DIANA PALMER
SІODKA NIEWOLA
ROZDZIAЈ PIERWSZY
Libby Collins spojrzaіa z niedowierzaniem na Janet. W їaden sposуb nie mogіa poj№ж, po co macocha
zaprosiіa do domu agenta nieruchomoњci. Ojciec zmarі przecieї zaledwie przed dwoma tygodniami, a
wspomnienia byіy wci№ї jeszcze tak bolesne, їe Libby co wieczуr pіakaіa w poduszkк przed zaњniкciem. Curt,
jej brat, byі rуwnie przygnкbiony jak ona. Ale cуї w tym dziwnego, ich ojciec, Riddle Collins, byі naprawdк
wyj№tkowym czіowiekiem, wesoіym, inteligentnym i otwartym na wszystkich i wszystko. A do tego nigdy nie
chorowaі. Tym wiкkszym zaskoczeniem, a raczej szokiem, byіa dla wszystkich jego nagіa њmierж. I to z
powodu serca.
- On i atak serca? Coњ tu siк nie zgadza, moi drodzy - twierdziі z uporem najbliїszy s№siad, Jordan
Powell, krкc№c przy tym podejrzliwie gіow№. - Nie chciaіbym niczego sugerowaж, ale czy przypadkiem Janet
nie maczaіa w tym swoich paluchуw?
Libby rozejrzaіa siк wokуі w poszukiwaniu brata. Moїe juї wrуciі? Wiedziaіa, їe miaі dziњ sporo pracy
na ranczu i їe przyjedzie pуџno, ale nagle zapragnкіa go zobaczyж. Tak bardzo chciaіa, by byі przy rozmowie z
tym facetem, ktуry naradzaі siк wіaњnie z Janet. Zza rogu dobiegaі jego donoњny gіos. Podeszіa wiкc bliїej,
uwaїaj№c jednak, by jej nie dostrzeїono, i zaczкіa przysіuchiwaж siк tocz№cej siк rozmowie. Ona i Curt
kochali rodzinne ranczo podobnie jak ojciec. Byli z tym miejscem bardzo, ale to bardzo zwi№zani. Naleїaіo
zreszt№ do Collinsуw juї od wielu pokoleс i Libby nie wyobraїaіa sobie, by kiedykolwiek mogіa їyж gdzie
indziej.
- Wiкc s№dzi pan, їe nieіatwo bкdzie znaleџж chкtnych?
- Trudno powiedzieж, pani Collins, ale z drugiej strony Jacobsville gwaіtownie siк rozrasta i z tego co
wiem, sporo rodzin poszukuje domуw na obrzeїach miasta. Myњlк jednak, їe rozs№dnie byіoby dokonaж
podziaіu ziemi. Takie rozwi№zanie bкdzie dla pani z pewnoњci№ korzystniejsze finansowo.
Podziaіu ziemi? Libby nerwowo przeczesaіa palcami wіosy. O czym on mуwi?
Kolejna wypowiedџ Janet rozwiaіa jej w№tpliwoњci.
- Chcк sprzedaж tк farmк jak najszybciej i wyjechaж.
Wyjechaж? Libby byіa w szoku. Jak to? Dopiero co pochowali ojca, ktуry kochaі to miejsce ponad
wszystko, a juї maj№ siк st№d wynosiж? Czemu los byі aї tak okrutny i zsyіaі jej cios za ciosem? Przecieї Janet
powinna byж w rozpaczy - zmarі jej m№ї, z ktуrym zd№їyіa przeїyж zaledwie dziewiкж miesiкcy, a
tymczasem myњli wyі№cznie o pieni№dzach. Na litoњж bosk№, o co w tym wszystkim chodzi!?
- Zrobiк, co w mojej mocy, pani Collins. - Libby usіyszaіa znowu gіos agenta. - Ale musi pani
zrozumieж, їe mamy ostatnio pewn№ stagnacjк w handlu nieruchomoњciami. Dziњ nie sprzedaje siк ich tak
і
atwo i szybko jak dawniej. Nie mogк pani obiecaж, їe uda mi siк przeprowadziж bіyskawiczn№ transakcjк,
nawet gdybym tego bardzo chciaі.
- No cуї, proszк zatem informowaж mnie o wszystkim na bieї№co.
- Oczywiњcie, pani Collins, oczywiњcie.
Libby ruszyіa pкdem przed siebie. Serce waliіo jej jak mіot. Їeby mnie tylko nie zauwaїyli, powtarzaіa
w myњlach, ogl№daj№c siк raz po raz. Na szczкњcie macocha i agent wci№ї byli zajкci rozmow№. Ustalali
szczegуіy sprzedaїy rancza. Ich rancza. Jej rancza! Jak to moїliwe, їe Janet tak beznamiкtnie podchodzi do tej
sprawy? W gіowie Libby kікbiіo siк tysi№ce sprzecznych myњli. Musiaіa z kimњ o tym porozmawiaж,
potrzebowaіa czyjejњ pomocy, czyjegoњ wsparcia. Na szczкњcie wiedziaіa, gdzie moїe pуjњж. Jak to dobrze, їe
Jordan Powell mieszkaі tak blisko. W tej sytuacji byі najbardziej odpowiedni№ osob№, jak№ moїna byіo sobie
wyobraziж.
Nim dotarіa do brukowanej drogi, usіyszaіa w oddali warkot silnika - najpierw jednego, potem
drugiego. Odwrуciіa siк jeszcze raz i zobaczyіa, їe spod domu odjeїdїaj№ oba samochody, zarуwno ten
naleї№cy do agenta nieruchomoњci, jak i mercedes Janet.
Do rancza Jordana zostaіo jej jeszcze jakieњ dziesiкж minut drogi wiod№cej poњrуd niekoсcz№cych
siк pastwisk ogrodzonych biaіymi pіotami. Stada ciemnego, niemal bordowego bydіa leniwie przechadzaіy siк
po і№kach, caіymi godzinami skubi№c soczyst№ trawк. Wszystkie naleїaіy do znakomitej rasy, a jeden byk byі
wart okoіo miliona dolarуw. Hodowla bydіa stanowiіa najwiкksz№ pasjк Jordana i prawdopodobnie wіaњnie
dlatego osi№gaі tak duїe sukcesy. Prowadziі interesy z farmerami na caіym њwiecie. Znany byі z tego, їe nie
stosuje w produkcji ani hormonуw, ani antybiotykуw, ani їadnych innych њrodkуw chemicznych, a jego bydіo
ma idealne warunki do їycia. Pomieszczenia, w ktуrych przebywaіy zwierzкta, przypominaіy raczej luksusowy
hotel niї oborк dla bydіa.
Jordan zaczynaі jako kowboj, syn farmera hobbysty, ktуry poњlubiі cуrkк niezwykle zamoїnych
ranczerуw. Ci jednak, gdy dziewczyna nie chciaіa ulec ich rodzicielskiej woli i porzuciж niefortunnego
wybranka swego serca, wyrzekli siк jej i nie zapisali ani centa. W spadku dostaіa jedynie ranczo, na ktуrym
Jordan gospodarowaі do dziњ. Po nagіej њmierci matki jego ojciec, maj№cy i tak juї powaїne problemy z
alkoholem, znikn№і bez њladu. Nikt nie wiedziaі, co siк z nim staіo. Jednak Jordan znalazі w sobie siік, by
wzi№ж siк z їyciem za bary. Wiedziaі, їe inaczej skoсczy jak ojciec. Zatrudniі siк na duїym, bogatym ranczu
Duke'a Wrighta, a w wolnych chwilach przygl№daі siк zawodom rodeo. Z czasem i on staі siк zawodowcem,
czego dowodem byіy liczne trofea, ktуre w krуtkim czasie udaіo mu siк zgromadziж, i spora suma pieniкdzy.
Mimo їe byі mіody, wiedziaі, co jest w їyciu waїne. Nie przepuszczaі zarobionych pieniкdzy, lecz syste-
matycznie spіacaі zadіuїon№ hipotekк odziedziczon№ po ojcu. Nastкpnie zakupiі jednego byka znakomitej
rasy, a wkrуtce potem doszіy do tego rasowe jaіуwki i tak to siк zaczкіo. Studiowaі z pasj№ genetykк i
korzystaі z praktycznych porad pewnego starego farmera z okolicy, ktуry w sprawie hodowli rozpіodowej nie
miaі sobie rуwnych. Zwierzкta Jordana byіy prawdziwymi okazami, wkrуtce zacz№і wiкc zgarniaж miк-
dzynarodowe nagrody. To nie byіa іatwa droga, raczej dіuga i ciernista, ale lata ciкїkiej pracy i wyrzeczeс
przyniosіy oczekiwane efekty. Z tego, co mуwiі Curt, kwestia “rozmnaїania" byіa Jordanowi w ogуle bardzo
bliska, takїe w їyciu prywatnym. Podobno miaі caіe zastкpy kobiet, ktуre lgnкіy do niego jak pszczoіy do
miodu.
Libby wprost uwielbiaіa jego utrzymane w hiszpaсskim stylu ranczo, nieskazitelnie biaіe mury i
przecudne, kute z їelaza bramy i ogrodzenie. Na podjeџdzie, w samym њrodku staіa wspaniaіa, rzeџbiona
fontanna, w ktуrej Jordan hodowaі zіote rybki i inne egzotyczne gatunki wodnych stworzeс. Tak jak wszystko,
co naleїaіo do niego, tak i one miaіy idealne warunki do egzystencji. Ranczo Jordana byіo miejscem jedynym w
swoim rodzaju, jak ze snu, jak z bajki o zaczarowanym krуlestwie.
Mimo bogactwa i komfortu, w ktуrych їyі, Jordan nigdy nie d№їyі do zaіoїenia rodziny. Wszyscy w
okolicy mуwili, їe zbyt kocha swoj№ wolnoњж, їeby siк їeniж.
Libby podeszwa do drzwi wejњciowych i nacisnкіa dzwonek. Dopiero potem przyjrzaіa siк sobie i
zrobiіo siк jej trochк gіupio - wyblakіe dїinsy i stara koszulka, a do tego ubіocone buty i przybrudzona
drelichowa kurtka. Ach, to nic, pomyњlaіa, nie muszк wygl№daж atrakcyjnie, jakie to ma znaczenie w tej
sytuacji.
Tak bardzo tкskniіa za ojcem. Nie mogіa mu wybaczyж, їe odszedі teraz, kiedy ona i Curt prуbowali
przyzwyczaiж siк jakoњ do jego nowej їony. A tu proszк, ledwo Riddle zostaі pochowany, macocha
natychmiast zaczкіa walczyж o jego posiadіoњж i polisк ubezpieczeniow№. A byіo o co siк biж. Polisa
opiewaіa w koсcu na жwierж miliona dolarуw. Wprawdzie pieni№dze zostaіy zapisane na Janet, ale z prze-
znaczeniem na dom i ranczo. Tymczasem Janet, gdy tylko zw№chaіa kasк, zaczкіa szastaж pieniкdzmi na lewo i
prawo, nie zwaїaj№c na niezapіacone rachunki ani na nich - dzieci Riddla. Wychodziіa z zaіoїenia, їe oboje s№
silni, zdrowi i zdolni do pracy. A poza tym, jak by nie byіo, mieli w koсcu dach nad gіow№ i o nic nie musieli
siк troszczyж. Przynajmniej pуki co. Bowiem wkrуtce po њlubie Riddle zmieniі testament i caіy swуj maj№tek
zapisaі wyі№cznie їonie. Nie spodziewaі siк zapewne takiego obrotu sprawy, co jednak nie zmieniaіo faktu, їe
Janet mogіa dowolnie dysponowaж domem, ziemi№ i oszczкdnoњciami po mкїu.
Curt byі wњciekіy, ale Libby nie potrafiіa okazaж swojego zawodu i zіoњci. Zbyt mocno kochaіa ojca i
za bardzo za nim tкskniіa. Wci№ї jeszcze byіa w szoku po jego њmierci.
Staіa pod drzwiami dіuїsz№ chwilк i aї podskoczyіa, gdy w koсcu ujrzaіa w nich nie jak zwykle pomoc
domow№, ale samego Jordana. Zadrїaіa na jego widok, nie wiedz№c, czy to z zimna, bo marcowa pogoda nie
rozpieszczaіa ich zbytnio, czy teї na skutek wraїenia, jakie za kaїdym razem wywieraі na niej jej s№siad.
- Libby? - Jordan zmierzyі j№ z gуry na dуі. - Co tutaj robisz? Twojego brata tu nie ma. Jeњli go
szukasz, nadzoruje budowк nowego ogrodzenia w pуіnocnej czкњci waszego rancza.
Zapadіo krуtkie milczenie.
- A wiкc, sіucham ciк? - zapytaі zniecierpliwiony zapewne tym, їe jak dot№d nie udaіo jej siк wydusiж
z siebie ani sіowa. - Mam dzisiaj naprawdк duїo roboty, a i tak jestem juї spуџniony.
Dlaczego Jordan byі taki nieprzyjemny? Libby cofnкіa siк o krok. Moїe pomyliіa siк co do niego, moїe
wcale nie byі ich przyjacielem? Czyїby wszystko sprzysiкgіo siк przeciwko nim?
Jordan miaі trzydzieњci dwa lata, wspaniaі№ sylwetkк, ciemne wіosy i oczy, ktуre jak dot№d zawsze
byіy wobec niej ciepіe i przyjazne.
- No, co siк dzieje, mowк ci odebraіo? - powiedziaі szorstko.
- Trochк mnie zatkaіo - wydusiіa z trudem. - Draс z ciebie, Jordan.
- To powiedz wreszcie, czego chcesz - burkn№і. - Jeњli przyszіaњ tu na podryw, to bardzo siк
pomyliіaњ. Nie lubiк byж zdobywany przez kobiety, moїesz wiкc od razu wracaж do domu. - Wygl№daіo na to,
ї
e wkurzyі siк teraz na dobre. - Przestaс mnie wreszcie poїeraж wzrokiem i powiedz po coњ tu przyszіa.
- Trzeba przyznaж, їe miіo witasz swoich goњci, nie ma co. Jeїeli bкdк potrzebowaж mкїczyzny, to
postaram siк znaleџж sobie jakiegoњ przystкpniejszego, nie obawiaj siк.
- Czy nie powiedziaіem, їe mi siк spieszy?
- Owszem, powiedziaіeњ. Skoro wiкc nie masz czasu, їeby teraz ze mn№ porozmawiaж... - westchnкіa
- W takim razie...
- No dobrze, wejdџ. Ale jeњli nie chcesz byж wdeptana w ziemiк przez inne peіne nadziei kobiety, to
siк pospiesz.
- Zdaje siк, їe ta lista wcale nie jest taka dіuga - powiedziaіa, wchodz№c do њrodka. Poczekaіa, aї
zamknie za ni№ drzwi i dodaіa: - Sіyniesz ze zіych manier wobec kobiet...
- Sіucham? Spуjrz na siebie, wparadowaіaњ tu w tych ubіoconych ziemi№ buciskach, a tak siк skіada,
ї
e ta wykіadzina to nieziemsko droga weіna z Maroka. Amie ciк zabije, jak to zobaczy - dodaі z nut№
satysfakcji w gіosie. - Gdzieњ tu musi byж, kochana ciotunia.
- Co ci takiego zrobiіa tym razem, їe znowu jesteњ dla niej taki miіy?
- Chciaіa bez mojej zgody odnowiж moj№ sypialniк, bo nie podoba siк jej moja fascynacja ciemnym
drewnem i beїowymi zasіonami. Uwaїa, їe taki zestaw powoduje depresjк. Postanowiіa wiкc odmalowaж
њ
ciany na jasnozіoty kolor, a w oknach powiesiж їуіte, koronkowe firanki.
- Њwietny pomysі! - Libby niemal klasnкіa w rкce. - Choж wіaњciwie jeszcze lepiej byіoby
pomalowaж њciany na czerwono. - Na jej ustach bі№dziі przez jakiњ czas szelmowski uњmiech, aї w koсcu
wybuchіa њmiechem.
- Przestaс! - warkn№і Jordan. - Zapominasz chyba, їe te wszystkie kobiety mnie nachodz№ i nie daj№
mi spokoju, nie њci№gam ich tu na siік.
- O, przepraszam, pomyliіam siк. Zaraz, zaraz, kogo to widziaіam tu w zeszіym tygodniu, niech no
pomyњlк... Ach tak, cуrkк senatora Merrilla, a przedtem pani№ hrabinк Jacobs.
- To nie moja wina. Zaparkowaіa pod moim domem i oњwiadczyіa, їe nie ruszy siк z miejsca, pуki nie
wpuszczк jej do њrodka.
- Jasne, oczywiњcie...
- Dobra, mуw, o co ci chodzi, bo za pуі godziny mam spotkanie z twoim bratem. Mogк ci wiкc
poњwiкciж maksymalnie piкtnaњcie minut. Jeњli zatem masz ochotк na szybki numerek, to wіaњciwie... jestem
do dyspozycji - dodaі, mierz№c j№ wzrokiem.
- Szybki numerek zostaw sobie na potem dla hrabiny, bo ci zabraknie nabojуw. Ja nie lubiк, jak ktoњ
mnie popкdza.
- Rozumiem, wolisz takich jak Bill Paine...
- Bill Paine? Wcale mi siк nie podoba.
- Tak, to dlaczego pojechaіaњ z nim niby to na koncert do Houston, ktуry zreszt№ nigdy siк nie odbyі,
a juї na pewno nie tej nocy? Muszк ci powiedzieж, їe Bill ma nie najlepsz№ reputacjк, jeњli chodzi o kobiety.
Ponoж zaіapaі siк na jak№њ wstydliw№ chorobк. Twуj brat teї o tym wie...
Przypomniaіo siк jej, jaki Curt byі wњciekіy, gdy dowiedziaі siк, їe umуwiіa siк z Billem, dorodnym
blondynem, o caіe niebo lepiej sytuowanym od nich. Dopiero jak jej opowiedziaі, jaki to gagatek, odwoіaіa
randkк, chociaї niechкtnie. S№dziіa wtedy, їe brat nie mуwiі prawdy. Duїo pуџniej dowiedziaіa siк, їe Bill
zaіoїyі siк z jakimњ kumplem, їe podczas jednej randki owinie j№ sobie wkoіo palca, mimo jej pozornej
sztywnoњci i rezerwy w stosunku do mкїczyzn.
- Ja nie mam їadnych chorуb - Jordan zniїyі swуj i tak juї niski gіos i spojrzaі na ni№ ognistym
wzrokiem. No, maіa, zostaіo nam jeszcze dziesiкж minut...
- Moїe innym razem, dziњ mam jeszcze parк rzeczy w planie... Przyszіam, їeby ci powiedzieж, їe Janet
chce sprzedaж nasz№ posiadіoњж. A przedtem zamierzaj№ podzieliж, by zwiкkszyж zyski. Tak jej doradziі
agent nieruchomoњci, ktуry dziњ j№ odwiedziі.
- Co takiego? O nie, po moim trupie!
- Cieszк siк, їe ty teї chcesz j№ powstrzymaж. Liczyіam na ciebie.
- Oszalaіa, do jasnej cholery, czy co? - Jordan wygl№daі na autentycznie wzburzonego. - A co bкdzie z
wami, z tob№ i z Curtem? Riddle na pewno nie zostawiі jej takiego peіnomocnictwa.
- Janet uwaїa, їe jesteњmy silni i zdrowi i damy sobie radк - odparіa Libby, powstrzymuj№c іzy.
- Przecieї was nie wyrzuci... - Urwaі w poіowie zdania, a jego milczenie byіo rуwnie wymowne jak
potкїny wrzask naszpikowany przekleсstwami. - Porozmawiaj z Kempem - powiedziaі wreszcie.
- Zwariowaіeњ, przecieї pracujк dla niego - przypomniaіa mu.
- W takim razie - Jordan zmruїyі badawczo oczy - rodzi siк pytanie, dlaczego nie jesteњ w pracy?
- Bo Kemp wyjechaі na jak№њ konferencjк na Florydк i daі mi dwa dni wolnego.
- No tak, nasz wielki pan prawnik! Waїna persona jak na takie odludzie. Ale, ale, dwa dni bez
mкїczyzny? Teraz juї wszystko rozumiem...
- Owszem, trudno to sobie wyobraziж, ale jakoњ jeszcze їyjк i muszк przyznaж, їe podoba mi siк ta
robota.
- Wiкc co potem, studia prawnicze?
- Nie, bez przesady. - Libby zaњmiaіa siк. - Jak na razie wystarczy mi moja historia. Raczej pуjdк na
jakieњ szkolenie.
- Z tego co wiem, twуj ojciec byі zamoїny, miaі niezі№ gotуwkк...
- Nam teї siк tak zdawaіo, ale nigdzie nie moїemy jej znaleџж. Nie jest wiкc wykluczone, їe wydaі j№
przed њmierci№, no choжby na przykіad na tego merca, ktуrym jeџdzi teraz Janet.
- Przecieї kochaі was, to jest ciebie i Curta, nie wyobraїam sobie, їeby was w їaden sposуb nie
zabezpieczyі.
- Po њlubie zmieniі testament. - W oczach Libby pojawiіy siк znowu іzy. - Wszystko przepisaі na ni№
- dodaіa cicho. - Nam nie zostawiі ani grosza.
- Coњ mi tu њmierdzi - powiedziaі Jordan z namysіem.
- Teї mi siк tak wydaje, ale co moїemy zrobiж, skoro ojciec faktycznie wszystko jej zapisaі. Taka byіa
jego decyzja i dziњ nic na to nie da siк poradziж. Po prostu szalaі za ni№. Twarz Jordana zrobiіa siк purpurowa.
- To niemoїliwe, nie mogк sobie czegoњ takiego wyobraziж. Czy ktoњ sprawdziі autentycznoњж tego
testamentu?
- Chyba nie. - Libby potrz№snкіa gіow№. - Janet twierdzi, їe przekazaіa dokumenty prawnikowi.
- To na pewno nie jest w porz№dku. To niedopuszczalne. Powinnaњ o tym lepiej wiedzieж ode mnie, w
koсcu pracujesz w tej branїy i znasz siк trochк na prawie. Powiedz swojemu szefowi, їeby zaj№і siк t№
spraw№. Dam sobie gіowк uci№ж, їe coњ tu nie gra. A poza tym twуj ojciec, Libby, byі najzdrowszym
czіowiekiem, jakiego kiedykolwiek znaіem, nigdy nie miaі їadnych problemуw z sercem.
- Teї mi siк tak zdawaіo, a jednak... - Wbiіa wzrok w ciemnoniebieski dywan, licz№c na to, їe Jordan
nie dostrzeїe іez w jej oczach. - Nic na to nie poradzк, tak siк staіo. Pewnie myњlaі, їe jesteњmy mіodzi i damy
sobie radк. Wiem przecieї, їe nas kochaі, ale za ni№ szalaі. - Gіos zacz№і jej drїeж i coraz trudniej byіo jej
ukryж rozїalenie i gorycz. Stіumiіa jednak szloch.
Jordan westchn№і ciкїko i przyci№gn№і j№ do siebie. Byіa jeszcze taka mіoda...
Jego mocne ramiona i szeroki, muskularny tors sprawiіy, їe Libby poczuіa siк przez moment
bezpieczna.
- Powiedz, dlaczego powstrzymujesz іzy? Pozwуl im popіyn№ж, to ci przyniesie ulgк, zobaczysz -
szepn№і ciepіo.
Jego sіowa rozkleiіy j№ do reszty. Poczuіa, їe nie ma siіy broniж siк dіuїej. Po chwili wstrz№sn№і
ni№ gorzki pіacz, ale tylko przez moment.
- Zamoczyіam ci koszulк - szepnкіa, staraj№c siк za wszelk№ cenк zapanowaж nad nerwami.
- Bкdziesz praж - zaїartowaі. - Ale nie jest dobrze tak dusiж w sobie іzy.
- Bo ty tak czкsto znowu pіaczesz - mruknкіa, poci№gaj№c nosem.
- Ja nie mam powodуw. Zreszt№ jak by to wygl№daіo, gdyby taki duїy facet siadaі i beczaі, gdy coњ
mu siк nie uda.
Libby zachichotaіa cicho. Zdziwiіo j№, їe taki twardziel i arogant potrafiі byж rуwnieї ciepіy i miіy.
Nigdy by go o to nie pos№dzaіa.
- Wiem, znany jesteњ z tego, їe inaczej wyіadowujesz swoj№ zіoњж. Wszyscy twoi pracownicy boj№
siк ciebie, bo drzesz siк na nich z byle powodu.
- I to pomagaі Juї trochк lepiej? - zapytaі, gіadz№c j№ po ramieniu.
Spojrzaіa na niego i uњmiechnкіa siк przez іzy.
- Dziкkujк - szepnкіa i wytarіa rкkawem oczy.
- Nie ma za co, od czego siк w koсcu ma potencjalnych kochankуw? - powiedziaі z zadziornym
uњmieszkiem.
- Daj juї spokуj, chcesz mi koniecznie nam№ciж w gіowie? I tak mam juї w niej niezіy zamкt.
- Aleї Libby, jak moїesz! Chciaіem ciк tylko uprzedziж o moich zіych zamiarach. - I znowu zaњmiaі
siк szelmowsko. - Ale przynajmniej udaіo mi siк nieco rozchmurzyж twoje oblicze.
Jordan dostrzegі, їe w k№cikach jej oczu wci№ї jeszcze bіyszczaіy іzy. Wygl№daіy jak poranna rosa.
Pokiwaіa gіow№.
- Mуwiк ci, Libby, pogadaj z Kempem, to w koсcu fachowiec. - Nie dodaі juї, їe sam takїe ma zamiar
zwrуciж siк do niego. - Janet musi udostкpniж wam wszystkie dokumenty. Jeњli faktycznie ma nowy testament,
naleїy go dokіadnie sprawdziж. Chyba nie pozwolisz odebraж sobie wszystkiego po ojcu tak caіkiem bez walki,
co?
- Wіaњciwie masz racjк, dlaczego miaіabym jej wierzyж na sіowo? Mogк przecieї zaї№daж, їeby
pokazaіa nam wszystkie dokumenty.
- Brawo, Libby! - Jordan klasn№і w rкce. - Teraz juї trochк lepiej. To chyba jasne, їe w takiej sytuacji
nie naleїy nikomu wierzyж na sіowo.
- Ale widzisz - twarz dziewczyny wykrzywiі grymas niesmaku - nienawidzк takich kіуtni i sprzeczek,
zwіaszcza jeњli chodzi o pieni№dze.
- Dobra, dobra, przypomnк ci o tym, gdy przyjdziesz tu nastкpnym razem, їeby na mnie zapolowaж.
Libby spojrzaіa na niego smutno i bezsilnie wzruszyіa ramionami. Potem odwrуciіa siк i ruszyіa w
stronк drzwi.
- Hej, panienko, odezwij siк, jak ci siк uda coњ zaіatwiж! Zerknкіa jeszcze przez ramiк i pokiwaіa
gіow№.
- Pamiкtaj o mnie, w koсcu i ja jestem w to wszystko zamieszany. Nie zniosк takich afer tuї pod moim
nosem.
- A nie moїemy jej pozwaж do s№du?
- A to niby za co? Za prуbк sprzedania wіasnoњci? To nie jest zabronione.
- Staram siк tylko coњ wymyњliж...
- Lepiej zwrуж siк do Kempa. - Jordan spojrzaі na zegarek. - No widzisz, zostaіo nam juї tylko piкж
minut. Gdybyњ tyle nie gadaіa, to zd№їylibyњmy juї ho, ho...
- Daj їe juї w koсcu spokуj - powiedziaіa ostro Libby i zmroziіa go wzrokiem. - Jesteњ chyba
najstraszniejszym ze wszystkich krzykliwych, aroganckich i maj№cych obsesjк na punkcie seksu farmerуw w
Teksasie! Lepiej siк juї ucisz, bo inaczej... - Uformowaіa z dіoni pistolet, przymruїyіa oko i wycelowaіa. - Bo
inaczej moїe ci siк coњ przytrafiж.
Wychodz№c, mruczaіa coњ jeszcze pod nosem, ale humor wyraџnie jej siк poprawiі.
Tego wieczoru Janet ani sіowem nie napomknкіa na temat interesуw. Prawie w milczeniu zjadіa
kolacjк, ktуr№ przygotowaіa Libby, i jak zwykle nie powiedziaіa nawet dziкkujк. Dziњ wyj№tkowo rozdraїniіo
to Libby. Z niechкci№ patrzyіa na tк kobietк, ktуra siedziaіa na jej krzeњle, przy jej stole i spoїywaіa
przygotowany przez ni№ posiіek, traktuj№c to wszystko jak swoj№ wіasnoњж. Siedziaіa, jak zawsze, z min№
hrabianki i lekkim, lekcewaї№cym uњmieszkiem na swojej porcelanowej twarzy, w jakiejњ wariackiej,
diabelnie kunsztownej i zapewne kosztownej fryzurze, upiкtej z jasnych, tlenionych wіosуw, wystrojona w
haftowane dїinsy i batystow№ bluzkк.
- Њwietnie wygl№dasz - nie wytrzymaі Curt. - Trochк za њwietnie, zwaїywszy na sytuacjк.
Wylegujesz siк caіymi dniami, jakbyњ byіa na wczasach. Jeszcze w їyciu nie widziaіem ciк przy pracy. W domu
wszystko robi Libby. Sprz№ta, gotuje...
- Jak њmiesz tak do mnie mуwiж? - oburzyіa siк Janet. - Mogк was w kaїdej chwili st№d wyrzuciж,
wszystko naleїy tu do mnie, wiкc lepiej siedџ cicho i nie podskakuj.
- Mylisz siк, moja droga, nic tu do ciebie nie naleїy, nim sprawa nie zostanie zaіatwiona urzкdowo -
odezwaіa siк sіodko Libby, zszokowana wіasn№ odwag№. Nigdy wczeњniej nie zdobyіa siк na nic podobnego
wobec Janet. - Jeњli w ogуle faktycznie istnieje ten nowy testament - dodaіa po chwili. - Nawet jeїeli go
przedіoїysz w s№dzie, zostanie najpierw poddany ekspertyzie, wiкc nie spiesz siк tak z wyrzucaniem nas z
naszego domu, bo jeszcze nie wiadomo, jak siк to wszystko zakoсczy.
- Widzк, їe nie marnowaіaњ czasu, co? Poleciaіaњ znowu do tego swojego farmera? - rzuciіa
lekcewaї№co Janet. - Ten cholerny Powell zawsze ci zrobi wodк z mуzgu. Nie rozumiem, jak moїna byж aї tak
podejrzliwym. Wszystko jest przecieї proste i jasne: wasz nieszczкsny ojciec zmarі na zawaі serca i zapisaі mi
swуj maj№tek. Nie wiem, co was tak bardzo w tym dziwi, przecieї kochaі mnie do szaleсstwa - uniosіa siк w
zіoњci. - Wiecie o tym doskonale! - Wstaіa i rzuciіa z furi№ serwetkк na stуі. - Czego jeszcze chcesz?! -
krzyknкіa..
- Dowodуw! To chyba oczywiste. Nie s№dziіaњ chyba, їe uwierzymy ci na sіowo. I lepiej by byіo dla
ciebie, їebyњ byіa w stanie cokolwiek udowodniж, zwіaszcza nim zaczniesz przeprowadzaж jakieњ transakcje,
na przykіad sprzedawaж ziemiк, ktуra jeszcze do ciebie nie naleїy. Ziemiк po naszym ojcu! Jasne?
Janet zbladіa. Czegoњ podobnego siк nie spodziewaіa.
- Sіyszaіam dziњ, jak rozmawiaіaњ z tym facetem - syknкіa Libby, zerkaj№c przepraszaj№co na brata,
ktуry wygl№daі na zszokowanego. Nie zd№їyіa mu wczeњniej nic powiedzieж, bo wszedі, gdy nakіadaіa
spaghetti na talerze, a Janet siedziaіa juї przy stole. - Nie myњl sobie, їe tak іatwo nas st№d wyrzucisz! - Wstaіa,
gіoњno odsuwaj№c krzesіo. - Tata nie їyje zaledwie od dwуch tygodni, a ty od razu zajкіaњ siк finansami!
- I nie prуbuj zaіatwiaж niczego na wіasn№ rкkк - zawtуrowaі jej Curt. - Spraw№ musi zaj№ж siк
prawnik.
- A ciebie, skarbie, staж na prawnika? - zapytaіa sarkastycznie Janet. - Z tego co wiem, zarabiasz jakieњ
њ
mieszne pieni№dze...
- O to siк nie martw, poradzimy sobie, mamy tu trochк przyjaciуі, w odrуїnieniu od ciebie -
powiedziaіa pogardliwie Libby.
- Lepiej siк naucz gotowaж - syknкіa ze zіoњci№ Janet i rzuciіa dziewczynie ostre spojrzenie. - To
jedzenie jest obrzydliwe! - dodaіa jeszcze i wybiegіa z pokoju.
- Nie musisz go jeњж! - krzyknкіa za ni№ Libby i opadіa na krzesіo. Odetchnкіa z ulg№ i triumfalnie
spojrzaіa na brata. - Wybacz, nie zd№їyіam ci powiedzieж...
Dopiero teraz opowiedziaіa mu o rozmowie, ktуr№ usіyszaіa dziњ przez przypadek, i o tym, co
doradziі jej Jordan.
- Nie martw siк, nie pozwolimy jej sprzedaж farmy. Po moim trupie! A tym gadaniem na temat
gotowania nie przejmuj siк. Wszystko, co robisz, jest przepyszne, a makarony to juї w ogуle! - Curt przewrуciі
oczami i poklepaі siк po brzuchu.
- Dziкkujк ci, braciszku! Lepiej by byіo dla niej, gdyby ten nowy testament okazaі siк autentyczny.
Inaczej bкdzie miaіa problemy. Jordan powiedziaі, їebym zwrуciіa siк z t№ spraw№ do Kempa. Potrzebny teї
bкdzie grafolog. Tylko nie wiem, sk№d weџmiemy na to wszystko pieni№dze. Zmyњlaіam, їe mamy sk№d
poїyczyж pieni№dze. Moїna by sprуbowaж pogadaж z Jordanem.
- Pewnie їe tak, on teї jest przeraїony tym caіym zamieszaniem u nas i perspektyw№ takiego
s№siedztwa. Pogadam z nim, ale nie wiem, czy moїemy liczyж na wiele... Ostatnio byіem zaharowany jak wуі,
a trzeba mi byіo trochк baczniej siк przygl№daж temu wszystkiemu, co tu siк dziaіo.
- Ja teї mam do siebie їal, ale ojciec byі taki nieobecny, їe trudno byіo siк z nim dogadaж. Swoj№
drog№ ten babsztyl ma niezіy tupet, teraz kiedy zabrakіo juї ojca. A taka byіa dla niego milutka i sіodziutka, i
dla nas w sumie teї.
- Daj spokуj, owinкіa go sobie wokуі palca... przecieї wyszіa za niego dla pieniкdzy, nie ma co siк
і
udziж. Tata byі naiwny... Gdy wrуcili ze swego miesi№ca miodowego, przy - lazіa do mnie, do sypialni...
Libby zagwizdaіa.
- No co ty?
Curt byі bardzo przystojny, wysoki i silny, a ich ojciec, mimo їe dusza czіowiek, trochк juї posiwiaі,
trochк wyіysiaі, no i miaі spory brzuszek.
- Nawymyњlaіem jej i niemal siі№ wypchn№іem z pokoju. Nie rozumiem, jak tata mуgі byж aї tak
њ
lepy, jak mуgі siк z kimњ takim oїeniж!
- Schlebiaіa mu nieustannie i wci№ї staraіa siк mu przypodobaж. Pewnie faktycznie udaіo siк jej
nakіoniж go do zmiany testamentu, no i mamy teraz niezіy bigos... Wiesz przecieї, їe wszystko by dla niej
zrobiі, byі zakochany po uszy. Mуgі wiкc posun№ж siк i do tego, їe nas praktycznie wydziedziczyі.
