Wstęp
Minęło już
ponad piętnaście lat od chwili, kiedy zamieściłem moje
pierwsze sprawozdanie, wpierw na stronie pamiętnego Forum
Kontroli Umysłu, a potem na własnej Polskiej Stronie Kontroli
Umysłu. Tamten opis życia pod kontrolą umysłu był próbą
rzetelnego przedstawienia wypadków, jakie się mnie przydarzyły.
Niestety, sam widzę dzisiaj, do jakiego stopnia jest to
sprawozdanie nieczytelne i niemożliwe do przetrawienia.
Postanowiłem jednak nic nie zmieniać. Trudno spodziewać się
czegoś bardziej trafnego od człowieka spętanego od dzieciństwa
szaleństwem kontroli umysłu. Takie sprawozdanie może być dla
wnikliwego analizatora nie tylko informacją, ale również i
podstawą do określenia, – w jakim stanie się wówczas
znajdowałem. Wiele się zmieniło od tamtego czasu. W ówczesnym
sprawozdaniu opisywałem zmienność kontroli umysłu. Okres
ostatnich piętnastu lat też podlegał takim zmianom. W
dzisiejszym świecie kontroli istnieją inne metody, ludzie i
cele. W ciągu ostatnich piętnastu lat przyszło mi uznać, że
mój pierwszy kontakt z kontrolerami zaistniał wcześniej niż
uważałem poprzednio. Także, że ci, których uważałem za
wartościowych, okazali się nic nie warci, że słabi okazali się
silni. Przede wszystkim jednak musiałem uznać, że kontrola
umysłu trwa - coraz bardziej nie do pokonania, coraz bardziej
okupacyjna i inwazyjna. Obecny artykuł jest próbą podsumowania
wydarzeń ostatnich piętnastu lat dla celów przekazu
historycznego i ogólnej informacji.
Polska
Strona Kontroli Umysłu została zamknięta na przełomie milenium
z powodu jej jednostronności. Miałem do czynienia z dużą
ilością materiałów pochodzenia zachodniego. Starałem się je
udostępnić po polsku, poszukując jednocześnie rodzimych ofiar,
które nękałyby podobne problemy. Zabrakło materiałów ze
świata, w którym dominowała technologia rosyjska i zabrakło
wówczas polskich ofiar, które mogłyby świadczyć – jestem
pod wpływem kontroli umysłu. Nawet wydana w Polsce książka
„Kontrola Umysłu”, która zawiera materiał zamieszczony na
mojej stronie, odwołała się do okropności wyłącznie świata
zachodniego. Niezależność jest tym, co odróżnia sterowanego
od żołnierza. Tak to powinienem osobiście rozumieć. W
sytuacji, kiedy byłem zależny od dopływu informacji tylko z
jednej strony zagadnienia, nie chcąc być niczyim żołnierzem,
postanowiłem stronę zamknąć. Do tej pory znalazło się już
kilka osób z Polski, które aktywnie świadczą o tym, że są
ofiarami kontroli umysłu. Okazało się, że dla utrzymania
kontroli świat zachodni potrafi się doskonale i bez przeszkód
porozumieć ze światem wschodnim, zanim te światy rozpoczną
jakąkolwiek wojnę. Dzisiaj mógłbym się już nie czuć
skrępowany takimi względami, ale nauczony doświadczeniem,
potraktuję stronę z tym artykułem, jako prywatną, a nie
polską.
Poniższe
sprawozdanie nie jest pracą naukową. Nie odwołuje się do
tematów ani cytatów z prac innych ludzi. Jest to relacja tego,
co się ze mną dzieje, co wiem i jak widzę świat na dzień
dzisiejszy. Jeśli znajdzie się ktoś zainteresowany danym
tematem, może bez trudu wyszukać potrzebne informacje na
Internecie. Obecnie jest tego materiału bardzo dużo. Tak luźno
potraktowanym tematom można wierzyć, lub nie wierzyć. Ogólnie,
ludzie są dzisiaj bardziej świadomi niewidzialnego świata, niż
było to piętnaście lat temu. Jakkolwiek pamiętam, że czytałem
gdzieś o PSKU, jako o najbardziej bzdurnej stronie polskiego
Internetu. Ważne jest, aby czytelnik rozumiał, że piszę o
świecie, jaki odbieram. Z całą pewnością uważam, że
kontrola umysłu to najważniejsze, bieżące zagadnienie
współczesnego świata. Najwspanialsze technologie będą tylko
naszą tragedią, jeśli użyjemy ich przeciwko sobie. Ponieważ
kontrola umysłu trwa już długo, skutecznie, stosunkowo
niezauważalnie i coraz bezwzględniej, zaistniały tylko dwa
wyjścia z tej sytuacji. Albo będziemy potrafili to zjawisko
ujarzmić i rozliczyć, albo zostaniemy przez nie, jako ludzkość,
totalnie zdegenerowani. Poważnie obawiam się, że objawy takiej
degeneracji są już wyraźnie widoczne.
Finalnie,
nie potrafię o tym pisać w inny sposób, jak tylko nazywając
siły po imieniu. W moim tekście znajdą się informacje, które
zapewne będą wielce poruszające dla wielu osób. Wiem, że w
każdej formacji, która posiada i używa technologię kontroli
umysłu, są również tacy, którzy o tym nic nie wiedzą. Mogą
poczuć się bardzo urażeni pomówieniami ze strony jakiegoś
sterowanego, który „frywolnie” opisuje sobie świat, z jakim
ma do czynienia. Często powtarzam to przy podejściu do tych
problemów – nie jestem po to, aby zwalczać daną siłę po
imieniu. Nie jest moim zasadniczym powołaniem, aby być
czyimkolwiek wrogiem. Najchętniej znalazłbym się w świecie, w
którym mógłbym używać moich, nieograniczanych przez nikogo
zdolności dla pożytku osobistego i dla innych ludzi. Niestety,
znalazłem się w takim położeniu, gdzie przetrwanie ludzkości
jest sprawą rozumianą bezpośrednio. Jest to o wiele ważniejsze,
niż czyjekolwiek imię. Bez mej zgody, ktoś mnie w tym miejscu
postawił i nie powinienem za to nikogo przepraszać.
Technologie
Kontroli Umysłu
Mógłbym
zażartować, że w 21-szym wieku kontroli umysłu już nie ma.
Nie ma kontroli umysłu samodzielnie, czy w celu wyłącznie
kontrolowania umysłu. Działania związane z bezpośrednią
energią zostały na początku tego milenium połączone w szersze
spektrum kontrolne. Od dostępu do przestrzeni kosmicznej, poprzez
manipulacje pogody i naturalnego środowiska, do kontroli globu
ziemskiego. Kontrola umysłu prowadzona jest przy użyciu środków
współpracujących z tymi elementami szerszej kontroli lub ich
związkami. Kontrola umysłu - stało się określeniem raczej
skromnym, kiedy mamy do czynienia z kontrolą ciała ludzkiego
(systemu nerwowego, systemu kostnego, układu krążenia, układu
trawienia, itd.), kontrolą relacji międzyludzkich, a nie tylko z
kontrolą zmysłów i duchowości. Harlan Girard nazwał to kiedyś
kontrolą procesu biologicznego. Trudne sprawy i ciężkie
dożywotnie więzienie technologiczne, szczególnie, jeśli
sterowany ma wszczepionego implanta, lub kilka ich rodzajów.
Na
przełomie tysiąclecia prowadziłem Polską Stronę Kontroli
Umysłu, gdzie opisywane przypadki wydawały się bardziej
personalne. Ich wymiar zupełnie odbiegał od wizji tego
globalnego systemu, jaki daje się zauważyć w 21-szym wieku.
System został zmodernizowany szybko, w ciągu kilku raczej niż
kilkunastu lat. Oczywiście, można sobie wyobrazić, że
umożliwił to szalony postęp technologiczny. Jakkolwiek, jest to
prawdą tylko częściową. Dużą rolę odegrały w tym wypadku
możliwości, które pojawiły się po upadku Związku
Radzieckiego. Nastąpiło otwarcie na kontakty nie tylko
polityczne, handlowe czy eksport dotychczas zakazanych
technologii, ale również stało się tak, że rosyjskie
technologie kontroli uzyskały znacznie łatwiejsze wejście w
sferę operacji na Zachodzie. Szczególnie pozyskanie przez
Zachód możliwości korzystania z niektórych aspektów
użytkowych rosyjskich broni skalarnych, umożliwiło utworzenie
spektrum operacji z dokładnością, na miarę relacji między
elementami i na skalę dotychczas na Zachodzie nieznaną.
Brak
specyficznego stopnia kompetycji pomiędzy systemami i
mocarstwami, jaka istniała w czasach egzystencji Związku
Radzieckiego, spowodował również duże zmiany w tym, co
nazwałbym podejściem do sterowanego, swego rodzaju polityką
kontroli. Ta sprawa po prostu przestała odgrywać znaczenie.
Zupełnie zarzucono zasady etyczne i humanizm. W istocie, relacje
pomiędzy sterującymi a sterowanymi stawały się stopniowo coraz
gorsze na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Do dużych przełomów
doszło już w latach osiemdziesiątych. Wtedy to relacje
przybrały wymiar wojny człowieka przeciwko człowiekowi, a
następnie obróciły się po prostu w torturowanie sterowanego.
Jakkolwiek, nawet wtedy sterujący zachowywali namiastkę
motywacji. O coś zawsze chodziło. Istniały pojęcia jakiejś
zbrodni i jakiejś kary. Czegoś trzeba było się nauczyć i o
coś trzeba było dbać. Nawet wtedy istniało pojęcie
fragmentarycznej, ludzkiej wspólności ze sterowanymi. W
pierwszych latach 21-szego wieku wszystko to zanikło. Nastąpiła
totalna obcość, a sterowanego zaczęto traktować tak, jak
przedmiot użytkowy, czy też jak surowiec do wytwarzania jakichś
produktów. System da się określić najtrafniej, jako totalną
dyktaturę technologii - a więc dyktaturę tych, którzy
technologię posiadają. Nikt się nikomu z niczego nie tłumaczy
i nie zachowuje się żadnych pozorów. Pomiędzy sterującymi a
sterowanymi zaistniała ogromna przepaść technologiczna. Tak
jakby ludzkość została podzielona martwą i niemiłosierną
technologią. Co prawda, ludzkości nie da się praktycznie
podzielić w taki sposób. Wszyscy, sterujący i sterowani, stoimy
razem w obliczu wspólnych ludzkich problemów, ale te aspekty
wspólności są systematycznie niwelowane poprzez codzienną
dokuczliwość, torturę prowadzoną z wyrachowaną obcością.
Zabija się miłość.
Finalnie
przyszło mi zrozumieć, na jakim zjawisku polega ta
technologiczna sztuczka. Czym jest to zjawisko fizyczne, które
odmienia moje życie od pięćdziesięciu lat i zmusza mnie do
niewolniczej pracy na polu, na jakim człowiek nie był
predysponowany pracować i w sposób, na który jest totalnie
przez naturę nieprzygotowany? Po upływie około stu lat od
chwili wynalezienia przez Nicola Teslę, współczesna technologia
zaczyna powoli akceptować i wprowadzać do użytku praktyczne
możliwości bezprzewodowego przesyłania prądu. Musiałem dostać
wiele elektrycznych kopniaków po głowie, aby w to bez zastrzeżeń
uwierzyć – prąd elektryczny, pole magnetyczne, dźwięk, fale
mechaniczne można bezprzewodowo transmitować na zasadzie
wspólności pól o takim samym rezonansie. Gdybym był w stanie
być bardziej dociekliwy, to mógłbym dojść do tego już 25 lat
temu.
