306 45




B/306: B.T.Spalding - Życie I nauka mistrzów dalekiego wschodu, tom 1
3








Wstecz / Spis treści / Dalej
* * *
Nazajutrz, pozbywszy się wszelkiego lęku, powróciliśmy do pracy ze wzmożonym zapałem. Następnego dnia rano zajęci byliśmy rzeźbami, wykutymi w ścianie skały, gdy nagle uwagę naszą zwróciło zachowanie się wartownika, stojącego u wylotu wąwozu, na wzniesieniu, z którego roztaczał się rozległy widok. Przez lornetkę polową zobaczyliśmy, że daje on jakieś ostrzegawcze znaki, zwrócony w kierunku wsi. Wkrótce wieśniacy zaczęli biegać we wszystkie strony, wyraźnie szukając schronienia w wąwozach w głębi gór. Wszyscy mieszkańcy wsi byli mocno poruszeni.
Zaczęliśmy nasłuchiwać i po chwili doszedł do naszych uszu daleki tętent zbliżającej się hordy. Jeden z naszych towarzyszy wspiął się na wzniesienie, z którego mógł ogarnąć wzrokiem okolicę. Zawołał do nas, że dostrzega już obłoki kurzu spowijające jeźdźców, którzy się zbliżają do wylotu wąwozu. Ukryliśmy nasze narzędzia w pobliskiej szczelinie, a sami znaleźliśmy schronienie wśród pobliskich urwisk i skał, skąd mogliśmy obserwować ruchy bandy. Przy wyjeździe z wąwozu bandyci się zatrzymali, pięćdziesięciu jeźdźców wysunęło się naprzód jako straż przednia i dopiero za nimi wjechała cała wataha, kłując ostrogami i smagając konie, co wraz z wydawanymi przez nich zuchwałymi okrzykami tworzyło trudny do opisania zgiełk. Nawet gdyby to nie było tak tragiczne, już sam widok tej pędzącej masy jeźdźców byłby przerażający.
Nasze stanowisko było bardzo korzystne, z powodu bowiem prostopadłych niemal zboczy wąwozu mogliśmy z łatwością obserwować hordę bandytów, pędzącą z nieodpartą, jak się zdawało, siłą morskiego przypływu. Przednia straż najeźdźców przemknęła już koło nas, a reszta bandy podjeżdżała szybko. Zwróciliśmy lornetki w kierunku wioski i zobaczyliśmy, że zapanował tam ogromny popłoch. Jeden z naszych towarzyszy, pracujący na występie skalnym i stamtąd obserwujący zbliżającą się hordę, teraz się odwrócił, spoglądając na drzwi wiodące do środkowego pokoju świątyni.
Wszystkie lornetki skoncentrowaliśmy na postaci Jezusa, który wyszedłszy z tych podwoi, wstąpił na występ skalny i stanął na jego krawędzi, zachowując wspaniałą postawę. Występ ten wznosił się prawie siedemset stóp nad miejscem, w którym byliśmy ukryci i był o blisko trzy mile odległy od nas. Słowa Jezusa dobiegały do nas jednak wyraźnie. Nasz towarzysz przebywający na występie skalnym, usiadł i zaczął stenografować, a ja uczyniłem to samo. Późniejsze porównanie stenogramów wykazało, że słowa Jezusa interpretowaliśmy bezbłędnie, pomimo wrzasków najeźdźców. Powiedziano nam później, że Jezus nie podnosił głosu i przemawiał, swym zwykłym, naturalnym tonem.
Gdy Jezus zaczął mówić, kompletny spokój ogarnął całą wioskę i jej mieszkańców. Oto jego słowa, przetłumaczone na język angielski przez samego Jezusa. Moją najżarliwszą modlitwą zawsze będzie prośba o to, abym nie zapomniał ich nigdy, chociażbym nawet miał żyć dziesięć tysięcy lat.
Światło.
“Gdy stojÄ™ tak, samotny w Twojej wielkiej ciszy, Boże mój Ojcze, wewnÄ…trz mnie goreje czyste Å›wiatÅ‚o, którego promienie przenikajÄ… każdy atom mej istoty. Å»ycie, miÅ‚ość, siÅ‚a, czystość, piÄ™kno, doskonaÅ‚ość
panują we mnie całkowicie. Gdy spoglądam w samo ognisko tego światła, postrzegam jeszcze inne światło: płynne," delikatne, złocistobiałe i promieniście świetliste
wchłaniające, opiekuńcze i wydzielające z siebie płomień większego światła.
