Harlequin Temptation 021 White Tiffany Spełnione marzenia

Tiffany White



Harlequin Temptation 21



Spełnione Marzenia
























Rozdział 1


Co to za facet?

Jaki znów facet? – zapytała obojętnie Zoe wiedząc, że jej przyjaciółka nadzwyczaj interesuje się płcią przeciwną. Lauren-Claire zauważała wszystkich mężczyzn i Zoe już do tego przywykła. Przyjaźniły się od kilku miesięcy i mieszkały razem w małej mansardzie.

Spotkały się w Muzeum Sztuk Plastycznych, na kursie rysunku, na który Zoe zaczęła chodzić zaraz po przyjeździe do Paryża. Chciała zapomnieć o swoim nieudanym małżeństwie, odnaleźć się i zdecydować, czego naprawdę chce od życia.

Młoda paryżanka, Lauren-Claire, była romantyczką, ale w duszy doświadczonej przez życie Zoe nie pozostała już nawet odrobina romantyzmu.

No tamten... taki tres wspaniały facet. Przyglądał ci się, kiedy wczoraj jeździłaś na wrotkach. Pamiętasz? Mówiłam ci o nim!

Aha... – Zoe podziwiała cudownie malowaną karuzelę i niechętnie oderwała od niej wzrok, spoglądając w tłum.

Masz zbyt bujną wyobraźnię.

Wcale nie. Znów go widziałam! Patrzył na ciebie!

No dobrze, gdzie on jest?

Tam, za tobą – pokazała jej Lauren-Claire. – Zobaczysz go, jak tylko karuzela się obróci.

Ale zanim kolorowy koń, na którym wirowała Zoe, zrobił kolko, mężczyzna zniknął.

Był tam – powiedziała zirytowana Lauren-Claire. – Dlaczego po prostu się nie przedstawi? Nie wygląda na nieśmiałego. Raczej na faceta, który zawsze ma to, czego chce.

Wspaniale. Uwielbiam takich... Neandertalczyk.

Zoe, ja nie żartuję. Wygląda na silnego i chyba niebezpiecznego. Myślę, że powinnaś uważać na siebie.

Będę miała oczy szeroko otwarte. Obiecuję. A teraz daj mi wreszcie spokój z tym tajemniczym mężczyzną i chodźmy coś zjeść. Umieram z głodu.

Okey, ale ja wybieram. – Ciemne oczy Lauren-Claire wciąż wypatrywały kogoś w dumie.

O, nie! – zaprotestowała Zoe. Potrząsnęła głową, a wiatr rozwiał jej długie, złote włosy. – Ja chcę do francuskiej restauracji. Nie mam ochoty na McDonalda.

Dobrze, wobec tego zabieram cię na le hamburgera, le frytki i le koktajl. – Chichocząc radośnie, Lauren-Claire wzięła Zoe pod ramię.

Lauren-Claire była o dziesięć lat młodsza i Zoe traktowała ją jak siostrę. Uwielbiała wszystko, co amerykańskie i zrezygnowana Zoe musiała się w końcu poddać.

Znudzi ci się to jedzenie, zanim jeszcze zdążysz wyjechać na swoje wymarzone wakacje w Stanach – ostrzegła Zoe, kiedy już znalazły się w barze McDonalda na Polach Elizejskich.

Nie ma takiej możliwości – zaśmiała się Lauren-Claire.

Wzięły tace z zamówionym jedzeniem i usiadły. Lauren-Claire znów zaczęła mówić o wakacyjnych planach. Jej zamożni rodzice, właściciele winnicy, wszystkim swoim dzieciom fundowali wakacje w Stanach jako nagrodę po chlubnym zakończeniu studiów.

Obiecałaś mi powiedzieć, gdzie najłatwiej spotkać kowboja – przypomniała.

Nie chce mi się wierzyć, że poważnie myślisz o tych kowbojach.

Oczywiście, że poważnie. Odkąd zobaczyłam pierwszy film z Clintem Eastwoodem, zawsze chciałam mieć swojego kowboja.

Nie wiesz, że tacy rewolwerowcy jak Clint Eastwood nie istnieją? – Zoe nie bardzo wiedziała, czy przyjaciółka mówi serio. – Dziki Zachód to już historia. Poza tym, żaden z tamtych facetów nie był taki, jak pokazują w filmach.

Wcale ci nie wierzę. Uważam, że wszystkie jankeskie kobiety chcą po prostu zatrzymać kowbojów dla siebie – orzekła Lauren-Claire.

Poddaję się – zaśmiała się Zoe.

Coś ci powiem. – Lauren-Claire podkradła przyjaciółce frytkę. – Jeśli mi wyjawisz, gdzie można znaleźć najlepszych kowbojów, to zdradzę ci... – zawiesiła tajemniczo głos – gdzie są najlepsze lody w Paryżu, najlepsze w całej Europie.

Najlepsi kowboje są w Teksasie.

Alors, to nie było trudne.

Teraz powiedz, gdzie są te lody. Wiesz, że mam do nich słabość.

U Berthillona, dokładnie 31, rue Saint Louis-enl'Ile.

Rzeczywiście! To była prawda. Zoe nigdy w życiu nie jadła lepszych lodów. Syte wróciły do swego mieszkanka. Lauren-Claire wyjęła z torby podniszczoną mapę Stanów, zrzuciła z nóg pantofle i wygodnie rozłożyła się z mapą na kanapie.

Wnętrze było skromnie umeblowane, głównie tym, co przestało już być potrzebne w rodzinnym domu Lauren-Claire. Zoe nie przypuszczała, że wydatki związane z pobytem w Paryżu tak szybko pochłoną jej oszczędności. Propozycję Lauren-Claire, żeby zamieszkały razem, przyjęła więc z ulgą.

Słuchaj, ale Teksas wcale nie leży na zachodzie.

Jeśli w poszukiwaniu Clinta Eastwooda pojedziesz na zachód, to skończysz z jakimś kowbojem z Malibu. Kowboje z Malibu, to nie jest to, o co ci chodzi. Zaufaj mi, cherie.

Starszy pan w berecie uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy Zoe wręczyła mu jego portret. Zapłacił i dorzucił pokaźny napiwek, – Ależ miałaś pomysł. Żałuję, że na to nie wpadłam – powiedziała Lauren-Claire.

Pomysł? Ja to po prostu tak widzę. Jeśli chcesz mi pozować, to pokażę ci, jak widzę ciebie.

Mnie?

No. Będzie śmiesznie.

Okey – zgodziła się Lauren-Claire.

Zoe rysowała powoli. Dopracowywała każdy szczegół. Pewną kreską przelewała na papier całą osobowość Lauren-Claire. Przechodnie uśmiechali się patrząc na dzieło Zoe.

Jeszcze nie skończyłaś? – zapytała, wiercąc się niecierpliwie Lauren-Claire. Ona sama była specjalistką od rysowania piesków i kotków. Paryżanie uwielbiają swoje zwierzaki, więc zupełnie nieźle dorabiała sobie do wypłacanego jej przez rodziców stypendium. Zawsze rysowała szybko, bo jej modele nie grzeszyły nadmiarem cierpliwości.

Prawie gotowe. – Zoe z uśmiechem wykańczała portret. Teraz już bez strachu stawała na brukowanych ulicach Montmartre, zarabiając na życie portretowaniem przechodniów. Musiała się do tego przyzwyczajać przez wiele tygodni. Przyjechała do Paryża pod wpływem impulsu, a potem pokochała atmosferę tego miasta, jego krętych uliczek i małych kafejek. W pogodne dni siadywały z Lauren-Claire na schodach Sacre Coeur i patrzyły na ludzi. Właściwie należałoby powiedzieć, że to Lauren-Claire zerkała na mężczyzn.

Okey. Skończone.

Nareszcie. Czułam się jak posąg. Gołębie zastanawiały się już, czy można na mnie siadać. – Lauren-Claire podbiegła do przyjaciółki, żeby obejrzeć swój portret.

Oj, Zoe! Fantastyczne!

Specjalnością Zoe było rysowanie ludzi takimi, jakimi mogliby być w swoim poprzednim wcieleniu. Na jej rysunku Lauren-Claire ubrana była w wydekoltowaną czerwoną suknię z frędzlami. Wyglądała jak tancerka w barze z czasów gorączki złota.

Ale tak naprawdę to ty nie umiesz odczytywać przeszłości, prawda? – zapytała niepewnie Lauren-Claire.

Wydaje mi się, że to twoje wariactwo na punkcie kowbojów musi mieć jakąś przyczynę – odrzekła tajemniczo Zoe.

A ty nie chciałabyś żyć w tamtych czasach?

Nigdy w życiu. Zresztą, ty też byś nie chciała. Nie było wtedy jeszcze McDonalda.

Obie dziewczyny pozbierały swoje przybory do rysowania i ruszyły w stronę stacji metra. Wagon był przepełniony. Lauren-Claire natychmiast zaczęła flirtować z jakimiś trzema studentami. Zoe przyglądała się jej z pobłażliwym uśmiechem. Jeszcze nie tak dawno była taką samą trzpiotką jak Lauren-Claire. Może właśnie dlatego tak bardzo odpowiadało jej towarzystwo tej czarnowłosej Francuzki. Może tu, w Paryżu, wreszcie uda jej się odnaleźć samą siebie i zacząć nowe życie.

Zdecydowała się na Paryż ze względu na jego wyjątkową atmosferę. Chciała spędzać popołudnia w kafejkach na świeżym powietrzu i przyglądać się ludziom. Pływać statkiem po Sekwanie... Zakochała się w tym mieście, chciała nasiąknąć jego atmosferą i uszczknąć nieco energii. Paryż otwierał przed nią niezliczone możliwości. Mogła robić wszystko, na co tylko miała ochotę, nie było przecież męża, który by się jej sprzeciwiał.

Bardzo głupio zrobiła wychodząc za mąż w tak młodym wieku, ale wtedy nikt nie mógł jej powstrzymać. Była taka zakochana, tak bardzo pragnęła rozpocząć dorosłe małżeńskie życie. Mąż był policjantem.

Nie chciał, żeby żona pracowała. Uważał, że kobieta powinna siedzieć w domu. Na początku ten tradycyjny podział ról bardzo jej odpowiadał, ale wkrótce wszystko zaczęło się psuć.

Kiedy spadły jej z nosa różowe okulary, zobaczyła, że znalazła się w pułapce. Nikt jej nie pomógł wydostać się z niej. Gdyby mąż zechciał opowiadać jej o swojej pracy, mogłaby jakoś polubić samotność, jaką muszą znosić żony policjantów. On jednak stanowczo i zdecydowanie odmawiał wszelkich rozmów na ten temat. Chciał ją ochronić przed okrutną rzeczywistością. Miała pozostać czysta i nieskalana, westalka jego domowego ogniska.

Gdy awansował, ich życie małżeńskie pogorszyło się jeszcze. Został detektywem. Praca pochłaniała mu coraz więcej czasu. Prawie przestał bywać w domu. Całymi dniami nie miała od niego żadnej wiadomości. Kiedy wreszcie wracał, zupełnie nie można się było z nim porozumieć. Dawał wykrętne odpowiedzi na wszelkie jej pytania, a czasami w ogóle się do niej nie odzywał. Praca przesłoniła mu cały świat.

Któregoś dnia coś w niej wreszcie pękło. Wróciła z kursu gotowania, jednego z wielu kursów, jakimi próbowała zabić czas, i nagle zdała sobie sprawę, że nie potrafi już dłużej wytrzymać tego nie kończącego się czekania, tego ciągłego życia w zawieszeniu. Musiała się wreszcie sama przed sobą przyznać, że ich dom niewiele różni się od wygodnego hotelu, w którym jej mąż zatrzymuje się, żeby zmienić ubranie, pokochać się i zjeść. Nic już o nim nie wiedziała i on nie wiedział nic o niej. Stali się sobie zupełnie obcy.

Kiedy ostatnim razem próbowała mu powiedzieć, jak bardzo jest nieszczęśliwa w ich rozpadającym się małżeństwie, rozmowa zakończyła się karczemną awanturą. Później on znów milczał. Awantura wybuchła wtedy, kiedy zaczęła mu opowiadać o swoich marzeniach. O tym, jak w czasie jego ciągłych nieobecności wyobraża sobie, że ma wspaniałego kochanka. Ten kochanek zdejmuje ją z piedestału, na którym ustawił ją mąż i traktuje jak namiętną kobietę, bo ona przecież w końcu jest namiętną kobietą.

Niczego nie zrozumiał z tego, co tak rozpaczliwie próbowała mu wytłumaczyć. Nie pojął, że chciała, by ją inaczej traktował. Ubzdurał sobie, że ona potrzebuje innego mężczyzny. A przecież wcale nie o to chodziło. Kochała swojego męża. Ten wyimaginowany kochanek miał jego twarz, jego ciało. Tylko usposobienie miał inne.

Rozmawiał z nią, nie głaskał jej po głowie uspokajając, że nie powinna się przejmować jego niebezpieczną pracą. Nie uważał jej za swoją własność i poświęcał bardzo dużo czasu. Jego czułość wynikała z potrzeby obojga. Ich życie intymne nie miało żadnych granic. Ale były to, niestety, tylko marzenia. Mąż – odważny w pracy – przeraził się jej marzeń. Trwożyła go sama myśl, że ona w ogóle ma jakieś potrzeby.

Wagon szarpnął, zatrzymując się na stacji i Zoe wróciła do rzeczywistości. Lauren-Claire pociągnęła ją za sobą w stronę drzwi.

Zoe – szepnęła Lauren-Claire.

Tak?

To on.

Kto?

No, ten facet, o którym ci mówiłam – zniecierpliwiła się Lauren-Claire. – Widziałaś go?

Zoe przecząco pokręciła głową. Czy to ten, który... ? Na litość boską, niechże teraz Lauren-Claire nie zmusza jej do fantazjowania. W wagonie był tłok, ot i cała tajemnica.

Zobacz! Tam idzie! – Pokazała Lauren-Claire.

Zoe popatrzyła w kierunku wskazanym przez przyjaciółkę, ale zdążyła tylko dostrzec znikające w tłumie szerokie ramiona, skórzaną kurtkę i czarne włosy.

Jesteś pewna? – spytała.

Jestem. Jak myślisz, dlaczego on za tobą łazi?

Nie ekscytuj się. To pewnie jakiś znudzony Francuz zabawia się straszeniem Amerykanki.

Mam nadzieję, że w Stanach jakiś kowboj też zechce mnie tak straszyć – zachichotała Lauren-Claire. – Nie chciałabym się nudzić w czasie wakacji.

Nie ma obawy. – Weszły do ogródka kawiarenki. Zoe odsunęła drewniane krzesło i wygrzebała z torby garść franków. – Zamówię kawę, a ty idź kupić , , Le Figaro".

Może wybierzemy się do kina? – zapytała Lauren-Claire.

Zanim Lauren-Claire wróciła z gazetą, podano kawę. Zoe rozglądała się dyskretnie wokół, ale po tajemniczym mężczyźnie nie było ani śladu. Poczuła się trochę zawiedziona. Jesteś zupełną idiotką, skarciła się, kiedy wstawały od stolika. Przecież nie jest aż tak bardzo samotna. A może? Oczywiście, że tęskni za tym okresem swojego małżeństwa, kiedy wszystko układało się dobrze. Tęskni za tymi krótkimi chwilami szczęścia spędzanymi z mężem. Ale przecież pamięta, że i wtedy był między nimi jakiś dystans. Jej mąż to cudowny, delikatny kochanek, ale traktował ją tak, jakby mogła się w każdej chwili połamać. W końcu zupełnie się od niej odsunął i złamał jej serce. Teraz musi się nauczyć żyć bez niego. Musi się nauczyć żyć dla siebie.

Zoe chciała się uszczypnąć, żeby udowodnić sobie, że to nie sen. Znów znalazła się w szkole gotowania. Tym razem była to słynna „Cordon Bleu" w Paryżu. Niedawno zaczęto tu prowadzić jednodniowe pokazy dla turystów i kiedy tylko Zoe dowiedziała się o tym z gazety, natychmiast zdecydowała, że poświęci całe popołudnie i pójdzie na pokaz. Szef kuchni demonstrował, jak się przyrządza boeuf bourguignon. Wszystko, co mówił, tłumaczono na angielski. Zoe wpatrywała się w umieszczone nad stołem ogromne lustro i uważnie śledziła kolejne czynności mistrza.

Znów to poczuła. Ktoś się jej przyglądał. Poprawiła się na krześle, z trudem przezwyciężając przemożną potrzebę obejrzenia się za siebie. Nie chciała przegapić żadnej czynności szefa kuchni. Chociaż to w końcu nie mą znaczenia, bo i tak już od jakiegoś czasu nie uważa. W końcu nie jest łatwo się skoncentrować, kiedy czuje się czyjeś natrętne spojrzenie. Pomyślała, że to pewnie znów tylko jej wybujała wyobraźnia i skupiła się na demonstrowanej przez kolejnego kucharza la terrine de canard au foie gras. Teraz była już zupełnie pewna, że ktoś się jej przygląda. To na pewno on. Nie! Nie może pozwolić, żeby szalone pomysły Lauren-Claire wpędziły ją w paranoję! To nie jest żaden „on".

Pokaz zbliżał się do końca i Zoe wielkim wysiłkiem woli skupiła się na obserwowaniu kucharza. Podczas degustacji będzie miała dość czasu, żeby przyjrzeć się wszystkim uczestnikom kursu. Kiedy jednak przystąpiono do jedzenia, nie zauważyła nikogo, kto mógłby ją śledzić. Chyba naprawdę zwariowała.

Zupełnie straciła apetyt i zdecydowała, że jednak nie zostanie na degustacji. Wyszła z „Cordon Bleu" i przystanęła, żeby się zastanowić, w którą stronę ma pójść. Nagle poczuła, że ktoś ją łapie za rękę.

Mademoiselle, mademoiselle. – Mały chłopiec podał jej bukiet kwiatów i opakowane w białą bibułkę pudełko. Odwrócił się na pięcie i odszedł.

Poczekaj... Ja... kto... ?

Chłopiec odwrócił się i pokazał palcem stragan z kwiatami.

Ce monsieur.

Koło straganu stała stara kobieta, sprzedająca kwiaty. Chłopiec zniknął w tłumie. Kobieta uśmiechnęła się, kiedy Zoe do niej podeszła.

Madame... qui le bouquet? – zapytała łamaną francuszczyzną.

Kobieta wzruszyła ramionami, dając do zrozumienia, że nie wie.

Merci. – Mimo to Zoe wręczyła jej napiwek Skręciła za róg i wrzuciła bukiet do kosza na śmieci.

Kwiaty budziły przykre wspomnienia. Jej mąż zwykł przynosić kwiaty na przeprosiny, kiedy zbyt długo był poza domem. Miała ochotę wyrzucić także białe pudełko, ale w końcu zdecydowała, że zrobi przyjemność Lauren-Claire i pozwoli jej rozpakować paczkę.

Jadąc do domu metrem zastanawiała się, kim też może być tajemniczy wielbiciel. Przy jej szczęściu adoratorem będzie pewnie ten staruszek w berecie, którego narysowała jako króla Francji. A może to tamten mężczyzna o długich, czarnych włosach i szerokich ramionach, który wychodził wtedy z metra? Rozejrzała się, ale nie dostrzegła nikogo podobnego. Posiadanie tajemniczego wielbiciela pochlebiało jej i nawet trochę podniecało.

Widzisz, miałam rację! – zawołała Lauren-Claire, kiedy Zoe opowiedziała jej o tym wszystkim i pokazała płaskie, ładnie opakowane pudełko.

Co tam jest?

Nie mam pojęcia. Sama sprawdź.

Jak mogłaś nieść to przez całe miasto i nawet nie zajrzeć do środka? A jeśli tam jest bomba? – Zoe wypuściła paczkę z ręki. Pudełko upadło na kanapę. – Żartowałam. Naprawdę mogę otworzyć? – zapytała Lauren-Claire. Wyciągnęła rękę po pakunek, a jej czarne oczy błyszczały z podniecenia.

No pewnie.

Lauren-Claire ostrożnie zsunęła wstążkę, odwinęła szeleszczącą bibułkę i aż gwizdnęła.

Kimkolwiek jest ten facet, ma fantastyczny gust...

Wyjęła z pudełka sweterek z różowego moheru i głośno odczytała etykietkę – Agnes B.

Cieszę się, że ci się podoba. Jest twój.

Nie ma mowy. To twój prezent i musisz go włożyć pierwsza.

Nie włożę go.

Mogłabyś się w to ubrać dziś wieczorem.

Dziś wieczorem?

No. Pamiętasz tych studentów, których wczoraj poznałam w metrze? Obiecałam im, że spotkamy się dzisiaj w „Bus Palladium". Oczywiście, idziesz ze mną. Nienawidzę tam chodzić sama.

Co to takiego , Bus Palladium"?

Taki klub, do którego wszyscy chodzą.

Wiesz, ja chyba jestem trochę za stara na podobne imprezy.

Co ty powiesz, grandmere? Nie masz jeszcze nawet trzydziestu lat.

Przy tobie czuję się, jakbym miała trzydzieści.

Na dyskotece poczujesz się, jakbyś miała dwadzieścia. Proszę, zgódź się. To mój ostatni przed wakacjami wieczór w Paryżu. Musisz ze mną iść.

No dobrze – zgodziła się Zoe czując, że pożałuje tej decyzji. – Ale tego swetra nie włożę.

W „Bus Palladium" był okropny tłok i po godzinie Lauren-Claire wreszcie zrezygnowała z poszukiwania swoich nowych przyjaciół. W pobliżu był inny klub i okazało się, że jest tam dość miejsca, żeby potańczyć.

Nie jesteś zadowolona, że jednak namówiłam cię na ten sweter? Bardzo ci dobrze w różowym – powiedziała Lauren-Claire.

Mam pełno różowych kłaków na spodniach – mruknęła Zoe. – Zupełnie nie wiem, dlaczego daję ci się namawiać na te wszystkie głupstwa. Coś mi się wydaje, że włożenie tego swetra to swoista prowokacja.

Prowokacja? O czym ty mówisz? Przecież to tylko sweter.

No więc dlaczego czuję się w nim jak kukiełka? Jakby miał przymocowane sznurki! Teraz nawet ktoś nimi porusza.

Hej, Lauren-Claire! Dlaczego wyszłyście z „Bus"? Widzieliśmy was. – Podszedł do nich chudy Irlandczyk z dwoma swoimi kolegami. Zoe pamiętała ich z metra.

W tej samej chwili z głośników popłynęła latynoska muzyka.

O! Uwielbiam ten taniec – ucieszył się Irlandczyk.

Chodź, musimy to zatańczyć, cherie – wziął Lauren-Claire za rękę i weszli na parkiet – Zatańczysz? – zapytał jeden z jego przyjaciół, ale Zoe szybko pokręciła głową. Jeszcze by ją zamknęli za demoralizowanie młodzieży.

Naprawdę nie umiem tego tańczyć – Osłodziła uśmiechem swoją odmowę.

Mogę panią nauczyć, mademoiselle. – Usłyszała nad uchem czyjś szept. – Oczywiście, jeśli wybaczę pani paskudne potraktowanie moich kwiatów.

Była zupełnie pewna, że kiedy tylko się odwróci, zjawa zniknie. Mimo to odwróciła się i aż zaparło jej dech w piersi, kiedy zobaczyła spadające na ramiona czarne włosy.

To ty mnie śledziłeś!

Milczał. Stał przed nią ubrany w dżinsy i bawełniany podkoszulek. Na nogach miał kowbojskie buty.

Włożyłaś jednak ten sweter – powiedział.

To był błąd. – Odkręciła się do niego plecami.

Ja tak nie uważam. Bardzo pięknie w nim wyglądasz – powiedział cicho. Poczuła na szyi jego ciepły oddech.

Wracaj, skąd przyszedłeś.

Zatańcz ze mną. – To nie była prośba.

Dwaj studenci zupełnie nie zwracali uwagi na ich rozmowę. Gapili się na krótkie spódniczki i elegancką bieliznę kobiet widoczną podczas szalonej lambady.

Nie chcę z tobą tańczyć.

Mam zrobić awanturę? – zapytał cicho.

Nie, tego nie chciała Za nic nie zepsułaby Lauren-Claire jej ostatniego wieczoru przed wyjazdem na wakacje. Pozwoliła się zaprowadzić na parkiet. Objął ją mocno.

Rozstaw szeroko nogi – polecił i objął ją w talii.

Chyba żartujesz!

Wcale nie; – Patrzył na nią wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu, więc zrobiła, co kazał. Bogu dzięki, że zamiast krótkiej spódniczki, która od przyjazdu do Paryża stała się jej codziennym ubraniem, włożyła spodnie.

Pomyślała, że już nic gorszego nie może się zdarzyć i w tym właśnie momencie zdarzyło się.

Teraz obejmij nogami moje udo – powiedział, gdy zaczęli tańczyć ten południowoamerykański taniec, gorący jak roztopiona stal. Zoe rozejrzała się wokoło i zobaczyła, że to, co kazał jej zrobić, naprawdę było właściwą pozycją w tym tańcu. Poniewczasie zrozumiała, że nie powinna była wkładać tego swetra ani dać się namówić na dyskotekę. A nade wszystko za nic nie powinna była zbliżać się do parkietu.

Z początku zupełnie nie wiedziała, jak ma się zachować, ale po chwili taniec ją porwał. Była podniecona i wiedziała, że on również. Tańczyli bardzo blisko siebie, ich biodra dotykały się.

Melodia wydawała się nie mieć końca. Zdawało jej się, że tańczą bardzo długo. Zaczął kołysać się w rytm melodii i tulić jej ciało, które, jak zdrajca, chciało coraz więcej pieszczot. Gorący rytm podsycał pulsujący w jej żyłach ogień. Jest już przecież za stara na takie harce. Zaraz umrze na atak serca. A potem umrze jeszcze raz, ze wstydu, kiedy w nekrologu napiszą, dlaczego umarła. Poddała się rytmowi i tańczącemu z nią mężczyźnie, temu właśnie, który ciągnie przymocowane do jej swetra sznurki.

W miarę jak zatapiała się w tańcu, zakłopotanie zniknęło, a wszystkie zahamowania ustąpiły. Pozwoliła sobie na to, po co przyjechała do Paryża. Żyła pełnią życia.

Mhm...

Zoe popatrzyła w rozbawione niebieskie oczy.

Taniec się skończył, mademoiselle.

Och! – Poczuła, jak oblewają rumieniec.

Chcesz, żebym sobie teraz poszedł, cherie? – zapytał poufale i spojrzał na nią domyślnie.

Tak – wykrztusiła. Odwróciła się i odeszła.







Rozdział 2


No, wreszcie się obudziłaś – westchnęła Lauren-Claire. Od rana robiła zakupy i teraz dopiero wróciła do domu. – Już południe.

Odprowadzę cię na lotnisko – powiedziała Zoe ziewając.

Fantastycznie. Zobacz, co sobie kupiłam u G. Rodsona.

G. Rodson?

To sklep na rue de Chartres. Mają tam les beaux vetements... takie różne rzeczy, które w latach czterdziestych, pięćdziesiątych i sześćdziesiątych nosili w filmach aktorzy z Hollywood. – Pokazała marynarkę. – Czy to nie wspaniałe? Należała do Gary Coopera.

Nie sądzę, żeby zrobiła wielkie wrażenie na kowbojach – zauważyła Zoe, patrząc z powątpiewaniem na marynarkę.

Więc w co się powinnam ubrać?

Masz coś w kratkę?

Żartujesz ze mnie, prawda? – zapytała niepewnie Lauren-Claire.

Pewnie, że żartuję. To, co masz na sobie, jest w sam raz. A poza tym, z takimi oczami zupełnie nie musisz się martwić. Nie zdziwię się, jeśli będziesz je musiała zgłosić celnikom jako śmiercionośną broń.

Zoe!

Kowboje w Ameryce nie mają żadnych szans – śmiała się Zoe. – Tymi twoimi oczami i francuskim akcentem złapiesz na lasso, zwiążesz i nakarmisz z ręki całe stada kowbojów. Chodź, jedziemy na lotnisko.

Najpierw zamknijmy moją walizkę. Biorę tylko jedną. Zapakowałam wyłącznie czarne rzeczy.

Nie wyłącznie, pomyślała Zoe i uśmiechnęła się do siebie. Kiedy Lauren-Claire wyszła po zakupy, Zoe owinęła w bibułkę sweterek z różowego moheru i wsunęła go przyjaciółce do walizki.

Gdy znalazły się na lotnisku, Lauren-Claire poruszyła temat, którego Zoe chciała uniknąć.

W końcu poznałaś wczoraj tego swojego tajemniczego wielbiciela? – zapytała Lauren-Claire. – Widziałam, jak tańczyliście.

Nie chcę o tym rozmawiać.

Dobrze, dobrze. Ale musisz przyznać, że miałam rację. Jest tres cudowny, prawda?

Tak, tres – mruknęła Zoe. Poproszono pasażerów do wyjścia.

Byłabym zapomniała. – Lauren-Claire zaczęła gwałtownie szukać czegoś w portfelu. – Kupiłam ci coś, ale musisz sama odebrać. Tu masz adres butiku i kwit.

Lauren-Claire, naprawdę nie powinnaś... – zaprotestowała Zoe.

Nonsens. Chciałam. Pożegnaj się ze mną i życz mi wesołych wakacji. Jak wrócę, pojedziemy do moich rodziców. Strasznie chcą cię poznać.

Pożegnały się ocierając zwilgotniałe nagle oczy. Zoe pomyślała, że najbliższe dwa tygodnie będą bardzo smutne bez Lauren-Claire.

Uważaj lepiej, żeby rodzice nie dostali zawału, kiedy im przedstawisz jakiegoś Billy Joe, jako kandydata na zięcia.

A kto mówi o małżeństwie? – odparła Lauren-Claire. Podała stewardesie paszport, pomachała przyjaciółce ręką i zniknęła.

Zoe sprawdziła adres na kwicie od Lauren-Claire i porównała go z adresem na budynku, obok którego właśnie przechodziła. Ten butik powinien być dwa domy dalej.

Na ulicach było pełno ludzi, ale nie zauważyła między mmi mężczyzny w skórzanej kurtce. Mimo to wciąż się rozglądała. Wczoraj wieczorem była zaszokowana. Jeśli jednak ma być szczera, musi przyznać, że w cichości ducha podobało jej się, że ją śledził. W niczym nie przypominał męża, którego zostawiła w domu.

O, jest. Numer osiem. Zoe zatrzymała się przed małym butikiem. Wyjęła z torebki puderniczkę i szybko przejechała po wargach jasnoczerwoną szminką Chanel. Nie można być w Paryżu i nie mieć nic od Chanel. Ją stać było jedynie na szminkę.

Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lusterku. Czerwień Chanel dodała jej trochę odwagi przed wejściem do eleganckiego butiku tej samej firmy.

Wzięła głęboki oddech i pchnęła drzwi. Ściany sklepu pomalowano na ciemnozielony kolor. Kanapy i głębokie fotele obito brązowym pluszem. Na jednej ze ścian wisiał nowoczesny gobelin. Wciąż jednak nie mogła się zorientować, co tu sprzedają. Przełknęła ślinę. Wcale nie czuje się onieśmielona!

Czym mogę służyć, madame! – zapytała z szacunkiem sprzedawczyni w podeszłym wieku.

Dlaczego mam wrażenie, jakby ona uważała, że pomyliłam adres? – pomyślała Zoe.

Proszę. – Wręczyła jej kwit, który dostała od Lauren-Claire.

Oui... sprawdzę. Proszę chwilę poczekać. – Wróciła niosąc małą paczuszkę. – Proszę za mną, madame – powiedziała, wręczając Zoe paczuszkę i wskazując przestronną przymierzalnię.

Wybrano to specjalnie dla pani, ale na pani życzenie możemy go wymienić na inny.

Dziękuję. – Zoe wzięła paczuszkę i weszła do przymierzami.

Przymierzalnię umeblowano tak samo oszczędnie, jak cały butik. W kącie stał trzcinowy fotel, a obok niego, na małym stoliku w srebrzystym wazonie umieszczono bukiet wspaniałych fioletowych irysów. Zoe przejrzała się w lustrze, które zajmowało całą ścianę. Jej odbicie nie bardzo pasowało do eleganckiego wnętrza, ale i tak podobała się sobie. Ubrana była w sukienkę z wzorzystego jedwabiu i dżinsowy żakiet z podwiniętymi rękawami. Na nogach miała krótkie białe skarpetki i białe sandałki na płaskim obcasie.

Znów pojawiło się znajome uczucie – ktoś na nią patrzy. Odwróciła się w stronę drzwi i zobaczyła sprzedawczynię z filiżanką na małej tacce.

Excuzez, madame. Może ma pani ochotę na filiżankę kawy? – Postawiła tacę na stoliku. – Zajrzę do pani później, madame – powiedziała wychodząc.

Z głośników sączył się jazz i Zoe podświadomie zaczęła się poruszać w rytm muzyki. Otworzyła paczuszkę z niespodzianką od Lauren-Claire. Uśmiechnęła się i potrząsnęła głową. Lauren-Claire jest niepoprawna, pomyślała, oglądając gorset z czerwonej skóry nabijanej złotymi ćwiekami, hit sezonu, noszony zamiast bluzki. W „Bus Palladium" widziała wiele kobiet w takich gorsetach i w tym drugim klubie też... Nie, nie może nosić czegoś takiego. Na pewno nie na ulicy. A może jednak? Spojrzała w lustro i zobaczyła samą siebie poruszającą się w takt gorącego rytmu. Zdecydowała się przynajmniej przymierzyć ten gorset.

