KAZANIA ŚWIĘTOKRZYSKIE
Kazania świętokrzyskie to jeden z najcenniejszych zabytków polskiego średniowiecza. Do naszych czasów dochował się w postaci 18 pergaminowych pasków pochodzących z czterech kart obszerniejszego rękopisu, wykorzystanych wtórnie przez introligatora do oprawy łacińskiego kodeksu z XV stulecia. Kodeks ów, spisany być może w klasztorze Bożogrobców w Miechowie, znalazł się potem w bibliotece benedyktyńskiego klasztoru Św. Krzyża na Łysej Górze (stąd dzisiejsza nazwa kazań). Po powstaniu listopadowym rękopis został wywieziony do Petersburga, gdzie w roku 1890 odnalazł go Aleksander Brückner, który odkrył również wspomniane paski z zapisem polskich kazań. Wydobyty z oprawy średniowiecznego rękopisu bezcenny zabytek przechowywany jest obecnie w Bibliotece Narodowej w Warszawie (nr 8001), zaś sam kodeks zaginął w czasie ostatniej wojny.
Na 18 ocalonych paskach zachowało się sześć polskich kazań, jedno zachowane w całości, pozostałe jedynie we fragmentach. Są to kazania na dzień św. Michała (koniec), św. Katarzyny (całość), św. Mikołaja (początek), na wigilię Bożego Narodzenia (koniec), na Trzech Króli (początek i koniec) oraz na święto Matki Boskiej Gromnicznej (początek). Kazania świętokrzyskie, przeznaczone bez wątpienia dla odbiorcy wykształconego, pisane są prozą artystyczną, rytmizowaną i rymowaną zgodnie z zasadami średniowiecznej ars dictandi. Rękopis powstał zapewne około połowy wieku XIV, jest jednak kopią starszego oryginału z początku XIV lub nawet z końca XIII stulecia, o czym świadczą m.in. głębokie archaizmy, rozbudowany system skróceń oraz liczne błędy i poprawki kopisty.
Publikowaną tu transkrypcję Kazań świętokrzyskich opracował (na podstawie transliteracji Wiesława Wydry) Wacław Twardzik we współpracy z Mieczysławem Mejorem, Tomaszem Miką i Pawłem Stępniem.
KAZANIA
ŚWIĘTOKRZYSKIE
Z dziejów rękopisu 1890–1959
(wybrał
Paweł Stępień)
ZABYTEK
BRÜCKNERA
Stanisław
Ptaszycki, Najdawniejszy
zabytek mowy polskiej, nowo odnaleziony w Petersburgu.
"Kraj" 1890, nr 12 (23 marca {4 kwietnia} 1890), s. 4-5.
W
dniu 13 bm. bawiący obecnie w Petersburgu prof. Uniwersytetu
Berlińskiego, dr Aleks[ander] Brückner, odnalazł w Bibliotece
Cesarskiej 18-cie skrawków tekstu polskiego, pochodzącego z epoki,
która przynajmniej na pół wieku poprzedza najdawniejszy dotąd
znany zabytek polski. Uczony profesor szczęśliwie odszukał te
złamki w teologicznym rękopisie łacińskim, do oprawy którego
zostały użyte przy zeszywaniu arkuszy. Szczęśliwym trafem
"oprawca" pociął rękopis w paski wzdłuż wierszy i w
ten sposób nie popsuł toku wierszy. Każdy pasek szeroki na dwa
wiersze, zapisany po obydwie strony, a że rękopis cięty był przez
dwie strony wzdłuż, mamy zatem na każdym pasku po 2 wiersze z
dwóch kart, to jest 4 stron. Tekst ułamków zawiera kazania
polskie, z tego powodu treść sama jest wielce ciekawą jako pomnik
kaznodziejstwa polskiego z czasów bardzo dawnych. Pod względem
językowym w pomniku tym spotykamy takie formy, jakich dotąd nie
znaliśmy skądinąd [...]. Prof. Brückner wnosi, że ułamki te
pochodzą z pierwszej ćwierci czternastego wieku. Z niecierpliwością
oczekujemy chwili, kiedy zabytek ten ujrzy światło dzienne. Obecnie
możemy zaświadczyć, że zjawienie się zabytku
Brücknera
będzie epoką w dziejach badania dawnego języka polskiego i postawi
historię języka polskiego na nowych podwalinach.
ZABYTEK
ŚWIĘTOKRZYSKI
Stanisław
Ptaszycki, Najdawniejszy
zabytek mowy polskiej, nowo odnaleziony w Petersburgu.
"Przegląd Literacki". Dodatek do "Kraju" 1890,
nr 13 (30 marca {11 kwietnia} 1890), s. 4.
[...]
Paski pergaminowe zostały użyte do sposzywania arkuszy papierowych
przy oprawie rękopisu. Oprawa prawdopodobnie była sporządzoną na
początku wieku XV w klasztorze świętokrzyskim. Z tego względu
rękopis, który został pocięty na paski i użyty do oprawy, może
nosić nazwę zabytku
świętokrzyskiego.
[...]
KAZANIA
ŚWIĘTOKRZYSKIE
Aleksander
Brückner, Świeżo
odkryty zabytek starego języka polskiego. "Kazania
świętokrzyskie" .
"Ateneum" 58 (1890). T. 2, s. 375.
