Barbara Boswell
Idealny mąż
SCAN
dalous
– Naprawdę chcesz tam jechać? – dopytywała się Brenna Worth, przypatrując się badawczo swojej najlepszej przyjaciółce, Holly Casale.
– Od miesięcy walczę ze swoją rodziną, a teraz jeszcze ty... – roześmiała się Holly. – Nie rozumiesz, że to dla mnie gratka? Będę jedynym psychiatrą w klinice Widmarków, a to przecież największa przychodnia w mieście. Jeśli kiedykolwiek zechcę zmienić pracę, to ich nazwisko wystarczy mi za najlepsze referencje. Nie muszę zaczynać od zera, rozumiesz? Już dostałam propozycję pracy w Stowarzyszeniu Pomocy Zagrożonym Nastolatkom. Oczywiście społecznie. Poza tym będę sprawować nadzór nad młodzieżą jednego z tamtejszych liceów.
– Też społecznie – prychnęła Brenna. – Na śmierć się zapracujesz. Oczywiście społecznie.
– Dla mnie to doskonała okazja poznania środowiska i problemów, z jakimi borykają się tamtejsze dzieci. Praca z dziećmi to moja pasja.
– Nastolatki z kłopotami to nie dzieci, tylko niebezpieczeństwo, które najlepiej omijać z daleka. – Brenna nie kryła rozczarowania. – Dlaczego nie przyjęłaś propozycji pracy tutaj? Twoja mama mówiła, że miałaś aż trzy oferty. Tak się cieszyłam, że znów będziemy mieszkać blisko siebie, a ty wybrałaś sobie Dakotę. Jakby nigdzie bliżej cię nie potrzebowali.
– Mówisz jak moja matka – obruszyła się Holly. – Kiedy jej powiedziałam, że wybieram się do Sioux Falls, stwierdziła, że skoro muszę mieszkać daleko i w paskudnym klimacie, to trzeba się było zdecydować na Alaskę. Tam jest dużo samotnych mężczyzn i któryś z nich na pewno nadałby się na męża.
– Twoja matka ma hopla na punkcie małżeństwa – skrzywiła się Brenna.
– Żeby tylko ona! Ciotki też mi nie dają spokoju. Nie spoczną, dopóki mnie nie wydadzą za mąż. – Holly uśmiechnęła się smutno. – Chyba że przedtem umrę. Wyobraź sobie, że mam już pięć egzemplarzy „Porad”. Wszystkie w twardej oprawie.
Holly wyjęła je z szafki. Autorzy książki radzili pannom, jak skutecznie zaciągnąć wybranego mężczyznę do ołtarza.
– Mama kupiła tę książkę tego samego dnia, kiedy wprowadzono ją na rynek. Drugą dała mi ciocia Hedy, a trzecią ciocia Honoria. Kilka dni później moje kuzynki, Hillary i Heather, także przysłały mi po jednym egzemplarzu. Siostra bez przerwy wypytuje mnie o jakieś szczegóły, żeby sprawdzić, czy wreszcie tę cenną pozycję przeczytałam; Wszystkie święcie wierzą, że bez ich pomocy nigdy nie znajdę męża.
– Nie możną powiedzieć, żeby grzeszyły delikatnością.
– Szczególnie kiedy chodzi o małżeństwo. Weź sobie jedną. – Holly podała przyjaciółce książkę: – Ty też jeszcze jesteś panną i te bezcenne rady mogą ci się przydać.
– Nawet mi nie wspominaj o małżeństwie – przerwała jej Brenna: Odsunęła się od książek jakby były radioaktywne. – Ani myślę urządzać polowania na męża.
– Moja rodzina uznałaby to za bluźnierstwo. – Holly spoważniała. – Albo za objaw choroby umysłowej. Teraz już rozumiesz, dlaczego musiałam znaleźć sobie pracę daleko od domu. Naprawdę bardzo ich wszystkich kocham, ale nie mogę z nimi mieszkać, boby mnie zamęczyli albo wydali za mąż za jakiegoś idiotę. Co zresztą na jedno wychodzi.
Holly ze zgrozą wspominała wszystkich starych i młodych mężczyzn, z którymi matka, ciotki, kuzynki i starsza siostra usiłowały ją wyswatać. Jedni byli koszmarni, inni trochę mniej, ale każdy nie do przyjęcia. Przynajmniej nie w charakterze męża, bo z kilkoma z nich Holly nawet się zaprzyjaźniła. Jednak damska część jej rodziny była niepocieszona, że, jak dotąd, nie udało się Holly zdobyć najwyższego, trofeum – zaręczynowego pierścionka. Marzyły o wyprawieniu kolejnego wesela, a gdyby dopięły swego, zaraz zaczęłoby się dopytywanie, kiedy Holly wreszcie zacznie rodzić dzieci.
– To, że Heidi ma wkrótce wyjść za mąż, na pewno ci nie pomaga – powiedziała współczująco Brenna.
Heidi była kuzynką Holly. Dopiero co skończyła dwadzieścia lat, a już na jej palcu połyskiwał złoty pierścionek z brylancikiem. Narzeczony Heidi studiował i nie było go stać na nic lepszego, ale dla rodziny najważniejsze było to, że Heidi wychodzi za mąż.
– Biedna mama aż się rozchorowała, kiedy na rodzinnym spotkaniu Heidi powiedziała o swoich zaręczynach – westchnęła Holly. – Oczywiście, udawała, że jest zachwycona, ale w domu dostała mdłości. Twierdziła, że się zatruła, ale mnie nie tak łatwo nabrać.
– Powinna być dumna, że jej córka skończyła z wyróżnieniem medycynę na Uniwersytecie Michigan i jeszcze zrobiła specjalizację z psychiatrii – irytowała się Brenna. A tymczasem rozchorowała się, bo to nie ona, lecz jej siostra ma na głowie organizację wesela.
– Niestety. Dla mojej mamy naprawdę ważne jest to, że skończywszy dwadzieścia dziewięć lat, nie mam nawet narzeczonego, nie mówiąc o mężu i gromadce dzieci.
– Ależ mnie to wszystko wkurza! – denerwowała się Brenna.
– Niepotrzebnie. Jako świeżo upieczony psychiatra radzę ci skierować gniew na coś pożytecznego. Mogłabyś, na przykład, pomyśleć o tym, żeby odwiedzić mnie w Sioux Falls, jak tylko się tam urządzę. Obiecaj, że do mnie przyjedziesz, Bren.
– Obiecuję. – Brenna wreszcie się uśmiechnęła. – Muszę się pospieszyć, bo tam zima wcześnie się zaczyna. Podobno na początku września.
– Dakota nie leży za kręgiem polarnym, a mieszkańcy Michigan nie powinni narzekać na pogodę w żadnym innym miejscu na świecie.
– Już zaczynasz bronić swego nowego miejsca zamieszkania, więc mam nadzieję, że będziesz się tam dobrze czuła. Sioux Falls ma szczęście, że zdobyło takiego lekarza...
– Brenna zerknęła ha przyjaciółkę. – Może spotkasz tam mężczyznę swoich marzeń. Wyobrażasz sobie, jak byś uszczęśliwiła swoją matkę?
Jak na zawołanie do pokoju weszła Helenę Casale.
– Jak ci idzie pakowanie, Holly? – zapytała, spoglądając na rozłożone na łóżku walizki.
– Całkiem nieźle.
– Nie zapomnij zabrać tej książki. Nigdy nie wiadomo, co cię tam spotka. – Helenę włożyła do walizki córki jeden – egzemplarz „Porad”, a drugi podała Brennie. – Ty też weź sobie jedną, kochanie. Autorzy gwarantują, że jeśli będzie się postępowało według ich wskazówek, to wybrany przez ciebie mężczyzna na pewno się oświadczy.
Holly i Brenna spojrzały po sobie. Wyjazd do Sioux Falls był rzeczywiście jedynym sposobem uwolnienia się od kochającej rodziny, obsesyjnie pragnącej wydać Holly za mąż.
Tuż przed startem wykryto jakąś usterkę w samolocie, przez co lądowanie w Sioux Falls opóźniło się o całe dwie godziny. Rafe Paradise raz jeszcze spojrzał na zegarek.
– Czas nie będzie płynął szybciej od patrzenia na zegarek – stwierdziła siedząca obok niego ponętna blondynka.
– Minęło dopiero dziesięć minut, odkąd ostatni raz sprawdzałeś, która godzina. Spieszysz się do domu?
– Właściwie to wcale się nie spieszę. – Rafe’owi udało się uśmiechnąć. Spieszył się dlatego, że musiał. Jednak nie miał ochoty tłumaczyć się siedzącej obok niego eleganckiej kobiecie, która przez całą drogę z nim flirtowała. Zanim samolot wzbił się w powietrze, zdołała ustalić, że nie ma żony, mieszka w Sioux Falls i jest prawnikiem. A potem już bez przerwy coś do niego mówiła. Powiedziała mu, że nazywa się Lorna Larson, mieszka w Twin Cities i leci służbowo do Sioux Falls. Zareklamowała się jako fachowiec od telekomunikacji i objaśniła, że Sioux Falls stało się ważnym ośrodkiem telekomunikacyjnym Ameryki. Tak jakby Rafe, rdzenny mieszkaniec tego miasta, mógł tego nie wiedzieć. Ale nie chciało mu się z nią rozmawiać. Wiedział, że gdyby znała jego sytuację, jej landrynkowy uśmiech zgasłby jak przepalona żarówka. Tak kończyły się jego flirty.
Rafe stwierdził ze smutkiem, że jego potrzeby seksualne całkiem zanikły, skoro nie brakuje mu kobiety. Od czasu gdy przed rokiem dostał w spadku swoje siostry przyrodnie (Rafe nie umiał znaleźć lepszego określenie na sposób, w jaki te dwie młode damy pojawiły się w jego domu), skończyło się bezpowrotnie jego życie towarzyskie. Nie pamiętał nawet, kiedy ostatni raz był z kobietą. Na pewno dużo wcześniej, zanim Camryn i Kaylin się do niego wprowadziły. No i zanim jego podopieczny Trent i brat Trenta, Tony, z częstych gości zmienili się w stałych mieszkańców jego domu. Raz nawet spróbował się z kimś spotkać, ale skończyło się to całkowitą klapą.
Nieświadoma niczego Lorna Larson podała mu swoją wizytówkę.
– Na odwrocie napisałam adres hotelu, w którym się zatrzymałam – powiedziała, uśmiechając się do niego obiecująco. – Zadzwoń do mnie. Wybierzemy się na drinka.
Rafe grzecznie coś odpowiedział i schował wizytówkę do kieszeni marynarki. Wiedział, że jak tylko znajdzie się w domu, przejdzie mu ochota na drinki i w ogóle na cokolwiek. Zwłaszcza że nie było go w domu już dwa dni i nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co dzieciaki przez ten czas narozrabiały. Dobrze choć, że zdążył przed wyjazdem poprosić pracującego w policji kolegę, żeby od czasu do czasu zaglądał do jego domu. W przeciwnym razie cała złota młodzież z Sioux Falls urządziłaby sobie u niego prywatkę.
Oto jak dzieci zaprzątają mój umysł, pomyślał rozgoryczony Rafe. Miła i chętna Lorna już odeszła w zapomnienie, choć wciąż jeszcze siedzi obok mnie.
– Mamy nowych sąsiadów i będzie wesoło. A ich dzieciaki pójdą z nami do szkoły. Będziemy grać w golfa... – Dziesięcioletni Trent przerwał rapowanie, ale nie przestał wystukiwać rytmu drewnianymi linijkami po stole. – Jaki jest rym do golfa?
– Do golfa nie ma żadnego rymu – odparła szesnastoletnia Kaylin. – Użyj jakiegoś innego słowa. Może być piłka. Dużo słów rymuje się z piłką. Bryłka, przesyłka, zmyłka...
– Zamknijcie się nareszcie! – uciszyła ich siedemnastoletnia Camryn. Leżała na kanapie z lodowym kompresem na głowie i miną cierpiętnicy. – A ty przestań walić w stół, Trent. Głowa mi pęka.
– Miałaś mnie nazywać Lwem – przypomniał jej Trent. – Znowu się wczoraj upiłaś?
– Nawet gdybym się upiła, to i tak bym ci o tym nie powiedziała. Zaraz byś poleciał do Rafe’a na skargę. – Camryn jęknęła. – Daj mi dwie aspiryny, Kaylin. Przynieś też colę. I lody.
– Już idę. – Kaylin posłusznie podreptała do kuchni.
– Ona nie jest twoim niewolnikiem – ujął się za Kaylin Trent. – Niewolnictwo jest karane.
– Morderstwo też, ale jak zaraz się nie uciszysz, to przysięgam, że cię zamorduję – ostrzegła go Camryn.
– Nie boję się ciebie, bo jest mi jak w niebie. – Trent znowu zaczął rapować. – Jesteś brzydka jak noc i wredna jak kloc.
: Camryn rzuciła w niego torebką z lodem. Trent uchylił się i torebka uderzyła w drzemiącego w rogu pokoju psa, który obudził się i głucho warknął. – Biedny Hot Dog. – Trent chciał pogłaskać psa, ale ten wyszczerzył zęby. Chłopiec natychmiast cofnął rękę. – Dlaczego Hot Dog mnie nie lubi?
– Ciebie lubi, tylko nie znosi, kiedy się go budzi – powiedziała Camryn. – Chodź do mnie piesku. Przepraszam. Nie chciałam cię uderzyć.
– To prawda. Chciała uderzyć mnie, a trafiła w ciebie – potwierdził Trent. Wyciągnął rękę do psa, ale ten znów na niego zawarczał. – Wiesz, on przez cały czas jest zły. Nie tylko wtedy, kiedy się go budzi.
– Bo mu tu źle – wytłumaczyła psa Camryn. – Wolał mieszkać w Las Vegas. Wcale mu się nie dziwię. Nie ma na świecie takiego idioty, który wolałby Sioux Falls od Las Vegas.
– Ja kocham Sioux Falls – oświadczył Trent.
– Tylko dlatego, że ty i Tony mieszkacie tu od urodzenia. Nie macie porównania – wytłumaczyła mu Camryn i westchnęła jak osoba ciężko doświadczona przez życie. – A właściwie gdzie jest twój brat? Już dawno powinien tu być.
– Spał wczoraj u Steensów. Oni dzisiaj idą do zoo i powiedzieli, że obu nas ze sobą zabiorą. A wiesz, jak będę grał w golfa tak dobrze jak Tygrys Woods, to będę jeździł po całym świecie. I do Las Vegas też pojadę.
– I zaraz przegrasz w automacie wszystkie zarobione pieniądze. Całe pięć dolarów. – Camryn zaśmiewała się z własnego dowcipu.
– A ja uważam, że Trent pozostanie mistrzem – włączyła się do rozmowy Kaylin, która właśnie przyniosła zamówione przez siostrę lekarstwa, picie i lody. – Będzie lepszy niż Tygrys Woods.
– Kupię wielki dom w Las Vegas – rozpromienił się Trent. – Wszyscy będziemy mogli tam mieszkać. Ty, Camryn, Tony, Rafe i Hot Dog. No i moja mama, jeśli będzie chciała.
– Flint i Eva też? – zapytała dociekliwa Camryn.
– Nie ma mowy. – Trent z przekonaniem pokręcił głową. – Flint będzie wolał zostać tutaj i spokojnie pracować, a Eva.. , – Za żadne skarby świata nie zgodziłaby się mieszkać z nami pod jednym dachem – dokończyła za niego Camryn. – Ona nas nienawidzi.
– Nie wiesz przypadkiem, dlaczego? – spytał Trent. – A może wolałabyś, żeby nas lubiła?
– Nasze marzenia nikogo nie obchodzą – westchnęła Kaylin.
Chwilę później do domu wszedł Rafe Paradise. Camryn właśnie jadła lody i popijała je colą, a Kaylin siedziała w ulubionym głębokim fotelu Rafe’a. Na domiar złego trzymała na kolanach najgrubszego potwora o paskudnym charakterze* jakiego Rafe spotkał w swoim życiu – Hot Doga. Ten wstrętny stwór upodobał sobie fotel Rafe’a i przy każdej okazji się w nim rozkładał, zostawiając wszędzie swoje kłaki.
Trent leżał na podłodze i oglądał telewizję. Jak zwykle, była to jakaś kretyńska kreskówka, w której przedziwne potwory strzelają do siebie z broni laserowej, nie czyniąc sobie, na szczęście, żadnej krzywdy.
Na widok Rafe’a Trent zerwał się na równe nogi i pobiegł się przywitać. Rafe nie miał sumienia robić mu awantury o to, że ogląda takie głupoty.
– Cześć, Rafe – powiedziała Kaylin. – Jak minęła podróż?
Rafe na nią także nie nakrzyczał. W końcu to ona siedziała w jego fotelu, a nie Hot Dog, a tylko psu było to surowo zakazane.
– Całkiem nieźle – mruknął Rafe. Nie zamierzał wprowadzać dzieci w szczegóły swojej pracy, co zresztą i tak śmiertelnie by je znudziło.
Zerknął na Camryn, która udawała, że nie zauważyła jego obecności. Polewała lody colą i tę obrzydliwą papkę wkładała sobie do ust.
– I to ma być śniadanie? – skrzywił się Rafe.
– Na inne nie mam ochoty – odparła Camryn.
– Ale to jest niezdrowe. Przed wyjazdem zrobiłem zakupy. Lodówka jest pełna. Mamy jajka, sok i...
– Daj spokój, Rafe – przerwała mu Camryn. – Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze.
– Usmażysz mi jajko na grzance, Rafe? – poprosił Trent.
– Takie, jakie robi moja mama?
Rafe spojrzał na niego spłoszony. Nie miał pojęcia, jak przyrządzała jajka matka Trenta.
– Ja mu zrobię – zaofiarowała się Kaylin, wstając z fotela.
– Czy jeszcze ktoś ma jakieś życzenia?
– Ja dziękuję – odparł Rafe, wdzięczny, że choć jedna osoba w tym domu chce go wyręczyć.
Zresztą Kaylin zawsze była wesoła i chętnie we wszystkim pomagała. Nie to co Camryn – odpychająca i wiecznie nadąsana, z wymaganiami nie z tej ziemi. Niestety, obie siostry z nieznanych przyczyn zadawały się z zupełnie nieodpowiednim towarzystwem.
– Lwie – Rafe zawsze pamiętał, żeby, zwracając się do Trenta, używać jego ulubionego przezwiska – czy dziewczynki wychodziły z domu wczoraj wieczorem?
– Nie mam pojęcia – odparł Trent. – Grałem na komputerze. Ten futbol, który od ciebie dostałem, , jest rewelacyjny! Jeszcze raz bardzo ci dziękuję.
Ale Rafe nie dał się nabrać. Wiedział, że chłopiec nie chce donosić. Może san? tak zdecydował, a może Camryn zagroziła mu mękami piekielnymi, gdyby śmiał się wygadać.
– O której dziewczynki wróciły wczoraj do domu? – zadał to samo pytanie w nieco zmienionej formie.
– Już mówiłem, że nie wiem. Grałem w futbol. – Trent nie dał się złapać na ten chwyt.
– Zapomniałam ci powiedzieć, że Tony jest u Steensów – powiedziała Camryn tonem, którym zawsze wzbudzał w Rafie poczucie winy. – Pewnie już o nim zapomniałeś? Nawet o niego nie zapytałeś.
– Właśnie miałem zamiar zapytać. – Rafe oczywiście poczuł się winny, choć wcale nie zapomniał o ośmioletnim Tonym.
Spojrzał na Trenta, na Camryn, potem na psa i nagle wydało mu się, że to koszmarny sen. Minął już cały rok, a Rafe wciąż nie mógł uwierzyć, że ta banda z piekła rodem naprawdę mieszka z nim pod jednym dachem. Nie rozumiał, jak to się stało, że z własnej woli zamienił niefrasobliwy los kawalera na życie w domu wariatów.
– Dzisiaj wprowadzają się nowi sąsiedzi. – Trent znów położył się przed telewizorem. – Czy wóz meblowy już przyjechał? Widziałeś?
– Nie widziałem – mruknął Rafe. Już współczuł tym biednym ludziom, którzy zdecydowali się wynająć łub, co gorsza, kupić drugą połowę bliźniaka. W jednej części domu mieszkał Rafe wraz ze swymi podopiecznymi. Lambertowie, bezdzietne małżeństwo, które mieszkało tam przedtem, wynieśli się poza miasto, bo mieli powyżej uszu awantur i innych wybryków czwórki dzieci i psa.
– A może już przyjechał. – Trent zerwał się na równe nogi. – Polecę, sprawdzić.
Jak powiedział, tak zrobił. Trzasnąwszy drzwiami, wypadł na ulicę. – Moja głowa! – Camryn chwyciła się za skronie.
– Gdzie byłaś wczoraj i o której wróciłaś do domu? – zapytał Rafe. Nie cierpiał roli cerbera, którą mu narzucono, nie pytając o zdanie i nie dbając, czy się; do niej nadaje.
– Pojechałyśmy zagrać z przyjaciółmi w bilard, a potem wstąpiłyśmy na lody do Dairy Queen. No i oczywiście byłyśmy w domu przed dziesiątą. – Camryn uśmiechnęła się słodko.
Rafe tylko przez pierwszych kilka dni dawał się jej nabierać. Szybko odkrył, że Camryn to w rzeczywistości diabeł w dziewczęcej skórze.
– Jasne – prychnął. – A poza tym ty i Kaylin jesteście prymuskami. Każda w swojej klasie.
Prawdopodobieństwo takiego cudu było równie niewielkie jak to, że Camryn powiedziała prawdę o wczorajszym wieczorze. Kaylin nie widziała nic złego w tym, że ktoś ma w szkole same tróje, a o Camryn lepiej w ogóle nie mówić.
– Gdzie Trent? – zapytała Kaylin, która właśnie weszła do pokoju z zamówionym przez chłopca śniadaniem.
– Daje się we znaki nowym sąsiadom. Albo przynajmniej próbuje – powiedziała Camryn. Spojrzała na talerz i usiadła. – Umieram z głodu! Możesz mi dać tę grzankę?
– To śniadanie Trenta – przypomniał jej Rafe.
– Jak wróci to zrobię mu drugą. Zresztą i tak by ostygła – wstawiła się za siostrą Kaylin.
Podała jej talerz i szklankę z sokiem. Odsunęła drzemiącego na fotelu Hot Doga i usadowiła się obok niego.
– Pójdę się rozpakować – mruknął Rafe. Nie miał ochoty szarpać się z dziećmi, jeśli nie musiał.
Ledwie Holly zdążyła zatrzymać samochód przed domem, wybiegł jej na spotkanie mały chłopiec.
– Jestem Lew – oświadczył, gdy tylko wysiadła. – Mieszkam obok – pokazał palcem drzwi prowadzące do mieszkania w drugiej połowie bliźniaka. – Mamy wspólną ścianę. Jeśli ja albo mój brat w nią zapukamy, to na pewno usłyszysz.
Chłopiec wydawał się bardzo z tego zadowolony. Holly jednak nie była uszczęśliwiona taką perspektywą.
– Ja i Tony, to mój brat, znamy alfabet Morsea – pochwalił się Lew. – Nie tylko SOS. Znamy wszystkie litery!
– Musieliście się długo uczyć – powiedziała uprzejmie Holly.
– No. Ciebie też nauczymy. Będziemy mogli sobie rozmawiać przez ścianę. Jak masz na imię?
– Holly.
– Mogę tak do ciebie mówić? A może wolisz...
– Możesz mówić do mnie Holly – wpadła mu w słowo.
Uśmiechnęła się do chłopca. Długa podróż śmiertelnie ją zmęczyła. Była głodna, kości ją bolały, a na domiar złego właśnie się dowiedziała, że wóz meblowy nie przyjedzie dzisiaj, tylko nie wiadomo kiedy. Najwcześniej jutro po południu.
Lew bez przerwy o czymś opowiadał, wywijając przy tym na wszystkie strony kijem golfowym. Holly usiłowała go słuchać, ale w głowie jej huczało, więc nie bardzo mogła się skupić.
– Chcesz zobaczyć mój strzał? – zapytał Lew i nie czekając na odpowiedź, ustawił piłeczkę golfową na trawniku.
Holly patrzyła, jak celuje w piłkę, jak piłka wiruje w powietrzu i uderza w sam środek szyby jej nowego domu. Szkło rozsypało się w drobny mak.
– Nienawidzę tego! – jęknął Lew. – Dlaczego szkło zawsze musi się tłuc?
– Masz mocne uderzenie, Lwie – powiedziała Holly, spoglądając ze smutkiem na rozbite okno. – Uważam, że powinieneś ćwiczyć na polu golfowym albo na boisku. Tam nie ma szyb i nic ci nie będzie przeszkadzało.
– Chyba masz rację – westchnął chłopiec. – Rafe też mi to bez przerwy powtarza.
– Znów stłukłeś szybę, Trent? – rozległ się męski głos.
Właściciel tego miłego głosu był wysoki, ciemnowłosy, ubrany w dżinsy, skórzane mokasyny i białą bawełnianą koszulkę.
– To właśnie jest Rafe. – Chłopiec pospiesznie wsunął kij golfowy w dłoń Holly. – Możesz mu powiedzieć, że sama stłukłaś szybę? Ja polecę po piłkę.
Ale Rafe był szybszy i Trentowi nie udało się uciec.
– Witamy nową sąsiadkę – powiedział, patrząc to na chłopca, to na trzymającą kij golfowy Holly. – Nazywam się Rafe Paradise.
Holly wydało się, że jego słowa zabrzmiały jak przestroga, ale zaraz pomyślała, że jest przemęczona i dlatego wszystko wydaje jej się dziwniejsze, niż jest naprawdę. – Dziękuję. – Holly mimo wszystko nie chciała być nieuprzejma. – Jestem Holly Casale. Przyjechałam tutaj z Michigan.
– Ona uwielbia grać w golfa – zawołał Trent. – Wspaniale strzela!
– Nie wygłupiaj się, Trent. Wiem, że to ty stłukłeś szybę. – Rafe wyjął z rąk Holly kij golfowy. – Oczywiście zapłacę za szkody.
– Jesteś na mnie wściekły! – jęknął Trent. – Nienawidzisz mnie! Na pewno wyrzucisz mnie z domu! – Chłopiec rozpłakał się i uciekł.
– Może powinieneś za nim pobiec? – zaniepokoiła się Holly. – On może uciec...
– On nie ma dokąd uciec i doskonale o tym wie. Gdyby pojechał do matki, zaraz odesłałaby go tu z powrotem. Pewnie pobiegnie do Steensów. To najlepsi sąsiedzi na świecie.
Holly i Rafe patrzyli, jak Trent zatrzymuje się przed drzwiami jednego z pobliskich domów i jak uśmiechnięta kobieta wpuszcza go do środka.
– Tak jak przypuszczałem, schował się u Steensów. – Rafe odetchnął z ulgą. – Chcę, żeby Trent poniósł konsekwencje tego, co zrobił. Może do końca wakacji kosić ci trawę przed domem. Oczywiście zapłacę za nową szybę.
– Czegoś tu nie rozumiem – powiedziała Holly. – Mały twierdził, że ma na imię Lew, a ty mówisz do niego: Trent.
– Kilka miesięcy temu kazał nazywać się Lwem. Chce zostać mistrzem golfa, jak Tygrys Woods. Ale naprawdę nazywa się Trent Krider. Jestem jego starszym bratem.
– Ach, tak. – Holly nie potrafiła ukryć zaskoczenia.
– Organizacja Starszych Sióstr i Braci przydzieliła mnie Trentowi jako opiekuna – wyjaśnił Rafe. – Tylko w ten sposób jasnowłosy i niebieskooki chłopiec może zostać bratem półkrwi Indianina.
Holly zaczerwieniła się aż po cebulki włosów. Bezmyślnie spojrzała na znoszone mokasyny Rafe’a.
– Mój prapradziadek przekazał mi je w spadku. – Rafe natychmiast zauważył je spojrzenie. – Był wodzem i władcą tych ziem. Nazywał się Ognista Strzała. Teraz w sierpniu jest za ciepło na skórzane spodnie. Trzymam je w wigwamie za domem. Pióropusz też.
Holly jęknęła w duchu. Niechcący obraziła nie tylko tego miłego człowieka, ale i jego dumnych przodków.
– Ja nie chciałam... – wyjąkała. – Nie miałam zamiaru nikogo obrażać...
– Powiedziałaś tylko „ach, tak”, a to jeszcze nie jest zniewaga – odparł Rafe.
– Ale zachowałam się nieładnie. – Holly pogrążała się coraz bardziej. – Spojrzałam na mokasyny...
– A czy to przestępstwo?
– Człowieka można obrazić tonem, spojrzeniem, a nawet milczeniem.
– To miał być żart. – Rafe wreszcie się nad nią ulitował. – Sądząc po twojej reakcji, nie był udany.
Holly milczała, zawstydzona.
– Naprawdę nie czuję się urażony – przekonywał ją Rafe.
– Jesteś bardzo wyrozumiały.
– A co ja mam powiedzieć? Jeszcze się nie wprowadziłaś, a mój podopieczny już wybił ci szybę.
– Wypadki chodzą po ludziach. – Holly wreszcie się uśmiechnęła.
Rafe patrzył na nią jak urzeczony. Nagle zrozumiał, że pożąda tej obcej kobiety. Zupełnie bez sensu i bez powodu. Nigdy przedtem nic podobnego mu się nie przytrafiło. Owszem, zdarzało się, że spodobała mu się ta czy owa, ale żeby tak nieoczekiwanie i bez wstępów nagle mieć erekcję? Od samego patrzenia? Lorna Larson, która usiłowała go uwieść, absolutnie nic nie wskórała, a ta cała Holly... Czary czy co?
Na jego szczęście Holly nie zauważyła, że dżinsy Rafe’a podejrzanie się wybrzuszyły. Z nieszczęśliwą miną spoglądała na swój wyładowany po dach samochód. Zamiast być z tego zadowolonym, Rafe poczuł się dotknięty. Ja płonę, a ona myśli o rozpakowywaniu swoich maneli, pomyślał z goryczą.
– Muszę się brać do roboty – westchnęła Holly, podchodząc do samochodu. – Miło było cię poznać, Rafe.
– Może ci pomóc? – Rafe podreptał za nią jak Hot Dog za pączkiem. Nic tak skutecznie nie przeganiało zdrożnych myśli jak ciężka fizyczna praca.
– Pewnie! – rozpromieniła się Holly.
Otworzyła wszystkie drzwi samochodu i Rafe’owi znów zrobiło się przykro, że jej tylko przeprowadzka w głowie, podczas gdy on po raz pierwszy od tak dawna zapragnął kobiety. A przecież panie za nim szalały...
No cóż, to żadna zniewaga, przekonywał się zupełnie nie przekonany Rafe. Skoro już do tego doszło, że staje mi na widok obcej dziewczyny, to znaczy, że najwyższy czas umówić się z jakąś chętną panienką. Gdzie ja wrzuciłem wizytówkę tej Lorny? Do śmietnika w kuchni czy do kosza w łazience?
– Trent mi powiedział, że mieszka obok – odezwała się Holly, wyjmując z auta torbę podręczną. – W twoim domu?
– Zgadza się. Razem ze swym młodszym bratem Tonym. – Rafe nie mógł oderwać oczu od zgrabnej pupy Holly.
– Jak to możliwe? – zdziwiła się Holly. – Organizacja – Starszych Sióstr i Braci opiekuje się dziećmi w ich rodzinnym domu. Opiekunowie nie mieszkają z nimi na stałe.
Nawet jej głos mnie podnieca, myślał Rafe, niezdolny skupić się na czymkolwiek innym niż ciało nowej sąsiadki. Na jej wypielęgnowanych dłoniach nie było ani obrączki, ani nawet zaręczynowego pierścionka. Od razu to zauważył i bez skrupułów zaczął sobie wyobrażać, co mogłyby mu robić te jej długie palce...
– Kiedyś też byłam Starszą Siostrą – mówiła Holly, wyjmując z samochodu drugą torbę. – To było nawet przyjemne. Szczególnie po wariackim okresie studiowania. Medycyna to trudne studia. Stephanie, moja podopieczna, jest już dorosła, ale często do siebie pisujemy albo przynajmniej rozmawiamy przez telefon.
– Jesteś lekarką? – zapytał zdumiony Rafe..
– I co w tym dziwnego?
– Jesteś za młoda na lekarkę. I o wiele za ładna – dodał, biorąc podaną mu przez Holly walizkę.
– Dziwny komplement.
– To nie komplement, tylko stwierdzenie faktu. Moja młodsza siostra studiuje medycynę w Sioux Falls. Całkiem nieźle sobie radzi.
– Rozumiem, że jest brzydka i wygląda staro.
– Trafiony, zatopiony, pani doktor – roześmiał się Kate. – Eva jest młoda, ładna i bardzo zdolna.
Holly otworzyła drzwi i oboje weszli do mieszkania. Rafe rozejrzał się dookoła.
– Lustrzane odbicie mojego – powiedział. I zaraz pomyślał o istotach, które przyjął pod swój dach. – Tylko bardziej sympatyczne, na pewno spokojniejsze.
Holly postawiła torby na podłodze.
– To chyba ta ściana, na której Trent i Tony wystukują wiadomości alfabetem Morse’a – powiedziała, spoglądając na jedną ze ścian przedpokoju.
– Teraz już wiesz, dlaczego pośrednik zaoferował ci taką korzystną cenę za to mieszkanie? – Rafe uśmiechnął się gorzko.
– Na razie tylko je wynajmuję. Jak mi się spodoba, to może kupię.
– Mądra decyzja – pochwalił Rafe. – Nie jesteś w sytuacji bez wyjścia. – Dokąd mam zanieść te walizki?
Patrzył na nią i widział przede wszystkim wielkie oczy i długie, zgrabne nogi. Co gorsza, mimo że dźwigał ponad pięćdziesiąt kilogramów bagażu, ani na chwilę nie przestał jej pożądać. Jęknął cicho.
– Och, przepraszam. Ja tu gadam, a ty stoisz z tym ciężarem. – Holly opacznie zinterpretowała wydawane przez Rafe’a dźwięki. – Zanieś do sypialni, jeśli możesz. Potem już sama sobie z nimi poradzę.
Weszli na górę. Rafe starał się nie myśleć o tym, że obie te sypialnie dzieli od siebie niezbyt grubą ściana, że każdej nocy Holly będzie blisko niego... niedostępna! Postawił walizki na podłodze.
– Serdeczne dzięki – zawołała Holly. – One są strasznie ciężkie.
