Michalkiewicz Totalniacy bronią demokracji

Michalkiewicz: Totalniacy bronią demokracji

Ach, ileż my, biedni felietoniści, zawdzięczamy Czytelnikom! Właśnie jeden z nich zrelacjonował mi fragment rozmowy, jaką w radio TOK FM prowadził Wiktor Osiatyński z głównym cadykiem III RP Aleksandrem Smolarem. Pan Osiatyński wspomniał, jak to do niego, jako członka rady nadzorczej Fundacji Batorego, zwrócili się młodzi ludzie z prośbą o pieniądze na filmik zachęcający do udziału w wyborach. Filmik przedstawiał scenę korupcyjną, a całość uwieńczał morał w tym sposobie: idź na wybory, skończ z tym! Panu Osiatyńskiemu filmik się bardzo podobał i obiecał autorom pieniądze, a może nawet je im dał – za co pan Smolar strasznie go obsztorcował. Dlaczego? A dlatego – wyjaśnił po latach pan Osiatyński – że „nie wolno podrywać zaufania do demokracji i do demokratycznych procedur, a takie – skądinąd słuszne na pierwszy rzut oka – inicjatywy to zaufanie podrywają!”.
Właśnie po takim sposobie myślenia można rozpoznać totalniaków nawet na końcu świata. Zastąpcie tylko „demokrację” czy „procedury demokratyczne” komunistycznym zaklęciem „socjalizm” czy „sojusze” – a resztę argumentacji można pozostawić bez najdrobniejszej zmiany. W odróżnieniu od dawnych czasów, kiedy to i cadykowie, i mełamedzi z zapałem angażowali się po jedynie słusznej stronie socjalizmu i sojuszów – dopóki Chruszczow nie postawił na Nasera i kraje arabskie – dzisiaj Sanhedryn, a za nim jak za panią matką również szabesgoje, o socjalizmie cyt! – natomiast jednym susem wskoczyli do pierwszego szeregu płomiennych szermierzy demokracji, na którą nie pozwolą powiedzieć złego słowa.
Skąd u cadyków taka miłość do demokracji? Snop światła rzuca na to opinia Marksa, że demokracja musi doprowadzić do socjalizmu. Nie dla wszystkich jest to jasne, nie mówiąc już nawet, że oczywiste – a tak się szczęśliwie składa, że w ubiegłą sobotę miałem prelekcję o tym, „czy kapitalizm potrzebuje demokracji?” Jak wiadomo, demokracja ma dwa znaczenia. Pierwsze – jako metoda rozstrzygania sporów w ten sposób, że z góry przyznajemy rację większości; oraz drugie – jako metoda rekrutowania aparatu władzy w ustroju republikańskim przy pomocy powszechnego głosowania. Kapitalizm (od słowa capita, czyli głowa) zaś polega na tym, że o dostępie do rynku i możliwości działania na nim decydują właściwości podmiotu działającego: czy jest pracowity, pomysłowy, przedsiębiorczy, nie boi się ryzyka, a w dodatku ma szczęście. Już na pierwszy rzut oka widać wyraźnie, że kapitalizm może nie tylko funkcjonować, ale nawet rozwija się w warunkach braku demokracji – co potwierdza wiele historycznych przykładów, choćby Rosji za rządów Sergiusza Wittego. Demokracja zatem nie jest dla kapitalizmu niezbędna. A co jest niezbędne? Niezbędne są instytucje służące wolności w postaci klasycznego, to znaczy wynikającego z rzymskiego prawa, podejścia do własności – że jest to pełne władztwo nad rzeczą, przysługujące wyłącznie właścicielowi, z wyłączeniem wszystkich innych osób, z państwem włącznie – oraz gwarancje dla własności prywatnej. Niezbędna jest wolność gospodarcza, wynikająca z zasady volenti non fit iniuria („chcącemu nie dzieje się krzywda”), która powinna być podstawą systemu prawnego państwa; niezbędna jest wolność słowa oraz niezawisłe sądownictwo. Te instytucje służące wolności mogą wprawdzie istnieć również w ustroju republikańskim, ale mogą też istnieć w ustroju monarchicznym, w którym aparat władzy rekrutowany jest na zasadzie kooptacji, a nie demokracji. Nawiasem mówiąc, nawet nadużywająca demokratycznej retoryki Unia Europejska do demokracji odnosi się z wyraźną rezerwą, bo jedyny tamtejszy organ mający legitymację demokratyczną, tzn. Parlament Europejski, nie ma żadnej istotnej władzy, podczas gdy organy taką realną władzę posiadające, tzn. Rada Europejska, Komisja Europejska i Europejski Trybunał Sprawiedliwości, rekrutowane są na zasadzie kooptacji.