Rzuciła go na fotel i zaczęła flirtować z własnym odbiciem w lustrze. Rozbierała się tak, jakby robiła to dla kochanka. Wyobraziła sobie, że on patrzy, jak zrzuca z siebie dżinsowy żakiet. Uśmiechnęła się uwodzicielsko do lustra i zaczęła powoli rozpinać sukienkę. Sukienka zsunęła się na podłogę, a Zoe wyobraziła sobie wpatrzone w nią błękitne oczy.

Podniosła ręce do góry i przesunęła nimi po okrągłościach swego ciała. Zsunęła stanik i sięgnęła po czerwony gorset. Marząco przymknęła oczy i jak w transie podeszła do lustrzanej ściany. Jej ruchami rządził teraz gorący jazz. Dotknęła biustem chłodnej powierzchni lustra. Oddychała szybko. Owinęła gorset wokół siebie tyłem do przodu, zaciągnęła suwak, przekręciła czerwone cudo prawidłowo i umieściła piersi w miseczkach. Sięgnęła ręką na plecy, próbując dopiąć suwak. Zaciął się. Pociągnęła mocniej – bez skutku.

Może pomóc?

Zoe podskoczyła. Odwróciła się i zobaczyła opartego o framugę drzwi mężczyznę. To był on.

Oszalałeś? Długo tak stoisz?

Stał przy drzwiach i delikatnie pieścił spojrzeniem jej ciało.

Nie możesz... Musisz wyjść – wyjąkała zdenerwowana Zoe. – Szybko, zanim ktoś cię zobaczy. Co ty sobie myślisz?

Naprawdę nie wiesz, co myślę? – W jego oczach błyszczało pożądanie. – A może mam ci pokazać?

Nie! – Zoe cofnęła się. – Wyjdź natychmiast!

Nie martw się, cherie – podszedł do niej. – Wszystko w porządku. Powiedziałem sprzedawczyni, że jestem twoim mężem.

Nie zrobiłeś tego!

Oczywiście, że zrobiłem. Może dasz się namówić na okazanie mi odrobiny małżeńskiej czułości? Chociaż wcale nie wyglądasz w tym jak żona. Bardzo podniecające ubranko.

Patrzyła na niego trochę przestraszona.

Chodź, cherie – szepnął – przytul swoje słodkie ciałko do mnie zamiast do tego zimnego lustra. Jestem cieplejszy.

Pokręciła głową, chociaż dobrze wiedziała, że sama też ma na to ochotę. Objął ją i przesunął na środek pokoju, a potem odwrócił twarzą do lustra.

Popatrz, jak ślicznie wyglądamy razem – powiedział.

Stał za nią, a jego palce wsunęły się pod wycięcie majteczek. Jęknęła cicho próbując ugasić płonące w niej pożądanie. Oddychała szybko. Położył dłoń na jej biodrze i przyciągnął Zoe do siebie. Była zupełnie bezwolna, jak zahipnotyzowana czekała na jego następne polecenie.

Odwróć się.

Stanęła twarzą do niego. Włożył dłoń do nabijanego złotymi ćwiekami gorsetu i ścisnął jej pierś, drażniąc palcem sutkę. Zbliżył wargi do jej ust i po chwili jego język pogrążył się w jej suchych ustach. Lewą ręką pieścił jej długie, złote włosy, a prawa wysunęła się z gorsetu i zsunęła niżej, na pośladek. Pieścił jej udo, podniósł nogę i położył ją sobie na biodrze. Przycisnął się do niej, dopasowując dowód swego pożądania do rozchylenia między jej udami.

Poczuła, ze podnosi głowę, żeby spojrzeć w lustro na odbicie ich splątanych ciał.

Jak nam idzie? – zawołała wesoło sprzedawczyni.

Zoe odskoczyła od niego gwałtownie.

A wiesz, twoja szminka doskonale do tego pasuje... jeśli jeszcze została ci na wargach... – powiedział cicho.

Odwrócił się i wyszedł z przymierzalni. Usłyszała, jak mówi do sprzedawczyni:

Wspaniale leży.


Rozdział 3


Zoe siedziała w bistro, które poleciła jej Lauren-Claire i rozglądała się wokół, jak człowiek, który wie, że jest śledzony. Zupełnie nie wiedziała, co myśleć o tej dziwnej sytuacji. Czy naprawdę tak bardzo pociąga ją niebezpieczny romans z własną wyobraźnią i czy powinna pozwolić na to, aby jej odważne marzenia zamieniły się w rzeczywistość? A może wystarczy nacieszyć się samą możliwością ich spełnienia? Czy to jej marzenia przywiodły do niej tego mężczyznę? A może on wyczuł, o czym ona śni, i postanowił te fantazje zrealizować? Dlaczego w ogóle przychodzą jej do głowy takie ryzykowne myśli? On jest bardzo seksowny, pociąga ją, właściwie jest ucieleśnioną pokusą. Jest dokładnie tym czego jej potrzeba.

Prawie nie spała tej nocy, a kiedy wreszcie zasnęła, jej sny napełniły się mrocznymi, erotycznymi wizjami. Ujawniły się niespełnione tęsknoty, którym nie dawała dojść do głosu przez całe swoje małżeńskie życie.

Kelner postawił przed nią drinka.

Za chwilę przyjmę od pani zamówienie – obiecał I odszedł do sąsiedniego stolika.

Zoe pociągnęła łyk i pozwoliła, żeby orzeźwiający płyn ochłodził ją nieco. Czy to Paryż uwolnił ją od tamtych zahamowań? A może to on, ten obcy mężczyzna? W każdym jego dotknięciu, w każdym spojrzeniu wyczuwała namiętność, jaka ją samą wypełniała po brzegi.

Miała na sobie czarne rajstopy, krótką czarną spódniczkę i prezent od Lauren-Claire. Na to wszystko narzuciła żakiet. Usta pomalowała szminką Chanel.

Miał rację – doskonale pasuje do gorsetu. Gdyby nie włosy, wyglądałaby zupełnie jak Francuzka. Miała gęste, długie włosy koloru złota i to odróżniało ją od innych kobiet w bistro.

Zastanawiała się, gdzie też on teraz jest? A może to już koniec całego flirtu?

Mademoiselle, ten dżentelmen ma na imię Grey... – Niespodziewanie usłyszała nad uchem głos kelnera.

Nie zawracaj sobie głowy prezentacją, Andre. Ta pani wie, że nie jestem dżentelmenem – przerwał mu pewny siebie głos. Zoe popatrzyła na aroganckiego mężczyznę. To znów on. Szczupły i zwinny, jak zapaśnik z przygotowaniem baletowym. Jego ubiór odzwierciedlał tę samą rozbieżność. Miał na sobie nowiutką lotniczą kurtkę i stare, złachane dżinsy porozdzierane w najbardziej skandalicznych miejscach.

Jednak zdecydowałaś się to włożyć, ale dla bezpieczeństwa z żakietem – stwierdził, siadając naprzeciwko niej przy stoliku.

Próbowała nie zwracać na niego uwagi i ostentacyjnie rozejrzała się po zatłoczonym bistro. Spodziewała się go, ale zjawił się tak nagle. I nawet nie zapytał, czy może się przysiąść, tak, jakby byli tu umówieni. Strach, złość, podniecenie i poczucie zagrożenia mieszały się w jej głowie.

Pomyślałem, że moglibyśmy zjeść razem obiad – powiedział, patrząc na nią zmrużonymi oczami.

Przyglądała mu się przez chwilę, potem gwałtownie odwróciła głowę w stronę wejścia, jakby na kogoś czekała.

Wiem, że nikt nie przyjdzie. Twoja przyjaciółka wyjechała i... nie będzie też żadnego mężczyzny.

Czego chcesz ode mnie? – zapytała, nie mogąc znieść intensywnego spojrzenia jego płonących, błękitnych oczu.

Pragnę tego samego, co ty – odrzekł, a dźwięk jego głosu sprawił, że ciarki przebiegły jej po plecach. Położył swoją silną dłoń na jej delikatnej rączce.

Jesteśmy sobie zupełnie obcy – zaprotestowała i zabrała dłoń. – Nie masz zielonego pojęcia o tym, czego ja chcę.

Próbował to ukryć, ale zauważyła, że nie jest zadowolony z jej oporu. Naprawdę chce ją mieć, wyczytała to z jego oczu. Może zwolni tempo zbliżania się do pełnej zażyłości i spokojnie zje z nią obiad, ale potem zażąda, żeby z nim poszła. Czy będzie tego chciała, czy nie.

Pieczony kurczak, befsztyk i frytki to chyba niezły obiad – zaproponował.

Przywołał kelnera i złożył zamówienie. Wskazał oczami jej sok pomarańczowy.

Chcesz jeszcze? – zapytał.

Przecząco pokręciła głową.

Ja poproszę jedno piwo.

Kelner skinął głową i odszedł. Teraz Grey mógł bez przeszkód zająć się Zoe.

Dlaczego właśnie Paryż? – Zapalił gitane'a, a ona z zachwytem spojrzała na jego usta.

Wolałabym, żebyś nie palił.

Ja też – zgodził się i zgasił papierosa o podeszwę buta.

Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – przypomniał. Wzruszyła ramionami. Przyglądał jej się przez chwilę.

Pewnie chciałaś uchwycić blade światło słoneczne, czerwień dachów i błękit paryskiego nieba. Masz takie artystyczne wyczucie koloru...

Nie odpowiedziała. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Zagubiła się w błękicie jego oczu.

Nie? Więc może przyjechałaś do Paryża zobaczyć jeźdźców z Cadre noir, po raz pierwszy od trzech wieków występujących publicznie w czarnych mundurach i trójgraniastych kapeluszach...

Wciąż milczała. Pomyślała, że najwyraźniej zrezygnował ze zwolnienia tempa, bo ponownie sięgnął po jej dłoń. Podniósł ją do ust i delikatnie przygryzł skórę białymi zębami.

Już wiem! Przyjechałaś do Paryża, żeby zanurzyć się w jego obezwładniającej zmysłowości, To była jawna prowokacja. Wytworzył się między nimi jakiś zwierzęcy magnetyzm, a ich ciała porozumiewały się bez słów.

Mam rację, prawda? – Obrócił jej dłoń i pieścił językiem wnętrze.

Wstrzymała oddech.

Powiedz mi... – jego głos był przymilny, a gorący oddech parzył skórę dłoni – powiedz mi, czego naprawdę pragniesz?

Z trudem przełknęła ślinę. Spuściła oczy i zobaczyła dzielący ich stolik. Erotyczny czar prysnął.

Pragnę, żebyś mnie zostawił w spokoju. – Kiedy spojrzała na niego, była już zupełnie opanowana.

Kłamiesz. Jeśli nie mnie, to siebie okłamujesz. Męża też oszukiwałaś? – Nie przestawał pieścić jej dłoni.

Ja... Ja nie mam męża. Odeszłam od niego.

Dlaczego?

Bo mnie nie kochał – odpowiedziała, unikając jego wzroku.

To jakiś straszny głupiec. – Puścił jej dłoń i wziął Zoe pod brodę, tak że musiała na niego spojrzeć.

Zakochał się w swojej pracy.

Ja nie popełnię tego błędu – zapewnił i zabrzmiało to jak przysięga. Jego gorące dotknięcie paliło skórę. – Nie mów mi tylko, że o mnie nie myślałaś. Że nie myślisz, jaki będę, jeśli naprawdę zechcę cię uwieść, jeśli stracę panowanie... jeśli się w tobie zatracę. Boisz się, że jestem zdolny do wszystkiego. Obcy ludzie nie muszą mieć przed sobą tajemnic. Przecież widzę w twoich oczach, że jesteś podniecona. Drżysz z pożądania i to ja doprowadzam cię do takiego stanu.

Przecież nie wiesz...

Mogę się do ciebie dopasować, podążyć za tobą wszędzie, dokąd tylko zaprowadzi cię pożądanie.

Zoe podniosła szklankę i postawiła ją z powrotem na stoliku. Sama nie wiedziała, czego właściwie chce, a on, nie spuszczając z niej oczu, powoli i znacząco pieścił jej dłoń. Zacisnęła uda. Oddychała z trudem – O czym teraz myślisz? – zapytał.

A o czym ty myślisz?

Mam powiedzieć prawdę? – Uśmiechnął się samymi kącikami ust.

Oczywiście.

Zastanawiałem się, jak czułby się ten twój seksowny gorsecik, gdyby go przycisnąć do mojej nagiej piersi.

No wiesz!

Nigdy nie miewasz podobnych myśli? Nawet przelotnych?

Ja... Ja... Może – przyznała się wreszcie.

Opowiedz mi o tym.

Nie... Nie mogę...

Jeśli się wstydzisz, to zamknij oczy – zaproponował. – A może wolisz, żebym ja zamknął oczy?

Ty – zdecydowała, rozglądając się po zatłoczonym bistro. Nikt nie zwracał na nich najmniejszej uwagi.

Słucham.

Nie mogę sobie teraz nic przypomnieć – powiedziała w końcu.

Kpisz sobie ze mnie. – Otworzył oczy i głośno się roześmiał.

Wcale nie. Po prostu w tej chwili nie mogę sobie nic przypomnieć.

A może ci pomóc? Zastanówmy się, jakie to kosmate myśli mogą ci chodzić po głowie? – Udawał, że szuka w pamięci.

Już wiem! – Strzelił palcami. – Tańczyłaś wczoraj w tej przymierzalni. Chyba rozbierałaś się przed jakąś publicznością. Mam rację?

Przed jednym widzem. – Zoe oblała się rumieńcem – Tylko jednym, naprawdę?

Wyobrażałam sobie, że rozbieram się dla mężczyzny. – Spuściła głowę.

Dla kogo?

Dla ciebie – przyznała.

No, wobec tego decyzja nie będzie trudna.

Jaka decyzja? – Odrzuciła włosy do tyłu i zaczęła bawić się nerwowo złotym kolczykiem w uchu.

Chcę, żebyś została moją kochanką.

Twoją kochanką? – Otworzyła usta ze zdziwienia. – Chyba żartujesz?

Wcale nie żartuję.

Ale...

Czego się boisz?

Nie mogła uwierzyć, że ją o to prosi, że w ogóle rozważał taką możliwość. Jego pewność siebie doprowadzała ją do szału i zupełnie pozbawiała pewności siebie.

Czy miałeś... wiele... no wiesz?

Nie.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.

Jesteś jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek chciałem zatrzymać.

A ty jesteś wariat. Skąd ci przyszedł do głowy ten pomysł? Przecież nigdy się na to nie zgodzę.

Zastanów się. Mogę ci dać coś, czego nie da ci żaden inny mężczyzna. – Bębnił długimi palcami w blat stołu i obserwował, jak Zoe próbuje poradzić sobie z sytuacją. Jak nie chce dać poznać po sobie, że zafascynowała ją sama myśl o zostaniu jego kochanką.

Zamknęła oczy i próbowała uspokoić gwałtownie bijące serce. Może tak naprawdę wcale nie jest ciekawa, kim jest i czego chce od życia? Może tylko bawiła się układanką, której już nigdy nie da się złożyć z powrotem, jeśli się ją raz rozłoży i dokładnie obejrzy? A może właśnie znalazła brakujące kawałki? Atmosfera przy stoliku stała się aż gęsta od erotycznych myśli ich obojga.

Zastanów się nad tym – kusił – pomyśl, jak to będzie, kiedy zaczniemy odnajdywać nasze ukryte ja, przekraczać wszystkie granice i odkrywać najciemniejsze, najgłębiej schowane tajemnice. – W jego prośbie słychać było siłę i niecierpliwe pożądanie. – Muszę mieć... Bardzo cię chcę. Do szaleństwa.

Kelner przyniósł zamówiony przez nich obiad, ustawił talerze na stole i odszedł.

Grey wciąż patrzył na nią. i czekał. Na jego twarzy widziała głód, fizyczny głód, który nie miał nic wspólnego z podanym właśnie obiadem.

Zoe rozejrzała się po sali. Jakaś kobieta w białej sukience i żakiecie koloru kości słoniowej czytała najnowszy bestseller o Coco Chanel. Jednocześnie karmiła siedzącego na jej kolanach pieska smacznymi kąskami ze swego talerza. Zoe wróciła myślą do propozycji Greya. Oczywiście, odmówi mu! A może powinna się zgodzić? Przyglądała się, jak jego zgrabne dłonie podnoszą do ust kawałek chrupiącego kurczaka. Miał bardzo zmysłowe wargi. Przełknęła ślinę. On też. Byli skrępowani swoim milczeniem, jak pojawieniem się nieproszonego gościa w porze obiadowej.

Jadł udając, że nie zauważa wpatrzonych oczu Zoe. Ostre światło odbijało się w jej bardzo czerwonych wargach. Pomyślał, że może to sygnał ostrzegawczy.

Zjadła tyle, ile w tej nabrzmiałej erotyzmem atmosferze udało jej się przełknąć. Odłożyła widelec.

Czy to, co proponujesz, nie jest przypadkiem bardzo rozwiązłe? – zapytała, wytarłszy usta papierową serwetką.

Może w Stanach, ale nie we Francji – odrzekł, odsuwając talerz.

Masz rację. Jestem taka amerykańska. – Pochyliła głowę i uśmiechnęła się.

A więc – sięgnął po szklankę z piwem i popatrzył na Zoe pytająco – widzę, że się zastanawiasz.

Nie. Chodzi mi o samą ideę. Zawsze sądziłam, że to starszy mężczyzna bierze sobie dużo młodszą od siebie kochankę. My w końcu jesteśmy prawie w tym samym wieku.

Więc co z tego? – Wzruszył ramionami.

W tradycyjnym układzie kobieta zwykłe sprzedaje swoją młodość za pieniądze i pozycję mężczyzny.

Masz oczywiście rację – powiedział. – Nasz układ będzie trochę inny, chociaż w jednej kwestii pozostanie tradycyjny.

Nie rozumiem.

To, że jesteśmy równolatkami, nie zmienia faktu, że będziesz mi się musiała całkowicie podporządkować.

Podporządkować?

Skinął głową.

Ale dlaczego?

Dla twojej i mojej przyjemności.

Chyba sam w to nie wierzysz. A jeśli nie mam ochoty dostarczać przyjemności mężczyźnie? – zapytała, szarpiąc wściekle serwetkę. – Jeśli taka rola mi nie odpowiada?

Mylisz mnie z mężczyzną, którego zostawiłaś, bo cię zaniedbywał. – Ujął jej dłoń. – Powiedziałem już, że ja tego błędu nie popełnię. Tak długo, jak długo będziesz moją kochanką, twoje życzenia także będą spełnione. Przeze mnie. Ja już dopilnuję, żebyś była naprawdę zadowolona.

Tak długo, jak będę twoją kochanką – powtórzyła. – To znaczy, jak długo?

Nie wiem. Zobaczymy. – Wyciągnął nogę tak, że dotknęła jej łydki. Butem trafił w coś, co leżało na podłodze obok jej torebki. Schylił się i podniósł aparat fotograficzny.

Niezły. – Przyłożył go do oka i popatrzył na nią przez obiektyw. – Niezły widok. Nie chciałabyś mi pozować? Na pierwszych zdjęciach mogłabyś być zupełnie ubrana, tak jak teraz – zaproponował.

Odłóż to, proszę – Zoe zaczerwieniła się zawstydzona. Irytowało ją, że nie może się zorientować, kiedy Grey mówi poważnie, a kiedy sobie z niej żartuje. A może wszystkie te głupstwa mówi poważnie? Tego by tylko brakowało! Nie, to raczej żarty.

Zrobił jej zdjęcie i odłożył aparat.

Porozmawiajmy o podporządkowaniu. To zasadniczy warunek naszej umowy – powiedział.

Nie mamy żadnej umowy – przypomniała mu z uśmiechem.

A, rzeczywiście! – Było w nim mnóstwo męskiej arogancji i jeszcze więcej chłopięcego wdzięku. – Zdejm żakiet! Zrobię ci zdjęcie. Twój gorsecik bardzo mnie podnieca...

To ty zdejmij kurtkę i ja ci zrobię zdjęcie – odparowała.

To nowy aparat – zmienił temat. – Kupiłaś go, żeby sobie zrobić trochę pamiątkowych zdjęć z Paryża? A może chcesz zacząć karierę fotografa?

Sama nie wiem – uśmiechnęła się słabo. – Pewnie chciałabym fotografować. Szkoda, że nie przyjechałam tu kilka miesięcy wcześniej. W Galerie Montaigne była wystawa prac Mana Raya. Bardzo żałuję, że nie mogłam jej zobaczyć.

Zjawił się kelner. Zabrał talerze i zapytał, czy życzą sobie jakiś deser.

Poprosimy tarte du jour.

Która godzina? – zainteresowała się nagle Zoe.

Bistro zamykają dopiero o północy. Mamy mnóstwo czasu.

Ale ja...

Pozwól...

Jej milczenie potraktował jak przyzwolenie i zamówił tarte du jour dla obojga.

Chwilę później kelner przyniósł ciasto, postawił talerzyki na stole i dyskretnie zniknął.

Oboje mamy słabość do słodyczy – powiedział, świdrując ją na wylot błękitnymi oczami. – Ciekawe, jakie inne słabości mamy wspólne.

Nie zgodziłam się zostać twoją kochanką – oburzyła się i zabrała do ciasta.

Czyżby?

Nie. I nie wiem, dlaczego w ogóle o tym z tobą rozmawiam. Chyba Paryż tak działa.

Tchórz.

Wcale nie.

W tej samej chwili zdała sobie sprawę, że bardzo dobrze się bawi. Samo zastanawianie się nad tym, czy on tylko żartuje, czy też naprawdę mu na niej zależy, jest bardzo... podniecające. Zachowuje się jak szalony: śledzi ją, uwodzi, prawi komplementy. W końcu dopiął swego. Może jeszcze chwilę będzie się broniła, ale i tak doskonale wie, czym się to skończy. Pójdzie z nim, bo jeśli tego nie zrobi, to nigdy nie potrafi sobie wybaczyć tej decyzji. Musi dać mu szansę. I sobie też.

Wprawdzie bardzo to ryzykowne, ale w końcu takie jest życie.

Chcesz wiedzieć, co ja myślę? – zapytał, jakby śledził tok jej rozumowania. Wpatrywał się w nią przenikliwie. – Myślę, że chcesz tego. I to nawet bardzo. Jesteś wyraźnie podenerwowana i... trochę podniecona.

Wypraszam sobie.

Och, daj spokój. Rozluźnij się. Czy może boisz się sprawdzić, gdzie leżą granice twojej wolności? O to chodzi? – ciągnął, nie dając jej szansy na jakąkolwiek wykrętną odpowiedź. – Zostań moją kochanką przez tydzień. Jeśli później zechcesz zakończyć naszą znajomość, twoja wola.

Patrzyła na niego, próbując przezwyciężyć pokusę. Plątał jej się po głowie fragment jakiejś piosenki o tym, że diabeł ma niebieskie oczy i niebieskie dżinsy.

Zgoda – powiedziała.

Lekko skinął głową, jakby chwalił jej decyzję.

No widzisz? Wcale nie bolało. – Ujął jej dłoń i podniósł do ust. Potem przywołał kelnera.

Zapłacił rachunek i wyprowadził ją w chłodną, paryską noc. Najbardziej lubił nocny Paryż, jego światła, architekturę, nastrój... Wziął Zoe za rękę. Skręcili w boczną uliczkę i zatrzymali się przed lśniącym, czarnym porsche, rozpłaszczonym, jak zaczajony na muchę pająk. Kiedy otwierał drzwi, zwrócił jej uwagę jakiś błysk. Księżyc odbijał się w zawieszonych na wewnętrznym lusterku srebrnych kajdankach.





























Rozdział 4


Zoe wsiadła do samochodu Greya. Miękka skóra fotela zmysłowo pieściła jej nogi. Rozejrzała się po niemal czarnym wnętrzu sportowego samochodu. Chciała zapiąć pas bezpieczeństwa, ale nigdzie go nie było. Grey siedział rozluźniony w wygodnej kabinie samochodu. Jego ręce pewnie trzymały obciągniętą skórą kierownicę.

Czego szukasz? – zapytał, zauważywszy jej niepokój.

Pasów. Ten samochód sam zaprasza do jazdy na złamanie karku.

Ma poduszki powietrzne – wytłumaczył spokojnie, ruszając z miejsca. – Po jednej dla każdego.

Mijali wysadzane kasztanami bulwary Paryża, kafejki, butiki, muzea i kina. Zobaczyła wieńczące katedrę Notre Dame chimery i pomyślała, że mają coś wspólnego z siedzącym obok niej mężczyzną. Jest przystojny. Musiała to przyznać. Wygląda jak zblazowany syn bogatego handlarza win. Ktoś, kto bawi się wyścigowymi samochodami tylko po to, żeby dokuczyć rodzinie.

Zostawili za sobą rzęsiście oświetlone miasto.

Dokąd jedziemy? – zapytała.

Na wieś, wynająłem zamek.

Czy to daleko? – zakryła usta dłonią i ziewnęła.

Pośpij sobie. Obudzę cię, kiedy będziemy na miejscu.

Nie chce mi się spać – skłamała. Zrozumiała, że właśnie zaczęła się największa przygoda w jej życiu i przeraziła się, że nie ma odpowiednich na tę okazję ubrań. – Musimy zawrócić. Nie zabrałam nic do ubrania.

Nieźle to sobie wymyśliłaś, ale nic z tego. Kupię ci wszystko, co ci będzie potrzebne. Lepiej prześpij się trochę.

Grey włączył magnetofon. Nastrojowa ballada wypełniła kabinę. Zoe oparła głowę o fotel. Wiedziała, że jadą bardzo szybko, ale czuła, że samochód nie osiągnął jeszcze maksymalnej prędkości. Zarówno maszyna, jak i jej kierowca mieli duży zapas energii.

Spojrzała na Greya. Prowadził tak, jakby był zrośnięty z pojazdem. Podziwiała jego palce delikatnie dotykające kierownicy, kiedy wprowadzał samochód w zakręt. Popatrzyła na duży prędkościomierz i bardzo szybko odwróciła wzrok. Są sprawy, o których lepiej nie wiedzieć.

Grey otworzył dach i kabinę napełnił słodki, winny zapach wsi. Zoe zasnęła. Obudziła się, kiedy czyjeś silne ramiona uniosły ją z fotela, – Co... co robisz? – zapytała, mrugając nieprzytomnie oczami.

Spałaś – wytłumaczył. – Wolałem cię zanieść niż obudzić.

Już dojechaliśmy?

W ciemności nocy dostrzegła jedynie stromy dach i mansardowe okna. Kiedy Grey niósł ją kamienną ścieżką w stronę zamku, uderzył ją jakiś mocny zapach. Kichnęła. Grey przekręcił klucz i ramieniem otworzył ciężkie dębowe drzwi. Wydawało się, że nie czuje ciężaru leżącej w jego ramionach kobiety.

Zapalił światło i wszedł na schody. Zoe zauważyła stojący obok drzwi stół i kilka foteli w stylu Ludwika Czternastego. Na ścianach wisiały obrazy w bogato zdobionych ramach.

Mogę iść sama – powiedziała, kiedy znaleźli się na górze.

Dopiero teraz mi to mówisz, kiedy już cię tu wniosłem? – Postawił ją udając, że dyszy z wysiłku i otworzył drzwi sypialni. ^Światło lampy kładło się miękkim cieniem na delikatnym wzorze pokrywającej ściany tapety.

Czuj się jak u siebie w domu. – Wręczył jej torebkę i aparat fotograficzny. Przewiesił je sobie przez ramię, kiedy wnosił ją do domu. – Ja muszę jeszcze dopilnować kilku rzeczy na dole.

Zoe położyła swój skromny bagaż na inkrustowanym, mahoniowym biurku. Stylowe metalowe łóżko z ozdobioną białymi koronkami pościelą zapraszało, jak panna młoda w noc poślubną. Za to myśli Zoe w niczym nie przypominały marzeń panny młodej. Przywołała w myślach spojrzenie Greya i zapragnęła natychmiast kochać się z nim powoli i bez pośpiechu. Takie rojenia nie przystoją pannie młodej, ale za to doskonale pasują do kochanki. Czy naprawdę zgodziła się na coś takiego?

Stanęła przed toaletką i przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Chyba powinna teraz jakoś inaczej wyglądać. Ale nie, wcale nie zbrzydła. Wygląda jak przeciętna Amerykanka o jasnoniebieskich oczach i długich włosach. Ale za to czuje się bardzo paskudnie. Grey miał rację mówiąc, że jest podenerwowana.

Całą drogę z Paryża spała. Teraz jest zupełnie rozbudzona, chociaż trochę zmęczona podróżą. Musi się wykąpać, długo i spokojnie poleżeć w wodzie.

W łazience stała duża porcelitowa wanna na metalowych kulach zamiast nóżek. W koszyczku, tuż obok wanny, znalazła bogaty wybór pachnących olejków, pudrów i mydełek, a na podgrzewanym wieszaku wisiały grube, frotowe ręczniki. Zoe odkręciła kran.

Wróciła do sypialni i zaczęła się rozbierać. Starannie ułożyła żakiet, gorsecik i spódniczkę na starym wiklinowym fotelu. Słyszała, jak Grey chodzi po pokojach na parterze i zastanawiała się, co on tam robi. Może otwiera te tajemnicze paczuszki, które zauważyła na stole, kiedy wnosił ją na górę? Ciekawe, co w nich jest, pomyślała i naga poszła do łazienki. Kiedy nachyliła się, żeby wlać do wanny pienisty płyn do kąpieli, jej długie włosy natychmiast zakryły całą twarz. Zaczesała je do tyłu, nie patrząc w lustro zawiązała w koński ogon i weszła do ciepłej, pachnącej wody. Wzięła jedno z kolorowych mydełek i namydliła się cała. Potem ostrą gąbką tak długo tarła ciało, aż skóra poczerwieniała. Spłukała z siebie mydło, a potem czysta i odświeżona wyciągnęła się w wannie, pozwalając sobie na zupełny relaks. Oczy same się zamknęły. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego się tu znalazła i czego właściwie chce.

Odpowiedź na pierwsze z tych pytań była zupełnie prosta. Przyjechała tu, bo znów stała się tą osobą, którą była, zanim wyszła za mąż i z własnej woli podporządkowała się swemu mężowi. Przed tym była kobietą lubiącą przygody, ciekawą życia i chętnie podejmującą każde ryzyko. Jej mąż, policjant, miał zupełnego fioła na punkcie jej bezpieczeństwa.

Wprawdzie nie trzymał jej pod kluczem, ale za to zażądał, żeby nie pracowała. Z początku była bardzo szczęśliwa i nawet szczyciła się swoją nową rolą. Wkrótce jednak domowe życie zupełnie jej obrzydło.

Znacznie trudniejsza okazała się odpowiedź na pytanie, czego właściwie chce. Wprawdzie małżeństwo nie uczyniło jej szczęśliwą i nie dało poczucia pełni, ale życie, jakie prowadziła w Paryżu, także było niekompletne. Potrzebowała równowagi, związku, w którym byłaby bezpieczna, ale który nie hamowałby jej rozwoju.

Miała wiele do zaoferowania komuś chcącemu wziąć jej dary i umiejącemu odwzajemnić uczucia. Umiała kochać i była pełna temperamentu. Żyła samotnie w Paryżu i nie zaspokojona namiętność teraz wzięła górę. Zdała sobie sprawę, że podąża teraz taką samą ścieżką, jaką wybrał jej mąż. Z tą różnicą, że jego uwiodła własna kariera zawodowa, praca pozwalająca mu poznać ciemne strony własnej osobowości. Chociaż sam wciąż się rozwijał i nieustannie zmieniał, pragnął, żeby żona pozostała taka sama. A przecież, kiedy się pobierali, byli jeszcze prawie dziećmi i niewiele wiedzieli o życiu i o sobie nawzajem.

Zasnęła, zastanawiając się, kim właściwie jest, czego sama pragnie.

Następnego ranka Zoe obudziła się w stylowym łóżku w jednej z sypialni zamku. Uniosła się na łokciu i rozejrzała po pokoju. Stwierdziła, że już dzień i że jest zupełnie naga. Jej ubranie zniknęło z fotela.

Gdzie też mogą być jej rzeczy? W jaki sposób znalazła się w łóżku? Pamięta tylko, że rozmyślała w wannie.

Owinęła się białym, atłasowym prześcieradłem i podeszła do ozdobionego koronkowymi firankami okna. Spojrzała na doi, na brukowany dziedziniec. Dalej rozciągał się ogród z zadbanymi klombami, żwirowanymi ścieżkami i fontanną. Przeszła do drugiego okna, z którego było widać wykładaną kamieniami ścieżkę, prowadzącą do drzwi. Wzdłuż ścieżki rosła lawenda. To na pewno zapach lawendy spowodował jej nocny atak kichania.

Czarny porsche, którym przyjechali, wciąż stał na podjeździe, ale lusterko straciło już oryginalną srebrną ozdobę.

Zbadawszy widok z okien, zaczęła szukać w pokoju swojego ubrania. Przeszukała nawet wiklinowy kosz na brudną bieliznę stojący w łazience, ale niczego nie znalazła. Na domiar wszystkiego ktoś zamknął drzwi na klucz.

O co tu chodzi? W końcu miała być kochanką, a nie więźniem. Związała opadające z niej prześcieradło i wściekła rzuciła się na łóżko. Wygląda na to, że zbyt pochopnie podjęła decyzję. Teraz nie ma już odwrotu. Nawet gdyby dało się otworzyć okna, to dach jest zbyt stromy, żeby po nim zejść. Poza tym nie będzie przecież chodziła nago z paszportem w zębach. Właśnie, paszport! Rozejrzała się po pokoju. No, oczywiście – torebka z paszportem także zniknęła.