- Moїe i mуgі, ale nie uwierzк, jeњli ona nam tego nie udowodni. Moim zdaniem sprawa jest
њ
mierdz№ca. To niepodobne do ojca. Nie zamierzam siк poddaж...
- Ja teї nie! - zawoіaіa szybko Libby. - Masz racjк, jesteњ w koсcu moim starszym, m№drym
braciszkiem - dodaіa ciepіo.
- Kiedy wraca twуj szef? - zapytaі Curt.
- W poniedziaіek.
- Њwietnie, w takim razie umуwisz nas z nim na poniedziaіek. Usi№dziemy razem i pogadamy.
- W porz№dku, jestem jak najbardziej za. - Libby odetchnкіa z ulg№ i na jej twarzy znowu pojawiі siк
uњmiech. - Moїe rzeczywiњcie jeszcze nie wszystko stracone.
Curt kiwn№і gіow№.
- Jasne, zawsze jest jakaњ nadzieja. Nie moїemy sobie tak po prostu odpuњciж. - Oparі siк wygodnie o
krzesіo. - Byіaњ zatem u Jordana? Jeszcze nie tak dawno nieџle siк za nim uganiaіaњ. - Uњmiechn№і siк z
pobіaїaniem.
- Pamiкtam, їe gdy robiіam maturк, byіam w nim њmiertelnie zakochana, bujaіam siк w nim po uszy!
Ale jakoњ siк go baіam. A jak siк o wszystkim dowiedziaі, myњlaіam, їe umrк ze wstydu - rozeњmiaіa siк.
- Czasem tak myњlк, їe Jordan jest w tobie zadurzony, wiesz? W sumie jest tylko osiem lat starszy... -
Spojrzaі na siostrк jakimњ innym okiem. Byli do siebie nawet podobni, te same ciemne, falowane wіosy i
zielone oczy.
- Nie їartuj, nigdy mu siк nie podobaіam - odparіa szybko, rumieni№c siк przy tym okropnie.
- Przekomarza siк z tob№ i zaczepia ciк nieustannie. Jak tak siк z boku na to patrzy... A jak tylko ktoњ
powie coњ zіego na ciebie, natychmiast siк jeїy.
Libby zrobiіa wielkie oczy.
- A kto mуwi o mnie coњ zіego?
- Na przykіad Chery King.
- Ach, wiem, szalaіa za Dukiem. Wszystko jasne, chciaі mnie zabraж na bal, wiкc zaczкіa plotkowaж.
Ale nie poszіam z nim...
- I bardzo dobrze, to nie jest facet dla ciebie. Wci№ї wdaje siк ze wszystkimi w kіуtnie.
- Ja naprawdк jestem rozs№dna, nie musisz siк o mnie martwiж.
- Tak, wiem, starasz siк iњж przez їycie, unikaj№c ryzyka, siostrzyczko - powiedziaі Curt i zamyњliі
siк.
- Wci№ї jeszcze pamiкtam, jak tata i mama siк kіуcili. Obiecaіam sobie, їe za nic w њwiecie nie
wpl№czк siк w coњ takiego. Choж mama opowiadaіa mi nieraz, їe na pocz№tku bardzo siк kochali. Ale zaraz
po њlubie zaszіa w ci№їк i nie mieli juї nigdy spokoju. Їadnych kolacji, potaсcуwek, no wiesz... Wolк wiкc
rozs№dek, bo miіoњж jest ulotna.
- Wiкc czemu nie zakrкcisz siк wokуі twojego szefa? Ma niezіy maj№tek, jest w њrednim wieku i
wci№ї solo.
- Coњ ty! On!? To prawdziwy choleryk, ostatnio znowu kogoњ wywaliі z hukiem za drzwi. Nie,
dziкkujк, moїe lepiej pуjdк juї spaж.
Libby sprz№tnкіa ze stoіu, umyіa siк i wskoczyіa do іуїka. Na szczкњcie nie widziaіa siк juї z Janet.
Instynktownie czuіa, їe Janet chce ich oszukaж. Jakoњ nie mogіa uwierzyж, їe ojciec zostawiіby ich na lodzie.
Potem jej myњli pod№їyіy do Jordana. Uwaga Curta, їe Jordan miaіby siк ni№ interesowaж, byіa zaskakuj№ca.
I choж wiedziaіa, їe jest ostatni№ dziewczyn№ na tym њwiecie, na ktуr№ Jordan miaіby chrapkк, to jednak
sіowa brata sprawiіy jej ogromn№ przyjemnoњж.
ROZDZIAЈ DRUGI
Nastкpnego ranka Janet nie pojawiіa siк na њniadaniu, a z podjazdu znikn№і jej mercedes. Libby
uznaіa, їe to zіy znak. Poza tym weekend min№і bez wiкkszych sensacji.
Od poniedziaіku wszystko potoczyіo siк normalnie. Libby wrуciіa do pracy u Kempa, ale mimo
wolnych dni czuіa siк zmкczona.
- Witaj, Libby - zawoіaіa radoњnie Violet Hardy, sekretarka Kempa, gdy dziewczyna pojawiіa siк rano
w biurze.
Violet wygl№daіa uroczo z burz№ ciemnych wіosуw wokуі jasnej twarzy, z duїymi, niebieskimi
oczami. Co najwyїej znowu trochк za bardzo przytyіa, pomyњlaіa Libby, ale oczywiњcie nic nie powiedziaіa.
- Odpoczкіaњ trochк?
- Szczerze mуwi№c nie za bardzo. Caіy czas pracowaіam. A tu coњ siк dziaіo?
- Nawet nie pytaj.
- Co, aї tak џle?
- Gorzej niї џle - szepnкіa Violet, upewniaj№c siк przedtem, czy wszystkie drzwi na korytarzu s№
dobrze zamkniкte. - Ten prawnik, z ktуrym Kemp miaі ostatnio problemy, pomyliі dwie rozprawy i posіaі
klientуw nie do tego s№du, co trzeba. I jeden z nich byі taki wњciekіy, їe wpadі tu i niemal rzuciі siк na szefa z
piкњciami. Masz pojкcie, co siк dziaіo?
Wiesz, їe szef jest wybuchowy, wiкc od razu wdaі siк w bуjkк! Potem wyszli na zewn№trz i caіe
szczкњcie, їe przejeїdїaіa akurat policja, bo by siк chyba pozabijali. Chcieli aresztowaж pana Kempa...
- A nie tamtego? Przecieї to on zacz№і?
- No tak, ale to byі Duke Wright. Wiesz, jaki to cwaniak. Chciaі odwrуciж kota ogonemi Wkurzyі siк,
bo chodziіo o jego rozwуd i na koniec przyіoїyі policjantowi. Wsadzili go wiкc do paki, pуki ktoњ nie wpіaciі
za niego kaucji. Nie s№dzк, їeby miaі ochotк na powtуrkк. - Violet uњmiechnкіa siк tajemniczo. - Trzeba
przyznaж, їe odk№d Cash Grier zostaі szeryfem, jest u nas o wiele spokojniej.
- W sumie trochк mi їal tego Wrighta. Ma prawdziwego pecha, jeњli chodzi o adwokatуw - odezwaіa
siк Mable, trzecia, najstarsza z dziewczyn pracuj№cych w biurze pana Kempa. - Wtedy, kiedy chodziіo o prawo
do opieki nad synem, teї miaі kіopoty.
- Bez przesady, chyba nie ma powodu go їaіowaж, moje panie. - W drzwiach wejњciowych staі Blake
Kemp. - Za bardzo podskakuje.
Libby spojrzaіa na niego i stwierdziіa, їe ma w sobie coњ z Jordana - te ciemne, faluj№ce wіosy, a moїe
ostre spojrzenie... Na policzku zobaczyіa siny њlad po uderzeniu.
- Libby - zwrуciі siк do niej. - Zanim weџmiesz siк za jak№њ robotк, mogіabyњ zaparzyж kawк?
Pilnie potrzebujк kofeiny!
- Nie powinien pan piж tyle kawy, to niezdrowo!
- Nie obchodzi mnie, co jest zdrowe, a co nie. Ko - fe - iny mi trzeba i juї!
- Kawa ma fatalny wpіyw na pana nerwy, panie Kemp - odezwaіa siк Violet. - Juї drugi klient w tym
miesi№cu wyleciaі od nas z hukiem. Mamy najlepsze pod tym wzglкdem statystyki w mieњcie.
- Droga panno Hardy, jeњli chce pani tu jutro nadal pracowaж, to proszк zaj№ж siк swoimi sprawami. -
Szef spiorunowaі dziewczynк wzrokiem.
Violet przewrуciіa znacz№co oczami i zrobiіa tak№ minк, jakby zastanawiaіa siк nad jego sіowami.
Nie daіa siк ani trochк zastraszyж.
- I znowu te ciastka - sykn№і pod nosem i spojrzaі niedwuznacznie na talerz stoj№cy obok Violet.
- Mуj ojciec mawiaі zawsze, їe kobieta powinna mieж trochк ciaіa, a pan jest najwyraџniej innego
zdania. - Sekretarka prуbowaіa zapanowaж nad sob№, ale gіos zacz№і jej lekko drїeж, a policzki oblaіy siк
rumieсcem. - Proszк, niech mnie pan zwolni, jeњli pan uwaїa to za stosowne - dodaіa, kaїde kolejne sіowo
wypowiadaj№c coraz ciszej, bo twarz Kempa zrobiіa siк purpurowa z wњciekіoњci.
Energicznie odstawiі teczkк na krzesіo i wyj№і z niej jakiњ dokument.
- Znalazіem tu kilka bікdуw ortograficznych, popraw je lepiej, zamiast siк m№drzyж! - Potem powoli
przeniуsі wzrok na Libby. - Zawoіaj mnie, jak kawa bкdzie gotowa - wycedziі przez zкby, po czym odwrуciі siк
na piкcie i znikn№і za drzwiami swego gabinetu.
- Co to za bazgraіy - jкknкіa Violet. - Kto to odczyta?
- Nieџle, Violet - szepnкіa Mable. - Gratulujк! - Byіa najwidoczniej dumna z koleїanki, ktуra przez caіe
osiem miesiкcy, odk№d tu pracowaіa, cierpliwie znosiіa gіupie uwagi szefa na temat swojej figury. - Nie wolno
im pozwoliж, їeby tak sobie na nas uїywali, nawet jeњli siк za nimi szaleje.
- Cicho! - zrugaіa j№ Violet.
- Przecieї on nie sіyszy, drzwi s№ zamkniкte - uspokoiіa j№ Libby. - Nic mu nie powiemy, ale jestem z
ciebie naprawdк dumna.
- Myњlк, їe mnie zwolni, ale moїe to i lepiej... Wiecie co, schudіam jakieњ szeњж kilo.
- Serio? - zapytaіa Libby i uwaїniej spojrzaіa na koleїankк. Moїe wiкc jej siк tylko zdawaіo, їe przytyіa.
To pewnie dlatego, їe nosi te obcisіe ciuchy. W sumie gorzej juї nie mogіa siк ubraж, ale to typowe dla ludzi z
nadwag№. Wydaje im siк, їe jak wpasuj№ siк w mniejszy rozmiar, to znaczy, їe s№ szczuplejsi. - Wspaniale! A
jak ci siк to udaіo? Jakaњ nowa dieta?
- Nie, specjalna gimnastyka. Uwielbiam j№! Muszк coњ z tym wreszcie zrobiж, tylko spуjrz, wci№ї
jeszcze jestem o wiele za gruba. A te ciastka wcale nie s№ dla mnie. Po pracy jadк na festyn i dlatego je
kupiіam.
- Bardzo siк starasz - szepnкіa ciepіo Libby, obejmuj№c j№ przy tym. - I wiesz co? Ustaliіyњmy z
Mable, їe naleїy ci siк od nas wsparcie. Koniec ze smakowitymi deserami podczas lunchu!
- Dziкki, naprawdк, ale dziњ i tak muszк w czasie lunchu zajrzeж do domu. Mama nie czuіa siк dobrze,
kiedy wychodziіam do pracy.
- Jesteњ cudowna, dla takich ludzi jak ty jest Niebo - dodaіa z uњmiechem Libby.
- W sumie Kemp to w porz№dku facet - powiedziaіa po zastanowieniu Violet. - Ostatnio, kiedy
dostaіam wiadomoњж, їe zabrali mamк do szpitala, zaproponowaі, їe mnie do niej zawiezie. Przykro patrzeж, їe
jest ostatnio taki znerwicowany. Na serio siк martwiк i dlatego wyskoczyіam z t№ kaw№... zwіaszcza їe w
zeszіym roku mуj ojciec zmarі na atak serca.
- Moїna by mu robiж trochк sіabsz№. Myњlisz, їe siк poіapie? - zapytaіa Mable. - No cуї, trudno jest
pomуc komuњ, kto tego nie chce.
Libby zamyњliіa siк. Cуї za zbieg okolicznoњci, jej ojciec teї zmarі na serce.
- A co tam w ogуle w trawie piszczy? Mamy ostatnio jakieњ ciekawe przypadki? Trochк mnie tu w
koсcu nie byіo.
- Oj... - Mable aї syknкіa. - Mamy jeden ciкїki przypadek. Wszyscy juї o tym mуwi№. Przepraszam na
chwilк. Dzieс dobry, tu kancelaria prawnicza Kempa. Sіucham? Tak, proszк pani, chwileczkк. - Kiedy Mable
chciaіa nacisn№ж guzik, by przeі№czyж rozmowк, okazaіo siк, їe czerwone њwiateіko juї siк pali. Libby teї to
dostrzegіa. Wymieniіy porozumiewawcze spojrzenia, ale nie odwaїyіy siк powiedzieж o tym Violet. Kemp
sіyszaі kaїde sіowo, ktуre wypowiedziaіy w ci№gu ostatnich minut. - Panie Kemp, pani Lawson do pana na
drugiej linii. - Mable odczekaіa chwilк i odіoїyіa sіuchawkк.
- Sprawa dotyczy... twojej macochy - powiedziaіa z wahaniem, patrz№c niepewnie na Libby.
- Mojej macochy?
- Pracowaіa kiedyњ w domu opieki w Branntville i nawi№zaіa tam bliїszy kontakt z pewnym
pacjentem. Tak go omamiіa, їe oddaіby jej ostatni grosz. I tak teї siк staіo. Gdy zmarі, okazaіo siк, їe wszystko
jej zostawiі. A ona nawet nie zafundowaіa mu przyzwoitego pogrzebu. W koсcu go spalono, a ona wystroiіa siк
na tк okazjк jak na bal.
Libby zatkaіo. Zbyt duїo byіo zbieїnoњci i podobieсstw, by moїna to uznaж za przypadek. Przebiegі
j№ lodowaty dreszcz. Dobrze pamiкtaіa, їe Janet chciaіa spaliж zwіoki Riddla, ale jakoњ udaіo im siк z Curtem
do tego nie dopuњciж. Zagrozili jej spraw№ w s№dzie, gdyby prуbowaіa coњ kombinowaж. Uparli siк teї przy
mszy їaіobnej.
- Wiem, co sobie myњlisz - dodaіa Mable, widz№c reakcjк Libby. Znowu zadzwoniі telefon.
- Pamiкtam, їe i twojego ojca chciaіa spaliж - powiedziaіa Violet, podchodz№c do Libby. - Moїe
porozmawiaj na ten temat z Kempem.
- Czekaj, juї koсczy - szepnкіa Mable. - Panie Kemp, Libby chciaіaby z panem porozmawiaж.
- Proszк, niech wejdzie.
- Powodzenia - powiedziaіa Mable, unosz№c do gуry zaciњniкte kciuki.
- Dziкkujк.
- Proszк, Libby, siadaj. Chyba siк domyњlam, co ciк do mnie sprowadza. Wczoraj wieczorem dzwoniі
do mnie Jordan Powell.
- Tak? - zdziwiіa siк Libby.
- Trochк juї powкszyіem w tej sprawie, no i wieњci nie s№ najlepsze. Pani Collins nie po raz pierwszy
zostaіa wdow№.
- Wiem, wіaњnie dowiedziaіam siк od Mable, їe jakiњ starszy pan z domu opieki zapisaі jej caіy swуj
maj№tek i їe kazaіa go spaliж.
- Ale z tego, co mi wiadomo, w przypadku waszego ojca nie doszіo do kremacji...
- Tak, to prawda, nasz ojciec nie chciaі, by go spalono po њmierci.
Kemp oparі siк wygodnie w fotelu i zaіoїyі rкce na karku.
- Jest jeszcze coњ - powiedziaі po chwili. - Janet zwolniono wtedy z tego domu opieki, bo zachowywaіa
siк zbyt poufale wobec najbogatszych pacjentуw. Ten staruszek nie miaі dzieci, wiкc nie byіo komu zaj№ж siк
spraw№, ale zmarі w niewyjaњnionych okolicznoњciach. Nie muszк dodawaж, komu zapisaі caіy swуj
maj№tek.
- I jeszcze byіo jej maіo...
- Niestety, wiкkszoњж tych pieniкdzy poszіa na spіatк dіugуw, jakie pozaci№gaі za їycia. Staruszek
lubiі hazard, a szczegуlnie konie. Wyobraїam sobie, jaka musiaіa byж zawiedziona.
- No wiкc przyszіa kolej na naszego ojca?
- O nie, jeszcze nie. Przed nim byі pan Hardy.
Teraz zatkaіo j№ na dobre, nie mogіa wydusiж z siebie ani sіowa.
Kemp pochyliі siк nagle do przodu.
- S№dzisz, їe Violet jest szczкњliwa, їe przyszіo jej їyж w tej dziurze z chor№ matk№? Jej rodzice byli
niegdyњ zamoїnymi ludџmi, do momentu, gdy jej ojciec trafiі na pewn№ kelnerkк w jednej ze swoich
ulubionych restauracji. Coњ tam miкdzy nimi zaszіo, a potem ona wymusiіa na nim poїyczkк. Wypisaі jej czek
na жwierж miliona dolarуw i zaraz potem w dziwnych okolicznoњciach zmarі na zawaі serca. Nie zd№їyі juї
zablokowaж konta.
- Pan uwaїa, їe to nie byі atak serca?
- Trudno to wykluczyж, zwіaszcza їe w tym czasie widywano Janet z panem Hardym. Zmieniіa jedynie
kolor wіosуw.
- Jak siк domyњlam, s№dzi pan, їe mogіa zabiж rуwnieї mojego ojca - powiedziaіa cicho drї№cym
gіosem Libby.
- To moїliwe... Nie mogк na razie nic obiecaж, ale zrobiк wszystko, by doprowadziж sprawк do koсca.
Najlepiej bкdzie zachowaж wzglкdne milczenie.
- Ale my nie mamy z bratem pieniкdzy...
- Na razie nie warto sobie zaprz№taж tym gіowy - dodaі z uњmiechem Kemp. Teraz wygl№daі o wiele
mіodziej.
- Nie wiem, co mam powiedzieж... - Szef wprawiі Libby w prawdziwe zakіopotanie.
- Proszк, uwaїaj na siebie. Coњ za duїo mamy tu ostatnio nagіych atakуw serca. Nawi№zaіem juї
kontakt z kimњ, kto zna rуїne medyczne sztuczki.
- Wszyscy wiedz№, їe ojciec nigdy nie chorowaі na serce. Kiedy powiem o tym wszystkim Curtowi, to
chyba zwariuje.
- Pozwуl zatem, їe ja go o tym powiadomiк, mnie bкdzie іatwiej.
- Dziкkujк...
- A kiedy wrуcisz do domu, udawaj, їe wszystko jest w porz№dku, bo inaczej twoja macocha zorientuje
siк w sytuacji i zwieje nam, gdzie pieprz roњnie.
- Wtedy przynajmniej uda nam siк zatrzymaж farmк.
- Ale osoba, ktуra byж moїe zabiіa twojego ojca, pozostanie na wolnoњci. A tego chyba nie chcesz?
- Naturalnie, їe nie. - Libby potrz№snкіa gіow№.
- Najwaїniejsze, їeby Janet nie nabraіa podejrzeс, proszк, weџ to sobie do serca. I proszк, nie
wspominaj Violet, їe wiesz coњ na temat tej afery z jej ojcem, bo bкdzie jej przykro.
Cуї za uwaga w ustach czіowieka na pozуr pozbawionego wraїliwoњci. Szef zaskoczyі j№.
- Oczywiњcie, dziкkujк panu.
- Aha, jeszcze jedno - zwrуciі siк do niej, gdy miaіa juї wyjњж. - Gdy bкdziesz robiіa mi nastкpn№
kawк, moїe byж pуі na pуі z bezkofeinow№.
Libby uњmiechnкіa siк ciepіo i wyszіa z gabinetu. Korciіo j№, їeby coњ powiedzieж Violet, ale sama
nie wiedziaіa za bardzo co. Na szczкњcie koleїanka byіa pochіoniкta swoj№ prac№, wiкc i Libby wziкіa siк do
roboty. Zajкіa siк sporz№dzaniem listy przypadkуw, ktуre miaіa przejrzeж dla pana Kempa w s№dowych
archiwach.
Gdy wracaіa po pracy do domu, zobaczyіa Jordana cwaіuj№cego na koniu. Њwietnie siк prezentowaі.
Sіysz№c nadjeїdїaj№cy samochуd, odwrуciі siк i pomachaі do niej. Zaparkowaіa wiкc swojego starego
dїipa, przekrкciіa kluczyk w stacyjce i wysiadіa z auta.
Jordan podjechaі bliїej.
- Jak siк masz. Dziњ juї dziewczynka nie pіacze?
- Rozmawiaіam z Kempem. Dzwoniіeњ wczoraj do niego?
- Tak, chciaіem mu zadaж kilka pytaс, ale niezbyt chкtnie ze mn№ rozmawiaі. Przejedziesz siк ze
mn№? - Nie czekaj№c na odpowiedџ, chwyciі j№ wprawnym ruchem i posadziі przed sob№ na siodle. Zbyt
blisko. Zawirowaіo jej w gіowie od zapachu jego wody po goleniu. - Nieџle wygl№dasz, jak siк podmalujesz. -
Gwizdn№і cicho. Jej oczy zdawaіy siк byж bardziej bіyszcz№ce niї kiedykolwiek do tej pory. - Jakoњ mi
nieswojo, gdy pomyњlк, їe mieszkacie z t№ kobiet№ pod jednym dachem. Moїesz zamkn№ж na klucz drzwi od
swojego pokoju?
- To jest stary dom, Jordan, klucze dawno poginкіy.
- W takim razie przystawiajcie na noc drzwi krzesіem tak, їeby blokowaіy klamkк. - Odwrуciі siк i
popatrzyі na ni№ badawczo.
- Ale dlaczego? - zapytaіa zdezorientowana, wpatruj№c siк w niego intensywnie.
Na chwilк zatrzymaі wzrok na jej peіnych, delikatnych ustach.
- Jest pewna prosta metoda, by wywoіaж zawaі serca. Nie jestem specjalist№, ale mam zamiar z takim
porozmawiaж. Widziaіem kiedyњ w telewizji tak№ audycjк.
- Widzк, їe naprawdк martwisz siк o nas. Dziкkujк Jordan - powiedziaіa cicho.
Spojrzaі na ni№ jakoњ inaczej niї zwykle. Zdawaіo siк jej, їe na moment њwiat stan№і w miejscu.
- Moїe mnie pocaіujesz? - zapytaі zniїonym gіosem.
- Sіucham? - wymamrotaіa.
- A co, Duke jest lepszym kandydatem?
- On ma trzydzieњci szeњж lat! - krzyknкіa z przesadnym oburzeniem.
- No wіaњnie, a ja trzydzieњci dwa. Po chwili pozbieraіa siк.
- I co z tego? - zapytaіa, uwodz№c go wzrokiem.
- Wiкc moїe jednak?
- Chyba bкdziesz musiaі trochк poczekaж...
- Poczekaж? Jak dіugo?
- No, na przykіad do њwi№t Boїego Narodzenia. - Rozeњmiaіa siк. - Powiedzmy, їe bкdzie to czкњж
twojego prezentu.
- Hej, daj spokуj, przecieї wiem, їe umierasz z tкsknoty za mn№.
- Niby ja? - zapytaіa zmieszana, czuj№c, jak jej ciaіo ogarnia fala ciepіa.
Poczuіa jego gor№cy oddech w swoich wіosach. Nie mogіa teraz myњleж o niczym innym, jak tylko o
tym, by wreszcie j№ pocaіowaі. Tak, dopiero teraz zdaіa sobie sprawк, jak bardzo tego pragnie.
Przyci№gn№і j№ do siebie i szepn№і gor№co:
- No chodџ, maleсka, i tak mi siк nie wymkniesz. Jego muskularny tors byі napiкty do granic
moїliwoњci.
Tak mocno j№ do siebie przycisn№і, їe czuіa kaїdy jego miкsieс, pulsuj№cy pod koszul№.
Zahipnotyzowaі j№. Zarzuciіa mu rкce na szyjк i przestaіa siк wahaж. Niech siк dzieje, co chce, pomyњlaіa.
Pragnкіa go.
- Wiкc proszк - szepnкіa, pochіoniкta bez granic jego ustami przybliїaj№cymi siк do jej warg.
Lecz on zatrzymaі siк na chwilк i patrzyі w jej rozszerzone џrenice.
Drїaіa z niecierpliwoњci, prуbowaіa przyci№gn№ж jego gіowк, by poczuж wreszcie na sobie te
namiкtne usta. Nie ugi№і siк jednak pod naporem jej drobnych dіoni i jeszcze przez moment przygl№daі siк
badawczo twarzy Libby. Tak, to byіo to, na co czekaі tak dіugo. W koсcu przywarі mocno do jej ust, a jego rкce
powкdrowaіy w dуі, na biodra dziewczyny.
Libby jкknкіa cicho, zaskoczona jego іapczyw№ zmysіowoњci№. Czuіa, jak siк zatraca, jak z kaїd№
sekund№ ten mкїczyzna odbiera jej siln№ wolк. To byіo cudowne, choж bardzo niebezpieczne. Wiedziaіa
doskonale, їe niejedna kobieta szalaіa na jego punkcie, ale nie potrafiіa juї siк broniж; byіo jej tak cudownie.
- Jordan! Jordan!
Dobiegіo ich gіoњne nawoіywanie.
Jordan odwrуciі siк powoli i dostrzegі jednego ze swoich ludzi, ktуry zbliїaі siк do nich, machaj№c na
przywitanie rкk№. W tym samym momencie zobaczyі teї samochуd dostawczy wjeїdїaj№cy na jego posesjк.
- Їe teї musz№ byж zawsze tacy punktualni. - Twarz miaі napiкt№. Nie uњmiechaі siк. Zatopiі w niej
raz jeszcze swуj wzrok i delikatnie przesun№і kciukiem po lekko nabrzmiaіych ustach.
- Moїe jednak zaprosisz mnie na randkк i uda nam siк zgubiж gdzieњ tu, w okolicy.
Pokrкciіa gwaіtownie gіow№.
- Nic z tego, їadnych randek z obcymi w lesie - wydusiіa z siebie z trudem. - Ten facet znowu do ciebie
macha - powiedziaіa.
- Muszк wracaж do pracy, ale wiesz, їe to nie jest moje ostatnie sіowo. Poproszк Curta, їeby wrуciі do
domu. Nie chcк, їebyњ siedziaіa z t№ kobiet№ sama. - Pogіadziі j№ po policzku i dodaі po chwili: - Uwaїaj na
siebie, dobrze?
- Jasne.
Zsadziі j№ z konia i zawoіaі:
- Do zobaczenia!
Piкknie prezentowaі siк w siodle. Libby nie mogіa oderwaж od niego wzroku. W jednej chwili jej їycie
zmieniіo siк o sto osiemdziesi№t stopni i to w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Nie mogіa tego wprost
poj№ж. Wiedziaіa, їe teraz juї nic nie bкdzie jak dawniej, їe wszystko potoczy siк caіkiem nowym torem.
ROZDZIAЈ TRZECI
Gdy wrуciіa do domu, okazaіo siк, їe obawy Jordana byіy bezpodstawne. Na podjeџdzie nie byіo
srebrnego mercedesa Janet. Na stole w jadalni znalazіa za to krуtki liњcik.
“Pojechaіam do Houston na zakupy. Wracam jutro".
Libby trzymaіa jeszcze kartkк w rкku, gdy do pokoju wszedі Curt.
- Co, wyjechaіa? Libby kiwnкіa gіow№.
- Pojechaіa do Houston i wrуci dopiero jutro.
- To њwietnie. - Curt klasn№і w rкce. - Bкdк miaі doњж czasu, їeby powymieniaж zamki w naszych
pokojach.
- Pewnie gadaіeњ z Jordanem - westchnкіa.
- Jasne. Stary Harry musiaі siк ponoж nieџle nawrzeszczeж, nim zdoіaі was rozdzieliж. Caіowaliњcie
siк...
- Niezupeіnie - wymamrotaіa, a jej policzki oblaіy siк rumieсcem.
- Widzisz, їe miaіem racjк! Zawsze mu siк podobaіaњ - dodaі іagodnie.
- Jordan chciaі umуwiж siк ze mn№ na randkк, ale myњlк, їe tylko tak siк przekomarzaі. Czegoњ tu
nie rozumiem, nie jestem przecieї gіupaw№ њlicznotk№, w ktуrych zawsze gustowaі. Zreszt№, co to za
kandydat na mкїa... - Machnкіa rкk№.
- Widzк, їe swoje wiesz... - Curt byі wyraџnie zaskoczony dojrzaі№ postaw№ siostry.
- Jasne, nie jestem maі№ dziewczynk№.
- Dobrze, zostawmy juї ten temat. Lepiej jedџmy kupiж nowe zamki do drzwi.
Wtorek daі siк Libby nieџle we znaki. Byіa szczкњliwa, gdy wreszcie znalazіa siк w domu. Dobiіa j№
wiadomoњж, їe Violet, ktуr№ obie z Mable naprawdк bardzo lubiіy, rzuciіa pracк u Kempa i przeszіa do Duke'a
Wrighta. Byіa pewna, їe szefa to teї nie ucieszyіo.
Przed domem staі samochуd Jordana, a on siedziaі na schodkach i dіubaі coњ scyzorykiem w kawaіku
drewna. Zdawaі siк bez reszty pochіoniкty t№ czynnoњci№ i nawet nie przeszkadzaіo mu, їe kapelusz zsun№і
mu siк caіkiem na czoіo.
Dopiero gdy Libby podeszіa bliїej, poderwaі siк na rуwne nogi, їeby siк z ni№ przywitaж.
- Spуџniіaњ siк! - zawoіaі z wyrzutem.
- Musiaіam sporz№dziж kilka notatek dla Kempa.
- Nie nabierzesz mnie, to robota Violet - nachmurzyі siк.
- Violet odeszіa. Pracuje teraz dla Wrighta.
- Co takiego, przecieї ona szaleje za Blakiem.
- A ty sk№d o tym wiesz?
- Nie їartuj, wszyscy o tym wiedz№. Janet jeszcze nie wrуciіa? - spytaі, rozgl№daj№c siк wkoіo. - Curt
powiedziaі, їe pojechaіa do Houston.
- Tak byіo napisane na kartce, ktуr№ nam zostawiіa, ale diabli j№ wiedz№.
- No wіaњnie, mam nadziejк, їe nie gniewasz siк za ten pomysі z zamkami?
- Nie, dlaczego? To chyba dobre rozwi№zanie, pуki co.
Napijesz siк kawy?
- Z chкci№.
- W takim razie wejdџmy do њrodka, jestem ledwo їywa.
- A da siк zorganizowaж jakieњ jajka na bekonie albo chociaї tosty?
- Aha, rozumiem, pokіуciіeњ siк z Amie i nie miaі kto przygotowaж ci jedzenia. Nie powinieneњ na
ni№ krzyczeж, jest juї stara i tak niczego nie zmienisz.
- Nie taka stara, tylko cholernie uparta. Czasem nie moїna siк z ni№ w ogуle dogadaж. To co, Libby,
nakarmisz gіodnego? Proszк, robisz najlepsz№ na њwiecie jajecznicк na bekonie...
- To nie pora na њniadanie - przerwaіa mu.
- A co to za rуїnica, jajeczniczkк moїna zawsze іykn№ж.
- Miaіam w planie zrobienie befsztykуw - spojrzaіa na niego pytaj№co.
- Nie pasuje do jajek. Libby westchnкіa ciкїko.
- Same kіopoty z tob№ - zrobiіa zatroskan№ minк.
- No coњ ty... - Jordan podszedі do niej i obj№і mocno w tali. - Jeњli chcesz, їebym siк z tob№ oїeniі,
musisz udowodniж, їe nie zagіodzisz mnie na њmierж.
- Oїeniі?
Nim zd№їyіa wypowiedzieж choжby jeszcze jedno sіowo, poczuіa jego usta, ale tym razem delikatne,
choж bardzo zmysіowe i gor№ce. Trzymaі j№ tak mocno, jakby juї nigdy nie miaі zamiaru jej wypuњciж.
Nie wierzyіa mu jednak. Na pewno robiі sobie z niej їarty. To niemoїliwe, їeby naprawdк chciaі siк z
ni№ oїeniж.
- Hej, maіa, co robisz?
- Jak to co?
- Nie moїesz caіowaж siк z facetem i myњleж przy tym intensywnie o czymњ innym.
- To przez ciebie, bo gadasz takie gіupoty, їe trudno nie myњleж. Mуwiіeњ zawsze, їe nigdy siк nie
oїenisz.
- Moїe zmieniіem zdanie? - Jego wzrok byі zaskakuj№co powaїny. Pochyliі siк i pocaіowaі j№ raz
jeszcze, ale tym razem nie byі to delikatny pocaіunek; tym razem pocaіowaі j№ namiкtnie i zaborczo. Mocno
przycisn№і j№ do siebie, zbyt mocno, by nie wyczuіa, jak bardzo dziaіaіa na jego zmysіy. Wypuњciі j№ wiкc z
uњcisku, nie chc№c stawiaж w niecodziennej dla niej sytuacji.
Caіe ciaіo Libby pulsowaіo w rytmie koіacz№cego siк w piersi serca. Policzki miaіa rozpalone i
nieprzytomny wzrok. Zastanawiaіa siк, czy on dostrzega jej dziwny stan. Nie musiaіa dіugo czekaж na
odpowiedџ.
- Wiem, їe mnie pragniesz - wyszeptaі, nie odrywaj№c wzroku od dwуch wierzchoіkуw
odznaczaj№cych siк na jej bluzce. - Widzк to i czujк... - Uj№і j№ za biodra i przyci№gn№і do siebie.
- Chyba z wzajemnoњci№ - wykrztusiіa z trudem, prуbuj№c uwolniж siк z jego їelaznego uњcisku. Jej
twarz staіa siк teraz purpurowa.
- Daj spokуj, nie zachowuj siк jak dziecko - szepn№і, gryz№c j№ lekko w ucho. - Chyba juї wiesz, co
to poї№danie i jaka jest jego siіa.
- Nie s№dzisz chyba, їe pozwolк ci siк uwieњж w kuchni, podczas smaїenia jajecznicy.
- A wiкc jednak dostanк coњ do zjedzenia?
- Nie rozumiesz sіowa “nie", prawda?
- Moїesz dodaж trochк masіa, jajecznica jest wtedy jeszcze smaczniejsza.
- O raju, ale wpadіam...
Podczas gdy Libby krz№taіa siк po kuchni, Jordan rozsiadі siк na krzeњle i њledziі jej kaїdy ruch,
poїeraj№c j№ przy tym wzrokiem.
- A moїe zanim przyst№pisz do smaїenia, pуjdziesz siк przebraж - powiedziaі nagle.
