Kiedy
trzymałem ją w swych ramionach, moje szczęście nie miało granic.
Jej ciepłe ciało, które przylegało do mojej zimnej skóry, niczym
płomień igrający z lodem, momentami muskający swymi rozgrzanymi
płomieniami jego lodowatą powierzchnię, wywoływało we mnie
euforię, wymieszaną z niewyobrażalnym szczęściem. Bella była
przy mnie, pogrążona we śnie z ufnością wtulała się w moje
ciało. Leżąc obok niej z uśmiechem na twarzy przypominałem sobie
chwilę spędzone na polanie, naszą rozmowę, jej dotyk i ciepłe
usta. Ból, który palił moje gardło nie dokuczał mi już tak
intensywnie. Spędzając z nią tyle czasu, zobojętniałem na jej
kwiatowy zapach. Potwór kryjący się we mnie ucichł na chwilę.
Skrępowany tłumił swój niemy ból, lecz gdy tylko Bella
nieświadomie wzdychała, wywołując delikatną cyrkulację
powietrza, potwór natychmiast się buntował, wypełniając moje
gardło palącym ogniem. Ale dla mnie był to tylko cichy pomruk i
niemalże nieodczuwalny ból, zagłuszany przez moje myśli i
rytmiczne bicie serca mojej ukochanej, które było przepiękną
muzyką dla moich uszu. Szczęście i miłość wypełniały każdą
komórkę mojego ciała. Potrzeba bycia z nią była ważniejsza niż
moje pragnienie. Byłem z siebie zadowolony. Siła woli. Pomyślałem
i uśmiechnąłem się do siebie. W ciągu ostatnich minut Bella
dwukrotnie wypowiedziała moje imię, potem zapadła w głęboki sen.
Świadomość tego, że ponownie goszczę w jej snach była
wspaniała, moje martwe serce rozrywała ogromna radość.
Wiedziałem, że spała mocno i nie usłyszę z jej słów już nic
więcej, dopóki się nie obudzi. Od dawna uwielbiałem patrzeć, jak
śpi, z niecierpliwością wyczekując momentu, gdy zaczyna mówić
przez sen. To było urocze. Leżałem jeszcze chwilę spoglądając
na nią, a potem delikatnie odsunąłem jej ręce, które oplatały
moje ramiona. Bezszelestnie wysunąłem się z łóżka i okryłem ją
kocem. Rozejrzałem się po pokoju, zatrzymując swój wzrok na
biurku, na którym stał stary komputer. Obok niego leżały dwie
podniszczone książki. Podszedłem bliżej, by się im przyjrzeć.
„Duma i uprzedzenie” oraz „Rozważna i romantyczna”. Były to
ulubione książki Belli, które przeczytała już kilkakrotnie, ale
często powracała w wolnych chwilach do swoich ulubionych
fragmentów. Przejrzałem obie szybko, zwracając uwagę na
zaznaczone przez Bellę fragmenty, a potem spojrzałem w okno. Było
jeszcze ciemno, ale niedługo miał nastać ranek. Postanowiłem
pojechać do domu. Świadomość tego, że choć na moment mam
opuścić Bellę kuła moje serce powodując ból. Ale było to
konieczne, ponieważ musiałem zmienić ubranie, by nie wzbudzać
niepotrzebnych podejrzeń okolicznych sąsiadów. Pocałowałem Bellę
w czoło i wyszedłem przez okno. Jadąc z ogromną prędkością,
tak jak lubię, szybko dotarłem do domu. Kiedy znalazłem się w
środku na schodach siedziała Alice.
Mówiłam,
że będziesz zaskoczony. Cieszę się, że się udało.
Pomyślała, rzucając mi radosne spojrzenie – Dobrze, że mi o tym
nie powiedziałaś, wątpię żebym w to wtedy uwierzył-
odpowiedziałem, zdając sobie sprawę, że tak właśnie by było.
Nie dopuszczałem takich myśli do siebie, a moje największe
marzenie spełniło się. Mogłem być z Bellą, być z nią naprawdę
blisko. Tak, z pewnością ten fakt mnie zaskoczył.
Wiedziałam,
że wszystko potoczy się dobrze, byłeś zdecydowany, więc nie
groziło jej niebezpieczeństwo. Ale ty nie chciałeś mi do końca
uwierzyć.
Pomyślała z wyrzutem na twarzy.
-
Alice nie byłem pewny, nie przypuszczałem, że mam taką silną
wolę. Wiedziałem, że nie chcę jej skrzywdzić, nie narażać na
niebezpieczeństwo z mojej strony, a zarazem tak bardzo potrzebowałem
być z nią. Co za ironia losu. - uśmiechnąłem się do niej.
–
Na dodatek zakłady Emmeta i Jaspera, którzy byli pewni, że nie
podołam temu, co mnie czekało, nie dodawały mi odwagi.-
wspomniałem, przypominając sobie, jak zakładali się o to, jak
długo wytrzymam z Bellą.
-
Ironia czy nie, bardzo się cieszę, że dałeś radę. Nimi się nie
przejmuj. Znasz Ich, po prostu się nudzą, a ta cała sytuacja z
tobą i Bellą jest dla nich pewnego rodzaju rozrywką. Nieźle się
zdziwią, jak im powiem, że żaden nie wygrał- fakt, że ma im to
oznajmić, jak wrócą z polowania stanowczą ją rozradował.
Spojrzałem na moją młodszą siostrę, na której twarzy malował
się teraz podstępny uśmieszek. Wiedziałem, że jest szczęśliwa,
cieszyła się prawie tak samo, jak ja. Prawie, bo mojego szczęścia
nikt nie mógł przebić.
–
Wybacz, ale się spieszę- mruknąłem do niej, by jak najszybciej
pobiec do pokoju, zmienić ubranie i wrócić do Belli. Popatrzyła
na mnie z wyższością i dodała teatralnym głosem, gestykulując
zawzięcie, jakby znajdowała się na scenie, na którą patrzy
publika
-
Ależ oczywiście, jakżebym śmiała cię zatrzymywać. Podążaj
prędko do swej ukochanej, by wraz z nią utonąć w oceanie
szczęścia- uśmiechnęła się szelmowsko i dodała
–
Powiem reszcie, że niedługo będziemy mieli gościa.- Zignorowałem
to i w mgnieniu oka znalazłem się w swoim pokoju. Ubrałem
niebieską koszulę i przeczesałem włosy. Wróciłem do auta i
pojechałem z powrotem do Belli. Kiedy wszedłem do jej pokoju,
odczułem ulgę mogąc znów na nią patrzeć. Bella nie zmieniła
swojej pozycji. Leżała lekko wygięta z jedną ręką ułożoną na
głowie. Nie chciałem jej obudzić, starając się położyć koło
niej, więc usiadłem na bujanym fotelu w kącie. Wpatrywałem się w
nią, dokładnie badając każdy skrawek jej ciała, by utkwił w
mojej pamięci. Na zewnątrz słońce powoli budziło się ze snu.
Usłyszałem, jak Charlie wstaje i bierze poranną kąpiel, ale
spokojnie siedziałem na swoim miejscu. Byłem pewien, że nie zajrzy
do Belli, bojąc się, że ją obudzi. Nie przysłuchiwałem się
jego myślom ani zachowaniu, wolałem patrzeć na Bellę i myśleć
tylko o niej. Te dwie czynności pozwoliły mi się wyłączyć z
otaczającego mnie ze wszystkich stron nawału myśli. Charlie
wychodząc z domu podładował akumulator furgonetki Belli. Chociaż
nieśmiało okazywał swoje uczucia, wiedziałem że jest opiekuńczy
wobec swojej córki. Kiedy zjadł śniadanie, wyszedł z domu i udał
się do pracy. Ja nadal patrzyłem na Bellę, nie mogąc oderwać od
niej wzroku. Mógłbym siedzieć tak wieczność, patrząc jak śpi,
nie nudząc się nawet przez sekundę. Ale czy potrafiłbym wytrzymać
bez jej ciepłego dotyku, widoku błysku w jej brązowych oczach, jej
zaskakującego mnie zachowania? Wątpię. Blask słońca zagościł w
pokoju, oświetlając go swymi promieniami. Ten przypływ światła
spowodował, że oczy Belli powoli się otwierały, zasłoniła je
ręką i z jękiem obróciła się na drugi bok. Patrzyłem na to
zafascynowany. Nagle gwałtownie podniosła się na łóżku i nasze
spojrzenia się spotkały.
–
Twoja fryzura przypomina stóg siana, ale i tak mi się podoba-
powiedziałem, widząc jej grube, ciemne włosy, spośród których
każdy odstawał w inną stronę.
–
Edward! Zostałeś!- zawołała uradowana. Szybkim krokiem pokonała
dzielącą nas odległość i usiadła na moich kolanach. Zaskoczony
jej reakcją na mój widok, ale równocześnie bardzo zadowolony,
zaśmiałem się krótko.
–
Oczywiście, że zostałem-. Stęskniłem się za bliskością jej
ciała, więc delikatnie głaskałem ją po plecach. Te niesamowite
uczucie, które temu towarzyszyło ogarnęło moje ciało, a ja
bezwładny w pełni się mu poddałem.
–
Myślałam, że to wszystko mi się tylko śniło.- szepnęła mi do
ucha.
–
Nie masz tak bogatej wyobraźni- zażartowałem, rozbawiony jej
słowami.
–
Charlie!- krzyknęła i rzuciła się do drzwi.
-
Wyjechał godzinę temu. Mogę też poświadczyć, że wpierw
podłączył ci na powrót akumulator. Muszę przyznać, że się
rozczarowałem. Czy naprawdę powstrzymałaby cię byle awaria
samochodu?- odparłem, rozbawiony w duchu. Zauważyłem, że się nad
czymś zastanawia.
–
Zazwyczaj nie jesteś rano taka skołowana- dodałem i wyciągnąłem
ramiona, by do mnie wróciła.
–
Ludzkie potrzeby wzywają mnie do łazienki- wyznała po chwili.
–
Idź, idź. Zaczekam- odpowiedziałem jej z łobuzerskim uśmiechem.
Mógłbym czekać na nią w nieskończoność.
Pobiegła
do łazienki, by poświęcić chwilę na poranną toaletę. Znowu
odczułem tęsknotę, choć Bella była tuż za ścianą. W pewnym
momencie pomyślałem, by do niej pójść ale równie prędko
uznałem ten pomysł za niestosowny. Po chwili Bella znalazła się z
powrotem w pokoju.
–Witaj-
wymruczałem na powitanie i zdecydowanym ruchem przyciągnąłem ją
do siebie. Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu, podczas gdy oczy
Belli przesuwały się po moim ciele lustrując jego wygląd.
–
A jednak opuściłeś posterunek?- zapytała oskarżycielskim tonem.
Jak zawsze niezwykle spostrzegawcza.
–
Jak mógłbym wyjść rano w tym samym ubraniu, w którym wszedłem
wczoraj? Co by sąsiedzi pomyśleli?- odparłem niewinnie. Jakże
zabawna była jej reakcja – Spałaś mocno, niczego nie
przegapiłem.- posłałem jej łagodny uśmiech i dodałem
-Rozmowna
byłaś wcześniej-. Moje słowa wywołały kolejną zabawną
reakcję, Bella czuła się odrobinę zażenowała. Domyśliłem się,
że zastanawia się, co jej się śniło i cóż mogła mamrotać
przez sen, więc spojrzałem na nią z czułością.
–
Powiedziałaś, że mnie kochasz-. Spuściła wzrok i wyszeptała
-
To już wiesz-. Wprawdzie w moim umyślę znajdowała się nadzieja,
na którą składał się fakt, że Bella może pokochać takiego
potwora, jak ja. Owa nadzieja ze względu na wydarzenia minionych dni
stawała się coraz wyraźniejsza i realna. Jednak dopiero słowa
wypowiedziane z jej ust w pełni sprawiły, że zastąpiła ją
świadomość. Świadomość jej miłości do mnie. Tak ,Bella mnie
kochała, a ja kochałem ją.
–
Ale zawsze miło usłyszeć- wymruczałem jej do ucha, uświadamiając
ją, że te dwa słowa sprawiają, że zapominam o wszystkim, prócz
niej, a moje serce i ciało ogarnia rozkosz.
–
Kocham cię- odpowiedziała, nieświadoma tego, że właśnie
spełniła moją cichą prośbę.
–
Jesteś całym moim życiem.- Oszołomiony tymi słowami siedziałem,
jak zaczarowany, nie potrafiąc się odezwać. Chciałem powiedzieć
jej, jak wielką miłością ją darzę, co czuję, gdy jest
przymnie, ale nie umiałem ubrać tego w słowa. Milczałem,
rozkoszując się to chwilą. Patrzyłem na nią, wniebowzięty, że
trzymam ją w swoich ramionach. Tak bardzo ją kochałem. Odczuwałem
potrzebę opiekowania się nią, dbania o nią. Bella była teraz
całym moim światem, była powodem dla którego oddychałem, była
sensem mojego istnienia. Była osobą, która pokochała mnie, mimo
tego kim jestem.
Przypomniałem
sobie o jej ludzkich potrzebach, o których zdarzyło mi się
zapomnieć, gdyż bardzo rzadko przebywałem wśród ludzi tyle
czasu. Chciałem się nią zaopiekować i dopilnować, żeby niczego
jej nie zabrakło, żeby o niczym nie zapominała będąc przy mnie,
żeby wynagrodzić jej to, że jest ze mną, narażając się na
niebezpieczeństwo z mojej strony.
–
Czas na śniadanie- oświadczyłem uroczyście. Jej reakcja
całkowicie zbiła mnie z tropu. Dynamicznie uniosła rękę do
gardła i spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. Cały
zesztywniałem, obawiając się, że ujrzała we mnie potwora i zaraz
ucieknie z krzykiem. Przerażony czekałem na jej dalszą reakcję.
Czy w końcu w pełni zrozumiała, że naraża się na
niebezpieczeństwo, że przebywając ze mną bezustannie ociera się
o śmierć? Gdyby moje serce biło, zamarłoby w oczekiwaniu, tak ja
zamarło moje ciało.
–
Żartuję- powiedziała nagle, uśmiechając się triumfalnie
-
A twierdziłeś, że kiepska ze mnie aktorka-. W tym momencie
ogarnęła mnie niesamowita ulga. Choć powinienem zmartwić się
tym, że ona nadal nie rozumiała niebezpieczeństwa, przeobrażając
je w żart, część mnie, z pewnością ta większa, samolubna i
egoistyczna część, która pragnęła nieustannie być z Bellą,
zapiała z zachwytu.
–
To nie było zabawne- powiedziałem jej szorstkim tonem, by choć w
najmniejszym stopniu zrozumiała, co przed chwilą przeżywałem.
Domyśliła się, bo spojrzała na mnie troskliwie, lecz nadal
upierając się przy swoim
-
To było bardzo zabawne i dobrze o tym wiesz- dodała, ale spojrzała
na mnie przepraszająco. To na pewno nie było zabawne, ale nie
chciałem się z nią o to spierać. Lepiej żeby nie była w pełni
świadoma, jaki wybuch uczuć i myśli we mnie spowodowała.
Zamartwiała by się o to, że przyczyniła się do tego. Z drugiej
strony istniał może pewien komizm tej sytuacji, ale ja go nie
dostrzegałem. Posłałem jej najpiękniejszy uśmiech, na jaki było
mnie stać, dając do zrozumienia, że jej wybaczam.
–
Mam to sformułować inaczej?- zapytałem, dodając nutkę
rozbawienia do tonu mojego głosu, by nie martwić Belli.
-
Proszę bardzo. Czas, żebyś zjadła śniadanie- poprawiłem się.
–
Okej.- odpowiedziała lakonicznie, ciągle mi się przyglądając, by
dopatrzyć się czy na pewno jej wybaczyłem. Postanowiłem puścić
w niepamięć tę sytuację i nie powracać do niej myślami.
Delikatnie przerzuciłem sobie Bellę przez ramię i zniosłem po
schodach na dół, ignorując jej jakiekolwiek protesty.