Zabytek
ten pisany był w XIV wieku, prawdopodobnie w trzeciej tegoż
ćwierci; nie jest to przecież oryginał, tylko odpis jakiegoś
starszego tekstu, pochodzącego z pierwszej połowy tego stulecia.
[...] Zyskujemy tym sposobem resztki kazań polskich z pierwszej
połowy XIV stulecia; nazywamy je zaś, odpowiednio do kazań
gnieźnieńskich XV stulecia, świętokrzyskimi, bo może je tam, na
Łysej Górze pisano, a pewnie, co najmniej od XV stulecia, tam je
przechowywano.
TYLKO
KILKANAŚCIE GODZIN
Aleksander
Brückner, [Wstęp
do:] Kazania
świętokrzyskie.
Wyd. i objaśnił A. Brückner. "Prace Filologiczne" 3
(1891), s. 705-707.
Przy końcu mej pracy w Cesarskiej Bibliotece Publicznej w Petersburgu poprosiłem między innymi rękopisami o rękopis, oznaczony "Codices latini theologici (I) Quarto Nr 281", ponieważ w katalogu rękopisów o nim zaznaczono, że na jego ostatniej karcie znajduje się zapiska historyczna. Kodeks ten papierowy, oprawiony w białą skórę, pisany, jeśli mnie pamięć nie myli, w pierwszych latach piętnastego wieku, zawiera na 237 kartach Praxapostolus św. Hieronima z indeksem [...]. Karta 238, pergaminowa, zawiera na odwrocie w dolnej połowie owę historyczną zapiskę o wybudowaniu ołtarza w kościele świętokrzyskim [...].
Przypatrując się wedle zwyczaju całej oprawie, dostrzegłem na paskach pergaminowych, podkładanych we środku każdego z papierowych zeszytów pod sznurek, by ten papieru nie nadwerężał, wyrazy polskie, pisane niezwykłą ortografią. Poprosiłem więc szanownego pana bibliotekarza, J. A. Byczkowa, i jego ekscelencyją pana dyrektora biblioteki, A. F. Byczkowa, aby kazali powyjmować paski z oprawy, co też natychmiast uskuteczniono, za com obu Panom do szczególnej wdzięczności zobowiązany.
Pasków wyjęto osiemnaście; po złożeniu okazało się, że trzynaście z nich tworzy jednę kartę podwójną (b i c), pozostałe pięć dolną połowę drugiej karty podwójnej (a i d).
Rękopis pergaminowy w ósemce, którego przy oprawie owego papierowego Quarto użyto, liczył przez całą długość podwójnej karty około 23 centymetrów; paski, wystrzygane przez tę całą długość, okazały się introligatorowi za długie przy wkładaniu w papierowe zeszyty; dlatego obcinał je z jednego lub drugiego końca na trzy lub cztery centymetry, przez co tekst, który na każdej karcie zajmował po dziewięć centymetrów, zawsze ucierpiał. Dalej ucierpiały paski wskutek wykłuwania dziurek dla przeciągania sznurka tudzież wskutek kurczenia się po obu końcach pod sznurkiem; dla odczytania tych końców trzeba je było rozciągać. Pojedyncze paski szerokie są na centymetr lub półtora; wycinane nie bardzo równo.
Pergamin żółty, niezbyt cienki, rządki w liniach; pismo wydaje się nieraz, jakby nie na linii, ale pod linią biegło, ale to tylko pozornie; bieg jego często nieco ukośny. [...] I śladu jakiego użycia minii, nawet, ile wiem, jakiej większej litery na początku nawet całych kazań nie ma: nie dziw więc, że tak arcyniewytworny rękopis, niepokaźny i co do objętości [...] (składał się może z dwóch kwaternów, najwyżej z trzech), skazano na pocięcie dla oprawy innych, obszerniejszych, nowszych, bogatszych. Za to zawdzięczamy tej okoliczności ocalenie rękopisu choć w skrawkach, a może być, że się z czasem między innymi świętokrzyskimi rękopisami jeszcze jaki okaże z nowymi skrawkami tegoż pergaminu.
Z bogatej biblioteki klasztoru piastowskiego przeniesiono rękopisy do biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, a stąd przewieziono je po roku 1831 do Petersburga.
W roku 1831 skatalogował ten rękopis, jak wszystkie inne Uniwersytetu Warszawskiego, Ł. Gołębiowski; na skrawki owe nie zwrócił przy tym uwagi ani on, ani ten, kto w Petersburgu dla katalogu opis sporządzał. [...]
Na pytanie, czym nieco trudny oryginał należycie odczytał, czy można polegać na tekście, jaki podaję, odpowiem tak. Zabytkowi temu nie mogłem już więcej jak tylko kilkanaście godzin poświęcić; nie posiadam żadnej jego podobizny, nie mogę więc już sprawdzać, gdy się jakie wątpliwości świeżo nasuwają. [...] Skrawki owe złożyłem w Ces[arskiej] Bibliotece Publicznej, można więc będzie zawsze jeszcze mój tekst z oryginałem porównać.
Nadmienię
jeszcze, że tekstów łacińskich, zamieszczonych przez pisarza, dla
pośpiechu często nie przepisywałem [...].
NIECZYTELNY,
A WIĘC PODEJRZANY
Wacław
Borowy, Kazania
świętokrzyskie w Warszawie.
"Tygodnik Ilustrowany" 1925, nr 30 (25 lipca 1925), s. 597.