Jej oczy spoczęły na ustawionej w kącie pokoju szafie. Może w środku znajdzie dla siebie jakieś ubranie?

Szafa także była zamknięta. Ściskając w garści opadające prześcieradło poszła po spinkę, którą zauważyła wczoraj w łazience. Niecierpliwie grzebała spinką w zamku, aż wreszcie udało się.

Otworzyła wielkie rzeźbione drzwi i zobaczyła wspaniałą kolekcję eleganckich strojów. Dotykała delikatnej bielizny rozwieszonej rzędem na pastelowych wieszakach. Zwróciła uwagę na koszulkę z białej bawełny wykończoną falbankami, z ozdobionym koronką staniczkiem i maleńkimi guziczkami. Zrzuciła z siebie prześcieradło, zdjęła z wieszaka koszulkę i włożyła ją na siebie. Tak ubrana robiła przegląd odnalezionych w szafie skarbów.

Była tam cała kolekcja i wszystko w jej rozmiarze. Od figlarnych maleńkich majteczek z czarnej satyny i przejrzystego staniczka, jasnoróżowych wysoko wyciętych majteczek i mocno wydekoltowanego gorsetu w takim samym kolorze, aż do koronkowego paska z podwiązkami, białym staniczkiem i majteczkami.

Na dole szafy znalazła pudełka z różnego rodzaju pończochami we wszelkich możliwych kolorach i drewnianą szkatułkę zamkniętą na malutki zameczek. Zastanawiała się przez chwilę, czy nie spróbować otworzyć także i tego zamka, ale w końcu zrezygnowała. Włamała się do szafy, bo musiała znaleźć jakieś ubranie, ale otwarcie szkatułki byłoby zwykłym, niczym nie usprawiedliwionym wścibstwem.

Zamknęła szafę i w tej samej chwili usłyszała, jak ktoś podchodzi do drzwi. Do sypialni wszedł Grey.

Pora wstawać, śpiochu! – zawołał radośnie, podchodząc do skotłowanego łóżka.

Gdzie moje ubranie? – zapytała Zoe.

Odwrócił się do niej i spojrzał z uznaniem na białą koszulkę, którą przed chwilą włożyła.

Widzę, że nieźle sobie radzisz – powiedział.

Gdzie moje ubranie? – powtórzyła nieustępliwie. Wyprostowała się, a przezroczysta koszulka zatrzepotała podnosząc jej kobiecy czar.

Popatrzył na nią i poczuła, jak w pokoju robi się duszno.

Pytałam cię o coś. – Za wszelką cenę próbowała zniszczyć rodzący się nastrój.

Pytałaś – zgodził się – o ubranie, prawda? Poczekaj... A, tak, już sobie przypomniałem! Wysłałem je do pralni.

Och! – zawołała. – Rozumiem, że masz zamiar trzymać mnie pod kluczem!

To zależy tylko od ciebie. – Podszedł do niej i pogłaskał po policzku.

Ode mnie? Jakim cudem? – Usunęła się przed dotykiem jego dłoni. – W końcu to ty masz klucz.

Ty za to masz inny, niezwykły klucz, który ma władzę nad moim.

Ja?

Tak. Wyjmij z szafy odpowiednie ubranie, a wtedy zobaczymy.

W tym momencie, zupełnie nie w porę, zaburczało jej w brzuchu.

O rany, jesteś głodna! Chodź, śniadanie gotowe.

Mam iść w tym?

A dlaczego nie? Wyglądasz słodko.

Ale...

Nie ma żadnego ale.

Wziął ją za rękę i zaprowadził na dół. Kamienna posadzka chłodziła jej bose stopy. Przeszli przez salon i jadalnię, a potem przez wysokie francuskie drzwi wyszli na niewielki taras.

Oczarował ją śpiew ptaków w różanym ogrodzie. W tak pięknym otoczeniu nie mogła dłużej gniewać się na mężczyznę, który przygotował dla niej elegancki posiłek.

Posadził ją na stylowym, metalowym krześle ogrodowym, wyglądającym jakby zabrano je ze staromodnej cukierni. Grey był bardzo z siebie zadowolony.

Na białym obrusie okrągłego stolika stał serwis ze starej porcelany. W małym koszyczku leżały ciepłe rogaliki zawinięte w haftowaną serwetkę. Szklaną miseczkę wypełniały świeżutkie truskawki, a obok ustawiono dzbanuszek ze śmietanką, cukiernicę i srebrny dzbanek gorącej czekolady.

Chyba powinniśmy porozmawiać – powiedział, nalewając herbatę z porcelanowego dzbanka.

Porozmawiać?

Skinął głową.

Zoe rozejrzała się po ogrodzie. Powiew wiatru przyniósł na taras delikatny zapach ogrzanych promieniami porannego słońca róż. Pomyślała mimo woli, że to samo słońce całuje także jego nagi tors. Nie miał na nogach butów, a jedynym jego ubraniem były stare, podarte dżinsy.

Czy właśnie to zwykle robisz ze swoimi kochankami? Rozmawiasz? – zapytała.

Mówiłem ci przecież, że nigdy dotąd nie miałem żadnej kochanki – zapewnił i odstawił filiżankę z takim impetem, że o mało nie rozbił porcelanowego spodka.

Wzięła truskawkę, zanurzyła ją w czekoladzie i włożyła do ust. Przymrużyła oczy z zadowolenia. Otworzyła je po chwili i przyjrzała się badawczo towarzyszącemu jej mężczyźnie.

A o czym chciałbyś porozmawiać? – zapytała.

Zastanawiałem się... – zaczął, patrząc jej prosto w oczy – czy... czy lubiłaś się kochać ze swoim mężem?

Słucham? – zapytała, nie wierząc własnym uszom.

Zastanawiałem się czy dlatego od niego odeszłaś, że nie zaspokajał twoich potrzeb seksualnych?

Ja... no... mówiłam ci już, że odeszłam, bo...

Bo on za mało cię kochał.

Nie chcę o tym rozmawiać.

Grey nabrał łyżeczką gorącej czekolady i polał nią rogalik.

Jak sobie życzysz – zgodził się.

Podniósł do ust rogalik i zlizał czekoladę, zanim jeszcze odgryzł pierwszy kęs. Zoe przełknęła ślinę.

Dlaczego mnie zamknąłeś'? – zapytała, kiedy już odzyskała głos.

Chciałem mieć pewność, że będziesz tu jeszcze, kiedy wrócę ze śniadaniem. Tym razem ja chciałem ci zrobić niespodziankę. Masz już przecież pewne doświadczenia w ucieczkach.

Zgodziłam się przez tydzień być twoją kochanką i dotrzymam słowa.

Dotrzymasz? A na jak długo zgodziłaś się zostać żoną swojego męża?

To co innego.

Naprawdę?

Tak. To on złamał przysięgę.

Przestał kochać czy był niewierny?

Złamał przysięgę wierności. W duchu zostawił mnie na długo przed tym, zanim ja odeszłam od niego fizycznie. Kochałam... Mówiłam ci, że nie chcę rozmawiać na ten temat – zezłościła się.

Wytarła usta serwetką, wstała i zbiegła do ogrodu. Grey zaklął i pospieszył za nią. Ostry żwir na ścieżce kaleczył jej bose stopy. Z płaczem opadła na drewnianą ławeczkę.

Skaleczyłaś się? Pokaż. – Ukląkł przy niej. – No, już zaraz przestanie boleć – obiecał i wziął w dłonie jej bosą stopę. Zaczął pocierać palcem zaczerwienione miejsce, w które wbił się kawałeczek ostrego żwiru. Pocałował rankę, a potem obsypał pocałunkami delikatną powierzchnię jej stopy.

Przestań! – szarpnęła się.

Grey sięgnął po coś pod krzak róży. Wstał trzymając w ręku wąż ogrodowy.

To na pewno złagodzi ból – powiedział odkręcając kurek i kierując strumień wody na jej bosą stopę.

Łaskocze – zachichotała dziecinnie.

Aha – mruknął i zaśmiał się. Pewnie przyszedł mu do głowy jakiś zabawny pomysł.

Bez ostrzeżenia skierował strumień wody na jej cienką koszulkę, która w ciągu sekundy stała się zupełnie przezroczysta. Próbowała jakoś się zasłonić, ale zalał jej wodą twarz. Piszcząc zakryła sobie oczy dłońmi. Grey śmiał się głośno. Jeszcze raz skierował na nią strumień wody i bardzo starannie polewał górną część koszulki, aż opięte mokrym materiałem piersi Zoe zmieniły się w twarde gruzełki.

Przestań! – zawołała czując, że się rumieni. – Ja nie chcę...

Nieprawda – zaprotestował. – Wydaje mi się, że bardzo chcesz.

Proszę...

Zrób coś dla mnie – poprosił, zmniejszając strumień wody i kierując go na trawnik.

Co?

Chcę, żebyś uniosła brzeg koszulki.

Co chcesz?

Chcę, żebyś uniosła brzeg koszulki. Teraz.

Chyba nie mówisz tego poważnie.

Zrób to.

Zrobiła, co kazał i uniosła rąbek koszulki do pół łydki.

Wyżej.

Powoli podciągnęła koszulkę odsłaniając kolana.

Jeszcze wyżej.

Ja...

Zrób, o co proszę.

Tym razem podciągnęła materiał do połowy uda.

Przestań, wiesz przecież, o co mi chodzi – szepnął ponaglająco.

Nie chcę...

Chcesz – przerwał. – Bardzo chcesz i sama wiesz to najlepiej. No, pokaż mi, jak bardzo jesteś piękna. Chcę zobaczyć.

Odetchnęła głęboko, potrząsnęła głową i mocno ścisnęła kolana.

Zaśmiał się i skierował na nie cienki strumyk wody.

Już, cherie, rozłóż nóżki, zrób to dla mnie, proszę – szeptał.

Nie ustępowała. Pokręcił głową, udając smutek.

Ojej, jak na prawdziwą kochankę jesteś zbyt nieśmiała. Musimy nad tym popracować – powiedział cicho i dodał po chwili: – W końcu obiecałem poprawić ci nastrój.



































Rozdział 5


Wyszedł i znów ją zamknął! Zoe niecierpliwie szarpnęła drzwi sypialni. Nawet nie drgnęły. Kopnęła je i wyrzuciła z siebie przekleństwo pod adresem męskiej bezczelności. Tego już za wiele! Nie pozwoli, żeby wciąż zamykał ją w sypialni. Cóż z tego, że bywa czarujący. Ale za dużo tego dobrego! Wstrętny arogant!

Wściekła usiadła na łóżku. Z takim natężeniem wpatrywała się w zamknięte drzwi, jakby miała nadzieję stopić zamek. Trochę ochłonęła i zauważyła brak białej koszulki, którą zdjęła z siebie. Pewnie wkradł się na górę, kiedy wycierała się w łazience. Jest zręczny jak kot. Zabrał koszulę i zamknął ją na klucz. A ona nic nie słyszała!

Nie miała pojęcia, o co chodzi w tej grze. Ale na pewno nie pozwoli narzucić sobie czegokolwiek. Nie zamierza też całymi dniami siedzieć w sypialni owinięta w ręcznik. Podeszła do okna i zobaczyła, że tym razem samochód gdzieś zniknął. Pojechał sobie, a ją zamknął. Żeby nie mogła się nigdzie ruszyć, dopóki on nie wróci. O, nie! Skończyły się już czasy, kiedy pokornie czekała na powrót mężczyzny.

Najpierw znajdzie jakieś ubranie, a potem spróbuje otworzyć te drzwi. W końcu poradziła sobie z zamkniętą szafą. No właśnie... szafa... Ale jest tam sama bielizna! Nic dziwnego, że gdzieś pojechał, nie martwiąc się specjalnie o jej zdolności otwierania zamkniętych drzwi. W końcu nie może wyjść na ulicę ubrana w samą tylko, najbardziej nawet elegancką, bieliznę.

Zajrzała do szafy zastanawiając się, co by tu wybrać. Wreszcie wyjęła mocno wycięte majteczki i skąpy biustonosz. Majteczki prowokacyjnie odsłaniały biodra, a staniczek podniósł biust, ale wcale go nie zasłonił – miseczki kończyły się tuż pod brodawkami.

W czarnej bieliźnie poczuła się piękna i podniecająca. Własny temperament dał o sobie znać. Była zupełnie pewna, że to miał na celu Grey, kiedy kupował jej te wszystkie wspaniałości, które przyzwoita kobieta nosi pod ubraniem. Domyśliła się, że pewnie to właśnie było w paczuszkach, które widziała tuż po przyjeździe. Grey ma klucz do sypialni, toteż może tu wchodzić i wychodzić, kiedy tylko ma na to ochotę. I trzeba mu przyznać, że skwapliwie korzysta z tej możliwości.

Podeszła do bogato zdobionej toaletki i zaczęła uważnie studiować swoje odbicie w lustrze.

Lustereczko, powiedz przecie, kto najbardziej nagi jest na świecie? – zapytała scenicznym szeptem.

Sennie przymknęła oczy i dała się ponieść marzeniom, jakie obudził w niej widok własnego ciała obciągniętego niewielką ilością czarnej satyny. Zarumieniła się zakłopotana, że widok własnej nagości robi na niej aż takie wrażenie. Pracowite codzienne życie spycha zwykle potrzeby naszego temperamentu na dalszy plan i dlatego przywykliśmy cieszyć się seksem tylko w ściśle określonych okolicznościach i w oznaczonym czasie. A przecież stanowi on integralny składnik życia, pomyślała filozoficznie.

Westchnęła i sięgnęła po spinkę. Tę samą, którą rano otworzyła szafę.

Zamek w ciężkich, dębowych drzwiach sypialni okazał się bardziej solidny i o wiele trudniejszy dla uzbrojonej w spinkę kobiecej dłoni. Musiała użyć całej swojej zręczności, a także poświęcić pięknie polakierowany paznokieć, ale w końcu drzwi ustąpiły.

Wyszła z pokoju i natychmiast poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Wpatrywały się w nią przymocowane do ścian wypchane głowy zwierząt. Uśmiechnęła się do siebie. Miała ochotę zwiedzić zamek. A jeśli ktoś tu jest? Popatrzyła krytycznie na swoje skąpe ubranie. Właściwie trudno to nawet nazwać ubraniem. Nie można się w tym nikomu pokazać. No, ale w końcu nie jest na balu u króla Francji, tylko... No właśnie, sama nie była pewna gdzie i po co się znalazła.

Schodami zeszła do holu i zajrzała do salonu. Pokój był mroczny, przez małe okna wpadało niewiele światła. Zauważyła, że ściany wykonano z grubych kamiennych bloków, a na środku pokoju wybudowano ogromny kominek wykończony drewnem.

Z holu wchodziło się także do jadalni. Widziała ją już rano, przechodząc przez ten pokój na taras, gdzie jedli śniadanie. Następne ogromne drzwi prowadziły do przestronnej kuchni bogato udekorowanej zielenią i mnóstwem wiklinowych koszyków różnych rozmiarów i kształtów. Na półce umieszczonej nad ogromnym drewnianym stołem połyskiwały miedziane garnki. Wyszła z kuchni i zauważyła jeszcze jedne rzeźbione podwójne drzwi. Lekko nacisnęła klamkę. Drzwi ustąpiły. Rzędy książek równo poustawianych na półkach świadczyły o tym, że znalazła się w bibliotece. W oczekiwaniu na gospodarza poczyta trochę, a potem sobie z nim porozmawia!

Weszła do środka. Pokój bez wątpienia należał do mężczyzny. Był tam zamontowany na stojaku globus wielkości piłki plażowej, masywne biurko i kolekcja kryształowych karafek w szklanej serwantce. Żadnego niepotrzebnego bibelotu, ani jednej rośliny. Długo przeglądała książki na półkach. Było ich mnóstwo i dotyczyły prawie wszystkich dziedzin. Zainteresowała się oprawionymi w skórę pamiętnikami, upchniętymi na jednej z półek. Wzięła książkę, zapaliła lampę i usiadła na kanapie zasłanej mnóstwem pluszowych poduszek. Przeciągnęła się i podłożyła sobie poduszkę pod plecy. Wiedziała, że wygląda apetycznie i musiała przyznać, że ta świadomość sprawia jej ogromną przyjemność. Leżała w eleganckiej bibliotece, ubrana w czarną bieliznę. Wilgotne jeszcze włosy miała związane w koński ogon, a ciepły blask lampy nadawał jej skórze aksamitny połysk. Wyglądała jak rozpieszczony kociak.

Czy to tylko wyobraźnia, czy też naprawdę wszystkie postacie ze zgromadzonych na półkach książek nagle zaczęły o niej plotkować?

Grey stanął w drzwiach biblioteki. Na podłodze obok kanapy leżała oprawiona w skórę książka. Zoe spała. Wyglądała bardzo ponętnie i delikatnie, jak krucha figurka z saskiej porcelany. Miał ochotę dotknąć jej zgrabnego rozkosznego ciała, ale oparł się pokusie.

Poszedł do swojego pokoju, wziął prysznic, przebrał się i wrócił do biblioteki. Zoe wciąż drzemała. Podszedł do kanapy, ukląkł przy niej i delikatnie pocałował usta dziewczyny. Poruszyła się przez sen i uśmiechnęła słodko. Ciekawe, co też jej się śni, pomyślał.

Podniósł książkę, która wypadła jej z ręki i usiadł naprzeciwko Zoe w skórzanym fotelu. Bezmyślnie otworzył tomik i zaczął czytać. Okazało się, że jego kochankę zainteresował dziennik wiktoriańskiej damy, która bardzo odważnie przelewała na papier swoje marzenia. Po chwili poczuł na sobie czyjś wzrok. Podniósł głowę i zobaczył, że Zoe już nie śpi.

To ta książka podsunęła ci pomysł z zamkiem i całą resztę? – zapytała cicho.

Być może. – Zamknął książkę i uśmiechnął się.

Chyba nie przypuszczasz...

Wcale nie przypuszczam. Wiem na pewno.

Ja nie... – próbowała protestować.

Oczywiście, że tak.

Ale... – zamilkła, widząc, jak na nią patrzy.

Dlaczego jesteś tak ubrany? – zapytała podejrzliwie. Był bardzo elegancki: białe spodnie, biała koszula, nawet buty miał białe. Spowity w białą flanelę wyglądał jak romantyczny poeta z poprzedniego stulecia.

Chciałbym się napić herbaty – powiedział tonem nie pozostawiającym ani cienia wątpliwości, że tym razem on chce być obsłużony.

Muszę się najpierw ubrać – powiedziała Zoe. Usiadła na kanapie i ułożyła wokół siebie pluszowe poduszki. Przebiegła jej przez głowę myśl, że wygląda jak kochanka padyszacha. To porównanie nawet ją podnieciło na chwilę, ale szybko przypomniała sobie, że przecież nie po to przyjechała do Paryża, żeby znów stać się niewolnicą. Paryż miał z niej zrobić nowoczesną, samodzielną kobietę. Jak to się stało, że zupełnie straciła kontrolę nad biegiem wydarzeń?

W jadalni znajdziesz srebrny komplet do herbaty i porcelanowe filiżanki. Ustawiłem je na dębowym barku. W kredensie w kuchni powinna być herbata i ciasteczka – powiedział, nie zwracając najmniejszej uwagi na jej protest.

Pomyślała, że wprawdzie ma uśmiech dziecka, ale tylko uśmiech. Poza tym jest bezczelny, jak każdy mężczyzna.

No, idź już. A kiedy wypijemy herbatę, będziesz mogła się ubrać. Przywiozłem ci trochę nowych ciuszków.

Pójdę się ubrać zaraz. – Energicznie wstała z kanapy.

Zoe... – zawołał cicho.

Przystanęła i odwróciła się. Wciąż jeszcze kontrolował sytuację. Miał w dłoni klucz.

Twój pokój jest zamknięty, więc lepiej zrób, o co proszę.

Zawahała się. Popatrzyła na klucz, potem na Greya.

Herbata – przypomniał i schował klucz do kieszeni.

Będę się bardzo głupio czuła, podając ci herbatę tak ubrana.

Wstał, obszedł ją dookoła, jakby oglądał rzeźbę. Podziwianie jej wspaniale podkreślonych przez czarną satynę wdzięków zajęło mu sporo czasu. Wreszcie, kiedy Zoe była już bliska płaczu, stanął przed nią.

Mnie się bardzo podobasz – uśmiechnął się lekko, unosząc jej brodę.

Oczywiście – energicznie odepchnęła jego palec – ty jesteś zboczony.

Naprawdę? – zapytał rozbawiony.

Całkowicie.

Skinął głową, jakby zgadzał się z tą oceną i wrócił na swój fotel.

Mimo to chciałbym dostać herbatę – przypomniał.

Co za ton?! No, dobrze, w takim razie ta herbata wyląduje na jego białych spodniach.

A jeśli odmówię?

Radziłbym ci tego nie robić – ostrzegł.

Wziął ze stolika książkę i zaczął czytać, dając jej do zrozumienia, że skończyli rozmowę.

Naprawdę? – Nie dała się tak łatwo zbyć. – Czyżbyś mi groził? Zamkniesz mnie w pokoju bez kolacji? I na dodatek bez ubrania? A może mnie zbijesz? – uśmiechała się kpiąco. Podparła się pod boki i jej jędrne piersi o mało nie wypadły ze skąpego staniczka. Pospiesznie opuściła ręce.

Sama musisz zdecydować – powiedział słodko udając, że nie zauważył jej wybuchu.

Zresztą, już mi wszystko jedno. Jaśnie panie! Zaraz podam herbatę i ciasteczka – rzuciła ze złośliwym uśmiechem i odwróciła się, żeby nie widzieć jego rozbawionego spojrzenia.

No, wreszcie zrozumiałaś, o co mi chodzi – zaśmiał się.

Z wściekłością trzasnęła drzwiami.

W jadalni znalazła lśniący srebrny serwis do herbaty i komplet ręcznie malowanych porcelanowych filiżanek. Ustawiła to wszystko na srebrnej tacy i zaniosła do kuchni. Tutejsza spiżarnia była znakomicie zaopatrzona.

Mam już wszystko oprócz trutki na szczury – mruknęła pod nosem.

Czekając, aż woda się zagotuje, zastanawiała się nad sytuacją, w jakiej się znalazła. Stanowczo za bardzo przypominała jej małżeństwo. Znów całymi dniami przesiaduje w domu, czeka na mężczyznę i dba o jego wygody. Znów facet panuje nad sytuacją. I tak całe życie. Wychowała się w tradycyjnej, zdominowanej przez mężczyzn rodzinie swojej ciotki. Miała samych kuzynów, żadnej kuzynki. A ponieważ w tym domu prawa mieli tylko mężczyźni, a kobiety – obowiązki, szybko włączano ją do wszystkiego, co miało związek z utrzymaniem domu dla mężczyzn. Za to kształceniem jej duszy nikt się nie zajmował. Sama mogła swobodnie poznawać świat i wyrabiać sobie o nim własne poglądy.

Dopóki nie wyszła za mąż, była bardzo niezależną dziewczyną. Niestety, sprzedała swoją niezależność w zamian za miłość. Na początku nie zdawała sobie z tego sprawy. Prędko jednak zrozumiała, że jeśli nie będzie się zachowywała tak, jak mąż od niej oczekuje... straci jego miłość. A ponieważ pragnęła miłości, jak niczego na świecie, poświęciła dla niej własną wolność. Jeszcze podczas obiadu w Paryżu sądziła, że zgoda na propozycję tego czarnowłosego mężczyzny przyniesie jej upragnione wyzwolenie, ale teraz nie jest już tego tak bardzo pewna.

Nalała herbatę do czajniczka i ułożyła ciasteczka na paterze. Ustawiła wszystko na tacy, dołożyła miseczkę z miodem, serwetki ż mocno wykrochmalonego białego adamaszku i zaniosła do biblioteki, gdzie wielki szczur czekał na swoje żarcie.

No widzisz, może być z ciebie pożytek, kiedy się przyłożysz do pracy – stwierdził, odkładając książkę.

Zacisnęła usta, przykucnęła i postawiła ciężką tacę na stoliku do kawy, stojącym pomiędzy kanapą a fotelem, na którym siedział Grey. Czuła się jak króliczek z klubu „Playboya".

Ja naleję – zaproponował ku jej wielkiemu zaskoczeniu.

Czy aby nie sprawi ci to zbyt wiele kłopotu? – zapytała złośliwie.

A potem popracujemy trochę nad twoimi manierami.

Moim manierom nic nie brakuje, a poza tym nie sądzę, żeby Emily Post pisała cokolwiek o tym, jak ma się zachować kobieta, która siada do popołudniowej herbaty ubrana w samą bieliznę – powiedziała, biorąc od mego filiżankę.

Prawdziwa dama umie się zachować w każdej sytuacji.

Chyba nie jestem prawdziwą damą.

Miło mi to słyszeć. – Dodał łyżeczkę miodu do swojej filiżanki. – A teraz powiem ci, co zaplanowałem na dzisiejsze popołudnie.











Rozdział 6


Zoe ostrożnie schodziła po schodach. Była cała w bieli. Tym razem przygotował dla niej twarzowe, ale staroświeckie ubranie: powiewną jedwabną bluzkę z perłowymi guzikami idealnie pasującymi do sznura pereł opasującego szyję. Stroju dopełniała długa szyfonowa spódnica wirująca wokół kostek obciągniętych białymi pończochami. Na nogach miała białe pantofelki. Wyglądała tak niewinnie, jak panienka z obrazu w złoconych ramach, obok którego właśnie przechodziła.

Zatrzymała się przed drzwiami biblioteki, nerwowo obracając w dłoniach słomkowy kapelusz z wielkim rondem. Włożyła go wreszcie na głowę, wzięła głęboki oddech i weszła do biblioteki.

Dokonała wyboru: świadomie zdecydowała się kontynuować grę, na którą zgodziła się przecież z własnej woli. Dokąd ją to doprowadzi?

Uśmiałaby się, gdyby pół roku temu ktoś jej powiedział, że zdecyduje się na taki dziwaczny romans. Teraz jednak nie jest już tą samą kobietą, którą była opuszczając męża. Tak naprawdę wcale nie jest pewna, kim właściwie jest. Nie wie nawet, dlaczego robi to, co robi.

Los Zoe został przypieczętowany, gdy niezamężna matka umarła wydając ją na świat. Dorastała jako dziecko niczyje. Kiedy spotkała swego męża, ofiarowaną miłość przyjęła jak więdnący kwiat świeżą wodę. Potem od niego odeszła. Przez ostatnie sześć miesięcy życia w Paryżu czuła się bardzo samotnie i pewnie dlatego obsesja Greya na jej punkcie tak bardzo ją uradowała. Niezależnie od tego, kim jest teraz, pozwoli temu mężczyźnie sprawdzić, gdzie jest granica jej kobiecych pragnień i czy w ogóle jakaś granica istnieje.

No, wreszcie jesteś gotowa – stwierdził na jej widok.

Nie mówiłeś, ze wychodzimy.

Wychodzimy? Nie, nigdzie nie wychodzimy.

Więc dlaczego jestem tak ubrana? Dlaczego oboje jesteśmy tacy eleganccy?

Myślałem, że ci się to spodoba po tylu godzinach nagości. Chcę, by ten wieczór miał szczególną atmosferę.

Czy chcesz powiedzieć, że tobie się podoba ta cała komedia, te kostiumy, zamek...

A tobie nie?

Właściwie tak. – Bawiła się sznurem pereł. – To bardzo ładne, ale...

Cicho – nakazał, kładąc palec na jej ustach. – Za dużo filozofujesz. Ten jeden raz w życiu przestań myśleć. Po prostu pozwól sobie na wszystko, na co tylko masz ochotę. Poddaj się swoim marzeniom, przestań je kontrolować.

Jego oczy... Czy takim oczom można czegokolwiek odmówić? Skinęła głową.

Więc dobrze, chodźmy. – Zabrał ze stolika książkę.

Po co bierzesz tę książkę? – zapytała.

Może poczytamy sobie na głos.

To?! – zawołała.

Nie bądź niemądra. – Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą do holu i dalej do ogrodu. – Mam dla ciebie niespodziankę – powiedział, kiedy szli przez ogród.

Odwróciła oczy, żeby nie widzieć drewnianej ławki i wciąż leżącego pod krzakiem róż ogrodowego węża. Poczuła, że się czerwieni na samo wspomnienie porannej sceny. Ucieszyła się, że Grey idzie przodem i nie może zobaczyć jej rumieńca.

Nie jesteś ciekawa, co to takiego? – zapytał.

Wcale nie jestem pewna, czy jeszcze lubię niespodzianki.

Więc zrób mi, proszę, przyjemność i udawaj, że to ci się podoba.

Zamknij oczy – rozkazał, kiedy znaleźli się przed ścianą wysokich cedrów.

Dlaczego?

O nic nie pytaj. Zamknij oczy i nie myśl.

Bez entuzjazmu zrobiła, co kazał. Pozwoliła, aby przeprowadził ją między drzewami.

Teraz już możesz otworzyć oczy.

Zoe mrugała powiekami, oślepiona jasnym światłem popołudniowego słońca. Stała na prostokątnym, trawiastym polu do krykieta. Było jasne, w jakim celu zasadzono tu cedrowy żywopłot: pilnował, żeby kapryśne piłki nie poginęły w pobliskim lesie.

Cudowne!

Nie mogę się z tobą nie zgodzić – przyznał i zajął się przygotowaniem kijów do gry. – Wyobraź sobie, że masz takie prywatne, osłonięte wysokimi drzewami boisko do krykieta.

Założę się, że rozgrywali tu rodzinne turnieje – powiedziała, biorąc próbny zamach drewnianym kijem.

Umiesz grać? – zapytał i wybrał dla siebie czerwoną kulę i czerwony kij.

A ty umiesz? – odpowiedziała pytaniem. Delikatny, ciepły wietrzyk zakołysał cedrami, przynosząc ich żywiczną woń. Zoe wzięła niebieską kulę i niebieski kij.

Dla mnie to bułka z masłem – uśmiechnął się szeroko. – Dużo o tym czytałem! Nie masz szans, cherie. Zmiotę cię z pola.

Nie byłabym tego taka pewna. Zupełnie nieźle gram. W końcu wychowywałam się wśród chłopców.

Ale jesteś kobietą.

Co takiego?

Jesteś kobietą – powtórzył. – Dlatego właśnie zachowam się jak dżentelmen i pozwolę ci zacząć – zdecydował, popychając ją lekko w stronę metalowej bramki. – Rozpoczynaj! Rzuć kulę.

Popatrzyła na niego z pogardą, uśmiechnęła się i z całą siłą uderzyła kulę.

O, do licha! Niezła jesteś.

Przecież ci mówiłam – odrzekła i tym razem nie trafiła.

Ale nie całkiem dobra – zaśmiał się.

Chcesz się założyć? – zawołała i w tej samej chwili pożałowała swoich słów.

Dasz mi fory? – zapytał, kiedy także spudłował.

Żebyś mnie pobił? – mruknęła.

Przecież grasz dużo lepiej ode mnie. Sama to powiedziałaś.

Bo to prawda. – Przerzuciła swoją kulę przez następną bramkę tak niezręcznie, że kolejny raz nie trafiła.

W porządku – powiedział Grey, składając się do strzału – przyjmuję zakład bez forów.

Zgoda – odrzekła widząc, że strzelił daleko od bramki.

Przegrywający spełni jedno życzenie zwycięzcy – oświadczył, przyglądając się Zoe z przyjemnością.

Muszę się zastanowić nad swoim życzeniem – odparła. Źle uderzyła i kula zatrzymała się tuż przed bramką.

Ja nie muszę – mruknął do siebie Grey zadowolony, że wydarzenia rozwijają się dokładnie tak, jak sobie zaplanował. Nadarzyła się okazja, na którą czekał. Uderzył swoją kulę tak, że trafiła w kulę Zoe. Niebieska piłka poleciała wysoko w powietrze.

Nie możesz tego zrobić!

Oczywiście, że mogę. Chcesz sprawdzić w regulaminie?

Ale to nieuczciwe!

Przecież o to właśnie chodzi w tej grze. Cała sztuka polega na umiejętnym wykorzystywaniu sytuacji. To dodaje grze pikanterii. Musisz wiedzieć, że tę grę wymyślili pasterze i cały dowcip polegał na tym, żeby za wszelką cenę wygrać kozę przeciwnika.

To wszystko wyczytałeś w tej swojej książce o brykiecie?

Chciałabyś się jeszcze czegoś dowiedzieć o historii tej gry?

Nie chciała. Miała natomiast ochotę zdjąć swój słomkowy kapelusz i cisnąć nim w Greya. Lepiej byłoby mieć stalowy kask, jak czarne charaktery z filmów z Jamesem Bondem. Szkoda niszczyć taki piękny kapelusz. W końcu i tak pobije tego faceta jego własną bronią. Bardzo chciała wygrać. Odnieść tryumf.

Ale nie wygrała. Chociaż dokonywała cudów, nie dał jej żadnych szans. Nie umiała przegrywać. Majestatycznie zeszła z pola, na którego skraju stał Grey z kijem uniesionym w geście zwycięstwa.

Czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że twój mąż miał powody, żeby robić to, co robił? – zapytał. – Może jesteś jedną z tych kobiet, które za wszelką cenę muszą postawić na swoim. – Podał jej termos z lemoniadą.

Nie mam pojęcia, co myślał o mnie mój mąż. Nigdy ze mną o tym nie rozmawiał.

A może on po prostu nie umiał rozmawiać? Większość mężczyzn nie posiada tej umiejętności – powiedział, przyglądając się pijącej chłodny płyn Zoe.

Dobre. – Koniuszkiem języka oblizała wargi. – Skąd to masz? – Oddała mu termos i wierzchem dłoni otarła czoło. – Zrobiło się gorąco. – Mecz na świeżym powietrzu zaróżowił jej policzki.

