Czy można porównywać naukę do religii? Oczywiście.
Długo nie pisałem i czuję się w obowiązku złożyć stosowne wyjaśnienia, szczególnie, że związane są one w pewnym stopniu z historią, którą chciałbym opowiedzieć. Otóż w listopadzie udało mi się szczęśliwie znaleźć zastępstwo i udałem się na drugą półkulę spokojnie popracować. Spędziłem parę tygodni w Perimeter Institute for Theoretical Physics w Waterloo w Kanadzie (o tym instytucie napiszę kiedyś, bo jest to miejsce wyjątkowe) i wsiadając do samolotu, który miał zabrać mnie do Europy wziąłem gazetę, w której znalazłem artykuł napisany przez Paula Davisa, nieco szurniętego fizyka i autora znanych książek popularnonaukowych, z których kilka ukazało się po polsku.
Tekst rzeczonego Paula Daviesa ukazał się w rubryce opinii (OpEd po amerykańsku) “New York Timesa” z 24 listopada i kiedy go po raz pierwszy czytałem, nie zrobił na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Davies pisze tak (pełny tekst oraz polemikę z nim można znaleźć na stronie “Edge“):
Nauka posiada własny, brany na wiarę, zestaw wierzeń. Punktem wyjścia jest założenie, że natura zbudowana jest w sposób racjonalny i zrozumiały. Nie można być naukowcem, jeśli sądzi się, że Wszechświat jest bezsensownym zlepkiem przypadkowego śmiecia. Fizyk badający coraz głębsze poziomy struktur subatomowych, albo astronom budujący coraz dalej sięgające teleskopy oczekują, że zobaczą struktury o coraz większej matematycznej elegancji. Jak do tej pory wiara ta okazuje się uzasadniona. […]
Będąc naukowcami musimy wierzyć, że Wszechświat rządzi się godnymi zaufania, niezmiennymi, absolutnymi, uniwersalnymi, matematycznymi prawami, których pochodzenie nie jest znane. […]
Przez lata zadawałem moim kolegom pytanie, dlaczego prawa fizyki są takie, jakie są? […] Najczęstsza odpowiedź brzmi: “Nie ma żadnej przyczyny, dlaczego są one takie a nie inne - po prostu są.” POMYSŁ, ŻE PRAWA PRZYRODY ISTNIEJĄ BEZ PRZYCZYNY JEST GŁĘBOKO ANTY-RACJONALNY. (wyróżnienie moje, JKG). […]
Jasne jest więc, że i religia i nauka oparte są na wierze - wierze w to mianowicie, że istnieje coś poza Wszechświatem, jak nie dający się zrozumieć bóg, lub nie dający się zrozumieć zestaw praw przyrody.
Wydaje mi się, że nie mamy szans na zrozumienie, dlaczego fizyczny świat jest taki, jaki jest, dopóki upierać się będziemy przy niezmiennych prawach czy meta-prawach, które istnieją bez powodu, lub narzucone zostały przez opatrzność boską. […] Innymi słowy prawa powinny dać się wyjaśnić “od wewnątrz Wszechświata” a nie poprzez odwołanie do czegoś na zewnątrz.
To tyle cytatów. Jak na moje oko wygląda to dość sensownie, wręcz bezdyskusyjnie. Dlatego właśnie, jak napisałem, tekst Daviesa nie zrobił na mnie w pierwszym czytaniu wielkiego wrażenia.
Po kilku dniach po powrocie odkryłem z niejakim zdumieniem, że wywody Daviesa wywołały burzę w blogsferze. Blogi prowadzone przez naukowców pełne były oburzenia: jak można porównywać NAUKĘ do religii! (Przypomina mi się przy takich okazjach scena z “Misia”, przy okazji ważenia grubasa na granicy: Jak by tak wszyscy przyjeżdżali chudsi byłoby nas coraz mniej! POLAKÓW!) Skądinąd sensowny facet, Alan Sokal grzmi: Zacieranie różnic pomiędzy religią i nauką jest czymś gorszym niż popełnianiem filozoficznego błędu: jest to nieodpowiedzialność! Itp. Itd.
A ja zastanawiam się, czy z nauką jest aż
tak źle, że boimy się przyznać, jak kruche są jej metafizyczne
podstawy?
Jerzy
Kowalski Glikman