Prolog
Ciepły wrześniowy dzień.Chyba najmniej szczęśliwy dla uczniów bo to właśnie wczoraj oficjalnie zakończyły się wakacje i zaczął rok szkolny.Teraz na ulicach można było dostrzec jedynie samotną matkę z dzieckiem w wózku gdzies spieszącą.Chłopaka na desce z plecakiem w ręku i starszą panią z zakupami w ręce.Ogromna szkoła w samym centrum miasta.Cała berzowa z ogromnym biało czerwonym napisem nad wejściem EAST HIGH SCHOOL.Niewątpliwie szkoła, do której uczęszcza masa ludzi.Przed tym budynkiem znajduje się ogromna fontanna a za nią ogromna zielona przestrzeń gdzie uczniowe już od maja sporzywają posiłki w porze lunchu.Wewnątrz budynek przypomina każdą inną szkołę a jednak ma w sobie coś takiego co przyciąga tutaj uczniów, którzy chętnie spędzają tutaj godziny lekcyjne.Właśnie w tej szkole za niecałe 10 minut zaczynają się pierwsze lekcje po wakacjach.Właśnie przez drzwi wchodza trzy dziewczyny.Nie skłamię jeśli powiem, ze są to trzy najbardziej porządane laski w całej szkole.Ida dumnie przez korytarz nie patrząc w bok.Może coś o nich.Więc pośrodku tej trójki idzie brunetka o czekoladowych oczach i brzoskwiniowej karnacji.Vanessa Hudgens bo tak własnie ma na imię owa postać.Jaka jest?Ciężko powiedziec ale napewno jest swą przeciwnością sprzed paru miesięcy.Kiedyś była cichą i skromną kujonką,która nie widziała świata poza książkami.Nie była popularna w szkole.Właścieiwe nikt jej nie znał i o niej nci nie wiedział.Zakochała sie do szaleństwa w jednym sportowcu.Byli ze sobą chyba 3 miesiące a potem on z nią zerwał dla cheerliderki.To wydarzenie odmieniło ją nie do poznania.Wtedy postanowiła się zmienić i zmieniła.Teraz to ona rzucała chłopaków jak rękawiczki.Teraz to ona była nabardziej porządana w szkole.Teraz to ona stała się popularna.Aczkolwiek jedno pozostało niezmienne a mianowicie to, ze nadal się dobrze uczy i nie ma zamiaru przestać.Po jej prawej stronie kroczki blondynka również o brązowych oczach i jasnej karnacji.Ashley Tisdale to druga najbardziej porządana dziewczyna w szkole.Jednak ona nie zmieniła się przez jakiegoś chłopaka zawsze była taka jaka jest.Również uczy się bardzo dobrze.Z prawej strony dziewczyny kroczy równiez brunetka z brązowymi oczami jednak ta w odróżnieniu od dwóch pozostałych ma czekoladową karnację.Ona tak samo jak jej kolezanki uczy sie wyśmienicie i jest równiez tzrecią najlepszą sztuką w szkole.Niby dziewczyny są tak różnie pod każdym względem a jednak przyjaźnią się od lat aczkolwiek dopiero teraz chodzą do jednej szkoły i klasy.Mieszkają koło siebie więc znają się już od dzieciństwa.Nie mają przed sobą tajemnic a przynajmniej tak im się zdaje.Gdyż owa blondynka i dziewczyna o ciemniej karnacji ukrywają przed Vanessą swoją miłość.Ashley bowiem kocha się już od dawna w pewnym blondynie o zielonych oczach o imieniu Lucas Grabeel.Stara się tego jednak nie okazywać.Jednak ona nie jets taka jak Van nie bawi się chłopakami jeśli już ma z kimś być to tylko z miłości.Natomiast Monique kocha sie w chłopaku, który ma burzę loków na głowie zwaną też afro i który ma karnację dokładnie taką jak ona.Murzynka podobnie jak jej blondwłosa przyjaciółka boi się powiedzieć brunetce co czuje.Tak więc te trzy dziewczyny tak różne od siebie a jednak tak podobne podąrzają z dumą przez szkołę zwracajac uwagę całej męskiej części szkoły.Niedaleko nich stoją obiekty ukrytych westchnień dwóch z nich.Corbin stoi opierając się o szafke i podziwiając naszą trójcę.On sam jest po uszy zakochany w Moniq ale nie powie jej tego bo wie, ze nie ma u niej szans.Czy się myli?Obok niego stoi jego przyjaciel Lucas, który idaje niewzruszonego tą sytuację jednak w duszy murzyn wie, że aż w środku cały się trzęsie z myślą czy nie podejśc i nei wyznać Ash co czuje.Jednak podobnie jak on sam boi się reakcji dziewczyn.Wszystkich z zamyślenia wyrywa szkolny dzwonek.Pierwszy w tym roku a już tak znienawidzony. Wszyscy rozchodzą się do klas i cały korytarz pustoszeje.Sprawiając, ze po chwili nie można usłyszeć ani jednej rozmowy na żaden temat.Teraz nasz dwie brunetki i jedna blondynka siedzą na lekcji sztuki czekając aż ich nauczycielka wkońcu się zjawi.Kiedy otwierają się drzwi wsyzscy myśląc, ze wchodzi przez nie pani Darbus mówią Dzień Dobry.Jakież jednak ogarnia ich zdziwienie kiedy zamiast niej pojawia się tam blondyn o zabujczo niebieskich oczach.Od razu wpada w oko.Przystojny,blondyn,niebieskooki własnie takich lubi.Niedługo po chłopaku wchodzi nauczycielka i rozpoczyna nudnawy wykład na temat teatru.Gdy dzwoni dzwonek na pzrerwę wszyscy wychodzą z klas.Zac Efron bo tak bowiem nazywa się ten zabujczo przystojny blondyn udaje się w stronę swojej szafki.Akurat tak sie zdarzyło, ze ma szafkę zaraz koło Corbina i Lucasa a na przeciwko niego szafki mają Ashley,Moniq i Vanessa.Gdy swoim wyuczonym do perfekcji krokiem podchodzą do szafek blondyn nie może odwrócić wzroku od brunetki stojącej pośrodku.Jego spojrzenie zauważa Corbin.
C:Cześć.Corbin jestem a ty? - wyciąga rękę w stronę zdezorientowanego blondyna
Z:Eeee Zac - podaje dłon murzynowi
C:Stary jesteś tu nowy więc powiem Ci coś przyjacielu.Ona nie jest dla ciebie - wskazuje w stronę Vanessy, która niczego nieświadoma poprawie włosy i maluje usta błyszczykiem przeglądając się w lustrku w swojej szafce.Po wypowiedzianych słowach zostawia oszołomionego Zac'a na środku już pustoszejącego korytarza gdyż własnie przed chwilą zadzwonił dzwonek.Zac gdy oprzytomniał udał się na lekcje.
{1}Ja już nie umiem kochać
Przez całą kolejną lekcję Vanessa była bardzo rozkojarzona i zaprzątała sobie myśli czym innym. Myślała o nowym uczniu i o tym jak go zabajerować a potem rzucić .Przez całą historię posyłała mu uśmieszki a on je jej odsyłał. Na jej nieszczęście jej nauczyciel zauważył to iż nie myśli o lekcji kiedy zadał jej pytanie:
N:Vanesso data drugiej wojny światowej to:
V:Eeee - Van była kompletnie zaskoczona a przecież wiedziała to - nie wiem panie profesorze. Nienajlepiej się dziś czuję - o tak Vanessa umiała nieźle bajerować nie tylko chłopaków.
N:Tak właśnie widzę i dlatego usiądziesz z panem Efronem może to Cię jakoś utrzyma na lekcji a nie w kranie niebieskich migdałków - Że co? Jakim do cholery Efronem!! Ja się nie zgadzam!! Słyszy pan!! Jednak kiedy ujrzała, że obok niej siada ten "nowy" rozpromieniła się. Chłopak zauważywszy to szepnął jej do ucha
Ch:Jestem Zac - kiedy to powiedział Vanessę przeszedł dreszcz i poczuła motylki w brzuchu? Niee to niemożliwe ja już nie umiem kochać !Po tej myśli zajęła się lekcją. Gdy zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec lekcji i porę lunchu na korytarzu zrobiło się nadzwyczaj tłoczno. Teraz wszyscy kierowali się na stołówkę. Nasza trójca też miała taki zamiar jednak coś a może ktoś jej przeszkodził. Kiedy dziewczyny stały przed salą podszedł do nich Zac.
Z:Mogę porwać Vanessę - dziewczyny spojrzały na siebie ale kiwnęły głową.
A i M:To my będziemy na stołówce - powiedziały w jednym momencie i ulotniły się.
V:To co chciałeś?
Z:Pogadać?
V:Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - posłała mu zabójczy uśmiech kiedy przypomniała sobie, że się nie przedstawiła - Przy okazji Vanessa
Z:Ładne imię
V:Dzięki.To o czym chciałeś pogadać? - znów ten uśmiech
Z:Nie będę owijał w bawełnę. Umówisz się ze mną- te słowa tak zszokowały Van, ze prawie wbiło ja w podłogę .Idzie lepiej niż myślałam. No no będzie niezły ubaw. Ups chyba jeszcze mu nie odpowiedziałam.
V:Oczywiście, że tak - uśmiech
Z:Świetnie. Idziesz na lunch?
V:Jasne
Z:Idziesz ze mną?
V:Już myślałam, że nie zapytasz - po czym oddalili się na stołówkę. Zac'a jednak zastanowili wszyscy facecie w tej szkole, którzy tylko kręcili przecząco głowami na ich widok. Powiem jaśniej wszyscy Ci byli "ofiarami" Vanessy.W tej szkole każdy wiedział już jaka ona jest naprawdę i dlatego nikt już się z nią nie umawiał. Pora lunchu to ulubiony czas wszystkich uczniów w całym dniu szkoły. Dlaczego? Dlatego iż to właśnie wtedy rodzą się nowe plotki i ploteczki, Wychodzą na jaw nowe romasne i kolejne rozstania. Właśnie wtedy idzie sobie swobodnie porozmawiać. Tym właśnie było zajęte nasze trio. Dziewczyny swobodnie rozmawiały i śmiały się .Aczkolwiek Vanessa nie była szczególnie tym zainteresowana. Ona wolała posyłać ukradkowe spojrzenia i uśmieszki do Zac'a. Pod koniec przerwy wylądowała przed nią karteczka:
Spotkajmy się dziś w parku o 18
Rozglądała się po całej sali w poszukiwaniu właściciela karteczki .W końcu odnalazła idealny rządek białych ząbków i piękne niebieski oczy. Wiedziała już że karteczkę tą posłał Zac.Dzwonek obwieszczający koniec pory obiadowej a zarazm poczatek anstepnej lekcji.Trzy dziewczyny podniosły się z zajmowanych wcześniej miejsc i udały się na lekcje.tYm razem każda w inna stronę.Wszystkie trzy dizewczyny nie uważały na lekcjach.Myślały o tym samym a mianowiecie o chłopakach.Każda z nich jednak o innym.Niestety tylko dwie z nich chciały żyć miłością a trzecia tylko wykorzystać.Reszta lekcji zleciała im dość szybko.Spotkały się na korytarzu i dumnym krokiem podążały do drzwi wyjściowych ze szkoły.Pchnęły ogromne drzwi i oślepiło je żółto - biełe światło słońca, które grzało jeszcze niemiłosiernia a przeciez był już wrzesień.Założyły słoneczne okulary i poszły przed siebie.Dumne, że to za nimi odwraca się każdy nie tylko w tej szkole ale i na ulicy.
{2}Tego kwiata jest pół świata
Panika, straszna panika.Pewna dziewczyna biega po całym domu w poszukiwaniu odpowiednich części garderoby.Jej matka siedzi w pracy, siostra w przedszkolu a ona musi sama wszystko znaleźć.Już jest spóźniona a jeszcze nie gotowa.Tak właśnie się spóźnia na randkę z Zac'iem.Jak kocha to poczeka.Tak typowy ludzki objaw pocieszanie się w najgorszej sytuacji.Ta brunetka potrafiła to doskonale.Zawsze się spóźniała i zawsze sobie wmawiała, że wszyscy ją tak ubustwiają,że poczekają.Nie prawda.Zazwyczaj nikt nie czekał a ona wracała z kwitkiem.Ona jednak mogła sobie na to pozwolić.Przecież tego kwiata jest pół świata.Ona i tak chce być sama więc co za różnica.Ich strata.Wciągnęła szpilki na nogi.Ostatnie przejżenie w lustrze i już zamyka drzwi do domu i kieruje się do parku.Jej się nie spieszy.Nie zaczeka?Jego strata.Przecież tego kwiata jest pół świata.Ona i tak chce być sama więc co za różnica.Jego strata.Wolnym krokiem doszła na miejsce.Usiadła na brzegu fontanny i zanurzyła w niej swoją dłoń.Woda była chłodna wkońcu już wrzesień.Spojrzała na taflę wody, która lekko falowała pod wpływem wiatru.Z strzały amora wypływał malutki strumyczek wody, z którego zaś tworzyła się tęcza gdy padły na niego promienie słońca.Wtedy też Vanessa ujrzała w wodzie czyjeś odbicie.Było dość niewyraźne. Pomału odwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się.Nie tak sztucznie ale tak szczerze i prawdziwie.On odwzajemnił jej uśmiech i podszedł do niej
Z:Gotowa?
V:Nie bardzo wiem na co...ale tak - kolejny uśmiech i kolejny szczery.
Z:Świetnie.Chodź - pociągnął ją za ręke.Och gdyby Vanessa wiedziała prawdę.Gdyby wiedziała,ale nie wie.Nie ma zielonego pojęcia, że Zac ją wykorzysta i porzuci.Wszystko to dla jej dobra.Doskonale wiedział, że wpadł jej w oko.Dowiedział się też jaka jest naprawdę i postanowił dać jej nauczkę a przy okazji może rzeczywiście z nią być bo naprawdę mu się podobała.Jednak nie chciał z nia chodzić tydzien a potem żeby z nim zerwała.Miał plan w jego mniemaniu doskonały. Pochodzi z nią tydzien potem zerwie ona sobie przemysli i będą razem spowrotem.Nic bardziej błędnego nie mógł wymyslić.Wróćmy teraz jednak do naszej pary.
V:To powiesz mi gdzie mnie ciągniesz
Z:Hmmm a co będę z tego miał?
V:A co byś chciał?
Z:Odpowiem Ci pod koneic randki
V:Czyli się nie dowiem?
Z:Och no dobra idziemy do kina
V:Świetnie a na co?
Z:Możesz wybrać film
V:Och ale z ciebie dżentelmen
Z:Wiem
V:I przy okazji skromniś - na tym zakończyli rozmowę i w spokoju doszli do kina.Weszli do ogromnego kina i podeszli do kas nad którymi znajdował się spis filmów.Vanessa nie zastanawiała się długo nad filmem.
V:Zac? - szepnęła cicho
Z:Tak?
V:Moze by tak Mamma Mia?
Z:Jak sobie życzysz - odszedł od brunetki i powędrował w stronę kasy gdzie nie było kolejki - Dwa bilety na Mamma Mia
K:Proszę
Z:Dziękuję - wrócił do Vanessy i razem udali się po popcorn i colę a nastepnie na salę kinową.Po skończonym filmie udali się do kafejki na lody.
Z:Jakie chcesz lody?
V:Chcesz mnie utuczyć
Z:A niech to wydało się moje skryte marzenie - uśmiechnął się do niej
V:No wiesz! - udała obrażoną
Z:Przecież żartuje - kolejny uśmiech
V:Dobra.Nie umiem się na Ciebie długo gniewać.Czekoladowe poproszę - teraz ona posłała mu najbardziej zabójczy uśmiech na jaki ją tylko było stać.Teraz ta piękna para wędruje ciemnymi uliczkami oświetlanymi przez nikłe światła latarni.Wyglądają na szczęśliwych.Tacy też są.
V:Zac?
Z:Tak?
V:Wtedy powiedziałeś,że odpowiesz mi pod koniec randki co byś chciał za odpowiedź na moje pytanie
Z:A owszem
V:Więc
Z:Zastaniesz moja dziewczyną?
V:Co?? - była w totalnym szkou nie spodziewała się,że wszstko potoczy się aż tak szybko - oczywiście eee to znaczy czemu nie
Z:Świetnie - przyciągnął ją do siebie i pocałował a następnie powędrowali do jej domu trzymając się za rekę.Vanessa weszła do domu cała w skowronjkach.Zdjęła swoje buty i rzuciła je gdzieś w kąt.Poszła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko.Leżała wpatrując się w swój różowy sufit.Nagle jej uwagę przykuł różowy zeszyt.Skądś go zanła.Podesżła do niego i otwarła na ostatniej zapisanej stronie.
