Jeśli
mi kiedy…
Jeśli mi kiedy przewodniczyć miały
Na drodze
ziemskiej szczęście albo chwała,
Zrzekam się szczęścia i nie chcę tej chwały,
Byś tylko dłużej piękną mi została.
Za każdy uśmiech, co na twojej twarzy
Zostawi, mdlejąc, drobny ślad radości.
Los niech mi w zamian długi smutek
zdarzy,
Niech mi dnie życia wytrąci z przyszłości!
Bo życie moje przeplatałem twoim,
Jak dwie złączone,
niezmieszane rzeki,
Co płyną zgodnie
różnobarwnym zdrojem,
I gdy ty zwiędniesz, ja zasnę na wieki.
Mogłem być z tobą…
Mogłem być z tobą na
ziemi szczęśliwy,
Mogłem
uwierzyć, że tu czasem wiosna…
Spływając z niebios na
śmiertelne niwy -
Bywa, jak w niebie, święta i radosna.
Lecz teraz konam w próżniach ducha mego,
Teraz sam jestem wśród
nieskończonego
Okręgu cieniów – i stróża anioła,
Śpiew, co mnie dawniej obwiewał dokoła,
Choć dotąd jeszcze gdzieś w górze ulata,
Zda mi się ginąć na kończynach świata.
Niegdyś świat duchów zdawał się
otworem
Stać duszy
mojej i zstępować ku mnie;
Wśród cieniów nocą, wśród zmierzchów wieczorem
Z braćmi w chmurach witałem
się dumnie,
Wlepiałem oczy w
jasne ich źrenice.
Tam błękitniała spokojność
wieczności,
I zagubiony w tchnieniach ich miłości.
Kładłem me dłonie w ich rąk błyskawice,
Aż, ogniem zewsząd i światłem oblany,
Rąk nieśmiertelnych spalony uściskiem,
Znów opadałem na podniebne łany
Z sercem szczęśliwym, bo skonania bliskiem.
636