Przygotowałem wcześniej – wyjaśnił. – Nie chciałem cię już dzisiaj więcej kłopotać po tym, jak przeszłaś przez mękę podawania mi herbaty. Ale nie zmieniaj tematu. – Napił się lemoniady.

Przyglądała się, jak pije i nagle zapragnęła zlizać kroplę słodkiego płynu, która spłynęła na jego opaloną szyję.

Przestań – poprosiła.

Dobrze, już dobrze. Jeśli nie chcesz rozmawiać o swoim małżeństwie...

Nie o to chodzi... – Nie, na pewno nie wydusi z siebie tego, co przed chwilą pomyślała. – Nieważne – powiedziała, siłą odrywając wzrok od jego wilgotnych jeszcze ust. – Wracam. Strasznie mi gorąco w tym stroju.

Jeszcze nie – złapał ją za rękę.

O co chodzi? – zapytała, uwalniając się z jego uścisku.

Chyba jesteś mi coś winna.

Ja?

Przecież założyliśmy się i przegrałaś.

Ach, to... No więc, czego chcesz? Nie, sama zgadnę. Chcesz, żebym ci przygotowała obiad z pięciu dań i podała go ubrana w czarną bieliznę – zażartowała, robiąc przy tym znudzoną minę.

A co masz pod tym pięknym strojem, którego tak bardzo chcesz się pozbyć? – Podniecający szept zbił ją z tropu. – Co tym razem wybrałaś? – zapytał, przesuwając palcem po dekolcie jej bluzki.

Ja...

Poczekaj! Teraz niespodzianka, którą ci obiecałem Potem zastanowimy się, w jaki sposób spłacisz swój dług. Co ty na to, chirie?

Myślałam, że ta niespodzianka to pole do krykieta. Taktu ślicznie...

Och, nie...

Odebrał jej kij i umieścił w drewnianej skrzynce. Zamknął, podniósł z ziemi zostawioną książkę, wetknął ją za pasek od spodni i wziął Zoe na ręce.

Grey! Co robisz! – Jedną ręką objęła go za szyję, a drugą przytrzymywała kapelusz.

Właśnie się na ciebie zdecydowałem – wyjaśnił, przenosząc ją przez ścianę cedrów.

Dokąd mnie niesiesz? Czy przynajmniej o to wolno mi zapytać, łaskawy panie?

Możesz pytać o wszystko.

A ty nie masz zamiaru odpowiadać na moje pytania. Czuję się tak, jakbym znów była mężatką.

Niosę cię do szopy. Zadowolona?

Do szopy?

Tam właśnie jest ta niespodzianka.

Powiedz mi coś o niej, żebym mogła zgadnąć.

No, dobrze – zgodził się po chwili namysłu. – To jest coś, co podziwiałaś, kiedy cię śledziłem w Paryżu.

A właściwie to po co mnie śledziłeś?

Może potrzebna mi żona? Czy kiedykolwiek pomyślałaś o tym?

A może ja jestem śpiącą królewną?

Trochę na to liczę.

I pewnie obudzi mnie twój magiczny pocałunek.

Coś w tym rodzaju.

A co do mojej niespodzianki...

Widziałem, jak podziwiałaś to coś, kiedy spacerowałaś ze swoją przyjaciółką – powiedział i postawił ją na ziemi przed wrotami dużej szopy. – Jeszcze raz muszę cię prosić...

Wiem, wiem. Mam zamknąć oczy i nie myśleć.

Hej, może jeszcze da się z ciebie zrobić słodką, uległą kochankę!

Nie bądź taki dowcipny.

Uważaj, bo nie dostaniesz swojej niespodzianki.

I dobrze. Pewnie nie ma czego żałować.

No, możesz już otworzyć oczy – pozwolił, wprowadziwszy ją do środka. Przez chwilę musiała przyzwyczajać wzrok do przyćmionego światła, wpadającego do szopy przez jedno małe okienko. Aż wykrzyknęła z radości, gdy wreszcie zobaczyła prezent.

Śliczny! Skąd wiesz, że zawsze o tym marzyłam?

Bo bardziej interesowałaś się nim niż mną, kiedy Lauren-Claire usiłowała ci mnie pokazać.

Zoe przestała zwracać uwagę na Greya. Pyłki kurzu tańczyły w promieniach wpadającego przez okienko słońca. Powietrze pachniało stęchlizną i sianem złożonym w sąsieku. Na środku szopy stał bajeczny koń z karuzeli. Zoe podeszła do niego ostrożnie i pogłaskała go po malowanej grzywie.

Widzę, że ci się podoba – stwierdził Grey.

Stanął obok i położył dłoń na jej ramieniu. W milczeniu skinęła głową i zafascynowana podziwiała wspaniały prezent. Drewniany koń wyglądał jak rumak z czasów rycerzy Okrągłego Stołu. Kopyta fruwały w powietrzu. Jakby zamarł w biegu.

To naprawdę dla mnie?

Tak. Jest cały twój – zaśmiał się Grey, zadowolony z wrażenia, jakie zrobiła jego niespodzianka. Złapał jej obie dłonie i zaczął obsypywać gradem zmysłowych pocałunków.

A co do naszego zakładu... – powiedział cicho i uśmiechnął się uwodzicielsko.

Tak? – Odwzajemniła uśmiech sądząc, że ma zamiar anulować jej dług w takich właśnie romantycznych okolicznościach.

Nadeszła pora zapłaty – orzekł i przyniósł aparat fotograficzny, który już rano położył koło okna.

Mój aparat! Skąd on się tutaj wziął?

Zrobię ci kilka zdjęć z twoim prezentem. Mam nadzieję, że zechcesz mi pozować.

Byłoby brzydko odmawiać mu, kiedy tak bardzo się natrudził, żeby jej zrobić przyjemność. Poza tym, szczerze mówiąc, schlebiało jej, że chce ją fotografować.

Oczywiście – zgodziła się chętnie.

No, uśmiechnij się, cherie – poprosił, włączając flesz. – Chociaż udawaj, że dobrze się bawisz.

He zdjęć chcesz zrobić?

W tym staroświeckim stroju tylko kilka. To będzie prezent dla mnie.

Załatwione. Postaraj się dobrze uchwycić moją niespodziankę – powiedziała, ustawiając się obok konia.

O, tak jest dobrze. Teraz połóż rękę na siodle... o, tak. – Zrobił jej zdjęcie, jak stoi koło konia z karuzeli. W białym stroju wyglądała tak niewinnie, jakby przed pięcioma minutami wyszła ze szkółki niedzielnej.

A może usiądziesz teraz na koniu jak dama?

Musisz mi pomóc – oświadczyła, patrząc na swoją długą spódnicę.

Już się robi. – Odłożył aparat i podszedł do niej.

Co mam zrobić? – zapytała niepewnie.

Postaw stopę na moim udzie – powiedział, zginając nogę tak, że mogła jej użyć jak schodka.

No, co ty! A twoje białe spodnie?

Daj spokój! Już i tak są zaplamione trawą. Zresztą mają tu bardzo dobrą pralnię.

Dobrze – pochwalił, kiedy postawiła stopę tak, jak kazał – a teraz złap za uchwyt.

Złapała mosiężny uchwyt umocowany przed siodłem, a Grey podsadził ją do góry. Usadowiwszy dziewczynę w siodle podniósł aparat. Z aparatem przy oku chodził wokół i pstrykał zdjęcie za zdjęciem – Mówiłeś, zechcesz mieć tylko kilka.

Właśnie. – Przyklęknął i z tej pozycji zrobił następne. – A teraz spróbujmy inaczej – powiedział i podszedł do niej. Przesunął palcem po jej szyi, bawiąc się sznurem pereł. – Mogłabyś zdjąć...

Oczywiście – zgodziła się chętnie, żeby przerwać niezręczną sytuację. Udając, że nie pojęła, o co mu chodzi, sięgnęła do kapelusza, chcąc zsunąć go z głowy.

Nie – powstrzymał ją ruchem dłoni – zostaw kapelusz. Podoba mi się. – Jego palce przesunęły się w dół. Zaczął odpinać perłowe guziki białej jedwabnej bluzki. Odsunął się trochę i znów podniósł do oka aparat – Czekam.

Nie poruszyła się nawet. Nie miała zamiaru zrobić tego, co jej proponował.

Bluzka, Zoe. Chcę, żebyś ją zdjęła.

Nie zdejmę.

Spódnicę też. – Opuścił aparat.

Nie sądzę, żeby...

Popatrz na tego konia, Zoe. Jest jak z bajki. Jeśli twierdzisz, że ci się podoba, to nie możesz być tak całkowicie pozbawiona fantazji. Uwolnij wreszcie swoją wyobraźnię, zrób to dla mnie, cherie.

No dobrze, ale odwróć się. Nie chcę, żebyś na mnie patrzył.

Chyba nie mówisz tego poważnie – powiedział, ale kiedy zobaczył, że siedzi nieporuszona, poddał się. – No, już dobrze, dobrze. – Podniósł ręce do góry i odwrócił się do niej plecami.

Śliski jedwab szeleścił, kiedy wyplątywała się z bluzki i spódnicy. Rzuciła ubranie na klepisko.

Możesz się odwrócić.

Odwrócił się. Siedziała sztywno na drewnianym koniu, równocześnie podniecona i zawstydzona.

Podoba mi się to, co wybrałaś. – Uśmiechnął się do niej i zrobił jeszcze jedno zdjęcie. Miała na sobie głęboko wydekoltowany biały staniczek, skąpe białe majteczki i prowokacyjny pasek z białej koronki z umocowanymi do podwiązek białymi pończochami. Białe pantofle na płaskim obcasie i słomkowy kapelusz z dużym rondem dodawały pikanterii siedzącej na malowanym rumaku półnagiej dziewczynie.

Wiesz, na co mam ochotę? – Zmrużył oczy jak zadowolony kot.

Co znowu?

Chciałbym, żebyś mi pozowała. No wiesz, coś naprawdę ostrego.

Grey!

Daj spokój... Przecież ty też tego chcesz. Zapomniałaś, że widziałem cię, jak tańczyłaś przed lustrem w tamtym butiku.

To było...

Bardzo seksowne, nawet lubieżne.

Co mam zrobić? – zapytała z wahaniem.

Na początek usiądź okrakiem na koniu.

A nie będziesz patrzył?

Zakręci mi się w głowie – zaprotestował, ale znów odwrócił się do niej plecami. Kręcił się nerwowo, dając jej do zrozumienia, jak bardzo się niecierpliwi.

Już – szepnęła po chwili.

O tak! O to mi chodziło – ucieszył się i podszedł bliżej. Pstryknęła migawka aparatu. – Teraz zdejmij kapelusz. Potargaj trochę włosy. Chcę, żebyś wyglądała tak, jakbyś naprawdę jechała konno.

Zoe zdjęła kapelusz i założyła go koniowi na głowę.

Dobrze... Teraz potrząśnij głową i zrób coś z włosami. O, właśnie tak! Czy wiesz, że masz najwspanialsze włosy na świecie? Nigdy ich nie obcinaj. Pamiętaj! – zażądał i zrobił jej zdjęcie. Potem jeszcze jedno. I jeszcze jedno.

Grey, chyba już dosyć.

Jeszcze tylko kilka... No dobrze, jeszcze jedno.

Ale tylko jedno – zgodziła się.

Poczekaj – rzucił, podchodząc do niej – odepnę ci pończochę. – Wsunął palce pod biały nylon i odpiął podwiązkę. Zsunął pończochę w dół i udrapował przejrzystą tkaninę wokół kostki. Ciało Zoe zalała fala gorąca. Szybko oblizała spieczone wargi. – Tak... – powiedział cofając się. – Wyglądasz bardzo seksownie, cherie. – W jego oczach widziała pożądanie. – A teraz spójrz w obiektyw. Cudo! Gdybyś widziała, jak wspaniale światło pada na twoją skórę... Zrób jeszcze coś dla mnie. Albo nie, sam to zrobię. – Podszedł do niej. – Przechyl się trochę w moją stronę i opuść rękę. O, właśnie tak. A teraz uwolnimy piersi z tego pięknego staniczka... jeszcze trochę... – Znów się cofnął i przyłożył aparat do oka. – O, tak. Jesteś piękna, cherie. Dobrze, a teraz podnieś ręce... Wyżej... – zachęcał, obserwując ją przez obiektyw. – Teraz dobrze. A teraz wysuń biodra do przodu. Cudownie... Popatrz na mnie... Spójrz na mnie i powiedz „proszę" – szeptał przymilnie.

Zoe zwróciła głowę w stronę aparatu, próbując udawać, że takie pozowanie nie robi na niej najmniejszego wrażenia. Zdradziło ją nieprzytomne spojrzenie i przygryziona warga.

Zabłysnął flesz.

Teraz już na pewno skończył ci się film – powiedziała łamiącym się głosem.

Film? W tym aparacie nie ma filmu.

Jesteś potworem, wiesz?

Wybuchnął głośnym śmiechem. Odłożył bezużyteczny już aparat i podszedł do niej. Zdjął ją z konia, przerzucił sobie przez ramię i wyniósł na dwór, jakby była łupem wojennym.

Zostaw mnie! – wrzeszczała, wściekle machając nogami.

Przestań. – Dał jej klapsa w pupę.

Więc mnie puść.

Właśnie mam taki zamiar. – Zataczał się ze śmiechu. Spłoszony królik umknął w kępę rosnących przy drodze dzikich kwiatów. Grey zatrzymał się nad brzegiem jeziorka.

Grey, ani mi się waż! – zawołała zorientowawszy się, że podchodzi do wody.

Nie bój się, cherie. Za chwilę też tam będę – obiecał i z pluskiem wrzucił ją do zimnej wody.

Jeziorko nie było głębokie. Wypłynęła na powierzchnię i stanęła na dnie. Włosy miała zupełnie mokre.

Jesteś prawdziwym potworem! – zawołała.

Już to mówiłaś – odrzekł i szybko zrzucił z siebie ubranie. Stanął na brzegu zupełnie nagi. Był wspaniale zbudowany, jak grecki posąg. Podniósł w górę ręce, wyprężył się i skoczył do jeziorka.

Grey? – zawołała zaniepokojona.

Chwilę później poczuła, jak jakaś ręka chwyta ją za nogę i ciągnie pod wodę. Potem wypłynęli tuż pod niewysoką trampoliną. Zoe także była już zupełnie rozebrana – zrobił to pod wodą.

Mam pomysł – powiedział z uśmiechem.

Nie zbliżaj się do mnie! – ostrzegła, chlapiąc mu w twarz wodą.

Grey przesunął dłońmi po włosach i mimo wszystko podszedł do Zoe.

No dobrze, co to za pomysł? – zapytała.

Dałabyś radę podciągnąć się na trampolinę?

Po co? Nie umiem nurkować.

Nieważne.

Mogę spróbować... – Najwyraźniej nie miała ochoty rezygnować z osłony, jaką woda dawała jej nagości.

Zrób to.

Ale...

Zrób to – powtórzył z naciskiem.

Rozejrzała się, a ponieważ wokół nie było nikogo oprócz stada gołębi, zrobiła, co kazał.

Dobrze – powiedział, kiedy usadowiła się na zawieszonej tuż nad powierzchnią wody trampolinie.

Teraz zsuń się na sam brzeg. O, tak. Jeszcze dalej.

Spadnę! – zawołała, próbując utrzymać równowagę na rozkołysanej desce.

Grey wciągnął się na trampolinę i ukląkł za Zoe.

Nie spadniesz – zapewnił, przytrzymując ją i całując w szyję. Woda z jego mokrych włosów spływała na jej piersi. – Spójrz na nasze odbicie. Widać tak dokładnie, jak byśmy patrzyli w taflę lustra.

Aha... – mruknęła, przyglądając się erotycznemu widokowi.

Siedź tu. – Z powrotem wskoczył do wody i po chwili znalazł się obok trampoliny. – Teraz odchyl się do tyłu i mocno trzymaj – polecił.

Znów jakieś zdjęcia? – zapytała układając się tak, jak jej kazał.

Niezupełnie. Raczej ruchome obrazy.

Nie rozumiem.

Zaraz zrozumiesz. Wyprostuj nogi i rozłóż. Opuszczaj je, aż poczujesz, że dotykasz stopami wody.

Zoe poddała się podniecającemu masażowi chłodnej wody oblewającej jej stopy, podczas gdy gorące słońce całowało nagie ciało.

Grey znów zanurkował i wypłynął tuż przy krawędzi trampoliny.

Zsuwam się! – zawołała Zoe.

W porządku. Zsuń się tutaj – powiedział. Podciągnął się na rękach, wsunął głowę pomiędzy jej uda i wysunął język.

Westchnęła i zamknęła oczy. Głowa jej opadła, a z ust wyrwał się cichy jęk. Poddała się gorącej pieszczocie. Nieświadomie uniosła nogę robiąc mu wolną drogę. Skorzystał z tego i wsunął w nią język dając to, na co tak długo czekała.

W godzinę później siedzieli w przytulnej bibliotece zamku i popijali wino. Grey, ubrany jedynie w poplamione trawą białe spodnie, rozłożył się wygodnie w fotelu. Zoe włożyła jego białą koszulę, która sięgała jej do kolan. Wyciągnęła się na kanapie z głową wspartą na stercie poduszek. Oparła pusty kieliszek na nagim udzie, a Grey z wielkim wysiłkiem nachylił się i dolał jej wina.

Co się stało? – zapytał widząc, że przygląda mu się uważnie.

Właśnie myślałam... – zaczęła, patrząc na niego ponad kieliszkiem.

O czym?

O mężczyznach.

O, nie. – Pogroził jej palcem. – Jesteś moją kochanką i nie wolno ci myśleć o innych mężczyznach.

Kto tak powiedział?

Gdzieś o tym czytałem. – Rozejrzał się po zgromadzonych w bibliotece tomach. – To była taka gruba książka o zasadach zachowania się kobiet.

I na pewno napisał ją mężczyzna.

Pewnie tak.

No dobrze, ponieważ nie wolno mi myśleć o mężczyznach w ogóle, więc porozmawiajmy o tobie.

Lepiej nie.

Zaśmiała się głośno. Przecież wszystkie kobiety są gadatliwe.

No dobrze, więc porozmawiajmy o mężczyznach – zgodziła się.

A o czym dokładnie?

No, na przykład o tym, co sądzą mężczyźni o kobietach i małżeństwie.

Oczywiście. Sądzę, że każda kobieta chce wyjść za mąż.

A mężczyźni nie chcą się żenić?

O tyle o ile. Mężczyźni nie myślą o małżeństwie w taki sposób, w jaki robią to kobiety.

No więc powiedz mi, jak mężczyźni wyobrażają sobie małżeństwo.

Większość mężczyzn chciałaby mieć tradycyjny dom – odparł po chwili zastanowienia.

Tradycyjny?

No wiesz, wyprasowane koszule, obiad na stole – uśmiechnął się zmysłowo – i oczywiście wspaniałą kochankę w sypialni.

I to wszystko na zawołanie?

Oczywiście.

No to tylko jedno w tym jest do kitu.

Co takiego?

Wszystko.

Powiedz mi, czego wobec tego oczekują kobiety?

Większość kobiet chciałaby jakiejś stabilizacji życiowej. No wiesz, obiad czekający na nią, wspaniałe życie seksualne, ale takie, jakiego one chcą, trochę romantyzmu... Dlaczego mężczyźni nie potrafią, chociaż czasami, zrezygnować z własnych potrzeb na rzecz potrzeb swojej żony? Dlaczego mężczyźni tak rzadko dają coś z siebie?

Czy wyszłabyś ponownie za mąż za mężczyznę, który spełnia te warunki?

A twoim zdaniem żądam zbyt wiele? Czy zgoda, żeby kobieta robiła to, na co ma ochotę i co naprawdę potrafi, to taki wielki wysiłek dla mężczyzny? Czego wy się tak bardzo boicie?

Własnych uczuć – powiedział cicho.

Kobiety także czują.

W bibliotece zapadła cisza. Grey sięgnął po leżącą obok niego książkę.

Mieliśmy to sobie głośno poczytać – przypomniał, kartkując książkę.

Czego szukasz?

Ciekawych fragmentów... O, jest! – Udawał, że czyta: – „Byłaby doskonałą żoną. Poznał to po tym, że w jego obecności zawsze spuszczała oczy i nigdy nie odzywała się nie pytana... "

To wcale nie jest śmieszne. – Zoe rzuciła w niego poduszką.

Uchylił się i nie zrażony czytał dalej:

– „Jej wdzięki zawsze były osłonięte i nikt, tak jak ona, nie potrafił namaszczać olejkami jego stóp".

Chyba w twoich snach. – Następna poduszka dosięgła celu.

Grey odłożył książkę, pozbierał poduszki i rzucił nimi w Zoe. W jednej chwili przewrócili bibliotekę do góry nogami, zamieniając ją w pole zaciętej walki.




















Rozdział 7


Następnego ranka Zoe znów obudziła się naga. Miała uczucie, jakby nadal śniła, nadal przebywała w fantastycznej krainie. Potem przypomniała sobie, że wieczorem piła wino z Greyem.

Kim on w końcu jest? Zimnym i wyrachowanym uwodzicielem, który tak ją omotał, że zgodziła się przez tydzień być jego kochanką? Czy może czarującym i troskliwym mężczyzną, który wczoraj wieczorem słuchał jej zwierzeń, uczuciowym i ciepłym, jakim nigdy nie był jej mąż? Czego oczekuje od niej?

Czego ona sama pragnie? Wie tylko, czego na pewno nie chce. Nie chce, żeby kiedykolwiek powtórzyło się takie małżeństwo, jakie ma już za sobą. Jej mąż był wprawdzie dobrym człowiekiem, ale bardzo ją zaniedbywał. Zdobyć miłość to przecież nie wszystko, trzeba ją pielęgnować i rozwijać.

Przetarła oczy i rozejrzała się po pokoju. Promienie słońca wpadały przez okna. Drzwi sypialni były zamknięte. Na pewno znowu na klucz, pomyślała. Zaczynała się czuć jak bohaterka średniowiecznej opowieści. O co mu chodzi z tym zamykaniem? Przecież musi zdawać sobie sprawę, że nie zdoła jej zatrzymać wbrew woli.

Ziewnęła i przeciągnęła się. Poczuła chłód. Pomyślała zrezygnowana, że jej wczorajsze ubranie na pewno znów zniknęło. Wstała i podeszła do szafy, żeby sprawdzić, czy znajdzie tam coś nadającego się do włożenia. Zdecydowała się na wycięte aż do bioder różowe majteczki i głęboko wydekoltowany różowy gorset. Ubrała się i zaczęła grzebać na dnie szafy w poszukiwaniu pończoch. Natknęła się na prostokątną szkatułkę. Zaczęła już nawet oglądać zamek, ale tym razem jeszcze powstrzymała ciekawość. Odłożyła pudełko i wyjęła cienkie, różowe skarpetki. Zrobiło jej się tylko troszkę cieplej.

Podeszła do toaletki i zajęła się podziwianiem własnego odbicia w lustrze. Wygląda najwyżej na siedemnaście lat. Dla podkreślenia młodzieńczego wyglądu związała włosy w koński ogon.

W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi.

Proszę! – zawołała zaskoczona i usiadła po turecku na łóżku.

Drzwi otworzyły się. O dziwo, nie były zamknięte na klucz. Do pokoju wszedł Grey z białą tacą w rękach. Spod przykrywającej tacę serwetki wydostawał się smakowity zapach.

Tak właśnie powinna wyglądać porządna obsługa hotelowa, pomyślała Zoe. Zauważyła, że znów miał na sobie wyłącznie stare dżinsy. Znakomicie na nim leżały.

Już wstałaś? Miałem zamiar cię obudzić i zrobić niespodziankę, podając śniadanie do łóżka. A tu nici z niespodzianki.

Nieprawda – potrząsnęła głową – jestem bardzo zaskoczona. Gdzie taki rasowy Amerykanin, jak ty, nabrał przemiłego zwyczaju jadania śniadań w łóżku? To sprzeczne z etosem pracy czy czymś równie beznadziejnym.

Widocznie rozbudziłaś we mnie skłonność do dekadencji. – Zaśmiał się cicho.

I dzięki temu zapomniałeś zamknąć drzwi na klucz...

Nigdzie nie wyjeżdżałem. – Przyklęknął na łóżku i postawił przed nią tacę. – A poza tym i tak znów byś sobie otworzyła.

Nie jest ci zimno? – zapytała.

Ani trochę. Ponieważ ty jesteś znanym śpiochem, ktoś musiał harować w gorącej kuchni. – Uszczypnęła go w ramię. – Hej, zachowuj się grzecznie, bo będziesz musiała wrócić do łóżka bez śniadania – ostrzegł. Wyciągnął się obok niej.

Najpierw zobaczymy, co tu mamy. – Podniosła z tacy białą serwetkę.

Mógłbym zapytać o to samo – powiedział, wsuwając palec pod gorset, który kończył się tuż nad jej szczupłą talią.

Chyba wczoraj przekroczyłeś już swoją tygodniową dawkę dekadencji – oświadczyła, odsuwając jego dłoń. – Co to? – zapytała. Oprócz talerza z ciasteczkami i dzbanka herbaty na tacy leżała sterta różnokolorowych wstążeczek.

Cukierki i migdałki dla mojej pięknej kochanki.

Ale mam dużo wstążeczek! – zawołała, bawiąc się nimi.

Kupiłem po kilka z każdego koloru, bo nie wiedziałem, jaki lubisz najbardziej.

Od jak dawna podniecają cię wstążeczki? – zapytała.

Zaśmiała się radośnie, wzięła posypane cukrem pudrem ciasteczko i ugryzła kawałek. Trochę pudru zostało jej na nosie i spadło na gorset.

Mniam... bardzo apetycznie wyglądasz – mruknął Grey.

A co z wstążeczkami? – przypomniała, nalewając sobie gorącą herbatę do filiżanki.

Ach, to. Jeśli już musisz wiedzieć, to zaczęło się w czwartej klasie. Jakaś Jennifer, nie pamiętam nazwiska, siedziała przede mną na lekcjach angielskiego. Miała długie włosy zaplecione w warkocze, a na końcach tych warkoczy śliczne wstążeczki. Ciągle zabierałem jej te wstążeczki. Kiedyś zdybała mnie na boisku i... jakby to powiedzieć... stłukła mnie.

Dziewczynka cię stłukła?

Właściwie to jej na to pozwoliłem. Wiedziałem, że nie może mi zrobić krzywdy, wiec po prostu nie broniłem się. Sprawiło jej to tak wiele radości, że nie miałem sumienia przerwać.

Opowiedział to tak rozbrajająco, że Zoe nie wiedziała, czy wymyślił tę historię, czy też wydarzyła się ona naprawdę.

I od tamtej pory masz skłonność do długich włosów, wstążek i...

Kobiet, które od czasu do czasu wymykają się spod kontroli – dokończył za nią.

Wiesz, co sobie myślę? – zapytała, wpychając do ust kolejne ciastko.

No?

Uważam, że to jedyne, o czym potrafisz myśleć – orzekła zlizując puder z następnego. Doskonale zdawała sobie sprawę, że w różowej bieliźnie wygląda bardzo podniecająco na tle białego łóżka.

Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu. Usiadł i wyjął ciastko z jej palców.

Pozwól, żebym ci zaplótł warkocz – poprosił. Włożył ciasteczko do ust i połknął je jak wilk Czerwonego Kapturka.

Dobrze – zaśmiała się. Czyżby naprawdę myślał, że uwierzyła w jego bajeczkę?

Ja nie żartuję. Usiądź tu. – Wziął ją za rękę i zaprowadził do toaletki.

Nie mam ochoty nosić warkoczyków jak mała dziewczynka – zaprotestowała.

To żaden problem. W drugiej klasie szkoły średniej zdałem egzamin z warkocza francuskiego.

Wciąż Jennifer? – zapytała Zoe, sadowiąc się na niskim stołeczku przed toaletką. Nie wierzyła ani jednemu słowu Greya.

Nie, tym razem Kirsten i Jill.

Kłamiesz.

Naprawdę! Podaj mi szczotkę.

Wręczyła mu szczotkę, ale wciąż nie wierzyła w jego opowieści.

Rozpuścił jej związane w koński ogon włosy i szczotkował je tak długo, aż ułożyły się w puszystą chmurę wokół jej ramion. Przyglądała się jego odbiciu w lustrze i z przyjemnością poddawała podniecającemu dotykowi jego dłoni. Mocnych dłoni, a równocześnie delikatnych i troskliwych...

Odłożył szczotkę i poprosił ją o grzebień. Zaczynając od czubka głowy podzielił włosy na trzy części i zabrał się za splatanie francuskiego warkocza. Na początku szło mu całkiem nieźle. Kłopoty zaczęły się, kiedy przyszła pora dodać do warkocza luźno sterczące pasemka. Zaczął wszystko od nowa. Historia powtórzyła się i Zoe nie potrafiła już ukryć uśmiechu. Zaczynając po raz trzeci, zaklął pod nosem. Zoe śmiała się głośno i zupełnie nie mogła usiedzieć spokojnie, chociaż Grey po raz czwarty zabrał się do zaplatania warkocza.

To wcale nie jest śmieszne.

Wprost przeciwnie, bardzo śmieszne.

A właśnie, że nie. Powiedziałem ci, że wiem, jak to się robi. Zrobię to.

Tak, na pewno, ale czy zdążysz w tym życiu?

Poczekaj – popatrzył na nią jak zbity pies – już wiem, co jest nie w porządku.

Ja też wiem. Po prostu nie umiesz zaplatać warkoczy.

Nie, nie umiem zaplatać suchych włosów. Chodźmy do łazienki. Zmoczę ci głowę. Właśnie sobie przypomniałem, że uczyłem się zaplatać warkocze na mokrych włosach. Pewnego lata wiele dni spędziłem na basenie...

Z Kirsten i Jill.

Właśnie. Były nierozłącznymi przyjaciółkami, wszystko robiły razem. Były starsze ode mnie i w pewnym sensie zaopiekowały się mną tamtego lata. Twierdziły, że jestem wyjątkowo bystry.

To bardzo ciekawe – mruknęła Zoe i włożyła głowę pod kran, żeby mógł jej zmoczyć włosy. Odkręcił kurek do końca i oblał ją od stóp do głów.

Zobacz, co narobiłeś! – Gorsecik był cały mokry i przykleił się do ciała.

Patrzę, pewnie, że patrzę! – zawołał.

Sięgnęła po ręcznik, a on schował go za siebie.

Jeśli natychmiast nie oddasz mi ręcznika, to nie pozwolę ci zaplatać moich włosów.

Umowa stoi.

Grey, proszę – zrobiła krok w jego stronę – przestań się wygłupiać.

Trzymając ręcznik przed sobą, wszedł do sypialni. Zoe wzięła z toaletki szczotkę do włosów i rzuciła nią w Greya. Uchylił się zgrabnie.

Natychmiast daj mi ręcznik – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Woda z włosów spływa na podłogę.

Wiem. – Jego ciemne oczy prześlizgiwały się po niej z uznaniem.

Ja nie żartuję, Grey. Daj mi ręcznik. Pokręcił głową.

W porządku. – Pozornie dała za wygraną. Zamarkowała krok w lewo, potem szybko zrobiła zwód i sięgnęła po ręcznik. Zrobiła to bardzo zręcznie, ale Grey był jeszcze szybszy. Chwycił ją wpół, uniósł do góry i bez wysiłku rzucił na łóżko, przewracając przy tym tacę z resztkami śniadania.

Nie! – wrzasnęła i widząc, że się do niej zbliża, spróbowała się podnieść.

Był szybszy. Nakrył ją swoim ciałem, chwycił za nadgarstki i przytrzymał je ponad głową dziewczyny. Próbowała się uwolnić, ale dokonała tylko tyle, że maleńki gorsecik przekrzywił się i odkrył piersi.

Złaź ze mnie, ty potworze! Stłuczesz dzbanek i rozlejesz herbatę!

Przecież tak naprawdę ten dzbanek nic a nic cię nie obchodzi, cherie. No, przyznaj się! Tak naprawdę boisz się czego innego... sama jesteś podniecona. – Uśmiechnął się do niej z diabelskim błyskiem w oczach.

Nie jestem...

Czyżby? – Przyjrzał się lubieżnie jej potarganej bieliźnie. Rozgrzana i cała czerwona Zoe wciąż próbowała się uwolnić. – Moim zdaniem nie da się tego udowodnić.

Puść mnie. – Próbowała go przewrócić.

O, chcesz się pobawić? Dobrze, zabawmy się. – Puścił ją tylko na moment i sięgnął po leżące na tacy wstążeczki.

Zdołała usiąść i oprzeć się plecami o stertę poduszek.

Poczekaj! Co robisz? – Bez skutku próbowała uwolnić rękę z jego uścisku. Ukląkł nad nią i przytrzymywał jej ręce nad głową. Związał jej dłoń wstążeczką, którą przeciągnął przez metalowe pręty łóżka.

To nazywasz zabawą? – zapytała, gdy pomimo jej protestów zrobił to samo z drugą ręką.

Musiałaś już o tym słyszeć. To się nazywa zabawa w doktora – powiedział i poklepał ją po różowych majteczkach. Wstał i podszedł do biurka.

Nie przypominam sobie, żeby zabawa w doktora wyglądała w ten sposób... – Patrzyła, jak odsuwa sobie krzesło i siada obok łóżka. – A teraz pewnie zademonstrujesz mi swoje ciepłe podejście do pacjenta.

Raczej podejście do kochanki. Zadam ci kilka pytań, bardzo osobistych, a ty na nie odpowiesz. Wyobraź sobie, że jestem doktorem Freudem – powiedział, odchylając się na krześle.