Dnia 12 czerwca przedstawiciel naszej Delegacji w Komisji Specjalnej w Moskwie przekazał dyrekcji warszawskiej Biblioteki Uniwersyteckiej odzyskane i wrócone z Rosji Kazania świętokrzyskie.
Ze
względu na wyjątkowo doniosłe znaczenie zabytku i na stan, w jakim
się zachował, wyłączono go z ogólnego transportu rękopisów
rewindykowanych i wieziono osobno, pod należną mu szczególnie
troskliwą opieką (wymagało to, nawiasem mówiąc, uprzedniej
specjalnej konferencji pełnomocników naszej Delegacji w Petersburgu
nie tylko z pełnomocnikami Delegacji rosyjskiej, ale z
przedstawicielami całego szeregu władz sowieckich, które w sprawie
"wywozu" powołane są do głosu; przy czym nie obyło się
bez sprzeciwu ze strony reprezentanta potężnego Głównego Zarządu
Politycznego, tzw. GPU).
Bańkowski Piotr, Rękopisy
rewindykowane przez Polskę z ZSRR na podstawie traktatu ryskiego i
ich dotychczasowe opracowania.
Kraków 1937, s. 5-6, 20.
[...] rewindykacja zbiorów bibliotecznych, a w szczególności materiałów rękopiśmiennych, przeciągnęła się z górą o całe dziesięciolecie poza termin przewidziany pierwotnie przez traktat ryski i przez późniejsze układy szczegółowe na jego podstawie zawarte. Jeden z tych układów, podpisany dnia 30 października 1922 r., w części dotyczącej rękopisów ustalał zwrot ich ostateczny na połowę lutego następnego roku. [...]
Oparty na artykule XI [traktatu o zwrocie mienia kulturalnego] a wspomniany wyżej układ z dnia 30 października 1922 r., obejmujący dezyderaty polskie, odnoszące się wyłącznie do b. Cesarskiej Biblioteki Publicznej w Leningradzie, przewidywał między innymi wydanie Rządowi Polskiemu wszystkich rękopisów tej biblioteki, wywiezionych z terytorium Rzeczypospolitej po 1 stycznia 1772 r. [...]
Nawet
wtedy, gdy już zapadła decyzja wydania rękopisów, bywały
wypadki, że usiłowano przeszkodzić ich wysłaniu, a nawet
próbowano kwestionować zapadłe już uchwały. Tak było w r. 1925
z rękopisem Kazań
świętokrzyskich,
których przekazaniu stronie polskiej usiłował oponować obecny w
czasie czynności zdawczo-odbiorczych przedstawiciel Czerezwyczajki
tylko dlatego, że tekst tego zabytku językowego z XIII wieku okazał
się dla niego nieczytelny, a więc i – podejrzany.
POWRÓT
DROGOCENNEGO POMNIKA I JEGO PODOBIZN
Ptaszycki
Stanisław, Słowo
objaśnienia
[w:] tegoż, Kazania
świętokrzyskie. Tekst w podobiznach.
Lublin 1926, s. 3-4.
W dzień Zwiastowania N. Marii Panny, podług kalendarza nowego, a 13 marca podług starego, r. 1890 w naszej obecności Profesor, opracowując w Bibliotece Publicznej, dawnej cesarskiej, w Petersburgu rękopis z w. XV, pochodzący z klasztoru świętokrzyskiego, zauważył na pergaminowych paskach, którymi były sposzyte seksterny papierowe, wyrazy polskie i to w postaciach bardzo dawnych. Bliższe rozejrzenie się w tych paskach przekonało, że zawierają niezmiernie cenny materiał językowy. Dyrekcja Biblioteki, z nadzwyczajną uprzejmością, poleciła introligatorowi bardzo ostrożnie wyeliminować te paski z rękopisu. Okazało się, że to były szczątki pergaminowego polsko-łacińskiego rękopisu, pociętego dla oprawy w paski o szerokości od 1 cm do 15 milimetrów wzdłuż tekstu. Profesor zajął się ich odczytaniem, odpisaniem i ułożeniem w odpowiednim do tekstu porządku.
O tym prawdziwie cudownym odkryciu myśmy podali wiadomość natychmiast w "Kraju" petersburskim w dniu 4 kwietnia (13 marca) nr 12 1890 roku. Profesor wkrótce opuścił Petersburg i powierzył nam opiekę nad tym tak drogocennym pomnikiem. Za pozwoleniem dyrekcji biblioteki ułożyliśmy te paski pomiędzy dwa szkła i po ich możliwym wyprostowaniu umocowaliśmy, poleciliśmy sfotografować i odbić fototypicznie. Egzemplarze odbitki dostarczyliśmy kilku uczonym.
[...] W r. 1921 profesor uniwersytetu wrocławskiego dr Paul Diels, na podstawie udzielonej przez nad dla profesora Bernekera fotografii w wielkości zmniejszonej, ogłosił ponownie Kazania w pracy pt. Die Altpolnischen Predigten aus Heiligenkreuz [...].
