Krzysztof Jedliński Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję Wydawnictwo W.A.B., 1996 Warszawa Wydanie III Mówi się, że lubimy narzekać. Nawet na zdawkowe pytanie: "jak leci?" odpowiadamy równie zdawkowym: "jak krew z nosa" albo "stara bieda". Rzadko jeste�my zadowoleni: z męża, żony, pracy, dzieci, z rodziców, te�ciów, zięciów, z pogody, rzšdu, szefa, podwładnych. Wydaje się czasem, że mamy do czynienia z jakš� dziwnš, stałš jak smog w centrum miasta, modš. A jednak -to zastanawiajšce -gdy kto� powie: Słuchaj, jest okropnie, beznadziejnie, dłużej tego nie wytrzymam -wokół niego nagle robi się pusto. Odchodzimy, uciekamy od tego, kto jest naprawdę w złym stanie ducha, komu naprawdę jest �le. Bezradnie opuszczamy ręce, więcej boimy się. Bo ponarzekać sobie można. Ale naprawdę co� z tym zrobić? Dlaczego unikamy ludzi, którzy �le się majš, którzy tracš nadzieję i poczucie sensu? Do�ć łatwo tłumaczy się to jednym słowem: znieczulica. Ja jednak sšdzę, że najważniejszš przyczynš naszego odsuwania się od człowieka w niedoli, w rozpaczy, jest nasza nieumiejętno�ć. Po prostu nie wiemy, co robić i jak mu pomóc. A przede wszystkim jak z nim rozmawiać. Wiemy dobrze, że zdawkowe, konwencjonalne formułki typu: "nie przejmuj się", "przestań o tym my�leć, we� się w gar�ć" sš zupełnie nieskuteczne, więcej często wręcz raniš naszego i tak już zdesperowanego rozmówcę. Ale też człowiek w niedoli budzi w nas lęk czyż my sami tak naprawdę czujemy twardy grunt pod nogami, czy nasze własne poczucie sensu jest na tyle mocne, by dla innych być oparciem? A przecież chcieliby�my pomóc, wiemy sami, jak cenne jest wsparcie drugiego człowieka, jego dobre słowo. Ale jak pomóc? Jak nie doznać dojmujšcego poczucia porażki, wyrzutów sumienia, że nie zrobili�my nic, choć tak wiele od nas oczekiwano? Szczególnie dramatycznych barw nabierajš nasze uczucia, gdy rozmówca zdaje się my�leć o �mierci, o samobójstwie. Albo gdy dotknie go nieuleczalna, wiodšca ku �mierci choroba. W tych najtrudniejszych przypadkach często odwołujemy się do pomocy specjalistów psychologów, psychiatrów i często słusznie czynimy. Czy jednak nie nazbyt często nasz bli�ni odpływa w ręce specjalisty nie z poczuciem, że go troskliwie przekazali�my, ale z bolesnym prze�wiadczeniem, że pozbyli�my się go , że mówišc twardo spławili�my go. A zresztš, czy nawet �wietny specjalista, a przecież jednak obcy jest w stanie pomóc człowiekowi w pełni? Czy nawet wtedy, gdy nasz bliski czy znajomy jest już pod odpowiedniš opiekš, nie ma dla nas jakiego� przyjacielskiego zadania do wypełnienia? Czy najlepszy nawet psycholog albo psychiatra potrafi usunšć tę czę�ć poczucia bezsensu, która wišże się z do�wiadczeniem samotno�ci i izolacji? W wielu tak zwanych rozwiniętych krajach, gdy kto� umiera, zatrudnia się tanatologa specjalistę od kontaktu z umierajšcymi. Czy nas czeka to samo? Czy sami nie jeste�my w stanie zapewnić blisko�ci i ciepła naszym odchodzšcym bliskim? Nie wypowiadam wojny tanatologom, psychologom i psychiatrom sam jestem psychiatrš. Chcę tylko, aby specjali�ci mieli swoje dobrze okre�lone i niezbędne miejsce iby nie zastępowali zwykłych życzliwych ludzi tam, gdzie nie muszš i nie powinni ich zastępować. Zawsze będš istnieć sytuacje tak trudne, że odwołanie się do pomocy specjalisty będzie konieczne. A jednak zwykła otwarto�ć i życzliwo�ć zwykłego człowieka jest nie do zastšpienia i z kompetencjami specjalisty wcale się nie kłóci. Jak jednak uruchomić w sobie tę życzliwo�ć i otwarto�ć wobec drugiego? Jak nie bać się jego, jego rozpaczy, poczucia, że nie umiemy pomóc? Zamiast szybko odsyłać naszego bliskiego do specjalisty, sami możemy się do niego udać i po opisaniu sytuacji poprosić o rady i wskazówki. Możemy sami skorzystać z konsultacji psychologa, psychiatry, po to by pomóc. Chciałbym, żeby i ta ksišżka była formš konsultacji dla ludzi, którzy mogliby pomóc swoim zdesperowanym, �miertelnie zmęczonym kłopotami bliskim i znajomym, a czujš się niekompetentni czy bezradni wobec takiego zadania. Czę�ć pierwsza Jak zdobyć odwagę? Cała ksišżka chce być odpowiedziš na to pytanie. Więcej chce być obietnicš wspaniałej przygody wewnętrznej zwišzanej z pomaganiem człowiekowi w kłopotach. Co jednak zrobić, je�li obawa paraliżuje nas od samego poczštku? Je�li wręcz powstrzymuje przed podej�ciem do człowieka zdesperowanego? Dobrze rozumiem ten "przedwstępny" lęk wišże się on z pytaniem: A co będzie, gdy nie uda mi się pomóc mojemu znajomemu? Może, nie daj Boże, jeszcze mu zaszkodzę? Ufam, że pewnš pomocš i zachętš dla Czytelnika będš następujšce stwierdzenia: * Wcale nie musisz być zbawicielem swojego rozmówcy, a jedynie życzliwym i otwartym powiernikiem jego kłopotów. * Je�li pomożesz mu odrobinę, ale za to konkretnie i realnie, już to będzie bardzo ważne. * Twój znajomy jest wolnym człowiekiem może nie przyjšć pomocy, ma również prawo wybrać z niej to, co rzeczywi�cie jest mu potrzebne. * Sš również inni ludzie, do których może się zwrócić o pomoc nie jest oczywiste, że akurat ty jeste� najbardziej odpo wiedni, choć tylko próbujšc można to sprawdzić. * Życzliwe zwrócenie się ku drugiemu człowiekowi może nie pomóc mu w sposób wystarczajšcy, ale nigdy nie może mu zaszkodzić. Warto sobie tych kilka zdań u�wiadamiać w chwilach obawy i zwštpienia. Spokój pochodzšcy z prawidłowej oceny celów i możliwo�ci to naj- lepsza podstawa prawdziwej odwagi. Jak dostrzec człowieka w kłopotach? Często sprawa jest prosta zwłaszcza wtedy, kiedy kto� nie jest nam obcy, a my budzimy w nim zaufanie. Najczę�ciej sam mówi nam o swoich kłopotach, sam je wskazuje i opisuje. Tych spraw i kłopotów może być nieskończona różnorodno�ć w każdej dziedzinie życia możemy do�wiadczać klęsk, niepowodzeń, strat, każda zatem może być �ródłem poczucia beznadziejno�ci i desperacji. Nasz rozmówca mówi o całej sprawie w dłuższej rozmowie. Bywa jednak i tak, że ma jakie� opory i ogranicza się do napomykania o swoim złym stanie, jakby się odsłaniał i zaraz wycofywał. W tym przypadku musimy najpierw sprawdzić, czy rzeczywi�cie chciałby z nami o sobie rozmawiać. Pierwszš próbš może być zwykła ludzka reakcj a. Je�li okażemy naszemu rozmówcy zrozumienie mówišc najprostsze: Rozumiem jak to jest albo Mogę sobie wyobrazić, co to dla ciebie znaczy otrzymamy w odpowiedzi albo zachętę do dalszej rozmowy, albo zdanie typu: Tak, ałe ja sam muszę sobie z tym poradzić. Czy też: Musi upłynšć czas, aby to ode mnie odeszło. Musimy być pełni respektu, poszanowania dla ludzkiej wolno�ci wyboru. Nawet gdyby�my mieli pewno�ć, że nasz rozmówca działa na swojšniekorzy�ć, odrzucajšc naszš chęć pomocy nie wolno wywierać na niego jakiegokolwiek nacisku. Możemy co najwyżej zasygnalizować gotowo�ć do rozmowy, gdyby sobie tego zażyczył w przyszło�ci. Zresztš zdarza się nierzadko, że komu� wystarcza samo krótkie napomknięcie o swoich kłopotach i spotkanie się z życzliwš reakcjšjuż to jest wystarczajšcšpomocš. Dalszš próbš (zwłaszcza je�li "napomykanie" powtarza się) będzie zapytanie wprost: Czy możesz o tym ze mnš porozmawiać? Oczywi�cie i w tym przypadku powinni�my w pełni uszanować decyzję naszego znajomego: Zdarza się też, że nasz znaj omy w ogóle nie mówi o swoich kłopotach, my jednak jeste�my ich istnienia �wiadomina przykład wiemy, że zmarł mu ostatnio kto� bliski, że ma trudnš sytuacj ę domowš, że się rozwodzi, że zapadł na ciężkš, nieuleczalnšchorobę. I tutaj konieczne jest sprawdzenie, czy druga strona potrzebuje naszej rozmowy i pomocy. Powinni�my jednak zaczšć kontakt od stwierdzenia, że wiemy o kłopotach naszego znajomego. Następnie jak w poprzednim przypadkudajmy wyraz naszemu zrozumieniu i współodczuwaniu (ale nie współczuciu! to budzi podejrzenia o lito�ć, której nikt nie potrzebuje). Powiedzmy na przykład: Wiem, że jest ci ciężko my�lę, że rozumiem, co możesz odczuwać. Albo: Słyszałem, że nie najlepiej jest z twoim zdrowiem może mógłbym w czym� ci pomóc? Chciałbym zwrócić uwagę, na szczególnš delikatno�ć, z jakšwinni�my zwracać się do naszego znajomego. Pamiętajmy, iż to, że nie mówi nam o swych kłopotach, może oznaczać, że pragnie je zachować w tajemnicy, stšd też naszš wiedzę o nich powinni�my na poczštku celowo wyrażać w sposób ogólnikowy aby dać drugiej stronie możliwo�ć łatwego wycofania się. Stšd zdanie: wiem, że jest ci ciężko, będzie lepsze, niż wiem, że zmarł ci ojciec. Podobnie: słyszałem, że nie najlepiej jest z twoim zdrowiem okaże się bardziej na miejscu od zdania słyszałem, że poważnie chorujesz. Bywa też i tak, że o złym stanie ducha naszego znajomego wnioskujemy tylko na podstawie jego wyglšdu, zachowania i sposobu mówienia, choć niektórzy bardzo skrzętnie ukrywa- jš przed otoczeniem swoje niedobre samopoczucie. Co jednak prezentuje zwykle na zewnštrz człowiek, który traci poczucie sensu i nadzieję? Przygnębiony wyraz twarzy to pierwszy znak. Zwłaszcza u dzieci przygnębienie widać szczególnie wyrazi�cie -usta sš zawsze "w podkówkę". Nierzadko występuje skłonno�ć do płaczu - czasem widzimy na twarzy jedynie jego �lady. Ruchy osoby w kłopotach sš często niespokojne. Kto� taki zwykle niej est w stanie wykonać precyzyjnych czynno�ci, mo- że też mieć skłonno�ć do machinalnego tłuczenia przedmiotów. Czasem ruchy sšjednak zwolnione, jakby niemrawe. Moż- na obserwować skłonno�ć do pogršżania się w milczeniu do "odpływania w nieobecno�ć". Ubiór staje się nieraz mniej staranny, bardziej monotonny (zwłaszcza u kobiet), czasem wręcz zaniedbany. Często dominujš szaro�ci lub czernie, zwłaszcza u kogo�, kto dotšd ubierał się kolorowo. W rozmowie z takš osobš ujawnia się bšd� jej zwiększona wrażliwo�ć, podatno�ć na zranienie, bšd� też pewien rodzaj roztargnienia zwišzanego z "odpływaniem" w stronę trud- nych lub smutnych my�li. Ton głosu jest bšd� zaostrzony, rwany, łamišcy się, bšd� też �ciszony, bezbarwny. W wypowiedziach - nawet dotyczšcych spraw nie zwiš- zanych bezpo�rednio z jego kłopotami - człowiek zdespero- wany wyraża pesymizm, wiele wštpliwo�ci, często poczucie winy i niskš ocenę samego siebie. Nierzadko pobrzmiewajš pretensje do losu, otoczenia, innych ludzi. Zdarza się często nadmierna koncentracja na dolegliwo�ciach fizycznych, róż- nego rodzaju bólach, zwłaszcza głowy. Aby ustalić, czy nasz znajomy chce rozmawiać o swoich kłopotach, musimy dać mu najpierw do zrozumienia, że do- my�lamy się jego złego stanu ducha, następnie powinni�my sprawdzić, czy się nie mylimy, a dopiero na końcu zapytać, czy chciałby o tym pomówić. Możemy na przykład zaczšć tak: Przestała� się ostatnio malować, chodzisz szaro ubrana. Masz może jakie� trudno�ci? Albo: Jeste� ostatnio tak roztargniony, że często nie słyszysz, co do ciebie mówię. Czy może masz jakie� kłopoty? I w tym przypadku winni�my zachować wielkš delikat- no�ć. Może być tak, iż wyglšd, zachowanie naszego znajomego bez wštpienia wskazuj šna istnienie poważnych kłopotów, jed- nak on sam zaprzecza temu stwierdzajšc, że wszystko jest w porzšdku. Nie pozostaje nam wówczas nic innego jak bez żad- nego komentarza zaakceptować jego odpowied� i wycofać się. Pamiętajmy, że poszanowanie wolno�ci drugiego człowie- ka - aż do jego prawa, by pozostać samotnym ze swoimi kło- potami -jest jednš z najważniejszych rzeczy, jakš możemy mu przekazać. To poszanowanie niejednokrotnie jest już sa- mo w sobie wielkš pomocš. Oczywi�cie bywajš też sytuacje wyjštkowe, w których nie możemy pozostawić naszego znajomego samemu sobie -te jednak omówię w dalszej kolejno�ci. Komu pomagać? Pytanie wydaje się �le postawione. Bo czyż nie powinni�- my pomagać wszystkim, którzy naszš chęć pomocy akceptujš, przyjmujš? A jednak nie. Nieprzypadkowo używam najczę�ciej okre�lenia "znajomy". Sugeruje to, że chodzi o kogo�, kogo do�ć dobrze znamy może to być na przykład kolega z pracy lub uczestnik kręgu towarzyskiego, w którym się obracamy nie byłby to jednak kto� bardzo nam bliski. W przypadku osoby raczej mało nam znanej, niezbyt dobra orientacja w jej sprawach może utrudnić kontakt. Do tego stopnia, że skuteczna pomoc będzie niemożliwa. Z kolei, gdy mamy do czynienia z kim� bardzo bliskim (mšż, żona, rodzice, dzieci, osoby silnie zwišzane z nami uczuciowo), nie wystarczy nam dystansu, aby ze spokojnš życzliwo�ciš rozważyć jego kłopoty. Je�li kto�, kogo nie znamy zbyt dobrze lub zbyt nam bliski zwróci się do nas o pomoc, powinni�my go oczywi�cie wysłuchać, powstrzymujšc sięoduwag i komentarzy, apotemwyja�nić, że brak nam albo dostatecznej znajomo�ci, albo dostatecznego dystansu, aby mu nadal pomagać. Sami lub też wspólnie z naszym rozmówcš powinni�my "wytypować" kogo�, kto byłby do dalszych rozmów bardziej od nas odpowiedni. Czy pomóc to znaczy pocieszyć? Przyjęło się uważać, że pomóc komu�, kto swojš sytuację widzi jako trudnš czy nawet beznadziejnš, to znaczy go pocieszyć. Na pewno w tym stwierdzeniu jest czę�ć prawdy. Na przykład matce na ogół udaje się pocieszyć rozpaczajšce małe dziecko. Niekiedy też duchownemu udaje