- A co, chcesz mi w tym pomуc?
- W rozbieraniu bardzo chкtnie.
- Jasne, wyobraїam sobie, їe masz w tym niezі№ wprawк. - Myњl, їe jego pіon№ce, zmysіowe oczy
patrz№ na jej nagie ciaіo, przyprawiіa j№ o nagіy zawrуt gіowy. - Jestem juї duїa, poradzк sobie w razie czego.
Swoj№ drog№ - dodaіa po chwili - nie powinieneњ caіowaж w ten sposуb kobiet, ktуrych nie traktujesz serio -
powiedziaіa z niejakim wyrzutem w gіosie.
- Dlaczego uwaїasz, їe nie traktujк ciк serio?
- Mnie pytasz? To chyba nic nowego...
- Obawiam siк, їe nie masz racji. - Wlepiі wzrok w jej nabrzmiaіe piersi. - Zawsze przychodzi kiedyњ
ten moment, ten dzieс, ta kobieta, od ktуrej nie sposуb odejњж.
- Przecieї nie na ciebie, ty nie zamierzaіeњ nigdy siк їeniж. Rozgrzaіa tіuszcz na patelni i wrzuciіa
bekon.
- Co ty robisz, po co tyle tіuszczu, przecieї bekon sam w sobie jest juї tіusty. - Poczekaі, aї plasterki
bekonu trochк siк obsmaї№, potem wstaі z krzesіa, urwaі kilka papierowych rкcznikуw i uіoїyі na nich bekon. -
Pokaїк ci, jak to siк robi. Gdzie jest mikrofalуwka?
- Nie mamy mikrofalуwki.
- Jak to nie macie? Kaїdy ma.
- Jak widaж, nie kaїdy.
- No nie, gotujesz na tej starej kuchni? - Rozejrzaі siк dokoіa. Nie byіo nawet zmywarki do naczyс.
Wszystko byіo tu stare, nawet patelnia, ktуrej Libby uїyіa do smaїenia bekonu. - Czemu ojciec nie urz№dziі ci
przyzwoicie kuchni? Przecieї miaі kupк forsy.
- Biedny nie byі, ale zawsze miaі inne wydatki, a odk№d oїeniі siк z Janet, skoсczyіy siк wszelkie
domowe inwestycje. Ona chciaіa jedynie, їeby zabieraі j№ ci№gle do restauracji i kupowaі drogie ciuchy.
- Teї mu na rozum padіo. To znaczy nie, przepraszam, przykro mi...
Wzruszyі j№ jego ciepіy, peіen troski ton.
- Nie przejmuj siк, przyzwyczaiіam siк, їe mam w їyciu pod gуrkк. Zawsze tak byіo.
Podszedі do niej i uj№і swoimi duїymi dіoсmi jej drobn№ twarz.
- A nigdy nie narzekasz...
- W sumie nie mam powodu. Jestem zdrowa i silna, wiкc o co chodzi? Robiк, co naleїy i juї.
- Zawstydzasz mnie - powiedziaі cicho i pocaіowaі j№ delikatnie.
- Ach, czemu...
- Sam nie wiem. - Przytuliі j№ do siebie. A potem przywarі do jej warg w nagіym przypіywie czuіoњci
zmieszanej z podnieceniem. - Chodџ bliїej - wymamrotaі, przyci№gaj№c j№ za biodra. - Chodџ, to lepsze niї
najwspanialszy deser - zamruczaі.
Cudownie byіo znaleџж siк znowu w jego ramionach, znowu poczuж jego szalone usta.
- Nie - wycedziі po chwili, ciкїko oddychaj№c. - Nie chcк, by Curt znalazі nas tu na kuchennym stole.
- Jordan, jak moїesz!?
- Przecieї na to siк zanosi, jeszcze chwila i eksplodujк - powiedziaі, wrкczaj№c jej talerz z bekonem. -
Usmaї wreszcie te jajka, nim umrк z gіodu. Czego was dziњ ucz№ w tych szkoіach? - dodaі po chwili.
- Nie bуj siк, ucz№, czego trzeba.
- Wiкc jak siк zabezpieczyж teї?
- Zaraz ci zatkam paszczк mydіem, jeњli natychmiast nie przestaniesz. - Jej policzki oblaіy siк
rumieсcem.
- Nie martw siк, jak przyjdzie co do czego, wszystkiego sam ciк nauczк.
- Nie mam zamiaru stosowaж їadnych њrodkуw.
- Wiкc chcesz mieж chmarк dzieci?
- Do tego jeszcze daleko. - Machnкіa rкk№, prуbuj№c zbagatelizowaж sprawк.
Dopiero w tej chwili zorientowali siк, їe w drzwiach od jakiegoњ czasu stoi Curt. Staі z
rozdziawionymi ustami i wybaіuszaі oczy.
- Zamknij usta, Curt, bo ci mucha wpadnie - powiedziaіa rozbawiona Libby. - Nie przejmuj siк, to tylko
teoretyczne rozwaїania.
- Poza fragmentem dotycz№cym њrodkуw antykoncepcyjnych, naturalnie - dodaі Jordan z lisim
uњmieszkiem. - Wiedziaіeњ, їe w szkoіach nie ucz№, jak tego uїywaж?
Curt omal nie wybuchn№і њmiechem, a Libby rzuciіa w niego њcierk№.
- Wynoњcie siк st№d, obaj! - krzyknкіa rozzіoszczona. - I to juї! Zawoіam was, jak jedzenie bкdzie
gotowe.
Wyszli potulnie, ale zaraz za drzwiami zgodnie wybuchli њmiechem.
- I co? - zapytaі Jordan, gdy zasiedli juї wszyscy razem do kolacji. - Janet siк odezwaіa? Powiadomiіa
was, kiedy wraca?
- Nie, nie byіo їadnej wiadomoњci na sekretarce - odparіa Libby. - Moїe siк wystraszyіa i da sobie
spokуj?
- Nie s№dzк, їeby nagle miaіa okazaж siк tak wielkoduszna i zostawiж nam caі№ posiadіoњж -
powiedziaі Curt z namysіem, wyraџnie zmartwiony.
- Teї mi siк nie wydaje - przytakn№і Jordan. - Daіem Kempowi namiar na dobrego prywatnego
detektywa z San Antonio. Myњlк, їe moїe siк zaj№ж t№ spraw№. Najwaїniejsze teraz to udowodniж, їe Janet
popeіniіa przestкpstwo. Dobra ta jajecznica - zwrуciі siк nagle do Libby.
- Cieszк siк, їe ci jednak smakuje, mimo їe nie mam mikrofali i smaїyіam j№ na starej kuchence i na
starej patelni. No i tak nieudolnie...
- Zwracam honor.
- No! Juї lepiej. Nie wiem, czy Kemp wspominaі ci, ale ojciec Violet byі najprawdopodobniej
nastкpn№ ofiar№ naszej macochy, po tym facecie z domu opieki. Jednak pуki co, nie maj№ їadnych
przekonuj№cych dowodуw. Trzeba by zrobiж sekcjк zwіok, to moїe by siк coњ wyjaњniіo, ale nie s№dzк, by
matka Violet byіa skіonna podj№ж tak№ decyzjк. Jest w bardzo kiepskim stanie.
- Biedna ta twoja Violet - westchn№і Curt. - Teї sporo przeszіa. Pracuje dla Kempa, prawda?
- Wіaњnie od dzisiaj przeszіa do Duke'a. Nie rozumiem do koсca dlaczego, ale cуї, to w koсcu jej
wybуr.
- Zdaje siк, їe biedaczek walczy o prawa rodzicielskie? - spytaі Jordan.
- Tak, o prawo do opieki nad synem - wyjaњniіa Libby.
- Nie pierwszy facet, ktуremu rozpadіo siк maіїeсstwo przez karierк їony. U nas tak nie bкdzie -
spojrzaі na Libby przekonany o swoim zwyciкstwie. - Bкdziesz zawsze waїniejsza, nawet od nowego byka,
choжby nie wiem jaki miaі rodowуd.
- Super, dziкki, czujк siк zaszczycona!
- Lepiej sobie zawsze wyjaњniж na pocz№tku takie sprawy, prawda, kochanie? Wiкc jeњli bкdziesz
miaіa zamiar wyjechaж do wiкkszego miasta na studia, czy coњ w tym rodzaju, to powiedz mi o tym wczeњniej,
zgoda?
- O nie, co to, to nie! Nie mam zamiaru studiowaж!
- A jeњli potem bкdziesz їaіowaж, їe nie rozwinкіaњ skrzydeі? Nie znasz przecieї innego їycia.
- Moїe i wielkie miasta s№ trochк kusz№ce, ale nie dla mnie. Mкcz№ mnie i wcale mi nie zaleїy, їeby
zostaж samodzielnym adwokatem czy radc№ prawnym. To, co robiк, sprawia mi przyjemnoњж.
- No tak, ale jak poіapiesz siк w tym za pуџno, to znaczy, kiedy bкdziesz miaіa juї rodzinк i dzieci,
moїe zrobiж siк nieprzyjemnie...
- Pijesz do Duke'a i jego їony?
- No tak, dopiero gdy byіa w ci№їy, okazaіo siк, їe musi koniecznie studiowaж prawo, bo nie moїe bez
tego їyж. Wspinaіa siк po szczeblach kariery, a Duke zmieniaі dziecku pieluchy. Potem zjawiaіa siк juї tylko na
weekendy...
- Dlatego lepiej dobrze jest takie rzeczy przemyњleж wczeњniej. Dziњ ma roczny dochуd z szeњcioma
zerami i jedynym problemem w jej їyciu wydaje siк ten maіy chіopczyk: ona co prawda nie ma czasu siк nim
zajmowaж, ale nie chce teї oddaж go ojcu.
- Nie wiedziaіam, їe Duke ma aї takie problemy...
- No wіaњnie, џle oceniі sytuacjк. Czasami trudno podj№ж wіaњciw№ decyzjк.
- To fakt, czasem trudno przewidzieж, co siк komu odmieni. Chcecie ciasta z wiњniami? - zapytaіa,
wstaj№c z krzesіa.
- Nie, dziкkujк, chyba juї pуjdк - powiedziaі Jordan. - Pamiкtajcie, їebyњcie nie zdradzili siк przed
Janet - mуwi№c to, spojrzaі na Curta, ktуry byі wyraџnie zaskoczony obrotem sytuacji.
- Jasne, dziкki, Jordan.
- No, to trzymajcie siк, na razie.
- Jordan byі dziњ trochк dziwny, nie s№dzisz? - powiedziaіa Libby, gdy zostaіa sama z bratem.
- Ma duїo kіopotуw na gіowie. Jego dobry znajomy, Merrill, zostaі przyіapany ostatnio przez
miejscow№ policjк na jeџdzie po pijanemu i liczy na wsparcie Jordana, moїe nawet na jego pomoc finansow№,
kto wie.
- Przecieї Jordan nie przeciwstawi siк szeryfowi. Jest w dobrych ukіadach z Cashem, ale bez przesady -
wymamrotaіa, przecieraj№c po raz trzeci dawno juї suchy talerz.
- Sam nie wiem, ostatnio poњwiкciі Merrillowi i jego cуrce, Julie, sporo uwagi. Wiesz, to ta, co
skoсczyіa niedawno college. Wszyscy mуwi№, їe jest dobra, їe mogіaby sprуbowaж swoich siі w polityce.
- Z jego dzisiejszych wypowiedzi wywnioskowaіam, їe szuka raczej innego typu kobiety. Takiej, ktуr№
niekoniecznie interesuj№ przygody w wielkim mieњcie. Myњlisz, їe takie kobiety, ktуre poci№ga wielki њwiat,
s№ w stanie kiedykolwiek siк ustatkowaж?
- Trudno powiedzieж, raczej nie, ale wiem, їe ostatnio Jordan spкdza z Merrillami duїo czasu.
Libby poczuіa ostre ukіucie w sercu. Zagryzіa doln№ wargк. Staraіa siк odpкdziж od siebie natrкtne
wspomnienie rozpalonych, poї№dliwych ust Jordana.
- Nie traktuj go zbyt powaїnie, Jordan to Jordan, a my mamy swoje problemy. Nie wiem, co zrobiж z
Janet...
- O to chyba nie musimy siк juї martwiж. Spraw№ zaj№і siк pan Kemp i jeszcze do tego ten prywatny
detektyw z polecenia Jordana. Mam nadziejк, їe sobie poradz№.
- Jedno jest pewne, siostrzyczko, Janet nie wystawi nas za drzwi, obiecujк ci to!
Libby uњmiechnкіa siк ciepіo.
- Fajny z ciebie braciszek. A teraz idк do іуїka - powiedziaіa, wstawiaj№c ostatni juї talerz do szafki. -
Wykoсczyі mnie dzisiejszy dzieli. Muszк siк wyspaж i wszystko wrуci do normy.
Tak naprawdк wiedziaіa jednak, їe to co tak klarownie i od niechcenia wyіuszczyіa bratu, wcale nie
bкdzie takie proste. W їaden sposуb nie udawaіo siк jej zasn№ж. Przewracaіa siк z boku na bok, analizuj№c w
gіowie kaїd№ chwilк spкdzon№ z Jordanem, kaїde swoje i jego sіowo. Miaіa wraїenie, їe nie traktowaі tego, co
mуwiіa, powaїnie. Zapewne uwaїaі, їe jest jeszcze za mіoda, by wiedzieж, o co jej w їyciu chodzi. Moїe chciaі
j№ w pewnym sensie przetestowaж, sprawdziж, jak bкdzie reagowaж na przystojnego faceta. Co za perfidia... A
z t№ Julie, to teї niezіa historia, nigdy by nie przypuszczaіa, їe oni mog№ ze sob№ krкciж. Faceci potrafi№ byж
jednak wyj№tkowo okropni.
ROZDZIAЈ CZWARTY
Janet wrуciіa do domu pуџnym popoіudniem. Byіa wyraџnie nie w sosie. Ciкїko opadіa na sofк w
salonie i zapaliіa papierosa.
- Musisz tu kopciж? - zapytaіa Libby, nie kryj№c niezadowolenia.
- Zainwestuj w odњwieїacz powietrza, to nie bкdziesz nic czuж, kochanie - odparіa zjadliwie Janet.
- Dіugo ciк nie byіo...
- Miaіam do zaіatwienia parк spraw.
- Mam nadziejк, їe nie chodziіo o sprzedaї naszej posiadіoњci?
- A niby dlaczego nie? Kto mnie powstrzyma?
- Kto? Kemp! - zawoіaіa Libby.
- Moїe sobie prуbowaж i ty teї, ale nic z tego nie bкdzie! Wszystko tu naleїy do mnie, wszystko,
rozumiesz! I nie dam sobie tego odebraж, bo to mnie zapisaі caіy swуj maj№tek ten odpychaj№cy, stary pryk. -
Otrz№snкіa siк, jakby ktoњ wylaі jej na gіowк kubeі lodowatej wody. - Przyprawiaі mnie o mdіoњci!
- Jak њmiesz!? - krzyknкіa Libby zszokowana jej sіowami. - Nasz ojciec ciк kochaі i byі
najwspanialszym czіowiekiem, jakiego znaіam.
Janet rozeњmiaіa siк jej w twarz.
- Jesteњ pewna? Masz na myњli, їe kochaі siк mn№ popisywaж, a do tego byі koszmarnie sk№py?
Tylko ja wiem, ile trudu mnie kosztowaіo, їeby mu wyci№gn№ж trochк forsy. - Janet obrzuciіa Libby zimnym
spojrzeniem. - Nie dam siк wam wykiwaж, o nie.
- Ale ty jesteњ podіa! A nawiasem mуwi№c, mamy zamontowane zamki w naszych pokojach -
powiedziaіa ni st№d, ni zow№d.
Janet wbiіa w ni№ lodowaty wzrok.
- A Kemp zatrudniі prywatnego detektywa, їeby ktoњ miaі ciк na oku.
- Sіucham? Co takiego? - Jej oczy staіy siк wielkie jak koіa mіyсskie.
- Co, nie spodziewaіaњ siк tego? No widzisz, my takїe potrafimy ciк zaskoczyж. Uwaїaj wiкc, co
robisz i co mуwisz. .. Violet z biura Kempa jest zdania, їe i jej ojca doprowadziіaњ do ruiny. Wiesz coњ o tym?
On teї zmarі nagle na zawaі serca.
- Bezczelne gnoje! - їachnкіa siк Janet, po czym niemal wybiegіa z pokoju.
Zatrzasnкіa z hukiem drzwi swojej sypialni, ale sіychaж byіo, jak z furi№ wykrzykuje jakieњ pogrуїki i
rzuca rzeczami o њcianк.
Libby zagryzіa wargi. Fatalnie, poniosіo mnie, pomyњlaіa z wyrzutem. Miaіa byж ostroїna, nie mуwiж
niczego, co mogіoby wzbudziж podejrzenia tej jкdzy. Ale jak moїna panowaж nad sob№, kiedy gadaіa takie
rzeczy o ojcu. Przy tej kobiecie nie sposуb nie straciж nerwуw. Libby pluіa sobie w brodк, їe w ogуle otworzyіa
usta. Zmartwiona, poszіa do kuchni, by zaj№ж siк kolacj№. Miaіa nadziejк, їe pozwoli jej to choж na chwilк
odwrуciж uwagк od tych wszystkich kіopotуw.
Gdy Curt wrуciі pod wieczуr, natkn№і siк w drzwiach na Janet, ktуra wіaњnie opuszczaіa dom. W
rкku њciskaіa mocno sporych rozmiarуw walizkк.
- Dok№d tak siк spieszysz?
Macocha obrzuciіa go lodowatym spojrzeniem, a potem odwrуciіa siк w stronк kuchni.
- Dok№dkolwiek, gdzie nie bкdк musiaіa obcowaж z twoj№ siostr№. Znajdк sobie w mieњcie jakiњ
pokуj w motelu. Za dzieс lub dwa zgіosi siк do was mуj adwokat.
- Њwietnie siк skіada, bo wіaњnie miaіem powiedzieж ci to samo. Gdy byіem w pracy, zadzwoniі do
mnie Kemp, by poinformowaж, їe jest juї w posiadaniu kilku niezwykle interesuj№cych informacji na twуj
temat.
Janet nic nie odpowiedziaіa, ale Curt dostrzegі, jak blednie i jak jej twarz napina siк.
- No wiesz, w zwi№zku z twoj№ prac№ w domu opieki - ci№gn№і dalej, udaj№c caіy czas spokуj i
obojкtnoњж.
Bez sіowa przeszіa obok niego i skierowaіa siк do swojego srebrnego mercedesa. W szaleсczym
poњpiechu rzuciіa do bagaїnika walizkк i po chwili ruszyіa z piskiem opon.
- No widzisz, i tym sposobem sprawa jest zaіatwiona - powiedziaі Curt do siostry, wchodz№c do
kuchni. - Juї tu nie wrуci.
- Sama nie wiem, czy to nie bі№d, tak j№ odprawiж. Poniosіo mnie i wygadaіam siк o tych zamkach w
naszych pokojach i... o ojcu Violet - dodaіa ze skruch№. - I detektywie.
- Dobrze jest, zrobiіem, co kazaі Kemp.
- A co kazaі Kemp?
- Powiedzieж jej, їe s№ dowody na jej podejrzan№ dziaіalnoњж w domu opieki. Wiedziaі, їe zaraz
potem siк zmyje.
- A mnie przykazaі najwyїsz№ ostroїnoњж. Miaіam takie wyrzuty sumienia...
- No, to moїesz juї odetchn№ж. Padam z nуg, strasznie siк dziњ narobiіem. Na pуіnocnym kraсcu
rancza wylaіa rzeka. Nieџle, co? Najpierw susza przez cztery lata, a teraz powуdџ. Co dzisiaj zaserwujesz na
kolacjк?
- Pieczeс wieprzow№, saіatkк kartoflan№ i nadziewane droїdїowe buіeczki. Pasuje?
Curt іakomym wzrokiem patrzyі, jak siostra z namaszczeniem nakіada jedzenie na talerze.
- Bardzo pasuje. Nie wiem, czy juї sіyszaіaњ, ale Jordan ma zamiar porwaж ciк w przyszіym tygodniu
do kina.
Libby prawie upuњciіa salaterkк.
- Jesteњ pewien, їe to mnie zabiera na film?
- Spokojnie. - Uњmiechn№і siк szeroko, widz№c jakie to na niej zrobiіo wraїenie. - To chyba naturalna
kolej rzeczy... jak juї facet zaczyna caіowaж kobietк.
- Sk№d o tym wiesz? - Odwrуciіa siк do niego raptownie. Jej twarz byіa purpurowa.
- Wіaњciwie nie wiedziaіem, ale teraz juї wiem. _ Rozeњmiaі siк gіoњno.
- O, jacy wy jesteњcie straszni! - krzyknкіa rozzіoszczona Libby. Ale chwilк pуџniej pomyњlaіa z
zadowoleniem, їe widocznie z Julie to їadna powaїna sprawa, inaczej Jordan nie zapraszaіby jej przecieї do kina.
- Swoj№ drog№, jak ci siк udaіo nigdy nie uzaleїniж siк od їadnej kobiety?
Curt wzruszyі ramionami.
- Nie bуj siк, przyjdzie czas i na mnie. Lepiej powiedz, co wypaplaіaњ Janet o caіej sprawie.
- Nie wiem, co ci zdradziі Kemp, ale zdaje siк, їe Janet zmieniіa swoj№ toїsamoњж po tym, jak
wyleciaіa z domu opieki. Zmieniіa teї kolor wіosуw. Czy Kemp mуwiі ci, їe nasza macocha jest podejrzana o
zabуjstwo? Ale miaіa pecha, bo ten goњж caі№ forsк zostawiі na koniach.
- Wygl№da na to, їe to jeszcze nie wszystko. Pycha - mlasn№і smakowicie. - Њwietna pieczeс, jestem
z ciebie dumny.
- Dziкkujк za tyle іaskawoњci, cieszк siк, їe ci smakuje. Ostatnio robiк zakupy w ekologicznym
sklepiku Duke'a. Trzeba przyznaж, їe zna siк na rzeczy. Ma wspaniaіe wкdliny i doskonaіej jakoњci miкso.
- Nie wiedziaіem.
- Ale wracaj№c do tematu, co to znaczy, їe to jeszcze nie wszystko? - spytaіa zaniepokojona Libby.
- Jakimњ cudem udaіo siк namуwiж matkк Violet, by zgodziіa siк na ekshumacjк i sekcjк zwіok mкїa.
- I co, nie dostaіa ataku serca ani wylewu?
- Jakoњ nie. Bardzo kochaіa swego mкїa i zdaje siк, їe tak naprawdк nigdy nie wierzyіa w zawaі.
- Nie zazdroszczк Violet, jest taka wraїliwa. Wci№ї do mnie nie dociera, їe juї z nami nie pracuje.
- Moїe to Kempowi dobrze zrobi - odparі Curt z peіn№ buzi№. - Moїe siк wreszcie trochк zastanowi
nad sob№ i powstrzyma ciкty jкzyk.
- Nie wiem, czy jest aї tak skіonny do autorefleksji. S№dzк, їe zatrudni po prostu nowego pracownika i
tyle. A swoj№ drog№ ciekawe, dlaczego on siк nie їeni...
- Nie ma nikogo?
- Nic o tym nie wiem.
- Ale nie jest gejem?
- Nie, na pewno nie. Moїe tak bardzo pochіania go praca, їe nie ma czasu nawet pomyњleж o zaіoїeniu
rodziny?
- Kto wie, w sumie jest przecieї wielu kawalerуw w Jacobsville, spуjrz na mnie...
- Ostatnio ich trochк ubywa. Weџ tylko braci Hart, zgubiіy ich ciasteczka. Szkoda, їe Jordan nie lubi
ciasteczek, sprawa byіaby wtedy o wiele prostsza.
- Ale lubi zjeњж, to teї jest jakaњ szansa...
- No tak, ale jakoњ mi siк nie wydaje, їeby mуgі mnie traktowaж powaїnie. Poznaі tyle rуїnych kobiet i
co? Miaіby wybraж mnie?
- Nie przesadzaj, moїe teraz nasza sytuacja nie jest najlepsza, ale sroce spod ogona nie wypadliњmy,
mamy w koсcu wielu zacnych przodkуw w okrкgu Jacobs.
- Ale nie przynosi nam to їadnych konkretnych korzyњci, nie obracamy siк w tych sferach. A Jordan
chyba to lubi. Moїe dlatego spкdza ostatnio tak duїo czasu z Julie Merrill, bo poprzez ni№ i jej ojca ma wejњcie
do domуw, w ktуrych nigdy by siк normalnie nie znalazі. Zreszt№ wydaje mi siк, їe my i tak nie pasujemy do
tego towarzystwa - powiedziaіa cicho. Wypadіo to o wiele smutniej, niїby sobie їyczyіa.
- No i dobrze, co ci to szkodzi?
- Jordan potrzebuje їony, ktуra bкdzie umiaіa wydawaж duїe przyjкcia, bawiж goњci, a ja nie mam o
tym pojкcia i wcale mnie to nie bawi. A poza tym on kocha piкkne kobiety z klas№, ktуrymi mуgіby siк
pochwaliж, a ja co... Moїe i zabierze mnie do kina, ale to jeszcze o niczym nie њwiadczy.
Na pewno nie poprowadzi mnie do oіtarza. Moїe chce wzbudziж w Julie zazdroњж albo potwierdziж
po raz tysiкczny swoj№ atrakcyjnoњж? Kto go tam wie... Mnie takie przelotne romanse nie interesuj№, nie
mam ochoty byж niczyj№ maskotk№ na piкж minut - powiedziaіa, wydymaj№c usta.
- No cуї, kaїdy z nas ma jakieњ nierealne marzenia... - Curt westchn№і ciкїko.
- Kaїdy? A wiкc ty teї? Zdradzisz coњ?
- Chciaіbym... - zacz№і Curt z oci№ganiem - zaіoїyж kiedyњ firmк dostawcz№. No wiesz, tak№, co
dostarcza na farmy towar, karmк i te rzeczy. Ostatnio nawet byіa taka firma do przejкcia, naleїaіa do Teda
Regana, a raczej do jego teњcia. Po jego њmierci sklep zbankrutowaі...
- Nie wiedziaіam, їe snujesz takie plany. Gdyby nie nasze problemy finansowe, bez trudu dostalibyњmy
kredyt.
- Naprawdк, poparіabyњ mnie? - oїywiі siк Curt. Wyraџnie dodaіo mu to otuchy.
- Jasne, їe tak, jesteњ przecieї moim bratem! Jakby tylko udaіo nam siк zaіatwiж tк sprawк ze spadkiem
po ojcu... Wydaje mi siк, їe potrafiіbyњ stworzyж coњ trwaіego. - Spojrzaіa na niego z dum№.
- Serio? Moїe powinniњmy zadzwoniж do Kempa i poinformowaж go o tym, co zaszіo.
- To chyba dobry pomysі. A moїe powinniњmy teї kupiж sobie psa - dodaіa z namysіem.
- Coњ ty, Libby, ledwo starcza nam pieniкdzy, їeby wyїyж, a jeszcze jest przecieї stary siwek taty,
ktуrego teї trzeba wykarmiж. Nie starczy nam forsy na karmк dla psa.
- Ale czasy na nas przyszіy - westchnкіa Libby. - Kto kiedyњ by przypuszczaі, їe tak bкdzie.
Spojrzeli po sobie.
- Pomyњlaіabyњ rok temu, їe nie bкdziesz mogіa pozwoliж sobie na psa? - Curt parskn№і њmiechem.
Od tego pamiкtnego dnia, kiedy Janet wypadіa z walizk№ z ich domu, wiкcej siк nie pokazaіa. Jej
adwokat teї zreszt№ nie. Za to niemal kaїdego dnia przychodziіy rachunki: za motel, za zakupy, wizyty u
fryzjera i kosmetyczki.
- Nie musicie siк niczego obawiaж - wyjaњniі im Kemp, gdy zwrуcili siк do niego o radк. - Nie wasz№
spraw№ jest regulowanie tych rachunkуw i nikt was do tego nie moїe zmusiж. Daіem juї znaж na policji i
powoli w mieњcie rozeszіa siк wieњж, їe Janet jest niewypіacalna. Myњlк, їe siі№ rzeczy jej zakupowy szaі
szybko siк zakoсczy. Poza tym - Blake wsun№і rкce do kieszeni i nagle spowaїniaі - ci№їy na niej podejrzenie
o zabуjstwo. I to, co za chwilк powiem, nie bкdzie siк wam moїe podobaіo, ale to konieczne.
- Co takiego? - Libby aї podskoczyіa na krzeњle.
- Trzeba bкdzie przeprowadziж sekcjк zwіok, rуwnieї waszego ojca.
- Myњlaіam juї o tym - “powiedziaіa Libby i spuњciіa gіowк.
- Zachowamy caіkowit№ dyskrecjк i ostroїnoњж, ale musimy byж pewni, sami rozumiecie, nie moїna
nikogo skazaж na podstawie przypuszczeс.
- Teraz, po czasie - westchnкіa ciкїko Libby - zastanawiam siк, czy mogliњmy zapobiec jakoњ temu
nieszczкњciu. Moїe tata їyіby jeszcze...
- Libby, nie zadrкczaj siк, kto mуgі przypuszczaж, їe jego nowa їona jest morderczyni№, i to
wielokrotn№. Moїe choж odrobinк pocieszy ciк fakt, їe trucizna, ktуrej zapewne uїyіa, nie wywoіuje u ofiary
ї
adnych cierpieс, a objawy s№ takie jak po zawale serca. Gdy tylko bкdziemy mieж ostateczne ekspertyzy z
sekcji pana Hardy'ego, wniesiemy sprawк do s№du.
- A jeњli Janet zniknie? W koсcu do tej pory uchodziіo jej wszystko na sucho - powiedziaі Curt.
- Kaїdy przestкpca prкdzej czy pуџniej popeіnia bі№d, wiкc i jej siк to przytrafi, nie obawiaj siк. -
Kemp zamyњliі siк. - Wspomnisz moje sіowa.
Libby spojrzaіa na puste biurko po Violet i westchnкіa.
- No cуї, daіem ogіoszenie do gazety, їe poszukujк sekretarki - dodaі chіodno szef, widz№c jej
spojrzenie. - Pуki co, Mable przejкіa obowi№zki Violet.
- Bкdzie mi jej brakowaіo - westchnкіa Libby.
Nie dostrzegіa, їe Kemp, odwracaj№c siк, zagryzі wargi. Szybko wszedі do swego gabinetu i z hukiem
zatrzasn№і za sob№ drzwi.
- O, rany - Libby wybuchіa tіumionym њmiechem. - Nie wiedziaіam, їe jest z nim aї tak џle! - szepnкіa,
przysіaniaj№c dіoni№ usta.
- To nie potrwa dіugo - odezwaіa siк Mable. - Jestem przekonana, їe nie bкdzie їadnej nowej sekretarki.
Tak naprawdк, Kemp jest bardzo przywi№zany do Violet. Nie bкdzie z nikogo zadowolony, zobaczysz.
- Chyba masz racjк. - Pokiwaіa gіow№ Libby.
Dopiero po kolacji, zjedzonej zreszt№ w samotnoњci, bo Curt poszedі z kolegami do pubu, Libby
zauwaїyіa, їe ktoњ zostawiі na sekretarce wiadomoњж. Przycisnкіa guzik i usіyszaіa mкski, aksamitny gіos,
podaj№cy siк za adwokata pani Collins, dzwoni№cego w zwi№zku ze spraw№ spadkow№ po jej mкїu. Libby
zatkaіo na dobre, gdy tym samym sіodkim gіosem poprosiі, aby pozostali spadkobiercy, to jest dzieci pana
Collinsa, najdalej w ci№gu dwуch tygodni opuњcili dom. Trzкs№cymi rкkami prуbowaіa wybraж numer do
Kempa, a gdy jej siк to w koсcu udaіo, okazaіo siк, їe nie ma go w domu. Wykrкciіa wiкc numer do Jordana.
Dіugo jej przyszіo czekaж, nim podszedі do telefonu. Gdy wreszcie podniуsі sіuchawkк, usіyszaіa w tle muzykк
i czyjњ gіos.
- Zdaje siк, їe ci przeszkadzam, zadzwoniк pуџniej...
- To ty, Libby? Zaczekaj sekundк.
Do uszu dziewczyny dotarіa stіumiona, niezbyt miіa rozmowa, a potem dџwiкk zamykanych drzwi.
- Juї jestem, co siк staіo?
- Dzwoniіam do Kempa, ale nie ma go w domu. Zastaіam na sekretarce wiadomoњж od prawnika
Janet. Daі nam dwa tygodnie na wyniesienie siк z domu.
- Podaі jakiњ powуd?
- Tak, mamy opuњciж dom do czasu, kiedy zostanie zweryfikowany testament.
- Libby, nie przejmuj siк tym. Usi№dџ, weџ gікboki oddech i zastanуw siк. Co to ma do rzeczy?
Nigdzie siк nie musisz wynosiж, nie ma takiej potrzeby i Kemp powie ci to samo.
Libby westchnкіa.
- Јatwo ci tak mуwiж, strasznie siк zdenerwowaіam. Zszokowaіo mnie to i przeraziіo, aї mi siк rкce
trzкsіy. Przepraszam, їe zawracam ci gіowк.
- Jesteњ sama? Curt gdzieњ wyszedі?
- Tak, poszedі z kolegami na karty.
- Niedobrze... Ale niestety nie mogк dziњ do ciebie przyjechaж. Mam waїne przyjкcie u senatora
Merrilla.
No wіaњnie, a jego cуrka bкdzie gwiazd№ wieczoru i gazety znowu bкd№ siк o niej rozpisywaіy.
Piкkna, wyksztaіcona i bogata. Czego moїna byіo sobie jeszcze їyczyж?
- Libby, jesteњ tam? - zapytaі Jordan.
- Tak, tak, juї wszystko w porz№dku, po prostu straciіam na chwilк gіowк. Jeszcze raz przepraszam, їe
zabieram ci czas, w sumie to bez sensu.
- Nie przepraszaj mnie - obruszyі siк Jordan, jakby wytr№ciіa go t№ uwag№ z rуwnowagi.
- Bкdк juї koсczyж, na razie, Jordan. - Pospiesznie odіoїyіa sіuchawkк i przeі№czyіa telefon na
automatyczn№ sekretarkк, jakby przeczuwaіa, їe Jordan bкdzie usiіowaі siк do niej dodzwoniж. Nie podniosіa
jednak sіuchawki. Bardzo j№ to wszystko wytr№ciіo z rуwnowagi, i rozmowa z Jordanem, i telefon od
adwokata macochy. A moїe to tylko jakiњ podstawiony znajomy, a nie їaden adwokat? Zaczкіa siк zastanawiaж,
czy przy pomocy takiego nagrania moїna kogoњ wytropiж. W tym momencie doznaіa nagіego olњnienia.
Szybko podniosіa sіuchawkк i wybraіa opcjк, dziкki ktуrej mogіa odczytaж numery dzwoni№cych do niej osуb.
Ze zdziwieniem stwierdziіa, їe nie byі to lokalny numer. Postanowiіa, їe nastкpnego dnia pokaїe go Kempowi, a
ten przekaїe z pewnoњci№ dalej, prywatnemu detektywowi, ktуry zaj№і siк ich spraw№. Teraz poczuіa siк
trochк pewniej. Poszіa do kuchni, їeby pozmywaж resztк naczyс.
Ogarn№і j№ jakiњ dziwny smutek na wspomnienie kobiecego gіosu, ktуry sіyszaіa w tle podczas
rozmowy z Jordanem.
Niby wiedziaіa, їe z jej zwi№zku z Jordanem nic nie bкdzie, ale gdzieњ gікboko w sercu miaіa jednak
nadziejк. Teraz wszystko staіo siк jasne. Wci№ї przyjmowaі w domu kobiety, i to najchкtniej z wyїszych sfer.