Do
czasów ostatnich – rękopis ten przechowywał się w dawnym swym
miejscu w stanie, w jakim go ułożyliśmy w r. 1890-ym. Dnia 12
czerwca 1925 r., w wykonaniu warunków traktatu ryskiego, Kazania
wróciły do kraju i zostały przekazane Bibliotece Uniwersytetu
Warszawskiego. [...] Niemal równocześnie, w myśl tegoż traktatu,
powróciły i moje zbiory, w których znalazły się w
kilkudziesięciu egzemplarzach podobizny Kazań
w odbiciu światłodrukowym w wielkości naturalnej. Uznaliśmy za
nasz moralny obowiązek oddać te egzemplarze do użytku publicznego,
nim te Kazania
doczekają się na gruncie rodzimym godnego ich wydania z rąk ku
temu powołanych.
ARCYCENNY,
POKURCZONY, ODPRASOWANY
Semkowicz
Władysław, Przedmowa
[do:] Kazania
tzw. świętokrzyskie.
Wyd. i oprac. Jan Łoś i W. Semkowicz. Kraków 1934, s. 2-4.
Prof. Ptaszycki po wyjeździe Brücknera zajął się przede wszystkim utrwaleniem zabytku, starając się doprowadzić go do stanu, umożliwiającego korzystanie zeń badaczom1. W tym celu ułożył wygładzone możliwie paski między dwoma szybami szklanymi jednakowego formatu (40×31), po czym brzegi szybek zostały sklejone papierem, a u góry umieszczono napis w języku rosyjskim: Otryvok iz pergamennago sbornika drevniejšich polskich propovedej poloviny XIV veka. W tej postaci zabytek został staraniem prof. Ptaszyckiego sfotografowany w wielkości naturalnej, a z fotografii sporządzona reprodukcja światłodrukowa w zakładzie N. Indutnego w Petersburgu (1891 r.). Z tej reprodukcji ukazały się później podobizny Kazań świętokrzyskich w szeregu wydawnictw naukowych i popularnych. [...]
Tuż przed wojną światową, w r. 1913 lub 1914, polecił prof. Ptaszycki firmie Bułła w Petersburgu sporządzić nowe zdjęcie Kazań świętokrzyskich dla Seminarium Słowiańsko-Filologicznego prof. E. Bernekera w Uniwersytecie Wrocławskim. Ta druga fotografia w nieco zmniejszonym formacie posłużyła drowi Pawłowi Dielsowi, profesorowi Uniwersytetu Wrocławskiego, do ponownego wydania i opracowania tekstu Kazań [...].
[...] paski w oprawie pod szkłem nie przylegają do siebie i są poprzesuwane, a ponadto są one pokurczone i pokryte drobnymi fałdami oraz dziurkami, co na fotografii utrudnia w wielu miejscach trafne odczytanie. [...]
[...] powstała myśl wspólnego wydania i opracowania zabytku po powrocie Kazań świętokrzyskich do Polski, co nastąpiło w 1925 r. W czerwcu tegoż roku członek Delegacji w Komisji mieszanej specjalnej w Moskwie, dr Antoni Rybarski, przywiózł zabytek nasz osobiście do Warszawy i złożył go jako czasowy depozyt w warszawskiej Bibliotece Uniwersyteckiej, skąd później przekazano go do Biblioteki Narodowej, gdzie obecnie znajduje się w przechowaniu, podczas gdy kodeks, z którego paski zostały wyprute, pozostał nadal w Bibliotece Uniwersyteckiej.
Gdy w r. 1927 Polska Akademia Umiejętności podjęła nowe wydanie światłodrukowe Biblii szaroszpatackiej, powierzając tę pracę dyr. Ludwikowi Bernackiemu, wyłonił się zamiar wydania w podobny sposób naszego najdawniejszego zabytku językowego. W lipcu 1928 r. wybrałem się z prof. Łosiem do Warszawy, gdzie dzięki uprzejmości prof. dra Zygmunta Batowskiego, dyrektora Biblioteki Uniwersyteckiej, dokonaliśmy otwarcia rosyjskiej oprawy, zamykającej paski pergaminowe z Kazaniami. Ponieważ paski te były – jak wspomniano – pokurczone i podziurawione, okazała się potrzeba zupełnego i dokładnego ich wygładzenia. Zadanie to powierzono wówczas p. Aleksandrowi Semkowiczowi, introligatorowi ze Lwowa, który w odpowiedni sposób paski odprasował, po czym udało się je najdokładniej złożyć, odtwarzając pierwotny wygląd kart zabytku. Ten akt otwarcia Kazań świętokrzyskich odbył się dnia 4 lipca i został do Księgi pamiątkowej Biblioteki Uniwersyteckiej zapisany.
[...]
Po śmierci prof. Łosia, która zaszła już w kilka miesięcy
potem, mogłem przystąpić do sfotografowania zabytku, czego
dokonała w r. 1930 firma warszawska Fotoplat. Z fotografii tych
sporządzony został światłodruk w artystycznym zakładzie
reprodukcyjnym J. B. Obernettera w Monachium. Porównanie tego
światłodruku z dawniejszą podobizną petersburską, sporządzoną
zaraz po wydobyciu pasków z kodeksu, wykazuje, że pismo tekstu, w
ciągu 40 lat wystawione na działanie światła dziennego, uległo
niestety dość znacznemu wyblaknięciu, wskutek czego na stronach,
które były zwrócone ku światłu (ar, br, cv, dv), pismo Kazań
jest już dziś mniej czytelne, niż było podówczas. Obecnie
otrzymały Kazania
w Bibliotece Narodowej nową, wytworną a praktyczną oprawę,
odpowiadającą całkowicie wartości tego arcycennego
zabytku.