się pocieszyć zrozpaczonš po �mierci bliskiego rodzinę, je�li rodzina ta głęboko uznaje i kultywuje perspektywę wieczno�ci, do której duchowny się odwołuje. Jednak na co dzień, je�li mamy do czynienia z prawdziwie trudnymi sytuacjami, pocieszanie na ogół kończy się porażkš. Odchodzimy z dręczšcym poczuciem bezradno�ci, a nasz znajomy być może dodatkowo pogršża się w przekonaniu że nikt nie jest w stanie mu pomóc. Dlaczego tak się dzieje? Otóż, aby rozpacz, czy poczucie beznadziejno�ci przeminęło, musi albo zmienić się sytuacj a będšca jej przyczynš, albo pojawić się przynajmniej takie zrozumienie sytuacji, które umożliwi podjęcie prób jej zmiany. Pocieszajšc, idziemy na ogół na skróty udajemy, że mamy rozwišzanie, którego na razie nie mamy ani my, ani nie ma go nasz rozmówca. Czy znaczy to, że pocieszanie należy wyrzucić z katalogu naszych zachowań wobec drugiego człowieka, że jest ono zbędne? My�lę, że sšd taki byłby zbyt pochopny. Jednak w poczštkowym okresie pomagania nasz znajomy potrzebuje czego� innego niż pocieszenie, z drugiej za� strony skuteczne pocieszanie wymaga bardzo dokładnego poznania sytuacji rozmówcy, a to może przyj�ć tylko z czasem. Czy należy spieszyć z pomocš ? Być może pochopne rozpoczynanie prób pomocy od pocieszania bierze się z pewnego odruchowego błędu. Na czym ten błšd polega? Otóż nasz znajomy mówi nam o swoich poważnych kłopotach, o poczuciu beznadziejno�ci. Zatem pomoc jest bardzo potrzebna. Błšd polega na tym, że stwierdzenie "bardzo potrzebna" mylimy ze stwierdzeniem "potrzebna pilnie, szybko". Mówimy nawet potocznie "spieszyć z pomocš". A zatem zaczynamy się spieszyć i w tym po�piechu, nie zastanawiajšc się zbytnio chwytamy się tego, co mamy pod rękš, na końcu języka. Tym czym� jest wła�nie pocieszanie. Nie ma wštpliwo�ci, że gdy chodzi o sferę psychiki czy ducha z pomocš nale'zy raczej przychodzić niż spieszyć. Należy sobie dać czas na namysł, na spokojnš refleksję. Sš oczywi�cie wyj štki o nich pó�niej ale podstawowa zasada mówi, że pomagaj šcy działać powinien spokojnie i z namysłem na każdym kroku. Nade wszystko strzec się należy nerwowego po�piechu i zwišzanego z nim napięcia. Stan taki nie tylko może prowadzić do poważnych błędów, ale również �le wpływa na już i tak napiętego i zaniepokojonego rozmówcę. Wynika z tego, że zanim zabierzemy się do pomagania, musimy często sami siebie uspokoić, powiedzieć sobie, że mamy czas, że ważniejsze jest dobre rozeznanie sytuacji niż pochopne działanie. Nieraz musimy również bronić się wewnętrznie przed udzielajšcym się nam niepokojem drugiej strony. nasz rozmówca często sam niecierpliwi się swoim stanem, chciałby się go jak naj szybciej, za wszelkš cenę pozbyć. Spróbujmy z naszej własnej cierpliwo�ci uczynić dla niego tarczę ochronnš, bronišcš go przed po�piechem i pochopnymi reakcjami. Je�li takš funkcję przydamy naszej cierpliwo�ci, sami spostrzeżemy, jak ta cierpliwo�ć stopniowo w nas samych narasta. Przede wszystkim wysłuchać Wiemy już zatem, że działać należy spokojnie i z rozmysłem oraz, że nie należy zaczynać od pocieszania. Co zatem czynić należy? Aby odpowiedzieć na to pytanie stwierdzimy dwie rzeczy proste i oczywiste: * Nasz rozmówca ma przede wszystkim potrzebę wypowiedzenia się, "wyrzucenia" z siebie bólu i zrelacjonowania swoich kłopotów. * My sami, aby sytuację dobrze rozpoznać, wczuć się i zebrać dane niezbędne do podjęcia dalszych kroków, potrzebujemy wysłuchać i wsłuchać się w naszego znajomego. A zatem należy przede wszystkim uważnie wysłuchać naszego zdesperowanego znajomego. Jest to bez wštpienia podstawowa zasada i jednocze�nie warunek jakiejkolwiek pomocy. Wysłuchujšc okazujemy z jednej strony zainteresowanie i życzliwo�ć, z drugiej za� pomagamy uporzšdkować my�li, uczucia i wrażenia rozmówcy. Tak więc jednocze�nie poprawiamy jego obecne samopoczucie i pomagamy mu lepiej rozeznać się w trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł. Wła�nie to spokojne rozeznanie sytuacji jest podstawowym celem naszej pomocy. Je�li nasz rozmówca takie rozeznanie uzyska, w większo�ci wypadków potraf już sam dać sobie dalej radę. Kiedy i jak długo słuchać? Zasady, którymi będziemy się tu kierować sšnastępujšce: * Przede wszystkim to nasz rozmówca powinien decydować o długo�ci rozmowy. Przestrzegajšc tej zasady dajemy mu do zrozumienia, że jeste�my do jego dyspozycji orazpozwalamy mu odczuć, że w jakim� stopniu on sam panuje nad swojš sytuacjš. * My jednak też powinni�my mieć pewien wpływ na to, kiedy i jak długo będziemy rozmowę prowadzić. Zwykle mamy przecież inne ważne sprawy, a nasz rozmówca nie jest na ogół jedynš osobš, za którš jeste�my odpowiedzialni. * Nie powinni�my przekraczać możliwo�ci ani naszych, ani rozmówcy, gdy chodzi o wła�ciwy moment i długo�ć rozmowy. Nasze zniecierpliwienie przedłużajšcš się lub prowadzonš w niewła�ciwym momencie rozmowš nie wpłynie dobrze na naszego znajomego. Podobnie nadmierne zmęczenie spowoduje, że dialog stanie się jałowy. A zatem powinni�my zarezerwować sobie odpowiednio dużo czasu w odpowiednim momencie. Jak dużo czasu? Jest to oczywi�cie rzecz bardzo względna, choć wstępna rozmowa rzadko trwa krócej niż godzinę, natomiast po dwóch godzinach często u obu stron zaczyna narastać zmęczenie, które utrudnia wła�ciwy kontakt. Moment powinien być tak dobrany, by nie absorbowały nas wówczas inne sprawy, ludzie czy telefony. A co zrobić, je�li nasz znajomy "dopada" nas, gdy się spieszymy lub też na spotkaniu towarzyskim, kiedy zupełnie nie ma warunków do prowadzenia spokojnej i poważnej rozmowy? Jest to niewštpliwie trudna sytuacja. Mamy przed sobš człowieka bardzo potrzebujšcego pomocy, a z drugiej strony tak zniecierpliwionego swoim stanem, że może pochopnie okazję takiej pomocy zmarnować lub znacznie spłycić. Powinni�my w takich warunkach zrobić trzy rzeczy: * W sposób wyra�ny i życzliwy dać drugiej stronie do zrozumienia, że słyszymy jej wołanie o pomoc. Może to być na przykład zdanie typu: Widzę, że chcesz ze mnš porozmawiać o różnych ważnych sprawach. Ja też chcę z tobš porozmawiać. Powiedzieć w sposób jasny, prosty i oczywi�cie zgodny z prawdš, dlaczego nie będziemy rozmawiać akurat w tym momencie. Na przykład: W tym miejscu nie ma odpowiedniej atmosfery do rozmowy lub: Bardzo się teraz spieszę i nie mieliby�my wystarczajšco dużo czasu na spokojnš rozmowę czy też: Gdybym w tej chwili przestał zajmować się rodzinš, by z tobš rozmawiać, niepokoiłoby to mnie tak bardzo, że nie mógłbym spokojnie słuchać. * Ustalić od razu dokładny termin przyszłej rozmowy. Je�li nie dysponujemy akurat wszystkimi danymi co do swego czasu (na przykład nie mamy przy sobie kalendarza lub musimy "dograć" termin z kim� z rodziny), podajmy dwa terminy, powiedzmy, dlaczego nie możemy od razu umówić się dokładnie, oraz ustalmy precyzyjnie sposób ostatecznego umówienia się. Je�li zachowamy się zgodnie z tymi wskazówkami, uzyskamy podwójny efekt: uratujemy rozmowę przed zmarnowaniem lub spłyceniem oraz damy naszemu znajomemu pierwszy sygnał, że traktujemy go poważnie i rzetelnie. Gdzie słuchać? Najważniejsza rzecz wydaje się oczywista, ale jednak wyra�nie o niej powiedzmy. Otóż rozmowa powinna przede wszystkim odbywać się w takich warunkach, aby była rzeczywi�cie i absolutnie rozmowšdwóch osób. Zdarza się czasem, że nasz zdesperowany znajomy próbuje na poczekaniu zorganizować rodzaj zbiorowej wymiany poglšdów czy dyskusj i na swój temat. W żadnym wypadku nie dajmy się w nic takiego wcišgnšć. Będzie to parodia pomocy, budzšca poczucie zawodu u wszystkich uczestników, a pogłębiajšca poczucie beznadziejno�ci u najbardziej zainteresowanego. Podczas rozmowy nasz znajomy powinien być pewien, że my i tylko my go słuchamy. Na pierwszš rozmowę najlepszy wydaje się tak zwany grunt neutralny. Na naszym terytorium (na przykład w naszym mieszkaniu czy u nas w pracy) rozmówca może czuć się zbyt skrępowany. Z kolei na jego terytorium my możemy poczuć się zbyt "wchłonięci" przez jego zły nastrój. Ogólnie, przy wyborze miejsca po uwzględnieniu powyższychuwagkierujemy sięraczej preferencjami rozmówcy. Je�li lubi spacerować po parku, niech to będzie spacer, je�li woli siedzieć na ławeczce, niech będzie ławeczka. Oczywi�cie, je�li jaka� propozycja wyjštkowo nam nie odpowiada, spróbujmy wynegocjować kompromis (na przykład spacer tak, ale nie po niebezpiecznym lasku). Osobi�cie polecałbym kawiarnię jako miejsce pierwszej rozmowy, choć zapewnienie warunków koniecznej dyskrecji wymaga tu czasem starannego wyboru stolika. W kawiarni za to do�ć łatwo można ustalić odpowiedniš odległo�ć i ustawienie wobec rozmówcy a sšto ważne aspekty sytuacji. Zbyt bliskie usytuowanie może naszego znajomego krępować, zbyt dalekie stwarzać poczucie nadmiernego dystansu. Wydaje się, że typowa odległo�ć dwóch sšsiednich kawiarnianych krzeseł jest akurat odpowiednia co więcej, jeste�my z nišm ogół obyci. Z kolei ustawienie do siebie nieco bokiem stwarza rozmówcy możliwo�ć spojrzenia na nas, je�li chce, ale również odwrócenia się czy też ukrycia łez, których może sięzwłaszcza w pierwszej rozmowie krępować. Jak słuchać? Aby na to pytanie wła�ciwie odpowiedzieć, trzeba u�wiadomić sobie trzy główne cele słuchania: * Nasz rozmówca powinien zdobywać poczucie, iż ma wpływ na przebieg rozmowy. Z tego czšstkowego poczucia wpływu, rozwinie się następnie poczucie wpływu na sytuację, w jakiej się znajduje, a następnie miejmy nadziejęna całe jego życie. * Powinni�my naszego znajomego jak najlepiej rozumieć. * Nasz rozmówca winien zyskać przekonanie, że go dokładnie słuchamy i rozumiemy. Z tych celów wynikajš logiczne podstawowe reguły dobrego słuchania. Jest ich dziewięć. Oto one: Bšd� skoncentrowany. Daj poznać rozmówcy, że w czasie, który mu po�więcasz jego sprawa jest najważniejsza. Niech cię nie rozpraszajš ludzie ani telefony. Oczywi�cie, możesz na przykład wyj�ć do kuchni, aby zrobić herbatę czy zamówić co� u kelnera te działania służš przecież waszej rozmowie. Jednak wszystkie sprawy, które z nišnie majš zwišzku odłóż na potem. Oddaj głos rozmówcy. Podczas godzinnej rozmowy on powinien mówić co najmniej 50 minut, ty najwyżej 10. Je�li czego� nie rozumiesz mów o tym. Pytaj o to, co dla ciebie niejasne, nawet je�li wydaje ci się drugorzędne. Najpierw oczywi�cie poczekaj, aż twój znajomy zakończy zdanie czy wštek, aż zrobi pauzę. Teraz powiedz na przykład tak: Jest dla mnie niejasne... lub: Niedokładnie zrozumiałem... i wypowiedz swoje pytanie lub wštpliwo�ć. Gdy rozmówca wyja�ni kwestię, potwierd�: Teraz rozumiem, że... czy też: Jest teraz dla mnie ja�niejsze... i swoimi słowami powiedz, jak rozumiesz danš sprawę. Je�li okaże się, że nadal nie do�ć dobrze rozumiesz swojego znajomego, pro� go o wyja�nienie dotšd, aż da ci znać, że rozumiesz go dokładnie. Mów o tym, jak rozumiesz to, co słyszysz. Nawet je�li zdaje ci się, że wszystko rozumiesz, sprawd� to od czasu do czasu, powtarzajšc kwestię rozmówcy swoimi słowami. Na przykład: Je�li cię dobrze rozumiem, chcesz powiedzieć, że... czy też: To, co powiedziałe�, ja tak rozumiem:... Unikaj jednak komentowania wypowiedzi drugiej strony. I jak w przypadku niezrozumienia sprawdzaj tak długo, aż uzyskasz potwierdzenie, że rozumiesz dokładnie. Je�li wczuwasz się w uczucia rozmówcy powiedz o tym. Wyrażenie uczuciowej solidarno�ci bardzo pogłębia rozmowę i zwiększa wzajemne zaufanie. Chodzi o zdania takie jak: Wyobrażam sobie, co musiałe� wtedy odczuwać. Rozumiem, jakie to trudne do zniesienia dla ciebie. Wiem, co to znaczy być w takiej sytuacji itp. Jednak uwaga! komunikaty takie muszšbyć bezwzględnie uczciwe, nigdy na kredyt. Nie mów, że co� sobie wyobrażasz, rozumiesz lub wiesz, je�li tak nie jest rzeczywi�cie. Nie wypowiadaj również zdania współczuję ci to budzi podejrzenie o lito�ć. Je�li bliskie ci sš uczuciowe reakcje rozmówcy daj temu wyraz. Nierzadko zaobserwujemy różne zewnętrzne przejawy stanu uczuciowego naszego rozmówcy może się rozpłakać, mogš drżeć mu ręce, ciało może robić wrażenie sztywnego i napiętego, głos może się łamać. Je�li te przejawy sš dla nas zrozumiałe i bliskie, dobrze jest dać temu wyraz, mówišc na przykład: Widzę, że jest ci z tym bardzo trudno lub Bardzo cię to niepokoi, czy tak? Ostrożna, a nawet pytajšca forma jest tu nieprzypadkowa nasza reakcja ma być reakcjš życzliwej solidarno�ci, nasz rozmówca w żadnym wypadku nie powinien odnie�ć wrażenia, że jest przedmiotem obserwacji. Dlatego też, je�li nie rozumiemy dobrze jego reakcji lub sš nam one obce, lepiej zachowajmy taktowne milczenie, zwłaszcza unikajmy dopytywania typu: Co ci się stało? Dlaczego płaczesz? Skšd ten twój niepokój? Nasz znajomy powinien wzmacniać w sobie poczucie, że ma prawo do każdej reakcji uczuciowej, że każdš uznamy za normalnš i uprawnionš. Nie osšdzaj. Nie osšdzać to znaczy zarówno nie potępiać, jak i nie usprawiedliwiać. Dotyczy to zarówno samego rozmówcy, jak i innych osób występujšcych w jego opowie�ci. On sam