– Nie ma za co. Kiedy przyjedzie wóz meblowy?
– Pośrednik powiedział, że może jutro, ale tak naprawdę to nie wiadomo kiedy.
– Równie dobrze może przyjechać za miesiąc – mruknął Rafe.
– Też się tego obawiam. Na szczęście najpotrzebniejsze rzeczy upchnęłam w samochodzie. Jakoś sobie poradzę.
– Jesteś niepoprawną optymistką – stwierdził Rafe. Chyba właśnie to najbardziej mu się w niej spodobało. On spodziewał się od życia wszystkiego najgorszego. – Nieważne, że nie masz na czym spać ani na czym usiąść, ważne jest, że możesz pomagać chorym. Jaką masz specjalność? Będziesz pracowała w którejś z tutejszych klinik, czy otworzysz własny gabinet?
– Będę pracowała w klinice Widmarków. Zaczynam w poniedziałek, więc mam jeszcze kilka dni na urządzenie się w nowym domu. Jeśli, oczywiście, wóz meblowy nie spóźni się za bardzo. Jestem psychiatrą.
– Psychiatrą? – zdumiał się Rafe.
Może oni mają jakieś swoje sposoby odgadywania ludzkich myśli? – przeraził się na wszelki wypadek.
– Nie analizuję każdego słowa wszystkich napotkanych ludzi – uspokoiła go Holly. Ludzie zwykle byli zaskoczeni, kiedy poznawali jej specjalność, ale ten mężczyzna wydawał się wręcz przerażony. – Nie muszę sobie zdobywać pacjentów. Słowo honoru, że nie będę cię namawiać na terapię.
A więc jest psychiatrą, pomyślał Rafe. No to pewnie potrafiłaby mi wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo jej pragnę.
Gdyby Holly rzeczywiście potrafiła czytać w myślach, bardzo by się zdziwiła: Rafe wyobrażał sobie nieprzyzwoite rzeczy. Bohaterką tych marzeń była piękna i nieprzystępna pani doktor Casale.
Raz jeszcze zerknął na jej pozbawione jakichkolwiek ozdób dłonie. Skoro wykonywała tak niezwykły zawód, to może i małżeństwa nie traktowała jak tradycyjna kobieta. Nie wszystkie zamężne kobiety noszą obrączki, a co dopiero takie, które specjalizują się w psychiatrii.
– Kiedy przyjeżdża twój mąż? – zapytał Rafe. Zaryzykował to niezbyt zręczne pytanie, bo chciał wreszcie mieć jasność. Przynajmniej w tej jednej sprawie.
– Ja nie mam męża – odparła Holly.
– Wobec tego narzeczony. Zamieszkacie razem?
– Narzeczonego też nie mam. Zachowujesz się jak moja matka – skrzywiła się Holly. – Ona też mnie bez przerwy wypytuje o narzeczonych i kiedy wreszcie wyjdę za mąż.
– Ty też możesz mnie pytać, o co zechcesz. – Rafe postanowił się zrehabilitować.
– Wolę nie próbować. Tak się przestraszyłeś, kiedy powiedziałam, że jestem psychiatrą. Zaraz byś sobie pomyślał, że chcę cię zdiagnozować.
– Wcale się nie przestraszyłem. Ja też jestem kawalerem i nie mam narzeczonej. – Rafe, nie pytany, sypał informacjami jak z rękawa. – Czy masz zamiar.
– Jeśli mnie zapytasz, czy szukam kogoś odpowiedniego na męża, to nie ręczę za siebie – ostrzegła go Holly.
– Ach, więc tym cię nęka twoja mama – roześmiał się Rafe.
– Gdyby tylko mama – westchnęła Holly. – Siostra, ciotki i kuzynki też mi nie dają spokoju. Uwielbiają łączyć ludzi w pary. Jak dotąd tylko ze mną im się nie udało.
– Stanowisz nie lada wyzwanie, co?
Holly natychmiast zauważyła nagłą zmianę w tonie jego głosu. Profesjonalne wyszkolenie kazało jej zwracać uwagę na takie drobiazgi jak zmiana tonu czy sposobu wyrażania się. Wiedziała, że tym razem Rafe nie mówił już o swatkach z rodziny Casale. Popatrzyła na niego. Po raz pierwszy spojrzała na niego jak na mężczyznę. Wiedziała, dlaczego wcześniej tego nie zrobiła. Była zmęczona po podroży, chciała jak najprędzej przenieść swój dobytek do domu, ale nade wszystko nie mogła sobie pozwolić na to, aby spodobał jej się mężczyzna związany z inną kobietą. Teraz, kiedy okazało się, że jej sąsiad jest wolny, mogła wreszcie patrzeć na niego jak kobieta na mężczyznę.
Był bardzo wysoki, miał czarne włosy, orli nos i brązową skórę. Jego oczy... Holly zapatrzyła się w jego ciemne oczy. Były nie tylko inteligentne, ale także bardzo pociągające...
Boże, o czym ja myślę? – przeraziła się Holly. Rafe ogromnie jej się spodobał. Serce podeszło jej do gardła. A przecież nie była kobietą, która ledwie spojrzy na mężczyznę, a już trzęsie się jak galareta. Zawsze uważała się za osobę rozsądną. Zdaniem rodziny – aż nazbyt rozsądną. Tym razem jednak rozsądna i logicznie myśląca Holly Casale poczuła, że powinna trzymać się z daleka od tego przystojnego mężczyzny, który zburzył jej wewnętrzny spokój.
– Wypakuję resztę rzeczy – powiedziała. Jej samej własny głos wydał się dziwnie nienaturalny.
Rafe spojrzał na nią zaskoczony. Holly zarumieniła się. Pomyślała, że on pewnie już wie, jak wielkie wywarł na niej wrażenie. Bez najmniejszego wysiłku obudził w Holly coś, czego żadnemu innemu mężczyźnie przez tyle lat obudzić się nie udało. Rafe Paradise sprowadził pewną siebie i ustabilizowaną zawodowo kobietę, jaką była Holly Casale, do poziomu zakochanej nastolatki.
Wybiegła z pokoju i pognała na dół, jakby ją ktoś gonił. Rafe ledwie mógł za nią nadążyć.
– Dobrze się czujesz? – zapytał.
Miły głos Rafe’a, ten sam głos, który jeszcze przed chwilą nie budził w niej żadnych emocji, tym razem zabrzmiał jak pieszczota. Holly zadrżała.
– T.. . tak – wyjąkała. Czuła się idiotycznie. Przyszło jej nawet do głowy, żeby wreszcie przeczytać „Porady”, ale zaraz odsunęła od siebie tę myśl. Postanowiła, że weźmie się w garść i nigdy więcej nie dopuści do tak niezręcznej sytuacji.
Holly i Rafe patrzyliby na siebie dłużej, gdyby nie przerwał im pogardliwy dziewczęcy głos.
– Ta muzyka na twoich kasetach nie nadaje się do słuchania.
Oboje odwrócili się w tej samej chwili. Za kierownicą samochodu Holly siedziała kilkunastoletnia panienka. Przeglądała kasety, które trzymały Holly przy życiu przez całą drogę do Sioux Falls.
– Camryn! – syknął Rafe i w mgnieniu oka znalazł się przy samochodzie.
– Boże wielki! – jęczała Camryn, która ani na chwilę nie przerwała swego zajęcia. – Co za starocie! Nawet ty masz lepsze – zwróciła się do Rafe’a.
– Natychmiast wysiadaj! – Rafe chwycił Camryn za ramię i usiłował wyciągnąć ją z auta. – Nie masz prawa...
– Naprawdę bardzo żałuję, że to zrobiłam – przerwała mu Camryn z jawną kpiną w głosie. – Co najmniej przez tydzień będę miała koszmarne sny z powodu tego, co tu zobaczyłam. Ty naprawdę słuchasz tych okropności? – Camryn zaczęła się pastwić nad Holly. – A może to tylko okładki, a w środku masz kasety z porządną muzyką?
– Dziękuję, że dałaś mi szansę na honorowe wyjście z sytuacji. Niestety, na kasetach są te utwory, których nazwy wypisano na pudełkach – powiedziała oschle Holly.
Camryn wyglądała fatalnie: Miała krótko ostrzyżone, lepkie od lakieru włosy i koszmarny, choć modny makijaż, który najładniejszą kobietę upodabniał do nieboszczyka.
Mimo sierpniowego upału nosiła czarne legginsy i czarną krótką koszulkę odsłaniającą brzuch. Oczywiście miała też kolczyk w pępku. Holly zresztą bardzo by się zdziwiła, gdy by Camryn nie nosiła tej wątpliwej ozdoby. Jednak zdołała pod tą charakteryzacją dostrzec prawdziwie wybitną urodę Camryn. Nie rozumiała tylko, dlaczego ta dziewczyna wolała wyglądać szokująco aniżeli atrakcyjnie.
– Kim ty właściwie jesteś? – zapytała wrogo Camryn jakby miała przed sobą co najmniej seryjnego mordercę.
– Będę tu mieszkała i właśnie. się wprowadzam...
– O rany! – prychnęła ze wstrętem Camryn.
– Pozwól, że ci przedstawię moją przyrodnią siostrę. – Rafe westchnął zrezygnowany. – To jest Camryn. Ona i jej siostra, Kaylin, też ze mną mieszkają. Przepraszam cię za jej zachowanie. To się już więcej nie powtórzy.
– Zauważyłaś, jak on wymawia słowo „przyrodnia”? – skrzywiła się Camryn. – Zawsze w ten sposób podkreśla że tylko częściowo jest ze mną spokrewniony.
– Zauważyłam – powiedziała cicho Holly.
Zauważyła także, że Rafe patrzy na tę swoją młodszą siostrę przyrodnią tak, jakby była przybyszem z obcej planety Taki sam wyraz twarzy mieli krewni zbuntowanych nastolatków, z którymi Holly prowadziła terapię w Michigan.
– Przygotuj się do kolejnych przeprosin, Rafe, bo właśnie nadchodzi twoja druga siostra przyrodnia – zapowie działa Camryn.
Rafe zacisnął usta. Camryn trafiła w sedno: nigdy nie mówił o nich inaczej jak „moje siostry przyrodnie” i nigdy inaczej o nich nie myślał. Zawsze pamiętał, że tylko ojca mieli wspólnego i nie przyszło mu do głowy, że są po pro stu jego młodszymi siostrami. Może gdyby nie Eva, która była jego prawdziwą, uwielbianą młodszą siostrzyczką, jego stosunek do Camryn i Kaylin byłby nieco inny. Bardzo długo ich nie widział i pewnie dlatego nie był z nimi tak mocno związany jak z Evą. Duża różnica wieku, jaka ich dzieliła, i wojownicze charaktery obu dziewczynek w niczym nie ułatwiały sprawy.
Kiedy Eva miała tyle lat, co Camryn i Kaylin, była zupełnie inna. Dawała się lubić. Może gdyby jego siostry przyrodnie były choć trochę podobne do Evy... Ale one były jej przeciwieństwem.
Rafe zerknął na Holly. Popatrywała to na obie siostry, to na niego, a minę miała przy tym taką, jak mikrobiolog, który właśnie odkrył nowy gatunek wirusa. Zmysłowy błysk, który na moment zapalił się w jej oczach, zgasł. W tej chwili Holly interesowała się swoim sąsiadem jedynie zawodowo: jako przedstawicielem dysfunkcjonalnej rodziny Paradise.
– Cześć – powiedziała Kaylin.
– Cześć – przywitała ją Holly. – Nazywam się Holly Casale i będę waszą sąsiadką.
– A ja jestem Kaylin. Mac jest moją małą starszą siostrzyczką. – Kaylin objęła siostrę ramieniem.
Była co najmniej dziesięć centymetrów wyższa od Camryn. Włosy też miała czarne, tylko długie. Ubrana była w rozciągnięte spodnie i taki sam bezkształtny podkoszulek.
– A ty jesteś moją dużą młodszą siostrzyczką – dodała z uczuciem Camryn. Potem spojrzała na Rafe’a i Holly, a jej ciemne oczy znów gniewnie zabłysły. – Ciekawe, co powiesz, kiedy poznasz Evitę. Przekonasz się, dlaczego Rafe...
– Uspokój się, Camryn – przerwał jej zniecierpliwiony Rafe. – A skoro już obie tu jesteście, pomóżcie Holly wy– pakować rzeczy z samochodu. Przynajmniej do czegoś się przydacie.
– Evitę? – Holly nie bardzo rozumiała, o czym mówiła Camryn. – Chodzi ci o film? A może o ścieżkę dźwiękową? Tego akurat nie mam.
Siostry spojrzały na siebie i parsknęły śmiechem. – Evita to nie ścieżka dźwiękowa. To zła siostra Rafe’a i Flinta – wyjaśniła Camryn. – Normalna, a nie przyrodnia.
– To ta Eva, o której mi mówiłeś? – zapytała Rafe’a Holly. – Ta, która studiuje medycynę?
Nie musiała zgłębiać tajników psychiatrii, żeby się domyślić, że używane wobec przyrodniej siostry zdrobnienie nie było wyrazem miłości.
– Ta sama – potwierdziła Kaylin. – Czarownica przebrana za lekarza, A nasz drogi Flint to ciemna strona Rafe’a. Są bliźniakami.
– Naprawdę masz brata bliźniaka? – zdziwiła się Holly. Nie była pewna, czy dziewczynki sobie z niej nie żartują.
– Mam – mruknął Rafe.
Nie mógł się wyprzeć własnego brata, choć wiedział, że to nie jest bezpieczne. W końcu miał przed sobą psychiatrę. Obaj z Flintem często byli zapraszani do udziału w badaniach naukowych. Jako bliźnięta jednojajowe półkrwi indiańskiej uważani byli przez naukowców za skarbnicę wiedzy. Rafe nie chciał, żeby Holly traktowała go jak szczura laboratoryjnego.
– Eva nie jest czarownicą, a Flint to nie diabeł – poczuł się w obowiązku stanąć w obronie rodzeństwa.
Wyciągnął z samochodu wielką, ważącą co najmniej dwadzieścia kilogramów walizę. Mięśnie na jego ramieniu napęczniały jak balony.
Kaylin wzięła pojemnik z butami i podążyła za Rafe’em.
Tylko Camryn się nie poruszyła. Patrzyła na Holly, która odprowadzała Rafe’a spojrzeniem. Już wiedziała, że nowa sąsiadka się nim interesuje.
– Sama widzisz, jak bardzo Rafe nas nie lubi – uśmiechnęła się najpiękniej, jak potrafiła. – Ale on jest dobry. Kiedy mama zachorowała, obiecał jej, że po jej śmierci obie z Kaylin będziemy mogły z nim zamieszkać. Nie mamy żadnej innej rodziny. Kiedy mama umarła, przyjechał i zabrał nas do siebie. Ani Flint, ani Eva nigdy by...
– Przestań się nad sobą użalać, Camryn, i weź się do roboty – przerwał jej Rafe. Nawet się nie zatrzymał.
Nigdy nie rozmawiał z obcymi o sprawach rodzinnych. A już na pewno nie z psychiatrą. Zapomniał o profesji Holly, bo patrzył na nią jak na kobietę, jednak pojawienie się uprzykrzonych przyrodnich sióstr podziałało na niego jak sole trzeźwiące.
– Nie muszę! – wrzasnęła za nim Camryn. – I wcale się nad sobą nie użalam.
– Z tego, co mi powiedziałaś, wynika, że masz do tego pełne prawo. – Holly położyła jej dłoń na ramieniu. Naturalny instynkt i zdobyta wiedza nie pozwoliły jej pozostać obojętną na wrogość niepodzielnie panującą w tej rodzinie.
– Przykro mi, że wasza mama nie żyje.
– Tata też – powiedziała Camryn: – Nawet go nie znałyśmy. Rozwiódł się z mamą, kiedy ja miałam dwa lata, a Kaylin rok i od tamtej pory nigdy go już nie widziałyśmy Rafe’a i całą resztę też zobaczyłyśmy dopięto rok temu, po śmierci mamy.
Holly bardzo się przejęła tą dramatyczną historią, ale nie dała tego po sobie poznać. Była przecież profesjonalistką. – Nie widziałyście rodzeństwa przez prawie całe swoje życie? – beznamiętnie zestawiła fakty, które jej przedstawiono.
– No właśnie. – Camryn skinęła głową. – Ja mam siedemnaście lat, a Kaylin szesnaście. Resztę możesz sobie policzyć.
– Nie widzieliście się przez czternaście lat! – Holly bez zarzutu wykonała zadanie.
Nic dziwnego, że Rafe patrzy na nie jak na przybyszów z innej planety, pomyślała.
– No właśnie. Czternaście lat! Jesteś prawdziwym geniuszem matematycznym – zakpiła Camryn. – Ale pamiętaj, że oni są tylko naszym przyrodnim rodzeństwem. Oni nigdy tego nie zapomną.
– A chciałabyś, żeby zapomnieli? – zapytała Holly.
Ale zanim Camryn zdążyła odpowiedzieć, wrócił Rafe.
– Nie wiem, czy wiesz, że pani Casale jest psychiatrą – powiedział niby od niechcenia.
– Odmawiam rozmowy z psychiatrą. – Camryn naprawdę się przeraziła. – Nie jestem wariatką.
– Jasne, że nie – zgodził się Rafe. – Nie daj się nabrać, Holly. Camryn nie jest biedną sierotką. To wampirzyca.
– Jestem nieokrzesanym i źle wychowanym bachorem – oświadczyła Camryn. – Mam rację, Rafe?
– Wszyscy mi to bez przerwy powtarzają. – Rafe prawie się uśmiechnął. – Niektórzy nawet twierdzą, że jesteś najpotworniejszym bachorem, jaki kiedykolwiek nawiedził Sioux Falls, a może nawet całą Dakotę.
– Tak mówi nauczycielka historii, a nauczyciel od muzyki całkowicie się z nią zgadza. – Camryn promieniała.
– Nie boisz się, że będę twoją sąsiadką? – zwróciła się do Holly. – Powinnaś. I lepiej nie próbuj ze mną żadnych sztuczek, bo nie ręczę za siebie. Jestem nieobliczalna.
Rafe przypomniał sobie, że ktoś tak właśnie określił Camryn, nie pamiętał tylko, czy był to trener siatkówki, czy nauczyciel zajęć praktycznych. Cały personel szkoły, do której chodziła Camryn, miał na jej temat coś złego do powiedzenia.
– Nie boję się ciebie, Camryn i nie miałam zamiaru próbować na tobie żadnych sztuczek. – Holly była nieporuszona. – Ciekawi mnie tylko, dlaczego zarówno ty, jak i twój brat tak bardzo się bronicie przed jakakolwiek formą...
– Terapii rodzinnej? – dokończyła za nią Camryn takim tonem, jakby właśnie zaproponowano jej przełknięcie trutki na szczury.
– A więc ten pomysł nie jest ci obcy – stwierdziła Holly.
– Nie ma o czym mówić, pani doktor – prychnęła Camryn. – Nigdy się już do ciebie nie odezwę.
– Nikt z rodziny Paradise nigdy w życiu nie był u psychiatry – sekundował jej Rafe.
– Uważaj na nią, Rafe – ostrzegła go Camryn. – Ona może tak zakuglować, że naprawdę staniemy się dobrzy.
Holly pomyślała, że oni pewnie nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że są po tej samej stronie, co z całą pewnością nieczęsto im się dotąd zdarzało. Jeśli w ogóle. A więc jednak coś ich łączy. Holly bardzo się z tego ucieszyła.
– To dla mnie jest zbyt łatwe – uśmiechnęła się. – Chyba dam sobie z wami spokój.
Rafe nie mógł oderwać od niej oczu. Kiedy Holly Casale się uśmiechała, jej twarz rozświetlała się i trudno było się jej oprzeć. Znów jej pożądał. A przecież nic nie zrobiła, tylko się uśmiechnęła.
– Nie będę pomagała w przeprowadzce doktorowi od wariatów – oświadczyła Camryn. – Zresztą mam inne plany.
Rafe nie wiedział, czy powinien jej kazać, żeby jednak została i pomogła Holly. Nic nie słyszał o żadnych planach Camryn, choć dziewczynki rzadko kiedy pytały go o zdanie w jakiejkolwiek sprawie. Właściwie nigdy. Zawsze robiły to, co chciały, w nadziei, że nikt ich na tym nie przyłapie, a przyłapane nie okazywały najmniejszej skruchy.
Spojrzał na Holly. Jej oczy powiedziały mu, że ona doskonale wie, jak bardzo Rafe nie potrafi sobie poradzić ze swoimi przyrodnimi siostrami. Najpierw się zdenerwował, ale zaraz poczuł się lepiej. Bardzo potrzebował pomocy, lecz nie wiedział, gdzie jej szukać. Holly pewnie i to odgadła.
Oboje patrzyli na Camryn, która nonszalanckim krokiem zmierzała do domu. A raczej do mieszkania Rafe’a.
– Nie odzywaj się – powiedział Rafe.
– Mówisz do mnie? – zdziwiła się Holly. – Nawet mi to do głowy nie przyszło. Już ci mówiłam, że nie muszę sobie szukać pacjentów. Ja tylko.
– Ależ to ciężkie! – jęknęła Kaylin. Udało się jej wyciągnąć z samochodu telewizor. Powolutku niosła go w stronę domu.
– Postaw to, Kaylin! – zawołał Rafe. – Ja go zaniosę.
– Dobrze. – Dziewczyna zachwiała się pod ciężarem telewizora. Pochyliła się, żeby postawić go na ziemi, i wtedy ręce odmówiły jej posłuszeństwa.
Telewizor upadł na chodnik i rozbił się na drobne kawałki.
– O Boże! – Kaylin się rozpłakała. – Naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie! Wypadł mi. Przepraszam.
– Wygląda jak wybebeszony pstrąg – stwierdził ponuro Rafe, spoglądając na części, które wysypały się spod pokrywy odbiornika.
– Głupi śmieć! – Kaylin z całej siły kopnęła telewizor, który i tak do niczego się już nie nadawał. – Durne stare pudło!
– Trudno się z tobą nie zgodzić. – Holly bez emocji badała stan telewizora. – Kiedyś telewizory były znacznie bardziej odporne na wstrząsy. Nie to co teraz...
– No... – Zaskoczona Kaylin przestała płakać, choć wciąż jeszcze nie panowała nad głosem. – Gdyby był porządniejszy, toby się tak strasznie nie potłukł.
– Nie potłukłby się wcale, gdybyś go nie upuściła – przypomniał jej Rafe. – Na miłość boską, Kaylin...
– Jesteś na mnie wściekły! Ty mnie nienawidzisz! – zawołała Kaylin. – Teraz już na pewno wyrzucisz mnie z domu!
Odwróciła się na pięcie i pobiegła do tego samego domu, z którego spodziewała się zostać wyrzucona. Rafe i Holly w milczeniu patrzyli na siebie.
– Założę się, że Trent zapożyczył ten dramatyczny okrzyk od Kaylin. – Holly pierwsza przerwała panującą ciszę. – Oboje mają talent do odgrywania dramatycznych scen.
– Cała czwórka go ma. Nie wiem, jak mam cię przepraszać, Holly. – Rafe spojrzał na swoją sąsiadkę, potem na pogruchotany telewizor, a w końcu na wybitą szybę. – Wiem, że to niczego nie zmieni, ale naprawdę bardzo mi przykro, że dzieci...
– Nie musisz mnie przepraszać. Naprawdę nic wielkiego się nie stało. Telewizor i tak już był na wykończeniu. Mam drugi, nowocześniejszy.
– Owszem, stało się – zaoponował Rafe. – Od chwili gdy tu przyjechałaś, wszystko dzieje się nie tak, jak powinno. I to dzięki naszej rodzinie z piekła rodem.
Rafe najchętniej zapadłby się pod ziemię. Nie dość, że Trent, a potem Kaylin porozbijali należące do Holly rzeczy, to jeszcze on i Camryn naurągali wybranej przez Holly profesji.
– Na twoim miejscu uciekłbym gdzie pieprz rośnie.
– Nie licz na to – powiedziała Holly. Zaraz jednak go pożałowała. Miał taką smutną minę... – Za to chętnie napiłabym się czegoś zimnego – uśmiechnęła się, chcąc mu dać okazję do drobnej przysługi. – Jestem śmiertelnie zmęczona.
– Zaprosiłbym cię do siebie, ale nie Wiem, czy zaryzykujesz przestąpienie progu mojego domu. – Rafe wciąż miał ponurą minę. – Jeśli nie boisz się przebywać w miejscu, w którym w każdej chwili coś może na ciebie spaść. Te dzieci to wcielone diabły.
– Nie wierzę w diabły. To tylko dzieci, które demonstrują brak poczucia bezpieczeństwa. Dobrze choć, że potrafią zwerbalizować swój strach. To znaczy, że mają do ciebie zaufanie. Wierzą, że je obronisz, że ich nie zawiedziesz...
– Mogłabyś to powiedzieć po ludzku? – przerwał jej Rafe. – Nie znam biegle narzecza psychiatrów.
– Nie ma sprawy. – Holly wcale się nie obraziła. – Chodzi o to, że na świecie są różne rodziny. Ty i dzieci jesteście w trakcie formowania swojej i za to was podziwiam.
– Nie rozumiem, dlaczego. Po tym wszystkim, co tu zobaczyłaś, powinnaś już być w drodze do agencji i znaleźć sobie jakiś normalny dom z normalnymi sąsiadami.
Holly spojrzała na niego i znów poczuła ogarniające ją pożądanie. Mało brakowało, a byłaby dotknęła Rafe’a, ale nie starczyło jej odwagi. I tak już podejrzewał ją o ukryte zamiary. Mógłby, na przykład, pomyśleć sobie, że Holly chce wobec niego zastosować jakiś rodzaj terapii dotykowej. Albo że ma na niego ochotę. To akurat było prawdą, lecz Holly nie była jeszcze gotowa do przyjęcia konsekwencji, jakie pociągnęłoby za sobą jej wyjawienie.
– Gdybym wycofywała się przy najmniejszej trudności, nigdy nie skończyłabym medycyny – oświadczyła, krzyżując dłonie na piersiach. Tylko w ten sposób mogła się powstrzymać od dotykania Rafe’a. – Wprowadzam się do tego mieszkania i kropka. Jestem też wystarczająco odważna, żeby pójść do twojego domu i napić się tam czegoś zimnego. Jeśli, oczywiście, zdecydujesz się mnie zaprosić.
– Jeśli naprawdę tego chcesz, to chodźmy. – Rafe wzruszył ramionami. – Ale pamiętaj, że cię ostrzegałem.
Mało brakowało, a byłby wziął ją za rękę, tak bardzo naturalny wydał mu się ten gest. Na szczęście powstrzymał się w ostatniej chwili.
Naturalny? Przecież dopiero co poznał tę kobietę. Rafe nie mógł się nadziwić samemu sobie. Nie należał do ludzi, którzy lubią dotykać innych. Wszystkie jego narzeczone – w czasach, kiedy miał jeszcze czas i siły na kontakty z kobietami – zawsze skarżyły się na to, że za rzadko je dotyka. Rafe nigdy nie uznawał takich demonstracyjnych przejawów sympatii jak, na przykład, trzymanie się za ręce. Tymczasem niewiele brakowało, żeby wziął Holly za rękę i zaprowadził do swego domu.
Chcąc uniknąć kłopotliwych sytuacji, poszedł szybko przodem, jakby przed nią uciekał. Holly niespiesznie podążyła za nim. Nie zależało jej na tym, żeby go dogonić.
Holly usiadła na kanapie. Rafe podał jej colę, a sam usadowił się w fotelu z puszką piwa.
– Zawsze miałem dobrze zaopatrzony barek – tłumaczył się Rafe. – Ale odkąd Camryn, Kaylin i ich znajomi wypili mi wszystko do ostatniej kropli, kiedy poszedłem do kina, przestałem przechowywać w domu alkohol. Co najwyżej piwo, a i to w niewielkich ilościach. Zresztą do kina też już nie chodzę. Mój brat twierdzi, że całkiem zwariowałem, skoro godzę się prowadzić takie życie. Odkąd dzieci tu zamieszkały, nie było ani jednego dnia, żeby Craig lub Donna Lambert na coś się nie skarżyli. To ci ludzie, którzy kupili sąsiednie mieszkanie, a potem nie mogli się doczekać, kiedy wreszcie będą mogli się go pozbyć..
– Czy tobie w ogóle kiedykolwiek przyszło do głowy, że ci Lambertowie to ludzie, którzy wiecznie szukają dziury w całym? – zapytała Holly. – Może jedyną więzią, jaka; ich jeszcze łączyła, była walka z twoimi podopiecznymi? Może w ten sposób próbowali ratować swoje rozpadające się małżeństwo? Zamiast stawić czoło prawdziwemu problemowi, wynaleźli sobie problem zastępczy, na którym oboje wspólnie mogli się skupić. W niektórych rozpadających – się rodzinach rolę kozła ofiarnego gra często jedno z własnych dzieci i...
– Czy tobie w ogóle kiedykolwiek przyszło do głowy, że nie każdą sytuację od razu trzeba analizować? – przerwał jej Rafe.
– Lambertowie skarżyli się, ponieważ mieli po temu powody. Trent i Tony chcieli być marynarzami, więc ćwiczyli porozumiewanie się alfabetem Morsea na ścianie łączącej nasze mieszkania. Uprawiali różne dyscypliny sportu, w zależności od tego, do jakiej kariery w danym momencie się przygotowywali. A to oznaczało wrzaski, skakanie, rzucanie i walenie różnymi przedmiotami. Chyba potrafisz sobie to wyobrazić?
– Zapewne są powody, dla których sport uprawia się raczej na dworze niż w domu. – Holly nie dała się zbić z pantałyku. – Ale przecież to tylko chłopcy. Craig Lambert sam też kiedyś był chłopcem. Donna także miała naście lat i powinna rozumieć...
– W wieku kilkunastu lat Donna Lambert w niczym nie przypominała Kaylin, ani tym bardziej Camryn.
– Chcesz powiedzieć, że wychowywała się w klasztorze?
– Nie nazwałbym tego klasztorem, ale rzeczywiście była kimś. Zanim jednak nazwiesz ją nieczułą egoistką...
– Ach, więc była nieczułą egoistką – ucieszyła się Holly.
– Nie była!
– Przecież sam to powiedziałeś. Chociaż nie wprost.
– A obiecałaś nie analizować każdego mojego słowa – poskarżył się Rafe.
– Przepraszam. Im więcej dowiaduję się o tych Lambertach, tym mocniej solidaryzuję się z dziećmi. Twoi sąsiedzi jawią mi się jako para złośliwych kłamców.
– Ciekawe, co powiesz za tydzień, kiedy sama zostaniesz naszą sąsiadką. Nie poznałaś jeszcze Hot Doga. To szatan – w psiej skórze. Przyjechał tu razem z dziewczynkami. Szczeka i wyje, kiedy przyjdzie mu na to ochota. Najczęściej nachodzi go to w środku nocy. – Rafe zerwał się, jakby go coś ugryzło, i chodził po pokoju tam i z powrotem. – Kiedy jestem w domu, staram się jakoś nad tym wszystkim panować. Ale nie zawsze jestem. Muszę pracować. Czasami nawet wyjeżdżam służbowo na dzień lub dwa. Jeśli Lambertowie rzeczywiście chorobliwie poszukują dziury w całym, to z pewnością myśmy ich do tego stanu doprowadzili.
Holly spokojnie popijała colę. Rafe odmalował życie w swoim domu – a także życie w jego sąsiedztwie – w tak czarnych barwach, że trudno byłoby wymyślić coś gorszego. Ona jednak przysięgła sobie, że nie będzie skarżyć się bez przerwy jak Lambertowie. W końcu wszystkie dzieci hałasują. To ich przywilej. Holly lubiła dzieci. Psy zresztą też.
Rozejrzała się po pokoju. Na telewizorze stały dwa oprawione w ramki zdjęcia. Na jednym z nich Holly rozpoznała Trenta.
– Nie powiedziałeś mi jeszcze, jak to się stało, że chłopiec, którym się opiekowałeś, i jego brat z tobą zamieszkali – odezwała się Holly.
– Nie krępuj się. – Rafe zauważył, z jakim zdumieniem przyglądała się stojącym na telewizorze zdjęciom. – Możesz zapytać, czy ten chłopiec na drugim zdjęciu jest bratem Trenta. Przecież widzę, że umierasz z ciekawości.
– To za dużo powiedziane. Zastanawiałam się tylko, czy ten mały Mulat nie jest przypadkiem bratem Trenta.
– Owszem, jest. Tony jest przyrodnim bratem Trenta. Tylko mi tu nie rób wykładów na temat tego, w jaki sposób używam słowa „przyrodni”. To nie jest zniewaga, tylko fakt biologiczny. Tracey Krider jest matką obu chłopców, – tylko ojców mają różnych. Niestety, obaj tatusiowie opuścili nasz stan, a Tracey związała się z facetem, który nie ma ochoty trzymać w domu cudzych dzieci.
– Dlatego chłopcy zamieszkali z tobą – dokończyła Holly.
Rafe usiadł na drugim końcu kanapy. Od Holly dzieliły go tylko dwie poduszki. Dość blisko, żeby mógł poczuć jej zapach, ale stanowczo za daleko, żeby móc jej „przypadkiem” dotknąć. Odchylił głowę do tyłu i zaczął mówić:
– Zostałem opiekunem Trenta, kiedy ten chłopiec miał siedem lat. Kilka lat później w pewnym sensie odziedziczyłem Tonyego. Organizacja nie mogła znaleźć dla niego opiekuna. Bardzo dużo dzieci czeka na opiekunów, a mało jest ludzi, którzy chcieliby się nimi zajmować... – Rafe wzruszył ramionami. – Chłopcy często spędzali ze mną weekendy i zawsze jeden miesiąc wakacji. A kiedy Tracey zakochała się w tym chłystku, Trent i Tony zamieszkali tu na stałe. Tracey przekazała mi prawa rodzicielskie. A zaraz potem przyjechały dziewczynki.
Holly z podziwem patrzyła na tego człowieka, który zaopiekował się cudzymi dziećmi i wziął pod swój dach własne osierocone siostry przyrodnie. A przecież mógł powiedzieć, że nic go nie obchodzą. Rafe Paradise był szlachetnym człowiekiem.
Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że go podziwia, że jest absolutnie wyjątkowy, bo większość mężczyzn nie bierze odpowiedzialności nawet za kwiatek w doniczce, nie mówiąc już o czwórce cudzych dzieci. Jednak nie wiedziała, jak to powiedzieć. Ona, zwykle taka wygadana, nagle nie umiała znaleźć odpowiednich słów. Zaczęła więc zadawać pytania. Na tym, między innymi, polegała jej praca, a w pracy Holly zawsze była bezkonkurencyjna.