22 sierpien
Jestem załamana właśnie zerwał ze mną Jason.Co ja mu zrobiłam/Dlaczego ze mną zerwał?Dlaczego wolała Alice?Jakąś cheerliderkę?Teraz ja się zmienię i to ja będę ich rzucać
Doskonale pamiętała ten dzień właśnie wtedy zmieniła się nie do poznania.Właśnie wtedy stała się zimna i pozbawiona uczuć oczywiście tylko z zewnątrz bo w środku wciąż była krucha i delikatnaWzięła do ręki jakiś długopis i napisała
5 wrzesien
Właśnie zostałam dziewczyną Zac'a.Jest nowy i stał się kolejną moją zabawką.Ale czy napewno?Nie wydaje mi sie czuję się jakoś dziwnie.Jakby mi na nim zależało.Nie to nie możliwe
Odłożyła długopis i zeszycik na szafeczkę kołó łóżka i zasnęła.Zasnęła z ogromnym uśmiechem na twarzy
{3}Złudna nadzieja
Pierwsze promienie wrześniowego słońca delikatnie muskając twarz pewnej blondynki powolutku wybudzają ją ze
snu.Dziewczyna próbując się uchronić przed słońcem zakrywa się szczelniej kołdrą.Pomaga na chwilę.
Złudna nadzieja
Słońce nadal za wszelką cenę próbuje przeszkodzić jej w śnie.Nie udaje mu się.Blondynka nadal śpi.W pokoju panuje cisza jak w jakimś grobowcu.Słychać jednynie szuranie stóp na dole bądź też śpiew ptaków za oknem.Idealną ciszę przerywa znienawidozny dźwięk. Dźwięk budzika oznajmiający,że czas wstać i ruszyć do szkoły.Ręka dziewczyny wędruję w stronę przycisku wyłączajacego to urządzenie.Udaje jej się.Przewraca się na drugi bok z nadzieją na dalszy sen.
Złudna nadzieja
Szuranie na schodach i szczęk otwieranych drzwi.Tak teraz blondynka napewno się wyśpi.W drzwiach pojawia się starsza blondynka.
- Ash wstawaj natychmiast bo spóźnisz się do szkoły - dziewczyna nie reaguje na jakie kolwiek wołania.Matka postanawia uzyć innych środków.Bardziej radykalnych środków.Podchodzi do dziewczyny i bezczelnie zdejmuje z niej kołdrę.
- Mamo daj jeszcze pospać - dziewczyna spoglada na matkę z nadzieją
Złudna nadzieja
- Nic z tego.Wstawaj - wszystkie nadzieje zostają rozwiane.Matka rzucając kołdrę w kąt wychodzi z pokoju i po chwili słychać jej kroki coraz ciszej.Blondynka zwija się w głębek i śpi dalej.Taką przynajmniej ma nadzieję.
Złudna nadzieja
Zamyka powieki z nadzieją na dalszy sen.Ponownie coś przerywa ciszę panującą w pokoju.Tym razem to dźwięk esemesa.Dziewczyna wyłącza telefon.
Złudna nadzieja
Udało się blondynka wstaje z łóżka.Kieruje się w stronę łazienki.Staje przed lustrem i odkręca kórek z zimną wodą.Nabiera jej w swe ręce i zanurza głowę w rękach z nadzieją,że to ją wybudzi.
Złudna nadzieja
Zakręca wodę i ręcznikiem wyciera twarz.Wraca do pokoju i wchodzi do szafy z nadzieją,ze może tu uda się jej jeszcze zdrzemnąć choć na chwilę
Złudna nadzieja
Wybiera wszystkie rzeczy potrzebne do ubrania się w miarę normalnie.W miarę jak na zaspanego człowieka.Ma już wszystko.Teraz jeszcze tylko buty.Podchodzi do miejsca gdzie pwinny leżeć jej nowiutkie szpilki od Prady z nadzieją,że choć raz jej buty będą na miejscu.
Złudna nadzieja
- Matt - rozlega się krzyk, który mógłby zbudzić umarłego - Gdzie są moje buty!! - po chwili kolejny raz tego dnia słychać szuranie botów na schodach.Kolejny raz tego dnia słychać szczęk otwieranych drzwi i kolejny raz tego dnia do pokoju blondynki wchodzi jakaś osoba.Tym razem jednak jest nią wysoki i dobrze zbudowany blondyn z niebieskimi oczami.Niewątpliwie jest bratem tejże dziewczyny.
- A skąd ja mam wiedzieć?To nie moje buty tylko twoje - głupi uśmieszek doprowadzający brązowooką do totalnej furi
- Och nie udawaj,że nie wiesz skoro sam je schowałeś - kolejny raz tego dnia słychać krzyk w tym domu.Teraz ta blondynka już nie ma nadziei na jakiś sen.Została z niego już totalnie wybudzona
- Ja? - głupie pytanie i głupi mina
- Nie ja - prychnięce wkurzonej blondyny.Jeszcze chwila a napewno spóźni się do szkoły.Nie mówiąc o tym,że jeszcze chwila i komuś zrobi krzywdę.
- No własnie to po co mnie pytasz? - znów głupie pytanie i nadzieja na szybka poprawę.
Złudna nadzieja
- Och oddaj mi moje buty w tej chwili a jak już je przyniesiesz to wynoś się z mojego pokoju - o tak była wkurzona.Kochany braciszek?Chyba jakiś podrzutek.Co rano robił jej dowcip z butami.Przestało ją już to bawić o ile wogóle kiedyś ją to bawiło.
- Oj siostra drętwa się zrobiłaś - blondyna nie wytrzymała rzuciła w chłopaka poduszką.Jednak nie trafiła bo temu zdąrzyło sie już zwiać.
- Uchh.Jak ja go nie cierpię - prychnięcie dziewczyny.Kolejne już tego dnia
- Słyszałem - znowu poduszka w locie i znowu udało mu się zwiać.Tym razem jednak przyniósł buty swej siostrze.Czy kiedykolwiek mu się znudzi zabawa z siostrą?Nie.Napewno nie proste pytanie i prosta odpowiedź.Co z tego ,że był starszy?Co z tego,że był mądrzejszy?Co z tego,że nie wypadało?Nic z tego.On uwielbiał ją drażnić.On uwielbiał kiedy się złości.O tak kto się czubi ten się lubi.Kilka przecznic dalej usmiechnięta murzynka wstaje z łózka.O tak ta dziewczyna nigdy nie ma takiego problemu jak jej blond włosa koleżanka.Zdążyła posłąc jej esemesa.Doskonale wiedziała jak jest u niej co rano. Doskonale wiedziała, że teraz zapewne kłóci się z bratem o własne buty.Ona jednak nie miała rodzeństwa.czasami tego żałowała.Jednak z drugiej strony jakby miał byc taki jak brat Ashley to chyba woli go nie mieć wcale.Już ubrana i gotowa na podbój szkoły zeszła na dół.Udała się do kuchni gdzie zastała własną matkę przygotowywującą śniadanie.
- Cześc mamuś - całus w policzek.Rutynowa sprawa co ranka w tym domu
- Cześć córuś.Siadaj zaraz będzie śniadanie - dziewczyna zajmuje swoje stałe miejsce przy stole.Chwilę póżniej lądują przed nią grzanki z dżemem.Rutynowe śniadanie w tym domu.Po skończonym śniadaniu odstawia talerz do zmywarki.
- Pa mamo.Będę koło 16 - całus w policzek i ostatnie przejżenie w lustrze.Rutynowe zajęcie w tym domu.Teraz obie dziewczyny szły z uśmiechami na twarzy i z pytaniem kłębiącym się w głowie.Czy dziś się coś wydarzy?Obie dziewczyny z nadzieją,że wreszcie uda im sie powiedzieć tej trzeciej o swoich sekretach.
Złudna nadzieja
Obie z nadzieją,że to może właśnie dziś spełnią się ich marzenia.Obie spotykają się na przecięciu trzech uliczek by później iśc razem do szkoły.Dziś tylko we dwie.Bez swojej koleżanki, która od wczoraj ma chłopaka.Kolejnego, którego wykorzysta.Kolejnego, który padł jej ofiarą.Może tym razem to cos dłuższego?Nadzieja matką głupich
Złudna nadzieja
Może tym razem nie będzie tak jak zawsze?Może tym razem będzie inaczej?Może tym razem ona znów się zakocha?Może tym razem to on rzuci ją?Może tym razem to on ja wykorzysta?Może tym razem ona wreszcie zrozumie swój błąd?Może tym razem zmieni się na dawną siebie?Tyle pytań i wszystkie bez odpowiedzi.Nadzieja matką głupich tak?I co z tego gdyby nie nadzieja nie było by nas.Nie było by wszystkiego.Nic by się nie liczyło.Bo zawsze jest nadzieja.Na co?Na wszystko na lepsze jutro,na lepsze życie, na lepsze zdrowie.Na wszystko.Podobnie jak te dwie dziewczyny do szkoły zmierza dwóch chłopaków i podobnie jak ona spotykaja się zawsze na przecięciu trzech uliczek.Jednak ich idzie zawsze tylko dwóch.Może jednak to wszystko się zmieni?Może teraz będzie ich trzech?Tak niewatpliwie tą trzecią uliczką na zawsze podąrzać będzie teraz ten nowy blondyn niebieskooki.Teraz jednak szło ich dwóch zupełnie tak jak one.Dlaczego?Bo ten blondyn od wczoraj ma dziewczynę.Z nadzieją ma miłośc?Z nadzieją na to, ze ją odmieni?Z nadzieją na to,że pokocha?Z nadzieją, że ona odwzajemni?Z nadzieją, ze znów stanie się dziewczyną,jakiej pozazdroszczą wszyscy?Och ta nadzieja...
Złudna nadzieja
Te dwa duety spotykają się przy wejściu do szkoły.Dziewczyny słyszą:
- Cześć - kiedy lokalizują źródło dźwięku.Obie z uśmiechami na twarzy mają zamiar odpowiedzieć swym skrytym miłościom.Jednak w oddali zauważają chłopaka podążającego z ich przyjaciółką za rękę.Znowu nie mogą zrobić tego co chcą.Znów muszą unieść się dumą.Znów muszą odejśc kiedy tak bardzo chcą zostać.Odwracają się na pięcie i wchodzą do szkoły.Zauważając ogromny uśmiech na twarzy tamtej brunetki, z tego, że zachowały się tak jak powinny.Co z tego, że one chciały zostać kiedy musiały odejść?
- Widzisz znowu nas olały - odzywa się zielonooki
- Tak i co z tego?
- Co z tego?Co z tego? - zaczyna krzyczeć - to z tego, ze mamy zamiar się z nimi umówic a one nas spławiają!!To z tego!!
- Głośniej sie nie da?? - obok nich przechodzi brunetka z Zac'iem nawet nie zaszczyczajac ich spojrzeniem.Jednak jej chłopak nie ma takiego zamiaru i puszcza jej rękę podchodząc do chłopaków.Ona stoi wkurzona, że tak ją olał.I to dla kogo?Dla jakiś totalnych idotów.Zdenerwowana odwraca się na pięcie i idze w kierunku szkoły.A Zac?Zac ma to gdzieś .
- Siema - podchodzi do dwóch chłopaków
- Stary czy ty własnie olałeś swoją pannę - odzywa się murzyn
- Hmmm taa i co z tego?
- To z tego,że ona Cię tak łatwo nie odpuści przez pierwszy tydzień a potem z tobą zerwie tak jak z kazdym - wchodzi w słowo Lucas
- I to równiez jej się nie uda.Bo ja mam plan co do niej
- To jednak wziąłeś sobie moje słowa do serca? - pyta z nadzieją Corbin
Złudna nadzieja
- Powiedzmy..
- Co znaczy powiedzmy
- Och dowiecie się w swoim czasie.Teraz ja wam coś poradzę i radze dobrze mnie posłuchać.Nie czekajcie dłużej bo im dłużej zwlekacie tym dłużej ona je zniewala
- Jaka ona?Jakie je? - Lucas nie zakumał o co kaman
- Matko do was jak do dzieci.Vanessa ma kontrolę nad Ash i Moniq i jesli będziecie dłuzej zwlekac to możecie o nich zapomnieć!!
- Skąd ty wiesz?..
- Ślepy ni jestem.Jeszcze jedno one też na was lecą
- Sk..
- Widziałem to dziś rano gdyby nie ja i moja dziewczyna - na te słowa usmiechnął się chytrze - to by wam odpowiedziały.Teraz wybaczcie ide udobruchać moja brunetkę - odszedł
- To nara - rzucili za nim - stali w totalnym szoku.To tak widać?Widać,że na nie lecą?Oni mieli nadzieję,że nikt nie zauważy
Złudna nadzieja
Z szoku wyrwał ich dzwonek obwieszczający poczatek lekcji.Pospiesznie a właściwie biegiem rzucili się do sal.Zdążyli na czas.Kolejny już tego dnia dzwonek.Niby taki sam a jednak tak inny od poprzedniego.Tamten oznajmiał czas najbardziej znienawidzony a ten tak ukochany.Tamten obwieszcza lekcję ten przerwę.Przewciwieństa.Lecz czyż to własnie nie one się przyciągają?
Złudna nadzieja
Korytarz powolutku sie zapełnia.Coraz więcej uczniów opuszcze swe sale lekcyjne i udaje się pod kolejne.Dwóch chłopaków stoi pod szafkami i zastanawia się czy to właśnie nadszedł ten momęt czy też jeszcze nie.Pierwszy odważył się Corbin. Podchodzi do dziewczyn.
- To gdzie poszła
- Sory,że przeszkadzam - dziewczyny odwracają się na wszystkie strony i oglądają czy gdzieś nie ma Vanessy.Dopiero teraz odpowiadają
- Nic się nie stało.A chciałeś coś?
- W sumie nie ale jednak tak - odpowiada zmieszany
- To tak czy nie - pyta blondyna
- Tak
- Wiec - tym razem murzynka zadaje pytanie
- Chciałem Cię porwać - zwraca się do murzynki
- No jasne nie ma sprawy - odpowiada blondyna - no idź a moze cię wreszcie zaprosi - szepce Moniq na ucho.W duchu jednak jej zazdroszcząc bo Lucas się nie odważył i już pewnie nie ma nadzieji
Złudna nadzieja
Dwójka murzynów odeszła i blondynka została sama przy szafkach.Z smutną miną odwraca się do swojej przerwanej czynności a mianowicie do układania książek.Wtem czuje czyjąś rękę na ramieniu.To zapewne Vanessa
- No co jest Van
- Eee to nie Van - słyszy ten głos.Odwraca się z nadzieją, że ujrzy tam tego, którego ma nadzieję tam zobaczyć.Znów ta nadzieja, ta która nam nie daje bez siebie żyć.Po co ona nam?Po to byśmy się tylko zawodzili?Czy też po to byśmy się nie poddali?Tym razem ona jednak ma szczęście
- Chciałem Cię o coś zapytać
- Tak?
- Pó...óóójdzieszzzz ze mną na randkeęęę? - jąka się.Jednak wypowiedział te słowa.Wypowiedział je.Teraz pozostaje nadzieja na odpowiedź taką jaką liczy.Tyle czasu na to czekała a teraz co zamurowało ją.
- Tak z przyjemnością - promienny uśmiech
- Świetnie wpdanę po ciebie o 18
- Acha okej pa - gigantyczny uśmiech i powrót do przerwanej czynności.Niedaleko tej pary inny chłopak ma zamiar powiedziec dziewczynie dokładnie to samo.Ma nadzieję na to,że się zgodzi
Złudna nadzieja
- Moniq - zaczyna niesmiało rozmowę
- Tak? - pyta dziewczyna z nadzieją na te słowa także wyczekane przez ten czas
- Nie bedę owijał w bawełnę.Umówisz się ze mną? - zatkało ją.Tyle czasu czekała a teraz co?
- Tak wiem nie mam na to co liczyć - oddala się załamany
- No jasne,że się z tobą umówię - chłopak odwraca sie z uśmiechem jednak już chwilę później w jego oczach widać przerażenie.Nadzieja.Tylko dzięki niej udało im się tyle przetrwać a teraz ona spełniła ich marzenie by po chwili prysło jak bańka mydlana?Nawet nie zdążyli sie nią nacieszyć a jej już nie ma.
Złudna nadzieja
- Że co??Ty się z nim umawiasz??Z kim? - o tak Monique doskonale znała ten głos.Tym razem to brunetka puszcza dłoń blondyna a ten z zadowoloną miną podchodzi do Corbina i oddalają się zostawiając bieg wydarzeń samemu sobie.
- Ale o co Ci chodzi?
- Moniq umówiłam się z Luc... - blondyna, która spieszyła z tą wiadomością do swojej przyjaciółki natychmiast ucicha gdyż zauważa ta trzecią na swej drodze.
- Więc ty też?
- Ale co ja? - udaje głupia mając nadzieję, ze ona się nie połapie
- Obie się z nimi umówiłyście?
- Wiesz co Van powiem Ci coś - odważa się murzynka ale widząc groźne spojrzenie brunetki umilka.Inicjatywę przejmuje natomiast ta druga
- Tak powiem to bo mam już tego dość.To,ze ty wszystkich masz za śmieci i z nikim nie chodzisz dłużej niż tydzień.Twoja sprawa ale nie broń nam miłości.My nigdy nic nie mówiłyśmy.Dłużej nie będziemy milczeć.Ty rób co chcesz i anm na to pozwól.Zawsze Cię wspierałyśmy w twoich decyzjach więc ty wesprzyj nas i w naszych.Koniec tego - po czym chwyta murzynkę pod ramię i oddalają sie bez jakiegokolwiek słowa od Vanessy.Ta stoi na środku korytarza z nadzieją,że Zac tego nie słyszał a po jej policzku spływa jedna srebrna łza
Złudna nadzieja, która prysła jak bańka mydlana.