Zatem sіusznie podejrzewaіa, їe nie traktowaі jej powaїnie. Wedіug niego byіa za mіoda i nie wiedziaіa jeszcze,
czego chce od їycia. Ciekawe, czy to byіa Julie, czy teї jakaњ inna nachalna rywalka. Ten pocaіunek nic dla
niego nie znaczyі, robiі to kaїdego dnia z inn№. Tylko dla niej byіo to wielkie przeїycie. Zreszt№ - spojrzaіa na
siebie krytycznie - stare dїinsy i sprana bluzka, to њrednia zachкta dla takiego faceta jak on. Zaњmiaіa siк
bezsilnie. Chyba њniіa na jawie, marz№c o Jordanie. Lepiej, jeњli zbudzi siк juї dziњ z tego niebezpiecznego
snu, zanim Jordan zdoіa zіamaж jej serce.
Zgodnie z zamiarem, nastкpnego dnia opowiedziaіa Kempowi o telefonie i daіa mu zapisany na kartce
numer.
W kilka dni pуџniej szef podszedі do niej i uњmiechn№і siк szeroko.
- Bystra z ciebie dziewczynka. Za tym numerem, ktуry mi daіaњ w zeszіym tygodniu, kryje siк pewien
kelner z ekskluzywnej restauracji w San Antonio. To їaden pewnik, ale wygl№da na to, їe stanowi№ z Janet
zgran№ parkк. Nie s№dzк, aby miaі ciк jeszcze niepokoiж telefonami, chyba skutecznie wybiliњmy mu to z
gіowy. Wіaњciwie wystarczyіo naњwietliж mu sytuacjк Janet, a sam siк ze wszystkiego wycofaі. Zdaje siк, їe
rzuciі pracк i czym prкdzej wyjechaі z miasta, chc№c umkn№ж przed drapieїnymi szponami swojej
wspуlniczki.
Libby rozeњmiaіa siк radoњnie.
- Wiкc to nie byі adwokat! Dziкki Bogu! Co za szczкњcie, їe nie musimy opuszczaж domu - dodaіa z
ulg№. - Swoj№ drog№, niezіych trikуw siк chwyta...
- Nie martw siк, nie dopuszczк do tego, by byіe kto przepкdziі was z domu waszego ojca.
- Dziкkujк, szefie.
- Ach, wiesz, їe Mable jest na zwolnieniu?
- Wiem, ma grypк їoі№dkow№.
- Wіaњnie. Nie s№dzк, їebyњ daіa sobie sama radк, zadzwoс wiкc do agencji i weџ kogoњ.
- Tak jest szefie.
- To pewnie Violet rzuciіa na nas kl№twк - powiedziaі, odwracaj№c siк.
- Nie s№dzк, jest bardzo miіa.
- Ale przewraїliwiona! - rzuciі szef przez ramiк.
W tym momencie drzwi biura otworzyіy siк i stanкіa w nich urocza, mіoda blondynka z aktуwk№ w
rкce.
- Nazywam siк Julie Merrill. Sіyszaіam, їe poszukuje pan sekretarki.
Pod Libby ugiкіy siк nogi. Tego jej jeszcze brakowaіo! Bкdzie pracowaж razem z najњwieїsz№
miіoњci№ Jordana. Co za pech! Їe teї Julie musiaіa siк zjawiж akurat w biurze pana Kempa, ktуry zreszt№
jakoњ niezbyt przekonany mierzyі j№ z gуry na dуі wzrokiem.
- Nie, nie, to nie ja szukam pracy. - Rozeњmiaіa siк nagle Julie, czuj№c na sobie jego badawcze
spojrzenie.
Libby musiaіa usi№њж, nim kolana caіkowicie nie odmуwiіy jej posіuszeсstwa. Chyba jej jednak
ulїyіo.
- Chodzi o moj№ przyjaciуіkк, ktуra wіaњnie ukoсczyіa szkoік dla sekretarek i jakoњ ciкїko jej coњ
dla siebie znaleџж.
- Pisze na komputerze? - zapytaі Kemp.
- Oczywiњcie, i to stosunkowo szybko, szeњжdziesi№t sіуw na minutк. Poza tym jest niezі№
stenotypistk№.
- Fantastycznie. Ale mуwiж nie umie?
Obie kobiety spojrzaіy jednoczeњnie na Kempa. Libby znaіa ten jego wzrok. Oczy zwкziіy mu siк do
szparek, a mimo to pіonкіy, ale nie namiкtnoњci№, lecz wњciekіoњci№.
- Cieszк siк, їe pani...
- Lydia - wpadіa mu w sіowo Julie.
- Dziкkujк, їe pani Lydia byіaby gotowa podj№ж u mnie pracк - powiedziaі, cedz№c sіowa. - Ale nie
zatrudniam ludzi za poњrednictwem osуb trzecich, panno Merrill. I w tym wypadku nie obchodzi mnie, co
powie na to pani ojciec.
- Ale... - zaj№knкіa siк Julie. - S№dziіam, їe skoro siк znamy, to mogк zapytaж.
- I zrobiіa to pani. Proszк powiedzieж swojej przyjaciуіce, їe jeњli jest zainteresowana prac№, powinna
zgіosiж siк do mnie sama i wypeіniж kwestionariusz. Ale proszк sobie zbyt wiele nie obiecywaж, pocz№tek nie
byі najlepszy. Poza tym... - Kemp zawahaі siк przez moment. - Nie mam szacunku dla ludzi, ktуrzy
wykorzystuj№ znajomoњci, aby znaleџж pracк. I jeszcze jedno. - Podszedі bliїej. - Z pewnoњci№ nie zatrudniк
nikogo, kto nie ma odpowiednich kwalifikacji. Chyba jasno siк wyraziіem?
Julie pokiwaіa gіow№.
- O tak, aї nadto - odparіa chіodno, a potem rzuciіa zimne spojrzenie Libby. - Mam przez to rozumieж,
ї
e ona - powiedziaіa z nieukrywan№ zіoњci№ i sarkazmem - ma odpowiednie kwalifikacje?
- Oczywiњcie, їe mam - odezwaіa siк z uњmiechem Libby. - Jeњli ciк to interesuje, mуj dyplom wisi za
tob№.
Na twarzy Kempa pojawiі siк ciepіy, przyjazny uњmiech. Chyba jednak mnie lubi, pomyњlaіa
natychmiast Libby z zadowoleniem.
- No, cуї - twarz Julie byіa teraz zaciкta i blada - s№dzк, їe Lydia i tak nie czuіaby siк tu dobrze.
- Czy to wszystko, panno Merrill? - zapytaі Blake. Julie nie odpowiedziaіa, tylko odwrуciіa siк na
piкcie i ruszyіa w stronк drzwi. Wychodz№c, rzuciіa przez ramiк:
- Mуj ojciec nie bкdzie zadowolony, gdy mu opowiem, jak mnie pan potraktowaі.
- Proszк pozdrowiж go ode mnie i powiedzieж, їe powinien utrzymywaж w domu wiкksz№ dyscyplinк,
jeњli chodzi o dzieci. Doszіy mnie sіuchy, їe chciaіa pani startowaж w wyborach w okrкgu Jacobs. Otуї dam
pani, a raczej pani ojcu dobr№ radк, niech da sobie z tym spokуj, chyba їe lubi wyrzucaж pieni№dze przez
okno.
- Jak pan њmie!? Jeszcze siк pan zdziwi, gdy wygram te wybory.
- Z pewnoњci№ nie w okrкgu Jacobs - dodaі z uњmiechem Blake. - Ludzie maj№ zbyt dobr№ pamiкж
i wci№ї jeszcze nie zapomnieli tego przyjкcia sprzed paru lat, a z caі№ pewnoњci№ nie Culbertsonowie.
Julie zbladіa, a paznokcie tak mocno wbiіa w aktуwkк, ktуr№ trzymaіa pod pach№, їe aї zbielaіy.
- To byі wypadek - powiedziaіa juї mniej pewnym gіosem.
- Byж moїe. Wypadek czy nie, prawda jest taka, їe Shannon nie їyje.
Dolna warga Julie zaczкіa drїeж. Zdawaіo siк, їe za moment siк rozpіacze. Szarpnкіa drzwi i wybiegіa
na zewn№trz. Kemp z lodowatym uњmiechem zamkn№і je za ni№. Na jego twarzy widaж byіo tіumion№
wњciekіoњж. Zacisn№і usta i caіy czas nerwowo poruszaі szczкkami.
Tymczasem Libby caіkiem siк pogubiіa. Nie bardzo wiedziaіa, o co szefowi chodzi, ale nie odwaїyіa
siк teraz zadawaж pytaс.
Dopiero gdy znalazіa siк w domu i Curt wrуciі z pracy, mogіa zaspokoiж swoj№ ciekawoњж.
Brat rzuciі gniewne spojrzenie.
- Sіucham? Przecieї Lydia ma pracк i to caіkiem niezі№, w okrкgowym s№dzie. Odbiіo jej?
- Nie mam pojкcia, nie wiem w takim razie, czego Julie szukaіa u Kempa. Przy okazji prуbowaіa mnie
poniїyж, ale nic jej z tego nie wyszіo.
- No wіaњnie! Jej chodzi o ciebie. Ona chce Jordana, a ty stoisz jej na drodze.
- Jasne, їe tak! - Libby zaњmiaіa siк sarkastycznie. - Ja jej stojк na drodze, њwietny dowcip, Curt.
Lepiej mi opowiedz, co wydarzyіo siк na tej imprezie przed laty.
- Ktoњ wrzuciі Shannon coњ do drinka, to znaczy nie jej, bo ten drink nie byі przeznaczony dla niej, ale
ona go wypiіa, na swoje nieszczкњcie. Miaіa wadк serca i umarіa.
- Wiadomo, kto to zrobiі?
- Nie, policji nie udaіo siк wykryж sprawcy. Julie prуbowaіa zatuszowaж caі№ sprawк, pewnie ze
wzglкdu na swojego ojca, ale do dziњ wszyscy to pamiкtaj№. Kemp rozwikіaі po jakimњ czasie tк zagadkк i
podaі do publicznej wiadomoњci.
- Naprawdк? Jakoњ to do niego niepodobne.
- Mуwiono, їe byі zakochany w tej dziewczynie i do dziњ nie moїe przeboleж jej њmierci.
- No, ale mimo wszystko Merrill wygraі wybory...
- Miaі sprzymierzeсcуw w mieњcie. Dziњ juї wielu z nich nie їyje, bo w wiкkszoњci byli to ludzie
starzy. Po mieњcie kr№ї№ plotki, їe Merrill nadal tonie w dіugach przez swoj№ spektakularn№ kampaniк
wyborcz№. Poza tym opozycja daje mu nieџle popaliж... a i na swoich dawnych zwolennikуw nie moїe juї za
bardzo liczyж. Ot, i caіa prawda.
ROZDZIAЈ PIҐTY
Niespeіniona, a raczej utracona miіoњж - jakoњ pasowaіo jej to do caіej ukіadanki. Libby zamyњliіa
siк gікboko i zrobiіo siк jej їal Blake'a.
- To teraz Merrill raczej nie ma szans - powiedziaіa, wci№ї jeszcze pogr№їona we wіasnych myњlach.
- Ukіad w radzie zmieniі siк od tamtego czasu.
- Zdecydowanie - skrzywiі siк Curt. - Wіadza nie jest juї w rкkach tej starej elity co kiedyњ. Poza tym
szanse Merrilla nie s№ zbyt duїe, bo przecieї zatrzymali go za jazdк po pijanemu. Pamiкtasz, jaka byіa afera.
Libby pokiwaіa gіow№.
- Ale nigdy nie podano tego oficjalnie do wiadomoњci.
- Redaktor naczelny naszej gazety to jego dobry kumpel, wiкc sama rozumiesz. Nie zmienia to jednak
faktu, їe Merrill ma kіopotуw po uszy. Chciaіby jakoњ pozbyж siк tych dwуch policjantуw, ktуrzy go wtedy
zatrzymali, ale nie ma na to szans. Grier walczy o swoich ludzi i ma wszкdzie znajomoњci.
- Lubiк go za to! - Uњmiechnкіa siк Libby.
- Ja teї. Zreszt№ wszyscy go tu lubi№, bo to fajny facet.
- Wiesz, Kemp zidentyfikowaі juї tego czіowieka, ktуry podawaі siк za adwokata Janet.
- I co?
- To jakiњ kelner z San Antonio, a nie їaden prawnik.
Zdaje siк, jeszcze jeden, ktуrego udaіo siк Janet owin№ж sobie wokуі palca. Ale tak siк wystraszyі, їe
juї zwiaі. Swoj№ drog№, zastanawiam siк, dlaczego tak bardzo jej zaleїaіo na tym, їebyњmy wyprowadzili siк z
domu?
- Moїe chciaіaby wynieњж st№d parк rzeczy. Na przykіad kolekcjк monet ojca. Warta jest krocie, a
dawno jej juї nie widziaіem.
- Moїe j№ sprzedaіa?
- Niestety, to moїliwe. Janet nigdy siк nie poddaje, nie moїemy o tym zapominaж. Trzeba jednak
walczyж. Nie damy siк jej, prawda, siostrzyczko? Pomњcimy ojca!
- Tak, masz racjк. - Libby musiaіa siк bardzo staraж, їeby powstrzymaж іzy. Tak bardzo tкskniіa za
tat№. Bуl po jego stracie byі wci№ї nie do zniesienia, a tymczasem naleїaіo trzeџwo podejњж do caіej sprawy. -
Nie moїemy sobie odpuњciж, bo nas zniszczy, a poza tym chcк wiedzieж, czy tata naprawdк umarі na zawaі...
- Dziњ on sam na pewno by nas poparі, zapewniam ciк, Libby. Ale nie wtedy. Wtedy nie daі
powiedzieж na ni№ zіego sіowa. Za bardzo j№ kochaі.
- Byі zaњlepiony... Nie wiedziaі, jaka jest naprawdк. Myњlк, їe daіby siк za ni№ pokroiж.
- Jemu to i tak juї nie przywrуci їycia, ale moїe uda siк nam w ten sposуb uratowaж їycie komuњ
innemu...
- Masz racjк, musimy jakoњ przez to przebrn№ж. Wieczorem, gdy ogl№dali telewizjк, ktoњ podjechaі
pod dom i w chwilк pуџniej rozlegіo siк gіoњne pukanie do drzwi.
- Ja otworzк - powiedziaі Curt i podniуsі siк z fotela. Po chwili Libby usіyszaіa stіumione gіosy, a
potem gіoњne kroki.
- Dobry wieczуr, Libby - rozlegі siк niski gіos Jordana.
- Dobry wieczуr - odparіa niezbyt pewnie.
- Podobno Julie zіoїyіa wam wczoraj wizytк w biurze?
- Tak, pytaіa o pracк dla swojej koleїanki, Lydii.
- Podobno bardzo nieprzyjemnie j№ potraktowaіaњ, a Kemp kazaі opuњciж jej biuro.
- Och, poskarїyіa ci siк!
- Ja nie їartujк, Libby, to nie byіo chyba konieczne, przyznaj sama...
- Sіucham? Zdaje siк, їe Julie opowiedziaіa ci swoj№, nieco zmienion№ wersjк wydarzeс - odparіa
lekko zirytowana Libby. - To ona zachowaіa siк wobec mnie niestosownie. Wpatrywaіa siк we mnie ze
zіoњci№, a potem zaczкіa wymyњlaж coњ na temat braku kwalifikacji. Podobno za maіo umiem, їeby
pracowaж u Kempa. No cуї, po pierwsze to nie jej sprawa, a po drugie mam odpowiednie kwalifikacje, co byіam
uprzejma jej wyjaњniж, zreszt№ bardzo kulturalnie.
- No, nie wiem, z tego co mуwiіa, zachowaіaњ siк okropnie - podkreњliі Jordan.
- Co takiego? Ja? To Kemp potraktowaі j№ chіodno, ale w sumie zasіuїyіa sobie na to. A do tego, jak
siк okazaіo, kіamaіa - mуwi№c to, Libby spojrzaіa na brata - bo podobno Lydia ma pracк...
Curt juї otworzyі usta, їeby wzi№ж siostrк w obronк.
- Nie, Curt, nie potrzebujк pomocy. - Podeszіa bliїej do Jordana. - Twoja urocza przyjaciуіka
oњwiadczyіa Kempowi, їe lepiej byіoby dla niego, gdyby zatrudniі jej koleїankк. Usiіowaіa zastraszyж go
swoim ojcem, ale nic jej z tego nie wyszіo. Najadіa siк tylko wstydu, bo Kemp odradziі jej kandydowanie w
wyborach, przypominaj№c o wydarzeniu, ktуre miaіo miejsce na jej przyjкciu przed paru laty.
- Sіucham? Co zrobiі? - Jordan niemal krzykn№і.
Jego gwaіtowna reakcja nieco j№ zszokowaіa. Dlaczego tak bardzo broniі Julie, skoro nie byіo go przy
tej rozmowie, nie znaі faktуw?
- Zachowywaіa siк wyj№tkowo nieuprzejmie i niegrzecznie, nie rozumiem wiкc zupeіnie, dlaczego tak
siк za ni№ ujmujesz.
Jordan staі w milczeniu, ale widaж byіo, їe nie dotarіo do niego ani sіowo z tego, co powiedziaіa Libby.
- Kiedy ostatnio do ciebie dzwoniіam, to ona byіa w pokoju, wiкc pewnie wbiіa sobie do gіowy, їe
latam za tob№. Jeњli s№dzi, їe ma we mnie rywalkк, to grubo siк myli. Powtуrz jej ode mnie, їe moїe byж
spokojna. No dalej, Jordan, rozejrzyj siк tylko wkoіo, nie naleїк do twojej ligi, nieprawdaї? Jesteњmy tylko
s№siadami. Poprosiіam ciк jedynie o radк i to wszystko. Nie moja wina, їe masz takie nawyki, jakie masz, i
wydaje ci siк, їe kaїda padnie przed tob№ na kolana.
Jordan nadal milczaі, ale oczy zwкziіy mu siк zіowrogo i wbiі w Libby ostry wzrok.
- To wszystko? Jesteњ pewna? - W tonie jego gіosu usіyszaіa sarkastyczn№ nutк.
Prуbowaіa nie myњleж teraz o jego gor№cych, namiкtnych ustach, ktуre tak trudno byіo jej
zapomnieж.
- Tak, to wszystko - powtуrzyіa cicho. - A poza tym nie mam pewnoњci, czy jednak nie bкdк chciaіa
robiж kariery, jak twoja przyjaciуіka. S№dziіam, їe nie lubisz takich? - dodaіa z przek№sem.
- Libby - odezwaі siк Curt. - Daj juї spokуj.
- A co? - їachnкіa siк, czuj№c, jak narasta w niej zіoњж. - Mam pozwoliж, by mnie oskarїano o coњ,
czego nie zrobiіam? Nie doњж, їe straciliњmy ojca, їe zamordowaіa go nasza macocha, to jeszcze i to? Ile
moїna znieњж?
Jordan westchn№і gікboko.
- Wybacz, їe kiedykolwiek prosiіam ciк o pomoc, Jordan, to siк wiкcej nie powtуrzy. S№dziіam, їe
jesteњ moim przyjacielem, ale myliіam siк. Przykro mi teї, їe staіam siк powodem zadraїnieс miкdzy tob№ a
twoj№ dziewczyn№. - Libby odwrуciіa siк i wyszіa z pokoju, z hukiem zatrzaskuj№c za sob№ drzwi.
Ocieraj№c rкkawem іzy, ktуrych nie udaіo siк jej juї dіuїej powstrzymaж, z niejakim zaskoczeniem
stwierdziіa, їe przejmuje nie najlepsze zwyczaje swojego szefa.
- Poszedі juї sobie wreszcie? - zapytaіa, іkaj№c, gdy usіyszaіa za sob№ kroki.
Ale ku jej zdziwieniu zamiast odpowiedzi, poczuіa tak dobrze sobie znane silne rкce, ktуre chwyciіy
j№ za ramiona i odwrуciіy.
- Jeszcze sobie nie poszedі - wycedziі Jordan przez zaciњniкte zкby.
Miaі groџn№, ponur№ minк. Wіaњciwie Libby powinna siк przestraszyж, ale tak siк nie staіo. Co z
tego, їe jest przystojny i mкski, to jeszcze nie znaczy, їe na wszystko moїe sobie pozwoliж.
- Nie patrz tak, powiedziaіam juї wszystko, co miaіam do powiedzenia.
- Ale ja nie! Dobrze wiesz, їe nigdy nie patrzyіem na ciebie z gуry.
- Za to twoja Julie tak!
- Dobrze wiesz, w jakich warunkach siк wychowywaіem. Nikt mnie nigdzie nie zapraszaі, a moi
rodzice byli jedynie wyrobnikami.
- Rozumiem, a jakїe, teraz swoje drzwi otwiera przed tob№ panna Julie Merrill, wiкc trudno ci nie ulec
pokusie! - syknкіa zіoњliwie.
- Byж moїe...
- Jesteњ bogaty i wszystko moїesz mieж... nawet pannк Merrill. Uwaїaj, bo skoсczysz jak mуj ojciec, z
tego co wiem, Merrillowie ton№ w dіugach.
- Nie twoja sprawa.
- Jasne, їe nie moja, ale tak jak ja nie naleїк do twojej ligi, ty nie naleїysz do ligi Julie Merrill. Nigdy nie
bкdziesz jednym z nich...
- Juї jestem - wycedziі ze zіoњci№ przez zкby. - Znam caі№ њmietankк towarzysk№. Jestem za pan
brat nie tylko z hodowcami, ale takїe z ludџmi prezydenta, aktorami z Hollywood i przemysіowcami.
- Moїe i jesteњ, ale wcale nie potrzebujesz do tego rodziny Merrillуw. Sobie zawdziкczasz te kontakty,
jak wszystko zreszt№. Wszystkie kobiety ciк uwielbiaj№...
- Wszystkie? Wiкc nawet ty?
- To nie ma їadnego znaczenia.
- Julie chce za mnie wyjњж...
Serce Libby zrobiіo siк ciкїkie jak oіуw, ale udaіo siк jej zapanowaж nad emocjami. Nie daіa po sobie
poznaж, jak straszne wraїenie zrobiіa na niej ta wiadomoњж.
- Ona nie marzy o karierze... - dodaі jakby mimochodem.
Czy wiedziaі, jak bardzo siк myliі? Czy powinna mu o tym mуwiж? Najbardziej w њwiecie chciaіaby
zostaж jego їon№, pragnкіa go i wcale nie zaleїaіo jej na karierze zawodowej, ale skoro tego nie rozumiaі...
Prуbowaіa wyzwoliж siк z jego mocnego uњcisku, ale nadaremnie.
- Puњж mnie, sіyszysz? Jestem pewna, їe Julie by siк to nie spodobaіo.
- Co takiego?
- Їarty sobie robisz? Czemu nie dasz mi spokoju? Nie potrafisz zasn№ж, jeњli nie upewnisz siк, їe
wszystkie kobiety naleї№ do ciebie?
- Nie. - Spojrzaі zaborczo.
- Nie moїesz? - szepnкіa, lecz juї po chwili poczuіa na sobie wіadczy dotyk jego r№k.
Zamknкіa oczy. Jak miaіa siк broniж przed jego mкsk№ siі№ i namiкtnoњci№? Caіowaі j№ coraz
gorкcej, czuіa na sobie jego ciкїki oddech, sіyszaіa mocne uderzenia jego serca.
Sytuacja wymknкіa mu siк spod kontroli. Tak naprawdк chciaі j№ tylko ukaraж za to, jak zachowaіa
siк wobec niego, za sіowa, ktуrych nie powinna byіa wypowiedzieж. Ale przy niej traciі nad sob№ kontrolк. Nie
byі tym samym chіodnym i wyrafinowanym Jordanem, co przy innych kobietach. Nie powinien siк w ogуle do
niej zbliїaж, wiedziaі o tym. Przy tej dziewczynie zapominaі o caіym њwiecie, nawet o Julie, ktуra tak bardzo
mu imponowaіa.
Jego rкce stawaіy siк coraz bardziej zaborcze, bі№dziіy nerwowo wzdіuї jej ciaіa, wywoіuj№c
niepohamowany ogieс. Jego usta byіy przy tym takie poї№dliwe, zmysіowe i natarczywe, zdawaіo siк, їe j№
pochіaniaj№. Poczuіa pod bluzk№ jego rozedrgan№ dіoс, wкdruj№c№ w poszukiwaniu delikatnej, kr№gіej
piersi.
- Nie - wyszeptaіa gwaіtownie i odsunкіa siк. Prуbowaі j№ do siebie przyci№gn№ж.
- Dlaczego nie? - spytaі zachrypniкtym gіosem.
- Nie jesteњmy sami - szepnкіa.
- Curt? Kiwnкіa gіow№.
Dopiero teraz uњwiadomiі sobie, gdzie siк znajdowaі. Przy tej dziewczynie caіkowicie siк zatracaі. To
nie byіo zbyt bezpieczne.
- Wracaj do domu, Jordan.
- Do domu? Czego siк spodziewasz, skoro wci№ї zarzucasz mi rкce na szyjк i uwodzisz wzrokiem. Nie
ma sensu, їebyњ robiіa potem z siebie niewini№tko - powiedziaі oschle i odsun№і siк o krok. - Nie prуbuj
њ
ci№gaж bluzki, ten numer nie przejdzie.
- Wcale tego nie robiк - wymamrotaіa zbita z tropu.
- I nie jedџ za mn№, zawsze zamykam na noc drzwi, wiкc nie uda ci siк wejњж do њrodka.
- Sіucham? - Nie mogіa poj№ж znaczenia jego sіуw, tylko patrzyіa w osіupieniu. - Nie mam zamiaru
za tob№ jechaж, nigdzie - dodaіa dla pewnoњci. - Jesteњ ohydny i bezczelny, tak jak ta caіa Julie.
- Julie zostaw lepiej w spokoju. Obraziіaњ j№, to chyba wystarczy.
- To ona zaczкіa - prуbowaіa broniж siк jeszcze Libby, ale czuіa, jak іzy napіywaj№ jej do oczu. Miaіa
wraїenie, їe za moment zemdleje.
- Jest piкkna, bogata i wyksztaіcona, o co ciebie їaden mкїczyzna nie mуgіby nawet pos№dziж -
wypaliі Jordan, po czym odwrуciі siк i wyszedі, nie poїegnawszy siк nawet z Curtem.
Wypadі z domu jak z procy. Wszystko siк w nim gotowaіo, odczuwaі tyle sprzecznych emocji, z
ktуrych najtrudniejsze do zniesienia byіo desperackie poї№danie.
Curt o nic nie pytaі, ale nie byі przecieї ani њlepy, ani gіuchy. Gdy odnalazі siostrк w kuchni,
zapіakan№ i zagubion№, tylko przytuliі j№ do siebie i pogіadziі po gіowie.
Niemal od razu poіoїyіa siк do іуїka, byіa tak wykoсczona, їe wci№ї miaіa wraїenie, їe za chwilк straci
przytomnoњж. Jak mуgі byж wobec niej tak brutalny, tak podіy? Skoro faktycznie poї№daі Julie, to jak mуgі
j№ tak... tak namiкtnie caіowaж, tak gwaіtownie i z tak№ ї№dz№? Sam siebie okіamywaі. Nawet przed sob№
nie chciaі siк przyznaж, їe to ona wzbudzaіa w nim szaleсcze emocje, a nie Julie. Libby їaіowaіa, їe nie
wymierzyіa mu policzka za te podіe, aroganckie sіowa. Jeszcze dіugo ocieraіa іzy, aї w koсcu zmкczona usnкіa.
Od tego dnia ich stosunki s№siedzkie zdecydowanie siк ochіodziіy. Jordan przestaі zagl№daж do domu
Collinsуw jak dawniej i gdy urz№dzaі grilla dla swoich pracownikуw, nie zaprosiі Curta. Rуwnieї kiedy Libby
obchodziіa swoje dwudzieste czwarte urodziny i wydawaіa z tej okazji maіe przyjкcie, Jordan nie znalazі siк na
liњcie goњci.
Wkrуtce mуwili juї o tym wszyscy w okolicy. Aї w koсcu pewnego dnia pan Kemp zapytaі wprost:
- Posprzeczaliњcie siк z Jordanem, Libby?
- Czy posprzeczaliњmy siк? - powtуrzyіa za nim, zaskoczona pytaniem.
- No tak, takie chodz№ plotki. A panna Julie Merrill komu tylko moїe opowiada, їe wkrуtce ona i
Jordan bior№ њlub.
- Sіyszaіam o tym, ale jakoњ mi siк nie wydaje. Myњlк raczej - dodaіa po chwili Libby - їe stary
Merrill potrzebuje za wszelk№ cenк wsparcia w wyborach, bo jego pozycja ostatnio bardzo osіabіa.
- To jasne, їe nie on wygra te wybory, a Calhoun Ballenger. Zebraі duїo wiкcej gіosуw i poparcie
Jordana teї niewiele Merrillowi pomoїe.
- Czy faktycznie jego przeciwnicy wykorzystaliby podczas kampanii wyborczej wydarzenie, ktуre
miaіo miejsce na przyjкciu u Julie...
- Oczywiњcie, Libby, w polityce nikt siк nie bawi w sentymenty, wyci№ga siк wszelkie brudy. Wtedy
wіaњnie maj№ najwiкksz№ wartoњж. Merrill juї przegraі, bo sposуb, w jaki robi interesy, kіuje ludzi w oczy.
To przestarzaіe metody, no wiesz, drobne przekrкty, ukіady, znajomoњci... Tak juї siк nie da. Przecieї taki Cash
Grier na przykіad nie bкdzie kіadі za niego gіowy w imiк jakichњ abstrakcyjnych korzyњci. Ale wygl№da na to,
ї
e ani Merrill, ani jego cуrka nie zdaj№ sobie z tego jeszcze sprawy.
- Ciekawe, co Jordan w niej widzi? - Libby westchnкіa gіoњniej, niї chciaіa. - No tak, jest piкkna i
wyksztaіcona... bywa u niego codziennie.
- Daj spokуj, chyba jest њlepy, to modliszka - їachn№і siк Blake. - Podejrzewam, їe gra w jak№њ
mocno nieczyst№ grк. Niewykluczone, їe wkrуtce przeczytamy o tym w prasie. Jordan jeszcze kiedyњ gorzko
zapіacze nad swoj№ gіupot№. - Widz№c markotn№ minк Libby, zapytaі: - Potrafisz dochowaж tajemnicy?
Podniosіa gіowк i spojrzaіa na niego pytaj№co.
- Tak, a dlaczego pytasz?
- Ale na pewno?
- Oczywiњcie, szefie.
- To posіuchaj, ci dwaj policjanci, ktуrzy zatrzymali Merrilla za jazdк pod wpіywem alkoholu, robili teї
swego czasu inspekcjк w budynku przy ulicy Victorii. Chodzi o handel narkotykami... Powiem ci tyle, їe nie
wiem, czy sam Merrill, ale z pewnoњci№ nasz uroczy burmistrz, ktуry, jak wiesz, jest jego siostrzeсcem, a takїe
panna Merrill siedz№ w tym po same uszy.
Libby gwizdnкіa cicho.
- To jest coњ... - Pokiwaіa z zadum№ gіow№. - Ale skoro oni s№ ze sob№ tak blisko, to Jordan teї
moїe mieж z tym coњ wspуlnego...
- Nie s№dzк, chуd poniek№d jest w to zamieszany. Kto wie, co szykuje mu wybranka jego serca. -
Blake uњmiechn№і siк sarkastycznie.
- Moїe naleїy go ostrzec? Panie Kemp, niech go pan uprzedzi!
- Nie rozmawiamy ze sob№ od jakiegoњ czasu.
- Jak to? Przyjaџnicie siк przecieї!
- Juї nie. Ma do mnie їal, їe џle potraktowaіem pannк Merrill i їe stan№іem po niewіaњciwej stronie.
Jego zdaniem...
- Bardzo mi przykro. Z mojego powodu ma pan jeszcze kіopoty.
- Nie їartuj, zrobiіem, jak uwaїaіem za sіuszne i nie ma w tym twojej winy. Nic siк nie martw, za kilka
tygodni sprawa ucichnie, tak to zwykle bywa.
- No, nie wiem... - wymamrotaіa cicho Libby. Nie podobaіo siк jej to wszystko: ani te niesnaski, ani
fakt, їe Jordan przyjaџniі siк z Julie. Przeraїaіo j№, їe moїe byж zamieszany w aferк narkotykow№.
Na lunch postanowiіa wyskoczyж do knajpki poіoїonej dwie przecznice dalej. Jakoњ nie chciaіo jej siк
nigdzie jechaж samochodem. Gdy tylko weszіa do њrodka, usіyszaіa znajomy gіos:
- Zobacz, to ta sekretareczka z biura Kempa - mуwiіa Julie, nachylaj№c siк do Jordana. - Wci№ї
rozpowiadasz te kіamstwa na mуj temat? - zapytaіa, szczerz№c siк do Libby.
Libby udaіa gіuch№, co kosztowaіo j№ jednak wiкcej wysiіku niї tydzieс wytкїonej pracy w
kamienioіomach.
Jordan zrobiі gіupi№ minк.
Libby ostentacyjnie odwrуciіa siк do nich tyіem i podeszіa do znajomej, ktуra siedziaіa przy jednym ze
stolikуw.
- Jak њmiesz odwracaж siк do mnie plecami, ty maіa jкdzo! - zawoіaіa za ni№ Julie. - Naopowiadaіaњ
Jordanowi kіamstw na mуj temat, їeby mu siк przypodobaж i co, myњlisz, їe ujdzie ci to na sucho?
Libby poczuіa skurcz w gardle. Nie wiedziaіa, jak powinna post№piж w tej sytuacji. Nie, nie baіa siк
Julie, ale zdawaіa sobie sprawк, їe panna Merrill moїe nieџle namieszaж w jej їyciu, a i tak miaіa juї doњж
problemуw z Janet.
- Jordan opowiedziaі mi parк pikantnych szczegуіуw na twуj temat, nieџle siк ubawiіam, wiesz?
Moїesz juї daж sobie spokуj z tymi telefonami do niego, niby to po jakieњ porady. Nawet nie potrafiіaњ
powiedzieж wprost, o co ci chodzi. Chciaіaњ, їeby ciк przeleciaі, co? Ale on i tak z pewnoњci№ nie zniїyіby siк
do twojego poziomu. Nie wzi№іby siк za takie niedomyte, zaniedbane coњ jak ty.
Libby wyprostowaіa siк i zdaj№c sobie sprawк, їe wszyscy ich sіuchaj№, odwrуciіa siк i powiedziaіa
chіodno:
- Jordan jest jedynie naszym s№siadem, panno Merrill i nic poza tym. Niepotrzebnie wiкc drкczy tak
pani№ zazdroњж o niego. Nie jestem nim zainteresowana. Czy teraz bкdzie juї pani spokojniejsza?
- Cieszк siк, їe twуj ptasi mуїdїek zacz№і wreszcie pracowaж i zrozumiaіaњ, їe to dla ciebie za
wysokie progi. Taki mкїczyzna jak on nawet by siк za tob№ nie obejrzaі - powiedziaіa, њmiej№c siк Julie.
- Jesteњ tego pewna? - odezwaі siк Harley Fowler, rzucaj№c pannie Merrill ostre spojrzenie. - Nie
widzisz tego, їe w porуwnaniu z tob№ Libby zachowuje siк jak dama? Nie prezentuj nam tu swoich manier, bo
nikt nie ma ochoty wysіuchiwaж tych gіupot.
Julie zatkaіo.