Teraz wiem, że jestem Bogiem, że jestem zjednoczony z całym bożym wszechświatem. Szepcę do Boga, mojego Ojca, i jestem spokojny.
Spokojny w ciszy.
Jednak w tej całkowitej ciszy jest największa boska aktywność. Ciągle jestem spokojny i panuje wokół mnie zupełne milczenie. Promieniowanie tego światła rozpościera się na cały bezkresny wszechświat boży i wiem, że wszędzie istnieje świadome życie boże. Znowu odważnie powtarzam, że jestem Bogiem: jestem cichy i bez lęku.
Wywyższam Chrystusa w sobie i śpiewam chwałę bożą. Natchnienie ożywia tony mego śpiewu. Coraz to głośniej Wielka Matka wewnątrz mnie śpiewa o nowym życiu. Z każdym dniem głośniej i jaśniej przenika mą świadomą myśl, aż osiąga ona rytm boży. Ponownie wywyższani Chrystusa i uważnie nasłuchuję radosnej muzyki. Moją wytyczną jest harmonia, a tematem mojej pieśni jest Bóg, i Bóg uznaje moją pieśń jako prawdę.
Patrzcie, urodziłem się na nowo; Chrystus jest tutaj. Jestem wolny w wielkim świetle Twojego ducha, Boże mój Ojcze. Umieściłeś Swoją pieczęć na mym czole. Przyjmując Wysoko trzymam Twe Światło, Boże mój Ojcze. Ponownie przyjmuję".
Gdy Jezus skończył wypowiedź, oślepiający promień czystego białego światła wytrysnął ze środka słonecznej części jego ciała. Ten świetlisty promień spłynął do wąwozu w pewnej odległości od miejsca, gdzie skręca on ostro w lewo, tuż przed śpieszącą grupą konnych jeźdźców. W dosiężnym punkcie tego świetlnego promienia, wyrosła nagle wielka przeszkoda, coś, jakby kamienna ściana, z której wystrzeliły duże pociski, podobne do ognistych strzał. Pędzące konie zaniechały tak nagle swego szalonego biegu, że pospadało z siodeł wielu jeźdźców. Niektórzy znieruchomieli na chwilę z rękami i nogami w powietrzu, a potem bezwładnie zaczęli się staczać na dno wąwozu. Pozostający jeszcze w siodłach, usiłowali opanować swoje konie
okazaÅ‚o siÄ™ to jednak bezskuteczne, zarówno bowiem ich wierzchowce, jak i te już bez jeźdźców, rzuciÅ‚y siÄ™ oszalaÅ‚e z trwogi w pierwsze szeregi samego trzonu bandy, paraliżujÄ…c w ten sposób ich ruchy, podczas gdy dalsze szeregi, nie zdajÄ…c sobie jeszcze sprawy z niebezpieczeÅ„stwa, najeżdżaÅ‚y na nie, aż w koÅ„cu dno wÄ…wozu pod nami wypeÅ‚niÅ‚o siÄ™ kotÅ‚ujÄ…cÄ… masÄ… ciaÅ‚ ludzkich i koÅ„skich. Na chwilÄ™ zapanowaÅ‚a martwa cisza, poza dzikimi okrzykami przerażonych ludzi i oszalaÅ‚ych koni w miejscu, gdzie przednia straż w panicznej ucieczce zderzaÅ‚a siÄ™ z ciÄ…gÅ‚e nadjeżdżajÄ…cymi szeregami hordy. RozgrywaÅ‚y siÄ™ tu przerażajÄ…ce sceny. MiotajÄ…ce siÄ™ luzem konie wpadaÅ‚y miÄ™dzy szeregi, zrzucajÄ…c