Janice Maynard
Powiedz mi, co lubisz
Tłumaczenie: Grażyna Woyda
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Upstairs Downstairs Temptation
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2020 by Janice Maynard
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o.,
Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin
Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych –
jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi
znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i
zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym
do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą
być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books
S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
ISBN 978-83-276-7606-1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Farrell Stone nie lubił prosić nikogo o pomoc. Robił to
rzadko w sprawach zawodowych, a jeszcze rzadziej w życiu
osobistym. Szedł własną drogą. Sam prowadził swoje interesy
i uważał się za swojego najlepszego doradcę.
Niestety jego asystentka, Katie, była specjalistką od
narzucania mu swojego zdania… i właśnie dlatego odbywał
teraz osobliwą rozmowę z jej protegowaną.
Siedząca po drugiej stronie biurka kobieta była szczupła
i niezbyt wysoka. Jej gęste lśniące włosy o barwie mlecznej
czekolady zostały obcięte tak krótko, że podkreślały
wysunięty podbródek.
Ogromne, ozdobione długimi rzęsami oczy wydawały się
zbyt duże w stosunku do twarzy. Odbijała się w nich
niepewność, ale i nadzieja. W jasnych tęczówkach lśniły złote
i zielone plamki.
Trudno byłoby ją uznać za klasyczną piękność, ale miała
w sobie coś pociągającego. Farrella zaintrygowała jej łagodna
kobiecość zmieszana z pewnego rodzaju bezradnością.
Właśnie takie kobiety pociągały go fizycznie. A teraz czuł się
zaniepokojony swoją reakcją na jej wygląd.
Nauczył się ignorować własne potrzeby erotyczne. I nie
zamierzał łamać swoich zasad.
Ze skąpego CV, które trzymał w ręku, wynikało, że Ivy
Danby pochodzi ze stanu Maine, ale spędziła większość
minionych dwudziestu lat w Karolinie Południowej.
Ukończyła szkołę średnią. Pracowała na kilku posadach.
Wyszła za mąż. Koniec informacji. Choć fakt, że trzymała
w ramionach śpiące dziecko, mógł dowodzić pewnych braków
w aktach osobowych.
Odłożył kartkę na biurko i zabębnił palcami po jego blacie.
- Cieszę się, że mogłem panią poznać, ale…
- Jestem w stanie się nauczyć wszystkiego, czego będzie
pan ode mnie wymagał – oznajmiła, przerywając jego
delikatną odprawę.
Jej determinacja i wiara w siebie wzbudziły jego uznanie,
ale był coraz bardziej przekonany, że nie są mu potrzebne
komplikacje, jakie może za sobą pociągnąć fascynacja
potencjalną nową podwładną.
„Wszystkiego, czego będzie pan ode mnie wymagał…”.
Pewnie tylko jego rozbudzone libido kazało mu się
dopatrywać w tych słowach ukrytego podtekstu.
- Chyba pani zdaje sobie sprawę, że nie ogłaszałem
w prasie potrzeby obsadzenia tego stanowiska, prawda?
- Owszem – odparła, kiwając głową. – Ale pana
asystentka, Katie, domyśla się, że będzie pan kogoś szukał.
I wie, że ja rozglądam się za posadą. Od niedawna wynajmuję
mieszkanie wspólnie z jej siostrą.
- Moja asystentka jest teraz również moją bratową –
oznajmił Farrell. – Trzy miesiące temu poślubiła mojego brata,
Quina.
- A mimo to nadal przychodzi codziennie do pracy?
- Quin chyba zakładał, że ona zrezygnuje – odparł Farrell,
choć pytanie wydało mu się dość dziwne. – Ale Katie zawsze
robi co chce. Odnoszę wrażenie, że lubi kierować wydziałem
badań i rozwoju. Nie mam pojęcia, jak dałbym sobie bez niej
radę.
- Spotkałam ją tylko raz i z zachwytem wspominam naszą
rozmowę. Ona jest niezwykła.
- To prawda. Posłuchaj, Ivy… Osoba, która dostanie tę
posadę, będzie musiała zamieszkać w północnej, odludnej
części stanu Maine.
Farrell był inżynierem. Wynalazcą. Pracował zwykle
w supernowoczesnym laboratorium właśnie na tym piętrze
budynku firmy, położonym w centrum Portland. Ale w ciągu
ostatnich dwudziestu czterech miesięcy zaprojektowane przez
niego wyroby pojawiały się na rynku, zanim zdążył rozkręcić
ich produkcję. Podejrzewał, że padł ofiarą szpiegostwa
przemysłowego.
- Podobnie jak moi bracia jestem właścicielem rezydencji
na północnym wybrzeżu. Zbudowałem niedawno na terenie
swojej posiadłości domek gościnny oraz pracownię
i zamierzam przenieść tam niebawem swoją działalność.
- Czy mogę spytać dlaczego?
- Niektóre szczegóły moich projektów są ściśle poufne.
Doszedłem do wniosku, że muszę położyć większy nacisk na
ochronę badań. A poza tym lubię pracować w samotności.
- Więc dlaczego Katie uważa, że powinien pan kogoś
zatrudnić?
Farrell skrzywił się i przesunął dłonią po włosach.
- Kiedy pochłania mnie jakiś projekt, zapominam
o wszystkim innym. Zdarzyło mi się pracować bez przerwy
przez trzydzieści sześć godzin. Muszę zatrudnić kogoś, kto
będzie prowadził dom i przygotowywał posiłki. Szukam osoby
dyskretnej i godnej zaufania.
- Zapewniam pana, że potrafię uszanować czyjąś
tajemnicę – odparła Ivy, a on postanowił zadać jej pytanie,
które celowo odkładał na później.
- Dlaczego miałaby cię interesować taka posada, Ivy?
Mamy tam na północy internet i telewizję, ale nic więcej.
Nawet sklep spożywczy jest bardzo daleko.
Odniósł wrażenie, że jego rozmówczyni silniej przytuliła
dziecko, a w jej oczach odbił się niepokój, nawet lęk.
- Muszę panu wyznać całą prawdę, panie Stone – odparła
drżącym głosem, który wydał mu się bardzo seksowny. –
Jestem w rozpaczliwej sytuacji. Kilka miesięcy temu zmarł
mój mąż. Nie zostawił mi ani centa. Nie miał polisy
ubezpieczeniowej. Dom został sprzedany, a pieniądze się
rozeszły. Moi rodzice nie żyją, nie mam żadnych krewnych.
Muszę znaleźć pracę, która pozwoli mi zatrzymać przy sobie
Dolly.
- Dolly?
- Ona nazywa się Dorothy Alice Danby – odparła,
głaszcząc dziewczynkę po głowie. – Wiem, że nie pamięta
mnie pan z czasów naszego dzieciństwa. Chodziliśmy do tej
samej szkoły. Wszyscy mieszkańcy Portland znają pana
rodzinę… pańskiego ojca i braci, Zachary’ego i Quintena.
Firma Stone River Outdoors zatrudnia kilkaset osób. Proszę,
żeby dał mi pan szansę. Potrafię ciężko pracować. A dziecko
nadal przesypia większość dnia. Mam specjalne nosidełko,
w którym mogę trzymać ją na plecach podczas gotowania
i sprzątania. Przysięgam, że nie będzie pan żałował, jeśli mnie
pan zatrudni.
Farrell uświadomił sobie, że już zaczyna żałować swojej
decyzji. Jego życie było wystarczająco skomplikowane bez
obecności tej młodej kobiety o niepokojącej urodzie,
a w dodatku obarczonej dzieckiem. Mimo to westchnął ciężko
i przyznał się do porażki.
- Potrafisz przekonująco dowodzić swoich racji, Ivy. Ale
mylisz się, myśląc, że cię nie pamiętam. Chodziliśmy razem
do trzeciej klasy. Miałaś warkocze. Siedziałaś w ławce dwa
rzędy za mną. Na walentynki dałem ci własnoręcznie
wykonany prezent.
- Och, więc pan mnie pamięta – szepnęła, szeroko
otwierając oczy i lekko się rumieniąc.
- Daj mi dwadzieścia cztery godziny do namysłu.
Zadzwonię do ciebie jutro.
Poznał po wyrazie jej twarzy, że liczyła na
natychmiastową odpowiedź. Otworzyła usta, jakby chcąc
zaprotestować, ale zacisnęła je i zdobyła się na blady uśmiech.
- Rozumiem. Dziękuję, że poświęcił mi pan czas.
Gdy wyszła, Farrell nacisnął guzik interkomu i wezwał do
siebie bratową. Po chwili na progu jego gabinetu stanęła
niebieskooka blondynka, która była nie tylko piękna, lecz
również bardzo kompetentna.
Farrell skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na nią
z wyrzutem.
- Tym razem chyba przesadziłaś, Katie. Matka z małym
dzieckiem?
- Nie bądź takim seksistą, Farrell! – mruknęła, zajmując
fotel opuszczony przed chwilą przez Ivy. – W dzisiejszych
czasach matki niemowląt mogą pracować.
- Jeśli mają dostęp do systemu opieki nad dziećmi. A mój
dom stoi na odludziu, w lesie nad urwiskiem, z którego widać
tylko ocean. Dlaczego ci tak zależy na tym, żebym zatrudnił
właśnie tę kobietę?
- Poznałam ją, kiedy wpadła wczoraj do mieszkania mojej
siostry na Kimball Street. W trakcie rozmowy okazało się, że
chodziliście razem do szkoły.
- To była szkoła podstawowa, a nigdy jej od tej pory nie
widziałem. Nie mam pojęcia, czy się do czegokolwiek nadaje.
- Ona wprowadziła się do mojej siostry z pustymi rękami –
oznajmiła Katie, dając mu do zrozumienia, że nie zamierza
skapitulować bez walki. – Żadnych mebli, żadnych sprzętów
domowych. Miała tylko dwie walizki, przenośną kołyskę
i torbę pełną pieluch. Nic więcej. Czy nie uważasz, że to
dziwne?
- Może tak, a może nie.
- Ona cierpi. I czuje się samotna. Kto jak kto, ale ty
powinieneś ją zrozumieć. Wiedzieć, że utrata partnera stawia
cały świat na głowie.
Farrell przyjął ten atak ze stoickim spokojem. Tylko Katie
miała dość odwagi, by nawiązywać do przeszłości. Nie
pozwalali sobie na to nawet jego bracia, choć od śmierci Sashy
minęło już siedem lat.
- To był cios poniżej pasa – mruknął, a Katie podeszła
i pocałowała go w policzek.
- Ty i ja należymy teraz do jednej rodziny. Mam prawo się
wtrącać. I ja cię pokornie błagam, Farrell: Ivy Danby musi
zacząć życie od nowa. Potrzebuje dachu nad głową i poczucia
bezpieczeństwa. Czyli właśnie tego, co możesz jej
zaoferować. Proszę cię, daj jej szansę.
Dziesięć dni po wstępnej rozmowie, która miała miejsce
w Portland, na terenie głównej siedziby firmy Stone River
Outdoors, Ivy znalazła się w luksusowym, pędzącym na
północ samochodzie, za kierownicą którego siedziała Katie
Stone.
Była zaskoczona, kiedy skontaktował się z nią sam
dyrektor naczelny. W ciągu czterominutowej wymiany zdań
Farrell Stone zaproponował jej posadę i szokująco wysoką
pensję. Chwilę potem zatelefonowała do niej Katie, aby
omówić szczegóły. Jako prawa ręka Farrella znała dobrze
zakres jej przyszłych obowiązków. Wiedziała też, że Ivy nie
ma samochodu, mebli ani pieniędzy.
Potrafiła jednak rozwiązać wszystkie problemy.
Oznajmiła, że zamierza obejrzeć dom swojego męża będący
teraz także jej własnością, więc chętnie zawiezie Ivy i Dolly
pod ich nowy adres.
Pierwszy etap podróży upłynął im bardzo przyjemnie.
Otworzyły okna i rozkoszowały się powiewami ciepłego
wiatru, a Katie wpadła w refleksyjny nastrój.
- Chciałabym mieć dzieci – wyznała cichym głosem,
patrząc na Dolly. – Ale nie wiem, czy mój mąż już do tego
dojrzał.
- Przecież jesteś zamężna dopiero od niedawna – odparła
Ivy. – Macie mnóstwo czasu.
- Wiem o tym, ale mimo to słyszę głośne tykanie zegara
biologicznego. – Odpędziła komara, który usiłował wlecieć do
wnętrza samochodu. – Skąd wiedziałaś, że chcesz zostać
matką?
- Wcale tego nie wiedziałam – odparła Ivy, lekko
sztywniejąc. – To po prostu się stało.
- W takim razie można powiedzieć, że miałaś szczęście.
- Chyba tak – wyszeptała Ivy, czując ucisk w gardle
i przypominając sobie po raz kolejny, że powinna zachować
milczenie. Na tym etapie wydarzeń skłonność do zwierzeń
może ją kosztować utratę atrakcyjnej posady.
Od dłuższego czasu robiła co mogła, by panować nad
emocjami. Ale tego dnia miała powody do zadowolenia.
Zdobyła pracę, dach nad głową i pensję pozwalającą utrzymać
jej nieliczną rodzinę. Ten piękny, słoneczny jesienny dzień
obudził w jej sercu iskrę nadziei.
W miejscowości Bangor skierowały się na południowy
wschód, a w Ellsworth skręciły w mniej ruchliwą drogę
prowadzącą w kierunku Stone River.
Tutaj widać było tylko lasy, wielkie pola i spokojne
jeziora. Sielska sceneria wpłynęła kojąco na Ivy i przyczyniła
się do rozproszenia jej lęków.
- Już niedaleko – obwieściła Katie. – Czy domyśliłabyś
się, że jesteśmy blisko oceanu?
- Owszem. Mieszkałam długo w Charlestonie i nauczyłam
się wyczuwać w powietrzu zapach morza.
Nigdy nie była w tak daleko wysuniętym na północ
zakątku Maine, ale widziała w gabinecie Farrella fotografie
trzech imponujących rezydencji wzniesionych na nadmorskich
skałach.
Niemal dwieście lat wcześniej przodek Farrella kupił
ogromny kawał pustkowia i nazwał swoim nazwiskiem
niewielką rzekę płynącą przez jego posiadłość. Następne
pokolenia sprzedały większość ziemi, ale bracia Stone nadal
byli właścicielami kilkuset kilometrów kwadratowych tego
terenu. Cenili swoją prywatność. Firma, która przyniosła im
wszystkim ogromne bogactwo, narodziła się w tym
otoczonym lasami raju.
Katie zjechała z głównej drogi, dotarła do masywnej
bramy, wystukała odpowiedni kod i pokonała następne
dziesięć kilometrów, mijając podjazdy do rezydencji, które
zbudowali Zachary i Quin.
- Pokażę ci nasz dom przy najbliższej okazji – obiecała
Katie. – Wiem, że pewnie chcesz się jak najszybciej
zadomowić. Czy wolisz zacząć od wizyty w rezydencji
Farrella, czy obejrzeć najpierw swoją chatę?
Mijając wielki dom należący do Farrella, Ivy z trudem
powstrzymała okrzyk zachwytu. Był zbudowany w typowym
dla Nowej Anglii stylu, jego duże okna wychodziły na ocean.
Nieco dalej stała ukryta częściowo w cieniu drzew
czarująca chata z drewnianych bali, przypominająca domek
dla lalek.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Katie, gdy wysiadły
z samochodu. – Czy myślisz, że będzie wam tu wygodnie?
Ivy spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Jak możesz o to pytać? Przecież tu jest cudownie.
Wnętrze zachwyciło ją jeszcze bardziej. Obejmowało ono
dwie przedzielone łazienką sypialnie, nowoczesną znakomicie
wyposażoną kuchnię i przestronny salon, w którym uwagę Ivy
przyciągnęły dwa stylowe fotele i piękny kominek.
Z trudem powstrzymała napływające do oczu łzy.
Wiedziała, że Katie nie zrozumie powodów jej wzruszenia,
a ona nie miała ochoty się tłumaczyć. Nie teraz, pomyślała.
Nie dziś. Może nigdy.
- Czy to ty kazałaś tu ustawić dziecinne łóżeczko? –
spytała, a Katie potrząsnęła głową.
- Nie. To był pomysł Farrella. Uznał, że trzeba
zainstalować tę waszą kołyskę w jego domu, żeby Dolly
mogła wygodnie spać w obu miejscach. On rozumuje jak
typowy inżynier. Zawsze wszystko dokładnie planuje.
- To miłe, że o tym pomyślał – rzekła cicho Ivy, ponownie
czując ucisk w gardle. Życzliwy gest Farrella utwierdził ją
w przekonaniu, że ma do czynienia z dobrym człowiekiem.
Dolly zaczęła marudzić, więc Ivy podbiegła do
samochodu, otworzyła tylne drzwi i wzięła ją na ręce.
- Nie płacz, kochanie – powiedziała. – Mam nadzieję, że
będziesz tu szczęśliwa. – Wzięła głęboki oddech, usiłując
zebrać myśli. – Nie chcę cię długo zatrzymywać, Katie. I tak
już zrobiłaś dla nas bardzo dużo, więc może jedźmy od razu
do tego dużego domu, żeby twój szwagier mógł mi pokazać
miejsce pracy i przedstawić zakres obowiązków.
ROZDZIAŁ DRUGI
Farrell odczuwał niepokój.
Może dlatego, że zmieniał w sposób radykalny całe swoje
życie zawodowe. Może obawiał się, że nowa siedziba nie
będzie stymulować jego kreatywności tak bardzo jak dawna
pracownia w Portland.
A może nadal przerażała go wizja szpiegostwa. Po prostu
bał się, że zostanie okradziony z kolejnego projektu
badawczego.
Był człowiekiem powściągliwym i rozważnym. Ani tak
lekkomyślnym jak jego jeden brat, ani tak beztroskim jak
drugi. Jako najstarszy, musiał kierować się poczuciem
odpowiedzialności.
Rozważywszy i odrzuciwszy wszystkie możliwe źródła
własnych obaw, doszedł do wniosku, że niepokoi go
perspektywa bliskości Ivy Danby.
Do diabła! – pomyślał. Przecież ona nie wprowadza się do
mnie. Ma przygotowywać posiłki i dbać o porządek. Ona i jej
córka nie będą gościły pod moim dachem. Będą miały własny
domek.
Należący do ciebie, szepnął wewnętrzny głos.
Od chwili, w której dostrzegł samochód Katie na
podjeździe, minęło już pół godziny. Najwyraźniej
oprowadzała Ivy po chatce i pomagała jej się urządzić.
Wiedział, że niedługo się zjawią.
Kiedy w końcu usłyszał dzwonek, nerwowo przesunął
dłonią po włosach i otworzył drzwi.
- Cześć, Katie, dzień dobry, Ivy. Jak minęła podróż?
- Łatwizna – odparła Katie, lekceważąco machając ręką. –
Skończyli już remontować ten odcinek autostrady I-95, więc
chyba pobiłyśmy rekord szybkości. Mam w bagażniku dwa
ostatnie pudła twoich dokumentów. Jest tam na pewno
wszystko, co może ci być potrzebne.
W ciągu minionych czterech dni obaj bracia i Katie
pomagali mu w pakowaniu całego wyposażenia pracowni.
Tylko oni znali przyczyny jego przeprowadzki. Nadal nie miał
pewności, czy była ona konieczna, ale wiedział, że wkrótce się
to okaże.
- Porozmawiajcie sobie spokojnie, a ja zajmę się tą małą
ślicznotką – powiedziała Katie i wyszła z pokoju, zabierając
ze sobą Dolly.
- Chyba powinniśmy zacząć od kuchni – oznajmił Farrell,
z trudem odrywając wzrok od wielkich oczu Ivy.
- Oczywiście.
Pokazał jej lodówkę oraz spiżarnię i wyjaśnił szczegóły
dotyczące aranżacji przestrzeni. Potem wzruszył ramionami.
- Nie jestem wybredny. Nastawiam ekspres do kawy przed
pójściem spać, więc nie musisz się o to martwić. Pracuję
zwykle od szóstej do ósmej, a potem robię przerwę na
śniadanie. Lubię wszystko oprócz płatków na mleku, więc
proszę wykreślić je z jadłospisu.
- Płatki są zdrowe na serce – mruknęła Ivy, po raz
pierwszy zdobywając się na lekki uśmiech.
- Moje serce jest okej. Żadnych płatków.
- Żadnych płatków – powtórzyła, przykładając dłoń do
czoła. – Zrozumiałam, panie Stone.
- Będziesz musiała mówić do mnie po imieniu.
- Dlaczego? – spytała, marszcząc brwi.
- Dlatego, że będziemy tu tylko we dwoje, a poza tym, do
cholery, znamy się od dawna.
- Będziemy tu we troje – poprawiła go stanowczym
tonem. – I nie życzę sobie, żebyś przeklinał w obecności mojej
córeczki. Jeśli jest to jakiś problem, możesz mnie od razu
zwolnić.
- Jeśli mówisz poważnie, to znaczy, że jesteś cholernie
zasadnicza – mruknął, patrząc na nią ze zdumieniem
zabarwionym irytacją. I zdał sobie sprawę, że przeklął już po
raz drugi. – No dobrze, będę się kontrolował w obecności
twojej córki.
- Czyżbyś był człowiekiem wybuchowym, Farrell?
Wybuchowym? Znów spojrzał na nią ze zdumieniem.
Nigdy nikt nie użył w stosunku do niego tego słowa. Wiedział,
że uchodzi za upartego. Zbyt skupionego na pracy.
Zamkniętego w sobie. Ale nie za wybuchowego.
Opanował frustrację i zaczął mówić trochę ciszej.
- Daję ci słowo, Ivy, że w opinii większości ludzi jestem
łatwy we współżyciu. Kiedy skupiam się na pracy, wszystko
inne wylatuje mi z głowy. Mogę od czasu do czasu zapomnieć
o twojej obecności. Ale nasze stosunki służbowe będą oparte
na zasadzie równorzędnego partnerstwa. Pójdę teraz pogadać
z moją bratową, a ty rozejrzyj się po kuchni.
Katie siedziała na frontowym tarasie, pokazując Dolly
biegające po trawniku wiewiórki.
- Ukrywamy się w cieniu – oznajmiła z uśmiechem na
widok szwagra. – Wątpię, czy panna Dolly została
posmarowana kremem ochronnym.
- Powiedz mi, jak wygląda sytuacja Ivy – poprosił Farrell,
zniżając głos. – Jak dawno umarł jej mąż? Czy zdążył
zobaczyć dziecko? Co właściwie się stało?
- Jej życie prywatne to nie nasza sprawa, Farrell – odparła
Katie, poważniejąc. – Ona na pewno nie będzie plotkować
o twoich problemach zawodowych. Jest w ciężkiej sytuacji,
a ty jej pomagasz zacząć od nowa. Delanna zdradziła mi tylko
tyle, że Ivy przeżyła trudne chwile, ale nie wdawała się
w szczegóły. Nie musiała zresztą wiele mówić, bo Ivy
wyglądała jak osoba, w której dom trafiła bomba.
- Jak się miewa twoja siostra? Czy nie jest na ciebie
wściekła o to, że pozbawiłaś ją współlokatorki?
- Trochę, ale to jej przejdzie. Znajdzie kogoś innego.
Teraz, kiedy pozbyła się tego niewydarzonego amanta,
doskonale sobie radzi. Nawet nie prosi mnie o pożyczki.
Jestem z niej bardzo dumna. – Poprawiła włosy dziewczynki
i pocałowała ją w czubek głowy. – Czy możesz ją chwilę
potrzymać? Ona jest słodkim dzieckiem, prawda, malutka?
Farrell wziął Dolly na ręce i odkrył, że jest znacznie
lżejsza, niż się spodziewał. Jej ciepłe ciałko pachniało dobrym
olejkiem dla niemowląt. Poczuł przyspieszone bicie serca.
Nigdy nie bolało go to, że nie jest ojcem. Ale teraz przez
krótką chwilę współczuł biednemu mężczyźnie, który zmarł
i nie może śledzić procesu dorastania swojej córki.
- Dziękuję ci, Katie – mruknął, uśmiechając się do niej
serdecznie.
- Za co? – spytała, spoglądając w kierunku oceanu.
- Za to, że przywiozłaś Ivy i pomogłaś jej się zadomowić,
ale głównie za to, że uszczęśliwiłaś Quina.
- Czy on ci powiedział, że wybieramy się w grudniu na
narty? Nic wielkiego, tylko kilka zjazdów w Aspen, żeby
naładować akumulatory. Wieczory przy ognisku, gorąca
herbata z rumem i…
Farrell, wyraźnie przerażony, uniósł prawą rękę.
- Nie chcę słuchać relacji dotyczących twoich erotycznych
przeżyć z moim bratem.
- Skąd wiesz, co miałam zamiar ci powiedzieć? – spytała
z przewrotnym uśmiechem.
- Posłuchaj, Katie. Jestem naprawdę zadowolony, że będę
mógł funkcjonować w zupełnie nowym otoczeniu. Ta
wspaniale wyposażona pracownia może mi podsunąć jakieś
nowe pomysły.
- Mam nadzieję, że tak będzie. Stone River Outdoors
potrzebuje nowej siły napędowej. Te ostatnie lata były bardzo
trudne. – Wzięła z jego rąk dziecko i przytuliła je do piersi. –
Co zrobiłeś z Ivy?
- Ona teraz poznaje tajniki tej nowoczesnej kuchni. Jestem
pewny, że wkrótce do nas dołączy.
Ivy otworzyła ogromną lodówkę i zajrzała do jej
wypełnionego po brzegi wnętrza. Zastanawiała się przez
chwilę, jak daleko będzie musiała jeździć po zakupy, ale
potem dostrzegła przyczepioną do ściany ulotkę reklamową
firmy zaopatrzeniowej i doszła do wniosku, że Farrell potrafi
zadbać o własne interesy.
Kuchnia spełniała jej najskrytsze marzenia, a nauczyła się
gotować w ciągu wielu lat przeżytych u boku wymagającego
partnera. Uznała, że praca w tych warunkach będzie
przyjemnością. Wiedziała, że rodzina Stone’ów jest bogata,
ale nie spodziewała się aż takiego luksusu.
A przecież to jest drugi dom Farrella. Jego rezydencja
w Portland musi wyglądać jeszcze bardziej imponująco.
To zresztą nie miało dla niej żadnego znaczenia. Chodziło
jej tylko o to, by mogła zapewnić córeczce troskliwą opiekę
i dach nad głową. Skoro więc Farrell Stone chce pracować na
tym leśnym pustkowiu, postanowiła stać się dla niego
niezbędna.
Drzwi kuchni otworzyły się gwałtownie i stanął w nich
Farrell w towarzystwie Katie.
Wyglądał jak zwykle bardzo atrakcyjnie i roztaczał wokół
siebie aurę męskości.
- Wszystko w porządku? – spytał.
- Więcej niż w porządku – odparła Ivy, przejmując
córeczkę z rąk Katie. – Ta kuchnia jest zachwycająca. A co ze
sprzątaniem? Jak często mam myć podłogi i wycierać kurze
we wszystkich pomieszczeniach?
- Będzie lepiej, jeśli ja odpowiem na twoje pytanie –
wtrąciła Katie. – Mężczyźni nie mają o takich sprawach
pojęcia. Farrell dość często przyjmuje gości, przynajmniej raz
na miesiąc. Są to przeważnie jego kontrahenci. Na każdym
z dwóch najwyższych pięter domu mieszczą się cztery
sypialnie, oczywiście z łazienkami i wszystkim, co można
sobie wyobrazić. Myślę, że powinnaś je trochę posprzątać
przed każdą z takich imprez. Poza tym nie musisz się
przejmować górnymi piętrami aż do wyjazdu gości.
- Po każdym dużym przyjęciu będę wzywał ekipę
sprzątającą. To nie należy do obowiązków Ivy. Ustaliliśmy, że
będzie przygotowywać posiłki i trochę dbać o dom.
- Jestem w stanie sobie poradzić nawet z większym
sprzątaniem – oznajmiła Ivy.
- Nie. – Farrell zmarszczył brwi. – Decyzja w tej sprawie
należy do mnie, a nie do ciebie.
Otworzyła usta, aby zaprotestować, ale widząc jego minę,
zrezygnowała.
- W porządku – mruknęła. – Masz prawo wyrzucać swoje
pieniądze w błoto.
Emanująca z niego siła budziła respekt. Miał niemal dwa
metry wzrostu, więc wysoka jak na kobietę Katie wyglądała
przy nim jak miniaturka. Jego ciemne włosy rozjaśniały
złotoczekoladowe pasma, więc miał na głowie intrygującą
mieszaninę barw, za którą zamożne kobiety gotowe byłyby
zapłacić fryzjerom mnóstwo pieniędzy. W jego zielonych
oczach odbijała się życiowa mądrość. Sprawiał wrażenie
poważnego człowieka, który nie kieruje się kaprysami.
Właśnie za takimi mężczyznami przepadała Ivy.
- Muszę lecieć – oznajmiła Katie, zerkając na zegarek. –
Chcę przed szóstą wrócić do Portland.
Ucałowała czoło Dolly i czule objęła Ivy, która na
wiadomość o jej wyjeździe poczuła atak paniki.
- Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś, Katie.
Naprawdę to doceniam.
- Nie ma za co. Lubię tu przyjeżdżać. Oboje z Quinem
zjawimy się niedługo w tych stronach, żeby zobaczyć, jak
sobie radzisz.
Farrell wyszedł z kuchni, aby odprowadzić bratową do
samochodu, a Ivy zaczęła się zastanawiać, co zrobić na
kolację. Traktowała pierwszy posiłek jako poważne wyzwanie,
bo nie była jeszcze przyzwyczajona do funkcjonowania
w nowej kuchni. Ponownie zajrzała do lodówki, a potem do
zamrażarki.
- Chyba będzie najlepiej, jeśli obie z Dolly spędzicie resztę
popołudnia na poznawaniu swojego nowego domu – oznajmił
Farrell, wchodząc do kuchni. – Ja przygotuję tymczasem coś
w rodzaju kolacji.
- Nie – odparła Ivy. – Nie, Farrell. Doceniam twoją
gościnność, ale wynająłeś mnie po to, żebym zajmowała się
gotowaniem. Czy odpowiada ci godzina szósta?
Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na nią z wyraźnym
niezadowoleniem.
- Coś mi się wydaje, że od czasu do czasu będzie między
nami dochodziło do konfliktów. Czy mam rację?
- Nie potrzebuję twojej dobroczynności. Chcę zapracować
na swoje utrzymanie.
- W takim razie czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego twoje
CV nie zawiera ani jednego słowa dotyczącego działalności
zawodowej na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat?
- Nie – odparła, starając się panować nad głosem. – Nie
zamierzam ci niczego tłumaczyć. Czy w związku z tym
wycofujesz się z umowy?
- Mam zwyczaj dotrzymywać słowa, więc ta posada należy
do ciebie. Ale wymagam od pracowników, żeby stosowali się
do moich poleceń.