Ach, to ma być taki doktor. – Spróbowała uwolnić ręce. Miała wielką ochotę go uderzyć. Był taki zadowolony z siebie. Siedział obok niej i palcami bębnił po swoim płaskim brzuchu.

Rozumiem, że powinnam się cieszyć, że nie związałeś mi stóp.

Zrobię to tylko wtedy, kiedy zdecyduję się na łaskotki w celu uzyskania odpowiedzi.

Nie zrobisz tego. – Jeszcze raz przyjrzała się wstążeczkom na swoich dłoniach. Gdyby chciała, bez trudu udałoby jej się dosięgnąć więzów i zębami rozwiązać kokardki. Nie była wcale zaskoczona, kiedy zdała sobie sprawę, że właściwie nie chce tego. Między nią i Greyem działo się teraz coś miłego i bardzo podniecającego.

Mogła wybierać. Pastelowe wstążeczki były śliskie i gdyby włożyła w to trochę wysiłku, na pewno wyswobodziłaby się z więzów. Oboje dobrze o tym wiedzieli. Teraz jednak mogła, bez ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności, rozerwać niewidzialne kajdany konwencji i przekroczyć wszystkie granice.

O czym myślisz? – zapytał Grey.

O moim mężu.

O mężu? Czy sądzisz, że to elegancko myśleć o mężu w obecności kochanka? Chyba powinienem się obrazić. A co o nim sądzisz?

Że był delikatnym i czułym kochankiem. I kochał mnie...

A jednak odeszłaś od niego.

Odeszłam.

Czy kiedykolwiek potraktował cię tak jak ja?

Nie.

A chciałaś, żeby to zrobił? – Ponieważ nie odpowiedziała, zrobił to za nią. – Chciałaś, tylko bałaś się to powiedzieć, prawda? Powinnaś była mu o tym powiedzieć. Popatrz na mnie – poprosił, kiedy w milczeniu odwróciła wzrok.

Nie mogę patrzeć na ciebie i rozmawiać o takich sprawach.

Ale patrzyłabyś na mnie, gdybym... – nachylił się, wsunął palec pod cienką skarpetkę i pogłaskał stopę Zoe – ... gdybym się z tobą kochał.

Tak.

Wiesz, że tego nie zrobię – powiedział. Zabrał dłoń i z powrotem oparł się o krzesło.

Dlaczego? Jesteś impotentem? – zapytała, patrząc mu prosto w twarz.

Zaśmiał się głośno. Wstał i przeciągnął się, jakby chciał jej zademonstrować swoją fizyczną sprawność. Podszedł do okna, odsunął firankę i popatrzył na ogród.

Nie, nie jestem impotentem. – Odwrócił się do Zoe.

Wiec...

Prosiłem, żebyś przez tydzień była moją kochanką, bo chciałem sprawić przyjemność tobie, a nie sobie. Chciałem z tobą rozmawiać, zrozumieć twoje potrzeby i poznać marzenia.

Czy w tamto słoneczne lato Kirsten i Jill też z tobą rozmawiały?

Tak. Już zapomniałem, jak to jest, kiedy się rozmawia z kobietą.

Przypuśćmy, że nie chciałabym rozmawiać, że chciałabym, żebyś się ze mną kochał. Teraz, zaraz.

To niemożliwe. – Usiadł z powrotem na krześle. – Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała. To nie znaczy, że nie chciałbym cię... nawet zgwałcić. Ja tylko nie jestem pewien, czy aby na pewno wiesz, czego pragniesz. Może właśnie myślisz o powrocie do...

Nie – przerwała mu. – Wiem, czego na pewno nie chcę. Nie chcę wracać do mężczyzny, który podejmuje za mnie wszystkie decyzje. Nie chcę jednostronnego, tradycyjnego związku, jakim było moje małżeństwo. Kiedy wychodziłam za mąż, byłam taka młoda, może nawet zbyt młoda. Nic nie wiedziałam o życiu i pozwoliłam się zdominować. Nigdy więcej tego nie zrobię.

Więc twierdzisz, że byłaś zdominowana przez męża?

Wszędzie, poza sypialnią.

Nie był dobry w łóżku? Dlatego od niego odeszłaś?

Nie. Był delikatny i czuły, był wspaniałym kochankiem, ale to było takie...

Jakie?

No, wiesz, wciąż miałam wrażenie, że tylko kontynuuje to, co ja zacznę. Wydawało mi się, że nigdy nie daje się ponieść namiętności, nigdy nie zrobił nic szalonego. Traktował mnie, jakbym była ze szkła i w każdej chwili mogła się rozpaść na tysiąc drobnych kawałków.

Może się bał. Nie pomyślałaś o tym?

Bał się? Policjant?

No tak. Bał się, że cię obrazi, zrobi ci krzywdę albo że się wygłupi – powiedział i usiadł obok niej na brzegu łóżka. Zaczął delikatnie głaskać jej nagi brzuch.

Czy mężczyzna może się bać czegoś takiego?

No pewnie. Przecież, gdyby uwolnił swoje stłumione marzenia i potrzeby, a ty nie mogłabyś im sprostać, doprowadziłby do nieszczęścia.

Czy miałeś kiedyś takie uczucie, że jakaś część ciebie pozostaje nie spełniona? – zapytała, wijąc się pod dotykiem jego dłoni.

Zapomniałaś, że to ja zadaję pytania?

Ale to nie fair:

Fair? – Uniósł jej stopę i zębami zaczął szarpać cienką skarpetkę. – To moja gra. – Zdjął skarpetkę i całował piętę Zoe. – Jeśli ci się nie podoba, to zabieram swoje wstążeczki i idę do domu. Mam to zrobić? – Pieścił jej nogę coraz wyżej, aż jego dłoń dotarła do skraju wyciętych majteczek.

Nie! – zawołała cicho, kiedy jego długie palce posunęły się dalej. Ręce miała wciąż związane, więc musiała przyjąć pieszczotę, którą ją obdarzył...

Kim on naprawdę jest? – pomyślała.

Jedno wiedziała na pewno. Ma bardzo zręczne ręce.


Rozdział 8


Zoe siedziała na łóżku. Grey znów gdzieś wyjechał i tym razem także zamknął ją na klucz w sypialni. Przedtem jednak przyniósł z biblioteki kilka książek, żeby czas jej się zbytnio nie dłużył. W pokoju było chłodno, więc postanowiła rozgrzać się w kąpieli. Napełniła wannę ciepłą wodą, dodała dużo pachnącego płynu i usadowiła się wygodnie.

Wzięła ze sobą do wanny kryminał i lektura tak ją pochłonęła, że nawet nie zwróciła uwagi na stygnącą wodę. Wreszcie poczuła zimno. Wyszła z wanny, wytarła się wielkim ręcznikiem i wygodnie wyciągnęła na łóżku, żeby skończyć książkę.

Usłyszała warkot silnika wjeżdżającego na dziedziniec samochodu. Grey wrócił. Odłożyła książkę i podeszła do okna. Zapadł wieczór, ale rozpoznała w ciemności wysoką sylwetkę mężczyzny idącego ścieżką obsadzoną lawendą. Kiedy wszedł do holu, Zoe odeszła od okna. Zaczęła szukać w przepastnej szafie czegoś, co mogłaby włożyć na siebie. Została jej już tylko jedna możliwość: biała, krótka koszulka z koronki i takie same majteczki. Chociaż był to bardzo elegancki komplet, to w niewielkim tylko stopniu okrywał jej nagość.

Szukając pończoch, które pasowałyby do białego kompletu, znów natknęła się na leżącą na dnie szafy, wciąż nie tkniętą szkatułkę. Miała ją otworzyć pod nieobecność Greya i przez ten głupi kryminał zupełnie zapomniała. Obiecała sobie, że przy następnej okazji na pewno sprawdzi zawartość pudełka.

Kim naprawdę jest Grey, zastanawiała się, wciągając na nogi długie, białe pończochy wykończone koronką. I czego właściwie chce? Czy tylko seksu bez zahamowań przez cały tydzień? Powiedział, że ma być jego kochanką i że przez ten tydzień musi mu się całkowicie podporządkować. A co się stanie, kiedy tydzień minie? Czy Grey zostanie w zamku? A może wróci do Paryża albo pojedzie w podróż po Europie? A może po prostu wróci do Stanów?

To w końcu nieistotne. Najważniejsze jest to, co Zoe do niego czuje. Wydawało jej się, że jemu też brak pewności siebie i zdecydowania. Jakby również badał, co właściwie jest mu do życia potrzebne. Chyba nie zapewni jej opieki. Życie z nim byłoby raczej nieustającą przygodą. A ona szukała zarazem i przygód, i oparcia. A przecież zdawała sobie sprawę, że nie jest to możliwe. Przez pół roku samotnego życia w Paryżu cieszyła się wprawdzie nieograniczoną wolnością, ale bardzo jej brakowało poczucia bezpieczeństwa, które tak ją nudziło w małżeństwie. Widocznie nie można mieć wszystkiego.

Przez tych kilka dni spędzonych z Greyem chętnie poddawała się prowokowanym przez niego erotycznym ekscesom, ale jednocześnie brakowało jej niezachwianej miłości męża. Bo była najzupełniej pewna, że bardzo ją kochał, chociaż ostatnio zupełnie zaniedbał.

Czy mężczyzna, który zabawia się sprawdzaniem granic swoich możliwości seksualnych, potrafi dać jej trwałą miłość, bez której ona w ogóle nie potrafi żyć? Czy Greyowi naprawdę zależy na małżeństwie? A czy ona zechce go bez formalnych więzów? A może potrzebny jej jest jakiś idealny mężczyzna, coś pomiędzy tradycyjnym mężem, od którego odeszła, i niekonwencjonalnym kochankiem, który właśnie obudził w niej kobietę? Tak, na pewno potrzebny jej jest mężczyzna, który łączyłby w sobie wszystkie te cechy.

Jednego jest teraz pewna – zmieniła się zupełnie. Wreszcie stała się sobą, pozwoliła sobie myśleć i czuć tak, jak nigdy nie śmiała myśleć i czuć przez lata małżeństwa. Niezależnie od tego, co postanowi, nigdy już nie wróci do życia w kłamstwie. Mężczyzna, którego wybierze, będzie musiał ją pokochać taką, jaka jest naprawdę.

Wstała, rozczesała włosy i okręciła się na pięcie przed lustrem toaletki. Zaśmiała się do swojego odbicia. Wyglądała jak cukrowa panna młoda na czubku tortu weselnego.

Oparta o toaletkę znów się zamyśliła. Czy zobaczy go jeszcze kiedyś po tym, jak skończy się ich siedem wspólnych dni? Czy jeszcze zechce go widzieć?

Usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Odwróciła się. W drzwiach stał Grey z tacą w rękach. Tym razem przyniósł chleb, sery, pasztet z gęsich wątróbek i butelkę wina. Podszedł do niej i postawił tacę na toaletce.

Zoe natychmiast zanurzyła palec w pasztecie i oblizała go z lubością.

Wspaniały – powiedziała.

Ty też jesteś wspaniała. Pozwól, niech ci się przyjrzę. – Obracał ją powoli, jak manekina.

Niewiele masz do oglądania.

Wiem. – Chwycił ją wpół i przyciągnął do siebie.

Zimno mi.

Rozpalę ogień – szepnął jej do ucha. – Och, jak cudownie pachniesz. – Błądził ustami po jej szyi, obsypując ją delikatnymi, zmysłowymi pocałunkami. – Co robiłaś, kiedy mnie tu nie było? – Ugryzł ją w ramię.

Czytałam trochę w wannie.

Przygotowywałaś się na mój powrót? – zapytał ściskając jej jędrne pośladki, ledwo osłonięte skąpymi majteczkami.

Nie, grzałam się. Mówiłeś coś o ogniu.

Ach, rzeczywiście. – Puścił ją i wskazał tacę. – Zjedz coś, a ja napalę w kominku.

Wziął znad kominka pudełko zapałek i rozniecił ogień. Ułożył na palenisku grube, sosnowe polano i w jednej chwili cały pokój napełnił się żywicznym aromatem.

Zjedli kolację w przytulnym blasku płomieni. Potem ułożyli się na miękkich poduszkach i, popijając wyborne wino, przyglądali się tańczącym na kominku językom ognia.

Grey pochylił się i namiętnie pocałował Zoe. Owładnięta gwałtownym pożądaniem zagubiła się w jego ramionach, gdy nagle zabrzęczał jej w głowie cichy sygnał alarmowy.

Może nie powinniśmy tego robić – powiedziała, odrywając się od niego.

Zgoda – patrzył na nią chwilę, a potem złożył delikatny pocałunek na jej wargach – poleżymy tu sobie i porozmawiamy.

O czym?

Nie wiem. – Oparł się wygodnie o poduszkę. – O mężczyznach, o kobietach albo o mężczyznach i kobietach, albo o ciemnych stronach naszych osobowości. A może o mirażu wolności? Chciałbym cię poznać, Zoe. Poznać twoje myśli, twoje pragnienia. Powiedz mi, na przykład, jakiego mężczyzny potrzebujesz.

Ja chyba jeszcze sama nie wiem.

Ale masz jakieś wyobrażenia...

Chciałabym, żeby mój mężczyzna był jednocześnie kochankiem i przyjacielem – zaczęła – przyjacielem, którego bym rozumiała, bo... bylibyśmy sobie tak bardzo bliscy.

Czy sądzisz, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi? – zapytał.

Sądziłam, że jesteś jednym z tych mocnych facetów ... – odparła zupełnie zaskoczona jego pytaniem.

A ty nie przepadasz za mocnymi facetami?

Nie za tymi, którzy wciąż muszą podbudowywać swoją męskość dzieleniem świata na męski i damski. Taki podział już raz wyeliminował mnie z życia kochanego człowieka.

Mówisz o...

Mówię o swoim mężu. Małżeństwo to sprawa między dwojgiem ludzi, ich wspólna sprawa i całe życie powinno płynąć razem, a nie tylko ta jego część, którą mężczyzna uzna za stosowne dzielić z żoną. Gdybym chciała spędzać czas samotnie, nie wychodziłabym za mąż, tylko została zakonnicą.

Może dlatego twój mąż tak wiele czasu spędzał w pracy, że nawiązywał tam bliskie kontakty z ludźmi. Musieli przecież omawiać wiele spraw, o których trzeba rozmawiać, bo inaczej człowiek zwariuje.

A ze mną nie mógł rozmawiać?

Pewnie mógł, może nawet chciał, ale bał się. Na pewno uważał, że powinien cię chronić przed światem, przed tym światem, który, jako policjant, znał z najciemniejszej strony. A może zbytnio przejął się rolą mężczyzny utrzymującego dom. Niektórym facetom to się zdarza. Są tak pochłonięci zarabianiem na życie, że zapominają o tym, że do prawidłowego funkcjonowania rodziny potrzebne są nie tylko pieniądze, ale i uczucie.

Tak, chyba masz rację. Wielu mężczyzn ucieka w tę rolę. A może prawda jest znacznie prostsza. Zwyczajnie przestało mu na mnie zależeć – po raz pierwszy pozwoliła sobie na wyrażenie dręczących ją obaw. Dlaczego jej mąż nie chciał z nią rozmawiać, dzielić z nią życia? Dlaczego musiała od niego odejść? Czyżby porzucenie męża okazało się błędem? A może, mimo wszystko, dałoby się jeszcze coś uratować?

Myślisz sobie, że ja też jestem taki... – Poprawił sobie poduszkę i pogłaskał Zoe po policzku.

Przyglądała się uważnie jego pięknej twarzy, tak bardzo męskiej, spokojnej i godnej zarazem.

Naprawdę nie wiem – powiedziała cicho.

Myślisz, że to tylko gra?

Uważam, że przez cały czas starasz się utrzymać między nami bezpieczną odległość. Może to, co teraz powiem, sprawi ci przykrość, ale trudno. Chowasz się za wizerunkiem twardego, zimnego faceta.

Sądzę – powiedział, chwytając ją za przeguby dłoni i unieruchamiając je dla żartu – że właśnie nadszedł odpowiedni moment, abym zabrał swoje wstążeczki i poszedł do domu. Zapomniałaś już, że to ja wymyśliłem całą tę grę? To nie fair, że stosujesz jej reguły przeciwko mnie.

Twoje wstążeczki leżą na toaletce. A poza tym zapomniałam ci powiedzieć, że postanowiłam skończyć z grą fair.

Przyjąłem do wiadomości – odrzekł i po chwili milczenia dodał: – Przez cały czas zastanawiam się, jak to możliwe, że ktoś tak piękny i wrażliwy jak ty, tak długo wytrzymał z pozbawionym uczuć kretynem.

To pewnie dlatego, że wierzyłam w baśniowe zakończenie „żyli długo i szczęśliwie".

Teraz już nie wierzysz?

A ty? – odpowiedziała pytaniem. – Co sądzisz o małżeństwie?

Myślę – powiedział i złożył na jej dłoni namiętny pocałunek – że ten, kto cię poślubił, był prawdziwym szczęściarzem i zupełnym głupcem, bo zepsuł to małżeństwo. Gdybym mógł znaleźć się na jego miejscu, na pewno nie postąpiłbym tak idiotycznie. A ty?

Co ja?

Czy mogłabyś jeszcze raz spróbować życia w małżeństwie?

Nie wiem – Spojrzała na niego kokieteryjnie i zatrzepotała długimi rzęsami. – Ta... zabawa w tajemniczą kochankę bardzo mnie podnieca.

Naprawdę tak uważasz? – Podniósł do ust jej dłoń. – Co ci się w tym podoba najbardziej? Zmysłowa miłość, pieszczoty czy romantyczna przygoda? – Dotknął ręką wycięcia koronkowej koszulki. – A może erotyczne prezenty?

Wszystko na raz – powiedziała – ale żadna z tych rzeczy nie jest tą najważniejszą.

Naprawdę? Wiec co najbardziej ci się podobało przez ten czas, kiedy byłaś moją kochanką?

To, że ciebie też bardzo to podniecało – szepnęła mu do ucha. – Wiesz o tym, że masz bardzo seksowne uszy?

Nie odwracaj mojej uwagi pochlebstwami. Widzę, że coś knujesz. Ostrzegałem, żebyś nie próbowała mnie rozgryźć. Ja tu jestem od zadawania pytań.

A ja cię ostrzegałam, że przestałam grać fair – szepnęła zmysłowo, pieszcząc językiem jego ucho. – Powiedz mi, co cię najbardziej podnieca w tej sytuacji? Po co namówiłeś mnie, żebym została twoją kochanką?

To bardzo proste – uśmiechnął się złośliwie. – Uwielbiam zamykać cię na klucz.

Nie żartuj – roześmiała się z całego serca. – Musiałabym być ślepa, żeby nie zauważyć tej twojej obsesji. Powiesz mi, dlaczego to robisz?

Niechętnie. – Demonstracyjnie przyglądał się swoim paznokciom.

Będę cię łaskotać tak długo, aż mi powiesz – zagroziła – więc równie dobrze możesz sobie oszczędzić przykrości i przyznać się od razu.

Okey, okey. A co byś powiedziała... Zrobiłbym wszystko, żeby cię zatrzymać. Nie chciałabyś zostać więźniem mojej miłości? – zapytał z nadzieją w głosie.

Wciąż czekam na prawdziwą odpowiedź – powiedziała stanowczo. – Bo stracę cierpliwość...

Próbujesz poznać ciemną stronę mojej osobowości?

Ano, próbuję. No więc, dlaczego wciąż zamykasz drzwi na klucz?

Wstał i podszedł do toaletki. Przyjrzał się uważnie ustawionym tam kosmetykom, wziął szkatułkę z sypkim pudrem i wrócił do łóżka. Uklęknął, otworzył i podstawił sobie pod nos. Puder pachniał wiosennym deszczem. Oderwał wzrok od niego i popatrzył na Zoe.

Rozepnij koszulkę – polecił.

A odpowiesz na moje pytanie?

Odpowiem.

Powoli odpięła trzy perłowe guziczki przyszyte na przedzie delikatnej koronkowej koszulki. Przeciągnęła się, nachyliła do przodu i oparła na rękach, wyginając plecy w koci grzbiet. Przez przejrzystą materię dokładnie widział jej swobodnie kołyszące się piersi.

Całe jej ciało falowało. Rozrzuciła włosy i samymi tylko ruchami ramion zsunęła z siebie koronkową koszulkę.

Grey z trudem przełknął ślinę. Długo wpatrywał się w jej piękne, bladoróżowe ciało, a potem zanurzył puszek w pachnącej zawartości szkatułki. Delikatnie nakładał puder na wrażliwą skórę jej szyi, potem na piersi.

W pokoju było zupełnie cicho, tylko antyczny zegar na kominku niestrudzenie odmierzał czas. Napięcie wciąż rosło. Nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby Grey nie podjął na nowo zapomnianej przez oboje rozmowy.

O ile dobrze sobie przypominam – powiedział, z trudem dobierając słowa – pytałaś, skąd u mnie to upodobanie do zamykania cię na klucz, kiedy wychodzę.

Ja... A, tak... – wyjąkała.

Uśmiechnął się do niej. W jego dłoni zwykły puszek do pudru stał się magicznym narzędziem. Łaskotał i podniecał ją tak bardzo, że nie mogła się skupić na niczym oprócz tej pieszczoty.

No więc – zaczął i znów zanurzył puszek w szkatułce z pudrem – jesteśmy zgodni co do tego, że w pewnym sensie uciekłaś od swojego męża. Powiedziałaś mi to chyba jeszcze w Paryżu. Przy obiedzie, jeśli dobrze pamiętam. No więc, przyznaję, że nie chcę, żeby się to powtórzyło. Musiałem mieć pewność, że zostaniesz ze mną przez cały tydzień. Nie chciałem po powrocie przekonać się, że uciekłaś ode mnie i... od swoich uczuć.

I dlatego wciąż mnie zamykasz?

Właśnie dlatego. – Żartobliwie pacnął ją puszkiem w nos. Fala ciepła zalała całe jej ciało.

Chciałeś zatem mieć pewność, że zgodnie z umową zostanę tu cały tydzień. A po co wobec tego zabrałeś moje rzeczy i nie zostawiłeś praktycznie nic do ubrania?

Gdybym cię zamknął w jednym pokoju z twoim ubraniem, na pewno znalazłabyś jakiś sposób, żeby uciec. Nie ubrana masz mniejszą skłonność do znikania...

Nachylił się do jej ucha i szeptał bardzo nieprzyzwoite rzeczy o tym, jak pięknie wygląda, kiedy jest nie ubrana. Bawił się jej piersiami tak zawzięcie, że doprowadził aż do bólu delikatne miejsce złączenia jej ud. Długie rzęsy opadły na zaróżowione policzki. Przestał jej dotykać. Otworzyła oczy, ale wciąż oddychała szybko.

Przypuśćmy, że to ja zamknęłabym cię nagiego w pokoju i traktowała jak zabawkę... – powiedziała powoli.

Bardzo by mi się to podobało. Tobie nie?

To... To wszystko nie jest... Nie wiem.

Coś mi się wydaje, że bardzo ci się podobało, ale uważasz, że nie wypada się do tego przyznać. Nawet przed sobą.

A mnie się wydaje, że nie chcesz odpowiedzieć na moje pytanie – oświadczyła i usiadła na piętach.

Inteligentna jesteś. Dlaczego właśnie ja musiałem się zakochać w inteligentnej kobiecie?

Wciąż nie odpowiadasz na moje pytanie – przypomniała.

Dobrze, dobrze. Tak naprawdę chciałem, żebyś była naga albo co najwyżej ubrana w bieliznę, która przypominałaby ci o istnieniu własnego pięknego ciała, bo chcę... – zamilkł na chwilę.

Co chcesz, u diabła?

Chcę cię uwolnić – dokończył z westchnieniem ulgi– Mnie? Uwolnić? – powtórzyła.

Właśnie tak. Chcę cię uwolnić od tej osoby, którą we własnym mniemaniu powinnaś być. Chcę, żebyśmy pozwolili sobie na sprawdzenie, kim właściwie jesteśmy i do jakiego stopnia możemy być sobie bliscy. – Chciała mu przerwać, ale nie pozwolił. – Tak, wiem, że miałaś męża, ale to jeszcze nie znaczy, że kiedykolwiek byłaś naprawdę blisko mężczyzny.

Czy uważasz, że uda nam się osiągnąć prawdziwą bliskość, jeśli będziemy ze sobą tylko rozmawiali i to na dodatek w ubraniu?

Może później dojdziemy wreszcie do bliskości, o jaką mi chodzi. Teraz jesteśmy tylko obcymi ludźmi. Ukrywamy się za ubraniem, za rozmową, za murem, który sami wznosimy. Każdy buduje sobie taki mur dla ochrony przed obcymi. Ale ten mur nie tylko chroni nas od innych ludzi – jest jednocześnie naszym własnym więzieniem.

Zrozumiała, że to ból i samotność skrzywdzonego mężczyzny podyktowały mu te gorzkie słowa. Pogłaskała go delikatnie po ręce.

Widzę, że tym razem mówisz poważnie. Nie wyglądasz na człowieka skłonnego do introspekcji. Skąd więc potrzeba takich rozważań?

Masz rację – westchnął. – Zwykle nie jestem do tego skłonny. Pewnego dnia dotarło jednak do mnie, że nie mam bladego pojęcia o tych wszystkich sprawach, które uważałem za oczywiste i dokładnie zbadane. Dorastając przyswajałem sobie poglądy moich rodziców, nauczycieli, szefów, całego otoczenia. Dopóki wszystkie te zasady sprawdzały się w życiu, uważałem je za słuszne. Ale potem okazało się, że nic już do siebie nie pasuje. Białe wcale nie jest takie jasne, a czarne przestało być tak bardzo ciemne. Wtedy właśnie, tak samo jak ty, postanowiłem, że muszę odnaleźć prawdziwego siebie.

I udało ci się?

Chyba jestem na dobrej drodze – uśmiechnął się.

I pewnie myślisz, że ja mogę ci pomóc.

Myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc. Nie sądzisz?

Siedziała zamyślona i wpatrzona w niego.

O czym myślisz? O małżeństwie, które masz już za sobą? Czy mogłabyś wrócić do mężczyzny, od którego odeszłaś, do codziennej nudy? Czy nie brak ci poczucia bezpieczeństwa, jakie dawał ci tamten układ? – Robił się coraz bardziej natarczywy. – A może chciałabyś oddać swój los w ręce takiego mężczyzny jak ja?

Takiego jak ty?

Właśnie tak. Mężczyzny, który sam nie wie, czego chce od życia. Wie tylko, że bardzo pragnie ciebie. Mężczyzny, który nie widzi przed sobą żadnej innej przyszłości oprócz tej, w której ty jesteś na pierwszym miejscu i którą pomagasz mu ukształtować.

Czasami rzeczywiście brak mi poczucia bezpieczeństwa, jakie w nadmiarze dawało mi życie małżeńskie – przyznała uczciwie Zoe.

Więc żałujesz, że odeszłaś od męża?

Nie, nie żałuję. Musiałam odejść, nie miałam innego wyjścia. Przykro mi tylko, że zadałam mu ból. Nie zasłużył sobie na taką krzywdę. Był dobrym człowiekiem. Chciał mi stworzyć zasobny dom i trzymać mnie z daleka od niebezpieczeństw. Zamknął mnie na klucz i byłam bezpieczna. Ale zupełnie odciął mnie od swego życia. A ponieważ moje życie istniało tylko o tyle, o ile było związane z moim mężem, zaczęłam uważać siebie za osobę bezwartościową. Zdawałam sobie sprawę, że wkrótce także i w jego oczach stracę całą wartość. To była tylko kwestia czasu. Nie mogłam się pogodzić z tą perspektywą. Byłam dla niego lustrem, w którym się przeglądał, ale nie mogłam już dłużej pokazywać mu takiego odbicia, jakie chciał widzieć.

A może to jego wina? Może dobrze wiedział, co się dzieje? Może zdawał sobie sprawę, że cię traci, tylko nie wiedział, jak temu zaradzić? Może właśnie dlatego schował się przed tobą, zakopał w pracy? Nie umiał sobie z tobą poradzić, zajął się więc jedyną rzeczą, z jaką sobie radził doskonale.

Możliwe. Albo po prostu przestałam go interesować, bo przerósł mnie i to, co mogłam mu dać, nie stanowiło już dla niego atrakcji.

A nie przyszło ci nigdy do głowy, że to ty jego przerosłaś? Przerosłaś ten styl życia, jaki znał z domu rodzinnego i jaki wprowadził do waszego małżeństwa? Pewnie był przerażony widząc, że rozwijasz się i stajesz niezależną kobietą. Nie miał pojęcia, jak się obchodzić z tym nowym zjawiskiem, a bał się do tego przyznać. Ją nie chciałbym popełnić tego błędu, Zoe. Chcę, żeby między nami wszystko było dozwolone. Żadnych tajemnic, żadnych murów.

Żadnych tajemnic^^ żadnych murów – powtórzyła jak echo i zamyśliła się.

Nagle zmienił jej się nastrój. Puściła do niego oko, wyjęła puszek ze szkatułki, nałożyła sobie na uda grubą warstwę pudru. Potem roztarta delikatny proszek po całym ciele. Zamknęła oczy i delektowała się przyjemnością, jaką dawał jej dotyk własnych dłoni. Powoli zsunęła skąpe majteczki.

Otwórz oczy.

Wykonała jego polecenie i zobaczyła, że pożera ją wzrokiem.

Miałaś rację – powiedział – ta zabawa w tajemniczą kochankę jest naprawdę bardzo podniecająca.

Uśmiechnęła się, ale zawstydziła nagle i chciała się owinąć prześcieradłem.

Nie – poprosił. – Pamiętasz, umówiliśmy się. Żadnych tajemnic, żadnych murów. – Delikatnie pocałował ją w usta.

Odwróć się, proszę – szepnął jej do ucha i wziął do ręki szkatułkę z pudrem.

Na moment zawahała się, a potem zrobiła to, o co prosił. Patrzyła przez ramię, jak zanurza puszek w sypkim proszku, a potem powoli zabiera się do pudrowania jej pupy.

Co ty wyprawiasz? – roześmiała się.

Prawdziwy detektyw, cherie – powiedział, naśladując akcent francuskiego żandarma – zawsze musi posypać przedmiot proszkiem, jeśli chce znaleźć odciski palców.

Ależ, panie detektywie – udała przerażenie – tu nie popełniono żadnego przestępstwa.

Jeszcze nie – odparł, przyglądając się jej badawczo. – Niepewność mnie zabija. – Spoważniał. Włożył puszek do szkatułki z pudrem i podniósł się z łóżka. – Będziesz musiała wybrać. Wiesz o tym?

Powiedziawszy to wyszedł z sypialni. Znów została sama.



























Rozdział 9


Zoe leżała naga w skotłowanym łóżku. Zupełnie nie chciało jej się spać. Słowa Greya wciąż dźwięczały w uszach.

Miał rację. Będzie musiała dokonać wyboru. Przez ostatnie pół roku sprawdzała, kim właściwie jest Próbowała stać się nowoczesną i niezależną kobietą. Zaprzyjaźniła się z Lauren-Claire i starała się mieć całe dnie zajęte. Nie chciała myśleć o przyszłości.

Owszem, udowodniła sobie, że potrafi dać sobie radę w życiu, ale za to zupełnie zadusiła naturalną potrzebę kochania i bycia kochaną. Dopiero ten człowiek zwrócił jej na to uwagę. Ośmielił się zaproponować jej wspólną podróż erotyczną w poszukiwaniu seksu bez granic. Udowodnił, że całe jej dotychczasowe życie to jedno wielkie kłamstwo, ciągłe udawanie i ukrywanie się przed sobą. Najpierw, kiedy jeszcze była z mężem, chodziła na wszelkie możliwe kursy, a kiedy wreszcie od niego odeszła, rzuciła się w wir życia z dnia na dzień. Byle tylko nie dać dojść do głosu swojej prawdziwej osobowości.

Nawet przez tych kilka dni z Greyem wciąż próbowała się czymś zajmować. Bardzo dobrze się bawiła, ale to tylko bajka, kolejna ucieczka przed podjęciem życiowej decyzji. A musi przecież wreszcie zdecydować, czego chce. Nie myśleć o tym, czego pragnie słodki, ale niewrażliwy facet, którego poślubiła, ani o tym, co sobie roi zuchwały nieznajomy, czekający na nią w sąsiednim pokoju. Nie poddawać się temu, co sądzi Lauren-Claire, ani tym bardziej temu, co piszą o życiowych i politycznych wyborach kobiet niezliczone pisma feministyczne.

Ma zastanowić się nad tym, co ona, Zoe, naprawdę chce w życiu robić.

Czy Grey mówił poważnie o tym, że jest jeszcze jakaś szansa powrotu do męża? Ciekawe, czego też on od niej oczekuje.

Myśli kłębiły jej się w głowie. Ogień w kominku dogasał i w pokoju zrobiło się chłodno. Zrzuciła z siebie prześcieradło, którym była owinięta i zdecydowanym krokiem podeszła do szafy. Zostało tam jeszcze tylko kilka par pończoch i... wciąż zamknięta drewniana szkatułka.

Tym razem uległa pokusie. Wyjęła szkatułkę i postawiła ją na łóżku. Wzięła z toaletki pilnik do paznokci. Zajęło jej to trochę czasu, ale w końcu zamek ustąpił. Wpatrywała się z niedowierzaniem w zawartość pudełka. Teraz już wie, gdzie zniknęły srebrne kajdanki, które tamtej nocy ozdabiały lusterko samochodu. Zatrzasnęła wieczko i gwałtownie odsunęła od siebie szkatułkę z kajdankami. Dlaczego właśnie w jej szafie umieścił Grey ten symbol całkowitej zależności?

