Śladami
zapomnianych przodków
"Łużyczanie",
Wandalowie, Sarmaci, Słowianie
Nie ma w polskiej kulturze zjawiska, które choćby w przybliżeniu dałoby się porównać z celtyckim renesansem, jaki ma współcześnie miejsce w krajach języka angielskiego. Dlatego zapewne pierwszym odruchem większości polskich czytelników "Oran Mor" Franka Hendersona MacEowena będzie... zawiść. Że oni, przedstawiciele anglojęzycznej cywilizacji posiadający celtyckie korzenie, MAJĄ takie duchowe tradycje, a my - nie mamy.
Po części winne są za to obiektywne zaszłości, te mianowicie, że Wyspy Brytyjskie, ostatnia ostoja Celtów i ich oryginalnej kultury, od dwóch tysięcy lat stoją w świetle Historii i jej pisanych świadectw. Dzieje Słowian, przeciwnie, dużo dłużej rozgrywały się bez literackich świadków. 1500 lat temu, kiedy Irlandia, Szkocja i Walia były wyspami oświaty na tle barbarzyńskiego jeszcze Zachodu, o Słowianach zaledwie pojawiły się pierwsze wzmianki w pismach greckich kronikarzy.
Po drugie, winni jesteśmy my sami. Polska przeszłość, tam, gdzie to jest możliwe, została nieźle przebadana przez historyków, a polska ziemia - przez archeologów. Podobnie istnieją bogate zbiory ustnej, ludowej tradycji: gawęd i mitów. W przeciwieństwie jednak do świata angielskojęzycznego, nie wiadomo mi nic o tym, aby nasze badania historyczne, archeologiczne i etnograficzne były motywowane potrzebami, tęsknotami i poszukiwaniami duchowymi. To przede wszystkim sprawa nastawienia: nasza własna, "plemienna", przeszłość, jest dla nas zaledwie ciekawostką, nie jest zaś - inaczej niż u współczesnych potomków Celtów - źródłem duchowego pokarmu. Do dziś - niestety! - aktualna jest uwaga (a może klątwa?) pierwszego naszego historyka, tak zwanego Galla Anonima, który następująco pisał o "pogańskich" przodkach Mieszka: "Lecz dajmy spokój rozpamiętywaniu dziejów ludzi, których wspomnienie zaginęło w niepamięci wieków i których skaziły błędy bałwochwalstwa (...)"
Klątwa Anonima trwa nadal, i do dziś większość Polaków jest przekonana, że nasza historia zaczęła się od chrztu Mieszka I. A co było wcześniej? Każdy, kto próbuje dowiedzieć się czegoś o dawnej, "pogańskiej", a więc oryginalnej Polsce (i całej Słowiańszczyźnie), natrafia na mur uczyniony z przemilczeń, przekłamań i przeinaczeń. Twórcami tej informacyjnej mgły byli polscy historycy i archeologowie z prof. Józefem Kostrzewskim na czele (oddajmy mu zasługi: to on, oprócz innych dokonań, odkrył gród w Biskupinie), którzy uparli się przy koncepcji autochtonizmu Słowian na ziemiach nad Wisła i Odrą. W myśl tej koncepcji (mającej swoje pseudo-patriotyczne ostrze) niemal wszystkie starożytne archeologiczne kultury odkrywane na naszej ziemi były automatycznie przypisywane Słowianom - wśród nich przede wszystkim Kultura Łużycka i Kultura Przeworska. Tymczasem koncepcja autochtonizmu Słowian na ziemiach obecnej Polski jest fałszem; Słowianie przybyli nad Wisłę i Odrę około roku 550 naszej ery, ze wschodu, zza Dniepru, i byli ostatnią falą ludów, które zasiedlały nasze ziemie. Upieranie się historyków, propagandystów i autorów szkolnych podręczników przy nieprawdzie, jakoby nasi przodkowie "żyli tu od zawsze", produkuje wspomnianą mgłę i zauważalne krętactwa. Kiedy nasi historycy piszą o Gotach, Madziarach czy Turkach, jest to logiczne i pełne poznawczej pasji; kiedy przechodzi do Słowian, pojawiają się banały i frazesy.