- Chyba chciałeś powiedzieć „słuchali moich rozkazów” –
warknęła i natychmiast zdała sobie sprawę, że być może
posunęła się za daleko. Zamknęła oczy i wzięła głęboki
oddech. – Przepraszam. Wiem, że powinnam zrobić wszystko,
aby wywrzeć na tobie dobre wrażenie. Dziękuję ci za
propozycję. Dolly sypia o tej porze, a mnie też przyda się
drzemka. Daj nam znać, kiedy mamy się zjawić na kolacji.
Farrell obserwował przez okno nową pracownicę, która
opuściła jego dom i zmierzała w kierunku swojego miejsca
zamieszkania oddalonego od rezydencji o jakieś trzydzieści
metrów. Jego nowa pracownia mieściła się w podobnym
budynku, stojącym w pobliżu chatki.
Zamierzał zabrać się do przygotowywania kolacji dopiero
za kilka godzin. Ale z jakiegoś powodu był zbyt rozkojarzony,
żeby zamknąć się w pracowni.
Wyszedł na taras, wniósł do domu dwa pudła przywiezione
przez Katie z Portland i postawił je na kuchennym stole.
Potem zaczął wyjmować z nich dokumenty i układać je
w stosownym porządku.
Zastanawiał się chyba po raz setny, kto i w jaki sposób
zdobył dostęp do jego projektów i wyników badań.
Czy było to cybernetyczne przestępstwo? Czy też ktoś po
prostu włamał się do budynku i sfotografował dokumentację?
Szkicował zwykle swoje pomysły na żółtych kartkach. Kiedy
był zadowolony z postępu prac, przenosił wszystko do
programu badawczego. Często zmieniał kody dostępu. Oprócz
niego znał je tylko Zachary, który zresztą z reguły ich nie
zapisywał, ufając swojej pamięci.
Firma Stone River Outdoors stosowała przyjęte środki
ostrożności mające chronić jej własność intelektualną. Ale
dwa innowacyjne produkty zaprojektowane przez Farrella
pojawiły się na rynku, zanim zdążył je udoskonalić. Oba nie
spełniały wymogów dotyczących jakości i zostały poddane
surowej krytyce przez użytkowników internetu.
Nie zmieniało to faktu, że Farrell nie był w stanie zebrać
owoców swojej wielomiesięcznej pracy. Po jakimś czasie,
może za rok, zamierzał skierować na rynek swoją własną
wersję obu produktów. Ale wiedział, że kampania promocyjna
nie będzie miała uroku nowości i nie wzbudzi wielkiego
zainteresowania.
Starannie ułożył w obu pudłach uporządkowane
dokumenty. Postanowił zanieść je nazajutrz do pracowni,
a tymczasem oswoić się z obecnością Ivy w posiadłości
i w jego życiu.
Miał mglistą nadzieję, że jej pobyt pozwoli mu zapomnieć
o utracie Sashy.
ROZDZIAŁ TRZECI
Dolly zapadła w sen w swoim nowym łóżeczku tak
szybko, jakby sypiała w nim od urodzenia. Ivy była
zadowolona, że córeczka błyskawicznie adaptuje się do
nowego miejsca. Krótkie życie Dolly obfitowało w burzliwe
wydarzenia.
Czy małe dziecko może kumulować w pamięci tego
rodzaju doświadczenia? – pytała się w duchu. Czy mogą one
mieć trwały negatywny wpływ na jego psychikę?
Odsunęła od siebie czarne myśli. Była to umiejętność,
którą udało jej się opanować do perfekcji. Zamiast grzebać się
w przeszłości, przeniosła monitor umożliwiający obserwację
poczynań dziecka do drugiej sypialni i postawiła go na swoim
stoliku nocnym.
Nagle odczuła nieodpartą potrzebę snu. Mentalne
i fizyczne zmęczenie towarzyszyło jej od pewnego czasu
nieustannie. Wszyscy wiedzieli, że opieka nad niemowlęciem
jest wyczerpująca. Ale liczne nowe matki miały kogoś do
pomocy. Mężów. Innych członków rodziny. A ona
dysponowała tylko żalem i poczuciem winy.
Zdjęła dżinsy oraz lekką bawełnianą koszulkę i wśliznęła
się do pościeli. Nigdy dotąd nie leżała w tak wygodnym łóżku.
Rodzina Stone’ów była przyzwyczajona do luksusu. „Chata”,
którą Farrell zbudował na tym leśnym odludziu, przypominała
miniaturowy pałac.
Ręcznie wykonane meble. Kosztowna stolarka. Cenne
obrazy na ścianach. Domek zachował rustykalny charakter, ale
wszystkie szczegóły jego wyposażenia pochodziły
z najwyższej półki.
Zamknęła oczy, myśląc o Farrellu…
Obudziła się godzinę później, czując gwałtowne bicie
serca. Dolly! Zerwała się na równe nogi, ale ujrzawszy ekran
monitora, szybko opadła na łóżko. Córeczka beztrosko bawiła
się palcami stóp, wydając pogodne odgłosy.
Ivy odetchnęła głęboko kilka razy, by spowolnić rytm
serca. Wszystko jest dobrze. Ani jej, ani Dolly nie zagraża
żadne niebezpieczeństwo. A ona wiedziała, że musi upłynąć
trochę czasu, zanim ten stan rzeczy utrwali się w jej
świadomości.
Ubrała się szybko i zaczęła przygotowywać butelkę
z pokarmem dla dziecka. Potem wzięła córeczkę na kolana
i podsunęła jej smoczek.
- Kocham cię, maleńka – wyszeptała cicho. – Myślę, że
będziemy tu szczęśliwe.
Kwadrans przed szóstą zerknęła po raz kolejny w lustro.
Miała na sobie te same wypłowiałe dżinsy i tę samą koszulkę.
Farrell nie sprawiał wrażenia człowieka, który przebiera się do
kolacji, mieszkając samotnie na tym odludziu.
Raz jeszcze spojrzała w lustro i uznała, że jest zbyt
szczupła, ale poza tym wygląda dość atrakcyjnie. Poprawiła
włosy, umalowała usta i wzięła na ręce córkę, a potem ruszyła
w kierunku dużego domu. Bez trudu pokonała krótką
odległość dzielącą ją od drzwi frontowych.
Z łatwością trafiła do kuchni, z której dolatywały
smakowite zapachy. Nagle zdała sobie sprawę, że jest bardzo
głodna.
Kiedy stanęła na progu, Farrell uniósł głowę i spojrzał na
nią z uśmiechem.
- To świetnie, że już jesteście! – zawołał. – Chciałem
właśnie się do was wybrać, żeby zobaczyć, czy wszystko
w porządku.
- Jesteśmy grzecznymi dziewczynkami i nigdy się nie
spóźniamy.
- To świetnie – powtórzył, wsuwając do piekarnika blachę,
na której leżały kromki chleba. – Wszystko jest prawie
gotowe. Dziś po południu zamówiłem dziecinne krzesełko.
Przywiozą je jutro. Przepraszam, że nie pomyślałem o tym
wcześniej.
- Nie musiałeś tego robić – oznajmiła, potrząsając głową. –
Takie foteliki są bardzo drogie, ale oddam ci pieniądze
z pierwszej wypłaty.
Obrzucił ją chłodnym spojrzeniem, w którym dostrzegła
sporą dozę krytycyzmu.
- Nie – powiedział. – Niczego mi nie będziesz oddawać.
Zamierzam traktować wydatki związane z waszym pobytem
jako koszty mojej działalności zawodowej. Tak samo jak
zakup komputera czy drukarki. Czuję się w obowiązku zadbać
o to, żeby było wam tu wygodnie.
Ivy chciała zaproponować mu pomoc w kuchni, ale
zauważyła, że stół jest nakryty. Wkrótce siedzieli już nad
talerzami makaronu z pysznym mięsnym sosem. Miłymi
dodatkami do posiłku były mielony parmezan i przypieczony
chleb czosnkowy.
- To jest bardzo smaczne – oceniła Ivy. – Podziwiam twoje
umiejętności.
- Niesłusznie – stwierdził z uśmiechem. – Pani Peterson
zrobiła sos, a ja go tylko podgrzałem i wrzuciłem makaron do
wrzącej wody. To potrafi zrobić każdy głupek.
- Pani Peterson?
- Gospodyni Quina. Kiedy się dowiedziała, że mam zamiar
tu mieszkać i pracować, zaproponowała mi pomoc
w zaopatrzeniu kuchni i spiżarni. Jeśli zechcesz o coś zapytać,
a ja będę pogrążony w pracy, dzwoń do niej bez wahania, bo
sama o to prosiła.
Jedli przez chwilę w milczeniu, ale cisza wydała jej się
nienaturalna.
- Powiedz mi coś o swoich braciach – poprosiła. – Jeśli
dobrze pamiętam, obaj są młodsi od ciebie, prawda?
Farrell wstał i napełnił ich kieliszki łagodnym czerwonym
winem.
- Urodziliśmy się w odstępie dwóch lat. Ja pierwszy, a po
mnie Zachary i Quin.
- Czy to Quin startował w olimpiadzie?
- Owszem – odparł Farrell, kiwając głową. – Zanim doszło
do wypadku, w którym zginął nasz ojciec, był światowej klasy
narciarzem.
- Słyszałam o tej katastrofie, bo czytuję internetowe
wydanie gazety, która ukazuje się w Portland. Widziałam ten
artykuł i nekrolog waszego ojca.
- Quin też siedział w tym samochodzie. Miał zmiażdżoną
nogę. Przeszedł kilka operacji i długą rehabilitację. Teraz
potrafi już normalnie chodzić, ale oczywiście nie może marzyć
o wyczynowym uprawianiu narciarstwa.
- To okropne. Musiał być załamany.
- I był. Wszyscy przeżywamy czasem momenty, które
zmieniają całe nasze życie. Na szczęście Katie stanęła
natychmiast u jego boku i pomogła mu się pozbierać. Mój
mały braciszek jest teraz dorosłym mężczyzną i lepszym
człowiekiem. Bardziej zrównoważonym i pogodzonym ze
światem.
- A Zachary?
- Zachary jest wolnym duchem. Wątpię, czy jakakolwiek
kobieta potrafi go poskromić.
Ivy miała ochotę zapytać o nieżyjącą żonę Farrella.
Wiedziała tylko, że jest wdowcem, ale wkraczając w jego
prywatną sferę naraziłaby się na pytania dotyczące jej własnej
przeszłości,
więc
poskromiła
swoją
ciekawość
i skoncentrowała uwagę na makaronie.
Jej nowy szef poruszył jednak w delikatny sposób ten
temat.
- Wiem, że wyprowadziłaś się z Portland już dość dawno.
Co przywiodło twoją rodzinę do Karoliny Południowej?
Odetchnęła z ulgą, gdyż to pytanie dotyczyło gruntu, na
którym czuła się bezpiecznie.
- Mój ojciec był poławiaczem krewetek, ale miał ciotki
i wujów na południu. Za ich pośrednictwem otrzymał posadę
kapitana łodzi czarterowej wożącej turystów na kilkugodzinne
albo nawet całodniowe wyprawy rybackie. Mama nie lubiła
chłodnych zim, więc spakowaliśmy manatki i przenieśliśmy
się na drugi koniec świata. Miałam wtedy dwanaście lat
i byłam wściekła, że muszę się rozstać z przyjaciółkami. Ale
wszystko dobrze się skończyło.
Czując, że jej rozmówca zamierza zadać kolejne pytanie,
pospiesznie zmieniła temat.
– Czy będziesz jadał posiłki w domu, czy mam ci je
przynosić do pracowni? Powiedziałeś, że kiedy skupiasz się na
pracy, zapominasz o wszystkim innym.
- To byłoby zbyt kłopotliwe – odparł, potrząsając głową. –
Zgódźmy się na kompromis. Mam w swoim nowym gabinecie
małą lodówkę. Jeśli możesz robić mi co rano jakąś kanapkę na
lunch, będę ją zabierał do pracy. I postaram się wracać tutaj na
kolację o szóstej trzydzieści. Czy taki układ ci odpowiada?
Ivy pospiesznie zebrała myśli. Kładła zwykle Dolly do
łóżka o siódmej, ale mogła przesunąć porę jej zasypiania na
ósmą. Miałaby wtedy dość czasu, żeby sprzątnąć kuchnię po
wieczornym posiłku.
- Oczywiście – odparła. – I proszę, żebyś zwracał mi
uwagę, jeśli podam coś, czego nie lubisz. A teraz dziękuję ci
za poczęstunek. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, Dolly i ja
położymy się dziś trochę wcześniej. Podam jutro śniadanie
punktualnie o ósmej, jeśli ta pora ci odpowiada.
- Podchodź do tego na luzie, Ivy. To nie jest fabryka,
w której musisz podbijać kartę o ściśle wyznaczonej godzinie.
- Wiem, ale chcę, żebyś był zadowolony z moich usług. –
Zdała sobie sprawę, że ta uwaga mogła zabrzmieć
dwuznacznie, więc odsunęła krzesło od stołu. – Czy możemy
już wrócić do siebie?
- Oczywiście. Postarajcie się odpocząć. Jesteśmy tu
bezpieczni, więc nie zamykam drzwi, ale na wszelki wypadek
dam ci komplet kluczy od waszej chaty. Zasypianie w nowym
miejscu zawsze bywa trudne. Poczujesz się lepiej, wiedząc, że
nikt nie zakłóci wam spokoju.
Pożegnała się pospiesznie, wzięła Dolly na ręce, wyszła
z domu i uniosła głowę, aby spojrzeć na niebo. Lśniły na nim
miliony gwiazd, a ona, widząc ogrom wszechświata, poczuła
się nagle bardzo mała.
Otworzyła drzwi chaty i starannie zamknęła je za sobą na
klucz. Potem obeszła wszystkie pomieszczenia, aby się
upewnić, że obie z córką są zupełnie same.
Niektórzy ludzie nie wierzyli w istnienie zagrożeń. Ona
jednak wiedziała swoje.
Obie miały za sobą długi dzień, więc postanowiła nie
kąpać Dolly. Przygotowała dla niej butelkę, a potem wzięła
córkę na ręce i zaniosła ją do dziecinnego pokoju.
Dopiero teraz zauważyła stojącą na komodzie elegancką
torbę na zakupy. Do jednego z uchwytów przyczepiona była
kartka z napisem: „Nie mam dzieci, więc pozwól mi
rozpieszczać naszą kochaną Dolly. Twoja przyjaciółka, Katie”.
Rozłożyła zawartość torby na łóżku i wydała cichy okrzyk.
Hojność Katie przeszła jej oczekiwania. Dwanaście
kompletów dziecięcych ubranek pochodzących z luksusowych
sklepów. Połowa z nich miała idealne rozmiary, druga była
o numer większa. Katie zdawała sobie sprawę, że
dziewczynka będzie szybko rosnąć, więc zadbała o to, aby
niczego jej nie zabrakło.
Wiedziała, że Katie jest żoną jednego z legendarnie
bogatych braci Stone, więc ten wydatek nie nadszarpnął jej
finansów. Mimo to poczuła głęboką wdzięczność.
Wzięła do ręki telefon i pospiesznie wystukała esemesa:
„Znalazłam te ubranka! Jesteś dla nas za dobra! Obie z Dolly
bardzo Ci dziękujemy”.
Nakarmiła dziewczynkę i utuliła ją do snu, a wkrótce
potem sama też położyła się do łóżka. Gdy tylko zgasiła
światło, pokój wypełniły nieznane jej dotąd dźwięki:
skrzypienie drewnianych belek, szum wiatru i drzew oraz
stłumione okrzyki nocnych ptaków.
Kiedy zamknęła oczy, wyobraźnia nasunęła jej myśli
o Farrellu. Pamiętała go jako małego chłopca. A teraz był
dorosłym, potężnie zbudowanym atrakcyjnym mężczyzną.
Na widok którego jej serce zaczynało bić o wiele szybciej.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Farrell miał zły sen dotyczący Sashy. Błądził w nim po
szpitalnych korytarzach, szukając jej pokoju. Napotkany
lekarz spojrzał mu ze smutkiem w oczy i powiedział: „Ona
odeszła”. Obudził się gwałtownie, czując szybkie bicie serca
i ucisk w żołądku.
Do diabła! – pomyślał. Przecież po siedmiu latach żałoby
powinienem mieć to już za sobą.
Przetarł oczy i stwierdził, że budzik ma zadzwonić za
piętnaście minut. Postanowił więc stawić czoło wydarzeniom
nadchodzącego dnia.
Wypił dwie filiżanki mocnej gorącej kawy mającej
pobudzić jego umysł. Trzecią wlał do eleganckiego termosu
i zabrał do pracowni. Śpiew ptaków i szum poruszanych przez
wiatr gałęzi podziałały na niego uspokajająco. Szedł powoli,
stopniowo budząc się do życia.
Lubił pracować w Portland, ale musiał przyznać, że ten
nowy układ ma swoje zalety. Kiedy umarł ojciec, on i bracia
przestali być dorywczymi pracownikami firmy Stone River
Outdoors, a stali się jej pełnoetatowymi właścicielami. Nie
mieli wielu okazji do rozkoszowania się pięknem natury.
Stary pan Stone był twardym, ale sprawiedliwym
człowiekiem. Po śmierci żony wychowywał synów w myśl
swoich własnych zasad. Kiedy dorośli, pozwolił im wędrować
po świecie w poszukiwaniu przygód.
Farrell miał mniej przygód niż jego bracia. Młodo poślubił
ukochaną Sashę. Młodo owdowiał. Od tej pory poświęcał
większość czasu i energii na pracę. Dzięki jego osiągnięciom
w dziedzinie badań na rzecz rozwoju założona przez dziadka
firma przeżyła okres wspaniałego rozkwitu.
Teraz kierował nią Quin, a uzdolniony matematycznie
Zachary dbał o jej równowagę finansową, więc Farrell mógł
poświęcić wszystkie siły na twórczą realizację nowych
projektów.
Metodycznie zabrał się do pracy. Naostrzył kilka ołówków,
uporządkował blat biurka. Potem patrzył przez chwilę
w przestrzeń, powracając myślami do najnowszego
przedsięwzięcia. Po dwudziestu minutach był już całkowicie
pogrążony w jego szczegółach.
Kiedy wrócił do rzeczywistości, zerknął na zegarek
i jęknął. Dochodziła jedenasta, a on zapowiedział Ivy, że
będzie jadał śniadanie o ósmej.
Jest pewnie wściekła i rozżalona, pomyślał. Ale ja nie
mogę pracować o głodzie. Obiecam, że się poprawię. Będę
szanował jej pracę i czas.
Gdy wpadł do kuchni, Ivy i Dolly siedziały przy stole. Ivy
miała na sobie białą bawełnianą bluzkę i te same dżinsy.
Rozpoznał je, bo zapamiętał, że były rozdarte na kolanie.
- Przepraszam – powiedział. – Obiecuję, że jutro przyjdę
punktualnie. Chyba nastawię sobie budzik.
- To jest twój dom i twoje jedzenie – stwierdziła Ivy
chłodnym tonem. – Masz prawo jadać wtedy, kiedy ci się
podoba. A moje zadanie polega na tym, żeby wszystko było
gotowe na czas. Smażyłam jajecznicę co pół godziny, żeby
była gorąca. – Wstała od stołu. – Bekon można podgrzać, a ja
zaraz przygotuję kolejną jajecznicę.
Farrell podszedł do kubła na śmieci, uniósł pokrywę
i zajrzał do jego wnętrza. Potem odwrócił głowę i stwierdził,
że nowa pracownica patrzy na niego z niepokojem.
- Czy nie bałaś się, że mogę ci mieć za złe marnowanie
jedzenia? – spytał żartobliwym tonem.
Ivy zbladła i przez chwilę poruszała bezdźwięcznie ustami.
- Bardzo przepraszam – wymamrotała w końcu. – Muszę
zamówić nowy zapas jajek. Możesz potrącić ten wydatek
z mojej pensji.
Cofnęła się o kilka kroków i stała teraz daleko od niego,
a on miał wrażenie, że jest występującym na scenie aktorem,
który zapomniał swoją kwestię. Był przed chwilą bardzo
głodny, ale teraz gwałtownie stracił apetyt.
- Widzę, że musimy odbyć poważną rozmowę –
oznajmił. – Najwyraźniej uważasz mnie za kogoś, kim nie
jestem.
Ivy wzruszyła lekko ramionami, przyciskając dziecko do
piersi w taki sposób, jakby było tarczą chroniącą ją przed jego
gniewem.
- Przecież ja cię wcale nie znam.
- Więc przyjmij do wiadomości, że nie jestem
człowiekiem, który będzie na ciebie krzyczał, kiedy jajka
wystygną z powodu mojego spóźnienia. Czy to jest jasne?
Z jej twarzy ustąpiła bladość, ale w oczach nadal tlił się
lęk.
- Okej – powiedziała głośno. – Nie będziesz krzyczał. Ta
sprawa została wyjaśniona. A teraz powiedz mi, czy mam na
nowo zabrać się do smażenia?
- Nie, dziękuję. Zrobię sobie kanapkę i zjem wczesny
lunch. – Przerwał na chwilę i wzruszył ramionami. – Być
może nie powiedziałem ci całej prawdy. Nie przyszłoby mi do
głowy, żeby krzyczeć na ciebie z powodu jajecznicy, ale
czasem wpadam w złość. Więc jeśli kiedyś zacznę wrzeszczeć,
to wiedz, że nie robię tego z twojego powodu.
Tym razem spojrzała na niego tak badawczo, że poczuł
dreszcz i spytał się w duchu, czy ona zawsze jest tak poważna
i zasadnicza.
- Czy chcesz powiedzieć, że zdarza ci się tracić panowanie
nad sobą? – spytała.
W innych okolicznościach uznałby takie pytanie za mało
ważne. Teraz jednak zdał sobie sprawę, że Ivy traktuje je
bardzo serio.
- Przecież każdemu się to czasem zdarza – odparł
z uśmiechem, usiłując rozładować sytuację.
- Nie każdemu – powiedziała cicho, potrząsając głową. –
Mnie nie. Ale należę chyba do mniejszości.
- Ludzie mają różne charaktery – stwierdził łagodnym
tonem. – Niektórzy rozładowują stres, zachowując się
hałaśliwie. Ale to nie znaczy, że są źli lub niebezpieczni.
Ivy wzdrygnęła się na dźwięk słowa „niebezpieczni”, a on
dostrzegł jej reakcję, która utwierdziła go w przekonaniu, że
musiała przeżyć coś dramatycznego.
- Rozumiem – mruknęła cicho, ale on wyczuł w jej słowie
niepewność i zdał sobie sprawę, że musi traktować ją bardzo
delikatnie.
- Czy masz ochotę obejrzeć dom, żeby poczuć się w nim
jak u siebie? Możesz zaglądać do wszystkich pomieszczeń.
A ja zrobię sobie tymczasem kanapkę i wrócę do pracowni.
Po raz pierwszy dostrzegł w jej oczach coś, co można było
uznać za przebłysk poczucia humoru.
I stwierdził, że kiedy się uśmiecha, wygląda o wiele
młodziej.
- To byłby już trzeci posiłek, którego ci nie podałam, więc
mógłbyś mnie oskarżyć o zaniedbywanie obowiązków.
Potrzymaj Dolly, a ja się wszystkim zajmę.
Zanim zdążył zaprotestować, dziecko znalazło się w jego
ramionach. Pachniało odżywką dla niemowląt i czymś, czego
nie potrafił zidentyfikować.
- W jakim ona jest wieku? – spytał, chcąc się dowiedzieć
jak najwięcej o przeszłości swojej nowej pracownicy.
Ivy ponownie przybrała poważny wyraz twarzy, odwróciła
się w stronę lodówki i zaczęła z niej coś wyjmować.
- Ma siedem miesięcy – odparła, nie patrząc w jego stronę.
- Czy ojciec zdążył ją poznać?
Ivy wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie rób tego – powiedziała stanowczym tonem.
- Czego?
- Nie próbuj się wtrącać do mojego życia ani życia Dolly.
Przyjechałam tutaj po to, żeby wykonywać określoną pracę.
Nic więcej. Nasze stosunki mają wyłącznie charakter
służbowy.
Farrell zachichotał, czując się nagle o wiele lepiej.
- Widzę, że jednak czasem tracisz panowanie nad sobą.
Nie ma w tym nic złego.
Na twarzy Ivy odmalowało się bezbrzeżne zdumienie,
a Farrell zaczął podejrzewać, że jej zdolność do samooceny
jest ograniczona. A może zbyt długo tłumiła w sobie naturalne
reakcje i zatraciła umiejętność przeżywania prawdziwych
uczuć tak pozytywnych, jak i negatywnych.
- Przepraszam za moje wścibstwo – dodał cicho. – Usiądę
teraz z panną Dolly na tarasie i będziemy patrzeć na ocean,
żebyś mogła spokojnie zabrać się do roboty.
Ivy przygotowywała lunch Farrella, trzęsąc się ze złości na
samą siebie. Nie miała pojęcia, jak mogła potraktować go tak
obcesowo. On jej płaci absurdalnie wysoką pensję, wymagając
bardzo niewiele. Powinna spełniać jego wszystkie zachcianki,
a nie odzywać się do niego takim tonem.
Ale przysięgła sobie jakiś czas temu, że nie będzie już
nigdy ustępować mężczyznom. Była teraz dorosłą kobietą
mającą prawo do własnych poglądów i własnych metod
postępowania. Właśnie taka postawa zapewniała jej poczucie
wolności.
Ozdobiła kanapkę plasterkami pomidora i dorodnym
liściem sałaty. Chciała, by ten lunch przypominał dzieło
sztuki. Umieściła go w jednej z papierowych toreb, które
znalazła w kuchennej szafce, dodając świeżo umyte jabłko.
Nie wiedziała, co pija o tej porze Farrell, ale w lodówce stało
mnóstwo butelek z wodą sodową, mrożoną herbatą i innymi
napojami, więc pozostawiła mu wybór.
Kiedy wszystko było gotowe, a w kuchni panował idealny
porządek, ruszyła w kierunku frontowych drzwi. Przystanęła
na chwilę przy jednym z okien, żeby przyjrzeć się Farrellowi
i Dolly. Odetchnęła z ulgą, widząc radosny uśmiech
rozjaśniający twarz córeczki.
Podobno psy i dzieci potrafią rozpoznać dobrego
człowieka, pomyślała. Jeśli tak jest istotnie, to Farrell Stone
zdaje ten egzamin celująco.
Ale ona przekonała się w bolesny sposób, że niektórzy
potrafią ukazywać światu całkowicie fałszywe oblicze.
Nawet teraz, po upływie tak długiego czasu, przeżywała
wstyd na myśl o tym, jak łatwo została oszukana. Wiedziała,
że będzie płacić za popełnione przez siebie błędy do końca
życia. Chciała jednak za wszelką cenę wpoić Dolly
umiejętność unikania pułapek zastawianych przez los.
Farrell wybuchnął nagle śmiechem i pocałował
dziewczynkę w czubek głowy. Jego niespodziewanie czuły
gest zaskoczył Ivy i ją wzruszył. On traktował Dolly w sposób
naturalnie życzliwy. Czy naprawdę jest człowiekiem, na
jakiego wygląda?
Siedział tyłem do niej, więc mogła go obserwować, nie
przyciągając jego uwagi. Miał szerokie ramiona i potężną
klatkę piersiową. Błękitna sportowa koszulka odsłaniała jego
wspaniałą muskulaturę. Emanowała z niego aura męskości.
Ivy zadrżała nagle pod wpływem czegoś, czego nie chciała
zdefiniować.
Nieraz odczuwała pożądanie, ale jako rozsądna kobieta
potrafiła nad nim panować.
Farrell musiał poczuć, że jest obserwowany. Odwrócił się
w stronę okna i gestem zaprosił ją na taras, a ona niechętnie
spełniła jego życzenie.
Na dworze było teraz o wiele cieplej niż rano, kiedy
otworzyła drzwi swojej chaty.
- Twój lunch jest gotowy – oznajmiła.
Dolly nie wyciągnęła rąk do matki. Była najwyraźniej
zafascynowana swoim nowym przyjacielem.
Farrell kiwnął głową.
- Dziękuję – mruknął, nie odrywając wzroku od morza, na
którego błękitnej powierzchni tańczyły trzy białe jachty.
- Czy jesteś żeglarzem? – spytała.
- Owszem. Dlaczego pytasz? Czyżbyś miała ochotę się
tego nauczyć? Chętnie zostanę twoim instruktorem.
- Przepraszam za to, co powiedziałam – oznajmiła,
ignorując jego ofertę. – Że nie jesteśmy przyjaciółmi. To nie
było miłe.
Uśmiechnął się, błyskając bielą zębów, a ona poczuła
lekkie ukłucie w żołądku.
- Zawsze wierzyłem w to, że każdy zasługuje na drugą
szansę. Więc może zaczniemy od nowa? Mam na imię Farrell
i bardzo się cieszę, że jesteśmy razem na tym leśnym odludziu
w stanie Maine.
- Naprawdę? – spytała, marszcząc lekko brwi. – Podczas
wizyty w twoim biurze odniosłam wrażenie, że zatrudniasz
mnie pod przymusem.
Jego policzki poczerwieniały i można było podejrzewać,
że się zawstydził. Ale ona wiedziała, że to nie wchodzi
w rachubę. Tacy mężczyźni jak Farrell Stone dysponują
niewzruszonymi zasobami pewności siebie.
- To prawda, że kiedy pracuję, wolę być sam – odparł,
wzruszając ramionami. – Przykro mi, jeśli z mojej winy nie
poczułaś się mile widziana.
- Ja nie jestem tutaj gościem, Farrell, a ty wcale nie
sprawiłeś, że poczułam się niemile widziana. Zapewniłeś mi
wspaniałe mieszkanie i kupiłeś mojej córce łóżeczko. Jestem
twoją dłużniczką.
- Nic podobnego – rzekł stanowczo, marszcząc brwi. –
Nasza umowa przewiduje partnerski układ, w którym obie
strony posiadają równe prawa. To, co możesz wnieść do tego
układu, jest dla mnie bardzo ważne. Chciałbym, żebyś to
zrozumiała.
- Czy mam potraktować twoje słowa poważnie? – spytała,
patrząc w jego zielone oczy, w których odbijały się złote
promienie słońca.
Nadal nie była pewna, czy może mu zaufać.
- Oczywiście. Mam swoje wady, ale lubię myśleć, że
jestem człowiekiem, który dotrzymuje słowa.
Stali tak blisko siebie, że dostrzegła na jego podbródku
drobne skaleczenie i z niewiadomych przyczyn zadała sobie
pytanie, czy on, przebywając na tym odludziu, zawsze się goli,
czy też zrobił to tego ranka ze względu na jej obecność.
- Nowy początek to dobry pomysł – oznajmiła
z uśmiechem, wyciągając prawą rękę. – Przypieczętujmy nasz
układ uściskiem dłoni.