- Masz racjк, Harley, nawet bym na ni№ nie splun№і - mrukn№і Judd.
- Czemu nie? - zarechotaі jakiњ gіos w gікbi sali. - A moїe siк umуwimy, њlicznotko, na szybki
numerek?
- Kto њmie tak siк do mnie zwracaж? - syknкіa Julie.
- Lepiej juї chodџmy, Julie. - Jordan poci№gn№і j№ za rкkк.
- Ale ja jestem gіodna i przyszіam tu na lunch - warknкіa, wyrywaj№c dіoс z jego uњcisku.
Mimo to po chwili opuњcili salк. Jordan nawet nie spojrzaі na Libby. Jego twarz byіa biaіa jak kreda, a
usta miaі mocno zaciњniкte.
Gdy wyszli, rozlegіy siк huczne brawa i gіoњne okrzyki. Julie wrуciіa wiкc na chwilк i krzyknкіa:
- Odchrzaсcie siк!
Pomieszczenie wypeіniі gromki њmiech i gwizdy.
- Aleї ona jest beznadziejna - powiedziaіa dziewczyna stoj№ca za barem. - Podziwiam ciк, Libby,
zachowaіaњ siк naprawdк z klas№, jak na damк przystaіo. Nie wiem, co bym zrobiіa na twoim miejscu...
Miaіam ochotк przyіoїyж jej w ten pusty іeb.
- No, ja teї - wyznaіa koleїanka Libby. - Aleї z niej arogantka!
W gіowie Libby kікbiіo siк od natіoku myњli. Fatalnie siк czuіa po tej niespodziewanej konfrontacji,
ale cieszyіa siк ze wsparcia, jakie okazali jej obecni w restauracji goњcie. Przecieї wiкkszoњci z nich wcale nie
znaіa. Przeraziіo j№ jednak nie na їarty, їe Jordan zadawaі siк z tak№ kobiet№ - ordynarn№, aroganck№ i
zіoњliw№. Nawet sіowem siк nie odezwaі, co za tchуrz, pomyњlaіa rozgoryczona. Przeszіa jej ochota na
jedzenie, wypiіa tylko gor№c№ herbatк i wrуciіa do pracy.
Dopiero nastкpnego dnia, zreszt№ ku jej zaskoczeniu, Jordan pojawiі siк w biurze Blake'a. Wcale nie
liczyіa juї na jego dobre maniery. Najwyraџniej byі rozczarowany, gdy zobaczyі Kempa siedz№cego wraz z
ni№ przy jednym biurku.
- Chciaіem przeprosiж ciк w imieniu Julie - zacz№і, kieruj№c wzrok na Libby. - Jest jej przykro, їe
wywoіaіa tк wczorajsz№ scenк w restauracji. Ostatnio miaіa sporo kіopotуw, no i puњciіy jej nerwy.
- Miіo mi, їe siк pofatygowaіeњ, ale jak siк zapewne domyњlasz, nie przyjmujк przeprosin
przekazywanych przez osoby trzecie - powiedziaіa chіodno Libby. - Nie wierzк teї, їe to jej pomysі...
Kemp spojrzaі badawczo na Libby.
- A co siк staіo? - spytaі, unosz№c do gуry jedn№ brew.
- Julie zachowaіa siк jak ulicznica... wczoraj podczas lunchu.
Jordan rzuciі jej ostre spojrzenie.
- Dlaczego mnie nie wezwaіaњ, juї ja bym siк z ni№ rozprawiі - powiedziaі Kemp i wbiі wzrok w
Jordana, daj№c mu do zrozumienia, їe nie ma dla niego ani krzty szacunku.
- Harley Fowler wstawiі siк za mn№ - odparіa cicho Libby. - A za nim wiele innych osуb.
- Julie wcale nie jest taka, za jak№ j№ wszyscy maj№ - b№kn№і pod nosem Jordan.
- Dobra, dobra - uci№і krуtko Kemp. - Nie wiem, dlaczego jej bronisz. Przecieї to nie ma sensu.
Gdybyњ wiedziaі o niej to co ja, zapewne szybko zmieniіbyњ zdanie. Ale wszystko w swoim czasie. Libby -
spojrzaі na ni№ ciepіo - mamy sporo roboty na jutro, zrуb mi, proszк, szybko te notatki, o ktуre ciк prosiіem. -
Nie patrz№c juї na Jordana, odwrуciі siк i znikn№і za drzwiami swojego gabinetu.
- Co on mуwi? O co mu znowu chodzi?
- I tak byњ mi nie uwierzyі - odpowiedziaіa Libby. Jordan podszedі bliїej i znowu spojrzaі na ni№ tym
wzrokiem, ktуry rozpalaі w niej poї№danie.
Czemu Blake zostawiі mnie z tym czіowiekiem? Zaczкіa ogarniaж j№ panika Boїe, їeby chociaї
zadzwoniі telefon albo... Niech stanie siк cokolwiek, bo jeszcze chwila i rzuci siк w jego ramiona, a tego nie
chciaіa za nic na њwiecie. Nie po tym, jak siк wobec niej zachowaі.
- Nie mogк odmуwiж im pomocy, to w sumie naprawdк porz№dni ludzie - powiedziaі nagle Jordan.
Myњlaіa, їe siк przesіyszaіa.
- Julie miaіa ostatnio sporo problemуw, bardzo to przeїyіa, mogіabyњ wykazaж odrobinк zrozumienia.
Zrozumienia? Libby juї sobie wyobraїaіa do jakich metod posuwa siк biedna maіa, opuszczona Julie,
ї
eby owin№ж sobie Jordana dokoіa palca. A jedno byіo pewne, miaіa w tym nieprawdopodobn№ wprawк.
Faceci nie byli w stanie siк jej oprzeж, w czym przypominaіa Janet.
- Dlaczego tak za ni№ szalejesz? - zapytaіa cicho.
- Jest dojrzaіa i wie, czego chce, a poza tym moїe mieж kaїdego faceta, ktуrego wskaїe palcem...
- I wskazaіa ciebie...
- Wіaњnie.
- Schlebia ci to, no cуї...
- Imponuje mi, їe jest taka obyta. Zjechaіa њwiat wzdіuї i wszerz, zna nie tylko gwiazdy Hollywood,
byіa przedstawiona nawet krуlowej Anglii, mуwi biegle trzema jкzykami. - Jordan westchn№і gікboko. - Jest
jak trofeum. Wielu nawet nie moїe o niej pomarzyж.
- Trofeum mуwisz...
- Poza tym potrzebuje mnie. Wszyscy odwrуcili siк od nich... Julie strasznie to przeїyіa.
Jasne, niech od razu powie, їe zwyczajnie kupiі sobie przepustkк do њwiata, do ktуrego nikt by go
nigdy nie wpuњciі, pomyњlaіa gorzko Libby.
- Pozwoliіeњ, їeby mnie publicznie obraїaіa i nie odezwaіeњ siк nawet sіowem w mojej obronie, choж
dobrze wiesz, їe to wszystko kіamstwo.
- Byіem zajкty rozmow№ ze znajomym i dopiero gdy podniosіa gіos, dotarіo do mnie, їe coњ jest nie
tak. Usіyszaіem, їe stroj№ sobie z niej їarty, wiкc uznaіem, їe najlepiej bкdzie opuњciж lokal, zanim sytuacja
wymknie siк spod kontroli.
- Nie zgrywaj siк! Dobrze sіyszaіeњ, co mуwiіa. Nie rуb ze mnie idiotki! - zdenerwowaіa siк Libby.
- Coњ tam sіyszaіem. Julie jest po prostu zaborcza, moїe bardziej niї myњlaіem i jeњli ci o to chodzi,
wcale mi siк nie podobaіo, їe ciк obraїa.
- A wiкc jednak sіyszaіeњ - przyіapaіa go.
- Powiedziaіem jej potem, їe mi siк to nie podoba. Obiecaіa, їe ciк przeprosi, ale s№dziіem, їe lepiej
bкdzie, jeїeli ja to zrobiк. Wierz mi, jest bardzo wraїliwa i wszystko bierze sobie do serca...
Aleї daі siк jej omotaж, pomyњlaіa z przeraїeniem Libby.
- I nie przeszkadza ci, їe nazwaіa mnie czymњ, na co nie warto nawet spojrzeж?
- Och, niepotrzebnie bierzesz sobie wszystko do serca, zupeіnie jak Julie. Jesteњ jeszcze mіoda...
- Ile musiaіabym mieж lat, їebyњ pomyњlaі o mnie jak o osobie dorosіej?
- Dіuїszy czas tak wіaњnie o tobie myњlaіem. - Podszedі bliїej i pogіadziі j№ po szyi. - Ale jesteњ
uzaleїnieniem, na ktуre mnie nie staж - szepn№і. - Nie wiesz jeszcze, gdzie spкdzisz swoje їycie.
Oczarowaі j№ i zahipnotyzowaі swoim magicznym wzrokiem i znowu gotowa byіa na wszystko.
Dostrzegі to i odsun№і siк. Nie zamierzaі braж udziaіu w tej ryzykownej grze. Libby byіa zbyt mіoda i
niedoњwiadczona, by znaж rуїnicк miкdzy miіoњci№ a zauroczeniem. Julie stanowiіa jego ostatni№ deskк
ratunku.
- Owinкіa sobie ciebie dookoіa palca, nie widzisz tego?
Manipuluje ludџmi, zupeіnie jak jej ojciec. Wybiera przyjaciуі zaleїnie od statusu maj№tkowego i
stanu konta. Zgodnie z jej planem powinieneњ wykreњliж nas ze swego їycia... Merrillowie chкtnie wezm№
twoje pieni№dze teraz, gdy s№ im potrzebne, i dadz№ ci przejњciowo poczucie, їe jesteњ jednym z nich, ale nie
licz na to, їe tak bкdzie zawsze.
- Nie uda ci siк mnie przeci№gn№ж na swoj№ stronк, daruj sobie - powiedziaі ze zіoњci№ Jordan. -
Podobno zadajesz siк z tym Harleyem, a zgrywasz takie niewini№tko...
- Jest dїentelmenem, wzi№і mnie wczoraj w obronк.
- Jest zerem - sykn№і ze zіoњci№.
- Tak jak ja, wiкc pasujemy do siebie i wolк go sto razy bardziej niї ciebie. Przynajmniej ma w sobie na
tyle odwagi, їeby otwarcie wyst№piж przeciwko rodzinie Merrillуw.
W oczach Jordana dostrzegіa wњciekіoњж. Nic juї nie powiedziaі, tylko odwrуciі siк na piкcie i
wyszedі.
- Trzymaj siк ode mnie z daleka! - zawoіaіa za nim. Kemp wychyliі siк ze swego gabinetu i spojrzaі na
ni№ z uznaniem.
- Czy to ta sama cicha i skromna dziewczyna, ktуra przyszіa tu do pracy w zeszіym roku?
- Nauczyіam siк tego od pana, panie Kemp. - Libby uњmiechnкіa siк przez іzy.
- Gratulujк - powiedziaі szef i wrуciі do siebie.
Gdy Libby dowlokіa siк do domu, Curt juї tam byі.
- Nie pojmujк, jak Jordan mуgі na coњ takiego pozwoliж?
- O czym mуwisz? - zapytaіa zdziwiona.
- Jak to o czym? O tym, їe pozwoliі, by ta їmija obraїaіa ciк publicznie i nie odezwaі siк ani sіowem.
- Chwileczkк, sk№d ty o tym wiesz?
- Sk№d wiem? Libby, їyjemy w maіej miejscowoњci, wszyscy o tym mуwi№. Zіoїyіem juї
wymуwienie, nie mam zamiaru dіuїej dla niego pracowaж.
- Aleї Curt, i co bкdziesz robiі?
- Przenoszк siк do Duke'a, juї zaіatwiіem sobie u niego pracк i nawet dostaіem podwyїkк.
- To њwietnie, nawet nie wiesz, jak siк cieszк - powiedziaіa po namyњle.
- Okropnie duїo kіopotуw mamy ostatnio, co, siostrzyczko? Ale jakoњ to wszystko przeїyjemy,
zobaczysz, bкdzie dobrze.
- Tak, Curt, wiem.
Jednak wcale nie byіa tego taka pewna. Przeraїaіo j№, їe maj№ wokуі siebie tylu wrogуw. Jak nigdy
dot№d. Dlaczego tak siк wszystko musiaіo uіoїyж? Dlaczego ojciec zwi№zaі siк z t№ kobiet№? Dlaczego
umarі? Wkrуtce miaіy byж wyniki sekcji jego zwіok. Jeszcze jeden problem wiкcej, pomyњlaіa. Juї nie miaіa
siіy dіuїej tak їyж. Tak bardzo kochaіa to miejsce, ten dom i farmк, lubiіa swoj№ pracк i pana Kempa. Chкtnie
pomagaіa teї w wakacyjnej szkуіce i przy misji koњcielnej. Nie zadzieraіa nosa, byіa po prostu sob№. To byіo
jej їycie i do tej pory ludzie lubili j№ tak№, jaka byіa.
Nastкpnego dnia wpadі na krуtko Harley. Tak sobie, bez konkretnego powodu, chciaі zapytaж, jak siк
czuje po zajњciu w restauracji. Zaprosiі j№ na sobotк na kolacjк.
- Moїe nie bкdzie zbyt wystawnie, bo jestem spіukany. Spіaciіem juї do koсca kredyt za samochуd, ale
nie zostaіo mi pуki co zbyt wiele.
Podobaіa siк jej jego otwartoњж. Nikogo nie usiіowaі graж, byі po prostu sob№, jak ona.
- Ja teї - uњmiechnкіa siк do niego.
- Wiкc siк rozumiemy. Moїemy teї pуjњж potaсczyж. Co ty na to?
- Jasne, ale nie jestem zbyt dobr№ tancerk№.
- Nauczк ciк, o to siк nie martw, chodziіem trochк na kursy...
- Wiem, sіyszaіam, їe њwietnie taсczysz. W zeszіym roku u Cattelmana zrobiіeњ furorк.
- Lubiк taniec... W takim razie widzimy siк w sobotк o szуstej, OK?
- Jeszcze raz dziкkujк ci za wsparcie, Harley.
- No cуї, Jordan Powell to w sumie niegіupi facet, a zadaje siк z tymi Merrillami. Trochк mu siк
dziwiк, ale to jego їycie i jego problem. Na razie.
- Nawet nie wiesz, jak siк cieszк, їe wreszcie wyjdziesz z domu. Powinnaњ czкњciej chodziж na taсce,
od razu lepiej byњ siк poczuіa - powiedziaі Curt, gdy Libby wspomniaіa mu o propozycji Harleya.
- Wiesz, on jest bardzo sympatyczny - zwierzyіa mu siк.
- Ale jakoњ nie jesteњ do koсca przekonana. To po prostu nie Jordan, co?
- Jordan dokonaі juї wyboru, teraz kolej na mnie - odparіa z podniesion№ gіow№.
ROZDZIAЈ SZУSTY
Libby i Harley siedzieli w zajeџdzie, popijaj№c mroїon№ herbatк. Mimo bardzo pуџnej pory aї wrzaіo
tu od њmiechуw i rozmуw.
- Calhoun staje siк naprawdк popularny - powiedziaі Harley. - Spуjrz tylko na towarzystwo, w jakim
siк znajduje. Przybywa mu zwolennikуw. Merrill nie ma szans, jest zbyt konserwatywny, wrкcz staromodny i
tak naprawdк nic go nie obchodz№ jego wyborcy. Zdaje siк, їe Julie caіkowicie wdaіa siк w tatusia...
- Na to wygl№da, tylko їe ona jest o wiele bardziej impulsywna. Nie potrafi zaіatwiaж swoich spraw po
cichu. Sіyszaіam, їe chce startowaж w wyborach w Jacobsville...
- Nie s№dzк, by miaіa szansк...
- Widzк, їe jesteњ na bieї№co.
- No nie, znowu tu przyszli psuж nam zabawк... - szepn№і zirytowany Harley.
Libby odruchowo spojrzaіa w kierunku wejњcia i poczuіa mdіoњci. W drzwiach staі Jordan wystrojony
w nowiuteсkie kowbojskie ciuchy i Julie ubrana w skromn№, ale z pewnoњci№ superdrog№ sukienkк z
niebieskiego jedwabiu. Wygl№daіa niestety bardzo іadnie. Libby staraіa siк zapanowaж nad emocjami. Nie
chciaіa, by Harley wiedziaі, jak bardzo j№ to bolaіo. Zabijaі j№ widok Jordana w towarzystwie tej strasznej
kobiety.
- Pewnie i tak zbyt dіugo nie zagrzeje przy nim miejsca. Wiesz, on nie jest zbyt staіy... - powiedziaіa
mimochodem.
Jordan dopiero teraz ich dostrzegі i jakby specjalnie ruszyі do stolika, ktуry znajdowaі siк w tyle, za
nimi. Musiaі przejњж koіo nich, ale nawet nie kiwn№і gіow№ na przywitanie, tylko obrzuciі Libby lodowatym
spojrzeniem.
- Napijesz siк czegoњ mocniejszego? - zapytaі Harley, widz№c jej nieszczкњliw№ minк.
- Nie, dziкkujк, nie mam gіowy do mocnych trunkуw. Zostanк przy mroїonej herbacie.
- Ja rуwnieї - odparі bez wahania i zamachaі rкk№ na kelnera.
Ten, obrzucaj№c Jordana i jego wybrankк nieco lekcewaї№cym spojrzeniem, zjawiі siк niemal
natychmiast.
- Jeszcze raz dwie mroїone herbaty - poprosiі Harley. - I wielkie dziкki, їe to od nas zacz№іeњ.
- To jasne, wiem, co robiк... - odparі z lekkim uњmieszkiem kelner. Potem odwrуciі siк i nawet nie
spogl№daj№c za siebie, podszedі do baru.
Jordan nie wytrzymaі. Wstaі od stolika wњciekіy i ruszyі w њlad za kelnerem.
- Chyba maj№ zepsuty wieczуr - szepn№і Harley. - Swoj№ drog№ dziwiк siк, їe taki facet jak on
zadaje siк z tak№ dziewczyn№. .. Znam ten sort na wylot. Polityka to bagno, moїesz mi wierzyж. A do tego
stary Merrill zagl№da coraz czкњciej do kieliszka i to na koszt swoich wyborcуw. Ludzie tego nie lubi№...
- Za to Calhoun wygl№da jak prawdziwy dїentelmen i ma bardzo sympatyczn№ їonк. Znasz j№?
- S№ maіїeсstwem juї od wielu lat. To bardzo otwarci i porz№dni ludzie. Nie to co Julie i jej tatuњ -
dodaі cicho, bo wіaњnie nadszedі kelner z mroїon№ herbat№.
Jordan, mimo їe zіoїyі zamуwienie przy barze, nadal siedziaі ze swoj№ towarzyszk№ przy pustym
stoliku.
- Zdaje siк, їe ich tu nie kochaj№ - zauwaїyіa Libby, dyskretnie wskazuj№c gіow№ stolik za sob№. - A
tak swoj№ drog№, Julie jest chyba z lekka niezrуwnowaїona. Їeby tak№ drakк urz№dziж przy tylu
њ
wiadkach...
- Ludzie rуїnie zachowuj№ siк po narkotykach. Niezіy z niej numer. Jest zamieszana w jakieњ ciemne
sprawki. Jordan moїe sobie niezіej biedy napytaж... Nie mogк ci niestety powiedzieж wszystkiego, ale
podejrzewam, їe pod koniec miesi№ca przeїyje solidny szok, gdy weџmie do rкki gazetк.
- Szkoda, bo to przecieї w sumie dobry czіowiek. - Libby zapomniaіa siк na moment i przez kilka
sekund nie mogіa oderwaж od niego oczu. Dopiero po chwili oprzytomniaіa i przybraіa bardziej posкpn№ minк.
Spuњciіa wzrok, bo zrobiіo siк jej gіupio.
- Uwaїaj na siebie, Libby, zdaje siк, їe Julie traktuje ciк jak rywalkк. Stanowisz dla niej .zagroїenie i
najchкtniej utopiіaby ciк w іyїce wody.
- No, cуї - westchnкіa ciкїko Libby. - Powoli zaczynam siк przyzwyczajaж. Najpierw moja macocha,
teraz Julie...
- Ach, nie martw siк - prуbowaі pocieszyж j№ Harley. - Wszyscy mamy lepsze i gorsze chwile w їyciu.
- Tobie teї siк to zdarza? - zapytaіa, spogl№daj№c na niego smutno.
- Mnie teї - uњmiechn№і siк sіabo.
Nastкpnego dnia, gdy Libby szіa na lunch, minкіa po drodze Jordana. Niemal otarli siк o siebie, jednak
on dopiero po chwili odwrуciі siк i zapytaі:
- I co chcesz osi№gn№ж, wіуcz№c siк z Harleyem nocami po knajpach?
- Sіucham? - Spojrzaіa na niego przez ramiк, nie wierz№c wіasnym uszom. - A tobie co do tego?
- Nie jesteњ tak czysta, za jak№ chcesz uchodziж...
- Lepiej sam uwaїaj, z kim siк zadajesz, bo juї wkrуtce moїesz mieж powaїne problemy. - Zrobiіa krok
w jego stronк. - Chyba masz na tyle inteligencji, by domyњliж siк, czego Julie od ciebie chce?
- Pragnie mnie, a ty jesteњ zazdrosna. Doprowadza ciк to furii... Dlatego zіapaіaњ siк za Harleya -
dodaі z pogard№.
- Taki jesteњ siebie pewny? - Libby uњmiechnкіa siк, by ukryж bуl, jaki przeszyі jej serce. - Harley to
naprawdк wspaniaіy czіowiek, a ja mogк siк spotykaж, z kim mi siк podoba.
- Zobaczymy, czym to siк skoсczy, zwіaszcza jak Janet dopnie swego...
- Ciekawe, co by powiedziaі mуj ojciec, gdyby to sіyszaі. W twoim gіosie jest tyle sarkazmu...
Ale faktycznie, co do jednego Jordan miaі racjк. Ich sytuacja nie wygl№daіa rуїowo. Z kaїdym dniem
stawaіa siк bardziej napiкta i rzeczywiњcie trudno byіo przewidzieж, jaki bкdzie koniec. Musieli wpіaciж ratк
za kredyt hipoteczny i uregulowaж jeszcze kilka innych pіatnoњci, ktуre odziedziczyli po swojej uroczej
macosze.
Jordan wiedziaі, їe zachowaі siк wobec Libby okropnie, ale tak bardzo byі zazdrosny o tego bubka,
Harleya, їe nie potrafiі siк pohamowaж. Nie umiaі znieњж myњli, їe Libby mogіaby znaleџж siк w іуїku innego
mкїczyzny. Chciaі, by naleїaіa tylko do niego. Co noc marzyі o niej i w їaden sposуb nie dawaі rady
zapomnieж.
- Jesteњ pewna, їe Harley bкdzie w stanie wam na tyle pomуc, byњcie mogli utrzymaж ranczo, nim
sprawa z Janet siк wyjaњni? Z tego co wiem, jest biedny jak mysz koњcielna.
- Od kiedy to jest twуj interes? - zapytaіa z lekcewaїeniem. Zbyt byіa dumna, by prosiж go o poїyczkк,
chyba zdawaі sobie z tego sprawк. Jego nigdy.
- Jasne, їe nie mуj i na mnie nie licz - wycedziі przez zкby.
- Nawet mi to przez myњl nie przeszіo, choжby mi spіon№і caіy dom! - zapewniіa go. - A teraz
wybacz, ale siк њpieszк.
Jordan chwyciі j№ za rкkк i poci№gn№і za sob№ do pobliskiej bramy. Nim zd№їyіa zaprotestowaж,
przyparі j№ do muru i wpiі siк w jej usta. Prуbowaіa go odepchn№ж, wyswobodziж siк z jego uњcisku, ale w
odpowiedzi skrкpowaі j№ jeszcze mocniej, tak їe nie mogіa nawet drgn№ж. Jego usta zawsze doprowadzaіy j№
do tego przedziwnego stanu, w ktуrym zatracaіa poczucie rzeczywistoњci i pragnкіa wci№ї wiкcej i wiкcej.
Drїaіa na caіym ciele, a jej zielone, kocie oczy zdawaіy siк mуwiж wprost: pragnк ciк, najdroїszy, weџ mnie tu i
teraz, proszк.
- Czy wiesz, co masz wypisane na twarzy? Їe mnie pragniesz, bezgranicznie, i nic nie pomoїe twуj bunt,
nic na to nie poradzisz.
- Sіucham? - udaіa zdziwienie. Nie chciaіa, by o tym wiedziaі. Dlaczego nie potrafiіa siк lepiej
maskowaж? - Chcesz mi coњ na siік udowodniж? To ty zaci№gn№іeњ mnie tutaj, mogіabym ciк oskarїyж o
napastowanie... - Odepchnкіa go. Dlaczego dziaіaі na ni№ jak narkotyk? Dlaczego wystarczyіo, їe jej dotkn№і,
a juї zapominaіa o caіym њwiecie? Przecieї doskonale zdawaіa sobie sprawк, їe robi to tylko po to, їeby j№
ukaraж, їeby jej coњ udowodniж.
- Nie obronisz siк przede mn№, nie uda ci siк... Pochyliі gіowк i znowu dotkn№і jej ust, nabrzmiaіych,
ale wci№ї jeszcze spragnionych.
Byli tylko on i ona, nic poza nimi nie miaіo ani znaczenia, ani sensu. Naraz usіyszaі czyj№њ gіoњn№
rozmowк i odsun№і siк. Mуgіby j№ teraz mieж, tu, w tej bramie, doskonale wiedziaі, їe nie sprzeciwiіaby mu
siк. I pragn№і jej, pragn№і jej tak bardzo, їe maіo nie oszalaі. Dobrze wiedziaі, їe nie miaіa їadnego
doњwiadczenia z mкїczyznami, mogіa mуwiж, co chciaіa. Gdy caіowaі Julie, czuі, jak jej ciaіo napiera na
niego, jak kusi go i zachкca, by zrobiі to, na co tak dіugo czekaіa, ale nie mуgі. Przed oczami zawsze staіa mu
Libby. I nie obchodziіy go uszczypliwe uwagi Julie na temat jego sprawnoњci seksualnej. Nie poї№daі jej.
Zreszt№ nigdy dot№d nie poї№daі wіaњciwie їadnej kobiety. To one wіaziіy mu do іуїka, byіy natrкtne i
nachalne. Mуgі mieж kaїd№, tylko nie tк, ktуrej naprawdк pragn№і. Psiakrew...
Libby chciaіa powiedzieж mu coњ, co by go zabolaіo. Їe Harley jest lepszym od niego kochankiem, їe
wcale jej na nim nie zaleїy, ale jakoњ nie mogіa wydobyж z siebie sіowa.
- Wy, kobiety, z waszymi przeklкtymi ambicjami - wycedziі wreszcie Jordan. - Niech ciк diabli
wezm№, Libby, i tego przeklкtego Harleya.
- Nie s№dџ, їe uda ci siк mnie kiedykolwiek zaci№gn№ж do іуїka - powiedziaіa z dum№,
obci№gaj№c spуdnicк. - Nawet nie prуbuj. - Podniosіa torebkк, odwrуciіa siк na piкcie i odeszіa, nim zd№їyі
poіapaж siк w sytuacji.
Prуbowaі przybraж sarkastyczny wyraz twarzy, ale wiedziaіa, їe to tylko chкж zachowania pozorуw.
- Najchкtniej bym siк st№d wyniosіa - powiedziaіa Libby do Kempa, gdy wrуciіa do biura. - Mam tego
wszystkiego powyїej uszu.
- Nie moїesz tego zrobiж, Janet natychmiast wykorzystaіaby to przeciwko wam.
- To ponad moje siіy. Jordan i Julie doprowadzaj№ mnie do szaіu. Przekonaіa go na przykіad, їe mam
romans z Harleyem. - Opadіa ciкїko na krzesіo.
- Nic siк nie martw, Jordan w koсcu siк zorientuje, їe Merrillowie usiіuj№ go wrobiж.
- Ale on nie chce o niczym sіuchaж! - zawoіaіa strapiona.
- Juї niedіugo dowie siк, do czego zdolna jest ta kobieta...
- Co ma pan na myњli, szefie?
- Wci№ї to samo, przyjкcie po maturze. Moїe nawet nie chciaіa tego zrobiж, ale tak wyszіo. Byіa
jedyn№, ktуra miaіa motywy. Za wszelk№ cenк chciaіa wygraж z Shannon wyњcig o stanowisko. Z tego co
wiem, postanowiіa przy pomocy swojego kolegi zepsuж jej reputacjк, ale wyszіo inaczej.
- Prawda o tym zrujnowaіaby j№ i jej ojca...
- Niech no tylko caіa sprawa trafi do gazet, ktуre nie maj№ wobec Merrilla zobowi№zaс, dostanie za
swoje. Bкdzie skoсczony. - Kemp uњmiechn№і siк. - Wspomnisz moje sіowa. Ludzie maj№ juї dosyж. Zarz№d
miasta o nic nie dba, z wyj№tkiem zabezpieczania wіasnych interesуw.
- Grier jest wњciekіy...
- Wіaњnie dlatego zamierza potrz№sn№ж tym wszystkim raz, a dobrze.
- I uda mu siк? - zapytaіa.
- S№dzк, їe tak. Bardzo zїyі siк z t№ okolic№ i chyba bardzo mu zaleїy.
- Zwaїywszy na to, їe znalazі tu swoj№ drug№ poіowк, trudno siк dziwiж. - Spojrzaіa nagle pytaj№co.
- Czy wiadomo juї coњ o moim tacie?
- O rany, jakoњ szybko przeleciaі mi ten czas, nawet nie zauwaїyіem, їe od ekshumacji minкіo juї tyle
dni. Zaraz siк tym zajmк. A, miaіem ciк jeszcze zapytaж, czy widziaіaњ siк moїe ostatnio z Violet?
- Jakiњ czas temu. Zrzuciіa parк kilogramуw i moїe przybyіo jej kilka siwych wіosуw.
- Nie, nie o to mi chodzi. Zastanawiaіem siк po prostu, czy spodobaіo siк jej u Duke'a.
- Z tego co wiem, bardzo. Mуj brat umуwiі siк z ni№ na randkк.
- Twуj brat?
- Tak, on teї zatrudniі siк teraz u Duke'a.
- Przecieї byі praw№ rкk№ Jordana! - zdziwiі siк Kemp.
- Byі... Jordan wraz ze swoj№ przyjaciуіk№ prуbuj№ obrzucaж mnie bіotem, wiкc Curt odszedі.
- Nie rozumiem, jak coњ takiego jest moїliwe? - zwoіaі Blake. - Jeszcze niedawno byі tak zatroskany o
wasz los i nagle, z dnia na dzieс, staі siк waszym zaciкtym wrogiem. To jej zasіuga - dodaі po chwili. - Jestem
tego pewien. Ale jak Jordan mуgі o sto osiemdziesi№t stopni zmieniж kurs? W mieњcie mуwi siк, їe oszalaі dla
niej, ale przecieї ma chyba swуj rozum...
- Nie da powiedzieж na ni№ ani sіowa. Natychmiast stawia mi zarzut, їe jestem zazdrosna...
- A nie jesteњ? - wpadі jej w sіowo.
Nic nie odpowiedziaіa, tylko zacisnкіa usta.
- Chciaіbym ciк o coњ prosiж, potrzebujк paru informacji z s№dowej biblioteki. Zaіatwisz to dla mnie?
- Oczywiњcie - odparіa i odetchnкіa z ulg№. Nawet byіo jej to na rкkк. Przynajmniej nie bкdzie miaіa
zbyt wiele czasu na rozmyњlanie.
Libby zamierzaіa wіaњnie skrкciж do biblioteki, gdy niemal wpadіa na Calhouna Ballengera.
- Oto kobieta, ktуrej szukam! - zawoіaі z szerokim uњmiechem na twarzy.
Libby zmieszaіa siк nieco.
- Moїe zechciaіabyњ przyі№czyж siк do mojej kampanii, oczywiњcie zakіadaj№c, їe wygram wstкpne
wybory na kandydata demokratуw?
- Panie Ballenger, czujк siк naprawdк zaszczycona - odparіa niezbyt pewnie.
- Potrzebujк kogoњ, kto zaj№іby siк reklam№. Sama rozumiesz, їe odrobina rozgіosu mi nie zaszkodzi.
- Rozeњmiaі siк jowialnie. - To co, mogк na ciebie liczyж? Sіyszaіem, їe jesteњ wielce utalentowan№ mіod№
dam№.
- Bardzo dziкkujк, oczywiњcie, to dla mnie prawdziwy zaszczyt.
- Њwietnie. Przyjedџ zatem do mnie na ranczo w sobotк okoіo pierwszej. Zaprosiіem takїe kilka innych
osуb...
- Na przykіad Jordana Powella? - zapytaіa z niechкci№.
- Nie, okazaі siк moim wrogiem. Ostatnio bardzo siк zmieniі. Nawet ze sob№ nie rozmawiamy. Widzк,
ї
e i ty nie paіasz do niego sympati№...
- Nie za bardzo. - Libby pokiwaіa gіow№. - Prawie caіe miasto przeszіo na pana stronк - zmieniіa
temat.
- Wygl№da na to, їe wygran№ mamy w kieszeni. Zatem do zobaczenia w sobotк. Bкdzie teї Grier, twуj
szef i wielu innych.
- A wiec do zobaczenia. - Libby uњmiechnкіa siк ciepіo na poїegnanie.
Pech chciaі, їe wewn№trz budynku biblioteki napatoczyіa siк na Jordana.
- No, piкknie - przywitaі j№ sarkastycznym uњmieszkiem - widzк, їe i z Ballengerem teї їyjesz za pan
brat. Gratulujк!
- Zaprosiі mnie do wspуіpracy przy swojej kampanii wyborczej - powiedziaіa Libby z zadowoleniem.
- Nie masz co siк tak puszyж, on przegra!
- To twoje zdanie. Pan Ballenger jest inteligentny, wyksztaіcony, mіody i ma szerokie poparcie, bo jest
uczciwy i przyzwoity. Ma teї czyst№ kartotekк...
- Jesteњ taka pewna? Juї ludzie Merrilla coњ na niego znajd№, nie martw siк...
- Chciaіbyњ... Aleї ty siк zmieniіeњ w przeci№gu tych kilku tygodni... nie do poznania - powiedziaіa,
potrz№saj№c z niedowierzaniem gіow№. - To jej zasіuga...
- Nigdy nie przypuszczaіem, їe zwrуcisz siк przeciwko mnie, zwіaszcza po tym, co zrobiіem dla ciebie
i Curta - sykn№і.
Poczuіa siк trochк gіupio. Miaіa przecieї jeszcze w pamiкci, jak bardzo przej№і siк ich losem, gdy
okazaіo siк, їe Janet chce im odebraж dom. Ale to on siк zmieniі. Czy naprawdк tego nie widziaі, їe przez Julie
staі siк innym czіowiekiem?
- Tego, co dobre, nigdy ci nie zapomnimy, ale to ty pierwszy odwrуciіeњ siк od nas. Pozwoliіeњ Julie,
by poniїaіa mnie publicznie, choж dobrze wiesz, їe w jej sіowach nie byіo ani krztyny prawdy. A co gorsze, sam
siк jeszcze do niej potem przyі№czyіeњ.
- Miaіaњ dostateczne wsparcie... - Jordan uњmiechn№і siк szyderczo. - Poza tym to ty zaczкіaњ z ni№
walkк, w biurze Kempa.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteњ w bікdzie, zapytaj o to Kempa.
- Jego? Przecieї on jej nienawidzi, wiкc oczywiњcie potwierdzi twoj№ wersjк. Pracujк teraz dla
Merrilla i moїesz mi wierzyж, їe zrobiк wszystko, by uciszyж takich wichrzycieli.
