Olga Tokarczuk jak Jakub Frank. Polska widziana z Chorwacji
Miljenko Jergović*, przeł. Magdalena Petryńska 31.10.2015
Olga Tokarczuk (MACIEJ ŚWIERCZYŃSKI)
Ataki na tegoroczną laureatkę Nike potwierdzają, że pisarze są nadal głosem sumienia. Ale również, że naród, nawet wielki i kulturalny, w sposób naturalny chce się uwolnić od dyktatu sumienia.
Niewielu
było zaskoczonych, kiedy na początku października nagrodę Nike -
najważniejszą nagrodę przyznawaną polskim pisarzom - po raz drugi
dostała Olga Tokarczuk. Jedno z największych nazwisk współczesnej
europejskiej prozy, pisarka, której książki przyjmowane są z
wyjątkowo rzadką zgodnością przez krytykę i czytelników w
Polsce oraz za granicą. Olga Tokarczuk jest dzisiaj emblematyczną
postacią polskiej kultury.
W wywiadzie dla TVP Info powiedziała
m.in.: "Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju
tolerancyjnego, który nie splamił się niczym złym w stosunku do
swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako
kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość,
jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów".
Nie
mówiła tego tak sobie, a wezwanie własnego narodu do spojrzenia
sobie w twarz nie było jednokrotnym aktem politycznego
zaangażowania. Powieść, za którą została nagrodzona, jest
doskonałym prolegomenon do takiego wystąpienia. Gdyby nie
powiedziała właśnie tego, sprzeniewierzyłaby się własnej
książce.
Internetowy lincz na Oldze Tokarczuk. Zabić pisarkę
***
"Księgi Jakubowe" ukazały się dokładnie rok temu,
w niezwykle pięknym, wykwintnym wydaniu, na prawie 900 stronach
numerowanych od ostatniej do pierwszej. Przez ten rok powieść stała
się w Polsce bestsellerem, mówi się o niej i pisze, a na jej
przekłady na Zachodzie dopiero się czeka (ale Olga Tokarczuk nie
zaprogramowała siebie na sukces międzynarodowy, to jej nie
interesuje. Inaczej nie pisałaby powieści prawie
900-stronicowych...).
Książka mówi o Jakubie Franku (1726-91)
- Jakubie Józefie von Franku-Dobruckim, po hebrajsku Ja'akowie
Josefie ben Judzie Lejbie Franku - kabaliście, mistyku i
reformatorze religijnym, który stworzył sektę frankistów. Ojciec
Franka był wyznawcą Szabtaja Cwi, samozwańczego mesjasza i
odszczepieńca. To pod jego wpływem Jakub wyruszył na wschód, do
Turcji, gdzie studiował Kabałę i gdzie w Nikopolu nad Dunajem
ożenił się z córką sabatajskiego rabina [sabataizm - ruch
mesjanistyczny w judaizmie]. Potem pojechał do Salonik, jeszcze
potem do Skopja, na grób proroka Natana z Gazy. Już samo jego życie
na europejskim Oriencie, między Salonikami, Carogrodem i Smyrną,
było wielką duchową, intelektualną i moralną awanturą. Jakub
był nie tylko człowiekiem z wyraźną misją, ale także sprytnym
kupcem, handlował tkaninami, jedwabiem i drogimi kamieniami, wydaje
się, że był dobrze zasymilowany ze społecznością imperium
otomańskiego.
Sobolewski: "Księgi Jakubowe" to wielki poemat mistyczny
Urodzony na granicy światów, przez całe życie poruszał się po rzeczywistej i metaforycznej granicy. Jego nauki, ku zgrozie żydowskiej, a później muzułmańskiej i katolickiej elity, były wyraźnie synkretystyczne. Ci pierwsi go ekskomunikowali, z drugimi i trzecimi próbował się ułożyć i razem ze swymi wyznawcami najpierw przyjął islam, a potem się ochrzcił. Ale i w konwersjach Jakuba Franka i jego frankistów nie wszystko było jednoznaczne i proste. Pytanie bowiem, w jakim stopniu on sam był konwertytą, a w jakim misjonarzem, który wzywa innych do przejścia na swoją wiarę. Był więźniem, wygnańcem i męczennikiem, wszystkim tym jednak z jakąś dziwną pogodą i odwagą. Większość jego wyznawców skończyła w katolicyzmie, ale wspomnienie zostało.