{4}One nadal spotykają się na przecięciu trzech uliczek
Z otępienia wyrwał ją kolejny dzwonek.Kolejny i kolejny tak inny od poprzednich.Otarła łzy rękawem i skierowała się już po pustym korytarzu do sali lekcyjnej.Zdążyła na czas.Nauczycielki jeszcze nie było.Na całe jej szczęscie.usiadła tym razem w ostatniej ławce w rzędzie pod oknem i wsparła głowę na ręce patrząc w okno.Sama nawet nie wiedziała kiedy przestała słuchać wykładu nauczycielki.Ona myslała o tym co stało się na korytarzu i o tym jak sie poznały.
Trzy dziewczynki spotykające się na skrzyżowaniu trzech najbogatszych uliczek Albuquerque.Różnia się do siebie dosłownie wsystkim.Jednak są do siebie podobne pod jednym względem wszystkie są w tym samym wieku.
- Cześć jestem Vanessa a wy? - odzywa się jako pierwsza brunetka o jasnej karnacji
- Ja Ashley a ty? - odpowiada blondynka
- Ja mam na imię Monique - mówi murzynka
- Gdzie idziecie? - pyta Van?
- Do szkoły a ty?
- Ja też.To może pójdziemy razem?
- No jasne
Wszystkie kierują się w stronę szkoły.Przechodzą dumnie przez ogromne drzwi jak na podstawówke.Przemierzaja korytarz z dumnie uniesionymi głowami.Co z tego,że sa najmłodszym rocznikiem.Dumnie kroczą przes korytarz dla nich nici nie jest straszne.Rozdzielają się na sali i każda siada w innej ławce.Rozpoczyna się apel.Dyrektorka przedstawia wychowawców pierwszych klas i parę innych spraw.Sala pustoszeje a zapełnia się korytarz.Każdy rocznik wymieszany z każdym a wsród nich nasze 3 dziewczynki.Vanessa udaje się pod salę gdzie spotyka dopiero co poznane koleżanki.
- Wygląda na to,że jestesmy razem w klasie - zaczyna rozmowę
- Chyba tak - podejmuje temat blondynka
- Tak,Świetnie, wchodzimy do klasy - kończy muszynka i wchodza do klasy
Na to wspomnienie po policzku brunetki spłynęła jedna kryształowa kropelka.Dla innych niewiodoczna a dla niej tak ważna.Dla innych nie zauważalna a dla niej tak bolesna.Minęło 10 lat a one nigdy się nie kłóciły.Minęło 10 lat a one nadal tak wchodza do szkoły.Minęło 10 lat a one nadal spotykają sie na przecięciu trzech uliczek.
Kolejny początek.Nowy poczatek.Trzy najlepsze przyjaciółki przekraczają po raz pierwszy próg liceum.Dumnie i z wdziękiem podążają na apel rozpoczynający.Wchodza na salę a wzrok wsyzstkich chłopaków kieruje się na nie.Im to nie przeszkadza -przywykły.Nawet powiem,że gdyby wszyscy tak nie zareagowali mogły by pomyśleć,że coś jest nie tak.
Kolejna kryształowa kropelka stacza się po brzoskwiniowym policzku a w sercu brunetki na zawsze zostaje wyryta kolejna rana.Czuła sie tak jakby jej serce ktoś pokroił na kawałeczki i porozrzucał na wszystkie strony świata
- Aaaaaa dziewczyny nie uwierzycie co się stało
- Mów szybko co!!
- Jason zaprosił mnie na randkę!! iiiiiiiiiiiiiiiiiiiii - po obu stronacha wałaściwie po trzech stronach słychac pisk dziewczyn.
Kolejne bolesne wspomnienie i kolejne łzy spływajace po policzkach Vanessy.Nie przejmowała się ,ze klasa na nią dziwnie patrzy.Wtedy czuła się najszczęśliwaszą dziewczyną na świecie.Teraz każde jego wspomienie budzi żal w jej sercu tak ogromny,że chciałaby nic nie czuć.
- Hlip....Jason........on.....ze.......mną.......zerwaaaaaaaaaaaaaaaaał - płacz i wielka rozpacz ogarnęła brunetkę
- Nie płacz zaraz będziemy - odłożona słuchawka i jeszcze więcej łez
Od zawsze trzymały się razem.Zawsze ja wspierały a ona?Ona zabroniła im miłości?Czemu bo sama chciała kochać i być kochana!!??.Nie wytrzymała rozpłakała się i wybiegła z klasy nie bacząc na wołania pani i dziwne spojrzenia uczniów. Niewątpliwie był to dzien, który zmienił wszystko.Zmienił ją a był to tylko głupi facet.Moze i głupi ale ona go kochała.Była w stanie zrobić dla niego wszystko a on ja tak potraktował.Wbiegła do łazienki i zamknęła się w jednej z kabin osuwając sie po drzwiach.Płakała cały czas płakała a obiecała sobie,że już nigdy nie uroni ani jednej łzy przez nikogo!!A jednak znów płacze.Płacze nad sobą i nad swoim losem.Nie wiedziała ile czasu już tam siedzi.Z otepienia wyrwałą ją dzwonek obwieszczający przerwę.Kolejną już tego dnia przerwę.Wstała z podłogi i już po chwili w łazience dało się słyszec szczęk otwieranego zamka w drzwiach łazienkowych.Podeszła do lustra i ochlapała twarz zimną woda zmywając resztki już i tak rozmazanego makijażu.Nie obchodziła ją to,że wygląda teraz jak potwór.Nie ona wcale tak nie wyglądała.Wyglądała ślicznie.Tak naturalnie jak chyba jeszcze nigdy w liceum.Od samego jego poczatku sie malowała.Wyszła z łazienki ze spuszczona głową miała zamiar udać się do swojej szafki.Szła nie patrzac przed siebie nagle poczuła,że w coś uderza i pada na ziemię
- Przepraszam zamyśliłam się
- Nic nie skzodzi - w jej kierunku wędruje ręka chłopaka.Podnosi wzrok i widzi chłopaka.Tego chłopaka, dzięki któremu cząstak dawnej Van powróciła.Chwyta rękę Zac'a a ten zdziwiony podnosi ją.Kiedy Vanessa staje na własne nogi rzuca mu się na szyję mówiąc ciche
- Jestem idiotką.Największa idiotką na świecie
- Nie myszko wcale nie - o tak czysta gra.Jednak czy aby napewno?Nie zdecydowanie nie Zac coś do niej czuje i to go przeraża.Nie wie czy będzie miał siłę z nią zerwać.Najchętniej zrobiłby to teraz ale doskonale wiedział,ze ona pokłóciła się z Ash i Moniq i bez względu na wszystko nie chciał jej już bardziej ranić.
- Chodź idziemy do twojej szafki. - chwyta dziewczynę za rękę i prowadzi ja dumnie przez szkołę.Czysta gra pozrów ale czy aby napewno?Dochodzą do szafki i widzą dwie roześmiane dziewczyny.Na ten widok po raz kolejny tego dnia po polczku brunetki spływa kryształowa łza, która zostaje natychmiast starata przez dłoń blondyna
- No idź powiedz im to.Zrozumieją - szepcze jej do ucha i przy okazji dodaje odwagi.Vanessa wacha się jeszcze chwile ale w końcu zdobywa się na odwagę i podchodzi do dziewczyn
- Musze wam cos powiedzieć - zaczyna a dziewczyny zachowują się tak jakby wogóle jej tam nie było.
- Ash szłyszałaś coś?
- Nie Moniq a ty?
- Nieee - odwracaja się spowrotem w kierunku szafek a Vanessa stoi zszokowana.O nie, nie na taką zniewagę to ja sobie nie pozwolę!!Teraz to one przegięły mam tego dość a ja chciałam je przepraszać!!
- Wiecie co teraz to ja wam coś powiem!!Nie obchodzi mnie czy chcecie tego słuchać!!Wysłuchacie mnie i tyle!!Przyszłam tu z zamiarem przeproszenia was ale teraz?Teraz to napewno tego nie zrobię.Wiecie co róbcie sobie co chcecie chciałam wam powiedziec ze bede was wspierwac w waszych zwiazkach bo mnie w koncu tez przytrafilo sie cos niesamowitego - dodala ciszej spogladajac w kierunku Zac'a - ale teraz nie liczcie na mnie wcale.Zarzuciła włosy do tyłu i podeszła do Zac'a chwytajac go za rękę i odchodząc.Ten jednak zdołał złapac pytające spojrzenia dziewczyn zanim zostala odciagnety sila.Przez reszte dnia Vanessa chodziła jak bomba.Nikt nie miał ochoty je podpaść ani nawet do niej zagadać.Ostatni dzwonek tego dnia i wybawienie uczniów.Wreszcie moga udac sie do domów!Vanessa stała własnie przy szafce wkladajac tam ksiazki kiedy podeszly do niej dwie dziewczyny:
- Van teraz to my zachowałyśmy się jak idiotki.Przepraszamy - zrobiły skruszone minki i Vanessie od razu zmiękło serducho.Rzuciła im się na szyję i znów wszystko było tak jak dawniej
- A z Zac'iem to coś poważniejszego czy kolejny przelotny romans?
- Wydaje mi się że się w nim zakochuje - oddaliły się w kierunku drzwi.Nie miały pojęcia,że ich rozmowe słyszał wyżej wymieniony blondyn.Jego plan zaczał działac i posunał sie aż za daleko gdyż on rownież zaczynal zakochiwać się w tej brunetce.Koniec tego musi dziś z nią zerwać.Z takim postanowieniem wyszedł ze szkoły
{5}To koniec
Pewien blondyn o niebieskich oczach siedział smętny na parapecie okna w swoim pokoju rozmyślając.Rozmyślając nad swoim życiem i nad Vanessą.Tak nad Vanessą.Niby nie znał jej długo lecz coś go ciągnęło w jej stronę.Nie znał jej długo jendak czuł z nią jakąś więź.O tak niewątpliwie teraz to wie on się w niej zakochał.Zakochał na zabój ale....No właśnie zawsze jest jakieś ale.Czemu tak musi być?Czy nic nigdy nie może się układać po naszej myśli.Dlaczego życie nie jest romantyczną i szczęśliwa historią z happy endem?Dlaczego zawsze musi się coś stać?Tak jego ale polegało na tym,że był przekonany, że jeżeli on z nią nie zerwie dziś to ona zerwie z nim jutro.
- Echhhh - westchnął i zszedł z parapetu ustępując miejsca kroplom deszczu, które odzwierciedlały jego nastrój.Wziął swój telefon.
Spotkajmy się za 15 min w parku koło twojego domu
Zac
Wpisał dobrze znany już sobie numer.Chwile się wachał ale jednak wcisnął Wyślij i esemes powędrował do pewnej brunetki,która niczego nieświadoma oglądała w domu telewizję.Odłożył telefon na szafkę i wrócił na wcześniej zajmowane przez siebie miejsce.Niedane mu jednak było długo czekać gdyż wyrwał go z zamyślenia dźwięk przychodzącej wiadomości.Ponownie zszedł z parapetu i wziął do ręki telefon.Przeczytał treść wiadomości i schował go do kieszeni.po czym wyszedł z domu.
***
Vanessa siedziała w domu nie przeczuwając co się szykuje.Była szczęsliwa,że jest z Zac'iem czuła,że na nowo zaczyna kochać.Była pewna,że dzięki niemu uda jej się wrócić do normlaności.Z tego zamyślenia wyrwał ją dźwięk komórki.Wzięła ją do ręki i już po chwili odpisywała nadawcy
No jasne nie ma sprawy już idę
Twoja Ness ;*
Odłożyła telefon na kanapę i poszła do swojego pokoju po jakąś bluze gdyż pogoda za oknem nie była ciekawa.Sczerze mówiąc w taka pogodę psa żal z domu wyrzucić.Chwyciła torebkę, uprzednio wrzucając tam telefon i opuściła dom.Szła uliczkami podziwiając deszczowy krajobraz.Na jej szczęście w tym momęcie nie padało więc swobodnie mogła iść bez parasola.Po paru minutach doszła do parku.Już z daleka widziała swojego chłopaka czekającego na nią.Och gdyby tylko wiedziała co się zaraz stanie na pewno nie miała by takiego szerokiego uśmiechu na twarzy.Podeszła do niego.
- Cześć kocha - zaczęła jednak chłopak jej przerwał
- To koniec - je mina zmieniła się raptownie
***
Niedaleko parku inny blondyn szedł z gigantycznym bananem na twarzy.Wreszcie spełniło się jego marzenie.Ogromne marzenie.Czekał na ten dzień już od ładnych paru miesięcy a teraz wreszcie nadszedł.Nadszedł dzień w którym odważył się zaprosić na randkę dziewczynę,która mu się podobała.Zmierzał w stronę jej domu.A jeśli przy jej domie jesteśmy to trwało tam teraz ogromne zamieszanie!
- Matt!! - krzyk blondynki było słychać w całym domu, na całej ulicy i w ogóle chyba w całej okolicy.
- Co znowu? - do pokoju wpada blondyn o orzechowych oczach
- Jak to co?Jak to co??MOJE BUTY - drze się dalej
- Dzieci spokojnie - do pokoju wchodzi starsza blondynka o równie orzechowych oczach jak ta młodsza - Matt oddaj siostrze buty.Bo to naprawdę już się przestało robić śmieszne!Ashley a ty tak nie panikuj!
- Tak jest mamo - usłyszała jeszcze zanim opuściła pokój córki
10 minut później w tym domu rozległ się dzwonek do drzwi.Otworzył ja Matt
- Cześc ty pewnie jesteś Lucas?
- E tak a ty?
- Matt brat Ashley
- A fajnie Cię poznać.Nie wiedziałem,że ona ma brata.
- Nie dziwię się moja siora nie opowiada o mnie zbyt dużo.Właź stary bo zanim ona zrobi z siebie człowieka minie trochę czasu - chłopak zaczął się śmiać
- Matt jak ja Cię dopadnę to.... uchh - dało się słyszeć krzyk blondynki dochodzący ze schodów
- O wilku mowa - wykrztusił przez śmiech
- Wyglądasz ślicznie - wyrzucił z siebie Luc kiedy ujrzał blondynkę
- Dzięki - zarumienina się
- Och jaka śliczna scena aż..
- Matt chodź tutaj natychmiast - wszyscy usłyszeli wołanie Mischy(matki Ashley)
- Idę - krzyknął w stronę kuchni po czym zwrócił sie do blondynki - no to was opuszczę gołąbeczki - i z szelmowskim uśmiechem na twarzy opuścił pokój
- To co idziemy? - odezwał sie Lucas
- Tak jasne tylko wezmę torebkę - i opuścili dom
Dwie godziny pózniej ta para siedziała sobie w kawiarence wesoło gaworząc.Właśnie wyszli z kina i teraz poslzi na jakies lody czy ciacho
***
Nie byli oni jedyną taką parę.W innej kawiarence gdzieś w środku centrum siedziała pewna murzynka z murzynem
- Moniq - zaczął murzyn
- Tak Corbin? - odezwała się cicho brunetka
- Zostanieszmojadziewczyną? - wydusił z siebie na jednym wydechu
- E że co? - inteligentne słowa oj nie ma co
- Zapytałem czy zostaniesz moją dziewczyną - uff nareszcie to powiedziała a murzynka usmiehcnęła się do siebie
- No jasne
***
Rozmowa pary blondynów trwała w najlepsze aż w końcu chłopak odwarzył sie zadać to pytanie
- Ashley będziesz ze mną chodzić? - blondynke zatkało.Tyle na to czekała a teraz nie jest pewna czy tego chce!
- E tak
- Świetnie a teraz chodź bo jak nie odstawię Cię do domu na czas twój tata chyba mnie udusi - na co blondynka tylkos ie zaśmiała i ruszyli deszczowymi uliczkami do domu Ashley.Czas kiedy byli razem leciał im tak szybko,ze nawet nie zauważyli kiedy byli na miejscu
- To dobranoc
- Tak dobranoc Lucas - i wtedy chłopak odważył się ją pocałować po czym rzucił krókie - pa - i już go nie było.Natomiast blondyna weszła do domu cała w skowronkach
***
Cofnijmy się jednak trochę w czasie i wróćmy do sytuacji z parku
- Że co?
- To koniec. Zrywam z tobą - i odszeł zostawiając ją na pastwę losu i pastwę deszczu, który właśnie zaczął padać.Po jej brzoskwiniowym policzku spłynęła jedna łza a za nią następna i kolejna aż w końcu rozryczała się na dobre.Obiecała sobie, ze juz nigdy nie będzie płakać a zwłaszcza przez chłopaka.To postanowienie złamała już tyle razy,że sama nawet nie wie ile!Teraz znowu płacze i znowu płacze przez chłopaka!A ona głupia myślała,że ją naprawdę kocha.Ona głupia myślała,że to właśnie on pomoże się jej zmienić.Ona głupia myślała,że ta historia będzie miała happy end.To on pomógł jej znowu kochać.Tak własnie znowu potrafi kochac i już o tym wie.To właśnie napawa ją największym strachem,że on znów nauczył ją kochać.Nie koniec tego!!Nie będę się mazać przez jakiegoś faceta!Ale za to jakiego - przemknęło jej przez myśl Nie koniec tego.Od dziś zero chłopców!!Z takim poistanowieniem ruszyła do domu a po jej policzkach nadal spływały łzy niepohamowanym wodospadem!