Zwiedzałem
wtedy wystawę naukową SCI-TECH w Perth. Po jednej stronie dużej
sali, w dwóch przeciwległych rogach zamontowane były dwa
identyczne przyrządy w kształcie stożka. Każdy przyrząd
składał się z większego okręgu wykonanego z rury, który był
połączony ze stosunkowo małym okręgiem kilkoma podłużnymi
rurami o takiej samej średnicy. Czubki tych stożków, małe
okręgi były skierowane ku środkowi pomieszczenia. Sala była
wypełniona rozbawionymi dziećmi, które powodowały wielki
hałas. Osoby stojące blisko tych przedmiotów mogły swobodnie
rozmawiać ze sobą na odległość 25-ciu metrów między nimi.
Pomimo głośności pomieszczenia, głos był czysty i wyraźny.
Miałem wrażenie bezkierunkowości głosu, tak jakby się
wywodził znikąd. To zjawisko bardzo przypominało głosy
kontrolerów, które tajemniczo docierały do mnie znikąd.
Wiedziałem, że jestem bardzo blisko poznania technologicznego
tricku, z którym mam do czynienia. Nie potrafiłem jednak
wyobrazić sobie, jak urządzenie takiego typu można
transformować, aby było niezauważalne? Poza tym, miałem do
czynienia nie tylko z niepożądanymi głosami, ale również z
dużą ilością innych, transmitowanych znikąd wrażeń.
Dziś
wytłumaczenie zjawiska wydaje się łatwe. Hałas na sali to fale
mechaniczne, które uderzając o rury ożebrowania przyrządu
powodowały rezonans mechaniczny. Ponieważ obydwa przyrządy były
dokładnie takie same, to rezonans mechaniczny tych przedmiotów
był również identyczny. Przyrządy były ukierunkowane do
środka sali, czyli do centrum fali powodowanej przez hałas.
Zjawisko sprzężenia pól o takim samym rezonansie pozwalało na
transmisję głosu. Fala głosowa nie podróżowała poprzez
pomieszczenie, gdzie zostałaby zniszczona poprzez znacznie
silniejszą falę dźwiękową kreowaną przez rozbawione dzieci.
Z kolei bez hałasu dzieci nie byłoby rezonansu i transmisji
dźwięku. Szkoda, że nie domyśliłem się wcześniej.
Ostatecznie,
wpadłem na trop zasadniczy czytając o bezprzewodowym ładowaniu
baterii laptopa. Naukowcy z amerykańskiego MIT stwierdzili na
swej witrynie internetowej, że dla efektu sprzężenia pól -
potrzebnego dla bezprzewodowego przesyłania prądu elektrycznego
do baterii laptopa - preferują rezonans mechaniczny. Wtedy
posiadane informacje wzajemnie się uzupełniły. Zapewne, oprócz
prądu elektrycznego i dźwięku w ten sam sposób można by
przesyłać inne rodzaje energii oddziałowującej na ludzki
organizm. Oto była tajemnica sztuczki dostępu do umysłu i oto
byłem ja, który z tą technologią wyrosłem, zestarzałem się
i nie potrafię sobie poradzić.
Powinienem
teraz wspomnieć - dotarło do mnie, że pierwsze namierzenie
mojej osoby nastąpiło wcześniej, niż opisałem to w mej
pierwszej relacji. Pierwsze namierzenie zostało dokonane poprzez
lekarza podczas wizyty domowej. Polegało to na przytknięciu
małego, lekko szczypiącego przedmiotu w okolicy ucha.
Uświadomiono mnie o tym już dawno temu, ale w obawie przed
programowaniem pamięci długo ją sprawdzałem. Ciekawą cechą
tego wydarzenia było, że jako małe dziecko czekałem na wyjście
lekarza z mieszkania, aby usiąść na nocniku. Zostałem
namierzony za ściśniętym odbytem. Przypuszczam, że lekarz
dokonał namierzenia charakterystycznych parametrów mego
organizmu, które zostały gdzieś zapisane w formie trwałej. To,
dlatego, że jakiś czas potem chorowałem na rozluźnienie
odbytu, co doprowadziło mnie do opisywanego w mej pierwszej
relacji, namierzenia w gabinecie neurologa, we wrześniu 1964
roku. Zachodzi wyraźne podejrzenie, że ta pierwsza forma
technologii używała pojedynczego zapisu informacji o mym
organizmie. Do tego, kontrolerzy nie potrafili chyba analizować
tego zapisu. Ślad skoncentrowania energii w odbycie powracał
systematycznie i spowodował chorobę. Tak jak zwykle, to moje
domysły, ale całkiem rozsądnie uwarunkowane. „Pomyśleć,
gdybym nie dbał, aby panu doktorowi nie śmierdziało, to może
by mnie już więcej nie namierzali” – dawka czarnego humoru.
Następne
namierzenie było bardziej skomplikowane - typu
interferometrycznego. Elementy tego procesu to urządzenie nazwane
radiem, mała antenka, duża lampa na stojaku, lekarz i ja.
Zmieniały się pozycje lampy, moja i lekarza. Duża siła weszła
we mnie od góry, z lewej strony głowy i przenikła aż do klatki
piersiowej. Ten fakt sugeruje, że skrzyżowano pole mego ciała
ze silniejszym polem. Rozpatrywanie tego wydarzenia doprowadziło
mnie do wniosku, że od czasu tego namierzenia kontrolerzy używali
już zapisu parametrów organizmu w trybie „na żywo”. Myślę,
że zostałem wpuszczony w obieg, w którym istniał input dla ich
ingerencji.
Zachodzi
pytanie, która metoda jest skuteczniejsza? Pozostawałem w
niewytłumaczonej świadomości, że w sumie obydwie metody
polegają na tej samej zasadzie. Dla sterowanego główna
różnica polega na tym, że namierzenie interferometryczne jest o
wiele silniejsze i dokładniejsze. Sprzężenie rezonansowe może
pozostawiać w człowieku więcej bogactw duchowych, podczas kiedy
namierzenie interferometryczne wydaje się być bardziej
gwałtowne, przenikliwe i niszczące. Jakby nie było, sprzężenie
rezonansowe można by próbować porównywać do skrzyżowania na
odległość.
W
kilka lat po opisanych wydarzeniach zostałem po raz pierwszy
zaimplantowany i na tym muszą skończyć się próby dociekań
nad istotnymi elementami technologii. Wiele namierzania, wielu
kontrolerów powoduje bałagan pojęciowy, w którym nie można
się połapać. Wystąpiły wtedy po raz pierwszy elementy, które
mógłbym nazwać bioelektroniką, a te są obce memu systemowi
rozeznania.
Od
dawna wiedziałem, że jestem sprzęgany z ciałem umarłego. Od
pewnego czasu wiele sygnałów reprezentuje przedmioty i efekty
technologicznej działalności, górujące nade mną
energetycznie. Sugeruje to, że jestem wpuszczany w wielostronnie
zaangażowany obieg, gdzie oprócz wszystkiego innego, poszukuje
się metod reanimacji i skonstruowania narzędzia dla tego celu.
Możliwości takich prac mogą wystąpić tylko wtedy, gdy
technologia jest w stanie transportować to, co mogę tylko nazwać
energią życiową.
Sama
pamięć o wydarzeniach to za mało, aby domyślać się
nowoczesnych metod kontroli. Byłem od dziecka przygotowywany, aby
nie potrafić o tym myśleć. Ale przynajmniej wiem, że polegają
one na tym, co nazywam sprzężeniem rezonansowym
Historia
Ostatnich Piętnastu Lat
Rok
1997 był dla mnie czasem nadziei i godności. Miałem poczucie
swego rodzaju sprawiedliwego dokonania. Proszę wyobrazić sobie
człowieka, który pewnego dnia budzi się w innym świecie, na
innej półkuli, pośród ludzi mówiących innym językiem, w
stanie ciężkiej choroby psychicznej. Poprzez wrażenia ogromnego
wstydu i winy dociera przeczucie, że coś jest nie tak. Poczucia
wstydu i upokorzenia nakazują szukać przyczyny choroby. Mija
kilka lat zanim zaczynam zupełnie poważnie rozpatrywać
możliwość istnienia kontroli umysłu. Mija dziewięć lat zanim
żywię udokumentowane przekonanie, że kontrola umysłu jest
faktem autentycznym i że nie tylko mnie to spotkało. Dopiero po
ponad szesnastu latach, w roku 1997, spotykam na Internecie ludzi,
którzy mają takie same problemy. Osobiste doświadczenia i
dopływ wiadomości zaczynają się wzajemnie uzupełniać i
powstaje całościowy obraz sytuacji. Rozumie wtedy bez
ograniczeń, że to nie choroba psychiczna, że nie powinienem się
wstydzić za te wielkie kłopoty wyrządzone człowiekowi, którym
jestem. Ktoś inny jest temu winny. Odkrywają się pokłady
świadomości, które znałem cały ten czas, ale które nigdy nie
docierały do mnie na tyle, by być brane pod uwagę. Czuję się
bardziej rozumny. Naiwnie, miałem wtedy nadzieję, że ponieważ
sprawy stały się znane, to nie będę już tak krzywdzony, że
może będzie mi dane spokojnie, normalnie pożyć. Miałem się
po trosze za weterana wydarzeń i liczyłem, że z wiekiem będę
traktowany lepiej.
Chciałem
wtedy zacząć me starania o lepsze życie od podstaw i
postanowiłem studiować. Wiedziałem, że po wielokrotnym praniu
mózgu moje szanse są niewielkie, szczególnie z powodu kłopotów
braku pamięci. Czułem się w miarę inteligentny, ale
rozkojarzenia i ogólny brak pamięci powodowały, że perspektywy
zdobycia wykształcenia nie wyglądały zbyt obiecująco. Wybrałem
technologię informacji, gdyż spędzałem wiele czasu z
komputerem i wiedziałem, że robiąc często rzeczy podobne
będzie mi łatwiej je zapamiętać. Postanowiłem zacząć od
najmniejszego stopnia trudności i dopiero po jego zaliczeniu
decydować, co robić dalej. Okazało się, że chwilowo był to
jeden z najlepszych okresów mojego życia. Na początku było
łatwo i przyjemnie. Kurs na świadectwo był zajmujący, ponieważ
poznawałem rzeczy, które mnie pasjonowały. Miałem poczucie
pożytecznie spędzonego czasu. Tolerancja kontroli umysłu
przychodziła mi w miarę łatwo. Miałem już spore doświadczenie
i posiadałem zrozumienie tego, co się ze mną dzieje. Kontakt z
ludźmi był ożywczy. Świadectwa przyszły łatwo. Przysłowiowy
spacer po parku. Kiedy z biegu postanowiłem zrobić dyplom, moim
kontrolerom me szkolenie chyba się trochę znudziło, zaczęło
robić się ciężej.
Być
może to nie tak, że moi kontrolerzy znudzili się pozwalaniem na
mój relatywny spokój i w miarę stabilniejszy tryb życia. Mijał
okres dezorientacji spowodowanej upadkiem Związku Radzieckiego.
Kontrolerzy połapali się i zaczęli egzekwować nowe plany.
Dopiero potem okazało się, że nazywa się to Nowy Światowy
Porządek. Podczas kiedy wymagania studiowania stawały się coraz
większe, moje predyspozycje zaczęły się systematycznie
zmniejszać. Ataki wzrosły na sile i pod względem
częstotliwości. Było mi coraz ciężej z tym sobie poradzić,
ale też stałem się uparty. Zachodziło pytanie, czy w związku
z tą nową sytuacją będę kiedykolwiek w stanie mieć pożytek
z wykształcenia? Wiedziałem, że w tych nowych warunkach nie da
się normalnie żyć ani pracować. Zdecydowałem, że bez względu
na perspektywy zatrudnienia w przyszłości, chcę zdobyć dyplom.