znowu wielu ludzi na ziemiÄ™ i z każdÄ… chwilÄ…, potÄ™gujÄ…c zamieszanie, aż wreszcie zaczęły wierzgać i tÅ‚oczyć siÄ™, wydajÄ…c przeraźliwe odgÅ‚osy, jak to może uczynić tylko zwierzÄ™ w chwili obÅ‚Ä™dnego i Å›miertelnego przerażenia. Straszliwa panika ogarnęła caÅ‚Ä… watahÄ™ stÅ‚oczonÄ… w wÄ…wozie u naszych stóp. Wtem zobaczyliÅ›my, że ludzie siÄ™gajÄ… po swe krótkie mlecze i tnÄ… nimi we wszystkich kierunkach; inni znowuż zaczÄ™li strzelać do ludzi i koni, usiÅ‚ujÄ…c utorować sobie drogÄ™ ucieczki. Wkrótce rozgorzaÅ‚a, walka, na Å›mierć i życie, zakoÅ„czona panicznÄ… ucieczkÄ… tych nielicznych bandytów, którym siÄ™ udaÅ‚o wyjść caÅ‚o z potwornej rzezi; dno wÄ…wozu natomiast usÅ‚ane byÅ‚o stosami trupów oraz rannych ludzi i koni. WyszliÅ›my natychmiast z naszych kryjówek, aby ratować rannych, a wszyscy mieszkaÅ„cy wioski i nasi towarzysze poszli w nasze Å›lady. RozesÅ‚ano goÅ„ców na wszystkie strony z proÅ›bÄ… o pomoc. PracowaliÅ›my gorÄ…czkowo przez caÅ‚a noc, aż do nastÄ™pnego ranka. W miarÄ™ jak siÄ™ nam udawaÅ‚o wydobywać rannych spod trupów, Jezus i nasi towarzysze siÄ™ zajmowali nimi. Po opatrzeniu ostatniego rannego wróciliÅ›my do domu na Å›niadanie. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu zastaliÅ›my tam bandytÄ™ rozmawiajÄ…cego z Emilem. Nie wiedzieliÅ›my, że Emil tu jest SpostrzegÅ‚ nasze zdumienie i rzekÅ‚: “O tym porozmawiamy później". Po Å›niadaniu wyszliÅ›my z domu z naszym kierownikiem, który opowiedziaÅ‚ nam, że wraz z Emilem znaleźli bandytÄ™ ciężko rannego i niemogÄ…cego siÄ™ ruszyć, gdyż byÅ‚ przygnieciony zabitym koniem. Wydostali go i przenieÅ›li do tymczasowego schroniska, a potem wezwali naszÄ… gospodyniÄ™ i powierzyli go jej opiece. Po opatrzeniu ran bandyta zapytaÅ‚ naszÄ… paniÄ…, czy zechce poprosić Boga o wskazanie mu sposobu bycia, aby mógÅ‚ siÄ™ upodobnić do niej. PoprosiÅ‚ jÄ… również, aby nauczyÅ‚a go siÄ™ modlić. ZapytaÅ‚a go wiÄ™c, czy chce być zupeÅ‚nie zdrowy, a on odpowiedziaÅ‚: “Tak, tak zdrowy jak ty". RzekÅ‚a mu: “PoprosiÅ‚eÅ› o zdrowie i proÅ›ba twa zostaÅ‚a wysÅ‚uchana-jesteÅ› już caÅ‚kiem zdrów".
Bandyta pogrążył się w głębokim śnie. W czasie obchodu o północy, nasz kierownik stwierdził, że rany tamtego zagoiły się bez śladu jakiejkolwiek blizny. Człowiek ten wstał, ubrał się i zadeklarował swą pomoc w ratowaniu innych.
Stwierdziliśmy również, że bardzo wielu ludzi, których uważaliśmy już za konających wyzdrowiało zupełnie. Niektórzy z nich, aż się kulili ze strachu, widząc zbliżających się naszych towarzyszy, tak że musieliśmy odseparować ich od innych.