Gdy ich palce się zetknęły, poczuła bijącą od niego siłę.
Była zadowolona, że wybaczył jej wcześniejszą nieżyczliwą
uwagę dotyczącą ich wzajemnych stosunków. A zarazem
zdumiona, że tak krótki uścisk dłoni może przyprawić ją
o zawrót głowy. Uniosła wzrok w nadziei, że dostrzeże na jego
twarzy przebłysk sympatii, ale malowała się na niej jak
zwykle chłodna obojętność.
- Muszę wracać do pracy – oznajmił stłumionym głosem.
- Oczywiście – odparła, tłumiąc w sobie poczucie zawodu
wywołane jego słowami.
Nagle zdała sobie sprawę, że chętnie spędziłaby w jego
towarzystwie jeszcze kilka godzin. A może nawet cały dzień.
Ale zdrowy rozsądek przypomniał jej brutalnie, że nie może
sobie pozwolić na żaden kolejny życiowy błąd.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Farrell potrafił – w razie konieczności – ignorować
wszelkie czynniki zewnętrzne i koncentrować się na pracy. Ta
właśnie umiejętność była główną przyczyną jego sukcesów
zawodowych. Twórczość – wynalazczość – wymagały spokoju
i otwartej przestrzeni.
Tu, na północnych kresach stanu Maine, dysponował
jednym i drugim. Cisza sprzyjała procesowi myślenia,
a piękno krajobrazu odświeżało jego duszę.
Mógł więc skupić się na swoich zamierzeniach bardziej
niż kiedykolwiek dotąd. Teraz, przebywając z daleka od
Portland, nie musiał się martwić o to, że jakiś tajemniczy
intruz przywłaszczy sobie jego pomysły. Mieszkał na
pustkowiu, a zaprzyjaźnieni z nim mieszkańcy tych okolic
natychmiast dostrzegliby pojawienie się obcego.
Odkrył jednak z niepokojem, że zbyt często wygląda przez
okno, a jego myśli rozbiegają się we wszystkich kierunkach.
I koncentrują się przeważnie na osobie Ivy.
Mieszkała tu już od niemal trzech tygodni, a ich
współpraca przebiegała według ustalonego porządku. Zgodnie
z obietnicą złożoną na samym początku pobytu zawsze zjawiał
się punktualnie w porze śniadania. Kiedy o ósmej wpadał do
domu, wszystko czekało już na stole.
Ivy była dobrą kucharką. Nawet bardzo dobrą. Ale
codziennie mówiła mu, że przełknęła coś w porze karmienia
dziecka, więc musiał samotnie zjadać porcję jajecznicy lub
naleśników. Wykorzystywał tę okazję, aby przejrzeć pocztę
mejlową lub zajrzeć do „New York Timesa”.
Inaczej było w porze kolacji. Stanowczo zażądał, żeby Ivy
towarzyszyła mu w wieczornym posiłku.
Zamówione przez niego dziecinne krzesełko zostało już
dostarczone, więc zasiadali we troje przy stole ustawionym
w kuchennej wnęce.
Kiedy Ivy usiłowała pewnego wieczoru podać mu kolację
w eleganckiej jadalni, skrzywił się na widok wytwornego
nakrycia na jedną osobę i przeniósł wszystko do kuchni.
Ponowiła próbę następnego dnia, ale gdy zareagował tak
samo, wywiesiła białą flagę.
Nigdy więcej nie spytał o jej męża. Oboje stosowali się do
zasad niepisanej umowy. On unikał osobistych tematów, a ona
go karmiła. Układ funkcjonował bez zakłóceń.
Dokuczało mu jednak przekonanie, że powinien skłonić ją
do ujawnienia prawdy dotyczącej przeszłości i jej pomóc.
Uważał siebie za skrajnego egoistę. Po śmierci Sashy
obiecał sobie, że nigdy więcej nie zaangażuje się tak mocno
w sprawy jakiejkolwiek innej kobiety. Utrata osoby, w której
kochał się od czasów szkolnych, zamieniła go w odpornego na
wszelkie zewnętrzne bodźce samotnika.
Ale jego świat zaczął się w końcu ponownie obracać
wokół własnej osi. Wspomnienia związane z Sashą stopniowo
blakły. Czas uleczył rany, a przynajmniej ich większość. Zaś
życie okazało się pod wieloma względami całkiem znośne.
Nie miał jednak ochoty na żadne bliskie związki
uczuciowe. Kiedy popęd seksualny zaczynał go rozpraszać,
znajdował jakąś kobietę, która ceniła swoją niezależność tak
samo jak on, i przeżywał z nią krótką przygodę. Taka sytuacja
nie była idealna, ale spełniała jego potrzeby.
Ivy budziła w nim niepokój, ponieważ przyciągała go
z ogromną siłą. Była zachwycająco naturalna. Chciał nawiązać
z nią intymne kontakty i zwabić ją do swojego łóżka.
Podejrzewał jednak, że jeśli wkroczy zbyt daleko w jej
przeszłość, zaangażuje się uczuciowo. Przekroczy bezpieczne
granice, które sam sobie narzucił.
Perspektywa jakiegokolwiek trwałego związku budziła
w nim lęk. Wiedział, co przeżywa człowiek, który stracił
ukochaną osobę. I nie chciał skazywać się na takie cierpienia
po raz drugi.
Ivy była zadowolona ze swojej posady. Obie z Dolly
szybko przystosowały się do nowego otoczenia.
Minęły dwa dni, zanim poczuła się swobodniej
w niezwykłej kuchni Farrella, ale i ten problem zniknął pod
koniec pierwszego tygodnia.
W piątek rano, tuż po śniadaniu, w rezydencji pojawiła się
niespodziewanie Katie. Przez godzinę rozmawiała z Farrellem
o sprawach dotyczących firmy, a potem złożyła wizytę
w chatce. Ta atrakcyjna seksowna blondynka zawsze
przyprawiała Ivy o kompleks niższości. Oczywiście nie starała
się o to. Była jednak kobietą bardzo piękną, inteligentną
i szczęśliwą w niedawno zawartym małżeństwie. A przy tym
wystarczająco kompetentną, aby kierować sprawami firmy
pod nieobecność szefa.
- Czy to możliwe, że ona podrosła od czasu naszego
ostatniego spotkania? – spytała, kiedy Ivy pokazała jej
córeczkę.
- Niewykluczone – odparła Ivy. – Oddycha tu czystym
powietrzem i jest szczęśliwa.
- A ty?
- Ja… wszystko układa się bardzo dobrze – odparła cicho
Ivy, czując, że się czerwieni.
- Farrell mówi, że jesteś genialną kucharką.
- Cieszę się, że tak uważa.
- Czy znaleźliście wspólny język?
- Mieliśmy kilka drobnych konfliktów na samym
początku. Ale teraz osiągnęliśmy porozumienie.
- To dobrze. Muszę z tobą o czymś porozmawiać. Ale
obiecaj mi, że nie dostaniesz ataku histerii.
- Zaczynasz tę rozmowę w sposób niezbyt zachęcający –
mruknęła Ivy, czując ucisk w piersi. – Chodzi o Farrella,
prawda? Czy on zmienił zdanie, ale się boi powiedzieć mi to
w oczy?
Katie spojrzała na nią ze zdumieniem, a potem
wybuchnęła śmiechem.
- Farrell Stone jest najbardziej odważnym człowiekiem,
jakiego znam… po moim mężu. Nie. Nie zmienił zdania. Ale
uprzedzałam cię, że on często przyjmuje gości, prawda? No
więc podczas przyszłego weekendu ma nastąpić ważne
wydarzenie. Oboje z Farrellem przygotowywaliśmy je od
dawna, ale decyzje zapadły dopiero wczoraj. Stone River
Outdoors zamierza nawiązać współpracę z kilkoma
zagranicznymi firmami, żeby osiągnąć globalny zasięg.
- Rozumiem – mruknęła Ivy, starając się nie okazać
niepokoju.
- Tutaj, w rezydencji Farrella, odbędzie się „ spotkanie na
szczycie”, w którym wezmą udział same grube ryby.
Szwajcarski producent zegarków. Właściciel słynnej agencji
organizującej safari w Namibii. Dwaj szefowie biur
turystycznych funkcjonujących na terenie brytyjskich Wysp
Dziewiczych. Oraz para małżeńska specjalizująca się
w pieszych wycieczkach po Toskanii. Farrell, Zachary i Quin
chcą ich przekonać do korzystania z usług naszej firmy,
oferując w zamian kampanie reklamowe promujące każdego
z naszych partnerów.
- Więc czeka mnie mnóstwo gotowania.
- Niekoniecznie – odparła Katie, opuszczając wzrok. –
Sprowadzamy na cały weekend zawodowego szefa kuchni.
Farrell chce, żebyś wystąpiła w roli pani domu. Moja siostra
obiecała, że przyjedzie tu ze mną i zaopiekuje się Dolly.
Oczywiście tutaj, w waszej chatce, więc nie będziesz musiała
się o nią martwić.
Ivy zacisnęła ręce w pięści i potrząsnęła głową.
- Delanna? Och, nie! To się nie uda.
- Będę przez cały czas na miejscu – dodała Katie. – To
znaczy od rana do wieczora, bo oboje z Quinem będziemy
nocować we własnym domu.
- A Zachary? Czy on nie ma jakiejś partnerki, która
nadawałaby się do roli pani domu lepiej niż ja?
- Zachary jest zatwardziałym kawalerem i skacze
z kwiatka na kwiatek. Choć muszę przyznać – dodała szybko –
że bardzo się ustatkował po śmierci ojca. Zachary to geniusz
finansowy, dzięki któremu firma przynosi dochody. On też
weźmie udział w spotkaniu, ale będzie mieszkał w swoim
własnym domu.
- Kiedy rozmawiałyśmy w Portland o tej pracy, sądziłam,
że masz na myśli wydawane co jakiś czas eleganckie kolacje –
wyszeptała Ivy. – Nie jestem osobą, której potrzebujecie.
A poza tym nie mam nawet odpowiedniej garderoby.
Katie uśmiechnęła się, sięgnęła do eleganckiej skórzanej
torby i wyjęła z niej plik katalogów.
- Z tym nie będzie problemu. Zrobiłam listę niezbędnych
zakupów, za które zapłaci oczywiście Farrell. Jeśli nie
spodobają ci się kolory albo fasony, bez wahania wybierz coś
innego. Dostawa musi nastąpić w ciągu najbliższych dni,
abyśmy mogli zmienić zamówienie, gdyby się okazało, że coś
na ciebie nie pasuje.
Ivy przerzuciła katalogi i spojrzała na przyjaciółkę
z podziwem. Farrell nie przesadził, chwaląc jej zdolności
organizacyjne. Zaplanowała tę kampanię jak operację
militarną… Wytworne stroje wieczorowe. Elegancka bielizna.
Trzy suknie koktajlowe. Wygodne stroje sportowe.
- Nie mogę – jęknęła, potrząsając głową. – To nie jest mój
świat. Ja nie jestem taka jak ty. Nigdy nie ubierałam się tak
szykownie.
- Dasz radę – pocieszyła ją Katie. – Zanim zostałam
członkiem rodziny Stone’ów, też uważałam, że to nie mój
świat. Teraz przyzwyczaiłam się już do życia na wysokiej
stopie. To jest o wiele łatwiejsze, niż myślisz.
- Przecież ja nawet nie znam dobrze twojej siostry.
- Mieszkałaś z nią.
- Tylko przez trzy dni. Dowiedziałam się z ogłoszenia, że
szuka współlokatorki.
- Zdążyła już pokochać Dolly. Moja siostra bywa czasem
irytująca, ale łatwo znajduje wspólny język z dziećmi. A poza
tym, jak już powiedziałam, będziesz przez cały czas na
miejscu, więc nie masz się o co martwić.
- Dlaczego obowiązków pani domu nie możesz pełnić ty?
- Dlatego, że Farrell wybrał ciebie. Quin i ja chcemy co
wieczór wracać do swojego domu, a ty będziesz na miejscu
przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Dwadzieścia cztery godziny? – powtórzyła Ivy, szeroko
otwierając oczy.
- Czyżbym zapomniała ci o tym wspomnieć? – spytała
Katie, po raz pierwszy tracąc pewność siebie. – Farrell chce,
żebyś zamieszkała w jednym z pokoi gościnnych. On uważa,
że jesteś wystarczająco bystra, aby zadbać o dobre
samopoczucie jego gości.
Po tej rozmowie Ivy przestała panować nad biegiem
wydarzeń. Musiała przyznać, że Katie jako asystentka Farrella
znakomicie organizuje cały weekend. Miała jej jednak za złe
to, że zmusza ją do odgrywania roli bywalczyni przyjęć.
A Farrell podczas lunchu pogłębił jeszcze bardziej jej obawy.
- Jestem ci bardzo wdzięczny, Ivy. Wiem, że Katie
omówiła z tobą szczegóły. Oboje z Quinem przylecą tu
w czwartek rano, żeby pomóc w dopracowaniu naszego planu.
Zachary zajmie się wynajmem limuzyn, które odbiorą gości
w piątek z lotniska i dowiozą ich na miejsce.
Ivy spojrzała kolejno na swojego szefa i na kobietę, dzięki
której otrzymała tę doskonale płatną posadę. Ku jej zdumieniu
oboje wydawali się pewni, że ona potrafi stanąć na wysokości
zadania. Miała ochotę uciec na koniec świata, ale czuła się ich
dłużniczką, ponieważ podali jej pomocną dłoń, gdy była bliska
rozpaczy.
- Zrobię, co będzie w mojej mocy – oznajmiła. – Ale mam
jeden warunek.
- Mianowicie? – spytał Farrell, unosząc brwi.
- Będę układała Dolly do snu. To nie trwa długo, a nie
chcę, żeby myślała, że ją porzuciłam.
- Oczywiście – zgodziła się Katie, kiwając głową. – Oboje
z Quinem będziemy jeszcze o tej porze na miejscu, więc
w razie potrzeby poradzimy sobie z każdą awaryjną sytuacją.
Farrell wcale nie był pewny, czy jego pomysł się sprawdzi.
Rolę pani domu odgrywała w przeszłości Katie i podjęłaby się
jej ponownie, gdyby ją o to poprosił. On jednak
z niezrozumiałych do końca powodów wierzył, że Ivy może
okazać się ważnym elementem nadchodzącego wydarzenia.
Była osobą praktyczną i elastyczną. A zarazem na tyle
uczciwą, aby zgłosić mu swoje ewentualne zastrzeżenia
dotyczące przebiegu konferencji.
W tym momencie wydawała się lekko zdezorientowana.
Katie zwaliła na nią liczne obowiązki, a ona musi wiedzieć, że
najgorsze jeszcze przed nią.
Czyżby wymagał od niej zbyt wiele?
Zanim zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, Ivy wstała
i zaczęła sprzątać ze stołu.
- Ja się zajmę zmywaniem – oznajmiła Katie. – Farrell,
wracaj do pracy. A ty, Ivy, połóż Dolly, bo zbliża się pora jej
popołudniowej drzemki. A przy okazji przyjmij moje
gratulacje. Ta sałatka z kurczaka była wyśmienita.
Ivy wzięła córeczkę na ręce i wyszła z kuchni, a Farrell
potrząsnął głową, spoglądając na Katie pytająco.
- Czy dała się łatwo namówić do wystąpienia w roli pani
domu?
- Nie bardzo – odparła Katie. – Musiałam ją przekonywać.
Ale myślę, że miałeś dobry pomysł. Ona podczas tego
weekendu może okazać się bardzo cenna. I choć jest
nieśmiała, mam nadzieję, że ta maskarada sprawi jej
przyjemność.
Farrell wrócił do gabinetu i zasiadł do pracy, ale nie był
w stanie się na niej skupić. Nie niepokoił się o przebieg
„spotkania na szczycie”, bo wiedział, że wszystkie szczegóły
zostały dopracowane, ale nie mógł oderwać myśli od Ivy.
W ciągu ubiegłego tygodnia uważnie ją obserwował. I był
coraz bardziej zachwycony jej figurą, kolorem włosów
i przewrotnym błyskiem, jaki pojawiał się w jej oczach, kiedy
coś ją rozbawiło.
Z irytacją odrzucił ołówek i wstał. Efektem ostatniej
godziny jego pracy były tylko nagryzmolone na kartce
niewyraźne esy floresy. Postanowił więc zrobić sobie przerwę,
a przy okazji zaspokoić swoją ciekawość.
Zapukawszy do drzwi chaty, wykorzystał wolną chwilę, by
się jej przyjrzeć, czego nie zdążył zrobić od zakończenia
budowy. Wydała mu się znakomicie zaprojektowana i bardzo
przytulna. Zastukał po raz drugi.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich wyraźnie
zaskoczona Ivy.
- Farrell… Czy jestem do czegoś potrzebna?
Zauważył na jej twarzy ślad odciśnięty niewątpliwie przez
poduszkę i zorientował się, że przyszedł nie w porę.
- Do diabła, widzę, że przerwałem ci drzemkę.
Przepraszam. Porozmawiamy kiedy indziej.
Odwrócił się, ale zatrzymał go głos Ivy, który wydał mu
się niezwykle seksowny.
- Możesz wejść, Farrell. I tak miałam zamiar już wstać.
- Czy obudziłem Dolly?
- Nie, będzie spać jeszcze przez co najmniej czterdzieści
pięć minut.
- Nie chciałem przeszkadzać – wybąkał niepewnie, ale Ivy
otworzyła drzwi trochę szerzej i cofnęła się o krok.
- Nic nie szkodzi. Wejdź.
Zaprowadziła go do saloniku, usiadła na wygodnym,
obitym zielonym aksamitem fotelu i wskazała mu kanapę.
Farrell zorientował się, że w chacie panuje dotkliwy chłód.
- Czy mam rozpalić w kominku?
- To byłoby bardzo miłe.
Czując na sobie jej badawcze spojrzenie, przyklęknął obok
paleniska i ułożył na nim najpierw mniejsze, a potem większe
kawałki drewna. Już po chwili usłyszeli trzask polan i odgłosy
buchającego ognia.
- Zadanie wykonane – oznajmił, wstając i strząsając ze
spodni cząsteczkę sadzy. – Czy to pierwszy kominek, z jakim
masz do czynienia?
Ivy kiwnęła głową i skrzywiła się z niechęcią.
- Próbowałam dwukrotnie go rozpalić, ale chyba nie
mogłabym zostać piromanką. Czy nie powinieneś się teraz
zajmować swoją twórczą pracą?
- Usiłowałem to robić, ale mam dziś pustkę w głowie. To
się czasem zdarza.
- Czy mogę zapytać, nad czym teraz pracujesz?
- Oczywiście. Próbuję wymyślić aktywowane przez ruch
urządzenie nadające sygnały alarmowe. Kiedy dochodzi do
wypadku w górach, człowiek zasypany przez lawinę lub
poszkodowany alpinista nie może wezwać pomocy przez
telefon komórkowy, bo go zgubił albo ma za słaby zasięg.
- A może jest zbyt ciężko ranny, żeby po niego sięgnąć.
- No właśnie. Urządzenie, które usiłuję wynaleźć, ma
reagować na gwałtowną zmianę wysokości. Jego sygnał
mógłby być odbierany na różnych częstotliwościach.
- To imponujące – szepnęła z podziwem i spojrzała mu
w oczy. – A teraz powiedz mi, dlaczego chcesz, żebym pełniła
obowiązki pani domu?
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Nie miała pojęcia, jak zdobyła się na odwagę, aby zadać to
pytanie, ale bardzo chciała poznać odpowiedź.
Farrell miał nieprzenikniony wyraz twarzy. Zerknął na nią
badawczo, a potem wstał, by podsycić ogień. Dorzuciwszy
kilka polan, oparł się o obudowę kominka i spojrzał jej
w oczy.
- Można powiedzieć, że moje motywy były
wielopłaszczyznowe.
Po raz nie wiadomo który zdała sobie sprawę, że jego
uroda działa na nią porażająco.
Dzięki wspaniałemu wynalazkowi, jakim był google,
poznała liczne fakty dotyczące braci Stone. Dowiedziała się,
że Quin, mąż Katie, zdobył srebrny medal w zawodach
narciarskich, ustępując zwycięzcy tylko o kilka setnych
sekundy. Widziała fotografie, na których uśmiechnięty
Zachary uczestniczył w marokańskim wyścigu wielbłądów.
Jeśli chodzi o Farrella, to można było dojść do wniosku, że
objechał cały świat i dokonał niezwykłych rzeczy. Być może
wypędzał go z Maine ból po stracie żony. A może po prostu
lubił trudne wyzwania, więc wspinał się na różne góry
i przelatywał nad lodowcami.
- Wielopłaszczyznowe… to nie jest odpowiedź.
- No dobrze – mruknął. – Po pierwsze myślałem, że
będziesz się dobrze bawić.
- Bawić? – powtórzyła z niedowierzaniem, marszcząc
czoło. – Skąd ci przyszło do głowy, że chcę się bawić?
- Każdy człowiek musi się czasem rozerwać. A ja
słyszałem, że młode matki przeżywają niekiedy kryzysy
psychiczne, bo są przytłoczone wymogami, jakie stawia
dziecko i zaczyna im brakować normalnych kontaktów
z dorosłymi.
- Ja nie potrzebuję twojej opieki – oznajmiła z irytacją. –
Potrafię sama o siebie zadbać.
- Wiem o tym. Ale przyszło mi też do głowy, że ożywisz
ten weekend, bo nie jesteś pracownicą Stone River Outdoors.
Możesz zwrócić uwagę na szczegóły, których my – Zachary,
Quin, Katie i ja – nie dostrzegamy, bo brakuje nam dystansu.
Po wyjeździe gości mam zamiar odbyć z tobą długą rozmowę,
żeby się dowiedzieć, co o tym wszystkim myślisz.
- Och, to zmienia postać rzeczy. Jestem pewna, że będzie
to dla mnie fascynujące doświadczenie.
- Wcale nie jesteś tego pewna – odparł z przewrotnym
uśmiechem – ale podejrzewam, że jesteś trochę ciekawa.
I dlatego się zgodziłaś.
- Zgodziłam się, bo jesteś moim szefem.
- Rozumiem – oznajmił chłodnym tonem, a potem nagle
wstał i ruszył w stronę drzwi. – W takim razie zapomnij
o całej sprawie. Katie się wszystkim zajmie. Przepraszam za to
najście.
- Poczekaj! – zawołała, a potem podbiegła do niego
i chwyciła go za ramię.
Jego bliskość przyprawiła ją o zawrót głowy. Od śmierci
męża nie miała kontaktu fizycznego z mężczyzną.
- Przepraszam – wykrztusiła, zmuszając się do zrobienia
kroku w tył. – Masz rację. Byłam ciekawa i choć trochę się
boję, jestem ci wdzięczna, że dajesz mi taką szansę.
- Nie potrzebuję twojej wdzięczności – warknął, a potem
przesunął dłonią po twarzy i oparł się o framugę drzwi. –
Ciężko mi to idzie, ale próbuję cię zrozumieć. Przekonać cię,
że nie jestem twoim wrogiem.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Czy chcesz o tym porozmawiać?
Dostrzegła w jego oczach współczucie, życzliwość,
a nawet troskę. Marzyła o tym, żeby mu opowiedzieć
o wszystkim, co wydarzyło się w jej życiu. Ale nie potrafiła
się na to zdobyć.
- Nie – odparła. – Nie dziś. Może nigdy. Ale doceniam
twoje zainteresowanie.
- Ja jestem gotów opowiedzieć ci o Sashy, jeśli
kiedykolwiek cię to zainteresuje. Bynajmniej nie na zasadzie
wymiany informacji. Moja tragedia jest bardziej odległa
w czasie niż twoja. Nie żądam od ciebie, żebyś otworzyła
przede mną duszę.
Zdawała sobie sprawę, że słowo „tragedia” nie jest
właściwie dobrane, ale nie zamierzała mu tego tłumaczyć.
- Teraz – wyszeptała. – Opowiedz mi o niej teraz. Jeśli
masz na to czas.
- Mówię o niej bardzo rzadko. I niechętnie. Ale ty jesteś
człowiekiem, który chyba potrafi mnie zrozumieć.
- W takim razie usiądź.
Przesunął lekko palcem po jej policzku, a ona zdała sobie
sprawę, że ich wzajemne stosunki osiągnęły nowy wymiar. Że
Farrell niespostrzeżenie wdarł się do jej serca i zamierza
w nim pozostać dłużej.
- Więc jak się poznaliście? – spytała, kiedy wrócili na
swoje miejsca.
- W szkole średniej. Najpierw stwierdziliśmy, że jest to coś
więcej niż szczeniacka miłość, a potem uznaliśmy, że chcemy
spędzić razem resztę życia. Wtedy wtrącił się mój ojciec, który
uważał, że Sasha nie pochodzi z tak dobrej rodziny jak ja.
Wysłał mnie do szkoły na zachodnie wybrzeże i manipulował
uczuciami Sashy. Ale my postanowiliśmy na siebie zaczekać.
Kiedy oboje skończyliśmy dwadzieścia jeden lat, ojciec nie
był już w stanie rozbić naszego związku. Tak czy owak,
w końcu się do niej przekonał. Spędziliśmy trzy cudowne lata.
Patrzę czasem w przeszłość i zadaje sobie pytanie, czy istotnie
były tak piękne, jak je zapamiętałem. Wszystko układało się
wspaniale, dopóki nie zdiagnozowano u niej rzadkiej i bardzo
agresywnej odmiany raka piersi. Walczyła z nim przez
jedenaście miesięcy i zmarła, trzymając mnie za rękę.
- Strasznie mi przykro, Farrell… – wyszeptała, a on
potrząsnął głową w taki sposób, jakby chciał zerwać więzy
łączące go z przeszłością.
- Nie wiem, czy twój mąż umarł niespodziewanie, czy też
zdążyłaś się z nim pożegnać, ale tak czy owak śmierć jest
okrutna. Bliska osoba znika za drzwiami, które zatrzaskują się
tak mocno, że nie jesteś w stanie ich uchylić.
Ivy znalazła się w trudnym położeniu. Farrell okazał jej
zaufanie, a ona z jednej strony nie mogła mu się odwzajemnić,
a z drugiej nie chciała go okłamywać.
- Rozumiem, co masz na myśli – wyszeptała. – Tak mi się
przynajmniej wydaje. Ale moje doświadczenia różnią się od
twoich. Ty straciłeś miłość swojego życia, a ja nie mogę tego
powiedzieć o sobie. I w odróżnieniu od ciebie wcale nie
opłakuję śmierci najbliższej mi osoby.
Farrell usiłował ukryć zaskoczenie. Nie miał pojęcia, co
Ivy chce mu powiedzieć. Wyznanie dotyczące Sashy nie było
tak bolesne, jak się spodziewał. Zdecydował się na nie
w przekonaniu, że słucha go ktoś, kto niedawno przeżył
podobny dramat. Teraz czuł się zdezorientowany. Przerzucił
w myślach wszystkie znane mu fakty związane z Ivy i doszedł
do wniosku, że jakiś obszar jej życia pozostaje nadal przed
nim ukryty.
- Rozumiem… – wybąkał niepewnie.
- Nie – wyszeptała. – Na pewno nie rozumiesz, a ja nie
potrafię ci tego wytłumaczyć. Ale cieszę się, że miałeś
w swoim życiu kogoś takiego jak Sasha. Bez względu na to,
co się jeszcze wydarzy, nikt nie będzie w stanie ci tego
odebrać.
- Nigdy nie nadużyłbym twojego zaufania. Nie należy
dusić w sobie ciężkich i bolesnych przeżyć.
- Czyżbyś to wiedział z podręcznika psychologii? – spytała
z drwiącym uśmiechem.
- Nie – odparł po chwili namysłu. – Z własnego
doświadczenia. Po śmierci Sashy byłem tak rozbity
wewnętrznie, że musiałem skorzystać z usług psychoanalityka.
Wychowano mnie w przekonaniu, że mężczyźni nie skarżą się
na swój los, a już z pewnością nie płaczą. Ale ja byłem na
skraju załamania. Do wizyty u tego specjalisty nakłonił mnie
Zachary. Dużo mu zawdzięczam. To znaczy, jemu i Quinowi.
Od strony monitora dobiegł nagle cichy płacz.
Farrell zerwał się na równe nogi, zadowolony z pretekstu
do ucieczki. Był na siebie wściekły o to, że w ogóle zaczął tę
rozmowę.
- Dolly się obudziła – powiedział – a ja muszę wracać do
pracowni. Nie odprowadzaj mnie do drzwi.
Resztę popołudnia pochłonęła mu praca nad nowym
projektem, ale nie potrafił się na nim skupić.
Niezaangażowana w proces twórczy część jego myśli stale
wracała do Ivy.
Co miała na myśli, mówiąc, że nie rozpacza po stracie
męża? – pytał się w duchu. Czyżby nadal była w szoku?
Powiedziała mi przecież, że jej mąż nie żyje „od kilku
miesięcy”. To może znaczyć od trzech, od sześciu albo od
dziewięciu. Kiedy ją spytał, czy ojciec Dolly zdążył poznać
swoje dziecko, szybko zmieniła temat.
Na szczęście tego dnia na kolację mieli przyjechać Katie
i Quin. Gdyby nie ich obecność, Farrell musiałby zasiąść do
stołu z Ivy, a nie miał pojęcia, jak powinien pokierować
rozmową.
Ale wieczór upłynął w bardzo miłej atmosferze. Ivy
przygotowała wspaniałego Stroganowa ze szpinakiem
i domowym chlebem. Dolly, siedząc w swoim foteliku, bawiła
się sztućcami, a dorośli prowadzili ożywioną rozmowę.
Quin był zachwycony dzieckiem.
- Ona jest naprawdę czarująca i bardzo bystra –
powiedział, a Ivy wybuchnęła śmiechem.
- W ten sposób zostałeś moim najlepszym przyjacielem.
Najłatwiej podbić serce kobiety, wychwalając pod niebiosa jej
dziecko.
- To wcale nie są pochlebstwa, tylko szczera prawda –
zaprotestował Quin. – Czy ona już zaczęła chodzić?
- Jeszcze nie – odparła Ivy. – Ale ma na to sporo czasu.
Dzieci zaczynają zwykle samodzielnie się poruszać między
ósmym a piętnastym miesiącem życia.
Farrell zerknął na Ivy, która beztrosko gawędziła z jego
bratem i bratową i zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy widzi
na jej twarzy naprawdę pogodny uśmiech.
Kiedy wezwana przez niego zjawiła się w biurze firmy,
miał przed sobą delikatną, sponiewieraną przez życie istotę,
która sięgnęła dna. Zagubioną i przerażoną młodą matkę. Ale
on już wtedy dostrzegł w niej tryskającą energią i pewną siebie
kobietę.