Zdała sobie nagle sprawę, że związek z Greyem niewiele się różni od jej małżeństwa: w obu przypadkach nie ona panowała nad sytuacją. Najwyższy czas. Być może, już się spóźniła.

Odsunęła prześcieradło, wstała i podeszła do drzwi. Nie były zamknięte na klucz. Już miała wyjść z sypialni, gdy nagle coś sobie przypomniała. Wróciła do łóżka, otworzyła szkatułkę i z namysłem przyglądała się kajdankom. Uśmiechnęła się szelmowsko, wyjęła je i wyszła ze swojej sypialni.

Zatrzymała się na chwilę przy drzwiach, próbując zorientować się w topografii zamku. Grey najprawdopodobniej zajął pokój po lewej stronie korytarza. Idąc po skrzypiących deskach podłogi, znów poczuła się jak bohaterka średniowiecznej opowieści. Raczej powieści nowoczesnej, poprawiła się. Nie ma na sobie zwiewnej, białej szaty, ale jest całkiem naga.

Podeszła na palcach do drzwi upatrzonego pokoju. Kajdanki stuknęły o klamkę i nie przygotowana na ten odgłos Zoe aż podskoczyła. To niedopatrzenie, że strój, który dostajemy od natury w dniu urodzin, nie ma żadnej kieszeni, pomyślała.

Drzwi pokoju, w którym spodziewała się znaleźć Greya, nie były wprawdzie zamknięte na klucz, ale bardzo ciężkie. Wzięła kajdanki w zęby, żeby jej nie przeszkadzały i obiema rękami cichutko uchyliła drzwi. Nawet nie skrzypnęły. Pomyślała, że musi wyglądać komicznie w środku nocy, nago i ze srebrnymi kajdankami w zębach. Mniejsza o to. I tak nikt nie zobaczy.

Zajrzała przez uchylone drzwi do środka. Prowadzące na taras okno było szeroko otwarte. Światło księżyca padało na mahoniowy fotel ustawiony obok kominka, w którym dziś najwyraźniej nikt nie rozpalił.

Na metalowym łóżku, takim samym, jakie stało w jej sypialni, leżał śpiący człowiek i chrapał. Na nocnym stoliku stała napoczęta butelka wina. Nieźle, doprowadziła go do takiego stanu, że musiał się napić.

Podkradła się ostrożnie do łóżka, chociaż gruby dywan na podłodze i tak skutecznie tłumił odgłos kroków.

Grey leżał na plecach z głową wspartą o poduszki. Był w samych dżinsach, które zsunęły się na biodra i odsłoniły jego płaski, wspaniale umięśniony brzuch.

Świetnie, pomyślała, śpi z rękami pod głową, prawie dotyka nimi prętów łóżka. To będzie łatwe. Byle tylko go nie obudzić.

Wzięła kajdanki w obie ręce, żeby przypadkiem nie zabrzęczały, i ostrożnie przyklęknęła na łóżku. Wstrzymała oddech, ale Grey nawet się nie poruszył.

Delikatnie przeciągnęła łańcuch kajdanków przez pręty łóżka i znów zastygła w bezruchu. Nie obudził się, to dobrze. Światło księżyca oświetlało opadające na czoło czarne włosy Greya. Nawet we śnie nie wygląda jak niewiniątko. Zoe musi bardzo uważać.

Uniosła jego prawą rękę, która leżała tuż obok jej kolana, i przysunęła ją do czekających na poduszce kajdanków. Nie poruszył się. Zatrzasnęła bransoletkę na przegubie dłoni. Jedna już jest, pomyślała, teraz jeszcze druga.

Wstrzymała oddech, nachyliła się nad nim i już miała dotknąć jego ręki, kiedy nagle drgnął. Zamarła. Wydawało się, że w całym zamku rozlega się bicie jej oszalałego serca.

Wspaniale pachniesz – mruknął przez sen, wsuwając nos pomiędzy jej piersi. – Bardzo się za tobą stęskniłem, kochanie... – I znów cicho zachrapał.

Jakim cudem mężczyzna może się nie obudzić, robiąc coś tak bardzo podniecającego? Zoe była bardzo podekscytowana. Odczekała chwilę i upewniwszy się, że Grey wciąż śpi, bez zbytnich ceregieli, szybko zatrzasnęła bransoletkę kajdanków wokół przegubu jego lewej ręki. Nareszcie role się odwróciły – teraz on jest więźniem Na chwiejnych nogach wstała z łóżka. Musiała się przytrzymać prętów, żeby nie upaść. Teraz mogła wreszcie głęboko odetchnąć.

Grey na pewno nie będzie szczęśliwy, kiedy się zorientuje w sytuacji. Nic ją to nie obchodzi. Nadszedł czas, w którym najważniejsze jest to, żeby ona była zadowolona.

Podeszła do szafy i wybrała sobie jedną z jego koszul. Była na nią o kilka numerów za duża, wyglądała jak ze starszego brata. Podwinęła rękawy i wyszła z sypialni. Na wszelki wypadek nie zamknęła za sobą drzwi. Kiedy się obudzi... Przez zamknięte drzwi i tak usłyszałaby jego wrzask.

Zeszła do kuchni, podgrzała mleko i wyjęła z kredensu puszkę herbatników. Postawiła kubek z mlekiem na tacy obok herbatników i zaniosła to wszystko na górę. Nie mogła się oprzeć pokusie powtórnego obejrzenia swojego dzieła. Zajrzała do sypialni Greya.

Wciąż jeszcze spał, ale przestał chrapać. Jakimś cudem udało mu się przewrócić na bok.

Nieźle to sobie wymyśliła. Sześć miesięcy temu coś takiego w ogóle nie przyszłoby jej do głowy, a teraz nie tylko o tym pomyślała, ale i wykonała. Precyzyjna robota, uśmiechnęła się do siebie. Chyba wreszcie udało jej się pokonać życiowy zakręt, na którym się znalazła. Szkoda, że Lauren-Claire nie może jej teraz zobaczyć. Ciekawe, co by sobie pomyślała? Pewnie zdziwiłaby się, że Zoe odważyła się zakuć faceta w kajdanki. Sama też jest zaskoczona swoją odwagą. A może głupio zrobiła? Przecież nawet nie przemyślała tego. Taki sam impuls, jak ten, który kazał jej przyjechać do Paryża.

Zaczyna się interesująco... – Dźwięk głosu Greya przerwał tok jej myśli.

Podeszła do łóżka. Grey przyglądał się jej z lubieżnym uśmiechem.

Nie jesteś wściekły? – zapytała zbita z tropu jego pożądliwym spojrzeniem.

Jak to możliwe, że mimo wszystko to on nadal panuje nad sytuacją? – pomyślała. Przysiadła na biurku i przyglądała mu się zmrużonymi oczami. Oparła dłoń o blat. Poczuła dotknięcie zimnego metalu. Nożyczki.

Z kamienną twarzą podeszła do niego, trzymając nożyczki w dłoni.

Bardzo lubisz te swoje dżinsy?

Zaśmiał się nerwowo. Stała nad nim i bawiła się nożyczkami.

Przywiozłem je ze sobą z Ameryki – powiedział trochę bez sensu.

Naprawdę?

Tak. – Nie odrywał oczu od nożyczek w jej dłoni.

Jakim cudem jeszcze ich nie sprzedałeś? We Francji dostałbyś majątek za prawdziwe amerykańskie dżinsy – kpiła.

To moje ulubione spodnie.

Jaka szkoda...

Chyba nie masz zamiaru ich pociąć?

Chodzi ci, oczywiście, o dżinsy?

Tak, o dżinsy... A co jeszcze chciałabyś ciąć? – Wydawało jej się, że trochę przybladł.

To zależy... – Wciąż bawiła się nożyczkami. – Naprawdę nie będzie bolało. Coś mi się wydaje, że te dżinsy są na ciebie... trochę za ciasne.

Przestań, proszę. Nie musisz używać nożyczek. Wystarczy, że odepniesz guziki i zdejmiesz ze mnie te spodnie. Proszę...

Och, jaki grzeczny. Zaczynasz mi się podobać.

No dobrze, a teraz odłóż nożyczki – poprosił.

Nie.

Dlaczego nie?

Bo nie.

No więc powiem ci jeszcze coś.

Naprawdę? Co takiego?

Nie jestem odporny na ból.

Nie bój się – uśmiechnęła się – mówiłam, że nie będzie bolało.

O Boże – jęknął i zamknął oczy. Otworzył je słysząc brzęk nożyczek. – Nie!

A właśnie, że tak.

Zoe, nie! Koniec żartów. Zabraniam ci!

Przyjrzyj się! – Ani na chwilę nie przerwała obcinania swych wspaniałych, długich włosów. Odłożyła nożyczki dopiero wtedy, kiedy bujne loki leżały na podłodze u jej stóp.

Dlaczego mi to zrobiłaś? – zapytał łamiącym się głosem.

Bo chciałam. Bo dzisiejszej nocy po raz pierwszy w życiu sama chcę decydować o wszystkim, co mnie dotyczy – usiadła obok niego na łóżku – bo teraz mam ochotę... – w jej oczach zabłysło pożądanie – ... na ciebie.

Cholerna baba!

Wyrażaj się...

A czy to coś zmieni, jeśli cię ładnie poproszę?

Zawsze możesz spróbować.

Cholera!

Poczekaj, jak ty to powiedziałeś? Wystarczy, że odepniesz guziki? – Zaczęła ostrożnie odpinać mu spodnie.

A kto tobie odepnie guziki?

Pochyliła się, poczuła na szyi jego gorący oddech.

Wiesz co, bardzo mi się podoba twoja nowa fryzura.

Mnie też.

Zoe?

Słucham.

Trochę ciężko ci to idzie.

Bo nie chcesz mi pomóc.

Jak mam ci pomóc, kiedy mnie zakułaś w kajdany?

Wyobraź sobie, że stoisz pod lodowatym prysznicem – O, nie!

No, już.

Chciałbym to zobaczyć.

Co?

Jak naga padasz w moje ramiona. Ale chyba nie dzisiaj. – Zabrzęczał kajdankami.

Zostań tu, to się przekonasz. – Ściągała z niego dżinsy.

Sprytne.

Też mi się tak wydaje. – Dotknęła palcem jego męskości.

Wiesz, że się w końcu doigrasz?

Grey!

Słucham cię.

Zamknij się, z łaski swojej.

W świetle księżyca głaskała końcami palców jego wspaniale zbudowane ciało. Czuła, jak drży. Całowała go delikatnie, zaczynając od szyi, a kończąc na pępku.

Wiercił się niecierpliwie, nie mogąc sobie pomóc rękami.

Leż spokojnie – szepnęła. Wsunęła dłonie pod jego pośladki i zaczęła delikatnie pieścić językiem wyprężoną męskość.

Zoe... – wił się i jęczał pod nią.

Jeszcze nie teraz...

Usiadła obok niego. Przez otwarte okno wionął rześki wietrzyk.

Jak sądzisz – bawiła się guzikami koszuli, którą miała na sobie – czy powinnam ją zdjąć?

Oczywiście!

No, nie wiem – drażniła się z nim – może później. Oczy mu zabłysły. Gwałtownie przekręcił się na bok, przyciskając ją do łóżka ciężarem swego ciała. Całował Zoe namiętnie, do utraty tchu.

Zdejmij to, kochanie, proszę – szepnął jej do ucha.

Musisz mnie puścić.

Odsunął się i patrzył, jak powoli odpina guziki koszuli, a potem niespodziewanie gwałtownie zdejmuje ją przez głowę i rzuca na podłogę.

Klęknęła nad nim i pieściła piersiami jego twarz unikając jednak dotknięcia spragnionych warg.

Proszę... – szepnął.

Uległa jego dobrym manierom i podała mu do pocałowania jedną pierś, potem drugą.

Masz jakieś życzenia?

Kołysząc biodrami opadała coraz niżej, aż wreszcie usiadła na nim i mógł poczuć, jak bardzo go pragnie.

Nie odrywał od niej wzroku.

Nie? Trudno. – Zsunęła się z niego i wstała z łóżka. – Jeśli nie, to wypiję mleko i wracam do siebie.

Zoe... – zabrzmiało to jak rozkaz.

Czy się przesłyszałam – była już przy drzwiach – czy rzeczywiście wydałeś mi polecenie?

Przesłyszałaś się – oddychał ciężko. Już się zorientował, o co jej chodzi.

Ach, więc to pewnie była prośba?

Tak, uprzejma prośba...

Postawiła kubek z mlekiem z powrotem na biurku.

Nie dosłyszałam.

Sil vousplait... Proszę... Bardzo cię pragnę.

Jak bardzo?

Tak bardzo, jak ty chcesz.

Zaśmiała się i podeszła do łóżka. Odsłoniła mu wreszcie swoje pragnienia, wypaliła w jego pamięci niezapomniane wspomnienie wieczoru, w którym stała się wolna.

Nigdy jeszcze nie kochałem się z taką kobietą – powiedział Grey, gdy potem leżeli uspokojeni, mocno wtuleni w siebie. – Dobrze się czujesz? – zapytał troskliwie.

Nawet bardzo dobrze – mruknęła.

Jesteś fantastyczna – ziewnął i pieszczotliwie poklepał ją po pupie.

Ty też nie jesteś najgorszy.

Przedtem mówiłaś coś innego, cherie.

Bo naprawdę jesteś wspaniały, kiedy się zapomnisz.

Przypomnę ci to, jak już będę mógł chodzić. Teraz nie nadaję się do niczego. Muszę się trochę przespać.

Leżała obok niego, wciąż czując na sobie ślady jego cudownych pieszczot. Kochali się gwałtownie i namiętnie, ale była to miłość dwojga równych sobie ludzi. Uśmiechnęła się do siebie. Nigdy przedtem nie czuła się tak dobrze.

Powiew wiatru zatrzasnął okno. Zoe obudziła się z głębokiego snu. Otworzyła oczy. Leżała w nieznanym pokoju, wypełnionym teraz jasnym światłem dnia. Ziewnęła i przeczesała palcami włosy. O Boże, włosy. Są zupełnie krótkie. Przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Rozejrzała się po sypialni. Greya nie było. Na jego poduszce leżała koperta z wypisanym dużymi literami imieniem Zoe. Otworzyła ją z bijącym sercem. Przez chwilę nic nie widziała, słowa zlały się w nieczytelny kleks. Na kartce białego papieru widniało tylko jedno zdanie:

Może popełniłem błąd. Grey".

Co takiego? Była trochę oszołomiona dużą ilością wypitego wczoraj wina i brakiem snu. Co to wszystko znaczy? Gdzie on jest? Odszedł na dobre?

Wstała i szybko wciągnęła na siebie koszulę.

Grey! – zawołała.

Odpowiedziała jej cisza.

Weszła do swojego pokoju i wyjrzała przez okno wychodzące na dziedziniec. Westchnęła z ulgą. Porsche stał na swoim miejscu.

Pewnie chciał sobie to wszystko przemyśleć i poszedł na spacer. Zdecydowała, że wobec tego ona też powinna rozważyć nową sytuację. Przygotowała sobie kąpiel. Zawsze najlepiej myślało jej siew wannie. Wykąpie się i ubierze, a potem porozmawiają.

Ona też musi się zastanowić. Tyle tylko, że nie bardzo mogła skupić się na czymkolwiek innym niż szalona, miłosna noc, którą spędziła z Greyem.

Czy to rzeczywiście ona była tym wrażliwym, cudownym stworzeniem, tak giętkim w ciemnościach wczorajszej nocy? Jej były mąż na pewno byłby zaszokowany, gdyby zobaczył ją taką... Wreszcie się wyzwoliła, wreszcie poczuła swoją kobiecość.

To, co między nimi zaszło, było radosne i odprężające ponad wszelką miarę. Grey tak wspaniale dopasowywał się do niej. A może to tylko wyjątkowy czar tamtej nocy? Na zawsze pozostanie mu wdzięczna za tę przygodę. Przywiózł ją tutaj i postawił w niecodziennej sytuacji, dzięki czemu mogła wreszcie dać upust zmysłom Cała była obolała od nocnych szaleństw. Zamknęła oczy. Pamięć podsunęła jej obrazy z minionych dni: pościel obszyta koronką, elegancka bielizna, leniwe popołudnie nad stawem, blask księżyca na nagim ciele Greya...

Ciekawe, czy ich miłość i pożądanie rozkwitły tylko dlatego, że są zupełnie odcięci od świata? Kim staną się dla siebie, kiedy znów spotkają się w jasnym świetle dnia?

Nalała sobie na dłoń sporą porcję szamponu i powoli wcierała go w krótkie teraz włosy. Czy naprawdę była wczoraj tak skandalicznie rozwiązła? Pewnie tak, Ale przez całe życie ukrywała swoje potrzeby i dobrze zna cenę kompromisu.

Może to nie fair winić za wszystko męża? Wiedziała na pewno, że serce miał złote. Małżeństwo dało jej przecież dużo dobrego. Mąż poważnie potraktował przysięgę małżeńską i bardzo szanował swoją żonę, próbował ją chronić... Na pewno nie miał żadnych innych kobiet, ale za to musiała nieustannie konkurować z jego pracą. Na pewno nie miał zamiaru jej unieszczęśliwić, a tylko nie chciał dać szczęścia. A może zwyczajnie nie umiał...

Jednego przynajmniej jest teraz pewna: Grey wywrócił jej świat do góry nogami. Teraz nareszcie wie, że nie ma ideałów. Nie istnieją idealne związki, a ludzie powinni łączyć się ze sobą po to, żeby sobie nawzajem pomóc wydobyć najlepsze cechy osobowości. Jest bardzo szczęśliwa, ale wciąż niezupełnie pewna własnych uczuć.

Wyszła z wanny. Owinęła się wielkim ręcznikiem kąpielowym i wróciła do sypialni Greya. Chciała zanieść do kuchni pozostawiony tam kubek i pudełko z ciasteczkami. Poza tym musi się rozejrzeć, co by tu zrobić dziś na śniadanie. Może omlet? Pewnie będzie głodny po powrocie ze spaceru.

Już miała wyjść z pokoju, kiedy w otwartej szafie kątem oka dostrzegła coś znajomego. To tutaj schował jej ubranie. Wreszcie naprawdę ma co na siebie włożyć.

Coś ją zastanowiło i ponownie zajrzała do szafy. No tak, nie ma tu jego ubrań. Rozejrzała się po pokoju. Zabrał wszystkie swoje rzeczy.

Grey? – zawołała.

Poczuła się, jakby tonęła. Szybko wyszła z pokoju i zbiegła na dół. W holu znalazła potwierdzenie swoich obaw. Na stoliku leżał jej paszport, pieniądze i kluczyki od samochodu. Obok znalazła kartkę papieru z kilkoma nagryzmolonymi słowami.

Więc nie poszedł na spacer, żeby przemyśleć ich sytuację. Odszedł od niej. Cholerny tchórz.




Rozdział 10


Kiedy trochę ochłonęła, ponownie przeczytała kartkę. Napisał, że wynajął zamek do końca tygodnia, więc jeszcze trzy dni może tu mieszkać. Może wrócić do Paryża porschem i zaparkować samochód pod domem. On go sobie stamtąd zabierze. Teraz musi mieć trochę czasu na zastanowienie się, więc jedzie autostopem na południe Francji.

Zmięła kartkę w dłoni. Czyżby aż tak bardzo pomyliła się w ocenie tego, co się między nimi wydarzyło w ciągu ostatnich kilku dni? Na pewno nie. Było im dobrze razem. Przecież odkąd tu przyjechali, nie zapalił ani jednego papierosa... Nawet wczoraj w nocy... Zmieniła aroganckiego, powściągliwego mężczyznę w roześmianego, szczęśliwego człowieka.

Błyskawicznie podjęła decyzję. Pojedzie za nim. Jeśli chce go jeszcze złapać, musi się szybko ubrać i zebrać swoje rzeczy. I tak już dużo czasu straciła na romantyczne marzenia w wannie.

Czysta kpina, myślała, przeskakując po dwa stopnie na raz. Mając tak istotną wskazówkę, jak to, że pojechał na południe Francji, nie ma żadnych szans na znalezienie go. Chyba, żeby zdarzył się cud.

W ciągu dziesięciu minut była gotowa. Zbiegła ze schodów. W holu zerknęła w lustro i stwierdziła, że z krótkimi włosami wygląda jak prawdziwa Francuzka. Chwyciła kluczyki do samochodu, wybiegła z zamku i zatrzasnęła za sobą drzwi. Na wysadzanej lawendą ścieżce znów zaczęła kichać i przypomniała sobie, jak kilka dni temu Grey niósł ją tędy śpiącą, zmęczoną podróżą... Śpiąca królewna czekająca na pocałunek księcia, który obudzi ją z letargu. Pocałunki Greya rzeczywiście ją rozbudziły.

Pomimo beznadziejności sytuacji, Zoe była dobrej myśli. Jest teraz silna i pewna siebie, rzecz nie do wyobrażenia jeszcze kilka dni temu.

Zgrabnie wśliznęła się do sportowego samochodu. Trochę niepewnie ujęła w dłonie kierownicę i włączyła silnik. Poczuła, jak szybka maszyna ożywa w jej rękach.

Zawieź mnie do twojego pana – poprosiła. Wrzuciła bieg i nacisnęła pedał gazu. Opony zapiszczały. Jechała na południe szukać Greya.

Czuła, że koniecznie musi go odszukać, chociaż niezupełnie wiedziała po co ani co zrobi, kiedy go odnajdzie. Bo na pewno go znajdzie. Przecież to nic trudnego w kraju mniejszym niż Teksas. W tej chwili przypomniała sobie Lauren-Claire i pomyślała, czy przyjaciółka już znalazła swojego wymarzonego kowboja.

Przejechała kilka kilometrów krętą, wiejską drogą. Minęła senną wioskę, do złudzenia przypominającą miasteczko w Kansas nacisnęła pedał gazu. Szosa była prawie pusta, żadnego ruchu. Dawno temu wyczytała w jakiejś książce podróżniczej, że na francuskiej prowincji godziny szczytu oznajmia dzwonek idących na pastwisko krów. Teraz przekonała się, że autor niewiele się pomylił.

Może uda jej się natrafić na Greya, zanim kto inny go podwiezie? Minęła rowerzystę. Pomachał jej przyjaźnie ręką. Porsche łykał kilometry z niewiarygodną łatwością.

Na tablicy rozdzielczej zamrugała żółta lampka. Trzeba zatankować. Podjechała do najbliższej stacji benzynowej. Nalała benzyny ze staroświeckiego dystrybutora i podała właścicielowi swoją kartę kredytową.

O, jest pani Amerykanką! – ucieszył się mężczyzna.

Pan mówi po angielsku? – zdumiała się Zoe.

Moja matka pochodzi z Ameryki. Przyjechała tu kiedyś na wakacje, spotkała mojego ojca i, jak to mówią, tyle ją widzieli.

Zoe uśmiechnęła się. Wygląda na to, że nie tylko ona przeżyła romantyczną przygodę we Francji.

Pani też przyjechała na wakacje?

Na długie wakacje. Od pół roku mieszkam w Paryżu.

Co za dzień! Przed kwadransem sprzedałem Amerykaninowi wodę sodową i paczkę papierosów.

Zoe wrzuciła do torebki kartę kredytową, wskoczyła do samochodu i popędziła w kierunku, który wskazał jej właściciel stacji. Tak bardzo się spieszyła, że mało brakowało, a nie zauważyłaby Greya. Nacisnęła pedał hamulca. Porsche zarył się w miejscu.

Nieźle prowadzisz – powiedział, kiedy wysiadła z samochodu. Wyrzucił papierosa i zdusił go butem. Pomyślała, że jest bardzo przystojny.

Zapomniałeś czegoś – Sięgnęła do samochodu. Podeszła i wręczyła mu parę srebrnych kajdanków.

Chyba nie sądzisz – w oczach zabłysły mu diaboliczne iskierki – że mógłbym o tym zapomnieć. To wszystko? – zapytał po chwili i zrobił ruch, jakby chciał odejść.

Nie – odrzekła cicho. – Jeszcze o czymś zapomniałeś.

O czym?

O mnie.

Przecież wcale o tobie nie zapomniałem. Całą drogę byłaś tu ze mną. Słowo.

Więc może spróbujmy o tym porozmawiać. Chodź, wracamy do zamku.

Zdążyła się już odwrócić pewna, że pójdzie za nią do samochodu. Zatrzymała się, słysząc stanowcze „nie". Popatrzyła na niego pytająco.

Wzruszył ramionami, włożył ręce do kieszeni ukochanych dżinsów i kiwał się na obcasach swoich kowbojskich butów.

Sądzę, że nie powinniśmy wracać. Możemy co najwyżej jechać przed siebie.

Nie rozumiem.

Jedź ze mną na południe – zaproponował. – Za dwa dni wracam do Stanów. Mam rezerwację z Nicei.

A co ja zrobię, kiedy wyjedziesz?

Chyba o tym właśnie musimy porozmawiać... Zaskoczył ją. Takiego obrotu sprawy nie przewidziała.

Posłuchaj, Zoe – tłumaczył – wcale nie wiem, kim w końcu jesteśmy dla siebie. Nie przypuszczałem, że... że tak wybuchniemy, jak wczoraj w nocy... Może powinniśmy pobyć przez kilka dni wśród ludzi. To powinno nam pomóc zrozumieć...

Ale...

Przepraszam, że tak cię zostawiłem – dodał cicho.

Dlaczego właściwie odszedłeś?

A dlaczego ty porzuciłaś męża?

To zupełnie co innego.

Naprawdę? A może odchodzimy wtedy, kiedy boimy się kogoś stracić?

Pomyślała, że bardzo niebezpiecznie jest pragnąć kogoś tak bardzo mocno. Nie mając innego wyjścia, przyjęła jego propozycję. Znów była tylko pasażerem.

Zaczęło padać i pomyślała, że dobrze, iż to Grey prowadzi samochód krętą, górską szosą. Milczeli. Oboje myśleli o tym, co jeszcze ich czeka. Minęli malownicze jeziora regionu Auvergne. Zatrzymali się w przydrożnej gospodzie i zjedli skromny posiłek: chleb, ser i wino.

Kiedy znów znaleźli się na szosie, Zoe zasnęła spokojnie przekonana, że porsche jest w dobrych rękach. Nawet w Dolinie Renu nie obudziła się, żeby Oglądać zamki, kościoły i winnice. Zapadał zmierzch, kiedy dojechali do Prowansji.

Zoe stanęła na balkonie owinięta prześcieradłem. Przywitało ją żółte słońce. Prowansja, ojczyzna Cezanne'a, pomyślała.

Grey brał prysznic. Słyszała, jak wesoło podśpiewuje. Uśmiechnęła się. Woda przestała szumieć i po chwili wyszedł na balkon. Zdjął z bioder ręcznik i wycierał nim głowę. Pomyślała sobie, że jest bardziej zmysłowy niż cała południowa Francja.

Gdzie my właściwie jesteśmy? – zapytała, kiedy wreszcie odłożył ręcznik.

W Fontvieille – powiedział stając za nią – w osiemnastowiecznej wytwórni oliwy, przerobionej na przytulny hotelik.

Dużo się zmieniło na lepsze – oświadczyła.

To znaczy, co się zmieniło?

Moje ubranie nie zniknęło i zapomniałeś mnie zamknąć.

To dlatego że nie zostaniemy tutaj. Zaraz po śniadaniu wyjeżdżamy. Tam, dokąd jedziemy, nie będziesz potrzebowała ubrania, cherie.

A dokąd jedziemy?

Na plażę w Cannes – powiedział, delikatnie gładząc jej kark. – Będziesz musiała pozbyć się zahamowań i wystąpić toples. Na tamtej plaży chodzenie w staniku nie jest w dobrym guście.

Nie licz na to! – zawołała.

Jesteś zwyczajny tchórz – oznajmił. – No, dobrze, teraz się ubieraj. Możesz wziąć moją koszulę. Zjemy śniadanie i jedziemy na podbój plaży nudystów w Cannes.

Nawet się nie ruszyła. Zerwał z niej prześcieradło i dał lekkiego klapsa w pupę.

Pospiesz się. Wykąp się i ubierz, a ja zamówię śniadanie – powiedział wskakując w dżinsy. Albo skończyły mu się slipy, albo postanowił zupełnie zrezygnować z bielizny.

Nie, południowa Francja na pewno nie jest najlepszym miejscem do podejmowania decyzji, pomyślała. Westchnęła ciężko i poszła pod prysznic.

Bez pośpiechu zjedli tradycyjne prowansalskie śniadanie na balkonie swego pokoju. Przyglądali się drzewom oliwkowym i cyprysom, wdychali żywiczny zapach sosen, cieszyli się słońcem i cudownym klimatem tego miejsca. Potem pojechali do Cannes.

Cannes i Saint-Tropez to słynne zakazane owoce Lazurowego Wybrzeża. Dałoby sieje określić jednym słowem: gorące. Wakacyjna atmosfera Cannes oczarowała Zoe. Szli z Greyem główną ulicą, trzymając się za ręce.

Muszę zadzwonić – powiedział Grey.

Wszedł do budki telefonicznej.

Praca, czy co innego? – zapytała, kiedy znów znalazł się przy niej.

Praca.

Ale oczywiście nie powiesz mi, o co chodzi – bardziej stwierdziła niż zapytała Zoe.

Jestem na wakacjach i nawet nie chce mi się myśleć o pracy, a co dopiero o niej mówić.

Szli słynnym nadmorskim bulwarem, wzdłuż którego wznosiły się luksusowe hotele. Zapach morza kusił i zapraszał na plażę.

Co robimy? – zapytała.

Wróćmy do hotelu i przebierzmy się w kostiumy. Chciałbym zapomnieć o tym, że w ogóle mam jakąś pracę i po prostu zanurzyć się w ciepłym morzu, a potem poleżeć na plaży i popatrzeć w niebo.

Brzmi cudownie, ale czy w ogóle mamy szanse na jakieś życie po wakacjach?

Oto jest pytanie.

Kiedy znaleźli się w pokoju, wyjął z torby zakupy i podał jej majteczki od kostiumu.

Górę też poproszę. – Nie cofnęła wyciągniętej ręki.

Chyba nie ma tu nic takiego – uśmiechnął się grzebiąc w wypchanej torbie.

Grey...

Okey, okey. Masz. – Podał jej staniczek. Przebrali się i wyszli z hotelu.

Chodźmy na taką plażę, gdzie nie ma zbyt wielu ludzi. Będziemy mogli porozmawiać – powiedział i uśmiechnął się do niej. – No i będziesz tam mogła zdjąć stanik.

Już ci mówiłam...

Mówiłaś, mówiłaś – drażnił się z nią.

Tylko że ty mnie wcale nie słuchasz.

Myślałem, że to ja mam mówić.

No dobrze, poddaję się.

Podziwu godne posłuszeństwo – zażartował. Dotarli na cichą i oddaloną nieco od tłumu plażę.

Chyba cię kocham – oznajmił nagle Grey.

Jesteś niemożliwy.

Tylko trochę trudny. – Zrzucił z siebie dżinsy, usiadł na molo i przyciągnął ją do siebie.

W milczeniu patrzyli na pływające po Morzu Śródziemnym jachty. A więc tak wygląda Lazurowe Wybrzeże...

Co jest dla ciebie najważniejsze w takim związku jak nasz? – zapytała.

Nie wiem... Może to, żeby ktoś mnie pocieszył, kiedy mam chandrę, żeby dodawał mi odwagi... A może, żeby mnie po prostu kochano.

Zdaje się, że bardziej potrzebujesz matki niż kochanki.

No dobrze, a ty czego chcesz? Kogoś, kto by z jednej strony opiekował się tobą, poświęcał dla ciebie, ale również dał ci wolność.

Czy nie można pogodzić tych naszych pragnień? Może dałoby się znaleźć jakiś punkt zbieżny, w którym moglibyśmy się spotkać?

Może... Dlaczego nie byłaś szczęśliwa w małżeństwie?

Seks.

Za mało czy za dużo?

Nie chodzi o ilość, tylko o jakość. Niby wszystko było w porządku, ale zawsze kochaliśmy się z jego inicjatywy. Ja... jakby to powiedzieć... ja wciąż byłam jakby na pierwszym biegu. Nigdy nie osiągnęliśmy prawdziwego zbliżenia.

Może łatwiej i bezpieczniej osiągnąć zbliżenie z kimś obcym? Czy kiedykolwiek dałaś poznać swojemu mężowi, jak bardzo cię podniecają jego zaloty? Mnie, na przykład, podniecają kobiety, które intensywnie reagują na moje pieszczoty, więc czułbym się najlepiej, gdyby moja żona potrafiła mi okazać, że sprawiam jej przyjemność. Poza tym pewnie bałbym się ryzyka...

Jakiego ryzyka?

Bałbym się, że stracę w jej oczach. Chciałbym przecież, żeby zawsze uważała mnie co najmniej za bohatera.

Ja chyba gdzieś po drodze straciłam panowanie nad sytuacją – powiedziała Zoe i usiadła.

Więc posmaruj mnie kremem.

Oczywiście – zgodziła się chętnie.

Grey przewrócił się na plecy i z lubością poddawał pieszczocie jej palców, wklepujących krem w jego rozgrzaną skórę. Odprężył się i zamknął oczy. Zmęczenie spowodowane długimi godzinami spędzonymi za kierownicą samochodu powoli odpływało.

Zoe myślała o dniach i nocach, które razem przeżyli. Były to raczej luźne wspomnienia dłoni Greya, jego ust, ciała nad i pod nią, dźwięku jego głosu...

Możesz się odwrócić – oznajmiła.