Po skoÅ„czeniu samarytaÅ„skiej pracy, “Czarny"
takie mu nadaliśmy miano
poszedł do swych rannych towarzyszy i usiłował uspokoić ich obawy. Wielu z nich sprawiało wrażenie schwytanych w potrzask zwierząt: obawiali się, że oczekuje ich straszliwa śmierć w torturach, taka jaką przewidywało prawo w ich kraju w razie schwytania bandyty. Tak głęboko byli o tym przekonani, że nie mogli uwierzyć w okazaną im dobroć. Lękali się, że leczy się ich dlatego, aby potem móc dłużej męczyć. Wszystkich w końcu wyleczono z ran, chociaż kilku z nich opóźniało miesiącami swe wyzdrowienie, sądząc zapewne, że w ten sposób odwlekają stosowanie tortur. Nieco później Czarny zorganizował ze wszystkich byłych rannych, którzy się na to zgodzili, oddział obronny, mający bronić wsi w razie ponownych napadów bandyckich i namówił wielu mieszkańców wioski do przyłączenia się do niego. Jednakże od tej chwili, jak się dowiedzieliśmy później, bandyci już nigdy nie próbowali napadać na tę okolicę. Dwie nasze ekspedycje, udające się na pustynię Gobi, przechodziły potem przez tę miejscowość. Czarny wraz ze swym oddziałem przeprowadził je przez cały kraj, liczący ponad czterysta mil
i ani on, ani jego towarzysze nie chcieli przyjąć za to zapłaty. Dowiedzieliśmy się następnie, że robił on wiele dobrego w swej okolicy i że poświęcił życie dla bezinteresownej służby bliźnim.
O koło południa następnego dnia wszyscy ranni byli już opatrzeni i się upewniliśmy ostatecznie, że nie było nikogo żywego wśród trupów na pobojowisku. W powrotnej drodze do domu na obiad i tak bardzo potrzebny odpoczynek, jeden z naszych głośno wypowiedział myśl, która nas wszystkich nurtowała od wielu godzin: w jakim celu dokonała się taka straszna rzeź, takie okropne zniszczenie życia? Byliśmy śmiertelnie zmęczeni i przeżyliśmy straszny wstrząs. Cały ciężar niesienia pomocy, zwłaszcza w pierwszych godzinach, spadł na nasze barki, mieszkańcy wioski bowiem tak się obawiali bandytów, że z trudnością namówiliśmy ich do wspomożenia nas. Wieśniacy nie mogli zrozumieć, dlaczego mają ratować tych, którzy nastawali na ich życie. Wielu odczuwało głęboki wstręt do trupów. Gdyby nie nasi towarzysze, mieszkańcy wioski opuściliby tę miejscowość i nigdyby do niej nie powrócili My zaś byliśmy znużeni i przygnębieni po tych najstraszliwszych wydarzeniach w naszym życiu. Wróciliśmy do mieszkania, odświeżyliśmy się i zasiedliśmy do stołu zupełnie wyczerpani nerwowo. Wkrótce podano jedzenie. Byliśmy sami, gdyż kierownik wraz z kilkoma towarzyszami i Lin-Chu, czyli Czarnym, udali się raz jeszcze do wąwozu. Po skończeniu posiłku poszliśmy do naszych pokoi i spaliśmy wszyscy do następnego popołudnia.
W czasie ubierania się ktoś z nas zaproponował, abyśmy natychmiast się udali do naszego sanktuarium, jak nazywaliśmy górną salę świątyni. Wyszedłszy z mieszkania, poszliśmy w kierunku świątyni, tak jak to mieliśmy w zwyczaju. Doszliśmy już do drabiny prowadzącej do wejścia do tunelu, gdy nasz towarzysz idący przodem, postawiwszy już jedną nogę na szczeblu, rzekł:

Co się z nami stało? Jeszcze przed paroma dniami byliśmy tacy radośni i szczęśliwi, chodząc Swobodnie z miejsca na miejsce; wykonaliśmy w ciągu trzech miesięcy pracę, o której sądziliśmy, że potrwa wiele lat. Nasze jedzenie zjawia się na stole, i to bez żadnych starań z naszej strony. A teraz nagle powróciliśmy do naszych dawnych przyzwyczajeń. Chciałbym wiedzieć, co jest tego przyczyną* Widzę tylko jedną
zanadto przejęliśmy się wypadkami, któreśmy ostatnio przeżyli i to nam teraz przeszkadza, ale jeżeli o mnie chodzi, to już się z tego wyzwoliłem, nie przejmuję się już tym zupełnie, tylko wielbię Boga i myślę o Nim. Jest to już zupełnie poza mną.