{6}She's got a smile taht I'd die for
Słońce powoli wschodzi budząc wszystko do życia.Pierwsze ptaszki budzą sie ze snu i zaczynają radośnie ćwierkać.Puste dotąd ulice zaczynają pomału żyć własnym życiem.Gdzie niegdzie widać jakiś samochód na ulicy czy też kogoś śpieszącego do pracy.Jest jednak osoba, która nie ma najmniejszej ochoty dziś wstać a codopiero iść do szkoły.Ta osobą jest piękna brunetka o czekoladowych oczach, która teraz wygodnie śpi nie bacząc na to co dzieje się na wyciągnięcie ręki.Tak można powiedzieć ,że śpi snem kamiennym, jednak to nieprawda.Zasnęła całkiem niedawno gdyż całą noc płakała.Obiecała sobie,że już nigdy więcej nie będzie płakać jednak znów to robiła.Płakała, ale płakała nie nad tym,że Zac ją rzucił tylko nad sobą.Dzięki niemu jej serce pokryte z zewnątrz lodem a w środku tak kruche i delikatne znów uzewnętrzniło tak długo skrywane uczucia.Vanessa kryła je za maską obojętności i nieczułości ale teraz lód stopniał i dziewczyna wie,że może kochać.Tego własnie obawiała się tyle czasu gdyż jedyną osoba jaką pokochała była osoba,która tak bardzo ją skrzywdziła a był nią Jason.Teraz znów została skrzywdzona.Tym razem wyciągnęła z tego wnioski i tym razem boi się pójść dziś do szkoły gdyż wie że maska za jaką dotąd się kryła zniknęła bezpowrotnie.Jej gra została wkońcu przez kogoś rozegrana do końca.Jej gra zostala przez kogoś zakończona z fatalnym dla niej skutkiem.Wszystko co dobre szybko się kończy i tak też stało sie z Vanessą gdyż wyłączając budzik myślała,że jeszcze trochę pośpi.Nistety nie ma sie zawsze tego co się chce!Uświadomiły jej to kroki na schodach oznaczające to,że jej rodzicielka właśnie tutaj zmierza z zamiarem obudzenia jej.Nakryła się jeszcze szczelniej kołdrą i udawała,że śpi
- Vanessa wstawaj.Wiem,że nie śpisz - dzwięk słów matki sprawił iż rozwiały się wszelkie nadzieje brunetki na to aby dziś nie iść do szkoły i pozostać w łózku tam gdzie nikt jej nie znajdzie.Najwolniej jak tylko umiała zwlekła się z łóżka i poszła do łazienki.Gdy tylko spojrzała w lustro przestraszyła się samej siebie.Wyglądała strasznie na całej twrarzy resztki makijażu z zaznaczony torem po spływających łzach.Każdy włos sterczący w inną stronę.Szybko nałożyła nowy starając się ukryć zmęczenie i przeżycia wczorajszego wieczoru.Włosy związała w kitke i wróciła do pokoju by się ubrać.Piętnaście minut później szła już do szkoły.Nie miała ochoty nikogo widzieć.Nie ma się co dziwić skoro nie tylko wyglądała okropnie ale i okropnie się czuła. Szła wolnym krokiem mijając przechodniów na chodniku jednak nie zważała na to,że co chwile kogoś trącała reka.Ona szła pogrążona w swoich myslach.Cóż się dziwic każdy w swoim życiu dochodzi do takiego momętu kiedy musi stanąć na rozstaju dróg i wybrać, którą chce podążać.Vanessa do takiego momętu właśnie doszła i musiała wybrać. Jej wybór będzie uwidoczniał się w całym jej przyszłym życiu.Wiedziała,że teraz pozostała jej tylko jedna droga.Niestety ta której tak bardzo cały czas się bała.Niestety ta droga przed którą cały czas uciekała.Teraz już nie ma dokąd uciec musi stawić temu wszystkiemu czoła.Doszła przed szkołe i stanęła w miejscu.Wydawało jej się,że zatrzymała się w czasie a ludzie mijajacy ją idą do przodu a ona jedna zostaje w tyle.Sama bez nikogo.Sama ze swoimi troskami i problemami. Odetchnęła głęboko i weszła do szkoły.Przeszła kawałek kiedy zobaczyła to czego tak się obawiała.Stał tam na końcu korytarza.Nie mając wogóle pojęcia o bójce toczącej sie w sercu brunetki na jego widok.Stał tam z kumplami razem z tym swoim uśmiechem.Tym który pokochała.Stał tam on ze swoją fryzurą i tymi lazurowymi oczami, w których każada dziewczyna chciałaby zatonąć.
*He's got a smile that I'd die for
Jej humor jeszcze bardziej sie pogorszył.W tym momęcie powróciło coś z dawnej Van i szła dalej swoim postawnym krokiem.Nadszedł ten momet w którym miała go minąć.Udało się bezbłędnie.Przeszła obok blondyna nie zaszczyczając go nawet spojrzeniem i dumnym krokiem podąrzyła do sali lekcyjnej.Zaraz po dzwonku do sali weszła nauczycielka chemi. Vanessa uwielbiała ten przedmiot jednak dziś nie miała ochoty słuchać nudnej przemowy nauczycielki.
- Promieniotwórczośc naturalna to - ciągnęła swój monotonny wykład nauczycielka kiedy nagle rozległ się komunikat
- Przepraszam wszystkich uczących.Mam ogłoszenie.W tym tygodniu odbęda się wybory do samorządu szkolnego. Wszystkich chętnych zapraszam do mojego gabinetu na zapisy w dniu dzisiejszym a jutro zostaną ogłoszeni kandydaci, na których będziecie mogli głosować.Teraz wracać do lekcji proszę - dźwięk z głośnika urwał się a w strone Van poleciało tysiące pytań
- Zgłosisz się?Idziesz? - i wiele wiele innych.Ona jednak nie odpowidała tylko posyłała każdemu promienisty uśmiech. Blondyn siedzący w ostatniej ławce zuważył jednak,że te uśmiechy to tylko czysta gra pozorów bo ona jest za dumna by pokazać,że ktoś ją zranił.Jednak pomimo tego on pokochał jej usmiech.Każdy bezwzględu na to jaki by nie był
She's got a smile that I'd die for
- Cisza - ponowne rozległ się głos nauczycielki - więc wracając do tematu.Promieniotwórczośc nat..- lecz i tym razem nie dane było jej skończyć gdyż rozległ sie dzwonek i wszyscy ucznowie zaczęłi wysypywać się na korytarz,który z minuty na minutę stawał się coraz bardziej zapełniony.Brunetka szła powolnym krokiem do swojej szafki gdy ktoś na nią wpadł i przewrócił sparwiając,że jej kartki poszybowały w górę by już za chwilę swobodnie opaść na cały korytarz
- Jak chodzisz matole - krzyknęła zła do granic nie możliwości ale kiedy podniosła oczy zuważyła ten uśmiech.Uśmiech za który mogłaby umrzeć.Zac wyciągnął w jej strone rekę jednak ona ja odtrąciła i o własnych siłach podniosła się z podłogi.Otrzepała swoje spodnie od Prady i pozbierała swoje rzeczy dumnie odchodząc.Zac stał jak wmurowany w ziemię.Nie wiedział o co jej chodzi.Z otępienia wyrwał go jakiś chłopak trącający go w ramie.Odszedł zdziwiony a brunetka własnie wkładała ksiązki do szafki kiedy dopadły ja dwie przyjaciółki krzycząc
- Chodzę z Lucanem - taki bełkot usłyszała dziewczyna i dziwinie na nie spojrzała
- Wolniej i nie naraz
- Chodze z Lucasem - krzyknęła radośnie blondynka - a ja z Corbinem - dodała murzynka
- No to super - udała radośc Van i wróciła do zamykania szafki
- Co jest? -zapytały razem
- Nic a co ma być - zapytała Van ale wiedziała,ze ich tak łatwo w pole nie wyprowadzi
- Van nas nie oszuaksz - powiedziała tym razem brunetka o ciemnej karnacji
- Zac ze mną zerwał - powiedziała bez wiekszych emocji jendak w środku serce jej pękało.Dziewczyny zrobiły dziwne miny i przytuliły ją bez zbędnych pytań - a teraz wybaczcie ale nie mogę zawieśc samorządu szkolnego, który beze mnie zginie - odeszła od nich.Typowe dla niej keidy ktoś ja ranił musiała sie czymś zająć.Gdy Jason z nią zerwał też została kapitanem cheerliderek.Tak niby dziwne bo to właśnie przez jedna z nich zostawił ją Jason a teraz ona chciała być taka jak one?Myślała,że w taki sposób go odzysaka.Nic z tego a ona polubiła to co robiła.Później jakoś tak się potoczyło,że została również przewodniczącą samorządu szkolnego i jakoś tak wyszło,że teraz jest nią co roku.Dlatego też i w tym roku nie może nie wystartować.Podeszła do drzwi dyrektorki i zapukała
- Prosze - usłyszała i otworzłał drzwi
- O Vanessa.Zapewne przyszłaś aby wziąść udział w wyborach?
- Tak ale i tak wiem,że nie mam z kim rywalizowac jednak żeby było sprawiedliwie urządze kampanię
- Och w tym roku masz rywala - nauczycielka wskazała na jakiś świstek
- Że co? - podeszła do biurka na którym leżała lista uczestników.Jako pierwsze widniało na niej jakieś nazwiso ale nie jej nazwisko.Opadła na fotel a kartka, którą miała w ręce pomału spadła na podłogę
{7}Początek ale czego?
Przemierzała szkolne korytarze w poszukiwaniu tej jednej osoby.W końcu znalazła tego kogo szukała a nawet więcej bo razem z nim stała jeszcze czwórka innych osób.
- Cześć - Van miała zamiar coś powiedziec jednak blondynka nie dała jej dojść do słowa
- Ash nie teraz - spojrzała na chłopaka o blond włosach i niebieksich oczach.Zrobiła głęboki wdech i wrzasnęła - co ty sobie wyobrażasz?
- O co ci chodzi co? - spojrzał na nią dziwnie
- O co mi chodzi?O co mi chodzi?Ty masz jeszcze czelność pytać o co mi chodzi - darła się coraz głośniej a wszyscy zebrani w szkole spoglądali na nich dziwnie.Wczoraj jeszcze byli zakochaną na zabój parą a dziś skaczą sobie do gardeł?
- Wyobraź sobie,że nie mam zielonego pojęcia o co ci chodzi! - teraz to on krzyczał i nie tylko on jego serce też gdyż chciało podejść do niej i ją przytulic.Nie nie może tego zrobić.Zerwał z nią
- O wybory! matole - wydarła się na niego poraz kolejny tego dnia
- A co to już nie można wziąść udziału?
- Nie nie można!Ja jestem przewodnicząca tej szkoły! ...
- Vanessa uspokój się - do rozmowy wtrąciła się reszta,która dotychczas tylko patrzyła na tą scenę
- Chodź - Zac złapał ją za łokieć i pociągnął w bliżej nieokreśloną stronę
- Zostaw mnie!Bierz te łapska z mojej reki - krzyczała i próbowała się wyrwać jendak na nic się to zdało.Chłopak był za silny.
- Dobra o co ci tak naprawdę chodzi - odezwał się kiedy wepchnął ją do jakiejś komórki
- Powiedziałam juz o co mi chodzi - powiedziała oburzona jego zachowaniem
- Oboje wiemy,że nie chodzi Ci o wybory! - juz otwierała buzię - i nie zaprzeczaj - zamknęła ją -więc w czym tak naprawdę ten problem?
- Uchh - powiedziała i wyminęła go wychodząc jednocześnie z komórki?!No dobra nazwijmy to pomieszczeniem na miotły no wiecie o co chodzi.Udała się do klasy.Usiadła na swoim miejscu a zaraz za nią wszedł Zac.Nie patrzyła na niego nie mogła za bardzo bolało.Chwile później do kalsy weszła również nauczycielka .Sprawdziła listę obecności i zaczęła kolejny nudny wykład na temat:...?Hmm sama nie wiedziała jaki bo wogóle jej nie słuchała.Parę minut przed dzwonkiem był komunikat iż wszyscy mają stawić się na sali gimnastycznej na tej przerwie.Upragniony czas Vanessy przerwa na lunch.Aczkolwiek dziś chyba nic nie zje bo ma iść na salę.Tam też własnie sie udała gdy dotarła była tam już cała szkoła.Dyrektorka zaczęła przemowe:
- Pewnie się zastanawiacie po co was tutaj ściągnęłam?Otóz chcę wam przedstawić kandydatów do samorządu szkolnego.Tak więc zaczynajmy.Weszło na scenę jakies 20 osób a później przyszedł czas na Van i Zac'a.Jako pierwszy poszedł on.Coś tam gadał wogole nikt go nie słuchał a teraz czas na Vanessę.Podesżła do mikrofonu
- Hej jak pewnie wiecie z poprzednich lat byłam już przewodniczącą tej szkoły.Mam nadzieję,że sprawowałam się dobrze i,że w tym roku również mnie wybierzecie - po skończonym przemównieniu o ile można było to tak nazwać wróciła na swoje miejsce a ponownie przemówiła dyrektorka.
- Tak więc znacie już wszystkich kandydatów do samorządu.Możecie głosować od dzisiaj do piątku do godziny 12 a na przerwie na lunch przedstawimy wam cały nowy samorząd.Teraz możecie rozejść się do klas - zeszła z podestu i jako pierwsza opuściła sale gimnastyczną.Vanessa podniosła się z zajmowanego przez siebie miejsca i wolnym krokiem jako jedna z ostatnich opuściła salę.Udała się na przerwę no a przynajmniej to co z niej zostało.Szła korytarzem kiedy już po raz drugi dzisiejszego dnia zobaczyła jego.Ten jego uśmieszek i wogóle JEGO w całej swej okazałości.Była wściekła.Chciała go minać bez słowa jednak on nieoczekiwanie odwrócił sie w jej stronę powodując tym jej upadek.To rozwścieczyło ją jeszcze bardziej.Podniosła się
- Co robisz baranie! - krzyknęła
- Prze....
- Zamknij się nie mam ochoty słuchać twoich wymówek - otoczyła ich spora grupka ludzi, których zaciekawiło ich dzisiejsze zachowanie.Wczoraj jeszcze byli taką idealną parą a dzisiaj o mało sie nie pozabijali.Ale przecież wszystko co dobre kiedyś się kończy i tak samo stało się z nimi.Śkończyły sie czasy kiedy byli wzorową zakochaną parą do naśladowania a zaczęły się czasy nieustannych kłótni i sporów?!
- Ja baranem?Odezwała sie wariatka
- NIE NAZYWAJ MNIE WARIATKĄ IDIOTO - krzyknęła do niego
- Sama jesteś idiotką.Myślisz,że mnie było łatwo!!Nie bo po co skoro ty myslisz tylko o sobie - powiedział to co mu leżało na sercu przy okazji jeszcze bardziej raniąc ją
- Prze..
-
Na nic warte są twoje słowa.Mam cię dośc tego,że ciągle mnie
dziś obrażasz.Coś ty myślała,że będę z tobą na zawsze i
historia będzie miała happy end? - oczy brunetki zaszkliły się
momentalnie.Nie chciał powiedzieć tego wszystkiego ale nie mógł
się opanować.Samo to z niego wyszło
-
Prze... - zaczęła łamiącym się głosem
- Jeszcze jedno twoje przepraszam a Cię uderzę! - krzyknął zdenerwowany.O nie tego z całą pewnością już nie chciał powiedzieć.Rozpłakała się.Nie liczyło sie dla niej nic w tej chwili.Upadła na kolana i najzwyczajniej w świecie płakała. Wszyscy zebrani dziwnie patrzyli na Zac'a
- Co tu się dzieje? - nagle między zebranych wpadła dyrektorka.No oczywiście ktoś musiał donieść no bo jakżeby inaczej? - matko coś ty jej zrobił - krzyknęła przerażona widząc na podłodze zapłakaną Vanessę. - oboje do mojego gabinetu NATYCHMIAST - zaakcentowała ostatnie słowo.Vanessa wstała z trudem pomimo tego,że wiele osób podało jej ręke w tym Zac.Ona podniosła się sama i ocierając łyz pomaszerowała za dyrektorką do gabinetu.
- Co wy sobie do cholery wyobrażacie - o tak niewątpliwie dyrektorka była zdenerwowana
- Przepraszamy..
- Ma to sie więcej nie powtórzyć!Zrozumiano?
