Uroczystości Reytenowskie w Hroszówce dnia 21 maja 1928
roku.
(
Sprawozdanie delegata „Życia Szkoły”).
W piękny majowy dzień mknęliśmy rozklekotanym fordem po tłustej jak
nowogródzka ziemia drodze, wiodącej z niezbyt uroczych Baranowicz do oddalonej o
4 mile Hroszówki. Mijaliśmy piękne faliste okolice, przecinaliśmy zębate linie po
większej części nie zasypanych jeszcze okopów, kłębowiska drutów kolczastych,
rozwalone blindaże, dwory zniszczone lub wznoszące się z gruzów powolną i wytrwa-
łą pracą, wycięte w pień lasy, teraz jasną zielenią brzeźniaków świecące: cała
tragedia tego kraju przesuwała nam się przed oczyma. Widoki te nasuwały nam na
myśli nawał wspomnień z czasów, gdy kraj ten był mlekiem i miodem płynący, gdy
piękna ta ziemia usiana była bogatemi dworami, ośrodkami kultury i gniazdami
polskości. Teraz widzieliśmy zgliszcza, nieomal dymiące jeszcze, ruinę, zniszczenie i
popioły.
Dojeżdżamy do Hroszówki. I znów nawał wspomnień. Dwór stoi, ale jakiś niepodobny
do tego pięknego dworu sprzed wojny. Zniszczenie znać na każdym kroku. A przecież
dwór w Hroszówce ma jeszcze dach, ma drzwi, okna, podłogi i piece, jest mieszkal-
nym; a ileż to dworów zostało zupełnie zburzonych, z ziemią zrównanych, ile wznosi
jeszcze opalone mury, pustemi oczodołami okien płaczące nad własną ruiną, ile to
ognisk kultury zgaszonych zostało brutalną stopą wojny. Wychodzimy na pole. Oko,
przywykłe do widoku wieńca przepięknych lasów, całą Hroszówkę okalających, a
przez wojnę w pień wyciętych, dziś gubi się w niskiej linii zagajników, smutnych
resztkach kniei, z których dziesiątki lat dawną puszczę uformować zdołają.
Pod dawnym lasem, w odległości kilometra od dworu, na pagórku, panującym nad
okolicą, stoi ładna gotycka kaplica. Zdziwienie nasze nie ma granic, gdy widzimy
staranność, porządek i estetykę otoczenia, gdy widzimy odnowione po wojnie mury,
żadnym śladem pocisku nie spękane, dach z czerwonej dachówki, przez czas nie
pokryty jeszcze zielenią, ładne murowane ogrodzenie, utrzymane w gotyku,
wewnątrz trawniki, kwiaty, krzewy. Ta pieczołowitość opieki nad kaplicą świadczy
wymownie o żywem uczuciu tradycji, mającem miejsce w sercach naszych
gospodarzy. Wewnątrz biała i czysta kaplica tonie w zieleni jodełek i brzózek,
majowe słońce, wpadając przez gotyckie okno, kładzie na kamiennej podłodze złote
plamy, a biały Chrystus na krzyku rozciągniętemi ramionami błogosławić zda się tej
kaplicy, ludziom, co pomnik ten Bogu na cześć wystawili i całym kresom białoruskim,
czerwonym kordonem okrutnie rozdartym, których myśli i nadzieje tu w tej malej
kaplicy zamknąć się mają dnia tego. Z zewnątrz kaplica i cale otoczenie zda się
łopotać od flag narodowych, na wietrze rozpostartych.
Zwolna pod bramą kaplicy poczyna zbierać się tłum ludzi ciekawych uroczystości,
przybywają kolejno szkoły z Lachowicz i wsi okolicznych, straż ogniowa, potem
zajeżdżają sznurem bryczki i powozy, przywożące gości, potem nadciągają
samochody z Baranowicz, wiozące delegatów, wreszcie pięknym autem nadjeżdża
wojewoda nowogródzki Beczkowicz, starosta Kulwiec i poseł Rdułtowski. Wszyscy
przyjezdni oraz delegacje organizacyj miejscowych składają swe podpisy w pa-
miątkowym albumie, poczem zajmują miejsca w Kaplicy. Trzy sztandary zdobią
wnętrze świątyni: II Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. Tadeusza Reytana, szkoły
lachowickiej i Straży Ogniowej z tegoż miasteczka.
Uroczystość rozpoczęła się poświęceniem kaplicy przez księdza dziekana Kaweckiego.
Po mszy świętej następuje odsłonięcie pięknej marmurowej tablicy Tadeusza Reytena
z jego podobizną w płaskorzeźbie, ufundowanej przez jego stryjecznych
praprawnuków w 7-mą rocznicę ratyfikacji pokoju ryskiego. Z kolei zostają
odsłonięte tablice Józefa Reytena, ostatniego z rodu, jego siostry hr. Grabowskiej,
ich rodziców i dziada pułkownika Legionów Napoleońskich, Dominika Reytena. Od-
śpiewano „Boże, coś Polskę”, po czem wygłoszono przemówienia. W przemowach po-
wszechnie odczuwać się dawał żal z powodu rozdarcia ziem dawnej Rzeczypospolitej
Polskiej.
Po ukończonych uroczystościach w kaplicy, zebrani goście oraz delegacje udali się na
śniadanie do dworu. Chociaż wojna pozostawiła wyraźne i smutne ślady wewnątrz
domu, jednak szczera i serdeczna gościnność, okazana nam przez naszych
gospodarzy, p. Alinę Reytenową i hr. Henryka Grabowskiego, wytworzyła tak
nadzwyczaj miły nastrój, że pozwolił zapomnieć o smutnych ramach, w których
przyjęcie się odbywało.
Podczas śniadania przemówił hr. Grabowski. Witając zebranych, zaznaczył, iż
uroczystość dzisiejsza jest właściwie drugim uczczeniem przez rodzinę pamięci
Tadeusza Reytena, gdyż pomnik, znajdujący się obecnie na plantach w Krakowie,
powstał w 60-tych latach z fundacji Stefana Reytena, przedostatniego z rodu i został
przekazany przez jego syna Krakowowi w 80-tych latach wskutek tego, iż w ówcze-
snych warunkach politycznych nie mogło być mowy o wystawieniu go w Hroszówce.
Postanowieniem wysłania depesz hołdowniczych do władz Rzeczypospolitej
zakończono zebranie.
H. Kieniewicz
„Życie Szkoły” nr 5, 1.VI.1928