Zobacz
też: Nike 2015 dla Olgi Tokarczuk za "Księgi Jakubowe"
Nie
trzeba mieć specjalnej wyobraźni, może wystarczy być dobrym
czytelnikiem albo po prostu samotnikiem, żeby zrozumieć, co Olgę
Tokarczuk pociągało w historii o Jakubie Franku. Istnieją
nieprzeżyte życia, życia niedożyte do końca - takich jest
najwięcej, a najrzadsze i na pewno najbardziej fascynujące, i dla
pisarza, i dla czytelnika, są te, które zamkniętą pełnią
obejmują nie tylko czas jednego życia i jeden los, ale i epokę
społeczno-polityczną. Życie Jakuba Franka było takie, jakby ten
człowiek je napisał, a nie przeżył.
Tak jak każdy prawdziwy
pisarz Olga Tokarczuk żyje w epoce, o której pisze. Polityczną i
ideologiczną postawę pisarki określa jej wyobraźnia. Jest wprost
niemożliwe, żeby w pstrokaciźnie Wielkiego Księstwa Litewskiego,
w mitycznej Galicji, w Polsce z jej wspaniałego momentu
historycznego, kiedy tożsamości wyodrębniały się z
religijno-narodowej i językowej barwności, a nie dlatego, że
należy się do statystycznej większości, nie widzieć wyższej
jakości, czegoś, za czym z dzisiejszej perspektywy można tylko
tęsknić. Dla pisarza, jeżeli jest pisarzem, to bogactwo religii i
języków, owa niedoskonałość i otwartość każdej religii są
nieporównywalnym z niczym, niepodważalnym skarbem. Zniszczenie
takiego świata jest zbrodnią, a nie rozwojem historycznym.
Gdy
o jej słowach wypowiedzianych po wręczeniu nagrody zrobiło się
głośno, nastąpiła odpowiedź. Na forach internetowych i w
anonimowych komentarzach pod artykułami na elektronicznych
tabloidach Oldze Tokarczuk grozi się śmiercią, publikuje list
gończy, w którym anonimowy fundator proponuje 1000 złotych (ok.
1800 chorwackich kun) każdemu, kto plunie tej kobiecie w twarz, inny
podaje jej adres i wzywa patriotów, żeby ją "odwiedzili".
Nazywają ją "parszywą Żydówką" i "ukraińską
kurwą" (nazwisko Tokarczuk dla czystego polskiego ucha brzmi z
ukraińska), mówią jej, żeby wyjechała do Izraela, żeby
wyjechała na Ukrainę, żeby wyjechała dokąd chce, tylko niech
wyjedzie z Polski.
Niektórzy "eksperci" przyjrzeli
się też jury nagrody Nike i wśród jego członków odkryli
krewnego Olgi, inni mówią, że nic dziwnego, iż książka takiej
autorki została nagrodzona, skoro w jury zasiada osoba nazwiskiem
Gross (Gross jest oczywiście jaskrawo żydowskim nazwiskiem). Pełni
mrocznej wściekłości hejterzy dyskutują o naturze spisku, który
za tym stoi, i tak pewna pani pisze, że do 1939 r. Żydów było w
Polsce tylko 2 proc., ale zajmowali 60 proc. wysokich stanowisk. Chór
forumowiczów odpowiada jej, że i dziś nie jest inaczej. W patronie
nagrody Nike, "Gazecie Wyborczej", której
współzałożycielem jest Adam Michnik, eseista i działacz
polityczny, jeden z weteranów "Solidarności", znajdują
kolejnego aktora spisku przeciw wszystkiemu, co polskie i katolickie.