Następował
nowy etap akcji, pojawiły się inne reguły gry. Jak zwykle, atak
kontrolerów następował z wielu stron. Pewnego dnia jedząc
potrawę, przygotowaną przez narzeczoną mojego brata, poczułem
mocny ból zębów. Tak, jakby coś się w zęby zassało.
Myślałem, że to szok spowodowany niską temperaturą jedzenia.
Po latach zrozumiałem, że w ten sposób zostałem zaimplantowany
nowym rodzajem implantu – nanoimplantami. Wydarzenie było
wielce spektakularne i czasami zastanawiałem się, czy nie była
to inscenizacja dla zakrycia innego zaimplantowania, lub kilku? Do
dzisiaj tego nie wiem. Wkrótce potem zaczęły się kłopoty z
zębami. Odczuwałem trzaski na zębach. Z czasem rozumiałem, że
była to zabawa polegająca na oddziaływaniu ultradźwięków na
mój kamień nazębny. Zdarzyły się zjawiska do tamtej pory
niespotykane. Odczuwałem czasami uderzenia falą ultradźwiękową
biegnące od podstawy zęba do góry. Efekt kojarzył mi się z
pracą pompki ultradźwiękowej, która przeczyszcza cylindry w
silniku samochodu wyścigowego. Takich dokładnych działań nigdy
do tamtej pory nie było. Te zęby, które zostały zaatakowane,
zaczęły się chwiać i z czasem wypadły. Był przełom
tysiąclecia. Dla mnie zaczęła się epoka nanoimplantów.
Liczba
kłopotów rosła w miarę upływu czasu. Doznałem poważnego
schorzenia kręgosłupa. Po prostu, pewnego dnia zaczęło boleć,
kiedy usiadłem na krześle. Ból był paskudny. Wywodził się
znikąd. Wędrował wzdłuż kręgosłupa w górę. Było to
zapowiedzią wielkich kłopotów. Kiedy zdecydowałem się
poprosić o poradę lekarza, dowiedziałem się, że cierpię na
zmiany degeneracyjne kręgosłupa, że powinienem o to dbać. Tak
jak na wiele schorzeń spowodowanych przez mych kontrolerów, nie
było na to lekarstwa.
Stopniowo
moje studiowanie zamieniło się w pole bitwy. Największa batalia
wydarzyła się przy okazji zaliczania kursu TCP-IP. Opasła
książka, dużo materiału do zapamiętania, bardzo wymagający
profesor. To zupełnie nie pasowało do mej metody typu – robię
to często, więc pamiętam. Do tego dużo określeń, których do
tamtej pory nigdy nie używałem. Nie znam angielskiego w sposób
naturalny. Musiałem uczyć się nowych określeń i treści kursu
z tymi niewielkimi zdolnościami zapamiętywania, jakie
posiadałem. Właśnie wtedy kontrolerzy zastosowali zupełnie
nową metodę. W odczuciu mych włosów na głowie zamieścił się
i rozpoczął zabawę osobowy sygnał pewnego członka odległej
rodziny. To bardzo mi przeszkadzało. Nie wiedziałem, jak w
takiej sytuacji poradzić sobie z kursem, którego treść
musiałem nauczyć się na pamięć. Brałem książkę, po czym
po przeczytaniu każdego rozdziału powtarzałem to na głos. W
przeciwnym razie nic by do mnie nie docierało. Idiotyczny głos
wewnętrzny dogadywał mi przy tej okazji, zamieniał słowa i ich
znaczenie. Wszystko to z pozycji włosów na głowie, tak jakby
włosy były ważniejsze niż mój rozum. Myślę, że trudno
przedstawić bardziej wyraźny przykład studiowania podczas
okupacji psychotronicznej. Trwało to przez parę tygodni i było
wielce ogłupiające i wyczerpujące.
Nagrodą
za ten wysiłek była jedna z niewielu chwil, kiedy poczułem się
z siebie dumny i naprawdę wygrany. Test zdany na sporo ponad
dziewięćdziesiąt procent. Ostatnia duża przeszkoda na drodze
do dyplomu pokonana. Musiałem się jeszcze dużo namęczyć
dochodzeniem do college-u. Kręgosłup bolał mnie piekielnie.
Byłem roztrzęsiony i bardzo zwracałem uwagę na to, aby nikt z
przechodzących mnie nie potrącił, gdyż takie wypadki były
niezmiernie bolesne. Jakkolwiek, była to już kwestia wysiłku
tylko fizycznego, a nie umysłowego. Po kilku latach przyszło mi
zrozumieć, że za to chwilowe zwycięstwo musiałem zapłacić
dużą cenę. W wielu wypadkach sterowanie polega na użyciu
zdolności sterowanego - wzmocnionych i odpowiednio
przystosowanych - przeciwko niemu samemu. Za bardzo się wtedy
odsłoniłem. Poprzez to moi kontrolerzy uzyskali nowe pole pracy
- na granicy mych możliwości umysłowych.
W
wielkim bólu, opętany szaleństwem sterowania, nawet nie
myślałem o poszukaniu sobie pracy w nowym zawodzie. Ponieważ
otrzymałem dyplom z wyróżnieniem, college zaproponował mi
pracę przy sprzedaży instalacji sieci komputerowych. Trochę o
tym myślałem. Kilka lat przed tym mógłbym o takiej pracy tylko
marzyć. Interesujące zajęcie, kontakty, spore pieniądze -
niestety byłem zbyt obolały, zbyt spętany umysłowo i
mentalnie, pod zbyt dużym atakiem psychotronicznym, więc w ogóle
na tą propozycję pracy nie dałem odpowiedzi. Lizałem rany i
czekałem na lepsze czasy, kiedy nadszedł dla mnie czas podróży.
Wyspa
Bali to bardzo popularne miejsce wczasów dla mieszkańców
Zachodniej Australii. Lot z Perth do Denpasar trwa zaledwie trzy i
pół godziny. Stać na to nawet niezamożnych. Słyszałem
opowieści o tym, że całe rodziny wstrzymywały się z zakupami
odzieży przez jakiś czas, aby zrobić wszystkie zakupy w Bali -
mając przy tym wczasy za darmo. Mnie długo to się nie podobało.
Wyobraźnię pobudzała perspektywa podróży do Europy. Jak
wczasy, to miały być wystawne, albo wcale, - nie za drobne
wyskrobane ze skarbonki. Jakkolwiek, za sprawą ogłoszenia w
gazecie reklamującego maksymalną zniżkę na lot w „ostatniej
minucie” złakomiłem się i postanowiłem spędzić kilka dni w
Bali. Trochę zamartwiałem się, co się stanie za granicą,
jeżeli pogorszy się nagle sytuacja z moim kręgosłupem?
Doszedłem do wniosku, że w razie takiego kłopotu, po prostu
posiedzę w hotelu i wrócę z powrotem. Po ponad dwóch latach
choroby miałem już sporo doświadczenia - jak radzić sobie z
bólem. Myślałem, że raczej nie utknę gdzieś unieruchomiony.
Na Internecie znalazłem sporo informacji, czego się w Bali
spodziewać i po kilku dniach wyruszyłem w nieznane.
Kiedy
zajmowałem miejsce w samolocie, siadałem powoli z wyprostowanymi
plecami, uważając, aby nic ich nie uraziło. Miałem kilka
chwiejących się zębów po atakach ultradźwiękowych. Tego
samego dnia, wieczorem, chodziłem po uliczkach Kuty swobodnie,
bez bólu, jakbym nigdy nie chorował. Czułem się dobrze bez
nawału trzasków głowie, a po króciutkim czasie chore zęby
przestały się chwiać. Przyszło mi zrozumieć, że moim
kontrolerom w Australii było dozwolone o wiele więcej niż za
granicą. Nie było tak, żebym nie był pod atakiem
psychotronicznym, ale z moim doświadczeniem było to jak zabawa.
Czułem się osobny i wolny. Zawsze będę ten pierwszy wyjazd
pamiętał, jako pierwszy powiew wolności po dekadach oczywistej
niewoli. Do tej pory pamiętam wiatr poruszający leciutko szczyty
wysokich palm, refleksje słońca na liściach - a powyżej duże,
kolorowe latawce. Ten widok łączył się z wrażeniem swobody.
Powróciłem do Perth podbudowany psychicznie. Po raz pierwszy od
dawna czułem się pewien siebie. Podreperowało się moje
zdrowie. Przede wszystkim, powróciłem z o wiele szerszym
spojrzeniem na świat. Oczywiście, wkrótce chciałem lecieć do
Bali ponownie i po trzech tygodniach byłem tam raz jeszcze, tym
razem na dłużej.
Od
tamtego czasu, przez parę lat, wylatywałem za granicę tak
często, jak tylko mogłem. Po to, aby podreperować zdrowie
psychiczne i fizyczne, aby powracać do siebie samego. To było
niemal nie do uwierzenia. Wylatuję cierpiąc na ciężką
paradentozę, spuchnięty na twarzy, na mych dziąsłach ogromne
pęcherze infekcji. Po tygodniu wracam bez bólu, z wyschniętymi
dziąsłami - bez żadnych leków, ale po sporych dawkach
urlopowego alkoholu. Było tak przez dwa lata - kłopoty w
Australii i osobista odbudowa za granicą. Z czasem sytuacja na
wyjeździe pogarszała się. Moi kontrolerzy powoli znajdowali
lepsze wejścia i kontakty, ale było to stanowczo za mało, abym
poczuł się ponownie zniszczony. Doznałem wielu bardzo
pozytywnych wrażeń, których nie sposób tutaj opisać. To, co
najważniejsze - poznałem różnicę pomiędzy bytem pod
dyktaturą technologiczną, a chwilami większej wolności.
Również to, że z perspektywy świata bardziej wolnego, jest on
piękny i wart każdego wysiłku by dbać o jego wolność.
Czułem, że kocham taki wolny świat. Że w poczuciu tej miłości
jest miejsce dla mnie we wolnym świecie. Więc, czyniłem na swój
sposób wysiłki, aby walczyć, o jakość mojego świata.
Pozwalałem sobie wobec mych kontrolerów na wiele, byłem
aktywnym buntownikiem. Trwało to wszystko niemal dwa lata. Do
czasu, kiedy w kwietniu 2004 roku zostałem finalnie złapany.
Tą
część relacji powinienem zacząć od tego, że do 2004 roku
istniały poważne różnice pomiędzy technologiami wschodnimi i
zachodnimi. Nawet nie wiedząc jeszcze o tym, że jestem
sterowany, zauważyłem, że pewne pokłady mej świadomości
zniknęły zupełnie tuż po przybyciu do Australii w 1981 roku.
To, dlatego, że pewne metody wschodnie nie były wtedy w
Australii używane. Metody zachodnie polegały na sprzężeniu pól
o takim samym rezonansie, podczas kiedy metody wschodnie
posługiwały się technologią interferometrii, czyli krzyżowania
fal.
Kiedy
zorientowałem się, że jestem sterowany, w mej pamięci
pojawiały się wspomnienia, których interpretacji poprzednio nie
znałem. Nastąpił wtedy okres mego żalu, niechęci, a w końcu
otwartej nienawiści do ówczesnego Związku Radzieckiego. Moje
powody to takie, że jako dziecko zostałem namierzony w sferze
rosyjskich wpływów, że zostałem przez Rosjan spreparowany i
wysłany na Zachód, aby tutaj robili mną swoje interesy. To nie
takie głupie, jeżeli wziąć pod uwagę, że na Zachodzie zawsze
byli ludzie bardzo łakomi na rosyjskie technologie. Dalsza część
motywacji to taka, że na emigracji było już za późno. Coś mi
tłumaczyło, że muszę cierpieć ogromne nieprzyjemności, bo
inaczej nie da się rozwiązać problemów wynikających z walki
wywiadów. Co prawda pamiętałem o Watykanie, ale to mieli być
ci, którzy dbali o dobro człowieka, porządek technologiczny. W
tamtych czasach, na miarę środowiska technologicznego, w jakim
się znajdowałem, Watykan był postrzegany, jako siła z ogromnym
autorytetem, swego rodzaju moralny sędzia rozstrzygający
problemy. Dopiero, począwszy od roku 1992 nie chciałem mieć nic
wspólnego z Watykanem.