Nie chciał się zastanawiać nad przyczynami jej
transformacji, bo nie dysponował wystarczającą ilością
danych, aby dojść do jakichś konkluzji. Postanowił zdobyć
stopniowo jej zaufanie i nakłonić ją do zwierzeń. I miał
wrażenie, że Ivy z dnia na dzień coraz bardziej mu ufa.
Tak czy owak był nią zafascynowany. I miał chwilami
wrażenie, że ona również odczuwa do niego pociąg. Ale nie
był tego pewny. A nawet gdyby był, nie ośmieliłby się do niej
zalecać, bo wiedział, że obecny stan jej psychiki wyklucza
możliwość trafnej oceny sytuacji.
- Farrell! – zawołał Quin, przerywając jego rozmyślania. –
Dlaczego nawet własny brat nie występuje w mojej obronie?
Powiedz Ivy, jak świetnie spisywałem się w szkole średniej.
- Pozwól mi się zastanowić… O ile pamiętam, dostałeś
kiedyś trójkę z chemii i trójkę plus z arytmetyki. Czy tym
właśnie chciałeś się pochwalić?
Ivy i Katie wybuchnęły śmiechem, a Quin spojrzał na
brata z udawanym oburzeniem.
- W takim razie opowiedz jej o sukcesach, jakie odnosiłem
na boisku.
- To prawda – przyznał Farrell, mrugając do Ivy
porozumiewawczo. – Mój brat był wybitnym sportowcem.
- W takim razie powiedzcie mi obaj, jaki jest wasz trzeci
brat – poprosiła, chcąc zmienić temat i oszczędzić Quinowi
dalszych upokorzeń.
Zapadła krótka cisza, a Quin i Farrell wymienili znaczące
spojrzenia.
- Zachary… – zaczął Quin, pocierając dłonią podbródek. –
Zachary to człowiek, dla którego najważniejszą rzeczą w życiu
są kobiety.
- Co za głupstwa! – zawołała Katie, potrząsając głową. –
Proszę cię, nie bądź śmieszny. Nie słuchaj go, Ivy. Zachary to
prawdziwy dżentelmen. Spotyka się z wieloma kobietami, ale
przecież to nie jest zbrodnia.
- O takich ludziach mówi się, że mają dziewczynę
w każdym porcie – mruknął Quin, wstając, aby napełnić
kieliszki winem.
- Czy mam się więc domyślać, że przywiezie tutaj jakąś
młodą damę? – spytała z uśmiechem Ivy.
- Nie tym razem – odparła Katie. – Najbliższy weekend
będzie bardzo ważnym wydarzeniem w życiu naszej firmy.
A większość przyjaciółek Zachary’ego nie potrafiłaby nawet
poprawnie napisać słowa „biznes”. Och, przepraszam. Nie
powinnam silić się na złośliwości. Na pewno go polubisz, Ivy.
Potrafi być czarujący.
- Kto wie, może to on zachwyci się Ivy – zauważył Quin. –
Od dawna mówię, że powinien w końcu poznać jakąś
wartościową kobietę.
Farrell zesztywniał nagle pod wpływem bolesnego ukłucia
zazdrości.
- Ta rozmowa jest niestosowna – oświadczył ostrym
tonem. – Ivy straciła niedawno męża.
W pokoju zapadła cisza, a Ivy, wyraźnie zażenowana,
spojrzała na Farrella z oburzeniem.
- Przecież to były tylko niewinne żarty. – Wstała
i uśmiechnęła się do Katie oraz Quina. – Dziękuję wam za
miły wieczór. A teraz, jeśli pozwolicie, zaniosę Dolly do
naszej chatki i przygotuję ją do snu.
- Och, nie pozbawiaj nas swojego towarzystwa –
zaprotestowała Katie. – Czy nie możesz położyć jej
w kołysce? Obiecuję, że we wszystkim ci pomogę.
- Bardzo cię przepraszam, Ivy – dodał Quin, uderzając się
w pierś. – Obiecuję, że nie pozwolę sobie więcej na żadne
głupie uwagi.
- Ivy jest z pewnością zmęczona, bo ma za sobą ciężki
dzień – powiedział Farrell, mając z wielu powodów dość tej
wymiany zdań. I natychmiast zdał sobie sprawę, iż popełnił
nietakt, dając swojemu gościowi do zrozumienia, że chciałby
się go pozbyć.
Ivy poczerwieniała, a Katie spojrzała ze zdumieniem na
szwagra, a potem poklepała ją przyjaźnie po ramieniu.
- Czy pozwolisz, że odprowadzę cię do chatki? – spytała,
unosząc Dolly z krzesełka. – Od dawna marzę o tym, żeby
z tobą spokojnie porozmawiać. Mam też nadzieję, że został ci
jeszcze choć kawałek tego pysznego ciasta.
Kiedy kobiety wyszły, Quin spojrzał na brata
z oburzeniem.
- Co się z tobą dzieje, chłopie?
- Sam nie wiem. – Farrell potarł dłońmi skronie, czując
nadchodzący ból głowy. – Chyba nic groźnego. Zapomnijmy
o całej sprawie.
- Zachowałeś się jak cham. Naraziłeś Ivy na kłopotliwą
sytuację, a potem de facto wyprosiłeś ją z domu. Nie wolno
traktować pracowników w taki sposób.
- Dość tego, Quin – warknął starszy brat. – Wiem, że jesteś
obłędnie szczęśliwy, ale to nie daje ci prawa do lekceważenia
uczuć innych ludzi.
Quin patrzył na niego przez chwilę szeroko otwartymi
oczami, a potem nagle uśmiechnął się szeroko.
- Do diabła, Farrell. Od tak dawna nie interesowałeś się
kobietami, że zapomniałem, jak wyglądają objawy twojego
zauroczenia. Ale zbyt dobrze się znamy, abym nie zauważył,
że zadurzyłeś się w Ivy Danby i że doprowadza cię to do
szaleństwa.
- Przyjmij do wiadomości, że nie jestem zainteresowany
ani tą, ani żadną inną kobietą – odparł Farrell.
Quin spoważniał nagle, odchylił krzesło do tyłu i splótł
ręce na brzuchu.
- W takim razie chyba powinieneś zmienić swoje
stanowisko w tej sprawie. Małżeństwo to najlepsza instytucja
na świecie. Sam nie wiem dlaczego zwlekałem tak długo, żeby
się o tym przekonać.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Ivy czuła się upokorzona i dotknięta zachowaniem Farrella
podczas piątkowej kolacji. Sama nie wiedziała, czy powinna
się cieszyć czy martwić wyjazdem Katie i Quina, którzy
wyruszyli w kierunku Portland w sobotę rano.
Ich obecność znaczyła dla niej tyle, że nie musiała
rozmawiać w cztery oczy z Farrellem. Z drugiej jednak strony
było jej łatwiej unikać szefa.
Kiedy opowiadał jej o swojej zmarłej żonie, poczuła coś
w rodzaju solidarności zrodzonej z podobnych doświadczeń.
To przelotne uczucie szybko jednak minęło.
Oznajmił jej, że nie oczekuje od niej wyznań, ale nie
ulegało wątpliwości, iż chciałby się czegoś dowiedzieć. A ona,
choć go lubiła, nie zamierzała ujawniać przed nim swoich
tajemnic.
W ciągu następnych kilku dni starała się przygotować
rezydencję na przyjazd gości. To zadanie nie było zbyt trudne.
W momencie jej przybycia panował tam niemal idealny
porządek. Musiała więc tylko odkurzyć kilka dywanów
i przetrzeć powierzchnie paru mebli.
Co rano przygotowywała mu śniadanie oraz lunch,
a wieczorem gotowała kolację. Nie jadała jej już z nim przy
jednym stole. Wymyślała różne preteksty, a on przyjmował je
za dobrą monetę.
Gdy spotykali się na terenie rezydencji, zachowywał
wobec niej chłodny dystans. Nie uśmiechał się do niej i nie
wygłaszał żartobliwych uwag. Miała wrażenie, że oboje stoją
na przeciwległych brzegach głębokiej przepaści. Na szczęście
znajdowała pociechę w Dolly, która przez cały czas tryskała
energią i radością życia.
Zgodnie z obietnicą Katie na progu chatki pojawiło się
w poniedziałek kilka wielkich pudeł, więc Ivy
wykorzystywała godziny drzemki Dolly, by przymierzać nowe
części garderoby.
Katie pochodziła z niezbyt zamożnej rodziny, ale miała
nieomylny gust w dziedzinie mody. Wszystkie stroje były
wytworne, ale nie ekstrawaganckie i znacznie poprawiły
samopoczucie Ivy.
Oczekiwała na nadchodzące wydarzenie z radosnym
podnieceniem. Mimo ochłodzenia stosunków z Farrellem
chciała, żeby był z niej dumny. Zainwestował w to przyjęcie
wiele czasu i pieniędzy, a ona zdawała sobie sprawę, że musi
stanąć na wysokości zadania.
We wtorek rano otrzymała mejla od Katie. Przyjaciółka
informowała ją, że szefowa kuchni przywiezie wszystko co
trzeba, ale chce wiedzieć, czy w domu jest odpowiednia ilość
półmisków.
Ivy obiecała, że to sprawdzi.
Gdy nadeszła pora przedpołudniowej drzemki Dolly,
zaniosła ją w kołysce do gabinetu Farrella. Pod jego ścianami
stały sięgające sufitu półki z książkami. Niektóre obrazy
wyglądały na bardzo drogie, ale nie znała się na sztuce.
Wyszła na palcach z pokoju, zabierając ze sobą monitor.
Przypominała sobie mgliście, że widziała duże półmiski
w którymś z kredensów. Postanowiła je policzyć i przesłać
Katie ich listę.
W domu Farrella były wysokie sufity, dzięki czemu
kuchnia wydawała się nowoczesna i przestronna. Oznaczało to
jednak, że najwyższe półki kredensu znajdowały się poza
zasięgiem Ivy. Jako osoba niezbyt wysoka musiała przez całe
życie wspinać się na palce lub prosić kogoś o pomoc.
Farrell był w pracowni, a ona nie chciała mu przeszkadzać,
zwłaszcza po tym, co zaszło w piątek. Od tej pory zamienili ze
sobą zaledwie kilka słów. Ich wzajemne stosunki można było
nazwać wymuszoną koegzystencją.
Zajrzała do spiżarni i znalazła przenośne dwustopniowe
schodki. Przesuwając je wzdłuż ścian kuchni, zajrzała do
kolejnych kredensów i znalazła w końcu to, czego szukała.
Na najwyższej półce stały trzy eleganckie, zapewne
ręcznie wykonane półmiski ceramiczne. Domyślała się, że są
bardzo ciężkie, a była w stanie dotknąć tylko tego, który stał
najniżej. Nie mogła więc zrobić nic, nie ryzykując ich
potłuczenia. Czyli totalnej katastrofy.
Przez chwilę rozważała różne możliwości, ale rozwiązanie
podsunęła jej dopiero druga wizyta w spiżarni. Dostrzegła na
dolnej półce grubą starą książkę telefoniczną.
Starannie ustawiła stołek kuchenny obok kredensu,
a potem ułożyła na nim tę książkę. Następnie wspięła się na
wynalezioną przez siebie piramidę, z której była w stanie
dosięgnąć najwyżej stojącego półmiska. Miała nadzieję, że
jeśli go zsunie ze stosu i zejdzie ze stołka, będzie mogła go
odłożyć na bok i wrócić po pozostałe dwa.
Farrell nie mógł sobie znaleźć miejsca, a poza tym
skończył mu się zapas kawy. Mimo chaosu panującego w jego
myślach praca nad nowym projektem szła mu bardzo dobrze.
Zdołał oddzielić od siebie na kilka godzin dwa aspekty
swojego życia, ale perspektywa spotkania z Ivy przyciągnęła
go z powrotem do rezydencji.
Kiedy bezszelestnie przebył korytarz i wszedł do kuchni,
poczuł gwałtowne bicie serca. Drobna, delikatnie zbudowana
Ivy stała na książce telefonicznej, z trudem utrzymując
równowagę i będąc najwyraźniej o krok od skręcenia sobie
karku.
- Co ty, do cholery, robisz? – krzyknął. – Czy
zwariowałaś?
Podbiegł do niej błyskawicznie, chcąc w jakiś sposób
złagodzić jej upadek, który wydawał się nieunikniony, bo
ciężki półmisek trzymany przez nią nad głową był już
niebezpiecznie przechylony.
Gdyby była skazana na własne siły, może udałoby się jej
zrealizować ryzykowny plan. Ale przestraszona jego
okrzykiem straciła równowagę, a on zdążył ją chwycić
w ramiona w ostatniej chwili. Ciężki ceramiczny półmisek
roztrzaskał się o podłogę.
Farrell poczuł, że jego odłamek trafił go w nogę, ale nie
zwrócił na to uwagi, bo bardziej przejął się stanem Ivy. W jej
oczach malowało się przerażenie graniczące z paniką.
Podniósł z podłogi monitor, a potem zaniósł Ivy do swojej
sypialni. Było to najbliższe pomieszczenie, w którym stała
kanapa. Posadził na niej Ivy i przyklęknął przed nią.
- Ivy – wykrztusił z trudem. – Czy myślałaś, że mam
zamiar cię uderzyć?
Była blada jak ściana i wyraźnie unikała jego wzroku.
- Tak – wyszeptała, a potem wybuchnęła płaczem.
Jej odpowiedź głęboko nim wstrząsnęła, ale równocześnie
wyjaśniła mu wiele rzeczy, których dotychczas nie rozumiał.
Nie chciał wzbudzić w niej jeszcze większego przerażenia,
ale nie mógł biernie obserwować jej załamania. Powoli wstał
z kolan, usiadł obok niej i otoczył ją ramieniem, chcąc
zademonstrować swoje współczucie i sympatię.
Gdyby uchyliła się przed jego dotykiem lub w jakikolwiek
sposób okazała mu niechęć, natychmiast wypuściłby ją
z objęć. Ale ona odwróciła się w jego stronę i przylgnęła
twarzą do jego piersi. Jej drobnym ciałem nadal wstrząsały
paroksyzmy spazmatycznego płaczu.
Zacisnęła rękę na jego koszuli ruchem człowieka, który
usiłuje znaleźć jakieś oparcie podczas szalejącej burzy. Jej
palce znalazły się na wysokości jego serca.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo jej pragnie.
Kontakt z jej ciałem obudził w nim bolesne podniecenie. Nie
potrafił zapanować nad pożądaniem, ale postanowił go nie
okazywać. A już za wszelką cenę nie narażać się na związek,
który na dłuższą metę musiał być dla niego destrukcyjny.
Ivy przestała płakać i wciągnęła głęboko powietrze.
- Przepraszam – wyszeptała, usiłując się podnieść, a on
natychmiast wypuścił ją z objęć. – Muszę sprawdzić, co
porabia Dolly.
- Nadal mocno śpi – oznajmił, wskazując wyświetlacz
monitora. – Porozmawiaj ze mną, Ivy. Ze mną albo z kimś
innym. Dla własnego dobra.
Otarła dłonią łzy, a potem zaplotła ręce na piersi i zagryzła
dolną wargę.
- To nie jest tak, jak myślisz – wyszeptała z trudem.
- Czy chcesz mi powiedzieć, że twój mąż nie znęcał się
nad tobą fizycznie?
- To długa historia… Czy na pewno chcesz jej wysłuchać?
Wcale nie był tego pewny, ale kiwnął głową.
- Richard był o dziesięć lat starszy ode mnie – zaczęła
cichym głosem. – Wykładał ekonomię w moim college’u. Nie
prowadził żadnych zajęć z moją grupą, ale spotkaliśmy się raz
czy dwa przy różnych okazjach. Kiedy moi rodzice zginęli na
jachcie, byłam studentką ostatniego roku. Richard pomógł mi
zmienić terminy egzaminów i uzyskać dyplom.
- Jakie były jego motywy?
- Wtedy myślałam, że jest po prostu dobrym człowiekiem.
Tonęłam w rozpaczy i czułam się bezradna. Richard zrobił
wszystko, co mógł, żeby mnie od siebie uzależnić. To był
długi i powolny proces. Nie zdawałam sobie sprawy, że on
stopniowo izoluje mnie od nielicznych krewnych, którzy
mogli zastąpić mi rodziców. To samo stało się z moimi
przyjaciółkami z uczelni. Wkrótce po dyplomie nasze drogi się
rozeszły. Zanim się obejrzałam, Richard był jedynym stałym
punktem odniesienia w moim życiu.
- To była forma psychicznego molestowania – stwierdził
Farrell, starając się zachować spokojny ton, żeby jej nie
narażać na jeszcze większy stres.
Jej wargi zadrżały, ale nie potwierdziła ani nie odrzuciła
jego opinii.
- Zapraszał mnie na kolacje i na długie rozmowy, które
odbywały się w jego gabinecie. Pewnego dnia mnie
pocałował. Nasz ślub odbył się cztery miesiące po rozdaniu
dyplomów.
- A potem zaczął cię bić? – spytał Farrell, a ona
uśmiechnęła się ze smutkiem.
- Okazał się obsesyjnym perfekcjonistą usiłującym
nadzorować wszystkie aspekty naszego życia. Uczył mnie, jak
należy umieszczać w uchwycie rolki papieru toaletowego.
Wymagał, żebym codziennie dokonywała przeglądu
zawartości lodówki i szafek kuchennych. Oczekiwał, że będę
spełniać wszystkie jego zachcianki, a ja go słuchałam, bo
byłam mu wdzięczna za to, co dla mnie zrobił.
- Kiedy się zorientowałaś, że coś jest nie tak?
- Dwa lata po wypadku rodziców pogodziłam się w końcu
z ich śmiercią. Zaczęłam myśleć o przyszłości. Zdałam sobie
sprawę, że muszę znaleźć jakąś pracę.
- Jaki był twój kierunek studiów?
- Pedagogika dziecięca. Wypełniłam mnóstwo formularzy
zgłoszeniowych, a w lecie zaczęłam dostawać zaproszenia na
rozmowy kwalifikacyjne. Nie powiedziałam nic Richardowi,
bo chciałam mu zrobić niespodziankę.
- Czy znalazłaś pracę?
- Przysłano mi kilka wezwań na bardziej zaawansowane
rozmowy, ale zanim do nich doszło, Richard dowiedział się
o wszystkim i wpadł w szał. Początkowo znosiłam jego
wrzaski, ale potem zaczęłam się bronić, a on uderzył mnie
w twarz tak mocno, że wpadłam na ścianę.
- Mój Boże, Ivy… - wykrztusił Farrell, a potem
zaniemówił z wrażenia.
- To się zdarzyło tylko raz. Natychmiast mnie przeprosił.
Ale zaczął mi wmawiać, że nasze życie rodzinne ułoży się
lepiej, jeśli zostanę w domu. Że jego zarobki zapewnią nam
wygodną egzystencję.
- Zarobki nauczyciela college’u?
- Miał drugą posadę, która zmuszała go często do
dwudniowych lub trzydniowych wyjazdów. Zastanawiałam
się, czy to nie koliduje z jego rozkładem zajęć na uczelni, ale
nie zadawałam mu żadnych pytań, bo wiedziałam, że on tego
nie lubi.
- Więc nie poszłaś do pracy? – spytał Farrell, marszcząc
brwi.
- Nie. Wmówiłam sobie, że on ma sporo racji, bo nie
powinnam była szukać zatrudnienia bez uzgodnienia z nim.
Wiedziałam, że niektórzy mężczyźni chcą być jedynymi
żywicielami rodziny, bo w ten sposób uzależniają od siebie
żony. Nie było to życie, o jakim marzyłam, ale tłumaczyłam
sobie, że w każdym małżeństwie musi być miejsce na
kompromis.
Usiadła niespodziewanie na krześle stojącym naprzeciwko
kanapy, a on odniósł wrażenie, że nogi odmówiły jej
posłuszeństwa. Przez długą chwilę wpatrywała się bez słowa
w podłogę, a on miał dość zdrowego rozsądku, aby uszanować
jej milczenie. Wydała mu się nagle krucha i bezradna.
Wiedział jednak, że kobieta, która doszła do siebie po tak
ciężkich przejściach, musi dysponować niezwykłą siłą
charakteru.
- Wstydzę się o tym mówić – wyznała szeptem, patrząc mu
w oczy.
- Dlaczego, Ivy? Przecież nie zrobiłaś nic złego.
Milczała przez chwilę, a potem nagle wylał się z niej potok
słów.
- Nie odeszłam od niego… Wytrzymałam trzy lata. Potem
pięć. Potem sześć. Śledził moje poczynania za pomocą
telefonu komórkowego. Wydzielał mi środki na życie. Nie
mogłam podjąć stałej pracy, więc piekłam w tajemnicy przed
nim ciasta lub torty dla sąsiadów i ukrywałam zarobione
pieniądze w tajnym schowku.
- Czy wiedziałaś, że w końcu od niego odejdziesz?
- Być może. Podświadomie. Ale przeznaczyłam te zarobki
na wizyty u psychoanalityczki. Dzięki jej pomocy
zrozumiałam, że pomoc, jakiej mi udzielał po śmierci
rodziców, nie była bezinteresowna. Że była dla niego
narzędziem do podporządkowania mnie swojej woli, więc nie
jestem mu nic winna.
- To musiało być dla ciebie bardzo trudne.
Kiwnęła głową i odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Masz słuszność. Nie byłam pewna, czy potrafisz mnie
zrozumieć. Czułam się jak idiotka. Pozwoliłam zapanować
nad swoim życiem człowiekowi, który był w gruncie rzeczy
psychopatą. W ciągu kilkunastomiesięcznej terapii stopniowo
zaczęłam dostrzegać prawdę. Nie było to łatwe, ale jeszcze
trudniejszy okazał się proces wybaczania samej sobie…
- Co było dalej? – spytał Farrell.
- Kiedy wyznałam mojej terapeutce, że mam zamiar go
porzucić, zaczęła się obawiać o moje bezpieczeństwo.
Tłumaczyłam jej, że uderzył mnie tylko raz, ale ona uważała
go za człowieka mogącego się posunąć do przemocy.
Farrell wiedział, że najgorsze dopiero nadejdzie, ale starał
się zachować spokój.
- Więc w końcu od niego odeszłaś?
- Musiał coś podejrzewać, choć robiłam co w mojej mocy,
żeby zachowywać się normalnie. Pewnego wieczoru wrócił
z podróży służbowej i… - Zamilkła, przełknęła ślinę
i spojrzała na niego z rozpaczą. – Nie będę wchodzić
w szczegóły, ale naruszył moje prawo do ochrony przed
niepożądaną ciążą.
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Ivy…
Współczucie, które dostrzegła w jego spojrzeniu,
utwierdziło ją w przekonaniu, że musi mu zademonstrować
swoją odporność na przeciwności losu.
- To było straszne, ale dopiero wtedy zrozumiałam, że
nasze małżeństwo straciło rację bytu.
- Więc od niego odeszłaś?
Potrząsnęła głową, przeżywając na nowo upiorny ciąg
bolesnych wydarzeń towarzyszących temu fragmentowi jej
życia.
- Odkryłam, że jestem w ciąży.
Zanim zdążył zareagować, zerknęła na wyświetlacz
monitora i zerwała się z miejsca.
- Dolly się obudziła – oznajmiła z wyraźną ulgą. – Muszę
do niej iść.
Pospiesznie podbiegła do kołyski, wyjęła z niej córeczkę
i przycisnęła ją mocno do piersi.
- Przepraszam cię, kochanie – wykrztusiła przez ściśnięte
gardło, kiedy Dolly zaczęła głośno protestować.
Tłumiąc wybuch płaczu, pocieszała się myślą, że najgorsze
ma już za sobą. Rozmowa z Farrellem, a przynajmniej jej
najważniejsza część, przypominała jakiś koszmarny sen.
Teraz czuła się kompletnie wyczerpana, ale dziwnie
spokojna.
Choć zdawała sobie sprawę, że postępuje jak tchórz,
wymknęła się bocznym wyjściem z rezydencji i pobiegła do
swojej chatki.
Swojej chatki, powtórzyła w myślach. Teraz zaczynała ją
traktować jak własny dom. A przecież nie wiedziała, jak długo
Farrell zechce się kryć na tym odludziu. Dwa miesiące? Trzy?
I nie miała pojęcia, co zrobi, kiedy przestanie mu być
potrzebna. Czy on zamierza wrócić na święta do Portland?
I czy pozwoli im tu zostać?
Bardzo pragnęła, by jej córka wychowywała się
w warunkach przypominających tradycyjne życie rodzinne.
Perspektywa spędzenia zimy na tym odludziu wydawała jej się
zachwycająca. Wiedziała jednak, że nieobecność Farrella
odbierze temu pobytowi cały urok. Zdawała sobie sprawę, że
jest już uzależniona od jego poczucia humoru, jego wybuchów
śmiechu i przewrotnych iskierek, które rozbłyskały często
w jego oczach.
Kiedy Dolly rozpoczęła swoją popołudniową drzemkę, Ivy
zabrała się do pieczenia czekoladowych ciasteczek.
Postanowiła wręczyć je Farrellowi jako symbol jej
pokojowych intencji. Lub dowód wdzięczności. Ze wstydem
wspominała moment, w którym on ratował ją przed upadkiem,
a ona odepchnęła jego ręce.
Widocznie atawistyczny instynkt przetrwania obudził
w niej jakieś mechanizmy obronne.
Nie wyznała Farrellowi całej prawdy, ale teraz nie miało to
już chyba większego znaczenia.
Nagle przypomniała sobie o rozbitym półmisku. Powinna
była go uprzątnąć już dawno, a teraz zbliżała się pora
przygotowań do kolacji.
Wzięła dziecko na ręce i ruszyła w kierunku dużego domu.
Kiedy weszła do kuchni, panował w niej idealny porządek.
Dwa pozostałe półmiski stały na blacie.
Odetchnęła głęboko i wyruszyła na poszukiwanie szefa.
Nie obawiała się konfrontacji, bo przecież nie zrobiła nic
złego. Znalazła go na tarasie. Naprawiał uszkodzony fragment
metalowej bariery. Kiedy wyprostował się, słysząc jej kroki,
ponownie zdała sobie sprawę, że jest bardzo atrakcyjnym
mężczyzną.
Wysokim. Silnym. Inteligentnym.
- Przyniosłam kilka ciastek, żebyś nie umarł z głodu,
zanim zrobię coś do jedzenia – oznajmiła drżącym głosem.
- Nie musisz nic gotować. Zamówiłem pizzę.
- Chyba żartujesz! Przecież najbliższa pizzeria jest
w miasteczku oddalonym od nas o co najmniej trzydzieści
kilometrów!
- Trzydzieści pięć. Ale byłabyś zdumiona, gdybym ci
powiedział, jak silną motywacją jest obietnica studolarowego
napiwku. Zamówiłem trzy rodzaje, bo nie znam twoich
upodobań.
- Farrell… - wykrztusiła, a potem nagle zebrała się na
odwagę. – Nie musisz okazywać mi współczucia. Prawdę
mówiąc, wcale tego nie chcę. Potrafię zapanować nad
nerwami.
- Wiem, ale widzę, że jesteś roztrzęsiona. Właśnie
chwiejny stan twoich nerwów jest jedyną rzeczą, która mnie
powstrzymuje od tego, żeby cię pocałować.
Ivy zastygła, przytłoczona wagą tej informacji, a Farrell
wziął na ręce Dolly, która natychmiast zaczęła ciągnąć go za
włosy.
- Czyżbym cię zszokował? – spytał z uśmiechem.
- Ja… To znaczy… Nie mogę w to uwierzyć.
- Dlaczego?
- Nie jestem piękna. Tacy mężczyźni jak ty i twoi bracia
spotykają się z pięknymi kobietami. To zasada obowiązująca
w środowisku miliarderów.
- Moim zdaniem jesteś piękna – odparł, wyraźnie
rozbawiony jej stwierdzeniem. – Być może nie mogłabyś
występować na wybiegu dla modelek. Ale masz coś, co jest
o wiele cenniejsze. Interesującą twarz i zachwycające ciało.
A twój uśmiech, choć rzadko się pojawia, rozjaśnia całe
otoczenie. Uważam cię za niezwykle atrakcyjną dziewczynę
i nie bardzo wiem, jak sobie z tym poradzić.
Dzwonek do drzwi zwolnił Ivy z obowiązku odpowiedzi.
Farrell wyjął z kieszeni plik banknotów.
- My z Dolly odbierzemy pizzę, a ty nakryj do stołu.
Wrócił po chwili, niosąc dziecko i dwa duże kartonowe
pudła.
Jedli w milczeniu, udając, że skupiają uwagę na Dolly,
która przez cały czas głośno szczebiotała. Ale Farrell nie mógł
się powstrzymać od ukradkowych spojrzeń na Ivy.
Miała na sobie swój codzienny strój, czyli spłowiałe
dżinsy i brązową bluzkę, której kolor korzystnie kontrastował
z jasną cerą jej twarzy.
Schował pozostałe kawałki pizzy do pudełka i umieścił je
w lodówce. Potem wrócił do stołu, usiadł i spojrzał jej w oczy.
- Czy mogłabyś ułożyć dziecko do snu tutaj, w moim
gabinecie? Nie dokończyliśmy naszej rozmowy, a ja
chciałbym poznać dalszy ciąg twojej opowieści.
Milczała przez chwilę, a potem wstała i kiwnęła głową.
- W takim razie muszę tu przynieść jej piżamę i kilka
innych rzeczy.
- Nie ma problemu. Ta młoda dama dotrzyma mi
towarzystwa podczas twojej nieobecności.
Ivy spędziła w chatce dwadzieścia pięć minut. Kiedy
wróciła do kuchni, nie zastała w niej nikogo. Idąc w kierunku,
z którego dochodziły głosy, dotarła do sypialni.
Zatrzymała się o kilka kroków od olbrzymiego
luksusowego łoża, na którym leżał Farrell, a Dolly siedziała na
nim i szarpała go za włosy, zanosząc się śmiechem. Całe
wyposażenie tego pokoju i przylegającej do niego dużej
łazienki dowodziło zamożności właściciela. Był to nieznany
jej dotąd świat ludzi bardzo bogatych.
- Przepraszam cię za kłopot – powiedziała cicho,
wyciągając ręce po dziecko.
- Nic nie szkodzi. Ona ma mnóstwo energii jak na tak
małego człowieczka. Będę na ciebie czekał w salonie.
Ivy przebrała córeczkę w piżamę i zaśpiewała jej na
dobranoc ulubioną kołysankę. Kiedy dziewczynka zasnęła,
wyszła na palcach z pokoju i zatrzymała się w łazience, aby
poprawić włosy. Nadal miała na sobie stare dżinsy
i rozciągniętą bluzkę. Mogła włożyć któryś z przysłanych
niedawno zestawów eleganckiej garderoby, ale nie chciała,
aby Farrell pomyślał, że stroi się za jego pieniądze.
Nadal nie mogła uwierzyć w to, że ma ochotę ją
pocałować. Była przekonana, że skłamał, chcąc podnieść jej
samoocenę. Poza tym wiedziała dobrze, że wciąż kocha swoją
nieżyjącą żonę.