Gross: Polski problem żydowski
***
W pierwszej chwili Olga Tokarczuk była przerażona falą
nienawiści, jaka ją zalała, a potem zareagowała wywiadem, który
pod znaczącym tytułem "Ludzie,
nie bójcie się" przeprowadziła z nią Dorota Wodecka
("Magazyn Świąteczny Gazety Wyborczej" z 10
października). W tle reakcji na jej słowa Olga Tokarczuk widzi
histeryczny strach przed syryjskimi uchodźcami, stosunek części
Kościoła katolickiego do islamu i muzułmanów i przedwyborczą
atmosferę w Polsce, pełną nerwowości, nietolerancji i odrzucania
dialogu. Nienawiść do syryjskich muzułmanów w logiczny i zupełnie
naturalny sposób idzie w parze ze starą, tłumioną nienawiścią
do Żydów. W Europie nie ma takiej nienawiści do muzułmanów,
która już za chwilę nie przerośnie w nienawiść do Żydów (albo
żydów), a ataki na ośrodki dla uchodźców będą prowadzić do
ataków na synagogi (tam oczywiście, gdzie jeszcze są, gdzie nie
zmieniono ich w parkingi).
"Paradoksalne jest to - mówi
Olga Tokarczuk - że marzenia narodowców o jednorodnej etnicznie
Polsce spełnili komuniści". Polska z czasów komunistycznych,
hermetycznie zamknięta, przewrażliwiona, zniewolona i odcięta od
reszty świata, jest tym, o czym jej zdaniem marzą dzisiejsi
nacjonaliści i ksenofobi. "Naród to kategoria psychologiczna,
to pewien rodzaj wspólnej mentalności, wytworzonej przez wieki z
lęków, obsesji, nadziei i oczekiwań", groza rodzi się wtedy,
gdy taka wspólnota zamknie się i zda tylko na siebie. Na
wrocławskim ratuszu, mówi Olga Tokarczuk, powinien wisieć
transparent "Wrocławianie, wszyscy jesteście dziećmi i
wnukami uchodźców!". Polakom, powiada, potrzebna jest "głęboka
narodowa terapia przeciwlękowa. W jakimś sensie Jan Paweł II to
czuł, gdy wołał do Polaków: Nie
lękajcie się".
Wieść
o nagonce anonimowych hejterów szybko rozeszła się po Europie.
Polska prokuratura zapowiedziała reakcję, solidarność z pisarką
wyrazili członkowie polskiego stowarzyszenia pisarzy i nie było
zbyt wiele dysonansowych reakcji - poza przewidywalnymi
quasi-liberalnych nacjonalistów, którzy twierdzą, że Tokarczuk
"przesadziła", "generalizując" problem - toteż
wszystko utrzymało się na bardzo wysokim jak na chorwackie warunki
poziomie, poza jednym, że i Polacy na chwilę uświadomili sobie,
jaki jest potencjał anonimowych internetowych komentatorów, i
poczuli kloaczną woń, którą od dawna zalatują ich
południowosłowiańscy bracia.
Przypadek ten jest jednak
interesujący z innego powodu. Potwierdza, że w dojrzałych
społeczeństwach pisarze i dziś są głosem sumienia. Ale również,
że naród - nawet tak wielki i kulturalny jak polski - w sposób
naturalny chce się uwolnić od dyktatu sumienia i morale. Tokarczuk
znalazła się w sytuacji, by na własnej skórze uczyć się tego, w
co zmienia się naród, kiedy w imię sumienia i prawdy wzywa się go
do konfrontacji z własną historią. Zmienia się w motłoch. Ale i
bez takich wezwań naród nie jest niczym więcej. Przed nim Olga
Tokarczuk stoi dziś tak, jak stał Jakub Frank.
Tekst
ukazał się 20 października w zagrzebskim dzienniku "Jutarnji
list".
*Miljenko
Jergović
- ur. 1966 w Sarajewie, poeta, prozaik, eseista, jeden z
najwybitniejszych współczesnych pisarzy chorwackich. W Polsce
ukazało się sześć jego powieści. "Ruta Tannenbaum"
weszła w 2009 r. do finału Literackiej Nagrody Europy Środkowej
"Angelus", a w 2012 Jergović otrzymał tę nagrodę za
powieść "Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki".
Książki Olgi Tokarczuk są dostępne tutaj >>