Ziemie Polski w starożytności nie były słowiańskie. Najstarsza kultura budująca umocnione osady, Kultura Łużycka (ta, która w roku 736 pne. wzniosła Biskupin), mówiła nieznanym dziś językiem, zapewne indoeuropejskim. Po owych "Łużyczanach", około 300-200 r. pne. z południa przyszli Celtowie, którzy stworzyli sanktuaria na świętych górach - Ślęży, Św. Krzyżu i Górze Św. Anny. Celtowie, używający nazwy Lugiów ("zaprzysiężonych"), zmieszali się z plemionami germańskimi, przejęli ich język i wraz z nimi utworzyli tak zwaną Kulturę Przeworską, która przez 600 lat zasiedlała większą cześć dzisiejszej Polski. Od jednej z grup Lugiów - Silingów - wziął swoją nazwę Śląsk. Inna ich grupa, która przyjęła nazwę Wandalów, w 407 r. ne. najechała Państwo Rzymskie i dotarła aż do północnej Afryki.
Dwa wieki wczesniej inna grupa Germanów, której archeologiczne ślady nazwano Kulturą Wielbarską, stopniowo przemieściła się przez Pomorze, Mazowsze i Wołyń, i na Ukrainie stworzyła wielkie państwo. Byli to Goci.
W okresie Wędrówki Ludów, wywołanej przez najazd Hunów, kiedy upadło Państwo Rzymskie na Zachodzie, na ziemiach polskich osiadł jeszcze jeden naród. Byli to Irańczycy-Sarmaci, a wśród nich plemiona zwane Alanami, Antami, Chorwatami i Serbami. Wkrótce przyjęli oni język nowych przybyszów - Słowian, część z nich przesiedliła się na Półwysep Bałkański, ale pewna ich grupa pozostała nad Wisłą i Wartą, dając nazwy miejscowościom w rodzaju Sarbinów lub Krwaty, oraz początek sarmackiej legendzie polskiego rycerstwa.
Słowianie przyszli, jak się powiedziało, ze wschodu, zza Dniepru lub z jeszcze dalszych okolic. W starożytności nie mieli żywych kontaktów ani z Germanami ani z Celtami, o czym świadczy brak starych zapożyczeń z tych języków w słowiańskim. Za to istniała wówczas głęboka więź słowiańsko-irańska. "Bóg" nazywa się u nas podobnie jak w staroirańskim - "bhaga", a nie jak u Hindusów (deva) czy Rzymian (deus). Jest to refleksem irańskiej "schizmy", jako że Irańczycy czcili asurów (ahura), a gardzili devami, odwrotnie niż reszta Indoeuropejczyków, którzy właśnie devów uznawali za istoty dobroczynne, a asurów za demoniczne. Być może wręcz nasze słowo "bóg" jest refleksem religijnych objawień i reform Zaratusztry, których nowina dotarła do Słowian za pośrednictwem Sarmatów. Dodajmy jeszcze, że irańskiego pochodzenia są słowa "chwała", "święty", "raj", "przysporzyć", "wiara", "wzywać", "pisać", "kajać", "bać się", "chronić", "świecić", "czasza", "mogiła", "zdrowy", "chory", "srom", "zły", "mądry". Słowa te świadczą, że dawna Słowiańszczyzna była północną peryferią kultury Iranu, obejmującej, prócz Iranu obecnego, także Azję Środkową oraz ukraińskie i kazachskie stepy.
A to oznacza także, że ludzki most, łączący Słowiańszczyznę z żywymi do dziś matecznikami szamanizmu w górach Ałtaju, czynny był przez długie wieki. Jestem przekonany, że ślady tego najdawniejszego dziedzictwa pozostały na naszej ziemi i w naszych tradycjach. Aby te ślady przemówiły, trzeba jeszcze raz przebadać, co znaczą nazwy naszych rzek, gór i miejscowości (w większości dziś dla nas niezrozumiałe); przyjrzeć się słowom naszego języka; dociec, jakimi wierzeniami były motywowane pogrzebowe obyczaje "Łużyczan", "Przeworszczan", Sarmatów i pierwszych Słowian; jeszcze raz przyjrzeć się ludowym podaniom, oraz zbadać "ukrytą geografię", czyli przekazy dotyczące rozsianych po naszym kraju miejsc mocy, które dziś w ogromnej większości zostały "zaczopowane" chrześcijańskimi świątyniami.
Świat naszych przodków i ich duchowych przewodników czeka na swoich odkrywców.