Przez
wiele lat z czystym sumieniem i w pełnym przekonaniu słuszności
mego nastawienia zwalczałem Rosjan, a środowisku to się
podobało. Spodziewałbym się wszystkiego, ale nie tego, że w
kwietniu 2004 roku, w Zachodniej Australii zjawią się Rosjanie z
zupełnie nową bronią i na jawie będą mnie robili rzeczy,
których się ludziom nie robi. Zupełny zwrot nastawienia
środowiska, nowe reguły gry. Broń była bardzo silna. Po latach
zrozumiałem, że mogło to tylko być rosyjskie działko
skalarne, używane między innymi do kontroli pogody. Znalazłem
informacje, z których wynika, że Rosjanie byli wtedy po serii
osiągnięć technologicznych. Ich technologia pozostawała w
zasadzie taka sama. Osiągnięcia polegały na znacznym
zmniejszeniu rozmiaru i zwiększeniu dokładności działania
sprzętu. Dokonali ich przy współpracy z japońską Jakuzą.
O
ile w początkach lat osiemdziesiątych miałem do czynienia z
technologią skalarną w warunkach laboratorium, to w 2004 roku
odbyło się to w środku wielkiego miasta, w środowisku
normalnie żyjących ludzi. Celem działka interferometrycznego
było mieszkanie, w którym się znajdowałem.
Do
tamtej pory, dla celów obronnych, byłem nauczony nawigacji
pomiędzy kontrolerami reprezentującymi interesy różnych sił.
Nagle, straciłem te możliwości. Zupełnie nie spodziewałem
się, że w pewnym momencie wszyscy wystąpią wspólnym frontem
przeciwko mnie. Nawet mnie chyba chwilowo spreparowano, abym czuł
się duży, silny i pewien siebie. Po czym nastąpił atak.
Na
miesiąc czasu przeniesiono mnie w inny stan świadomości. Tak
jakby sen, ale na jawie i bez możliwości używania wielu funkcji
umysłowych, które nie są aktywne podczas snu. Odbyło się
wielkie przedstawienie. Jeden rodzaj sygnałów przedstawiał
osoby ludzi z ich personalną atmosferą. Drugi rodzaj to sygnały
typu rzeczowego, przedstawiające przedmioty i działania
technologiczne.
Spektakl
miał charakter wyraźnie religijny, a obydwa rodzaje sygnałów
były niedorzeczne do stopnia powodującego niemożliwość ich
dokładniejszego opisu. Gdyby były to tylko sygnały osobowe na
poziomie dotychczasowej technologii, to zapewne radziłbym sobie
nieźle i być może, to ja miałbym niezła zabawę kpiąc z
poziomu mych kontrolerów. W tym wypadku sygnały bazowały na
technologii, jakiej nie znałem – silnej i bardzo przenikliwej.
Wiele z tych sygnałów reprezentowało przedmioty energetycznie
silniejsze ode mnie. Nie mogłem znaleźć odpowiedniej relacji
mojej osoby do tego zjawiska. Nie potrafiłem siebie od nich
oddzielić. Myślę, że celowo zorganizowano taki groteskowy i
wyjątkowo bzdurny charakter przedstawienia, aby dowieść, że
przy pomocy tej technologii człowiek jest zmuszony zaakceptować
wszystko, co mu się zaserwuje.
Osobowa
obsada przedstawienia również nie do uwierzenia - Trójka
tajemniczych i nierozróżnialnych kosmitów, dwa rodzaje
Islamskiego Boga, niewidzialna, ale osobowa Matka Boska, grupa
wybitnych osobistości politycznych i religijnych, znany
australijski miliarder. Jako zbiorowe narodowości:
Australijczycy, Polacy, Czesi, Włosi, Niemcy, Anglicy, Amerykanie
i Żydzi. Jeśli dodać do tego wizję Trójcy Świętej z
namierzonym białym ciałem w środku i potrójną sprężynę
rozpychającą pustą głowę mumii Lenina, to dodatek całych
grup znanych i nieznanych mi kontrolerów nie robi już większego
wrażenia. Rozumiałem, że koszty przedstawienia ponosił znany
australijski, obecnie amerykański miliarder. Nie potrafiłem
jednak dojść do tego, czy był on kontraktowcem wywiadu
watykańskiego, czy też żydowskiego?
Pominę
tematykę przedstawień, bo zapewne to jest nie do przetrawienia,
jak można się czuć z głową, na której ktoś coś rysuje, lub
z wrażeniem składania nowej czaszki. Z wizją czubków pomp
olejowych, których wahadłowy ruch stopniowo zaciera wrażenie
obecności mojego umysłu. Czy też z Żydami poszukującymi
pomiędzy sprężynami w głowie Lenina - której przy tej okazji
nie można było odróżnić od głowy pewnego wybitnego przywódcy
religijnego - czy tam przypadkiem nie zostało coś do nich
należącego? Efektów takiego typu było dotkliwie dużo.
Można
oszaleć tylko za sprawą obsady i tematyki przedstawienia, ale
nie to było najgorsze. Przedstawienie używało metody wyraźnego,
silnego i precyzyjnego wrażenia ruchu przedmiotów. Miałem
wrażenia ruchów przedmiotów poprzez odczucie mego umysłu i
ciała. Powiedziano mi, że w technologii nastąpił przełom.
Myślałem, że ten przełom polegał nie tylko na wyjściu silnej
technologii z laboratorium, ale również na osiągnięciu
większych możliwości transmisji fali mechanicznej poprzez
sprzężenie rezonansowe.
Sygnał
pewnej postaci, której zasada brzmiała „zdrada to chwała” i
która obecnie podaje się za awatara ośmiornicy, (wiem, mnie też
kołuje się od tego w głowie) stwierdził, że przedstawienie
jest przeglądem. Rozumiałem, że to rewia możliwości
technologicznych jakiegoś wywiadu. Ten wywiad posługiwał się
możliwościami technologii wschodnich i zachodnich,
odpowiednikami polityki i religii.
Cała
ta dziwaczna i bardzo silna bzdura trwała około miesiąca. Byłem
tym bardzo wycieńczony i wiedziałem, że w takich warunkach nie
będę już długo żył. Nadzieję wzbudził we mnie sygnał
donoszący, że nie ma już pieniędzy. Rzeczywiście, atak zaczął
się stopniowo osłabiać. Kontrolerzy próbowali jeszcze ukazać,
że bierze w tym udział wywiad chiński, ale rozumiałem, że im
to się nie udało.
Doświadczyłem
wielu przedstawień, czasem długotrwałych, zawierających
czasami efekty na pograniczach cudu, ale to było bezsprzecznie
największe z nich wszystkich. Wszystko to po prostu wydawało się
bez sensu i bez celu. Od długiego czasu bywałem wtedy dumny z
tego, że wiedziałem, co i dla jakiego celu się ze mną dzieje,
a tu wystąpiły rzeczy niewytłumaczalne. Chociaż z czasem i to
zrozumiałem, to od kwietnia 2004 roku moje życie było już
odmienne. Nigdy do końca nie wydobrzałem, byłem słabszy i
bardziej bezradny. Wizualny sygnał kontrolera powiedział mi, że
jeszcze raz i będzie po mnie, czyli musiały dziać się rzeczy
na pograniczu możliwości ludzkiej tolerancji technologii.
Zrozumiałem
z czasem, że jakiś wywiad dokonał modernizacji, być może
wymiany sprzętu. Być może zainstalowano pełną obsługę
nanoimplantów. Wymagało to wielu dociekań, aby zrozumieć, że
Rosjanie pracowali w Perth dla kontroli modernizacji –
dopilnowania umieszczenia sprzętu w środowisku rosyjskich broni
skalarnych. W skrócie, kontrola umysłu została podpięta pod
kontrolę pogody. Uważałem, że działalność rosyjskich broni
na terenie Australii byłaby aktem wojny, gdyby nie zgodzili się
na to wszyscy. Gorzkim widokiem była dla mnie relacja z majowej
parady zwycięstwa w Moskwie, w maju 2004 roku. Widok przywódców
europejskich i amerykańskich w ramionach Putina uświadomił mi
bezsprzecznie, że świat się zmienił, tylko, że dla mnie
jest w tym świecie jeszcze gorsze miejsce.
Wiem,
że Zachodnia Australia bywała poligonem broni bezpośredniej
energii, ale nigdy w centrum miasta i chyba nigdy do takiego
stopnia. Po dwóch miesiącach udało mi się jeszcze raz polecieć
do Bali, ale tym razem byłem zbyt wyniszczony i niewiele mi to
pomogło. Coś mi ukazało, że metody, których właśnie
doświadczyłem są tam dostępne, ale się ich w taki sposób tam
nie używa.
Zapewne
przykrości zdarzyły się na większą skalę. Osobiście,
zwróciłem uwagę na kilka niecodziennych wydarzeń z tamtego
okresu. Papież z Polski umarł dokładnie w rok po tych
wydarzeniach. Przez jakiś czas potem Australia pozostawała bez
ambasadora USA, a w styczniu 2006 roku Jeff Gallop zrezygnował z
funkcji premiera Zachodniej Australii z powodu choroby
psychicznej. Nie wiadomo, co wydarzyło się w świecie, za
kulisami wydarzeń. Osobiście, odpowiada mi najbardziej wersja,
według której wywiad następnego papieża przejął inicjatywę
już w rok przed odejściem Polaka. Między innymi sugerowałoby
taką możliwość użycie sygnałów amplifikowanych -
rozumiałem, że to niemiecka specjalność - oraz duża ilość
sygnałów w atmosferze niemieckości. Jednakże, nie potrafiłbym
tego udowodnić.
Od
tamtego czasu żyłem pod wpływem silnej technologii, która
pozostawała w środowisku broni rosyjskiej. Potem było to
widoczne już w mniejszym stopniu i wiązało się z doraźnymi
zakupami mych kontrolerów. Byłem traktowany bardziej, jako
przedmiot, niż jako człowiek. Skończyły się moje sny o
wolności. Zaczął się okres „wegetacji”.
Monotonne
i stracone lata - prowadziłem życie z dnia na dzień, bez
planów, bez celów. Nie wiedziałem, co się dzieje. To była
destrukcja wszystkiego, co uważałem za wartościowe. Życie pod
niemiłosierną okupacją. Moi kontrolerzy traktowali mnie
gniewnie i bezpardonowo. Jeśli tylko podniosłem się próbując
odbudowy, to dostawałem po głowie. Miałem mało miejsca dla
siebie. Pamiętam czarny dowcip – „żyję po to, abym mógł
czuć, że mnie nie ma”. Bezmyślne oglądanie filmów, spacer,
jedzenie, doza nieprzyjemności przed snem, codziennie to samo.
Mówią, że człowiek bity po głowie głupieje, a ja
doświadczyłem, że to jest prawda. Traci się stopniowo ambicję,
poczucie wszelkiej miłości, szacunek dla siebie i innych, staje
się drętwym głupcem.
