136
XIX
Pan Kimble przemawia
- No, naprawdę nie wiem - oświadczyła pani Kimble.
Jej mąż, zmuszony do odezwania się pod wpływem najzwyklejszej na świecie
wściekłości, przestał być niemową.
Gwałtownym ruchem odsunął od siebie kubek.
- O czym ty myślisz, Lily? - warknął. - Nie posłodziłaś! Pani Kimble pośpiesznie
ukoiła jego gniew, po czym ponownie zajęła się rozwijaniem swojego tematu.
- Ciągle myślę o tym ogłoszeniu - powiedziała. - Napisane jest tu Lily Abbot,
czarno na białym. I jeszcze: "dawna pokojówka w St Catherine's w Dillmouth".
To przecież ja, nie?
- Hm - potwierdził pan Kimble.
- Po tych wszystkich latach... musisz się ze mną zgodzić, że to dziwne, Jim, co
nie?
- No - odparł pan Kimble.
- No to co mam zrobić, Jim?
- Daj sobie z tym spokój.
- A jeśli chodzi o pieniądze?
Pan Kimble z głośnym siorbaniem opróżnił kubek, szykując się do wysiłku
umysłowego, jakim miała być dłuższa wypowiedź. Odsunął kubek, poprzedził
swoją wypowiedź lakonicznym życzeniem: - Jeszcze! A potem przystąpił do
rzeczy.
- Kiedyś nieustannie gadałaś o tym, co to się miało zdarzyć w St Catherine's. Nie
zwracałem na to uwagi, myślałem
sobie, że to głupoty, takie babskie gadanie. Ale może i nie. Może coś tam się
stało. Tylko że wtedy jest to sprawa dla policji, a ty się w to nie mieszaj.
Wszystko jasne i skończyliśmy z tym, co nie? Mówię ci, dziewczyno, zostaw to w
spokoju.
- Dobrze ci tak mówić. A może chodzi o pieniądze, które mi zapisano w
testamencie. Może pani Halliday żyła przez cały ten czas, a teraz umarła i
zostawiła mi coś w spadku?
- Zostawiła ci coś w spadku? Po co? No? - odparł pan Kimble, uciekając się do
swojej ulubionej monosylaby dla wyrażenia nagany.
- A nawet jeśli to policja... Wiesz, Jim, czasami dają dużą nagrodę, jak ktoś poda
taką informację, która pomaga złapać mordercę.
- A co ty im możesz powiedzieć? Wiesz tyle, co sobie wymyśliłaś!
- To ty tak twierdzisz. Ale ja rozmyślałam...
- No - skomentował pan Kimble, zdegustowany.
- A właśnie że tak. Odkąd tylko zobaczyłam tę pierwszą informację w gazecie.
Może się i myliłam. Ta Layonee była trochę głupia, jak wszyscy cudzoziemcy, i
nie całkiem rozumiała, co się do niej mówi... i jej angielski był okropny. Jeśli jej
nie chodziło o to, o co, jak myślałam, jej chodziło... starałam się sobie
przypomnieć, jak się nazywał ten człowiek... bo jeśli to jego zobaczyła...
Pamiętasz ten film, o którym ci mówiłam? "Tajemniczy kochanek". Bardzo
ciekawy. Wyśledzili go w końcu, rozpoznali po samochodzie. Pięćdziesiąt tysięcy
dolarów zapłacił człowiekowi na stacji, żeby zapomniał, że tamtej nocy tankował
benzynę. Ile by to było w funtach? I był tam też ten drugi, i mąż, szalejący z
zazdrości. Wszyscy stracili dla niej głowę, tak to było. I w końcu...
Pan Kimble hałaśliwie odsunął krzesło. Podniósł się powoli, rozmyślnie
podkreślając swoją władzę. Szykując się do wyjścia z kuchni, postawił ultimatum,
ultimatum człowieka, któremu - choć zazwyczaj jest małomówny - nie brakuje
sprytu.
- Zostawisz całą tę sprawę, dziewczyno - zażądał - albo jak nic pożałujesz!
Skierował się do sieni, włożył buty (Lily bardzo dbała o podłogę w kuchni) i
wyszedł.
Lily usiadła przy stole; jej bystry móżdżek intensywnie pracował. Nie mogła,
oczywiście, otwarcie złamać zakazu, męża, ale jednak... Jim jest takim strachajłą,
tak się sprzeciwia wszystkiemu, co nowe. Gdyby tak był jeszcze ktoś, kogo by
mogła zapytać o radę. Ktoś, kto wiedziałby wszystko o nagrodach i policji, i o
tym, co to może znaczyć. Szkoda byłoby stracić szansę zdobycia dużych
pieniędzy.
Taki odbiornik radiowy... płyn do robienia w domu trwałej ondulacji... ten
wiśniowy płaszcz u Russella (tam są takie eleganckie ubiory)... a może nawet cały
zestaw mebli z epoki Jakuba do saloniku...
Podniecona, chciwa i krótkowzroczna, zaczęła snuć marzenia... Co właściwie
powiedziała wtedy ta Layonee?
I nagle wpadł jej do głowy pomysł. Wstała, złapała kałamarz, pióro i blok papieru
listowego.
Wiem, co zrobię - postanowiła. - Napiszę do doktora, brata pani Halliday. On mi
powie, co mam zrobić, to znaczy, jeśli jeszcze żyje. W każdym razie zdaje mi się,
że nie mówiłam mu o Layonee ani o tym samochodzie.
Przez pewien czas panowała cisza, którą zakłócał jedynie chrobot pióra Lily.
Bardzo rzadko zdarzało się, aby pisała list i ułożenie go sprawiało jej trudności.
W końcu jednak udało się, złożyła zapisaną kartkę, wsunęła do koperty i zakleiła.
Ale nie czuła się tak usatysfakcjonowana, jak oczekiwała. Była gotowa postawić
dziesięć do jednego, że doktor już nie żyje albo wyjechał z Dillmouth.
Czy był jeszcze ktoś?
Jak on się nazywał, ten facet?
Gdyby tylko mogła sobie to przypomnieć...
KONIEC ROZDZIAŁU
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
04 Morderstwo na Balu ZwycięstwaMorderstwo22Biografie seryjnych morderców Sagawa IsseiDemonstracja pod ambasadą Rosji Putin morderca, Tusk zdrajcaMorderstwo w Orient Expressie (Murder on the Orient Express)M Morderca M (1931) CD1mordercy zydow przed nazistowskim sadem specjalnymwięcej podobnych podstron