- Tak jest prosze pani
- Jaki wy przykład dajecie.Dwójka ludzi rywalizujących o stanowisko przewodniczącego samorządu.Tak nie może być.Tym razem jednak nie zostaniecie ukarani.Teraz żegnam - wyszli z gabinetu.Wystarczyło,że odeszli kawałek
- To wszystko twoje wina ty palancie
- Van skończ prosze Cię
- A właśnie,że nie skonczę.Zrobiłes to celowo! - chłopak nic nie powiedział podszedł do niej ujął jej twarz w dłonie i namiętnie pocałował.Był to chyba ich najdłuższy pocałunek jak dotąd.Gdy się oderwali do siebie Vanessa była tak zdenerwowana,że nie bacząc na ciekawskie spojrzenia uczniów zebranych na korytarzu, którzy przy okazji byli skołowani dzisiejszym zachowaniem tej, że teraz większośc stała z otwartą buzią na ościerz, dała mu z liścia.Po czym odeszła uprzednio zarzucajac włosy do tyłu.Natomiast Zac stał na środku korytarza trzymając się za swój czerwonym i pulsujący niemiłosiernym bólem policzek.Ma laska siłe - pomyślał z uśmiechem i nadal trzymając sie za bolące miejsce przeszedł przez ogromne drzwi przez które parenaście sekund temu przeszła brunetka
{8}Bo kochać kogoś a potem stracić, to jak kupić szczęście i łzami zapłacić
Sama nie wiem co myślałam.Może rzeczywiście chciałam poczu się jak w bajkach?Może chciałam aby ma historia miała happy end?Tak niewątpliwie chciałam ale nie udało sie.Pozostał tylko smutek i litry wylanych łez.Co z tego,że tego kwiata jest pół świata?Co mi z tego?Skoro ja znalazłam ten swój wymarzony kwiat, który pokochałam?Pokochałam nieświadomie za co teraz płacę straszną cenę bo kochać kogoś a potem stracić to jak kupić szczęście a łzami zapłacić.Niestety nie wyszło tak jak chciałam nie wyszło tak jak planowałam.Chciałam znów się zabawić i porzucica stało się coś czego w ogóle nie brałam pod uwagę.Nie chciałam dopuszczać mysli do siebie,że mogę kogoś pokochać.Moje serce po rozstaniu z jasonem stało się zimne i podłe ale tylko na pozór.No właśnie na pozór bo wciąż mogłam i w głębi duszy pragnęłam być kochana przez kogoś, kogos kogo i ja mogłabym kochać.Udało mu się to w zaledwie kilka dni i w zaledwie kilka dni zranił mnie tak,że tego bólu nie moge opisać słowami.Znalazłam mego księcia na białym rumaku ale co mi z tego kiedy nasza historia nie ma tego sczęśliwego zakończenia.Nie mogę powiedzieć i żyli długo i szczęśliwie.Mimo tego,że nasze życie wciąz trwa moje już sie zakończyło a teraz jest tylko pusta i martwa egzystencja w świecie pełnym okrucieństwa a zarazem pełnym miłości i szczęścia.Niestety nie mojego.Widocznie nie było mi ono pisane.Bo z naszym życiem jest tak jak z słońcem a konkretniej wschodem i zachodem.Dwie tak oczywiste sprawy a jednocześnie tak odległe.Słońce musi zajść by później wzejść na nowo.Z każdym wschodem rodzi się nowa dusza,która dostaje szansę na przeżycie kolejnych tysięcy wschodów i zachodów.Jednak aby nowa dusza dostała taka szansę jakaś musi zniknąć i na zawsze stracic możliwość przeżywania tego daru.Ktoś z zachodem umiera aby ktoś inny z wschodem mógł zacząć żyć.Nieprzerwany cykl.Nic nie da się z nim zrobić bo tak jest i już.Dlaczego ktoś rozdaje za nas karty w grze zwanej życiem?Dlaczego nie każdy z nas ma szanse w takową grę zagrać?Czy każdy z nas musi grać według ściśle ułożonego planu przez kogoś innego silnijeszego od nas.Przez kogoś na kogo nie mamy wpływu?Dlaczego jesteśmy tylko pionkami w grze, która ma ściśle określone zasady?Zasady określone przez kogoś na kogo my nie mamy wpływu.Dlaczego jesteśmy pionkami w grze a nie rozdającymi karty?Tak samo jak z wschodem i zachodem słońca aby nowa dusza miała szansę zagrać w grę zwaną życiem jakas inna musi swoja grę zakończyć bezpowrotnie.By ktos mógł zostas nowym pionkiem w tej ściśle okreslonej grze inny pionek musi przegrać swoją partyjkę ze śmiercią.Nie ma odwrotu takie są zasady.Rodzisz się i umierasz jeden nieprzerwany krag od tysiącleci.Wciąż taki sam nieprzerwany i niezmienny.Taki juz mój i wasz los.Nic z tym zrobić się nie da trzeba starać się rozegrać jak najlepiej naszą grę by móc z niej wyciągnać tyle ile się da.
Przez kolejne 3 dni w szkole panował ogromny zgiełk i czemuż się dziwić skoro w tym tygodniu ważą się losy całej szkoły.Teraz jeden błędny wybór może przesądzić o pozycji szkoły w całych Stanach i całej Ameryce.Vanessa jakoś specjalnie nie przejmowała sie całym tym zgiełkiem związanym z wyborami do samorządu.Była pewna siebie.Wiedziała,że wygra bo niby dlaczego mieliby wybrać kogoś kto jest nowy?Dlaczego mieliby wybrać kogoś kto nie zna szkoły?Jednak wszystko może mylić.Kiedy nadszedł w końcu piątek cała szkoła odetchnęła z ulgą bo to właśnie teraz ogłosza aktualny skład samorządu.Większości to nie ochodziło liczyło się tylko to,że teraz nie musza siedzieć na jakiejś lekcji i słuchać nudnawego przynudzania jakiegoś nauczyciela, który twierdzi,że ma powołanie.Gdy cała sala napełniła się uczniami a wszyscy kandydaci na poszczególne miejsca znaleźli sie na scenie dyrektorka zaczęła mowę wstępna.Vanessa wyłączyła się po pierwszych dwóch słowach no bo po co miała słuchać?Tak czy siak się dowie na spotkaniu.
- ...Teraz przejdźmy do najważniejszej sprawy dzisiejszego zebrania a mianowicie przedstawię wam nową bądź nowego przewodniczącego - te słowa wyrwały mnie z zamyślenia - tak więc nową przewodniczącą badź też przewodniczącym zostaje - z dumą podniosłam się z krzesła i juz zamierzałam iść w stronę mikrofonu kiedy dyrektorka dokończyła - ZAC EFRON
- Że co - wyrwało sie z mojego gardła.Nie chciałam tego mówić na głos.Wszyscy na mnie dziwnie spojrzeli - przepraszam - powiedziałam i zajęłam swoje miejsce.Do mikrofonu podszedł Zac i coś tam gadał nie słuchałam go w ogóle.Miałam już tylko w planie jak najszybciej wyjść z tego miejsca, zaszyć sie w jakiejś dziurze i czekać aż wszyscy zapomną.Tak więc kiedy Zac skończył swoją nawijkę jaki to nie jest dumny i tak dalej znowu chciałam wstać ale zatrzymała mnie nasza dyrektorka, która objęła stanowisko mikrofonowe.
- Z racji tego,że pomiędzy Zac'iem a Vanessą była róznica dokładnie jednego głosu równiez i Vanessa zostanie przewodnicząca
- Że co? - o tak niewątpliwie dwie takie same wtopy jednego dnia to coś nienormalnego.Ale zaraz, zaraz mój głos nie jest aż tak donośny więc ktoś jeszcze musiał to powiedzieć.Chyba już nawet wiem kto to.Spojrzałam na Zac'a patrzył na mnie no świetnie.Odwróciłam wzrok na dyrektorkę, która się uśmiechała.Niech mnie piorun trzaśnie przecież się tam pozabijamy.Pół godziny później siedziałam na lekcji histori i słuchałam naszego nauczyciela.Taak niewątpliwie dziwne,że ja słuchałam ale ja też się dziwię więc nie jesteście jedyni.Gdy zadzwonił dzwonek nie oglądajac sie na nic wyszłam a raczej prawie wybiegłam ze szkoły.
9.Mój anioł z zabójczym uśmiechem
Przez cały weekend Vanessa była dziwnie niespokojna.Cały czas chodziła zamyślona kiedy wychodziła z domu na zatłoczoną ulicę potrącała wszystkich dookoła.Gdy była w domu obijała sie o różne przedmioty w ciągu tych dwóch krótkich dni,a chcę zaznaczyć,ze Van wstawała w weekendy koło 12 i również szybko szła spać, stłukła 10 wazonów i innych łatwo tłukących się przedmiotów.Nie przejmowała się niczym.W jej głowie krzątała się tylko jedna myśl a mianowicie taka,że to już w poniedziałek szkolny samorząd ma pierwsze spotkanie. Już w poniedziałek będzie musiała siedzieć z tym bałwanem w jednym pomieszczeniu. Co z tego,że będzie tam również pozostałe 10 osób.Nie miało to żadnego znaczenia bo będa tam oni!.W jednym pomieszceniu po raz pierwszy będę musieli normalnie współpracować jednak czy to się uda?Gdy Vanessa schodziła na niedzielny obiad znów zachaczyła o jakiś przedmiot.tym razem tym pechowcem okazał się być przepiękny kwiatek w równie ślicznej doniczce, która była pamiatką przywiezioną z Hawai.No dobra kwiat był naprawdę ogromny a za razem tak uroczy,że było to nie do pomyślenia,ze coś tak wielkiego może być jednocześnie tak piękne.W domu rozległ się brzęk tłukącej się porcelanowej doniczki
- Vanessa! - rozległ się krzyk, który przewyższył odgłos stłuczonej donicy - co się z tobą dzieje?Jak tak dalej pójdzie wytłuczesz nam wszystkie wazy, kwiatki i inne szklane rzeczy - głos trochę sie uspokoił
- Przepraszam mamo - powiedziała dziewczyna wchodząc do jadalni a jej oczom ukazał się ogromny stół a na nim pełno jedzenia.Jednak nie było tam najważniejszej osoby dla Van a mianowicie nie było tam jej ojca - mamo gdzie tata? - zapytała z nadzieją,że tym razem usłyszy odpowiedź,że jest gdzieś w domu i zaraz zejdzie żeby z nimi zjeść ten wspaniały niedzielny obiad
- Dobrze wiesz kochanie,że tata pracuje - widać,że starszej z kobiet również nie było łatwo.Tak niewątpliwie takie luksusy kosztują.Nie chodzi mi tutaj o pieniądze a o rodzinne ciepło.Bo czy można tworzyć rodzinę kiedy w domu stale nie ma tego co najważniejsze?Nie ma w nim kogoś kto zawsze wie co zrobić i jak postąpic?Co z tego,że Vanessa miała wszystko co najlepsze?Co z tego,że ubierała się w najdroższych sklepach i woziła limuzyną?Co z tego,że żyła jak gwiazda filmowa i zawsze dostawała to czego chciała skoro nie miała ojca?No w sumie miała ale jej ojciec był sławnym reżyserem filmowym i cały czas siedział na planie jakiegoś filmu bądź też serialu a kiedy zdażał się taki momet,że był w domu to zamykał się w swoim gabinecie i tworzył kolejny film.Vanessa wstała od stołu i wróciła do swojego pokoju.Włączyła laptopa a na nim puściła swoją ulubioną piosenkę.Piosenka leciała cały czas w kółko już od dwóch godzin a dziewczyna dopiero teraz czuła jak powoli z niej uchodzą wszystkie te najgorsze myśli i uczucia.
Gdy nadszedł wreszcie poniedziałek dziewczyna odetchnęła z ulga choć niechętnie wstała z łózka Czuła się o wiele lepiej niż wczoraj.Przestała się zamartwiać tym spotkaniem szkolnego samorządu.Sprawiła to ta piosenka czy to ona sama się zmieniła?Niewątpliwie od kiedy w szkole pojawił się on zaszła w niej duża zmiana.Zrozumiała,że nie można igrać z uczuciem bo miłość jest śilnijesza i to ona zawsze zwycięża.Niestety to uczucie dało o sobie znać w złym momencie a może jednak nie?Bo gdyby nie Zac Van byłaby tylko pusta laleczką zadufaną w sobie tak jak połowa szkolnej elity.Myśleli,że są lepsi od innych bo ich ojcowie na kontach mają więcej zer, wille z basenem i wożą sie najnowszymi i najdroższymi samochodami.
- Mamo nie czekaj z obiadem wrócę później pa - krzyknęła i zamknęła za sobą drzwi sprawiajac ża na ogromnym holu zapanował półmrok.Natomiast jej oczom ukazała sie zalana słońcem ulica.Dziewczyna wyjęła z torebki ogromne okulary muchy i założyła jej na nos.Sprawiło jej to ogromną ulgę i wreszcie mogła normalnie spojrzeć na ten przepiękny poniedziałkowy krajobraz.Co z tego,że było jeszcze wcześnie kiedy słońce grzało już tak niemiłosiernie.Dziewczyna ruszyła w stronę ogromnej limuzyny stojącej na podjeździe
- Dzień dobry panienko - odezwał sie szofer.Nie był on wiele starszy od Vanessy może jakies 3 - 4 lata.Jednak jak przystało na pracownika musiał zwracać sie do niej per panienko.Kiedyś mieli o wiele starszego szofera jendak odszeł on na emeryturę a ojcec Vanessy stał sie tak zapracowany,że zatrudnił 3 szoferów tak więc każda osoba w domu miała do dyspozycji własnego kierowcę o każdej porze dnia i nocy kiedy tylko zapragnęła.
- Jessy ile razy Ci mówiłam,że masz mówic mi po imieniu? - miała już powoli tego dość.Tłukła mu to codziennie po kilka razy.Pamiętał zawsze tylko na chwilę by już za chwilę spowrotem zwracać się do niej przez panienko
- Tak jest pa... - V rzuciła mu mordercze spojrzenie - Van - poprawił się natychmiast
- Tak lepiej - posłała mu zabójczy uśmiech i wsiadła do samochodu.On również się uśmiechnął i zamknął za nią drzwi po czym również wsiadł i ruszyli.Po 20 minutach drogi byli już na miejscu.
- Dzieki Jess to do zobaczenia - powiedział i wysiadła z samochodu.Zaczęła się kierować w stronę szkoly
- Van - krzyknął za nią chłopak w limuzynie
- Taak - odwróciła się w jego stronę
- Masz jakieś plany na wieczór? - powiedział
- Nie jeszcze nie
- To teraz już masz - uśmiechnął się i nacisnął gaz.Vanessa stała zszokowana.Czy właśnie jej szofer zaprosił ją na randkę?W sumie czemu by nie?Od zawsze Jessy jej się podobał ale zawsze była tak zagoniona wszystkimi swoimi sparwami,że nie zważała na niego.Może juz czas aby się zakochać i zapomnieć o tym bałwanie?Ponownie dzisiejszego dnia się usmiechnęła i skierowała swe kroki do szkoły
Wszystkie lekcje minęły jej dzisiaj w zaskakująco szybkim tempie aż w końcu nadszedł czas na ostatni dzwonek.Podeszła do szafki i włozyła do niej wszystkie książki.Zrobiła głośny wdech i pomaszerowała do sali numer 11.Gdy weszła wszyscy już tam na nią czekali.No to pieknie koszmar czas zacząć.Usiadłam na krześle jak najdalej od Zac'a, który dziwnie na mnie patrzył.
- Skoro już wszyscy są to możemy zaczynać - spojrzał na mnie gniewnie.No co przecież się nie spoźniłam więc o co mu chodzi?Rozjerzałam się po wszystkich obecnych i wiecie co?Nie ma żadnej zmiany z wyjątkiem tej,że teraz musze dzielić mój urząd z tym patafianem a właściwie to on dzieli go ze mną!
- Jeszcze jakieś pomysły? - powiedział po godzinie kiedy ja już totalnie usypiałam w ogóle nie odzywałam się bo jakoś specjalnie nie widziałam takiej potrzeby - może Van ty coś zaproponujesz? - niech go szlak trafi!
- Eee....yyyy....moze bal? - wydusiłam z siebie.Matko jaka ja jestem głupia chyba już bardziej nic nieoryginalnego nie mogłam wymyslić
- Bal? - zapytał zdumiony a ja pokiwałam głowa - to całkiem niezły pomysł - co?On chyba do reszty oszalał przecież bale są tylko dla maturzystów a nie dla całej szkoły - wiesz to jest naprawdę świetny pomysł.Czas zmienić przyzwyczajenia tej szkoły - no to ekstra.Normalnie świetnie a miałam siedzieć cicho! - a z jakiej okazji?
- Bożonarodzeniowy? - zapytałam z nadzieją że skończymy w końcu ten temat i palnęłam po raz drugi pierwsze słowo jakie padło mi na myśl
- Doskonale - rzekł ucieszony.Skąd wiem?Po jego bananie na twarzy a żeby mu tak opadła szczęka do podłogi! - propozycje daty?
- 14 grudzień - krzyknął ktoś chyba równie oświecony nagłym przypływem inteligencji
- Świetnie a więc 14 grudzień - tak ja też się cieszę.Że co?Nie tylko nie 14 grudnia!Przecież nie może być ta data!!
- Nieee - krzyknęłam.Wszyscy się na mnie spojrzeli jakbym conajmniej spadła z kosmosu
- Coś nie tak? - zapytał o niech ja go tylko dorwę
- Owszem proponuję inną datę - powiedziałam
- Nie ta data jest dobra.Możecie się rozejść bo spotkanie uważam za zamknięte!