- Wiesz co, masz klapki na oczach. Ty, taki niby rozs№dny i trzeџwo myњl№cy - zakpiіa sobie. -
Myњlisz, їe ci potem ktoњ podziкkuje...
- A ty pewnie s№dzisz, їe jak siк bкdziesz wdziкczyж do Ballengera, to ci zapewni jak№њ ciepі№
posadkк, co?
- Jestem nikim w tym mieњcie i na nic nie liczк...
- I dobrze, bo byњ tam nawet nie pasowaіa! - Wyszczerzyі siк w zіoњliwym uњmiechu.
- Twуj ojciec teї byі zwykіym farmerem i to raczej z tych biednych, wiкc siк tak nie nadymaj... Nikt
tego nie zapomni, nawet jeїeli tobie siк uda - odgryzіa mu siк. - I ja teї o tym wiem, panie Powell - dodaіa, їeby
nie miaі juї їadnych w№tpliwoњci.
Przez moment Jordan poczuі siк faktycznie tylko marnym pionkiem w wielkiej machinie. Bardzo nie
lubiі tego uczucia.
- Nie b№dџ taka m№dra, bo juї niedіugo moїesz pуjњж z torbami! - odszczekn№і siк.
- Wiem, ale pan Kemp zrobi wszystko, їeby nam pomуc, i to siк liczy!
Jordanowi zrobiіo siк gіupio. Dobrze wiedziaі, їe Curt i Libby nie maj№ pieniкdzy na opіacenie
peіnomocnika.
- A jak tam siк pracuje Curtowi u Wrighta? - zapytaі niespodziewanie.
- Jest bardzo zadowolony - odparіa Libby.
- To њwietnie, ja teї. Zatrudniіem wіaњnie kuzyna Julie, ktуry doskonale zna siк na ukіadaniu koni.
Zdobyі juї niejedno trofeum na zawodach.
- Widzк, їe Julie zadbaіa, by wszystko zostaіo w rodzinie - powiedziaіa z ironi№.
- Co ma zostaж w rodzinie? O co ci chodzi?
- O twoje pieni№dze - wyjaњniіa Libby.
- Ty teї byњ mi nie odmуwiіa, gdybym ci je zaproponowaі - odpowiedziaі z przek№sem.
- Zapominasz chyba, їe to nie ja ciebie napastujк!
- To tylko momenty sіaboњci, nic poza tym. - Jordan poprawiі kapelusz i spojrzaі w bok. - Juї nie
jestem wolny - dodaі po chwili, patrz№c na nadchodz№c№ Julie.
Wygl№daіa bardzo elegancko.
- Idziemy, Jordan - powiedziaіa ze zіoњci№, widz№c, їe rozmawia z Libby.
- Nie martw siк, rozmawialiњmy tylko o pogodzie - wyjaњniіa Libby z uњmiechem.
- Lepiej trzymaj swoje lepkie іapy przy sobie, ty maіa kіamczucho - syknкіa jadowicie Julie, schodz№c
po schodach. - On jest mуj!
- Bez w№tpienia. - Uњmiechnкіa siк Libby. - Masz oczywiњcie na myњli jego pieni№dze, prawda?
Julie cofnкіa siк kilka schodkуw z powrotem i wymierzyіa Libby mocny policzek.
- Podіa їmija! - wykrzyknкіa wњciekіa.
Przez dobrych kilka chwil Libby staіa zszokowana. Potem wyprostowaіa siк z godnoњci№ i uniosіa
powoli gіowк, ale nie wypowiedziaіa ani sіowa. Jej milczenie byіo bardziej wymowne niї najmocniejsza riposta.
Wokуі zebraіo siк wielu przechodniуw.
- To byі atak na pani№, panno Collins - powiedziaі policjant, przygl№daj№cy siк tej scenie. - Na pani
ї
yczenie natychmiast zabiorк tк kobietк na posterunek.
- Mnie aresztowaж?! - wykrzyknкіa oburzona Julie.
- Czy chce pani wnieњж oskarїenie? - ponowiі swe pytanie policjant, lekcewaї№c sіowa Julie.
To byіby chyba ostatni gwуџdџ do trumny w kampanii wyborczej jej ojca, pomyњlaіa Libby.
- Ciekawe, co by powiedziaі na to twуj ojciec! Pewnie by siк ucieszyі?
W jednej chwili Julie rzuciіa siк w ramiona Jordanowi i wybuchіa niepohamowanym pіaczem.
- Zrуb coњ, Jordan - zawoіaіa histerycznie. - Ona chce, їeby mnie aresztowali!
- Nie oњmieli siк - wycedziі Jordan przez zкby, patrz№c ostrzegawczo na Libby. - Nic siк nie martw.
- Jesteњ taki pewien? - Libby nie wytrzymaіa. Jak mуgі byж aї tak zaњlepiony.
- Ta їmija chce mnie wykoсczyж, obraїa mnie publicznie - syczaіa Julie, szlochaj№c. - Nie pozwуl na
to, nie pozwуl!
- Nie miaіa pani prawa uїyж przemocy - wyjaњniі policjant. - Nawet, jeњli pani Collins faktycznie by
pani№ obraziіa, w co jednak trudno mi uwierzyж.
- Ja wcale nie chciaіam tego zrobiж - zawodziіa Julie, choж na jej twarzy nie byіo ani њladu іez. -
Jordan!
- Jesteњ kiepsk№ aktork№ - wyrwaіo siк Libby. - Poжwicz trochк, bo wypadasz maіo przekonuj№co,
przynajmniej dla wiкkszoњci tu zgromadzonych. - Po czym nie spogl№daj№c nawet na Jordana, odwrуciіa siк i
odeszіa.
ROZDZIAЈ SIУDMY
Spotkanie u Calhouna Ballengera wypadіo doskonale. Libby znalazіa siк nagle poњrуd њmietanki
towarzyskiej Jacobsville. Byіa mile zaskoczona otwartoњci№ i uprzejmoњci№ tych ludzi. Poza tym ogromnie
siк ucieszyіa, widz№c Violet.
- Hej, Libby, to wspaniale, їe i ty tu jesteњ! - zawoіaіa koleїanka z radoњci№ na jej widok. - Tak mi ciк
brakowaіo.
- A co ja mam powiedzieж! Њwietnie wygl№dasz, naprawdк! - Violet musiaіa zrzuciж masк
kilogramуw. Schudіa co najmniej o dwa rozmiary. Miaіa na sobie doњж obcisі№ sukienkк podkreњlaj№c№ jej
szczupі№ taliк i kr№gіe, kobiece biodra, a gікboki dekolt uwydatniaі ponкtny biust.
- Nawet nie wiesz, ile trenowaіam w tym czasie - szepnкіa z uњmiechem. W tym momencie uњmiech
zamarі jej na ustach, bo w pokoju pojawiі siк Blake Kemp. Violet odwrуciіa siк do niego plecami. - Libby,
przyszіam tu z Curtem - wyznaіa. - Czy masz coњ przeciw temu?
- Nie їartuj! Dlaczego miaіabym mieж coњ przeciwko? Stanowicie bardzo miі№ parк.
Ale Kemp nie miaі zamiaru udawaж, їe jej nie zauwaїyі, to nie byіo w jego stylu.
- I co, wci№ї jeszcze szczкњliwa u Wrighta?
Violet powoli odwrуciіa siк w jego stronк.
- Owszem, owszem, panie Kemp - odparіa z udawanym entuzjazmem.
- Bardzo іadnie wygl№dasz - dodaі znienacka.
Dziewczyna nie wiedziaіa, jak ma zareagowaж. Nie znalazіa sіуw, ktуre powinna w takiej sytuacji
powiedzieж. Staіa z uniesion№ dumnie gіow№, zapatrzona w jego twarz.
Trwaіo to dіuїsz№ chwilк i Kemp zacz№і niecierpliwie przestкpowaж z nogi na nogк.
- Jak siк miewa twoja matka? - zapytaі w koсcu. Violet ocknкіa siк wreszcie.
- Niezbyt dobrze - zaczкіa, przeіykaj№c z trudem њlinк. - Bardzo przeїyіa ekshumacjк... Nie wiem, czy
to w ogуle coњ da, jak pan myњli? - zapytaіa, przybliїaj№c siк o krok.
Oddech Blake'a staі siк jakby szybszy, urywany. Wzrok utkwiі w bujnych wіosach Violet.
- Lubiк, kiedy opadaj№ ci tak na ramiona - wyszeptaі niespodziewanie.
Teraz zatkaіo j№ na dobre. Nie mogіa ruszyж siк z miejsca.
- Przepraszam was na chwilк - powiedziaіa Libby i podeszіa do stoj№cej nieopodal grupki goњci.
Calhoun poklepywaі wіaњnie Casha po ramieniu.
- Dziкki, їe przyszedіeњ, z pewnoњci№ to przysіowiowy gwуџdџ do trumny, jeњli chodzi o twoje
ukіady z aktualnym burmistrzem.
- Moїe mnie pocaіowaж... wiesz gdzie - dokoсczyі Cash, widz№c zbliїaj№c№ siк Libby.
Wszyscy wybuchli њmiechem, a Curt dodaі:
- Nie martw siк, moja siostra ma za sob№ niezіe przeszkolenie. W koсcu mieszka ze mn№!
- O, co ty, nie przesadzaj, jesteњ kochanym braciszkiem. Wіaњnie rozmawiaіam z Kempem. Uwaїa, їe
pora zacz№ж juї kampaniк. Dobrze by byіo porozwieszaж plakaty w biurze i w mieњcie. Barbara zachкca, їeby
umieњciж plakat w oknie jej knajpki. Powiedziaіa mi, їe nigdy nie zapomni Julie tej sceny, jak№ u niej
urz№dziіa.
- To miіo z jej strony, takich ofert mam coraz wiкcej - ucieszyі siк Calhoun. Wygl№da na to, їe nikt nie
chce starego Merrilla. A ludzie jeszcze mniej chc№ obecnego burmistrza, ktуry boi siк wіasnego cienia i nie
potrafi podj№ж їadnej decyzji bez konsultacji z Merrillem.
- Grunt to rodzinka. - Zaњmiaі siк Curt. - R№czka r№czkк myje... chyba їe w grк wchodzi macocha -
zaїartowaі sobie, ale wypadіo to jakoњ smкtnie.
Kampania byіa w toku i wszystkie badania opinii publicznej dawaіy Calhounowi Ballengerowi
olbrzymi№ szansк na wygranie tych wyborуw. Jego przewaga byіa wprost przytіaczaj№ca, a iloњж gadїetуw
promuj№cych jego kandydaturк mogіaby chyba pokryж caіe miasto: niezliczona liczba plakatуw, notesуw,
oіуwkуw, dіugopisуw i tym podobnych reklamowych drobiazgуw.
Julie zachowywaіa siк tak, jakby przewodniczyіa kampanii swego ojca. Wіaњciwie nie miaіa innego
wyjњcia, bo zostaіa z tym praktycznie sama. Zatrudniіa wiкc kilku nastolatkуw, ktуrzy zajкli siк rozwieszaniem
plakatуw i rozdawaniem ulotek.
Cash przyіapaі ich kiedyњ na zrywaniu podobizn Calhouna i gdy ich przycisn№і, okazaіo siк, їe to
Julie wydaіa im takie polecenie. Ukarano chіopcуw grzywn№ i choж Julie wszystkiemu zaprzeczyіa, dziwnym
trafem proceder nagle ustaі.
W miкdzyczasie laboratorium przesіaіo do biura Kempa wyniki badaс.
- Nie znaleziono їadnych dowodуw, na podstawie ktуrych moїna by byіo udowodniж, їe twуj ojciec
zostaі zamordowany - powiedziaі Libby Kemp.
- To znaczy, їe Janet nie spowodowaіa jego њmierci? - zapytaіa cicho.
- Wygl№da na to, їe nie, wiкc przynajmniej na razie nie mamy o co siк do niej przyczepiж.
- Mimo wszystko dziкkujк Bogu. Trudno byіoby mi їyж ze њwiadomoњci№, їe otruіa tatк.
- Z pewnoњci№ - zgodziі siк Blake. - Zostaіa jeszcze jednak sprawa testamentu. Poza tym w
laboratorium maj№ coњ, co nie dotyczy wprawdzie twojego ojca, tylko pana Hardy...
- Trucizna? - zapytaіa Libby drї№cym gіosem. Blake pokiwaі gіow№.
- Tak, trucizna.
- Powiadomiі pan jego їonк?
- Nie, nie chcк dzwoniж. Pojadк do Duka i powiem jej osobiњcie. Poza tym ktoњ powinien zawieџж
j№ do matki i wesprzeж w tej trudnej sytuacji.
Libby byіa przekonana, їe ma na myњli siebie.
- Zadzwoniк do Curta - powiedziaіa po chwili.
- A mogіabyњ siк wstrzymaж z tym jeszcze pуі godziny? Nie chciaіbym, by powiedziaі o wszystkim
Violet.
- Jasne. - Pokiwaіa gіow№. - Oczywiњcie. Wiadomo juї, gdzie przebywa Janet?
- Nie, nie znaleџli jej, ale to kwestia czasu. Gdy tylko jakiњ њwiadek zezna, їe widziaі j№ tego dnia z
panem Hardym, bкdziemy mogli postawiж jej zarzut zabуjstwa i aresztowaж j№.
- Ale to maіo prawdopodobne...
- Nie poddawaj siк, nie damy jej daleko uciec z twoim spadkiem.
- Dziкkujк panu. - Libby zmusiіa siк do uњmiechu. Czuіa siк wyj№tkowo samotna i zagubiona. Gdy
wrуciіa do domu, powiedziaіa Curtowi o tym, co zaszіo. Na jego twarzy zobaczyіa tк sam№ ulgк, ktуr№ i ona
odczuіa kilka godzin wczeњniej. Ale co teraz stanie siк z nimi? Caіy dom, ziemia, ba nawet ubezpieczenie ojca
naleїaіo w takim ukіadzie do Janet...
Nagle zauwaїyіa, їe jest jakaњ informacja na sekretarce. Przycisnкіa machinalnie guzik.
“Dzwoniк w sprawie poїyczki z biura w Jacobsville. Chcemy pani tylko przypomnieж, їe termin spіaty
kredytu hipotecznego min№і juї trzy dni temu. Proszк skontaktowaж siк z nami, jeїeli powstaі jakiњ problem".
Potem jeszcze nazwa biura i numer telefonu.
Po plecach Libby przebiegі zimny dreszcz. Ciкїko usiadіa na krzeњle i wbiіa wzrok w podіogк. Curt
znikn№і gdzieњ z przyjaciуіmi i znowu zostaіa sama. Nie mieli z czego spіaciж tej raty. Wiedziaіa, co to moїe
oznaczaж. Ukryіa twarz w dіoniach i zaczкіa pіakaж. Juї dziњ nie miaіa siіy do walki, a przecieї to byі zaledwie
pocz№tek dіugiej drogi. Wszystko wskazywaіo na to, їe strac№ dom.
Wyszіa na zewn№trz i ruszyіa do stajni. Podeszіa do ukochanego konia ojca i przytuliіa siк do niego.
Potem wziкіa do rкki szczotkк i zaczкіa czesaж zwierzк.
- Co my teraz zrobimy, Bailey, tylko pomyњl, co to bкdzie? Gdzie siк podziejemy?
Na dworze zerwaі siк wiatr i zaczкіo padaж. Libby poczuіa na ramionach zimne krople deszczu
wpadaj№ce do њrodka przez dziurк w dachu. Potem spojrzaіa pod nogi na przemoczon№ sіomк, ktуr№ teї
naleїaіo koniecznie wymieniж. Wszystko zamokіo podczas ostatniej burzy.
- Dziura w dachu, mokra sіoma, mokre siano... - mуwiіa cicho do Baileya. - A spуjrz tylko na moje
dїinsy, ledwo trzymaj№ siк kupy...
Bailey zarїaі, jakby chciaі j№ pocieszyж.
Naraz wydaіo siк jej, їe sіyszy warkot silnika. Wyjrzaіa na podwуrze i zobaczyіa ciкїarуwkк Jordana
stoj№c№ tuї przed wejњciem. Cofnкіa siк o krok. Jeszcze tego byіo jej trzeba.
- Czego chcesz? - zapytaіa niechкtnie, gdy Jordan ukazaі siк w drzwiach stodoіy. Miaі caіkiem
przemoczon№ koszulkк.
- Zginкіy mi dwa najlepsze konie - powiedziaі od drzwi.
- I co, szukasz ich tutaj? - zapytaіa niby spokojnie, ale serce maіo nie wyskoczyіo jej z piersi. - Prкdzej
umarіabym z gіodu...
Spojrzaі na ni№ zniecierpliwiony.
- Daj spokуj... - wycedziі przez zкby i spojrzaі nagle na Baileya. - To bezuїyteczne zwierzк, jest za
stary, by pracowaж na ranczo.
- I tak siк go nie pozbкdк, choжby nie wiem co...
- Libby...
Czuіa, їe stoi teraz tuї za ni№.
- Chciaіem ci powiedzieж, їe jeњli chodzi o poїyczkк...
- Dziкkujк, doskonale sobie z Curtem radzimy - uciкіa.
Wtedy poczuіa na ramieniu jego dіoс.
- Prezes banku їyje w przyjaџni z Merrillem...
- Nic nie mog№ nam zrobiж - powiedziaіa z przeraїeniem w gіosie.
- Mуgіbym pogadaж z prezesem, moїe zgodziіby siк na jak№њ prolongatк... Libby, powinniњcie
sprzedaж tк ziemiк, i tak nie macie na inwestycje. Zreszt№ resztк bydіa rуwnieї.
- Dobrze wiesz - szarpnкіa siк - їe zgodnie z testamentem to Janet jest peіnomocnikiem w tej sprawie i
jedyn№ wіaњcicielk№. Niczego nie wolno nam sprzedaж, nic nie naleїy do nas! - Patrzyіa na niego z
nienawiњci№ za to, co jej zrobiі, i czuіa, jak jej dolna warga zaczyna drїeж. Dіuїej nie mogіa tego znosiж.
Nagle Jordan pochwyciі j№ w ramiona i mocno do siebie przycisn№і. Stali tak jakiњ czas, aї w koсcu,
gdy siк uspokoiіa, odsunкіa siк od niego i powiedziaіa:
- Straszny tu baіagan, muszк posprz№taж.
- Macie juї wyniki z laboratorium? - spytaі nieoczekiwanie.
- Janet nie zabiіa ojca - odparіa krуtko. - Na caіe szczкњcie. Ale otruіa ojca Violet.
Wygl№daіa jak maіe, przestraszone dziecko. Gіadziі jej miкkkie wіosy pachn№ce rуїami. Znowu
przygarn№і j№ do siebie.
Czego wіaњciwie chciaі? Moїe przyszedі na przeszpiegi? Znajdowali siк przecieї po rуїnych stronach
barykady. Prуbowaіa mu siк wyrwaж. To juї nie byіo to co dawniej.
- Po co siк tak ciskasz? Przecieї tak naprawdк wcale nie chcesz, їebym ciк puњciі.
- Tak uwaїasz? Po tym jak siк zachowaіeњ?
- Nigdy nie przestaіaњ mnie pragn№ж - dodaі pewnym siebie gіosem.
- Tak jak gor№cej czekolady, ale poniewaї mam po niej migrenк, wiкc jej nie pijк.
- Sprytne, ale nie przekonaіaњ mnie. - Spojrzaі na jej wiњniowe wargi i powiedziaі: - Zobaczmy wiкc...
- Schyliі siк i dotkn№і jej ust.
Nic nie pomogіo, їe j№ zraniі i skrzywdziі, nie umiaіa siк przed nim broniж i to chyba byіo najgorsze.
Mуgі z ni№ robiж, co chciaі.
Na pocz№tku byі bardzo delikatny, jednak z kaїd№ chwil№ jego pocaіunki stawaіy siк coraz
intensywniejsze, coraz bardziej namiкtne. Jak miaіa siк broniж, skoro nogi odmawiaіy jej posіuszeсstwa i nie
mogіa zіapaж oddechu? Poczuіa mocny zapach siana i ciкїkie ciaіo Jordana na sobie.
- Nie - szepnкіa ostatkiem siі. - Nie...
- Libby, kochanie, nie skrzywdzк ciк. Zapomnij siк, nie myњl... - szeptaі, caіuj№c j№ i pieszcz№c jej
ciaіo. - Bкdzie ci dobrze, zobaczysz...
Nie mogіa mu siк przeciwstawiж, nie miaіa їadnych szans. Czuіa, їe i ona tego pragnie, choж bardzo,
bardzo siк baіa...
Rozpi№і jej bluzkк, jego rкce zdawaіy siк byж wszкdzie. Dobrze wiedziaі, czego pragn№ kobiety.
Poczuіa jego dіonie na swoich nagich piersiach i wstrz№sn№і ni№ silny dreszcz.
- Tak, kochanie, dam ci tyle rozkoszy, ile jeszcze nigdy nie zaznaіaњ. Zobaczysz, їe taki Harley to nikt.
- Harley? - szepnкіa zdziwiona.
- Tak, Harley, przecieї ciк miaі.
- Nikt mnie nie miaі! Harley teї nie! - Szarpnкіa siк - i udaіo siк jej wymkn№ж.
- Wrуж - zawoіaі. - Widzк, їe chcesz mnie, twoje oczy s№ takie rozpalone, nie uda ci siк tego ukryж. -
Pragnienie, by j№ posi№њж, na dobre opanowaіo jego myњli, ostatnio nie mуgі skupiж siк na niczym innym.
- Nie chcк byж twoim kolejnym skokiem w bok - zawoіaіa. - Pomyњl tylko, co powiedziaіaby twoja
dziewczyna! Czyїbyњ jej nie kochaі?
- Julie nie ma z tym nic wspуlnego... Pragnк ciк, nie rozumiesz?
- Њwietnie, tylko na jak dіugo? Tydzieс, moїe dwa, jak bкdк miaіa wyj№tkowe szczкњcie. Nie
zamierzam byж niczyj№ zabawk№ na jedn№ noc, nawet twoj№.
Jordan nie drgn№і. Staі i w milczeniu wpatrywaі siк w ni№. Po chwili westchn№і ciкїko, caіy czas nie
odrywaj№c od niej wzroku.
- Chcк, їebyњ juї sobie poszedі, zostaw mnie w spokoju - powiedziaіa zirytowana, zapinaj№c bluzkк.
- Ale nie tego chciaіaњ jeszcze kilka minut temu!
- To twoja wina. Nieustannie nachodzisz mnie i prуbujesz uwieњж. Normalna sprawa, doњwiadczony,
przystojny facet uwodzi niewinn№ dziewczynк! Jaka ja jestem gіupia!
- Nie rуb sobie ze mnie їartуw, niewini№tko siк znalazіo!
- wybuchn№і ostro.
- Ach, wierz sobie, w co chcesz, nic mnie to nie obchodzi. Idџ juї, mam dziњ sporo roboty.
- Twarda z ciebie sztuka, nie s№dziіem... - Gdyby tylko tak bardzo jej nie pragn№і, wszystko byіoby o
wiele prostsze.
- Do widzenia, Jordan, chyba jasno siк wyraziіam!
Wreszcie odwrуciі siк na piкcie i wyleciaі ze stodoіy jak burza. Po chwili usіyszaіa warkot silnika jego
ciкїarуwki i ostry pisk opon. Pojechaі.
Libby odetchnкіa z ulg№. Jeszcze raz udaіo siк jej oprzeж urokowi Jordana i tej przemoїnej pokusie,
ї
eby stopiж siк z nim w jedn№ caіoњж. Wiedziaіa jednak, їe nie moїe mu ufaж, їe juї nigdy nie powinna mu
pozwoliж tak bardzo zbliїyж siк do siebie.
ROZDZIAЈ УSMY
Mimo їe Janet wci№ї siк ukrywaіa, wiele zmieniіo siк w Jacobsville. Libby wraz z Curtem musieli
opuњciж swoj№ farmк; farmк, na ktуrej dorastali i z ktуr№ byli bardzo zwi№zani. Bank przej№і ich mienie po
ojcu. Nie chcieli o tym nikogo powiadamiaж, ale wkrуtce i tak caіe Jacobsville znaіo prawdк. Curt zamieszkaі w
maіym domku na ranczu swojego pracodawcy, a Libby wynajкіa pokуj w pensjonacie. Najwiкkszy problem byі
z Baileyem, bo Libby za nic nie chciaіa go oddaж, a nie byіo jej staж na jego utrzymywanie. W koсcu zostaі na
ranczu u Wrighta i miaі sіuїyж jako koс treningowy dla ludzi, ktуrzy pragnкli przeіamaж swуj strach przed
koсmi i konn№ jazd№. Do tego њwietnie siк nadawaі z tym swoim stoickim spokojem i przyjaznym
spojrzeniem. Mimo їe znajdowaі siк tak blisko, to jednak koniecznoњж oddania go byіa dla Libby bolesnym
przeїyciem i oznaczaіa koniec jakiegoњ etapu w jej їyciu. Wci№ї jednak іudziіa siк, їe Bailey kiedyњ jeszcze do
nich wrуci.
Ze sіуw Julie, ktуra rozpromieniona opowiadaіa o tym niemal kaїdej napotkanej osobie, wynikaіo, їe
ona i Jordan zarкczyli siк. Na jej dіoni widniaі zreszt№ piкkny pierњcionek z olbrzymim brylantem.
Tymczasem zbliїaіy siк wybory. Obaj kandydaci starali siк za wszelk№ cenк pozyskaж jak
najwiкksz№ liczbк zwolennikуw. Julie Merrill, jak zwykle zreszt№, nie mogіa siк oprzeж, їeby trochк nie
nam№ciж. Rozpowszechniaіa informacje o domniemanych nieczystych zagraniach wobec jej ojca podczas
trwaj№cej kampanii. Posunкіa siк nawet do wyst№pienia w telewizji, gdzie publicznie oskarїyіa Calhouna
Ballengera. W odpowiedzi na to Kemp wytoczyі jej proces o zniesіawienie.
- Potrzebujк najlepszego adwokata, jaki tylko jest! - Julie zwrуciіa siк do Jordana. - Trzeba im
pokazaж, kto tu rz№dzi!
- Sіucham? - Jordan zdawaі siк byж nieco zaskoczony.
- Chyba nie przypuszczasz, їe bкdк staіa z zaіoїonymi rкkami i przygl№daіa siк, jak obrzucaj№
oszczerstwami mojego ojca! - wybuchіa.
- Powiedziaіbym, їe to raczej ty zaostrzasz sytuacjк, stosuj№c niezbyt czyst№ grк.
- To normalne, gdy chce siк wygraж wybory. - Machnкіa lekcewaї№co rкk№.
- Na mnie nie licz, nie bкdк braі w tym udziaіu. To nieuczciwe.
- No dobrze, spuszczк trochк z tonu, skoro tak ci na tym zaleїy. - Nagle podeszіa do niego. - Ale chyba
nie pozwolisz, by Ballenger podaі mnie do s№du? Nie po tym, co mi zrobili... - W jej oczach pojawiіy siк іzy.
Jordan sam juї nie wiedziaі, czyj№ powinien wzi№ж stronк. Libby sprawiіa Julie ostatnio tyle
przykroњci, a Kemp chciaі oskarїyж j№ o otrucie koleїanki przed laty, podczas gdy to on sam, albo ktуryњ z
jego kolegуw, dosypaі Shannon czegoњ do drinka. Julie dokіadnie mu wszystko opowiedziaіa, ze szczegуіami,
wiedziaі wiкc, jak to byіo. Poza tym czuі, їe w jej towarzystwie jest kimњ wiкcej niї tylko farmerem. Dostaі siк
do њwiata, do ktуrego trudno byіoby mu wejњж bez niej. Z drugiej jednak strony mкczyіy go te wieczne
utarczki, straciі teї przez ni№ wielu przyjaciуі. Powoli budziіo siк w nim niejasne przypuszczenie, їe moїe ona
faktycznie liczy na jego pieni№dze i gіуwnie o nie jej chodzi. Ludzie prуbowali go wczeњniej ostrzec, ale nie
chciaі nikogo sіuchaж. Czuі siк winny, czuі siк winny wielu rzeczy...
- Lepiej bкdzie, gdy nabierzesz do caіej sprawy trochк dystansu i zastanowisz siк, czego chcesz i co
robisz. Ballenger to nie byle kto. Nie moїesz go bezkarnie obraїaж. To czіowiek ciesz№cy siк w Jacobsville
ogromn№ popularnoњci№ i szacunkiem.
- Mуj ojciec ma takїe wielu zwolennikуw...
- Ale to stara ekipa, a w Jacobsville zaszіy w ci№gu ostatnich lat duїe zmiany. Nie rozumiesz tego?
Ballenger cieszy siк poparciem Griera i nie muszк ci chyba tіumaczyж, co to znaczy. Ten czіowiek ma wysoko
postawionych przyjaciуі. Jesteњcie praktycznie bez szans.
Po raz pierwszy dostrzegі na twarzy Julie niepewnoњж.
- To czemu mi nie powiedziaіeњ o tym wczeњniej? - zapytaіa z pretensj№ w gіosie.
- Prуbowaіem, ale nie daіaњ sobie nic wytіumaczyж...
- A wiкc jest bardzo prawdopodobne, їe tata przegra wybory? - Wygl№daіa jak maіe dziecko, ktуre
wіaњnie coњ pojкіo.
Jordan pokiwaі gіow№.
- Przecieї on byі tu przez lata gubernatorem - jкknкіa.
- Wіaњnie dlatego ludzie chc№ odmiany, mіodej krwi, to normalne, Julie. Nie jesteњcie zbyt
postкpowi...
- Taki Calhoun miaіby pokonaж tatк?
- S№dzк, їe tak siк wіaњnie stanie. - Jordan wsun№і rкce do kieszeni. - W sondaїach bije twojego ojca
na gіowк, dobrze o tym wiesz. A jeszcze niepotrzebnie narobiliњcie sobie wrogуw... Jakoњ nie czujesz
atmosfery tego miasteczka, moїe za maіo czasu w nim spкdziіaњ.
- A dlaczego miaіabym przejmowaж siк jakimњ maіym miastem...
- Julie, bo jest najwiкksze w okrкgu wyborczym twojego ojca i jeїeli chcesz pozyskaж dla niego
wyborcуw, to musisz dobrze їyж z tymi ludџmi, to chyba proste. Poza tym zadarіaњ z Libby, a ona i jej brat to
w prostej linii potomkowie starego Johna Jacobsa. Ciesz№ siк tu duїym szacunkiem...
- Jak moїesz! - pisnкіa Julie. - To kіamczucha i zazdroњnica.
- Jest dobrym czіowiekiem, wiem to na pewno. - Aї wstrz№sn№і nim dreszcz, gdy przypomniaі sobie,
jak j№ potraktowaі. - Ostatnio їycie daіo jej nieџle w koњж...
- Mnie teї! - przerwaіa mu Julie. - Szczegуlnie, їe Kemp pozwaі mnie do s№du. Wiкc co, zaіatwisz mi
adwokata, czy sama muszк siк tym zaj№ж?
Jordan przejrzaі wreszcie na oczy. Wszyscy wkoіo mieli racjк. Dlaczego ich nie sіuchaі? Jak mуgі byж
tak podіy wobec Libby i jej brata? Jak mуgі byж aї tak њlepy? Musiaі ratowaж to, co byіo jeszcze do
uratowania.
- Myњlк, їe lepiej bкdzie, jeњli zajmiesz siк tym sama - powiedziaі w koсcu.
- I tak ta maіa Collins juї wiкcej na ciebie nie spojrzy, nie іudџ siк, nie po tym wszystkim! Mam dla
ciebie jeszcze jedn№ nowinк. Wiesz, їe bank zaj№і juї ich ranczo? Musieli je oddaж za dіugi - zaњmiaіa siк
histerycznie.
- Sіucham? Nie mieszkaj№ juї tam? Od kiedy?
- Od kilku dni, bo dziwnym trafem nikt nie chciaі poїyczyж im pieniкdzy... A przedtem mуj tatuњ
uci№і sobie z prezesem banku przyjacielsk№ pogawкdkк.
- Jak mogіaњ to zrobiж, Julie! To wyj№tkowo podіe! - Jordan poczuі, jak bolesny skurcz zaciska mu
gardіo.
- Czasem to konieczne, gdy chce siк wygraж. - Julie uњmiechnкіa siк pod nosem. - Jedno wiem na
pewno, ciebie nikt mi nie odbierze!
- Chyba siк pomyliіaњ, nie naleїк do ciebie i nigdy nie bкdк naleїaі. Dopiero teraz czujк, jak siк przy
tobie zeszmaciіem. - Spojrzaі na ni№ z obrzydzeniem, naіoїyі na gіowк kapelusz i ruszyі do drzwi.
- Nie masz prawa odzywaж siк do mnie w ten sposуb. I tak jesteњ przegrany! Nigdy ciк nie kochaіam,
potrzebne mi s№ tylko twoje pieni№dze, sіyszysz? - krzyknкіa z furi№. - Tylko pieni№dze! Nie masz ani
pochodzenia, ani obycia w towarzystwie! Wstydzк siк, їe zniїyіam siк do twojego poziomu ! Aleї byіam
gіupia...
Jordan odwrуciі siк powoli i wycedziі przez zкby:
- Ja rуwnieї, їegnam.
Czuі gікbok№ potrzebк zobaczenia Libby, dlatego skierowaі swoje kroki wprost do biura Kempa. Gdy
wszedі do њrodka, Libby przegl№daіa z szefem jakieњ papiery.
- Mogк zaj№ж Libby krуtk№ chwilк? - zwrуciі siк do Blake'a, њciskaj№c w dіoniach kapelusz.
Libby spojrzaіa na niego spod oka.
- Nie bardzo wiem, jak№ moїesz mieж do mnie sprawк - powiedziaіa pewnym gіosem. - Poza tym
jestem teraz trochк zajкta.
- Zgadza siк, teraz bardzo mi to nie na rкkк, muszк stawiж siк za pуі godziny w s№dzie - potwierdziі
Kemp.
- W takim razie przyjdк za pуі godziny.
- Nie fatyguj siк. Ja nie mam ci nic do powiedzenia. Odwrуciіeњ siк ode mnie, gdy ciк najbardziej
potrzebowaіam. Teraz najgorsze mam juї za sob№ i nie chcк mieж z tob№ do czynienia.
- Posіuchaj... - zacz№і Jordan.
- Nie przeszkadzaj nam - przerwaіa mu Libby, odwracaj№c siк do niego plecami.
Kemp zawahaі siк przez chwilк, dostrzegі bowiem na twarzy Jordana bуl i cierpienie. Domyњliі siк, їe
musiaі dowiedzieж siк prawdy o Julie Merrill i jej ojcu i їe czuje siк fatalnie.
- Wiesz co, Libby, wіaњciwie wszystko jest juї w porz№dku, bez problemu sobie z tym poradzк. Daj
mi tylko wszystkie papiery, pojadк trochк wczeњniej, mam jeszcze jedn№ sprawк do zaіatwienia.
Libby zagryzіa doln№ wargк.
- Dziкkujк - powiedziaі Jordan, gdy Kemp opuszczaі biuro.
- Wіaњnie zaci№gn№іeњ u mnie dіug - odparі Blake i wyszedі.
- Libby, zrobiіem kilka powaїnych bікdуw - zacz№і Jordan. Nie umiaі przepraszaж, nienawidziі tego,
ale tym razem nie sposуb byіo tego unikn№ж. - Musisz mnie zrozumieж, spуjrz na sprawк z mojego punktu
widzenia.
Zatkaіo j№, nie tego siк spodziewaіa. Niczego nie muszк, pomyњlaіa w duchu, niczego.