– A czy dzieci trzymają się razem?
– Tak. Oczywiście, często się kłócą, ale jak przyjdzie co do czego, zawsze trzymają sztamę. Często mam przeciwko sobie Bandę Czworga.
– Dziwi cię to?
Chyba zadała o jedno pytanie za dużo. A może nie tyle pytanie, ile ton, jakim je wypowiedziała, był niewłaściwy. Rafe uśmiechnął się złowieszczo. Otworzył oczy i spojrzał na Holly.
– Tak, pani doktor. Bardzo mnie to dziwi. Chcesz mi wytłumaczyć, dlaczego dzieci się przeciwko mnie jednoczą? Skoro tak ładnie podsumowałaś Lambertów, to może teraz zanalizujesz mnie i dzieci. Mam się położyć na kanapie, pani doktor?
– Przepraszam – speszyła się Holly. – Skrzywienie zawodowe.
Pomyślane jako złośliwy przytyk pytanie rykoszetem uderzyło Rafe’a. Wyobraził sobie, że leży na kanapie, Holly siedzi obok niego i... znów poczuł podniecenie. Zakręciło mu się w głowie, zaszumiało w uszach.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że szum jest jak najbardziej realny. Prędko zlokalizował jego źródło: odtwarzacz CD w pokoju dziewczynek. Oto przyszedł ratunek, o który Rafe tak gorąco się modlił. Z takimi problemami potrafił sobie radzić.
– Jeśli jeszcze raz będę musiał wam przypomnieć o ściszeniu tej muzyki, to oddam wasze płyty pensjonariuszom tutejszego więzienia! – zawołał Rafe, stając u stóp schodów.
Z góry rozległy się narzekania i nawet trzasnęły drzwi, ale piekielny harmider nieco ucichł.
– Dlaczego grozisz im, że oddasz płyty więźniom? – zapytała rozbawiona Holly.
– Sam nie wiem. W końcu ci biedni ludzie i tak już odsiadują wyroki. Prawo zabrania nakładać na więźniów dodatkowe kary.
– Myślisz, że słuchanie tych płyt byłoby dla nich nie do zniesienia? – roześmiała się Holly.
– Uważasz mnie za tyrana, co? – Rafe spojrzał w stronę swego ulubionego fotela, ale nie ruszył się z miejsca. Wolał zostać blisko Holly. – Zaraz mi powiesz, że tłumię kreatywność dzieci.
Był wykończony wiecznym trzymaniem nerwów na wodzy, a teraz musiał jeszcze walczyć z pożądaniem. Usiadł na kanapie tuż obok Holly. Tym razem nie zachował przyzwoitej odległości.
– No bo przecież nastolatki wyrażają się poprzez muzykę – mówił, jakby chciał wyrzucić z siebie nagromadzone frustracje i rzeczywiście leżał na kozetce u psychoanalityka. – Chociaż ja w żaden sposób nie mogę nazwać muzyką tego, czego oni słuchają. To mi wyżera mózg.
– Mnie także trudno nazwać te dźwięki muzyką – pocieszyła go Holly. Wiele ją kosztowało zachowanie spokoju i udawanie, że nic, absolutnie nic nadzwyczajnego się z nią nie dzieje. Rafe siedział stanowczo za blisko.
Zrobił to celowo, pomyślała, nerwowo zaciskając dłonie. Usiłowała przemyśleć całą sytuację, ale trudno jest spokojnie cokolwiek analizować, kiedy ciało płonie z pożądania. Całą siłą woli zmusiła się, żeby nie myśleć o tym, co czuło jej ciało.
– Wcale nie uważam, że tyranizujesz dzieci. – Holly starała się mówić na temat. – Dziewczynki nie muszą wyrażać swej osobowości aż tak głośno. Jesteś dorosły i odpowiadasz za nie, więc powinieneś, a nawet masz obowiązek, ustalić rozsądne granice. Dzieci bardzo tego potrzebują. Ich niewłaściwe zachowanie to najczęściej prośba o ustalenie granic.
– Jasne. – Rafe głośno się roześmiał. – Najlepiej zaraz idź na górę i sama im to powiedz.
Położył dłoń na ramieniu Holly.
– Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że jednak nie powinnaś chodzić na górę – powiedział bardzo cicho.
– W ogóle nie odchodź.
Holly zdumiała się, jak łatwo potrafił ją skłonić do posłuszeństwa. Wcale nie miała ochoty się ruszać. Może tylko trochę się do niego nachylić... Żeby prędzej poczuć dotyk jego warg... Najpierw musnęły płatek ucha, potem przesunęły się na szyję.
Robił to powoli, a Holly chciała szybciej i więcej. Drżała w jego ramionach.
– Mam przestać? – szepnął jej do ucha.
– Nie – powiedziała samym tylko ruchem warg.
Wpatrywała się w jego zmysłowe usta i pragnęła, żeby ją całował. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Nigdy w życiu nic podobnego się jej nie przytrafiło. Nie miała zwyczaju całować się z nieznanymi mężczyznami. Ze znanymi także nie.
– Naprawdę? – zapytaj jakby jej odpowiedź szczerze go zdziwiła. Powoli zbliżył usta i delikatnie ją pocałował.
... Holly obiema dłońmi chwyciła go za koszulę. Bała się, że Rafe zaraz się od niej odsunie. Ale on znów ją pocałował. Tym razem mocniej, dłużej... Holly znalazła się w nieznanym świecie zmysłowych doznań tak rozkosznych... – Cześć, Rafe!
Dwa chłopięce głosy tak bardzo do tego świata nie pasowały, że w okamgnieniu go zniszczyły. Rafe zerwał się na równe nogi i jak oparzony odskoczył od kanapy. W ostatniej chwili zdołał dopaść fotela. Był czerwony jak burak i tak przestraszony, jak przyłapany na brojeniu mały chłopiec. Holly przypuszczała, że sama wygląda podobnie. Nie miałaby siły wstać, nawet gdyby od tego zależało jej życie.
– Steensowie pojechali do zoo, ale my postanowiliśmy zostać z tobą – oznajmił Trent, wpadając do pokoju.
– Strasznie za tobą tęskniłem! – zawołał Tony. – Zabierzesz nas kiedyś do zoo?
– Zabiorę, ale nie dzisiaj – odparł Rafe.
Spojrzał na Holly i w jej oczach wyczytał tę samą myśl, która i jemu przyszła do głowy. Mieli wielkie szczęście, że chłopcy nie przyłapali ich na gorącym uczynku. Gdyby weszła tu któraś z dziewczynek, od razu by się zorientowała, co zaszło.
– Cześć, Holly. – Trent się do niej uśmiechnął. – To jest Holly – poinformował brata. – Wprowadziła się do tego mieszkania obok.
– Masz dzieci? – zapytał Tony, przyglądając się jej z zainteresowaniem.
– Nie mam – odparła.
– Nie lubisz dzieci? – wypytywał ją Tony. – Lambertowie nie lubili. No to my też ich nie lubiliśmy. Byli okropni.
– Ja lubię dzieci – zapewniła go Holly.
Było jej bardzo trudno rozmawiać z dziećmi, gdy spoczywało na niej zmysłowe spojrzenie Rafe’a. Niemal czuła je na swoich wargach. Jak pocałunek.
Na szczęście chłopcy nie zwracali na nich uwagi. Włączyli telewizor i włożyli do magnetowidu jakąś kasetę.
– Co będziemy robić? – zapytał Trent, wyciągając zza kanapy piłkę do koszykówki. Z całej siły cisnął ją o ścianę.
– Co za rzut! Widziałeś?
– To żaden rzut – prychnął Tony. – Każdy głupi umie trafić w ścianę. Nie rusza się i jest duża.
– Rafe! Powiedz mu coś! – protestował Trent. Rzucił w brata piłką, ale ten zręcznie się uchylił.
– Co mam mu powiedzieć, Lwie? Tony ma rację – odezwał się Rafe. – Nie zastanawiałeś się nad tym, dlaczego odbijanie piłki od ściany nie jest dyscypliną sportową? To za łatwe.
– A ja i tak uważam, że to wspaniały strzał – Trent upierał się przy swoim. I żeby zademonstrować, że nic sobie nie robi z ich zdania, raz jeszcze cisnął piłką o ścianę.
Holly się uśmiechnęła. Nie mogła się powstrzymać.
– Uważasz, że to zabawne? – Rafe wstał z fotela i podszedł do niej. Był taki wysoki, przystojny i bardzo męski.
– Zobaczymy, jak będziesz się śmiała, kiedy siedząc w swoim mieszkaniu, usłyszysz nagle walenie w ścianę albo jakieś inne hałasy.
Wyciągnął rękę. Muskularną, opaloną i taką silną. Chwilę potrwało, zanim Holly zorientowała się, że Rafe pomaga jej wstać. Nie od razu puścił jej dłoń.
– Proszę mi więcej nie rzucać piłką o ścianę – powiedział Rafe do chłopców. – Nie wolno wam bawić się piłką w domu. Jasne? Możecie to robić na podwórku.
– Zagrasz z nami, Rafe? – dopraszał się Tony.
– Musimy przenieść rzeczy Holly z samochodu do domu – odparł Rafe. – Możecie nam pomóc, jeśli chcecie.
– Ja chcę! – zawołał Trent.
– Przy okazji będziesz mógł zabrać swoją piłeczkę golfową – dodał Tony.
Trent spojrzał na brata, potem zerknął na Rafe’a, a w końcu na Holly. Minę miał nieszczęśliwą. Widać było, że nie ma ochoty aby ktokolwiek przypominał mu niemiłe poranne zajście.
– Wiem, że nie chciałeś zbić szyby, Lwie. – Holly musiała coś zrobić, żeby chłopcu nie było aż tak przykro. – Zresztą nie ty jeden miałeś dzisiaj pecha. Kaylin też zdarzył się wypadek.
– Co stłukła Kaylin? – Tony był bardzo ciekaw.
– Telewizor Holly – powiedział cicho Rafe. – Upuściła go na ziemię.
– O rany! To gorsze niż wybita szyba. – Trent natychmiast przestał się martwić. – Gdzie on jest?
– Koło samochodu – powiedział Rafe.
Chłopcy bez słowa wypadli z domu, chcąc jak najprędzej obejrzeć to, co zostało z telewizora.
Holly i Rafe spojrzeli po sobie. Przez chwilę Holly zdawało się, że on znów ją pocałuje. W każdym razie na pewno miał na to ochotę. Ona także bardzo tego pragnęła. Tak bardzo, że zapomniała nawet o nastoletnich pannicach urzędujących w swoim pokoju na górze i o małych chłopcach, którzy w każdej chwili mogli wrócić do domu.
– Czy na pewno tego chcesz? – zapytał Rafe, puszczając dłoń Holly Pytanie to wydało jej się całkiem nie na miejscu. Jej dłoń pozbawiona oparcia, pozbawiona ciepła Rafe’a, stała się bezużyteczna. Holly sama wydała się sobie bezużyteczna. Tylko dlatego, że Rafe nie trzymał jej już za rękę, że więcej jej nie pocałował.
Bez słowa wyszła za nim na podwórko. Nigdy dotąd nie doświadczyła takiej huśtawki uczuć, nic więc dziwnego, że uważała się za osobę zrównoważoną i opanowaną. Tymczasem wystarczyło pół godziny w towarzystwie Rafe’a Paradisea, żeby odkryć drugą, bardzo niepokojącą stronę swej natury.
Holly przypomniały się lata, kiedy była zakochana w Devlinie Brennanie. Wtedy była taka, za jaką się uważała: spokojna, zrównoważona i zawsze opanowana, co było bardzo ważne, ponieważ Devlin jej nie kochał. Los chciał, żeby zostali przyjaciółmi, i Holly w końcu się z tym pogodziła. Nawet do głowy jej nie przyszło, żeby popaść w depresję tylko dlatego, że sprawy nie ułożyły się po jej myśli.
A więc dlaczego teraz tak mi smutno? – pomyślała zaskoczona własną reakcją. I to tylko dlatego, że Rafe już nie trzyma mnie za rękę i że nie pocałował mnie po raz drugi?
Powoli podeszła do Rafe’a i chłopców, którzy, zafascynowani, oglądali rozbity telewizor. Trent chciał nawet poprosić Kaylin, żeby jeszcze raz to zrobiła, ale Rafe stanowczo się temu sprzeciwił. Trent i Tony musieli pogodzić się z faktem, że nie zobaczą na własne oczy, jak rozbija się telewizor.
Wielokrotnie odbywali drogę od samochodu do domu i z powrotem. Przez cały ten czas Holly rozmawiała wyłącznie z dziećmi, całkowicie ignorując Rafe’a. On także nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Zanim skończyli rozpakowywanie, Holly zaprzyjaźniła się z Trentem i Tonym. Poprosili ją nawet, żeby pojechała z nimi do zoo, zabrała ich do kina, zagrała z nimi w piłkę i żeby koniecznie przyszła do nich wieczorem na kolację.
– Dajcie jej spokój, chłopcy – wtrącił się Rafe. – Nie widzicie, że jest wykończona? Pewnie nie może się doczekać, kiedy znajdzie się w hotelu i będzie mogła odpocząć.
– Możemy pojechać z tobą do hotelu? – zapytał Tony. – W hotelu zawsze jest basen.
– Przestańcie się naprzykrzać, chłopcy – powiedział Rafe.
– Ja nie mam nic przeciwko temu, żebyście sobie popływali – oznajmiła Holly. – Oczywiście, jeśli Rafe się zgodzi.
– Pozwolisz nam pojechać, Rafe? – zapytał Trent z taką nadzieją w głosie, że chyba nikt nie miałby serca mu odmówić.
– Najpierw muszę porozmawiać z Holly. W cztery oczy – dodał Rafe, bo bez tego chłopcy na pewno nie zostawiliby ich samych.
– Nie możesz z nią rozmawiać, kiedy nas tu nie będzie – protestował Tony. – Musimy przypilnować, żebyś się zgodził.
– Logicznie rozumujesz – pochwaliła go Holly.
– Wy idźcie się pobawić – zarządził Rafe. – A ty chodź ze mną. – Pociągnął Holly za rękę i poprowadził do jej mieszkania. Zanim zdążyła zaprotestować, już była w środku.
– Nie lubię, kiedy się mnie ciągnie jak worek – oświadczyła. – Wolę od razu ci to powiedzieć, żebyś...
Nie zdążyła skończyć zdania, bo Rafe chwycił ją za ręce i przycisnął do ściany.
– Żebym co? – zapytał. – Słucham. Zdaje się, że chciałaś mi coś powiedzieć.
Zamiast się obrazić, Holly się roześmiała. Jednak kiedy Rafe zbliżył twarz do jej twarzy, kiedy znów poczuła podniecenie, nie tylko swoje, ale i jego, śmiech zamarł jej na ustach.
– Rafe – wyszeptała. – Co ty wyprawiasz?
– Sam nie wiem – mruknął. – Wiem tylko, że ty też mnie pragniesz. Mam rację?
Nie umiała zaprzeczyć. Kiedy Rafe puścił jej ręce, objęła go za szyję i mocno przytuliła się do niego. Pocałował ją. Najpierw delikatnie, potem mocniej...
Miał rację. Holly rzeczywiście bardzo go pragnęła.
Całowali się, jakby cały świat nagle przestał istnieć. Bo rzeczywiście nic ich w tej chwili nie obchodziło poza zdumiewającą żądzą, która i w niej, iw nim wybuchła nagle, bez żadnego ostrzeżenia.
Rafe pieścił ją i tulił do siebie, szeptał do ucha słowa, których Holly nigdy przedtem nie słyszała. Przywarła do niego całym ciałem, spragniona jego pieszczot, jego bliskości. Nawet ubranie stało się tylko niepotrzebną barierą.
Kiedy rozległ się pierwszy łomot, Rafe właśnie rozpinał suwak jej szortów. Z początku nie zwrócili na to uwagi, pochłonięci własnymi, nie cierpiącymi zwłoki sprawami. Udawali, że nie słyszą następujących po sobie uderzeń, ale W końcu hałas stał się tak natarczywy, że zaczął im przeszkadzać.
Rafe odsunął się od Holly. Był wściekły.
– Co to za hałas? – zapytała niezbyt przytomnie Holly.
– Alfabet Morse’a – warknął Rafe. Delikatnie odsunął ją od siebie. – SOS. To właśnie ten dźwięk możesz usłyszeć o każdej porze dnia i nocy. Rozumiesz już, dlaczego Lambertowie stąd uciekli?
Rafe rzucił się do ściany i zawzięcie walił w, nią pięściami. Holly patrzyła na niego w milczeniu. To, że porozumiewał się z chłopcami w ten sposób, wcale nie wydawało jej się dziwne. Choć kilka godzin temu zapewne uznałaby to co najmniej za niecodzienne.
– Czy coś się stało? – zapytała w końcu. – Może oni potrzebują pomocy?
– Skądże! Znudziło ich czekanie. Chcą, żebym im pozwolił pojechać z tobą na basen.
– I wszystko to przekazali ci alfabetem Morsea? – Na Holly ta informacja zrobiła wielkie wrażenie.
– Oszalałaś? To tylko SOS, ale nie trzeba być jasnowidzem, żeby się domyślić całej reszty.
Rafe uderzył w ścianę tak mocno, że pewnie pospadały z niej wszystkie obrazy. Tym razem chłopcy nie odpowiedzieli.
W domu zapanowała cisza. Holly prawie pożałowała, że hałas nie trwa nadal. Teraz musiała się wreszcie zastanowić nad tym, co robiła, zanim Trent i Tony nadali swoje SOS. Nie rozumiała, jak to się stało, że omal nie kochała się z zupełnie obcym mężczyzną.
– W co ty ze mną grasz, Holly? – zapytał opryskliwie Rafe.
– Nie rozumiem.
– Chodzi mi o to, co ty wyprawiasz z dziećmi. – Rafe szybko się pozbierał. Był zły, że ona jest taka opanowana. Po tym wszystkim... – Udajesz ich kumpla, chcesz ich zabrać na basen. Jeśli robisz to po to, żeby...
– Niczego nie udaję i nie mam żadnego ukrytego celu – przerwała mu Holly. – Polubiłam Trenta i Tanyego. W ogóle lubię dzieci i...
– Zbyt wielu dorosłych sprawiło tym chłopcom wielki zawód – Rafe wpadł jej w słowo. – Kochankowie ich matki okazywali im zainteresowanie tylko wtedy, kiedy chcieli – zdobyć Tracey. Potem kazali się im wynosić. Na koniec sama Tracey wyprawiła ich z domu, bo jej kolejny kochanek nie mógł znieść przebywania pod jednym dachem z dziećmi innego mężczyzny.
– Uważasz, że ja też ich porzucę? Pobawię się nimi, a potem powiem, żeby mi nie zawracali głowy? – Holly się obraziła.
– Nie mam pojęcia, co zrobisz. Przecież wcale cię nie znam i... – patrzył na nią zafascynowany. Nigdy dotąd nie widział, żeby ktoś aż tak się czerwienił. Wyobraził sobie te części ciała Holly, które też pewnie się zaczerwieniły, tylko były przykryte ubraniem.
– Oczywiście, że mnie nie znasz. A ja nie znam ciebie. A to oznacza, że to... to co się tu stało, w ogóle nie powinno mieć miejsca.
Poruszyła temat, którego Rafe starannie unikał. Nie miał zamiaru zastanawiać się, dlaczego zrobił to, co zrobił, i co z tego wynika. Był jednak pewien, że Holly nie odmówi sobie przyjemności zanalizowania tej niecodziennej sytuacji.
– Nie zmieniaj tematu. Rozmawialiśmy o dzieciach.
– O niczym nie rozmawialiśmy. Ty oskarżyłeś mnie o używanie dzieci dla osiągnięcia własnych egoistycznych celów – oświadczyła Holly. – Nigdy bym czegoś podobnego nie zrobiła, choć wiem, że mi nie wierzysz.
Holly odwróciła się na pięcie i wyszła z domu. Rafe pobiegł za nią, bo cóż innego mógł w tej sytuacji zrobić. Pędzę jak zgłodniały wilk za swoją ofiarą, pomyślał. Ależ ona umie sobie radzić z facetami. Tyle lat studiowała ludzką naturę, więc nic dziwnego, że wie, jak zagrać, żeby człowiek zrobił dokładnie to, o co jej chodzi.
Mimo tych paskudnych myśli, zamiast wrócić do domu, nadal biegł za nią. Nie mógł oderwać oczu od długich nóg Holly, od jej zgrabnych pośladków. Nawet nie zauważył, że z parkingu zniknął jego samochód. Holly to zauważyła.
– Gdzie się podział twój dżip? – zapytała, tak zaskoczona, że jej własne problemy natychmiast zeszły na dalszy plan.
Rafe patrzył nieprzytomnie na puste miejsce, na którym zostawił auto po powrocie z lotniska. Powoli dotarło do niego, że samochodu nie ma tam, gdzie być powinien. Dlaczego go tam nie ma, zrozumiał bardzo szybko.
– Nie, to nie możliwe – powiedział do siebie. – Nie mogły mi tego zrobić. Te małe potwory ukradły mi samochód!
– Widzę, że skłonność do dramatyzowania jest w waszej rodzinie zwyczajem – skomentowała jego wybuch Holly.
– Ja nie dramatyzuję – warknął Rafe. – Jestem wściekły. W tej chwili wybiegli z domu Trent i Tony.
– Możemy już jechać na basen! – zawołał radośnie Tony.
– Czy wiedzieliście, że Camryn i Kaylin chcą wziąć mój samochód? – napadł na nich Rafe.
– Jasne – odparł Trent. – Próbowaliśmy ci to powiedzieć. Słyszałeś przecież nasze SOS.
– I kazałeś nam się zamknąć – dodał Tony. – No to pomyśleliśmy sobie, że im pozwoliłeś.
– A więc dlatego wystukaliście SOS? – Rafe miał minę zbitego psa. – A ja myślałem, że znudziło wam się czekanie.
– Pewnie że się nam znudziło – przyznał Tony. – Ale z tego powodu nie warto było wzywać pomocy.
– Kazałeś im się zamknąć w odpowiedzi na SOS? – zdziwiła się Holly. – Jesteś czarujący.
– Nie powiedziałem, żeby się zamknęli, tylko żeby przestali wzywać pomocy bez powodu.
– Na to samo wychodzi – podsumował Trent. – Camryn powiedziała, że się nudzi i skoro jest samochód Holly, to ona może sobie pożyczyć twój. Wzięły kluczyki i pojechały.
Rafe bez słowa poszedł do domu, zostawiając Holly i chłopców na chodniku.
– Rafe nie cierpi, kiedy one biorą jego samochód – tłumaczył Holly Trent. – Nawet kiedy im pozwala, to muszą powiedzieć, dokąd jadą i kiedy wrócą. I nie mogą się spóźnić.
– To oczywiste – uśmiechnęła się Holly.
– Jedźmy już na basen. – Znudzony czekaniem Tony zaczął się gramolić do samochodu.
Holly westchnęła. Wszystko coraz bardziej się komplikowało. Nie mogła tak po prostu odjechać z chłopcami choćby dlatego, że ich opiekun jeszcze nie wyraził na to zgody. Co gorsza, miał taki humor, że gdyby zabrała chłopców, mógłby ją oskarżyć o porwanie.
– Musimy najpierw zapytać Rafe’a, czy możemy jechać – powiedziała. Znów była spokojna i opanowana.
– Rafe bardzo chciał, żebyśmy z tobą pojechali – zapewnił ją Trent.
– Pewnie masz rację, ale mnie jeszcze tego nie powiedział.
– Holly spodziewała się protestów, lecz chłopcy bez mrugnięcia okiem posłusznie podreptali za nią do domu.
Rafe stał przy wiszącym w kuchni telefonie.
– Nie odbierają – powiedział na widok Holly. – Ale ja je przeczekam. Nie przestanę dzwonić, dopóki nie podniosą słuchawki. Choćby tylko po to, żeby wreszcie telefon przestał dzwonić.
– On dzwoni na numer telefonu, który ma w samochodzie – wyjaśnił Tony. Usiadł na blacie kuchennym i machał – nogami, nie zwracając uwagi na to, że kopie znajdującą się pod spodem szafkę.
– Nigdy nie odbierają tego telefonu. – Trent usiadł obok brata. – Tak głośno włączają muzykę, że prawie nie słychać dzwonienia.
– Nie mam zamiaru się poddać – oświadczył Rafe.
– Może pojechały nad rzekę – podpowiedział Tony. – Dziś jest strasznie gorąco, ale woda i tak jest zimna.
– Zabiję je, jak się zbliżą do rzeki! – ryknął Rafe. – One nie potrafią pływać! Chłopcy, powiedzcie mi prawdę. Czy powiedziały, że jadą nad rzekę? To naprawdę bardzo ważne.
– Nie jestem skarżypytą – oświadczył Trent.
– To nie jest skarżenie – wtrąciła się Holly. – Nie rozumiesz, że dziewczynkom grozi niebezpieczeństwo? Jeśli Camryn i Kaylin pojechały nad rzekę, to mogą się utopić. Z wodą nie ma żartów. , – Nie utoną. – Trent wzruszył ramionami. – Sam, Grabie i Becker z nimi pojechali. Oni są duzi.
– Wzrost nie ma w tym wypadku znaczenia. Pływanie w rzece to nie to samo co pływanie w strzeżonym basenie – tłumaczyła mu Holly. – Jeśli dziewczynki nie potrafią pływać, to rzeka może być dla nich bardzo niebezpieczna.
Spojrzała na Tony’ego, który przestał kopać szafkę i z zainteresowaniem słuchał słów Holly. Na pewno coś wiedział. Sprawa była na tyle poważna, że Holly zdecydowała się użyć podstępu.
– Oczywiście rozumiecie, że nie pojedziemy na basen, dopóki dziewczynki się nie znajdą – oświadczyła stanowczo. – Przecież nie możemy się bawić, wiedząc, że Camryn i Kaylin grozi niebezpieczeństwo.
– Powiedziały, że jadą nad rzekę popływać – nic wytrzymał Tony.
– Skarżypyta bez kopyta! – zawołał Trent.
– Tony przejmuje się losem dziewczynek i chce im pomóc – wytłumaczyła mu Holly. – Ja uważam, że jest bohaterem.
Tony był bardzo dumny z siebie. Zapomniał, że u podstaw jego bohaterskiego czynu leżała przemożna chęć wykąpania się w basenie.
– Powiedziały, w którym miejscu chcą pływać? – zapytał Rafe, wciąż uwiązany do słuchawki. – Sioux to wielka rzeka z wysokimi wodospadami. Jeśli nie wiemy, dokąd pojechały, możemy ich szukać choćby tydzień.
– Pewnie w swoje ulubione miejsce – powiedział Tony. – Tylko że ja nie pamiętam, gdzie to jest. Było ciemno, kiedy Camryn nas tam zabrała.
– Camryn zabrała was w nocy nad rzekę? – Teraz Rafe naprawdę się przestraszył.
– Raz nas zabrała. Nie, dwa razy – odezwał się Trent. – Kilka tygodni temu. Ty wyjechałeś, a ona miała nas pilnować.
– Urządzili sobie dyskotekę nad rzeką. Fajnie się bawili. Ja i Trent zresztą też. – Tony uśmiechnął się do brata. – Pamiętasz zawody w rzucaniu kamieniami?
– No! – rozpromienił się Trent. – Ale woda była zimna jak lód. Noga o mało mi nie zamarzła, kiedy ją włożyłem do rzeki.
– Boże drogi! – Przerażony Rafe spojrzał na Holly. – Zabrały dzieci na potańcówkę nad rzeką! Przecież to się mogło skończyć tragedią!
– Ale się nie zakończyło. Chłopcy są cali i zdrowi.
– Za to nie ma dziewczynek! – Rafe był zrozpaczony. – – Tak się rozzuchwaliły! Wydaje im się, że są nietykalne. Boże wielki, dlaczego ja zawsze o wszystkim dowiaduję się ostatni!
Relacja Trenta i Tony’ego całkowicie wytrąciła Rafe’a z równowagi. Holly zrobiło się go żal. Natychmiast zapomniała o niedawnej kłótni i o nienawiści, jaką do niego poczuła potem. Teraz najważniejsze było to, co działo się z Camryn i Kaylin. Rafe robił, co mógł, żeby jakoś poradzić sobie z wychowaniem czwórki cudzych dzieci, a dziewczynki bardzo się starały, żeby mu w tym przeszkodzić. Tak przynajmniej oceniała sytuację Holly.
– A jednak Camryn wykazała się odrobiną odpowiedzialności – zaczęła ostrożnie Holly. Zawsze w każdej najgorszej nawet sytuacji starała się znaleźć pozytywny element. – Nie chciała zostawić chłopców samych w domu, więc zabrała ich ze sobą na imprezę. Wprawdzie nie było to najrozsądniejsze rozwiązanie...
– Już dobrze, jestem. – W słuchawce niespodziewanie odezwała się Camryn. Była zniecierpliwiona i zła.
Muzyka w samochodzie grała tak głośno, że nawet w kuchni Rafe’a dałoby się przy niej tańczyć.
– Natychmiast odwieź samochód do domu – polecił Rafe.
– A co mi zrobisz, jak go nie odwiozę?
– Zadzwonię na policję i każę cię aresztować za kradzież. Pobyt w więzieniu raczej ci się nie spodoba.
– Ja miałabym iść do więzienia? – roześmiała się Camryn.
– Do pierdla! – dodał męski głos, a zaraz potem dał się słyszeć potężny wybuch śmiechu zarówno chłopców, jak i dziewczyn.
– Jeśli za pół godziny nie podstawisz mi samochodu pod – dom, to daję ci słowo, że zadzwonię na policję. – Rafe nie miał już wątpliwości, że Camryn pojechała ze swoją paczką: sama okoliczna łobuzeria.
– Rób sobie, co chcesz, mój starszy przyrodni bracie, bo ja na pewno za pół godziny nie wrócę – prychnęła Camryn, a w tle wtórował jej chóralny śmiech. – Cześć!
Camryn się wyłączyła. Rafe stał, trzymając się słuchawki głuchego już telefonu, jakby to była ostatnia deska ratunku, która właśnie wyślizguje mu się z rąk. Ponownie kręcił numer telefonu zainstalowanego w samochodzie.
– Dlaczego jej nie zapytałeś, dokąd jedzie? – zdziwił się Trent. Obaj z Tonym już rozumieli, że nieprędko pojadą na obiecany basen.
– Z ust mi to wyjąłeś – mruknęła Holly.
– Wyłączyła się, zanim zdążyłem zapytać – parsknął Rafe.
– Nierealne groźby są nieefektywne – zauważyła Holly.
– Mogłabyś się wyrażać jaśniej? – Rafe posłał jej mordercze spojrzenie.
– To, że nie zadzwonisz na policję i nie zawiadomisz o kradzieży samochodu.
– Tak sądzisz? No to zaraz się przekonasz. – Rafe wystukał jakiś inny numer.
– Jeśli kilkunastoletnia panienka bez pozwolenia bierze należący do jej rodziny samochód, to z całą pewnością jest to irytujące, ale nawet przy najgorszej woli nie da się tego nazwać kradzieżą – mówiła Holly spokojnie. – Wie o tym policja, ty też o tym wiesz, a Camryn, Kaylin i ich przyjaciele wiedzą najlepiej.
Rafe odłożył słuchawkę. Zrobił to tak delikatnie, że Holly mogła sobie wyobrazić, ile go kosztowało nieroztrzaskanie tego kawałka plastiku o podłogę.
– Mówisz tak, jakbyś się znała na przepisach prawnych – powiedział cierpko.
– Rafe jest prawnikiem – wyrwał się Trent, który od jakiegoś czasu z wielkim zainteresowaniem przyglądał się dorosłym.
– Tym mniej przekonywająca była twoja groźba – powiedziała Holly. – Dziewczynki wiedzą, że nic im nie możesz zrobić.
– Twierdzisz, że wszystko, co robię, nie ma sensu? – Rafe stanął twarzą w twarz ze swoją oskarżycielką.
Jednak Holly nawet nie pomyślała o tym, żeby się wycofać. Zapragnęła się do niego przytulić. Tylko po to, żeby go choć trochę pocieszyć.
– Nic takiego nie powiedziałam. – Była opanowana, pewna siebie. – Jesteś mądry, odpowiedzialny i dzieci wiedzą, że zawsze mogą na ciebie liczyć. Nie należało straszyć Camryn więzieniem, bo ona nie wierzy, że mógłbyś jej coś takiego zrobić. Dlatego twoja groźba jest nieefektywna. Groźba, a nie ty. To wielka różnica.
– Głowę dam sobie uciąć, że tym samym tonem przekonujesz wariata, że jego telewizor nie przekazuje poleceń do elektrod, które mu kosmici wszczepili do mózgu – skrzywił się Rafe. Oparł dłonie na ramionach Holly. Tak bardzo chciał ją do siebie przytulić. Tylko po to, żeby poczuć się pewniej.
– To telewizor może przekazywać takie polecenia? – zawołał Trent. – Ekstra!
Rafe opuścił ręce. Nie mógł teraz przytulić Holly. Co więcej, musiał uważać na swoje słowa. Nie byli przecież sami.
– Rafe tylko żartował. – Holly uśmiechnęła się do chłopca. – Możemy poszukać dziewczynek. Przecież mamy drugi samochód.
– Dobrze, jedźmy – zgodził się bez namysłu Rafe.
Dopiero wówczas, kiedy wszyscy czworo wsiadali do samochodu, Rafe uprzytomnił sobie, że zanim Holly zaproponowała pomoc, on sam chciał ją o to poprosić. Nie wiadomo jakim cudem Holly stała się mu bliska, jakby od zawsze należała do rodziny.
Rafe usiadł za kierownicą. Holly odwróciła się do chłopców i pokazała im, jak się obchodzić z telefonem komórkowym.
– Przez cały czas dzwońcie – powiedziała. – A jeśli się odezwą, od razu zapytajcie, dokąd jadą.
– Gdybym, zamiast straszyć, od razu je o to zapytał, pewnie już byśmy wiedzieli, gdzie się te diablęta podziewają – westchnął Rafe.
– Byłeś zdenerwowany – tłumaczyła mu cierpliwie Holly.
– To miłe z twojej strony, że nie proponujesz mi i moim przyrodnim siostrom kursu porozumiewania się ze sobą.