może cię do takich ocen prowokować, chcšc pół�wiadomie wypróbować postawę serdecznej bezstronno�ci, jakšpowiniene� przez cały czas zachowywać. Pamiętaj, że uczucia rozmówcy wobec siebie samego i bliskich sš zmienne i pełne sprzeczno�ci. Potępiajšc lub usprawiedliwiajšc łatwo możesz go zranić lub urazić. Lepiej na przykład powiedzieć: Tak rozumiem, że jeste� na niego w�ciekła solidaryzujšc się z uczuciami, niż: Masz rację, to skończony drań osšdzajšc. Zobaczysz potem, jak osšdy twojego znajomego będš zmieniać się czasem nawet diametralnie pod wpływem falowania jego uczuć. Staraj się być stabilnym falochronem, odczuwajšcym wprawdzie napór uczuciowych fal i reagujšcym na nie, ale przecież nie ulegajšcym im. Tej twojej stabilno�ci rozmówca najbardziej potrzebuj e. Nie doradzaj i nie pouczaj. Prawie na pewno rozmówca będzie cię do dawania rad prowokował. Zdania typu: I co ja mam z tym wszystkim zrobić? Powiedz mi, jak mam się w tym wszystkim odnale�ć? Co mam ze sobš poczšć? i tym podobne sš dobrymi przykładami. Zwłaszcza w pierwszym okresie kontaktu, rady prawie zawsze sš nietrafne, a zatem pogłębiajš jeszcze stan beznadziejno�ci. Je�li rozmówca zdecydowanie domaga się odpowiedzi, powiedz wprost, że nie jeste� obecnie w stanie udzielić mu rad, możesz natomiast nadal go słuchać i starać się zrozumieć. W tych wyjštkowych wypadkach, gdy masz już sytuację dobrze rozpoznanš, zapytaj najpierw: Cry chodzi ci o to, co ja zrobiłbym na twoim miejscu? i dopiero po uzyskaniu wyra�nego potwierdzenia, powiedz: Na twoim miejscu zrobiłbym tak a tak:... Szczególnš formš doradzania jest pouczanie. Pouczanie może być najprostsze, typu: We� się w gar�ć, może być też bardzo duchowe, na przykład: Zdaj się na Boże miłosierdzie. Niestety pouczenia nawet w najlepszej wierze wypowiadane, sš najczę�ciej nieskuteczne. Nasz znajomy nie ma w chwili niedoli ani jasno�ci umysłu, ani siły woli, aby z pouczeń skorzystać, a jego wiara jest często nadszarpnięta buntem przeciwko Opatrzno�ci. Pouczenie łatwo potraktuje jako negatywnš ocenę swojej osoby, co wzmocni tylko jego poczucie bezradno�ci. Dbaj o własnš stabilno�ć. Nie pozwalaj, by poczucie beznadziejno�ci rozmówcy udzieliło się tobie. Gdyby tak się stało, nie mógłby� mu pomóc. Je�li czujesz, że ku temu zmierza, przerwij rozmowęoznacza to, że musisz odpoczšć. Po uzyskaniu odpowiedniego dystansu i odzyskaniu sił będziesz mógł dalej skutecznie słuchać. Jak przerwać rozmowę? W zasadzie długo�ć rozmowy powinna zależeć od naszego rozmówcy, jednak może się zdarzyć tak, jak napisałem wyżej, że od pewnego momentu zbyt nam się udziela jego nastrój. Możemy też po prostu być już zmęczeni i przestawać dobrze słuchać. Może być też i tak, że po prostu mamy inne ważne zajęcia i czas, który zarezerwowali�my dla naszego znajomego dobiega końca. Co wtedy powiedzieć? Może najpierw niczego nie mówić. Otóż absolutnie nie wolno nam kłamać, kręcić czy też szukać pretekstu. Szczero�ć i otwarto�ć to jedne z najsilniejszych czynników naszego pomagania. Z jednej strony mamy być szczerzy, z drugiej jednakże bardzo delikatni. Dlatego nie polecam, by� mówił na przykład: Jestem zbyt zmęczony lub Twój nastrój nazbyt mi się udzielił. Prawie na pewno nasz rozmówca skieruje takie wypowiedzi przeciwko sobie i uzna, że wszystkich tylko męczy albo pogrš ża swoimi kłopotami. Można przekazać tę samš tre�ć w taki sposób, że zostanie przez drugš stronę dużo łatwiej zaakceptowana. Powiedz na przykład tak: Słuchaj, powiedziałe� mi bardzo dużo ważnych rzeczy o sobie. Muszę nad tym pomy�leć. Chcę cię dalej słuchać, ale dzisiaj przekraczałoby to już moje mo�liwo�ci przyswojania. Umówmy się na... I tu uwaga staraj się raczej nie umawiać na dzień następny. Musisz mieć przecież czas na odpoczynek i spokojnš ref- leksję. A może też na poradzenie się jeszcze kogo�. Stale pa- miętajmy o tym, by nie ulegać niecierpliwo�ci i po�piechowi, by rozważnie rozpoznawać sytuację. Jak sobie to wszystko poukładać? Jeste�my po rozmowie z naszym zdesperowanym znajo- mym. Przed nami następna. Powinni�my teraz znale�ć dłuższš spokojnš chwilę, by uporzšdkować sobie wszystko to, co usły- szeli�my i przeżyli�my, by sobie to poukładać. Postarajmy się najpierw pobyć samotnie z samym sobš. Je�li mamy zwyczaj medytować lub praktykujemy modlitwę kontemplacyjnš, to taki wła�nie bezrefleksyjny odpoczynek ducha będzie na poczštek najbardziej wskazany. Je�li nie, spróbujmy inaczej odsunšć na jaki� czas od siebie sprawy na- szego znajomego. Na przykład wybierzmy się na spacer, do ki- na czy na wystawę. Następnie spróbujmy -już przy użyciu �wiadomo�ci -po- zbierać to, czego dowiedzieli�my się i czego do�wiadczyli�my. Je�li potrzeba, zanotujmy ważniejsze rzeczy w punktach, nie starajšc się koniecznie tworzyć jakiej� spójnej cało�ci czy odgadywać "mechanizmu" kłopotów naszego rozmówcy. Na tym etapie chodzi wyłšcznie o pewne uporzšdkowanie, poukła- danie, tak aby lepiej nam było prowadzić następnšrozmowę. Chodzi również o zdanie sobie sprawy z tego, co budzi nasz lęk, niepokój, może gniew. A również o u�wiadomienie sobie spraw niejasnych dla nas, tych, o które jeszcze chcieli- by�my się dopytać. Starajmy się wczuwać w rozmówcę, wchodzić niejako w jego skórę i sprawdzać, czy rozumiemy, czyjego motywy i uczucia sš dla nas przejrzyste, czy będšc w jego sytuacji czu- liby�my się podobnie, czy może inaczej. Na ogół okaże się, że czę�ciowo jeste�my w stanie się wczuć, zrozumieć, a czę�ciowo nie. Te wła�nie rejony, w któ- rych nie jeste�my w stanie wej�ć w skórę naszego znajomego mogš być przedmiotem szczególnej uwagi podczas następnej , rozmowy. Nie oznacza to bynajmniej, by�my mieli planować jej przebieg. Tak jak poprzednio, inicjatywa powinna stale na- leżeć do naszego rozmówcy. Powinni�my jedynie przygoto- wać się, uwrażliwić na pewne aspekty jego sytuacji. Również po to, by nie przenosić na niego naszych subiektywnych uczuć czy wrażeń. Może tak się zdarzyć, że w sytuacji naszego znajomego co� jest dla nas tak niejasne, budzi taki sprzeciw czy niepokój, że przyjdzie nam do głowy, by podzielić się tym z kim� trze- cim, czyli by skorzystać z konsultacji. Musi to być oczywi�cie kto�, do czyjej dyskrecji, bezstron- no�ci i mšdro�ci mamy duże zaufanie. Prawie na pewno znaj- dziemy kogo� takiego w�ród swoich znajomych. Nie szukaj- my koniecznie zawodowego specjalisty od ludzkich kłopotów -psychologa czy psychiatry. Najpierw lepiej zwrócić się po prostu do mšdrego człowieka, który zrozumie nas po ludzku i z którym dogadamy się ludzkim językiem. Jak się konsultować? Jak już wspomniałem wyżej, konsultant powinien być mšdry, bezstronny i dyskretny. Nie musi koniecznie znać naszego rozmówcy. Czasem tak jest nawet lepiej, wła�nie ze względu na bezstronno�ć i dyskre- cję, tym bardziej że konsultant powinien oprzeć się przede wszystkim na takim opisie, jaki mu przedstawiamy. Jest najle- piej, je�li wcze�niej przygotujemy sobie pytania do niego. Nie musimy konsultantowi mówić dokładnie o kogo cho- dzi. Z pewno�ciš zrozumie takš podyktowanš dyskrecjš i sza- cunkiem do rozmówcy postawę. Personalia naszego znajome- go nie sš mu do niczego potrzebne. Możemy więc konsultację zaczšć na przykład tak: Moja koleżanka, nazwijmy jš "Ala"... i tak dalej. Pamiętajmy o jednym - to my, poprzez fakt rozmowy z naszym zdesperowanym znajomym wzięli�my na siebie głów- nš odpowiedzialno�ć za kontakt z nim. Nie przerzucajmy jej zatem bez potrzeby na konsultanta. Zadawajmy mu pytania, stawiajmy problemy, ale nie podkre�lajmy nadmiernie naszej niewiedzy, niekompetencji i tym podobne -nie wnosi to ni- czego do istoty sprawy. Nie poddawajmy się też - choć może się ona pojawić - skłonno�ci do tego, by konsultant osobi�cie zajšł się naszym znajomym. Nie namawiajmy go do bezpo�- redniego z nim kontaktu -to nas wybrał zdesperowany znajo- my, nie jego. Konsultant będzie najbardziej skuteczny, gdy pozostanie w roli życzliwego doradcy z boku, który wła�nie dlatego może być pożyteczny, że nie jest wcišgnięty ani wcišgany bezpo- �rednio w sytuację. To, co możemy otrzymać najcenniejszego od konsultanta, to spojrzenie z dystansu i odpowied� na pytania: A jak ty to wi- dzisz? Jak to czujesz? Co my�lisz o tym, co powiedział? Czy też - tak jak ja - sšdzisz, że... ? Równie ważna jest możliwo�ć "obgadania", aprzezto od- reagowania własnego lęku, niepokoju czy zło�ci, jakie mogš w nas budzić niektóre aspekty kontaktu ze zdesperowanym znajomym. W żadnym wypadku nie powinni�my tych naszych negatywnych uczuć przenosić na rozmówcę, a mogłoby się tak stać zupełnie mimowolnie, gdyby�my ich sobie nie u�wiado- mili i nie zmniejszyli ich siły, opowiadajšc o nich komu� ży- czliwemu, stojšcemu z boku całej sprawy. Oczywi�cie nie musimy korzystać z konsultacji, możemy też samodzielnie prowadzić dalej rozmowy z naszym zdespe- rowanym znajomym. Radzę jednakże, aby tęmożliwo�ć pomo- cy zawsze wzišć pod rozwagę i nie wahać się poprosić o konsul- tację, gdy natrafimy najakie� trudno�ci. Osobnš sprawš jest konsultacja u specjalisty, najczę�ciej psychologa lub psychiatry. Poza szczególnymi przypadkami, które opiszę dalej, konsultację takš należałoby poprzedzić "zwykłš" konsultacjšu zaufanego znajomego. W konfronta- cji z kim� patrzšcym z boku może się bowiem okazać, że nasze poczucie bezradno�ci lub niepokój nie sš uzasadnione i że po- radzimy sobie bez pomocy specjalisty. Powstaje pytanie: czy mówić naszemu rozmówcy, że kon- sultowali�my się z kim� w jego sprawie? Jestem zwolennikiem rozważnej szczero�ci. Uważam, że nie ma potrzeby samemu o tym mówić. Mogłoby to wywołać w naszym rozchwianym emocjonalnie znajomym poczucie niepewno�ci, co do naszej dyskrecji, albo zagrożenia -bo opiera się na kim�, kto sam szu- ka pomocy. Nasze racjonalne wyja�nienia mogłyby okazać się nieprzekonujšce. Natomiast gdyby nasz rozmówca wprost zapytał, czy z kim� rozmawiali�my na jego temat, nie wolno nam ukrywać faktu konsultacji. Nie powinni�my oczywi�cie ograniczyć się do przytaknię- cia, ale powinni�my powiedzieć o celu konsultacji. Powiedz- my na przykład: Aby sobie to wszystko lepiej poukładać, aby lepiej wczuć się w twojš sytuację, musiałem porozmawiać z kim� stojšcym z boku, nie znajšcym ciebie ani twoich spraw. Oczywi�cie zachowałem pełnš dyskrecję co do twojej osoby. Takie wyja�nienie może spowodować, że nasz znajomy poczuje się uspokojony i zadowolony, że tak poważnie traktu- jemy jego i jego kłopoty. Co dalej? Reguły dobrego słuchania, które dotšd omówiłem, majš w zasadzie charakter uniwersalny, odpowiedni nie tylko dla pierwszej, wstępnej rozmowy z naszym zdesperowanym zna- jomym. (Łatwo też zauważymy, że również w zwykłych, co- dziennych kontaktach z innymi lud�mi majš one zastosowanie.) W większo�ci przypadków scenariusz spotkań ze zrozpa- czonym rozmówcš napisze się dalej sam, spontanicznie. Sama sytuacja powie nam jak i o czym rozmawiać za drugim czy trzecim razem. Czytelnik będzie mógł spokojnie zamknšć tę ksišżkę -zasady i reguły, o których przeczytał, wejdš niejako do jego krwiobiegu, stanš się czę�ciš sposobu bycia. Zostanš uwewnętrznione i w pewnym sensie zniknš ze �wiadomo�ci, nie trzeba już będzie stale o nich pamiętać. W miarę wspólnej podróży z naszym znajomym zobaczy- my, jak znajdujšc oparcie w pełnym zaufania kontakcie zaczy- na on powoli zdobywać orientację w swoich problemach, a następnie podejmuje się rozwišzać je i rozwišzuje. My sami, w miarę uzyskiwania pogłębionej wiedzy o naszym znajo- mym, spróbujemy ostrożnie co� mu doradzić. Po pewnym czasie albo nasz kontakt w sposób naturalny przekształci się w przyja�ń (je�li dotšd przyja�niš nie był), al- bo też - w miarę jak stan ducha znajomego będzie się popra- wiał -rozlu�ni się, pozostajšc pełnš życzliwo�ci, choć niezbyt bliskš relacjš Musimy pamiętać zawsze o tym, by respektować wolno�ć naszego rozmówcy. To on nas potrzebował i on ma prawo z naszej pomocy oraz z kontaktu z nami w każdej chwili zrezyg- nować. Gdyby�my próbowali wišzać go z nami, ryzykowali- by�my ograniczanie jego wewnętrznej wolno�ci i wszelkie wy- nikajšce z tego szkody. Znajšc podstawowe i uniwersalne reguły kontaktowania się z człowiekiem zdesperowanym, należy przyjrzeć się jed- nak kilku sytuacj om szczególnym, które wyodrębniłem bšd� to dlatego, że wymagajš szczególnej uwagi i czujno�ci, bšd� też odpowiedniego przygotowania się. Która� z tych sytuacji zaw- sze może zdarzyć się w trakcie spotkań z naszym znajomym. Dlatego apeluję, aby nie zabierać się do pomagania przed przeczytaniem całej ksišżki. Czę�ć druga Kilka sytuacji szczególnych Prawdopodobnie znajomy przedstawi nam sprawy i kło- poty, w których nie będzie nic niezwykłego - ot, zwykłe kłopoty zwykłego człowieka. Może na przykład opowiedzieć o kłopotliwej sytuacji zawodowej, o trudno�ciach z dziećmi lub ze współmałżonkiem, o �mierci bliskiej osoby lub też o wštpliwo�ciach natury religijnej czy filozoficznej. Podstawo- we reguły opisane w poprzednich rozdziałach w zupełno�ci