- Posіuchaj mnie, Libby! Gdy moja matka poњlubiіa mojego ojca, rodzice j№ wydziedziczyli. Mimo їe
byli naprawdк zamoїni, nie dali jej ani centa. Jako dziecko mogіem tylko marzyж, by kupiж sobie cukierki. Moi
rodzice ciкїko pracowali na chleb. Zrozum, chciaіem byж kimњ, za wszelk№ cenк, їeby mnie szanowano, їeby
liczono siк ze mn№. Nie wiem, dlaczego zdawaіo mi siк, їe dziкki Julie osi№gnк cel...
- Jak rozumiem, zawiodіeњ siк... Jordan westchn№і ciкїko.
- Daіem siк oszukaж. Miaіaњ racjк, daіem siк zіapaж na jej urok i urodк. Przyznajк, straciіem dla niej
gіowк. Wkroczyіa w moje їycie jak huragan.
Libby miaіa wraїenie, їe za moment pкknie jej serce. Dobrze to wszystko wiedziaіa, ale jakїe trudno
byіo jej sіyszeж to z jego ust. Wiкc te namiкtne, sіodkie pocaіunki nie znaczyіy dla niego nic, bo tak naprawdк
pragn№і tylko Julie...
- Wіaњnie zakoсczyіem tк historiк. Libby milczaіa.
- Czy sіyszysz? Sіyszysz, co powiedziaіem? Spojrzaіa na niego smutnym wzrokiem.
- Ale jej wierzyіeњ, przez caіy ten czas... daіeњ jej siк wodziж za nos jak smarkacz. Nigdy nie
wzi№іeњ mnie w obronк, choж dobrze wiedziaіeњ, jaka jestem. Nie kiwn№іeњ nawet palcem. Teraz twoje
sіowa nic dla mnie nie znacz№. Moїesz mnie przepraszaж nawet do koсca їycia. Zachowaіeњ siк wobec mnie
jak wrуg, a nie przyjaciel.
- Wiem, wiem, їe џle zrobiіem.
- Kiedyњ byіeњ przyjacielem naszego ojca, ale po jego њmierci wszystko siк zmieniіo. Ja i Curt
straciliњmy dom i ziemiк, choж moїna byіo tego unikn№ж, a ty nam nie pomogіeњ. Nie do wiary...
- Jeњli chcesz, moїesz wprowadziж siк do mnie - zaproponowaі.
- O nie, bardzo ci dziкkujк, ale nie skorzystam.
- Naprawdк. - Podszedі bliїej. - Naprawdк, Libby, nie їartujк.
- Nie zbliїaj siк! - Libby wyci№gnкіa rкkк. - Doњж mam tego! Od ciebie nie chcк nic, kompletnie nic!
Ogarnкіa go wњciekіoњж, potworna wњciekіoњж na samego siebie, їe daі siк tak bardzo oszukaж, na
swoj№ gіupotк i naiwnoњж. Ale jeszcze gorzej czuі siк z powodu Libby i Curta. Tak strasznie ich zawiуdі. Baі
siк teї panicznie swoich uczuж do Libby. Nie zwykі byж uzaleїniony od їadnej kobiety.
- Dziкkujк ci, їe przeіamaіeњ siк i przyszedіeњ mnie przeprosiж. Teraz jednak wybacz, ale muszк
wracaж do pracy. - Odwrуciіa siк do komputera i zaczкіa pisaж.
Jordan podniуsі siк powoli i ruszyі do wyjњcia.
- A co z waszym ojcem? Jest juї ekspertyza?
- Tak - odparіa, nie odwracaj№c siк. - Zmarі na serce.
- A pan Hardy? - zapytaі jeszcze.
- Zostaі otruty. Moїe uda siк zatrzymaж Janet, zanim upatrzy sobie kolejn№ ofiarк - dodaіa.
Rzuciі jej ostatnie spojrzenie i w koсcu, oci№gaj№c siк, wyszedі.
Ї
ycie toczyіo siк dalej. Libby rzuciіa siк w wir pracy, by nie myњleж o Jordanie i zapomnieж o caіej
sprawie. Miкdzy innymi byіa odpowiedzialna za transport wyborcуw do punktуw wyborczych, spкdzaіa wiкc
dіugie godziny przy telefonie, oferuj№c swoj№ pomoc.
Pewnego popoіudnia, gdy siedzieli z Curtem przy kolacji, powiedziaіa:
- Wiesz, jestem wiкcej niї przekonana, їe Calhoun wygra. Ma tylu zwolennikуw... Nie sposуb sobie
wyobraziж, їeby byіo inaczej.
- Ja teї tak uwaїam - przytakn№і Curt i nagle zmieniі temat: - Miaіaњ jakieњ wieњci od Jordana?
Libby zesztywniaіa.
- Kilka dni temu przyszedі do mnie do biura - powiedziaіa po dіuїszej chwili. - Chciaі mnie przeprosiж.
- Wiesz, doszіy mnie sіuchy, їe Julie Merrill zaleca siк teraz do Duke'a Wrighta.
- No, to їyczк jej powodzenia. Z tego co wiem, on nadal kocha swoj№ їonк i chyba nie jest tak
і
atwowierny jak jego poprzednik.
- To nie to, Jordan nie byі іatwowierny. Tak juї jest, їe gdy jakaњ kobieta zawrуci mкїczyџnie w
gіowie, to on pуjdzie za ni№ choжby na koniec њwiata. - Curt westchn№і ciкїko.
- Nawet ty?
- Kto wie...
- Jesteњ bardzo tajemniczy. A miaіeњ moїe jakieњ wieњci o Janet?
- Tylko tyle, їe wci№ї jej szukaj№.
- Nie moglibyњmy w tej sytuacji sprzedaж farmy? - spytaіa.
- No jak? Nie mamy przecieї peіnomocnictwa, a poza tym przecieї bank poіoїyі na niej іapк.
- Z bankiem byњmy siк dogadali. Jak sprzedamy posiadіoњж, bez problemu spіacimy kredyt
hipoteczny, wiкc bankowi teї siк to opіaci. Ale co z Janet... Nie wystarczyіby argument, їe jest podejrzana o
morderstwo? Przecieї ona zabiіa faceta, їeby siк wzbogaciж, a jak zrobiіa to raz, to czemu nie miaіaby zrobiж i
nastкpny?
- Myњlк, їe to nie takie proste. Niczego jej na razie nie udowodniono. Jak j№ oskarї№, wtedy kto wie,
moїe uda nam siк odzyskaж nasze ranczo. - Curt sposкpniaі. - Pamiкtasz, co ojciec mуwiі o testamencie?
- Nie, kiedy?
- No, kiedy byі juї w szpitalu. Ledwo mуwiі, pamiкtasz to? - powtуrzyі Curt.
- Nie, chyba mnie przy tym nie byіo.
- Mуwiі coњ o nowym testamencie, bardzo niewyraџnie, їe schowaі go w najbezpieczniejszym miejscu,
ale wiкcej nie zrozumiaіem... Jakoњ do tej pory nie zastanawiaіem siк nad tym, sam nie wiem dlaczego.
- Nowy testament? To znaczy, їe jednak zmieniі zapis. Moїe coњ przeczuwaі? - powiedziaіa smutno
Libby. - Ale Janet z pewnoњci№ wiedziaіa, gdzie go schowaі i zaraz po jego њmierci wyrzuciіa go.
- Zaraz, zaraz, ale on pojechaі kiedyњ do San Antonio bez Janet. Pamiкtasz? Krуtko przed zawaіem.
Moїna by poprosiж tego prywatnego detektywa, їeby siк tam trochк rozejrzaі - dodaі Curt.
- A sk№d weџmiemy pieni№dze, їeby go opіaciж? Za darmo nikt nie bкdzie pracowaі...
- Ojciec miaі kolekcjк monet - przypomniaі z determinacj№ Curt. - Byіa warta krocie! Nie s№dzк, їeby
Janet j№ sprzedaіa.
- Masz racjк. - Libby pokiwaіa gіow№. - Zupeіnie o niej zapomniaіam. Ale sk№d masz pewnoњж, їe
Janet nie zabraіa jej ze sob№? Taka gіupia nie jest, teї wiedziaіa, ile coњ takiego jest warte.
- Ale przecieї gdy porz№dkowaliњmy rzeczy taty, nigdzie nie natrafiliњmy na tк skrzynkк.
- A moїe zabraі j№ ze sob№ do San Antonio i zdeponowaі gdzieњ razem z testamentem? Gdybyњmy
odzyskali zbiуr tych monet, moglibyњmy przynajmniej spіaciж poїyczkк. Porozmawiam z Kempem, moїe on
bкdzie miaі jakiњ pomysі. Powiem mu, їeby potr№ciі mi w zamian czкњж pensji.
- Ja teї siк dorzucк, rzecz jasna - zapewniі Curt.
- Idк i zaraz go o to zapytam.
- Dokoсcz przynajmniej kolacjк, coњ ostatnio bardzo schudіaњ, siostrzyczko.
- Zjadaj№ mnie nerwy - wyznaіa. - Zwіaszcza odk№d kazali nam opuњciж dom.
- Mnie rуwnieї - przyznaі Curt.
- Ale teraz pojawiіo siк jakieњ њwiateіko w tunelu. Moїe uda nam siк wreszcie z tego wybrn№ж?
Kemp zamierzaі wіaњnie wyjњж z biura, gdy Libby dosіownie wpadіa do њrodka. Podekscytowana
opowiedziaіa mu o nowym testamencie i kolekcji monet, po czym spojrzaіa pytaj№co.
On jednak zamiast coњ powiedzieж, podniуsі sіuchawkк i szybko wybraі jakiњ numer. Z rozmowy
Libby wywnioskowaіa, їe rozmawia z prywatnym detektywem, ktуrego poleciі im Jordan. Dokіadnie powtуrzyі
historiк z testamentem, ktуr№ usіyszaі od Libby.
- Tak, Libby przy tym nie byіo. Curt to sіyszaі. Tylko on , - dodaі najwyraџniej dla pewnoњci. - I
jeszcze jedno, jest teї pokaџna kolekcja monet, podobno warta grub№ forsк. - Nie, nie wiem, ale zaraz zapytam.
- Kemp odsun№і nieco sіuchawkк od ust i zwrуciі siк do Libby: - W czym byіy przechowywane te monety? -
Aha, w drewnianej skrzynce. Dobra, dziкki. Czekam na wieњci, na razie. - Odіoїyі sіuchawkк i uњmiechn№і
siк. - No, bior№c pod uwagк wiek tych monet i wartoњж, nie powinno byж problemуw z ich odnalezieniem.
Brawo, Libby, dobra robota.
- To zasіuga Curta, nie moja.
- Juї nie b№dџ taka skromna. A propos, czy chcesz, їebym porozmawiaі z prezesem banku? Moїe uda
mi siк go przekonaж, by pozwoliі wrуciж wam do domu.
- Bo gdyby siк okazaіo, їe jednak dysponujemy pewn№ pokaџn№ sum№ pieniкdzy, to wcale nie jest
powiedziane, їe zechcemy j№ ulokowaж wіaњnie w jego banku, czyї nie?
- Brawo, o to mi wіaњnie chodzi. W jej oczach pojawiіy siк iskierki.
- I tak wpіacimy wszystko do banku w Jacobsville, ale przecieї prezesowi nie musimy o tym mуwiж.
Jest pan przebiegіy jak lis, szefie! - zaњmiaіa siк.
Jak mogіa zapomnieж o tak istotnej sprawie? Zapomnieж o takiej kolekcji? Libby nie rozumiaіa sama
siebie. Moїe dlatego, pomyњlaіa, їe nigdy nie przywi№zywaіam wagi do pieniкdzy. Dopiero teraz, kiedy mieli
nуї na gardle, okazaіo siк, їe pieni№dze s№ czasem waїne.
Siedziaіa jak na szpilkach przez caіy weekend aї do poniedziaіkowego popoіudnia, kiedy Kemp
poprosiі j№ do siebie. Byіa absolutnie przekonana, їe chodzi o monety. Uњmiechaі siк, gdy weszіa do њrodka.
- A teraz trzymaj siк mocno. Znaleџliњmy je! - zawoіaі z radoњci№.
Libby aї przysiadіa na krzeњle.
- O, raju...
- Twуj ojciec zіoїyі je u pewnego bankowca w San Antonio, a ten zamkn№і depozyt w bankowym
sejfie. Miaі zakaz wydawania monet Janet. Wraz z nimi twуj ojciec wrкczyі mu teї swуj testament,
sporz№dzony, jak siк okazaіo, przez prawnika i w obecnoњci њwiadkуw. Sprawa jest wiкc absolutnie czysta!
- Widzi pan, zawsze mуwiіam, їe to niemoїliwe! - Do oczu Libby napіynкіy іzy. - Tata dobrze wiedziaі,
na co Janet staж.
- Masz racjк, musiaі coњ podejrzewaж. A moїe byіa na tyle gіupia, їe zdradziіa siк tym czy owym.
- Nigdy nie skarїyі siк na serce, chyba ukrywaі przed nami swoj№ chorobк.
- To moїliwe. Nie chciaі was martwiж. Ale zd№їyі uregulowaж kwestie prawne i to jest teraz dla was
najwaїniejsze. Wasza sytuacja zmieniіa siк w sposуb diametralny! Jutro dokumenty trafi№ do s№du. Moїecie
wiкc spokojnie wracaж do domu, a ja zajmк siк reszt№. Aha, zapomniaіbym, jest jeszcze polisa
ubezpieczeniowa na pуі miliona dolarуw, sіownie pуі miliona, rozumiesz? Zostaіa wystawiona na was, to
znaczy na ciebie i na Curta.
Libby zbladіa.
- Ale przecieї polisa byіa na Janet, sama widziaіam - wymamrotaіa.
- Owszem, ale nie ta. Tamta nie jest wiele warta.
- Tata nigdy nic nie wspominaі... A dlaczego ten bankowiec nie odezwaі siк do nas? - zapytaіa.
- To teї jest bardzo interesuj№ce. Podobno dzwoniі i Janet oњwiadczyіa, їe oboje wyjechaliњcie za
granicк. Co wiкcej, prуbowaіa siк z nim uіoїyж. Pуџniej jednak musiaіa uciekaж, bo inaczej z pewnoњci№ by
j№ aresztowano. Moїe nie do koсca wiedziaіa, co traci...
- I dziкki Bogu! Jak siк cieszк, їe moїemy wracaж do domu.
- Ja rуwnieї, Libby. Jeszcze dziњ wybiorк siк do San Antonio po te dokumenty.
- Pojedzie pan sam? Przecieї Janet ma w San Antonio mnуstwo znajomych o podejrzanej reputacji. A
co, jeњli jakimњ cudem dowiedziaіa siк o wszystkim? Oni mog№ byж niebezpieczni...
- Nic siк nie martw, teї o tym pomyњlaіem i zaіatwiіem sobie obstawк. Grier pojedzie ze mn№. Jak
wiкc widzisz, nie ma powodu do obaw. Jego nikt nie oњmieli siк zaatakowaж.
- To prawda...
- To teraz zadzwoс do swojego brata i podziel siк dobrymi nowinami. Wszystko siк uіoїy, zobaczysz. A
jak siк miewa Violet? - zapytaі po chwili, jakby mimochodem.
- Jest bardzo wyczerpana, zreszt№ tak jak i jej matka. Nic dziwnego, po tym, co ostatnio przeszіy. Nie
miaіy najmniejszego pojкcia...
- Jasne. - Blake podrapaі siк po gіowie. - Sprawa bкdzie nieіatwa do udowodnienia.
- Tak chciaіabym jej jakoњ pomуc...
- To zamуw pizzк i jedџ do niej. Pogadacie trochк o starych dziejach i moїe poczuje siк choж trochк
lepiej. Myњlк, їe Violet tкskni za nami... Zaproponowaіem jej - dodaі po namyњle - їeby wrуciіa do mnie.
- I co?
- Powiedziaіa, їe siк namyњli. Moїesz jej wspomnieж przy okazji, їe jej zastкpczyni juї tu nie pracuje.
- Zrobiк wszystko, co siк da.
- Nawet nie wiesz, jaki bкdк ci wdziкczny. - Blake uњmiechn№і siк ciepіo.
ROZDZIAЈ DZIEWIҐTY
Nastкpnego dnia Kemp pojawiі siк w biurze nieco pуџniej niї zwykle, ale za to z wyrazem nieopisanej
satysfakcji na twarzy. Pod pach№ њciskaі spory karton.
- Zgadnij, Libby, co przynoszк? - zawoіaі od drzwi.
- Nie mam zielonego pojкcia - odparіa zaskoczona jego doskonaіym humorem.
- No to sobie popatrz! - powiedziaі triumfalnie. Libby powoli uniosіa wieczko kartonu, ktуry postawiі
na jej biurku, i jej oczom ukazaіo siк mahoniowe pudeіko, w ktуrym ojciec trzymaі kolekcjк monet.
- O, raju - jкknкіa i opadіa na krzesіo. - Tak szybko? Jak pan to zrobiі, szefie?
- To jeszcze nie wszystko! - Kemp wprost tryskaі radoњci№. - Zobacz, co jest pod spodem! - zawoіaі. -
Polisa ubezpieczeniowa, nowy testament i kilka osobistych przedmiotуw naleї№cych wczeњniej do Riddle'a
Collinsa! Najwyraџniej musiaіy dla niego wiele znaczyж, skoro je takїe zіoїyі w depozycie. - I co ty na to?
Libby nie mogіa wydusiж z siebie ani sіowa. Gardіo miaіa zaciњniкte, a do oczu napіynкіy jej іzy.
Wiкc jednak o nas pomyњlaі, wiкc jednak kochaі nas bardziej niї kogokolwiek na њwiecie...
Kemp spojrzaі na ni№ ze zrozumieniem.
- Wyobraїam sobie, co czujesz. Spуjrz. - Wyci№gn№і z pudeіka teczkк z napisem “Testament". - On i
tylko on jest prawomocny! Rozumiesz, co to dla was znaczy?
Libby pokiwaіa gіow№.
- Jeszcze dziњ, zaraz, dostarczк go do s№du i doі№czк do dokumentacji. Ty zaњ weџmiesz to pudeіko
z monetami i natychmiast zaniesiesz je do banku. Zіoїysz je w depozycie do czasu, kiedy juї oficjalnie bкd№
stanowiіy twoj№ wіasnoњж, zgoda?
- Ale moїe bкd№ potrzebne jako zastaw w banku, porкczenie za dom...
- Libby, nie potrzebujecie juї їadnego zastawu! - Blake wsun№і rкkк do pudeіka, wyj№і z niego dwie
ksi№їeczki powleczone zielonym materiaіem i wrкczyі je Libby.
- Co to takiego? - zapytaіa drї№cym gіosem.
- Ksi№їeczki oszczкdnoњciowe. Jest na nich wiкcej pieniкdzy, niї potrzebujesz, tak wiкc moїna uznaж,
ї
e wasze ranczo nie ma juї їadnych zadіuїeс. Powiedziaіbym, їe nawet po spіacie kredytu, wci№ї jeszcze
bкdziesz naprawdк dobr№ parti№... - uњmiechn№і siк szarmancko.
Po policzkach Libby potoczyіy siк іzy - іzy szczкњcia. Nie mogіa ich dіuїej powstrzymywaж, nie byіa
w stanie. To jakiњ cud, їe ojciec zd№їyі to wszystko jeszcze pozaіatwiaж, wіaњciwie tuї przed sam№
њ
mierci№. A tak strasznie siк baіa, їe wyl№duj№ na bruku...
Mable poіoїyіa jej dyskretnie na biurku paczkк chusteczek i uњmiechnкіa siк ciepіo.
- Dziкkujк - szepnкіa Libby i wytarіa oczy. - Zaraz zawiozк te rzeczy do banku, szefie, przelejк
pieni№dze z San Antonio do Jacobsville i spіacк ten przeklкty kredyt.
- Brawo, dobra dziewczynka - powiedziaі Kemp. - A moїe zadzwoniіabyњ jeszcze do towarzystwa
ubezpieczeniowego w sprawie polisy? I moїe powiadomiіabyњ o wszystkim swojego brata, co?
- Tak, oczywiњcie, ma pan racjк.
- I jak to jest byж bogat№? Jak siк czujesz? Czy wiesz, їe juї do koсca їycia nie musisz pracowaж?
- Czy to znaczy, їe mnie pan zwalnia?
- No, nie wiem, czy w tej sytuacji zechcesz...
- Aleї ja kocham moj№ pracк - wpadіa mu w sіowo. - Nie wyobraїam sobie bez niej їycia!
- W takim razie - twarz Blake'a promieniaіa radoњci№ - bкdк zaszczycony, jeњli zostaniesz u mnie!
- Oczywiњcie, їe zostajк! - zawoіaіa. - A teraz zadzwoniк do Curta, niech on teї siк ucieszy.
- Wolaіbym, їebyњ najpierw poszіa do banku! Curt i tak siк dowie, a te pуі godziny nie sprawi mu
ї
adnej rуїnicy, zwіaszcza їe niczego siк nie spodziewa.
- Tak jest, szefie.
- Mable, jakby ktoњ pytaі - zwrуciі siк do swojej sekretarki - bкdziemy za jakieњ trzydzieњci minut.
Nagle drzwi biura otworzyіy siк i stanкіa w nich Violet. Wszystkie trzy pary oczu skierowaіy siк na
ni№.
- No co? - wymamrotaіa cicho. - Powiedziaі pan, їe mogк wrуciж.
Wygl№daіa naprawdк wyj№tkowo іadnie. Kemp nie mуgі oderwaж od niej wzroku, a na jego twarzy
pojawiі siк lekki rumieniec.
- Oczywiњcie, їe tak powiedziaіem - wydusiі z siebie w koсcu. - I co, zostajesz?
Violet kiwnкіa potakuj№co gіow№.
- W takim razie zacznijmy od porz№dnej kawy! - dodaі z uњmiechem.
- Pуl na pуі? - zapytaіa przewrotnie.
- Niech bкdzie pуі na pуі - odparі po krуtkim namyњle.
- Faktycznie, powinienem trochк przystopowaж. - Chodџ, Libby, zaіatwimy szybko sprawy i wracamy,
nim kawa wystygnie.
Wyszli, a gdy drzwi zamknкіy siк za nimi, Violet i Mable wybuchіy gromkim њmiechem.
- Widzisz, mуwiіam ci, їe bardzo nam ciebie brakowaіo - podsumowaіa Mable i puњciіa do przyjaciуіki
oczko.
Libby i Curt wrуcili do domu juї nastкpnego dnia. Z przeraїeniem stwierdzili, їe pod ich nieobecnoњж
ktoњ go doszczкtnie spl№drowaі.
- Lepiej od razu zadzwoсmy na policjк - powiedziaі gorzko Curt. - Musz№ spisaж protokуі, to
konieczne dla ubezpieczenia, a my sprawdzimy, czy nic nie zginкіo.
- Jesteњmy ubezpieczeni od kradzieїy?
- Nie pamiкtasz? Sam kilk№ razy dokonywaіem przelewu w banku.
- Ach tak, coњ pamiкtam. - A wiкc tata zadbaі i o to... Libby podeszіa do biurka, przy ktуrym siedziaі
zwykle jej ojciec i zamyњliіa siк. Strasznie to wygl№daіo, wszystkie szuflady byіy wyci№gniкte, a ich
zawartoњж leїaіa porozrzucana na podіodze.
- Szukali z pewnoњci№ monet. Dzwoniк na policjк - powiedziaі Curt i podniуsі sіuchawkк. - Pewnie
nasza urocza macocha spіukaіa siк do cna i potrzebuje forsy. Halo, czy to biuro szeryfa? Proszк, by ktoњ
przyjechaі na ranczo Collinsуw. Mieliњmy tu wіamanie, wszystko jest powywracane, jak po burzy... Sіucham?
Tak, tak, pierwsze ranczo za Jordanem Powellem. W porz№dku, dziкkujк.
- I co, przyjad№? - spytaіa Libby.
- Tak, oczywiњcie i to razem z oficerem њledczym.
- Jak to, przecieї on wyjechaі do Iraku?
- Ale juї wrуciі, siostrzyczko. Pamiкtam, їe kiedyњ miaіaњ na niego oko - rozeњmiaі siк.
- Hayes jest bardzo miіy!
- To fakt. Sіyszaіaњ coњ o Jordanie?
- Nie. On mnie juї nie obchodzi.
- Sporo ciк to kosztowaіo, co? Podobno marnie mu siк wiedzie. Wielu ludzi odwrуciіo siк od niego, po
tym jak skumaі siк z Merrillami, a szczegуlnie z Julie.
- No cуї, tak wybraі, nikt go do tego nie zmuszaі. I co gorsze zrobiі to z wyrachowania, a nie z miіoњci,
sam mi o tym powiedziaі.
- Jednak po њmierci ojca okazaі nam wiele serca,,.
- Wiem - uciкіa Libby krуtko, ale rany byіy jeszcze zbyt њwieїe, zbyt bolesne, by mogіa zapomnieж,
jak zachowaі siк wobec niej zaraz potem. - Kiedy oni przyjad№? Mуwili coњ?
- Owszem, їe niedіugo, wiкc moїe zaparz dobrej kawy, bo oni bez tego ani rusz. Nawet palcem nie
kiwn№.
- Dobrze, jasne.
Przed dom Collinsуw podjechaі lњni№cy, wypolerowany samochуd. Po chwili wysiedli z niego Hayes
Carson i Mack Hughes.
- Dziкki, їe tak szybko przyjechaliњcie. - Curt kolejno uњcisn№і im rкce. - A to moja siostra, Libby.
Pamiкtacie j№ zapewne...
- Jakїeby inaczej - uњmiechn№і siк Hayes. - Witaj Elizabeth. - W przeciwieсstwie do wszystkich
pozostaіych, jako jedyny zawsze uїywaі jej peіnego imienia.
Hayes byі wysokim blondynem o ciemnych oczach i masywnej sylwetce. Z pewnoњci№ skoсczyі juї
trzydziestkк, ale wygl№daі bardzo mіodo. Przyjaџniі siк Grierem i wiedziaі, їe zawsze moїe na niego liczyж,
choж czasami wdawali siк w ostre dysputy.
- Dzieс dobry - powiedziaі Mack. - To co, wejdziemy do њrodka?
- Jasne. - Curt gestem zaprosiі policjantуw, by poszli przodem.
Na chwilк przystanкli w drzwiach, jakby chcieli oceniж rozmiar zniszczeс, a potem ruszyli przez dom
w poszukiwaniu њladуw.
- Macie jakieњ podejrzenia, kto to mуgіby zrobiж? - spytaі Hayes.
- S№dzimy, їe to robota naszej macochy, to znaczy nie jej osobiњcie, ale na jej zlecenie - wyjaњniіa
Libby. - Tata miaі bardzo wartoњciow№ kolekcjк monet, o ktуrej Janet wiedziaіa.
- I co?
- Nie miaіa szczкњcia, bo tata zdeponowaі monety w banku razem z waїnymi dokumentami i
oszczкdnoњciami.
- Dobrze siк staruszek spisaі, co? Szczкњciarze z was! Wszyscy spojrzeli w stronк drzwi wejњciowych,
gdyї przed domem daі siк sіyszeж warkot silnika. Libby podeszіa do okna.
- To ciкїarуwka Jordana - powiedziaіa niemal w tym samym momencie, w ktуrym Jordan wpadі do
њ
rodka.
- Co siк staіo? - zapytaі zdenerwowany.
- Ktoњ siк wіamaі i spl№drowaі dom - wyjaњniі Hayes. - Jesteњ tu najbliїszym s№siadem, Jordan,
widziaіeњ coњ podejrzanego?
- Nie, nic, ale zapytam moich ludzi, moїe ktуryњ z nich coњ zauwaїyі.
Dіuїszy czas wpatrywaі siк w Libby, jakby chciaі oceniж sytuacjк.
- Wszystko w porz№dku? - spytaі wreszcie, nie odrywaj№c od niej wzroku.
- Tak - odparіa spokojnie - Curt i ja mamy siк њwietnie.
- Co za podіoњж! - Jordan rozejrzaі siк po pokoju. Wszystko byіo poprzewracane do gуry nogami,
poіamane meble, po - ; tіuczona ceramika, porozrzucane dokumenty. - To nie byіo konieczne...
- Tak, ktoњ okazaі siк wyj№tkowo zіoњliwy - przyznaі Hayes, po czym zwrуciі siк do Libby: - Doszіy
mnie sіuchy, їe miaіaњ jakieњ ostre starcie z Julie Merrill. Ona byіa juї wczeњniej notowana... S№dzisz, їe moїe
mieж z tym coњ wspуlnego?
Libby zmieszaіa siк. Rzuciіa krуtkie spojrzenie Jordanowi, obawiaj№c siк tego, co za chwilк nast№pi.
- To jest moїliwe - usіyszaіa jego niski gіos. - Byіa szalenie zazdrosna o Libby, a ja wіaњnie z ni№
zerwaіem. Zakoсczyіem takїe znajomoњж z jej ojcem. Nie najlepiej to znieњli...
- W takim razie i ona jest podejrzana w tej sprawie. Z pewnoњci№ stary Merrill nie bкdzie jej za to
wdziкczny.
- To akurat zupeіnie mnie nie interesuje - odezwaі siк Curt w obawie, їe jeszcze chwila, a sprawa
rozejdzie siк po koњciach.
- Szefie! - zwoіaі Mack, ktуry buszowaі gdzieњ z tyіu domu. - Czy mуgіbyњ poprosiж Collinsуw, їeby
tu natychmiast przyszli?
- Jasne!
- Czy ten kanister naleїy do was? - zapytaі, gdy otoczyli go kуіkiem.
Curt popatrzyі zdziwiony.
- Nie, takiego duїego na pewno nie mieliњmy. Mack i Hayes wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Ale mamy polisк ubezpieczeniow№ na dom wystawion№ na Janet, to jest na nasz№ macochк -
pospieszyіa z wyjaњnieniem Libby.
- To niew№tpliwie zawкїa listк podejrzanych...
- Niemoїliwe, bez przesady, przecieї nie podpaliіaby domu! - zaprotestowaіa Libby.
- Przysporzyliњcie jej mnуstwo kіopotуw - przypomniaі Jordan. - A poza tym ten nowy testament i
ksi№їeczki oszczкdnoњciowe teї s№ jej zapewne sol№ w oku.
- A ty sk№d o tym wiesz? - Libby byіa oburzona.
- Mуj kuzyn jest wіaњcicielem banku... - wyjaњniі nonszalancko.
- I tak nie miaі prawa mуwiж ci o tym! Zіoїк skargк!
- Wіaњciwie nic takiego mi nie powiedziaі...
- A jednak! - wpadіa mu w sіowo.
- Akurat byіem u niego, gdy rozmawiaі przez telefon o zaіoїeniu dla ciebie nowego konta, przelewie i
zіoїeniu depozytu. Reszty siк domyњliіem.
- Њwietnie, wiкc pewnie dlatego tu jesteњ! - Libby byіa nieprzejednana. - Nie miaі prawa prowadziж
takiej rozmowy przy tobie.
- Zanotujк pani zaїalenie, panno Libby - mrugn№і do niej Hayes.
- Dziкkujк panu - odpowiedziaіa z uњmiechem.
- Sprуbuj rozejrzeж siк, Mack, za odciskami palcуw. Jeњli byіa to Janet Collins, to z pewnoњci№
zadbaіa, by jej ludzie wіoїyli rкkawiczki, ale jeїeli chodzi o Julie Merrill, to nie byіbym tego taki pewien. A
wiкc do pracy.
- Moїe uda siк poі№czyж to wszystko w jak№њ rozs№dn№ caіoњж - b№kn№і Curt.
- Wіaњnie, i moїe ci, ktуrzy zrobili tu taki baіagan, po mogliby nam to wszystko posprz№taж! -
powiedziaіa Libby ze zіoњci№.
- Zajmк siк tym - zaoferowaі siк pospiesznie Jordan.
- Nie, dziкkujк - zaprotestowaіa Libby. - Poradzimy sobie. Jordan jednak wcale jej nie sіuchaі. Siкgn№і
do kieszeni po komуrkк i wybraі numer.
- Amie, zorganizuj ludzi do pomocy w domu Collinsуw. Mieli wіamanie, wszystko jest poprzewracane
do gуry nogami. Zobacz, kto tam jest wolny i przyњlij mi tu ludzi, dobrze?
- To sprawa juї przes№dzona. - Hayes uњmiechn№і siк szarmancko do Libby. - Jordan jak raz siк za
coњ weџmie, to іatwo nie odpuњci.
- Aї tak bardzo mnie to nie cieszy - skwitowaіa zdenerwowana Libby.
- Masz jakieњ plany na sobotк wieczуr? - zapytaі Hayes, wkіadaj№c na gіowк kapelusz. - W zajeџdzie
“Shea" jest zabawa dla ludzi wspieraj№cych kampaniк Calhouna. Wybierzesz siк tam?
- Tak, mam taki zamiar - odparіa, wci№ї jakoњ nie mog№c siк rozluџniж.
- Wygl№da wiкc na to - dodaі zaczepnie - їe siк spotkamy. - Wychodz№c, puњciі do niej oczko.
Jordan to zauwaїyі i strasznie siк zirytowaі. Z trudem powstrzymaі siк od zwymyњlania Hayesa.
- Ach, jeszcze jedno, jeњli macie zamiar tutaj zamieszkaж - Hayes zwrуciі siк do Libby i Curta -
rozs№dnie by byіo zatrudniж kogoњ do ochrony. Znam nawet takich dwуch ochotnikуw i gdybyњcie tylko
zechcieli poczкstowaж ich dobr№ kaw№, bкd№ jeњж wam z rкki.
- Bardzo panu dziкkujк - powiedziaіa zniїonym tonem Libby, uњmiechaj№c siк przy tym czaruj№co. -
Bardzo pan uprzejmy, panie Carson, poczujк siк o niebo bezpieczniejsza.
- Nie ma problemu. - Niespodziewanie do akcji wkroczyі Jordan - Moїecie przecieї chwilowo
zamieszkaж u mnie. Przynajmniej pуki њledztwo nie zostanie zakoсczone.
- Nie, dziкkujк - odpowiedziaіa stanowczo Libby. Nie miaіa zamiaru wskakiwaж na miejsce Julie.
- To jest nasz dom i tu zostaniemy - poparі siostrк Curt.
- W porz№dku, jak wolicie.. - Na twarzy Jordana pojawiі siк wyraz zawodu. - Gdybyњcie jednak mieli
jakieњ problemy...
- To zadzwonimy do Hayesa - uprzedziіa go Libby. - Mogк na pana liczyж, prawda? - dodaіa zalotnie.
- Naturalnie, zawsze do usіug - odparі Hayes.
- Przepraszam, jeszcze jedno, czy mogк juї uprz№tn№ж kuchniк? - zapytaіa nagle.
Hayes cofn№і siк i zajrzaі do њrodka.
- W sumie wiele tu nie zmajstrowali, praktycznie їadnych strat, a zatem nie ma powodуw, їeby trzeba
byіo czekaж z tym dіuїej.
- Њwietnie - ucieszyіa siк Libby. - Bardzo dziкkujк.
- Aleї nie ma za co i do zobaczenia w sobotк.
- Do zobaczenia.
- Jesteњmy ci bardzo wdziкczni - zapewniі Curt.
- Nie ma powodu, ja tylko wykonujк swoj№ pracк. Na razie. Do widzenia, Jordan.
- Do widzenia - odb№kn№і Jordan pod nosem, ale nie podaі Hayesowi rкki.
Gdy policjanci wyszli, zwrуciі siк do Libby:
- Wiem, їe wyrz№dziіem ci niejedn№ przykroњж, ale pozwуl mi przynajmniej sprуbowaж ci to
wynagrodziж.
- O co ci chodzi, Jordan? Przecieї juї nam pomogіeњ.
- Janet musi byж caіkowicie zdesperowana, skoro podjкіa prуbк podpalenia domu. A w takim razie nie
jesteњcie tu bezpieczni. Bкdк czujny dzieс i noc...