Kiedy w końcu weszła do salonu, na dworze było już
ciemno. W ciągu ostatniej godziny niebo się zachmurzyło
i zaczął siąpić drobny deszcz. W kominku płonął ogień
rozpalony przez Farrella. Przodem do paleniska ustawione
były dwa fotele, a pomiędzy nimi niski stolik, na którym stała
butelka wina.
- Czy już śpi? – spytał Farrell, podnosząc głowę.
- Jak suseł. Jest na szczęście łatwym dzieckiem, więc nie
mam z nią większych kłopotów. Czy mogę zadać ci osobiste
pytanie?
- Oczywiście – odparł, ale w jego oczach pojawił się błysk
niepokoju.
- Dlaczego zbudowałeś taki wielki dom tylko dla siebie?
Wiem, że lubisz przyjmować gości, ale czy to był jedyny
powód?
Farrell przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ogień. Potem
rozsiadł się wygodniej w fotelu.
- Takie było życzenie Sashy – wyszeptał. – Mieliśmy
zamiar mieć dużo dzieci. Była zdolną artystką… jak na
amatorkę. Pewnego dnia, już kiedy była chora, naszkicowała
ten dom. I powiedziała żartem, że mam go zbudować, nawet
jeśli ona tego nie dożyje. Traktowała to zajęcie jako rozrywkę,
zwłaszcza wtedy, kiedy miała ciężkie dni. Ale rysowała
zawsze tylko elewację. Mówiła, że właściciel tak pięknej
działki z widokiem na ocean powinien wznieść na tym cyplu
właśnie taki dom. Kiedy umarła, spełniłem jej życzenie. –
Wzruszył ramionami. – Mam nadzieję, że ona o tym wie.
Ivy poczuła ucisk w sercu. Do jej oczu napłynęły łzy. Nie
wyobrażała sobie, że mogłaby być kiedyś tak kochana.
- Wybacz mi, jeśli moje pytanie sprawiło ci przykrość –
wykrztusiła. – Ja tylko…
- Nic nie szkodzi. To było dawno temu.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Zapadła niezręczna cisza. Farrell obwiniał za to siebie.
Sam nie wiedział, po co przywołał temat Sashy. Mógł przecież
po prostu powiedzieć, że potrzebował dużej przestrzeni, aby
urządzać przyjęcia.
- Czy napijesz się wina? – spytał, chcąc przełamać
milczenie.
- Chętnie.
Odkorkował butelkę syrah i napełnił dwa kieliszki. Ivy
wypiła mały łyk i uśmiechnęła się niepewnie.
- Nie znam się na czerwonych winach – przyznała. –
Powiedz mi coś na jego temat. Jest pewnie bardzo drogie.
- Pochodzi z Francji, z doliny Rodanu. Cena niektórych
butelek przekracza cztery tysiące dolarów, ale rocznik, który
pijemy, jest o wiele tańszy. Jeśli ci nie smakuje, to zostaw
resztę w kieliszku. Ja się nie obrażę.
- Jest bardzo dobre, ale rzadko mam do czynienia z winem,
więc będę je piła małymi łyczkami.
- Jak sobie życzysz. Podczas wizyty naszych
zagranicznych gości będziesz miała o wiele większy wybór.
Po tej krótkiej wymianie zdań znowu zapadła niezręczna
cisza, którą i tym razem przerwał Farrell.
- Przerwałaś swoją poranną opowieść w miejscu, w którym
chciałaś odejść od męża, ale odkryłaś, że jesteś w ciąży.
- Wiedziałam, że zrobił to celowo. Był pewny, że ciąża
powstrzyma mnie od rozwodu. Zdawał sobie sprawę, jak
ważna jest dla mnie rodzina. Zakładał, że będę dążyła do tego,
aby moje dziecko znało swojego ojca. Ale ja byłam
przekonana, że on zechce dominować nad życiem tego dziecka
tak samo, jak dominował nad moim.
- I co zrobiłaś?
Ivy wstała, podeszła do kominka i zaczęła grzać dłonie
w jego cieple. Kiedy odwróciła się do Farrella, dostrzegł na jej
twarzy bolesne napięcie.
- Nie przewidziałam porannych napadów fatalnego
samopoczucia. To było straszne. Straciłam na wadze dziewięć
kilo. Bałam się o życie dziecka. Wymiotowałam kilka razy
w ciągu dnia, a kiedy torsje mijały, byłam tak wyczerpana, że
nie mogłam się zmusić do wstania z łóżka.
- A co na to twój mąż?
- Znów zaczął znikać na dwa lub trzy dni, tłumacząc mi, że
są to wyjazdy służbowe. Wiedział, że nie zdobędę się na tak
wielki wysiłek, aby spakować swoje rzeczy i odejść. Niestety
miał rację. A ja z każdą godziną odczuwałam coraz większe
wyrzuty sumienia. Zdawałam sobie sprawę, że narażam na
niebezpieczeństwo swoje dziecko.
- Chyba oceniasz siebie zbyt surowo. Okazałaś się
imponująco wytrzymała. Czy poród był równie ciężki jak
ciąża?
- Na szczęście nie. W szpitalu czułam się bardzo dobrze.
Wszyscy traktowali mnie życzliwie. I miałam przy sobie
Dolly, która była dla mnie słodką pociechą. Modliłam się
codziennie, żeby nie odziedziczyła po ojcu jego DNA. A on
zachowywał się dziwnie. Tak jakby go to w ogóle nie
obchodziło. Dawał mi do zrozumienia, że Dolly gra w jego
życiu marginalną rolę, a przeważnie ją ignorował.
Farrell miał ochotę przerwać tę rozmowę. Opowieść Ivy
doszła do punktu, w którym można było ją zakończyć. Ale
nadal nie wiedział, dlaczego jego rozmówczyni wylądowała
z powrotem w Portland samotna i pozbawiona środków do
życia.
- Czy twój mąż odebrał cię ze szpitala albo przynajmniej
był w domu, kiedy wróciłaś?
- Nic podobnego. Zostawił w moim szpitalnym pokoju
kopertę, w której było tylko tyle gotówki, ile potrzebowałam
na powrót taksówką do mieszkania. To było typowe. Nie
pozwalał mi podjąć pracy i zawsze ograniczał moje wydatki.
Sprawdzał nawet rachunki ze sklepu spożywczego.
- Więc wróciłaś do domu taksówką?
- Tak. Miałam dużo szczęścia. Z biegiem lat poznałam
niektórych sąsiadów. Kiedy zostałam bez opieki z małym
dzieckiem, zaczęli przynosić mi posiłki i robić drobne zakupy.
To było wzruszające. Richard starał się zawsze izolować mnie
od otoczenia. Wrócił do domu, kiedy Dolly miała już tydzień.
- Z pewnością był nią zachwycony?
- Nie. Narzekał na to, że ona często płacze. Żądał, żebym
podawała mu posiłki i dbała o porządek. A potem chyba zdał
sobie sprawę, że wracam do zdrowia i z każdym dniem radzę
sobie coraz lepiej. Poczuł się zagrożony. Kiedy rok wcześniej
zamierzałam go porzucić, udaremnił moje plany,
doprowadzając do ciąży. A teraz… atmosfera w domu stawała
się nieznośna. Robiłam, co mogłam, żeby nie odbiło się to na
Dolly. Ale…
- Nie musisz mówić nic więcej, Ivy – powiedział Farrell,
wstając i podchodząc do kominka. – Chciałem, żebyś
otworzyła przede mną swoją duszę, bo byłem na tyle głupi,
aby myśleć, że to ci pomoże. Ale teraz widzę, że moja
dociekliwość jeszcze bardziej pogarsza twój stan psychiczny.
- Wiem, że miałeś dobre intencje, Farrell – wyszeptała
z uśmiechem. – I doceniam to, że starasz się mnie zrozumieć.
Moje przeżycia są nieodłącznym elementem mojej
osobowości. Nie jestem już kobietą, jaką byłam przed
porzuceniem Richarda. Nabrałam zaufania do siebie
i wyzbyłam się lęku. Tu, w Maine, żyjąc obok ciebie,
odzyskałam spokój ducha. Pobyt na tym odludziu to dla mnie
nie tylko nowa praca, lecz również nowy początek.
- Podziwiam twoją siłę wewnętrzną – powiedział,
delikatnie przesuwając grzbietem dłoni po jej policzku. –
Miałaś dość odwagi, żeby od niego odejść z dzieckiem na
ręku.
- Było trochę inaczej. Młode matki nie powinny prowadzić
życia erotycznego przez sześć tygodni od chwili porodu.
Richard ponownie mnie zgwałcił, czego skutkiem była groźna
infekcja wymagająca hospitalizacji. Straciłam mleko, więc nie
mogłam karmić Dolly.
- Kto zajmował się nią podczas twojego pobytu
w szpitalu?
- Nie wiem – odparła drżącym głosem. – Nie chciał mi
powiedzieć. Nie miałam pojęcia, czy jest chora, czy zdrowa,
szczęśliwa czy nieszczęśliwa. Ta nieświadomość działała na
mnie toksycznie.
- Co było dalej?
- Dziesięć dni po moim wyjściu ze szpitala dostał
rozległego zawału serca. Lekarze stwierdzili, że był martwy,
zanim upadł na podłogę.
- O Boże, Ivy… - zawołał z niedowierzaniem. – Kiedy to
było? Pół roku temu?
- Pięć i pół miesiąca. Wykorzystałam karty kredytowe,
które znalazłam w jego portfelu. Zapłaciłam za prywatny
pogrzeb. Nie miałam pojęcia, kogo zawiadomić, więc nie było
na nim nikogo oprócz mnie i Dolly. Kiedy to wszystko się
skończyło, dopadło mnie poczucie winy, ale równocześnie
odczuwałam ulgę, bo wiedziałam, że on nie może mnie już
w żaden sposób zranić.
- Chwała Bogu.
- Zaczęłam przygotowywać dom do sprzedaży. Kojarzyły
się z nim same smutne wspomnienia. Szybko znalazłam
kupca.
Wynajęłyśmy
ładne
mieszkanie
niedaleko
uniwersytetu. Zaczęłyśmy chodzić na długie spacery.
Wiedziałam, że będę musiała poszukać pracy, ale chciałam
przedtem spędzić trochę czasu z dzieckiem.
- Czy twój mąż nie był ubezpieczony na życie?
- Był, ale polisa nie obejmowała mojej osoby. Okazało się,
że wcale nie wyjeżdżał w sprawach zawodowych. Mieszkał
pod przybranym nazwiskiem w miasteczku oddalonym
o osiemdziesiąt kilometrów. Miał inną żonę i dwoje dzieci. Ta
kobieta nie wiedziała o moim istnieniu. Kiedy jej rzekomy
mąż zniknął, wynajęła prywatnego detektywa, który w końcu
trafił na mój trop.
- To wszystko przypomina jakąś kiepską operę mydlaną.
- Richard napisał testament, którego beneficjentką była ta
kobieta. Zabrali mi wszystko, co miałam. Lokaty bankowe,
karty kredytowe, dochód ze sprzedaży domu. Ona zażądała
nawet, żebym zwróciła pieniądze wydane na pogrzeb, ale ujął
się za mną sędzia, który wiedział, że jestem niewinną ofiarą,
więc przyznał mi pięć tysięcy dolarów. Wróciłam do Portland
i znalazłam w gazecie ogłoszenie umieszczone przez siostrę
Katie, która poszukiwała współlokatorki. Dalszy ciąg już
znasz.
Farrell uniósł łagodnie podbródek Ivy i spojrzał jej
głęboko w oczy.
- Jesteś najbardziej niezwykłą kobietą, jaką spotkałem.
Silną, pomysłową i odporną na przeciwności losu.
Pocałował ją delikatnie, pragnąc w ten sposób wyrazić
swój podziw. Kiedy ich usta się zetknęły, Ivy poczuła, że brak
jej tchu, a on zapomniał o całym świecie. Gdy odzyskał
panowanie nad sobą i usiłował zrobić krok do tyłu, przywarła
do niego całym ciałem, a jego zalała fala pożądania.
Objął drżącymi dłońmi jej twarz, a ona zarzuciła mu ręce
na szyję. Przycisnęła swój drobny biust do jego torsu, a on
położył dłonie na jej biodrach i przyciągnął ją do siebie.
Ivy poczuła jego nabrzmiałą męskość. Uznała, że chciał
dać jej to, na co oboje tak czekali.
- Ivy, ja cię pragnę – wyszeptał.
- A ja ciebie, Farrell.
Całowała jego podbródek, nos i brwi, a w końcu ponownie
znalazła drogę do jego ust. Kiedy wsunęła język między jego
wargi, odniósł wrażenie, że uginają się pod nim kolana.
- Poczekaj – wykrztusił ochrypłym głosem, usiłując
odzyskać panowanie nad sytuacją. – Nie przewidziałem tego.
Bardzo cię pragnę, ale musimy być pewni, że tego chcemy.
I że ty rozumiesz obowiązujące zasady.
Po raz pierwszy dostrzegł w jej piwnych oczach błysk
zmieszanego z rozpaczą gniewu.
- Nie, Farrell – powiedziała. – To ty musisz coś zrozumieć.
Już dawno przestałam wierzyć w bajki. Ty jesteś szlachetnie
urodzonym właścicielem pałacu, a ja mieszkam w piwnicy
i walczę o przetrwanie. Już dawno pozbyłam się złudzeń. Czy
mam ochotę się z tobą przespać? Tak, do cholery, mam. Ale
nie musisz się niepokoić. Jedyną rzeczą, na której mi zależy,
jest szczęście mojej córki. Nie potrzebuję opieki ani ochrony
ze strony żadnego mężczyzny. Mój prześladowca nie żyje.
Więc prześpij się ze mną albo nie, ale bądź łaskaw zrozumieć,
że nie jestem naiwnym dzieckiem. Znam zasady.
- To była imponująca przemowa – stwierdził, zdając sobie
sprawę, że ta rozmowa nie będzie dla niego łatwa.
Ivy wzruszyła ramionami i spojrzała na niego ze złością.
- Lubię jasno stawiać sprawy.
- Więc przyjmij do wiadomości, że ja cię pragnę, chociaż
wcale tego nie chcę.
Uniosła głowę i spojrzała na niego wyzywająco.
- Wiem o tym, Farrell. Jesteś nadal zakochany w swojej
żonie.
Zanim zdążył odpowiedzieć, odwróciła się i ruszyła
w stronę drzwi.
- Najwyższy czas, żebym odniosła Dolly do naszego
domku – rzuciła przez ramię. – Dobranoc, Farrell. Dziękuję za
wino i gotowość wysłuchania moich zwierzeń.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Nigdy nie doświadczyła tak wielu różnych emocji w tak
krótkim czasie. Opowiadanie Farrellowi o Richardzie było dla
niej bardzo trudne, ponieważ nadal dźwigała ciężar wstydu
i poczucia winy związanych ze świadomością, że straciła
dziesięć lat życia.
Ale najsilniej wstrząsnęło nią to, że Farrell najpierw ją
namiętnie pocałował, a potem potraktował jak głupią
nastolatkę błagającą o odrobinę zainteresowania.
Usłyszała za sobą jego kroki, więc zaczęła iść jeszcze
szybciej.
- Poczekaj, Ivy! Poczekaj, do diabła!
Odwróciła się i spojrzała na niego z oburzeniem.
- Nie potrzebuję twojej pomocy ani opieki!
Farrell zacisnął wargi, a w jego oczach rozbłysły ogniki
gniewu.
- Pada deszcz – powiedział. – Odprowadzę was.
- Odprowadzę? – powtórzyła, rzucając mu pogardliwe
spojrzenie. – Czy to jest dziewiętnasty wiek? Potrafię dotrzeć
do domu o własnych siłach przy każdej pogodzie.
Farrell chwycił ją za rękę. Bijące od niego ciepło
całkowicie ją obezwładniło.
- Wyobrażam sobie twoją białą skórę – oznajmił drżącym
głosem. – Malinowe sutki. Drobne kształtne piersi idealnie
pasujące do moich rąk.
Jego słowa podziałały na nią jak tajemne zaklęcie. Poczuła
ucisk w piersi. A on wplótł dłonie w jej włosy i przyciągnął ją
do siebie. Jego pocałunek był tak głęboki i gorący, że
zapomniała o urazach. Miała ochotę rzucić mu się w ramiona
i otoczyć nogami jego biodra.
Wiedziała dobrze, że gdyby teraz wypuścił ją z objęć,
zaczęłaby błagać o jego względy. Ale on nie przerywał
pocałunku. Nadgryzł delikatnie jej ucho i wsunął kolano
między jej uda. Oboje byli ubrani, więc mogła czuć się
bezpieczna. Ale pożądała go tak bardzo, że nie panowała nad
sobą. Oderwał wargi od jej ust i zaczął głęboko oddychać.
- Powiedz mi całą prawdę – zażądała. – Czy po to kazałeś
mi nocować w swoim domu podczas tego weekendu, żeby się
ze mną przespać?
- Co za głupstwa! – zawołał, patrząc na nią
z oburzeniem. – Dlaczego miałbym cię uwodzić właśnie
wtedy, kiedy po domu będą się kręcić tłumy gości? Zrobiłem
to z dwóch powodów. Potrzebuję kogoś, kto będzie pełnił
honory pani domu i liczyłem na to, że ty, jako osoba
z zewnątrz, poradzisz mi, jak zaprezentować naszą firmę jej
potencjalnym współpracownikom. Liczyłem też na to, że ten
weekend cię rozerwie, ale to miała być korzyść uboczna.
- Akceptuję to tłumaczenie i przepraszam.
- Idź po dziecko. Dokończymy tę rozmowę w chacie.
„Dokończymy tę rozmowę w chacie”.
Dolly nie była zadowolona z tego, że przerywają jej
drzemkę, ale Ivy poklepała ją delikatnie po plecach.
- Chodź, kochanie. Pozwolę ci zasnąć już za chwilę.
Owinęła dziecko kocykiem, wzięła je na ręce i ruszyła
w stronę drzwi wyjściowych, przy których spotkała Farrella.
- Pada dość silny deszcz – oznajmił. – Pozwól mi nieść
Dolly, żebyś mogła rozłożyć parasol.
- Nie musisz iść ze mną.
- Ale chcę, Ivy. Jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- To jest twoja chata.
- Ale twój dom – odparł, całując ją w czoło. – A ja nie
powinienem wchodzić do niego bez zaproszenia.
- W takim razie czuj się zaproszony.
Podała mu dziecko i sięgnęła po parasol.
Kiedy otworzyli drzwi, do domu wdarł się powiew wiatru
przynoszący ze sobą zapach letniego deszczu i mokrej ziemi.
Burzliwa pogoda była kontrapunktem dla emocji Ivy.
Przekroczyła próg i wyszła w ciemną noc.
Gdy dotarli do chatki, pospiesznie zdjęła mokrą kurtkę.
- Chcę ją jak najszybciej położyć – powiedziała,
wyciągając ręce w kierunku Dolly. – Ty tymczasem postaraj
się wysuszyć.
Kiedy odeszła, zdjął buty i stwierdził, że przemoczone są
nie tylko jego spodnie, lecz również skarpetki. Postanowił jak
najszybciej wypić coś ciepłego.
Gdy Ivy weszła do kuchni, był pochłonięty
przeszukiwaniem szafek i szuflad.
- Zrobiłem gorącą czekoladę – oznajmił. – Czy zostały ci
jeszcze te imbirowe ciasteczka?
- Masz szczęście – odparła, otwierając jedną z szafek
i wyjmując plastikową torbę. – Pani Peterson, która robiła
zakupy, musi dobrze znać kulinarne upodobania braci Stone.
- Najlepiej zna Quina.
Napełnił dwa kubki gorącym napojem i wysypał na
talerzyk garść ciastek. Kiedy usiedli przy stole, wypił duży łyk
czekolady, a potem cicho zaklął.
- Czyżbyś się oparzył? – spytała Ivy.
- Trochę. Za najbardziej impulsywnego uchodzi w naszej
rodzinie Quin, ale ja też potrafię zdobyć się na ryzyko.
- Czy mam z tego wnosić, że traktujesz również mnie jak
ryzykowny eksperyment? To nie byłoby zbyt pochlebne.
- Sam nie wiem, co do ciebie czuję. Ale chyba nie musimy
tego w tej chwili analizować.
- Coraz mniej cię rozumiem – wyznała Ivy. – Początkowo
uważałam cię za poważnego naukowca, skupionego na pracy.
A teraz podejrzewam, że jesteś w gruncie rzeczy hedonistą.
- Czy nie mogę być równocześnie jednym i drugim? Cóż
w tym dziwnego, że chcę się po godzinach pracy przespać
z fascynującą kobietą?
- Mam nadzieję, że nie będziemy tracić wiele czasu na
spanie – powiedziała z przewrotnym uśmiechem. –
Deszczowe wieczory zawsze pobudzają moją wyobraźnię. Ale
nie zwlekajmy zbyt długo, bo Dolly budzi się bardzo
wcześnie.
Farrell ruszył za nią w stronę sypialni, przypominając
sobie, że musi traktować ją łagodnie, gdyż przeżyła już wiele
aktów męskiej agresji. Kiedy podeszli do łóżka, zauważył, że
jej pewność siebie gwałtownie się kurczy.
- Nie bój się mnie, Ivy.
- Nie boję się. Obawiam się tylko, czy nie będziesz
zawiedziony. Richard namącił mi w głowie, krytykując na
różne sposoby mój stosunek do seksu. A ja nigdy…
- Chcesz powiedzieć, że nigdy nie spałaś z żadnym
mężczyzną oprócz męża?
- Nie – wyszeptała.
- W takim razie ustalmy podstawowe zasady. W tym
pokoju jesteśmy tylko my dwoje. Nie ma tu Sashy. Nie ma
Richarda. Nie ma żadnej bolesnej przeszłości. Mam zamiar się
z tobą kochać i zapomnieć o całym świecie. Mam nadzieję, że
ty zrobisz to samo.
- Okej – wyszeptała, kiwając głową.
Rozebrał ją delikatnie, a kiedy była już naga, odrzucił
kołdrę.
- Wskakuj do łóżka, bo jest tu dosyć chłodno – polecił jej
z uśmiechem, a potem zaczął się rozbierać.
Kiedy zdjął bokserki, Ivy szeroko otworzyła oczy. Patrzyła
na jego nabrzmiałą męskość z zachwytem.
- Posuń się. Obiecuję, że nie pozwolę ci zmarznąć.
Położył się obok niej, a ona natychmiast przylgnęła do
jego ciała. Poczuł gwałtowny przypływ pożądania, ale
postanowił panować nad nim, żeby zadowolić Ivy.
- To jest cudowne – wyszeptał, przesuwając dłonią po jej
gładkiej skórze. – Od dawna o tym marzyłem.
- Naprawdę? – spytała ze zdumieniem, opierając się na
łokciu i patrząc mu w oczy. – Więc dlaczego nigdy tego nie
okazałeś?
- Nie miałem pewności, czy to byłoby właściwe. Nie
chciałem wykorzystywać tego, że jestem twoim pracodawcą…
Prawdę mówiąc, nadal czuję się winny.
- Nie mów głupstw – wyszeptała, ponownie przytulając się
do jego piersi. – Przecież ta praca ma charakter tymczasowy.
Oboje o tym wiemy. Kiedy nadejdzie właściwy moment, ty
wrócisz do głównej siedziby firmy, a ja pojadę do Portland,
żeby szukać innej pracy. Wszystko jest w porządku, Farrell.
Poza tym ustaliliśmy przecież, że liczy się tylko ten pokój, to
łóżko, ta noc.
- Masz rację – przyznał, całując ją w czubek głowy.
- Chciałabym poznać twoje ciało. Dowiedzieć się, co
lubisz, co sprawia ci przyjemność. Czy się na to zgadzasz?
- Oczywiście – odparł, choć marzył o tym, by jak
najprędzej ją posiąść.
Uklękła obok niego na łóżku. Jej piersi były drobne, ale
miały idealny kształt. Usiłował ich dotknąć, ale odsunęła jego
dłoń.
- Nie ruszaj się – rozkazała. – Załóż ręce za głowę.
Wykonał jej polecenie, choć pożądanie odbierało mu
zdolność logicznego myślenia.
- Kocham twoje ciało – wyszeptała. – Ono tak bardzo
różni się od mojego. – Pochyliła się nad nim i położyła obie
dłonie na jego obojczykach, a on poczuł na policzku jej ciepły
oddech. Z trudem powstrzymał głośny jęk, kiedy przesuwała
palcem po jego mostku.
Następnym etapem jej erotycznej wyprawy były biodra.
Potem rozsunęła jego uda i pochyliła się nad nabrzmiałym
członkiem. Kiedy wzięła go do ust, zadrżał tak gwałtownie,
jakby przeżywał atak tropikalnej febry. Zachwyciło go to, że
na jej twarzy maluje się taka niewinność, jakby była nieśmiałą
młodą dziewczyną z zaciekawieniem badającą szczegóły jego
anatomii.
Nagle przeżył orgazm, który przyprawił go o wstyd
i najwyraźniej zaskoczył Ivy. Otarła usta i spojrzała na niego
szeroko otwartymi oczami.
- Do diabła, Ivy… - wykrztusił, czując, że się czerwieni. –
Przepraszam. Podniecasz mnie tak bardzo, że straciłem
panowanie nad sytuacją. W łazience są czyste ręczniki.
Zsunęła się z łóżka i włożyła szlafrok, a potem zniknęła za
drzwiami. Farrell ruszył za nią, czując, że jego erekcja
cudownie się odradza. Kiedy stanął przed nią nagi, na jej
twarzy odmalowało się zdumienie.
- Muszę przyznać, że jesteś atrakcyjnym facetem –
oznajmiła poważnym tonem. – Ale…
- Ale co?
- Jesteś też arogancki i apodyktyczny. Chyba nie mam
ochoty się z tobą kochać.
- Naprawdę? – spytał z ironicznym uśmiechem. – Myślę,
że kłamiesz.
- A ja myślę, że jesteś obłąkanym na tle seksu
neandertalczykiem.
Objął ją czule i pocałował w czoło.
- To twoja ostatnia szansa, Ivy. Musisz się zdecydować,
czy mnie pragniesz czy nie.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Była nadal oszołomiona. Czyżby naprawdę podnieciła
Farrella do tego stopnia, że stracił samokontrolę? Wydawało
się to mało prawdopodobne.
Kiedy ją objął i pocałował tak gorąco, jakby była jego
ostatnią życiową szansą, ugięły się pod nią kolana. Poczuła na
skórze rozkoszny dotyk jego ciała.
- Zadałem ci pytanie, Ivy – przypomniał, pociągając lekko
kosmyk jej włosów.
- Nie przestawaj mnie całować – poprosiła.
- Zgoda, ale musisz przyznać, że mnie pragniesz.
Wsunął dłoń między jej uda i wszedł w nią dwoma
palcami, a ona wydała jęk rozkoszy.
- Jesteś mokra i rozgrzana, moja droga. Twoje ciało nie
kłamie, ale ja żądam słów.
Teraz ona z kolei znalazła się na granicy orgazmu. Drżała
z pożądania i marzyła o tym, by ją posiadł.
- Proszę cię, kochaj się ze mną, Farrell. Pragnę cię. Chcę,
żebyś…
- Wiem, czego chcesz – oznajmił z uśmiechem, kładąc
dłoń na jej ustach.
Rozwiązał pasek jej szlafroka, a potem wziął ją na ręce,
zrobił dwa kroki i opadł wraz z nią na łóżko.
Przychodziły mu do głowy tysiące sposobów ugaszenia
trawiącego ją żaru, ale postanowił zachować powściągliwość.
Zdawał sobie sprawę, że zgoda na spędzenie z nim nocy była
dla niej ważnym krokiem. Musiał zrobić wszystko, by nie
żałowała swojej decyzji. Położył prawą dłoń na jej płaskim
brzuchu i zaczął delikatnie pieścić łechtaczkę, a ona wydała
głośny jęk, który jeszcze bardziej go podniecił.
Nagle przypomniał sobie coś, o czym powinien był
pamiętać.
- Przepraszam cię, Ivy. Zapomniałem o prezerwatywie.
Jest w kieszeni spodni.
- Pospiesz się – wyszeptała, otwierając oczy, w których
płonęło pożądanie.
Szybko zsunął się z łóżka, a kiedy wrócił chwilę później,
odkrył, że czeka na niego niecierpliwie. Mimo to zapragnął,
aby potwierdziła swoją gotowość słowami.
- Czy jesteś pewna, że tego chcesz, Ivy? – spytał, a ona
zarzuciła mu rękę na szyję i wyszeptała:
- Jeśli każesz mi czekać jeszcze sekundę, to przysięgam, że
zatruję ci śniadanie.
Z trudem panując nad sobą, zaczął bardzo wolno się z nią
łączyć. Choć błagała, żeby się pospieszył, celowo odsuwał
moment spełnienia. Kiedy w końcu dotarł do celu, przycisnął
policzek do jej twarzy.
- Masz cudowne ciało, Ivy. Stworzone do tego, żeby
dawać rozkosz tobie i mnie. Nigdy o tym nie zapominaj.
Nie odpowiedziała, a on dostrzegł w jej oczach cień
wątpliwości, więc postanowił dowieść słuszności swoich słów.
Gdy delikatnie ucałował jej nabrzmiałe sutki, jęknęła. Mocno
naparł na nią swoją męskością i zaczął się powoli poruszać.
Wyszeptała głośno jego imię i przywarła do niego jeszcze
mocniej. Poczuł na plecach ukłucie paznokci. Jej orgazm był
długi i gwałtowny, a on też zapomniał na chwilę o całym
świecie, wspinając się na szczyt radosnego spełnienia.
Nagle zdał sobie sprawę, że odzyskał dzięki Ivy chęć
korzystania z życia, a równocześnie uzależnił się od jej uczuć.
Ten stan rzeczy wydał mu się nieco niepokojący, ale wiedział,
że wstąpił na drogę, z której nie ma odwrotu. Zamknął oczy
i zasnął.
Ivy obudziła się w ciemności, odruchowo zerknęła na
monitor i stwierdziła, że Dolly śpi. Dopiero potem
uświadomiła sobie, gdzie jest i co niedawno przeżyła.
Odetchnęła głęboko, usiłując udawać przed sobą, że nie
zaprosiła Farrella do swojego łóżka.
Co ja najlepszego zrobiłam? – spytała się w myślach.
Delikatnie odsunęła kosmyk włosów, który opadł na czoło
Farrella. Jej pracodawca wydawał się we śnie równie męski
jak zawsze, ale o wiele bardziej przystępny. Zaczęła sobie
tłumaczyć, że nie powinna przywiązywać do tego wydarzenia
zbyt wielkiej wagi. Ona była samotna i tęskniła za fizycznym
kontaktem z mężczyzną, a on chciał przerwać swój seksualny
post.