- O nie nie.Siadać - powiedziałam.Wszyscy byli skołowani ale posłusznie usiedli
- Nie, możecie iść- znów się odezwał a wszyscy wstali
- Nie!Nie możecie! - krzyknęłam zbliżając sie do tego blond czegoś
- Nie zapominaj,że ja tu jestem przewodniczącym - wysyczał tuż nad moim uchem
- A ty nie zapominaj,że ja dzielę z tobą to stanowisko - i wtedy zrobił coś nieoczekiwanego a mianowcie znowu mnie pocałował - puszczaj zboczeńcu - wyrwałam mu się i wyszłam z kalsy trzaskając drzwiami a następnie ze szkoły.Wyszłam z niej wkurzona jak jeszcze nigdy.To,że wychodze z niej w takim właśnie stanie bądź też jeszcze gorszym zrobiło się już chyba tradycją.Zeszłam po schodach ze spuszczoną głową bo nie miałam na sobie okularów a słońce strasznie ślepiło. Dochodziłam już do fontanny kiedy nagle na kogoś wpadłam.Normalnie zawsze lece na ziemie jednak teraz zawisłam w połowie pomiędzy pionem i ziemia.
- Przepraszam ja nie chciałam... - mówiłam kiedy ktoś mnie stawiał do pionu gdy wreszcie stałam o własnych siłach ale dalej w ramionach tajemniczego osobnika.Podniosłam wzrok i zgadnijcie kogo ujrzałam.No dobra i tak nie zgadniecie więc wam powiem.Trzymał mnie Jess
- Nic się nie stało - o cho coś czuję,że to się nie skończy dobrze.Gdy już mnie puścił przyjrzałam mu się dokładniej i doszłam do wniosku,że jest mega ciachem.Czemu nigdy wcześniej tego nie widziałam?Nie no widziałam ale nie wiedziałam,że aż tak.Teraz gdy miał na sobie zwykłe dżinsy i koszulkę spod, której było wida umięsniony tors wydawał się aniołem z zabójczym uśmiechem w dodatku.Moim aniołem z zabójczym uśmiechem.Teraz gdy wyglądał normalnie a nie jak szofer zaczął mi się podobać.
- Co ty tu robisz? - zapytałam po chwili kiedy już cały jego obraz zapisał się w mej pamięci tak jakbym już nigdy nie miała go ujrzeć w takiej postaci
- Postanowiłem,że Cię odprowadzę do domu na piechotę bo tak będzie dłużej i będziemy mogli pogadać
- A że o czym? - tak wiem bardzo inteligentne pytanie ale naprawdę nie miałam pojęcia o co może w tej całej sytuacji chodzić.
- O tym co się ostatnio z tobą dzieje - ze mną?A co się ze mną dzieje?Usłyszałam skrzypanie drzwi wejściowych i mimowolnie kątem oka spojrzałam w tamtym kierunku a na mojej twarzy pojawił sie grymas niezadowolenia.Jess na nieszczęście zuważył mój wzrok bo powędrował spojrzeniem w to samo miejsce - a więc to o niego chodzi? - że co?A teraz to już nie wiem nic - to przez niego tak dziwnie się zachowujesz? - czyżby mój własny szofer, który zaczął mi się podobać tak szybko mnie rozgryzł?
- Skąd wiesz? - szepnęłam cicho a Zac nadal stał na schodach przypatrując się nam
- Widzę słoneczko widze - słoneczko?No no szybko nam to idzie.Zaśmiałam się pod nosem
Ale ze mnie matoł!Czemu znów to zrobiłem?Nie mogłem się powstrzymać jeszcze minutę a napewno by do takiej głupiej sytuacji nie doszło.No ale oczywiście,że nie bo ja jak matoł musiałem ją znowu pocałować.Co poradze na to,że ona mi się wciąż podoba?No a właściwie nigdy nie przestała podobać
- Na co się gapicie?Zebranie się skonczyło!Wynocha - warknąłem w stronę pozostałych członków samorządu, których chyba to co się stało przed chwilą odrobinkę a mówiąc odrobinkę mam na myśli,że totalnie zszokowało i w sumie nie ma co się dziwić.Ehh idę do domu.Zabrałem torbę z szafki i zmierzałem w storonę wyjścia.Pchnąłem ogromne drzwi i moim oczom ukazał się niecodzienny widok.Vanessa stała w ramionach jakiegoś gostka, którego nigdy wcześniej tutaj nie widziałem.Czyżby moja taktyka nie podziałała i dziewczyna znów ma nowego chłoptasia, którego zaraz rzuci?Nie nie możliwe ona taka nie jest a może jednak.To co zobaczyłem chwilę później utwierdziło mnie w tym przekonaniu.Szli sobie jak zakochana para obejmując się a ona bezczelnie sie na mnei gapiła.Nie nie wytrzymam!Na co mi to było!Musiałem akurat wybraą tą szkołę!Jestem idiotą.
Och oboje jesteście bałwanami.Zamiast mówic o uczuciach wprost kryjecie się.Tak chcecie się bawić?To się bawcie ale mnie do tego nie mieszajcie
10.Teraz nie ma już nas
- Powiesz o co chodzi? - zadał mi to pytanie już 10 raz a ja i tak mu nie powiem o co.Przynajmniej nie teraz kiedy zaczął mi się podobać
- Naprawdę o nic - uf doszliśy do domu skończy sie mój koszmar.Zresztą co ja gadam było cudownie kiedy tak razem szliśmy do domu mimo tego,że strasznie dręczył i wypytywał o Zac'a!
- To do zobaczenia za godzinę
- Hmmm? - mruknęłam wyrwana z transu
- Porywam cię - teraz sobie przypominam przecież jesteśmy umówieni na randke.Uśmiechnęłam się szeroko i weszłam do domu.Czym predzej pobiegłam do swojego pokoju aby się przyszykować.Ubrałam zwykłe rurki do tego fioletową bluzkę i szpilki a na szyję łańcuszek i bransoletki.Zeszłam na dół
- Wychodzę - krzyknęłam ale odpowedziała mi głucha cisza no tak nikogo znów nie ma w domu jak zawsze.Zawsze tak jest.Mama u koleżanek a tata ciągle zajęty pracą.No cóż musiałam przywyknąć jak się chce być bogatym trzeba przywyknąć.Ubrałam buty i wyszłam na nadal zalane słońcem ulice.Nie musiałam długo szukać.Stał zaraz przy podjeździe obok czerwonego kabrioletu.Opierał się na nim jedna nogą.Wyglądał jak ósmy cud świata.Nie wiem jak mogłam wcześniej nie zauważyć że jest tak przystojny.Podeszłam do niego
- Ślicznie wyglądasz - powiedział i otwarł drzwi
- Dziękuję - powiedziałam wsiadając do auta a on zamknął moje drzwi i zajął miejsce przy kierownicy
- To dokąd mnie hmm porywasz? - zapytałam.Chciałam zacząć jakoś rozmowę i nie dać po sobie poznać że mi się podoba.
- Zobaczysz - nie lubię niespodzianek.Mijaliśmy coraz to nowsze uliczki i budynki.Czułam jak moje włosy rozwiewa wiatr.Już wiem jak się czuła Rose na Titanicu no a właściwie aktorka która ją grała ale to jest nie ważne
- Jesteśmy - jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam las spojrzałam w prawo i znów las w lewo i dokładnie to samo.
- Gdzieś ty mnie wywiózł? - zaczęłam sie bać czułam się jak w horrorze.Zawsze tak jest wywożą kogoś gwałcą i mordują.
- Spokojnie nic ci przeciez nie zrobię.Zaufaj mi - czyżby zauważył mój strach?W sumie ciężko było go nie zauwazyć - chodź - powiedział i chwycił moją ręke a ja czułam się tak jakby wszystkie moje obawy opuściły mnie za sprawą jego dotyku.Zasłonił mi oczy i prowadził gdzieś przed siebie.
- Jesteśmy - powiedział odwiązujac mi hustkę z oczu.Zobaczyłam piękną plażę i zachodzące juz słońce, które odbijało się w spokojnej tafli wody, która zaś delikatnie uderzała o brzeg tworząc taką romantyczną aurę.Niedaleko mnie leżał koc i mnóstwo płatków róz i płonących delikatnym płomieniem świeczek
- Łał - nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć bo wmurowało mnie w ziemię no a właściwie w piasek bo przypomnę że znajdowaliśmy się na plaży.Usiedliśmy na kocu i rozmawialiśmy.W pewnym momencie Jess wstal i podał mi ręke
- Czyżbyś znów chciał mnie porwać?
- A owszem - zaśmiałam się i podałam mu swoją dłoń a on pociągnął mnie w stronę jakichś dwóch plam na horyzoncie.Jak się później okazało były to dwa białe konie.Matko wyglądały cudownie.
- Żartujesz prawda? - spytałam z lekką paniką w głosie.Nigdy nie jeździłam konno i chyba niekonicznie chciałam spróbować.
- Dasz radę wierzę w ciebie - dodało mi to jakoś otuchy i wsiadłam na tego konia i wiecie co?Było świetnie.Jeździliśmy konno po plaży przy zachodzącym słońcu.Było tak romantycznie ale wszystko kiedyś się kończy.Staliśmy już przed moim domem i chciałam do niego wejść ale Jess mnie zatrzymał chwytając za łokieć
- Zostaniesz moja dziewczyną - zatkało mnie.Przypomniałam sobie wtedy jak całkiem niedawno Zac zadał mi to samo pytanie.Wtedy chciałam się zabawić i rzucić nie przypuszczałam ze to ja zostanę zraniona i porzucona.Nie przypuszczałam ze to ja się zakocham.A jednak tak sie stało i nic już czasu nie odwróci.Teraz nie ma już nas.Stałam tam jak wryta - No tak czego się mogłem spodziewać - opamiętałam się i zamknęłam buzię
- Jess - powiedziałam
- Ty chodziłabyś z własnym szoferem - ale on niczym się nie przejmując ciągnął dalej
- Jess - powiedziałam glośniej
- Jesteśmy z różnych światów rozumiem - zaraz go uduszę
- Jess - krzyknęłam najgłośniej jak umiałam a on tylko na mnie spojrzał jakbym z kosmosu spadła
- Co? - matko zaraz chyba sie rozpłynę
- Zamknij się już i daj mi coś powiedzieć!
- Chyba nie chcę usłyszeć że do siebie nie pasujemy - zrobił mine szczeniaczka
- Ochh - podeszłam do niego i pocałowałam.On objął mnie w talii a ja wplotłam dłonie w jego wlosy - jeszcze coc chcesz wiedzieć?
- Nie to wystarczy.Czyli jesteśmy parą?
- Tak a teraz wybacz ale ja jutro idę do szkoly
- A ja cię odwoże - wystawił jezor, pocałował w policzek i poszedł
Pożegnałam się z Jess'em namietnym pocałunkiem i z ogromnym bananem na twarzy wkroczyłam do szkoły.Czułam się jak nowo narodzona.Zapomniałam nawet o tym, że dziś mamy kolejne spotkanie samorządu.Podeszłam do szafki.Jak zawsze stała tam cała nasza paczka
- Cześć wszystkim - powiedziałam
- Van? - zaczął Zac
- No - mam nadzieję że nie będzie chciał gadać
- Możemy pogadac? - a niech to
- Zac - zamknęłam szafke i popatrzyłam w te jego hipnotyzujące niebieskie oczy.Chciałam się rozpłynąć.Dziewczyno masz chłopaka.Co z tego?On też nim kiedyś był ale teraz nie ma już nas - dla mnie ta sprawa jest już zamknięta i nie chowam urazy - matko ale dyplomatycznie.Aż sama siebie zaskoczyłam
- Aha - chyba nie tego oczekiwał
- Sam to powiedziałeś ,że myślałam,że nasza historia będzie miała happy end ale wiesz co dobrze ,że go nie miała.To pa - pocałowałam wszystkich w policzek i dumnym krokiem odeszłam.Załatwiłam najgorszą sprawę życia i czułam sie taka lekka aż chciało mi sie śpiewać ze szczęścia.Na ziemie sprowadził mnie dopiero dzwonek.Weszłam do sali i zajęłam swoje stałe miejsce.
Ostatni dzwonek tego dnia i kolejne moje wybawienie od nudnego wykładu na jakiś temat.Podobnie jak ostatnim razem schowałam książki do szafki i skierowałam sie do sali numer 11.Weszłam znowu jako ostatnia.Nie przejmowałam się tym. Dziś nie obchodziło mnie nic byłam szcześliwa jak chyba jeszcze nigdy.Omawialiśmy standartowe sprawy.No i oczywiscie nie obyło się bez poruszenia tematu balu bożonarodzeniowego.Matko czemu ja musiałam to wtedy palnąć?
- Dobrze a teraz przejdźmy do ostatniej sprawy związanej z balem i możecie iść - znowu się nie odzywałam.Zastanawiam sie czemu ja tu w ogóle jestem skoro on mnie wcale nie potrzebuje? - podział parcy - no to pięknie posiedzę tu jeszcze z bitą godzine.Na szczęście uwinął się z tym szybko.Ja niestety też dostałam w tym swój udział a niech Cię.Już mieliśmy wychodzić kiedy do sali wpadła dyrektorka
- Jak dobrze,że was jeszcze tutaj złapałam - zwróciła się w stronę moją i Zac'a - na co czekacie?Rozejść się nie ma co powdziwiać - krzyknęła.Tym samym sprawiając,że w sali zostaliśmy tylko ja, ona i on.
- Pani dyrektor - zaczęłam nieśmiało nerwowo spoglądając na zegarek.Jess już napewno na mnie czeka a ja nadal tu tkwię -
- Już, już mówię.Bez owijania w bawełnę macie razem przygotować jakis wystep.Dowolny.Życzę udanego popołudnia - rzuciła i wyszła z sali.Stałam z buzią otwartą na oścież.Poczułam jak ktoś chwyta mnie za nadgarstki
- Puszczaj mnie - krzyknęłam.Wciaż nie przyzwyczaiłam się do jego dotyku po naszym zerwaniu
- Spokojnie przecież nic Ci nie zrobię - uśmiechnął sie sprawiając,że moje nogi stały się jak z waty.Opanuj sie masz chłopaka.Tak i co z tego?On tez nim kiedyś był ale teraz nie ma już nas.
- Przepraszam
- Nic nie szkodzi - znów się usmiechnął wiedziałam,że jak jeszcze raz to zrobi to moje nogi tego nie wytrzymają i się poprostu podemną ugną
- Spieszy mi się - zręcznie wywinęłam się z jego uścisku i wybiegłam z klasy.Wyszłam pzred szkołę i ujrzałam Jess'a nerwowo spoglądającego na zegarek.Podeszłam do niego
- Heej - powiedziałam całując go w policzek
- Gdzieś ty tyle czasu była?
- Co za miłe powitanie - udałam obrażoną
- Przepraszam - przyciagnął mnie do siebie i namiętnie pocałował.Niby mi się podobał ale jakoś nie czułam tego gdy mnie całował co przy Zac'u.Dziewczyno miałaś o nim zapomnieć a ty tym czasem myślisz o nim coraz więcej.
Wyrwała
mi się i wybiegła z klasy.Znów pzregrałem walkę.Przegrałem ją
z samym soba.Z markotną miną wyszedłem z sali 11 i udałem się do
wyjścia.Pchnąłem drzwi dzilące mnie od świata
zewnętrznego.Ujrzałem scenę po któtej coś ścisnęło mi się w
żołądku.Vanessa stała na środku placu East High w objęciach
jakiegoś blondyna.Całowali się i pomyśleć,że jeszcze do nie
dawna to ja ją tak obejmowałem ale teraz nie ma juz nas.Spieprzyłem
wszystko.Wolnym krokiem zszedłem po schodach.Chciałem przejść
obok nich niezauważony ale przestali się ślinić
-
To narazie - powiedziałem gdy znalazłem sie obok niej - pamiętaj o
jutrzejszym spotkaniu - dorzuciłem mijając ją i spuściłem głowę
- Zac - zawołała.Nie chciałem się odwracać ale coś w środku zmusiło mnie do tego
- Tak ?