W
międzyczasie, pod koniec 2006 roku miałem kolejne kłopoty z
kręgosłupem. Tym razem była to zupełnie otwarta działalność
kontrolerów – bez pozorów choroby. Toczyła się pod hasłem,
z którym zapoznali mnie po kilku tygodniach działalności. Hasło
brzmiało: „małe radyjko i wyjko”. Rzeczywiście, sporo wyłem
z bólu. Nazywałem to gumowym kręgosłupem, gdyż zupełnie
straciłem kontrolę i nie potrafiłem utrzymać go w odpowiedniej
pozycji. Pełzałem po podłodze, a kiedy co jakiś czas musiałem
wyjść do sklepu, to były wielkie przeżycia. Raz jeszcze miało
to charakter religijny. Pamiętam, jak w pewnym momencie utknąłem
na kolanach, nie mogąc się ruszyć w żadną stronę. Sygnał
jakiejś nieznanej kontrolerki powiedział dowcipnie, że
nareszcie jestem na kolanach. Odpowiedziałem, że będę klęczał,
jak będzie, przed kim. Zrobiono ze mnie wielkiego wroga religii.
Chyba po to, abym takim naprawdę został. Tyle, że to łatwo
deklarować kogoś za swego wroga, kiedy wróg jest na kolanach i
nie może się podnieść. Nie czułem się wtedy wrogiem religii.
Poczułem się zdradzony. Trwało to do miesiąca czasu, po czym
zacząłem stopniowo zdrowieć. Była to usługa na zamówienie,
wykonana przez wyspecjalizowanego kontraktora. Tym razem nie było
mi dane dowiedzieć się, kto poniósł jej koszty?
Trochę
potem, popadłem w naturalną depresję z powodu choroby mojej
matki. Lekarze stwierdzili raka piersi wtedy, gdy guz był już
bardzo duży. Operacja, naświetlenia, chemia – moja matka
odchodziła powoli w wielkim cierpieniu. To było szokujące, że
zrozumiałem znaczenie pewnych wcześniejszych sygnałów, które
nawiązywały do choroby matki, zanim stało się o tym wiadomo.
Kontrolerzy traktowali to lekko i dowcipnie. Pewnego dnia
kontroler oznajmił mi, że od dnia następnego stan zdrowia mojej
matki bardzo się pogorszy. Rzeczywiście, tak się stało i już
nigdy się nie polepszyło. Trudno nie popaść w depresję w
takiej sytuacji. Kiedyś, to ja żywiłem żal, że rodzice
nie upilnowali mnie, kiedy za lat dziecinnych zostałem porwany
przez kontrolerów. Tym razem to ja czułem się winny. Ktoś
udowadniał mi, że zamęcza moją matkę, a ja nie potrafiłem
temu zaradzić. Chciałoby się od tego uciekać, nic o tym nie
wiedzieć. Teraz wiem, jak to się dzieje, kiedy ludzie z powodu
urazów psychicznych tracą pamięć o wydarzeniach. Moja matka
umarła w okolicznościach bardzo kontrowersyjnych. Okazało się,
że długi czas przed wykryciem guza rutynowy test wykrył zmiany
rakowe na piersi. Nie wiem, dlaczego nie podjęła leczenia? Nie
wiem, dlaczego jej od razu nie leczono? To wszystko wygląda na
morderstwo z premedytacją. Kiedy umarła, głos kontrolera
powiedział – No, nareszcie umarła stara k….!!! Jeszcze raz
chciałoby się uciekać i tego nie słyszeć. Ale pozostaje
nieuniknione pytanie, – kto wydał na świat tą antyludzką
kurtyzanę, która ten sygnał zarządziła?
W
krótki czas potem, wyruszyłem na wycieczkę do Kambodży. Tym
razem zajęło to około dwa tygodnie, aby dojść do siebie. Już
nie za wiele, zbyt wiele kłopotów i technologicznej udręki.
Sporo zamętu i trzaski, ale gdy kontrolerzy zaczęli przystępować
do bicia po głowie, to ich chyba powstrzymano, gdyż się z tego
wycofali. Raz jeszcze okazało się, że w innych krajach nie robi
się tego, co można w Australii. Lekkie odświeżenie nie
wystarczyło na długo. Po powrocie doświadczyłem jeszcze
intensywniejszego ataku.
W
2009 roku postanowiłem przenieść się w inny rejon Australii.
Byłem ciekawy, czy tam będzie mi lepiej? Niestety spotkała mnie
podobna sytuacja. Tyle, że sygnały stają się coraz bardziej
anonimowe. Miałem trochę rozrywki z poznawaniem nowego
środowiska. To potrafiło chwilowo odwracać mą uwagę od wrażeń
powodowanych technologicznie. Ale też często znajdowałem się w
określonej już poprzednio sytuacji typu – żyję po to, abym
czuł, że mnie nie ma.
Jestem
w bardzo niefortunnej sytuacji. Kontrolerzy uzyskali dokładny i
silny dostęp do bardzo dużych obszarów mego ciała i umysłu za
sprawą nanoimplantów. Silny namiar potrafi zrobić na mnie istne
fajerwerki przy użyciu implantów z dawnych lat. Nie ma
perspektyw, aby to się mogło zmienić na lepsze.
Zacząłem
się ponownie buntować około dwóch lat temu. Może siła
sygnałów osłabła, a może po prostu przyzwyczaiłem się do
tej nieludzkiej sytuacji i znalazłem więcej miejsca dla siebie
samego? Bunt polega na niepozostawianiu szkodliwych sygnałów bez
odpowiedzi. Nie do uwierzenia, ale to ma wyraźne skutki. Jak na
razie pomogło mi to w częściowym odzyskaniu poczucia godnej
osobowości.
To,
co opisałem, to bardzo fragmentaryczny opis wydarzeń ostatnich
piętnastu lat. Bardzo wiele pominąłem, nie sposób przedstawić
wszystkich przeżyć w sterowanym świecie. Mogłem pozwolić
sobie tylko na opis spraw, które da się przedstawić znanymi
określeniami. Na wiele objawów nieludzkiej technologii nie ma
jeszcze słów. Główny zarys wydarzeń może być pomocny w
zrozumieniu - skąd wywodzą się moje opinie dotyczące kontroli
umysłu.
Środowisko
Sterowanego
Dla
ludzi, takich jak ja, środowisko ma dwa główne wymiary. Jeden
wymiar to świat zewnętrzny. Muszę w tym wymiarze, na ile mogę,
prowadzić normalne życie, dostosowywać się do ogólnie
przyjętych zasad. Drugi wymiar, to świat niewidzialny -
opanowany przez kontrolerów. W tym wymiarze muszę się bronić,
chociaż częściej przychodzi tylko wytrzymywać niedogodności
mej sytuacji. Na pograniczu tych światów znajduję się ja,
sterowany, wraz z tymi dobrami osobistymi, jakie mi jeszcze
pozostały. Kontrolerzy pracują nad kontrolą nie tylko mojej
osoby, ale również nad kontrolą relacji mojej osoby do
wszechświata. Świat zewnętrzny nie wie, albo nie chce o
nich wiedzieć. Dlatego relacja pomiędzy kontrolerami, a moim
światem zewnętrznym, jest tylko jednostronna. To właśnie brak
wzajemności tej relacji stwarza warunki, w których kontrolerzy
mogą ukrywać się i pozostawać bezkarni. Moje środowisko jest
z tego powodu bez balansu. Istnieje ogromna luka relacji. W tym
położeniu przebywam najczęściej. Muszę tutaj, czy tego sobie
życzę czy nie, pracować na wiele, czasami niewyrażalnych,
sposobów nad nadrabianiem braków balansu środowiska, w którym
się znajduję.
Ludzie
wokół mnie nie wiedzą o kontroli umysłu. W moim obecnym
środowisku ludzie nie wiedzą, kim naprawdę jestem, co przeżywam
i co dzieje się za maską uśmiechu i przesadnej grzeczności
bezzębnego faceta, z którym mają do czynienia. Staram się tego
świata nie psuć, pragnę go celebrować. Pomimo różnych
niegodziwości świata zewnętrznego, to zasady ludzkiego
współżycia, zalety organizacyjne i duch ludzkiej wspólnoty są
dla mnie oparciem. Tyle zła, tyle wojen, a świat zewnętrzny
ciągle wydaje się być niewinnym w porównaniu ze światem
kontrolerów. Od długiego już czasu świat sterowania to taki, w
którym wszystko załatwiane jest poprzez w pierwszym rzędzie
zdradę, wojnę, zło i niegodziwość. Wielkim niepokojem napawa
mnie świadomość tego, że wiele zasad świata kontrolerów
odzwierciedla się z czasem w świecie zewnętrznym i czyni go
gorszym.
Te
dwa światy mogą się krzyżować. Spotkałem ludzi, którzy
podawali się za przyjaciół, a okazali się być z czasem
świadomymi żołnierzami obcej sprawy. To była zauważalna
obecność świata kontrolerów w świecie zewnętrznym. Czasami,
dla celów protekcji świata zewnętrznego, to mnie udawało się
zdobyć na nieugiętą postawę, do której kontrolerzy musieli
się dostosować. Nawet sterowany może mieć czasami coś do
powiedzenia. W tym wypadku kondycje ze świata zewnętrznego
wpływały na świat kontrolerów.
To,
co przestawiłem, to podstawy rozpoznania środowiska, w jakim się
znajduję. Stąd zaczyna się relacja do wszystkiego innego. Tutaj
zachodzą osobiste skutki wszystkich wydarzeń.
Na
miarę mego doświadczenia, sterowani nie tworzą żadnego
zbiorowego środowiska. Nawet wirtualne środowisko internetowe
nie jest już tak zauważalne, jak bywało to lata temu. Dekady
temu marzyłem o poznaniu ludzi w podobnej sytuacji. Jakby to było
dobrze, gdybyśmy się zebrali i wspólnymi siłami mogli zaradzić
niegodziwościom sterowania? Kiedy miałem już kontakt z takimi
ludźmi, to idee wspólnej działalności raczej się nie
spełniały. Wyszły zależności, o których do tamtego czasu nie
było wiadomo. Przedstawię to poprzez opis kilku przypadków,
jakie mnie spotkały.
Sterowany
widzi poprzez inną osobę sterowaną jej kontrolerów. To napawa
nieufnością. Pewnego dnia odwiedziła mnie pewna kobieta, która
podawała się za ofiarę kontroli umysłu. Sporo się mnie
wypytywała, ale nie mówiła za wiele o sobie. Pytała przede
wszystkim, gdzie mogłaby wyjechać, by uciec przed
prześladowaniem. Nie potrafiłem znaleźć z nią wspólnego
języka i nie potrafiłem jej zaufać. Według mojego
rozeznania, osoba prześladowana powinna była zachowywać się
inaczej. Miałem wrażenie, że kobieta jest nieświadomym, lub
nawet świadomym narzędziem gry wywiadowczej. Kiedy następnym
razem zobaczyłem ją na ulicy, uciekłem od niej. Dopadła mnie w
sklepie. Naprawdę nie pamiętam, jakie dokładnie miała
pretensje. Chyba chodziło jej o to, że podaję się za ofiarę,
a nie robię nic pożytecznego. Nie potrafiłem tej osobie
zaufać i nie chciałem z nią rozmawiać. Każdy sterowany wie,
jak trzeba pilnować przestrzeni osobistej. Miałem wrażenie, że
ta kobieta próbowała wejść w moją przestrzeń osobistą w
czyichś brudnych butach.
Sterowani
są używani dla celów propagandy i dezinformacji. Pewnego dnia
poznałem W.G – miłą kobietę, wobec której nie mogłem mieć
żadnych wątpliwości – to była osoba autentycznie
prześladowana. Rozmawialiśmy trochę, prowadzili korespondencję.
Byłem w stanie rozpoznać, co reprezentują jej kontrolerzy.
Żałowałem, że ma ogromne kłopoty. W.G pozostawała w
całkowitym przekonaniu, że przyczyną całego zła jest HAARP.
Trochę to mi się nie podobało. Wiedziałem, co można było
zrobić z człowiekiem za sprawą małego nadajnika radiowego już
w latach sześćdziesiątych. HAARP może być przydatny dla celów
militarnych, ale nie potrzeba aż takiego radaru, aby wpędzać w
kłopoty poszczególne osoby. Jakkolwiek, byłem skłonny te
opinie tolerować, gdyby nie kilka za wiele oświadczeń typu, –
ale mówię ci, że to na pewno jest HAARP. To już nie chodziło
o to, że rozpoznawałem jej przypadek inaczej. To nie było aż
tak ważne. Czułem, że jeżeli będę tą natarczywość opinii
W.G pomijał milczeniem, to zostanie to użyte przez kontrolerów
dla celów dezinformacji. Było tak, że moi kontrolerzy nie mogli
już pracować bez rosyjskich technologii, a ja nie zamierzałem
za sprawą W.G zostać narzędziem wygodnej dla nich
dezinformacji. Więc poprosiłem ją, by więcej już do mnie nie
pisała.
Zdarzyła
się również sytuacja, kiedy chyba to moi kontrolerzy nie
chcieli mieć do czynienia z kontrolerami kolegi. A.F był młodym
mężczyzną, który nie potrafił przetrawić efektów kontroli
umysłu. Widziałem, że ciężko nad tym pracuje, ale spotykały
go za duże kłopoty. Dyskutowaliśmy na ten temat, wymieniali
poglądy. To był stosunkowo krótki czas po pamiętnych dla mnie
wydarzeniach kwietnia 2004 roku. Ja też czułem się bardzo słaby
i wycieńczony zasięgiem nowej technologii. Pewnego dnia
zaproponowałem, abyśmy razem przeprowadzili publicznie głodówkę
na znak protestu przeciw kontroli umysłu. Ten pomysł nie
zakończyłby się chyba dobrze. A.F bardzo się do tego pomysłu
zapalił, ale wkrótce potem zniknął. Okazało się, że miał
kogoś, kto o niego dba. Przypuszczałem, że to jego partnerka
postawiła go w sytuacji albo-albo. Kiedy spotkaliśmy się po raz
ostatni, A.F nic o tym nie mówił, ale wiedziałem dokładnie, że
to właśnie taka sytuacja. Chyba mnie nie zależało bardzo na
przeprowadzeniu protestu. Po czasie domyśliłem się, że
przerwanie kontaktu wynikło za sprawą kontrolerów.
Powyższe
przypadki ukazują, jak to się dzieje, że kontrolowani pozostają
ze swym problemem samotnie. Jakby nie było, dysocjacja społeczna
sterowanego, to jedno z głównych narzędzi kontroli umysłu.
Wiadomo,
że większość ludzi sterowanych zupełnie nie zdaje sobie
sprawy ze swego położenia. Co by się nie wydarzyło, to ta
świadomość do nich nie dociera. Większość sterowanych żyje
i umiera bez świadomości o ich położeniu. To są wielkie
straty dla ludzkości, gdyż zostaliśmy stworzeni, aby żyć w
stanie świadomości. Kim więc są ci, którzy mają świadomość
swej sytuacji i do tego potrafią mówić o tym publicznie? Kim
jestem ja, który teraz te sprawy opisuję?
Zachodzi
ogromne podejrzenie, że tacy ludzie są wykorzystywani dla
nieznanej agendy kontrolerów. Być może celem jest prowadzenie
działań dezinformacyjnych. Może kontrolerzy przygotowali
sondaż, sprowokowali forum dla wymiany informacji poprzez
dyskusje sterowanych? W przeszłości przypuszczałem, że garstka
sterowanych została wprost zaprogramowana dla publicznych
wystąpień, aby oswajać ludzkość z możliwością istnienia
kontroli umysłu. Pierwszy stopień przygotowania ludzi do
świadomej akceptacji ingerencji osobistej. Gdyby było inaczej,
dlaczego jestem w stanie występować publicznie przeciwko tajnej
kontroli umysłu, a nie mogę sobie poradzić z innymi aspektami
tego problemu? O tym powinien myśleć każdy świadomy sterowany.
Jedno
wydaje mi się dosyć pewne. Kontrolerzy polegają na milczeniu
społeczeństwa. Kiedyś mogą zarzucić, że wiedziało i
milczało – nijako robiąc tym samym milczących partnerami
przestępstwa. Ale o tym w kolejnym rozdziale.
Pomocy!
Bardzo Proszę Sobie Pomóc!
Główny
bohater filmu „Teoria Konspiracji” zostaje finalnie
odnaleziony przez agentów prawego rządu. Teraz wszystkie
problemy mają być załatwione. Odpowiednie instytucje
przypilnują, aby nie działo się źle. To moje marzenia z bardzo
dawnych lat. Tak się nigdy nie wydarzy.
Przez
ostatnich kilkadziesiąt lat, religie, rządy, organizacje je
reprezentujące, a nawet organizacje pozarządowe zostały
totalnie skorumpowane i uzależnione od dysponentów technologii.
Ludzie, którzy obsadzają ważne stanowiska są do tego celu
przygotowywani od dzieciństwa. Nieważne w tym wypadku, czy zdają
sobie z tego sprawę. Uzależnienie od technologii wykracza daleko
poza różnice religijne, narodowościowe, czy partyjne.
Najważniejsze jest, aby zawsze w kolejce czekali tacy, na których
kontrolerzy mogą bez wątpliwości polegać.
To osobiste
przeświadczenie wywodzi się z czasów mych najmłodszych lat.
Dawno temu „cudownemu dziecku” szykował się inny los, ale
okazało się, że się do takiej pracy nie nadaję. Sama myśl o
podstępnym wchodzeniu w osobistą sferę duchową innego
człowieka napawała mnie obrzydzeniem.
Ludzie
na odpowiednich stanowiskach, którzy mogliby przynajmniej
próbować zaprowadzenia porządku, mają do dyspozycji ciąg
różnorodnych wymówek. Wielkiej rangi tajemnica państwowa,
niebezpieczeństwo obalenia porządku publicznego, albo
szkodziłoby to religii.
Kontrola
umysłu to zaprzeczenie wszelkiej religii, włączając w to
religię satanistyczną. Kontroler zajął miejsce Boga i Szatana.
Jest nieustającym dowodem na to, że Bóg w wersji, jaką
prezentują religie, po prostu nie istnieje. Nigdy żadna religia
nie zajęła nawet jakiegoś stanowiska wobec kontroli umysłu, a
co mówić o otwartej krytyce? Powody ku temu są oczywiste.
Jedynymi
państwami, jakie zdobyły się na próby ustawodawstwa
zabraniającego kontroli umysłu to Rosja i Bułgaria.
Informacje o Bułgarii pozostają pobieżne i niepotwierdzone.
Rosyjskie ustawodawstwo dotyczy używania niektórych środków na
terenie Rosji. Lista środków wydaje się być niekompletna.
Jakkolwiek, jedynie ze strony ZSSR padły na forum ONZ propozycje
unormowania problemu broni bezpośredniej energii. Nikt inny nie
był zainteresowany.
Osoby
poddane kontroli umysłu nie są w stanie się zorganizować.
Natomiast ludzie, którzy spotykają się z tymi informacjami, po
prostu je bagatelizują. Sprawa wydaje się nieprawdopodobna. Nie
mówiąc już o tym, jak uwierzyć w istnienie grupy ludzi, którzy
nawet mając do dyspozycji taką nieprawdopodobną technologię,
chcieliby używać jej dla załatwiania potrzeb fizjologicznych
zboczonych charakterów? W celach dominacji nad ludzkością?
Niemożliwe! Zresztą, jakby nie było, to ciekawe, ale nie ma się
z tym problemu i żyje się dalej.
Tymczasem
sprawy zła toczą się dalej w nieubłaganym tempie. W moim
przypadku, metody zarezerwowane dla celów militarnych zostały
użyte w środowisku cywilnym, w sercu wielkiego miasta i z
pominięciem granic państwowych. W tym wszystkim zaistniała
pewna zasada. Kontrolerzy zróżnicowanych orientacji potrafią
zjednoczyć się dla sprawy podtrzymania wpływu kontroli umysłu.
Kiedy te sprawy są załatwione, wtedy powracają do starych
rozgrywek. W dzisiejszych czasach nie ma już takich gości na
majowej paradzie zwycięstwa w Moskwie. Ale pozostał standard
zwiększonej pogardy, z jaką podchodzi się do ludzkości poprzez
traktowanie sterowanego.
Już
nie czekam i nie wierzę, że zjawi się ktoś, kto naprawi błędy
przeszłych pokoleń. Kiedyś sterowani nie byli traktowani aż
tak źle. Wtedy była większa szansa na etyczne wyprowadzenie
problemu. Po ekscesach ostatnich trzydziestu lat, staje się to
coraz mniej możliwe. Przeszłe pokolenia straciły tą szansę, a
obecnym kontrolerom nie pozostaje nic innego, jak tylko ucieczka
przed odpowiedzialnością. Najprawdopodobniej, najwygodniejszą
formą takiej ucieczki jest stworzenie totalnego systemu jawnej
kontroli.
Coraz
częstsze sygnały dotyczące kontroli umysłu, a jest
kontrolowane więcej niż umysł, są zapowiedzią bardzo złych
czasów. Szykuje nam się podział na tych, którym będzie wolno
swobodnie myśleć i na tych, którym nie będzie tego wolno. Tak
jak pozostajemy podzieleni możliwościami gromadzenia bogactw
materialnych, możemy zostać podzieleni możliwościami
dotyczącymi używania bogactw duchowych i umysłowych. Co
najgorsze, z mych obserwacji wynika, że tego drugiego rodzaju
bogactw nie szykuje się wcale dla najmądrzejszych – wprost
przeciwnie. Niestety, inteligencja nie może być utrzymana
poprzez umysły, które nie mają do niej naturalnych
predyspozycji. Ludzkości grozi w tym wypadku szybka degeneracja.
Nie
zachęcałbym do nagłych rewolucji. Wiem na pewno, że po stronie
kontrolerów znajduje się wielu dobrych ludzi, którym zależy na
przetrwaniu ludzkości. To system stał się nieludzki. Zachęcam
choćby do osobistej postawy, która powie – stop, nie dalej,
rozliczmy to razem - zanim nawet taka postawa stanie się
niemożliwa. Nazywam to metodą „po drodze”. Nawet
niezjednoczeni ludzie, którzy wyrażają takie same cele i
poglądy, stanowią ważną siłę. Bardzo proszę pomóc sobie –
proszę pomóc ludzkości.
Przyczyny
i Cele Kontroli Umysłu
To
jest najważniejsze. Bez znajomości przyczyn i celów problemu,
nie można go pokonać. Wiem, że dotychczasowa relacja może się
wydawać dla wielu jak nie z tej ziemi. Opisałem jednak
wydarzenia i problemy, których doświadczyłem osobiście. Mogę
o tym świadczyć. To, o czym napiszę teraz, nawet mnie samemu
wydaje się - jak nie z tego świata. Jakkolwiek, wnioski, do
których dochodzę, okazały się nieubłagane. Zresztą, okaże
się, że nie można obejść się bez poruszania tematów
związanych nie z tym światem.
Zacznę
od tematu standardowego, łatwego w pojęciu. To jest zagadnienie,
które wielu widzi, jako ostateczne. Dla mnie jest to punkt
wyjściowy poszukiwań. Oczami wyobraźni można by oglądać
armię sterowanych maszerujących do niewolniczych zajęć. Czy
kontrola umysłu może być narzędziem Globalizacji i Nowego
Światowego Porządku?
Zapewne
tak właśnie jest. Dekady temu kontrolerzy posiadający doskonałe
narzędzie postanowili zawładnąć światem. Nie potrzeba się
zastanawiać, czy byli tacy, na pewno tak. To wymagało stworzenia
systemu globalnego w celu uniknięcia niespodziewanych wojen. Nad
tym też nie potrzeba się zastanawiać. Wyłącznie na polu
kontroli umysłu i dla jej celów stworzono system globalny, który
pomija konflikty państwowe i religijne. Tak jest od dawna. Siły
mogą prowadzić wojny, ale na przygotowanym polu, gdzie nic nie
zagrozi dysponentom kontroli. Wiele obserwacji wskazuje na to, że
system ten był kontrolowany przez wywiad watykański.
Zjawisko
związane z tym systemem zadziwiało mnie w latach
osiemdziesiątych. Siły prowadziły ze sobą walkę, która
polegała na tym, kto mnie najbardziej ogłupi. To wykraczało
poza schemat mojej wyobraźni. Załóżmy, że ktoś jest
najlepszym specjalistą ogłupiania, no i co dalej? Po pewnym
czasie okazało się, że zwycięska metoda ogłupienia była
wprowadzana, jako modelowa na polu walki. Stawała się
standardem, który ktoś posiadał, a kontrolerzy zaczynali inny
wymiar wojny. W taki sposób pole walki stawało się swego
rodzaju bankiem technologii. System działał tak, aby postępowała
technologia bez względu na to, kto był jej przodownikiem. Za
czasów polskiego papieża istniało hasło „wszyscy mają
wszystko”, – co tłumaczę, jako - wszyscy mają dostęp do
wszystkiego. Etapy takiego systemu przetrwały do dzisiaj. Nic nie
jest ważne tak, jak interesy technologii.
Ale
to wszystko dotyczyło tylko świata technologii. Relacje pomiędzy
siłami, to nie tylko sprawy kontroli umysłu. W świecie, gdzie
oficjalnie taka technologia nie istnieje sprawy toczyły się
ogólnie znanym trybem. Tutaj kończy się wygoda dysponentów
technologii. Aby bezpiecznie i bezkarnie używać wszystkie metody
technologii, potrzebna jest globalizacja na wszystkich polach.
Jeśli jej nie ma, to kontrolerzy muszą opłacać używanie
metod, których nie posiadają. Z kolei rzeczywiste zjednoczenie
nie może zaistnieć, dopóki nie zostaną zniwelowane wszystkie
konflikty pomiędzy siłami. Trzeba poświęcić swoją tożsamość
i to, co ma się tylko dla siebie, aby móc zostać członkiem
klasy całkowicie dominującej poprzez technologię.
Do
tego, w 2004 roku, ktoś wprowadził do akcji metody, które do
tamtych czasów miały charakter militarny, kontrolę pogody i
doprowadził sterowanego na granice wytrzymałości. Kto pierwszy
ten lepszy. Wyglądało na to, że ktoś próbował przejąć
kontrolę nad technologią. Teraz dla globalizacji wszyscy
musieliby się pogodzić ze sobą nie tylko na polu kontroli
człowieka, w świecie politycznym i ekonomicznym, ale także na
polu militarnym i kontroli pogody. To okazuje się coraz
trudniejsze. W 2004 roku wystąpiły elementy, które wskazywałby
na próby łączenia inteligencji człowieka z maszyną. Jakiś
czas potem okazało się, że niektóre państwa prowadzą
intensywne i zaawansowane prace nad wykreowaniem inteligentnego
robota militarnego. Możliwości sukcesywnej Globalizacji wyraźnie
się oddaliły.
Nowy
Światowy Porządek oznacza między innymi, że jest ktoś po
imieniu, kto rządzi siłami zglobalizowanymi. Pod koniec 2003
roku hasło „wszyscy mają wszystko” zamieniło się na hasło
„wszyscy jesteśmy Żydami”. Nie mogłem pojąć – jak
Żydem?!? Chyba nie chodziło o wszystkich, lecz o kontrolerów?
Ponieważ dociera do mnie, że obecnie wszyscy moi ważniejsi
kontrolerzy to Żydzi, to przypuszczam, że to właśnie oni
próbowali przejąć kontrolę nad bankiem technologii w 2004
roku, przed odejściem polskiego papieża. Skąd takie
umiejscowienie w czasie? Wiele obserwacji wskazuje na to, że był
on prowadzony przez wywiad żydowski dysponujący rosyjskimi
środkami przez długi czas. Żydzi chcieliby, więc, maksymalnie
wyeksploatować ten układ przed jego odejściem. Światem
zglobalizowanym ktoś musi rządzić. Jak do tej pory, Żydzi
wydają mi się głównymi pretendentami do tego stanowiska.
Technologie
bezpośredniej energii, kontrola umysłu, to zapewne ponętna
przyczyna i wymarzony cel dla wielu zwolenników globalizacji. Pod
warunkiem, że to oni osobiście będą w niej odgrywali
najważniejszą rolę. Bez spełnienia tego warunku, nawet
perspektywa używania technologii bez ograniczeń to za mało na
zgodę.
Tak,
na podstawie osobistych doświadczeń i obserwacji, widzę relację
pomiędzy NWO i Globalizacją, a kontrolą umysłu. Koniecznie
należy poruszyć bardzo ważne zagadnienie. Na miesiąc czasu, w
kwietniu 2004 roku, pole walki nazwane przeze mnie poprzednio
bankiem technologii, zamieniło się w swego rodzaju stół
działań operacyjnych, który mógłby zaistnieć po sukcesywnym
akcie globalizacji. Wyraźnie mówiąc, w tych warunkach nie da
się żyć. Należy zrobić absolutnie wszystko, aby pokonać
problem kontroli umysłu przed jakimikolwiek działaniami
zjednoczeniowymi. Dopiero wtedy może nastąpić prawdziwa ludzka
jedność i współpraca. W przeciwnym razie grozi ludzkości
zagłada. Powodów ku temu i sposobów na to jest zbyt wiele, aby
je tutaj teraz opisywać. To jest niezmiernie ważne, nie może
stać się inaczej!
Wbrew
oczywistym pozorom, opisane dotąd zagadnienia nie wydają się
być ostatecznymi przyczynami lub celami kontroli umysłu. Jeśli
nawet jest tak, że kluczowe stanowiska dozoru nad moją osobą są
rzeczywiście obsadzone przez Żydów, to oni wcale nie chcą się
obnosić ze swoją tożsamością. To przeczystatus
quo wewnątrz NWO. Dociekając przyczyn wydarzeń
kwietnia 2004 roku, nie mogłem dojść do logicznych wniosków.
Zależności niezupełnie się wzajemnie wypełniały. Musiałem
sięgnąć po metody abstrakcji. Wtedy zdołałem wykryć inny
wymiar przyczyn i celów kontroli umysłu.
Przeszukując
historię mego życia, rozpatrując rzeczywisty sens i symbolikę
wydarzeń, przyszło mi zauważyć, że takie samo dochodzenie od
dawna prowadzili na mnie kontrolerzy. Więc przymierzyłem się w
sposób abstrakcyjny do roli osoby przesłuchiwanej i wtedy, jak z
worka różności wysypały się spostrzeżenia, na które
zazwyczaj nie zwracałem większej uwagi. Wkrótce okazało się,
dlaczego! Przyszło mi zrozumieć, czym jest nieubłagany
mechanizm napędowy rozwoju kontroli umysłu. Zrozumiałem, jakie
warunki powodują, wbrew wszelkiej logice i etyce, sukcesywność
tego zjawiska.
Dotarło
do mnie wyraźniej coś, co spostrzegałem już w przeszłości,
kiedy nie potrafiłem skoncentrować nad tym wystarczającej
uwagi. Dlaczego toczą się na mych zmysłach obłędne i
groteskowe przedstawienia? Dlaczego mój umysł i system nerwowy
poddane są nieustającej interrogacji możliwości i
wytrzymałości - sięgając niemal stopni paranormalnych?
Rozumiałem, że szaleńczy teatr technologii zmusza mnie do
niewolniczej pracy. Choćby tylko za sprawą naturalnych reakcji
na te bodźce. Poza tym, po każdym szaleństwie, praniu mózgu,
po każdym nieszczęściu muszę się pozbierać, normalizować
swoje sprawy i próbować stworzenia warunków do normalnego
życia. Dzieje się to, podczas kiedy mój organizm jest
nieustannie monitorowany.
To,
co wiem, przyszło poprzez poprzestawiany i pomieszany umysł,
niepokornie rozlewającą się energetykę mózgu, wieloraki
terror kontrolerów. Dlatego polegam na swej opinii. Jedyne, co
mam, aby radzić sobie z nimi, to rozeznanie prawdy. Zanim powiąże
razem te tematy, muszę opowiedzieć o kilku zjawiskach, bez
których to powiązanie nie byłoby możliwe.
W
dzisiejszym świecie coraz częściej docierają do nas zapytania
dotyczące kreacji ludzkości. Zaczyna do nas docierać to, że
nie zostaliśmy stworzeni ani w sposób opisany przez religię,
ani też nie rozwinęliśmy się na zasadzie teorii ewolucji
Darwina. Badając starożytne budowle znajdujemy coraz więcej
zależności, w których nie możemy się połapać. Nie
rozumiemy, jak starożytni ludzie bez znajomości dzisiejszej
technologii, prymitywnymi narzędziami, potrafili stworzyć
dzieła, których nawet nie potrafimy zduplikować. Badacze
alternatywnej wersji historii ludzkości prezentują powiązania
interpretacji tradycyjnych informacji i znalezisk
archeologicznych, które powodują oniemiałość.
Przeszkadza
wpływ kampanii dezinformacji ze strony religii, rządów i nauki,
która gdzie nie gdzie stanęła sto lat temu. Jesteśmy zwodzeni
za sprawą działalności zwyczajnych szarlatanów, którzy
serwują nam przygotowane przez wywiady, pozbawione kontekstu
informacje, zaprowadzające nas w miejsca, gdzie wiedza przybiera
formę nieużytkową.
Patrząc
na to obiektywnie, mam nieodparte wrażenie, że jesteśmy tworem
cywilizacji kosmicznej wysokiego stopnia. Zostaliśmy zaplanowani
do tego, aby rozwijać się i pójść do nieba, – czyli
wyruszyć w stronę Wszechświata. Nie potrafię odmówić
wrażeniu, że Bogowie byli z nami dawno temu, zanim wyruszyli na
dalsze poszukiwania. Ich istotna cząstka została z nami i czyni
nas tym, czym jesteśmy. Nie możemy tego odmówić, nie możemy
zaprzeczyć siebie samych, nie możemy zaprzepaścić
przeznaczenia.
Ale
czy naprawdę może tak być z nami wszystkimi? Obowiązujące
religie, które mają prowadzić ludzkość do Nieba, stoją w
ogromnej sprzeczności z takimi poglądami. Ludzie są niczym,
mogą cierpieć. Nie jest ważne, czy ich życia będą
zmarnowane. W przypadku kontroli umysłu jest to szczególnie
rażące. Religia milcząco pozwala na sytuacje, w których ludzie
żyją i odchodzą bez świadomości tego, że ktoś, tak jak sam
Bóg, wpływał na ich życie. Najważniejsze jest, aby ludzie
trzymali się Kościoła i byli posłuszni zaleceniom. Pewnego
dnia pójdą może do jakiegoś abstrakcyjnego nieba, gdzie mają
pozostać szczęśliwi na zawsze.
Wielu
ludzi wierzących inwestuje swoje rzeczywiste wrażenie kontaktu
ze Stwórcą dla religii. Same religie bywają często
fragmentaryczną kontynuacją poprzednich wierzeń. Przenoszą
zapisy wydarzeń, daty świąt, tradycyjne obrzędy. Wielkie
postacie starych i nowych religii wyrażają się zadziwiającym
podobieństwem.
Czy
współczesna religia sięga naszego Stwórcy? Niestety, bez
pasożytowania na tych, którzy sięgają tam bez pomocy religii,
to raczej nie. Doznałem, że religia, którą próbowałem kiedyś
wyznawać, nie jest drogą do nieba. Szacunek, jaki dla tej
religii żywiłem, pozostawianie dla tej religii wolnego miejsca w
świecie osobistym, doprowadziły mnie do technologicznego piekła.
Spędziłem większość mego życia próbując pogodzić w sobie
religię z rzeczywistością. Teraz, jestem w miejscu, gdzie
religijne sygnały kontroli umysłu ustanowiły ze mnie wroga
religii.
Nie
jesteśmy wszyscy tacy sami. Wygoda nigdy nie pozwoli dysponentom
religii zaakceptować, że bogowie byli kiedyś z nami, że możemy
wyruszyć do nieba rzeczywistego, a nie pójść do jakiegoś
miejsca w wyobraźni. Żydowski exodus podzielił ludzi i oddziela
wyznawców wielu religii od korzeni ludzkości. Mojżesz, który
podrzucił nam obce pochodzenie skądinąd naturalnie odczuwanych
zasad postępowania, stał się symbolem drogowskazu prowadzącego
do technologicznej degeneracji. To właśnie od czasu Mojżesza
ktoś oferuje nam to, co sami naturalnie posiadamy.
Tymczasem,
jest wielce prawdopodobne, że to właśnie nauka religijna, jako
pierwsza poznała istotę pochodzenia ludzkości. Dla Watykanu
sygnałem alarmowym były objawienia z Fatimy. Religia
potrzebowała gwałtownie metody na znalezienie wygodnego
położenia w zmieniającym się świecie. Środki kontroli umysłu
to wygodne narzędzie dla unikania kłopotu i dla dominacji.
Pouczenia kontrolerów i doświadczenia osobiste nauczyły mnie,
że pierwszą instytucją dysponującą technologią był Watykan.
Ten, szczególnie za czasów Pawła VI-tego, podrzucił ją rządom
niektórych państw. Te z kolei dla uniknięcia odpowiedzialności,
podobnie jak Watykan, w początkach lat osiemdziesiątych zdały
się na prywatnych kontraktorów – zazwyczaj bogatych
miliarderów, którzy posiadali już zorganizowane wywiady
osobiste. To oni utrzymywali to, co nazwałem poprzednio bankiem
technologii, polem walki, gdzie w tzw. szkole liczył się przede
wszystkim rozwój technologii.
Mówiąc
uczciwie, nie mam do czynienia z nawałem informacji religijnej, z
jaką spotyka się w kościele. Jakkolwiek, tak jak jeszcze nigdy
żadna religia nie wystąpiła przeciwko kontroli umysłu, tak ja
jeszcze nigdy nie doświadczyłem sygnału technologicznego, który
chciałby religię konfrontować. W żadnym systemie, żadnym
państwie, na żadnym polu. Nieprawdopodobne, ale prawdziwe.
Poprzez sieć kontrolerów zamkniętych we własnych
zależnościach, to religia pozostaje do dzisiaj pierwszym
dysponentem technologii.
Przyszło
mi zrozumieć, że w pierwszym rzędzie mam do czynienia z
systemem stworzonym przez religię, która zna swoje prawdziwe
położenie i poprzez sieć kontrolerów robi – no właściwie,
co?
Dawno
temu, jako nastolatek, spędzałem wiele czasu jeżdżąc na
łyżwach. To właśnie tam, w jednym z pomieszczeń lodowiska
Torpiast, we Wrocławiu, doświadczyłem jednego z
technologicznych objawień. Moi kontrolerzy używali takich dla
zaznaczenia newralgicznych elementów ich działalności. Byłem
ich świadomy, ale jednocześnie nie. Ważne, że pozostawały w
pamięci. Na tle jakiegoś kosmicznego nieba nieznany głos
oznajmił - Od czasu do czasu organizowane są akcje ściągnięcia
z kosmosu pewnej duszy. Po czym objawienie się skończyło.
Długo
potem, to zjawisko okazuje się być kluczowym dla zrozumienia
sytuacji. Szuka się w kosmosie czegoś, co mogłoby mieć z nami
związek. Teraz wszystkie wydarzenia i metody kontrolerów
zaczynają mieć realne znaczenie - tak jak nigdy dotąd. W
człowieku, który jest częścią kosmosu, szuka się śladów
jego Stwórców. Prowadzi się interrogację możliwości i
zakodowanych w nim wiadomości. Stwarza się służące temu
warunki i preparuje kondycję osobistą sterowanego. Prowadzi się
badania na wielu polach, a człowiek jest traktowany, jako
surowiec. Mało tego, poszukuje się opieki Niebios. Teatr
technologiczny kreuje wizję wielkich niebezpieczeństw grożących
ludzkości w oczekiwaniu interwencji Nieba. Ach, te lęki lat
osiemdziesiątych! Krótko mówiąc, nowoczesna religia zamiast
oferowania zapewnionej drogi do nieba, poszukuje Boga i jego
interwencji w człowieku. Żebym się jeszcze do tego nadawał! Po
tak wielu technologicznych praniach mózgu nie pozostało we mnie
za wiele bogactw, wspaniałości, jakie nosi przeciętny człowiek.
Gdybym wierzył w istnienie diabła, tak jak przedstawia to
religia, to nazwałbym to pomysłem iście diabelskim.
W
tym kontekście NWO i Globalizacja to zaledwie zagadnienia
organizacyjne i forma zapłaty dla posłusznych i wybranych.
Znacznie ważniejszym celem kontroli umysłu jest kontrolowanie
relacji człowieka do jego Stwórcy i Wszechświata. Prawdziwe
bogactwa znajdują się w niebie.
Czy
to już wszystko? Jeśli przyjmę, że niewygodna pozycja
współczesnej religii to przyczyna, a poszukiwania śladu Boga w
człowieku to cel kontroli umysłu, czy będę usatysfakcjonowany
wynikiem mych dociekań?
To
zupełnie pewne, że nie ma ważniejszego celu kontroli umysłu.
Można dociekać, dlaczego religia znalazła się w takim
położeniu? To są przyczyny, którymi powinni się zajmować
dysponenci religii - zamiast prowadzenia na ludzkości
działalności „wykopaliskowej”. Mając do czynienia z
religijnymi specjalistami od chorób, nieustępliwości, mistrzami
jedoczesnej wieloznaczności i tego, co nazywają „torturkami”,
obiecałem sobie raz na zawsze - nie zostawiać nigdy więcej w
mej sferze osobistej wolnego miejsca dla religii! Zostało mnie na
to stanowczo za mało. Następna zdrada ludzkich wartości może
zakończyć się dla mnie fatalnie.
Dla
mnie osobiście, krzyż ze surowego drzewa, który przedstawia
Trzecia Tajemnica Fatimska, symbolizuje prawdziwe pochodzenie
ludzkości. Religia nie tylko przygarnęła technologicznych
zwyrodnialców i godzi się ze systematycznym procesem
samo-zamiany na kontrolę umysłu. Dysponenci religii nie mają
kontaktu z korzeniami ludzkości. To jest ostateczna przyczyna,
dla której jest ktoś, kto marnuje moje życie. Dlatego będę
zawsze musiał pilnować, aby podążać za moimi Stwórcami. Wiem
zbyt dobrze, że bez Nich nie będzie mnie.
Zakończenie
Sporządziłem
tą relację osobistej historii i przedstawiłem mój światopogląd
z pozycji osoby poddanej kontroli umysłu i ze spojrzeniem, które
powinno należeć do osoby, którą byłbym, gdyby moje życie
ułożyło się normalnie. Wiem, że opisałem sprawy przeraźliwie
okropne. Jakkolwiek moim celem nie było narzekanie, czy chęć
wzbudzenia politowania. Bardzo często ludzie osiągają w życiu
to, o czym marzyli od najmłodszych lat. Tacy, którzy marzyli o
wielkich pieniądzach, bardzo często stają się zamożni. Ci,
którzy posiadając specyficzne zdolności marzyli o sławie,
często stają się sławni. Będąc dzieckiem, wprawdzie już
sterowanym, to chyba naprawdę marzyłem o tym, aby być
pożytecznym dla ludzkości, aby odegrać rolę w jej dziejach. Z
tym drugim może być trochę ciężko, ale moje marzenia też się
spełniły. Czuję wyraźnie, że jestem na pierwszej linii
frontu. Tam gdzie decyduje się przyszłość ludzkości. A więc
nie mogę narzekać i powinienem starać się spełniać me
marzenia. Filozoficznie, mam bardzo wyraźne wrażenie, że
przychodzimy na ten Świat głównie po to, aby pracować nad
samo-udoskonaleniem. Mnie zdarzyła się praca cięższa niż
inne.
Niewielu
sterowanych próbuje opisać ich historie. Tym, którzy próbują,
jest bardzo trudno przedstawić zagadnienia, które odbiegają tak
daleko od codziennej rzeczywistości. Wiem, że moja pierwsza
próba, w 1997 roku, nie była raczej udana. Nie wiem, jak udało
mi się to tym razem? Moim celem było, aby czytelnik udał się
na wycieczkę do mojego świata, porozglądał się dookoła,
poznał problemy, nasłuchał opowiadań, a potem bezpiecznie
wrócił do siebie. Nie jest u mnie miło, ale może być
ciekawie.
Wiem,
że takie historię są wielce bulwersujące. Będzie mi przykro,
jeśli kogoś uraziłem. Proszę wziąć pod uwagę, że
przedstawiłem swój świat, nie namawiałem nikogo, aby dzielił
moje poglądy. Każdy człowiek jest predysponowany do określenia
własnego światopoglądu. To czyni nas zróżnicowanymi i
ciekawymi. Im więcej danych dla tego określenia, tym lepiej. Tym
większe szanse na to, że światopogląd będzie pełniejszy.
Mógłbym być tylko zadowolony, jeśli znajdzie się ktoś, kto
przekona mnie, że jestem w błędzie. Niestety, wiem, że tak się
nie stanie.
Chyba
mam szczęście do pierwszeństwa. Kiedyś byłem chyba pierwszym
Polakiem, który publicznie sygnalizował istnienie zorganizowanej
kontroli umysłu. Tym razem jestem chyba pierwszym sterowanym,
który powiązał istnienie tego problemu z problemami religii,
sięgając przy tym stopni tego powiązania zasadniczych. Kto
pierwszy wcale nie musi być lepszy, szczególnie w moim świecie,
ale dobrze, że te powiązania zostały finalnie zasygnalizowane.
Brak
rozeznania taniej sztuczki, której znajomość dawno temu ktoś
zachował tylko dla siebie, nie tylko upośledził rozwój
technologiczny ostatnich stu lat. Ludzkość stanie wobec wyboru
pomiędzy nieuchronną degeneracją a dalszym rozwojem. Znajomość
tego zjawiska i to jak będzie ono stosowane zostanie decydującym
czynnikiem tego wyboru. Jeszcze nigdy w historii tak wiele nie
zależało od roli jednego zjawiska fizycznego. Warto o tym
wiedzieć, by mieć coś do powiedzenia w zbliżającym się
wyborze. Jeśli będzie ktoś, kto uzna, że moja relacja ułatwiła
mu znajomość zjawiska i pozwoliła poznać nieco szerzej
dotyczące tego aspekty, to mój czas nie na pewno nie będzie
zmarnowany.
Za;http://zielinski.id.au/ku21w.html
|