– Powinniście skorzystać z fachowej pomocy w tej dziedzinie, ale ponieważ ty już o tym wiesz, nie muszę tego wciąż powtarzać.
Holly nawet nie bardzo się dziwiła, że jej znajomość z sąsiadami w nowym miejscu zamieszkania tak dziwnie się zaczęła. Jakby od początku spodziewała się takiego obrotu sprawy, jakby to wszystko, co zdarzyło się w ciągu kilku ostatnich godzin, było od dawna zaplanowane. Ta dziwna rodzina stała jej się tak bliska, jakby przez całe życie im pomagała.
– Rafe – Trent nagle coś sobie przypomniał. – Kiedy Camryn pierwszy raz zabrała nas nad rzekę, to najpierw pojechaliśmy na pizzę. To była największa pizza, jaką w życiu widziałem.
– To bardzo ważne, co mi powiedziałeś – ucieszył się Rafe. – Pamiętasz może coś jeszcze, co dotyczy tej pizzerii?
– Tam był stół bilardowy – odezwał się Tony. – I automat do gry. Camryn pozwoliła mi zagrać.
– To chyba będzie DeLallos – powiedział Rafe. – Mały barek, ale ludzie często jeżdżą tam z dziećmi. Fama głosi, że podają największą pizzę w całym stanie. Zresztą chyba tak jest naprawdę. Mają takie wielkie patelnie. Dwa razy większe niż w normalnych pizzeriach.
– Czy to niedaleko rzeki? – zapytała z nadzieją Holly.
– Całkiem blisko – potwierdził Rafe.
W tej okolicy wzdłuż rzeki rosły drzewa. Jechali bardzo wolno, aż wreszcie zauważyli zaparkowany na leśnej drodze samochód Rafe’a.
– Mamy je! – zawołała uradowana Holly.
Dopiero co wydawało jej się, że ich poszukiwania nie dadzą rezultatu. Sioux to wielka rzeka z mnóstwem zakoli. Znalezienie na. jej brzegu zielonego dżipa to jak szukanie igły w stogu siana. Tym bardziej że Camryn i Kaylin wcale nie musiały pojechać nad rzekę. To prawdziwy cud, że je odnaleźli.
– Ja pójdę przodem – powiedział Rafe, zatrzymując samochód Holly obok własnego. – Wy idźcie za mną gęsiego. Jak wam powiem, że macie uważać na trujący bluszcz, to uważajcie.
Zrobili, co kazał. Holly zamykała pochód. Nie widziała wprawdzie ani trującego bluszczu, ani żadnych tego rodzaju roślin, ale na samo ich wspomnienie czuła swędzenie skóry. Nie minęły dwie minuty, gdy całą. czwórka stanęła nad brzegiem rzeki. Na ziemi leżały ubrania.
– Pływają na golasa! – oburzył się Rafe.
– Tu są ubrania Camryn i Kaylin. – Trent pokazał porządnie złożone spodnie i bluzki dziewczynek.
– Uduszę je gołymi rękami – burknął Rafe.
– Gdzie oni są? – Holly wpatrywała się w wodę. – Dlaczego ich nie widać?
Daleko od brzegu rozległy się krzyki. Dzieciaki nie mogły sobie poradzić z prądem i wzywały pomocy.
– Hej! – Trent i Tony podskakiwali, machając rękami i wrzeszcząc wniebogłosy. – Tu jesteśmy!
– Mają kłopoty – powiedział Rafe, rozbierając się pospiesznie. – Holly, wracaj do samochodu i dzwoń po pogotowie. Wytłumacz im dokładnie, gdzie jesteśmy. A wy, chłopcy biegnijcie do dżipa i przynieście koce.
– Rafe, nie rób tego! – prosiła Holly, chcąc go powstrzymać przed wskoczeniem do lodowatej wody. – Poczekaj, aż przyjadą ratownicy. Wszystkich i tak nie wyciągniesz.
– Natychmiast dzwoń po pogotowie! – zawołał Rafe, zanim wskoczył do wody. – I niech żadne z was nie waży się choćby palca włożyć do rzeki!
Holly pobiegła do samochodu. Zabrała ze sobą chłopców. Wolała mieć ich na oku, tym bardziej że Rafe kazał im przynieść koce z samochodu.
Zadzwoniła na pogotowie. Niestety, nie znając okolicy, nie potrafiła precyzyjnie określić, gdzie się znajdują. Miała jednak nadzieję, że ratownicy jakoś do nich trafią.
Kiedy wraz z Trentem i Tonym wróciła nad rzekę, na brzegu stali już dwaj wyrośnięci chłopcy. Włożyli ubranie na mokre ciała i szczękając zębami, ponuro gapili się w wodę.
– To jest Grabie, a to Becker – powiedział Tony, wskazując po kolei obu młodzieńców.
– Nie dam wam koca – poinformował ich Trent. – Przyniosłem je dla dziewczynek.
Holly podeszła do młodzieńców. Zbadała im puls. Był w normie. Oddychali też normalnie, a więc nie ucierpieli z powodu swojej lekkomyślności. Dopiero teraz Holly ogarnęła taka wściekłość na tych dwóch wielkich idiotów, którzy narazili nie tylko własne życie, ale także życie dziewczynek i... Rafe’a.
– To Camryn nas tu przywiozła – bronił się Grabie. Miał taką minę, jakby chciało mu się płakać. – Myśmy nie chcieli wchodzić do wody, ale ona nas zmusiła.
. – Camryn jest o wiele drobniejsza od ciebie. Jakim cudem mogła cię do czegoś zmusić? Powinieneś ją powstrzymać.
– Camryn potrafi postawić na swoim – chlipnął Becker.
– Zaraz zaczniecie mi wmawiać, że wody Sioux rozstępują się na jej życzenie – mruknęła Holly. Całkowita niefrasobliwość tych młodych ludzi doprowadzała ją do szału. Nie potrafiła się zdobyć na spokój i zawodowe opanowanie.
– Tony, natychmiast odsuń się od wody!
– Ja wcale nie chciałem do niej wchodzić – zapewnił ją Tony. Zaraz też znalazł się tuż obok Holly.
Patrzyli, jak Rafe holuje Kaylin do brzegu.
– Macie tu stać i nie ruszać się – rozkazała Holly. Zrzuciła pantofle i weszła do rzeki. Otuliła kocem zapłakaną Kaylin.
– Nie mogliśmy dopłynąć do brzegu – szlochała Kaylin. – A potem nie mieliśmy sił i Camryn poszła pod wodę. Camryn! – zawołała histerycznie.
– Rafe ją wyciągnie – pocieszała dziewczynkę Holly.
– A jeśli Camryn utonie? – płakała Kaylin. – Co się ze mną stanie?
– Holly wytarła dziewczynkę kocem i pomogła jej się ubrać. Kaylin trzęsła się, oddychała ciężko i miała znacznie przyspieszony puls.
– Camryn nic złego się nie stanie – zapewniła ją Holly, choć nie miała zwyczaju dawać obietnic bez pokrycia.
Ale cóż innego mogła powiedzieć tej trzęsącej się z zimna i ze strachu dziewczynce? Miała jej zrobić wykład na temat nieposłuszeństwa i kłopotów, jakie z niego wynikają? Morały należało odłożyć na później. Na później musiała też odłożyć uświadomienie Rafe’owi, jak bardzo jest związany ze swoimi siostrami. Ani przez moment nie zastanawiał się, czyje ratować, choć przecież i on, i one z uporem godnym lepszej sprawy powtarzali, że są tylko przyrodnim rodzeństwem.
Kiedy Rafe przyholował do brzegu Camryn, Holly także weszła do wody, żeby otulić dziewczynę kocem. Ratownicy, którzy tymczasem zdążyli przyjechać, wyciągnęli Sama, piątego amatora kąpieli. Camryn i Sam byli w najgorszym stanie i trzeba im było podać tlen.
– Czy Camryn umrze? – pytała trwożliwie Kaylin.
– Nie umrze. – Holly otoczyła dziewczynkę ramieniem. – Ale wszyscy będziecie musieli pojechać do szpitala.
– Ja nie chcę! – rozbeczała się Kaylin. – Ja chcę do domu! Przecież nic nam jest nie jest!
– Każda niedoszła ofiara utonięcia musi być hospitalizowana – oświadczył surowo jeden z ratowników. – Nałóż maskę tlenową.
– Nie! – krzyknęła Kaylin. – Nie masz prawa mnie zmuszać! Nie utonęliśmy! Nie widzi pan, że jesteśmy zdrowi?
– Zdarzają się przypadki śmierci spowodowanej niedotlenieniem organizmu – wtrącił się drugi ratownik.
– To, że jesteś przytomna, nie znaczy jeszcze, że jesteś zdrowa. – Holly nałożyła Kaylin maskę tlenową. – Oni nie oszukują. Zdarzają się przypadki śmiertelne. To takie opóźnione działanie tego, coście przed chwilą przeżyli. Trzeba wam zrobić wszystkie badania, żeby wykluczyć jakiekolwiek ryzyko powikłań.
– Gdyby nie Rafe, tobyśmy się utopili – stwierdziła Kaylin, spoglądając na brata.
– Raczej tak. – Holly nie miała zamiaru bagatelizować sytuacji. Co więcej, w tym przypadku koniecznie trzeba było uświadomić Kaylin, jak ważną rolę w ich życiu odgrywa Rafe. – Wasz brat bardzo się o was martwił. On jest do was ogromnie przywiązany.
– Po tym wszystkim? – wyszeptała przerażona Kaylin. Nie mogła oderwać oczu od siostry, którą ratownicy na noszach dźwigali do karetki. – Teraz Flint i Eva przekonają go, żeby nas wyrzucił.
– Rafe na pewno was nie wyrzuci. – Holly przytuliła Kaylin. Nie powinna była obiecywać czegoś, co od niej nie zależało. Jednak instynkt podpowiadał jej, że mówi prawdę.
Spojrzała na Rafe’a. Był już ubrany i rozmawiał z policjantem. Mimo powagi sytuacji zrobiło się jej przykro, że nie może już patrzeć na jego pięknie zbudowane ciało. Stanęły jej przed oczami przyklejone do intymnej części ciała mokre spodenki Rafe. Nie mogła uwierzyć, że ona, Holly Casale, w takiej chwili myśli o mężczyźnie. Zawsze była przede wszystkim lekarzem, a dopiero później kobietą. Na to później nigdy nie starczało czasu. Dopiero teraz... Opanowała się szybko. Musiała zająć się roztrzęsioną dziewczynką.
– Karetka odwiezie do szpitala Camryn i Sama – powiedział Rafe. – Ja z chłopcami pojadę za nimi. Zabiorę też Grable’a. To ten wielki imbecyl, którego mam ochotę rozedrzeć na kawałki. Czy mogłabyś zabrać tego drugiego?
– Drugiego imbecyla? – upewniła się Holly. – Jeśli może cię to pocieszyć, ja w pierwszej chwili też miałam ochotę rozedrzeć ich obu na kawałki. To mija.
– Skoro tak twierdzi lekarz... – Rafe lekko się uśmiechnął. – Czy możesz zabrać ze sobą Kaylin? Ratownicy twierdzą, że z nią jest wszystko w porządku, ale lepiej będzie, jeśli pojedzie z tobą niż z nimi w karetce. Tylko przy tobie jest w miarę spokojna.
Ujął dłoń Holly, podniósł ją do ust i pocałował. Ale zaraz, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co robi, gwałtownie ją puścił.
– Nie ma sprawy – powiedziała Holly spokojnie, choć serce biło jej jak oszalałe.
– Czy ona dojdzie do samochodu? – Rafe spojrzał na Kaylin. Mało brakowało, a byłby położył dłoń na jej ramieniu. Jednak w ostatniej chwili ją cofnął, jakby nie był pewien, czy wolno mu to zrobić. – Może ją zanieść?
Holly widziała, jak bardzo jest niepewny. Szkoda, że nie zwrócił się bezpośrednio do siostry, że opanował chęć przytulenia jej. Pocieszające było tylko to, że ta rodzina, której członkowie w żaden sposób nie potrafili się ze sobą porozumieć, w rzeczywistości stanowiła prawdziwą, kochającą się wspólnotę. Holly widziała to na własne oczy, toteż była pewna, że terapia rodzinna nie będzie ani długa, ani bardzo trudna.
– Dasz radę dojść do samochodu? – Holly zwróciła się do Kaylin.
– Chyba zwymiotuję – jęknęła Kaylin.
Odwróciła się, odeszła kilka kroków i zaczęła gwałtownie wymiotować. Holly trzymała ją za głowę. Kiedy minął kryzys, Rafe bez pytania wziął siostrę na ręce i zaniósł do samochodu.
Holly podążyła za nimi w towarzystwie czterech chłopców. Grabie i Becker byli przemoczeni, zziębnięci i posłuszni jak baranki. Trent i Tony aż podskakiwali z nadmiaru nagromadzonej w nich energii.
Kiedy dotarli do samochodów, karetka i wóz policyjny właśnie odjeżdżały. Rafe posadził Kaylin na przednim siedzeniu samochodu Holly. Becker wgramolił się na tylne siedzenie.
– Szpital jest o dwadzieścia minut stąd – powiedział Rafe. – Jedź za mną.
Polecenie było ostre i stanowcze, ale tym razem Holly wcale się nie przejęła. W ciągu kilku godzin poznała tego człowieka tak dobrze jak mało kogo. Można było na nim w pełni polegać, a jeśli czuł się lepiej, wydając polecenia, to jej to nie przeszkadzało.
Rafe’owi głowa pękała od niezrozumiałych terminów, jakimi posługiwali się lekarze. Dziękował Bogu, że była z nim Holly, która inteligentnie odpowiadała na wszystkie pytania. Gdyby on sam musiał to robić, pewnie wyszedłby na idiotę.
Gdy znów zostali w poczekalni sami, Holly wyjaśniła mu, że dzieciaki zostały zbadane, że wszystko jest w porządku i nic im nie grozi.
– To po kiego grzyba faszerowali nas tymi wszystkimi mądrościami? – irytował się Rafe.
– To jest szpital kliniczny – powiedziała Holly, jakby ta nazwa wszystko wyjaśniała. Ponieważ jednak Rafe’owi niczego to nie wyjaśniało, musiała wytłumaczyć bardziej szczegółowo. – Ci młodzi ludzie w białych fartuchach to studenci. Lekarz, który badał dzieci, skorzystał z okazji, żeby ich czegoś nauczyć.
– A mnie się zdaje, że to nie jest w porządku, żeby straszyć rodzinę wszystkimi możliwymi powikłaniami. Chyba że mnie też uważali za studenta.
Rafe był oburzony. Bardzo dobrze mu to zrobiło. Rozgrzał się, powróciły mu siły i zniknął strach, który zjawił się na widok walczących z żywiołem dziewczynek.
– Nie mam zamiaru odpowiadać na żadne twoje pytania – powiedziała spokojnie Holly. – Nie interesuje cię nic poza tym, żeby się z kimś pokłócić. Ja akurat nie mam na to ochoty.
– Umiesz czytać w myślach? – zapytał obcesowo Rafe, choć wiedział, że miała rację. A może to właśnie dodatkowo go zdenerwowało.
– Naprawdę bardzo chcesz się z kimś pokłócić. Niestety, tym razem nie mogę ci służyć. – Odwróciła się i poszła w drugi koniec poczekalni, gdzie Trent i Tony robili wszystko, co mogli, żeby zniszczyć automat z napojami.
Holly dała im kilka żetonów, które chłopcy natychmiast zamienili na colę.
– Fajnie tu. – Trent rozejrzał się dookoła. – Duży telewizor, picie i jedzenie. Szkoda że nie mają gier telewizyjnych.
Chłopcy dopadli do telewizora, wzięli pilota i jak opętani zaczęli zmieniać kanały.
– Wiem, że to szpital kliniczny – powiedział Rafe, jakby ani na chwilę nie przerywali rozmowy.
Stał tuż za plecami Holly. Od chwili przybycia do szpitala coś go do niej ciągnęło tak bardzo, że nie mógł znajdować się dalej niż pół metra od tej dziewczyny. Tłumaczył sobie, że to dlatego, iż ona jest lekarzem, zna się na tym, co tu się dzieje, i potrafi mu przetłumaczyć na ludzki język wszystko, co mówią lekarze. Niestety, wiedział, że to tylko pół prawdy. Tą drugą połową nie chciał się teraz zajmować.
– Eva ma tu praktyki z interny.
– Chcesz do niej zadzwonić? Może powinieneś ją zawiadomić, że jej młodsze siostry są w trakcie, badań i że zostaną na obserwacji?
– Pewnie do niej zadzwonię, ale nie teraz. Nie przeżył– bym kolejnego kryzysu rodzinnego. Słyszałaś, co Camryn i Kaylin mówiły o Evie. Niestety, ich niechęć jest odwzajemniana.
– Eva nie lubi dziewczynek? – zapytała Holly. Doskonale pamiętała, co Camryn i Kaylin mówiły o złej czarownicy Evicie.
– Można by to tak ująć. – Rafe uśmiechnął się smutno.
– Naprawdę jednak należałoby powiedzieć, że ona ich nienawidzi.
– Dlaczego?
– Poznałaś przecież te dziewczyny.
– Owszem, poznałam, ale wcale ich nie znienawidziłam. Powiem ci więcej: polubiłam Camryn i Kaylin. – Dopiero teraz Holly zrozumiała straszną prawdę. – Czy właśnie dlatego Eva nienawidzi swoich sióstr? Jest zazdrosna...
– Gdybym ci płacił za porady, mógłbym może znieść twoje niezdrowe zainteresowanie moimi sprawami – przerwał jej ostro Rafe. – Ale ponieważ nie pytałem cię o radę...
– Teraz sam sobie przerwał i zajął się ważniejszymi sprawami. – Tony, przestań skakać po krzesłach. A ty, Trent, nie majstruj przy telewizorze.
– A więc Eva jest zazdrosna o to, że dziewczynki z tobą mieszkają – mówiła Holly jakby do siebie. – Wolałaby nadal pozostać twoją jedyną małą siostrzyczką. Nienawidzi Camryn i Kaylin za to, że uzurpują sobie prawo do tego, co tylko jej się należy.
– Nie używaj przy mnie takich słów. Normalni ludzie ich nie używają i żyją. Na sam dźwięk słowa „uzurpować” mam ochotę rzucić czymś ciężkim.
– Biedny Rafe. – Holly ani trochę się nie przestraszyła.
– Strasznie to przeżywasz. Postąpiłeś właściwie, przyjmując pod swój dach osierocone siostry. Nie spodziewałeś się złości i zazdrości Evy, które, dam sobie głowę uciąć, skrupiły się na tobie.
Rafe spojrzał jej w oczy. Była bardzo przenikliwa i... życzliwa. Nie mógł z nią walczyć.
– To rzeczywiście nie było dla Evy łatwe – przyznał. – Do dziś trudno jej się z tym pogodzić.
Tym razem Holly nic nie powiedziała, tylko patrzyła na niego tymi swoimi pięknymi, dobrymi oczami. Rafe nagle zapragnął opowiedzieć jej o tym wszystkim, o czym nigdy nikomu nie mówił.
– Mama umarła na zapalenie opon mózgowych. Eva miała wtedy sześć lat. Nie minął rok, jak ojciec ożenił się z wredną i mściwą wiedźmą. Zresztą, mówiąc szczerze, Marcine była zwykłą dziwką. To wszystko stało się tak szybko, że żadne z nas, dzieci, nie zdążyło się jeszcze podnieść z jednego nieszczęścia, a już spadało na nas następne. Mama umarła, ojciec się ożenił, urodziły się Camryn i Kaylin, a na koniec Marcine zniknęła, zabierając ze sobą dzieci. Od tamtej pory nie dała znaku życia. Szczerze mówiąc, specjalnie się tym nie przejmowaliśmy. Nie chcieliśmy nigdy więcej mieć do czynienia z tą babą. Ja, Flint i Eva byliśmy szczęśliwi, że sobie poszła, ale strata dzieci... To były takie słodkie kruszynki – dokończył, zawstydzony własną słabością.
Nie rozumiał, jak to się stało, że opowiedział ten fragment losów rodziny Paradise. Były to sprawy, o których nawet z Flintem i Evą nie rozmawiał. Oni uważali, że roztrząsanie przeszłości to strata czasu.
– Muszę przyznać, że umiesz słuchać – westchnął.
– Widzę, że mówisz o tym niechętnie, ale i tak dziękuję. Czy mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?
– Próbuj.
– Jak to się stało, że przez tyle lat nie wiedzieliście, co się dzieje z Marcine i jej dziećmi?
– Tata próbował je odnaleźć. – powiedział Rafe, jakby się bronił, choć nikt nie postawił mu żadnego zarzutu. – Zatrudnił nawet prywatnego detektywa. Ale Marcine wciąż zmieniała miejsce pobytu. Jak tylko detektyw ją namierzył, natychmiast się wyprowadzała. Pewnie wynajęty przez ojca facet nie był asem w swoim fachu, ale w tamtych czasach tata nie mógł sobie pozwolić na nikogo lepszego. Sześć lat temu tata zginął w wypadku samochodowym. Spodziewaliśmy się, że Marcine pojawi się po swoją część spadku albo chociaż po akt zgonu; żeby dostać jakieś pieniądze z opieki społecznej. Nawet wtedy nie dała znaku życia.
– Nie chciała, żebyście znaleźli dzieci – podsumowała Holly.
– Przynajmniej tak to wyglądało. Po śmierci taty przestaliśmy jej szukać. I nagle, jak grom z jasnego nieba, po czternastu latach milczenia Marcine nagle do mnie zadzwoniła. Przeszła żółtaczkę i miała kompletnie zniszczoną wątrobę. Czekała na przeszczep, ale wolała na wszelki wypadek zabezpieczyć dziewczynki.
– Pewnie bardzo się zdziwiłeś. Po tylu latach...
– To mało powiedziane. – Rafe westchnął. – Marcine ani trochę się nie zmieniła: wciąż była tą samą wrogo nastawioną do świata wiedźmą. Powiedziała mi bez ogródek, że dzwoni do mnie tylko dlatego, że nie ma innego wyjścia. Jej jedyna krewna ma prawie dziewięćdziesiąt lat i sąd na pewno nie przyznałby jej opieki nad dziećmi. Powiedziała mi też, że wolałaby gryźć kamienie, niż prosić o coś kogokolwiek z naszej rodziny. W jej mniemaniu moja opieka – była tylko odrobinę lepszym rozwiązaniem niż pozostawienie dzieci na łasce urzędników opieki społecznej.
– Czy przeszczep się nie udał?
– Nie doczekała przeszczepu. Pojechałem do Las Vegas po dziewczynki i, tak jak obiecałem, zatrzymałem je u siebie. To było ponad rok temu – Rafe westchnął. – No i odtąd w naszej rodzinie wszyscy się nawzajem nienawidzą.
– To nieprawda, Rafe.
– Tylko przez wzgląd na ojca zgodziłem się zaopiekować Camryn i Kaylin – ciągnął Rafe, jakby jej nie słyszał. – Wiedziałem, jak bardzo chciał je odzyskać. To niesprawiedliwe, że gdy one wreszcie wróciły do Sioux Falls, jego już nie ma na świecie.
– To rzeczywiście niesprawiedliwe.
– Chociaż gdyby tata żył, pewnie byłoby jeszcze gorzej. Marcine przez całe życie nastawiała dziewczynki przeciwko niemu. Camryn i Kaylin uważają, że tata ich nie chciał, że źle traktował ich matkę i temu podobne brednie. W ogóle nie przyjmują do wiadomości, że mogło być inaczej. Flint i Eva dostają szału, kiedy one szkalują naszego tatę.
– A Camryn i Kaylin robią to przy każdej sposobności, bo doskonale wiedzą, jaka będzie reakcja. Mam rację?
– Ty rzeczywiście potrafisz czytać w myślach.
– Nie potrafię, tylko wiem, jak się zachowują bardzo smutne nastolatki. Dziewczynki uważają, że w ten sposób demonstrują lojalność wobec zmarłej matki.
– Ich ojciec też nie żyje, a wobec niego nie są lojalne. Chociaż to jego oszukano. Marcine ukradła mu dzieci!
Holly uznała, że pora się wycofać. Nie było to odpowiednie miejsce do roztrząsania tak bolesnych spraw.
– Może wolałbyś, żebym to ja zawiadomiła Evę, że dziewczynki są w szpitalu? – zręcznie zmieniła temat. – Mogłabym z nią porozmawiać jak lekarz z lekarzem.
Wiedziała z doświadczenia, że kiedy człowiek przestawi się na „bycie lekarzem”, nie pozwala sobie na emocjonalne wybuchy. Uczą tego zaraz na początku studiów, a potem bez przerwy w tym ćwiczą. Ona sama nigdy nie traciła panowania nad sobą w obecności pacjenta czy choćby nawet drugiego lekarza. I nagle ją olśniło. Zawodowe opanowanie rozciągnęła także na życie prywatne. Chyba tylko dlatego nigdy nie zrobiła awantury ani matce, ani innym krewnym, które koniecznie chciały ją wydać za mąż za byle kogo.
– Wiem, że chciałaś dobrze, Holly, ale nie musisz mnie chronić przed moją własną siostrą – powiedział Rafe. – Sam w odpowiedniej chwili powiem Evie o tym, co się stało.
Holly spojrzała na niego. Ależ on jest przystojny, pomyślała. Z każdą godziną wydawał się jej coraz przystojniejszy. Przypomniała sobie, jak dobrze się czuła w jego ramionach. Tak dobrze, że aż się zapomniała, co nigdy dotąd jej się nie zdarzyło. Odwróciła się, nie chcąc, żeby Rafe zobaczył, jak się rumieni.
– Rafe! – Do pokoju wpadła młoda kobieta tak do niego podobna, że Holly od razu wiedziała, z kim ma do czynienia. Biały fartuch, który miała na sobie, był na nią o wiele za duży. Jakby w pośpiechu chwyciła pierwszy, jaki jej się nawinął pod rękę. – Kolega mi powiedział, że tu jesteś. Mój Boże, Rafe! Te małe potwory mogły cię zabić! – Eva rzuciła się bratu na szyję. – Dobrze się czujesz? Zrobili ci badania? Musisz.
– Nic mi nie jest i nie trzeba mnie badać. – Rafe delikatnie odsunął siostrę od siebie. – Ale Camryn i Kaylin...
– Mają dobrą opiekę. Wszyscy tu koło nich skaczą. – Eva nie ukrywała oburzenia. – Ale ja się martwię o ciebie. Pływałeś w lodowatej wodzie, żeby uratować te wredne bachory. Jak mogłeś ryzykować dla nich życie? Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby ci się coś stało!
– Ale nic mi się nie stało, kochanie. Dla mnie nie było to wcale niebezpieczne. Możesz zapytać... – Ponad głową Evy spojrzał na Holly.
– Nazywam się Holly Casale. – Holly w lot zrozumiała jego niemą prośbę. – Jestem lekarzem.
Jej spokojne słowa wywołały pożądany efekt. Eva natychmiast odsunęła się od brata. Wyprostowała się i drżącą ręką uścisnęła wyciągniętą do niej dłoń Holly.
– Miło mi panią poznać – powiedziała. – Jestem Eva Paradise. Mam w tym szpitalu praktyki. Moim opiekunem jest doktor Gordon.
Holly skinęła głową, jakby doskonale wiedziała, kim jest doktor Gordon i jakie miejsce zajmuje w szpitalnej hierarchii. Prędko zapewniła Evę, że pływanie w rzece w żaden sposób nie zaszkodziło jej bratu, po czym odpytała biedną dziewczynę z objawów laryngospazmii u ludzi, którym groziło utonięcie. Miała wprawę. Przez cały ostatni rok była opiekunem studentów w szpitalu klinicznym w Michigan.
– Jeszcze tego nie przerabialiśmy. – Eva zaczerwieniła się po same uszy.
– Ten temat jest omawiany na kursie anatomii. – Holly surowo zmarszczyła brwi. Nie spodziewała się po Evie tak niskiego poziomu wiedzy. – Może wobec tego powtórzymy sobie fizjologię krtani. – Spojrzała wyczekująco na Evę.
– Dajże jej święty spokój – wtrącił się Rafe.
– Rafe, proszę cię – jęknęła przerażona Eva. – Pani doktor ma rację. Powinnam to wiedzieć. Ja to wiem!
Zaczęła opowiadać o fizjologii krtani jak wywołana do tablicy mała dziewczynka. Akurat w tej chwili ktoś z personelu szpitala wszedł do poczekalni i odgonił Trenta i Tony’ego od telewizora, który kompletnie rozregulowali. Chłopcy schronili się pod opiekuńcze skrzydła Rafe a.
– O, nie! – Eva omal nie zemdlała na ich widok. – Oni też tu są?
– Możemy już pojechać na basen? – zapytał Tony. – Rafe, obiecałeś.
– Na jaki znowu basen? – oburzyła się Eva. – Rafe o mało nie utonął, ratując te dwie rozpuszczone idiotki, a wy go jeszcze ciągniecie na basen?
– Uważaj, Evita, bo powiem Camryn i Kaylin, jak je nazwałaś – zagroził jej Trent. – Wiesz, jak Rafe świetnie pływa? Wcale nie miał zamiaru się topić. Żałuj, że tego nie widziałaś!
– Proponuję, żeby zapoznała się pani z historiami choroby trójki pacjentów, którzy pozostaną w szpitalu na obserwacji, doktor Paradise – powiedziała Holly lodowatym tonem, zarezerwowanym dla nie przygotowanych do ćwiczeń studentów. – W tej liczbie są oczywiście dwie młodsze siostry pani. Proszę sobie także powtórzyć wszystko, co pani powinna wiedzieć o budowie krtani.
Słowa Holly wywołały pożądany efekt. Eva pożegnała się i wyszła z poczekalni.
– Ale szybko się jej pozbyłaś! – Trent był pod wrażeniem.
– Możemy wreszcie jechać na basen? – dopominał się Tony.
– Niezły pomysł. Ty zostaniesz w szpitalu, a ja zabiorę chłopców na basen – zwróciła się do Rafe’a. – Potem do ciebie zadzwonię i umówimy się, skąd ich odbierzesz.
Rafe był jej wdzięczny za propozycję, choć nie bardzo wiedział, czy może ją przyjąć. Z drugiej strony, Trent i Tony nie mogli dłużej siedzieć w poczekalni, bo rozebraliby ją na części. Ze ścianami włącznie. Holly okazała się niezastąpiona. Rafe pomyślał sobie nawet, że może bogowie mu ją zesłali. Wolałby, żeby z nim została. Był pewien, że wszystko między nim, Evą, Camryn i Kaylin lepiej by się ułożyło, gdyby była przy tym Holly. Tak bardzo się bał, co się stanie, jeśli Eva znów się pojawi. Zaraz jednak poczuł, że zdradza ukochaną siostrę. Holly potraktowała ją obrzydliwie, a Rafe nawet palcem nie ruszył w jej obronie. Biedna Eva pół nocy będzie ślęczała nad książkami w obawie, że jutro doktor Casale dokładnie przepyta ją ze wszystkich problemów związanych z tą przeklętą krtanią. A przecież jest przemęczona. I tak się zdenerwowała. Rafe wiedział, jak bardzo Eva go kocha. Zawsze byli sobie bliscy, ale po śmierci ojca starszy brat stał się jej jedynym oparciem. Trudno mieć do niej pretensję o to, że nie lubi ludzi, którzy roszczą sobie do niego prawo. A jednak Holly ma do Evy pretensję o jej niechęć wobec dziewczynek.
Rafe nie rozumiał, co się z nim dzieje. Zawsze był spokojny, opanowany. Flint żartobliwie nazywał go opoką. Tymczasem w obecności Holly zaczynały nim rządzić uczucia. Stawał się miękki jak wosk. Jeśli miał pozostać rodzinną opoką, musiał jak ognia unikać tej kobiety. Postanowił, że tak właśnie zrobi. Później.
Holly pojechała z chłopcami do hotelu. Właściwie był to niewielki motel niedaleko autostrady, taki, w którym chętnie zatrzymywały się podróżujące rodziny. Był tam basen, kawiarnia i sklep z upominkami. Trent i Tony byli zachwyceni. Kiedy już się dość napływali i zjedli kolację w hotelowej restauracji, Holly zabrała ich do sklepu. Pozwoliła każdemu wybrać sobie jedną rzecz. Była zachwycona chłopcami i ubawiona ich wyczynami. Chciała opowiedzieć o wszystkim Rafe’owi, ale gdy po nich przyjechał, był zdenerwowany i opryskliwy. Nie obchodziło go nic poza tym, żeby jak najprędzej zgarnąć Trenta i Tonyego do samochodu. Koniecznie też chciał zwrócić Holly pieniądze za wszystko, co im kupiła.
Oczywiście odmówiła, ale dopiero gdy odjechali, zaczęła się zastanawiać, dlaczego w ogóle poczuła się z tego powodu urażona. Chłopcy nie byli na jej utrzymaniu, oddała ich opiekunowi przysługę, zajmując się nimi, nic więc dziwnego, że zaproponował przynajmniej zwrot poniesionych kosztów. A jednak czuła, że coś tu nie gra.
Wykąpała się, umyła głowę i włożyła koszulę. Była to obszerna bawełniana bluza, którą przed samym wyjazdem dostała od Brenny. Położyła się do łóżka i włączyła telewizor. Drgnęła gwałtownie, kiedy zadzwonił telefon. Serce biło jej jak oszalałe. Przestało, gdy okazało się, że to jej mama chciała sprawdzić, czy wszystko u niej jest w porządku.
Holly zadzwoniła do niej po przyjeździe do Sioux Falls i nagrała na automatyczną sekretarkę wszelkie niezbędne dla rodziców informacje, lecz matka wolała dowiedzieć się wszystkiego osobiście.
– Pomyślałam sobie, że pewnie jest ci smutno samej w hotelu – mówiła matka. – Zadzwoniłam, żeby cię pocieszyć.
– Świetnie się czuję, ale miło, że dzwonisz.
Matka opowiedziała jej o wszystkim, co wiązało się ze ślubem kuzynki Heidi: o prezentach od rodziny i znajomych, o pięknych kreacjach i szaleństwie przygotowań.
– Taka byłam pewna, że wyjdziesz za mąż za Devlina Brennana – matka poruszyła ulubiony temat.
– Znowu zaczynasz, mamo – zirytowała się Holly.
– Przez całe studia trzymaliście się razem i nawet praktyki mieliście w tym samym szpitalu – westchnęła matka z żalem.
– Nie rozumiesz, że byliśmy przyjaciółmi? – przerwała jej Holly. – Zawsze ci to mówiłam, tylko nie chciałaś mi wierzyć.