- Chyba nie ma takiej potrzeby, Hayes zaіatwi nam ochronк - odpowiedziaіa chіodno.
- Ale to teї tylko ludzie... Moїe jednak zdecydujesz siк zamieszkaж u mnie?
- Nie їartuj sobie ze mnie, tu jest mуj dom i tu zostanк. Nie opuszczк go juї nigdy wiкcej.
- Popeіniasz chyba duїy bі№d...
- Mamy peіne rкce roboty, Jordan. Wybacz... Jednym ruchem przyci№gn№і j№ do siebie i szepn№і jej
do ucha:
- Bojк siк o ciebie, nie rozumiesz? Poczuіa jego gor№cy oddech na szyi.
- Trochк pуџno, nie s№dzisz? - wymamrotaіa i wyњliznкіa siк z jego uњcisku.
- Wszystko bym daі, їeby tylko cofn№ж czas i to zmieniж, Julie nie dorasta ci do piкt.
- Ach, nagle? - Libby nie zamierzaіa wpadaж mu natychmiast w ramiona, gdy tylko przyszіa mu na to
ochota.
- Dobrze, spotkamy siк zatem w zajeџdzie.
- Z tob№? Przecieї ty jesteњ w przeciwnym obozie, coњ ci siк pomyliіo!
- Kaїdy ma prawo zmieniж zdanie, nieprawdaї? Gdybyњ czegoњ potrzebowaіa, wiesz, gdzie mnie
szukaж.
Kiwnкіa gіow№.
- Tak, wiem.
Gdy Jordan wyszedі, Libby odszukaіa brata, ktуry ulotniі siк gdzieњ, nie chc№c im przeszkadzaж.
- Poszedі juї? - zapytaі, kiedy weszіa do kuchni.
- Tak, juї poszedі. Jakoњ nie mogк go znieњж...
- Widzisz, ale jednak wrуciі do ciebie. Zawsze myњlaіem, їe tak wіaњnie bкdzie.
- Nic nie mуwiіeњ...
- Z t№ Julie gіupio wyszіo. Myњlк, їe to raczej ona zakrкciіa siк umiejкtnie koіo niego, № jemu to
zaimponowaіo.
- No њwietnie, jeszcze go bronisz! - Libby byіa oburzona.
- Nie o to chodzi. Zawsze marzyі o awansie spoіecznym i dlatego siк nie opieraі.
- A co mnie to wіaњciwie obchodzi! Dlatego musiaі mnie tak poniїaж i lekcewaїyж? Poza tym za wiele
nie mуwiі o swojej przeszіoњci - odparіa doњж chіodno, ale w sercu zrobiіo siк jej go jakoњ їal. Sama nie
wiedziaіa do koсca dlaczego.
W “Shea" byіo bardzo tіoczno. Mnуstwo znajomych, wszyscy rozeњmiani, gіoњna muzyka
mieszaj№ca siк z burzliwymi dyskusjami.
Libby rozejrzaіa siк po sali i dostrzegіa Tippy. Przyszіa z Cashem i nie odrywaіa od niego oczu nawet
na chwilк. Cash zreszt№ takїe nie rozstawaі siк z ni№ ani na moment; caіy czas trzymaі j№ za rкkк. No cуї,
byіa naprawdк wyj№tkowo іadna, trudno siк dziwiж, pomyњlaіa Libby ze smutkiem. Piкknie wygl№dali razem
na parkiecie i Libby najpierw zrobiіo siк їal, a zaraz potem gіupio, їe siк w nich tak wpatruje.
- Stanowi№ niezwykle piкkn№ parк, prawda? - usіyszaіa niespodziewanie za swoimi plecami.
To byі Jordan, a ona nie miaіa chyba zbytniej ochoty na jego towarzystwo.
- Nie da siк ukryж, wygl№daj№ wyj№tkowo piкknie - odpowiedziaіa. - Wydaje siк, їe zostali dla
siebie stworzeni.
- Zataсczysz ze mn№? - zapytaі cicho swoim niskim gіosem, niemal dotykaj№c jej ucha wargami.
Zawahaіa siк. Przecieї miaіa nie daж siк wiкcej zіapaж na jego sztuczki.
Nie czekaі jednak, aї mu odpowie, tylko przyci№gn№і j№ do siebie i pochwyciі w ramiona.
Nie powinnam, pomyњlaіa przez moment, lecz dotyk jego r№k odbieraі jej wolк. Stawaіa siк ulegіa i
miкkka, jak przy їadnym innym mкїczyџnie.
- Jakim byіem idiot№... - szepn№і, wtulaj№c twarz w jej wіosy.
- Idiot№? Co masz na myњli?
- O przepraszam, odbijany! - zawoіaі Hayes, podchodz№c bliїej.
Jordan stan№і w miejscu i spojrzaі trochк bezradnie.
- Wіaњnie rozmawiamy - wyjaњniі.
- Na rozmowк bкdziecie mieli jeszcze mnуstwo czasu... Mogк prosiж? - zwrуciі siк do Libby. - I nim
dziewczyna zd№їyіa powiedzieж choжby sіowo, juї pіynкіa z nim w taсcu po parkiecie. - Niezіy zazdroњnik,
co?
- Nie s№dzк, by byі o mnie zazdrosny - zaoponowaіa.
- Czy aby na pewno?
Libby zmieszaіa siк, a na jej policzkach pojawiіy siк rumieсce.
Jordan najchкtniej rzuciіby siк na tego faceta i wyrwaі z jego ramion swoj№ dziewczynк.
Powstrzymywaіy go tylko resztki zdrowego rozs№dku. Staі i obserwowaі ich, a w jego їyіach gotowaіa siк
krew.
- A ty co tutaj robisz? - Calhoun Ballenger nie kryі nawet zdziwienia.
- Co mam robiж? - odparі nieco roztargniony Jordan. - Wpadіem, by zapytaж, czy nie potrzebujesz
przypadkiem wsparcia?
- Masz na myњli siebie? Tego siк nie spodziewaіem.
- Moїe siк zdziwisz, ale chciaіbym byж po stronie, ktуra wygra - wyjaњniі z szelmowskim uњmiechem.
- W takim razie, witamy na pokіadzie!
- Caіa przyjemnoњж po mojej stronie - skwitowaі Jordan.
Po zabawie Jordan podrzuciі Libby i Curta do domu. Curt od razu wyskoczyі z samochodu, by obejњж
ranczo, a Libby zostaіa jeszcze chwilк.
- Widziaіem Julie w towarzystwie znanego dealera narkotykуw - wymamrotaі Jordan.
- Przykro mi, lubisz j№...
- Ciebie lubiк - szepn№і i przyci№gn№і j№. - Ciebie... Poczuіa na sobie jego gor№ce, zachіanne usta.
- Bardziej niї kogokolwiek, sіyszysz? - szeptaі namiкtnie. - Tylko ciebie! Umуwisz siк ze mn№?
- Ja z tob№? - zapytaіa, gdy mogіa wreszcie nabraж powietrza. - To zbyt ryzykowne... Nie wdajк siк w
przelotne romanse.
- Ja teї nie. Nie chodzi mi o іуїko, dobrze wiesz...
- A co robi w takim razie ta rкka pod moj№ bluzk№?
- O, przepraszam. Kaїdy ma prawo zbі№dziж - powiedziaі i prкdko wycofaі rкkк.
- Zastanowiк siк...
- Zastanуw siк - szepn№і i raz jeszcze pocaіowaі j№ gor№co. - A teraz biegnij lepiej do domu, zanim
siк znуw zapomnк. - Wysiadі, otworzyі jej drzwiczki, a ona wyskoczyіa na zewn№trz.
- I pamiкtaj, w razie czego, wystarczy jeden telefon! Ale nie do Hayesa, tylko do mnie! - upomniaі j№.
- A od kiedy jestem twoj№ wіasnoњci№?
- Odk№d pozwoliіaњ mi wіoїyж rкkк pod bluzkк! - zaњmiaі siк i wsiadі do samochodu.
Libby weszіa do domu. Nogi miaіa jak z waty i caіa siк trzкsіa. Jedna noc i znowu wszystko siк
zmieniіo... Jak to moїliwe, їe Jordan tak nagle przestaі kochaж Julie? Nie, nie powinnam mu ufaж, pomyњlaіa,
przecieї juї nieraz mnie zawiуdі. Gdyby tylko nie ten jego diabelski czar...
ROZDZIAЈ DZIESIҐTY
Od tego dnia Jordan byі czкstym goњciem w domu Collinsуw. Bywaі tam teraz niemal czкњciej niї u
siebie.
Libby i Curt otrz№snкli siк po ostatnich przeїyciach, spіacili kredyt hipoteczny, zіoїyli papiery w
sprawie wypіacenia polisy ubezpieczeniowej ojca i ze zdwojon№ energi№ przyst№pili do rozbudowy rancza.
Kupili parк sztuk dorodnego bydіa i zmodernizowali budynki gospodarcze.
Wkrуtce teї odnaleziono Janet i postawiono jej zarzut zamordowania ojca Violet. Sprawa w s№dzie nie
ci№gnкіa siк zbyt dіugo, bo Janet nie wytrzymaіa presji i do wszystkiego siк przyznaіa. Dziкki temu nie
skazano jej na karк њmierci, lecz na doїywocie, choж bez prawa wczeњniejszego zwolnienia.
Mimo to uparcie twierdziіa, їe nie ma nic wspуlnego z kanistrem na benzynк, ktуry znaleziono w domu
Collinsуw. Przysiкgaіa na wszystko, їe nigdy nie miaіa zamiaru podpaliж domu po swoim mкїu.
Za to Julie Merrill przysparzaіa nadal wszystkim wkoіo wielu kіopotуw. Nie tylko politycznemu
wrogowi, Ballengerowi, ale takїe swojej rywalce, Libby Collins, wobec ktуrej uknuіa pewien plan.
Ktуregoњ dnia zadzwoniіa do Libby do pracy, by przeprosiж j№ za wszelkie kіopoty i
nieporozumienia.
- Wierz mi - zapewniaіa - nigdy nie miaіam tak naprawdк wobec ciebie zіych zamiarуw. Chciaіabym to
jakoњ naprawiж. Moїe wpadіabyњ do mnie w ktуr№њ sobotк na lunch?
- Do ciebie na lunch?
- Jasne, poproszк kucharza, by przyrz№dziі coњ wyj№tkowego i bкdziemy miaіy okazjк porozmawiaж
sam na sam. Moїe wtedy mnie lepiej zrozumiesz.
- Sama nie wiem... - W gіosie Libby wyraџnie byіo sіychaж niedowierzanie.
- Och, daj spokуj, przecieї nic ci nie zrobiк. Chciaіam zwyczajnie pogadaж.
- Ale to wcale nie musi byж od razu lunch...
- Dobrze, jak wolisz. To moїe dziњ o pierwszej? - nalegaіa Julie.
- Niech bкdzie, wpadnк o pierwszej - zgodziіa siк w koсcu Libby, lecz czuіa, їe robi to wbrew sobie.
Chyba oszalaіam, pomyњlaіa i wybraіa numer do Jordana. - Zgadnij, co siк staіo?
- Nie mam pojкcia...
- No to dobrze siк trzymaj! Zadzwoniіa do mnie Julie, przeprosiіa mnie i zaprosiіa na lunch.
- I co, pуjdziesz?
- A czy to nie jest dobra okazja, їeby siк pogodziж?
- Sam nie wiem. Ona jest nieprzewidywalna. Chyba wolaіbym, їebyњ tam nie szіa.
- Moїe obawiasz siк, їe dowiem siк o czymњ, o czym nie powinnam wiedzieж? - zapytaіa podejrzliwie.
- Nie o to chodzi, dobrze wiesz.
- Co mogіaby mi zrobiж w biaіy dzieс?
- Nie mam pojкcia... Ale b№dџ ostroїna i daj mi znaж, jak wrуcisz do domu. Pamiкtasz, їe mieliњmy
iњж do kina?
- Jasne! Zadzwoniк, gdy tylko wrуcк.
- W porz№dku, umawiamy siк, powiedzmy na osiemnast№.
- Bкdк gotowa, na razie.
Obawy Jordana s№ zapewne zupeіnie bezpodstawne, pomyњlaіa Libby, gdy odіoїyіa sіuchawkк. Ale
byіo jej jakoњ nieswojo. A kiedy jechaіa samochodem do Julie, jej niepokуj tak siк spotкgowaі, їe musiaіa siк
zatrzymaж. Nie, czuіa, їe nie moїe tam jechaж. Coњ j№ powstrzymywaіo, choж nie rozumiaіa co. Siedziaіa tak
dіuїsz№ chwilк z gіow№ ukryt№ w dіoniach. Nagle wyprostowaіa siк. Teraz byіa juї pewna, їe musi
natychmiast wracaж. Czym prкdzej zawrуciіa ciкїarуwkк i ruszyіa z powrotem. Nagle wszystko staіo siк jasne.
To nie Janet staіa za prуb№ podpalenia domu. Jaka szkoda, їe nie ma telefonu komуrkowego. Pocieszaіa siк, їe
ochroniarz wyznaczony do pilnowania rancza wci№ї tam jeszcze byі. Dodaіa gazu, nasіuchuj№c jednoczeњnie,
czy nie dobiega jej wycie syren. Wokуі panowaіa jednak absolutna, przeraїaj№ca cisza. Libby byіa sama,
caіkowicie sama. Na moment sparaliїowaі j№ strach. Wiedziaіa jednak, їe musi wysi№њж, їe nie ma innego
wyjњcia. Czas nagliі. Tylko dlaczego, pytaіa siк w duchu, dlaczego ona chce nam to zrobiж?
Powoli wysunкіa siк z samochodu i rozejrzaіa dokoіa. Cisza, nigdzie їywego ducha. Wziкіa do rкki
і
om, ktуry leїaі koіo studzienki i ruszyіa przed siebie. Serce waliіo jej jak mіot. Baіa siк, ale szіa naprzуd. Kilka
szybkich krokуw i ukryіa siк za zaіomem domu. Ktoњ tam byі, jakiњ mіody mкїczyzna o ciemnej karnacji. W
rкkach trzymaі kanister i polewaі benzyn№ werandк i schody.
Boїe, daj mi siік i odwagк, modliіa siк szeptem. Wyszіa zza rogu z іomem skierowanym w jego stronк,
jakby trzymaіa karabin.
- Doњж tego! - krzyknкіa, ile siі w pіucach. - Doњж! Policja juї tu jedzie! Jeszcze chwila i wyl№dujesz
za kratkami!
- Caіy czas dziarsko kroczyіa w jego kierunku.
Na twarzy mкїczyzny przez moment pojawiіo siк wahanie, lecz juї po chwili odwrуciі siк i zacz№і
uciekaж.
Dziкki Bogu, pomyњlaіa, na pewno nie daіabym mu rady. Na wszelki wypadek wykrzykiwaіa co jakiњ
czas donoњnym gіosem, їe jeszcze chwila i tu bкd№, zіapi№ go, czy mu siк to podoba, czy nie.
Zadrїaіa, sіysz№c tuї za swoimi plecami warkot silnika. W pierwszej chwili byіa przekonana, їe to
wspуlnik tego іobuza. Jednak gdy siк odwrуciіa, zobaczyіa ciкїarуwkк Jordana.
- Wskakuj! - zawoіaі.
Nie potrzebowaіa dalszej zachкty. Wskoczyіa do њrodka i zatrzasnкіa drzwi.
- Jakiњ facet oblewaі nasz dom benzyn№! - krzyknкіa.
- Pobiegі tam, w stronк stodoіy, nie pozwуl mu uciec!
- Nie zamierzam!
Jordan ruszyі z piskiem opon, okr№їyі stodoік od strony rzeki i jechaі teraz wprost na podpalacza,
ktуry najwyraџniej miaі nadziejк, їe uda mu siк jeszcze dopaњж do swojego samochodu i uciec.
- Trzymaj kierownicк! - krzykn№і Jordan do Libby, po czym zrкcznie wyskoczyі z pкdz№cej
ciкїarуwki i rzuciі siк na bandziora.
Przywaliі go ciaіem do ziemi, aї ten jкkn№і ciкїko.
- Weџ mуj telefon i zawiadom Hayesa.
Libby drї№cymi palcami wybraіa numer i opowiedziaіa, co siк staіo.
- W porz№dku, jeden z radiowozуw jest w pobliїu waszego rancza. Juї tam jad№! Ja teї wkrуtce bкdк.
Libby nie zd№їyіa nawet podziкkowaж, bo Hayes siк rozі№czyі.
- Kto ci kazaі to zrobiж, mуw! - Zobaczyіa, jak Jordan krzyczy facetowi prosto w twarz. - Mуw, bo nie
wyjdziesz z paki do koсca їycia!
- Julie Merrill - wyznaі cicho zbir. - Zastraszyіa mnie. Szantaїowaіa, їe jeїeli tego nie zrobiк, odda
mojego ojca w rкce policji. On dla niej pracuje i podobno wyprowadziі jej coњ z domu.
- Daіeњ siк wrobiж, chіopie. Wiesz, ile lat grozi za podpalenie?
- Baіem siк, panie Powell, bardzo siк baіem, ale nie wiedziaіem, co robiж...
Obok samochodu Jordana zaparkowaі radiowуz.
- Coњ tam zіapaі, Jordan? Pokaї no!
- Przyznaі siк do wszystkiego, spytaj go zreszt№ sam, Sammy.
- A jak to siк staіo? - zapytaі zastкpca szeryfa.
- Jechaіam na spotkanie z Julie Merrill, bo zaprosiіa mnie do siebie, ale coњ mnie tknкіo - zaczкіa
Libby. - Nagle zawrуciіam. Kiedy tu dotarіam, on staі na werandzie i rozlewaі benzynк. Udaіo mi siк go
wystraszyж. Rzuciі kanister i zacz№і uciekaж.
- Libby, jesteњ wspaniaіa! Mam nadziejк, їe nigdy ci nie podpadnк. - Sammy podszedі do podpalacza i
zaіoїyі mu kajdanki. - No, mamy ciк, dupku, teraz juї nigdzie nie zwiejesz!
- To nie koniec akcji - powiedziaіa Libby. - Teraz powinieneњ jechaж do Julie. To jej sprawka!
- Julie Merrill? Cуrka pana Merrilla? - Sammy wyraџnie zesztywniaі.
- Teї siк dziwiк. No, powiedz mu, kto kazaі ci tu przyjechaж i podpaliж dom! - zwrуciіa siк do
mкїczyzny.
- Panna Merrill - wyznaі drї№cym gіosem. - Miaіa jakiegoњ haka na mojego ojca i obiecaіa, їe da mu
spokуj, jak zrobiк to dla niej.
- Њwietnie. Nie dotykajcie tu niczego. Zaraz przyњlк ludzi, їeby zabezpieczyli њlady.
- Dziкkujк ci, Sammy - uњmiechnкіa siк Libby.
- Mnie? Za co? To ty go zіapaіaњ! - Policjant wepchn№і podpalacza na tylne siedzenie i odjechaі.
- Jesteњ bardzo dzieln№ dziewczynk№! - powiedziaі Jordan i podszedі do niej bliїej. - Czy nie
uwaїasz, їe najwyїszy czas, byњmy siк zarкczyli? - szepn№і.
- Sіucham?
- Tak, nie przesіyszaіaњ siк. Jak Julie zobaczy, їe to powaїna sprawa, zostawi ciк w spokoju.
- O to nie muszк siк juї martwiж. Ona i tak wyl№duje wkrуtce w wiкzieniu. Nie bojк siк - dodaіa
Libby z dum№, choж serce truchlaіo jej z przeraїenia.
- Nie chcesz wiкc ode mnie pierњcionka zarкczynowego?
- A jakiego?
- A jaki byњ chciaіa?
- Lubiк szmaragdy - powiedziaіa zalotnie.
- Bкdzie wiкc ze szmaragdem, kochanie. - Jordan pochyliі siк i pocaіowaі j№.
Libby znowu poczuіa siк bezpieczna.
- Caіa okolica musi siк o nas dowiedzieж - szepn№і Jordan. - Tylko to powstrzyma Julie od dalszych
dziaіaс. - A wіaњciwie, najlepiej byіoby siк pobraж.
- Chyba przesadzasz... nigdy nie chciaіeњ siк їeniж.
- Kiedyњ na kaїdego przychodzi czas. Chyba nie potrafiк bez ciebie їyж. Broniіem siк przed tym, ale to
nic nie pomogіo. Tak bardzo mi ciebie brakowaіo... Pragnк ciк, ale chcк wszystko albo nic. Do ciebie naleїy
wybуr.
Wiкc Jordan j№ kocha? Libby nigdy nie s№dziіa, їe to moїe byж prawda. Nie chciaіa jednak
dokonywaж teraz ostatecznego wyboru.
- Wszystko albo nic - powtуrzyіa za nim. - A co z zaproszeniem do kina?
- A, prawda! Oczywiњcie, chodџmy coњ zjeњж, a potem obejrzymy film.
Oczy Julie Merrill staіy siк wielkie jak koіa mіyсskie, gdy dowiedziaіa siк, po co przyszedі do niej
szeryf.
- Ja miaіabym daж zlecenie, їeby ktoњ podpaliі dom Collinsуw?! - wykrzyknкіa oburzona. - A niby po
co?
- Zatrzymaliњmy mкїczyznк, ktуry zeznaі, їe to pani kazaіa mu to zrobiж. Tak wiкc albo zechce pani
pуjњж ze mn№ dobrowolnie, albo bкdк musiaі zabraж pani№ siі№.
- To oburzaj№ce! Co za bezczelnoњж! - krzyknкіa rozjuszona.
- Co siк tutaj dzieje? - zapytaі pan Merrill, wychodz№c na korytarz. - Policja? U nas? Co siк staіo?
- Przykro mi to powiedzieж, ale paсska cуrka zostaіa wіaњnie aresztowana pod zarzutem zlecenia
podpalenia cudzej posiadіoњci.
- Julie, co ja sіyszк?
- Zatrzymaliњmy mкїczyznк, ktуry na zlecenie pana cуrki miaі podpaliж dom Collinsуw. S№
њ
wiadkowie - dodaі policjant.
- Jak mogіaњ? Czy nie mуwiіem ci, їe masz zostawiж tк kobietк w spokoju? - Merrill zwrуciі siк do
Julie. - Przez twуj gіupi wybryk przegram wybory! - krzykn№і.
- Pan sam teї siк do tego nieџle przyczyniі - powiedziaі policjant. - Przeњladowaniem funkcjonariuszy,
ktуrzy zіapali pana na jeџdzie w stanie nietrzeџwym.
- Uwaїaj, їebyњ nie poїaіowaі swoich sіуw, chіopcze! - Merrill pogroziі mu palcem. - Gdzie chcesz j№
zabraж?
- Na posterunek, rzecz jasna. Moїe pan powiadomiж swojego adwokata, jeњli pan chce.
- Sama siк tym zajmк - syknкіa Julie rozwњcieczona.
- Nie ma problemu. A teraz proszк, idziemy!
- Jak wytrzeџwiejesz, przyjedџ do mnie, musimy coњ wymyњliж! - warknкіa Julie do ojca.
- Jakie piкkne zdawaіo siк їycie, gdy byіem przekonany o twojej niewinnoњci - powiedziaі jeszcze
Merrill, nim zd№їyli wyjњж. - Teraz wszystko siк zmieniіo! To ty zabiіaњ tк dziewczynк! - hukn№і nagle. - A
ja miaіem ciк za sіodkie niewini№tko. - W jego oczach pojawiіy siк іzy.
- Starczy juї, idziemy, panno Merrill.
Julie przebywaіa w areszcie њledczym aї do nastкpnego poniedziaіku, kiedy to miaіo siк odbyж
zebranie rady miasta.
Podczas krуtkiego posiedzenia oczyszczono z zarzutуw obu policjantуw, ktуrzy zatrzymali senatora
Merrilla i przywrуcono ich do pracy w policji. Caіe Jacobsville aї huczaіo od pikantnych plotek.
ROZDZIAЈ JEDENASTY
Po kinie Jordan zabraі Libby do siebie.
- Zjesz kawaіek ciasta, ktуre upiekіa Amie? - zapytaі ni z tego, ni z owego.
- Bardzo chкtnie - odparіa Libby.
- Zaczekaj moment, zaraz wracam.
Po chwili zjawiі siк z tac№, na ktуrej staіy dwie szklanki z mroїon№ herbat№ i dwa talerzyki z
ciastem. Na jednym z nich poіyskiwaі jakiњ przedmiot.
- A cуї to takiego? - zdziwiіa siк Libby.
- To? Chyba pierњcionek zarкczynowy. Jaki piкkny szmaragd! Ciekawe, kto go tu poіoїyі...
- Jest przepiкkny - wyszeptaіa Libby.
- Podoba ci siк? Przymierz. Moїe jest zaczarowany...
- Dlaczego sam mi go nie wіoїysz? - Libby byіa bardzo wzruszona. Z trudem powstrzymywaіa іzy.
Miaіa wraїenie, їe to najwaїniejszy dzieс w jej їyciu.
Jordan wzi№і do rкki pierњcionek i wsun№і go na jej palec.
- Tylko spуjrz, pasuje idealnie! Dobre oko ma ten twуj ksi№їк...
- Bardzo dobre.
- Specjalnie dla ciebie robiony. - Jordan nagle spowaїniaі. - Leїy w szufladzie juї od miesi№ca, bo
zastanawiaіem siк, czy to nie samobуjstwo, prosiж ciк po tym wszystkim o rкkк.
- A jednak zdecydowaіeњ siк...
- Doszedіem do wniosku, їe gdy siк kogoњ kocha, to nic innego nie ma znaczenia, wszystko jakoњ siк
uіoїy. Moїe tylko za dіugo to wszystko przeci№gaіem. Najgorsza byіa niepewnoњж. Nie dawaіa mi spokoju.
Myњlaіem, їe nie dojrzaіaњ jeszcze do їyciowej decyzji.
- I zmieniіeњ zdanie?
- Tak, jesteњ bardzo dzieln№ i m№dr№ kobiet№. - Obj№і jej drobn№ twarz dіoсmi i zіoїyі na ustach
bardzo delikatny pocaіunek.
- Nie jestem podobna do їony Duke'a. Jej historia rуїni siк od mojej. Ona pochodzi z bardzo religijnej
rodziny, gdzie wszystko zawsze byіo zakazane. Ja miaіam piкkne dzieciсstwo i kochaj№cych rodzicуw. Nikt mi
niczego na siік nie narzucaі, wiкc nawet nie mam czego odreagowywaж. - Uњmiechnкіa siк ciepіo. - A Duke
nie miaі dla їony cierpliwoњci, nie potrafiі jej zrozumieж. Moїe po prostu nie kochaі jej wcale tak bardzo...
Jakiњ czas chodziіam z nim, wiкc wiem coњ o tym. Nie liczyі siк z niczyim zdaniem.
- A czy tobie starczy uczucia, by powiedzieж “tak"?
- Wszyscy wiedz№, їe szalaіam za tob№...
- A teraz?
- Teraz? - Jej oczy pіonкіy, a na policzkach pojawiі siк rumieniec. Gdy przyci№gn№і j№ do siebie,
ciaіem Libby wstrz№sn№і silny dreszcz. - Jak by ci to powiedzieж...
- Nic juї nie mуw. Nie musisz. Twoje oczy powiedziaіy wszystko za ciebie.
Wzi№і j№ na rкce i zaniуsі do sypialni.
- Jordan, co ty robisz? - zapytaіa niepewnie.
- Nic siк nie bуj, jesteњmy sami, kochana...
Jego usta staіy siк gwaіtowne i namiкtne, a jego silnej miкњnie byіy teraz napiкte do granic
moїliwoњci. Rozpi№і jej bluzkк i stanik i zacz№і zdejmowaж z niej spodnie, gdy nagle usіyszeli czyjeњ kroki.
- Kto to moїe byж? - zdziwiі siк.
- Idџ i sprawdџ - szepnкіa. - Mуwiіeњ, їe jesteњmy sami?
- To pewnie Amie wrуciіa jeszcze po coњ...
- Bкdzie zszokowana, jak nas zobaczy.
- Zszokowana to bкdzie, jak siк dowie, їe juї wkrуtce nasz њlub.
- Jak to wkrуtce? - zdziwiіa siк Libby.
- Chciaіbym oїeniж siк z tob№ jak najszybciej, bo mi siк jeszcze rozmyњlisz.
W tej samej chwili rozlegіo siк pukanie do drzwi.
- Tak? - zawoіaі Jordan.
- No i? - padіo w odpowiedzi.
- Powiedziaіa “tak"! - krzykn№і uszczкњliwiony.
- Dziкki Bogu, dziкki Bogu...
Jordan i Libby szybko siк pozbierali i po chwili wyszli z sypialni. Na ich widok Amie uniosіa wysoko
do gуry rкce i zawoіaіa radosnym gіosem:
- Tak siк cieszк, kochanie! - I mocno uњciskaіa Libby.
Kolejne dni przeleciaіy im bardzo szybko. Po wstкpnych wyborach byіo juї jasne, їe Calhoun pobiі
Merrilla na gіowк. Koniec koсcуw Merrill okazaі siк przyzwoitym czіowiekiem, wygіosiі bardzo piкkne
przemуwienie i pogratulowaі zwyciкstwa rywalowi.
Odk№d dowiedziaі siк o grzeszkach swojej cуrki, bardzo siк zmieniі. Nie chciaі jej juї dіuїej chroniж,
mimo їe wyci№gn№і j№ za kaucj№ z wiкzienia. Julie w obawie przed kar№ znikіa bez њladu. Postawiono jej
wiele zarzutуw, o ktуrych wczeњniej nikomu nawet siк nie њniіo. Mimo usilnych poszukiwaс, policja nie mogіa
jej znaleџж. Tak jak i Janet.
- Wci№ї nie mogк w to uwierzyж - powiedziaіa Libby do Curta, stoj№c przed wrotami koњcioіa, w
ktуrym za chwilк miaі siк odbyж jej њlub. - To zbyt piкkne, by mogіo byж prawdziwe!
- Wiкc chyba jesteњ teraz szczкњliwa? - zapytaі brat.
- O tak, nawet o tym nie marzyіam...
- A ja dobrze wiedziaіem, їe to wіaњnie tak siк skoсczy. Przecieї on szalaі za tob№ juї od lat...
Nagle drzwi siк otworzyіy, a do ich uszu dotarіy dџwiкki muzyki.
- Jak to dobrze, їe nie ma tu dziњ tіumуw. Byіabym strasznie speszona.
W іawkach siedziaіo bardzo niewiele osуb. Tak sobie їyczyli paсstwo mіodzi.
Jordan Powell staі juї przed oіtarzem w oczekiwaniu na swoj№ wybrankк. Szczerze siк wzruszyі, gdy
zobaczyі j№ sun№c№ lekko gіуwn№ naw№ w jego kierunku. Wygl№daіa przepiкknie i њwieїo: prosta, dіuga
biaіa sukienka z delikatnym haftem, na gіowie biaіo - rуїowy wianek, a w rкku pкk rуїowych rуї.
Czy nie byі to mкїczyzna jej marzeс? Czyї nie o nim њniіa, nie wierz№c, їe ten sen kiedykolwiek siк
ziњci? Och, jakie cudowne byіo їycie! Jak wspaniale potrafiіo zaskakiwaж! Libby uњmiechnкіa siк przez іzy.
Warto byіo tyle wycierpieж, by teraz mуc rozkoszowaж siк t№ chwil№.
Gdy wreszcie znalazіa siк obok narzeczonego i podaіa mu dіoс, wiedziaіa juї na pewno, їe byі to
jedyny sіuszny wybуr. Kochaіa tego czіowieka caіym sercem. Kochaіa i pragnкіa. Dawaі jej pewnoњж siebie,
poczucie bezpieczeсstwa i miіoњж. Czy moїna chcieж czegoњ wiкcej? Їaіowaіa jedynie, їe jej rodzice nie doїyli
tego dnia i nie mogli cieszyж siк jej wielkim szczкњciem.
Przyjкcie weselne byіo rуwnie kameralne jak њlub. Za to tort tak olbrzymi i wspaniaіy, їe pannie
mіodej aї їal byіo go pokroiж.
- Na ten moment czekaіam dwadzieњcia cztery lata - powiedziaіa Libby, gdy zostali juї sami. - Uwaїaj
wiкc, bo mam teraz wygуrowane wymagania.
- Nie bуj siк, maleсka, wszystkie je zaspokojк. Bкdziesz jeszcze bіagaж o litoњж - szepn№і Jordan.
- Wiesz... - Libby zaczкіa siк trochк pl№taж. - Chciaіam ci powiedzieж, їe chyba nie bкdк w tych
sprawach szczegуlnie dobra, bo...
- Jeњli mnie kochasz, to nie potrzebujesz nic umieж. Twoja miіoњж wskaїe ci wіaњciw№ drogк.
Ale i tak byіa zdenerwowana. Od czasu gdy skoсczyіa siedem lat, nikt nie widziaі jej nago. Miaіa
wraїenie, їe Jordan nie zdaje sobie z tego sprawy.
Lecz on wiedziaі doskonale, їe jego mіodziutka їona nie ma wiкkszego doњwiadczenia z mкїczyznami
i za to kochaі j№ jeszcze bardziej. Potrafiі to doceniж.
Jej ciaіo pachniaіo rуїami. Dotkn№і ustami jej piersi, a potem spojrzaі w oczy.
- Ludzie kochali siк od zawsze. To naprawdк cudowne, sprуbuj siк po prostu zapomnieж.
Zaњmiaіa siк nieco nerwowo.
- Zamknij oczy i rozkoszuj siк moimi pieszczotami, a bкdzie to podrуї, ktуrej nigdy nie zapomnisz.
Taka sіodka niewola...
- W porz№dku, ale czy mogіabym najpierw zdj№ж ci ten krawat?
- Oczywiњcie - szepn№і i pocaіowaі j№ w szyjк. Rozpiкіa mu koszulк, a on њci№gn№і j№ z siebie i
przywarі do nagiego, drї№cego ciaіa Libby. Jego pocaіunki wprowadziіy j№ niemal w trans, zapomniaіa juї o
wstydzie.
- Czy to bкdzie bolaіo? - zapytaіa oszoіomiona, gdy na chwilк powrуciіa do rzeczywistoњci.
- Nie, kochanie - szepn№і gor№co i wszedі w ni№ powoli i delikatnie. Potrafiі nad sob№ zapanowaж. -
Nawet nie wiesz, jak ciк kocham - szepn№і.
- Jesteњ cudowny, taka jestem szczкњliwa... Kochaj mnie zawsze!
- Tak, najdroїsza, nigdy nie przestanк ciк kochaж. Jego ruchy staіy siк mocniejsze i bardziej
gwaіtowne.
Miaіa wraїenie, їe stapiaj№ siк w jedn№ caіoњж.
Gdy uspokoiі siк jej oddech, delikatnie zsun№і siк z niej, caіy czas caіuj№c jej oczy, policzki, szyjк.
- Wiкc tak to jest - szepnкіa, caіuj№c go w usta.
- Tak, czyli jak?
- Cudownie, wspaniale... tylko strasznie chce mi siк spaж. - Ziewnкіa.
- Wiкc њpij - powiedziaі i przytuliі j№ do siebie.
Teraz byіa juї w peіni kobiet№, szczкњliw№ kobiet№... Do koсca swoich dni bкdzie zasypiaіa w jego
ramionach i budziіa siк przy tym mкїczyџnie, ktуry staі siк dla niej najbliїsz№ istot№ na ziemi. Cуї za cudowne
uczucie! To byі jej pierwszy raz i najpiкkniejsza noc w їyciu, ale tak naprawdк to dopiero pocz№tek ich dіugiej,
wspуlnej drogi.