Ale wspominając to, co zaszło, uświadomiła sobie, że
w momentach miłosnego uniesienia czuła się po raz pierwszy
od dawna naprawdę szczęśliwa.
Zegarek wskazywał czwartą trzydzieści, więc wiedziała,
że Dolly będzie mocno spała jeszcze przez dwie godziny.
Delikatnie oswobodziła się z objęć Farrella, żeby pójść do
łazienki. Kiedy wróciła, był już na wpół obudzony.
- Wracaj do łóżka – poprosił z uśmiechem.
- Taki właśnie miałam zamiar.
Upuściła szlafrok na podłogę i uniosła kołdrę. Farrell
natychmiast mocno ją objął i pocałował w szyję.
- Czy masz ochotę na więcej, Ivy?
- Tak – westchnęła. – Och, tak.
Tym razem obudziło ją dochodzące z głośnika monitora
gaworzenie Dolly.
Przeciągnęła się, usiłując odpędzić resztki snu.
Zerknąwszy na drugą stronę łóżka, stwierdziła, że jest pusta.
Na poduszce leżała jednak kartka. Krótkie i bezosobowe
przesłanie:
„Droga Ivy, muszę iść do pracowni. Nie martw się
o śniadanie. Ukradłem banana z twojej kuchni.
Do zobaczenia, Farrell”.
Zmarszczyła brwi. Co miał na myśli, pisząc: „Do
zobaczenia”? Nie bardzo wiedziała, jak powinien wyglądać
poranek po upojnej nocy, ale ta oschła notatka nie pasowała do
oglądanych przez nią romantycznych filmów.
No cóż, żadne z nich nie ukrywało swoich oczekiwań.
Jemu zależało na seksie, ona marzyła o powrocie do
normalnego życia. Erotyczna przygoda z takim mężczyzną jak
Farrell mogła stać się ważnym etapem jej rekonwalescencji.
Oboje osiągnęliśmy cel, pomyślała. Nie mam prawa czuć
się smutna albo zawiedziona. Dzisiejszy dzień nie różni się
niczym od wczorajszego. Życie musi toczyć się dalej.
Ubrała się pospiesznie i przygotowała butelkę, a potem
weszła do pokoju Dolly, która powitała ją radosnymi
okrzykami.
Nakarmiwszy córkę, zdała sobie sprawę, że nie może
dłużej odkładać wizyty w dużym domu.
Farrell zrezygnował ze śniadania, ale mógł wrócić na
lunch. Postanowiła więc ugotować zupę jarzynową, która
uprzyjemni im chłodny i mglisty dzień.
Była zdenerwowana. Nie miała pojęcia, jak powinna się
wobec niego zachować. Przez krótką chwilę kusiło ją, by
zapukać do drzwi pracowni, ale odrzuciła ten pomysł jako
niedorzeczny. Farrell niejednokrotnie dawał jej do
zrozumienia, że nie lubi być odrywany od pracy.
Pora lunchu nadeszła i minęła. Ivy zjadła zupę i nakarmiła
dziecko, a potem ułożyła je w przenośnej kołysce. O drugiej
usłyszała sygnał oznaczający nadejście esemesa. Komunikat
Farrella był równie lakoniczny jak jego poranne przesłanie:
„Ivy, jestem w Portland. Wydarzyło się tu coś ważnego.
Wrócę z Katie i Quinem jutro rano. Farrell”.
Wpatrywała się w telefon, czując przyspieszone bicie
serca. Nie miała pojęcia, czy naprawdę stało się coś
nieprzewidzianego, czy też Farrell wyjechał dlatego, że chciał
zbagatelizować wydarzenia ubiegłej nocy.
Czyżby myślał, że ona zbyt wiele sobie po niej obiecuje?
A może miał poczucie winy wywołane świadomością, że
zdradził żonę, kobietę, którą nadal kocha?
Pusty dom i niewesołe rozważania wpłynęły na nią
przygnębiająco.
Przecież jeszcze niedawno była tu taka szczęśliwa. Nowa
praca. Nowy przyjaciel. Owszem, Farrell jest jej przyjacielem
mimo wszystkiego, co się wydarzyło. Czy będzie musiała
wyjechać? Skoro jedna noc spędzona w jej łóżku obudziła
w nim tak negatywne uczucia, to chyba dalsza koegzystencja
nie będzie możliwa.
Perspektywa powrotu do Portland wydawała jej się
przerażająca.
Pokochała
siedzibę
Farrella
ukrytą
w nadmorskich lasach. Inne kobiety tęskniłyby pewnie za
restauracjami, nocnymi barami i urokami wielkiego miasta, ale
ona nigdy nie zakosztowała takiego stylu życia. Dla niej pobyt
na odludziu był po prostu idyllą.
Postanowiła traktować Farrella w taki sposób, jakby w ich
stosunkach nic się nie zmieniło. Dać mu od początku do
zrozumienia, że nie jest zaangażowana uczuciowo
i ograniczyć ich kontakty do spraw służbowych.
Środa ciągnęła się w nieskończoność. Wiedziała, że jest to
wywołane nieobecnością Farrella. Że po prostu za nim tęskni.
W czwartek rano dostała mejla od Katie – od Katie, a nie od
Farrella – z wiadomością, że ona i obaj bracia Stone przyjadą
w porze lunchu. Postanowiła więc przyrządzić grillowane
piersi kurczaka, surówkę i sałatkę owocową. Niebawem
w kuchni zaczęły się unosić zachwycające zapachy.
Kiedy usłyszała odgłos zatrzaskiwanych drzwi
samochodu, wyjrzała przez okno i zobaczyła całą trójkę
wysiadającą z dwóch limuzyn. Farrell wydał jej się młodszy
i wyższy od człowieka, którego zapamiętała.
Gdy weszli do kuchni, powitała ich radosnym uśmiechem.
- W samą porę – oznajmiła pogodnym tonem. – Mam
nadzieję, że jesteście głodni.
- Bardzo – odparł Quin, przeciągając się, aby rozprostować
kości. – Nie zdążyliśmy zjeść śniadania.
- Wszystko pachnie niezwykle apetycznie! – zawołała
Katie. – Czy mogę ci w czymś pomóc?
Farrell nie odezwał się ani słowem. Był pochłonięty
przeglądaniem stosu listów.
- Możesz podać obu panom coś do picia – odparła Ivy,
kiwając głową w kierunku Katie. – Cała reszta jest gotowa.
Nakryłam tylko na trzy osoby, bo zjadłam lunch przed
waszym przyjazdem. Dolly zbudziła mnie o świcie, więc
byłam bardzo głodna.
Postawiła jedzenie na stole, wymknęła się z kuchni
i otworzyła drzwi gabinetu.
Stwierdziwszy, że Dolly nadal mocno śpi, usiadła
w wygodnym fotelu, zamknęła oczy i pogrążyła się
w niewesołych myślach.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Czy moglibyście przydzielić naszym gościom
odpowiednie pokoje? – spytał Farrell, wręczając Katie arkusz
papieru. – Wpisałem ołówkiem kilka możliwych wariantów. Ja
poszukam tymczasem Ivy, żeby się dowiedzieć, co jeszcze
pozostało do zrobienia.
Znalazł ją po dłuższej chwili. Gdy zajrzał do gabinetu,
zobaczył uśpione dziecko i jego matkę, która również
wydawała się pogrążona we śnie.
Wśliznął się do pokoju, bezszelestnie zamykając za sobą
drzwi. Ivy nie drgnęła. Musiała być bardzo zmęczona… albo
jego kroki zagłuszył pracujący wentylator.
Od momentu, w którym opuścił jej łóżko poprzedniego
ranka, upłynęło jakieś trzydzieści godzin. Wydawały mu się
wiecznością.
Zdawał sobie sprawę, że postąpił przed chwilą jak idiota,
ignorując jej obecność. Kiedy ją ujrzał, stracił pewność siebie.
Udawał, że przegląda tę cholerną pocztę, bo nie wiedział, jak
się zachować i co mówić.
Chyba powinien ją przeprosić.
Z drugiej strony, jeśli nie miał zamiaru spędzać z nią
następnych nocy, to najlepszą metodą postępowania wydawało
się udawanie, że wszystko wygląda tak jak dawniej.
Czy potrafi się na to zdobyć? Czy potrafi zachowywać się
tak, jakby noc spędzona z Ivy nie była dla niego
najważniejszym przeżyciem na przestrzeni ubiegłych siedmiu
lat?
Minęło kilka minut. Ivy nadal się nie poruszała, a on uznał,
że jest to znak od losu, który mówi: „Zostaw sprawy
własnemu biegowi”, „To już woda pod mostem”, „Nie oglądaj
się za siebie”, lub podsuwa inne, równie bezsensowne banały.
Nie umiejąc podjąć decyzji, nacisnął klamkę i wyszedł
z pokoju.
- Omówiliśmy już chyba wszystko – powiedziała Katie. –
Firma cateringowa będzie tu o ósmej rano. Jej szefowa
przysłała mi propozycje dotyczące posiłków, jakie musimy
wydać w ciągu weekendu. Dwie osoby poprosiły o dietę
bezglutenową, jedna o dietę wegańską, a jedna ma alergię na
orzeszki ziemne. Jesteśmy przygotowani na każdą
ewentualność.
- Czy ona nie jest niezwykła? – spytał Quin, całując żonę
w czubek głowy.
- Była moim doradcą do spraw zarządzania na długo przed
waszym ślubem – oznajmił z uśmiechem Farrell. – W pełni
doceniam jej kwalifikacje.
- Nie wszystkie – mruknął Quin, mrugając do niego
porozumiewawczo i całując szyję żony.
- Odejdź, ty gburze – warknęła Katie, odpychając go od
siebie. – To jest poważna narada, więc spróbuj zachowywać
się jak człowiek dorosły.
- Tak jest, proszę pani – obiecał Quin pokornym tonem.
Farrell wstał i leniwie się przeciągnął.
- Widzę, że panujecie nad sytuacją, więc chyba pójdę do
pracowni. Kiedy zacznie się to zamieszanie, nie będę mógł się
do niej wyrwać przez całe trzy dni.
- Jak idzie praca nad urządzeniem pomiaru wysokości? –
spytał Quin. – Czy doszło do przecieków?
- Nie słyszałem dotąd o żadnym przypadku pogwałcenia
zasady tajności naszych badań. Wynika z tego, że obszarem
działalności szpiega było laboratorium w Portland.
- Zachary usiłuje znaleźć eksperta, który mógłby
przeanalizować funkcjonowanie wszystkich komputerów.
- To potwornie trudne zadanie – mruknęła Katie. – Jeśli,
jak mówisz, praca idzie ci tu dobrze, Farrell, to proponuję,
żebyś pozostał na miejscu, dopóki nie poznamy prawdy.
- Najbardziej złości mnie to, że możemy jej nigdy nie
poznać – zauważył Farrell, marszcząc brwi.
- Jeśli w naszej firmie pracuje szpieg przemysłowy lub
haker, czy jak tam się to teraz nazywa, gwarantuję, że go
znajdziemy.
- Chciałbym w to wierzyć. Ale policyjne śledztwo utknęło
w miejscu z powodu braków kadrowych. A sprawca wypadku
drogowego, w którym zginął nasz ojciec, nie żyje. To był jakiś
włóczęga i narkoman. Nie ma też dowodów na to, że ta
katastrofa była w jakikolwiek sposób związana z kradzieżą
moich projektów. Jeśli obaj z Zacharym wyrazicie zgodę,
wynajmę prywatnego detektywa.
- To będzie cholernie kosztowne – mruknął Quin. – Mimo
to jestem za.
- Ja też – rzekła Katie. – Ale mamy w tej chwili pilniejsze
rzeczy na głowie. Jedźmy do naszego domu, Quin. Powiedz
mi, Farrell, czy Ivy zna już wszystkie szczegóły?
- Z pewnością będzie ci wdzięczna za wszelkie dodatkowe
informacje – odparł Farrell. – Myślę, że obie z Dolly są teraz
w gabinecie.
- Czy to nie jest dziwne? – spytała Katie, zerkając na
męża, gdy tylko Farrell zamknął drzwi. – Od naszego
przyjazdu prawie się do siebie nie odzywali. Miałam nadzieję,
że do tej pory zdążą się zaprzyjaźnić.
- Katie, to nie powinno obchodzić ani ciebie, ani mnie –
oznajmił jej mąż ostrzegawczym tonem. – Namówiłaś go,
żeby zatrudnił Ivy, i może postąpiłaś słusznie. Ale Farrell jest
samotnikiem. Zmienił się po śmierci Sashy. Stała obecność
osoby prowadzącej dom i małego dziecka może go męczyć.
Ivy stała tuż za drzwiami i słyszała całą wymianę zdań.
Czuła się zraniona. Czy to możliwe, by Farrell wolał żywić się
kanapkami z masłem orzechowym niż znosić towarzystwo jej
i Dolly? – myślała gorączkowo. Czy to możliwe, aby żałował,
że spędził z nią noc?
Pół godziny wcześniej wcale nie spała, kiedy wszedł do
gabinetu. Wstrzymując oddech, czekała na jakiś znak lub
słowo. Nie miała pojęcia, czy nie przyszedł po to, aby
oznajmić, że jej obowiązki dobiegną końca zaraz po
najbliższym weekendzie, gdyż doszedł do wniosku, że wcale
nie potrzebuje osoby prowadzącej dom.
Z pewnością nie przyszedł po to, aby rozmawiać o tym, co
wydarzyło się owej nocy. Przecież nie zrobili nic złego. Oboje
byli dorośli i mieli prawo postępować według własnego
uznania.
Odetchnęła głęboko i weszła do kuchni.
- Czyżbym usłyszała moje imię? – spytała z pogodnym
uśmiechem.
Katie wydawała się zaskoczona, ale Quin zachował się jak
człowiek umiejący zapanować nad każdą sytuacją.
- Katie mówiła właśnie, że chce z tobą omówić szczegóły
nadchodzącego weekendu. Żebyś wiedziała…
- Jasne – przerwała mu Ivy. – Żebym wiedziała, na czym
właściwie ma polegać moja rola.
Katie wzięła na ręce Dolly i podała ją mężowi.
- Włóż jej płaszczyk, który wisi w korytarzu, i pospaceruj
z nią po ogrodzie. My musimy się naradzić.
Kiedy zostały same, Ivy usiadła przy kuchennej wyspie,
a Katie podała jej swój notatnik.
- Sfotografuj tę listę gości swoją komórką. To ci pomoże
zapamiętać nazwiska. Na drugiej stronie znajdziesz wymogi
dotyczące diety, ale z tym musi sobie poradzić obsługa
cateringu.
- Twój szwagier zaproponował mi wysoką pensję, więc
uważam, że powinnam uczestniczyć w przygotowywaniu
posiłków.
- Nonsens. Farrell powiedział bardzo wyraźnie, że chce,
abyś pełniła obowiązki pani domu.
- Nigdy czegoś takiego nie robiłam. Richard nie zapraszał
żadnych gości.
- Po raz pierwszy wspominasz w mojej obecności o swoim
mężu. Czy wracasz już do siebie po jego utracie?
- Jakoś sobie radzę. To nie było udane małżeństwo.
Katie milczała przez chwilę, a potem wstała.
- Czy możemy na początek pójść do twojej chatki i wybrać
stroje na różne okazje związane z tym weekendem?
- Och, to świetny pomysł! – zawołała z entuzjazmem
Ivy. – Od kilku dni męczą mnie wątpliwości dotyczące
właśnie tej sprawy.
Kiedy weszły do chatki, Katie rozejrzała się
z zainteresowaniem po jej wnętrzu.
- Widzę, że zdążyłyście się tu już zadomowić. Uwielbiam
taki zorganizowany chaos.
Gdy dotarły do sypialni, Katie zaczęła przeglądać wiszące
w szafie nowe stroje.
- To zamówiłam z myślą o jutrzejszym lunchu – oznajmiła,
wskazując elegancki zestaw złożony ze spodni i marynarki
oraz pasującej do nich biżuterii. – W tym stroju na pewno
zrobisz na wszystkich bardzo dobre wrażenie.
- A co będzie po południu?
- Bracia Stone zaplanowali czterokilometrowy spacer.
Chcą pokazać gościom posiadłość, a przy okazji
zademonstrować nasze najbardziej popularne zestawy
wycieczkowe. Pewnie zauważyłaś, że zamówiłam dla ciebie
sportowe buty i spodnie, które szybko schną.
- Nie dziwię się, że Farrell zatrudnił firmę cateringową. Po
intensywnym marszu goście będą z pewnością bardzo głodni.
- Mam taką nadzieję – odparła z uśmiechem Katie. – To
wybrałam dla ciebie na jutrzejszy wieczór obejmujący koktajl
party z widokiem na ocean i uroczystą kolację.
Wskazana przez Katie suknia była bardzo elegancka, ale
kiedy Ivy przymierzyła ją przed kilkoma dniami, stwierdziła,
że przylega do ciała w sposób wręcz prowokacyjny.
- Ona jest strasznie… czerwona.
- I taka ma być. Doskonale pasuje do twojej karnacji. I jest
w gruncie rzeczy bardzo skromna. Tak atrakcyjna kobieta jak
ty może ją nosić z podniesioną głową.
- No dobrze – zgodziła się Ivy. – Rozwiązałyśmy problem
piątku, a co dalej? Nie miałam pojęcia, że będę się musiała
tyle razy przebierać.
- Ten zestaw włożysz w sobotę rano – odparła Katie,
odwracając się w stronę szafy. – A wieczorem tę błękitną
suknię.
Po krótkiej dyskusji podjęły niezbędne decyzje i powiesiły
wszystkie części garderoby w odpowiedniej kolejności. Ivy
była nadal onieśmielona, ale w gruncie rzeczy cieszyła się
z tego, że będzie miała okazję wystąpić w tak spektakularnych
kreacjach.
Potem wybrały się na poszukiwanie Quina. Znalazły go
w kuchni, w której panował przeraźliwy nieład, gdyż
powierzona jego opiece Dolly powyciągała z szafek wszystkie
garnki, patelnie i pokrywki.
- Jak mogłeś do tego dopuścić, Quin? – spytała Katie,
opierając dłonie na biodrach. – Przecież w tym domu zaroi się
zaraz od ważnych gości. Gdzie ty masz głowę?
- Ona chciała się zabawić właśnie w taki sposób, a ja nie
umiałem jej odmówić – odparł z promiennym uśmiechem.
- Dobrze cię rozumiem, bo ja też zawsze jej ulegam –
wtrąciła Ivy. – Nie martw się, Katie, za chwilę zrobię tu
porządek. – Dostrzegła leżący na ladzie plan rozmieszczenia
gości i zmarszczyła brwi. – Dlaczego chcecie mnie umieścić
w różanym pokoju? To najpiękniejszy apartament w całym
domu. Okna wychodzące na ocean. Olbrzymie łóżko.
Powinien go dostać któryś z gości. Ja mogę spać byle gdzie.
- I tak zostają nam jeszcze dwie wolne sypialnie – odparła
Katie, zerkając do notatnika. – Farrell zażyczył sobie, żebyś
mieszkała w luksusowych warunkach. To jego dom, więc ma
do tego prawo.
- Ale wydaje mi się to bezsensowne.
- Mój brat cię lubi i docenia wszystko, co dla niego robisz.
Skoro podjął taką decyzję, to na twoim miejscu nie robiłbym
z tego sprawy.
- No dobrze – powiedziała Ivy, choć wcale nie była
przekonana. – Przepraszam, że zajęłam wam tyle czasu.
O której wrócicie na kolację?
- Mój mąż zaprosił mnie na romantyczną kolację we
dwoje – odparła Katie, opierając głowę na ramieniu Quina. –
Ty i Farrell będziecie skazani na własne towarzystwo.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Ivy wyniosła Dolly na ganek. Obie pomachały na
pożegnanie Quinowi oraz Katie, którzy wsiedli do samochodu
i odjechali.
Zdawała sobie sprawę, że ona i Farrell muszą sobie coś
wyjaśnić przed rozpoczęciem weekendowego spotkania. Ale
nie miała pojęcia, jak się do tego zabrać.
Wyjęła z kieszeni komórkę i wysłała wiadomość do
swojego szefa:
„O której mam podać dziś kolację?”.
Odpowiedź nadeszła dopiero po dwudziestu minutach i nie
brzmiała zachęcająco:
„Nie chcę odrywać się od pracy, bo dobrze mi idzie.
Zrobię sobie kanapkę. Mam nadzieję, że obie z Dolly
przyjemnie spędzicie wieczór”.
Zmarszczyła brwi, usiłując czytać między wierszami.
Farrell wyraźnie jej unika. Nie ma innego wytłumaczenia.
Nie wróżyło to dobrze w kontekście nadchodzącego
weekendu, ale nie może przecież wyciągnąć Farrella
z pracowni i zmusić do konfrontacji.
Zaistniały impas przypomniał jej o sprawie, o której od
niedawna myślała. Obie z Dolly potrzebowały niedrogiego,
lecz niezawodnego środka transportu. Wysłała więc esemesa
do Katie z pytaniem, czy ona i Quin znają jakiegoś agenta, od
którego mogłaby kupić na raty używany samochód.
I otrzymała od niej krótką, ale dobrze wróżącą odpowiedź.
Potem nie bardzo wiedziała, co ze sobą począć. W domu
panował nieskazitelny porządek. Jej pracodawca nie chciał
kolacji. Mogła więc spędzić spokojne popołudnie na zabawie
z Dolly, a wieczorem przestudiować jeszcze raz listę gości.
Nagle poczuła, że jest bardzo głodna. Nie chcąc
ryzykować przypadkowego spotkania z Farrellem, włożyła do
koszyka resztki lunchu, które postanowiła zjeść, gdy tylko
wróci do siebie, a wieczorem zadowolić się krakersami
z serem.
Otwierając drzwi chatki, obejrzała się przez ramię i ujrzała
nad koronami drzew dach pracowni Farrella. Była ciekawa,
jak by ją potraktował, gdyby niespodziewanie stanęła na jej
progu, ale nie miała dość odwagi, żeby się o tym przekonać.
Około siódmej ułożyła Dolly w łóżeczku i opowiedziała
jej bajkę na dobranoc. Potem wzięła prysznic, umyła włosy,
włożyła podkoszulek oraz spodnie od piżamy pochodzące
z okresu jej studiów i próbowała przez chwilę oglądać
telewizję. Miała właśnie zamiar udać się na spoczynek, kiedy
usłyszała delikatne pukanie do drzwi.
Mogła je zignorować i udać, że już śpi, ale żadna siła nie
była w stanie powstrzymać jej od spotkania z Farrellem.
- Czy mogę wejść? – spytał, kiedy otworzyła drzwi.
- Oczywiście.
Zatrzymał się w korytarzu, dając jej szansę zapalenia kilku
lamp. Kiedy odwróciła się w jego stronę, chwycił ją za rękę
i przyciągnął do siebie, a potem przytulił twarz do jej
ramienia.
- Mój Boże, Ivy, bardzo cię przepraszam.
Wyczuwając w jego głosie autentyczną rozpacz,
pogłaskała go delikatnie po głowie.
- Wszystko jest w porządku.
- Wcale nie jest w porządku. Spędziłem z tobą noc,
a potem zniknąłem.
- A dlaczego tak postąpiłeś? – spytała łagodnym tonem,
wiedząc, że musi sama sobie odpowiedzieć. – Bo miałeś
wrażenie, że oszukujesz żonę. Podejrzewam, że przeżywałeś
takie same wyrzuty sumienia, nawiązując intymne stosunki
z jakąkolwiek kobietą na przestrzeni ostatnich siedmiu lat.
- Tak było kiedyś, ale to należy już do przeszłości. Nie,
Ivy. Nie uciekłem z twojego łóżka z powodu Sashy.
- Więc dlaczego, Farrell? I dlaczego zachowywałeś się tak
dziwnie dziś przed południem po przyjeździe Quina i Katie?
Opadł na krzesło i przez dłuższą chwilę wpatrywał się
w podłogę.
- Wyszedłem, ponieważ budzenie się obok ciebie byłoby
czymś zupełnie naturalnym. Ale nie mogę sobie na to
pozwolić, Ivy. Nie mogę!
- Nie możesz się budzić obok mnie? – spytała, marszcząc
brwi. – Chyba nie rozumiem, co masz na myśli.
Zerwał się na równe nogi, włożył ręce do kieszeni
i spojrzał na nią ze smutkiem.
- Nie mogę się w tobie zakochać, Ivy. Więc uprawiając
z tobą seks, postępuję nieprzyzwoicie.
Czuła, że pęka jej serce, ale zdobyła się na uśmiech.
- Ja nie widzę w tym nic nieprzyzwoitego.
- To wcale nie jest śmieszne – oznajmił poważnym
tonem. – Po śmierci Sashy byłem bliski załamania.
Przysiągłem sobie, że nigdy więcej nie zakocham się w żadnej
kobiecie. Straciłem żonę, ojca, a Quin ocalał tylko cudem. Nie
chciałem nigdy więcej być narażony na tak bolesne przeżycia.
Przyznaję, że łączy mnie z tobą jakaś szczególna więź, ale nie
chcę się angażować w żadne bliższe związki. A przede
wszystkim nie chcę zranić ciebie.
- Ale…
- Ale nie potrafię przezwyciężyć pożądania, jakie we mnie
budzisz. Nie umiem go w sobie stłumić. Co mogę w tej
sprawie zrobić?
Czy on naprawdę oczekuje, że ja odpowiem na to
pytanie? – pomyślała Ivy.
- To był tylko seks – mruknęła.
Farrell spojrzał na nią tak badawczo, jakby chciał dać do
zrozumienia, że przejrzał jej kłamstwo.
- Nie. Zapewne chciałaś się przekonać, czy jesteś nadal
seksualnie atrakcyjna. I zdolna do odczuwania rozkoszy.
Chyba oboje znaleźliśmy odpowiedzi na te pytania.
- A ty? – spytała szeptem. – Czy uważasz, że to było coś
więcej niż tylko seks?
- Wzbudziłaś we mnie pożądanie. Nie spałem z kobietą od
niemal roku. Wytrącony z równowagi przez śmierć ojca,
obrażenia Quina i problemy zawodowe, skazałem się na
emocjonalną izolację. Wmawiałem sobie, że mnie na to stać,
ale się myliłem. Kiedy pojawiłaś się w moim świecie,
zapragnąłem czegoś więcej. Trwałego związku.
- Ale mimo to nie kłamałeś, mówiąc mi, że nie chcesz
mnie pragnąć.
- Wiem. Chyba jestem pomylony. Powinnaś uciec ode
mnie jak najdalej.
- Posłuchaj – zaczęła Ivy, usiłując panować nad głosem. –
Przeżyłam ciężki okres, ale wyszłam już na prostą i zmierzam
w dobrym kierunku. Może pewnego dnia spotkam mężczyznę,
z którym połączy mnie wspólnota dążeń, ale najwyraźniej nie
będziesz nim ty. Chciałabym utrzymać tę pracę, dopóki nie
oszczędzę dość pieniędzy, żeby zająć się czymś innym. Boisz
się, że możesz mnie wykorzystać lub zranić, ale ja wiem,
czego chcę. Mogę się zgodzić na seks bez żadnych
zobowiązań.
Zamilkła, czując na sobie jego zdumione spojrzenie, ale po
chwili mówiła dalej:
- Powiedziałam ci już wcześniej, że nie jestem delikatnym
niewinnym stworzonkiem. Zakosztowałam w życiu dobrego
i złego, więc wiem, że seks z Farrellem Stone’em należy do tej
pierwszej kategorii. Ale szanuję twoje obawy. Nie musisz się
o mnie martwić. Byłam przez dziesięć lat żoną człowieka,
który mnie nie kochał. Mam zbyt wiele szacunku do siebie,
żeby powtórzyć ten błąd.
- Powinnaś być prawnikiem – mruknął z rezygnacją
w głosie. – Sam nie wiem, co właściwie chcesz mi
powiedzieć.
- Wybaczam ci, że ode mnie uciekłeś.
- To nie była ucieczka – odparł z lekkim uśmiechem. –
Raczej strategiczne przegrupowanie sił.
- Wiem, że nie mogę rywalizować z twoją żoną, Farrell.
Nie mam zamiaru nawet próbować. Nie wymagam, żebyś
mnie kochał. Zależy mi tylko na tej pracy i na twoim
seksownym ciele. Czyż to nie jest uczciwe postawienie
sprawy?
- Kiedy cię poznałem – powiedział, robiąc krok w jej
kierunku – myślałem, że jesteś nieśmiała i uległa. Teraz widzę,
jak bardzo się myliłem, prawda?
- Nie wiem. Chciałabym się tego dowiedzieć od ciebie. –
Oblizała palec i przesunęła nim po jego wargach, a on chwycił
ją w objęcia.
- Nie jestem pewny, czy potrafię się obchodzić z tak
niebezpiecznym materiałem wybuchowym jak ty.
- Więc zrób, co potrafisz.
Stracił panowanie nad sytuacją w momencie, w którym
zapukał do drzwi Ivy. Od dwóch godzin zwalczał w sobie
pokusę złożenia tej wizyty. Miał więc dość czasu, aby
przemyśleć całą sprawę i dojść do wniosku, że po siedmiu
latach w końcu uwolnił się od ciężaru, jakim były dla niego
wspomnienia o Sashy.
W gruncie rzeczy pogodził się z jej śmiercią już dawno
temu. Nie mógł jednak znieść dobrowolnie narzuconej sobie
samotności, której źródłem była obawa, że może ponownie
utracić kogoś bliskiego.
Delikatnie wziął Ivy na ręce i położył ją na łóżku.
W pokoju panował półmrok rozjaśniony tylko przez jedną
lampę stojącą na nocnym stoliku.
W szeroko otwartych oczach Ivy dostrzegł mieszaninę
lęku i nadziei. Spod jej opiętego podkoszulka sterczały
nabrzmiałe sutki. Cienkie spodnie od piżamy podkreślały jej
szczupłe uda i kształtne pośladki.
Zdawał sobie sprawę, że pewnie powinien coś powiedzieć,
ale bezskutecznie szukał w myślach odpowiednich słów. Jak
mógł jej wytłumaczyć coś, czego sam do końca nie rozumiał?
Błyskawicznie się rozebrał i położył obok niej.
- Farrell… – wyszeptała, kładąc dłoń na jego biodrze. –
Zanim zaczniemy, czy mogę zadać ci jedno pytanie?
- Jasne – wykrztusił ochrypłym głosem, usiłując
bezskutecznie opanować gwałtowne bicie serca.
Ivy oparła się na łokciu i spojrzała na niego badawczo.
- Katie powiedziała, że kazałeś mi przydzielić ten piękny
apartament z widokiem na ocean. Doceniam twój gest, ale
wolałabym zostawić go któremuś z gości i zająć małą
sypialnię położoną na tyłach domu.
- Będziesz przez cały weekend ciężko pracowała, więc
pomyślałem…
Z uśmiechem położyła dłoń na jego ustach, powstrzymując
potok słów.
