Strona ramki
Ciężka karma
motywacją do rozwoju
Leszek Żądło
Pewna grupa osób świadomie i celowo wybiera sobie ciężkie
warunki życia. Są one przekonane, że jeśli życie jest pełne cierpień i
niesamowitych trudności, to mają szansę, by było ich ostatnim. Wierzą, że ciężka
karma jest im potrzebna po to, by mogli odpracować wszystko, co im potrzebne
przed oświeceniem, by wreszcie ich zła karma się wypaliła. I licząc na
oświecenie w zamian pakują się w ten sposób w coraz większe kłopoty i
nieszczęścia. Usiłują je mężnie znosić nie buntując się, bo wierzą, że muszą to
wszystko przejść, by ich karma została wypalona.
Efekty takiej praktyki są straszne, a oświecenia nie widać.
Jakże te osoby miałyby się oświecić, jeśli cierpią zamiast podnosić jakość swych
wibracji, czyli medytować, rozszerzać świadomość i doświadczać miłości?
Ciężka karma przez niektórych jest ceniona i z innego
powodu. Otóż wielu uważa ją za motywację do pracy nad sobą, nad swym rozwojem.
Tak czynią wszyscy, którzy nie dostrzegają wystarczających korzyści w rozwoju
duchowym. Zamiast podążać za marchewką, wolą uciekać przed kijem.
Wielu ludzi zauważa, że do rozwoju popychają ich dopiero
tragiczne lub bardzo bolesne przeżycia.
To normalne. Kiedy bowiem człowiekowi jest dobrze, miło,
przyjemnie i wygodnie, pragnie pozostać w tym stanie jak najdłużej. Nie ma sensu
winić go za to i oskarżać. Każdy bowiem ma prawo do radości i szczęścia. Co
więcej, okazuje się, że człowiek, który jest szczęśliwy, wcale nie musi w
przyszłości doświadczyć cierpienia, czy to dla wyrównania bilansu, czy w formie
kary za szczęśliwe życie. W ogóle coś takiego jak kara za szczęśliwe czy bogate
życie, to koszmarny pomysł, który ma na celu jedno tylko zadanie: doprowadzić
ludzi szczęśliwych do poczucia winy i cierpienia.
Swoiste mistrzostwo we wzbudzaniu tzw. współczucia
osiągnęli Jan Ch. Andersen oraz Amicis, których "bajkami" raczy się miliony
dzieci na całym świecie. Ach, do jakiej "szlachetności" nakłaniają one młodych
ludzi! Jad, który sączą w serca i umysły, zabija powoli i niezauważalnie. I
czynią to z rzekomą intencją rozwinięcia szlachetnych, pro-społecznych postaw!
Zupełnie podobnie jak buddyjska nauka o szlachetnym współczuciu czy
chrześcijańska o cierpiącej miłości.
Koncentrowanie uwagi na cierpieniu innych pozbawia nas
poczucia wewnętrznej mocy. Dziecko, któremu przedstawia się beznadziejne
sytuacje, czuje się tym bardziej bezradne, a bezradność utrwala się w nim z
wiekiem jako cecha charakteru. Wówczas zaczyna wierzyć, że jedyne, co może
uczynić dla innych, to złożenie ofiary ze swego życia. Bezradność staje się o
tyle większa, o ile dziecku stawia się zbyt trudne dla niego wymagania. To w
wyniku zapładniania umysłów
wyobrażeniami o nieuchronności bądź powszechności
cierpienia mamy dziś tak wiele osób bezradnych, przywalonych ciężarem
obowiązków, których nie sposób udźwignąć i ciężarem winy za to, że nie potrafią
sprostać wymaganiom, czy pomóc potrzebującym.
Wbrew pozorom, w tym szaleństwie jest metoda. Metoda
motywowania do rozwoju. Niektórzy bowiem z tych, którzy już dłużej tak żyć nie
chcą, zaczynają zmieniać siebie, zaczynają szukać prawd duchowych i możliwości
rozwoju duchowego.
Ktoś to genialnie obmyślił i trafił do serc ludzi poprzez
ich tendencje do koncentrowania uwagi na negatywnościach.
Ale ten kij też ma dwa końce.
Jako zadanie domowe znajdź ten drugi!
Oczywiście, to przekonanie o powszechności cierpienia.
Przekonanie, które każe współczuć, użalać się i trwać w cierpieniu jako czymś
niezmiennym i tajemniczym zarazem. Tą właśnie drogą podążyło chrześcijaństwo,
które wprawdzie obiecuje zbawienie, ale dopiero po śmierci.
Och, jakże beznadziejne musi być życie dobrego
chrześcijanina, który wierzy, że cierpienie nie opuści go do ostatniego
tchnienia!
I jak wielkie pragnienie śmierci!
Ach, jak bardzo potępia on tych, którzy cieszą się życiem
doczesnym. Potępia, bo podświadomie obawia się, że odwiodą go od destruktywnych
pomysłów na "godne" życie.
A jak się to ma do karmy?
Każdy, kto oczekuje cierpienia, doświadcza go.
A co z tymi, którzy pragną rozrywki i przyjemności?
Ci muszą sobie odpowiedzieć, po co dążą do uciech.
Najczęściej jest tak, że czynią to, by uciec przed cierpieniem, by o nim
zapomnieć. I tak próbując zapomnieć ciągle sobie o nim przypominają.
Przypominają poprzez lęk, że jeśli nie zapomną, to ono powróci.
Lęk przed cierpieniem nie motywuje ich do zmian
nastawienia, tylko do ucieczki w zapomnienie.
Tu muszę coś wyjaśnić. Otóż ponieważ karma zależy od
intencji, to nieprawdą okazuje się jedna z fundamentalnych nauk Buddy - ta
mówiąca o powszechności cierpienia. Są bowiem ludzie, którzy nie wiedzą, co to
znaczy cierpieć. A nie wiedzą, gdyż nigdy tego nie doświadczyli. Mają wysoką
samoocenę i wierzą w opiekę nad nimi potężnej boskiej mocy. Dostrzegają i
doceniają korzyści z życia w miłości i szczęściu, doceniają swój coraz wyższy
poziom rozwoju - urzeczywistnienia boskiej doskonałości w sobie.
Warto ich naśladować. Warto pójść ich śladem.
Friko.pl - Darmowe serwery WWWFriko_stopka.style.display = 'none';
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Co jest potrzebne do rozwoju mięśniCo jest potrzebne do rozwoju mięśniBartek Popiel Jak wzbudzic i utrzymac motywacje do dzialaniaW9 motywacja do pomagania innymTest przygotowania i motywacji do zaprzestania paleniaTest przygotowania i motywacji do zaprzestania paleniaMotywacja do naukiKoros, Bienkowski, Kostkowski Od motywacji do nagrody Eksperymentalne modele glodu i nawrotow picEmiluta Rozya Badania przesiewowe do wykrywania zaburzeń rozwoju mowy u dzieciDYSKUSJA ROZWOJU POJĘĆ W FIZYCE OD TEORII KLASYCZNYCH DO KWANTOWEJstrategia rozwoju społeczeństwa informacyjnego w Polsce do roku 2013więcej podobnych podstron