WOJENNE
PEREGRYNACJE STAROPOLSKIEJ RELIKWII
[Vrtel-]Wierczyński
Stefan, Palladium
Biblioteki Narodowej uratowane. "Psałterz floriański" i
"Kazania świętokrzyskie" .
"Odrodzenie" 1947, nr 39 (28 września), s. 7.
–
Co się stało z Psałterzem
floriańskim
i Kazaniami
świętokrzyskimi?
Ocalały, czy przepadły w pożodze katastrofy wojennej?
Pytania
takie, pełne niepokoju, słyszy się często – nie tylko w kołach
fachowców (językoznawców, historyków literatury), lecz także w
szerokich kręgach inteligencji, zatroskanej o los najcenniejszych
zabytków piśmiennictwa staropolskiego. Ponieważ o tych sprawach
krążą wieści niedokładne, często bałamutne lub wręcz
fałszywe, pragnę podać o nich informację źródłową, zgodną z
istotnym stanem rzeczy, opartą na faktach, w których brałem
udział, i na dokumentach bezpośrednich i autentycznych (protokoły,
korespondencja urzędowa).
Latem r. 1939, gdy niebezpieczeństwo
wojny było już bardzo groźne i – jak się wkrótce okazało –
bardzo bliskie, zarządziłem ewakuację najważniejszych partii
zbiorów Biblioteki Narodowej (zwłaszcza rękopisów, inkunabułów,
starych druków i innych cymeliów) do kazamat fortu Sokolnickiego na
Żoliborzu, gdzie już wiosną tegoż roku przygotowaliśmy stosowne
pomieszczenia, korzystając z chętnej, koleżeńskiej gościny
ówczesnego gospodarza lokalu, Wydziału Archiwów Państwowych.
Ale poza dokonaną ewakuacją pozostały tzw. "supercymelia": obiekty spośród cennych najcenniejsze, prawdziwe klejnoty substancji bibliotecznej, skarb jej największy, istne palladium Biblioteki Narodowej.
Był to przede wszystkim sławny trójjęzyczny (łaciński, polski i niemiecki) Psałterz tzw. floriański z wieku XIV, z epoki królowej Jadwigi, pierwsza księga polska i najważniejszy zabytek języka staropolskiego, nabyty na parę lat przed wojną (1931) przez rząd Rzeczypospolitej i przekazany do zbiorów Biblioteki Narodowej;
były to nadto słynne Kazania świętokrzyskie z wieku XIII, odkryte w r. 1890 przez Aleksandra Brücknera w Petersburgu, a odzyskane następnie na mocy traktatu ryskiego i złożone w Bibliotece Narodowej: bardzo cenny zabytek, obfitujący w starodawne słownictwo i rzadkie archaiczne formy językowe, nieoceniona staropolska relikwia;
wreszcie wiele innych niezmiernie cennych rękopisów średniowiecznych, związanych z kulturą polską, a mających także znaczenie międzynarodowe (m.in. iluminowane kodeksy pergaminowe, kroniki, biblie, psałterze, mszały, modlitewniki)...
"Co z nimi zrobić? Jak je zabezpieczyć? Gdzie najpewniej ukryć te bezcenne skarby biblioteczne? Czy złożyć je wraz z innymi cymeliami w kazamatach fortu? Czy nie rozstawać się z nimi i mieć je stale pod ręką, by w każdej chwili móc je osłonić i w "bezpieczne" unieść miejsce?" 2. Ciężka to była rozterka; niełatwa, pełna poważnej odpowiedzialności decyzja.
Przyjęliśmy wówczas jako założenie zasadnicze, że nie należy wszystkich najważniejszych obiektów skupiać w jednym miejscu, ale – przeciwnie – trzeba je rozmieścić w kilku różnych punktach i tym sposobem zmniejszyć możliwość zupełnej zagłady. Ostatecznie, po porozumieniu się z ministerstwem, zdecydowałem się najcenniejsze rękopisy Biblioteki Narodowej złożyć w formie depozytu w pancernym skarbcu Banku Gospodarstwa Krajowego w Warszawie.
Stało się to dnia 5 sierpnia r. 1939. Z kasy ogniotrwałej w gabinecie dyrektora Biblioteki Narodowej (przy ul. Rakowieckiej 6) wyjęto wówczas 22 rękopisy oraz tekę z rękopisami muzycznymi Chopina, włożono je do dwóch kufrów, przewieziono (w asystencji kustoszów: dr. Piotra Bańkowskiego i dr. Kazimierza Piekarskiego) do Banku Gospodarstwa Krajowego i złożono na przechowanie w podziemnym jego skarbcu. Z czynności tej spisano protokół, zawierający szczegółowy opis zdeponowanych obiektów bibliotecznych.
Znajdował się więc tam Psałterz floriański w specjalnie wykonanej drewnianej szkatule (ujętej jeszcze w ochronny karton), były: Kazania świętokrzyskie (za szkłem w pudle), dalej Rewelacje św. Brygidy, Rocznik świętokrzyski, kroniki i różne inne cenne rękopisy (Godzinki, Roman de la Rose...).
1 września wybuchła wojna. W niewiele dni później, gdy się okazało, że Warszawa jest już bezpośrednio zagrożona, Bank Gospodarstwa krajowego dokonał ewakuacji swoich depozytów w kierunku wschodnim; wraz z nimi wyjechały również złożone w skarbcu bankowym kufry z rękopisami Biblioteki Narodowej.