- To jest mój chłopak Jess - poczułem jak jakiś 100 tonowy głaz spada na mój żołądek - Jes to jest mój były chłoapk Zac - powiedziała ze szczególnym naciskiem na BYŁY CHŁOPAK
- Siemasz stary - wyciągnął do mnie dłoń.Nie miałem ochoty jej uścisnąć ale ona spojrzała na mnie błągalnym wzrokiem.Cóż miałem robić?Zakochani zdolni są do poświęceń a ja ją kochałem.Naprawdę ją kochałem ale teraz nie ma już nas.Trwaliśmy w tym uścisku a ja czułem jak głaz w moim żołądku coraz bardziej mi ciąży
- Wybaczcie ale spieszę się na trening - wymysliłem coś byle stąd uciec jak najdalej
- Przecież ty nie... - zaczeła
- Do zobaczenia - nie dałem jej dokonczyć i poszedłem przed siebie
{11}Jej serce rozpadło się na milion kawałków ale nie ma ich kto posklejać
Dzień mijał za dniem i niczym z bicza strzelił nastał listopad a co sie z tym wiązało przygotowania do balu pomału zaczynały ruszać.Zaczęto szukać kogoś kto wystąpi,dekoracji i innych rzeczy do tego potrzebnych.Wszyscy z młodszych klas cieszyli się.Po po raz pierwszy w historii szkoły będzie bal bożonarodzeniowy.Maturzystom było to obojetne bo oni i tak mieliby bal ale teraz będą mieli dwa.Wszyscy byli podekscytowani balem choć miał odbyć sie dopiero za miesiąc. Dziewczyny juz kupowały sukienki planowały fryzury i oczywiście szukały partnerów.Niestety ale z nieubłaganie mijającym czasem nadszedł również czas na to aby pewna dwójka, której relacje z dnia na dzień od tamtego feralnego wydarzenia pogarszały sie musiała zacząć próby do wspólnego występu.Oboje chcieli choć na chwilę o tym zapomnieć ale dyrektorka codziennie i nieustannie im o tym przypominała.Wpadła na genialny pomysł jak jej sie wydawalo aby coś zatańczyli.Ani Zac ani Vanessa nie byli z tego zadowoleni.W dniu pierwszej próby Zac był bardziej przybity niż zwykle.Od dnia kiedy zobaczył jak Vanessa całuje sie z Matt'em omijał ją szerokim łukiem.Gdy mijali się na korytarzu odwracał wzrok.Nie mógł jej tego darować mimo tego,że to on zakończył ich związek.Nie mógł zapomnieć o tym,że kiedyś była jego.Ciągle pamiętał ten niecały tydzień kiedy byli parą.Pomyślicie sobie,że to nie możliwe by się w tak krótkim czasie w sobie zakochać.A jednak tak było bo to była miłość od pierwszego wejrzenia.Ciągle o tym myślała.Wiedział jedno,że napewno to podziałało i jakiś chłopak może cieszyć się jej szczerą miłością.A on?On za to płaci swoim nieszczęściem.Postawił sobie za najwyższy punkt honoru unikanie jej za wszelką cenę.Na zebranich samorządu starał się na nią nie patrzeć i coraz zczęściej dopuszczał ją do głosu byleby tylko szybko znaleść się daleko od niej.Vanessie też nie było łatwo doskonale wiedziała,że to jej wina.Czuła się tak jakby jej serce ktoś rozdzarł na dwie części i jedna część należała do każdego z nich.Pomimo tego,że była z Jess'em już prawie miesiąc nie układało im się najlepiej.Owszem kochała go ale na dnie jej serca ktoś zamknął w skrytce innego chłopaka.Tego chłopaka, który znów nauczył ją kochać.Wiedziała,że chodząc z Jess'em zniszczyła wszystko ale nie potrafiła postąpić inaczej.Coś mówiło jej w środku,że nie może.Gdy Zac mijał ją na korytarzu nie zaszczycając jej wzrokiem jej serce rozpadało się na milion drobnych kawałeczków ale gdy chwile później stała w ramionach Jess'ego jej serce znów się łatało.Każde wspomnienie pozostawia w sercu dziury.Jej wyglądało jak ser szwajcarski.Poklejone już z tysiąc razy ale wciąż na nowo otwierało stare ale świeżo zabliźnione rany.Nie mogła przerwać tego kręgu nie miała na to siły.Ona też stała sie zamknięta w sobie jednak nie tak bardzo jak Zac.On zamknął się przed całym światem.Nic mu nie szło.Nawet koszykówka jego życie przestała się dla niego liczyć.Chłopak popadł w depresję i nie wyglądało na to jakby miał sie jej szybko pozbyć.Z dnia na dzień był coraz bledszy.Wyglądał jakby ktoś z niego pomału wysysał życie i całe szczęście.Gdyby zobaczył go teraz ktos kto go wcześniej nie znał napewno by pomyslał,że jest obłąkany by tak snuć się po korytarzach bez życia.Gdy w końcu nadszedł ten dzień Zac był juz tak wykończony tą sytuacją,że ledwo podniósł sie z łóżka i z wielką ledwością dotarł do szkoły.Na lekcjach był nieobecny.Przegapił nawet ostatni dzwonek.Zorientował się dopiero wtedy gdy cała sala opustoszała a jemu ze zdziwieniem przyglądała się pani Darbus
- Ja przepraszam.Zamyśliłem się - wydukał i powoli wyszedł z sali.Powlókł sie do szafki gdzie zostawił książki i poczłapał do sali gdzie miał dziś ćwiczć ten układ.Pchnął drzwi i zobaczył ją.Wydawała się promieniować szczęściem.Była taka inna od niego taka szczęśliwa.Jego serce rozpadło się na kilkaset kawałeczków a każdy z nich pragnął czego innego.Podszedł do krzeła i postawił na nim torbę gdzie miał ciuchy i chwile później stał obok niej przed wielkim lustrem.Byli od siebie tacy inni ona taka szczęśliwa a on przygnębiony.
- Zac dobrze się czujesz? - Van zapytała z wyraźną troską w oczach.Były to pierwsze słowa jakie wypowiedziała wprost do niego od prawie miesiąca
- Nic mi nie jest.Poza tym to nie twój interes - powiedział oschle.Nie chciał ale nie umiał inaczej.Dlatego też nie zwracał uwagi na nią na korytarzu wiedział,że to skończyłoby się kłótnią.Kłótnią, której nie chciał i której nie dałby rady znieść.
- Dobrze.Nie będę się do ciebie wcale odzywać.Patrz - i zaczęła tańczyć.Zac usilnie próbował ją naśladować ale cały czas się potykał.Nie miał na nic siły i nic mu sie nie chciało.Najchętniej by stąd wyszedł i wrócił do domu a tam zamknął się w swoich czterech ścianach i spał
- Zac do cholery co sie z tobą dzieje - brunetka wrzasnęła na niego gdy po godzinie prób oni wciąż byli na początku układu - jeszcze raz powtórzę ci to po kolei raz dwa i trzy.Przód bok tył, przód i okrężnym ruchem tył.Podskok i znowu to samo drugą noga. Przejście w lewo raz i dwa obrót i to samo w prawo - uślinie pokazywała mu kroki jednak on nadal nie mógł załapać
- Mam dość.Wychodzę - rzucił godzinę później gdyż miał już dość tego jak dziewczyna na niego patrzy.Zabrał swoją torbę z krzesła i wyszedł na korytarz
- Zac.Czekaj - wybiegła za nim.Próbując go dogonić.Stali teraz na środku opustoszałej szkoły
- Czego chcesz - znów z jego ust wydobył się taki głos.Nie potrafił juz z nią inaczej rozmawiać
- Dlaczego taki jesteś ? - zapytała a w jej oczach pojawiły się pierwsze oznaki nadchodzącego płaczu
- Taki czyli jaki? - teraz to on powstrzymywał łzy bo przeciez faceci nie płaczą.Musiał być twardy musiał choć nie umiał a może nie chciał?
- Taki zimny, oschły.Udajesz jakby między nami nic ni było a przecież doskonale wiesz,że było - po jej policzku spłynęła kryształowa kropela
- Owszem było i to był mój największy błąd.Pokochałem Cię i nadal kocham - odszedł zostawiając ją samą.Po jej policzkach nieustannie spływały łzy.Zdawała się niedosłyszeć głosów dochodzących ze świata zewnętrzengo.Ona słyszał tylko te słowa Pokochałem Cie i nadal kocham .Ona też kochała a jednak nie potrafiła mu tego powiedzieć.Chciała uciec w związek z kimś innym co jej się udało.Kochała dwie osoby.Oboje byli jej bliscy ale ona doskonale wiedziała z kim chce być. Wiedziała od samego początku a jednak tak nie jest.Była z kimś kogo raniła dając mu złudne nadzieje na obiecujący związek.Nieświadomie znów sie kimś bawiła by znów odegrać się na kims kto ją zranił.Zranił ja tym,że nauczł ją ponownie kochać.Zranił ją cholernie sprawiając że ona odwzajemniła jego oczucie.Starła łzy rękawem i wróciła do domu.Wiedziała co musi jeszcze dzis zrobić.Nie mogła pozwolić by Jess dłużej był jej chłopakiem pomimo tego,że go kochała.Kochała też Zac'a, który był dla niej wszystkim.
- Jess musimy pogadać - powiedziała z ciężkim sercem a po jej policzku spłynęła łza, którą natychmiast starł chłopak.Znów przypomniała sobie scenę z Zac'iem gdy to on ścierał jej łzy z policzka.To utwierdziło ją jeszcze bardziej w tej decyzji
- CO się stało kochanie? - chciał ją przytulić ale ona się odsunęła
- Jess nie jest mi łatwo to powiedzieć - zrobiła głęboki wdech a po jej policzku spłynęła kolejna kryształowa kropelka - ale to koniec
- Ty sobie chyba żartujesz? - wrzasnął.Był wściekły.Dziewczyna nigdy nie widział go w takiej furii - wiedziałem,że mówią o tobie,że masz kolesi za śmieci ale myślałem,że sie zmieniłaś a widzż,że ja byłem twoją kolejną zabawką
- Wcale nie.Naprawde cię kochałam i nadal tak jest ale zrozum - mówiła łykając łzy
- CO mam zrozumieć,że jest już nowy na moje miejsce.Jesteś zwykłą szmatą - dziewczyna nie wytrzymała i uderzyła chłopaka prosto z liścia
- Nie warz się tak do mnie mówić.I wiesz co?On był przed tobą - płakała już na dobre
- Van ja nie chciałem - chłopak starał się tłumaczyć ale ona była niewzruszona na jego przeprosiny
- Chciałeś i ja o tym wiem.Daj mi spokój.Kochałam Cię ale to był błąd.Największy błąd jaki popełniłam w życiu - weszła do domu.Może w trakcie rozmowy była twarda ale teraz płakała.Jej serce znów rozpadło się na milion kawałeczków z tym wyjątkiem jednak,ze teraz nie ma już nikogo kto by je posklejał.
{12}Pomarańczowe cosie wesoło trzaskajace w kominku
Nastał nowy dzień a z nim kolejna próba.Vanessa wiedziała,że dziś będzie jeszcze gorzej niż było wczoraj.Dlatego też gdy zadzwonił budzik ona nie zamierzała wstawać.Zakryła się szczelnie kołdrą i liczyła na to,że jej mama jest już w pracy
- Kochanie co się z tobą ostatnio dzieje? - do pokoju weszła jej rodzicielka
- Źle się czuję.Mogę dziś zostać w domu? - dziewczyna świetnie kłamała
- Przykro mi słoneczko ale jesteś przewodniczącą tej szkoły i nie dasz się złemu samopoczuciu czy pierwszemu lepszemu przeziębieniu - wyszła z pokoju a Vanessa ociągając się najdłużej jak to było możliwe wstała z łóżka.Podeszła do lustra i zobaczyła siebie ale taką inną niż zawsze.Na jej twarzy już nie gościł uśmiech a oczy były podkrążone od płaczu.Ubrała się i nałożyła nowy makijaż, który i tak nie zakrył jej złego samopoczucia. Zeszła na dół gdzie ujrzała swoją mamę i Jess'a który jej coś tłumaczył.Gdy tylko ją zauważył chwycił walizkę,która stała obok jego nogi i wyszedł.Vanessa nie zastanawiając się ani chwili dłużej wybiegła za nim
- Jess - on nie reagował - stój do cholery - krzyknęła.Nie pomogło chłopak dalej szedł jakby w ogóle jej nie słyszał - Jess prosze Cię - krzyk rozpaczy.Jednak udało się chłopak stanął ale się nie odwrócił.Ona stała na środku chodnika za chłopakiem a po jej policzkach ciekły łzy.Znowu płakała chciała być silna ale nie umiała.Nie umiała a może nie chciała? - dlaczego? - znała odpowiedź
- Bo tak będzie lepiej.Dla mnie dla ciebie dla nas - nadal nie patrzył na nią
- Skąd możesz to wiedzieć? - ostatnia deska ratunku.A ponoć nadzieja umiera ostatnia.Jej już dawno umarła a wraz z nią oni
- Kochanie - puścił walizkę i spojrzał na nią - uwierz mi tak będzie dla nas lepiej.Van nie kochasz mnie a ja nie zniósłbym widoku Ciebie w ramionach innego dlatego odchodzę - podszedł do niej i ostatni raz złożył na jej ustach krótki pocałunek. Chwycił walizkę i odszedł tak poprostu.Odszedł bez słowa
- Wcale nie będzie lepiej - histeryczny krzyk, który był resztką nadziei, która gdzieś tam, się w niej jeszcze tliła a teraz wszystko się skończyło.Chciała za nim pobiec i zatrzymać ale nie mogła.Coś nie pozwalało jej się ruszyć.Pozwoliła mu odejść.
Szła przed siebie.Nie chciała wracać do domu bo i tak nie miała po co.Torbę miała a śniadanie nie było ważne.Szła do East High.Szkoły gdzie wszystko się zaczęło.Tam jest źródło jej problemów a zarazem szczęścia.Stanęła przed budynkiem i nawet nie ocierając łez poprostu do niego weszła.Wszystkie oczy zwróciły się na nią ale ona sie nie przejmowała.Nie obchodziło ją to,że ma rozmazany tusz na twarzy i w ogóle wygląda jak po wojnie.Ona poprostu chciała dotrzeć do celu swej wyprawy.
- O boże Vanessa co ci się stało - usłyszała głos blondynki.Ona nie odpowiedziała po prostu otwarła swoją szafkę i wyciągnęła z niej książki
- Szkoda mówić - zamknęła ją i odeszła.Poprostu poszła znów przed siebie.Dalej i dalej nieprzerwanie szła.Zajęła swoje zwykłe miejsce i wpatrywała się okno.Połowa listopada i pogoda nie była już taka piękna.Drzewa już dawno zgubiły liście coraz szybciej sie ściemniało i ogółem nie było pięknie.Teraz świat odzwierciedlał nastój Vanessy
Ostatni dzwonek tego dnia.Jej humor odrobinę się poprawił i dziewczyna zmyła z siebie rozmazany makijaż jednak nawet to nie pomogło.Nadal była struta i chodziła przybita.Wieść o właśnie nadchodzącej próbie wcale nie poprawiła jej nastroju a wrecz jeszcze bardziej go pogorszyła.Pchnęła drzwi i jej oczom ukazała się dość duża sala z ogromnymi lustrami.Pzeszła przez nie jednocześnie powodując ich zamknięcie.Postawiła torbę na krześle i zaczęła sie rozciągać.Spojrzała w lustro i ujrzała dziewczynę zmęczoną życiem, która ma zaledwie 17 lat a w tej chwili przypomina 80 letnią staruszkę po długim i ciężkim życiu.Choć już nie długo bo zbliżały się jej urodziny a wraz z nimi było coraz mniej czasu do balu.Z jej oczu znów zaczęły spływać łzy.Usiadła w kącie i zaczęła cichutko łkać.Gdy na pustym korytarzu usłyszała kroki szybko wstała i wytarła łzy rękawem bluzeczki jak już to miała w zwyczaju.Stanęła na środku i udawała,że ćwiczy.
- Płakałaś? - chłopak nie dał się zwieść pozorom.Od razu wiedział,że płakała.Znał ją za dobrze.Za bardzo mu na niej zależało aby nie widzieć,że coś ją trapi
- Zdawało Ci się - unikała jego wzroku.Nie chciała spojrzeć w jego teńczówki.Nie teraz kiedy wiedziała już że tylko on się dla niej liczy.W ogóle chciałaby stąd uciec ale nie może.Nie ona wzorowa uczennica nie mogła zawieść dyrektorki skoro obiecała to słowa dotrzyma bez względu na wszystko.Nie ważne było ile musi poświęcić ona dotrzyma obietnicy
- Van - postawił swoją torbę koło jej i podszedł do niej chwytając jej dłonie - mnie nie oszukasz i dobrze o tym wiesz - odważyła się.Popatrzyła w te jego lazurowe oczy i nikły uśmiech z szybkością torpedy zagościł na jej twarzy - tak lepiej a teraz chodź - pociagnął ją i jak gdyby nigdy nic zaczęli ćwiczyć.Było o wiele lepiej niż się spodziewała.Chłopak w ogóle już nie mylił krokow i całą próbę skończyli w zaledwie pół godziny
- Zac - zaczęła cichutko gdy siedziała obok niego z butelką wody w ręce - dziękuję
- Nie ma za co - chwycił swoją torbę i opuścił salę.Znów odszedł bez słowa zostawiając ją z mentlikiem w głowie i tysiącem pytań dlaczego a każde bez odpowiedzi
Pustka ogromna pustka ogarniająca ją i wszystko do okoła.Wszędzie ciemno i zimno.Odstawiła torbę i od razu skierowała się do salonu.Napaliła w kominku i zrobiła sobie gorącą czekoladę.Usiadła przed kominkiem z kubkiem w ręku, w którym była parująca brązowa ciecz.Siedziała na miękkim i puszystym dywaniku wpatrując się w płomienie.Czuła jak ciepło rozchodzące się z kominka powoli ogrzewa ją od środka a może sprawiała to ta czekolada?Siedziała i rozmyślała nad swoim życiem.W ciągu zaledwie paru tygodni zmieniła się nie do poznania.Najpierw ta afera, później jej zemsta na wszystkich chłopakach a na samym końcu on.Ten, który pojawił się znienacka i nieproszony siejąc w jej sercu zament.W ciągu zaledwie kilku dni sprawił,że jej serce skute lodem od miesięcy zaczęło bić na nowo ze zdwojoną siłą.Nie chciała się zakochać a jednak zakochała się.Odstawiła kubek na stolik i wstała z dywanika kładąc się na kanapie.Okryła się kocem i patrząc na płonące pomarańczowe cosie wesoło trzaskające w kominku powoli zasypiała.
