23 (152)



















A. Cole & C. Bunch     
  Sten

   
. 23 .    





    Mahoney ceremonialnie dolał czystego alkoholu do półlitrowego
kufla piwa. Wręczył kufel Carruthers i odwrócił się do trzech pozostałych osób.

    - Czy ktoś chce jeszcze dolewki?
    Rykor podniosła ogon i oblała Mahoneya małym wodospadem ze
swojego zbiornika.
    - Mam taki rozum, który nie potrzebuje więcej podniet, dziękuję
- zahuczała.
    Lanzotta pokręcił głową.
    Mahoney podniósł swój kufel.
    - Za przegranego.
    Wypili.
    - Jak to przyjął, kapralu?
    - Nie wiem, panie pułkowniku. Dzieciak jest lekko wystraszony.
Chyba myślał, że właśnie wiezie swój tyłek z powrotem do przeróbki na to
wysypisko śmieci, z którego przyjechał.
    - Jest tak głupi?
    - Ukrzyżowałem go, panie pułkowniku - powiedział Lanzotta. -
Mogę stwierdzić, że w tej chwili nie popełnił żadnej myśli.
    - Bardzo prawdopodobne. Jesteś świetny w powolnym torturowaniu,
Lan. - Mahoney przerwał na chwilę. - Rykor, przykro mi, że cię nudzę. Ale muszę
to im powiedzieć. Oczywiście wszystko jest tajne, przypominanie o tym to czysta
formalność. Ale dopóki rozmawiamy w zamkniętym gronie, możemy dać sobie spokój z
wojskowym drylem na jakiś czas.
    Carruthers usiadła sztywno i schowała nos w kuflu.
    - Potrzebuję bardzo szybkiej końcowej oceny. Rykor?
    - Nie mam powodów do zmiany mojej początkowej oceny. Wyniki
jego szkolenia, zgodnie z przewidywaniami, zbliżały się do rekordowych. Jego
profil nie zmienił się zasadniczo. W żaden sposób Sten nie może stać się dobrym
żołnierzem w Gwardii. Jego niezależność, instynktowna niechęć do autorytetów,
skłonność do samodzielnych akcji są wyjątkowo wysokie. Dla twoich celów wydaje
się idealny. Szczególne osobiste przeżycia, o których dyskutowaliśmy, kiedy
rozpoczynał szkolenie, pozostają ukryte tak samo, jak przedtem. Ale dzięki temu,
że dowiódł sam sobie powodzenia podczas treningu i przy kontaktach z innymi
ludźmi, jego osobowość wydaje się teraz stabilna.
    - Carruthers?
    - Sama nie wiem, jak to określić, sir. Ale to nie jest ktoś, z
kim chciałabym pracować. Nie jest tchórzem. Ale też nie ma zbytniej pewności
siebie. Na pewno nie w bezpośrednim szturmie.
    - Tylko raz "sir"! Brawo. Kup sobie jeszcze jedno piwo. Dla
mnie też.
    Mahoney przesunął swój kufel.
    - Zapewne mógłbym rozwinąć oświadczenie Carruthers powiedział
ostrożnie Lanzotta - ale nie ma potrzeby. Naukowy bełkot nie wyjaśni tego lepiej
niż ona.
    - No dalej, Lanzotta. Jak rwanie zębów. Wiesz doskonale, o co
mi chodzi.
    - Przeniósłbym Stena do Sekcji Modliszki. Przypomina mi
niektórych młodych zbójów, których usiłowałem dla ciebie utrzymać pod kontrolą.

    Carruthers obróciła się, wylewając piwo.
    - Pan był w Sekcji Modliszki, sierżancie?
    - Był moim bezpośrednim dowódcą - powiedział Mahoney. - I
odszedłem. Carruthers, nie masz o tym żadnego pojęcia. Ale istnieje cholerna
różnica pomiędzy szturmem wśród rozgrzanych walką żołnierzy a podcięciem gardła
jakiemuś małemu dyktatorowi, gdy leży w łóżku z dziewczyną. Pamiętasz to,
pułkowniku?
    - Które?
    Mahoney machnął ręką, a Carruthers podała sierżantowi kufel.
Lanzotta popatrzył w bursztynowy płyn, a potem odniósł naczynie.
    - Nie lubiłem tego. Nie byłem w tym dobry.
    - Diabła tam nie. Przeżyłeś. To jedyne kryterium. Lanzotta nic
na to nie odpowiedział.
    Mahoney uśmiechnął się i tkliwie pogłaskał Lanzottę po krótko
przyciętych włosach.
    - Wciąż jeszcze oddałbym połowę drużyny, gdybyś tylko zechciał
wrócić, przyjacielu. - Potem spojrzał na pozostałych. - Ustalenia?
    - Wskazane przeniesienie, Sekcja Psychiatryczna - powiedziała
krótko Rykor.
    - Przeniesienie wskazane - zgodziła się ostrożnie Carruthers.