– Nadal ci nie wierzę – jęknęła matka. – Devlin się ożenił, ma dziecko, a ty...
Holly nie miała zamiaru tłumaczyć matce, że przyprowadzała Devlina do domu tylko po to, żeby rodzina wreszcie przestała ją umawiać z obcymi facetami. Devlin bez mrugnięcia okiem się na to zgodził i Holly do końca życia miała mu być za to wdzięczna. Nigdy też nie miał się dowiedzieć, jak bardzo była w nim zakochana. Dla niego była wyłącznie kumpelką, na której zawsze mógł polegać i której wyświadczał przysługę, udając jej narzeczonego. Teraz był szczęśliwym mężem i kochającym ojcem. I chyba dobrze się stało, bo chociaż Holly była w nim zakochana, to przecież nigdy w jego obecności nie przeżyła dreszczu rozkoszy, o jaki przyprawił ją uścisk Rafe’a Paradisea.
– Straciłaś tyle lat na prowadzanie się z tym Brennanem – marudziła matka. – I w końcu wylądowałaś gdzieś na końcu świata, gdzie nie ma żadnego porządnego mężczyzny...
– W Sioux Falls jest wielu porządnych mężczyzn i tylko – nieliczni z nich są żonaci – zapewniła ją Holly, mając przed oczami Rafe’a.
– Autorzy „Porad” twierdzą, że dobrym miejscem na zawarcie znajomości są organizacje samotnych rodziców.
– Pewnie masz rację, ale sęk w tym, że ja nie mam dzieci, więc nic tam po mnie.
Wobec tego matka nie omieszkała jej wytknąć, że jeśli prędko nie znajdzie sobie męża, to nigdy nie zostanie matką. Holly miała tego serdecznie dosyć. Na szczęście matka zmieniła temat, informując ją, że za tydzień powinna dostać zaproszenie na ślub Heidi.
– Ciocia Honoria znalazła fantastycznego mężczyznę, który zresztą też jest zaproszony – dodała na zakończenie.
– Nie może się doczekać, żeby cię poznać.
W tej chwili Holly zdecydowała, że za nic w świecie nie pojedzie na ślub Heidi. Lubiła tę małą, ale co za dużo, to niezdrowo. Nie miała ochoty po raz kolejny męczyć się z wybranym przez ciotki kandydatem do jej ręki. Właśnie zastanawiała się, jaki by tu wymyślić pretekst, kiedy ktoś cicho zapukał do drzwi.
– Wpuść mnie, Holly – dobiegł jej uszu głos Rafe’a. – Wiem, że jeszcze nie śpisz.
– Czy coś się stało? – zapytała, otwierając drzwi. Była pewna, że Rafe nie niepokoiłby jej o tej porze, gdyby nie potrzebował pomocy.
– Nie, wszystko w porządku. Dzwoniłem do szpitala. Dziewczynki czują się dobrze. – Bez zaproszenia wszedł do pokoju. – Bardzo się na mnie gniewasz?
– Dlaczego miałabym się na ciebie gniewać? – Holly była z siebie zadowolona. Spokojna, opanowana doktor Casale. Jak zawsze.
– Paskudnie cię potraktowałem. – Zamknął za sobą drzwi. – Przepraszam.
– Nic podobnego – zaprzeczyła natychmiast, choć sama najlepiej wiedziała, że tak właśnie było. – Ja w każdym razie nie czuję się urażona.
– Paskudnie cię potraktowałem i poczułaś się urażona – oświadczył nie znoszącym sprzeciwu tonem Rafe. – Przepraszam.
– Nie musiałeś tu przyjeżdżać, żeby mi to powiedzieć. – Holly w końcu zrobiło się go żal. Był wykończony i wyglądał żałośnie.
– Tak sądzisz? – Patrzył na nią pożądliwie. Holly dopiero teraz poczuła się nie ubrana.
– Gdzie chłopcy? – zapytała nieco drżącym głosem.
– Kiedy wróciliśmy do domu, dzieciaki Steensów już na nich czekały. Ich rodzice rozbili namiot w ogródku i cała czwórka miała tam nocować. No wiesz, śpiwory, latarki... Przecież nie mogłem im tego zabronić.
– Rzeczywiście nie mogłeś – zgodziła się Holly, czując, jak rytm jej serca przyspiesza coraz bardziej. – Ci Steensowie to chyba bardzo mili ludzie.
– Owszem. Jutro ich poznasz. Chcą ci urządzić przyjęcie powitalne. – Zakłopotany, rozcierał mięśnie karku.
– Boli cię? – zapytała współczująco Holly. – Bardzo dużo dzisiaj pływałeś. I to bez rozgrzewki.
– Czuję się tak, jakby mnie łamano kołem. Nie miałem pojęcia, że tyle mięśni naraz może człowieka boleć.
– Źle się czujesz?
– Skądże! Nic mi nie jest.
– A przyznałbyś się, gdyby coś ci dolegało?
– Jasne, że nie! – Rafe zdecydowanie pokręcił głową.
– Tak mi się zdawało. Bardzo trudno leczy się mężczyzn. Jedni udają niezwyciężonych, a inni umierają przy pobieraniu krwi.
– Eva mówi to samo. Z obydwoma typami miała już do czynienia.
– Możesz jej powiedzieć, że będzie jeszcze gorzej. – Holly spojrzała na niego. – Mam ze sobą leki przeciwbólowe. Zaraz ci dam ibuprofen.
– Dobrze. – Rafe usiadł na łóżku, jakby nigdzie się nie wybierał. – Ale chciałbym cię prosić o masaż.
Holly podała mu tabletkę i szklankę z wodą, pewna, że w sprawie masażu tylko sobie żartował. Rafe tymczasem zdjął koszulę, odsłaniając wspaniale umięśniony tors.
– Mam się położyć? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, rozciągnął się na łóżku.
Holly zapatrzyła się na jego nagie plecy i na całą resztę obciągniętą znoszonymi dżinsami. Zaraz też przypomniała sobie, jak wyglądała ta reszta, kiedy cały mokry, w przyklejonych do ciała slipkach wychodził z wody.
– Zapomniałaś, jak się to robi? – zapytał tak jakoś dziwnie. Tym razem Holly nie potrafiła odgadnąć, czy była to prowokacja, czy tylko drobna złośliwość. – Skazałaś biedną Evę na całą noc ślęczenia nad anatomią. Może sama też powinnaś sobie co nieco powtórzyć.
– Nie muszę – odparła z dumą. Zła była na siebie, że zachowuje się jak pensjonarka. Widziała przecież w życiu niejedno męskie ciało, a zrobienie masażu nie stanowiło dla niej żadnego problemu. Należało wziąć się w garść i zachować jak lekarz. Spokojnie. Bez emocji.
Holly uklękła na łóżku obok Rafe’a. Zaczęła od szyi. Jęknął cicho. Holly nie była pewna, czy rzeczywiście z bólu. Przygryzła wargę i kontynuowała masaż. Niebawem jednak okazało się, że, klęcząc obok niego, nie zdoła wykonać zabiegu prawidłowo. Bardzo zdenerwowana, usiadła okrakiem na biodrach Rafe’a. Przed samą sobą udawała, że niczego szczególnego nie czuje i żadne głupie myśli nie przychodzą jej do głowy.
Najpierw dokładnie wymasowała mu ramiona, potem plecy. Przy każdym ruchu ocierała się udami o pośladki Rafe’a i coraz trudniej było jej udawać, że nic specjalnego się nie dzieje.
– Zawodowy masażysta zrobiłby to lepiej – powiedziała, żeby przerwać napiętą ciszę. – Ja nie mam wprawy.
Mówienie okazało się jeszcze gorsze niż cisza. Holly zaczerwieniła się po cebulki włosów. Dobrze choć, że Rafe nie mógł tego zobaczyć.
Przypomnę sobie budowę układu mięśniowego, postanowiła Holly. Będę powtarzała nazwę każdego masowanego mięśnia. Jak na ćwiczeniach z anatomii.
Pomysł był dobry, niestety mało skuteczny. Coraz bardziej się podniecała. Zrozumiała, że przegrała już w chwili, gdy dała się namówić na masaż.
– Na tym koniec – powiedziała, z trudem siląc się na spokój. – Ręce mnie rozbolały.
Była to oczywiście prawda, ale nie najważniejsza. Holly wiedziała, że jeśli natychmiast nie przestanie, to cała ta przygoda fatalnie się skończy. Zeszła z Rafe’a i uklękła obok niego na łóżku. Nie miała siły odejść dalej.
– A klatka piersiowa? – upomniał się Rafe. – Mięśnie z przodu też mnie strasznie bolą.
Nie otwierał oczu. Napięcie mięśniowe, które wciąż odczuwał, niewiele miało wspólnego z akcją ratunkową w rzece. Dotyk dłoni Holly, jej pośladki na jego biodrach... Nigdy w życiu nie czuł się tak wspaniale i nie pamiętał, kiedy był taki podniecony. Jeśli w ogóle.
– Ja naprawdę.... – zaczęła Holly. Umilkła, kiedy Rafe przewrócił się na plecy i przekonała się na własne oczy, że on także jest bardzo spragniony.
– Chodź do mnie – wyciągnął do niej rękę. – Skończmy to, cośmy zaczęli, dobrze?
Oczywiście, mogłaby pomyśleć, że chodzi mu o masaż. Nie pomyślała. Już raz dała się nabrać. Wyobraziła sobie, że zrobi mu masaż i na tym koniec – on pojedzie do domu, a ona pójdzie spać. Teraz przynajmniej wiedziała, o co naprawdę chodzi. Nie było sensu protestować.
Usiadła na jego wezbranej męskości i w milczeniu zabrała się do masowania mięśni klatki piersiowej Rafe’a. Najpierw leżał bez ruchu, obserwując ją spod przymkniętych powiek. To, co robiła z nim teraz, trudno byłoby nazwać masażem leczniczym.
Rafe był człowiekiem czynu i nie mógł długo przyjmować pieszczot Holly, skoro czuł, że ona także pragnie, aby jej dotykał. Wsunął dłonie pod obszerną koszulę, którą miała na sobie. Holly zamarła. Nawet wtedy, kiedy zaczął ją pieścić, nie miała siły się poruszyć. Zaprotestowała dopiero wówczas, gdy przerwał.
– Spokojnie, skarbie – szepnął. – Ja chcę tylko zdjąć z ciebie to paskudztwo.
Po chwili Holly siedziała na nim naga, nie mając na sobie niczego oprócz białych majteczek, które niewiele zakrywały.
– Jesteś piękna – powiedział Rafe, nie mogąc od niej oczu oderwać. Wyciągnął ręce. Pieścił jej piersi, głaskał płaski brzuch.
– Jesteś zdenerwowana – stwierdził. – Nie trzeba.
– Nic na to nie poradzę. Ja... Nie mam wielkiej wprawy – Holly tłumaczyła się jak mała dziewczynka. Rzeczywiście, nigdy żadnemu mężczyźnie nie pozwoliła dotykać się w taki sposób.
– Mam przestać? – zapytał.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Jedyne przeżycie seksualne miała za sobą już dawno i zapamiętała z niego tyle, że seks boli, jest obrzydliwy i upokarzający. Miała nadzieję, że mistrz szkolnej drużyny koszykówki, któremu uległa po kilku szklankach piwa, od tego wieczoru będzie jej narzeczonym, że wszystkie dziewczyny będą jej go zazdrościły. Tymczasem on nawet do niej nie zadzwonił. Żeby tylko! Nawet „dzień dobry” jej nie powiedział, kiedy następnego dnia spotkali się na korytarzu. Pewnie jej nie poznał.
Holly dobrze wykorzystała tamtą gorzką lekcję. Zacięła się. Zerwała z balującym towarzystwem i ostro wzięła się do nauki. Tylko dzięki temu została prymuską w szkole średniej, a potem najlepszą studentką na roku.
– Wyglądasz tak, jakbyś się mnie bała. – Rafe usiadł i posadził ją sobie na kolanach. – Nie bój się. Nie trzeba.
Przytulił ją do siebie i Holly przestała się opierać. Uznał więc, że otrzymał zezwolenie. Pieścił ją tak, aby dać jej maksimum przyjemności, samemu biorąc przy tym więcej, niż się spodziewał. Holly tak się podnieciła, że właściwie było jej już wszystko jedno, jak to się skończy.
I wtedy właśnie, jak na złość, powróciła jej świadomość. Znów myślała sprawnie i spokojnie. Poczuła się tak samo jak w tamtej obcej sypialni z chłopakiem, którego prawie nie znała, a mimo to oddała mu się bez reszty. Tamten też niczego jej nie obiecywał, ani nawet nie skłamał, że ją kocha.
Tyle się w moim życiu zmieniło, ale zasadnicze sprawy wciąż wyglądają tak samo, pomyślała znów rozsądna Holly. Jestem dorosłą kobietą, a zachowuję się jak wtedy, kiedy miałam szesnaście lat.
– Nie mogę, Rafe – wyszeptała. – Przepraszam cię, ja...
Usiłowała zsunąć się z jego kolan, ale jej nie puścił. Przestraszyła się, że za późno zaprotestowała i że jeśli do czegoś dojdzie, to sama będzie temu winna. Jeśli nie chciała się z nim kochać, należało od razu mu to powiedzieć.
Jednak ją puścił. Delikatnie położył na łóżku.
– Miałaś rację – powiedział, wkładając koszulę. – Nie należało tu przyjeżdżać.
– Wcale tego nie powiedziałam. – Holly pospiesznie naciągnęła na siebie koszulkę. – Nie o to mi chodziło. O Boże, już sama nie wiem, co mówię. Zachowuję się jak idiotka – jęknęła. Wiedziała, że czeka ją nie przespana noc.
– Nic podobnego – zapewnił ją Rafe. – To ja się głupio zachowałem. Przyjechałem tu po to, żeby się z tobą przespać.
– Myślę, że mogłabym ci wytłumaczyć to, co się stało..
– jąkała się Holly. – Naukowo... Z psychologicznego punktu widzenia... Silne emocje, niebezpieczeństwo powodują wzmocnienie popędu seksualnego i... Popęd seksualny manifestuje się przyspieszonym biciem serca, przyspieszonym oddechem, rumieńcem – recytowała Holly.
– Dajże mi wreszcie spokój z tą twoją psychologią – przerwał jej Rafe. – Mieliśmy na siebie ochotę, zanim pojechaliśmy nad rzekę. Naprawdę nie musisz mi niczego tłumaczyć.
Holly wyciągnęła rękę. Musiała go dotknąć. To było silniejsze od niej.
– Mam zostać? – Rafe oparł dłonie na jej biodrach. Delikatnie pocałował ją w szyję.
– Tak – szepnęła. Teraz, kiedy wszystko sobie przemyślała, opuściły ją wątpliwości. Była dorosła, pragnęła tego mężczyzny i on jej pragnął. Mieli do tego prawo.
Zaczęli się całować. Holly tuliła się do niego tak mocno, jakby chciała wedrzeć się do jego wnętrza. Pragnęła czegoś, czego istnienie dopiero przeczuwała i chciała przeżyć to z Rafe’em. Tylko z nim.
– Nie wytrzymam dłużej – jęknął Rafe. – Powiedz mi, czy pójdziesz ze mną do łóżka, czy mam wracać do domu.
– Muszę ci coś wytłumaczyć. – Holly stała bliziutko, roztrzęsiona, ze łzami w oczach. – Mam pewne problemy z seksem. Muszę to wszystko przeanalizować...
Łzy wzbudziły w nim czułość, ale naukowa paplanina Holly sprawiła, że znalazł się przy drzwiach.
– Masz rację – powiedział. – Stanowczo za szybko się to wszystko dzieje. W końcu jesteśmy sąsiadami. Będziemy mieli dość problemów. Nie warto jeszcze mieszać do tego seksu. Dobranoc, Holly. I dzięki za pomoc.
Wyszedł. Holly usiadła na łóżku, ukryła twarz w dłoniach. Rafe zachował się jak dorosły, odpowiedzialny człowiek, ona tymczasem postąpiła jak małolata. Tak jakby od tamtego pierwszego razu nic się w jej kobiecej psychice nie zmieniło, jakby zastygła w pozie zawiedzionej, zniesmaczonej nastolatki, która dla własnego dobra na zawsze wyrzekła się seksu.
Dopiero teraz spojrzała na siebie z zupełnie innej perspektywy. Devlin Brennan, w którym rzekomo była zakochana przez tyle lat, ani razu nawet nie spróbował jej pocałować. Zapewne dlatego, „że nie przekazała mu żadnego sygnału mogącego sugerować, że zostanie przyjęty. Dopóki nie poznała Rafe’a, była śpiącą królewną czekającą na pocałunek księcia. A kiedy książę wreszcie się zjawił, przegoniła go, mimo że pragnęła go bardziej niż własnego szczęścia. Na domiar złego, zamiast zostawić sprawy własnemu biegowi, zaczęła się idiotycznie tłumaczyć. Rafe miał tyle obowiązków, tyle kłopotów... Na pewno nie potrzebował kobiety, która zamiast się z nim kochać, analizuje swoją skrzywioną osobowość.
Nie wiedziała, czy po tym wszystkim będzie mu mogła jeszcze kiedykolwiek spojrzeć w oczy.
Przez całą drogę do domu Rafe myślał o Holly. Uważał, że dobrze zrobiła, wyrzucając go na zbity pysk. Miał przeczucie, że ta kobieta nie jest zdobyczą na jedną noc, a nawet gdyby ona się na takie traktowanie zgodziła, to jemu jedna noc z Holly Casale z całą pewnością nie wystarczy. Była jak narkotyk. Wystarczyło spróbować, żeby się uzależnić.
Tymczasem w domu czekał na niego Flint, jego bliźniaczy brat.
– Eva do mnie dzwoniła – wytłumaczył Flint swoją nie zapowiedzianą wizytę. – Powiedziała mi, co te diablice dziś wymyśliły. Po tegorocznych deszczach Sioux stała się bardzo niebezpieczna. Mogłeś utonąć, ratując te koszmarne bachory.
– To nasze przyrodnie siostry, Flint. Są dziećmi naszego taty.
– One są dziećmi Marcine, Rafe. Zabrała je i uformowała na swój obraz i podobieństwo. Gdyby zostały tutaj...
– Mieszkałyby z tatą. Z nami. Dobrze wiesz, że tata do śmierci o nich mówił. Zapisał im nawet udziały w swojej firmie.
– Tylko im nie mów, że mają jakieś udziały w Paradise Outdoors! – przeraził się Flint. – Wyobrażam sobie, jak te kreatury z pomocą jakiegoś plugawego adwokaciny wyciągają od nas forsę, rujnując firmę i.
– Jestem prawnym opiekunem dziewczynek i nie mam zamiaru mówić im o tym, że są właścicielkami czwartej części rodzinnej firmy – zapewnił brata Rafe. – Są za młode. Przehulałyby te pieniądze w ciągu kilku dni, a to są fundusze przeznaczone na studia.
– Studia? Te oślice miałyby się dostać na studia? Nie ma na świecie takiej uczelni, która zgodziłaby się je przyjąć.
– Rzeczywiście, nie są orłami. – Rafe westchnął ciężko. – Kaylin ma wprawdzie fatalne stopnie, ale gdyby chciała, szybko mogłaby je poprawić. A Camryn jest bardzo zdolna. Naprawdę. Nauczycielka mi powiedziała, że od piętnastu lat uczy i jeszcze nie miała uczennicy, która by tak wspaniale pisała.
– To dlaczego miała poprawkę z angielskiego?
– Bo zjawia się w szkole tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę. To, że powinna mieć poprawkę, uzgodniliśmy wspólnie z nauczycielką. Żeby dać Camryn nauczkę. I wyobraź sobie, że zdała na szóstkę. Zrobiła wszystko, co miała do zrobienia podczas wakacji. Nauczycielka radzi...
– Wiesz, co mnie w tym wszystkim najbardziej martwi?
– przerwał mu Flint. – Zamiast używać życia, ty użerasz się z cudzymi dzieciakami. Powiedzmy, że dziewczynki są z nami jakoś spokrewnione, ale Trent i Tony nie są żadną rodziną i mają matkę. Zanim ta cała hałastra się tu sprowadziła, byłeś normalnym mężczyzną, miałeś przyjaciół, kobiety. .. Wybacz, że cię o to pytam, ale kiedy ty ostatni raz byłeś z kobietą?
– Ja również mógłbym cię zapytać o to samo – odciął się Rafe.
– Owszem, ale ja mam powody. Jestem pracoholikiem. Paradise Outdoors to moje życie. Ty zawsze byłeś towarzyski, a ja trzymałem się na uboczu.
– Czy tobie kiedykolwiek przyszło do głowy, że ja mogę się martwić o ciebie i Evę? Nie macie przyjaciół, żyjecie wyłącznie pracą. – Rafe postanowił przejść do ataku.
– Ty twierdzisz, że Paradise Outdoors to wszystko, czego ci trzeba do szczęściara Eva mi wmawia, że zajęcia i praktyki zajmują jej cały boży dzień. A ja podejrzewam, że wy się ukrywacie przed światem za tą swoją pracą. Przed ludźmi, przed uczuciem... Może dlatego, że tacie nie udało się z Marcine.
– To największa bzdura, jaką słyszałem! – zawołał Flint. Rafe pomyślał sobie, że być może trafił w dziesiątkę. Nigdy nie widział swego spokojnego brata w takim stanie. – Pewnie znów przeczytałeś jakiś głupi artykuł w poradniku psychologicznym. Kiedy ty znajdujesz na to czas?
– Paradise Outdoors było małym lokalnym przedsiębiorstwem, kiedy je przejąłeś – kontynuował nie zrażony Rafe. Dzień spędzony z dobrym psychiatrą przysłużył mu się lepiej niż najlepszy nawet artykuł z dziedziny psychologii. – Rozwinąłeś firmę tak, że jest jednym z najbardziej – liczących się przedsiębiorstw na rynku amerykańskim. Jako prawnik podziwiam twoją operatywność, jako udziałowiec cieszę się zwiększonymi dochodami, ale jako brat bardzo się o ciebie martwię. Stałeś się niewolnikiem tej firmy, Flint. Żyjesz jak pustelnik. Ja przynajmniej nie mam w sobie nic z pustelnika.
– Gadasz bzdury. – Flint spojrzał na zegarek. – Zrobiło się późno, a ja muszę rano być na nogach.
W tej chwili rozległo się żałosne wycie.
– Hot Dog! – Rafe przypomniał sobie o psie. – Dobrze że Lambertowie już się wyprowadzili.
– Zapomniałem ci powiedzieć, że ten piekielny zwierzak rzucił się na mnie, kiedy wszedłem do domu – poskarżył się Flint. – Dobrze że miałem przy sobie odstraszacz na psy produkcji Paradise Outdoors. Bydlak zwiewał, aż się kurzyło.
– Nie dziwię się. Nasze produkty są najwyższej jakości. Niezadowolonym zwracamy pieniądze. – Rafe z dumą wygłosił slogan reklamowy firmy. – Nie wiesz, gdzie on teraz jest?
– Biedne stworzenie pognało na górę. Jeśli będziesz miał szczęście, to może rzuci się z okna – zakpił Flint. Pożegnał się szybko i wyszedł.
Rafe poszedł do pokoju dziewczynek. Hot Dog leżał na łóżku Camryn. Podniósł głowę, ale kiedy przekonał się, że to nie jego pani, zawył rozpaczliwie.
Po raz pierwszy odkąd Hot Dog zjawił się w tym domu, Rafe poczuł do niego sympatię. Zrobiło mu się nawet żal biednego zwierzaka.
– Nie płacz – mruknął. – Mnie też jest źle na świecie.
Rafe miał nadzieję, że najgorszy dzień w życiu ma już za sobą. Biedny, nie wiedział, co go czeka nazajutrz. Ledwie pojawił się w szpitalu, napadła na niego Eva.
– Może byś wreszcie przestał udawać męczennika i odesłał te rozpuszczone bachory do jakiegoś przyzwoitego domu dziecka – zaczęła bez wstępu. – Marcine wzięła na nas odwet, przysyłając je do ciebie. Niech się z nimi męczą jej krewni albo zajmą się władze. Ty już dość się nacierpiałeś.
– Odwiedziłem kuzynkę Marcine. Ta kobieta jest dziewięćdziesięcioletnią staruszką i nie ma pojęcia, na jakim świecie żyje. Co chwila mnie pytała, kto wygra wojnę. Nie poradzi sobie z Camryn i Kaylin.
– Więc pozwolisz, żeby te dziewczyny zrujnowały ci życie?
– Nie mają takiej możliwości. – Rafe’owi coraz trudniej było zachować cierpliwość.
– Przy mnie nie musisz się zgrywać, Rafe. Kocham cię i bardzo się o ciebie martwię. Zapracowujesz się, a w domu masz tylko kłopoty ż cudzymi dziećmi. Trenta i Tonyego także w to wliczam. To, że mają nieodpowiedzialną matkę, nie znaczy jeszcze, że ty musisz ich sobie brać na głowę. Wszyscy cię bez litości wykorzystują. Najwyższy czas z tym skończyć.
– Rafe nie starał się niczego więcej wyjaśniać. Nie miał ochoty na kolejną awanturę. Eva uważała go za męczennika lub za masochistę. Flint podzielał jej opinię, czemu dał wyraz poprzedniego wieczoru.
W drodze do domu Rafe oświadczył Camryn i Kaylin, że nie wolno im bez pozwolenia brać jego samochodu, nie mówiąc już o zbliżaniu się do rzeki. Dziewczynki nie były tym zakazem zachwycone. Rafe spodziewał się, że będą choć trochę wystraszone, może nawet odrobinę grzeczniejsze. Bardzo się przeliczył. Siostry były jeszcze bardziej wojownicze niż zazwyczaj.
Ledwie zatrzymał samochód, wypadły z niego, jakby się paliło, i pognały do domu. Rafe mógł pobyć przez chwilę sam. Niestety, w końcu też musiał wysiąść z samochodu, który w tej chwili wydawał mu się jedynym spokojnym miejscem na ziemi.
Niechętnie powlókł się do domu. Zanim zdążył wejść na schodki, przyjechał Flint. Rafe nie posiadał się ze zdumienia. Tym bardziej gdy zauważył, że brat przywiózł ze sobą dwie szałowe blondynki. Jedną z nich była Lorna Larson, która poprzedniego dnia siedziała obok niego w samolocie. Rafe miał wrażenie, że od tamtego poranka minęły cztery lata.
Trafiłem w dziesiątkę, pomyślał Rafe, spoglądając na rozpromienionego brata. Powiedziałem mu, że żyje jak pustelnik, więc postanowił mi udowodnić, że to nieprawda.
– Rzeczywiście! – zawołała Lorna, patrząc to na Rafe’a, to na Flinta. – Jadłam śniadanie w hotelowej kawiarni, kiedy akurat wszedł tam Flint. Myślałam że to ty, i nie uwierzyłam, kiedy mnie zapewniał, że jest twoim bratem.
Rafe z niesmakiem obserwował, jak Lorna, która dopiero wczoraj ostrzyła sobie na niego zęby, dziś już flirtowała z jego bratem. Flint tylko trochę zesztywniał, kiedy wzięła go za rękę. W normalnych warunkach nigdy by żadnej kobiecie na coś podobnego nie pozwolił. Widać postanowił za wszelką cenę kontynuować tę farsę, skoro wytrzymał nawet kontakt fizyczny z zupełnie obcą osobą.
– Nawet moje prawo jazdy nie wystarczyło jej za dowód – mruknął Flint.
– Ale teraz już wiesz, że ja jestem Rafe, a on Flint.
– A ja Nicolette Kline – przedstawiła się druga blondynka. Była wyższa od Lorny i miała znacznie dłuższe włosy.
– Nicolette pracuje w tutejszym oddziale firmy, którą reprezentuje Lorna – dokończył prezentacji Flint. Sztuczny uśmiech ani na chwilę nie opuszczał jego twarzy. – Pomyślałem sobie, że moglibyśmy się gdzieś razem wybrać.
Rafe jęknął cicho. A więc Flint poczuł się tak bardzo dotknięty, że nie tylko znalazł sobie panienkę, żeby udowodnić bratu, że nie jest pustelnikiem, ale jeszcze przyprowadził drugą dla niego. Z dwojga złego Rafe wolał spędzić dzień na omawianiu warunków pokojowych z Camryn i Kaylin, niż uczestniczyć w randce dla czworga, którą wymyślił jego brat.
Już miał się wymówić, kiedy wymówka sama wkroczyła na scenę. I to nie jedna, lecz trzy: Trent, Tony i Holly. Chłopcy biegli do domu, ile sił w nogach, a za nimi z godnością podążała Holly. Była ubrana w skromną letnią sukienkę. Włosy związane miała w koński ogon. W porównaniu z nią długonogie blondynki Flinta, ubrane według zasad najnowszej mody, wyglądały jak przebrane manekiny. Rafe poczuł niesmak na samą myśl, że musiałby coś takiego pocałować.
– Zabraliśmy Holly do Steensów, jak tylko przyjechała – wołał z daleka Tony. – Pani Steens piecze tort. Powiedziała, że nas poczęstuje. Czekoladowy. Mój ulubiony.
– A skąd ty się tu wziąłeś, Flint? – zapytał wyraźnie niezadowolony Trent. Z niesmakiem przyjrzał się obu blondynkom. – A to co za jedne?
– Koleżanki Flinta – wyjaśnił Rafe.
Holly zatrzymała się w pewnej odległości, niepewna, jak się zachować. Wobec tego Rafe podszedł do niej.
– Przyjechali, żeby mnie zabrać na wycieczkę – mówił, patrząc z niemą prośbą w oczy Holly. Tak bardzo chciał, żeby go zrozumiała, żeby znów mu pomogła. – Właśnie miałem im powiedzieć, że mamy już plany na dzisiejszy dzień. Prawda, kochanie?
– Tak, jedziemy z dziećmi do zoo – poparła go Holly. Rafe’owi kamień spadł z serca.
– Ekstra! – Trent znów się uśmiechnął.
– Już od wczoraj nie możemy się doczekać tej wycieczki! – Tony był w siódmym niebie.
Rafe z lubością obserwował miny nieproszonych gości. Flint, Lorna i Nicolette najpierw się zdumieli, potem zgłupieli, a na końcu zdenerwowali.
– Chłopcy, powiedzcie Camryn i Kaylin, żeby zaraz były gotowe do wyjścia – Holly zwróciła się do Trenta i Tony’ego.
– One też z nami jadą? – zapytał z niedowierzaniem Trent.
– Jasne. – Holly nie miała wątpliwości.
Chłopcy pognali do domu. Każdy chciał jako pierwszy zanieść dziewczynkom dobrą wiadomość. Jakoż już po chwili w domu rozległy się gniewne okrzyki urażonych nastolatek.
– Do zoo? – Camryn jak bomba wypadła z domu. – Ani mi się śni... – zamilkła na widok niespodziewanych gości. – O rany! Czy mi się zdaje, czy to zły brat z Piękną i Piękniejszą?
– Camryn! – zawołali z naganą w głosie obaj bracia.
– Chcieli zabrać ze sobą Rafe’a, ale on woli pojechać z nami do zoo – tłumaczył jej rozradowany Tony.
Za nim pojawili się Trent i Kaylin.
– Miałeś rację – powiedziała Kaylin, obejrzawszy sobie Flinta i jego przyjaciółki. Szepnęła coś Trentowi do ucha. Oboje wybuchnęli gromkim śmiechem.
– Może byś nas przedstawił, Rafe – zaproponowała Holly, chcąc odwrócić uwagę gości od niestosownego zachowania młodzieży.
– Nie ma sensu. – Camryn była bezlitosna. – Ja nie jestem ciekawa, co to za jedne, a im też nic nie przyjdzie z tego, że dowiedzą się, jak mam na imię.
– Wstydź się, Flint! Jak możesz przywozić bratu prostytutki! Zapomniałeś, że mieszkają z nim dzieci? – Kaylin otuliła Tony’ego opiekuńczym ramieniem.
– Jakie prostytutki? – oburzył się Flint.
– Chyba tylko ty tego nie zauważyłeś! – Camryn roześmiała się tak głośno, że słychać ją było na całej ulicy. – Gołym okiem to widać. Spójrz, jak są ubrane! I te ich włosy! Ile się teraz bierze za usługę? – zwróciła się do Lorny i Nicolette.
Blondynki miały mord w oczach, jednak nie odezwały się ani słowem, czekając, aby któryś z braci ukrócił skandaliczne zachowanie się dziewczynek. Ale Rafe nie spieszył się z interwencją.
– Te małe potwory obrażają naszych gości! – nie wytrzymał Flint. – Zrób coś! Powiedz im, żeby były cicho.
Rafe nie miał ochoty nic robić. Tym razem nie przeszkadzało mu, że dziewczynki niewłaściwie się zachowują, i one o tym wiedziały. A jednak Flint miał rację. Należało przywołać je do porządku.
– Te panie pracują w telekomunikacji – powiedział do dzieci.
– Ach, więc tak się to teraz, nazywa? – prychnęła Kaylin.
– Flint, natychmiast zawieź nas z powrotem do hotelu – zawołała bliska histerii Lorna.
– Nieźle! We trójkę do hotelu! – kpiła Camryn. – Ile cię to będzie kosztowało, Flint?
– Uspokój się wreszcie, ty wredny bachorze! – Flint był czerwony ze złości.
– Ratunku! – Widząc, że Flint się do niej zbliża, Camryn schowała się za Rafe’a i Holly.
Holly miała wielką ochotę się roześmiać, lecz wrodzone poczucie obowiązku jej na to nie pozwoliło. Nie mogła zachęcać rozbrykanej Camryn do jeszcze gorszego zachowania.
– Chodźmy. – Wzięła Camryn pod rękę.
– Popatrz na mojego przyrodniego brata! Gdyby nie było tu Rafe’a, na pewno by mnie oskalpował! – dramatyzowała Camryn, posłusznie idąc z Holly do domu. Reszta dzieci podreptała za nimi. Jak kaczuszki za panią matką.
– Oskalpować cię to mało! – wrzasnął za nią Flint. – Jesteś...
– Bądź łaskaw jej nie wyzywać – przerwał mu Rafe. – To jeszcze dziecko, a ty podobno jesteś dorosły.
– W niczym nie przypomina dziecka – prychnęła Lorna.
– Nie mamy zamiaru marnować naszego cennego czasu na zabawianie się w niańki bandy rozwydrzonych bachorów – oświadczyła Nicolette. – Natychmiast stąd odjeżdżamy!