nam wówczas wystarczš. W tym rozdziale zajmiemy się natomiast sytuacjami spe- cjalnymi, wymagajšcymi pewnych dodatkowych działań i umiejętno�ci. Zaczniemy od trzech sytuacji, które należy okre�lić jako chorobowe. W każdej z nich konieczne będzie skontaktowa- nie się ze specjalistš po pierwszej rozmowie. Zespół urojeniowy Kontaktujšc się ze znajomym szukajšcym naszej pomocy, orientujemy się niekiedy, że nasz rozmówca zniekształca, przeinacza lub wręcz tworzy pewne fakty. Może na przykład z niepokojem mówić o prze�ladowcach, którzy podšżajš za nim krok w krok, o tajemniczych " onych", którzy chcšgo zabić, o tym, że spiker w telewizji robi do niego aluzje lub że jaka� tajemnicza siła kieruje jego my�lami i wolš. Zdania takie mogš przybierać zupełnie absurdalne formy, nasz rozmówca może być na przykład przekonany o nadajniku wbudowanym w jego głowę lub też o tym, że kto� pozbawił go mózgu itp. Może obawiać się otrucia i z tego powodu starannie dobierać potrawy, może też wierzyć, że jest kim� niezwykłym na przykład synem Boga lub nawet Bogiem i dlatego złe moce, sprzysięgły się przeciw niemu. Może być też odwrotnie: nasz znajomy może być przekonany, że jest uosobieniem zła szatanem lub jego sługš. Takie jaskrawo odbiegajšce od rzeczywisto�ci sšdy nazywa sięw języku psychiatrii urojeniami. Nasz rozmówca jest �więcie przekonany o ich prawdzi~ wo�ci i nie jest podatny na próby ich podważenia. Uroj enia, choć na ogół bywaj šwyra�nie absurdalne i sprze~ czne ze zdrowym rozsšdkiem, czasem jednak sš trudne do roz~ poznania i wydajšsię prawdopodobne. Je�li na przykład znajo~ my mówi, że zło�liwi sšsiedzi uprzykrzajš mu życie celowo hałasujšc, wysypujšc �mieci przed drzwiami i tym podobne nie �pieszmy się z zakwalifikowaniem tego jako urojeń. Może tak po prostu być. Je�li nie, to zwykle po kilku rozmowach pojawiš się wyra�niej sze oznaki sprzeczno�ci z prawdš. Gdy w wypowiedziach naszego znajomego pojawiajš się wcišż urojenia, możemy przypuszczać, że cierpi on na zabu~ rzenia zwane zespołem urojeniowym. Jest to poważna choroba psychiczna. Oprócz urojeń mogš też występować w tym zaburzeniu inne objawy. Nasz rozmówca może słyszeć głosy nieobecnych osób, czasem nawet spełniać wydawane przez te głosy polece nia. Może przeżywać mniej lub bardziej nasilony czasem aż do paniki lęk. Może być przygnębiony, załamany. Czasen może nawet mówić o zamiarze pozbawienia się życia. W przypadku zespołu urojeniowego konieczna jest pomoc specjalisty, a więc szybkie skontaktowanie naszego znajomego z psychiatrš. Oczywi�cie powinni�my go najpierw życzliwie, zgodnie z tym, co uprzednio napisałem, wysłuchać. Nie próbujmy przy tym polemizować z jego oderwanymi od rzeczywisto�ci doznaniami. Nic to nie da, a możemy jedynie tym sposobem wzbudzić w nim nieufno�ć i podejrzliwo�ć. Przyjmujmy jego relacje spokojnie, naturalnie, starajmy się je dobrze zarejestrować w pamięci może to okazać się potrzebne w dalszej rozmowie z rodzinš chorego lub psychiatrš. Ale też i nie potwierdzajmy jego urojeń wbrew pozorom nie poprawi to kontaktu z nim. Możemy natomiast zawsze uznać sam fakt istnienia tych doznań i zrozumieć uczucia z nimi zwišzane, mówišc na przykład: Owszem, widzę, wyra�nie słyszę, co odczuwasz czy teżRozumiem, że musi być niezwykleprzykre to, coprzeżywasz i tym podobne. Innymi słowy, możemy �miało solidaryzować się z uczuciami i przeżyciami rozmówcy, nie potwierdzajšc jednocze�nie jego wypaczonego widzenia �wiata. Nie mówmy też pochopnie naszemu znajomemu, że powinien się leczyć w większo�ci przypadków nie ma on �wiadomo�ci choroby i odrzuci nasze sugestie, zwiększajšc przy okazji swojš nieufno�ć. Możemy jednak potwierdzać, że ma kłopoty (sam się przecież do nas zwrócił!) i że potrzebna mu jest jaka� pomoc. Jakie dalsze kroki powinni�my podjšć? Najpierw upewnijmy się, czy jest kto� z rodziny naszego znajomego lub też inny stały opiekun, który mógłby i powinien się o niego zatroszczyć. Pierwsze kroki skierujmy do tejże osoby, dzielšc się z niš naszymi spostrzeżeniami. Zróbmy to nawet wtedy, gdy nasz rozmówca wypowiada krytyczne czy niechętne uwagi wobec tego kogo� - ze względu na powa- gę sytuacji musimy te jego oceny uznać za mniej istotne od ce- lu, jakim jest skierowanie naszego znajomego do specjalisty. Poza zupełnie wyjštkowymi sytuacjami to wła�nie rodzi- na powinna się zajšć dalszym pokierowaniem sprawš. Nie- rzadko zresztš okaże się, że znajomy już jest pod opiekš psy- chiatry. Wówczas nasz obraz sytuacji może dostarczyć leka- rzowi dodatkowych danych do dalszego leczenia. Bywa też oczywi�cie tak, że rodzina (zwłaszcza gdy cho- roba pojawia się po raz pierwszy) jest zdezorientowana, pełna niepokoju i nie wie, co dalej robić. Wówczas konieczne będzie wsparcie z naszej strony, a może i wspólna wizyta u psychia- try. Ogólnie bioršc w każdej sytuacji zorientujmy się, czy nie byliby�my pomocni - rodzina chorego znajduje się z reguły w równie trudnej sytuacji jak on. Je�li nie ma nikogo z rodziny ani innej osoby bliskiej, która mogłaby dalej pokierować sytuacjš, musimy sprawę wzišć w swoje ręce. Szczerze doradzam spotkanie się najpierw z kon- sultantem. Wspólnie z nim omówimy sprawę naszego znajo- mego, a następnie wybierzemy się razem do psychiatry, by u- stalić sposób doprowadzenia do wizyty. Pamiętajmy, że każ- da rejonowa poradnia zdrowia psychicznego ma obowišzek aktywnego zajęcia się człowiekiem chorym psychicznie. Trzeba tu powiedzieć, że niestety czasem sprawa nie jest całkiem prosta -bywa, że dostępu do lekarza broni jak cerber rejestratorka. Zdarza się też, że sam lekarz, majšcy na ogół wielu stałych pacjentów, wykazuje mało zrozumienia dla sy- tuacji odbiegajšcych od codziennej rutyny. Nie zrażajmy się tym. Pamiętajmy, że prawo jest po naszej stronie (i po stronie naszego znajomego). W razie trudno�ci; pro�my o rozmowę z kierownikiem poradni - to z pewno�ciš poskutkuje. Niewštpliwie trudnš sprawš jest dalszy kontakt z naszym znajomym. Nierzadko będzie miał do nas pretensje, że "wyda- li�my" go rodzinie czy psychiatrze. Musimy być na to przygo- towani. Wysłuchajmy cierpliwie jego pretensji i nie polemizujmy z nimi. Starajmy się przy tym nie rezygnować z drobnych o- znak przyja�ni i życzliwo�ci. Je�li to konieczne -powiedzmy jedynie, że działali�my powodowani troskš jego zdrowie czy nawet życie. Je�li nasz znajomy ujawnia wyra�nš wrogo�ć -nie upie- rajmy się przy odwiedzaniu go do czasu wyprowadzenia z kry- zysu przez lekarza. W większo�ci przypadków chorzy na ze- spół urojeniowy po odpowiedniej kuracji lekowej wracajš do normalnego życia, a objawy wycofujš się (choć zawsze możli- we sš nawroty). Nasz znajomy po przej�ciu leczenia prawie na pewno nie będzie miał już do nas pretensji z powodu naszych działań, a często zdarzyć się może i tak, że będzie nam wdzięczny. Do omawiania tych trudnych spraw wracajmy jednak tylko naje- go wyra�ne życzenie - wspomnienia stanów chorobowych mogš w nim budzić wstyd lub lęk - ma prawo nie chcieć ich przywoływać. Głęboka depresja Zdarzyć się może, że nasz rozmówca jest szczególnie "wzięty" przez przygnębienie i poczucie beznadziejno�ci. Z reguły nie jest wówczas w stanie okre�lić dziedziny, której ta beznadziejno�ć dotyczy. Sprawia wrażenie, że beznadziejne jest dosłownie wszystko co się go tyczy, czego się dotknie. Po- czucie niskiej warto�ci przechodzi w samoponiżanie się, samo- oskarżenia mogš przyjmować nawet absurdalny charakter. Na przykład były szeregowy członek PZPR może z siebie robić głównego winowajcę epoki stalinizmu, pomimo że był wówczas młodym chłopcem. Człowiek taki ani na chwilę nie wydobywa się z przygnębienia, w żadnym momencie nie ob- serwujemy na jego twarzy ożywienia czy u�miechu. Wszelkš próbę,,rozruszania" go odbiera bole�nie, jako dowód swojej bierno�ci czy lenistwa, jeszcze bardziej pogršżajšc się w swym stanie. Kontaktujšc się z kim� takim często mamy wrażenie, jak- by jaka� szyba oddzielała nas od rozmówcy. Wiele z naszych słów do niego nie dociera. Nie jest zdolny do pracy czy nauki, co jest już wyra�nie zauważalne dla otoczenia. Gdy nie musi pracować czy też uczestniczyć w innych obowišzkowych zajęciach, najczę�ciej pokłada się lub siedzi nieruchomo -może tak trwać godzina- mi, przetrawiajšc stale, po raz kolejny, swoje my�li pełne bez- nadziejno�ci i desperacji. Czasem bywa odwrotnie - staje się niespokojny, poru- sza się nerwowo, nie jest w stanie usiedzieć, gło�no lamentuje, szlocha. Nawet je�li o tym nie mówi, prawie zawsze my�li o �mier- ci i samobójstwie. Jest to stan bardzo niebezpieczny, ryzyko dla życia nasze- go znajomego jest wysokie. Możemy z dużym prawdopodo- bieństwem powiedzieć, że mamy do czynienia z głębokš de- presjš. Jest to poważna choroba psychiczna. I w tym przypad- ku naszym podstawowym celem będzie jak najszybsze skon- taktowanie znajomego z psychiatrš. Jest też jasne, że niezależnie od dalszych działań, powin- ni�my naszego rozmówcę z życzliwš uwagš wysłuchać, we- dług podanych wcze�niej zasad. Warto podkre�lić, że - zwłaszcza w przypadku głębokiej depresji -nie należy chorego pocieszać. Nie uwierzy, że mógł- by poczuć się lepiej, a tylko skieruje przeciw sobie kolejny za- rzut: Jestem tak okropny, że nawet nie przyjmuję pocieszeń lub Nic nie jest w stanie mi pomóc. Mówmy jeszcze mniej, niż rozmawiajšc z człowiekiem bez objawów głębokiej depresji. Nie wyja�niajmy niejasnych wypowiedzi, jak najmniej pytajmy. Nie mówmy też naszemu rozmówcy, że rozumiemy, co czuje, bo je�li sami nie byli�my w głębokiej depresji, to z pewno�ciš nie rozumiemy. Po prostu bšd�my z nim, nawet gdyby większš czę�ć czasu wypełniało milczenie. Nie bójmy się tego milczenia-człowiek w depresji potrzebuje go, a z kim� takim nawet łatwiej i naturalniej się milczy niż z człowiekiem zdrowym. Takie współbycie będzie dla naszego znajomego pewnym wytchnieniem, choć z pew- no�ciš nie zastšpi fachowej pomocy. Podobnie jak w przypadku zespołu urojeniowego, należy poszukać kontaktu z rodzinš chorego, informujšc jš o naszych spostrzeżeniach. Oczywi�cie i tutaj może się okazać, że znajo- my jest już pod opiekš psychiatry, choć często takš informację uzyskamy już od niego -w odróżnieniu od cierpišcego na zes- pół urojeniowy, z reguły ma on wyra�ne poczucie choroby i o ile może, poszukuje pomocy. Rodzina chorego nierzadko sama bywa "obezwładniona" jego depresjš! wymaga wspar- cia. Pamiętajmy o tym. Musimy być oczywi�cie przygotowani na sytuację, gdy nie ma nikogo, kto mógłby zaopiekować się naszym chorym roz- mówcš. Wówczas do nas będzie należało skontaktowanie go z psychiatrš. Wszystkie uwagi dotyczšce działania w przypad- ku chorego na zespół urojeniowy majš tutaj pełne zastosowanie. Zwłaszcza w przypadku głębokiej depresji zdarza się cza- sem, że psychiatra -majšc pewno�ć, że chory będzie pod od- powiedniš opiekš i dozorem - nie decyduje się od razu na umieszczenie go w szpitalu. Może się też zdarzyć, że lekarz pod wpływem naszego zaangażowania w sprawy chorego, u- zna nas za kogo� z bliskich i postawi pytanie, czy nie byliby�- my w stanie zapewnić mu opieki. Postawmy sprawę szczerze i otwarcie -w większo�ci przy- padków nie będziemy mogli takiej opieki się podjšć. Nasz zna- jomy nie jest kim� bardzo bliskim, co ogranicza naszš możli- wo�ć pomocy, nawet gdyby�my mieli dużo czasu. Nie po- rywajmy się z motykš na słońce, tym bardziej że stawkš może być często życie chorego. Lepiej, żeby psychiatra nawet nieco na wyrost zdecydo- wał o umieszczeniu chorego w szpitalu, niżby�my mieli wma- newrować się w sytuację, której nie byliby�my w stanie podo- łać. Te same uwagi dotyczš również chorego z zespołem uro- jeniowym, choć w tym ostatnim przypadku lekarz czę�ciej podejmuje jednoznacznš decyzj ę o umieszczeniu w szpitalu. Podobnie może w rozmowie z psychiatrš powstać prob- lem odwiezienia chorego do szpitala. Pamiętajmy o jednym - najważniejsze, by to działanie było skuteczne i możliwie szyb- kie. Powinno się tym zajšć pogotowie. My sami możemy wzišć to zadanie na siebie tylko wów- czas, gdy wspólnie z psychiatrš ustalimy, że odbędzie się ono pewnie i bez ryzyka. Nie podejmujmy się go, je�li nie dyspo- nujemy samochodem i kilkoma osobami, wcze�niej umówio- nymi, do pomocy. Nigdy się go nie podejmujmy, je�li istnieje ryzyko, że nasz znajomy będzie stawiał czynny opór lub że może usiłować popełnić w tym momencie samobójstwo. W przypadku głębokiej depresji chory najczę�ciej nie sprzeciwia się pój�ciu do szpitala, choć bywa i tak, żejego'o- pór wynika z przekonania, że nie "zasłużył" na leczenie. Natomiast w przypadku zespołu urojeniowego opór jest bardzo prawdopodobny. Je�li już -po zbadaniu sytuacji i wspólnym ustaleniu - zdecydujemy się na doprowadzenie chorego do szpitala, pamiętajmy o trzech zasadach: * Bšd� szczery i uczciwy - mów jasno dokšd jedziecie, nie o- szukuj w dobrej wierze. * Bšd� stanowczy -je�li według lekarza umieszczenie w szpi- talu jest wskazane, chory musi się tam - dla własnego dobra