- Wysłuchaj mnie uważnie, Farrell. Ja przecież chcę się
dowiedzieć, czy będę mogła spędzać noce u ciebie. Jeśli
chcesz zachować pozory, chętnie rozpakuję moje rzeczy
w pokoju gościnnym, ale miałam nadzieję, że ty i ja…
- Zgoda, to niezły pomysł.
Zamrugała nerwowo i spojrzała na niego z oburzeniem.
- Niezły pomysł? Tylko tyle? Myślałam, że będziesz
zachwycony. W takim razie zapomnijmy o całej sprawie.
Chwycił jej rękę i przyciągnął ją do swojego członka.
- Dotykaj mnie – wyszeptał. – Owszem, marzę o tym,
żebyś nocowała w moim pokoju podczas weekendu, ale teraz
też cię pragnę.
Wyczuła chyba jego pożądanie, bo przywarła policzkiem
do jego piersi i westchnęła:
- Ma pan zachwycające ciało, panie Stone. Jak to dobrze,
że różni się ono tak bardzo od mojego.
Zacisnęła palce na nabrzmiałym penisie kochanka,
a potem zaczęła dotykać wszystkich wrażliwych stref jego
ciała, budząc w nim podniecenie.
- Ivy – wyszeptał. – Czy mogę się teraz z tobą kochać?
- Oczywiście, Farrell – odparła z przewrotnym
uśmiechem. – Właśnie się zastanawiałam, na co czekasz.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Obudziła się około drugiej w nocy. Farrell siedział na
krawędzi łóżka i leniwie się przeciągał.
- Co się stało? – spytała, kładąc dłoń na jego ciepłym
ramieniu.
- Nic – odparł, pochylając się, aby ją pocałować. – Po
prostu przyszedł mi do głowy pewien pomysł związany z tym
przyrządem do mierzenia wysokości. Przysięgam, że nie
ucieknę.
- Wierzę ci, Farrell. Idź. To może być ostatnia szansa,
żebyś popracował przed weekendem. – Chwyciła jego dłoń
i złożyła na niej pocałunek. – Ja zamierzam jeszcze trochę
pospać. Do zobaczenia rano.
Był w świetnym nastroju. Podczas czterech godzin, które
spędził w pracowni, miał wrażenie, że pomysły same płyną
mu do głowy. Niechętnie opuścił łóżko Ivy, ale wiedział
z doświadczenia, że inspiracja spływa na niego w najbardziej
nieoczekiwanych momentach.
Wziął prysznic, przebrał się i odbył półgodzinną drzemkę
w fotelu, a teraz siedział w kuchni, pijąc trzecią filiżankę
kawy. Quin z żoną przyjechali punktualnie, przywożąc siostrę
Katie.
- Gdzie jest pani Danby? – spytała Delanna, przywitawszy
się z Farrellem. – A dziecko? Jestem gotowa natychmiast się
nim zająć. Podobno goście mają się niebawem zjawić.
- My z Quinem poczekamy na szefową firmy cateringowej
i pomożemy jej wszystko zorganizować – powiedziała Katie. –
A ty, Farrell, zaprowadź Delannę do chaty.
- Oczywiście – odparł, kiwając głową, zadowolony z tego,
że będzie miał okazję zobaczyć osobę, która w tym momencie
była dla niego najważniejsza.
- Delanna! – zawołała Ivy, kiedy dotarli na miejsce. –
Dziękuję, że zgodziłaś się zająć Dolly. Nadal jest mi głupio, że
tak nagle opuściłam nasze wspólne mieszkanie. Czy znalazłaś
już nową współlokatorkę?
- Owszem, okazała się bardzo sympatyczna. Wszystko
ułożyło się jak najlepiej.
Kiedy Ivy przekazała nowej opiekunce córeczkę i omówiła
z nią szczegóły, Farrell odciągnął ją na bok.
- Fantastycznie wyglądasz – powiedział. – Ta błękitna
bluzka przypomina mi barwy oceanu zalewającego wybrzeża
Martyniki.
- Dzięki – odparła bez większego przekonania. – Trochę
się boję Katie. Wybrała do tego zestawu buty na płaskim
obcasie, ale ja jej nie posłuchałam. Kiedy jestem wyższa,
nabieram pewności siebie.
- Bądź po prostu sobą, Ivy – poprosił, całując ją w czoło. –
Chodzi mi tylko o to, żebyś przeanalizowała przebieg tej
konferencji i zgłosiła swoje sugestie dotyczące ewentualnych
zmian w programie.
- To jest moje pierwsze przyjęcie w rezydencji
miliarderów. Nie będę w stanie wykrztusić ani słowa.
Spojrzał na nią z ukosa i przewrotnie się uśmiechnął.
- Ja też jestem miliarderem, a mimo to miałaś mi wczoraj
dużo do powiedzenia. „Och, tak, Farrell” – wyszeptał,
naśladując jej głos. – „Nie przestawaj! Więcej, mocniej,
szybciej!”.
Ivy poczerwieniała i rozejrzała się wokół siebie.
- Nie bój się – uspokoił ją Farrell. – Delanna i Dolly
wyszły do ogrodu, żeby popatrzeć na ptaki. Czy nie
powinniśmy wziąć stąd twojej walizki?
- Zabiorę ją później, kiedy będę się przebierać
w popołudniową kreację. Możemy wracać do dużego domu.
Gdy dotarli na miejsce, w kuchni krzątali się pracownicy
firmy cateringowej. A pierwsza z wynajętych przez
Zachary’ego limuzyn zatrzymywała się właśnie na podjeździe.
Potem w całym domu zapanował kontrolowany chaos. Nie
wszyscy uczestnicy spotkania się znali, więc trzeba ich było
sobie przedstawić.
Kiedy sytuacja została opanowana, trzej bracia – z pomocą
Katie i Ivy – zaczęli rozprowadzać gości do przydzielonych im
sypialni.
Farrell dyskretnie obserwował Ivy, chcąc zobaczyć, jak
sobie radzi w nowej dla niej sytuacji. Ale nie musiał się
martwić. Zachowywała się z wyszukaną swobodą, przyjaźnie
gawędząc z ludźmi, których widziała po raz pierwszy w życiu.
Stół w wielkiej jadalni, z której Farrell rzadko korzystał,
był już nakryty. Wszyscy mieli się przy nim spotkać na lunch
o jedenastej trzydzieści. Kiedy zjawił się tam Farrell,
stwierdził, że Ivy zabawia rozmową jedynego „pojedynczego”
uczestnika konferencji.
- Wcale nie żartuję – mówiła z uśmiechem. – Kiedy Farrell
powiedział, że poznam szwajcarskiego producenta zegarków,
wyobraziłam sobie starszego pana z długą białą brodą,
w okularach w złotej oprawie. A pan wygląda zupełnie
inaczej.
Luca Bain uniósł jej dłoń do ust i ucałował ją z europejską
galanterią.
- Mam nadzieję, że nie jest pani zawiedziona,
mademoiselle.
Farrell poczuł ukłucie zazdrości. Wytworny i inteligentny
bywalec światowych salonów był co najmniej dwukrotnie
zamożniejszy niż trzej bracia Stone, a w dodatku miał opinię
czarującego uwodziciela.
Farrellowi nie przyszło dotąd do głowy, że Ivy może być
podatna na urok osobisty młodego Szwajcara. Ona zaś
zareagowała uśmiechem na pocałunek gościa i wskazała mu
miejsce przy stole.
- O ile pamiętam, oboje siedzimy pod oknem –
oznajmiła. – Jak słyszę, mówi pan po francusku, a ja
spodziewałam się raczej niemieckiego akcentu.
- Moja rodzina pochodzi z zachodniej Szwajcarii, w której
prawie wszyscy znają francuski.
Rozmowa potoczyła się dalej, ale Farrell musiał odejść,
aby otoczyć opieką innych gości. Włoscy uczestnicy
konferencji przywieźli ze sobą nie tylko szwajcarskiego
playboya, lecz również dwie swoje córki, dziewiętnastoletnie
bliźniaczki, które trzeba było również posadzić przy stole.
Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, pan domu powitał
zebranych w imieniu firmy Stone River Outdoors
i podziękował za przybycie.
- Mam nadzieję, że spędzimy przyjemny weekend,
podczas którego będziemy mogli lepiej się poznać i ustalić
zasady przyszłej współpracy. – Uniósł w górę kieliszek
z winem. – Wypijmy za pomyślność naszych krajów i za
udane wspólne przedsięwzięcie.
Ivy z zachwytem obserwowała Farrella. Był niewątpliwie
najbardziej atrakcyjnym mężczyzną w pokoju. Potrafił
wytworzyć atmosferę życzliwości, dzięki której wszyscy czuli
się dobrze w jego pięknym domu.
Uwagę Ivy usiłował przyciągnąć siedzący po jej prawej
stronie Luca Bain. Był przystojny, być może zbyt przystojny,
i trochę za bardzo pewny siebie.
Gdy nadszedł stosowny moment, zaczęła rozmawiać ze
swoim drugim sąsiadem, pochodzącym z Namibii
dystyngowanym czarnoskórym dżentelmenem, którego
organizująca safari firma należała do czołówki turystycznych
przedsiębiorstw działających na kontynencie afrykańskim.
Większość jego klientów pochodziła z Europy, więc
przyjechał do Stanów Zjednoczonych po to, aby rozbudować
swoje kontakty na terenie tego kraju przy pomocy Stone River
Outdoors.
Kiedy goście wstali od stołu, Zachary podszedł do Ivy
i odciągnął ją na bok.
- Dziękuję ci za wszystko, co zrobiłaś dla mojego brata.
- Szczerze mówiąc, to ja powinnam być wdzięczna waszej
firmie. Katie wystawiła mi korzystną opinię, kiedy szukałam
pracy, a Stone River Outdoors dobrze mi płaci.
- Jak zapewne wiesz, mój brat stracił kilka lat temu żonę.
Bardzo ciężko to przeżył. Wszyscy go kochamy, ale boimy
się, że pewnego dnia utknie w tej cholernej pracowni na
zawsze. Chciałbym, żeby znowu poczuł się szczęśliwy,
a przynajmniej otoczony troskliwą opieką.
Godzinę po lunchu rozpoczęły się przygotowania do
wycieczki, której głównym organizatorem był Quin.
Wszystkim uczestnikom rozdano plecaki, w których były
butelki z napojami i kanapki.
Ivy wykorzystała wolną chwilę, by przebrać się w strój
sportowy. Kiedy zobaczyła przypiętą do kurtki metkę z ceną,
zakręciło jej się w głowie. Po raz kolejny stwierdziła, że braci
Stone interesują wyłącznie produkty najwyższej jakości.
Gdy cała grupa wkroczyła do lasu, okazało się, że wszyscy
goście są w doskonałej formie fizycznej i mają za sobą bogate
doświadczenia w dziedzinie aktywności ruchowej. Ivy odkryła
z radością, że nadąża za tempem marszu. Od chwili narodzin
Dolly systematycznie uprawiała gimnastykę, więc szybko
odzyskała dawną sprawność.
Po upływie niecałej godziny uczestnicy konferencji dotarli
do niewielkiego wzniesienia, z którego rozciągał się
przepiękny widok na ocean. Kiedy odpoczęli w powiewach
chłodnego nadmorskiego wiatru, Quin w kilku słowach
przedstawił im dzieje swojej rodziny i opowiedział, jak doszło
do zakupu całej posiadłości.
- Wiem, że wszyscy odczuwacie różnicę czasu i zapewne
obudzicie się jutro bardzo wcześnie, więc zachęcam was do
obejrzenia wschodu słońca.
- Czy mój mąż nie jest wspaniały? – spytała szeptem
Katie, podchodząc do Ivy.
- Oczywiście, że jest, a w dodatku ma wielkie szczęście,
bo znalazł taką kobietę jak ty. Tworzycie idealną parę.
- Mam nadzieję, że to prawda – mruknęła Katie, a potem
nagle spoważniała. – Trochę się boję, że niebawem znudzi go
stan małżeński. Jego dotychczasowe życie było jednym
pasmem przygód. Jako człowiek wolny i dysponujący
nieograniczonymi środkami mógł czuć się panem świata. Czy
myślisz, że będzie w stanie zmienić swoje upodobania?
- Oczywiście, Katie. Przecież widzę, że cię uwielbia i jest
przy tobie szczęśliwy.
Moja sytuacja wygląda zupełnie inaczej, pomyślała ze
smutkiem. Farrell dał mi do zrozumienia, że chodzi mu tylko
o seks, więc nie mogę liczyć na trwały związek…
Podeszła do krawędzi niewysokiego klifu. Spędziła
znaczną część swojego dzieciństwa w Portland, a potem
mieszkała w okolicach Charlestonu. Morze zawsze
przyciągało ją do siebie z magiczną siłą.
Zdawała sobie sprawę, że rozstanie z Farrellem będzie dla
niej ciężkie. Ale czuła się teraz silniejsza niż wtedy, kiedy po
śmierci rodziców poznała Richarda. I była przekonana, że
potrafi zapewnić spokojne życie sobie i Dolly. Usłyszała
donośny śmiech Farrella i spojrzała w jego kierunku. Z tej
odległości wydawał się jej równie niedostępny jak amant
filmowy.
Przestań się łudzić, szepnęła w duchu. Miliarderzy nie
żenią się z ubogimi wdowami obarczonymi małymi dziećmi.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Nadeszło sobotnie popołudnie. Pogrążony w niewesołych
myślach Farrell pił kawę na tarasie rezydencji. Z punktu
widzenia Stone River Outdoors dotychczasowy przebieg
konferencji był wielkim sukcesem. Jego niepokój dotyczył
wyłącznie spraw natury osobistej.
Poprzedniego wieczoru przeniesiono kolację z wykwintnej
jadalni na taras. Ustawiono tam stoły i podawano potrawy
reprezentujące najlepszą kuchnię amerykańską.
Gdy nadszedł późny wieczór, wszyscy byli bardzo
zmęczeni. Ivy wymknęła się na chwilę, by utulić Dolly do snu,
ale po jej powrocie Farrell nie miał okazji z nią porozmawiać.
Co więcej, choć zapowiedziała, że będzie nocować w jego
apartamencie, poszła na górę z dwiema młodymi Włoszkami,
aby znaleźć jakiś program w ich telewizorze, i wcale się
u niego nie pojawiła, co obudziło w nim niepokojące
podejrzenia.
Sobotnie przedpołudnie upłynęło wszystkim na ciężkiej
pracy. Uczestnicy konferencji zdążyli już się lepiej poznać, co
było zgodne z intencjami Farrella i umożliwiło
zorganizowanie dwugodzinnej konstruktywnej narady,
w czasie której zgłoszono wiele interesujących koncepcji
dotyczących przyszłej współpracy.
Ivy pojawiła się dopiero podczas lunchu, a Luca Bain
usiadł obok niej i roztoczył przed nią pawie pióra swojego
europejskiego uroku osobistego. Farrell nie miał pojęcia, czy
zaloty Szwajcara robią na niej jakiekolwiek wrażenie, ale cała
sytuacja mocno go irytowała.
Po południu odbył się spływ kajakowy.
Ivy dzieliła łódkę z Zacharym, który jako doświadczony
wodniak oznajmił, że bardzo chętnie udzieli jej kilku lekcji
wiosłowania.
Farrellowi przypadł w udziale kajak, w którym zastał jedną
z czarujących włoskich bliźniaczek. Była urocza i inteligentna.
Choć jednak z zapałem powitała okazję zaznajomienia się
z nową dyscypliną sportu, nie okazał jej najmniejszego
zainteresowania. Jedyną kobietą przyciągającą jego myśli była
Ivy, a ona najwyraźniej świetnie się bawiła w towarzystwie
Zachary’ego.
Dzisiejsza kolacja miała mieć uroczysty charakter. Musiał
włożyć ciemne ubranie i krawat. Wydał polecenie, żeby Ivy
posadzono obok niego.
Odwrócił się, by wejść do domu i zauważył, że Ivy stoi
niedaleko i bacznie go obserwuje.
- Od jak dawna tu jesteś? – spytał, zaciskając palce na
uchwycie pustego kubka.
- Od kilku minut – odparła, podchodząc bliżej. – Lubię na
ciebie patrzeć. Szczególnie na dworze. Kiedy świeci słońce,
w twoich włosach pojawiają się złote błyski.
Zanim zdążył zareagować na ten niewinny komplement,
stanęła tuż obok niego.
- Byliśmy tak zajęci w ciągu ostatnich dni, że nie zdążyłam
cię zapytać o tę nową aparaturę, nad którą obecnie pracujesz.
Czy wszystko idzie zgodnie z planem?
Miał ochotę chwycić ją w objęcia, ale powstrzymał się ze
względu na konieczność zachowania dyskrecji.
- Jestem bardzo zadowolony z przebiegu tego weekendu –
oznajmił, zdając sobie sprawę, że nie odpowiada na jej
pytanie. – Dziękuję ci za to, co dla nas robisz.
- Cieszę się, że mogłam być przydatna. Wszyscy twoi
goście są bardzo mili.
- Czy przyjdziesz później do mojego pokoju? – spytał
półgłosem. – Wczoraj wieczorem byłem zawiedziony twoim
niespodziewanym zniknięciem.
- Było już bardzo późno, a ja poczułam się strasznie
zmęczona.
- Jeśli dziś się nie zjawisz, to ja wtargnę do ciebie –
zagroził, przywierając kolanem do jej uda.
- Farrell! – zawołała zgorszonym tonem, rozglądając się
wokół siebie. – Przecież ktoś może nas zobaczyć.
- Nie bój się. Przysięgam, że nie narażę cię na
kompromitację. Ale moja przysięga przestanie obowiązywać,
kiedy znajdziemy się za zamkniętymi drzwiami.
Jego słowa nie uśmierzyły jej obaw. Choć powiedziała mu,
że pragnie dzielić z nim łóżko, zachowywała wobec niego
chłodny dystans od chwili przyjazdu pierwszych gości. Nie
chciała, żeby jego kontrahenci, a zwłaszcza członkowie
rodziny, zaczęli się czegoś domyślać.
Teraz, po upływie dwóch dni, czuła się w swoich
eleganckich strojach o wiele lepiej. Co więcej, przydały jej
one pewności siebie, która była bezcenna w kontaktach
z uczestnikami konferencji. Ivy zakładała, że będą oni bandą
nadętych snobów, ale okazali się normalnymi, skromnymi
i sympatycznymi ludźmi.
- Chyba pójdę się przebrać – powiedziała. – Spotkamy się
o siódmej na uroczystym przyjęciu.
Farrell rzucił jej spojrzenie, które mogłoby roztopić
polarne lody.
- Wolałbym zrezygnować z tego głupiego przyjęcia i od
razu pójść z tobą do łóżka. Minęło już czterdzieści osiem
godzin. Dlaczego mnie torturujesz?
- Ja też cię pragnę – wyszeptała, nie będąc do końca
pewna, jak powinna zareagować na tego rodzaju pytanie
godna szacunku kobieta.
Farrell marzył o tym, aby ten weekend dobiegł końca, ale
wiedział, że będzie mógł pożegnać swoich gości dopiero po
niedzielnym lunchu.
Z punktu widzenia firmy dotychczasowy przebieg
konferencji był niezwykle udany, jej uczestnicy okazali się
inteligentni, czarujący i chętni do współpracy. Ale on miał już
wszystkiego dosyć. Chciał zostać z Ivy.
Stojąc w tłumie popijających szampana gości, zerkał co
chwilę w stronę drzwi. Musiał przyznać, że wielka jadalnia
udekorowana świeżymi kwiatami wygląda imponująco
i przypomina baśniowy tajemniczy ogród.
Podszedł do Katie, aby jej pogratulować, ale w tym
momencie dostrzegł wchodzącą do sali Ivy.
- Mój Boże – wyszeptał z zachwytem.
- Chyba przyznasz, że efekt moich starań zasługuje na
uznanie? – spytała Katie, uśmiechając się do niego
przewrotnie.
- Nie jestem pewny – mruknął, widząc, że do Ivy zbliża się
Luca Bain. – Powinniśmy trzymać z dala od niej tego
szwajcarskiego podrywacza.
- Luca jest stuprocentowym dżentelmenem –
zaprotestowała bratowa, marszcząc brwi. – A ona jest dorosłą
kobietą. Ma prawo decydować o tym, kogo uważa za
interesującego mężczyznę.
- To miał być roboczy weekend – wybąkał Farrell
i natychmiast zawstydził się własnej małostkowości.
- Nie gadaj bzdur. Robocza część konferencji dobiegła
końca. Ivy ma prawo się zabawić. Przeżyła kilka trudnych
miesięcy. Nic się nie stanie, jeśli Luca będzie ją adorował
przez cały wieczór.
- Po moim trupie – mruknął Farrell, nie mogąc oderwać
wzroku od Ivy, która istotnie wyglądała zachwycająco.
Czerwona suknia była tak dopasowana, że podkreślała jej
znakomitą figurę i odsłaniała cudownie zgrabne nogi.
Wypił łyk szampana, mając nadzieję, że lodowaty trunek
ochłodzi jego pożądanie i pocieszył się myślą, iż nawet
najbardziej uroczysta kolacja musi kiedyś dobiec końca.
Trzy godziny, powtarzał sobie w duchu. Za trzy godziny
wszyscy wrócą do swoich pokoi. A Ivy przyjdzie do mnie.
Posiłek
był
wyborny.
Goście
nie
szczędzili
komplementów. Szefowa firmy cateringowej pękała z dumy.
Przy stole toczyła się interesująca konwersacja.
A Farrell marzył tylko o tym, żeby to wszystko się
skończyło. Tłumaczył sobie, że nie powinien się za bardzo
angażować w związek z Ivy, uzależniać od jej uczuć.
Podejrzewał, że kolejna utrata ukochanej osoby byłaby dla
niego zabójcza.
W pewnym momencie postanowił wziąć sprawy w swoje
ręce. Podszedł do Ivy, która siedziała między irlandzkim
przedsiębiorcą a szwajcarskim producentem zegarków.
- Ivy, czy możesz wstąpić na chwilę do mojego gabinetu?
Potrzebuję twojej pomocy. To nie potrwa długo – dodał,
uśmiechając się uprzejmie do obu mężczyzn.
Ivy wstała i wyszła za nim na korytarz.
- O co chodzi? – spytała, patrząc na niego ze zdziwieniem,
a on wciągnął ją do gabinetu i zamknął drzwi na klucz.
- O tę suknię.
- Miałam ją włożyć wczoraj, ale okazało się, że spędzimy
wieczór na dworze, więc wybrałam niebieską. Co się stało?
Mam nadzieję, że jej nie poplamiłam.
- Nic się nie stało – odparł ochrypłym głosem. – Po prostu
chciałem cię pocałować.
- Mieliśmy z tym zaczekać do wieczora.
- Nie mogę czekać. Ta suknia działa na mnie podniecająco.
Objęła twarz Farrella i przycisnęła usta do jego warg. Ten
pocałunek był gorący, powolny i bardzo słodki.
- Odrobinę cierpliwości, Farrell. Ci, którzy umieją czekać,
zawsze zostają nagrodzeni. Pamiętaj, że mamy przed sobą całą
noc.
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Ivy była z natury prostolinijna i uczciwa. Kiedy jako
młoda dziewczyna wybrała się raz na wagary, by spędzić
dzień na plaży, jej rodzice odkryli prawdę i ukarali ją
miesięcznym zakazem opuszczania domu.
I cóż mi z tego przyszło? – pomyślała ze smutkiem. Gdyby
nie była naiwna i nie próbowała ratować małżeństwa,
przepędziłaby Richarda wkrótce po ślubie. Nie stałaby się na
wiele lat ofiarą jego kłamstw.
Farrell jest zupełnie inny. Od początku daje jasno do
zrozumienia, że nie interesuje go żaden trwały związek.
Dzięki temu ona wie, na czym stoi. Doceniała jego uczciwość,
chociaż…
Przejrzała się w lustrze łazienki. Miała na sobie nocną
koszulę, jaką do tej pory widywała tylko w filmach.
Pospiesznie narzuciła na nią szlafrok na tyle skromny, że
mogła w nim wyjść na korytarz, ryzykując przypadkowe
spotkanie z którymś z gości.
Jak się okazało, jej obawy były niepotrzebne. Ani na
schodach, ani w korytarzu wiodącym do pokoju Farrella nie
natknęła się na nikogo.
Zapukała lekko do drzwi i nacisnęła klamkę.
Na kominku płonął ogień. Farrell stał obok łóżka, mając na
sobie tylko granatowe bokserki pozostawiające niewielki
margines wyobraźni. Ivy wciągnęła gwałtownie powietrze,
czując, że uginają się pod nią kolana. Zdała sobie sprawę, że
jest jej zimno w stopy, bo zapomniała o pantoflach.
- Podejdź do ognia, Ivy. Czy masz ochotę na drinka?
- Nie, dziękuję – odparła, wiedząc, że alkohol przytępia
zmysły i może zakłócić wieczór, po którym tak wiele sobie
obiecuje.
Była dotąd przekonana, że znajomość z tym mężczyzną
jest interesującym epizodem, na który będzie mogła patrzeć
z perspektywy czasu, czując zadowolenie, że znała i kochała
Farrella Stone’a.
Teraz nagle uświadomiła sobie, że rozstanie z tym
skomplikowanym, życzliwym, hojnym i niezwykłym
mężczyzną będzie dla niej katastrofą.
- Czy coś się stało, Ivy? – spytał, najwyraźniej
dostrzegając zmianę jej wyrazu twarzy.
- Nic… Jestem po prostu zdenerwowana.
- Uspokój się. – Podszedł do niej od tyłu i oparł podbródek
na czubku jej głowy. – Mamy przed sobą całą noc. Żadnych
nerwów. Sama przyjemność. Powiedziałem ci wcześniej, że
zabójczo prezentujesz się w tej czerwonej sukience. Ale teraz
wyglądasz jeszcze lepiej. Jak paczka, którą mam ochotę
rozpakować.
- Ja też tego chcę – powiedziała, rozwiązując pasek
szlafroka i rzucając go na krzesło.
Wziął ją na ręce i ruszył w kierunku łóżka.
Pragnęła mu wyznać, że go kocha. Ale nie była pewna, czy
taka wiadomość miałaby dla niego jakiekolwiek znaczenie.
Bała się, że jej nie uwierzy. Albo oświadczy, że Sasha nadal
niepodzielnie rządzi jego uczuciami.
Farrell wyraźnie się spieszył. Była z tego zadowolona.
Jego niecierpliwość budziła w niej pewność, że jest godna
pożądania. Pochwalił jej nową nocną koszulę, ale szybko ją
z niej zsunął, a potem zdjął bokserki. Kiedy, oboje nadzy,
znaleźli się w łóżku, przykrył ich kołdrą i przycisnął Ivy do
swojego rozgrzanego ciała. Przesunęła palcami po jego
plecach, zachwycając się wspaniałą muskulaturą.
- Byłam zazdrosna o tę młodą Włoszkę, którą zaprosiłeś
do swojego kajaka – wyznała szeptem, a on wybuchnął
głośnym śmiechem.
- W takim razie jesteśmy kwita, bo ja miałem ochotę
przyłożyć mojemu bratu, kiedy zaproponował ci lekcje
wiosłowania.
Pożałował swoich słów, zanim jeszcze skończył mówić.
Nie chciał budzić w Ivy przesadnych nadziei, przyznając się
do uczuciowego zaangażowania.
- To nie było zaplanowane – dodał pospiesznie, wzruszając
ramionami. – Każdy z nas miał według planu zaprosić na
pokład jednego z gości. Ale niektóre kobiety wolały płynąć
z mężami czy partnerami, więc zrobiło się zamieszanie
i Zachary został przydzielony tobie.
- To wspaniały człowiek, ale nie jest Farrellem.
- Co masz na myśli?
- Jest czarujący i zabawny, ale ty bardziej przypominasz
mnie, Farrell. Łatwo cię uszczęśliwić. Tak mi się przynajmniej
wydaje. Czy nie mam racji?
- Zawsze był uwielbiany przez kobiety.
- Ty też byłbyś uwielbiany, gdybyś nie zachowywał się tak
wyniośle i sztywno. Ale ja i tak cię lubię, bo masz inne zalety,
które potrafię docenić.
- Rozumiem… - wykrztusił z trudem, bo jej dłoń objęła
jego nabrzmiałą męskość i zaczęła się miarowo poruszać.
- Ciężko harujesz, choć jesteś bajecznie bogaty – ciągnęła,
nie przerywając pieszczoty. – Jesteś hojny, choć podejrzewam,
że niechętnie się do tego przyznajesz. I umożliwiłeś mi powrót
do życia, przyjmując mnie do pracy.
- Nie chcę twojej wdzięczności – mruknął. – To, co się
dzieje w tym łóżku, nie ma nic wspólnego z hojnością,
wdzięcznością ani czymkolwiek innym. Ja ciebie pożądam
i potrzebuję. Czy to rozumiesz?
- Tak – odparła cicho. – Chyba tak.
Położył się na plecach, a potem objął ją delikatnie
i posadził na sobie.
- Jestem twoją własnością, Ivy – wyszeptał. – Pokaż mi,
czego pragniesz.
- Pragnę ciebie. Tu i teraz. I nie będę prosić o nic więcej.
Więc kochaj się ze mną, Farrell. Szybko i mocno. Muszę
nadrobić wiele straconych lat. Ja też bardzo cię potrzebuję.
Słysząc te słowa, stracił panowanie nad sobą, wtargnął
gwałtownie do jej ciała i pozostał w nim aż do momentu
spełnienia. Potem w pokoju zapadła cisza, którą przerywały
tylko ich przyspieszone oddechy i donośne bicie serc.
Farrell zdawał sobie sprawę, że powinien zdobyć się na
jakieś wyznanie, ale w ostatniej chwili zabrakło mu odwagi.
- Czy nie jesteś zmęczona, Ivy? – spytał, całując ją
w ramię. – Mieliśmy ciężki dzień.
- Jestem – odparła, kiwając głową. – Wracam na górę.
- Po co? Jest druga nad ranem. Zostań u mnie.
Poklepała go po policzku, jakby był małym chłopczykiem
proszącym o cukierka.
- Wolę nie ryzykować spotkania z którymś z twoich gości.
Będę się czuła pewniej w swoim pokoju.
Błyskawicznie włożyła koszulę nocną oraz szlafrok
i obdarzyła go promiennym uśmiechem.
- Śpij dobrze, do zobaczenia rano.
Obudziła się w dobrym nastroju, choć spała tylko pięć
godzin. Miniona noc przywróciła jej wiarę w przyszłość.
Doszła do wniosku, że Farrell nie mógłby być tak czuły
i namiętny, gdyby nie darzył jej choć odrobiną uczucia.
Poranek minął szybko. Zaraz po śniadaniu goście poszli do
pokoi, żeby się spakować. Zamówione limuzyny miały się
pojawić o drugiej, aby zawieźć ich do Portland.