Popatrzył na nią wyraźnie zaskoczony. Pewnie myślał o tym samym i wyrwała go z przyjemnych marzeń. Bez trudu odgadła, że były to marzenia erotyczne.

Jesteś chyba wrażliwy na mój dotyk – zaśmiała się. Roztarta krem na dłoniach i zaczęła masować jego tors.

Sprawia ci to wyraźnie wielką przyjemność. – Chwycił ją za rękę. – Teraz moja kolej.

Wyobraziła go sobie jako wielkiego pręgowanego kota, który udaje, że śpi koło mysiej dziury i tylko czyha na okazję. Kłopot w tym, że ten serek, który położył jako przynętę tak smakowicie pachnie, pomyślała, poddając się zupełnie jego pełnym pożądania oczom.

Położyła się na plecach. Pragnęła, żeby jej dotknął. Jej ciało przywykło już do nieustannych pieszczot, do dotyku męskich dłoni.

Ale zachowasz się jak dżentelmen?

Bez wątpienia.

Dlaczego to brzmi jak kpina? – pomyślała. Długimi, delikatnymi palcami zaczął wcierać krem w jej szyję.

Jak sobie da radę bez niego? Co ma zrobić? A co z mężem? Czy powinna dać mu jeszcze jedną szansę? Albo zostać z tym cudownym jak grzech mężczyzną, który jest ucieleśnionym pożądaniem?

O czym myślisz, czarownico? – szepnął. O własnym upadku, pomyślała.

Jego dłonie nie zaprzestały uwodzicielskiej wędrówki po jej ciele.

Chwileczkę! – zawołała. – Odpiąłeś mi stanik! Podniosła się przytrzymując dłońmi miseczki stanika.

Aha!

Obiecałeś, że zachowasz się jak dżentelmen. – Bardzo nie chciała się roześmiać.

Wcale nie wyglądał na skruszonego. Wprost przeciwnie.

Odważ się wreszcie żyć, Zoe – zachęcał. – Zdejmij to. Nie bój się.

Rozejrzała się wokoło. Nieliczni plażowicze zupełnie nie zwracali na nich uwagi.

Ale ty też coś dla mnie zrobisz?

Chcesz, żebym zdjął kąpielówki? – Zaczął je z siebie ściągać.

Poczekaj, nie to! – I tak była pewna, że tylko się z nią przekomarza.

No to co mam zrobić? – Przyjrzał się jej podejrzliwie.

Coś wymyślę – obiecała.

Nie jestem pewien, czy mi się to spodoba.

W końcu to tobie zależy. – Wzruszyła ramionami.

No, dobrze. Zgoda! Chociaż mam przeczucie, że będę tego żałował.

Nic nie powiedziała, tylko obdarzyła go najbardziej uwodzicielskim uśmiechem świata.

Tak, ja chyba gdzieś po drodze straciłem panowanie nad sytuacją – westchnął.

Zoe zaśmiała się głośno.

Czekam – powiedział.

Odrzuciła stanik. Okazało się, że jest bardzo odważna i... gotowa pokazać się półnago całemu światu. Sama nie mogła uwierzyć, że naprawdę to zrobiła, ale kiedy już tego dokonała, poczuła się naprawdę wolna. Jest więc kobietą wyzwoloną i stanowi całkowitą jedność z morzem i niebem Grey wyczyniał przedziwne gesty dłońmi: pocierał je o siebie, splatał palce...

Co ty wyprawiasz? – zapytała nieco zdenerwowana.

Rutynowa rozgrzewka – odrzekł i sięgnął po krem. – Przecież nie mogę pozwolić na to, żebyś sobie przypiekła taką delikatną skórę.

Przyłożył śliskie od kremu dłonie do jej pełnych piersi, ale zamiast rozsmarowywać krem, zapatrzył się w jej oczy... Sprawdzał, jak działa na nią jego dotyk...

A potem udało mu się namówić ją na to, czego w cichości ducha pragnęła od chwili, gdy przyjechali do Cannes.

Z obnażonymi piersiami biegła przez plażę na spotkanie morskich fal.









































Rozdział 11


Rano obudził ich szum deszczu. Grey wstał pierwszy, wziął prysznic i zszedł do hotelowego butiku, żeby kupić Zoe jakiś płaszcz przeciwdeszczowy. Wybrał srebrzysty trencz, który od biedy mogła nosić jako sukienkę. Kupił też szare pantofle na płaskim obcasie.

Pogoda zachęcała do myszkowania po sklepach. Grey kupił jej w sklepie z antykami stylową broszkę, a Zoe wybrała dla niego dziewiętnastowieczne spinki do mankietów.

Przez cały czas zastanawiała się, czy te prezenty staną się cennymi pamiątkami ich pierwszego spotkania, czy też pozostaną tylko smutnym wspomnieniem po nie spełnionych nadziejach.

Grey ma niewątpliwie rację. Naprawdę musi wreszcie podjąć jakąś decyzję. Tyle tylko, że nie będzie o tym myślała w ostatnim dniu ich wakacyjnej przygody. Nie chce i nie może... Nie jest to decyzja, którą powinno się podejmować pod wpływem chwili. Tym razem musi dokonać wyboru na całe życie. Musi uczyć się z tym, że ich pożegnanie równie dobrze może okazać się pożegnaniem na zawsze, ale, tak jak Scarlett z „Przeminęło z wiatrem", postanowiła, że pomyśli o tym jutro.

Na dodatek Grey ani razu nie powiedział, że ją kocha.

Popłynęli promem do Des de Lerins, gdzie zwiedzili dwie małe wysepki. Jedna z nich, Fort-Sainte-Marguerite, w siedemnastym wieku była więzieniem Człowieka w Żelaznej Masce. Na drugiej, Saint-Honorat, zwiedzili średniowieczny klasztor, w którym obecnie mieści się zakon Cystersów.

Wrócili do Cannes, ale Zoe wciąż jeszcze miała ochotę na zwiedzanie. W cukierni zjedli wspaniałe ciastka z kremem i wybrali się na poszukiwanie jakiegoś muzeum. Wreszcie w Muzeum Sztuki trafili na wystawę fotograficzną. Zoe piała z zachwytu – ponad dwieście fotografii!

Musi ci się to naprawdę podobać – stwierdził Grey podczas wędrówki po salach wystawowych.

To wciąga jak nałóg – przyznała. – Lubię fotografię i malarstwo. Tak naprawdę chciałabym nauczyć się używania tych dwóch technik naraz i stosować je, na przykład w kolażu.

Uwagę Greya przyciągnęła seria fotografii przedstawiających architekturę Hollywood.

Zbliżała się pora zamknięcia i muzeum było już prawie puste, kiedy weszli do ostatniej sali. Eksponowano tam zdjęcia kochanków, robione przez fotografa o bardzo zmysłowym podejściu do tematu. Obejrzeli fotografie i spojrzeli po sobie. Zoe podeszła do zalanego strugami deszczu okna, odwróciła się plecami do ściany i przywołała Greya.

Co się stało? – zapytał.

Wciąż stała pod ścianą i kiwała na niego palcem. Drugą ręką odwiązała pasek swojego nowego trencza. Grey rozejrzał się i podszedł do niej.

Co ty wyprawiasz? Uśmiechnęła się szelmowsko.

O, nie. Nie ma mowy, Zoe.

Odgłos zbliżających się kroków zapowiedział dwie panienki w wieku szkolnym. Weszły do sali i uważnie oglądały każdą z fotografii.

Widzisz – upomniał Grey i szybko zawiązał pasek jej płaszcza.

Po chwili dziewczynki przypomniały sobie, że spóźnią się na jakieś spotkanie na plaży. Nie dokończywszy oglądania ekspozycji szybko wyszły z sali.

Zoe popatrzyła znacząco na Greya. Znów się uśmiechnęła.

Przestaniesz wreszcie? – zezłościł się i przytrzymał jej ręce, żeby nie mogła ponownie rozwiązać paska.

Przecież obiecałeś – płaczliwym głosem przypomniała Zoe. Oczy miała zamglone, była bardzo podniecona.

Nie zrobię tego. W każdej chwili ktoś może tu wejść.

Ale ja chcę.

Nie, Zoe.

Zgodziłeś się przecież.

Kiedy? Co ty pleciesz?

Wczoraj na plaży. Chyba pamiętasz, jak kazałeś mi zdjąć stanik.

Tak, pamiętam – uśmiechnął się.

Więc pewnie pamiętasz także, że jesteś mi coś winien. – Zdecydowanym ruchem odwiązała pasek i zaczęła odpinać guziki.

Zoe, złapią nas i zamkną w Tower – powiedział i podszedł do drzwi, żeby sprawdzić, czy nikt nie nadchodzi. Zobaczył tylko strażnika, rozmawiającego przy drzwiach wejściowych z parą turystów.

Tower jest w Anglii, a my jesteśmy we Francji. – Guziki płaszcza były już odpięte.

No to wrzucą nas do lochu. Co za różnica?

Wiesz co? – uśmiechnęła się tajemniczo.

Co?

Za dużo gadasz. – Rozłożyła poły trencza.

Przestań! – zawołał i podbiegł do niej.

Chcesz powiedzieć, że nie dotrzymasz słowa? – zapytała.

Dotrzymam – patrzył w nią jak urzeczony – ale wolałbym zająć się tym gdzie indziej. – Zastanawiał się, jak długo jeszcze strażnik może rozmawiać z tymi ludźmi.

Grey...

Zoe zsunęła biały, koronkowy staniczek i teraz miała na sobie tylko niezwykle seksowny pasek z podwiązkami, białe pończochy i maleńkie majteczki z białej satyny i koronki.

Co, do diabła... ? – Prawie się poddał. – Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytał. Dłońmi już dotykał jej jędrnych piersi, a spragnione wargi obsypywały pocałunkami szyję Zoe. Przycisnął ją do ściany. Był już zupełnie gotów.

To Alexia – szepnęła.

A kto to taki? – wymamrotał, przerywając na ułamek sekundy namiętne pieszczoty. Poprzez zagłuszające wszystko bicie własnego serca nasłuchiwał odgłosów z holu.

Spotkałam ją na lekcji aerobiku. Powiedziałam jej, że mam zamiar chodzić na wykłady o sztuce i wtedy ona opowiedziała, jak poznała swojego męża. Spotkali się na wernisażu w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Jej przyszły mąż przygniótł ją do ściany w jakimś kącie i prawie to zrobili.

Zdaje się, że najważniejsze w całej tej historii jest „prawie".

Chcesz przerwać? – szepnęła i oblizała wargi. Nasłuchiwał. Żadnych kroków. Może strażnik wciąż gada z tymi turystami?

Już nie mogę – oddychał ciężko. Był rozpalony, bał się, że ktoś ich zaskoczy, i ta możliwość podniecała go jeszcze bardziej.

Ja też nie – szepnęła. – Pomóż mi to zdjąć. – Położyła jego dłoń na swoich skąpych majteczkach.

Pochylił się i zsunął kawałeczek śliskiego materiału z jej długich nóg. Objęła go mocno za szyję, wyjęła stopy z majteczek, a on szybko schował je do kieszeni kurtki.

Okropnie tu gorąco – powiedział. Płonął cały, jakby miał wysoką gorączkę.

Mnie nie. – Prowokacyjnie odchyliła nogę w białej pończoszce. – Jestem prawie naga.

Nie drażnij mnie – ostrzegł, wpatrując się w jej rozchylone usta.

Gwałtownie wciągnął powietrze i odpiął dżinsy. Wsunął rękę pod jej rozpięty trencz, przyciągnął ją do siebie i wbił się w jej oczekującą gładkość. Objęła go mocno i przywarła biustem do jego piersi. Zacisnął dłonie na jej pośladkach, a ona poddała się chętnie.

Zupełnie zapomnieli, że są w muzeum. Nie widzieli nic oprócz siebie, nie czuli nic poza cudowną, pulsującą przyjemnością. Oboje eksplodowali w tej samej chwili. Owładnął nimi spokój spełnienia. W ciszy sal wystawowych słychać było tylko przyspieszone oddechy.

Bonjour, monsieur – Westchnęła wreszcie Zoe.

Ty słodka wiedźmo!

Czy jest to jeszcze ktoś? Zamykamy!

Ich zwiotczałe z rozkoszy mięśnie naprężyły się na dźwięk kroków strażnika.

Cholera! – zaklął cicho Grey. – Idzie tu.

Zoe błyskawicznie zapięła płaszcz, zawiązała pasek, a Grey szybko zaciągnął suwak spodni. Zanim strażnik pokazał się w drzwiach, oboje byli zupełnie przyzwoicie ubrani.

My... – Greyowi łamał się głos. – Właśnie...

Wychodzimy – dokończyła Zoe i wzięła Greya za rękę.

No właśnie, już skończyliśmy. Do widzenia panu.

Do widzenia państwu – odpowiedział stary strażnik i uśmiechnął się do nich przyjaźnie.

Kiedy tylko znaleźli się na ulicy, oparli się o ścianę muzeum i wybuchnęli głośnym, niepowstrzymanym śmiechem.

Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że prawie nas nakrył? – zapytał Grey oskarżycielskim tonem.

Zdaje się – powiedziała Zoe – że najważniejsze w tej całej historii jest „prawie".

Na pewno jesteś czarownicą. – Otulił ją ramionami. – No i co ja mam z tobą zrobić?

Może powinieneś się zastanowić, co zrobisz beze mnie – powiedziała i pocałowała go czule.
















Rozdział 12


Wieczorem pojechali do Monaco. Kolację zjedli po drodze, w samochodzie.

Ale pycha...

To nie do wiary. – Grey patrzył na nią kompletnie zaskoczony. – Przyjechałaś do Cannes, gdzie dają najlepsze jedzenie we Francji... Co ja mówię, najlepsze na świecie i decydujesz się na zjedzenie czegoś takiego...

Nie znasz się. To jest wspaniała francuska potrawa: le frytki, le hamburger, le pepsi.

Wygrałaś. – Roześmiał się i wbił zęby w soczystego hamburgera, którego mu podała.

Pewien jesteś, że to dobry pomysł? – zapytała po chwili. – A w ogóle, to o której masz samolot?

Możemy tu spokojnie spędzić noc. Prześpię się w samolocie.

A ja?

Polecisz ze mną... – Nie usłyszawszy radosnego potwierdzenia, dodał po chwili: – Zostawię samochód w Nicei i kupię ci bilet do Paryża. Wyśpisz się w pociągu.

Na wszystko znajdujesz sposób. – Podała mu frytkę.

Nie na wszystko. Są takie sprawy, które tylko ty możesz wyjaśnić.

Pomyślała, że bardzo się pomylił. Ona też nie potrafi sobie poradzić z najważniejszym ze swoich problemów.

Im bliżej Monaco, tym więcej napotykali eleganckich samochodów. Zdecydowanie nie była w swoim żywiole.

Przekroczyli granicę małego państewka, przycupniętego nad brzegiem Morza Śródziemnego. Grey spojrzał na mapę i z piskiem opon ruszył do Monte Carlo.

Monte Carlo jest cudowne! – stwierdziła Zoe, odrywając nos od szyby.

Zupełnie się z tobą zgadzam. – Grey zaparkował samochód. Byli na miejscu.

Jeśli twój żołądek wytrzyma, moglibyśmy pójść do Rampoldiego na homara – powiedział Grey, otwierając jej drzwi do wynajętego na tę noc apartamentu. – Zaplanowałem sobie, że ostatniego wieczoru przed moim wyjazdem pójdziemy na romantyczną kolację.

Co ja na to poradzę, że Lauren-Claire nie pozwala mi się odzwyczaić od McDonalda?

Czy tylko z powodu jedzenia tęsknisz za Ameryką?

Nie – odrzekła i wyjęła z torby gorset z czarnej koronki naszywanej cekinami i czarne satynowe spodnie.

Więc chyba z radością tam wrócisz? – powiesił w łazience swój pognieciony garnitur, odkręcił gorącą wodę i zamknął drzwi.

Muszę się wykąpać – zaprotestowała.

Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. – Stał przy drzwiach łazienki.

Miejsce, w którym mieszkam, nie ma najmniejszego wpływu na moje poczucie szczęścia. Właśnie to odkryłam.

Zupełnie sama? – zapytał.

Z niewielką pomocą przyjaciół.

Przyjaciół?

Na przykład Lauren-Claire. Miałam prawdziwe szczęście, że ją poznałam. Jest radosna i beztroska. Nauczyła mnie żyć. Gdyby nie ona, pewnie bez przerwy bym pracowała.

Ta twoja praca wciągnęła cię tak, jak zawód policjanta wciągnął twojego męża...

Chyba masz rację...

I ta cała Alexia...

Jest bardzo podobna do mnie. Też nieustannie pracuje nad sobą. A przynajmniej była taka, zanim nie wyszła za mąż.

Za tego faceta, który ją nauczył zwiedzać muzea w taki szczególny sposób?

Chcę wziąć prysznic, zanim spłynie cała gorąca woda – przypomniała Zoe.

Oczywiście. – Odsunął się od drzwi łazienki. Stojąc pod prysznicem myślała o wydarzeniach ubiegłego tygodnia i o tym, jak się czuła w roli kochanki Greya. Musiała przyznać, że było to podniecające i pouczające doświadczenie. Oboje sprawdzili, jak daleko sięga ich swoboda seksualna.

Grey okazał się znakomitym kochankiem, a ona wreszcie dowiedziała się czegoś o swojej prawdziwej naturze. Wiedziała, że tak długo, jak długo nie nabierze pewności siebie, nie potrafi całkowicie oddać się drugiemu człowiekowi. Teraz przynajmniej już rozumie, że ona także przyczyniła się do rozpadu swego małżeństwa. Oczekiwała od męża, że zorganizuje całe ich życie, a sama tylko dokształcała się na różnych kursach. Udawała, że rozwija swoją osobowość, ale tak naprawdę była to po prostu ucieczka przed sobą.

Możliwe, że mąż wcale tak strasznie nie zawinił. Byli przecież oboje bardzo młodzi, kiedy się pobierali. Na pewno zbyt młodzi. On nie miał pojęcia, jak nie dać się całkowicie wciągnąć pracy zawodowej, a ona nie umiała go przed tym uchronić. W końcu, tak, trzeba się wreszcie do tego przyznać, wybrała najłatwiejsze wyjście. Uciekła, zamiast walczyć o niego, o ich małżeństwo.

Ostatnie siedem dni przekonało ją, że wprawdzie lubi swobodę, ale równocześnie potrzebuje jakiejś stabilnej konstrukcji, na której mogłaby oprzeć swoje życie. Drżała z emocji na myśl o zamieszkaniu z tajemniczym kochankiem, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę, że jest bardzo przywiązana do konwenansów I za nic nie odważy się żyć z mężczyzną na kocią łapę. Cały problem polega na tym, że chciałaby mieć wszystko, co najlepsze. Bardzo pragnie swego tajemniczego kochanka, ale pod warunkiem że połączy ich węzeł małżeński.

Godzinę później znaleźli się w kasynie. Zoe zwróciła uwagę na rozmaitość języków, jakimi mówili goście: angielski, arabski, włoski, francuski, niemiecki – prawdziwa wieża Babel. Niektórzy gracze posługiwali się komputerami, próbując znaleźć system rozbijający bank, inni zdawali się wyłącznie na instynkt, ale wszyscy oni radzili sobie znacznie lepiej niż Zoe i Grey. Bardzo szybko przegrali swoje żetony i z radością opuścili zatłoczone kasyno. Poszli szukać wrażeń gdzieindziej.

Tego wieczoru najwyraźniej nie mieli szczęścia do lokali, bo trafili do dyskoteki, gdzie żądano trzydzieści pięć dolarów za piwo, a na domiar złego do Greya przyczepiła się jakaś panienka w krótkiej spódniczce i koniecznie chciała z nim tańczyć. A przecież Zoe pragnęła, żeby ich ostatni wspólny wieczór był zupełnie wyjątkowy i na pewno nie miała ochoty dzielić się Greyem z kimkolwiek.

Pojeździli trochę po mieście, aż wreszcie znaleźli miejsce, z którego rozciągał się wspaniały widok. Zatrzymali samochód i siedzieli w milczeniu, podziwiając roziskrzone światełkami miasto.

Grey zapalił papierosa i miało to w tym momencie zasadnicze znaczenie.

No wiec, zdecydowałaś* się wreszcie? – zapytał.

Naprawdę nie wiem, co mam zrobić. Daj mi trochę czasu.

A co z twoim małżeństwem?

Na pewno nie będzie mi łatwo wrócić do męża. A jeśli nawet wrócę, to ten związek nigdy już nie będzie taki sam, jak przedtem.

Rozumiem. – Zoe czuła, jak z sekundy na sekundę rośnie pomiędzy nimi dystans. – W końcu jesteś już dorosła. Sama musisz zdecydować, co jest dla ciebie najlepsze, ale...

Zrozum – przerwała mu – ja chcę, żeby mężczyzna oddał mi całe swoje serce, a nie tylko ten jego kawałek, który akurat nie jest zajęty. Wszystko albo nic.

Z tego wniosek, że jesteś znacznie lepszym graczem, niżby to wynikało z twoich sukcesów w kasynie. Może potrzeba ci tylko odrobiny szczęścia.

Wysiadł z samochodu i pomógł wysiąść Zoe. Wtuliła się w niego i oparła głowę na jego ramieniu.

Mogłabym tak stać całą wieczność – westchnęła.

W Monte Carlo czy w moich ramionach, cherie? – szepnął.

Zbyt wiele czasu poświęciłam na pracę nad sobą, żebym mogła teraz wystawić na próbę tę zupełnie nową pewność siebie i podjąć niewłaściwą decyzję. Chociaż bardzo polubiłam twoje ramiona.

Wydają mi się zupełnie niepotrzebne, kiedy nie obejmują ciebie. Wiesz, że już nigdy mnie nie zapomnisz?

Wiem. Ale wiem także, że nasza przygoda tylko mi się przyśniła. To wspaniały, wyjątkowy sen, ale jednak sen, a nie prawdziwe życie.

Ten sen może się zmienić w rzeczywistość, jeśli oboje tego zechcemy – nie ustępował Grey. – Ja bardzo cię pragnę, Zoe, i chcę się tobą opiekować.

Nie. Miałam przecież męża, który się mną opiekował. Teraz potrzebuję... Teraz chcę mieć mężczyznę, z którym mogłabym dzielić wszystko.

Mogę być tym mężczyzną. – Przytulił ją do siebie. – Kocham cię.

Kiedy już znaleźli się z powrotem w mieszkaniu, natychmiast poszli do łóżka. Kochał ją namiętnie, szaleńczo, a nie łagodnie i delikatnie, jak to zwykł robić jej mąż.

Czy twój mąż kiedykolwiek robił z tobą coś takiego? – zapytał, kiedy leżeli już spokojni, wtuleni w siebie.

O świcie wyruszyli do Nicei. Oboje milczeli. Nieuchronność rozstania położyła się cieniem na ich ostatnie wspólne chwile.

Załatwili wszystkie formalności związane z samochodem, kupili bilet do Paryża dla Zoe, a ponieważ mieli jeszcze trochę czasu, poszli na wybrzeże obejrzeć ruiny zamku. Rozciągał się stamtąd wspaniały widok na Riwierę.

Usiedli w kawiarni na świeżym powietrzu i zamówili salade nigoise, bo byli przecież w Nicei, ale także po to, aby uniknąć ponownych słów pożegnania. Wszystko powiedzieli sobie w nocy.

Żadne z nich nie miało specjalnej ochoty na jedzenie, więc tylko bezmyślnie grzebali w talerzach.

Chyba powinniśmy już iść – stwierdził Grey, zerknąwszy na zegarek. – Chcesz, żebym cię odwiózł na stację?

Nie. Ja cię odprowadzę na lotnisko – odrzekła odkładając widelec. Była bardzo smutna. – Po twoim odlocie będę miała mnóstwo czasu, żeby dojechać na stację.

Przyjechali na międzynarodowe lotnisko w Nicei. Zanim Grey wszedł do kabiny, odwrócił się i pocałował Zoe.

Wiesz, gdzie mnie szukać – powiedział.

Wiem.

Kocham cię – dodał.

Wiem.

Pocałujesz mnie? Prawdziwa kochanka powinna to zrobić. – Dostrzegł łzy w kącikach jej oczu, a bardzo chciał zapamiętać ją uśmiechniętą.

Allez... allez... – popędzał go niecierpliwy francuski policjant.

Muszę już iść. – Pocałował ją szybko, chwycił swoją torbę i wstawił do kabiny.

Wszedł do bramki i w tej samej chwili rozległ się alarm.

Co za cholera? – zaklął.

Monsieur, proszę opróżnić kieszenie – zażądał policjant.

Grey wyjął z kieszeni kurtki srebrne kajdanki z zaplątanym w nie kawałkiem białej satyny obszytej koronką. Zoe uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo.

Mon Dieu! – wykrzyknął z szacunkiem policjant.

Ogromnie smutna Zoe wracała do Paryża samotnie. Wydawało jej się, że nawet powietrze w wagonie wypełnione jest żalem i tęsknotą. Patrzyła przez okno pociągu na zielenie, szarości i złocistości pól, zupełnie nie zwracając uwagi na pozostałych pasażerów.

Znalazła się w Paryżu, zanim na dobre dotarło do niej, że Grey naprawdę wyjechał.

Wszystko, co jej pozostało, to wspomnienie tych kilku spędzonych razem dni i nocy.

Teraz musi wreszcie podjąć decyzję. Musi postanowić, jak chce przeżyć własne życie.



































Rozdział 13


Zoe weszła do mieszkania. Rzuciła torbę na podłogę w przedpokoju i, ciężko westchnąwszy, opadła na kanapę. Była zupełnie wyczerpana podróżą i pożegnaniem z Greyem.

Mieszkanie wydało jej się puste bez radosnego śmiechu Lauren-Claire. Tęskniła za przyjaciółką.

Lampka automatycznej sekretarki mrugała do niej zaczepnie i Zoe zmusiła się, żeby wstać z kanapy i włączyć taśmę z nagranymi podczas jej nieobecności rozmowami. Potem poszła do kuchni zrobić sobie coś do picia;

Pomyślała, że Lauren-Claire na pewno dzwoniła i zostawiła jej jakąś wiadomość. Ciekawe, czy udało jej się złowić wymarzonego kowboja.

Cześć, Zoe, to ja – odezwał się z taśmy znajomy głos przyjaciółki.

Cześć – odpowiedziała machinalnie Zoe.

Właśnie wylądowałam w Dallas i..

Zoe, ze szklanką wody sodowej w dłoni, usiadła z powrotem na kanapie i słuchając nagrania powoli zdejmowała żakiet.

... mówiłaś prawdę. Tutaj kowboje rosną na drzewach. Mon Dieu! Wyobraź sobie, że jeden właśnie idzie. Jest tris wspaniały, zupełnie jak twój tajemniczy wielbiciel. Zadzwonię później, cherie.

Lauren-Claire wyłączyła się, a twarz Zoe rozjaśnił uśmiech. Wszyscy kowboje w Teksasie naprawdę mają powód do zmartwień: Lauren-Claire wyruszyła na łowy!

Cześć, Zoe! Tęsknisz za mną? – To następna wiadomość od Lauren-Claire. – Zapomniałam cię wczoraj o coś zapytać. Jak tam twój tajemniczy wielbiciel? Spotkałaś się z nim wreszcie? Kurczę, stracę taką historię! Założę się, że już jesteście po ślubie. Pewnie dopadł cię zaraz po moim wyjeździe. A propos ślubu. Pamiętasz, mówiłam ci wczoraj o tres wspaniałym kowboju na lotnisku. No więc, tak jakoś wyszło, że nagle się potknęłam, a on okazał się diabelnie dżentelmeński i pomógł mi wstać. Zoe, jego ramiona są szerokie jak Teksas, a oczy ma szare i takie rozmarzone. Chcę rodzić jego dzieci. Właśnie tak!

Zoe wyobraziła sobie, jak wyglądała ta scena na lotnisku i zaśmiała się głośno. Lauren-Claire z tymi swoimi czarnymi oczami szeleszczącym, francuskim akcentem i wyglądem naiwnej, niewinnej panienki! Biedny, bezbronny i wielki jak dąb kowboj nie miał żadnych szans.

Nie zgadniesz. Umówiłam się z nim na randkę. Zaraz po mnie przyjedzie. Zabiera mnie do Fort Worth, do jakiejś kowbojskiej knajpy, która się nazywa „Billy Bob's". Aha, znalazłam w torbie ten różowy sweterek. Włożyłam... Oho, ktoś puka do drzwi. Do usłyszenia, cherie. – Maszyna wyłączyła się.

Zoe ziewnęła szeroko.

Zoe! Gdzie jesteś? Założę się, że gdzieś wyszłaś z tym swoim tajemniczym wielbicielem. A może jesteście tam razem i dlatego nie podnosisz słuchawki? – zapytała taśma głosem Lauren-Claire. – Pamiętaj, że nie wolno ci przyjmować mężczyzn, jeśli nie ma w domu przyzwoitki. Poczekaj na mnie... – Nagrał się na taśmie dziewczęcy śmiech Lauren-Claire. Zoe o mało się nie rozpłakała.

Nie pamiętam, czy podziękowałam ci wczoraj za różowy sweterek. Blade'owi bardzo się podobał. Oczywiście, że to nie jest jego prawdziwe imię, tylko wszyscy go tak nazywają, bo znakomicie włada nożem.

Zoe o mało nie udławiła się kostką lodu.

Nieważne – mówił dalej głos Lauren-Claire, nagrany przez automatyczną sekretarkę. – Wczoraj tańczyliśmy trochę w tej knajpie „Billy Bob's" i do koszuli Blade'a przyczepiło się pełno różowych moherków. A dzisiaj wybieramy się na rodeo. Teraz muszę już iść. Chcę sobie kupić dżinsy, żeby mieć jakieś szanse przy tych ślicznych teksaskich dziewczynach z nogami aż do szyi. Mówiłam ci już, że Blade jest bardzo kochany? Ale będzie numer, jak go sprzątnę tutejszym pięknotkom sprzed nosa! Do usłyszenia, skarbie. – Koniec nagrania.

Zoe była bardzo zadowolona, że ktoś jest szczęśliwy. Lauren-Claire najwyraźniej znakomicie bawi się w Teksasie z Blade'em. Miała tylko nadzieję, że przyjaciółka nie trafiła na jakiegoś oszusta. Powinna była ją uprzedzić, że wszyscy mężczyźni w Teksasie noszą kowbojskie buty i kapelusze. Zresztą, to w końcu nie ma znaczenia. Najważniejsze, że Lauren-Claire dobrze się bawi. Na pewno nie ma zamiaru wychodzić za mąż za tego całego Blade'a. Zoe zdjęła buty i wyciągnęła się na kanapie.

Bonjour, Zoe. To znowu ja. Jak to jest, że nigdy nie ma cię w domu, kiedy dzwonię? Chyba nie uciekłaś ze swoim tajemniczym wielbicielem? Właściwie, to nie miałabym ó to do ciebie pretensji. Jest taki męski i w ogóle... Zoe, jeśli tam jesteś, to podnieś słuchawkę, błagam! Nie ma cię? A może? Mówiłam ci wczoraj, że Blade zabiera mnie na rodeo. No więc zabrał, ale zapomniał o jednym drobiazgu. Zapomniał mnie uprzedzić, że sam bierze udział w rodeo. Możesz to sobie wyobrazić? On jeździ na takich okropnych bykach, do jakich ja nie podeszłabym nawet na kilometr. No i na dodatek zdobył główną nagrodę. I dał mi ją, i powiedział, że ja jestem jedyną nagrodą, jaką chce zabrać do domu. Chyba się zakochałam! Zoe aż usiadła z wrażenia.

No i nie zgadniesz! Dzisiaj jedziemy na kolację na ranczo. Poznam jego rodziców. Jeśli mnie polubią, to będę mogła ci oświadczyć, że upolowałam kowboja. W co mam się ubrać? Przypominam sobie, że mówiłaś coś o kratkach... Żartowałaś, prawda? Poczekaj, podam ci numer telefonu, pod którym możesz mnie znaleźć. Zadzwoń do mnie, jak tylko wrócisz do domu.

Zoe chwyciła długopis i na kawałku papieru szybko zapisała numer, który dyktowała Lauren-Claire.

Później z tobą porozmawiam, ty... – Roześmiana Lauren-Claire rozłączyła się.

Zoe spojrzała na zegarek. Już za późno na telefon. Zadzwoni do przyjaciółki rano.

Zoe, czy dzwoniłaś do mnie wczoraj, kiedy pojechałam z Blade'em na ranczo? – zapytała taśma zniecierpliwionym głosem Lauren-Claire. – Wszystko poszło wspaniale. Zrobiło się późno i rodzice Blade'a zaproponowali, żebym została u nich na noc. – Lauren-Claire zachichotała. – Nieźle, jak na trzecią randkę, n'est-cepas?

Zoe zaniepokoiła się nie na żarty. Próbowała policzyć, ile dni minęło od spotkania przyjaciółki z Blade'em. Z przerażeniem stwierdziła, że nie użyła do tych rachunków nawet palców jednej dłoni.

Żartowałaś sobie, kiedy kazałaś mi nosić ciuchy w kratkę. Odkąd tu przyjechałam, nie widziałam nikogo tak ubranego. W końcu założyłam biało-niebieską jedwabną sukienkę. Chyba dobrze wypadło, bo zaprosili mnie znowu. Słuchaj, Zoe, szkoda, że nie widziałaś tego ranczo! Leży pół godziny drogi od Dallas i jest ogromne. Zmieściłoby się na nim z dziesięć naszych winnic. Zadzwoń do mnie, jak tylko wrócisz. Wszystko ci opowiem. Strasznie za tobą tęsknię.