Przyszło oblężenie Warszawy, zakończone kapitulacją; nastała długoletnia ciężka okupacja. W grudniu r. 1939 Niemcy, dowiedziawszy się o depozycie Biblioteki Narodowej, zażądali wydania kluczy od kufrów i wszczęli śledztwo w sprawie ewakuacji rękopisów, przy czym aresztowali przejściowo dyrektora Biblioteki (Stefana Wierczyńskiego) i kustosza działu rękopisów (Piotra Bańkowskiego).
W czasie długich lat okupacji wielokrotnie odwiedzałem Bank Gospodarstwa Krajowego, by się dowiedzieć czegoś o losach depozytu. Wyjaśnienia, jakie otrzymywałem, były z natury rzeczy bardzo skąpe i ogólnikowe, ale poparte zawsze gorącym zapewnieniem, że kufry nasze powierzone zostały wyjeżdżającym z Warszawy przedstawicielom władz bankowych z poleceniem roztoczenia nad nimi jak najtroskliwszej opieki. Była więc nadzieja, że depozyt przejechał szczęśliwie granicę i należycie został zabezpieczony. Pewności jednak nie było. Dopiero po zakończeniu wojny, gdy można było nawiązać korespondencję z zagranicą, przyszły dokładniejsze, autentyczne wiadomości (z Francji, Anglii i Ameryki) o dalszych losach ewakuowanych rękopisów. Droga ich była następująca:
Kufry Biblioteki Narodowej zostały we wrześniu r. 1939 przewiezione z Warszawy do Kołomyi; stamtąd, na polecenie Ministerstwa Skarbu (dnia 18 września 1939 r.) jako przesyłka kurierska wywiezione do Rumunii, a z kolei do Francji; dnia 26 września 1939 r. złożono je tymczasowo w ambasadzie polskiej w Paryżu, po czym, po jednomyślnym porozumieniu się ambasady, Biblioteki Polskiej oraz władz BGK, postanowiono ewakuowane rękopisy złożyć na przechowanie w tamtejszej Bibliotece Polskiej; zostało to dokonane protokolarnie dnia 24 listopada r. 1939. Gdy jednak w r. 1940 nad Francją zawisła groza bliskiej katastrofy wojennej, depozyt nasz wywieziono na drugą półkulę: do Kanady. Fakt ten stwierdzony został urzędowo jesienią r. 1946, gdy Biblioteka Narodowa otrzymała oficjalną wiadomość, iż depozyt Biblioteki wraz z innymi polskimi zabytkami znajduje się zabezpieczony w piwnicach Banku of Montreal w Ottawie i że przeszedł pod autorytatywną opiekę poselstwa Rzeczypospolitej. Do wspomnianego banku udała się komisja urzędowa, która stwierdziwszy, iż pieczęcie na kufrach były nienaruszone, dokonała przeglądu ich zawartości i ustaliła, że znajdują się w nich zabytki polskiej kultury, pochodzące z Muzeum na Wawelu, z Biblioteki Narodowej, Zamku Królewskiego w Warszawie oraz Biblioteki Pelplińskiej. Po dokonaniu przeglądu sporządzono spis zabytków, włożono je do kufrów, które opieczętowano pieczęcią poselstwa i zdeponowano ponownie w skarbcu Banku of Montreal. O wydanie kufrów w ręce poselstwa rozpoczęły się zaraz pertraktacje, które niezawodnie zostaną pomyślnie zakończone.
Do pisma poselstwa dołączony był wykaz zdeponowanych w Banku of Montreal obiektów, sporządzony komisyjnie dnia 20 sierpnia 1946 r. Spis ten przeczytałem i stwierdziłem z najżywszą radością, że zgadza się on z naszym spisem ewakuacyjnym z sierpnia 1939 r. i że figurują w nim zarówno Kazania świętokrzyskie, jako też Psałterz floriański oraz inne zdeponowane wówczas w BGK rękopisy ("supercymelia") Biblioteki Narodowej.
A więc uratowane! Psałterz floriański i Kazania świętokrzyskie ocalały szczęśliwie z pożogi wojennej3 i wrócą do nas (wraz z innymi cennymi rękopisami), by służyć nauce polskiej i świadczyć o starodawności kultury narodowej. Przyjmujemy je z radością wielką i wzruszeniem.
Przemówią
do nas znowu z kart pergaminu staropolskie słowa nieznanego
kaznodziei, szeregiem stuleci przedzielone, lecz jakże proste i
bliskie: "wstań, pośpiej się, milutka moja, i pojdzi..."
– albo pełne hieratycznej powagi wersety Psałterza:
"Błogosławiony mąż, jen jest nie szedł po radzie
niemiłościwych i na drodze grzesznych nie stał jest...".
SKARB
POWRACA ZZA OCEANU
Kupść
Bogumił Stanisław, Powrót
skarbów kultury narodowej z Kanady.
"Przegląd Biblioteczny" 27 (1959), s. 136-137, 139.
Na początku roku bieżącego powróciły do kraju po blisko dwudziestoletniej tułaczce na obcych ziemiach bezcenne pamiątki kultury narodowej. [...]