{13}Była jak Kopciuszek, który znalazł księcia
Czas biegł do przodu coraz szybciej i szybciej każda sekunda za sekundą,minuta za minutą,godzina za godziną,dzień za dniem,tydzień za tygodniem i zanim się wszyscy połapali do balu zostały dwa dni.Niby wydaje się,że to AŻ dwa dni ale to są TYLKO dwa dni, które miną jak z bicza strzelił.Od conajmniej 2 tygodni w szkole na przerwach nie słychać nic prócz tematów związanych tylko i wyłącznie z balem bożonarodzeniowym.Gdzie człowiek by nie próbował od tego uciec to jedna wielka klapa wszędzie tego pełno.Każdą wolną chwilę dziewczyny spędzają w grupkach przechwalając się jaką to nie piekną mają sukienkę a jakie buty.Jakby tego było mało szkołę obiegają plotki kto z kim idzie na ten bal i dlaczego.Vanessa miała już tego po dziurki w nosie.Nie obchodziło ją kto z kim idzie i jaką ma kreację.Dla niej ważne było to aby dobrze wypaść i nie zawieść dyrektorki, która tak na nią liczyła. Owszem nie powiem ona też zmieniła nastawienie co do balu ale jednak pozostawał ten jeden szczegół, który nie pozwalał jej się z niego w pełni cieszyć.Dlaczego akurat bal musi być 14 grudnia??Jakby nie mógł być dzień później.Trudno będzie musiała przeżyć.Od momentu gdy pogodziła się z Zac'iem nic nie psuło jej humoru i zawsze chodziła uśmiechnięta.Teraz gdy zbliżał się czas próby ona była radosna jak nigdy również dziś.
Słońce oślepiało przechodniów choć już wcale nie powinno go być a krajobraz do okoła powinien zdobić bielutki puszek.Nic z tego słońce nie chciało ustąpić i pomimo tego,że była już połowa grudnia nadal można było chodzić tylko w swetrze.Nie powiem żeby wszyscy jakoś specjalnie żałowali,że nie ma zimy jedynie dzieci nie były radosne gdyż obawiały się,że na ferie i święta nie będzie śniegu.Pewna brunetka podążała jak codzień do szkoły swoją codzienną trasą.Chodziła już tak od dobrych 5 lat jednak tylko ostatnimi czasy jej drodze do szkoły towarzyszył naprawdę ogromny uśmiech.Pchnęła wielkie drzwi i jej oczom ukazał sie zatłoczony korytarz East High.Mijała ludzi,którzy stłoczeni przy swoich szafkach bez życia szukali książek i smętnie udawali się na kolejne lekcje.Ona była taka inna, tak bardzo nie pasowała do tego obrazka.Ona taka usmiechnięta a inni ponurzy,ona taka radosna a wszyscy smętni.Podchodząc do szafki jej uśmiech jeszcze bardziej się powiększył bo znalazła tam swoich przyjaciół.
- Cześć wszystkim - całus w policzek i szczęk otwieranych drzwiczek
- Van coś ty taka szczęśliwa ostatnimi czasy? - spytała blondwłosa
- Może zakochana? - w sumie to Lucas powiewdział to bardziej do Ashley niż do Vanessy
- Może,może - zauważyła cień zawodu na twarzy Zac'a co sprawiło,że jej humor był jeszcze lepszy
- To jak dziś tam gdzie zawsze o stałej porze?
- No jasne to do zobaczonka - kolejny całus w policzek i uśmiechnięta wedruje na lekcję sztuki.Pomimo tego,że pani Darbus zawsze przynudza to nic nie jest w stanie jej zepsuć humoru
- Dzień dobry moi drodzy.Jak widzę wszyscy pewnie już nie mogą doczekać się balu - kiwnięcie głowami - dlatego też dziś postanowiłam abyśmy pomogli udekorować salę - pomruk niezadowolenia przeszedł po klasie jak tornado po spokojnej i malowniczej wiosce powodując zamęt i zniszczenie.W jednej chwili z uśmiechniętej klasy zrobiła się ponura tylko jednej Vanessie uśmiech jakoś nie chciał zejść jakby się przykleił czy coś. - no skoro nie chcecie to możemy zostać na lekcji
- Nie,nie proszę pani idźmy - wszystkie oczy momentalnie pognały w stronę źródła tego głosu a dziewczyna spaliła buraka gdy przuglądało jej się prawie 30 par oczu
- Wspaniale w takim razie nie ma na co czekać.Raz,raz ruchy - wyszła z klasy a za nią pomaszerowała smętna klasa, która w tym momencie była tą pechową
Ostatni dzwonek wszyscy uczniowie czym prędzej wychodzą ze szkoły.Vanessa wyszła z klasy i po raz kolejny jej oczom ukazał się zatłoczony korytarz i ludzie tłoczący się przy swoich szafkach.Tym razem jednak ona już nie była tą jedyną uśmiechniętą wszyscy tacy byli,ona już nie była tą radosną wszyscy byli.Podeszła do swojej szafki i schowała tam książki
- To jak gotowa na ostatnią próbę - usłyszała ten ukochany głos przy swoim uchu
- No jasne - chwyciła torbę i pomaszerowała razem z blondynem na salę.Nagle w szkole wszystko ucichło i zostali w niej tylko oni i woźny, który chodził zawsze zły jak osa i narzekał na ta "dzisiejszą" młodzież.Co poniektórzy mieli pecha i musieli słuchać wywodów jak to było za jego czasów.Stanęła przed lustrem już gotowa.Dziś mieli ostatnią próbę, ostatnią chwilę,która mogli spędzać tylko we dwoje bez obaw,że ktoś ich posądzi o romans.
- No to masz już kreację na ten bal? - spytał chłopak gdy piętnaście minut później wykończeni siedzieli z butelkami wody na krzesłach
- Tak mam - rozmażony głos dziewczyny wskazywał,że ta sukienka jest wyjątkowa.Taka była
- No a partnera? - zakrztusiła się wodą i spojrzała na niego pytającym wzrokiem
- Nie, nie mam a ty masz już tą szczęściarę, która będzie skakać pod niebo,że może z tobą iść? - spytała z ironią
- A owszem mam - posmutniała.Myslała,że Zac jeszcze nikogo nie zaprosił.Nie chciała aby wiedział,że zrobiło jej się
przykro
- No to kto to taki? - czy mi się wydaje ale oni przez całą rozmowę zadaja pytania
- Właśnie na nią patrzę - znów zakrztusiła się wodą i kolejny raz spojrzała na niego
- Że niby ja? - w duchu już powoli zaczynała skakać z radości.Dokładnie tak wyobrażała sobie ten bal ona i ten wymarzony chłopak, ona w pięknej sukni on w garniturze, ona i jej chłopak, którego kocha.Niestety ta ostatnia część nie pasuje do ich historii.Nie są razem i pewnie już nigdy nie będą
- Van nie udawaj.Wiedziałaś,że Cię zaproszę - spojrzał na nią takim przeszywającym wzrokiem - Zgodzisz się zostać moją partnerką na ten bal? - spytał i zrobił minę zbitego psiaka.Nie mogła się nie zgodzić bo pragnęła tego z całego serca i duszy
- Tak - wstała i zabrała torbę z krzesła - to do jutra partnerze - rzuciła z wyraźnym akcentem na słowo partnerze.Zamknęła za sobą drzwi i opuściła szkołę
- Co ty ze mną robisz dziewczyno ale już niedługo, niedługo - rzucił w pustą przestrzeń i wyszedł z sali
Dziś nadszedł ten dzien, na który wszyscy czekali od momentu gdy tylko się dowiedzieli,ze ma się odbyć bal.To właśnie dziś będzie ukoronowanie wszystkich starań.To właśnie dziś odbywa się wielki bal bożonarodzeniowy.Vanessa dziś wstała wyjatkowo wcześnie zważając na to,że bal zaczynał sie dopiero o 18 a była dopiero 12.Dla innych może JUŻ 12 ale dla niej DOPIERO 12.Wstała z łózka i załozyła swoje puchate kapcie po czym zeszła na dół.Jak zawsze pusty dom.Ojciec w pracy mama nie wróciła na noc po kolejnej imprezie z kolezankami a Marty nie widziała od tygodni od momentu, w którym została babcią i pojechała do Europy by zobaczyć córkę.Wyjęła mleko z lodówki i płatki z szafki po czym wymieszała wszystko w jednej misce i śniadanie było gotowe.
- Wszystkiego najlepszego Vanesso - zabrała się za posiłek.Ding dong szuranie krzesła i szczęk otwieranego zamka
- Marta?? - krzyk zdziwienia - co ty tutaj robisz?
- Przyjechałam na urodziny mojej małej Vanesski - starsza pani usmiechnęła się i postawiła torbę w przedpokoju.Ogarnęła dom a własciwie willę wzrokiem i stwierdziła,ze nic nie zmieniło się przez te pół roku.Znów mogła wrócić do tej sympatycznej rodziny.Na pierwszy rzut oka wydawało się,ze jest idealna ale taka nie była.Ojca ciągle nie było, matka imprezowała a prawie dorosła córka przesiadywała sama w tym domu.Wiedziała,że ona potrzebuje jej bardziej niż jej własna córka. - chodź zrobię Ci porządne sniadanie - wskazała głową na miskę stojącą na blacie kuchennym
Dziewczyna odszukała wzrokiem odpowiadnią półke w swojej garderobie i ściągnęła z niej ogromne pudło.Opuściła ją uprzednio gasząc światło.Weszła do pokoju i odłożyła pudło na łózko a sama weszła pod prysznic.Wraz z kroplami wody spływającymi po jej ciele znikały wszystkie troski i smutki.Wróciła spowrotem do pokoju z ręcznikiem na sobie i mokrymi włosami.Usiadła na łóżku i wzięła na kolana ten pakunek.Podniosła wieczko i mimowolnie usmiechnęła się do siebie wyciagajac z niego przepiekne zdjęcie.Spojrzała na śliczną dziewczynę w pieknej sukni.To była jej babcia a zdjęcie było zrobione w tydzień po ślubie.Odłożyła je na półkę a w ręce wzięła materiał, na którym leżała fotografia i wyciągnęła go z pudełka.Po chwili trzymała w rekach piękną balową suknię.Tą samą, w którą była ubrana kobieta na zdjęciu.Odłozyła suknię na fotel i zaczęła suszyć włosy
Blondyn o zabójczo niebieskich oczach stał właśnie przed lustrem w łazience i dokonywał ostatnich poprawek w swoim wyglądzie.Powędrował ręką w strone kieszeni marynarki gdzie odszukał małe pudełeczko.Uśmiechnął się do siebie poprawił krawat i opuścił łazienkę
- Mamo trzymaj kciuki - szepnął gdy żegnał się z matką
- Będę synku bedę - wyszedł przed dom i wsiadł do czarnej limuzyny
Stała przed lustrem zapinając suwak sukienki.Wyglądała prześlicznie jak księżniczka.Najpiekniejsza księżniczka na świecie.Ubrana w białą suknię i białe buciki.Poprawiała włosy i uśmiechała się do swojego lustrzanego odbicia
- Vanessko jakiś młodzieniec czeka na ciebie - głoś wyrwał ją z tego transu.Zabrała z łóżka białe bolerko i torebkę obszytą koralikami po czym wyszła z pokoju.Schodziła po schodach z gracją.Jak księżniczka udajaca się do swego księcia.Była jak kopciuszek, który już za chwilę zatańczy z wymarzonym księciem
Jak kopciuszek
- Ślicznie wyglądasz - zabójczy uśmiech
- Dziękuję - całus w policzek
- Chodźcie zrobię wam zdjęcie - Marta usmiechała się wymachując aparatem w ich stronę
- Marto daj spokój - błagalny ton na nic się nie zda z upartością Marty
- No już, już - ustawiła się obok blondyna, który chwycił ją za rękę i przyciągnął bliżej siebie.Jeden błysk flesza i po sprawie.Wyszli z domu brunetki nadal trzymając się za ręce
Była jak kopciuszek, który odnalazł księcia
Vanessa siedziała w swojej garderobie wpatrując się w swoje odbicie w taflii lustra.Za chwilę wystąpi i wreszcie będzie mogła odetchnąc z myślą,że nie zawiodła kolejnej osoby.A co jeśli się nie uda?Jeśli się pomyli albo zapomni kroków.
Zawiedzie
po raz pierwszy w życiu.Po raz pierwszy w życiu nie wypełni obietnicy złożonej drugiemu.Po prostu zawiedzie.Zawiedzie kogoś kto jej zaufał z myślą,ze spełni obietnicę.A ona?Ona po prostu nie da rady
Po raz pierwszy w życiu
nie będzie idealna.Odetchnęła głośno wypuszczając powietrze tak,że lustro zaparowało w miejscu gdzie tafla zetknęła się z obłoczkiem.Przetarła je ręką tak,ze znów mogła oglądać swoją twarz.Była otoczona tysiącem sukienek i lampek oklejonych wokół lustra.Wszędzie były jej zdjęciach a na drzwiach ogromny neonowy napis Vanessa.Pozostałości z czasów gdy była zimna jak lód i razem z dziewczynami rządziła sceną w tej szkole.Teraz wszystko to odeszło.Odeszło bo zjawił się on.
Jej książe
Zmienił ją ale jej serce nadal ciągnęło w stronę teatru.Może to dlatego tak łatwo zgodziła się na tą całą szopkę.może po prostu ona tego chciała?A może po prostu chciała udowodnic przyjaciołom,że się zmieniła
Może
- Van - ujrzała w lustrze odbicie chłopaka o blond włosach i tych lazurowych oczach, za które dałaby się pokroić na kawałeczki. - Już czas - zniknął a ona znów zostałą sama z tysiącem pytań bez odpowiedzi.Wyszła z garderoby i zgasiła światło powodując,że ogarnęła ją ciemność a jedynym światłem był blask neonu na otwartych drzwiach.Stanęła obok Zac'a trzęsąc się jako osika na wietrze.Jak bambus, który daje się giąć porywom wiatru.Jak wąż, który wychyla sie na dźwięk muzyki zaklinacza.Była jak bezbrone dziecko, które pożera strach.
- Juz za chwilę wystąpią przed wami Vanessa i Zac w układzie chorograficznym , który sami przygotowali na te okazję... - usłyszała głoś konferansjera, który zapowiadał już ich wystep
- Nie ja nie dam rady - chciała uciec jak najdalej stąd by zapomnieć, by nie pamiętać
- Vanessa - chwycił ją za rękę - jestem z tobą a razem damy radę - uspokoił ją.Wielkie brawa na zachętę i przedstawienie czas zacząć
Jedyne źródło światła pada na nią.Na nią, która siedzi na krześle na środku sceny.Wygląda pewnie a w środku zżera ją obawa i strach.Ogromny strach.Światło odbija się od cekinów, którymi jest pokryta jej wściekle czerwona sukienka.Teraz już nie ma ucieczki gdzieś daleko, nie ma ratunku.Znikąd pojawia się Zac.Podchodzi do Vanessy i zaczyna nią szarpać.
Dziewczyna upada na ziemię by już za chwilę się podnieść i zacząc tańczyć.
Znów garderoba tym razem jednak ma na sobie swoją sukienkę.Wszystko poszło idealnie nic się nie popsuło.Wciąz słychac brawa dochodzące z sali.Ogromny usmiech na twarzy dziewczyny.Ostatnie spojrzenie na to co było kiedyś i znów wszystko spowija ciemność.Weszła na salę wypełniona ludźmi.
- Van wyglądasz cudownie - szybkie spojrzenie i jej brązowe tęczówki widzą blondwłosą dziewczynę ubraną w różową sukienkę z cekinami oraz murzynkę również w różowej sukiecnce z tym wyjątkiem,ze jej sukienka nie była tak sciekła jak blondynki
- Wy również- uśmiechnęła się.Dochodziła 22 a co się z tym wiąże moment, w którym sie urodziła.Przyjaciele no właśnie przyjaciele zapomnieli o jje urodzinach.Nie pamiętał nikt z wyjątkiem Marty
- Chodź - usłyszała szept przy uchu by poczuć czyjś dotyk na swojej dłoni
Stała na dworze a naprzeciwko niej ten wymarzony i wyśniony chłopak.Była szczęśliwa a z drugiej strony jednak jej serce krzyczało z żalu,ze wszyscy zapomnieli
- Po co tu jesteśmy?
- Chciałem Ci coś dać - wyjął z kieszeni małe pudełeczko.Chwycił dłoń dziewczyny, w której zamknął granatowe coś - wszystkiego najlepszego - szepnął prawie niedosłyszalnie
- Dziękuję - przytuliła się do niego po czym otwarła pudełeczko, w którym znalazła pierścionek.Wyjęła go drżącą dłonią i obracajac w palcach poczuła jakieś dołeczki na nim.Powędrowała wzrokiem w to miejsce i ujżała słowa, które układałay się w zdanie
Kocham Cię
Zac
Spojrzała na niego a ten nic nie mówiąc poprostu ja pocałował.Stali całując się na środku placu przed wejściem do szkoły.Dziewczyna poczuła jak coś spada na jej gołe ramie.Spojrzała w górę i zobaczyła małe białe płatki, które pod wpływem jej rozgrzanej skóry topniały.Znów przytuliła się do chłopaka, który objął ją mocniej
- Zostaniesz moją dziewczyną - znów ten szept przy uchu
- Tak - rółwnież szeptała.Szeptała niedosłyszalnie a jednak on usłyszał
Była jak kopciuszek, który znalazł swego księcia