Na domiar złego po dwóch domowych wojnach białych ludzi, do jakich w obrębie cywilizacji zachodniej doszło w XX wieku, nastąpiło ogromne zwiększenie zależności obywateli od państwa, tzn. od rozrastającego się aparatu biurokratycznego. W 1913 roku udział wydatków publicznych w PKB w Niemczech wynosił 14,8 proc., w Wlk. Brytanii – 12,7 proc., a w USA – ok. 10 procent. W 2012 roku udział wydatków publicznych w PKB wynosił w Polsce już 44,6 proc., czyli trochę mniej niż w Zimbabwe (56 proc.) i wyraźnie mniej niż na Kubie (72,6 proc.), nie mówiąc już o Korei Płn., gdzie udział wydatków publicznych w PKB sięga 100 procent! Przeprowadzone w 1995 roku przez Centrum im. Adama Smitha badanie rozmiaru konfiskaty dochodu rodziny pracowników najemnych spoza rolnictwa (kryterium był przymus, więc badający wzięli pod uwagę nie tylko podatki, ale i tzw. składki ubezpieczeniowe) wykazało, że państwo konfiskuje 83 proc. dochodu. Część tego dochodu wraca potem do tej rodziny w postaci tzw. konsumpcji zbiorowej (edukacja, ochrona zdrowia, opieka społeczna) – ale znacznie mniej, a w dodatku ludzie ci nie mają żadnego wpływu na zakres i jakość dostarczanych przez biurokrację usług. Przede wszystkim zaś postępującemu uzależnieniu obywateli od państwa towarzyszy postępująca erozja instytucji służących wolności. Własność nie jest już traktowana jako pełne władztwo właściciela nad rzeczą, a do decyzji w sprawie zarządzania przedmiotem własności (np. przedsiębiorstwem) dopuszczone zostały inne osoby (związki zawodowe), które w dodatku nie ponoszą ekonomicznych konsekwencji swoich decyzji. Zasada volenti non fit iniuria jako podstawa systemu prawnego została odrzucona pod pretekstem ochrony przed wyzyskiem i postanowienia umów sprzecznych z zarządzeniami biurokracji są unieważniane, a dodatkowo pojawia się również przymus zawierania umów pod pretekstem walki z dyskryminacją (restauracja musi obsłużyć migdalących się publicznie sodomitów). Wolność gospodarcza zanika w gąszczu koncesji, licencji, zezwoleń i pozwoleń. Sądownictwo, nawet gdyby nie było zinfiltrowane przez agenturę, stało się niemal bezwłasnowolnym narzędziem w rękach biurokracji – faktycznej autorki „ustaw”, którym sądy „podlegają”. Postępującej erozji ulega również wolność słowa i dzisiaj za „oczywistą oczywistość” uważane jest, że jeśli jeden człowiek chce powiedzieć coś innemu za pośrednictwem radia czy telewizji, to musi prosić o pozwolenie trzeciego. Narzędziem, przy pomocy którego biurokracja dewastuje wolnościowe podstawy kapitalizmu, jest właśnie demokracja, w której korupcja w postaci obietnic większego udziału w wydatkach publicznych kosztem innych grup społecznych staje się podstawowym instrumentem rządzenia. W społeczeństwie, w którym z roku na rok maleje odsetek właścicieli, a rośnie odsetek obywateli otrzymujących się ze środków wydzielanych z funduszy publicznych, demokracja musi doprowadzić do stopniowego wyzuwania właścicieli z władzy nad bogactwem, jakie wytwarzają swoją pracą, i do przekazywania tej władzy w ręce biurokracji, w następstwie czego władza publiczna staje się głównym, jeśli nie jedynym dystrybutorem dochodu narodowego. Krótko mówiąc: demokracja w takich społeczeństwach prowadzi do socjalizmu, a w perspektywie – do komunizmu, w którym na wolność nie ma już miejsca. I to wyjaśnia przyczyny, dla których totalniacy tak chuchają i dmuchają na demokrację.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MICHALKIEWICZ GĘGACZE Z CICHYMI BRONIĄ?MOKRACJI (2)
Michał Bakunin,Międzynarodowy Alians Demokracji Socjalistycznej Program i Statut
Michał Bakunin,Program Tajnego Międzynarodowego Aliansu Demokracji Socjalistycznej
Tomasz Gabiś, Demokratyczne wojny totalne
Demokracja medialna stanisław michalczyk
demokracja 5
Państwa tzw Demokracji Ludowej
Charakterystyka Instytucji Totalnych
Demokracja bezpośrednia
michalpasterski pl 10 sposobw na nieograniczon motywacj
Nadszedł czas, by Michnik nauczył się żyć w demokracji
PLANETY SIĘ BRONIĄ, NAUKA, WIEDZA
zalety i wady demokracji, Nauka, Politologia i prawo

więcej podobnych podstron