Obie panie zrobiły w tył zwrot i usadowiły się w samochodzie.
– Teraz rozumiesz, dlaczego nie umawiam się z kobietami? – zwrócił się Rafe do brata, gdy zostali sami. – Ledwie pojawi się tu jakaś kobieta, dzieci zaraz czują się zagrożone. Boją się, że każe mi je wyrzucić z domu. Kiedy ostatnim razem przyprowadziłem do domu... Szkoda gadać. Wystarczy, jeśli powiem, że Piękna i Piękniejsza i tak zostały ulgowo potraktowane.
Rafe sam był zdumiony własną przenikliwością. A więc to takie proste? Żałował, że wcześniej nie zauważył tej zależności.
– Przeciwko tej twojej panience nic nie mają. – Flint z niedowierzaniem przyglądał się bratu. – Kto to jest? Nie mówiłeś mi, że masz dziewczynę.
– Bo nie mam. – Rafe wzruszył ramionami. – Nazywa się Holly Casale. Jesteśmy przyjaciółmi.
– Przyjaciółmi, powiadasz? – Flint nie dał się nabrać. – Powiedziałeś do niej „kochanie”. W życiu nie słyszałem, żebyś mówił w ten sposób do jakiejkolwiek kobiety. Widziałem, jak się na siebie gapiliście.
Przerwał mu przenikliwy dźwięk klaksonu.
– Nie zazdroszczę. ci, Flint – zauważył Rafe. – Może wolałbyś pojechać z nami do zoo?
– Wolałbym, żeby mnie grizli pożarł żywcem – mruknął Flint. – Zawiozę te damy do hotelu i wracam do pracy.
Holly klęczała na podłodze w kuchni i głaskała Hot Doga. Pies wpatrywał się w nią rozanielonym spojrzeniem, Rozłożył się nawet, żeby mogła go podrapać po brzuchu. Gdy tylko Rafe się do nich zbliżył, pies zerwał się na równe nogi i groźnie zawarczał.
– Nie denerwuj się, piesku – uspokoił go Trent. – To jest Rafe, a nie jego zły brat.
– Skończcie wreszcie z tym złym bratem – uciął Rafe. – Flint wcale nie jest zły. Tak długo go prowokujecie, aż wreszcie traci cierpliwość. Specjalnie to robicie.
– Flint nas nienawidzi – odezwała się Kaylin. – A my go nie lubimy. I tych jego panienek też.
– Wcale się nie dziwię, że Flint musi płacić za takie rzeczy – roześmiała się Camryn. – Jest koszmarny.
– Ja jestem tak samo koszmarny jak on – zapewnił ją Rafe. – A te panie nie były prostytutkami. Wolałbym, żebyś o tym nie zapominała.
– Guzik mnie oni obchodzą. – Camryn wzruszyła ramionami. – Najważniejsze, że sobie pojechali.
A więc jednak miałem rację, pomyślał Rafe, po raz kolejny zaskoczony swą świeżo objawioną znajomością dziecięcej psychiki. Ale Flint też dobrze zauważył. Dzieciaki zaakceptowały Holly. Widocznie nie czują się zagrożone. Ciekawe, jak by się zachowały, gdyby wiedziały, co do niej czuję.
Przypomniał sobie poprzedni wieczór, piękne i powolne jego dłoniom ciało Holly... Znów jej pragnął.
– Dziękuję za pomoc, Holly – powiedział, kiedy trochę się pozbierał. – Dobrze, że wymyśliłaś ten wyjazd do zoo. Mam wobec ciebie dług wdzięczności.
– Nie ma problemu. – Holly podała psu jeszcze jedno ciasteczko. – Możesz mi się zaraz odwdzięczyć. Dzwoniłam do firmy, która ma przywieźć moje meble. Dzisiaj na – pewno nie przyjadą, więc bardzo chętnie wybrałabym się do zoo. Nie mam ochoty siedzieć w motelu przed telewizorem, mimo że mam do wyboru aż siedemdziesiąt pięć kanałów.
Sama się zdziwiła, jak łatwo jej poszło. Obawiała się, że swoim wczorajszym zachowaniem wszystko zepsuła, że będzie jej wstyd, a Rafe się na nią obrazi. Tymczasem oboje zachowywali się tak swobodnie, jakby nic między nimi nie zaszło.
Ale kiedy Rafe podał jej rękę, chcąc pomóc podnieść się z podłogi, poczuła dreszcz. Na nic się zdały zapewnienia i dawane samej sobie obietnice. Pragnęła tego mężczyzny jak nikogo na świecie. Spojrzała na niego. W oczach Rafe’a zobaczyła odbicie własnych myśli. A przecież nie byli sami! Dzieci i pies... Na wszelki wypadek natychmiast się od Rafe’a odsunęła.
– Chyba nie zmieścimy się wszyscy do jednego samochodu – powiedziała nieco drżącym głosem. – Proponuję, żebyśmy pojechali dwoma samochodami. Ja zabiorę Camryn i Kaylin, a Trent i Tony pojadą z tobą.
– Pozwolisz mi prowadzić, Holly? – zapytała Kaylin. – Mam prawo jazdy.
– Jasne – odparła bez wahania Holly.
Rafe i dziewczynki patrzyli na nią ze zdumieniem.
– Naprawdę? – Kaylin nie wierzyła własnemu szczęściu.
Holly wiedziała, że dziewczynka tylko po to pytała ją o zgodę, żeby mieć pretekst do awantury, kiedy jej odmówią. Była zupełnie zbita z tropu. Rafe zresztą też.
– Czy ty aby naprawdę wiesz, co robisz? – zapytał. – Nie musisz jej dawać samochodu. Zbili ci szybę, rozwalili telewizor...
– Jeśli władze stanu Dakota uznały, że można Kaylin wydać prawo jazdy, to dlaczego ja miałabym kwestionować jej umiejętności? – zapytała Holly. – Zresztą jeśli nie zacznie jeździć, to nigdy nie zostanie dobrym kierowcą.
– Fakt – przyznała Camryn. – Ale ja z nią nie jadę. Za bardzo się denerwuję. Pojadę z Rafe’em, bo chociaż nienawidzę zoo, to wolę dotrzeć tam w całości.
– Naprawdę nie musisz tego robić – powiedział Rafe, kiedy dzieci usadowiły się w samochodach, a on i Holly zamykali drzwi od domu.
– Chodzi ci o wyprawę do zoo czy o to, że Kaylin poprowadzi mój samochód?
– Jedno i drugie.
Byli tak blisko siebie, że Rafe mógłby wziąć ją za rękę i nikogo by to nie zdziwiło. Poza nim samym. Już miał to zrobić, ale Holly zeszła ze schodków.
Jeszcze jedna stracona szansa, westchnął, podążając za nią.
– Jeśli masz inne plany, to sama pojadę z nimi do zoo. – Holly błędnie zrozumiała jego westchnienie.
– A co niby miałbym robić? Pojechać za Flintem i tymi jego panienkami?
– Naprawdę nie masz na to ochoty? – droczyła się z nim Holly.
– Naprawdę. Są za łatwe.
– Nie rozumiem. – Holly udała zdziwienie, choć miło jej się zrobiło.
– Jest taka stara indiańska legenda o wilku, który wolał gonić zdobycz, niż zjeść tę, która siedziała nieruchomo.
Więc może nie wszystko stracone, pomyślała. W zasadzie nie była zazdrosna, ale przykro jej było patrzeć na pożądliwe spojrzenia, jakimi Piękna i Piękniejsza pożerały obu braci.
Holly szybko wsiadła do samochodu. Ucieszyła się nawet, że będzie jechała z niedoświadczonym młodym kierowcą. Taka terapia szokowa była jej potrzebna, żeby znów stać się spokojną, opanowaną doktor Casale, która nie bywa zazdrosna i zawsze zachowuje się rozsądnie.
– Jak minął tydzień? – zapytała z nadzieją w głosie Helene Casale. Holly rozmawiała z matką co niedziela i zawsze słyszała to samo pełne nadziei pytanie.
– Wczoraj pojechałam po zakupy z dziećmi sąsiadów Kupiliśmy zeszyty i wszystko, co potrzebne do szkoły. Dzisiaj poszliśmy do kina, a po południu jesteśmy zaproszeni na przyjęcie. Dopiero co wróciłam do domu.
Holly miała za sobą kilka miłych dni, w ciągu których ani przez chwilę się nie nudziła. Wiedziała jednak, że nie zadowoli matki.
– Chcesz powiedzieć, że całe dwa dni spędziłaś z sąsiadami? Znowu? – przeraziła się Helen. – Odkąd przyjechałaś do Sioux Falls, spędzasz z tymi ludźmi każdą wolną chwilę. Nie uważasz, że pora zająć się własnymi sprawami? Powinnaś dokądś chodzić. Broń Boże nie do zoo ani po zakupy z dziećmi sąsiadów. W ten sposób nigdy nie poznasz żadnego samotnego mężczyzny.
Holly omal nie wybuchnęła śmiechem. Dotąd nie wspomniała matce, że dzieci, z którymi spędza tyle czasu, są pod opieką samotnego mężczyzny. Helenę była przekonana, że jej córka zaprzyjaźniła się z normalną rodziną, lecz Holly nie miała zamiaru wyprowadzać jej z błędu.
Stosunki pomiędzy nią i Rafe’em nadal były przyjacielskie. Od tamtego pierwszego wieczoru w motelu nawet nie spróbował jej pocałować. A jednak przyjaźń z tym mężczyzną w niczym nie przypominała tej, jaka łączyła ją z Devem. Ta nowa przyjaźń była nasączona seksem jak gąbka.
– Opowiedz mi lepiej, jak tam przygotowania do ślubu Heidi. – Holly wolała zmienić temat.
– Nie wszystko idzie gładko, ale Honoria jakoś sobie radzi. Nie mogę się doczekać, kiedy znów cię zobaczę.
Holly zmieszała się. Wprawdzie umówiła się z kolegami, że przez te dwa dni nie będzie dyżurować, ale zrobiła to właściwie tylko na wszelki wypadek. Wciąż jeszcze nie była pewna, czy pojedzie do domu. Na użytek rodziny przygotowała sobie bajeczkę o pacjentce z psychozą maniakalną, która bardzo się do niej przywiązała i akurat dzisiaj dostała ataku, więc Holly w żaden sposób nie może jej zostawić pod opieką innego lekarza.
Rozległo się łomotanie w ścianę.
– Przepraszam cię, mamo, ale ktoś się dobija do drzwi – powiedziała Holly. Jak miała wytłumaczyć matce, że dzieci sąsiadów stukają w ścianę, kiedy czegoś od niej potrzebują? – Zadzwonię do ciebie później, dobrze?
– Idź, otwórz te drzwi, Holly. Aż tutaj słychać łomot. I nie musisz już do mnie dzisiaj dzwonić. W przyszłym tygodniu sobie porozmawiamy.
Holly pobiegła do sąsiadów. Otworzyła jej na wpół rozebrana Camryn. Trzymała w ręku kij baseballowy.
– Bogu dzięki, że jesteś! – Wciągnęła Holly do środka. – Chłopcy próbowali mnie nauczyć alfabetu Morsea, ale ja nijak nie. mogę tego pojąć, więc pukałam w ścianę kijem. Dobrze, że mnie zrozumiałaś.
– Powiesz mi wreszcie, co się stało?
– Rafe rozmawia przez telefon z Tracey Krider. No wiesz, z matką Trenta i Tonyego. Podsłuchiwałam w kuchni. Tracey chce zerwać z tym swoim kopniętym narzeczonym i zabrać chłopców do domu. No to Rafe ją zaczął straszyć sądem. Powiedział, że nie odda jej chłopców, więc się popłakała. Strasznie mi jej żal. – Camryn była szczerze zatroskana. – Trent i Tony bardzo ją kochają. Tęsknią za nią, chociaż nie opowiadają o tym bez przerwy.
– Domyślam się. Prawie wszystkie dzieci kochają swoje matki, choć niektóre wcale nie powinny mieć dzieci.
– Ty nie znasz Tracey. Ona nie jest zła, tylko trochę trzepnięta. Trent się urodził, kiedy miała szesnaście lat. Do tego wychowano ją w przekonaniu, że kobieta nie jest nic warta, jeśli nie ma przy sobie mężczyzny. Naprawdę kocha chłopców. To nie jej wina, że nie umie sobie znaleźć normalnego faceta.
– Dokładnie to sobie przemyślałaś – powiedziała zaskoczona Holly. – Czy chłopcy wiedzą, o czym Rafe rozmawia z ich matką?
– Nie wiedzą nawet, z kim rozmawia. Kazałam Kaylin czymś ich zająć. Siedzą w naszym pokoju i słuchają tych swoich głupich płyt – skrzywiła się Camryn.
– Chcesz, żebym ich zabrała do siebie? – zapytała Holly.
– Nie, ja ich zabiorę na lody, a ty zostań i pogadaj z Rafe’em. Jesteś jedyną osobą, która ma na niego jakiś wpływ. Pamiętasz, jak po tej historii z rzeką wymyślił sobie, że do końca wakacji na krok się nie ruszymy z domu I ty mu wtedy wytłumaczyłaś, że to bezproduktywne i żeby nam pozwolił chodzić do pracy.
Holly doskonale pamiętała tamtą rozmowę. Pamiętała także, że użyła wówczas słowa „bezproduktywne”, tyle że rozmawiała z Rafe’em w cztery oczy. Tymczasem okazało się, że oczu może i było tylko czworo, ale za to uszu znacznie więcej. Tak samo jak przy dzisiejszej rozmowie z Tracey.
– Muszę wiedzieć, co się tu dzieje – tłumaczyła się Camryn.
– Rozumiem – powiedziała Holly bez cienia wyrzutu w głosie. Rzeczywiście rozumiała Camryn doskonale. Przez czternaście lat wychowywała ją kobieta, która ukrywała się przed własnym mężem. Otwarte uszy i oczy musiały mieć w tamtej rodzinie wielkie znaczenie, a przyzwyczajenie staje się drugą naturą. – Jednak chciałabym ci zwrócić uwagę na pewien drobiazg. Tylko, proszę, nie poczuj się urażona. Zawołałaś mnie na pomoc, . bo stwierdziłaś, że biedna Tracey musi walczyć o swoje dzieci z mężczyzną reprezentującym wpływową rodzinę Paradise. Czy ta sytuacja niczego ci nie przypomina?
– Rzeczywiście niezły z ciebie psychiatra. – Camryn była raczej zadowolona niż obrażona. – Ale ja wcale nie chcę, żeby Rafe przestał widywać chłopców. Uważam, że nawet jeśli zamieszkają z matką, powinien się często z nimi spotykać. Trent i Tony bardzo go potrzebują. Jest dla nich jak ojciec.
– Nigdy nie żałowałaś, że matka nie pozwoliła ci poznać własnego ojca? – zapytała ostrożnie Holly.
– Czasami – odparła obojętnie Camryn. – Mama dostawała białej gorączki, kiedy ktoś o nim wspominał, więc ani ja, ani Kaylin nigdy o niego nie pytałyśmy. Kiedyśmy tu przyjechały, obejrzałyśmy wszystkie jego. zdjęcia. Były tam i takie, na których trzymał mnie i Kaylin na rękach. Na oko wygląda na porządnego faceta.
– Rafe’owi nigdy tego nie powiedziałaś – zauważyła Holly. – Że o Flincie czy Evie nie wspomnę.
– Flint i Eva dostają piany, kiedy ja i Kaylin mówimy źle o ojcu. To strasznie zabawne. – Camryn się uśmiechnęła.
– Założę się, że gdybyś mogła, też byś to robiła. Nie lubisz ich tak samo jak my.
– Prawie się nie znamy – broniła się słabo Holly. – Za wcześnie na oceny.
– Za to oni już cię ocenili. Zdecydowali, że cię nie lubią! – wykrzyknęła Camryn. – Eva się ciebie boi. Już jęczy Rafe’owi nad uchem, co to będzie, jak ją przydzielą do któregoś z twoich pacjentów podczas praktyk z psychiatrii. Uważa, że zamienisz jej życie w piekło, ponieważ jesteś nienormalna.
– Ale dlaczego? – Holly poczuła się dotknięta.
– Bo przyjaźnisz się ze mną i z Kaylin. Skoro tak, to musisz być tak samo stuknięta jak my. Jasne? Flint uważa cię za wojującą feministkę. Twierdzi, że trzymasz naszą stronę po to, żeby pomóc nam wydrzeć udziały w Paradise Outdoors, które nam ojciec zapisał.
– Nie chciałabyś wstąpić do CIA? – zapytała Holly. – Masz niezwykły dar zdobywania tajnych informacji.
Było jej naprawdę przykro. Flint i Eva przy każdym spotkaniu zachowywali się bardzo oficjalnie, ale do głowy jej nie przyszło, że jej nie lubią. Przypuszczała, że są wstydliwi i źle się czują wśród obcych.
– Nie przejmuj się tymi dwoma głupolami. – Camryn od razu zauważyła, że Holly posmutniała. – Oni nienawidzą wszystkich wartościowych ludzi. Czy mogę pojechać z chłopcami twoim samochodem? A ty zostań i porozmawiaj z Rafe’em. Jeśli powie chłopcom o rozmowie z Tracey, kiedy będzie wściekły, to cała ta historia może się bardzo paskudnie skończyć.
– Pozwolę ci wziąć samochód pod warunkiem, że nie zrobisz żadnego głupstwa – powiedziała Holly po chwili namysłu. Musiała przyznać, że Camryn dość trafnie oceniła sytuację. – Pojedziesz z chłopcami na lody i nawet na kilometr nie zbliżysz się do rzeki. Poza tym...
– Ile razy mam ci to powtarzać? – podniesiony głos Rafe’a słychać było nawet w kuchni.
– Zabieraj chłopaków, Camryn – powiedziała Holly. – Nie zamykałam drzwi, a ty doskonale wiesz, gdzie leżą kluczyki. I weź z portmonetki dziesięć dolarów. Jest na górze...
– Wiem, gdzie trzymasz portmonetkę – przerwała jej Camryn.
Holly nawet się nie zdziwiła. Gdy nieświadomi niczego chłopcy wyszli z domu razem z Camryn i Kaylin, poszła na górę. Już miała zapukać do drzwi sypialni Rafe’a, gdy on sam z impetem je otworzył.
Malujący się na twarzy Rafe’a gniew ustąpił miejsca uśmiechowi. Był naprawdę zadowolony, że Holly do niego przyszła. Przez chwilę miała nawet nadzieję, że ją przytuli. Tym razem na pewno by go nie odepchnęła.
– Miałaś robić sałatkę na przyjęcie u Steensów – powiedział. – Trzeba ci może czegoś pożyczyć?
– Nie trzeba. – Holly obawiała się, że to, co ma mu do powiedzenia, znów go rozwścieczy.
– Czy coś się stało? – Rafe spoważniał.
– Pozwoliłam Camryn wziąć mój samochód – zaczęła Holly. – Pojechała z chłopcami na lody.
– Zapomniałaś, że do końca wakacji obie mają zakaz – opuszczania domu z wyjątkiem dni, w które pracują? – zdenerwował się Rafe. – Sama powiedziałaś, że to sprawiedliwa kara za ten incydent z kąpielą w rzece.
– Wyjazd z Trentem i Tonym na lody nie jest rozrywką – broniła się słabo Holly.
– Nie rozumiesz, że to tylko pretekst? W dodatku idiotyczny. Przecież ona zaraz pojedzie do tych młodocianych bandytów, których nazywa przyjaciółmi.
– Camryn bała się, że Trent i Tony usłyszą, jak kłócisz się z ich matką – wpadła mu w słowo Holly. – Uznałam, że ma rację, i pozwoliłam jej zabrać chłopców, żebyś miał czas trochę ochłonąć.
– Już ochłonąłem! – ryknął Rafe.
Holly pożałowała, że nie pojechała z dziećmi. Postanowiła natychmiast wracać do domu. Zeszła na dół. Rafe podążył za nią.
– Uwierzyłaś, że pojadą na lody? – Zastąpił jej drogę. – One są jak więźniarki, które myślą tylko o tym, jak by wydostać się z więzienia! Diabli wiedzą, gdzie je tym razem poniosło! Nie mogę uwierzyć, że tak się dałaś nabrać! Te sprytne...
Przerwał, widząc, że Holly otwiera drzwi.
– Skąd ona wiedziała, że rozmawiam z Tracey? – Dopiero teraz dotarło do niego, że zapomniał o najważniejszym. – Odebrałem telefon w swoim pokoju. Drzwi były zamknięte...
– W tym domu nie dzieje się nic, co zdołałoby umknąć uwagi Camryn – oświeciła go Holly. – A w tej sprawie rzeczywiście miała rację. Obiecała mi...
– Najpierw mnie szpieguje, a potem obiecuje ci, że będzie grzeczna. Jak mogłaś jej dać samochód! – Rafe znów – był wściekły. Chwycił Holly za ręce, aż ją to zabolało. – Nie wierzę, rozumiesz? Aż taki głupi nie jestem.
Holly usiłowała zachować spokój. Zawsze jej się to udawało wobec najbardziej nawet agresywnych pacjentów. Jednak wrzaski Rafe’a wzbudziły w niej długo tłumiony gniew.
– W co nie wierzysz? Że Camryn niepokoi się o chłopców, czy że dałam się oszukać w sprawie samochodu?
– W co ty ze mną grasz, kobieto?
Holly zacisnęła zęby. Pewnie zdziwiłoby ją to pytanie, gdyby Camryn nie opowiedziała jej, jakie wstrętne rzeczy wygadują o niej Flint i Evita. Nie rozumiała, jak to możliwe, by inteligentny mężczyzna mógł uwierzyć w takie brednie.
– Dobrze, jeśli chcesz, to ci powiem! – Oczy jej płonęły. – Jestem wojującą feministką i zrobię wszystko, żeby uwolnić Camryn i Kaylin spod twojej dominacji, ty męski szowinisto. Zresztą nie robię tego za darmo. Chcę przejąć udziały w Paradise Outdoors, które zapisał dziewczynkom ich ojciec. Nie mogę się już doczekać, kiedy wreszcie będziemy mogły zniszczyć tę waszą ukochaną firmę.
Rafe puścił ją. Holly skorzystała z okazji i wybiegła na ulicę.
– A w wolnych chwilach układam plany zniszczenia kariery zawodowej Evy – zawołała, kiedy poczuła się bezpieczna, poza jego zasięgiem. – Jestem nienormalna i uwielbiam marnować ludziom życie. Tylko po to specjalizowałam się w psychiatrii. Teraz, nie wzbudzając podejrzeń, mogę robić ludziom wodę z mózgu. Zresztą dlatego się z tobą zaprzyjaźniłam. Chcę, żebyś był tak samo nienormalny jak ja!
Wściekła i urażona do żywego wpadła do swego mieszkania. Z pasją zatrzasnęła za sobą drzwi.
– Niech go szlag nagły trafi! – zawołała coraz bardziej wściekła. – I tę dwójkę paranoików razem z nim!
Rafe przez dziesięć minut stał w drzwiach i przyglądał się, jak Holly sieka potrzebne do sałatki składniki. Miała taką minę, jakby ćwiartowała wrogów.
W ogóle nie zauważyła jego obecności. Zapomniała zamknąć drzwi na zamek i Rafe wszedł tuż za nią. Chciał się dalej kłócić, ona tymczasem nawet go nie zauważyła. Przyszedł wściekły, chciał się na niej wyładować, ale kiedy tak na nią patrzył, bezbronną i załamaną, choć wciąż jeszcze wściekłą, zachciało mu się przytulić ją do siebie, pocieszyć...
Spróbował skoncentrować się na czymkolwiek. Spojrzał na ścianę, na zegar... Nie minęło dziesięć sekund, jak znów patrzył na Holly, na jej długie nogi, szczupłe biodra... Jęknął cicho.
To wystarczyło, żeby zorientowała się, że nie jest sama.
– Po co przyszedłeś? – zapytała poirytowana.
– Drzwi były otwarte. – Wzruszył ramionami. – Zrozumiałem to jako zaproszenie.
– Źle zrozumiałeś.
– Nie chcesz, żebym został?
– Nie chcę. Wyjdź, proszę.
– Nie ma mowy. – Rafe potrzebował jeszcze trochę czasu. Na co? Nie bardzo wiedział. Gapił się na nią jak cielę na malowane wrota.
– Muszę wiedzieć, jak zdobyłaś poufne informacje dotyczące mojej rodziny – powiedział stanowczym tonem. Taki sposób wymyślił, żeby, nie tracąc honoru, jeszcze trochę z nią zostać.
– Nie domyślasz się? – skrzywiła się Holly. – Założyłam w twoim domu podsłuch. Wiem wszystko, co się tam dzieje, i mam zamiar sprzedać te informacje temu, kto najlepiej za nie zapłaci. Zapomniałeś, że jestem stuknięta?
– Czy mogłabyś odłożyć ten nóż? – Rafe wreszcie się uśmiechnął.
– Jestem zajęta. – Holly dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wymachuje mu przed nosem ostrym nożem. Odwróciła się do Rafe’a plecami. – Wracaj do siebie i zostaw mnie w spokoju.
– Boję się, że mnie znienawidzisz, jeśli rzeczywiście zostawię cię w spokoju. – Stanął tuż za jej plecami.
– Nie ma obawy. – Holly zacisnęła palce na trzonku noża. Jego oddech łaskotał ją w ucho. – Chcę, żebyś sobie poszedł.
Nie posłuchał. Położył dłonie na jej ramionach. Delikatnie.
– I nie obchodzi cię to, czego ja chcę? – zapytał cicho.
Holly zapragnęła przytulić się do niego i zapomnieć o całym świecie. Dopiero po chwili zrozumiała, że się uspokoił.
– Dobrze że już ci przeszło. – Odłożyła nóż.
– Nie pamiętam nawet, dlaczego się wściekałem. – Musnął ustami jej włosy.
– Ale ja pamiętam. – Odwróciła się do niego. – Uważasz, że mam jakiś ukryty cel i spiskuję przeciwko...
– To Flint tak twierdzi. – Rafe głaskał ją po plecach. – Paradise Outdoors to jego pasja, jego życie, najukochańsze dziecko. Jeśli w grę wchodzi dobro firmy, zachowuje się nieracjonalnie. Dokładnie tak samo jak nadopiekuńczy tatuś.
– Ale to ty mnie zapytałeś, w co gram, a nie Flint – przypomniała mu Holly. Bez wielkiego przekonania próbowała uwolnić się z jego uścisku. Na szczęście jej nie puścił.
– Chciałem zrobić komuś awanturę, a ty akurat byłaś pod ręką. To chyba logiczne.
– Dosyć – oświadczyła Holly po chwili zastanowienia. – Rozmowa z Tracey bardzo cię zdenerwowała. Słyszałam, jak na nią krzyczałeś.
– A ona na mnie nie. Ofiara losu! Nie potrafi się bronić i dlatego ludzie ją wykorzystują. Czasami tak mnie wkurza. .. Popłakała się, a ja poczułem się jak potwór.
– Dlatego na mnie nawrzeszczałeś.
– A ty nie byłaś mi dłużna – uśmiechnął się Rafe. – Nie gniewaj się, to komplement.
– Masz dziwny sposób komplementowania kobiet – mruknęła Holly, bez oporu poddając się jego pieszczotom.
– Flint będzie niepocieszony, kiedy mu powiem, że dziewczynki wiedzą o udziałach – westchnął Rafe. – Kiedy Camryn się o tym dowiedziała?
– Nie wiem – mruknęła Holly.
Czuła, że Rafe jest podniecony. Zrobiło się jej przyjemnie, że to ona tak na niego działa. Przez całe lata dla wszystkich znajomych mężczyzn była tylko kumplem. Dopiero teraz któryś z nich odkrył w niej kobietę. Przytuliła się do Rafe’a. Nie miała ochoty zastanawiać się nad losami rodzinnej firmy. Nawet kłopoty Tracey niewiele ją w tej chwili obchodziły.
– Znając Camryn, przypuszczam, że od dawna. – Rafe pocałował Holly w czoło. – Zawsze wszystko wyniucha.
– Taką ma naturę. – Nie mogła dłużej stać nieruchomo, kiedy tak słodko robiło jej się od pieszczot Rafe’a. Zarzuciła mu ręce na szyję i patrząc prosto w oczy, powiedziała:
– Ja naprawdę nie prowadzę żadnej gry. Musisz mi uwierzyć.
– Ja o tym wiem, Holly. – Pochylił się i delikatnie ją pocałował. Potem mocniej. I jeszcze. – Bardzo cię pragnę i chcę się z tobą kochać.. Czekałem na właściwy moment... Wydaje mi się, że wreszcie nadszedł. Od miesiąca widujemy się codziennie. Chyba można powiedzieć, że już się znamy.
– Można – mruknęła, przytulając się do niego całym ciałem.
– Pozwolisz mi, Holly? – zapytał. – Teraz? Natychmiast?
– Tak, Rafe – szepnęła. – Ja też tego chcę.
Już wiedziała, że go kocha. Ufała mu, szanowała go i podziwiała. Miała wrażenie, jakby całe życie czekała na tego właśnie człowieka. Widocznie był jej przeznaczony.
Rafe wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Położył na łóżku.
– Muszę ci się do czegoś przyznać – powiedział, rozpinając koszulę. – Wcale nie miałem ochoty się z tobą kłócić. Jak tylko cię zobaczyłem, od razu chciałem się z tobą kochać.
– Ja też – westchnęła Holly.
– Nie masz już żadnych problemów z seksem? – uśmiechnął się, zdejmując spodnie.
– Nie mam. Wszystkie przeanalizowałam. To była prawda. Rafe stał przed nią nagi, piękny i wcale jej nie przerażał. Podniecał ją. Coraz bardziej. Tak długo na niego czekała...
– Wtedy też bardzo chciałam, ale taka byłam zdenerwowana – przyznała Holly. – Nawet nie wiesz, ile razy wspominałam tamten wieczór.
– Z innym zakończeniem? – domyślił się Rafe. Położył się obok niej i powoli rozpinał guziki jej bluzki. – Ja też o niczym innym nie mogę myśleć. Codziennie wyobrażam sobie tamten wieczór i jak by to było, gdybyś mi pozwoliła zostać.
– Ale dobrze się stało, że nie pozwoliłam – przestraszyła się Holly. – Sam powiedziałeś, że...
– A pamiętasz, jak powiedziałem, że za dużo analizujesz. Zaraz cię pocałuję, bo inaczej nigdy nie przestaniesz gadać.
– Niezły pomysł – zdążyła powiedzieć Holly, zanim ją pocałował.
Potem już żadne słowa nie były jej potrzebne. Jeszcze przez chwilę bała się, że może nie spełnić oczekiwań Rafe’a. Tyle o niej myślał, takie cuda sobie wyobrażał, a ona była zupełnie zielona. Zaraz jednak i ta myśl gdzieś się zgubiła. Został tylko on i ona, radość bliskości, przyjemność, a potem nieprzewidywalny, niesamowity szał spełnienia.
Leżeli wyczerpani, przytuleni do siebie i całkowicie obojętni wobec zewnętrznego świata. Dzwonek telefonu wydał im się dźwiękiem nie z tej ziemi.
– Nie odbieraj – poprosił Rafe. – Nie masz dziś dyżuru.
– A jeśli to Camryn?
– Usłyszymy, jak się włączy automatyczna sekretarka. Jeśli dzwoni Camryn, to odbierzesz.
Automat włączył się po szóstym dzwonku.
– Cześć, Holly, mówi Collin – odezwał się miły męski głos. – Chciałem zapytać, co porabiasz. Poprosiłbym cię żebyś do mnie zadzwoniła, ale ponieważ wiem, że tego nie zrobisz, ja zadzwonię później. Do usłyszenia.
– To Collin Widmark. – Holly poczuła, że Rafe zesztywniał. Przytuliła go do siebie, jakby chciała go pocieszyć.
. – Syn doktora Widmarka? – przeraził się Rafe.
Jak ja mogłem o nim zapomnieć! Przecież Holly co dziennie się z nim spotyka. Może stary Widmark specjał nie ją u siebie zatrudnił, żeby znaleźć synalkowi dobrą żonę. Całe miasto wie, że starzy nie mogą się już doczekać wnuków.
– Często do ciebie dzwoni? – zapytał, czując wzbierającą w nim wściekłość. Nie spodziewał się, że potrafi być zazdrosny.
– Często. Jest koronnym dowodem na to, że niektóre zalecane w „Poradach” zasady bywają skuteczne.
– Mogłabyś to wytłumaczyć jaśniej?
– Pewnie. – Holly pocałowała go w szyję. – Collin jest przystojnym mężczyzną z dobrej, zamożnej rodziny, więc kobiety się za nim uganiają. Toteż za nic nie może zrozumieć, że istnieje na świecie choć jedna taka, która jest odporna na jego urok. Uważa, że tylko udaję nieprzystępną Nawet mi to powiedział. Dlatego ciągle do mnie wydzwania.
– Nigdy mi o nim nie mówiłaś. – Rafe wreszcie się od prężył. Nawet przytulił Holly do siebie.
– Bo nie było o czym. Czyżbyś był zazdrosny? – roześmiała się, uszczęśliwiona. – Miło to usłyszeć.
– Nie ma się z czego śmiać – zdenerwował się Rafe, Nie chcę, żeby ta kreatura do ciebie wydzwaniała.
– Chyba nikt nigdy nie ośmielił się powiedzieć o Collinie w ten sposób. – Holly śmiała się serdecznie. – On w każdym razie uważa się za księcia z bajki.
– Ale ty tak nie uważasz? – zapytał podejrzliwie. Wciąż miał ochotę spuścić Collinowi łomot za to, że miał czelność zadzwonić do Holly.
– Jasne, że nie. – Holly go pocałowała.
– On jeździ czerwonym porsche – mruknął ponuro.
– Zauważyłam. Czy ty naprawdę myślisz, że dla mnie najważniejszy u mężczyzny jest jego samochód?
– Myślę, że nie – przyznał.
W końcu dopiero co poszła do łóżka z facetem, który ma zwykłego dżipa i czwórkę cudzych dzieci. Fakt, że Rafe wiele zrobił, żeby nie miała czasu na żadne życie prywatne. Żadne oprócz tego, które wiązało się z jego rodziną. Ale w końcu Holly była dorosłą kobietą i mogła się wyrwać spod kontroli. Na szczęście tego nie zrobiła.