znale�ć, nawet gdyby tego nie chciał. * Bšd� tak delikatny, jak tylko potrafisz i na ile sytuacja poz- wala. W przypadku głębokiej depresji sprawa dalszych spotkań po interwencji psychiatry jest łatwiejsza niż w wypadku ze- społu urojeniowego. Z reguły nasz znajomy nie będzie miał do nas żalu ani pretensji. Nie oznacza to jednak, że będzie chciał kontynuować spot- kaniaznami. Musimy zdać się na własnš intuicję iw razie cze- go wycofać się na pewien czas. I w tym przypadku wyniki leczenia sš na ogół dobre i pa- cjent wraca do normalnego życia, choć i tutaj najczę�ciej by- waj š nawroty zaburzeń. Uzależnienia Trzeciš sytuacjš, jakš omówię, jest uzależnienie od alko- holu lub innego �rodka. Człowiek uzależniony to taki, który przyjmuje jaki� �ro- dek (alkohol, narkotyki lub leki) systematycznie, w sposób niezgodny z jego przeznaczeniem i pomimo negatywnych skutków, jakie ten fakt wywołuje. Człowiek uzależniony z reguły nie dopuszcza do swojej �wiadomo�ci faktu uzależnienia, a kontaktujšc się z innymi zaprzecza mu. Niemniej jednak w rozmowie z kim� takim zwy- kle do�ć szybko pojawia się motyw �rodka uzależniajšcego. Nasz rozmówca napomyka na przykład: A w dodatku coraz więcej piję, apotemjestemjeszcze bardziej'smutnyalbo Tak się martwię, że często muszę sobie strzelić drinka - to mnie trochę uspokaja lub też Mam już takie kłopoty z zasypianiem, że bez proszka nie usnę czy też Stale noszę przy sobie relanium.jak się zdenerwuję, to sobie łyknę jednš lub dwie tabletki. Te wzmianki wypowiadane sš zazwyczaj takim tonem, jakby chodziło o mało znaczšce, poboczne szczegóły. Jednak- że powinni�my je uważnie zarejestrować. Może się i tak zda- rzyć, że nasz znajomy podczas rozmowy z nami będzie pod wpływem �rodka uzależniajšcego (najczę�ciej pod wpływem alkoholu lub �rodków uspokajajšcych). Jak należy rozmawiać i co robić? Najpierw na pewno do końca wysłuchać, nie robišc ża- dnych komentarzy. Może nawet lepiej byłoby nie "zahaczać" o sprawy alkoholu czy innego �rodka podczas pierwszej roz- mowy. Natomiast w drugiej rozmowie - koniecznie po porozu- mieniu się z naszym konsultantem - możemy nawet sami za- czšć od tego tematu, mówišc na przykład: W poprzedniej roz- mowie wspomniałe�, że pijesz coraz więcej alkoholu. Je�li miałbym w czym� ci pomóc, muszę o tym nieco więcej wie- dzieć. Powiedzmy, jak często zdarza ci się wypić - dwa razy w tygodniu czy czę�ciej? W podobny sposób zapytamy o �rod- ki uspokajajšce. Gdyby chodziło o narkotyki, zapytajmy nie o częstotliwo�ć ich brania, a o to, ile razy w ogóle nasz roz- mówca miał z nimi kontakt. Je�li przypuszczamy, że nasz znajomy był podczas pierw- szej rozmowy pod wpływem jakiego� �rodka, zapytajmy go o to. Zróbmy to delikatnie - nawet gdyby�my mieli pewno�ć, że nasz rozmówca był na przykład pod wpływem alkoholu, postawmy problem w formie pytania i nie spierajmy się, je�li zaprzeczy. Zaprzeczanie jest cechš charakterystycznš uzależnienia i powinni�my być przygotowani na to, że nie uzyskamy w roz- mowie całej prawdy. Nie próbujmy tej prawdy za wszelkš ce- nę "wydobyć" -nasza rola jest rolš przyjaznego znajomego, a nie prowadzšcego �ledztwo. W tym miejscu dobrze będzie wyra�nie sobie u�wiadomić, że uzależnienie jest chorobš. Je�li nasz rozmówca kłamie, to kłamie z powodu choroby, która opanowała również - i przede wszystkim - jego wolę. Kłamie z chorej, nie ze złej woli. To, czego spróbujemy się również dowiedzieć, to jak dużš dawkę �rodka przyjmuje nasz rozmówca jednorazowo. I tutaj oczywi�cie musimy liczyć się z tym, że nie uzyskamy pełnej, prawdziwej odpowiedzi. Zapytamy również, czy stosowanie alkoholu lub innych �rodków nie stało się przyczynš jakich� kłopotów czy konflik- tów. Na przykład nasz znajomy mógł stracić pracę, skłócić się z rodzinš, zaniedbać w pracach domowych, zostać napadniętym lub okradzionym, zachować się wobec kogo� agresywnie, spowodować wypadek bšd� też ulec wypadkowi. Wszystkie te dane będš nam potrzebne, by skierować naszego rozmówcę na leczenie. Może się oczywi�cie zdarzyć, że nasz znajomy już jest pod opiekšodpowiedniej poradni. Wówczas powinni�my go zachęcać, by kontakt ten utrzymał, wzmocnił lub ponownie nawišzał, je�li byłprzerwany. Czasem okaże się to trudne na przykład nasz rozmówca może odczuwać wstyd zwišzany z powrotem do picia po dłuższym okresie utrzymywania się w trze�wo�ci. Spróbujmy go wówczas życzliwie przekonać, że takie "wpadki" często się zdarza- jšna drodze ku zdrowiu i że powinien swoj emu terapeucie szczerze o wszystkim opowiedzieć. . Je�li nasz znajomy nie leczy się w żadnej specjalistycznej poradni, powinni�my najpierw sami skontaktować się z takšplacówkš. W bardzo wielu miejscowo�ciach istniejšporadnie przeciwalkoholowe (odwykowe), a w wielu również poradnie dla uzależnień typu narkotycznego. Uzależnieniami od leków zajmujš się najczę�ciej poradnie zdrowia psychicznego., W przypadku uzależnienia od alkoholu dobrym kontaktem mogš też być Anonimowi Alkoholicy, a w przypadku narkotyków o�rodki "Monaru". Jeżeli nie ma wyspecj alizowanej placówki, zwróćmy się do rejonowej poradni zdrowia psychicznego. Wyspecjalizowany terapeuta, psycholog lub lekarz doradzšnam, czego jeszcze powinni�my się dowiedzieć, by ustalić czy mamy do czynienia z uzależnieniem, oraz da nam wskazówki co do tego, jak próbować nakłonić naszego znajomego do leczenia. Zdarzyć się może, że problem uzależnienia nie dotyczy naszego rozmówcy, lecz kogo� z jego bliskiej rodziny. Dobrze by wówczas było, by�my w ramach naszej pomocy pomy�leli również o leczeniu tego wła�nie członka rodziny. W odpowiednim momencie wybierzmy się wówczas razem z naszym rozmówcš do poradni, by uzyskać wskazówki. Pamiętajmy, że zawsze cała rodzina cierpi z powodu uzależnienia jednego ze swych członków. Cała rodzina wymaga też zorganizowanej i kompetentnej pomocy. Trzeba powiedzieć, że droga do leczenia człowieka uzależnionego jest często bardzo długa i nierzadko nasze zabiegi mogš zakończyć się niepowodzeniem. Bšd�my na to przygotowani i przyjmijmy to ze spokojem. Nie możemy i nie powinni�my brać na siebie odpowiedzialno�ci za uzależnienie naszego znajomego, za jego picie czy przyjmowanie innych substancji. Możemy stać się jedynie po�rednikiem na jego drodze do leczenia. I to tylko wtedy, gdy on sam podejmie takš decyzję. Dlatego też nie zniechęcajmy się i nie zrywajmy kontaktu z naszym znajomym na przyszło�ć będzie wiedział, u kogo może szukać pomocy, gdyby zdecydował się rozwišzać swój problem. Zdarzyć się może, że dzięki nam kto� z rodziny uzależnionego nawišże stały kontakt z poradniš, a to już jest bardzo dużo dla pomy�lnego rozwišzania całej sprawy. Psychoza alkoholowa Na koniec naszych rozważań dotyczšcych pomocy człowiekowi uzależnionemu zwrócę jeszcze uwagę na pewnš wyjštkowo trudnš sytuację. Otóż zdarzyć się może, że nasz znajomy jest jednocze�nie uzależniony od alkoholu i zdradza objawy głębokiej depresji lub zespołu urojeniowego, przy czym te ostatnie zaburzenia sš najczę�ciej skutkiem uzależnienia. Zwrócić należy uwagę, że taki chory majšc objawy de presji czy zespołu urojeniowego może, ale nie musi być pod wpływem alkoholu. Stany takie nazywane sš psychozami alkoholowymi, sš niezwykle niebezpieczne dla życia chorego; z dwóch względów: niosš ze sobš poważne ryzyko samobójstwa oraz stanowiš z reguły ciężkš chorobę fizycznš. Chory taki powinien jak najszybciej znale�ć sięw szpitalu najlepiej psychiatrycznym, a je�li takiego nie ma w pobliżu, to w internistycznym. Wezwanie karetki pogotowia jest często najlepszym rozwišzaniem. Depresja alkoholowa na ogół niczym istotnym nie różni się od innej głębokiej depresji. Zespół urojeniowy, a dokładniej omamowourojeniowy charakteryzuje się najczę�ciej silnym lękiem oraz występowaniem tak zwanych omamów wzroko' wych, czyli nierealnych wizji ludzi, zwierzšt i tym podobne. Często również występujš omamy słuchowe, czyli opisane już' przy okazji zespołu urojeniowego głosy nie istniejšcych osób. Te głosybardzo często namawiajšchorego do samobójstwa. Mylić może często pozornie dobry stan fizyczny chorego. W rzeczywisto�ci na ogół jest on ogromnie odwodniony, co może zagrażać życiu. Dlatego, je�li przedłuża się na przykład czas oczekiwania na karetkę, po sprawdzeniu, że chory nie ma tendencji do wymiotów i że nie zapada w sen ani nie podsypia, dobrze jest podawać lekkie i ciepłe płyny do picia (najlepiej niezbyt słodkie soki owocowe, niezbyt słodkš słabš herbatę lub nawet czystš wodę). Nigdy nie należy podawać alkoholu, choć nierzadko chory domaga się tego, argumentujšc, że alkohol zlikwiduje jego przykre doznania. Przy takim chorym stale kto� powinien przebywać. Czę�ć trzecia My�li samobójcze O samobójstwie wspomnieli�my wyżej kilkakrotnie. Prawie zawsze my�li o nim człowiek ogarnięty głębokšdepresjš. Również w psychozie alkoholowej musimy liczyć się poważnie z zamiarami odebrania sobie życia. W zespole urojeniowym też pojawiajš się takie my�li. Ludzie uzależnieni za� rozważajš samobójstwo czę�ciej niż inni. Jednak nie tylko człowiek, którego okre�liliby�my jako majšcego psychiczne zaburzenia może my�leć i mówić o samobójstwie. Bywa przecież, że strata bliskiej osoby prowadzi do tego rodzaju zamiarów. O samobójstwie może mówić kto� obarczony autentycznš, rzeczywistš winš lub człowiek chory na nieuleczalnš chorobę fizycznš. Ostatnio dużo też się mówi o trudnej sytuacji materialnej jako o przyczynie takich zamiarów. Tak więc chęć odebrania sobie życia może poj awić sięwła�ciwie w każdym przypadku naszego kontaktu ze znajomym oczekuj šcym od nas pomocy. Warto u�wiadomić sobie kilka istotnych reguł rozmowy i postępowania w takich przypadkach. Zachowaj spokój. Nie wpadaj w panikę, nie próbuj odwodzić rozmówcy od my�li o samobójstwie przekażesz mu tylko swój własny niepokój, przez co możesz nawet zwiększyć prawdopodobieństwo samobójstwa. Staraj się być spokojny i rzeczowy. Nie próbuj zmieniać tematu rozmowy. Nie uciekaj od tego problemu. Nie mów na przykład: lepiej o tym nie wspominajmy i tym podobne. Pozwól rozmówcy do końca wypowiedzieć się na ten temat. On dzięki temu zmniejszy nieco swoje napięcie, a ty będziesz miał więcej danych do podjęcia odpowiedniej decyzji. Sam jednak tematu samobójstwa nie podtrzymuj. Nie pytaj na przykład, w jaki sposób rozmówca zamierza pozbawić się życia. Takie koncentrowanie się przez ciebie na tym temacie mogłoby wywołać wrażenie, że bardziej cię interesuje' przypadek samobójczy niż rozmówca jako taki. Możesz natomiast zapytać, od jak dawna i jak często pojawiajš się my�li o samobójstwie. Nie eksponuj spraw zwišzanych z samobójstwem. Prowad� rozmowę według wskazówek z rozdziału "Jak słuchać". Dasz w ten sposób do zrozumienia znajomemu, że interesujesz się nim samym i jego losem przede wszystkim, a nie jedynie tym, czy odbierze on sobie życie, czy nie. Wzmocnisz go w ten sposób i zmniejszysz ryzyko samobójstwa. Zdobšd� się na życzliwo�ć i wyrozumiało�ć. Twój rozmówca powinien mieć pewno�ć, że nie potępisz go za to, że ma my�li samobójcze, że szanujesz jego wolno�ć oraz że pragniesz mu pomóc. Pamiętaj, że zwłaszcza w przypadku kogo�, kto my�li o samobójstwie, próby pouczania czy doradzania mogš zostać odebrane jako wyrazy osšdzania, potępiania i wbrew twym intencjom mogš zwiększyć ryzyko odebrania sobie życia. Skontaktuj się ze swoim konsultantem po rozmowie. Jest to w tym przypadku absolutnie konieczne. Opowiedz mu jak najdokładniej o całej rozmowie i o swoim kontakcie z rozmówcš nie tylko o sprawach zwišzanych z samobójstwem. Przede wszystkim ustalcie wspólnie, czy na pewno rozmówca nie cierpi na który� z wymienionych wyżej stanów chorobowych (zespół urojeniowy, głęboka depresja, uzależnienie). Je�li tak, konieczne będzie wasze spotkanie ze specjalistš. Zróbcie to także wówczas, gdy stwierdzicie, że narasta w was poczucie bezradno�ci wobec problemów rozmówcy. O dalszym biegu sprawy musi zdecydować konsultacja ze specjalistš. Nie sposób podawać tutaj jakich� ogólnych recept, ponieważ każda sytuacja jest inna i każda będzie wymagać innego rozwišzania. Jeżeli my�li o samobójstwie nie sš wynikiem poważniejszego zaburzenia, sami zobaczymy, jak w miarę rozwoju naszego kontaktu będš pojawiać się coraz rzadziej, aż wreszcie zupełnie zniknš z wypowiedzi rozmówcy. Oparcie w drugim człowieku i przezwyciężenie poczucia osamotnienia sš tymi czynnikami, które najbardziej zachęcajš do życia. My�li o samobójstwie mogš pojawiać się w najróżniejszych sytuacj ach życiowych. Opiszę teraz kilka typowych, razem z bardziej szczegółowymi uwagami na temat sposobu rozmowy i postępowania. Nieuleczalna choroba My�li o odebraniu sobie życia pojawiajš się często u człowieka chorego na nieuleczalnš chorobę, zwłaszcza takš, która wišże się z występowaniem znacznych cierpień. Nasz rozmówca mówi wówczas o samobójstwie na ogół spokojnie, jako o sprawie już zdecydowanej, lecz z drugiej strony rzadko zamierza odebrać sobie życie już, zaraz. Gdyby miał zostać