I gdy tak staliśmy, patrząc na niego, nagle zdaliśmy sobie sprawę, że go już nie ma, że zniknął nam z oczu. Osłupieliśmy na chwilę, widząc, co ten człowiek osiągnął; pomimo to żaden z nas nie mógł się pozbyć tego, co nas krępowało, jakkolwiek wiedzieliśmy dobrze, że przejmujemy się sprawą w ogóle nas nie dotyczącą. W końcu jednak musieliśmy wejść na drabinę, przejść przez tunel, a potem przez różne pokoje, aby dojść do celu. Wszedłszy do naszego sanktuarium, zastaliśmy już tam naszego towarzysza. Podczas gdy o tym wydarzeniu rozmawialiśmy, w drzwiach prowadzących na występ skalny, ukazali się: Jezus, nasz kierownik i reszta towarzyszy. Usiedliśmy, a Jezus zabrał głos:
“Tak wielu ludzi oÅ›wiadcza, że ma wszystko to, co ma Ojciec. I majÄ… rzeczywiÅ›cie to wszystko, co ma Ojciec, ale nie stanie siÄ™ to faktem, dopóki nie bÄ™dÄ… mieli odwagi uczynić nastÄ™pnego kroku i dostrzec w sobie Boga
być" tym wszystkim, czym jest Bóg; wtedy dopiero to osiągną. Gdy człowiek w swym ograniczonym ludzkim pojęciu widzi ujawniającego się Chrystusa-wyższa osobowość promieniuje światłem, jego. wzrok się zaostrza: sięga dalej i widzi wyraźniej. Dostrzega, że jego wyższa osobowość wibruje szybciej niż niższa, którą również widzi. Wydaje się, że to są dwa różne ciała. Zdaje się mu także, że ciało, które postrzega oddzielone i poza swym ciałem, jest Chrystusem innego człowieka. To, co mu się wydaje dwoma ciałami, jest tylko złudzeniem, dlatego iż nie wierzy, że jest Chrystusem. Jeżeli jednak oświadczy, że jest Chrystusem i uzna ten fakt, w tej samej chwili oba ciała się połączą i w tym złączeniu ujawni się Chrystus. Jeżeli teraz ten człowiek postąpi jeszcze o krok dalej i oznajmi, że jest Chrystusem Bożym, w tej samej chwili się Nim stanie. Ponieważ Syn Boży stanowi jedno z Ojcem, z Bogiem-Ojcem, człowiek idzie prosto do Ojca, ale w tym celu musi uczynić jeszcze krok. Jest on najważniejszy i wymaga zdecydowanej śmiałości, ponieważ wszelka obawa, wynikająca z ograniczenia ludzkich pojęć, musi być przezwyciężona, musi się wznieść
wprost do Boga, do źródÅ‚a, do Ojca i oÅ›wiadczyć stanowczo, wiedzÄ…c niezbicie, bez strachu, bez wzglÄ™du na dawne przesÄ…dy i ludzkie wierzenia, że on jest Bogiem, że jest caÅ‚kowicie zjednoczony, stopiony z Bogiem i że tym samym jest miÅ‚oÅ›ciÄ…, mÄ…droÅ›ciÄ…, zrozumieniem; że jest substancjÄ…, że jest każdym przymiotem Boga Ojca, ŹródÅ‚a, Zasady. Musi to przyjąć z takÄ… pokorÄ…, jakÄ… siÄ™ okazuje w stosunku do Boga. Przez takiego czÅ‚owieka wszystkie wÅ‚aÅ›ciwoÅ›ci boże spÅ‚ywajÄ… na Å›wiat caÅ‚y. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Gdy siÄ™ zjednoczysz i roztopisz w Bogu, nie ma dla Ciebie nic niemożliwego. Nie tylko masz to wszystko, co ma Ojciec, ale jesteÅ› czÅ‚owiekiem-Chrystusem, Chrystusem Bożym, Bogiem: trzema osobami w jednej. Duch ÅšwiÄ™ty zamieszkuje w tobie. CaÅ‚y ja«
duch w twórczej działalności jest w tobie. Gdy to już uznasz, wtedy zarówno ty, jak wszyscy inni będziecie śpiewać hymn pochwalny imienia Chrystusa
nie osobowego imienia Jezusa, ale Chrystusa. Aniołowie padną na twarz, a ty królewskim diademem ukoronujesz Chrystusa, pana wszystkiego. Nie koronujesz osobowości Jezusa, ale koronujesz Chrystusa, a Chrystus zasługuje na największy i najwspanialszy diadem ze wszystkich królewskich koron. Żadna korona nie może uchodzić za zbyt wspaniałą czy boską dla ukoronowania zwycięskiego Chrystusa. Wiedzcie, że ktokolwiek zechce, może przyjść. Może wystąpić i stać się triumfującym Chrystusem. Niech przyjdą ci, którzy tego chcą.