Pomyślał, jak dziwnie układają się ludzkie losy. Dzieci, które tak bardzo przeszkadzały mu w związkach z innymi kobietami, w sprawie Holly okazały się nieocenionymi pomocnikami. Uwielbiały ją i ufały jak nikomu na świecie. Bo też bardzo poważnie traktowała rolę, jaką na siebie przyjęła. Pomagała im, radziła, a kiedy Rafe musiał wyjechać, opiekowała się dziećmi przez całe dwa dni. Odkąd pojawiła się w ich życiu, stało się ono spokojniejsze i łatwiejsze do zniesienia.
Od pierwszego dnia bardzo pragnął mieć Holly tylko dla siebie. Był gotów dać jej tyle czasu, ile potrzebowała, ale pod warunkiem, że żaden inny mężczyzna nie będzie miał do niej przystępu. Dzieci stanowiły barierę nie do przebycia i Rafe bez skrupułów korzystał z ich ochrony.
– Kiedy zaczął do ciebie dzwonie? – Mimo wszystko nie mógł się uspokoić.
– O rany! – westchnęła Holly. – W niektórych sprawach jesteś tak samo dociekliwy jak moja matka. Collin przyszedł do biura zaraz pierwszego dnia, a od następnego zaczął mnie nękać telefonami. Zawsze mu odmawiałam, Rafe. I nigdy, nawet przez chwilę, nie miałam ochoty się z nim umówić. Czy to ci wystarczy?
– Wystarczy. I tak już za dużo czasu nam ten facet zajął. – Pocałował ją namiętnie, ale tym razem Holly mu się nie poddała.
– Musimy porozmawiać o Tracey – powiedziała.
– O niej też nie mam ochoty rozmawiać.
– Ale to ważne. Podobno ma zamiar zerwać z tym narzeczonym, który nie lubi dzieci.
– Przynajmniej tak mi powiedziała. – Rafe usiadł na łóżku. Zrozumiał; że Holly nie dopuści go do siebie, dopóki nie załatwi tego, co jej Camryn zleciła. – Dzisiaj, bo nie wiadomo co jej jutro przyjdzie do głowy. Od dwóch miesięcy nie – widziała dzieci, a teraz nagle sobie o nich przypomniała. Oni za tydzień idą do szkoły. Muszą mieć spokój.
– Ale jeśli Tracey rzeczywiście chce.
– Nie wiem, czy chce aż tak bardzo, żeby zerwać z narzeczonym. Powiedziała, że ma zamiar od niego odejść. Jeszcze tego nie zrobiła.
– Może potrzebny jej pretekst. Gdyby chłopcy wrócili do domu...
– Naprawdę nic mnie nie obchodzi, czego potrzebuje Tracey. Zanim zrzekła się praw rodzicielskich na moją korzyść, ostrzegłem ją, że dzieci to nie worki z piaskiem i nie pozwolę przerzucać ich z miejsca na miejsce, zależnie od czyichś potrzeb. Mój przyjaciel, specjalista od spraw rodzinnych, spisał kontrakt. Jak przyjdzie co do czego, pokażę go w sądzie.
– Tracey nie ma pieniędzy na sądzenie się z tobą.
– Nie próbuj mnie wzruszyć, Holly. Tracey nie jest biedną, bezbronną istotką. Nie zna się na ludziach i ze zdrowym rozsądkiem też u niej nie najlepiej. Z radością oddała własne dzieci obcemu facetowi.
– Czy chłopcy już wcześniej mieszkali u obcych ludzi?
– zapytała Holly.
– Nie. – Rafe westchnął ciężko.
– A przez ten czas, kiedy byłeś opiekunem Trenta, zauważyłeś, żeby go zaniedbywała albo źle traktowała?
– Jasne, że nie! – oburzył się Rafe. – Gdyby tak było, musiałaby odpowiadać przed sądem.
– Rozumiem. Trent i Tony to wrażliwe i dobrze przystosowane dzieci. Nie byliby tacy, gdyby matka źle ich traktowała, zanim zamieszkali u ciebie.
– Znów mówisz jak psychiatra. – Rafe patrzył na nią z niedowierzaniem. Że też dał się tak podejść!
– Dziękuję za komplement – uśmiechnęła się do niego słodko. – Za to ty mówisz jak prawnik.
– Ten narzeczony Tracey może chłopcom zrobić krzywdę. – Rafe usiłował podtrzymać swój sprawiedliwy gniew.
– Jest porywczy i nie cierpi dzieci. Tracey sama mi to powiedziała. Dlatego odesłała Trenta i Tony’ego do mnie.
– Ale skoro mówi, że ma zamiar z nim zerwać, to może należałoby ją do tego zachęcić? Straszenie sądem do niczego dobrego nie doprowadzi. Biedna Tracey, nie mając innego wyjścia, pozostanie w tym związku, który dla niej też jest niedobry.
– Holly...
– Miłość matki i dziecka to najsilniejsza więź na świecie, Rafe. Jeśli Trent i Tony chcą mieszkać z matką i ona też tego chce...
– Nie jesteśmy w gabinecie – przerwał jej Rafe. – A Tracey Krider nie jest twoją pacjentką.
– Ale może nią zostać. – Holly nie miała zamiaru ustąpić.
– Moglibyśmy nakłonić ją do zerwania z narzeczonym i do stworzenia chłopcom domu. Może nawet uda się zrobić z niej silną, niezależną kobietę, a nie wieczną ofiarę losu.
– Nie stać jej na twoje porady, moja droga.
– Zrobię to społecznie.
– Naprawdę? – Rafe patrzył na nią z niedowierzaniem.
– Zrobiłabyś to dla niej?
– Nie dla niej, tylko dla Trenta i Tony’ego. Ale jeśli mam pomóc chłopcom, to najpierw muszę pomóc ich matce. Ty przecież myślisz tak samo.
– Chyba jednak mnie przeceniasz – mruknął Rafe. – Tracey doprowadza mnie do szału.
– A mimo to starasz się jej pomóc. I nie tylko jej. Jesteś dobrym człowiekiem, Rafe. Najlepszym ze wszystkich, jakich znam – powiedziała z uczuciem.
Tak bardzo go kochała. Prawdziwą, pełną miłością. Tak że cielesną. W tej chwili przede wszystkim cielesną. Nie spodziewała się, że może go zapragnąć tak szybko. Przecież dopiero co się kochali.
– Chcę cię – szepnęła, przytulając się do niego.
Rafe’owi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Całował ją, jakby ze dwa lata się nie widzieli.
W ciszę letniego dnia wdarło się głośne trzaśnięcie drzwiczek samochodu. Potem następne. I jeszcze jedno.
A potem coraz głośniejsze nawoływania Camryn, Kaylin, Trenta i Tonyego.
Holly i Rafe spojrzeli po sobie.
– Camryn powiedziała, że pojedzie z chłopcami na lody i zaraz wraca. – Holly niechętnie odsunęła się od Rafe’a.
– Dotrzymała słowa.
– Nie do wiary. – Rafe drżał z nie zaspokojonej żądzy. – Jeden jedyny raz nie miałbym nic przeciwko temu, żeby ta dziewczyna się spóźniła, a ona właśnie ten jeden raz musiała przyjechać punktualnie. Taka już jest ta moja młodsza siostra.
Holly zauważyła, że pominął przymiotnik „przyrodnia”. Bardzo się ucieszyła. Ciekawa była, czy on też to zauważył, ale nie śmiała pytać.
– Pójdę do dzieci – powiedziała, ubierając się pospiesznie. – Ty nie musisz się spieszyć.
– Chyba zaaplikuję sobie zimny prysznic – mruknął Rafe, siadając na łóżku. – Czy mogę...
Holly zatrzymała się w drzwiach. Rafe patrzył na nią tak, jakby chciał ją rozebrać wzrokiem.
– Przyjdę wieczorem, dobrze?
Holly skinęła głową. Musiała biec, bo już któreś z dzieci z całych sił waliło w ścianę.
– Chyba niezbyt dobrze cię zrozumiałem – powiedział siedzący za biurkiem Flint. – Czy mógłbyś mi to jaśniej wytłumaczyć?
Gabinet Flinta w niczym nie przypominał przestronnych pokoi, w jakich zasiadali szefowie dobrze prosperujących firm. Był mały, bez jednego okna. Monotonię pomalowanych na beżowo ścian i prostych drewnianych mebli ożywiały tylko kolorowe plakaty, reklamujące produkty Paradise Outdoors.
Rafe pomyślał, że ten gabinet jest dokładnie taki jak jego właściciel: nudny i męczący. Był pewien, że brat dokładnie słyszał, o co go Rafe prosił, tylko potrzebował czasu, żeby zacząć myśleć o czymkolwiek innym niż Paradise Outdoors. Wcale nie miał ochoty zwracać się do niego o pomoc, ale ponieważ Holly nalegała, postanowił spróbować.
– Słuchaj uważnie – powiedział. – Wybieram się na ślub...
– Wybierasz się z Holly Casale na ślub jej kuzynki – powtórzył Flint to, co już raz usłyszał. – I chcesz, żebym na ten czas zamieszkał u ciebie z dziećmi? – zapytał zdumiony. Ton jego głosu sugerował, że z dwojga złego wolałby krzesło elektryczne.
– To tylko dwa dni. – Rafe jeszcze raz próbował go przekonać. – Wyjeżdżamy w piątek po południu i w niedzielę wracamy.
– Obecność na rodzinnym ślubie z kobietą może być niebezpieczna – przestrzegł go Flint. – Ludzie zaraz Bóg wie co sobie myślą. Zwłaszcza ta kobieta i jej rodzina.
– Wcale nie mam ochoty tam jechać, ale obiecałem Holly. Jeśli pojedzie sama, to matka, ciotki i kuzynki znów będą ją próbowały wyswatać. Tym razem znalazły jej technika dentystycznego. Podobno ma czterdzieści siedem lat, jest bardzo nieśmiały i mieszka z mamusią.
– Jeśli pojedziesz, jej rodzina pomyśli, że ty jesteś jej narzeczonym.
– To nie ma znaczenia. Oboje wiemy, że jadę tam tylko po to, żeby ją uchronić od towarzystwa starego maminsynka.
– Przykro mi, ale ja niestety nie mogę ci pomóc – powiedział Flint. – Przez cały weekend będę w biurze. Instalujemy całkiem nowy system księgowania. Prawdziwy cud techniki. Pokazać ci prospekt?
– Nie trzeba. Wierzę ci na słowo. – Rafe westchnął zrezygnowany. – Wobec tego rozumiem, że ty też nie zostaniesz z dziećmi.
– Też? Czyżbyś prosił o to Evę? Wcale się nie dziwię, że ci odmówiła.
– Chciałem ją prosić, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że nie warto. Znam odpowiedź.
– Skoro koniecznie musisz jechać na ten ślub, to zostaw ich samych – zaproponował Flint. – Nieraz ich zostawiałeś.
– Odkąd Holly się wprowadziła, ani razu nie byli sami. Zresztą przedtem też zostawiałem ich najwyżej na jedną noc.
– No to może matka Trenta i Tony’ego? Mówiłeś, że teraz częściej ich odwiedza.
– Holly z nią pracuje. Tracey na razie wywiązuje się sumiennie z ustalonego programu spotkań z dziećmi, ale jeszcze nie zerwała z tym przeklętym narzeczonym, Nie zaryzykuję powierzenia dzieci jej opiece, dopóki będzie od niego w jakikolwiek sposób zależna.
– Zresztą Camryn i Kaylin i tak zapędziłyby Tracey w kozi róg. – Flint machnął ręką. – To tak jakbyś kazał kurze pilnować młodych wilków.
– No właśnie. Chociaż i z tym Holly nieźle sobie radzi. Bardzo często rozmawia z Camryn. Nie wiem, o czym, ale mała ostatnio trochę się zmieniła. Na lepsze.
– Chyba trochę za bardzo się zaangażowałeś – zaniepokoił się Flint. – Ta kobieta zupełnie cię ubezwłasnowolniła. Nie dalej jak wczoraj rozmawiałem o tym z Eva. Holly Casale spiskuje z bachorami i cała piątka nastawia cię przeciwko nam.
– Tylko mi tu nie wyjeżdżaj z tą waszą spiskową teorią dziejów – jęknął Rafe. – Mam tego powyżej uszu.
Przykro mu się zrobiło. Przepaść pomiędzy nim a rodzeństwem z dnia na dzień stawała się coraz większa. Ich stosunki popsuły się, kiedy Camryn i Kaylin pojawiły się w jego życiu, ale od przyjazdu Holly zrobiło się jeszcze gorzej.
Holly twierdziła, że poczuli się zagrożeni i dlatego coraz bardziej odsuwali się od brata. A ponieważ, jak dotąd, nigdy nie myliła się w swych ocenach, to pewnie i tym razem miała rację. Robiła, co mogła, żeby go pogodzić z rodzeństwem. Właściwie gdyby nie ona, to chyba zupełnie przestałby się do nich odzywać. Holly uważała, że wszyscy, włączając w to Tracey, powinni być jedną kochającą się rodziną i że to wcale nie jest niemożliwe. Rafe podziwiał jej optymizm, chociaż go nie podzielał.
– Spodziewam się, że wkrótce się pobierzecie – powiedział ponuro Flint.
– Bzdura! – roześmiał się Rafe. – Nigdy nawet nie rozmawialiśmy o małżeństwie. Dobrze nam ze sobą i to wszystko. Po co to psuć jakimś głupim ślubem?
– A czy ją pytałeś o zdanie?
– Nie było takiej potrzeby.
– No to lepiej zapytaj, bo może się okazać, że jednak jest między wami jakaś różnica zdań. Każda kobieta chce wyjść za mąż, Rafe. Mają to zapisane w genach.
– Generalizujesz. Nasza Eva.
– Eva teraz studiuje i o niczym innym nie myśli. Jej kobiece potrzeby muszą zaczekać. Holly Casale pewnie zrobiła to samo: na czas studiów przestała być kobietą. Ale studia skończyła, ma dobrą pracę i jej wrodzony instynkt macierzyński prędzej czy później da znać o sobie. Wtedy okaże się, że ty, braciszku, jesteś akurat pod ręką, w sąsiednim domu. Pewnie nikt jej nie chce, skoro nawet te twoje bachory jej nie przeszkadzają. A może są dla niej tylko środkiem do osiągnięcia celu, czyli zaciągnięcia cię przed ołtarz.
– Jesteś doskonałym biznesmenem, Flint, ale na ludzkiej psychice się nie znasz. – Rafe z politowaniem pokiwał głową. – Twoja teoria jest całkowicie błędna, żeby nie powiedzieć: idiotyczna.
– Niech ci będzie. – Flint wzruszył ramionami. – Co zamierzasz zrobić z dzieciakami? :
– Pojadą z nami.
– Do Michigan? Zwariowałeś?
– Czy ja wyglądam jak wariat?
– Może to i dobry pomysł. – Flint uważnie przyjrzał się – bratu, jakby rzeczywiście oceniał stan jego umysłu. – Kiedy rodzina Holly późna Camryn i Kaylin, natychmiast zdyskwalifikuje cię jako kandydata na zięcia. Z takimi genami.
Flint śmiał się jeszcze, gdy Rafe wychodził z gabinetu. Ponury jak gradowa chmura.
Rozmowa z bratem wytrąciła go z równowagi. Holly doskonale wiedziała, jak koszmarne potrafią być Camryn i Kaylin, jakim utrapieniem bywają Trent i Tony, a jednak zdecydowała się zaprezentować ich swoim najbliższym i to w tak trudnym dniu jak dzień ślubu. Może rzeczywiście chodziło o to, żeby wszyscy stali się wielką, kochającą się rodziną? Nie pomogło tłumaczenie sobie, że Holly jest inna, że na pewno nic podobnego by nie wymyśliła. Flint zabił mu niezłego ćwieka.
Ten ćwiek siedział mu w głowie jeszcze wieczorem kiedy oboje z Holly zostali sami w kuchni. Dziewczynki odrabiały lekcje w swoim pokoju, a Trent i Tony leżeli już w łóżkach.
Rafe nie mógł się nadziwić, jak przyjemnie, płynie życie w jego domu. Oboje z Holly pomagali chłopcom odrabiać lekcje, co dało doskonałe rezultaty, bo gdy jeden dorosły zajmował się jednym dzieckiem, temu ostatniemu łatwiej było się skupić i poprawnie wykonywać zadania. Z dziewczynkami Holly zawarła jakiś skomplikowany układ, na mocy którego od liczby zdobytych przez nie punktów zależało korzystanie z jej samochodu. Punkty były za zachowanie, za wyniki w nauce i Bóg jeden wie za co jeszcze. W każdym razie działały cuda.
Chyba nie mógłbym się już bez niej obejść, pomyślał Rafe, spoglądając na Holly. I zaraz przypomniał sobie, co mu Flint powiedział o tym, że czworo podopiecznych Rafe’a jest dla niej tylko środkiem do osiągnięcia celu. Postanowił z nią o tym porozmawiać.
– Flint uważa, że skoro twoja rodzina ma fioła na punkcie ślubów, to pewnie i nas zaraz zechcą swatać – zaczął. – Powiedziałem mu, że jesteś tak samo daleka od myśli o małżeństwie jak i ja.
Holly dech zaparło z wrażenia. Skąd ta pewność? – pomyślała rozżalona. Rzeczywiście, nigdy nie rozmawialiśmy o małżeństwie. Z wyjątkiem żartów z mojej niepoprawnej rodziny. Ale tam chodziło o niewłaściwych mężczyzn. Teraz, kiedy poznałam właściwego... Na pewno nigdy mu nie mówiłam, że nie chcę wychodzić za mąż. Jak mogłam mówić, skoro już od pewnego czasu bardzo chcę. Za niego. A tu się okazuje, że on nie chce się żenić.
Tysiące myśli kłębiło jej się w głowie. Może warto byłoby go zapytać, dlaczego nie uprzedził jej, że jest „daleki od myśli o małżeństwie”, kiedy zaproponował jej seks. Albo kiedy tak układał jej popołudniowe spotkania z pacjentami, żeby zdążyła odebrać ze szkoły Trenta i Tonyego. Albo kiedy zostawił na jej głowie sprawę żywienia rodziny. Oczywiście, on płacił rachunki, ale nie musiał już myśleć o tym, że lodówka jest pusta albo że dzieciom nie chciało się do niej sięgnąć. Holly chętnie brała na siebie coraz więcej obowiązków i naprawdę nie spodziewała się za to żadnej nagrody, ale żeby aż tak...
Nie robiła tego po to, żeby go zaciągnąć przed ołtarz, tylko dlatego, że sprawiało jej to przyjemność, i naprawdę go kochała. Nie mogła patrzeć, jaki jest przemęczony. A jednak nie spodziewała się usłyszeć od Rafe’a, że „jest daleki od myśli o małżeństwie”. Z nią.
– Holly? – powiedział Rafe, jakby zadał pytanie wymagające natychmiastowej odpowiedzi. Przyglądał jej się badawczo, a minę miał jak gradowa chmura.
– Przepraszam, zamyśliłam się. – Holly prędko się pozbierała.
– W trakcie rozmowy? – Rafe wydawał się urażony.
Czyżby sądził, że muszę uważać na każde jego słowo?
– pomyślała dotknięta do żywego. Boże, czyżbym dotąd tak właśnie postępowała? Pewnie mu się zdawało, że powinnam się uśmiać z tego dowcipu o małżeństwie.
– Mam jedną pacjentkę z psychozą maniakalną – powiedziała, zebrawszy resztki podeptanej dumy. – Bardzo się do mnie przywiązała. Kiedy się dowiedziała, że wyjeżdżam, poczuła się odrzucona. Boję się, żeby znów nie podjęła próby samobójczej. Pewnie nie będę mogła pojechać na ślub Heidi.
Widziała, że Rafe’owi ulżyło. Dopiero teraz naprawdę się wściekła. Nie obeszło go, że nie skomentowała jego antymałżeńskiej deklaracji. Nawet nie próbował podważyć bajeczki, którą mu przed chwilą opowiedziała. Odetchnął, kiedy się okazało, że nie musi nawet rozmawiać o małżeństwie.
– Chociaż z drugiej strony – kontynuowała, wstając – obiecałam rodzicom, że przyjadę. No i trudno mi sobie wyobrazić, że mogłabym się nie zjawić na ślubie Heidi. Jestem jej najukochańszą ciotką. Więc chyba jednak pojadę.
– A co z twoją pacjentką? Nie rzuci się z okna?
– Postaram się ją przekonać, że nie opuszczam jej na zawsze. – Holly uśmiechnęła się z przymusem. – A jeśli uznam, że może sobie zrobić coś złego, przed wyjazdem skieruję ją do szpitala.
Spojrzała na zegarek. Gest zupełnie bez sensu, bo na wprost jej oczu wisiał duży ścienny zegar.
– Zupełnie zapomniałam. Siostra miała do mnie wieczorem dzwonić. Muszę wracać do domu.
– Możesz stąd do niej zadzwonić. – Rafe nie chciał, żeby wychodziła.
– Założę się z tobą o miesięczny czynsz, że któraś z dziewczynek właśnie rozmawia przez telefon. – Holly udało się utrzymać na twarzy uśmiech, choć wszystkie mięśnie ją od tego rozbolały.
Rafe podszedł do wiszącego w kuchni aparatu. Podniósł słuchawkę.
– Proszę mi nie przeszkadzać – rozległ się poirytowany głos Camryn. – Rozmawiam.
– Miałaś odrabiać lekcje – powiedział Rafe.
– Właśnie odrabiam. – Camryn nie dała się zbić z tropu. – Przez telefon. Czy mógłbyś odłożyć słuchawkę?
Holly szła w stronę drzwi, a Rafe za nią.
– Zaczekaj – poprosił. – Telefon zaraz będzie wolny – Naprawdę chcę być już w domu.
– Ale ja chcę, żebyś została. – Chwycił ją za rękę.
Przyzwyczaił się do tego, że wspólnie spędzają wieczory. Oglądali razem telewizję, czytali, albo rozmawiali, dopóki dzieci nie poszły spać. Potem oboje szli do Holly, gdzie wreszcie naprawdę byli sami. Ale jej trudno było sobie wyobrazić, że mogłaby oglądać film albo, co gorsza, iść do łóżka z mężczyzną, który głośno i wyraźnie oświadczył, że nie ma zamiaru zalegalizować ich związku.
– Muszę trochę pobyć sama, Rafe. – Spróbowała uwolnić rękę.
– Pójdę z tobą. – Przytulił ją do siebie. – Nie musimy czekać, aż dziewczynki położą się spać. Ja też chcę być z tobą sam, kochanie.
– Źle mnie zrozumiałeś. – Holly bardzo się zdenerwowała. Nie potrafiła dłużej panować nad sobą. – Chcę być sama, bez nikogo. Odkąd przyjechałam do Sioux Falls, nie miałam ani jednego wolnego wieczoru – dodała zdziwiona, że dopiero teraz zwróciła na to uwagę.
Przebywanie z Rafe’em i z dziećmi stało się dla niej tak normalne, że nie zauważyła nawet, jak dokładnie ta rodzina wypełniła jej życie.
Wolną ręką otworzyła drzwi. Rafe także ją puścił.
– Dobrze – powiedział, zaskoczony jej niezwykłym zachowaniem. – Idź do domu, porozmawiaj spokojnie z siostrą, a ja przyjdę około jedenastej. Może koło dziesiątej? – zapytał z nadzieją w głosie.
– Nie, dzisiaj nie przychodź.
– Ale...
– Naprawdę nie możesz wytrzymać jednego dnia? – zirytowała się Holly Wyszła, nie oglądając się za siebie.
Go ją ugryzło? – zastanawiał się Rafe, patrząc, jak zamyka za sobą drzwi swego mieszkania. Na klucz. Jasne, że mogę wytrzymać jeden dzień. Nawet dłużej.
Z całej siły zatrzasnął drzwi. Odwrócił się i... stanął twarzą w twarz z Kaylin.
– Kłopoty? – zapytała, patrząc na niego przenikliwie.
– Nie twoja sprawa! Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, Kaylin wzruszyła ramionami i weszła do kuchni. Rafe poszedł za nią.
– Długo nas podsłuchiwałaś? – zapytał.
– Niedługo. Od dwóch miesięcy bez cienia litości wykorzystujesz Holly, więc nic dziwnego, że wreszcie nerwy jej puściły. I tak długo wytrzymała.
– Bzdury gadasz!
– Samą prawdę i tylko prawdę.
– Czy wyście jej przypadkiem nie zdenerwowały? Co jej zrobiłyście?
– My nie, ale ty tak. – Kaylin westchnęła jak doświadczona przez życie stara kobieta. – Mężczyzna nie da kobiecie chwili spokoju. Mama zawsze to powtarzała. Mówiła, że...
– Nie interesuje mnie, co mówiła wasza matka. A wszystko, co mówiła o mężczyznach, powinnyście jak najprędzej zapomnieć, bo Marcine Paradise nie była w tej sprawie autorytetem.
– Za to ty jesteś wybitnym znawcą kobiet. – Kaylin zwróciła oczy ku niebu. – Chryste, Rafe! Wszystko schrzaniłeś. Myślałam, że skoro udało ci się zdobyć Holly, to jesteś facetem do rzeczy. Tymczasem okazuje się, że jesteś tak samo dysfunkcjonalny jak Flint i Eva.
– Nie wymądrzaj się, tylko zmiataj na górę.
– Ja i Camryn zresztą też jesteśmy dysfunkcjonalne. – Kaylin próbowała go ugłaskać. – Trent i Tony także wyrosną na idiotów, a wszystko dlatego, że ich matka jest tak samo kopnięta jak my wszyscy.
– Ja nie jestem kopnięty, Kaylin. Jestem dobrym...
– Holly była naszą jedyną nadzieją na normalność. – Kaylin przestała udawać i pokazała, jak bardzo jest wściekła. – Ale ty wszystko zepsułeś! Nigdy nie będziemy normalni, bo ty nawet jednej nocy jej nie odpuścisz. Wcale się nie dziwię, że sobie od nas poszła.
– Natychmiast idź do swojego pokoju! – polecił Rafe.
Ale Kaylin ani myślała go słuchać. Wybiegła z domu i popędziła prosto do Holly. Rafe pobiegł za nią. W połowie drogi stanął jak wryty.
Nie mogę tam teraz iść, pomyślał. Holly gotowa sobie pomyśleć, że specjalnie posłałem do niej Kaylin, żeby mieć pretekst. A ponieważ Kaylin jest na mnie wściekła, przysięgnie, że tak właśnie było. Tylko po to, żeby zobaczyć, jak Holly robi mi awanturę.
Stojąc w cieniu, patrzył, jak Holly wpuszcza dziewczynkę do domu.
– Nienawidzę swojego brata! – oświadczyła Kaylin, kręcąc się nerwowo po kuchni Holly. W końcu bez pytania otworzyła sobie lodówkę. – Mogę wziąć sałatkę?
– Proszę bardzo. – Holly wręczyła jej łyżkę i miseczkę. Przy niej łatwo jej było wejść w rolę dorosłej osoby która na wszystko znajdzie radę. – Dlaczego go nienawidzisz, Kaylin?
– Za to, że nie daje ci spokoju! – Kaylin zabrała się do jedzenia.
– Podsłuchiwałaś. – Holly zaczerwieniła się po same uszy.
– Pewnie. Jestem po twojej stronie. Wszyscy mężczyźni to świnie. Mama zawsze nam to powtarzała, – Nasze matki często przekazują nam prawdy, w które same wierzą, a które nie. zawsze są prawdziwe. Nie wszyscy mężczyźni to świnie. A już na pewno nie twój ;brat. Bardzo o was dba i starą się robić wszystko tak, żeby wam było jak najlepiej.
– Skoro jest taki wspaniały, to dlaczego nie chcesz go widzieć? Masz go dosyć, Holly! Czy nas też już nie lubisz? Mnie, Camryn, Trenta i Tony’ego?
– Nic podobnego, kochanie – zapewniła ją Holly. – Ją, po prostu... Mam dzisiaj paskudny humor, więc wyżyłam, się na twoim bracie.
Nawet nie, skłamałam, pomyślała Holly, Tylko nie powiedziałam jej, że to Rafe mnie do tego stanu doprowadził. W końcu nie muszę jej wszystkiego mówić.
– Mamie też się to zdarzało. Kiedy coś jej nie wyszło w pracy, po powrocie do domu wrzeszczała na mnie i Camryn. Nienawidzę, kiedy ludzie krzyczą, a ty krzyczałaś na Rafe’a.
– Owszem, krzyczałam. Przykro mi, że się zdenerwowałaś, ale ludzie czasami się kłócą. To normalne. I wcale nie znaczy, że ja i Rafe nie lubimy ciebie, Camryn czy chłopców. Oboje bardzo was kochamy.
– Czy ty jeszcze kochasz Rafe’a?
– Zrozum, Kaylin. – Holly spuściła oczy. – To, co czuję do ciebie, do twojej siostry i do chłopców, nie ma nic wspólnego z tym, co łączy mnie z Rafe’em. Chcę, żebyś wiedziała, że zawsze będę waszym przyjacielem...
– Bo Camryn mówi, że ty go nie kochasz – wpadła jej w słowo Kaylin. – Uważa, że chodzisz z nim do łóżka, bo tak ci wygodnie, bo jest twoim sąsiadem i w ogóle. Mówi, że go kopniesz, kiedy poznasz kogoś, kto da ci to, na czym naprawdę ci zależy.
– A na czym mi zależy?
– No wiesz, fajne życie. – Kaylin była wyraźnie przygnębiona. – Camryn mówi, że życie z Rafe’em nie jest dla ciebie fajne. Wcale się nie dziwię. Musisz się użerać z Flintem i Evą, którzy są straszni i nienawidzą cię. A do tego jeszcze Trent, Tony i Tracey, którym wciąż musisz pomagać. Nie mówiąc już o mnie i Camryn. My wprawdzie niedługo dorośniemy i pójdziemy na swoje, ale zawsze. – Kaylin wzruszyła ramionami. – Ja uważam, że kochasz Rafe’a, ale Camryn twierdzi, że to niemożliwe.
Holly byłaby się roześmiała, gdyby nie to, że tak bardzo chciało jej się płakać. Camryn, ta mała cyniczka, całkiem opacznie zrozumiała sytuację. To Rafe wykorzystywał Holly, bo tak mu było wygodnie, ponieważ mieszkali obok siebie. Za to Kaylin trafiła w dziesiątkę. Holly kochała Rafe’a, ale za nic na świecie nie przyznałaby się do tego jego młodszej siostrze przyrodniej. Nie po tym, jak Rafe oświadczył, że nie ma zamiaru się żenić.
– Lubię takie życie, Kaylin. Dla mnie to właśnie jest fajne. – Holly zebrała wszystkie siły. Udało jej się uśmiechnąć.
– Pamiętasz, jak wam mówiłam, jakie to ważne, żeby każdy sam dbał o swoje szczęście, nie czekając, aż ktoś mu je poda na srebrnej tacy?
– Pamiętam. Mogę u ciebie obejrzeć telewizję?
– A lekcje odrobiłaś?
– Odrobiłam.. Pozwól mi zostać, dobrze? Nie chcę jeszcze wracać do domu.
Holly poczuła, że została złapana w pułapkę. Kaylin chciała ją wypróbować.
– Musisz zadzwonić do brata i zapytać go o zgodę – powiedziała, wychodząc z kuchni. Nie chciała być przy tej rozmowie.
– Rafe powiedział, że to zależy od ciebie – oznajmiła Kaylin, wchodząc do pokoju. – A ty się przecież zgodziłaś.
– Oczywiście – potwierdziła Holly. Wiedziała, że każde jej słowo zostanie dokładnie powtórzone. – Cieszę się, że przyszłaś. ..
Miała nadzieję, że wszystkie jej słowa zostaną powtórzone Rafeowi. Niech zrozumie, że wcale nie potrzebowała samotności, tylko nie chciała go widzieć.
Holly przeżyła koszmarny tydzień. Gdyby nie to, że nie mogła pozostawić dzieci samych, unikałaby Rafe’a jak zarazy. Przypuszczała, że on czuł się podobnie, ponieważ rozmawiał z nią tylko wtedy, kiedy było to absolutnie konieczne i wyłącznie o sprawach dzieci. No i oczywiście nawet nie spróbował zostać z nią sam na sam. Żyli jak rozwiedzeni małżonkowie, którzy tolerują się nawzajem tylko przez wzgląd na dzieci.
Holly uważała, że dobrze się stało. Wolała znać najgorszą prawdę, niż żyć złudzeniami. Nie miała zamiaru wycofywać się z życia dzieci. Naprawdę bardzo je polubiła i cieszyła się, że jej obecność daje im poczucie pewności siebie. Ale za nic w świecie nie zgodziłaby się pozostać pogotowiem seksualnym dla ich prawnego opiekuna, który był daleki od myśli o małżeństwie, choć nie miał nic przeciwko wykorzystywaniu jej ciała.
Jemu także nie było przyjemnie. Postępowanie Holly wobec dzieci nie zmieniło się ani na jotę, natomiast jego traktowała jak zło konieczne. Rafe nie śmiał się nawet poskarżyć na tę paskudną zmianę w ich życiu. Bał się, żeby Holly nie pomyślała sobie, że znów chodzi mu o seks.
W rzadkich chwilach, gdy nie tęsknił za nią i za tym, jak się sprawy między nimi niegdyś miały, przypominał sobie, jak go odtrąciła, i szalał. Usiłował wtedy przekonać samego siebie, że jej nie potrzebuje, bo jest dorosłym, niezależnym mężczyzną, który w ogóle nikogo nie potrzebuje. Czasami nawet mu się udawało.
Zwykle jednak przewracał się w łóżku, bezskutecznie usiłując zasnąć, i zastanawiał się, dlaczego jest mu tak źle. Pewnej nocy, około trzeciej nad ranem, wszystko nagle stało się jasne. Wstał, włożył dres i wyszedł na dwór. Tylko w jednym oknie paliło się światło: u Holly. Nie wiedział, jak to się stało, ale kilka chwil później pukał do drzwi jej domu.
– Co się stało? – zapytała przerażona. – Czy dzieci...
– Dzieciom nic nie jest. – Przyglądał się jej uważnie, jakby z jej twarzy mógł wyczytać to, czego nie chciała mu powiedzieć. Tym razem mu się udało. – Ty też nie możesz spać?
– Czytałam – broniła się słabo.
– Czyżby? – Nieproszony wszedł do środka. – To pewnie bardzo ciekawe, skoro aż tak się zaczytałaś.
Holly usiadła na kanapie i obronnym gestem przycisnęła do siebie książkę.
– Co czytasz? – Rafe podszedł do niej.
– Satyrę. Bardzo zabawna. Zaśmiewałam się do rozpuku.
