Pewien
wielmoża miał córkę o imieniu Thalia, której przy narodzinach
przepowiedziano, że umrze od ukłucia zatrutym włóknem lnu. Pomimo
wysiłków rodziców, by ustrzec córkę przed złym losem,
dziewczynka skaleczyła palec jadowitą roślinką, którą nie
wiadomo jakim sposobem wniosła do zamku żebraczka. Zrozpaczony
ojciec ułożył bezwładne ciało córki na bogato przystrojonym
tronie, zamknął pałac na cztery spusty i na zawsze opuścił swe
ziemie, zabierając ze sobą żonę i cały dwór.
Pewnego
razu, w okolicznych lasach polował sobie możny król. Ponieważ nie
otworzono mu na jego pukanie, wlazł do zamku przez okno i znalazł
śpiącą ślicznotkę. Nie dał rady jej dobudzić, więc tylko
przespał się z nią, tą samą drogą wyszedł z zamku i pojechał
do domu, do żony i dzieci. A po 9 miesiącach, śpiąca spokojnym
snem Thalia urodziła bliźniaki - chłopca i dziewczynkę. W
poszukiwaniu mleka, dziewczynka przyssała się jak pijawka do
matczynego palca - i wyssała truciznę. Thalia przebudziła
się.
Tymczasem
król, wspomniawszy udaną "wycieczkę", postanowił znów
odwiedzić młodą piękność. Zobaczywszy ją z dwojgiem dzieci,
powiedział jej, kim jest, przyznał się do nie całkiem chlubnego
postępku i zapewnił o swej miłości. Mimo wszystko, po kilku
dniach odjechał do legalnej małżonki.
Królowa
jednak zaczęła podejrzewać, że coś jest nie tak: we śnie mąż
ciągle powtarzał imię Thalii oraz bliźniaków - Luny i Słońca.
Przekupiła wiernego sługę króla i dowiedziała się, co się
wydarzyło. Wysłała do Thalii posłańca, by przekazał zaproszenie
do pałacu w imieniu króla. Naiwna nastolatka spakowała
walizki i przyjechała do dworu. Królowa zastawiła pułapkę:
kochankę męża aresztowała, a z bliźniaków kazała kucharzowi
przygotować takie delicje, jakie tylko królowie jadają. Podczas
kolacji, ta istna Gudrun mówi mężowi, rozpływającemu się w
pochwałach nad smacznymi mięsnymi pierogami:
--
Jedz, jedz, swoje jesz!
--
Toż wiem, że swoje! - jadowicie odparł mąż -- Ciebie wziąłem
bez posagu, tyś niczego do domu nie przyniosła!
Królowa
zerwała się, wybiegła z komnaty i każe przyprowadzić do siebie
Thalię. "Jestem niewinna! -- krzyczy Thalia -- On sam
przyszedł! Spałam, mnie zgwałcono, obudziłam się już jako
matka!" Królowa rozkazuje spalić Thalię na stosie, zgadza się
tylko zaczekać, póki ta się rozbierze: w końcu ma na sobie piękną
suknię i kosztowności. Thalia rozbiera się powoli, powoli, z
głośnym okrzykiem pozbywając się każdej części garderoby.
Została goła, już nie krzycząc, a cicho popiskując. Prowadzą ją
na stos...
Jednakowoż,
usłyszawszy odgłosy, przybiega król, przerywa kaźń i żąda
widzenia z Luną i Słońcem. Królowa z zadowoleniem obwieszcza mu,
że właśnie ich zjadł. Król aż zawył z bólu. Królową i
sprzedajnego sługę każe wrzucić na ten sam stos, który
przygotowali dla Thalii. Gdy już się ostro przyrumienili, król
rozkazał wprowadzić na stos kucharza, który ugotował jego dzieci.
W tym momencie kucharz szybko oznajmił, że nie zabił żadnych
dzieci, skłamał królowej, a na obiad serwował królowi baraninę.
Temu,
kto ma szczęście, powodzi się nawet we śnie.