    - Weź go, Mahoney - powiedział Lanzotta. Miał bardzo zmęczony
głos. - Dla ciebie będzie doskonałym zabójcą.









    Frazer zszedł z chodnika i
pospieszył w kierunku zoo. Denerwował się z powodu spotkania, a kaseta wideo
parzył - e mu kieszeń. Kupił bilet do zoo i powoli minął straż przy wejściu,
czekając na dłoń na ramieniu.
    Jego urzędniczy zmysł podpowiadał mu, że nie ma się czym
niepokoić - dokładnie zatarł ślady za sobą. Frazer był specem od komputera i
Imperialnej Biurokracji. W żaden sposób nikt nie mógł dowiedzieć się, dlaczego
tu jest.
    Zatrzymał się przy klatce tygrysa szablastozębego. Odsunął się
nieco, gdy bestia zaczęła przechadzać się tam i z powrotem. Jak wszystkie istoty
w tym zoo, tygrys stanowił część genetycznej historii rodzaju ludzkiego. Gdyby
Frater poszedł dalej, mógłby policzyć leniwce, owady z wielkimi skrzydłami i
olbrzymie, stałocieplne gady. Z miejsca, w którym stał, wyczuwał smród tych
gadów, surowego mięsa i poruszonego bagna...
    Morderca pojawił się obok niego.
    - Masz to?
    Frazer kiwnął głową i wręczył mu kasetę. Oczekiwanie
przeciągało się.
    Morderca powiedział:
    - Doskonałe.
    - Wybrałem kogoś, kogo aktami można łatwo manipulować -
powiedział Frater. - Musisz tylko wejść w to.
    Zabójca uśmiechnął się.
    - Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Jesteś najlepszy. Masz
dryg do komputerów.
    Ktoś wreszcie poznał się na talencie Frazera. Tylko on mógł
wejść w zbiór i wyłuskać z niego potrzebne informacje, nie zostawiając po sobie
żadnego śladu.
    - A... a pieniądze?
    Morderca wręczył mu kawałek papieru. Frater przyjrzał się temu
uważnie.
    - Czy są nieoznaczone?
    - Oczywiście, duma zawodowa i tak dalej. Możesz sprawdzić...

    Frazer był zadowolony. Żałował tylko, że Rykor nigdy nie dowie
się, jak bardzo jest sprytny.
    Morderca objął Frazera jednym ramieniem i odeszli trochę od
klatek.
    - Zastanawiasz się nad moją lojalnością - zaczął Frazer.
    - Właśnie tak - powiedział zabójca.
    Ramię opadło niżej, obejmując mocniej. Prawa ręka złapała
Frazera za policzki, lewa uderzyła w tył głowy. Rozległ się głuchy trzask.
Frazer opadł na ziemię. Martwy.
    Nie było nikogo w pobliżu, gdy morderca ciągnął ciało do tyłu,
w kierunku klatek. Podniósł, sprężył się i ciało Frazera poleciało w dół.
    Warczenie i odgłosy pożerania zakończyły sprawę.





następny   









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
23 VJSMKOCY6NIPS2CAQGIY4SDCJTBTFW6NGCBVNDA
000723 23
23
23 ROZ warunki i tryb postępowania w spr rozbiórek obiek
76,23,artykul
990929 23
23 triki iluzjonistyczne
Ćwiczenie nr 23
23 Powiklania poszczepienne
OBE, Atlantydzkie, 23 metody, Ld
23 (12)
Bieńkowska i inni Wykład Prawa Karnego Procesowego Ro 23

więcej podobnych podstron