Gdy mówicie: Bóg
ujrzycie w sobie Boga. W waszych wystąpieniach powinniście żądać przejawienia Boga. Bóg nie może być fanatykiem ani samochwałem, ani samolubem i nie może nim być Chrystus. Bóg-człowiek, obraz i podobieństwo Boga. Możecie być tylko Bogiem i nim jest Bóg-człowiek. Ja jestem w Ojcu, ą Ojciec jest we mnie. Ja i mój Ojciec jesteśmy jedno, w całej pokorze serca i wszechmocnej wielkości. Bóg i zjednoczony w Nim cały rodzaj ludzki są wszechmocni, są wszechmocą bożą.
To, co się zrodziło w naszej, tzw. niegodziwej myśli, podniesione jest do chwały, ponieważ niegodziwość myśli została zmazana. To, co powstało jako obraz ziemski, musi się stać i stanie obrazem boskim, gdy wy sami się wzniesiecie do tego idealnego obrazu.
Mówię wam, że teraz, w tej chwili jest sprzyjający moment dla was, aby wyjść z tego zewnętrznego zamieszania i doznać pokoju i błogosławieństw bożych oraz oblec się światłem bożym. Z całą pokorą włóżcie na swe głowy koronę chrystusową, albowiem jeśli nie zrobicie tego sami, nikt inny tego nie zrobi.
Wznieście się i bądźcie częścią wielkiego białego tronu, źródłem światła. Zjednoczcie się z tymi, którzy to osiągnęli w ten sam sposób; bądźcie nie tylko z Bogiem, ale bądźcie Bogiem, prawdziwie Bogiem. Wtedy potraficie rzeczywiście wykazać się boskimi cechami przed całym światem. Jak może Bóg
energia ujawnić się inaczej, jeśli nie przez człowieka? Nie ma żadnego innego organizmu na całej Ziemi, który mógłby wibrować z taką szybkością i częstotliwością; wskutek tego zdolny on jest odczuwać, a potem wytwarzać i przekształcać tę najwyższą energię, która umożliwia człowiekowi wyrażenie Boga przed całym światem. Czyż jest inny sposób dokonania tego, jeśli nie za pośrednictwem tego udoskonalonego ciała, którym wy jesteście, jeśliście to ciało całkowicie opanowali? Opanowanie to jest równoznaczne z osiągnięciem absolutnego mistrzostwa, stopnia mesjasza, uczniostwa. Tylko wtedy panujecie nad tym ciałem i jesteście w doskonałej z nim harmonii, gdy posiedliście całkowite władanie wszystkimi atrybutami Trójcy Świętej. Jesteście człowiekiem jaźniowym (człowiekiem Jam Jest), Chrystusem, Chrystusem Bożym; następnie łącząc tych trzech z Bogiem Najwyższym, stajecie się Bogiem.
To jesteście wy, człowiek powszechny (cała ludzkość), rozszerzający wasze widzenie i dostrzegający prawdę koło siebie, mówiący o tym, że istnieje dla was lepsze i wyższe życie, niż krąg doznań życia światowego. Dostrzeżecie to, idąc prawą ścieżką w istotnej zgodzie i harmonii z najwyższymi ideałami, które możecie wcielić i do których możecie dążyć w miłości, czci i uwielbieniu.