Zoe była ciekawa, czy Lauren-Claire dzwoniła już do swoich rodziców, a jeśli tak, to czy opowiedziała im o kowboju. Przyjaciółka szybko zaspokoiła jej ciekawość.

Zoe, to znów ja. Zapomniałam ci powiedzieć, że gdyby przypadkiem dzwonili moi rodzice, to nic im nie mów. Zrobimy im niespodziankę.

My"? Co to wszystko ma znaczyć? Zoe wtuliła twarz w poduszkę. Taśma znów się włączyła i zaraz wyłączyła. Pewnie ktoś się pomylił, pomyślała. A potem przestraszyła się, że to Lauren-Claire straciła nadzieję na złapanie jej w domu.

No, powiedz coś do mnie – prosiła Zoe automatyczną sekretarkę. Wstała z kanapy, żeby sprawdzić, czy naprawdę nic już się nie nagrało na taśmę. Zanim doszła do aparatu, głos Lauren-Claire znów zadźwięczał w pustym mieszkaniu.

Z westchnieniem ulgi usiadła na kanapie. Ziewając pocierała zaspane oczy. Czuła się tak, jakby była matką i właśnie odczytywała kartkę z wakacji, na której dziecko pisze: „Dobrze się bawię. Nie martwcie się o to ugryzienie węża. Wydaje mi się, że opuchlizna już schodzi". Chyba ukręci tej dziewczynie głowę, jak tylko ją zobaczy.

Zoe, Zoe! O rany, bądź tam! Kurczę, Zoe, gdzie jesteś? Jakim cudem wciąż się mijamy? Pewnie dzwoniłaś wczoraj, kiedy wyszłam z Blade'em. Bardzo go chcę... Właśnie o tym muszę z tobą porozmawiać.

Chyba poprosi mnie dziś o rękę. Zadzwoń do mnie, dobrze?

Oszalałaś? – zawołała Zoe w pustkę pokoju. – Przecież twoi rodzice... Zabiją cię... I mnie też.

Wstała z kanapy i podeszła do telefonu. W końcu nieważne, że jest późno. Musi przemówić Lauren-Claire do rozsądku. Małżeństwo to nie żarty. To poważna decyzja na całe życie.

Zanim zdążyła podnieść słuchawkę, taśma znów się włączyła.

Zoe, odbierz ten telefon! To ja, Lauren-Claire. Przestań, Blade. Uspokój się, ona usłyszy.

I rzeczywiście Zoe usłyszała odgłosy pocałunku.

Blade, zachowuj się... – Słychać było śmiechy i dźwięk spadającego na podłogę telefonu. Potem znów zabrzmiał głos Lauren-Claire. – Poprosił mnie o rękę. Możesz w to uwierzyć?

A ty powiedziałaś „nie" albo cokolwiek innego, byle nie „tak" – odpowiedziała jej Zoe.

Powiedziałam „tak". Wychodzę za mąż za Blade'a. Czy to nie cudowne? Zoe? Blade, w Paryżu jest teraz druga w nocy. Dlaczego nie ma jej w domu? Mam nadzieję, że nic jej się nie stało. Przecież by zadzwoniła, gdyby się coś stało. Rany, co ja gadam! Blade, a jeśli ona nie może zadzwonić? Mógł ją porwać ten tajemniczy facet, który za nią łaził. Może oprócz tego, że jest przystojny, jest także niebezpieczny? Blade!

Taśma się skończyła.

Zoe podniosła słuchawkę. Musi uspokoić przyjaciółkę i dowiedzieć się, o co chodzi z tym ślubem. Lauren-Claire na pewno żartowała.

Minął niecały tydzień... No, powiedzmy – tydzień, ale przecież nie można poznać człowieka w siedem dni. Przypomniała sobie tydzień spędzony z Greyem. Przez kilka dni dowiedziała się o nim więcej niż o swoim mężu przez kilka lat małżeństwa.

No więc co ma powiedzieć Lauren-Claire? Jak może jej cokolwiek radzić, jeżeli sama nie wie, co zrobić z własnym życiem?

Na drugim końcu kabla ktoś podniósł słuchawkę.

Halo – powiedziała Zoe i poprosiła recepcjonistę o połączenie jej z pokojem Lauren-Claire.

Bardzo mi przykro – odezwał się po chwili recepcjonista – ale ta pani już tu nie mieszka.

Co takiego?

Wyprowadziła się.

Ależ to niemożliwe! – Dokąd ona mogła pojechać? Nie, Zoe nie chce o tym nawet myśleć. – Czy zostawiła jakąś wiadomość? – zapytała recepcjonistę.

Chwileczkę. Sprawdzę. – Usłyszała, jak odłożył słuchawkę, czekał na kogoś, rozmawiał, a kosztowne minuty rozmowy międzykontynentalnej płynęły nieubłaganie. Wreszcie wrócił. – Sprawdziłem, proszę pani. Nie ma żadnej wiadomości – oznajmił i odłożył słuchawkę.

I co teraz? Przecierała palcami oczy. Jest zbyt zmęczona, żeby myśleć. Na cokolwiek się zdecyduje, trzeba z tym poczekać do rana. Musi się wreszcie porządnie wyspać. Weźmie tylko prysznic i do łóżka.

Rozpakowała torbę, a każdemu drobiazgowi, który brała do ręki, towarzyszyły wspomnienia. Biała koszulka, komplet z czarnej satyny, różowe majteczki I staniczek, biały pasek z podwiązkami i biały stanik... Zaśmiała się głośno. Grey ma białe majteczki od tego kompletu.

Wyjęła z torby gorset z czerwonej skóry, wieczorowe spodnie z czarnej tafty i czarne lakierki, a potem dwuczęściowy komplet plażowy. Zamknęła oczy i prawie poczuła na sobie dotyk dłoni Greya.

Potrząsnęła głową, jakby chciała zrzucić z siebie wspomnienia. W torbie została jeszcze tylko ozdobna szkatułka z broszką, którą jej kupił na pamiątkę ich podróży. Pogłaskała klejnocik, odłożyła szkatułkę i poszła do łazienki.

Stała pod strumieniem ciepłej wody. Myślała o Greyu.

Teraz już pewnie zupełnie o niej zapomniał. Ten tydzień na pewno był dla niego wyłącznie peanem na cześć jego męskości.

Kiedy zakręciła kran, usłyszała dzwonek telefonu. Chwyciła ręcznik i pobiegła odebrać, zanim Lauren-Claire znów się rozłączy. Nie zdążyła. Nikt się nie odezwał. Usłyszała tylko brzęk odkładanej słuchawki.

Cholera, znów minęła się z Lauren-Claire! I jak ją teraz znajdzie? Po prostu nie wyjdzie z domu tak długo, aż przyjaciółka znów nie zadzwoni.

Grey stał przy automacie telefonicznym na ruchliwym nowojorskim lotnisku. Smutny i zrezygnowany odwiesił słuchawkę. Przerzucił torbę przez ramię, włożył ręce do kieszeni skórzanej kurtki i wyszedł w ciemność nocy. Romantyczny samotnik.


























Rozdział 14


Obudziło ją natarczywe stukanie do drzwi.

Już idę! – zawołała Zoe i potykając się przeszła przez pokój.

Nie miała pojęcia, kto też może się tak niemiłosiernie dobijać. Narzuciła na siebie szlafrok i spojrzała na zegarek. Było południe.

Udało jej się wreszcie otworzyć drzwi. Na schodach stał barczysty młody człowiek z długimi włosami.

O co chodzi? – zapytała.

O, jest pani Amerykanką. Ma pani szczęście, że znam angielski. Gram w zespole rockowym, a to tylko dodatkowe zajęcie – objaśnił. – Mam dla pani paczkę.

Proszę zostawić w holu. Później ją stamtąd zabiorę.

Chyba się to pani nie uda.

Dlaczego?

Bo razem z kolegą nieźle się narobimy przynosząc ją na górę. Proszę podpisać. Pomogę mu to wnieść i spływamy. – Podsunął jej pod nos dokumenty.

Ale ja niczego nie zamawiałam.

Może Lauren-Claire coś zamawiała? Zoe spojrzała w papiery. Nic z tego, wszystko napisane po francusku.

Gdzie mam to postawić? – zapytał młodzieniec, kiedy razem z kolegą wniósł pakunek wysoki jak on sam, ale znacznie od niego szerszy.

Nie mam pojęcia.

Tu będzie dobrze – zdecydował młodzieniec i postawił pakunek przy drzwiach.

Chyba nie. Mógłby pan to trochę przesunąć?

Przykro mi, ale nie zajmujemy się urządzaniem wnętrz. Podpisała pani papiery? – Zabrał jej dokumenty.

Adieu, mademoiselle powiedział młody człowiek i razem z kolegą zbiegł na dół.

Co to takiego, zastanawiała się Zoe, stojąc przed paczką wielkości sporej szafy.

Nie miała nawet pojęcia, jak się zabrać do otwierania tego czegoś. Może najlepiej będzie zacząć od filiżanki herbaty. Właśnie nalewała wody do czajnika, kiedy znów rozległo się walenie w drzwi.

Aha, pomyślała, facet zauważył, że się pomylił i wraca po swoją monstrualną przesyłkę. Dzięki Bogu, ze nie zaczęła jej otwierać.

Przecież mówiłam panu...

Zamilkła na widok zniszczonych, kowbojskich butów włożonych na okropnie długie nogi w dżinsach, ozdobionych odznaką zwycięzcy rodeo. Wyżej były szerokie jak Teksas bary i para pięknych, szarych oczu. Nie miała żadnych wątpliwości. Przed nią stał Blade, ulubiony kowboj Lauren-Claire.

Dzień dobry – powiedział. – To pewnie ty jesteś Zoe.

Zoe! Cała i zdrowa! – wrzasnęła Lauren-Claire i rzuciła się przyjaciółce na szyję. – Tak się o ciebie martwiłam.

Przecież jej to mówiłem. L. C. zmusiła mnie, żebym wziął odrzutowiec ojca i natychmiast tu przyleciał.

Zoe, to mój narzeczony, Blade Wyatt. Widzisz, jaki jest kochany? Popatrz, co dostałam od niego w prezencie. – Podniosła dłoń z ośmiokaratowym brylantem na złotej obrączce. – Mówię ci, musiałam poćwiczyć palce, żeby w ogóle to unieść. Powiedziałam mu, że chcę jakiś romantyczny drobiazg...

Przecież to drobiazg, mały pierścionek na próbę. Kiedy się pobierzemy, kupię ci prawdziwy, porządny pierścionek.

Blade! Przestań się wygłupiać!

Co każesz, L. C.

Zoe uśmiechnęła się ciepło widząc, jak oboje patrzą na siebie maślanymi oczami.

I odłóż, z łaski swojej, ten nóż – powiedziała Lauren-Claire nie znoszącym sprzeciwu tonem: – Zoe też pochodzi z Teksasu, więc jej nie przestraszysz tym żelastwem. Mówię ci, Zoe, całą drogę się tym bawił.

Daj spokój – mruknął Blade i schował nóż za cholewę.

Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Nigdy nie było cię w domu, kiedy ja telefonowałam? – zapytała jednym tchem Lauren-Claire, gdy wreszcie zamknęli za sobą drzwi mieszkania. – A co to takiego? – dotknęła palcem wielkiej paczki.

Ty tego nie zamawiałaś? Nie mam pojęcia, co tam jest. Faktura była po francusku, więc podpisałam, bo myślałam, że może ty...

A może wam to otworzę – zaproponował Blade – i przekonacie się, co jest w środku.

Niezły pomysł – ucieszyła się Zoe.

Nie powiedziałaś mi jeszcze, co się z tobą działo – odezwała się Lauren-Claire.

Musisz jej wybaczyć. – Blade roześmiał się głośno. – Ten jej francuski akcent tak mnie rozśmiesza, że na wszystko jej pozwalam i przez ostatni tydzień bardzo się rozpuściła.

Przestań, Blade. Mówię poważnie.

Ja też, kotku. Po ślubie zajmie się tobą moja mama. Już ona zrobi z tobą porządek.

Nie przejmuj się nim, Zoe. – Lauren-Claire machnęła ręką. – Jego mama ma inne zajęcia. Powiesz mi wreszcie, gdzie byłaś?

Nie – odrzekła zdecydowanie Zoe. Uznała, że Blade doskonale pasuje do Lauren-Claire.

I słusznie – ucieszył się Blade. Zdjął wieko ze skrzyni i zajrzał do środka. – Chodźcie zobaczyć, co tu jest! – zawołał.

Co takiego? – Lauren-Claire w jednej chwili znalazła się przy nim.

Wygląda mi to na konika – zaśmiał się Blade i podniósł dziewczynę do góry, żeby mogła zobaczyć, co jest w paczce.

Co? – Zoe podeszła do nich.

Zajrzała do skrzyni. Wewnątrz stał koń z karuzeli, którego podarował jej Grey. Na wspomnienie tamtego dnia cała oblała się rumieńcem. To naprawdę nie fair z jego strony, pomyślała.

A ja sądziłem, że mnie tylko straszysz, kiedy mówiłaś, że ruszysz z cyrkiem w świat, jeśli się z tobą nie ożenię – powiedział Blade do Lauren-Claire.

Cicho bądź, Blade. Miałeś nikomu nie mówić, że to ja ci się oświadczyłam.

Błagała mnie... – Blade zataczał się ze śmiechu. – Na kolanach...

Blade Wyatt, uspokoisz się wreszcie! – Lauren-Claire uderzyła go w ramię.

Zmiażdżysz mi rękę – jęknął. – A najśmieszniejsze, że nie przypominam sobie, czy się zgodziłem.

Zoe zapomniała o swoim zakłopotaniu i wybuchnęła serdecznym śmiechem.

Po prostu obudziłem się rano – opowiadał niezrażony Blade – i zupełnie nie mogłem sobie przypomnieć, dlaczego uważałem dotąd, że w kawalerskim stanie będzie mi najlepiej.

Blade Wyatt, mam nadzieję, że nie masz zamiaru opowiadać tego dowcipu naszym dzieciom.

Dzieciom? I na to też się zgodziłem? No, to mama będzie szczęśliwa. Wszystko przez to, że mnie spiła.

Spiłam cię? – powtórzyła jak echo Lauren-Claire.

Nie pamiętasz? Przecież wciąż kazałaś mi pić szampana. Bąbelki uderzyły mi do głowy. – Zademonstrował, jak to zakręciło mu się w głowie i cała trójka tarzała się po podłodze, płacząc ze śmiechu.

Naprawdę mi cię brakowało i cieszę się, że wróciłaś – powiedziała Zoe, kiedy trochę się uspokoili.

Ale nie przyzwyczajaj się zbytnio do jej obecności – ostrzegł Blade. – Zaraz po ślubie zabieram ją do Teksasu i zaczynam budować dom.

A jeśli nie zechcę mieszkać na twoim ranczo? – uśmiechnęła się przymilnie Lauren-Claire.

To chyba będziesz mnie musiała jeszcze raz błagać. Nieźle ci to w końcu wychodzi.

Blade!

Nie krępuj się, L. C. Zoe to dziewczyna z Teksasu.

No dobrze, a kiedy ślub? – zapytała Zoe.

Za trzy tygodnie. Dzisiaj powiemy o tym moim rodzicom.

A może lepiej weźmy cichy ślub. Powiemy im od razu, że już jesteśmy małżeństwem – zaproponował Blade.

Mój ojciec utopiłby cię w największej beczce z winem.

Wobec tego poczekam te trzy tygodnie – zgodził się Blade. Rozmontował całą skrzynię i koń z karuzeli stanął przed nimi w całej krasie.

Może wreszcie powiesz mi, co to za historia z tym zwierzakiem. Co się tu właściwie zdarzyło pod moją nieobecność? Czy to ma związek z twoim tres wspaniałym tajemniczym wielbicielem? – dopytywała się Lauren-Claire.

Lauren-Claire i Blade pojechali do rodziców dziewczyny, żeby zawiadomić ich o swojej decyzji. Zoe wyobraziła sobie ich miny, kiedy Blade wparaduje do salonu z ich ukochaną córeczką!

W mieszkaniu zapadła cisza. Zatopiona w myślach Zoe stała z rękami opartymi na siodle malowanego konia. Grey znów zagrał nie fair. Nie powinien przysyłać jej tej pamiątki.

Czy zostaje w Paryżu, czy wraca do Stanów? Dała sobie trzy tygodnie na podjęcie tej decyzji. A jeśli wróci, to do kogo? Czy zniesie ostateczne rozstanie z tajemniczym ciemnowłosym kochankiem? Czy wolno jej odmówić ostatniej szansy własnemu mężowi? Przecież on ją naprawdę kocha, a to bardzo solidna podstawa i można na niej zbudować związek, który spełni oczekiwania ich obojga. Powinni przynajmniej spróbować. A może tylko przy kimś obcym można się naprawdę otworzyć? Czy dałoby się prowadzić bogate, niewiarygodnie podniecające życie seksualne w małżeństwie, gdy codzienne troski wciskają się nieproszone nawet w najbardziej intymne chwile? Czyjej mąż potrafi zrezygnować z roli zarabiającego na chleb pana domu, roli, którą spełniały przed nim niezliczone pokolenia mężczyzn?

Wiedziała, że raczej umrze, niż wróci do tamtego strasznego małżeńskiego życia, od którego uciekła. Zmieniła się i jej małżeństwo także musi się zmienić.

Zasmakowała w szaleństwie, nieograniczonej wyobraźni Greya, w jego radosnym uwielbieniu dla niej i teraz już nigdy nie pogodzi się z tamtym nudnym życiem Nie może przecież tylko egzystować. Chce także działać.

Na dodatek musi podjąć tę trudną decyzję teraz, kiedy znalazła się w wirze zwariowanych planów małżeńskich Lauren-Claire. Przecież zgodziła się zostać świadkiem na ślubie przyjaciółki.

Jak ja to przeżyję? – pomyślała Zoe.


Rozdział 15


Rodzinna winnica Lauren-Claire znajdowała się w samym centrum krainy szampana, jakieś dwie godziny od Paryża.

Dzień ślubu wstał pogodny i słoneczny. Matka panny młodej nabrała wreszcie pewności, że weselne przyjęcie w ogrodzie musi się udać.

Ślub odbył się w prywatnej kaplicy pod wiekowymi sosnami. Słońce prześwietlało witrażowe okna i rzucało tęczowe blaski na młodą parę. W ceremonii wzięła udział tylko najbliższa rodzina. To małżeństwo łączyło dynastie z dwóch zupełnie różnych światów i można to było łatwo stwierdzić, przyglądając się zebranym w kaplicy gościom. Po jednej stronie stała rodzina pana młodego. Wszyscy mężczyźni mieli na nogach kowbojskie buty z wężowej skóry, po trzysta dolarów za parę, a kobiety były wystrojone w eleganckie kostiumy od znanych amerykańskich projektantów. Przeciwną stronę kaplicy zajmowała rodzina panny młodej. Nogi mężczyzn obute w kosztowne mokasyny z miękkiej skóry, kobiety w eleganckich kapeluszach i powiewnych sukniach...

Zabrzmiały organy i Zoe wraz z całym ślubnym orszakiem ruszyła w stronę ołtarza.

Stał tam już ksiądz i przewyższający go o dwie głowy Blade. Mrugnął do niej porozumiewawczo, kiedy zajęła swoje miejsce z lewej strony księdza.

Wszyscy obecni odwrócili głowy, żeby podziwiać nadchodzącą pannę młodą. Lauren-Claire wyglądała jak cudowne zjawisko.

Stoczyła heroiczną walkę ze swoją matką i w końcu nie wystąpiła w sukni ślubnej swojej babki. Zamiast tego założyła znakomicie uszyte z białego jedwabiu spodnie i żakiet, a do tego ogromny kapelusz babki. Biel ślubnego stroju wspaniale kontrastowała z ciemną karnacją Lauren-Claire.

Pan młody sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz zemdleć. Nerwowo przełknął ślinę, kiedy Lauren-Claire wsunęła swoją małą rączkę w jego wielkie łapsko. Oboje zbliżyli się do ołtarza i rozpoczęto ceremonię zaślubin.

Zoe słuchała słów przysięgi, tej samej przysięgi, którą składali z mężem wiele lat temu. Pieszczotliwie pogłaskała broszkę, przypiętą do różowego kostiumu, wybranego specjalnie dla niej przez Lauren-Claire. W kącikach oczu Zoe zabłysły łzy.

Możesz pocałować pannę młodą – powiedział wreszcie ksiądz i Blade natychmiast skorzystał z pozwolenia.

Znów zabrzmiała muzyka i orszak weselny wymaszerował z mrocznej kaplicy w jasne słońce dnia.

Dziewczyna mogła włożyć wspaniałą suknię ślubną swojej babki – tłumaczyła matka Lauren-Claire matce Blade'a – ale nie, uparła się, że wystąpi w spodniach. Mon Dieu!

Bo wymyśliła sobie, że w naszym małżeństwie ona będzie nosić spodnie – zaśmiał się Blade – ale omówimy to jeszcze w noc poślubną.

Blade! – Lauren-Claire uszczypnęła go w ramię.

Chyba wychowaliśmy parkę rozpieszczonych dzieciaków – roześmiała się matka Blade'a. – Będą znakomitą parą, jeśli się wcześniej nie pozabijają.

Umrzeć w noc poślubną, jakież to romantyczne! – zawołał Blade. Chwycił Lauren-Claire, podniósł do góry i pocałował.

Postaw mnie, Blade!

Przecież muszę cię przenieść przez próg.

To później, synku – powiedział ojciec Blade'a, żywe wcielenie Johna Wayne'a. – Najpierw przyjęcie i, o ile dobrze sobie przypominam, będziesz miał wrażenie, że nigdy się nie skończy.

To może darujmy sobie przyjęcie, L. C. ? – zaproponował Blade.

Jest taki sam, jak jego ojciec – odezwała się matka Blade'a. – Nie mogę sobie z nimi dwoma pora

Na przyjęciu można coś zjeść – kusił ojciec Lauren-Claire.

No, to może wpadniemy tam na chwilę – zgodził się Blade, ostrożnie stawiając Lauren-Claire na ziemi.

Gdzie spędzicie miesiąc miodowy? – zapytał jeden z kuzynów Lauren-Claire.

W Cannes jest taka plaża... Podobno bardzo piękna – odpowiedziała Lauren-Claire i puściła oko do Zoe.

Mam nadzieję, że to rozbierana plaża – wtrącił się Blade.

Tymczasem goście znaleźli się w ogrodzie, gdzie przygotowano teksańskie barbecue na cześć pana młodego. Za to desery były typowo francuskie: tort chocolat noir, doskonała szarlotka, kawowe i śmietankowe cukierki, a do tego znakomite lody bakaliowe.

Zoe patrzyła na szczęśliwych nowożeńców i rozgrzebywała łyżeczką swoją porcję tortu czekoladowego. W jej duszy walczyły dwa sprzeczne uczucia: radość ze szczęścia przyjaciółki i smutek samotnej kobiety w średnim wieku.

Blade porwał Lauren-Claire na ręce i udał się na poszukiwanie jakiegoś progu, przez który można by ją przenieść.

Znów będzie o tym opowiadał niestworzone historie, pomyślała Zoe. Tak, Lauren-Claire znalazła odpowiedniego człowieka. Będzie z nich doskonała para.

Zoe wróciła do Paryża. Lauren-Claire zostawiła jej w prezencie mieszkanie z opłaconym na miesiąc naprzód czynszem. Tak więc decyzja musi zapaść do końca tego miesiąca.

Wciąż rysowała portrety turystów, ale już nie sprawiało jej to takiej przyjemności, jak wtedy, kiedy obok stała Lauren-Claire.

Chociaż ubyło jednej lokatorki, to mieszkanie stało się ciaśniejsze. Przyczyną tego stanu rzeczy był oczywiście malowany koń z karuzeli. Nie pozwalał jej uciec od wspomnień, a w końcu nie wiedziała nawet, czy na pewno chce od nich uciec.

Życie w Paryżu, życie bez oczekiwania na cokolwiek, dawało jej poczucie nieograniczonej wolności. Zastanawiała się, co się stanie, jeśli w końcu zdecyduje się na wyjazd. Czy straci swoją ukochaną wolność? Wciąż nie wiedziała, czego chce. Czy przystojnego nieznajomego, który pokazał jej świat, jakiego dotąd nie znała? Może potrzebuje poczucia bezpieczeństwa? Delikatności i miłości męża?

Pogłaskała malowanego konia po grzywie. W tej samej chwili zadzwonił telefon. Lauren-Claire wróciła do Teksasu z podróży poślubnej.

Jak się czujesz w roli żony? – zapytała ją Zoe.

Och, Zoe! To naprawdę cudowne! I wiesz co? Nigdy nie zgadniesz! Nie mieszkamy na ranczo. Blade zgodził się, żebyśmy zamieszkali w Dallas i spędzali weekendy na ranczo.

Jak ci się udało namówić go na to?

Zgodził się w chwili słabości. – Lauren-Claire zachichotała.

W chwili wyjątkowej słabości – Zoe usłyszała dudniący głos Blade'a.

A jak tam Blade?

Doktor mówi, że jeśli nie będzie się za dużo wylegiwał w łóżku, to przeżyje.

Bez wylegiwania się w łóżku mogę stracić ochotę do życia – dogadywał Blade wystarczająco głośno, żeby Zoe mogła go usłyszeć.

Cicho bądź, Blade! Chcemy porozmawiać. Zdecydowałaś już, co ze sobą zrobisz, Zoe? Zostajesz w Paryżu czy wracasz do Stanów?

Jeszcze nie wiem – skłamała Zoe.

Zawsze możesz zamieszkać z nami.

Dzięki.

Ale na chrzciny musisz przyjechać!

Co takiego?

Powiedziałam...

Słyszałam. Jesteś w ciąży?

No wiesz, to wprawdzie jeszcze trochę za wcześnie, ale mam taką nadzieję.

Usłyszała jakieś trzeszczenie, potem chichoty, a wreszcie odezwał się Blade.

L. C. musi już kończyć. Musimy się upewnić, czy rzeczywiście jest w ciąży. Cześć!

Zoe odłożyła słuchawkę. Wiedziała, co zrobi. Wiedziała to już w dniu ślubu przyjaciółki.

Wróci do Stanów i jeszcze raz spróbuje ułożyć swoje małżeństwo. Przecież nadal kocha męża.

Zoe próbowała czytać gazety, ale udało jej się skupić jedynie na oglądaniu zdjęć w żurnalu.

Gdy tylko znalazła się w samolocie, zmieniła się cała w kłębek nerwów. Czy na pewno dobrze robi? Czy będzie żałowała, że dała mężowi jeszcze jedną szansę? A w ogóle, to co on sobie pomyśli? Czy zechce, żeby wróciła? A może tylko brakuje mu żony, kogoś, kto jest zawsze, kiedy się go potrzebuje? Może zrozumiał wreszcie, że żona też ma jakieś potrzeby? Czy będzie chciał dokonać zmian, bez których ich małżeńskie życie nie ma szans? A jeśli nie wyrzeknie się tak łatwo swoich starych przyzwyczajeń?

Wiedziała, że nie potrafi Wrócić do takiego męża, jakiego zostawiła. W Paryżu popróbowała niezależności, a chociaż czasami czuła się bardzo osamotniona, to przecież świadomość nieograniczonej swobody dodawała jej ducha w najtrudniejszych chwilach. Nie chciałaby stracić z takim trudem wywalczonej wolności. Chciała, żeby jej małżeństwo stało się związkiem partnerskim. Nie jest młodziutką dziewczyną, którą wiele lat temu poślubił jej mąż, ale dojrzałą kobietą, zdolną odczuwać i dawać satysfakcję.

Zapalił się napis oznajmiający, że trzeba zapiąć pasy. Samolot podchodził do lądowania.

Stał przy wielkim oknie rękawa i obserwował, jak jej samolot siada na pasie startowym. Mógł nie zdążyć. Mało brakowało. Sprawa, nad którą pracował, przybrała zupełnie niespodziewany obrót i musiał poświęcić jej znacznie więcej czasu, niż przewidywał. W końcu radiowóz na sygnale w ostatniej chwili przywiózł go na lotnisko.

Nie mógł uwierzyć, że zdecydowała się wrócić do niego. Tak bardzo bał sieją stracić. Omal nie rozpłakał się z radości, kiedy zawiadomiono go, że zarezerwowała sobie bilet. Kiedy tylko postawi stopę na amerykańskiej ziemi, już jej nie wypuści. Nigdy więcej od niego nie ucieknie. Zrobi wszystko, żeby znów go pokochała. Jest w końcu jego żoną.

Samolot wylądował i kołował po płycie lotniska do rękawa.

Mężczyzna pokazał strażnikowi odznakę policyjną i wszedł do samolotu, zanim pasażerowie zaczęli wysiadać. Zajrzał do kabiny pilotów. Kapitan skinął głową na znak, że wie, o co chodzi i ogłosił pasażerom:

Proszę państwa o pozostanie na miejscach. Na pokładzie jest policjant, który zabierze więźnia.

Rozległ się szept zaciekawionych głosów i pasażerowie zaczęli się rozglądać w poszukiwaniu przestępcy.

Nie ma się czego bać, proszę państwa. To tylko formalność.

O mój Boże – jęknęła Zoe. Pobladła na widok mężczyzny z kajdankami idącego w stronę jej fotela.

Proszę za mną – powiedział, zakładając jej na ręce kajdanki. Zaskoczeni pasażerowie nie odrywali od niej oczu.

Wziął jej torbę podręczną i wyprowadził Zoe z samolotu. W dżinsach i skórzanej kurtce wcale nie wyglądał na policjanta. Tylko odznaka świadczyła, że jest na służbie.

Zabije cię, Grey – powiedziała, kiedy weszli do hali przylotów.

To tak się mówi do męża? – szepnął jej do ucha.

Na oczach tłumu ludzi prowadził ją zakutą w kajdany przez całą ogromną salę.

Wcale nie przypominasz mojego męża.

Nie pamiętam, żebyś się skarżyła, kiedy cię poderwałem w tym paryskim bistro. Dlaczego cały czas udawałaś, że jestem kimś obcym?

Bo byłeś obcy. Mąż, od którego odeszłam, nie pomyślałby nawet o czymś takim. A dlaczego ty zdecydowałeś się na rolę mojego wymarzonego kochanka?

Przypomniałem sobie, że kiedy całymi dniami nie było mnie w domu, oglądałaś przeróżne filmy o miłości. Kiedy zniknęłaś, wypożyczyłem parę takich filmów i stąd dowiedziałem się, czego ci brakowało w naszym małżeństwie. Ja naprawdę zdawałem sobie sprawę, że nie jesteś szczęśliwa, tylko zupełnie nie umiałem sobie z tym poradzić. Dopiero kiedy obejrzałem te twoje filmy, zrozumiałem, o co chodziło. O sobie też wiedziałem, że nie jestem taki prostolinijny, jak mi się wcześniej wydawało. Zawód policjanta otworzył mi oczy na świat znacznie bardziej złożony niż ten, w którym się wychowałem. Kiedy się nad tym zastanowiłem, doszedłem do wniosku, że ty także powinnaś mieć prawo do rozwijania swojej osobowości. Poza tym cholernie mi się podobały te twoje marzenia.

A co sobie myślałeś, kiedy próbowałeś mnie poderwać wtedy w bistro?

Myślałem, że jeśli się zgodzisz, to nasze życie już nigdy nie będzie takie, jak przedtem. I bardzo mnie to cieszyło...

Wiesz, że nie mamy powrotu do takiego życia, jakie prowadziliśmy, zanim odeszłam.

Żartujesz? Nawet mi to przez myśl nie przeszło. A o czym ty myślałaś tamtego pierwszego wieczoru w bistro?

Myślałam... – Zoe zaśmiała się. – Właściwie, to nie bardzo mogłam myśleć. Tak bardzo mnie podniecałeś. Twoja propozycja wydała mi się taka tajemnicza, groźna i... w ogóle... Może zdjąłbyś mi wreszcie te kajdanki – poprosiła i spróbowała się uśmiechnąć przez zaciśnięte zęby na widok gapiących się ludzi.

Chyba nie.

Dlaczego?

Przypominam ci, że coś mi jesteś winna.

Jeśli natychmiast tego nie zdejmiesz, zacznę krzyczeć – zagroziła.

Poczekaj z tym, aż wrócimy do domu – patrzył na nią z ogromnym pożądaniem.

Nie dożyjesz tej chwili, Grey. Nie mów, że cię nie ostrzegałam.

Ale dożył.

A potem oboje żyli długo i szczęśliwie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Harlequin Temptation 027 White Tiffany Zaproszenie in blanco
Palmer Diana Long tall Texans 25 Spełnione marzenia (Harlequin Romans 761)
POLSKA Kraina Spełnianych Marzeń
Niech się spełnią marzenia me, Teksty piosenek, TEKSTY
Spełnienia marzeń pod puchową poduchą
5 5 Spełnione marzenia
Salier Patty Dom spelnionych marzen
Karnet DL Spełnienia marzeń J874327
SAMODOSKONALENIE, SPEŁNIONE MARZENIA
May McGoldrick Spełnione Marzenia (tomy)
POLSKA Kraina Spełnianych Marzeń
Niech się spełnią marzenia me, Teksty piosenek, TEKSTY
White Tiffany Czego naprawdę oczekują kobiety
White Tiffany Czego naprawdę oczekują kobiety
Palmer Diana Spełnione marzenia
34 Roberts Nora Spełnić marzenia 01 Pieśń gór
Nora Roberts Spełnić marzenia Pieśń gór
141 White Tiffany Rycerz z mroczną przeszłością
Thompson Vicki Lewis W hawajskim rytmie (Harlequin Temptation 107)

więcej podobnych podstron