Zabytki wywiezione we wrześniu 1939 r. – dla ocalenia ich przed ręką hitlerowskiego grabieżcy – przez Rumunię i drogą morską dostały się 26 września do Francji i zostały złożone w gmachu ambasady polskiej w Paryżu, a następnie w tamtejszej Bibliotece Polskiej. Gdy najazd niemiecki zalewał również Francję, zostały wywiezione poprzez Anglię do Kanady i tam pozostawały od 13 lipca 1940 r. aż do stycznia 1959 r. [...]
Dopiero w dniach 23 i 24 grudnia 1958 r. delegacji polskiej umożliwiono dostęp do części skarbów zdeponowanej w 2 kufrach w filii Banku of Montreal w Ottawie. Komisja polskich rzeczoznawców w składzie: prof. dr Jerzy Szablowski, dyrektor Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu, jako przewodniczący, oraz prof. Zbigniew Drzewiecki, Prezes Towarzystwa im. Fryderyka Chopina w Warszawie, prof. Bohdan Marconi, kierownik Głównego Laboratorium Pracowni Konserwacji Zabytków, i prof. dr Marian Morelowski z Uniwersytetu Wrocławskiego jako członkowie, stwierdzili, że dalsze przechowywanie tych zabytków bez odpowiedniej konserwacji zagraża im zniszczeniem. Po dłuższych rokowaniach przy udziale znakomitego pianisty polskiego, Witolda Małcużyńskiego, władze kanadyjskie zdecydowały się zwrócić Polsce tę część zabytków znajdujących się w Ottawie [...]. [...]
Z zabytków bibliotecznych 43 rękopisy powróciły do Biblioteki Narodowej, jeden rękopis do Muzeum Narodowego w Warszawie, a dwutomowy inkunabuł i rękopis do Biblioteki Seminarium Duchownego w Pelplinie.
Biblioteka Narodowa odzyskała [...] Kazania świętokrzyskie – najstarszy zabytek języka polskiego [...].
Po przywiezieniu w dn. 3 lutego do Warszawy bezcenne te zabytki zostały udostępnione tysiącom zwiedzających na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie (7–12 lutego), a następnie w Krakowie na Wawelu (17–22 lutego) [...].
Po zamknięciu wystawy skarby zostały 24 lutego przekazane macierzystym instytucjom i przed dalszym udostępnieniem zostaną poddane niezbędnym zabiegom konserwatorskim.
Przypisy
1
Wedle informacji prywatnej prof. Ptaszyckiego, widoczna na paskach w
środku numeracja pasków pochodzi częścią od prof. Brücknera
(litery), częścią od prof. Ptaszyckiego (cyfry rzymskie), podczas
gdy cyfry arabskie umieszczone zostały dopiero w Bibliotece
Uniwersyteckiej w Warszawie.
2
Okazało się później, że takiego "bezpiecznego" miejsca
nie było w całej Warszawie – i jedynie przypadek mógł sprawić,
że ten czy ów obiekt z ostatecznej pożogi wojennej ocalał.
3
Ocalały również i już teraz wróciły do kraju inne jeszcze cenne
rękopisy średniowieczne Biblioteki Narodowej, jak tekst warszawski
Bogurodzicy (z wieku XV) i tzw. kodeks Wawrzyńca z Łaska z r. 1544,
zawierający ciekawą pasję staropolską pt. Sprawa
Chędoga o Męce Pana Chrystusowej,
apokryficzną Ewangelię
Nikodema
oraz Historię
Trzech Króli.
Zabytki te, ewakuowane w r. 1944 do Niemiec, zostały zabezpieczone
przez wojska radzieckie, a ostatnio przez rząd ZSRR przekazane
Polsce i przewiezione do Warszawy.
Tomasz Mika
TAJEMNICE "KAZAŃ ŚWIĘTOKRZYSKICH"
Tekst,
którego być nie powinno...
Gdyby
historia nie przekazała nam – cudem przecie ocalałych – Kazań
świętokrzyskich,
nie mielibyśmy żadnych niepodważalnych dowodów (nie licząc 44
słów dwóch najstarszych strof Bogurodzicy)
na istnienie literatury polskiej w XIII w. Może byłoby i łatwiej.
Najstarsze polskie zabytki literackie datowano by wówczas na koniec
XIV w. – wraz z najstarszym Psałterzem (tzw. Floriańskim)
i jednym z zapisów Dekalogu
(z 1399 r.) rozpoczynałaby się historia literatury polskiej. Nic z
tego – Kazania
świętokrzyskie
nie tylko są, nie tylko są bardzo stare i bardzo tajemnicze – ale
są oryginalnym tekstem tworzonym po polsku i po łacinie, są
wreszcie – arcydziełem. I tak oto dzieje polskiej literatury
zaczynają się od dwóch tekstów najwyższej rangi: Bogurodzicy
i Kazań
świętokrzyskich.