Przy pierwszym kroku, wy
ludzie, stajecie się człowiekiem chrystusowym, jednorodzonyni Synem Bożym. Przy następnym stajecie się Chrystusem Bożym przez widzenie człowieka chrystusowego, Chrystusa Bożego. Połączyliście człowieka chrystusowego z Chrystusem Bożym; dalej, by dojść wprost do Źródła, musicie osiągnąć tego Jedynego
Boga Ojca. Doprowadziliście człowieka jaźniowego do człowieka chrystusowego, potem przeistoczyliście człowieka chrystusowego w Chrystusa Bożego, czyli Pana Boga. Potem w następnym stadium przemieniliście Chrystusa Bożego w wieczyście żywego Boga. Ci, którzy zdawali się dwoma, stali się jednym
Bogiem. Jesteście obrazem i podobieństwem Energii Najwyższej, Boga Ojca wszystkiego. Nie będzie dla was rzeczy niemożliwej, jeżeli nie zejdziecie i się nie zachwiejecie na tej prawej ścieżce. Musicie na niej być absolutnie nieustraszeni i prawi, obojętni na to, co pomyśli świat Przy takiej postawie i uznaniu waszego władztwa oraz odmiany życia stajecie w jedni z Ojcem, rozpościerającą się i wiecznie obecną Najwyższą Zasadą Wszechrzeczy.
Czyż w tym świetle Biblia wasza nie stanowi wielkiego alegorycznego opisu rozwoju duchowego i wzniesienia się człowieka, gdy jest ona właściwie rozumiana i rzetelnie stosowana? Ta strzała światła, którą przedstawiono jako przychodzącą do mnie z nieba, promieniowała z mego ciała na zewnątrz.
To prawda, że Å›wiatÅ‚o byÅ‚o niebieskie, gdyż niebo jest wszÄ™dzie dookoÅ‚a nas i jest wibracjÄ… Å›wiatÅ‚a. Rzeczywiste centrum, ognisko, punkt wyjÅ›ciowy nieba musiaÅ‚ być, wÅ‚aÅ›nie wewnÄ…trz mego ciaÅ‚a. Dlatego to Å›wiatÅ‚o niebieskie musiaÅ‚o wychodzić ze mnie. Moje Jam Jest« musiaÅ‚o pozwolić tej esencji Å›wiatÅ‚a wejść we mnie; potem musiaÅ‚em tÄ™ energiÄ™ Å›wiatÅ‚a przetworzyć, aby można jÄ… byÅ‚o wysÅ‚ać w takim zagÄ™szczeniu, jakiego Bóg, Jam Jest«, pragnie. Gdy to siÄ™ dokona, nic nie może siÄ™ oprzeć potÄ™dze tego czystego Å›wiatÅ‚a. To sÄ… promienie Å›wietlne emanujÄ…ce z mego ciaÅ‚a, które oglÄ…dacie na obrazach artystów, przedstawiajÄ…cych mnie w Getsemani. Promienie tego Å›wiatÅ‚a wychodziÅ‚y z mego ciaÅ‚a, a nie pochodziÅ‚y z nieba.
Właśnie w ten sposób możecie przetworzyć siłę boską i wysłać ją z taką mocą, iż staje się nieodparta. To jest moc boska poznana wszędzie dokoła nas, której wolno wchodzić, być zapłodnioną i przetworzoną w waszym ciele, a potem wysyłaną przez reflektor.
Tych rzeczy mogą wszyscy dokonać, gdy przyjmą postawę boską, swe boskie dziedzictwo, Chrystusa Bożego, wszystkich stanowiących jedność. Jest to boskie i wyraźne hasło dla całej ludzkości.
Im bliżej ludzkość podchodzi do tego wielkiego promienia uzdrawiajÄ…cego, tym prÄ™dzej zmazana bÄ™dzie niezgoda i dysharmonia. Jeżeli bÄ™dziecie żyli w tej wibracji Å›wietlnej, która jest Å›wiatÅ‚em caÅ‚ego Å›wiata, i wszyscy przybliżycie siÄ™ do niej, to bÄ™dziecie bliżsi prawdziwej ojczyzny czÅ‚owieka. Odkryjecie wtedy, że Jam Jest« jest Å›wiatÅ‚em caÅ‚ego Å›wiata. OglÄ…dajcie Boga, stół jest nakryty. PodnieÅ›cie to potężne Jam Jest* boskie. PodnieÅ›cie to ciaÅ‚o do Boga, a wtedy i wy, i wszyscy ukoronowani bÄ™dziecie koronÄ… wszystkiego.
Włóżcie tę koronę na własną głowę, gdyż nikt inny nie może tego uczynić za was".



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tosnuc 600M VMC 45 M442 81 3
45 Olimpiada chemiczna Etap 0
45 7SH~1
11 (306)
45
45 Garbat Paszkowicz
306 16 (2)

więcej podobnych podstron