Quin, Katie i Delanna też zamierzali wyjechać,
zostawiając na tym odludziu tylko Farrella, Dolly i Ivy.
Uczestnicy konferencji zebrali się po lunchu na ostatnią
naradę, a Katie i Ivy pomogły właścicielce firmy cateringowej
w pakowaniu sprzętu.
Kiedy w kuchni zapanował porządek, Katie dołączyła do
gości, a Ivy pobiegła na górę po swoje rzeczy.
Nie wiedziała, jakie plany ma Farrell, ale zamierzała
wrócić na noc do chatki.
Wkrótce potem wszyscy wyszli na taras, żeby się
pożegnać. Luca zaskoczył Ivy, chwytając ją w ramiona
i serdecznie całując w usta.
- Mademoiselle, kiedy przyjedzie pani do Szwajcarii,
proszę się ze mną porozumieć, żebym mógł panią zaprosić do
najlepszej
restauracji
na
świecie
–
powiedział
z uwodzicielskim uśmiechem.
- Będę pamiętała o pańskiej obietnicy – odparła, choć była
lekko oburzona jego zachowaniem.
- Widzę, że zyskałaś nowego przyjaciela – stwierdził Quin,
podchodząc do niej z Katie.
- Posłuchaj, Ivy – poprosiła Katie, biorąc ją pod rękę. –
Wiem, że masz zamiar zbierać pieniądze na samochód. Quin
przypomniał sobie, że mój stary ford stoi bezużytecznie
w garażu. Ma duży przebieg, ale jest w niezłym stanie, więc
jeśli chcesz, to go weź.
- Nie mogę przyjąć takiego prezentu. Wolę go od was
kupić.
- Twoje pieniądze nie są środkiem płatniczym na terenie
stanu Maine – oznajmił Quin, kręcąc głową. – Ja mam więcej
aut niż potrzebuję, a Katie dostała ode mnie tydzień temu
nowego land rovera. Będziemy ci wdzięczni, jeśli pomożesz
nam się pozbyć tego forda. – Sięgnął do kieszeni i wręczył jej
kluczyki. – Jest twój.
Farrell, który podszedł do nich w tym momencie i usłyszał
ostatnie słowa Quina, zmarszczył brwi.
- Po co jej samochód? – spytał podejrzliwym tonem.
- Kobieta powinna być niezależna – odparła Katie. – Ivy
i Dolly muszą dysponować bezpiecznym środkiem transportu.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? – zapytał Farrell,
zwracając się do Ivy. – Przecież w garażu stoi kilka
samochodów. Możesz sobie któryś wybrać.
Ivy wyczuła jego irytację i zdała sobie sprawę, że Katie
i Quin nie wiedzą o ich romansie.
- Lepiej zmieńmy temat – powiedziała. – Twoi goście są
gotowi do wyjazdu.
Farrell odwrócił się na pięcie i odszedł, a Katie i Quin
wymienili zdumione spojrzenia.
- Co go ugryzło? – spytał Quin.
- Kto to może wiedzieć? – mruknęła Ivy, czując na sobie
badawczy wzrok jego żony. – Twój brat potrafi być
nieprzewidywalny.
W tym momencie Zachary podniósł rękę, dając kierowcom
znak, że mogą ładować bagaże do limuzyn. Najmłodszy z nich
wziął chyba na siebie zbyt duży ciężar, bo gdy ruszył w stronę
schodów, zatoczył się w kierunku Ivy, a ona odruchowo
zrobiła krok do tyłu, ale jej noga nie natrafiła na żadne
oparcie.
Usiłowała odzyskać równowagę, lecz było już za późno.
Poczuła zawrót głowy i runęła w dół.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Farrell usłyszał czyjś głośny okrzyk, więc odwrócił się
gwałtownie i zobaczył, że Ivy spada ze stromych frontowych
schodów.
Zastygł w bezruchu, mając wrażenie, że jego serce
przestało bić. Obawa o życie Ivy podziałała na niego
paraliżująco. Odzyskał świadomość dopiero wtedy, kiedy
zobaczył, że Ivy otwiera usta i mówi coś do pochylonego nad
nią Zachary’ego.
- Nic się nie stało. Mam rozcięty policzek i jestem trochę
poobijana, ale to nic poważnego.
- Mam dyplom ratownika medycznego – oznajmił
Zachary, a potem wziął ją na ręce, zaniósł do apartamentu
brata i położył na tym samym łóżku, na którym poprzedniej
nocy przeżyła burzę miłosnych uniesień.
Potem zmierzył jej tętno i spojrzał głęboko w oczy.
- Czy uderzyłaś się w głowę? – spytał z niepokojem
w głosie. – Powiedz prawdę.
- Nie – odparła. – Zadrapałam się o krawędź jednego ze
stopni, ale nie mam nawet bólu głowy. Najbardziej ucierpiało
moje udo. Dajcie mi jakąś tabletkę przeciwbólową, bo muszę
się zająć Dolly, żeby Delanna mogła wyjechać.
- Teraz opiekuje się nią Katie, więc jest w dobrych
rękach – oznajmił Farrell. – Nie ruszaj się, do diabła! – dodał,
widząc, że Ivy usiłuje wstać.
Ivy spojrzała na niego z wściekłością.
- Znam swoje ciało i powtarzam, że nic mi nie jest.
- Być może – odparł Zachary – ale musimy być tego
pewni. Zostań z nią, Farrell, a ja przyniosę jakiś opatrunek.
Wrócił po chwili, oczyścił ranę, posmarował ją jakąś
maścią i zakleił plastrem.
Farrell nie mógł oderwać wzroku od Ivy. Wydała mu się
nagle bardzo drobna i krucha. Wmówił sobie jednak, że
źródłem jego gwałtownych uczuć nie jest miłość, lecz
naturalna troska o drugiego człowieka.
- Leż spokojnie i odpoczywaj – polecił jej stanowczym
tonem, a potem zwrócił się do brata. – Poszukajmy Katie
i ułóżmy wspólnie plan działania.
Znaleźli ją w kuchni. Farrell otworzył lodówkę, wyjął
piwo i wypił połowę butelki dwoma łykami.
- Muszę gdzieś położyć Dolly – oznajmiła Katie. –
Nadeszła pora jej popołudniowej drzemki. Co mam robić?
- Postawcie łóżeczko w gabinecie i przynieście mi
monitor – odparł Farrell. – Potem wsiadajcie do samochodu
i spróbujcie dogonić całą grupę, zanim dojedzie do Portland.
Quin będzie potrzebował pomocy, bo nie wszyscy goście
mieszkają w tym samym hotelu. Zachary, czy jesteś pewny, że
nic jej nie jest? Że nie ma wstrząsu mózgu?
- Nie widzę powodów do niepokoju. Przeżyłem kilka
ciężkich wypadków, więc znam reguły gry. Ale obserwuj ją
uważnie w ciągu najbliższych kilku godzin. A ty, Katie,
spotkaj się ze mną przy samochodzie za piętnaście minut.
Ivy otworzyła oczy, usłyszawszy skrzypnięcie drzwi,
i wydała westchnienie ulgi na widok Katie. Nie miała ochoty
na kontakt z Farrellem, bo była obolała i roztrzęsiona.
Katie podeszła do łóżka i usiadła na jego krawędzi.
- Położyłam Dolly w gabinecie. Farrell ma monitor.
Zachary i ja jedziemy do Portland, żeby pomóc Quinowi
w wyekspediowaniu gości.
- Przykro mi, że zakłóciłam wasze plany z powodu takiego
głupstwa.
- Trudno nazwać głupstwem upadek z wysokich schodów.
Czy jesteś pewna, że nie trzeba zawieźć cię do szpitala?
- W stu procentach. Nie mam żadnych poważnych
obrażeń. Jestem samotną matką, więc nie zrobię nic, co
mogłoby zagrozić mojemu życiu. Wiem, że Dolly mnie
potrzebuje.
- Jak wolisz. – Katie wstała i ruszyła w kierunku drzwi. –
Farrell zachowuje się dosyć dziwnie. Czy między wami…
- Między nami nic się nie wydarzyło – przerwała jej Ivy. –
Jest po prostu moim szefem. Ale wiesz przecież, że on bywa
nieprzewidywalny. Nie próbuj go rozgryźć, bo to do niczego
nie prowadzi.
- Chyba masz rację. Muszę już lecieć. Do widzenia.
Kiedy w domu zapadła cisza, Ivy wstała, żeby pójść do
łazienki. Na widok swojego odbicia w lustrze skrzywiła się
z niesmakiem. Była blada i nieuczesana, a jej policzek
zaczynał puchnąć.
Kiedy wróciła pięć minut później, Farrell stał obok łóżka
ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
- Powiedziałem ci, że masz spokojnie leżeć.
- Musiałam pójść do łazienki. Doceniam twoją troskę, ale
powtarzam ci jeszcze raz, że jestem dorosła i nie potrzebuję
niańki.
- Masz odpoczywać – rzekł rozkazującym tonem. – Ja
będę obserwował monitor.
- To nie jest konieczne.
Podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu.
Widziała, że jest poirytowany, ale nie miała pojęcia, z jakiego
powodu.
- Wiem, że chciałbyś jak najprędzej wrócić do pracowni.
Znalazłam w szafce w łazience tabletki przeciwbólowe. Jak
tylko zaczną działać, poczuję się doskonale. – Przywarła
policzkiem do jego piersi. – To był wspaniały weekend, ale
cieszę się, że wszyscy już wyjechali.
Farrell gwałtownie zesztywniał. Delikatnie odsunął ją od
siebie i ruszył w kierunku drzwi.
- Masz rację – mruknął, unikając jej wzroku. – Muszę
wrócić do pracy. Ale wysyłaj do mnie co pół godziny esemesa,
żebym wiedział, jak się miewasz.
Nagle nie wiadomo dlaczego poczuła, że Farrell się od niej
oddala. Że go traci.
- Dobrze – odparła cicho. – Czy chciałbyś przyjść dziś do
chaty na kolację? Nie spodziewaj się żadnych wyszukanych
potraw, ale…
- Będę pracował do późna, a w lodówce jest mnóstwo
jedzenia. Zobaczymy się jutro. Pamiętaj o esemesach.
Wyszedł, zostawiając ją w stanie dezorientacji. Nie mogła
zrozumieć przyczyn jego postępowania. Ubiegłej nocy kochał
się z nią tak gorąco, jakby marzył o tym, by zatrzymać ją przy
sobie na zawsze, a dziś nie raczył zaszczycić jej ani jednym
spojrzeniem.
Nie wyobrażała sobie życia bez niego, ale wiedziała, że
woli odejść, niż znosić huśtawkę jego nastrojów.
Chodził po pracowni jak lew po klatce. W jego głowie
kłębiły się sprzeczne myśli. Powtarzał sobie po raz setny, że
nie kocha Ivy, a wstrząs, jaki przeżył, widząc jej upadek, był
tylko objawem troski o życie zaprzyjaźnionej pracownicy.
Nie chciał się angażować uczuciowo. Nie mógł sobie
pozwolić na ryzyko utraty ukochanej osoby.
Ale w gruncie rzeczy wiedział, że okłamuje samego siebie.
I wstydził się własnego tchórzostwa.
Pragniesz tylko jej ciała, podpowiadał mu wewnętrzny
głos. Nie jest jeszcze za późno na to, żebyś się powstrzymał od
popełnienia okropnego błędu. Musisz się z nią rozstać…
Ivy spała nerwowo. Poniedziałkowy poranek okazał się
szary, chłodny i pochmurny. Można było odnieść wrażenie, że
natura bierze odwet za piękną pogodę, jaką zapewniła
w czasie weekendu.
Delanna wzorowo dbała o Dolly, ale w chatce panował
lekki nieład. Ivy wysprzątała ją dokładnie, dziękując Bogu za
to, że Dolly bawi się spokojnie na podłodze garnkami
i pokrywkami. Około jedenastej postanowiła wybrać się do
domu Farrella i przygotować coś na kolację.
Po hałaśliwym weekendzie wielka rezydencja wydała jej
się cicha i pusta.
Kiedy weszła do kuchni, dostrzegła leżącą na stole kopertę
ze swoim imieniem.
Otworzyła ją drżącymi rękami.
„Ivy, teraz, kiedy goście wyjechali, a mój projekt jest
bliski pomyślnego zakończenia, będzie chyba najlepiej, jeśli
wrócisz do Portland. Załączam czek będący rekompensatą za
przedwczesne zerwanie umowy o pracę, oraz list polecający,
który ułatwi ci znalezienie innej pracy.
Zamierzam wrócić do domu dziś po południu około
drugiej. Pomogę ci się spakować. Odwiozę cię do Portland
dużym samochodem, do którego zmieści się dziecięcy fotelik
i przenośna kołyska. Porozum się z Katie, jeśli uznasz, że ona
może coś dla ciebie zrobić. F”.
Wpatrywała się w list przez dłuższą chwilę, usiłując zebrać
myśli. Czuła się zdradzona, oszukana, wręcz chora. Była
obolała po wczorajszym upadku, ale teraz znacznie bardziej
dokuczała jej rana w sercu. Nie potrafiła nawet zdobyć się na
wybuch gniewu.
Czyżby Farrell podejrzewał, że będzie mu się narzucać
albo wysuwać jakieś żądania? Czy dlatego postanowił
zakończyć ich krótki romans, zanim narazi go on na kłopoty?
Myślała o tym z rozpaczą, powstrzymując napływające do
oczu łzy.
Kwota, na którą opiewał czek, była dla niej upokarzająco
wysoka, ale nie mogła się zdobyć na to, by go podrzeć
i ostentacyjnie zostawić strzępki na stole.
Więc wzięła na ręce Dolly i wyszła z domu.
Farrell chodził nerwowo po swoim gabinecie zajmującym
całe najwyższe piętro głównej kwatery firmy Stone River
Outdoors w Portland, z trudem powstrzymując się od wybuchu
furii. Obaj jego bracia oraz Katie wpatrywali się w niego ze
współczuciem.
Ich spojrzenia budziły w nim wściekłość, ponieważ tak
samo patrzyli na niego po śmierci Sashy. Jakby chcieli dać mu
do zrozumienia, że jego życie rozpadło się w gruzy.
Poszukiwał Ivy i Dolly od pięciu tygodni, ale one jakby
zapadły się pod ziemię. W końcu poczuł się bezsilny i zdał
sobie sprawę, że potrzebuje pomocy, więc wezwał swoją
rodzinę, aby wyznać jej prawdę.
- Kiedy zobaczyłem, jak spada z tych schodów,
odzyskałem w ciągu sekundy zdolność logicznego myślenia –
wyjąkał ochrypłym głosem. – Zrozumiałem, że ją kocham
i wpadłem w panikę.
- Więc postanowiłeś się jej pozbyć – mruknął Quin.
- Wiedziałem, że nie zniosę po raz drugi tragicznego
rozstania z ukochaną kobietą. Przecież ona mogła się na tych
schodach zabić.
- Ale przeżyła ten upadek – przypomniał mu Zachary. –
A ty tak czy owak ją straciłeś.
- Pomóżcie mi ją znaleźć – poprosił błagalnym tonem
Farrell. – Ona nie zabrała nawet wszystkich ubranek Dolly.
- Mogę się tylko domyślać, co musiała przeżywać –
powiedziała Katie, podchodząc do okna. – Taka kobieta jak
Ivy nie oddałaby się łatwo żadnemu facetowi. Z pewnością
była w tobie zakochana. Ale ukrywała to uczucie, bo sądziła,
że ty nadal szalejesz z rozpaczy po śmierci Sashy.
- Dlaczego miałaby tak sądzić?
- Bo wszyscy byliśmy tego pewni, Farrell – oznajmił Quin,
kładąc rękę na ramieniu brata. – Przecież przez siedem lat
nawet nie spojrzałeś na żadną kobietę. Skąd Ivy mogła
wiedzieć, że ci na niej zależy, skoro kazałeś jej się wynosić?
Ale możesz liczyć na naszą pomoc. Jestem pewny, że ją
znajdziemy.
- Nie mam pojęcia, co jeszcze mógłbym zrobić – wyznał
Farrell z rozpaczą w głosie. – Wynajęci przeze mnie prywatni
detektywi
przeszukali
wszystkie
apartamentowce
w Charlestonie i w Portland. Bez rezultatu. Żyjemy w dużym
kraju, a ona może być wszędzie.
- Bar Harbor! – zawołała Katie w nagłym przebłysku
inspiracji. – Kiedy wiozłam Ivy i Dolly do twojej rezydencji,
mijałyśmy zjazd z autostrady z napisem Bar Harbor, a ona
wspomniała, że zawsze marzyła o tym, żeby tam pojechać.
Odwiedziła to miejsce z rodzicami jako dziecko i zachwycił ją
wtedy tamtejszy park.
- Więc zaczynamy od Bar Harbor – oznajmił Farrell,
odzyskując nagle energię. – Jeśli to będzie konieczne,
sprzedam wam część akcji naszej firmy, żeby pokryć koszty
poszukiwania.
- Nie bądź dupkiem i nie obrażaj nas, kochany bracie –
powiedział Quin, wznosząc oczy do nieba. – Jeśli ta sprawa
jest dla ciebie tak ważna, możesz liczyć na nasze
stuprocentowe poparcie.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Po dziesięciu dniach przeszukiwania okolic Bar Harbor
Farrell był tak zmęczony, że ledwo stał na nogach.
Od tygodni nie sypiał więcej niż trzy do czterech godzin
na dobę. Poczucie wstydu i żalu odbierało mu apetyt.
Przeżywał tortury, wyobrażając sobie, jak samotna Ivy walczy
o przetrwanie i o życie swojego dziecka.
Niezależnie od tego, co mogła przynieść przyszłość,
marzył o tym, by ją przynajmniej znaleźć i przeprosić.
Wyjeżdżając z Maine, zostawiła przenośną kołyskę,
dziecięcy fotelik i całą wytworną garderobę, którą wybrała dla
niej Katie. Kobieta, która chciała dzięki niemu zacząć nowe
życie, opuściła jego dom z pustymi rękami, ponieważ została
przez niego brutalnie skrzywdzona.
Teraz liczył na to, że będzie mógł naprawić swoje błędy.
Zachary, Quin i Katie dotrzymali słowa. Poświęcili wiele
czasu i wysiłku, by odnaleźć kobietę, która nie chciała być
odnaleziona.
Nawet w tak małej społeczności jak Bar Harbor tego
rodzaju poszukiwania stanowiły poważne wyzwanie. Teraz
wszystko było w jego rękach.
Zza kierownicy nierzucającego się w oczy wynajętego
samochodu obserwował obskurny motel.
Stało przed nim dobrze mu znane auto Katie, którym teraz
posługiwała się Ivy. Zerknął na zegarek. Wpół do siódmej.
Wiedział, że o tej porze Dolly jest już zwykle obudzona
i domaga się śniadania.
Wysiadł z samochodu, zabierając ze sobą kluczyki
i telefon. Kilkunastometrowa odległość dzieląca go od
tandetnie pomalowanych drzwi wydawała mu się trasą
maratonu. Nie miał pojęcia, jakich powinien użyć słów, żeby
naprawić stosunki z Ivy, które sam zepsuł. Co gorsza, nie
wiedział nawet, czy takie słowa istnieją.
Ivy wzdrygnęła się, słysząc pukanie do drzwi. Odkąd
zamieszkała w tej norze, parokrotnie dobijali się do niej jacyś
pijacy, którzy pomylili numery pokoi.
Wyjrzała przez judasza, a potem jęknęła głośno, oparła się
plecami o framugę i przycisnęła do piersi Dolly.
Domyśliła się, że miejsce jej pobytu zdradził zaparkowany
przed motelem samochód. Auto Katie. Ivy zamierzała za niego
zapłacić, gdy tylko znajdzie jakąś pracę. Koszty utrzymania
pochłaniały jednak jej oszczędności w zastraszającym tempie.
- Ivy! Wiem, że tam jesteś. Otwórz drzwi!
Zapadła cisza. Ivy miała nadzieję, że Farrell zrezygnował
i odszedł, ale nie śmiała się poruszyć, dopóki nie będzie tego
pewna. Stała więc nieruchomo, rozpatrując różne warianty
działania.
Zanim zdążyła podjąć decyzję, pod drzwi została wsunięta
biała wizytówka. Po jednej stronie znajdowały się informacje
dotyczące Stone River Outdoors. Kiedy obróciła ją w palcach,
ujrzała dwa słowa: „Bardzo przepraszam”.
Zdała sobie sprawę, że Farrell nie odejdzie dobrowolnie,
więc musi zdobyć się na odwagę i stanąć z nim twarzą
w twarz.
To nie potrwa długo, pocieszyła się w duchu. Musi
wytrzymać najwyżej piętnaście lub dwadzieścia minut. On
uspokoi swoje sumienie. Ona mu wybaczy. Potem każde z nas
pójdzie własną drogą.
Ale czy ona zniesie ponowne rozstanie? Przecież tęskni za
nim tak bardzo, że nie może w nocy spać. A kiedy zasypia, on
pojawia się w jej snach.
- Otwórz te drzwi, Ivy! – zawołał Farrell, tym razem nieco
głośniej.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Miała na sobie
spłowiałe dżinsy i stary granatowy sweter. Jej strój w niczym
nie przypominał pięknych kreacji, jakie nosiła podczas
pamiętnego weekendu. Nie wspominając już o tym, że jeden
rękaw był poplamiony papką bananową, a drugi przetarty na
łokciu.
I tak wróciłam do roli kopciuszka, pomyślała z goryczą.
Wiedziała, że za chwilę wyczerpią się resztki jej odwagi,
więc odruchowo poprawiła włosy i gwałtownym ruchem
otworzyła drzwi.
- Witaj, Farrell. Co cię tu sprowadza?
Był bliski rezygnacji. Zdał sobie sprawę, że Ivy nie chce
go widzieć. Zastanawiał się, co w tej sytuacji może zrobić…
i nagle ją zobaczył.
- Ivy… - wyjąkał, zanim słowa uwięzły mu w gardle.
- Wejdź – poprosiła, cofając się o krok.
Motelowy pokój był obskurny, nie potrafił znaleźć
łagodniejszego określenia. Natomiast Ivy prezentowała się jak
osoba, którą zapamiętał.
Migdałowe oczy. Wydatny podbródek. Niepomalowane
usta, które całował tak niedawno… nie, bardzo dawno.
Miał ochotę ją objąć i nie wypuścić z ramion do końca
świata, ale panujące między nimi napięcie działało na niego
obezwładniająco.
- Nie mogłem cię znaleźć – wymamrotał, a ona
zmarszczyła brwi.
- Przecież jestem oddalona od twojego domu tylko
o godzinę jazdy samochodem.
- Nie kpij sobie ze mnie. Ukryłaś się bardzo starannie.
Szukałem cię w Charlestonie przez dwa tygodnie, a potem
w całym Portland. Do diabła, nawet nie zarejestrowałaś auta,
więc ten trop prowadził donikąd.
- Przykro mi, że zostałeś narażony na takie trudności, ale
nie rozumiem, co ja mam z tym wspólnego.
Farrell usiadł na jednym z dwóch przykrytych zielonymi
narzutami łóżek, a ona zajęła miejsce na drugim.
Zapadła niezręczna cisza. Dolly patrzyła na niego równie
chłodno jak jej matka. Czyżby nie pamiętała, ile razy się z nią
bawił? Śpiewał jej kołysanki i utulał ją do snu?
Ivy zerknęła na zegarek, a on, bliski desperacji, postanowił
wyłożyć wszystkie karty na stół.
- Przysięgam, że nie jestem już zakochany w Sashy. Ona
była moją pierwszą miłością i zawsze będę czcił jej pamięć,
ale należy już do przeszłości.
- Rozumiem – mruknęła Ivy obojętnym tonem.
Zdał sobie sprawę, że ta uparta kobieta nie zamierza
ułatwić mu zadania. Odetchnął więc głęboko i brnął dalej.
- Przepraszam za to, że sprowokowałem cię do odejścia.
To nie było miłe.
- Nie ma o czym mówić. Nie przejmuj się.
- Wróć ze mną do domu.
Tym razem dostrzegł w jej oczach błysk gniewu.
- Wybacz, że nie skorzystam z twojej propozycji –
powiedziała ostentacyjnie uprzejmym tonem. – Dolly i ja
radzimy sobie zupełnie dobrze.
- Czy ty chociaż masz jakąś pracę? – spytał coraz bardziej
zrozpaczony. – W dokumentach urzędu zatrudnienia nie
znaleźliśmy żadnych śladów twojej zawodowej aktywności.
- Co to znaczy „my”? – wyszeptała, zrzucając z siebie
nagle maskę obojętności. – Kogo masz na myśli?
- Zachary’ego, Katie i Quina. Nie mogłem cię znaleźć,
więc poprosiłem ich o pomoc. Powiedziałem im, że jestem
w tobie zakochany, ale zachowałem się okropnie, co skłoniło
cię do ucieczki.
Ivy zbladła, a Farrell odkrył, że szrama na jej policzku jest
nadal widoczna.
- To prawda – oznajmiła słabym głosem. – Ale znalazłam
inną pracę.
- Co teraz robisz?
W gruncie rzeczy nie bardzo go to interesowało, ale czuł,
że jeśli ich rozmowa zostanie przerwana, będzie musiał wyjść.
- Pracuję jako kelnerka w miejscowym barze przez sześć
wieczorów w tygodniu. Moja zmiana zaczyna się o dziewiątej
wieczorem, a kończy o pierwszej w nocy. Zostawiam Dolly
pod opieką młodej kobiety, która też mieszka w tym motelu.
Dostaję niezłe napiwki, więc mogę jej płacić za to, że siedzi
w moim pokoju i ogląda telewizję.
Mój Boże, pomyślał Farrell, to znaczy, że ona musi
chodzić w nocy po ulicach. Jest z jego winy narażona na
niebezpieczeństwo.
Rozejrzał się po pokoju. Zobaczył okropną żółtą tapetę
i wytarty poplamiony dywan. Miał ochotę się rozpłakać
i zrobiłby to, gdyby nie obawa, że Ivy uzna go za słabeusza
i nieudacznika.
Czy ona mu kiedykolwiek wybaczy? Ten nieżyjący mąż
był draniem, ale przynajmniej zapewniał jej dach nad głową.
A on uczynił ją bezdomną.
- Podobno powiedziałeś Zachary’emu, Katie i Quinowi, że
mnie kochasz – wyszeptała Ivy drżącym głosem – więc
dlaczego nigdy nie powiedziałeś tego mnie?
W jej oczach pojawiły się nagle łzy.
- O Boże, Ivy! – Podszedł do niej i przyklęknął obok
łóżka, a potem chwycił jej dłoń i przyłożył ją do swojego
policzka. – Kocham cię, Ivy. Pojawiłaś się na moim świecie
nie jak iskrząca kometa, lecz jak świecący łagodnym światłem
księżyc. Z początku nie zwracałem na ciebie uwagi, a potem
zdałem sobie sprawę, że nie mogę bez ciebie żyć.
Na jej zapłakanej twarzy pojawił się przelotny cień
uśmiechu.
- To dosyć oklepana metafora, Farrell. Lepiej wykorzystuj
swoją inwencję twórczą w sprawach zawodowych.
- Moim zdaniem całkiem niezła, ale możemy się o to
spierać później.
Uniósł głowę, by na nią spojrzeć, a ona dostrzegła na jego
twarzy głęboką troskę, autentyczny żal i niezłomną nadzieję.
- Uwielbiam cię, Ivy. Wiedziałem o tym, spędzając z tobą
tę ostatnią noc, ale myślałem wtedy, że uda mi się uniknąć
zaangażowania. Potem spadłaś z tych przeklętych schodów,
a ja uświadomiłem sobie, jak łatwo mogę cię stracić. To mnie
przeraziło. Nie chciałem jeszcze raz przeżywać takiego bólu.
Więc cię odepchnąłem.
Oparł policzek na jej udzie, a po chwili poczuł, że jej palce
przesuwają się po jego włosach. Zdjął z jej kolan Dolly,
zaniósł ją do łóżeczka i obsypał zabawkami.
- Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli – szepnął – na
piąte urodziny kupię ci konika.
Dziewczynka wyglądała na zadowoloną, więc Farrell
wrócił do Ivy.
- Wybaczam ci, Farrell – wyszeptała. – A nawet cię
rozumiem. Ale ja nie jestem kobietą, która mogłaby zastąpić
twoją Sashę.
Farrell chwycił ją za ręce, uniósł do pozycji stojącej
i spojrzał jej w oczy.
- Posłuchaj mnie, Ivy. Ty nie jesteś dla mnie artykułem
zastępczym ani nawet nagrodą pocieszenia. Jesteś
zachwycająco silna, odważna i waleczna. Potrafiłaś stawić
czoło trudnej sytuacji i utrzymać na powierzchni siebie i swoją
córkę.
Potrząsnęła głową. Wyraz jej twarzy nie wskazywał na to,
by usłyszała jego słowa, a tym bardziej w nie uwierzyła.
- Nie musisz mnie ratować, Farrell. Ja już odbiłam się od
dna. Mieszkam w tym motelu tymczasowo. Zostałam
zaproszona na kilka rozmów kwalifikacyjnych dotyczących
nowej pracy. Zaplanowałam swoją przyszłość. Seks z tobą był
cudowny, ale muszę iść dalej własną drogą.
- Nie okłamuj mnie, kochanie. Przecież ja tam byłem.
Oddałaś mi swoje ciało i sięgnęłaś po moje. Byliśmy jednością
w jak najszerszym znaczeniu tego słowa. Nie mogę bez ciebie
żyć. Jeśli okaże się to konieczne, wynajmę sąsiedni pokój
i będę co wieczór na ciebie czekał, dopóki do mnie nie
wrócisz. Nie zasługuję na ciebie, ale daj mi jeszcze jedną
szansę.
Ivy uniosła rękę i pogłaskała go po policzku.
- Zaczynam wierzyć, że mówisz poważnie.
- Nigdy dotąd nie zaznałem takiego uczucia – odparł,
kiwając głową. – Kiedy poznałem Sashę, byłem bardzo młody.
Żadne z nas nie było świadome zagrożeń, jakie może
szykować los. Ale ty i ja jesteśmy ludźmi, którzy przeszli
ciężkie próby. Nikt nie wie, co przyniesie przyszłość, ale
przysięgam, że będę cię kochał do końca życia i że
przeżyjemy razem wiele pięknych dni.
- Ja też cię kocham – wyznała, zarzucając mu ręce na
szyję. – Niemal od początku naszej znajomości. Jesteś
najlepszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałam.
Chcę zostać twoją żoną.
- Czy mam to traktować jako oświadczyny?
- Zabierz mnie do domu, Farrell. Zabierz mnie do swojej
leśnej chaty. W takich miejscach zaczynają się wszystkie moje
ukochane bajki. Będziemy żyli długo i szczęśliwie.
- Możesz być tego pewna, kochanie. Możesz być tego
pewna.
SPIS TREŚCI: