartościujący, dochodzimy do stwierdzenia konieczności jego zmiany. W jaki sposób może to być uskutecznione? Tkwi tu kłębowisko problemów. Pewnem jest, iż, dążąc do zmiany strony technicznej naszego bytu, musimy odpowiednio zmienić stronę formalną i psychiczną społeczeństwa. Zapomocą technologji społecznej musimy wywoływać zmiany w technologji gospodarczej. Odkładając na koniec tej pracy rozważania o przebudowie psychicznej narodu, zatrzymamy się nad zagadnieniem przebudowy formalnej.
Będąc narodem, zamieszkującym w centrum Europy, nie będziemy mogli wyzwolić się z położenia, przez tą okoliczność narzuconego. Nie możemy pojmować tego tylko jako konieczności geograficznej. Przymusowa ta solidarność sięga znacznie głębiej. Przejawy naszej rzeczywistości narodowej są funkcją działania sił zewnętrznych, stwarzanych przez bieg cywilizacji europejskiej i sił wewnętrznych, wykwitających z rodzimego podłoża. Należy jednak pamiętać, iż siły zewnętrzne nosiły charakter uwarunkowań, do których dostosowywały się kształty naszego życia narodowego, a tem samem tylko pośrednio wpływały na kształtowanie się rzeczywistości polskiej. Mam na myśli kapitalizm, a przedewszystkiem jago ostatnią fazę - imperjalizm.- Jak już o tem była mowa, kapitalizm wolnokonkurencyjny, młody, uchwycony i wyjaśniony w znacznym stopniu przez Marxa, uległ następnie głęboko sięgającym przeobrażeniom: 1) przez koncentrację, monopolizm; 2) przez zlanie się kapitału przemysłowego i bankowego w kapitał finansowy; 3) przez eksport kapitałów, doprowadzający do ujarzmienia całej ludzkości przez kilka przodowniczych narodów; 4) przez walkę między światowemi ugrupowaniami kapitalistycznemi o prymat, doprowadzono do takiego nasilenia nierównomierności rozwojowej poszczególnych narodów, iż w pewnym momencie sieć imperjalistyczna zaczęła pękać i zwalniać niektóre narady, stawiając je wobec całkiem nieoczekiwanych perspektyw. Zasadnicze sprzeczności kapitalizmu: a) proletarjat - kapitał, b) przeciwstawne interesy wielkich krajów kapitalistycznych, c) narody eksploatowane - metropolje - w chwili obecnej zmieniły swoją gradację i kolejność. Siłą, zdecydowanie podrywającą ścięgna kapitalizmu, nie jest dziś walka proletarjatu przeciw kapitałowi, lecz w pierwszym rzędzie dążności wyzwoleńcze narodów, pragnących wznieść się na wyższy poziom, a przymusowo trzymanych na nizinach kolonji lub półkolonji; dzięki systemowi imperjalizmu. To też teoretycy komunizmu dochodzą da wniosku; iż rewolucję proletarjacką rozpatrywać należy przedewszystkiem jako rezultat rozwoju przeciwstawności w światowym systemie kapitalizmu, czyli w jego przeobrażeniach terytorjalnych; w mniejszym zaś stopniu w rozwoju sprzeczności strukturalnych, t. j. antagonizmu świata pracy i kapitału. Jest to stwierdzenie olbrzymiej doniosłości. Pokrywa się ono z sądami ekonomistów burżuazyjnych. Narody, idące do wyzwolenia z sieci imperjalistycznej, z konieczności muszą zespalać się wewnętrznie w jednolity blok, przyczem w świadomości ich musi wytwarzać się obraz sytuacji i cel walki, mocno odmienny od tego, co imputuje marxizm. Awangardą narodów, walczących przeciw imperjalizmowi kapitalizmu, będzie nie kosmopolityczna klasa proletarjacka, lecz ugrupowania, czujące najbardziej narodowo, nacjonalistycznie. Koncepcja leninizmu o tyle odbiega ad życia, iż w trakcie tych zapasów niema i nie może być jakiejś solidarności pomiędzy proletarjatem wyzwalającego się kraju i proletarjatem metropolji. M. Bucharin, w swoim czasie wódz prawego odchylenia, sformułował to w tezie o partycypowaniu klasy robotniczej metropolji w nadwartości, wyciskanej z krajów rolniczo-kolonjalnych. Tak więc końcowym etapem ewolucji rozkładowej imperjalizmu będzie wyłanianie się wyzwolonych narodów, o spotęgowanem poczuciu swej jedności i odrębności, jako też świadomości swych celów. Cele poszczególnych narodów będą odmienne, gdyż wynikały z konkretnego podłoża, powstającego z oryginalności rozwoju dziejowego. Najbliższy nasz cel - wzniesienie produkcyjnej bazy narodowej - realizowany będzie zatem w całkiem nowych warunkach. Przyjmując je jako ramy, musimy elementy naszego życia zestawić w taki system, by działanie ich najszybciej doprowadziło do ziszczenia zamierzeń narodu, przy najmniejszych nakładach. Powstanie bazy produkcyjnej jest uwarunkowane zaistnieniem w procesie pracy całego narodu wysokiej nadwartości, pojmowanej marxowsko, która poprzez proces akumulacji narodowej wykrystalizuje się w instalacjach wytwórczych. Jest to problem ustroju gospodarczego. Ustrój ten to olbrzymi kompleks, w którym wielkością z góry przesądzoną przez rozwój historji będzie koncepcja proletarjacka podłoża społecznego. Rozpatrzone wyżej koncepcje faszyzmu, socjalizmu, komunizmu i kapitalizmu, zadaniu temu nie odpowiadają. Znaczy to, iż proces upadku kapitalizmu, i uwalniania się naszego z więz sieci imperjalistycznej nie stwarza warunków do samorzutnego wyłonienia się form ustrojowych, któreby czyniły zadość postulatom dziejowym narodu. Czynnikiem twórczym staje się jedynie wytężona myśl i wola, w okolicznościach, powstających z rozprężenia się światowego systemu imperjalistycznego, stwarzająca podstawy nowej koncepcji ustrojowej, mającej ziścić zamierzenia dziejowe Narodu.

2. Zagadnienie nadwartości i akumulacji.

Najdalsze cele narodu, jego potęga i wielkość, opierając się o swoisty typ kultury bohaterstwa, mogą być osiągnięte poprzez wzniesienie celu pośredniego - systemu środków realizacji, t. j. bazy produkcyjnej. Istotą jej jest olbrzymia ilość instalacyj wytwórczych; będących skrystalizowaną pracą ludzką. Powstanie ich może być tylko wynikiem procesów akumulacji w życiu gospodarczem narodu. Rozbudowa aparatu produkcyjnego na drodze importu kapitału, dziś jaszcze kołatająca w głowach prawej i lewej kołtunerji, imputuje stabilizację epoki imperjalizmu, gdy ta w naszych oczach chyli się ku upadkowi. Narody ujarzmione przez polipa kapitalizmu, wyzwalają się. I to jest pierwszy podstawowy fakt doby bieżącej. Lecz tem samem odpada możność budowania na współpracy z dysponentami międzynarodowego kapitału, gdyż przyjęcie tej myśli odrzuca nas wstecz, spycha do obozu tych, przeciw którym los dziejów każe nam walczyć. Wyrwanie się z sieci imperjalistycznej jest tylko połową zadania. Eksport kapitałów z metropolij był najcharakterystyczniejszym oznacznikiem epoki imperjalistycznej. Walcząc z nią, zrzekamy się, obcych kapitałów. Drugim więc podstawowym faktem będzie stworzenie takich warunków ustrojowych, by kapitały produkcyjne dały się wytwarzać w kraju. Akumulacja dóbr wytwórczych nie jest czemś, co da się improwizować. Powstaje ona jako wynik stwarzanej w trakcie produkcji nadwartości. Z drugiej strony nadwartość nie jest czemś stałem i absolutnem. Nim człowiek doszedł do stanu, kiedy mógł wytwarzać więcej; niż tego wymagają prymitywne potrzeby utrzymania gatunku, minęły niezliczone tysiąclecia. Żywotność cywilizacji mierzy się zdolnością stwarzania nadwartości. Kapitalizm przewyższył w tym względzie wszystkie ubiegłe okresy dziejów ludzkości. Wprowadził on tę nowość, że potrafił uzyskaną nadwartość akumulować w dziełach techniki, umożliwiając dalszą, progresywną akumulację. Jego akumulacja nosiła zresztą dwojaki charakter: 1) akumulacja jako owoc nadwartości z pracy. indywidualnej danego społeczeństwa (kapitalistycznego), 2) akumulacja jako wynik wyzysku innych społeczeństw, narodów, krajów, a nawet całych kontynentów. O ile pierwsza znamionuje się przewagą momentu techniki, to dla drugiej istotniejszy jest moment organizacji. Dla nas istnieje tylko pierwsza metoda. Nią też kroczyć będziemy.
Można założyć, iż każda jednostka zdobywa się na ciągle powtarzający się wysiłek, w każdych warunkach społecznych. I rzeczą organizacji społecznej jest skierować wysiłek składowych jednostek w tym lub innym kierunku. Owocem wysiłku jednostek, tworzących społeczeństwo, jest cała masa produktów, ujmowanych pojęciem dochodu społecznego. Przy zachowaniu tej samej skali wysiłku może społeczeństwo poświęcić więcej uwagi i większą część zbiorowej pracy, wytworzeniu tej, lub innej kategorji produktów. W istniejącym ustroju kapitalistycznym linją orjentacyjną jest tendencja największego zadowolenia. Lecz kryterjum największego zadowolenia oraz przyjemności jest zmienne. Możemy wyobrazić sobie, że jakieś społeczeństwa w świadomościach swych jednostek uzna, iż np. konsumowanie truskawek Lub ogórków jest największą przyjemnością. W związku z tem większa niż przedtem suma wysiłku zbiorowego skieruje się do wytwarzania truskawek i ogórków. Na miejscu pól z ziemniakami, burakami i zbożami, powstaną plantacje truskawek i ogórków, a handel truskawkami, kosztem innych dziedzin, rozwinie się gwałtownie, itd. W ten sposób przebiegałoby przekształcenie kierunku produkcji w warunkach gospodarki wolnej. Inaczej oczywiście w gospodarstwie planowem. Warunki produkcji skomplikowały się. Nie wystarcza uproszczony schematycznie wysiłek z jednej strony i owoce tej pracy, dające największe zadowolenie, z drugiej. Było to cechą produkcji pierwotnej, iż dzikus przystępował do czynności produkcyjnych wtedy dopiero, gdy odczuwał doskwierający głód. Między człowieka, wykonującego pracę wytwórczą, a pożądany produkt wszedł nowy czynnik - narzędzia produkcyjne. My odczuwamy brak tych narzędzi. Ich zdobycie jest naszą potrzebą, naszym celem. Organizacja społeczna zatem winna być tak zorjentowana, by umożliwiła stworzenie tych narzędzi produkcji, tj. maszyn, dróg, kolei, okrętów, gmachów itd. Kapitalizm rozwinął i udoskonalił niezmiernie interesujący proces tworzenia się środków produkcji poprzez system oszczędności. Możliwem się to stało dzięki nowoczesnej technice wyrażającej się w industrjaliźmie. Ogólnie biorąc, warunkiem zaistnienia nowych środków produkcyjnych są oszczędności. Automatyzm procesów gospodarczych współczesnego ustroju dopuszcza uproszczenia myślowe, zawierające się w zdaniu: oszczędzanie, jest to tworzenie nowych narzędzi produkcji. W gruncie rzeczy zagadnienie wcale nie jest takie proste. Oszczędność, akumulacja, jest nerwem życiowym kapitalizmu, jako kategorji współczesności. A. Weber twierdzi nawet, iż nieda się wprost wyobrazić sobie kapitalizmu bez działania czynnika akumulacji. Akumulacja jest praprzyczyną kapitalizmu. Jest to pogląd, zbliżony do koncepcji, ujmującej kapitalizm jako ustrój, charakteryzujący się wysoką koncentracją kapitałów oraz industrjalizmem, i według której każdy ustrój, oparty o te zasady, jest kapitalistyczny. Wyznawca tego poglądu, Zilwerberg mógł z czystem sumieniem Rosję Sowiecką zaliczyć do krajów kapitalistycznych. Przeciwstawieniem tego swoistego kapitalizmu byłyby doktryny uniwersalistyczne, opierające się o katolicyzm. Niezmiernie ciekawe jest zachowanie się sfer klerykalnych wobec tych zagadnień. I tak ugrupowania katolickie przeciwstawiają się kapitalizmowi jako ustrojowi, w którym istnieje pogoń za zyskiem. Zysk jest warunkiem oszczędności. Wielkie zyski (wyjąwszy luksusową konsumcję) powodują wzmożoną oszczędność, akumulację i wzmożony przyrost środków produkcji. Jest to zjawisko, charakteryzujące zdrowy kapitalizm. Gdy jednak w społeczeństwie istnieje całkowita martwota, gdy z powodu braku oszczędności i akumulacji niema nowych kapitałów, warunkujących rozwój i postęp gospodarczy, to ten typ społeczeństwa upodabnia się do ideału scholastycznego, tak żarliwie propagowanego przez sfery klerykalne i przez stojące pod ich wpływem ugrupowania drobnomieszczańskie.
Proces akumulacji samorzutnie przebiegający w warunkach kapitalizmu, w zadrugiźmie stanie się przejawem życia, świadomą wolą stworzonym. Skomplikuje się przytem w wysokim stopniu. Ciężar zagadnienia spoczywa w skoordynowaniu wszystkich czynników gospodarstwa, w celowem nastawieniu ich na jeden punkt, przy zachowaniu jednak zasady optimum rozwojowego całości. Zasadniczemi elementami akumulacji są: oszczędność, wolna praca, organizacja, włączone w systemat celów. Czem w swej istocie jest oszczędność? W ekonomice kapitalistycznej określa się ją wprost jako realizowanie nowych urządzeń wytwórczych, umożliwiających szerszą lub nową produkcję dóbr spożycia. Przełożone na język potoczny, znaczy to nieskonsumowanie stojących do dyspozycji środków spożycia. Bezpośrednio wyraża się to w akumulacji środków pieniężnych. Pan A. otrzymawszy np. 300 zł pensji miesięcznej, otrzymał tem samem moc władztwa nad dobrami spożycia, znajdującemi się na rynku, w sklepie, w jadłodajni - o łącznej wartości 300 zł. Zachowanie się p. A. może być dwojakie: albo skonsumuje on dóbr na 300 zł i wtenczas nic ma nie pozostanie, albo część pieniędzy zachowa, składając 100 zł w banku. Oznacza to, iż ilość dóbr o wartości 100 zł nie została chwilowo skonsumowana i znajduje się w sklepie spożywczym, na rynku itd. Dalszy proces przebiega w ten sposób, iż pan B. zgłasza się do banku z prośbą o pożyczkę, gdyż chce np. wybudować fabrykę szczotek. Bank, będąc w posiadaniu licznych oszczędności, zdobytych wyżej opisaną drogą, udziela je w formie pożyczki p. B. Co czyni p. B. dalej? Za otrzymaną sumę pieniężną może on wynająć bezrobotnych, którzy za swoje zarobki (oszczędność pana A. i jemu podobnych) nabywają dobra spożycia, leżące w składach i na rynkach. Widomy więc, iż dalszym warunkiem jest konieczność istnienia wolnej pracy. W ten sposób odbywa się rozbudowa dzięki oszczędności w ustroju kapitalistycznym. U nas ten rozwój nie odbywał się w sposób podobny, z tej prostej przyczyny, iż nie było, albo prawie nie było oszczędności, pozostającej w trakcie produkcji w formie nadwartości społecznej.

3. Zadania

Ustrój gospodarczy winien zatem być modelowany według celów, stojących przed narodem, celów, które za wszelką cenę winny być osiągnięte, gdyż chwila dziejowa te właśnie cele każe uważać za najwyższe. Środkiem do ich osiągnięcia będzie odpowiednia organizacja społeczna. Wybiegając wprzód stwierdzam, iż organizacje wzgl. ustrój gospodarczy nie są podstawowym środkiem. Jest tylko jednym z nich. Zaznaczyłem poprzednio, iż każdy ustrój może być oceniany ze strony technicznej, formalnej i psychicznej. Otóż siłą motoryczną, sprawiającą, iż jakikolwiek ruch stanie się możliwy, będzie swoista postawa emocjonalna narodu, wyrażająca się w trwałym entuzjaźmie. Ten entuzjazm narodowy, jako siła motoryczna, skłaniająca naród do wysilającego trudu, jest najistotniejszym czynnikiem zadrugizmu i tem zdecydowanie odcina się od wszystkich koncepcyj społecznych.
Entuzjazm narodu, ożywiający jednostki w skład jego wchodzące, warunkuje zdolność działania. Organizacja narodu zatem winna być tego typu, by operując posiadanymi środkami pozwoliła zrealizować cele, o których wyżej była mowa. Cele te zostaną osiągnięte, gdy zostaną stworzone warunki akumulacji, tj. gdy wysiłek narodu wyrazi się w powstawaniu koniecznych inwestycyj, których brak oznacza nasze zacofanie. Chodzi tu o uproduktywnienie życia społecznego. Niechże filozofja jaskiniowca, i papugi, zawierającą się w maksymie: "Maciek zrobił, Maciek zjadł", przestanie być zasadą naszego bytu narodowego! Zagadnienie akumulacji narodowej rozwiązuje wszystkie zagadnienia naszego bytu zbiorowego dla najbliższego pokolenia, stając się jednocześnie platformą wyjściową narodu w mglistą przyszłość stuleci.
Szkic niniejszy, ujmując przeważnie zagadnienia materjalnego bytowania narodu, nie może w swych ramach zawierać szczegółowszych rozważań nad innemi dziedzinami życia narodowego. Pragnąłbym jednak zauważyć, że ustrój zadrużny; nosząc charakter totalistyczny, w całej pełni musi objąć wszystkie inne dziedziny życia.
W hierarchji środków, prowadzących do odrodzenia potęgi i wielkości Polski, stworzenie produkcyjnej bazy narodowej, poprzez ustrój akumulację stwarzający - jest dla danego momentu dziejowego celem najwyższym. Do stworzenia warunków akumulacji jest konieczny typ heroiczny umysłowości i kultury narodu. Poza jego użytecznością dla stworzenia zrębów bazy jest on wartością samoistną, wartością, której osiągnięcie jest podnietą dla naszych wysiłków i trudów. Nasze tęsknoty ku wielkości narodu są podbudową uczuciową pod całość kompleksu, obejmowanego terminem zadrugizmu. Rozpatrzenie warunków ustroju społecznego, mającego doprowadzić do realizacji tych celów, jest treścią tej części. Obok naczelnego problemu akumulacji narodowej istnieje ściśle z nim związane zagadnienie równowagi gospodarczej, czyli tego, co ujmuje się najczęściej w słowach "gospodarka planowa". Mamy opracowanych teoretycznie kilka warjantów. Z trzech kierunków zmyśli socjalistycznej: etatycznej, syndykalistycznej, kooperatywistycznej, pretendujących do rozwiązania zagadnienia produkcji i zapotrzebowania, da się wyłowić dwa inne systemy: 1. monopol jednostronny, lub socjalizm państwowy; 2. monopol uniwersalny, tj. czysty kolektywizm. Cel obydwu jest równy; podniesienie produkcyjności gospodarstwa przez usunięcie oporów, wynikłych z organizacji społecznej.
Równowaga w pierwszyzn wypadku jest utrzymywana przez plan i rynek, w drugim tylko przez plan. Monopol jednostronny, czyli socjalizm państwowy (powojenny), opiera się na monopolizacji produkcji przy zachowaniu wolności dla czynników produkcji (potrzeby, praca, płaca, metody produkcji) lub na ewolucji w kierunku monopolizacji wszystkich czynników produkcji, przy zachowaniu wolności samego wytwarzania. W praktyce, droga jest pośrednia. Monopolizacja życia gospodarczego Polski; w silniejszym zaś stopniu okres N. E: P.`u w Rosji Sowieckiej, są obrazkami stosowania w życiu tej zasady. W tej koncepcji jednostronnego monopolu (państwowego) przeciwstawia się uniwersalny przedsiębiorca masie luźnych nabywców. Jest to ustrój; tem różniący się od kapitalizmu, iż ruguje konkurencję. Wydaje się, iż koncepcja ta, miłem okiem widziana przez elementy, zbliżone do drugiej międzynarodówki, jest jednak o tyle nieżywotna, iż w swych konsekwencjach niczem się nie różni od powszechnej trustyfikacji prywatno-kapitalistycznej. Monopolistyczno-socjalny ustrój stawia sobie jasno cele, nie zysk, lecz: 1) podwyższenie. produkcji społecznej, 2) słuszniejszy podział produktu społecznego, 3) usunięcie dochodu bez pracy. Ustrój ten odpowiada mentalności zradykalizowanych drobno-burżuazyjnych elementów. Wyraża on t. zw. demokratyzację kapitalizmu. W praktyce wykazał on swą całkowitą niezdolność do życia, gdyż symbioza daleko idąca socjalizmu i kapitalizmu jest niemożliwa. W strukturze kapitalizmu zachodzą ostatnio przemiany, które zmniejszają przeciwstawienie do gospodarki publicznej. Prof. M. Tennenbaum w pracy "Struktura gospodarstwa Polski" zwraca usilnie uwagę na przeistoczenie się motywacji działań dysponentów życia gospodarczego, którzy ciągle teraz powołują się na dobro społeczne, puszczając w niepamięć motywację, właściwą dla ludzi, żyjących w społeczeństwie kapitalistycznem, któraby winna być akcentowaniem dążności egoistycznej do zysku.
Inaczej jest w koncepcji, wykwitającej. z monopolu uniwersalistycznego, tj. czystego kolektywizmu. Teoretyczną miarą jest wartość, stworzona przez jednostkę pracy. Wynika to stąd, iż w tym ustroju istnieje tylko dochód z pracy. Na podstawie do, chodu z pracy tworzy się całość zapotrzebowania, wyznaczona i określona przez powstałą w produkcji siłę nabywczą. Heimann słusznie zauważa, iż "jak dotychczas można wydzielić dwa kierunki: albo planowość opiera się wyłącznie na wytwarzaniu i technice podziału dóbr - albo bierze planowe regulowanie spożycia dóbr za punkt wyjścia, zapewniając każdej. jednostce spożycie według ilości i jakości, do ich pokrycia dostosowując produkcję" *44). Ustrój, oparty o monopolizm uniwersalny, jest tem samem pozbawiony rynku. Rozwój gospodarstwa może się odbywać wtenczas tylko w warunkach, wynikających z równowagi dynamicznej. Całkowita równowaga dynamiczna jest oczywiście niemożliwa. Lecz opanowanie jej w znacznym stopniu może być uskutecznione. Jest to najdonioślejsze zagadnienie ekonomiki. Działanie sił dynamicznych w ustroju kapitalistycznym odbywa się poprzez rynek. W ustroju gospodarki zadrużnej, uchwycenie sił dynamicznych (ludność, kapitał, technika, organizacja, potrzeby, psychologja gospodarcza) w tryby świadomej woli jest konieczne. Tem samem żywioły rynku zostają usunięte. Zniesienie rynku jest możliwe, gdy: 1) każdemu producentowi wyznacza się kwoty produkcyjne (normy ilościowe i jakościowe), 2) producent jest zmuszony do wykonania tych norm, 3) każdemu konsumentowi przydziela się kwoty konsumcyjne (racjonowanie), 4) każdy konsument musi odebrać swą kwotę (reglamentacja konsumcji). Jest to oczywiście sformułowanie teoretyczne, w praktyce muszą być liczne wyjątki. Tą drogą poszły Sowiety. I tą drogą będą musiały pójść inne narody, którym konieczność przyspieszonego rozwoju każe przyjąć ustrój gospodarki planowej.
Inaczej się przedstawia kwestja, gdy planowa gospodarka nosi charakter statyczny. Typ takiej gospodarki przez wielu jest uważany za ideał. Oznacza on stabilizację wszystkich czynników gospodarczych, cechą zasadniczą jest niezmienność wielkości i elementów gospodarstwa. Ideał ten najwybitniej występuje w koncepcji katolickiego uniwersalizmu, tj. neo-scholastycyzmu.
Jest to uproszczony obraz życia. Usiłuje się uzyskać stabilizację, równowagę gospodarczą, przez oddziaływanie hamujące na wszystkie siły dynamiczne. Niektórym się wydaje, iż przyhamowanie rozwoju techniki dać może równowagę gospodarczą, inni znów panaceum, widzą w ograniczeniu przyrostu naturalnego itd. Istnieje tu cały węzeł zagadnień. Pytanie formułuje się następująco: które siły i czynności gospodarcze mają być usztywnione, a które rozluźnione? Usztywnienie zbyt wielkiej liczby czynników gospodarczych sprowadza sklerozę całości, mogących dać katastrofalne następstwa. W naszych warunkach, rzecz jasna, winniśmy dążyć do usztywnienia czynnika potrzeb, w czem uderzamy ostro w nałogi hedonistycznego indywidualizmu, i ratunku szukać w potęgowaniu czynnika kapitałowego (inwestycje) i czynnika metod produkcji (technika). Osią zagadnienia staje się czynnik wzrostu ludności i najzupełniej pozagospodarczy czynnik romantyki wielkości narodowej. Tak stawiony problem determinuje charakter ustroju społecznego, jaki mamy przyjąć. Stwierdzamy, iż istnieje wielość celów i metod. Zatem wyciągnąć musimy wniosek, iż nie istnieje jeden ustrój, lecz wielość ustrojów społecznych. Kalambur: "Produkcja ma za cel zaspokojenie potrzeb jednostki", jest szyty zbyt grubemi nićmi symplicyzmu, by tego nie spostrzec.
Najwyższy cel, wielkość i potęga narodu wyznacza punkt wyjściowy dla oceny jego charakteru. Stopa życiowa jednostki, dobrobyt mas, jak stąd wynika, nie może być przesłanką wyjściową, lecz tylko funkcją ustroju, nastawionego na jasno zarysowane cele dziejowe narodu. Osiągnięcie tych celów, owianych romantyką wielkości, samo przez się imputuje konieczność wyciągnięcia mas najszerszych narodu z błota pauperyznu. Dążność ta jednak będzie całkowicie pozbawiona motywacji, płynącej z taniego, załzawionego humanitaryzmu. Ślepy zaułek, w jaki wpada zawsze rozkwilony sentymentalizm społeczny, uniknąć się da tylko przy pojmowaniu cierpień i zadowoleń, naprzemian goszczących w duszy człowieka, jako stanów niesamoistnych, bo podporządkowanych wyższym celom. Życie indywidualne jest zawsze wielką przegraną poprzez cierpienia zdąża ku bramom nieubłaganej śmierci. W obliczu tej przegranej, nie dającej się uniknąć, zachować się możemy raz jako wijące się w bezbrzeżnem przerażeniu bezsiły płazy, lub też jako bohaterska załoga szańca, skazanego na zagubę, w zażartej beznadziejnej walce, dumnie, bez zmrużenia powiek patrząca w obejmujące ją coraz bardziej mroczne oczodoły śmierci. I tylko to jest wielką przegraną. Musi ona wejść do podstaw ustroju i kultury zadrużnej. Asceza u podstaw kultury narodowej pozwoli zwalczyć cierpienia życia - nie systemat plasterków.
Gdy odrzuciliśmy potrzeby indywidualne jako punkty wyjściowe, które były zazwyczaj mniej lub bardziej nieświadomie, ograniczone do potrzeb witalnych, stwierdzamy mnogość zagadnień nagle się wysuwających tam, gdzie w myśl założeń indywidualistycznych było pusta i gładko. Istnieje wielość form ustrojowych społeczeństw, lecz zamkniętych w ramach kombinacji, których elementami są: cele i środki.
Uważniejsze wejrzenie w rzeczywistość poszczególnych społeczeństw kapitalistycznych stwierdza, iż pomimo pozornej wspólnoty zasad, różniły się one poważnie. Kapitalizm był ogólną, siecią w oczkach, której siedziały i rozwijały się narody o bardzo indywidualnych właściwościach. Wydaje się mi, iż zbyt wiele uwagi poświęcano sieci, mniej natomiast badano istotę zjawiska, w oczkach sieci się mieszczącą. Mamy w pewnym .stopniu opracowaną teorję kapitalizmu, lecz mniej są opracowane teorje rzeczywistości poszczególnych narodów.
A właśnie tu do wykrycia byłoby najwięcej. Z większą jeszcze dozą słuszności można powiedzieć, iż nawet teorja kapitalizmu, zamknięta w dziełach klasyków, Smitha i Ricarda, a szczególnie Marxa, była tylko teorją rzeczywistości angielskiej, jak to trafnie zauważa Marshall, Spengler i inni. Minorowe skutki stosowania tych doktryn u nas są widoczne. Dla nas niema widoków poprawy, gdy spróbujemy oddawać się "wypróbowanym" metodom. A w tym kierunku idzie wyraźnie rozwój myśli sfer decydujących. Już widać "tęgie" głowy, wyglądające z naszego podwórka na świat, z niedwuznacznym zamiarem uszczknięcia jakiegoś "wypróbowanego środka" z drzewa doświadczeń współczesnych narodów. Metodę tę stosuje się od wielu stu leci. Jedyną przytem zmianą i oryginalnością jest to, że nawet przy korzystaniu z tych obcych doświadczeń, kierując się odwiecznem safandulstwam, wypłukuje się starannie wszystko to, co mogłoby nosić jakiś bardziej zdecydowany charakter. Zdaje się, że z dotychczasowych rozmyślań jest dość wyraźne, w jakim kierunku winna iść przebudowa naszego ustroju. Ogólne prądy, ogarniające całą ludność, stwarzające nowe ramy bytowania zbiorowego, muszą być skrzyżowane z postulatami, wykwitającemi z naszej polskiej rzeczywistości, i zespolone ze zbudzonemi siłami naszego narodu w śmiałej syntezie, w której znajdzie swa urzeczywistnienie typ polskiej kultury, wspartej o heroizm pracy

Rozdział X Równowaga dynamiczna gospodarstwa
1. Układ statyczny i dynamiczny w ekonomice

Równowaga gospodarcza świata została zwichnięta. Czy stało się to od roku 1929? Czy przedtem dążność do równowagi była w silniejszym stopniu osiągana? I tak i nie. Jeśli chodzi o państwa wielkokapitalistyczne, to równowaga była w swoisty sposób stwarzana. Stworzenie jednak równowagi w metropoljach świata tem silniej nadwyrężało ją w krajach niedorozwiniętych. Jeśli chodzi o gospodarstwo Polski, to o jakiejś równowadze nie było u nas mowa oddawna. Wraz z wyłonieniem silę w połowie XIX. w. nowoczesnej struktury gospodarczej świata, nasze gospodarstwo weszło w fazę nieustannego chybotania. Wyraźnie to ujrzeliśmy dopiero po zdobyciu niepodległości politycznej. Dziś jasno widzimy, iż staczamy się ku niedającemu się obliczyć kryzysowi. Mówiłem już o braku jakiejś równowagi naszego gospodarstwa z powodu przerażającej dysproporcji między podstawą ekonomiczną naszego bytu a demografją. Ubiegłe, dwa pokolenia polskie odraczały kryzys, wyrzucając trzecią część masy narodowej w świat. Tyleż miljonów Polaków, reprezentujących ogromny ładunek energji biologicznej, jest dziś w Polsce balastem. A jednocześnie niema dla nich miejsca w świecie. Przy rostowi masy biologicznej narodu nie nadąża wcale przyrost instalacyj produkcyjnych na ziemiach polskich. Dysproporcja jest straszna, pozatem dzięki temu, iż nie nadążamy za zawrotnem tempem rozwojowem naszych sąsiadów, lecz nawet względnie się cofamy. Przyrost majątku narodowego w Niemczech w latach 1870-1914 wynosił przeciętnie 3\% w stosunku rocznym. W latach powojennych do 1930 r. sięgnął on, do 6%. Od r. 1824 do 1930 włożono w Niemcach, tylko w nowe inwestycje (przemysł elektryczny, ciężki, komunikacje, rolnictwo, rzemiosło, handel, budownictwo mieszkaniowe) przeszło 36 miljardów R. M. Nie są do tych cyfr włączone sumy na amortyzację, zapasy i budownictwo publiczne, które kazałyby by cyfrę wyżej podaną podwoić *45). Wykorzystać tych inwestycyj w ramach ustroju kapitalistycznego niepodobna, dlatego też, Niemcy ze spokojem i słusznością mówić mogą o kryzysie kapitalizmu. Przyrost majątku narodowego w Sowietach w "piatiletce" przybrał oszałamiające, wyprzedzające najśmielsze fantazje, tempo. Nawet przyjmując z największemi zastrzeżeniami urzędowe cyfry sowieckie, stwierdzić musimy nadzwyczajne nasilenie przyrostu instalacyj produkcyjnych w organiźmie gospodarczym Rosji. Heroiczna wola sprawiła to, iż brnąc przez morze cierpień jednego pokolenia nadrobiono zaległości szeregu stuleci. Rosja Sowiecka wyrównuje dziś linję startu z przodowniczemi narodami świata. Rentowność gospodarstwa sowieckiego w drugiej "piatiletce" ustabilizowana została na 13% w stosunku rocznym. Znaczy to, iż narodowy majątek podwoi się w ciągu lat 6-ciu! Przypomnijmy to i zestawmy z tem o czem wzmiankowałem powyżej, tj. o przerażającej proporcji z czasów upadania Pierwszej Rzeczypospolitej. Stosunek dochodu społecznego na głowę w Polsce i Anglji wynosił 1:7 i do dziś nie uległ zmianie. Według obliczeń. jednego z naszych ekonomistów, przyrost majątku narodowego wynosi u nas około 1% rocznie. Zdaniem innych, jest on niepoprawnym, radosnym optymistą. W świetle tych uwag ciśnienie tłoka nędzy w naszem życiu jest zupełnie zrozumiałe. W ciągu najbliższego dziesięciolecia do 6-8 miljonów niepotrzebnych nikomu i nigdzie Polaków dojdzie jeszcze 4-5 miljonów. A co będzie dalej? Na jaką jeszcze bezsensowną poniewierkę i upodlenie muszą, być przygotowane młode roczniki? Czy znów się rzuci je do Ameryk i Afryk w doły murzyńskie? Olbrzymi ciężar dziejowy spada na młode pokolenie Polski. Spróbujmy zrobić rzut oka na zagadnienie równowagi tak; jak to ujmuje nauka ekonomiki.
W ekonomice istnieje umowny podział zjawisk życia gospodarczego na statyczne i dynamiczne. Coprawda toczy się również spór, czy istnieje odrębna grupa zjawisk, wyznaczających gospodarstwo statyczne, i czy dynamika stanowi odrębną sferę, lub też czy podział ten wynika tylko z odmienności punktów patrzenia na ten sam objekt *46). Wybitny przedstawiciel wyodrębnienia tych dwóch dyscyplin J. Clark wychodzi z założenia, iż działają odrębne siły w każdem z tych zjawisk. Według niego siłami statycznemi są te, które - gdyby nie zaszła jakaś zmiana, z zewnątrz oddziaływująca na całość gospodarstwa - doprawadziłyby go do stanu trwałej równowagi. Takie gospodarstwo, wyznaczone przez działania sił statycznych, jest oczywiście abstrakcją. W rzeczywistości nie istnieje. Podział na gospodarstwo statyczne i dynamiczne wynika z dwojakiego rozumienia konkurencji i jej oddziaływania: a) dopóki konkurencja wyrównuje tylko stosunki między elementami gospodarstwa, to działa jako siła statyczna, b) natomiast, gdy działanie konkurencji zmienia same warunki życia, tj. czynniki, to życie wyznaczające, to rola jej nasi charakter dynamiczny. Zmieniać zaś czynniki zasadnicze życia gospodarczego może ona przez wywoływanie zmian w potrzebach przez ich substytucję (zamienność środków zaspokojenia tej samej potrzeby), komplementarność, zmiany w technice, organizacji, pracy itd. Jest to podział fikcyjny, szczególnie dziś widoczny, gdy w naszych oczach zanika podstawa tego rozróżnienia, tj. właśnie gospodarstwo, oparte na wolnej konkurencji. To abstrakcyjne, statyczne gospodarstwo odróżnia się od barwnej dynamiki życia gospodarczego dzięki: 1) wzrostowi liczby ludności; 2) wzrostowi kapitału; 3) nowym metodom produkcji (technika); 4) zmianie organizacji produkcji; 5) zmianie potrzeb. Zatem "statyka jest to stan ruchu z ciągle niezmiennemi wielkościami, wielkościami nietylko tego samego gatunku, lecz także tej samej masy. Dynamika zaś jest to stan ruchu z zmieniającemi się wielkościami, wprawdzie z wielkościami tej samej jakości, lecz różnej masy" *47). Jest w tem podobieństwo do układu planetarnego, który jest w świetle tej metody układem statycznym, gdyż wielkości i siły powtarzają się niezmiennie. Dynamicznym byłby, gdyby wszystkie masy, siły, i odległości zaczęły się zmieniać nierównomiernie, tak, iż równowaga zostałaby zachwiana.
Działanie sił dynamicznych może występować w różnych skojarzeniach i kombinacjach. Są one wybitnie pozagospodarczej natury i działają mocą własnych wewnętrznych praw, w nieznacznym tylko stopniu ulegając wpływom elementów gospodarczych. One wyznaczają ramy, w których przebiega nurt produkcji. Siły te nazwijmy czynnikami lub datami problemu gospodarczego, w odróżnieniu od wielkości i elementów czysto gospodarczych, jak np. cena, wartość, dochód itd. Rozwój gospodarstwa może sprzyjać zwiększeniu ilości ludności, lub naodwrót, wzrost ludności powoduje rozwój gospodarczy. Są to dwa przeciwstawne poglądy.
Silny ruch falowy życia gospodarczego St. Zjedn. doniedawna łączono z wielką ilością imigracyjnych sił roboczych, gdy jednocześnie stabilizację życia gospodarczego Francji przypisywano zanikowi przyrostu naturalnego i ustaleniu się liczby ludności na jednym poziomie. Twierdzenie to, sformułowane przez Carey`a, nie zgadza się z rzeczywistością,. Chiny, ewentualnie nasze rodzime stosunki, są przykładem na to, że za wzrostem ludności nie koniecznie musi postępować rozwój gospodarstwa. Wzrost kapitału stanowi dalsze odróżnienie dynamiki od statyki. Wzrost kapitału zasadza się na jego reprodukcji w ilościach coraz większych, wyrażającej się w powiększaniu sumy wytwarzanych dóbr wytwórczych i podstawowych dóbr, służących do wytwarzania pierwszych. Bez powiększenia kapitału w formie dóbr trwałych produkcyjnych, rozwój pomyślności jest nie do pomyślenia. Jest to specyficzna zdolność akumulowania środków ułatwiających dalszą produkcję. Na tem, według niektórych ekonomistów, polega istota kapitalizmu wogóle. Stanowisko takie zajmuje Alfred Weber, dla którego praprzyczyną kapitalizmu jako kategorji historycznej jest właśnie zdolność akumulowania, zwiększania kapitału, w czem zbliża się doń Schmalenbach, częściowo Lederer i większość marxistów. Przyjęcie czynnika wzrostu ludności, jako wyznaczającego wszystkie inne, było właściwe dla części ekonomistów szkoły klasycznej. Niektórzy z nich poszli dalej, praprzyczynę życia gospodarczego upatrując w zmianach produkcyjności pracy, a więc wartości, będącej jej substancją. Poprzez Ricarda pogląd ten przyjęty. został przez Marxa, który skojarzywszy go ze zmianami w czynniku metod wytwórczości - stworzył podstawy gmachu myśli socjalistycznej.
Wzrost kapitału jako siły dynamicznej, oddziałującej na całokształt stosunków życia, należycie został uwypuklony w teorjach konjunktury Casla, Spithoffa, R. Luksemburg i in.
Następnym czynnikiem dynamicznym są zmiany w metodach produkcji, tj. techniki. Upatruje w niej jako przyczynę zasadniczą wzrostu gospodarczego Liefmann, w poważnym stopniu Schumpeter, pozatem szkoła marxowska. Rozwój, techniki łączy się dość ściśle z wzrostem kapitału, aczkolwiek to nie jest zasadą. I tak koncepcja prof. Schmalenbacha o wzroście kapitału stałego jako funkcji postępu technicznego przeciwstawia się teorji prof. Stolpera, wychodzącej z założenia, iż postęp techniczny stwarza, warunki do zmniejszenia kosztów stałych i tem samem rozluźnienia "związanej gospodarki", ku której - według Sombarta, i Schmalenbacha - nieodmiennie zdążamy.
Również i tu stwierdzić można, iż przyjęcie techniki jako czynnika najważniejszego, wyznaczającego ukształtowanie się innych, dało asumpt do wsparcia się na nim konsekwentnie rozwiniętych teoryj ekonomicznych, społecznych, kulturalnych, politycznych itd., rzutujących zarys całego życia zbiorowego ludzkości.
Zmiany w organizacji produkcji są związane z zmianami organizacji społecznej. Wydaje się, iż zmiany te były szczególnie ważkie w następstwach. Współczesny kryzys kapitalizmu znamionuje się - obok wielu swych oznaczników - właśnie niedorozwojem czynnika organizacji. Analiza tego czynnika nastręcza jednak poważniejsze trudności z powodu jego konkretnego, niejako organicznego charakteru. Życie gospodarcze można rozpatrywać z punktu widzenia mechanicznego i organicznego. Pierwszy jest właściwy dla umysłów, szukających raczej prostoty w zjawiskach, drugi dla umysłów wrażliwych na zmienność konkretnej rzeczywistości. Dlatego też rozpatrywanie jej związane jest z koniecznością wejrzenia w oryginalność środowiska ludzkiego, poznania idei, religji, kultury itd. Na czynniku organizacji opierają się koncepcje społeczne, wyrastające z badań historycznych, stworzonych przez szkołę historyczną, a następnie jej odmiany, w szczególności nowoczesny kierunek typologiczny.
Ostatnią siłą dynamiczną są zmiany w potrzebach. Rozwój i zmiany w potrzebach stwarzają ruch w życiu gospodarczem. Koncepcje Gossen`a i prof. N. Patten`a wyrastają właśnie jako konsekwentna budowa myślowa z przesłanki o decydującem znaczeniu dla kształtowania życia gospodarczego i społecznego czynnika potrzeb ludzkich.
Na nieustannym wzroście i rozwoju potrzeb była wsparta wiara w nieprzerwany postęp wielu optymistów. Przy uważniejszem wejrzeniu stwierdzić można, iż żaden z wymienionych czynników nie posiada zdecydowanej preponderancji nad innemi. Zmiany w jednym z nich nie wywołują dających się przewidzieć zmian w innych czynnikach. Związek współzależności jest pozbawiony cech prawidłowości. Z drugiej strony każdy z tych czynników posiada zdolność zmian izolowanych, samoistnych, bez oddziaływania nań innych.
W szeregach ekonomistów oddawna podejmowano próby pogodzenia stanowisk, wynikłych z dwutorowości poglądów na życie gospodarcze. Loewe nazywa te usiłowania "aksjomatyczną tendencją teorji konjunktury". W tym celu Spiethoff posługiwał się środkiem pomocniczym "sił zastoju", pragnąc stworzyć pomost między statycznym i dynamicznym poglądem na ekonomikę. Swoistą próbą infiltracji dynamiki w statykę jest teorja rozwoju gospodarczego J. Schumpetra. Według niego zmiany środowiska, tj. sił dynamicznych, nie są przyczyną rozwoju, lecz tylko momentem; popierającym go. Instrumentem, pośredniczącym między temi dwiema sferami, jest czynność, wynikająca z ahedonistycznych skłonności pewnej kategorji ludzi, zajętych w gospodarstwie. Istnienie gospodarstwa statycznego dla Schumpetra nie ulega-wątpliwości. Olbrzymia większość jednostek czynnych w gospodarstwie ma trwałe skłonności statyczne, tj. skłonności do, gospodarowania według tradycyjnych metod, dla zaspokojenia niezmiennych potrzeb itd. W takim typie gospodarstwa niema oszczędności, gdyż odpada najważniejsza pobudka szczędzenia: możliwość udziału w zyskach rozwijającego się gospodarstwa społecznego (kapitalistycznego), niema kredytu, gdyż kredyt jest uwarunkowany przez zysk przedsiębiorcy, niema rent, niema współzawodnictwa, postępu itd. Bez smutnej ironji można rzec, że ten teoretyczny obraz nawpół martwego gospodarstwa. nazbyt natarczywie wywołuje skojarzenie z naszą niewesołą rzeczywistością. Marjonetkowe społeczeństwo, zajęte w tem gospodarstwie, trwałoby chyba wiecznie w martwocie, gdyby nie typ "przedsiębiorcy" dynamicznego. Przez niego działają siły dynamiczne. "Przedsiębiorca" dynamiczny przeforsowuje nowe kombinacje. Obejmują one: 1) stworzenie nowego dobra, tj, dobra, którego konsumenci jeszcze nie mieli możności poznać; 2), wprowadzenie nowej metody produkcji lub organizacji wytwarzania; 3)otwarcie nowego rynku zbytu; 4) zdobycie nowego źródła importu surowców albo półfabrykatów; 5) przeprowadzenie nowej, organizacji. W sumie jest to czynność, nosząca charakter techniczny. Istotą gospodarowania jest problem: jak podzielić .posiadane środki wobec wielości celów. Zadanie techniki sprowadza się do dylematu: któremi środkami i jakim sposobem ich używając, może być osiągnięty dany cel. W działaniu technicznem istnieje więc jedność celu. Uogólniając widzimy, iż jak u Clarka, tak i u Schumpetra przenikanie sił dynamicznych do gospodarstwa zachodzi w warunkach: a) wolnej: konkurencji, b) towarowego stosunku do czynności gospodarczych, c) egoizmu jednostki, d) świadomości celu, t. j. korzyści, e) świadomości dróg postępowania tej jednostki ku osiągnięciu korzyści. Możemy ze spokojem stwierdzić, iż tego typu teoretyzowanie było czemś właściwem dla gospodarki wczesnego kapitalizmu, a i to niewszędzie mogło znaleźć dla siebie uzasadnienie i potwierdzenie. W warunkach gospodarki zadrużnej zachodzi konieczność szukania nowych dróg. Wyjściem jest dążność do stworzenia warunków planowego rozwoju naszego gospodarstwa. Rozwój postuluje uchwycenie sił dynamicznych w ten sposób, by stały salę podstawą wyjściową dla stoczenia zwycięskiej bitwy z oporami materji o wielką przyszłość Narodu i jej pierwszy etap - polską bazę produkcyjną.

2. Postawa zadrużna jako czynnik dynamiczny!

Egoizm jednostki, wyrażający się w popędzie zarobkowym; nie jest czemś naturalnem i niezmiennem. Występowanie jego i nasilenie połączone było zawsze z całokształtem stosunków życiowych, moralnych, ideowych danej epoki. Sombart uważa za niedorzeczne zapatrywanie, iż popęd zarobkowy, jako motyw świadomego egoizmu w życiu gospodarczem, jest czemś trwałem, W rozmaitych okresach historycznych natężenie jego jako motywu, skłaniającego do pracy i wysiłku, było różne. Skuteczność jego jako motywu pracy była ważną dopiero w skojarzeniu z innemi motywami. Henryk de Man poddał analizie poboczne motywy, pracy, dzięki czemu wydzielił: 1) popęd do działania, wynikający z fizjologicznych impulsów motorycznych, będący zazwyczaj w skojarzeniu z dążeniem do realizacji takiegoż wyobrażenia: 2) Popęd zabawowy, będący jednak pracą, której cel nie leży poza nią. Niektórzy teoretycy, idealiści, a częściej utopiści, uważają go za popęd zasadniczy przyszłości. 3) Popęd konstruktywny, właściwy często anglosaskiej psychologji socjalnej; jest to działalność, zmierzająca do ucieleśnienia jakiegoś uporządkowanego wyobrażenia, wytęsknionego ideału. Jest on wtedy zaspokojony, gdy czynność, zmierzająca do osiągnięcia wymarzonego celu jest odczuwana jako przykrość. Wyobrażenie końcowego rezultatu jest źródłem głębokiego zadowolenia duchowego. 4) W ścisłym związku z każdą pracą produkcyjną zostaje naturalna skłonność do zawładnięcia narzędziami pracy i produktami pracy. Jest to popęd posiadania, w końcowej formie wyrażający się w prawie własności. 5) Dla wielu niemiły jest najgłębszy instynkt, a istotny w każdym ustroju społecznym popęd do walki. Wartościowanie własnej: osoby zależy od potęgi i jej odczucia, wynikającej z zwycięskiego konfliktu z przeszkodą. Doniosłość tego impulsu nie jest dostrzegana przez umysły pozostające pod sugestją hedonistycznego stosunku do życia. Stąd też wynika podział na: wojujący; rycerski, idealistyczny nacjonalizm i zmaterjalizowany, hedonistyczny indywidualizm kapitalizmu i półmarxizmu. Popęd do walki występuje jako cel sam; w sobie. Można go nazwać popędem do potęgi lub w sformułowaniu nietscheańskiem "wolą ku potędze" (Wille zur Macht). 6) Popęd poznawania, nieodłącznie wiążący się z pracą, w trakcie której poznaje się wiele nowych faktów i związków przyczynowych. 7) Popęd do uwydatnienia swej osobowości, mogący syntetyzować wszystkie wymienione wyżej motywy.
Wyliczone impulsy dosadnie ilustrują wąskość podstawy, na której spoczywa podział na dynamikę i statykę w ekonomice. Ruch w gospodarstwie jest właśnie wynikiem zmian w impulsach gospodarczych jednostek. Ogół wyłuszczonych impulsów ujmijmy terminem "psychologji gospodarczej". Otóż nie ulega wątpliwości, iż psychologja gospodarcza jest czynnikiem dynamicznym układu gospodarczego. Byłoby zbyt wielkiem uproszczeniem przypuszczać, iż rozwój czynnika ludności wyznacza w stopniu proporcjonalnym wzrost pracy w skali ogólno-społecznej. Możemy pójść dalej o krok. Stwierdzić można, iż psychologja gospodarcza nie ogranicza swego zasięgu do rozmachu lub zaniku pracy. Nie wpływa tylko tą drogą na kształtowanie się rozwoju gospodarczego. Oddziaływanie zmian, zachodzących w psychologji gospodarczej, na inne czynności jest głębsze i silniejsze, niż to przypuszczała ekonomika indywidualistyczna.. W psychologji gospodarczej ogniskują się siły dynamiczne gospodarstwa: Oczywiście uchwycenie wszystkich czynników dynamicznych 'jest niemożliwe. Lecz zmiany, zachodzące w psychologja gospodarczej, mają większy ciężar gatunkowy, niż zmiany innych czynników. Niektóre z nich mogą być poddane całkowicie pod wpływ tego czynnika i stracić własną samodzielność ruchów. Możliwe to jest jednak tylko w ustroju, gdzie niema anarchji dążeń indywidualnych. Promień egoizmu jest zbyt krótki, by jako motywacja działania społecznego mógł nadać taki rozmach, jaki jest konieczny dla realizacji produkcyjnej bazy narodowej. W warunkach ustroju zadrużnego nie może istnieć egoizm jako motyw działania gospodarczego. Towarowy .stosunek do pracy i indywidualna farma jej dyspozycji stałyby się zaporami dla rozwoju gospodarstwa narodowego. Nie może bowiem utrzymać się obok siebie system gospodarski, dążący do celów społecznych, i cele indywidualne. Warunkiem prawidłowego funkcjonowania produkcji w ustroju zadrużnym, jak bo już wzmiankowałem, jest całkowita przemiana psychologji narodu. Ponieważ indywidualizm jako podstawa teoretyczna ustroju upada, tem samem podmiotem gospodarstwa staje się grupa narodowa. Oczywiście naród w tym wypadku nie byłby tym luźnym agregatem samoistnych indywiduów, jakim jest w gruncie rzeczy dziś. Przedewszystkiem zostanie pozbawiony naród swego nawarstwienia klasowego, dzięki czemu przybierze postać monolitycznej bryły. Tej mechanicznej przemianie towarzyszyć będą ogromne przeobrażenia duchowe w dziedzinie zdolności jednolitego reagowania emocjonalnego. Naród upodobni się do społeczności mrówek lub termitów. Zaistnieje jednolita postawa emocjonalna, całkowicie wchłaniająca jednostkę. Instynkt gromadny będzie tak intensywny, iż wchłonie bez reszty uczucia i świadomości jednostki. Jednostka, opanowana duchem grupy narodowej, będzie uważała cele narodu za swe własne, poświęcając dla ich osiągnięcia, swą pracę, zdolności i trud. Ta postawa emocjonalna, bez której istnienie gospodarki zadrużnej nie daje się wyobrazić, sprawi, iż życie jednostki w najbardziej pospolitych, codziennych pracach i wysiłkach całkowicie zespoli się z celami narodowemi. Najbardziej szare, codzienne życie zostanie opromienione aureolą wielkiej idei. Ziści się marzenie płomiennej wyobraźni poetyckiej, Pragnącej widzieć przemijanie i spalanie się bezpowrotne mgnień naszego życia w tęczowych blaskach wielkości. A przecież głęboko czuje-my, iż życie właśnie takiem być powinno. W każdej chwili zwęglający się ułamek naszego istnienia, pogrążając się w nie bycie, nabiera sensu tylko wtedy, gdy odbywa się przed obliczem; wielkości, gdy akt naszego niszczenia dzieje się w atmosferze podniosłości.
Entuzjazm zadrużny osiągnie tak wielkie natężenie, iż jako motyw działania gospodarczego wyzwoli ogromne energje. Cele narodowe bowiem pokrywają się zupełnie z celami jednostek dzięki wchłonięciu tych celów przez ukochanie ich i uznanie za. najbardziej swoje. Łączy się to z zagadnieniem mitu. Z chwilą, gdy jednostka zatraca busolę interesu osobistego i, poddawszy się entuzjazmowi zadrużnemu, dąży do osiągnięcia celów narodowych na posterunku, na którym, się znalazła, mit ukazuje się jako gwiazda przewodnia kierunku prac, Jako Plan akcji, zarysowany ognistemi linjami, jako przecudna epopea walki i rozsadzający serce płomień zwycięstwa!
Entuzjazm zadrużny jako czynnik dynamiczny gospodarstwa wyłania przesłanki, na których może być wzniesiona równowaga dynamiczna. Założyć musimy, iż czynnik wzrostu ludności jest wielkością niezależną, rozwijającą się według najzupełniej własnych wewnętrznych praw. Jest on osią, dookoła którego obraca się problem gospodarczy naszego narodu. Wszystkie pozostałe czynniki natomiast stać się mogą elastycznemi wobec czynnika woli zbiorowej narodu, wykwitającej z zasad zadrugizmu. Czynnik potrzeb traci całkiem swą niezależność. Niema mowy o jakimś ruchu izolowanym w rozwoju potrzeb. Zniknie ich charakter subjektywny. Czynnik organizacji w warunkach gospodarstwa planowego doznaje stabilizacji. Jeśli chodzi o technikę, ta jej samodzielność nie może być uszczuplona, gdyż rozwój wynalazków pośrednio w pewnym tylko stopniu jest podległy woli ludzkiej. Otwartą jest kwestja natomiast z wykorzystaniem danego stanu techniki. Przy wznoszeniu bazy produkcyjnej jest to sfera poniekąd wystarczająca. Prawa wzrostu czynnika kapitałowego w ustroju zadrużnym są uchwytne i podległe świadomemu kształtowaniu dzięki opanowaniu dźwigni wzrostu, spoczywającej w innych już poddanych trybom równowagi czynnikach.

3. Równowaga dynamiczna gospodarstwa narodowego.

Przechodząc do szczegółowego omówienia równowagi dynamicznej, opartej o trzon heroicznej woli narodu i entuzjazmu zadrużnego, trzeba zaznaczyć, iż pomijamy zasadniczy czynnik dynamiczny, jakim jest ziemia i jej produkty. Punktem wyjścia jest milczące założenie; iż natura reprezentuje pełnię, warunków dla gospodarstwa zbiorowego w okolicznościach, właściwych dla stref umiarkowanych klimatu. Pamiętać wobec tego należy o poczynionem poprzednio omówieniu, dotyczącem uzupełnień naszego podłoża surowcowego. Z drugiej strony zaznaczyć należy, iż mowa o równowadze dynamicznej dotyczy tylko konkretnej rzeczywistości polskiej, gdyż ta jest konstruowana z orjentacją na planowane wywołanie wzrostu czynnika kapitałowego jako najżywotniejszego zagadnienia bytu narodu w bieżącej dobie dziejowej.
Psychologja gospodarcza, znajdująca swój wyraz w entuzjaźmie zadrużnym; kształtując formy rozwoju gospodarczego, w odniesieniu do czynnika wzrostu ludności nie może wywołać jakich radykalnych przeobrażeń: Entuzjastyczna wola pracy zadrugizmu jest - biorąc do oceny kryterja ekonomiki klasycznej - motywem pozagospodarczym, bo politycznej natury, wypływającym nie z koncepcji człowieka ekonomicznego, lecz człowieka politycznego. Pojęcie człowieka politycznego jako koncepcji socjalnego jutra omawiałem już poprzednio. Demograficzny problem nie może stać w sprzeczności z gospodarstwem narodowem. Ilościowy wzrost narodu, jego rozrodczość, potęga biologiczna, podniesienie jakościowe typu Polaka, idący z wzrostem liczbowym wzrost sprawności fizycznej i umysłowej, to są zasadnicze postulaty, wynikające z dążenia do osiągnięcia celów historycznych narodu. Niema mowy o jakiejś dążności do stabilizacji tego czynnika. Dekadenckie powrzaskiwania seksual-demokratów i ich popleczników muszą być potraktowane tak, jak na to zasługują wykolejone typy psychiczne. Natomiast entuzjazm zadrużny ujmuje w ramy szeroko planowanej akcji pochodne czynnika ludności: pracę fizyczną i umysłową. Dla wzrostu produkcyjności pracy, warunkującej postęp gospodarczy narodu, entuzjazm zadrużny, ogarniający naród będzie dźwignią decydującą. Jej działanie pozwoli na wydobycie z zasobów biologicznych narodu ogromnych energij, i wyładowanie ich w kierunku dla zamierzeń przedsięwziętych pożądanym.
Rozwój nowych metod produkcji, a więc postęp techniczny, w ustroju zadrużnym napotka na szczególnie sprzyjające okoliczności. Stwierdzić jednak wypada, iż postęp w technice jest wielkością niezależną. Zmiany w metodach produkcji wynikają z dwóch źródeł: 1) odkryć naukowych i wynalazków, które zawsze będą czemś w silnym stopniu przypadkowem, wymykającem się z rachunku prawdopodobieństwa; 2) możliwości ich gospodarczego zastosowania. Ponieważ narodowa baza produkcyjna będzie wznoszona na zasadach aktualnej techniki, środek ciężkości problemów sprowadza się do wykorzystania istniejącego jej stanu. W ten sposób ściąga się technikę ze sfery nieoznaczności na płaszczyznę równowagi dynamicznej. Jednak nawet później, w planowej, w pewnym stopniu ustabilizowanej gospodarce narodowej nieobliczalność ruchów czynnika techniki traci swoją ostrość. Nie można również mówić tylko o wyzyskaniu istniejącego poziomu techniki. Zajdzie konieczność przystosowania jej do postulatów, wynikających z potrzeb narodu i jego ewentualnych warunków bytu, a więc nie w jakiejś skali ogólnej. Wymagać to będzie od konstruktorów bazy narodowej niemałej inwencji i twórczego wysiłku, graniczącego z tworzeniem zupełnie nowych wartości technicznych. To jednak nie narusza stworzonej w ten sposób równowagi dynamicznej, która w wyżej określonych granicach ujmuje technikę w dość ścisłe ryzy.
Niezależny rozwój czynnika potrzeb nie okazał się zbyt błogi w skutki dla społeczeństw, wbrew przewidywaniom Gossena i całej plejady optymistów. Istnieje wyraźna rozbieżność między potrzebami społecznemi i indywidualnemi. Dążność do zaspokojenia drugich bynajmniej nie spełnia warunków, umożliwjających zaspokojenie pierwszych. Ponieważ zadrugizm jest antytezą indywidualizmu hedonistycznego, wobec tego nieunikniona jest konieczność orjentowania się na potrzeby grupowe, potrzeby narodu, właściwe dla okresu i stadjum rozwojowego, w jakiem się znajduje. Jest to więc zdecydowany kurs na potrzeby jednostki heroicznej, bo będącej komórką żywego organizmu narodowego; dokonywującego potężnego wysiłku w dążeniu do swych przeznaczeń dziejowych. Niema mowy oczywiście o tem, by członkom narodu w ustroju zadrużnym została wprost arbitralnie narzucona drabina potrzeb. Przeciwstawność między produkcyjnością a rentownością, właściwą dla ustroju kapitalistycznego, według Volfreda Pareto miałaby również miejsce w ustroju gospodarki planowej. Rzecz sprowadza się do tego, by dla jednostek akt konsumcji stracił własność absolutną i był oceniany jako ogniwo ku stworzeniu nowych wartości. Pod tym kątem widzenia konsumcja traci odrazu swój izolowany charakter, rozwój czynnika potrzeb przestaje nosić anarchiczny charakter. Jednostka izolowana i bezosobowa grupa są abstrakcją. Istotą rzeczy jest człowiek, wpleciony w żywe ciało narodu na podobieństwo komórki. Metodologicznie pojęty punkt patrzenia na takiego człowieka wydziela przy rozpatrywaniu jego tylko podczas aktu konsumowania izolowanie indywiduum i izolowane samoistne potrzeby, gdy z drugiej strony, ujmując go w trakcie wytwarzania, dostrzegamy grupę.
Uniwersalizm cząsteczkowy koncepcji zadrużnej każe wyciągnąć w stosunku do czynnika potrzeb ważkie wnioski. Stan obecnych metod produkcji zakreśla granice optymalnego zróżniczkowania wytwórczości. Teoretycznie jeszcze nieopracowany problem minimalnej pojemności rynku i gospodarczego terytorjum dla jednolitego gospodarstwa samowystarczalnego zmusza nas do zastanowienia się, jakiemi drogami winniśmy zdążać do zapewnienia sobie warunków, umożliwiających optymalne dane rozwojowe. W praktyce widzimy, iż gospodarstwo o rynku chłonnym 80-100 miljonów głów posiada już wszystkie dane, by swoją specjalizację wytwórczości i działanie prawa zmniejszających się kosztów wyzyskać maksymalnie. Wielkości swego terytorjum gospodarczego, reprezentującego sumę potrzeb 120 miljonów głów, zawdzięczają Stany Zjednoczone A. P. swój rewolucyjny doniedawna rozwój gospodarczy. To samo tyczy dynamiki współczesnej Rosji. Ogromny wzrost potęgi Japonji w paru latach zawdzięczać należy właśnie stworzeniu obszernego terytorjum gospodarczego ponad 100 miljonów ludzi, dającemu pole do snucia marzeń o przyszłym tytanicznym wzroście.
W tym kierunku jest nastawiony tor rozwojowy Trzeciej Rzeszy Niemieckiej. "Grossraumwirtschaft" Niemiec, według teoretyków nar.-socjalistycznych, może być realizowane tylko na drodze walki zbrojnej. I lotność umysłu Hitlera występuje najwyraźniej w tem, iż z chaosu rzeczywistości niemieckiej wyciągnął on ten postulat jako naczelny dla danej chwili dziejowej i do jego realizacji dostosował formy przebudowy narodu niemieckiego. Brak oryginalności myśli wyraża się zazwyczaj w wzmożonem naśladowaniu. Dziś widzimy to u nas na każdym kroku.
Nasza rzeczywistość jest inna. Inne są jej postulaty i środki realizacji. O absurdach współpracy lub unjach z organizmami gospodarczemi wschodu lub zachodu nie będę mówił. Zbyt wiele w nich tępoty i małości. W chwili dojrzenia naszej rzeczywistości do realizacji założeń zadrużnych, ludność nasza będzie zbliżać się ku 40 miljonom. A więc warunek optimum rynkowego będzie spełniony tylko w połowie. Standaryzacja, ujednolicenie potrzeb, sprowadzenie środków ich zaspokojenia do minimalnej ilości typów - oto droga wyjścia. Kompensować będziemy w ten sposób braki naszych warunków. Obniżający się poziom życia materjalnego najszerszych mas narodu w swych konsekwencjach postulat ten raczej ułatwi. Inaczej będzie ze zblazowanemi w małpowaniu warstwami inteligenckiemi. Tam działanie strychulca sprawi bolesne wyłomy. Nie będzie to jednak strata wielka. Paplanie o "europejskim, poziomie potrzeb" było i tak tylko paplaniem.
Potrzeby staną się wielkością zmienną zależną. Dla akumulacji narodowej będzie miało olbrzymie znaczenie ograniczenie potrzeb. Ułatwi to realizację wzrostu cennika kapitałowego. Czynnik organizacji, którego niedorozwój załamał kapitalizm; dzięki wyżej omówionym przemianom da się kształtować i zmieniać w pożądanym kierunku znacznie łatwiej. Czynnik organizacji, kolosalnie ważny w produkcji, obrocie towarowym, spożyciu, będzie miał znacznie mniejszą ilość elementów do kojarzenia, dzięki wyżej omawianej tendencji ku jednotypowości. Operowanie wielkościami gospodarczemi będzie znacznie przejrzystsze i redukujące moment perturbacyjny. Kapitalizm zaplątał się w straszliwem różniczkowaniu produkcji, w indywidualizowaniu potrzeb. Usprawnianie aparatu finansowego nie nadążało za wielotypowością produkcji. Obrót towarowy stworzył taki chaos, iż procesy gospodarcze odbywały się w jakiejś mistycznej mgle, w której zderzały się i rozbijały tłoki mechanizmu kapitalistycznego. Uprości to również same zadania, stawiane technice, przyspieszając w ogólności sam tok wzrostu gospodarczego naszego organizmu.
Zaspokojenie potrzeb narodowych stwarza warunki zaspokojenia potrzeb indywidualnych. Tragedją naszej historji jest to, że stosunek ten chciano koniecznie odwrócić. Wynikało to z przewagi w mentalności narodu pierwiastków indywidualizmu wegetacyjnego. Naczelną potrzebą narodu dla współczesności jest stworzenie produkcyjnej bazy, gdyż przez wypadkową dążności egoistycznych (dążności słabych z powodu wzmiankowanego indywidualizmu wegetacyjnego) ona już wzniesioną być nie może. Wzniesienie produkcyjnej bazy narodowej postuluje wzmożone olbrzymie wytwarzanie kapitałów, tj. środków produkcji, mających meblować nasze domostwo narodowe. Sednem problemu jest przeto świadome wpłynięcie na wzrost czynnika kapitałowego. W jaki sposób następuje powiązanie przyczynowe między potrzebami narodowemi a indywidualnemi? Nader przejrzysty obraz tego przebiegu znajdujemy u L. Walrasa, jak i zresztą u innych przedstawicieli szkoły matematycznej. Ilość dóbr, służących do konsumcji, a więc na rynku towarowym, jest uzależniona od funkcjonowania rynku usług, tj. od ilości wprowadzonych do akcji wytwarzania sił produkcyjnych, ziemi, pracy kapitałów itp. Rozstrzygającą jest wielkość kapitału, zdolność jego wytwarzania. Zdolność wytwarzania kapitału jest funkcją siły oszczędnościowej społeczeństwa. Jest to więc trzeci rynek, rynek kapitałowy. Od jego funkcjonowania zależy więc alimentacja rynku towarowego, a zatem i stopy życiowej poszczególnych indywiduów. W tych kilku zdaniach streszcza się ogrom problemów ekonomicznych. Powikłanie w jakimś odcinku tego długiego łańcucha związków gospodarczych odbija się na całości. W obliczu kryzysu, ku któremu zbliża się nasz byt narodowy i państwowy; zaistniało szereg perturbacyj, które mgłą pokryły nasz widnokrąg. Zapożyczyliśmy szereg błędnych poglądów na nasze życie. Mówimy a nadprodukcji, przeinwestowaniu, zgubności postępu techniki, racjonalizacji i szereg innych papuzich szlagwortów. Nie widzimy fundamentu zła: trupa naszej, zdolności kapitalizacyjnej, rozstrzygającej o dalszych ogniwach naszego życia gospodarczego. Stworzenie zdolności kapitalizacyjnej narodu - oto cel zasadniczy. Na wzrost czynnika kapitału orjentują się wszystkie czynniki gospodarcze. Ekonomika jest analizą przeciwieństw między pragnieniami i przeszkodami. Zaistnienie rynku kapitałowego jest, warunkiem wzmożenia produkcji i podniesienia konsumcji. Jest on ogniskiem problemu. Osiągnąć ten cel może tylko system gospodarki zespołowej, czyli zadrugizm. Dlaczego? Siła pragnień zatomizowanych jednostek nie może pokonać przeszkód, czających na drodze ku niemu; mamy niezliczone doświadczenia po temu; przeszkody te usunie tylko zorganizowany w jednolity blok naród, operujący potężnym taranem entuzjazmu zadrużnego. Wyżej przytoczone określenie istoty ekonomiki sprawdza tu najzupełniej fakt, że: . 1) entuzjazm narodu wydobędzie z czynnika pracy ogromne siły wytwórcze, 2) zdolność ograniczenia potrzeb do poziomu ascetycznego spotęguje zdolność akumulacji w stopniu gdzieindziej nie do pomyślenia, 3) uproszczony standard potrzeb, upraszczając zadanie techniki, pozwoli na zastosowanie udoskonaleń technicznych, zniżających koszty społeczne na jednostkę towaru, ułatwi kolosalnie zadanie czynnika organizacji co razem biorąc niesłychanie spotęguje zdolność wytwarzania nowych kapitałów: planowy podział produkcji społecznej usunie zatory właściwe dla żywiołów rynku kapitalistycznego. W sumie wymagać to będzie olbrzymiego wysiłku i bezmiernej ofiarności od całego narodu. Droga ku wielkości jest zawsze ciernista. Na to trzeba być przygotowanym. Uderzeniem pięści wyrzućmy wszelką łatwiznę kwękających duszyczek: stworzenie bazy produkcyjnej narodu uskuteczni się wysiłkiem polskiego świata pracy, polskich robotników i chłopów. - Innej rady niema.
Pozostaje jeszcze do omówienia czynnik organizacji. W warunkach gospodarki planowej jego ujęcie w ryzy systemu rozumie się samo przez się. Koncepcja organizacyjna nastręczać będzie największe trudności. Decydującą przeszkodę w swym rozwoju napotkał kapitalizm właśnie w niedorozwoju swej organizacji. Jej niedociągnięcia wywołały całą plejadę duchów i zmor. Nie ulega kwestji, iż w dziele ogólnej koordynacji poszczególnych członów gospodarstwa planowego narodu państwo będzie organizacją pośredniczącą, nadrzędną. Do organów jego, wyrażających zorganizowaną wolę narodu, należeć będzie ogólne kierownictwo budownictwa bazy produkcyjnej. Sama produkcja prowadzona będzie przez zorganizowane zespoły pracowników. Nie należy jednak związkom pracowników nadawać jakiegoś metologicznego znaczenia. Entuzjazm każdego pracownika, jego ofiarność, heroizm pracy jest wielkością decydującą. Organizacje robotnicze będą temi laboratorjami duchowemi, gdzie te właściwości serc i umysłów będą nieustannie tworzone i odnawiane. Spółdzielczość jest organizacją konsumcji. Odegra ona pomocniczą rolę w procesie podziału dóbr, zastępując handel prywatny, który nie może być tolerowany jako stwarzający sugestje minionego drobnomieszczaństwa, tak groźnego dla heroicznej; postawy emocjonalnej zadrugizmu. W samym procesie obiegu towarowego, systemu finansowego, widzę wielkie trudności, wymagające gruntownych studjów i przemyśleń. Stwierdzam jednak, iż są to zagadnienia, dające się najzupełniej dobrze rozwiązać. Stabilizacja potrzeb i opanowanie techniki znacznie ułatwi pokonanie przeszkód organizacyjnych produkcji zadrużnej. Ostateczną wielkością, pozwalającą na uchronienie całości równowagi gospodarczej przed wstrząsami i trudnościami organizacyjnemi jest postawa entuzjastyczna narodu, gotowego do poświęcenia i zniesienie przejściowych trudności. Wszak zadrugizm jest transpozycją praw wojny na życie narodu, znajdującego się w zażartej walce z bezwładem żywiołów natury wewnątrz naszych ciał i serc, jak i oporami materji w świecie otaczającym.

Rozdział XI Czynniki rozwoju
1. Zagadnienie postępu gospodarczego w ustroju kapitalistycznym

Postęp gospodarczy jest zawsze oszczędnością w nakładach środków, służących do osiągnięcia pewnego celu. O ile tej oszczędności bezpośrednio niema - winien wyrazić się w zwiększonym produkcie danej kategorji dóbr. Z natury rzeczy oznacza on zwolnienie jakichś sił wytwórczych i stworzenie możliwości ich produkcyjnego użycia gdzieindziej. Wzrost gospodarczy jest w tym wypadku stworzeniem nowych instalacyj produkcyjnych, umożliwiających nową, szerszą, lub bardziej sprawną wytwórczość dóbr spożycia. Gospodarstwo społeczne, o ile nie wydzielimy pewnych procesów, związanych z określonemi celami, wydaje się chaosem. Uczyńmy wobec tego próbę analizy gospodarki kapitalistycznej w celu wydzielenia z niej tych momentów, które wyznaczają i stwarzają zjawisko postępu, wzrostu gospodarczego. Nie jest to rzeczą zbyt tratwą. Na wstępie stwierdzić wypada, iż zagadnienie wzrostu nie było przez ekonomikę liberalną traktowane z większem zainteresowaniem. Wzrost i rozwój odrazu narzuca umysłowi pogląd na rzeczywistość jako coś ciągle znajdującego w ruchu, zmieniającego się w pewnym kierunku. Rzeczywistość aktualna byłaby w tym wypadku tylko poszczególną fazą szeregu zmieniających się stanów, rozciągniętych na kanwie czasu ewoluujących w pewnym kierunku. Ekonomika jednak klasyczna, wsparta o niezmienne prawa naturalne, odrzucała wszelki ruch, stając na stanowisku wysoce abstrakcyjnem, widzącem w życiu ciągłe urzeczywistnianie się tych samych zasad. Coraz głębsze działanie na społeczeństwa kryzysów i przesileń gospodarczych z jednej strony. i myśli socjalistycznej, ujmującej byt społeczny ze strony dynamicznej spowodowały, iż zagadnienie rozwoju gospodarczego zaczęły skupiać uwagę teoretyków burżuazyjnych, dzięki czemu powstał szereg prób teoretycznego ujęcia istoty ruchu cyklu konjunkturalnego i problemu rozwoju gospodarczego.
Próbą szerokiego ujęcia problemu rozwoju gospodarczego jest jak dotychczas najbardziej znana teorja statyczno-dynamiczna Schumpetra, wyłożona w jego pracy p. t. "Theorie der wirtschaftlichen Entwicklung". Schumpeter sprowadza postęp gospodarczy w gruncie rzeczy do postępu technicznego w sensie nowych metod produkcji, polegających na nowych kombinacjach produkcyjnych. Możemy w naszych rozważaniach pominąć zagadnienie akcentowane przez Schumpetra, tj. ahedonistyczne działanie przedsiębiorców, będące pewną wielkością psychiczną. Według Schumpetra olbrzymia większość gospodarujących jednostek posiada trwałe skłonności statyczne, tj. skłonności do takiego tradycjonalistycznego sposobu gospodarowania, w którym nie mogą zaistnieć jakieś niespodzianki, które utarty tryb życia w całem gospodarstwie społecznem mogłyby w jakimś punkcie zburzyć i zachwiać istniejącą równowagę. W przeciwieństwie do tego istnieje nieliczna grupka "przedsiębiorców", pozbawionych poczucia tradycji, obdarzonych niepokojem wewnętrznym, każących im szukać wyładowania się w stosowaniu do gospodarstwa nowych kombinacyj i wynalazków technicznych, przyczem wynalazki te niekoniecznie muszą być dziełem samych "przedsiębiorców". Stosowanie nowych kombinacyj i wynalazków w gospodarstwie powoduje zmniejszanie nakładów społecznych na jednostkę wytwarzanego dobra. Dzięki temu produkcja danej kategorji dóbr, gdzie zostały zastosowane nowe kombinacje, staje się tańsza i wymaga mniejszych kosztów na jednostkę dobra, niż przedtem. Równowaga zostaje zburzona. Zachodzi szereg nowych sytuacyj. O ile ceny danego produktu zostają niezmienne, to w wyniku przedsiębiorca otrzymuje rentę, wynoszącą różnicę między dawnemi i obecnemi kosztami wytwarzania. Może również zniżyć ceny sprzedaży towaru, wtenczas korzyść odnoszą konsumenci, którzy mogą zaspokoić swe potrzeby na dawnym poziomie mniejszym wydatkiem, a sumy zaoszczędzone spożytkować na wzmożenie swej konsumcji, lub wprost zaoszczędzić itd. Nas obchodzi wynik nowych kombinacyj, gospodarczych. Zaoszczędzenie kosztów wytwarzania świadczy, że w jakimś punkcie produkcji społecznej powstaje pewien nadmiar dóbr, odpowiednikiem którego są w obiegu znajdujące się jednostki pieniężne, tj. siła nabywcza na te dobra. Z natury rzeczy dobra te, to przedewszystkiem dobra konsumcyjne. Zgrubsza założyć można w ślad za Ricardem, iż pewnej ilości dóbr konsumcyjnych odpowiada pewna ilość w nich zawartej pracy wytwórczej. Dzięki tym dobrom konsumcyjnym istnieje możność zatrudnienia wolnej pracy ludzkiej i uzyskanie nowej kategorji dóbr, już noszących charakter produkcyjny. Pomijając szereg momentów perturbacyjnych, wypada stwierdzić, iż w ten sposób przebiegały mniej więcej procesy gospodarcze w warunkach kapitalizmu wolnokonkurencyjnego. Przy założeniu niezmiennej konsumcji, wprowadzanie usprawnień w wytwórczość dawało w wyniku oszczędności w kosztach społecznych na jednostkę towaru, co wyrażało się w akumulacji środków pieniężnych, które za pośrednictwem aparatu finansowego stwarzały rozbudowę aparatu produkcyjnego poprzez tworzenie nowych zakładów, warsztatów, okrętów, dróg itp.
Nieco inaczej podchodzi do zjawiska rozwoju gospodarczego Artur Spiethoff, usiłując na tej drodze wytłumaczyć istotę cyklu konjunkturalnego gospodarki kapitalistycznej. Ujmuje on to w t. zw. teorji hiperprodukcji, której warjanty rozwijają pozatem Aftalion i Cassel, a na naszym gruncie M. Kalecki *48). Punktem wyjścia są nagromadzone oszczędności. W bankach i instytucjach finansowych uwidoczniają się one w suchych kolumnach cyfr, mających obrazować wierzytelności. Odpowiednikiem tych cyfr są w organiźmie gospodarczym dobra spożycia, które jednak w skojarzeniu z wolną pracą (zatrudnieni bezrobotni, imigracja, zwiększona wydajność) przetwarzają się na dobra pośredniego spożycia, tj. dobra, mające być użyte do rozszerzenia aparatu wytwórczego, a więc: żelazo, węgiel, cegła, cement, drzewo itd. Wszystko to leży bezwładnie i nieprodukcyjnie w okresie depresji. Nieprodukcyjność tych dóbr powoduje, iż możność płacenia odsetek przez ich posiadaczy zmniejsza się. Banki, dysponujące zasobami pieniężnemi, nie mogą wypłacać ciułaczom oszczędności należnych odsetek. W tych warunkach rychło dochodzi się do granicy, od której dochód z dóbr trwałych inwestycyjnych (fabryk, zakładów wytwórczych) jest większy, niż z dóbr pożyczkowych, tj. dóbr pośredniego spożycia. Objawy te są stałemi oznacznikami "sił zastoju". Zbliżenie się do tej przełomowej granicy jest wynikiem dwóch funkcyj: z jednej strony omówionej wyżej spadającej dochodowości dóbr pośredniego spożycia (cegła, żelazo, drzewo), z drugiej zaś strony udanych poszukiwań dróg wyjścia ze strony przedsiębiorców, czynnych w aparacie wytwórczym. Oni to szukają nowych rynków, wprowadzają nowe kombinacje finansowe, a przedewszystkiem stosują nowe wynalazki techniczne, dzięki którym dochodowość trwałych dóbr inwestycyjnych wzrasta. Daje to pchnięcie ku stałym inwestycjom, przez co następuje wielki ich rozwój. Do ich. wytwarzania potrzebne są podstawowe dobra pośredniego spożycia, tj. żelazo, cegła, drzewo itd., a to sprowadza wzmożone zapotrzebowanie na pracę ludzką, co zkolei przenosi ruch na dobra spożycia. Razem daje to fazę ożywienia, tak charakterystyczną dla gospodarki kapitalistycznej. I tu dochodzimy z zasady do hiperprodukcji. Wynika ona z tego powodu, iż inwestycje do swego wykończenia wymagają dłuższego czasu, przyczem zawsze ulega się temu błędowi, że gdy trwa jeszcze ożywienie, podejmuje się inwestycje, które po ich wykończeniu już będą zbędne, gdyż ponad miarę możności spożycia rozbudowane. Dysproporcja ta wywołuje przesilenie kryzysowe. Rdzeniem zjawiska jest nadmierne inwestowanie kapitału w przemyśle pośredniego spożycia. Zdanie to podziela Aftalion. Próbą teoretycznego ujęcia jest wyżej wymieniona praca M. Kaleckiego. Według A. Spiethoffa ożywienie trwałoby nieprzerwanie, tj. wzrost gospodarczy, rozwój odbywałby się nieustannie, gdyby istniał dostatecznie wielki kapitał pieniężny, który umożliwiałby nabywanie wytwarzanych dóbr wytwórczych; wynika to stąd, iż "część dóbr, przeznaczonych do pośredniego spożycia, nie może być przewartościowana na dalsze dobra dochodowa (inwestycje stałe), ponieważ same na to nie starczą, lecz potrzebują uzupełnienia przez siły robocze i ich środki utrzymania, czyli dóbr konsumcyjnych wszelkiego rodzaju." *49). Jest to stwierdzenie bardzo ważne i posłuży nam jako podstawa dla wyciągnięcia wniosków.
Nadmiernie rozbudowany aparat wytwórczy, powoduje; szczególnie w dobrach pośredniego spożycia, przesilenie i kryzys. "Stworzone inwestycje nie mogą być wyzyskane w jednym cyklu konjunkturalnym. Do pełnego rezultatu w rozwoju należą zatem przynajmniej dwa perjody konjunkturalne" *50).
Uzupełnieniem tej teorji wzrostu gospodarczego jest teorja niedokonsumcji, której czołowym przedstawicielem jest E. Lederer. Kołem rozpędowem cyklu konjunkuralnego jest - według Lederera - instytucja kredytu. Istniejące oszczędności spełniają rolę raczej drugorzędną. Gdyby rozbudowa inwestycyj odbywała się tylko w granicach dokonanych oszczędności, nie byłoby wogóle ruchu kojunkturalnego, a rozwój odbywałby się bez wstrząsów, równomiernie. Byłby jednak bardzo wolny i wątpliwe, czy wogóle przemysł mógłby się rozwinąć na miarę dzisiejszą. "Rozszerzenie. kapitalistycznego aparatu wytwórczego należy zawdzięczać nie tyle oszczędności, lecz raczej dodatkowym kredytom bankowym" *51). Przedsiębiorcy, dzięki surogatom pieniędzy, dającym możność dysponowania dobrami spożycia, znajdującemi się na rynku, zatrudniają armję rezerwową pracy w tworzeniu dóbr produkcyjnych. Ceny surowców dają początek ogólnej zwyżki cen, która ogarnia stopniowo inne dziedziny gospodarstwa według następującej kolejności: 1) surowce, 2) wyroby gotowe, 3) płace, 4) pensje funkcjonarjuszy, 5) renty długoterminowe. Wzrost cen surowców. jest zrozumiały, gdyż ich produkcja wymaga upływu dłuższego czasu od chwili zapotrzebowania do wydobycia, dzięki czemu odczuwa się ich brak, co również dotyczy dóbr spożycia. Płace zostają wtyle, dzięki czemu rosną zyski danych kategoryj przedsiębiorców, co umożliwia wzmożoną akumulację; wyrażającą się w raptownem zwiększaniu się aparatu wytwórczego. "Gdy wszystkie ceny rosną, płace zaś stosunkowo zostają w tyle, wtedy wydaje się możliwem, a nawet musi się poważniejszą część produkcji społecznej obrócić na rzecz wytwarzania dóbr kapitałowych" *52). Zupełnie naturalne jest zjawisko, iż zwiększone zyski przedsiębiorców (pomijając zwiększoną konsumcję osobistą tych przedsiębiorców) powodują zwiększony popyt na środki produkcji. Nowe środki produkcji po zainstalowaniu rzucają nową produkcję na rynek. Ten jednak jest mało pojemny z powodu niskich stosunkowo płac. Niedokonsumcja powoduje kryzys. Przesilenie wyrównuje dysproporcje i stworzone niestosunki. Zestawiając wywody teorji hiperprodukcji i niedokonsumcji, dochodzimy do wniosku, iż rozwój inwestycyj napotyka na dwie zasadnicze barjery: zanik chłonności rynku dóbr produkcyjnych z powodu wyczerpywania się zapasów dóbr spożycia, niezbędnych do zatrudniania sił roboczych (tj. oszczędności) i na, trudności zbytu dla nowej produkcji, rzucanej na rynek przez świeżo zainstalowane inwestycje. Mieści się tu problem wzmożonej produkcji. Wyobraźmy sobie idealnie zrównoważony; statyczny ustrój produkcji społecznej. Produkcja byłaby dokładnie dopasowana do potrzeb. Każdy czynnik produkcyjny partycypowałby w produkcie społecznym dokładnie według swego produkcyjnego wkładu: nie byłoby zatem zysku itd; Załóżmy, iż to społeczeństwo w pewnym momencie zdecydowało się na ograniczenie jednej ze swych potrzeb, przy zachowaniu tego samego, co i poprzednio, tempa produkcji. Powstanie pewna oszczędność, nadmiar pewnych dóbr konsumcyjnych. Te dobra, oszczędności, są odrzucane perjodycznie i stale z dochodu społecznego. Dzięki tym dobrom można wyżywić pewną grupę ludzi i zatrudniać w jakiejś gałęzi gospodarstwa, dotychczas nieuprawianej. Dana grupa ludzi zdolnych do pracy może. być umownie wydzielona ze społeczeństwa, w którem musiałyby zajść pewne zmiany, lub powstała wprost np. z imigracji. Grupa ta, żywiona stałym dopływem zaoszczędzanych dóbr, wytwarza np. maszyny lub instalacje przemysłowe (przy założeniu, iż przeróbka surowców wykonywana jest również przez tę grupę we własnym zakresie). Będziemy wtenczas świadkami zjawiska, iż w danem społeczeństwie będzie stale przybywać ilość maszyn, instalacyj przemysłowych, które jednak stosownie do statycznego układu społeczeństwa nie będą użytkowane. Z chwilą, gdy dopływ dóbr konsumcyjnych dla tej grupy, wytwarzających maszyny z jakichś powodów ustanie, mamy zastój w tej dziedzinie. Jest to właśnie abstrakcyjnie wyłażona teorja hiperprodukcji Spiethoffa. Stałość czynionych oszczędności w życiu konkretnem ustroju kapitalistycznego, wyrażająca się w kapitale pieniężnym, gotowym do nabywania dóbr produkcyjnych, doznaje przerw, powodując zjawisko t. zw. przeinwestowania. Lecz maże zaistnieć druga trudność. Przypuśćmy, iż jak w powyższym przykładzie - społeczeństwo nadal wydziela ze siebie pewien nadmiar dóbr spożycia i usług, dzięki czemu gałęzie gospodarstwa społecznego, wytwarzające dobra produkcyjne, mają ciągły dopływ dóbr i soków, potrzebnych do ich życia. Wytworzone dobra produkcyjne po zainstalowaniu rzucają na rynek swoją produkcję. W całym układzie gospodarczym społeczeństwa muszą zaistnieć przesunięcia, któreby umożliwiły wchłonięcie tej wzmożonej i rozszerzonej produkcji. Tak więc problem produkcji wzmożonej bazuje na dwóch filarach: 1) akumulacji, czyli stwarzaniu. dóbr produkcyjnych, i 2) systemie dystrybucyjnym, stwarzającym możliwość lokowania nowej produkcji na danym rynku. Gospodarstwo kapitalistyczne wieku XIX. i po części XX. charakteryzowało się swoistym kątem kierunkowym na zagadnienie pierwsze, tj. wzmożoną akumulację i wytwórczość dóbr produkcyjnych. Istotnie polityka gospodarcza, umysłowość i ogólna tendencja społeczeństw kapitalistycznych orjentowała się na wzmożoną wytwórczość, wzgl. gorączkowe inwestowanie. Była to polityka produkcji. Zagadnienie drugie rozwiązano w sposób wysoce uproszczony. Rynek dla nowo zainwestowanych przemysłów znajdowano poza granicami kraju. Poza granicami metropolji, w kolonjach lub półkolonjach, wytwarzano dobra i usługi, które były zmieniane na produkty nowo stwarzanych przemysłów. Końcowe etapy tej ewolucji poprzez imperjalizm, do współczesnego strukturalnego załamania się - są powszechnie znanie, nie będę więc ich omawiał. Kapitalizm stoi przed problemem zmiany swego nastawienia, tj. poniechania łatwizny i stworzenia warunków dla rozwiązania drugiego zagadnienia, polegającego na wyłonieniu systemu podziału produkcji społecznej.
Dziś zatem widzimy wyraźne wydzielenie się tych dwóch zasad rozwoju gospodarczego; w przeszłości jednak teoretykom udawało się je zespalać i sprowadzić do wspólnego mianownika. I tak James Mill; roztrząsając zagadnienie równowagi ekonomicznej (właściwy twórca tejże), sformułował to w znanem twierdzeniu, iż równowaga między podażą i popytem będzie zachowana nawet wtenczas, gdy. każdy producent, po wytworzeniu dostatecznej ilości produktów dla zaspokojenia własnego zapotrzebowania, zachce wytwarzać już tylko środki produkcji dla dalszego wytwarzania. Ponieważ w każdym punkcie gospodarczego organizmu społecznego każdy producent wytwarza środki produkcji, więc też każdy z tych producentów poszukuje sobie na gwałt środków produkcji, ażeby prowadzić własną produkcję. W tych warunkach popyt będzie harmonizował z podażą i całkowicie z nią się pokryje. Przy bliższem wejrzeniu w tę teorję widzimy, iż powtarza się ona prawie całkowicie w teorji hiperprodukcji Spiethoffa. Trzeba wydzielić dwie wyraźne sfery: produkcji i konsumcji. Pomieszanie ich doprowadzić może do licznych błędów. Najdokładniej ta teorja została opracowana przez Tugan-Baranowskiego *53), który podjął się zadania przeprowadzenia dowodu na to, że w warunkach ustroju kapitalistycznego mogą zachodzić takie anomalja, że produkcja dóbr kapitałowych (środków produkcji) może nieustannie wzrastać nawet w wypadku, gdy dochód społeczny się zmniejsza. Maszyna potrafi zastąpić i wyrugować robotnika. Maszyna nie potrzebuje dochodu (dóbr spożycia) i go nie otrzymuje. Wytwórczość środków produkcji i maszyn potęguje w ogólności siły wytwórcze, natomiast produkcja dóbr spożycia może w tych warunkach wzrość mniej, niż proporcjonalnie, lub nawet bezwzględnie się zmniejszyć. Stanowisko, zbliżone do powyższego poglądu, zajmuje w części Loewe, także Sternberg, w ogólnej teorji t. zw. "otwartego systemu" wzrostu gospodarczego, i w korcu Róża Luxemburg *54). Jej pogląd na problem akumulacji jest podstawą, na której wznosi się ogólna teorja imperjalizmu. Według R. Luxemburg akumulacja w czystym kapitaliźmie, t. j. w społeczeństwie kapitalistycznem, składającem się tylko z kapitalistów i robotników, jest niemożliwa. Imperjalizm jest wobec tego polityką władztwa i wyzysku krajów agrarnych, t. zw. trzecich osób. Epoka imperjalizmu wypływa nie z strukturalnych przeobrażeń w kapitaliźmie, lecz niemożności akumulacji w czystym kapitaliźmie. Wynikałoby stąd, iż imperjalizm jest tak stary, jak kapitalizm i nie stanowi odrębnej, jego ostatniej fazy rozwojowej. Z pięciu teoryj Marxa: teorji akumulacji, pauperyzacji, katastrofy, socjalizacji i koncentracji, pierwsza byłaby w ten sposób zakwestjonowana przez R. Luxemburg. Wydaje się raczej słuszniejszem uzupełnić marxizm szóstą teorją, teorją imperjalizmu, nie wyłuskując poprzednich, co też uczynił Lenin w swych pismach, jak o tem wzmiankowałem już poprzednio. W naszych warunkach akumulacja może powstać tylko jako produkt mięśni i mózgów narodu polskiego. Jest to postawa daleka od łatwizny demagogicznej a mętnej, jaką odznacza się cała nasza radykalna lub radykalizująca część społeczeństwa, t. j. lewa kołtunerja.
Z tych wszystkich systemów teoretycznych, usiłujących wyświetlić istotę wzrostu gospodarczego, da się dla problemu przez nas badanego wysnuć wniosek, iż wzrost gospodarczy, rozumiany jako rozbudowa aparatu produkcyjnego, umożliwiającego sprawniejszą i szerszą produkcję dóbr spożycia, wyznaczany jest przez akumulację w środkach spożycia, pozwalającą na zatrudnianie wolnej pracy przy wytwarzaniu środków produkcji.
Okoliczności te zkolei wyznaczone przez typ ustroju produkcyjnego, pozwalają na: a) stwarzanie nadwyżki dóbr konsumcyjnych i b) wydzielenie wolniej pracy, w formie czy, to armji rezerwowej pracy, czy też wzmożonego wysiłku całego społeczeństwo, oraz c) przez system podziału, usuwają zatory, przed nową produkcją, ukazującą się na rynku społecznym.

2. Akumulacja Narodowa

Wzniesienie bazy produkcyjnej odbywać się może tylko dzięki zatrudnieniu w danych gałęziach odpowiedniej- liczby pracowników. Oni bo wydobywają podstawowe surowce z głębin ziemi (węgiel, rudę), przerabiają je na półprodukty, wreszcie doprowadzają do skończonego produktu w formie jakiejś maszyny, instalacji przemysłowej lub kolei, dróg, kanałów itd. Pracownicy w tych działach gospodarstwa narodowego muszą być żywieni, muszą otrzymywać środki utrzymania, dzięki którym zachowują zdolność pracy. Chodzi więc o dobra spożycia w odpowiedniej ilości. W warunkach gospodarki kapitalistycznej system pieniężny skutecznie przesłania istotę tego procesu, jakim jest akumulacja.
Rozwój sił wytwórczych społeczeństwa w warunkach ustroju kapitalistycznego odbywa się drogą wyzysku klasy robotniczej przez burżuazję. Odbywa się to w procesie obrotu kapitału. Ruch kapitału i jego formy przenikliwie zostały wyświetlone przez Marxa. W skrócie zjawisko to przebiega następująco: kapitalistą, posiadacz pewnej sumy pieniężnej, nabywa środki produkcji i pracę robotniczą. W momencie rozpoczęcia ruchu, kapitał ma zatem formę kapitału pieniężnego. Pierwsza faza przeobrażenia kapitału polega na przejściu z formy pieniężnej do formy wytwórczej kapitału. W tem stadjum odbywa się akt wytwarzania, w trakcie którego praca stwarza nadwartość, dzięki czemu ogólna wartość produktu już w formie towaru jest wyższa, niż wartość elementów, które brały udział w produkcji. Podczas aktu wytwarzania kapitał wchodzi w drugą fazę swego przeobrażenia, t. j, z kapitału wytwórczego przekształca się w kapitał towarowy. Spieniężenie otrzymanego towaru, t. j. przemiana kapitału towarowego na kapitał pieniężny zamyka koło, poprzez trzecią i ostatnią fazę. Kapitalista otrzymuje ostatecznie pewną nadwyżkę - zysk, która jest spieniężoną nadwartością, t. j. nieopłaconą pracą. O wysokość uzyskanej nadwartości może być zwiększona produkcja w następnym, cyklu obrotowym. Porównując ten pogląd z teorją wzrostu gospodarczego E. Lederera, widzimy, iż zyski są pewną fazą wzrostu gospodarczego, przebiegającego poza świadomą wolą podmiotów gospodarczych. Tyczy to oczywiście krajów kapitalistycznych z okresu wolnokonkurencyjnego.
Załóżmy, iż dochód społeczny, jak również jego podział, nie ulega zmianie. Dochód w formie dóbr spożycia, dostawszy się do rąk konsumentów, może być skonsumowany w całości 1ub tylko w części. W pierwszym wypadku mielibyśmy pełne w danych warunkach i możliwościach zaspokojenie potrzeb, lecz nie byłoby nic zaoszczędzone, w drugim wypadku pozostałaby pewna reszta, która w ten sposób uległaby akumulacji. W ustroju kapitalistycznym mechanizm systemu pieniężnego pozwala wprost akumulować środki pieniężne, będące siłą nabywczą, kwitami na dobra spożycia. Otóż to ograniczenie możliwej, konsumcji jest jedną z podstawowych metod akumulacji wogóle. Istnieje cały szereg teoryj oszczędności. Jedna z nich uważa, iż oszczędność jest czynnością twórczą, gdyż ktoś, kto oszczędza musi wykonać wysiłek woli, by pohamować swoje potrzeby, dokonując aktu wstrzemięźliwości. W ten sposób uzasadnia się dochód (procent) z kapitałów, powstających z oszczędności. Dotyczy to w równym stopniu oszczędności, dokonywanych przez drobnych ciułaczy przeważnie z płacy, jak i oszczędności, powstających z zysków przedsiębiorcy. W każdym bądź razie wekslowanie części dochodu z toru spożycia na tor produkcji środków wytwórczych może odbywać się przez: a) oszczędzanie, b) zyski przedsiębiorców, i c) kapitalizację przymusową. W warunkach produkcji zadrużnej proces ten będzie przebiegał nieco inaczej. Stosownie do uczynionego poprzednio założenia, wielkość dochodu zostałaby niezmienna. Stworzenie akumulacji jest w tym wypadku możliwe tylko przez ograniczenie aktualnej konsumcji. W warunkach wolnej gospodarki ograniczenie konsumcji jest wynikiem spontanicznej decyzji konsumenta, będącego pracownikiem, a więc oszczędzającego z płacy, lub przedsiębiorcy, który zamiast puścić osiągnięte zyski w kabarecie, obraca je na. dalszy rozwój przedsiębiorstwa. Akumulacja więc może odbywać się we własnym zakresie lub przez instytucje kredytowe.
W ramach gospodarki planowej, stworzonej przez zadrugizm, z natury rzeczy muszą odpaść impulsy indywidualne. Zostaje więc akumulacja uspołeczniona. Stopa życiowa będzie musiała przejściowo się zniżyć. Przy niezmiennej produkcji jest to najważniejsza droga uzyskania środków na rozbudowę bazy produkcyjnej. Jakie są granice obniżenia konsumcji? Trudne są one do określenia. Poszczególne narody Europy mają różny poziom stopy życiowej, a niemniejsze różnice istnieją pomiędzy poszczególnemi klasami. Stąd trudno określić minimum życiowe, gdyż jest ono różne w poszczególnych warstwach, a ich wypadkowa nie może pretendować do ścisłości. Wyjściem z tego dylematu jest sprowadzenie stopy życiowej do jednego poziomu i przyjęcie minimum życiowego jako zasady. Odrzucić należy nierówność w dochodzie, jeśli stworzenie tej nierówności było samo w sobie celem. Sprowadzenie stopy życiowej całego narodu do minimum życiowego jest granicą teoretyczną, do której posunąć się można w dążeniu do wydobycia jak największej akumulacji, dla najbardziej spotęgowanego tempa rozbudowy bazy produkcyjnej. Zbliżenie się do tej granicy przyspiesza realizację dzieła i tem samem skraca czas oczekiwania na owoce poczynionych ofiar i poświęceń. Zazwyczaj walczą tu dwa sprzeczne motywy: skłonność ku wygodnemu, bezbolesnemu bytowaniu, właściwa dla mentalności konsumcyjnej, dla zjadaczy chleba i przeciwstawne impulsy wyższe, płynące z nastrojów, właściwych entuzjazmowi grupowemu. Ponieważ naród, ujęty w ramy ustroju zadrużnego, cele swe zasadnicze będzie upatrywał nie w najbardziej wyszukanem zaspokojeniu swych potrzeb materjalnych, przeto te ostatnie mogą i muszą ulec daleko idącym przemianom. Usprawni to znacznie produkcję narodową i przyczyni się do spotęgowania akumulacji, gdyż zaistnieją warunki produkcji masowej, a więc i prawo zmniejszających się kosztów. Znikną wysokie koszta rozdrobnionej, bo w tej samej kategorji dóbr różnicowanej wytwórczości, co da możność zatrudnienia uzyskanych sił produkcyjnych w dziedzinie naprawdę użytecznej. Standaryzacji potrzeb i środków ich zaspokojenia towarzyszyć musi rugowanie konsumcji zbytecznej, objektywnie nieuzasadnionej. Naród musi upodobnić się do oddziału szturmowego, który wprawdzie w swych członach składowych - pojedyńczych żołnierzach - odczuwa potrzeby konsumcyjne; jednak te nie są celem istnienia i trwania samego oddziału. Takie sformułowanie może być dla wielu przeraźliwe. Ale to nie może zmienić postaci rzeczy. Zatem, dążąc do rozbudowy podstaw narodu, będziemy musieli wkroczyć na jedną z dróg, prowadzących do akumulacji, mającej nam dać w ręce środki do budowy. Ujednolicenie stopy życiowej, redukcja konsumcji, standaryzacja potrzeb i rugowanie konsumcji, opartej na potrzebach, ukształtowanych historycznie, lecz objektywnie nieuzasadnionych - oto ogólne kierunki polityki gospodarczej. Możliwa jest ona do przemyślenia tylko w społeczeństwie, ożywionem duchem heroicznego entuzjazmu. Przeobrażenie duchowe narodu jest warunkiem zasadniczym, Akumulacja poprzez redukcję konsumcji nie jest jedyną drogą, prowadzącą do tego celu. Jest ona raczej ostatecznością, do której zwrócić się należy, gdy inne metody okazałyby się zawodne. Do tych samych celów zdążać mażemy, nie zmniejszając konsumcji, jak to rozpatrywałem powyżej, lecz dzięki wzmożonej pracy, spotęgowanemu wysiłkowi. Jest ta zagadnienie przeciwne poprzedniemu. O ile tam zakładałem niezmienność produkcji społecznej, przy zmiennej wielkości konsumcji, tu unieruchomiamy konsumcję, ruchomą zostawiamy natomiast produkcję. Możemy z dalekoidącemi omówieniami i uproszczeniami założyć, iż spotęgowanie wysiłku ze strony jednostek danej społeczności da proporcjonalny wzrost produktu globalnego. W ustroju zadrużnym będzie to zjawiskiem naturalnem z powodu pomniejszenia oporów organizacyjnych, związanych ze zwiększoną produkcją, które to opory są tak charakterystyczne dla gospodarki typu kapitalistycznego. Nader interesujące jest zagadnienie doniosłości motywów psychicznych dla wydobycia z jednostki spotęgowanego wysiłku. Założeniem jest, iż praca jednostki stwarza więcej wartości, niż wartość pożywienia przez tę jednostkę przyjmowana. Twierdzenie to wygłaszane we formie apodyktycznej; nosi charakter metafizyczny. Jednostka może wytwarzać więcej, niż spożywa, t. j. stwarzać zasadniczą nadwartość, lecz nie musi być tak zawsze: Oczywiście, gdyby jednostka z reguły zdobywała się na pracę uboższą w produkt, niż wynosi tej pracy wytworzenie (przez spożywanie), to jednostka ta, gdyby nie otrzymała pomocy od swych współtowarzyszy, musiałaby dokończyć swego żywota z niedokonsumcji, czyli prościej mówiąc - z głodu. Istnieją poważne możliwości poza linją, wykreśloną przez znak równości między wartością pożywienia, konsumowaną przez jednostkę, a reprodukcją ich na nawo przez pracę. Jednostka, a więc i zespół tych jednostek w ramach produkcji społecznej, może się zdobyć na niepomiernie wyższy wysiłek, niż to jest zazwyczaj. Impulsy muszą być natury psychicznej. Stwarzanie tych impulsów poprzez pobudzanie egoizmu jest właściwe dla gospodarki indywidualistycznej, przez. co właściwa rola motywów psychicznych została przysłonięta, zamazana tek dalece, iż dla wielu stało się aksjomatem symplicystyczne twierdzenie o równoległości ruchu konsumcji i wydajności pracy. Związek między sferą konsumcji a wydajnością pracy fizycznej i myślowej istnieje tylko w dość wąskich granicach - poza tem związanie się to jest nader luźne. Rozstrzygające są wielkości duchowe. Tu zrozumiemy, dlaczego najproduktywniejsze żywoty były, jednocześnie ascetyczne. Wzmożoną produkcyjność, wynikającą z spotęgowanego wysiłku mięśni i mózgów, należą odróżnić jednak od usprawnienia natury technicznej; którego zasada da się ująć w zdaniu: "Więcej, Produktu przy tym samym wysiłku". Wzmożony wysiłek narodu obejmuje oczywiście dziedzinę produkcji środków spożycia i produkcji. Dać to może warunki do względnego lub absolutnego podniesienia konsumcji poprzez zwiększenie globalnej wytwórczości dóbr konsumcyjnych, lub - o ile ilość tych dóbr nie ulegnie zmianie - pozwoli to przenieść pewne ilości pracy z tej dziedziny do gałęzi wytwarzających środki produkcji. Przyspieszy więc tempo tworzenia produkcyjnej bazy narodowej. Do analogicznych wyników prowadzić będzie spotęgowana wydajność w gałęziach środków produkcji. Istnieje więc cały szereg warjantów. Pragnąłbym zaakcentować czynnik decydujący w przytaczanych rozważaniach: wielkość moralną. Jest ona tym pozagospodarczym czynnikiem, który umożliwia przyjęcie i stosowanie metody: a) ograniczonej konsumcji, b) spotęgowanego wysiłku w dziele budowy produkcyjnej bazy narodowej. Cały szereg dalszych uwarunkowań, związanych z tymi metodami, które obejmuję ogólnem pojęciem organizacji ustrojowej, również spoczywają na fundamencie tej wielkości moralnej. Równej doniosłości dla problemów akumulacji i wzrostu gospodarczego jest czynnik postępu technicznego, polegający na usprawnieniu produkcji. Wagę jego dla rozwoju gospodarczego oceniają wysoko teoretycy całkiem różnych skądinąd systemów: Marx, R. Luxemburg, Lederer, Schumpeter *55), w pewnym stopniu Rosch i - co do metodyki - również Loewe, zgodni ze sobą, że bez postępu technicznego rozwój kapitalizmu byłby czystą utopją. Według Maria postęp techniczny jest "trwającą rewolucją metod produkcyjnych", wyznaczających tory rozwojowe wszystkich innych czynników gospodarstwa, a więc i całego życia społecznego wogóle. Interesujące mnie w danym momencie zagadnienie jest nieco węższej natury i da się określić wagą, jaką posiada postęp techniczny dla akumulacji i tem samem wzrostu gospodarczego w warunkach ustroju zadrużnego.
Przy niezmienności aktualnej konsumcji i wysiłku produkcyjnego akumulacja jest możliwa tylko w wyniku usprawnienia technicznego wytwórczości. Prof. Lipiński powiada tu, że "przy zupełnej równowadze rynku, gdyby każdy czynnik produkcyjny otrzymywał w cenie całkowity . zwrot wartości swego udziału w wytwarzaniu (gdyby czynniki produkcyjne partycypowały w dochodzie społecznym według swego produkcyjnego wkładu), zaś produkcyjność pracy pozostawała bez zmiany, oszczędzanie bez zmniejszania dotychczasowej konsumcji nie byłoby możliwe, o ileby wogóle istniało. Wzrost produkcyjności pracy oznacza, iż mniejszy nakład kosztów społecznych w każdym nowym okresie wytwórczym przypada na wytworzenia danego dobra... ostatecznym źródłem oszczędzania jest wzrost produkcyjności pracy" *56). W Pewnym stopniu tłumaczy to, dlaczego w systemie kapitalistycznym okres ożywienia konjunkturalnego, polegający na wzmożonem uruchomieniu wytwórczości środków produkcji, bywa jednocześnie okresem powszechnej pomyślności i dobrobytu. W ustroju zadrużnym, będzie to możliwe, gdy tempo rozwojowe będzie walne - nie szybsze, niż tempo akumulacji kapitalistycznej. Ponieważ jednak tempo rozbudowy będzie niewątpliwie nosiło charakter rewolucyjny, przeto przed koniecznością stąd wynikającą, już omawianą, a więc ograniczeniem konsumcji i wzmożeniem wysiłku, ujść możnaby tylko w spotęgowanem stosowaniu zdobyczy technicznych. Zadanie to jest rozwiązalne w zupełności. Według Boehm-Bawerka w każdym momencie istniejący stan techniki zawiera wielką ilość kombinacyj, mogących być spożytkowanemi w produkcji, które jednak są niewykorzystane. Powodem tego są: opory, wynikające z bezwładności psychicznej i względny brak kapitałów. W gospodarce planowej zadrugizm, przeszkody tej natury będą oczywiście mniejsze. Postęp techniczny umożliwiał społeczeństwom kapitalistycznym bezbolesny, bez większych ofiar stwarzany wzrost gospodarczy. Usprawnienie produkcji, dające w wyniku mniejszy koszt nakładów społecznych na jednostkę towaru, stwarza możność zakumulowania powstającej nadwyżki, przy założeniu, iż pozostające elementy produkcji nie ulegają zmianie. W gruncie rzeczy usprawnienia techniczne produkcji są charakterem swoim podobne do już omawianego zagadnienia spotęgowania wysiłku. Różnica leży tylko w tem, że w dążności do usprawniania technicznego produkcji środek ciężkości pracy przesuwa się na barki wynalazców i konstruktorów, gdy w pierwszym wypadku zadanie spoczywa na mięśniach i mózgach ,pracujących mas. Nie ulega kwestji, iż w dążności do największych wyników, w najkrótszych terminach czasu, wszystkie te metody stwarzania nadwyżek w dochodzie społecznym w celu ich zaakumulowania muszą być stosowane jednocześnie. Są to trzy tory, któremi będzie posuwać się w przyszłości,. polityka gospodarcza. Zdecydowanie odrzuconą musi być mgławica ckliwych postękujących werbaljów. Oczyma wyobraźni już widzę mnogich "obrońców" ludu, chroniących go przed "wyzyskiem", drogą głoszenia ewangelji bezwładu i żywiołowej gnuśności. Zaznaczyć wypada, iż tylko metoda postępu technicznego mogła być stosowana w systemie gospodarki kapitalistycznej. Dwie pierwsze metody z zasady nosiły charakter eksploatatorski i rabunkowy, urągający poczuciu człowieczeństwa: W systemie planowej gospodarki w narodzie, ożywianym entuzjazmem zadrużnym, owianym duchem heroizmu, stosowanie ich (przejściowe zresztą) oznaczać będzie wysoki lot uczuć zbiorowych - bohaterstwo pracy. I na tem, przy zestawieniu z naszemi postulatami, polega zdecydowana preponderencja gospodarki planowej; wyrażanej przez zadrugizm, nad innemi systemami produkcyjno-ustrojowemi. Nawet postęp techniczny, któremu gospodarstwo kapitalistyczne zawdzięcza swój imponujący rozwój, nie dał się zmieścić wygodnie w ramach tego ustroju i doprowadził w poważnym stopniu do istniejących perturbacyj w gospodarstwie światowem. W zadrużnym ustroju gospodarki znikną objawy ujemne stosowania nowoczesnej techniki, natomiast w całej pełni ukażą się pozytywne jej właściwości. Słusznie też zauważa Landauer, "iż niepodobna wykryć wypadku, by, zapatrując się na postęp techniczny ze strony społecznej, dało się wykryć jego produkcyjność jednocześnie bez momentu rentowności" *57).
System finansowy kapitalizmu, doprowadzony do zlania się kapitału przemysłowego z kapitałem finansowym, znakomicie ułatwiał operowanie zakumulowanemi dobrami, doprowadzając je poprzez stadja przeróbki do dóbr spożycia, do surowców podstawowych i półfabrykatów, następnie do skończonych dóbr produkcyjnych (Aftalion, Spiethoff). Tą samą funkcję spełniał w zasadzie i kredyt bankowy, będący łagodną inflacją (A. Krzyżanowski), jak o tem już wzmiankowałem.
Omówiwszy metody stwarzania akumulacji społecznej, zastanówmy się pokrótce nad sposobami operowania nią. Wchodzi to w zakres zagadnień finansowych: Przy założeniu istnienia rynku towarowego (kontrolowanego przez organy gospodarki społecznej), mamy następujące drogi, wiodące do finansowania bazy produkcyjnej:
1) mechanizm cen monopolowych (opodatkowanie pośrednie),
2) opodatkowanie bezpośrednie dochodu, obejmujące:
a) pożyczki państwowe,
b) podatki na inwestycje,
3) inflację,
4) planową politykę cen.
Dźwignia finansowa, zawarta w cenach monopolowych, jest bardzo subtelnym instrumentem, gdyż o ile rolnictwo i przemysł dóbr spożycia (na nim bowiem. spoczywa ciężar całego problemu w pierwszej fazie rozbudowy) w pierwszych już etapach realizacji narodowej bazy produkcyjnej nie podniosą znacznie swej produkcji, wystąpią z konieczności nożyce cen, które boleśnie mogą ugodzić w stopę życiową rolników. Poszerzanie się tych nożyc może łatwo przekroczyć pewne granice, poza któremi rozpoczyna się już bojkot produktów przemysłowych. Wyjściem natenczas okazać się musi monopolizacja produkcji rolniczej, co jednak wymaga wielkich wysiłków i wiele czasu. W parze z tem iść musi likwidacja rynku. lub ograniczenie go w zasadniczych sortymentach towarów. W ten sposób dochodzi się do racjonowania konsumcji, która ze swej strony pozwala w pewnej mierze na stosowanie inflacji. Inflacja w tych okolicznościach godzi w pewne warstwy społeczne i może być srogiem w swej skuteczności narzędziem. Kroczenie jednak tą drogą jest połączone z trudnościami. Inflacja wyrywa z rąk planowego kierownictwa instrument, pozwalający na sprawne regulowanie materjalnemi elementami gospodarstwa społecznego. Zastępowanie metody rynku przymusem może być ostatecznością, przed którą należy się bronić. W ostatnim bowiem wypadku odpada możność kontrolowania procesów gospodarczych metodą rachunkową. Elementy produkcji stają się mocno nieuchwytne. Również stosowanie opodatkowania bezpośredniego jest owocne w warunkach wolnego rynku towarowego; przy rosnącem jego zreglamentowaniu umniejsza się sprawność jako instrumentu polityki finansowej.

3. Praca

Wydzielanie z dochodu narodowego nadwyżek w postaci dóbr spożycia lub pośrednio w formie zakumulowanych środków pieniężnych ma znaczenie o tyle tylko, o ile jednocześnie istnieje wolna praca, która, otrzymując te zaoszczędzone dobra spożycia jako zapłatę, da się zatrudnić w wytwarzaniu środków produkcji i inwestycyj, mających później usprawnić lub rozszerzyć produkcję narodową. Jako milczące założenie przyjmujemy tu istnienie rozplanowanej celowości podejmowanych prac. Warunkiem wzrostu gospodarczego jest zatem wolna praca. Stworzenie produkcyjnej bazy narodowej będzie wymagało na czas dłuższy zajęcia się w wytwarzaniu masy inwestycji ogromnej ilości robotników fizycznych i .umysłowych. Do momentu uruchomienia całej bazy produkcyjnej zachodzi konieczność ich utrzymania. Zagadnienie to rozpatrywałem ogólnikowo powyżej. Termin "akumulacja" w słowniku ekonomiki kapitalistycznej oznacza dokonaną już pracę nad wytworzeniem środka produkcji, lub inwestycyj. Inaczej jest w ustroju gospodarki planowej. W niej znacznie wyraźniej występuje złożoność tego zjawiska. Wielkość namierzonej bazy produkcyjnej i szybkość jej budowy, uzależniona jest od ilości pracy, która bezpośrednio może być w jej tworzeniu zatrudniona. Zagadnienie nie wyczerpuje się jednak tylko na posiadanych możliwościach finansowych. Istnieje cały szereg momentów perturbacyjnych, zmuszających przyjrzeć się uważnie splotowi zagadnień, związanych z pracą. Pojęcie pracy w pewnym tylko stopniu pokrywa się z masą ludzką. Jeśli chodzi o nasze warunki, to dziedziczymy z przeszłości wielkie masywy ludzkie, o pewnym: zdecydowanym standardzie, z nader nieznacznem zróżniczkowaniem. Posiadamy wielkie rezerwy fizycznej, niewykwalifikowanej pracy. Inaczej przedstawia się sprawą, gdy będziemy usiłowali wydzielić pracę nietylko fizyczną, niewykwalifikowaną, ale i pracę umysłową. Wprawdzie zastępy t. zw. inteligencji są dość liczne, ale błędem byłoby utożsamiać ją z grupą, powstałą pod wpływem społecznego podziału pracy. Wbrew pozorom, inteligencja nasza jest raczej ugrupowaniem, sformowanem na podstawie pewnej konsumcyjnej, względnie, wysokiej stopy życiowej, niż kategorja sił umysłowych, pracujących w poszczególnych gałęziach życia społecznego. Zgrubsza poczyniony podział pracy na: pracę fizyczną kwalifikowaną, niewykwalifikowaną, umysłową, przetwórczą i twórczą, da w wyniku poważny stosunkowo deficyt w dziale pracy kwalifikowanej i umysłowej twórczej. Budowa bazy produkcyjnej wymagać będzie ogromnej masy pracy w kategorji technicznej i ekonomicznej, będącej jednocześnie organizacyjną. Dziś zaznaczający się względny nadmiar wyszkolonych specjalistów techników i ekonomistów, bynajmniej nie usposabia do wyciągnięcia jakiegoś optymistycznego wniosku. Raczej zjawisko to uchyla rąbek kurtyny werbalistycznej, zawisającej nad naszą rzeczywistością. Nasz niedorozwój gospodarczy jest tak straszliwy, tempo nadrabiania zaległości tak żółwie" a raczej żadne, że nawet dla nielicznej grupy fachowców niema miejsca i powstaje zjawisko "nadprodukcji inteligencji". Przykładowo przytoczę tu, iż gdy przemysł niemiecki zatrudniał 30 tysięcy chemików dyplomowanych, to nasz kilkuset i gdy kryzys część wyrzucił na bruk, powstało bezrobocie w tej gałęzi specjalistów. Stąd już krok tylko do bezczelnie naiwnego porównania "bezrobocia" u nas i w Niemczech, dzięki czemu już bez przeszkód wyciąga się rozbrajające wnioski o paraleliźmie rozwojowym dwóch krajów. Kryzys światowy skutecznie przytępił zdolność widzenia rzeczywistości w sferach naszej inteligencji i to wtenczas, gdy winno być odwrotnie.
Z masy narodowej muszą się wydzielić talenty organizacyjne. Nie chodzi tu już tylko o zdolności organizacyjne. Powodzenie planu postuluje zaistnienie grupy wybitnych talentów, którzy będą stanowić zwornik sklepienia tej potężnej, a najzupełniej oryginalnej budowy, jaką będzie plan bazy narodowej i jej realizacja. Umysły tego typu mogą zaistnieć tylko jako produkt swoistego środowiska. Niema tu mowy o jakiejś improwizacji. Gospodarstwo planowe i jego kierownicy wyrastają z swoistej namiętności "człowieka politycznego", z którą się rodzi, a która może być następnie pogłębiona i rozwinięta. Drugim punktem z kolei będzie konieczność posiadania licznej grupy; pracowników organizacyjnych. Społeczeństwo w ramach ustroju zadrużnego nie będzie tem zbiorowiskiem luźnych jednostek, jakiem jest współcześnie. Pewne wyobrażenie o jego przyszłości oblicza można mieć, gdy się wczuje w ducha oddziału wojskowego. Rola przywódców na każdym szczeblu życia zbiorowego przybierze potężnie na ciężarze gatunkowym. Cementem, spajającym dziś luźnie chadzające indywidua w jednolity twór, będzie właśnie nerw woli i instynktu narodu, w każdym odcinku i na każdym szczeblu się znajdujący przodownik, będący wyrazem zadrużnej koncepcji organizacyjnej. Współczesność ukazuje nam codzień koncepcję organizacyjną, w której człowiek jest sprowadzony do rzędu przedmiotów materjalnych. Jest to jednostronna przewaga racjonalizmu, patrzenie na świat oczyma matematyka-geometry. Przodownik w ustroju zadrużnym; to ten człowiek, który płomienniej czuje i przeżywa ideały i dążenia narodowe, który ognie, we własnej piersi płonące, skuteczniej potrafi przerzucać w dusze współtowarzyszy przy pługu, piecu hutniczym, laboratorjum chemicznem, czy też sypaniu nawierzchni drogi bitej. Te walory moralne dają najwyższą, decydującą punktację o użyteczności społecznej jednostki. Następnym w kolejności jest dopiero czynnik wyszkolenia technicznego i ekonomicznego. Im wyższy będzie poziom przygotowania specjalistów technicznych i ich ilość, tem łatwiejsza i szybsza będzie budowa bazy produkcyjnej. Praca przy budowie zrębów bazy produkcyjnej wspierać się będzie o zasady nowoczesnej techniki. Konieczne jest przeto jak najwyższe wykwalifikowanie robotników, ich kompetentność, warunkująca umiejętne i skuteczne użycie nowoczesnych maszyn i instalacyj.
Walka o przebudowę ustroju w zarysowanym kierunku w Polsce, będzie zasadniczym i najbardziej niezawodnym instrumentem selekcyjnym charakterów, które wzniosą następnie bazę produkcyjną. Wykluczonem jest, by w tych, którzy staną poza szeregami walczących o ustrój zadrużny, zaistniały jakieś głębsze możliwości do wyciśnięcia na rozwoju zadrugizmu, jego dziele swego wpływu, wynikającego z ich modelu duchowego. Uważałem za słuszne wzmiankować o tem, gdyż, pustka wewnętrzna licznych kategoryj naszych warstw czołowych usiłuje się kryć wzmożonem naśladownictwem hasełek i poglądów. Postawa wojująca, podniosły wysoki lot uczuć zbiorowych dać jedynie może asumpt do rozwijania się umysłów, na tym poziomie żyjących, o szerokim rzucie płomiennej wyobraźni. W równym stopniu tyczy to sposobu wyłaniania się grup przodowniczych na wszystkich szczeblach i odcinkach życia narodowego. Podział dzisiejszy życia społecznego na sfery gospodarstwa, polityki i kultury w ustroju zadrużnym nie da się utrzymać. Polityka, moralność, gospodarstwo stopią się w całość. Rozróżnianie ich będzie nosić zupełnie inny charakter. Stąd zrozumiałem się staje, dlaczego w dziele budowy bazy narodowej postawa uczuciowa juko narzędzie selekcyjne dla wydzielenia się elity ma decydujące znaczenie. Zanikowi indywidualizmu w gospodarstwie towarzyszyć będzie coraz wyraźniejsze wydzielanie się sfery pozaludzkiej natury. Synteza materjalizmu i idealizmu. Ponieważ umysł nasz został odlany z modelu działania wśród brył materjalnych, to dążąc dalej po tej drodze, dojdziemy do postulatu pogłębiania i poszerzania naszych wiadomości technicznych. Im głębsze i szersze będzie przygotowanie techniczne, tem skuteczniejsze działanie armji pracy, walczącej o narodową bazę produkcyjną. Wyrabiania się kwalifikowanych grup wśród naszych warstw robotniczych będzie wynikiem stopniowego rozwoju. Na tej drodze mamy poważne przeszkody do zwalczana. Oprócz zamaskowanego kołtuństwa, starającego się przeciwstawić przemianom, opór niemały wynikać będzie z indywidualizmu wegetacyjnego, w jakim jest pogrążona znaczna część mniej, lub bardziej chronicznie bezrobotnego ludu, żywionego łatwizną wypocin ideologicznych, na rozkładzie sił i prężności dziejowej narodu pasożytującej, lewej i prawej kołtunerji.

4. Organizacja

Zwężywszy pole widzenia i rozpatrując tylko fragmenty gospodarstwa narodowego od strony jego planowego wzrostu, łatwo można dojść do przesadnego uproszczenia rzeczy. Zagadnienie rozwoju planowego gospodarstwa narodowego nosić musi wyraźne piętno dynamiczne: Ważnem jest to stwierdzenie, gdy się zważy, że jesteśmy obciążeni statycznym poglądem. na świat, właściwym ekonomice kapitalistycznej i całej tej atmosferze, która jej towarzyszyła. Wychodzi się bowiem z założenia, że zaspokojenie potrzeb indywidualnych jest racją wszelkiej produkcji i że usiłowanie zrozumienia stanu gospodarczego zawsze musi być z tej strony naświetlane. Do przebudowy naszego gospodarstwa podchodzić musimy z innej strony. Cele narodowe, a więc politycznej natury, są rozstrzygające. Wychodzimy bowiem z zasadniczej przesłanki gospodarki zadrużnej, jednostki czującej jako człon narodu tak silnie, iż jej zdolność reagowania jako izolowanego indywiduum jest zdecydowanie przytłumiona. Omówienie powyższe jest konieczne dla zrozumienia tej podstawy organizacyjnej ustroju gospodarczego, w którym osią i trzonem jest naród jako podmiot gospodarczy. Szeroka polityka narodu, jego historyczne zamierzenia, daleki rzut w przyszłość - oto są całkiem nowe elementy, które on ze sobą wprowadza do gospodarstwa.
Przedwcześnie byłoby jeszcze dziś szkicować schemat organizacyjny, w jakim wyraża się rozczłonkowanie narodu. Pewnem jest, iż jego ogólny kierunek rozwojowy, misję dziejową" obejmie organ woli narodowej, skupiający najaktywniejsze, uselektowane elementy, tworzące awangardę narodu. Będzie to jednocześnie elita wartości biologicznej narodu. Wyłoni się ona tylko w walce i w walce będzie się odświeżać i nabierać hartu. Będzie to ugrupowanie, w którego dłoniach znajdować się będzie niejako sztandar narodu. Obok tego występować będzie jako czynnik poboczny, choć niemniej ważki, moment terytorjalny, matematyzujący, jakim jest ogólnie ukształcona forma terytorjalnego współżycia jednostek. Będzie więc to coś zbliżonego do form współczesnej organizacji politycznej, znajdującej swój wyraz w instytucji parlamentów lub samorządów. Donioślejsze dla produkcji będą jednak formacje, wyrastające z podłoża gospodarczego: syndykaty i spółdzielnie w skali ogólno-krajowej; hierarchicznie zróżniczkowane, a najwierniej wyrażające fizjognomję rzeczywistości gospodarczej narodu, będąc jednocześnie dźwignią, służącą do przemiany tejże rzeczywistości. Ustrój zadrużny oprze się zatem o najgłębsze pokłady narodu, wspierając się na jego dążnościach i interesach, wyrażonych: 1) w ugrupowaniu awangardowem woli i ideałów narodowych, 2) przedstawicielstwie terytorjalnem ogółu narodowego, 3) w zrzeszeniach ogólnych wytwórców. i 4) spożywców. Przez te organy oddziaływałyby siły socjalne, kształtujące rzeczywistość narodową.
Rola państwa z konieczności musi się ograniczyć do narzędzia woli narodu. Państwo nie może być czystą formą. Istota państwa jako najwyższej formy bytu zbiorowego wyznaczana, jest przez treść narodową. Narzędzie to może być powołane do potężnych zadań. Państwo musi się stać w odniesieniu do gospodarstwa ośrodkiem planowości. Inaczej mówiąc, centralne ośrodki planujące, jako też cały system hierarchiczny komisyj planowych w poszczególnych odcinkach terytorjalnych lub gałęziach gospodarstwa, muszą przybrać charakter publiczny. Wpływ tego aparatu, reprezentującego czynnik planowości, winien być zapewniony ma całość gospodarstwa, którego wyodrębnienie w samodzielne jednostki będzie nieuniknione. Ośrodki planowania gospodarczego będą miały do rozstrzygnięcia tak ważne problemy, ciągle się odnawiające, jak np. zagadnienie równowagi między wsią i miastem, konsumcją, produkcją itd. Funkcjonowanie całości gospodarstwa narodowego w sposób, zapewniający szybką i sprawną budowę bazy produkcyjnej" jest uzależnione decydująco od systemu wymiany i obiegu towarów w organiźmie gospodarczym. Istnieje cała serja możliwości w tej dziedzinie; zamkniętej w ramach wolnego rynku i gospodarstwa bezrynkowego. Ostatnią alternatywę częściowo już omawiałem. Przy istnieniu wolnego rynku, handel staje się systemem regulacji całości procesów gospodarczych. W warunkach żywego tempa rozwojowego całkowicie wolny rynek jest niemożliwy. Handel jest przedewszystkiem siecią, wyrównującą i orjentującą w kierunkach i napięciach, właściwych konsumcji. Zadanie handlu sprowadza się w pierwszym, rzędzie do powiązania orjentacyjnego między produkcją i konsumcją; następnie do wyrabiania w konsumencie potrzeb; wynikających z nowych możliwości produkcji i naodwrót, wywierania nacisku na produkcję w celu dostosowania jej ilościowo lub jakościowo do potrzeb, wyczuwanych przez konsumenta. Pozatem rola handlu obejmuje jeszcze zadanie łagodzenia niedopasowań produkcji do konsumcji przez akumulowania towarów dla przyszłej konsumcji. Zadania handlu wyżej podane są właściwe tak dla gospodarstwa socjalistycznego, jak i kapitalistycznego, znajdującego się, w stanie powolnego rozwoju, lub wogóle statycznego. W okresie budowy bazy produkcyjnej paralelizm między tak zarysowaną produkcją - konsumcją nie będzie celem naczelnym polityki gospodarczej, obejmującej wymianę. Z konieczności, wynikających z naczelnych celów narodu, wymiana będzie się musiała orjentować na produkcję, do jej wzrostu dostosowując swój charakter. Handel, spełniając tę funkcję, musi nosić charakter uspołeczniony. Rolę jego w kategorji dóbr konsumcyjnych spełniać będzie spółdzielczość, ujmująca w swe ramy cale spożycie kraju.
Impulsy w wytwórczości środków produkcji pochodzą nie od konsumcji, lecz od trwałej tendencji wzrostu, która jest zdeterminowaną przez dokonaną akumulację dóbr .spożycia, zasoby wolnej pracy, postęp techniczny, świadomość kierunkowej rozwoju, takie okoliczności w organizacji społecznej, iż bieg wzmożonej produkcji społecznej nie napotyka przeszkód zbyt wielkich. Warunki te, jak starałem się zobrazować, są najzupełniej osiągalne w Polsce, gdy zręby ustroju gospodarczego spoczną na zasadach planowości. Jako założenie przyjąłem, iż baza geograficzna Polski, wprawdzie nie tak samostarczalna, jak np. Rosji, lub St. Zjednoczonych, posiada jednak dane ku temu, by poza pewnemi koniecznościami, wymiany międzynarodowej (rudy i surowce tropikalne) zapewnić możność pełnego rozwoju gospodarstwa narodowego. Środek ciężkości problemu tkwi w duszy narodu i od zmian w niej zależy możność stworzenia swoistego typu organizacji i bytowania społecznego, co da możność przemiany materjalnej naszej rzeczywistości w kierunku zapewnienia zaspokojenia naszych tęsknot, coraz bardziej ogarniających młode pokolenie drugiej Rzeczypospolitej.
Plan gospodarstwa narodowego jako taki niema żadnej własnej wartości, dopóki nie obejmie całokształtu naszej konkretnej podstawy materjalnej i humanistycznej, dopóki jej bardziej nie wyczerpie, niż to mogła uczynić suma gospodarstw indywidualnych, objętych ogólnem pojęciem gospodarstwa kapitalistycznego. Planowość gospodarcza, wykwitająca z zadrugizmu, musi bardziej wyzyskać nasze zasoby, jakie posiada ziemia polska i lud polski, ją zamieszkujący niż to było dotychczas. Naród nasz znajduje się pod okupacją kołtuństwa, będącego swoistą kategorją psychiczną, ukształtowaną przez wykrzywienie naszego rozwoju dziejowego. Pachołkowie tego kołtuństwa, rozmaite pozornie wyznający maksymy społeczne, żywiołowe lenistwo, a raczej nihilizm duchowy ubiorą w zasadnicze wątpliwości o skuteczności i potrzebie nawet rozwoju narodu. W odpowiedzi kołtunerji można rzec, iż krocząc drogami, przez nie podawane, zdążamy prosto ku katastrofie państwa i zgubie narodu, jak to już raz uczyniono dzięki tej samej kołtunerji; półtora wieku temu.
Nasza zdolność akumulacji, jak to już stwierdziłem, jest poważna i pozwała snuć plany o rwącem tempie rozwojowem. Że podstawy tej akumulacji będą okupione wielkiemi ofiarami i poświęceniami, z tego najzupełniej zdajemy sobie sprawę. Lecz ważniejszem jest, iż posiadamy zdolność do tych ofiar. Już samo to jest ogromnym walorem moralnym, wplatającym liść wawrzynu do wieńca na skroniach posągu Polski Heroicznej. Nie ulega kwestji, że nasza akumulacyjna zdolność jest odmiennej natury, niż to było u innych narodów. Zbiega się to z twierdzeniem, iż rozwój nasz innemi torami odbywać się będzie i - co ważniejsze - kierować się będzie na inne cele. Typ naszej kultury, którą na zrębach ustroju zadrużnego wzniesiemy, nie będzie tym słabym refleksem zachodu, dziwacznie odbitym w zwierciadle naszej rzeczywistości, lecz będzie właśnie z tej rzeczywistości jako kwiat gleby polskiej i jej właściwości, bujnie wystrzelał. Ujęcie narodu w ryzy surowego ustroju zadrużnego nie może nie nastręczać ogromnych trudności. Błędne byłoby mniemanie, iż wtłaczanie narodu w te ramy byłoby czemś wystarczającem. Ramy organizacyjne są tylko jedną stroną zagadnienia. Towarzyszyć im, a nawet poprzedzać winno uświadomienie i wyrobienie uczuciowych dyspozycji, każących w tym typie życia społecznego widzieć coś, czego się pożąda, do czego entuzjastycznie się zdąża, jako że w tem życiu dopiero osiąga się pełnię zaspokojenia tych tęsknot i pragnień, które dziś .sztucznie przytłumione dają o sobie znać jako niejasne niezadowolenie z istniejącej aktualnej rzeczywistości. Sztuczne tłumiki, dziś starające się zgłuszyć niepokój metafizyczny, w nas się odzywający, muszą być bezwzględnie zdruzgotane. Problem ten dojrzewa.
Tendencje rzeczywistości współczesnej coraz szybciej odkrywają przed nami obraz przyszłości. Zbiegają się z term omówione poprzednio nasze zdolności potencjalne, które dziś musimy. wyzwalać, by jutro stały się naczelnemi zasadami polskiego życia. O wyższym poziomie moralnym i epickiem napięciu jest życie naszego jutra, ku któremu ciążą nastroje naszych serc, z odrazą trwające w nędzy duchowej i materjalnej współczesności.

Rozdział XII System gospodarki planowej
1. Zasady planowania

Gospodarka planowa zadrugizmu, w odróżnieniu od innych systemów gospodarczych, przesiąknięta jest momentem teleologicznym. Gospodarstwo planowe ujmuje w ramy planu procesy gospodarcze, mieszczące się między stanem aktualnym sił wytwórczych i obrazem zaspokojenia potrzeb społecznych. Procesy te ulegają przekształceniom pod wpływem świadomej woli, modulującej je na pożądaną modłę. Suma wysiłku wszystkich jednostek, współpracujących w danych procesach gospodarczych, może być przytem niezmieniana ilościowo, natomiast ulega pod wpływem planu przekształceniom co do kierunku. W tym wypadku uwzględniona być musi podstawowa zasada gospodarcza, polegająca na dążeniu do osiągnięcia celu kosztem najmniejszego wysiłku. Trzeba bowiem pamiętać, iż w stosunku do gospodarki planowej, wysuwany jest najczęściej zarzut, iż jej nieodłączną właściwością jest marnotrawienie wysiłku ludzkiego, tj. nieprzestrzeganie, zasady gospodarności. Wiemy, iż w warunkach gospodarki wolnej, dążność do zysku w przeważnym stopniu jest wystarczającym motywem, zabezpieczającym stosowanie zasady gospodarności. Gospodarzenie polega bowiem na dążności do zaspokojenia wielu potrzeb przy pomocy danej ilości środków. Z natury rzeczy nosi ono charakter wybitnie kalkulatorski i stanowi podstawę gospodarstwa wogóle. Inaczej jest z techniką, która polega na dążeniu do osiągnięcia jednego celu zapomocą istniejących środków. Często jednak granice techniki i gospodarstwa zacierają się. Jest to znamię czasów nowoczesnych. Dziś osiągnięcie celów gospodarczych tylko przez stosowanie zasady gospodarności, doprowadziłoby do negacji techniki i maszynizmu. Zmuszeni jesteśmy dziś podchodzić do zagadnień gospodarczych z nastawianiem technicznem. Problem budowy narodowej bazy produkcyjnej jest wynikiem myślenia raczej technicznego. Jesteśmy bowiem przeświadczeni, iż w ten sposób rozwiążemy zagadnienie gospodarcze, stojące jak groźne memento przed narodem. Nieodłączny od techniki problem akumulacji jest już wynikiem motywów, sprzecznych z czystą zasadą gospodarności. Ostatnia wymaga tylko trafnej oceny natężenia poszczególnych potrzeb i odpowiedniego przydzielenia środków do ich zaspokojenia, gdy natomiast z postępem techniki łączy się konieczność ofiary z istniejących potrzeb, z natury rzeczy silniej wyczuwanych, niż wyobrażenie przyjemności przyszłego zaspokojenia potrzeb. Stare rozumienie gospodarki planowej jako trwałego ustabilizowania życia gospodarczego musimy już dziś stanowczo odrzucić. Ideał takiej gospodarki nosił specyficzne cechy warunków i środowiska, w którem powstał. Był on wyrazem tęsknot mas robotniczych wielkich centrów przemysłowych zachodu Europy, perjodycznie pozbawianych pracy, skazywanych na męki bezrobocia i głodu. Przed dłuższy czas mechanicznie wtłaczano ten ideał w głowy polskich robotników. Szopkę tę, jak i wiele innych, musimy odrzucić. Gospodarka planowa w Polsce nie może mieć za zadanie zapewnianie spokoju bytowania dla kilkuset tysięcy robotników. przemysłowych, lecz zadaniem jej jest stworzyć gwałtowne tempo rozwodu przemysłowego całego kraju, do granic, w których nie będzie w Polsce strukturalnego bezrobocia i w których ogólne cele narodowe, socjalne i polityczne w pełni zostaną osiągnięte. Może potem przyjść i stabilizacja tempa. Trwałą zdobyczą teoretyczną, tyczącą się gospodarki planowej, jest zasada, iż planowanie nie jest funkcją jednorazową, kończącą się na ułożeniu planu, lecz czemś ciągłem, polegającem na nieustannem korygowaniu zmian, zachodzących w procesach gospodarczych. Pewnikiem jest, iż niepodobna przewidzieć tych wszystkich czynników, istniejących w rzeczywistości, które w trakcie realizacji oddziaływują na kształtowanie się planu. Powikłanie w jakimś odcinku wykonywanego planu oddziałać może destrukcyjnie na kolejne ogniwa, sprowadzając rozstrój, całkiem nieproporcjonalnie do przyczyny go wywołującej. Ciągłość planowania dopuszcza niedociągnięcia i zmiany w wykonywaniu planu. Reaguje się na nie w ten sposób, że zmienna się ogniwa i tryby procesów stycznych lub wiążących się z jakiemś ogniskiem powikłań, dzięki czemu cały plan nabiera cech istności, ciągle się zmieniającej, niezmienną zostaje ogólna tendencja planu. Problem czynności korekcyjnych ogromnie wzrósł na ciężarze gatunkowym i stał się tym czynnikiem, który ma zastąpić analogiczną rolę czynnika automatyzmu w gospodarce wolnej. Według prof. W. Sombarta gospodarka kapitalistyczna polegała na korygowaniu planów działania gospodarczego miljonów podmiotów gospodarujących. Nerwem planowości był system oddziaływania na skalę zysku. W gospodarne planowej z powodu poniechania zysku jako celu gospodarczego, ośrodek planowania, obejmujący całe gospodarstwo narodowe, winien objąć te funkcje, jakie spełniał w gospodarce wolnej czynnik przeciwstawiania się sobie jednostek gospodarujących; normalna gospodarka planowa odbywać się może w warunkach rynku kapitalistycznego lub też bez rynku, Przy istnieniu wolnego rynku towarowego, dopuszczającego nieskrępowaną wymianę między wsią i miastem, niebezpieczeństwo opanowania jednostek gospodarujących przez psychologję kapitalistyczną jest szczególnie wielkie. Tą drogą powstaje antynomja nie dająca się załagodzić, jaką jest z jednej strony dążność do celów społecznych, z drugiej do zysku. Liczyć się trzeba więc z przyjęciem drugiej ewentualności, przejścia odrazu do, gospodarstwa bezrynkowego. Sprawność produkcji w tych warunkach da się osiągnąć zupełnie innemi środkami, niż przy istnieniu wolnej wymiany. Zasadą musi być centralizacja samego planowania i decentralizacja procesów operacyjnych, Wzmiankowałem o tem już, iż centralny ośrodek dyspozycyjny, objąłby funkcję wytyczenia ogólnego planu, obejmującego całokształt rozwojowy kraju w naświetleniu teleologicznem. Plan ogólny winien być wykładnikiem ogólnych tendencyj narodu, rzutującego zarys swej woli na kanwę przyszłości w dążeniu do osiągnięcia swych celów historycznych. Winien on stać w nierozerwalnym związku z wszystkiemi innemi dążeniami narodu, i w równej mierze uwzględniać polityczne, jak i socjalne cele. Stąd beż winien być wyrazem faktycznej woli narodu, tj, w jego układaniu wziąć winny udział najszersze masy, każdy świadomy członek narodu. Sprzęgnięcie w świadomości szarego człowieka potężnego rzutu myślowego, jakim jest plan gospodarczy narodu, z czynnością codzienną, przezeń wykonywaną, wyzwoli atmosferę wielkości, którą oddychać będzie naród, żyjąc poziomem koncepcji artystycznej, pełnej niewysłowionego czaru. Obok centralnego ośrodka planującego, istnieć muszą ośrodki, obejmujące dziedziny, stojące niżej w kolejnej hierarchji. Rozpadać się one mogą na ośrodki planowania, obejmujące pewne gałęzie, branże gospodarstwa, a więc noszące charakter horyzontalny lub też zakres gałęzi uzupełniających się, a więc pewne kombinaty, lub wprost o charakterze terytorjalnym. Będą to zazwyczaj związki pewnych przemysłów, noszące charakter administracyjny. Względy gospodarności nakazują zazwyczaj wyodrębnienie poszczególnych przedsiębiorstw i nadanie im większej samodzielności. Odbyć się to może przy przestrzeganiu zasad rachunkowości komercjalnej. Wyodrębnione pod względem rachunkowym zakłady umożliwiają łatwe wejrzenie w ich zdolności żywotne, w stopień ich przestrzegania zasad gospodarności. W parze z tem idzie konieczność wyposażenia kierownika przedsiębiorstwa w znaczniejszą samodzielność. Liczyć się z tem należy, iż w tych warunkach odpowiedzialność kierownika za prowadzenie przedsiębiorstwa, może nosić charakter tylko dyscyplinarny. Do tego wniosku doszedł również prof. Tannebaum, badając stosunki gospodarcze w Rosji Sowieckiej. Wyodrębnienie przedsiębiorstwa ma tę jeszcze dogodność, że umożliwia wzbudzenie poczucia odpowiedzialności nietylko u kierownika, ale i u personelu: Wynikami pracy muszą być zainteresowani wszyscy pracujący w danym zakładzie. Na tej drodze istnieje mnożność wyróżnienia kierownika i jemu podległego składu osobowego załogi w wypadkach wyższej sprawności lub oddziaływania, gdyby poziom sprawności się obniżał. Dotyczy to nietylko przedsiębiorstw przemysłowych, lecz w równym stopniu da się rozciągnąć na transport, wymianę czy rolnictwo. Każde zatem przedsiębiorstwo winno posiadać swoje środki obrotowe, znajdująca się w dyspozycji kierownika przedsiębiorstwa, dzięki którym uzyskuje on niezależność i swobodę ruchów w stosunku do organów, stojących wyżej w hierarchji. Własne środki obrotowe, własny bilans, wyodrębniają osobowość przedsiębiorstwa i stają się podstawą, na której, wyrasta możność kontroli racjonalności procesów produkcyjnych. Dalszem ogniwem w planowem gospodarowaniu musi być konieczne ujęcie uplanowanych zamierzeń co do produkcji, w ramy umów, wiążących poszczególne przedsiębiorstwa. Ogólny plan produkcji wyrażać się będzie zatem w pewnych kwotach, obowiązujących dane przedsiębiorstwa, na straży zaś ich wykonania stać muszą inne przedsiębiorstwa, których produkcja jest uwarunkowana otrzymaniem tych właśnie kwot. Osiąga się w ten sposób dodatkowy impuls dla terminowania produkcji, pozatem stwarza się przeciwstawność między przedsiębiorstwami, co znajdzie odbicie w przestrzeganiu jakości produkcji. Skutecznem narzędziem, przyczyniającem się do pełniejszego wykonania planu produkcyjnego, ma się stać instrument polityki finansowej. Ponieważ zaniknie prywatny rynek kredytowy, dziś w poważnym stopniu alimentujący produkcję, cały ciężar tego zadania spłynie na centralną instytucję finansową. Nie przesądzając dziś charakteru tej instytucji, co zresztą odnosi się do całości rozważań tej części pracy, noszącej charakter całkowicie hipotetyczny, wydaje się; iż konieczność planowego operowania kredytem publicznym zmusi do scentralizowania go w rękach jednej naczelnej instytucji, z drugiej zaś strony odjętą zostanie zdolność kredytowania samym przedsiębiorstwom. W ten sposób udzielony kredyt zostanie zużyty zgodnie z przewidywanym planem, będąc z drugiej strony czynnikiem, potęgującym wzajemne powiązanie się trybów gospodarki planowej i ucelowieniem całości biegu życia gospodarczego.

2. Racjonalizacja gospodarki planowej

Suma narodowego nakładu pracy wyznacza sumę dóbr, wytwarzanych w danym okresie. Dochód społeczny netto jest sumą pracy narodowej, włożonej w ciągu roku. Niewątpliwie dochód społeczny brutto, po bliższem zbadaniu, gdy się odliczy surowce i materjały pomocnicze, znów okaże się tylko pracą, włożoną w te surowce i materjały w okresie poprzednim produkcji. Pewną korektę w to rozumienie dochodu społecznego wprowadza moment wymiany międzynarodowej, gdzie w grę wchodzą różne kryterja wartościowania pracy. Otóż naturalnem się wydaje, iż dochód społeczny, powstający jako wynik pracy całego narodu, a znajdujący swój wyraz w masie produktów, w procesach wymiany przyjmie postać wielkości matematycznej. Mówię o procesie kształtowania się cen. W warunkach gospodarki planowej z ograniczonym rynkiem odpada mechanizm samorzutnego kształtowania się cen, natomiast stają się one funkcją świadomej czynności organów planujących. Stwarzanie stałych cen dla wszystkich produktów staje się podstawą kalkulacyjną dla wytwórczości. Na tej bazie ustalonych cen możliwe jest dopiero wzniesienie trwałej kalkulacji, która uwidocznia profil sprawności gospodarczej poszczególnych jednostek wytwórczych. Rachunkowość, jako podstawa kalkulacji; uzyskuje trwały grunt. Jeśli jednak w gospodarce wolnej zysk, wynikający z udatnie przeprowadzonej produkcji, był sprawdzianem stosowania zasad gospodarności w danem przedsiębiorstwie, jakiż sprawdzian będzie istniał w gospodarce planowej? Zysk oznacza, iż w stosunku do cen panujących stworzono większą różnicę przez dokonanie oszczędności w szafowaniu materjałami i pracą. Dążenie do zysku bowiem zmusza przedsiębiorcę do stosowania lepszej, organizacji pracy, racjonalnego wyzyskania sił robotników, pełniejszego wyzyskania narzędzi pracy, produktów pochodnych, szybkości obrotu itd. Ponieważ jednak w gospodarce planowej nie może mieć miejsca dążność do zysków, sprawdzianem napięcia w stosowaniu zasad racjonalności gospodarczej, t. j. zmniejszonego nakładu pracy dla wytworzenia tegoż samego produktu, będzie z natury rzeczy różnica między planowanemi cenami dla danej kategorji produktów a faktycznemu kosztami. Zadaniem czynnika ludzkiego w danem przedsiębiorstwie stać się musi stwarzanie różnicy jak największej. Przedsiębiorstwo w tym wypadku staje się zalążkiem dodatkowej akumulacji środków rozbudowy wytwórczości narodowej. Entuzjazm pracy robotników i zdolności kierowników mają wyraźny cel do osiągnięcia: usprawnienie produkcji przez uzyskanie danych dóbr z mniejszym nakładem kasztów społecznych, tj. pracą narodową. Można tu wprowadzić rozróżnienie, noszące zresztą teoretyczny charakter. Trudno określić, w jakim stopniu obniżka kosztów społecznych, przypadających na jednostkę dobra, jest wynikiem racjonalizacji wysiłku, tj. bardziej celowego jego wyładowania, a w jakim stopniu spotęgowaniem wysiłku. W pewnych granicach dla gospodarstwa może to być rzeczą obojętną. Rozstrzygają tu wielkości psychiczne, pozwalające na wyładowanie z jednostki tej lub innej sumy energji. Poza temi granicami. zwiększanie wysiłku może wymagać już zwiększenia konsumcji celem odbudowania wyłożonej, siły produkcyjnej jednostki.
Zmniejszenie zatem kosztów własnych w stosunku do kosztów planowanych, zakładanych w planie finansowym, zabezpiecza w wysokim stopniu stosowanie zasad gospodarności. Oczywiście mogą zachodzić wyjątki tego rodzaju, iż oszczędność w materjałach nie będzie odbijała w stopniu należytym dokonanego wysiłku oszczędnościowego, dzięki niedokładnościom w ocenie ilości pracy, potrzebnej do wytworzenia jakiegoś dobra. Jednak system regulowania cen winien te braki, o ile nastąpi ich stwierdzenie, co rychlej usunąć. Organizacja wymiany jest odrębnem zagadnieniem. Wzmiankowałem już wyżej; iż przedsiębiorstwa przemysłowe po przez swoje organy wyższe będą wchodziły ze sobą w umowy, które zawierają implicite kwoty, przewidziane planem produkcyjnym. Dotyczy to jednak samej wytwórczości. Wielka sfera konsumcji, dzięki ograniczeniu rynku wolnej wymiany, będzie musiała dać się ująć w ramy organizacyjne, dla niej jedynie właściwe, t. j. w ramy spółdzielczości. Konsumcja ujęta w spółdzielczość, traci swój nieoznaczny charakter, natomiast sprzyja planowaniu. Zniknie więc anarchja w spożyciu, dla przedsiębiorstw natomiast wyłonią się trwałe przesłanki planowego zaspokojenia zgóry obliczonej zdolności konsumcyjnej pod względem ilościowym i jakościowym. W dygresji zauważę, iż takie stawienie problemu zgóry przesądza zagadnienie typu kulturalnego konsumenta. Konsumcja nie będzie dlań wartością samoistną, lecz tylko czynnością konieczną, warunkującą wykonywanie funkcyj społecznych. Potrącam o problem ascezy zbiorowej, leżącej u podstaw światopoglądu heroicznego, stanowiącego część integralną koncepcji zadrużnej, bez której, o jakiemś żywszem tempie rozwojowem gospodarstwa narodowego niema mowy.

3. Dalszy etap rozwojowy gospodarstwa narodowego

Dzięki dokonanym inwestycjom na rynku ukazuje się nowa produkcja, dla której należy znaleźć nabywcę. Ta siła nabywcza zaistnieć może w jakimś punkcie wytwarzania społecznego i przy idealnej płynności wszystkich elementów życia gospodarczego potrafi wchłonąć tę nową produkcję. W warunkach ustroju kapitalistycznego, rzeczywistość odbiegała daleko od takiej sprawności rynku. Z życia codziennego wiemy, iż "trudności w realizacji produkcji wzmożonej pochodzą stąd, że system cen nie jest i nie może być dość elastyczny, co uniemożliwia dokonanie natychmiastowych przesunięć w rozkładzie siły nabywczej *58). Ta aktualna skleroza czynników rynku kapitalistycznego ciągle postępuje naprzód. Elastyczność systemu wymiennego zmniejsza się skutkiem postępowej monopolizacji życia gospodarczego. System cen monopolowych, rygorystycznie stosowany, jest największą zaporą w przeprowadzaniu wzmożonej produkcji. W warunkach gospodarki zadrużnej zatem planowy system regulacji cen będzie tym zasadniczym mechanizmem, który będzie usuwał katarakty i przeszkody przed nową produkcją, która w miarę wykańczania zrębów narodowej bazy produkcyjnej będzie ukazywać się na rynku społecznym. Przyjść wreszcie musi moment, zamykający ten bohaterski rozdział dziejów narodu. Nowoczesna baza produkcyjna narodu oblecze się w kształty rzeczywistości. Tem samem zostaną wyrównane zaległości naszej historji, i rydwan narodu polskiego wjedzie na miejsce startu przodowniczych narodów świata. Znikną objawy zastraszającej nędzy spauperyzowanych warstw miast i wsi, skończy się ropiejące ukryte i strukturalne bezrobocie ogromnej części narodu. Miljony Polaków wrócą z poniewierki zamorskiej, znajdując w kraju chleb i miejsce pracy w nowo stworzonej bazie wytwórczej, napełniającej kraj gwizdem syren fabrycznych, zgiełkiem motorów i zmęczonem sapaniem lokomotyw, nadmiernie obciążonych. Czy osiągnięcie tego etapu wyczerpuje zadania, jakie sobie stawiamy? Bynajmniej! Motor działania młodego pokolenia Trzeciej Rzeczypospolitej, romantyka wielkości narodowej, byłby czczą, werbalistyczną zabawką, w jakie obfituje świat duchowy kołtunerji, gdyby nie wskazał wyraźnie hierarchji celów, na które kolejno musi być kierowany, w tej lub innej koncepcji działania zbiorowego zawarty masyw prężności dziejowej narodu. Cel dziejowy narodu, zestrzelające w sobie wysiłki jednego lub kilku pokoleń Polaków, musi być tylko środkiem do grupy celów, stojących w drabinie hierarchicznej wyżej. Gospodarstwo narodowe jako system środków do osiągania celów witalnych, politycznych i kulturalnych, z chwilą, gdy zostanie wyekwipowane w nowoczesną aparaturę produkcyjną, w odpowiedniej do potrzeb narodu wielkości, zmieni poważnie swój charakter. Wzniósłszy się na poziom zaawansowanych narodów, nasz system gospodarczy przybierze tempo, właściwe dla nich. Ustanie gorączkowe nadrabianie zaległości historycznych i wkroczymy w okres względnej stabilizacji i zrównoważonego tempa rozwojowego gospodarstwa. Odtąd nasze życie gospodarcze w swych zasadach być może upodobni się do przejawów życia innych narodów. Niewątpliwie jednak odrębności, jakie wyłonią się w naszym rozwoju, nie zatrą się, gdyż będą wyznaczały swoistość naszej fizjognomji i oryginalność typu kulturalnego. Być może w pewnym stopniu odżyją skłonności indywidualistyczne, łagodzące ostry kąt ascetyzmu, jaki znamionować będzie epokę wznoszenia bazy wytwórczej narodu. Nie wykluczonem jest, iż ogólna teorja ustabilizowanego gospodarstwa planowego, może bardziej będzie odpowiadać tej - jak dziś to oceniam - odległej przyszłości.
Idealnem zadaniem polityki planowości jest umożliwienie całkowicie zrównoważonego rozwoju. Chodzi o to bowiem, by ruch mechanizmu gospodarstwa społecznego byk pozbawiony wstrząsów. Ułatwić to może postęp czynnika, jakim jest organizacja produkcji obrotu i konsumcji. Z drugiej strony całkiem nieoznaczony jest rozwój czynnika techniki. W razie jego ustabilizowania się, gospodarstwo również uzyska równiejszy rytm. Czynnik demograficzny straci swą ostrość wraz z czynnikiem kapitałowym z powodu zaniku tej, rażącej dywergencji, jaka znamionuje aktualną rzeczywistość polską. Czy jednak stabilizowanie się tych czynników obejmie również postawy emocjonalne zadrugizmu: Sprawa jest jasna. Nastąpi przekształcenie kierunku namiętności zbiorowych, lecz nie ich zamieranie. Wysoki lot podniesionych uczuć narodu skieruje się ku realizacji swych pragnień i zamierzeń kulturalnych i politycznych. Raczej należy się spodziewać dalszego pogłębiania się namiętności społecznych, szerszego rozmachu, gwałtowniejszego napięcia woli narodowej, w dążeniu do osiągnięcia celów, mieszczących się w romantyce wielkości narodu.

CZĘŚĆ V W ognisku przeobrażeń
Rozdział XIII Koncepcja heroiczna narodu

1. Siły duchowe narodu i ich związek z całokształtem przebudowy
Bezwątpienia ustrój gospodarki planowej, rzutowany przez zadrugizm, byłby czczem brzękadłem, sprzętem ogniowym, bez amunicji, gdyby u podłoża ludzkiego, które obejmuje, nie wytrysnęły nowe siły motoryczne, impulsy duchowe przedewszystkiem, umożliwiające całemu narodowi wytężenie mięśni i umysłów w pracy twórczej w skali dotychczas nieznanej. Bez tego warunku całość rozważań byłaby pustem fantazjowaniem. Źródłem przejawów życia narodowego jest jego rdzeń psychiczny. Oto jest najistotniejsza przyczyna wielkości, lub upadku narodów. Należąc do krajów o kapitalistycznym ustroju, a więc posiadając te same formalne możliwości, zostaliśmy najuboższym krajem Europy. A inne kraje? Pewnem jest jedno: wszystkie kraje rozwijały się w rozmaitych kierunkach, w różnem tempie, przyczem odmienność ich losów w gospodarstwie, polityce i kulturze nie może być inaczej wytłumaczona, jak tylko właściwościami charakteru narodowego. Inną jest kwestja, w jaki sposób ten charakter narodowy jest kształtowany (wyjąwszy trwałe właściwości rasowe) przez życie. Narody kształtują swój los własnemi rękami w ramach warunków, stwarzanych przez wypadkową rozwoju całej ludzkości lub grupy narodów, przynależnej do danego typu cywilizacji. Miałem na myśli, iż kapitalizm był ogólną tendencją rozwojową ostatnich kilku stuleci narodów cywilizacji europejskiej. W ramach tych istniała znaczna swoboda ruchu i poważne możliwości dla poszczególnych narodów. Tak też się stało. Podczas gdy niektóre z tych narodów sięgnęły po berło świata inne stworzyły i rozwinęły swoiste style kulturalne, my w tym, samym czasie straciliśmy na półtora stulecia niepodległość polityczną, staliśmy się parjasami Europy, tworząc próżnię gospodarczą w jej sercu. I nie tylko to! Nie mogliśmy wyżywić naszej ludności, gdyż nie rozwinęliśmy naszego gospodarstwa. Czwartą lub nawet trzecią część narodu wyrzuciliśmy w ciągu ubiegłych 40-50 lat na poniewierkę za oceany. Aktualnie sytuacja przedstawia się podobnie. Wydaje mi się, iż obraz ten winien zniechęcić do upatrywania istotnych przyczyn przemian w życiu narodów w kapitaliźmie, socjaliźmie, komuniźmie itd.
Społeczeństwo miernot zostanie niem choćby przyjęło ustrój najdowolniejszy, "najnowocześniejszy" lub "najkulturalniejszy", który gdzieindziej doprowadził do wspaniałych rezultatów. Współczesność każdego narodu jest zazwyczaj wiernem odbiciem jego świata duchowego, ukrytego pod sklepieniami czaszek żyjącego pokolenia. Tak jest z naszą rzeczywistością. Nie dotyczy to jednak wyobrażenia o świecie, jaki rysuje się pod pokrywami czaszek młodego pokolenia Polaków. Buntuje się ono, nie widząc możności rzucenia na ekran świata zewnętrznego obrazów swej duszy. Główny kierunek ataku prowadzony być musi nie przeciwko stosunkom społecznym, wykwitającym z warunków ustroju, lecz przeciwko źródłu tych stosunków - postawie kulturalnej i duchowej panującej kategorji. Dusza narodu jako źródło dyspozycji, niewątpliwie w przeważnym stopniu tworzyła się pod zdobiącym wpływem doświadczeń, wynikłych z rozwoju w przeszłości. Suma dyspozycyj, w ten sposób ukształconych, może dzięki zbiegowi okoliczności stać się zbyt inertną, nie elastyczną w jakimś późniejszym etapie życia narodu. Staje się zawadą w wytwarzaniu nowych dyspozycyj, logiką biegu rzeczy narzucanych przez tryb życia w nowym etapie. Odporność dawnego typu na podniety nowe sprowadza pogłębianie się sprzeczności, mającej swój refleks w postawach buntu u tych, którzy dzięki większej plastyczności swych umysłów bardziej są przystosowani do nadążających przemian. Ostry nawrót w rozwoju pod wpływem rewolucyjnej woli stwarza nowy wątek życia w ramach nowej harmonji. Tak przedstawiają się te rzeczy u nas.
Kapitalizm był ustrojem, wyrosłym na trzonie duchowym narodów anglosaskich, narodów żeglarskich, zdobywczych, kupieckich. Wspominałem uprzednio, iż w działaniu "dynamicznego przedsiębiorcy" Schumpetra motyw miernego egoizmu nie jest pobudką decydującą. Istnieje cały szereg impulsów, których nie można zmieścić w pobudkach czysto hedonistycznych. Wyliczyłem kilka. motywów, składających się na ahedonistyczne działanie przedsiębiorcy dynamicznego w ustroju indywidualistycznym. Są to pobudki działania wprawdzie indywidualistyczne i egoistyczne, jednak nie dające się określić jako czysto hedonistyczne, jakby to chciały nazwać kierunki abstrakcyjne w nauce ekonomiki. Nie dziw, że kapitalizm wydał u nas tak mierne owoce. O tego typu przedsiębiorców dynamicznych nie było u nas mowy. Jesteśmy narodem, tkwiącym do dziś jeszcze w pętach indywidualizmu wegetacyjnego, indywidualizmu, który wyrodził się dzięki procesom historycznym w potworne kołtuństwo, pod którego okupacją skute w mękach i cierpieniu leżą ubezwładnione energje narodu. Nie stworzyliśmy w ciągu późniejszych naszych dziejów ani jednego hufca zdobywców. Nie puściliśmy w świat naszych pałających chęcią zdobyczy śmiałych korsarzy-kupców. Nie stworzyliśmy klasy "kapitanów przemysłu", nawet wtenczas, gdy siły biologiczne narodu nie mogły się wyładować w służbie publicznej. Rozwój przemysłu w Król. Kongresowem; i zaborze pruskim był uskuteczniany przez obcych "przedsiębiorców". Natomiast daliśmy falangę urzędników dla administracji rosyjskiej na Kaukazie, Syberji, w Turkiestanie itd: Stworzyliśmy klasę urzędników administracyjnych i technicznych dla przemysłu rosyjskiego, tak, że przemysł Zagłębia Donieckiego był kierowany przez nasze siły, lecz rządzony przez kogo innego. Stworzyliśmy potworny w swej hipertrofji stan urzędniczy Galicji, tak,. jak i w Polsce już niepodległej. Co z tego wynika? Okupacja kołtuństwa, rozumianego jako swoista kategorja psychiczna, wytworzona przez specyficzny bieg naszej historji, skuła siły narodowe, narzuciła swoją filozofję życiowa, dała pewną koncepcję życia, która przeraża ludzi o pełni rozwoju indywidualnego. Dała nawet więcej. Stworzyła typ kulturalny, typ, wykwitający z indywidualizmu wegetacyjnego, indywidualizmu miernot, indywidualizmu, wypranego właśnie z indywidualizmu. Stąd nie dziw, że środowisko o tego typu kulturze, tworząc postawy życiowe jednostki i kalecząc straszliwie rozwój duchowy każdego Polaka, uzdolniało go tylko do funkcyj życiowych, uwarunkowanych tem kalectwem. Przerażające jest to, iż ta potworność odbywała się w jakiejś narkotyzowanej atmosferze, dzięki czemu do dziś nie mamy sformułowania teoretycznego, na czem polega tan fenomen. St. Brzozowski w "Legendzie Młodej Polski" smagał objawy kołtuństwa Polskiego, lecz dziś dopiero widzimy, iż zagadnienie to przerasta wszystko to, cośmy tylko mogli w najbujniejszej wyobraźni przypuszczać.
Tu tkwi sedno rzeczy. Tu znajduje się dźwignia, której spożytkowanie choćby okupione morzem cierpień, zadecyduje o mnogich naszych pokoleniach dalszych, o całej, przyszłości narodu na niezmierzonej przestrzeni wieków.
Kapitalizm wyraził się u nas w formach karykaturalnego indywidualizmu wegetacyjnego i w potworności kołtuństwa. Lecz kapitalizm upada. Świat przybiera nowe formy. Czem one są? Wyrażają się one w odwrocie od indywidualizmu ku biegunowi, na którym znajduje się grupa. Można to określić jako koncepcję tłumu zorganizowanego. U podłoża tej koncepcji leży tłum jednorodnych jednostek. Znika jednostka z jej światopoglądem, a właściwości nowej koncepcji kulturalno-społecznej z konieczności akcentują momenty, wyznaczające grupę, a więc: spójnię, dzięki której grupa istnieje, stosunek jednostki do grupy i podstawy produkcji, warunkujące zachowanie przy życiu elementów grupy, tj. jednostek. Ogólnie więc streszcza się to w światopoglądzie heroicznym, ujmującym wrodzone impulsy polityczne jednostki. W dziedzinie moralności i kultury wyraża się on w idei bohaterstwa i ofiarności, w gospodarstwie zaś przyjmuje kształty planowego ustroju, opartego o entuzjazm wytwórców. Jest to ogólny zarys kresu rozwojowego zaznaczających się dziś przemian. Nie będzie kresem tych przemian socjalizm w sformułowaniu marxowskiem. Nacjonalizm jest tym potężnym magnesem, który elementy nowego świata, pływające w aktualnym chaosie ludzkości wyłowi uformuje dookoła siebie w wieniec. Określam to ogólną formułą narodu heroicznego. Będzie to, być może, koncepcja w swej skończonej teoretycznej postaci równie abstrakcyjna, jak zasady minionej epoki. I nie możemy po raz drugi popełnić karygodnego błędu, przyjąć suche formy zewnętrzne za istotę rzeczy i oczekiwać biernie błogich skutków tych paru formułek. Indywidualizacja narodowa - oto zasadnicza poprawka. Będą to znowu tylko ramy, w których poszczególne narody będą się piąć wzwyż, inne schodzić na psy. Odmienne jesz dziś położenie ludzkości. Bieg dziejów nakłada na nas zadanie ogromnej, odpowiedzialności historycznej za stworzenie form bytowania, właściwych dla młodych" żywotnych narodów, o światopoglądzie heroicznym. Pokłady kołtuństwa, pokrywającego wszystko, co było żywotne w narodzie polskim, zaczynają się przerzedzać. Upadek nasz jest: najgłębszy (wbrew paplaninie kołtuńskiej, utożsamiającej dramat olbrzymów z naszą biedą), pośrednio dzięki niemu zaczynamy widzieć i pragnąć rzeczy, które staną się: zadatkiem wielkiej Polski Heroicznej. Zmiażdżenie kołtuństwa, choćby ono przemawiało językiem najbardziej "radykalnym" i "narodowym", przebudowa duszy narodu -- oto jest pierwsze ogniwo łańcucha, z których każde następne będzie etapem drogi ku wyśnionej, w sercu tak namiętnie upragnionej Wielkiej Polsce*59).
Nas biednych, ubogich, zdążających ku nowemu kryzysowi wewnętrznemu, historja powołała do stworzenia wzoru Narodu Heroicznego. Właśnie dlatego, iż położenie nasze wydaje się tak beznadziejne. Nie mamy przed sobą precedensów. Pijana marxizmem Rosja nie może być dla nas wzorem. Pozytywne są tylko jej doświadczenia w zagadnieniach ustroju produkcji: Zasadnicze nasze dążenie musimy sami ubrać w postać mitu polskiego.
Niema środków dostatecznie srogich, których nie byłoby można użyć w walce z kołtuństwem. Kołtuństwo jest specyficznym stosunkiem do życia, swoistą filozofją życiową, podstawą, na której wyrosła odmiana kultury polskiej, dziś wszechwładnie panująca. Przez całun kołtuństwa tylko przypadkowo wydobywały się na powierzchnię przejawy bohaterstwa duszy polskiej. Kołtuństwo stworzyło zatrutą atmosferę, którą oddychamy. Kołtunerja ma ogromnie rozwiniętą zdolność asymilowania, wchłaniania. Tu może być skuteczna tylko brutalna, nie przebierająca w środkach walka. Kołtuństwo żyje w rias. Może przemawiać każdym językiem. Staranne oddzielenie się .ad niego, zdobycie się na największy dystans uczuciowy, to są środki zapobiegawcze przeciw nihilistycznej; uśmiercającej czynną gotowość ducha zarazie kołtuńskiej. Stworzenie ośrodka woli heroicznej posłuży za podstawę dla wyłonienia się oddziałów szturmowych zadrugizmu, które przyczynią się do zniszczenia ugrupowań kołtuńskich. Dziś są one panujące, wszechwładne. Jutro gotuje im inny los. Zniszczenie żywych sił kołtuństwa i jego instytucji da możność izolowania naszego narodu od sugestyj kołtuńskich i szybkiego jego uzdrowienia moralnego. Zburzony być musi ustrój. klasowy w narodzie. Dopiero wtenczas wyłonią się przesłanki do wzniesienia właściwego ustroju zadrużnego. Entuzjastyczna postawa narodu, wypływająca z jego światopoglądu heroicznego, pozwoli na wcielenie narodu w ramy ustroju planowej produkcji, co będzie zdecydowanym krokiem ku wzniesieniu wytwórczej bazy narodu. Unarodowienie wszystkich sił wytwórczych pozwoli centralnym; organom dyspozycyjnym usunąć i sprowadzić do minimum tarcia organizacyjne, stające na drodze do tego celu. W dążeniu do jego realizacji będą wciągnięte wszystkie siły, jakie istnieją na ziemiach polskich. Lecz z drugiej strony z barbarzyńską bezwzględnością stłumione być muszą wszelkie przejawy oporu, niesubordynacji, jakie mogłyby się ukazać, jako przeżytki niechlubnego kołtuństwa. Niema miejsca na jakąkolwiek tolerancję. Tyczy to również elementów narodowych obcych. Naród polski, wydawszy wojnę żywiołom materji i echom jej bezwładności we własnej piersi, przez żadną już przeszkodę zatrzymać się nie może. Z chwilą, gdy naród miljonem swych młodych; sprawnych ciał gotów jest pola bitewne uścielić w obronie tego, co jest, tembardziej ani na mgnienie wahać się nie może w użyciu praw tego samego rachunku wobec wrogich oporów, gdy walczy o swą przyszłość, o swe idee życiowe. Nie może być miejsca dla przeszkód werbalistycznych. A trzeba pamiętać, iż przeżytki rozlazłego kołtuństwa odezwać się mogą w tak często śpiewanej piosence o humanitaryźmie, poszanowaniu "człowieka" tj. kołtuna o "współżyciu" z mniejszościami narodowemi. Należy dążyć do współżycia z niektóremi narodami, których część znalazła się w granicach państwa polskiego, lecz niechęć tych narodów nie może wpłynąć na to, byśmy naszą wolę ku potędze Trzeciej Rzeczypospolitej Heroicznej choćby o jotę mieli osłabić lub zmienić.

2. Źródła światopoglądu heroicznego

Dusimy się w błotku współczesności. Oparte na indywidualiźmie gospodarstwa, polityka, sztuka stworzyła atmosferę, w której zdrowie moralne zostaje wystawione na działanie zaborczych miazmatów. Czem jest współczesna kultura? Określiłem ją swoistym sposobem patrzenia na świat, widzianego przez pryzmat narządów płciowych i żołądka. Czem jest współczesna sztuka, powieść, teatr, kino, jak nie fanfaronadą lubieżności, opętanem tańczeniem dookoła prymitywu seksu i konsumcji? Hedonizm jako zasada w ekonomice, indywidualizm w polityce w projekcji na życie artystyczne innych owoców nie mógł wydać. Okres dziejowy, zapoczątkowany renesansem, a dziś się kończący, stworzył kulturę konsumcji i seksualizmu. Dziś doszedł do swego kresu i musi ustąpić przed nowym światopoglądem, biegunowo mu przeciwstawnym, światopoglądem heroicznym. Polega on na przeświadczeniu, iż poza najwyższemi naturalnemi wartościami życia indywidualnego istnieją wartości wyższe, którym pierwsze należy spontanicznie składać w ofierze. Heroizm polega na niższem szacowaniu swego indywidualnego bytu i wartości, z nim związanych, i upatrywania właściwego jego celu w świadomem ofiarowywaniu go na rzecz wyższego życia. Zwycięska walka w potężną siłę egoizmu, poprzedzająca powzięcie decyzji, godzącej w dobro jednostki, lecz stwarzająca wyższe dobro, za które jednostka już ekwiwalentu nie otrzymuje, daje obraz procesów duchowych, właściwych mentalności heroicznej. Stąd wojna będzie zawsze niezastąpiona dźwignią heroizmu. Obraz najwyższego zwycięstwa jednostki nad sobą przez ofiarę swej krwi i życia, będzie najpotężniejszym wentylatorem, oczyszczającym zaschłość atmosfery życia codziennego. Ci, którzy tego pojąć nie mogą, na wiele rzeczy już zostaną ślepi. Kupczenie jest oznacznikiem naszej kultury. Kupujemy i sprzedajemy już prawie wszystko. Kupujemy już nietylko towary, lecz uczciwość, pracę, rozkosze płciowe itd. Do życia podchodzimy z pytaniem. Co od życia można wytargować? Co życie nam da? Co się jeszcze da wyszachrować? Człowiek epoki współczesnej jest ubogi. On chciałby otrzymać jak najwięcej, by swą nędzę okryć, osłodzić, z życiem jak najzyskowniejszy interes ubić. Jakże inną jest wobec życia postawa heroiczna! Formułuje ona pytanie: co jeszcze mogę z siebie ofiarować? Postawa ta wskazuje na bogactwo, na rozrzutność. Człowiek o tej mentalności odczuwa najwyższe szczęście, gdy z siebie może jeszcze coś dać. On chce się ofiarować, oddać siebie, swą krew, nic wzamian nie żądając. Palma męczeństwa może być dlań nagrodą najwyższą. Zasadniczy akt duchowy w tem polega na przezwyciężeniu samego siebie. Tako rzecze Zaratustra. "Musisz sam siebie przepalić we własnych płomieniach: jakże chcesz ty na nowo się przeistoczyć, gdy jeszcze nie zostałeś spopielony?"
A teraz zestawimy obraz ten z rojeniami męża tej miary, co Anatol France, który w jednej ze swoich prac tak ilustruje szczęśliwy ustrój przyszłości; nędza zostanie wygnana; wszelkie cierpienia z powodu niedostatku znikną; nie będzie więcej ani wojen, ani walk politycznych, gdyż syci ludzie nie będą mieli o co się ścierać; pokój na całym świecie, spokój między ludźmi; ludzie, nie mając żadnych kłopotów i zmartwień, oddadzą się miłości i sztuce; w literaturze znikną opisy brutalnych walk i krwawe czyny; literatura nosić będzie charakter przedewszystkiem liryczny; również teatr poniecha dziedzinę tragedji i dramatu, poświęcając się całkowicie sztukom o zacięciu lirycznem; świat wewnętrzny człowieka będzie tematem zasadniczym... Ale już dość! Ohyda takiego "ideału" życiowego napełnić może umysł chorobliwą melancholją. Świat, w którym wielkiem przeżyciem będzie rozstrój żołądka, zdażeniem, konieczność dyskretnego zabiegu ginekologicznego, życie zamknięte między jadalnią i łożem intymnego obcowania - oto karykaturalny przez dekadentów z głębią przekonania propagowany, a jednak rzeczywisty świat, który w normalnym człowieku obudzić musi najżywszy wstręt. Heroiczna postawa wobec życia zaistnieć i rozwinąć się może tylko wówczas, gdy istnieje jakiś wielki systemat wartości, w imię których czyni się o ofiarę. Może nim być tylko dobro narodu, dobro ojczyzny. Niema bohaterstwa bez ojczyzny, jak i z drugiej strony niema ojczyzny bez bohaterstwa. Naród - ojczyzna to nietylko przeszłość i teraźniejszość, lecz przedewszystkiem przyszłość. Gdy wśród synów narodu niem heroicznej gotowości .do najdalszych ofiar dla jego przyszłości, los jego już jest przesądzony. Mamy bolesne doświadczenie z własnych dziejów. Postawa heroiczna jest możliwa tylko w zespoleniu się z istotą moralną narodu, w wpleceniu swej woli, dążeń, pragnień, w pragnienia i dążenia narodu. Ona dopiero stanie się tą platformą, z której wystrzeli cudowny kwiat kultury bohaterskości przeciwstawiającej się tej przerażającej lichocie, jaką zachwalał A. France, i doń zbliżona, literaturą i sztuką monopolicznie dziś rządząca plejada handlarzy świństw. Heroizm jest przeświadczeniem, iż jesteśmy do tego powołani, by nasze życia, nasze zdolności, trud, pracę złożyć na rzecz wyższej całości, że tylko tej wyższej, bo narodowej istności, życie jest życiem rzeczywistem gdy my jesteśmy tylko łożyskami, w których, jak krew w naszych żyłach, to życie przez ramy czasu przebiega.
Cóż się jednak stało w świecie, iż oderwany od życia, w nielicznych tylko samotnych, jak szczyty górskie, umysłach męskich oddźwięk znajdujący, bohaterski, żołnierski stosunek do własnego istnienia nagle wydaje się nam tak bliski, że ważymy się na myśl szaleńczą, by uczynić zeń normę codzienności narodowej? Jakież to zaszły olbrzymie przeobrażenia, że bez zmrużenia powiek patrzymy w oślepiający blask Polski Heroicznej, roztaczającej się przed oczyma wyobraźni? Gdzież znikła ta przepaść nieprzebyta, między ledwo żyjącym w cieniu duszy kwiatem nieśmiałych, a przejmujących tęsknot, marzeń o podniosłem, błyskawicami nabrzmiałem życiu ludzkiem, i temi bezkresnemi możliwościami nadciągającego huraganu mającej się ziścić wielkości? Długa i żmudna była praca historji, nim dla życia narodu, w naszych ciałach zamkniętego, zaświtała możność wzniesienia się na wyższy poziom poprzez cierpienia i ofiary. Jesteśmy dopiero w marszu zbliżania się ku aureoli zorzy porannej, ku słońcu wielkości zbliżą nas następujące dziesięciolecia.
Na czem więc polega istota przeobrażeń w środowisku ludzkiem? Zaznaczyć trzeba najpierw, iż przemiany o tak brzemiennych skutkach są udziałem raczej tylko cywilizacji europejskiej. Posługując się dalekoidącemi skrótami myślowemi, wydzielić można kolejność faz rozwojowych: a) rozkład pierwotnych stosunków w organizacji i bycie społeczeństw, b) wytwarzanie się luźnych atawistycznych przypadkowych zgrupowań ludzkich, c) wyłanianie się nowych więzów społecznych, przekształcających te wielkie zgrupowania indywiduów w grupy organiczne o całkiem odmiennym, niż poprzednio, profilu. Średniowieczna organizacja społeczeństw przedstawia że się pewną zamkniętą, zrównoważoną całość. Ustrój gospodarczy, właściwy dla feodalizmu, był w całkowitej harmonji z organizacją polityczną. Koncepcja filozoficzna życia, wyrażana przez kościół w sformułowaniu św. Tomasza z Akwinu, nie nasuwała jakichś sprzeczności, gdyż wykwitała z tego życia, co zapewniało we wszystkiem należytą harmonję. Jednostka była całkowicie wchłonięta przez istniejące instytucje. Rodzina, cech, zawód, samorząd miast, związki religijne, regjonalne, gminny i parafjalny ustrój wsi, wszystko to stwarzało tak misterną więź, iż jednostka była bez reszty przygwożdżona do konkretnego podłoża, a treścią życia było spełnianie .obowiązków i czynności z racji przynależenia do tych ugrupowań. Instynkty polityczne ulegały substytucji przez przyjęcie dogmatów religijnych. Ustrój społeczeństwa, oparty na tych zasadach, zdradzał wielką odporność, gdyż odpowiadał pewnej trwałej skłonności ludzkiej, polegającej na wegetacyjnem pojmowaniu życia, a więc spokojnego, niewzruszonego, do rytmu natury najbardziej przystosowanego, i to rytmu właśnie w świecie flory, jako najbardziej uchwytnego.
Rozkład systemu średniowiecza dokonywał się stopniowo. Ostatnia zapora średniowiecza runęła z uchwaleniem deklaracji praw człowieka i obywatela. Dziś widzimy rozkładanie się resztek naturalnego ustroju średniowiecza. Dokonał tego dzieła indywidualizm, lub, jeśli się zapatrujemy ze strony gospodarczej, kapitalizm. Naturalne grupy średniowiecza - rodzina, cech, gmina kościelna, wioska rodzinna itd. rozluźniły się. Masy jednostek, trzymane w aparaturze tych grup, związane z niemi i rozczłonkowane według ich schematu, zostały uwolnione dzięki żłobiącemu działaniu właściwości ustroju kapitalistycznego .wraz z jego filozofją, światopoglądem itd. Indywiduum przestało widzieć świat przez pryzmat naturalnej, pierwotnej grupy, do której należało, natomiast stosunek do życia zaczął się układać na zasadach kalkulacji kupieckiej, jako właściwej dla postawy indywidualistycznej. Kapitalizm nieustannie wydzielał z grup pierwotnych zindywidualizowane jednostki, oddarte od podłoża, dzięki czemu w społeczeństwach zaawansowanych powstały wielkie masywy sypkich, jak piasek, jednostek. Masy te były nawskroś dziećmi swej epoki. Charakter ich filozofji życiowej był typowo materjalistyczny i indywidualistyczny. Oblicze tych mas było nader podobne do tłumów proletarjuszy w starożytnym Rzymie przed jego upadkiem. Analogja ta narzucała się wielu wybitniejszym umysłom. Silą, sprawiającą to różniczkowanie się społeczeństw, była w decydującym stopniu technika. Podział pracy, prowadzący do rozwoju aparatu pośrednictwa, a zatem systemu finansowego, zrywał w wyobraźni jednostek związek między wykonywaną czynnością a skończonym produktem i jego użytecznością. Uwaga natomiast skupiała się zdecydowania na czynniku jedynie uchwytnym, tj. zysku lub stracie. Potężniejąca mechanizacja pogłębiała szybkość rozkładu wszelkich związków społecznych. Idea umowy handlowej przenikała całość stosunków życiowych. Byłoby symplicyzmem przypuszczać, iż tylko procesy techniczno-gospodarcze sprawiały stawanie się tych zjawisk. Materjalistyczne podejściu nie może wszystkiego wytłumaczyć. Uczestniczyły tu i inne przyczyny. Życie biologiczne gatunku ludzkiego, oglądane zzewnątrz, daje nam poznanie indywiduów, przestrzennie rozdzielonych. I niewątpliwie poznanie tych faktów stwarzało samodzielną przyczynę, oddziałującą na życie społeczne, chociaż przyczyna ta była sama przez się całkowicie pozagospodarcza, ponieważ wynikała z pewnej czysto umysłowej postawy. Jak zaznaczyłem, rozwój w kierunku wytwarzania się wielkich zindywidualizowanych, ożywionych filozofją użycia mas nie wszędzie odbywał się w jednakowem tempie i w tych samych warunkach. W krajach typowo kapitalistycznych rozkład grup pierwotnych był funkcją industrjalizmu. Wyłaniały się ogromne bloki ludzkie, których analiza narzucała myśl o rychłym upadku cywilizacji zachodniej. Odmienny kierunek przybrał rozwój w Polsce. I my mamy również proces wyłaniania się tych wyzwolonych z naturalnych więzów społecznych masywów ludzkich. Przyczyną, która to sprawiła, nie był industrjalizm, lecz nieuchronna pauperyzacja jako wynik załamania się prężności dziejowej narodu. Właśnie ten straszliwy niedorozwój i przerażające spóźnienie się w tempie rozwoju - gospodarczym w szczególności - a z drugiej strony silna dynamika demograficzna, stojąc z sobą w funkcjonalnym związku, stworzyły pozorne podobieństwo do ewolucji krajów wielko-kapitalistycznych.
Niezmiernie interesujący jest przebieg tego zjawiska i jego konsekwencje. Jak nadmieniłem, obraz tan w całości narzuca analogję do upadku świata antycznego. I niewątpliwie pesymizm ten byłby uzasadniony, gdyby nie towarzyszący im szereg okoliczności, które dalszy rozwój przesunęły na inne całkiem tory. Proletarjat starożytnego Rzymu był w swym- zmysłowym, hedonistycznym stosunku do przejawów życia podobny do masy dzisiejszej. Lecz trzeba pamiętać, iż obok tych momentów istnieją dziś liczne czynniki, mocno modyfikujące ten uproszczony stosunek. Przedewszystkiem technika współczesna jest tą siłą, która stawia szranki wybujałemu indywidualizmowi hedonistycznemu. Jej należy zawdzięczać, iż współczesna klasa proletarjacka potrafiła wytworzyć swój odrębny, grupowy światopogląd, znamiennie odznaczający się energetycznem, konstruktywnem podejściem do życia, dzięki czemu bezkostny hedonizm i jego projekcja na całokształt życia społecznego nie zastał w tym stopniu uwypuklony, jak toby mogło, sądząc z precedensów w starożytności, nastąpić. Technika stworzyła z klasy robotniczej siłę konstruktywną, nie zaś zbiorowisko wołających o "panem et circenses". I tu dochodzimy do sedna rzeczy. Wyzwolone z ram, grup pierwotnych jednostki, zsumowane w luźne zbiorowiska, stały się podatne na pewne grupowe sugestje, zaczęły ulegać jakiejś nowej sile, ogarniającej je w sposób przemożny, dzięki czemu historja stanęła przed nieznanemi możliwościami, jakie powstały właśnie przez zrodzenie się nowych sił społecznych. Mówię o tej sile, jaką stanowi psychologja tłumu, wynikająca z ogarnięcia świadomości jednostki przez prądy uczuciowe, nur tające w danym momencie w grupie ludzkiej. Przeobrażania struktury społecznej, o której wyżej mówiłem, umożliwiły dopiero ujrzenie w całej szerokości fenomenu, jakim jest tłum ludzki, opanowany przez sugestywną ideę. Dopiero oderwane od podłoża, odbarwione z właściwości, Jakie posiadały w grupie pierwotnej, zbiorowiska jednostek stały się podatne na sugestje zbiorowe. W średniowieczu warunki dla wytworzenia się psychologji zbiorowej były tylko częściowo urzeczywistnione. O ile zwrot o psychologji tłumu jest dość pospolity, to jednak, być może, dlatego nie jest w całej pełni doceniana jego treść. Współczesność jest właśnie tym okresem, w którym zindywidualizowane tłumy jednostek stworzyły nową siłę historyczną: tłum poddany (lub dopiero w okresie poddawania się) jakiejś potężnej sugestji zbiorowej, sugestji, będącej niczem innem, jak właśnie tem, co J. Sorel nazywał mitem. Jest to w stosunkach społecznych przemiana ogromna. Jednostka, wszedłszy w środowisko, znaj dujące się pod sugestją, podlega w swej istocie duchowej zasadniczym przemianom. W pierwszym rzędzie następuje zanik świadomego "ja", czynności jednostki przybierają charakter nieświadomy, niekontrolowany przez rozum; po drugie - jednostka z przedziwną łatwością poddaje się zaraźliwości emocji, ulegając sugestji, przybiera jednokierunkowy bieg myśli z tłumem; po trzecie - zasugestjonowana jakąś myślą, ma dążność do natychmiastowego jej wcielenia w czyn. Skłonność do natychmiastowego urzeczywistnienia idei przyjętych - oto jest cecha zasadnicza tłumu.
Tłum w takiem znaczeniu jest czemś zupełnie nowem i nie dającem się odtworzyć przez sumę elementów składowych. Poznanie jego istoty sięga znacznie głębiej, niż to przypuszczano w epoce indywidualizmu, kiedy wszelkie zjawiska społeczne mierzono i oglądana przez okulary suchego racjonalizmu. Uderzające jest to, że w "tłumie każde uczucie, każdy czyn są zaraźliwe, i to do tego stopnia, iż osobnik bez trudu poświęca interes osobisty dla interesu wspólnego. Jest to przymiot bardzo obcy naturze człowieka i osobnik przejawia go wyłącznie tylko wówczas, gdy stanowi cząstkę tłumu *60). Jeśli zwrócimy uwagę na czyny bohaterskie znane w historji, to z łatwością zauważymy, ze prawie wszystkie miały miejsce w warunkach, właściwych dla psychologji tłumu. Heroizm, w oderwaniu od tłumu, jako wyczyn indywidualny, z pokładów duchowych indywiduum wypływający, jest niesłychanie rzadki. Stąd zrozumiałe się stanie powiedzenie, iż heroizm nie może mieć miejsca bez ojczyzny, jak i niema ojczyzny bez heroizmu: Wyjaśnić chcę, iż mowa o tłumie dotyczy oczywiście tłumu rozumianego socjologicznie. Psychologja tłumu może zaistnieć w różnych warunkach. Nacjonalizm, wojna, ruchy klasowe proletarjatu - .oto są przejawy psychologji tłumu. Nie należy też rozumieć, jakoby psychologja tłumu była zarówno czemś raptownem, jak i przejściowem. Może to mieć miejsce, gdy podłoże, stwarzające tłum, jest niesprzyjające. Organizacja, społeczna, średniowiecza rozkładała psychologję tłumu. Dziś widzimy stwarzanie się warunków takich, iż nastrój, właściwy dla grupy, .objętej sugestją, będzie tonem życia codziennego. Jest to właśnie podstawa, z której wypływa heroiczna koncepcja, narodu. Interesujące jest to, iż młodzież ma większą łatwość ulegania zbiorowym sugestjom lub entuzjazmowi społecznemu, niż osobniki całkowicie dojrzałe. Gdy to się weźmie pod uwagę, to, analizując dzisiejszą rzeczywistość narodów europejskich, skonstatujemy rzeczy zadziwiające. Biorąc stosunek procentowy młodzieży od 1 do 29 lat w poszczególnych państwach do ogółu ludności, otrzymamy następujące dane *61):

Rosja 66,3
Polska 64,7
Włochy 57,4
Niemcy 54,6
Anglja 53,1
Francja 47,5

Rosja posiada najwyższy odsetek młodzieży w stosunku do ogółu ludności. Jeśli zestawi się to z tem, co wyżej powie działem o większej pobudliwości młodzieży na sugestje zbiorowe, to w całkiem nowem świetle występuje cała rzeczywistość sowiecka. Rosja Sowiecka jest współcześnie na swój sposób zbiorowością bohaterską. Musi to przyznać każdy zdrowy moralnie człowiek, nawet będąc przeciwnikiem Sowietów. I tu zbiega się w przedziwny sposób wchłonięcie całego narodu rosyjskiego lub wielkiej jego części w ognisko niezbyt pasującej doktryny, jednokierunkowość myśli i uczuć wycelowanych niezmiennie na jeden punkt, i szaleństwo czynu, wyrażające się w "piatiletkach". Młoda Rosja - to ogromny blok ludzi, spojony. zaraźliwą sugestją. O pozostałościach ubiegłej epoki w świadomościach maruderów zbytecznie jest wzmiankować, aczkolwiek kołtunerja na to skwapliwie powołuje się. Wysoki odsetek młodzieży w narodzie rosyjskim pozwolił na przyjęcie doktryny-sugestji najbardziej krańcowej i realizację jej metodami brutalnie bezkompromisowemi, świadczącemi o hipertrofji sił emocjonalnych. Nie jest to przypadek, że ustrój tego typu, i chronologicznie rzecz biorąc, najpierw powstał w Rosji. Pomijając narazie Polskę widzimy, iż na dalszem miejscu, jeżeli chodzi o liczbę względną młodzieży, idą Włochy. I tam mamy ustrój społeczny, oparty o tę samą w gruncie rzeczy zasadę; władztwo wielkich namiętności, wykwitających z mas ogarniętych wielką sugestją-mitem. Do narodów, które swój byt oparły na namiętnościach zbiorowych, na psychologji tłumu, należą odniedawna i Niemcy. Go do stosunku młodzieży do ogółu ludności idą w ślad za Włochami. Jeszcze jedna rzecz zwraca uwagę. Zmniejszanie się stosunku procentowego młodzieży w państwach, które zarzuciły indywidualizm lub jego namiastki wyraża się w łagodniejszem, bardziej kompromisowem traktowaniu minionego okresu indywidualizmu i jego resztek. O ile Rosja zniszczyła wszystko to, co byłoby przeciwstawne sugestji zbiorowej, i całe życie podporządkowała wielkim celom, jakie panujący światopogląd postulował, to w Włoszech i Niemczech mamy widoczne kompromisy. Nietknięte w gruncie rzeczy zostały zręby gospodarstwa. Nadal zostało ono domeną tak lub inaczej określanego indywidualizmu hedonistycznego. A gdy teraz spojrzymy na Anglję i przedewszystkiem Francję, gdzie masa biologiczna narodu najmniej zawiera ciał młodych i w związku z tem żywych namiętności, to zrozumiałem się staje, dlaczego te kraje są ostoją liberalizmu, demokracji, rozsądku, racjonalizmu i tych wszystkich cnót, jakie charakteryzują epokę dogasającą.
A cóż przedstawia Polska? Jaka zagadka kryje się w liczbach, przedstawiających uwarstwienie pokoleń narodu? Potwierdza się to, co już wyżej powiedziałem. Nasza rzeczywistość nie jest produktem ustroju kapitalistycznego. My tkwimy jeszcze w indywidualiźmie wegetacyjnym, nie przeszedłszy przez szkołę, właściwą kapitalizmowi -Mamy więc zatem 6-8 miljonów ludzi, wyłączonych z mechanizmu gospodarczego; dzięki jednak temu, że świadomość ich ukształtowana została w ramach grup naturalnych, z któremi są jeszcze związani, przeto nie zaistniały dotychczas warunki, pozwalające na uchwycenie ich w ramy wielkich sugestyj, mitów zbiorowych. Temu należy zawdzięczać, iż życie społeczne nasze jest martwotą lub bagnem, podobnem w pewnym stopniu do życia narodu staruszków i rentjerów za Renem.
Oryginalność tej sytuacji znalazła nieświadomie odbicie w niektórych koncepcjach politycznych. Popełnia się przytem rozbrajający w swej naiwności błąd, jeśli się sądzi, że sytuacja obecna, powstała dzięki działaniu czynników opóźniających, jest czemś trwałem. Nie widzi się, iż działanie sił opóźniających słabnie wobec naporu czynników elementarnych i że wkraczamy już w przełomowy okres, od którego rozpocznie się najzupełniej nowy etap naszych dziejów. Podkreślam oryginalność naszej sytuacji, która nie daje możności naśladowania wschodu czy zachodu, jak to powszechnie się czyni.
Uzasadnione wydaje się bliższe rozpatrzenie istoty podstawowego zjawiska, jakiem jest to, co określałem psychologją tłumu.
Jak stwierdza Le Bon, Mac Dougal i inni socjologowie, zjawiska tego nie można inaczej wytłumaczyć, jak tylko przez przyjęcie hipotezy o hipnozie masowej. Gdy się bliżej wejrzy na te zagadnienia, to nasuwa się myśl, iż ukazuje się nam tu jeden z podstawowych instynktów ludzkich. Z konieczności musimy zastanowić się nad zagadnieniem, czem są wogóle instynkty. W ślad za Bergsonem przyjąć możemy, iż w życiu przyrody da się wyodrębnić trzy kategorje, pochodzące z Jednego źródła: brak świadomości roślin, instynkt zwierząt i rozum człowieka.
Umysł ludzki, jeśli patrzeć na to, co on posiada wrodzonego, jest poznaniem formy, poznaniem stosunków między rzeczami, gdy natomiast instynkt jest poznaniem samej rzeczy i treści. Umysł nasz jest władzą psychiczną, pozwalającą nam na operowanie ciałami stałemi nieorganicznemi. Dzięki umysłowi orjentujemy się w świecie martwej materji, i nią się posługujemy. Umysł jest urodzonym technikiem i geometrą, operującym bryłami materjalnemi, posiadającem nieograniczoną władzę rozkładania materji według dowolnego plantu i składania jej w dowolny system. Myślenie nie jest niczem innem. Ale właśnie ta zdolność, tak obfita w wyniki, jeśli chodzi o materję martwą, jest całkowicie zawodna w stosunku do życia organicznego, do materji, tchniętej życiem. Umysł ludzki posiada trwałą niezdolność zrozumienia życia. Jeśli usiłuje je poznać, to tylko kategorjami, właściwemi dla materji martwej. Stąd dla umysłu zagadka życia i śmierci zostanie zapewne na zawsze nierozwiązaną. Całkowicie inaczej jest z instynktem. Instynkt jest właśnie władzą psychiczną zwróconą ku życiu. Instynkt płciowy dba o ciągłość gatunku, instynkt życia każe nam chronić nasze ciała przed zniszczeniem itd. Zagadki życia dociec nie możemy, badając materję, którą ono porwało, ożywiło i wzniosło ku wyższym formom. Możemy najdokładniej zbadać budowę i skład ciał organicznych, wydzielić wszystkie bez; reszty składniki, po to tylko, by się. przekonać, iż poznaliśmy to, co jest dostępne do umysłu - martwą materją - zaś. życie samo nieodmiennie znika z pod mikroskopu naszych wysiłków poznawczych. W świecie zwierzęcym, pozbawionym władz intelektualnych, widzimy w pełni stosowanie zasad instynktu. Zwierzę w stosunku do świata zewnętrznego posiada tylko jeden instrument działania: elementy własnego ciała. Tylko własne siły, własne kły, mogą być użyte do wywołania zmian w świecie zewnętrznym. Jakaż olbrzymia różnica w stosunku do człowieka, który świat przeobraża zapomocą narzędzi z martwej materji, sprawność organów jego ciała po tysiąckroć razy potęgujące. Natomiast u zwierząt sfera instynktu jest jakby szersza. U pewnych gatunków owadów instynkt posiada moc przekształcenia samych narządów ciała i dostosowywanie ich do pewnych specjalnych czynności. I tak u termitów dostrzeżono, iż mogą one różniczkować swoje organy. Niektóre termity specjalizują się na wojowników i wtenczas występują u nich objawy ogromnego rozwoju szczęk, dzięki którym zdolność bojowa wzrasta poważnie. Chodzi mi jednak o rzecz ważniejszą. Stwierdzam, iż potok życia, pnący się po przez materję, pochodzi ze wspólnego źródła i że wyrazem praw jego rozwoju są tylko instynkty. Czy wobec tego działanie instynktu, widoczne w każdym osobniku żyjącym, da się uzasadnić tylko troską życia o jego indywidualny by? Oczywiście nie. Wielki potok, przedzierając się przez skalisty, poryty teren, z konieczności musi rozdzielać się na liczna drobne strumyczki, .a każdy z nich jest niczem innem, jak tylko częścią nierozerwalną całości, o tej samej substancji, tym samym prawom podległy. Patrząc na wąskie strumyczki, możemy zapominać o potoku, dostrzegając ich postacie zindywidualizowane, lecz ogarnąwszy cały teren, widzimy tylko rozczłonkowany wielki potok. To samo jest w życiu. Istnieje wielki instynkt życia, każący wierzyć w to, iż życie gatunku ludzkiego jest wielką solidarnością biologiczną. Ten szeroki instynkt, ogarniający szereg ciał, najdobitniej wyraża się właśnie w tem, co nazywamy psychologją tłumu. Każdego obserwatora uderza ponadindywidualny sposób odczuwania grupy ludzkiej, opanowanej tą psychologją. Wszystko to, co stanowi świadome indywiduum, znika w grupie. Czynności jednostki stają się nieświadome i pozbawione kontroli refleksji. Szereg jednostek czuje jako jedno ciało, tworząc najzupełniej nowy twór. Łatwość, z jaką jednostki zarażają się emocjami; dobitnie wskazuje na istnienie jakiejś trwałej dyspozycji duchowej, która niczem innem być nie może, jak właśnie tym instynktem grupowym, przetwarzającym pozornie autonomiczne indywidua w organicznie powiązany twór ludzki. Naród jest tworem, w którym szczególnie wyraźnie widzimy przejawianie się tego instynktu. Nowość zadrugizmu polega na tem, iż chce stworzyć warunki, w których instynkt gromadny uzyskałby maksymalne natężenie, przez co naród stanie się najzupełniej odmienną istnością w stosunku do swej; dzisiejszej postaci. Ten nowy, socjologicznie rzecz biorąc, twór miałby posłużyć za podstawę dla stworzenia nowego typu kultury. Jest to zresztą, poza świadomem dążeniem, także kres, ku któremu zdążają samorzutne tendencje w łonie narodów. Oprócz tego instynkt grupy dokumentuje się wyraźnie poza zgłuszeniem refleksji, jako pochodnej intelektu, w nieokiełznanej popędliwości ku natychmiastowej realizacji czynem przyjętej sugestji. Szaleństwo czynu jest tą osobliwą cechą, która oznacza nadchodzącą epokę. Popęd do czynu wypływa z instynktów; myśl jest zawsze tylko planem działania; rzutowanym na bryły materjalne. Postawy intelektualnie do czynów pobudzić nie mogą: Martwota życia naszego tem się tłumaczy, iż kołtunerja stworzywszy kulturę indywidualizmu wegetacyjnego, przytłumiła prężność instynktów, a więc motor czynności ludzkich, przyjmując natomiast chętnie wszelkie teoryjki racjonalistyczne.
Istnieje kontrast między życiem, prącem niepowstrzymanie naprzód poprzez wciąganie w wir swego pędu mas materji, a formami, w jakich to życie się przejawia. Życie jakby z żalem spogląda wstecz na swe kształty, w których się kolejno ucieleśnia. Życie gatunku ludzkiego jest właściwie prądem, idącym od zarodka do zarodka poprzez pośrednictwo dojrzałego ustroju osobnika. Z jakim żalem niszczy życie formy bytu, zamknięte w poszczególnym osobniku! Śmierć jest zawsze czemś, przed czem chylą się nasze głowy w kornym, przejmującym smutku. A przecież jest jeden wyjątek. Zbiorowa istność ludzka, stworzona przez instynkt grupowy, rzuca na zatracenie, na śmierć, swoje człony - indywidua, a my; biorąc w tem udział, nie odczuwamy skowytu bólu, lecz, topiąc nasze istnienia w fali narodu, dajemy się ogarnąć atmosferze wielkości, wzlatujemy na niedosiężny poziom epickiej podniosłości, do której izolowane, z konieczności racjonalistycznie nastawione. indywiduum nigdy wznieść się nie potrafi.
Przezwyciężenie bezwładu powłok cielesnych, w których kołacze nasze życie, uskutecznia się przez instynkt samozaparcia, występujący zawsze tam, gdzie zaistnieje ludzki twór ponadindywidualny na podłożu instynktu grupowego. Poddanie się temu instynktowi stwarza platformę, z której wykwita psyche, heroiczna. Jest ona kategorją wszechogarniającą. Na niej wniesioną będzie kultura narodu, bowiem ogarnąć ona może i musi wszelkie dziedziny życia narodowego. Droga ku wielkości- prowadzi tylko przez nią.

3. Heroizm w pryzmacie rzeczywistości

Odbywa się wyraźna ewolucja ku heroicznej koncepcji kulturalnej. Sprawiają to przemiany w polityce, moralności, gospodarstwie. Prawo współzależności zjawisk socjalnych powoduje, iż przeobrażenia we współczesności wyzwalają rzeczywiste siły natury politycznej człowieka, wyrażające się w instynktach poprzednio omówionych. Instynkty te, przytłumione przez indywidualistyczną koncepcję życia, rozciągającej swe niepodzielne władanie na przestrzeni kilku wieków, dziś zrzucają pęta na nie nałożone, a rozwój szeregu czynników cywilizacji europejskiej sprawia, iż ich urzeczywistnienie odbywać się będzie przy pełni sprzyjających warunków. Wzrost sprzyjających warunków odbywa się wyraźnie, ale symplicyzmem byłoby twierdzić, iż można czekać na samorzutny rozwój, który sam wyłoni naród heroiczny. Czynnik świadomej woli jest równie ważki i niezbędny dla realizowania heroicznej koncepcji życia. Należy zarzucić sugestje automatyzmu dziejowego, stworzonego przez triumfującą burżuazję, jak niemniej zabójczo pewną siebie szkołę marxistów
W głębinach życia społecznego odbywa się wzrost elementów, mających jutro przekształcić formy bytowania. Zderzając się z członami współczesnej rzeczywistości, tworzą swoiste węzły, wokół których ogniskują się kolejno nadążające przeobrażenia. Podstawą; na której .oprze się zrąb kultury heroicznej, jest grupa. Ale jaka grupa? Czy będzie nią jakaś z istniejących już, czy też nowy twór ludzki powołany zostanie do życia? Problemat przesądziłem zgóry w dotychczasowych rozważaniach, przyjmując, iż grupą tą będzie ponad wszelką wątpliwość naród. Zagadnienie to wymaga jednak szerszego nieco omówienia. Jeśli chodzi .o istoty ponadindywidualne, to dostrzec możemy tu trzy kategorje: ludzkość; klasę proletarjacką i naród. Oczywiście podział ten jest uproszczony; niewątpliwie da się wydzielić szereg klas, nietylko proletarjacką, gdyż również klasy drobnomieszczańskie stają się dziś realną siłą, i mają ambicję stworzyć teorję istności własnej wraz z odpowiednią dla siebie koncepcją społeczną.
Wspólnotę ogólna-ludzką możemy odrzucić. Jest ona właściwie parawanem dla indywidualizmu. Impulsy heroiczne mają do wyboru realne istności: klasę proletarjacką lub naród. Istnieje jeszcze poruszoną możliwość grupy dziś nie istniejącej. To może być rozumiane tylko w ten sposób, iż klasa lub naród, wziąwszy w zręby swej budowy zasady heroizmu, może ulec tak daleko idącym przekształceniom w swych dzisiejszych właściwościach, iż moglibyśmy mówić o powstaniu nowej grupy społecznej. Jak z późniejszych rozważań wyniknie, jest to najbardziej bliskie prawdy. Gdy ciemne tło zachmurzonego nieba przetnie blask błyskawicy, dziwujemy się linji łamanej, która przebiega. Dzieje się to z powodu różności oporów, stawianych przez niejednolicie naładowane cząsteczki atmosfery, przez co powstają jakby pory, któremi przebiega błyskawica. To samo jest z instynktami, z których wypływają siły impulsów heroicznych. Ogarniają one jednostki, które najbardziej są usposobieni ku temu, by wejść do grupy na mocy cech podobieństwa. Te cechy, wyznaczające jakąś wspólnotę, mogą nosić wieloraki charakter. Zespolenie się instynktowe jednostek w zwartą grupę monolistyczną jest uzależnione od wielkiej ilości warunków pozytywnych i braku cech, które spoistości grupy zagrażają. Przeszłość działa na teraźniejszość. Pierwsza urabia podobieństwo lub różnicę między jednostkami, przez co aktualne zespolenie się na podłożu instynktów grupowych jest ułatwiane lub utrudnione. Warunkami, sprzyjającemi wytworzeniu się grupy na podłożu instynktownem, a więc stanowiącej materjał na grupę heroiczną, będą: wspólność interesów, jednolitość, podobieństwa położenia, zależność jednostki od grupy, siła oddziaływania i częstość zetknięć jednostek, istnienie grupy antagonistycznej. Ostatni warunek wyjaśnia, dlaczego grupa ogólno-ludzka nie może jako koncepcja być brana pod uwagę. Przy istnieniu tych warunków jednostki łatwo mogą poddać się instynktowi grupowemu, co stwarza podstawę do zaistnienia ducha heroicznego, wyrażającego się w specyficznej trwałej postawie uczuciowej.. Klasa proletarjacka wyznaczona jest przez wspólnoty: socjalną i ekonomiczną, walczącą i duchową. W skali międzynarodowej nie posiada warunków, by stać się grupą o trwałych więzach uczuciowych. Właściwości narodu uzdolniają go bardziej ku temu, by stał się grupą zasadniczą, podatną dla rozwoju psyche heroicznej. To też mówić możemy o heroiźmie, jako synonimie heroizmu narodowego wogóle. Oczywiście naród musi gruntownie się przeistoczyć. Przedewszystkiem stracić musi swe uwarstwienie klasowe i przybrać postać jednolitej bryły ludzkiej, złożonej z jednorodnych atomów-indywiduów. Na jakiej drodze stać się ta może? Oczywiście nie ziści się to zapomocą perswazji. Naród powstał w wyższej mierze pod działaniem czynników pozagospodarczych, stąd symbioza jego istoty z impulsami heroicznemi jest szczególnie ułatwiona. Naród możemy oznaczyć jako wspólnotę: trwałą, organiczną, wyłączną, duchową, walczącą, dążącą do celów historycznych. Widzimy, iż są to wspólnoty, stwarzające wymarzone podłoże dla ogarnięcia ich przez więź instynktu grupowego.
Jedynie nacjonalizm jest tą kategorją, w której impulsy heroiczne mogą znaleźć ujście. Naród w tym wypadku nie jest czemś wyznaczonem przez cechy objektywne, lecz przez płomienne poczucie jedności, radosne poczucie swej istności grupowej, gotowości do walki i ofiarnego trudu o realizację celów historycznych. Zkolei zjawia się pytanie: w struny duszy jakiej części narodu najżywiej uderzą impulsy heroiczne? Istnieje w tej kwestji kilka warjantów. Naród jest kategorją idealistyczną, ale członkowie narodu, oprócz węzłów narodowych, odczuwanych mniej lub bardziej, aktualnie kojarzą w swej świadomości jeszcze ich stanowisko klasowe, wynikające z udziału w produkcji. Stanowisko materjalizmu dziejowego rozstrzyga kwestję tę apodyktycznie: niema problemu narodowego. Według Marxa, a jeszcze bardziej jego uczniów, świat idei, będąc refleksem podłoża ekonomicznego nie może zawierać niczego, coby nie miało źródła w tem podłożu. Uparte trwanie przy tem doprowadziło do załamania marxizmu w krajach, które były. jego bastjonami. Wobec narodu, jako potężnej siły duchowej natury wybitnie idealistycznej, stają trzy wielkie bloki; wyrastające z podłoża materjalistycznego: a) klasa kapitalistyczna, b) klasa proletarjacka, c) klasy drobnomieszczańskie.
Każdy z nich ma swoją własną konstrukcję teoretyczną, pretendującą do prawa samodzielnego bytu. Ostatnie stulecia zaznaczone są przewagą światopoglądu właściwego ludziom interesu, przedsiębiorcom kapitalistycznym. Według modelu jego duchowości stworzona została cała koncepcja kulturalna epoki, ekonomika, polityka itd. To samo da się rzec o koncepcji proletarjackiej, rozwijanej wszechstronnie od Marxa. Na tle tych dwóch ugrupowań uświadomiły swą odrębność ugrupowania przedkapitalistyczne, dając to, co zwiemy doktrynami solidaryzmu drobnomieszczańskiego.. Skojarzenie światopoglądu właściwego ugrupowaniom kapitalistycznym z nacjonalizmem było utrudnione, i nosiło całkiem mechaniczny charakter. Tem niemniej zjawisko to miało miejsce. O wiele naturalniejsze było skojarzenie kategorji drobnomieszczańskiej z nacjonalizmem. Wyraziło się ono w serji faszyzmów. Istniejąca teoretycznie możliwość syntezy nacjonalizmu i koncepcji proletarjackiej, dotychczas nie zaistniała. Tkwi to zjawiska głęboko w oportuniźmie ugrupowań, które próbowały tego zadania się podjąć. Przesłanki do tej syntezy dojrzewają poraz pierwszy w dziejach właśnie w Polsce. W ten sposób można wyłonić zgrubsza sześć możliwych koncepcyj kulturalno-społecznych.
Marxizm był w gruncie rzeczy konsekwentnem rozwinięciem zasad szkoły klasycznej ekonomistów. Nie mógł więc uznać narodu, a w walce z kapitalizmem godził usilnie w jego przejawy, a więc przedewszystkiem w militaryzm i t. zw. imperjalizm. I gdy tak z uporem o władzę nad światem walczyły dwa ugrupowania: burżuazja i klasa proletarjacka - pomijając z natury swych założeń ideowych problem narodu - klasy drobnomieszczańskie, chaotyczne, niejednolite, bez skrystalizowanej doktryny, lecz w luźniejszym stojąc związku z ustrojem ekonomicznym, stanowiącym bazę kapitalizmu i marxizmu, tem łatwiej apercepowały ducha nacjonalizmu, a przyswoiwszy go, stały się nagle taką siłą, iż mimo swej pozornej słabości załamały potężny ruch klasowy proletarjatu, przeciwstawiając się zdecydowanie wielkiej burżuazji, która dla ratowania swych wpływów musiała pójść na ustępstwa. I tylko nieskrystalizowanie doktryny drobnomieszczańskiej umożliwiło w poważnym stopniu asymilowanie jej przez wielką burżuazję. W faszyźmie należy rozróżnić formację drobnomieszczańską, przeciwstawiającą się wrogo kapitalizmowi, i przyczepkę kapitalistyczną. Pierwsza z nich może dokonać głębokich przeobrażeń w strukturze kapitalizmu w kierunku t. zw. demokratyzacji ustroju gospodarczego, druga zaś, będąc przezornem cofnięciem się rekinów kapitalistycznych, jest bazą wypadową w razie poprawienia się konjunktury.
Utożsamianie faszyzmu z czystej wody kapitalizmem jest daleko idącym symplicyzmem, utrudniającym ogromnie orjentowanie się w rzeczywistości. Jest to raczej wynik upartego błędu tych kategoryj, które za wszelką ceną nie chcą dopuścić do uznania elementarnego faktu współczesności: potężnej dynamiki nacjonalizmu, jako siły społecznej, ogarniającej coraz szersze koło narodów. Zaznaczyć przy tem chciałem, iż faszyzm jest kategorją, powstającą z połączenia koncepcji drobnomieszczańskiej z nacjonalizmem. Światopogląd drobnomieszczaństwa jako nadbudowa ideologiczna, wyrastająca z jego sytuacji ekonomicznej, faszystowskim jeszcze nie jest.
Nacjonalizm zatem może być burżuazyjny, drobnomieszczański, - czyli w naszych warunkach kołtuński, i proletarjacki, robotniczy. W ciągu dotychczasowych rozważań usilnie akcentowałem myśl, iż założenia koncepcji heroicznej narodu w Polsce dadzą się zrealizować tylko przez masy pracujące, robotnicze. Klasa robotnicza jest awangardą narodu. Naród polski; dążąc do osiągnięcia swych celów historycznych, musi się dostosować do warunków czasu i miejsca, to znaczy, stać się narodem robotników. Odrzucam w sposób najbardziej zdecydowany całą frazeologję, związaną z pojęciem międzynarodowego proletarjatu. Impulsy heroiczne mogą wyraz swój, znaleźć tylko w nacjonaliźmie, pojmowanym jako burzliwa namiętność życia zbiorowego. Lecz dziś nacjonalizm ogarnia jednostki, które z racji swej przynależności do społeczeństwa kapitalistycznego różnią się przynależnością klasową. W ustroju zadrużnym, wobec zniesienia podziału klasowego, naród ustabilizuje się na poziomie, właściwym, dla robotników przemysłowych. Odrzucić należy przebrzmiałą sugestję samodzielnej koncepcji kulturalnej proletarjatu. Zadrugizm jest syntezą idealistycznego i materjalistycznego światopoglądu. Wyrasta z przestanek filozoficznych, nie dających się zmieścić bez reszty w filozofji idealistycznej, ani też w materjalistycznej.
W tych warunkach zasadniczym motywem działania jednostki w narodzie, w odniesieniu do wszelkich spraw, n nawet najbardziej codziennych, może być tylko czynny entuzjazm narodowy. On będzie tą siłą, która jednostkę pobudzać będzie do wysilającego trudu na rzecz celów narodowych. Będzie to odmiana altruizmu, czynnej ofiarności, tak charakterystyczna dla jednostek, opanowanych psychologją grupy. W gruncie rzeczy bowiem niema takiej czynności w życiu, której wykonanie nie mogłoby być złączone z ogólnemi zamierzeniami i dążeniami narodu. Nastrój płomiennego entuzjazmu, przenikając całe życie narodowe w najbardziej indywidualnych przejawach, stworzy aureolę wielkości, nadającej głębokie znaczenie każdej chwili naszego trwania. Na tej tylko drodze nastąpi zespolenie się życia z koncepcją artystyczną wielkości, wspierającą się o heroiczny światopogląd. Ze strony jednostek o przewadze postaw racjonalistycznych, jednoznacznych z zubożoną dynamiką emocji, padnie zarzut, iż zarysowana koncepcja wydaje się być zbyt utopijną. Według nich życie ludzkie, to gra małych lub wielkich egoizmów, mających zdecydowaną przewagę nad innemi stronami natury ludzkiej. Nic bardziej złudnego!
Stan napiętych uczuć zbiorowych, wysoki lot entuzjazmu narodowego, oczywiście nie jest czemś, co, raz zaistniawszy, automatycznie odradzać się będzie, trwając ciągle. Lada wstrząs może zniszczyć subtelną tkaninę nastrojów, powodując, iż ciało zbiorowe narodu zacznie się rozdzielać na swe człony elementarne - indywidua. Indywidualistyczna przeszłość długo jeszcze będzie rzucać swój cień na sposób myślenia i czucia narodu, objętego entuzjazmem zadrużnym. Lecz dziś sytuacja jest ułatwiona. Zatamują się instytucje i stosunki, rodzące indywidualistyczne postawy i reakcje. W kulturze, ekonomice, organizacji społecznej zaistniały katalizatory, przyśpieszające rozwój zbiorowego reagowania. W ustroju zadrużnym warunki dla tego procesu będą stworzone świadomie. Najskuteczniejszy będzie system rekrutowania grup przodowniczych. Z niechęcią jestem zmuszany użyć pojęcia "elity", gdyż wyraz ten u nas został przez kołtunerję zaokupowany i przemieniony w jakąś wyszarganą szmatę. Odrzuconą musi być panująca dziś doktryna kultu "fachowości" i "uzdolnień". Zasadą zadrugizmu, wyznaczającą jego stosunek do innych konstrukcyj społeczno-ustrojowych, jest preponderacja momentu namiętności zbiorowych, ich natężenia i stopnia ogarnięcia dusz jednostek składowych. Tu spoczywa środek ciężkości narodu heroicznego. Stąd też współczynniki; potęgujące dynamikę duszy narodowej, są najważniejsze. Uczucia ludzkie mogą być budzone i potęgowane znów tylko przez ludzi. Jednostką przodowniczą, kwalifikującą ją najbardziej ku elicie; jest jej zdolność intensywnego odczucia ideałów i dążeń narodu, budzenie, potęgowanie namiętności zbiorowych, utrzymanie, ciągłości woli i uczuć entuzjazmu w narodzie. I nietylko to. Stworzenie ładunku energji zbiorowej postuluje łożysko, w które on popłynie, i mechanizm, w którym się przekształci w czyn użyteczny. Jest to przeciwstawność inżyniera i przywódcy. Pierwszy posiada umiejętność operowania kategorjami intelektu wśród brył materjalnych, drugi trzyma rękę na dźwigni instynktów i emocyj zbiorowych, umiejscowionych w sercu ludzkiem. Kończący się okres dziejowy charakteryzujący się hipertrofją romantyki inżynierskiej. Marxizm jest jej szczytowym wyrazem. Był bo jednostronnością grzeszący symplicyzm. W zadrugiźmie odwracamy kartę dziejów. Punktem centralnym jest trzon duchowy narodu i potęga namiętności go ogarniającej. Symbioza inżyniera i przywódcy przez poddanie pierwszego władzy drugiego. Inżynier jest w pełni wyzyskiwany, zostając tylko narzędziem grupy. Stąd zrozumiały się staje wrogi stosunek do warstw inteligenckich, wyhodowanych i ukształconych na zasadach racjonalizmu, materjalizmu, stępionych emocjonalnie. Rak obcych kultur wyniszczył w nich organy, wiążące ich z podłożem. "Doły" społeczne dadzą przodowników, gdyż życie instynktów jest tam niepomiernie bujniejsze. I nie można traktować poważnie zastrzeżeń "warstw kulturalnych" i wytwornych paniuś, którym brak ogłady w wyrażaniu swych uczuć, .oraz szorstkość i rozmach w działaniu tej elity, z głębin narodu wychodzącej, wydać się może niemiłą. Aż nazbyt już długo kołtunerja przerażającą pustkę swej duszy zasłania mamidłami "kultury" i bon ton'u.
Naród heroiczny musi wyładować swój entuzjazm tylko i wyłącznie w czynie. Niema heroizmu bez entuzjazmu i czynu, jak też zbiorowego czynu bez entuzjazmu.
Heroizm i czyn, to jedno. Namiętności grupowe wyrażają się w trwałej skłonności do realizacji w czynie przyjętych sugestyj. Jest to postawa wręcz odmienna od postawy indywidualizmu wegetacyjnego, stanowiącego trzon psychiczny naszej kołtunerji, dzierżącej dziś Polskę pod srogą, nieustającą okupacją. Rozwieją się spodlone nadzieje tych, którzy przypuszczają, iż młody nacjonalizm zadrużny da się usidlić i pogrążyć w błocie bezwładu. W naszych oczach dzieje się straszliwa anomalia, gdy kołtuństwo usiłuje nacjonalizm skojarzyć z filozofią katolicyzmu. Symbioza Ghandi'ego i Goeringa! Romantykę rycerską, wojującą, chce się koniecznie związać z romantyką kontemplatywną zakonnika. Stać się to może tylko przez uśmiercenie ducha nacjonalizmu i ustabilizowanie go w punkcie zerowym. Katolicyzm jest śmiertelnym wrogiem nowoczesnego nacjonalizmu. I tylko w jakichś zakutych głowach alchemików średniowiecznych mógł zrodzić się ten zadziwiający pomysł kojarzeniowy. Filozofia katolicka w Polsce była ośrodkiem krystalizacyjnym indywidualizmu wegetacyjnego, a następnie formułą kołtuństwa. Lecz nie można dać się zwieść, gdy widzimy, iż pewne ugrupowania kołtuńskie, tj. radykalne formacje ideowo-polityczne Polski dnia dzisiejszego z emfazą głoszą zasady antyklerykalne. Ciągły, wytężony ruch, nieustanna zespołowa walka z oporami ludzi i natury - oto rewelacyjna nowość, jaką tchnie w nasze życie przebudowa narodu na zasadach heroizmu. W jaki sposób ten czynny stosunek do życia będzie się wyrażał? W gospodarstwie stać się to może tylko w oparciu o nowoczesną technikę. Technika maszynowa nie jest czemś sprzecznem z duchem narodu. Wprost przeciwnie! Właśnie w instalacjach technicznych burzliwy prąd energji narodowej wyładuje się najefektowniej. Z drugiej strony technika najskuteczniej przyczynia się do spotęgowania nastrojów entuzjastycznych, skierowywania sugestji w jednym kierunku, tak, jak to jest z tłokami w cylindrach motorów. Technika ujednolica kierunek biegu myśli, usuwa niebezpieczeństwo rozłamów. Gminy socjalistyczne, zakładane w początkach XIX w., upadały zawsze z powodu różnych poglądów na sposoby produkcji, co wynikało z różności metod wytwórczych i braku jednolitej techniki. Technika jest mitem. Piękno jej przemawia do umysłów i uczuć młodych. Wrogami jej są wszyscy ci, którzy urodzili się już starcami. Indywidualizm, wegetacyjny wyje z przerażenia, gdy widzi, że technika zmusza go do prowadzenia wyższego, wytężonego życia.
Rzuciłem okiem na niektóre zagadnienia. Wyraźnie układa się w myśli wniosek, iż przemiany te złożą się razem na ogromne przekształcenia w istności narodowej. Naród jest dziś możliwością. Jutro stworzy zeń hufiec heroiczny, którego niewysłowione piękno olśniewa i porywa naszą wyobraźnię.

Rozdział XIV Technologia społeczna, i ekonomika
1. Siły kształtujące ustrój zadrużny

Ponieważ heroiczna koncepcja jest wykwitem przeobrażeń przedewszystkiem duchowych, sfery duchowe życia narodowego najwcześniej odczują jej oddziaływanie. Ogarniając coraz szersze dziedziny życia narodowego, w etapie ostatnim dopiero dotknie ona rzeczywistości materjalnej, gospodarczej. Jest to proces wręcz odmienny, niż ten, jaki zarysowuje materjalistyczny pogląd na istotę przebiegu dziejowego. Doceniając wagę czynników materjalistycznych w kształtowaniu się tej nowej siły, jaką jest koncepcja heroiczna narodu, stwierdzam jednocześnie ich drugorzędność. Bieg myśli rysuje się w tym wypadku z wielką wyrazistością. Przyjęcie w zręby narodu, zasad heroicznego poglądu na świat wyzwolić musi w nim ogromne energje. Dynamika ta niczem hamowana być nie może. Wysiłkiem świadomej, woli winny być zniszczone pęta, przypływ mocy narodowej wiążące. Stanowi to jednak już odrębne zagadnienie. Operowanie wielkościami społecznemi ujmijmy je terminem technologji -społecznej - w dążeniu do wyzyskania tych nowych dziejowych sił, winno stosownie do czynionych poprzednio założeń wyrazić się w usiłowaniu wytworzenia zmian w rzeczywistości materjalnej narodu. Techniką społeczną chcemy wywołać zmiany gospodarcze. Tak sformułowany postulat nosi charakter wyraźnie socjologiczny. Całość tej pracy zawiera się właściwie między nowemi elementami. bytu narodowego, stwarzanemi przez koncepcję heroiczną, a teleologicznemi normami ich urzeczywistnienia. Normy te i konieczność stworzenia produkcyjnej bazy narodowej szerzej omawiałem już w poprzednich rozdziałach. Teraz pragnąłbym poddać analizie warunki, w jakich winny wystąpić te nowe siły, by cel powyższy w pełni zastał osiągnięty. Pewnikiem jest, iż przemiany duchowe, ogarniające świadomość i uczucie poszczególnych jednostek, w skład narodu wchodzących, mogą wyrazić się w zmianie kierunku wysiłku tych jednostek i zmianie w samem natężeniu wysiłku, oczywiście w sensie jego wzrostu. Innemi słowy, zagadnienie sprowadza się do: 1) przebudowy ustroju produkcyjnego, będącego jedną ze stron przebudowy całokształtu bytu narodowego; 2) spotęgowania produkcyjności narodowej. Mam wrażanie, że w tych określeniach uwypukliłem należycie odrębność mego podejścia do zagadnień przebudowy społecznej przez wyeliminowanie oklepanej formułki "krzywdy społecznej", tak skutecznie zaciemniającej pogląd na istotę rzeczy.
Rozpatrywane uprzednio formy ustrojowe, właściwe dla produkcji zadrużnej, jak już niejednokrotnie podkreślałem, są tylko jedną stroną organizacji społecznej, stanowiącej jednolity blok. Formy tego nowego bytu narodowego różnią się tak zasadniczo od współczesności, iż typ jednostki, ukształcony przez cywilizację indywidualistyczną, nie da się wtłoczyć w jego formy bez jej gruntownego przeistoczenia. Organizacja narodu, jako tworu przedewszystkiem wyłaniającego się z właściwości duchowych natury politycznej człowieka, jest specyficzną formą organizacyjną. Dzisiejszy organizm polityczny narodu jest anomalją, jak anomalją jest nasza rzeczywistość. Naród nie jest spółką handlową. Dzisiejsza organizacja państwowa jednak usiłuje traktować naród tak, jakby on był właśnie spółką i to o dość rozbieżnych interesach, które godzić należy wynalezionem panaceum p. t. "dobro państwa". Odwrót od takiego pojmowania istoty państwa; rzucenie w kąt parodyjek solidarystycznych jest pierwszym warunkiem, pozwalającym ujrzeć istotną cechę organizacji narodu. Nie na miarę indywidualizmu jest również omówiony poprzednio charakter dynamiczny równowagi gospodarczej zadrugizmu. Ograniczoność naszego terytorjum gospodarczego, pewne braki bazy surowcowej, sytuacja geopolityczna Polski, stan gospodarstwa, będą nakazywały odrzucić zdecydowanie w czynniku potrzeb cechy samoistnego bytu. Jednostka musi swe potrzeby podporządkować nakazom polityki ekonomicznej, dostosować je do warunków i możności naszego życia. Będzie to szczególnie uciążliwe w okresie rozbudowy bazy. Życie narodu unarodowi się naprawdę i to w całej jego masie, tworząc w każdym odcinku życia najzupełniej oryginalny, swoisty kompleks. Zbiega się z tem konieczność przystosowania techniki, która będzie w znacznym stopniu kształtowała oblicze naszej rzeczywistości, przystosowując się jednocześnie do niej. Całość życia społecznego, ulegając gruntownemu przeobrażeniu, ogarnie nietylko układy sił, to życie wyznaczające, ale zmieni istotę wszystkich elementów składowych aż do najgłębszych, to znaczy, że sięgnie do postaw uczuciowych jednostek, ich stosunku do życia, jako wielkości prostych, elementarnych, nie dających się rozłożyć na dalsze części składowe. Gdy teraz ocenimy wielkość przeobrażeń koniecznych do tego, by powstanie i funkcjonowanie planowej gospodarki zadrużnej stało się rzeczywistością, to jasnem się staje, iż tylko heroiczna postawa narodu może uczynić zadość tym wymogom. Formy prawne gospodarki planowej mogą być narzucane blokowi ludzkiemu, lecz żywotność ustroju jest wyznaczona przez przesunięcia w uczuciach i świadomościach członków taj nowej zbiorowości. Tylko w grupach, stworzonych przez dłuższe procesy historyczne, gdzie istnieją mocne węzły spójności moralnej, takie zjawiska mogą mieć miejsce. Grupą taką jest oczywiście tylko naród. Dalszym warunkiem jednak jest, by świadomość narodowa, oparta o heroiczny światopogląd, stała się panującą. Nie należy się łudzić, iż entuzjazm zadrużny, jako wyraz postawy heroicznej narodu, stanie się odrazu nastrojem panującym. Będzie on funkcją zanikania sugestyj indywidualistycznych. A te są u nas bardzo głęboko zakorzenione. Zniszczenie ośrodków, nieustannie powodujących odradzanie się sugestyj indywidualistycznych, jest koniecznością, a jednocześni stanowi odrębne zagadnienie. Przysłowiowy indywidualizm polski jest kategorją osobliwą. Nie wyrósł on z dążności jednostki do stworzenia warunków, w których istniało wzmożone samopoczucie. Nie był to pęd człowieka, obdarzonego nadmiarem sił, których wyładowanie się w świecie człowieka otaczającym, przełamując się w jego pryzmacie, wyznaczali charakter osobowości. Indywidualizm tego samego charakteru, rzecz dziwna, zbiegał się z momentem uzdolnień organizacyjnych. Indywidualizm robinsonowski był abstrakcją. Cechą indywidualizmu, obok silnego odczucia swej osobowości było zawsze spotęgowanie dynamiki i zdolność organizacyjna. Nasz indywidualizm jest mocno odmienny. Pozbawiony jest dynamiki i momentu organizacji. Nazwałem go indywidualizmem wegetacyjnym, chociaż właściwem byłoby określenie go mianem indywidualizmu statycznego, indywidualizmu miernot. Jest to indywidualizm człowieka, znajdującego się w stanie trwałego bezruchu. Poczucie osobowości występuje wtedy, gdy jakieś siły chcą go z tego bezruchu wytrącić. Wtenczas dopiero wyczuwa swoją osobowość, odrębność swego bytu. Wiele przyczyn złożyło się na jego powstanie. Jedną z najważniejszych był wpływ wychowawczy katolicyzmu i jego filozofji. Filozofja katolicyzmu od średniowiecza stała się filozofją bezładu, filozofją indywidualizmu, ustawionego w punkcie zerowym. Funkcjonalne związanie się katolicyzmu i niektórych sfer naszego narodu w tem świetle staje się zrozumiałe, jak również stosunek do postulatów rozwojowych. Rzeczą entuzjazmu zadrużnego będzie tę filozofję obalić. Na jej miejsce wejdzie apoteoza czynu, na którym wesprze się cała konstrukcja odrodzonego narodu. Indywidualizm wegetacyjny, wchodzący do szerszej koncepcji kulturalnej, jaką jest kołtuństwo, będąc jak już wzmiankowałem - ustawiony na zero, nie ma możności stworzenia jakichś odczuć gromadnych i jest mocno racjonalistyczny. Z koncepcji heroicznej narodu wynikają, jako dalsze ogniwa, właściwy dlań ustrój gospodarki planowej, formy ustroju politycznego, typ kultury i moralności. Jest to tylko konsekwentne rozwinięcie przyjętego założenia.
Sztuka planowania i sprawność organizacyjna nie są czemś, co spada z nieba. I dlatego niedociągnięcia, nie uniknione w pierwszych fazach rozwoju gospodarczego na zasadach zadrużnych, z łatwością zastaną przebrnięte, gdy naród będzie przykrości odczuwane traktował jako ofiary, konieczne dla ucieleśnienia wizji przyszłości. Dla większości ludzi zmiana swego trybu życia na jakimś odcinku jest odczuwana zawsze jako dolegliwość i przykrość. Opory, stąd wynikające, zwalczyć tylko może płomienny entuzjazm narodu lub wielkiej jego części. Stwierdzić wypada, że niechęć do zmiany jest właściwością indywidualizmu wegetacyjnego, jaki stanowi trzon odruchowego konserwatyzmu. W dalszych zamierzeniach koncepcja narodu heroicznego zdąża nieodwołalnie ku temu, by ten żywiołowy konserwatyzm został zastąpiony przez typ kulturalny, dla którego niespodzianka będzie radością życia. Dziś spotykamy to tylko u młodzieży. Patrzenie na świat młodemi oczyma - oto istota koncepcji heroicznej, w najogólniejszem znaczeniu. W dążeniu do jej realizacja oprzeć się będzie można właśnie tylko na młodzieży, gdyż, jak dotychczas, wczesny proces duchowego starzenia się był właściwością, najbardziej charakterystyczną dla naszego kołtuństwa. Miljonowe masy młodzieży polskiej są dziś balastem. Nawet najbardziej wytężone asymilowanie jej przez środowisko kołtuńskie nie potrafi już tego zdziałać, by męka upokorzenia, jakie spadają na nią, były przez nią z baranią rezygnacją trwale znoszone, by istotę procesów w narodzie przed jej oczyma przysłonić.

2. Psychologja gospodarcza zadrugizmu

W konsekwencji głębokich przeobrażeń duchowych w narodzie trwały entuzjazm zadrużny, ogarniając uczucia i świadomość poszczególnych jednostek, sprawi istotne przemiany w ich stosunku do produkcji. Praca dla dobra narodu, zdolność do wysilającego trudu na rzecz jego celów, nie jest wcale tak utopijnym pomysłem, jakby to chcieli wmówić przeciwnicy, w pierwszym rzędzie kołtunerja. Oparcie produkcji na entuzjaźmie zadrużnym, zapewnienie jej prawidłowości w przebiegu, jest całkowicie możliwe. W dotychczasowych rozważaniach uwypuklałem właściwości polityczne natury człowieka, których nieuwzględnianie w konstrukcjach społecznych dotychczasowych doprowadziło do ich zdezorganizowania. Oczywiście natura polityczna człowieka jest dyspozycją trwałą, wrodzoną, i występowała zawsze w przeszłości, zaś przyczynę, dla której prawie żadny systemat gospodarczy na niej, jak dotychczas, się nie oparł, był brak warunków do jej wyzyskania. Obrazowo można rzec, że siła motoryczna natury politycznej człowieka nie mogła być wyzyskana z powodu braku odpowiedniej maszyny, przystosowanej do tego typu energji. Dopiero dziś widzimy pełne urzeczywistnienie tych warunków. Nowoczesna .aparatura techniczna pod kierownictwem społecznem spełnia warunki stawiane tej machinie. Wielkość umysłu Marxa polega na tem, że te warunki poddał on głębokiej. analizie i naogół trafnie określił ich tendencje. Wysiliwszy się w tym kierunku, nie mógł już dostrzec wielu problemów, leżących w innej, bo duchowej, płaszczyźnie. Dziś dokonujemy syntezy. Głębokie instynkty polityczne natury człowieka wyrażają się w psychologji tłumu. Znamionuje go wzmożona pobudliwość do czynu. W warunkach dzisiejszego nawet życia sugestja zbiorowa jest czemś szerszem, niż to co się rozumiało pod pojęciem t. zw psychologji tłumu. Sugestja nie ustaje całkowicie z chwilą, gdy jednostka opuści dane zebranie lub manifestację. W dalszym ciągu jej postawa uczuciowa, jej świadomość, jest kształtowana w tym samym kierunku przez prasę, radjo, zetknięcie osobiste itd. Gdy teraz wyobrazimy sobie zniszczenie tych instytucyj i okoliczności, które ciągle powodują odradzanie się momentów, niweczących działanie sugestji (własność prywatna, egoizm jako norma społeczna, całość kultury indywidualnej, spoczywającej na konsumcji i seksie, filozofja egoizmu, kościół), to tem samem ogromnie wzmocni się oddziaływanie na jednostkę prądu sugestyj zbiorowych, urabiających jednolity typ duchowy.
Z doświadczenia codziennego wiemy, iż nawet przeciętny człowiek, o zupełnie przeciętnem wyrobieniu społecznem, zdradza wielką wrażliwość na głos opinji środowiska, w którem żyje. Częstokroć widzimy, iż postępowanie ludzi dostosowuje się do przyjętej mozolnej normy społecznej, wtenczas gdy jej przestrzeganie połączone jest z oczywistą stratą, zaś jej niewykonanie nie pociągnie wyraźniejszych skutków ujemnych. Dążność do dobrowolnego ustandaryzowania się w życiu jest trwałą właściwością ludzką, o ile dany standard jest przeważający. Skłonność do czynienia "tak, jak i inni" niewątpliwie zakotwiczona jest w jakichś dyspozycjach hypnotycznych i stoi w oczywistym związku z tem, co już omawiałem przy rozpatrywaniu źródeł koncepcji heroicznej narodu. Inna rzecz, że to stwarzanie normatywnych wyobrażeń o czynnościach jednostki w życiu, może ustabilizować się na różnym poziomie. Ta sama zasada jest i w żywiołowym konserwatyźmie dwuhektarowego chłopka i w żywych torpedach, stworzonych przez Japończyków, których straszliwą skuteczność wykaże przyszłe starcie na Pacyfiku. Punkt równowagi znajduje się w światopoglądzie, uznającym dane wyobrażenie życia za słuszne. Całość zawiera się między statyczną, indywidualistyczną, a heroiczną koncepcją życia. Obydwie są realne. Nakazem dziejów jest, by od pierwszej gwałtownie nawrócić ster naszego bytu narodowego da drugiej. Koncepcja kulturalna kołtuństwa, jak i każda koncepcja, nie może być samoistną wartością. Typ kultury - to jedność. Jedność, rozumiana w ten sposób, iż życie danego typu ludzkiego najbardziej przystosowuje się do swego otoczenia i przetwarza jego warunki geofizyczne , i humanistyczne w sposób dający pełnię rozwoju. Kołtuństwo, panując niepodzielnie w Polsce, jest bezradne wobec katastrofy, ku której dążymy, zerwało związek z podłożem. Tolerowanie jego istnienia byłoby okropnem marnotrawstwem. Konieczność jego zniszczenia jest nieodzowna ze względu na postulat stworzenia nowego typu kultury, który byłby jednolitszy, pozbawiony tego załamania się, prowadzącego do katastrofy, jaki cechuje kołtuństwo. W dygresji powyższej podkreśliłem moment, warunkujący prawidłowość funkcjonowania produkcji, opartej na motywach entuzjazmu zadrużnego. Jak wynika z rozważań poprzednich, koncepcja heroiczna narodu wyłania przesłanki ustrojowe produkcji, jak i siły- psychiczne, warunkujące wydajność pracy ludzkiej. Cele narodowe ustroju zadrużnego produkcji nie mogą iść w parze z celami indywidualistycznemi. Na tem polega to komiczne nieporozumienie wszystkich ugrupowań drobnomieszczańskich, dążących do przebudowy ustroju produkcyjnego przy zachowaniu indywidualnej formy dyspozycji pracy. Sprzeczność ta rozwikłać się nie da. Już sam punkt wyjścia tych wszystkich ideologij - przebudowa w imię "sprawiedliwości społecznej" - przekreśla możliwość wybrnięcia z tego dylematu. Egoistyczne, indywidualistyczne stanowisko dążących do powetowania "krzywdy społecznej" wyrazić się musi w swoistem podejściu .do problemu przebudowy ustroju. Przeświadczenie o krzywdzie znajdzie swój wyraz w usunięciu jej przyczyn przez zwiększony udział w produkcie społecznym. Prostą drogą zdąża się do wytworzenia mniemania, iż dobrobyt społeczny jest funkcją dyspozycji sfer kierowniczych. Doniosłość czynnika pracy w całości produkcji schodzi w cień i wyłania się typ psychiczny, wyznający ideologję stopy życiowej, ogniskującej się w przeświadczeniu, iż jednostka ma prawo do utrzymania ze strony społeczeństwa bez względu na wykonywane czynności. Z drugiej strony, liczne jednostki, w dążeniu do dobrobytu, przeniosą w nowy ustrój swoje naturalne chęci osiągnięcia najwyższego zysku. I tylko przypadkowo nie powszechnie, u niektórych jednostek mogą zaistnieć altruistyczne motywy pracy. Mieszanina tych trzech typów ludzkich w ustroju gospodarki społecznej nie ułatwi kierownictwa, a produkcję z łatwością doprowadzi do dezorganizacji. Maszerowanie pod Sztandarami naprawy krzywd społecznych jest jeszcze uzasadnione w warunkach, właściwych dla narodów, których aparat produkcyjny jest dostatecznie silnie rozwinięty i gdzie istnieją mankamenty podziale dochodu. Tyczy to narodów, dla których pracowały pompy ssące w okresie imperjalizmu kapitalistycznego. Ale wtenczas nie zachodzi konieczność przebudowy całego ustroju społecznego aż do fundamentów. Koncepcja drobnomieszczańska, i "socjal-faszystowska" zadanie to naogół może rozwiązywać. Dlatego też płonne są nadzieje tych, którzy oczekują socjalizacji w Niemczech, Anglji i St. Zjedn. Prawdopodobnie kraje te na długo zostaną domeną faszyzmu i drobnomieszczańskiego półsocjalizmu a la II Międzynarodówka. Przeobrażenia duchowe wyrażą się tu raczej w przebudowie politycznej i kulturalnej. Epoka kapitalizmu zaważy tu właśnie w ten sposób, iż indywidualizm nie da się całkowicie wyrugować z gospodarstwa. Nasza przyszłość będzie inną. Przeskoczymy okres kapitalizmu. To pozwoli nam oprzeć produkcję na motywach nieindywidualistycznych, bo entuzjazmu zadrużnego, będącego tą jedyną możliwą dźwignią ku wzniesieniu produkcyjnej bazy narodowej. Powtarzanie tych twierdzeń jest nakazem każdej chwili. Kołtunerja jak ognia unikać będzie ich jasnego sformułowania i rozpowszechnienia, gdyż sama wola ich realizacji stanowić będzie jej śmierć i zgubę. Temperament kołtunerji polega na tem, iż z kompleksów ideowych współczesności wybiera te fragmenty, które odpowiadają jej statycznemu stosunkowi do życia. Już się chwyta, jak pijany płota, koncepcyj gospodarczych faszystowskich, pasujących do naszej rzeczywistości jak pięść do nosa. Już czyni gwałtowne usiłowania rozłożenia nowych sił społecznych, dojrzewających w młodych sercach, przez narzucanie się z opieką, przez kojarzenie z systemami, dla tych sił zabójczemi!
Motywy ponadindywidualne produkcji zadrużnej, opierają się na właściwościach grupy, dążącej do natychmiastowego, gwałtownego realizowania czynem przyjętej idei. Kalkulujące, hedonistycznie nastawione indywiduum nie jest zdolne do czynu i trudu większego, niż przyjemność, oczekiwana od uzyskanego w produkcji dobra. Owoce wznoszonej bazy produkcyjnej narodu długo na się dadzą czekać, liczni z współtwórców bazy nigdy ich nie dożyją, a jeśli się zważy, iż przykrość trudu posiada większy ciężar gatunkowy, niż wyobrażenie przyszłej przyjemności z zaspokojenia potrzeb, to tem samem ci, którzy liczą na wydobycie z narodu sił do tej tytanicznej pracy poprzez logiczną, "rozsądną" perswazję, z gruntu się mylą. Ziścić się może tylko w płomieniu gwałtownych namiętności nacjonalistycznych. Pobudzenie ich do życia i stworzenie warunków trwałości zmusi do unicestwienia wielu fatałaszków kulturalnych przeszłości i teraźniejszości. Wielkie ofiary są przytem nieuniknione. Te wszystkie opory będą mogły być pokonane tylko wtenczas, gdy cele najwyższe narodu wystąpią w całym swym ogromie i w całej swej prostocie, staną się dostępne dla wszystkich umysłów, gdy ich oczywistość przemawiać będzie do wszystkich Polaków, w których serce polskie bije. Podziw ogarnia czasem człowieka, gdy się widzi, na jak wątłej tkaninie uzasadnień spoczywają więzy naszego narodu. Masy robotnicze, wynędzniali chłopi, spełniają powinności podatkowe, wojskowe z jakąś rezygnacją, która nie może być osłodzona właściwie żadnym w ich oczach argumentem. W warunkach współczesności wykładanie masom celów i zadań narodu państwa wygląda na groteskę. Terminy "kultura narodu", "misja cywilizacyjna" itd. są wprost czczemi brzękadłami. Trudno logicznie uzasadnić i powiązać w oczach mas ich wysiłek codzienny z dziejami narodu, i to wtenczas, gdy na wschodzie i zachodzie naszych granic te problemy są całkowicie rozwiązane, są codzienną strawą duchową mas. Organizację wyobrażenia o całokształcie życia narodowego w indywidualnych umysłach przeprowadzono szczególnie zręcznie w Niemczech dzięki Hitlerowi. Wyzyskano specyficzne warunki Niemiec, których my nie mamy. Naśladownictwo z naszej strony oznaczałoby wybitny brak zmysłu rzeczywistości.
Trzeba jednak pamiętać, iż uzasadnienia logiczne są czemś odmiennem od właściwego entuzjazmu zadrużnego, będącego motorem produkcji w gospodarce planowej. Jest to odpowiednik dwoistości matury ludzkiej, jako istoty instynktów, emocja i intelektu. Dążnością naszą winno być stworzenie nam życia, w których te naturalne właściwości człowieka nie stałyby ze sobą w sprzeczności. Zapewniwszy przewagę instynktom gromadnym, bazującym się w postawie heroicznej narodu, winniśmy usynchronizować doń postawy intelektualne człowieka. Zlikwidujemy w ten sposób głęboką przyczynę rozstroju świata współczesnego: Uharmonizowanie duszy narodowej wyzwoli z niej tak wielkie energje, iż naród w rwącem tempie potrafi nadrobić te ogromne zaległości, których wyliczanie odbiera ochotę do życia. Burzliwa wydajność pracy, uzyskana przez płomienny entuzjazm, jest możliwa do wyzyskania tylko w aparaturze nowoczesnej techniki. Politowanie, a zarazem irytację budzą wynurzenia zwolenników cofnięcia postępu technicznego na naszym gruncie. O ile płaski materjalizm na tle wspaniałego postępu technicznego z konieczności musiał doprowadzić do ślepego zaułka, to przecież jasną rzeczą musi być, iż zło kryje się nie w technice, lecz właśnie w materjalistycznem, indywidualistycznem podejściu do życia. Technika jest czynnikiem, całkującym procesy społeczne, stwarzającym przesłanki do jednolitego reagowania grupy. Bez niej procesy społeczne przebiegałyby w sposób analogiczny do rozkładu starożytnego Rzymu. Na podłożu techniki powstała klasa proletarjacka, która stała się czemś różnem, od mas proletarjackich antycznego świata. Klasa proletarjacka dzisiejsza okazała się zresztą tylko doświadczeniem w rękach historji. Z podłoża jej doświadczeń wyłania się koncepcja heroiczna narodu, którą starałem się ogólnikowo w szkicu niniejszym zobrazować. Poniechać należy tylko uniwersalnego rozpatrywania problemów technicznych. Technika jest narzędziem woli narodu, a jednocześnie jej warunkiem. Stąd nie może ona być czemś, czego postulaty wyrastają ponad naród. Technika winna być dostosowana do możliwości narodu i warunków jego bytowania. Nie może być miejsca na kalkulację poza narodową, bo wtenczas wkrada się moment wartościowania zapomocą kryterjów uniwersalnych, poza-narodowych, a często wręcz przeciw-narodowych. Błąd ten popełniają z łatwością ludzie zbyt głęboko przejęci sugestjami ekonomiki liberalnej lub marxizmu.
W wyobraźni jednostki każda najbardziej codzienna czynność; każda praca, wykonywana na dowolnym odcinku życia, gdzie jednostka się znajduje, musi być połączona z całokształtem trudu narodowego w jedność nierozerwalną. Jest to moment, godzący w indywidualizm wegetacyjny, w katolicką koncepcję życia gospodarczego, a wydzielający z każdej czynności pierwiastek polityczny, pozagospodarczy, warunkujący trwanie nieprzerwanego entuzjazmu zadrużnego w sercach wszystkich obywateli. Na tem bazuje najistotniejsza zasada gospodarki planowej, gdyż tylko w ten sposób gospodarstwo planowe da się wyobrazić, jeżeli każdą czynność codzienną jednostka potrafi zespolić w swej wyobraźni z planem dążności całego narodu.
Gdy ten warunek ziszczony nie jest, zrywa się subtelny związek wyobrażeniowy, a myśl jednostki z konieczności ogranicza się do czynności, wyczuwanych zmysłowo, znika radość, płynąca z zaspokojenia głębszych instynktów twórczych, w następstwie wydzielają się indywidualistyczne postawy, niweczące do reszty wyższe impulsy.
Całość tego kompleksu psychicznego, polegającego na podejmowaniu pracy, zdążającej da zrealizowania jakiegoś dalekiego ideału społecznego, gdzieindziej nazwałem, idolizmem. Nie jest to postawa jedyna. Obok niej istnieje czysty altruizm i, większe znaczenie mający, egoizm poszerzony. Celem narodu jest stworzenie potęgi i rozwinięcie swoistego typu kulturalnego. Warunkiem podstawowym jest stworzenie dobrobytu materjalnego, na. którym dopiero oprze się właściwa praca kulturalna. Dojść do stanu dobrobytu można poprzez stworzenie bazy produkcyjnej. Jest to operowanie kategorjami egoizmu poszerzonego, przyczem zaznaczyć należy, iż skuteczność jego nie jest decydująca. jest on raczej uzupełnieniem postaw emocjonalnych poprzez dostosowanie do nich intelektu.

Rozdział XV Opory
1. Czy automatyzm kierunkowych rozwoju?

Przeobrażenia, zachodzące w świecie naszej cywilizacji, nie da się całkowicie wyodrębnić z naszego życia. Należąc do narodów tej cywilizacji, możemy stworzyć swoją kulturę, lecz w ramach warunków przez tę cywilizację stwarzanych. Niema przytem mowy o zupełnej zależności od tych warunków. Streszcza się to w zadaniu stworzenia narodowej kultury, któraby była rozwiniętym obrazem naszej odrębności, naszych cech, zdeterminowanych przez podłoże, z którego wyrastamy. Istnieje wiec znaczna swoboda :ruchu, lecz nie samowola. Bierne przystosowanie się i kopjowanie "ideału europejskości" było nonsensem którego koszta płacimy. Zbliżający się kryzys wewnętrzny okazuje nam nieforemności naszej kultury i dysproporcjonalność dorobku cywilizowanego. Zróbmy krótki przegląd tych warunków, w których z konieczności będziemy wznosić gmach nowej kultury narodu polskiego.
Opory, stające przed nami na tej drodze, sprowadzają się do:
1. Sieci imperjalistycznej międzynarodowego kapitału finansowego, trzymającego nas niezliczonemi mackami w systemie światowego gospodarstwa kapitalistycznego. Wyzysk całego kraju odbywa się po przez: a) system finansowy, spoczywający na imporcie kapitałów, b) system wymiany towarowej i pracy, bazujący na c) formach ustroju kapitalistycznego, jaki nam udało się narzucić.
2. Typu kultury polskiej, powstałej gdzieś w śpiącym indywidualiźmie wegetacyjnym, który, stawszy się niepodzielnie panującym, duszę każdego Polaka kształtował w kierunku uniemożliwiania na trwałe jakiejś aktywności. Bezwład przeciętnej społecznej jako ton życia zbiorowego, wyrażający się w ciążeniu ku formom ustrojowym uniwersalizmu katolickiego, drobnomieszczańskiego, stojący w stosunku wynikliwym do kalectwa duchowego, sprawianego na każdym Polaku dojrzewającym, w rodzinnem środowisku. W związku z tem stoi całokształt stosunków przedkapitalistycznych w formach produkcji, umysłowości i struktury społecznej.
Załamanie się cywilizacji europejskiej, indywidualistycznej, wyłoniło koncepcję uniwersalizmu cząsteczkowego - nacjonalizmu. Ponieważ w podłożu bej koncepcji leżą głębokie instynkty życiowe, wyrażające interes biologiczny gatunku, są więc one zdecydowanie ponad-indywidualne. Traktując jednostkę jako element większej całości biologicznej w przestrzeni i czasie, z konieczności spychają ją w hierarchji wartości wdół, co w duszy ludzkiej wyraża się w konflikcie instynktu osobowości i instynktu więzi narodowej, Zwycięstwo ostatniego znajduje refleks w mowie utajonej instynktów - w sztuce. Tak powstaje heroiczna koncepcja narodu. Wchodzi ona jako zasada do kultury, stąd zkolei przenika do koncepcji politycznej i moralnej. Gruntowna przebudowa tych dziedzin życia uderza swą falą również i w gospodarstwo. Tu się zderza z inną tendencją, z którą jednak usynchronizuje się rychło. Postęp biologiczny rodzaju ludzkiego, jego rozwój psychiczny i fizyczny odbywa się poprzez walkę, poprzez pokonywanie oparów materji w świecie zewnętrznym, jak i oporów materji wewnętrznej, tworzącej nasze ciała. Walczymy nietylko z materją martwą, ale i (głęboki tragizm naszego bytowania!), z materją żywą, w postaciach innych ludzi. Tkwi tu węzeł narazie jeszcze nie rozwikłany. Lecz tak jest. D1atego długo jeszcze mrzonką zostaną rojenia o ogólnoludzkiem braterstwie.
Rozwój niewątpliwie zdążać będzie ku dalszemu pogłębianiu nacjonalizmów, ogarniając narody, w których dziś są jeszcze żywe tradycje indywidualistycznego poglądu na świat. Będzie to ruch jednostronnie polityczny, gdyż na tej drodze są rozwiązalne zagadnienia gospodarcze. Kwestje rynku i przestrzeni w Niemczech mogą być rozwiązane tylko środkami polityki (wojny), a więc moment przebudowy ustroju gospodarczego staje się drugorzędny. Odwieczna mierność naszych warstw "inteligenckich" wyrazi się jak zwykle - w małpiem naśladownictwie. Wynika to z naiwnego przeświadczenia, iż ideał kultury europejskiej jest jakimś matematycznym wzorem, pojęciem - słowem czemś co jest zewnętrzne, dające się ogarnąć rozumem. Nie chcę się pojąć tej prostej rzeczy, iż nasz emocjonalny stosunek do życia, nasze instynktowne postawy wobec świata stanowią grunt każdej kultury. Nasze postawy życiowe dokumentują się w czynie. Czyn jest podobny do promienia słonecznego, przedzierającego się przez gęstwinę leśną. W tysiącznych warjantach, naświetla napotykane rzeczywiste przedmioty w ich różnem położeniu; dając to wszystka, co nazywamy dorobkiem cywilizacyjnym. Wzory zachodu nie mogę wywołać więc u nas przemian, zgodnych z nakreśloną w poprzednich częściach linją postulatów rozwojowych. Ich oddziaływanie na naszą rzeczywistość nie doprowadzi do przebudowy duchowej narodu, wyrażającej się w przyjęciu koncepcji heroicznej jako zasady podstawowej A bez tego, jak wielokrotnie podkreślałem, niema mowy o osiągnięciu postawionych celów. Rozwój stosunków w świecie stwarza tylko ogólne, dość szerokie ramy dla działalności narodowej. Musimy je przyjąć jako zewnętrzne dane, od nas niezależne, i życie nasze kształtować siłami, jakie da się wykrzesać z naszej rzeczywistości.
Z kolei przypatrzeć się należy rozwojowi niektórych czynników naszego życia i zastanowić się, czy samoczynny ich rozwój nie prowadzi w konsekwencji do tych przeobrażeń, których istnienie umożliwia wcielenie w życie koncepcji heroicznej, co doprowadzi do stworzenia ustroju zadrużnego, a w końcu do rozbudowy bazy produkcyjnej narodu.
Istotną właściwością naszej rzeczywistości jest pogłębiająca się w przerażający sposób dysproporcja między koniecznym poziomem sił, warunkujących nasze trwanie jako wielkiego narodu państwowego, a podrywaniem się i niszczeniem podstaw tych sił. Ogniskuje się ona w naszej duszy zbiorowej, której obca jest aktywność, co prowadzi do niemocy gospodarczej; z której płyną znów wszystkie inne objawy słabości. Wzrost tej dysproporcji, odbywa się w naszych oczach, kresem jej będzie nadciągający głęboki kryzys wewnętrzny. Na innem miejscu zauważyłem, iż w chwili obecnej Poziom naszego życia gospodarczego w stosunku do narodów Europy wyraża się w niepokojący sposób tym samym cyfrowo stosunkiem, jaki mieliśmy w latach 1782-1785, tj. w momencie upadania Pierwszej Rzeczypospolitej. Dziś już doceniamy istotne przyczyny, tkwiące w upadku gospodarstwa, które jako ołów u nóg pociągnęły naszą państwowość na dna niewoli 150-letniej. Ku katastrofie zbliżamy się na dwóch płaszczyznach, które oby nie zetknęły się przedwcześnie: przyspieszony wzrost potęgi Rosji i Niemiec, będących dziś - poza Japonją - najpotężniejszemi ogniskami narastających sił dynamicznych w świecie, i rozkład naszego życia gospodarczego, w szczególności uwidoczniany jaskrawo w olbrzymiem strukturalnem bezrobociu, a tkwiący swemi korzeniami jeszcze w epoce przedrozbiorowej. Sztuka dyplomacji jest bezsprzecznie nader pożyteczną umiejętnością, ale gdy jakiś naród na niej tylko buduje swą przyszłość, gdy, wygrywając sprzeczne siły na szachownicy politycznej, roi o wzroście swej potęgi i przypuszcza ufnie, iż obejść się może bez elementów własnej siły, to wtedy byt tego narodu stoi wyraźnie pod znakiem zapytania. Dzięki kunsztowi dyplomatycznemu Pierwsza Rzeczpospolita, zamiast upaść tuż po wojnach szwedzkich, przetrwała jeszcze około 150 lat. Dziś sytuacja znów jest łudząco podobna. Daleki jestem od defetyzmu, jednak uważam za groźne zjawisko dla bytu narodowego, gdy przed oczyma świadomości wiesza się strojne fatałaszki, zasłaniające oznaki staczania się w dół tych niewielkich zadatków jakie wnieśliśmy do Drugiej Rzeczypospolitej. Trup naszej zdolności kapitalizacyjnej, będzie nieboszczykiem i rosa dalszą przyszłość, przez lat parędziesiąt jeszcze będą dorastały da wieku produkcyjnego rojne roczniki naszej młodzieży, co roku z naszej mizerji gospodarczej będziemy wyciskać ponad 500 miljonów zł na opłacenie odsetek za pożyczki zagraniczne, kołtuństwo nadal beztrosko; roić będzie o "sprawiedliwości społecznej", zbawienności tej lub innej maksymy zapożyczonej, a jednocześnie stosunek sił będzie zmieniał się na naszą niekorzyść, aż wreszcie gra na sprzeczności naszych ewentualnych przeciwników powikła się i powtórzą się dzieje XVIII wieku. Przerażające jest to, iż istniejące w Polsce dzisiejszej koncepcje polityczne nie chcą widzieć grozy naszego położenia, a jednocześnie nasz rozkład nie jest w stanie dojść do tego punktu, w którym konieczność gruntownej przemiany stanie się oczywista, gdyż punkt ten będzie oznaczał dno naszego upadku i słabości, z czego na chwilę przedtem skorzystając bezwzględnie czyhające na to sąsiedzi wschodu i zachodu. O ile nie dojdziemy do katastrofy, która zbudzi gwałtownie, pogrążoną w błogiej drzemce kołtunerję, to wcześniej gruntownej, samorzutnej przemiany dusz oczekiwać trudno. A bez tej rewolucyjnej przemiany w umysłowości narodu, marsz ku wyśnionej wielkości jest bezpłotną fantazją. A może jednak samoczynność tendencji rozwojowych doprowadzi do odrodzenia duszy narodowej, zerwania więzów indywidualizmu wegetacyjnego i zrealizowania koncepcji heroicznej?
Jak dziś oczom naszym sprawa ta się przedstawia, wydaje się ona raczej beznadziejną. Nasza nędza i perspektywy dalszego upadku nie znajdują refleksu w świadomości warstw przodowniczych narodu. Jeś1i się i ocenia właściwe położenie, to wnioski stąd wyciągane urągają wprost poczuciu odpowiedzialności dziejowej. Jakby u podłoża poglądu na naszą rzeczywistość leżał przemożny defetyzm zabójczy pesymizm, i płynące stąd w słowach nie wyrażane przeświadczenie, iż z tej matni nie wyjdziemy. Wysiłek myślowy zdąża więc ku osładzaniu poczucia bezsilności. Ongiś był modny sposób porównywania naszej rzeczywistości gospodarczej w szczególności i jeszcze większą nędzą rosyjską, dziś fakty zmusiły poniechać tej wygodnej okrasy własnej bezradności, stąd wołanie, by zestawiać nasze życie z rzeczywistością narodów, położeniem zbliżonych, Bułgarji, Turcji, Rumunji, Litwy itd. Wiemy, że stopa życiowa tych narodów jest wyższa niż nasza. Czy prędko pociechy szukać będziemy w porównaniach z Chinami lub plemionami murzyńskiemi centralnej Afryki? To degradowanie się we własnych oczach ma głębokie znaczenie. Dowodzi niezbicie, iż masa narodowa nie może się wznieść na szczebel grupowego odczuwania swego położenia. Reagujemy jako izolowane indywidua. Indywiduum gospodaruje w ramach warunków, stwarzanych przez otoczenie. Otóż widzimy wyraźnie, iż te warunki ulegają pogorszeniu, natomiast pozbawieni jesteśmy woli zmiany samych tych warunków. Przewaga biernego indywidualizmu w odczuwaniu rysuje się tu wyraźnie. Zmiany tego zjawiska spodziewać się łatwo nie należy. Przemiany w strukturze społecznej' wywołują zmiany metod produkcji, przedewszystkiem techniki. Nie jest ona oczywiście jedyną przyczyną przemian. U nas jej oddziaływania niema. Masy strukturalne bezrobotnych nie są u nas armją rezerwową przemysłu, w kotle fabrycznym wygotowaną. Żyją, odczuwają, i myślą kategorjami kołtuńskiemi. Stąd nie dziw, iż pomimo olbrzymiego odsetka młodzieży żadna sugestja zbiorowa jej nie ogarnęła. Nasza młodzież w swej większej części dziś jeszcze jest skutą kajdanami kołtuńskiego poglądu na świat. Dlatego nie widzimy jej potężnego ruchu, na jaki mocą swych potencjonalnych możliwości jest zdeterminowana. Tak więc przemiany czysto gospodarcze nic są w stanie oddziałać na przeistaczanie się duszy narodowej. Nędzna natomiast nie jest czynnikiem, który mógłby zarysować obraz przyszłego typu życia zbiorowego i pchnąć w tym kierunku myśl narodu. Dotychczasowe wyobrażenie o świecie nie pozwala na stworzenie nowego obrazu życia. Istnieje jakaś przeszkoda w postawach umysłowych narodu.
Bierny stosunek do przejawów życia nie daje warunków do szukania dróg wyjścia z opresji. Nasze zaślepienie, każące widzieć w upadku życia gospodarczego Polski, datującego się od wielu pokoleń, tylko oddziaływanie kryzysu światowego od roku 1929, jest wysoce symptomatyczne. Wskazuje ono wyraźnie na to, iż w postawach warstw kierujących przeważa jakiś apatyczny stosunek do rzeczywistości, każący zachowywać się biernie, a nadzieje poprawy i wysiłków ku niej złożyć na barki innych.
Koncepcja heroiczna narodu nie może wyłonić się z rozwoju tendencyj naszej rzeczywistości. Kres tych tendencyj zarysowuje się jako szereg luźnych fragmentów, bez wspólnego mianownika, a przedewszystkiem charakteryzuje się brakiem warunków ku temu, by zogniskować się w świadomości narodowej jako zorganizowany imperatyw. Sumą następstw z dojścia poszczególnych tendencyj do swego kresu byłby najogólniej pojęty upadek narodu. Praktycznie ujawniłoby się to w poprzedzającym go upadku państwowości. Przerażająca wizja końca Pierwszej Rzeczypospolitej narzuca się przemożnie jako koszmar straszliwy. Cóż jest nareszcie za powód, iż okropność przeszłości powraca w swej postokroć wstrętniejszej postaci? Co się właściwie powtarza? Dziwne się to może wyda, ale głęboko jestem przekonany o słuszności mego zdania, gdy powiem, iż wielkością, ściągającą marę przeklętej przeszłości, jest ciężar dławiącej naród kołtunerji Ona to nie zmieniła się wcale w ciągu paruset łat ubiegłych i jej wielkość w równaniu matematycznem, obrazującem życie narodu i jego dzieje, prowadzi z przemożną siłą do tych samych wyników i spycha na te same tory, chociaż szereg współelementów równania uległ w międzyczasie całkowitej zmianie. Kołtuństwo jak straszliwa zaraza przeżarła rdzeń duchowy narodu, zabijając aktywność typu polskiego, to też chociaż wszystko inne uległo zmianie, zawsze po chwilowem wahnięciu ciężar psyche narodowej, w ten sposób zniekształconej, oddziaływa na bieg życia, wywołując ta same, co i przed ten, zmory przeszłości.
Rozpatrzmy zatem, co jest istotą kołtunerji i jej typu kulturalnego, którego preponderancja w naszem życiu prowadzi nas na manowce, zamykając drogi do bram Wielkości.

2. Kołtunerja

Kulturą określamy postawy emocjonalne i intelektualne, będące dziedziną uprawy ducha, stanowiące świat wewnętrzny jednostki, w przeciwieństwie do cywilizacji, która jest projekcją nazewnątrz dyspozycyj wewnętrznych człowieka. Wszystkie zatem zjawiska, stworzone w świecie zewnętrznym, nawet w sferze duchowej, o ile są zobjektywizowane, są dorobkiem cywilizacyjnym. Niewątpliwie między kulturą i cywilizacją istnieje wysoki stopień funkcjonalnej współzależności, ale stwierdzić jednocześnie wypada, iż w odniesieniu do naszych dziejów mówić można raczej tylko o jednostronnej zależności cywilizacji od kultury.
Dusza zorganizowana przeciwstawia się światu, jest bowiem samodzielnym czynnikiem, mającym moc przekształcać życie według zarysowanego w umyśle wyobrażenia. Zorganizowana dusza narodu tworzy zasadę bytu drogą wytwarzania jaźni zbiorowej i pośrednie oddziaływanie na przekształcenie środowiska. Zaistnienie jakiegoś typu duchowego, który staje się panującym, stwarzającym ton epoki, jest siłą decydującą o charakterze mających nastąpić przemian. Z drugiej strony, stworzenie danego typu duchowego niekonieczne musi być wynikiem przeobrażeń w sferze cywilizacji. Przemiany w świecie zewnętrznym niekoniecznie muszą znaleźć swe pełne odbicie w świecie ducha. Typ duchowy, stwarzający epokę, nie zawsze będzie tylko wynikiem zmian w danem środowisku. Mogą go ukształtować siły wewnętrzne natury ludzkiej, nie mające oparcia nazewnątrz. W ten sposób odpada materjalistyczny punkt widzenia, mechanicznie kojarzący siły cywilizacji i kultury pospołu. Ważniejsze jest to, iż wkraczamy w okres, w którym mechanizm wyżej zarysowany staje się znamieniem epoki. Siły duchowe, mające swe źródła pod wiązaniami techniki i ekonomiki, bo w biologji i psychologji są oznacznikiem gruntownych przeobrażeń w mechanice życia zbiorowego. Potrącałem już poprzednio o genezę kapitalizmu, stwierdzając, iż jest on produktem życia narodów anglosaskich, wywodzącym się z ich rdzenia duchowego. I tylko dzięki zamknięciu go w abstrakcyjnych formułach, opartych na indywidualiźmie, udało się zeń zrobić maksymę, którą przyjęły inne narody, jako że w tych najogólniejszych formach udawało się zamknąć nawet dość różną treść.
Ognisko duszy naszego narodu powstawało i krystalizowało się w najzupełniej odmiennych warunkach i pod działaniem innych sił. Typ kultury polskiej, dziś wszechwładny u nas, wystąpił wyraziście już w wieku XVII. Pod jego wpływem naród uległ procesowi rozkładu, którego kresem stał się upadek państwowości. Okres niewoli wpłynął raczej na pogłębienie się tych samych tendencyj, dzięki czemu właściwości tej kultury wystąpiły wyraźniej, całkowicie przenikając duchowość narodu. Podstawy tego typu kulturalnego wspierały się decydująco na indywidualiźmie wegetacyjnym, który jako wszechstronnie rozwinięty, ogarnął całokształt życia narodowego i wyłonił z siebie to, co nazywam kołtunerją. Jeśli chodzi o genezę kołtunerji, to wykrycie przyczyn, które złożyły się na jej powstanie, .nastręcza nieprzezwyciężone trudności. Zgłębianie przyczyn zaistnienia jakiegoś przypadku nie należy właściwie do nauki historji. A kołtunerja była niewątpliwie przypadkiem w naszych dziejach. Możemy natomiast wykrywać ważniejsze przyczyny, kształtujące dany fakt wyjątkowy, poniechawszy samej przyczyny powstania. Ukształtowanie się kołtunerji omówię niżej. Natomiast wydaje się właściwe określenie roli, jaką odegrała kołtunerja w naszej historji. Jak zaznaczyłem, kołtunerja jest typem kulturalnym. Jest pozatem kategorja psychiczna. Doprowadziła ona do zguby Pierwszą Rzeczypospolitę i, nie zmieniając swych istotnych właściwości, przetrwała niewolę i weszła do dzisiejszego naszego życia.
Siłą narodu jest aktywność jego duszy; aktywność, wszczepiana w psychice jednostek, faliście zbliżających się pokoleń, dzięki czemu przeciętna żyjąca decyduje o aktywności i dynamice, oraz potędze i wielkości narodu na przestrzeni wieków. Wartość typu kulturalnego mierzona być może tylko jego życiową wydajnością i maksymalnem wyzyskaniem warunków, nastręczanych przez czas i miejsce. Pytanie sformułować możemy następująco: Czy dany typ. kultury wyzyskał w najwyższym stopniu swoje podłoże materjalne i humanistyczne? Czy rozwinął moc utrzymania się i przeciwstawienia się wrogim żywiołom? Czy zdoła przeciwstawić się życiu? Sprawność typu kołtuńskiej kultury wobec żywotnych problemów narodu ilustrują: rozkład Rzeczypospolitej szlacheckiej, niewola, absencja w wyścigu kapitalistycznym, pogłębianie się dysproporcji, zbliżające się głębokie przesilenie, jako wynik załamania prężności dziejowej w jego ognisku - duszy zbiorowej.
Charakterystycznem jest, że jeżeli kołtunerja, podciąwszy aktywność typu polskiego, zniweczyła zdolność narodu do czynnego oporu w obronie państwowości, to jednak wyłoniła z narodu poważny bierny opór, dzięki któremu bez efektowniejszych strat przetrwaliśmy 150 lat niewoli. Jest tu cały splot nader ciekawych zagadnień. U podstaw kołtunerji leży indywidualizm wegetacyjny i oto ta postawa bezwładu, dzięki której stoczyliśmy się w sidła niewoli, była w czasie jej trwania środkiem obrony. Wprawdzie obroniliśmy się, w sensie zachowania substancji narodu, to jednak straciliśmy w tym czasie możność wzbogacenia naszej nietylko cywilizacji, ale i samej kultury narodowej. Kołtuństwo w naszej duszy narodowej jakby zrogowaciało, stwardniało, i z takiem to ukształtowaniem jaźni zbiorowej weszliśmy do Drugiej Rzeczypospolitej. Dzięki tężeniu kołtuństwa w duszy narodu nie mogliśmy wziąć udziału w wielkim procesie dziejowym, stworzonym przez kapitalizm, i jego dopełnienie kulturalne - socjalizm. Jedno i drugie zostało nam obce. Nasza kultura, stawszy się domeną kołtunerji, okazała się odporną na działanie odpowiednika kulturalnego kapitalizmu - indywidualizmu czynnego, hedonistycznego. Tem samem i gospodarstwo nasze nie zostało przez kapitalizm silniej muśnięte, gdyż zasada kapitalizmu - typ kulturalny i psychiczny, jemu właściwy nie zaistniał. Wprawdzie przyjęliśmy formalnie ustrój kapitalistyczny, ale było to coś tak zewnętrznego, że analogja do Japończyka, ubranego w smoking, narzucała się przemożnie umysłowi. O naszem niezespoleniu się z duchem kapitalizmu mówiłem już uprzednio. Nie stworzyliśmy warstwy nawet drobnej "przedsiębiorców" dynamicznych, odpowiednich koncepcji teoretycznej Schumpetra. Nie wykroczyliśmy poza kategorję drobnych kupczyków, urzędników i jeszcze raz urzędników oraz zarządców, pozbawionych zresztą inicjatywy. Nigdy nie byliśmy krajem kapitalistycznym. Powtarzanie tej prawdy jest na miejscu z tego powodu, iż walka z wiatrakami kapitalizmu, toczona przez donkiszoterskie ugrupowania naszych radykałów, rzuca zasłonę na prawdziwą rzeczywistość polską, do której nie mogą być stosowane importowane hasełka. Kołtunerja jest postokroć silniejszą przeszkodą ku przebudowie narodu niż wszystkie kapitalizmy, faszyzmy dekadenckie radykalizmy razem wzięte. Olbrzymia większość Polaków jest wobec kapitalizmu usposobiona wrogo. Myliłby się ktoś, ktoby sądził, że większość ta przejawia pewne skłonności do socjalizmu. Chyba, że wyobrażają go sobie w kolorowych szmatkach beztroskiego, wegetacyjnego przepędzenia życia. Z pod szatek szumnego radykalizmu naszych "lewicowych" ugrupowań wyzierają znajome kształty starego polskiego kołtuństwa. Podkreślam raz jeszcze, iż kołtunerja jako typ kulturalny jest u nas dziś wszechwładna, pokrywając wszystko jak całun szarańczy.
Indywidualizm wegetacyjny, leżący u podstaw kołtunerji, wyłonił się z głębokich postaw duchowych, właściwych, naturze ludzkiej, spoczywającej w zastoju. W całej pełni podobne skłonności widzimy u warstw, żyjących w rytmie, nadawanym przez świat roślinny, t. j. u wieśniaków. Życie biologiczne gatunku ludzkiego traci tu niejako swoją odrębną płaszczyznę bytu, schodzi do płaszczyzny flory charakteryzującej się właśnie bezruchem. Wola człowieka w tych warunkach, dzięki brakowi treningu, zatraca najzupełniej zdolność wyłaniania i realizowania koncepcyj, które byłyby niezależne od naturalnych, żywiołowych przejawów otaczającego nas, dyktującego nam sposób naszego zachowania się życia. Mądrością staje się jak najwierniejsze dostosowanie się do warunków zewnętrznych. Jest to życie człowieka izolowanego, aspołecznego. Instynkty zbiorowe są tu w zaniku, a więc i zdolność odczuwania i działania grupowego. Wyłonienie się czynnika świadomej woli ludzkiej, przeciwstawnej bezwzględnemu dyktatowi rytmu natury, wytworzyć się może tylko w warunkach, gdy człowiek rozluźnia swój związek z ziemią i jej uprawą, a pozatem, gdy da się ogarnąć tchnieniu uczuć i namiętności, jakie wytwarzają się w skupieniach ludzkich. Mówię o miastach. W naszych warunkach nie było przeciwwagi wobec kultury sielskości. Nasza narodowa kultura tkwi głęboko w glebie. Jest po tajemnica jej odporności, ale i zadatek słabości. Słabe jest drzewo, które ma nierozwinięte korzenie, wiążące je z podłożem, ale korzenie, które nie pozwolą wyrość samemu drzewu, tworzą tylko pełzające krzaki, które lada kto maże zdeptać i zgnieść. Dziś jeszcze jesteśmy narodem chłopów. Szlachetczyzna, która wyrosła na chłopie, nosiła te same cechy, jakościowo identyczne, różniące się tylko pod względem nasilenia ilościowego. Były to koła koncetryczne. Stan chłopów mógł być uważany za korzenie narodu. Lecz gdy te wartości kulturalne rozwinięte zostały w całkowity systemat, mający oznaczać kulturę narodową, popełniono błąd, brzemienny w następstwa. Nasze warstwy inteligenckie są dzisiaj w olbrzymim stopniu nosicielami kultury, wytworzonej w dworach i zaściankach. Prawie każdy inteligent polski, to ziemianin zredukowany w drugim, trzeciem, lub czwartem pokoleniu. Wnieśli oni do życia zbiorowego żywiołowe lenistwo, wiarę w jakieś siły poza ludźmi, do których należy się dostosować, niewiarę w skuteczność świadomego ludzkiego działania. W dalszych konsekwencjach doprowadziło to do trwałej skłonności umiłowania spokoju, który stał się tonem życia indywidualnego i społecznego, oprócz tego stałej dyspozycji ku rezygnacji wszędzie tam, gdzie zdobycie czegoś miałoby być okupione wysiłkiem woli, skupieniem uwagi i wykrzesaniem ze siebie czynu. Lecz były to raczej punkty wyjściowe. Z tego pierwotnego indywidualizmu wegetacyjnego droga do właściwej kołtunerji była jeszcze dość daleka. Krokiem ku wynaturzeniu linji kultury polskiej było pełne zwycięstwo katolicyzmu w XVI wieku. Dopiero w łączności z jego działaniem okazał się owocny, w destrukcji czynnik zażydzenia miast. Miasta przestały być kuźnicą dynamiki narodowej poprzez rozwijający się wtenczas w Europie młody kapitalizm, natomiast stały się podstawą wylęgu światowego żydostwa. Ośrodki nerwowe nowoczesnego narodu wypełniły ciała obce. Proces ten nie przebiegłby tak łatwo, gdyby nie jednoczesne działanie na umysłowość narodu filozofji katolickiej w specyficznej zresztą wykładni.
Wpływ filozofji katolickiej na kształtowanie się podstawy psychicznej narodu był przemożny. Znakomity socjolog Max Weber w gruntownych analizach dowiódł olbrzymiego wpływu, wywieranego przez religję na kształtowanie się psychologji gospodarczej narodów. Ponad wszelką wątpliwość w swych skutkach wtórnych katolicyzm w zdecydowanym stopniu przyczynił się do zahamowania rozwoju gospodarczego Poprzez wykrzywienia psychologji gospodarczej. Nie jest dziełem tylko zbiegu przypadków, iż narody, gruntownie katolickie, są jednocześnie lub były doniedawna, ośrodkami zacofania, obrazem upadku i degradacji. Przypomnijmy tylko sobie, iż Włochy ultrakatolickie uzyskały niepodległość polityczną dopiero w drugiej połowie XIX wieku, a faszyzm jako naczelne swoje zadanie postawia zwalczanie typu narodowego lazarone - żebraka, nadającego ton życiu Włoch. Głęboko katolicka Hiszpanja zachowała swą niepodległość tylko dzięki położeniu geograficznemu, a dziś jest krajem, miotanym przez konwulsje zastarzałej nędzy i zacofania. O różnicy tempa życiowego katolickiej Ameryki południowej i niekatolickiej Północy można tylko wzmiankować. Najjaskrawszym był nasz swojski przykład. Protestantyzm narzucał ascetyczne pojmowanie życia, wskazując drogę do zbawienia we wzmożonej pracy, mającej się wyrazić w skutecznem powołaniu zawodowem. Kapitalizm więc, jako kategorja dziejowa, która tak burzliwie przeorała życie ludzkości, jest niewątpliwie dzieckiem ducha protestantyzmu, a raczej narodów, które stworzyły protestantyzm. Stworzenie się umysłowości agospodarczej bynajmniej nie wyczerpywało oddziaływania filozofji katolickiej. Można rzec, iż katolicyzm sprzyjał szczególnie pogłębianiu filozofji bezwładu i bierności wobec wszelkich przejawów życia. Tendencją jego było jakby przekształcenie naszej rzeczywistości w klasztor buddyjski próżnujących mnichów. Filozofja katolicyzmu była wymarzoną podkładką pod indywidualizm wegetacyjny, reprezentowany przez czołową i ton nadającą warstwę szlachecką. Przypadły sobie do gustu. Toteż umiłowanie kościoła przysłowiowe u nas, tylko na tem podłożu staje się zrozumiałe. Kościół jest wrogiem wszelkiej aktywności, wykraczającej poza zaspokojenie prymitywnych potrzeb. Wywołajmy na chwilę przed oczy wyobraźni tysiączne kościoły, rozsiane go Polsce, jak ona długa i szeroka, napełnione wiernym ludem katolickim, wsłuchującym się w słowa pasterzy parafjalnych. Czyż nie uderza każdego, kto się przysłuchuje tym kazaniom, wygłaszanym stereotypowo z prastarych ambon, ciągle powtarzający się refren: "Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz - więc pocóż masz okazywać nadmierną gorliwość w dbaniu o rzeczy ziemskie?" Jest co jakiś bezbrzeżny pesymizm, obficie sosem lenistwa zaprawiany, nawołujący do ograniczenia aktywności w świecie zewnętrznym, skupienia się w sobie uczynienia się jak najmniejszym, by pociski zawodów i cierpienia jakiemi darzy nas życie, miały mniejszy cel do trafienia. Gdy się ujrzy nasze miasta i wsie, przez które przesunęły się dziesiątki pokoleń, to ogarnia nas zdumienie, jak wiernie nasi przodkowie słowa swych kaznodziei w czyn wprowadzali. To znaczy - nie robili nic, dbając jedynie o zdobycie chleba codziennego dla utrzymania gatunku. Okazywać rozmach w świecie zewnętrznym, to znaczy stykać się z oporami, narażać się przeciwnościom. Czyż nie lepiej wobec tego zgłuszyć w sobie impulsy, karzące coś tworzyć, zostawiać w świecie materji ślady swego przemijania i zamiast tego pogrążyć się w leniwej kontemplacji? Romantyka zakonnika jest łatwiejsza, niż romantyka rycerska, twórcza. Ostatnia wymaga napięcia sił od każdego, pierwsza tylko od tych, którzy formie kontemplacji dodają jeszcze prawdziwie głębokie przeżycia metafizyczne. Do tego są zdolni tylko niektórzy. Dlatego to przewadze romantyki kontemplatywnej w społeczeństwie zawsze towarzyszy bezmierna hipokryzja, zakłamanie i przeraźliwe rozplenienie się miernot, zaś romantyce czynu - zdrowie moralne i tężyzna przeciętnej społecznej. Tyczy się to również naszego przysłowiowego indywidualizmu. Jak już miałem możność poprzednio wzmiankować, stanowi on parodję właściwego indywidualizmu, występującą u narodów, urobionych przez filozofję katolicką. Indywidualizm daje znać o sobie wtenczas, gdy występuje moment ruchu. Jednostka spoczywa w bezwładzie, właściwym dla panującej romantyki kontemplacyjnej. Z chwilą jednak, gdy jakieś siły powodują wytrącenie tej jednostki z jej położenia, oznaczonego punktem zerowym, opór przeciw temu ruchowi odbija się w świadomości jako odczucie swej osobowości, jako indywidualizm. Pokrywa się to z niezdolnością do działania grupowego, jako pochodnej aorganizacyjnych postaw, przeciwgospodarczego stosunku do życia, jako wynik braku racjonalizacji gospodarczej, tak silnie podkreślonych w założeniach religijnych niektórych sekt protestanckich, np. szczególnie u Wesley`a, dla którego strata czasu, jego nieproduktywne zużycie jest grzechem głównym, zaś jedynem godnem chrześcijanina zachowaniem się w życiu jest nieustanny, gorączkowy trud, ascetyzm potrzeb. Jakże to jest dalekie i obce naszej kołtuńskiej mentalności! Jak trudne jest do zrozumienia naszemu przeciętnemu inteligentowi pojęcie kapitalizmu! Duch ascezy, ożywiającej wielkich "kapitanów przemysłu", był czemś niepojętem dla wszystkich Polaków, wyhodowanych w kulturze, uważającej konsumcję za łaskę i dobro niebios. Głębokie irracjonalne popędy były czemś, na co patrzono podejrzliwie, a praca, która nie miała na oku natychmiastowej konsumcji, była uważana za coś wprost hańbiącego. Wspólny był natomiast, jak określił to jeden z naszych ekonomistów, "patrjotyzm bezportkówców". Wszelkie impulsy, namiętności, które dały rozmach kapitalizmowi, nigdy u naszej kołtunerji nie wzbudzały szacunku, natomiast skwapliwie wzięła ona odeń to, co było objawami rozkładu i zwyrodnienia - ewangelję użycia i konsumcji, w czem zresztą katolicyzm najwalniej jej pomagał. Ideał kulturalny kołtunerji streszczał się w słowach St. Szczepanowskiego o typie Polaka, jedzącego za półczłowieka, a pracującego za ćwierćczłowieka. Tendencja, zdążająca do wprowadzenia świeżego powietrza do tej stęchłej atmosfery miernot, była zwalczana najzacieklej, Uaktywnienie jednostki w jakimś z zaborów ponad przeciętną miarę sprowadzić musiało jej bezpośrednie zetknięcie z elementami wrogiej potęgi, tkwiącej w naszem życiu, a co zatem idzie - stopniową jej asymilację. Ograniczenie aktywności, zmniejszenie ilości punktów zetknięć z narzuconem nam obcem życiem wprowadzało zjawisko izolacji socjologicznej polskiego życia, zmniejszając niebezpieczeństwo strawienia nas. Zrzekliśmy się pracy cywilizacyjnej, tj. przetwarzania świata nas otaczającego, skupialiśmy uwagę na swem życiu wewnętrznem, pracy kulturalnej, bowiem pole pracy cywilizacyjnej było opanowane przez wroga. Konieczności, stąd wypływające, zwichnęły do reszty równowagę duszy polskiej. Świat czynu stał się nam całkiem obcy. Odczuwamy doń zdecydowaną trwałą awersję. Taki też stwarzamy typ kulturalny jednostki. To, co była nam; obce i nienawistne w kapitalizmie, kołtunerja nienawidzi i w nowych koncepcjach życia. I gdy R. Dmowski w jednej z swoich prac wzywa do odgrodzenia się od tego, co jest wspólne kapitalizmowi i socjalizmowi, bo należy to rozumieć właśnie w ten sposób, że kultura, wykwitająca z podłoża czynu i z tem związanych postaw emocjonalnych, musi być zwalczana i nie może stać się zasadą polskiego życia. Patologiczne przejawy kołtunerji rysują się tu wyraźnie. Trwanie kołtunerji w Polsce niepodległej jest już przeraźliwym nonsensem. Odrodzenie życia polskiego przyjść może tylko przez fanatyczny nacjonalizm. Musi om zniszczyć kołtunerję z pod znaków zakrystji i kołtunerję z pod transparentów pół- i ćwiermarxowskich. Źródła obu są te same. Kołtunerja się broni. Umiejętnie. podgryza pędy młodej duszy polskiej, pragnącej się wyrwać z pęt kołtuństwa. Decydująca siła budownictwa Jutra, burzliwy nacjonalizm, został u nas oblepiony robactwem kołtunerji tak starannie, iż pierwsze młode pędy należy uważać już za stracone. Ugrupowania młodzieży nacjonalistycznej, które zostają jeszcze pod wpływami t. zw. prawych ugrupowań, poddane zostały tak silnemu oddziaływaniu trucizn kołtuńskich, iż treść duchowa ich została pozbawiona najważniejszego oznacznika namiętności zbiorowej - apoteozy czynu oraz dążności do stosownego doń przekształcenia struktury narodu. W świecie przyrodniczym istnieją fakty, iż niektóre rodzaje stworzeń morskich, słabe i pozbawione pancerza, przy okazji zabijają pewien typ kraba, mającego dobre opancerzenie, a po zjedzeniu jego ciała wygodnie ubierają się w pustą skorupę, uzyskując doskonałe warunki obronności. Z nacjonalizmem naszej młodzieży stało się to samo. Kołtunerja, zwęszywszy, z której strony grozi jej zaguba, wykorzystując swe podobieństwo w pozorach do nacjonalizmu młodych serc, zbliżyła się doń, pożarła jego duszę, zostawiając skorupę, w której wygodnie się rozgościła. Rozbijmy tę powłokę, a zobaczymy potwornego gada starego kołtuństwa! Jak dotychczas, z żalem to trzeba stwierdzić - nacjonalizm naszej młodzieży jest ruchem, mającym wszystkie cechy starej kołtunerji. Usilnie deklaruje swą wierność kościołowi, przyjął zasadę neoscholastyki - prawo "drobnej własności", ową podstawę indywidualizmu wegetacyjnego, wyklął technikę i odpowiadającą jej najbardziej strukturę narodu bezklasowego, jako sprzeczną z przyjętemi zasadami filozofji kwietyzmu, i, nie uzyskawszy jeszcze swoistego oryginalnego oblicza, już to oblicze stracił Stał się zaprzeczeniem wielkiej namiętności zbiorowej, która musi - jeśli chce warunki swej wielkości zachować - dążyć do celów olbrzymich i prostych; całość życia społecznego do gruntu przeobrażających. Była to jednak strata konieczna. Skastrowanie kilku roczników młodzieży polskiej przez kołtunerję tylko nieznacznie opóźni jej upadek. Katastrofa jej będzie tem gruntowniejsza. Należy życzyć sobie, by kołtunerja, stała się wszechwładną i zjednoczoną. Sprzeczki w jej łonie łudziły wielu i nie .pozwalały zobaczyć grozy naszej rzeczywistości. Oby prędzej kołtunerja stała się blokiem jednolitym! Rozwój w kierunku jej ujednolicenia odbywa się szybko. Musnął ją duch koncepcji państwa totalistycznego. Kołtunerja dziś dopiero zaczyna stawiać swe nogi na najbardziej właściwej dla niej podstawie materjalistycznej - klasach drobnomieszczańskich. Kołtunerja jest kategorją psychiczną, powstałą w naszych nieszczęsnych dziejach, i jest czemś szerszem, niż światopogląd drobnomieszczaństwa. Atoli symbioza. ta jest najtrafniejsza wśród elementów, jakie nastręcza nasza rzeczywistość. Tu też stanie się zrozumiałą dwutorowość rozwojowa naszej kołtunerji: katolicko-nacjonalistyczna i inteligencko-radykalna. Pierwsza jest odbiciem stęchłej szlachetczyzny, żywcem przeniesionej do kultury polskiej, druga jest produktem nowszego pochodzenia. O ile pierwsza odbijała w sobie świat widziany, z okien izolowanego dworku szlacheckiego czy plebanji to druga przedstawiała raczej tegoż szlagona, którego zmienne losy gry w karcięta, czy wystawnego życia rzuciły do miasta, by na stołku urzędniczym zarabiał na chleb codzienny. Oderwał się więc od podłoża, z którego wyrósł indywidualizm wegetacyjny grup klerykalnych, ale nie wiele miał wspólnego z pracą w fabryce, kopalni, transporcie. Między nim a robotnikiem polskim istniała ściana izolacyjna z ciał żydowskich, niemieckich, rosyjskich. Czuł, że jest źle. Chwytał więc systematy myślowe, gdzieś odbijające czyjąś obcą daleką rzeczywistość, szedł z niemi do mas polskich, cierpiących potępieńczo w straszliwem milczeniu nie dające się wysłowić męki bezsiły i upokorzenia. Stał się przywódcą uciśnionych.
Był ślepy na potworność naszej rzeczywistości. Chciał ją widzieć w kształtach "europejskich". Udało się mu to po przez stworzenie dziwoląga, zbliżonego do kabaretu dziejowego, ustrojonego w świecidełka i błyskotki, importowane z zachodu. Z uporem manjackim meblował ten swoisty kabaret "europejski", aż wydało mu się iż między życiem zachodniej Europy, a nędzą polską, zamkniętą w tym tragicznym kabarecie, niema różnicy. Mamy ubezpieczenie społeczne, mundury, stroje, ideały, społeczne doktryny, kawiarnie, poglądy ma życie, magazyny mód, sztukę, wszystko europejskie. Stąd i dążenia lewej kołtunerji we wszystkiem są naśladownictwem Europy. Potęga sugestji jest czasem uderzająca. Ażeby ten bolesny kabaret był zbliżony do rzeczywistości, stworzono mnogie pompy, wysysające soki żywotne z mas na jego umeblowanie. Dochód społeczny w roku 1933 wynosił według obliczeń b. ministra Klarnera 9. miljardów złotych. Jednocześnie budżety publiczne, samorządowe i zakładów ubezpieczeń wynoszą w sumie 3,5-4 miljardów złotych. Zdaniem prof. Krzyżanowskiego i innych ekonomistów z budżetów publicznych żyje u nas około 6 -8\% ogółu ludności. Jeśli się uwzględni przy tem fakt, że budżety publiczne są u nas wybitnie konsumcyjnej natury, to okaże się, iż niecałe 3 miljony osób uczestniczy w 40% dochodu społecznego. Dodajmy do tego zawody wolne, które, jakkolwiek nieliczne, to jednak partycypują bardzo wysoko w dochodzie społecznym, a otrzymamy obraz, zmuszający do głębszego zastanowienia się. Przeciętny, niżej wszelkiego minimum życiowego dochód roczny na jednostkę 270-290 złotych ulegnie przedziwnej zmianie. Nie więcej jak 10% ludności ma w przybliżeniu dochód roczny około 1200 złotych, zaś na udział pozostałych 30 miljonów wypada rocznie 190 złotych dochodu, t. j. 16 złotych miesięcznie! Tych 10% uprzywilejowanych stanowią warstwę, dzierżącą prym w "kabarecie europejskim" w Polsce.
Atmosfera kabaretu sprzyja wybitnie konsumcyjnemu pojmowaniu życia, tak czuła też i myślała lewa kołtunerja. Siłą motoryczną, która stworzyła "kabaret europejski" w Polsce, były dążności dorównania w konsumcji Europie Zachodniej. W tym kierunku eksploatowano, dorobek ideologiczny koncepcji proletarjackiej. Czy podział życia polskiego na "kabaret europejski" i bezbrzeżną ciemnicę nędzy znalazł swa odbicie w zbiorowej świadomości? Otóż właściwie nie. Ugrupowania proletarjackie w Polsce otumanione spreparowanym przez lewą kołtunerję marxizmem, raczej w miarę swych sił popierały wzrost narośli rakowej, w omówionej formie kabaretu widząc zadatek zdobyczy "socjalnych". Rzesze spauperyzowane, nieproletarjackie, były na trwałe obezwładnione przez trucizny kołtuńskie starego autoramentu, zakotwiczone gdzieś w zakrystjach. Podział ról między prawą i lewą kołtunerję jest przeprowadzony z przedziwną finezją. Gdyby to była robota świadoma nie możnaby było jej odmówić genjalności.
Bojąca w oczy dysproporcjonalność w tej dziedzinie zmusiła wreszcie czołowego; ideologa prawej kołtunerji, R. Dmowskiego, od szukania dróg rozwiązania przez likwidację "dorobku" lewej kołtunerji, t. j. przerostu funkcyj państwowych; w których ostatnia uwiła swoje gniazdko. Oczywiście nie potrzebowałbym dodawać, iż takie stawianie problemu nie jest żadnem rozwiązaniem, lecz tylko jeszcze jedną próbą otumanienia mas, i sparaliżowania nielicznych jednostek usiłujących się wyrwać z pęt duchowych i materjalnych kołtuńskiego polipa. Prawy i w równym stopniu lewy typ kołtuński był i jest pozbawiony poczucia wielkości moralnej, tkwiącej w wysilającej, gorączkowej pracy, ku stwarzaniu wartości z których pożytku i w sensie hedonistycznym twórca nie będzie miał. Kołtun bał się pracy jako samodzielny przedsiębiorca. Był bezwolnym gospodarzem, lecz nie przedsiębiorcą. W kapitaliźmie dla takich nie było miejsca. Został więc wykonawcą zamierzeń tego, który wziął ryzyko i ciężar inicjatywy na swoje barki. Mówiłem już o tem; iż produkcja nasza w materjale ludzkim obfitowała w urzędników, techników, lecz nie w ożywionych duchem ryzyka i inicjatywy przedsiębiorców. Największe powodzenie spotyka tych, którzy zgadzają się na największe ryzyko. Nasze warstwy radykalno-inteligenckie, wierne duchowi kołtuństwa, wolały "pewne posady", choćby miernie płatne. Jest to droga do przyjęcia zasad wiary sparodjowanego marxizmu, rozumianego jako system rozwiniętych logicznie zasad walki o "pensje" i "pobory" t, j. naprawy "krzywdy społecznej". Prof. A. Krzyżanowski stwierdza ze zdziwieniem w jednej ze swych prac, iż w Polsce. niepodległej rozwój polityki społecznej i polityki gospodarczej rozwijał się inaczej, niż na zachodzie Europy. Tam liberalizm ekonomiczny i polityczny idą mniejwięcej w parze (wyjąwszy oczywiście tendencje, stwarzane przez socjal-demokrację), u nas natomiast, obok pogłębiania się liberalizmu politycznego (przed majem 1926 r.), wszystkie nieomal ugrupowania polityczne forsowały ograniczenie zasad liberalizmu ekonomicznego, często wbrew wyznawanym maksymom. Walczył więc nasz kołtun inteligencki z kapitalizmem w imię "krzywdy społecznej" i własnej. Stworzył ten bezkostny, konsumcyjny, na importowanych hasełkach oparty ruch mas pracujących. W odniesieniu do rzeczywistości polskiej ruch ten był całkowicie niemal zawieszony w powietrzu. Nie było żadnego dopasowania do gruntu. Jako taki mógł się rozwijać tylko w tych nielicznych oazach kapitalizmu, jakie zaistniały w Polsce dzięki obcym inicjatywom. Marzenie o przebudowie społecznej "radykałów" rzutowane z tych nielicznych punktów kapitalizmu musiało oczywiście wymagać niemało pijanej fantastyki. Ruch czysto klasowy, marxowski; był koncepcją na wyrost. Wybrano więc z niego tylko to, co dawało się zastosować jako chwyt demagogiczny wobec zbiedzonych mas, które najczęściej z kapitalizmem nie wiele miały styczności. Co prawda marxizm został poważnie wypaczony również w krajach naprawdę kapitalistycznych dzięki ogarnięciu go przez typ kulturalny drobnomieszczaństwa. Lecz na zachodzie powstała rychło reakcja przeciw deprecjonowaniu marxizmu przez socjaldemokrację w syndykaliźmie rewolucyjnym, który w osobie Jerzego Sorela wyłonił nową filozofję moralności, w niej upatrując istotę socjalizmu. Nas te ruchy już nie ogarnęły. Nie mogło zresztą być inaczej. Przeobrażenia w ruchach socjalnych na zachodzie Europy były szukaniem gruntu, usiłowaniem stworzenia teorji socjalnej rzeczywistości, by, stawszy na niej, dokonać tych przeobrażeń, które nakazywała postawa woluntarystyczna. U nas związku z rzeczywistością nie było. Teorja rzeczywistości społecznej Polski do dziś nie mamy. Brnięto więc w łatwiźnie. Kierunkami, według których orjentowano się, były zasady kołtuństwa, w wygodnych, bezbolesnych kleszczach trzymające dusze polskie. Wszystko razem pokryte było fatałaszkami pół- i ćwierćmarxizmu, importowanego z zachodu w swej dekadenckiej, a więc bliskiej kołtuństwu postaci.
Kołtuństwo stało się tak trwałe w duszy polskiej, iż bez obawy dla swej istności odrzucało swe formy, pod któremi urosło. Kołtuństwo zradykalizowane wydało nawet walkę klerykalizmowi. Nie należy więc przejawów antyklerykalizmu uważać za przejaw wyzwolenia się z pod wpływów kołtuństwa. Kołtuństwo doskonale współżyje z wszelkim radykalizmem społecznym. Możemy aktualnie obserwować ciekawe przejawy asymilowania przez kołtunerję ugrupowań, które zaczęły zdradzać niepokój, właściwy dla momentów, poprzedzających zrodzenie się samowiedzy. Proces ten ogromnie przypomina kastrację, przeprowadzaną przez zapobiegliwego hodowcę zwierząt na ognistych egzemplarzach samców swej stajni, czy obory. W całej pełni stosuje się podświadomie zasadę medycyny "similis similibus curantur". Wzmiankowałem o kastrowaniu młodzieży nacjonalistycznej w oborze starej endecji. Młodzież ta może się tylko łudzić pełnią męskości. Wielkich przewrotów już nie dokona. Dziś widzi ona, że idee, które tak zapalały jej umysły niedawno, są wyznawane i przez przeciwników, że różnice są nie wielkie, a zdolność rzucania wielkich celów gdzieś znikła. Można rzec, iż siłę namiętności zbiorowych wyznacza w stopniu wprost proporcjonalnym odległość od istniejącej, nienawistnej rzeczywistości, do wyśnionych, odległych olbrzymich w swych proporcjach ideałów. Wielki ruch dziejowy w swej postaci teoretycznej jest analizą przeciwieństw, zawartych między pragnieniami zbiorowemi i przeszkodami, stającemi na drodze ich ziszczenia się. Ogromne znaczenie teorji wynika w tym wypadku z ustalenia nowych pojęć, związanych w harmonijny system, będących wyrażeni pragnień zbiorowych, z natury rzeczy głęboko oryginalnych. W dobie współczesnej, gdy te zbiorowe tęsknoty szukają swego wyrazu, napełnienie czyjejś duszy śmieciem utrąca go od udziału w szturmie na bastjony przyszłości. A jest to milcząca, wszechogarniająca zasada kołtunerji: siedź tam, gdzieś siedział, całość jakoś sama się złoży. Ile w tem bezbrzeżnej rezygnacji! Jaki lęk przed grzmiącym tupetem nóg masy ludzkiej o bruk ulicy w marszu ku wielkiej przyszłości, owianej groźnem ryzykiem! Surową potęgę namiętności nacjonalistycznych niszczy się dziś u nas przez wszczepianie w jej duszę bakcyla mierności, zamkniętego w postaci nacjonalizmu starej daty: tradycjonalizmu, uniwersalizmu katolickiego, pół szlachetczyzny i półdrobnomieszczaństwa. Balast ten wystarcza, by z nacjonalizmu młodych uleciał duch wielkości. Istota nacjonalizmu, żarliwe uczucie jedności i heroiczna gotowość żywiołowego czynu staje się niepotrzebnym dodatkiem. W górę natomiast idą krakowskie portki. W potoku werbalizmu topi kołtunerja intruza, chcącego zamącić jej chiński spokój. Te środki obrony już nie na długo starczą. Zguba jej zbliża się. Groza naszego bytu narodowego tkwi w tem właśnie, iż moment załamania się kołtunerji będzie jednocześnie momentem kryzysowym narodu. Naród, wyssany przez kołtunerję, osłabnie z sił. Oznacza to równoczesne załamanie się kołtunerji. Analogicznie się dzieje z ugrupowaniami młodzieży o radykalnych skłonnościach społecznych. Zastanawiająca niezdolność radykalnej kołtunerji do stworzenia koncepcji, choć w pewny stopniu dostosowanej do polskiej rzeczywistości, powoduje, iż płomienniejsze serca trafiają w sidła sprytnego adwokata eurazyjskiego, od pół tysiąca lat zawsze komuś dążącego z pomocą, zawsze kogoś wyzwalającego. W uczuciach Polaków, w których nienawiść do potworności polskiego bytu nie przemogła i nie zgłuszyła instynktów narodowych, ujawnił się bolesny rozdźwięk wewnętrzny. Syntezy nie stworzono. Usiłowania dotychczasowe były zastanawiająco niezdarne. Jakby komuś o to chodziło, by do tego nie doszło! Młode dusze rozbraja się z napięć przez powiązanie radykalizmu z światopoglądem komendanta posterunku policji państwowej. Jest to produkt ostatnich kilku lat, świadczący o głębszych przeobrażeniach w kołtunerji. Wzmiankowałem o tem, iż kołtunerja stabilizuje się w pewnem podłożu drobnomieszczańskiem jako odpowiedniku, wyrastającym z podstaw materjalistycznych. Poza b. zaborem pruskim, w którym istnieje zwarte drobnomieszczaństwo, będące podłożem kołtunerji klerykalnej, inne dzielnice mają drobnomieszczaństwo w wysokim stopniu rasowo obce. Przystosowanie się doń poszło w dwóch kierunkach: w kierunku stworzenia koncepcji anacjonalistycznej ("dobro państwa") oraz oparcia się o element biurokratyczny, o zapędach etatystycznych i radykalnych, lecz bez cienia rewolucyjności, w ogólności odbijających pogląd na życie służbistego, w miarę rozwiniętego umysłowo policjanta. W ten sposób kołtunerja uzyskuje bezpieczeństwo na wszystkich frontach. Spokój zapewniony! Namiętności zbiorowe, ruchy społeczne, gdy są skojarzone z umysłowością wierzącego sklepikarza, czy też trzeźwego referenta, służbistego policjanta i, jemu podobnych, stają się pustą formą, nieszkodliwą ozdobą szarzyzny codziennej, tanią rozrywką, tem pożyteczniejszą dla zdrowia moralnego kołtunów, im głośniej, patetyczniej, są wygłaszane w poczuciu bezpieczeństwa i błogiego spokoju na tych lub innych galówkach.

3. Problem niejednolitości grupy narodowej

Dla pokolenia Polaków, zakotwiczonych duchowo już w niepodległej Rzeczypospolitej, zadania, związane z koniecznością przebudowy naszego życia narodowego; sprowadzają się przeto do zlikwidowania ziejących miazmatami bagien kołtuńskich przeszłości i do stworzenia podstaw wyjściowych dla potężnego rzutu w przyszłość. Siłą motoryczną, mającą pchnąć masę biologiczną narodu w męski rytm wytężonego trudu, upatruję tylko w rozżarzonym do białości płomieniu nacjonalizmu polskiego. Rzeczywistość, jako produkt naszych dziejów, okres zaś rozkładania się prężności i sił narodowych od XVII wieku w szczególności może być przekształcona znów tylko mocą sił, z tegoż gruntu polskiego wyrastających. Z drugiej strony działanie zdążające do tych celów, przebiegać będzie po linjach, których nie znajdzie się w żadnym uniwersalnym schemacie. Rzeczywistość bowiem każdego narodu jest czemś oryginalnem, choćby nawet znajdowała się w silniejszym związku z przemianami na tle szerszem. Zrywanie się sieci imperjalizmu kapitalistycznego następuje pod wpływem dążności wyzwoleńczych eksploatowanych narodów. Nacjonalizm, ożywiający te ruchy, godzące w system światowego gospodarstwa kapitalistycznego, spycha na plan drugi dotychczas walczącego przeciw temuż kapitalizmowi imperjalistycznemu proletarjat międzynarodowy. Z drugiej strony, głęboki prąd kulturalny w świecie naszej cywilizacji polegający na odwróceniu się od indywidualizmu ku uniwersalizmowi cząsteczkowemu, w poszukiwaniu swego wyrazu, stanąwszy wobec koncepcji proletarjackiej i narodowej, zdecydowanie przechylił się ku drugiej: Nacisk czynnika techniki, na strukturę społeczną powoduje, iż między koncepcją proletarjacką życia (pochodna techniki) i koncepcją narodową (głęboki przewrót w ideałach kulturalnych) zaistniały Punkty styczne, spychające ku symbiozie. Symbioza ta, wyrażania przez zadrugizm polega na stopieniu proletarjackiej koncepcja organizacji społeczeństwa i form, życia gospodarczego z ideałami kultury narodowej.
Rozważanie teoretyczne, o ile kojarzy się je z barwną rzeczywistością, zawsze wywołują trudności i zastrzeżenia. Jest to całkowicie naturalne. Wprawdzie teorja jest zawsze sądem o tem, co jest. to jednak ogólność sądu stoi zazwyczaj w sprzeczności z niezliczoną masą szczegółów, znamionujących rzeczywistość. To też zadanie teorji ogólnej polegać winno na umożliwieniu orjentowania się w chaosie szczegółów, na ułatwieniu w podejmowaniu decyzji, zgodnej w ogólnym pożądanym kierunkiem. Ruch społeczny, pozbawiony wyraźnej teorji, skazany jest na błądzenie, kompromisy i niechybny upadek.
Ścięgna pomiędzy ogólnemi założeniami teorji a rzeczywistością stanowić winny teorje szczegółowe, noszące charakter ograniczony. Zasadniczą cechą każdej teorji jest to, iż jest ona zamkniętą w sobie całością, tworząc niezależny systemat. o niezależnych prawach, rządzących przemianami w zakresie zjawisk, obejmowanych przez daną teorję. Elementy, wchodzące w podstawy danego systemu teoretycznego, są jednoznaczne.
To też w zetknięciu z zadaniami praktycznemi teorja ogólna zazwyczaj nie wystarczą. Zjawiska, przebiegające w życiu, są we wspomnianym funkcjonalnym ze sobą związku i bez reszty ,w ramach jakiejś teorji zamknąć się nie dadzą. Każde praktyczne zagadnienie wymaga kolaboracji kilku systemów teoretycznych, z grubsza wyczerpujących złożoność danego zjawiska życiowego. Wzmiankowanie o tem wydaje się być wskazane z tego względu, iż postawa emocjonalna narodu, wyrażająca się w entuzjaźmie zadrużnym, wypływa z zasady wielkiej namiętności nacjonalistycznej, leżącej u podstaw mającego powstać systemu teoretycznego zadrugizmu. Akcentowanie tej zasady w niniejszym szkicu, już przy próbie odtworzenia w umyśle obrazu działania, nasunąć musi zastrzeżenia, wynikające z niejednolitości narodowej ludności naszego państwa. Zasada teoretyczna nie pokrywałaby się z przedmiotem rzeczywistym. Terytorjum Polski zamieszkuje 31\% ludności, zaliczającej się do t. zw. mniejszości narodowych. Stajemy wobec dylematu, czy okręt narodu polskiego, jego państwo, puścić na wzbierające fale nacjonalizmu i zdecydowanie żeglować ku Wielkości, względnie czy przeciwstawić się tej fali, bronić się przed jej przypływem, wyzyskiwać jej potęgę tylko przez filtr w stopniu, nie sprowadzającym zaognienia stosunków narodowościowych. Co oznacza odrzucenie nacjonalizmu zadrużnego jako zasadniczego instrumentu odrodzenia narodu polskiego? Wątpliwości niema żadnych. Nieuniknioną konsekwencją takiego kroku byłoby pozostanie na dnie kołtuńskiego błota, w jakiem tkwimy, przekreślenie możliwości wyjścia, powolne taką lub inną deklamacją osłaniane staczanie się ku upadkowi. Argument, o nieużyteczności nacjonalizmu zadrużnego jako dźwigni jest przytaczany zbyt szeroko i powszechnie. Zrodzić się musi podejrzenie, iż moment mniejszości narodowych jest raczej parawanem, poza którym kryje się właściwa motywacja negacji nacjonalizmu zadrużnego. W III części niniejszej pracy rozpatrywałem hipotezy ustrojowe, jakie mają się nastręczać. Zagadnień naszego bytu narodowego żadna z nich nie rozwiązuje. Odrzuciwszy już załamaną koncepcję liberalistyczna-kapitalistyczną i sowietyzm, potrąćmy o drobnomieszczaństwo, jako, że dziś w swych formach dojrzałego kołtuństwa ma ona monopoliczną, zdecydowaną przewagę w naszem życiu. Ścieranie się między jej pozornie zróżniczkowanemi odłamami, prawemi i lewemi, nie powinno nikogo łudzić. Całkowita atrofja sił społecznym, przerażający upadek impulsów, stanowiących o sile narodu, i żywiołowy lęk przed możliwością zmiany tej trupiarnianej atmosfery - o to są istotne motywy, które dominują w postawach kołtuńskich wobec problemu odrodzenia narodu. Stąd wynika, iż kołtunerja wynajdzie niezliczone argumenty przeciw koncepcji, któraby naprawdę jej cmentarny spokój zburzyć mogła, natomiast szeroko rozwodzić się będzie nad teorjami, które z natury rzeczy jej błogiego bezwładu nie zmącą. Chwilami wydawać się może taki obraz naszej rzeczywistości przesadą. A jednak przy uważnem wejrzeniu widzi się, iż groteska i rzeczywistość wiernie, sobie odpowiadają.
Dotychczas nie mieliśmy, - poza deklamacją - żadnej świadomej próby wybrnięcia z upadku. To był znamienny rys ducha kołtunerji, zamglonemi oczyma spokojnie patrzącej na polskie życie. Takież było podejście do zagadnienia mniejszości narodowych. Dążności stabilizacyjne kołtunerji, pragnienie widzenia całości życia w bezbolesnej martwocie, znalazło swój wyraz w koncepcji t. zw. współpracy z mniejszościami narodowemi. Uderza rzewny, przytłumiony, zrezygnowany ton wszystkich deklaracyj kołtuńskich na ten temat. Spokoju, ciszy, bezbolesnego wegetowania chcemy - o to tenor zasadniczy. Wynika to z zasadniczego poglądu kołtunerji na świat. Zadaniem życia zbiorowego nie jest - według kołtunerji - koncentracja maksymalnych sił dla osiągnięcia celów dziejowych poprzez wzmożoną dynamikę społeczną, lecz właśnie coś wręcz przeciwnego - przekształcenie rzeczywistości polskiej w olbrzymi klasztor buddyjsko-katolicki, mniej lub bardziej tłustawych mnichów w błogiej półkontemplacyjnej drzemce co noc bez wstrząsów zbliżających się ku wielkiej nicości.
Oburzeniem napełnia natomiast kołtunerję dynamika mniejszości narodowych, nie chcących przyjąć tak nęcącego typu życia. Wściekłe wybryki Ukraińców wywołują szlachetne wzburzenie. Jakto? Nie chcą wraz z nami w uścisku braterskim ramion pogodnie staczać się ku wspólnemu przeznaczeniu, nieuniknionej śmierci. Czyż dla zaspokojenia tęsknot zbiorowych nie wystarczą pompatyczne, do niczego nie obowiązujące, do żadnego nadmiernego, nierozsądnego trudu nie zmuszające wygodne galówki? Naprawdę oburzające!... A Żydzi? Nie miła jest ich ekspansja w polskie życie oraz nadmierna ruchliwość powodująca, iż co jakiś czas któryś z leniwych kołtunów traci posadkę, dochodzik, synekurkę. Gdyby tak żydom zabronić rugowania w miarę pracowitych, a przezornych w szafowaniu trudem kołtunów, brzydkich zaś Ukraińców chwycić na lep "pracy dla państwa" i ściągnąć do obezwładniającego bagienka kołtuńskiego, to jakaż radość napełniłaby serca ludu kołtuńskiego i rozmodliła tysiączne kościoły miernot!
Wystarcza, gdy entuzjazm zadrużny ogarnie tylko Polaków. Gdy pewne żywioły uchylą się od wytężającego trudu wznoszenia narodowej bazy wytwórczej, to pracę wykonają ci, którzy płomieniem entuzjazmu dadzą się porwać. Wzniesienie narodowej bazy produkcyjnej spełni jeden z zasadniczych postulatów bytu państwa polskiego: dokona olbrzymiego przesunięcia w równowadze sił wewnętrznych zwiększając ciężar gatunkowy czynnika polskiego redukując do minimum elementy nam obce lub wrogie.
Rzućmy w kąt prawa, oparte na zasadzie równościowej. Elementarną siłą społeczną bowiem nie jest jakieś suwerenne indywiduum, lecz mnogie postawy emocjonalne w jego duszy, zestrzelane we wspólnem ognisku, dające w wyniku mniej lub bardziej mocarne zgrupowanie energji ludzkiej. Równowaga socjalno-narodowa, jaką stworzymy, wznosząc polską bazę produkcyjną i z tem związany kompleks przeobrażeń naszego życia w kulturze i polityce, ulokuje swój środek ciężkości poza cyframi wbrew nim.
Na tle tych uwag rozpatrzmy zagadnienie części narodu ukraińskiego, znajdującego się w granicach naszego państwa.
Baza produkcyjna narodu, jako płaszczyzna do startu ku celom dziejowym, winna być wznoszona bez względu na spory mniejszości narodowych, w szczególności bez oglądania się na dąsy ukraińskie. Bazę produkcyjną stworzyć musimy z Ukraińcami lub bez nich. W każdym razie dokonanie tego zadania ogromnie zmniejsza ostrość problemów narodowych, stwarzając nową równowagę wewnętrzną, o niebo korzystniejszą dla nas. Postępując w ten sposób, czynimy jedynie rozsądną politykę. Innych dróg działania, prowadzących do wyjścia z nieszczególnej sytuacji narodowościowej, nie mamy. Kołtuńska koncepcja "współpracy", żywcem kopjowana z nieboszczki Austrji, nieuniknionym trybem rzeczy doprowadziłaby nas do finału austrjackiego. Zagadnienie ukraińskie w Polsce jest zagadnieniem cząstkowem. Tak też długo musimy je ujmować. Problem ukraiński waży się nad Dnieprem, na linji Donbass`u, Kuzbass`u, Bajkału, Władywostoku. Procesy bio-społeczne w kotle sowieckim zadecydują o formie bytowania dzisiejszej masy biologicznej narodu ukraińskiego. Istnieją alternatywy następujące: 1) na terenach imperjum sowieckiego powstający nowy stop narodowy wchłonie surowiec ukraiński i złączy go chemicznie z masą nowego, dopiero się tworzącego o różnolitym folklorze narodu sowieckiego; 2) nad Dnieprem, ostoi się poczucie głębokiej odrębności narodowej, które po przez poczucie chłopa czy proletarjatu ukraińskiego przeistoczy się w suwerenną siłę polityczną, przekształcając mapę tej części Europy. Jedna i druga alternatywa dla swego pełnego rozwinięcia wymaga znacznego upływu czasu. Droga działania powyżej zarysowana wydaje się być dla tego okresu czasu tem bardziej właściwą. Ogrom przeobrażeń socjalnych, gospodarczych, kulturalnych, związanych z przebudową rzeczywistości polskiej, ma wszelkie dane ku temu, by w ten zawrotny wir porwać również w części lub w całości masy ukraińskie. Da mas ukraińskich, dziś posiadających poważną prężność, kołtunerja prawa i lewa podchodzi z groteskową propozycją "współpracy", wydedukowanej chyba przez paralityka, pragnącego wszystkich unieruchomić na podobieństwo swoje. Współpracując z nami w potężnem dziele, Ukraińcy mogliby stworzyć pomost da wspólnej akcji na później, gdyby nad Dnieprem zaczęło kiełkować żywiej życie ukraińskie, skłaniające nas, po osiągnięciu pierwszego etapu dążeń dziejowych, do przeobrażeń politycznych w środkowej i wschodniej Europie. Przeciwstawiając się nam, zajmując wrogą postawę. Ukraińcy mogą niesłychanie pogorszyć swoje położenie, które może się stać tragiczne, gdy jednocześnie Ukraina naddnieprzańska zastanie duchowo wchłonięta przez stepy rosyjskie.
Lecz trzeba być przygotowanym na ostre przeciwstawienie się. Prawa wojny przeniesione na tło przebudowy narodu, każą imać się środków ostrych w zwalczaniu oporów. Zajdzie, być może, konieczność izolowania socjalnego znacznych ilości ludzi od styczności z gorączkowym rytmem tworzącego swą wielkość narodu.
Całkiem inaczej przedstawia się problem żydowski.
Liczbę Żydów w Polsce musimy w najkrótszym czasie zmniejszyć o 3 miljony. Problem żydowski w Polsce jest najpierw produktem rozkładowej, kołtuńskiej przeszłości. Już choćby dla samej konieczności usunięcia śladów hańbiącego jarzma kołtunerji, której jednym z wyrazów jest wielomiljonowa masa żydostwa, żyjąca w ciele narodu polskiego, jako owoc niechlubnej przeszłości musi być zlikwidowana. Na osłabiony organizm z zasady masowo rzucają się pasożyty. Leczenie nadwątlonego organizmu i jego uzdrawianie winna iść w parze z usuwaniem robactwa, jako pochodnej choroby. Usuwając sklerozę kołtuńską z duszy narodu, nie możemy pozostawiać na ciele narodu oznaczników przebytej słabości. Masa żydowska w Polsce jest funkcją naszej pożałowania godnej przeszłości. Jest więc wynikiem naszych błędów. Skoro dążymy w przyszłość, mamy pełne prawo moralne, i obowiązek nawet, błędów nie powtarzać, skutki zaś błędów poczynionych bez względu na wszystko, o ile tylko cel tego wymaga - odrzucić. Zdaje sobie sprawę z akcentów surowości w tych zdaniach. Najwyższą instancją, rozstrzygającą spory między narodami, jest tylko wojna. Prawo do życia uzyskują narody na szalach wojny. Tylko przy stosowaniu praw wojny naród polski potrafi wydźwignąć się z upadku. Kompromis w zagadnieniach żydowskich oznacza kapitulację i upadek. Koncepcja ustroju zadrużnego w Polsce, przy pozostawieniu masy żydowskiej, z jej głęboką odrębnością rasową, duchową, i polityczną, w żywem ciele narodu, tak, jak jest obecnie, oznacza śmierć lub paraliż ośrodków nerwowych i woli narodu. Izolowanie elementu ukraińskiego w razie jego przeciwstawienia się nastrojom entuzjazmu zadrużnego, po przez wyodrębnienie terytorjalne, zawodzi w stosunku do Żydów. W miastach zostać nie mogą, gdyż wbrew nawet swej najlepszej woli, zawsze i wszędzie będą czynnikiem obcości, rozkładającym zwartość postaw emocjonalnych narodu, warunkujących entuzjazm zadrużny odstawową silę motoryczną ustroju. Na wsi miejsca dla nich. nie mamy, gdyż z przeludnieniem wsi polskiej, nie prędko się uporamy. Żydzi, i kołtunerja, nawet w odłamach coś tam psioczących przeciw pierwszym, broniąc się przed wysunięciem twardych ostatecznych wniosków, posiłkuje się zazwyczaj argumentem: a) humanitarnym, b) utylitarnym, c) ideą bezradności. Wszystkie trzy upadają wobec potężnej konieczności ziszczenia mitu narodu heroicznego.
Argument humanitaryzmu jest całkowicie chybiony. Ideały humanitaryzmu nie mogą wejść do kultury zadrużnej. Pasmo cierpień jakiemi nas raczy życie i ziejąca grozą nieunikniona otchłań śmierci, nie da się zwalczyć chóralnem kwękaniem i przekształceniem stosunków międzyludzkich w systemat plasterków. Męki życia, nieuniknione zresztą, zmieniają swój charakter wobec postawy heroicznej. Niema tu już rozkładowego wartościowania, zawartego w ramach amplitudy: cierpienie - rozkosz, strzela natomiast wzwyż hierarchja wartości, zawarta między upadkiem i zwycięstwem. Utylitarny charakter istnienia Żydów w organiźmie narodu polskiego mógł być przytaczany wobec opinji kołtuneryjnej. Niszcząc rozwarstwienie klasowe w narodzie polskim, by stworzyć jednolity grupę, złożoną z jednorodnych indywiduów, warunkującą zaistnienie entuzjazmu zadrużnego, odrzuca się tem samem myśl o pracy, wykonywanej przez kogoś z motywów indywidualnych, - bo przecież nikt nie będzie naiwny, by przypuścić, iż Żydzi nagle zapłoną płomiennym patrjotyzmem polskim. Genjalaność uzdolnień, i anielskość charakterów nie zrównoważy strat moralnych, sprawianych zwartości psychicznej narodu, dzięki istnieniu obok niego typów kultury i psychiki odmiennego charakteru. Kwietyzm kołtunerji z lubością używa podsuniętego mu argumentu, o niemożności ulokowania mas żydowskich gdzie indziej. Żydzi jako naród pośredników i handlowców w całym świecie posiadają znajomość geografji i stosunków politycznych w stopniu nierównie wyższym, niż Polacy. Przez zauszników żydostwa i kołtunerję wyznawany pogląd w skróceniu przedstawia się następująco: skoro nie mamy gdzie wysłać Żydów z Polski, musimy żyć obok siebie. Ergo - kochajmy się! Idea ta musi być traktowana jako objaw myślenia zaprawionego nieświadomym a szczerym komizmem. Gdy słabiej orjentujący się w geografji Polacy zaczną zapalczywie wyszukiwać miejsc w globie dla osiedlenia Żydów - to z pewnością wpadną w ślepą ulicę. Zostawmy o to troskę samym zainteresowanym gdy zechcą to uczynić. Naszą rzeczą jest wolę ich ku temu pobudzić. Nie łudzę się, iż nastąpi to w drodze słodkiej perswazji. Musi powstać teorja, ostro wydzielająca problem szczegółowy naszego bytu narodowego, problem żydowski, wsparta o fundament koncepcji zadrużnej przebudowy narodu.
Dotychczas teorji tej nie mamy.
Zagadnienia mniejszości innych nie przedstawiają momentów odmiennych - można je przeto w rozważaniach pominąć.

Rozdział XVI W punkcie zaczepienia
1. Zadrugizm w ramach współczesnego życia pod panowaniem kołtunerji

Przechodzę do końcowego ogniwa moich rozważań. Rozpatrzmy punkt oporu, leżący na drodze narodu ku wielkości, jakim jest kategorja kołtuństwa, i zkolei poddajmy analizie drogi i środki, prowadzące do jej likwidacji. Nie potrzebuję dodawać, iż likwidacja kołtuństwa jest tylko częścią negatywną ogólnego zadania, po którem nastąpi dopiero właściwe działanie, wynikające z założeń zadrugizmu, prowadzące do stworzenia narodowej bazy produkcyjnej. Zniszczenie kołtuństwa stwarza pierwszy i właściwy etap ku realizacji założeń ideologicznych zadrugizmu. Ogniwa łańcucha rozumowań, stanowiących treść tej pracy, są złożone w kierunku przeciwnym, niż będzie przebiegało działanie, zdążające do ich realizacji. Po wyprowadzeniu z analizy naszej aktualnej rzeczywistości wniosku o konieczności stworzenia narodowej bazy produkcyjnej, ogniskującej najbardziej palące postulaty życia narodowego, kolejno rozpatrywałem warunki jej realizacji. Zasadniczym warunkiem był ustrój gospodarki planowej. Ustrój zadrużny znów był uwarunkowany przeobrażeniami duszy narodowej, poprzez przyjęcie koncepcji heroicznej jaka normy bytu zbiorowego. Naród heroiczny może być stworzony tylko poprzez przezwyciężenie istniejącej rzeczywistości narodowej, która charakteryzuje się tem, iż jest produktem i substancją kołtunerji, nie zaś kapitalizmu, jak to niektórzy prostodusznie chcieliby widzieć. W działaniu proces ten przebiegać będzie następującemi drogami: złamanie kołtunerji jako kategorji rządzącej opanowanie władzy - zniszczenie stosunków i instytucyj, wytwarzających toksyny kołtuńskie - stworzenie form społecznych pozwalających wyłonić się kształtom narodu heroicznego - ustrój zadrużny w gospodarstwie, budownictwo bazy produkcyjnej - wytężony marsz ku celom politycznym i kulturalnym narodu.
Opory, stające przed nami: a) System imperjalizmu, wspartego o kapitał finansowy, trzymający nas w swej orbicie; b) ustrój kapitalistyczny naszego gospodarstwa; c) kołtunerja z całą plejadą zmor naszej rzeczywistości, słabną dzięki samorzutnym przeobrażeniom współczesnego życia. Zasadnicze siły, niweczące te przeszkody, dadzą się sprowadzić do:
1. Kryzysu imperjalizmu polegującego na dążnościach wyzwoleńczych narodów, dotychczas wyzyskiwanych przez metropolje kapitalistyczne,
2. kryzysu ustroju kapitalistycznego w ramach poszczególnych państw, stojący w związku z pierwszym,
3. wyłanianie się nowej koncepcji kulturalnej, mobilizującej masy w zwarte grupy na zasadach uniwersalizmu cząsteczkowego .- t. j. nacjonalizmu proletarjackiego,
4. Czynnika świadomej woli; dążącej do realizacji zarysowanego w umyśle wyobrażenia życia zbiorowego.
Rozwój naszego życia narodowego w dobie dzisiejszej oznaczyć można jednym terminem: dysproporcjonalność. Określiłem poprzednio rozwój życia narodowego jako symbiozę trzonu duchowego zbiorowości z czynnikami dynamicznemi, wyrastającemi z podłoża tejże zbiorowości. U nas tej symbiozy niema. Trzon duchowy narodu, zżarty przez kategorję kołtuńską, został sparaliżowany. Czynniki dynamiczne życia narodowego albo wykrzywiły się w niekontrolowanym ruchu albo wpadły w stan zupełnej atrofji. Polityka, demografja, kultura, gospodarstwo są anarchją, albo bagnem. Ponad tem wszystkiem tkwi niewzruszone, błogo spokojne, niezmącone kołtuństwo. Nie posiada ono wypracowanego, oryginalnego w logiczne formuły ubranego światopoglądu na świat. Każdorazowo dobiera ono do swych postaw, będących czemś trwałem, i niezmiennem naogół w jej dziejach, te lub inne systemy myślowe, gdzieś wytworzone, przeważnie na zachodzie, dzięki czemu jej właściwa istota czas dłuższy nie została dostrzeżona. W tem kryje się jej wielka zdolność asymilacyjna. Kołtunerja kojarzyć się może z najsprzeczniejszemi systemami ideowemi, może okradać ideowo każdy ruch, z tem jednak, iż skradzione fragmenty służą tylko jedynie za powiewne fatałaszki, lub kaskady słów napuszonych mówców uroczystościowych, pod któremi kryje się jako jądro niezmienne mierność uczuć i nędza przerażająca dusz. Pozory siły, jakie ukazuje kołtunerja, jednocząc się współcześnie w jeden blok, są oznacznikami zbliżającego się jej rozkładu. Kilkakrotnie już wspomniałem, iż niesamowite zacofanie. i bezwład gospodarstwa narodowego, będącego funkcją kołtuństwa, czyni zbędną już dziś czwarta część ludności Państwa Polskiego. Dysproporcja ta szybko się pogłębia. W ślad za nią idą te same objawy rozkładu, jakie były udziałem upadającej Rzeczypospolitej XVIII wieku. Przyszłość nasza rysuje się w złowrogim świetle. Pamiętać trzeba, iż zadziwiająca zdolność kołtunerji do okradania dorobku ideowego swych przeciwników i błazeńskiego strojenia się w uchwycone gdzieś myśli, nie czyni jej ani o jotę zdolniejszą do odroczenia zbliżającego się srogiego wyroku losu. Grozę budzi tylko świadomość, że cios padnie na cały naród. Wstrzymanie dalszego rozkładu naszego gospodarstwa i wydźwignięcie się z zastarzałej, bo na stulecia mierzonej nędzy, oraz zacofania nie może już być udziałem kołtunerji, choćby ustroiła się ona w najnowocześniejsze, zewsząd pozbierane szatki ideologiczne. Cwani jej prowodyrzy, w usiłowaniu utrzymania się przy wpływach, mają jako instrument społecznego działania gospodarczego takich samych, jak i oni, kołtunów.
System postulatów, wynikających z konieczności rozwojowych narodu, stoi w rażącej sprzeczności z kierunkiem, nadawanym przez kołtunerję. Konieczności dziejowe narzucają narodowi pewien zespół norm postępowania i działania - kołtunerja tymczasem jest przeciwstawieniem, i zaprzeczeniem tych norm. Powstają potworne w swych wymiarach nożyce położenia historycznego. Ściślejsze byłoby powiedzenie, iż znajdujemy się w stadjum dalszego rozwierania się ramion tych nożyc. Między ich ramionami mieszczą się dzieje naszych ostatnich stuleci. Kąt tych ramion staje się tak straszliwy, iż przełom musi nastąpić. Będzie to moment kryzysowy w życiu narodowem. Ku momentowi temu zbliżamy się. Aktualne staje się rozpatrzenie sposobu naszego zachowania się dziś, w oczekiwaniu nadążających przemian.
Podstawowym faktem naszego życia jest to, iż rzeczywistość nasza w gruncie rzeczy nie jest kapitalistyczną. Gospodarstwo nasze jest domeną feudalnego typu produkcji, psychologja zaś gospodarcza jest owocem kołtunerji, dająca się z łatwością wtłaczać w formy ustrojowe pokapitalistyczne (etatyzacja). Dezorganizuje przytem te formy, pozbawia je tych walorów produkcyjnych, jakie mogły posiadać. Rozkład kapitalizmu wydziela w umysłach pewne kierunki przyszłego rozwoju. Oblicze jutra krystalizuje się niejako samorzutnie. U nas ten proces nie będzie miał miejsca tak, jak dziś nie istnieje. Nawiasem tylko zauważyć można, iż nawet przebieg tych zjawisk w krajach kapitalistycznych nie był tak czysty i wyraźny, jak to przewidywał Marx. Rozwój samorzutny tendencji naszego życia nie wyłania w świadomości zbiorowej form ustrojowych jutra. Importowane wzory i doktryny, będące odbiciem obcych rzeczywistości, nie przyczynią się, do wykrystalizowania poglądów na naszą rzeczywistość dzisiejszą i przyszłą. Postulatem naszej historji jest nakaz przeskoczenia epoki kapitalizmu i bezpośredniego urzeczywistnienia form bytu narodowego w myśl założeń zadrużnych. Nie mogą istnieć w tym wypadku związki. i tendencje o charakterze materjalistycznym, Klamrą, opasującą to życie i tworzącej jedność, jest tylko świadomość i wola narodu.
Ogniska tej woli powstać może już tylko w pokoleniu, stojącem dziś w Polsce przed bramami czynnego życia. Stanowi ono osobliwy kompleks psychiczny, gdyż będąc w sumie swej obozem młodzieży, musi swe wyobrażenie o rzeczywistości narodowej tworzyć z nowego wątka. Systemy myślowe, wśród których wyrasta, coraz bardziej wydają się być w jej oczach czemś mocno nie pasującem do tejże rzeczywistości. Zdaje sobie sprawę, iż jej; postawa wobec rzeczywistości musi być krytyczna, gdyż równowaga Polski, i jej pomyślny rozwój dziejowy zależą od zwycięstwa tych, co najprędzej przekują niewyraźne jeszcze dążności, nurtujące już w podświadomości szerokich rzesz społeczeństwa polskiego *62).
Wzmożony wysiłek w kierunku kształtowania ośrodka świadomości i woli narodu, przybiera decydująco na ciężarze gatunkowym. Tu znajduje się dźwignia ustroju zadrużnego. O ile z jednej strony brak jest tendencyj w samem podłożu ekonomicznem, któreby wprost spychały ku zadrugizmowi, to z drugiej strony niema tendencyj przeciwnych, wyjąwszy kołtunerję, która jednak na mocy zarysowanego poprzednio rozwoju zbliża się ku swej katastrofie. Wszystko się sprowadza do zagadnienia, jak przygotować zarodki jutra w ramach współczesnej nam kołtunerji i jak je rozwinąć, by stały się narzędziem, którem, jak cięciem topora, rozpołowi się kołtunerję - przed tem - nim ona ściągnie naród na dno całkowitego upadku. Pierwszym krokiem w tym kierunku będzie wytworzenie, świadomości akołtuńskiej - świadomości, która poprzez mękę bezlitosnej samoanalizy wykroi nową istność duchową. Jest to trud, wymagający wytężonej, do szarpiącego bólu, uwagi, nieustanna czujność, by oderwanie się od kołtunerji było zupełne, a jednocześnie, by wysiłek duszy był ciągły, w stopniu, jakiego nasze dzieje zbiorowe nie znają. Oderwanie się od kołtunerji wymaga wysiłku podobnego do podnoszenia ciężarów w górę; zluźnienie wysiłku oznacza stoczenie w dół siłą bezwładnością.
Stąd tak łatwa jest praca niszczycielska kołtunerji, apelującej do chęci spoczynku i odetchnięcia szczególnie wobec tych, co do wysiłku nie są wprawieni dłuższym treningiem. Świadomość akołtuńska. stanie się tym ośrodkiem krystalizacyjnym, wokół którego grupować się będą elementy z pod jej sugestji wydobyte. W najwyższej temperaturze napięć powstających w trybie zaciekłej walki z zalewem kołtuńskim wyłoni się nowy typ kulturalny - typ, według którego modelowaną będzie cała kultura zadrużna. Stany psychiczne temu zjawisku dające podłoże nie mogą powstać drogą tylko wewnętrznych przeistoczeń i powikłań duchowych. Miejscem ich powstawania będzie szeroki front bezwzględnej walki z kołtunerją. Kołtunerja będzie się bronić wszelkiemi środkami. W więzieniach, aresztach, kazamatach śledczych, w głuchych celach, samotnie, wobec wszechwładnych zbirów kształtować się będzie postawa emocjonalna Polski Zadrużnej. Na tę drogę wkroczyć musimy. I to uczynimy. Jest to jedyny sposób, by subtelną tkaninę podstaw uczuciowych, wyłaniających się z współczesności buntującej się przeciw kołtunerji, uchronić przed jej truciznami i asymilacją, a następnie zhartować w niezłomny monolit. Musimy stworzyć przepaść do nieprzebycia między nami, a światem kołtunerji. Pamiętajmy, iż kołtunerja potrafiła dotychczas zasymilować bunt przeciw sobie w każdem kolejno pokoleniu.

2. Środki działania

Czynnik świadomej woli jest więc obręczą spajającą nieskoordynowane elementy jutra w teleologiczną całość. Stworzenie tego ośrodka jest naczelnem zadaniem chwili. Warunkiem udania się jest gruntowna analiza całokształtu naszego bytu i wyłonienie teorji rzeczywistości Polskiej. Na jej fundamencie wzniesie się harmonijny system celów. Zasadniczą przesłanką teorji rzeczywistości polskiej musi być wyświetlenie roli kołtunerji, dążeniem - jej likwidacja. Wokół tego punktu wyzwolonej świadomości narodowej grupować się będą umysły tych, którzy zrzucą z siebie jarzmo kołtuńskiego stosunku do życia. Olbrzymie masy ludzkie wyłonione przez strukturalne bezrobocie, będące owocem panowania kołtunerji w ciągu ostatnich dziesiątek lat, tkwią jeszcze w orbicie wpływów kołtunerji mocą bezwładności. Kołtunerja już im nic dać nie morze. Tylko na specyficznej podkładce uczuciowej uskutecznić można wydzielanie się elementów akołtuńskich. Różnica między kołtunerją a zaczynem nowej kultury winna się rysować z rażącą wyrazistością. Musimy kołtunerję darzyć tem, na co ona - jako przyczyna krwawych upokorzeń, hańby niepowetowanej niewoli - zasługuje: uczuciem palącej nienawiści. Nienawidzieć musimy kołtunerję we wszelkich jej przejawach. Przedtem jednak musimy nauczyć się nienawidzieć. Paląca nienawiść da nam właściwy dystans wobec rzeczywistości polskiej, uchroni nas od losu poprzednich pokoleń, których bunty przeciw kołtunerji wyrażające się w niejasnem niezadowoleniu, były bezboleśnie rozładowane z napięć. Uczucie nienawiści jest niezbędnem czynnikiem pełni duchowej jednostek i mas. Walił nas Moskal i Niemiec w czasie niewoli pałą w łeb; kołtun pogrążony w bezwładzie, mógł tylko odpowiedzieć: "ja jestem szlachetniejszy niż ty drągalu, ja kocham ludzkość - nienawidzieć nie potrafję, więc siedzieć sobie będę spokojnie". Nie można sobie wyobrazić wielkiego ruchu społecznego, którego postawy, ukochania, wyobrażenia i cele nie byłyby wycieniowane przez nienawiść do ich zaprzeczenia i gotowości okrutnego, natychmiastowego ich zniszczenia. U nas była nieprzerwana inflacja miłości. Wypędźmy zapłakanych apostołów humanitaryzmu. Są to ajenci kołtunerji. Z tem kalectwem duchowem wchodziliśmy już w niewolę w XVIII wieku.. Niewola ten proces tylko pogłębiła. Poezja romantyczna to zjawisko w swych skutkach wtórnych utrwaliła. Wielki wpływ poezji trzech wieszczów na nasze życie duchowe w niewoli miał w skutkach rzeczy o których wspomina się z bólem. Z przykrością wspominam o tem, lecz uważam za szkodliwe wstydliwe przemilczanie wpływów, jakie wywarł na całość działalności trzech wieszczów ich platoniczny stosunek do walki zbrojnej narodu w roku 1830. Funkcją ich absencji były pewne kompleksy, która zepchnięte w podświadomość odzywały się stamtąd niememi wyrzutami, nadając pewien swoisty ton całej poezji romantycznej. O idealnem zdrowiu duchowem twórców mówić trudno. Tylko człowiek walczący i cierpiący, jest zdolny do szczerej, głębokiej nienawiści. Kto nie walczył (chyba wierszem i słowem) musi odczuwać w uczuciu nienawiści przesadę, niezgodną z jego istotnemi przeżyciami. Stało się to z naszą literaturą piękną, na której kształciło się kilka pokoleń. Nienawiść i pogarda dla nikczemności przebrzmiałej, winna potęgować te same uczucia dla mierności obecnej. Rozróżnić należy nacjonalizm zadrużny od starego nacjonalizmu dewotek, ze łzą w oku rozpamiętujących przeszłość i grzeszki młodości. Upatrujemy w przeszłości czyny wielkie pragniemy by wielkość ich rozpaliła szlachetne i gwałtowne namiętności w teraźniejszości, by wykrystalizowały się w ogromnych pomnikach bohaterstwa przyszłości. Krakowskie portki, różnie nadęte, o ile nie dotyczą orlego lotu uczuć i czynów zbiorowych dla życia narodu mają bardzo małe znaczenie. Poruszam ważki problem; co z przekazanej tradycji można przyjąć, a co jako śmiecie niepotrzebne wyrzucić.
Jeśli się zważy, iż kołtunerja jest typem kulturalnym miernoty, która zdecydowanie swoją małość narzuciła całemu narodowi, musi przeciw niej skierowana reakcja objąć i tradycje przez nią stwarzane. Gdy się rzuci wstecz spojrzeniem na nasze dzieje, dostrzec łatwo, iż wiek XVII był przełomowym w tym sensie, iż od tego czasu kołtunerja, zaczęła nadawać ton całemu życiu polskiemu. Musimy nawiązać nić tradycji z czasami przedkołtuńskiemi. W ciągu paru stuleci władztwa kołtunerji, zgromadził ,się balast tradycji, który w swej masie musi być odrzucony. Starannie winny być natomiast wydzielone z tej przeszłości wszystkie odruchy wielkości, z natury rzeczy będące zaprzeczeniem kołtunerji. Stąd też stosunek do tradycji, nosić będzie charakter nieomal rewolucyjny. Nonsensem jest próba całkowitego odrzucenia związku z przebrzmiałemi pokoleniami. Nasza istota duchowa jest prawie w całości, produktem historji narodu. Niema w tem i nie :może być nic z determinizmu: Zdajemy sobie sprawę z cudownych właściwości woli ludzkiej, mającej moc tworzenia nowego życia z nowego wątku. Zadrugizm nosi wybitnie, charakter indeterministyczny.
Oparcie struktury duchowej narodu na koncepcji heroicznej, pozwala odrzucić olbrzymi balast tradycji, z tą zasadą niezgodny. Życie zbiorowe narodu, w niczem nie zmieniając swej zwartości i dynamiki, rozpocznie się z całkiem nowego wątka. Potęga biologiczno-kulturalna jako najistotniejsze residuum narodu nabierze szerszego rozmachu, chociaż derywacje właściwe dla nacjonalizmu aktualnego, w znacznym stopniu zostaną odrzucane.
Stosunek do tradycji rysuje się w term świetle całkiem wyraźnie. Wyobrażenie o przyszłej rzeczywistości narodowej ukształtowane w świadomości, każe z rzeczywistości aktualnej wyciąć to, co z pierwszą jest niezgodne. Uzasadnione wydadzą się wobec tego pewne przeskoki, które nie mogły mieć miejsca w starym nacjonaliźmie, znaczonym preponderencją determinizmu, wynikającego z niedoceniania czynnika świadomej woli. Czynna świadoma wola nie może ograniczać swego zasięgu w kolisku uświęconych przez kołtunerję metod działania społecznego. Organizując namiętności zbiorowe, zadrugizmowi właściwe, nie wolno pozbawiać się najistotniejszego waloru, jakim jest apoteoza gwałtownego czynu. W starciu z kołtunerją, w niszczeniu barykad - w obronie własnej przez nią wznoszonych - argument siły będzie decydującym na szali wypadków. Znaczenie jego wybiega daleko poza techniczną stroną zagadnienia. W gotowości użycia bezwzględnego gwałtu wobec oporów stworzonych przez wykrzywienie ii wynaturzenie rozwoju dziejowego narodu, tkwi zadatek poruszenia najgłębszych strun duszy narodowej i jej odrodzenia. Odrzucenie tej koncepcji oznacza, iż każdy ruch najbardziej werbalistycznie rewolucyjny, nosi już w sobie bakcyla kołtuństwa. Kołtunerja wtenczas może być spokojna. Całość trudu przygotowania zadrugizmu winna być zorjentowana w kierunku wytworzenia takiego stanu umysłów, - osiągnięcie jego oznacza zwycięstwo.
Kołtunerja stwardniała, zrogowaciała w duszy polskiej. Bieg dziejów nieszczęsnych, w pokładach iłowych skamieniał w jej postaci. Tylko gwałtownem uderzeniem młota, w proch rozbijającym jej kształty, zarodkom młodej Polski zadrużnej, zdobędziemy miejsce i warunki dla twórczego rozwoju. Przeobrażenia współczesności stwarzają pomyślne warunki.

3. Rewolucja zadrużna

Uogólniając dotychczasowe wywody, stwierdzam, iż przeciwstawić się oddziaływaniu kołtunerji, będzie można skutecznie tylko na drodze gruntownych przeistoczeń całego życia narodowego, metodą jedynie odpowiednią wobec ogromu zadań: rewolucją zadrużną. Bez rewolucyjnego, gwałtownego nawrotu biegu życia narodowego, wszystkie elementy naszej rzeczywistości, włączone w system zautomatyzowanego systematu kołtuneryjnego, toczyć się będą dawną koleją. Próby zwalczania kołtunerji na poszczególnych odcinkach życia narodowego są marnowaniem sił. Kołtunerja jest elastyczna. Żyje i przenika całe życie narodowe. Jest ubrana jakby w czapkę niewidkę, cios wymierzony w pewien jej punkt trafi w próżnię. Kołtunerja żyje w nas. Walka metodyczna, pomyślana na okresy jest zadatkiem przegnanej. Można przygotowywać tylko właściwe starcie, które musi być decydujące, druzgocące kołtunerję, poczem dopiero będzie można tworzyć życie z nowego wątka. Ogniwem łączącem przeszłość z nowem życiem, wyłaniającem się z płomienia rewolucji zadrużnej, będzie napięta, jak cięciwa łuku, świadomość i wola narodu w formacjach akołtuńskich, biorąca na swoje barki ciężar rewolucji. Rewolucja ta może być tylko narodowa. Chciałbym uprzedzić zarzut tych, którzy upatrywać będą w zarysowanym szkicu przejaw myśli, godzącej rzekomo w dobro narodu. Utożsamianie dobra i istnienia kołtunerji z dobrem, i istnieniem narodu jest już zbyt wyświechtane, by tem się przejmować. Trzeba tylko pamiętać, iż na tym koniku półtrupy zechcą zadzierżyście ujeżdżać. Spłodzą teoryjek bez liku dowodzących, iż droga gwałtownych przeobrażeń jest "nienarodowa", obca kulturze i zwyczajom polskim itd., a jeśli już ktoś naprawdę jest przekonany, że w Polsce nie jest idylicznie, że nie będzie jutro tęczowo to droga do "rzeczowej" dyskusji otwarta. W dyskusji "rzeczowej"; "rozsądnej" osiąga się jedno: - skastrowanie woli rewolucyjnej. Stara - jak sama kołtunerja - metoda. Zarodki odradzającego się narodu mogą jedynie dojrzewać za murem płomiennej nienawiści w stosunku do kołtuńskiej rzeczywistości. Młode życie, tym murem nie chronione, stanie się pastwą kołtunerji, przedtem, nim do rozstrzygającego boju dojrzeje. Zdobycie się na te postawy uczuciowe, przezwyciężenie samego siebie przez odrzucenie łatwizny, którą nas na każdym kroku karmią, ujrzenie grozy rzeczywistości i dróg prowadzących ku Polsce heroicznej pracy, pełnych straszliwego ryzyka oto pierwszy etap pracy znad tworzeniem Jutra. Rewolucja zadrużna jest koniecznością jeszcze dla innego względu. Wyniszczanie przez kołtunerję sił narodu sprowadzić może upadek naszej państwowości. Byłby to koniec już nietylko państwa polskiego, ale i narodu. Ciągle pamiętać trzeba, iż kończy, się epoka, w której trwanie jednostki, przynależnej do danego narodu, było zapewnione przez jej odosobniony wysiłek i przeciwstawienie się światu. W coraz wyższym stopniu jednostka styka się ze światem pozaludzkim przez ogniwo społeczeństwa. Przeciwstawność: jednostka - świat, nigdy nie istniała w pełni - dziś załamuje się całkowicie. Państwo jest tem centralnem ogniwem przez które żywa substancja narodu walczy z światem zewnętrznym, stwarzając warunki swego istnienia. Epoka Indywidualizmu mija. Zniszczenie kołtunerji nastąpić musi jeszcze przed tym momentem, krytycznym, t. j. wtenczas, gdy będzie jeszcze pewną siłą, zdolną do oporu. Wybór tego momentu należy do strategji zadrużnej. Z konieczności opór kołtunerji będzie silniejszy i napięcie walki wyższe. Warunki koncentracji sił dla dokonania tego manewru muszą leżeć u podstaw koncepcji rewolucyjnej. Walka z kołtunerją będzie pozbawiona charakterystycznych cech rewolucyj, odbywających się gdzieindziej. Nie cały naród weźmie w niej udział. Masy obezwładnione filozofją kołtunerji, zostaną masywem ludzkim w momencie rozstrzygającym raczej biernym. Brakło u nas działania tych czynników, które pchnęłyby szerokie masy w żywiołowy ruch. Najskuteczniej podstawy tego zjawiska przygotowywał gdzieindziej kapitalizm. U nas jego oddziaływania nie odczujemy w silniejszym stopniu. Tkwi my w formach bytu przedkapitalistycznego. Tej prostej prawdy wielu nie może pojąć. Łudzi ich nalot kapitalizmu, cieniutką warstwą pokrywający nasze życie. Stąd liczyć się należy z tem, iż moment starcia z kołtunerją nie będzie nosił charakteru olbrzymich zapasów o epickiem napięciu. Stosowania siły ma jeden określony cel: zniszczenie przeszkód materjalnych, stających na drodze do nowego, jeszcze zbyt słabego życia, by mogło mocą wewnętrzną pokonać opory. Materjalny charakter, przeszkód narzuca metodę niszczenia oporów psychicznych drogą pośrednią, tj. zniszczenia podstawowego warunku oporu psychicznego, jakim jest żywy człowiek. Jest to rzutowanie ducha techniku na tło walki człowieka z człowiekiem. Takie podejście jest owocne ze względu na automatyczne odpadnięcie wszystkich oporów werbalistycznych, któremi współczesność raczy nas tak sowicie. Zniszczenie kołtunerji jako siły politycznej pozwala dopiero na przeniesienie płomienna rewolucji w dziedziny, gdzie rozszerzy się on w skali olbrzymiej. Rewolucja stanie się permanentną. Wyzwoli duchowo masyw ludzki naszego narodu z bezwładu, w jaki pogrążyła go kołtunerja, posługując się całym arsenałem środków. Zbudzenie olbrzyma kilkadziesiątmiljonowego; przez zniszczenie instytucyj i sugestyj go usypiających, stworzy zeń budowniczego wielkości Trzeciej Rzeczypospolitej poprzez budowę narodowej bazy produkcyjnej. Nasza absencja w wyścigu kapitalistycznym mieć będzie olbrzymi wpływ na dalszy rozwój.
Materjał ludzki, jaki otrzymamy po zniszczeniu kołtunerji i po wyzwoleniu go z bezwładu, oprócz pewnej ociężałości, będzie się charakteryzował wielką plastycznością, pozwalającą urobić go według modelu wyśnionego, jakim jest typ bohaterski. Kapitalizm zostawił w spadku masy, czujące zbyt hedonistycznie, zmysłowo. Tej przeszkody nie będziemy mieli. W ogniu rewolucji narodowej da się tylko dokonać zadanie tak ważne, jakim jest przecięcie wrzodu żydowskiego. Tam gdzie ważą się losy narodu, niema miejsca na ckliwy humanitaryzm. Miasta, ośrodki wykuwania się entuzjazmu i woli narodu, nie mogą zawierać elementów nie biorących udziału w tym płomiennym entuzjaźmie. Jest to stare prawo socjologiczne, którego nieprzestrzeganie oznacza śmierć duszy zbiorowej. Odrzucić trzeba wykrętne sofizmaty! W tej, podobnie jak i w innych -kwestjach podejście może być tylko techniczne, wyprane. z łzawych werbaljów, duchowi wojny nie odpowiadających. Postawiłem wyraźną kwestję zwalczenia oporów, będących pochodnemi kołtunerji. Przed oczyma staje niepokojąca wizja bezwzględnej walki. Czy jest ona czemś nieuniknionem? Czy brutalne zwalczanie rodaków, będących we własnem przekonaniu dobrymi Polakami, może być uzasadnione? Tak! Ogrom niestosunków, jak lawina staczając się ze szczytów przebrzmiałych kołtuńskich pokoleń ku nam, nie da się inaczej usunąć. Wkroczenie na wyżej zarysowaną drogę jest twardym nakazem poczucia odpowiedzialności za losy narodu. Jest to ciężkie powołanie charakterów mocnych. Musimy się zdobyć na gotowość do czynów, przed któremi drga w męce nasze serce. Musimy wznieść się ponad siebie, ponad swe uczucia sympatji, pokrewieństwa. Twardy to los! Czyż jednak wahalibyśmy się choć chwilę przed tem, bp niecnych targowiczan, z których większość szczerze wierzyła w to, iż działa dla dobra Polski, nie postawić pod mur? Mierność, o ile nawet złych intencyj pozbawiona, gdy działa na szkodę narodu, zasługuje w pełni na to, by ją bezlitośnie zniszczyć. I ten sposób rozwiązań będzie musiał być często stosowany, gdyż zbliżają się czasy, gdy zabraknie miejsca na swobodne dyskusje. Kołtun w nich zawsze jest zwycięzcą, gdyż łatwiej jest lot czyichś uczuć ściągnąć w dół, niż bezwładny, zimny ciężar unieść w zwyż. Rzeczywistość polska daje pełne moralne prawo na takie stawienie problemu. Siły, które poderwały żywotność Pierwszej Rzeczypospolitej, wyniszczyły ją gospodarczo, kulturalnie, politycznie, wtrąciły w niepowetowaną hańbę niewoli, sparaliżowały jej moc, gdy chciała z niewoli się wydrzeć, i dalej kontynuują swe okropne praktyki, nie mogą być przypadkiem: żyją one w duszę współczesnej:. Gdy inaczej nie można, zlikwidować je trzeba w ciałach tych, którzy są ich nosicielami. Oto jest twarde prawo moralne, jedyne, które rzuca nakaz jego spełnienia jako obowiązek wobec narodu.

4. Spojrzenie wdal

Całość rozważań, zawartych w niniejszym szkicu, obracała się dookoła pierwszego etapu marsza dziejowego narodu ku Wielkości: Osiągnięcie go stwarza właściwe perspektywy i cele polityczne, dla nas w chwili obecnej zatopione jeszcze w pomroce przyszłości. Ujrzeć je możemy zdobywszy się na wysiłek wyobraźni, odtwarzającej obraz Polski już po dokonaniu dzieła wznoszenia narodowej bazy produkcyjnej. Upojny czar wyśnionego polskiego życia, jaki rysuje się przed oczyma stęsknionej wyobraźni, pełnią swą budzi zachwyt, gdy myślą śledzimy tytaniczne ruchy polskiej potęgi na szerokich, nieogarnionych przestrzeniach świata. Przebrzmiałe pokolenia narodu nigdy nie zaznały oszałamiającego szczęścia, płynącego z dumnego przeświadczenia o własnej potędze, tok rozwojowy ludzkości i części świata w swych dłoniach dzierżącą. Przyzwyczailiśmy być pauprami i maluczkimi tego świata. Nie razi przecież nas nawet to śmiertelne upokorzenie, jakim jest fakt, iż miljonami polskich ciał wypełniamy doły socjalne krajów zamorskich, iż domy rozpusty w Paryżu, w Buenos Aires, krajach Ameryki Południowej swój żeński personel kompletują Polkami, iż typ kobiety publicznej, ozdabiającej rogi ulic w tych krajach, nazywa się "polacca" itd. Jak trudno z tej atmosfery, sięgnąć myślą ku chwili, gdy dokonawszy olbrzymiego trudu wewnątrz kraju - wzniosłszy bazę produkcyjną, przekształciwszy masy pauprów polskich w zwarty hufiec heroiczny, zechcemy rzeczywistość polityczną Europy i świata na własną modłę kształtować. Przebudowa wewnętrzna jest warunkiem ekspansji w szeroki świat, a jednocześnie jej podstawowym środkiem. W kolejnych etapach tworzenia nowej, rzeczywistości socjalno-gospodarczej kraju, ściągać będziemy znajdujących się na poniewierce w świecie miljony Polaków po to, by - dawszy im hart moralny, i dumę wysokiej misji wielkiego narodu - wysyłać w świat już jako pionierów i zdobywców. Bez dokonania tych ogromnych zadań mocarstwowość polski będzie zawsze pustym, frazesem bez pokrycia, frazesem, typowym dla kołtunerji, topiącej siły narodu w jakimś obezwładniającym śnie hipnotycznym. Będziemy chcieli ziścić nasz przejmujący do głębi sen o potędze. Nie przy uprzejmych herbatkach dyplomatycznych, lecz twardą dłonią kształtować będziemy mapę polityczną świata. Szarpiący ból nieziszczonych marzeń woli ku potędze narodu znają dobrze ci tylko, którzy już wyzwolili się z pęt duchowych kołtunerji.
W trakcie dokonywania rekonstrukcji; wewnętrznej, wyłoni się i w morderczym trudzie utrwali się nowy, wysoki typ kulturalny, wsparty o koncepcję heroiczną narodu. Dążność do rozprzestrzenienia tego typu, jego spontaniczna ekspanzywność, będzie pobudzać świadomą wolę rozszerzenia wpływów politycznych. Konieczność pełniejszego uwypuklenia oblicza naszej kultury rzuci nakaz wzmocnienia podstaw politycznych naszego bytu w świecie. Pamiętać trzeba o tem, iż dla rozprzestrzenienia się jakiegoś typu kulturalnego konieczne jest stworzenie dlań sprzyjających warunków, które urzeczywistnia polityka. Granicą ekspanzji może być tylko własna żywotność typu kulturalnego. Rozkładające się systemy społeczne lub też odwieczne miernoty stworzyły nadęte frazesy patetyczne, któremi pragnęłyby obronić swą niezdarność i słabość. Frazes, zamiast siły, jest bronią tych, którzy istnieć nie powinni.
Świat należy do tych narodów, które potrafją wydobyć ze swych przemijających członów - jednostek potężną energję i źródła tej energji utrzymać po przez pokolenie nieuszczuplone. W epoce dogasającej kilka wielkich mocarstw imperjalistycznych spełniało warunek ten przez pewien czas i dzięki temu stworzyło prawo sankcjonujące ich władztwo nad światem. Chwila bieżąca charakteryzuje się tem, że w wyścigu ku potędze wzięły udział nowe narody, tak iż mówić można o nurcie polityki światowej, dążącej do całkiem nowego podziału i przedziału władztwa nad globem ziemskim. Wyłoniły się trzy nowe, co do charakteru i nasilenia ośrodki dyspozycyj światowych. Są niemi: Japonja, Rosja Sowiecka i osaczone Niemcy. Stany Zjed. Ameryki Półn., Anglja i Francja stanowią w tej konstelacji czynniki odporu i: stabilności. Nasze położenie geograficzne między nowemi ośrodkami dyspozycyj każe nam w imię elementarnego instynktu samozachowawczego przyspieszyć nadejście okresu, w którym przystąpimy do rekonstrukcji wewnętrznej do wzniesienia narodowej bazy produkcyjnej. Sytuacja dla nas jest raczej korzystna, Dojrzewanie wielkich przeobrażeń rozciągnie się na dziesięciolecie i to nam pozwali wysunąć się na linę startu rodzących się potęg świata. Musimy się stać czwartym ośrodkiem dyspozycji światowej obok potęg dawnych, broniących się na swych pozycjach. Nowy podział świata nie będzie się odbywał w terenach bezpańskich, dziewiczych. Prawo do życia zdobywać będą narody w wytężonej, morderczej walce. Koncepcja leninizmu upatrująca przyczyny walki o nowy podział świata w strukturze kapitalizmu, popełnia stary błąd polegający na nie liczeniu się z faktami, tj. zaprzeczający istnienia narodu jako siły dziejowej; prostackość tej koncepcji jest dziś tak widoczna; -iż przytaczanie argumentów przeciwnych jest zbędne.
Mit o wiecznym pokoju zostanie nim jeszcze na długo. Droga ku niemu prowadzi poprzez szalony trud poszczególnych narodów, ku podniesieniu poziomu własnego życia na poziom narodów przodowniczych. W tym trudzie mają za dźwignię i motor tylko siły, płynące z płomiennego nacjonalizmu. Że czasem razi on wyobrażenie o świecie wygasłych uczuciowo jednostek, to nad tem można przejść bez kłopotu do porządku. Geograficzne położenie każe nam skierować w przyszłości nadmiar sił, prących ku ekspanzji, albo na drogę oceaniczną, albo kontynentalną. W Europie mamy dwie sfery możliwego promieniowania: Środkowa Europa zawarta między Bałtykiem, Morzem Czarnem i Adrjatykiem, i dziś pełen zagadek Wschód. Walka z Niemcami byłaby najbardziej nieproduktywnem zajęciem. Możemy tylko obronić to, co mamy. Do zdobycia mamy nie wiele. Kipiący zbiornik energji potężnie rozbudowanej Polski zadrużnej będzie nam kazał podzielić się wpływami w Europie Środkowej, i być gotowym do tytanicznego rzutu wzdłuż linji Ukraina-Kubań - Kaukaz - zlewisko kaspijskie - Taszkient - Turkiestan do spotkania się z ramieniem japońskiem w głębinach centralnej Azji. Dziś ta myśl "trzeźwym" ludziom wyda się z pewnością nieziszczalną fantazją. W przyszłości ostrze polskie krajać będzie tę część świata, wzdłuż linji od północy, wyznaczonej. przez krwawy szlak syberyjskich skazańców polskich, wydeptany w ciągu 150 łat niewoli.
Z analizy przeobrażeń współczesnego świata wychodząc dostrzegamy, iż wyciągnięte z niej wnioski stwarzają pełnię możliwości realizacyjnych dla pragnień i tęsknot, które - przytłumione głęboko w przeszłości - dziś na modłę wrzących źródeł z głębin niezmiernych wytryskują na powierzchnię, stając się zasadami brzemiennego burzami życia polskiego Jutra.


Przypisy
*1) Wochenblatt des Instituts Konjunkturforschung Nr. 6 1933
*2) Planowoje "choziajstwo". Moskwa 1932 zesz. 1.
*3) Wiadomości statystyczne zeszyt, 1, 2. 1934.
*4) Planowoje choziajstwto, 1, c.
*5) J. Klimecki, Zasadnicze elementy bogactwa społecznego, Kraków 1933.
*6) Wiadomości statystyczne, zeszyt 1, rok 1934.
*7) Mały rocznik statystyczny r, 1933.
*8) E. Rose, Cel i metody walki z kryzysem. Warszawa, 1932, str. 26.
*9) G. Czechowicz, Nowe drogi gospodarcze. Katowice 1933, str. 68
*10) Mały rocznik statystyczny 1933, str. 100.
*11) Mały rocznik statystyczny 1933.
*12) G. Czechowicz. Nowe drogi gospodarcze. Katowice 1933.
*13) R. Rybarski. Przyszłość gospodarcza Polski str, 19, Warszawa 1933.
*14) E. Kwiatkowski. Dysproporcje str. 226. Kraków 1931.
*15) R. Rybarski, Przyszłość gospodarcza świata str. 222. Warszawa 1932.
*16) R. Dmowski. Przewrót str. 429. Warszawa 1934
*17) E. Kwiatkowski, Dysproporcje str. 274, Kraków 1931.
*18) R. Rybarski. "Przyszłość gospodarcza Polski". Warszawa 1933 str 201.
*19) R. Rybarski. Przyszłość gospodarcza świata. Str. 52-54. Warszawa 1932.
*20) R. Rybarski. 1. c str. 53.
*21) Franz Kempel. "Goettliches Sittengrsetz u. neuzeitliches Erwerbsleben". Mainz 1901 Str. 295.
*22) E. Kwiatkowski. Dysproporcje. Kraków 1932.Str. 218.
*23) H. Tennenbaum. Struktura gospodarstwa Polski. Str, 635, T. I Warszawa 1932.
*24) E. Kwiatkowski. Dysproporcje. Str, 218.
*25) B. Dederko. Dochód społeczny Polski. Kwartalnik statystyczny. 1932 IX.
*26) B. Dederko. Dochód społeczny Polski.
*27) B. Dederko. Dochód społeczny Polski.
*28) Oswald Schneider. Die Frage der wirtschaftliehen Unabhandigkelt Polens: Konigsberg 1933.
*29) Mały rocznik atatystyczny 1933.
*30) Mały rocznik statys. 1933.
*31) R. Rybarski. "Przyszłość gospodarcza świata. Str, 206.
*32) Kwartalnik Statystyczny 1917 IV.
*33) Mały rocznik statystyczny 1933.
*34) Mały rocznik statystyczny 1933.
*35) O. Schneider, Die Frage der wirtschaftlichen Unabhaengigkeit Polens. Konigsberg 1933.
*36) Encyklika Quadragaesimo anno, str. 37. Przekład polski z r, 1931.
*37) Quadragaesimo anno, str. 21.
*38) Quadragaesimo anno, str. 37.
*39) Dr. Harald Braeutigam. Wirtshaftssystem des Nationalsozialismus. Berlin 1933. Str. 84-98.
*40) K. Gide i Rist: Historja doktryn ekonomicznych. T. II str. 188.
*41) K. Gide i Rist: Historja doktryn ekonomicznych. T. II, str. I89.
*42) Lenin: T, XIX, str, 74 po ros.
*43) I, Stalin: Woprosy leninizma. Str. 21, po. ros.
*44) Edward Heimann. Mehrwert und Gemeinwirtschaft, str, 160 Tuebingen 1922.
*45) Konjunkturstatisches Standbuch 1933.
*46) Prof. E. Taylor: "Statyka i dynamika w teorji ekonomji. Kraków 1921.
*47) A. Amonn. Grundzuege der Volkswohlstandslehre. Str. 275. Jena 1926.
*48) M. Kalecki. Próba teorji konjunktury. Warszawa 1933.
*49) A. Spiethoff, "Krisen" Handwb. 4. wyd. T. VI. 1923.
*50) A. Amonn. "Grundcuege der Volkswohlstandslehre". Jena 1926, str. 304.
*51) E. Lederer. "Konjunktur und Krisen. Grundriss der Sozialoekonomie". T, IV. 1925, str. 380.
*52) E. Lederer. Konjunktur und Krisen l. C. Str. 30.
*53) Tugan-Baranowski: Teoretische Grundlagen des Marxismus.
*54) R. Luxemburg, Die Akkumulation des Kapitals. Berlin 1923.
*55) J. Schumpeter: Theorie der wirtschaftlichen Entwicklung. 2. 1926.
*56) E. Lipiński, Z problematów gospodarczego wzrostu. Str. 3. Warszawa 1930.
*57) A. Landauer: "Rentabilitaet und Produktivitaet in ihrer Bedeutung fur das Sozialisierungsproblem". Str. 192. Jena 1920.
*58) E. Lipiński, Z problematów gospodarczego wzrostu, Warszawa 1930, str, 5.
*59) Dopisek red.
*60) Le Bon. Psychologja tłumu. Str. 29, przekł. polski.
*61) Mały Rocznik Statystyczny 1933.
*62) Feliks T. Widy. Prądy ideowe. Str. 39. Poznań. 1930 r.


Spis Treści
Przedmowa
CZĘŚĆ I Na zakręcie historji
Rozdział I Rzut Ogólny
1. Przeobrażenia gospodarstwa światowego
2. Położenie Polski na tle przesilenia
3. Przeobrażenia duchowe
4. Ustrój rozbudowy
Rozdział II Pod obuchem kryzysu
1. Upadek kapitalizmu
2. Kryzys Polski jako wynik naszego rozwoju dziejowego.
3. Groza przyszłości
Rozdział III Romantyka wielkości
1. Idea narodu na tle polityki i gospodarstwa
2. Otwarte drogi
CZĘŚĆ II Narodowa baza produkcyjna
Rozdział IV Drogi wyjścia
1. Zadrugizm
2. Rozbudowa
3. Charakter bazy wytwórczej
Rozdział V Polska baza produkcyjna
1. Rekonstrukcja zrębów naszego gospodarstwa
2. Baza grynderskra
3. Rekonstrukcja rolnictwa
4. Zręby bazy produkcyjnej
CZĘŚĆ III Bezdroża
Rozdział VI Czy istnieją drogi wyjścia w ramach istniejącego ustroju?
1. Oko w oko
2. Kapitalizm w naszej rzeczywistości
Rozdział VII Sugestje faszystowskie
1. Kierunkowa przeobrażeń społeczeństw kapitalistycznych
2. Czy ustrój faszystowski może doprowadzić do rozbudowy ekonomicznej kraju?
Rozdział VIII Importowane luksusy
1. Przez okulary marxizmu
2. Komunizm
CZĘŚĆ IV Ustrój zadrużny produkcji narodowej
Rozdział IX Problem formalny
1. Formy gospodarstwa
2. Zagadnienie nadwartości i akumulacji.
3. Zadania
Rozdział X Równowaga dynamiczna gospodarstwa
1. Układ statyczny i dynamiczny w ekonomice
2. Postawa zadrużna jako czynnik dynamiczny!
3. Równowaga dynamiczna gospodarstwa narodowego.
Rozdział XI Czynniki rozwoju
1. Zagadnienie postępu gospodarczego w ustroju kapitalistycznym
2. Akumulacja Narodowa
3. Praca
4. Organizacja
Rozdział XII System gospodarki planowej
1. Zasady planowania
2. Racjonalizacja gospodarki planowej
3. Dalszy etap rozwojowy gospodarstwa narodowego
CZĘŚĆ V W ognisku przeobrażeń
Rozdział XIII Koncepcja heroiczna narodu
1. Siły duchowe narodu i ich związek z całokształtem przebudowy
2. Źródła światopoglądu heroicznego
3. Heroizm w pryzmacie rzeczywistości
Rozdział XIV Technologia społeczna, i ekonomika
1. Siły kształtujące ustrój zadrużny
2. Psychologja gospodarcza zadrugizmu
Rozdział XV Opory
1. Czy automatyzm kierunkowych rozwoju?
2. Kołtunerja
3. Problem niejednolitości grupy narodowej
Rozdział XVI W punkcie zaczepienia
1. Zadrugizm w ramach współczesnego życia pod panowaniem kołtunerji
2. Środki działania
3. Rewolucja zadrużna
4. Spojrzenie wdal



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mit słowiański Jan Stachniuk doc
Jan Stachniuk Mit Słowiański (Warszawa 1941)
JAN E6B DOC
Kolektywizm a Naród Jan Stachniuk
Jan Kochanowsk1 doc
Kolektywizm a Naród – Jan Stachniuk
Mit Słowiański Jan Stachniuk
Zagadnienie Totalizmu Jan Stachniuk
Walka o zasady Drugi front Trzeciej Rzeczypospolitej Jan Stachniuk
Jan Kochanowski2 doc
Wspakultura Jan Stachniuk
JAN E6 DOC
pac584stwo a gospodarka jan stachniuk
Droga rewolucji kulturowej w polsce Jan Stachniuk
Droga rewolucji kulturowej w Polsce Jan Stachniuk
BLU RAY i HD DVD Jan Głazek doc
Państwo a gospodarka Jan Stachniuk
Jan Stachniuk Mit słowiański
Zagadnienie totalizmu Jan Stachniuk

więcej podobnych podstron