– Może i ja bym się pośmiał. Jaki to ma tytuł?
– „Porady”.
– Pierwsze słyszę. – Wzruszył ramionami. – Pożycz mi, jak przeczytasz.
– Chętnie – uśmiechnęła się sztucznie. Za nic nie dałaby mu tej książki do ręki. – Po co przyszedłeś?
– Pamiętasz, jak mi opowiadałaś o pacjentce z psychozą maniakalną? O tej, przez którą nie możesz pojechać na ślub kuzynki?
– Dlaczego akurat teraz mnie o nią wypytujesz?
– Ta pacjentka nie istnieje, Holly – mówił, jakby w ogóle nie usłyszał pytania. – To bajeczka, którą sobie wymyśliłaś na wypadek, gdybyś w końcu zdecydowała się nie jechać.
– No i co z tego? – zapytała obojętnie.
– Jak to co? – Rafe spodziewał się, że jego epokowe odkrycie zrobi na niej większe wrażenie. – O tym rozmawialiśmy tamtego wieczoru, kiedy na mnie nawrzeszczałaś. To właśnie od tamtej pory wszystko się zmieniło.
Holly coraz mocniej przyciskała do siebie książkę. Gniew, który przez cały tydzień utrzymywał ją przy życiu, nagle osłabł. Wreszcie zauważyła, że to jest Rafe, ten sam co zawsze, bezradny i całkowicie zagubiony w świecie uczuć. On nie byłby w stanie świadomie nikogo wykorzystywać. A już na pewno nie ją.
Naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego nagle ich stosunki tak bardzo się ochłodziły. Po tygodniu przypomniał sobie nic nie znaczącą rozmowę i doszedł do wniosku, że to od niej wszystko się zaczęło. Nawet nie próbował udawać, że wie, o co chodzi. Zupełnie zapomniał, że przedtem mówił o małżeństwie. Skąd miał wiedzieć, co naprawdę zabolało Holly? Żył w przekonaniu, że ona nie chce wychodzić za mąż.
– Jest późno, Rafe. Oboje musimy rano wstać – westchnęła, zrezygnowana. Spojrzała na zegar. – Dokładnie za trzy godziny.
– Niech szlag trafi spanie. Ja nie jestem śpiący. – W mgnieniu oka znalazł się przy niej. Wziął ją w ramiona i mocno do siebie przytulił. Całował jaj włosy, oczy, usta. – Tak bardzo się za tobą stęskniłem. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię... – zamilkł przestraszony tym, co chciał powiedzieć. To nie była właściwa droga. – Cokolwiek źle zrobiłem, bardzo cię za to przepraszam. Przepraszam, kochanie.
– Za co mnie przepraszasz, Rafe? – Spojrzała na niego.
– Zrobiłem coś, co bardzo cię zdenerwowało – przyznał skruszony.
– Aż tak bardzo zależy ci na seksie, że gotów jesteś przyznać się do wszystkiego, cokolwiek ci zarzucę?
– Na tobie mi zależy, kochanie, a nie na seksie. Seks jest tylko częścią ciebie. Wybacz mi, proszę.
– Dla mnie ostatni tydzień też nie był przyjemny – przyznała. – Ale nie mam w tej chwili w nastroju na patetyczne sceny. Mam umówionych pacjentów...
Pocałunek Rafe’a zamknął jej usta. Wiedział, że Holly już się na niego nie gniewa, i niczego więcej nie było mu trzeba do szczęścia.
Przestała się opierać. Tak miło było znów być blisko niego. Teraz już nawet nie widziała nic złego w tym, żeby kontynuować ten romans, który obojgu sprawiał przyjemność. W końcu byli dorośli. Informacja, że Rafe nie zamierza się żenić, nie była przyjemna. I jeszcze ta forma! Ale jak każda terapia wstrząsowa, ta także przyniosła pozytywne rezultaty. To dzięki niej Holly wydoroślała i zrozumiała, że nie trzeba człowieka kochać, żeby iść z nim do łóżka. Lektura „Porad” przypomniała jej o jeszcze jednej istotnej sprawie. Holly nie miała obsesji na punkcie małżeństwa. Przez ostatni pracowity miesiąc jakby trochę o tym zapomniała. Tym łatwiej przyszło jej uznać, że nie ma nic złego w tym, żeby prowadzić takie życie, jakie dotąd prowadziła. Skoro i tak nie zależało jej na małżeństwie. Przecież i bez urzędowego papierka było im razem dobrze, więc po co to zmieniać? Nie warto wszystkiego tak skrupulatnie przemyśliwać, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Można się co najwyżej doprowadzić do ciężkiej nerwicy.
Dopiero po chwili skojarzyła, , że znów obudziła się w niej racjonalna doktor Casale. Kazała jej zamilknąć i poddała się uczuciom. Wreszcie mogła swobodnie całować Rafe’a.
Nie zauważyła, jak to się stało, że znaleźli się w sypialni. Leżeli na łóżku, pieścili się i całowali. Po tygodniu abstynencji tak bardzo byli siebie spragnieni, że Rafe musiał mocno trzymać się w ryzach, żeby dać Holly to wszystko, do czego ją przyzwyczaił. Ale ona nie chciała. Pragnęła tylko się kochać. Szybko i ostro. Bez niepotrzebnych czułości.
Leżeli obok siebie spoceni i wymęczeni. Rafe pogłaskał Holly po głowie, spojrzał jej w oczy. Nie rozumiał, dlaczego wciąż były smutne.
– Jesteś dziś jakaś inna – mruknął.
– Nie chce mi się rozmawiać, Rafe. – Holly zamknęła oczy. – Jestem strasznie zmęczona. Muszę choć trochę pospać.
– O to mi właśnie chodzi. Nigdy nie byłaś tak zmęczona, żebyś nie chciała ze mną rozmawiać.
– Ale teraz jestem.
– Ja... My... – Nie wiedział, jak do niej dotrzeć. Naprawdę zasypiała. – Dobrze ci było? – zadał jedno z najgłupszych pytań na świecie.
– Znakomicie się spisałeś – pochwaliła go sennym głosem.
– Nie o to chodzi. Przecież to nie popisy...
– Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? – Holly otworzyła oczy. – Nie gniewam się na ciebie, poszliśmy do łóżka, było świetnie. O co ci jeszcze chodzi?
– Nie powiedziałaś, że mnie kochasz. – Wreszcie dotarło do niego to, czego mu tym razem brakowało. Przedtem zawsze to powtarzała. Nie miał pojęcia, że tak potrzebuje tych wykrzykiwanych w ekstazie słów. Jeszcze coś tej nocy zrozumiał. – Ja chyba nigdy nie powiedziałem ci, że cię kocham.
Żadnej kobiecie tego nie powiedział. Dla niego nie były to puste słowa, lecz zobowiązanie najwyższej wagi. A ponieważ Rafe zawsze wywiązywał się ze zobowiązań, bardzo uważał, żeby ich pochopnie nie zaciągać. Ale Holly powiedział, że ją kocha. Przed chwilą.
Nie skakała z radości i nie umówiła się z nim na kupowanie zaręczynowego pierścionka. Nie postanowiła zarezerwować restauracji na przyjęcie.
– To fajnie. – Ziewnęła i przewróciła się na bok. – Dobranoc, Rafe.
Fajnie? – pomyślał zaskoczony. Holly mówi jak Camryn i Kaylin. Dla nich wszystko jest fajne. Oprócz tego, co nie jest fajne.
Rafe w tej chwili czuł się całkiem nie fajnie. Omal szlag go nie trafił, ale choć miał na to ogromną ochotę, nie odważył się zbudzić Holly.
Holly przez cały tydzień usiłowała przekonać Rafe’a, że wcale nie musi jej towarzyszyć, że sama może pojechać na ślub Heidi. Teraz on wymyślał powody, dla których koniecznie, absolutnie musi z nią pojechać. Posunął się nawet do kłamstwa. Powiedział jej, że linie lotnicze nie zwrócą pieniędzy za wykupione już bilety. Holly zadzwoniła do ich biura i dowiedziała się, że to nieprawda. Dała się przekonać dopiero wtedy, kiedy okazało się, że Trent, Tony i Kaylin naprawdę bardzo chcą pojechać do Michigan, choć chłopców intrygowała raczej sama podróż niż udział w rodzinnej uroczystości.
– Jak z tobą nie pojadę, będziesz miała na głowie technika dentystycznego – przypomniał jej żartobliwie, przywołując powód, dla którego został zaproszony.
– Nic podobnego. – Holly najwyraźniej nie potrzebowała już jego ochrony. – Powiem mu, że mam w Sioux Falls kochanka. Rodzina będzie musiała przyjąć do wiadomości, że nie zamierzamy legalizować tego związku.
Rafe nie rozumiał, dlaczego jej oświadczenie tak bardzo go zaniepokoiło. W końcu powiedziała tylko to, co on sam niezliczoną ilość razy tłumaczył Evie i Flintowi. Oboje twierdzili, że Holly chce go zaciągnąć do ołtarza i że jeśli pojedzie do Michigan, to wpadnie w misternie skonstruowaną pułapkę. Rafe przypuszczał jednak, że i tym razem się mylili. Bliższa prawdy była wszechwiedząca Camryn.
– Holly nie chce, żebyś z nią jechał, bo nie ma ochoty wysłuchiwać kazań na temat tego, że jesteś dla niej nieodpowiednią partią. Sama doskonale o tym wie – powiedziała, wysłuchawszy teorii Flinta.
– Ja jestem odpowiednią partią! – . obruszył się Rafe.
– Nie łudź się. – Camryn z politowaniem pokiwała głową. – Jest jej z tobą wygodnie, to wszystko. Nie rozumiem, dlaczego tak się irytujesz. Przecież ty też ją wykorzystujesz.
– Ja nie wykorzystuję, Holly! – oświadczył wówczas stanowczo.
Dopiero potem zaczął się zastanawiać, czy Holly nie podziela punktu widzenia Camryn. Któregoś wieczoru odważył się ją nawet o to zapytać. Kochali się jak szaleni, ale Rafe nie był usatysfakcjonowany. Oczywiście nie seksualnie. W – tych sprawach całkowicie sobie wystarczali. Brakowało mu czegoś, co kiedyś między nimi było, a ostatnio zupełnie zanikło. Rafe nie wiedział, dlaczego. Nie miał pojęcia nawet, co to było.
Holly wyśmiała jego obawy, zapewniła, że nie czuje się wykorzystywana i... to wszystko. Gna, zawsze taka wygadana, stała się niezwykle małomówna.
Pomyślał, że może właśnie jej słów tak bardzo mu brakuje. Zazwyczaj, kiedy już dość się nacieszyli swymi ciałami, leżeli przytuleni do siebie i Holly opowiadała mu o tym, co myśli, co czuje. Teraz, ledwie skończyli, natychmiast zapadała w sen. Właściwie powinien się cieszyć, że tak mało od niego wymaga, on tymczasem wcale nie był zadowolony. Po długich rozmyślaniach doszedł do wniosku, że chce, aby Holly czegoś od niego wymagała. Nie czegoś w ogóle, tylko konkretnie: zaangażowania emocjonalnego. Niestety, Holly niczego od niego nie chciała.
Kiedy przyjechali do hotelu, w którym miało się nazajutrz odbyć przyjęcie weselne, zastali tam już całą resztę przyjezdnych krewnych i znajomych. Rodzina była oczywiście poinformowana, że Holly nie przyjedzie sama. Wreszcie uświadomiła matkę, że sąsiedzi, z którymi się tak bardzo zaprzyjaźniła, nie są normalną rodziną, a mieszkające u Rafe’a dzieci są tylko jego podopiecznymi. Wciąż jednak utrzymywała, że ona i Rafe są jedynie przyjaciółmi.
Przy pierwszej nadarzającej się okazji ciotka Honoria wzięła Holly na stronę, żeby wygłosić swoją opinię.
– Bardzo się cieszę, że przywiozłaś ze sobą przyjaciół – powiedziała. – Mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z poznania tego miłego technika dentystycznego. Dobrze, że pomagasz Rafe’owi i tym biednym osieroconym dzieciom, ale on z całą pewnością nie nadaje się na męża. Zwłaszcza dla ciebie, Holly. Gdybyś miała gromadkę własnych dzieci, to co innego. Ale ty, Bogu dzięki, jesteś wolna.
Matka i ciotka Hedy także nie kryły swego zdania. Stwierdziły bez ogródek, że nie pozwolą się Holly wiązać z takim człowiekiem, choćby nawet złote góry jej obiecywał. Powiedziały nawet – co zdarzyło się im po raz pierwszy, odkąd Holly sięgała pamięcią – że ona przecież nie musi się wcale spieszyć, ma jeszcze dużo czasu, żeby wyjść za mąż i na pewno bez trudu znajdzie odpowiedniego kandydata.
Rafe się wściekał. Rodzina Holly była mu zdecydowanie przeciwna. Nie tylko czuł ich rezerwę, ale na własne uszy słyszał, co o nim mówią. Jak na złość o niczym innym nie mówili, tylko o nim i Holly, Nawet ślub, który miał się odbyć nazajutrz, stał się wydarzeniem drugoplanowym.
Rafe nie mógł znieść tych szeptów i niechętnych spojrzeń, więc schronił się w hotelowym pokoju.
– Czuję się tak, jakbym był trędowaty – poskarżył się Camryn. – Może oni nie lubią Indian? Jej siostra tak na mnie patrzyła, jakby się dziwiła, że nie mam na twarzy barw wojennych.
– Chciałbyś, żeby tylko o to chodziło – odparła z wyższością Camryn. – Ich nie obchodzi, , kim jesteś. Uważają, że nie nadajesz się na męża Holly, ponieważ masz na głowie mnie i dzieciaki. Ich zdaniem, zrujnowalibyśmy jej życie. Zresztą, może mają rację.
– Czy Holly nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia? – skrzywił się. Rafe.
– Pewnie, że ma. Zresztą ona lepiej pasuje do nas niż do tej swojej durnej rodzinki. Są koszmarni. Z wyjątkiem Heidi, ale ona jutro bierze ślub. Ta dopiero zmarnuje sobie życie! Jest bystra, inteligentna i zdolna, a oni wydają ją za mąż za takiego chłystka.
Rafe patrzył z podziwem na swoją młodszą siostrę. Zawsze wszystkiemu przeciwna, niezadowolona i zadziorna, tym razem wzbudziła jego sympatię. Miała całkowitą rację: Holly jest ich, a to, co myśli na ten temat jej rodzina, nie ma najmniejszego znaczenia. Postanowił nie dopuścić do tego, żeby rodzina przekabaciła Holly na swoją stronę.
– Posłuchaj, Camryn, chciałbym zaprosić Holly na drinka. Czy zgodziłabyś się przez ten czas zająć Trentem i Tonym? Oglądają telewizję, więc może będzie trochę spokoju.
– Nie ma sprawy – zgodziła się ochoczo Camryn. – A pozwolisz mi zaprosić koleżankę?
– Czyżbyś i w Michigan miała jakichś znajomych?
– Heidi jest moją koleżanką. Zadzwonię do niej i poproszę, żeby do nas wpadła.
– Chyba nie ma w tym nic złego – zastanawiał się głośno Rafe. – Zresztą wątpię, żeby się zgodziła. O ile wiem, jest teraz na przyjęciu z narzeczonym i ich przyjaciółmi.
Camryn dopadła telefonu, zanim jej brat zdążył wyjść z pokoju.
– Twoja rodzina mnie nienawidzi – skarżył się Rafe, siedząc w hotelowym barze nad szklanką martini. Rzadko pił alkohol, ale po niezbyt serdecznym powitaniu, jakie zgotowali mu najbliżsi Holly, potrzebował czegoś mocniejszego.
– Oni nie mają nic przeciwko tobie jako człowiekowi. – Holly położyła dłoń na jego udzie. Nie spodziewała się takiej niechęci ze strony całego klanu. – Ale rzeczywiście zachowują się okropnie. Przepraszam cię za nich, Rafe.
– Nie przepraszaj, To nie twoja wina.. – Przykrył jej dłoń swoją. – Mnie nawet do głowy nie przyszło, żeby cię przeprosić za niezbyt elegancki sposób, w jaki Flint i Eva traktują ciebie.
– Nie możemy odpowiadać za to, co wyprawiają nasi bliscy. Cieszę się, że ze mną przyjechałeś.
– Ja też się cieszę, kochanie.
– Chociaż zanosi się na to, że przez dwa dni będziemy musieli walczyć z całym światem?
– Nie obchodzi mnie reszta świata, póki ty jesteś po mojej stronie.
– Mnie także. – Holly była szczerze wzruszona tą deklaracją. A ponieważ martini uderzyło jej do głowy, zapomniała, że nie lubi publicznie okazywać uczuć. Przysunęła się do Rafe’a i pocałowała go w policzek.
Rafe nie czekał na zaproszenie. Pocałował ją namiętnie, jakby byli zupełnie sami. – Holly!
Powoli dotarło do niej, że ktoś ją woła. To nie mógł być Rafe, ponieważ w tej chwili ją całował. Właśnie – przestał, ale ona ani myślała się od niego odsuwać.
– Powiedziałaś nam, że jesteście tylko przyjaciółmi!
Oboje z Rafe’em jednocześnie odwrócili głowy Nad ich stolikiem stały dwie wzburzone matrony. Holly westchnęła i wtuliła twarz w ramię Rafe’a.
Rafe pamiętał, że te dwie panie także były wcześniej na przyjęciu. Jakieś kuzynki Holly czy coś takiego. Z całą pewnością jednak ich imiona zaczynały się; na H. Rafe pomyślał, że panujący w tej rodzinie idiotyczny zwyczaj nadawania dzieciom imion zaczynających się na H doskonale pasuje do tego oryginalnego klanu. Postanowił też od razu, że kiedy on i Holly będą mieli dzieci, żadne z nich nie dostanie imienia zaczynającego się na tę literę.
– Chyba jednak łączy was coś więcej – powiedziała z nieukrywanym obrzydzeniem jedna z kuzynek.
– Nigdy nie widziałyśmy, żeby Holly i jej tak zwany przyjaciel, Devlin Brennan, trzymali się za ręce, że o takiej poufałości nie wspomnę – dodała druga.
– Owszem, łączy nas coś więcej – oświadczył Rafe. – Zamierzamy się pobrać.
Nie chciał, żeby Holly musiała się przyznawać, że są kochankami. Wprawdzie byli kochankami i przyjaciółmi, ale oprócz tego łączyło ich dużo, dużo więcej.
– Boże wielki! – zawołała ciotka Hillary.
– Domyśliłam się tego, jak tylko was zobaczyłam razem – dodała ciotka Hayley. – Moje gratulacje!
– Czy masz świadomość, że obie na pewno już wiszą na telefonie? – zapytała Holly, gdy ciotki pospiesznie wybiegły z baru. – Za dziesięć minut cała rodzina będzie wiedziała, że się pobieramy.
– No i dobrze, – Rafe wstał. Wziął Holly za ręce i podniósł ją z krzesła. – Dzieci zajęły apartament, więc jeśli chcemy mieć trochę spokoju, musimy coś wymyślić.
Holly zachwiała się. Rafe objął ją ramieniem i przytulił do siebie. .
– Zakręciło ci się w głowie? – zapytał, wyprowadzając ją z baru.
– Troszeczkę – odparła Holly. Natychmiast zauważyła obie ciotki siedzące przy telefonach w hotelowym holu. – Powinnam napić się kawy. Muszę spokojnie pomyśleć, jak odkręcić tę plotkę, którą one właśnie rozsiewają.
– To nie żadna plotka. Ja naprawdę chcę się z tobą ożenić.
– Czy ty aby nie za dużo wypiłeś, Rafe?
– Tylko jedno martini. Nie jestem pijany. Przysięgam. – Oparł obie dłonie na ramionach Holly i spojrzał jej głęboko w oczy. – Mówiąc szczerze, nigdy w życiu nie byłem – bardziej przytomny. Kocham cię. Wiem, że ty też mnie kochasz. Zostań moją żoną, dobrze?
– Dwa tygodnie temu zapewniłeś swego brata, że nie jesteś zainteresowany małżeństwem. – Holly omal się nie rozpłakała.
– Dwa tygodnie temu... – Spojrzał na nią zdumiony. – Dwa tygodnie temu zachowałem się jak idiota – powiedział cicho, tuląc ją do siebie.
– Trudno ci odmówić racji.
– Dobrze, że się zgadzasz, bo nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Wynajmę pokój, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Najpierw będziemy się kochać, a potem ci się oświadczę. Zgoda? A może wolisz, żebym postąpił odwrotnie?
– Niech będzie po twojemu – mruknęła Holly.
– Tak bardzo cię kocham, Rafe – powiedziała, kiedy wyczerpani leżeli obok siebie. – Nie przypuszczałam, że można kogoś aż tak kochać. Te ostatnie dwa tygodnie...
– Czy moglibyśmy wymazać je z pamięci? – przerwał jej Rafe. – Nigdy w życiu nie było mi tak źle. Wiedziałem, że coś jest nie tak, ale nie miałem pojęcia, co to takiego. Tak bardzo się zmieniłaś. Byłaś tuż obok mnie, a ja mimo to bardzo za tobą tęskniłem. Nie rozumiałem, co się dzieje.
– Strasznie jesteś tępy, kochanie – powiedziała słodko Holly.
– Jak długo miałaś zamiar mnie dręczyć?
– Nie miałam żadnego konkretnego planu, ale musiałam się jakoś bronić.
– To znaczy, że nie jesteś wiele lepsza ode mnie – ucieszył się Rafe. – Zapomniałaś o pierwszym przykazaniu psychologa: szczera rozmowa.
– Zapomniałam. – Holly przytuliła się do niego. – Nie pozwól mi nigdy więcej powtórzyć tego błędu.
– Nie pozwolę. – Rafe ją pocałował. – A tobie nie wolno wątpić w moją miłość. Tak bardzo cię kocham, Holly. Ale jest jeden problem. Od rana cała twoja rodzina będzie cię przekonywać, że nie jestem dla ciebie odpowiednią partią. Sam nie wiem, czy nie mają racji.
– Nie mają – odparła zdecydowanie Holly. – Jesteś najlepszą partią na świecie. Całe życie na ciebie czekałam.
– O Boże, jak dobrze – westchnął uszczęśliwiony Rafe. – Tak właśnie powinno być. Wreszcie ze mną, rozmawiasz.
Nie odwracasz się do mnie plecami, nie zasypiasz...
– Każdy lubi posłuchać, jaki jest wspaniały. – Holly uśmiechnęła się tajemniczo, – Ty rzeczywiście jesteś cudowny, chociaż łatwo cię wyprowadzić w pole. Ja wcale nie zasypiałam, Rafe. Udawałam, ale nie spałam.
– Mam nadzieję, że było ci tak samo źle jak mnie.
– Przypuszczam, że znacznie gorzej.
Następnego ranka obudził ich dzwonek telefonu. Zaspany Rafe podniósł słuchawkę. .
– Macie zamiar przespać cały dzień? – usłyszał kpiący głos Kaylin, Z przerażeniem spojrzał na zegarek. Była dziesiąta. Nigdy w życiu nie spał aż tak długo. Ale kiedy Holly się do niego uśmiechnęła, wyrzuty sumienia ustąpiły jak ręką odjął.
– A ty skąd wiesz, gdzie jesteśmy? – dopiero teraz się zdziwił.
– Nie wróciłeś na noc, więc zadzwoniłam do recepcji i zapytałam o numer drugiego pokoju wynajętego na twoje nazwisko – wytłumaczyła mu Kaylin. Rzeczywiście, nie – było to zbyt skomplikowane. – Moje gratulacje, Rafe. Bałam się, że wszystko popsułeś, ale na szczęście w porę się opamiętałeś. Tak się cieszę, że się pobierzecie! Powiedz Holly, że obie z Camryn nie możemy się doczekać, kiedy zostanie panią Paradise. Flint i Eva pękną ze złości.
– Skąd wiesz, że Holly też tu jest? – Rafe puścił płazem tę ostatnią uwagę. – I w ogóle.
– Chryste, Rafe! Wiem, że Holly jest z tobą i słyszałam, żeście się wczoraj zaręczyli. Co najmniej czterdzieści pięć osób z jej rodziny dzwoniło do nas w tej sprawie. Od świtu.
– Dzwonili do was?
– Nie do nas, tylko do ciebie. Nikomu nie przyszło do głowy, że możesz się przed nimi ukrywać. Ale nie denerwuj się, nic im nie powiedzieliśmy.
– Coście im nagadały, Kaylin? – zapytał wystraszony Rafe.
– Różnie. Albo że razem z Holly jesteście w wannie, albo że pod prysznicem, albo że jeszcze śpicie i żadne z was nie może w tej chwili podejść do telefonu. – Kaylin się roześmiała. – Zatkało ich! Słowo ci daję! Dzwonię, żeby cię zapytać, czy mamy ich dalej spławiać.
– Skoro i tak są już przekonani, że nie zdołają się mnie pozbyć, to równie dobrze możemy zjeść śniadanie, zanim stawimy im czoło. Wytrzymacie jeszcze godzinę?
– Jeśli sobie życzysz, to nawet cały dzień. Myśmy już jedli. Kelner przyniósł nam śniadanie do apartamentu – opowiadała podekscytowana Kaylin. – Zamówcie sobie jajka po wiedeńsku. Są pyszne! A chłopcy Wzięli czekoladę z bitą śmietaną. Też ekstra.
Rafe pomyślał, że kulinarne szaleństwa dzieciaków będą go kosztowały majątek, ale tym razem wyjątkowo nie miał nic przeciwko temu. Nie czuł też wyrzutów sumienia, że kazał dziewczynkom bajerować rodzinę Holly. Był szczęśliwy, że nie musi się spieszyć.
Holly postanowiła nie pokazywać się rodzinie na oczy. Nie chciała dobrych rad ani ostrzeżeń, których na pewno by jej nie szczędzili, gdyby nie unikała rodziny. Oboje z Rafe’em zabrali Trenta i Tony’ego do sali automatów, gdzie chłopcy do woli korzystali z najróżniejszych gier telewizyjnych. Camryn i Kaylin nie miały ochoty opuszczać eleganckiego apartamentu.
Do ślubu Heidi została zaledwie godzina, gdy Holly zdecydowała, że czas pojechać do rodziców i przebrać się na uroczystość. W domu panował chaos. Mężczyźni zebrali się w pokoju telewizyjnym i oglądali jakiś bardzo ważny mecz. Co dziwniejsze, nikt ani słowem nie wspomniał o niestosownych zaręczynach Holly. Wkrótce wszystko się wyjaśniło.
– Heidi zginęła! – krzyczała ciotka Hedy. – Honoria myślała, że mała chce się wyspać. Koło południa weszła do jej pokoju i wtedy okazało się, że jej tam nie ma. W ogóle nie wróciła na noc!
– Może spała u narzeczonego – powiedziała Holly. – Dzwoniliście do niego?
– No pewnie! – parsknęła ciotka Heather. – Od wczoraj jej nie widział. Pokłócili się na przyjęciu.
– Dzwoniliście do jej przyjaciół? Do znajomych? – pytała Holly.
– Dzwoniliśmy do wszystkich po kolei. – Hope, siostra Holly, ocierała chusteczką zapłakane oczy. – Nigdzie jej nie ma. Ktoś widział, jak wieczorem jechała gdzieś samochodem. Zupełnie sama.
– Zawiadomiliście policję? – Holly usiłowała zachować spokój. Bardzo się denerwowała. Gazety wciąż donosiły o szkaradnych zbrodniach popełnianych na młodych kobietach.
– Honoria nie pozwoliła. – Matka Holly była załamana. – Jest przekonana, że Heidi ma zły humor i że zjawi się przed samą ceremonią. Ostatnio bez przerwy chodziła naburmuszona.
– Co wy wygadujecie? – zdziwiła się Holly. Heidi miała pogodne usposobienie i złe humory zdarzały jej się niezwykle rzadko.
– Ostatnio bardzo się zmieniła – powiedziała kuzynka Hayley. – Bez przerwy się nam sprzeciwiała.
– Myślałyśmy, że to z nerwów – dodała ponuro Hillary. – Ślub to wielkie przeżycie.
– Czy Heidi nie mówiła przypadkiem, że nie chce wychodzić za mąż? – zapytała podejrzliwie Holly.
Ciotki spojrzały po sobie.
– Nie brałyśmy tego poważnie – odezwała się wreszcie ciotka Hedy. – Która młoda kobieta nie chciałaby mieć takiego pięknego ślubu, jaki zaplanowałyśmy dla Heidi?
Holly była jedną z takich kobiet. Jej udało się przeciwstawić matrymonialnym planom damskiej części swojej rodziny. Nie miała zamiaru wychodzić za mąż na siłę. Dopiero kiedy poznała Rafe’a.. . No, ale on był jej przeznaczony. A i tak nie była pewna, czy zdecydują się na huczny ślub.
Heidi zapewne tak była zajęta przygotowaniami do uroczystości, że umknął jej uwagi fakt, iż całą resztę życia będzie musiała spędzić z niewłaściwym mężczyzną. Pewnie dopiero wczoraj sobie to uświadomiła.
– Podobno jest tu niezła restauracja – powiedziała Camryn. – Czy mogę wziąć samochód i pojechać tam z Kaylin?
Rafe był już w garniturze. Za niecałą godzinę miał się zacząć ślub, tymczasem Camryn wciąż jeszcze nie była ubrana, a Kaylin, Trent i Tony dotąd nie wrócili z salonu gier. Cała trójka była w dżinsach i sportowych koszulkach. W żaden sposób nie mogli się pokazać na uroczystości w takim stanie.
– Nie pozwolę ci prowadzić wynajętego samochodu. A nawet gdyby, to nie masz czasu na wypad do restauracji. Lepiej zacznij się przebierać. Ja pójdę po Kaylin i chłopców.
– Nie ma pośpiechu. – Camryn ani myślała ruszyć się z fotela. Nawet wówczas, kiedy zadzwonił telefon.
– Rafe! – krzyczała do słuchawki Holly. – Heidi zniknęła! W domu istne piekło, a ja nie mam pojęcia...
– Heidi zniknęła? – powtórzył Rafe. Spojrzał na Camryn, która właśnie zaczęła sobie malować paznokcie. – Camryn, Holly mówi, że Heidi zniknęła.
– Wiem – odparła wyniośle Camryn. – I raczej nieprędko wróci.
– Holly, przyjedź tu zaraz – powiedział Rafe, posyłając Camryn mordercze spojrzenie.
Usiłował się czegoś od niej dowiedzieć, ale Camryn wolała poczekać na Holly. Argumentowała, że nie ma sensu powtarzać tego samego dwa razy i właściwie trudno było się z nią nie zgodzić. Tym bardziej że Rafe’owi wcale nie zależało na tym, żeby dwa razy słuchać tego, czego wolałby w ogóle nie usłyszeć.
– Jestem prawie pewien, że Camryn wie, gdzie jest Heidi – powiedział, gdy Holly zjawiła się w ich apartamencie. – Obawiam się, że zniknięcie panny młodej to jej sprawka.
– Tak się cieszę, że zgodziłaś się zostać żoną Rafe’a. – Camryn obdarzyła Holly anielskim uśmiechem.
– Czy wiesz, gdzie jest Heidi? – zapytała Holly.
– W drodze do Las Vegas. – Camryn spojrzała na zegarek. – Chociaż pewnie już tam dojechała. Pojechała autobusem. Dałam jej adresy kilku moich znajomych. To fajni ludzie, prawie w jej wieku. Na pewno da sobie radę.
– Do Las Vegas? – Holly usiadła na łóżku.
• – Zostawiła mi pierścionek. – Camryn podała Holly złoty pierścionek z brylancikiem. – Prosiła, żeby to oddać temu chłystkowi.
– Boże wielki! – Rafe usiadł obok Holly. – A ja myślałem, że takie rzeczy zdarzają się tylko w kiepskich filmach.
– Dlaczego Heidi nikomu nie powiedziała, że jedzie do Las Vegas? – Holly starała się zachować spokój. Oczyma duszy widziała piekło, jakie się rozpęta, kiedy rodzina dowie się o wszystkim.
– Mnie powiedziała – broniła uciekinierki Camryn. – To było jedyne rozwiązanie. Nie chciała wychodzić za mąż za tego faceta, ale nie umiała się z tego wyplątać. Powiedziała mi, że odkąd dała się namówić na ten ślub, czuje się tak, jakby leżała na szynach, po których pędzi pociąg bez hamulców. No to ja jej powiedziałam, że jeśli nie chce zostać ofiarą katastrofy kolejowej, powinna wstać i uciec.
– Dobrze jej poradziłaś – pochwaliła Holly.
– Kazałam jej kupić bilet do Las Vegas. – Camryn promieniała. – To dobre miejsce na nowy początek życia. Mama tak powiedziała, kiedyśmy się tam przeprowadziły.
– No i co my teraz zrobimy? – Rafe był zdruzgotany. – Twoja rodzina i bez tego mnie nie aprobowała. Zobaczysz, co będzie, jak się dowiedzą, że dzięki mojej siostrze panna młoda rzuciła narzeczonego i zwiała do Las Vegas.
– Mnie tylko Heidi żal – mruknęła Holly. – Biedactwo, – nie miała się nawet komu zwierzyć. Nawet mnie nie miała odwagi przyznać się do swoich wątpliwości.
– Ty byłaś zajęta – rozgrzeszyła ją Camryn – wobec czego ja cię zastąpiłam. Zastanawiam się nawet, czy przypadkiem nie pójść na psychologię. Chyba mam talent.
Zanim Rafe zdążył się odezwać, Holly podniosła do ust jego dłoń i pocałowała.
– Moja rodzina ma wielkie szczęście, że ty i Camryn do niej wejdziecie. Zaraz sama im to powiem. Ale najpierw zadzwonię do ciotki, żeby ją uspokoić, że Heidi nic się nie stało, tylko wyjechała do Las Vegas.
– Moglibyśmy zabrać dzieciaki do tej restauracji, o której ci opowiadałam – * powiedziała Camryn z nadzieją w głosie. – Chyba że wolisz zostać i wspomóc Holly, kiedy będzie przekazywała rodzinie dobrą nowinę.
– Na pewno nie zostawię Holly samej z tym bałaganem – zapewnił ją Rafe. – Załatwimy to razem.
– Jeśli zechcesz kiedyś wyjść za mąż, Camryn – Holly pogłaskała Rafe’a po policzku – poszukaj sobie człowieka odważnego, na którym można polegać. Takiego jak twój brat. Spotkasz go, choćbyś nie wiem jak długo miała czekać.