Ze
Świętego Krzyża do Petersburga
W
XV w. rękopis kazań był już najpewniej niezrozumiały i
nieprzydatny. Postąpiono z nim w sposób typowy dla tamtego czasu –
zamiast wyrzucić pergamin, pocięto go na paski i użyto do oprawy
kodeksu – zawierającego Listy
i Dzieje
apostolskie
oraz Apokalipsę
(po łacinie). Dokładniej mówiąc, sznurki użyte do zszycia
poszczególnych składek papieru zabezpieczono paskami, aby papier
nie przecierał się w szwach. Kodeks ten przechowywany był w
bibliotece benedyktyńskiego klasztoru Św. Krzyża na Łysej Górze
(choć powstał zapewne gdzie indziej, być może w klasztorze
Bożogrobców w Miechowie), skąd po powstaniu listopadowym trafił
do Petersburga. Tu podczas kwerendy bibliotecznej odnalazł go w 1890
roku Aleksander Brückner, który z oprawy wydobył, ułożył,
odczytał, wydał i skomentował bezcenny zabytek literatury polskiej
– fragmenty sześciu polskich kazań, z których tylko jedno
zachowane jest prawie w całości. Dziś Kazania
zabezpieczone są (pod nr. 8001) w Bibliotece Narodowej w Warszawie.
A niejeden badacz zbiorów archiwalnych delikatnie zagląda w oprawy
innych kodeksów...
Dzwon
historii
W
XIII wieku literackie teksty polskie powstawać musiały. Stulecie to
– czas polszczenia episkopatu – obfitowało w rozmaite decyzje
Kościoła, nakazujące odmawianie modlitw po polsku (od Synodu we
Wrocławiu z r. 1248 takie decyzje powtarzano co jakiś czas).
Abstrahując od pobudek wspierającego rozwój świadomości
narodowej Kościoła (Niemcy usiłowali się uwolnić od
świętopietrza), rozporządzeniom tym z pewnością się
podporządkowano, a nauczaniu polskich tekstów modlitw (zwłaszcza
Ojcze
nasz
i Wierzę)
i Spowiedzi
powszechnej
musiało towarzyszyć głoszenie kazań po polsku. Dla powstania
polskiej literatury narodowej wybił dzwon historii.
Na
skróty
Tekst
Kazań
już na pierwszy rzut oka jest bardzo archaiczny, mimo że jest kopią
(o czym świadczą omyłki) starszego oryginału. Widać tu wyraźnie
bardzo starą postać grafii, tzw niezłożonej, kiedy jedną
łacińską literą oddaje się kilka polskich głosek. Np. literą c
zapisywał pisarz c,
ć,
cz.
Największą jednak szacowną cechą sposobu pisania jest stosowanie
niespotykanego w takiej postaci i takim nasileniu w żadnym innym
polskim tekście średniowiecznym systemu skrótów, tzw abrewiacji,
których nieprzebrane bogactwo spotkać można w tekstach łacińskich.
I tak, miast napisać syna
bożego,
pisarz polski pisze si
bogo,
gdzie si
to przykład suspensji czyli odcięcia, a bogo
to rodzaj kontrakcji czyli ściągnięcia, czego sygnałem jest go
zapisane w górnej frakcji:
|
Wstań
– prawi – pośpiej się, miluczka m<oja>, i pojdzi!
I
zmowił Syn boży słowa wielmi znamienita,
jimiż każdą
duszę zbożną
pobudza,
ponęca
i
powabia.
Pobudza, rzeka: Wstań!
<Ponę>ca, rzekę
ta: Pośpiej się!
Powabia, rzeka: I pojdzi!
Nie
sposób nie zauważyć retorycznego opracowania (wyodrębniono je
tutaj graficznie). Uwagę też zwraca neologizm miluczka,
brzmieniowo upodobniony do łacińskiego amica
(Surge,
propera, amica mea, et veni),
w którym autor umiejętnie oddał wartość znaczeniową słowa
łacińskiego ("amica" jako rzeczownik znaczy
'przyjaciółka', jako przymiotnik – 'miła'). Na omówienie
wszystkich elementów retorycznych i treściowych skupionych w tym
króciutkim fragmencie nie ma tutaj miejsca.
Skarbiec...
Kazania
świętokrzyskie
– bezcenny skarbiec języka (ileż tu prastarych form, nigdzie nie
poświadczonych!), kultury, nieprzeceniony zapis duchowości epoki.
Ileż więcej wiedzielibyśmy o tamtych czasach, gdyby takich tekstów
zachowało się choć kilka jeszcze... Świadomość wartości
starych tekstów powstała jednak dużo później, na dobre dopiero w
Oświeceniu. Wcześniej wykorzystywano je do opraw i wzmocnień,
niszczono, wpadały w obce ręce lub trawił je ogień (wszak wojen i
obcych okupacji historia nam nie szczędziła). Ale chyba najcelniej
tajemnicę niezachowania polskich tekstów XIII wiecznych oddała
profesor Ewa Ostrowska, pisząc przed wielu laty: "Byłoby więc
z nimi tak, jak z kościołami romańskimi, które burzono, by
postawić na ich miejscu gotycki". Jeśli wyobrazimy sobie
sytuację, w której z całej architektury romańskiej pozostaje nam
jedna jedyna świątynia (Kazania
świętokrzyskie)
i może jeszcze jedna chrzcielnica (Bogurodzica),
zrozumiemy, dlaczego nad Kazaniami
świętokrzyskimi
z taką czcią, nadzieją i uwagą pochylają się kolejne pokolenia
filologów.
Dr
Tomasz Mika – miłośnik i badacz średniowiecznej polszczyzny,
pracuje w Zakładzie Historii Języka Polskiego IFP UAM w Poznaniu.
Pierwodruk artykułu: "Teraz. Świętokrzyski Miesięcznik
Kulturalny" 2006, nr 1 (25), s. 14-15.
Zob. "Kazania
świętokrzyskie"
w naszym serwisie