wyleczony, oczywi�cie zrezygnowałby z planów samobójczych. Kto� taki nierzadko poszukuje kontaktu z osobami, które mogłyby mu pomóc. Często odnosimy wrażenie, że �wiadomo�ć tego, iż jest kto� bliski, z kim można porozmawiać, zmniejsza ryzyko samobójstwa. Człowiek nieuleczalnie chory, który decyduje się skrócić swoje cierpienia przez samobójstwo, jest niezwykle wrażliwy na punkcie swojej wolno�ci. Je�li powiedział nam o swoich zamiarach, to znaczy, że nam zaufał i na pewno nie chce, by�my go od nich odwodzili czy też by�my mu przedstawiali argumenty za życiem. Największš pomocš będzie dla niego fakt naszej rozumiejšcej blisko�ci i ta wła�nie blisko�ć może go uchronić przed targnięciem się na swoje życie, a nie jakiekolwiek przemawianie do rozsšdku czy argumenty. Z drugiej strony, je�li mamy wštpliwo�ci, czy zwalczanie bólu u naszego znajomego jest prawidłowo prowadzone, zachęćmy go, by możliwie jak najdokładniej opisał swoje dolegliwo�ci lekarzowi, który go leczy, oraz by szczerze podzielił się z nim swoj š opiniš co do skuteczno�ci leków przeciwbólowych. Zlikwidowanie lub znaczne zmniejszenie bólów w oczywisty sposób poprawia stan ducha chorego i tym samym zmniej sza prawdopodobieństwo samobój- stwa. Gdyby�my jednak stwierdzili, że nasza podtrzymujšca na duchu wię� z chorym nie zmniejsza nasilenia jego my�li o samobójstwie, skontaktujmy się z jego lekarzem, który zadecyduje, czy nie byłaby konieczna konsultacja psychiatry. Może się bowiem zdarzyć, że u naszego znajomego stopniowo rozwinš się objawy głębokiej depresji, co oczywi�cie będzie wymagało specjalistycznego leczenia. Również w sytuacji, gdy nasz znajomy rozważa samobójstwo, ponieważ choruje na nawracajšcš chorobę psychicznš, konieczny jest nasz szybki kontakt z psychiatrš, który go leczy jest to stan wielkiego zagrożenia życia, nawet je�li naszym zdaniem rozmówca nie wykazuje w chwili obecnej objawów choroby psychicznej. Rzeczywista wina Człowiek obarczony ciężkš, rzeczywistš winš również nierzadko my�li o samobójstwie. Podkre�lam słowo "rzeczywista" dla odróżnienia od win wyolbrzymionychlub nawet całkiem wyimaginowanych, jakie występujšu człowieka cierpišcego na głębokšdepresję. Winš, októrej mówię, możebyć na przykład spowodowanywypadek, w wyniku którego kto� zginšł lub został kalekš, również jakie� karygodne zaniedbanie, które zaowocowało tragediš, dokonanaaborcja... Człowiek, o którym mowa, ma poczucie, że znalazł się w sytuacji moralnej bez wyj�cia. Silne jest również poczucie, że nikt nie będzie w stanie go zaakceptować. Czuje, że �wiat (i Bóg, je�li jest wierzšcy) nie mogš mu wybaczyć. Jedynym wyj�ciem wydaje się samobójstwo, rozumiane czasem również jako sprawiedliwa kara. Nasza otwarto�ć będzie najwła�ciwszš odpowiedziš na poczucie nieakceptacji ze strony �wiata. Powinni�my także jeszcze bardziej niż w innych przypadkach strzec się wszelkiego osšdzania. Często zresztš widzimy, że cierpienia naszego znajomego sš wystarczajšcš pokutš za czyn, którego się dopu�cił. Dzięki naszej otwarto�ci i akceptacji rozmówca powoli zacznie odzyskiwać nadzieję i odbudowywać poczucie własnej warto�ci. Człowiek taki prawie na pewno nie popełni samobójstwa, je�li znajdzie się choć jedna osoba, która okaże mu zrozumienie. Je�li dla naszego rozmówcy ważne sš sprawy religijne, warto mu poradzić, by skorzystał z wła�ciwej dla jego Ko�cio- ła formy wyznania win. Pamiętajmy jednak, że propozycja nasza powinna być niezwykle delikatna, a w razie przypuszczenia, że spowoduje zamknięcie się w sobie znajomego - odłożona na pó�niej. Zamknięcie to może wynikać z poczucia, że wina jest tak wiel- ka, iż nie zasługuje na rozgrzeszenie. Niemniej jednak doko- nane w zgodzie ze sobš wyznanie win przynosi często również psychicznš ulgę, daje nadzieję, choć nie zawsze usuwa poczu- cie winy, je�li ta jest poważna. Wiara w Boga jest jednym z czynników zmniejszajšcych ryzyko samobójstwa i to nawet w przypadku choroby psy- chicznej. Uważam jednak, że nie powinni�my się na tę wiarę powoływać, je�li nasz rozmówca nie uczyni tego pierwszy. Pamiętajmy, że sytuacja wielkiej niedoli potrafi znacznie zmienić człowieka i dlatego nawet kto�, kogo znali�my u- przednio na przykład jako praktykujšcego chrze�cijanina, mo- że być teraz człowiekiem pełnym wštpliwo�ci co do miłosier- dzia Bożego, a nawet przeciw Bogu zbuntowanym. Trzeba mu pozwolić, by spokojnie, sam ze sobš (i z Bo- giem) wszystko to sobie jeszcze raz przemy�lał i przeżył. My możemy jedynie naszš życzliwš obecno�ciš stworzyć po temu sprzyjajšce warunki. Natomiast nasza pochopna interwencja może być przez drugš stronę odczuta jako "wchodzenie do du- szy z butami" i w rezultacie jeszcze oddalić rozmówcę od po- my�lnego rozwišzania wewnętrznego dylematu. Je�li nasz rozmówca zacznie sam rozwijać wštek religij- ny, a my czujemy się kompetentni, by też go podjšć, podšżaj- my wtedy niejako za naszym znajomym, starajšc się go nie wyprzedzać. To on musi "prowadzić" tę sprawę. Tylko wów- czas zachowa poczucie wolno�ci konieczne do podjęcia mš- drych decyzji. Pamiętajmy, że człowiek, który my�li o samobójstwie jest na punkcie swej wolno�ci niezwykle uwrażliwiony. Przecież sytuację, która prowadzi go do rozważania samobójstwa, od- biera on jako dramatyczne ograniczenie wolno�ci -pozostaje tylko jedno wyj�cie... Dlatego (poza przypadkami chorób psy- chicznych, kiedy można mówić o mniej lub bardziej ograni- czonej poczytalno�ci) każde podej�cie do człowieka my�lšce- go o samobójstwie, które ogranicza jego wolno�ć jest podej�- ciem złym. Utrata bliskiej osoby Zdarza się, że o samobójstwie my�li człowiek po �mierci bliskiej osoby, z którš był silnie zwišzany. Bodaj najczę�ciej dotyczy to osamotnionych, zwykle w starszym wieku, współ- małżonków, którzy wiele lat przeżyli w szczę�liwym małżeń- stwie. Poczucie pustki, zupełnego osamotnienia, bezsensu ży- cia bez kogo�, kto ten sens zapewniał, sš dominujšce. To, co możemy zrobić, to zaprzeczyć poczuciu zupełnego osamotnienia. Z pewno�ciš nie wypełnimy pustki, która po- została po odej�ciu bliskiej osoby. Nie przydamy też poczucia sensu życia naszemu rozmówcy. Jednak przezwyciężenie po- czucia całkowitego osamotnienia - możliwe dzięki spotkaniu z nami - spowoduje złagodzenie bólu, uczyni dalsze życie możliwym. Rozmowa z człowiekiem zrozpaczonym po �mierci blis- kiej osoby bywa szczególnie trudna wtedy, gdy �mierć jawi się jako niesprawiedliwo�ć czy co� niezgodnego z naturš. Bywa tak w przypadkach �mierci tragicznych czy też w przypadku �mierci dziecka. Nie jest to jednak reguła -każda �mierć może być odczuwana jako niesprawiedliwa i sprzeczna z naturš. Po- czucie buntu może być wtedy ogromne - nasz rozmówca może z wielkš mocš oskarżać los, Boga czy konkretnych ludzi. Mo- że wypowiadać blużnierstwa, może gło�no rozpaczać. Słuchanie kogo� takiego, słuchanie spokojne i życzliwe jest rzeczš niesłychanie trudnš. Wypowiedzi naszego roz- mówcy mogšnas wprawić w osłupienie, wywołać ból lub ostry sprzeciw wewnętrzny. Co wówczas robić? Często nie znajdziemy w sobie słów zrozumienia i soli- darno�ci. My�lę, że nie należy ich wówczas szukać na siłę. Pozwólmy naszemu znajomemu wypowiedzieć, wypłakać czy nawet wykrzyczeć swój ból. Rzeczy bardzo trudnych najlepiej słuchać w milczeniu. Takie wła�nie słuchanie -bez pouczania, osšdzania i pocieszania, słuchanie, które jest prostym trwa- niem przy drugim, to wła�nie to, czym najbardziej możemy na- szemu znajomemu pomóc. Nie�wiadomie stajemy się dla nie- go cienkš nitkš łšczšcš go z życiem. Ta nitka przyczyni się do wyprowadzenia go ze �wiata �mierci. Bywa, i to nierzadko, że zdrada lub odsunięcie się osoby silnie z naszym znajomym zwišzanej uczuciowo prowadzi do my�li o samobójstwie. Zwłaszcza u�wiadomienie sobie, że by- ło się od dłuższego czasu systematycznie okłamywanym może spowodować silny wstrzšs. Mogš padać pytania pełne żalu: Powiedz, czy to nie skończony drań, skoro tak postšpił? Ale po pewnym czasie, nieraz jeszcze w trakcie tej samej rozmowy, możemy usłyszeć: A przecież ja go cišgle kocham! Tym bardziej musimy uważać, by nie osšdzać. Sytuacja jest oczywi�cie jeszcze trudniejsza, gdy znamy dobrze obie strony zwišzku. Możemy mieć wówczas dużš skłonno�ć do te- go, by razem z rozmówcš stanšć przeciw partnerowi. Czasem trzeba wprost powiedzieć, że cali jeste�my z u- czuciami i przeżyciami znajomego, natomiast w żadnym razie nie przystšpimy do walki u jego boku. Zawsze możemy powie- dzieć: Tak, to bardzo niesprawiedliwe, co cię spotkało, mogę sobie wyobrazić, co do niego w tej sytuacji czujesz, rozumiem, ile on budzi w tobie gniewu i żalu. Gdyby nasz znajomy silnie nas naciskał, zajęliby�my stanowisko, możemy wprost powie- dzieć, na przykład: Rozumiem twojš krzywdę i upokorzenie, wczuwam się w to, co przeżywasz, ale nie jestem powołany, by kogokolwiek osšdzać. Tego ode mnie oczekiwać nie możesz. Je�li naszego rozmówcę opu�ciła bliska osoba, z którš do- piero wchodził w głębszy zwišzek, reakcja jest często nie- zwykle emocjonalna, gwałtowna, ale też zazwyczaj trwa kró- cej niż w przypadku zerwania wieloletniej relacji. Nasz znajo- my czuje się odrzucony, nie chciany, skrzywdzony, poniżony. Może mieć poczucie, że już nigdy nie znajdzie bliskiej osoby. To wszystko może produkować my�l o samobójstwie. Czasem występuje też motyw ukarania drugiej osoby poprzez własnš �mierć, jakby pod hasłem: Widzisz, to przez ciebie! Wszystkie wskazówki dotyczšce rozmowy z osobš porzu- conš pozostajš tu w mocy. Wobec często gwałtownych, wybu- chowych reakcji, tym ważniejsza, a jednocze�nie trudniejsza będzie postawa przyjacielskiej stabilno�ci. I jeszcze jedno. W szczególno�ci powstrzymajmy się od banalnych pocieszeń typu: Nie martw się, znajdziesz sobie in- nš dziewczynę, albo Widzisz, on nie był ciebie wart, nie ma cze- go żałować. Sšdzę, że dla Czytelnika jest już zupełnie oczy- wista bezwarto�ciowo�ć tego typu zdań. Warto wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie kontaktu z kim�, kto został porzucony przez partnera uczuciowego, nie- zależnie od tego, czy my�li on w zwišzku z tym o samobój- stwie, czynie. Otóż kto� taki.je�li jest przeciwnej płci niż my, może mieć w pewnym momencie wyra�nš tendencję, by swo- je uczucia przelać na nas. Innymi słowy, byliby�my pierw- szym kandydatem do wypełnienia pustki po utracie ukochanej osoby. Jest to sytuacja niezwykle delikatna i trudna. Uważam, że podstawowš warto�ciš, jaka powinna kierować nami w takiej sytuacji jest uczciwo�ć. Otóż wchodzšc w bliższy uczuciowy kontakt z kim� takim, ryzykujemy uczciwo�ciš po pierwsze dlatego, że tak naprawdę nasz znajomy widzi w nas utraconš osobę a nie nas jako takich. A przecież nie jeste�my tš osobš. Poza tym zawsze jest możliwe, że rozmówca znajdzie sposób, by wrócić do swojego partnera. Czy mamy prawo pochopnie stanšć mu na drodze? Dlatego nie polecam wišzania się uczuciowego z naszym rozmówcš. Je�li poczujemy, że wła�nie w tę stronę zmierza, powinni�my szybko wyja�nić sytuację. Dajmy do zrozumienia rozmówcy, że jeste�my przy nim, by mu pomóc, a nie wsko- czyć w puste miejsce po utraconej osobie. Je�li on tylko w ten sposób wyobrażałby sobie naszšpomoc, to -moim zdaniem - nie możemy mu dalej pomagać. Oczywi�cie może być i tak, że nasza sympatia do drugiej strony zacznie się niepostrzeżenie przekształcać w pragnienie uczuciowego zwišzku. Nasze uczucia mogš nas jednak bardzo mylić. Lepiej odczekajmy ze trzy miesišce, aż nasz znajomy odżałuje swojš stratę i wtedy sprawd�my stan naszych uczuć. Będš one wówczas bardziej miarodajne. Zamiary samobójcze w okresie dojrzewania Na osobne omówienie zasługujšwypowiedzi i zamiary sa- mobójcze występujšce u nastolatków. Niezależnie od ich przy- czyny mamy na ogół do czynienia z bardzo emocjonalnym wy- razem tych zamiarów. Możemy nawet odnie�ć wrażenie, że rozmówca chce nas zaszokować, sprowokować. Wypowiada się w sposób nie znoszšcy sprzeciwu. Nieraz wprost mówi: Tyl- ko nie próbuj mnie odwodzić -nic z tego nie wyjdzie! I oczywi�cie nie próbujmy go odwodzić. Słuchajmy, słu- chajmy i jeszcze raz słuchajmy. Je�li nastolatek nabierze do nas zaufania, wyleje, wypła- cze nam wszystkie swoje żale: do rodziców, nauczycieli, kole- gów, do całego wrogiego, obcego �wiata. Sami zobaczycie, jak ważnš i często zbawiennš rzeczš jest to życzliwe słuchanie. Wasz młody rozmówca odczuje, że traktujecie go poważnie, po partnersku, że nie widzicie w nim głupiego smarkacza, któ- ry o�mielił się my�leć o samobójstwie. Być może pierwszy raz w życiu będzie miał poczucie, że został potraktowany poważnie. A przecież brak tego poważnego potraktowania ze strony kogokolwiek mógł być zasadniczym i najgłębszym motywem jego samobójczych zamiarów! Muszę powiedzieć, że kontakt ze zdesperowanym nastolatkiem jest niezwykle satysfakcjo- nujšcy - sami zobaczycie, jak długo będzie wam wdzięczny za to, że�cie go naprawdę wysłuchali. "Gra" w samobójstwo Sytuacja bardzo trudna to taka, w której nasz rozmówca - nie wykazujšcy skšdinšd szczególnego przygnębienia -zdaje się z nami grać przy pomocy samobójczych zamiarów. Powo- dy tych zamiarów podaje zazwyczaj mgliste, często niewspół- miernie małe wobec tak ważnej sprawy jak życie i �mierć. Często wyra�nie nas prowokuje, by�my go od samobójstwa odwodzili lub by�my go dopytywali szczegółowo o motywy. W odróżnieniu od zbuntowanego nastolatka nie robi tego jed- nak z pasjš i emocjonalnym zaangażowaniem. Gdy zaczynamy dopytywać (a w tym przypadku nie za- szkodzi raz czy drugi dopytać, by lepiej się zorientować, zwłaszcza w sposobie mówienia naszego znajomego), zaczyna "rozmywać" temat lub zmienia motyw, jakby chciał nam po- wiedzieć: Nie złapiesz mnie, zawsze sobie znajdę odpowiedni powód do samobójstwa. Na przykład, je�li ustalimy już nieomal, że przyczynš za- miaru odej�cia ze �wiata jest zbyt surowa matka, nasz roz- mówca, uprzedzajšc ewentualnš uwagę, że możemy pomóc mu w kontakcie z matkš, zmienia motyw i mówi, że i tak cały �wiat go nie rozumie. Gdy zbliżymy się z kolei do tej sprawy, mówi, że nie ma żadnych przyjaciół itd. Rozmowa taka może trwać bez końca, my jeste�my coraz bardziej sfrustrowani, że nie możemy pomóc, a nasz rozmówca zdaj e się nawet triumfo- wać. Często wyczuwamy skrywanš agresywno�ć w wypowie- dziach naszego znajomego. Wydaje się, że swoimi zamiarami samobójczymi, jakby karze otoczenie. Bardzo przestrzegam przed tak zwanym "odkrywaniem kart", przed mówieniem na przykład: Sšdzę, że tak naprawdę nie chcesz się zabić albo Uważam, że próbujesz ukarać innych ludzi swoimi zamiarami, lub też nawet: Chodzi ci chyba o co� innego niż o samobójstwo. Goršco też odradzam prowokowa- nie rozmówcy w rodzaju: A id� się wreszcie zabić! albo Ga- dasz tylko i gadasz o tym samobójstwie! Musimy pamiętać, że gra, którš nasz znajomy prowadzi, jest najczę�ciej nie u�wiadomiona -nauczył się jej -zwykle w dzieciństwie - ponieważ przynosiła mu korzy�ć w postaci wymuszonego, bo wymuszonego, ale zainteresowania innych. Jest on w niej na ogół bardzo wprawny -je�li odkryjemy jego karty lub sprowokujemy go, znajdzie sposób, by jš dalej kon- tynuować z jeszcze większš energiš. Co gorsza, może spróbo- wać udowodnić nam, że wcale nie żartuje i rzeczywi�cie po- djšć próbę samobójczš. Cóż zatem mamy mu powiedzieć? Najlepsze będzie po- traktowanie absolutnie serio jego samego oraz jego wolno�ci, a jednocze�nie postawienie pewnego sensownego warunku dalszych spotkań. Powiedzmy na przykład tak: Słuchaj, je�li postanowiłe� się zabić, to nikt, a w tym i ja, nie będzie w stanie ci w tym przeszkodzić. Bardzo bym nie chciał, żeby� się zabił, ale nie mam żadnej możliwo�ci przeszkodzenia ci w reali- zacji twojego zamiaru. Je�li jednak mamy dalej sensownie rozma- wiać o twoich kłopotach, to musisz wewnętrznie zdecydować się na życie, a nie na �mierć. Je�li zdecydujesz się na �mierć - nie jestem w stanie ci pomóc. Zastanów się i daj mi odpowied� przy następnej naszej rozmowie. Je�li próbowałby dalej grać, mówišc na przykład, że do następnej rozmowy może go już nie być na �wiecie, powtórz- my spokojnie, że nie mamy żadnej możliwo�ci powstrzymania go przed realizacjš zamiarów. Dajmy mu następnie czas - za- kończmy na tym rozmowę i powiedzmy znajomemu, w jaki sposób mógłby się z nami skontaktować, gdyby chciał dalej rozmawiać. Niech sam wybierze odpowiedni moment. Nie za- martwiajmy się, je�li nie podejmie dalszego kontaktu. My rze- czywi�cie nie jeste�my w stanie wzišć odpowiedzialno�ci za jego życie i �mierć. On za� z pewno�ciš mógł i tak wycišgnšć wiele korzy�ci z naszej życzliwej i jednocze�nie zdecydowa- nej postawy. Im więcej takich postaw spotka, tym większa szansa na przełamanie w przyszło�ci zaklętego kręgu gry. W międzyczasie koniecznie porozmawiajmy z naszym konsultantem. Je�li wspólnie odniesiemy wrażenie, że sytua- cja wydaje się niezwykle zawikłana, niejasna i przygniatajšca nas, rozważmy możliwo�ć konsultacji z psychologiem lub psychiatrš. Może on podsunie nam jakie� mšdre sposoby roz- mowy bšd� też uzna, że nasz znajomy wymaga bardziej wy- specjalizowanej pomocy. Przy następnej rozmowie zapytajmy na wstępie, czy roz- mówca przyjšł nasz warunek. Je�li nie da jasnej odpowiedzi, powiedzmy: Widzę, że się jeszcze nie zastanowiłe�, dajmiznać gdy to zrobisz. W razie potrzeby powtórzmy jeszcze raz naszš poprzedniš wypowied�. Gdy jednak i za drugim razem znajo- my unika jasnego okre�lenia się, powiedzmy mu wyra�nie, że dalszy kontakt na takiej zasadzie nie ma sensu. Gdy rozmówca przyjmie warunek, sposób jego rozmowy prawie zawsze wyra�nie się zmieni - przestanie mówić o sa- mobójstwie, zacznie nam opowiadać o swoich istotnych kło- potach. Wówczas rozmawiamy z nim już zwyczajnie, według podanych uprzednio zasad. Niemniej może on jeszcze mieć "przebitki" poprzedniego stylu. Przypomnijmy mu wówczas o zawartej umowie -prawie na pewno powróci do otwartego komunikowania się. Je�li nie udało się zapobiec Na koniec rozważań o my�lach i zamiarach samobójczych chciałbym poruszyć sprawę najtrudniejszš. Może się przecież zdarzyć, że nasz znajomy pomimo wszystko samobójstwo po- pełni. Takie tragiczne zdarzenie może wyzwalać w osobach, które pomagały bšd� próbowały pomagać temu człowiekowi, silne poczucie winy oraz upartš refleksję, że można było zro- bić co� więcej. Nie chciałbym proponować tu łatwych pocieszeń. Można powiedzieć, że w tej skrajnej sytuacji sami stajemy się kim�, kto utracił bliskš osobę, bo przecież kto�, komu pomagamy, staje się dla nas bliski. Nie pozostawajmy sami z tym ciężarem. Popro�my nasze- go konsultanta o rozmowę i podtrzymanie na duchu. Je�li i on jest nazbyt emocjonalnie przygnieciony całš sprawš, zwróć- my się razem do kogo� innego, mšdrego i życzliwego. Kiedy już podzielimy się naszym bólem i przyjdzie chwila pewnego uspokojenia, możemy, je�li będzie to jeszcze potrzebne, na spokojnie przyjrzeć się wspólnie z tym kim� całej sytuacji i na- szym działaniom. Możemy jeszcze raz zajrzeć do tej ksišżki, by pewne spra- wy zweryfikować, a co do innych się upewnić. Być może nasz znajomy był chory na głębokš depresję lub innš chorobę psychicznš. Wówczas tak naprawdę to nie on odebrał sobie życie, ale uczyniła to choroba, podobnie jak cho- roba fizyczna może powodować �mierć. Zawsze były i będš choroby, które okazujšsię mocniejsze od człowieka. Je�li chory nie był, to jego odej�cie było odej�ciem z wyboru. Skorzystał ze swojej wolno�ci. Skorzystał z niej �le, tragicznie, ale taka już jest cena ludzkiej wolno�ci. Je�li jš ludziom przyznajemy, to zarówno do czynów słusznych, jak i niesłusznych. Praktycznie nie ma sposobu, by człowiekowi zdecydowanemu na �mierć uniemożliwić realizację tego wyboru. Czę�ć czwarta "Gra" w beznadziejno�ć . Czasem odnosimy wrażenie, że nasz rozmówca nie jest naprawdę w trudnej czy beznadziejnej sytuacji, a jedynie jakby w beznadziejno�ć gra. Jego wypowiedzi wydajš się nam nieszczere, kiedy przybliżamy się do wydawałoby się rdzenia jego poczucia bezsensu, zaczyna, jakby umykać, rozmywać problem. Jego nastrój również robi na nas wrażenie sztucznego. Sytuacja ta przypomina opisanš już wcze�niej, gdy nasz znajomy gra za pomocšzamiarów samobójczych. Rzeczywi�cie, te dwie sytuacje różniš się od siebie wła�ciwie tylko stopniem nasilenia gry nie zawsze "argumentem" sš my�li samobójcze. Niemniej jest to zawsze sytuacja trudna. Przede wszystkim nigdy nie możemy być do końca pewni naszego wrażenia nieautentyczno�ci, nieszczero�ci. Innymi słowy, nigdy nie możemy być zupełnie pewni, że nasz rozmówca prowadzi grę. Co więcej, je�li z grš mamy do czynienia, to w ogromnej większo�ci przypadków nie jest ona �wiadomie zamierzona nasz znajomy nauczył się jej dawno, najczę�ciej w dzieciństwie, a potrzebna mu była (i jest nadal) do zdobywania ludzkiego zainteresowania. Zdobywał to zainteresowanie poprzez narzekanie i mówienie o swojej złej sytuacji. Tak ułożyło się kiedy� jego życie, że nie miał innej drogi. Teraz nadal próbuje w ten sam sposób, a jego niedola polega na tym, że działa już w innej sytuacji niż ta w dzieciństwie, w�ród innych ludzi. Zainteresowanie szybko przeradza się w zniecierpliwienie, a w najlepszym (a może w najgorszym) razie w lito�ć. Ten spadek zainteresowania jest oczywi�cie odczuwany przez naszego znajomego. Także nie�wiadomie uruchamia on kolejne równie nieskuteczne narzędzie swojej gry, zaborczo�ć. Próbuje niejako wcišgnšć innych w kršg swoich spraw i już z tego kręgu nie wypu�cić. Oczywi�cie nie czujemy się dobrze w takim kontakcie naturalnš tendencjš jest ucieczka. Jak się w takiej sytuacji odnale�ć? Przede wszystkim na nic się nie zda "u�wiadamianie" naszego znajomego o jego nieautentyczno�ci, zaborczo�ci itp. Jak już powiedzieli�my, postawy te sšnie u�wiadomione, tak więc nasz rozmówca poczuje się jedynie zraniony, a nic z naszego "u�wiadamiania" nie zrozumie ani nie przyjmie. Najlepszym podej�ciem jest rozpoczęcie od przyjęcia postawy naszego znajomego za dobršmonetę. Jest to przejawem ogólniejszej zasady, szczególnie obowišzujšcej w pomaganiu ludziom, że z dwojga złego lepiej jest być nadmiernie naiwnym niż nadmiernie nieufnym. Przede wszystkim, jak mówili�my wyżej, nigdy nie możemy być pewni do końca, czy mamy do czynienia z grš w beznadziejno�ć czy też z prawdziwš beznadziejno�ciš. niektórzy ludzie, na przykład bardzo nie�miali, wypowiadajš się w sposób, który robi wrażenie skrajnie nieszczerego, choć z nieszczero�cišnie ma akurat nic wspólnego. Z drugiej strony postawa manifestowanej rezerwy, z którš często nasz rozmówca się spotyka, nasila jego grę, bo chce on za wszelkš ce nę słuchacza "przekonać". Ufno�ć słuchacza wyra�nie osłabia tendencję do grania, a nawet czasem może jš całkowicie wyciszyć. A zatem, idšc dalej, powinni�my naszego znajomego co najmniej raz cierpliwie i do końca wysłuchać, szczególnie powstrzymujšc się od jakiegokolwiek doradzania zwłaszcza tu czekajšna nas same pułapki. Nie powinni�my oczywi�cie okazywać zniecierpliwienia. W miarę możno�ci postarajmy się wysłuchać do końca za jednym razem. Gdyby to się jednak okazało niemożliwe, przerwijmy rozmowę, bardzo wyra�nie komunikujšc naszš chęć kontynuacji i od razu umawiajšc się na następny raz. Po rozmowie koniecznie skontaktujmy się z naszym konsultantem, omówmy z nim całš sprawę, wyja�nijmy wštpliwo�ci. Spróbujmy wspólnie opracować plan dalszych rozmów. Czasem cierpliwe wysłuchiwanie z jednoczesnym sygnalizowaniem życzliwo�ci i stanowczo�ci daje po dłuższym czasie rezultaty nasz znajomy zaczyna mówić o swoim rzeczywistym kłopocie, jakim często jest osamotnienie... Jednak na ogół jest to już zadanie dla wykwalifikowanego psychoterapeuty. Dlatego być może efektem naszej konsultacji i spokojnej refleksji będzie wła�nie skontaktowanie naszego rozmówcy z psychoterapeutš czy jakim� o�rodkiem psychoterapii. Oczywi�cie może on (ma przecież do tego prawo) odmówić takiego kontaktu. Nie pozostaje nam wówczas nic innego, jak spokojnie zaakceptować naszš bezradno�ć, majšc nadzieję, że może w przyszło�ci, może w kontakcie z kim� innym do możliwo�ci prawdziwej pomocy dojrzeje. Czę�ć pišta W obliczu �mierci Po serii rozważań na temat kontaktu z człowiekiem, który sam chce wybrać między życiem a �mierciš, zatrzymajmy się przy człowieku, który takiego wyboru nie ma. My�lę o człowieku w obliczu �mierci, człowieku nieuleczalnie, �miertelnie chorym, człowieku umierajšcym. Podjęli�my już czę�ciowo ten temat przy okazji rozważania problemu my�li samobójczych trzeba tu zresztš zauważyć, że my�li takie zdarzajš się często, choć na pewno nie zawsze osobom nieuleczalnie chorym, toteż i na to powinni�my być zawsze przygotowani. Kontakt z człowiekiem �miertelnie chorym jest kontaktem trudnym, ale też nie unikniemy go w naszym życiu i nie powinni�my go unikać. Wszystkie rozwinięte kultury i cywilizacje przywišzywały wielkš wagę do relacji z umierajšcym. Zdolno�ć do podjęcia takiej relacji, umiejętno�ć bycia z umierajšcym, sš wska�nikami prawdziwej dojrzało�ci człowieka. Wreszcie trzeba powiedzieć, że kontakt taki jest ogromnie wzbogacajšcy człowiek w obliczu �mierci mobilizuje nieraz ogromne pokłady mšdro�ci i dojrzało�ci, z których i my możemy czerpać. Napoczštek szczegółowychrozważańwarto zauważyć, że w odróżnieniu odwiększo�ci innych opisanych dotšd osób szukajšcych pomocy, człowiek w obliczu �mierci na ogół sam do nas nie przyjdzie. Nie dlatego najczę�ciej, że nie ma do�ć sił fizycznych jest wiele chorób, które choć stanowiš wyrok �mierci, jednak pozwalajš do�ć długo utrzymywać względnie dobrš formę. Nie przyjdzie, ponieważ ma silne, coraz silniejsze poczucie izolacji, należy corazbardziej do innego �wiata iw dodatku mapoczucie, że ten inny �wiat nie ma nic wspólnego z naszym, zdrowym. Co więcej, taki człowiek zaczyna dochodzić do przekonania, że w tym"�wiecie zdrowych" przeszkadza, że jest w nim intruzem. Oczywi�cie naszymi rozmowami nie odmienimy tego podstawowego, zwišzanego z perspektywš �mierci poczucia przynależno�ć do innego �wiata. Możemy natomiast pomóc przełamać niosšcšdodatkowe cierpienie izolacjęmożemy stworzyć pomost łšczšcy naszego znajomego ze �wiatem żywych. Póki żyje, nie powinien z tego �wiata odchodzić. Jakkażdy człowiek, potrzebuje innych ludzi, i to nie powinno mubyć odmówione aż do ostatniej chwili. Tym bardziej że jak zauważyli�my wyżej, człowiek ten ma również wiele "temu �wiatu" do dania, do przekazania. Trzeba mu tylko tę możliwo�ć wypowiedzi i dialogu stworzyć. Jak zainicjować kontakt z człowiekiem w obliczu �mierci, jak go odnale�ć? Często bywa, że nasz kolega znika nagle z pracy, szkoły czy uczelni. Przedłuża zwolnienia. Z półsłówek dowiadujemy się, że był w szpitalu, że był operowany, że nie wychodzi z domu, że to co� bardzo poważnego. Dobrze jest w takiej sytuacji przekazać mu przez kogo� pozdrowienia. Możliwe, że na nie odpowie i wyrazi chęć spotkania. Wówczas podejmijmy to zaproszenie. Bšd�my jednak nadzwyczaj delikatni je�li zaproszenia nie będzie, czekajmy. Może za jaki� czas, przy okazji kolejnych pozdrowień... Bywa, że nasz znajomy wraca jednak do pracy, chce być czynny do końca. Jest jednak inny, choć często stara się to ukryć. Wyczuwa się specjalny rodzaj dystansu, pomimo przebywania w�ród ludzi ro�nie izolacja. Jak skontaktować się z nim, jak rozpoczšć rozmowę? I znów obowišzuje nas ogromna delikatno�ć. Z jednej strony powinni�my dać wyraz naszym uczuciom życzliwo�ci i troski, z drugiej dać naszemu rozmówcy pełnšwolno�ć wyboru, a w tym i odmowy kontaktu, z trzeciej wreszcie winni�mY uniknšć wszelkiego podejrzenia o lito�ć, której nasz znajomy obawia się bodaj najbardziej. Polecałbym przede wszystkim oparcie się na własnym wyczuciu i intuicji. Dla przykładu można zaczšć choćby tak: Słyszałem, że trochę chorujesz. Jestem blisko ciebie i twoich spraw. Gdybym mógł być ci do czego� potrzebny daj mi sygnał. Sygnał ten może przyj�ć po jakim� czasie. Być może pod jakim� mało ważnym pretekstem pojawi się zaproszenie do rozmowy. Nie dziwmy się temu z pewno�ciš będzie chodziło o istotny kontakt. Człowiek w obliczu �mierci rzadko traci czas. Gdy już dojdzie do spotkania najważniejsze, to być i słuchać. To słuchanie będzie może w pewnym sensie łatwiejsze. Zbliżajšcy się ku �mierci człowiek ma na ogół dużš potrzebę wypowiedzenia sięna miarę jego dotychczasowej izolacji. Rzadko mówi o rzeczach nieistotnych. Rzadko też prosi o rady. Nie oczekuje pocieszania. Co do pouczania natomiast, to sami szybko spostrzeżemy, że to on może nas w wielu sprawach pouczyć. Zanim do tego jednak dojdzie, nasz kontakt może być wystawiony na szereg prób. Pierwsza próba polega na przezwyciężeniu naszej naturalnej skłonno�ci do pocieszania wbrew prawdzie. Mamy tendencję, by mówić naszemu znajomemu, że wyzdrowieje, że wszystko dobrze się skończy i tym podobne. Pamiętajmy, że nie jeste�my lekarzem naszego rozmówcy i dlatego nie mamy żadnych podstaw do wyrażania takich opinii. Powinni�my w ogóle starać się powstrzymywać od wypowiadania się w sprawie przebiegu choroby, sposobów leczenia i tak dalej. Nie powinni�my również próbować odpowiadać na pyta- nia w rodzaju: Czy to �miertelna choroba? Jak długo będę z tym żył? Z wszystkimi podobnymi zapytaniami odsyłajmy konsekwentnie do lekarza leczšcego naszego znajomego. Jest to tym ważniejsze, że najczę�ciej niestety brak tego typu pytań i rozmów w kontakcie lekarza z pacjentem. Je�li chorzy sami zacznš pytać, zwiększy się szansa na uzdrowienie całej sytua- cji. Również w przypadku wypowiadanych przez naszego roz- mówcę wštpliwo�ci czy wręcz braku zaufania co do metod le- czenia zachęcajmy do otwartej rozmowy z lekarzem. Tylko w takiej sytuacji lekarz ma szansę na skorygowanie swojego postępowania. Druga próba zwišzana jest z bólem oraz innymi dokuczli- wymi problemami, które często towarzyszš choremu w jego ostatnim okresie życia. Objawy takie mogš kontakt z nim nie- zwykle utrudniać . Z drugiej strony, nasz rozmówca może się ich krępować, wstydzić i dlatego na przykład unikać ludzi. Przede wszystkim powinni�my usilnie namawiać nasze- go znajomego, by szczerze i otwarcie ujawnił swoje dolegli- wo�ci lekarzowi i nie obawiał się stwierdzić, że przykładowo podawane leki sšnieskuteczne. Sprawa jest tak ważna, że w tej wyjštkowej sytuacji możemy sami interweniować. Na przyk- ład namawiajšc rodzinę chorego, by wspomogła jego "inter- wencję" lub też poprzez wspólnš z naszym znajomym wizytę u lekarza. Zrobimy tak oczywi�cie wyłšcznie wtedy, gdy przekona- my się, że sam chory nie ma do�ć siły czy zdecydowania, by sprawę skutecznie przeprowadzić. Oczywi�cie czasem (choć nie muszš być to sytuacje częs- te) zdarza się, że bólu czy innych dokuczliwych objawów nie da się do końca opanować. Bywa też, że sam chory nie życzy sobie stosowania �rodków przeciwbólowych. W obu tych ostatnich przypadkach będziemy się musieli pogodzić z obecno�ciš bólu w naszym kontakcie z chorym. Z upływem czasu jednak rola tego utrudniajšcego kontakt czynnika będzie malała, w miaręjak nasz znajomy - a zwłasz- cza my-będziemy akceptować naszš niemożno�ć zmiany sy- tuacji. Jednak zawsze najpierw należy spróbować opanować cierpienie, a dopiero potem się z nim godzić. Trzecia próba to cały szereg żalów, pretensji skierowa- nych do osób z otoczenia, krewnych, ludzi w ogóle, losu czy Boga. Jest to przejaw faktu, że znajomy nie pogodził się jesz- cze ze swoim stanem. Je�li nie może zmienić swojej sytuacji, próbuje niejako znale�ć winnego. Jest to prawdziwie ciężka próba dla nas. Zasada nieosšdzania ma tu pełne zastosowanie. Cierpliwie wysłuchujmy żalów, buntu naszego rozmówcy - przejdzie to, podobnie jak przechodzi burzowa zawierucha, sprowadzajšc ciszę. Je�li przez te próby przejdziemy zwycięsko, dokonamy rzeczy najważniejszej - przełamiemy psychicznš izolację na- szego rozmówcy. Teraz nasz znajomy będzie mówił o rze- czach coraz głębszych. Może opowie nam swoje życie, może podzieli się swoimi poglšdami filozoficznymi czy religijnymi. Możemy wówczas z jego strony usłyszeć wiele zaskakujšco mšdrych my�li. Będzie to nas wzbogacało i zarazem nagra- dzało nasz trud przej�cia przez wszystkie próby. Również i na tych głębszychpoziomach dużo może być py- tań, wštpliwo�ci, niepokoju. Czasem będš one wła�ciwe tylko naszemu rozmówcy, czasem będš wspólne. Nie obawiajmy się takiej sytuacji. Patrzšc wspólnie z człowiekiem stojšcym w obliczu �mier- ci na nasze istnienie, przejdziemy razem z nim drogę od nie- pewno�ci i zwštpienia do prawd niekwestionowanych i spokoj - nej nadziei. Prawdopodobnie raz jedna strona rozmowy, raz druga, będzie tutaj przewodnikiem. Jak wynika z poprzednich zdań, i wówczas nie powinni�my ukrywać naszej własnej głębi. Zachęceni przez naszego rozmówcę będziemy mówić o tym, co daje nam sens, nadzieję, w co wierzymy i co kochamy. W szczególno�ci nie obawiajmy się mówić o religii. Jednak każda nasza wypowied� dotyczšca głębi istnienia musi mieć charakter �wiadectwa, musi być nasza własna, wypowiedziana bezinteresownie, nigdy z intencjšpouczania czy korygowania drugiej strony. Może się zdarzyć, że nasz znajomy poprosi nas o skontaktowanie go z duchownym swojego wyznania. Przyj- mijmy to zlecenie jako wyraz dużego zaufania. Sš jednak również ludzie, którzy choć "noszš w sobie" dużš głębię, jednak nie dzielš się niš z innymi, zachowujšc dyskrecję nawet w ostatnich swoich chwilach. Uszanujmy i ta- kš postawę. Nie skłaniajmy naszego rozmówcy do zwierzeń, je�li sam nie zapoczštkuje tego tematu. Czasem milczenie by- wa bardziej wymowne niż najtrafniejsze słowa. Akceptujmy i uczmy się z szacunkiem podziwiać takie milczenie. Nasz rozmówca może zaczšć mówić o sprawach zaskaku- jšco konkretnych, na przykład radzić się, gdzie powinien być pochowany czy wypowiadać się na temat kształtu grobowca lub szczegółów pogrzebu. Może też poruszać sprawy dotyczš- ce dyspozycji jego majštkiem. Takie kwestie mogš nas szokować. Nic dziwnego -współ- czesna cywilizacja umie�ciła �mierć w kręgu spraw nieco- dziennych i nienormalnych, zatarła jej podstawowe znaczenie jako naturalnego kresu życia. A przecież dla człowieka w obliczu �mierci takie wła�nie zaskakujšce konkrety sš czym� zwykłym i ważnym zarazem. Dlatego nie bójmy się tych szokujšcych przeciętnego człowie- ka tematów. Pamiętajmy jednak o zachowaniu w tych spra- wach wielkiej delikatno�ci wobec rodziny naszego znajome- go. Nigdy nie powinni�my wchodzić w rolę "lepiej zoriento- wanego" czy eksperta od woli zmarłego. Zawsze zapytajmy, czy mówił już o tych sprawach z rodzinš, zachęćmy, by to zro- bił, a nawet podzielmy się naszymi wštpliwo�ciami co do swo- jej roli wobec rodziny. Pytania rodziny odsyłajmy zawsze do samego chorego, a po jego �mierci relacjonujmy jego wypo- wiedzi z wielkš ostrożno�ciš i wyłšcznie na żšdanie osoby, która uczuciowo była naszemu rozmówcy najbliższa. Często jednak lepsze jest milczenie. W końcu nadejdzie moment ostatecznego rozstania. Jest bardzo prawdopodobne, że w tej chwili nasz znajomy będzie chciał być tylko z najbliższš rodzinš. Uszanujmy to i je�li to możliwe pożegnajmy się z nim wcze�niej. To pożegnanie mo- że być prostym gestem wła�ciwym dla naszej przyja�ni, cza- sem spojrzeniem w oczy. Miejmy �wiadomo�ć tego momentu pożegnania, by go nie przegadać, nie przegapić, zachować. Je�li nasz rozmówca będzie chciał, by�my byli przy nim w chwili �mierci, powie nam to sam. Zapytajmy wówczas, czy tę sprawę przedstawił już swojej rodzinie i zachęćmy go do te- go. Powinni�my zachowywać niezwykłš delikatno�ć wobec rodziny chorego. Będšc już przy łożu umierajšcego nie ekspo- nujmy się, trzymajmy się raczej z boku, pozwólmy bliskim być blisko. Nie obawiajmy się - nasz chory przyjaciel będzie miał silne poczucie naszej obecno�ci i najprawdopodobniej da nam wyra�ny znak, że tak jest rzeczywi�cie. Nasz smutek po �mierci przyjaciela będzie miał czysto�ć kryształu. Jego dopełnieniem będzie wielka rado�ć z tak głę- bokiego kontaktu z człowiekiem i dziwna pewno�ć ponowne- go spotkania. Tak oto, drogi Czytelniku dobiegamy do końca naszych rozważań. To tyle mojej konsultacji. Ufam, że doda Ci ona nieco wiedzy, pokaże mój punkt wi- dzenia, a przede wszystkim da Ci odwagę, by wyj�ć na spotka- nie twojego zdesperowanego bliskiego. Bo tak naprawdę naj- ważniejszy jest ten pierwszy impuls odważnej życzliwo�ci, pierwszy krok -potem stopniowo czujemy coraz mocniejszy grunt pod nogami, zaczynamy powoli zdobywać własne do�- wiadczenie. Może się okazać, że Twoje do�wiadczenie nie całkiem zgadzać się będzie z moim. Nie ma w tym nic niewła�ciwego. Moja ksišżka nie jest zbiorem dogmatów, choć niektórych mo- ich do�wiadczeń jestem bardzo pewny. Zresztš w dziedzinie pomagania człowiekowi w kłopotach nie może być dogma- tów, ponieważ każdy człowiek jest inny i każda sytuacja jest inna. Podałem co prawda pewien zbiór reguł, ale od każdej re- guły sš wyjštki - niektóre nawet opisałem w ksišżce. Inne sam, drogi Czytelniku, odkryjesz, w miarę jak będziesz się spotykał z lud�mi na głębokim, najistotniejszym poziomie. Nie mam żadnych wštpliwo�ci, że do�wiadczenia, które wyniesiesz z pomagania ludziom, przydadzš Ci się w każdym głębszym kontakcie z drugim człowiekiem. Z przyjacielem, z Twoim chłopcem, z Twojš dziewczynš, z mężem i z żonš. Nawet je�li ten drugi człowiek nie potrzebuje akurat pomocy. Sztuka słuchania jest bowiem sztukšuniwersalnš, a ten kto potrafi słuchać, jest kim� niezwykle cennym i poszukiwanym. Sam się również. Czytelniku przekonasz, że otwarte słu- chanie zdesperowanego człowieka, współodczuwanie z nim, w dziwny sposób wzmacnia nasze własne poczucie sensu, u- jawnia naszš własnš rado�ć życia. Odmłodniejesz i rozwiniesz skrzydła -sam zobaczysz. I z pewno�cišnie będziesz dla faso- nu narzekać -przyczynisz się do zaniku tej niemiłej wady. Wreszcie ostatnie słowo do Ciebie: Je�li masz ochotę, podziel się ze mnš Twoimi do�wiadcze- niami: - Jak udało Ci się zastosować moje reguły i propozycje? - Co się sprawdziło? - Z czym się nie zgadzasz? - Jakie zupełnie nowe, nie objęte tš ksišżkš do�wiadcze- nia stały się Twoim udziałem? Twój list przyda się do następnego wydania ksišżki. Wy�- lij go na adres: Wydawnictwo W.A.B. ul. Nowolipie 9/11 00-150 Warszawa Spis tre�ci Czę�ć pierwsza Jak zdobyć odwagę? Jak dostrzec człowieka w kłopotach? Komu pomagać? Czy pomóc to znaczy pocieszyć? Czy należy spieszyć z pomocš ? Przede wszystkim wysłuchać Kiedy i jak długo słuchać? Gdzie słuchać? Jak słuchać? Jak przerwać rozmowe? Jak sobie to wszystko poukładać? Jak się konsultować? Co dalej? Czę�ć druga Kilka sytuacji szczególnych Zespół urojeniowy Głęboka depresja Uzależnienia Psychoza alkoholowa Czę�ć trzecia My�li samobójcze Nieuleczalna choroba Rzeczywista wina Utrata bliskiej osoby Zamiary samobójcze w okresie dojrzewania "Gra"'w samobójstwo Je�li nie uda się zapobiec Czę�ć czwarta "Gra w beznadziejno�ć" Czę�ć pišta W obliczu �mierci Koniec Opracowano jako plik tekstowy w maju 2000r.